andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 236
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 325

Fern Michaels - Światła Las Vegas.02 Przeklenstwo Vegas

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Fern Michaels - Światła Las Vegas.02 Przeklenstwo Vegas.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera F Fern Michaels
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 138 stron)

Michael Fern Przekleństwo Vegas 1961—1966 Las Vegas bardzo się zmieniło w ciągu osiemnastu lat, jakie minęły od dnia, kiedy Fanny wraz z innymi pasażerami autokaru jadącego do Kalifornii została napadnięta przez uzbrojonych bandytów. Miasto położone na skraju pustyni Mojave i w pobliżu rzeki Kolorado widoczne było na ich tle niczym gwiazda połyskująca w dzień i w nocy. Niektórzy nazywali to miejsce mekkąhazardu. Rozrywkę zapewniali najlepsi artyści, luksusowe apartamenty, kilometry migoczących neonów, dziewczyny z rewii w kusych kostiumach i kasyna na każdym kroku zachęcające klientów do wej -ścia. Dla Fanny Thornton i jej rodziny Las Vegas było po prostu domem. Thorntonowie zmienili się także w ciągu tych lat: dzieci stały się nastolatkami, a rodzice przeglądali już broszury reklamowe i podręczniki różnych uczelni, żeby przygotować się starannie na dzień, w którym przy stole usiądą do obiadu tylko dwie osoby zamiast sześciu. Sunrise należał teraz do Fanny. Sallie obdarowała ją w taki sposób na jej trzydzieste urodziny. Ten dom także się zmienił. Nie był już ciemny i ponury. Teraz wypełniały go wygodne meble obite perkalem, kolorowe chodniki i czyste zasłony. Ściany pomalowano na pastelowe kolory. Dzięki zdolnościom ogrodniczym Chue wszędzie pełno było zieleni. Okrzyki dzieci, szczekanie psów, muzyka, odgłosy z telewizora, dzwonki telefonów - wszystkie te dźwięki sprawiały, że Sunrise stał się wreszcie prawdziwym domem. W ciągu tygodnia dzieci Thorntonów przebywały w prywatnej szkole w mieście. Wracały do domu w piątkowe wieczory wraz z przyjaciółmi, którzy zostawali tu na weekend, żeby pływać, grać w tenisa albo jeździć na nartach. W tym czasie dom aż trząsł, się od śmiechu i odgłosów dobrej zabawy. Tak samo było w ciągu letnich miesięcy i podczas świąt. Fanny mawiała, że atmosfera ta przypomina trwający przez cały rok piknik - tyle tylko, że nie ma mrówek. 7 Jej dzieci były coraz starsze: zbliżały się siedemnaste urodziny Bircha i Sagę'^ Sunny miała prawie szesnaście lat, aBillie czternaście. Dziewczynki poświęcały wiele uwagi swojej cerze, fryzurom, chłopcom i rozmowom telefonicznym, podczas gdy chłopcy udawali, że nie przejmują się brakiem odpowiedniej muskulatury, pryszczami i faktem, że dzwoniono zawsze do ich sióstr, a nie do nich. Dzieci Thorntonów były sobie bliskie, i to nie tylko wiekiem. Oczywiście zdarzały się czasem bójki czy przekomarzanki, ale tylko wśród członków rodziny. Każdy przybysz z zewnątrz, który miał czelność spróbować tego samego, odkrywał, że cała czwórka dzieci Thorntonów sprzymierzała się przeciwko niemu. Nieraz zdarzało się, że Farmy musiała rozdzielać nastolatków i zmuszać ich do przeprosin i uściśnięcia sobie rąk. Najczęściej nikt nie chował urazy, a dzieci goszczące w Sunrise nie popełniały już więcej tego samego błędu. Bliźniacy, Birch i Sagę, byli dobrymi kumplami zdaniem kolegów, naiwniakami zdaniem sióstr oraz kochającymi i pełnymi szacunku synami w opinii matki. Tak samo jak inni chłopcy, mieli domowe obowiązki, dostawali kieszonkowe, ścielili swoje łóżka, pomagali Chue w ogrodzie i w cieplarniach, wynosili śmieci i na ogół nie narzekali, kiedy Fanny prosiła ich o pomoc. Każdego wieczora całowali i obejmowali matkę przed pójściem do łóżka. Byli jednymi z najlepszych uczniów w klasie. Postanowili dostać się na uniwersytet West Chester w Pensylwanii i studiować księgowość i zarządzanie, żeby pomóc matce prowadzić należącą do niej firmę „Ubranka Sunny", która przynosiła teraz trzy miliony dolarów dochodu rocznie. Ta prężna firma, która miała swój skromny początek w domowej pracowni, rosła powoli przynosząc z czasem coraz większy dochód dzięki pracowitości Fanny, profesjonalizmowi Sallie w interesach oraz znajomości rynku włókienniczego, jaką wniosła Billie Coleman.

Fanny mówiła o „Ubrankach Sunny" j ako o firmie lokalnej, ponieważ sprzedawała ona dziecięcą odzież wyłącznie w Nevadzie i Teksasie. Ograniczenie sprzedaży tylko do niektórych stanów było pomysłem Billie, która stwierdziła, że dzięki temu sprawować się będzie lepszą kontrolę nad jakością. Sallie poszła o krok dalej. Powiedziała, że kiedy coś jest nieosiągalne, ludzie zrobią wszystko, by to zdobyć. Radziła, żeby rozszerzać firmę tylko na jeden stan naraz i dobrze traktować pracowników - być na tyle sprytnym, żeby wiedzieć, kiedy zarobiona ilość pieniędzy jest już wystarczająca i nadwyżką dzielić się z innymi. To była rozsądna uwaga i Fanny stosowała się do niej co do słowa. Dzięki temu w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym roku „Ubranka Sunny" wystartowały niczym rakieta, która eksplodowała na rynku detalicznym. Siedziba firmy mieściła się w śródmieściu Las Vegas. Bess Noble, nie mając za grosz doświadczenia, zaczęła działać uzbrój ona jedynie w zaufanie Fanny, która mówiła: - Bess, obie jesteśmy w tej dziedzinie kompletnie zielone i dlatego właśnie wszystko się uda. Obie będziemy się uczyć na błędach i dobrze wiesz, że nigdy nie będę miała do ciebie pretensji o to, że coś ci nie wyszło. Któregoś dnia będziemy znane w całym kraju. Wspomnisz moje słowa! Sześć lat później dochody netto firmy sięgały kilkunastu milionów. Sunny - wierna podobizna ojca - była niesfornym, tyczkowatym podrost-kiem ze zwichrzoną czupryną, uwielbiała przeklinać i gnębić swoich braci, przy czym uśmiech nigdy nie schodził z jej twarzy. Potrafiła wspiąć się na topolę szybciej niż którykolwiek z bliźniaków i zejść z niej jeszcze prędzej śmiejąc się hałaśliwie, kiedy chłopcy zaplątywali się w gałęzie i najczęściej spadali z drzewa. Potrafiła szybciej pedałować na rowerze, przebiec dłuższy dystans, popłynąć dwa razy dalej i, krótko mówiąc, prześcignąć braci w każdym przedsięwzięciu. Mała Billie była towarzyskim dzieckiem, a j ej największą życiową pasj ą stała się firma matki. W wieku sześciu lat odkryła papierowe laleczki. Nigdy nie satysfakcjonowały jej nieliczne wycinane ubranka dołączane do lalki, więc robiła własne - pulchnymi paluszkami rysowała i wycinała tak długo, aż osiągała dokładnie taki efekt, jakiego pragnęła. W wieku siedmiu lat zaczęła projektować sukienki dla swoich lalek, a Fanny szyła j e dla niej do dnia, w którym Sallie stanęła na progu domu z maszyną do szycia kupioną specjalnie dla Billie. Od tej chwili każdy strój, który Billie zaprojektowała i uszyła dla swojej ulubionej lalki Cissie, był dziełem sztuki. Uwielbiała przyszywać guziki do próbnych ubranek wykonywanych przez matkę, uwielbiała kopiować dziwaczne słoneczka - aplikacje, które przyszywano na kieszeniach albo szelkach, uwielbiała pakować paczki wysyłane potem pocztą. Kiedy miała dwanaście lat i leżała w łóżku z wyjątkowo ciężkim przeziębieniem, zaprojektowała dziecinny kombinezon, który wycięła i zszyła ręcznie. Kombinezon z nogawkami związywanymi w kostkach za pomocą tasiemek z miniaturowymi słoneczkami stał się przebojem następnego roku. Oryginał - sfastrygowany, odprasowany i oprawiony w ramki - wisiał w pracowni wraz ze wszystkimi projektami jej matki. Studio Fanny, lub też pracownia, jak wolała ją nazywać, mieściła się w chatce, w której mieszkał Chue zanim jego rodzina zaczęła się powiększać. Sallie zbudowała dla niego dom nieco niżej na zboczu góry w tym samym roku, w którym przeniosła prawo własności do posiadłości na Fanny. Z pomocą Billie i Bess Fanny odnowiła chatkę. Pracownia była jasna i kolorowa, pełna sztalug, stołów kreślarskich, stołków i podnóżków. Cztery głębokie fotele stały po obu stronach kominka z polnych kamieni. Na samym środku pokoju znajdował się okrągły dębowy stół pokryty próbkami materiałów, projektami, katalogami i podręcznikami do projektowania. W jednym z kątów urządzono kuchnię z małym piecem, miniaturową lodówką, kolorowymi szafkami i stolikiem z kutego żelaza, przy którym stały cztery krzesła. Daleko po lewej stronie bliźniacze łóżka z małą toaletką stojącą pomiędzy nimi witały Fanny, kiedy miała ochotę na krótką drzemkę albo chciała spędzić tutaj noc co zdarzało się, gdy pracowała do późna. Jednak najulu-bieńszym miej scem Fanny były fotele przy kominku, zwłaszcza kiedy przyj eżdżały z wizytą Billie i Bess. Rozmawiały wtedy o swoich mężach, dzieciach, marzeniach, żeby dopiero po wyczerpaniu tych

tematów przejść do interesów. Przy innych okazjach pracownia stawała się miejscem spotkań dla niej i dzieci, w którym zbierali się, kiedy pojawiał się jakiś problem, który trzeba było omówić i rozwiązać. Kakao, ogień w kominku i otwarte umysły sprawiały, że miejsce to przypominało sanktuarium. Fanny często zakradała się tutaj, w środku nocy, żeby przemyśleć różne sprawy, podczas gdy Ash, pijany i wściekły, składał w domu j edną ze swoich rzadkich wizyt. Fanny wiedziała, że już wiele lat temu powinna była postarać się o rozwód. Wciąż jednak miała nadzieję, że coś się zmieni - ale nie zmieniało się nic. Kiedyś w myślach krytykowała Sallie za pozostawanie w małżeństwie, w którym nie było miłości, utrzymywała, że nie rozumie jej dziwacznych relacji małżeńskich, ale teraz postępowała dokładnie tak samo. Czy wciąż kochała Asha? Dzieci bez przerwy ją o to pytały i jej wciąż ta sama odpowiedź brzmiała „oczywiście". Dzieci potrzebowały stabilizacji i obojga rodziców. Co prawda, Ash tak naprawdę nigdy nie zachowywał się jak rodzic. Cóż, był dobry w dawaniu prezentów, przyjeżdżał czasami na weekend z nowymi rowerami, grami, zabawkami, horrendalnie drogą biżuterią dla dziewczynek. Jeżeli tylko jakąś rzecz można było kupić, Ash kupował ją i wręczał szerokim gestem. Potem proponował dzieciom, żeby zagrały w tenisa „ze swoim staruszkiem" i grał do upadłego. Dla Asha nie była to tylko zabawa, ale bitwa, w której mógł istnieć tylko jeden zwycięzca: Ash Thornton. Bliźniacy nienawidzili tych rozgrywek, ale Sunny pilnie ćwiczyła, pojechała na miesiąc na letni obóz połączony z nauką gry w tenisa i w końcu, w wieku trzynastu lat, rozłożyła ojca na obie łopatki. Bliźniacy dopingowali ją wściekle wyrzucając w górę ramiona za każdym razem, kiedy zmuszała ojca do szaleńczych wysiłków, by odebrać jej serw. Po tym wydarzeniu nie było już więcej gry w tenisa. Serce Fanny zabiło szybciej, ledwie usłyszała samochód Asha na żwirowym podjeździe. Spróbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio gościł w domu. Sześć tygodni temu, a może jeszcze dawniej. Był środek dnia. Co on tu robi? Pobiegła do garderoby, szybko poprawiła fryzurę i nałożyła na usta świeżą szminkę. Na koniec spryskała perfumami nadgarstki nienawidząc samej siebie za to, że tak się zachowuje. Jej mąż przyjechał do domu. Zobaczyła, że Sunny wychodzi zza rogu domu prowadząc swój rower. Nawet z tej odległości mogła dostrzec gniewny grymas na twarzy córki. To mogło oznaczać tylko kłopoty. Dobrze pamiętała, że Sunny nie czuła się usatysfakcjonowana wygraną w tenisa. Wyzwała Asha na wyścig rowerowy po drogach prowadzących w dół i w górę zbocza. Bliźniacy zaznaczyli trasę pełną przeszkód kawałkami czerwonej wstążki. Fanny słyszała, jak to planowali. Patrzyła teraz jak Ash, elegancko ubrany i w dobrej kondycji, śmieje się, boksując z synami. Po chwili chłopcy popędzili, żeby rozciągnąć pomiędzy dwoma drzewami wstążkę oznaczającą linię mety. Sunny opierała się o drzewo rozciągając mięśnie nóg i robiła przysiady. Fanny wyszła na zewnątrz dokładnie w chwili, kiedy Ash dał znak, podnosząc kciuk do góry i wystartował ze świstem. Sunny z początku ruszyła powoli, 10 a jej długie muskularne nogi miarowo naciskały na pedały. Kiedy wyprzedziła ojca, prychnęła pogardliwie pod jego adresem, a linię mety osiągnęła na dziesięć sekund przed nim. Kiedy i on wreszcie dotarł do końca trasy, Sunny opierała się już o drzewo sącząc coca-colę. W drugiej ręce trzymała butelkę dla ojca, ale Ash z morderczym błyskiem w oku wytrącił jej colę z ręki i cisnął swój rower w krzaki. Fanny pobiegła za mężem wołając go po imieniu, podczas gdy on podążał w kierunku samochodu. Musiała się cofnąć, kiedy zignorował jąi ruszył autem do tyłu tak szybko, że żwir posypał się spod kół bijąc Fanny po piersiach. Wciąż jednak wołała: - Ash, poczekaj, wracaj! Wyciągnęła ramiona przytulając do siebie dzieci i wszyscy skierowali się do studio, gdzie usiedli na czerwonych fotelach - nie po to, żeby dyskutować o nie-sportowym zachowaniu ojca, ale żeby pocieszyć matkę, żeby spróbować zatrzeć ślad rozpaczy, jaki widzieli w jej oczach.

- Zrobiłam to dla ciebie, mamo - powiedziała Sunny. - Przynajmniej tak mi się wydawało. Nienawidzę tego, jak on cię traktuje. Nie mogę znieść, że się na to zgadzasz. Ruchem tygrysicy odwróciła się w kierunku braci. - Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że tak się zachowujecie, to wam przyłożę. Słyszycie? Spójrzcie tylko na siebie, macie metr osiemdziesiąt wzrostu, ważycie tyle samo co tata. Czas, żebyście zaczęli się zachowywać jak gospodarze tego domu, skoro nie ma innego mężczyzny, na którego można byłoby liczyć na co dzień. Jest was w końcu dwóch, czy to takie trudne? - Wiesz co, siostrzyczko, masz całkowitą rację. Przynajmniej raz w życiu. Od tej chwili przejmujemy rolę taty - Birch zatarł ręce radośnie. - Zrobimy tak: Sunny, będziesz co wieczór nakrywać do stołu. Billie - ty będziesz sprzątać. Od jutra obie ścielicie nam łóżka, to znaczy mnie i drugiemu gospodarzowi tego domu. - A gdy my będziemy robić to wszystko, czym wy się zajmiecie? - zapytała Sunny. - Będziemy się zachowywać jak gospodarze. Czyli-nie będziemy robić nic! Tego właśnie chciałaś. Powinnaś była bardziej uważać, kiedy Chue opowiadał nam o starych chińskich przysłowiach. Pamiętasz jedno, o którym wspominał... brzmi jakoś tak: „Uważaj, czego sobie życzysz, bo twoje życzenie może się spełnić". Koniec, kropka. - Nie to miałam na myśli i dobrze o tym wiesz - wybuchnęła Sunny. - Przestańcie - przerwała Fanny. - Doceniam wszystko, co powiedzieliście i zrobiliście. Za bardzo się martwicie. Wasz ojciec... nie jest szczęśliwy - to najlepsza odpowiedź, jaką mogę wam dać. Nie wiem, co mogłoby go uszczęśliwić. Pytałam go o to, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Kocha was wszystkich. W głębi serca wierzę, że tak jest. Sunny, oceniasz go zbyt surowo. - Akurat. - Czas pójść i zająć się naszym obiadem - powiedziała Fanny wstając z fotela przy kominku. 11 - Powinniśmy chyba przygotować wielki talerz... czegoś naprawdę paskudnego dla was, chłopcy! - wykrzyknęła Sunny wypadając z pracowni. Bracia popędzili za nią. - Chciałabym być bardziej do niej podobna - westchnęła Billie. - Gdybyś była taka jak Sunny, nie byłabyś sobą- stwierdziła Fanny obejmując ramieniem najmłodszą córkę. - Kocham cię taką, jaka jesteś. - Mamo, zauważyłaś, że tata nigdy nie może sobie przypomnieć mojego imienia? Zawsze musi bardzo wysilać pamięć, zaczyna mieć taki nieobecny wyraz twarzy, szuka właściwego słowa i, kiedy już myślę, że da za wygraną, nagle sobie przypomina. Chyba niezbyt dobrze to o mnie świadczy? Fanny miała dosyć oszukiwania własnych dzieci w sprawach dotyczących ich ojca. Nie będzie już więcej kłamstw. - Aha. Myślę, że trochę nie podoba mu się twój e imię. Jak wiesz, nadałam ci je na cześć Billie Coleman, a twój ojciec myśli, że Billie... ma do niej pretensje za to, że dzięki niej stałam się bardziej niezależna. Twój ojciec uważa, że kobiety powinny siedzieć w domu, gotować, sprzątać, szyć, wychowywać dzieci i służyć na klęczkach swojemu mężczyźnie. - To przecież niewolnictwo - zauważyła Billie. - Niektóre kobiety lubią takie życie, niektóre nie. Ja należę do tej drugiej grupy. Tak samo, jak twoja babcia. Myślę, że dla twojego ojca to wszystko jest bardzo trudne. Za bardzo porównuje mnie z twoją babcią. - Powinien być z niej dumny i ty też, mamo. Nigdy mi nie wspominałaś, jak tata zareagował, kiedy w zeszłym roku mój kombinezon okazał się przebojem. Czy wogóle mówił cokolwiek? Jeżeli nie, to powiedz mi prawdę. Nie zranisz moich uczuć. - Kochanie, twój tata nie interesuje się tym, co nazywa moimi durnymi interesami. Sunny pokazała mu kombinezon i wychwalała cię pod niebiosa, tak samo jak bracia. Stwierdził, że jest

bardzo ładny. Chciałabym, żeby był tak samo podekscytowany jak my wszyscy. Czasami musisz przełknąć gorzką pigułkę i żyć dalej akceptując to, co złe i ciesząc się tym, co dobre. - Rozumiem, mamo. Ale gdzie jest to dobre? - Billie zgarbiła się, podeszła do swojego stołu kreślarskiego i zaczęła coś szkicować. - Zawołaj mnie, kiedy obiad będzie gotowy. Dziś moja kolej zmywania, więc ty i Mazie nie potrzebujecie mnie teraz. Właściwie, czy to możliwe, żeby Mazie było chińskim imieniem? - mruknęła. - Kochanie, pokaż mi, nad czym pracujesz. Przez ostatnie tygodnie byłaś bardzo tajemnicza. Zaczyna mnie to bardzo ciekawić. Ale jeżeli nie chcesz mi tego pokazywać, to po prostu powiedz. - Miałam taki pomysł. Kilka tygodni temu sprzątałam swoje szuflady i znalazłam starą lalkę. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłoby dobrym pomysłem uszyć nowe ubranko, takie jak kombinezon, nad którym teraz pracuję i zrobić drugą lalkę do kompletu? Chłopca i dziewczynkę w dokładnie takich samych ubrankach. To byłaby mała laleczka, żeby wykorzystać skrawki materiału. Gdybyśmy uszyły ubranko z różnokolorowych łatek, zużyłybyśmy mnó- 12 stwo resztek. Tylko że lalka powinna być naprawdę mała, taka, żeby można ją było włożyć do kieszeni. Ale większa też mogłaby się przydać. Wiesz, gdybyśmy zrobiły lalkę przytulankę, można byłoby sprzedawać ją osobno. Co o tym myślisz, mamo? Fanny odsunęła się o krok do tyłu i z podziwem spojrzała na córkę. - Mój Boże, przecież ty masz dopiero czternaście lat! To jeden z najlepszych pomysłów, jakie kiedykolwiek słyszałam. Zrobimy to! Masz jakieś szkice? - Coś w tym rodzaju. Nie chcę ci ich jeszcze pokazywać. Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? - Kochanie, pomysł jest rewelacyjny! Mogę go zdradzić Bess, Sallie i Bil-lie? - Pewnie, mamo. Chciałabym usłyszeć, co one o tym myślą. Obiecujesz, że powtórzysz mi dokładnie to, co powiedzą? - Przyrzekam, powtórzę ci wszystko słowo w słowo. Opowiesz o tym braciom i siostrze? - Już to zrobiłam. Birch stwierdził, że jestem geniuszem, a Sagę, że jestem nadgeniuszem. Sunny stwierdziła, że cieszy się, że jestem jej siostrą, bo nie zna nikogo tak mądrego jak ja. Wszyscy mnie uścisnęli, a potem Birch wepchnął mnie do basenu i oznajmił, że w ten sposób otrzymałam chrzest geniuszostwa. Mamo, naprawdę jest takie słowo? - Co za różnica. Tytuł w pełni do ciebie pasuje. Kochanie, brak mi słów, żeby powiedzieć, jak bardzo jestem z ciebie dumna. - Myślisz, że to może być następny przebój? - Na pewno. A teraz bierzmy się do pracy! Fanny wyszła na dwór, prosto w jasne światło słońca. Jeszcze kilka minut temu miała ochotę krzyczeć i wierzgać, rozwalić coś, ale cała złość rozwiała się jak zawsze, kiedy dzieci przejmowały władzę nad jej sercem. Na długo zapamięta wyraz ich twarzy po wyścigu rowerowym. Już parę lat temu powinna wziąć sprawy we własne ręce. Przeszła w kierunku małego cmentarza, który zawsze dawał ukojenie Sallie. Usiadła pod topolami, obejmując kolana ramionami. Czas już podjąć decyzj ę, czas odłożyć na bok cierpiące serce i żyć dalej własnym życiem. Trzydzieści sześć lat to wiek, w którym nie jest jeszcze za późno na zaczynanie wszystkiego od nowa. Billie Coleman próbowała zrobić to samo, więc czemu i jej nie miałoby się udać? Fanny zaczęła płakać z powodu wszystkich tych straconych lat. - Płacze - powiedziała Sunny rozpychając łokciami braci cisnących się przy kuchennym parapecie. - Powinniśmy coś zrobić.

- Ty, Sunny, zrobiłaś już chyba dosyć - ty to wszystko zaczęłaś. Czemu po prostu sobie nie odpuściłaś? Wiedziałaś, że go pobijesz, wiedziałaś, jak on się zachowa. Czemu to zrobiłaś? Musisz się trochę uspokoić. - Łatwo ci mówić. Obaj za parę miesięcy wyjedziecie na studia. Wtedy zostaniemy tu tylko ja i Billie. Bez was nie będzie już tak samo. Sam fakt, że jesteście tacy wysocy sprawia, że czuję się bezpieczniej. - O rany, Birch, ona powiedziała nam komplement - stwierdził Sagę ze zgrozą. 13 - Wstaje - ostrzegła Sunny. - Udawajcie, że jesteście czymś zajęci. - Tak jest, kapitanie - powiedział Sagę salutując. Fanny weszła do kuchni z kamienną twarzą. - Słuchajcie, sprzątnę teraz, a potem pojadę do miasta. Nie jestem głodna, więc zjedzcie beze mnie. Prawdopodobnie zostanę u Sallie i wrócę tu rano. Billie powiedziała mi o swoim pomyśle z lalkami. Jest tak świetny, że nie mogę się doczekać, kiedy wszystkim o nim opowiem i zacznę wprowadzać go w życie. Chciałabym wam wszystkim podziękować za to, że dodaliście j ej otuchy. Ale nie wyda-je mi się, żebyście musieli wpychać ją do basenu. - Musieliśmy - powiedział Sagę. - Bardzo jej się to podobało! - Dobrze, dobrze. Pamiętajcie, żeby zjeść cały obiad, nie tylko deser. Zobaczymy się jeszcze zanim wyjadę. Dzieci Fanny leżały rozciągnięte na podłodze salonu, a kiedy ich matka wróciła do pokoju, wszystkie jak jeden mąż podniosły na nią wzrok. Cała czwórka zaniemówiła z wrażenia. Fanny ubrana była w bladożółtą lnianą sukienkę o prostym kroju, bardzo dopasowaną. Na nogach miała buty dobrane kolorem do sukienki. Mogłaby w tym stroju pozować do zdjęcia w żurnalu. Jej upięte wysoko włosy spływały w dół, odsłaniając brylantowe kolczyki. Brylantowa broszka w kształcie rozgwiazdy wpięta była w lnianą sukienkę nieco poniżej ramienia. W ręce Fanny trzymała małą torebkę z ozdobnym zapięciem. - Coś nie tak? Czy broszka jest zbyt błyszcząca? Chodzi o moje włosy? -niespokojnie zapytała Fanny. - Rzadko mi się teraz zdarza wkładać eleganckie ubrania. Tę sukienkę zaprojektowała Billie Coleman. Zapewniała, że nigdy nie wyjdzie z mody. Powiedzcie coś. - Mamo, wyglądasz niesamowicie. Chyba niejesteśmyprzyzwyczajeni, żeby oglądać cię w takich strojach. Jak możesz chodzić w tych butach? Obcasy są bardzo wysokie. - Wyglądasz niczym modelka z żurnala - stwierdziła Billie. - No, no - powiedzieli w tej samej chwili bliźniacy. Chłopcy zawsze odzywali się jednocześnie, kiedy nie wiedzieli, co powiedzieć. Ta wspaniała osoba stojąca przed nimi to ich matka! - Jeśli jesteście pewni, że wyglądam dobrze, to idę. Sagę, musisz posprzątać swoją połowę pokoju. Jutro j est dzień prania. Billie, masz być w łóżku o dziesiątej, bez oszukiwania. Trzymam cię za słowo. Sunny, żadnych kanapek z sadzonym jajkiem o północy. I nie ma mowy, żebyście pływali po zmroku. Zgoda? Chodźcie tu, nie jesteście jeszcze tacy duzi, żebyście nie mogli ucałować mnie na dobranoc. Kiedy drzwi zamknęły się za Fanny, dzieci spojrzały na siebie. - Ona da mu popalić. A potem odejdzie od niego - powiedziała Sunny. - Jest zła. Bardzo zła. - Zdawało ci się - zaprzeczył Birch. - Według mnie nie wyglądała na złą. - Zaufaj mi. Jestem kobietą i wiem - zapewniła Sunny. 14 - Akurat. Masz tylko piętnaście lat - odrzekł Sagę. Birch powstrzymał się od przytyku kiedy zauważył, że Sunny zaczęła płakać, aż trzęsły się jej ramiona. Spojrzał na nią bezradnie.

- Dlaczego nie możemy być zwyczajną rodziną? Czemu ciągle występujemy przeciwko niemu? Spotyka się z innymi kobietami. Oszukuje mamę. Birch, czy kiedykolwiek pocałował cię albo przytulił, albo powiedział, że jest z ciebie dumny? - Faceci nie robią takich bzdurnych rzeczy, Sunny. Ale moja odpowiedź brzmi „nie". - To nie facet, Birch, to twój ojciec. Mama przytula nas codziennie. Myślę, że czasami przyjmujemy to jako coś normalnego. Chcesz skończyć tak samo, jak on i oddalić się od mamy tak, jak on oddalił się od babci? - Nie - mruknął Birch. - Nie zależy mu, Birch. Nie zależy mu na żadnym z nas. W głębi serca wiesz, że mam rację. Birch patrzył, jak Sagę i Billie idą w stronę kuchni, żeby przygotować kolację. Kiedy odeszli poza zasięg głosu podszedł do Sunny i objął ją ramionami. - Sunny, chciałbym z tobą porozmawiać jak starszy brat. Spójrz na mnie -ujął jej piegowatą buzię w obie dłonie. - Nie jesteś z tym wszystkim sama. Chciałbym, żebyś przestała udawać, że... że taki z ciebie twardziel. Wiem, czemu to robisz. Inni myślą, że jesteś naprawdę taka, na jaką pozujesz. To sprawia, że wydajesz się mniej dziewczęca, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. Podobałoby mi się także, gdybyś zamknęła na kłódkę tę swoją niewyparzoną buzię. Nie chcę, żebyś miała złą reputację, w końcu jesteś moją siostrą. To bardzo dobrze, że jesteś świetna w lekkoatletyce, ale powinnaś powstrzymać swój pęd do ciągłego wygrywania. Możesz powalić na kolana mnie i Sage'a, złoiłaś też skórę tacie, ale popatrz, co z tego wynikło. Zastawiłaś na niego pułapkę, a on w nią wleciał. Nie ma co być z tego dumnym. Jezu, j est przecież stary, musi mieć przynajmniej pięćdziesiątkę, a ty jesteś piętnastolatką. - Chciałabym po prostu, żebyśmy byli rodziną. - To się nie stanie, a przynajmniej nie w taki sposób, jak sobie wymyśliłaś. Kiedy coś się nie udaje, trzeba się z tym pogodzić, wziąć się w garść i żyć dalej. Dorwiesz się do piłki, kiedy przyjdzie pora. Usiądź. Serce Sunny tłukło się w piersi. Nigdy jeszcze nie widziała u swojego brata tak poważnego wyrazu twarzy. Wzięła głęboki oddech. - Co się dzieje? - zapytała Billie stając na progu. - Chcecie kakao? Birch przytaknął. Potem, kiedy znowu zostali sami, objął ramieniem siostrę. - Wiesz, w zeszłym roku Sagę i ja pojechaliśmy do miasta, żeby porozmawiać z tatą. Widzieliśmy mamę płaczącą w pracowni, po tym, jak zobaczyła jego samochód odjeżdżający w dół zbocza. Zadzwoniła do Teksasu, do cioci Billie. Podsłuchiwaliśmy, przyznaję. Wiemy, co mówił tata, bo wszystko jej powtórzyła. Otóż powiedział, że jeśli mama zechce rozwodu, to on przysięgnie, że była niewierna i będzie się starał w sądzie o przyznanie mu opieki nad nami. Nazywał ją bardzo obraźliwymi słowami, krzyczał, że j est taka j ak babcia, że żałuj e,żewogólesięz nią ożenił, i róż- 15 ne inne rzeczy w tym stylu. Mama przyznała się cioci Billie, że ciągle go kocha. Sagę i ja nie mogliśmy tego zrozumieć, więc zadzwoniliśmy do wujka Simona. - Powiedzieliście wujkowi Simonowi! - Mówię ci, nie wiedzieliśmy co robić. To fajny facet, chciałbym, żeby był naszym ojcem - rzekł Birch z zadumą. - Nie rozgłaszaj tego, ale ciągle do niego dzwonimy. Powiedział wtedy, żebyśmy porozmawiali z tatą. Nie mówił 0 czym, tylko tyle, że sami będziemy wiedzieli, kiedy już znajdziemy się na miejscu. I kazał, żebyśmy pamiętali, że tata jest naszym ojcem. Zrozumieliśmy z tego, iż powinniśmy okazywać mu szacunek, więc okazywaliśmy. Do niego właśnie j echaliśmy tego dnia, kiedy wypytywałaś nas, dlaczego włożyliśmy garnitury i krawaty. Jezu, to było jak wizyta u dyrektora. Sunny, przysięgam na Boga, że tego dnia coś we mnie umarło. Tata patrzył na nas, jakbyśmy byli obcymi ludźmi. Staliśmy twarzą w twarz, a on miał takie ostrożne spojrzenie, jakby właśnie odkrył,

że jesteśmy dorośli i równi mu wzrostem i wagą. Aż cofnął się o krok. Może dlatego, że było nas dwóch. Może poczuł się zagrożony. Przysięgam na Boga, najgorszą rzeczą, jaką mu powiedziałem, to że chciałbym, żeby był bardziej podobny do wujka Simona. Wtedy uderzył mnie w twarz tak mocno, że mało nie zemdlałem. - Co jeszcze mówiliście? - Powiedzieliśmy, że słyszeliśmy rozmowę mamy z ciocią Billie, i to jego gadanie o zdobyciu opieki nad nami to bzdura, bo nie pójdziemy z nim. Stwierdził wtedy, że zabierze Billie. Właśnie skończyła trzynaście lat i nie byliśmy pewni, czy to możliwe czy nie, więc trochę przycichliśmy. Nazwał nas pyskaczami 1 kupami łajna. Wszystko to było okropne. - Powinieneś był mi powiedzieć - mruknęła Sunny. - Może i tak. Niech to cię nauczy cierpliwości. Przestań działać bez zastanowienia i skończ z tymi wszystkimi złośliwościami. Uściskał japo raz ostatni. - Zawieramy pokój? - zapytał. - Tak - odparła Sunny. - Sallie, muszę z tobą o czymś porozmawiać - powiedział Philip. - Będziesz miała chwilkę po południu? - Dla ciebie zawsze mam czas. Możesz przyjść teraz, jeśli chcesz. Dam ci obiad. Sallie od razu spostrzegła, że jej męża coś gnębi. - Bądźmy dziś nieprzyzwoici i wypijmy trochę wina do risotta. Chodzi o Asha, prawda? - Zawsze umiałaś czytać w moich myślach. Chłopiec nie jest szczęśliwy, Sallie. - Ash nie jest chłopcem. Jest mężczyzną, i to żonatym. Mężczyzną, który lekceważy swój e małżeńskie obowiązki. Nie mogę mu tego darować. Powiedz, co cię gnębi, spróbuję ci pomóc. 16 - Właściwie j esteś j edyną osobą, która mogłaby to zrobić. Ash przyszedł do mnie wczoraj i powiedział coś, co mnie zaszokowało. Chyba byłem tak pochłonięty kurzą fermą, że nie zwracałem uwagi na to, co działo się w mieście. - Co mówił Ash? - zapytała Sallie z rezerwą w głosie. - Otóż w środę wpadł do „Srebrnego Dolara" kiedy śpiewałaś, i w całym salonie były zaledwie trzy osoby, a jedną z nich był Devin Rollins. Sallie, salony nie przynosząjuż dochodów. Ash miał racj ę mówiąc ci parę lat temu, że powinnaś być na czasie. W innych kasynach są przedstawienia reklamowane na pierwszych stronach gazet, eleganckie dekoracje, nowe wyposażenie. Twoja firma jest przestarzała. Mamy rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty pierwszy, Sallie, a nie dwudziesty trzeci. Znajdujesz się mniej więcej w tym samym miejscu, w którym byłaś trzydzieści osiem lat temu. Nie powinno tak być. - Philipie, nie lubię zmian i dobrze o tym wiesz. - Co masz na myśli? Oczy piekły ją od powstrzymywanych łez. - Chyba mam na myśli to, że nie wiem, co robić. - Nieprawda. Wiesz co robić, tylko po prostu nie chcesz. Nie wydaje mi się, żebyś miała w tej chwili duży wybór. - Co mi radzisz? - Idź do Asha, bo przecież wiesz, że i tak będziesz musiała do niego pójść. On nigdy nie przyjdzie do ciebie, chyba zdajesz sobie z tego sprawę. To on miał rację, ale nie będzie ci tego wypominać. Usiądź i szczerze z nim porozmawiaj. Wciąż jeszcze możesz być groźnym konkurentem w dziedzinie hazardu, jeżeli na tym właśnie ci zależy. Jeżeli ci nie zależy, zamknij salony, odejdź na emeryturę 1 pomóż Farmy rozkręcać jej firmę. - A co się stanie z wszystkim moimi ludźmi?

- Mogę znaleźć zajęcie dla wielu z nich, ale będą musieli zapracować uczciwie na swoje pensje. Nic nie jesteś im winna, utrzymywałaś ich przez ostatnie dziesięć lat. - Tak po prostu? - Tak po prostu. Nawiasem mówiąc, Ash nie wie, że tu jestem i chciałbym, żeby tak pozostało. Jeżeli zdecydujesz się działać i wprowadzić trochę zmian, on powinien wierzyć, że sama na wszystko wpadłaś. Jest pracowity i ma dobre pomysły. Niewiele mnie obchodzi, co robi ze swoim życiem prywatnym, ale jest w końcu mężczyzną i, jeżeli ma ochotę popsuć sobie życie, to nie będę go zmuszać, żeby zmienił zdanie. - Jest okropnym mężem i beznadziejnym ojcem. Nie wyobrażaj sobie, że Fanny przychodzi do mnie na skargę, bo nie robi nic takiego. Musiałabym być ślepa, żeby nie widzieć co się dzieje. Jak można być ślepym w jednej sprawie, a w innej nie? Nie trudź się odpowiadaniem na to pytanie. Cieszę się, że miałeś odwagę tu przyjść i powiedzieć mi o wszystkim. Czemu Devin o niczym mi nie wspomniał? - Wydaje mi się, że za bardzo cię kocha, żeby zranić twoje uczucia - odparł Philip zdławionym głosem. 2 - Przekleństwo Vegas \ ~j - Chyba powinnam ci podziękować. Jak... co... ? - Sallie, postąpisz tak, jak dyktuje ci serce. Wystarczy, że spotkasz się z Ashem w połowie drogi, a cała reszta jakoś się ułoży. Musiszjednak wiedzieć, żejeżeli przekażesz Ashowi firmę, będziesz musiała stać z boku i pozwalać mu, żeby zrobił wszystko na swój sposób. Nie możesz wtrącać się tak, jak to robiłaś przedtem. - Nie tknęliśmy nawet obiadu - zauważyła Sallie. - Innym razem. Sallie pozwoliła się pocałować w policzek, a potem wróciła do salonu i zadzwoniła po dzbanek z herbatą. Przesiedziała całe popołudnie, aż do zachodu słońca, sącząc aromatyczny napój i paląc papierosy. Pokręciła głową, kiedy gospodyni ogłosiła, że kolacja jest gotowa, ale przyjęłajeszcze jeden dzbanek. Ciągle siedziała w ciemnościach, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi o wpół do dziesiątej wieczorem i potem jeszcze raz o wpół do jedenastej. O jedenastej poszła do swojego pokoju. Czuła się staro. Żałowała, że nie jest w stanie płakać, bo może poczułaby się wtedy lepiej, ale jej oczy pozostały suche. Powinna zadzwonić teraz do Devina i zadać mu kilka pytań. Odetchnęła głęboko i wykręciła jego numer. - Obudziłam cię, Devin? Nie? To dobrze. Muszę cię o coś zapytać. Dziś po południu był u mnie Philip i odbyliśmy długą rozmowę. Posłuchaj mnie teraz i powiedz, co o tym myślisz. Minęło wiele minut, zanim Sallie zakończyła: - Devin, jak mogłam pozwolić, żeby zdarzyło się coś takiego? Masz pojęcie? Czyjestem głupia? Myślałam... myślałam, że moi klienci będą lojalni i wrócą, kiedy te neony, ten zgiełk... Ale one nigdy im się nie znudzą, prawda? Ludzie lubią taką atmosferę. Ash miał rację. Pytanie brzmi: co powinnam teraz zrobić? Devin, czemu nic mi nie powiedziałeś? - Bo byłaś taka szczęśliwa. Nie chciałem tego popsuć. To było samolubne z mojej strony. Sallie, nie jestjeszcze za późno. Zacznij działać energicznie i przejmij kontrolę, podejmij trudne decyzje i nie oglądaj się za siebie. Zadzwoń rano do Simona i porozmawiaj z nim, zanim powierzysz wszystko Ashowi. Może byłoby dobrze, gdybyśmy obój e przeszli się po kasynach, żeby zobaczyć, przeciwko czemu mamy walczyć. Zrobimy to, kiedy będziesz gotowa. - Chciałabym, żebyś z samego rana zajął się zamknięciem wszystkich salonów. Daj wszystkim pracownikom miesięczną pensję w ramach odprawy. - Bardzo dobrze. To twój pierwszy krok. A co potem? - Nie wiem. Jadę do Sunrise. Zadzwonię do ciebie za parę dni. - Teraz mówisz rozsądnie. - Kończę już, Devin. Mam sporo spraw do przemyślenia.

- Jeżeli będziesz mnie potrzebować, to jestem tutaj przez cały czas. Kocham cię, najdroższa. Pamiętaj o tym. Sallie rozejrzała się po swojej pustej sypialni. Było tu ogromne łóżko z koronkowym baldachimem o barwie dopasowanej do koloru koronkowych firanek w oknach, brokatowe i atłasowe szezlongi, toaletka ze ślicznym koronkowym obramowaniem zrobionym ręcznie przez Farmy, ręcznie rzeźbione stoliki nocne i wspaniały 18 kryształowy żyrandol z Bawarii. Ta sypialnia zawsze będzie pusta, bez względu na to, jak wiele postawi tu mebli. Pusty pokój - bez emocji, bez miłości. Pusty. Sallie zamrugała oczami sięgając po haftowaną poduszkę, którą Fanny dała jej na Boże Narodzenie wiele lat temu. Ta poduszka należała do niewielu szczególnie drogich skarbów Sallie. Kiedy ją dostała, płakała tylko dlatego, że komuś zależało na niej aż tak, iż spróbował uwiecznić dla niej wspomnienia. Jej siostra Peggy naszkicowała wizerunek Ragtown takiego, jakim było zaraz po wizycie Sallie w domu, i wysłała do niej. Był taki szczegółowy, taki idealny, widać było nawet szmaty wetknięte pod drzwi. Musiała wybiec z pokoju i pobyć przez chwilę sama. Fanny zabrała rysunek i wiernie go wyhaftowała. Sallie przytuliła teraz poduszkę do piersi, a w jej oczach zalśniły łzy. Jej przeszłość. Przeszłość, która doprowadziła ją aż do tego momentu. Gdyby tylko wiedziała, co gotuje jej przyszłość. - Sagę, obudź się. Sagę, wstawaj! - syknęła Surmy prosto do ucha śpiącego brata. Potrząsnęła nim, szarpnęła za kołdrę, aż wreszcie uderzyła go po twarzy. - Wstawaj i chodź ze mną na korytarz. To ważne. - Która godzina? - Czwarta rano. Szybciej, wstawaj. - Idź sobie. Nie musisz szeptać, Bircha nic nie obudzi. - Chodź, chcę, żebyś coś zobaczył. Ja też tracę sen. W holu Sagę podrapał się po rozczochranej czuprynie. - No dobra, pokaż mi to, żebym mógł wrócić do łóżka. I niech to lepiej będzie coś dobrego. Czy twoje włosy zawsze tak stająna sztorc, kiedy śpisz? - Zamknij się! Jeszcze się nie kładłam. - Co? Sunny wepchnęła brata do swojego pokoju i zamknęła drzwi. - Patrz, gdzie stawiasz nogi. Nie mogę włączyć lampy. Spójrz! Kiedy zobaczyłam na ścianie światła samochodu, myślałam, że to mama wróciła. Ale to babcia! - Co ona robi na cmentarzu o czwartej nad ranem? Coś się musiało stać. - Sagę, nie sądzisz chyba, że coś się stało mamie, prawda? Dokładnie to przyszło mu właśnie do głowy. - Nie, oczywiście, że nie. Jak... jak długo już tam jest? Sunny wyciągnęła szyję, żeby spojrzeć na budzik przy łóżku. - Czterdzieści pięć minut, czy coś koło tego. Przez jakiś czas siedziałam tu i patrzyłam na nią. Nie wiedziałam, czy może powinnam zejść na dół... co ona tu robi? - Nie wiem. To musi być coś ważnego... dla niej. Nie sądzę, żeby podobało jej się, gdybyśmy zaczęli jej przeszkadzać. Ludzie, którzy idą na cmentarz w środku nocy, muszą pragnąć samotności. - Sama już na to wpadłam - prychnęła Sunny. - Szkoda, że mamy tu nie ma. - Sprawia wrażenie, jakby w ogóle się nie poruszała. Jak można siedzieć tak nieruchomo? 19 - Może jest w szoku. Może stało się coś okropnego i cmentarz daje jej pociechę. Jej rodzice są tam pochowani. To jedna z tych rzeczy, które ciągle próbuję wam tłumaczyć, chłopaki. Ma się tylko jedną matkę, jednego ojca i... i zawsze w potrzebie wraca się do jedynej osoby, która cię

kochała i pocieszała. Myślę, że tak właśnie robi teraz babcia. To chyba nie ma nic wspólnego z mamą. Jak myślisz, co powinniśmy zrobić? - Nic. Wydaje mi się, że babcia chce być sama. Niby z jakiego innego powodu przyjeżdżałaby tutaj w środku nocy? - Płacze, widzę, jak trzęsą się jej ramiona. - Ty lepiej się na tym znasz, mała - powiedział Sagę. - Co chcesz, żebyśmy zrobili? - Nic. Wydaje mi się, że moglibyśmy tu posiedzieć i popatrzeć, żeby nie zrobiła... nie zdecydowała się... po prostu musimy pilnować. Mogę zejść na dół i przygotować trochę kawy. Potrafię to zrobić po ciemku. - I kanapkę. - Jeżeli się poruszy albo... coś w tym rodzaju, przybiegnij do mnie do kuchni, dobrze? Sagę przytaknął. Oboje trzymali więc wartę. Wciąż jeszcze siedzieli na podłodze przy oknie w pokoju Sunny z oczami utkwionymi w sylwetce babki, kiedy usłyszeli warkot samochodu matki. Zaczynało się już przejaśniać. - Cokolwiek to było, teraz wszystko już pójdzie dobrze - powiedziała Sunny z ulgą. - Nie wracaj jeszcze do łóżka. Zobaczymy, co się stanie. Patrzyli, jak ich matka usiadła ze skrzyżowanymi nogami naprzeciwko Sallie. Puls Fanny gwałtownie przyśpieszył, kiedy usiadła obok teściowej pod masywną topolą. - Sallie, potrafię dobrze słuchać. Ostatniego wieczora zatrzymywałam się pod twoim domem dwa razy, ale kiedy zadzwoniłam do drzwi, nie było żadnej odpowiedzi. - Nie miałam ochoty... przepraszam cię, Fanny. Zastanawiałam się, czy nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym została tutaj przez jakiś czas? Nie będę wam przeszkadzać, będę spała w swojej dawnej klasie. - Oczywiście, możesz zostać tak długo jak zechcesz. Dzieci uwielbiają twoje towarzystwo. Jesteśmy rodzinąi tutaj jest twoje miejsce. Dawno przyjechałaś? - Nie zwracałam uwagi na godzinę. O ósmej rano Devin zamknie „Srebrnego Dolara" i wszystkie salony bingo. Pokpiłam sprawę, Fanny. Czy nie tak się teraz mówi wśród młodzieży? Fanny przytaknęła. - To nie takie straszne. - Ale znaczy, że mi się nie udało. Dlatego, że byłam głupia i próżna. Philip ma złamane serce przez to, że musiał mi o tym powiedzieć. - Co mogę zrobić? 20 - Bądź moją przyjaciółką. - Zawsze niąjestem - powiedziała Fanny. - Co robiłaś w mieście ostatniego wieczora? - Ash i ja posprzeczaliśmy się- Choć właściwie to nieprawda. Dzieci... zorganizowały wyścig rowerowy i Sunny zwyciężyła. Ash rzucił swój rower w krzaki i odjechał, jakby go ktoś gonił. Nagle poczułam, że nie zniosę tego ani minuty dłużej. Przeszukałam całe miasto, żeby go znaleźć. Zadzwoniłam na ranczo, ale Philip powiedział, że Ash jest tutaj, w Sunrise. Pojechałam do ciebie, a potem przez całą noc siedziałam na ganku czekając, aż wróci do domu. Spędziłam parę godzin wymyślając dla niego usprawiedliwienia, okłamując samą siebie, szukając sposobów naprawienia wszystkiego. Myślę, że nigdy nie były to dobre sposoby i dlatego ja... wszystko jest takie poplątane. Nie ma to już dla mnie znaczenia. Czuję się pewnie i wiem, że dam sobie radę tak długo, jak długo dzieci będą przy mnie. Ale o moich problemach możemy porozmawiać kiedykolwiek. Teraz ty przechodzisz kryzys i musimy się z nim rozprawić. Widzę, że przyniosłaś ze sobą poduszkę. - Daje mi ukojenie, ponieważ włożyłaś w nią tyle serca. W życiu mam niewiele rzeczy, które naprawdę cenię. Za pieniądze nie można kupić szczęścia, Fanny.

Fanny pomyślała, że nigdy w życiu nie słyszała smutniejszego głosu. - Wiem o tym. W końcu opowiedziała Sallie o Jake'u i jego dwustu tysiącach dolarów. Obie kobiety roześmiały się - każda z nich otrzymała kiedyś niespodziewaną fortunę. Potem przestały się śmiać przypomniawszy sobie, że żadna z tych fortun nie przyniosła im szczęścia. - Czy twoje pieniądze przynoszą dobry dochód? - zapytała Sallie tak samo, jak pytała już wiele razy. - To nie są moje pieniądze, Sallie. Ale owszem, przynoszą niezły dochód. - Powinnyśmy poprosić Simona, żeby je dla ciebie zainwestował. Szkoda, że nigdy go nie spotkałaś. Żałuję, że nie przyjeżdża częściej do domu. Mogłabym policzyć na palcach jednej ręki jego wizyty tutaj w ciągu ostatnich osiemnastu lat. Tak, przyj echał trzy razy. I za każdym razem byłaś akurat w Pensylwanii z wizytą u twojej rodziny. Przynajmniej udało mu się zobaczyć bliźniaków, a potem dziewczynki. Mogłabym do niego zadzwonić, poprosić, żeby znowu się tutaj pojawił. Ważnych spraw nie można omawiać przez telefon. Wciąż jeszcze kochasz Asha? Fanny podniosła źdźbło trawy. Umieściła je między palcami wskazującymi obu rąk i podniosła do ust. Rozległ się przeszywający gwizd. - Spróbuj tak zrobić, Sallie. - Więc to od ciebie Sunny się tego nauczyła. Czy to jedna z tych rzeczy, które wymagają praktyki? - Zależy, jak głośno chcesz gwizdać. Powinnaś usłyszeć mojego brata, Daniela. Kiedy on to robi, w uszach dzwoni ci potem przez kilka godzin. - Fanny, ja nigdy nie chciałam pieniędzy Cottona. Przerażały mnie śmiertelnie. Próbowałam postępować tak, jak on chciałby, żebym postępowała. Poślubi- 21 łam dobrego mężczyznę, który dał mi dzieci. Jedyny problem w tym, że go nie kochałam. Cottonnic nie wspominał, że powinnam go kochać. Fortuna umożliwiła mi robienie dobrych rzeczy. Chciałam być tak dobra i miła dla innych, jak Cot-ton był dla mnie. Najwspanialsze było to, że pomogłam swojej siostrze i znalazłam Setha. Wciąż jeszcze nie znalazłam Josha, nie wiem dlaczego. Chyba po prostu odkładałam to i... wymyślam wymówki dla swojego braku dyscypliny. - Rozumiem cię, Sallie. Ja nigdy tak naprawdę nie zaczęłam szukać swojej matki. Napisałam stertę listów i to właściwie wszystko, co zrobiłam. Nie doprowadziłam sprawy do końca. Życie poszło inną drogą, to najlepszy sposób, w jaki mogę to wyjaśnić. Przeszywający gwizd odbił się od topól. - Sallie, to było wspaniałe! Zróbmy to jeszcze raz. Założysz się? - O dwa kawałki - powiedziała Sallie. - Stoi. Zrobimy to na trzy! - oznajmiła Fanny. - Remis. Jeszcze raz. - Jeszcze raz - zaproponowała, gdy następna próba znowu zakończyła się remisem. - Trzeci raz na trzy - stwierdziła Sallie. - Zwycięża... Sallie - krzyknęła Fanny. Na piętrze, schowany za zasłoną Birch złapał Sunny za szyję. - Wyciągnęłaś mnie z łóżka po to, żebym patrzył jak nasza matka i babcia gwiżdżą sobie na listkach? - Głupi jesteś. Nie mogę uwierzyć, że jakakolwiek uczelnia chce cię mieć wśród swoich studentów. Mama właśnie poprawiła humor babci. Te gwizdy są podobne do lodów owocowych. Pamiętasz, jak dobrze było, kiedy uśmiechała się i wręczała nam te lody? Nieważne, jak było źle, w ten sposób wszystko wydawało się lepsze. Cokolwiek stało się tam na dole, było bardzo poważne. - Dobrze, daruję ci teraz, bo na swój bezsensowny sposób masz trochę racji. Możemy wrócić do łóżek? Tymczasem w ogrodzie Fanny znów przysiadła na piętach. - Gdybym znała kogoś wartego moich uczuć, rozważałabym romans.

- To nie jest rozwiązanie. Musisz najpierw poradzić sobie z właściwym problemem. Wiem, co mówię, Fanny. - Czasami czuję się taka obolała. Sallie, nie jestem zimna ani twarda. Mam swoje uczucia i potrzeby i nie wiem, co robić. - Będziesz wiedziała, kiedy przyjdzie właściwy moment. Musisz podjąć jakieś decyzje co do Asha. Od tego trzeba zacząć. - A co z tobą, Sallie? - Nie wiem. Muszę przemyśleć sporo spraw. - Przed chwilą czegoś się nauczyłam. Kiedy ma miejsce jakaś katastrofa, na ogół zaraz potem zdarza się coś dobrego. Jeżeli nie pogrążysz się za bardzo w użalaniu nad sobą i będziesz miała otwarte serce i oczy, dostrzeżesz to. Prawdopodobnie nie 22 tłumaczę zbyt dobrze. To nie musi być jakieś ważne wydarzenie, może chodzić o coś tak zwyczajnego, jak otwierający się pąk albo dziecięcy rysunek zrobiony specjalnie dla ciebie. W tym przypadku wiąże się to z Billie. Proszę ze mną, pani Thornton Starsza, mam mnóstwo do opowiedzenia o pani najmłodszej wnuczce. Potrzebujemy twojej porady. Ale najpierw zjemy ogromne śniadanie. Sallie uśmiechnęła się. - Proszę przodem, pani Thornton Młodsza. ehyba tego właśnie najbardziej mi przez całe życie brakowało - powiedziała Sallie wskazując na swoje dokazujące wnuki. - Cieszę się, że tak dobrze się ze sobą zgadzają. Będziesz tęskniła za chłopcami, kiedy odjadą? Ja na pewno będę tęskniła - Jeszcze tylko dwa dni i wyruszą na studia. Kopnij mnie, jeżeli zacznę się mazać. - A kto kopnie mnie? - zapytała Sallie. - Ja - wesoło rzuciła Fanny. - Możecie odej ść, tylko nie trzaskaj cie drzwiami! Obie panie Thornton patrzyły pobłażliwie na czwórkę nastolatków przeciskających się w pośpiechu przez kuchenne drzwi, żeby pobiec w dół zbocza do domu Chue, gdzie umówili się na pierwszą na mecz baseballla. - Powinnam odjechać, Fanny. Jestem tu od sześciu tygodni. Czas już, żebym. .. po prostu czas na mnie. - Podjęłaś jakieś decyzje? - Nie. - Dzwoniłaś do Devina? - Nie. - Musi być wyjątkowo cierpliwym człowiekiem. - Między innymi. Miałaś jakieś wiadomości od Asha? - Nie. Chciałam zadzwonić do niego dzisiaj i przypomnieć, że chłopcy wyjeżdżają, ale potem powiedziałam sobie: niby dlaczego miałabym to robić? Jest w końcu ich ojcem, sam powinien wiedzieć. Tak się cieszę, że Simon przyjedzie. Nie mogę się doczekać, żeby po tylu latach wreszcie go poznać. Chłopcy też już nie mogą się doczekać podróży z nim przez cały kraj. Myślisz, że zadręczali go, żeby się zgodził? Sallie zachichotała. - Wcale nie byłabym zdziwiona. Przypuszczam, że byli wystarczająco bystrzy, żeby zrozumieć, że ich ojciec nie zdecydowałby się na taką podróż, a chłopcy w tym wieku nie chcą się pokazywać kolegom z matką trzymaj ącą ich za rączki i wypłakującą sobie oczy, kiedy nadchodzi czas odjazdu. Mam wrażenie, że wszystko to zostało zaaranżowane wczesnym latem. Wcale mnie nie dziwi, że ty i ja dowiedziałyśmy się o tym ostatnie. Simon zawsze czeka do za pięć dwunasta, żeby ogłosić swoje zamierzenia. Czy wszystko już gotowe do przyjęcia? 23

- Colemanowie przyjeżdżają jutro przed obiadem. Na początku Seth stwierdził, że nie da rady przyjechać, ale wydaje mi się, że Agnes go namówiła. Wszyscy przylecą firmowym samolotem Colemanów. W jednej chwili czuję się podniecona, a w drugiej -jak kompletne zero... - To przez twoje dzieci. Życie pędzi naprzód, Fanny. Czasami myślę, że miło byłoby zatrzymać czas. Wydaje się poruszać coraz szybciej. Tak dobrze pamiętam dzień, w którym urodzili się bliźniacy. A popatrz na nich teraz! Będą idolami obozu, czy jak tam się teraz nazywa przystojnych młodzieńców. Co zrobimy, jeżeli Ash nie pokaże się na przyjęciu? - Prawdopodobnie spróbujemyprzejśćnadtymdoporządkudziennego. Cóż innego pozostaje? - Może sienie pojawić,jeżeli będzie wiedział, żetujestem. Philip na pewno go poinformował, że przyjechałam do Sunrise. Może powinnam... - Nie waż się nawet myśleć o wyjeździe. Szkoda, że nie pozwoliłaś mi zaprosić Devina. Należy do rodziny i uwielbia chłopców. To niesprawiedliwe, Sal-lie. - Oszukałam cię wtedy, Fanny. Dzwoniłam do Devina rano. Simon przywiezie go tutaj dziś wieczór. - To jedyna mądra rzecz, jaką zrobiłaś, odkąd przyjechałaś. Sallie uśmiechnęła się, ale jej oczy pozostały smutne. - Za dwa tygodnie dziewczynki wyjadą do szkoły. Mam nadzieję, że nie popełniłam błędu. - Będą w domu w każdy pierwszy weekend miesiąca. To najlepsza szkoła w tym stanie. Obie są intelektualnie na nią przygotowane. Sunny wymaga sporej dyscypliny, no i kilku lekcji... zachowania stosownego dla damy. Billie potrzebuje dzieci w swoim wieku. Nie traktuj ich samolubnie. Pomyśl raczej, że będziesz teraz bardziej niezależna. Będziesz także miała więcej czasu dla swojej firmy. Powiedziałaś, że chciałabyś pojechać do Nowego Jorku i do Hongkongu. Czas już, żeby Fanny zaczęła myśleć o sobie. Potrzebujesz zaznać życia poza tym domem. - Mam firmę... - powiedziała niepewnie Fanny. - Tak, siedzisz tu projektując i przygotowując próbne stroje. Bess zarządza biurami, a Billie zajmuje się interesami w Teksasie. Musisz zacząć bardziej się udzielać. To w końcu twoja firma, Fanny. Dałaś jej życie, pielęgnowałaś, patrzyłaś jak kiełkuje i rozkwita. Nie chcę, żebyś popełniła te same błędy, które były moim udziałem. Zrobiłaś to nie mając nic prócz odwagi. To, co ja mam, zostało mi dane. Jest więc między nami ogromna różnica. Nie możesz działać połowicznie, tak jak ja. Albo kontrolujesz wszystko od początku do końcu, albo sprzedajesz teraz, kiedy możesz osiągnąć duży zysk. Radziłabym ci przedyskutować to z Simonem. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę czy nie, ale Nevada jest stanem, w którym obowiązuje wspólnota majątkowa. Co oznacza, że Ash ma prawo do połowy wszystkiego, co do ciebie należy. Może powinnaś się nad tym zastanowić. - Porozmawiam z Simonem. 24 Po raz pierwszy, pomyślała Fanny. Trudno jej było uwierzyć, że wreszcie spotka ten wzór wszelkich cnót. Ciekawe, jaki będzie? - Ilu gości przyjeżdża? - zapytała Sallie. - Około setki. Mam zaplanowane rozrywki dla starszych osób, dla gości w średnim wieku i dla młodzieży. Birch zajmie się zorganizowaniem meczu base-balla. Sunny też zagra. Sagę mówi, że kiedy ona wychodzi na boisko, potrafi złapać lecącą piłkę lepiej niż którykolwiek z chłopaków w szkole. - Aż boję się zapytać: czy Moss przyjedzie? - Ostatniej nocy Billie jeszcze nie wiedziała. Powiedziała, że nie ma zamiaru go błagać. Ona i Moss nie są... Fanny przerwała. Nie czas teraz na dyskusję o problemach Billie. - Powiedziała, że Thad Kingsley, najlepszy przyjaciel Mossa, też przyleci, ale własnym samolotem.

- Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Simona. Strasznie za nim tęsknię. Jest taki niezależny, taki niepodobny do Asha. Często pytam sama siebie, czemu nigdy się nie ożenił i jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy to fakt, że nie podobało mu się małżeństwo moje i Philipa, i nie chciał, żeby jemu zdarzyło się to samo. Byłby takim cudownym mężem i ojcem. Fanny powoli wstała od stołu, żeby dać Sallie czas na otarcie wilgotnych oczu. Chciało jej się płakać, kiedy widziała, jak bardzo jej teściowa zmieniła się w ciągu krótkich sześciu tygodni. Wydawało się, że zniknęła cała jej żywotność, spontaniczność i energia. Czy Devin albo Simon potrafią sprawić, żeby je odzyskała? Może spotkanie z Sethem pomoże. Idąc w górę krętych schodów myślała, że nie będzie to łatwe. - Fanny, która godzina? - Dziesięć po dziesiątej. - Simon powinien już tu być. Martwię się o niego -jeździ samochodem tak samo, jak lata samolotem. - Co? I ma zamiar przewieźć moich synów przez cały kraj? Zdawało mi się, że mówiłaś o nim jako o bardziej zrównoważonym z twoich synów. - To prawda. Uprzedzę go, że ma jechać spokojnie. Simon jest odpowiedzialnym człowiekiem. - Słyszę samochód - panika na twarzy Sallie była niemal śmieszna. Fanny z rozbawieniem patrzyła, jak teściowa wbiega do domu, żeby poprawić makijaż. Może ona również powinna to zrobić. Szkoda czasu, mruknęła sama do siebie wstając ze stopni, na których spędziła wraz z Sallie ostatnią godzinę. - Fanny, zdaje się, że nie znasz jeszcze Simona - powiedział Devin wysiadając z samochodu. Fanny żałowała teraz, że nie podążyła do domu za Sallie, żeby się odświeżyć. Wiedziała, że niesforne kosmyki wysuwają się spod gumki, którą ściągnęła włosy do tyłu. Szminkę zjadła wiele godzin temu i nie upudrowała się, więc nos z całą pewnością się świeci. Jej niebieskie dżinsy, zbyt dużą koszulę i adidasy 25 trudno było nazwać modnym strojem. Szkoda, że nie posłuchała Sallie, kiedy ta sugerowała jej, żeby przebrała siew letnią sukienkę, która podkreślała jej złotą opaleniznę. - Tak miło cię w końcu spotkać - powiedziała Farmy wyciągając rękę. - O nie, nie będziemy ściskać sobie rąk. Jestem twoim szwagrem, czyli należymy do jednej rodziny. Zanim Farmy zdążyła się zorientować co się dzieje, była już w ramionach Simona, który uściskał ją mocno, jednocześnie całując w oba policzki. Uświadomiła sobie, jaki odurzający jest leśny zapach jego wody po goleniu, poczuła lekki aromat tytoniu do fajki i woń czystego ciała. Pomimo przyćmionego światła na ganku jednym spojrzeniem objęła wszystko, co miał na sobie. Podziwiała go przez jedną krótką chwilę, a potem odsunęła się o krok. Jej policzki zaróżowiły się, a serce przyśpieszyło. To dopiero mężczyzna! - Mamo, wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek - stwierdził Simon unosząc matkę wysoko w górę i okręcając się z nią dookoła. Obrócił się tak, że stał teraz twarzą do Fanny i powiedział: - Mógłbym tak samo zrobić z tobą i to jedną ręką. Jesteś chuda jak szczapa. Mamo, zrób coś, żeby więcej jadła. - Je więcej, niż ci się wydaje. To przez geny - sprostowała Sallie uszczęśliwionym głosem, biorąc Simona pod rękę. - Nie mówiłaś mi, że jest taka piękna - rzucił Simon scenicznym szeptem. Fanny poczuła ciepło przepływające przez całejej ciało. Podążyła do środka za Sallie i Simonem. - Napijecie się czegoś? - Chętnie napiję się zimnego piwa. Bardzo pasowałaby do niego kanapka -rzekł Simon.

- Nie zapomnij o ogórkach - dorzucił Devin. W kuchni Fanny oparła się o blat, żeby kilka razy głęboko odetchnąć. Coś się z nią działo, coś, czego nie czuła już od dawna. W ciągu kilku sekund poczuła pociąg do mężczyzny, którego nie widziała wcześniej nigdy w życiu. Może powinna pobiec na górę do łazienki, uczesać się i umalować usta. Nie, to za bardzo rzucałoby siew oczy. Wyjęła z lodówki indyka i szynkę. Kroiła i smarowała, a kiedy skończyła, miała przed sobą dwie kanapki wysokie na kilkanaście centymetrów. Razem z piwem postawiła na tacy frytki i ogórki. Był tak wysoki, że poczuła się bardzo mała kiedy wstał, żeby wziąć od niej tacę. Uśmiechnął się i stwierdził: - To mi dopiero kanapka. Mama takie robiła - jego głos był rozkosznie dźwięczny, aż Fanny zadrżała w swojej zbyt dużej koszuli. - Wiem - powiedziała Fanny. Nigdy w życiu nie widziała jeszcze tak przystojnego mężczyzny. Usiadła obok Sallie, ale natychmiast znów się zerwała. - Pewnie macie sporo spraw do omówienia. Powiem wam już dobranoc. - Ależ nie, zostań - zaprotestował Simon. - Kochanie, ja i Devin przejdziemy się po ogrodzie. Dotrzymaj towarzystwa Simonowi. 26 - Devin, twoja kanapka... - Zabieram jąze sobą. Uwielbiam jeść w ogrodzie słuchając nocnych odgłosów przyrody. - Niech sobie idą. Dzięki temu będziemy mieli szansę lepiej się poznać. Gdzie jestAsh? Fanny spojrzała prosto w kobaltowoniebieskie oczy. - Nie mam pojęcia-powiedziała. - Aha. Czy to pytanie, którego nie powinienem był zadawać? - Możesz pytać, o co tylko zechcesz. Ash już tu nie mieszka. Czasami wpada z wizytą. Chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? Jej głos był zimniejszy od lodu. Ciekawe dlaczego. - Przykro mi. Nie wiedziałem o tym. Już od dłuższego czasu nie rozmawiałem z Ashem. - Chcesz powiedzieć, że nie rozmawiałeś z bratem w ciągu ostatnich pięciu lat? - zapytała Fanny. - Nie, wcale nie - odpowiedział Simon ostrożnie. - Cóż, tyle właśnie czasu trwa już taka sytuacja. - Ash nie ma zwyczaju się zwierzać. Zatrzymuje swoje problemy dla siebie. Nie miałem zamiaru poruszać nieprzyjemnych spraw. Przepraszam, w końcu to nie moja rzecz. - Nie przepraszaj. Wszyscy o tym wiedzą, teraz ty także. Daję sobie z tym radę. Simon dokończył swoją kanapkę. - Czy byłoby nie na miejscu spytać, dlaczego nic nie robisz w tej sprawie? - Chciałam coś zrobić, ale Ash powiedział, że ma długą na kilometr listę mężczyzn, którzy przysięgną, że mieli ze mną romans. W razie, gdybyś się zastanawiał, czemu ci o tym mówię, mimo że dopiero się poznaliśmy, to robię to... bo mam już dosyć kłamstw, dosyć usprawiedliwiania się, dosyć całego tego choler-stwa. Jutro... mógłby... mógłby, na przykład... pokazać się tutaj, zrobić scenę i wszystko zrujnować. Wpadam w panikę, ledwie tylko o tym pomyślę. Ciężko pracowałam, żeby urządzić to przyjęcie, żeby przygotować dla chłopców miłe pożegnanie. - Nie wiem co powiedzieć - stwierdził Simon pochylając się nad stolikiem, żeby na nią spojrzeć. - To mniej więcej to samo, co mówią wszyscy inni. Ale mogę cię przebić. Ja też nie wiem, co powiedzieć. - Co mówi mama? - Robię, co mogę, żeby nie mieszać twojej matki w moje życie. Ma własne problemy z Ashem. Przechodzi teraz trudny okres. Cieszę się, że przyjechałeś, bo ona bardzo cię potrzebuje. Bardziej niż mógłbyś sobie wyobrazić. Myślę też, że to nieładnie z twojej strony, że nie

odwiedzasz jej częściej. Twoje interesy nie mogą pochłaniać aż tyle czasu. Każdy ma jakieś wakacje. Czy jesteś samolubny? - O Jezu. Masz zwyczaj mówić bez ogródek, co? 27 - Raczej tak, choć kiedyś taka nie byłam. Gdy mówisz coś prosto z mostu, nie ma miejsca na wątpliwości. Musiałam się tego nauczyć na własnych błędach. Jeżeli nie masz ochoty odpowiadać na moje pytania, po prostu tego nie rób. - Nie powiedziałem, że nie mam ochoty odpowiadać na twoje pytania. Moje interesy pochłaniają bardzo dużo czasu. Czasami robię sobie wakacje. Jeszcze nigdy nikt nie oskarżał mnie o samolubstwo, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Możliwe, że to prawda, ale jednocześnie jestem za głupi, żeby sobie to uświadomić . Dzwonię do matki dwa razy w tygodniu. Nie j estem dobry w pisaniu listów, ale czasami piszę do niej. W naszym przypadku to zdaje egzamin. - Masz na myśli, że zdaje egzamin w twoim przypadku. Z pewnością w przypadku Sallie tak nie jest. Wiem o tym. Ona nigdy ci tego nie powie, ale to nie znaczy, że ja nie mogę wypowiedzieć się w jej imieniu. Powinieneś był przyjechać tutaj natychmiast, gdy tylko... gdy w jej życiu zaczęło się coś psuć. To oczywiście moje prywatne zdanie. - Poczekaj chwilkę. Zaproponowałem, że przyjadę, a ona powiedziała „nie". Oznajmiła, że wybiera się tutaj, do Sunrise, żeby się pozbierać. - To tylko słowa. Chciała, żeby zależało ci na niej tak bardzo, że przyjechałbyś z własnej inicjatywy. Przez wiele dni wyglądała na drogę. Czasami ludzie mówią różne rzeczy, kiedy mają na myśli coś zupełnie innego. Sallie jest twoją matkąi powinieneś umieć odczytywać jej intencje. - To jedna z tych kobiecych sztuczek, prawda? - Sunny mówi zawsze, cytuję: „O, to jedna z tych sztuczek z penisem, prawda?" Jeżeli wiara, że tak jest, w czymś ci pomoże, to możesz sobie tak myśleć. - Niech mnie diabli! - powiedział Simon. Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się, aż łzy zaczęły zbierać mu się na rzęsach. - Zdaje się, że podjęłaś właściwą decyzję posyłając ją do tej akademii dla młodych panien. Możliwe, że będzie musiała powtórzyć semestr albo dwa, jeżeli nie będzie chciała się dostosować. - Wiem. Jest jaka jest i wcale się nie zmienia - roześmiała się Fanny. - Próbowałem zrobić dobre wrażenie - powiedział Simon. - Ja też. Pewnie mi się nie udało. Jak to się stało, że nie jesteś żonaty? -zapytała Fanny kładąc nogi na stoliku. Zapaliła papierosa. Nagle poczuła się swobodnie w towarzystwie tego mężczyzny o włosach koloru soli z pieprzem i cudownym głosie, od którego przechodziły ją ciarki. - Czemu cię to interesuje? Nie wiedziałem, że palisz. - Próbowałam po prostu podtrzymać rozmowę. Wydawało mi się, że to dobre pytanie. Wiesz, trzeba szybko pozbyć się niedomówień. Czy ktoś powinien był cię uprzedzić, że palę? Czy to ważne? Ty też palisz. Robię teraz wiele rzeczy, których nie robiłam nigdy wcześniej. Żuję też gumę i pochłaniam torby orzeszków kiedy projektuję. Simon roześmiał się. - Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś. Dwa razy prawie się ożeniłem. Za każdym razem to ja zrywałem. - Aha. Nie żałujesz, że nie masz potomstwa? 28 - Żałuję. Chciałbym ci podziękować za to, że dzielisz się ze mną swoimi dziećmi. Bardzo je wszystkie lubię. - To chyba żaden sekret, że i one cię uwielbiają. Ashowi ciężko pogodzić się z tymi uczuciami. - Nie miałem pojęcia. Chyba wie, że odwożę chłopców do Pensylwanii, prawda? - Nie wiem. Nie znoszę tego wciąż powtarzać, ale Ash i ja nie rozmawiamy ze sobą. Jestem pewna, że chłopcy mu powiedzieli.

- Mam nadzieję. Nie chcę nadeptywać nikomu na odcisk i wywoływać kłopotów. Gdzie są dzieciaki? - Koło domu Chue, lubią grać w koszykówkę na jego podjeździe. Wieczór jest całkiem miły, może chciałbyś tam pójść? - Pewnie. Powinniśmy komuś powiedzieć, gdzie się wybieramy? - zapytał Simon z demonicznym błyskiem w oku. - Możesz, jeżeli uważasz, że to konieczne. Moim zdaniem oboje jesteśmy na tyle dorośli, że możemy wychodzić z domu wieczorem, o ile wrócimy przed północą. Kiedy miałam kilkanaście lat, ojciec zawsze kazał nam być w domu, kiedy zapalano latarnie. W ten sposób mieliśmy się nauczyć odpowiedzialności. Nie mieliśmy wtedy zegarków. - I nauczyliście się? - O tak. Próbowałam w ten sam sposób wychować swoje dzieci. Sunny jest bardzo buntownicza. Kompletnie odmawia dostosowania się, jak ty to nazywasz. Żadna kara nie zmusi jej do zmiany zdania. W przyszłym roku pojedzie na studia i wtedy zostaniemy tu tylko Billie i ja. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę. - Na początku będziesz żyć z dnia na dzień. Wyobrażam sobie, że zrobisz to, co ja, kiedy stąd wyjechałem. Rzucisz się na jakiekolwiek zajęcie, które cię uszczęśliwia. Szczęście jest bardzo ważne. - To brzmi, jakbyś nie był zbyt szczęśliwy. - Nie jestem pewien, czy wiem, czym tak naprawdę jest szczęście. Skoro nie wiem, to pewnie znaczy, że nie byłem nigdy szczęśliwy. - Wydaje mi się, że szczęście jest trochę mglistym pojęciem. Ludzie mają zwyczaj uważać, ja zresztą też, że szczęście to uczucie euforii, które ogarnia cię tak, że stajesz się nieczuły na wszelkie inne emocje. Moim zdaniem szczęście zawiera się w drobnych sprawach. Dla mnie, na przykład, szczęściem były narodziny wszystkich moich dzieci, a potem różne rzeczy, które robiły albo mówiły, drobne upominki, dzięki którym się uśmiechałam. Sagę miał zwyczaj przynosić mi mlecze. Sunny któregoś roku wręczyła mi ręcznie namalowane świadectwo, które stwierdzało, że przez cały miesiąc będzie mi masować szyję i ramiona przed snem. I zrobiła tak, jak obiecała - nie przepuściła ani jednego wieczoru. Czuję się szczęśliwa za każdym razem, kiedy widzę Billie siedzącą przy stole kreślarskim. Sposób, w jaki Chue układa kwiaty na stole w jadalni daje mi szczęście. Na jednej z topól rosnących przy cmentarzu ma gniazdo mały, brązowy ptaszek. Oswoił się ze mną i siada mi na palcu. To też daj e mi szczęście. 29 Wierzę, że każdy jest odpowiedzialny za własne szczęście. Błędem jest czekać, aż inni ludzie cię uszczęśliwią. To oczywiście tylko moje osobiste zdanie. Twoja matka i ja rozmawiałyśmy o tym niedawno. Myślę, że się ze mną zgadza. A jaki jest twój pogląd? - Chyba nie mam żadnego poglądu. Nie rozmyślałem o tym zbyt wiele. Nie chcę powiedzieć, że jestem nieszczęśliwy - po prostu nie myślę o tym. Próbuję być bardzo zajęty. Chyba spełniam się w życiu. - Brzmi to, jakbyś się bronił - zauważyła Fanny. - Jesteś dość śmiała jak na kogoś, kto spotkał mnie po raz pierwszy w życiu - zaśmiał się Simon. - Właściwie podoba mi się takie odświeżające przeżycie: spotkać kogoś innego niż ci wszyscy, którzy mówią pięć różnych rzeczy na raz, a w żadną z nich tak naprawdę nie wierzą. Stałem się niemal ekspertem w interpretowaniu rozmów. Kluczowym słowem jest tu „niemal" - w jego głosie nadal było rozbawienie. - Posłuchaj tylko tych dzieciaków! Simon rzucił się nagle do przodu wykrzyknąwszy przez ramię przeprosiny i skoczył po piłkę, którą Birch rzucił do Sunny. Przechwycił ją, wielkimi susami przebiegł przez podjazd i umieścił ją w koszu! - Nieźle, jak na starszego faceta - krzyknęła Sunny. - Jak się masz, wujku Simonie?

- Kogo nazywasz starszym? Mogę cię pobić z jedną ręką uwiązaną na plecach i z ciężarkami przy kostkach. Bliźniacy wybuchnęli śmiechem. - Wchodzisz w to albo siedzisz cicho, Sunny. Stawiam na wujka Simona. Zakład mógłby być interesujący. Zbierzemy tutaj pulę - wszystkie zakłady na wujka Simona idą na tę stronę, a pula Sunny na drugą. Wystawimy skrypty dłużne. - Możemy stawiać na siebie? - zapytała Sunny. - Czemu nie. Mam zamiar cię pokonać - uśmiechnął się Simon. - Nigdy w życiu! - odparła Sunny. - Stawiasz na mnie, mamo? - Pięćdziesiąt dolarów - Fanny postanowiła być hojna. - Ode mnie też zapisz pięćdziesiąt - powiedziała Billie. - Mamo, czy ona ma pięćdziesiąt dolarów? - zapytał Birch. - Tak, ma. Nie popieram hazardu. - Członek rodziny Thorntonów, który nie popiera hazardu. Wstydź się! -zawołał Simon. - Birch i ja stawiamy pięćdziesiąt dolarów na wujka Simona - oznajmił Sagę. - Ja stawiam setkę na siebie - odezwał się Simon. - Oho, zaczyna się robić ciekawie - stwierdził Birch. - Chue, na kogo stawiasz? - Sto dolarów na panienkę Sunny - szybko odparł Chue. - Jak to działa, panienko Fanny? Czy wystarczy im pieniędzy, żeby zapłacić, jeśli panienka Sunny wygra? - Pokrywam wszystkie zakłady - zapewnił Simon. 30 - W takim wypadku, Chue, zdecydujmy, na co wydamy naszą wygraną -powiedziała Farmy. - Nie psuj zabawy - odezwał się Simon zajmując miejsce na środku podjazdu i zwracając się twarzą ku Sunny. Sagę trzymał piłkę w uniesionej wysoko ręce. - Zaczynacie na trzy. Dziesięć strzałów. W porządku, przygotujcie się: raz, dwa, TRZY! - Chue, czy ona rzeczywiście jest taka dobra? - szeptem zapytała Fanny. - Jest świetna. - No, no - powiedziała Fanny, a w jej głosie brzmiała prawdziwa duma. Byli jak tornada przesuwające się w górę i w dół podjazdu. Sunny śmiała się zmuszając wujka do używania mięśni, o których istnieniu dawno zapomniał. - Szybciej, szybciej, wujku Simonie, uda ci się! - krzyczeli bliźniacy, kiedy Simon zostawał w tyle. - Już go masz, Sunny, wścieka się i sapie - krzyknęła Billie. - Drybluj, drybluj, nie dorasta ci do pięt. Dawaj! Dawaj! Ojej! Widzieliście to? Niech żyje Sunny! Fanny klaskała w ręce. - Och, nie mogę się doczekać, kiedy wydam moją wygraną! Dobra z ciebie dziewczyna, Sunny, zmęcz go. Jest siedem do czterech. Prowadzisz, kochanie! - Zdobywa przewagę, wujku Simonie. Naprzód, niech zapracuje na swoje pieniądze. Nie wytrzyma już długo. W końcu to dziewczyna! Dojdź do piłki! O, nie, -jęknął Birch, kiedy Sunny jeden po drugim zdobyła dwa punkty. - Dziesięć do czterech - wrzasnęła Fanny. - Wygrałaś, Sunny! Płaćcie - powiedziała wyciągając rękę. Odwróciła się w kierunku Chue. - Widziałeś to? Wygraliśmy! - Jesteś cudem nad cudami - powiedział Simon obejmując swoją bratanicę. - Chyba nigdy w życiu nie widziałem takiej pracy nóg. Gratulacje! - Dotrzymywałeś mi kroku. Nieźle, jak na faceta w twoim wieku. Nie miałam na myśli nic obraźliwego - pośpiesznie dodała Sunny. - To komplement. - I to szczery - sapnął Simon. - O Boże, naprawdę czuję się staro.

- Chodźcie, już prawie północ. Chue musi się wyspać. - Kakao i kanapki z sadzonym jajkiem. Ja je zrobię! - oznajmiła Sunny. - Nie patrz tak na mnie, Simon. Ma bzika na punkcie kanapek z sadzonym jajkiem i kakao o północy. To, że sama miała ciągle na nie ochotę, nie było jeszcze takie złe, ale potem cała reszta zaraziła się od niej. Już o siódmej rano musiałam spać z jednym okiem otwartym, bo próbowała sama je robić. - Chyba jeszcze nigdy nie jadłem o północy kanapki z jajkiem sadzonym-roześmiał się Simon. - Do tego z ketchupem i chrupiącym boczkiem. Trzeba najpierw rozsmaro-wać masło na chlebie, dodać ketchup, potem boczek i położyć jajko na samym wierzchu. Żółtko musi być tylko leciutko ścięte, żeby spływało po brodzie. Do kakao trzeba dodać słodką piankę z korzenia prawoślazu. Powinno być wystarczająco gorące, żeby ją stopić. Zaufaj mi, będzie ci smakowało! - roześmiała się Fanny. 31 - Wszyscy do kuchni! Billie, sprawdź, czy babcia i Devin są w ogrodzie. Uwielbiają moje kanapki z sadzonym jajkiem. W połowie uczty Fanny trąciła w ramię Simona. - To jeden z tych momentów, które nazywam szczęściem. Simon przytaknął. Rozumiał ją w pełni. - Chciałabym ci podziękować za to, że byłeś dla Sunny taki miły, kiedy cię pokonała. Simon otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Tego jednak nie zrozumiał. - Ja gotowałam, wy zmywacie - oznajmiła Sunny. Kuchnia nagle wypełniła się dobrodusznymi przekomarzankami i śmiechem, kiedy wszyscy zaczęli wynajdywać wymówki, żeby wymigać się od pracy. Sunny zobaczyła go pierwsza i śmiech zamarł jej w gardle. - Wygląda na to, że ominęło mnie świetne przyjęcie - rzekł Ash. - Simon, miło cię widzieć. Mamo, Devin, was również. Ignorując żonę okrążył stół i uścisnął rękę Simonowi i Devinowi. Poklepał synów po plecach, a potem usiadł przy stole. - Co świętujecie? - Sunny pobiła mnie w koszykówkę. Ta twoja córka jest całkiem szybka. - Dobranoc wszystkim - powiedziała Sunny. Wstając w pośpiechu, żeby jak najszybciej wyjść z pokoju, wywróciła swoje krzesło. Kiedy z nieszczęśliwą miną próbowała je niezdarnie podnieść, udało jej się przewrócić filiżankę Sage'a z nie-dopitym kakao. Drżąc cała zaczęła osuszać mokrą plamę serwetkami, a bracia zerwali się, żeby jej pomóc. - Gówno - mruknęła pod nosem. Devin pierwszy zobaczył uniesione ramię Asha i wykonał jeden, prawie niedostrzegalny ruch. Wszystko stało się tak szybko, że Fanny zabrakło tchu. - Przykro mi, stary. Nie wiedziałem, że będziesz próbował wstać. Czy krzesło uderzyło cię w nogę? - Wszystko w porządku, Devin. Sunny, chodź tutaj. Co przed chwilą powiedziałaś? - Niczego nie powiedziała, to ja powiedziałem „gówno" - odezwał się Birch. - Słyszałem-potwierdził Sagę. - Ja też - dodała Billie. Co u diabła... Skoro wpadłeś między wrony... -1 ja słyszałem, jak Birch to mówił - rzucił Simon. - Jeśli dobrze pamiętam, wydaje mi się, że to słowo należało do twoich ulubionych, kiedy byłeś w wieku Bircha. Fanny miała ochotę wstać i bić mu brawo. - Dziękuję ci - szepnęła do Simona. - Czas do łóżek - zwróciła się do wszystkich. - Jutro jest wielki dzień. Ja posprzątam. - Kto zrobi mi kanapkę z sadzonym jajkiem? - zapytał Ash.

- Dobranoc wszystkim - odezwała się Sallie wychodząc z pokoju za Devinem. 32 - Nie patrz na mnie, nie umiem gotować. Ale chętnie powycieram naczynia, jeśli ktoś pozmywa - zaproponował Simon. - Na mnie też nie patrz - zimnym głosem odezwała się Fanny. - Ja zmywam, ty wycierasz - rzekła do Simona. Odwróciła się tyłem do męża, żeby napełnić zlew gorącą wodą. - Cóż, miałem ciężki dzień, więc idę do łóżka - powiedział Ash. - Przyjdź szybko, Fanny. Fanny wzdrygnęła się, zanurzając ręce w gorącej wodzie z mydlinami. W żaden sposób nie potwierdziła, że usłyszała słowa męża. Nie odezwała się, dopóki nie była pewna, że Ash poszedł na górę. - Przykro mi, że musiałeś... kłamać w ten sposób i wysłuchiwać... - Uznajmy, że to się nigdy nie zdarzyło, w porządku? Muszę jednak najpierw coś wiedzieć. Co by się stało, gdyby nie wkroczył Birch? Potem nie będziemy już o tym więcej mówić - delikatnie przerwał Simon. - Nie wiem. Najwyraźniej Birch też nie wiedział i dlatego... powiedział to, co powiedział. Jestem zaskoczona, że Sunny nie stanęła twarzą w twarz z Ashem i nie powiedziała prawdy. Oszołomiło mnie, że tego nie zrobiła. Łza spłynęła Fanny po policzku. - Nie idę na górę. Nie idę. Nie ma mowy, żebym tam poszła. Odmawiam kategorycznie. - Dobra, wiemy już, że tam nie idziesz. Czy mogę spytać, dokąd w takim razie się udasz? - Jest kilka miejsc, gdzie mogę pójść. Mogę spać z Sunny albo z Billie. Mogę iść do domu Chue. Na ogół chodzę do pracowni. Jakiś czas temu założyłam tam rygle na drzwiach. - O Jezu, Fanny, potrafię słuchać i nie osądzam ludzi. Co poszło źle między wami? Byłem przekonany, że wasze małżeństwo to raj na ziemi. Mogę ci się nawet przyznać, że przez dłuższy czas byłem zazdrosny. - To chyba najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Pewnie powinnam się śmiać. Nie wiem, co poszło źle. Pewnie wszystko. Wydaje mi się, że w dużym stopniu miało to związek z waszą matką. Ash twierdzi, że wyglądam jak ona i zachowuję się jak ona. Nie mógł znieść tego, że Sallie znalazła mi służących, kiedy urodzili się bliźniacy. Potem znowu zaszłam w ciążę i nic się nie poprawiło. Ash chciał mieć szykowną, piękną żonę, taką jak aktorki z miasta, a ja byłam kim byłam i... zaczął mieć romanse, nie wracał na noc, przychodził do domu pijany i znieważał mnie. Nigdy go tu nie było, kiedy rodzina go potrzebowała, nigdy nie przychodził na uroczystości dzieciaków. Byłam samotną matką. Przysięgam na Boga, że nigdy nie narzekałam. Zaciskałam zęby, wymyślałam wymówki, kłamałam... o czymkolwiek pomyślisz, robiłam to. Wszystko w imię rodziny. Nie wiem, czemu ci o tym mówię... może powinieneś po prostu iść spać i zapomnieć o nas. - Mówisz mi o tym, bo w końcu zdobyłaś się na odwagę, żeby z kimś porozmawiać. Mimo że należymy teraz do tej samej rodziny, jestem dla ciebie kimś obcym. Na razie. Cokolwiek mi powiesz, pozostanie między nami. No, śmiało. 3 - Przekleństwo Vegas 3 3 - Zaczęłam szyć, żeby mieć jakieś zajęcie. Billie, twoja matka i moja przyjaciółka Bess przekonały mnie, żeby założyć firmę. Wszystkie mi pomagały. Ash ma pretensję do Billie o to, że nauczyła mnie niezależności. Nigdy nie lubił Bess, a jego stosunek do matki sam znasz. Nieważne co zrobiłam, wszystko było źle. Nie byłam w stanie go zadowolić. Za dużo pij e i j est wtedy niemiły. Nasze stosunki pogorszyły się, kiedy z okazji moich trzydziestych urodzin wasza matka przekazała mi prawo własności do Surise. Zamieszkałam tutaj, a on w mieście. I tak już zostało. - Przykro mi. Przynajmniej teraz rozumiem, czemu chłopcy tak często do mnie dzwonili. Wiedziałaś o tym?

- Nie. Ale wcale mnie to nie dziwi. Potrzebująi pragną mieć ojca. Nie znajdą nikogo lepszego od ciebie i proszę, nie zrozum tego źle. - Nigdy - powiedział Simon. - Jak poradzisz sobie z jutrzej szym dniem i z kolejnymi dniami? Jeśli to możliwe, to chciałbym jakoś pomóc. - Nie wiem. Na ogół nie martwię się problemami, póki się nie pojawią i staram się rozwiązywać je na bieżąco, żeby nie wymknęły się spod kontroli. Fanny wyjęła ręce z piany i złapała za brzeg zlewu. Odwróciła się, żeby spojrzeć Simonowi w twarz. - Zdarza ci się czasem, że masz ochotę rzucić wszystko i uciec? Wiesz, kiedy problemy zaczynają się nawarstwiać. Moja matka zrobiła to mnie i moim braciom. Po prostu nas porzuciła. Nigdy już nie wróciła. Chyba teraz potrafię ją zrozumieć... - przerwała. - Czy kiedykolwiek stajesz się aż tak niespokojny? - Ze dwa razy dziennie. Któregoś dnia też mogę po prostu odejść. Któregoś dnia obudzę się i powiem: do diabła z tym wszystkim. Potem kupię łódź, nazwę ją „Któregoś Dnia" i odpłynę nianie oglądając się za siebie. Mam już listę ludzi, którzy chcą popłynąć jako moja załoga. Jeżeli masz ochotę, wpisz się na nią już teraz. Fanny zanurzyła rękę w mydlinach, wyciągnęła ją i mokrym palcem narysowała na koszuli Simona wielkie X. - Możesz na mnie liczyć - kolana ugięły się pod nią, kiedy Simon odpowiedział uśmiechem. - Mogę cię odprowadzić, dokądkolwiek idziesz? - zapytał Simon, wieszając ściereczkę do naczyń. - Jeśli masz ochotę. Idę do mojej pracowni. - Mama mi o niej opowiadała. Nazywała ją twoim sanktuarium. - Naprawdę musiałeś się tym ze mną podzielić, co? - roześmiała się Fanny. Zachwycał go ten śmiech, jej swobodny krok, zachwycał sposób, w jaki patrzyła, zachwycał jej zwyczaj mówienia rzeczy prosto z mostu. Ash musi być największym idiotą na świecie. - Jesteśmy na miejscu. Zaczekam, aż zamkniesz drzwi. - Dobranoc, Simon. Dziękuję za odprowadzenie. Mogę chyba z czystym sumieniem powiedzieć, że żaden mężczyzna ani chłopiec nigdy jeszcze nie odprowadzał mnie do domu. To miłe uczucie. Jeszcze w szkole średniej zastanawiałam się, jak to będzie iść do domu z chłopcem, którego będę naprawdę lubiła. Wiesz, trzymając go za rękę podczas pełni księżyca, kiedy w powietrzu czuć już 34 zapach jesieni. Uwielbiam zapach palących się liści. Dobranoc, Simon. Zobaczymy się rano. - Oczywiście. Dobranoc. Poczekał, aż usłyszy odgłos zasuwanego rygla, a potem poszedł ścieżką do głównego budynku - do domu, w którym dorastał. Usiadł na niskim murku na podwórzu. Murek był nowy - Chue musiał go wybudować w ciągu ostatnich kilku lat. Obejrzał się na przyćmione, żółte światło w oknach pracowni. Miał ochotę pobiec ścieżką z powrotem i pięściami walić w drzwi. I co dalej? Przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu papierosa, znalazł go i zapalił. Wydmuchnął trzy idealnie okrągłe kółeczka dymu, jedno po drugim. Cóż za wielkie, wspaniałe osiągnięcie, pomyślał gorzko. Skoro wiadomo, że nie pójdzie z powrotem ścieżką do pracowni, może powinien iść na piętro i przyłożyć pięść do głupkowatej twarzy brata. Tak naprawdę jedyna rzecz, jakąpowinien zrobić, to wsiąść z powrotem do samochodu i udać się do domu, zanim wszystko wymknie się spod kontroli. Zanim jeszcze zaświtała mu ta myśl, wiedział już, że nic takiego nie zrobi. Oto jak najprawdopodobniej się zachowa: zabierze chłopców do Pensylwanii, wstawi samochód do garażu i już następnego dnia wskoczy do samolotu, żeby wrócić do Sunrise. Po czym zostanie tu, dopóki ktoś nie poprosi go, żeby wyjechał albo do momentu, gdy nie będzie mógł już tego znieść ani

chwili dłużej. Plan sprawiał wrażenie rozsądnego i wykonalnego. Całkiem dobry plan gry. Może zostać tutaj tak długo, jak zechce. Paru zdolnych ludzi pracuje dla niego i zarabia dla niego pieniądze. Wszystko, co musiał zrobić, to zadzwonić do biura i powiedzieć: zobaczymy się wtedy, kiedy się zobaczymy. Kropka. A co potem? Zostanie z matką? Każdy będzie chciał wiedzieć, dlaczego po tylu latach nagle opanowała go tęsknota za Nevadą. Kto pierwszy odkryje prawdę? Oczywiście Ash. Lepiej wrócić do Nowego Jorku, gdzie jest jego miejsce i zapomnieć o kobiecie, która nakreśliła na jego koszuli mydlane X, o kobiecie, która zapisała się na jego rejs w nieznane. Kiedy Sallie i Fanny wyszły z samochodu, wokół rozległy się gwizdy aprobaty. Ash podsumował je obejmując żonę i szepcząc: - Kochanie, wyglądasz wspaniale. Fanny próbowała uwolnić sięodjego ramienia, ale on tylko silniej ją objął. - Fanny, musimy porozmawiać i nie mów mi, że później. Pogadamy teraz. - Ash, zostało mi bardzo mało czasu i dużo do zrobienia, a wkrótce zjawią się Colemanowie. Porozmawiam z tobą po przyjęciu, w ogrodzie, tak jak dawniej. - Dobrze, po przyjęciu. Nie odszczekuj mi, Fanny. - Nawet nie próbuj mi grozić. Czas, kiedy ci się to udawało, minął na zawsze. - Lubisz mojego brata, prawda? - chłodno stwierdził Ash. - Wydaje mi się bardzo miły. Tak, lubię go. Dzieci go lubią, a one są na ogół bystre w ocenie ludzkich charakterów. 35 - Pewnie powinienem wyciągnąć jakieś wnioski z tego stwierdzenia. Dzieciaki go lubią, ale nie lubią mnie, o to ci chodzi? Ty też go lubisz. Simon Zbawca - prychnął Ash. - Może powinieneś zwracać większą uwagę na swojego brata i spróbować trochę się do niego upodobnić - odparła Fanny. - Ash, żądam rozwodu. Nie chcę ani chwili dłużej żyć w ten sposób. Pomyśl o tym przed naszym spotkaniem w ogrodzie. - Powiedziałem ci już... - Wiem, co mi powiedziałeś. Wtedy się ciebie bałam. Ale teraz już nie boję się niczego, co mógłbyś mi zrobić. Teraz dzieci też majągłos. Twoi śliscy przyjaciele i ich zeznania nie mogą mnie przestraszyć. Twoja matka zna każdego sędziego w tym stanie. Jeśli będę musiała, zwrócę się do niej po pomoc. O tym też pomyśl. - Fanny, nie chcę rozwodu i nigdy nie chciałem. Za każdym razem, kiedy się nie zgadzamy, mówisz, że chcesz się ze mną rozwieść. Co się z nami stało? Byliśmy sobie przeznaczeni, sama tak mówiłaś. Pomyśl o tym przed naszym spotkaniem w ogrodzie. Fanny z otwartymi ustami patrzyła na męża. - Co stało się z nami? Nie ma żadnych „nas". Jesteś tylko ty. Nasze małżeństwo było pomyłką od samego początku i oboje o tym wiemy. Ja przynajmniej próbowałam. To koniec naszej dyskusji. Nie patrz na mnie spod oka, Ash. Nie kupię tych twoich cichych gróźb. Wbij sobie wreszcie do głowy, że nie możesz mnie już onieśmielić. A teraz sugeruję, żebyś przybrał odpowiednią minę i zachowywał się jak gospodarz, którym powinieneś być. - Fanny, pośpiesz się, musimy się przygotować - powiedziała Sallie stając w drzwiach kuchni. - Kotku, nie mogłam was nie słyszeć. Tak mi przykro. Trwaj przy swoich przekonaniach, a zawsze postąpisz właściwie. Tylko taką mogę dać ci radę. Sagę właśnie skończył zawieszać papierowe lampiony. Będą wyglądały bardzo uroczyście, kiedy zrobi się ciemno. Orkiestra przyj echała, gdy byłyśmy w mieście. Mazie mówi, że wszystko idzie jak po maśle. Nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, jak przenośny parkiet do tańca. Chyba naprawdę jestem zacofana. No więc, powiedz mi, co myślisz o Simonie? - zapytała Sallie w drodze ku tylnym schodom. - Trudno mi uwierzyć, że Simon i Ash są braćmi. Tak bardzo się od siebie różnią. Lubię jego poczucie humoru i otwartość. Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego odnosi takie sukcesy w

interesach. Robił wrażenie, jakby miał zamiar tu wrócić. Nic takiego nie powiedział, to tylko moje przeczucie. - Jeżeli tak, to wszystko pójdzie jak z płatka. Simon ma ten rzadki dar sprawiania, że wszystko jest takie, jak być powinno. Wie, co powiedzieć i kiedy. Po rozmowie z Simonem, zawsze masz uśmiech na twarzy. Ash najczęściej sprawia, że zgrzytam zębami. Zauważyłam, że ty też to robisz. - Wszystko jest nie tak, Sallie. Chyba było źle od samego początku. Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, dobrze? - Dobrze. Do zobaczenia za dwadzieścia minut. Wygląda pani wspaniale, pani Thornton. 36 - A pani, pani Thornton, wygląda zachwycająco. Jeżeli ktoś poprosi mnie do tańca, to mam zamiar przetańczyć cały wieczór - rzuciła Fanny beztrosko. - Chętnie pójdę w twoje ślady - równie beztrosko powiedziała Sallie. Dwadzieścia minut później obie panie Thornton spotkały się w przedpokoju na piętrze. - Zachwycająca - powiedziała młodsza pani Thornton. - Wspaniała - odparła starsza pani Thornton. - Zgadzam się - odezwał się Simon i gwizdnął. - Mężczyzna o wyjątkowo trafnym guście - orzekła Sallie. - Pozwólcie, panie - powiedział Simon wyciągając ramiona. Sallie ujęła go pod jedno, a Fanny pod drugie. Fanny pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, który pozostał w kącikach ust, kiedy puściła oko w kierunku swojej eskorty. Nie będzie teraz myślała o spotkaniu z Ashem w ogrodzie. Ten dzień był dla bliźniaków, a także dla niej. - Są tutaj - wrzasnęła Surmy z całych sił. - Och, mamo, popatrz tylko na Rileya. Niezły kąsek, co? Szkoda, że to nasz kuzyn. Jak wyglądam, mamo? Przekłuwam sobie uszy, mówiłam ci o tym? Tak bardzo się zmienił od czasu, kiedy go ostatnio widziałam. Mamo, czy ja też się zmieniłam? Ojej, wujek Moss też tu jest. To nam powinno dać trochę do myślenia. Aggie ma na sobie te same perły, ale tym razem założyła kolczyki, które do nich pasują. Nos zadziera jeszcze wyżej niż zwykle. Billie wygląda tak ładnie jak ty, mamo, ale ty jesteś piękniejsza. Wujek Seth sprawia wrażenie, jakby dopiero co usiadł na ulu - zerknęła na zegarek, w którym wyczerpywały się już baterie. Fanny patrzyła na nią bezradnie. - Fanny, spójrz na to z innej strony. Ona zaczyna po prostu zauważać różne rzeczy - szepnął jej do ucha Simon. - Przepraszam panie. - Moss, miło cię widzieć - powiedział Simon wyciągając rękę. - Pomyśl tylko, gdyby nie nasza rozmowa tamtego dnia na „Wielkim E", nie stalibyśmy tu teraz. - Ilekroć cię widzę, mam ochotę mówić do ciebie Jessup. Dobrze wyglądasz, Simon. To miejsce też wygląda coraz lepiej za każdym razem, kiedy je widzę. Przypomina mi Sunbridge. - Billie, pięknie wyglądasz - odezwała się Fanny obejmując serdecznie przyjaciółkę. - Moss zdecydował sięjechać, kiedy już wsiadaliśmy do samochodu - szepnęła jej do ucha Billie. - Co u ciebie? Nie miałam pojęcia, że Simon jest taki... taki... - Ja też nie - odszepnęła Fanny. - Napiłbym się czegoś - burknął Seth. - Czekają tu już dwie szklaneczki, obie podpisane twoim imieniem - roześmiała się Sallie. - Miło cię znowu widzieć, Seth. Agnes, ciebie też miło znów spotkać. Dołączył do nich Ash. Był w wylewnym nastroju, uśmiechał się uprzejmie ściskając dłonie gości i prawiąc komplementy Agnes, która pyszniła się niczym paw. 37 Wtedy zaczęli przyjeżdżać goście -jeden samochód za drugim. Około południa przyjęcie trwało już w najlepsze, muzyka kołysała całym domem, młodzi ludzie krzyczeli i dokazywali w basenie. Starsi krewni przyglądali się im z pobłażliwymi

uśmiechami na twarzach. Niektórzy przyjaciele i partnerzy handlowi z miasta dyskutowali na temat kasyn, dopóki Sallie nie pogroziła im żartobliwie palcem stwierdzając, że to zebranie towarzyskie. Na ognisku skwierczała tek-sańska wołowina- podarunek Setha Colemana- pilnowana przez Chue i jego kuzyna. Tłuste kurczęta z rancza zarządzanego przez Philipa obracały się na rożnie brązowiejąc równo. Wesołe namioty w czerwono-białe pasy mieściły długie stoły ze stojącymi na nich cudownie pięknymi bukietami - wszystko dzięki Chue i jego cieplarni. Radosnego obrazu dopełniały kolorowe balony i zapakowane w barwne papiery prezenty pożegnalne złożone na stertę sięgającą aż po dach namiotu. Chłopcy będą potrzebowali kilku godzin, żeby je wszystkie rozpakować. Agnes Ames ubrana w niebieski kostium świeciła własnym światłem, kiedy przechadzała się po posiadłości katalogując i przeliczając wzrokiem koszt przy-j ęcia, które bez przerwy porównywała z barbecue urządzanymi przez Setha w Teksasie. Musiała poznać wartość tego przyjęcia w dolarach, bo będzie to pierwsza rzecz, o jaką zapytają Seth w drodze do domu. Kątem oka dostrzegła, że Seth przyciska do muru Philipa. Uśmiechnęła się złośliwie wiedząc dobrze, o co go pyta: czy kurczęta przynoszą tyle pieniędzy, ile bydło? Potem będzie chciał znać koszt karmy dla kurcząt. Usłyszy wszystkie szczegóły, kiedy tylko wyruszą w powrotną drogę. Agnes wciągnęła gwałtownie powietrze, kiedy jej wzrok podążył przez podwórze do miejsca, gdzie jej zięć, Moss, stał wraz z Ashem, Simonem Thornto-nem i Johnem Noble, mężem Bess. Nigdy w życiu nie widziała jeszcze czterech tak przystojnych mężczyzn jednocześnie. Rozejrzała się w poszukiwaniu córki i była skonsternowana widząc ją przytuloną do Farmy i jej przyjaciółki, Bess. Mogła sobie wyobrazić, o czym rozmawiają. Jej żołądek zaczynał już na to reagować. Byłoby to podobne do Billie zdecydować nagle, że zostawi Mossa z powoduj ego romansów. A w jakiej sytuacji postawi to Agnes? Zaczęła przesuwać palcami perły w swoim naszyjniku. Była panią na Sunbridge i nie miała zamiaru zrezygnować z tego tytułu. Ani teraz, ani później, ani nigdy. Nie była ślepa na niewierność swojego zięcia - niewierność, którą Seth mu wybaczał. Jej zadaniem było ściąganie cugli Billie, upewnianie się, że jej córka nie zrobi nic głupiego, jak na przykład wystąpienie o rozwód i zabranie ze sobą Rileya, dziedzica dynastii Colemanów. Wiedziała, że to właśnie Billie zamierza zrobić. Pytanie tylko, kiedy? Patrzyła teraz na swojąpiękną córkę, z ożywieniem rozmawiającą z Fanny Thornton. Dwie piękne kobiety, które zdobyły coś samodzielnie, zarazem wspierając się wzajemnie. Wiedziała dobrze, że Ash Thornton to łazik, podobnie, jak jej zięć. Dowiedziała się o tym podsłuchując - temu zajęciu oddawała się regularnie. A potem biegła do Setha i przekazywała mu wszystko, czego się dowiedziała. Nienawidziła siebie za to, że zdradza własną córkę, ale była za stara, żeby zrezygnować z wygodnego życia, do którego zdążyła się już przyzwyczaić. 38 Agnes nie podobał się sposób, w jaki trzy młode kobiety obejmowały się wzajemnie, nie podobałyjej się ich zamyślone spojrzenia. Porównywały notowania mężów, i mężczyźni wypadali w nich wyjątkowo słabo. Musi coś z tym zrobić, ale co? Czuła, jak wzrok Setha wwierca się w tył jej głowy. Zbierając całą siłę woli, jaką dysponowała, odwróciła się i pomaszerowała przez podwórze do miejsca, gdzie Seth siedział razem z Sallie. Wyglądał jak obrzydliwy drapieżnik gotów wyrwać wnuka z ramion jej córki w razie, gdyby rozwód był nieunikniony. Nienawidziła siebie za to, że pomaga i podjudza tego swarliwego starca. Przełknęła ślinę wciąż przebierając perły palcami. Usiadła obok Setha. - Dobrze się bawisz, Agnes? - zapytała Sallie. - Bardzo. Powietrze macie tutaj takie świeże i czyste. Przypomina mi Alle-gheny w Pensylwanii. Jest tu teraz inaczej - trochę się zmieniło w ciągu ostatnich kilku lat. - Z pewnością. Teraz mieszka tu rodzina. Wszędzie są szczerby i rysy, pełno tu psów, kotów, rowerów i kijów baseballowych. Są dni, kiedy nie da się przejść przez frontowe drzwi. Dobrze jest słyszeć śmiechy, a nawet sprzeczki. Jedyny problem polega na tym, że rodzina jest