a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony854 643
  • Obserwuję553
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań669 213

Chris Culver - Opactwo

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Chris Culver - Opactwo.pdf

a_tom EBOOKI PDF
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 284 stron)

1 Nie cierpiałem powiadamiania najbliższej rodziny. Większość ludzi domyślała się, po co przyszedłem, gdy tylko otwierali drzwi. Udawali wtedy dzielnych i silnych, ale prawie wszyscy byli załamani. Widziałem to w ich oczach. Patrząc na mnie, domyślali się jeszcze czegoś – że później wrócę do domu, jak gdyby nic się nie stało. Może przytulę rodzinę troszkę mocniej niż zwykle, ale życie będzie dla mnie biegło dalej zupełnie normalnie. Większość nienawidziła mnie za to, co musiałem im przekazać, a ja nie mogłem ich winić. Wiara muzułmańska mówiła mi, że ucieczka od ich spojrzeń w alkohol jest obrazą w oczach Allacha, ale miałem to gdzieś, póki picie pomagało mi spać bez koszmarów. Zaparkowałem służbowego forda crown victorię obok skrzynki pocztowej przed domem siostry i wziąłem głęboki oddech. Zastygłem, gdy oblała mnie znajoma fala niepokoju. Kiedy się do tego zadania zgłosiłem, od razu wiedziałem, że czeka mnie jedna z tych nocy, które będę musiał zapomnieć, ale dopiero teraz rzeczywiście to odczułem. Miałem wrażenie, jakby drut kolczasty rozdzierał mi trzewia. Wysiadłem z samochodu. Moja siostra mieszkała z mężem w czterystumetrowym, zabytkowym domu, w którym pomieściliby się wszyscy moi krewni i powinowaci. Jako mieszkaniec mniej zamożnej dzielnicy i mniejszego domu cieszyłem się, że tak jednak nie jest. Mój szwagier, Nassir, uśmiechnął się, kiedy otworzył frontowe drzwi, ale zesztywniał, gdy nie odwzajemniłem uśmiechu. – Co się stało? – zapytał. – Za chwilę porozmawiamy – powiedziałem. – Gdzie Rana?

– W kuchni – odparł, nie zdejmując dłoni z mojego ramienia. – Wejdź. Wszedłem, a Nassir zamknął za mną drzwi. Parter domu wyglądał tak, jak zwykle wyglądają dobrze utrzymane zabytkowe domy. Pokoje były przestronne i jasne, a klepki parkietów, równe i czyste, pokrywała głęboka patyna, jaką można uzyskać tylko dzięki osiemdziesięciu latom pastowania i froterowania. Nassir na wpół prowadził, na wpół pchał mnie w głąb głównego korytarza aż do kuchni na tyłach domu. Rana stała przed kuchenką gazową na tyle dużą, że byłaby zupełnie na miejscu w kuchni któregoś z hoteli w Las Vegas. W powietrzu unosił się zapach czosnku i drożdży. – Ash. – Uśmiechnęła się do mnie. – Myślałam, że wychodzicie dzisiaj wieczorem z Hannah na miasto. – Taki był plan – potwierdziłem. – Chciałbym, żebyście oboje usiedli. Musimy porozmawiać. * Nassir i Rana przyjęli wiadomość tak spokojnie, jak można by po nich oczekiwać. Nie rozpłakali się przede mną, ale powiedzieli, że chcieliby zostać sami. Gdybym jednak pojechał do domu, musiałbym powiedzieć żonie, dlaczego anulowałem plany związane z naszą rocznicą ślubu. Jakoś jeszcze nie mogłem się na to zdobyć. Pojechałem więc do biura. Nie przydzielono mnie tej sprawy, ale miałem w departamencie przyjaciół, więc po przyjeździe znalazłem na biurku plik zdjęć i notatek. Na ich widok skręciło mnie w żołądku. Zapoznałem się z chronologią zdarzeń. Zgłoszenie odebrano o szóstej wieczorem. Zwłoki kobiety w wieku około szesnastu–osiemnastu lat znaleziono w domku gościnnym jednego z najzamożniejszych obywateli Indianapolis. Pierwszy funkcjonariusz na miejscu zdarzenia sprawdził tętno, ale go nie wyczuł. Zgłosił prawdopodobne zabójstwo i wtedy właśnie trybiki poszły w ruch. Pół godziny później na miejscu uwijało się pięciu techników kryminalistycznych, a detektyw Olivia Rhodes przepytywała potencjalnych

świadków. Przewertowałem fotografie. Wszystkie ponumerowane i opisane. Kilka pierwszych przedstawiało szerokie ujęcia miejsca zdarzenia. Fotograf pstryknął zdjęcia kuchni z szafkami z jasnego klonu i pokoju dziennego z telewizorem, fotelami i stołem bilardowym. Na blacie obok kuchenki stały w wazonie cantedeskie, ulubione kwiaty mojej siostrzenicy; żona i ja wysyłaliśmy jej zawsze na urodziny. Rachel, moja siostrzenica, leżała pośrodku pokoju. Jej skóra była blada, co wskazywało, że krew już odpłynęła, zbierając się pod spodem. Przyciśnięte do boków ramiona nadawały jej wygląd leżącego na baczność żołnierza. Wpatrywałem się w zdjęcie przez chwilę ze ściśniętym żołądkiem. Nie zasłużyła sobie na to. Przejrzałem kilka następnych zdjęć – kuchni i pokoju. Dzięki nim można było lepiej się zorientować, jak wyglądało miejsce zbrodni, ale mnie akurat nie bardzo to interesowało. Zatrzymałem się przy zdjęciach mojej siostrzenicy. Fotograf zaczął od szerszych kadrów, rejestrując położenie ciała, a potem fotografował ciało z bliska – od stóp do głowy. Nie widać było żadnych zewnętrznych obrażeń, nie zauważyłem też żadnej kałuży krwi. Była w tym pewna pociecha. Niestety, nawet bez czytania raportu z oględzin miejsca zbrodni wiedziałem, że zwłoki umieszczono tam już po śmierci. Przerzuciłem stos zdjęć, aż znalazłem to ze zbliżeniem szyi. Rachel miała na sobie błękitną koszulkę polo z rozpiętym kołnierzykiem. Na szyi nie dopatrzyłem się śladów duszenia, ale dolny guzik przy kołnierzyku oderwano tak, że pozostały po nim tylko dwie nitki. Detektyw prowadząca śledztwo mogła nie przywiązywać do tego wagi, ale to było niepodobne do Rachel. Bardzo dbała o swój ubiór. Nie założyłaby tej koszulki, zanim nie przyszyłaby guzika. Usiadłem wygodniej i przewertowałem kilka następnych zdjęć, aż zobaczyłem to, które przedstawiało pas i biodra. Rachel miała na sobie dżinsową spódnicę z guzikami zamiast suwaka z przodu. Guziki były krzywo zapięte, więc fałd materiału ocierałby się nieprzyjemnie o brzuch. Rachel by tego sobie nie zrobiła.

Przeglądałem dalej fotografie, aż natrafiłem na jedną, której nie rozumiałem. Był na niej po prostu dywan. Zdezorientowany, sięgnąłem po dołączone do zdjęć notatki i znalazłem właściwy opis. Fotograf starał się uchwycić ślady na dywanie. Spojrzałem na zdjęcie raz jeszcze i wytężyłem wzrok, aż zobaczyłem dwie długie smugi tam, gdzie włosy dywanu zostały przygładzone w jedną stronę. Rachel przytaszczono na miejsce tak, że stopami szorowała po podłodze. Poczułem, jak żółć podpływa mi do gardła. Wpatrywałem się w zdjęcie jeszcze przez chwilę. Dobrze, że nie widziałem go, zanim odwiedziłem siostrę. Przyjechałem prosto z domu, więc nie umiałem powiedzieć jej o śmierci córki zbyt wiele. Prawdopodobnie tak było lepiej. Reszta zdjęć skupiała się na czymś dziwnym, na szklanej fiolce wielkości cygara pełnej brunatnoczerwonego płynu. Technik napisał w notatce, że leżała na stoliku w jednej z sypialni. Kiedy wziął ją do skatalogowania, płyn wewnątrz okrył szklaną ściankę niczym syrop. Na krawędzi fiolki był ślad różowej szminki, który zdawał się pasować do pomadki Rachel. W co ty się wpakowałaś, kochanie? Drgnąłem, kiedy na moim biurku zadzwonił telefon. Rzuciłem okiem na zegarek. Było po dziesiątej, długo po moich zwykłych godzinach pracy, więc przypuszczalnie chodziło o coś ważnego. Podniosłem słuchawkę. – Rashid. W czym mogę pomóc? – Detektywie Rashid, tu sierżant Hensley z komisariatu policji w śródmieściu. Olivia Rhodes sprowadziła kogoś w sprawie pańskiej siostrzenicy i pomyślałem, że dam panu znać. Pokiwałem głową. Hensley był policjantem ze starej szkoły, służył na nocnej zmianie, jeszcze zanim powstały cywilne komisje nadzoru, a w każdym pomieszczeniu pojawiły się kamery. Kiedy miał tyle lat ile ja, przesłuchania prowadziło się z użyciem gumowych węży i książek telefonicznych. Zazdrościłem mu. Sprawiedliwość nie wyglądała może zbyt ładnie, ale przynajmniej coś udawało się załatwić. – Podejrzanego czy świadka? – spytałem.

Hensley zarechotał. – A chuj wie. Nikt mi nic nie mówi. Ale jeżeli pan chce, mogę zasięgnąć języka. O mało się nie żachnąłem. Hensley był najlepiej ustosunkowanym gliniarzem w naszym departamencie. Prawdopodobnie doskonale wiedział, kogo Olivia sprowadziła i dlaczego – pewnie jeszcze zanim weszła do budynku. Teraz liczył tylko, że dam mu w łapę. – Nie trzeba – odparłem. – Kiedy go sprowadziła? – Właśnie przeszli obok mojego biurka. Jeśli teraz minęli dyżurkę, miałem co najmniej dwadzieścia minut na to, żeby dotrzeć na komisariat. Chociaż oficjalnie wciąż byłem detektywem, oddelegowano mnie na stałe do prokuratury, więc dzieliłem przestrzeń biurową z prokuratorami o przecznicę od komisariatu. Miałem nadzieję, że za rok skończę prawo i pożegnam się z departamentem policji. Wciąż lubiłem tę robotę, ale widziałem już tylu nieboszczyków, że niewiele brakowało, bym załamał się i skończył jak jedna z ofiar, w których sprawie prowadziłem śledztwa. – Dzięki za telefon, sierżancie. Wpadnę do was za kilka minut. Odłożyłem słuchawkę, zanim Hensley zdążył odpowiedzieć, i wziąłem swoją tweedową marynarkę. Kiedy wcisnąłem ramię w rękaw, poczułem tępy ból w okolicach barku. Miałem trzydzieści cztery lata i byłem za młody, by cierpieć na artretyzm, ale cztery lata temu zostałem postrzelony ze strzelby myśliwskiej podczas doręczania nakazu aresztowania. I tak miałem fart, mój partner dostał w szyję i wykrwawił się, zanim sanitariusze zdołali go ustabilizować. Od betonowych murów budynku biło ciepło, nagromadzone w nich w ciągu dnia. Miałem sucho w ustach, drapało mnie w gardle. Mój ulubiony bar znajdował się tylko przecznicę dalej i przez chwilę zastanawiałem się, czy tam nie wstąpić. Postanowiłem jednak tego nie robić. Komisariat był niedaleko, a tam ktoś prawdopodobnie poczęstowałby mnie gorzałą, gdybym naprawdę jej potrzebował. Szybko dotarłem na miejsce. Śródmiejski komisariat miał co najmniej

pięćdziesiąt lat i unosił się w nim zapach stęchlizny. Hol od frontu był duży i wyłożony białym marmurem wypolerowanym niczym lustro przez buty tych, którzy się tędy przewinęli. W poczekalni tuliła się do siebie para w średnim wieku. Oboje byli dobrze ubrani i wyglądali na zdenerwowanych. Zgadywałem, że przyszli po dzieciaka, którego pierwszy raz zatrzymano za jazdę po pijaku. Często się to tutaj zdarzało. Pewnie jeszcze ich zobaczę. Podszedłem do dyżurki. Za kontuarem sierżant Hensley czytał „Sports Illustrated”. Opuścił czasopismo i spojrzał na mnie zielonymi, chciwymi oczami. – Wygląda pan chujowo, detektywie Rashid. – I chujowo się czuję. – Sięgnąłem po listę wchodzących. Podpisałem się z imienia i nazwiska i podałem swój stopień. Detektyw sierżant Ashraf Rashid. Dostałem imię po ojcu, chociaż nigdy go nie widziałem. Wykładał historię na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze, ale jeden ze studentów zastrzelił go, zanim się urodziłem. Jak widać, rodzina tego chłopaka traktowała oceny bardzo poważnie. Reszta mojej rodziny wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych wkrótce potem. Pchnąłem listę z powrotem w stronę Hensleya i wyciągnąłem portfel. Wyjąłem dwie dwudziestki i położyłem je na blacie. – Zdaje się, że w zeszłym roku przegapiłem urodziny twojego syna. Kup mu ode mnie piłkę. Hensley wsunął pieniądze do kieszeni. – Na pewno doceni ten gest. – Uśmiechnął się. – Detektyw Rhodes jest w pokoju przesłuchań numer trzy z Robertem Cuttingiem. Jeśli myślał, że dostanie za to dodatkową forsę, to się przeliczył. Skinąłem głową i ruszyłem do rzędu wind po lewej od dyżurki. Sala wydziału zabójstw nie zmieniła się zbytnio od mojego odejścia. W przeciwieństwie do większości normalnych biurowców, komisariat nie miał indywidualnych pokoi biurowych. W każdym razie nie dla takich szaraczków jak ja. Zamiast tego były biurka w dużych salach. Administracja uzasadniała to rozwiązanie, tłumacząc, że osobne biura utrudniałyby komunikację we wrażliwych śledztwach. Jestem jednak pewien, że tak

naprawdę poskąpili po prostu forsy na dodatkowe materiały, kiedy ostatnio budynek remontowano. Ruszyłem przez salę, klucząc między biurkami i szafami z aktami. Pokoje przesłuchań zaprojektowano tak, by podejrzany czuł się w nich osaczony, bez możliwości ucieczki. Były ciasne i pozbawione okien, a obieg powietrza regulowano w zależności od nastroju przesłuchujących. Gdyby osoba podejrzana rozejrzała się dookoła przed wejściem, zauważyłaby nawet wyraźnie oznaczoną windę ekspresową, która woziła prosto do izb zatrzymań mieszczących się na czterech najwyższych piętrach. Doszedłem do pokoju numer 3. Drzwi były zamknięte, ale detektyw Olivia Rhodes stała na zewnątrz z kubkiem kawy w dłoni. Przed oddelegowaniem do prokuratury przez sześć lat służyłem w wydziale zabójstw, w tym rok jako jej partner. Przypuszczałem, że walczyła, by przydzielili jej sprawę mojej siostrzenicy. Lubiłem ją. – Domyśliłam się, że możesz tu wpaść – powiedziała, skręcając w korytarz. Otworzyła nieoznakowane drzwi obok pokoju przesłuchań i przytrzymała je dla mnie. – Chodź. Przesłuchania policyjne bardzo się zmieniły w ciągu dwunastu lat, które spędziłem na służbie. Osławione lustro weneckie z widokiem na pokój przesłuchań zastąpił zaawansowany system ukrytych kamer wideo i mikrofonów porozmieszczanych w całym pokoju. Wszystko było nagrywane od chwili, gdy podejrzany wchodził do środka, do momentu, gdy opuszczał pomieszczenie. Słyszałem, że nagrania potrafią znikać, jeśli odpowiednia osoba otrzyma odpowiednią zachętę, ale nigdy nie musiałem z tego korzystać. Dobrze jednak było wiedzieć, że w razie czego istnieje taka możliwość. Olivia włączyła płaski monitor przymocowany do ściany. Na ekranie ukazał się chłopak w dżinsach i niebieskiej koszulce z krótkim rękawem. Miał kręcone kasztanowe włosy, a jedną rękę skutą kajdankami przytwierdzonymi do ściany, więc musiał trzymać się prosto. Wpatrywał się w stalowy stolik przed sobą, nie miał pojęcia, że jest filmowany. – To Robert Cutting? – spytałem.

Olivia potaknęła. – Robbie. Jest chłopakiem twojej siostrzenicy. A w każdym razie był. Dzięki, że powiadomiłeś najbliższą rodzinę. – Zrobiłem, co należało. Ma już adwokata? – Meyersa. – Pokiwałem głową. Do przewidzenia. Meyers był jednym z najlepszych obrońców w mieście. – Już tutaj jedzie. – Chłopak sam o niego poprosił? Wzruszyła ramionami. – Tak jakby. Nathan Cutting do niego zadzwonił, a Robbie zgodził się skorzystać z jego pomocy. Myślę, że możemy go przyskrzynić, więc nie będę ryzykować i próbować rozmawiać z nim przed przybyciem Meyersa. – Co się twoim zdaniem stało? – zapytałem. – Widziałeś zdjęcia z miejsca zdarzenia? – Tak. – Ofiara z bogatego domu bez oznak zewnętrznych urazów ciała. – Zebrała dłoniach swoje blond włosy i spięła je w kucyk. – Myślę, że przedawkowała, a Robbie próbował zatrzeć ślady. Pokręciłem głową. – Rachel nie ćpała. – Skąd ta pewność? – Jako tenisistka dostała stypendium na studia w Purdue, a szkoła średnia wykonuje wyrywkowe testy, żeby sprawdzać dzieciaki, czy nie koksują. Siostra powiedziałaby mi, gdyby Rachel nie była czysta. Olivia przygryzła wargę. – W takim razie zobaczymy, jak pójdzie przesłuchanie. Zostań tutaj. Ja poczekam na dole na Meyersa. Chwilę potem wyszła, a ja siedziałem i czekałem z wzrokiem wlepionym w ekran. Robbie zdawał się chudy i niezdarny. Pozory mogły mylić, wątpiłem jednak, by był muzułmaninem. To raczej nie spodobałoby się Ranie i Nassirowi, ale przypuszczalnie właśnie dlatego wydał się interesujący mojej siostrzenicy. Rozsiadłem się wygodniej, żałując, że po drodze nie kupiłem kawy.

Jakieś pięć minut później wróciła Olivia w towarzystwie Johna Meyersa. Wyglądał na pięćdziesiąt kilka lat. Miał na sobie połyskliwy granatowy garnitur i niósł na ramieniu miękką skórzaną torbę. W pokoju przesłuchań usiadł obok swojego klienta, Olivia zajęła miejsce naprzeciwko, kładąc na stole tekturową teczkę. Mikrofony w pomieszczniu były tak czułe, że usłyszałem brzęk sprzączek uderzających o metalowy blat, gdy Meyers położył na nim torbę. – To może zaczniemy – odezwała się Olivia. – Do protokołu: jest jedenasta wieczorem dziewiętnastego sierpnia, a ja, detektyw Olivia Rhodes przesłuchuję Robbiego Cuttinga. Przy przesłuchaniu obecny jest adwokat pana Cuttinga, mecenas John Meyers. Czy to się zgadza? Robbie pokiwał głową, ale nie spojrzał na Olivię. Przyjrzałem mu się dokładniej. Miał podpuchnięte oczy i kołysał się, jak drzewo na wietrze. Sprawiał wrażenie zagubionego. – Dobrze – powiedziała Olivia i pokiwała głową. – W tej chwili zbieram tylko zeznania. Staram się dowiedzieć, co się właściwie stało. Nie jest pan zatrzymany, ale mogę wykorzystać to, co mi pan powie, w sądzie. Chcę, żeby to było jasne: nie musi pan nic mówić i może pan wyjść stąd w każdej chwili. Czy rozumie pan swoje prawa, panie Cutting? Robbie podniósł z nadzieją wzrok. – Znaczy że mogę iść? Meyers wyciągnął rękę i uścisnął mu ramię. – Możemy teraz wyjść, ale najpierw powinniśmy odpowiedzieć na pytania pani detektyw – poradził. – Im szybciej wyjaśnimy tę sprawę, tym szybciej życie twoje i twoich rodziców wróci do normalności. Okej? Robbie spojrzał Olivię, ona uśmiechnęła się do niego, a chłopak spuścił wzrok. – Proszę mi opowiedzieć o sobie. Chodzi pan do szkoły średniej? Potaknął, ale nie podniósł oczu. – Jestem w czwartej klasie, ale głównie chodzę na zajęcia w college’u. Głos miał tak cichy, że nawet ta krótka odpowiedź zdawała się wymagać wysiłku. Nie wiedziałem, jak te objawy cierpienia odczytać.

– Zastanawiał się pan, gdzie chciałby studiować? – W Purdue. Z Rachel. Olivia i Robbie rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę. Chłopak się rozluźniał, jego odpowiedzi stawały się dłuższe i bardziej rozbudowane. Olivia znała się na swojej robocie. Zadzierzgnęła więź i znalazła z przesłuchiwanym wspólny język, zanim przystąpiła do właściwych pytań. Co więcej, słuchała odpowiedzi Robbiego ze współczuciem. Gdybym nie znał jej lepiej, pomyślałbym, że rzeczywiście jej na nim zależy. – Dobra – powiedziała po kilku minutach rozmowy. – Co łączyło pana z ofiarą? Robbie znów spuścił wzrok. – Była moją dziewczyną. Chodziliśmy ze sobą od jakichś dwóch lat. Zastanowiłem się. Siostra nigdy nie wspominała, że Rachel ma stałego chłopaka. Wątpiłem, czy o tym wiedziała, a to prowokowało następne pytanie: co jeszcze Rachel ukrywała? – Co może mi pan powiedzieć o jej śmierci? – spytała Olivia. Pochyliłem się do przodu, opierając łokcie o kolana. – Rachel wpadła do mnie około czwartej dzisiaj po południu, kiedy moi rodzice grali w golfa. Nie jest zbyt dobra z matmy, więc dawałem jej korepetycje. Uczyliśmy się przez jakiś czas, a później graliśmy w grę wideo. To przynajmniej się zgadzało. Rachel grała na naszej konsoli Nintendo Wii więcej niż moja córka. – Okej. – Olivia pokiwała głową. – A co działo się, kiedy przestaliście grać? Robbie nie podnosił oczu. – Rachel rozchorowała się w łazience. Nie wiem, co się stało. Potem umarła. Olivia kiwała głową, jej wzrok wbijał się w czubek czaszki Robbiego. Chłopak ani razu nie podniósł głowy. – Więc porzygała się, a potem zmarła. I nie ma pan pojęcia dlaczego. Nie odpowiedział, więc otworzyła tekturową teczkę i zaczęła wyciągać zdjęcia. Były to pewnie oryginały, z których zrobiono dla mnie kopie.

Rozłożyła je niczym karty przed Robbiem. Chłopakowi zadrżały wargi, adwokat położył mu dłoń na ramieniu. – Myślę, że już wystarczy – oświadczył Meyers. – Jeżeli będzie pani miała do mojego klienta dodatkowe pytania, proszę zadzwonić do mojej kancelarii. Wstał, ale Robbie się nie ruszył. Olivia podsunęła mu pod nos fotografię. Zdjęcie twarzy mojej siostrzenicy. Jej oczy były zamknięte, zastygłą w stężeniu pośmiertnym twarz wykrzywiał grymas. – Założę się, że była ładną dziewczyną – zauważyła. – Do niedawna. – Jest ładna – powiedział Robbie, gdy łza spłynęła mu po policzku. – Kochałem ją. – Przesłuchanie jest skończone – odezwał się Meyers zduszonym głosem. – Proszę zdjąć mojemu klientowi kajdanki. Jeżeli Robbie nie jest zatrzymany, idziemy. Chłopak ani drgnął. Meyers powiedział, że przesłuchanie się skończyło, ale to nie do niego należała decyzja. Jeżeli klient nie chciał skorzystać z jego rady, Olivia nie miała powodu, by przerywać rozmowę. – Spójrz na nią, Robbie. – Stuknęła palcem w zdjęcie, które mu podsunęła. – Jeżeli nie powiesz nam, co się stało, rozetniemy jej ciało, obfotografujemy ją, a potem pokażemy wszem wobec. Czy tak chcesz ją zapamiętać? Milczał, ale znów łza spłynęła mu po policzku. Olivia nie odpuszczała. – Nie znaleźliśmy jej bielizny, a wiemy, że ją ubrałeś. Jeżeli nie powiesz nam, co się stało, to dziewczyna – podobno ją kochałeś – zostanie na zawsze zapamiętana jako puszczalska, która zmarła ze spuszczonymi majtkami w twojej sypialni. Czy tego właśnie chcesz? Skrzywiłem się. Nie jestem pruderyjny ani naiwny. Rachel miała siedemnaście lat i od dwóch lat chodziła z jednym chłopakiem. Jasne, że uprawiali seks. Ale Rana będzie to widzieć inaczej. Miałem nadzieję, że uda nam się zataić ten szczegół przed prasą. – Nic nie mów, Robbie – uprzedził Meyers. – Ja się tym zajmę. Przez chwilę wydawało mi się, że Robbie przyjmie radę adwokata, ale potem zaczął poruszać ustami. Jeszcze przez kilka sekund nie wydobył się

z nich żaden dźwięk. – Nie powinna była umrzeć – wyszeptał, co ledwo dosłyszałem przez szum w tle. – Nie, nie powinna była – zgodziła się Olivia, też zniżywszy głos. Meyers zamknął oczy i potarł czoło. – Co się stało? Doszło do jakiegoś wypadku? Robbie zamknął oczy. Jego wargi znów się poruszyły, zanim przemówił. – Rachel była sangwinarianką. – Słucham? – Olivia zrobiła wielkie oczy. – Piła krew. Wypiła niecałą fiolkę krwi. I wtedy zaczęła wymiotować. A później umarła. Nie powiedział już nic więcej. Odetchnąłem głęboko. Jako śledczy widziałem więcej trupów, niż chciałbym pamiętać. Trzydzieści cztery z nich okazało się ofiarami zabójstw i wszczęto w ich sprawie śledztwo. Mimo całego swojego doświadczenia po raz pierwszy zetknąłem się z wampirem. Wątpiłem, by ktokolwiek drukował karty pamiątkowe z takiej okazji. – Dobrze – powiedziała Olivia. – W takim razie zacznijmy od początku.

2 Olivia rozmawiała z Robbiem przez następne dwie godziny. Przyznał, że ubrał Rachel i zawlókł martwą z łazienki do pokoju, ale twierdził, że nie próbował niczego tuszować. Nie chciał po prostu, żeby ojciec zobaczył ją nagą. Ostatecznie zaprzeczył, jakoby zabił moją siostrzenicę albo dostarczył jej narkotyków. Wierzyłem mu. Podejrzany, który kłamie, zazwyczaj zwleka parę sekund z odpowiedzią albo prosi o powtórzenie pytania, dzięki czemu ma czas do namysłu. Robbie nie zrobił tego ani razu. Mówił gładko, nie zacinał się. Mimo nurtujących mnie wątpliwości, nie zmarnował naszego czasu. Twierdził, że kupili z Rachel krew w klubie w Plainfield, miejscowości na zachodnich przedmieściach Indianapolis. Krew powinna była zawierać jakiś środek przeciwzakrzepowy, dzięki któremu się nie psuła. Nie znałem się na krwi, więc nie wiedziałem, co o tym sądzić. Przypuszczałem, że dodano do niej coś jeszcze. Badania w naszym laboratorium na pewno to wykażą. Wciąż siedziałem w pokoju obserwacyjnym, kiedy Olivia puściła Robbiego do domu i po kilku minutach przyszła do mnie z dwoma kubkami kawy. Ziewnąwszy, podała mi jeden. – Powinieneś wracać do domu. Już późno. Przytaknąłem, napiłem się kawy i pożałowałem tego, gdy tylko poczułem ją na języku. Smakowała, jakby zaparzono ją już jakiś czas temu. – Widzę, że kawa nie zmieniła się, odkąd byłem tu ostatnim razem – zauważyłem, zerkając na kubek. – Myślę, że mogłem sam ją zaparzyć parę lat temu. – Pewnie niewiele się pomyliłeś. – Napiła się swojej kawy. – Na jutro po

południu mam umówioną sekcję zwłok. Wtedy dowiemy się czegoś więcej. Odstawiłem kubek na stół. – Rachel trzeba pochować tak szybko, jak się da. Najlepiej wkrótce po autopsji. To nasz obyczaj. Olivia pokiwała głową. – Powiem doktorowi Rodriguezowi. Postaramy się. Podziękowałem jej, a potem zszedłem do podziemnego parkingu. Wsiadłem do samochodu dziesięć po pierwszej, a piętnaście minut później byłem na swoim podjeździe. W domu nie paliły się światła, ale w oknie pokoju od frontu dostrzegłem migotanie telewizora, co znaczyło, że żona prawdopodobnie zasnęła, czekając na mnie na kanapie. Nie wszedłem od razu do środka. Zamknąłem oczy i zapadłem się na chwilę głębiej w fotel. To był długi dzień. Sięgnąłem do schowka i wyciągnąłem pół litra burbona. Pociągnąłem dwa porządne łyki. Alkohol zapiekł mnie w gardle i rozgrzał żołądek. Zamknąłem oczy i zastygłem tak na jeszcze kilka minut, obserwowałem barwy i kształty, które pląsały mi pod powiekami, i czekałem, aż gorzała uderzy do głowy. Pociągnąłem jeszcze jeden solidny łyk, po czym zakręciłem flaszkę i włożyłem ją z powrotem do schowka. Agent nieruchomości powiedziałby, że mój dom ma urok. Znaczyło to, że ma hydraulikę i elektrykę sprzed prezydentury Roosevelta. Miał jednak dobrą stolarkę oraz parkiety i był dostatecznie duży dla mojej rodziny. Poza tym studiowałem zaocznie prawo, więc przed ukończeniem nauki tylko na ten dom było nas stać. Wkradłem się bocznymi drzwiami, które prowadziły do kuchni, i natychmiast skręciłem do łazienki. Żeby zabić zapach alkoholu, wypłukałem usta kupionym w sieciówce zielonym płynem do ust i dopiero potem wszedłem do dużego pokoju. Moja żona, Hannah, spała na kanapie. Wyłączyłem dźwięk i tak ściszonego telewizora i położyłem rękę na jej ramieniu, budząc ją łagodnie. – Hej. – Ocknęła się i zamrugała. – Wróciłeś na noc? Skinąłem głową.

– Maleńka śpi? – spytałem. Hannah ziewnęła rozespana. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. – Pachniesz płynem do ust – zauważyła. Odwróciłem wzrok. – To był ciężki wieczór. – Westchnąłem. – Idziesz do łóżka? – Tak. Czemu cię pilnie wezwali? – Porozmawiamy o tym jutro rano – odparłem. – Pójdę powiedzieć Megan dobranoc i zaraz spotkamy się w sypialni. Ruszyłem za żoną korytarzem, ale zatrzymałem się w połowie drogi, przed pokojem córeczki. Była tak mała, że nogi ledwo sięgały do połowy długości łóżka, a kasztanowe włosy rozsypane na poduszce wyglądały niczym aureola. Światło plastikowej lampki nocnej przy drzwiach padające na ścianę wydobywało cienie w kształcie pluszowych misiów. Megan wyglądała jak ich siostra cioteczna. Przełknąłem gulę, która stanęła mi w gardle, i zatrzymałem się w drzwiach, żeby jej nie obudzić. Kiedy odwracałem się, chcąc odejść, zaskrzypiała podłogowa deska. Megan zamrugała i otworzyła oczy. – Baba – powiedziała, przecierając powieki. Wyciągnęła do mnie ręce. Była tak zaspana, że prawdopodobnie jutro rano niczego nie będzie pamiętać, ale wszedłem na palcach do pokoju i pocałowałem ją w czółko, kiedy się do mnie przytuliła. – Cześć, maleńka. – Położyłem ją z powrotem do łóżka. – Spróbuj zasnąć. – Ummi mówi, że łapałeś dzisiaj wieczorem złych ludzi. – To prawda, ale teraz wróciłem do domu. Ziewnęła. – Ja też chcę łapać złych ludzi – oświadczyła. – Może któregoś dnia, kochanie. – Przykryłem ją, a ona położyła rączki na kołdrze. – Postaraj się teraz zasnąć. – Gdybym pomagała ci łapać złych ludzi, to codziennie bym cię widywała? Pocałowałem ją w czoło raz jeszcze. – Postaram się częściej bywać w domu, kochanie. – Dobrze. – Przeciągnąła się. – Możesz zostać jeszcze przez chwilę? Myślę,

że gdzieś tutaj czają się potwory. – Jasne – zapewniłem i usiadłem przy łóżku. Doskonale wiedziałem, że potwory rzeczywiście gdzieś się tutaj czają. – Będę obok. * Zamierzałem posiedzieć przy Megan, aż zaśnie, ale sam musiałem przysnąć, bo Hannah obudziła mnie następnego ranka koło siódmej. Megan wciąż spała w najlepsze, więc postanowiliśmy jej nie budzić i poszliśmy do kuchni. Hannah nalała mi filiżankę kawy i usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Ponieważ mieliśmy chwilę czasu, opowiedziałem jej o Rachel. Przyjęła wiadomość ze stoickim spokojem, taka już była. Kiedy zastanawialiśmy się, co powiedzieć córce, Megan weszła do kuchni. Postaraliśmy się jak najlepiej wytłumaczyć jej, co się stało. Na razie nie rozumiała, ale kiedyś na pewno to pojmie. Wkrótce po ósmej Hannah zadzwoniła do mojej siostry i zaczęły się przygotowania. Kiedy umiera muzułmanin, trzeba załatwić parę ważnych spraw. Rytuał nakazuje, by zmarłego trzykrotnie umyć. Miały się tym zająć Rana, Hannah i starsze kobiety z naszej społeczności. Później owiną Rachel w trzy białe całuny i pochowamy ją na boku, z twarzą zwróconą ku Mekce. Nie balsamujemy zmarłych, dlatego wszystko musi się odbyć tak szybko, jak to możliwe. Gdy tylko Hannah skończyła rozmowę, zadzwoniłem do prokuratury i oznajmiłem, że nie przyjadę dzisiaj do pracy. Szefowa znała sytuację, więc nie zadawała zbędnych pytań. Hannah, Megan i ja pomodliliśmy się rano wspólnie, jako rodzina, ale jakoś nie mogłem się skoncentrować. Godzinę później z domowego gabinetu zadzwoniłem do Olivii. Kiedy odebrała, usłyszałem w tle szum i brzęk talerzy. – Cześć, Olivio, tu Ash. Zdaje się, że jesteś w jakiejś garkuchni. – W Akropolu – wyjaśniła. Więc stąd ten hałas. Akropol był grecką

restauracyjką w pobliżu gmachu Sądu Hrabstwa w centrum miasta. Podawano w niej naleśniki wielkości felg i lubili w niej jadać zarówno prawnicy, jak i gliniarze. – Jadłeś już śniadanie? – Nie, ale tam i tak nie mogę jeść. Smażą naleśniki i bekon na tej samej blasze. Jak sprawy? Olivia mruknęła, a w każdym razie wydała dźwięk będący żeńską wersją mruknięcia. – Nie tak dobrze, jak liczyłam – powiedziała. Rozparłem się na swoim ciężkim, dębowym krześle. Drewno zaskrzypiało w przyjemny sposób, w jaki skrzypieć mogą tylko antyki. – Przywieźliśmy do domku Robbiego Cuttinga psa wyszkolonego do szukania narkotyków, ale niczego nie wywęszył. Rzeczywiście rozczarowujące. Nasze psy były całkiem niezłe. Parę tygodni mój znajomy z oddziału K9 zaprowadził psa do miejscowej szkoły średniej. Jego podopiecznemu udało się znaleźć nasiona marihuany wciśnięte w szpary tylnego siedzenia w samochodzie jednego z uczniów. Dzieciak palił zioło wiele tygodni wcześniej, ale i tak został przyłapany. Gdyby w domu Robbiego były jakieś narkotyki, pies by je wywęszył. – Co teraz zamierzasz? – spytałem. – Zamierzam dojeść placki ziemniaczane, jeśli mi pozwolisz. Później jadę do domu, żeby się przekimać, bo całą noc byłam na nogach. Udało mi się przesunąć autopsję Rachel na dwunastą, więc około drugiej, trzeciej rodzina będzie mogła odebrać ciało. – Dziękuję. Siostra na pewno to doceni. Myślisz, że ta sprawa dokądś zmierza? Olivia znowu zamruczała. – Nie wiem nawet, czy to jest zabójstwo. Kiedy dowiem się czegoś więcej, dam ci znać. – Dzięki. Dzieciaki nie umierają tak po prostu. Chcę się dowiedzieć, co się stało. – Ja też – zapewniła. Zanim się rozłączyła, powiedziała mi jeszcze, bym przekazał Ranie i Nassirowi, że uczyni dla ich córki wszystko, co w jej mocy.

Obiecałem, że im powtórzę. Resztę dnia Hannah, Megan i ja spędziliśmy z moją siostrą i szwagrem. Prawie każda rodzina z naszego meczetu przyszła w odwiedziny. Dzień był długi, ale tak jak Olivia dała słowo, biuro koronera wydało nam ciało przed drugą. O czwartej Rachel była przygotowana do pochówku. O piątej było już po pogrzebie, a ja i żona jechaliśmy do domu, zbyt wstrząśnięci całym doświadczeniem, by rozmawiać. * Nazajutrz, mimo że niedziela, ja w pracy. W prokuraturze większość moich zadań była mniej więcej tak rozrywkowa jak oglądanie transmisji z posiedzeń Kongresu. Ten dzień nie stanowił wyjątku. Szefowa poprosiła, żebym poniańczył parę ćpunów, którzy w poniedziałek rano mieli zeznawać przeciwko swojemu dilerowi. Chodziło o to, bym dopilnował, żeby się nie naćpali i nie trafili do izby zatrzymań. Niestety, znaczyło to, że przez bitych osiem godzin musiałem oglądać z nimi kreskówki w tanim hoteliku w pobliżu lotniska. Kiedy skończyła się moja zmiana, mózg zupełnie mi się zlasował. Po drodze do domu wstąpiłem do pubu sportowego na szklaneczkę burbona przepijanego piwem. Prawdopodobnie wypiłbym ich jeszcze kilka, gdyby żona na mnie nie czekała. Właśnie gdy osuszyłem kufel, zadzwoniła Olivia. – Ash... – Zawiesiła głos. – Jesteś w barze? Ktoś oparł się właśnie łokciami o blat obok mnie i gromkim głosem zamówił budweisera. – Tak – przyznałem i odchrząknąłem. – Jestem w barze. – Myślałam, że muzułmanie nie mogą pić... – Znów zawiesiła głos. – Gdyby Allach nie chciał, żebym pił, nie pozwoliłby umierać dzieciom – odparłem, gdy położyłem na barze dziesiątaka i skinąłem na barmana. Ten pokiwał głową, a ja zacząłem przeciskać się między stłoczonymi ludźmi. Ogólnie rzecz biorąc, Olivia miała rację. Alkohol jest dopuszczalny tylko dla

celów medycznych. Uznałem jednak, że skoro traktuję go jako lekarstwo, jestem usprawiedliwiony. Przed wejściem do baru dwóch facetów paliło papierosy, więc wsiadłem do samochodu i zamknąłem drzwiczki. – Co się dzieje? – Pomyślałam, że byłoby dobrze, gdybyś o tym wiedział. Nie mam jeszcze wyników sekcji zwłok, ale zakładamy, że twoja siostrzenica padła ofiarą zabójstwa. Jutro zamierzam porozmawiać z jej znajomymi ze szkoły i chciałabym, żebyś przy tym był. Sądzę, że chętniej będą rozmawiać z tobą niż ze mną. – Bo jestem facetem? – spytałem. Nie bardzo wiedziałem, o co jej chodzi. – Bo jesteś muzułmaninem. Przypuszczam, że większość jej znajomych również. – Tym bym się nie przejmował. Rachel była mniej więcej tak pobożna jak ja, a właśnie wyszedłem z baru. Wątpię, by miała zbyt wielu znajomych mahometan, ale jeśli chcesz, żeby ktoś ci towarzyszył, mogę wziąć sobie rano wolne. Milczała przez chwilę, prawdopodobnie zastanawiając się jeszcze nad swoją propozycją. – Dobra, i tak cię wezmę – zdecydowała. – Podjadę po ciebie o dziewiątej, co ty na to? – W porządku. O pierwszej mam zajęcia, ale do tego czasu powinniśmy się wyrobić. Olivia zgodziła się, że przed pierwszą skończymy, a potem się rozłączyła. Pojechałem do domu. Hannah zwykle mnie całuje, gdy tylko wchodzę w drzwi, więc powiedziałem jej, że jadłem na lunch cebulę. Wypłukałem w łazience usta, a potem ze swojego gabinetu zadzwoniłem do Rany i Nassira. Dzień wcześniej pochowali córkę, lecz trzymali się całkiem nieźle. W Indianapolis nie ma zbyt dużej społeczności muzułmańskiej, ale jesteśmy ze sobą zżyci. Dwie rodziny z meczetu przyniosły kolację i podejrzewałem, że Rana i Nassir już mają zamrażalnik pełny naczyń żaroodpornych z zapiekankami. Zapytałem, czy chcą, żebym do nich zajrzał, ale powiedzieli,

że nie trzeba. O zmierzchu zmówiliśmy całą rodziną modlitwę, a później zjedliśmy kolację. Potem oglądaliśmy Animal Planet, aż Megan poszła spać. Następnego dnia miałem zajęcia, więc uczyłem się mniej więcej przez godzinę. Tak naprawdę potrzebowałem jeszcze dwóch godzin, żeby dobrze się przygotować, ale po tym, co przeżyłem w ostatnich dniach, byłem martwy dla świata. Będę musiał jakoś lawirować. Poszliśmy z Hannah spać około dziesiątej. Następny ranek zjawił się wcześnie, kiedy potrząsnęła mną para lepkich dłoni. Nie wiem, jak to jest, że moja córka zawsze ma lepkie dłonie, ale jakoś jej się to udaje. – Baba, baba! Zamrugałem i z trudem otworzyłem oczy, by ujrzeć proste kasztanowe włosy i brązowe oczy Megan. Zasłony były wciąż zasunięte, ale mrok na zewnątrz nie pozostawiał wątpliwości, że słońce jeszcze nie wzeszło. Córeczka uśmiechnęła się do mnie promiennie, jakby była dumna, że obudziła ojca o takiej porze, o jakiej żaden zdrowy na umyśle człowiek nie powinien nigdy wstawać. – Ummi zrobiła śniadanie. – Serio? – spytałem. Wyciągnąłem ręce i połaskotałem ją pod pachami przez piżamę z Kubusiem Puchatkiem. Megan pisnęła radośnie i wybiegła do kuchni, krzycząc: – Baba wstał. Baba wstał! Zwiesiłem nogi z łóżka i potrząsnąłem głową, próbując odpędzić senność. W domu było chłodno, więc – wciąż w piżamie – narzuciłem na siebie szlafrok i ruszyłem do kuchni. Hannah stała przy kuchence z łopatką w jednej dłoni i patelnią w drugiej. Podobnie jak ja miała na sobie szlafrok, ale już się wykąpała. Jej mokre włosy kleiły się do szyi. – Cześć, kochanie. – Ziewając, nalałem sobie kubek kawy. Hannah miała dar do robienia kawy. Płyn w moim kubku był tak czarny, że prawdopodobnie mógłby zakrzywić czasoprzestrzeń niczym czarna dziura. Powąchałem go i skrzywiłem się ukradkiem. Miałem nadzieję, że opary nie przypaliły mi włosków w nosie. Palona specjalnie na szóstą rano czarna

śmierć. Jeżeli cię nie obudzi, znaczy, że nie żyjesz. Dolałem sobie dużo śmietanki i napiłem się. Nie wiem, jak Hannah to robiła, ale piła tylko czarną. – Przepraszam, kochanie – powiedziała. – Poleciłam Megan, żeby się ubrała. Nie wiedziałam, że cię obudzi. – Nie szkodzi. – Wziąłem sobie grzankę ze stosiku stojącego przy kuchence. – I tak mam rano spotkanie. Hannah pokiwała głową i skupiła swą uwagę na kuchence. – Zaraz będzie śniadanie – oznajmiła, mieszając jajecznicę z pół tuzina jajek. – Mógłbyś dopilnować, żeby mała się ubrała? Dzisiaj czeka mnie długi dyżur, więc musimy wyjść z domu przed siódmą. Długie dyżury oznaczały dziesięć godzin przy nagłych przypadkach na oddziale pediatrycznym w centrum miasta. Dzięki nim mogła spędzać większość tygodnia w domu z Megan, ale jej nie zazdrościłem. – Jasne – odparłem. Pomogłem Megan wybrać parę dżinsów i żółtą koszulkę z Ciekawskim George’em, podczas gdy Hannah dokończyła robienie śniadania. Był przyjemny poranek. Cisza, spokój, prostota – szkoda, że nie zdarzały się częściej. Zjedliśmy śniadanie i wspólnie zmówiliśmy poranną modlitwę. Kiedy jedliśmy, Megan liczyła wszystko na naszym stole, chociaż zaczynała od nowa za każdym razem, gdy dochodziła do piętnastu, bo to największa liczba, jaką znała. Obie z Hannah wyszły z domu tuż przed siódmą, w związku z czym miałem dość czasu, by się ubrać i obejrzeć wiadomości. Ostatniej nocy doszło do morderstwa, w tym miesiącu ich liczba skoczyła już do dziewiętnastu. Było to prawie trzykrotnie powyżej średniej zabójstw w naszym mieście. Na konferencjach prasowych szef wydziału śledczego przypisywał ten fakt upałom, ale wątpię, by ktokolwiek mu uwierzył. W każdym razie nikt, kto znał się na rzeczy na tyle, by wyrobić sobie rzetelną opinię. W grę wchodziło coś innego, ale nie rozgryźliśmy jeszcze co. Wyłączyłem wiadomości po radosnej informacji, że fala piekielnego upału nie ustapi. Ponieważ miałem wolną chwilę, zadzwoniłem do siostry i szwagra, żeby zapytać, czy czegoś nie potrzebują. Nie potrzebowali, ale

umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór. Zgodnie z obietnicą, Olivia podjechała pod mój dom za dziesięć dziewiąta. Miała na sobie cienki, beżowy żakiet i dżinsy. Chyba dostrzegłem kontur kabury pod jej ubraniem, ale wolałem tego nie komentować, mogłaby pomyśleć, że gapię się na jej piersi. Wślizgnąłem się na niebieski fotel i zamknąłem drzwiczki, które zaskrzypiały i wydały taki dźwięk, jakbym zatrzaskiwał zewnętrzne drzwi samolotu. – Cześć. – Zapadłem się w fotel i ustawiłem między nogami swoją teczkę. – Jak tam twój weekend? Udał się? Wzruszyła ramionami i przesunęła dźwignię automatycznej skrzyni biegów. – Niespecjalnie. Miałam nadzieję, że do tej pory uda mi się zamknąć tę sprawę. Pokiwałem głową, znałem to uczucie. Samochód Olivii nie był oznakowany, ale antena przy bagażniku nie prezentowała się zbyt subtelnie. Wszyscy kierowcy w zasięgu wzroku wiedzieli, że to wóz policyjny, i próbowali się dostosować. W ciągu pięciu minut jazdy z Olivią widziałem tyle błyskających kierunkowskazów, ile zobaczyłbym w cały tydzień, gdybym jechał volkswagenem swojej żony. Jakieś dwadzieścia minut później dotarliśmy do szkoły mojej siostrzenicy. Podobno było to jedno z najlepszych prywatnych liceów w mieście i powinno takie być, skoro roczne czesne wynosiło trzydzieści tysięcy dolarów. Siostra mówiła, że warto, ale ja miałem wątpliwości. Zresztą było to i tak bez z znaczenia. Hannah i ja musielibyśmy sprzedać się w niewolę, żeby móc sobie pozwolić na taką szkołę. Ale tak to już jest. Jako pracownik sektora publicznego byłem przyzwyczajony do rzeczy drugiej i trzeciej klasy. Dyrektor wyszedł przed budynek, żeby się z nami przywitać. Jego czoło lśniło, a różowa koszula kleiła się do piersi i ramion od potu. – Dyrektorze Eikmeier, jestem detektyw Olivia Rhodes. Rozmawialiśmy przez telefon – przypomniała Olivia i skinęła w moją stronę. – A to jest detektyw sierżant Ash Rashid. Uścisnąłem dyrektorowi dłoń i natychmiast wepchnąłem rękę do tylnej