a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony864 912
  • Obserwuję554
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań676 272

Tom Lloyd - Królestwo Zmierzchu 04 Naznaczony przez Bogów

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :3.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Tom Lloyd - Królestwo Zmierzchu 04 Naznaczony przez Bogów.pdf

a_tom EBOOKI PDF
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 823 stron)

Spis treści TYTUŁOWA DEDYKACJA Podziękowania MAPKA Co się dotąd wydarzyło Prolog: Część pierwsza Prolog: Część druga Prolog: Część trzecia Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23

Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Ostateczna rozgrywka Postacie ZAPOWIEDŹ

DEDYKACJA Dla Fiony z miłością

Podziękowania Największe podziękowania należą się osobom, które dbają o praktyczną stronę życia, aby ci z nas mniej do tego zdolni nie musieli o to zabiegać. Najgoręcej dziękuję mojej żonie Fionie i wspaniałym teściom, Davidowi i Elisabeth, którzy tak wiele wysiłku włożyli w zorganizowanie wesela. Fi, zasługujesz na medal za to, że wytrzymujesz ze mną na co dzień - z pogodą ducha znosisz moje dziwactwa, zapominalstwo i progresywny metal. Jeśli takim poświęceniem nie można sobie zasłużyć na prezent w postaci szczeniaka, to już nie wiem, czym można. Stokrotne dzięki Natowi za liczne dyskusje przy wielu drinkach oraz zdolność szybkiego czytania, którą bezwstydnie wykorzystuję. Lou Anders jestem wdzięczny za rady, wsparcie i zmagania z bardzo roboczą wersją pierwszych rozdziałów. Z tego samego powodu na podziękowania zasługują mój brat Richard, David Devereux i Sara Mulryan, a wszystkim zakręconym dyskutantom z forum Toma Lloyda dziękuję za ich entuzjazm, zachętę, przypomnienia i niektóre propozycje... choć muszę przyznać, że jeszcze nie przekonałem się do latających dywanów z katapultami, a sceny pod przysznicem na pewno nie będzie. Nie mogę zapomnieć o Robinie Morero, który zasługuje na wyrazy uznania za wszystko, co - między zmianami pieluszek - udało mu się zrobić ze stroną internetową.

Wdzięczny jestem też wszystkim z Pyr/Gollancz, a zwłaszcza Jo Fletcher za doskonalą, dozkonałą, doskko... dobrą redakcję, Gillian za to i owo oraz Charliemu za cierpliwe znoszenie licznych przejawów mojej głupoty. Ale nie Simonowi. On już wie dlaczego.

Co się dotąd wydarzyło Miasto Scree trawi pożoga. Wkrótce się okazuje, że śmierć i zniszczenie nie są jedyną spuścizną magii Rojaka. Wyznawcy Azaera rozpraszają się po Krainach, a Isak na czele armii Farlan wraca do domu. Tych, którzy na dłużej zostali pod miastem, ogarnia dziwny nastrój. Sześciu głównych bogów Scree - Śmierć, Karkarn, Nartis, Vasle, Belarannar i Vellern - wpada w gniew, ponieważ na kilka dni przed upadkiem Scree zostali wypędzeni z miasta. Ich furia źle wpływa na ludzi bezpośrednio z nimi związanych, między innymi na Rycerzy Świątyni i na samego króla Emina, który przed wielu laty przyjął święcenia kapłańskie. Pod wpływem krótkotrwałego szaleństwa w okrutny sposób mordują pozostałych przy życiu mieszkańców. Król Emin wraca do Narkangu jako współwinny rzezi. Wciąż nęka go nieprzemijające echo furii Śmierci, które niezmiennie wpływa na jego osądy i decyzje. Na wieści o Vennie, jednym z wyznawców Azaera, oraz o tym, w jaki sposób machinacje Rojaka wpłynęły na mieszkańców Scree, monarcha nakazuje masowe wymordowanie arlekinów, ponieważ ma świadomość ich potencjalnego wpływu na Krainy. Tymczasem Venn wraca w rodzinne strony arlekińskich klanów z zaklętym w jego cieniu magiem Kawką. Zamierza wcielić w życie plan, którego tak obawia

się Emin: wypaczyć cel istnienia arlekinów i przeciągnąć na stronę Azaera całą armię niezrównanych wojowników-kaznodziejów potrafiących osłabić wpływy bogów w całych Krainach. Agent króla Emina, Doranei, dowiaduje się, że Kryształowa Czaszka, którą zdobyli w Scree, być może wcale nie jest celem Azaera - co gorsza, niewykluczone, iż wyświadczyli Azaerowi przysługę, zabijając jej wcześniejszego właściciela, ponieważ umożliwili wyznawcom cienia zdobycie dziennika Vorizha Vukotica. W Tirahu Isak zmaga się z coraz bardziej makabrycznymi wizjami. Do miasta wreszcie przybywa yeetatcheńska białooka Xeliath i zbliża się proces księcia Certinse'a. Już pierwszego dnia rozprawy oddział najemników dostaje się do Świątyni Prawa, aby go uwolnić. Choć księciu nie udaje się uciec, ginie w walce, zamiast zostać straconym. Niepokój, który nie opuszcza Isaka, pogłębia się, gdy matka Certinse'a uwalnia groźnego demona, a z cienia władcy Tirahu wyłaniają się dwa okrutne aspekty Śmierci, aby rozprawić się z potworem, nim zrobi to białooki. Potwierdza to obawy Isaka, że w jakiś sposób zdołał uwolnić spod władzy Śmierci jej pięć aspektów zwanych Kosiarzami. W Byorze Ilumen i Aracnan aranżują spotkanie władczyni miasta, księżnej Escral, z nowo narodzonym Ruhenem, w którego postaci zadomowił się Azaer. Księżna adoptuje chłopca. W tym samym czasie, daleko na północy, Venn, pozyskawszy zaufanie arlekinów, zaczyna opowiadać o takim właśnie dziecku. W jego

słowach znajdują odbicie czyny małego Ruhena. W innej części Byory farlańska agentka Legana czeka, aż w mieście pojawi się Zhia Vukotic, ale zamiast wampirzycy znajduje ją bogini losu - Dama - która składa jej niezwykłą propozycję. Chce, aby Legana została jej śmiertelnym aspektem. Farlanka się zgadza i otrzymuje pierwszą misję: ma zamordować arcykapłana, który zbytnio wpływa na decyzje księżnej Escral. Ubiega ją w tym jednak najemny mag Aracnan. Aby jego czyn nie wyszedł na jaw, próbuje zabić także Leganę, lecz Dama staje w jej obronie. Bogini za późno wyczuwa, że Aracnan ma Kryształową Czaszkę. Nie może ocalić siebie, ale ratuje swój śmiertelny aspekt, wyrzucając Leganę z budynku. W tym czasie nieco dalej na południe lord Styrax, władca Meninów, jednym posunięciem niszczy słynne machiny obronne Tor Salan i wyrusza na północ do Miastokręgu. Postanawia włączyć kupieckie serce Zachodu do swojego imperium niezależnie od woli władców Byory, Akellu, Ismessy i Fortinny - miast, które wchodzą w skład Miastokręgu. W Tirahu Isak wzywa wszystkich farlańskich możnowładców na uroczystość swojej inwestytury. Każdy musi przysiąc posłuszeństwo lordowi Farlan. Aby powstrzymać kapłanów plemienia, którzy sprawiają coraz więcej problemów, białooki zawiera umowę z kardynałem Certinse'em. Przyjaciołom wyjawia swoje sny o śmierci z rąk Styraksa, dlatego po ceremonii Mihn udaje się po radę do wiedźmy z Llehden. Ich rozmowa kończy się

tym, że wiedźma tatuuje na ciele niedoszłego arlekina magiczne zaklęcia, które łączą go bezpośrednio z Xeliath i Isakiem. Podczas gdy Mihn stara się jak najwięcej dowiedzieć o życiu pozagrobowym, Vesna wpada w urządzoną przez fanatyków zasadzkę. Udaje mu się wszystkich pokonać i wtedy się okazuje, że „pułapka” w rzeczywistości była próbą, jakiej postanowił poddać go Karkarn, aby przekonać się, czy rzeczywiście wybrał mężczyznę godnego zaszczytu, jaki chce mu uczynić: bóg wojny proponuje hrabiemu, aby został jego śmiertelnym aspektem. Zdumiony Vesna nie jest w stanie natychmiast podjąć decyzji. W Byorze śmierć Damy prowadzi do eskalacji napięć między rządzącymi miastem arystokratami a duchowieństwem. Zamach na księżną Escral dzięki pomocy Ilumena kończy się niepowodzeniem, ale w walce ginie mąż władczyni. Kapłani po bezpośrednim ataku na Nataię próbują zdobyć Rubinową Wieżę. Dla Ilumena ich posunięcie staje się pretekstem do wymordowania głównych magów duchowieństwa w mieście i kolejnej demonstracji nadnaturalnych mocy Ruhena. Legana powoli dochodzi do siebie pod opieką kapłana. Kiedy staje się nieco silniejsza, opiekun pomaga jej zbiec z Dzielnicy Świątyń. W tym samym czasie księżna Escral nakazuje symbolicznie zamknąć drzwi świątyni Śmierci, a Ilumen w jej imieniu rozprawia się z duchowieństwem Byory. Poza granicami Dzielnicy Świątyń Legana napotyka Doraneia. Wymieniają się informacjami i agent króla wyrusza na poszukiwania swojej kochanki, Zhii Vukotic. Teraz już wiadomo, kto pociąga w Byorze za sznurki. Legana składa raport Isakowi.

Fanatyzm religijny i otwarta walka z nim przybierają na sile. Coraz częściej dochodzi do przemocy we wszystkich miastach Krain. Aby nie dopuścić do wojny domowej, Isak zmuszony jest nakłonić swoich najwierniejszych poddanych do ogłoszenia krucjaty przeciwko Meninom. Raport Legany uświadamia mu, że los nieubłaganie pcha go ku człowiekowi, z którego ręki - według przepowiedni - zginie. Mimo to nie zamierza dłużej unikać swojego przeznaczenia i wraz z armią dołącza do krucjaty. Gdy Isak wyrusza na północ, lord Styrax dociera do Miastokręgu. Dzięki zdecydowanym posunięciom wymusza kapitulację najpotężniejszego z tamtejszych miast. Po przejęciu nad nim kontroli zaczyna zgłębiać tajemnicę, która kryje się w samym sercu grodu - Bibliotece Pór Roku wzniesionej w kotlinie między czterema częściami Miastokręgu. Nim Isak dociera na miejsce, władcy Meninów udaje się rozwikłać zagadkę. Gdy krucjata rusza do natarcia na menińskie siły, lord Styrax wydobywa ukrytą w gmachu biblioteki Kryształową Czaszkę i budzi smoka - strażnika tajemnicy. Władca Farlan zamierza przeszkodzić Azaerowi w realizacji planów, atakując Byorę, lecz zostaje wciągnięty w bitwę z Meninami i staje się głównym celem smoka. Menińskie wojska wciągają go w zasadzkę. Isak widzi, w jakim niebezpieczeństwie znajduje się jego armia, i pojmuje, że nie umknie śmierci, o której od tak dawna śni. Nakazuje Vesnie odprowadzić armię tam, gdzie będzie bezpieczna, a sam tymczasem stara się uniemożliwić Meninom pościg i atakuje

smoka. Vesna nie jest w stanie odwieść Isaka od podjętej decyzji, dlatego przyjmuje propozycję Karkarna i już jako śmiertelny aspekt boga wojny odprowadza farlańską armię z pola bitwy. Isak samotnie rusza przeciwko Meninom, uwalniając całą moc swoich Kryształowych Czaszek. Wie, że nie zdoła pokonać lorda Styraksa, więc dokonuje ostatniego wyboru, jaki mu pozostał: decyduje, w jaki sposób umrze. Zabija Kohrada, białookiego syna Styraksa, i staje do walki z jego ojcem. Czuje, że przegrywa pojedynek z władcą Meninów, ale nawet wtedy chełpi się, iż zdołał uśmiercić jego potomka. Oszalały z rozpaczy Styrax z zemsty używa swojej przerażającej potęgi i posyła Isaka wprost do Ghenny, mrocznego miejsca kaźni, zamiast zwyczajnie go zabić i pozwolić mu stanąć przed sądem Śmierci. Gdy Isak wpada w czeluść królestwa demonów, daleko w Llehden Mihn zdaje sobie sprawę, że teraz nie ma odwrotu. Musi podjąć się ostatniego desperackiego przedsięwzięcia.

Prolog: Część pierwsza Śmierć z powagą przemierzała pole. Ostatnie promienie słonecznego blasku umknęły z nieba i ciężki całun przesłonił ziemie za Byorą. Wraz z nim nadciągnęła nienaturalna cisza, która spowiła okolice jak mgła. Śpiewy ptaków wydawały się coraz bardziej odległe, aż w końcu zupełnie umilkły, lecz w miarę jak mrok gęstniał, pojawiły się inne dźwięki: szepty i przytłumione, żałobne zawodzenie, które dobiegało znad mokradeł. W mglistej dali migotały niepewne światełka - chłodna namiastka życia. Ale nawet głosy duchów i demonów milkły w obecności czegoś jeszcze bardziej przerażającego. W pełnej napięcia ciszy ciemność na skraju mokradeł powoli gęstniała i przybierała postać. Zakapturzona głowa rozejrzała się po zastygłym w bezruchu polu bitwy. Skąpa fauna mokradeł zamilkła jak nigdy dotąd, a złowrogie istoty, które co noc nawiedzały te strony, umknęły w popłochu. Nowo przybyła nie zwróciła na to uwagi. Nie ich tutaj szukała. Odziana w szaty utkane z samej nocy, kroczyła dumnie. Na moment przystanęła i rozejrzała się, jakby badała zapach powietrza. Wokół unosił się smród rozkładających się ciał: fetor rzezi, który utrzymywał się na polach bitwy jeszcze długo po

pochowaniu ostatniego zabitego. Patrzyła na świeżo usypane dookoła kopce, nieoznakowane kurhany, które wkrótce wiatry i deszcze miały usunąć z pamięci Krain. Otaczały je blade kształty - cienie tych, których pozbawiono życia i czucia - nieświadome niczego, prócz wypełniającej je pustki. W przypływie hojności wykonała dłonią gest i garstka zagubionych rozpłynęła się w nicość, przeniesiona prosto pod Heroldowe Sale, aby tam oczekiwać ostatecznego werdyktu. Pośrodku kopczyków wznosił się straszny monument: krąg wbitych w ziemię włóczni, między którymi usypano górę świeżych czaszek. Nad nimi powiewała czarno-czerwona flaga z rysunkiem stylizowanej czaszki o długich, zakrzywionych kłach. Pod nią pogrzebano ciało młodego mężczyzny, który zginął przedwcześnie. Ona jednak nie dlatego się tutaj zatrzymała. W powietrzu unosił się zapach, który zupełnie nie pasował do zimnych, błotnistych pól i powietrza zwiastującego deszcz. Była to woń ognia i bólu: echo potworności trawiących głębiny ziemi. Fetor demonów wydawał się najsilniejszy wokół szczeliny ledwie dwadzieścia kroków od monumentu. Nierówne rozdarcie w powierzchni ziemi sięgało najwyżej kilka jardów w głąb i nosiło piętno ich ohydnego dotyku. Zatrzymała się nad rozpadliną, nie bacząc na odległe wrzaski, od których drgał grunt. Trzeba było jej potęgi, aby zauważyć to wszystko. Żaden śmiertelnik nie wyczuwał Krain w takim stopniu - nawet najpotężniejsza z wiedźm. Ona wciąż milczała. Nie znajdowała słów ani dla zabitych, ani dla czynów, jakie popełniono. Stało się. Była aż nadto świadoma zła, jakie mogła wyrządzić zemsta. Białe jak kość ręce wyciągnęła ku nocy. W lewej trzymała włócznię o podwójnym grocie wysadzanym lśniącymi klejnotami, prawa była pusta. Powietrze

wokół niej wydawało się falować i wibrować, ale szaty Śmierci nawet nie drgnęły, a kiedy włócznia zakreśliła w górze łuk, ciemności się cofnęły i znieruchomiały. Jej wolna dłoń zamknęła się wokół roziskrzonej nici światła. Noc zawrzała wokół jasnego włókna jak kłęby czarnego dymu, lecz ona na to nie zważała. Jeszcze dwa razy chwyciła powietrze, wyławiając z niego dwie nowe nici o nieco innej barwie. Wszystkie zamknęła w palcach. Pusty kaptur zwrócił się ku trzem wątkom, intensywnie przypatrując się zdobyczy. Po chwili ze zdumiewającą szybkością zawirowała wokół własnej osi i włócznią zakreśliła łuk przez ciemność. Na moment wybuchła jasność, rozpraszając mrok, i pojawiła się czwarta nić. Tej również przyjrzała się z uwagą. Nie musiała używać więcej siły. Szarpnęła nici ku sobie niemal niedbale i z czerni wyłoniły się cztery skulone postacie. Ruszyły w jej stronę niepewnym krokiem. Przygarbiony wilk płaszczył się przed swoją Panią. Sunąc brzuchem po przesiąkniętej krwią ziemi, podczołgał się aż do jej boku. Pozostali zbliżyli się mniej chętnie, lecz siła jej woli przyciągnęła je, a nici owinęły się wokół drzewca włóczni. Długim, kościstym palcem pogładziła każdą z nich i nowo przybyli skulili się, jakby ktoś ich uderzył. W końcu znieruchomieli, z rezygnacją przyjmując swój los. - Jednej brakuje - oznajmiła Śmierć. Kat podniósł głowę. Jego postawa zdradzała służalczość, choć w głosie nie było słychać żadnych emocji. - Nasza siostra stała się silniejsza. Zawarła układ, aby trzymać się z dala od ciebie. Odeszła daleko stąd. - Uwolniono ją spod mojej władzy i namówiono, by się oddaliła -

stwierdziła Śmierć, spoglądając na północny wschód - ale wszystkim nam przyjdzie zapłacić cenę za ten układ. Gwałtownie odwróciła się i ruszyła ku mokradłom. Pozostali nie mieli wyboru, musieli podążyć za nią. Po kilku krokach cała piątka rozpłynęła się w powietrzu. Po chwili noc wróciła, a bryza znowu nieśmiało ogarnęła pole bitwy. W chłodnym powietrzu zostały już tylko głosy zagubionych.

Prolog: Część druga Niebo szarzało. W Wielkiej Puszczy, wiele mil na wschód od najdalszej farlańskiej twierdzy, okrutne wycie zmąciło ciszę. Stara kobieta przemknęła pośród coraz wyraźniejszych cieni i zniknęła. Popędziły za nią z gorączkową euforią, rozdzielając się na prawo i lewo, aby ponownie dopaść ofiarę. Padły rozkazy: ostre i brzydkie sylaby wyskrzeczane w obcym języku. Kobieta na moment skuliła się pod rozrośniętym krzewem dzikiej róży, płasko przyciskając dłonie do dywanu liści i wsłuchując się w hałasy. Nie czekała, aż któryś z łowców przypadkiem się na nią natknie, tylko wypadła z kryjówki i pognała między drzewami. Spod jej stóp pryskało leśne runo. Zbiegła z niewielkiego pagórka. Wiatr wydął jej zniszczoną sukienkę jak balon. Ześlizgnęła się szlakiem wymytym przez deszcze, po czym błyskawicznie skręciła w lewo, aby pokonać wzniesienie między dwoma wysokimi bukami. Jeździec na czele zgrai zawył i rzucił się za nią w pościg. W miejscu, gdzie szlak kończył się gwałtownym uskokiem, nie zdołał wyhamować. Koń i jeździec polecieli dziesięć stóp w dół. Rumak, rozpaczliwie wierzgając, zdołał się przekręcić.

Gdy runął na jeźdźca, przeraźliwy krzyk przeszył powietrze. W jednej chwili ton nawoływań się zmienił. Gra stała się poważniejsza. Łowcy parli naprzód z rosnącym gniewem. Kobieta ponownie znikła im z oczu, wtapiając się w cienie jak duch. Konni klęli i wykrzykiwali pogróżki w stronę pustego lasu. Jeźdźcy, którzy odbili w bok, zaczęli zataczać koło, z natężeniem wypatrując pośród drzew choćby najmniejszego ruchu. W końcu ich wysiłki zostały nagrodzone. Pięćdziesiąt jardów dalej u dołu stoku ich ofiara wypadła zza osłony i pościg znowu ruszył. Konni pochylali się nisko nad szyjami wierzchowców. Dystans szybko się zmniejszał. Wyszczerzyli zęby, gdy pokonała kolejny pagórek i zbiegła po przeciwległej stronie, ponownie próbując tej samej sztuczki, ale tym razem zdołali otoczyć ją z trzech stron. Stara kobieta rzuciła się ku jedynemu wolnemu szlakowi, lecz jeden z jeźdźców okazał się szybszy i zagrodził jej drogę. Zawróciła w przeciwną stronę. Z trudem brnęła w miękkim, nasiąkniętym gruncie, który zapadał się pod jej stopami. Padła na brzuch i zjechała dnem wymytego przez deszcz wgłębienia aż za podłużny głaz sterczący z ziemi. Tam się przyczaiła. Jeźdźcy zbliżali się bez pośpiechu. Dwaj nałożyli strzały na cięciwy, na wypadek gdyby znalazła w sobie dość sił, aby wspiąć się na kolejne wzniesienie. Z obnażonymi zębami i podniesioną bronią szli półkolem. Kobieta skuliła się za kamieniem. Jej twarz przesłaniał zniszczony szal. Palcami postukiwała w głaz, jakby szukała oparcia w jego mocy. Przywódca grupy wyszczekał gardłowy rozkaz. Jeden z konnych sztywno zsunął się z siodła i ruszył w stronę ofiary. Ten Elf był bardziej zdeformowany niż większość jego rodaków.

Ramiona miał tak powykręcane, że tarczę niemal ciągnął po ziemi, ale rękę z włócznią odciągnął do tyłu gotów zadać cios. Kobieta zadrżała i spojrzała na niego przez długie rozdarcie w szalu. Jej palce wciąż tańczyły po powierzchni kamienia. Gdy napastnik się zbliżył, usłyszał paniczny szept, zbyt cichy i pospieszny, by mógł rozróżnić słowa, ale domyślał się, co robi ofiara. - Ona się modli - oznajmił towarzyszom, uśmiechając się pogardliwie do najbliższego z nich. - I co, ludzka kobieto? Słyszą cię? - zawołał do niej łamanym farlańskim. Źle ukształtowana krtań kaleczyła śpiewne dźwięki każdego słowa. - Gdzie są teraz twoi marni bogowie, hę? - dodał już w języku Elfów. Wtem coś go tknęło. Przechylił głowę i uważniej przyjrzał się kobiecie. Nagle zdał sobie sprawę, że z gęstniejącego mroku patrzą na niego lodowato niebieskie oczy. Położyła dłonie płasko na kamieniu i odepchnęła się dziwnie krabim ruchem. Zamarła, dopiero gdy grot włóczni prześladowcy znalazł się o kilka cali od jej twarzy. - Gdzie są moi bogowie? - powtórzyła cicho, zerkając spod kosmyków zmierzwionych, szarych włosów. - W tej chwili bardziej mnie interesują twoi bogowie. Cofnął się o krok. Odpowiedziała mu w idealnej mowie Elfów. Nigdy wcześniej nie spotkał człowieka, który by tak dobrze znał ich język. Obejrzał się na swoich dowódców - głównego woja i jego siostrę-czarownicę. Wyczuwając niebezpieczeństwo, wiedźma natychmiast wezwała swoje opiekuńcze duchy. Trzy mgliste postacie przypominające kłęby dymu pojawiły się w powietrzu wokół niej - jedna czarna i dwie białe. - Oto i są - stwierdziła stara kobieta z uśmiechem i wyjątkowo nisko pochyliła się w ukłonie.

- Zabijcie ją - nakazała czarownica. Żołnierz ponownie odwrócił się w stronę ofiary i pchnął włócznią. Starucha jakimś cudem zdołała umknąć przed grotem. Potem złapała za drzewce i pociągnęła. Elf stracił równowagę i znalazł się w zasięgu jej ręki. Chlasnęła go na odlew, tak że upadł na ziemię. - Nie różnimy się aż tak bardzo - wyskrzeczała, obracając się do pozostałych. Dwaj łucznicy napięli łuki, gdy w uśmiechu pokazała zęby i zrobiła krok w ich stronę. Jeden łuk pękł w rękach właściciela. Drugi zdołał wypuścić strzałę, nim to samo stało się z jego bronią, ale za bardzo się pospieszył i chybił o jard. Ktoś cisnął włócznią, lecz starucha odrzuciła ją szybkim ruchem długich palców. Grot wbił się głęboko w miękką ziemię. Nikt więcej w nią nie wycelował, więc postąpiła kolejny krok naprzód i uśmiechnęła się do oszołomionego Elfa u jej stóp. - Naprawdę niewiele się różnimy - dodała. - I ja, i wy dawniej byliśmy zmuszeni do posłuszeństwa bogom, a teraz odzyskaliśmy wolność, aby na nowo nauczyć się żyć. Zatrzymała się. Jej język wysunął się jak u węża, badając smak bryzy. Elf, który upadł, dotknął brudną ręką twarzy, a potem przyjrzał się dłoni. Zrobił wielkie oczy, gdy skóra zaczęła szybko zmieniać barwę i puchnąć, naciekając krwawymi pęcherzami. - I jakże szybko się uczycie! - zarechotała, wskazując magiczne istoty wokół elfiej czarownicy. - Znaleźliście sobie nowych bogów, na tyle słabych, by dało się ich zniewolić i kontrolować... a zatem sami staliście się tacy jak ci, których najbardziej nienawidzicie. Elf u jej stóp zaczął jęczeć ze strachu. Palcami drapał twarz, w miarę jak zaraza się rozprzestrzeniała, ogarniając coraz większe

połacie skóry szybciej, niż był w stanie to śledzić. Chciał zawyć, ale jego gardło już się rozkładało. Potrafił jedynie piszczeć jak zdychające szczenię. Pozostali nie zwracali na niego uwagi. Nie mogli oderwać wzroku od starej kobiety, która wygładziła zniszczoną suknię i wyprostowała się. W kilka sekund jej wygląd zupełnie się zmienił. Urosła na ich oczach. Powietrze wypełnił gęsty fetor zgnilizny, gdy jej skóra zbladła do kredowej barwy trupa, a całe ciało zaczęło drgać, jakby ją także dotknęła zaraza. Po chwili przemiana dobiegła końca. Kobieta podniosła wzrok, a jej sine wargi wykrzywiły się w uśmiechu. W zmierzwionym gąszczu włosów pojawiła się pokryta patyną korona. - Będę się od was uczyła - oznajmiła Królowa Zniszczenia struchlałym Elfom. Najbystrzejszy z nich zawrócił konia, aby uciec, lecz ona była szybsza. Zagrabiła palcami powietrze w jego kierunku i w tym samym momencie wierzchowiec uciekiniera zarżał panicznie. Chwilę później na pozostałych żołnierzy posypał się grad cięć. W mgnieniu oka wszyscy leżeli na ziemi, jedni zmiażdżeni, inni tylko ogłuszeni. Królowa Zniszczenia splunęła w dłonie i strzepnęła ślinę, wypowiadając zaklęcie. Jeźdźcy i konie zaczęli kaszleć krwawą pianą. Zwierzęta zatoczyły się i bezsilnie osunęły na ziemię. Tylko czarownica wciąż siedziała w siodle, skulona z przerażenia. Zupełnie nie zważała na przywiązane do niej magiczne byty, które panicznie śmigały nad jej głową. Królowa Zniszczenia zrobiła krok w jej stronę. Na jej twarzy malowała się potworna chciwość. Wierzchowiec czarownicy padł, a ona poleciała do przodu prosto w czarne leśne błoto. Na moment straciła przytomność. Kiedy się

ocknęła, próbowała odczołgać się od bogini, ale wiedziała, że już jest za późno. Jej ciałem zaczęły wstrząsać konwulsje. Nad nią magiczne byty przemykały w panicznej gorączce. Królowa Zniszczenia wyciągnęła ku nim dłoń z rozcapierzonymi palcami i pochwyciła je, jakby zrywała owoce. Istoty znieruchomiały w powietrzu nad trupem czarownicy. Ich bezkształtne postacie przypominały mgliste formy z dymu. Po chwili opadły na ziemię i poddały się bez walki, składając hołd nowej pani i kłaniając się tak głęboko, że stały się kałużami mgły. - Znajdują sobie nowych bogów i więżą ich jak niewolników - wyszeptała Królowa Zniszczenia do magicznych bytów. W jej głosie brzmiała lodowata czułość. - Robią to na własną zgubę. Martwy białooki chciał mnie wykorzystać, a potem zniewolić. Czułam smród jego zdrady, gdy Śmierć kładła mu dłoń na ramieniu. Ja jednak nie zamierzam być niczyją niewolnicą. Uwolnił mnie. Zmusił, bym nauczyła się nowego życia, a teraz już go nie ma i nie może mnie ograniczać. Palcami pogładziła kolejno magiczne byty, unosząc strzęp każdego z nich do ust i chciwie ssąc. - Jest was więcej, o wiele więcej... dość, by zanieść moje zarazy w najodleglejsze zakątki Krain - oznajmiła swoim nowym aspektom. Z nowymi sługami u stóp uniosła się wraz z niewyczuwalną bryzą, a jej postać zaczęła się rozwiewać jak mgła. Po chwili został ledwie jej zarys na tle cieni. Jeszcze nim zapadły zupełne ciemności, ogołociła z wszelkich śladów życia pierwsze obozowisko Elfów.

Prolog: Część trzecia Doranei obserwował z okna, jak cienie wkradają się na ulice, ogarniają całe alejki i tężeją w nieprzeniknioną szarość. Wystarczyło, że zamrugał, a przestał dostrzegać łuki dróg Byory. Miasto u podnóża stoku powoli pochłaniał mrok. Całe życie uczono mnie, żebym uważał na cienie, i nie widzę nic prócz nich, pomyślał. - Natknąłem się dziś na kolejnego proroka - powiedział. Jego ton dziwnie nie pasował do wysoko sklepionej, cichej komnaty. - Co takiego? Na kogo się natknąłeś? - Zhia Vukotic podeszła do niego. Jej szafirowe oczy lśniły w blasku świecy. - Proroka, nie słyszałaś? Zignorowała nutę zniecierpliwienia w jego głosie. Przez ostatnie dwa tygodnie rycerza z Narkangu nie opuszczały gniew i wrogość, nawet w łożu. Woń gwałtowności i przemocy przeraziłaby zwyczajną kobietę, ale Zhia nie bała się o siebie, lecz o niego. Już nawet nie pamiętała, od jak dawna żal przesycał każdą jej myśl. - Obserwowałam twoją twarz - przyznała wampirzyca. - Nie zwracałam uwagi na słowa. Opowiedz mi o tym proroku. Doranei przez chwilę milczał. Jego policzki lekko drgały, jakby