andgrus

  • Dokumenty11 025
  • Odsłony626 328
  • Obserwuję362
  • Rozmiar dokumentów18.6 GB
  • Ilość pobrań496 157

Grace Carol - Szejk z San Francisco

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :545.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Grace Carol - Szejk z San Francisco .pdf

andgrus EBooki Harlequiny Litera G
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 82 osób, 87 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 120 stron)

CAROL GRACE SZEJK Z SAN FRANCISCO

PROLOG Szejk Rahman Harun szusował po stoku z taką samą biegłością, pasją i odrobiną lekkomyślności, jaka towarzyszyła wszystkim jego poczynaniom. Słońce już zachodziło, miękka powłoka śniegu zaczynała zamieniać się w lód, lecz szejk z niechęcią myślał o zakończeniu jazdy. Uwielbiał czuć na twarzy podmuchy wiatru. Był już zmęczony i mniej skoncentrowany niż godzinę temu, lecz wciąż przyjemnie podekscytowany. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko kogoś, z kim mógłby dzielić radość. Brakowało mu Lisy. Między nimi trwało przyjacielskie współzawodnictwo: kto zjedzie szybciej, bardziej niebezpieczną trasą, z wyższego stoku. Wciąż trudno mu było uwierzyć, że to się już nigdy nie powtórzy. Nawet teraz, na widok kobiety w jasnoczerwonym, dopasowanym kombinezonie poczuł ból, uświadamiając sobie, że to nie może być Lisa. Lisa nie żyła Gdyby dziś była przy nim, na pewno poprowadziłaby go w zamknięte dla narciarzy rejony, gdzie zalegała gruba pokrywa śnieżna i istniało duże prawdopodobieństwo zejścia lawiny. Zawsze uwielbiała ryzyko, lecz za ostatni wyczyn zapłaciła wysoką cenę. Jego brat Rafik powinien być teraz przy nim, przecież razem uczyli się jeździć na nartach jeszcze jako dzieci, podczas ferii w Alpach. Jednak wszystkie związki i przyjaźnie przemijają. Zycie jest kruche, a samotność dotyka człowieka w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie. Rahman często rozmyślał o planach, których nie zdążyli z Lisą zrealizować. Safari we wschodniej Afryce, jazda na snowboardzie, rowerowa wycieczka po Francji. Mógł oczywiście się tam wybrać, ale teraz nie miało to już sensu. Rafik niedawno się ożenił i radykalnie odmienił swoje życie. Słońce zaszło za góry, zrobiło się ciemniej. Pejzaż rozmył się i stracił wyrazistość. Niespodziewanie narty przyspieszyły na 1 RS

zamarzniętym śniegu. Rahman zupełnie stracił nad nimi panowanie. Przewrócił się i koziołkując, potoczył się w dół. Wiatr gwizdał mu w uszach, śnieg przylepiał się do skóry. Zdawało mu się, że jego głowa jest gumową piłeczką, która odbija się od lodowato zimnej, cementowej podłogi. Gdy wreszcie się zatrzymał, ledwie kilka metrów od ośnieżonego drzewa, miał wrażenie, że chyba każda kosteczka jego ciała jest pogruchotana. Leżał z rozłożonymi rękami, z twarzą w śnieżnej zaspie, czekając, aż ból zelżeje. Zastanawiał się, w którym momencie zgubił swoje nowe, paraboliczne narty. Wiązania wypięły się, dzięki czemu nie zrobił sobie poważniejszej krzywdy. Był potłuczony i oszołomiony. Postanowił, że za minutkę wstanie, poszuka nart, a potem zjedzie ze stoku i na dziś da już sobie spokój z aktywną rekreacją. Gdy tylko rozjaśni mu się w głowie i gdy trochę odsapnie... Oparł się ramionami o ziemię i nagle poczuł przejmujący ból. Próbował wzywać pomocy, lecz z jego ust wydobył się jedynie jęk. 2 RS

ROZDZIAŁ PIERWSZY Budynek Agencji Domowej Opieki Zdrowotnej w Pine Grove w Kalifornii przypominał góralską chatę. Panująca tam atmosfera ciepła i życzliwości była zasługą właścicielki, Rosie Dixon, która właśnie uśmiechała się promiennie znad biurka do swojej przyjaciółki, Amandy. - Tak szybko znalazłaś dla mnie pracę? - spytała Amanda z niedowierzaniem. - Mówiłam ci, że to kraj wielkich możliwości. Złoty stan! W końcu po to tu przyjechałaś, prawda? No właśnie, dlaczego tu przyjechała? Rosie nie znała prawdziwego powodu, a Amanda wcale nie zamierzała go jej wyjawiać. Byłoby to dla niej nazbyt krępujące. - Bo wreszcie poszłaś po rozum do głowy, ot co - rzekła Rosie, odpowiadając na postawione przez siebie pytanie. - Na pewno ci się tutaj spodoba. Amanda wyjrzała przez okno na rozciągającą się w tle panoramę gór i na narciarzy o zarumienionych twarzach, ubranych w modne wełniane czapki. Nie umiała jeździć na nartach, nie miała pojęcia o górskiej wspinaczce. Jeszcze nie wiedziała, czy jej się tu spodoba, czy nie. - Brakuje nam wykwalifikowanych specjalistów. Jest za to mnóstwo kelnerek i windziarzy. Dzieciaków, które biorą urlop na uczelni, by przez rok poszaleć na nartach. Nie ma z nich pożytku. Ta praca to coś w sam raz dla ciebie. Facet uległ wypadkowi podczas jazdy na nartach. Ma przebite płuco, złamaną kostkę, wstrząśnienie mózgu, parę innych obrażeń. Nadal przebywa w szpitalu, ale aż się wyrywa, by wrócić do domu. Sęk w tym, że mieszka aż w San Francisco, więc chwilowo zamieszka w swoim domku w górach. Obiecałam, że załatwię mu prywatną pielęgniarkę. Kogoś doświadczonego i godnego zaufania. - Rosie wstała i uniosła ręce teatralnym 3 RS

gestem. - Moją współlokatorkę i najlepszą przyjaciółkę ze szkoły pielęgniarskiej, Amandę Reston! Ileż to już czasu minęło, odkąd Amanda czuła podobne uniesienie? To prawda, była doświadczoną i cenioną pielęgniarką. Jednak od czasu, gdy ordynatorem oddziału został doktor Benjamin Sandler, nie mogła dłużej wytrzymać w Chicago. Wtedy właśnie zadzwoniła do niej Rosie, proponując dobrze płatne zlecenie. Tak oto Amanda znów spotkała swoją dawną przyjaciółkę i współlokatorkę. Choć Rosie była już szczęśliwą żoną i matką córek bliźniaczek, niewiele się zmieniła od szkolnych czasów. Była spontaniczna i wesoła jak zawsze, lecz Amandę przez ostatnie półtora roku opuściła wszelka radość. Nie, nie przyjechała tu, by jeździć na nartach, podziwiać widoki czy wspinać się lub delektować krystalicznie czystym powietrzem. Przyjechała, by znów stanąć na nogi, by odnaleźć to, co straciła w Chicago - ufność, nadzieję i świeże spojrzenie na świat. Czy Rosie o tym wiedziała? Nieważne. - Pacjent wciąż jest przykuty do łóżka, jednak to właśnie przez niego w naszym szpitaliku od tygodnia panuje chaos. Ciągle kręcą się tam jego przyjaciele, krewni... W dodatku ten facet jest szejkiem. Ma pieniądze i chyba z tego powodu uważa, że może robić, co chce. - Prawdziwym szejkiem? Takim, który mieszka w namiocie na pustyni, ma harem i wielbłądy? - zapytała Amanda. - Prawdziwym szejkiem, który ma pola naftowe, a uczył się w prywatnych szkołach z internatem. Pielęgniarki mówią, że jest oszałamiająco przystojny. Sama go nie widziałam, rozmawiałam z nim tylko przez telefon - westchnęła Rosie. - Zrobił na mnie wrażenie człowieka, który wie, czego chce. A teraz najbardziej chce wrócić do domu. Chyba jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak poważne są jego obrażenia. Ten jego górski dom nad jeziorem to podobno wielka rezydencja. Dostaniesz do dyspozycji 4 RS

apartament z oddzielnym wejściem. Miejmy nadzieję, że ten człowiek nie okaże się bardzo uciążliwym pacjentem. Amanda pomyślała, że gdyby przyjęła to zlecenie, na pewno wpakowałaby się w kłopoty. - Oczywiście, masz jeszcze inny wybór - zapewniła ją Rosie. - W szpitalu na oddziale intensywnej terapii zawsze brakuje rąk do pracy. Może tam zajrzysz? - zaproponowała. - A kiedy już tam będziesz, odwiedź naszego biednego szejka. Nie zapomnij, że czekamy na ciebie z kolacją. Tak się cieszę z twojego przyjazdu. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Znałaś wszystkie moje tajemnice i potrafiłaś ich dochować. Nie zdawałam sobie sprawy, jak cenna jest taka przyjaźń, ale teraz już wiem. - Rosie cofnęła się o krok i grzbietem dłoni otarła łzę. - Widzisz, co narobiłaś? Wzruszyłam się. Amanda poczuła wyrzuty sumienia. Rosie jej ufała, a ona ukryła przed przyjaciółką prawdę. Trudno, na razie tak musi zostać. - Jeśli szejk okaże się niesympatyczny, to do diabła z nim - powiedziała Rosie sucho. Szpital był mały, mniejszy niż Amanda sobie wyobrażała. Powstrzymała się jednak od słów krytyki. Ta placówka została zbudowana ze składek miejscowej społeczności, była tutaj bardzo potrzebna. Amanda powtarzała sobie w duchu, że przecież sama pragnęła odmiany, więc nie powinna kręcić nosem. W pewnej chwili Amanda zauważyła panią w szlafroku domagającą się czegoś od rejestratorki i kilku pacjentów na wózkach, którzy przyglądali się jej z zaciekawieniem. Choć nigdy nie zamierzała porzucić swojego zawodu, naiwnie myślała, że uda jej się uciec przed własnymi lękami i pomyłkami. Potrzebowała zmiany, ale może to nie miejsce pracy należało zmienić? Wiedziała, że musi uciec z Chicago, ale czy nie uciekła zbyt daleko? A może nadal jest za blisko? 5 RS

- To pani jest tą pielęgniarką z Chicago! Chce pani pracować u szejka? On bardzo lubi być w centrum uwagi - paplała Carrie, rejestratorka, uśmiechając się przyjaźnie. - Ciągle coś się u niego dzieje: telefony, goście, kwiaty, ludzie wchodzą i wychodzą. A on tylko marzy o tym, by się stąd wyrwać. Uparciuch z niego! Amanda miała już do czynienia z różnymi pacjentami - osowiałymi i radosnymi, bogatymi i ubogimi, samowolnymi, zdeterminowanymi i upartymi. Byli też tacy, którymi nikt się nie interesował. Uważała, że ludzie zdeterminowani i uparci najszybciej dochodzą do zdrowia. Tak wynikało z jej doświadczeń. - Ani razu jeszcze nie widziałam, żeby się uśmiechał - mówiła dalej Carrie. - Co prawda na jego miejscu też nie tryskałabym dobrym humorem. Tak mi go było żal, że któregoś dnia po dyżurze zgodziłam się kupić mu w mieście gazetę i pizzę. Powiedział, że nie znosi szpitalnego jedzenia i poprosił, bym kupiła pizzę dla wszystkich pacjentów na piętrze. Czy mogłam mu odmówić, kiedy tak na mnie spojrzał tymi wielkimi brązowymi oczami? Och, jemu nie sposób się oprzeć... Oczywiście, jeśli lubi się przykutych do łóżka, bogatych, przystojnych facetów, którzy potrafią wykorzystać swój wdzięk, by postawić na swoim. Im więcej Amanda dowiadywała się o szejku, tym bardziej była pewna, że na pewno jej się nie spodoba. W sali panowała niemal całkowita ciemność. Amanda nie spodziewała się, że ktoś, kto wylądował w szpitalu z licznymi obrażeniami, będzie promieniał szczęściem, ale nie sądziła, że ujrzy takie wcielenie smutku. Posępny wyraz twarzy leżącego w łóżku mężczyzny i cierpienie w jego ciemnych oczach zaprzeczały rewelacjom, które o nim słyszała. Ten mężczyzna nie wyglądał na człowieka opętanego myślą o ucieczce ze szpitala, ekstrawaganckiego bogacza, który fundował pizzę wszystkim pacjentom na piętrze. 6 RS

Przez długą chwilę stała w drzwiach jego sali i przyglądała mu się. Biel opatrunku na czole kontrastowała z ciemnymi włosami. Nie było gości ani blasku telewizora jak w innych salach, ani muzyki... niczego. Gdzie się podziali ci wszyscy przyjaciele i krewni? Wreszcie szejk odwrócił głowę i spojrzał na Amandę. Patrzył na nią co najmniej tak długo, jak przedtem ona na niego. Badawczo, nie mrużąc oczu. Amanda przyszła tu, by się mu przyjrzeć, a tymczasem to on ją lustrował. - Nie stój tak. Wchodź. Amanda nie przywykła, żeby pacjenci jej rozkazywali, i nie zamierzała się do tego przyzwyczajać. Wyprostowała się. - Nazywam się Amanda Reston, jestem pielęgniarką. - Rahman Harun. Proszę mi wybaczyć, że nie wstaję. Muszę przyznać, bez obrazy dla ciebie i twojego zawodu, że nie wyglądasz na pielęgniarkę. Jesteś zbyt młoda, I zbyt piękna. Niedługo pewnie poprosi ją, by pobiegła do miasta po hamburgera i kilka puszek piwa... Niech no tylko spróbuje. Jeśli ma dla niego pracować, co wcale nie jest takie pewne, muszą ustalić pewne zasady. Nie pozwoli się wykorzystywać ani sobą manipulować. To on będzie musiał jej słuchać. - Co cię tu sprowadza, siostro Reston? - spytał zachrypniętym głosem. - Chciałaś popatrzeć, jak nisko mogą upaść wielcy tego świata? Zaśmiał się niewesoło i sięgnął po szklankę z wodą. Amanda podała mu ją odruchowo, a wtedy Rahman ujął jej dłoń. Amanda aż zadrżała, omal nie upuściła szklanki. Rahman oddychał ciężko. - Dobrze się czujesz? - spytała. Upił łyk wody; - Przeczytaj sobie moją kartę choroby. Niech cię nie zwiedzie bandaż na głowie i inne widoczne oznaki słabości. Czuję się tak wspaniale, że wrócę do domu, gdy tylko załatwią mi... hej, to ty, prawda? To ty jesteś tą wspaniałą pielęgniarką, która pojedzie ze mną do domu? Kiedy o tobie mówili, myśleli, że śpię, ale nie 7 RS

spałem. Biorąc pod uwagę twoje doświadczenie, spodziewałem się, że będziesz mieć o dobre dwadzieścia kilo więcej, siwe włosy i grube łydki. Przekrzywił głowę na bok, by lepiej się jej przyjrzeć. Jego wzrok na dłużej zatrzymał się na jej nogach, ukrytych pod dopasowanymi spodniami. Amanda zarumieniła się i pożałowała, że w ogóle tu przyszła. Wolała nie zajmować się pacjentem, który wywierał na niej takie silne wrażenie. Jeśli chciał, miał prawo zatrudnić kogoś starszego, z większym doświadczeniem i grubszymi łydkami. - Chodźmy, Amando Reston. - Chwileczkę, chwileczkę - zaprotestowała Amanda. - Jeszcze cię nie wypisali ze szpitala, a ja nie powiedziałam, że będę dla ciebie pracować. Dopiero przyjechałam i nie wiem jeszcze, czy nie dostanę lepszej propozycji. Nie zamierzała dopuścić, by szejk traktował ją jak obiekt seksualny, podobnie jak nie pozwoliła na to pewnemu aroganckiemu chirurgowi. Nie po to uciekła z Chicago, by zmagać się z takim samym problemem w Kalifornii. Owszem, ten mężczyzna był przystojny i uparty, lecz właśnie te cechy zniechęcały ją do podjęcia u niego pracy. - Kilka dni temu ja też miałem wybór, ale teraz mnie właściwie ubezwłasnowolniono. Dla ciebie to w końcu tylko praca, siostro. Jeśli nie znajdą dla mnie prywatnej pielęgniarki, będę musiał tu zostać. Jeździsz może na nartach? To wspaniały sport! Pęd, powiew wiatru na policzkach, góry... Przez chwilę jego twarz opromienił uśmiech. Amanda zaczęła się zastanawiać, jakim człowiekiem był szejk, zanim uległ wypadkowi. - Wierzę, że każdy człowiek dostaje to, na co zasługuje. Napraszałem się o to, podobnie jak o... -Westchnął i zamilkł na chwilę. - To, co się wydarzyło, stało się z mojej winy. Zachowałem się nieodpowiedzialnie i teraz przyszło mi zapłacić 8 RS

za to wysoką cenę. To w sumie dosyć sprawiedliwe, kryje się w tym jakiś głębszy sens. Chyba zmęczył się mówieniem, bo odchylił głowę na poduszkę i zamknął oczy. Stroskana Amanda ujęła Rahmana za nadgarstek. Miał trochę przyspieszony puls. Nim zdołała cofnąć dłoń, Rahman uchwycił ją drugą ręką. - Masz zimne ręce - mruknął, otwierając, a następnie szybko zamykając oczy. - W języku arabskim jest takie powiedzenie: „Zimne ręce, gorące serce". Czy to prawda? Dobrze, że to pytanie nie wymagało odpowiedzi, bo Amanda nie byłaby w stanie wydusić ani słowa. No cóż, szejka nie powinno obchodzić, czy Amanda ma gorące serce. Tak, trzeba się zbierać. Widziała i słyszała wystarczająco dużo. Choć Rahman zdawał się być półprzytomny, wciąż trzymał jej dłoń tak mocno, że nie mogła jej cofnąć. Siedziała przez długą chwilę, oczarowana zapachem bukietów z- wiosennych kwiatów w wazonach, wzorem, jaki promienie światła rzucały na łóżko, i ciepłem jego dłoni. Nie chciała się ruszać, nie chciała wychodzić. Wiedziała, że nie powinna sobie pozwalać na choćby najlżejsze emocjonalne zaangażowanie, a już szczególnie wobec pacjenta. Pragnęła wieść ciche i proste życie. Pod koniec dnia wychodzić z pracy, a nie zabierać ją ze sobą do domu. Wyczuwała unoszące się w powietrzu niebezpieczeństwo, którego nie tłumił oszałamiający zapach frezji i hiacyntów. A ona marzyła przecież o spokoju... Czuła, jak mocno bije jej serce. Jeszcze dziś powinna powiedzieć Rosie, że nie przyjmuje tej pracy. Gdy wreszcie uwolniła dłoń z uścisku Rahmana, szejk westchnął urywanie i wymamrotał coś, czego nie zrozumiała, a co zabrzmiało jak przeprosiny. Na palcach podeszła do drzwi, cały czas spoglądając na Rahmana, i omal nie wpadła na stojącą w progu postać. 9 RS

Mężczyzna wyglądał jak lustrzane odbicie leżącego w łóżku szejka. W każdym razie tak wyglądałby Rahman, gdyby był zdrowy. Czyżby oszalała? A może coś nie tak z jej wzrokiem? - Jestem Rafik, brat Rahmana - powiedział mężczyzna. - Czy mogę zamienić z panią słówko? Amanda naprędce układała sobie w głowie następujące przemówienie: Nie mogą zająć się pańskim bratem. Ja takie nie jestem w pełni sił i dopiero powoli wracam do zdrowia. Kontakty z niektórymi ludźmi już nie sprawiają mi kłopotu. Z innymi jest o wiele gorzej. Na przykład z takimi mężczyznami, jak pański brat. Bardzo mi przykro, ale nie nadają się do tej pracy. 10 RS

ROZDZIAŁ DRUGI - No i jak? Aż tak źle? - spytała Rosie, ledwo Amanda zdążyła wejść do kuchni. Amanda nie wiedziała, czym wytłumaczyć, że pacjent tak ujął ją za serce. Otwarły się tylne drzwi i do kuchni wpadł mąż Rosie, Jake. - Witamy w Kalifornii, Amando. Twarz miał zarumienioną od mrozu, głos tubalny. Choć widzieli się tylko raz, na ślubie w Chicago, rodzinnym mieście Rosie, Jake uścisnął Amandę na powitanie tak serdecznie, że miało się wrażenie, iż jej przyjazd uradował go bardziej niż jego żonę. Potem pocałował Rosie namiętnie, jakby ostatni raz widzieli się przed kilkoma tygodniami, a nie godzinami. Jake'owi i Rosie nie przeszkadzało, że ktoś jest świadkiem ich wzajemnych czułości. Łączyły ich mocne, nierozerwalne więzy, których nic nie mogło zniszczyć. Amanda pozazdrościła przyjaciółce, widząc trzyletnie bliźniaczki, Sarę i Norę. Przyklęknęła, otoczyła każdą z nich ramieniem i czule przytuliła. Dwie dziewczynki były identyczne. Obie były śliczne i obdarzone wielkim temperamentem. Nie zważając na protesty matki, zaciągnęły Amandę do swojego pokoju, by pokazać jej meble, lalki, chomika i książki. Gdy Amanda wdychała zapach dziecięcego szamponu, dotykała gładkiej skóry dziewczynek i słuchała ich głosików, nagle doświadczyła wizji tego, jak mogło, czy nawet powinno wyglądać jej życie. Niestety, rzeczywistość daleko odbiegała od ideału. Miała za sobą ciężki dzień. Po pierwsze przeprowadzka z wielkiego miasta do tej małej górskiej miejscowości okazała się stresującym przeżyciem. Po drugie Amanda wciąż nie mogła się otrząsnąć po spotkaniu z dwoma szejkami bliźniakami. Jeden z nich był władczy, kapryśny, arogancki, a mimo to szalenie 11 RS

atrakcyjny. Drugi - uprzejmy i życzliwy. Choć urodą dorównywał bratu, między nim a Amandą nie dało się wyczuć tego szczególnego napięcia. Amanda oczywiście wiedziała, że to nie zmiana klimatu tak ją wytrąciła z równowagi. Znów dopadły ją wspomnienia, które pozostawiła za sobą, wspomnienia o mężczyźnie, który ją oszukał. Czuła, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi i przełamał na dwie części. Podobnie jak Rahman potrzebowała czasu, by dojść do siebie. Zjawiła się opiekunka dziewczynek i zabrała bliźniaczki do kąpieli. Amanda powoli przeszła do kuchni, by pomóc Rosie w przyrządzaniu sałatki. - To najsłodsze istoty, jakie w życiu widziałam -oznajmiła Amanda. - Dziękuję - powiedziała Rosie, nie kryjąc dumnego uśmiechu. - Co sądzisz o szejku? - spytała. - Jest niecierpliwy, arogancki, rozkapryszony... Choć właściwie wcale się nie dziwię, że jest w takim podłym humorze. Przywykł, że o wszystkim decyduje sam, a tu nagle nie może się nawet poruszać o własnych siłach. Musi dzwonić po pielęgniarkę za każdym razem, gdy czegoś chce. Gdy wypowiedziała te słowa, przed jej oczami znów pojawił się obraz leżącego w łóżku mężczyzny. Nawet teraz, po kilku godzinach, wciąż czuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie. - Nie mam stuprocentowej pewności, ale wydaje mi się, że gdy wyzdrowieje, jego wady wcale nie znikną - powiedziała Amanda. - Zrobił na tobie wrażenie, prawda? - spytała Rosie, marszcząc czoło. - Nie przypominasz już tej dawnej opanowanej i spokojnej Amandy. Gdy pracowałaś w izbie przyjęć, nic nie było w stanie wyprowadzić cię z równowagi. Jedząc sałatkę, Amanda przypominała sobie rozmowę z Rahmanem. Dlaczego zrobił na niej takie piorunujące wrażenie? Dlaczego zareagowała tak gwałtownie na jego dotyk? Przecież nieraz zajmowała się przystojnymi pacjentami. Niektórzy nawet 12 RS

z nią flirtowali i próbowali ją podrywać, mimo że nie byli w stanie podnieść się ze szpitalnych łóżek. - Pytałaś mnie o coś? - powiedziała trochę nieprzytomnie. - Mam rozumieć, że odmawiasz podjęcia tej pracy? - powtórzyła Rosie. - Na przekór wszystkiemu, co właśnie powiedziałam o szejku, zgadzam się. Gdy wychodziłam z sali Rahmana, wydarzyło się coś zabawnego. Wpadłam na Rafika, jego brata. Posiada wszystkie cechy, których brakuje Rahmanowi. Jest bardzo miły, uprzejmy i troskliwy. Spytał, czy może ze mną porozmawiać. Ledwie wyszliśmy z pokoju, od razu powiedziałam, że nie mogę przyjąć tej pracy. Odparł, że rozumie, ale poprosił mnie, bym jeszcze raz przemyślała swoją decyzję. Zaproponował, że pokaże mi miejsce mojej ewentualnej pracy. Pojechaliśmy więc do tego „górskiego domu", jak go nazywasz. Masz rację, to piękny budynek, cały z drewna i kamienia, z wspaniałym widokiem na jezioro. Mieszka tam gosposia, która jest świetną kucharką, o ile da się to stwierdzić po dochodzących z kuchni zapachach. Poznałam całą rodzinę: bratową Rahmana, jego kuzyna wraz z żoną i jeszcze kilka innych osób. Przekonali mnie, bym się nim zajęła. Tłumaczyli, że ostatnio nie jest sobą. Podobno zmienił go nie tylko wypadek, ale także inne przykre okoliczności. Ma poranione i ciało, i duszę. Nie wyjaśnili, co przez to rozumieją. - Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży - powiedziała Rosie. - Jutro porozmawiam z lekarzem o wypisaniu pacjenta. Nie muszę ci chyba mówić, że Rahman się niecierpliwi. - Tak się cieszę. - Chyba jeszcze za wcześnie na radość. Zobaczymy, jak sobie poradzę z takim niesfornym pacjentem. Amanda starała się mówić lekkim i spokojnym tonem, lecz ogarniał ją niepokój na myśl, że będzie przebywała z szejkiem 13 RS

dzień i noc. Będzie podawać mu leki, czuwać przy jego łóżku, dbać o jego dobre samopoczucie. Lekarz i rodzina uzgodnili, że Rahman wyjdzie ze. szpitala, gdy dom zostanie wyremontowany i przynajmniej częściowo dostosowany do jego potrzeb. Robotnicy mieli zainstalować podjazdy, a w sypialni na pierwszym piętrze postawić szpitalne łóżko. Amanda wcale nie była pewna, czy podoła nowym obowiązkom. Czy uda jej się zachować opanowanie przy mężczyźnie, który emanował tak nieodpartym urokiem. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy szła w stronę sali Rahmana. Myślała, że szejk będzie zachwycony, gdy się dowie, że tak szybko stąd wychodzi. Jednak jego uczucia dalekie były od zachwytu. Amanda usłyszała dobiegający z sali głos. Rahman krzyczał i złościł się na swoją rodzinę. - Wyjeżdżacie? Wszyscy wyjeżdżają, by zająć się swoimi sprawami, a ja mam tu marnieć w samotności? - Rahmanie, uspokój się - odezwał się cichy, kobiecy głos z lekkim obcym akcentem. - W twoim stanie daleka podróż jest wykluczona. Dom jest przygotowany, wynajęliśmy wspaniałą pielęgniarkę. Poznaliśmy ją wczoraj i jesteśmy pod wrażeniem. - Kto ją polecił? Lekarze z tego szpitala? Skąd mogą wiedzieć, czego mi potrzeba? Zabierzcie mnie stąd! - Miałeś poważny wypadek. Masz szczęście, że w ogóle żyjesz - rzekł starszy mężczyzna o ochrypłym głosie. - Szczęście? Uważasz to za szczęście? Czy kiedykolwiek tkwiłeś w łóżku całymi dniami, wstając tylko po to, by pokuśtykać do łazienki? Czy musiałeś brać stosy pigułek, by nie czuć bólu? Czy kiedyś zdawało ci się, że tracisz zmysły i władzę w nogach? Nawet nie mogę porządnie nabrać powietrza w płuca! I ty to nazywasz szczęściem? Amanda stała za drzwiami, żałując, że jest świadkiem tej kłótni. Spodziewała się zastać Rahmana w świetnym nastroju, pogodzonego z faktem, iż przyjdzie mu spędzić trochę czasu w 14 RS

górskim domu. Skąd u niego ten nagły wybuch gniewu? Czy powinna wycofać się i udawać, że niczego nie słyszała? Słowa Rahmana sprawiły jej większą przykrość, niż chciała przyznać. Owszem, nie powinna ich brać do siebie, ale prawda wyglądała inaczej. To śmieszne, najwyraźniej była przewrażliwiona. Wiedziała przecież doskonale, czego można się spodziewać po szejku. Był bezradny, zagubiony i naprawdę chory. Rodzina poszła na obiad do jednej z restauracji przy jeziorze. Rahman chciał, by zostali, lecz jednocześnie cieszył się, że wychodzą. Kochał ich, ale z trudem znosił ich ciągłą obecność dłużej niż kilka godzin. Czasem zdawało mu się, że traci rozum właśnie wtedy, gdy go najbardziej potrzebuje. Dawnymi czasy zawsze robił to, na co miał ochotę. Teraz musiał liczyć na pomoc innych, a to oczywiście nie była zbyt przyjemna świadomość. Samotność mu nie przeszkadzała, przecież zawsze mógł liczyć na Rafika, na Lisę i na resztę rodziny. Ale teraz... nie będzie miał nikogo. Krewni i przyjaciele zupełnie nie rozumieli, przez co Rahman przechodzi. We wzroku Rafika nie było współczucia, raczej zgorszenie i niezadowolenie z powodu zachowania brata. Rahman obserwował zachód słońca. Trudno mu było uwierzyć, że zaledwie kilka dni temu stał na tych ośnieżonych szczytach. Nie wiedział, ile to już dni minęło, od kiedy przywieziono go do szpitala. Gdy tylko udawało mu się zasnąć, zaraz ktoś przychodził, by zmierzyć mu temperaturę lub podać lekarstwo. Nie odróżniał już dnia od nocy. Pielęgniarki wchodziły i wychodziły, a on nawet nie zapamiętywał ich twarzy. Pamiętał tylko tę dziewczynę, która miała z nim pojechać do domu w górach. Emanowała ciepłem i spokojem, choć zarazem w pewien sposób go ekscytowała. Miała bardzo zgrabne nogi. Zauważył to, mimo że ubrana była w spodnie. Jakie stroje wybierze do pracy w górskim 15 RS

domku? W wyobraźni Rahmana zaczęły się przewijać coraz ciekawsze obrazy. Amanda w wykrochmalonym, białym fartuchu, Amanda w niebieskim golfie, który pasuje do koloru jej oczu i uwypukla jej kształty. Poczuł, jak jego puls przyspiesza. Upokarzało go, że młoda, atrakcyjna pielęgniarka będzie przynosić mu jedzenie i lekarstwa, rozkazywać i zakazywać. Jeśli już musi się nim zajmować kobieta, to niech przynajmniej będzie stara i brzydka. Czy tak trudno jest znaleźć starą i brzydką pielęgniarkę? Czy tak trudno jest wynająć helikopter i przetransportować chorego w dowolne miejsce? Nie zamierzał uświadamiać rodzinie, że gdy spędzi z Amandą trochę więcej czasu, zacznie pożądać rzeczy, o których powinien zapomnieć. Zamknął oczy, próbując odegnać natrętne myśli. Czy coś z nim było nie tak? Wciąż widział Amandę, choć jej tu nie było. Miał halucynacje, ot co! Pamiętał, jak stała w drzwiach, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Przez krótką chwilę myślał wtedy, że już umarł i znalazł się w niebie. Wspaniałe doznanie, lecz wolałby w przyszłości unikać tego typu wzruszeń. Nie mógł przecież poprosić Amandy, by co noc siedziała przy jego łóżku i trzymała go za rękę. Owszem, był chory, ale takie uleganie kaprysom pacjenta nie należało do obowiązków pielęgniarki. Kopnął zdrową stopą metalową poręcz łóżka i skrzywił się. Przeklęty wypadek! Przeklęte miasteczko i przeklęty szpital! Gdy otworzył oczy, nadal widział stojącą w drzwiach postać. Czyżby Amanda naprawdę tu była? Żałował, że nie zdążył usiąść prosto i przynajmniej przygładzić palcami włosy, by wiedziała, że jest przytomny. Nie znosił litości, a zbyt często widywał ją we wzroku innych pielęgniarek. Dobrze, że przynajmniej ta dziewczyna nie patrzyła na niego z politowaniem. Amanda miała na sobie niebieski golf i ciemne wełniane spodnie. Wyglądała niemal tak samo, jak ją sobie wyobrażał. Poczuł, jak jego zmysły budzą się ze snu. 16 RS

Usiadła dokładnie w tym samym miejscu, co ostatnim razem. - Stałam za drzwiami, gdy rozmawiałeś ze swoją rodziną i mówiłeś, że wcale mnie nie potrzebujesz. - Rodzina uważa, że jesteś najlepsza. Kimże ja jestem, by się im sprzeciwiać? Cóż innego mógł powiedzieć? Przez całe życie uczono go etykiety i dobrego zachowania. Wpajano mu szacunek dla tradycji rodzinnych, patriotyzm, poczucie odpowiedzialności i wiele innych, jakże szlachetnych cech. Rahman w dorosłym życiu nie zawsze kierował się tymi zasadami, co często wytykał mu ojciec. Dlaczego miałby rezygnować z zatrudnienia Amandy? Tylko dlatego, że jest atrakcyjna i seksowna? Dlatego, że w jej obecności przestawał sobie ufać? Bo nie chciał być zdany na jej łaskę? Bzdura, lepiej pogodzić się z faktami. Na pewno była dobrą pielęgniarką, a on potrzebował pomocy. - Czemu, do licha, chcesz się mną opiekować, skoro jestem taki nieznośny? Nie masz nic lepszego do roboty? - Szukam nowych wyzwań. - Ha! No to znalazłaś, kochanie. Zacisnęła usta. Na policzki wypłynął jej rumieniec. - Możesz mówić do mnie „Amando" lub „siostro Reston". Skąd mogła wiedzieć, że każdy zakaz prowokuje Rahmana do natychmiastowego sprzeciwu? - Oczywiście, kochanie - odpowiedział z niewinnym uśmiechem. Do licha, naprawdę prześlicznie wyglądała, gdy się złościła! Chciał się dowiedzieć, co ją wyprowadza z równowagi i denerwuje. Wtedy ich szanse trochę by się wyrównały. - Słyszałam, że nie lubisz szpitalnego jedzenia. Mam ci przynieść coś z miasta? Wybieram się na obiad. - Sama? - A co to ma do rzeczy? - spytała. 17 RS

- Skoro mamy razem mieszkać, nie powinniśmy mieć przed sobą sekretów. Pożałował tych słów, ledwo je wypowiedział. Choć Amanda bardzo go intrygowała, nie zamierzał dzielić się z nią żadną ze swoich tajemnic. - Chyba już ci mówiłam, że dopiero przyjechałam do tego miasteczka i jeszcze nikogo tu nie znam. Zamierzam zjeść obiad w japońskiej restauracji, sama. - Zagalopowałem się - przyznał. - To nie moja sprawa, z kim jadasz. Jeśli ci to nie sprawi kłopotu, przynieś mi coś do jedzenia. Wszystko jest lepsze od tych ochłapów, które tu podają. Choć życie osobiste Amandy rzeczywiście nie powinno go obchodzić, uznał jej samotne wyjście do restauracji za dobry znak. - Powiem pielęgniarkom, żeby nie przynosiły ci obiadu. - Zabrali mi sygnet, zegarek i portfel. Ale na pewno oddam ci pieniądze, nie lubię mieć długów. Uśmiechnęła się. Ten uśmiech rozgrzał go bardziej niż wszystkie gorące kompresy, które terapeuci przykładali na jego biodro. - Powinnaś to robić częściej - szepnął. - Co, jadać w japońskich restauracjach? - Uśmiechać się. Zatrzymała się przy drzwiach i przez dłuższą chwilę przyglądała mu się z namysłem. Jej uśmiech powoli zamierał. Rahman oddałby wszystkie pieniądze, jakie miał w portfelu, by poznać jej myśli. Kto lub co sprawiło, że na jej twarzy pojawił się smutek? Przy stolikach kłębił się tłum_ narciarzy o zaróżowionych policzkach. Wszyscy śmiali się, rozmawiali i opowiadali, co wydarzyło się dziś na stoku, a Amanda rozmyślała nad powodem, dla którego nie uśmiechała się już tak często jak kiedyś. To niezwykłe, iż taką uwagę wygłosił ktoś, kto jej nie 18 RS

znał. Gdyby Rahman wiedział, co ostatnio przeżyła, z pewnością uznałby ją za głupią gęś. Tamten mężczyzna nie był wart tego, by przez niego cierpieć. Szejk jednak nie miał o niczym zielonego pojęcia, a ona nie zamierzała mu się zwierzać. Gdy wróciła do szpitala, trzymając w ręku przyniesione z restauracji styropianowe pudełko owinięte w biały papier, zatrzymała ją pielęgniarka i poinformowała oficjalnym tonem, że godziny odwiedzin już się skończyły. Amanda wyjaśniła, kim jest i dokąd idzie. Pielęgniarka skwitowała to wzruszeniem ramion i spojrzeniem pełnym dezaprobaty. - Ten człowiek - powiedziała z irytacją - przez ostatnią godzinę dzwonił co pięć minut. A to chciał, żeby mu przynieść telefon, a to telewizor, a to proszki przeciwbólowe, a to portfel. Za kogo on się uważa? Amanda wiedziała, że niektórzy pacjenci potrafią być bardzo wymagający. Jednak była też świadoma faktu, że nie wszystkie pielęgniarki są życzliwe, współczujące i troskliwe. Mogła zrozumieć czyjeś zmęczenie, lecz zachowanie tej kobiety bardzo ją zdenerwowało. Omal nie rzuciła jej w twarz kilku ostrych słów. Powstrzymała się, gdy uświadomiła sobie, że zaczyna się zachowywać, jakby szejk był jej ulubionym pacjentem. A przecież jeszcze nie podjęła u niego pracy. - Przyniosłam mu coś do jedzenia - powiedziała. Po co się tłumaczyła? Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że tyle czasu spędziła w restauracji. Mogła sobie wyobrazić, jaką męką jest leżenie w łóżku i spoglądanie na zegar w oczekiwaniu na obiad lub pielęgniarkę. Choć nigdy nie była poważnie chora, łatwo wczuwała się w sytuację pacjentów. Jednak ta pielęgniarka, która teraz patrzyła na nią zimnym wzrokiem, z pewnością nie należała do miłych. Gdy kobieta wymownym gestem chwyciła za ołówek i powróciła do wypełniania formularzy, Amanda pospieszyła korytarzem przed siebie. Okazało się, że szejk Rahman Harun 19 RS

zasnął. Czekał na nią, a ona nie zdążyła na czas. W restauracji kłębiły się tłumy ludzi i obsługa ledwo sobie radziła. Rahman nie mógł o tym wiedzieć, na pewno pomyślał, że Amanda zapomniała o swojej obietnicy. Miała zamiar go obudzić, ale nie zrobiła tego. Przez długi czas stała nad łóżkiem, nie wiedząc, co począć. Choć jego zachowanie działało jej na nerwy, teraz poczuła wyrzuty sumienia. Jedno było pewne. Nie zamierzała opowiadać Rahmanowi o swoim życiu osobistym. Nie wierzyła też, że on kiedykolwiek podzieli się z nią swoimi sekretami. O ile, oczywiście, w ogóle jakieś miał... Gdyby potrafili dojść do porozumienia, mogliby zostać przyjaciółmi. No cóż, czas pokaże. Amanda odgarnęła jego gęste, ciemne włosy i przyłożyła dłoń do rozpalonego czoła. Wiedziała, że potrafi mu pomóc. Już ona zadba o to, by jak najszybciej wrócił do zdrowia. Teraz powinien jak najwięcej spać. Wyszła z powrotem na zimne górskie powietrze, pojechała do motelu, wzięła gorącą kąpiel, położyła się na szerokim łóżku i wbiła wzrok w sufit. Jutrzejszą noc ona i Rahman spędzą pod jednym dachem. Czy doglądając kapryśnego szejka, szybko zmieni się w opryskliwą, nieznośną pielęgniarkę, która uważa każdego pacjenta za zakałę rodzaju ludzkiego? A jeśli podejdzie do tej pracy ze zbyt wielkim zaangażowaniem emocjonalnym? Jak trafnie zauważył Rahman, Amanda niechętnie się uśmiechała, poza wyjątkowymi okazjami. Jednak przyjechała tutaj, by zacząć wszystko od nowa. Nie umiała sobie wyobrazić pracy w tutejszym szpitalu. Wydawał się jej zbyt mały. Przed oczami stanęła jej Rosie. Przyjaciółka miała wszystko, o czym Amanda mogła jedynie marzyć: dobrą pracę, ukochanego i troskliwego męża, dwie cudowne córeczki. Dlatego na razie lepiej będzie skoncentrować się na skromniejszych celach. Na przykład pora zacząć witać każdy nadchodzący dzień z entuzjazmem, a nie ze strachem. Odzyskać 20 RS

radość płynącą z wykonywania zawodu. Przypomnieć sobie, jak ważne jest pomaganie innym. Jeśli zdoła osiągnąć przynajmniej tyle, to postąpiła słusznie, opuszczając Chicago. Następnego dnia w szpitalu działo się tak wiele rzeczy, że Amanda nie miała czasu nawet pomyśleć o swoich problemach. Rodzina Rahmana zebrała się przy jego łóżku, podczas gdy Amanda rozmawiała z lekarzami, pielęgniarkami, farmaceutami i terapeutami. Widziała Rahmana tylko przez krótką chwilę, w dodatku z daleka. Czuła na sobie jego wzrok. Widziała jego skrzywioną twarz. Chciała go przeprosić za wczoraj, lecz nie miała okazji. Sanitariusz zabrał siedzącego w wózku szejka przed szpital, gdzie czekała już karetka. Robotnicy stawiali przy tylnych drzwiach domu podjazd, taki sam zbudowano już przy drzwiach frontowych. W sali balowej terapeuta instalował stół do masażu i poręcze. Gosposia przedstawiła się i oznajmiła, że kolacja będzie o siódmej. Członkowie rodziny wchodzili i wychodzili, porozumiewając się ze sobą ściszonymi głosami, jakby uczestniczyli w pogrzebie. Amanda i pielęgniarz położyli Rahmana na szpitalnym łóżku w sypialni przerobionej z gabinetu. Dwie ściany zastawione były regałami pełnymi książek, na pozostałych dwóch były okna, z których roztaczał się widok na jezioro i góry. Na kominku płonął już ogień. Amanda zastanawiała się, dlaczego właściwie szejk nie chciał tu zostać. Te piękne widoki, ogień na kominku, miła gosposia... Wiedziała jednak, co go tak wyprowadzało z równowagi. Niemożność natychmiastowego powrotu do dawnego życia, tego sprzed wypadku. Obok gabinetu znajdowała się łazienka, w której hydraulik instalował poręcze pod prysznicem i uchwyty w wannie. Pomieszczenie to, o ścianach wyłożonych włoskim marmurem, było na tyle wielkie, że mogłaby się w nim kąpać cała kompania. 21 RS

Panujący w domu chaos irytował Rahmana. Rafik i jego żona Anne przyszli zapytać go o samopoczucie. Rahmana zadziwiał sposób, w jaki na siebie tych dwoje patrzyło. Potrafili przekazać sobie uczucia bez słów. Uświadomił sobie, że nigdy nie był prawdziwie zakochany. Wiele razy pożądał kobiety, szalał za Lisą. Ale miłość? Choć od ich ślubu minęło już wiele miesięcy, Rafik i Anne byli w sobie tak bardzo zakochani, że Rahman zaczął się zastanawiać, czym sobie jego brat zasłużył na takie szczęście. Czy i on odnajdzie kiedyś wielką miłość, taką na całe życie? Najprawdopodobniej nie było mu to sądzone. Gdy Amanda regulowała wysokość łóżka, Rahman złapał ją za rękę. - Gdzie byłaś? - spytał. - Cały czas byłam w pobliżu, robiąc to, co do mnie należy - powiedziała, zdejmując jego dłoń ze swojego ramienia. - Masz być na tyle blisko, bym mógł cię w każdej chwili wezwać. Za to ci płacę. Wiedział, jak okropnie to zabrzmiało, ale był zbyt zmęczony, by silić się na grzeczność. Potrzebował spokoju i ciszy. Chciał, by Amanda była przy nim, zawsze w zasięgu jego wzroku. - Wiem, za co mi płacisz - zapewniła go. - I wiem, czego potrzebujesz. Gdy twoja rodzina wyjedzie, ułożymy harmonogram dnia. Ustalimy pewne zasady naszego współżycia. Nie podobało mu się to. Zacisnął usta w wąską linię. Nie chciał jej przypominać, że to ona pracuje dla niego. Mogłaby przecie/zrezygnować z tej pracy, a jemu potrzebna była pomoc. - Słuchaj, bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało zeszłej nocy. Kiedy wróciłam do szpitala z obiadem dla ciebie, już spałeś. Nie przyznał się, jak bardzo był rozczarowany, gdy się nie zjawiła. Jak bardzo bolała go myśl, że Amanda siedzi w restauracji, śmieje się, rozmawia i dobrze bawi, podczas gdy on 22 RS

jest przykuty do łóżka. Choć powiedziała, że idzie na obiad sama, jego wyobraźnia nie próżnowała i zaczęła mu podsuwać coraz bardziej niepokojące obrazy. Oto Amanda w otoczeniu zdrowych i silnych mężczyzn, którzy zabawiają ją świetnymi dowcipami... - Masz wobec mnie dług - powiedział. - Tak, wiem - powiedziała Amanda. - Spłacę go, obiecuję. Tu jest dzwonek. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebował. Czuła się okropnie, bo Rahman wyglądał teraz jak rozżalone dziecko. Nietrudno jest reagować zbyt emocjonalnie, gdy jest się całkowicie uzależnionym od drugiej osoby. Rahman zdawał się ją rozbierać wzrokiem. Czuła to, lecz robiła dobrą minę do złej gry. - Amando, mogłabyś tu na chwilę przyjść? - odezwał się zza drzwi jego brat. - Nie, nie mogłaby, Rafik - zawołał rozdrażniony Rahman. - Jest zajęta. Pamiętaj, że ona jest moją pielęgniarką. - Wciąż zachowujesz się jak rozpieszczony smarkacz - powiedział Rafik, uśmiechając się szeroko. Rahman nie był jednak w nastroju do żartów. - Czy muszę ci przypominać, że boli mnie głowa i kostka i źe mam kłopoty z oddychaniem? - Przepraszam, Rahman. Wiem, że wszystko cię boli, ale przynajmniej żyjesz. Nie musisz pracować przez kilka tygodni, może nawet miesięcy. Przy odrobinie szczęścia, jeśli będziesz stosował się do zaleceń siostry Reston, być może jeszcze nieraz poszalejesz na nartach. - Powinieneś był mnie widzieć podczas tego ostatniego zjazdu... A może nie, lepiej nie. Amanda wyszła cicho z pokoju, by porozmawiać z bratem Rahmana. - Chciałem ci powiedzieć - rzekł Rafik, siadając na krześle naprzeciwko niej - jak bardzo się cieszymy, że cię 23 RS

zatrudniliśmy. Jeżeli ktoś może pomóc mojemu bratu, to na pewno ty. - Sama nic nie będę w stanie zrobić. Rahman musi przestrzegać zaleceń lekarza, czy tego chce, czy nie. No i musi chcieć powrotu do zdrowia, to właściwie najważniejsze. - Chce tego, wiem, że tak jest. Wkrótce dojdzie do siebie, uwierz mi. Wiem też, że ostatnio był trochę nieznośny, czasami wręcz arogancki i napastliwy. Jeśli wyniknie jakiś problem, dzwoń natychmiast. Proszę, tutaj zapisałem numer mojego prywatnego i służbowego telefonu. - Miałam już do czynienia z trudnymi pacjentami, o wiele gorszymi niż twój brat - odparła Amanda, a w duchu pomyślała, że najgorszy człowiek, z jakim miała do czynienia, nie był pacjentem, lecz lekarzem. - Wszystkim ciężko jest zaakceptować ograniczenia wynikające z choroby, ale dla władczych mężczyzn jest to dwa razy trudniejsze. Jestem pewna, że między nami wszystko się świetnie ułoży. Miała nadzieję, że Rafik nie potrafi czytać w myślach. Wcale nie była pewna, czy jego brat zechce współpracować, ani czy kiedykolwiek dogadają się ze sobą. - Jestem zaszczycona zaufaniem, jakim mnie obdarzyliście - mówiła dalej Amanda. Rafik uśmiechnął się, uścisnął jej dłoń i poszedł do żony, by porozmawiać z nią o powrocie do miasta. Amanda przyglądała im się, próbując zgadnąć, od jak dawna są małżeństwem. Ich uczucie zdawało się promieniować na cały pokój, choć Amanda nie słyszała, o czym mówią. Szkoda, że to nie Rafik miał zostać jej pacjentem. Jednak kto wie, czy po takim ciężkim wypadku on też nie stałby się kapryśny i niecierpliwy? Czy gdy Rahman wyzdrowieje, stanie się równie czarujący, jak jego brat? A jeśli tak, to czy ona będzie w stanie to docenić? Może do tego czasu stanie się znerwicowaną, smutną i 24 RS