andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 236
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 325

Fern Michaels - Matki chrzestne.03 Ostatnie wydanie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Fern Michaels - Matki chrzestne.03 Ostatnie wydanie.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera F Fern Michaels
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 314 stron)

Michaels Fern Matki chrzestne 03 Ostatnie wydanie Teresa Loudenberry, czyli "Toots", wykazuje wrodzony talent do wynajdywania przygód nawet jeżeli wcale ich nie szuka. Jednak od czasu, gdy Sophie namówiła przyjaciółki na regularne seansy spirytystyczne, życie w Los Angeles przybrało nieco zbyt dramatyczny obrót nawet jak na gusta Toots. Kiedy Ida otrzymuje wiadomość z zaświatów sugerującą, że jej zmarły mąż mógł paść ofiarą morderstwa, wystraszona Toots uznaje, iż to dobry moment, by cztery matki chrzestne opuściły Los Angeles i zamieniły je na jej dom w Charleston. Tymczasem Mavis zachowuje się podejrzanie, wysyłając sterty paczek i nie chcąc wyjawić, co się za tym kryje. A przecież po tylu latach powinna już dobrze wiedzieć, że Ida, Toots i Sophie nigdy nie pozwolą, żeby jakaś tajemnica pozostała nierozwiązana, tak samo jak nie zignorują przyjaciółki w potrzebie. Zaś kiedy matki chrzestne odkrywają, że zabójca męża Idy dybie także na nią samą, biorą się za to, w czym są najlepsze - naradzają się, obmyślają śmiały plan i udowadniają światu, że nikt nie zdoła sprostać tym czterem niezwykłym przyjaciółkom.

Urodzona w 1933 r. w Hastings w stanie Pensylwania Fern Michaels (właść. Mary Ruth Kuczkir) należy do ścisłej czołówki amerykańskich bestsellerowych autorek romansów oraz thrillerów. Pięćdziesiąt z nich osiągnęło szczyty list najlepiej sprzedających się książek w USA oraz w kilkunastu innych krajach, ogólne zaś nakłady jej utworów wyrażają się liczbą ponad 70 milionów. Fern Michaels ma pięcioro dzieci, mieszka w Summer-ville w Południowej Dakocie w zabytkowym 300-letnim domu, którego od dawien dawna zadomowionym lokatorem jest także. .. duch o imieniu Mary Margaret. Wspiera liczne inicjatywy społeczne, m.in. fundacja jej imienia wypłaca regularnie czteroletnie stypendia zdolnym studentom; założyła także sieć domów dziennej opieki dla starszych osób. Jej najpopularniejsze cykle powieściowe to — obok Matek Chrzestnych — także Captives, Texas, Sins, Vegas, Kentucky, Sisterhood i Cisco.

Prolog Malibu, Kalifornia O zmierzchu zebrały się, żeby rozmawiać ze zmarłymi. Z Sophie w roli ich duchowej przewodniczki, oficjalnie wiodącej prym podczas ich cotygodniowych seansów, cztery kobiety - Teresa Amelia „Toots" Loudenberry, Ida McGullicutty, Mavis Hanover oraz Sophia „Sophie" Manchester, przyjaciółki na śmierć i życie od ponad pięćdziesięciu lat - zajęły miejsca wokół starego drewnianego stołu w jadalni. Pozostawiła go była gwiazdka pop mieszkająca w domu na plaży, zanim Toots kupiła go prawie rok temu. Sophie wyczytała gdzieś, że gdy drewno raz zostanie naładowane przez istotę nadprzyrodzoną, działa jak przewodnik. Kiedy Toots zmieniała wystrój domu, zachowały stół wyłącznie po to, żeby nadal odbywać seanse. Używając fioletowego jedwabnego prześcieradła jako obrusa oraz szklanki jako narzędzia do komunikowania się, gdyby jakiś duch zdecydował się do nich dołączyć, Sophie zrobiła to, co zawsze robiła, zanim zaczęła. Odmówiła swoją modlitwę.

- O, Najwyższy, pobłogosław ten śmietnik i tych, którzy go zamieszkują, żyjących czy zmarłych. Toots kopnęła ją w piszczel pod stołem. Sophie łypnęła wściekle na najlepszą przyjaciółkę, jak gdyby chciała powiedzieć: „Później skopię ci siedzenie". Sophie wzięła buteleczkę wody święconej i pokropiła nią wokół stołu. Chlapnęła kilkoma kroplami w twarz Toots, tylko po to, żeby ją wkurzyć. Usiadła z powrotem na krześle, upychając małą butelkę wody święconej w kieszeni. - Jesteśmy tutaj, żeby porozumieć się z drugą stroną. Mamy przyjazne zamiary. Nie chcemy nikogo skrzywdzić. - Sophie mówiła tak na początku każdego seansu, który prowadziła. Któż może wiedzieć, co za zło czai się w innych wymiarach? - Połóżmy czubki palców na szklance. Bardzo delikatnie - poinstruowała Sophie. Kiedy koniuszki ich palców lekko dotknęły szklanki, Sophie przyjrzała się pozostałym. Wszystkie trzy miały zamknięte oczy. Dobrze. Uczyły się. Sama też zamknęła powieki. - Jeżeli jest tu ktoś, kto pragnie nawiązać kontakt, jesteśmy chętne wpuścić cię do naszej... przestrzeni - powiedziała, zastępując słowo „dom". Naprawdę chciała go użyć, gdyż brzmiało o wiele bardziej zapraszająco. Nie mogła sprawiać, by duch wierzył, że nie jest mile widziany. - Przyjdź do naszego domu - dodała, nagle zmieniając zdanie. W pokoju powietrze się nie poruszało, jednak świece, które wcześniej zapaliła, zamigotały, jakby pojawił się w nim lekki powiew. Sophie otworzyła oczy i była wstrząśnięta tym, co ujrzała. Setki maleńkich białych światełek czy raczej kul śmigały dokoła pokoju tak prędko, że trudno było śledzić je wzrokiem. - Co, u diabła? - wypaliła Toots, kompletnie osłupiała.

- Cicho - ostrzegła Sophie. - Nie jestem pewna, co się dzieje. Mavis i Ida wpatrywały się w jasne kropki tańczące dokoła jadalni. Kule, jak się wydawało, poruszające się z prędkością światła, wirowały po pokoju, po czym umknęły nie wiadomo gdzie, by zaraz kolejna setka zajęła ich miejsce. Po kilku minutach szoku na ten widok kobiety usłyszały, jak łagodne buczenie zaczyna wypełniać pokój - ciche, jakby dźwięk dobiegał z daleka. Pszczoły, pomyślała Sophie. To brzmi jak rój pszczół. Mijały sekundy i odgłos przybierał na sile. Toots, Ida i Mavis popatrzyły na Sophie, szukając wskazówki. Dźwięk stał się głośniejszy i bardziej wyraźny, gdy małe, okrągłe światełka śmigały wokół jadalni. Głosy. Brzmiało to tak, jakby setki ludzi usiłowały mówić jednocześnie. Sophie zmusiła się, by się skupić, usiłując zidentyfikować tłumacza, czy jakkolwiek ta istota się określała. Twarz obdarzonej słuchem nietoperza Sophie w niecałą sekundę zmieniła barwę z normalnej oliwkowej na białą jak ściana. - Walter! - wyszeptała, wiedząc, że to niemożliwe, a jednak wyraźnie rozpoznała jego głos jako jednego z wielu. Może jej odbijało, traciła kontakt z rzeczywistością. Może nadeszła pora, by dać sobie spokój z duchami, zająć się czymś innym... bardziej przyziemnym. Pozostałe gapiły się na nią z rozdziawionymi ustami. - Sophie - Toots odezwała się zwyczajnym tonem. - Co mówiłaś? - Nic. - Sophie pokręciła głową, mając nadzieję, że zrozumie to, co zdawało jej się, że usłyszała. Wpatrywała się w pokój, wciąż zatłoczony przezroczystymi kulami światła, starając się dokładnie uchwycić, skąd dochodzi ten tak zwany głos. - Kłamczucha - powiedziała Toots przyciszonym głosem.

- Cicho - odparła Sophie. Nachyliła się nad stołem, wykręcając szyję w tak dziwacznej pozie, że aż rozległ się trzask. - Nic ci nie jest? - zapytała Toots. Przysunęła swoje krzesło bliżej Sophie. - Coś jest nie w porządku. Musimy to w tej chwili przerwać. Przerażenie w głosie Toots przywołało Sophie z powrotem do rzeczywistości, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe, wziąwszy pod uwagę okoliczności. - Nic mi nie jest. Słuchaj. - Przeniosła wzrok na drzwi prowadzące do kuchni. Piskliwy zgiełk w pokoju dudnił im w uszach, rozbrzmiewając jak tysiące kopyt uderzających o ziemię. Wysilając się, żeby wychwycić męski głos w rozrywającym uszy hałasie, Sophie odchrząknęła i przemówiła: - Jeżeli pragniesz dać o sobie znać, zrób to albo opuść ten pokój! W mgnieniu oka temperatura w jadalni spadła co najmniej o dwadzieścia stopni. Dygocząc ze strachu, a jednak chcąc wytłumaczyć to, co uznała za głos z przeszłości, Sophie zaczerpnęła siły od Toots, która położyła dłoń na jej ręce. Coś jakby ich sekretny uścisk dłoni. Anomalie zaczęły zanikać po kolei, aż pozostała tylko garstka przezroczystych kul światła, unoszących się kilka stóp nad podłogą. Po kilku sekundach głosy umilkły i jedyne dźwięki, jakie było słychać w pokoju, pochodziły od samych kobiet - to ich przyspieszone oddechy. Jedna po drugiej kule światła zaczęły nabierać kształtów. W każdej mglistej chmurze dawało się rozpoznać płeć, strój, aż wreszcie - u niektórych - coś w rodzaju twarzy. Zanim Sophie zupełnie straciła zimną krew, policzyła duchy. Razem trzynaście. To musiał być zły omen. Odchrząknąwszy

ponownie, Sophie przemówiła do zjaw nie z tego świata unoszących się nad stołem. - Przedstawcie się! - nakazała z siłą w głosie większą, niż faktycznie odczuwała. Jedna kobieta - lub coś, co Sophie określiła jako płci żeńskiej -wirowała niżej od pozostałych. Widmowa postać była ubrana w domową sukienkę z kwiecistym nadrukiem i wycięciem w serek. Kilka pasm wysnuwało się z jej pokaźnego biustu. Długie kosmyki siwych włosów dotykały falban jej niemodnej sukienki. - Och, mój Boże - odezwała się Toots. - Czy to... pani Patterson? Ale... jak? Ona nie... Sophie obróciła się tak szybko, że znów strzeliło jej w karku. Wyląduje w gipsie, jeśli tego nie zaprzestanie. Staruszka, z pustką po protezach zębowych, które nosiła za życia, cmoknęła woskowymi wargami. - Umarła? - Zimna mgła przepłynęła przez jej wargi, gdy przemówiła. - A więc gdzie jest Snuffy? Czy ona też umarła? -Starowinka spojrzała na Toots, jak gdyby ta znała odpowiedź na jej pytanie. Przeciągając krzesła po drewnianej podłodze, cztery kobiety skupiły się blisko siebie najszybciej, jak się dało. Toots zapytała ochrypłym głosem: - Czy to się dzieje naprawdę? Jeśli dobrze pamiętam, Snuffy była kotką pani Patterson. Sophie przytaknęła, pytając: - Kim, u licha, jest pani Patterson? - To moja sąsiadka w Charleston, ale nie jestem pewna, czy faktycznie nie żyje - wyszeptała Toots. Ida i Mavis trzymały się blisko siebie, mocno trzymając się za ręce. Sophie i Toots przypatrywały się niewyraźnej, widmowej kobiecie lewitującej tuż nad stołem. Wydawało się, że

nie ma nóg. Zjawy płci męskiej w dalszym ciągu unosiły się o kilka stóp wyżej i z tyłu za samotną kobietą. Równie nagle jak się pojawił, duch pani Patterson zniknął. Jeden z męskich duchów tak prędko śmignął na jej miejsce, że Sophie sama nie wiedziała, czy to, co zdawało jej się, że widzi, naprawdę się wydarzyło. A przynajmniej dopóki nie ujrzała, jak wyraz malujący się na twarzy Idy zmienia się ze zdumienia w bezgraniczny i absolutny strach. Wargi Idy poruszyły się, ale nie rozległ się żaden dźwięk. Pokręciła głową, a jej usta ruszały się nadal, lecz wciąż nie wydobyła z siebie ani słowa. Męski duch podrygiwał nad stołem. Rysy jego twarzy były rozmyte, jednak jego ubiór rysował się wyraźnie mimo przezroczystości. Ciemne spodnie i dopasowana marynarka połyskiwały na tle migoczącego światła świec. - To... Thomas! - Ida położyła dłoń na sercu, jakby chwycił ją ból. Sophie zareagowała rzeczowo i bez lęku. Popatrzyła na upiorny kształt, który przykuł uwagę Idy. - Teraz masz okazję dokładnie go wypytać, gdzie kupił to skażone mięso. Jak można było się spodziewać, Ida wzięła głęboki wdech i zaczęła zsuwać się z krzesła, aż wylądowała nieprzytomna na podłodze. Zjawa poczęła się kręcić, przybierając cylindryczny kształt, po czym wystrzeliła w kierunku sufitu. W pokoju rozległ się głuchy dźwięk, a Sophie mogłaby przysiąc, że był to śmiech. Pozostałe kule śmigały we wszystkich kierunkach, przywodząc Sophie na myśl spadające gwiazdy. Pozostałe jedenaście kul zniknęło tak samo szybko, jak się pojawiły. Sophie wyjęła buteleczkę wody święconej z kieszeni. Zabrała się do polewania jej zawartością twarzy Idy. W mgnieniu oka

Ida odzyskała przytomność. Krztusząc się i ścierając wierzchem dłoni resztki wody święconej z twarzy, Ida usiadła, opierając się o nogi krzesła. - Myślę, że Thomas powrócił z grobu, żeby mnie nawiedzać. Toots odezwała się głosem drżącym z przestrachu: - Możesz mieć rację. Chociaż raz Toots, Mavis i nawet Sophie pokiwały głowami, że się z tym zgadzają.

1 Dom przy plaży, Malibu Sophie Manchester siedziała na tarasie, wpatrując się w Pacyfik i obserwując odblaski na falach, gdy słońce wstawało za jej plecami. Podniosła się, odwracając się na wschód, i spojrzała na olbrzymią kulę ognia wznoszącą się nad górami. Intensywnie żółta, pomarańczowa i w tuzinie odcieni różu wyłoniła się niczym różany kleks wina na niebie. Sophie zgniotła trzeciego papierosa w ogromnej muszli, którą ona i Toots używały jako popielniczki, a potem zaczęła chodzić tam i z powrotem po tarasie z widokiem na ocean. Panorama zapierała dech w piersiach, lecz dla Sophie równie dobrze mogłoby to być Tadż Mahal i nawet by nie zauważyła. Nękana przez zdarzenia zeszłej nocy, zastanawiała się, czy nie otworzyła drzwi, które miały pozostać zamknięte. Usłyszała głos Waltera; wszędzie by go rozpoznała. Pytanie, czy powinna ciągnąć dalej eksperymentowanie z nieznanym? Nie przyznałaby tego za żadne skarby, ale była teraz szczerze przerażona swoją zdolnością do kontaktowania się z zaświatami. Rozmawianie z nieżyjącymi gwiazdami Hollywood to jedno. Ale

widywanie byłych mężów i sąsiadów, którzy mogli nadal żyć, to zupełnie inna para kaloszy. Madame Butterfly mówiła jej wiele lat temu, że posiada szczególny dar, ale Sophie zawsze lekceważyła to jako stek bzdur. Teraz nie była już tego taka pewna. Mavis, całe jej sześćdziesiąt kilo, wyniosła na dwór tacę uginającą się od niewiarygodnej ilości zdrowej żywności, karafkę świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego oraz cztery kubki parującej kawy. Stawiając wyładowaną jedzeniem tacę na stole na patio, Mavis odezwała się: - Wiedziałam, że cię tu znajdę, kopcącą te okropne stare papierosy. Czy Toots i Ida już wstały? - Słyszałam, jak Toots się wierciła, kiedy wstawałam. Niczego u Idy - odpowiedziała głucho Sophie. - Pewnie ciągle jest w szoku po zeszłej nocy. Zawsze pogodna Mavis stwierdziła: - Cóż, to dopiero było doświadczenie. Nie wiem, czy któraś z nas kiedykolwiek się z tego otrząśnie. - Mavis zabrała się do wypakowywania tacy, rozkładając talerze i kubki na stole. -Przygotowałam kaszkę owsianą ze świeżymi borówkami i plastry ananasa z pełnoziarnistymi tostami, oczywiście bez masła. Myślę, że posmakuje wam ten świeży dżem truskawkowy bez cukru, który zrobiłam w zeszłym tygodniu. Zobaczyłam ten przepis na kanale Food Network w jednym z programów Pauli Deen, ale zastosowałam kilka zdrowych zamienników. Ta urocza kobieta używa tak wiele masła, że to cud, iż nie dostała potężnego zawału od całego tego niezdrowego jedzenia, które gotuje. Chociaż je j program mi się podoba. Sophie przewróciła oczami, chwyciła kubek kawy i zaniosła go z powrotem na fotel, rozsiadła się i zapaliła kolejnego papierosa.

- Dlaczego oglądasz jej program, skoro ona nie gotuje nic prócz tuczącego, niezdrowego jedzenia? Mavis usiadła przy stole i zamieszała borówki w owsiance, a potem upiła solidny łyk soku pomarańczowego, nim udzieliła Sophie odpowiedzi. - To taka miła kobieta. Przypomina mi Toots. No wiesz, słodka i postrzelona, odrobinkę jędzowata, ale z wyrafinowaniem. Bardzo bym chciała pójść kiedyś do jej restauracji w Savannah w Georgii, zanim umrę. Poza tym miałabym okazję zwiedzić te stare cmentarze jeszcze z osiemnastego wieku. Chyba dodam to do swojej listy życia. A ty, Sophie? Sophie wydmuchała słup dymu i wypiła łyk kawy. - Właściwie to jest kilka miejsc, które chciałabym zobaczyć, zanim przejdę do następnego świata - powiedziała Sophie. Któregoś wieczora, kiedy wszystkie miały zbyt wiele wolnego czasu, każda z nich sporządziła listę rzeczy, które chce zrobić, zanim odejdzie z tego świata. Nazwały ją ich listami życia. - Dobrze. W naszym zaawansowanym wieku wszystkie potrzebujemy czegoś, czego można wyczekiwać, czegoś zabawnego i ekscytującego. Sophie zmiażdżyła zawsze towarzyszącego jej papierosa i zapaliła kolejnego. Przypomniała sobie zeszłą noc i odkryła, że tam, gdzie zwykle mieszkał jej sarkazm, teraz rozgościł się strach. - Żeby nigdy nie mieć wiadomości od... Cóż, pozwól, że ujmę to tak. Chcę zrobić z tego swój priorytet numer jeden, żeby zaprowadzić ducha Waltera prosto w ogniste czeluście piekieł. To będzie na szczycie mojej listy życia. Mavis pokręciła głową. - To takie smutne, Sophie. Musisz zmienić swoją listę. Sophie przewróciła oczami.

- Mogłabym powiedzieć to samo o tobie. Ta nowa fascynacja cmentarzami, czytanie nekrologów, jakby to były wielkie dzieła literatury. Czy to jest coś z twojej listy życia? Mavis pochyliła głowę, nabrała czubatą łyżkę owsianki i prawie wepchnęła ją sobie do gardła. - Tego nie ma na mojej liście. - Och. No to wytłumacz mi, dlaczego tak cię fascynują nekrologi. - Sophie napiła się kawy. - Czekam. Mavis wstała, zabierając swoją miskę i talerz z owocami. - Oczywiście nie chcę się wydać nieuprzejma, Sophie, ale to nie twoja sprawa. To po prostu coś, co... cóż, co mnie ciekawi. Jak długo ludzie żyli, kogo pozostawili. Sophie zaciągnęła się, po czym wydmuchała dym, który zawirował nad jej głową jak aureola. - Mogłabym zrozumieć, gdyby to była rodzina. Ale to są obcy ludzie. Musisz sobie znaleźć nowe hobby. W tej chwili Toots wyszła na zewnątrz, ratując Mavis przed koniecznością odpowiadania. Wypatrzywszy kawę, nalała sobie kubek. - O co wy dwie sprzeczacie się tak wcześnie rano? Toots usiadła na swoim fotelu, sięgając po nieodłączną paczkę papierosów. Zapaliła i wydmuchała olbrzymią chmurę dymu. - O niezdrową fascynację Mavis nekrologami. To jej nowe hobby - wyjaśniła Sophie. Mavis porwała tacę ze stołu tak prędko, że kubek z kawą przewrócił się, a brązowy płyn chlusnął w powietrze, po czym wylądował na jej grafitowej bluzce. Sophie dopiero wtedy uświadomiła sobie, że Mavis zdaje się ostatnio ubierać w całą gamę odcieni szarości. Może była w żałobie po tych wszystkich obcych ludziach, poświęciwszy tyle czasu na czytanie o nich.

- Zamierzam udawać, że ta rozmowa nigdy się nie odbyła. A teraz mam coś do zrobienia. - Mavis pognała przez otwarte drzwi; jej wiotka bluzka łopotała jak skrzydła. - Snobka! - krzyknęła Sophie do jej pleców. Odkąd Mavis zrzuciła całą tę nadwagę, stała się nieco zarozumiała, ale - Sophie musiała jej to przyznać - miała do tego prawo, gdyż dosłownie wyciskała z siebie siódme poty, żeby stracić ponad czterdzieści kilogramów. Gdyby ktoś zapytał Sophie rok temu, nigdy by nie uwierzyła, że Mavis może być taka zaangażowana, taka zdyscyplinowana, ale okazało się, że by się myliła. To samo z Idą. Jej życie określał paniczny lęk przed zarazkami. Gdyby Toots nie wkroczyła, kto wie, gdzie teraz byłaby Ida? Chociaż zaburzenie Idy nie było tak poważne jak niektóre przypadki, i wszystkie dziewczęta podejrzewały, że wyolbrzymia je w nieskończoność. Jednak żadna z nich nie chciała widzieć jej cierpiącej w jakikolwiek sposób. - Nie powinnaś być dla niej taka surowa - stwierdziła Toots. - Wiele przeszła. Sophie przewróciła oczami. - Wiem. Ja tylko nie rozumiem tej nowej fascynacji nekrologami, to wszystko. - A co z naszym najnowszym... ach... hobby?-Toots prawie wahała się poruszać temat zeszłej nocy. Przeraziła je wszystkie nie na żarty. - Seanse? To hobby nie jest zwyczajne. - To w ogóle nie jest hobby. Kto jak kto, ale ty powinnaś to wiedzieć. To... dar - oznajmiła jej Sophie. - Dar? Myślałam, że to rozrywka, coś dla Abby do kolumny w „Informerze" - odparła Toots. Abby była córką Toots i redaktorem naczelnym brukowca wychodzącego w Los Angeles, który w tajemnicy przed nią Toots kupiła jakiś rok temu. Toots upiła łyk kawy, po czym wylała resztę na taras. - Mavis parzy okropną kawę.

Sophie sięgnęła po plaster ananasa z półmiska pozostawionego przez Mavis na stole. - Jej jedzenie też jest do bani. Potrzebuję czegoś prawdziwego. Jak omlet z szynką, serem i tłustymi smażonymi ziemniaczkami. To zdrowe paskudztwo mnie wykończy. Toots przytaknęła. - Przestań próbować zmieniać temat. Chcę pogadać o tym, co się wydarzyło zeszłej nocy. Sophie przełknęła ananasa, popiła kawą i zapaliła papierosa. - Byłam tak samo wstrząśnięta jak reszta was. Myślę, że otworzyłam portal dla naszych zmarłych mężów. Zeszłej nocy, kiedy poszłam na górę, przeprowadziłam dogłębne poszukiwania w Internecie. Wiem, że to brzmi wariacko, ale nie mam innego wyjaśnienia. Masz jakieś błyskotliwe pomysły? - Czy to nie powinno być coś złego, tak jak miejsce, przez które demony łażą tam i z powrotem? Przejmują czyjąś osobowość, czyjąś duszę? - spytała Toots. Sophie pokręciła głową; jej ciemne brązowe włosy rozsypały się wokół twarzy. Zatknęła sobie luźne kosmyki za uszy. - Mówisz o opętaniu przez demony. Nie sądzę, żebyśmy miały tu do czynienia z czymś takim. Jak mówię, uważam, że nasi eks powracają, żeby... Nie jestem pewna, po co wracają. Może tylko chcą nas nastraszyć. Nie mam innego wytłumaczenia. Toots milczała przez chwilę. - Domyślam się, że jeśli Leland zdecyduje się... dać o sobie znać, to będę się musiała tłumaczyć, dlaczego nie pochowałam go z jego drogocenną butelką szkockiej. Ten stary cap był kutwą za życia. Wątpię, by to się zmieniło po śmierci. Może utknął między światami, no wiesz, czekając na to, na co tam czekają, żeby im pomogło przedostać się na drugą stronę. Albo

w jego przypadku może czeka na wóz do przeprowadzek, żeby zawiózł mu jego majątek do grobu. - Toots głęboko zaciągnęła się papierosem. - Z nim mogłoby być tak, że wraca po te wszystkie pieniądze, które zostawił. Sophie zaśmiała się, ale nie było w tym radości. - Przypuszczam, że gdyby Walter i Leland się spiknęli, to mogliby... Do diabła, nie wiem. Możliwe, że Walter szuka butelki szkockiej Lelanda, z którą miałaś go pochować. Może wątroba mu się uleczyła. Kawa trysnęła z ust Toots, gdy kobieta parsknęła serdecznym śmiechem. - Tylko ty mogłabyś pomyśleć coś takiego w takiej chwili. -Toots wytarła sobie usta papierową chusteczką wyjętą z kieszeni dżinsów. Wszelkie ślady humoru uleciały i Sophie zapytała czujnie: - A to co ma niby znaczyć? W takiej chwili? - Wiesz, co mam na myśli. To przeżycie w czasie seansu. Zeszłej nocy. Czy myślisz, że istnieje jakiś związek, coś, co nam umyka? - zapytała Toots. - Zastanawiałam się nad tym i tak samo jak ty do niczego nie doszłam. Myślę, że musimy spróbować dziś wieczorem zrobić następny seans. Postaramy się odtworzyć wczorajszy najdokładniej jak się da. Ta sama pora, te same świece. Włożymy te same ubrania i w ogóle. - Coś mi mówi, że Ida nie zechce się na to pisać drugi raz -powiedziała Toots. - No to będziemy musiały dopilnować, żeby się pisała -skwitowała Sophie. - Objaśnij mi dokładnie, jak tego dokonamy. Wątpię, by Ida kiedykolwiek chciała ponownie usiąść z nami podczas naszych seansów. Jak zobaczyła Thomasa... I zanim cokolwiek powiesz: nie, nie mogę uwierzyć, że te słowa wychodzą z moich

ust, ale jest jak jest... więc jak proponujesz ją przekonać, żeby przyszła na kolejne... spotkanie? - Toots była zdumiona, jak gładko zaakceptowała te... osobliwe byty jako element ich normalnego, codziennego życia. - Możemy jej zagrozić. Czymś wyjątkowo zarazkowatym -odpowiedziała Sophie, uśmiechając się od ucha do ucha. - To okropny pomysł, zwłaszcza po tym wszystkim, przez co przeszła! - Toots zapaliła kolejnego papierosa. - A właściwie o jakich zarazkach tu mówimy? - O czymś, co mewy by zignorowały. - Sophie się zaśmiała. - Może przeraźliwie cuchnąca zdechła ryba. Brudna pielucha. Stale widzę, jak ludzie wrzucają pieluszki jednorazowe do wody. - To bardziej niż obrzydliwe. Nie mogę uwierzyć, że mogłybyśmy nawet brać pod uwagę zrobienie tego biednej Idzie, wziąwszy pod uwagę, przez co przeszła w ciągu ostatniego roku. Nie wiem, czy byłaby w stanie znieść coś tak podłego -odparła Toots. Rozsuwane szklane drzwi otworzyły się. - Biedna Ida, co? Słyszałam, co powiedziałaś! Co wy dwie knujecie? Sophie i Toots miały na tyle przyzwoitości, żeby okazać zasmucenie. - My niczego nie knujemy - odpowiedziała pospiesznie Sophie. Normalnie Ida nie była rannym ptaszkiem, więc ani Toots, ani Sophie nie spodziewały się ujrzeć jej na tarasie o świcie. Oczywiste, że Ida ma za sobą ciężką noc. Widać było ciemne podkówki pod oczami, jej nieskazitelny paź był w nieładzie, a ona wciąż miała na sobie te same granatowe spodnie i fiołko-woróżową bluzkę, którą nosiła poprzedniego wieczora, tyle tylko że wymięte, jakby miotała się w nich i wierciła przez całą noc.

Ida sięgnęła po kubek teraz już chłodnej kawy, którą Mavis zostawiła na stole. Upiła łyk, wykrzywiła twarz, a później zajęła krzesło naprzeciwko Toots. - Wyglądasz okropnie - oznajmiła radośnie Sophie. - Ty też nie zachwycasz - odparła Ida i poskarżyła się: -Nie zmrużyłam oka. To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. - Wykonała dramatyczny gest, zamaszyście machając ręką przed sobą, jakby była modelką występującą w teleturnieju, mającą za moment odsłonić główną nagrodę za drzwiami numer dwa. Toots i Sophie popatrzyły jedna na drugą, po czym szybko odwróciły wzrok. Sophie, której nigdy nie zabrakło języka w gębie, odezwała się: - A myślałam, że to noc, kiedy Jeny rzucił cię dla Toots, była najgorsza w twoim życiu. Przed wielu laty Ida umawiała się z Jerrym, którego w tamtym czasie uważała za miłość swego życia. Jednak gdy tylko Jerry zobaczył Toots, natychmiast porzucił dla niej Idę. Ida miała w zwyczaju wytykać to Toots, ilekroć naszła ją ochota. Toots próbowała stłumić chichot. - Oddałam ci przysługę, i wiesz o tym. Jerry był kutwą i całował beznadziejnie. - Z pewnością wystarczająco często mi o tym przypominasz - odwarknęła Ida. - To nie ja jestem osobą, która zawsze przypomina, o ile mnie pamięć nie myli - odpowiedziała Toots. Gdyby wszystkie dożyły sędziwego wieku stulatek, Ida nadal wypominałaby Toots ten tak zwany grzeszek, który zdarzył się tak dawno temu. Toots i Jeny bardzo krótko byli małżeństwem; potem on kopnął w kalendarz. Był jej mężem numer pięć albo sześć. Po ośmiu małżeństwach trudno było wymienić ich w porządku

chronologicznym. Któregoś dnia się tym zajmie. Porówna wszystkie swoje akty ślubu z aktami zgonu mężów. Może zacznie prowadzić album z wycinkami. Wydawało się, że scrap-booking to obecnie krzyk mody. Przynajmniej mogła powiedzieć, że nigdy nie była rozwiedziona. - Przestańcie obie. Niedobrze mi od słuchania o Jerrym. Jak pamiętam, a wszystkie wiemy, że mam pamięć jak słoń, to Toots mówiła, że był też kiepski w łóżku. No więc, Ido, czemu raz na zawsze nie podziękujesz Toots za przysługę, i miejcie to za sobą. Nietypowo jak na nią, Ida pokazała Sophie środkowy palec. Wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem, który z miejsca złagodził napięcie. Zaśmiewały się, póki łzy nie popłynęły im po twarzach. Cała trójka, wyczerpana swoją nieoczekiwaną histerią, raptownie ucichła. Jedynymi odgłosami był krzyk mewy od czasu do czasu oraz szum oceanu, gdy jego fale pieściły wilgotny piasek barwy kości. Łagodna bryza niosła woń palonego drewna, niewątpliwie pozostałość po ognisku na plaży z poprzedniej nocy. Ida spojrzała Sophie prosto w twarz i odezwała się tonem poważniejszym niż kiedykolwiek. - Czy potrafisz wyjaśnić, co się wydarzyło zeszłej nocy? Ja... Nie wiem, kiedy byłam taka wystraszona. Sophie zerknęła na Toots, która pokręciła głową i wzruszyła ramionami, jakby mówiąc, że nie ma pojęcia, jak odpowiedzieć. - Widziałaś ducha Thomasa. Co tu wyjaśniać? - spytała Sophie. Zirytowana Ida podniosła ręce. - I uważasz, że mam tak po prostu uznać, że to jest... że to normalne? - Obawiam się, że muszę się zgodzić z Idą. Widywanie tych wszystkich sławnych gwiazd to jedno. Spotykanie ludzi, któ-

rych znamy, zwłaszcza naszych zmarłych małżonków, cóż... tego trochę za wiele, gdyby mnie kto pytał. - Ja nie pytałam. Nie wiem, co napędziło ci takiego stracha. Ty nie zobaczyłaś żadnego ze swoich zmarłych mężów - za-ćwierkała Sophie. - Jeszcze. - „Jeszcze" to właściwe słowo. Dokąd to prowadzi? Czy jesteśmy aż takie znudzone, że nie mamy nic lepszego do roboty, niż ściągać sobie na głowę niepotrzebny kłopot tylko po to, żeby się rozerwać? Sophie zastanowiła się nad jej pytaniem. - Tak, myślę, że właśnie w tym rzecz. Jesteśmy znudzone, ale znalazłyśmy sposób, żeby się rozerwać. Nikomu nie robimy krzywdy. - Sophie przerwała na chwilę, po czym uważnie dobierała słowa. - Poza nami samymi, a wszystkie mamy się dobrze, co nie? - spytała wyzywająco. - Skoro tak to ujmujesz, to przypuszczam, że tak. Ale co, jeśli... co, jeśli otworzyłyśmy portal, którego nie powinno się otwierać? - zapytała Toots. - Jakiś portal do piekła? Sophie zapaliła kolejnego papierosa, zaciągnęła się i wydmuchała dym niczym Puff, magiczny smok z piosenki. - Jeżeli tak jest, to mamy przerąbane.

2 Później tego wieczora wszystkie cisnęły się wokół stołu w na nowo urządzonej kuchni, gotowe rzucić się na gorącą jak piekło pizzę z pepperoni, którą właśnie dostarczono z Giorgio, ich nowej ulubionej pizzerii. Mavis, niezmiennie promienna jak zawsze, nakryła stół jak zawsze, używając codziennych talerzy, widelców, noży i szafirowoniebieskich płóciennych serwetek. Najwyraźniej wybaczyła Sophie jej poranny wybryk. Było oczywiste, że Ida spędziła popołudnie na drzemce, gdyż cienie pod jej oczami zniknęły, a jej włosy były perfekcyjnie wygładzone. Przebrała się w czarne spodnie oraz perłowy top, i wydawała się być bardziej sobą. Toots spędziła popołudnie na korekcie artykułu dla „Informera". Sophie przygotowała się do zaplanowanego na wieczór seansu. Na wszelki wypadek nastawiła rejestratory dźwięku i obrazu. Dowiedziały się, że sąd wydał wyrok w procesie stanu Kalifornia przeciwko Patelowi Yadavowi, Mohammedowi Dasgupcie i Amali Malik, trójce oskarżonej o kradzież tożsamości, oszustwo oraz liczne inne przestępstwa. Ida miała pecha związać się z Patelem, który podawał się za doktora Benjamina Sameera, lekarza kierującego Ośrodkiem Ducha i Ciała. Omal nie

oskubał jej z trzech milionów dolarów, ale na szczęście - lub nieszczęście, zależnie od tego, jak na to spojrzeć - Ida przyłapała szarlatana na obwąchiwaniu swoich seksownych czerwono-czarnych majtek. Wstrzymała przekazanie mu pieniędzy dosłownie w ostatniej chwili. Proces był relacjonowany przez truTV, a teraz zapadł wyrok. Toots ustawiła mały telewizorek w miejscu, gdzie wszystkie miały dobry widok. Podkręciła głośność, zanim usiadła przy stole. - Powinnaś była użyć papierowych talerzy, Mavis. Teraz jest tylko więcej do zmywania - narzekała Toots, sięgając po spory kawał serowej pizzy z wielkimi kawałkami pepperoni. Tego wieczora nie mogły się doczekać, żeby pozatykać sobie arterie. - Och, mnie to nie przeszkadza - odpowiedziała słodko Mavis. - Mam jakieś zajęcie. I tak będę musiała spalić kalorie po tym posiłku. - Jeden kawałek nie zrujnuje twojej smukłej sylwetki. Posłuchajmy - odezwała się Ida, wskazując ruchem głowy w kierunku telewizora. Z urągliwym szerokim uśmiechem, od którego jej ciemnobrązowe oczy zapłonęły niczym butelka dobrej whiskey, Sophie powiedziała: - Pewnie, nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć lubego Idy w wiadomościach. Toots sięgnęła po niebieską serwetkę. - Dosyć! Nie potrafisz zachować swojej złośliwości dla siebie, prawda? Ten proces to i tak jest już parodia. A ty co o tym sądzisz, Ido? Ida, zawsze starająca się odgrywać rolę wytwornej damy, przytknęła serwetkę do ust i odłożyła ją na kolana, nim odpowiedziała:

- Sądzę, że ten sprośny staruch zasługuje na to, by się z niego wyśmiewano. Mam nadzieję, że dadzą wszystkim trojgu maksymalny wyrok. Nigdy w całym moim życiu nie czułam się tak zażenowana. I pomyśleć, że uważałam go za dżentelmena. - Ida przekroiła kawałek pizzy na swoim talerzu i pokręciła głową. - Nie mogę uwierzyć, że musiałam opowiadać tej starej prokuratorce o incydencie z majtkami. Osobiście uważam, że miała przy tym niezdrowy ubaw. Sophie, nigdy nieprzegapiająca okazji do wtrącenia swoich trzech groszy, skomentowała: - Myślę, że wpadłaś jej w oko, Ido. Ona jest w twoim wieku. Może po tym czegoś się poduczysz. Czy kiedykolwiek myślałaś o przejściu na drugą stronę? Toots posłała Sophie mordercze spojrzenie. - Jesteś paskudna, słowo daję. To ty zamiast Idy powinnaś była nakryć tego zboczeńca na obwąchiwaniu całej tej bielizny. - Nigdy by się to nie zdarzyło. Nie jestem taką rozpustnicą jak Ida. Potrafię się obyć bez mężczyzny. - No to może sama jesteś zainteresowana panią Goldstein -odparła Ida, unosząc idealnie wysklepioną brew, ale śmiejąc się przy tym. Pani Goldstein była prokuratorem okręgowym prowadzącym sprawę przeciwko trójce oszustów. - Cmoknij się, Ido - odwarknęła Sophie. Mavis wzięła głęboki wdech. - Czy wy, dziewczęta, w ogóle potraficie odzywać się do siebie mile? Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek odbyły rozmowę, w której jedna z was nie mówiłaby drugiej czegoś złośliwego albo wrogiego. Myślę, że wszystkie macie dla siebie nawzajem bardzo mało szacunku. - Szanujemy się - odpowiedziała Toots. - Ale nie chciałabym, żeby cokolwiek było inaczej niż jest. To wszystko tylko

zabawa, i jeśli o mnie chodzi, żadna z nas nie ma zamiaru zranić drugiej. Ten sztywniak Leland dostawał zawału, kiedy wyrwało mi się „gówno". Miał zwyczaj nazywać moje słownictwo rynsztokowym. Tak się cieszę, że go zakopałam, niech Bóg ma w opiece jego nędzną duszę. Jak to zawsze bywało, wszystkie zaniosły się śmiechem, nawet Panna Idealna - Ida. Mavis tylko pokręciła głową. - Cóż, przemknęła mi taka myśl. Przelotna. Przez kilka następnych minut pożerały pizzę i wypiły całą butelkę cabernet Sauvignon z miejscowej wytwórni win. Wszystkie skupiły uwagę na telewizorze. Kiedy twarz wystrzałowej reporterki o różowych wargach wypełniła ekran, Mavis wykrzyknęła: „To właśnie ją oglądam w wiadomościach co wieczór", jak gdyby była to najważniejsza rzecz na świecie. Oczywiście, miejscowe media relacjonowały proces. Los Angeles uwielbiało procesy, a zwłaszcza taki z udziałem obwąchiwacza majtek udającego lekarza, któremu zdarzyło się wyleczyć bardzo zamożną kobietę z zaburzenia obsesyjno--kompulsywnego. - Ciiiicho! - zawołała Sophie. - Posłuchajmy, co ma do powiedzenia. - Dzisiejsze wiadomości zdominował proces, który od tygodni przyciąga zainteresowanie Kalifornijczyków. Patel Yadav oraz dwójka jego partnerów w zbrodni, Mohammed Dasgupta, którego określa się jako przybranego syna Patela Yadava, i Amala Malik, będąca w związku z Mohammedem, byli dzisiaj obecni w sądzie, gdzie stanęli przed ławą przysięgłych. Po trwającym dwa tygodnie procesie cała trójka została uznana za winnych wszystkich czynów zarzucanych im w akcie oskarżenia. Rozprawę, na której zostanie ogłoszony wyrok, wyznaczono na przyszły tydzień.