a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony864 451
  • Obserwuję553
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań676 002

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 25 - Buntownicy

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :511.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 25 - Buntownicy.pdf

a_tom CYKLE Bente Pedersen - cykl Raija ze śnieżnej krainy (tom 1-40)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 137 stron)

BENTE PEDERSEN BUNTOWNICY

1 - Są pewne sprawy, o których się nie mówi - rzekł Jewgienij z powagą. Ciemnymi oczami spojrzał na Olega i na jego drobną, wesołą i pogodną żonę, Antonię. Byli najbliższymi przyjaciółmi Jewgienija. Zostali też najbliższymi przyjaciółmi Raiji. O Jewgieniju wiedzieli prawie wszystko, a o Raiji więcej niż ona sama. Wiedzieli też o Jumali. Oboje zgadzali się z Jewgienijem. - To prawda, ale nie mogę obiecać, że tak po prostu zapomnę - odezwała się Antonia. Ciemne loki podskakiwały, kiedy potrząsała głową. Na twarzy zazwyczaj beztroskiej Toni wyjątkowo malowała się powaga, w oczach pojawił się smutek. Z myślami o bogini Jumali zawsze powracało cierpienie, ta niezwykła historia niosła z sobą ból. - Ale postaramy się o tym nie wspominać - dokończył Oleg. Druh Jewgienija z okresu przewozów frachtowych na Morzu Białym i na rzece Dwinie oraz ku wybrzeżom północnej Norwegii błyskawicznie przeszedł do istoty sprawy. - Masz rację, Jewgienij, są rzeczy, o których się nie mówi. Czasami zastanawiam się, czy to, co widziała Raija, wydarzyło się naprawdę, i wraz z upływem czasu nabieram do tego dystansu. Czasami zdaje mi się nawet, że to był tylko sen... Jewgienij ze smutkiem pokiwał głową. Wszyscy troje wiedzieli przecież, że było inaczej. Przeżyli to naprawdę. - Chciałbym, żeby Raija o tym zapomniała - rzekł Jewgienij. W jego głosie brzmiała troska. Ubóstwiał Raiję, kochał ją z siłą, która nawet jego samego przerażała. Być może nie powinien był dopuścić, by Raija znaczyła dla niego tak wiele. Ale tak się ułożyło jego życie. Została jego żoną, stała się całym jego światem. - Chciałbym, żeby cień Jumali zniknął z mego życia - rzekł stanowczo. - A ja myślę, że Jumala nas przeżyje - zauważyła Antonia. Słowa jakby wymknęły się z jej ust, niczym myśl, nad którą nie zdążyła się dobrze zastanowić. Wyglądało na to, że Jewgienijowi nie spodobały się jej przypuszczenia. Być może obawiał się, że mogą okazać się słuszne. Jednak nic nie powiedział. Wróciła Raija. Stąpała na palcach. W jej oczach pojawił się wyraz ulgi. Cicho zamknęła za sobą drzwi. Musiała zajrzeć do dzieci, ponieważ Michaił się obudził i domagał się późnej kolacji. Olga na

szczęście przespała jego nocny koncert. - Misza jest mężczyzną, który wie, czego chce - uśmiechnął się Oleg. Cieszył się, że mogą zostawić temat Jumali. Zawsze czuł się nieswojo, kiedy rozmowa toczyła się wokół owej pogańskiej bogini. Nie potrafił określić, co czuje. Nie bardzo wiedział, w co wierzyć. W głowie miał gmatwaninę wspomnień o zdarzeniach sprzed roku. Antonia uczestniczyła w nich niemal przez cały czas, on zaś przyjechał pod sam koniec. I nie dopuszczał do siebie tego, co się stało, tak długo jak potrafił, dopóki nie zagłuszył głosu rozsądku i ślepo nie zaakceptował faktów. Nabrał już dystansu do niesamowitych przeżyć, które stały się udziałem Raiji. Wydawało się, że ta kobieta przyciąga ku sobie wszystko, co niezwykłe. Być może nie należało tworzyć jej nowego życia. Olegowi często zdarzało się żałować, że obiecał Jewgienijowi milczenie na temat przeszłości jego żony. Odnosił wrażenie, jakby także kłamał. Ale teraz jest za późno, by się wycofać. Od czasu, kiedy urodziło się dziecko, przeznaczeniem Raiji jest Rosja. Oleg zastanawiał się, czy Jewgienij to sobie zaplanował. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Siedzieli w domu Olega i Toni w Archangielsku. Był lipiec roku 1736. Jeszcze raz Jewgienij i Raija przywieźli cały inwentarz z domu nad Dwiną. Raija ponownie miała zamieszkać w mieście. Ponownie jej uszy miały wypełnić odgłosy kroków na moście, rżenie koni i śmiech chłopców stajennych Toni. Stąd roztaczał się widok na port i statki ze świata oddalonego o wiele mil od północnej Rosji, ze świata, w którym rozmawiano po niemiecku. - Może jednak nie pojadę - powiedziała Antonia chyba po raz dziesiąty tego wieczoru. Spojrzała na męża. Szukała w jego oczach choćby najmniejszego znaku, że się z nią zgadza, ale nie znalazła nawet cienia poparcia. Jewgienij zaśmiał się cicho: - Po raz pierwszy napotykam takie trudności, by namówić kobietę do wspólnej podróży! - Kiedyś musi być ten pierwszy raz - zauważyła Raija wesoło i potargała go po włosach. Jewgienij spojrzał na nią czule. - Potrzebujemy koni czy nie? - spytał Oleg na wpół zrezygnowany. Wzruszył się tym, że jego niezależna żona nie chce bez niego wyjeżdżać. Nie musiał szukać zbyt daleko w pamięci, żeby odnaleźć czasy, kiedy Antonia na jedno skinienie wyfrunęłaby z domu niczym wędrowny ptak jesienią. Tonią ruchem głowy wskazała na pierś Olega i chwyciła brzeg jego kurtki.

- Powinnam przyszyć ten guzik - mruknęła. - Czy myślisz poważnie o prowadzeniu własnej hodowli? - dopytywał się dalej Oleg, nie dając żonie szans na wynajdywanie kolejnych wymówek. - Wiem, że muszę jechać - przyznała z ciężkim sercem. Westchnęła równie zrezygnowana jak przed chwilą Oleg. Po chwili jednak roześmiała się cicho. Jej twarz wydała się teraz bardzo ładna, pełna ciepła. Antonia śmiała się z siebie. Śmiała się tak zaraźliwie, że wszyscy wokół także musieli się uśmiechnąć. Nikt nie potrafił tak rozładować atmosfery jak Antonia. - Nie myślcie tylko, że podoba mi się ten pomysł - dodała szybko, kiedy zauważyła, że odetchnęli z ulgą Jej twarz nie całkiem spoważniała. Tonią nigdy nie będzie wyglądała jak prawdziwa zrzęda, nawet jako stara babuszka będzie przypominała niesforną dziewczynę, na zawsze zachowując w sobie dziecięcy niepokój. - Wcale mi się to nie podoba. Niestety Oleg ledwie zauważa różnicę między pyskiem a zadem konia i nie mogę go wysłać w tę podróż. Wiem, że sama muszę wybrać odpowiednie okazy. Mnie przynajmniej nikt nie będzie usiłował oszukać. Dawno już przestali próbować! Kiedy Tonią po śmierci ojca, który zostawił jej w spadku stadninę, zaczynała zajmować się hodowlą, nieraz starano się wywieść ją w pole. Wyglądała jak niewinny kwiat i gruboskórni mężczyźni dali się zmylić temu wizerunkowi. To właśnie wtedy Tonią wyrobiła sobie pogląd, że mężczyzn można łatwo oszukać, ponieważ bardziej wierzą oczom niż uszom. Młodziutka Tonią udowodniła im, że zna się na koniach prawie tak samo dobrze jak oni. Udowodniła im, że doskonale wie, co decyduje o wartości konia, którego zamierza kupić. Żaden z handlarzy nie przeprosił za nieuczciwość. Ale zapamiętali ją i więcej nie próbowali oszukiwać. Ani jeden z nich. Wszyscy wiedzieli, kim jest Tonią. Była jedyną kobietą, z którą hodowcy koni mieli do czynienia. Uznali ją za swoją, ponieważ śmiała się równie głośno, umiała opowiadać pikantne historie, śpiewała smutne pieśni fałszywym głosem. Potrafiła dorównać im w piciu, nie spadając pod stół. I znała się na koniach. Kochała zwierzęta równie mocno jak niektórych ludzi, darzyła je szacunkiem, dobrze się z nimi obchodziła. Żadnemu z hodowców na północy Rosji nie przyszłoby do głowy, żeby starać się przechytrzyć Antonię. A ponieważ była kobietą, każdy z mężczyzn bez wahania stanąłby w jej obronie. Jednak nigdy by się do tego nie przyznali. Zresztą Tonią, silna i niezależna, nie potrzebowała ich pomocy. Antonia zdawała sobie sprawę, że gdyby sama nie przyjechała po konie, potraktowaliby

to jak zdradę. Naturalnie wybaczyli jej to w zeszłym roku, kiedy dowiedzieli się, że urodziła dziecko. Wiedziała, iż pomyśleli, że już przestanie zajmować się końmi, że podzieli los większości innych kobiet. Chciała udowodnić, że pozostała sobą, choć trudno będzie znieść tak długą rozłąkę z córeczką. - Oleg zna się na statkach, Toniu - przekonywał Jewgienij. - Ty i ja jesteśmy znawcami koni. Pozwólmy, by Oleg i Raija pilnowali spraw tu na miejsca Raija zajmie się Olgą jak księżniczką. A my będziemy mogli się upijać każdego wieczoru i płakać na ramieniu drugiego... Tonią zwykła podróżować w towarzystwie jednego ze stajennych, ale tak bywało, zanim poznała Olega, w czasach kiedy nie przywiązywała szczególnej wagi do tego, z kim dzieli siennik. Kiedy lubiła wtulić się w silne ramiona stajennego. To było inne życie. Nie żałowała, że minęło. Teraz wydawało się takie obce, jakby cudze. Nie chciała stwarzać powodów do nieporozumień, tym bardziej że Jewgienij sam ofiarował się jej towarzyszyć. Znał się na koniach, ludzie słyszeli o nim dużo, powtarzali historie o jednorękim kapitanie. Jego obecność da jej poczucie bezpieczeństwa. Jewgienij twierdził, że potrafi dobijać targu, choć może nie akurat w handlu końmi. Poza tym był przyjacielem. Nie będzie zatem tracił czasu na próby wtargnięcia jej pod spódnicę. Jemu także odpowiadało, że Tonią nie oczekuje od niego umizgów. Ufali sobie wzajemnie. Mieli wyruszyć nazajutrz. Raija i Jewgienij dzielili wąską kuchenną ławę. Czuli, że w pomieszczeniu jest chłodno, choć Tonią i Oleg palili nawet o tej porze roku. W domach, gdzie okna wychodziły na północny zachód, zrobiło się zimno. W nocy ucieknie jeszcze więcej ciepła. - Nie pozwól się Antonii w nic wplątać! - szepnęła Raija. Jewgienij poczuł ciepły oddech żony na swym szorstkim policzku. Objął ją i powoli gładził jej ramię. - Tonią jest dorosła - roześmiał się cicho. - Może raczej to ją powinnaś poprosić, żeby mnie pilnowała, bym się w coś nie wplątał? - Jesteś okropny, Jewgieniju Dymitrowiczu! - odparła, choć wcale tak nie myślała.

Najbardziej ceniła w nim właśnie ową chłopięcość, za to go kochała i dlatego chciała się z nim zestarzeć. - Tonią mówiła, że tam, dokąd jedziecie, będą sami mężczyźni. Wydaje mi się zatem, że nie mam się specjalnie czego obawiać? - Hm... - Jewgienij na pozór obojętnie wzruszył ramionami. - Tonią zapomniała ci chyba wspomnieć o dziewczynach lekkich obyczajów, które podążają w ślad za handlarzami końmi, a które przybywają z Kozakami z południa znad Donu... znad Dniepru... Raija roześmiała się tuż przy jego szyi. - Starasz się wzbudzić we mnie zazdrość, mój drogi? - W półmroku nie widziała wyraźnie twarzy męża, ale domyśliła się, że zgadła. - Ufam ci - powiedziała po prostu. - Nie muszę nikogo prosić, żeby cię pilnował. Wiem, że jesteś rozsądny, i wiem, że mnie kochasz. Więcej mi nie trzeba. Nie muszę posiąść na własność każdej przeżywanej przez ciebie chwili, mój najdroższy. Dopóki wiem, że wrócisz, potrafię oddychać, nawet jeśli przez jakiś czas będę sama. Po prostu nie jestem zazdrosna. - Zamilkła, zanim zaczęła mówić dalej. - I nie wyrażaj się źle o tych kobietach. Cóż możemy wiedzieć o powodach, które nimi kierują... Jewgienij milczał. Mocniej uścisnął Raiję. To pewne, że na nią nie zasłużył. Być może i świat nie zasłużył na kogoś takiego jak ona. Łatwo jest osądzać. Jemu także. Większości osób, które znał, przychodziło to bez trudu. Tak łatwo jest krytykować i pogardzać... Przez moment ujrzał przed sobą te kobiety, o których rozmawiali. Większość z nich życie ciężko doświadczyło. W mroku trudno jest dostrzec linie pozostawione przez troski, lecz dzień je odsłaniał. Jewgienij również trzymał kilka z tych dziewcząt w ramionach, kiedy miał jeszcze obie ręce. Kiedy uciekał od uczuć w wiecznym poszukiwaniu namiastki tego, czego nie mógł dostać. Raija nie powinna o tym wiedzieć. - Jesteś najpiękniejszą istotą na ziemi - szepnął przy jej czole. - Najpiękniejszą z kobiet - dodał. - Michaił zajmuje w moim sercu równie ważne miejsce, ale to zupełnie co innego. - Roześmiał się cicho. - Marzną mi stopy. Zaraz tak jak Antonia zacznę szukać usprawiedliwienia, żeby zostać w domu... Raija pocałowała go. Pocałowała wargi, które potrafiły być tak surowe, a które teraz poddały się jej woli. Pocałowała jego chude policzki, które z każdym upływającym rokiem wydawały się coraz bardziej zapadnięte, co jednak wcale go nie postarzało. W każdym razie nie w jej oczach. Zresztą wszystko, na co się patrzy z miłością, staje się piękne. - Dobrze ci zrobi, jeśli na trochę wyjedziesz - rzekła z mądrością w oczach. Jewgienij zastanowił się przez chwilę, co będzie tego dnia, kiedy wszystko, co tłumione,

skrywane i zapomniane, wyłoni się z cienia. Odsunął jednak od siebie tę myśl. Całkiem dobrze już mu się to udawało, żył z tym przecież na co dzień. Jakoś sobie radził. Jednocześnie potrafił być szczęśliwy. Potrafił kochać. - Zawsze podróżowałeś - mówiła dalej Raija. - O wiele trudniej musisz znosić siedzenie w domu, niż to przyznajesz. Rzeczywiście tęsknił za wiatrem we włosach. Nie mówił jej o tym, lecz często za tym tęsknił. Za wiatrem we włosach, pokładem niespokojnym pod stopami, morzem dookoła. Morzem i niebem. Człowiek czuje się wtedy taki mały, a jednocześnie taki potężny. Żeglowali i żyli pośrodku żywiołu, który nie został stworzony dla ludzi. Opanowali i morze, i wiatr. Brakowało mu tego życia. - Wybrałem dom - rzekł tylko. Nie potrafił wytłumaczyć Raiji swej tęsknoty. Mógł nazwać słowami wszystkie inne pragnienia, ale nie to; owej tęsknoty kobiety nie znają. Trudno byłoby oczekiwać, że zrozumie. Nawet Raija. - Kiedy się pojawiłaś, rozpocząłem nowe życie, Raiju. Byłoby niewdzięcznością tęsknić za czymś innym, skoro mam ciebie i chłopca. Nie protestowała. Ale wiedziała, że tęsknił również za życiem, które zostawił, które, jak twierdził, zakończył. Wiedziony poczuciem taktu starał się, by się o tym nie dowiedziała, ale przecież nie była dzieckiem. Widziała. Wiedziała. Jewgienij zasnął w jej ramionach. Raija ułożyła się tak, że jego głowa spoczęła na jej piersi. A kiedy zamknęła oczy, przez moment wydał się jej obcy. Jednak to wrażenie zaraz zniknęło. Kiedy na powrót otworzyła oczy, znów był jej Jewgienijem, jej mężem. Przespał noc, podczas której Raija na moment uchyliła zasłony skrywającej przeszłość. Ranek przywitał chłodem jej nagie stopy. Nie budząc męża, cicho wstała i rozpaliła w pieca Potem znowu wśliznęła się pod skóry. Ogrzała się pod okryciem. Przytuliła się do Jewgienija, przysunęła najbliżej jak mogła. Rozkoszowała się bliskością męża, ciszą i trzaskaniem drewna w piecu. Jewgienij obudził się w jej ramionach.

- Mogłaś się oswobodzić od mego ciężaru - rzekł ciepłym głosem, ziewając. - Nie wyspałaś się. Uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha. Jednocześnie poczuł ukłucie wyrzutów sumienia, ponieważ dla niego zrezygnowała ze snu. - Było mi dobrze - odparła. Jewgienij wiedział, że w Raiji drzemie ogromna potrzeba obdarowywania. Ofiarowania. Bardziej siebie niż przedmiotów. Sam nie posiadał tego daru, ale Raija chętnie rozdawała, jeśli tylko mogła. Jeśli ktoś bardziej niż ona sama potrzebował tego, co miała. Raija nie przyznała się, że nie z jego powodu nie mogła zasnąć. Poza tym chciała popatrzeć na męża ostatniej nocy, zanim wyruszy. Posiąść te cenne minuty, których nawet on nie znał, kiedy spał w jej ramionach jak dziecko. - Musiałam cię zaczarować, żeby nikt inny nie mógł cię obejmować, zanim znowu nie będziesz ze mną - zażartowała. I chociaż Jewgienij uśmiechał się, zakładając wysokie buty do jazdy konnej, w jego głosie brzmiał cień powagi, kiedy powiedział: - Nie zdziwiłoby mnie, gdybyś była w stanie tego dokonać, moja Raiju. Myślę, że już dawno ci się to udało. Już wtedy, kiedy jeszcze nie wiedziałaś, kim jestem... Zamierzał powiedzieć więcej, ale ugryzł się w język, zanim zahaczył o obszary, które zatarły się w jej pamięci. Omal się nie przyznał, że omotała go swą siecią już wtedy, kiedy kochał ją Aleksiej, a on sam traktował jak ukochaną siostrę. Musi bardziej uważać na słowa, zwłaszcza kiedy jest zmęczony. - Nie mam ochoty obejmować innych kobiet - zapewnił. Nie musiał tego robić. Raija wiedziała o tym. Była go pewna. Tak otwarcie starał się ją uszczęśliwić. Kochał ją wielką i niewzruszoną miłością. I chociaż Raija nie pamiętała czasów sprzed małżeństwa z Jewgienijem, miała uczucie, że nie zawsze tak było. Była prawie pewna, że nigdy przedtem nie zaznała takiego spokoju, że owo poczucie bezpieczeństwa pojawiło się w jej życiu wraz z Jewgienijem. Wyruszyli jednym ze statków płynących Dwiną na południe. Raija usłyszała napomnienia Toni dobiegające jeszcze z pokładu. Roześmiała się na poły rozbawiona, na poły zrezygnowana Zdawało się, że Tonią nie wierzy, iż Raija potrafi zajmować się dziećmi. Ona, która... Coś zablokowało tę myśl, nie pozwoliło jej dokończyć, jakby gładka ściana, jak skała

mokra od deszczu. Raija poczuła ucisk w skroniach. Wiedziała, co to oznacza. Myśl zapędziła się za daleko, zamierzała przebić się przez skałę. Na próżno... Raija zdusiła ją. Tłumienie myśli stało się już nawykiem, nauczyła się tego. Za każdym razem czyniła to z mniejszym bólem. Już nawet nie zdawała sobie sprawy, że to nie jest normalne, że nie wszyscy tak robią. Patrzyła, jak statek z Jewgienijem i Antonią wślizguje się w ujście rzeki. Nie potrafiła rozróżnić ich postaci na pokładzie, ale wiedziała, że tam są. Że starają się dojrzeć dom i ją w niedużym oknie kuchni za powiewającymi firankami, ponieważ w ciągu dnia otwierała je na oścież. Czasami w mieszkaniu robiło się za gorąco, poza tym Raija lubiła też słuchać dźwię- ków, które brzmiały dziwnie, obco. Już tęskniła za Jewgienijem. Kochała go. Czuła się z nim szczęśliwa. Ale czy żyła? Była kobietą i matką. Robiła to, co robiły inne kobiety i matki. A kiedy Olga i Michaił spali, nudziła się. Nawet pośród tych wszystkich odgłosów z zewnątrz, nawet z robótką w ręku czy pilnując na ogniu jedzenia dla synka, odnosiła wrażenie, jakby całe życie toczyło się gdzieś obok. Jej myśli wydawały się bardziej żwawe niż palce łatające ubranie. Dłonie nie poruszały się wprawnie, wydawały się tak niezgrabne, że się tego wstydziła. Wszystkie kobiety potrafiły przecież szyć! Z dworu dobiegł ją tupot nóg. Nie należał do niezwykłych odgłosów, często go słyszała. Rozmaite kroki, rozmaite buty. Chodaki, skórzane trzewiki, buty z kory brzozowej, które szurały o podłoże w całkiem szczególny sposób, ciche kumagi. Musiały tam być, słyszała przecież głosy ludzi. Tym razem za oknem rozległ się stukot chodaków i Raija od razu wiedziała, że to kroki marynarza. Nie zapukał. Otworzył drzwi na oścież, jakby zawsze był mile widzianym gościem. - Gdzie pryncypał? - rzucił w progu zdyszany. Bez wstępów, nawet bez przywitania. Raija zrozumiała, że szuka Olega, a nie Jewgienija. Wiedział zatem, że Jewgienija nie ma w mieście, widocznie już z kimś rozmawiał. - Zaraz powinien przyjść - odparła. - Szukałeś w porcie? W kantorze? Skinął głową.

Stał w drzwiach, wpuszczając do środka popołudniowe powietrze. Miał na sobie szare spodnie, tak szerokie, że luźno zwisały wokół nóg - jako pasek służył sznur, związany nad biodrem w kunsztowny węzeł. Szeroką koszulę z rozcięciem na głowę, sięgającym do polowy piersi, bez guzików czy wiązania, co sprawiało, że nie mogła być przyzwoita, choćby nie wiem jak się starać. Przybysz był marynarzem. Raija wiedziała o tym, nie pytając. Nie zaprosiła go do środka. Pogardzała sobą z tego powodu, nie uważała przecież niespodziewanego gościa za kogoś gorszego. Ale nieprzyjemnie pachniał morzem, rybami, potem i jeszcze czymś, czego nie potrafiła określić. Czyżby odgadł, co o nim myślała? Uśmiechał się krzywo, jakby drwiąco. Jego zęby lśniły bielą na tle opalonej twarzy. Usłyszała kroki Olega, jego skórzane buty uderzające o kamienny bruk mostu. Po chwili postać przyjaciela ukazała się w drzwiach. Oleg pochylił głowę i kark, żeby wejść. Rozpoznał w mężczyźnie jednego ze swych pracowników. Spojrzał na niego pytająco. Zaprosił do środka, wskazał krzesło przy stole. Raija unikała wzroku przybysza. W jego oczach pojawiła się śmiałość, której nie potrafiła wytłumaczyć. Coś tak wyzywającego, że poczuła się nieswojo. - Co się dzieje, Wasilij? - spytał Oleg. Bezceremonialnie ściągnął kurtkę i buty, patrząc jednocześnie na marynarza. - Myślałem, że macie dość roboty na „Antonii”, żeby przygotować ją do drogi. - Jednym z kutrów rybackich nadeszła wiadomość z Morza Białego - wyjaśnił marynarz. Wstrzymał na chwilę oddech, zanim zaczął mówić dalej. Jego niebieskozielone oczy przykuły wzrok Olega. - Na naszym drugim statku wybuchł bunt. Na tym, który nosi to piekielne imię. - To moje imię - Raija usłyszała swój własny głos. - Nie uważam, żeby było piekielne... - Tak czy owak marynarze wszczęli bunt - rzekł Wasilij. - Załoga wyrzuciła kapitana i sternika za burtę. Kapitan nie żyje, sternika uda się może uratować. Rybacy wyciągnęli go na pokład kutra i przywieźli na ląd... Patrzył wyczekująco na Olega. Oleg znieruchomiał z pochyloną głową. Raija pomyślała, że niedobrze się stało, iż Jewgienij dziś odpłynął. Coś jej mówiło, że buntownicy o tym wiedzieli. - Dlaczego? - spytała. Wasilij spojrzał na nią. Wzruszył ramionami.

Skrzywił się. Wzrokiem przebiegł po garnku na piecu. Policzki Raiji zaczerwieniły się. Gotowała dziś zupę na mięsie. Wiedziała, że nie takie zapachy marynarze wdychali na statku. - Może ktoś powinien się tego dowiedzieć? - rzucił obojętnie. Wstał. - Ja tylko przekazałem wiadomość. Reszta nie należy do mnie. Nie biorę w tym udziału. - Płyną dalej? - spytał Oleg. - Czy zakotwiczyli statek? Znowu wzruszenie ramion. Mężczyzna sugerował, że niewiele go to obchodzi, że to nie jego sprawa. Nic na tym nie skorzysta ani też wiele nie straci. Oleg na powrót założył buty. Wstał. Nic nie zjadł. Raija zauważyła, że jest zmęczony. Ale musiał teraz podejmować decyzje. Nie miał prawa do odpoczynku. - „Antonia” nie odpłynie zgodnie z planem. Muszę najpierw dostać się na „Raiję” i dowiedzieć, czego chcą buntownicy. Muszę ich powstrzymać, nie dopuścić, by posunęli się za daleko! - Czy aby już nie posunęli się za daleko? - spytała cicho Raija. - Kapitan nie żyje... Ale tylko Wasilij ją słyszał Oleg był w drodze do portu Wzrok marynarza świadczył, że życie nie szczędziło mu gorzkich doświadczeń. - Nie myśl tyle o obcych, którzy zginęli - rzekł. Uśmiechał się, gdy wychodził. Nie zamknął za sobą drzwi. Popołudniowe powietrze wypełniło pokoje.

2 Oleg wrócił dopiero następnego dnia. Był zarośnięty, bruzdy na jego twarzy pogłębiły się, oczy pociemniały. - Sytuacja jest poważna - oznajmił Raiji. Był tak zmęczony, że nie miał siły się rozebrać. Opadł wyczerpany na krzesło, oparł głowę o ścianę. Na chwilę przymknął oczy. - Dlaczego my? - spytał i z trudem podniósł powieki. Napotkał wzrok Raiji. - Czy potrafisz to zrozumieć? Przecież dobrze ich traktujemy! W porównaniu z innymi właścicielami statków naprawdę dobrze traktujemy naszych marynarzy! Więcej im płacimy niż inni. Staramy się dla nich o ubrania, o żywność. Pomieszczenia dla załogi są lepsze niż na innych frachtowcach. Przebudowaliśmy cały statek, żeby poprawić marynarzom warunki codziennego bytowania. Dlaczego właśnie nas to spotyka? - Być może uznali, że jesteście jedynymi, którzy potrafią ich zrozumieć? - zgadywała Raija. Minęła ponad doba od chwili, kiedy Oleg i marynarz o śmiałych oczach wyszli z domu. Raija wypełniła czas domowymi obowiązkami i opieką nad dziećmi. Cieszył ją śmiech i nowe miny Olgi i Miszy, odpowiadała czule na ich gaworzenie. Ale myślami była daleko na morzu, razem z Olegiem. Bała się. - Inni właściciele statków i tak nie poszliby na ustępstwa - powiedziała zamyślona. - Wy pokazaliście marynarzom, że traktujecie ich jak ludzi. Może dlatego mają nadzieję, że ich wysłuchacie, może na innych machnęli ręką... - Mówisz, jakbyś trzymała ich stronę - rzekł Oleg z goryczą. Rwał duże kawałki chleba, który przed nim położyła. Podgrzała zupę. Nalała pełną miskę. Oleg pił z niej, nawet nie spojrzał na łyżkę, którą mu podała. - Zabili kapitana. Może on się nie liczy? Miał żonę i ośmioro dzieci. Czy to też się nie liczy? Raija nie odpowiedziała. Ujrzała przed oczami twarz człowieka, który dowodził na „Raiji”. Znała kobietę, która została wdową. - Zabili go z zimną krwią - mówił dalej Oleg. - Poderżnęli mu gardło. Czy nadal jest ci ich żal? Tych, którzy zaczęli ustanawiać własne prawa? - pytał wzburzony. - Nikogo nie żałuję - odparła Raija. Usiadła po drugiej stronie stołu. Łagodnie poprosiła, by trochę zniżył głos. Oleg skończył jeść. Przetarł ręką oczy i czoło. Uśmiechnął się przepraszająco, rozjaśnił surową twarz.

- Wybacz - rzekł cicho. Nie miał zwyczaju przyznawać się do własnych błędów, ale Raija była niepodobna do innych ludzi. Cenił ją i szanował. Poza Antonią niewiele osób było mu tak bliskich. W każdym razie pośród kobiet. Kruszył chleb między dużymi dłońmi, zlepiał okruchy w palcach i zjadał je. Pewnie robił tak jako chłopiec. To dziwne, jak tego rodzaju przyzwyczajenia mogą towarzyszyć człowiekowi przez całe życie. - Nie staję po niczyjej stronie - rzekła Raija z naciskiem. Oleg nagle uświadomił sobie, że dostrzega w Raiji zbyt wiele życiowej mądrości, a w jej ciemnobrązowych oczach zbyt wiele zrozumienia. Jest zbyt młoda, skąd u niej to doświadczenie? - Nie mam pojęcia o życiu na morzu, Oleg, ale tak, jak nie chcę stawać po żadnej ze stron, tak też nie chcę nikogo osądzać. Trudno jest poznać czyjeś troski, nie będąc w jego skórze. Zgadzasz się? Nie możemy wiedzieć, co kierowało tymi ludźmi. Nie wszystko jest takie, jak to widzimy. Musimy spojrzeć nie tylko oczyma, ponieważ obraz, który postrzegamy, może okazać się bardzo zwodniczy. Chcę tylko zrozumieć, nie zamierzam nikogo osądzać. - Myślisz, że i ja nie chciałbym zrozumieć? - spytał ostrym tonem. - Do diabła, że też Jewgienij musiał wyjechać właśnie w takiej chwili! Marynarze nie mogli chyba o tym wiedzieć... - Bunt nie jest skierowany przeciw tobie, żadne żądania nie zostały wysunięte wobec ciebie, Oleg! Skinął głową. Miska była pusta, ale Oleg nadal trzymał ją w dłoniach. Nie chciał dokładki. - Wiem, że ludzie buntują się przeciw wszystkim właścicielom statków. Może przeciw całemu porządkowi. Wzruszył ramionami. - Czy zamierzasz wysłać przeciw nim żołnierzy? - spytała Raija. Tak radzili kapitanowie z innych krajów. Kapitan niemieckiego statku, który zawinął niedawno do portu, twierdził, że tylko broń przemówi do buntowników. - Żołnierze Romanowa potrzebują czasu, żeby tu dotrzeć - odparł i zmęczony zamknął oczy. - Nie mógłbyś chyba tego zrobić, prawda? - rozległ się głos Raiji, przemknął przez pokój niczym powiew wiatru. Oleg napotkał jej spojrzenie. Potrząsnął głową. Przeczesał palcami sztywne włosy. - Sam pływałem jako marynarz - rzekł. - Siedziałem przy tych wielkich kotłach na pokładzie. Bywałem tak głodny, że rozrywało mi wnętrzności, że miałem przywidzenia.

Tkwiłem na tym cholernym pokładzie na deszczu i wietrze i czekałem, aż jedzenie będzie gotowe. Czekałem, aż wszystko się rozgotuje, tak żebyśmy nie mogli rozróżnić ryby od robaków, tak żeby powstała jednolita papka. Smakowała równie obrzydliwie, jak wyglądała, ale przynajmniej już nie kręciło mi się w głowie. Mogłem wstać następnego dnia do pracy, po któ- rej padałem między twarde maty w kajucie razem z piętnastoma towarzyszami. Spaliśmy tak ciasno obok siebie, że pluskwy nawet nie musiały brać rozpędu, by przeskoczyć z jednego na drugiego... - Oleg westchnął. - Byłem prostym marynarzem, Raiju. Zbyt dobrze to pamiętam. Być może nadal jestem jednym z nich. Być może dlatego traktuję ten bunt jako zdradę... Pokręcił głową. Złożył wielkie dłonie, może się modlił. - Czego chcą? - spytała Raija. - Lepszych warunków pracy. - Uśmiechnął się zmęczony. - Czy nie możesz na to przystać? Skinął głową. - To żaden kłopot. - Ale to nie wszystko? - Nie. Domagają się wykreślenia długu, dla siebie i dla załogi na „Antonii”. Myślę, że chcą tamtych pozyskać, żądając czegoś również dla nich. Mogą powiedzieć, że walczą także w ich imieniu. Może to zaplanowali? Nie wiem. Nic już nie wiem, Raiju. Nigdy bym nie pomyślał, że ci, którym dajemy pracę, zbuntują się przeciw nam... Raija wiedziała, że Jewgienij i Oleg byli bardziej ludzcy niż inni właściciele statków. Marynarze otrzymywali zapłatę po rejsie. To uniemożliwiało ich odejście przed zakończeniem wyprawy. Lecz wielu z nich zostawiało w domu rodziny, którym często brakowało środków do życia, kiedy mężczyzna wypływał w morze. Niektórzy właściciele statków nie przejmowali się tym i uważali, że to nie ich sprawa. Jewgienij i Oleg udzielali pożyczek tym marynarzom, którzy jej potrzebowali. Naturalnie inni właściciele statków postępowali podobnie, ale w zamian za lichwiarski procent. Jewgienij i Oleg nie naliczali odsetek, a jedynie oczekiwali spłaty pożyczonej kwoty. Wielu spośród załogi zwracało pożyczkę, traktując ją jak dowód zaufania. Ale byli też tacy, którzy nie byli w stanie uregulować długu. Bywało, że Jewgienij i Oleg nie powinni wypłacać wynagrodzenia, ponieważ pracownicy byli im winni więcej, niż zarobili. Raija rozumiała, dlaczego mimo wszystko dłużnicy otrzymywali wypłatę, ale czuła, że nie tak należy prowadzić interesy. - Nie możemy się na wszystko zgadzać - rzekł Oleg, ciężko wzdychając. - Wtedy po prostu prowadzenie handlu stanie się niemożliwe. Poza tym inni kupcy i armatorzy również

wywierają na nas nacisk. Twierdzą, że powinniśmy trzymać się razem, nie godzą się na uległość z naszej strony. Grożą, że jeśli mimo wszystko pójdziemy na ustępstwa, wykorzystają swoje kontakty. Postarają się, żeby nie było dla nas towaru, żeby nikt nam nie sprzedał drewna, niezależnie od tego, ile będziemy chcieli za nie zapłacić... - Co zamierzasz zrobić? - spytała Raija. Zaczynała dostrzegać powagę sytuacji. Przeciw Olegowi wystąpili nie tylko zbuntowani marynarze. Przeciwko niemu obrócili się także właściciele innych statków. Oleg podlegał naciskom obu grup. - Przespać się - odparł. - Nie za długo, ale muszę się choć trochę przespać, Raija. Być może dziś w nocy coś się wydarzy. Nie wiem. Powinienem dostać wiadomość. Obudź mnie! Ale teraz muszę się położyć... Raija nie protestowała. Oleg potrzebował snu. Zdjęła mu nawet buty. Sam nie zadbał o to albo może zasnął, zanim zdążył o tym pomyśleć. Przykryła go. Delikatnie, tak jak okrywa się dziecko, które zasnęło ze zmęczenia. Potem usiadła na kuchennej ławie. Pilnowała ognia w piecu. Nie zamknęła drzwi na klucz. Po kilku godzinach zjawił się ten sam marynarz, co wcześniej, Wasilij. Raija miała dobrą pamięć do imion. Znowu stanął w drzwiach. Znowu zostawił je otwarte. Wypuszczał ciepło, przyniósł ze sobą chłód nocy. - Wejdź - Raija zaprosiła go do środka. Mówiąc to, nie spuszczała wzroku z przybysza. Nie powinien sobie pomyśleć, że ma nad nią przewagę, że ją onieśmiela. Uśmiechnął się drwiąco, ale zamknął za sobą drzwi. Usiadł przy stole, oparł się o blat, jakby był u siebie. - Czy coś się dzieje? - spytała. - Śpi? - Wasilij odpowiedział pytaniem. Właściwie nie udzielił jej odpowiedzi, jakby ją lekceważył. Raija skinęła głową. Była na siebie zła za ten gest, choć przecież nie miała powodu do złości. Wstała. - Mogę go obudzić... Marynarz powstrzymał ją ruchem ręki i uśmiechem równie zmęczonym, jak uśmiech Olega kilka godzin wcześniej. - Nie ma pośpiechu. Nic nie możemy teraz zrobić. To, co się stało, zostało zaplanowane już wcześniej...

Raija usiadła. Ten mężczyzna kogoś jej przypominał. Jednak nie była w stanie sobie uzmysłowić, kogo. - Załoga „Antonii” przyłączyła się do buntu i jakiś czas temu również wypłynęła - wyjaśnił. - Nikt nie zdoła jej powstrzymać. Teraz w morzu są oba statki. „Antonia” uzupełniła zapasy wody do picia. Kapitan na „Raiji” zdążył pozbyć się części słodkiej wody. Być może właśnie to przypłacił życiem... - Czy ty nie pływasz na „Antonii”? - spytała Raija. Niebieskozielone oczy pochwyciły jej spojrzenie. - Nie - odpowiedział. - Już nie. Raija przełknęła ślinę. - Dlaczego nie jesteś na pokładzie? Musiała zapytać. Zbyt wiele się tu nie zgadzało. Ten mężczyzna z pewnością nie stał po stronie Olega i Jewgienija. Należał do załogi. Raija szybko się zorientowała, że nie jest głupi. Poza tym kipiała w nim wola walki, której nie potrafił ukryć. Nie było w nim nic z pokory, nie płaszczył się, nie ugiął karku. Wręcz przeciwnie: wysuwał żądania. Był śmiały... Czyżby działał na dwa fronty? - Wyrzucili mnie za burtę - rzekł beztrosko. Dopiero wtedy Raija zauważyła, że ma mokre ubranie i że przyszedł boso. Dlatego nie usłyszała jego kroków. - Z „Antonią” jest trochę inaczej niż z „Raiją” - wyjaśnił, jakby tłumaczył coś trudnego nierozgarniętemu dziecku. - Na „Antonii” wszyscy przyłączyli się do buntu. Kapitan i sternik też. Wszyscy bez wyjątku. Nie trzeba było nikogo zabijać. Nie trzeba było nikogo się pozbywać... - ... nikogo poza tobą? - spytała Raija z niedowierzaniem. To, co usłyszała, nie mieściło jej się w głowie. Wasilij skinął twierdząco. Jego włosy wydawały się teraz ciemniejsze niż za dnia. Być może dlatego, że gęsta czupryna jeszcze nie całkiem wyschła. - Dlaczego, do licha, ciebie, a nie kapitana? - wyrwało się Raiji. - Jesteś tylko... - Zwykłym marynarzem? - dokończył z uśmiechem. Jego twarz nie wyrażała wrogości. Raija odniosła niemal wrażenie, że Wasilij darzy ją sympatią. - Jesteś przecież tylko zwykłym marynarzem - powtórzyła bezbarwnie. Właśnie to chciała powiedzieć. Nie widziała powodu, dla którego miałaby udawać lepszą, niż była. Zresztą ten człowiek i tak zdawał się prześwietlać ją na wskroś. Okazywał taką surowość, że prawie się go bała. Jakby nie był tylko zwykłym marynarzem. Z taką swobodą rozsiadł się przy kuchennym stole Olega. Rozmawiał z nią z taką

lekkością, jakby uznał, że są sobie równi. Nie zważał na to, że Raija jest kobietą, że jest żoną pryncypała. Tak, ten człowiek z pewnością nie był zwykłym marynarzem. Raija odgadła to, jeszcze zanim wymówił słowa, które potwierdziły jej domysły: - To ja zaplanowałem bunt. - Ty?! - wybuchnęła. - Ty? - rozległo się od drzwi do bocznej izby. Oleg zamknął je za sobą. Z butami w ręce usiadł ciężko obok Raiji. - Ja - odparł Wasilij z powagą na twarzy i pewnością siebie. Nie zamierzał niczego ukrywać. - „Antonia” również odpłynęła - rzekła cicho Raija, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. Oleg drgnął. - Czy to stanowiło część planu? - spytał ostrym tonem. - Tak - przyznał Wasilij. - Dlaczego przychodzisz do mnie i mi o tym mówisz? - zdziwił się Oleg. Wreszcie postawił buty na podłodze, zdjął z ramienia rękę Raiji. - Chyba nie przypuszczasz, że nadal będę ci ufał - dodał ze śmiechem. - Wyrzucili mnie ze statku - rzekł Wasilij. Uczynił gwałtowny ruch głową. Raija zauważyła, że jego włosy nadal są mokre, choć ubranie zdążyło już wyschnąć. Widocznie było uszyte z cienkiego materiału... - Przychodzisz tu i opowiadasz, że ty to wszystko zaplanowałeś. I jeszcze mówisz, że wyrzucono cię za burtę. Chcesz, żebym ci uwierzył? - Oleg pokręcił głową. - Nie jesteś chyba aż taki głupi! - Ja mu wierzę - usłyszała Raija swój własny głos. Obaj mężczyźni popatrzyli na nią: jeden z niedowierzaniem, drugi trochę drwiąco, ale też i z uznaniem. - Nie, nikt nie jest taki głupi! - utrzymywał Oleg. - Mieliśmy walczyć o poprawę warunków na pokładzie - wyjaśnił Wasilij. Jego głos nie drżał, nie zdradzał cienia strachu. Raija uznała, że Wasilij rzeczywiście mógł zaplanować bunt: był nieustraszony, nie lubił się podporządkowywać, miał dość rozumu. I wiedział, czego może żądać. - O zapłatę, kajuty, racje żywnościowe... - mówił dalej. - Dajemy lepsze warunki niż większość armatorów - wtrącił Oleg. - Dużo

korzystniejsze! Marynarz wzruszył ramionami. - Być może - przyznał. - Ale mimo wszystko nie jesteśmy traktowani jak ludzie. Biorę zapłatę, ale muszę za nią służyć jak pies. Raija spuściła głowę. - Być może niektórzy z nas mogliby spłacić dług, gdyby dostawali więcej pieniędzy. Być może niektórzy pracowaliby lepiej, gdyby posiłki dawały im więcej siły, gdyby mogli się porządnie wyspać. Słowa Wasilija zawisły w powietrzu. Pozostały bez odpowiedzi. Zapadły w słuchających. - Możesz mnie teraz posłać do więzienia - zwrócił się po chwili do Olega wciąż tym samym lekkim tonem. - Możesz mnie wpisać na czarną listę. Masz wszelką władzę, panie. Zdaję sobie z tego sprawę. Uważam jednak, że powinieneś znać prawdę, skoro już wypadki potoczyły się tak, jak się potoczyły. - Czy nie wszystko przebiegło zgodnie z twoimi założeniami? - spytała Raija. Wasilij odpowiedział jej niedbałym uśmiechem. - Nigdy nie było mowy o zabijaniu - odparł stanowczo. - Jesteśmy ludźmi, a nie dzikimi bestiami. Powinniśmy zachowywać się jak ludzie, ale niektórzy stracili panowanie nad sobą. To nie należało do planu. Być może powinniśmy zacząć na „Antonii”... Zamilkł na chwilę. - Ale załoga „Raiji” nie przyłączyłaby się do „Antonii” - dokończyła Raija. - Kapitan na „Raiji” nie stał po waszej stronie. Dostrzegła uznanie w twarzy Wasilija. Nieznacznie uniósł kącik ust. - To prawda, kapitan „Raiji” nas nie poparł... Ponownie spojrzał na Olega. - „Antonia” wypłynęła, tak jak to ustalono, ale żądania załogi zaczęły rosnąć, ludzie nie znali umiaru. Byłem temu przeciwny i dlatego wyrzucili mnie za burtę. Już nie jestem z nimi. - Czy w takim razie jesteś z nami? - spytał Oleg. Znowu kogoś zapytał, po czyjej stoi stronie. Raija zadrżała. Życie to nie tylko czarne i białe, nie tylko dobro i zło. Bierze w nim udział wiele innych sił. Wasilij długo milczał. Ten mężczyzna, który wzniecił bunt przeciwko właścicielom statków, który z nich zadrwił, który mógł odnieść zwycięstwo, gdyby go posłuchano, nie przyszedł pokornie prosić o wybaczenie. Wciąż zachowywał się tak, jakby miał prawo negocjować. - Nadal uważam, że należy poprawić warunki życia marynarzy - rzekł.

Czekał. Oleg nie odpowiadał. Raija wstrzymała oddech. To szczyt bezczelności! Jednak wbrew własnej woli podziwiała tego człowieka. Ależ on ma odwagę! Albo nic do stracenia... - Zawsze będę uważał, że ludzie traktowani jak ludzie również zachowują się jak ludzie. - Mówił z wyższością, chociaż miał na sobie nędzne marynarskie łachmany. Odznaczał się wrodzoną dumą, wewnętrznym poczuciem godności, której nawet te szmaty nie zdołały przesłonić. - Ale uważam też, że ci, którzy zabili kapitana, powinni zostać ukarani - dodał. - Nie mieliśmy zamiaru zabijać, nie szukaliśmy zemsty i krwi. Chcieliśmy tylko, żeby zaczęto nas godziwie traktować. Chcieliśmy otrzymać to, czego, jak sądzimy, jesteśmy warci. Nie pragniemy was zrujnować, nic nie osiągniemy, jeżeli statki będą musiały stać w porcie albo jeżeli będziecie musieli je sprzedać. Po was przyszliby inni, pewnie gorsi, którzy myśleliby tylko o zysku. Chcemy, żeby wam się dobrze powodziło, ale pragniemy tego też dla siebie. Oleg skinął głową na znak, że rozumie. - Czy stoisz teraz po mojej stronie? - spytał. Nie poddawał się. Odznaczał się wieloma spośród tych cech charakteru, które posiadał Wasilij. Raija dostrzegała to wyraźniej niż sam Oleg. Marynarz przytaknął. - Teraz jestem z wami. Żal mi statków. Jeszcze długo posłużą i my jeszcze na nich posłużymy. Marynarze nie mogą na razie dojść do porozumienia. Niektórzy chcą płynąć do Norwegii i sprzedać wszystko, co znajduje się na pokładzie. Inni wolą wziąć kurs na Kem lub Onegę, by sprzedać tam ryby. Inni znów chcą czekać na to, co zaproponuje właściciel... - Ale żądasz lepszych warunków? Wasilij spojrzał Olegowi w oczy. Nie uciekł wzro- kiem. - Nie jestem w stanie czegokolwiek żądać - odparł. Raija zauważyła, że to wyznanie przyszło mu z trudem, że wiele go kosztowało. - Możesz mnie posłać do więzienia. Możesz mnie umieścić na czarnej liście, co byłoby chyba najgorsze, jak wiesz. Sam byłeś marynarzem tak jak ja, nie zawsze posiadałeś statki, również pływałeś dla innych. - Tak - przyznał Oleg. - Ja również byłem psem. - Zamilkł. - Chcę, żebyś ze mną został, Wasilij. Wolę, żebyś był ze mną niż przeciw mnie. Jeżeli odzyskamy statki... obiecuję ci poprawę warunków. Wasilij nawet nie drgnął. - Nie mogę wam umorzyć długów - mówił dalej Oleg. - Nie mogę nic więcej wam obiecać. Nie mogę się zobowiązać, że będę mógł wam płacić inaczej niż za cały sezon. Inni zawierają kontrakty tylko na poszczególne wyprawy... - Zapadła cisza. - Nie mogę posunąć się

tak daleko. Podejmuję teraz decyzje, których właściwie nie powinienem podejmować sam. Powinienem je uzgodnić z Jewgienijem, który jest współwłaścicielem statków, ale on wyjechał. - Ona tu jest. Wasilij skinął na Raiję. Postawił ją na równi z Olegiem i Jewgienijem. Raija poczuła ogarniającą ją radość. Ceniła sobie takie uznanie. - Jewgienij również nie mógłby posunąć się dalej. Dopiero zaczynamy. Zamierzamy kupić więcej statków i proponować na nich takie same warunki, jakie zaproponowaliśmy na „Raiji” i „Antonii”. Wasilij skinął głową ze zrozumieniem. - Zostaję z tobą - rzekł. - Czy będziesz ze mną również po zakończeniu buntu? - naciskał Oleg. Wasilij podniósł wzrok. Raija po raz pierwszy dostrzegła zaskoczenie na jego twarzy. - Niewielu jest takich jak ty, Wasilij - mówił dalej Oleg. - Cenię twoją odwagę i nieustępliwość. Możesz być nam potrzebny, a i my możemy ci się przydać. Mógłbyś zostać kapitanem... - Czy to znaczy, że chcesz mnie kupić? - uśmiechnął się. Raija jednak zorientowała się, że ta propozycja wydała się Wasilijowi kusząca. - Nie dostaniesz więcej, niż na to zasłużyłeś - odparł Oleg. - To twoja jedyna szansa. Niełatwo jest z niej skorzystać, na to potrzeba odwagi. Jednak uważam, że jesteś odpowiednim człowiekiem. - To ja przygotowałem bunt... - To też wymagało odwagi i uporu - nie ustępował Oleg. Zamilkł i przez moment badawczo przyglądał się marynarzowi. - Przyszedłeś prowadzić ze mną negocjacje? Przyprzeć mnie do muru? Wasilij skinął głową. - Taki był mój zamiar. Uznałem, że najlepiej będzie, jeśli to ja przedstawię nasze żądania. Raija nie mogła powstrzymać się od śmiechu, cały czas w niej narastał. Wreszcie nie zdołała się pohamować. - Myślę, że na pewno będziesz pasował do Jewgienija i Olega - rzekła rozbawiona. - To bardziej zuchwałe niż jakikolwiek ich wspólny pomysł! Bierz stanowisko kapitana i dziękuj! Bierz i dziękuj, zanim się rozmyśli! - Idę z wami - rzekł Wasilij z przekonaniem. - Stanę po waszej stronie i postaram się uspokoić marynarzy. Bunt może szybko wymknąć się spod kontroli. Na żadnym ze statków nie ma nikogo dostatecznie silnego, by mógł stanąć na czele pozostałych.

- Nikogo tak silnego jak ty? - Raija nie mogła się powstrzymać od ironii. Napotkał jej spojrzenie i jakby starał się je ujarzmić. - Nikogo tak silnego jak ja - potwierdził z niezwykłą pewnością siebie. Nie czuł się ani trochę speszony. Zdawał się zupełnie nie zauważać złośliwości, która czaiła się w spojrzeniu Raiji i której zresztą nie potrafiła ukryć. Być może zrozumiał, że Raija pozwalała sobie na drwinę tylko wobec tych, których uważa za silnych tak jak ona... - Powinienem był popłynąć „Raiją” - dodał. - Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Byłoby wtedy o jedną wdowę i osiem półsierot mniej. Może zdołałbym zapanować nad sytuacją. Źle zrobiłem, zostając na lądzie. Czuję się odpowiedzialny za to, co się stało! Raija pragnęła, by Wasilij przystał na propozycję Olega. Odnosiła wrażenie, że w przyszłości ten człowiek w jakiś sposób im się przysłuży. - Ale jeżeli podtrzymasz swoją propozycję - mówił dalej marynarz - kiedy omówisz to z jej mężem... - skinął na Raiję. - Jeśli podtrzymasz tę propozycję, kiedy będzie po wszystkim, wtedy chętnie się nad tym zastanowię. Oleg skinął głową. - Niech tak będzie. Wasilij wstał, gotów do wyjścia. - Będzie mi potrzebna jakaś mniejsza łódź z zaufaną załogą - zwrócił się do Olega. Oleg przytaknął. - Tylko zjem i zaraz przyjdę. Jesteś głodny? - Tak - odpowiedział Wasilij. - Ale mam dom, w którym mogę zjeść i w którym mam swoje ubranie. - Całą moją dumę diabli wzięli! - powiedział Oleg, kiedy Wasilij wyszedł. - Czy potrafisz sobie wyobrazić, że zaproponowałem stanowisko kapitana człowiekowi, który wzniecił bunt przeciwko mnie? - On nie jest taki jak inni - odparła Raija. - Zgodzi się.

3 Szkoda, że to nie zima, pomyślała Raija. Gdyby na ulicach leżał śnieg, mogłaby dobrze opatulić dzieci w skóry i zabrać na sankach do portu. Nie do wytrzymania było dreptanie w kółko przez cały dzień po niedużej kuchni. Z okna roztaczał się widok na port, ale to nie pozwalało się zorientować, co naprawdę się działo. Raija widziała tylko fragmenty rzeczywistości. Patrzyła, jak Oleg odpływa na małym frachtowcu. Na szczęście jeden został w porcie i nie trzeba było szukać odpowiedniej załogi. Wasilij popłynął razem z Olegiem. Raija widziała, jak stoi obok męża Antonii, niższy i szczuplejszy niż rosły Oleg, ale z tym samym co on poczuciem godności. Raija znała się na tym. Kiedy tak wpatrywała się w morze, starając się cokolwiek zobaczyć, ponownie zastanowiła się, kogo przypomina jej Wasilij. Domyślała się, że pewnie kogoś, kto mieszka wewnątrz nieprzeniknionej skały w jej duszy, ukrywającej przeszłość. Obserwując zachowanie Wasilija, Raija doszła do wniosku, że jest on urodzonym przywódcą. Przyszedł na świat, by odważnie podejmować szybkie decyzje i zawsze niewzruszenie stać w miejscu, na którym zdecydował się postawić nogę. Należał do osób, których nie złamią żadne przeciwności, które wzrastały przy przeciwnych wiatrach. Tylko ktoś taki jak on mógł zaplanować i doprowadzić do wybuchu buntu. Raija zastanawiała się, czy pozostali marynarze z czasem nie zaczną żałować, że pozwolili, by sprawy zatoczyły szersze kręgi, niż to wyznaczył. Czy nie pożałują, że go zdradzili? Zastanawiała się, kim on naprawdę jest. - Przenocuje tutaj. - Oleg wskazał głową na Wasilija. Raija szykowała dzieci do snu. Olga niczym jasnoróżowy aniołek leżała naga na obrusie pośrodku stołu. W kuchni było ciepło jak w chlebowym piecu, ale Raija ofuknęła mężczyzn, kiedy otworzyli drzwi szerzej niż trzeba. Przewinęła dziewczynkę. Dziękowała siłom wyższym, że Misza zgłodniał trochę wcześniej niż zwykle i że zasnął zaraz po karmieniu. Dlatego pewnie i Olga zachowywała się spokojniej. Tego wieczoru mała nie miała już siły wołać mamy, jakby się pogodziła z jej nieobecnością, jakby uznała, że ciepło ramion Raiji też jest miłe. Przekonała się, że od Raiji też dostanie jeść i że Raija zawsze jest blisko. Nie pachnie mamą, ale jest łagodna i troszczy się o

nią podobnie jak mama. Dziewczynka zasnęła w ramionach Raiji, czując jeszcze smak jedzenia w ustach, uśmiechnięta. Okrąglutka i najedzona. Miała wszystko, czego potrzeba do szczęścia w tym wieku. Oleg rozczulił się na widok Raiji z jego córeczką na ręku. Coś w tym jest, że kobieta ze śpiącym dzieckiem sama w sobie jest piękna. Jej widok napawał go niezwykłym spokojem, o którego istnieniu nie miał pojęcia, zanim nie został ojcem. W czasie kiedy Raija kładła Olgę spać, znalazł chleb i suszone mięso. Zauważył, jak wokół zrobiło się czysto i schludnie. To dzieło Raiji. Tonią bardziej bałaganiła. Masło leżało na swoim miejscu. W szafie znalazł wódkę. Szczerze polał - obaj z Wasilijem potrzebowali czegoś mocniejszego. W milczeniu krajali mięso, jedli, pili. Raija poruszała się lekko niczym motyl na barwnych i pachnących płatkach kwiatów. Ułożyła Olgę w łóżeczku, po czym siadła razem z mężczyznami do stołu, uznając to za rzecz najbardziej naturalną w świecie. Tak jak i Tonią nie uważała, by cokolwiek było zastrzeżone tylko dla mężczyzn. Wasilij uniósł brwi. Oleg zauważył to. W oczach tego mężczyzny, którego już niemal uznał za przyjaciela, dostrzegł nieukrywany podziw. W głębi duszy posłyszał jakby dźwięk ostrzegawczego dzwonka, ale nie przejął się tym. Przecież nie jeden Wasilij patrzył na Raiję w ten sposób, zapewne też nie on ostatni. Ta kobieta zawsze budziła zachwyt. I doskonale potrafiła sobie radzić z jawnie okazywanym przez mężczyzn zainteresowaniem, miała własne sposoby, by nic poważnego z tego nie wynikło. Potrafiła panować nad sobą. Pod wieloma względami przypominała Wasilija. Oleg wiedział o jeszcze jednym człowieku, który był podobny do Wasilija. Nie z wyglądu, lecz ze sposobu zachowania, ze sposobu bycia i postawy wobec życiowych wyzwań. O bracie Jewgienija, Aleksieju. - Co się dzieje? - spytała Raija. - Mamy dwa dni na podjęcie decyzji - rzekł Oleg ciężko. Przełknął ostatni łyk wódki. Raija dolała mu. Wasilij ponownie uniósł brwi. Przyzwyczaił się, że kobiety zwykle zatykały korkiem karafkę.

Ale Raija znała Olega wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie upije się do nieprzytomności. - Załoga nie ustępuje ani o cal - mówił dalej Oleg. Był bardzo zmęczony. - Jednak to tylko gra - stwierdził Wasilij. Czekał, aż Raija na niego spojrzy, po czym mówił dalej: - Prawie wszyscy marynarze mają rodziny, większość z nich się boi. Można im zagrozić czarną listą. Zmuszeniem do spłaty długu. Na lądzie zostawili rodziny, które żyją z pożyczek. To jasne, że się boją. Poddadzą się. Wasilij uśmiechnął się, ale jego oczy były smutne. Marynarze zdradzili go, ale nadal myślał o nich ciepło. Dziwny człowiek. - Gorzej z tymi na lądzie - westchnął Oleg. - Sam zamierzałem poprawić warunki na naszych statkach, lecz wielu właścicielom się to nie podoba. I niestety mają swoje sposoby, by wywrzeć na mnie nacisk i nie dopuścić do jakichkolwiek zmian. - Inna rzecz, że czekałoby cię o wiele trudniejsze zadanie, gdybym został na „Antonii” - zauważył Wasilij. Spojrzał przez okno. Na dworze nadal było jasno. Słońce zanurzało się w morzu, świat zabarwił się na żółto. Niebo i morze stopiły się w całość wokół słonecznej tarczy. - Nie wątpię, dlatego zależy mi na tym, byśmy stanęli po tej samej stronie - rzekł Oleg. Stuknął się z Wasilijem, który ledwie zamoczył usta w swojej szklance. Zostało w niej dużo wódki. - Myślę, że Wasilij może przenocować w tej małej izbie - zwrócił się do Raiji. Raija skinęła głową. - Zaraz pościelę łóżko. - Nie ma potrzeby - odezwał się Wasilij. - Wystarczy mi tylko trochę miejsca na podłodze, żeby się położyć. Poradzę sobie. Raija uśmiechnęła się. - Mimo wszystko przygotuję ci posłanie. Nie było wiele do przygotowywania. W pomieszczeniu stała drewniana ława, którą Tonią otrzymała w spadku. Trochę za krótka dla mężczyzny wzrostu Olega i trochę za wąska, by spać na niej we dwoje, ale za kilka lat będzie dobra dla Olgi. Raija położyła na ławie siennik. Znalazła nieduży pled, który złożyła w kostkę, by zastąpił poduszkę. Całość przykryła prześcieradłem. Na wierzchu równiutko ułożyła wełniany koc. Mężczyźni jeszcze jedli. Wasilij opowiadał o marynarzach, o ludziach, którzy teraz zawładnęli statkami. Opisywał ich tak obrazowo, że Raiji zdawało się, jakby sama ich znała. Jednak nie mogła

oprzeć się wrażeniu, że Wasilij nie mówi wszystkiego. Widocznie to nie w jego stylu wywlekać sekrety kolegów. Raija zauważyła, że swą postawą wymuszał pewnego rodzaju respekt, po prostu nie sposób było traktować go inaczej. - Mogę spróbować dostać się na „Antonię” i porozmawiać z marynarzami - zaproponował. - Gdyby zaistniała taka potrzeba. Ten pomysł mógł stanowić część kolejnego wymierzonego przeciw Olegowi i Jewgienijowi planu. Ktoś, kto knuje podstęp, wypowiedziałby dokładnie takie same słowa, dokładnie tym samym tonem. Ale zdrajca nie uczyniłby tego z podobną pewnością siebie. Raija ufała Wasilijowi. - Najpierw musimy porozmawiać z pozostałymi właścicielami statków - rzekł Oleg. - Myślę, że niestety ten obowiązek spadnie na mnie. - Odsunął butelkę i spojrzał na Raiję. - Chyba powinienem sięgnąć do pudełka z tym białym proszkiem! - westchnął. Zamilkł, choć otworzył usta, jakby zamierzał mówić dalej. - Uważam, że to niezbyt mądry pomysł - rzuciła Raija bez zastanowienia. - Z pewnością masz rację - przyznał Oleg. Nie miał odwagi na nią spojrzeć. Ta kwestia należała do niebezpiecznych. Nie powinien wspominać o narkotyku przy Raiji. Istniało tak wiele tematów, których nie należało przy niej poruszać, których nie należało jej przypominać. Nie mogła pamiętać proszku. Wiedziała z opowiadań, że uratowała Jewgienijowi życie, ale nie pamiętała, jak to zrobiła. Nigdy nie zdradzono jej szczegółów. Nie mogła pamiętać proszku ze Wschodu, który uśmierzał ból i wywoływał przyjemne wizje, po którym zasypiało się jakby w obłokach. I który uzależniał. Nie mogła o tym pamiętać, ale zareagowała tak, jakby pamiętała. Olega przeszedł strach: a jeśli sobie przypomniała? Jeśli tylko udawała zanik pamięci...? Nigdy jednak nie wolno mu o to spytać. Raija czuła, że w powietrzu zawisło coś niedopowiedzianego. Oleg mówił dalej, jednak słuchała go tylko jednym uchem. Coś było nie tak. Wstała. Prześliznęła się obok Olega. Narzuciła szal na ramiona. - Zajrzę do koni. Chyba i ja potrzebuję trochę świeżego powietrza.