a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony855 372
  • Obserwuję554
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań669 621

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 26 - Wyjęty spod prawa

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :475.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 26 - Wyjęty spod prawa.pdf

a_tom CYKLE Bente Pedersen - cykl Raija ze śnieżnej krainy (tom 1-40)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 131 stron)

BENTE PEDERSEN WYJĘTY SPOD PRAWA

1 To był spokojny rok, bez szczególnych wydarzeń. Według Raiji - wspaniale pozbawiony wydarzeń. Dla niej dzień powszedni, który większość ludzi odbierała jako szary, ozłocony był poświatą szczęścia. Miała dwadzieścia dziewięć lat. Pod koniec roku Michaił skończy cztery lata. Był do niej podobny, choć z wiekiem rysy ojca stawały się coraz bardziej widoczne w jego twarzy. Może tylko ona to dostrzegała, gdy obserwowała gesty i uśmiechy obu swych mężczyzn. Michaił stanowił niezwykłą mieszankę cech jej i Jewgienija. Nigdy nie mogła napatrzeć się na niego do syta, nacieszyć tym, że widzi w nim rysy swoje i męża. Kochała ich obu tak, że aż bolało ją w piersiach. Byli sensem jej życia. Stanowili jedyną przeszłość, jaką pamiętała. Widziała siebie z nimi w przyszłości. Należeli do siebie. Była szczęśliwa. Raija nie oczekiwała więcej od życia. Żadnych dramatów. Żadnych gwałtownych przeżyć. Chciała tylko cichych i spokojnych dni. Dom. Syn. Mąż. Nie chciała niczego innego. Bała się wszelkiej odmiany. Jej świat był tu, nad brzegami Dwiny. Żyła teraźniejszością. Chciała być po prostu zwyczajna. Trwało to już trzy lata. Trzy błogosławione, spokojne lata. Jewgienij i Oleg dobrze sobie radzili. Po porwaniu statków „Antonia” i „Raija” trzy lata temu dotrzymali słowa danego załodze. Mieli teraz cztery jednostki. Poza „Antonią” i „Raiją” - „Raiję Antonię” i „Sankt Nikołaja”. Pływały z własnymi załogami. Warunki życia były lepsze niż u innych armatorów. Lepiej wynagradzani członkowie załogi byli w stanie spłacić swoje długi. Jewgienija i Olega nazywano mięczakami, gdy się na to zgodzili. Mówiono, że ugięli się pod naciskiem przestępców. Raiję cieszyło, że zarówno Jewgienij, jak i Oleg potrafili zmienić zdanie i dokonać czegoś, na co inni by się nie odważyli. Może dlatego, że sami zaczynali kiedyś od zera. Pamiętali, jak wyglądały szopy, nadal zwane przez niektórych domami. Pamiętali, że marynarze

to też ludzie, podczas gdy inni łatwo o tym zapominali. Wasilij został kapitanem na „Raiji”. Piotr także pływał na „Raiji”. Jedynie jego blizny zdradzały, jak bliski był utraty życia, gdy bunt na statku przerodził się w porwanie, a potem w nową rebelię. W porcie nastała pracowita wiosna. Gdy stopniały lody, przygotowania poszły pełną parą. Na zachód wysyłano statki załadowane mąką, drewnem oraz drobiazgami, które ludzie mieszkający wzdłuż norweskiego wybrzeża rzadko oglądali. Oleg popłynął na „Sankt Nikołaju”, ich nowym nabytku, któremu użyczył swojego imienia patron morskich podróży. Pozostałe łodzie także ruszyły na zachód. Do Finnmarku. Oleg z poważną miną zapytał Raiję, czy donikąd nie tęskni i czy nie chciałaby popłynąć z nimi. Byli wtedy sami. Raija czuła, że Oleg nie zadałby tego pytania w obecności Jewgienija. Uczynił to z taką powagą, że Raija musiała zastanowić się przez chwilę, by z całym przekonaniem odpowiedzieć, że nie. Ale chciała wiedzieć, dlaczego o to spytał. Rozłożył tylko ręce z uśmiechem i stwierdził, że chyba nigdy nie przestanie się zastanawiać, co sobie myślą kobiety. „Raija” także wypłynęła, po raz pierwszy od trzech lat bez Wasilija jako kapitana. Zachorował jakiś czas przed terminem wypłynięcia. Zaczęło się od żołądka. Nie był w stanie utrzymać pokarmu ani płynów. Całe dnie leżał z głową pochyloną nad wiadrem i żartował, że potrzebowałby dodatkowego pod przeciwny koniec... Kaszlał krwią. Gwałtownie schudł w ciągu tygodnia. I tak był szczupły, więc nie miał za bardzo z czego. Jewgienij i Oleg musieli się zdecydować na wysłanie statku z innym kapitanem. Wasilij ciężko to przeżył. Raija unikała go od czasu, gdy zeszła na ląd po rebelii, choć czasami musiała go widywać. Ale nie szukała okazji, gdyż nie chciała mu utrudniać sytuacji. Robiła wszystko, by przestać być obiektem tęsknoty Wasilija. Zbyt go lubiła, by mu przysparzać utrapień. Oboje do- brze wiedzieli, że dla nich nie ma przyszłości. Wiele mogło ich połączyć - gdyby tego chcieli. Ale Raija wolała, by właśnie to ich rozłączyło. Nie umiała odnaleźć się w układzie, w którym jedna ze stron była gotowa dać o wiele więcej, niż ta druga mogła przyjąć. Ale gdy leżał chory, poszła do niego. Mieszkał skromnie, ale na swoim. Raija rozpoznała kobietę, która się przy nim krzątała. Widziała ją już w porcie. Była

wychudzona, jej twarz nosiła ślady życia pełnego trudów. Ale w oczach miała ogień. Raija wiedziała, że ten ogień płonął dla Wasilija. Była to Dagnija, wdowa po bracie Wasilija. Raija starała się pomóc przyjacielowi. Przyłożyła dłonie do jego ciała. Gładziła jego zapadnięte policzki, aż oczy rozjaśniły mu się blaskiem. Wywołała słaby uśmiech na jego ustach. Ucieszyło ją to. Dobrze, że nadal była w nim chęć życia. Walki. Znak, że się nie poddał. Ale jej dłonie nie miały w sobie ciepła. Raija nie czuła żadnej różnicy. Wydawało jej się, że podejmuje próbę uzdrowienia chorego bardziej dla zachowania pozorów niż z przekonania. Była to gra, która miała obudzić w Wasiliju chęć walki o życie. On przystał na to. Dla niego było najważniejsze, że w ogóle przyszła. Dagniji to się nie podobało. Była przecież kobietą. Kochała go - i miała oczy na swoim miejscu. Wiele rozumiała. Dagnija nigdy nie straciła nadziei, że zdobędzie Wasilija. Może i wspiął się rangą, ale w taki sposób, że nigdy nie przestał być jednym z nich. Dagnija nigdy nie przyjęła do wiadomości, że Wasilij się z nią nie ożeni. Ona zechciałaby go nawet wtedy, gdyby uczynił to z litości. Raija odjechała ze świadomością, że nic nie osiągnęła. Jednak Wasilijowi się polepszyło. Cała zasługa spłynęła na Raiję, choć temu zaprzeczała. Ludzie odbierali to jako skromność. To Dagniji Wasilij zawdzięczał poprawę zdrowia. Pewnie tylko ona potwierdziłaby słowa Raiji, ale przecież nigdy ze sobą nie rozmawiały. Mieszkały w tym samym mieście, ale dzieliło je coś więcej niż tylko odległość. Raija tkała, a myśli jej błądziły. Patrzyła, jak kolory układają się we wzór. Miała to być narzuta na łóżko. Misza bawił się na podłodze kłębkami wełny. Raija wiedziała, że synek chciałby już wyjść na dwór. Musiała tylko skończyć niebieskie pole. Kolor niebieski miał w sobie coś, co ją pociągało. Używała wszystkich jego odcieni, wplatając je jak małe jeziorka w obszary brązów, zieleni, szarości, bieli i czerni. Niebieski niósł ze sobą tęsknotę. Antonia zabrała Olgę do wozu i popędziła konia wzdłuż Dwiny. Uciekała od ścian swojego domu, które wpatrywały się w nią oskarżycielsko. A ona niczego nie żałowała. A jeśli nawet, to nie tak bardzo. Już wcześniej przeżywała takie stany. Udawało jej się je przetrwać dlatego, że nazywała je doświadczeniami, i dlatego, że nie pozostawiała miejsca na żal. Tłumaczyła sobie, że to właśnie robi z niej człowieka.

Łatwiej było tak mówić, gdy jeszcze nie miała męża i dziecka. Teraz było o wiele trudniej. To dlatego czuła niemy wyrzut ścian. Raija dostrzegła, że przyjaciółkę coś gnębi. Znała ją przecież tak dobrze. Kobiety siedziały na schodkach przed domem. Olga i Misza bawili się na podwórzu ograniczonym stajnią i szopą. Bykowowie mieli już niemal zagrodę w miejscu, gdzie dotychczas stał tylko skromny dom nad brzegiem Dwiny. - Co się stało? - spytała Raija. Tonią rozluźniła tasiemkę, którą przytrzymywała włosy. Nigdy nie lubiła związywać swoich loków. Teraz, jako dostojna małżonka, musiała o tym pamiętać. Sama się do tego zmuszała jako do rodzaju pokuty. - Pewnie mnie znienawidzisz - rzuciła cicho. Potarła podbródkiem o podciągnięte kolana i popatrzyła na Raiję. W rzeczywistości nie różniły się aż tak bardzo. Ale nie miała żadnego prawa przywoływania przeszłości przyjaciółki tylko dlatego, że jej własne sumienie nie było zbyt czyste... - Od kiedy pomiędzy przyjaciółmi może panować nienawiść? - spytała Raija. Tonią wzruszyła ramionami. - Chciałam z tobą porozmawiać - rzuciła - bo trudno jest nosić coś takiego samemu. Choć pewnie powinnam. Skierowała wzrok ku córce bawiącej się z Misza. - Mam nadzieję, że ona odziedziczy więcej cech po Olegu niż po mnie - westchnęła. - Chcesz się całkiem pogrążyć? - spytała Raija zrezygnowana. - Bo ja nie będę cię pocieszać własnymi niedolami. Łatwo jest powiedzieć komuś, kto odsłania przed tobą swoje zmartwienia, że tobie też się nie układa. Ale tak naprawdę to nic nie zmienia. W przyjaźni chodzi o coś więcej niż tylko wyznanie, że obu stronom jest źle. Bo mnie nie jest! Ale proszę bardzo, ty możesz powiedzieć, jak bardzo cierpisz! Tonią musiała się roześmiać. - Już jest mi lepiej. Uniosła dumnie podbródek. - Powtarzam sobie, że ani trochę nie żałuję. Powtarzam to cały czas. Ale cholernie długo trwa, zanim udaje mi się w to uwierzyć... - Zerknęła na przyjaciółkę znad kolan okrytych czarną spódnicą. - Wtedy opada mnie cała reszta. Ze jestem kobietą pozbawioną poczucia moralności. Że nie mam sumienia. Że jestem niedobrą gospodynią, niedobrą żoną, niedobrą matką... Że jestem najgorszą kobietą w Archangielsku. - Mężczyzna - stwierdziła Raija. Odgadła to w jednej chwili, choć nigdy nie podejrzewała czegoś takiego. Przecież Oleg i Tonią byli tak szczęśliwi. Czyżby nie byli? Ale pasowali do siebie, dopełniali się nawzajem...

Mimo to wiedziała, że trafiła. Ujrzała, jak prawda odbija się na twarzy Toni. - Zawsze byli jacyś mężczyźni - stwierdziła dziewczyna z nutką goryczy w głosie. - Zawsze było ich zbyt wielu. To mój problem. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? * - Oleg - rzuciła Raija. - Olga. Może była zbyt ostra. Tonią aż skurczyła się pod spojrzeniem Raiji. Przemknęło jej przez myśl, że przecież przyjaciółka nie ma prawa nikogo sądzić. Nie ma prawa przemawiać w imieniu moralności. Tonią żyła swoim życiem. Raija swoim. Dokonywały własnych wyborów. Czasem wydawało się, że to los za nie decydował. A może tak się tylko usprawiedliwiały, gdy w ich życiu zdarzało się coś, do czego nie chciały się przyznać. - No właśnie - rzuciła cicho Tonią. Opuściła nisko kędzierzawą głowę. - Olga i Oleg. Nie chodzi tylko o mnie, prawda? Przedtem byłam tylko ja... - Wybacz mi. - Raija pogłaskała dziewczynę po policzku i objęła ramieniem. - Nie wolno mi tak mówić. W żadnym wypadku. Ode mnie powinnaś oczekiwać wsparcia, bo jestem twoją przyjaciółką. Bardzo cię lubię, Toniu. Nie osądzam cię. Nie mogę. - Nie chcesz wiedzieć, kto to jest? Raija wzruszyła ramionami. - Zastanawiam się - odparła szczerze. Archangielsk był pełen mężczyzn. Oczywiście, że się zastanawiała. Przez moment pomyślała o Jewgieniju, ale szybko odrzuciła tę możliwość. On by tego nie zrobił. Nie wobec niej. Raija mogła mu ślepo wierzyć. - Znienawidzisz mnie, gdy powiem ci, kto to jest - upierała się Tonią. Wyprostowała się. - Będziesz mną gardzić. Raija spojrzała na nią wyczekująco. - To Wasilij - rzuciła Tonią. - Twój Wasilij. - To nie jest żaden mój Wasilij! Tonią odgarnęła włosy z czoła i palcami ścisnęła skronie. - Może nie chcesz o tym wiedzieć. Ale to prawda! Spaliśmy ze sobą. Miałam jego ciało, a on moje. Oboje zabijaliśmy w sobie samotność i tęsknotę. Wasilij jest twój. Raija wiedziała, że nie ma prawa czuć gniewu i udało jej się uspokoić głos. - Nie wolno ci tego robić! - powiedziała stanowczo. - Nie możesz obciążać mojego sumienia z powodu twojego grzechu! Ja nie spałam z Wasilijem! On nie jest mój! Kocham Jewgienija i jest mi z nim nieskończenie dobrze. Nie chcę innego mężczyzny! - Szczęściara z

ciebie - rzekła Tonią z uśmiechem. - Wiesz o tym, Raijo - Raiso? Czy wiesz, jakie masz szczę- ście? - Nie kochasz Olega? Tonią pokiwała głową. - Oczywiście, że tak - odparła. - Kocham Olega. Dlaczego miałabym nie kochać? - Cóż - westchnęła Raija. - Właśnie sama podałaś ten powód. Wasilij ma dwie ręce, dwie nogi, zniewalający uśmiech, którym umiejętnie się posługuje, i spojrzenie, w którym dziewczynie łatwo zatonąć. - W takiej chwili mógł to być każdy inny - przyznała Tonią. - On był mężczyzną. A ja potrzebowałam mężczyzny. Olega nie było pół roku. Pół roku bez męża to nie ta wolność, o jaką mi chodzi. Chcę mężczyzny na stałe. Chcę móc poczuć jego ramiona, gdy za nimi tęsknię. Wspólnoty. Więcej niż ciała... - Zamilkła. - Nigdy tak się nie stanie, wiesz o tym, Raiju - Raiso. Z Wasilijem też nie. Ja myślałam o Olegu. On myślał o... - Przestań! Tonią usłuchała. - Nie za takim bezpieczeństwem czy spokojem tęskniłam - mówiła dalej. - Ale czułam się taka samotna, że niemal gryzłam sufit. Wtedy przyszedł. Żeby porozmawiać... - Zawahała się. - Nie powiem ci, o czym, bo obiecałam mu milczenie. Wierzy mi. Wszystko oparte było na zaufaniu... aż nadużyliśmy tego zaufania. Na pewno nie postąpiliśmy słusznie. Ale nasze dłonie tego chciały. My też. Pomagało zamknięcie oczu. Wystarczyła nam kuchenna ława. Był moment, gdy tylko żyłam i czułam, że jest mi wspaniale. Wasilij zasłużył sobie na swoją reputację. A ja na moją... Antonia skrzywiła się. Raija nie chciała tego słuchać, ale musiała. - To jest jak z tańcem - stwierdziła Tonią ironicznie. - Jeżeli znasz kroki, idzie ci o wiele łatwiej... Wasilij zna kroki. A potem była pustka. Widziałam pustkę w jego spojrzeniu. On widział ją w moim. Ale nadal jesteśmy przyjaciółmi. Bliższymi niż dawniej. Raija nie wiedziała, co powiedzieć. Z łatwością mogła sobie ich wyobrazić. Tonią na pewno nie przesadzała. Pomyślała o Olegu. - Sądzisz, że Oleg może mieć kobiety w portach na zachodzie? - spytała nagle Tonią. Raija nigdy o tym nie myślała. - Powiedział mi to kiedyś - przyznała Antonia z cieniem urazy w głosie. - Nie mógł dłużej ukrywać, więc się przyznał. I nie potrafił obiecać, że to się nie powtórzy... A więc nadal istniał świat kobiet i świat mężczyzn. Jak zawsze. Jeden zbiór praw dla kobiet, a drugi dla mężczyzn. Inna moralność dla kobiet, inna dla mężczyzn... - Ale to nie dlatego - dodała Antonia. - Nie zrobiłam tego dla odwetu. Nie chciałam się zemścić. Ja mu o tym nie powiem. Dlaczego miałabym mówić? On i tak by nie zrozumiał. A ty

rozumiesz, Raiju - Raiso? Tonią wpatrzyła się w Raiję natarczywie. - Rozumiesz, że zrobiłam to tylko z samotności, moja przyjaciółko? Raija pokiwała głową. Potrafiła to zrozumieć. I rozumiała, że Wasilij przypadkiem został kochankiem Antonii. Równie dobrze mógł to być któryś z jej stajennych. Może i dobrze, że to Wasilij. On nie będzie oczekiwał czegoś więcej. I będzie milczał. On czuje podobnie jak Tonią. - Zrobisz to jeszcze? Antonia zaśmiała się. - Niezła jesteś! Ja do niego nie pójdę. Ani do żadnego innego. Ale jeszcze jest wiele czasu do powrotu statków. Nie mogę obiecać, że się znów nie poczuję bezdennie samotna. Przecież nie mogę tego wiedzieć, prawda? Raija czuła się rozdarta. Lubiła wszystkie zamieszane w to osoby. Rozumiała je wszystkie. I żałowała wszystkich. - Jeżeli będzie musiał być ktoś - stwierdziła w końcu - mam nadzieję, że to będzie Wasilij. - Dlaczego? - zdumiała się Tonią. - Oboje wiecie, dlaczego to robicie. I nie ranicie nikogo więcej poza wami samymi.

2 - Ty o czymś myślisz - stwierdził Jewgienij. Siedzieli wieczorem razem, już sami. - Czyżbym nie zawsze myślała? - odpowiedziała pytaniem, które jednak nie zabrzmiało tak lekko, jak by chciała. - Wiesz dobrze, o co mi chodzi, mała - odparł, mierzwiąc jej włosy. W ciągu dnia jej surowy kok rozluźnił się. Wysuwało się z niego pasmo po paśmie, tworząc wokół twarzy delikatne obramowanie. To sprawiało, że wyglądała na co najmniej o pięć lat młodszą. Jewgienij zawsze uważał, że Raija jest piękna. Odnajdywał spokój patrząc na nią. Nadal nie mieściło mu się w głowie, że jest jego żoną. Nie pojmował, jak przedziwne koleje losu mu to umożliwiły. Po prostu skorzystał z szansy. Zawsze tlił się w nim strach, że to nie może długo trwać. Chyba nie wolno być aż tak szczęśliwym! Dlatego za każdym razem ściskało mu się serce, gdy Raija pogrążała się w myślach tak jak teraz. A jeśli...? - Co robicie tam w portach na zachodzie? W Norwegii? - spytała. Tym razem Jewgienij naprawdę się wystraszył. Nigdy wcześniej nie pytała go o Norwegię. Czyżby wracała jej pamięć? - Co robimy? - spytał, by zyskać na czasie. Chciał wybadać z jej twarzy, czy zobaczy to, czego tak się bał. Ale nic takiego nie ujrzał. Jednak nadal nie rozumiał, dlaczego zadała to pytanie. - Handlujemy - odparł. - A co myślałaś? - Tylko handlujecie? Raija najwyraźniej nie pytała ot, tak sobie. Coś ją gryzło. Jewgieniej pochylił się i zajrzał żonie w oczy. - Dlaczego pytasz? - A więc to nie tylko niewinny handel? Za nic nie mógł zrozumieć, jakiej odpowiedzi oczekiwała. Jej tok myślenia zawsze go zadziwiał. - Przecież jest was wielu mężczyzn. Na całe miesiące oderwanych od domu. Przecież w tych portach są także kobiety, prawda? - Matko święta! - odprężył się. - A więc ta cała zgadywanka była po to, by ustalić, czy

miałem tam kobiety? Nigdy nie mówiłem, że żyłem jak zakonnik! Oczywiście, że są tam kobiety. I wódka. I taniec, śpiew i zawody z Norwegami. A czego oczekiwałaś? Żeglujemy całymi tygodniami! Ale przecież ja już całe lata nie pływałem, kochanie. Przecież ci to obiecałem. Dotrzymuję obietnic. A teraz i tak bym tego nie zrobił. Nie mógłbym mieć nikogo poza tobą, Raiju, mój aniele. Z taką żoną jak ty nie potrzeba mi nikogo innego. Wystarczasz mi aż na zapas. Nie mógłbym obejmować żadnej innej. Nie masz powodu do zazdrości, moja kochana. Chyba nie dawałem ci ku temu powodów... - Nie chodziło mi o mnie - odparła Raija spokojnie. - Ale właściwie odpowiedziałeś mi już na moje pytanie. Długo milczała. Siedziała nieruchomo, nie poruszyła się nawet, gdy robótka wypadła jej z rąk. - W jaki sposób można by zmusić Olega, by został na lądzie? Jewgienij zaczął się domyślać. Raija powiedziała mu przecież, że odwiedziła ją Tonią. A więc nie pytała o siebie. Chodziło jej o przyjaciółkę. Co miał odpowiedzieć? Oleg nie był ani gorszy, ani lepszy od pozostałych. Kochał Tonie. Ubóstwiał ją. Ale był mężczyzną. I kapitanem. Miał w sobie dawne nawyki, które trudno było mu zmienić. Kobiety tego nie rozumiały. Nie potrafił wytłumaczyć, jak działały na nich tygodnie spędzone na morzu. Nie potrafił opisać samotności i przejmującego zimna, jakie czuli. Raija i Antonia nie umiałyby pojąć, że po tygodniach żeglugi w sztormowym wietrze nawet szpetna kobieta mogła wydawać się ładna. Nawet kupione ciepło mogło zapewnić mężczyźnie chwilę odprężenia. Nawet opłacony uścisk był w stanie odgrodzić go od samotności i głosu sumienia. - Oleg nie jest mną - powiedział Jewgienij w końcu. Nie umiał spojrzeć żonie w oczy. W duszy przeklinał Tonie. To do niego powinna z tym przyjść, a nie do Raiji! Czy Tonią nie rozumie, że Raija ma swoją własną moralność? Czy Tonią nie rozumie, że Raija poruszy niebo i ziemię, by pomóc swej przyjaciółce? - Oleg nie wyrzeknie się morza - mówił dalej. Trudno mu było tłumaczyć; miał tylko jedną rękę na poparcie słów. Do codziennych czynności wystarczała mu w zupełności, jednak do gestykulacji nie. - Morze jest częścią duszy Olega. Chyba to rozumiesz, Raiju. W jego żyłach płynie słona woda. Możesz się z tego śmiać, ale to w jego wypadku się zgadza. Choro- wałby, gdyby musiał wyrzec się morza. Byłoby to dla niego gorsze niż dla mnie utrata ręki.

Możesz to sobie wyobrazić, moja maleńka? - A Tonią? - spytała. - Olga? - Co z nimi? - Czy dla Olega morze jest ważniejsze od nich? Czy on naprawdę wybrałby morze, gdyby musiał? Jewgienij poczuł lęk. - Tonią nie powinna ci tego mówić - rzucił gwałtownie. - Nie powinna przychodzić do ciebie, by narzekać! Nie powinna! Raija była zdumiona. Aż wstała z krzesła i przemierzyła kilka razy pokój. Nie patrzyła w stronę męża. Przeszło jej przez myśl, czy się aby nie pomyliła co do niego. Czy wszyscy mężczyźni są tacy sami... Nic się jej nie zgadzało. - Tonią nie narzekała! Z kim miała porozmawiać, jak nie ze mną? Ze ścianą? Jest moją przyjaciółką! To oczywiste, że przyszła z tym do mnie. Gdy nie ma Olega, jestem najbliższą jej osobą. Czyżby nie wolno było dzielić z przyjacielem swego bólu?! - Rozmawiałabyś tak z nią... o mnie? - Gdybyś by! Olegiem, a ja byłabym równie zrozpaczona jak Tonią, to tak. Jewgienij wiedział, że kobiety rozmawiały o innych sprawach niż mężczyźni. Nie przyszło mu jednak do głowy, że Raija mogła rozprawiać o nim z Tonią. Że bywał obiektem ich kobiecej oceny. Mężczyźni mówili, oczywiście, o swoich kobietach. Prosto, bez owijania w bawełnę. Potrafili opisywać je bardzo dosadnie. Ale gdy kochali, sytuacja się zmieniała. Taką kobietę chronili jak rzadki kwiat. Wtedy skąpili innym opisów, kobieta miała być tylko dla nich... Nie przyszło mu do głowy, że Raija i Tonią dzielą się swoimi doświadczeniami. Że mogło być niebezpiecznie, gdy rozmawiały o uczuciach... - Tonią nigdy by tego od niego nie zażądała - stwierdził stanowczo. - Przecież sama nie była świętą, do diaska! To nic wielkiego nie znaczy, nie zdoła niczego pomiędzy nimi zepsuć! Powinna być na tyle dorosła, by to zrozumieć. Sama miała iluś tam mężczyzn, którzy się dla niej nie liczyli! Tonią by nigdy nie poprosiła Olega o dokonanie takiego wyboru. - Może i nie - odparła Raija. Nie powiedziała na głos tego, co myślała. Że Tonią rzeczywiście by nie poprosiła o to męża. Może by sama wybrała i po prostu odeszła. Już taka była, że wyrywała chwasty z korzeniami. Nie potrafiła cierpliwie pielić. Usuwała zło aż do korzeni. - Wiesz coś, czego ja nie wiem? - zastanawiał się Jewgienij.

Raija nie odpowiedziała od razu. - Jest coś, czym się nie mogę z tobą podzielić. To nie należy do mnie. Rozumiesz? Rozumiał. Tonią musiała powiedzieć Raiji coś, czego ta nie mogła mu przekazać. Musi sam porozmawiać z Tonią. Wytłumaczyć jej, że niczego w jej życiu nie brakuje. Że jej sytuacja zmieniła się od tamtego czasu, gdy była najbardziej szaloną dziewczyną w Archangielsku. Teraz miała rodzinę. To zobowiązywało. - W moim biurze czeka ten twój buntownik - rzucił lekko, by zmienić temat. Raija stała odwrócona do męża plecami i wyglądała przez okno w ciemność nocy. Jewgienij nie zauważył, że nagle wyprostowała kark. - On nie jest żadnym moim buntownikiem! On ma swoje imię. Jewgienij westchnął. A więc znów była w złym humorze! Miał wtedy trudności w znalezieniu bezpiecznego tematu rozmowy. Nawet wyznanie miłosne potrafiła uznać za atak. - Wasilij ma głowę na karku - powiedział. Oczywiście, że pamiętał jego imię. Lubił go. Był bystry. Umiał znajdować wyjście nawet w sytuacji, w której inni się wycofywali. Nie bał się niecodziennych wyborów. Znał wielu ludzi i potrafił nawiązywać kontakty. Dobrze było przebywać w jego towarzystwie. - Oleg miał świetny pomysł, by zaproponować mu stanowisko kapitana „Raiji”. I to mimo, że Wasilij brał udział w buncie załogi! - Może chcesz uczynić z niego współwłaściciela? - spytała Raija ostro. Czuła, że ma spocone dłonie. Nie chciała wydać się złośliwa. Nawet lubiła Wasilija. Nie chciała tylko, by znalazł drogę do jej życia. Dla wszystkich było najlepiej, gdy trzymał się z dala. Może Jewgie- nij tego nie wiedział, ale to było najlepsze i dla niego. - Nie rozumiem, co masz przeciwko niemu — rzekł Jewgienij. Spojrzał na żonę przenikliwie. Na jej policzkach pojawiły się wypieki, a w oczach płomień. Przez moment zastanowił się, czy nie zadurzyła się w Wasiliju. Kobiety uważały go za przystojniaka. Nie było tajemnicą, że w nich przebierał, mimo że jawnie romansował z żoną swego zmarłego brata. Wasilij nie ukrywał niczego. Ludzie musieli przyjmować go takiego, jakim był - albo dać sobie spokój. Wszyscy dobrze wiedzieli, że nie przejmował się opinią otoczenia. Jewgienij jednak był pewien, że Raija nie mogła obdarzyć uczuciem kogoś innego. Nie ona! Była jego Raiją. - Gdyby miał pieniądze, nie wahałbym się ani chwili - stwierdził stanowczo. - Oleg by się ze mną zgodził. Potrzebujemy kogoś takiego jak Wasilij.

Raija uśmiechnęła się krzywo. Odbicie w szybie pokazało ten uśmiech Jewgienijowi i zaniepokoiło go. - Może - powiedziała tylko. Oddałby wszystko, by móc zajrzeć w tej chwili do jej myśli. Wiedział bowiem, że nie powinien jej więcej pytać. Także nie Wasilija. Może Tonią coś wiedziała... Zamierzał kochać się z Raiją tej nocy. Chciał poczuć jej miękkie ciało, chciał dać jej całe ciepło i czułość, całą swoją miłość wyrażoną dotykiem, pocałunkami i gorącymi pieszczotami. Ale teraz nie mógł się na to zdobyć. Zasnął odwrócony do niej plecami, zmęczony nawałem myśli, o których nigdy nie sądził, że go najdą. Trudno mu też było następnego dnia zachowywać się swobodnie wobec Wasilija. Jewgienij złapał się na tym, że obserwował go uważniej niż kiedykolwiek. Oczy Wasilija przywiodły mu nagle na myśl oczy Rei jo. Jewgienij aż zadrżał. Było w Wasiliju także coś, co przypominało mu Aleksieja. Aż go zakłuło w piersi na wspomnienie brata. Przeraził go fakt, że odnalazł cechy tych dwóch mężczyzn w twarzy Wasilija. Mężczyzn, którzy wiele znaczyli dla Raiji. Zastanawiał się czasem, czy ona nie kochała ich bardziej niż jego. Nie miał wątpliwości co do siły jej uczucia do Mikkala, ale myśl o tych dwóch niepokoiła go już wcześniej. Jeśli ona też zauważyła te cechy w twarzy Wasilija, mogło to przywieść jej myśli ku przeszłości. Jewgienij zaczął przeczuwać, że kapitan „Raiji” mógł stać się niebezpieczny, choć mu to było bardzo nie na rękę: Oleg i on naprawdę potrzebowali tego człowieka! - Może któregoś wieczoru przyjdziesz do nas na kolację - zaproponował mimo to. Pewnie było to samoudręczenie, ale chciał dowiedzieć się więcej, widząc ich dwoje razem. Jewgienijowi nie mieściło się w głowie, by Raija umiała go zdradzić, ale lękał się, że mogła mieć ku temu okazję. Chciał ujrzeć ich razem. Zobaczyć, czy pasują do siebie. Sprawdzić, czy posyłają sobie znaczące spojrzenia. Poczuć, czy pomiędzy jego żoną a tym mężczyzną, którego zdążył polubić, istnieje jakieś napięcie. A może on sam z powodu swego nieczystego sumienia nieświadomie domagał się dla siebie kary? - Twojej żonie nie spodobałoby się, gdybyś wziął mnie ze sobą - stwierdził Wasilij. Jego twarz nie zdradzała żadnego uczucia. Mówił o Raiji jak o obcej osobie. Ale przecież, gdy leżał

chory, ona pojechała do niego! Cały Archangielsk mówił o tym, że go uzdrowiła! - Nigdy nie wybaczyła mi buntu. To było wyjaśnienie. Ale jednak znaleźli się tacy, którzy byli na pokładzie „Antonii” i widzieli rękę Wasilija spoczywającą na ramionach Raiji. I to już po buncie. A więc mu wybaczyła. Jewgienijowi oczy otworzyły się w ciągu jednego dnia. Poskładał w całość wszystko, co obiło mu się. o uszy w ciągu tych trzech lat. Suma wyszła inna, niż się spodziewał. Przeraziła go. - Nie wiem, jak bym się miał zachowywać wobec takiej kobiety jak twoja żona - mówił dalej Wasilij. Coś za dużo znajdował powodów, by nie przychodzić do domu Olega. - Najlepiej czuję się wśród tych, których widzisz w porcie. To ludzie równi mnie, Byków! - Ty należysz do nas, Uskow! - Jewgienij użył nazwiska Wasilija, tak jak on jego. To zwiększało dystans. - Nie jesteśmy inni. Wasilij oparł się o półkę. Spojrzał przeciągle na pryncypała zmrużonymi oczami. Jewgienij mógł stwierdzić na pewno, że były bardziej zielone niż niebieskie. Z całą pewnością przypominały oczy Reijo. Już tyle lat nie widział Reijo. Może nie pamiętał go już dobrze? Wypchnął go ze swojej pamięci, bo nie chciał myśleć o niczym, co przywodziło na myśl przeszłość Raiji. Stale się bał, że żona może obudzić się w nocy i usłyszeć, jak on mówi przez sen coś, co może wszystko zdradzić. Jewgienij walczył z lękami, które trudno było sobie wyobrazić. Ale mało kto opierał swój byt na tak kruchych podstawach, jak on. - Wiesz, jak ją nazywają? - spytał go Wasilij, uśmiechając się nieznacznie. - Peleryna? - zgadywał żartobliwie Jewgienij. Znał przydomek, jakim ją obdarzyli. Śpiewano pieśni o kobiecie w czarnej pelerynie. Wasilij potrząsnął głową, nadal się uśmiechając. Jewgienij wiele by oddał, by wiedzieć, co się kryje za tym uśmiechem. - Ludzie, których Walentin wybrał na męczenników swojej sprawy, a których ona uratowała, mówili, że świetna byłaby z niej caryca. Lepsza niż te z dynastii Romanowów. Znów ten uśmieszek, który tak zaniepokoił Jewgienija. Który niemal go przekonał, że Wasilij znalazł jakąś boczną drogę do serca Raiji. - Oni, Kazimir i inni, nazwali ją Caryca. Mówili to z oddaniem. - A ty? - Jewgienij musiał zadać to pytanie. - Ona także dla mnie jest Carycą. Jewgienij pokiwał głową. Musiał przecież pamiętać, że to za nią szło. W Norwegii także

miała więcej niż jednego zakochanego w niej mężczyznę. W miłości okazywała wielkie serce. Ona nie prosiła, by ją kochano. Zakochiwali się w niej wbrew jej woli. Ona nigdy nie obiecywała więcej, niż mogła dotrzymać. Zawsze była wobec siebie uczciwa. Gryzło go to. Rozumiał, że Wasilij mógł darzyć Raiję głębszym uczuciem. To było jasne. Ale nie mógł pojąć, że Raija byłaby w stanie prowadzić podwójną grę. Nie mieściło mu się w głowie, że mogła go zdradzić. Aż do końca dnia chodził zgnębiony. Wasilij wrócił do domu. Jewgienij zgasił lampę i siedział chwilę w ciemności. Myślał. Zamknął drzwi. Głęboko odetchnął chłodnym, wieczornym powietrzem. Dobiegł go szum morza i odgłosy z portu. Nie chciał jednak tam iść. Widział światło karczmy. Zastanawiał się, czy to tam powstawały pieśni o carycy. Przypomniał sobie nagle, że jedną kiedyś usłyszał. Nie pamiętał słów, tylko melodię. Próbował ją zanucić, gdy poszedł w kierunku domu Antonii. - Nie obciążaj swoimi kłopotami Raiji! - rzucił na powitanie. Zobaczył, jak w Toni rośnie złość. Nigdy nie bał się jej gniewu. Przeciwnie, uważał nawet, że jest odświeżający. Teraz też wolał zmierzyć się z gniewem Antonii niż z bólem rosnącym w jego własnej piersi. Cały czas urywek melodii nie opuszczał jego głowy. - Powinnaś była przyjść z tym do mnie - Jewgienij nie dopuszczał zdumionej Toni do głosu. - Mogę porozmawiać z Olegiem, sprawić, by rozważył pozostanie na lądzie przez większą część roku. Czy to by pomogło? Tonią nie odpowiadała. Stała z ramionami skrzyżowanymi na piersi i patrzyła wyczekująco na Jewgienija. - Ale ty przecież, u diabła, nie należysz do kobiet, które bywają zazdrosne! - A skąd ty wiesz, jaką kobietą teraz jestem? - spytała Tonią cicho. - Nadal mnie widzisz jako To nie - Dla - Każdego? Nie uważasz, że ja też mogę się czuć samotna? Nie sądzisz, że mam swoją dumę? - Powinno ci wystarczyć rozumu, żeby wiedzieć, że kobieta, którą kupuje się na jedną noc, nic nie znaczy. Następnego dnia nie pamięta się jej twarzy. - Z tym mogłabym się pogodzić - rzuciła Tonią, prostując dumnie kark. Spojrzała Jewgienijowi w oczy i mówiła dalej pewnym tonem: - Ale jestem sama. Czuję się samotna. A nie jestem kobietą stworzoną do życia w samotności. Nie potrafię tak żyć. Chyba nigdy nie potrafiłam - dodała w zamyśleniu. - To może dlatego przechodziłam z jednych ramion w drugie. Jestem w stanie dużo ofiarować. Ale jestem cholernie wymagająca. Nigdy nie umiałam zadowalać się okruchami.

- On nigdy nie byłby całkiem szczęśliwy, gdyby musiał pracować na lądzie, zdmuchując kurz z papierów - powiedział cicho Jewgienij. Oczy Antonii, zwykle pełne radości, były przepełnione bólem. - Ja też nigdy nie będę całkiem szczęśliwa. Nie powinnam wychodzić za marynarza. Powinnam wybrać woźnicę. Mogłam w nich przebierać jak w ulęgałkach. Powinnam wybrać sobie drwala. Kogokolwiek, byle nie takiego, który ma morze we krwi. - Czy wszystkie kobiety myślą tak jak ty? - spytał Jewgienij. - Raija - Raisa? - Tak, ją miałem na myśli - przyznał, próbując oderwać choćby drzazgę z gładko wypolerowanego stołu. - Ona nie tęskni za niczym. Dobrze jej z tym, co ma - odparła Tonią w zadumie. - Jest jedną z niewielu osób, które są zadowolone z tego, co osiągnęły. Ja zawsze za czymś tęskniłam. Zawsze zaglądam za płoty i myślę, że tam byłoby mi lepiej. Mogłabym tam przejść, ale pewnie wtedy chciałabym iść jeszcze dalej. Raija - Raisa rozgląda się na boki i uważa, że gdzie indziej jest ładnie. Ale wystarcza jej to, co widzi blisko. Uważa, że w obrębie jej płotu też jest pięknie... - A gdybym powiedział ci, że się mylisz? Antonia ani na chwilę nie spuściła z niego wzroku. - Wtedy bym odpowiedziała, że to ty się mylisz, Jewgieniju Dymitrowiczu! Oznaczałoby to, że wcale nie znasz własnej żony. - Może i nie znam... Antonia zaczęła się czegoś domyślać. Coś tu się nie zgadzało. Może to Jewgienij najbardziej potrzebował wypłynięcia w morze? Na lądzie zbyt dużo myślał. - Czyżbyście się pokłócili z Raiją? Ona potrafi mnie zrugać, ale nigdy nie widziałam, żebyście wy kiedykolwiek się kłócili! - Sądzę, że ona kogoś ma. Antonia aż otworzyła usta ze zdziwienia. Upewniło to Jewgienija, że ona o niczym nie wie. Cokolwiek to było, Raija nie podzieliła się tą tajemnicą z przyjaciółką. Właśnie to przekonało Jewgienija, że sytuacja jest poważna. Rzeczy ukrywane były bardziej niebezpieczne. - Chyba nie mówisz serio - rzuciła w końcu Antonia. Jednak blada twarz Jewgienija wyrażała pewność. W jego duszy nie było miejsca na wątpliwości. Pokiwał głową. - To niemożliwe! - wykrzyknęła Tonią. - Ona by tego nigdy nie zrobiła. Raija uważa, że kocha się jednego mężczyznę na raz. Gdyby cię już nie kochała, byłbyś pierwszym, który by się

o tym dowiedział. Dobrze wiesz, jakie ona ma zasady, czyż nie? - Nabrała oddechu. - A poza tym ona cię kocha, ty zakuta męska pało! Że też przyszło ci to do twojego drewnianego łba! Jak, u diabła, mogło ci coś podobnego wpaść do głowy? Nikt by tego o niej nawet nie śmiał powiedzieć! Skąd ci się to wzięło? - Jakieś słowa, spojrzenia, wyraz twarzy... No i mężczyzna, który nie zaprzeczał, że ona mu się podoba - wydusił z siebie Jewgienij. Był udręczony swoimi podejrzeniami. Coraz boleśniej ściskały go za gardło niczym sznurem. - Czy ten mężczyzna to przypadkiem niejaki Wasilij Uskow? - spytała Tonią, zaciskając pod stołem dłonie w pięści. Jewgienij pokiwał głową. - Co dokładnie powiedział? Musiała się tego dowiedzieć. Jeśli on nie umiał trzymać języka za zębami, równie dobrze może się stąd wynosić do Kem albo Murmańska! Jewgienij powtórzył. Ulga spłynęła na Tonie gwałtowną falą. - Dlaczego sądzisz, że Raija miała z nim cokolwiek do czynienia? - spytała. Jewgienij powiedział jej i to. Dobrze było z kimś się podzielić tymi myślami, które wypełniały go całego. Odczuł dużą ulgę. - I uważasz, że to ma sens? - spytała Tonią, gdy skończył. - Czy naprawdę sam w to wierzysz? Ale on nie chciał się zastanawiać. Nie chciał podważać słuszności tego, co sobie ułożył. Uznał, że się nie myli. - Nie miałaś trudności z odgadnięciem, kto to jest - przyznał z trudem. Już się dręczył myślą, że Raija rozmawiała z Tonią o Wasiliju. Zastanawiał się, jakimi słowami go opisywała, co ją w nim urzekło... - Raija nigdy by ci tego nie zrobiła - stwierdziła Tonią z pewnością w głosie. - Nie z Wasilijem. Ani z nikim innym. - Ale dlaczego wskazałaś właśnie jego? I to bez mrugnięcia okiem! Antonia uśmiechnęła się słabo. - Masz rację co do jednego, Jewgienij. Wasilij jest nią zauroczony. Ubóstwia ją. Nawet sama Raija nie wie, jak bardzo. Sądzi pewnie, że to ot, takie sobie zakochanie, które pewnie wkrótce minie. Kobiety wyczuwają, gdy podobają się jakiemuś mężczyźnie. Ale Raija - Raisa zapomina, że Wasilij jest dorosłym mężczyzną. Że dawno już przestał być rumieniącym się młodzieńcem, który często się zakochuje. Ona uważa, że to tylko przelotne uczucie. Rozumiesz?

- Czy cały Archangielsk wie, że ten mężczyzna pożąda mojej żony? Antonia przechyliła głowę na ramię. Uśmiechnęła się, zmęczona. Nadal nie pojmowała, jak Jewgienij mógł wymyślić coś takiego na temat Raiji. Nie rozumiała, że mógł być tak ślepy na miłość, którą Raija mu tak szczodrze okazywała. To było niepojęte. - Nazywał ją Carycą - powiedziała spokojnie. Z łatwością wyobraziła sobie Wasilija, gdy to mówił. Jego złagodniałe spojrzenie, leciutki uśmiech błądzący przy jednym kąciku ust. Ona to widziała. Słyszała też, jak wymawiał jej imię: najpierw zbierał się w sobie, a potem dźwięki jakby same się toczyły. Za każdym razem, gdy je wymawiał, całował je. - Przecież nie jesteś głupi, Jewgienij, mój przyjacielu! - westchnęła Antonia, biorąc jego dłoń w swoje ręce. - Caryca jest daleka i nieosiągalna. Nie wolno jej dotykać. Stoi wysoko, wysoko ponad tobą, ale masz prawo ją podziwiać. Możesz nawet ją ubóstwiać, jeśli chcesz. Ona stanowi sobą wszystko, czego nie możesz osiągnąć. Tak właśnie widzi ją Wasilij. Nigdy nie przyszłoby mu na myśl, by jej dotknąć. Kocha ją na odległość, z pełnym szacunkiem. Jego uczucia do niej są czyste jak uczucia mnicha. To nieodwzajemniona miłość, kochany Jewgieniju. On wie o tym. - A skąd ty to wiesz? Antonia przełknęła ślinę. - Bo Wasilij jest moim kochankiem. Powiedziałam to Raiji - Raisie. Rozumiesz teraz jej uśmiech? Jewgienij pochylił kark. Rozumiał. Z całych sił pragnął, by cofnąć to wszystko, by nadal nic nie wiedzieć. By nie dać się zwieść podejrzeniom. Ale nie mógł zamknąć oczu na coś, co już zobaczył. - Wasilij jest nadal ten sam - mówiła dalej Tonią. - Nie odbieraj mu tego, co zamierzałeś mu dać, tylko z tego powodu. Nic nie poradzi, że widzi anioła w Raiji - Raisie. To nie tylko jego wina leży w tym, czym się obdarzyliśmy. - Oleg? - Gdy Oleg wróci, będzie już po wszystkim. A może i wcześniej - oświadczyła Tonią. - To nie ma znaczenia, wiesz, Jewgienij? Ciemność oznacza ciepło. Poczucie, że jest się parą, nawet przez krótką chwilę. Rano jestem równie samotna. Może nawet podwójnie samotna. Ale te chwile przynoszą też rodzaj szczęścia... Jewgienij nie umiał znaleźć słów oskarżenia. Zbyt dobrze pamiętał własne słowa, którymi tłumaczył samotność na morzu i usprawiedliwiał to, co robili, by ją ukoić. Tonią użyła niemal tych samych słów, jednak w jej ustach brzmiały inaczej. Była przecież kobietą... To stanowiło dla niego różnicę. Ale była też jego przyjaciółką. Nie umiał nazwać jej tym słowem, które w innym przypadku cisnęłoby mu się na usta.

- Żeby tylko Oleg się o tym nie dowiedział! - poprosił. Potrząsnęła głową. - Jestem na tyle silna, by sama ponosić konsekwencje moich błędów - odparła. - Wiem, co robię. Uczyniłam to z pełną świadomością, Jewgienij. A ty wracaj do żony. I też sam odpokutuj za swoje błędne przypuszczenia. Nie wolno ci wspomnieć jej o tym ani słowem, słyszysz? Ja Raiji tego nigdy nie powtórzę, i ty też, u diabła, masz milczeć! Potaknął. - Też jestem na tyle silny.

3 Jewgienij rzeczywiście nie wspomniał Raiji o Wasiliju. Nie powiedział jej, o czym rozmawiał z Tonią, wspomniał tylko, że u niej był. Zwątpienie, z którym się zmagał, należało tylko do niego. Zrosło się z nim tak, jak z Raiją jej zaufanie. Pewne rzeczy należy znosić samemu, by móc być godnym jej mężczyzną. Nie udało mu się przestać lubić Wasilija. Jewgienij przypuszczał, że powinien. To pewnie błąd, że czuł rodzaj wspólnoty, wręcz pokrewieństwa z tym mężczyzną, który żywił tak silne uczucie do kobiety, którą on sam miał za żonę. Jewgienij pamiętał swoje przeżycia. Znajdował się dokładnie na takiej samej pozycji, jak teraz Wasilij. Wręcz utożsamiał się z nim, wiedział, co on czuje. Mógł sobie wyobrazić marzenia tamtego. On to przeżył. Sam marzył. Nic, przez co przechodzi Wasilij, nie było mu obce. Wasilij był z pewnością silniejszym człowiekiem niż on. Musiał nauczyć się żyć z marzeniami i tęsknotą, której nawet nie mógł ubrać w słowa. Do czasu, gdy znalazłby kobietę, która przysłoniłaby mu Raiję. A Jewgienij dobrze wiedział, jakie to trudne. To popołudnie różniło się od innych. Wasilij i Jewgienij pili herbatę. Wokół nich leżały rozrzucone papiery. Z niezapowiedzianą wizytą przybyli ludzie gubernatora. Chcieli wiedzieć, kogo zamustrowali na statki. Kogo na mniejsze frachtowce. Chcieli wiedzieć, czy mają swoich rybaków w Finnmarku. Musieli podać wszystkie nazwiska. Wszelkie informacje, których ci ludzie sobie życzyli. Chcieli wiedzieć, kto był winien właścicielom pieniądze, i ile. O ich rodzinach. A najbardziej dopytywali się, czy pracuje u nich ktoś z terenu, gdzie spotykają się rzeki Dwina i Suchona. - Mało jest marynarzy z tych okolic - odpowiedział im Jewgienij. Ich załogi pochodziły z okolicy, głównie z samego Archangielska. Odeszli, nawet nie dziękując za pomoc. Ani za przyjęcie. Jewgienij postawił na stół i herbatę, i likier, czym się chętnie częstowali. - Chciałbym wiedzieć, czego szukali - powiedział Jewgienij, w zamyśleniu składając papiery. Niektóre były tak zniszczone, że po niedbałym potraktowaniu przez przybyszów nawet porozdzierały się na zgięciach. - Kogo - poprawił Wasilij. Stal przed nim w zarękawkach i kładł na miejsce zebrane przez Jewgienija papiery. - Tu nie chodziło o ładunki. Nie podejrzewali nas o przemycanie

czegokolwiek. Im chodziło o jakiegoś człowieka, Jewgienij. Możesz być pewien. - Zamyślił się na chwilę. - Chciałbym wiedzieć, o kogo im chodzi. Dlaczego. Nie słyszałem żadnych po- głosek. To dziwne. Bo on pochodził z głębi kraju... - Ludzie gubernatora już wcześniej „widywali zjawy - zauważył Jewgienij. - Oni nie pytają, czy to chwast, tylko wyrywają roślinę z korzeniami. To dlatego tu nic nie rośnie. Wasilij zaśmiał się. - A może powinniśmy pomyśleć o łowieniu ryb - zmienił temat bez mrugnięcia okiem. - Moglibyśmy na tym zarobić. Nie kosztowałoby to tyle, co kupowanie ryb u Norwegów. I mielibyśmy lepszy towar. Jewgienij zauważył, że Wasilij powiedział „my”. Był kapitanem na „Raiji”, ale należał do tego rodzaju ludzi, których nigdy nie zadowala to, co osiągnęli. Miał w sobie ambicję, której Jewgienijowi i Olegowi nie wolno było zmarnować. Wasilij był człowiekiem, którego potrzebowali. Należało mu się prawo do używania tego „my”. - Na pewno musielibyśmy płacić im opłaty, ale nie przekroczyłyby zysków. Załoga z czterech osób, może jeszcze chłopak na przyuczenie. Moglibyśmy zawieźć trochę drewna i zbudować w jakiejś osadzie chatę dla załogi. To nie byłoby drogie. Nadal moglibyśmy przewozić towary statkami, wtedy zysk znacznie by się zwiększył. Ciągle jest tu zapotrzebowanie na ryby. Zawsze będzie. Wiesz o tym lepiej niż ja... - Wydaje się, że wiesz całkiem dużo i beze mnie - uśmiechnął się Jewgienij. Na półkach zapanował jaki taki porządek. Wasilij przysunął swoje krzesło do biurka Jewgienija. - Ludzie znad Onegi łowią ryby na zachodzie - powiedział. - Nie jest ich wielu, ale ważne jest zacząć jak najwcześniej. Oni nie napotykają wielkiego sprzeciwu wśród miejscowych. Jakiś zawsze będzie, ale potem idzie dobrze. Od stuleci przybywają tam na połowy Finowie. Wracają na zimę do domu, ale zostawiają na wybrzeżu swoje szopy. My też byśmy tak mogli. Możemy tam dopłynąć, a Finowie muszą dostawać się lądem... - Coś w tym jest - przyznał Jewgienij. Kiedyś rozważali z Olegiem, czy nie zająć się połowem ryb, ale tylko na Morzu Białym. Wtedy odrzucili ten pomysł. Doszli do wniosku, że bardziej się opłaca przewóz towarów na handel. - Podoba mi się ta myśl - dodał. - Ale muszę o tym porozmawiać z Olegiem. Wasilij skinął głową. Jewgienij pomyślał, że Wasilij to twarda sztuka. Nawet nie drgnął, gdy wspomniał Olega. Ale cisza zaczęła im ciążyć.

- Nadal odwiedzasz Tonie? - spytał w końcu Jewgienij. Wasilij tym razem nie zdołał ukryć zdumienia. Wreszcie uśmiechnął się rozbrajająco i rozłożył ręce w jakby przepraszającym geście. Jewgienij podejrzewał jednak, że tamten ani trochę nie żałuje swego postępowania. - A więc już wiesz? - westchnął Wasilij. - To wszystko miało być tajemnicą... - Wzruszył ramionami. - Nie wiem, czy to w ogóle znaczyło dla nas aż tak wiele, by warto było ryzykować... Jewgienijowi przyszło na myśl, że mógłby teraz odegrać rolę rycerza - obrońcy honoru Antonii. Wyciągnąć miecz i zażądać okazania należnego jej szacunku. Ale nie zdobył się na to. Nie poczuwał się do tego, by kogokolwiek nauczać moralności. Oczywiście, było mu cholernie żal Olega, ale nie umiał mieć pretensji do Wasilija. Antonia robiła to, co chciała. Jak zawsze. I nadal taka będzie, póki starczy jej tchu w piersiach. - Pewnie teraz każesz mi odejść? - odezwał się Wasilij. - Nie mam innej możliwości pracy. Jestem na czarnej liście u wszystkich, którzy mają statki wokół Morza Białego... Jewgienij potrząsnął głową. - To twoje życie - powiedział. - Tonią nie jest moją żoną. I Bogu niech będą za to dzięki! - dodał z żarliwością. - Nie będę się wtrącał w twoje poczynania. - Pewnie nadszedł już czas pożegnania z Tonią - stwierdził Wasilij lekkim tonem. - Nie jest rozsądne brnąć w to dalej, gdy są oczy, które widzą, i uszy, które słyszą. Ja się tym nie przejmuję, bo zawsze o mnie szeptano. To między innymi dzięki mnie Archangielsk ma rozrywkę... - dodał z szelmowskim uśmiechem. - Ale Tonią jest zbyt wspaniała, by narażać ją na coś takiego. Nie chcę, żeby o niej plotkowano. Teraz uśmiechnął się Jewgienij. - To także dzięki Toni Archangielsk ma się czym bawić - rzucił. - Miał - poprawił go Wasilij z nagłym ogniem w oczach. - Niektórym udaje się od tego uwolnić i plotki cichną. Nie chcę, by z mojego powodu znów mogli tak mówić o Toni. - To nie były plotki - uspokoił go Jewgienij. - Wiesz, jakie są kobiety: zawsze muszą wszystko omówić. Tonią powiedziała o tym Raiji. Wasilij nie pytał o więcej. Ale jego wzrok płonął. Płonął takim ogniem, jaki Jewgienij widział u Aleksieja, gdy ten wrócił z Norwegii i powiedział mu, że jeszcze nigdy nie kochał równie mocno żadnej kobiety. To było już ponad dziesięć lat temu. Całą wieczność temu. - Raija i ja nie mamy przed sobą tajemnic - dodał Jewgienij. Wiedział, że wbija teraz nóż w serce Wasilija, ale współczucie pojawiło się dopiero wtedy, gdy wypowiedział te słowa. Była w nim pewna doza goryczy i bólu.

Bo Raija należała do niego. Tylko on miał prawo coś takiego do niej czuć. Nie chciał się nią z nikim dzielić. Była tylko jego. - Jesteś szczęściarzem - westchnął Wasilij. Okazał się na tyle silny, by patrzeć przy tym Jewgienijowi w oczy. Na tyle silny, by przyznać się do tego, co go przepełniało. Wbrew swojej woli Jewgienij musiał go za to podziwiać. - Tak, jestem - odparł. - Jestem szczęściarzem. Olga rzadko płakała. Była miłym dzieckiem. Patrzyła na Antonię mądrymi oczami. Znała wiele słów. Dużo rozmawiały, śpiewały. Tonią kochała małą. Dobrze jej było z córeczką. Olga nadała jej życiu nowy wymiar. Nową treść. Ale Antonia wiedziała, że dziecko nigdy nie stanie się dla niej jedynym sensem życia. Gdy Olga leżała już w łóżku, gdy wysłuchała już wszystkich maminych bajek i kołysanek i gdy rzęsy rzucały cień na jej krągłe policzki, Tonią wychodziła cicho do kuchni i zamykała za sobą drzwi. Wtedy miała czas na swoje własne myśli. Była złą żoną. Była okropną matką. Ale co tam, i tak niezła z niej kobitka! Antonia nie potrafiła czuć do siebie pogardy. Pewnie, że nad wieloma sprawami nie panowała. Ale wiedziała, że ma swoją wartość. I uświadamiała sobie w głębi duszy, że marnowała część tej wartości przez nieustanne czekanie. To tak, jak ze srebrnymi monetami. Czernieją, gdy nie są używane. Zawsze była niespokojna. Może dlatego ona i Wasilij mogli sobie coś ofiarować. Dlatego nie było pomiędzy nimi tylko pustki. Dlatego on nadal przychodził, a ona nadal go przyjmowała. On też miał w sobie coś z poszukiwacza. Niechęć do wiązania się na stałe. Byli do siebie podobni. Zbyt podobni, by ich romans mógł trwać. Antonia wiedziała, że to się musi skończyć. Wiedziała, że nie będą już mieli czym się obdarzać. Ze ich przygoda dobiegnie kresu, zanim nastanie lato. Przede wszystkim: zanim Oleg wróci z rejsu na „Sankt Nikołaju”. Wtedy znów będzie żoną. Teraz jeszcze czekała na Wasilija. Nie zdziwiła się, gdy nadszedł wraz z ciemnością nocy. Wśliznął się przez uchylone drzwi. Był ubrany na ciemno, by móc się skryć w cieniu.

W ciemnościach wszystkie koty są szare. Wasilij podczas odwiedzin zachowywał się ostrożnie. Na pewno nie po raz pierwszy wchodził do domu, w którym spało dziecko. Nie po raz pierwszy witały go kobiece ramiona i szept, że musi być cicho. Objął Antonię i pocałował we włosy. Był to przyjacielski uścisk. Ona była jego przyjacielem. Ława pomiędzy ścianą a stołem kuchennym już niejeden raz użyczała im gościny. Tonią pociągnęła na nią Wasilija, obejmując go w pasie. - Byłam taka samotna - wyznała. Wasilij odgarnął loki z jej czoła. Spojrzał na nią z melancholią i czułością. Kochał ją. Jak przyjaciela. Nie powinien budzić w sobie drzemiącego pożądania. Ona była jego przyjacielem! Nie powinien używać jej ciała, by odegnać swoje tęsknoty. To nie w porządku. Wobec niej. A także wobec Raiji. Raija wiedziała o wszystkim. Nie spodziewał się tego. Sądził, że Antonia będzie trzymać język za zębami. Ale najwyraźniej kobiety dzieliły ze sobą więcej tajemnic niż mężczyźni. Wcześniej by się tym nie przejął. Było mu obojętne, kto ile o nim wie, co kto o nim mówi. Zupełnie obojętne. A teraz obchodziło go, co Raija o nim myśli. Jeżeli w ogóle to robi. . - Przyszedłem powiedzieć ci, że nie powinniśmy tego więcej robić - wyszeptał z ustami przy skroni dziewczyny. Wyczuwał jej puls wargami. Było to bardzo zmysłowe. Pokiwała głową. Oczywiście, że się zgadzała. - Sama o tym pomyślałam - odparła cicho. Nie był to szept. Umiała tak ściszyć głos, że stawał się jakby mroczny i niebezpieczny. Niebezpiecznie kuszący. - To nie ma przyszłości - dodała i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. Jej oddech był jak pieszczota. Wasilij biegł do niej przez wiele ulic. Było mu aż za ciepło pod zimową kurtką, którą musiał założyć ze względu na jej kolor, dzięki któremu mógł stopić się z cieniami rzucanymi przez domy. - To nie ma korzeni - mówiła dalej, rozpinając tę kurtkę. - Żadnych fundamentów, Wasilij. Niczego, Waśka, Waśka... Użyła zdrobniałej formy jego imienia, choć w ten sposób nawet wabiło się zwierzęta. Ale w jej ustach brzmiało to pieszczotliwie i ciepło. Był jej bliski. Był kimś, kto będzie dla niej

coś znaczył bez względu na to, czy przed nimi była przyszłość, czy nie. - Może zupełnie nie ma niczego - dodała, zrywając z niego okrycie. Wasilij dobrze wiedział, do czego to prowadzi. A przecież przyszedł, by z tym skończyć. Choć ostatecznie nic się nie stanie, jeśli zrobią to jeszcze ten ostatni raz. Jeden, ostatni raz... - To jest przecież sen - wyjaśniła mu. Oczy miała półprzymknięte. Pocałowała go z uśmiechem. Wasilij też zamknął oczy przy pocałunku. W ramionach Antonii potrzebował mroku. Nie potrafił kochać się z nią z otwartymi oczami. Popełniał oszustwo. Wobec tylu osób. Także wobec siebie samego. Puścił Antonię i zgasił lampę. Został tylko ogień na palenisku. Ale było wystarczająco ciemno, by mógł zdjąć jej spódnicę, rozpiąć bluzkę i zsunąć ją z jej ramion. Zdążył też sam się rozebrać. Nagi opadł na kochankę na wąskiej ławie. Nie mieli żadnego koca ani pod sobą, ani na sobie. Grzali się ciepłem swoich ciał. Żar drugiego ciała zastępował pierzynę. Dłonie ich splątały się, gdy oboje usiłowali uwolnić Tonie od bielizny. Śmiali się, walcząc z halką i długimi do kolan majtkami. - Masz niezłe doświadczenie w rozwiązywaniu damskich wstążek - zachichotała, gdy znów przygniótł ją swym ciężarem. - Wiele prób, ale nie wszystkie zakończone powodzeniem - rzucił. Nie musiał się z niczego przed nią tłumaczyć. Ona tego nie potrzebowała. Pod tym względem była do niego bliźniaczo podobna. Nie tracili czasu na rozmowy. Ich żar buchnął jasnym płomieniem. Tonią w jednym momencie była łagodna i poddająca się. W następnym - dziksza niż konie kupowane na południu kraju. Wymagająca i kierująca. Intensywna jak pożar lasu. Wygłodniała. Nogami oplatała Wasilija, miękkimi udami pieszcząc jego twarde lędźwia i nagle zacieśniając uścisk. Antonia dawała. I wymagała. Nie wystarczało jej czyjeś dyszące ciało i mokre pocałunki na szyi. Pragnęła więcej niż kogoś, kto jak worek mąki opadał ciężko na nią, zanim ona zdążyła się rozgrzać.