andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 506
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 733

Eames Anne - Gwiazdkowe szaleństwo

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :633.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Eames Anne - Gwiazdkowe szaleństwo.pdf

andgrus EBooki Harlequiny Litera E Eames Anne
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 102 stron)

Anne Eames Gwiazdkowe szaleństwo

Rozdział 1 Przyszedł w końcu piątek trzynastego. Trzeba przyznać, Ŝe Carrie przywitała go godnie. Nie uczesana, bez narzeczonego i pracy. Czuła, Ŝe za chwilę zwymiotuje po raz trzeci. I to nie z powodu przeziębienia, które dopadło ją na początku tego feralnego tygodnia, a raczej butelki taniego wina, którą pozwoliła sobie wypić niemal w całości wczoraj wieczorem. Chciało jej się wyć. Od początku podejrzewała, Ŝe będzie to fatalny tydzień, ale teraz zyskała juŜ pewność. Z dzisiejszej perspektywy poniedziałkowa trwała wydawała się nawet jeszcze nie taka zła. Szkoda tylko, Ŝe wciąŜ straszyła tym, co zostało jej na głowie. Zwlokła się z fotela i stanęła przed lustrem, Ŝeby przyjrzeć się temu, co bardziej przypominało biblijny gorejący krzak niŜ jej dawne włosy. Z drugiej strony patrzyła na nią blada, nieszczęśliwa twarz z podkrąŜonymi oczami. – Daj spokój, Carrie – powiedziała do siebie. – Weź się w garść. Nie czas teraz się uŜalać nad sobą. Choć trudno w to uwierzyć, ale pomogło. Przeszła do kuchni, Ŝeby napić się herbaty i zjeść kawałek chleba. Miała nadzieję, Ŝe uspokoi to jej Ŝołądek. Następnie, z kubkiem w ręku, podeszła do okna, chcąc przyjrzeć się mgle nad zatoką Monterey, rozciągającą się daleko w dole. Czuła, Ŝe będzie jej brakować tego widoku, ale wiedziała teŜ, Ŝe moment przeprowadzki zbliŜa się nieuchronnie. Niedługo nie będzie jej stać na to mieszkanie. Wcześniej myślała nawet o poŜyczce od Briana. Oczywiście niewielkiej, tak Ŝeby wystarczyło na czynsz, z którym zalegała. Zwróciłaby mu wszystko, gdy tylko zaczęłaby pracować. No tak, Brian! Kiedy usłyszał, o co jej chodzi, wyjął ksiąŜeczkę czekową tym swoim charakterystycznym gestem, który mówił: „wszystko mogę kupić”, i wypisał Ŝądaną sumę. Mruczał przy tym: „Kobiety, kobiety”, co doprowadziło Carrie do wściekłości. Dlatego natychmiast podarła czek na jego oczach, a następnie odesłała mu go wraz z pierścionkiem z diamentem, który jej wcześniej ofiarował. To był błąd. Mogła przynajmniej zachować zaręczynowy pierścionek. Telefon, znajdujący się na stoliku obok kanapy, zadzwonił niespodziewanie. Carrie aŜ podskoczyła. Przez moment zastanawiała się, czy to Brian, czy moŜe jej gospodarz, ale uznała, Ŝe to właściwie wszystko jedno. Nie miała ochoty na rozmowę zarówno z jednym, jak i z drugim.

Podniosła słuchawkę. – Tak, słucham? – Carrie? To ja, Brian. Czy koniecznie musiał się przedstawiać?! Znała przecieŜ ten głos, który przyprawiał ją o mdłości. – Brian? Jaki Brian? – Nie wygłupiaj się, Carrie! PrzecieŜ wiem, Ŝe jestem ci potrzebny! – Potrzebny? – powtórzyła z goryczą. – Oczywiście. PrzecieŜ jesteś bez forsy! No tak, oto cały Brian. Zawsze taki delikatny i romantyczny. Dlaczego nie mogła wcześniej dostrzec, Ŝe za wspaniałą sylwetką, inteligencją i obyciem kryje się kawał chama? – Jakoś sobie poradzę – mruknęła do słuchawki. Brian milczał przez chwilę, jakby szykował się do ostatecznego ataku. – Tak? Zdaje się, Ŝe twój gospodarz dał ci czas do końca tygodnia – przypomniał jej. – Co zrobisz, jak nie znajdziesz pracy? Zresztą i tak musiałabyś czekać cały miesiąc na pierwszą pensję. – Dosyć, Brian! Nie potrzebuję ani twoich pieniędzy, ani dobrych rad. Zachowaj je dla podwładnych – dodała złośliwie i odłoŜyła z trzaskiem słuchawkę. Od razu teŜ włączyła automatyczną sekretarkę i ściszyła sygnał telefonu. Wzięła kubek z jeszcze ciepłą herbatą i usiadła na kanapie. Odruchowo sięgnęła po wczorajszą gazetę, której nie zdąŜyła przejrzeć. – BoŜe! – jęknęła. Na pierwszej stronie znajdował się opis jakiejś lotniczej katastrofy wraz ze zdjęciami. Szybko przerzuciła kilka stron w poszukiwaniu dowcipów. W końcu znalazła je, ale Ŝaden nie wydał jej się śmieszny. Dopiero kiedy zerknęła na ogłoszenia, przypomniała sobie o dzisiejszym spotkaniu. Miała jeszcze sporo czasu, Ŝeby doprowadzić się do porządku. Jednak nie wierzyła, Ŝe załatwi sobie tę pracę. Ogłoszenie wydawało się wprost idealne dla niej. Wszystko jej odpowiadało: rodzaj pracy, wymagania oraz to, Ŝe będzie głównie rozliczana z wyników, a nie z tego, ile czasu przesiedzi w biurze. Carrie wstała wolno i omijając lustro, powlokła się do łazienki. NajwyŜszy czas się zbierać. Musi wziąć prysznic, najlepiej zimny, i zamaskować jakoś te cienie pod oczami. Oczywiście najlepiej zrobiłby jej sen, ale na to nie miała juŜ czasu. Gdy była przy drzwiach, zauwaŜyła, Ŝe zapaliła się lampka automatycznej

sekretarki. E tam, niech dzwoni, pomyślała. Ktokolwiek miałby to być. Godzinę później, kiedy wyszła ze swojego wieŜowca, była juŜ zupełnie inną osobą. Jej włosy błyszczały, a na twarzy, wbrew wszystkiemu, zakwitł uśmiech. Ubrała się bardzo starannie i raczej konserwatywnie, z wyjątkiem jedwabnego szalika w kolorach wściekłej zieleni i marchewki, które to barwy doskonale pasowały do jej oczu i włosów. Wiedziała, Ŝe czerń albo granat byłyby bardziej na miejscu, ale to jedwabne cudo zawsze przynosiło jej szczęście. Miała nadzieję, Ŝe tym razem teŜ jej nie zawiedzie. Bez trudu odnalazła swój stary, zŜarty przez rdzę samochód. – Kochany Woodie. – Carrie czule pogłaskała maskę wozu i bez zazdrości spojrzała na inne, lśniące auta. Silnik zakaszlał dychawicznie, zanim udało się go zapalić. CóŜ, musiał przypominać jej o swoim wieku. Zanim ruszyła, przejrzała się jeszcze w lusterku. – No tak, szalik – westchnęła. Nie potrafiła ani ubierać się, ani rozsądnie zachowywać. Gdyby nie to, miałaby teraz czek od Briana i nie musiałaby się tak bardzo martwić o pracę. CóŜ, jej przyszły pracodawca będzie to musiał jakoś przełknąć. Wiedziała, Ŝe posiada zarówno odpowiednie wykształcenie, jak i paroletnie doświadczenie. Prędzej czy później znajdzie to, czego szuka. Wyprowadziła samochód z parkingu i skręciła na ulicę. Nie musiała się spieszyć, miała jeszcze sporo czasu. Poza tym wiedziała, Ŝe stary Woodie nie lubi, Ŝeby mu przyciskać gaz do dechy. Po niecałej półgodzinie dotarła na miejsce i skręciła w stronę parkingu. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się przed nią mercedes. Nacisnęła hamulec, ale juŜ było za późno. Uderzyła w jego przód, lecz na szczęście pasy ją przytrzymały. Gdyby miała coś w Ŝołądku, pewnie by zwymiotowała. Zapadła cisza. Carrie zastanawiała się, czy wszystkie części ciała ma nie uszkodzone, ale wiele wskazywało na to, Ŝe wyszła Ŝ tego bez większych obraŜeń. Tylko co z Woodie’em? Tamten wielki samochód, przypominający trochę auto Briana, teŜ się zatrzymał, ale pewnie nic mu się nie stało. Ciekawe, pomyślała. MoŜe tamten kierowca to teŜ prawnik? Wyskoczyła z wozu i pochyliła się, Ŝeby sprawdzić rozmiary zniszczeń. No tak, fatalnie. Będzie musiała oddać staruszka do blacharza. Kierowca drugiego samochodu teŜ wysiadł i stanął obok. Przez chwilę mogła podziwiać wyglansowaną skórę jego eleganckich butów.

Ani chybi, prawnik, pomyślała. – No, niech pan zobaczy, co pan narobił – powiedziała, podnosząc się wolno. – Cały przód do wyklepania, a jeszcze moŜe poszła mi chłodnica. PrzecieŜ to ja miałam pierwszeństwo. Dopiero teraz zobaczyła jego twarz. Był nieziemsko przystojny. Tak jak Brian. Tyle, Ŝe był to inny rodzaj urody. Bardziej tajemniczy i pociągający. Carrie nie znała wcześniej nikogo takiego. – Tak, tyle tylko, Ŝe ja tam byłem wcześniej – powiedział gderliwym głosem męŜczyzna i czar prysł. – Zniszczył mi pan samochód! MęŜczyzna machnął ręką. – Więcej zapłacę za naprawę tego wgniecenia – wskazał mercedesa – niŜ pani za remont generalny swojego rupiecia. Carrie aŜ się zagotowała. Nie znosiła, kiedy ktoś wyraŜał się źle o Woodie’em. Ten samochód słuŜył jej wiele lat i był niezastąpionym kompanem. Pomyślała, Ŝe zaraz wybuchnie, a jednocześnie zerknęła na zegarek i stwierdziła, Ŝe nie ma juŜ czasu. Prawdę mówiąc, była juŜ o pięć minut spóźniona. – Dobrze, niech to wyjaśnią nasze firmy ubezpieczeniowe – powiedziała. – Proszę zostawić mi swój adres. Wymienili adresy i numery polis, a następnie Carrie znalazła miejsce na parkingu. Odchodząc, raz jeszcze poklepała samochód po masce. – Widzisz, co ci zrobiono, Woodie – powiedziała, patrząc na rozbity przód samochodu. – śadnego szacunku dla starszych. Była juŜ o dziesięć minut spóźniona. Po wejściu do budynku znalazła się w wielkim trzypiętrowym atrium. Jedyną ozdobę tego wnętrza stanowiła rzeźba z brązu, poza tym nie było tu ani roślin, ani nawet reprodukcji. Carrie podeszła do windy. Sekretarka powiedziała, Ŝe biuro znajduje się na trzecim piętrze, więc Carrie wcisnęła odpowiedni guzik. Kiedy drzwi otworzyły się, zauwaŜyła napis: „Cunningham Constructions”. W porządku. Zerknęła na zegarek. Piętnaście minut spóźnienia. Nie miała nawet czasu, Ŝeby się dobrze rozejrzeć, ale zarówno hol, jak i samo pomieszczenie były czyste i sterylne, pozbawione choćby odrobiny ciepła. Jednak sekretarka siedząca za czarnym biurkiem uśmiechnęła się sympatycznie, kiedy Carrie do niej podeszła. – Pani Sargent? – spytała. – Tak, przepraszam za spóźnienie, ale... Sekretarka nie pozwoliła jej skończyć.

– Nic nie szkodzi – powiedziała uspokajająco. – Szef i tak przyszedł dopiero przed chwilą. Napije się pani kawy? Carrie chętnie napiłaby się herbaty, ale, przy jej szczęściu, na pewno by ją rozlała. – Nie, dziękuję – powiedziała, uśmiechając się do sekretarki. – Dobrze, wobec tego sprawdzę, czy szef moŜe juŜ panią przyjąć. Carrie z przyjemnością odprowadziła ją wzrokiem. CzyŜby to juŜ koniec pecha? Ta praca mogła stać się punktem zwrotnym w jej Ŝyciu. Czuła, Ŝe zaleŜy jej na niej coraz bardziej. Po chwili sekretarka wróciła. – Proszę, moŜe pani wejść. Szef jest dzisiaj w kiepskim humorze – dodała ciszej. – Ale proszę się nie przejmować, to w sumie miły facet. – Dziękuję. śyczliwa dusza. To waŜne, Ŝeby trafić na kogoś takiego od razu na początku. – Drugie drzwi na prawo. Zresztą jest na nich tabliczka. Carrie ruszyła we wskazanym kierunku i po chwili odnalazła właściwe wejście. Kiedy zapukała, usłyszała przyjemny męski głos. – Proszę. Znowu przywołała na twarz uśmiech, nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Mimo najlepszych chęci kąciki ust opadły jej jak u jakiejś postaci z kreskówki. – To pani?! Jak mnie pani tu wytropiła! Proszę skontaktować się z moim zakładem ubezpieczeniowym. Carrie zrobiła dobrą minę do złej gry i przesunęła się do przodu. – Przyszłam tu w sprawie pracy – powiedziała i wyciągnęła do niego rękę. Patrzył przez chwilę to na nią, to na wyciągniętą dłoń, ale w końcu przywitał się z Carrie. – Pani Sargent? – spytał. – Tak, Carrie Sargent. Byłam z panem umówiona. Pewnie najchętniej by jej odpowiedział, Ŝe juŜ nie jest, ale spojrzał na nią tylko ironicznie. Jego wzrok zatrzymał się na dłuŜej na kolorowym szaliku. – Zawsze się pani tak ubiera na podobne spotkania? – spytał. Carrie zacisnęła usta. – A pan zwykle tak się zwraca do przyszłych pracowników?! MęŜczyzna zgromił ją wzrokiem. Myślała, Ŝe za chwilę krzyknie albo zrobi jeszcze coś gorszego, . ale on nagle się uspokoił.

– Nie, do przyszłych pracowników tak się nie zwracam – powiedział spokojnie. – Myślę, Ŝe moŜemy uznać tę rozmowę za skończoną, pani... – Sargent – podpowiedziała mu. – Właśnie, pani Sargent. Niech pani znajdzie sobie innego szefa, Ŝeby mu rozbijać samochody. Carrie uznała, Ŝe kontynuowanie tej rozmowy nie ma sensu. I tak nie dostanie pracy, a za moment powie pewnie coś, czego będzie Ŝałować. – CóŜ, panie Cunningham, nie powiem, Ŝe miło było pana poznać, poniewaŜ nigdy nie umiałam kłamać. Co rzekłszy, obróciła się na pięcie i wyszła. Po chwili jednak przypomniała sobie o samochodzie i zajrzała do środka. – I niech pan się cieszy, Ŝe nie zawiadomiłam policji o tym wypadku! Zapłaciłby pan mandat! Cash z przyjemnością stwierdził, Ŝe właścicielka niezwykłej, marchewkowej fryzury opuściła jego biuro. JuŜ się nawet zdąŜył odpręŜyć, kiedy ta kobieta znowu otworzyła na ościeŜ drzwi do jego gabinetu – Co się stało? – spytał z gniewem. Carrie rzuciła mu pełne wściekłości spojrzenie. Ten facet śmiał jej jeszcze zadawać podobne pytania! – Nie mógłby pan poszukać tutaj jakiegoś sznurka, Ŝebym mogła przywiązać zderzak w samochodzie? – spytała bez zbędnych wstępów. – PrzecieŜ to wszystko przez pana! Pomyślał, Ŝe najchętniej związałby ją, a następnie sam zajął się jej zderzakami. – I co? WciąŜ szuka pani pracy? Tylko się skrzywiła. – Chodzi o zderzak. Nie mogę odjechać. Cash sięgnął po słuchawkę i wykręcił numer wewnętrzny do warsztatu. – Sam? Mam tutaj jedną taką z odpadającym zderzakiem. Co? Weź któregoś z chłopaków i wyjrzyj na parking... Nie, łatwo ją poznasz. Wiesz, włosy w kolorze marchewki i kupa piegów... No, za parę minut. Cash z przyjemnością obserwował piersi Carrie. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale w końcu tylko tupnęła nogą i znowu wyszła z jego biura. Cash usiadł wygodnie, oczekując następnej wizyty. Jednocześnie zadzwonił do sekretarki. – Tutaj są dokumenty pani Sargent – powiedział. – MoŜesz je spalić, a popiół rozrzucić na wietrze. Peggie wyglądała na zdziwioną.

– O, myślałam, Ŝe zrobi na panu dobre wraŜenie – stwierdziła. – Wyglądało na to, Ŝe będzie doskonała. Cash chrząknął. – Rzeczywiście zrobiła na mnie wraŜenie – powiedział. – Czy masz moŜe papiery tej drugiej dziewczyny? Wiesz, tej bez doświadczenia. Peg pokręciła bezradnie głową. – Wszystko wyrzuciłam. Pani Sargent wydawała się najlepsza. Cash tylko westchnął. Dobra dziewczyna z tej Peg, ale zupełnie nie umie poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami. Co prawda, uprzedzała go o tym lojalnie, kiedy ją zatrudniał, ale czy mógł przypuszczać, Ŝe trzeba ładnych paru lat, Ŝeby sekretarka nabrała sprawności? I czy moŜe sobie pozwolić na zatrudnienie jeszcze jednej osoby tego rodzaju? – Dobrze, dziękuję, Peg. Peggie była juŜ przy drzwiach, kiedy zatrzymał ją gestem. – Wiesz co, zadzwoń do tego łowcy głów. Jak on się tam nazywał? – Flutie. Dwayne Flutie. – Właśnie. Nie znoszę wydawania pieniędzy na tych krwiopijców, ale tym razem chyba nie mamy wyboru. Cash korzystał juŜ z usług Flutie’ego i musiał przyznać, Ŝe pracownik, którego mu Flutie znalazł, był wyjątkowo dobry. Zwłaszcza w zestawieniu z innymi ludźmi z jego firmy. Spojrzał bezradnie na swoje biurko zasłane papierami. Absencje, zwolnienia, zwolnienia, absencje. I co z tym robić? Znowu zagłębił się w dokumentach. Nie chciał się przyznać nawet przed sobą, Ŝe to, iŜ Carrie nie wróciła, sprawiło mu pewną przykrość.

Rozdział 2 Carrie zajrzała do biura ubezpieczeniowego, gdzie dowiedziała się, Ŝe po pierwsze, trudno będzie znaleźć części do jej samochodu, a po drugie, ze względu na zmiany w polisie, których sama Ŝądała, będzie musiała zapłacić dwieście pięćdziesiąt dolarów. W tej chwili nie miała nawet połowy tej sumy. Przeklinając swój los. pojechała do Carmel. Straciła niemal pół godziny, próbując zaparkować w okolicach pubu M. M. Day. Kiedy w końcu znalazła miejsce, trzasnęła drzwiczkami samochodu i rozeźlona weszła do środka. Siadła na wysokim stołku i skrzyŜowała ramiona. Gus zauwaŜył ją niemal natychmiast. – Carrie, kochanie, co dla ciebie? Przez chwilę zastanawiała się nad stanem swojego Ŝołądka. – Kawa. Byle mocna. Nie zaglądała tu prawie miesiąc i teraz czuła się winna, poniewaŜ przyszła od razu z prośbą. Spojrzała w zmęczone, otoczone zmarszczkami oczy Gusa. – Jak leci? – spytała. – Nie najgorzej – odparł, krzątając się jednocześnie przy ekspresie. – A jak twój tata? Jak sobie radzi w Maine? – Powoli nabiera sił. No i twierdzi, Ŝe zdecydowanie woli wschód. – Więc juŜ nic mu nie grozi? – spytał Gus, stawiając przed nią wielką filiŜankę.. – O, dzięki. Ma jeszcze trochę problemów z mówieniem, ale to nic powaŜnego. Gus odetchnął z ulgą, a następnie spojrzał na nią bystro. – Dzięki Bogu, Ŝe nie chodzi o Johna! – stwierdził. – Wobec tego powiedz, co cię gnębi. – To aŜ tak widać? – zdziwiła się. – To nic powaŜnego. – Zły dzień? – Zły tydzień. Gus tylko pokiwał głową. – Przykro mi, Carrie. Nie wiem, dlaczego straciłaś pracę. John zawsze mówił, Ŝe byłaś doskonała. Szkoda, Ŝe musiał sprzedać firmę. Jakiś klient skinął na niego i Gus powiedział, Ŝe zaraz wróci. Carrie rozejrzała się dokoła. Wszędzie na ścianach wisiały zdjęcia Clinta Eastwooda, niektóre z nich podpisane przez aktora. Carrie widziała go tu parę razy w otoczeniu rozanielonych kobiet. Teraz być moŜe będzie miała okazję zbliŜyć się do niego. TeŜ coś! PrzecieŜ nikt nie zwraca uwagi na kelnerki. A w kaŜdym razie nie ktoś

taki, jak Clint Eastwood. Poza tym będzie tu chyba najstarsza. Nie, jest jeszcze jedna, która teŜ pewnie przekroczyła trzydziestkę. Gus wyszedł zza baru i przysiadł się do niej. Następnie spojrzał na nią uwaŜnie. – Widzę, Ŝe potrzebujesz pomocy – powiedział bez długich wstępów. – Obiecałem twojemu ojcu, Ŝe będę na ciebie uwaŜał. Co mogę zrobić? Poklepał ją przy rym delikatnie po ramieniu. Carrie poczuła się wzruszona tym gestem przyjaźni. – Sama nie wiem – zaczęła rwącym się głosem. – Myślałam, Ŝe moŜe... będziesz potrzebował kelnerki. Oczywiście tylko na jakiś czas – dodała szybko. Gus podrapał się w brodę i spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Oczywiście wiesz, Ŝe dawno tego nie robiłam, ale wszystko sobie przypomnę. Ostatnio pracowała w restauracji jako nastolatka, kiedy chciała zarobić na wakacyjny wyjazd. – Mogę takŜe pracować w nocy – dodała szybko. – W zasadzie kaŜda pora jest dobra. Gus chrząknął. – Skoro masz kłopoty, to moŜe chciałabyś się przeprowadzić z Monterey? Ze względu na czynsz – zauwaŜył. Carrie rozpromieniła się. Wiedziała juŜ, Ŝe została przyjęta. – Tak, będę musiała się przeprowadzić. I to szybko. – Wiesz, mam tutaj na górze mały pokoik z kuchnią. W łazience jest tylko prysznic, a nie ma wanny – poinformował ją. Carrie nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. – Kiedy będę mogła się wprowadzić? Gus znowu podrapał się po brodzie. – Choćby dzisiaj – powiedział. – Tylko muszę znaleźć kogoś, kto by tam posprzątał. Carrie machnęła ręką. Jednocześnie aŜ paliła się do działania. – Dzięki, Gus! Sama mogę posprzątać. Ratujesz mi Ŝycie! Naprawdę. Będziesz musiał odliczyć czynsz od mojej pensji – wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. Gus podniósł ze śmiechem rękę. – Stop! Stop! A z czego będziesz Ŝyła? – spytał. – No, choćby z napiwków. Gus tylko pokiwał głową.. – Tak, jesteś uparta jak twój ojciec. I piękna jak mama, niech spoczywa w

pokoju – dodał w zamyśleniu. – No co tak siedzisz i wycierasz oczy? Rusz się! Musisz przecieŜ się dzisiaj przeprowadzić! W niedzielę wieczorem Carrie przemykała się juŜ między stolikami, starając się nie przeszkadzać kibicom druŜyny z San Francisco, która grała właśnie z Lwami z Detroit. Wygrywali faworyci, więc piwo i napiwki płynęły wartkim strumieniem. Do tej pory miała tylko jeden wypadek. Tak się zdarzyło, Ŝe rozlała piwo akurat na spodnie tego klienta, który czynił jej wcześniej nieprzyzwoite propozycje. Kibice rechotali, pokazując sobie wielką plamę. – Zsikał się, Gary się zsikał. Gus wytłumaczył rozwścieczonemu męŜczyźnie, Ŝe taca z piwem jest bardzo cięŜka i Ŝe podobne rzeczy mogą się, niestety, zdarzać. – Miałem juŜ dość tego typka – powiedział do niej cicho, kiedy klient wyszedł. – Następnym razem weź lepiej coś gorącego. Carrie parsknęła śmiechem. Poczuła się teraz lekko i swobodnie. Zwłaszcza Ŝe nie wiedziała, czy Gus stanie jednak po jej stronie. Gus zerknął na kogoś za jej plecami. Carrie odwróciła się, Ŝeby sprawdzić, kto go zainteresował. W rogu, tuŜ przy oknie siedział młody wymoczkowaty męŜczyzna w garniturze od braci Brooks. – Znasz go? – spytała Gusa. – Mhm. Ostatnio często tu bywa. Zamawia sałatkę – i wodę mineralną. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, Ŝe usta mu się nie zamykają. Wypytuje o wszystko i wszystkich. Carrie jeszcze raz zerknęła na niskiego męŜczyznę. Zupełnie nie pasował do tego miejsca. ChociaŜ chyba nie czuł się tutaj najgorzej. – Podejdź do niego – powiedział Gus. – MoŜe uda ci się porozmawiać o operze. Carrie skinęła głową. Nie miała co prawda ochoty na intelektualne rozmowy, ale męŜczyzna wyglądał niegroźnie. – Czym mogę słuŜyć? – spytała. MęŜczyzna uniósł głowę i spojrzał na nią głęboko osadzonymi oczami w kolorze orzechowym. Z bliska zauwaŜyła, Ŝe jego blond włosy są doskonale przycięte, chociaŜ juŜ lekko przetłuszczone. – Postanowiłem dzisiaj zaszaleć. Poproszę o zapiekaną rybę. Carrie zagryzła wargi, Ŝeby się nie roześmiać. – A do picia? – spytała po chwili. – CóŜ, moŜe mroŜoną herbatę. Najlepiej jakąś owocową i w takiej długiej,

oszronionej szklance. Jest pani nowa, prawda? – zmienił nagle ton. – Tak. Chcę tutaj trochę popracować, dopóki nie znajdę czegoś ciekawszego. Zapisała zamówienie i juŜ chciała odejść, kiedy męŜczyzna chwycił ją za rękę. – Proszę zaczekać. CzyŜby następny kandydat do oblania piwem? Nie, męŜczyzna cofnął rękę i z kieszonki garnituru wyjął wizytówkę, którą jej podał. Zaciekawiona Carrie przeczytała nagłówek. – Aa, łowca głów – powiedziała. – Dwayne, Dwayne Flutie. Wolę, kiedy się mówi o mnie: doradca personalny. Carrie nie miała co do tego Ŝadnych wątpliwości. – Zaraz przyniosę panu rybę. Kiedy przyszła ze sztućcami, Flutie juŜ trzymał w dłoni watermana, a na stole spoczywał niebiesko-czarny kwestionariusz. – Proszę bardzo, niech pani usiądzie. Carrie wzruszyła ramionami. Dlaczego nie? MoŜe znajdzie dla niej coś równie ciekawego jak praca w Cunningham Constructions. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy powiedzieć Flutie’emu o tym, co zdarzyło się w ostatni piątek, ale zdecydowała, Ŝe nie ma to sensu. W poniedziałek rano, kiedy tylko Cash zobaczył Peggy, zaprosił ją gestem do swojego biura. – No i jak, Peggy? JuŜ boję się pytać. Jest jakaś kandydatka? Sekretarka skinęła głową, chociaŜ nie wyglądała na specjalnie z siebie zadowoloną. – Zrobiłam tak, jak pan kazał, panie Cunningham. Dwayne Flutie dzwonił juŜ dzisiaj rano. Cash spojrzał na sufit i westchnął cięŜko. – No dobrze, chyba nie mamy wyboru. Połącz mnie z nim. – Tak jest, proszę pana. Peggy wyszła najszybciej jak mogła i juŜ po chwili usłyszał najpierw sygnał interkomu, a potem głos sekretarki: – Łączę rozmowę. Cash podniósł słuchawkę. Kiedy odłoŜył ją pięć minut później, wciąŜ był pod wraŜeniem szybkości i wydajności Flutie’ego. Dopiero kiedy przypomniał sobie o warunkach, na które się zgodził, zaklął cicho pod nosem. No cóŜ, nic za darmo. Za dobrych pracowników

trzeba jednak płacić. Spojrzał na zegarek. Do wieczora zostało jeszcze sporo godzin, a Cash nie mógł się doczekać spotkania z kobietą, której, jak to określił Flutie: „będzie potrzebował bardziej niŜ prawej ręki”. Cash przyjechał pod, pub M. M. Day pięć minut przed umówionym spotkaniem. Dokładnie o pół do siódmej wszedł do wnętrza i rozejrzał się dokoła. Nie było to miejsce, które by mu jakoś szczególnie odpowiadało, chociaŜ tak naprawdę niewiele się tym przejmował. Od stolika przy oknie pomachał do niego Flutie. Jednocześnie kątem oka zauwaŜył rudowłosą kelnerkę, znikającą właśnie na zapleczu. Przypomniała mu się niemiła sprawa sprzed paru dni. Na szczęście, nie musiał o tym długo myśleć, poniewaŜ juŜ witał się z łowcą głów. – Cieszę się, Ŝe pan przyszedł, panie Cunningham – powiedział Flutie. – Mam tutaj papiery, które powinny pana zainteresować. Papiery? Cash starał się ukryć rozczarowanie. Wydawało mu się, Ŝe zobaczy dziś swoją przyszłą pracownicę. – Świetnie. Chętnie je przejrzę. – MoŜe coś do picia? Cash pokręcił głową. – Nie, na razie dziękuję. Papiery, papiery, papiery. Przeglądał juŜ tyle Ŝyciorysów i podań, Ŝe wszystkie wydawały mu się jednakowe. Starannie wykonane, odpowiednio ubarwione, ale bez jakiejś szczególnej wartości. Cash wiedział, jak sobie z tym radzić. Od razu przeszedł do doświadczeń zawodowych. I tu czekała go miła niespodzianka. Ta kobieta pięła się stopniowo, lecz uparcie po szczeblach kariery. W ciągu kilkunastu lat pracy przebyła naprawdę długą drogę. Cash znał nawet jedno z przedsiębiorstw, w którym pracowała. – Doskonale – powiedział, kładąc dłoń na Ŝyciorysie. – Czy moŜe pan powiedzieć, kiedy będę mógł poznać tę osobę?

Rozdział 3 Carrie jeszcze raz przejrzała się w lustrze, a następnie zeszła po schodach i weszła bocznym wejściem do pubu. Gus aŜ gwizdnął na jej widok. – Ho, ho, ale się wystroiłaś. Jeśli ten gość nie dał się przekonać twojemu Ŝyciorysowi, to na pewno nie odmówi najpiękniejszej dziewczynie w Carmel. – Chcesz się mnie pozbyć, Gus – powiedziała, zerkając niepewnie w stronę sali. Carrie była wyraźnie niespokojna. MoŜe dlatego, Ŝe bardzo zaleŜało jej na tej pracy, a moŜe teŜ po trosze z powodu faktu, Ŝe jedyny nie wygnieciony kostium miała juŜ na sobie w ów feralny piątek. DrŜącą ręką poprawiła szalik. Czy naprawdę przynosi jej szczęście? – Wcale nie – zarzekał się Gus. – Kto będzie oblewał łobuzów piwem? Ten twój przyszły szef juŜ tu jest. Przyjechał punktualnie. – Oni zwykle się nie spóźniają – powiedziała Carrie, bojąc się spytać, jak wygląda i jakie robi wraŜenie. Zachowywała się w tej chwili bardziej jak panna młoda niŜ przyszła pracownica, ale teŜ samo zdarzenie miało dla niej w tej chwili większe zdarzenie. – No, powodzenia. – Gus pchnął ją w kierunku sali, widząc, Ŝe Flutie daje umówione znaki. Carrie podeszła do stolika. Nogi miała jak z waty. Jej przyszły szef siedział do niej tyłem. Flutie poderwał się ze swego miejsca, Ŝeby ją powitać. – Carrie, jak miło, Ŝe juŜ jesteś. To jest Cash Cunningham. – Pan?! – krzyknęła zaskoczona Carrie. – Tak, ja – odpowiedział ponuro męŜczyzna. – I moja polisa ubezpieczeniowa. Zdezorientowany Flutie patrzył to na Casha, to na nią. W końcu chrząknął, chcąc przerwać ciszę, która zapadła po ostatnich okrzykach. – Hm, wygląda na to, Ŝe będziemy mieli pewne problemy – powiedział. – Jednak mam nadzieję, Ŝe dojdziemy do porozumienia. Cash spojrzał na niego tak, jakby był pluskwą albo plamą na jego najlepszym garniturze. – Czy pan wie, co mi zrobiła ta piratka?! Carrie aŜ się zagotowała. – Ja panu? To pan mi rozwalił samochód! Wie pan, ile czasu będę musiała czekać na części? – Na pewno krócej niŜ na pracę w Cunningham Constructions! – wybuchnął

Cash. – Bo tej pani nigdy nie dostanie! Carrie ujęła się pod boki. – Tak, jakbym bardzo jej potrzebowała – powiedziała drwiąco. – Wolę pracować w kamieniołomach, niŜ mieć takiego szefa. Dwayne zaklaskał w ręce. – Hej, uspokójcie się! Oboje! I to natychmiast! Zachowujecie się jak para szczeniaków. Spojrzeli na niego trochę zdziwieni. Rzeczywiście, mogło to tak wyglądać. Carrie zauwaŜyła, Ŝe stojący za kontuarem Gus przygląda się tej scenie z niepokojem. – Dobrze – powiedział Dwayne. – A teraz zaczniemy wszystko jeszcze raz. Siadajcie. Usiedli niechętnie. Dwayne wypił łyk wody mineralnej i spokojnie wytarł usta serwetką. Znów czuł się panem sytuacji. – Pani Sargent, pozwoli pani, Ŝe przedstawię Casha Cunninghama. MoŜecie sobie teraz uścisnąć dłonie. Posłuchali go niechętnie. Carrie wyciągnęła dłoń w kierunku Casha i czekała chwilę. Do licha, był naprawdę przystojny. Jego mina wskazywała, Ŝe nie przywykł do połajanek ze strony kobiet, a raczej wręcz odwrotnie. Carrie jeszcze przez chwilę panowała nad sobą, ale w końcu cała historia wydała jej się na tyle groteskowa, Ŝe wybuchnęła głośnym śmiechem. Cash panował nad sobą tylko chwilę dłuŜej, ale w końcu on teŜ dał się uwieść komizmowi obecnej sytuacji. Dwayne tylko się uśmiechnął. – O, teraz jest duŜo lepiej – powiedział. – Powinniśmy zapomnieć o przeszłości i porozmawiać o tym, co przed nami. Wszyscy natychmiast spowaŜnieli. Dwayne ciągle pełnił rolę mistrza ceremonii. – Pani Sargent, moŜe wyjaśni pani panu Cunninghamowi, dlaczego nie pracuje pani nadal w S & S Construction. To powinno wiele wyjaśnić. Carrie skinęła głową. – Mój ojciec był właścicielem firmy. W zeszłym roku miał wylew krwi do mózgu – powiedziała ze smutkiem. – A nowy właściciel powołał po prostu własny zarząd. – Dlatego właśnie pani Sargent pracuje czasowo u przyjaciela rodziny i czeka na ciekawe propozycje – dokończył za nią Flutie. – Następnie zwrócił się do Casha:

– Chciałbym, Ŝeby opowiedział pan pani Sargent o Cunningham Construction, a takŜe o jej przyszłych obowiązkach. O dziwo, Cash wykonał polecenie. Mówił co prawda niezbyt chętnie i bez cienia uśmiechu na twarzy, ale jednak mówił. Carrie słuchała z zainteresowaniem. Powróciło do niej to, co czuła, kiedy pierwszy raz przeczytała o tej pracy. Wydawała się ona wprost dla niej wymarzona. – Doskonale – powiedział Dwayne. – To wcale nie było takie trudne. Kiedy będzie pan mógł się spotkać z panią Sargent w swoim biurze? Zapanowała cisza. Cash zmarszczył brwi i spojrzał nerwowo na zegarek. – Hm, nie wiem – odparł niezbyt pewnie. – Musiałbym zerknąć do kalendarza. Dwayne wyglądał na zdruzgotanego. Mimo to uśmiechnął się i powiedział: – Dobrze, wobec tego zadzwonię jutro do pana i będziemy to mogli uzgodnić. Wszyscy troje zrozumieli, Ŝe rozmowa jest juŜ skończona. Nie było sensu jej przeciągać. Flutie wstał pierwszy, a za nim Carrie. – Dziękuję za pomoc – powiedziała do niego. Dwayne skinął głową. – To ja dziękuję. Cash stanął tuŜ obok. Carrie nie wiedziała, co powiedzieć. Sytuacja wydawała jej się nadzwyczaj krępująca. Jednak Cash pierwszy wyciągnął rękę, a kiedy podała mu swoją, przytrzymał ją dłuŜej, niŜ to było konieczne. – No cóŜ, pani Sargent... – powiedział i urwał na chwilę. – Myślę, Ŝe było to bardzo interesujące spotkanie. Było, ale się skończyło, pomyślała Carrie. No cóŜ, prędzej czy później i tak znajdzie dla siebie coś ciekawego. Nie trzeba upadać na duchu. Dlaczego jednak czuła się tak kiepsko? Dlaczego cios, który otrzymała, bolał tak bardzo? – Co to znaczy, Ŝe nie moŜesz znaleźć Sama?! Spróbuj jeszcze raz! MoŜe jest na składowisku! – Cash bezwiednie podniósł głos, chociaŜ wiedział, Ŝe nie moŜe winić Peg za chaos panujący w firmie. Peg pokręciła głową. – Nie, nie. W ogóle nie ma go w zakładzie – wyjaśniła. – Jego Ŝona dzwoniła parę minut temu z informacją, Ŝe się źle czuje. – Znowu? Który to juŜ raz w tym miesiącu? Peg powiedziała, Ŝe zaraz sprawdzi, i zaczęła szukać teczki Sama w szafce, ale Cash powstrzymał ją gestem. – Nie, daj spokój. To nie ma sensu. Jak będę chciał, to sam sprawdzę – powiedział, trąc czoło. – Wiesz co, zadzwoń lepiej do Flutie’ego. Muszę z nim

porozmawiać. Zadzwonił telefon. Peggy rzuciła się w jego stronę niczym pantera. – Cunningham Construction, słucham – rzuciła do słuchawki. – Dzień dobry, Peg. Mówi Dwayne Flutie. Czy mogę prosić szefa? – Och, jak to dobrze, Ŝe pan telefonuje – ucieszyła się sekretarka. – Pan Cunningham właśnie kazał mi do pana dzwonić! Cash usiłował dać do zrozumienia Peg, Ŝeby zachowywała się nieco bardziej powściągliwie, ale były to daremne wysiłki. Rozpromieniona Peg wręczyła mu słuchawkę. Pewnie nawet by nie wiedziała, o co szef ma do niej pretensje. – Witam, panie Cunningham – powiedział Dwayne głosem cichym jak szelest dolarów. – Pańska sekretarka wspominała, Ŝe chce pan ze mną rozmawiać. CzyŜby chodziło o nasze wczorajsze spotkanie w Carmel? Cash westchnął. Z powodu Peg inicjatywa wymknęła mu się z rąk i nie miał zamiaru tego ukrywać. – Tak, chciałbym z nią jak najszybciej porozmawiać – powiedział zbolałym głosem. – Obawiam się, Ŝe będzie pan musiał poczekać, aŜ pani Sargent będzie miała wolny dzień. – Dwayne zastanawiał się przez chwilę. – To chyba będzie pojutrze. Cash pokręcił głową. Nie mógł czekać tak długo. – Wobec tego ja do niej pojadę – powiedział stanowczo. – I to jeszcze przed lunchem. Flutie zamyślił się na chwilę. – Nie będę mógł tam dotrzeć tak szybko – powiedział ostroŜnie. Cash natychmiast domyślił się, o co mu chodzi. – O szczegółach dotyczących pańskiego wynagrodzenia porozmawiamy później – powiedział. – Chodzi o pracę. Myślę, Ŝe pani Sargent doskonale się nadaje na to stanowisko. Carrie odłoŜyła słuchawkę i spojrzała na stojącego obok Gusa. – Cunningham chce się ze mną spotkać – powiedziała, chcąc zaspokoić jego ciekawość. – Tutaj, o jedenastej. Gus uśmiechnął się i pokiwał ze zrozumieniem głową. – To znaczy, Ŝe nie jest taki głupi. – Poklepał Carrie po ramieniu. – No cóŜ, wydaje mi się, Ŝe masz tę pracę. Carrie nie była tego aŜ tak pewna. Z jednej strony cieszyła się z tego spotkania, ale z drugiej bała się, Ŝe Cash znowu ją zechce obrazić.

– I tak będę tu jeszcze pracować przez dwa tygodnie – rzuciła. Gus, który właśnie chciał wyjść, stanął jak wryty. – Nic podobnego. Jeśli zechce, Ŝebyś zaczęła od jutra, jutro zaczynasz nową pracę. I tak pracujesz więcej niŜ inne kelnerki. Dlaczego się tego nie domyśliła? PrzecieŜ dwie z kelnerek traktowały ją szczególnie chłodno. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Gus wzruszył ramionami. – Nie przejmuj się – powiedział. – Te dziewczyny i tak zawsze narzekały na nadmiar pracy, więc spełniłem poniekąd ich Ŝyczenie. Gus zaśmiał się. Carrie tylko pocałowała go w policzek i pomknęła do pracy. Musiała zrobić wszystko wcześniej, poniewaŜ nie wiedziała, jak długo potrwa rozmowa z Cashem. Skończyła pracę dziesięć minut przed jedenastą. Następnie Gus wysłał ją na zaplecze, gdzie mogła chwilę odpocząć i przygotować się do spotkania. Wyszła na salę o jedenastej. Cunningham juŜ tam był. Siedział sam przy pustym stoliku i co chwila spoglądał na zegarek. Był w tej chwili jedynym klientem. Carrie wciągnęła głęboko powietrze i podeszła do niego niezbyt pewnym krokiem. – Dzień dobry – przywitała się. – MoŜe napije się pan kawy? Spojrzała na jego notatnik otwarty na nie zapisanej stronie. – Nie, dziękuję, juŜ piłem – powiedział. – Czy naprawdę moŜemy porozmawiać? – spytał. – Nie chciałbym, Ŝeby miała pani z mojego powodu jakieś kłopoty. Proszę, proszę, jaki delikatny! – Oczy wiście – odparła Carrie. – Rozmawiałam z szefem i nie ma nic przeciwko temu. Zresztą proszę spojrzeć dokoła. – Zatoczyła krąg ręką. – Cisza i spokój. Nic się o tej porze nie dzieje. Cash wziął długopis w dłoń. Miał piękne palce. Długie i cienkie, ale nie pozbawione siły. Próbowała na nie nie patrzeć, ale jakoś same przyciągały jej wzrok. – Pani Ŝyciorys jest naprawdę interesujący, a referencje świetne... – Ale? – podrzuciła mu, wyczuwając wahanie. – Czy interesuje panią ta praca? Oszołomiona Carrie zamrugała powiekami. Więc to juŜ? CzyŜby otrzymała

oficjalną propozycję pracy? – A jakie warunki pan proponuje? – odpowiedziała pytaniem. Cash zaczął pisać. Teraz juŜ bez wyrzutów mogła obserwować jego piękne palce. Jednak to, co zostało napisane, okazało się znacznie mniej satysfakcjonujące. – Pierwszy urlop i ubezpieczenie po roku pracy – przeczytała z niedowierzaniem. – Czy pan prowadzi zakład produkcyjny, czy karny? Cash spojrzał na nią wilkiem. – A czegóŜ by pani chciała? I tak większość pracowników jest ciągle na zwolnieniach lekarskich. Carrie pokręciła głową. – Wcale się nie dziwię – powiedziała. – Niech mi pan powie, co mówią na temat urlopu i ubezpieczenia przepisy? Istnieje przecieŜ w pana firmie regulamin wewnętrzny. Po minie Cunninghama zobaczyła, Ŝe po raz pierwszy o czymś takim słyszał. – No a jak załatwiacie kwestie urlopów czy choćby sporów? Wzruszył ramionami. – To mój zakład i ja o wszystkim decyduję. Przez chwilę milczeli oboje. Carrie zaczynała powoli rozumieć, dlaczego Cunninghamowi tak zaleŜy na nowym kierowniku kadr. Wiedziała teŜ, Ŝe jest w stanie sprostać zadaniom, które przed nią stoją. – Dobrze, czy moŜe pani podać swoje warunki? Sięgnęła po kartkę, którą jej podał, i po swój kelnerski ołówek. Przez chwilę się zastanawiała, a następnie napisała pod spodem to, co wydawało jej się najsensowniejsze. – I co pan na to? – spytała, podsuwając mu kartkę. Zastanawiał się przez chwilę, marszcząc czoło. Widać było, Ŝe trudno mu podjąć decyzję. – W porządku – powiedział w końcu. Carrie odetchnęła. Cash wziął ze stolika kartkę, oddarł dolną część, złoŜył ją i następnie włoŜył do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Czy musi pani złoŜyć tutaj wypowiedzenie? – spytał oficjalnym tonem. Pokręciła głową. – Nie. – Wobec tego, czy mogłaby pani zacząć pracę jutro o godzinie ósmej? Nie przypuszczała, Ŝe coś takiego się stanie. Nastawiała się na długie

negocjacje i barierę niechęci. A tutaj proszę: jutro, ósma zero zero. – Tak. Cash wstał od stolika i wyciągnął do niej rękę. – Wobec tego witam w Cunningham Construction – powiedział. – Myślę, Ŝe od tego momentu moŜemy sobie zacząć mówić po imieniu.

Rozdział 4 W środę rano Gus zatrzymał swój samochód przed wejściem do Cunningham Construction. Carrie przeciągnęła się i ucałowała jego nie ogolony policzek. – Dzięki, Gus – powiedziała. – Sama nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. – Powodzenia, mała. Powiedz jeszcze, o której cię odebrać. Carrie pokręciła głową. – Nie, dzięki. Jakoś sobie poradzę – powiedziała, wysiadając. – Opowiem ci o wszystkim wieczorem. Gus skinął głową. – Dobrze. Ale jakby ci był potrzebny kierowca, daj znać. Pomachała mu jeszcze ręką, a następnie przeŜegnała się, wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Znała drogę. Czekając na windę, przyjrzała się z zainteresowaniem pustemu atrium, a następnie, w drodze na górę, poprawiła swój czerwony kostium. W przestronnym holu juŜ czekała na nią Peggy. – Pani Sargent, tak się cieszę – powiedziała i mocno uścisnęła jej dłoń. Carrie uśmiechnęła się do niej, wiedząc, Ŝe znalazła pierwszego sojusznika w Cunningham Construction. Miała I nadzieję, Ŝe będzie ich więcej. I – Dziękuję, Peg. Cieszę się, Ŝe tu jestem. Myślę, Ŝe będzie lepiej, jeśli zaczniesz mi mówić po imieniu. Po prostu: Carrie. Peggy nabrała powietrza w płuca. – Dobrze... Carrie. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, Ŝe znaleźliśmy kogoś do pomocy. Zwłaszcza kogoś z twoim doświadczeniem. Zadzwonił telefon i Peggy pobiegła, Ŝeby go odebrać. Carrie obserwowała ją z zaciekawieniem. Widziała, Ŝe Peg nie męczy praca, którą wykonuje. Domyślała się teŜ, Ŝe nie nabrała jeszcze złych sekretarskich przyzwyczajeń. Z drugiej windy wyszedł właśnie Cash. – A, Carrie. Cieszę się, Ŝe juŜ jesteś. Przywitali się. – Od czego zaczniemy? Spojrzał na nią, a następnie skinął głową. – Chodź. PokaŜę ci. Szedł szybko i Carrie z trudem za nim nadąŜała. Przeszli obok jego gabinetu, a następnie skręcili w prawo. Kiedy się zatrzymał, Carrie omal na niego nie wpadła. TuŜ przed sobą miała jasne i przenikliwe oczy Casha.

– To będzie twoje biuro – powiedział. Gdy w końcu oderwała od niego wzrok, zauwaŜyła wielki składany stół o barwie jasnego orzecha i osiem składanych krzeseł bez poręczy. Podłogę pokrywała brzydka, brązowa wykładzina. Carrie nie wiedziała, czego się spodziewać, ale z pewnością nie tego, co zastała. W kaŜdym razie nie w tak wspaniałym budynku. Raz jeszcze okazało się, Ŝe piękne opakowanie zawiera dość tandetny produkt. Dobrze przynajmniej, Ŝe z okien tego gabinetu moŜe spoglądać na Pacyfik. – To był kiedyś pokój konferencyjny, ale teraz korzystamy z innego pomieszczenia – poinformował ją. – JuŜ wydałem dyspozycje i w poniedziałek zainstalują tu telefon. Jeśli chodzi o inne rzeczy, to musisz przygotować listę... Mam nadzieję, Ŝe nie masz nic przeciwko temu, Ŝe jesteśmy sąsiadami. Cash zakłopotał się nagle, ale Carrie tylko pokręciła głową. – Dobrze, chodźmy teraz do działu zaopatrzenia – powiedział, odchrząknąwszy. – A komputer? – spytała. Cash juŜ się odwracał, ale zatrzymał się w pół ruchu. Spojrzał na nią tak, jakby zaproponowała mu podróŜ rakietą na KsięŜyc. – Komputer? Carrie westchnęła. – Będę musiała przecieŜ pisać róŜne pisma i tak dalej. Myślałam teŜ o biuletynie informacyjnym. Dlatego potrzebuję komputera, jakiejś przyzwoitej drukarki i dobrego programu graficznego. Cash podniósł rękę do góry. – Zaraz, zaraz. Dostaniesz, oczywiście, papier, przybory do pisania i zszywacz. Potem pomyślimy o całej reszcie. – Zanim zacznę pracować, muszę mieć biurko i ergonomiczne krzesło. Trzeba będzie stąd zabrać ten katafalk. – Wskazała stół. Cash wzniósł oczy ku niebu, ale pozostawił jej słowa bez komentarza. Być moŜe znowu Ŝałował tego, Ŝe zgodził się ją zatrudnić. Przeszli do działu zaopatrzenia. Carrie ze zdziwieniem zauwaŜyła, Ŝe stanowiska pracy są oddzielone przepierzeniami, a na biurkach pracowników nie ma zdjęć rodzinnych czy bibelotów. W. ogóle zapomniano tu teŜ o roślinach. Carrie coraz bardziej utwierdzała się w swojej opinii na temat Casha. Jest zimny jak lód i od swoich pracowników wymaga tego samego. Kiedy weszli do sporego i równie pustego jak pozostałe pokoju, niewielka, starsza kobieta oderwała się od komputera i spojrzała na nich z zainteresowaniem.

– To jest Carrie Sargent – przedstawił ją Cunningham. – Nasza nowa kierowniczka działu kadr. A to Fran Wilson. Nie wymienił jej funkcji, ale Carrie domyśliła się, Ŝe Fran jest szefową działu. – Miło panią poznać – powiedziała Fran, wyciągając dłoń i uśmiechając się chłodno. Carrie uścisnęła podaną rękę. – Mam na imię Carrie – powiedziała. Cash spojrzał na zegarek. – No tak, na mnie juŜ czas – zauwaŜył. – Zostawię was teraz. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to dalsze sprawy moŜemy omówić w czasie lunchu – zwrócił się do Carrie. Skinęła głową. – Tak, oczywiście. Jednocześnie pomyślała, Ŝe Flutie popełnił błąd, sądząc, Ŝe będzie mogła pracować dla kogoś takiego. Nie dosyć, Ŝe Cash Cunningham sam był formalistą, to jeszcze wymagał tego od innych. Jak to się stało, Ŝe zaproponował jej, Ŝeby przeszli na „ty”? Pewnie Flutie mu to doradził. Fran patrzyła na Carrie i jej czerwony kostium. Sama miała na sobie szarą garsonkę ze spódnicą sięgającą za kolana. Ten kolor współgrał z jej siwymi włosami. Carrie poczuła, Ŝe czekają trudne zadanie. Usiadła obok starszej pani i uśmiechnęła się. – CóŜ, Fran – zaczęła. – Powiedz, czy masz w domu jakieś zwierzaki? Cash zmierzał do pokoju Carrie, mijając szybko kolejne drzwi biurowca. Rzadko miał okazję do uprawiania sportu, dlatego nie korzystał z windy i jeśli mógł, to wolał chodzić po schodach. Zastanawiał się, czy nie popełnił błędu, umawiając się z Carrie na lunch pierwszego dnia jej pracy. To oczywiste, Ŝe później będzie miała więcej pytań. Jednak Cash musiał wyjechać na parę dni, a później mógł być jeszcze bardziej zajęty. Zastanawiał się teŜ, czy powinien przechodzić z Carrie na „ty”. Co go wtedy podkusiło? Jego pracownicy zwracali się do niego po nazwisku. Otworzył drzwi do biura Carrie i stanął jak wryty. Po stole nie było nawet śladu, za to przy oknie stało wielkie dębowe biurko, a na nim komputer, który wydał mu się dziwnie znajomy. Zarumieniona Carrie stukała w jego klawiaturę. – Co u licha... ?

– Och, Cash! – Dopiero teraz go zauwaŜyła. – Czy to nie wspaniale? Znalazłyśmy z Fran to biurko w magazynie. Panowie z magazynu byli tak mili, Ŝe je tutaj przynieśli i zabrali stół. – A komputer? – rzucił. – To stary komputer Fran – wyjaśniła. – JuŜ go nie potrzebuje, bo ma za małą pamięć. Cash odetchnął. Przynajmniej udało mu się uniknąć wydatków. – Teraz będę tylko potrzebowała nowego krzesła – powiedziała rozpromieniona. – CzyŜby juŜ nadszedł czas na lunch? Muszę przyznać, Ŝe porządnie zgłodniałam. Ktoś mógłby pomyśleć, Ŝe pracuje tu od dawna. Wyglądała na zupełnie zadomowioną. To on stał tu trochę bezradnie, nie bardzo wiedząc, co dalej począć. – Aha, pewnie chcesz zobaczyć pierwsze zarządzenia – przypomniała sobie. – Będę je musiała wydrukować u Fran, bo nie mam tutaj drukarki. – MoŜe później – rzucił. W końcu udało się wyciągnąć ją na posiłek. Mimo deklarowanego głodu, wciąŜ mówiła, co zmienić, a co ulepszyć w przedsiębiorstwie. Jego przedsiębiorstwie! Cash nieustannie musiał sobie o tym przypominać. Kiedy dotarli do Fish Hopper, Carrie zajęła się jedzeniem z równym zapałem, jak wcześniej pracą. Cash skorzystał z pierwszej okazji, Ŝeby coś powiedzieć: – To świetnie, Ŝe zabrałaś się do opracowania przepisów, mamy jednak waŜniejsze sprawy. Przełknęła kęs, ale milczała. Kto by przypuszczał, Ŝe potrafi słuchać. – Ostatnio mamy sporo problemów ze zwolnieniami – ciągnął. – Poziom absencji jest bardzo wysoki. Nie mówię juŜ o morale załogi. Jak sądzisz, czy dałoby się coś z tym zrobić? Oczy jej zabłysły. Odniósł wraŜenie, Ŝe myślała juŜ o tym wcześniej. – Wiem. Fran o wszystkim mi powiedziała. Prawdę mówiąc, mam parę pomysłów. Nie mogła wytrzymać, Ŝeby się nimi nie podzielić. Wspomniała nawet o wycieczkach do oceanarium dla wszystkich pracowników. Natomiast Cashowi chodziło o zdyscyplinowanie załogi. Z niechęcią myślał o Flutie’em, który podesłał mu kogoś takiego. W drodze powrotnej Carrie wciąŜ gadała. Na szczęście jazda samochodem trwała zaledwie kilkanaście minut. Cash parokrotnie spoglądał na zegar, Ŝeby sprawdzić, jak długo jeszcze będzie musiał to znosić.

W końcu, kiedy stanęli przed jego gabinetem, Carrie spojrzała na niego badawczo. – No i co o tym wszystkim myślisz? Cash przede wszystkim myślał o tym, Ŝe boli go głowa. I Ŝe będzie go boleć za kaŜdym razem, kiedy będzie spotykał Carrie. Jak to dobrze, Ŝe na przyszły tydzień zaplanował inspekcję budów. A potem jeszcze trochę wytrzyma i będzie mógł ją wyrzucić. – W porządku, moŜesz zacząć wydawać biuletyn – powiedział, Ŝeby coś powiedzieć. Pomysł nie był wcale najgorszy i tańszy niŜ inne. – A ergonomiczne krzesło? – Tak, oczywiście moŜesz je kupić. Jej następca albo następczyni i tak będzie go potrzebować. – Czy coś jeszcze? – spytał zrezygnowanym głosem i otworzył drzwi do gabinetu. – Tylko jedna sprawa. – Słucham? – Myślę, Ŝe mogłabym wpłynąć na morale załogi w czasie twojej nieobecności. Mam parę ciekawych pomysłów. Obiecuję, Ŝe to nic kosztownego. Patrzyła na niego wielkimi oczami dziewczynki, która prosi o przejaŜdŜkę kucykiem. Teraz zrozumiał, dlaczego uchodziły jej na sucho te wszystkie ekstrawagancje. Ale jego na to nie weźmie. Chciał ją zapytać, ile te „pomysły” będą kosztować. – Dobrze, daję ci wolną rękę – powiedział z rezygnacją. Jeśli nie podskoczyła z radości, to pewnie dlatego, Ŝe właśnie podeszła do nich Peggy z naręczem słuŜbowej korespondencji. – Do pana, szefie – powiedziała, przekazując mu wszystko. Cash mógł się nareszcie wycofać do swojego gabinetu. Zamknąć się na klucz, Ŝeby w spokoju napić się kawy. Carrie chyba zrozumiała, Ŝe czas spotkania minął, poniewaŜ teŜ zaczęła się wycofywać. – Dzięki, Cash – rzuciła na odchodnym. Cash spojrzał na Peggy. – Zrób mi kawę – poprosił. – Tylko mocniejszą niŜ zwykle. Rzucił papiery na biurko i usiadł w swoim fotelu. Pomyślał, Ŝe wpuścił do swojej miłej, spokojnej firmy prawdziwy huragan. Teraz trzeba uwaŜać, Ŝeby nie narobił szkód.