StormTheSorrow

  • Dokumenty9
  • Odsłony865
  • Obserwuję0
  • Rozmiar dokumentów2.1 MB
  • Ilość pobrań390

Jocelynn Drake - Burn the night Rozdział V

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :175.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Jocelynn Drake - Burn the night Rozdział V.pdf

StormTheSorrow EBooki Jocelynn Drake
Użytkownik StormTheSorrow wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 6 z dostępnych 6 stron)

ROZDZIAŁ 5 Danaus podszedł do mnie i splótł swe ręce z moimi zanim przyszpilił je delikatnie za moimi plecami. Spojrzał w górę na łowcę, unosząc pytająco brew. Uniosłam wargi w uwodzicielskim uśmiechu, gdy pochylił się, przyciskając swoją klatkę piersiową do mojego brzucha i piersi, kiedy moje uda ocierały się o jego. - Zdajesz sobie sprawę, że dzieci są teraz pod opieką kogoś innego. - Mruczał. - Dzieci ? - James i Nicolai. - Masz na myśli moje obowiązki. Danaus nachylił się jeszcze bardziej, a jego rozchylone wargi wędrował wzdłuż odsłoniętego gardła, a jego zęby ciągnęły moją skórę. Nie mogłam ukryć swojego dreszczu rozkoszy, kiedy nasze ciała były tak blisko siebie. - Nie jesteś całkowicie wolna od swoich obowiązków. - Naprawdę ? – Mój głos był szorstki i zdławiony, kiedy przycisnęłam się do niego bliżej. Danaus uwolnił jedną z moich rąk i ujął jeden mój pośladek, trzymając mnie mocno przy sobie , także nie mogłam przegapić jego wielkiej, twardej erekcji w spodniach. Owinęłam wolnym ramieniem jego bark, podczas gdy on gryzł mnie w odsłonięte ciało w zagłębieniu mojej szyi. Drażnił mnie tym, przymusiłam się zachowania samokontroli, którą posiadałam, jeśli chodzi o niego. Utrzymywanie rzeczy było o wiele bardziej interesujące, kiedy balansowaliśmy na krawędzi, czy mogłabym powstrzymać się od ugryzienia go. - Powiedziałbym, że nadal mają obowiązek, co do mnie. – Powiedział głosem tak niskim, że mogłam czuć dudnienie w jego klatce piersiowej. – Zaniedbywałaś mnie. Moja głowa opadła ze śmiechem. - Zaniedbywałam ? To prawie prawda, jeśli wziąć pod uwagę te dwa razy podczas innej nocy. Jego dłoń ścisnęła mój tyłek, masując go. - Tak, ale to było kilka nocy temu. Jesteśmy opóźnienie, daleki w polu. Miał rację. To sprawiało, że czuliśmy się opóźnieni, ale nie chciałam zbyt ochoczo wpaść w jego ramiona. Pragnęłam go bardziej niż krwi w większości nocy i więcej niż trochę sfrustrowana, kiedy jego praca w Porcie stanęła pomiędzy nami, ale zatrzymałam to dla siebie, bo wiedziałam jak ważne to dla niego jest. - Więc chcesz to zrobić po prostu tutaj, w lesie pełnym zmiennokształtnych ? – Zapytałam. Uśmiech Danausa się rozszerzył, kiedy trzymał mnie mocno na krawędzi drzew. Dociskając moje plecy do dużego drzewa, chwycił oba me uda i podniósł je, zaciskając wokół swoich bioder. Jedna ręka wznowiła masaż tyłka, podczas gdy druga rozpinała bluzkę. - Wilki są daleko stąd i nie wrócą przez kilka godzin. – Odpowiedział niskim, ochrypłym głosem, sprawiając, że moje ciała przeszedł dreszcz. – Jesteśmy sami. - Zawsze możemy wrócić do mojego domu i zakończyć to, co tutaj zaczęliśmy. – Powiedziałam, rzucając tylko ostrzegawczy argument. - Mniema, że zrobimy to w obu miejscach, ale chcę Cię teraz. Danaus nakrył moje usta w pocałunku, który uciszył moje ostatnie słabe protesty. Wsunęłam swój język do jego ust, kiedy mocniej oplotłam nogi wokół jego pasa, a jego męskość bardziej naciskała na moje ciało. Chciałam go teraz, cholerne wilkołaki. Wydobył niski jęk, gdy jego dłoń wsunęła się pod mój biustonosz i ujęła moją pierś. Kciukiem otarł brodawkę, drażniąc ją, tak, że stwardniała w małą, wrażliwą istotę. Jego zapach unosił się wokół mnie, budząc we mnie dzikość, nawet bardziej niż pocałunki. Potrzebowałam go, ale na drodze stało zbyt wiele ubrań. Chciałam, aby moje ręce krążyły po jego ciepłej skórze, a język przeciągnąć w dół jego brzucha aż do jego penisa. Również go pragnęłam tak dziko, pociłam się w potrzebie. Owijając ręce wokół jego szyi, zdjęłam nogi z jego bioder i stanęłam przed nim. Popchnęłam go lekko, kiedy upadłam na kolana, a moje zwinne palce rozpinały guzik i zamek błyskawiczny w jego spodniach. Pomruk uciekł mu z ust, kiedy wsunął palce w moje włosy i zacisnął je na głowie. Kiedy rozpięłam mu spodnie, jego męskość wyskoczyła do przodu, naciskając na bokserki. Pociągnęłam językiem po tkaninie, wywołując u niego dreszcze na całym ciele. - Boże, Mira. – jęknął, z głową odrzuconą do tyłu, całe jego ciało się napięło i czekało na mnie, bym w końcu wzięła go w usta.

Wystrzał z pistoletu rozszedł się echem w ciszy lasu, niszcząc spokój i zaskakując nas obu. Danaus i ja zamarzliśmy, nasze oczy przeszukiwały obszar zagrożenia. - Naturi ? – zapytałam go, gdy wysyłałam swoje moce i szybko zapinałam swoją koszulę. - Żadnego. Tylko kilka wilkołaków i jacyś ludzi. Inna seria wystrzałów rozległa się, a tym razem dołączyły do nich skowyty bólu. Mój temperament wzrósł, opuściłam swoje dłonie, aby chwycić noże, przypięte do moich boków i zerwałam się na równe nogi. - Impreza z polowaniem. – Warknęłam. – Zostań tutaj ! Wrócę za kilka minut. - Akurat tutaj zostanę. – Danaus rzucił się za mną, idąc w kierunku polany i zapinając swoje spodnie. Zbolały wyraz przemknął mu przez twarz, kiedy się ruszył, ale nic nie powiedział na temat nagłego przerwania. Chwyciłam go za ramię, zmuszając do gwałtownego zatrzymania. - Te dranie nie będą odróżniać wilków od ludzi w tym momencie. Zobaczą Cię w lesie o tej godzinie i będą do Ciebie strzelać. Zostań tu. Mogę przemknąć się przez las niezauważona. - James jest tam wraz z resztą wilków. Nie zamierzam tu bezczynnie stać. - Drań.- Warknęłam, zanim wycisnęłam szybki pocałunek na jego ustach, wiedząc, że nie ma cienia szansy, aby go powstrzymać. – Bądź ostrożny ! Nie zabijaj nikogo, kto może okazać się użyteczny. Potrzebujemy informacji. Udaliśmy się w różnych kierunkach, aby okrążyć ludzi, którzy powoli torowali sobie drogę przez las. Maskując się, rzuciłam się w stronę czterech myśliwych na zachód ode mnie. Mężczyźni chodzili w trzech- lub cztero- osobowych, w sumie było ich ponad dwudziestu. To było trudniejsze dla wilków, kiedy cztery pistolety jednocześnie skierowane były na nie. Po kilku minutach znalazłam czterech myśliwych stojących nad rannym, nagim mężczyźnie, który ściskał swój bok i jęczał, kiedy krew wylewała się z jego ciała. Rana była dosyć mała, aby dało się ją wyleczyć, ale dwójka z ludzi skierowała swoje pistolety w jego głowę, gotowi do zrobienia mu więcej dziur w ciele, jeśli wyglądałoby tak, jakby wyleczył się. - Myślę panowie, że to jest dla was za wiele. – Ogłosiłam, oparta o drzewo. Zaskoczeni mężczyźni skierowali swoją broń w moim kierunku. – Nigdy nie powinniście wchodzić do lasu tej nocy, tworząc problem, z którym nie potraficie skończyć. - Co do diabła… - byłam tak daleko jak jeden z nich, zanim wilki zaatakowały jednocześnie. Nikomu nie udało się oddać celnego strzału, a w ciągu kilku minut, czterej mężczyźni zostali rozdarci i martwi. Stałam z rękoma skrzyżowanymi na mojej klatce piersiowej. Sfora potrzebowała jedynie rozproszenia, aby uderzyć w tych, którzy skrzywdzili jednego z ich braci. Mimo tego, co powiedziałam Danausowi, wiedziałam, że ci szczególni ludzie byli martwi zanim zostali odkryci. To była zasada lasu. Jeden z większych wilków odszedł od grupy i powoli wrócił do ludzkiej postaci, nagi i pokryty krwią. Miedziane oczy Barretta płonęły a jego przystojną twarz zniekształcił wyraz wściekłości i zamieszania. Nigdy miejscowa sfora nie była ścigana przez ludzi, szczególnie w tej liczbie. Krążyły opowieści o wilkach, którzy zostali postrzeleni przez rolników, którzy odważyli się podejść zbyt blisko terytorium człowieka, ale ludzie nigdy nie weszli w nocy do lasu, aby ścigać wilki. To oznaczało jedno – ktoś polował na wilkołaki. - Ilu ich jest ? – Zapytał, kiedy wreszcie zdołał opanować emocje i był zdolny wydobyć z siebie głos. - Teraz mniej niż dwudziestu. Polują w grupach trój- lub czteroosobowych. Utrudniając Twoim ludzie odpowiedź na ich atak. - Oni polują na nas, Mira. – Warknął, zaciskając pięści po swoich bokach. – Oni ścigają nas ! - Pozostałe wilki, które zaatakowały ludzi odważyły się podejść do Barretta, kręcąc się i warcząc, gdy wyczuli jego gniew i frustrację. - Musimy dowiedzieć się, kim są ci ludzie i skąd wiedzieli o zmiennokształtnych. – Powiedziałam spokojnie, wiedząc, że nie spodoba mu się ta sugestia. – Musimy zostawić kilku z tych ludzi przy życiu. - Mira, oni na nas polują ! – powtórzył, a ja wiedziałam co to znaczy. Według niego, każdy z tych drani miał być rozszarpany w drobny mak. Ale jeśli nie dowiemy się, jak te informacje wyciekły, to nigdy ten las nie będzie bezpieczny podczas pełni. - Jeśli nie otrzymamy tych informacji, przyjdzie ich więcej. Będą przychodzić dopóki nie zabiją każdego z Twojej sfory. Niektórzy muszą pozostać żywi. - Dobrze. – oznajmił po chwili pełnej napięcia ciszy. Z każdym napiętym mięśniem jego chudego ciała, Barrett zamknął oczy, jakby próbował oddalić się od tego miejsca. Potem otworzył oczy i spojrzał na mniejszego wilka przy jego boku. Jego siostra zaszczekała zanim pobiegła do lasu z kilkoma towarzyszącymi jej wilkami.

- Dotarłem do Nicolaia. – Wyjaśnił Barrett. – Zabrał ze sobą niektórych ze sfory na polanę. Będzie strzegł moją siostrę i kilku z młodszych wilków, którzy nie mają jeszcze na tyle siły, aby powrócić do k postaci. - Chcesz, abym również Danausa odesłała ? - Nie, niech dalej ich ściga. To jest to, co robi najlepiej. Niech ocalonych przyprowadzi nieuzbrojonych na polanę. – Następnie Barrett pochylił się i przyjął postać wilka. Jako wilk mógł poruszać się szybciej, niezauważenie się skradać do swojej zdobyczy, gdy mieszał się z ciemnością wokół. Za pomocą szybkiego kontaktu umysłem, przekazałem Danausowi polecenie Barretta, zanim wyruszałam w ciemny las w poszukiwaniu ofiary. Było tylko szesnastu ludzi z bronią. Trzeba było zachować niektórych z nich przy życiu. Miałam wrażenie, że wiem, kto odpowiadał za ten atak. Musiałam się tylko dowiedzieć, jak. Chwyciłam ostrza w ręce, zapuszczałam się w las, stąpając tak cicho, jak tylko było to możliwe, gdy skierowałam się ku najbliższej grupie. Dudnienie, gdy ktoś zawarczał, przemknęło obok mnie, gdy zbliżył się do zdobyczy. Wilki okrążyły grupę, trzymając swe ciała blisko ziemi, ukryte wśród paproci i krzewów. Mój nóż błysnął w świetle księżyca, gdy odrzuciłam płaszcz, który zakrywał mnie przed wzrokiem ludzi. Uśmiechnęłam się, moja blada skóra wydawała się świecić w świetle, które przedarło się przez drzewa. Podnieśli swe bronie w moim kierunku, nie ostrzegając mnie przed każdym oddanym strzałem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy unikałam kul, a następnie ponownie przybrałam swoją swobodną postawę, leniwie obracając nóż w prawej ręce. Ludzie byli dla mnie łatwym celem po wielu wiekach walki z nocnymi wędrowcami, likantropami, czarnoksiężnikami i naturi. W większości przypadków mogłam im pozwolić odejść z kilkoma powierzchownymi ranami i porządnie wystraszyć. Ale tym razem zastosowałam się do swoich własnych rad. Zaatakowali moich przyjaciół i towarzyszy. Zagrozili życiu Jamesa, a teraz strzelali do mnie. - Nie masz pojęcia z kim zadarliście. - Ruszyłam do przodu, wyrzuciłam broń z rąk dwóch facetów, zanim wbiłam im głęboko nóż w brzuch. Kiedy pochylili się z powodu bólu, wyprostowałam łopatki i odwróciłam się ku pozostałej dwójce. Jednemu udało się oddać strzał, trafiając mnie w brzuch. Odskoczyłam krok do tyłu, kiedy pocisk przeleciał przeze mnie i zatrzymał się na najbliższym drzewie. - Moja kolej. – Warknęłam, zanim zrobiłam krok w przód. Chwyciłam koniec pistoletu i pociągnęłam go za ręce, zanim roztrzaskałam nimi jego głowę, upadł na ziemię. Pozostał tylko jeden człowiek, wilki uniosły się i rzuciły do przodu, dopadając do niego, zanim zdążył oddać strzał. Dwóch mężczyzn, którzy z początku byli lekko ranni, teraz leżeli na ziemi rozdrobnienie w kawałki. Marszcząc brwi, schyliłam się i złapałam z kołnierz człowieka, którego ogłuszyłam. Kilka wilków warknęło na mnie, gdy zabierałam ich ofiarę, ale szybko się cofnęli. Tak bardzo jak tego nienawidziłam, potrzebowaliśmy kilku z nich żywych. Wszystko w porządku ? – Danaus nagle zapytał w mojej głowie. Czułam jak się do mnie zbliża, jak jego moce przeszukują moje ciało, Wiedział, że zostałam ranna. Tylko drobne draśnięcie. A co z Tobą ? - Odpowiedziałam, zmniejszając jego obawy. To pomogło tymczasowo ukoić poczucie nienawiści, które we mnie kipiało, wymagając nieco więcej krwi niż moja własna. Kilka zadrapań. Miałem problemy z utrzymaniem tych drani żywych. Wilki… Wiem, pragną ich krwi, i zasługują na to. Mam dwóch, zabieram ich z powrotem na polanę. – Powiedział. Ja mam jednego. Gdy dojdziesz do polany, pilnuj napastników. Potrzebujemy ich żywych, przez co najmniej kilka chwil, żebyśmy mogli się dowiedzieć, co się naprawdę dzieje. Nie zostawię Cię tam samą. – Ostrzegł Danaus. Pozostało tylko kilku ludzi, a to jest moja domena. Nie będę sama. Wilki pomogą mi wykonać to zadanie. Kiedy dotarła do polany, zastałam Nicolaia krążącego wokół łowcy, który siedział na ziemi przyciskając krwawiącą rękę do klatki piersiowej. Inne wilki trzymały się blisko, warcząc i utrzymując pewien dystans. Rzuciłam nieprzytomnego człowieka obok drugiego w takim samym stanie. Gniew wilków i poczucie zdrady wisiała gęsto w powietrzu. - Danaus przyprowadzi jeszcze dwóch. - Oznajmiłam Nicolaiowi. – Miej na nich oko. Utrzymaj ich przy życiu. Potrzebujemy informacji. Nicolai odpowiedział niezadowolonym parsknięciem, ale wiedziałam, że wykona te rozkazu , był dobrym żołnierzem i wierny swojej sforze, nawet jeśli planował ją opuścić. - Wrócę jeszcze z kilkoma. – Powiedziałam, a potem uśmiechnęłam się do innego człowieka, którzy krzyczał z bólu i przerażenia, a ten dźwięk rozchodził się echem po lesie. Wilki zadały mu kolejny cios. Wchodząc do lasu, przeczesałam obszar, odnajdując tylko kilku ludzi rozproszonych w lewej części. Rozdzielili się w tym terrorze i teraz

próbowali biec, aby być bezpieczni. Ruszyłam do przodu, płynęłam przez las jak woda w oklepanym korycie. Przez kilka dobrze wycelowanych strzałów w tył głowy, powaliłam trzech, zanim mogli dotrzeć do swojego pojazdu na skraju lasu. Westchnęłam, kiedy rzuciłam najmniejszego z trójki mężczyzn przez ramię i pociągnęłam dwóch w kierunku polany. Wilki zadbają o dwójkę pozostałych. Nie było sensu ich ratować. Sfora Barretta nigdy nie polowała na ludzi. W rzeczywistości, uważała, aby trzymać się z dala od terytorium ludzi. Najgorsze, że nawet podczas pełni nie polowali na nich, tylko na kozły lub zające. Biegali razem jako grupa, ciesząc się rozciągnięciem mięśni i wiatrem we futrze. Rozkoszowali się swoim połączeniem ze zwierzęciem, które egzystowało wewnątrz nich. Ludzie próbowali to zniszczyć, aby nie byłoby żadnej kwadry księżyca. Po dotarciu na polanę, rzuciłam tego jednego mężczyznę zwiększając naszą grupę ocalałych do siedmiu z ponad dwudziestu, którzy wybrali się na polowanie na zmiennokształtnych w tę noc. Po kilku minutach oczekiwania, Barrett i pozostali członkowie jego sfory wybiegli z lasu. Kilka wilków poruszało się powoli, kulejąc z powodu odniesionych ran. Mężczyzna, który został postrzelony w swojej wilczej postaci, wyleczył się na tyle, aby zmienić się ponownie w wilka, mimo że był cały we krwi. Jego połączenie z ziemią było silniejsze, kiedy przebywał w postaci wilka, a magia ziemi przyspieszała proces gojenia. Obracając się powoli dookoła, policzyłam szybko ludzi, a następnie wysłałam swoje moce w okoliczne lasy. Wszyscy żyli, i to było dla mnie ulga. Barrett stracił już wystarczająco ludzi. - Nie jesteś jedną z nich. – Powiedział odważnie jeden z uwięzionych mężczyzn, przerywając milczenie. – Jesteś jedną z tych krwiożerczych wampirów. - Jesteś zaskakująco bystry. – Uśmiechnęłam się na tyle, aby pokazać moje kły.Sięgnął za koszulę i wyjął duży, złoty krzyż na złotym łańcuszku, który teraz zwisał tuż przed moją twarzą. - Nie zamierzaj położyć ręki na mnie! Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Danaus zrobił krok do przodu i owinął pięść łańcuchem, szarpiąc i zrywając go z szyi mężczyzny. Wrzucił go do lasu, umieszczając w odpowiedniej odległości od człowieka. - Zdrajca ! - warknął mężczyzna, pocierając kark, gdzie łańcuch podrażnił jego ciało. – Odwróciłeś się od rasy ludzkiej ! Jesteś gorszy niż te potwory ! Bez chwili namysłu, rzuciłam się w stronę człowieka, który obraził Danausa, mając chęć zatopienia swoich kłów głęboko w jego gardle i rozszarpać je na strzępy, kiedy Danaus zatrzymał mnie. Warknęłam na niego i szarpałam się, ale na darmo. Pokręcił głową. - Jestem jednym z was. – Danaus powiedział delikatnie, gasząc w jednej chwili mój gniew. – Nie chcę żadnych praw ludzkiej rasy, jeśli to jest to czym mają się stać. Zaskakujący uśmiech szarpnął kącikami moich ust, kiedy moje ramiona owinęły się wokół jego talii, przyciągając go bliżej. Czas, w którym ludzkość odkryła nocnych wędrowców i likantropów nieubłagalnie zbliżał się. Zawsze zastanawiałam się, po jakiej stronie stanie Danaus, kiedy ten czas nadejdzie. Teraz wiem – pozostałby po mojej stronie – i ta wiedza była tak słodka jak polowanie. - Skąd oni to wszystko wiedzą ? – Barrett zażądał odpowiedzi, stojąc obok mnie, po raz kolejny w ludzkiej postaci. Zdałam sobie sprawę , z tego że Danaus rozejrzał się wokół, aby zobaczyć, że większość wilków powróciła do ludzkiej postaci. Niektórzy z nich wciągnęli na siebie ubrania, podczas gdy inni nadal pozostali nadzy, wpatrując się w siedmiu mężczyzn , którzy na nich polowali. Ze strony jeńców była tylko głucha cisza, kiedy siedzieli, tak naprawdę oczekiwałam, że któryś z nich przemówi. Zwęziłam swoje oczy, gdy patrzyłam na nich, i wypuściłam swoje moce, aby wejść w ich umysł, potwierdzając swoje obawy i przypuszczenia. Mój żołądek skręcił się i wywinął fikołka. - Oni wszyscy są członkami Przymierza Światła. – Powiedziałam po kilku minutach. – Zostali wysłani do Atlanty, aby polować na Twoją sforę. Widzę obraz człowieka, który zaplanował ten atak, ale nie ma gwarancji, że to od niego rzeczywiście pochodzą te rozkazy. - Pierdolona dziwka ! – Warknął jeden z nich. Osunął się na kolana, kiedy zarówno Barrett jak i Danaus doskoczyli do niego niemal równocześnie. Mężczyzna był martwy, zanim upadł na ziemię. Zmarszczyłam brwi. Chociaż doceniałam ich nadopiekuńczość, potrzebowaliśmy więcej informacji, a tym samym musieliśmy zachować niektórych z nich przy życiu. Wypuszczając ponownie swoje moce, zajrzał w umysł pozostałych sześciu mężczyzn, którzy siedzieli przed nami. Z mniej niż delikatnym naciśnięciem, wszyscy upadli nieprzytomni, więc nie mogli już usłyszeć naszych

planów. Przed sobą, miałam wystarczająco trudne zadanie, przekonując Barretta, aby uwolnił tych pozostałych mężczyzn żywych. - Co zamierzamy z nimi zrobić ? – Upomniałam, opierając swoje pięści na biodrach, gdy wpatrywałam się zgromadzonych na ziemi ludzi. - Masz na myśli co zrobimy oprócz zabicia ich ? – Powiedział Barrett dudniącym, niskim głosem. - Nie możemy więcej ich zabić. To będzie przyciągało więcej uwagę. - Zaatakowali nas ! – Krzyknął jeden z wilków, który stał na peryferiach polany. Cała sfora zgodziła się, że żadnego z nich nie można zostawić żywego. - Mira ma rację. – Odezwał się Danaus. – Jeśli dwudziestu członków Przymierza Światło weszło do lasu, uzbrojeni, aby polować na wilkołaki, i żaden z nich nie wróci, powstanie zbyt wiele pytań. Więcej członków Przymierza przybędzie tu, aby was szukać. Każda pełnia księżyca stanie się bardziej niebezpieczna dla Twojej ras. Zaczną zastawiać pułapki. Wyślą więcej myśliwych. - To wasze rozwiązanie ? – Zapytał Barrett, zaczynając się uspokajać. Danaus podjął wątek, którego tak łatwo nie dało się zignorować. Podczas, gdy alfa i reszta sfory chcieli podjąć odwet, jego obowiązkiem było również zatrzymać ich bezpiecznych. - Wymażemy im wspomnienia. – Zaoferowałam. – Sprawimy, że zapomną o wejściu do tego lasu i o każdym ściganym zmiennokształtnym. - I zastąpić to innymi wspomnieniami ? – Zapytał Nicolai, kiedy podszedł do naszego skromnego grona obok nieprzytomnych mężczyzn. – A co z innymi ludźmi, którzy nagle zaginęli ? Przesunęłam ręką po moich włosach i spojrzałam w dół na ludzi, starając wyobrazić sobie ich wieczór, kiedy przygotowywali się do zebrania grupy polującej na rzekomo mistyczne stworzenia. Musieli być przerażanie, w przypadku, kiedy odkryli, że to prawda. W tym samym czasie, przeszukałam ich umysły, przesiewając go w nadziei na odnalezienie jakiegokolwiek strzępu informacji, który mogłabym wykorzystać na swoją korzyść. - Zatrzymali się w barze dla motocyklistów. – Powiedziałam powoli, kiedy zaczęłam tworzyć historyjkę. – Przed wejściem na pustą przestrzeń, wszyscy zatrzymali się w barze dla motocyklistów na drinka. Idea była taka, aby zakończyć plan ataku wypili drinka dla odwagę. Jedynym problemem było to ,że wdali się w kłótnię. Większość z nich odjechała, przysięgając, że to wszystko to bzdury i mają zamiar opuścić Przymierze Światła Dnia, a potem opuścili bar, gdzie rozbiły się dwa samochody, co wyjaśnia ich rany. Nicolai pokręcił głową. - To wszystko jest trochę naciągane, Mira. - To jest częściowo prawda. Zatrzymali się w barze przed przyjazdem do Savannah i wypili, aby dodać sobie odwagi. Ja po prostu stworzyłam obraz walki i tych, którzy w niej zginęli będą zapamiętani jak opuścili bar. To najlepsze co można teraz zrobić. - Tak, ale kto powiedział, że tych sześciu nie wróci podczas następnej pełni księżyca za zamiarem zabicia moich ludzi ? – Wtrącił Barrett. – Nadal nie jestem za tym, aby pozwolić im żyć tylko po to, aby walczyć z nimi ponownie w późniejszym terminie. - Rozumiem. Wyślę mocne polecenie do ich podświadomości. Każdy z nich w różnym czasie rozczaruje się Przymierzem i je opuści, twierdząc , że to nonsens. Nie będziesz musiał znowu walczyć z tą szóstką mężczyzn. Katem oka widziałam, że James się powoli zbliża. Wciągnął na siebie spodnie, ale obie stopy i tors nadal pozostały nagie. Jego zazwyczaj gładko zaczesane brązowe włosy były teraz zmierzwione, a jego stale obecne okulary w złotej oprawie gdzieś zaginęły. - Czy zdobyłaś już więcej informacji na temat funkcjonowania ich grupy ? – Zapytał James. - Zobaczę, co mogę zdobyć. – Powiedziałam z uśmiechem. - Wciąż pozostaje większy problem, jak dowiedzieli się o sforze z Savannah, jak wiedzieli gdzie zaatakować oraz o ich planach ataku na innych zmiennokształtnych w całym kraju. – Powiedział Barrett, który jeszcze bardziej się nachmurzył. - Musimy zająć się tylko jednym problemem w tej chwili. – Powiedziałam z westchnieniem. Danaus położył rękę na moim ramieniu w uspakajającym geście. - A teraz mamy ogromy bałagan to ogarnięcia. Mam na myśli zajęcie się martwymi i ustawić zdarzenie tej grupy. Jutro Barrtt i Mira mogą się spotkać, aby omówić jak zamierzają zrewanżować się Przymierzu. Patrząc przez ramię, podniosłam brew patrząc na Danausa. Podczas gdy zapowiedział plan na dzisiejszy wieczór, nie mogłam nawet domyślić się jak zwalczyć Przymierze Światła Dnia, chociaż musiałam przyznać, że było budowane przez jakiś czas. Do niedawna pozwalaliśmy Przymierzu działać w ciemności, gdy werbowali głupców z

ludzkości, która nie wierzyła w wampiry i wilkołaki. Teraz zaczęli działać, a jeśli nie byliśmy ostrożni, mogli objąć prowadzenie, kiedy Wielkie Przebudzenie by w końcu nadeszło. Wtedy byliby jedynymi, którzy udzielili by odpowiedzi, kiedy ludzkość odkryłaby, że nocni wędrowcy naprawdę istnieją, a ja nie chciała martwić się o nadgorliwych, przestraszonych ludzi, którzy wynieśli by mnie na ulicy tylko z powodu Przymierza Światła Dnia. - Zgoda. – Odpowiedział niechętnie Barrett, a jego ręce opadły bezładnie po bokach. To było najlepsze, co mógł zrobić dzisiejszej nocy. Na razie musiał zadowolić się, że żaden z jego ludzi nie został zabity, a napastnicy nie mieli już być postrzegani jako zagrożenie dla nich. - Niezależnie od tego, co wcześnie przedyskutowaliśmy – Zaczął Nicolai, kładąc prawą rękę na ramieniu Barretta – Zostanę tu jeśli, o to poprosisz. Jeśli sfora mnie potrzebuje… - Nie. – Odpowiedział Barrett, kręcąc głową. – Jestem zaszczycony Twoją ofertą, ale masz nowe wezwanie, które pochodzi z daleka od nas. Musisz iść. Z Miry pomocą i planami ruszymy i będziemy bezpieczni. Ale pamiętaj, że zawsze jesteś mile widziany w Savannah. To zawsze będzie Twój dom. - Dziękuję. – Powiedział Nicolai, puszczając ramię Barretta. Usadowiłam się na ziemi przed grupą sześciu mężczyzn. Nadal mieliśmy kilka godzin, zanim Słońce wzejdzie, ale to mogło trochę potrwać, aby dostosować wspomnienia wszystkim ludziom i wszczepić im pewne potrzebne informacje. Ponadto, utajone polecenie opuszczenia Przymierza było nawet trudniejsze do wykonania. Zapowiadała się bardzo długo noc. Danaus ukląkł przy mnie, kładąc jedną rękę na moich plecach. - Potrzebujesz mnie do czegoś jeszcze ? - Nie, nie możesz mi pomóc. Mógłbyś proszę wesprzeć sforę w pozbyciu się ciał ? To zajmie mi chwilę. Wydał lekkie parsknięcie, kiedy wstawał. - Zostawiasz mi brudną robotę. – Mruknął. Haniebna robota, mój ośle. Grzebanie w umysłach tych sześciu mężczyzn, nie było tym, na czym chciałam spędzić dzisiejszy wieczór i na pewno nie miało to być przyjemne.