Xalun

  • Dokumenty480
  • Odsłony34 561
  • Obserwuję66
  • Rozmiar dokumentów587.8 MB
  • Ilość pobrań19 590

Lot Anioła 03 Anielski Wilk

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :460.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Lot Anioła 03 Anielski Wilk.pdf

Użytkownik Xalun wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 78 stron)

Nalini Singh „Angels’ Flight”: Opowiadanie 3 „Angel’s„Angel’s„Angel’s„Angel’s WolfWolfWolfWolf”””” „Anielski Wilk„Anielski Wilk„Anielski Wilk„Anielski Wilk”””” TŁUMACZYŁA Em3ATŁUMACZYŁA Em3ATŁUMACZYŁA Em3ATŁUMACZYŁA Em3A SPIS TREŚCI Rozdział 1. str. 4 Rozdział 2. str. 10 Rozdział 3. str. 18 Rozdział 4. str. 26 Rozdział 5. str. 34 Rozdział 6. str. 41 Rozdział 7. str. 50 Rozdział 8. str. 58 Rozdział 9. str. 65 Rozdział 10. str. 73

ROZDZIAŁ 1. Noelowi dano awans i został przydzielony do zielonego stanu Luizjana, ale to stanowisko było obosiecznym mieczem. Choć teren był częścią terytorium Raphaela, archanioł przydzielił codzienną władzę Nimrze, anielicy, która żyła już sześćset lat. Nie zbliżało się to nawet do wieku Raphaela, ale było to wystarczająco dużo - nawet jeśli sam wiek nie był arbitrem władzy, jeżeli chodzi o nieśmiertelną rasę. Nimra miała więcej mocy w swoim drobnym ciele, niż aniołowie dwa razy od niej starsi i rządziła tym regionem od osiemdziesięciu lat. Była już uważana za potężną, podczas gdy większość jej rówieśników nadal pracowała na dworach swoich seniorów. Nic dziwnego, mówiono, że miała wolę z żelaza i zdolność do okrucieństwa nie utemperowaną przez miłosierdzie. Nie był głupcem. Wiedział, że ten „awans” tak naprawdę był milczącym, ciętym oświadczeniem, że nie był już mężczyzną, jakim był kiedyś - już nie nadawał się do użycia. Jego ręka zacisnęła się w pięść. Rozdarte i zakrwawione ciało, połamane kości, szkło, które zostało wbite do jego ran przez sługi oszalałego anioła, to wszystko znikło dzięki uprzejmości jego wampiryzmu. Jedyne co pozostało, to koszmary... I niewidoczne wewnętrzne uszkodzenia. Noel już nie widział tego samego mężczyzny, jakim był kiedyś, zawsze gdy patrzył w lustro. Widział ofiarę, kogoś, kto został pobity na miazgę i zostawiony na śmierć. Wyłupali mu oczy, roztrzaskali nogi, rozgnietli palce, aż w worku ze skóry, jakim było powleczone jego ciało, znajdowały się same kawałki tak małe jak kamyki. Proces rekonwalescencji był brutalny, zabrał każdą uncję jego woli. Ale jeśli to obraźliwe stanowisko miało być jego przeznaczeniem, to już byłoby lepiej nie przetrwać. Przed atakiem, znajdował się na krótkiej liście kandydatów na wyższe stanowiska w Wieży, z której Raphael rządził Ameryką Północną. Teraz był drugorzędnym strażnikiem w jednym z najciemniejszych dworów. W którego centrum stała Nimra. Zaledwie pięć stóp wzrostu, miała bardzo delikatną budowę ciała. Ale anielica nie wyglądała jak dziewczęcy podrzutek. Nie, Nimra miała doskonale zaokrąglone ciało, które prawdopodobnie doprowadziło więcej niż jednego człowieka do całkowitej ruiny. Miała również rozjarzoną skórę o odcieniu roztopionego toffi, co jakby wypełniało ją bujnym ciepłem tego obszaru, który nazywała swoim własnym, i sprężyste loki, które błyszczały na niebiesko-czarno na tle jej ciemnej nefrytowej sukni. Te ciężkie loki opadały kaskadowo w dół na jej plecy z figlarnością, która nie pasowała ani do jej reputacji, ani do zimnego serca, bo przecież musiało jakieś bić pod jej klatką piersiową, która mówiła o grzechu i uwodzeniu, a jej piersi były dojrzałe i niemal zbyt pełne dla jej drobnej budowy. Jej oczy utkwiły w nim w tej chwili, jakby wyczuła, że lustrował jej osobę. Te oczy, barwy głębokiego topazu malowanego drgającymi słojami bursztynu, były ostre i wyraziste. A teraz, koncentrowały się na nim, gdy szła w poprzek dużego pokoju, którego używała jako swojej sali audiencyjnej, słychać było tylko szelest skrzydeł i delikatną pieszczotę sukni na jej skórze.

Była ubrana jak jeden ze starych aniołów, spokojna elegancja jej stroju przypominała starożytną Grecję. Nie urodził się wtedy, ale widział malowidła trzymane w anielskiej twierdzy, jaką był Azyl, widział też inne anioły, które nadal ubierały się w sposób, jaki uznawali za bardziej królewski, niż ubrania z czasów współczesnych. Jednak żaden z nich nie wyglądał jak ona - w tej sukni trzymającej się na ramionach za pomocą prostych złotych klamer i z cienkim plecionym paseczkiem tego samego koloru, owiniętym wokół jej talii, Nimra mogłaby być trochę jak starożytna bogini. Piękna. Silna. Śmiercionośna. - Noel – powiedziała, a dźwięk jego imienia został dotknięty szeptem akcentu, który był charakterystyczny dla tego regionu i jeszcze posiadał w sobie echa innych miejsc, innych czasów. – Pójdziesz za mną. – Powiedziawszy to, skierowała się ku wyjściu z pokoju, jej skrzydła koloru bogatego, głębokiego brązu błyszczały lśniącymi smugami, które odbijały się także echem w kolorze jej oczu. Wyginające się poza jej ramionami i nachylające się ku dołowi, by pieścić lśniące drewno podłogi, skrzydła były jedyną rzeczą w jego polu widzenia, gdy odwrócił się, by za nią podążyć. Przepiękny odcień skrzydeł nie mówił o zimnej złośliwości ciemnego dworu, ale o stałym spokoju ziemi i drzew. Tyle przynajmniej, że nie było żadnej fałszywej reklamy. Dom Nimry nie był taki, jak się spodziewał. Rozległy i pełen wdzięku jak starsza dama, z wysokimi sufitami położony na rozległej posesji około godziny drogi od Nowego Orleanu, miał wiele okien, a także balkony na każdym piętrze. Większość z nich nie miała balustrad, jak przystało na dom, którego właścicielka ma skrzydła. Dach również został zbudowany z myślą o aniołach. Nachylony, delikatnie pod ostrym kątem, nie wystarczająco jednak, by był niebezpieczny dla lądowania. Jednakże, bez względu na piękno domu, to właśnie ogrody tworzyły charakter tego miejsca. Znajdowały się w nim kaskady kwiatów zarówno tych egzotycznych jak i tych zwyczajnych, był pełen sękatych z wiekiem drzew obok tych nowo posadzonych, te ogrody szeptały spokojem... Był to rodzaj miejsca, gdzie złamany człowiek może usiąść, spróbować odnaleźć się ponownie. Tylko że, myślał Noel, idąc za Nimrą w górę po schodach, był niemal pewien, że przez to, co stracił, kiedy wpadł w zasadzkę i został upodlony, a jego twarz stała się nie do poznania, jego ciało jak posiekane mięso, człowiek, którym był wcześniej, odszedł na zawsze. Nimra zatrzymała się przed parą dużych drewnianych drzwi rzeźbionych w filigranowy jaśmin w rozkwicie, strzelając mu wyczekujące spojrzenie przez ramię, gdy zatrzymał się za nią. - Drzwi – powiedziała bardzo poważnym głosem z brzmieniem pocałunku muzyki zalewiska. Uważając, aby nie dotknąć jej skrzydła, podszedł i wyciągnął rękę, by je otworzyć. - Przepraszam. - Słowo wyszło ostre, jego gardło nie przywykło do mówienia podczas tych ostatnich dni. - Nie jestem przyzwyczajony do bycia… - Urwał w pół zdania, nie mając pojęcia, jak ma nazwać swoją osobę.

- Chodź. - Nimra kontynuowała spacer korytarzem z tyloma oknami, że kąpały one lakierowane podłogi w stopionym, słonecznym leniwym świetle tego miejsca, które zawierało zarówno śmiałe, bezczelne piękno Nowego Orleanu, jak i starszą, cichszą elegancję. Każdy parapet był zastawiony stonowanymi doniczkami z ziemią, które były przepełnione najbardziej wesołymi seriami nieprzewidzianych wyciągów barwnych bratków i dzikich kwiatów, stokrotek i chryzantem. Noel poczuł, że walczy z chęcią, by doskoczyć do ich płatków i poczuć miękkość aksamitu na swojej skórze. To był nieoczekiwany impuls, i sprawił, że wycofał się głębiej w siebie, podciągnął swoje tarcze jeszcze mocniej wokół siebie. Nie mógł sobie tutaj pozwolić na bycie wrażliwym, nie na tym dworze, gdzie został wysłany, by gnić – i nie było to naciągane przekonanie, że każdy czekał, by zrezygnował z życia i zakończył to, co jego napastnicy zaczęli. Jego szczęka zacisnęła się w brutalnej linii, gdy Nimra przemówiła ponownie. Podczas gdy jej ton był szorstki niczym jedwab – ten rodzaj głosu, który mówił o tajemnicach w sypialni i przyjemnościach, które mogą okazać się bólem - jej słowa okazały się pragmatyczne. - Będziemy rozmawiać w moich komnatach. Te komnaty znajdowały się za kolejnym zestawem drewnianych drzwi, te były ozdobione obrazami egzotycznych ptaków latających dookoła drzew ciężkich od kwiatów. Kobiece i ładne, w tych obrazach nie było nic, co mówiłoby o twardości, która była częścią reputacji Nimry, ale jeśli Noel nauczył się czegoś w tych swoich ponad dwóch stuleciach istnienia, to tego, że każda istota, która żyła ponad pół milenium, już dawno nauczyła się ukrywać to, czego nie chce pokazać. Miał się na baczności, gdy wszedł za nią, zamykając spokojnie ozdobne drzwi za swoimi plecami. Nie wiedział, czego się spodziewał, ale nie były to wdzięczne białe meble, rozrzucone poduszki ozdobione stonowanymi klejnotami, płynne słońce wlewało się przez otwarte francuskie drzwi, a na stole po przeciwnej stronie leżały podniszczone książki. Rośliny jednak już nie były zaskoczeniem i dawały mu poczucie swobody, nawet gdy tak stał zduszony i uwięziony przez swoje złamane ja, swoje zobowiązanie służenia Raphaelowi, a tym samym Nimrze. Podchodząc do francuskich drzwi, Nimra zamknęła je, zamykając jednocześnie jedyne dojście do świata, a następnie ponownie się do niego odwróciła. - Będziemy rozmawiać w prywatności. Noel wykonał sztywny ukłon, kolejna myśl przebiegła mu przez głowę z karzącą nagłością. Niektórzy z anielskiej rasy, starzy i sterani życiem, znajdywali przyjemność w znajdywaniu kochanków, których mogli kontrolować, traktując tych kochanków jak... Świeże mięso, które mogą używać, a następnie wyrzucić. On nigdy taki nie będzie i jeśli Nimra oczekuje po nim... Był wampirem, prawie-nieśmiertelnym, który miał za sobą więcej niż dwa stulecia, by rozwijać swoją moc. Ona może go zabić, ale on upuści jej krwi zanim ona zdoła z nim skończyć.

- Do czego mnie potrzebujesz? Nimra usłyszała groźbę zawartą pod tym pytaniem, pozornie uprzejmym, i zastanawiała się, kogo dokładnie wysłał jej Raphael. Zadała kilka pewnych cichych pytań uczonemu, którego znała w Azylu i dowiedziała się o strasznym ataku, który przeżył Noel, jednak sam mężczyzna pozostawał dla niej tajemnicą. Kiedy poprosiła Raphaela, aby powiedział jej trochę więcej niż te gołe fakty, których się dowiedziała na temat wampira, którego przydzielił na jej dwór, stwierdził tylko: - Jest lojalny i bardzo uzdolniony. Jest tym, czego potrzebujesz. To czego archanioł nie powiedział to to, że Noel miał oczy kolory kłującego niebieskiego lodu, wypełnione tak wieloma cieniami, że mogła ich niemal dotknąć, a jego twarz, która została wykuta w nierównym kamieniu. Nie był pięknym mężczyzną – nie, jeśli wziąć wszystko pod uwagę, miał zbyt surowe rysy - ale był jednym z tych, którzy nigdy nie chcieli uwagi kobiety, był tak bardzo, bardzo męski. Od twardego układu jego szczęki aż do głębokiego brązu z jego włosów, do siły mięśni jego ciała, zwrócił na nią swoje oczy... Prawie tak, jak by to zrobił górski lew. Ubrany w niebieskie dżinsy i biały T-shirt, zupełnie w przeciwieństwie do formalnych ubrań preferowanych przez innych ludzi na jej dworze, on mimo wszystko pozostawiał ich w cieniu cichej intensywności swojej obecności. Teraz groził przejęciem jej pomieszczeń, jego męska energia stanowiła alarmujący kontrapunkt dla kobiecości mebli. Denerwowało ją, że wampir, który miał niewiele ponad dwieście lat, mógłby zainspirować takie uczucia w niej, anielicy, która domagała się szacunku od tych, którzy mieli dwa razy tyle lat co ona i która posiadała zaufanie archanioła. Dlatego właśnie powiedziała: - Dasz mi to, o co poproszę? - Ton spleciony z władzą. Białe linie zębów pojawiły się w nawiasach jego warg. - Nie będę niczyim niewolnikiem. Nimra zamrugała, uprzytomniła sobie coś szybko i mrocznie. To nie podziałało dobrze na jej próżność, gdy zobaczyła, że on wierzył w to, że musiała zmuszać swoich kochanków, ale wiedziała tyle o swoim własnym rodzaju, by zrozumieć, że ta myśl nie była nieuzasadniona. Jednakże fakt, że była to pierwsza myśl w jego umyśle... No, pomyślała, z pewnością Raphael ostrzegł by ją, że Noel był wykorzystywany w ten sposób. Potem znowu przyszło jej na myśl, archanioł, który posiadał wystarczającą moc w swoim ciele, na takim poziomie, żeby spalić miasta i imperia, był prawem dla samego siebie. Nie mogła niczego założyć. - Niewolnictwo - powiedziała, odwracając się w kierunku kolejnej pary drzwi - Nie oferuje żadnych wyzwań. Nigdy nie rozumiałam jego uroku. Gdy szedł za jej plecami, miała poczucie, że jest wielką bestią na smyczy - i że to zwierzę nie było w ogóle zadowolone z aktualnej sytuacji. Intrygujące, nawet jeśli poczuła uszczerbek na swoim temperamencie, było w nim tak wiele energii, ten wampir, którego

Raphael wysłał w odpowiedzi na jej prośbę. To, oczywiście, było sedno sprawy - Noel był człowiekiem Raphaela, a Raphael nie cierpiał słabości. Znajdując się wewnątrz następnej komnaty, skinęła głową na niego, aby zamknął drzwi za sobą. Nie pomyślałaby, by podjąć takie środki ostrożności miesiąc temu, gdy jeszcze miała takie zaufanie do swoich ludzi. Jednak teraz... Ten ból był czymś, z czym musiała żyć ze przez ostatnie czternaście dni, ale nie stało się to łatwiejsze do zniesienia w tym czasie. Mijając gładkie i ukochane drewniane biurko ustawione przy dużym oknie, w miejscu, gdzie często siedziała, by napisać swoją osobistą korespondencję, podniosła ręce, by odblokować górne drzwi w szafie przy ścianie. Otoczona pnączami delikatnej paproci dotykającej grzbietów jej dłoni, szeptanymi pieszczotami ujawniła – schowek w tylnej ścianie szafy - drzwi do tego, co wydawało się być prostym zabezpieczeniem, ale żaden włamywacz nigdy nie będzie w stanie dostać się do środka. Biorąc do rąk maleńką fiolkę na pół wypełnioną świecącym od wewnątrz płynem, odwróciła się i powiedziała: - Czy wiesz co to jest? - Do człowieka, który stał nieruchomo jak kamień kilka metrów od niej. Mignął jej pusty wyraz jego twarzy, ale nie było mowy o żadnej dyskusji, co do jego inteligencji w tym przenikliwym wzroku. - Nie widziałem czegoś podobnego. Tak piękne, pomyślała, patrząc na mieszaninę kolorów i pianki w fiolce, kiedy przechyliła ją do światła, na krysztale była wyryta jedynie prosta pieczęć, oznaczająca jej imię, z cienkich, ozdobnych linii czystego złota. - To dlatego, że ten płyn jest wielką rzadkością - szepnęła - Stworzony z ekstraktu z rośliny znajdującej się w najgłębszej części najbardziej nieprzeniknionych lasów deszczowych Borneo. - Zmniejszyła dystans między nimi, wyciągnęła rękę z fiolką ku niemu. Fiolka wyglądała na śmiesznie małą w jego wielkiej dłoni, jak zabawka skradziona płaczącemu dziecku. Podniósł ją do oczu, przechylił ostrożnie. Płyn rozprzestrzenił się w krysztale, wydzielając blask z powierzchni. - Co to jest? - Północ. - Biorąc od niego fiolkę, gdy ją zwrócił, położyła ją na swoim biurku. - Kropla tego zabije człowieka, kilka kropel spowoduje u wampira śpiączkę, a jedna czwarta uncji wystarczy, by sprawić, że większość aniołów poniżej ośmiuset lat nie obudzi się przez dziesięć długich godzin. Wzrok Noela zderzył się jej. - Więc twoja zaplanowana ofiara nie dostanie najmniejszej szansy. Nie była zaskoczona jego wnioskiem, to nie było nic innego, niż można by oczekiwać, biorąc pod uwagę jej reputację.

- Mam to do trzystu lat. Zostałam obdarowana przez znajomego, który myślał, że mogłabym pewnego dnia jej potrzebować. - Jej usta podniosły się w kącikach ust, na myśl o aniele, który dał jej tą najbardziej śmiertelną z broni, jak ludzki starszy brat mógł dać od siebie siostrze nóż lub pistolet. – Zawsze uważał mnie za delikatną istotkę. Noel pomyślał, że ten przyjaciel nie mógł znać jej zbyt dobrze. Nimra może i wyglądała, jakby mogła się złamać pod najmniejszą presją, ale nie władałaby Luizjaną, podczas gdy dookoła było pełno tych wszystkich innych kompetentnych osób w tej okolicy, w tym brutalny Nazarach, będąc więdnącą lilią. Nie będąc aż takim ślepcem, nigdy nie odrywał od niej oczu, nawet kiedy podniosła fiolkę i odłożyła ją do bezpiecznej skrytki, a jej skrzydła były tak wykwintne i zapraszające przed nim. Ich dotykalne piękno było pułapką, przynętą dla nieostrożnych, by przestali się pilnować. Noel nigdy nie był aż tak niewinny - a po wydarzeniach w Azylu... Jeżeli pozostała w nim jakaś niewinność, to już od dawna nie żyła. - Dwa tygodnie temu - Nimra cicho zamknęła drzwi szafy i obróciła, by zmierzyć się z nim jeszcze raz - Ktoś próbował użyć Północy na mnie.

ROZDZIAŁ 2. Noel zassał oddech. - Powiodło się? Ulga, która na niego spłynęła, gdy potrząsnęła głową była jak niszcząca burza. Był bezradny w Azylu, związany i uwięziony, podczas gdy kawałki szkła i metalu przemieszczały się w jego ciele, gdy to wszystko zaczęło się goić, sprawiało mu tym samym rozdzierający ból i chociaż czuł swoją lojalność wobec Nimry tylko poprzez swoją więź z Raphaelem, nie chciał myśleć o niej jako o kimś ze złamanym duchem i zgniecionymi skrzydłami. - Jak przetrwałaś? - Trucizna została umieszczona w szklance mrożonej herbaty - powiedziała, przesuwając się, by dotknąć palcem błyszczącego liścia rośliny obok biurka. - Jest bez smaku i bezbarwna po zmieszaniu z innym płynem, tak że nie zauważyłabym jej, nie miałam podstawy, by uważać, że cokolwiek w moim domu może być dla mnie niebezpieczne. Ale miałam kotkę, Królową. - Jej oddech załamał się na fragment sekundy, ostry i kruchy. - Wskoczyła na stół, kiedy nie patrzyłam i napiła się napoju. Była martwa jeszcze zanim miałam okazję skarcić ją za złe zachowanie. Noel widział smutek, którym naznaczona była twarz Nimry, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, była to próba manipulowania jego emocjami, ale nadal czuł do niej sympatię, przez to, że czuła się smutna z powodu śmierci swojego pupila. - Przykro mi. Lekkie pochylenie głowy, królewskie uznanie. - Oddałam herbatę do zbadania bez powiadamiania kogokolwiek na tym dworze, odkryto w niej Północ. - Gładka skóra barwy brązowego miodu była mocno naciągnięta na liniach jej szczęki. - Jeśli zabójcy powiodłoby się, byłabym nieprzytomna przez wiele godzin, a ci, którzy wiedzieliby o moim stanie ubezwłasnowolnienia, mogliby przyjść i zapewnić mi całkowitą śmierć. Aniołowie byli tak blisko nieśmiertelności, jak było to tylko możliwe na tym świecie. Jedyne istoty, które były od nich silniejsze to Kadra Dziesięciu, Archaniołowie, którzy rządzili światem. Chyba, że wkurzyliby jednego z Kadry, śmierć nie była czymś, czym aniołowie musieli się martwić za wyjątkiem bardzo szczególnych okoliczności - w zależności od wieku, jaki przeżyli i ich nieodłącznej mocy. Noel nie znał poziomu mocy Nimry, ale wiedział, że gdyby ktoś oderwał głowę silnego anioła, usunął jej lub jego organy, w tym mózg, a następnie spalił wszystko, to było mało prawdopodobne, by anioł przetrwał. Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Noel nie miał możliwości poznania prawdy o tym, ale mówiło się, że aniołowie w pewnym wieku i o znacznej mocy mogliby zregenerować się z popiołów zwykłego ognia.

- Albo coś gorszego - dodał cicho, bo podczas gdy śmierć może być ostatecznym celem, wielu z najstarszych nieśmiertelnych żyło tylko dla bólu i cierpienia innych, jak gdyby ich zdolność do łagodniejszych emocji już dawno uległa korozji. Mógł sobie wyobrazić, co ktoś taki jak Nazarach zrobiłby Nimrze, gdyby miał ją samą i podatną na wszelkie zranienia. - Tak. - Odwróciła się do okna za tym małym biurkiem – sprawiała wrażenie takiej delikatnej, że mogłaby skruszyć jedną z pięści Noela - jej spojrzenie skierowało się na dziki piękny ogród poniżej. - Tylko ci, którzy cieszą się moim zaufaniem na tyle, aby być w moim wewnętrznym dworze, dokładnie zweryfikowane sługi, mogą przebywać w pobliżu mojego jedzenia. - Z powodu tego aktu zdrady, nie mogę już mieć zaufania do kobiet i mężczyzn, którzy są ze mną od dziesięcioleci, jeśli nie stuleci. - Spokojne, hartowane słowa w plasterkach gniewu. - Północ jest prawie niemożliwa do zdobycia, nawet dla aniołów - co oznacza, że ten, który mnie zdradził pracuje w służbie kogoś, kto posiada znaczną władzę. Noel poczuł w sobie iskierkę, tą, o której myślał, że została na zawsze ugaszona w tym nasiąkniętym krwią pokoju, w którym jego porywacze, bez żadnego powodu, tak brutalnie go potraktowali, poza oczywiście tym, że dał im ten pokręcony rodzaju przyjemności. Mogli uzasadnić swój akt przemocy powołując się na polityczną taktykę, ale słyszał ich śmiech, ten czarny filc, który barwił ich dusze. - Dlaczego mówisz mi to wszystko? Rzuciła mu lekko łobuzerskie spojrzenie przez ramię. - Nie potrzebuję niewolnika, Noel. - Jego imię niosło w sobie nieznaczny francuski nacisk, który przekształcił go w coś egzotycznego. - Ale potrzebuję kogoś, kogo lojalność jest kwestią bezsporną. Raphael mówi, że jesteś takim właśnie człowiekiem. Więc nie został odrzucony po tym wszystkim. To był szok dla jego systemu, wstrząs, który przywiódł go do życia, kiedy od tak dawna był chodzącym trupem. - Jesteś pewna, że to jeden z twoich ludzi? - Zapytał, a jego krew pompowała się mocnymi pulsami w jego żyłach. Jej odpowiedź była prosta i zawierała w sobie spokojny mruczący gniew. - Nie było żadnych obcych w moim domu tego dnia, kiedy Północ została wykorzystana. - Jej skrzydła rozłożyły się, blokując światło, podczas gdy ona nadal koncentrowała się na widoku za oknami. - Oni są moi, ale jeden z nich został skażony. - Masz sześćset lat - powiedział Noel, wiedząc, że niczego nie widziała w ogrodach w danej chwili. - Możesz zmusić ich do mówienia prawdy. - Nie mogę zginać woli - powiedziała, zaskakując go z bezpośredniością odpowiedzi. - To nigdy nie był jeden z moich darów - a torturowanie całego mojego dworu, aby odkryć jednego zdrajcę, wydaje się być trochę ekstremalne.

Myślał, że usłyszał mroczne rozbawienie pod złością, ale z jej twarzy odwróconej do okna, jej profilu zasłoniętego przez opadające niebiesko-czarne loki, nie mógł na pewno tego stwierdzić. - Czy oni wiedzą, dlaczego tu jestem? Potrząsając głową, Nimra odwróciła się do niego jeszcze raz, a jej wyraz twarzy niczego nie zdradzał, nieskazitelna maska nieśmiertelnej. - Wydaje się prawdopodobne, że myślą to samo, co ty na początku - że Raphael wysłał cię do mnie, bo jesteś złamany, a ja potrzebuję zabawki. - Uniosła brew. Poczuł się tak, jakby został właśnie wezwany na dywanik. - Przepraszam, Lady Nimra. - Postaraj się brzmieć o ułamek bardziej szczerze. – Chłodny rozkaz. - Bo to zwodzenie mnie nie zda egzaminu. - Obawiam się, że nigdy nie będę mógł zejść do poziomu pudla. Był w szoku, gdy się zaśmiała, a ten chrapliwy kobiecy dźwięk przetoczył się przez jego zmysły. - Bardzo dobrze - powiedziała, a jej oczy mieniły się blaskiem szlachetnych kamieni w słońcu. - Możesz być wilkiem na długiej smyczy. Noel był zaskoczony, że poczuł w sobie inny rodzaj ciepła, powoli rozpalający się rozżarzony węgielek, mroczny i silny. Po przebudzeniu się w Szpitalu, jego ciało było tak zniszczone, że już nie czuł pożądania i myślał, że ta jego część umarła. Ale śmiech Nimry sprawiła, że jego ciało poruszyło się wystarczająco, by to dostrzegł. To było kuszące podążyć za tym migoczącym ciepłem, aby zatrzymać ten żar w świetle dnia, ale nie pozwolił sobie, by jej śmiech lub wykwintna pieszczota jej kobiecości zatarła prawdę z jego umysłu, że ta anielica z posypanymi blaskiem pereł skrzydłami była bardzo śmiercionośna. I choć teraz mogła być po właściwej stronie w tej konkretnej grze, to nie była tak całkowicie niewinna. Usłyszał w nocy krzyki. Koszmar zawsze go zaskakiwał, działo się tak odkąd otworzył oczy w Szpitalu po ataku. Ponieważ faktem było to, że stracił zdolność do krzyku po kilku godzinach tortur, pozostając świadomym tylko dlatego, że jego napastnicy postawili sobie za punkt honoru, aby nigdy nie przekroczyć tej cienkiej linii. Złamane kości, okaleczone ciało i rozdzierający palący ogień - wampiry mogą przetrwać wiele szkód bez ucieczki do zimnego ciemnego stanu nieprzytomności. Nie pamiętał, że krzyczał nawet na początku, był zdecydowany nie poddać się, lecz w końcu musiał - a echa tego prześladowały go w jego snach. A może krzyki rozległy się wewnątrz jego umysłu, ponieważ był on jedynym miejscem, w którym należał do siebie samego, bo jego siła, jego godność zostały usunięte z niego ze złośliwą siłą.

Zrzucając nasączone potem prześcieradła, odepchnął daleko od siebie wspomnienia, wstał z łóżka i podszedł do okna, które otworzył, by wpuścić powietrze przesiąknięte zapachem kapryfolium1 . Ciężkie ciepło woni głaskało go po policzkach i dalej podążało swoją drogą po jego włosach, nie zrobił nic więcej, aby ochłodzić swoje przegrzanie ciało. Ale wciąż jednak zwlekał z poruszeniem się, wpatrywał się w ciemności nocy i drzemiącą sylwetkę ogrodów i drzew, które rozprzestrzeniały się w każdym kierunku. To było chyba z dwadzieścia minut później, gdy już miał się odwrócić, ale nagle dostrzegł skrzydła. Nie należały do Nimry. Marszcząc brwi, stanął pod kątem tak, aby być niewidocznym z ziemi i patrzył. Anioł wysunął się z cienia kilka minut później i zatrzymał się, podniósł twarz ku oknie Nimry - długa, nieruchoma chwila - zanim poszedł dalej. Ciekawe. Odszedłszy od okna, kiedy nie dostrzegł żadnych dalszych ruchów, Noel poszedł pod prysznic, zdając sobie sprawę że dostrzegł wcześniej wysokiego mężczyznę w sali audiencyjnej. Anioł stanął po prawej stronie Nimry, gdy zajmowała się wieloma ważnymi petycjami, więc nie było wątpliwości, że był jednym z jej kręgu. Dzisiaj trochę później, Noel zamierzał dowiedzieć się o nim wszystkiego, czego tylko zdoła. Było jeszcze ciemno, gdy wyszedł spod prysznica, ale wiedział, że nie ma najmniejszego sensu próbować ponownie usnąć - przecież jako wampir mógł obejść się bez snu przez dłuższy czas. Jakaś jego część, nawet nie wiedział dlaczego, próbowała jakoś odnaleźć się w takim odpoczynku. Ale nawet w nocy, kiedy nie słyszał krzyków, słyszał śmiech. Nimra wyszła do ogrodu następnego ranka, by stwierdzić, że Noel był tu prawdopodobnie od bladego świtu. Siedział na ławce z kutego żelaza pod gałęziami starego cyprysu, oczy miał utkwione w czystych wodach strumienia, który wił się przez jej ziemie zanim dołączał do szerszego dopływu, który znów prowadził do zalewiska. Był tak nieruchomy, że wydawał się jakby wyrzeźbiony z tego samego kamienia, co objęte jedwabnym mchem skały, które broniły wodnych dróg. Ruszyła cicho z zamiarem obrania ścieżki, która wiodła z dala od niego, bo rozumiała wartość ciszy, ale w tej chwili podniósł głowę. Nawet przy tak dużej odległości między nimi, została złapana przez zimowy błękit jego oczu – oczu, które znała i które zostały zniszczone podczas ataku na Azyl, jego twarz była pobita z taką złośliwością, że został rozpoznany tylko z powodu pierścienia, który nadal tkwił na jego roztrzaskanym palcu. Gniew, zimny i niebezpieczny, popłynął w jej żyłach, ale utrzymała swój ton jako łagodny. - Bonjour 2 , Noel. - Jej skrzydła otarły się o wijące się białe i różowe kwiaty dzikich krzewów azalii znajdujących się po obu jej stronach, a rosa obsypała w powitalnej pieszczocie jej pióra. 1 Kapryfolium - wiciokrzew 2 Bonjour (fr.) – Dzień dobry

Podniósł się, wielki mężczyzna, który poruszał się z drapieżną gracją. - Wcześnie wstajesz, Lady Nimra. A ty, pomyślała Nimra, wcale nie spałeś. - Chodź ze mną. - Polecenie? Zdecydowanie wilk. - Prośba. Zrównał się z nią krokiem i szli w milczeniu obok rzędów kwiatów kiwających się sennie w mglistym wczesnym świetle poranka, ich płatki poszukiwały czerwono-pomarańczowych promieni wschodzącego słońca. To był jej zwyczaj, aby rozkładać swoje skrzydła, kiedy spacerowała w ten sposób na zewnątrz, ale dzisiaj trzymała je złożone, zachowując niewielką odległość między nią a tym wampirem, który był tak bardzo spięty, nie mogła pomóc, ale zastanawiała się, co leży ukryte pod jego powierzchnią. Płaczliwe miauczenie sprawiło, że pochyliła się i zajrzała pod żywopłot. - Tu jesteś, Mimoza. - Wyciągnęła kota w podeszłym wieku spod ciemnej ocienionej zielonej rośliny porośniętej miejscami malutkimi żółtymi kwiatami. - Co tu robisz tak rozbudzona i tak bardzo wcześnie? - Szara kotka, jej futro było nakrapiane bielą, otarła się o brodę Nimry zanim usadowiła się w ramionach na następną drzemkę. Była świadoma, że Noel spogląda na nią, gdy głaskała dłonią futro Mimozy, ale nic nie powiedziała. Jak ranne zwierzę, nie reagował dobrze na presję. Musiał sam przyjść do niej - jeśli kiedykolwiek to zrobi - w swoim czasie, w swoim własnym tempie. - Te uszka zakończone jakby malutkimi pędzelkami - powiedział w końcu, patrząc na komiczne kłębki, które sterczały ze zgrabnej główki Mimozy. - To dlatego nazywasz ją Mimozą. To, że się domyślił, przywołało uśmiech na jej twarz. - Tak - i dlatego, że pierwszy raz, gdy ją zobaczyłam, stała niedaleko rośliny mimozy, dotykając swoją łapką jej liści, a następnie odskakując, ponieważ się zamykały3 . - Przy okazji, dała sobie radę z dostaniem kilka puszystych mleczy – podobnych do kwiatów jak na jej głowie, maleńkiej korony. - Ile masz zwierzątek? Pogłaskała grzbiet Mimozy i poczuła, jak stara kotka mruczy pod swoimi żebrami. 3 Wyjaśniam, jeśli ktoś nie wie, o co chodzi – mimoza jest rośliną czułą na dotyk, jeśli go poczuje na swoich liściach, to je składa. ( kotek miał niezłą zabawę ☺)

- Teraz tylko Mimozę. Tęskni za Królową, choć Królowa zamęczała ją swoimi wybrykami, była taka młoda. Noel nie był przyzwyczajony, by widzieć anioły działające w taki ludzki sposób. Jednak Nimra, z tą wiekową kotką w ramionach, wydawała mu się bardzo ludzka. - Czy chcesz żebym ją wziął? - Nie. Mimoza waży znacznie mniej, niż powinna, to tylko jej futro sprawia, że wygląda na ciężką. - Jej twarz była uroczysta w wyciszonej tajemnicy świtu. - Żałoba sprawiła, że nie chce jeść, a żyje już od tak wielu lat... To był instynkt, aby wyciągnąć dłoń i zacząć pocierać palcem wzdłuż górnej części głowy kotki. - Była z tobą przez długi czas. - Dwie dekady - powiedziała Nimra. - Nie wiem, skąd pochodzi. Ale kiedy spojrzała w górę, gdy bawiła się z rośliną mimozy, tego dnia postanowiłam, że będę należeć do niej. - Powolny uśmiech, który zaczął podżegać żar wewnątrz niego na ciemniejszą, wyższą temperaturę istnienia. - Nigdy wcześniej nie towarzyszyła mi rano na moim spacerze aż do dzisiaj, choć teraz przecież dokucza jej zimno. Łagodna troska w tych słowach przeczyła wszystkiemu, co słyszał o Nimrze. Była postrachem wampirów i aniołów w całym kraju. Nawet najbardziej agresywni aniołowie trzymali się z dala od terytorium Nimry – podczas gdy wszystkie te pozory, jej moce były niczym w porównaniu do mocy wielu z nich. To sprawiło, że Noel zaczął się zastanawiać, ile dokładnie z tego, co widział przed sobą było prawdą, a ile umiejętnie stosowaną iluzją. Uniosła głowę w tym momencie, a miękkie złoto wschodzącego słońca dotknęło jej twarzy, zapaliło te topazowe oczy, tak jasne i świetliste. - To jest moja ulubiona pora dnia, kiedy wszystko jest jeszcze pełne obietnicy. Wokół niego ogrody zaczęły budzić się do życia, tak jak niebo stanęło w ogniu ze smugami głębokiej pomarańczy i różu tak ciemnego, że prawie bordo, a przed nim stała piękna kobieta ze skrzydłami barwy brązu posypanego klejnotami. Mężczyzna może poddać się takiej chwili... Ale niezwykła siła tego uroku sprawiła, że zrobił krok wstecz, przypomniał sobie o zimnych, twardych faktach, które stały za jego obecnością w tym miejscu. - Czy jest ktoś, kogo podejrzewasz o bycie zdrajcą? Nimra nie protestowała na nagłą zmianę kierunku ich rozmowy. - Nie mogę się zmusić, aby podejrzewać kogokolwiek z moich własnych ludzi o zorganizowanie takiego aktu. - Jej ręka przesunęła się po futrze kotki drzemiącej w jej ramionach, w powolnej i nieskończonej cierpliwości. - To jest gorsze niż nóż w ciemności, wtedy co najmniej miałabym cień szansy, by się skupić. Ale to... Nie podoba mi się to wszystko, Noel.

Coś w tym, jak wypowiedziała jego imię, okręciło się wokół niego, jakby subtelna magia, która zderzyła się z jego zamkniętymi osłonami. Być może była to moc Nimry, zdolność, aby zachęcić ludzi do uwierzenia, w to, co chciała, żeby wierzyli. Myśl ta sprawiła, że jego szczęka zacisnęła się mocno, a każda komórka w jego ciele spięła się w pogotowiu na niebezpieczeństwo, jakie był pewien, czai się za delikatnymi rysami tej przepięknej twarzy. Jakby słysząc jego myśli, potrząsnęła głową. - Taka nieufność. - To był szmer. - Taka starość w twoich oczach, jakbyś żył daleko dłużej niż wieki, o których wiem, że przeżyłeś. Noel nic nie odpowiedział. Miękkie hebanowe loki błyszczały najgłębszym niebieskim w słońcu o świcie, gdy nadal pieściła Mimozę. - Oficjalnie przedstawię cię moim ludziom tego… - Wolałbym poznać ich na własną rękę. Jedna z jej brwi uniosła się, gdy jej przerwał, pierwsza aluzja jej prawdziwej arogancji, jaką do tej pory widział. To było dziwnie pocieszające. Anioły w wieku i o sile Nimry były przyzwyczajone do wykorzystywania władzy, do kontrolowania innych. Byłby bardziej podejrzliwy, gdyby przerwał i sprzeciwił się wobec jej życzenia, a ona okazałaby jedynie niewzruszony spokój, który pokazywała do tej pory. - Dlaczego? – Żądanie odpowiedzi nieśmiertelnej, która była w posiadaniu terytorium i trzymała je w żelaznym uścisku. Ale Noel odnalazł ponownie swoją drogę po wielu miesiącach nieprzeniknionej ciemności i nie pozwoliłoby nikomu zepchnąć się z obranego kursu. - Jeśli jest tu zdrajca, to nie ma sensu, byś zrażała do siebie cały swój dwór - przypomniał jej. – Co stanie się bardzo szybko, jeśli teraz postawisz sobie za główny cel przedstawienie swojej nowej… Rozrywki im wszystkim. Nadal obserwowała go oczami pełnymi mocy. Być może inni ludzie daliby się już zastraszyć, ale czy to była iluzja czy prawda, Noel był zafascynowany tym co się kryje pod warstwami anielicy. - Czy twoi ludzie są naprawdę wystarczająco ciemni - powiedział - Aby zaakceptować tę całą historię, gdy uściślisz, że mam dla ciebie wartość? Ręka Nimry znieruchomiała na futrze jej pupilki. - Uważaj, Noel - powiedziała cichym głosem, w którym szumiała rzeczywista siła zawarta w jej małym ciele. - Nie władam tą ziemią, pozwalając komukolwiek chodzić sobie po głowie.

- To - powiedział, utrzymując wzrok w którym znajdowało się burzliwe ostrzeżenie - Nie jest coś, w co bym kiedykolwiek wątpił. - Nigdy nie zapomni, że za jej delikatną budową i kobiecym pięknem kryła się nieśmiertelna, która była uważana za tak okrutną, że powodowała mrożący krew w żyłach terror nawet u tych z własnego rodzaju.

ROZDZIAŁ 3. Pierwszą osobą, jaką spotkał Noel, gdy wszedł do wielkiej sali w frontowej części domu, był wysoki, ciemnooki i ciemnowłosy anioł, który posłał Noelowi aroganckie spojrzenie, jakie aniołowie posiadali dopiero po przekroczeniu pewnego poziomu władzy – ale nadal na krawędzi dobrego smaku. - Christian - powiedział anioł, którego skrzydła były miękkie i białe z kilkoma nitkami ostrej czerni... Takie same skrzydła Noel widział ze swojego okna w sypialni wcześniej tego ranka. Kiwając głową, rzekł: - Noel - i wyciągnął rękę. Christian ją zignorował. - Jesteś nowy na dworze. - Uśmiech był tak ostry jak ząbkowany brzeszczot piły. - Słyszałem, że przybędziesz do nas z Azylu. Noel nie przegapił niewypowiedzianej wiadomości - Christian wiedział, co mu zostało zrobione i anioł wykorzysta tę wiedzę, by wkręcić nóż jeszcze głębiej, kiedy będzie miał na to ochotę. - Tak. - Uśmiechnął się, jakby nie wyłapał ani ostrzeżenia, ani ukrytego zagrożenia. - Dwór Nimry nie jest dokładnie taki, jaki się spodziewałem. - Nie było tu jawnego bogactwa, żadnych oparów strachu. - Nie daj się oszukać - powiedział Christian, jego oczy były tak twarde, jak diamenty, choć z jego twarzy nie znikła arktyczna grzeczność. - Jest powód, dla którego inni obawiają się jej zębów. Noel zakołysał się leniwie na piętach. - Zostałeś ugryziony? Skrzydła anioła rozłożyły się odrobinę, a następnie mocno zamknęły. - Bezczelność będzie jedynie tolerowana tak długo, jak długo będziesz ogrzewał jej łóżko. - W takim razie najlepiej dla mnie, jak będę je grzał przez długi czas. - Noel strzelił mu zarozumiały uśmiech, zastanawiając się, czy mógłby równie dobrze odegrać tę rolę za pomocą rękojeści. - Czy Christian ciężko cię doświadcza? - Pytanie zadała długonoga kobieta ubrana w ciasną czarną spódnicę do kolan i białą koszulę podkreślającą smukłą postać o wdzięcznych kształtach. W połączeniu z tymi nogami i podkreślonymi oczami barwy niemożliwego głębokiego turkusu i muśniętej słońcem złotej skórze, czyniło ją to pięknością. Nie anielica,

ale wampirzyca na tyle stara, by nieśmiertelność wypracowała swoją własną magię na czymś, co z pewnością było widowiskowym płótnem już na początku. Noel pogłębił swój uśmiech w odpowiedzi na jej bałamutne mrugnięcie okiem. - Myślę, że poradzę sobie z Christianem - powiedział, wyciągając rękę po raz kolejny. - Jestem Noel. - Asirani. - Jej palce zacisnęły się na jego własnej ręce. Ale na to zezwolił, nie poczuł jednak nic. Nie czuł niczego od tamtego czasu, gdy został schwytany... Poza tym dziwnym żarem, nieoczekiwanym poczuciem zmieszania, które zostało obudzone śmiechem Nimry. Uwalniając rękę Asirani, patrzył to na wampira to na anioła. - Więc, opowiedzcie mi o tym dworze. Christian zignorował go, a Asirani okręciła jego rękę na swoim ramieniu i poprowadziła go przez całe ogromne centralne pomieszczenie, które prawdopodobnie funkcjonowało jako komnata do audiencji, gdy jest to konieczne, ale było raczej po prostu środkiem dworu. - Jadłeś już? - Grube czarne rzęsy miała trochę opuszczone, jej turkusowe oczy patrzyły wymownie w jego. - Obawiam się, Lady Nimra nie lubi się dzielić - wyszeptał, myśląc o zamkniętych workach krwi, które zostały umieszczone w małej lodówce w jego pokoju. - Dziękuję za ofertę. – Cokolwiek było jej motywem, to było taktowne pytanie. Prawda była taka, że branie krwi od ludzkiego dawcy czy wampira, nie było czymś, co miał skłonność robić po tym, jak doszedł do siebie po ataku. Główny uzdrowiciel w Szpitalu, Keir, był niezwykle dobry w zapewnianiu mu zapasów krwi bez pytania. Może także uprzejmość Nimry ma także związek z wpływem Keir’a. Uzdrowiciel wydawał się posiadać wielki szacunek pośród anielskiego rodzaju – a nawet u samych archaniołów. - Hmm. - Asirani zacisnęła rękę na jego ramieniu, jej palce pogładziły jego biceps. - Stanowisz zaskakujący wybór. - Doprawdy? Roześmiała się gardłowo. - Ach, jesteś mądrzejszy niż na to wyglądasz, nieprawdaż? – Jej oczy tańczyły, zatrzymała się przy oknie i zwróciła swoją twarz w stronę pokoju. – Nimra - powiedziała cicho - Nie wzięła sobie kochanka od wielu lat. Christian zawsze wierzył, że kiedy zdecyduje się złamać swój post, to byłoby to właśnie z nim. Noel spojrzał na anioła, który teraz rozmawiał z starszym ludzkim mężczyzną i zaczął się zastanawiać, dlaczego Nimra nie zaprosiła Christiana do swojego łóżka. Wbrew swojemu wyglądowi, który głosił, że był zadufanym arystokratą, mężczyzna był wyraźnie bardzo inteligentny i poruszał się w sposób, który mówił, że przeszedł szkolenie dotyczące sposobów walki. Żaden z niego bezużyteczny fircyk, ale atut. Tak jak Asirani nie była zatrudnionym zapychaczem.

- Wszyscy tu mieszkacie? - Spytał ją, zaintrygowany tym, że dwór ten wydawał się być złożony tylko z silnych osób. - Niektórzy z nas mają tutaj pokoje, ale Nimra utrzymuje dla siebie skrzydło, które jest jej osobistą własnością. - Prowadząc go do długiego stołu zastawionego jedzeniem od strony pomieszczenia, uwolniła jego ramię, by wziąć dorodne winogrono z asortymentu owoców i rozgryzła je ustami. Choć wampiry nie mogły pożywić się tak, jak tego potrzebowali ze zwykłej żywności, mogli trawić i docenić smak - mruczenie Asirani z przyjemności wyjaśniało, że cieszyła się wykorzystując każde ze swoich zmysłów. Noel nie miał żadnego interesu w takiej zmysłowości, ale poruszył się, by podnieść kilka jagód, tak aby się nie wyróżniać, kiedy włosy stanęły mu z tyłu szyi. Nie ze strachu, ale w instynktownej, pierwotnej świadomości. Nie był co najmniej zaskoczony, gdy odwrócił się i odkrył, że to Nimra weszła do pokoju. Pozostali zniknęli z jego świadomości, jego oczy utkwiły w niej z mocą i intensywnością z jaką ona sama się w niego wpatrywała. - Przepraszam - mruknął do Asirani i przeszedł po błyszczącej drewnianej podłodze, zatrzymując się przed anielicą, która okazywała się być nieodpartą zagadką. - Moja pani. Jej spojrzenie było nieprzeniknione. - Widzę, że poznałeś Asirani. - I Christiana. Nieznaczne zacisnęła swoje usta. - Nie sądzę, żebyś spotkał Fena. Chodź. Poprowadziła go w stronę starszego ludzkiego mężczyzny, którego Noel wcześniej widział z Christianem. Siedział w otoczeniu dokumentów przy biurku w nasłonecznionym rogu pokoju. Gdy zbliżali się do niego, stało się jasne, że mężczyzna był nawet starszy, niż Noelowi się wydawało, gdy zobaczył go po raz pierwszy. Jego orzechowa skóra pokryta była licznymi zmarszczkami. Jednak jego oczy były jak ciemne kamyczki, błyszczące życiem, a jego usta ruchliwe. Uniósł je w uśmiechu, gdy Nimra zbliżyła się do niego, a Noel zrozumiał, że wzrok człowieka nie był zbyt dobry, pomimo jasności migającej w jego spojrzeniu. Nimra położyła swoją rękę na jego ramieniu, kiedy zaczął zmagać się z powstaniem na nogi. - Ile razy mam ci to mówić, Fen? Zasłużyłeś sobie prawo do siedzenia w mojej obecności. – Posłała mu uśmiech tak żywy, że ciął serce Noela. - W rzeczywistości, zasłużyłeś sobie na prawo do tańczenia nago w mojej obecności, jeśli będziesz sobie tego życzył. Starzec roześmiał się, a jego głos zachrypnięty z wiekiem. - To byłby widok, prawda, moja pani? – Ściskając jej rękę, spojrzał w górę na Noela. - Czy pozwolisz w końcu jakiemuś mężczyźnie zrobić z siebie uczciwą kobietę?

Pochylając się, Nimra pocałowała Fena w oba policzki, jej skrzydła musnęły przypadkowo Noela. - Wiesz, że jesteś moją jedyną miłością. Śmiech Fena wydobył się z głębokiego uśmiechu, jego palce poklepały Nimrę po policzku zanim położył je ponownie na biurku. - Jestem rzeczywiście pobłogosławionym człowiekiem. Noel mógł niemal poczuć historię, biegnącą między tą dwójką, ale bez względu na ich słowa, nie było czegoś takiego jak miłość, w żadnym z tego bogactwa wspomnień, które ich łączyły. Była zamiast tego relacja w rodzaju ojciec-córka, pomimo faktu, że Nimra pozostała nieśmiertelnie młoda, a bieg czasu dopadł Fena. Prostując się do swojej pełnej wysokości, Nimra powiedziała: - To jest Noel – zanim ponownie zwróciła swoją uwagę na Fena. - Jest moim gościem. - Czy tak to teraz nazywają? - Migocące oczy przesunęły się na Noela, by obejrzeć go dokładnie. - Nie jest tak ładny jak Christian. - Jakimś cudem - mruknął Noel - Myślę, że to przeboleję. Riposta spowodowała, że Fen zaczął się śmiać w ten łamiący się sposób starego człowieka. - Lubię go, Nimra. Powinnaś go zatrzymać. - Zobaczymy - powiedziała Nimra, a jej głos gryzł cierpkością. - Ponieważ oboje wiemy, że ludzie nie zawsze są tacy, jakimi wydają się być. Coś niewidzialnego było przekazywane między aniołem i wiekowym człowiekiem w tym momencie, Fen podniósł rękę Nimry do swoich ust i wycisnął pocałunek na jej grzbiecie. - Czasami są czymś więcej. - Fen podniósł oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się jakby przez Noela, który miał wrażenie, że te słowa były przeznaczone dla niego, a nie dla anielicy, której rękę Fen nadal trzymał. Następnie Asirani podeszła stukając na niebotycznie wysokich obcasach i moment został przerwany. - Moja pani - wampirzyca powiedziała do Nimry. - Augustus jest tu i domaga się, by z tobą rozmawiać. Wyraz twarzy Nimry zrobił się mroczny. - On zaczyna wypróbowywać moją cierpliwość. - Składając swoje skrzydła mocno koło kręgosłupa, skinęła głową na pożegnanie Fenowi i ruszyła bez słowa koło Noela, Asirani szła obok niej. Fen trącił Noela laską, której ten nie widział, aż do tej chwili.

- Być może to nie jest całkiem to, czego oczekiwałeś, co? Noel uniósł brew. - Jeśli masz na myśli arogancję, to jestem dobrze w tym zorientowany. Pracowałem z Siódemką Raphaela. - Wampiry i anioły w służbie archanioła byli, sami w sobie, potężnymi nieśmiertelnymi. Dmitri, przywódca Siódemki, był silniejszy od wielu aniołów, mógł wziąć dla siebie własne terytorium i rządzić nim, jeżeli miałby takie życzenie. - Ale - Fen nalegał, a jego usta były wykrzywione w sprytnym uśmiechu – Spodziewałeś się jej w kobiecie? W kochance? - Ślepota nigdy nie była jednym z moich błędów. - Gorzka ironia jego słów sprawiła, że zaczął się śmiać wewnątrz siebie. Po ataku, nawet nie miał oczu, w tych dniach, kiedy jego ciało regenerowało się. - To nie twoja sprawa, ale tak czy inaczej, wygląda mi na to, że wolisz nazywać rzeczy po imieniu. – Zobaczył jak wzrok starego człowieka stał się matowy, kiedy zbliżyła się Asirani. - Także bystry. - Fen machnął w kierunku krzesła naprzeciwko swojego własnego. Siadając ma nim, Noel położył łokieć na błyszczącym biurku z drewna wiśniowego i spojrzał na rozległy obszar głównej sali. Christian był głęboko pogrążony w rozmowie z inną kobietą, wyprofilowaną pięknością z długimi, prostymi włosami do pasa i o najbardziej naiwnej twarzy, jaką Noel kiedykolwiek widział. - Kto to jest? - Zapytał, bo już domyślił się, jaka jest rola Fena na dworze Nimry. Wyraz twarzy starego człowieka zmiękł ukazując czułość. - Moja córka, Amariyah. - Uśmiechając się do niej, gdy odwróciła się pomachać do niego i westchnął. - Została Stworzona w wieku dwudziestu siedmiu lat. Robi mi się lekko na sercu, gdy wiem, że będzie żyła na długo po moim odejściu. Wampiryzm zmieniał ludzi w prawie-nieśmiertelnych, ale ich życie nie było aż tak łatwe, zwłaszcza pierwsze sto lat po Stworzeniu, gdy wampir był w służbie u anioła. Stuletni Kontrakt był ceną, jaką aniołowie żądali za dar bycia w stanie żyć dłużej niż rozpiętość śmiertelnego życia. - Ile Kontraktu jej jeszcze pozostało? - Nic - powiedział Fen ku zaskoczeniu Noela. - Jeśli nie spłodziłeś jej zanim się urodziłeś - powiedział Noel, kontynuując patrzenie na Amariyah i Christiana – To raczej niemożliwe. - Nawet ja nie jestem taki skuteczny. - Flegmatyczny śmiech. - Byłem w służbie u Nimry odkąd skończyłem dwadzieścia lat. Amariyah urodziła się rok później. Minęło już sześćdziesiąt pięć lat, odkąd służę mojej pani - Kontrakt został tak napisany, by wziąć te lata pod uwagę. Noel nigdy nie słyszał o takim ustępstwie. Ta anielica, która rządziła Nowym Orleanem i jego otoczeniem, to co zrobiła, to wiele mówiło o tym, ile znaczy dla niej Fen i ile warta jest

jej własna lojalność. To nie była cecha, jaką spodziewał się znaleźć w anielicy znanej wszędzie z surowości jej kar. - Twoja córka jest piękna - powiedział, ale jego umysł był przy innej kobiecie, tej ze skrzydłami, które rozpostarła, tak ciepłe i ciężkie, obok niego krótką chwilę wcześniej. Fen westchnął. - Tak, zbyt piękna. I o zbyt słodkiej duszy. Nie pozwoliłbym jej zostać Stworzoną, jeśli Nimra nie obiecałaby dbać o nią. Amariyah przerwała swoją konwersację, by w tej chwili skierować się w ich stronę. - Papo - powiedziała i, w przeciwieństwie do echa innego kontynentu w aromatyzowanej mowie ojca, zalewisko nadało jej ciemny i ospały akcent w jej głosie - Nie zjadłeś dziś śniadania. Czy myślisz, że możesz oszukać swoją Amariyah? - Ach, dziewczyno. Zawstydziłaś mnie przed moim nowym przyjacielem. Amariyah wyciągnęła rękę. - Dzień dobry, Noel. Jesteś aktualnie tematem numer jeden wszystkich rozmów na dworze. Potrząsając tę rękę z barwą skóry kilka tonów jaśniejszą niż jej ojca, Noel posłał jej to, co miał nadzieję było miłym uśmiechem. - Mówią same dobre rzeczy, jestem pewien. Córka Fena potrząsnęła głową, a dołeczki w orzechowych policzkach sprawiały, że wydawała się jeszcze bardziej niewinna. - Obawiam się, że nie. Christian, jakby moja babcia już powiedziała, stara się „wyeliminować cię z gry”. Przepraszam na chwilę. - Pobiegła do kredensu, napełniła talerz i wróciła do nich. - Będziesz jeść, papo, albo powiem pani Nimrze. Fen narzekał, ale Noel widział, że był zadowolony z jej uwagi. Wstając, machnął ręką w kierunku swojego miejsca. - Myślę, że twój ojciec wolałby twoje towarzystwo od mojego. Amariyah ponownie ukazała swoje dołeczki. - Dziękuję, Noel. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował na dworze, daj mi znać. - Odchodząc z nim kilka kroków dalej, uśmiechnęła się ponownie i tym razem nie było w tym uśmiechu nic naiwnego. - Mój ojciec lubi uważać mnie za niewinną – szepnęła niskim głosem. - A więc jestem taka dla niego. Ale tak naprawdę jestem kobietą, która już dorosła. - Po tej niezbyt subtelnej informacji oddaliła się. Marszcząc brwi, Noel skierował się do wyjścia z sali audiencyjnej, mijając młodą pokojówkę przechadzającą się z dzbankiem świeżej kawy. Potem znowu... Odwracając się, poszedł z powrotem, by zabrać filiżankę z małego stolika.

- Czy mogę prosić o filiżankę kawy? - Zapytał, starając się, aby jego głos był łagodny. Jej policzki zabarwiły się całkowicie na czerwono, ale nalała mu płyn pewnymi rękami. - Dziękuję. Kiwnęła głową, spuściła ją i ruszyła do głównego stołu, kładąc dzbanek na blacie. Nikt nie poświęcił jej ani krztyny uwagi, i - ich potencjalny współudziałowiec w próbie zabójstwa mógł być poza podejrzeniami - to sprawiło, że Noel zaczął się zastanawiać, jak wiele słudzy usłyszeli i ile z tego zapamiętali. Nimra spojrzała na Augustusa przez całą długość małej formalnej biblioteki, gdzie zajmowała się swoimi codziennymi sprawami. - Wiesz, że nie zmienię zdania – powiedziała. - A mimo to nalegasz. Wielki mężczyzna, jego skóra lśniła ciemnym mahoniem, poruszył skrzydłami koloru głębokiej rdzy podszytej bielą, ręce miał założone na swojej masywnej klatce piersiowej. - Jesteś kobietą, Nimra - zagrzmiał. - To nienaturalne, nie powinnaś być sama. Inne anioły płci żeńskiej powinny zrobić coś paskudnego Augustusowi, w tej chwili. Ich społeczeństwo nie było takim, w którym tylko mężczyźni byli u władzy. Najsilniejszą z archaniołów była Lijuan, a ona na pewno była kobietą. Albo i nie była. Nikt nie wiedział, czym się stała od czasu swojej „ewolucji”. To był krzyż Nimry, by znosić Augustusa, który był przyjacielem z dzieciństwa, mniej niż dwie dekady starszym od niej. To nic nie znaczyło w tym systemie rzeczy, biorąc pod uwagę długość anielskiego życia. - Tylko dzięki naszej przyjaźni - powiedziała do Augustusa – Pozwoliłam ci to tak długo ciągnąć. Mężczyzna, ten idiota, posłał jej ogromny uśmiech, który zawsze sprawiał, że czuła się tak, jakby pojawiło się słońce. - Traktowałbym cię jak królową. - Opuścił ręce i złożył swoje skrzydła, przeszedł przez pokój w jej kierunku. - Wiesz, że nie jestem Eitrielem. Jej serce zapulsowało jak twardy węzeł bólu na dźwięk tego imienia. Po tylu latach siniaki ponownie powróciły. Już nie tęskniła za Eitrielem, ale brakowało jej tego, co jej skradł i nienawidziła blizn, które po sobie zostawił. - Tak czy inaczej - powiedziała, odsuwając się zręcznie na bok, kiedy Augustus chciał wziąć ją w ramiona – Mam prawo decydować o sobie. Nie chcę wiązać swojego życia z mężczyzną raz jeszcze.

- W takim razie czym ja jestem? – Dobiegł ich szorstki męski głos od strony drzwi. - Dywersją bez znaczenia?