agh_sko

  • Dokumenty97
  • Odsłony16 059
  • Obserwuję9
  • Rozmiar dokumentów156.1 MB
  • Ilość pobrań6 095

Zena Wynn - True Mates 01 - True Mates - Rozdział 1

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :57.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Zena Wynn - True Mates 01 - True Mates - Rozdział 1.pdf

agh_sko EBooki Zena Wynn
Użytkownik agh_sko wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 6 z dostępnych 6 stron)

Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: Oliwia2341 Korekta: AnubisX

Rozdział 1 Wisiała, ręce miała związane razem nad głową, a jej place ledwo dotykały ziemi. Była ubrana w luźną, powłóczysty koszulę nocną, która ledwo zakryła jej ogolony wzgórek. Jaskrawe światło pełnego księżyca świeciło jak reflektor powiększając cienie okolicy. Bryza mieszała się, bawiąc się obszyciem jej ubrania. Jej sutki twardniały w odpowiedzi na chłodne powietrze. - Zamierzam go zabić. - Powiedziała do siebie. - Nie żyje. Jak tylko stąd zejdę? - Nie wiedziała jak do cholery to zrobił, ale jakoś, w jakiś sposób, był za to odpowiedzialny. Kiesha ciągnęła i wykręcała nadgarstki we wszystkie strony, starając się poluzować liny, które ją krępowały. Kiedy wiązania odmówiły współpracy, próbowała wykręcić swoje ciało, mając nadzieje, że ilość nacisku na linę, będzie wystarczająca, aby złamać gałęzie drzewa. Za każdym razem, kiedy obróciła się w jednym kierunku, przód prowadził ją z powrotem do tej samej pozycji, w której zaczęła. Dyszała i chrząka, a następnie przeklinała, wyładowując swoją frustracje, kiedy jej wysiłki pozostały bezowocne. Ponad jej mamrotaniem, usłyszała hałas. Zaniechała swoich zmagań i słuchała uważnie. Wtedy głośno zawołała: - Conor, mam zamiar skopać ci tyłek, kiedy stąd wyjdę. Jesteś martwy. Jeśli to ma coś wspólnego z Twoimi niedorzecznymi pomysłami o wilkołakach i tymi innymi pierdołami, o których ciągle mówisz... Odkąd znała Conora, zawsze gadał o wilkołakach. Ciągle i ciągle o tym, co było prawdą, a co mitem. Powiedział, że uczy ją, ponieważ pewnego dnia, spotka jakiegoś. Taa, racja. Jakby wierzyła, w to gówno. Ale zawsze go słuchała, bo mama uczyła ją, że trzeba być miłym dla ludzi,

nawet, kiedy myśli się, że są szaleni. Ustępuj im. Czemu by to zaszkodziło? Przecież nie chcemy zranić ich uczuć, co nie? Dzięki, "Światu według Conora", wiedziała, w jaki sposób witać wilkołaka, hierarchie sfory wilkołaków, i wiele rzeczy, które uważała za bezużyteczne. To, o co ma z ustępowania facetowi - pomyślała - Wiszę na drzewie, pól-naga pośrodku lasu, w nocy podczas pełni. Usłyszała kolejny dźwięk, który wydawał się bliższy niż przedni. - Conor! Zabierz mnie w stąd! - Kiedy na niego czekała, włosy na karku stanęły jej dęba. Coś - lub ktoś - obserwował ją. Przyjęła, że to Conor, ale teraz przyszło jej do głowy, że może tak nie było. Nagle każdy horror, który widziała, przepłynął jej przez głowę. Jej matka zawsze ostrzegała ją przed oglądaniem takich rzeczy, ponieważ kiedyś do niej powróci. Kiesha oddychała powoli i rozważnie, starając się uspokoić panikę, która zagnieździła się w jej głowie. Rozejrzała się po polanie, wysilając się by dostrzec coś w cieniu. Myślała, że widziała parę żółtych oczu, patrzących na nią. Wiele par. Och, nie dobrze. Kiedy patrzyła, istoty zmaterializowały się z ciemnego gąszczu, na krawędzi jej widzenia. Pięć wilków. Dużych. Gorączkowo starała się przypomnieć sobie wszystko, czego kiedykolwiek dowiedziała się o wilkach. Nie patrz w ich oczy. Nie, czekaj. To do psów. Nie pokazuj strachu. Cóż, zapomnij o tym. Już i tak była przerażona, była zaskoczona, że nie była wściekła na siebie. Dlaczego, oh, dlaczego nie oglądała Animal Planet, kiedy miała szanse? Wtedy może wiedziałaby, co robić. Czy wilki jedzą ludzi? Boże, miała nadzieje, że nie. Skandowała: - O, Boże, O Boże, O Boże. - pod nosem, aż stało się to jej mantrą.

Jej umysł zaślepiony był przez strach, nie mogła myśleć o niczym innym co mogłaby powiedzieć. Na dźwięk jej skandowania, wilki zatrzymały się i spojrzały na siebie. Jakaś forma komunikacji, wydawała się zachodzić miedzy nimi. Jeden po drugim weszli w pole widzenia. Stojąc całkowicie nieruchomo, czekała, aby zobaczyć, co zrobią. Conor, jeśli umrę dzisiaj, będę nawiedzać cię zawsze, pomyślała. Jeden z wilków wysunął się przed inne i stanął w świetle księżyca. Był duży i szary z białym pyskiem. Wraz z plecami, czarnego futra, tworzyło pewien rodzaj wzoru. Trudno było powiedzieć, ale jego oczy wydawały się świecić. Nie, to musiało być odbicie księżyca. Powoli podchodził, prawie pełzając z uszami do góry. Jeśli nie wiedziałaby lepiej, mogłaby powiedzieć, że starał się jej nie przestraszyć. Taa, jasne. Kto nie boi się wilka wielkości kucyka? Podkradał się do niej, węsząc w powietrzu. Może był po prostu ciekawy. Naprawdę nie wiedziała i nie obchodziło jej to, tak długo jak jej nie zje. Kiedy się do niej zbliżył, spojrzała wprost jego złote oczy, zbyt bała się poruszyć. Podszedł jeszcze kilka cali, potem usiadł na tyłku. Wilk wpatrywał się w nią, język wychodził z jego ust, głowę miał przechyloną na bok. Mogła przysiąc, że śmiał się z niej. - Myślisz, że to śmieszne, co? - Zapytała. Jego uszy pochyliły się do przodu, jakby - on, jeśli wnioskować po rozmiarze rzeczy miedzy jego nogami - słuchał. - Ty spróbuj obudzić się przywiązany do drzewa pośrodku lasu otoczony przez drapieżniki, i zobaczymy jak się poczujesz, - dziwne światło pojawiło się w jego oczach, a ona znów miała wrażenie , że się z niej śmiał. Świetnie! Myśli, że jestem komiczna. Cieszę się, że ktoś jest rozbawiony.

Podczas, gdy jej uwaga była skupiona na wilku, inni po cichu podeszli bliżej, i teraz siedziały obok niego , wpatrując się w nią. Kiedy patrzyła z wilka na wilka i nic się nie stało, strach ustąpił i ciekawość wzięła górę. Jeden po drogim, jej mięsnie rozluźniały się i napięcie opuściło jej ciało. Nigdy wcześniej niebyła tak blisko żywego wilka. Jeśli przeżyje, nigdy nie zobaczy tego ponownie. Korzystając z okazji, studiowała resztę z nich, Wilk obok szarego był tak samo duży, ale szczuplej zbudowany. Jego czarna sierść była matowa z białym. Trzeci wilk był cały biały z wyjątkiem nosa i pyska, które były czarne, zwracając uwagę na jego mordercze kły. Czwarty wilk był cały czarny z wyjątkiem jednej białej skarpety na przedniej lapie. Mogło to był śmieszne, gdyby nie wyglądał tak przerażająco. Ostatni był blond. Zastanawiała się, czy wilki miały kawały o głupich blondynach jak ludzie. Jakiś rodzaj sygnału wydawał się przechodzić pomiędzy nimi, a ona znowu się spięła. Co teraz? Jeden po drugim pochylili się i zaczęli ja wąchać, zaczynając od jej stop, a kończąc na jej kroczu. Jeden podszedł tak blisko, że poczuła wilgotne powietrze z jego nozdrzy na swoim wzgórku. - Hej! Przestań. Nie jestem jakaś suką w rui, aby być wąchana. - Jeden z wilków wydał sapiący dźwięk, który przypominał jej śmiech. Wtedy wilk podszedł bliżej. Począwszy od jej stóp, powoli przenosił się na jej nogi, pozostawiając ślad chłodnej wilgoci na niej. Szybkimi machnięciami swojego języka, lizał jej łechtaczkę. Dyszała, kiedy próbowała zacisnąć uda i oddalać się. Jego warkniecie było niskie i mocne. Znowu polizał jej łechtaczkę, kiedy obróciła się z powrotem na miejsce. Potem próbował wpakować nos w jej krocze. – Odsuń się, parszywy kundlu. - Powiedziała i kopnęła stopą w jego głowę. Na

szczęście odsunął się z drogi. Znowu usłyszała dźwięk spania, tym razem od reszty wilków. Kiedy ona wyciągała place by powstrzymać się od kołysania się tam i z powrotem, wilk opatrzył na innych i skinął. Zamrugała. Nie mogli przecież, skinąć głową. Musiała wyobrazić coś sobie. Nie, jeszcze lepiej, nie była we śnie. To był koszmar, a ona nie mogła doczekać się pobudki. Wilki odrzuciły mordy w tył i zawyły do księżyca, dźwięk był radosny i uroczysty. Zaintrygował ją, a ona podskoczyła, kiedy przypadkowo ugryzła się w język. Ból zapewnił ją, że to nie był sen. Kiedy ssała język, by załagodzić ból, wilk podszedł bliżej ponownie. W jednej sekundzie stał przed nią, a następnie był tam człowiek. Nagi pobudzony mężczyzna. Conor nie był szalony. Wilkołaki istnieją. - O, człowieku, mam przesrane. Potem wszystko stało się czarne.