agh_sko

  • Dokumenty97
  • Odsłony14 865
  • Obserwuję7
  • Rozmiar dokumentów156.1 MB
  • Ilość pobrań5 787

Zena Wynn - True Mates 0,5 - Carols Mate [całość]

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :730.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Zena Wynn - True Mates 0,5 - Carols Mate [całość].pdf

agh_sko EBooki Zena Wynn
Użytkownik agh_sko wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 90 osób, 47 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 136 stron)

ZZZeeennnaaa WWWyyynnnnnn ––– TTTrrruuueee MMMaaattteeesss 000,,,555 --- CCCaaarrrooolll'''sss MMMaaattteee PPPrrreeeqqquuueeelll dddooo TTTrrruuueee MMMaaattteeesss TTTłłłuuummmaaaccczzzeeennniiieee::: TTTrrraaannnssslllaaatttiiiooonnnsss___CCCllluuubbb TTTłłłuuummmaaaccczzzeeennniiieee::: VVVaaammmpppiiirrreeeEEEvvveee KKKooorrreeekkktttaaa::: KKKaaaaaajjjjjjaaaaaa KKKooorrreeekkktttaaa cccaaałłłooośśśccciii::: IIIsssiiiooorrreeekkk

RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 111 Carol Scott przecięła park otaczający kampus z plecakiem zwieszającym się z ramienia, unosząc twarz w kierunku słonecznego ciepła. Na równi kochała, co nienawidziła tę porę roku. Chłodna, rześka bryza połączona z czystym niebem, dużą ilością słońca oraz niskimi temperaturami sprawiała, że wspaniale było przebywać na zewnątrz. Dla kontrastu, przesiadywanie w nagrzanych, śmierdzących budynkach okazywało się niezwykle bolesne ze względu na wszechobecny zapach perfum, chemikaliów oraz potu. Czasami bycie zmiennokształtnym wydawało się straszne. Teraz przyszedł właśnie jeden z tych momentów. Carol przystanęła, przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. Nie czuła nic poza aromatem sosen, kurzu oraz promieni słońca. To było wspaniałe doznanie. Na tyle niezrównane, że dziewczyna ponowiła oddechową próbę. Tym razem oprócz woni natury dotarło do jej nozdrzy coś jeszcze. Coś, czym rozkoszowały się jej zmysły. Carol odwróciła się, starając namierzyć źródło tego cudownego zapachu. Na owalnym w kształcie zielonym boisku grupa mężczyzn grała w football. Nie, żeby dziewczyna ich za to winiła. Pogoda była idealna do uprawiania tego sportu. Gdzieś w tej grupie znajdował się człowiek, który tak wspaniale pachniał. Carol pokręciła głową i zmusiła stopy do pójścia przed siebie. To byli przecież ludzie. Lekceważąc uczucie lekkiego zawodu, które nią targnęło, dziewczyna upomniała siebie samą, iż nie przybyła tu po to, aby znaleźć partnera. Zostało jej jedynie kilka semestrów zajęć, a następnie staż na internie, po czym otrzyma tytuł lekarski. To był jej podstawowy cel. Wszystko inne musiało zaczekać. – Uważaj!

Instynktownie się odwracając, Carol sięgnęła przed siebie i złapała jedną ręką piłkę do footballu, która zmierzała w kierunku jej głowy. Poprawiła jej ułożenie w dłoni, po czym odrzuciła ją biegnącemu w jej stronę chłopakowi, nie przerywając marszu. – Zaczekaj! Wzdychając ciężko, dziewczyna zatrzymała się, by zobaczyć, czego chce. – Masz naprawdę silne ramię – zawołał nieznajomy, podbiegając do Carol. – Schwyciłaś ją w powietrzu. Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Lata spędzone na graniu z moimi kole… kuzynami. Cholera, o mały włos nie powiedziała: „kolegami z watahy”. Pora iść. Carol wykręciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. – Nie odchodź. – Chłopak położył jej dłoń na ramieniu. Kiedy dziewczyna się na nią zapatrzyła, on z wahaniem ją cofnął. – Brakuje nam jednego gracza. Mogłabyś zagrać w naszej drużynie. Carol pokręciła głową. – Nie wydaje mi się. Gra z braćmi z watahy była jednym, ale gra z nimi czymś zupełnie innym. – No dalej – nakłaniał ją nieznajomy. – Naprawdę mogłabyś nam pomóc. Sromotnie przegrywamy. – Facet obdarzył ją uśmiechem ukazującym większość zębów. Carol przygryzła wargę z niezdecydowana. Kochała football, a minęło już sporo czasu, kiedy po raz ostatni miała sposobność w niego

grać. Kiedy ona się zastanawiała, podbiegł do nich jeszcze jeden nieznajomy. – Co cię zatrzymało? – Staram się namówić ją – jak ci na imię? – żeby zagrała w naszym zespole. – Mam na imię Carol – odpowiedziała dziewczyna. – Jestem Otis, a ten żartowniś tutaj to Brad. Więc jaka jest twoja odpowiedź? – Spytał Otis. – Jesteście pewni, że inni nie mieliby nic przeciwko temu? Brad roześmiał się. – Na pewno nie zaszkodzisz, a możesz wręcz pomóc. Na obliczu Otisa nadal widniał błagalny wyraz. Carol rzuciła spiesznie wzrokiem na zegarek. – Okej, niech będzie. Ale tylko chwilę. Jedyne, co musiała zrobić, to uważać, aby nie zachowywać się podejrzanie. Pierwszy z mężczyzn zaadresował jej szeroki, dziękczynny uśmiech. – Super. Chodź. Przedstawię cię pozostałym. Kiedy dziewczyna dołączyła do grupki, Otis zabrał się za zapoznawanie jej z graczami. – Ludzie, to jest Carol. Carol – tu wskazał na poszczególnych członków zespołu, wymieniając ich imiona – to są Kevin, Jose, Pete i Mike. Nasza nowa koleżanka zgodziła się nam pomóc. Carol, na jakiej pozycji grywasz?

Uniosła brew. – A kogo wam trzeba? – Oooo, już ją lubię – odpowiedział Brad, a jeden z jego przyjaciół – chyba Jose – lekko go popchnął. – Lubisz wszystkie kobiety – powiedział. Ignorując gierki słowne towarzyszy, Otis kontynuował: – Świetnie. Najbardziej potrzeba nam quartera1. Kevin gra nieźle, ale moim zdaniem masz lepsze ramię. Brad i Jose – zostajecie. Pete i Mike będą blokować. Kevin, ty będziesz środkowym, a ja zaczynam. Okej? – Iloma punktami przegrywamy? – Spytała Carol. – Dwunastoma – powiedział Kevin. – Jedynie ganiamy za piłką, ponieważ oni przechwytują, cokolwiek rzucę. – Będę o tym pamiętać. Kiedy drużyna ustawiła się w pozycji, przeciwnicy zaczęli z niej kpić. – Banda frajerów. Musieliście ściągnąć dziewczynę, żeby wam pomogła? Ktoś wydał z siebie odgłos cmokania. – Jesteś pewna, że chcesz z nami zagrać, niunia? Nie byłoby nam miło, gdyby coś ci się stało. To nie jest gra dla mięczaków. Carol wywróciła oczami i skoncentrowała się na wyrzucającym piłkę. – Raz, dwa, trzy, już! 1 Jedna z pozycji w footballu amerykańskim. Ktoś, kto wyrzuca piłkę.

Dziewczyna schwyciła footballówkę i zatańczyła z nią, skupiając wzrok na dwóch przechwytujących biegnących po boisku w masywnych strojach. Używając zmysłów zmiennokształtnego, wywinęła się dwóm blokującym, zatańczyła obok następnego i nie widząc kolejnej przeszkody, przytuliła piłkę do siebie, gnając w kierunku znaczników wyznaczających końcową strefę pola gry. Upominając się, iż powinna zachowywać się jak człowiek, Carol zwolniła do wiarygodnej prędkości, wciąż jednak biegnąc na tyle szybko, by zostawić w tyle wszystkich goniących za nią zawodników i przekroczyć końcową linię boiska, jaka dzieliła ją od ostatniego z rywali. Dziewczyna przyłożyła piłkę do ziemi i pozwoliła sobie na mały taniec zwycięstwa, podczas gdy dobiegli do niej koledzy z drużyny. – Do licha, kobieto, szybka jesteś. – Otis z trudem chwytał oddech. – Biegałam trochę w liceum. – Nie była to prawda, ale to mogło tłumaczyć jej szybkość. – Dobra, dobra, masz pewne umiejętności – powiedział ten sam chłopak, który wcześniej z niej drwił. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Carol straciła poczucie czasu, dając się ponieść duchowi rywalizacji. Z jej pomocą w drużynę, w której grała, wstąpiły nowe pokłady energii, co sprawiło, że również rywale musieli dać z siebie wszystko. Wkrótce wynik był bardzo wyrównany, ale żaden z zespołów nie popuszczał. Drużyna Carol weszła w posiadanie piłki. Śmiałym ruchem, dziewczyna posłała pięciu chłopaków w głąb pola, zostawiając jedynie Kevina, by blokował dla niej przeciwników. Zmrużyła oczy, skupiając się na mężczyznach i czekając na wyjściową zagrywkę.

Kevin upadł, więc Carol musiała przejąć inicjatywę. Gdy sądziła już, iż musi rozegrać to sama, dostrzegła, że Mike jest nieblokowany. Celując w jego klatkę piersiową, wygięła ramię i wyrzuciła piłkę niczym pocisk wylatujący z komory z nabojami. Kilka sekund później uderzyła w nią masywna sylwetka, przyszpilając dziewczynę do ziemi. Carol nie wiedziała, co poraziło ją bardziej: uderzenie czy cudowny zapach spoconego, ogromnego męskiego ciała przygniatającego ją do podłoża. Żaden niebędący zmiennym facet nie powinien tak cudownie pachnieć. Jego woń wydawała się być aromatem jedynego, życiowego partnera, ale to było przecież niemożliwe. Zmiennokształtni nie mogli łączyć się w pary z ludźmi; już nie. Nie pasowali do siebie gatunkowo, a ona pragnęła mieć kiedyś dzieci. Dziewczyna poczuła, jak drzemiąca w niej bestia szaleje, podniecona tym obezwładniającym zapachem. Carol pchnęła faceta za ramiona, próbując ściągnąć go z siebie, nim zrobi coś głupiego: na przykład wyliże go od stóp do głów. – Nic ci nie jest? Nie chciałem tak mocno cię uderzyć – powiedział. – Wszystko gra. Albo zacznie, jeśli ze mnie zejdziesz. Jesteś dość ciężki. Właściwie to Carol za bardzo podobał się jego ciężar. Lepiej mogłoby być jedynie wtedy, gdyby leżeli tak nadzy. Dziewczyna stłumiła jęk, gdy wyobraziła sobie podobną scenkę. – Och, wybacz. – Koleś poderwał się z ziemi, wyciągając mięsistą dłoń, by pomóc jej wstać. Carol udała, że nie zauważa tej chęci udzielenia jej pomocy. Zamiast tego przekręciła się na kolana, powoli stając o własnych siłach.

– Jesteś pewna, że nic ci nie jest? – Tak, jestem tylko lekko zesztywniała – zapewniła go. Później będzie zapewne nieco posiniaczona. Mimo iż był to człowiek, uderzył ją jak przedstawiciel jej gatunku. Nim Carol zdołała cokolwiek powiedzieć, otoczyli ją znajomi z drużyny. Po tym, jak zapewniła ich, że nic jej nie jest, opisali jej przyłożenie, jakiego była autorką. Dziewczyna pogratulowała im, zerkając na zegarek i oznajmiając, iż musi już iść. – Mam masę nauki na dzisiejszy wieczór, a teraz wybiłam się z rytmu. Wraz z odejściem Carol gra się skończyła, a w powietrzu rozbrzmiały okrzyki proponujące rewanż. Dziewczyna chwyciła swój plecak, przerzuciła go przez ramię i ponownie skierowała kroki w stronę parkingu dla studentów. Mniej więcej w połowie drogi usłyszała krzyk. – Carol, zaczekaj. Ech, do licha. To był Pan Cudowny Zapach. Nie tylko wspaniale pachniał, ale też prezentował się naprawdę atrakcyjnie. Tak ciemny jak mleczny, czekoladowy batonik okazał się na tyle przystojny, że mógłby skusić Blair Underwood2 do uganiania się za jego pieniędzmi. W świecie Carol stanowił przyczynę zbyt wielu kłopotów, a ona sama wydawała się zdecydowanie za bardzo nim zainteresowana. Dziewczyna zwiesiła brodę, udając, że go nie słyszy i subtelnie przyspieszając kroku. Przystojniak nadbiegł z boku, wyciągając w jej stronę znajomo wyglądający granatowy element odzieży. 2 Sławna „pożeraczka” mężów.

– Zapomniałaś bluzy. Carol zerknęła spiesznie na jego twarz, odbierając swoją własność. – Dzięki. Zapewne później bym jej szukała. – Nazywam się Mark Johnson – odpowiedział mężczyzna, idąc u jej boku. Dziewczyna nie mogła nic poradzić na to, że zauważyła, iż wzrostem pasował idealnie do jej pięciu stóp i jedenastu cali. Tam, gdzie Carol była szczupła, on miał ciało rasowego zmiennego: wielkie i z ogromną ilością mięśni. – Carol Scott – odpowiedziała automatycznie, po czym zapragnęła wymierzyć sobie policzek. Mark poznał już przecież jej imię. Aby ukryć swoje zażenowanie, dziewczyna przerzuciła plecak do przodu, wyciągając z frontowej przegródki kluczyki. – Słuchaj, może chciałabyś kiedyś pójść na kawę albo do kina? Ja stawiam. – Nie. Facet zatrzymał się. – Nie? Carol wciąż kroczyła przed siebie, tłumiąc uśmiech. Mark szybko podjął próbę wpłynięcia na zmianę przez nią zdania. – Spotykasz się z kimś? – Nie. – A zatem, w czym problem? – Spytał chłopak, nie mogąc najwyraźniej uwierzyć w to, iż dziewczyna daje mu kosza.

Zbyt pewny siebie, ale to jego atut. Wreszcie Carol zatrzymała się, zerkając na towarzysza. – Jestem tutaj, aby zdobywać wiedzę, a nie szukać faceta albo męża. – A co powiesz na przyjaciela? Czy zdołasz coś takiego znieść? – Mówisz o sobie samym? Carol zaczęła od stóp odzianych w drogie, aczkolwiek nieco już sfatygowane tenisówki, prześlizgując się spojrzeniem w górę jego ciała: po długich nogach, masywnych, muskularnych udach opiętych wyblakłymi, białymi na szwach jeansami, wąskiej talii oraz płaskim brzuchu, którego mięśnie dawały się dostrzec pod obcisłym czarnym podkoszulkiem, szerokim torsie z wyraźnie się odznaczającą muskulaturą klatki piersiowej, szerokich ramionach oraz upstrzonej żyłkami szyi, by zatrzymać się w końcu na twarzy, która wyglądała tym lepiej, im dłużej Carol na nią patrzyła. Wrażenie, jakie na niej wywarł, musiało stać się widoczne w wyrazie jej oblicza, ponieważ Mark wyprostował się i uczynił niewielki, zdecydowany krok naprzód. – Nie – odpowiedziała dziewczyna stanowczym tonem zarówno na jego pytanie jak i na podtekst seksualny malujący się na jego twarzy – twarzy mężczyzny na łowach. Rzekłszy to, Carol wykręciła się na pięcie i odeszła, ale nim to się stało, dostrzegła na obliczu Marka łobuzerski, seksowny uśmieszek… *****

Carol wróciła myślami do teraźniejszości, by zauważyć ten sam seksowny uśmieszek na twarzy swego partnera, gdy ten się jej przyglądał. – Wesołych Świąt, piękna. – I tobie również Wesołych Świąt – odpowiedziała, uśmiechając się. – Gdzie byłaś? Zdawałaś się błądzić myślami miliony mil stąd. Carol przekręciła się, by móc spoglądać mu w twarz, wetknąwszy jedną rękę pod leżącą pod jej głową poduszkę. – Wspominałam pierwszy dzień naszej znajomości. Mark jęknął, mimo iż się do niej uśmiechał. – Ten sam dzień, gdy definitywnie mnie skreśliłaś? Kumple dogryzali mi przez to przez całe tygodnie. Carol roześmiała się. – I dobrze. Nawet cię nie znałam, a już wtedy mogłam stwierdzić, że lubisz igrać z cudzymi emocjami. – Cały ten wysiłek był skoncentrowany tylko na tobie, kochanie – powiedział jedwabistym głosem. – Widzisz, o co mi chodzi? – Carol uderzyła go poduszką. Mark jęknął, by się z nią podroczyć, po czym siłował się z partnerką, by przejąć kontrolę nad nieszczęsnym przedmiotem. Wreszcie, po dłuższej chwili walki, chłopak zdołał wyrwać poduszkę i cisnął ją na ziemię. Carol połaskotała go, a on pisnął. – To oznacza wojnę! Szamotali się ze sobą, czyniąc spustoszenie na posłaniu. Dziewczyna poddała się ze śmiechem, kiedy Mark przyszpilił ją do materaca z jej własnymi rękoma uniesionymi ponad głowę.

– Ożeniłem się z wariatką. – Wariatką, która bezgranicznie cię kocha. – Nie tak bardzo jak ja kocham ją. – Wargi mężczyzny zaatakowały jej własne. Jak zawsze, cały ten proceder przypominał zapalanie zapałki. Ciała zarówno Carol jak jej męża stanęły w płomieniach. Nie grał roli fakt, że byli razem od tylu lat i uprawiali seks niezliczoną ilość razy. Za każdym razem czuli się tak, jakby działo się to po raz pierwszy. – Och, kochanie. Nie mogę nasycić się twoją cipką – powiedział Mark, zatapiając się w nią. – Została stworzona właśnie dla mnie. Powiedz, że czujesz to samo. – Owszem – jęknęła Carol. – Ja też nie mam dość twego wielkiego, grubego członka. Mark przewrócił się na plecy, pociągając ją za sobą. Ten nagły ruch sprawił, że zatopił się głęboko w materac. – Ujeżdżaj mnie. Chcę patrzeć, jak twoje piersi podskakują, gdy odczuwasz rozkosz. Dziewczyna rozsunęła kolana, układając je dla równowagi po obu stronach jego ciała, po czym ujęła w dłoń penisa męża i wsunęła go w siebie. Nadziewała się na niego cal po wspaniałym calu, wyginając plecy w łuk i umieszczając jedną rękę na własnym udzie dla lepszego balansu. – Jesteś taka seksowna. Bierz mnie, ile tylko zapragniesz. Carol delektowała się chwilą, kiedy mięśnie jej pochwy dopasowywały się do kształtu członka Marka, który w końcu całkowicie ją wypełnił. Gdy ich włosy łonowe splątały się ze sobą, dziewczyna zażądała: – Poruszaj się ze mną.

– Czego tylko zechcesz, kochanie. Powiedz mi, czego sobie życzysz. – Bierz mnie mocno i głęboko, ale nie za szybko – poinstruowała go. Carol sięgnęła za siebie, aby ułożyć dłonie na udach Marka, wiedząc, że w takiej pozycji mąż ma lepszy widok na jej piersi. Mężczyzna jęknął w wyrazie ekscytacji, wlepiając spojrzenie w jej sutki, które były sztywne i wyraźnie odznaczone, zupełnie jakby błagały o jego usta. Gdy dziewczyna zsunęła się w dół po jego prąciu w kolistym ruchu, on wyrzucił biodra w górę. Ta pozycja pozwalała Markowi wejść w żonę naprawdę głęboko przy wyjątkowo niewielkim wysiłku. Wkrótce Carol jęczała. Jej paznokcie wydłużyły się, a kły stały się widoczne. Jej mąż warknął. Jego oczy zabłysły złoto w półmroku panującym w pomieszczeniu. Oboje znaleźli się już na krawędzi. Mark podrapał jej łechtaczkę koniuszkiem pazura, na co dziewczyna doszła, głośno krzycząc. Ułożywszy dłonie na biodrach żony i używając materaca, jako trampoliny, mężczyzna przemieszczał Carol w górę i w dół po swoim penisie, by wreszcie wrzeszczeć do wtóru z orgazmem. Dziewczyna upadła do przodu, drżąc na całym ciele i przywierając do klatki piersiowej Marka. Ich serca dudniły jednym rytmem. Gdy ich oddechy zwalniały, mężczyzna wydusił: – Wesołych Świąt i dla mnie. Po czymś takim wszystko inne będzie jedynie polewą na torcie. – Gdybym wiedziała, że tak łatwo cię zadowolić, oszczędziłabym sporo pieniędzy. W odpowiedzi na podobną aluzję, Mark klepnął Carol w pośladki. Ona połaskotała go na znak zemsty i miłosna zabawa zaczęła się od nowa.

Dzisiejszy dzień faktycznie stał się naprawdę szczęśliwym dniem świątecznym, pomyślała.

RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 222 Mark przyglądał się, jak jego żona się ubiera. Były dni, kiedy wciąż nie mógł uwierzyć, że ta seksowna, piękna, mądra i utalentowana kobieta należy właśnie do niego. Okazała się kimś więcej niż spełnienie najskrytszych marzeń. Kimś więcej, niż zasługiwał. Carol miała rację. W tamtych czasach Mark uwielbiał gierki. Posiadał nienaganny wygląd i świetnie o tym wiedział. Zawsze ładnie ubrany, przyjął postawę, jaka przyciągała do niego przedstawicielki płci pięknej. Epizod z wojskiem jeszcze bardziej wpłynął na kobiety. Wszystkie uwielbiały gości w mundurach. Wtedy pojawiła się ona i sprawiła, iż mężczyzna był stracony dla jakiejkolwiek innej rywalki. Nie zamieniłby jej na żadną inną. Carol sądziła, iż jej małżonek wcześniej żartował, ale tak naprawdę wszystkie inne przedstawicielki płci pięknej stanowiły jedynie przedsmak przed nią samą. To właśnie dzięki nim Mark nauczył się, jak zaspokajać kobietę, a zatem kiedy pojawiła się jego przyszła żona – Carol – doskonale wiedział, jak ją zadowolić i dać jej z siebie satysfakcję. W ten sposób nie istniał powód, żeby go porzuciła. Mężczyzna upewnił się, że obdarowuje swoją partnerkę wszystkim, czego ta pragnie, a nawet czymś więcej. Mark pamiętał dzień, kiedy ujrzał przyszłą małżonkę po raz pierwszy. Grał w football z grupą chłopaków, a ona dołączyła do przeciwnej drużyny. Po czterech latach aktywnej służby w programie wojskowym GI oraz kolejnych czterech latach w rezerwie nie miał nic przeciwko kobietom uprawiającym typowe, w mniemaniu przedstawicieli jego płci, sporty. Wysoka i gibka, nawet w spoconej bluzie od dresu, Mark nie miał wątpliwości, że Carol świetnie sobie poradzi. Ignorując kolegów z drużyny, którzy próbowali zniechęcić ją do gry, mężczyzna skupił się na sporcie, który najbardziej w życiu kochał.

Świetnie radził sobie z traktowaniem przyszłej żony jak równej sobie do momentu, kiedy ta ściągnęła z siebie górną część garderoby. Urocze krągłości, jakie ukazały się wówczas oczom Marka, kompletnie go rozproszyły. Jej piersi okazały się jędrne i wysoko osadzone i wyglądało na to, że dziewczyna pod ciemnoniebieskim podkoszulkiem nie nosi stanika. Nawet, jeśli rzeczywiście go włożyła, to nie pomagał w ukryciu zarysu jej sutków. Kiedy Carol się schyliła, prezentując swój tyłeczek, Mark natychmiast zapragnął go skosztować. Natura obdarzyła tę lalunię idealnymi pośladkami. Nie zbyt obszernymi, ale jędrnymi, ładnie osadzonymi i bez wątpienia rzucającymi się w oczy na tyle, by każdy facet zdołał je zauważyć. Mając w pamięci taki widok, chłopak zaczął nie radzić sobie z koncentracją na grze. Za bardzo pochłaniało go przyglądanie się, jak Carol się porusza. Wszyscy jego koledzy uświadomili już sobie, że dziewczyna jest szybka i wdzięczna w ruchach niczym gazela. Cechowała ją także umiejętność prześlizgiwania im się między palcami jak woda. Patrzenie na nią stanowiło czystą przyjemność. Jej brązowa cera w połączeniu z brązowymi oczami z zaklętą w nich nutą złota nieustannie przyciągały wzrok Marka. Jej długie kręcone włosy wyglądały na prawdziwe, spływając w dół jej pleców i sprawiając, iż mężczyzna zamarzył o wsunięciu w nie palców i zmuszenia jej do pocałunku. Żadna dotąd kobieta nie zrobiła na nim tak piorunującego wrażenia. Właśnie mieli rozegrać ostatnią turę gry, kiedy chłopak niespodziewanie mocno zderzył się z Carol. Spodziewał się, że wymknie mu się z rąk, jak robiła to wcześniej z innymi facetami, którzy weszli jej w drogę, dlatego też się nie cofnął. Mark nie wiedział, kto był bardziej

zaskoczony, gdy walnęli o ziemię, stanowiąc plątaninę dolnych i górnych kończyn – ona czy on. Niespodziewanie przepełniła go troska o to, czy przypadkiem nie zrobił dziewczynie krzywdy. Chłopak powinien to przewidzieć. Mimo delikatnego wyglądu, Carol okazała się naprawdę twarda. Kiedy odłączyła się chwilę później od gry, Mark udał się za nią, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Dała mu kosza. Po raz pierwszy w życiu młody mężczyzna przeżył podobny szok. Licząc sobie dwadzieścia osiem lat, był starszy od większości dziennych studentów college’u. Czas spędzony w wojsku zagwarantował mu dojrzałość oraz kompetencje, jakich brakowało innym chłopakom ze studiów. Mark posiadał także silną psychikę, która świetnie radziła sobie z odmowami. Nie miał problemów z zaskarbianiem sobie przychylności płci pięknej i był na tyle atrakcyjny, że dziewczęta same się za nim uganiały. Carol jednak, jako pierwsza stawiła mu opór. Nie podała żadnych argumentów, wyjaśnień. Powiedziała po prostu „nie”. Mark naciskał, nim dziewczyna nie sprzedała mu wreszcie jakiejś taniej wymówki traktującej o tym, że musi się skupić na nauce, ale jej spojrzenie… Pragnęła go, a jej uczucie było odwzajemnione. Chłopak postanowił sobie tu i teraz, że wkrótce ją zdobędzie. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Carol unikała go przy każdej nadarzającej się okazji. Odrzucała każde zaproszenie. Nie zdradziła mu, gdzie mieszka ani nie dała numeru telefonu. Kiedy Mark pojawił się w miejscu, w którym znajdowała się również ona, dziewczyna szybko je opuszczała. Przyszła małżonka nie zgrywała jedynie niedostępnej. Naprawdę nie była zainteresowana znajomością z nim ani z jakimkolwiek innym mężczyzną. Mark wiedział o tym, ponieważ rozpytywał o to wokoło. Carol nie umawiała się z nikim od blisko czterech lat, kiedy tu studiowała.

Chłopak powinien zostawić ją w spokoju. Przestać niepokoić ją swoją osobą, ale zwyczajnie nie mógł tego uczynić. Coś jakby magicznie go do niej przyciągało. Mark nie umiał zrozumieć, dlaczego pożądał tej kobiety w sposób, w jakim nie pożądał żadnej innej przed nią. Domyślał się, że chodzi o tę bzdurę z drugą połówką. Fakt ten doprowadzał chłopaka do szaleństwa. O wiele trudniej przychodziło mu skupienie się na nauce. Wreszcie udało mu się zapędzić Carol w kozi róg… ***** – Posłuchaj, nie wiem, co w tobie takiego jest, ale to coś zmusza mnie do zachowywania się jak zwariowany prześladowca. Zawrzyjmy układ: napij się ze mną kawy w studenckiej kafeterii. Tylko jedną filiżankę. Spędź kilka minut na próbie poznania mnie. I, jeśli wtedy nadal nie będziesz zainteresowana znajomością ze mną, dam ci spokój. W spojrzeniu dziewczyny malowała się niepewność. – Obiecujesz? Mark był zdesperowany. Minęło już nieco ponad sześć tygodni, odkąd się poznali i zamiast być mniej zainteresowanym Carol, on był zainteresowany zdecydowanie bardziej. Może gdyby udało mu się przekonać samego siebie, że dziewczyna nie podziela jego fascynacji, zdołałby o niej zapomnieć. Jednak za każdym razem, gdy łapał ją na

gorącym uczynku, a ona sama myślała, że na nią nie patrzy, dostrzegał taki sam jak swój głód w jej oczach. – Tak, obiecuję. Bóg będzie musiał pomóc Markowi w dotrzymaniu słowa, ponieważ chłopak znalazł się na tym etapie, kiedy nawet zakaz zbliżania nie załatwiłby sprawy. – Okej. – Mimo iż Carol się zgodziła, nadal sprawiała wrażenie niezdecydowanej. Nim dziewczyna zdołałaby się rozmyślić, mężczyzna chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą do najbliższej studenckiej kafejki. Zamówił dwa kubki kawy i zaciągnął obiekt swych westchnień do stolika usytuowanego na tyłach lokalu, by zyskać w ten sposób nieco prywatności. – Co studiujesz? – Spytał. – Studiuję pielęgniarstwo, a właściwie ratownictwo medyczne. Rozważam kontynuację nauki, by móc zostać pełnoprawną pielęgniarką. – A na czym polega różnica? – Licencjonowana pielęgniarka może o wiele więcej. A ty, co studiujesz? – Farmację. Liznąłem też odrobinę zarządzania. Myślę o prowadzeniu własnej apteki. – Serio? Jak do tego doszedłeś? – Zawsze lubiłem medycynę i studiowanie wszelakich chorób, ale nie chciałem być lekarzem. Ten wybór wydawał się najbardziej do tego zbliżony. A jak było z tobą? – Moje sta… miasto jest niewielkie i potrzebuje wyszkolonego personelu medycznego. Chciałam jakoś pomóc i szczęśliwie zawsze

fascynowała mnie medycyna. Pragnęłam też pomagać ludziom – tłumaczyła Carol. – Skąd jesteś? – Zapytał chłopak. – Z maleńkiego miasteczka wysoko w górach, ulokowanego kilka godzin jazdy stąd. Wątpię, byś o nim słyszał. A ty? Mężczyzna wziął łyk kawy. Dopiero później odpowiedział: – Wywodzę się z Philly. Ostatnia jednostka wojskowa, w jakiej służyłem, mieściła się tutaj, w Północnej Karolinie. Tutaj również postanowiłem dokończyć naukę. – Służyłeś w wojsku? – Zapytała Carol. – W armii. Łącznie przez osiem lat. Dziewczyna zaczęła bawić się pustymi dozownikami do cukru stojącymi na stole. – Nie chciałeś wrócić do swojej rodziny? – Nie. Przez całe to zamieszanie z gangami, mama cieszyła się, że postanowiłem coś zrobić ze swoim życiem. Martwiła się, że jeśli wrócę do rodzinnego miasta, ponownie wdam się w to nic nierobiące towarzystwo. Jako że taka możliwość zawsze istniała, postanowiłem pójść za jej radą i przyjechałem tutaj. Rozumiem, że kiedy ty zdobędziesz tytuł, wrócisz do rodziny? Carol popatrzyła mu przez ramię, a w jej oczach odmalował się dziwny smutek. – Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miałam dziewięć lat. Nie wiem o istnieniu jakichkolwiek innych krewnych. Wychowali mnie opiekunowie. – To smutne.

Mark sięgnął przez stolik i dotknął jej ręki, odczuwając żal, że poruszył ten temat. Z jej zachowania mógł wywnioskować, że śmierć rodziców nadal ją dręczyła. Dziewczyna popatrzyła mu w oczy. – Tak, ale miałam szczęście. Opiekunowie traktowali mnie jak rodzone dziecko, mimo iż mocno dawałam im się we znaki. – Jestem pewien, że rozumieli, przez co przechodzisz. Carol pokręciła głową. – To był akurat ten okres, kiedy złościłam się na cały świat. – Byłaś jedynaczką? – Jeśli idzie o moich rodziców, to owszem. Moi opiekunowie mają starszego ode mnie syna. – Młoda kobieta wybuchła śmiechem. – Zamieniłam życie Alexa w piekło. On jednak nie pozostał mi dłużny. Mark uśmiechnął się. – Wy dwoje musicie być ze sobą blisko? – Teraz tak. Ale wtedy…? – Uśmiechnęła się, kręcąc głową. Chłopak zaśmiał się razem z nią, doskonale rozumiejąc, o czym mówiła. Był najstarszym z trójki braci i zdawał sobie sprawę z tego, jakim utrapieniem może być młodsze rodzeństwo. Ich rozmowa przebiegała bardzo gładko, przechodząc płynnie od tematu do tematu. Nim się zorientowali, był już wieczór i właśnie zamykano kafeterię. – Robi się późno – powiedziała Carol. – Powinniśmy już iść. – Odprowadzę cię do samochodu. – Chłopak zabrał puste kubki po kawie oraz dozowniki na cukier i wrzucił je do kosza na śmieci.

– Nie ma potrzeby… – Odprowadzę cię do auta. Jest już późno i ciemno. Nie przyjmuję odmowy do wiadomości. – Zgoda. Kiedy dotarli do wozu Carol, Mark spytał: – Zaplanowałaś coś na sobotę? Pomyślałem sobie, że możemy iść do kina. Dziewczyna stała w otwartych drzwiczkach, ułożywszy jedną dłoń na dachu auta, drugą na klamce. – Mark, jesteś naprawdę świetnym facetem i miło spędzało mi się z tobą czas, ale nie zmieniłam zdania. Ty i ja? – Pokręciła głową. – To bez wątpienia kiepski pomysł. Nie coś takiego chciał usłyszeć młody mężczyzna. Po kilku spędzonych na pogawędce godzinach, chłopak upewnił się, iż pragnie Carol w swoim życiu. Podszedł bliżej niej, ignorując jej rozszerzające się źrenice. – Zanim podejmiesz ostateczną decyzję, powinnaś chociaż wziąć to pod rozwagę. – To powiedziawszy, Mark ułożył jej dłoń na karku, a następnie przyciągnął do pocałunku. Kobieta zesztywniała, a jej adorator natychmiast pomyślał, iż popełnił błąd. Potem jednak wydała z siebie seksowny jęk i odwzajemniła pieszczotę. Rozwarła wargi, a chłopak automatycznie wsunął między nie język. Jej smak dotarł do jego mózgu tak szybko, jakby ktoś poraził Marka piorunem, a cała krew natychmiast odpłynęła mu do penisa. W dosłownie kilka sekund mężczyzna stał się boleśnie twardy.

Chłopak zmienił ich pozycję, tak, że dziewczyna opierała się teraz plecami o tylne drzwiczki wozu, chwycił ją za pośladki, co pragnął uczynić od pierwszego dnia ich znajomości i uniósł ją lekko, tak, że jej łono dotykało jego męskości. Mark poruszył się, pozwalając Carol poczuć dobitnie, jak bardzo jej pożądał. Zupełnie zapomniał, że znajdowali się na dobrze oświetlonym parkingu, gdzie każdy mógł im się swobodnie przyglądać. Mężczyzna skierował dłonie niżej oraz naprzód, by rozdzielić w ten sposób uda kobiety i móc zmniejszyć jeszcze bardziej dzielący ich dystans. Potarł szew w jej jeansach, a gorąca wilgoć, jaką tam poczuł, rozpaliła go. Carol przywarła do niego, ocierając się o jego członek i wydając z siebie podniecające odgłosy, co kompletnie mieszało chłopakowi w głowie. Mark poczuł, jak jej paznokcie zatapiają mu się głęboko w skórę ramion tuż przed tym, nim ona sama odepchnęła go od siebie tak mocno, że potknął się, stawiając kilka niezdarnych kroków w tył i zupełnie tracąc z nią kontakt cielesny. Niewiele się nad tym namyślając, mężczyzna znowu się do niej zbliżył. – Nie – pisnęła, choć szorstkim głosem. – Nie możemy… Ja nie mogę. – To rzekłszy, przymknęła powieki, biorąc głęboki, drżący oddech, zupełnie jakby toczyła ze sobą wewnętrzny bój. Dłonie, które zwisały wzdłuż jej tułowia, były zaciśnięte tak mocno, że pokazały się żyły. Mark wcale nie był w lepszym stanie. Niewiele brakowało, a wziąłby Carol w posiadanie w miejscu, w jakim stali. Nigdy wcześniej nie stracił tak szybko samokontroli w obecności kobiety. Uczynił zatem krok w tył, dając im obojgu nieco przestrzeni, jakiej teraz potrzebowali.

Kiedy dziewczyna otworzyła wreszcie oczy, jej adorator oddychał już nieco swobodniej i nie zapowiadało się, że jego członek rozsadzi suwak w spodniach w dowolnym momencie. – Takie coś nie może się powtórzyć – powiedziała Carol. – Ale… – Obiecałeś – przypomniała mu. Mark niechętnie przytaknął, bojąc się otworzyć usta, by nie poprosić jej o ponowne zastanowienie się nad swoją decyzją. Dziewczyna wślizgnęła się na siedzenie kierowcy, po czym zatrzasnęła drzwiczki, popatrzyła na niego i powiedziała: – Przepraszam. Jakkolwiek okrutnie to brzmiało, chłopak wiedział, że mówi to szczerze. Przyglądanie się, jak Carol odjeżdża i zostawia swego adoratora z poczuciem najgorszego odtrącenia, jakiego kiedykolwiek doświadczył, było marnym pocieszeniem. Po tym incydencie, Mark starał się o niej zapomnieć, zwrócić uwagę na inne kobiety. Niestety, z marnym skutkiem. Chłopak zaliczył kilka randek, jednak jego penis pozostawał niewzruszony. Natomiast na samą myć o Carol robił się twardy jak skała. Gdy zaś zbliżała się do niego inna przedstawicielka płci pięknej, zupełnie wiotczał… *****