ROZDZIAŁ 4
- Cholera, Mira ! – Danus drwił cichym szeptem, uśmieszek uniósł kącik jego ust. - Czy potrzebujesz
chusteczki higienicznej albo wytarmosicie to razem ?
Rzuciłam łowcy krzywe spojrzenie, ale zachowałam swoje komentarze dla siebie. Uroczystość na małej
polanie w lesie wkrótce miała się zacząć, a Barrett hojnie pozwolił nam uczestniczyć w tym odkąd byliśmy tylko
ludźmi, którzy widzieli Jamesa jako przyjaciela, jak i w pokrętny sposób jako rodzinę. I nie byłam jedyna, która miała
stwarzać problemy.
Jednak mogłam zrozumieć dokuczanie Danausa, aż zbyt dobrze. Kiedy staliśmy w cichym lesie, krąg
wilkołaków był wokół nas, starałam się skupić na nagim torsie Jamesa obok Baretta i reszty rodziny Rainerów.
Niestety, mój umysł dryfował zbyt często do wspomnień straty Lily i Tristana. Dwóch ludzi, których przyjęłam do
swojej rodziny, do swojego serca, skąd zostali uprowadzeniu ode mnie przez przemoc i zdrady zaledwie kilka
miesięcy temu. Obserwując Jamesa jak jest indukowany do sfory z Savannah, próbowałam uspokoić się, że będzie
bezpieczny i nikt nie będzie go krzywdzić, aby dostać się do mnie. Był teraz częścią Savannah, ale pomiędzy nami był
bezpieczny dystans.
Wydrążony ból rozszedł się echem w mojej klatce piersiowej. Mijały miesiące i wciąż przywoływałam
sposoby, rzeczy, które mogły pójść inaczej, a Tristan i Lily nadal by dzisiaj żyli. To był daremny akt, który przedłużał
tylko mój ból, co jeszcze bardziej narażał świat wokół mnie, ale miałam po swojej stronie Danausa.
Łowca wrócił ze mną z Wenecji i przeniósł się do mojego domu w zabytkowej dzielnicy Savannah.
Otworzyłam swój dom poza miastem dla niego, ale ogłosił, że na mieszkanie razem było za szybko dla niego. Ale
nawet powiedział to z uśmiechem ,gdy spędzał większość wieczorów owinięty moimi ramionami w moim domu.
Temidę zostawił za sobą i cześć mnie odetchnęła z ulgą, gdy opuścił skrzydła Ryana. Czarnoksiężnik z tzw.
społeczeństwa badań był większym problemem niż każdy z nas był gotowy, aby się z nim zmierzyć. Nie miałam
wątpliwości, że Ryan wciąż miał więcej planów co do nas, ale teraz pozwalał nam spokojnie żyć w Savannah.
Zdeterminowany, aby zarabiać na swoje utrzymanie, Danaus podjął pracę jako barman i okazjonalnie jako bramkarz
w Porcie. Był to ekskluzywny klub dla nocnych wędrowców i likantropów, na początku wszystkich wstrząsnęło jego
pojawienie się tam, ale w końcu rzeczy z powrotem powróciły do normalnego trybu życia. Nie miałam serca, aby
powiedzieć mu, że jako współwłaściciel Portu, byłam jedyną, która wypłacała mu co tydzień pensję. Danaus musiał
czuć się niezależny, a jednocześnie nadal połączony z ciemnym światem, który żył tuż przy ludziach.
Ku mojemu zdziwieniu, jego palce wsunęły się w moją rękę, zwisającą u mego boku, zanim w końcu splótł
swoje place wokół moich.
Przestań myśleć o nich. Pozwól im odejść. – upomniał w moim umyśle.
Czy on będzie bezpieczny ?
Będzie bezpieczny.
Cześć napięcia znikła z mych ramion i ścisnęłam jego rękę, kiedy opierałam się aby położyć głowę na jego
ramieniu. Danaus stał się moją opoką, moją jedyną świecącą latarnią podczas sztormu, moim ostatnim głosem
rozsądku na tym świecie. Więcej ciemności i zła czyhała tuż za horyzontem, ale widziałam, że przynajmniej on jest po
mojej stronie.
Wciąż tak myśl, a będę potrzebował chusteczki higienicznej.- droczył się Danaus.
Dupek. – odpowiedziałam, mentalnie tłumiąc śmiech. Powinnam wiedzieć, że będzie milczał w moich myślach.
Ostatnio byłam zbyt mroczna, kiedy świat ucichł. Naturi opuścili moje terytorium i nie było żadnego odzewu od
Sabatu. Nawet mój ojciec, Nick, nie pojawił się w ostatnim czasie, aby mnie dręczyć. Chodziłam po podłodze i
patrzyłam przez okno splatając swe ręce na brzuchu, wyczekując. Nie wiedziałam, co to było, ale coś złego
nadchodziło.
Na drugim końcu kręgu, Barrett mówił do swojej sfory, liczącej mniej niż dwadzieścia silnych członków.
Ich liczba się zmniejszyła, kiedy byli kontrolowani przez naturi z klanu zwierzęcego i zmuszeni do
zaatakowania nocnych wędrowców w poszukiwaniu mnie. Barrett stracił dwóch ze swoich braci, u jego boku zostali
tylko jego młodszy brat Cooper i siostra Erica.
Alfa mówił o jedności i rodzinie. Mówił o lojalności nie tylko to sfory, ale także do ich rasy. Potem zwrócił się
do James’a i mówił o osiągnięciach młodego mężczyzny. Zapowiedział jego niezachwiana determinację i jego
poświęcenie dla zrozumienia innych ras w całym jego życiu oraz bezgranicznym współczuciem i silnej lojalności wobc
przyjaciół. A kiedy nadszedł moment głosowania na temat jego przyjęcia do sfory, wynik był jednomyślny. Ale ciężko
było komukolwiek się sprzeciwić, kiedy kandydat miał pełne poparcie alfy.
I to było oficjalne. Nie było walki. Żadnych krwawych, wyczerpujących prób w celu przyjęcia do sfory z
Savannah, tylko stos papierkowej roboty i dokładny wywiad z Barrattem. James był na tyle rozważny, aby zapytać czy
mam coś przeciwko, jeśli przeniósłby się do Savannah zanim oficjalnie zwrócił się do Baretta. Chciałam po prostu się
do niego uśmiechnąć i skinąć na niego.
Tylko nigdy nic nie wiadomo, gdy pomija się formalny proces indukcji do sfory z Savannah stojących po mojej
prawicy, obserwując postępowanie w milczeniu. Nicolai Gromenko był rozpaczliwym aktem z mojej strony. Tkwił w
złych stosunkach z Jabarim jako jego panem, kiedy właśnie miał być przekazany jako ofiara dla naturi, kiedy w końcu
stanęłam i oznajmiłam ,że będę go chronić moim życiem.
Niestety, przyprowadzając go do mojej domeny w Savannah, oznaczało to, że ten ruch miał być
zaakceptowany przez lokalną sforę, aby przeżyć.
Więc, na moją prośbę, Barrett przyjął Nicolaia. Ale ta umowa nie mogłaby wiecznie trwać. Nicolai
potrzebował swojej, własnej sfory, swojego, własnego miejsca. Urodził się, aby być alfą, a ja wiedziałam, że część
niego kpiła z zasad Barrettta.
- Przyprowadziłaś kolejną owcę do owczarni. – Powiedział Nicolai.
Szeroki uśmiech wykwitł na mych ustach.
- Ja nie miałam z tym nic wspólnego.
- Nie, ty po prostu wyglądasz jak dumny rodzic, który patrzy jak jego dziecko po raz pierwszy odbiera swoją
nagrodę.
- Pomyśl o nas jako przyjaciołach rodziny. – Wtrącił Danaus nie odrywając oczu od Jamesa. Pokręciłam głową
wewnątrz siebie. Danausowi nigdy tak naprawdę nie zależało na zmiennokształtnym, a mała część mnie myślała, że
to może mieć związek z moim krótkim romansem z Nicolaiem. Oczywiście, przy założeniu, że Danaus jest w stanie
odczuwać zazdrość. Nie chodziło mi o to, że miałam na to nadzieję.
Na drugim końcu polany powstał krzyk bólu,zawieszony w powietrzy, kiedy James zaczął się przemieniać w
wilka. Krótka rozmowa z Barrettem kilka dni wcześniej ujawniła, że James spędził dwa miesiące w zimie ze sforą,
ucząc się, co mógłby zrobić zanim na krótko powrócił do Temidy z intencją życia bez wsparcia sfory.
Chociaż nie zostałam dokładnie oprowadzona po świecie likantropów, rozumiałam, że przemiana z człowieka
w wilka była naprawdę bolesna przez pierwszy rok, gdy osoba uczyła się kontrolować mięśnie i się na nich skupiać.
Ścisnęłam mocniej dłoń Danausa ,część mnie chciała zabrać ból Jamesa. Ten uroczy, młody człowiek zawsze
oczekiwał, że będzie widzem świata nadprzyrodzonego, a nie jego członkiem.
Danaus ścisnął moją rękę.
- Nic mu nie jest.
- Będzie łatwiej. – Nicolai zapewnił mnie. – W ciągu kilku miesięcy, będzie w stanie przemienić się w każdej
chwili, kiedy będzie miał na to ochotę. Teraz, będzie ograniczany do wezwań pełni księżyca albo naturi.
Inni dołączyli do Jamesa, polana nagle wypełniła się ogromnymi wilkołakami różnego koloru. Nie spuściłam
wzroku z Jamesa, gdy go widziałam jako umięśnionego młodego mężczyznę zmieniającego się w wilka z grubym,
czarnym futrem. Kiedy transformacja się zakończyła, otrząsnął się raz z ostatniego bólu, zanim podbiegł do mnie.
Jego długi, różowy język opadł mu z boku ust, spojrzał w górę na mnie. Czułam jego szczęście. Wydawało się,
że w końcu znalazł swój dom, a ja nie mogłam być bardziej szczęśliwa z jego powodu. Klękając, dotknęłam grubej
warstwy futra i pogłaskałam go za uchem.
- Jesteś pięknym wilkiem. – Ogłosiłam z uśmiechem. – Jestem z Ciebie bardzo dumna.
James przytulił moją rękę i odwrócił się do reszty stada, które kręciło się wokół. Pociągnął nosem i rzucił się
chętnie w grę, biegając i polując przy pełni księżyca. Gdy James dołączył do grupy, zauważyłam, że mniejszy wilk o
szaro- białym futrze chwycił go za szyję, zanim odszedł, dając mu trochę kory, jakby chciał go zachęcić do podążenia
za nim.
Nicolai zachichotał obok mnie.
- Zastanawiam się, jak Barrett to przyjmie.
- Co przyjmie ?
- To, że jego siostra zainteresowała się Jamesem. Prawie szkoda chłopca.
Tylko Barrett i Nicolai pozostali w ludzkiej postaci. Zauważyłam spojrzenie, które przemknęło między dwoma
mężczyznami, zanim Barrett w końcu przemienił się w wielkiego, brązowego wilka i poprowadził swoją sforę do lasu.
Po raz ostatni spojrzałam w niebo, zatrzymując widok pełni księżyca, który wisiał nad naszymi głowami.
- Jak to jest, że nie polujesz razem z nimi tej nocy ?
- Będę polować. – Mruknął Nicolai, jego spojrzenie patrzyło gdzieś za mnie. – Jest coś, co chciałbym najpierw
z tobą przedyskutować.
- Odchodzisz, prawda ?
- Wiedziałaś, że to nadejdzie.
- Tak.
- Wiem, że ocaliłaś mi życie, nie tylko przed naturi, ale także przed Jabarim. Również przed piekłem,
zgotowanym mi przez mój gatunek, biorąc pod uwagę moją przeszłość. Nie chcę, żebyś myślała, że nie doceniam
tego, co dla mnie zrobiłaś.
- Ale dwaj samce alfa nie mogą istnieć w jednej sforze. – Powiedział Danaus.
- Wiedzieliście ?
- Ostatnio to podejrzewaliśmy. – Odparł łowca. – Po tym jak inni zachowują się wokół Ciebie. Naturalnie
jesteś liderem, a to sprawia,że … to jest niewygodne dla Ciebie, gdy jesteś zmuszony do podporządkowania się
regułom Barretta.
- Tu nie chodzi o Barretta. – Zareagował szybko Nicolai, kręcąc głową. – On jest wielkim przywódcą, który
otacza swoich ludzi niesamowitą opieką.Ja … po prostu…nie należę tutaj.
Zmarszczyłam brwi. Moja ochrona Nicolaia się skończyła, ale czułam, jakby zawsze należał do mojej domeny i
mogłam dotrzeć do niego na czas. Zawsze byłam tu dla niego.
- Gdzie się wybierasz ?
- Do Argentyny.
- Co ?
- Bardziej precyzyjnie, do Buenos Aires. – Odpowiedział Nicolai. – Jest tam wielkie skupisko likantropów.
Pogłoski rozchodzące się pocztą pantoflową mówią, że czarnoksiężnicy i czarownice zniknęli z tamtego regionu, a
ludzie zaczynają wtykać nos w sprawy mojego rodzaju. Mój hiszpański jest dobry i pomyślałem, że mógłbym iść i
zobaczyć, czy mogę przyjrzeć się wnikliwiej tej sytuacji zanim zamieni się w masowe polowanie. Z naturi na wolności,
nie możemy sobie pozwolić na wybicie naszego gatunku.
- Co na to Barrett ? – Zapytał Danaus za mnie.
- Mogę pomóc Twojej sforze ? – Zażartował Nicolai, zdobywając lekkie uderzenie w pierś ode mnie.
- Jeśli kiedykolwiek wypowiedziałby te słowa, obdarłabym go żywcem ze skóry i on dobrze o tym wie. –
Warknęłam.
- Nie, on powiedział, że zawsze będzie tu dla mnie miejsce, w sforze Savannah, jeśli kiedykolwiek chciałbym
tutaj wrócić.
Skinęłam głową, przesuwając ręce na ramiona, gdzie zgromadziło się napięcie.
- Więc ?
- Więc pozostawiłem dla Ciebie pytanie. Czy mogę odejść ? – Zażądał Nicolai.
Czując się wyraźnie nieswojo, odeszłam od dwóch mężczyzn w kierunku otwartej polany, krzyżując ręce na
piersi. Wiosna była chłodna i nie było jej czuć w powietrzu, tak jakby zima walczyła, aby pozostać na tym obszarze.
Ale świat stawał się zielony, roślinność budziła się do życia. Ziemia nie spała i żyła ponownie. A dzięki mojemu
drogiemu ojcowi, mogłam teraz to wszystko wyczuwać, w przeciwieństwie do innych nocnych wędrowców.
- Czemu mnie o to pytasz ? – Powiedziałam w odpowiedzi. – Wiesz, że nie musisz pytać mnie o pozwolenie
na opuszczeniu lub pobyt w Savannah. Nie należysz do mnie.
- Wstawiłaś się za mnie przed Sabatem.
Przesunęłam ręką po moich włosach.
- Wiesz, że tylko na ich korzyść. Nigdy nie należałeś do mnie.
- Może nie widziałaś tego w ten sposób, ale wiem, że chroniłaś mnie swoim życiem od pierwszego momentu
w Wenecji. Nie mogę tak po prostu odejść bez… - Głos Nicolaia odpłynął.
- Miro, wypowiedz te słowa. – Delikatnie polecił Danaus.
- Idź Nicolaiu. Pomóż innym zmiennokształtnym. – Wyszeptałam, nie zważając na gulę, która ugrzęzła w
moim gardle. Likantrop podszedł do mnie i zamknął mnie swoimi ramionami w mocnym uścisku. Był moim złotym
chłopcem, mój przyziemny Adonis, a został tak permanentnie zabrany z mojego życia. – Tylko nie pozwól się zabić.
Nicolai odsunął się , trzymając moje ramiona na dystans, tak, że mógł spojrzeć w dół na mnie i się
uśmiechnąć.
- I nie zaczyna walki z innymi nocnymi wędrowcami.
- Nie ma żadnych nocnych wędrowców w Południowej Ameryce – Upomniał mnie Danaus, ale go
zignorowałam.
- I zachowaj odpowiedni dystans od naturi. Nie wiadomo, gdzie Aurora się teraz znajduje, a Ty nie chcesz
znaleźć się w gnieździe tych drani. Wystarczy zachować spuszczoną głowę i czysty nos, gdy będziesz w Argentynie.
Jeśli czegoś potrzebujesz…
Moje następne słowa uciął Danaus, kładąc dłoń na moim ramieniu i ściskając je mocno, gdy drugą wyciągnął
w kierunku Nicolaia.
- Bądź ostrożny. – Powiedział łowca, starannie wszystko podsumowując, kiedy moja mowa wydawała się nie
do zatrzymania. Czułam, że jakbym przestała mówić Nicolai by zniknął.
- Dzięki, będę. – Odpowiedział Nicolai, potrząsając rękę Danausa. – Zostawię to Tobie, abyś miał oko na
rzeczy tutaj, kiedy odejdę.
- Pieprzcie się oboje. – Rzuciłam, odwracając się plecami do nich. Danaus cicho zachichotał, gdy usłyszałam
jak Nicolai przemieniał się z człowieka w wilka. Wpatrywałam się w las, dopóki nie poczułam, że coś dużego naciska
na moje udo. Spojrzałam w dół i dojrzałam ogromnego, białego wilka ze złoto – czerwonymi smugami we futrze.
Nigdy nie widziałam Nicolaia w postaci wilka, a był w tej formie tak piękny jak w ludzkiej postaci.
- Bądź bezpieczny. – Wyszeptałam, biegnąc ręką po jego głowie. Nicolai podniósł pysk i szybko lizał moją
dłoń, zanim rzucił się do lasu. Wpatrywałam się w ostatnie miejsce, gdzie stał, zanim zniknął w gęstym lesie, który
nas otaczał. Przenikliwy ból, który czułam wcześniej rozszedł się po mojej klatce piersiowej.
Danaus stanął za mną i owinął jedną rękę wokół mojej talii, ciągnąc mnie z powrotem do siebie.
- Nic mu się nie stanie.
Krócej niż w rok, straciłam Micheala, Lily i Tristana. I prawie straciłam Valerio i byłam zmuszona, aby walczyć
z Knoxem, zagrażając jego życiu. Teraz, Nicolai jedzie gdzieś, gdzie nie będę mogła go chronić.
- Nie możesz chronić całego świata. – Powiedział Danaus, składając pocałunek na mojej głowie.
- Nie staram się, mimo, że wówczas to czuję.
Danaus chwycił mnie za ramiona i obrócił mnie, zmuszając, abym spojrzała mu w oczy.
- James jest tutaj bezpieczny, z dala od Ryana i Temidy. To powinno Cię uszczęśliwić. Ja jestem tutaj z dala od
Temidy i gotowy, aby Cię chronić i resztę Savannah. To powinno Cię uszczęśliwić. Jest spokojnie. Ciesz się tym.
Uśmiechnęłam się niechętnie, kiedy wpatrywałam się w łowcę. Mniej niż rok temu skakaliśmy sobie do
gardeł, szukając słabości, aby uderzyć zaostrzonym nożem. Teraz staliśmy sami w lesie z głębokim uczuciem spokoju,
płynącym w kościach. Niechętnie pozwoliłam odejść Nicolaiowi, wiedziałam, że to był jego czas, aby odszedł. Na
razie, inni ważni ludzie w moim życiu byli bezpieczni.
ROZDZIAŁ 4 - Cholera, Mira ! – Danus drwił cichym szeptem, uśmieszek uniósł kącik jego ust. - Czy potrzebujesz chusteczki higienicznej albo wytarmosicie to razem ? Rzuciłam łowcy krzywe spojrzenie, ale zachowałam swoje komentarze dla siebie. Uroczystość na małej polanie w lesie wkrótce miała się zacząć, a Barrett hojnie pozwolił nam uczestniczyć w tym odkąd byliśmy tylko ludźmi, którzy widzieli Jamesa jako przyjaciela, jak i w pokrętny sposób jako rodzinę. I nie byłam jedyna, która miała stwarzać problemy. Jednak mogłam zrozumieć dokuczanie Danausa, aż zbyt dobrze. Kiedy staliśmy w cichym lesie, krąg wilkołaków był wokół nas, starałam się skupić na nagim torsie Jamesa obok Baretta i reszty rodziny Rainerów. Niestety, mój umysł dryfował zbyt często do wspomnień straty Lily i Tristana. Dwóch ludzi, których przyjęłam do swojej rodziny, do swojego serca, skąd zostali uprowadzeniu ode mnie przez przemoc i zdrady zaledwie kilka miesięcy temu. Obserwując Jamesa jak jest indukowany do sfory z Savannah, próbowałam uspokoić się, że będzie bezpieczny i nikt nie będzie go krzywdzić, aby dostać się do mnie. Był teraz częścią Savannah, ale pomiędzy nami był bezpieczny dystans. Wydrążony ból rozszedł się echem w mojej klatce piersiowej. Mijały miesiące i wciąż przywoływałam sposoby, rzeczy, które mogły pójść inaczej, a Tristan i Lily nadal by dzisiaj żyli. To był daremny akt, który przedłużał tylko mój ból, co jeszcze bardziej narażał świat wokół mnie, ale miałam po swojej stronie Danausa. Łowca wrócił ze mną z Wenecji i przeniósł się do mojego domu w zabytkowej dzielnicy Savannah. Otworzyłam swój dom poza miastem dla niego, ale ogłosił, że na mieszkanie razem było za szybko dla niego. Ale nawet powiedział to z uśmiechem ,gdy spędzał większość wieczorów owinięty moimi ramionami w moim domu. Temidę zostawił za sobą i cześć mnie odetchnęła z ulgą, gdy opuścił skrzydła Ryana. Czarnoksiężnik z tzw. społeczeństwa badań był większym problemem niż każdy z nas był gotowy, aby się z nim zmierzyć. Nie miałam wątpliwości, że Ryan wciąż miał więcej planów co do nas, ale teraz pozwalał nam spokojnie żyć w Savannah. Zdeterminowany, aby zarabiać na swoje utrzymanie, Danaus podjął pracę jako barman i okazjonalnie jako bramkarz w Porcie. Był to ekskluzywny klub dla nocnych wędrowców i likantropów, na początku wszystkich wstrząsnęło jego pojawienie się tam, ale w końcu rzeczy z powrotem powróciły do normalnego trybu życia. Nie miałam serca, aby powiedzieć mu, że jako współwłaściciel Portu, byłam jedyną, która wypłacała mu co tydzień pensję. Danaus musiał czuć się niezależny, a jednocześnie nadal połączony z ciemnym światem, który żył tuż przy ludziach. Ku mojemu zdziwieniu, jego palce wsunęły się w moją rękę, zwisającą u mego boku, zanim w końcu splótł swoje place wokół moich. Przestań myśleć o nich. Pozwól im odejść. – upomniał w moim umyśle. Czy on będzie bezpieczny ? Będzie bezpieczny. Cześć napięcia znikła z mych ramion i ścisnęłam jego rękę, kiedy opierałam się aby położyć głowę na jego ramieniu. Danaus stał się moją opoką, moją jedyną świecącą latarnią podczas sztormu, moim ostatnim głosem rozsądku na tym świecie. Więcej ciemności i zła czyhała tuż za horyzontem, ale widziałam, że przynajmniej on jest po mojej stronie. Wciąż tak myśl, a będę potrzebował chusteczki higienicznej.- droczył się Danaus. Dupek. – odpowiedziałam, mentalnie tłumiąc śmiech. Powinnam wiedzieć, że będzie milczał w moich myślach. Ostatnio byłam zbyt mroczna, kiedy świat ucichł. Naturi opuścili moje terytorium i nie było żadnego odzewu od Sabatu. Nawet mój ojciec, Nick, nie pojawił się w ostatnim czasie, aby mnie dręczyć. Chodziłam po podłodze i patrzyłam przez okno splatając swe ręce na brzuchu, wyczekując. Nie wiedziałam, co to było, ale coś złego nadchodziło. Na drugim końcu kręgu, Barrett mówił do swojej sfory, liczącej mniej niż dwadzieścia silnych członków. Ich liczba się zmniejszyła, kiedy byli kontrolowani przez naturi z klanu zwierzęcego i zmuszeni do zaatakowania nocnych wędrowców w poszukiwaniu mnie. Barrett stracił dwóch ze swoich braci, u jego boku zostali tylko jego młodszy brat Cooper i siostra Erica. Alfa mówił o jedności i rodzinie. Mówił o lojalności nie tylko to sfory, ale także do ich rasy. Potem zwrócił się do James’a i mówił o osiągnięciach młodego mężczyzny. Zapowiedział jego niezachwiana determinację i jego poświęcenie dla zrozumienia innych ras w całym jego życiu oraz bezgranicznym współczuciem i silnej lojalności wobc
przyjaciół. A kiedy nadszedł moment głosowania na temat jego przyjęcia do sfory, wynik był jednomyślny. Ale ciężko było komukolwiek się sprzeciwić, kiedy kandydat miał pełne poparcie alfy. I to było oficjalne. Nie było walki. Żadnych krwawych, wyczerpujących prób w celu przyjęcia do sfory z Savannah, tylko stos papierkowej roboty i dokładny wywiad z Barrattem. James był na tyle rozważny, aby zapytać czy mam coś przeciwko, jeśli przeniósłby się do Savannah zanim oficjalnie zwrócił się do Baretta. Chciałam po prostu się do niego uśmiechnąć i skinąć na niego. Tylko nigdy nic nie wiadomo, gdy pomija się formalny proces indukcji do sfory z Savannah stojących po mojej prawicy, obserwując postępowanie w milczeniu. Nicolai Gromenko był rozpaczliwym aktem z mojej strony. Tkwił w złych stosunkach z Jabarim jako jego panem, kiedy właśnie miał być przekazany jako ofiara dla naturi, kiedy w końcu stanęłam i oznajmiłam ,że będę go chronić moim życiem. Niestety, przyprowadzając go do mojej domeny w Savannah, oznaczało to, że ten ruch miał być zaakceptowany przez lokalną sforę, aby przeżyć. Więc, na moją prośbę, Barrett przyjął Nicolaia. Ale ta umowa nie mogłaby wiecznie trwać. Nicolai potrzebował swojej, własnej sfory, swojego, własnego miejsca. Urodził się, aby być alfą, a ja wiedziałam, że część niego kpiła z zasad Barrettta. - Przyprowadziłaś kolejną owcę do owczarni. – Powiedział Nicolai. Szeroki uśmiech wykwitł na mych ustach. - Ja nie miałam z tym nic wspólnego. - Nie, ty po prostu wyglądasz jak dumny rodzic, który patrzy jak jego dziecko po raz pierwszy odbiera swoją nagrodę. - Pomyśl o nas jako przyjaciołach rodziny. – Wtrącił Danaus nie odrywając oczu od Jamesa. Pokręciłam głową wewnątrz siebie. Danausowi nigdy tak naprawdę nie zależało na zmiennokształtnym, a mała część mnie myślała, że to może mieć związek z moim krótkim romansem z Nicolaiem. Oczywiście, przy założeniu, że Danaus jest w stanie odczuwać zazdrość. Nie chodziło mi o to, że miałam na to nadzieję. Na drugim końcu polany powstał krzyk bólu,zawieszony w powietrzy, kiedy James zaczął się przemieniać w wilka. Krótka rozmowa z Barrettem kilka dni wcześniej ujawniła, że James spędził dwa miesiące w zimie ze sforą, ucząc się, co mógłby zrobić zanim na krótko powrócił do Temidy z intencją życia bez wsparcia sfory. Chociaż nie zostałam dokładnie oprowadzona po świecie likantropów, rozumiałam, że przemiana z człowieka w wilka była naprawdę bolesna przez pierwszy rok, gdy osoba uczyła się kontrolować mięśnie i się na nich skupiać. Ścisnęłam mocniej dłoń Danausa ,część mnie chciała zabrać ból Jamesa. Ten uroczy, młody człowiek zawsze oczekiwał, że będzie widzem świata nadprzyrodzonego, a nie jego członkiem. Danaus ścisnął moją rękę. - Nic mu nie jest. - Będzie łatwiej. – Nicolai zapewnił mnie. – W ciągu kilku miesięcy, będzie w stanie przemienić się w każdej chwili, kiedy będzie miał na to ochotę. Teraz, będzie ograniczany do wezwań pełni księżyca albo naturi. Inni dołączyli do Jamesa, polana nagle wypełniła się ogromnymi wilkołakami różnego koloru. Nie spuściłam wzroku z Jamesa, gdy go widziałam jako umięśnionego młodego mężczyznę zmieniającego się w wilka z grubym, czarnym futrem. Kiedy transformacja się zakończyła, otrząsnął się raz z ostatniego bólu, zanim podbiegł do mnie. Jego długi, różowy język opadł mu z boku ust, spojrzał w górę na mnie. Czułam jego szczęście. Wydawało się, że w końcu znalazł swój dom, a ja nie mogłam być bardziej szczęśliwa z jego powodu. Klękając, dotknęłam grubej warstwy futra i pogłaskałam go za uchem. - Jesteś pięknym wilkiem. – Ogłosiłam z uśmiechem. – Jestem z Ciebie bardzo dumna. James przytulił moją rękę i odwrócił się do reszty stada, które kręciło się wokół. Pociągnął nosem i rzucił się chętnie w grę, biegając i polując przy pełni księżyca. Gdy James dołączył do grupy, zauważyłam, że mniejszy wilk o szaro- białym futrze chwycił go za szyję, zanim odszedł, dając mu trochę kory, jakby chciał go zachęcić do podążenia za nim. Nicolai zachichotał obok mnie. - Zastanawiam się, jak Barrett to przyjmie. - Co przyjmie ?
- To, że jego siostra zainteresowała się Jamesem. Prawie szkoda chłopca. Tylko Barrett i Nicolai pozostali w ludzkiej postaci. Zauważyłam spojrzenie, które przemknęło między dwoma mężczyznami, zanim Barrett w końcu przemienił się w wielkiego, brązowego wilka i poprowadził swoją sforę do lasu. Po raz ostatni spojrzałam w niebo, zatrzymując widok pełni księżyca, który wisiał nad naszymi głowami. - Jak to jest, że nie polujesz razem z nimi tej nocy ? - Będę polować. – Mruknął Nicolai, jego spojrzenie patrzyło gdzieś za mnie. – Jest coś, co chciałbym najpierw z tobą przedyskutować. - Odchodzisz, prawda ? - Wiedziałaś, że to nadejdzie. - Tak. - Wiem, że ocaliłaś mi życie, nie tylko przed naturi, ale także przed Jabarim. Również przed piekłem, zgotowanym mi przez mój gatunek, biorąc pod uwagę moją przeszłość. Nie chcę, żebyś myślała, że nie doceniam tego, co dla mnie zrobiłaś. - Ale dwaj samce alfa nie mogą istnieć w jednej sforze. – Powiedział Danaus. - Wiedzieliście ? - Ostatnio to podejrzewaliśmy. – Odparł łowca. – Po tym jak inni zachowują się wokół Ciebie. Naturalnie jesteś liderem, a to sprawia,że … to jest niewygodne dla Ciebie, gdy jesteś zmuszony do podporządkowania się regułom Barretta. - Tu nie chodzi o Barretta. – Zareagował szybko Nicolai, kręcąc głową. – On jest wielkim przywódcą, który otacza swoich ludzi niesamowitą opieką.Ja … po prostu…nie należę tutaj. Zmarszczyłam brwi. Moja ochrona Nicolaia się skończyła, ale czułam, jakby zawsze należał do mojej domeny i mogłam dotrzeć do niego na czas. Zawsze byłam tu dla niego. - Gdzie się wybierasz ? - Do Argentyny. - Co ? - Bardziej precyzyjnie, do Buenos Aires. – Odpowiedział Nicolai. – Jest tam wielkie skupisko likantropów. Pogłoski rozchodzące się pocztą pantoflową mówią, że czarnoksiężnicy i czarownice zniknęli z tamtego regionu, a ludzie zaczynają wtykać nos w sprawy mojego rodzaju. Mój hiszpański jest dobry i pomyślałem, że mógłbym iść i zobaczyć, czy mogę przyjrzeć się wnikliwiej tej sytuacji zanim zamieni się w masowe polowanie. Z naturi na wolności, nie możemy sobie pozwolić na wybicie naszego gatunku. - Co na to Barrett ? – Zapytał Danaus za mnie. - Mogę pomóc Twojej sforze ? – Zażartował Nicolai, zdobywając lekkie uderzenie w pierś ode mnie. - Jeśli kiedykolwiek wypowiedziałby te słowa, obdarłabym go żywcem ze skóry i on dobrze o tym wie. – Warknęłam. - Nie, on powiedział, że zawsze będzie tu dla mnie miejsce, w sforze Savannah, jeśli kiedykolwiek chciałbym tutaj wrócić. Skinęłam głową, przesuwając ręce na ramiona, gdzie zgromadziło się napięcie. - Więc ? - Więc pozostawiłem dla Ciebie pytanie. Czy mogę odejść ? – Zażądał Nicolai. Czując się wyraźnie nieswojo, odeszłam od dwóch mężczyzn w kierunku otwartej polany, krzyżując ręce na piersi. Wiosna była chłodna i nie było jej czuć w powietrzu, tak jakby zima walczyła, aby pozostać na tym obszarze. Ale świat stawał się zielony, roślinność budziła się do życia. Ziemia nie spała i żyła ponownie. A dzięki mojemu drogiemu ojcowi, mogłam teraz to wszystko wyczuwać, w przeciwieństwie do innych nocnych wędrowców. - Czemu mnie o to pytasz ? – Powiedziałam w odpowiedzi. – Wiesz, że nie musisz pytać mnie o pozwolenie na opuszczeniu lub pobyt w Savannah. Nie należysz do mnie. - Wstawiłaś się za mnie przed Sabatem. Przesunęłam ręką po moich włosach. - Wiesz, że tylko na ich korzyść. Nigdy nie należałeś do mnie.
- Może nie widziałaś tego w ten sposób, ale wiem, że chroniłaś mnie swoim życiem od pierwszego momentu w Wenecji. Nie mogę tak po prostu odejść bez… - Głos Nicolaia odpłynął. - Miro, wypowiedz te słowa. – Delikatnie polecił Danaus. - Idź Nicolaiu. Pomóż innym zmiennokształtnym. – Wyszeptałam, nie zważając na gulę, która ugrzęzła w moim gardle. Likantrop podszedł do mnie i zamknął mnie swoimi ramionami w mocnym uścisku. Był moim złotym chłopcem, mój przyziemny Adonis, a został tak permanentnie zabrany z mojego życia. – Tylko nie pozwól się zabić. Nicolai odsunął się , trzymając moje ramiona na dystans, tak, że mógł spojrzeć w dół na mnie i się uśmiechnąć. - I nie zaczyna walki z innymi nocnymi wędrowcami. - Nie ma żadnych nocnych wędrowców w Południowej Ameryce – Upomniał mnie Danaus, ale go zignorowałam. - I zachowaj odpowiedni dystans od naturi. Nie wiadomo, gdzie Aurora się teraz znajduje, a Ty nie chcesz znaleźć się w gnieździe tych drani. Wystarczy zachować spuszczoną głowę i czysty nos, gdy będziesz w Argentynie. Jeśli czegoś potrzebujesz… Moje następne słowa uciął Danaus, kładąc dłoń na moim ramieniu i ściskając je mocno, gdy drugą wyciągnął w kierunku Nicolaia. - Bądź ostrożny. – Powiedział łowca, starannie wszystko podsumowując, kiedy moja mowa wydawała się nie do zatrzymania. Czułam, że jakbym przestała mówić Nicolai by zniknął. - Dzięki, będę. – Odpowiedział Nicolai, potrząsając rękę Danausa. – Zostawię to Tobie, abyś miał oko na rzeczy tutaj, kiedy odejdę. - Pieprzcie się oboje. – Rzuciłam, odwracając się plecami do nich. Danaus cicho zachichotał, gdy usłyszałam jak Nicolai przemieniał się z człowieka w wilka. Wpatrywałam się w las, dopóki nie poczułam, że coś dużego naciska na moje udo. Spojrzałam w dół i dojrzałam ogromnego, białego wilka ze złoto – czerwonymi smugami we futrze. Nigdy nie widziałam Nicolaia w postaci wilka, a był w tej formie tak piękny jak w ludzkiej postaci. - Bądź bezpieczny. – Wyszeptałam, biegnąc ręką po jego głowie. Nicolai podniósł pysk i szybko lizał moją dłoń, zanim rzucił się do lasu. Wpatrywałam się w ostatnie miejsce, gdzie stał, zanim zniknął w gęstym lesie, który nas otaczał. Przenikliwy ból, który czułam wcześniej rozszedł się po mojej klatce piersiowej. Danaus stanął za mną i owinął jedną rękę wokół mojej talii, ciągnąc mnie z powrotem do siebie. - Nic mu się nie stanie. Krócej niż w rok, straciłam Micheala, Lily i Tristana. I prawie straciłam Valerio i byłam zmuszona, aby walczyć z Knoxem, zagrażając jego życiu. Teraz, Nicolai jedzie gdzieś, gdzie nie będę mogła go chronić. - Nie możesz chronić całego świata. – Powiedział Danaus, składając pocałunek na mojej głowie. - Nie staram się, mimo, że wówczas to czuję. Danaus chwycił mnie za ramiona i obrócił mnie, zmuszając, abym spojrzała mu w oczy. - James jest tutaj bezpieczny, z dala od Ryana i Temidy. To powinno Cię uszczęśliwić. Ja jestem tutaj z dala od Temidy i gotowy, aby Cię chronić i resztę Savannah. To powinno Cię uszczęśliwić. Jest spokojnie. Ciesz się tym. Uśmiechnęłam się niechętnie, kiedy wpatrywałam się w łowcę. Mniej niż rok temu skakaliśmy sobie do gardeł, szukając słabości, aby uderzyć zaostrzonym nożem. Teraz staliśmy sami w lesie z głębokim uczuciem spokoju, płynącym w kościach. Niechętnie pozwoliłam odejść Nicolaiowi, wiedziałam, że to był jego czas, aby odszedł. Na razie, inni ważni ludzie w moim życiu byli bezpieczni.