6
NIEZNANE
REGIONY
GROMADAGWIEZDNA
SSI-RUUKÓW
BakuraEndorVaronat
IsonBespin
Hoth
SEKTORY
SENEKSA-
-JUVEKSA
SEKTOR
ELROODA
GROMADA MINOS
SEKTOR KATHOLA
DZIKIE PRZESTWORZA
Sullusta
Eriadu
Clakdor VII
Sluis Van
Dagobah Zhar
Alzoc III
Umgul
Naboo
Rimmiañskiszlakhandlowy
Koreliañski szlak handlowy
TrasanaKoreliê
Tatooine
Ryloth
Rodia
Bothawui
Roon
PRZESTW
ORZA
BOTHAN
RODKOW
E
RUBIE
ODLEG£E RU
RUBIE¯E
REJON EKSPANSJI
YagDhul
Tynna
Gyndina
Rhommamool
Osarian
G
Ith
OrdMantell
AnobisVortexBilbringiReecee
Coruscant
Duro
Fondor
KOLONIE
(Alderaan)
Kuat
Korelia
Commenor
G£ÊBOKIE
J¥DROGROM
ADA
KOORNACHT
galaktyki
wiaty
j¹dra
W
EW
NÊTRZNE
7
Barab
I
Pzob
Gamorra
Kessel
Honoghr
E¯E
BIE¯E
Nal Hutta
Ilezja
PRZESTW
O
RZA
H
U
TTÓ
W
BimmisaariKashyyyk
Tholatin
Kalam
ar
SZCZ¥TKI
GROM
ADY
CRON
GROMADA
TION
GROMADA HAPES
szlak handlowy
Myrkr
Obroa-skai
Perlemiañski
Almania
Wayland
SEKTOR
MERIDIANA
Yavin
Hydiañska droga
SEKTOR
WSPÓLNY
RAM
IÊ
TINGEL
Belkadan(Helska)Bastion (Sernpidal)
Dubrillion
MuunilistDantooine
Yaga Mniejsza
GarquiAgamar
Dathomira
hor
IMPERIUM
Hydiañska
droga
Corulag
Chandrila
Brentaal
Esseles
Rhinnal
Rallttiir
Perlemiañski szlak handlowy
8
44 lata przed
Now¹ nadziej¹
Uczeñ Jedi
czêæ I i II
32 lata przed
Now¹ nadziej¹
Gwiezdne Wojny
czêæ I:
Mroczne widmo
22 lata przed
Now¹ nadziej¹
Gwiezdne Wojny
czêæ II
20 lat przed
Now¹ nadziej¹
Gwiezdne Wojny
czêæ III
3 lata po
Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny
czêæ V:
Imperium
kontratakuje
Opowieci ³owców
nagród
3,5 roku po
Nowej nadziei
Cienie Imperium
4 lata po
Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny
czêæ VI:
Powrót Jedi
Opowieci z pa³acu
Hutta Jabby
Wojny ³owców nagród:
Mandaloriañska zbroja
Spisek Xizora
Twardy towar
Pakt na Bakurze
6,57,5 roku po
Nowej nadziei
X-skrzyd³owiec:
Eskadra £obuzów
Ryzyko Wedgea
Pu³apka z Krytos
Wojna o bactê
Eskadra Widm
¯elazna Piêæ
Dowódca Solo
14 lat po
Nowej nadziei
Kryszta³owa
gwiazda
1617 lat po
Nowej nadziei
Trylogia Kryzys
Czarnej Floty:
Przed burz¹
Tarcza k³amstw
Próba tyrana
17 lat po
Nowej nadziei
Nowa rebelia
18 lat po
Nowej nadziei
Trylogia koreliañska:
Zasadzka na Korelli
Napaæ na Selonii
Zwyciêstwo na
Centerpoint
Gwiezdne Wojny: Powieci
9
100 lat przed
Now¹ nadziej¹
Trylogia
Hana Solo:
Rajska pu³apka
Gambit Huttów
wit Rebelii
ok. 25 lat przed
Now¹ nadziej¹
Przygody Landa
Calrissiana:
Myloharfa Sharów
Ogniowicher Oseona
Gwiazdogrota ThonBoka
Przygody Hana Solo:
Han Solo na Krañcu
Gwiazd
Zemsta Hana Solo
Han Solo i utracona
fortuna
Gwiezdne Wojny
czêæ IV:
Nowa Nadzieja
03 lata po
Nowej nadziei
Opowieci
z kantyny Mos
Eisley
Spotkanie na
Mimban
8 lat po
Nowej nadziei
lub
ksiê¿niczki Leii
9 lat po
Nowej nadziei
Trylogia Thrawna:
Dziedzic Imperium
Ciemna Strona Mocy
Ostatni rozkaz
X-skrzyd³owiec:
Zemsta Isard
11 lat po
Nowej nadziei
Trylogia Akademia
Jedi:
W poszukiwaniu Jedi
Uczeñ Ciemnej
Strony
W³adcy Mocy
Ja, Jedi
1213 lat po
Nowej nadziei
Dzieci Jedi
Miecz Ciemnoci
Planeta zmierzchu
X-skrzyd³owiec:
Wojownicy
z Adumara
19 lat po
Nowej nadziei
Duologia Rêka
Thrawna:
Widmo przesz³oci
Wizja przysz³oci
22 lata po
Nowej nadziei
Najm³odsi rycerze
Jedi:
Z³ota Kula
wiat Lyrica
Obietnice
Wyprawa Anakina
Forteca Vadera
Ostrze Kenobiego
25 lat po
Nowej nadziei
Nowa era Jedi:
Wektor Pierwszy
Mroczny
przyp³yw I:
Szturm
Mroczny
przyp³yw II:
Inwazja
Agenci Chaosu I:
Próba
bohatera
2324 lata po
Nowej nadziei
M³odzi rycerze Jedi:
Spadkobiercy Mocy
Akademia Ciemnej Strony
Zagubieni
Miecze wietlne
Najciemniejszy Rycerz
Oblê¿enie Akademii Jedi
Okruchy Alderaana
Sojusz Ró¿norodnoci
Mania wielkoci
Nagroda Jedi
Zaraza Imperatora
Powrót na Ord Mantell
Tarapaty w Miecie w Chmurach
Kryzys na Crystal Reef
Kiedy co siê wydarzy³o
11
R O Z D Z I A £
Je¿eli s³oñce systemu by³o zaniepokojone tym, co dzia³o siê na
powierzchni i w przestworzach wokó³ czwartej planety, nie dawa³o ni-
czego po sobie poznaæ. Wype³niaj¹c atmosferê ciep³ym z³ocistym bla-
skiem, wieci³o równie spokojnie i jasno jak wówczas, kiedy bitwa do-
piero siê zaczyna³a. Cierpia³ tylko ujarzmiony wiat, czego dowodzi³y
sk¹panews³onecznymblaskuranynajegopowierzchni.Okolice,które
kiedy mieni³y siê zieleni¹, b³êkitem lub biel¹, przybra³y teraz barwê
rudobrunatn¹ albo popielatoszar¹. Spomiêdzy przera¿onych chmur
wznosi³y siê k³êby dymu ze spustoszonych miast i czarnych cie¿ek,
wypalonych w ciemnej zieleni iglastych lasów. Dna wysuszonych gór-
skich jezior i p³ytkich mórz kry³y siê w ob³okach przegrzanej pary.
W g³êbi otaczaj¹cych planetê chmur popio³ów i wyrzuconych
w powietrze szcz¹tków unosi³ siê gwiezdny okrêt, g³ówny sprawca
wszystkich zniszczeñ. Wygl¹da³ jak gigantyczne jajo wykonane
z korala yorik. Jego szorstk¹ czarn¹ powierzchniê zdobi³y tu i ówdzie
b³yszcz¹ce niczym wulkaniczne szkliwo g³adkie plamy. W mrocz-
nych wg³êbieniach chropowatej pow³oki kry³y siê wyrzutnie rakiet
i dzia³a plazmowe. Inne, jeszcze g³êbsze, podobne do kraterów jamy
mieci³y dovin basale, które nie tylko napêdza³y okrêt, ale tak¿e chro-
ni³y go, poch³aniaj¹c energiê laserowych strza³ów. Z dziobowej
i rufowej czêci jednostki wystawa³y krwistoczerwone i b³êkitne ra-
miona. Niczym skorupiaki przyczepi³y siê do nich, podobne do astero-
id, gwiezdne myliwce. Wokó³ okrêtu roi³o siê od mniejszych stat-
ków. Piloci jednych usuwali odniesione w trakcie bitwy uszkodzenia;
inni uzupe³niali zapasy energii systemów uzbrojenia, kilku za trans-
portowa³o ³upy ze spustoszonej planety.
12
Nieco dalej od miejsca bitwy unosi³ siê o wiele mniejszy okrêt.
Jego fasetkowa pow³oka sprawia³a wra¿enie wypolerowanej po-
wierzchni klejnotu. Od czasu do czasu niektóre fasetki rozjania³y
siê albo gas³y. Wygl¹da³o to, jakby jedne sektory przekazywa³y s¹-
siednim wa¿ne informacje.
W dolnej czêci kanciastego dziobu okrêtu, na poduszkach kryj¹-
cych podobny do grzêdy stojak, siedzia³a ze skrzy¿owanymi nogami
posêpna chuda istota. Obserwowa³a unosz¹ce siê w przestworzach
przedmioty i szcz¹tki, pêdzone przez grawitacyjne si³y w okolice jej
jednostki. Spogl¹da³a obojêtnie na fragmenty rozerwanych okrêtów
liniowych i myliwców Nowej Republiki. Nie okazywa³a ¿adnych
uczuæ na widok ubranych w pró¿niowe skafandry cia³, zastyg³ych
w najró¿niejszych pozach. Chyba nie widzia³a pocisków, które nie
wybuch³y, bo nie dotar³y do celu. W pewnej chwili jej uwagê zwró-
ci³ podziurawiony kad³ub cywilnego statku. Napis na burcie g³osi³
Rozpadlina Pengi.
W niewielkiej odleg³oci unosi³ siê sczernia³y szkielet obronnej
platformy. Nieopodal przewala³ siê bezw³adnie z burty na burtê wy-
palony wrak gwiezdnego kr¹¿ownika. Ju¿ wkrótce mia³ roztrzaskaæ
siê o powierzchniê planety. Wysysane przez pró¿niê, z jego wnêtrza
niczym z siewnika wysypywa³y siê ró¿ne przedmioty. W innym miej-
scu wype³niony uchodcami transportowiec zosta³ pochwycony przez
szpikulec pêkatego zdobywczego statku, który wci¹ga³ go do wnê-
trza gigantycznego okrêtu.
Siedz¹ca istota patrzy³a na to wszystko, nie okazuj¹c ani rado-
ci, ani wspó³czucia. Zniszczenia by³y podyktowane najzwyklejsz¹
koniecznoci¹. Musia³o siê tak staæ.
W tylnej czêci grzêdy dowodzenia sta³ m³ody akolita. Przeka-
zywa³ najnowsze informacje, jakie otrzymywa³ od cienkiego stwo-
rzenia, przyczepionego szecioma cienkimi nogami do wewnêtrznej
powierzchni jego prawego przedramienia.
Zwyciê¿ylimy, eminencjo odezwa³ siê w pewnej chwili.
Nasze si³y powietrzne i l¹dowe opanowa³y g³ówne skupiska ludnoci,
a koordynator wojenny zainstalowa³ siê w p³aszczu. Akolita zerk-
n¹³ na przytwierdzonego do przedramienia odbiorczego villipa, któ-
rego ³agodny bioluminescencyjny blask rozjania³ pomieszczenie
chyba bardziej ni¿ sk¹pe owietlenie grzêdy dowodzenia. Wojsko-
wy taktyk komandora Tli jest przekonany, ¿e przechowywane tam
astrogacyjne mapy i historyczne dane oka¿¹ siê podczas naszej kam-
panii bardzo cenne.
13
Kap³an Harrar przeniós³ spojrzenie na wielki okrêt.
Czy taktyk powiadomi³ komandora Tlê o swojej opinii?
Akolita zawaha³ siê, zanim siê odezwa³, co samo w sobie wy-
starczy³o za odpowied. Ale Harrar i tak pragn¹³ j¹ us³yszeæ.
Nasze przybycie nie wprawi³o komandora w zachwyt, emi-
nencjo odrzek³ w koñcu akolita. Co prawda, dowódca nie
owiadczy³ wprost, ¿e uwa¿a sk³adanie ofiar za co zbytecznego;
stwierdzi³ jednak, ¿e dziêki pomylnemu przebiegowi dotychcza-
sowej kampanii nie musi uciekaæ siê do pomocy religijnych nad-
zorców. Obawia siê, ¿e nasza obecnoæ mo¿e tylko utrudniæ jego
zadanie.
Komandor Tla nie potrafi poj¹æ, ¿e anga¿ujemy wroga na
ró¿nych frontach oznajmi³ Harrar. Przeciwników mo¿na bardzo
³atwo zmusiæ do pos³uszeñstwa. Nikt jednak nie zagwarantuje, ¿e
wrogowie nawróc¹ siê na nasz¹ wiarê.
Czy mam przekazaæ tê opiniê komandorowi, eminencjo?
zapyta³ akolita.
To nie twoje zadanie burkn¹³ kap³an. Sam siê tym zajmê.
Harrar, samiec w rednim wieku, wsta³ i podszed³ do prze-
zroczystego wieloboku. Sta³ tam jaki czas ze splecionymi z ty³u
g³owy trójpalczastymi d³oñmi. W religijnym zapale pozosta³e palce
powiêci³ podczas ró¿nych rytualnych ceremonii. Jego szczup³e cia-
³o okrywa³a luna szata o pastelowych barwach, a d³ugie czarne w³osy
ukrywa³a starannie spleciona chusta. Na karku widnia³y wyciête
w skórze i wypchniête przez koci krêgos³upa znaki, które porusza-
³y siê przy ka¿dym ruchu g³owy.
Harrar chwilê spogl¹da³ na obracaj¹c¹ siê tarczê planety.
Jak nazywa siê ten wiat? zapyta³ w koñcu.
Obroa-skai, eminencjo.
Obroa-skai... powtórzy³ kap³an, jakby myla³ g³ono. Co
oznacza ta nazwa?
Na razie tego nie wiemy odrzek³ akolita. Bez w¹tpienia
odkryjemy to, kiedy zapoznamy siê ze zdobytymi informacjami.
Harrar uczyni³ praw¹ rêk¹ gest na znak, ¿e jego rozmówca mo¿e
odejæ.
To i tak nie ma najmniejszego znaczenia powiedzia³.
Ujrza³ k¹tem oka jaki b³ysk i odwróci³ g³owê w kierunku pla-
nety Obroa-skai. Z jej cienia wy³oni³a siê koralowa kanonierka. Ru-
fowe dzia³ka okrêtu plu³y ogniem w stronê czwórki cigaj¹cych j¹
gwiezdnych myliwców typu X, które z pewnoci¹ ukry³y siê w mroku
14
zacienionej strony. Niewielkie X-skrzyd³owce bardzo szybko zmniej-
sza³y odleg³oæ dziel¹c¹ je od wiêkszej jednostki. Ryzykuj¹c prze-
ci¹¿enie silników swoich gwiezdnych maszyn, czterej ludzie zasy-
pywali kanonierkê b³yskawicami laserowych strza³ów. Harrar s³ysza³,
¿e piloci Nowej Republiki opanowali ca³kiem niele sztukê wywo-
dzenia dovin basali w pole, zmieniaj¹c czêstotliwoæ i si³ê ognia
laserowych dzia³ek. Ci czterej cigali kanonierkê, opanowani prze-
mo¿n¹ ¿¹dz¹ mordu. Ich pewnoæ siebie i skupienie uwagi na jed-
nym celu znamionowa³y cechy charakteru, o których Yuuzhanie nie
powinni zapominaæ podczas dalszej kampanii. Tymczasem wojow-
nicy rasy Yuuzhan Vong nie przejmowali siê takimi drobiazgami.
Musieli siê jednak nauczyæ, ¿e pragnienie przetrwania odgrywa
w psychice wrogów równie wa¿n¹ rolê jak mieræ w wierzeniach
Yuuzhan.
Piloci kanonierki zmienili wektor lotu i skierowali siê ku wielkie-
mu okrêtowi. Zapewne zamierzali skorzystaæ z os³ony, jak¹ mog³y im
zapewniæ dzia³a jednostki komandora Tli. Czterej piloci myliwców
nie zrezygnowali z pocigu. Z³amali szyk i jeszcze bardziej przyspie-
szyli. Zaatakowali kanonierkê z czterech stron równoczenie.
Wykonali swój manewr ze zdumiewaj¹c¹ precyzj¹. Usi³uj¹c
pokonaæ opór dovin basali du¿ej jednostki, nie przestawali raziæ jej
laserowymi b³yskawicami i jaskraworó¿owymi smugami pro-
tonowych torped. Mniej wiêcej po³owê strza³ów poch³ania³y wy-
twarzane przez dovin basale czarne mikrodziury, ale co najmniej
drugie tyle trafia³o do celu. Raz po raz w kad³ubie szturmowej jed-
nostki pojawia³y siê ogniste dziury. W przestworza szybowa³y bry³y
czerwonawo-czarnego koralu yorik. Zaskoczona zaciek³oci¹ ataku
za³oga kanonierki kuli³a siê za os³on¹ tarcz. Zapewne czeka³a na
chwilê wytchnienia, ale napastnicy nie rezygnowali. Uciekaj¹c¹
jednostkê raz po raz trafia³y energetyczne ciosy, które zmusza³y j¹
do zmiany kursu. W koñcu dovin basale zaczê³y dawaæ za wygran¹.
Ujrzawszy, ¿e elementy obronne s³abn¹, za³oga wiêkszej jednostki
postanowi³a przes³aæ energiê do systemów uzbrojenia.
Rozpaczliwie chwytaj¹c siê ostatniej szansy ocalenia, przyst¹-
pi³a do kontrataku. Z dziesi¹tków stanowisk artylerii pomknê³y
w przestworza mciwe nitki z³ocistego ognia. Myliwce Nowej Re-
publiki by³y jednak szybsze i zwrotniejsze. Atakuj¹c raz po raz, ich
piloci przeorywali ognistymi smugami kad³ub bezbronnej kanonier-
ki. Z g³êbokich ran i wypalanych przez lasery bruzd strzela³y fon-
tanny zwêglonych tkanek. W pewnej chwili zniszczenie wyrzutni
15
plazmy zapocz¹tkowa³o ³añcuchow¹ eksplozjê stanowisk ogniowych
sterburty. Ogniste rozb³yski przewêdrowa³y od dziobu do rufy. Sto-
pione bry³y koralu yorik ci¹gnê³y siê za kanonierk¹ niczym smuga
dymu. Z rdzenia zaczê³y siê wydobywaæ b³yski olepiaj¹cego wiat-
³a. Skazany na zag³adê okrêt zmniejszy³ prêdkoæ i zacz¹³ wirowaæ
wokó³ osi. W koñcu, wstrz¹niêty ostatnim paroksyzmem, znikn¹³
w kuli ognia, która p³onê³a zaledwie kilka sekund.
Wygl¹da³o na to, ¿e w zapale walki zdecydowani na wszystko
piloci X-skrzyd³owców zamierzaj¹ zaatakowaæ wielki okrêt. W ostat-
niej chwili jednak zawrócili. Salwy z potê¿nych dzia³ przeciê³y po-
bliskie przestworza, ale ¿aden pocisk nie trafi³ do celu.
Poznaczona bliznami twarz Harrara by³a nieprzenikniona jak
maska. W pewnej chwili kap³an odwróci³ g³owê i spojrza³ nad ra-
mieniem na akolitê.
Zaproponuj komandorowi Tli, ¿eby jego ¿arliwi artylerzyci
pozwolili tym ma³ym uciec odezwa³ siê, ani na chwilê nie trac¹c
opanowania i pewnoci siebie. Mimo wszystko kto musi prze¿yæ,
¿eby opowiedzieæ, co siê tu wydarzy³o.
Niewierni walczyli mê¿nie i zginêli jak bohaterowie zary-
zykowa³ akolita.
Harrar odwróci³ g³owê jeszcze bardziej i popatrzy³ na rozmów-
cê. W g³êboko osadzonych oczach kap³ana zab³ys³y iskierki zdzi-
wienia.
Czy¿bym us³ysza³ w twoim g³osie cieñ szacunku?
Akolita powa¿nie kiwn¹³ g³ow¹.
To by³a tylko uwaga, eminencjo. Gdyby chcieli zas³u¿yæ na
mój szacunek, musieliby z w³asnej woli przyj¹æ prawdê, któr¹ im
g³osimy.
Na grzêdzie pojawi³ siê m³odszy stopniem pos³aniec. Oddaj¹c
wojskowe honory, skrzy¿owa³ rêce na piersi i uderzy³ piêciami
w przeciwleg³e barki.
Belek tiu, eminencjo oznajmi³. Przynoszê wiadomoæ, ¿e
zgromadzono wszystkich jeñców.
Ilu?
Kilkuset, ró¿nych ras. Czy ¿yczysz sobie osobicie dokonaæ
wyboru tych, których z³o¿ymy w ofierze?
Harrar wyprostowa³ siê i poprawi³ fa³dy eleganckiej szaty.
Uczyniê to z prawdziw¹ przyjemnoci¹.
16
Przezroczysta pieczêæ gardzieli transportowca otworzy³a siê
i ukaza³a oczom kap³ana olbrzymi¹ ³adowniê. Wype³niali j¹ po brzegi
jeñcy, pochwyceni na powierzchni i w przestworzach wokó³ planety
Obroa-skai. Do pomieszczenia weszli najpierw towarzysz¹cy Har-
rarowi stra¿nicy i s³udzy. Dopiero za nimi wp³yn¹³ sam kap³an. Pod-
kuliwszy jedn¹ nogê i zwiesiwszy drug¹, siedzia³ na unosz¹cej siê
poduszce. Utrzymywa³ j¹ w powietrzu niewielki pulsuj¹cy dovin
basal o kszta³cie serca. Reaguj¹c na wydawane przez Harrara rozka-
zy, móg³ przyczepiæ siê do sufitu, gdyby kap³an ¿yczy³ sobie znaleæ
siê jeszcze wy¿ej. Potrafi³ tak¿e po¿eglowaæ w stronê którejkolwiek
odleg³ej grodzi, gdyby Harrar wyda³ polecenie lotu w przód, w pra-
wo albo w lewo.
£adowniê zalewa³o jakrawe wiat³o. Wydobywa³o siê z bio-
luminescencyjnych ³at, rozmieszczonych w nieregularnych odstê-
pach na suficie i cianach. Pomieszczenie zosta³o podzielone na dwa
równoleg³e rzêdy, licz¹ce po dwadziecia odizolowanych od siebie
krêpuj¹cych obszarów. Za wytwarzanie ich i utrzymywanie odpo-
wiada³y wiêksze dovin basale. W ka¿dym obszarze stali, st³oczeni
ciasno obok siebie, naukowcy i badacze z ró¿nych planet: ludzie,
Bothanie, Bithowie, Quarrenowie i Caamasjanie. Be³kotali co g³ono
w ojczystych jêzykach, jakby starali siê przekrzyczeæ wszystkich
pozosta³ych. Selekcji mieli pilnowaæ odziani na czarno stra¿nicy
uzbrojeni w amphistaffy. S³u¿¹ce zazwyczaj do transportu zaopa-
trzenia koralowych skoczków, ogromne pomieszczenie cuchnê³o te-
raz krwi¹, potem i wyziewami cia³ istot z ró¿nych planet.
Przede wszystkim w powietrzu wyczuwa³o siê jednak przera-
¿enie.
Harrar unosi³ siê na poduszce, kieruj¹c os³oniête kapturem oczy
coraz to w inn¹ stronê. Cz³onkowie jego wity zostali z ty³u, tak by
kap³an móg³ unosiæ siê nad biegn¹cym rodkiem ³adowni przejciem
i przygl¹daæ wiêniom, st³oczonym po obu stronach. Zanim jednak
móg³ dotrzeæ w pobli¿e pierwszej pary krêpuj¹cych obszarów, mu-
sia³ omin¹æ ogromny stos skonfiskowanych automatów. Setki robo-
tów i androidów, rzuconych byle jak jedne na drugie, tworzy³o pl¹-
taninê koñczyn, wysiêgników, wypustek, manipulatorów i innych
mechanicznych podzespo³ów.
Kiedy Harrar wyda³ rozkaz zatrzymania siê obok góry au-
tomatów, te sporód nich, które spoczywa³y na wierzchu, zadr¿a³y
pod jego bezlitosnym spojrzeniem. Rozleg³o siê brzêczenie przeci¹-
¿onych serwomotorów. Obróci³y siê czerepy w kszta³cie kopu³ek,
172 Próba bohatera
prostopad³ocianów i ludzkich g³ów. Z obudów wy³oni³y siê czujni-
ki dwiêków. Niezliczone fotoreceptory nastawi³y siê na najwiêksz¹
czu³oæ i ostroæ. Chwilê póniej ze szczytu ruszy³a niewielka lawi-
na. Kilka automatów, tocz¹c siê i kozio³kuj¹c, spoczê³o u stóp stosu,
g³êboko pod powierzchni¹ pok³adu.
Harrar skierowa³ zdumione spojrzenie na wykrzywionego pro-
tokolarnego androida. Górn¹ praw¹ koñczynê automatu zdobi³a prze-
paska z wielobarwnej tkaniny. Kap³an rozkaza³, aby poduszka pod-
p³ynê³a w pobli¿e unieruchomionego mechanizmu.
Dlaczego niektóre z tych blunierstw nosz¹ ubrania? zapy-
ta³ szefa swojej wity.
Wygl¹da na to, eminencjo, ¿e pe³nili obowi¹zki pomocników
naukowców wyjani³ s³u¿¹cy. Do bibliotek planety Obroa-skai
mieli dostêp tylko ci, którzy zawarli kontrakt z wykwalifikowanymi
badaczami. Opaska na rêce tej maszyny wskazuje, ¿e pracowa³a ona
w tak zwanym Obroañskim Instytucie.
Harrar sprawia³ wra¿enie wstrz¹niêtego.
Chcesz powiedzieæ, ¿e szanowani naukowcy traktowali te
przedmioty jak równych sobie?
S³u¿¹cy kiwn¹³ g³ow¹.
Wszystko na to wskazuje, eminencjo powiedzia³.
Kap³an u³o¿y³ twarz w wyraz pogardy i obrzydzenia.
Pozwólcie maszynie myleæ, ¿e jest równa ¿ywej istocie, a nie-
d³ugo zacznie uwa¿aæ siebie za kogo lepszego. Wyci¹gn¹³ rêkê
i zerwa³ opaskê z koñczyny androida, po czym rzuci³ kawa³ek mate-
ria³unapok³ad.Dopilnujcie,¿ebyz³o¿onowofierzereprezentatywn¹
próbkê tych blunierstw rozkaza³ w³adczym tonem. A pozosta³e
wrzuæcie do ognia.
Jestemy zgubieni z g³êbi stosu rozleg³ siê st³umiony
syntetyzowany g³os.
Kiedy siedz¹cy na poduszce Harrar skierowa³ siê do najbli¿szego
krêpuj¹cego obszaru, wyci¹gnê³y siê ku niemu w b³agalnym gecie
¿ywe koñczyny ró¿nych d³ugoci, barw i kszta³tów. Niektórzy wiê-
niowie prosili go o zmi³owanie; wiêkszoæ jednak milcza³a i tylko
patrzy³a na niego z przera¿eniem. Kap³an zachowywa³ siê obojêt-
nie, dopóki jego spojrzenie nie spoczê³o na cz³ekokszta³tnej istocie
poroniêtej d³ug¹ sierci¹. Z wystaj¹cego czo³a stworzenia wyrasta-
³a para rogów w kszta³cie sto¿ków. Na obna¿onych d³oniach i sto-
pach widnia³y lady ciê¿kiej fizycznej pracy. Odciski i zgrubienia
skóry nie mog³y jednak ukryæ inteligencji w kryszta³owo przejrzystych
18
oczach. Cz³ekokszta³tna istota by³a ubrana w pozbawiony rêkawów,
podobny do worka strój, opadaj¹cy do kolan i przewi¹zany w pasie
sznurem splecionym z jakich rolin.
Do jakiej nale¿ysz rasy? zapyta³ Harrar, zwracaj¹c siê do
istoty w nienagannym basicu.
Jestem Gotalem.
Harrar wskaza³ przewi¹zany w pasie strój przypominaj¹cy wo-
rek.
Twoje ubranie przystoi bardziej pokutuj¹cemu grzesznikowi
ni¿ naukowcowi zauwa¿y³. Kim jeste?
I jednym, i drugim, a zarazem ¿adnym z nich odpar³ Gotal.
Jestem hkigiañskim kap³anem.
Harrar energicznie obróci³ siê na poduszce i popatrzy³ na cz³on-
ków swojej wity.
Mamy szczêcie powiedzia³. Znalelimy jakiego wiê-
tego. Przeniós³ spojrzenie z powrotem na Gotala. Opowiedz mi
co o swojej religii, hkigiañski kap³anie.
Dlaczego interesujesz siê moimi wierzeniami?
Ach, ja tak¿e jestem wykonawc¹ rytua³ów oznajmi³ Yuuz-
hanin. Je¿eli wolisz, mo¿esz zwierzyæ mi siê jak kap³an ka-
p³anowi.
My, Hkigianie, wierzymy, ¿e najwiêksz¹ wartoæ ma cnot-
liwe ¿ycie odpar³ szczerze Gotal.
To prawda, ale jakiemu celowi ma to s³u¿yæ? zapyta³ Har-
rar. Zapewnieniu obfitych plonów, wywy¿szeniu siebie czy te¿ mo¿e
zapewnieniu odpowiedniego miejsca w przysz³ym ¿yciu?
Cnota jest nagrod¹ sam¹ w sobie.
Na twarzy yuuzhañskiego kap³ana odmalowa³o siê zaintere-
sowanie.
Tak owiadczyli ci twoi bogowie?
Tak przedstawia siê nasza prawda odpar³ wiêzieñ. Jedna
z wielu.
Jedna z wielu powtórzy³ Harrar. A z jak¹ prawd¹ zapoznali
ciê Yuuzhanie? Je¿eli owiadczysz, ¿e uznajesz naszych bogów, mo¿e
zastanowiê siê i darujê ci ¿ycie.
Gotal spojrza³ na niego z niezm¹conym spokojem.
Tylko fa³szywy bóg móg³by ¿¹daæ mierci tylu istot i zni-
szczeñ tylu wiatów powiedzia³.
A zatem to prawda stwierdzi³ Yuuzhanin. Obawiasz siê
mierci.
19
Nie bojê siê zgin¹æ w imiê prawdy oznajmi³ Gotal. Nie
bojê siê, je¿eli moja mieræ przyniesie ulgê w cierpieniu albo po³o¿y
kres z³u i nienawici.
Cierpienie? Harrar pochyli³ siê z³owieszczo ku jeñcowi.
Pozwól, ¿e powiem ci co o nim, kap³anie. Cierpienie jest esencj¹
¿ycia. Ci, którzy uznaj¹ tê prawdê, rozumiej¹, ¿e tylko mieræ uwal-
nia ich od cierpienia. Pogodzilimy siê z tym i dlatego nie boimy siê
mierci. Wyprostowa³ siê, powiód³ spojrzeniem po wiêniach
i podniós³ g³os tak, aby mogli us³yszeæ go wszyscy w wielkiej ³a-
downi. Nie ¿¹damy od was wiêcej ni¿ od siebie. Chcemy tylko,
¿ebycie odwdziêczyli siê bogom za ofiary, jakie ponieli podczas
stwarzania kosmosu. Sk³adamy im w ofierze cia³o i krew, aby ich
dzie³o mog³o przetrwaæ.
Nasi bogowie nie wymagaj¹ od nas niczego oprócz dobrych
uczynków odezwa³ siê Gotal.
Uczynków, które wzbudzaj¹ niechêæ i nienawiæ parskn¹³
pogardliwie Yuuzhanin. Je¿eli wymagaj¹ od was tylko tego, nic
dziwnego, ¿e opucili was w potrzebie.
Nie czujemy siê opuszczeni zaprotestowa³ wiêzieñ. Mamy
rycerzy Jedi.
Przez t³um wiêniów przetoczy³a siê fala potakuj¹cych po-
mruków. Z pocz¹tku ledwie s³yszalna, po chwili przybra³a na sile
i przekonaniu.
Harrar powiód³ spojrzeniem po stoj¹cych pod nim istotach. Za-
skoczy³o go, jak ró¿ne mieli twarze: pomarszczone albo g³adkie,
poroniête sierci¹ albo bezw³ose, z guzami, rogami albo g³êbokimi
bruzdami o miêsistych albo cienkich wargach. Zamieszkuj¹ce inn¹
galaktykê istoty rasy Yuuzhan Vong stara³y siê kiedy wyelimino-
waæ tak¹ ró¿norodnoæ. Wybuch³y wojny, które trwa³y ca³e tysi¹cle-
cia. Kosztowa³y mieræ tylu ofiar i spowodowa³y zniszczenie tylu
wiatów, ¿e nie da³oby siê wszystkich zliczyæ. Tym razem jednak
Yuuzhanie zamierzali byæ przezorniejsi. Planowali unicestwiæ tylko
te ludy i planety, które by³y niezbêdne do dokoñczenia czystki.
Czy ci Jedi to wasi bogowie? zapyta³ w koñcu Harrar, zwra-
caj¹c siê do wiênia.
Gotal zastanawia³ siê chwilê czy dwie, zanim odpowiedzia³.
Rycerze Jedi s¹ stra¿nikami sprawiedliwoci i pokoju.
A ta Moc, o której mi mówiono dopytywa³ siê Yuuzhanin.
Jak móg³by j¹ opisaæ?
Gotal rozci¹gn¹³ usta w lekkim umiechu.
20
To co, czego nigdy nie dotkniesz odpar³ cicho. Gdybym
nie wiedzia³, ¿e to niemo¿liwe, powiedzia³bym, ¿e wyskoczylicie
z jej ciemnej strony.
Zainteresowanie Harrara wyranie wzros³o.
Chcesz powiedzieæ, ¿e ta Moc ma jasn¹ i ciemn¹ stronê?
Jak wszystko inne na tym wiecie.
A któr¹ ty zajmujesz w stosunku do nas? zapyta³ Yuuzhanin.
Jeste taki pewien, ¿e stoisz po jasnej stronie?
Wiem tylko to, czego uczy mnie serce.
Harrar zastanawia³ siê chwilê nad tym, co us³ysza³.
A zatem ta walka to co wiêcej ni¿ zwyczajna wojna stwier-
dzi³ po chwili. To zmagania bogów, a wy i my jestemy tylko na-
rzêdziami.
Gotal uniós³ dumnie g³owê.
To mo¿liwe powiedzia³. Ale ostateczny wynik ju¿ zosta³
ustalony.
Harrar prychn¹³.
Niech to przekonanie przyniesie ci ulgê w ostatnich chwi-
lach ¿ycia burkn¹³. Zapewniam, nie zosta³o ci ich wiele. Pod-
niós³ g³os i zwróci³ siê do st³oczonych jeñców. A¿ dot¹d istoty
waszych ras mia³y do czynienia tylko z yuuzhañskimi wojownikami
i politykami. Dowiedzcie siê, ¿e dzisiaj przybyli prawdziwi archi-
tekci waszego przeznaczenia.
Odwróci³ g³owê i gestem zachêci³ cz³onków wity, ¿eby do nie-
go do³¹czyli.
Ta Moc to tylko dziwaczne, irracjonalne wierzenia po-
wiedzia³ cicho do s³u¿¹cego, który stan¹³ obok podtrzymywanej przez
dovin basala poduszki. Je¿eli jednak naprawdê zamierzamy nad
nimi panowaæ, powinnimy zrozumieæ, w jaki sposób jednoczy mi-
liardy tak odmiennych istot. Musimy tak¿e unicestwiæ wszystkich
Jedi. Skutecznie i raz na zawsze.
21
R O Z D Z I A £
Mimo i¿ galaktyka obfitowa³a w wiele cudów i dziwów, skupiska
potê¿nych drzew i krzy¿uj¹cych siê ga³êzi podtrzymuj¹cych miasto
Wookiech Rwookrrorro cieszy³y siê zas³u¿on¹ s³aw¹. Ogl¹dane
z góry, na tle ciemnej zieleni bezdennego lasu, miasto sprawia³o nie-
zwyk³ewra¿enie.Wygl¹da³o,jakbyocala³ozestraszliwych,najni¿szych
poziomówd¿ungliKashyyykaijakoprzyk³addoskona³ejharmoniiprzy-
rody i techniki, zosta³o powierzone opiece zachmurzonego nieba.
Na skraju miasta z daleka od okr¹g³ych domów, które wyra-
sta³y z g¹bczastego pod³o¿a i trzyma³y siê pni gigantycznych wro-
shyrów na wierzcho³ku wielkiego konaru ³¹cz¹cego korony kilku
drzew trwa³a uroczysta ceremonia ku czci nie koñcz¹cego siê cyklu
narodzin i mierci.
Uczestniczy³o w niej dwadziecioro kilkoro Wookiech i istot
ludzkich obojga p³ci. Wszyscy tworzyli kr¹g wokó³ drewnianego
sto³u, który tak¿e by³ okr¹g³y. Jedni stali, inni kucali, a jeszcze inni
siedzieli, ale na twarzach wszystkich malowa³ siê taki sam wyraz
smutku i powagi. Jedyny wyj¹tek stanowi³y dwa automaty, C-3PO
Threepio i R2-D2 Artoo-Detoo. Im tak¿e pozwolono wzi¹æ udzia³
w ceremonii, ale bez wzglêdu na okolicznoci, na ich metalowych
obliczach nie mog³y siê odmalowaæ ¿adne uczucia.
C-3PO sta³ z g³ow¹ przekrzywion¹ na bok i rêkami zgiêtymi
pod k¹tem rzadko spotykanym u istot, na wzór których go skonstru-
owano. Dziwaczna postawa nie wydawa³a siê jednak z³ocistemu
androidowi niczym niestosownym. Stanowi³a konsekwencjê szczegó-
³ów konstrukcyjnych i wiecznie zmieniaj¹cych siê wymagañ narzuca-
nych serwomotorom, które pozwala³y mu poruszaæ siê i wykonywaæ
22
ró¿ne gesty. Obok androida tkwi³ nieruchomo jak pos¹g jego bary³-
kowaty partner, robot Artoo-Detoo. Wci¹gn¹³ rodkowy wspornik,
a dwa boczne unieruchomi³ na powierzchni konara.
Threepio zauwa¿y³, ¿e z miejsca, gdzie sta³, roztacza³ siê nie-
zwyk³y widok. Konary pobliskich drzew ledwo majaczy³y w gêstej
mgle; nie by³o nawet widaæ krêgu pobliskich ¿³obków, szkó³ i przed-
szkoli. Przez gêste chmury tylko z trudem przedziera³y siê pierwsze
promienie s³oñca, rozproszone i rozszczepione jak przez pryzmat.
Threepio doszed³ do wniosku, ¿e ten widok z pewnoci¹ wielu ale
nie jemu zapiera dech w piersi.
[Zgrromadzilimysiê,¿ebyuczciæpamiêæChewbaccy,czcigodnego
syna, ukochanego mê¿a, oddanego ojca, lojalnego przyjaciela i towa-
rzysza broni, mistrza i bliskiego krrewnego wszystkich cz³onków kla-
nu... przynajmniej w duchowym, je¿eli nie w tradycyjnym znaczeniu.]
Wookie, który wypowiedzia³ te s³owa, nazywa³ siê Ralrrachen.
Threepio jednak s³ysza³, ¿e najczêciej nazywano go po prostu Ralr-
ra. By³ stary i wysoki, nawet je¿eli porówna³o siê go z innymi istota-
mi rasy Wookie. Od pozosta³ych odró¿nia³o go jednak co wiêcej
ni¿ tylko niezwyk³y wzrost czy siwa sieræ na twarzy. Ralrra mia³
dziwn¹ wadê wymowy, dziêki której istoty ludzkie mog³y rozumieæ
wszystko, co mówi³. Gdyby mowê wyg³asza³ inny Wookie, popro-
szono by Threepia, aby s³u¿y³ ludziom jako t³umacz. Tego poranka
jednak ¿adna uczestnicz¹ca w ceremonii istota ludzka nie musia³a
korzystaæ z jego umiejêtnoci protokolarnego androida-poligloty.
[To w³anie w nim p³omieñ buntu p³on¹³ z najwiêksz¹ si³¹] ci¹-
gn¹³ Ralrra. Jego czarny nos dr¿a³, a rêce zwisa³y luno wzd³u¿ tor-
su. [Czy to na Kashyyyku, czy gdzie indziej, Chewbacca by³ zawsze
odwa¿ny i nieprzekupny. Mia³ serrce jak dziesiêciu, a si³ê i odwagê
jak piêædziesiêciu Wookiech.]
Chewbacca zgin¹³ szeæ standardowych miesiêcy wczeniej,
podczas zakoñczonej katastrof¹ operacji ratunkowej. Straci³ ¿ycie
na planecie Sernpidal, któr¹ wybrali do zniszczenia najedcy rasy
Yuuzhan Vong. Wszyscy ubolewali, ¿e cia³a Chewbaccy nigdy nie
znaleziono. Gdyby uda³o siê przetransportowaæ zw³oki na rodzinny
Kashyyyk, odby³aby siê uroczysta ceremonia pogrzebowa. Uczest-
niczyæ w niej mogliby tylko najbardziej powa¿ani cz³onkowie ro-
dziny. To, co istoty rasy Wookie robi³y ze zw³okami ziomków, sta-
nowi³o pilnie strze¿on¹ tajemnicê. Jedni eksperci twierdzili, ¿e
Wookie kremuj¹ cia³a swoich zmar³ych. Inni uwa¿ali, ¿e zw³oki s¹
albo grzebane w g¹szczu ga³êzi wroshyrów, albo opuszczane za
23
pomoc¹ pêdów winoroli kshyy w mroczne g³êbiny d¿ungli, sk¹d
istoty siê wywodzi³y. Jeszcze inni utrzymywali, ¿e cia³a zmar³ych
Wookiech s¹ krojone na kawa³ki przy u¿yciu wiêtych ostrzy ryyyk
i pozostawiane na wybranych ga³êziach wroshyrów, sk¹d zabieraj¹
je drapie¿ne katarny albo ptaki kroyie.
C-3PO uwa¿a³, ¿e nawet gdyby odbywa³a siê ceremonia pog-
rzebowa, i tak nikt nie pozwoli³by mu wzi¹æ w niej udzia³u. Uczestnicy
ceremonii ku czci Chewbaccy byli cz³onkami jego licznej i szeroko
rozumianej rodziny. Chyba nikt jednak nie móg³by zaliczyæ do ich
grona z³ocistego androida a ju¿ w ¿adnym wypadku jego bary³ko-
watego partnera, Artoo. Chocia¿ istoty z krwi i koci bardzo czêsto
styka³y siê z automatami, inteligentnymi i innymi, to w sprawach
dotycz¹cych wiêzów rodzinnych albo pokrewieñstwa potrafi³y byæ
wyj¹tkowo dra¿liwe.
Obok Ralrry przykucn¹³ ojciec Chewbaccy, Attichitcuk, a obok
niego siostra zabitego bohatera, br¹zowow³osa Kallabow. Nieco dalej
siedzia³a wdowa po Chewbacce, Mallatobuck, i ich syn, Lumpawar-
rump. Kiedy m³odzieniec pomylnie przeby³ ceremoniê wkroczenia
w wiek dojrza³y, przybra³ imiê Lumpawaroo w skrócie Waroo. Inni
Wookie byli przyjació³mi, kuzynami, bratankami i siostrzeñcami za-
bitego. Do grona tych ostatnich zalicza³ siê Lowbacca, rycerz Jedi.
W ceremonii ku czci Chewbaccy uczestniczy³o tylko szecioro
ludzi: pan Luke, pani Leia, pan Solo i trójka dzieci Solo: Anakin,
Jacen i Jaina. Rzuca³a siê w oczy nieobecnoæ Landa Calrissiana.
Ciemnoskóry mê¿czyzna ku wielkiemu zaniepokojeniu pana Hana
przys³a³ wiadomoæ, ¿e udzia³ w uroczystoci uniemo¿liwiaj¹ mu
nieoczekiwane, choæ bli¿ej niesprecyzowane okolicznoci. W cere-
monii nie uczestniczy³a tak¿e ¿ona pana Lukea, Mara. Z pewnoci¹
wziê³aby w niej udzia³, gdyby nie nag³e pogorszenie stanu zdrowia.
Jej organizm wyniszcza³a tajemnicza choroba, wskutek czego ko-
bieta musia³a pozostaæ na Coruscant.
Artystycznie rzebiony stó³ porodku krêgu uczestników cere-
monii spoczywa³ na kobiercu z lici wroshyrów. Jego podstawê opla-
ta³y ciemnozielone pêdy winoroli kshyy, a okr¹g³y blat zdobi³y
kwiaty kolvissha, jagody wasaka, korzenie orga i b³yszcz¹ce jaskra-
wo¿ó³te p³atki syreniowca. W ch³odnym powietrzu unosi³a siê aro-
matyczna woñ ¿ywicznych kadzide³.
[To w³anie tu, na Kashyyyku, charakterr Chewbaccy ujawni³
siê ju¿ we wczesnym okrresie jego ¿ycia] ci¹gn¹³ Ralrra. [Rrazem
ze zmar³ym przyjacielem Salporinem] mówca przerwa³ na chwilê,
24
¿eby rzuciæ spojrzenie na wdowê po Salporinie, Gorrlyn [Chewbac-
ca opuci³ szkolny kr¹g, ¿eby pod¹¿yæ w dó³, Szlakiem Rryatta do
Studni Zmar³ych; do samego serrca Lasu Cieni. Uzbrojony jedynie
w ostrze ryyyk, stawia³ czo³o fa³szywym shyrrom, mchom jaddyyk,
ig³opluskwom, pu³apkostawom, cieniotwórrcom i wielu innym za-
grro¿eniom. W koñcu zdoby³ pasmo w³ókien ze rodka miêso¿err-
nego syreniowca, dziêki czemu uzyska³ prrawo noszenia baldrica,
broni i imienia, pod którym chcia³, ¿eby znali go wszyscy inni. To
w³anie tu, na Kashyyyku, Chewbacca zapuci³ siê w g³¹b wielkiej
jamy Anarrad i to nie rraz czy dwa, ale piêæ rrazy. Trzykrrotnie
upolowa³ szponiastego katarna i tylko raz dopuci³, ¿eby bestia za-
da³a mu lekk¹ ranê.] Ralrra wskaza³ miejsce na swoim kosmatym
torsie. [ W³anie tu, po lewej strronie piersi.]
[Przygotowuj¹c siê do zawarcia ma³¿eñskiego zwi¹zku, w któ-
rry wst¹pi³ tu, na tej ga³êzi, Chewbacca zapuci³ siê w g³¹b d¿ungli
a¿ na pi¹ty poziom. Korzystaj¹c tylko z si³y miêni w³asnych r¹k,
upolowa³ quillarata i podarowa³ go Mallabutock jako dowód swojej
mi³oci. A kiedy nadszed³ czas, ¿eby jego wkrraczaj¹cy w wiek doj-
rza³y syn Waroo wyruszy³, by upolowaæ p³ochliwego rrolino¿ercê,
Chewbacca wspiera³ go i zachêca³].
Chocia¿ Threepio s³ysza³ o niektórych czynach, jakich Chew-
bacca dokona³ na swej ojczystej planecie, nie mia³ w pamiêci infor-
macji na ich potwierdzenie. Postanowi³ zatem przypomnieæ sobie,
co sam prze¿y³ i zapamiêta³, gdy spotyka³ siê z ros³ym Wookiem.
Natychmiast zala³a go fala wspomnieñ. Wiele mia³o a¿ dwadziecia
piêæ standardowych lat.
Kiedy ujrza³ go pierwszy raz, Chewbacca sta³ niczym ¿ó³-
tobr¹zowa wie¿a na skraju l¹dowiska dziewiêædziesi¹tego czwar-
tego w kosmoporcie Mos Eisley na planecie Tatooine... Potem
sromotnie przegrywa³ w holograficznej planszowej grze zwanej
dejarikiem... W Miecie w Chmurach na planecie Bespin nieprawi-
d³owo przytwierdzi³ g³owê z³ocistego androida do tu³owia po tym,
jak ci paskudni Ugnaughtowie bawili siê ni¹ w grê zwan¹ Wookie
w rodku... Pan Han stwierdzi³ kiedy, ¿e Wookie myli tylko brzu-
chem... Wiele, bardzo wiele razy nazywa³ go zapchlonym futrza-
kiem, przeroniêtym kud³aczem, chodz¹cym dywanikiem czy
te¿ ha³aliwym brutalem... Czêsto tak samo nazywa³ go Threepio
rzecz jasna, naladowa³ ludzi. Zwa¿ywszy jednak na nienaganny
charakter i wielk¹ si³ê Chewbaccy, zawsze mówi³ to na tyle ciep³ym
tonem, aby istoty nie uraziæ.
25
Nagle Threepia przeniknê³o dziwaczne dr¿enie. Z³ocisty android
uwiadomi³ sobie, ¿e nie potrafi przywo³aæ dalszych wspomnieñ.
Jego obwody ogarnê³o nienaturalne i w najwy¿szym stopniu niepo-
koj¹ce ciep³o. Sk³oni³o go to do przeprowadzenia procedury auto-
diagnostycznej. Wyniki badañ nie pozwoli³y jednak odkryæ przy-
czyny niezwyk³ego stanu.
Tymczasem Ralrra nie przestawa³ warczeæ, ryczeæ i posz-
czekiwaæ.
[Wrrodzona ciekawoæ sprawi³a, ¿e Chewbacca opuci³ Ka-
shyyyk w bardzo m³odym wieku. Wkrrótce jednak, jak wiêkszoæ
z nas, zosta³ niewolnikiem Imperium. Na szczêcie szybko odzyska³
wolnoæ. Sta³o siê to za sprraw¹ cz³owieka... mê¿czyzny o podobnej
szlachetnoci i sile charakteru, naszego czcigodnego brata, Hana Solo.
Chewbacca przysi¹g³, ¿e odda za niego ¿ycie. Dopierro w jego to-
warzystwie móg³ odegrraæ w Rrebelii bardzo wa¿n¹ rolê. Uczestni-
czy³ w wydarzeniach, które w koñcu przyczyni³y siê do upadku Im-
peratorra Palpatinea.]
C-3PO skierowa³ fotorecep
mê¿czyzny otacza³y czerwone obwódki. Prawa rêka spoczywa³a miê-
dzy d³oñmi pani Jainy. Pan Han w³o¿y³ na tê okazjê ciemnoniebieskie
spodnie wojskowego kroju. Trochê przypomina³y podniszczon¹ parê,
któr¹ mia³ nadziejê zachowaæ dla potomnoci. Poprzedniego dnia jed-
nak, kiedy chcia³ siê w nie ubraæ, okaza³o siê, ¿e ostatnio nieznacznie
przyty³. Stare spodnie zdecydowanie odmówi³y pos³uszeñstwa. Roz-
dar³y siê tak bardzo, ¿e nie nadawa³y siê do naprawy. Threepio by³
wiadkiem tego wydarzenia jednej z przyczyn niezwyk³ego rozdra¿-
nienia i utrapienia pana Hana. Pomaga³ mu póniej przytwierdzaæ do
zewnêtrznych szwów nowych spodni podwójne krwistoczerwone oz-
doby zwane koreliañskimi lampasami.
Po drugiej stronie krêgu, naprzeciwko ojca i córki, stali pan
Jacen i pani Leia. Kobieta opar³a g³owê o ramiê syna, a na jej twarzy
b³yszcza³y lady ³ez. Obok nich przykucn¹³ panicz Anakin. Mia³
ponur¹ minê i sprawia³ wra¿enie pogr¹¿onego w mylach. Tu¿ za
nim sta³ pan Luke. On tak¿e wygl¹da³ na przygnêbionego, a prze-
cie¿ niejednokrotnie prze¿ywa³ mieræ bliskiej osoby. Straci³ i w³as-
nych, i przybranych rodziców, nie wspominaj¹c o dwójce nauczy-
cieli Jedi, mistrzach Obi-Wanie Kenobim i Yodzie.
[W koñcu Chewbacca zosta³ ¿o³nierzem Nowej Republiki]
grzmia³ i pomrukiwa³ Ralrra. [Kiedy Bitwa o Endorr dobieg³a koñ-
ca, mia³ swój udzia³ w oswobodzeniu Kashyyyka. Mimo to powiêci³
26
¿ycie przede wszystkim Hanowi Solo... jako przyjaciel i dozgonny
d³u¿nik, a tak¿e opiekun i obroñca jego ¿ony i trójki dzieci.] Ralrra
odwróci³ siê w stronê Hana. [Kilka rrazy mia³ zaszczyt przybywaæ
na ratunek i wyci¹gaæ z oprresji swojego przyjaciela, na przyk³ad
w trakcie ostatniego kryzysu, którego sprawcami byli Yevethowie.
Chewbacca uwolni³ wtedy Hana Solo z celi wiêzienia, urz¹dzonego
na pok³adzie yevethañskiego okrrêtu.]
Threepio ponownie skierowa³ fotoreceptory na pana Hana. Ogar-
niêty rozpacz¹ mê¿czyzna zwiesi³ g³owê. Jego córka g³adzi³a go po
plecach. Z³ocisty android pomyla³, ¿e ³¹cz¹ce pana Hana i Chewbac-
cê stosunki trochê przypomina³y te, jakie ³¹czy³y jego i Artoo. Czasa-
mi jednak odnosi³ wra¿enie, ¿e spêdzi³ w towarzystwie astromecha-
nicznegopartnerawiêcejczasuni¿panHanwtowarzystwieWookiego.
Widocznie bary³kowaty robot równie¿ obserwowa³ pana Hana,
bo w pewnej chwili obróci³ kopu³kê i skierowa³ samotny fotoreceptor
na z³ocistego towarzysza. Wyda³ ca³¹ seriê cichych gwizdów i wis-
tów. Zachowywa³ siê, jakby i jego korpus przenika³o to samo dziw-
ne dr¿enie.
Threepio zmieni³ k¹t pochylenia g³owy.
W ci¹gu ostatnich kilku miesiêcy mia³ wiele okazji obserwowaæ
zachowanie zasmuconych istot ludzkich. Mimo tych wszystkich
obserwacji nadal nie rozumia³, dlaczego ludzi ogarnia smutek po-
dobnie jak nie pojmowa³ tego, zanim Chewbacca straci³ ¿ycie na
tamtej paskudnej planecie. Wczeniej czy póniej umiera³y przecie¿
wszystkie ¿ywe istoty w wyniku naturalnego procesu starzenia,
wypadków czy rozmaitych chorób, których by³o chyba zbyt wiele,
¿eby wszystkie poznaæ i zapamiêtaæ. Pod pewnymi wzglêdami mieræ
przypomina³a wy³¹czenie albo skasowanie zawartoci pamiêci. Pod
innymi wszak¿e by³a czym zupe³nie odmiennym... utrat¹ wiado-
moci, kresem wszystkich prze¿yæ i przygód. Zastanawiaj¹c siê nad
tym spostrze¿eniem, C-3PO doszed³ do przekonania, ¿e mo¿e nie
mia³ racji, kiedy rozmyla³ o w³asnym losie. Je¿eli rzeczywicie, jak
czêsto mawia³, automaty stworzono w tym celu, aby cierpia³y, w³a-
ciwie co stanowi³o esencjê ¿ycia istot z krwi i koci?
Mo¿e lepiej by³o siê nad tym nie zastanawiaæ?
Cechy konstrukcji protokolarnego androida uniemo¿liwia³y mu
ronienie ³ez czy prze¿ywanie stanu, jaki nazywano nerwowym za³a-
maniem. Oprogramowanie pozwala³o mu jednak odczuwaæ co
w rodzaju smutku... rzecz jasna, nie do tego stopnia, jak odczuwali
go ludzie i inne istoty. Threepio uwiadomi³ sobie nagle jasno, ¿e to
27
smutek spowodowa³ to dr¿enie, które ca³y czas go przeladowa³o.
Chocia¿ bardzo siê stara³, nie móg³ skupiæ myli. Co gorsza, ka¿de
spojrzenie na pana Hana tylko potêgowa³o jego zaniepokojenie.
Mo¿liwe, ¿e pan Han by³ najlepszym przyjacielem Chewbaccy.
Prawdopodobnie mia³ w sobie wiele naprawdê ludzkich uczuæ. Tak
czy owak, cierpia³ chyba najbardziej sporód wszystkich bior¹cych
udzia³ w ceremonii istot ludzkich. Trudno by³oby powiedzieæ, jakie
uczucia nim targa³y: udrêka czy wciek³oæ, przygnêbienie czy pod-
niecenie. Threepio przypomnia³ sobie, ¿e kiedy nazwa³ pana Hana
niemo¿liwym. Ten cz³owiek teraz bardzo cierpia³. Sprawia³ wra¿e-
nie zamkniêtego w sobie, jakby zatopionego w bryle karbonitu.
Wygl¹da³o na to, ¿e z³ocisty android nie mo¿e zrobiæ absolutnie nic,
¿eby wyrwaæ go z odrêtwienia. Chocia¿ wprawnie pos³ugiwa³ siê
milionami form porozumiewania siê inteligentnych istot, nie potra-
fi³ zrozumieæ, dlaczego ludzie zachowuj¹ siê w taki sposób. Nie
pojmowa³, jakimi kieruj¹ siê uczuciami. Mimo wszystko by³ tylko
automatem. Nikt nie zaprogramowa³ go, ¿eby to rozumia³.
Pewnego razu, kiedy pan Han stara³ siê zdobyæ serce i rêkê ksiê¿-
niczki Leii, po³o¿y³ d³oñ na ramieniu C-3PO i oznajmi³: Jeste do-
brym androidem, Threepio. Niewiele androidów lubiê tak jak cie-
bie. Póniej poprosi³ go o radê w sprawach sercowych. C-3PO
z radoci¹ u³o¿y³ s³owa piosenki. Chcia³, ¿eby pan Han, rywalizuj¹c
z ksiêciem Isolderem o wzglêdy ksiê¿niczki Leii, pos³u¿y³ siê nimi
jak orê¿em.
Niech zaraza porwie moje metalowe cia³o, pomyla³ C-3PO.
Dlaczego jego stwórca nie wyposa¿y³ go w niezbêdne oprogramo-
wanie? Móg³by teraz przynajmniej spróbowaæ pomóc panu Hano-
wi. Tymczasem ca³e jego dzia³anie ogranicza³o siê do bezmylnego
filozofowania!
[¯¹dza przygód wabi, ale krryje w sobie wiele niebezpieczeñstw
niczym serrce syreniowca] zarycza³ p³aczliwie Ralrra. [Mimo to ostat-
nia czynnoæ Chewbaccy wi¹za³a siê z powiêceniem. Nasz krew-
niak zgin¹³, aby ocaliæ od mierrci kogo, kogo mi³owa³ i szano-
wa³.] Starzej¹cy siê Wookie skierowa³ spojrzenie na m³odego
Anakina. Chwilê potem przeniós³ je znów na pana Hana. [Nie zapo-
minajmy te¿, ¿e, jak zawsze, ilekrroæ toczy³ walkê, mia³ wci¹gniête
pazurry. A zatem powinnimy brraæ przyk³ad z ga³êzi wroshyrów.
Podobnie jak one wyci¹gaj¹ siê, aby ³¹czyæ siê i wspierraæ, tak
i duch Chewbaccy ³¹czy siê z naszymi duchami, aby wzmacniaæ nas
i wspierraæ w walkach, którrym musimy stawiæ czo³o.]
28
Walki i wojny by³y podczas istnienia z³ocistego robota czym
tak powszednim, ¿e najnowsza inwazja nie powinna by³a go zasko-
czyæ. W poczynaniach istot rasy Yuuzhan Vong i w prowadzonych
na galaktyczn¹ skalê zmaganiach by³o jednak co odmiennego. Nie
chodzi³o tylko o to, ¿e najedcy nie robili ró¿nicy, przeciwko komu
walczyli na ujarzmianych wiatach: obywatelom Nowej Republiki,
zwolennikom Szcz¹tków Imperium czy istotom pragn¹cym zacho-
waæ neutralnoæ. Nie chodzi³o te¿ o organiczn¹ broñ, chocia¿ jej
niszczycielska si³a budzi³a powszechne przera¿enie. Protokolarne-
go androida najbardziej martwi³o co innego. Oto mia³ do czynienia
z pierwszym konfliktem zbrojnym, podczas którego napastnicy nie
oszczêdzali nawet automatów. A to oznacza³o niewa¿ne, czy mu
siê podoba³o, czy te¿ nie ¿e mo¿e bêdzie mia³ okazjê zrozumieæ
istotê cierpienia, smutku i mierci.
Na okr¹g³ym blacie sto³u spoczywa³y teraz talerze i misy z jedze-
niem: bulionem z xachibika, opiekanymi trakkrrrnowymi ¿eberkami,
plackamipolewanymilenymmiodemisa³atkamiudekorowanymiziar-
nami rillrrnnna. Sta³y tak¿e butelki i karafki wype³nione sokami, wina-
mi i kilkoma innymi mocniejszymi trunkami. Skupieni w niewielkich
grupach, ludzie i Wookie rozmawiali. Opowiadania o tym, czego doko-
na³ Chewbacca, wywo³ywa³y miech lub ³zy, a czasem sk³ania³y do za-
stanowienia. Ch³odny wiatr przybra³ na sile. Szeleci³ liæmi drzew
i wygrywa³ w szczelinach miêdzy ga³êziami swoje melodie.
Przygnêbiony i zrozpaczony Han siedzia³ na niewysokim drew-
nianym sto³ku. Zwiesi³ g³owê i opar³ ³okcie na kolanach.
Wiesz, Jaino odezwa³ siê w pewnej chwili nigdy bym nie
pomyla³, ¿e to powiem, ale zazdroszczê Threepiowi.
Dziewczyna unios³a g³owê i powêdrowa³a spojrzeniem za spoj-
rzeniem ojca ku miejscu, gdzie z³ocisty android sta³ obok przysadzi-
stego towarzysza. C-3PO wygl¹da³, jakby zupe³nie nie wiedzia³, co
robiæ.
Chcesz powiedzieæ, ¿e czasami lepiej nie mieæ serca oznaj-
mi³a.
Przynajmniej w takich chwilach jak ta. Han ciê¿ko wes-
tchn¹³, a potem przesun¹³ praw¹ d³oni¹ po twarzy.
Jaina wskaza³a blat sto³u.
Przyniosê ci co do jedzenia, tato zaproponowa³a. Wy-
gl¹dasz, jakby kona³ z g³odu.
4 James Lucerno - Próba bohatera
5 Mojemu synkowi Jakeowi i Nowej erze Jedi
6 NIEZNANE REGIONY GROMADAGWIEZDNA SSI-RUUKÓW BakuraEndorVaronat IsonBespin Hoth SEKTORY SENEKSA- -JUVEKSA SEKTOR ELROODA GROMADA MINOS SEKTOR KATHOLA DZIKIE PRZESTWORZA Sullusta Eriadu Clakdor VII Sluis Van Dagobah Zhar Alzoc III Umgul Naboo Rimmiañskiszlakhandlowy Koreliañski szlak handlowy TrasanaKoreliê Tatooine Ryloth Rodia Bothawui Roon PRZESTW ORZA BOTHAN RODKOW E RUBIE ODLEG£E RU RUBIE¯E REJON EKSPANSJI YagDhul Tynna Gyndina Rhommamool Osarian G Ith OrdMantell AnobisVortexBilbringiReecee Coruscant Duro Fondor KOLONIE (Alderaan) Kuat Korelia Commenor G£ÊBOKIE J¥DROGROM ADA KOORNACHT galaktyki wiaty j¹dra W EW NÊTRZNE
7 Barab I Pzob Gamorra Kessel Honoghr E¯E BIE¯E Nal Hutta Ilezja PRZESTW O RZA H U TTÓ W BimmisaariKashyyyk Tholatin Kalam ar SZCZ¥TKI GROM ADY CRON GROMADA TION GROMADA HAPES szlak handlowy Myrkr Obroa-skai Perlemiañski Almania Wayland SEKTOR MERIDIANA Yavin Hydiañska droga SEKTOR WSPÓLNY RAM IÊ TINGEL Belkadan(Helska)Bastion (Sernpidal) Dubrillion MuunilistDantooine Yaga Mniejsza GarquiAgamar Dathomira hor IMPERIUM Hydiañska droga Corulag Chandrila Brentaal Esseles Rhinnal Rallttiir Perlemiañski szlak handlowy
8 44 lata przed Now¹ nadziej¹ Uczeñ Jedi czêæ I i II 32 lata przed Now¹ nadziej¹ Gwiezdne Wojny czêæ I: Mroczne widmo 22 lata przed Now¹ nadziej¹ Gwiezdne Wojny czêæ II 20 lat przed Now¹ nadziej¹ Gwiezdne Wojny czêæ III 3 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny czêæ V: Imperium kontratakuje Opowieci ³owców nagród 3,5 roku po Nowej nadziei Cienie Imperium 4 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny czêæ VI: Powrót Jedi Opowieci z pa³acu Hutta Jabby Wojny ³owców nagród: Mandaloriañska zbroja Spisek Xizora Twardy towar Pakt na Bakurze 6,57,5 roku po Nowej nadziei X-skrzyd³owiec: Eskadra £obuzów Ryzyko Wedgea Pu³apka z Krytos Wojna o bactê Eskadra Widm ¯elazna Piêæ Dowódca Solo 14 lat po Nowej nadziei Kryszta³owa gwiazda 1617 lat po Nowej nadziei Trylogia Kryzys Czarnej Floty: Przed burz¹ Tarcza k³amstw Próba tyrana 17 lat po Nowej nadziei Nowa rebelia 18 lat po Nowej nadziei Trylogia koreliañska: Zasadzka na Korelli Napaæ na Selonii Zwyciêstwo na Centerpoint Gwiezdne Wojny: Powieci
9 100 lat przed Now¹ nadziej¹ Trylogia Hana Solo: Rajska pu³apka Gambit Huttów wit Rebelii ok. 25 lat przed Now¹ nadziej¹ Przygody Landa Calrissiana: Myloharfa Sharów Ogniowicher Oseona Gwiazdogrota ThonBoka Przygody Hana Solo: Han Solo na Krañcu Gwiazd Zemsta Hana Solo Han Solo i utracona fortuna Gwiezdne Wojny czêæ IV: Nowa Nadzieja 03 lata po Nowej nadziei Opowieci z kantyny Mos Eisley Spotkanie na Mimban 8 lat po Nowej nadziei lub ksiê¿niczki Leii 9 lat po Nowej nadziei Trylogia Thrawna: Dziedzic Imperium Ciemna Strona Mocy Ostatni rozkaz X-skrzyd³owiec: Zemsta Isard 11 lat po Nowej nadziei Trylogia Akademia Jedi: W poszukiwaniu Jedi Uczeñ Ciemnej Strony W³adcy Mocy Ja, Jedi 1213 lat po Nowej nadziei Dzieci Jedi Miecz Ciemnoci Planeta zmierzchu X-skrzyd³owiec: Wojownicy z Adumara 19 lat po Nowej nadziei Duologia Rêka Thrawna: Widmo przesz³oci Wizja przysz³oci 22 lata po Nowej nadziei Najm³odsi rycerze Jedi: Z³ota Kula wiat Lyrica Obietnice Wyprawa Anakina Forteca Vadera Ostrze Kenobiego 25 lat po Nowej nadziei Nowa era Jedi: Wektor Pierwszy Mroczny przyp³yw I: Szturm Mroczny przyp³yw II: Inwazja Agenci Chaosu I: Próba bohatera 2324 lata po Nowej nadziei M³odzi rycerze Jedi: Spadkobiercy Mocy Akademia Ciemnej Strony Zagubieni Miecze wietlne Najciemniejszy Rycerz Oblê¿enie Akademii Jedi Okruchy Alderaana Sojusz Ró¿norodnoci Mania wielkoci Nagroda Jedi Zaraza Imperatora Powrót na Ord Mantell Tarapaty w Miecie w Chmurach Kryzys na Crystal Reef Kiedy co siê wydarzy³o
11 R O Z D Z I A £ Je¿eli s³oñce systemu by³o zaniepokojone tym, co dzia³o siê na powierzchni i w przestworzach wokó³ czwartej planety, nie dawa³o ni- czego po sobie poznaæ. Wype³niaj¹c atmosferê ciep³ym z³ocistym bla- skiem, wieci³o równie spokojnie i jasno jak wówczas, kiedy bitwa do- piero siê zaczyna³a. Cierpia³ tylko ujarzmiony wiat, czego dowodzi³y sk¹panews³onecznymblaskuranynajegopowierzchni.Okolice,które kiedy mieni³y siê zieleni¹, b³êkitem lub biel¹, przybra³y teraz barwê rudobrunatn¹ albo popielatoszar¹. Spomiêdzy przera¿onych chmur wznosi³y siê k³êby dymu ze spustoszonych miast i czarnych cie¿ek, wypalonych w ciemnej zieleni iglastych lasów. Dna wysuszonych gór- skich jezior i p³ytkich mórz kry³y siê w ob³okach przegrzanej pary. W g³êbi otaczaj¹cych planetê chmur popio³ów i wyrzuconych w powietrze szcz¹tków unosi³ siê gwiezdny okrêt, g³ówny sprawca wszystkich zniszczeñ. Wygl¹da³ jak gigantyczne jajo wykonane z korala yorik. Jego szorstk¹ czarn¹ powierzchniê zdobi³y tu i ówdzie b³yszcz¹ce niczym wulkaniczne szkliwo g³adkie plamy. W mrocz- nych wg³êbieniach chropowatej pow³oki kry³y siê wyrzutnie rakiet i dzia³a plazmowe. Inne, jeszcze g³êbsze, podobne do kraterów jamy mieci³y dovin basale, które nie tylko napêdza³y okrêt, ale tak¿e chro- ni³y go, poch³aniaj¹c energiê laserowych strza³ów. Z dziobowej i rufowej czêci jednostki wystawa³y krwistoczerwone i b³êkitne ra- miona. Niczym skorupiaki przyczepi³y siê do nich, podobne do astero- id, gwiezdne myliwce. Wokó³ okrêtu roi³o siê od mniejszych stat- ków. Piloci jednych usuwali odniesione w trakcie bitwy uszkodzenia; inni uzupe³niali zapasy energii systemów uzbrojenia, kilku za trans- portowa³o ³upy ze spustoszonej planety.
12 Nieco dalej od miejsca bitwy unosi³ siê o wiele mniejszy okrêt. Jego fasetkowa pow³oka sprawia³a wra¿enie wypolerowanej po- wierzchni klejnotu. Od czasu do czasu niektóre fasetki rozjania³y siê albo gas³y. Wygl¹da³o to, jakby jedne sektory przekazywa³y s¹- siednim wa¿ne informacje. W dolnej czêci kanciastego dziobu okrêtu, na poduszkach kryj¹- cych podobny do grzêdy stojak, siedzia³a ze skrzy¿owanymi nogami posêpna chuda istota. Obserwowa³a unosz¹ce siê w przestworzach przedmioty i szcz¹tki, pêdzone przez grawitacyjne si³y w okolice jej jednostki. Spogl¹da³a obojêtnie na fragmenty rozerwanych okrêtów liniowych i myliwców Nowej Republiki. Nie okazywa³a ¿adnych uczuæ na widok ubranych w pró¿niowe skafandry cia³, zastyg³ych w najró¿niejszych pozach. Chyba nie widzia³a pocisków, które nie wybuch³y, bo nie dotar³y do celu. W pewnej chwili jej uwagê zwró- ci³ podziurawiony kad³ub cywilnego statku. Napis na burcie g³osi³ Rozpadlina Pengi. W niewielkiej odleg³oci unosi³ siê sczernia³y szkielet obronnej platformy. Nieopodal przewala³ siê bezw³adnie z burty na burtê wy- palony wrak gwiezdnego kr¹¿ownika. Ju¿ wkrótce mia³ roztrzaskaæ siê o powierzchniê planety. Wysysane przez pró¿niê, z jego wnêtrza niczym z siewnika wysypywa³y siê ró¿ne przedmioty. W innym miej- scu wype³niony uchodcami transportowiec zosta³ pochwycony przez szpikulec pêkatego zdobywczego statku, który wci¹ga³ go do wnê- trza gigantycznego okrêtu. Siedz¹ca istota patrzy³a na to wszystko, nie okazuj¹c ani rado- ci, ani wspó³czucia. Zniszczenia by³y podyktowane najzwyklejsz¹ koniecznoci¹. Musia³o siê tak staæ. W tylnej czêci grzêdy dowodzenia sta³ m³ody akolita. Przeka- zywa³ najnowsze informacje, jakie otrzymywa³ od cienkiego stwo- rzenia, przyczepionego szecioma cienkimi nogami do wewnêtrznej powierzchni jego prawego przedramienia. Zwyciê¿ylimy, eminencjo odezwa³ siê w pewnej chwili. Nasze si³y powietrzne i l¹dowe opanowa³y g³ówne skupiska ludnoci, a koordynator wojenny zainstalowa³ siê w p³aszczu. Akolita zerk- n¹³ na przytwierdzonego do przedramienia odbiorczego villipa, któ- rego ³agodny bioluminescencyjny blask rozjania³ pomieszczenie chyba bardziej ni¿ sk¹pe owietlenie grzêdy dowodzenia. Wojsko- wy taktyk komandora Tli jest przekonany, ¿e przechowywane tam astrogacyjne mapy i historyczne dane oka¿¹ siê podczas naszej kam- panii bardzo cenne.
13 Kap³an Harrar przeniós³ spojrzenie na wielki okrêt. Czy taktyk powiadomi³ komandora Tlê o swojej opinii? Akolita zawaha³ siê, zanim siê odezwa³, co samo w sobie wy- starczy³o za odpowied. Ale Harrar i tak pragn¹³ j¹ us³yszeæ. Nasze przybycie nie wprawi³o komandora w zachwyt, emi- nencjo odrzek³ w koñcu akolita. Co prawda, dowódca nie owiadczy³ wprost, ¿e uwa¿a sk³adanie ofiar za co zbytecznego; stwierdzi³ jednak, ¿e dziêki pomylnemu przebiegowi dotychcza- sowej kampanii nie musi uciekaæ siê do pomocy religijnych nad- zorców. Obawia siê, ¿e nasza obecnoæ mo¿e tylko utrudniæ jego zadanie. Komandor Tla nie potrafi poj¹æ, ¿e anga¿ujemy wroga na ró¿nych frontach oznajmi³ Harrar. Przeciwników mo¿na bardzo ³atwo zmusiæ do pos³uszeñstwa. Nikt jednak nie zagwarantuje, ¿e wrogowie nawróc¹ siê na nasz¹ wiarê. Czy mam przekazaæ tê opiniê komandorowi, eminencjo? zapyta³ akolita. To nie twoje zadanie burkn¹³ kap³an. Sam siê tym zajmê. Harrar, samiec w rednim wieku, wsta³ i podszed³ do prze- zroczystego wieloboku. Sta³ tam jaki czas ze splecionymi z ty³u g³owy trójpalczastymi d³oñmi. W religijnym zapale pozosta³e palce powiêci³ podczas ró¿nych rytualnych ceremonii. Jego szczup³e cia- ³o okrywa³a luna szata o pastelowych barwach, a d³ugie czarne w³osy ukrywa³a starannie spleciona chusta. Na karku widnia³y wyciête w skórze i wypchniête przez koci krêgos³upa znaki, które porusza- ³y siê przy ka¿dym ruchu g³owy. Harrar chwilê spogl¹da³ na obracaj¹c¹ siê tarczê planety. Jak nazywa siê ten wiat? zapyta³ w koñcu. Obroa-skai, eminencjo. Obroa-skai... powtórzy³ kap³an, jakby myla³ g³ono. Co oznacza ta nazwa? Na razie tego nie wiemy odrzek³ akolita. Bez w¹tpienia odkryjemy to, kiedy zapoznamy siê ze zdobytymi informacjami. Harrar uczyni³ praw¹ rêk¹ gest na znak, ¿e jego rozmówca mo¿e odejæ. To i tak nie ma najmniejszego znaczenia powiedzia³. Ujrza³ k¹tem oka jaki b³ysk i odwróci³ g³owê w kierunku pla- nety Obroa-skai. Z jej cienia wy³oni³a siê koralowa kanonierka. Ru- fowe dzia³ka okrêtu plu³y ogniem w stronê czwórki cigaj¹cych j¹ gwiezdnych myliwców typu X, które z pewnoci¹ ukry³y siê w mroku
14 zacienionej strony. Niewielkie X-skrzyd³owce bardzo szybko zmniej- sza³y odleg³oæ dziel¹c¹ je od wiêkszej jednostki. Ryzykuj¹c prze- ci¹¿enie silników swoich gwiezdnych maszyn, czterej ludzie zasy- pywali kanonierkê b³yskawicami laserowych strza³ów. Harrar s³ysza³, ¿e piloci Nowej Republiki opanowali ca³kiem niele sztukê wywo- dzenia dovin basali w pole, zmieniaj¹c czêstotliwoæ i si³ê ognia laserowych dzia³ek. Ci czterej cigali kanonierkê, opanowani prze- mo¿n¹ ¿¹dz¹ mordu. Ich pewnoæ siebie i skupienie uwagi na jed- nym celu znamionowa³y cechy charakteru, o których Yuuzhanie nie powinni zapominaæ podczas dalszej kampanii. Tymczasem wojow- nicy rasy Yuuzhan Vong nie przejmowali siê takimi drobiazgami. Musieli siê jednak nauczyæ, ¿e pragnienie przetrwania odgrywa w psychice wrogów równie wa¿n¹ rolê jak mieræ w wierzeniach Yuuzhan. Piloci kanonierki zmienili wektor lotu i skierowali siê ku wielkie- mu okrêtowi. Zapewne zamierzali skorzystaæ z os³ony, jak¹ mog³y im zapewniæ dzia³a jednostki komandora Tli. Czterej piloci myliwców nie zrezygnowali z pocigu. Z³amali szyk i jeszcze bardziej przyspie- szyli. Zaatakowali kanonierkê z czterech stron równoczenie. Wykonali swój manewr ze zdumiewaj¹c¹ precyzj¹. Usi³uj¹c pokonaæ opór dovin basali du¿ej jednostki, nie przestawali raziæ jej laserowymi b³yskawicami i jaskraworó¿owymi smugami pro- tonowych torped. Mniej wiêcej po³owê strza³ów poch³ania³y wy- twarzane przez dovin basale czarne mikrodziury, ale co najmniej drugie tyle trafia³o do celu. Raz po raz w kad³ubie szturmowej jed- nostki pojawia³y siê ogniste dziury. W przestworza szybowa³y bry³y czerwonawo-czarnego koralu yorik. Zaskoczona zaciek³oci¹ ataku za³oga kanonierki kuli³a siê za os³on¹ tarcz. Zapewne czeka³a na chwilê wytchnienia, ale napastnicy nie rezygnowali. Uciekaj¹c¹ jednostkê raz po raz trafia³y energetyczne ciosy, które zmusza³y j¹ do zmiany kursu. W koñcu dovin basale zaczê³y dawaæ za wygran¹. Ujrzawszy, ¿e elementy obronne s³abn¹, za³oga wiêkszej jednostki postanowi³a przes³aæ energiê do systemów uzbrojenia. Rozpaczliwie chwytaj¹c siê ostatniej szansy ocalenia, przyst¹- pi³a do kontrataku. Z dziesi¹tków stanowisk artylerii pomknê³y w przestworza mciwe nitki z³ocistego ognia. Myliwce Nowej Re- publiki by³y jednak szybsze i zwrotniejsze. Atakuj¹c raz po raz, ich piloci przeorywali ognistymi smugami kad³ub bezbronnej kanonier- ki. Z g³êbokich ran i wypalanych przez lasery bruzd strzela³y fon- tanny zwêglonych tkanek. W pewnej chwili zniszczenie wyrzutni
15 plazmy zapocz¹tkowa³o ³añcuchow¹ eksplozjê stanowisk ogniowych sterburty. Ogniste rozb³yski przewêdrowa³y od dziobu do rufy. Sto- pione bry³y koralu yorik ci¹gnê³y siê za kanonierk¹ niczym smuga dymu. Z rdzenia zaczê³y siê wydobywaæ b³yski olepiaj¹cego wiat- ³a. Skazany na zag³adê okrêt zmniejszy³ prêdkoæ i zacz¹³ wirowaæ wokó³ osi. W koñcu, wstrz¹niêty ostatnim paroksyzmem, znikn¹³ w kuli ognia, która p³onê³a zaledwie kilka sekund. Wygl¹da³o na to, ¿e w zapale walki zdecydowani na wszystko piloci X-skrzyd³owców zamierzaj¹ zaatakowaæ wielki okrêt. W ostat- niej chwili jednak zawrócili. Salwy z potê¿nych dzia³ przeciê³y po- bliskie przestworza, ale ¿aden pocisk nie trafi³ do celu. Poznaczona bliznami twarz Harrara by³a nieprzenikniona jak maska. W pewnej chwili kap³an odwróci³ g³owê i spojrza³ nad ra- mieniem na akolitê. Zaproponuj komandorowi Tli, ¿eby jego ¿arliwi artylerzyci pozwolili tym ma³ym uciec odezwa³ siê, ani na chwilê nie trac¹c opanowania i pewnoci siebie. Mimo wszystko kto musi prze¿yæ, ¿eby opowiedzieæ, co siê tu wydarzy³o. Niewierni walczyli mê¿nie i zginêli jak bohaterowie zary- zykowa³ akolita. Harrar odwróci³ g³owê jeszcze bardziej i popatrzy³ na rozmów- cê. W g³êboko osadzonych oczach kap³ana zab³ys³y iskierki zdzi- wienia. Czy¿bym us³ysza³ w twoim g³osie cieñ szacunku? Akolita powa¿nie kiwn¹³ g³ow¹. To by³a tylko uwaga, eminencjo. Gdyby chcieli zas³u¿yæ na mój szacunek, musieliby z w³asnej woli przyj¹æ prawdê, któr¹ im g³osimy. Na grzêdzie pojawi³ siê m³odszy stopniem pos³aniec. Oddaj¹c wojskowe honory, skrzy¿owa³ rêce na piersi i uderzy³ piêciami w przeciwleg³e barki. Belek tiu, eminencjo oznajmi³. Przynoszê wiadomoæ, ¿e zgromadzono wszystkich jeñców. Ilu? Kilkuset, ró¿nych ras. Czy ¿yczysz sobie osobicie dokonaæ wyboru tych, których z³o¿ymy w ofierze? Harrar wyprostowa³ siê i poprawi³ fa³dy eleganckiej szaty. Uczyniê to z prawdziw¹ przyjemnoci¹.
16 Przezroczysta pieczêæ gardzieli transportowca otworzy³a siê i ukaza³a oczom kap³ana olbrzymi¹ ³adowniê. Wype³niali j¹ po brzegi jeñcy, pochwyceni na powierzchni i w przestworzach wokó³ planety Obroa-skai. Do pomieszczenia weszli najpierw towarzysz¹cy Har- rarowi stra¿nicy i s³udzy. Dopiero za nimi wp³yn¹³ sam kap³an. Pod- kuliwszy jedn¹ nogê i zwiesiwszy drug¹, siedzia³ na unosz¹cej siê poduszce. Utrzymywa³ j¹ w powietrzu niewielki pulsuj¹cy dovin basal o kszta³cie serca. Reaguj¹c na wydawane przez Harrara rozka- zy, móg³ przyczepiæ siê do sufitu, gdyby kap³an ¿yczy³ sobie znaleæ siê jeszcze wy¿ej. Potrafi³ tak¿e po¿eglowaæ w stronê którejkolwiek odleg³ej grodzi, gdyby Harrar wyda³ polecenie lotu w przód, w pra- wo albo w lewo. £adowniê zalewa³o jakrawe wiat³o. Wydobywa³o siê z bio- luminescencyjnych ³at, rozmieszczonych w nieregularnych odstê- pach na suficie i cianach. Pomieszczenie zosta³o podzielone na dwa równoleg³e rzêdy, licz¹ce po dwadziecia odizolowanych od siebie krêpuj¹cych obszarów. Za wytwarzanie ich i utrzymywanie odpo- wiada³y wiêksze dovin basale. W ka¿dym obszarze stali, st³oczeni ciasno obok siebie, naukowcy i badacze z ró¿nych planet: ludzie, Bothanie, Bithowie, Quarrenowie i Caamasjanie. Be³kotali co g³ono w ojczystych jêzykach, jakby starali siê przekrzyczeæ wszystkich pozosta³ych. Selekcji mieli pilnowaæ odziani na czarno stra¿nicy uzbrojeni w amphistaffy. S³u¿¹ce zazwyczaj do transportu zaopa- trzenia koralowych skoczków, ogromne pomieszczenie cuchnê³o te- raz krwi¹, potem i wyziewami cia³ istot z ró¿nych planet. Przede wszystkim w powietrzu wyczuwa³o siê jednak przera- ¿enie. Harrar unosi³ siê na poduszce, kieruj¹c os³oniête kapturem oczy coraz to w inn¹ stronê. Cz³onkowie jego wity zostali z ty³u, tak by kap³an móg³ unosiæ siê nad biegn¹cym rodkiem ³adowni przejciem i przygl¹daæ wiêniom, st³oczonym po obu stronach. Zanim jednak móg³ dotrzeæ w pobli¿e pierwszej pary krêpuj¹cych obszarów, mu- sia³ omin¹æ ogromny stos skonfiskowanych automatów. Setki robo- tów i androidów, rzuconych byle jak jedne na drugie, tworzy³o pl¹- taninê koñczyn, wysiêgników, wypustek, manipulatorów i innych mechanicznych podzespo³ów. Kiedy Harrar wyda³ rozkaz zatrzymania siê obok góry au- tomatów, te sporód nich, które spoczywa³y na wierzchu, zadr¿a³y pod jego bezlitosnym spojrzeniem. Rozleg³o siê brzêczenie przeci¹- ¿onych serwomotorów. Obróci³y siê czerepy w kszta³cie kopu³ek,
172 Próba bohatera prostopad³ocianów i ludzkich g³ów. Z obudów wy³oni³y siê czujni- ki dwiêków. Niezliczone fotoreceptory nastawi³y siê na najwiêksz¹ czu³oæ i ostroæ. Chwilê póniej ze szczytu ruszy³a niewielka lawi- na. Kilka automatów, tocz¹c siê i kozio³kuj¹c, spoczê³o u stóp stosu, g³êboko pod powierzchni¹ pok³adu. Harrar skierowa³ zdumione spojrzenie na wykrzywionego pro- tokolarnego androida. Górn¹ praw¹ koñczynê automatu zdobi³a prze- paska z wielobarwnej tkaniny. Kap³an rozkaza³, aby poduszka pod- p³ynê³a w pobli¿e unieruchomionego mechanizmu. Dlaczego niektóre z tych blunierstw nosz¹ ubrania? zapy- ta³ szefa swojej wity. Wygl¹da na to, eminencjo, ¿e pe³nili obowi¹zki pomocników naukowców wyjani³ s³u¿¹cy. Do bibliotek planety Obroa-skai mieli dostêp tylko ci, którzy zawarli kontrakt z wykwalifikowanymi badaczami. Opaska na rêce tej maszyny wskazuje, ¿e pracowa³a ona w tak zwanym Obroañskim Instytucie. Harrar sprawia³ wra¿enie wstrz¹niêtego. Chcesz powiedzieæ, ¿e szanowani naukowcy traktowali te przedmioty jak równych sobie? S³u¿¹cy kiwn¹³ g³ow¹. Wszystko na to wskazuje, eminencjo powiedzia³. Kap³an u³o¿y³ twarz w wyraz pogardy i obrzydzenia. Pozwólcie maszynie myleæ, ¿e jest równa ¿ywej istocie, a nie- d³ugo zacznie uwa¿aæ siebie za kogo lepszego. Wyci¹gn¹³ rêkê i zerwa³ opaskê z koñczyny androida, po czym rzuci³ kawa³ek mate- ria³unapok³ad.Dopilnujcie,¿ebyz³o¿onowofierzereprezentatywn¹ próbkê tych blunierstw rozkaza³ w³adczym tonem. A pozosta³e wrzuæcie do ognia. Jestemy zgubieni z g³êbi stosu rozleg³ siê st³umiony syntetyzowany g³os. Kiedy siedz¹cy na poduszce Harrar skierowa³ siê do najbli¿szego krêpuj¹cego obszaru, wyci¹gnê³y siê ku niemu w b³agalnym gecie ¿ywe koñczyny ró¿nych d³ugoci, barw i kszta³tów. Niektórzy wiê- niowie prosili go o zmi³owanie; wiêkszoæ jednak milcza³a i tylko patrzy³a na niego z przera¿eniem. Kap³an zachowywa³ siê obojêt- nie, dopóki jego spojrzenie nie spoczê³o na cz³ekokszta³tnej istocie poroniêtej d³ug¹ sierci¹. Z wystaj¹cego czo³a stworzenia wyrasta- ³a para rogów w kszta³cie sto¿ków. Na obna¿onych d³oniach i sto- pach widnia³y lady ciê¿kiej fizycznej pracy. Odciski i zgrubienia skóry nie mog³y jednak ukryæ inteligencji w kryszta³owo przejrzystych
18 oczach. Cz³ekokszta³tna istota by³a ubrana w pozbawiony rêkawów, podobny do worka strój, opadaj¹cy do kolan i przewi¹zany w pasie sznurem splecionym z jakich rolin. Do jakiej nale¿ysz rasy? zapyta³ Harrar, zwracaj¹c siê do istoty w nienagannym basicu. Jestem Gotalem. Harrar wskaza³ przewi¹zany w pasie strój przypominaj¹cy wo- rek. Twoje ubranie przystoi bardziej pokutuj¹cemu grzesznikowi ni¿ naukowcowi zauwa¿y³. Kim jeste? I jednym, i drugim, a zarazem ¿adnym z nich odpar³ Gotal. Jestem hkigiañskim kap³anem. Harrar energicznie obróci³ siê na poduszce i popatrzy³ na cz³on- ków swojej wity. Mamy szczêcie powiedzia³. Znalelimy jakiego wiê- tego. Przeniós³ spojrzenie z powrotem na Gotala. Opowiedz mi co o swojej religii, hkigiañski kap³anie. Dlaczego interesujesz siê moimi wierzeniami? Ach, ja tak¿e jestem wykonawc¹ rytua³ów oznajmi³ Yuuz- hanin. Je¿eli wolisz, mo¿esz zwierzyæ mi siê jak kap³an ka- p³anowi. My, Hkigianie, wierzymy, ¿e najwiêksz¹ wartoæ ma cnot- liwe ¿ycie odpar³ szczerze Gotal. To prawda, ale jakiemu celowi ma to s³u¿yæ? zapyta³ Har- rar. Zapewnieniu obfitych plonów, wywy¿szeniu siebie czy te¿ mo¿e zapewnieniu odpowiedniego miejsca w przysz³ym ¿yciu? Cnota jest nagrod¹ sam¹ w sobie. Na twarzy yuuzhañskiego kap³ana odmalowa³o siê zaintere- sowanie. Tak owiadczyli ci twoi bogowie? Tak przedstawia siê nasza prawda odpar³ wiêzieñ. Jedna z wielu. Jedna z wielu powtórzy³ Harrar. A z jak¹ prawd¹ zapoznali ciê Yuuzhanie? Je¿eli owiadczysz, ¿e uznajesz naszych bogów, mo¿e zastanowiê siê i darujê ci ¿ycie. Gotal spojrza³ na niego z niezm¹conym spokojem. Tylko fa³szywy bóg móg³by ¿¹daæ mierci tylu istot i zni- szczeñ tylu wiatów powiedzia³. A zatem to prawda stwierdzi³ Yuuzhanin. Obawiasz siê mierci.
19 Nie bojê siê zgin¹æ w imiê prawdy oznajmi³ Gotal. Nie bojê siê, je¿eli moja mieræ przyniesie ulgê w cierpieniu albo po³o¿y kres z³u i nienawici. Cierpienie? Harrar pochyli³ siê z³owieszczo ku jeñcowi. Pozwól, ¿e powiem ci co o nim, kap³anie. Cierpienie jest esencj¹ ¿ycia. Ci, którzy uznaj¹ tê prawdê, rozumiej¹, ¿e tylko mieræ uwal- nia ich od cierpienia. Pogodzilimy siê z tym i dlatego nie boimy siê mierci. Wyprostowa³ siê, powiód³ spojrzeniem po wiêniach i podniós³ g³os tak, aby mogli us³yszeæ go wszyscy w wielkiej ³a- downi. Nie ¿¹damy od was wiêcej ni¿ od siebie. Chcemy tylko, ¿ebycie odwdziêczyli siê bogom za ofiary, jakie ponieli podczas stwarzania kosmosu. Sk³adamy im w ofierze cia³o i krew, aby ich dzie³o mog³o przetrwaæ. Nasi bogowie nie wymagaj¹ od nas niczego oprócz dobrych uczynków odezwa³ siê Gotal. Uczynków, które wzbudzaj¹ niechêæ i nienawiæ parskn¹³ pogardliwie Yuuzhanin. Je¿eli wymagaj¹ od was tylko tego, nic dziwnego, ¿e opucili was w potrzebie. Nie czujemy siê opuszczeni zaprotestowa³ wiêzieñ. Mamy rycerzy Jedi. Przez t³um wiêniów przetoczy³a siê fala potakuj¹cych po- mruków. Z pocz¹tku ledwie s³yszalna, po chwili przybra³a na sile i przekonaniu. Harrar powiód³ spojrzeniem po stoj¹cych pod nim istotach. Za- skoczy³o go, jak ró¿ne mieli twarze: pomarszczone albo g³adkie, poroniête sierci¹ albo bezw³ose, z guzami, rogami albo g³êbokimi bruzdami o miêsistych albo cienkich wargach. Zamieszkuj¹ce inn¹ galaktykê istoty rasy Yuuzhan Vong stara³y siê kiedy wyelimino- waæ tak¹ ró¿norodnoæ. Wybuch³y wojny, które trwa³y ca³e tysi¹cle- cia. Kosztowa³y mieræ tylu ofiar i spowodowa³y zniszczenie tylu wiatów, ¿e nie da³oby siê wszystkich zliczyæ. Tym razem jednak Yuuzhanie zamierzali byæ przezorniejsi. Planowali unicestwiæ tylko te ludy i planety, które by³y niezbêdne do dokoñczenia czystki. Czy ci Jedi to wasi bogowie? zapyta³ w koñcu Harrar, zwra- caj¹c siê do wiênia. Gotal zastanawia³ siê chwilê czy dwie, zanim odpowiedzia³. Rycerze Jedi s¹ stra¿nikami sprawiedliwoci i pokoju. A ta Moc, o której mi mówiono dopytywa³ siê Yuuzhanin. Jak móg³by j¹ opisaæ? Gotal rozci¹gn¹³ usta w lekkim umiechu.
20 To co, czego nigdy nie dotkniesz odpar³ cicho. Gdybym nie wiedzia³, ¿e to niemo¿liwe, powiedzia³bym, ¿e wyskoczylicie z jej ciemnej strony. Zainteresowanie Harrara wyranie wzros³o. Chcesz powiedzieæ, ¿e ta Moc ma jasn¹ i ciemn¹ stronê? Jak wszystko inne na tym wiecie. A któr¹ ty zajmujesz w stosunku do nas? zapyta³ Yuuzhanin. Jeste taki pewien, ¿e stoisz po jasnej stronie? Wiem tylko to, czego uczy mnie serce. Harrar zastanawia³ siê chwilê nad tym, co us³ysza³. A zatem ta walka to co wiêcej ni¿ zwyczajna wojna stwier- dzi³ po chwili. To zmagania bogów, a wy i my jestemy tylko na- rzêdziami. Gotal uniós³ dumnie g³owê. To mo¿liwe powiedzia³. Ale ostateczny wynik ju¿ zosta³ ustalony. Harrar prychn¹³. Niech to przekonanie przyniesie ci ulgê w ostatnich chwi- lach ¿ycia burkn¹³. Zapewniam, nie zosta³o ci ich wiele. Pod- niós³ g³os i zwróci³ siê do st³oczonych jeñców. A¿ dot¹d istoty waszych ras mia³y do czynienia tylko z yuuzhañskimi wojownikami i politykami. Dowiedzcie siê, ¿e dzisiaj przybyli prawdziwi archi- tekci waszego przeznaczenia. Odwróci³ g³owê i gestem zachêci³ cz³onków wity, ¿eby do nie- go do³¹czyli. Ta Moc to tylko dziwaczne, irracjonalne wierzenia po- wiedzia³ cicho do s³u¿¹cego, który stan¹³ obok podtrzymywanej przez dovin basala poduszki. Je¿eli jednak naprawdê zamierzamy nad nimi panowaæ, powinnimy zrozumieæ, w jaki sposób jednoczy mi- liardy tak odmiennych istot. Musimy tak¿e unicestwiæ wszystkich Jedi. Skutecznie i raz na zawsze.
21 R O Z D Z I A £ Mimo i¿ galaktyka obfitowa³a w wiele cudów i dziwów, skupiska potê¿nych drzew i krzy¿uj¹cych siê ga³êzi podtrzymuj¹cych miasto Wookiech Rwookrrorro cieszy³y siê zas³u¿on¹ s³aw¹. Ogl¹dane z góry, na tle ciemnej zieleni bezdennego lasu, miasto sprawia³o nie- zwyk³ewra¿enie.Wygl¹da³o,jakbyocala³ozestraszliwych,najni¿szych poziomówd¿ungliKashyyykaijakoprzyk³addoskona³ejharmoniiprzy- rody i techniki, zosta³o powierzone opiece zachmurzonego nieba. Na skraju miasta z daleka od okr¹g³ych domów, które wyra- sta³y z g¹bczastego pod³o¿a i trzyma³y siê pni gigantycznych wro- shyrów na wierzcho³ku wielkiego konaru ³¹cz¹cego korony kilku drzew trwa³a uroczysta ceremonia ku czci nie koñcz¹cego siê cyklu narodzin i mierci. Uczestniczy³o w niej dwadziecioro kilkoro Wookiech i istot ludzkich obojga p³ci. Wszyscy tworzyli kr¹g wokó³ drewnianego sto³u, który tak¿e by³ okr¹g³y. Jedni stali, inni kucali, a jeszcze inni siedzieli, ale na twarzach wszystkich malowa³ siê taki sam wyraz smutku i powagi. Jedyny wyj¹tek stanowi³y dwa automaty, C-3PO Threepio i R2-D2 Artoo-Detoo. Im tak¿e pozwolono wzi¹æ udzia³ w ceremonii, ale bez wzglêdu na okolicznoci, na ich metalowych obliczach nie mog³y siê odmalowaæ ¿adne uczucia. C-3PO sta³ z g³ow¹ przekrzywion¹ na bok i rêkami zgiêtymi pod k¹tem rzadko spotykanym u istot, na wzór których go skonstru- owano. Dziwaczna postawa nie wydawa³a siê jednak z³ocistemu androidowi niczym niestosownym. Stanowi³a konsekwencjê szczegó- ³ów konstrukcyjnych i wiecznie zmieniaj¹cych siê wymagañ narzuca- nych serwomotorom, które pozwala³y mu poruszaæ siê i wykonywaæ
22 ró¿ne gesty. Obok androida tkwi³ nieruchomo jak pos¹g jego bary³- kowaty partner, robot Artoo-Detoo. Wci¹gn¹³ rodkowy wspornik, a dwa boczne unieruchomi³ na powierzchni konara. Threepio zauwa¿y³, ¿e z miejsca, gdzie sta³, roztacza³ siê nie- zwyk³y widok. Konary pobliskich drzew ledwo majaczy³y w gêstej mgle; nie by³o nawet widaæ krêgu pobliskich ¿³obków, szkó³ i przed- szkoli. Przez gêste chmury tylko z trudem przedziera³y siê pierwsze promienie s³oñca, rozproszone i rozszczepione jak przez pryzmat. Threepio doszed³ do wniosku, ¿e ten widok z pewnoci¹ wielu ale nie jemu zapiera dech w piersi. [Zgrromadzilimysiê,¿ebyuczciæpamiêæChewbaccy,czcigodnego syna, ukochanego mê¿a, oddanego ojca, lojalnego przyjaciela i towa- rzysza broni, mistrza i bliskiego krrewnego wszystkich cz³onków kla- nu... przynajmniej w duchowym, je¿eli nie w tradycyjnym znaczeniu.] Wookie, który wypowiedzia³ te s³owa, nazywa³ siê Ralrrachen. Threepio jednak s³ysza³, ¿e najczêciej nazywano go po prostu Ralr- ra. By³ stary i wysoki, nawet je¿eli porówna³o siê go z innymi istota- mi rasy Wookie. Od pozosta³ych odró¿nia³o go jednak co wiêcej ni¿ tylko niezwyk³y wzrost czy siwa sieræ na twarzy. Ralrra mia³ dziwn¹ wadê wymowy, dziêki której istoty ludzkie mog³y rozumieæ wszystko, co mówi³. Gdyby mowê wyg³asza³ inny Wookie, popro- szono by Threepia, aby s³u¿y³ ludziom jako t³umacz. Tego poranka jednak ¿adna uczestnicz¹ca w ceremonii istota ludzka nie musia³a korzystaæ z jego umiejêtnoci protokolarnego androida-poligloty. [To w³anie w nim p³omieñ buntu p³on¹³ z najwiêksz¹ si³¹] ci¹- gn¹³ Ralrra. Jego czarny nos dr¿a³, a rêce zwisa³y luno wzd³u¿ tor- su. [Czy to na Kashyyyku, czy gdzie indziej, Chewbacca by³ zawsze odwa¿ny i nieprzekupny. Mia³ serrce jak dziesiêciu, a si³ê i odwagê jak piêædziesiêciu Wookiech.] Chewbacca zgin¹³ szeæ standardowych miesiêcy wczeniej, podczas zakoñczonej katastrof¹ operacji ratunkowej. Straci³ ¿ycie na planecie Sernpidal, któr¹ wybrali do zniszczenia najedcy rasy Yuuzhan Vong. Wszyscy ubolewali, ¿e cia³a Chewbaccy nigdy nie znaleziono. Gdyby uda³o siê przetransportowaæ zw³oki na rodzinny Kashyyyk, odby³aby siê uroczysta ceremonia pogrzebowa. Uczest- niczyæ w niej mogliby tylko najbardziej powa¿ani cz³onkowie ro- dziny. To, co istoty rasy Wookie robi³y ze zw³okami ziomków, sta- nowi³o pilnie strze¿on¹ tajemnicê. Jedni eksperci twierdzili, ¿e Wookie kremuj¹ cia³a swoich zmar³ych. Inni uwa¿ali, ¿e zw³oki s¹ albo grzebane w g¹szczu ga³êzi wroshyrów, albo opuszczane za
23 pomoc¹ pêdów winoroli kshyy w mroczne g³êbiny d¿ungli, sk¹d istoty siê wywodzi³y. Jeszcze inni utrzymywali, ¿e cia³a zmar³ych Wookiech s¹ krojone na kawa³ki przy u¿yciu wiêtych ostrzy ryyyk i pozostawiane na wybranych ga³êziach wroshyrów, sk¹d zabieraj¹ je drapie¿ne katarny albo ptaki kroyie. C-3PO uwa¿a³, ¿e nawet gdyby odbywa³a siê ceremonia pog- rzebowa, i tak nikt nie pozwoli³by mu wzi¹æ w niej udzia³u. Uczestnicy ceremonii ku czci Chewbaccy byli cz³onkami jego licznej i szeroko rozumianej rodziny. Chyba nikt jednak nie móg³by zaliczyæ do ich grona z³ocistego androida a ju¿ w ¿adnym wypadku jego bary³ko- watego partnera, Artoo. Chocia¿ istoty z krwi i koci bardzo czêsto styka³y siê z automatami, inteligentnymi i innymi, to w sprawach dotycz¹cych wiêzów rodzinnych albo pokrewieñstwa potrafi³y byæ wyj¹tkowo dra¿liwe. Obok Ralrry przykucn¹³ ojciec Chewbaccy, Attichitcuk, a obok niego siostra zabitego bohatera, br¹zowow³osa Kallabow. Nieco dalej siedzia³a wdowa po Chewbacce, Mallatobuck, i ich syn, Lumpawar- rump. Kiedy m³odzieniec pomylnie przeby³ ceremoniê wkroczenia w wiek dojrza³y, przybra³ imiê Lumpawaroo w skrócie Waroo. Inni Wookie byli przyjació³mi, kuzynami, bratankami i siostrzeñcami za- bitego. Do grona tych ostatnich zalicza³ siê Lowbacca, rycerz Jedi. W ceremonii ku czci Chewbaccy uczestniczy³o tylko szecioro ludzi: pan Luke, pani Leia, pan Solo i trójka dzieci Solo: Anakin, Jacen i Jaina. Rzuca³a siê w oczy nieobecnoæ Landa Calrissiana. Ciemnoskóry mê¿czyzna ku wielkiemu zaniepokojeniu pana Hana przys³a³ wiadomoæ, ¿e udzia³ w uroczystoci uniemo¿liwiaj¹ mu nieoczekiwane, choæ bli¿ej niesprecyzowane okolicznoci. W cere- monii nie uczestniczy³a tak¿e ¿ona pana Lukea, Mara. Z pewnoci¹ wziê³aby w niej udzia³, gdyby nie nag³e pogorszenie stanu zdrowia. Jej organizm wyniszcza³a tajemnicza choroba, wskutek czego ko- bieta musia³a pozostaæ na Coruscant. Artystycznie rzebiony stó³ porodku krêgu uczestników cere- monii spoczywa³ na kobiercu z lici wroshyrów. Jego podstawê opla- ta³y ciemnozielone pêdy winoroli kshyy, a okr¹g³y blat zdobi³y kwiaty kolvissha, jagody wasaka, korzenie orga i b³yszcz¹ce jaskra- wo¿ó³te p³atki syreniowca. W ch³odnym powietrzu unosi³a siê aro- matyczna woñ ¿ywicznych kadzide³. [To w³anie tu, na Kashyyyku, charakterr Chewbaccy ujawni³ siê ju¿ we wczesnym okrresie jego ¿ycia] ci¹gn¹³ Ralrra. [Rrazem ze zmar³ym przyjacielem Salporinem] mówca przerwa³ na chwilê,
24 ¿eby rzuciæ spojrzenie na wdowê po Salporinie, Gorrlyn [Chewbac- ca opuci³ szkolny kr¹g, ¿eby pod¹¿yæ w dó³, Szlakiem Rryatta do Studni Zmar³ych; do samego serrca Lasu Cieni. Uzbrojony jedynie w ostrze ryyyk, stawia³ czo³o fa³szywym shyrrom, mchom jaddyyk, ig³opluskwom, pu³apkostawom, cieniotwórrcom i wielu innym za- grro¿eniom. W koñcu zdoby³ pasmo w³ókien ze rodka miêso¿err- nego syreniowca, dziêki czemu uzyska³ prrawo noszenia baldrica, broni i imienia, pod którym chcia³, ¿eby znali go wszyscy inni. To w³anie tu, na Kashyyyku, Chewbacca zapuci³ siê w g³¹b wielkiej jamy Anarrad i to nie rraz czy dwa, ale piêæ rrazy. Trzykrrotnie upolowa³ szponiastego katarna i tylko raz dopuci³, ¿eby bestia za- da³a mu lekk¹ ranê.] Ralrra wskaza³ miejsce na swoim kosmatym torsie. [ W³anie tu, po lewej strronie piersi.] [Przygotowuj¹c siê do zawarcia ma³¿eñskiego zwi¹zku, w któ- rry wst¹pi³ tu, na tej ga³êzi, Chewbacca zapuci³ siê w g³¹b d¿ungli a¿ na pi¹ty poziom. Korzystaj¹c tylko z si³y miêni w³asnych r¹k, upolowa³ quillarata i podarowa³ go Mallabutock jako dowód swojej mi³oci. A kiedy nadszed³ czas, ¿eby jego wkrraczaj¹cy w wiek doj- rza³y syn Waroo wyruszy³, by upolowaæ p³ochliwego rrolino¿ercê, Chewbacca wspiera³ go i zachêca³]. Chocia¿ Threepio s³ysza³ o niektórych czynach, jakich Chew- bacca dokona³ na swej ojczystej planecie, nie mia³ w pamiêci infor- macji na ich potwierdzenie. Postanowi³ zatem przypomnieæ sobie, co sam prze¿y³ i zapamiêta³, gdy spotyka³ siê z ros³ym Wookiem. Natychmiast zala³a go fala wspomnieñ. Wiele mia³o a¿ dwadziecia piêæ standardowych lat. Kiedy ujrza³ go pierwszy raz, Chewbacca sta³ niczym ¿ó³- tobr¹zowa wie¿a na skraju l¹dowiska dziewiêædziesi¹tego czwar- tego w kosmoporcie Mos Eisley na planecie Tatooine... Potem sromotnie przegrywa³ w holograficznej planszowej grze zwanej dejarikiem... W Miecie w Chmurach na planecie Bespin nieprawi- d³owo przytwierdzi³ g³owê z³ocistego androida do tu³owia po tym, jak ci paskudni Ugnaughtowie bawili siê ni¹ w grê zwan¹ Wookie w rodku... Pan Han stwierdzi³ kiedy, ¿e Wookie myli tylko brzu- chem... Wiele, bardzo wiele razy nazywa³ go zapchlonym futrza- kiem, przeroniêtym kud³aczem, chodz¹cym dywanikiem czy te¿ ha³aliwym brutalem... Czêsto tak samo nazywa³ go Threepio rzecz jasna, naladowa³ ludzi. Zwa¿ywszy jednak na nienaganny charakter i wielk¹ si³ê Chewbaccy, zawsze mówi³ to na tyle ciep³ym tonem, aby istoty nie uraziæ.
25 Nagle Threepia przeniknê³o dziwaczne dr¿enie. Z³ocisty android uwiadomi³ sobie, ¿e nie potrafi przywo³aæ dalszych wspomnieñ. Jego obwody ogarnê³o nienaturalne i w najwy¿szym stopniu niepo- koj¹ce ciep³o. Sk³oni³o go to do przeprowadzenia procedury auto- diagnostycznej. Wyniki badañ nie pozwoli³y jednak odkryæ przy- czyny niezwyk³ego stanu. Tymczasem Ralrra nie przestawa³ warczeæ, ryczeæ i posz- czekiwaæ. [Wrrodzona ciekawoæ sprawi³a, ¿e Chewbacca opuci³ Ka- shyyyk w bardzo m³odym wieku. Wkrrótce jednak, jak wiêkszoæ z nas, zosta³ niewolnikiem Imperium. Na szczêcie szybko odzyska³ wolnoæ. Sta³o siê to za sprraw¹ cz³owieka... mê¿czyzny o podobnej szlachetnoci i sile charakteru, naszego czcigodnego brata, Hana Solo. Chewbacca przysi¹g³, ¿e odda za niego ¿ycie. Dopierro w jego to- warzystwie móg³ odegrraæ w Rrebelii bardzo wa¿n¹ rolê. Uczestni- czy³ w wydarzeniach, które w koñcu przyczyni³y siê do upadku Im- peratorra Palpatinea.] C-3PO skierowa³ fotorecep mê¿czyzny otacza³y czerwone obwódki. Prawa rêka spoczywa³a miê- dzy d³oñmi pani Jainy. Pan Han w³o¿y³ na tê okazjê ciemnoniebieskie spodnie wojskowego kroju. Trochê przypomina³y podniszczon¹ parê, któr¹ mia³ nadziejê zachowaæ dla potomnoci. Poprzedniego dnia jed- nak, kiedy chcia³ siê w nie ubraæ, okaza³o siê, ¿e ostatnio nieznacznie przyty³. Stare spodnie zdecydowanie odmówi³y pos³uszeñstwa. Roz- dar³y siê tak bardzo, ¿e nie nadawa³y siê do naprawy. Threepio by³ wiadkiem tego wydarzenia jednej z przyczyn niezwyk³ego rozdra¿- nienia i utrapienia pana Hana. Pomaga³ mu póniej przytwierdzaæ do zewnêtrznych szwów nowych spodni podwójne krwistoczerwone oz- doby zwane koreliañskimi lampasami. Po drugiej stronie krêgu, naprzeciwko ojca i córki, stali pan Jacen i pani Leia. Kobieta opar³a g³owê o ramiê syna, a na jej twarzy b³yszcza³y lady ³ez. Obok nich przykucn¹³ panicz Anakin. Mia³ ponur¹ minê i sprawia³ wra¿enie pogr¹¿onego w mylach. Tu¿ za nim sta³ pan Luke. On tak¿e wygl¹da³ na przygnêbionego, a prze- cie¿ niejednokrotnie prze¿ywa³ mieræ bliskiej osoby. Straci³ i w³as- nych, i przybranych rodziców, nie wspominaj¹c o dwójce nauczy- cieli Jedi, mistrzach Obi-Wanie Kenobim i Yodzie. [W koñcu Chewbacca zosta³ ¿o³nierzem Nowej Republiki] grzmia³ i pomrukiwa³ Ralrra. [Kiedy Bitwa o Endorr dobieg³a koñ- ca, mia³ swój udzia³ w oswobodzeniu Kashyyyka. Mimo to powiêci³
26 ¿ycie przede wszystkim Hanowi Solo... jako przyjaciel i dozgonny d³u¿nik, a tak¿e opiekun i obroñca jego ¿ony i trójki dzieci.] Ralrra odwróci³ siê w stronê Hana. [Kilka rrazy mia³ zaszczyt przybywaæ na ratunek i wyci¹gaæ z oprresji swojego przyjaciela, na przyk³ad w trakcie ostatniego kryzysu, którego sprawcami byli Yevethowie. Chewbacca uwolni³ wtedy Hana Solo z celi wiêzienia, urz¹dzonego na pok³adzie yevethañskiego okrrêtu.] Threepio ponownie skierowa³ fotoreceptory na pana Hana. Ogar- niêty rozpacz¹ mê¿czyzna zwiesi³ g³owê. Jego córka g³adzi³a go po plecach. Z³ocisty android pomyla³, ¿e ³¹cz¹ce pana Hana i Chewbac- cê stosunki trochê przypomina³y te, jakie ³¹czy³y jego i Artoo. Czasa- mi jednak odnosi³ wra¿enie, ¿e spêdzi³ w towarzystwie astromecha- nicznegopartnerawiêcejczasuni¿panHanwtowarzystwieWookiego. Widocznie bary³kowaty robot równie¿ obserwowa³ pana Hana, bo w pewnej chwili obróci³ kopu³kê i skierowa³ samotny fotoreceptor na z³ocistego towarzysza. Wyda³ ca³¹ seriê cichych gwizdów i wis- tów. Zachowywa³ siê, jakby i jego korpus przenika³o to samo dziw- ne dr¿enie. Threepio zmieni³ k¹t pochylenia g³owy. W ci¹gu ostatnich kilku miesiêcy mia³ wiele okazji obserwowaæ zachowanie zasmuconych istot ludzkich. Mimo tych wszystkich obserwacji nadal nie rozumia³, dlaczego ludzi ogarnia smutek po- dobnie jak nie pojmowa³ tego, zanim Chewbacca straci³ ¿ycie na tamtej paskudnej planecie. Wczeniej czy póniej umiera³y przecie¿ wszystkie ¿ywe istoty w wyniku naturalnego procesu starzenia, wypadków czy rozmaitych chorób, których by³o chyba zbyt wiele, ¿eby wszystkie poznaæ i zapamiêtaæ. Pod pewnymi wzglêdami mieræ przypomina³a wy³¹czenie albo skasowanie zawartoci pamiêci. Pod innymi wszak¿e by³a czym zupe³nie odmiennym... utrat¹ wiado- moci, kresem wszystkich prze¿yæ i przygód. Zastanawiaj¹c siê nad tym spostrze¿eniem, C-3PO doszed³ do przekonania, ¿e mo¿e nie mia³ racji, kiedy rozmyla³ o w³asnym losie. Je¿eli rzeczywicie, jak czêsto mawia³, automaty stworzono w tym celu, aby cierpia³y, w³a- ciwie co stanowi³o esencjê ¿ycia istot z krwi i koci? Mo¿e lepiej by³o siê nad tym nie zastanawiaæ? Cechy konstrukcji protokolarnego androida uniemo¿liwia³y mu ronienie ³ez czy prze¿ywanie stanu, jaki nazywano nerwowym za³a- maniem. Oprogramowanie pozwala³o mu jednak odczuwaæ co w rodzaju smutku... rzecz jasna, nie do tego stopnia, jak odczuwali go ludzie i inne istoty. Threepio uwiadomi³ sobie nagle jasno, ¿e to
27 smutek spowodowa³ to dr¿enie, które ca³y czas go przeladowa³o. Chocia¿ bardzo siê stara³, nie móg³ skupiæ myli. Co gorsza, ka¿de spojrzenie na pana Hana tylko potêgowa³o jego zaniepokojenie. Mo¿liwe, ¿e pan Han by³ najlepszym przyjacielem Chewbaccy. Prawdopodobnie mia³ w sobie wiele naprawdê ludzkich uczuæ. Tak czy owak, cierpia³ chyba najbardziej sporód wszystkich bior¹cych udzia³ w ceremonii istot ludzkich. Trudno by³oby powiedzieæ, jakie uczucia nim targa³y: udrêka czy wciek³oæ, przygnêbienie czy pod- niecenie. Threepio przypomnia³ sobie, ¿e kiedy nazwa³ pana Hana niemo¿liwym. Ten cz³owiek teraz bardzo cierpia³. Sprawia³ wra¿e- nie zamkniêtego w sobie, jakby zatopionego w bryle karbonitu. Wygl¹da³o na to, ¿e z³ocisty android nie mo¿e zrobiæ absolutnie nic, ¿eby wyrwaæ go z odrêtwienia. Chocia¿ wprawnie pos³ugiwa³ siê milionami form porozumiewania siê inteligentnych istot, nie potra- fi³ zrozumieæ, dlaczego ludzie zachowuj¹ siê w taki sposób. Nie pojmowa³, jakimi kieruj¹ siê uczuciami. Mimo wszystko by³ tylko automatem. Nikt nie zaprogramowa³ go, ¿eby to rozumia³. Pewnego razu, kiedy pan Han stara³ siê zdobyæ serce i rêkê ksiê¿- niczki Leii, po³o¿y³ d³oñ na ramieniu C-3PO i oznajmi³: Jeste do- brym androidem, Threepio. Niewiele androidów lubiê tak jak cie- bie. Póniej poprosi³ go o radê w sprawach sercowych. C-3PO z radoci¹ u³o¿y³ s³owa piosenki. Chcia³, ¿eby pan Han, rywalizuj¹c z ksiêciem Isolderem o wzglêdy ksiê¿niczki Leii, pos³u¿y³ siê nimi jak orê¿em. Niech zaraza porwie moje metalowe cia³o, pomyla³ C-3PO. Dlaczego jego stwórca nie wyposa¿y³ go w niezbêdne oprogramo- wanie? Móg³by teraz przynajmniej spróbowaæ pomóc panu Hano- wi. Tymczasem ca³e jego dzia³anie ogranicza³o siê do bezmylnego filozofowania! [¯¹dza przygód wabi, ale krryje w sobie wiele niebezpieczeñstw niczym serrce syreniowca] zarycza³ p³aczliwie Ralrra. [Mimo to ostat- nia czynnoæ Chewbaccy wi¹za³a siê z powiêceniem. Nasz krew- niak zgin¹³, aby ocaliæ od mierrci kogo, kogo mi³owa³ i szano- wa³.] Starzej¹cy siê Wookie skierowa³ spojrzenie na m³odego Anakina. Chwilê potem przeniós³ je znów na pana Hana. [Nie zapo- minajmy te¿, ¿e, jak zawsze, ilekrroæ toczy³ walkê, mia³ wci¹gniête pazurry. A zatem powinnimy brraæ przyk³ad z ga³êzi wroshyrów. Podobnie jak one wyci¹gaj¹ siê, aby ³¹czyæ siê i wspierraæ, tak i duch Chewbaccy ³¹czy siê z naszymi duchami, aby wzmacniaæ nas i wspierraæ w walkach, którrym musimy stawiæ czo³o.]
28 Walki i wojny by³y podczas istnienia z³ocistego robota czym tak powszednim, ¿e najnowsza inwazja nie powinna by³a go zasko- czyæ. W poczynaniach istot rasy Yuuzhan Vong i w prowadzonych na galaktyczn¹ skalê zmaganiach by³o jednak co odmiennego. Nie chodzi³o tylko o to, ¿e najedcy nie robili ró¿nicy, przeciwko komu walczyli na ujarzmianych wiatach: obywatelom Nowej Republiki, zwolennikom Szcz¹tków Imperium czy istotom pragn¹cym zacho- waæ neutralnoæ. Nie chodzi³o te¿ o organiczn¹ broñ, chocia¿ jej niszczycielska si³a budzi³a powszechne przera¿enie. Protokolarne- go androida najbardziej martwi³o co innego. Oto mia³ do czynienia z pierwszym konfliktem zbrojnym, podczas którego napastnicy nie oszczêdzali nawet automatów. A to oznacza³o niewa¿ne, czy mu siê podoba³o, czy te¿ nie ¿e mo¿e bêdzie mia³ okazjê zrozumieæ istotê cierpienia, smutku i mierci. Na okr¹g³ym blacie sto³u spoczywa³y teraz talerze i misy z jedze- niem: bulionem z xachibika, opiekanymi trakkrrrnowymi ¿eberkami, plackamipolewanymilenymmiodemisa³atkamiudekorowanymiziar- nami rillrrnnna. Sta³y tak¿e butelki i karafki wype³nione sokami, wina- mi i kilkoma innymi mocniejszymi trunkami. Skupieni w niewielkich grupach, ludzie i Wookie rozmawiali. Opowiadania o tym, czego doko- na³ Chewbacca, wywo³ywa³y miech lub ³zy, a czasem sk³ania³y do za- stanowienia. Ch³odny wiatr przybra³ na sile. Szeleci³ liæmi drzew i wygrywa³ w szczelinach miêdzy ga³êziami swoje melodie. Przygnêbiony i zrozpaczony Han siedzia³ na niewysokim drew- nianym sto³ku. Zwiesi³ g³owê i opar³ ³okcie na kolanach. Wiesz, Jaino odezwa³ siê w pewnej chwili nigdy bym nie pomyla³, ¿e to powiem, ale zazdroszczê Threepiowi. Dziewczyna unios³a g³owê i powêdrowa³a spojrzeniem za spoj- rzeniem ojca ku miejscu, gdzie z³ocisty android sta³ obok przysadzi- stego towarzysza. C-3PO wygl¹da³, jakby zupe³nie nie wiedzia³, co robiæ. Chcesz powiedzieæ, ¿e czasami lepiej nie mieæ serca oznaj- mi³a. Przynajmniej w takich chwilach jak ta. Han ciê¿ko wes- tchn¹³, a potem przesun¹³ praw¹ d³oni¹ po twarzy. Jaina wskaza³a blat sto³u. Przyniosê ci co do jedzenia, tato zaproponowa³a. Wy- gl¹dasz, jakby kona³ z g³odu.