Wredna2207

  • Dokumenty74
  • Odsłony34 021
  • Obserwuję60
  • Rozmiar dokumentów173.7 MB
  • Ilość pobrań20 099

Laurie Roma - Nyghts Evie - 2

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Laurie Roma - Nyghts Evie - 2.pdf

Wredna2207 EBooki
Użytkownik Wredna2207 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

- 1 -

- 2 - Laurie Roma „Nyght's Evie” The Breakers’BAD BOYS #2 Tłumaczenie nieoficjalne oraz korekta : RebelJustice#® Poniższe tłumaczenie w całości należy do autora książki jako jego prawa autorskie, tłumaczenie to jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto tłumaczenie to nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie, każda osoba wykorzystująca treść tego tłumaczenia w celu innym niż marketingowym łamie prawo

- 3 - ~^~ Daryk "Dare" Nyght to człowiek żyjący na krawędzi. Jako chirurg urazowy w armii włożył swój udział w walce, ale jego styl życia na wysokim poziomie ryzyka spowodował, że wypalił się i desperacko potrzebował spokoju. Człowiek bez domu, udaje się do małego miasteczka Breakers, aby odpocząć i spędzić trochę czasu z kilkoma przyjaciółmi, ale to, co tam odkrywa, jest większe, niż się spodziewał... Evie Beaumont to kobieta, która wydaje się mieć wszystko. Ma wdzięk, piękno i bogactwo, ale ukrywa się przed bolesnymi wspomnieniami, zagrzebując się w pracy w centrum ratunkowym, które prowadzi. Kiedy te dwie zagubione dusze spotykają się w zderzeniu woli, iskierki między nimi są niezaprzeczalne. Czy namiętność wystarczy, czy oboje znajdą sposób, by otworzyć swoje serca na szansę prawdziwej miłości?

- 4 - DEDYKACJA Jest tak wiele osób, którym chciałabym podziękować za zainspirowanie mnie do napisania tej książki... Przede wszystkim muszę podziękować odważnym mężczyznom i kobietom, którzy służą naszemu krajowi. Chociaż istnieje dużo książek, które koncentrują się na mężczyznach, którzy żyją po odejściu ze służby wojskowej, ta książka zajmuje się niektórymi następstwami, których nie można łatwo zapomnieć po zakończeniu walk. Lubię myśleć, że ta książka to mały sposób, aby okazać moje podziękowanie i powiedzieć, że Wasze poświęcenie jest doceniane. Wszystkim mężczyznom i kobietom pracującym jako wolontariusze w schroniskach dla zwierząt na całym świecie. Dziękuję za udzielanie zwierzętom pod Waszą opieką miłości, na jaką zasługują i drugiej szansy na posiadanie dobrego domu. Dzięki Dusty Rhodes i Bees Tattoo za pomoc w zrozumieniu kulisów pracy w salonie tatuażu, a także za pomaganie mi w głoszeniu mojego specjalnego hołdu dla życia. Wszystkim, którzy przeżyli raka piersi i tym, których straciliśmy. Dotykam tego tematu, ponieważ mam nadzieję, że ludzie zrozumieją wagę pójścia na badania kontrolne i wyłapania jakiegokolwiek potencjalnego problemu wcześniej. To może uratować życie. Żyjcie odważnie. Życzę Wam zdrowia i szczęścia - i większości życia pełnego miłości. I na koniec, dziękuję wszystkim mężczyznom i kobietom, którzy są częścią klubów motocyklowych i grup koncentrujących się na dobrej pracy. Chcę podkreślić, że nie wszystkie kluby motocyklowe są złe. W rzeczywistości jest kilka klubów przeznaczonych wyłącznie dla funkcjonariuszy organów ścigania i innych, które koncentrują się na jeździe razem dla wspólnego celu, takiego jak pomoc ofiarom przemocy wobec dzieci lub przemocy domowej. Ci ludzie bronią tych, którzy żyją samotnie i boją się, i działają jak tarcze, gdy zajdzie taka potrzeba. Jeśli jesteś zainteresowany tym, aby dowiedzieć się więcej, po prostu przejrzyj je w Internecie. Istnieją duże, międzynarodowe grupy lub mniejsze lokalne oddziały, w które ludzie mogą się zaangażować. Mogą wyglądać jak złe osły, ale ich motywy działania są sprawiedliwe.

- 5 - ROZDZIAŁ 1. – Chyba sobie jaja robisz... Daryk Nyght zmrużył oczy, gdy rozejrzał się po siłowni Fight Hard. Właśnie dotarł do Breakers po długiej jeździe i ostatnią rzeczą jakiej chciał to bycie gdzieś, gdzie otaczali go ludzie... nawet jeśli połowa tych ludzi to skąpo ubrane kobiety. Boże, coś musiało być z nim naprawdę nie tak. Pomimo widoku, nie mógł powstrzymać irytacji na zalew hałasu dochodzącego wokół niego. Daryk – albo Dare, jak wolał być nazywany – oczekiwał ogólnego hałasu pracującej siłowni. Chrząknięcia i dźwięki boksujących rękawic napotykających ciało, dochodzące z ringów sparringowych wcale go nie ruszały. Nie, to, przez co klął w myślach było wesolutkim dźwiękiem kobiecych głosów przypływających do niego z odległego pomieszczenia. Dobry Boże, czy te kobiety chichotały? Podsuwając pasek swojego plecaka wyżej na ramieniu, Dare podszedł gniewnie do mężczyzny wyglądającego jak góra z ogoloną głową, który obserwował grupę kobiet. Gigant stał jak wartownik na krawędzi mat z rękami na biodrach. Przystając obok niego, Dare dalej marszczył brwi na widok na matach. – Jeśli powiesz, że zbudowałeś spa to kurwa wychodzę. Mężczyzna odwrócił się i szeroki uśmiech ukazał się na jego twarzy. – Nyght! Dare próbował się przygotować, ale nadal się chrząknął, gdy Jared „Hammer” Caufield objął go swoimi masywnymi ramionami i wprost wycisnął powietrze z jego płuc. Mierząc metr osiemdziesiąt siedem, Dare był dużym facetem, ale Hammer z łatwością przewyższał go o kilka centymetrów i miał dobre dziesięć kilo więcej mięśni. Nawet w bojowym nastroju, Dare cieszył się, że widzi swojego przyjaciela. On i Hammer poznali się kiedy stacjonowali w tej samej bazie wojskowej w Iraku i stali się dobrymi przyjaciółmi.

- 6 - Dare był lekarzem pourazowym, podczas gdy Hammer był w Rangersach. Kiedy Hammer odszedł z wojska by zacząć swoją karierę jako zawodnik MMA, życie Dare'a obrało kompletnie inną ścieżkę. O wiele mroczniejszą i niebezpieczną ścieżkę. Hammer odsunął się, dokładnie przyglądając się przyjacielowi i zmarszczył brwi na to, co zobaczył. Zamiast krótkiego przycięcia jakie mieli wspólne, czarne włosy Dare'a urosły w ciemne kosmate loki. Z kilkudniowym zarostem i z wyklepaną czarną, skórzaną kurtką i znoszonymi jeansami, Dare wyglądał prawie jak ostry, niebezpieczny biker... albo jakieś dzikie zwierzę. Ale to co najbardziej pokazało Hammerowi zmianę w przyjacielu, to twarde spojrzenie w ciemno-szarych oczach Nyght'a, którego nie było kiedy ostatnio się widzieli. To śmiertelne spojrzenie, które przybierali żołnierze, którzy widzieli zbyt wiele ostrego gówna... którzy zrobili zbyt wiele. Hammer to wiedział, bo często widział to spojrzenie w swoich oczach, zanim odnalazł spokój. – Cholernie dobrze cię widzieć, bracie. – I nawzajem. - Dare rozejrzał się po wielkiej siłowni i musiał ukryć uśmiech. – Odwaliłeś kawał dobrej roboty z tym miejscem. Ostatnio gdy tu byłem, to była tylko wielka kupa gówna. Hammer roześmiał się. – Pamiętam. Dopiero co rozebraliśmy ten stary magazyn i nosiłem tą głupią obręcz na kolanie. – Wygląda na to, że kompletnie wyzdrowiałeś. – Dokładnie. Cholera, Dare. Naprawdę dobrze cię widzieć. Przedstawiłbym cię mojej narzeczonej, Kali, ale Sam mogłaby mnie zabić, gdybym przeszkodził w połowie zajęć. – To ta terapeutka fizyczna, która zagoniła cię do roboty po operacji, tak? - mężczyźni odwrócili się z powrotem do oglądania kobiet na matach. Dare spojrzał na kobietę z jasnobrązowymi włosami prowadzącą zajęcia, którą poznał po operacji Hammera. Wiedział, że Sam była kiedyś pilotem w Siłach Powietrznych aż została zestrzelona na misji. Musi być całkiem twardą kobietą, skoro wydostała się z terytorium wroga sama i ranna. Niezdolna do ponownego latania została terapeutką fizyczną, używając swojego wojskowego szkolenia, by pomóc ludziom wrócić do formy. – Ta. Pomyślałem, że skoro potrafiła wystraszyć mnie jak cholera, bez problemu poradzi sobie z prowadzeniem centrum rehabilitacyjnego na górze. – W takim razie była dobrym wyborem- Dare zamilkł, a następnie spojrzał na Hammera. -Muszę spytać... kiedy zacząłeś urządzać tu zajęcia dla lasek? Duży były zawodnik MMA skrzywił się i skrzyżował ramiona na masywnej piersi.

- 7 - – Nawet nie zaczynaj z tym gównem- zniżył głos, by nikt go nie usłyszał. - Wiesz, że one na serio nazywają te zajęcia walkami dziewczyn? – Chryste. – Wiem- Hammer westchnął. - Zaczęliśmy zajęcia we wtorkowe i czwartkowe wieczory. Początkowo wymyśliłem je dla Kali i dla kilku jej przyjaciółek, ale coraz więcej kobiet zaczęło się po prostu zapisywać. Mamy teraz ponad dwadzieścia przychodzących i wychodzących lasek. To dobre dla interesów i więcej facetów ustala swoje treningi w czasie zajęć kobiet. – Widzę dlaczego- mruknął Dare, gdy obserwował jak kobiety naraz się pochyliły. – Niech zgadnę, mała słodka rudowłosa z napisem „Hammer” na tyłku jest twoja? Hummer chrząknął. – Żebyś wiedział. Zamówiłem wszystkie rodzaje odzieży Rough and Tough z moimi imieniem do jej garderoby. Muszę się upewnić, że wszyscy wiedzą, że Kali należy do mnie. – No cóż, naznaczenie jej tyłka swoim imieniem z pewnością jest jednym sposobem by to zrobić- zauważył sucho Dare, następnie zmrużył oczy by się lepiej przyjrzeć. – I Jezu, czy to jest młotek wytatuowany na jej ramieniu? Szczerząc się, Hammer skinął głową. – To całkowicie jej pomysł. Zaoszczędza mi kłopotu miażdżenia głów, kiedy ludzie wiedzą że jest zajęta. Odkąd rozpoczęliśmy te cholerne zajęcia, myślę że było więcej randek zaczynających się tutaj niż w Lisiej Norze- dodał, wspominając miejscowy bar dla bikerów. Kurwa. – Dość tego. Zmywam się stąd. Hammer roześmiał się, gdy sięgnął po ramię Dare'a i zatrzymał go w miejscu. – Uspokój się. Myślę, że jesteś bezpieczny, biorąc pod uwagę to, że wyglądasz jak jakiś szalony człowiek z gór. – Byłem zajęty - Dare nieobecnie podrapał się po brodzie. Cholera naprawdę musiał się ogolić. Prawie stracił równowagę, gdy ręka Hammera wylądowała na jego ramieniu. – Chodź, Nyght. Oprowadzę cię po siłowni. Dare z przyjemnością wyszedł za Hammer'em z siłowni, i na ciche drugie piętro Fight Hard, gdzie znajdował się ośrodek rehabilitacyjny. Hammer niczego nie szczędził, wyposażając ośrodek wysoko standardowym medycznym i treningowym sprzętem. Dare zadał kilka pytań, gdy Hammer go oprowadzał i musiał prychnąć,

- 8 - gdy zobaczył pewne przyrządy do pilatesu, które nie były w oryginalnych planach. Hammer wytłumaczył, że Sam i druga fizyczna terapeutka bardzo sukcesyjnie używały tego sprzętu by pomóc rehabilitować swoich klientów. Ku rozbawieniu Dare'a, Hammer mruknął też coś o zajęciach z pilatesu odbywających się tu w tygodniu, ale powiedział, że próbował unikać obszaru na piętrze zawsze, gdy te się odbywały. Podsumowując, Dare był zadowolony widząc, że Siłownia Fight Hard i Centrum Rehabilitacyjne były placówką klasy światowej i wiedział, że było to miejsce z którego Hammer mógł być dumny. Kiedy powiedział Dare'owi, że chce otworzyć siłownię w swoim rodzinnym mieście Breakers po swoim urazie, Dare pomyślał, że to cholernie dobry pomysł. Z doświadczeniem Hammera w mieszanych sztukach walki, wydawało się to idealną inwestycją. Dodatek centrum rehabilitacyjnego, które poświęcone było weteranom i innym atletom, sprawił, że Dare chciał być w to zaangażowany. Mimo, że Hammer zarabiał wystarczająco pieniędzy jako mistrz w Lidze Walk w Klatkach, oboje on i ich trzeci przyjaciel, Adam Rever, chcieli wesprzeć jego nową przygodę biznesową. Hammer odwalił dobrą robotę w ciągłym informowaniu ich o tym, co działo się w siłowni przez emaile, ale Dare wiedział, że on i Rever nie byli naprawdę potrzebni w tym biznesie. Byli tam głównie, by wspierać swojego przyjaciela. I prawda była taka, że część Dare'a nigdy tak naprawdę nie oczekiwała tego, że przeżyje, by zobaczyć siłownię ukończoną. – Odwaliłeś dobrą robotę z tym miejscem, Hammer. Jakby wiedział co myślał Dare, Hammer zatrzymał się i spojrzał na niego poważnymi oczami. – Jak się trzymasz, Dare? Bo muszę ci powiedzieć... wyglądasz jak gówno. – Jej, dzięki. – Poważnie, stary. Spodziewaliśmy się ciebie w zeszłym miesiącu. Myślałem, że wypoczywasz w tej chatce w Colorado? Nie wyglądasz na wypoczętego ani zrelaksowanego. Dare się odwrócił, patrząc przez wielki pokój, gdy zalały go wspomnienia. Nie, nie był wypoczęty. W rzeczywistości, czuł się cholernie bliski zwariowania. Bycie lekarzem pourazowym w wojsku było ciężkie. Nie, to było kurwa brutalne. Jasne, były dni, kiedy robił podstawowe lekarskie gówno w bazie, ale był też inne dni, które były wypełnione krzykami rannych mężczyzn i kobiet, które będą go prześladować do końca jego dni. I odczuwał stratę każdego pojedynczego pacjenta pod jego opieką.

- 9 - To, czego nie mógł powiedzieć Hammerowi to to, że przez ostatnie kilka lat pracował z międzynarodową agencją antyterrorystyczną, o której istnieniu wiedziało tylko kilka osób. Zmęczony ciągłym widzeniem swoich przyjaciół w niebezpieczeństwie, Dare bez wahania skorzystał z okazji dołączenia do elity oddziałów specjalnych, by pomóc powstrzymać zagrożenia, zanim zmieniłyby się w masową przemoc. To, z czego nie zdawał sobie sprawy, to to, że bycie na poziomie zero będzie jak wejście do piekła. I niewielu mężczyzn mogło z niego wrócić. Dare mógł powiedzieć Hammer'owi to, czego nie mógł powiedzieć nikomu innemu. Mimo, że istniały szczegóły o jego tajnej pracy, którymi nie mógł podzielić się z przyjacielem, radzenie sobie samemu ze skutkami nie było dobrym wyjściem. Próbował tego przez ostatnie kilka miesięcy i była to epicka porażka. Właśnie dlatego wrócił do Breakers. By spróbować wymyślić co zrobić teraz ze swoim życiem, skoro odszedł z wojska. – Jestem zmęczony- powiedział Dare po długiej chwili. - Jestem naprawdę kurewsko zmęczony. Hammer usiadł na jednej z ławek i obserwował go z większym współczuciem, niż Dare'owi się podobało. – Możesz mi powiedzieć? – Trochę, ale nie sądzę, że jestem jeszcze na to gotowy. Powiem tylko, że mój pobyt w Colorado nie był tak wypoczynkowy jak myślałem, że będzie. Zajęło mi trochę przyjechanie tu by oczyścić myśli... - Urwał na moment zanim powiedział- Przed tym byłem w Hiszpanii. Hammer zassał ostry oddech, który brzmiał nad wyraz głośno w cichym pomieszczeniu. Dare wiedział, że tu wiadomości trąbiły od bombardowań, które od tygodni działy się w Hiszpanii. Grupa terrorystyczna prowadzona przez fanatycznego dowódcę obrała na cel kilka kościołów w brutalnej samozwańczej wojnie. Oddział specjalny z którym współpracował Dare zdjął grupę, ale terroryści wysadzili w powietrze dwa kościoły, zanim zatrzymali ich bezmyślną przemoc. I te wydarzenia zostawiły Dare'a z mrożącymi krew w żyłach wspomnieniami, które na zawsze będą go prześladowały. – Jezu. Ciężka sprawa- powiedział miękko Hammer. - Posłuchaj, miałem zasugerować byśmy poszli coś zjeść, ale może sobie odpuścimy i po prostu osadzimy? Wiesz, że zawsze jesteś mile widziany w moim domu... – Nie.

- 10 - – Co przewidziałem, że powiesz- odpowiedział Hammer z miękkim śmiechem. - Więc, załatwiłem ci pokój w domu wypoczynkowym mojej kuzynki. Zostaniesz jak długo będziesz chciał. Dare zmarszczył brwi, nie lubiąc tego, co słyszał. – Mogę iść po prostu do hotelu albo... – To nie to, co myślisz. Moja kuzynka Evie zmieniła Beaumont Manor – jej stary dom na plantacji – w rodzaj zakwaterowania z jedzeniem dla służących w armii mężczyzn i kobiet, którzy potrzebują trochę spokoju i ciszy zanim wrócą do prawdziwego życia. Tak samo z naszymi pacjentami rehabilitacyjnymi stąd. Pamiętasz mojego brata przyrodniego, Huntera, prawda? Mieszka w apartamencie na głównym piętrze. To dobre miejsce. Myślę, że ci się spodoba. Chciał odrzucić ofertę, ale zorientował się, że kiwa głową. – To byłoby świetne... dzięki. – Zadzwonię i upewnię się, że ktoś spotka się z tobą i da ci klucze- Hammer ucichł na chwilę. - Naprawdę cieszę się, że tu jesteś, Nyght. Mam nadzieję, że rozważysz osiedlenie się tutaj. – Nie mogę teraz myśleć tak daleko w przyszłość. Hammer skinął głową w zrozumieniu. Pożegnali się. Dare wypuścił oddech ulgi, gdy opuścił budynek Fight Hard, wychodząc na zimny wieczorny wietrzyk. Po tym jak Hammer powiedział mu jak dojechać do posiadłości Beaumont, Dare obiecał, że przyjedzie znowu do siłowni, gdy trochę odpocznie. Po prostu nie był teraz w nastroju na przyjacielskie odwiedziny, nawet jeśli Hammer był dla niego jak brat. Do diabła, od tygodni nie mógł się wpasować w interakcje międzyludzkie. Jeszcze nie. Dosiadł swojego Harley'a i odpalił go, zadowolony niskim, ochrypłym mruczeniem jakie wydawał silnik. Wyjeżdżając z miasta, Dare pozwolił swojemu umysłowi powędrować. Odkąd wrócił do Stanów, podróżował. Popełnił błąd wracając do domu w Atlancie, gdzie po raz pierwszy wrócił z wojska. Dobrze było zobaczyć jego matkę, ale z jego tatą i bratem była ta sama stara historia. Nyght'owie byli potężną rodziną, której drzewo sięgało średniowiecznej Szkocji. Byli jedną z najbogatszych rodzin osiedlających się w nowym świecie, i ojciec Dare'a, William Nyght, wziął ich dziedzictwo na bardzo poważnie, posuwając się tak daleko jak powieszenie rodzinnego herbu w miejscu widocznym w ich posiadłości w Atlancie. Pradziadek Dare'a był zakładającym partnerem w jednej z największych międzynarodowych firm prawniczych na świecie i tradycją stało się dla wszystkich mężczyzn z rodziny kontynuowanie jej. Do czasu Dare'a.

- 11 - William był mężczyzną, który ściśle trzymał się ideałów, które oznaczały bycie Nyght'em, a wstąpienie do wojska było dla niego nie do przyjęcia. Dare nadal pamiętał gorączkową kłótnie która miała miejsce, kiedy powiedział rodzinie, że się zaciągnął i zdecydował iść do szkoły medycznej zamiast studiować prawo. Jego matka zrobiła to, co zawsze robiła. Zgodziła się ze wszystkim, co postanowił jej mąż. Za bardzo kochała swoje życie jakim było, i Dare nauczył się akceptować to, że nigdy nie będzie wystarczająco silna by postawić się Williamowi. Rozłam między Dare’m, a jego ojcem zrobił się jeszcze gorszy, kiedy jego młodszy brat, Peter, dostał się do szkoły prawniczej i przygotował się do dołączenia do rodzinnej firmy jak należyty Nyght. Kiedy William w końcu uświadomił sobie, że Dare nigdy nie wejdzie w rodzinny interes, wydziedziczył go, okrutnie go odcinając. Na początku bolało, ale Dare wiedział że dokonał właściwego wyboru. Bycie lekarzem było jego przeznaczeniem. Miał talent do cięcia i wchłaniał wiedzę jak gąbka. Będąc w stanie natychmiast ocenić sytuację i mając stanowczą rękę bez względu na to, gdzie musiał dokonać leczenia w terenie. Dla jego oficerów była to wieczna walka by utrzymać Dare'a w bazie, gdzie byłby bezpieczny, kiedy jedyne czego chciał to bycie tam gdzie potrzebowano go najbardziej. Kiedy nadarzyła się okazja by dołączyć do elitarnych sił specjalnych, Dare był gotowy i skory wskoczyć do akcji. Dało mu to poczucie dumy, wiedzieć że ratował życia na co dzień, ale poziom zagrożenia z jakim zmagały się siły specjalne wystarczył by cholernie go wystraszyć pomimo jego treningu i pochodzenia. Jego czas kiedy z nimi pracował zahartował go. Dało mu to wojenną świadomość, którą można było nabyć tylko przez doświadczenie. Ale nie był gotowy na to, co stało się w Hiszpanii. Dare przeszedł przez krew ofiar dwóch bombardowań, robiąc wszystko co mógł by pomóc kilku przetrwałym, których znalazł. Nie mógł nawet wyrazić tego horroru, jaki widział, w słowach. Ale i tak zachował zimną krew podczas, gdy jego myśli szlochały dla tych ofiar. Był to tak bezmyślny akt przemocy, że Dare nigdy nie zrozumie poziomów okrutności jaką ludzie mogli sobie zgotować. Jednakże, zajmowanie się skutkami tych dwóch pierwszych bombardowań nie było tym, co zmusiło Dare'a do odejścia. Nie, ta decyzja została podjęta w sekundzie, w której został zmuszony do wzięcia czyjegoś życia. Odkąd pamiętał, chciał leczyć ludzi. Dare zawarł przysięgę kiedy został lekarzem, ale nie zrobienie komuś krzywdy nie zawsze było możliwe na wojnie. Ale i tak, robił wszystko co mógł by wypełnić swoją przysięgę, kiedy tylko mógł. Był już w pożarach. Była to nieunikniona rzeczywistość wojny, by przyodziać broń i nigdy go to tak bardzo nie martwiło kiedy chodziło o zabicie albo bycie zabitym, walcząc bok przy boku z przyjaciółmi i byłymi żołnierzami. Aż musiał zmierzyć się z przywódcą terrorystycznym, który uciekał z miejsca trzeciego bombardowania.

- 12 - Siły specjalne odkryły trzeci cel grupy terrorystycznej i skupili się na lokalizacji akurat wtedy, by ewakuować ludzi z kościoła, zanim bomba mogła wybuchnąć. Dare został w vanie wypełnionym medycznymi zapasami w razie gdyby były potrzebne, kiedy zobaczył lidera, którego szukali za ucieknięcie z miejsca ataku. Z wszystkimi innymi agentami zajętymi, Dare pobiegł za terrorystą i został zmuszony do zabicia go. Podczas jego pobytu w wojsku, Dare nigdy nie musiał kogoś zabić podczas patrzenia im prosto w oczy. Oddał ogień na bezimiennego, bez twarzowego wroga kiedy do nich strzelali, ale to... cholera, to było kompletnie inne. Fanatyczny lider miał przy sobie pilot uruchamiający bombę i był przygotowany go użyć, zmuszając Dare'a do zabicia go. Wiedział, że zrobił to, co musiał. Niezliczone życia były by stracone jeśli by go nie zabił, ale patrzenie jak światło życia gaśnie w oczach mężczyzny – wiedząc, że to on je zabrał – coś mu zrobiło. Jak do chuja miał powiedzieć ludziom, że teraz na widok krwi było mu niedobrze? Dare był lekarzem do jasnej cholery. Wstręt do widzenia krwi był czymś, na co nie mógł sobie pozwolić, i jakby nie było, to było zawstydzające jak cholera. Wiedział, że to mentalna bariera – taka, z którą w końcu by sobie poradził jak tylko pogodzi się z tym, co zrobił – ale to jeszcze nie ten moment. Potrzebował czasu. Czasu, by pozwolić się sobie uleczyć i oczyścić umysł z rzeczy, które go prześladowały. Czasu, by dojść do tego, co ma teraz robić, skoro nie chce już być żołnierzem. Podążając za wskazówkami Hammer'a, Dare wyjechał motocyklem z miasta do cichej wsi. Kiedy reszta kraju zmagała się z fikuśnymi warunkami pogodowymi, do Breakers, Teksas, pełną siłą zawitała wiosna, przez co wieczorna jazda była przyjemna. Gdy Dare skręcił w długą drogę, która prowadziła do posiadłości Beaumont, to było jak wejście do kompletnie innego świata. Wysokie drzewa stały w rządku przy podjeździe, a duże pola skoszonego trawnika sprawiły, że Dare nieobecnie zastanawiał się jaki biedny drań musiał zajmować się takim kawałkiem ziemi. Z daleka mógł zobaczyć wielką stodołę rozmiaru magazynu stojącą po jednej stronie dużego stawu, który błyszczał w czerwonych i złotych odblaskach zachodzącego słońca. Po drugiej stronie stawu znajdowała się ogromna posiadłość z kamienia i szkła, która migotała w słońcu, wyglądając jak coś prosto z bajki. Ale to przez co, Dare zwolnił, to widok wielkiego białego domu plantacji, do którego podjeżdżał. Kolumny stały w rządku na ganku na pierwszym i drugim piętrze budynku, przez co wyglądał jakby cofnął się do południa z dawnych lat. Z opisu jaki dostał, Dare wiedział, że to w tej rezydencji dorastała kuzynka Hammera. Zastanowił się dlaczego oddala życie w imponującym domu by użyć go jako miejsce dla poszkodowanych. Ale i tak cieszył się, że to zrobiła, nieważne z jakiego powodu. Cicha atmosfera natychmiast do niego przemówiła, gdy podjechał na mały parking po drugiej stronie domu. Może w końcu będzie mógł się zrelaksować.

- 13 - Dare zaparkował motocykl obok drugiego Harleya i przez chwilę podziwiał gładką bestię. Zauważył też, że zaparkowany tam razem z innymi ciężarówkami, był duży van ze sprzętem medycznym. Zataczając się od zmęczenia, zszedł z motocyklu. Ostatnie kilka godzin przybrały surrealne uczucie, które mu się przydarzało gdy w końcu opadał z sił. Jeżdżenie wydawało się jakby manewrował po grze video i miał cholerne szczęście, że przybył tu zanim się rozbił. Kurwa, mając trzydzieści cztery lata robił się za stary na to gówno. Jako lekarz, przyzwyczajony był nie spać, by zmuszać organizm do pracy. Głupie było jechanie w tym stanie. Wiedział o tym, i teraz nie mógł się doczekać odpoczynku. Może tygodniowego, jeśli będzie miał szczęście. Ta, poczułby się lepiej, gdyby mógł spać przez tydzień, otoczony jedynie ciszą i spokojem. Przeganiając zmęczenie jeszcze na kilka chwil, odpiął swoje torby z tyłu motocykla. Zarzucił je na jedno ramię, i poprawił się gdy te odbiły się od plecaka który już miał na plecach. Idąc w stronę budynku, spojrzał w górę i stanął jak wryty, gdy drzwi wejściowe do domu otworzyły się i gospodyni wyszła na zewnątrz. Słodki Jezu, była absolutnie olśniewająca. Jej długie blond włosy błyszczały złotem w zachodzącym słońcu. Była wysoka, jakieś metr siedemdziesiąt, jeśli jego wzrok się nie mylił, i miała twarz tak klasycznego piękna, że jej miejsce powinno być na okładkach. Miała na sobie ciemne jeansy z kremowym swetrem narzuconym na podkoszulkę, która pokazywała kawałek opalonego brzucha. Coś w ujrzeniu małego skrawka skóry sprawiło, że krew Dare'a zawrzała a mięśnie jego ciała napięły się. Jasne, uwielbiał widzieć skąpo ubrane dziewczyny jak inni faceci, jak te kobiety na siłowni. Jakby nie było, był facetem. Ale coś w klasycznej blondynce, stojącej przed nim w tym głupim swetrze, uruchomiło jego zainteresowanie w sposób w jaki nie mógł sobie przypomnieć. Dare uniósł wzrok i poczuł reakcję w trzewiach, gdy jego oczy napotkały czyste niebieskie jej, gdy podeszła bliżej. – Cześć, witaj w Domu Wypoczynkowym Beaumont. Ty musisz być dr. Nyght. Mógł tylko mrugnąć na widok przed nim i próbować sobie przypomnieć jak mówić. Cała krew w jego ciele wydawała się spłynąć do jego fiuta, przez co myślenie było prawie niemożliwe. Miała prawie królewską postawę, gdy tak stała patrząc na niego. Boże, była typem kobiety, przed którą faceci padali na kolana... typem o jakim śnili. Była piękną pieprzoną kobietą.

- 14 - Evelyn Beaumont stała na ganku patrząc na mężczyznę stojącego u podstawy schodów, czekając żeby coś powiedział. Wyglądał jak groźny mężczyzna, którego przyjęcie do domu z przyjemnością powierzyłaby swojemu kuzynowi, ale Hunter był obecnie w Ink This, lokalnym studio tatuażu, gdzie pracował na pół etatu. Bez względu na to jak niechlujnie wyglądał, ten mężczyzna, był przyjacielem jednego z jej kuzynów i przyjmie go do nieba jakie stworzyła. Boże, wyglądał jakby go potrzebował. Evie mogła dojrzeć zmęczenie na jego twarzy i wszystko w niej odpowiedziało na ból jaki zauważyła w jego przeszywająco ciemno-szarych oczach. Coś w nim sprawiło, że chciała do niego podejść, wyciągnąć rękę i uspokoić go. Chciała mu powiedzieć, że tu się uleczy i pomóc mu znaleźć trochę spokoju. Ale jako kobieta, która zarządzała centrum ratowniczym pracując z dzikimi psami, wiedziała że lepiej zachować dystans. Ten mężczyzna był nie poskromiony. Mierzyła go niespokojnie wzrokiem ze schodów, kiedy nadal milczał. – Wszystko w porządku? Dare potrząsnął głową jakby próbował wbić trochę mózgu do swojej cholernej głowy i oparł ręce na poręczy po jednej stronie schodów. Przez sekundę myślał, że wyobraził sobie kobietę przed nim, ale szybko uświadomił sobie, że nie była tylko jakimś snem na jawie. Była prawdziwa... i stała tam patrząc na niego jakby był kurwa stuknięty. Może był. Do diabła, naprawdę potrzebował pomocy. – Przepraszam, co? Tak jestem. Dr. Nyght, miałem na myśli. To znaczy, Daryk Nyght. Ktoś powinien go zastrzelić, żeby przestał gadać, bo najwyraźniej nie można mu było ufać z ułożeniem poprawnego zdania w tej chwili. Uśmiechnęła się do niego, i Dare cholernie się cieszył, że opierał się na poręczy. – Miło cię poznać, doktorze Nyght. Jestem kuzynką Hammer'a. Evelyn Beaumont, ale proszę mów do mnie Evie. – Dare. Jej uśmiech zmalał. – Słucham? – Moje imię. Po prostu mów mi Dare. – Dobrze, Dare. Witaj w Domu Wypoczynkowym Beaumont. Wejdźmy do środka – wskazała na otwarte drzwi wejściowe i Dare wziął oddech i wyprostował się zanim

- 15 - wspiął się po schodach i stanął obok niej. Chryste, pachniała jak brzoskwinie. Soczyste, jędrne brzoskwinie. Kiedy był na misji śnił o świeżych brzoskwiniach zerwanych z drzewa, nadal ciepłych od słońca. To była jego szczególna słabość. Pomimo jego obecnych trudności z funkcjonowaniem, nadal miał wystarczająco mózgu by wskazać by weszła pierwsza, zanim podążył za nią do domu. Maniery były w nim za bardzo utrwalone od młodych lat żeby zachował się inaczej. Wchłonął jej zapach, gdy zamknął drzwi i poszedł za nią przez foyer, w dół korytarza do wielkiej kuchni. Próbował trzymać się na dystans, by nie poczuła się zagrożona będąc w domu z obcym mężczyzną, którego nie znała. Zmarszczył brwi. Nie znała go. Co do cholery robiła wchodząc do środka z nim, gdzie byli sami? On mógł być... Myśli Dare'a urwały się, gdy uświadomił sobie, że znowu do niego mówi i teraz znowu patrzy na niego z tym zmartwieniem na twarzy, gdy idzie stanąć po drugiej stronie marmurowej wysepki po środku kuchni. Chryste, naprawdę był do dupy. – Przepraszam... co mówiłaś? – Rozkład domu jest całkiem prosty. Każda sypialnia ma swoją własną łazienkę, ale reszta domu jest wspólnym miejscem. Na parterze jest miejsce rozrywki ze stołem do bilardu i wielkim telewizorem, a w piwnicy jest siłownia. Zazwyczaj oferujemy w kuchni pieczone łakocie, ale posiłki zależą głównie od ciebie. Każdy szanuje rzeczy innych osób, ale jeśli masz jedzenie, którym nie chcesz się dzielić, podpisz je. Evie wskazała korytarz odchodzący od kuchni. – Mój kuzyn Hunter mieszka w pokoju w dół korytarza, ale jeśli nie ma go w pobliżu, możesz przyjść do każdego z nas. Wszystkie nasze numery telefonów są wypisane przy telefonie. Mój wujek Tony i jego żona Maddy zazwyczaj wpadają tu co poniedziałek i piątek by sprawdzić jak sobie radzicie, ale teraz są na wakacjach. Znasz mamę Hammer'a, Madeline, prawda? Tak czy inaczej, wrócą za kilka tygodni, ale moi kuzynowie i ja mieszkamy na drugim końcu drogi, tuż za centrum ratowniczym jeśli byś czegoś potrzebował. Dare zmarszczył brwi, zanim mógł się powstrzymać. – Centrum ratownicze? Masz na myśli szczekające psy? Wiedział, że popełnił błąd, gdy tylko te piękne niebieskie oczy stały się lodowate. Ledwo pamiętał dużą stodołę na drodze, i przypomniał sobie też, co o niej słyszał gdy ostatnio był w Breakers. Evie nie było w mieście, ale poznał jej kuzynów Beckett'a, Francesce i Huntera – którzy byli też przybranym rodzeństwem Hammer'a – i rozmawiali o centrum ratowniczym, gdzie pracowali na pół etatu. Centrum ratownicze było dumą Evie... a on właśnie je obraził.

- 16 - Do diabła, dlaczego nie mógł kurwa pomyśleć, zanim przemówi? Evie spojrzała na niego zimno, – Centrum Ratownicze Beaumont jest wystarczająco daleko, by hałas ci nie przeszkadzał. – Jestem pewien, że tak jest. Lubię psy. Naprawdę, lubię zwierzęta - pocierając twarz, westchnął. - Przepraszam, nie spałem już... do diabła, nie wiem ile. Zazwyczaj nie jestem taki... Popieprzony. Twarz Evie zmiękła i jej oczy przybrały ciepły kolor od współczucia. Podniosła zestaw kluczy z blatu i podała je mu. – Dam ci się rozgościć. Będziesz w pokoju numer dziesięć. To pokój na rogu na drugim piętrze - zawahała się na chwilę, zanim powiedziała. - W moim domu za kilka dni będzie obiad rodzinny. To nic wielkiego... tylko grill, ale próbujemy robić coś w niedziele z rodziną i pracownikami z centrum. Nie krępuj się przed dołączeniem jeśli będziesz miał ochotę. Otworzyła drzwi zanim mógł cokolwiek powiedzieć i z radosnym machnięciem ręki, wyszła na patio, zamykają mu drzwi przed nosem. Nie myśląc, ruszył do pobliskiego okna, patrząc jak wsiadała do wózka golfowego. Stał tam, gdy przejechała przez skoszony trawnik do kamiennego i szklanego budynku na końcu drogi. Księżniczka z szklanej wieży, pomyślał, gdy patrzył jak odjeżdża, następnie potrząsnął głową na idiotyczną myśl. Słodki Jezu, naprawdę potrzebował snu. Z tą myślą w głowie, odwrócił się od okna i wyszedł z kuchni, idąc z powrotem na przód domu. Wszedł po schodach, nieobecnie podziwiając otwartą przestrzeń wielkiego foyer, aż doszedł na drugie piętro. Skręcił w dół korytarza i musiał się cofnąć i iść w drugą stronę aż doszedł do swojego pokoju. Używając klucza, wszedł do środka, upuścił torbę na podłogę po zamknięciu drzwi i przekręcił zamek. Nawet nie rozglądając się dobrze po pokoju, usiadł na łóżku i pochylił się by zdjąć buty, prawie się przewracając w trakcie. Cholera, naprawdę był w żałosnej formie. Zwiedzanie będzie musiało zaczekać. Dare westchnął długo, gdy położył się na łóżku i spał zanim jego głowa dotknęła poduszki. ROZDZIAŁ 2. Dare obudził się w poniedziałek rano wypoczęty bardziej niż był w przeciągu kilku miesięcy. Przespał cały weekend, budząc się tylko żeby skorzystać z ubikacji i zejść do kuchni po coś do jedzenia. W sobotę, obudził się chwilę po zachodzie słońca. Ku jego uldze i wdzięczności, jakaś życzliwa dusza zostawiła ogromne muffinki pod szklaną pokrywą na ladzie kuchennej i kilka pojemników z zupą w lodówce, jako powitalny prezent. Z krótkiej

- 17 - notatki zostawionej na ladzie bardzo wątpił, że jedzenie zostawił Hunter, więc Dare założył że ta księżniczka dworu zlitowała się nad nim i zostawiła pożywienie. Panie błogosław jej duszę. Ku jego ogromnemu rozczarowaniu, blacha na ciasta z ledwie kilkoma okruszkami na dnie stała na blacie obok muffinek. Było tak, jakby zostawiono pustą blachę żeby go podręczyć i nie mógł się oprzeć przed wetknięciem palca w ogromną ilość nadzienia pozostałej po lewej stronie. Do diabła, to był jabłecznik i ta mała ilość słodkości wskazywała na to, jak cholernie pyszny musiał być. Kochał ciasta. Lamentując nad straconą pysznością, Dare zjadł domowej roboty zupę jarzynową prosto z pojemnika, gdy stał przy blacie, ledwie oddychając między gryzami. Kuchnia była otwartą przestrzenią, z ogromną wysepką na środku pomieszczenia. Drewniane szafki zostały pomalowane na biało, i zaakcentowane srebrnymi zdobieniami, które pasowały do czarnego marmurowego blatu, który również był posrebrzany. Granitowa podłoga była w kolorze jaśniejszej szarości, która świetnie komponowała się z przyrządami ze stali nierdzewnej. Sumując wszystko było to bardzo miłe pomieszczenie, które podobało się Dare'owi jeszcze bardziej kiedy było tam jedzenie którego nie musiał sam robić. Po dosłownie wciągnięciu dwóch muffinek, Dare w końcu uświadomił sobie, że zachowuje się jak zagłodzone zwierzę, ale nic go to nie obchodziło. Byłoby inaczej, gdyby ktoś był tam i widział jego zachowanie, ale skoro był sam, po prostu wzruszył ramionami, chwycił butelkę wody z lodówki i wrócił do łóżka. Niedziela była praktycznie taka sama, gdyż obudził się dobrze po zachodzie słońca, najwyraźniej nie wyrabiając się na grill Evie. Ożywił się na tyle by się trochę rozpakować, następnie wskoczył pod prysznic i zgolił brodę, zanim zszedł do kuchni. Tym razem poświęcał dużo uwagi swojemu otoczeniu, bo kiedy przyjechał był na to zbyt zmęczony. Dom był piękny i zaśmiał się pod nosem, kiedy zobaczył solidne meble, które był pewien, że zostały wybrane dla komfortu byłych żołnierzy, którzy się tam zatrzymali. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył kolejną pustą blachę po cieście na blacie. Wyglądało na to, że tym razem była to jagodzianka. Przeklinając cicho złodzieja ciast, otworzył lodówkę i zobaczył, że ktoś zaopatrzył ją w więcej zupy. Wyjął przypadkowy pojemnik i po otworzeniu go, westchnął z wdzięczności, gdy spróbował rosołu. Ponownie zjadł całą zawartość, opierając się o blat. Cisza w domu uspokajała go i po zjedzeniu muffinek i kilku ciastek, wrócił do swojego pokoju i znowu odleciał. Teraz kiedy już odpoczął, czuł się bardziej jak prawdziwy on. Stojąc w oknie swojej sypialni, wyjrzał na rozległość posiadłości Beaumont. Jego pokój wychodził na ogromny staw i pomyślał o bieganiu by rozciągnąć trochę mięśnie, które były zastałe od nieużywania. Przebrał się w spodenki i t-shirt, następnie wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Zapach kawy zmusił go do pójścia za nosem do kuchni, gdzie znalazł Huntera Savante siedzącego na stołku i pijącego z wielkiego kubka.

- 18 - Hunter był bratem przyrodnim Hammera, aczkolwiek byli oni przyjaciółmi długo przed zostaniem rodziną. Odkąd ojciec Huntera, Tony ożenił się z matką Hammer'a, Madeline kilka lat temu, stworzyli wielką, huczną rodzinę. Dare spotkał Huntera kilka razy na przestrzeni lat i bardzo lubił małomównego mężczyznę. Hunter był byłym Navy Seal, który został poparzony w eksplozji podczas misji. Miał grube blizny po poparzeniach, które pokrywały większość lewej strony jego ciała, ale Dare wiedział lepiej niż większość, że najgorsze blizny Huntera były wewnątrz. Dokładnie tak, jak jego. Hunter spojrzał w górę, gdy Dare wszedł do środka. – Dobrze widzieć, że jeszcze żyjesz. Myślałem, że będę musiał cię dziś odwiedzić i zobaczyć czy nadal oddychasz, jeśli nie zszedłbyś na dół. Dare po prostu burknął, gdy nalał kawy do własnego kubka. Biorąc go ze sobą, usiadł przy stole na przeciwko Huntera, następnie wypił połowę swojej kawy, gdy zwyczajnie mierzył wzrokiem drugiego mężczyznę. Hunter uniósł brwi. – Co? – To ty prawda? Ty jesteś złodziejem ciast? Powolny uśmiech ukazał się na twarzy Huntera. – Przysypiasz, to tracisz kolego. Nie wiedziałem kiedy zamierzasz wstać... i czy w ogóle jeszcze żyłeś. Nie mogłem pozwolić żeby po prostu się zmarnowało. I było to cholernie dobre ciasto. Dare zmrużył na niego oczy. – Jesteś draniem bez serca. – Jestem, jeśli chodzi o ciasta- powiedział Hunter ze śmiechem. - Czujesz się teraz lepiej? – To jakiś początek. Hunter oprzytomniał. – Nie będą cię tu zaczepiać. To dobre miejsce na poukładanie myśli. W tej chwili jest tu tylko dwóch mężczyzn. Jeden ma pokój, ale rzadko tutaj bywa. Drugi stracił część ręki w wybuchu i odbywa rehabilitację w Fight Hard. Jest z któregoś z niedalekich miasteczek, ale ciężko mu się przystosować, więc postanowił tu zostać. Dare pokiwał głową. – Ciężkie może być przyzwyczajenie się do takiego obrażenia. Czasami o wiele trudniej jest przebywać pośród rodziny czy ludzi tobie drogich kiedy się o to starasz.

- 19 - – Zgadzam się. - Hunter chwilę myślał. - Ma dziewczynę – narzeczoną – której unika. Wyraz obrzydzenia ukazał się na twarzy Dare'a. – Nie ma jej w pobliżu teraz, kiedy wrócił? Hunter potrząsnął głową. – Nie, ona jest w porządku. Była tu by go odwiedzić nawet kiedy nie chciał jej widzieć. W końcu go zmusi i uświadomi, że nigdzie się nie wybiera. Chciałem cię tylko ostrzec, bo kiedy go znajdzie, gówno wpadnie w wentylator. – Więc chyba będziemy musieli usiąść sobie z kilkoma piwami i oglądać przedstawienie. – Cholerna racja- Hunter zaśmiał się pod nosem i skrzywił, gdy spojrzał na zegarek. -Cholera. Spóźnię się. Powinienem być teraz w centrum. Chętny do pomocy? Dare skrzywił się. – Miałem iść pobiegać, ale chyba powinienem iść. Muszę przeprosić Evie. Oczy Huntera zapłonęły, gdy przyparł Dare'a ostrym wzrokiem. – Co żeś kurwa zrobił? Przebiegając ręką przez włosy, Dare westchnął. – Kiedy przyjechałem byłem taki zmęczony, że nie mogłem uformować normalnego zdania. Twoja kuzynka pewnie myśli, że jestem popieprzony. Hunter znów się rozluźnił. – Nie martwiłbym się tym za bardzo. Evie ma miękkie miejsce w sercu dla poszkodowanych. Jakby nie było prowadzi centrum ratunkowe. Co się właściwie stało? Dare opowiedział Hunterowi krótkie spotkanie, pomijając fakt, że pragnął jej, gdy na początku pomyślał, że była wynikiem jego wyobraźni. Nie mógł nawet winić swojego przyjaciela za wyśmianie go, kiedy wyjaśnił jak nieumyślnie obraził centrum ratunkowe, kiedy narzekał na szczekanie. – Chodźmy. Wybaczy ci, jeśli zobaczy jak sprzątasz gówno w klatkach. – Świetnie- mruknął Dare i dopił kawę zanim wstał. Kiedy byli już na zewnątrz Dare posłał Hunterowi spojrzenie, gdy ten podszedł do wózka golfowego, który stał pod dachem przy domu. – Poważnie? Masz połamane nogi czy coś?

- 20 - – Zamknij się i wsiadaj. Jest zbyt kurewsko wcześnie na użeranie się z twoim gównem-warknął Hunter, gdy uruchomił wózek. Ze śmiechem Dare wskoczył na miejsce pasażera dokładnie, gdy Hunter ruszył. Prawie śmieszne było jechanie w tak małym pojeździe, ale do diabła było to lepsze niż chodzenie. Gdy się zbliżali do centrum ratunkowego, Dare podziwiał wielki staw, który był po części zacieniony płaczącymi wierzbami. Zdecydowanie będzie musiał się później przebiec po wydeptanej ścieżce wokół stawu, ale najpierw musiał przeprosić, pomagając trochę. Hunter zaparkował wózek golfowy przed masywnym, czerwonym, podobnym do stodoły budynkiem, który był tak wielki jak magazyn tuż pod wielkim napisem Centrum Ratunkowe Beaumont. Nazwa została namalowana na wielkiej czarnej łapie na środku białego koła. Gdy Dare wysiadł z wózka zauważył wiele klatek ustawionych w rzędzie pod zacienionym dachem w środku ogrodzonego obszaru. Przeszedł za Hunterem przez bramę i kilka psów zaczęło szczekać i machać ogonami w powitaniu. – Co to jest? - zapytał Dare, kiwając głową na to, co wyglądało jak mały plac zabaw za klatkami. – To tor przeszkód używany do trenowania. Oprócz robienia badań, wykonujemy tu też wiele rodzajów szkolenia. Ludzie mogą umówić się na grupowe zajęcia z treningu posłuszeństwa, poszukiwania czy ratowania. – To całkiem fajne. – Ta, większość z nas jest w to zaangażowana. Wszystkie drużyny w tym miejscu zmieniają się w byciu na telefon. Ludzie zawsze gubią się w Big Ticket, albo w otaczających miejscach. Chodź, oprowadzę cię. Dare przez następne kilka godzin pomagał Hunterowi wyczyścić klatki. Ku jego zaskoczeniu nie przeszkadzało mu pracowanie. Sprzątanie gówna nie było jego definicją dobrego spędzania czasu, ale cieszył się interakcją z psami. Większość z nich wydawała się zadowolona z uwagi, ale kilka psów odsuwało się od jakichkolwiek ruchów. Hunter i kilkoro innych podzieliło się historiami o psach i słyszenie tego, jak zwierzęta znalazły się w schronisku łamało serce. Były tam psy, które uratowano z walk w klatkach czy takie, które po prostu podrzucono do schroniska, ale były też te, które zostały zabrane od znęcających się właścicieli. Nie rozumiał jak ktoś mógł znęcać się nad zwierzęciem i do furii doprowadzała go myśl co musiały wycierpieć. Gdy pracował przyglądał się rozkładowi budynku. Jak na tyle zwierząt zgromadzonych pod jednym dachem, miejsce było całkiem czystą i zorganizowaną organizacją. Łatwo było zauważyć opiekę i uwagę poświęconą każdemu szczegółowi. Na początku był zaskoczony tym, jak wielu ludzi tak naprawdę pracowało w centrum, ale to miało sens skoro na obrzeżach stała również klinika weterynaryjna, którą prowadził brat Huntera, Beckett.

- 21 - Poza opłacanymi pracownikami, wydawało się że był tam tłum wolontariuszy, którzy pokazywali się i znikali w ciągu dnia. Kilkoro z nich przyszło odwiedzić poszczególne zwierzęta, podczas gdy inni po prostu wpadli by pomóc z tym, co trzeba. Dare zauważył, że wprawił się w rytm pracy, ale robił się też sfrustrowany swoją niemożnością by osiągnąć to, po co faktycznie tam przyszedł. W ciągu dnia wszędzie widział Evie. Ale była jak wiatr – w jednej chwili tu, a w drugiej już gdzie indziej. Kobieta miała energię dziesięciu ludzi i wydawała się być prowadzącą kilku projektów, wszystkich zachodzących w innych miejscach w tym samym cholernym czasie. Zauważył jak karmiła psy, ale do czasu gdy przeszedł przez pomieszczenie, była już na zewnątrz z grupą trenującą. Zajął się pracą gdy czekał żeby zajęcia się skończyły, ale do tego czasu ona pomagała już w klinice weterynaryjnej. Późnym popołudniem w końcu dał sobie spokój. Hunter wyszedł spotkać się z klientem w zakładzie tatuażu, a skoro całkiem nowi wolontariusze wpadli pomóc, Dare stwierdził, że był w końcu wolny by pobiegać. Jednakże znowu został rozproszony, gdy usłyszał zbolały krzyk jak tylko wyszedł z budynku. Reagując instynktownie podbiegł do małej dziewczynki siedzącej na ziemi, która trzymała się za jedno kolano. Krew spływała po jej nodze spod malutkich paluszków, gdy próbowała zakryć ranę. W żołądku mu się przewróciło na widok krwi, ale zmusił się do nie reagowania. Ogarnij się, chłopie. Skup się! – Co się stało, słoneczko? Uniosła do niego załzawioną twarz. – Próbowałam dogonić mojego brata i naszych przyjaciół, ale byli za szybcy. Spojrzał w górę na grupę nastolatków stojącą blisko bud. Kimkolwiek był, brat dziewczynki nie był świadomy wypadku. Dare obiecał sobie porozmawiać z dzieciakiem żeby lepiej zajmował się swoją siostrą w przyszłości. – Już dobrze, pokaż mi tą ranę- powiedział niskim, łagodnym głosem, gdy odsunął jej ręce z kolana. Wypuścił oddech pełen ulgi, gdy zobaczył, że tylko zdarła trochę skóry gdy upadła na asfalt. – Boli! – Wiem, że boli. Nie martw się. Zaraz cię naprawimy - Dare wziął dziewczynkę na ręce, właśnie wtedy gdy podbiegła do nich jedna z młodych kobiet, która pracowała w centrum. Musiała dopiero co przybyć, bo wcześniej jej nie widział. – Carly! O mój Boże, co się stało? Nic jej nie jest? - zapytała z paniką w głosie. Ciężko było usłyszeć pytanie, bo młoda dziewczynka objęła Dare'a za szyję i obecnie zanosiła się płaczem w zakrzywieniu jego szyi.

- 22 - – Nic jej nie będzie- powiedział Dare. - Upadła i tylko zdarła trochę kolano. – Powinnam iść po dr. Savante? Dare pomyślał o weterynarzu, który prowadził klinikę i przez chwilę rozważał przekazanie płaczącej, ale potrząsnął głową. – Zajmę się tym. Zakładam, że macie tu apteczkę pierwszej pomocy? Jej wzrok oddalił się do drzwi wejściowych do kliniki zwierzęcej i skinęła głową, ale nie wyglądała na przekonaną. – Jasne, że mamy, ale... – Jestem lekarzem. Dr. Daryk Nyght. Zatrzymałem się tu na czas pobytu w mieście- odpowiedział na jej sceptyczny wzrok. Zobaczył ulgę na jej twarzy i uśmiechnęła się do niego. – No przecież! Słyszałam o tobie. Proszę, chodź za mną. Młoda kobieta zaprowadziła ich do kliniki, prosto przez poczekalnie do jednego z pokoi egzaminacyjnych. Dare próbował ściągnąć ręce dziewczynki z jego szyi, ale młoda Carly nadal trzymała się go kurczowo jak mała małpka. Usta kobiety drgnęły, gdy patrzyła jak zmagał się z dziewczynką. Postawiła na stole małą apteczkę i wyszła z pokoju. – Znam brata Carly, Miles'a. Pójdę po niego. – Hej czekaj... - Dare zmarszczył brwi, gdy patrzył jak kobieta zostawia go samego z tym, co mogłoby równie dobrze być tak niebezpieczne jak zapalnik, przyczepione do jego piersi. -Cholera jasna. Carly uniosła głowę i delikatnie pociągnęła nosem. – Przekląłeś. – Nieprawda. – Właśnie, że prawda. Dare zmarszczył na nią brwi. – Skąd wiesz skoro tak głośno płakałaś? Nadal nie słyszę nic na lewe ucho. W sumie to nie sądzę, żebym mógł ponownie dobrze na nie słyszeć. Nagrodziła go małym chichotem i poczuł jak napięcie trochę go opuszcza. Nigdy nie radził sobie dobrze ze łzami, a ta sytuacja była nawet gorsza bo to była mała dziewczynka. Dzieci były dla niego nieznanymi istotami które go dezorientowały.

- 23 - Zawsze starał się jak mógł by ich unikać, ale wiedział, że ta mała na niego liczyła. Musiał tylko ją oczyścić i puścić na dwór. Korzystając z przerwy w łzach, Dare odsunął ręce Carly ze swojej szyi i posadził ją na stole, by móc oczyścić i zabandażować jej ranę. Jego nowa odraza do krwi sprawiła, że czuł się głupio, ale małe zadrapanie było niczym w porównaniu do ran pourazowych, do których był przyzwyczajony, więc niekomfortowe uczucie zniknęło. Otworzył apteczkę i wyjął z niej rzeczy, których potrzebował, świadomy dziewczynki obserwującej każdy jego ruch. – Naprawdę jesteś lekarzem? – Tak. – Mógłbyś tylko tak mówić. Skąd mam wiedzieć, że to prawda? Uniósł na to brew. A to mały łobuz. – Dlaczego miałbym kłamać? – Nie wiem. Dlaczego miałbyś? Och na miłość Boską... Dare został uratowany od kolejnych pytań, gdy dwóch młodych chłopców weszło do pokoju. – Carly! Jezu, co ci się stało? - jeden z nastolatków krzyknął, gdy tylko zobaczył krew na jej kolanie. – Miles, przewróciłam się- zaszlochała Carly, gdy Dare zaczął oczyszczać ranę. - Ał! Brat Carly objął swoją młodszą siostrę ramieniem. – Robisz jej krzywdę! Dare posłał chłopakowi spojrzenie które go uciszyło, następnie złagodził wyraz twarzy gdy spojrzał na Carly. – Przykro mi dzieciaku. Muszę to tylko oczyścić i zakleić plastrem. – Nie chcę zastrzyku- dziewczynka szepnęła, a jej oczy znów wypełniły się łzami. – Żadnych zastrzyków- Dare obiecał szybko. – Jesteś dr. Nyght, prawda? Przyjaciel Hammera? - większy nastolatek, który opierał się o drzwi, zapytał.

- 24 - Dare spojrzał na niego i skinął głową. Zauważył, że za nim stał jeszcze jeden, młodszy chłopiec, jakby się chował. Ignorując ich na chwilę, Dare odwrócił się do brata Carly i przyszpilił młodszego chłopaka twardym spojrzeniem. – Musisz lepiej uważać na swoją młodszą siostrę jeśli masz zamiar ją tu przyprowadzać. Upadła i zraniła się, ale tam są psy które naprawdę mogłyby ją zranić, jeśli nie będziesz lepiej uważał. – Myślałem, że była tuż za nami- powiedział obronnie Miles, ale nie mógł znieść spojrzenia Dare'a przez więcej niż kilka sekund. Ramiona chłopca opadły i zajął się niezręcznym przytulaniem siostry. Dziewczynka uśmiechnęła się, promieniejąc od uwagi brata. -Przepraszam, Carly. Od teraz będę lepiej się tobą opiekował. Kątem oka Dare zauważył, że młodszy chłopiec przy drzwiach wyglądał zza nastolatka by patrzeć jak oczyszczał kolano Carly. Nie było tak źle, ale chciał się upewnić, że usunął wszystkie grudki, zanim je zaklei. Wtedy będzie mógł wyjść... tak szybko jak poniosą go nogi. – Hammer powiedział mi, że byłeś chirurgiem, czy czymś takim w wojsku- powiedział nastolatek przy drzwiach. - Powiedział też, że zatrzymałeś się na jakiś czas w domu wypoczynkowym. – Wygląda na to, że Hammer jest całkiem gadatliwy- skomentował Dare neutralnym głosem, ukrywając irytację. Dlaczego do diabła wydawało się jakby każdy o nim wiedział? Przez to czuł się niekomfortowo... i trochę spanikowany. Nastolatek wypchnął pierś do przodu. – Trenuję z nim w Fight Hard i pracuję też na pół etatu w cukierni Kali po szkole. Jestem Nate, a to mój młodszy brat Shane. To mój kolega Miles i jego siostra Carly. – Jeśli trenujesz z Hammerem, trenujesz z mistrzem- powiedział Dare, gdy skończył oczyszczać ranę. Wybrał plaster z dużego pudełka. Otwierając opakowanie, umieścił go na jej kolanie. - Gotowe. Nie było tak źle, prawda? – Było- spojrzała w dół na zwykły plaster ze zmarszczeniem brwi następnie mrugnęła i spojrzała na niego dużymi oczami. - Mama zawsze daje mi plastry z Hello Kitty, gdy się zranię. – Często nabawiasz się ran?

- 25 - – Jest niezdarą- odpowiedział Miles z uśmiechem. - Oboje jesteśmy, prawda Carly? – Tak! Dare rozejrzał się po pomieszczeniu, następnie przeszedł do blatu po niezmywalny marker. Wracając do dziewczynki, Dare zdjął skuwkę i pochylił się by narysować krzywą uśmiechniętą buźkę na zwykłym plastrze. – Zrobione. Carly przechyliła głowę i przyglądała się rysunkowi następnie spojrzała na niego i uśmiechnęła się. – Dzięki! Dare cofnął się o krok, gdy uniosła do niego ręce. Chryste, dzieciak chciał się przytulić czy coś? Nie. Nie ma mowy. Już raz miał problem z odsunięciem jej od siebie. Zamiast tego wyciągnął rękę i niezręcznie poklepał ją po głowie. – Yy, no dobra. Muszę już iść. Odwrócił się do drzwi i szybko uciekł, wychodząc z kliniki prawie biegiem. Kiedy wydostał się na zewnątrz wziął głęboki oddech. Dzieciaki i szczeniaki. Był tu otoczony i musiał wrócić do sanktuarium domu. Ale najpierw jego bieganie. Przeszedł tylko kilka kroków kiedy usłyszał za sobą hałas. Odwracając się szybko, ledwie powstrzymał skrzywienie, gdy zobaczył, że Nate poszedł za nim. – Potrzebujesz czegoś, dzieciaku? – Ja.. yy.. zastanawiałem się tylko jak długo planujesz tu zostać- Nate wsunął ręce w kieszenie i wyglądał tak niekomfortowo jak Dare się czuł. – Jeszcze nie wiem. Nate otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale się zawahał. – Okej to, chyba do zobaczenia. Dzięki za zajęcie się Carly. – Nie ma problemu- Dare widział, że Nate chciał powiedzieć coś innego, ale powstrzymał się. Czując się jak dupek, Dare próbował uśmiechnąć się przyjaźnie, gdy powiedział- Jestem pewien, że jeszcze się zobaczymy tutaj albo na siłowni. Może czasami posaprringujemy. To ożywiło Nate'a. – Świetnie! Do zobaczenia.