ala197251

  • Dokumenty305
  • Odsłony42 632
  • Obserwuję43
  • Rozmiar dokumentów560.3 MB
  • Ilość pobrań30 319

McLean Jay - Więcej - 2 -More Than Her

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :3.3 MB
Rozszerzenie:pdf

McLean Jay - Więcej - 2 -More Than Her.pdf

ala197251 EBooki Jay McLean
Użytkownik ala197251 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 235 stron)

Jay McLean – ,,More than Her” Tłumaczenie nieoficjalne: Broken_ & NoRegrets_ Korekta: NaziPatka ZAKAZ ROZPOWSZECHNIANIA!!!

MORE THAN HER MORE #2 McLean Jay Tłumaczenie: Broken_ & NoRegrets_ Korekta: NaziPatka Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

Prolog - Przeszłość- Zakończenie letniej imprezy Przed Collegem - Co do diabła właśnie się stało? - powiedział Cam. - Koleś, nie mam pierdolonego pojęcia. Były Micky właśnie się jej oświadczył i oboje opuścili imprezę. Jake zadzwonił po taksówkę, zanim ktokolwiek mógłby porozmawiać z nim na ten temat. Reszta z nas usiadła z powrotem, osłupiała. Rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu jej. Mając nadzieję, że wszystko z nią dobrze i że nie zamierzała poślubić tego chłopaka. Był dupkiem, a ona zasługiwała na znacznie więcej niż na kogoś, kto zamierzał traktować ją jak gówno. - Martwisz się o nią? Powoli odwróciłem się, by stawić czoła Camowi, który siedział kilka stóp de mnie, z wyprostowanymi przed sobą nogami i skrzyżowanymi w kostkach. Przyglądał mi się z ciekawością, ze ściągniętymi brwiami. - Taa, martwię się – powiedziałem, patrząc wprost na niego. Czułem się tak, jakbym prawie wiedział, co zamierzało się następnie wydarzyć. Podświadomie usiadłem prosto i rozprostowałem ramiona, czekając na wyzwanie, bo wiedziałem, jakie będzie jego następne pytanie. Kiedy zapytał, byłem przygotowany. - Kochasz ją, nieprawdaż? Chociaż spodziewałem się tego, słyszenie jak wypowiada dokładnie te słowa, było jak kopnięcie w brzuch. Obserwowałem go, szukając jakiegokolwiek znaku wskazującego na to, jaki może być jego osąd, kiedy powiem mu prawdę – Taa, człowieku. Myślę, że tak. Gapił się na mnie przez, wydawałoby się godziny, ale to były tylko sekundy. Wypuścił oddech, ściągnął czapkę z głowy, przebiegł dłonią przez włosy i włożył ją zpowrotem. - Taa – westchnął. – Ja też. - CO?! - prawie krzyknąłem. Spojrzałem na miejsce gdzie siedziała Lucy, które było tylko kilka stóp od nas, upewniając się, że nie słyszała tego, co jej chłopak fiut właśnie powiedział. - Ja też – powtórzył. Spiorunowałem go wzrokiem. – Nie mam na myśli tego sposobu miłości. Nie takiego, w jaki kocham Lucy. Nadal gapiłem się na niego z rozdziawionymi ustami, zdezorientowany jak wszyscy diabli. Nadal mówił. – Micky – jest jedną z nas – i kumam, że czujesz coś do niej. Trudno byłoby tego nie robić, zwłaszcza po tym, co przeszła. Ale nie sądzę, że ją kochasz. Nie w ten sposób. Myślę, że kochasz ją w ten sam sposób, w jaki kochasz Lucy lub Heidi. Coś w rodzaju siostry, jakbyś chciał je chronić, bronić, wiesz? Lub przynajmniej… mam na myśli to, że jeśli coś by mi się stało, chciałbym, żebyś był taki dla Lucy – przerywa – Mówię bez sensu, hę? Powoli potrząsam głową na nie. Wypuścił kolejny długi oddech, następnie podniósł się trochę na krześle i spojrzał w niebo, myśląc o swoich następnych słowach. Po chwili spojrzał mi w twarz. - Czy Lucy mówiła ci kiedykolwiek o tym, jak się poznaliśmy? - jego oczy szybko pobiegły w kierunku Lucy, która stała przy lodówce turystycznej, rozmawiając z kilkoma dziewczynami.

- Powiedziała tylko, że pomogłeś trenować jej małych braci i że po tym jak jej mama umarła, zacząłeś wpadać, by pomóc. Jego oczy wróciły do mnie. – Ona właśnie tak myśli. Właściwie zauważyłem ją za pierwszym razem, kiedy ją zobaczyłem. Była na trybunach z paroma braćmi. Pamiętam zobaczenie jej po raz pierwszy. Miała książkę w jednej ręce, a druga ciągle opiekowała się jednym lub wieloma braćmi – chichocze odrobinę – Zawsze ją wkurzali i wchodzili jej na głowę, ale ona nigdy nie oderwała oczu od książki. Pamiętam po prostu stanie tam i obserwowanie jej przez mniej więcej cały mecz. To znaczy, widziałem ją kilka razy w szkole, zawsze myślałem, że była swego rodzaju urocza, wiesz? W ten cichy sposób bycia uroczym. Pokiwałem głową na znak zgody. Była urocza w ten sposób. - Przez pierwszy tydzień, nie powiedziałem do niej słowa. A tygodnie potem i każdego dnia w szkole, próbowałem z nią porozmawiać, ale byłem kłębkiem nerwów, wiesz? I to było takie dziwne, bo w każdym innym aspekcie swego życia byłem tym pewnym siebie dupkiem, typowym popularnym sportowcem. A tutaj stawałem się podekscytowany przez jakiegoś mola książkowego, z którym nawet, nigdy przedtem, nie rozmawiałem. - Jednak minęło parę tygodni i pamiętam patrzenie w lustro pewnego dnia, pamiętaj, że w tamtym czasie miałem około 15 lat, i pamiętam mówienie do siebie ‘Dzisiaj jest ten dzień. Porozmawiasz z nią.’ Kiedy dotarłem na boisko, spodziewałem się, że zobaczę ją na trybunach, ale nie było jej tam i też nigdzie, gdzie byli jej bracia, i to był dzień, kiedy dowiedziałem się o jej mamie. Rak, umieranie, cóż, do tego czasu śmierć. Kontynuowałem słuchanie, przyswajając wszystko, co musiał powiedzieć. - Poszedłem na pogrzeb i po prostu obserwowałem ją. Siedziała z przodu działki, otoczona przez wszystkich braci, trzymając malutkie dziecko w ramionach. Jej bracia płakali, ale ona nie. Trzymała ich dłonie i ocierała łzy, ale nigdy, nawet raz, nie uroniła ani jednej. Kiedy poszedłem na stypę do jej domu, inni opiekowali się jej braćmi, i wtedy ją zobaczyłem. Była w pralni, zwrócona plecami do wszystkich i płakała, nie lamentowała, szlochała, po prostu cichutko płakała. Pamiętam podejście do niej, ze spoconymi dłońmi, wciąż będąc kłębkiem nerwów. Mogłem usłyszeć krew pompującą w uszach, a całe ciało trzęsło się… Podszedłem bliżej i musiała usłyszeć moje nadejście, bo odwróciła się i podniosła wzrok, z oczami wypełnionymi łzami, i wtedy po prostu znikąd rzuciła mi się w objęcia. Oddałem uścisk, ale wszystko, co mogłem powiedzieć to moje przeklęte imię. - Potem każdego dnia przez miesiące, przychodziłem do jej domu po szkole i w weekendy – kiedy tylko mogłem - by spróbować pomóc. Ponieważ chociaż chciałem ją chronić i pomóc w jakikolwiek sposób, w jaki mogłem. To było coś więcej niż to. Chciałem być też w jej pobliżu. Jakby cały pierdolony czas. I wiem, że to zabrzmi tandetnie jak cholera – Przestał mówić, gdy Lucy wróciła. Usiadła na jego kolanach, a on poprawił ich tak, żeby było im wygodnie. Pocałował ją raz w policzek i potem kontynuował. – Naprawdę cieszyłem się po prostu byciem z nią, wiesz? Spędzając czas, rozmawiając, wygłupiając się, cokolwiek. A to wszystko było przed obściskiwaniem się i seksem. Nieprawdopodobnym pierdolonym seksem – Lucy tylko się uśmiechnęła. - To, co właściwie usiłuję powiedzieć to, że - jeśli nie czujesz tych rzeczy do Micky – głowa Lucy szarpnęła się, by spojrzeć mi w twarz. Cam klepnął ją parę razy w nogę – Jeśli nie czujesz tych rzeczy, nerwów, potrzeby bycia z nią przez cały czas, tęsknoty, gdy nie ma jej w pobliżu… całego tego gówna… wtedy to nie jest miłość jaką czujesz. Cóż, nie miłość miłość. To uh – myślał przez chwilę, patrząc w niebo. – To Loganowo-Lucy miłość –powiedział. Lucy uśmiechnęła się do mnie szeroko. Byłem cicho.

W szoku. Wtedy w końcu powiedziałem. – Gdzie do cholery byłeś miesiące temu, kiedy potrzebowałem tej mowy, dupku? - Pierdol się – zaśmiał się. Wtedy wtrąciła się Lucy, patrząc w dal, podnosząc pięść w powietrze i poruszając nią. Zaczęła cicho śpiewać do melodii ‘Macho-Man’ – Loganowo-Lucy Miłoość… *** Godzinę później, wracałem do naszej grupki po rozmowie z DJ-em, kiedy ją zobaczyłem. To pierwszy raz odkąd ją widziałem od tamtej nocy. Liczyłem, że może tutaj być, ale prawdę mówiąc, zobaczenie jej było trudniejsze niż myślałem. Była z kilkoma innymi dziewczynami, trochę dalej od miejsca gdzie był James i jego przyjaciele. Oczywiście, chodzili do tej samej szkoły. Musiałem z nią porozmawiać, może spróbować wyjaśnić, co się stało bez zbytniego zagłębiania się w szczegóły. Podszedłem do niej i wytarłem spocone dłonie w dżinsy. Strzeliłem kłykciami za pomocą kciuków. To nerwowy nawyk, z którym starałem się zerwać. W zasadzie udało mi się to, robiłem to tylko wtedy, gdy stawałem się bardzo zdenerwowany. I najwidoczniej w przypadku dziewczyn, lub powinienem powiedzieć, dziewczyny. Przybliżyłem się do nich, a ich rozmowa zamarła. Alexis, jej przyjaciółka, trzymała w uścisku dwie inne dziewczyny. – Chodźmy – powiedziała, ciągnąc je. Więc została tylko ona i ja, twarzą w twarz, pierwszy raz od miesięcy. I tak głupio jak to kurwa zabrzmiało, tęskniłem za nią. I byłem zdenerwowany jak wszyscy diabli. Znowu wytarłem dłonie w dżinsy i poprawiłem czapkę, tak by była trochę wyżej, żebym mógł odpowiednio ją widzieć. - Hej - poruszyłem ręką w małym skinięciu, a następnie umieściłem je w przednich kieszeniach. - Matthews – skinęła głową. Jej twarz nie wyrażała niczego. Szczęścia z zobaczenia mnie, smutku, złości, niczego. - Ja, uh… jak się masz? Zassała głęboki oddech, ale nie powiedziała nic. Staliśmy, gapiąc się wprost na siebie. Szczerze, odgrywałem ten moment więcej niż parę razy przez ostanie dwa miesiące i w każdym z nich miałem coś do powiedzenia, swego rodzaju plan, taki, że właściwie mogłaby ze mną znowu porozmawiać. Ale teraz, stojąc tutaj, nie miałem żadnych słów. Tylko masę pierdolonego żalu. - Amanda! – jakiś chłopak za nią przeszkodził. Przerwaliśmy gapienie się. Jej głowa odwróciła się do dzieciaka. Spojrzałem ponad jej ramieniem na niego. Miał na sobie czapkę baseballową, nisko naciągniętą na czoło, patrzył w dół na telefon. Było ciemno. Nie mogłem dostrzec, kim był lub jak wyglądał. – Jesteś gotowa do wyjścia? – nie podniósł wzroku znad telefonu. Odwróciła się do mnie powoli, a moje oczy przesunęły się do jej. Utrzymała moje intensywne spojrzenie przez sekundy, by upewnić się, że usłyszałem jej następne słowa. I usłyszałem. Usłyszałem je, jasno i wyraźnie – Taa, kochanie – powiedziała głośno, z oczami na mnie – Całkowicie tutaj skończyliśmy. Zrobiła kilka kroków do tyłu, odwróciła się i poszła do niego. Nadal patrzył w dół na swój telefon, gdy obrócił się i owinął jedno ramię wokół jej barków. Oplotła go ramionami

wokół talii, spojrzała w górę i powiedziała coś do niego. W końcu włożył telefon do kieszeni, pochylił się i pocałował ją. A ja odwróciłem wzrok. Ponieważ kurewsko nie mogłem znieść patrzenia na to. A to – to jest moment, w którym dowiedziałem się jak to jest stracić wszystko, czego nigdy nie miałem.

Rozdział 1 - Teraźniejszość- Półtorej roku później College był wszystkim, czym spodziewałem się, że będzie. Mieszkałem w bractwie, co było w porządku. Kilka miesięcy po tym jak tu dotarliśmy, Jake i Micky zostali parą. Oficjalnie i na wyłączność. Cieszyłem się ich szczęściem. Naprawdę. Ponieważ Cam miał rację, nie kochałem jej. Nie w ten sposób, w jaki myślałem. Wiem, że Amanda powiedziała Micky, że zamierzała tutaj studiować, ale nigdy o tym nie dyskutowaliśmy. I to było do dupy, bo szukałem jej wszędzie, na wszystkich swoich zajęciach, obchodząc kampus, sklepy w pobliżu i restauracje, w których może pracować. Nic. Nie widziałem jej nigdzie. Wiem, że mogłem zapytać Micky, i myślałem o tym przy więcej niż jednej okazji – ale rzecz w tym – jeśli chciała, żeby Micky wiedziała, to wtedy by jej powiedziała, a ja miałbym już skopaną dupę. Dlatego jej nie mówi. Tak więc szukam jej każdego dnia, a jej nie ma. I każdego dnia staję się coraz bardziej i bardziej wkurzony i zły z powodu tego, co jej zrobiłem. I wtedy obracam tę złość w jedyną rzecz, o której wiem, że pomoże: dziewczyny. Pomiędzy baseballem, imprezami, dziewczynami i seksem, mam wystarczająco czasu na naukę. Jeśli miałbym rzucić jedną z tych rzeczy, byłby to baseball. Chociaż prawdę mówiąc, rzuciłbym to wszystko jeśliby to oznaczało, że mógłbym zobaczyć ją ponownie.

Rozdział 2 - Przeszłość - - Spotkanie - Przed latem, Przed Collegem Pierwszy raz, kiedy ją zobaczyłem, był w domu Jake’a. Była to stypa rodziny Mikayli. Dla mnie – była jak światło w ciemności. Zastanawiam się czy Micky kiedykolwiek myślała w ten sposób o Jake’u. *** - Przepraszam? Jej głos był tak niski, że prawie go nie usłyszałem. Ale kiedy się odwróciłem, była tam. Stojąc pośrodku kuchni państwa Andrews, z talerzem w dłoni, czekając aż powiem – lub zrobię – coś. W końcu dźwięk powędrował w górę mojego gardła i na zewnątrz ust. Nie mógłbym wam powiedzieć, co do kurwy powiedziałem, ponieważ nie pamiętam. Wszystko co pamiętam, to ona. Tym sposobem staliśmy tutaj, niepewni sytuacji. Złapała wargę pomiędzy zęby, a brwi miała ściągnięte. Szarpnęła głową w moim kierunku. – Muszę to tam włożyć. - Hę? - Zlew, za tobą? Muszę to tam włożyć – powiedziała to powoli, jakbym był dzieckiem. Podniosła talerze w rękach i czekała. Nie spieszyłem się, obczajając ją. Jestem całkiem pewien, że nawet nie próbowałem ukryć tego pieprzącego wzrokiem spojrzenia, które jej posłałem, ponieważ kiedy moje oczy opuściły jej ciało, by osiąść na jej twarzy, rumieniła się. Próbowała się nie uśmiechnąć. – Zamierzasz się przesunąć lub coś? Wzięła dwa kroki do przodu i potknęła się – na absolutnie niczym. Talerze, które trzymała, upadły na podłogę i roztrzaskały się. Oboje byliśmy szybcy, by się pochylić i pozbierać je, tak szybcy, że uderzyliśmy się głowami w drodze na ziemię. - Kurwa – wyszeptała, pocierając głowę. - Cholera – powiedziałem, robiąc to samo. Zacząłem zbierać rozbite kawałki i wtedy zauważyłem krew. - Hej, ty krwawisz – powiedziałem do niej. Uniosła wzrok i nasze oczy zablokowały się na sobie. I to jedyny ze sposobów, w jaki ją pamiętam. Jej twarz tak blisko mojej, że mogłem usłyszeć jej oddech. - Hę? – spojrzała w dół na ręce, a jej oczy rozszerzyły się, zanim powiedziała. – Jasna cholera! I wtedy zapiszczała jak mała dziewczynka. Zacisnęła oczy, podczas gdy wyrzuciła rękę do przodu, machając nią wokoło i rozchlapując krew po całej podłodze. – Nie mogę zobaczyć krwi, to znaczy, technicznie rzecz biorąc mogę ją zobaczyć, ale nie mogę na nią patrzeć. Musisz sprawić, żeby przestała lecieć. – Nie zaczerpnęła oddechu. – Poważnie, to kurewsko mnie przeraża. Zatrzymaj to! O mój Boże! Zamierzam wymiotować! Rusz się! – zaczęła wstawać, następnie zatrzymała się, ściskając moją koszulkę, odwróciła ode mnie głowę i

kontynuowała. – Nie ruszaj… napraw to. Proszę? – Wtedy spojrzała na mnie z paniką wypisaną na twarzy. – Zamierzam zemdleć. O Boże. O Boże. - Hej – próbowałem ją uspokoić – Jest w porządku. Mam cię – przytrzymałem jej ramię i pomogłem wstać. Nie mogłem nic poradzić na chichot, który mi się wyrwał. - To nie jest śmieszne. Przysięgam, że zwymiotuję jak na to spojrzę. Ciągle miała to spanikowane spojrzenie, a jej twarz pobladła o parę odcieni. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że nie wygłupiała się. Wtedy tez uświadomiłem sobie, jak urocza była – Zatem nie patrz na to, po prostu skoncentruj się na mojej twarzy. Tak zrobiła. - Czy to boli? Skinęła powoli, nie zdejmując oczu ze mnie ani na chwilę. - W porządku, zamierzam teraz zakręcić kran, po prostu daj mi znać, jeśli cię zranię, gdy na to spojrzę, okej? Kolejne powolne skinięcie. Ostatecznie zdołałem oderwać od niej oczy, by sprawdzić, co z jej palcem – Będziesz po prostu potrzebować plastra opatrunkowego. Uprzątnąłem bałagan na podłodze, zaprowadziłem ją do łazienki, gdzie znajdował się zestaw pierwszej pomocy i powiedziałem, żeby usiadła na ladzie. Kiedy plaster był założony, spojrzałem w górę na nią – Wszystko dobrze? Przygryzła wargę, potakując. – Dziękuję – powiedziała. – Kim jesteś? Lekarzem, czy coś? – uśmiechnęła się szeroko, dyndając nogami tam i z powrotem przed sobą. - Coś w tym stylu. - Cóż, dziękuję. I przepraszam za wariowanie na punkcie tej sprawy z krwią. Ja po prostu naprawdę …fuj… ja i krew nie jesteśmy przyjaciółmi – ścisnęła nos i zrobiła zniesmaczony wyraz twarzy. Obczajałem ją, a jej duże, niebieskie oczy uciekły przed moim spojrzeniem. Jej jasnobrązowe włosy były rozpuszczone. To był jedyny raz, gdy widziałem je w ten sposób. Była swego rodzaju kurewsko gorąca. Przygryzła wargę ponownie, a ten ruch przykuł uwagę moich oczu. Chciałem ją pocałować. Chciałem swoich ust na jej i chciałem tego tak bardzo. Z jakiegoś powodu, myślałem, że to w porządku, by zrobić to, co zrobiłem potem, bo byłem Loganem Pieprzonym Matthews i byłem przeklętym bossem. Plus – laski to kochały. Więc wykonałem ruch, by ją pocałować, ale zobaczyłem, że jej oczy rozszerzyły się nieco zanim nasze usta nawiązały kontakt, a następną rzeczą, o której wiedziałem, było jej kolano na moim kutasie, a ja zginałem się, próbując oddychać poprzez ból. Schyliłem się, z obiema rękami na swoich intymnych częściach ciała, próbując uśmierzyć ból. Nie mogłem prawidłowo oddychać. Robiłem wszystko, co mogłem, by nie upaść na ziemię i płakać. Zobaczyłem ją zeskakującą z lady i pochylającą się, by spojrzeć mi w oczy. - Po pierwsze, nawet cię nie znam. Po drugie, jesteśmy na pieprzonej stypie. A po trzecie, jesteś dupkiem – Jeden z jej palców nacisnął na środek mojego czoła, wystarczająco mocno, bym się cofnął. Otworzyła szybko drzwi łazienkowe i zamknęła je za sobą. W chwili, gdy dowiedziałem się, że na pewno są zamknięte, upadłem na podłogę i kołysałem się tam i z powrotem jak cholerne dziecko. Ból był tak kurewsko intensywny.

*** Byłem na tyłach tarasu ze wszystkimi innymi, kiedy usłyszałem jej głos. – Hej, Mikayla. Bardzo mi przykro z powodu twojej straty – zaśmiała się - Co za gówniana rzecz do powiedzenia, tak jakbyś coś straciła, ale znajdziesz to ponownie. Kayla roześmiała się – Amanda, jak się masz? Amanda. Wyłączyłem się z rozmowy i po prostu gapiłem się na nią. Nie była gorąca. Nie w ten wyzywający sposób. Była czymś innym. Nadal jest czymś innym. *** Tak szybko jak wyszła, wiedziałem, że musiałem ją znaleźć. Wybiegłem z domu, w poszukiwaniu jej. Była na chodniku, naciskając breloczek od kluczy, by otworzyć gównianie czerwoną civic. Praktycznie przybiegłem do niej sprintem – Amanda! – krzyknąłem. Odwróciła się i zamarła w miejscu. Zatrzymałem się cale od niej, z ciężkim oddechem od biegnięcia. - Potrzebuję twojego numeru – powiedziałem. - Co? – powiedziała poprzez niedowierzający śmiech. - Potrzebuję twojego numeru, bo muszę cię gdzieś zabrać – wypróbowałem na niej swój zrzucający majtki uśmiech. - Um, nie – odwróciła się, by otworzyć drzwi od samochodu. - Co? – zapytałem, niedowierzanie było słyszalne w moim głosie. - Nie – powtórzyła. - Dlaczego nie? – byłem wkurzony. – Proszę tylko o twój numer. Odwróciła się, by stanąć ze mną twarzą w twarz, sapiąc. - Nie, dupku – zwęziła oczy – Nie prosiłeś o mój numer. Żądałeś go. – Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów – Tak swoją drogą, kim jesteś? - Logan Matthews – wyciągnąłem dłoń, by uścisnąć jej. Spojrzała na nią w dół, potrząsnęła głową, zaśmiała się, a następnie powróciła spojrzeniem do mnie. - Zdecydowanie nie. - Co? Dlaczego? Podaj mi jeden dobry powód – wykrztusiłem z siebie. Nie wiedziałem, dlaczego mnie to obeszło, jej nie chcenie mnie. Ale byłem wkurzony i czułem tak jakbym musiał wygrać tę kłótnię, lub cokolwiek, czym do kurwy to było i działo się tutaj. - Ponieważ. - To nie jest powód. - Ponieważ mam chłopaka. - Nie masz – pokręciłem głową i skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej. - Ponieważ jesteś dupkiem. - Świetnie, ale nie do zaakceptowania. Następny? - Ponieważ lubię dziewczyny. Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów i oblizałem usta – Nawet lepiej. Wzięła głęboki oddech i wypuściła go głośno – Dobrze – wyciągnęła rękę, czekając, więc dałem jej swój telefon.

Ogromny pełen samozadowolenia uśmiech zawładnął całą moją twarzą, ponieważ właśnie kurwa wygrałem i nie mogłem się doczekać, by zmusić ją do zapłacenia za to. Oddała mi go i pędem ruszyła, by wsiąść do auta. Obserwowałem jak odjeżdżała. Amanda. Gdy pojechała, spojrzałem w dół na telefon. Aplikacja z wiadomościami była otwarta: W twoich snach, dupku. Znajdź inny sposób, by zdobyć punkt1 . 1 W oryg, jest ‘Find another way to score your home run’ → home run(uderzenie pałkarza, które pozwala biegaczowi zaliczyć wszystkie bazy i zdobyć punkt w baseballu)

Rozdział 3 - Teraźniejszość- Do pierwszego meczu zostało nam trzy tygodnie i próbowałem zaliczyć wszystkie zajęcia, zanim baseball pochłonie cały mój wolny czas. Baseball – nie był dla mnie najważniejszy. Nie byłem najlepszym łapaczem w drużynie. Zdecydowanie nie załapałbym się do pierwszego składu. Dostałem się do drużyny, bo Jake i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i przez trzy lata graliśmy razem w licealnej drużynie. Wszyscy założyli, że na boisku łączy nas specjalna więź, czy inne gówno – coś rodzaju sekretnego porozumienia. Sprawa wygląda tak, że Jake Andrews jest tak dobry, że mógłby rzucać do ściany i to wciąż byłoby zajebiste. Zostałem w drużynie, bo pomaga mi to oczyścić umysł i zapewnia odpowiedni plan treningowy. Nie jest to moją pasją i zdecydowanie nie jest moją przyszłością. *** Właśnie miałem wyjść z biblioteki, gdy zobaczyłem Micky, Lucy i trzecią dziewczynę. Przyjrzałem się dokładniej, bo to nie mogła być ona – Luce! Micky! Zostałem upomniany, żeby się uciszyć. Miałem to gdzieś. Obie niezwłocznie się odwróciły. I ona także. Amanda. Jasna cholera. Kiedy podchodzę bliżej, nogi mi się plączą. Nie jestem w stanie oderwać od niej wzroku. Wyglądała tak samo, ale jednak inaczej? Cholera, sam nie wiem. Jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła, że do nich idę, ale szybko spuściła je na podłogę. Zaczekałem, aż znajdę się przed nimi, zanim się odezwałem – Hej – powiedziałem do wszystkich, ale nie mogłem oderwać oczu od Amandy. - Stary - roześmiała się Micky, pstrykając palcami przed moją twarzą. To wyrwało mnie z transu. Kiedy w końcu oderwałem oczy od Amandy i spojrzałem na Micky, uśmiechała się do mnie złośliwie. Lucy zaczęła chichotać. – Co robisz? – zapytała, próbując ukryć uśmiech. Moje oczy powędrowały do Amandy, ale ona ciągle patrzyła w ziemię, bawiąc się paskami plecaka. - Nic, miałem jakieś gówno do zrobienia. A co wy, piękne panie, robicie? Nie zdawałem sobie sprawy, że nie odrywałem od niej oczu, aż Micky zaczęła się śmiać i machać przed moją twarzą. Odtrąciłem ją i spojrzałem na nią. Przestała się śmiać, uśmiechnęła i szturchnęła Amandę łokciem – Amanda - powiedziała Micky. W końcu podniosła wzrok – Poznałaś już Logana? – kontynuuje z szerokim uśmiechem na twarzy. Dłonie zaczęły mi się pocić, kciukiem pocierałem palce drugiej ręki. Puls odbijał się echem w moich uszach. Kątem oka dostrzegłem zdezorientowany wyraz twarzy Lucy, ale nie potrafiłem oderwać oczu od Amandy. Dłonie powędrowały do przednich kieszeni, gdy tak czekałem na jej reakcję. Potrzebowałem żeby coś powiedziała – cokolwiek. Aby powiedziała, że mnie pamięta. Ale kiedy w końcu podniosła oczy, nic w nich nie było. - Nie. Nigdy – udała, że patrzy na zegarek. – Muszę iść. Moja podwózka nadjeżdża i spieszy mu się, zobaczymy się później, dziewczyny – powiedziała szybko i odeszła. - We wtorek mamy klub książki. Nie zapomnij - zawołała za nią Lucy. Podniosła rękę, jako potwierdzenie.

Wypuściłem oddech, który nie wiedziałem, że wstrzymywałem. Lucy wzięła mnie pod ramię, gdy wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę parkingu. – Logan, tylko nie mów, że z nią też spałeś. To jedna z tych dobrych – zajęczała. - Co? Nie, nie spałem. Przysięgam. - Dobrze – zaśmiała się. Objąłem je obie ramionami – Więc, o co chodzi z tym klubem książki? Siedzicie w kółku, czytacie sprośne książki i chwalicie swoje waginy? Bo jeśli tak, to zapiszcie i mnie! - Fuj! - skrzywiła się Lucy, a Micky walnęła mnie w brzuch. Dziewczyny wsiadły do samochodu Micky i odjechały. Rozejrzałem się za swoim samochodem. Nie zaparkowałem po tej stronie budynku. Udałem się w przeciwnym kierunku i zobaczyłem Amandę siedzącą na przystanku autobusowym, rozmawiającą przez telefon. Przez chwilę stałem nieruchomo, zastanawiając się, czy powinienem spróbować porozmawiać z nią, czy też zostawić ją w spokoju. Kiedy usłyszała kroki, podniosła wzrok, ale wyraz jej twarzy zmienił się w chwili, gdy zdała sobie sprawę, że to ja. – Muszę kończyć, Lexi. Zadzwonię do ciebie później… Taaa… uh-huh… Pa. Przyglądała mi się z podniesionymi brwiami. - Hej – kiwnąłem głową w stronę miejsca obok niej. Przygryzła wargę i odwróciła wzrok. - To wolny kraj, Matthews. Możesz robić, co chcesz. Nienawidziłem, kiedy nazywała mnie Matthews. Jakby nie wiedziała, jak mam na imię. Albo miała to gdzieś. – Czyli jednak mnie pamiętasz? Nie to powiedziałaś – - Czy ty sobie ze mnie żartujesz? – obróciła się cała, aby spojrzeć mi w twarz. – To nie ja jestem tą, która - nagle się zatrzymała i zamknęła oczy, uspokajającoddech. Obserwowałem ją zmieszany. - Wiesz co, Matthews? Zostaw to, dobra? Nikt nie musi wiedzieć, że mamy jakąś historię, czy cokolwiek. Po prostu to zostaw. Proszę – jej wzrok był spuszczony, wpatrywała się w dżinsy. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Otworzyłem usta, ale nic z nich nie wyszło. Próbowałem złapać ją za rękę, ale wyszarpnęła ją. - Amanda - westchnąłem. – Przepraszam – naprawdę miałem to na myśli. Jej całe ciało stężało, zanim podniosła na mnie oczy. - Spóźniłeś się, Logan – wolno potrząsnęła głową – Cholernie się spóźniłeś. Samochód zatrzymał się przy nas, powstrzymując mnie przed powiedzeniem czegoś więcej. Szybko wstała i założyła plecak. – Powiedziałabym, że miło było cię zobaczyć, Matthews. Ale naprawdę tak nie było – Siedziałem cicho, gdy ona wsiadła do tego samego gównianego jeepa z jej zakończenia szkoły. I siedziałem tam sam, obserwując jak odchodzi. Znowu.

Rozdział 4 - Przeszłość - Asysta Początek lata, przed Collegem Minął tydzień, odkąd spotkałem ją w domu Jake’a, ale wciąż nie opuszczała moich myśli. Zapomniałem, że chodziła do tej samej szkoły, co Micky, więc nie spodziewałem się, że zobaczę ją na zakończeniu roku. Ale cieszę się, że tak się stało. *** Stała na chodniku po przeciwnej stronie ulicy mnie i rozmawiała z jakąś dziewczyną, obie miały na sobie togi. Przeszedłem na drugą stronę i stanąłem za nią. Cokolwiek mówiła jej przyjaciółka, przerwała, gdy mnie zobaczyła. - Co jest? – zapytała Amanda. Przerwałem. – No, no. Mogę się założyć, że nie przypuszczałaś, że jeszcze kiedyś mnie zobaczysz? Obróciła się powoli, a grymas od razu pojawił się na jej twarzy. - Czego chcesz, Matthews? Roześmiałem się. Jej oczy zwęziły się. To sprawiło, że zacząłem śmiać się jeszcze bardziej – Nie wiem, dlaczego jesteś na mnie wkurzona – powiedziałem, próbując ukryć rozbawienie. - Ja tylko tu stoję i zadałem ci pytanie. To nic takiego – wzruszyłem ramionami, a dłonie powędrowały mi do kieszeni. Podniosła na mnie brwi, czekając aż jej odpowiem. Tak też zrobiłem. – Twój numer. Tym razem serio. - Nie. Znowu. Tym razem serio. Fakt, że mnie odtrąciła sprawił, że pragnąłem jej jeszcze mocniej. W chwili, kiedy chciałem jej powiedzieć, że nie przyjmę nie, jako odpowiedzi, stary gówniany jeep zatrzymał się obok nas. Dzieciak, który prowadził siedział sam, z tyłu było jeszcze dwóch kolesi. Wszyscy mieli na sobie togi. - Hej - zagruchała przyjaciółka Amandy. Dzieciak siedzący za kółkiem lekko skinął jej głową i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Nic nie powiedział, tylko się gapił. Odwzajemniłem spojrzenie. - Zadzwonię do ciebie później – powiedziała Amanda do swojej przyjaciółki, szybko ją uściskała zanim przepchnęła się obok mnie i wsiadła na przednie siedzenie. Patrzyłem jak odjeżdżali. Ani raz się nie obejrzała. - Więc, chcesz jej numer? – zapytała jej przyjaciółka. Odwróciłem się do niej, pocierając szczękę dłonią. Zlustrowałem ją od stóp do głów, zdezorientowany. – Dlaczego? - zapytałem. – Chcesz mi go dać? - Jestem Alexis, tak DTI2 . I tak, chcę – wyciągnęła rękę, czekając. Wręczyłem jej mój telefon. 2 Skrót od Dla Twojej Informacji (DTI)

- A co z jej chłopakiem? – wskazałem głową na miejsce, z którego odjechał samochód. Spojrzała na mnie oceniająco. - To nie był jej chłopak. Oddała mi telefon, a ja upewniłem się, że wpisała numer, a nie pogrywała ze mną jak zrobiła to Amanda. Podziękowałem jej, po czym odszedłem do mojego samochodu. Kiedy wsiadłem, wyciągnąłem komórkę i napisałem do niej: Logan: Tak więc, myślę, że kolacja będzie naszą pierwszą randką. Jakieś życzenia? Amanda: Pieprzona Alexis.

Rozdział 5 - Teraźniejszość- - Chodźmy do domu – powiedział Jake po treningu - Wypijemy kilka piw i zamówimy pizzę. - przebiegł ręką przez włosy. - Jedynym problemem jest fakt, będziemy musieli zjeść na zewnątrz. - Że co? - zaśmiałem się. - Taa. Dziewczyny mają klub książki czy coś. Nienawidzą, kiedy jestem w pobliżu. Marszczę brwi w niedowierzaniu. Przewrócił oczami. - Nie jest tak źle, dupku. Nadal mam pozwolenie na przebywanie w domu. Tylko nie... wewnątrz niego. - Jesteś taki – czekaj. Powiedziałeś klub książki? Skinął głową, marszcząc brwi wzdezorientowaniu. Udałem brak zainteresowania – Tak więc, uh – kto uczestniczy w tym tak zwanym klubie książki? - Tylko Kayla, Luce i ich przyjaciółka Amanda. Zignorowałem łomotanie w klatce piersiowej. - Hej, jak już skończy cię biczować, to odnosisz bat na miejsce w ustach? - Spierdalaj. *** Była wszystkim, o czym mogłem myśleć przez całą jazdę do domu. Kiedy tam dotarliśmy, wszystkie dziewczyny siedziały wokół stolika do kawy, z e- czytnikami w rękach. Na stoliku znajdowały się kieliszki wina lub szampana, lub czegokolwiek, co piją laski, razem z kilkoma pudełkami chusteczek i czekoladek. Kiedy usłyszały jak wchodzimy, ich głowy poderwały się. Jake podszedł do Micky, całując ją w policzek, a następnie skierował się do pokoju. Wszystkie wróciły do czytania, jakby mnie tam nawet nie było. Amanda spojrzała w górę, ale spuściła z powrotem wzrok, gdy zobaczyła, że to byłem ja. Żadnego uśmiechu. Żadnego zmarszczenia brwi. Nic. Poszedłem usiąść na sofie, podczas gdy czekałem na Jake'a - Tak więc... co robicie, ludzie? - Odkurzamy – powiedziała Micky poprzezszloch. Rozglądnąłem się. Siedziały na tyłkach, w zasięgu wzroku nie było żadnego środka czyszczącego. Musiałem się przesłyszeć - Co? - zapytałem ponownie. - Odkurzamy - odpowiedziała Lucy, ocierając twarz. Co się do diabła dzieje? Moje brwi zmarszczyły się w zdezorientowaniu. Ich oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. I wtedy mnie uderzyło – co było z nimi wszystkimi nie tak. - Chcecie, żebym przyniósł wam więcej lodów lub czekolady... czegoś na wasze skurcze? - zapytałem z rezerwą. - Co? - zachichotała Micky, nadal nie podnosząc wzroku znad książki.

- Wy, dziewczyny, macie tą rzecz – no wiecie, kiedy dziewczyny są razem i dostają okres lub inne gówno w tym samym czasie. - Nie, Logan. - Żyję tobą3 - Lucy uśmiechnęła się do mnie, następnie wróciła z powrotem do czytania - A teraz, odejdź! Amanda nie spojrzała w górę ani razu, od kiedy usiadłem. Oczy miała przyklejone do książki. Byłem znudzony i chciałem być dupkiem, więc umościłem się wygodnie na sofie. - Słyszałyście o tym profesorze od literatury i jego studentce? - Sza! - warknęły Kayla i Lucy. Nie mogłem nic poradzić na chichot, który mi uciekł. Następnie kontynuowałem bycie dupkiem - Najwyraźniej będą to robić prze chwi- - ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknęła Lucy, podnosząc się. Jej twarz była czerwona, a szczęka zaciśnięta. - Idź sobie! - zaczęła uderzać mnie w głowę i ramiona, swoimi rękoma. Próbowałem robić uniki i blokować jej uderzenia, ale była zbyt szybka. - Rujnujesz. DEAN'A. HOLDERA.4 - jej głos stawał się głośniejszy z każdym słowem. Pociągnęła mnie za ręce, aż byłem na nogach, odwróciła mnie twarzą w stronę drzwi, położyła ramiona na moich plecach i zaczęła mnie pchać w ich kierunku. Próbowałem zaprzeć się stopami o podłogę, ale ta dziewczyna miała trochę siły. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem wybierać numer Cama. Do czasu, gdy telefon był przy uchu, wypchała mnie za drzwi wejściowe i zamknęła je za mną. - Joł – odpowiedział Cam. - Koleś, twoja dziewczyna jest szajbnięta. - Co? - brzmiał na wkurzonego. Miałem właśnie mu powiedzieć, co się stało, gdy zachichotał. - Koleś, jest wtorek... i one odkurzają. Co to do diabła w ogóle znaczy? *** Cam wpadł do nas, kładąc kres klubowi książki. Heidi i Dylan dołączyli do nas i spędziliśmy czas razem. Amanda nie powiedziała do mnie żadnego gówna, nawet nie zerknęła w moim kierunku. Nie unikała mnie otwarcie, ale mogłem zdecydowanie powiedzieć, że był to dla niej wysiłek. Próbowałem ją subtelnie obserwować, ale oczy były przyklejone do telefonu. Kiedy przybyła pizza, wszyscy przenieśliśmy się na taras. - Wszyscy powinniśmy coś zrobić podczas wiosennej przerwy – powiedziała Heidi. Każdy wydał z siebie odgłos zgody, z buziami pełnymi jedzenia. - Powinniśmy pojechać do Meksyku! - powiedziałem. Dylan przytaknął, przybijając ze mną żółwika. Jego usta były zbyt pełne, by mówić. - NIE! - Lucy sapnęła, kręcąc głową szalenie. - O nie! Nie Meksyk! 3 Pamiętacie książkę Hopeless autorstwa Coleen Hoover? To jest właśnie ten tekst, który Holder mówił do Hope zamiast słów 'Kocham Cię' :) 4 To ten słodziak z Hopeless <3

Wszystkie oczy spoczęły na niej. Cam połknął jedzenie, a następnie przemówił poprzez śmiech. - Ta oto Lucy... - wskazał na nią kciukiem – myśli, że gdy pojedzie do Meksyku, to porwą ją i sprzedadzą, jako seksualną niewolnicę. Wszyscy się zaśmialiśmy. Nadal na jej twarzy widniało to spanikowane spojrzenie - To nie jest śmieszne, ludzie. Takie rzeczy się zdarzają. - Lucy, przeczytałyśmy tę książkę 3 miesiące temu. Pozbądź się jej z głowy – powiedziała Micky poprzez śmiech. Siedziała bokiem na kolanach Jake'a, a jego ręce spoczywały na jej nogach. - Nie – broniła się Lucy. - To prawda. To cały czas się zdarza. - Lucy – powiedziała Amanda. To pierwszy raz, gdy się odezwała, odkąd tutaj przybyłem. - Jestem całkiem pewna, że musisz być dziewicą, żeby być sprzedana, jako seksualna niewolnica. A ty – zdecydowanie nią nie jesteś! Wszyscy parsknęli śmiechem. - Taa, nie jest - Cam przybił piątkę Amandzie. Twarz Lucy zmieniła się w szok, zanim spuściła wzrok na podłogę, uśmiechając się do siebie. - Masz tam rodzinę, prawda? - Cam zapytał Amandę. Skąd on to wie? - Taa. Bylibyście tam mile widziani. Kochają przyjmowanie gości. - Oczywiście pojechałabyś z nami? Oczywiście? Co do kurwy nędzy dzieje się tutaj? Jak długo Amanda mieszka tutaj? I jak do diabła, zdołała poznać moich przyjaciół, beze mnie wiedzącego o tym? - Może – wzruszyła ramionami - Ale jeśli nie, zdecydowanie moglibyście się tam zatrzymać. Tylko dajcie mi znać - wyciągnęła telefon z kieszeni, przepraszając na chwilkę i wchodząc z powrotem do domu. Obserwowałem każdy jej ruch. Wróciła kilka minut później, ale stanęła przy tylnych drzwiach - Muszę iść. E's po mnie jedzie. - Nie. Nie wychodź jeszcze – Micky była na nogach. - Nie skończyliśmy jeszcze klubu książki? Dlaczego idziesz tak wcześnie? - Logan później cię podwiezie – wtrąciła się Lucy. Mogłem usłyszeć jej śmiech. Była tak cholernie oczywista. - Taa. Jasne. Podwiozę cię. Żaden problem – wypaliłem. Gładko. Po czym po prostu gapiłem się, czekając, aż coś powie. Nawet nie spojrzała w moim kierunku. - W porządku. Jest już w drodze – pomachała do wszystkich, zanim szybko pokonała drogę do domu i przez drzwi wejściowe. *** Byłem w kuchni, wyrzucając kilka butelek po piwie, kiedy wszedł Cam. Oparł się o ladę z zadowolonym uśmiechem na twarzy, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Więc... Amanda... - zamilkł, oczekując, że dokończę zdanie. Nie spojrzałem na niego. Nie powiedziałem żadnegogówna.

- Wiesz, kiedy pierwszy raz zobaczyłem ją z Lucy, wyglądała znajomo. Ale nie potrafiłem sobie jej przypomnieć. Ale teraz – pamiętam ją – to ta dziewczyna z restauracji, prawda? Zamarłem w pół kroku i spiorunowałem go wzrokiem. - To ona! - wyglądał jakby właśnie wygrał nagrodę - Zabrałeś ją gdzieś? Co w ogóle się z nią stało? Westchnąłem, myśląc, co mu powiedzieć - Nic, stary. Nic się nie stało. - Kłamstwo.

Rozdział 6 - Przeszłość - Posiłki Początek lata, Przed Collegem Spotkałem się z Camem w domu Lucy. Pilnował jej braci i chciał ich zabrać z domu na troszkę. - Spotkajmy się w restauracji przy Maine, tej z pięćdziesięcioma motywami przewodnimi lub cokolwiek. Potaknąłem. Lucy miała sześciu braci, co oznaczało, że musieli brać dwa samochody prawie wszędzie. - Jakie są suki ze szkoły średniej? - zapytał dzieciak z przedniego siedzenia, gdy jechaliśmy za samochodem Cama. - Kogo to obchodzi? – wtrącił się dzieciak z tyłu. - Suki to nic innego jak dziwki ikurwy. - Hola! - odwróciłem się na tylne siedzenie. Zmierzyłem wzrokiem tego dzieciaka, nie mógł mieć więcej niż osiem lat. - Którym z nich jesteś? - Loganem – odpowiedział. Spróbowałem z nim pożartować - Co? Nie ma mowy, ja jestem Logan. Przewrócił oczami - Wiem, dupku - Dzieciak miał niewyparzoną gębę. - Gdzie nauczyłeś się tak mówić? Wzruszył ramionami, wskazał środkowym palcem na mnie, wystawił język i kontynuował patrzenie przez okno. Um... okej. *** Do czasu, gdy dotarliśmy na miejsce, Cam złączył trzy stoliki razem i usadawiał dzieciaki na swoich miejscach. Zamawianie jedzenia zajęło dobre dwadzieścia minut, a przybycie go następne trzydzieści. W przeciągu dwóch minut, wszędzie był syf. Frytki, nuggetsy, ketchup, napoje gazowane – wszystko, wszędzie. Cam jadł jedną ręką, druga była zbyt zajęta czyszczeniem dzieciaka, wycieraniem stolika, zatrzymywaniem czegoś przed rozlaniem lub podnoszeniem czegoś z ziemi. - Świetnie, że jesteś. - Nasza kelnerka popędziła w kierunku drzwi, ściągając fartuch - Masz ten ośmioosobowy stolik. Powodzenia ze sprzątaniem. - Dzięki. Miłego dnia - Rozpoznałem ten głos, a moja głowa szarpnęła się w kierunku jego właścicielki. Amanda. Wyglądała gorąco jak diabli w swoim uniformie, pasującym do stylu restauracji. Spódnica była zwiewna, ale górna część była ciasna, ukazując jej zabójcze cycki i maleńką talię. W końcu zdołałem odkleić od niej oczy i odwrócić głowę. Spędziłem ostatni tydzień, dzwoniąc do niej. Nigdy nie odebrała. Próbowałem pisać wiadomości. Nie odpowiedziała.

tutaj. Uśmiechnąłem się do siebie. Nie mogła mnie już więcej ignorować. Nie, kiedy byłem - Co się dzieje? - Cam wyciągnął mnie z rozmyślań. Jego oczy musiały podążyć za moimi. Były skupione na drzwiach wejściowych, gdzie przypuszczam, stała Amanda - Znasz ją? - Nope – powiedziałem, akcentując 'p'. - Ale chcesz, nieprawdaż? - Wyzwanie podjęte, Cameron. - Koleś, ja nie- - Wyzwanie podjęte! - przerwałem. Zaśmiał się. Poczułem jej obecność, zanim usłyszałem jej głos - Mogę wam coś podać, chłopcy? Jej oczy krążyły wokół stolika i wylądowały na mnie. Jej twarz zasmuciła się. Moje tętno wzrosło - Hej, piękna dziewczyno - Udałem pewność siebie. - Matthews – przywitała się. - Nie wiedziałam, że wziąłeś się za prześladowanie. Cam pohamował śmiech, gdy obserwował naszą rozgrywkę. Oparł się na krześle, czekając na moment odrzucenia. Ale nie zaakceptowałbym tego. - Nie prześladuję cię, kochanie. Przysięgam. To tak jakby przeznaczenie mnie tutaj przywiodło. Odeszła. Jeden z chłopców zakrztusił się i przewrócił oczami. Wspaniale. - Jaki jest plan ataku? - Cam przybrał pełen samozadowolenia uśmiech. - Kogo to obchodzi? - fuknął Mały Logan - Pieniądze ponad suki.... mam rację? - jego ręka była w powietrzu, czekając, aż jeden z nas przybije mu piątkę. Nie zrobiliśmytego. Przeszukałem stolik w poszukiwaniu najmłodszego dzieciaka. - Ty – wskazałem palcem. - Jak masz na imię? - Mam cztery lata – powiedział. - Kolego, – przemówił Cam - on zapytał o twoje imię, a nie o to, ile masz lat. - Oh. Jestem Lachlan. Uśmiechnąłem się do niego - Chcesz zarobić szybkie dwadzieścia dolców? - zapytałem go. Pokiwał głową z entuzjazmem, z wielkimi oczami i tym dziecięcym uśmiechem na pokaz. Podszedł do Amandy, która była przy ladzie, zwracając tacę. Pociągnął ją za spódnicę, zmuszając, by spojrzała na niego w dół, a następnie przybrał największą nadąsaną minę, jaką kiedykolwiek widziałem. - Jestem smutny – powiedział. Rzuciła mi szybkie spojrzenie, a następnie spojrzała z powrotem na Lachlana. Pochyliła się, tak by być z nim na tym samym poziomie wzrokowym - Co ci jest, kochanie? Wszystko w porządku? Potrząsnął głową na nie. - Jestem smutny, bo nie umówisz się z moim wujkiem Loganem. Nie prosiłem go, by dorzucił tę część o wujku, ale byłem pod wrażeniem. Wstała i spojrzała w dół na niego - Przykro mi. Nie mogę się umówić z twoim wujkiem Loganem. - Okej – oświadczył, wzruszając ramionami dramatycznie. Jednak nie odstąpił jej boku, po prostu tam stał. Wróciła do tego, co robiła, a on nadal się nie ruszył.

Została wezwana do stolika, a gdy poszła, Lachlan podążył za nią, ściskając jej spódnicę. Odwróciła się szybko, gdy poczuła, że ją szarpie. Spojrzała na niego w dół, zdezorientowana, następnie szła dalej, a on kontynuował podążanie za nią, trzymając się spódnicy. Chodził za nią jak szczeniak, nadal trzymając się jej, przez dobre pięć minut. Przez ten cały czas, siedzieliśmy i obserwowaliśmy to w ciszy, czekając, aż się złamie. Kiedy w końcu to zrobiła, podniosła go i zaniosła do stolika. Postawiła go na krześle i upewniła się, że patrzy na nią - Możesz powiedzieć swojemu wujkowi, że pójdę z nim na jedną randkę. Tylko jedną. I mogę wyjść, kiedy tylko zechcę. Możesz mu też powiedzieć, że jestem zajęta przez następny tydzień, więc niech nie kłopocze się dzwonieniem i esemesowaniem przez tydzień od teraz, łapiesz? - Dwadzieścia dolców – wystawił rękę, dłonią do góry, przede mną. Wstałem, wyjąłem portfel, wyciągnąłem dwudziestkę i wręczyłem mują. Opadła jej szczęka. Odwróciła się, by odejść. Przytrzymałem jej ramię, delikatnie, a potem nachyliłem się blisko. Słyszałem, jak łapie oddech. Moja dłoń powędrowała do jej nadgarstka. Myślę, że przestała oddychać. Moje serce przestało bić - Tydzień – zdołałem powiedzieć - Mogę poczekać tydzień.

Rozdział 7 - Teraźniejszość- - Kurwa! – uderzyłem w kierownicę i odrzuciłem głowę na oparcie. Właśnie wyszedłem z domu Jake’a i Micky i zaparkowałem przed domem bractwa. Nie mogłem się pozbyć Amandy ze swojej głowy. Wziąłem telefon i odnalazłem jej numer. To nie pierwszy raz, gdy chciałem do niej zadzwonić. Właśnie miałem wcisnąć zieloną słuchawkę, kiedy drzwi domu otworzyły się gwałtownie i zamknęły z trzaskiem. Czterech braci wybiegło na zewnątrz. Jackson szedł na przedzie grupy, kierując się prosto na mnie z zaciśniętymi pięściami. Był wkurzony. Pozostali próbowali do niego mówić, chcąc go uspokoić. - Stary! – krzyknął Jackson wskazując na mnie palcem. – Spałeś z moją pieprzoną siostrą. Cholera. Nie znowu. *** Pakowałem się, żeby pojechać do domu, trochę się pouczyć, ale głównie dlatego, że Nathan, ojciec Jake’a dobijał się na moją komórkę, co oznaczał, że stało się – lub miało się stać – coś ważnego. Zadzwonił tata i pogadaliśmy przez chwilę, ale on również nie wiedział, co się dzieje. Było inaczej, niż gdy byłem młodszy, bo teraz byłem dorosły. I chociaż Nathan pracował głównie z dziećmi, zrobił dla mnie wyjątek. O cokolwiek chodziło, Nathan nie chciał tego omawiać przez telefon, więc zaplanowaliśmy, że przyjadę do jego domu i tam porozmawiamy. Jake nie wybierał się do rodziców w ten weekend, zaprosił do siebie kilkoro ludzi przed rozpoczęciem sezonu. Przynajmniej tak było, dopóki Nathan nie zadzwonił. Musiał lecieć do jakiegoś nagłego przypadku, więc cokolwiek miał mi do powiedzenia, mogło poczekać. Powiedział, że to żadna nagląca sprawa, raczej jedna z tych rzeczy, o których musiałem wiedzieć. Cokolwiek to było, miałem to gdzieś. Mogło jedynie chodzić o nich. A ja przestałem się nimi przejmować już dawno temu. *** Dlatego znajdowałem się na imprezie u Jake’a i Micky, wstawiony, przyparty do ściany przez jakąś dziewczynę, z jej ustami na mojej szyi. Tak działo się na każdej imprezie w collegu. Tylko tutaj wszystko było nieco bardziej stonowane, bo prawie wszyscy byli profesjonalnymi sportowcami. Tak. Dziewczyna robiła jakieś szalone gówno przy mojej szyi. Wywoływało to zdecydowanie odwrotny efekt od zamierzonego, ale nie obchodziło mnie to na tyle, żeby ją odepchnąć. Moja uwaga skupiona była na telefonie, próbowałem połączyć trzy cholerne cukierki w tym samym kolorze. Wydawało mi się, że wieczność potrwa, nim to rozpracuję.

Zaśmiałem się do siebie, co sprawiło, że uh, Cindy? Britney? Tiffany? Ups. Nieważne, odsunęła się nieznacznie, z jasnoczerwoną szminką rozmazaną dookoła jej ust. - Co jest takie zabawne? - zapytała tym piskliwym, dziecięcym głosikiem, którego nienawidziłem. Potrząsnąłem głową, zablokowałem telefon i włożyłem go z powrotem do kieszeni. Kiedy podniosłem wzrok, zobaczyłem ją. Amanda. Spojrzała na mnie z częściowo rozchylonymi ustami, wyglądała goręcej niż kiedykolwiek widziałem. Mój żołądek uderzył w podłogę.

Rozdział 8 Amanda Logan. Pieprzony. Matthews. Nienawidzę go. Nienawidzę jego głupiej, zadowolonej z siebie twarzy i tych idealnie nieuporządkowanych brązowych włosów. Nienawidzę tych głupich zielonych oczu i perfekcyjnych zębów, i tego seksownego jak cholera, zrzucającego majtki uśmiechu. Nienawidzę tych głupich głębokich dołeczków, które pokazują się za każdym razem, gdy się uśmiecha się w ten dupkowaty sposób – czyli prawie cały czas. Nienawidzę go. Nienawidzę go. Nienawidzę go. Nienawidzę go tak bardzo, że chciałabym go pchnąć na ścianę i uderzyć w twarz. A później chciałabym ją polizać. Następnie zerwać jego cholerną koszulkę i dotknąć jego kaloryfera, gdy on wydawałby ten wkurzający męski śmiech, który kochałam. Nienawidzę go. Głupi Cholerny Logan Pieprzony Matthews. Cholera. Jestem pijana. I zamieniłam się w Lucy.