Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
ROZDZIAŁ1
Tłumaczenie: Truefair
Beta: saphira_m
Połowa grudnia
Chicago, Illinois
To, co się tutaj działo przypominało scenę porozwodową: dzielone na
sterty rzeczy; książki opatrzono etykietką to jednego osobnika to drugiego;
wszyscy byli też nieco podirytowani.
Ale w danym przypadku nie chodziło o żaden rozwód. Przynajmniej nie
o taki ludzki. Przypominało to bardziej secesję. Deklarację niepodległości.
Tuż przy mnie stał złotowłosy wampir, przywódca buntu. Ethan Sullivan,
nieoficjalny Mistrz Chicagowskiego Domu Cadogan i mój chłopak.
Dziwna to rzecz mówić o nim w ten sposób.
Ethan wyglądał wyjątkowo przystojnie w swoich czarnych spodniach,
zapinanej na guziki koszuli, z wiszącym na szyi czarnym krawatem, gdy stał
tam tak i przypatrywał się każdej oprawionej w skórę książce.
- Ta księga należy do Prezydium – oznajmił, spoglądając na grzbiet książki
„Metamorfoza człowieka” – przeczytał tytuł. „Od pierwszych mleczaków do
powstawania prawdziwych wampirzych kłów.”
- Obrzydliwy tytuł – wzdrygnęłam się.
- Teraz to ich obrzydliwy tytuł – dodał. Jego słowa mnie rozśmieszyły, ale
ton w jakim o tym mówił nie pozwalał na uśmieszki. Wszyscy domownicy byli
bardzo podenerwowani, budynek pękał pod presją magicznego napięcia,
ponieważ czekaliśmy na ostatnie odliczanie. Do momentu, w którym wreszcie
odłączymy się od Rady zarządzącej Amerykańskimi Domami, czyli tak
zwanego Prezydium w Greenwich pozostały zaledwie 72 godziny. Członkowie
tegoż Prezydium zbierają się żeby nas odwiedzić – aby zerwać swe więzi
z naszym Domem jak najbardziej publicznie.
Bardzo dobrze się do tego przygotowywaliśmy. Oddzielaliśmy
i pakowaliśmy rzeczy należące do Prezydium, przyglądaliśmy się bardziej
szczegółowo naszym finansom, dzięki którym mogliśmy pozwolić sobie na tak
ostateczny krok. Prezydium w Greenwich całkiem dobrze zniosło nasze
oświadczyny o odejściu, kontaktowało się z nami jedynie w sprawach
dotyczących przebiegu ceremonii oraz ich planach przyjazdu do Chicago.
Ethan uważał taką ciszę z ich strony za nadzwyczaj podejrzliwą. Założył
nawet nowy zespół “przejściowy” składający się z wampirów oraz innych
nadprzyrodzonych istot, od których czasem zasięgał porady. Ethan odchylił się
do tyłu i rozejrzał się po półkach, które zaścielały drogę aż do jego biura.
- To jeszcze trochę potrwa.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
- Aha – zgodziłam się z nim – możemy zawsze pozwolić Dariuszowi zająć
się tym samemu, ale tego chyba nie chcemy.
Dariusz West był przywódcą Prezydium w Greenwich. Był bardzo
uporządkowanym wampirem Brytyjczykiem, który nie był zbytnim fanem
naszego Domu.
- Nie, nie chcemy tego – potwierdził Ethan, nasze palce zetknęły się, gdy
podawał mi kolejną książkę.
Natychmiast poczułam przypływ krwi do ciała, zaczerwieniłam się pod
intensywnym spojrzeniem jego szmaragdowo-zielonych oczu. Oficjalnie
byliśmy parą zaledwie od paru tygodni, a więc miesiąc miodowy jeszcze nie
zdążył się zakończyć. Być może jestem świetna w posługiwaniu się kataną –
samurajskim mieczem przeznaczonym dla samoobrony wampirów, mimo to
moje serce podskakiwało za każdym razem, jak tylko na mnie spoglądał.
Musieliśmy uporządkować jeszcze całe mnóstwo książek, dlatego też
odłożyłam książkę do stojącego na podłodze staromodnego kuferka
z mosiężnym zawiasem.
- Najpierw praca, potem zabawa – przypomniałam mu.
- Uważam, że miks pracy z przyjemnością umili obie rzeczy.
- A ja wolałabym nie spędzać swojego wolnego czasu pakując zakurzone
księgi.
- Będąc wampirem, nie zawsze dostaje się to, czego się pragnie,
Wartowniczko. Choć ja też znam parę sposobów na umilenie sobie wolnego
czasu. Ethan tytułował mnie Wartowniczką, czyli obrońcą naszego Domu.
Zwracał się do mnie tak tylko wtedy, gdy był poirytowany, albo chciał przejść
od razu do rzeczy.
- Może nie powinieneś był zatem irytować Prezydium w Greenwich, aby
Oni mogli wykopać nas na zbity pysk.
Spojrzał się na mnie spod łba.
- Oni nie wyrzucili nas.
- Wiem, ale to przecież tylko dlatego, że to my zerwaliśmy z nimi zanim
zdążyli to zrobić oni.
Tym razem uniósł jeszcze jedną brew, popisowy ruch Ethana. A co
najważniejsze, pasowało to do niego.
- Czy ty specjalnie się ze mnie nabijasz? – zapytał.
- Tak. I co, udaje mi się?
Zawarczał, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
Odwróciłam się ku książkom.
- Czy nie możemy po prostu zgarnąć połowę książek z półki i wrzucić ich
do kufra? Czy Dariusz zauważy jakąś różnicę?
- On może i nie, ale ja będę ją widział. Tak jak i bibliotekarz. Spojrzał na
mnie pytająco. – Zadziwiasz mnie, Wartowniczko. Zazwyczaj jesteś typem mola
książkowego.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
Uzyskałam stopień magistra i śmiało mogę wyznać, że jestem molem
książkowym i chełpię się tym. Ale Ethan nie to miał na myśli. Zmrużyłam oczy.
- Nie jestem pewna, czy to miał być komplement.
- Ani ja – mrugnął i podał mi kolejną księgę. – Choć dobrze cię rozumiem.
Podczas gdy wrzucałam książkę do kufra, Ethan lekko się wycofał
i przeglądał zawartości półek.
Robiłam to samo, rozglądając się za czymś totalnie nietypowym.
Przewodnik Prezydium. Jak zjednoczyć wampirze Domy czy też coś w tym
rodzaju. Zanim zdążyłam jednak coś odnaleźć, obok mnie wyrósł nagle Ethan
opierając się ręką o półkę.
- Często tutaj przychodzisz? – zapytał.
- Że co?
- Widzę cię tutaj w tej – wskazał na półki – bibliotece. Samotną. Pewnie
jesteś tutejszą studentką? Koniuszkami palców głaskał mój podbródek
i kierował się coraz niżej, aż dostałam gęsią skórkę.
Jako że mój umysł niezbyt dobrze funkcjonował w takich sytuacjach,
chwilkę zajęło mi zrozumienie co on tam do mnie kiedyś mówił. Czy on chciał
zagrać w odgrywanie ról? I to w bibliotece?
- Ethanie Sullivan – zdziwiłam się – Marzysz o seksie w bibliotece.
Zawadiacko się uśmiechnął.
- Marzę o tym. Ja będę twoim profesorem, a ty moją studentką.
Zanim zdążyłam jakoś na to odreagować, schwycił mnie za talię
i przycisnął do siebie jak w jakiejś powieści erotycznej o piratach. Nie wiem
czemu nagle pomyślałam o piratach. Prawie się roześmiałam, ale w ostatecznym
momencie nasze oczy się spotkały. Ujrzałam tę jego głęboką zieleń oczu, która
nagle zmieniła się w srebro.
Ethan pochylił się ku mnie, jego wargi tuż przy moim uchu.
- Nie śmiej się teraz roześmiać.
- Aha – zaśmiałam się na głos - pewnie że się nie zaśmieję.
- Ekhem – usłyszeliśmy czyjeś chrząknięcie dobiegające zza drzwi.
Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. W drzwiach stał Luc, były kapitan
Straży Domu Cadogan, dzisiejszy zastępca Mistrza. Jako Wartowniczka, byłam
nieoficjalnym członkiem Straży Domu, dlatego Luc poniekąd pełnił funkcję
tudzież mojego szefa.
- Wartowniczko – oznajmił – goście przybędą za godzinę, my prawie
zakończyliśmy przygotowania. Jako, że jesteś odpowiedzialna za tę imprezę,
może zechcesz też do nas dołączyć?
Miał rację co do imprezy; pełniłam funkcję Przewodniczącej Życia
Towarzyskiego, którą otrzymałam oczywiście w ramach kary. Dzięki temu,
miałam też lepiej poznać naszych współbraci. Luc jednakże mylił się co do tego,
iż unikałam pełnienia z nią związanych obowiązków. W danej chwili
pomagałam naszemu Mistrzu, a jak to już inna sprawa.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
Posłałam Ethanowi podejrzliwe spojrzenie, ale aby zachować naszą
rozmowę w tajemnicy, uruchomiłam łączącą nas telepatyczną więź.
- Nie powiedziałeś Lucowi, o tym, iż potrzebujesz mojej pomocy
w bibliotece jeszcze przed rozpoczęciem imprezy?
Bardzo znikomo wzruszył ramionami.
- Myślałeś, iż skończymy tę pracę i będziemy jeszcze mieli chwilkę dla
siebie.
Może tak i byłoby, gdyby nie te jego zagrywki, które nas spowalniały. Ale
to co zostało zrobione, to zostało. Musiałam zająć się jeszcze pewnymi
rzeczami, a on musiał zacząć witać przybywających gości.
- Przepraszam, Luc – oznajmiłam. – Źle zrozumiałam polecenie.
Pozwoliłam dać się rozkojarzyć. Mogę ponieść konsekwencje.
Nagle nie wiadomo dlaczego zrobiłam się nerwowa i zaczęłam przygładzać
dopasowaną do rurek skórzaną kurtkę i wystającą spod kurtki koszulkę bez
ramiączek. Ubrałam się tak, gdyż jak na daną porę roku na dworze było jeszcze
bardzo ciepło.
- Mam nadzieję, że ta impreza to dobry pomysł.
Ethan schwycił swoją kurtkę z pobliskiego krzesła i skierował się ku
drzwiom.
- Zapraszanie każdego Odszczepieńca do naszego ogródka? – zapytał
Ethan. – A niby co może pójść nie tak?
Większość krajowych wampirów zamieszkiwało 12 Domów: Dom
Navarre, McDonald, Cabot, Cadogan, Taylor, Lincoln, Washington, Heart,
Lassiter, Grey, Murphy i Dom Sheridan oraz Trzy Domy znajdujące się na
terenie Chicago: Navarre, Cadogan oraz Grey.
Cała ta dwunastka podpadała pod władzę Prezydium w Greenwich –
jeszcze przez 72 godziny, kiedy to ich liczba zmniejszy się o jeden Dom. Teraz,
przez wzgląd na zaistniałe okoliczności, musieliśmy dołączyć do
Odszczepieńców, bezdomnych Wampirów. Każdy myślał tylko o sobie, bądź też
niektórzy z nich łączyli się w mniejsze grupki, nieoficjalne trybiki. W każdym
razie, wszyscy Odszczepieńcy zgadzali się co do jednego: żadne Prezydium
w Greenwich nie będzie sprawiać nad nimi jakąkolwiek władzę.
Odszczepieńców można by przyrównać zatem do wampirzych
Amerykańskich kolonii.
Przez to, iż my też wkrótce do nich dołączymy, postanowiliśmy zrobić
imprezę powitalną dla Odszczepienców na terenie otaczającym Dom Cadogan.
Tak, wreszcie nie spotykamy się jedynie we własnym gronie.
Miałam nadzieję, że dzięki tej imprezie wampiry Cadogan zaniechają
wszelkich obaw co do Odszczepieńców: tym, kim oni byli i tego, kim my się
staniemy, a także, co może i najważniejsze: pozwolimy Odszczepieńcą
zapoznać się z nami.
Luc zaśmiał się sarkastycznie.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
- To Dom Cadogan, a Merit jest naszą Przewodniczącą Życia
Towarzyskiego. Tak chyba wygląda przepis na porażkę – Luc, tak samo jak
i Ethan, uwielbiał się ze mną drażnić.
- Haaa Haaa – sztucznie zaśmiałam się, czekając aż Ethan wreszcie się
ubierze. – Jeśli tak, to obwiniaj za to Ethana, nie mnie.
- Zaatakowałaś go za zamienienie cię w wampira – przypomniał mi Luc.
- Tylko dlatego, iż nie zrobił tego jak trzeba.
- Wypraszam sobie, że niby mogę robić coś nie tak „jak trzeba” – oburzył
się Ethan.
- Taki skromny , mój Mistrzu – stwierdził Luc.
Luc nazywał Ethana „Mistrz” nawet mimo to, iż Ethan nie był już
oficjalnym Mistrzem Domu Cadogan. Ten honor przypadał Malikowi,
wampirowi, który opiekował się Domem podczas „nieobecności” Ethana. Teraz,
po jego powrocie, wszyscy zachowywali się tak jak i dawniej: Ethan był
Mistrzem, a Malik był Drugim Domu, Luc – Kapitanem Straży. Taki porządek
rzeczy był znacznie łatwiejszy do zapamiętania i nie poplątania się w tym, kto
sprawował teraz jaki urząd. Ethan nie sprzeciwiał się temu, a inni zdawali się też
być zachwyceni tym, że znów wrócili na swe poprzednie stanowiska.
- Tak przy okazji – wtrącił Luc – to przepraszam, że przerwałem.
- Nic takiego – odparłam.
- Prawda. Poklepał mnie po plecach. – Ale nawet nie możesz sobie
wyobrazić, jak przyjemnie jest widzieć cię taką zamieszaną. To takie ludzkie.
- Ona I tak jest uziemiona – powiedział Ethan, wreszcie podchodząc do
nas. – I nie tylko dlatego, że za każdym razem, jak trenujemy, powalam ją na
ziemię.
- Chyba w twoich snach, Sullivan. Ethan chciał pomóc mi przy treningach
dzięki którym miałam stać się prawdziwą Wartowniczką. Mając czterysta lat
treningów za plecami, zazwyczaj udawało mu się rozpłaszczyć mnie na
podłodze. Ale podkreślam, zazwyczaj to nie zawsze, pomyślałam
z uśmieszkiem. Raz albo dwa nawet go zaskoczyłam, takie zwycięstwa
osładzały moje serce.
- Moje sny są ciekawsze, Wartowniczko.
Luc wskazał dłonią na korytarz.
- Twoi goście wkrótce przybędą, a ja jestem zaniepokojony i nieco
zniesmaczony. nie chcę wiedzieć nic więcej o twoich snach. Możemy już iść?
Ethan sarkastycznie chrząknął.
- Lucas, chyba nie czułem się za dobrze w dniu, w którym dałem ci awans.
- No cóż, szefie. Pewnie zastanawia cię czasem jego poczucie humoru –
szepnął do mnie.
- Śmieszne, nie wiedziałam, że on ma jakieś.
- Dwoje przeciwko jednemu – oznajmił Ethan. – Mam nadzieję, że nasi
goście będą bardziej uprzejmi.
Luc odchrząknął.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
- Tak samo jak i grill.
Żadne z nich nie zdziwiło się, kiedy natychmiast pośpieszyłam ku wyjściu
na samo wspomnienie o grillu. Aczkolwiek tym razem, nie kierowałam się tam,
tylko dlatego, że kusił mnie jego zapach.
Było tam coś jeszcze, ważniejsze.
***
Główny korytarz Domu prowadził parterem do kafeterii oraz do drzwi
wychodzących na ogród.
Wyszliśmy na zewnątrz. Pierwsze co się rzucało w oczy, to pożółkła już
dłuższy czas temu trawa. Wszędzie dokoła krzątały się wampiry Cadogan
ustawiając krzesła, stoły i zawieszając dekoracje. W powietrzu odczuwało się
ekscytację i podenerwowanie. The Black Keys „Howling for You” odbijały się
echem w głośnikach. Miasto wydało nawet dla nas specjalne pozwolenie.
Razem z Lindsey, moją najbliższą przyjaciółką z Domu stworzyłyśmy tę
imprezę.
Luc wszedł do ogródka, machając rękoma w kierunku dziennikarzy, którzy
próbowali przedostać się do Domu przez parkan. Paparazzi uwielbiali wampiry
i imprezy. A gdy sprawa dotyczyła obu spraw na raz, po prostu nie dawało się
ich powstrzymać.
Aczkolwiek zanim Luc zdołał złapać jednego z nich, dziennikarz spadł
i zniknął za ogrodzeniem.
Nasi chicagowscy ochroniarze - wróżowie z pewnością złapali tamtego
dziennikarza. Oni nie lubili, gdy ktoś przedzierał się obok nich.
Po ukończeniu łagodnego dramatu, wszyscy znów wszczynali
przygotowywania do powitania gości. Poczułam kłębiące się we mnie ukłucie
winy, iż dałam się rozproszyć Ethanowi. Z drugiej strony, sporo już przeszliśmy
jako para, dlatego też mogliśmy pozwalać sobie na zachwycanie się sobą, gdy
tylko mieliśmy chwilkę dla siebie.
Normalnie zima w Chicago była bardzo mroźna, ale ostatnio na zewnątrz
powietrze było bardzo ciepłe, dlatego też urządziliśmy imprezę w ogródku.
Gigantyczne białe balony lekko bujały się pod wpływem lekkiego powiewu
wiatru. Białe, otwarte namioty oferowały stoły i mały parkiet taneczny. A gdy
spojrzało się w górę widziało się całe piękno nieba ukazujące się poprzez
szklany dach namiotu. W mieście Chicago żyła gdzieś setka Odszczepieńców
wampirów, na których pragnęliśmy wywrzeć super wrażenie, przynajmniej
poczuciem smaku oraz wykwintnością.
Oraz oczywiście jedzeniem. Żadna impreza nie może obejść się bez
jedzenia, głupotą też byłoby zaproszenie do nas do Domu Odszczepieńców i nie
nakarmienie ich. Podstawowym składnikiem żywieniowym wampirów była
krew, aczkolwiek od czasu do czasu pragnęliśmy zjeść jakiś ludzki pokarm. Co
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
gorsza, nasz szybki metabolizm sprawiał że musieliśmy jadać częściej niż za
życia.
Wszystko dokładnie zaplanowałam. Na każdym stole miały stać upieczone
najpopularniejsze rodzaje mięska – wieprzowina, wołowina, kurczak. Chicago
niegdyś uznawane było za miasto dla bydła, co przetrwało też i do dziś.
Nietrudno było odnaleźć tutaj starannie dobrane płaty mięsa, dopasowane do
twoich własnych preferencji.
Było łatwiej, gdy wiedziało się dokąd się udać. W tym przypadku,
rozglądałam się za szczupłą ubraną w dżinsy, niosącą w ręku aluminiowe tacki
z jedzeniem i kierującą się ku stołom kobietę z fartuszkiem.
Była nią Mallory Carmichael, czarownica oraz moja (możliwe) najlepsza
przyjaciółka. Nasze stosunki zostały wystawione na próbę, gdy próbowała
uwolnić starożytne zło, przez co prawie że zniszczyła całe miasto Chicago.
Ona znów pofarbowała włosy na niebiesko – a właściwie to zrobiła sobie
niebieskie cienie. Od korzeni bladoniebieskie, a na samych końcówkach włosy
koloru indygo. Dziś związała je w niechlujny koczek, jako że dziś pracowała dla
Little Red firmy cateringowej.
Odkąd wyzwoliła upadłego anioła, została zatrudniona przez North
American Central Pack zmiennokształtnych dla pracy w ich barze „Ukraińska
Wioska”. Zmiennokształtni zazwyczaj nie wtrącili się w sprawy ich nie
dotyczące, aczkolwiek tym razem przejęli się zachowaniem Mallory i zrobili
wyjątek. Leczono ją w stylu Karate Kid. Musiała wykonywać mnóstwo prac
fizycznych, aby nauczyć się samokontroli i tolerancji kłębiącej się w niej magii.
Stado także pojęło, iż dzięki wykorzystaniu próbującej zrehabilitować się
czarownicy, będą mieli wystarczającą ilość personelu, aby podnieść dochód
baru. Little Red produkował pierwszorzędne wschodnioeuropejskie jedzenie,
dlatego udało im się wkręcić w biznes gastronomiczny. Zaczęli przygotowywać
pełnowartościowe posiłki dla nadprzyrodzonych mieszkańców Chicago. Ich
jedynymi klientami byli tylko nadprzyrodzone istoty, jako że ludzie nie
przekonali się jeszcze do tego, iż to, co przygotują zmiennokształtni można jeść
bezpiecznie.
Mallory odłożyła tacki na stole. Natomiast obstąpiła je Margot, szefowa
kuchni Domu Cadogan. Wampirzyca z równie obciętymi włosami spiętymi
w kok.
- Mallory wygląda całkiem nieźle – powiedział Ethan, wciąż stojąc za mną.
Pokiwałam głową, uspokajając się. Na szczęście, Mallory zdrowiała od
uzależnienia czarną magią, która sprowadziła ją na złą drogę. Ale rany wciąż
jeszcze były świeże, a wampiry miały długą pamięć. Właśnie
odbudowywaliśmy nasze stosunki, choć nie była to byle jaka zdrada, którą
można było rozwiązać zajadając się lodami, czy też pijąc piwo. Musiał minąć
pewien czas, póki znów zaczęłabym jej ufać. Wydawało mi się, iż ona również
potrzebuje chwili, aby znów ufać samej sobie.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
Nie za często się widywałyśmy, dlatego też fajnie było zobaczyć ją tutaj,
pomagającą innym, a nie szkodzącą im. Z tego samego powodu poprosiłam
Margot o wynajęcie cateringu z Little Red. Wspieranie baru oznaczało
wspieranie interesów zmiennokształtnych oraz szybszego powrotu do zdrowia
Mallory. Wyglądało to na całkiem dobry pomysł.
- Wygląda całkiem dobrze – zgodziłam się z Ethanem. – Idę się przywitać.
- Dobrze – powiedział, poklepując mnie po plecach. – Pójdę witać gości.
- I formalnie powitać ich w Domu, aby nie złamać żadnego z punktów
wampirzej etykiety?
Wampiry kochają zasady.
- Powiedzmy – odrzekł uśmiechając się. – Dokończymy później naszą
pogawędkę z biblioteki?
Ledwie udało mi się powstrzymać rumieniec.
- Zobaczymy – kokietowałam, ale spojrzenie Ethana mówiło samo za
siebie. Nie dał się tak łatwo zmylić.
Zrobiwszy wszystko, co musiałam, złapałam Mallory akurat w drodze do
samochodu.
- Hej – powiedziałam, czując się nieco niepewnie.
- Hej – odpowiedziała.
- Podobają mi się twoje włosy. Mówiłam prawdę, ale nie chodziło mi
o sam ten kolor, tylko o to, co ten kolor symbolizował. Mallory odkąd tylko ją
poznałam zawsze miała właśnie takie niebieskie włosy... za wyjątkiem chwil,
gdy była Wicked Witch of the Midwest. To chyba dobry omen.
Uśmiechnęła się i odruchowo zaczęła bawić się kokiem.
- Dzięki. Zajęło mi to dłuższą chwilę oraz utratę czterech ręczników
w procesie, ale chyba było warto.
- Zdecydowanie. Piękne te cienie.
- Muszę przynieść jeszcze parę tacek – oznajmiła, wskazując na samochód.
Pokiwałam głową i ruszyłam za nią.
- Jesteś gotowa na tą imprezę? – zapytała.
- Na tyle na ile możemy być gotowi. Próbujemy wymieszać dwie grupy
wampirów, które niegdyś zaprzysięgły nie mieć ze sobą nic wspólnego. No to
teraz pomyśl, co z tego wyniknie.
- Chyba coś dobrego, co nie?
- Oczekuję pewnych napięć – odpowiedziałam szczerze. Większość
Odszczepieńców specjalnie unikała systemu złożonego z Domów, a teraz to my
zapraszaliśmy ich tutaj, aby się z nimi uspołecznić.
Obok nas przeszedł zmiennokształtny niosący cztery aluminiowe tacki
z jedzeniem, na którym wyczuwałam wieprzowinkę. Mogłam jedynie spoglądać
za nim.
- Później go odnajdę – powiedziałam bezmyślnie. – Jak tam w pracy?
- Zmiennie - odrzekła, wskazując na biały samochód zaparkowany
nieopodal Domu Cadogan.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
- Czuję się znacznie lepiej, choć pojawił się też nowy problem.
-Jaki? – zapytałam, obawiając się, iż może wpada w jakiś nowy magiczny
nałóg.
Mallory dość szybko odpowiedziała i wcale nie chodziło o to, co sobie
wyobrażałam.
- Mishka!
Mallory zatrzymała się, kiedy kobieta z szeroką klatką i z wypłowiałymi
włosami wyszła z samochodu i skierowała się ku nam. Tę zmiennokształtną
zwali Berna. To właśnie ta kobieta zajmowała się barem i kuchnią Little Red.
- Ona nazywa cię Mishką? – zdziwiłam się.
- Między innymi. Ona też doprowadza mnie do szału. Mallory wzięła parę
tacek, po czym odwróciła się ku Bernie z uśmiechem na twarzy. – Tak, Berno?
Jak tylko zmiennokształtna znalazła się obok nas, złapała mnie za ramię.
Ona zawsze miała problem z tym, że za mało się odżywiam – co było
nieprawdą; działo się tak dzięki wampirzemu metabolizmowi – dlatego ten
uścisk odbierałam jak przywitanie.
- Cześć, Berno. Jedzenie wygląda znakomicie.
- Wystarczająco dobrze się odżywiasz? – zapytała z mocnym wschodnio-
europejskim akcentem.
- Jak zawsze – zapewniłam ją.
- Jedz więcej – zażądała, po czym zajęła się Mallory. – Wracaj do pracy.
- Tylko przywitałam się z Merit.
Berna prychnęła sarkastycznie i uszczypnęła mnie w ramię.
- Wciąż zbyt chuda – wymamlała, po czym odeszła, krzycząc na kolejnego
zmiennokształtnego zmierzającego ku domu i niosącemu plastikowe worki
z bułkami drożdżowymi.
- Powinnam wracać do pracy – oznajmiła Mallory. – Ona ma bardzo
specyficzny plan co do tego, jak powinniśmy pracować.
- Chyba niezbyt dobrze się dogadujecie?
- Ona doprowadza mnie do szaleństwa.
- Berna jest specyficzna – odpowiedziałam, pocierając ramię. – Troskliwa
na swój sposób, ale też lubi przesadzać.
- Na tym polega problem. Minął już dość długi czas odkąd ktoś się ze mną
cackał, a w wieku 28 lat chyba już nawet na to za późno.
Rodzice Mallory zginęli parę lat temu w wypadku samochodowym, a u niej
nie było nikogo oprócz nich.
- To okropne.
- Prawda, ale ona chce dla mnie dobrze, więc zmyję to uczucie przyjmując
ciepłą wannę i oglądając magazyny.
Zastanawiałam się czy rozmowa z Catcher’em Bellem, jej chłopakiem –
albo przynajmniej byłym chłopakiem, również może jej w czymś pomóc. Nie
byłam pewna, w którym miejscu znajdował się ich związek, ale jak dotąd ona
starała się o nim nie wspominać. Nie to, żeby nie zabijała mnie ciekawość.
Chloe Neill – Zasady Domu
Translate_Team
- Czy wanna oraz magazyny pomagają? – spytałam.
- Mniej niż powinny. Ale gdy nie możesz używać swojej magii, robisz
wszystko, co możesz. Coś w stylu najgorszej diety świata.
- Mishka!!!
- Już idę! – odkrzyknęła Mallory, po czym uśmiechnęła się przepraszająco.
– Dobrze cię znowu widzieć, Merit.
- Ciebie też.
Spojrzała na mnie nieśmiało.
- Hej, może kiedyś zrobimy coś razem? Jeśli zechcesz?
Nie spodobało mi się to, że chwilę zajęło mi odpowiedzenie.
potrzebowałam jeszcze chwilę dłużej.
- Ech, ech. Dobrze. Pokiwałam głową. – Zadzwoń do mnie.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, po czym wróciła do auta, żeby pomóc
Bernie.
Mówcie co chcecie o Mallory, ale ta dziewczyna próbowała poskładać
swoje życie z powrotem. Musiałam to szanować i szczerze wierzyłam w to, iż
jej się to uda.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team ROZDZIAŁ1 Tłumaczenie: Truefair Beta: saphira_m Połowa grudnia Chicago, Illinois To, co się tutaj działo przypominało scenę porozwodową: dzielone na sterty rzeczy; książki opatrzono etykietką to jednego osobnika to drugiego; wszyscy byli też nieco podirytowani. Ale w danym przypadku nie chodziło o żaden rozwód. Przynajmniej nie o taki ludzki. Przypominało to bardziej secesję. Deklarację niepodległości. Tuż przy mnie stał złotowłosy wampir, przywódca buntu. Ethan Sullivan, nieoficjalny Mistrz Chicagowskiego Domu Cadogan i mój chłopak. Dziwna to rzecz mówić o nim w ten sposób. Ethan wyglądał wyjątkowo przystojnie w swoich czarnych spodniach, zapinanej na guziki koszuli, z wiszącym na szyi czarnym krawatem, gdy stał tam tak i przypatrywał się każdej oprawionej w skórę książce. - Ta księga należy do Prezydium – oznajmił, spoglądając na grzbiet książki „Metamorfoza człowieka” – przeczytał tytuł. „Od pierwszych mleczaków do powstawania prawdziwych wampirzych kłów.” - Obrzydliwy tytuł – wzdrygnęłam się. - Teraz to ich obrzydliwy tytuł – dodał. Jego słowa mnie rozśmieszyły, ale ton w jakim o tym mówił nie pozwalał na uśmieszki. Wszyscy domownicy byli bardzo podenerwowani, budynek pękał pod presją magicznego napięcia, ponieważ czekaliśmy na ostatnie odliczanie. Do momentu, w którym wreszcie odłączymy się od Rady zarządzącej Amerykańskimi Domami, czyli tak zwanego Prezydium w Greenwich pozostały zaledwie 72 godziny. Członkowie tegoż Prezydium zbierają się żeby nas odwiedzić – aby zerwać swe więzi z naszym Domem jak najbardziej publicznie. Bardzo dobrze się do tego przygotowywaliśmy. Oddzielaliśmy i pakowaliśmy rzeczy należące do Prezydium, przyglądaliśmy się bardziej szczegółowo naszym finansom, dzięki którym mogliśmy pozwolić sobie na tak ostateczny krok. Prezydium w Greenwich całkiem dobrze zniosło nasze oświadczyny o odejściu, kontaktowało się z nami jedynie w sprawach dotyczących przebiegu ceremonii oraz ich planach przyjazdu do Chicago. Ethan uważał taką ciszę z ich strony za nadzwyczaj podejrzliwą. Założył nawet nowy zespół “przejściowy” składający się z wampirów oraz innych nadprzyrodzonych istot, od których czasem zasięgał porady. Ethan odchylił się do tyłu i rozejrzał się po półkach, które zaścielały drogę aż do jego biura. - To jeszcze trochę potrwa.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team - Aha – zgodziłam się z nim – możemy zawsze pozwolić Dariuszowi zająć się tym samemu, ale tego chyba nie chcemy. Dariusz West był przywódcą Prezydium w Greenwich. Był bardzo uporządkowanym wampirem Brytyjczykiem, który nie był zbytnim fanem naszego Domu. - Nie, nie chcemy tego – potwierdził Ethan, nasze palce zetknęły się, gdy podawał mi kolejną książkę. Natychmiast poczułam przypływ krwi do ciała, zaczerwieniłam się pod intensywnym spojrzeniem jego szmaragdowo-zielonych oczu. Oficjalnie byliśmy parą zaledwie od paru tygodni, a więc miesiąc miodowy jeszcze nie zdążył się zakończyć. Być może jestem świetna w posługiwaniu się kataną – samurajskim mieczem przeznaczonym dla samoobrony wampirów, mimo to moje serce podskakiwało za każdym razem, jak tylko na mnie spoglądał. Musieliśmy uporządkować jeszcze całe mnóstwo książek, dlatego też odłożyłam książkę do stojącego na podłodze staromodnego kuferka z mosiężnym zawiasem. - Najpierw praca, potem zabawa – przypomniałam mu. - Uważam, że miks pracy z przyjemnością umili obie rzeczy. - A ja wolałabym nie spędzać swojego wolnego czasu pakując zakurzone księgi. - Będąc wampirem, nie zawsze dostaje się to, czego się pragnie, Wartowniczko. Choć ja też znam parę sposobów na umilenie sobie wolnego czasu. Ethan tytułował mnie Wartowniczką, czyli obrońcą naszego Domu. Zwracał się do mnie tak tylko wtedy, gdy był poirytowany, albo chciał przejść od razu do rzeczy. - Może nie powinieneś był zatem irytować Prezydium w Greenwich, aby Oni mogli wykopać nas na zbity pysk. Spojrzał się na mnie spod łba. - Oni nie wyrzucili nas. - Wiem, ale to przecież tylko dlatego, że to my zerwaliśmy z nimi zanim zdążyli to zrobić oni. Tym razem uniósł jeszcze jedną brew, popisowy ruch Ethana. A co najważniejsze, pasowało to do niego. - Czy ty specjalnie się ze mnie nabijasz? – zapytał. - Tak. I co, udaje mi się? Zawarczał, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Odwróciłam się ku książkom. - Czy nie możemy po prostu zgarnąć połowę książek z półki i wrzucić ich do kufra? Czy Dariusz zauważy jakąś różnicę? - On może i nie, ale ja będę ją widział. Tak jak i bibliotekarz. Spojrzał na mnie pytająco. – Zadziwiasz mnie, Wartowniczko. Zazwyczaj jesteś typem mola książkowego.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team Uzyskałam stopień magistra i śmiało mogę wyznać, że jestem molem książkowym i chełpię się tym. Ale Ethan nie to miał na myśli. Zmrużyłam oczy. - Nie jestem pewna, czy to miał być komplement. - Ani ja – mrugnął i podał mi kolejną księgę. – Choć dobrze cię rozumiem. Podczas gdy wrzucałam książkę do kufra, Ethan lekko się wycofał i przeglądał zawartości półek. Robiłam to samo, rozglądając się za czymś totalnie nietypowym. Przewodnik Prezydium. Jak zjednoczyć wampirze Domy czy też coś w tym rodzaju. Zanim zdążyłam jednak coś odnaleźć, obok mnie wyrósł nagle Ethan opierając się ręką o półkę. - Często tutaj przychodzisz? – zapytał. - Że co? - Widzę cię tutaj w tej – wskazał na półki – bibliotece. Samotną. Pewnie jesteś tutejszą studentką? Koniuszkami palców głaskał mój podbródek i kierował się coraz niżej, aż dostałam gęsią skórkę. Jako że mój umysł niezbyt dobrze funkcjonował w takich sytuacjach, chwilkę zajęło mi zrozumienie co on tam do mnie kiedyś mówił. Czy on chciał zagrać w odgrywanie ról? I to w bibliotece? - Ethanie Sullivan – zdziwiłam się – Marzysz o seksie w bibliotece. Zawadiacko się uśmiechnął. - Marzę o tym. Ja będę twoim profesorem, a ty moją studentką. Zanim zdążyłam jakoś na to odreagować, schwycił mnie za talię i przycisnął do siebie jak w jakiejś powieści erotycznej o piratach. Nie wiem czemu nagle pomyślałam o piratach. Prawie się roześmiałam, ale w ostatecznym momencie nasze oczy się spotkały. Ujrzałam tę jego głęboką zieleń oczu, która nagle zmieniła się w srebro. Ethan pochylił się ku mnie, jego wargi tuż przy moim uchu. - Nie śmiej się teraz roześmiać. - Aha – zaśmiałam się na głos - pewnie że się nie zaśmieję. - Ekhem – usłyszeliśmy czyjeś chrząknięcie dobiegające zza drzwi. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. W drzwiach stał Luc, były kapitan Straży Domu Cadogan, dzisiejszy zastępca Mistrza. Jako Wartowniczka, byłam nieoficjalnym członkiem Straży Domu, dlatego Luc poniekąd pełnił funkcję tudzież mojego szefa. - Wartowniczko – oznajmił – goście przybędą za godzinę, my prawie zakończyliśmy przygotowania. Jako, że jesteś odpowiedzialna za tę imprezę, może zechcesz też do nas dołączyć? Miał rację co do imprezy; pełniłam funkcję Przewodniczącej Życia Towarzyskiego, którą otrzymałam oczywiście w ramach kary. Dzięki temu, miałam też lepiej poznać naszych współbraci. Luc jednakże mylił się co do tego, iż unikałam pełnienia z nią związanych obowiązków. W danej chwili pomagałam naszemu Mistrzu, a jak to już inna sprawa.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team Posłałam Ethanowi podejrzliwe spojrzenie, ale aby zachować naszą rozmowę w tajemnicy, uruchomiłam łączącą nas telepatyczną więź. - Nie powiedziałeś Lucowi, o tym, iż potrzebujesz mojej pomocy w bibliotece jeszcze przed rozpoczęciem imprezy? Bardzo znikomo wzruszył ramionami. - Myślałeś, iż skończymy tę pracę i będziemy jeszcze mieli chwilkę dla siebie. Może tak i byłoby, gdyby nie te jego zagrywki, które nas spowalniały. Ale to co zostało zrobione, to zostało. Musiałam zająć się jeszcze pewnymi rzeczami, a on musiał zacząć witać przybywających gości. - Przepraszam, Luc – oznajmiłam. – Źle zrozumiałam polecenie. Pozwoliłam dać się rozkojarzyć. Mogę ponieść konsekwencje. Nagle nie wiadomo dlaczego zrobiłam się nerwowa i zaczęłam przygładzać dopasowaną do rurek skórzaną kurtkę i wystającą spod kurtki koszulkę bez ramiączek. Ubrałam się tak, gdyż jak na daną porę roku na dworze było jeszcze bardzo ciepło. - Mam nadzieję, że ta impreza to dobry pomysł. Ethan schwycił swoją kurtkę z pobliskiego krzesła i skierował się ku drzwiom. - Zapraszanie każdego Odszczepieńca do naszego ogródka? – zapytał Ethan. – A niby co może pójść nie tak? Większość krajowych wampirów zamieszkiwało 12 Domów: Dom Navarre, McDonald, Cabot, Cadogan, Taylor, Lincoln, Washington, Heart, Lassiter, Grey, Murphy i Dom Sheridan oraz Trzy Domy znajdujące się na terenie Chicago: Navarre, Cadogan oraz Grey. Cała ta dwunastka podpadała pod władzę Prezydium w Greenwich – jeszcze przez 72 godziny, kiedy to ich liczba zmniejszy się o jeden Dom. Teraz, przez wzgląd na zaistniałe okoliczności, musieliśmy dołączyć do Odszczepieńców, bezdomnych Wampirów. Każdy myślał tylko o sobie, bądź też niektórzy z nich łączyli się w mniejsze grupki, nieoficjalne trybiki. W każdym razie, wszyscy Odszczepieńcy zgadzali się co do jednego: żadne Prezydium w Greenwich nie będzie sprawiać nad nimi jakąkolwiek władzę. Odszczepieńców można by przyrównać zatem do wampirzych Amerykańskich kolonii. Przez to, iż my też wkrótce do nich dołączymy, postanowiliśmy zrobić imprezę powitalną dla Odszczepienców na terenie otaczającym Dom Cadogan. Tak, wreszcie nie spotykamy się jedynie we własnym gronie. Miałam nadzieję, że dzięki tej imprezie wampiry Cadogan zaniechają wszelkich obaw co do Odszczepieńców: tym, kim oni byli i tego, kim my się staniemy, a także, co może i najważniejsze: pozwolimy Odszczepieńcą zapoznać się z nami. Luc zaśmiał się sarkastycznie.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team - To Dom Cadogan, a Merit jest naszą Przewodniczącą Życia Towarzyskiego. Tak chyba wygląda przepis na porażkę – Luc, tak samo jak i Ethan, uwielbiał się ze mną drażnić. - Haaa Haaa – sztucznie zaśmiałam się, czekając aż Ethan wreszcie się ubierze. – Jeśli tak, to obwiniaj za to Ethana, nie mnie. - Zaatakowałaś go za zamienienie cię w wampira – przypomniał mi Luc. - Tylko dlatego, iż nie zrobił tego jak trzeba. - Wypraszam sobie, że niby mogę robić coś nie tak „jak trzeba” – oburzył się Ethan. - Taki skromny , mój Mistrzu – stwierdził Luc. Luc nazywał Ethana „Mistrz” nawet mimo to, iż Ethan nie był już oficjalnym Mistrzem Domu Cadogan. Ten honor przypadał Malikowi, wampirowi, który opiekował się Domem podczas „nieobecności” Ethana. Teraz, po jego powrocie, wszyscy zachowywali się tak jak i dawniej: Ethan był Mistrzem, a Malik był Drugim Domu, Luc – Kapitanem Straży. Taki porządek rzeczy był znacznie łatwiejszy do zapamiętania i nie poplątania się w tym, kto sprawował teraz jaki urząd. Ethan nie sprzeciwiał się temu, a inni zdawali się też być zachwyceni tym, że znów wrócili na swe poprzednie stanowiska. - Tak przy okazji – wtrącił Luc – to przepraszam, że przerwałem. - Nic takiego – odparłam. - Prawda. Poklepał mnie po plecach. – Ale nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak przyjemnie jest widzieć cię taką zamieszaną. To takie ludzkie. - Ona I tak jest uziemiona – powiedział Ethan, wreszcie podchodząc do nas. – I nie tylko dlatego, że za każdym razem, jak trenujemy, powalam ją na ziemię. - Chyba w twoich snach, Sullivan. Ethan chciał pomóc mi przy treningach dzięki którym miałam stać się prawdziwą Wartowniczką. Mając czterysta lat treningów za plecami, zazwyczaj udawało mu się rozpłaszczyć mnie na podłodze. Ale podkreślam, zazwyczaj to nie zawsze, pomyślałam z uśmieszkiem. Raz albo dwa nawet go zaskoczyłam, takie zwycięstwa osładzały moje serce. - Moje sny są ciekawsze, Wartowniczko. Luc wskazał dłonią na korytarz. - Twoi goście wkrótce przybędą, a ja jestem zaniepokojony i nieco zniesmaczony. nie chcę wiedzieć nic więcej o twoich snach. Możemy już iść? Ethan sarkastycznie chrząknął. - Lucas, chyba nie czułem się za dobrze w dniu, w którym dałem ci awans. - No cóż, szefie. Pewnie zastanawia cię czasem jego poczucie humoru – szepnął do mnie. - Śmieszne, nie wiedziałam, że on ma jakieś. - Dwoje przeciwko jednemu – oznajmił Ethan. – Mam nadzieję, że nasi goście będą bardziej uprzejmi. Luc odchrząknął.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team - Tak samo jak i grill. Żadne z nich nie zdziwiło się, kiedy natychmiast pośpieszyłam ku wyjściu na samo wspomnienie o grillu. Aczkolwiek tym razem, nie kierowałam się tam, tylko dlatego, że kusił mnie jego zapach. Było tam coś jeszcze, ważniejsze. *** Główny korytarz Domu prowadził parterem do kafeterii oraz do drzwi wychodzących na ogród. Wyszliśmy na zewnątrz. Pierwsze co się rzucało w oczy, to pożółkła już dłuższy czas temu trawa. Wszędzie dokoła krzątały się wampiry Cadogan ustawiając krzesła, stoły i zawieszając dekoracje. W powietrzu odczuwało się ekscytację i podenerwowanie. The Black Keys „Howling for You” odbijały się echem w głośnikach. Miasto wydało nawet dla nas specjalne pozwolenie. Razem z Lindsey, moją najbliższą przyjaciółką z Domu stworzyłyśmy tę imprezę. Luc wszedł do ogródka, machając rękoma w kierunku dziennikarzy, którzy próbowali przedostać się do Domu przez parkan. Paparazzi uwielbiali wampiry i imprezy. A gdy sprawa dotyczyła obu spraw na raz, po prostu nie dawało się ich powstrzymać. Aczkolwiek zanim Luc zdołał złapać jednego z nich, dziennikarz spadł i zniknął za ogrodzeniem. Nasi chicagowscy ochroniarze - wróżowie z pewnością złapali tamtego dziennikarza. Oni nie lubili, gdy ktoś przedzierał się obok nich. Po ukończeniu łagodnego dramatu, wszyscy znów wszczynali przygotowywania do powitania gości. Poczułam kłębiące się we mnie ukłucie winy, iż dałam się rozproszyć Ethanowi. Z drugiej strony, sporo już przeszliśmy jako para, dlatego też mogliśmy pozwalać sobie na zachwycanie się sobą, gdy tylko mieliśmy chwilkę dla siebie. Normalnie zima w Chicago była bardzo mroźna, ale ostatnio na zewnątrz powietrze było bardzo ciepłe, dlatego też urządziliśmy imprezę w ogródku. Gigantyczne białe balony lekko bujały się pod wpływem lekkiego powiewu wiatru. Białe, otwarte namioty oferowały stoły i mały parkiet taneczny. A gdy spojrzało się w górę widziało się całe piękno nieba ukazujące się poprzez szklany dach namiotu. W mieście Chicago żyła gdzieś setka Odszczepieńców wampirów, na których pragnęliśmy wywrzeć super wrażenie, przynajmniej poczuciem smaku oraz wykwintnością. Oraz oczywiście jedzeniem. Żadna impreza nie może obejść się bez jedzenia, głupotą też byłoby zaproszenie do nas do Domu Odszczepieńców i nie nakarmienie ich. Podstawowym składnikiem żywieniowym wampirów była krew, aczkolwiek od czasu do czasu pragnęliśmy zjeść jakiś ludzki pokarm. Co
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team gorsza, nasz szybki metabolizm sprawiał że musieliśmy jadać częściej niż za życia. Wszystko dokładnie zaplanowałam. Na każdym stole miały stać upieczone najpopularniejsze rodzaje mięska – wieprzowina, wołowina, kurczak. Chicago niegdyś uznawane było za miasto dla bydła, co przetrwało też i do dziś. Nietrudno było odnaleźć tutaj starannie dobrane płaty mięsa, dopasowane do twoich własnych preferencji. Było łatwiej, gdy wiedziało się dokąd się udać. W tym przypadku, rozglądałam się za szczupłą ubraną w dżinsy, niosącą w ręku aluminiowe tacki z jedzeniem i kierującą się ku stołom kobietę z fartuszkiem. Była nią Mallory Carmichael, czarownica oraz moja (możliwe) najlepsza przyjaciółka. Nasze stosunki zostały wystawione na próbę, gdy próbowała uwolnić starożytne zło, przez co prawie że zniszczyła całe miasto Chicago. Ona znów pofarbowała włosy na niebiesko – a właściwie to zrobiła sobie niebieskie cienie. Od korzeni bladoniebieskie, a na samych końcówkach włosy koloru indygo. Dziś związała je w niechlujny koczek, jako że dziś pracowała dla Little Red firmy cateringowej. Odkąd wyzwoliła upadłego anioła, została zatrudniona przez North American Central Pack zmiennokształtnych dla pracy w ich barze „Ukraińska Wioska”. Zmiennokształtni zazwyczaj nie wtrącili się w sprawy ich nie dotyczące, aczkolwiek tym razem przejęli się zachowaniem Mallory i zrobili wyjątek. Leczono ją w stylu Karate Kid. Musiała wykonywać mnóstwo prac fizycznych, aby nauczyć się samokontroli i tolerancji kłębiącej się w niej magii. Stado także pojęło, iż dzięki wykorzystaniu próbującej zrehabilitować się czarownicy, będą mieli wystarczającą ilość personelu, aby podnieść dochód baru. Little Red produkował pierwszorzędne wschodnioeuropejskie jedzenie, dlatego udało im się wkręcić w biznes gastronomiczny. Zaczęli przygotowywać pełnowartościowe posiłki dla nadprzyrodzonych mieszkańców Chicago. Ich jedynymi klientami byli tylko nadprzyrodzone istoty, jako że ludzie nie przekonali się jeszcze do tego, iż to, co przygotują zmiennokształtni można jeść bezpiecznie. Mallory odłożyła tacki na stole. Natomiast obstąpiła je Margot, szefowa kuchni Domu Cadogan. Wampirzyca z równie obciętymi włosami spiętymi w kok. - Mallory wygląda całkiem nieźle – powiedział Ethan, wciąż stojąc za mną. Pokiwałam głową, uspokajając się. Na szczęście, Mallory zdrowiała od uzależnienia czarną magią, która sprowadziła ją na złą drogę. Ale rany wciąż jeszcze były świeże, a wampiry miały długą pamięć. Właśnie odbudowywaliśmy nasze stosunki, choć nie była to byle jaka zdrada, którą można było rozwiązać zajadając się lodami, czy też pijąc piwo. Musiał minąć pewien czas, póki znów zaczęłabym jej ufać. Wydawało mi się, iż ona również potrzebuje chwili, aby znów ufać samej sobie.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team Nie za często się widywałyśmy, dlatego też fajnie było zobaczyć ją tutaj, pomagającą innym, a nie szkodzącą im. Z tego samego powodu poprosiłam Margot o wynajęcie cateringu z Little Red. Wspieranie baru oznaczało wspieranie interesów zmiennokształtnych oraz szybszego powrotu do zdrowia Mallory. Wyglądało to na całkiem dobry pomysł. - Wygląda całkiem dobrze – zgodziłam się z Ethanem. – Idę się przywitać. - Dobrze – powiedział, poklepując mnie po plecach. – Pójdę witać gości. - I formalnie powitać ich w Domu, aby nie złamać żadnego z punktów wampirzej etykiety? Wampiry kochają zasady. - Powiedzmy – odrzekł uśmiechając się. – Dokończymy później naszą pogawędkę z biblioteki? Ledwie udało mi się powstrzymać rumieniec. - Zobaczymy – kokietowałam, ale spojrzenie Ethana mówiło samo za siebie. Nie dał się tak łatwo zmylić. Zrobiwszy wszystko, co musiałam, złapałam Mallory akurat w drodze do samochodu. - Hej – powiedziałam, czując się nieco niepewnie. - Hej – odpowiedziała. - Podobają mi się twoje włosy. Mówiłam prawdę, ale nie chodziło mi o sam ten kolor, tylko o to, co ten kolor symbolizował. Mallory odkąd tylko ją poznałam zawsze miała właśnie takie niebieskie włosy... za wyjątkiem chwil, gdy była Wicked Witch of the Midwest. To chyba dobry omen. Uśmiechnęła się i odruchowo zaczęła bawić się kokiem. - Dzięki. Zajęło mi to dłuższą chwilę oraz utratę czterech ręczników w procesie, ale chyba było warto. - Zdecydowanie. Piękne te cienie. - Muszę przynieść jeszcze parę tacek – oznajmiła, wskazując na samochód. Pokiwałam głową i ruszyłam za nią. - Jesteś gotowa na tą imprezę? – zapytała. - Na tyle na ile możemy być gotowi. Próbujemy wymieszać dwie grupy wampirów, które niegdyś zaprzysięgły nie mieć ze sobą nic wspólnego. No to teraz pomyśl, co z tego wyniknie. - Chyba coś dobrego, co nie? - Oczekuję pewnych napięć – odpowiedziałam szczerze. Większość Odszczepieńców specjalnie unikała systemu złożonego z Domów, a teraz to my zapraszaliśmy ich tutaj, aby się z nimi uspołecznić. Obok nas przeszedł zmiennokształtny niosący cztery aluminiowe tacki z jedzeniem, na którym wyczuwałam wieprzowinkę. Mogłam jedynie spoglądać za nim. - Później go odnajdę – powiedziałam bezmyślnie. – Jak tam w pracy? - Zmiennie - odrzekła, wskazując na biały samochód zaparkowany nieopodal Domu Cadogan.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team - Czuję się znacznie lepiej, choć pojawił się też nowy problem. -Jaki? – zapytałam, obawiając się, iż może wpada w jakiś nowy magiczny nałóg. Mallory dość szybko odpowiedziała i wcale nie chodziło o to, co sobie wyobrażałam. - Mishka! Mallory zatrzymała się, kiedy kobieta z szeroką klatką i z wypłowiałymi włosami wyszła z samochodu i skierowała się ku nam. Tę zmiennokształtną zwali Berna. To właśnie ta kobieta zajmowała się barem i kuchnią Little Red. - Ona nazywa cię Mishką? – zdziwiłam się. - Między innymi. Ona też doprowadza mnie do szału. Mallory wzięła parę tacek, po czym odwróciła się ku Bernie z uśmiechem na twarzy. – Tak, Berno? Jak tylko zmiennokształtna znalazła się obok nas, złapała mnie za ramię. Ona zawsze miała problem z tym, że za mało się odżywiam – co było nieprawdą; działo się tak dzięki wampirzemu metabolizmowi – dlatego ten uścisk odbierałam jak przywitanie. - Cześć, Berno. Jedzenie wygląda znakomicie. - Wystarczająco dobrze się odżywiasz? – zapytała z mocnym wschodnio- europejskim akcentem. - Jak zawsze – zapewniłam ją. - Jedz więcej – zażądała, po czym zajęła się Mallory. – Wracaj do pracy. - Tylko przywitałam się z Merit. Berna prychnęła sarkastycznie i uszczypnęła mnie w ramię. - Wciąż zbyt chuda – wymamlała, po czym odeszła, krzycząc na kolejnego zmiennokształtnego zmierzającego ku domu i niosącemu plastikowe worki z bułkami drożdżowymi. - Powinnam wracać do pracy – oznajmiła Mallory. – Ona ma bardzo specyficzny plan co do tego, jak powinniśmy pracować. - Chyba niezbyt dobrze się dogadujecie? - Ona doprowadza mnie do szaleństwa. - Berna jest specyficzna – odpowiedziałam, pocierając ramię. – Troskliwa na swój sposób, ale też lubi przesadzać. - Na tym polega problem. Minął już dość długi czas odkąd ktoś się ze mną cackał, a w wieku 28 lat chyba już nawet na to za późno. Rodzice Mallory zginęli parę lat temu w wypadku samochodowym, a u niej nie było nikogo oprócz nich. - To okropne. - Prawda, ale ona chce dla mnie dobrze, więc zmyję to uczucie przyjmując ciepłą wannę i oglądając magazyny. Zastanawiałam się czy rozmowa z Catcher’em Bellem, jej chłopakiem – albo przynajmniej byłym chłopakiem, również może jej w czymś pomóc. Nie byłam pewna, w którym miejscu znajdował się ich związek, ale jak dotąd ona starała się o nim nie wspominać. Nie to, żeby nie zabijała mnie ciekawość.
Chloe Neill – Zasady Domu Translate_Team - Czy wanna oraz magazyny pomagają? – spytałam. - Mniej niż powinny. Ale gdy nie możesz używać swojej magii, robisz wszystko, co możesz. Coś w stylu najgorszej diety świata. - Mishka!!! - Już idę! – odkrzyknęła Mallory, po czym uśmiechnęła się przepraszająco. – Dobrze cię znowu widzieć, Merit. - Ciebie też. Spojrzała na mnie nieśmiało. - Hej, może kiedyś zrobimy coś razem? Jeśli zechcesz? Nie spodobało mi się to, że chwilę zajęło mi odpowiedzenie. potrzebowałam jeszcze chwilę dłużej. - Ech, ech. Dobrze. Pokiwałam głową. – Zadzwoń do mnie. Uśmiechnęła się nieco szerzej, po czym wróciła do auta, żeby pomóc Bernie. Mówcie co chcecie o Mallory, ale ta dziewczyna próbowała poskładać swoje życie z powrotem. Musiałam to szanować i szczerze wierzyłam w to, iż jej się to uda.