andgrus

  • Dokumenty12 163
  • Odsłony696 816
  • Obserwuję375
  • Rozmiar dokumentów19.8 GB
  • Ilość pobrań549 612

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 07 - Assegai

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 07 - Assegai.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera S Smith Wilbur Format pdf
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 515 stron)

Wilbur Smith Assengai Dziewi tego stycznia roku tysi c dziewi set szóstego przyą ą ęć pada a czwarta rocznica koronacjił Edwarda VII, króla Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz dominiów brytyjskich, a tak e cesarza Indii. Ca kiemż ł przypadkiem by to równie dzie dziewi tnasł ż ń ę tych urodzin jednego z lojalnych poddanych Jego Wysoko ci, podporucznika Leona Courtneya z kompanii C, trzeciego baś talionu pierwszego regimentu Królewskich Strzelców Afrykańskich, powszechnie zwanych KSA. Leon sp dzi urodziny, poluj c naę ł ą buntowników z plemienia Nandi, na kraw dzi Wielę kich Rowów Afryka skich, w odleg ym interiorzeń ł klejnotu imperium, jakim by a Brytyjska Afryka Wschodnia.ł Nandi byli wojowniczym ludem, który cz sto wyst powa przeciwko obcej w adzy. Od chwili gdyę ę ł ł dziesi lat temu s ynny wró bita i czarownik og osi , e wielki czarny w przesunie si po ziemiachęć ł ż ł ł ż ąż ę plemienia, wzniecaj c ogie i dym, przynosz c mier i niedol ca emu ludowi, nieprzerwanieą ń ą ś ć ę ł dochodzi o do walk. Kiedy brytyjskie w adze kolonialne rozpocz y budow torów kolejowych cz cychł ł ęł ę łą ą port w Mombasie nad Oceanem Indyjskim z le cym niemal sze set mil w g bi l du Jeziorem Wiktorii,żą ść łę ą Nandi uznali, e przera aj ce proroctwo zaczyna si spe nia , i ogie buntu zap on ze zdwojon si .ż ż ą ę ł ć ń ł ął ą łą Walki wzm

y si , gdy kolej dotar a do Nairobi, a nast pnie ruszy a na zachód, ku wielkiej dolinie ił ę ł ę ł ziemiom Nandi nad Jeziorem Wiktorii. Kiedy pu kownik Penrod Ballantyne, oficer dowodz cy reł ą gimentem KSA, otrzymał depesz od gubernatora kolonii, informuj c , e plemi ponownie powsta o i napada naę ą ą ż ę ł wysuni te posterunki brytyjskie wzdhi planowanego szlaku kolei elaznej, rzek zę ż ż ł rezygnacj :ą — Có , znowu trzeba da im t giego upnia.ż ć ę ł Po tych s owach wyda rozkaz wymarszu trzeciemu batalioł ł nowi stacjonuj cemu wą koszarach w Nairobi. Gdyby Leon Courtney mia wybór, sp dzi by ten dzie zupe nie inaczej. Niedawno poznał ę ł ń ł ł m od dam , której m zosta rozszarpany przez lwa na terenie plantacji kawy w Ngongł ą ę ąż ł Hills, kilka mil od nowej stolicy kolonii, Nairobi. Poniewa Leon by znakomitym je d cemż ł ź ź i graczem polo, zaproszono go do dru yny jej m a. Cho m odszy oficer nie móg sobież ęż ć ł ł pozwoli na utrzymanie kilku koni, jeden z zamo niejszych cz onków klubu zgodzi si goć ż ł ł ę finansowa . Jako cz onek druć ł yny Leon cieszy si pewnymi wzgl dami wdowy, aż ł ę ę przynajmniej tak mu si wydawa o. Po up ywie stosownego czasu, kiedy kobietaę ł ł otrz sn a si z szoku po bolesnej stracie, przyą ęł ę jecha na plantacj , aby z o y jejł ę ł ż ć kondolencje i wyrazy uszanowania. Z rado ci stwierdzi , e zdo a a doj do siebie poś ą ł ż ł ł ść mierci m a. Nawet w a obie wydawa a si Leonowi bardziej zachwycaj ca ni inneś ęż ż ł ł ę ą ż kobiety, które zna .ł Kiedy Verity 0'Hearne, bo tak nazywa a si owa dama, ujrza a przystojnego m odzie ca wł ę ł ł ń galowym mundurze, mi kę kim kapeluszu ze znakiem lwa b d cym god em regimentu, zę ą ł tabliczk z ko ci s oniowej na piersi i w wypolerowanych butach do konnej jazdy,ą ś ł dostrzeg a w jego urodziwych rysach i szczerym spojrzeniu niewinno i zapa , któreł ść ł przemówi y do jej kobiecych uczu , pocz tkowo bardziej przypominaj cych instynktł ć ą ą macierzy ski. Na szerokiej, zacienionej werandzie pocz stowa a go herbat i kanapkamiń ę ł ą posmarowanymi pastą 10

anchois marki Gentleman's Relich. Pocz tkowo Leon by onieą ł mielony i czu siś ł ę niezr cznie w jej towarzystwie, ona jednak okaza a mu yczliwo , zr cznieę ł ż ść ę prowadz c rozmow i poą ę zwalaj c mu si rozlu ni . Mówi a z mi kkim irlandzkimą ę ź ć ł ę akcentem, który go oczarowa . Godzina min a jak z bicza strzeli . Gdy wsta ,ł ęł ł ł aby si po egna , podesz a do niego, stan a na schodach werandy i poda aę ż ć ł ęł ł mu d o .ł ń — Je li b dzie pan w okolicy, prosz wst pi do mnieś ę ę ą ć ponownie, poruczniku Courtney. Czasami samotno bardzość mi doskwiera. — Jej g os by niski i melodyjny, a ma a d oł ł ł ł ń jedwabi cie g adka.ś ł Leon, jako najm odszy oficer w batalionie, mia rozliczne obowi zki, tote min ył ł ą ż ęł niemal dwa tygodnie, zanim skorzysta z zaproszenia. Tym razem po podaniuł herbaty i kanapek zaprosi a go do domu, aby pokaza sztucery my liwskieł ć ś m a, które zamierza a sprzeda .ęż ł ć Niestety m pozostawi mi niewiele rodków do ycia,ąż ł ś ż wi c musz znale kupca, który by by nimi zainteresowany.ę ę źć ł Mia am nadziej , e pan, jako wojskowy, podpowie mi, jakł ę ż ą warto przedstawiaj .ść ą Z rado ci udziel pani wszelkiej pomocy, pani 0'Hearne.ś ą ę Bardzo uprzejmie z pana strony. Czuj , e jest pan moimę ż przyjacielem i mog panu ca kowicie zaufa .ę ł ć Nie potrafi znale s ów, aby odpowiedzie . Zamiast mówi , spojrza s u alczoł źć ł ć ć ł ł ż w du e, b kitne oczy, zniewolony jej urokiem.ż łę — Mog zwraca si do pana Leonie? — spyta a i zacz aę ć ę ł ęł p aka , zanim zd y przytakn . — Leonie, czuj si takał ć ąż ł ąć ę ę opuszczona i samotna — westchn a, padaj c mu w ramiona.ęł ą Przytuli j do piersi, s dz c, e tylko tak zdo a j pocieszy . By a lekka jak lalka.ł ą ą ą ż ł ą ć ł Z o y a urocz g ówk na jego ramieniu, lecz kiedy próbowa odtworzy dalszeł ż ł ą ł ę ł ć wydarzenia, wszystko zamazywa o si w ekstazie. Nie pami ta , jak dotarli doł ę ę ł sypialni. Run li na wielkie mosi ne o e, gdzie na wypchanym pierzemę ęż ł ż materacu m oda wdowa da a mu przedsmak raju, na zawsze zmieniaj c jegoł ł ą dotychczasowe ycie.ż 11

Dzi , wiele miesi cy pó niej, prowadzi oddzia siedmiu aska-ri — o nierzy rekrutuj cychś ę ź ł ł ż ł ą si z miejscowych plemion — i nie my la o swoich o nierskich obowi zkach, lecz oę ś ł ż ł ą pi knej Verity O'Hearne. Szli tyralier , z bagnetami zatkni tymi na karabinach, przezę ą ę g st plantacj bananów otaczaj c budynki komendantuę ą ę ą ą ry w Niombi w skwarze panuj cym na obszarze ryftu.ą Nagle id cy z lewej strony sier ant Manyoro mlasn znaą ż ął cz co. Leon w jednej chwilią przeniós si z buduaru Verity do tera niejszo ci i zastyg , s ysz c ciche ostrze enie.ł ę ź ś ł ł ą ż Pozwoli , aby jego my li odp yn y i na chwil zapomnia o swoich obowi zkach. Terazł ś ł ęł ę ł ą wszystkie mi nie napi y si jak rybacka y ka wci gana przez wielkiego marlina węś ęł ę ż ł ą b kitn to kana u Pemba. Uniós r k , daj c o nierzom sygna , aby stan li. Tyralierałę ą ń ł ł ę ę ą ż ł ł ę askari zamar a.ł Manyoro by morani Masajów, jednym z najwa niejszych cz onków plemienia. Mia ponadł ż ł ł sze stóp wzrostu, by szczupść ł y i porusza si z gracj toreadora. Ubrany w mundurł ł ę ą khaki oraz fez z fr dzelkami i piórami, wydawa si uciele nieniem afryka skiegoę ł ę ś ń wojownika. Czuj c na sobie wzrok Leona, uniós brod .ą ł ę Leon pod y za jego wzrokiem i ujrza s py. Wysoko nad dachami borny, placówkiąż ł ł ę rz dowej w Niombi zatacza y kr gi dwa ptaki.ą ł ę — Niech to szlag — mrukn cicho. Nie spodziewa si k opotów. G ówne walki toczy yął ł ę ł ł ł si siedemdziesi t mil na zachód, a posterunek rz dowy znajdowa si poza granicamię ą ą ł ę obszaru tradycyjnie nale cego do Nandi. Byli na terytorium Masajów. Leon otrzymażą ł polecenie wzmocnienia kilkoma ludźmi miejscowej borny na wypadek, gdyby starcia przenios y si poza granice ziem Nandi. Wszystko na to wskazywa o.ł ę ł Dowódc okr gu Niombi by Hugh Turvey. Leon pozna Hugh i jego on na balu wą ę ł ł ż ę Klubie Osadników w Nairobi podczas ostatnich wi t Bo ego Narodzenia. Turvey byś ą ż ł zaledwie cztery lub pi lat starszy od niego, a odpowiada za obszar wielko ci Szkocji.ęć ł ś Zd y wyrobi sobie opini cz owieka, naąż ł ć ę ł 12

którym mo na polega , który nie pozwoli by, aby jego bom zaskoczy a bandaż ć ł ę ł zbuntowanych dzikusów. Niestety ptaki krą ce nad domostwami stanowi y z yżą ł ł omen, by y pos a cami mierci.ł ł ń ś Skin r k , aby askari za adowali karabiny. Zamki szcz kął ę ą ł ę n y i pociski kalibru .ęł 303 znalaz y si w komorze d ugo-lufowych lee-enfieldów. Jego ludzieł ę ł rozproszyli si i ruszyli ostro nie na kolejny znak.ę ż Tylko dwa ptaki, pomy la . Mo e si zab ka y. By oby ich wi cej, gdyby... Nagleś ł ż ę łą ł ł ę us ysza nad g ow trzepot ci kich skrzyde . Zza li ci bananowców wzbi si wł ł ł ą ęż ł ś ł ę niebo kolejny s p. Cia o Leona przeszed zimny dreszcz. Je li ptaki siedzia y naę ł ł ś ł ziemi, musia y na niej le e zw oki.ł ż ć ł Ponownie da znak, aby stan li. Wskaza palcem Manyoro i ruszy przed siebie.ł ę ł ł Masaj pod y jego ladem. Chocia posuwa si cicho i bezszelestnie, sp oszyąż ł ś ż ł ę ł ł kolejnych ogromnych padlino erców. Ptaki wzbija y si w powietrze pojedynczo iż ł ę grupami, bij c przy tym g o no skrzyd ami, aby po chwili po czy si z gromadą ł ś ł łą ć ę ą zataczaj c kr gi nad budynkami.ą ą ę Leon wyszed zza ostatniego bananowca i stan ponownie, na kraw dzi placuł ął ę apelowego. Pobielane ciany borny l ni y w s o cu. Drzwi wej ciowe sta yś ś ł ł ń ś ł otworem. Na werandzie i spieczonym glinianym klepisku wala y si po amaneł ę ł meble i dokumenty. Borna zosta a spl drowana.ł ą Hugh Turvey i jego ona, Helen, le eli rozci gni ci na ziemi. Obok nagich ciaż ż ą ę ł dostrzeg zw oki pi cioletniej dziewczynki. Otrzyma a cios w pier assegai —ł ł ę ł ś w óczni o szerokim ostrzu u ywan przez plemi Nandi. Rozleg a ranał ą ż ą ę ł sprawi a, e ma e cia o wykrwawi o si i w jasnych promieniach biela o jak sól.ł ż ł ł ł ę ł Doro li zostali ukrzy owani. W r kach i stopach tkwi y ostre drewniane paliki,ś ż ę ł które wbito w glin .ę Wida Nandi nauczyli si czego od misjonarzy, pomy la z gorycz . Rozejrzać ę ś ś ł ą ł si powoli po placu, szukaj c ladów obecno ci nieprzyjaciela. Kiedy doszed doę ą ś ś ł wniosku, e Nandi odeszli, ruszy ostro nie przez pobojowisko. Zauwa y , eż ł ż ż ł ż cia oł 13

Hugh zosta o w okrutny sposób pozbawione m sko ci, a Helen odci to piersi. S pył ę ś ę ę rozszarpa y rany. Szcz ki obojga zabitych zosta y rozwarte za pomoc drewnianychł ę ł ą ko ków. Pochyli si , aby przyjrze si temu z bliska.ł ł ę ć ę Czemu otworzyli im usta? — spyta w j zyku kisuahili,ł ę gdy sier ant stan obok.ż ął Utopili ich — odpar cicho Manyoro. Dopiero wtedył spostrzeg , e na glinie pod g owami zabitych widnieje plamał ż ł po wyschni tym p ynie. Chwil pó niej zauwa y , e zalepionoę ł ę ź ż ł ż im nozdrza glin . Zmusili ich do oddychania przez usta.ą Utopieni? — Potrz sn g ow , niczego nie rozumiej c.ą ął ł ą ą Nagle poczu ostr wo moczu. — Nie!ł ą ń Tak — odrzek Manyoro. — Nandi post puj tak z jeł ę ą ń cami. Oddaj mocz do otwartych ust, a pojmani uton . Nandią ż ą to nie ludzie, to pawiany. — Masaj nie kry pogardy i wrogo ci.ł ś Chcia bym znale tych, którzy to zrobili — mruknł źć ął Leon, czuj c, jak odraza ust puje miejsca gniewowi.ą ę Znajdziemy ich. Nie odeszli daleko. Leon odwróci wzrok od przyprawiaj cej o md o ci jatki, kieruj c oczy na kraw dł ą ł ś ą ę ź uskoku tysi c stóp ponad nimi. Uniós mi kki kapelusz i otar pot z czo a wierzchemą ł ę ł ł d oni, w której trzyma s u bowego webleya. Z wyra nym wysi kiem opanowa emocje ił ł ł ż ź ł ł ponownie spojrza na ziemi .ł ę — Najpierw ich pochowamy — powiedzia Manyoro. — Nieł mo emy zostawi cia s pom.ż ć ł ę Ostro nie przeszukali zabudowania. By y opustosza e. Ani ladu urz dnikówż ł ł ś ę rz dowych, którzy uciekli w pop ochu na pierwszy sygna nadci gaj cych k opotów.ą ł ł ą ą ł Pó niej Leon wys a Manyoro i trzech askari, aby dok adnie sprawdzili plantacjź ł ł ł ę bananów i zabezpieczyli zewn trzne granice borny.ę W tym czasie uda si do mieszkania Turveyów — ma ej chatki za g ównym budynkiemł ę ł ł placówki. Ono tak e zosta o dok adnie przetrz ni te, cho Leonowi uda o si znależ ł ł ąś ę ć ł ę źć w szafie plik papierów, które przeoczyli napastnicy. Wetkn je pod pach i wyszed naął ę ł zewn trz. Wyci gn paliki, którymi przybitoą ą ął 14

Turveyów, a nast pnie usun ko ki rozwieraj ce usta. Zauwa y zakrwawioneę ął ł ą ż ł wargi i kilka wy amanych z bów. Umoczy chusł ę ł teczk w wodzie z mena ki,ę ż ocieraj c twarze zmar ych z krwi i moczu. Próbowa u o y ramiona wzd uą ł ł ł ż ć ł ż tu owia, lecz st enie po miertne to uniemo liwi o. Pó niej owin cia a w przeł ęż ś ż ł ź ął ł - cierad a.ś ł Ostatnie deszcze sprawi y, e ziemia na plantacji bananowł ż ców by a mi kka ił ę wilgotna. Kiedy wraz z kilkoma askari obj stra , aby zapobiecął ż nieoczekiwanemu atakowi, czterej pozostali o nierze wykopali szpadlamiż ł rodzinny grób. Na kraw dzi ryftu, poni ej linii nieba, stali trzej m czy ni wsparci na dzidach.ę ż ęż ź Ukryli si za ma ymi krzakami, balansuj c na jednej nodze niczymę ł ą odpoczywaj ce bociany. W dole rozą ci ga a si szeroka równina Wielkiego Rowuą ł ę Wschodniego z br zowymi po aciami trawy poprzecinanymi ciernistymi krzeą ł - wami, buszem i drzewami akacjowymi. Chocia ogromny obszar sprawiaż ł wra enie ja owego, znajdowa y si na nim urodzajne pastwiska cenione przezż ł ł ę Masajów, którzy przep dzali nimi swoje d ugorogie, garbate byd o. Po wybuchuę ł ł ostatniego buntu przenie li stada na po udnie, w bezpieczniejsze miejsce. Nandiś ł cieszyli si s aw z odziei krów.ę ł ą ł T cz doliny pozostawiono dzikiej zwierzynie, której stada ci gn y si a poę ęść ą ęł ę ż horyzont. Z du ej odleg o ci wida by o szare ob oki py u, który wzbija y stadaż ł ś ć ł ł ł ł zebr umykaj cych p ochliwie przed niewidocznym zagro eniem. Gnu i bawo yą ł ż ł przypomina y ciemniejsze plamy na z ocistym krajobrazie. Wysokie szyje yrafł ł ż stercza y wysoko niczym s upy telegraficzł ł ne ponad p askimi wierzcho kamił ł akacji, a antylopy mieni y si jak ulotne kremowe plamki, ta cz ce i l ni ce wł ę ń ą ś ą skwarze dnia. Tu i ówdzie pomi dzy mniejszymi zwierz tami kroczy y dostojnieę ę ł olbrzymy przypominaj ce czarn wulkaniczn ska , niczym ogromneą ą ą łę transatlantyki przedzieraj ce si przez awice sardynek. By y to ogromneą ę ł ł gruboskórne s onie i nosoro ce.ł ż 15

Widok ten, pierwotny i wzbudzaj cy zachwyt, trzem obserą wuj cym go wojownikomą wydawa si pospolity. Skupili uwag na ma ej grupce budynków le cych poni ej.ł ę ę ł żą ż Budynki rz dowej borny otacza kr g zieleni, a u stóp muru okalaj cego plac p yn oą ł ą ą ł ęł ród o.ź ł Najstarszy z trójki nosi kilt z lamparcich ogonów i nakrycie g owy z tego samegoł ł czarnego, nakrapianego z otymi plamami futra. By to uroczysty strój czarownikał ł plemienia Nandi. M czyzna zwa si Arap Samoei i od dziesi ciu lat sta na czeleęż ł ę ę ł powstania przeciw bia ym naje d com i ich piekielnym machinom, które grozi ył ź ź ł zbezczeszczeniem wi tych ziem nale cych do jego ludu. Cia a i twarze Nandi zdobi yś ę żą ł ł barwy wojenne. Obszar wokó oczu pomalowali czerwon ochr . Pasy tego samegoł ą ą koloru zdobi y nosy i policzki. Nagie piersi poł krywa o wapno palone, tworz c wzór jak nał ą upierzeniu perlicy s piej. Kilty sporz dzono ze skór gazeli, a pióropusze — z futra ma p ię ą ł enet.ż Mzungu i jego masajskie psy wpadli w pu apk — zawył ę rokowa Arap Samoei. — Mia em nadziej , e b dzie ich wi cej,ł ł ę ż ę ę lecz siedmiu Masajów i jeden mzungu to i tak dobra zdobycz. Co robi ? — zapyta stoj cy obok wódz Nandi, os aniaj cą ł ą ł ą oczy i spogl daj c w dó stromego zbocza.ą ą ł Kopi dó , aby pochowa bia e cierwo, które pozoą ł ć ł ś stawili my — odrzek Samoei.ś ł Mamy wymierzy w nich nasze dzidy? — spyta trzecić ł z wojowników. Tak — odpowiedzia czarownik. — Mzungu zostawcieł mnie. Chc osobi cie odci mu jaja. Przyrz dz z nich pot nę ś ąć ą ę ęż ą mikstur . — Mówi c to, dotkn r koje ci pangi zwisaj ceję ą ął ę ś ą u pasa z lamparciej skóry. By to krótki nó o ci kim ostrzu,ł ż ęż ulubiona krótka bro Nandi. — Chc s ysze , jak kwiczy niczymń ę ł ć guziec w paszczy lamparta, gdy b d go pozbawia m sko ci.ę ę ł ę ś Im g o niej b dzie wy , tym silniejsze otrzymamy lekarł ś ę ł stwo. — Odwróci si i podszed do wierzcho ka góry, abył ę ł ł wyjrze na otwart przestrze , która si za nim rozci ga a.ć ą ń ę ą ł 16

W niskiej trawie cierpliwie przykucn li wojownicy, jeden szereg za drugim. Kiedyę Samoei uniós zaci ni t pi , czekaj cy na sygna impi skoczyli na równeł ś ę ą ęść ą ł nogi, nie wydaj c adnego d wi ku, który móg by ostrzec tropion zwierzyn .ą ż ź ę ł ą ę Owoce dojrza y! — zawo a Samoei.ł ł ł Trzeba je ci ! — odkrzykn li chórem wojownicy.ś ąć ę Do niw!ż Grób by gotowy i czeka , by z o ono w nim nieboszczyków. Leon skinł ł ł ż ął Manyoro, który wyda ciche polecenie swoim ludziom. Dwaj z nich wskoczyli doł do u, a pozostali podali im owini te w prze cierad a zw oki. U o yli obok siebieł ę ś ł ł ł ż dwa dziwaczne kszta ty, a pomi dzy nimi mniejszy. a osna ma a grupka, którł ę Ż ł ł ą na wieki zjednoczy a mier .ł ś ć Leon ci gn kapelusz i przykl kn nad kraw dzi . Manyoś ą ął ę ął ę ą ro nakazał gromadce swoich, aby stan li za nim na pochy o ci. Porucznik zacz recytowaę ł ś ął ć s owa modlitwy. Cho askari nie rozumieli wypowiadanych s ów, wiedzieli, jakieł ć ł mia y znaczeł nie, s yszeli bowiem, jak biali wypowiadali je nad wieloma grobami.ł — Bo Twoje jest królestwo, pot ga i chwa a na wieki.ę ł Amen! — Leon sko czy modlitw i zacz si podnosi , leczń ł ę ął ę ć zanim zd y si wyprostowa , upalne afryka skie powietrzeąż ł ę ć ń przeszy og uszaj cy jazgot i wycie. Si gn do r koje ci rewolł ł ą ę ął ę ś weru spoczywaj cego w kaburze przy pasie i szybko rozejrzaą ł si wokó siebie.ę ł Z g stwiny bananowców wyskakiwali l ni cy od potu tubylę ś ą cy. Nandi nadci galią ze wszystkich stron, ta cz c, podskakuj c i gro nie wymachuj c dzidami.ń ą ą ź ą Promienie s o ca l ni y w osł ń ś ł trzach w óczni \pang. Napastnicy uderzalił drewnianym pa kami w tarcze pokryte niewyprawion skór , podskakuj cł ą ą ą wysoko i biegn c w kierunku ma ej gromadki o nierzy.ą ł ż ł — Do mnie! — krzykn Leon. — Wszyscy do mnie!ął aduj bro !Ł ń 17

Askari zareagowali z wyuczon dok adno ci, w mgnieniu oka formuj c zwarty kr g, zą ł ś ą ą karabinami gotowymi do strza u i bagnetami skierowanymi na zewn trz. Leon szybkoł ą oceni sytuacj i stwierdzi , e jego oddzia zosta niemal ca kowicie otoczony, tylko doł ę ł ż ł ł ł g ównego budynku borny prowadzi o w skie przej cie. Nandi musieli si rozdzieli , abył ł ą ś ę ć ich okr y , dzi ki czemu w ich szeregach powsta w ski korytarz.ąż ć ę ł ą — Ognia! — zawo a Leon. Odg os wystrza u zag uszy ył ł ł ł ł ł krzyki i walenie pa kami o tarcze. Zauwa y , e upad tylkoł ż ł ż ł jeden Nandi, wódz nosz cy ozdob ze skóry gerezy. G owaą ę ł odskoczy a mu do ty u, trafiona ci k o owian kul , i eksł ł ęż ą ł ą ą plodowa a w chmurze krwi. Leon wiedzia , kto odda strza .ł ł ł ł Manyoro mia wyj tkowo celne oko.ł ą Impet ataku os ab , gdy wódz run na ziemi , lecz w ciek y okrzyk stoj cego z ty uł ł ął ę ś ł ą ł czarownika spowodowa , e napastnicy pokonali obawy i ponownie ruszyli. Leonł ż pomy la , e czarowś ł ż nik jest przypuszczalnie nies awnym przywódc powstania, samymł ą Arapem Samoei. Odda w jego kierunku dwa strza y, lecz dzieli o ich ponad pi dziesi tł ł ł ęć ą kroków, a maj cy krótk luf webley by celny na niewielkie odleg o ci. adna z kul go nieą ą ę ł ł ś Ż trafi a.ł Za mn ! — krzykn ponownie. — W zwartym szyą ął ku! — Ruszy p dem przez w sk szczelin w szeregach Nandi,ł ę ą ą ę kieruj c si w stron g ównego budynku. Ma a gromadka postacią ę ę ł ł w mundurach khaki niemal zdo a a si przebi , lecz Nandił ł ę ć zaatakowali ponownie, odcinaj c im drog . Zacz a si walkaą ę ęł ę wr cz.ę Wzi ich na bagnety! — wrzasn , strzelaj c z webleyaąć ął ą w wykrzywion twarz napastnika, który stan mu na drodze.ą ął Manyoro zatopi d ugi b yszcz cy bagnet w piersi Nandi i przeł ł ł ą skoczy przez cia o, wyci gaj c ostrze. Leon bieg tu za nim.ł ł ą ą ł ż Zanim przedarli si przez atakuj cych i dotarli na stopnieę ą werandy, zabili trzech kolejnych ciosami bagnetów i strza amił z pistoletu. Z ca ego oddzia u pozostali tylko oni dwaj. Innił ł le eli na ziemi, podziurawieni dzidami.ż 18

Leon, sadz c po trzy stopnie, wpad do g ównego pomieszą ł ł czenia przed otwarte drzwi. Manyoro zatrzasn je za nim. Podbiegli do okien i zacz li strzela doął ę ć napastników. Ogie by tak skuteczny, e po kilku chwilach stopnień ł ż zatarasowa y cia a zabitych. Pozostali czmychn li w pop ochu, rozbiegaj c sił ł ę ł ą ę po plantacji. Porucznik stan w oknie, prze adowuj c pistolet i obserwuj c uciekaj cych.ął ł ą ą ą — Ile macie amunicji, sier ancie?! — zawo a w kierunkuż ł ł Manyoro opartego o cian przy drugim oknie.ś ę R kaw tuniki Manyoro rozci a panga, lecz krwi lecia o niewiele i Manyoroę ęł ł zignorowa ran .ł ę Zosta y mi tylko dwie kule, bwana — odpar . — Nabojeł ł s tam. — Wskaza za okno na bandoliery zabitych askarią ł le cych na placu apelowym w otoczeniu pó nagich Nandi,żą ł których ze sob zabrali w za wiaty.ą ś Musimy po nie pój , zanim Nandi si przegrupuj —ść ę ą powiedzia Leon.ł Manyoro zatrzasn zamek karabinu i opar bro o parapet.ął ł ń Leon wsun pistolet do kabury i zamar w drzwiach. Stali rami przy ramieniu,ął ł ę zbieraj c si y. Manyoro spojrza na niego, a Leon odpowiedzia u miechem.ą ł ł ł ś Cieszy si , e ma przy sobie wysokiego Mas ja. Byli nieroz czni od czasu, gdył ę ż ą łą Leon przyjecha z Anglii i wst pi do regimentu. Chocia przebywa w Afryceł ą ł ż ł niewiele d u ej ni rok, ju czy a go z Manyoro silna wi .ł ż ż ż łą ł ęź Jeste cie gotowi, sier ancie? — zapyta .ś ż ł Tak, bwanal Naprzód, strzelcy! — wyda okrzyk wojenny regimentuł i skoczy przez drzwi. Wypadli na dziedziniec równocze nie.ł ś Stopnie by y liskie od krwi i zagrodzone cia ami, wi c poruczł ś ł ę nik przeskoczy niski murek i ruszy p dem przed siebie.ł ł ę Podbieg do najbli szego martwego askari i przykl kn . Poł ż ę ął spiesznie zarzuci na rami ci ki pas z nabojami, a nast pnieł ę ęż ę skoczy na równe nogi i ruszy do nast pnego trupa. Zanim doł ł ę 19

niego dotar , ze skraju plantacji bananów dobieg gniewny szmer. Zignorowa go ił ł ł pochyli si nad kolejnym o nierzem. Podniós wzrok dopiero wówczas, gdy zarzuci nał ę ż ł ł ł rami drugi bandolier. Ruszy p dem na widok Nandi, którzy ponownie wyskoczyli naę ł ę plac. — Szybko do rodka! — krzykn do Manyoro, podobnie jak on obwieszonego pasami zś ął amunicj . Leon zatrzyma si , aby chwyci karabin zabitego askari, i pop dzi w kierunkuą ł ę ć ę ł werandy. Gdy dotar na miejsce, obejrza si przez rami . Manyoro by kilka stóp za nim.ł ł ę ę ł Od pierwszych wojowników Nandi, biegn cych szybko w ich stron , dzieli a go odleg oą ę ł ł ść pi dziesi ciu kroków. — Ledwo zd ymy — mrukn do siebie, lecz w tej samej chwilięć ę ąż ął spostrzeg , e jeden z napastników zdejmuje z ramienia ci ki uk u ywany do polował ż ęż ł ż ń na s onie. Poczu zimny dreszcz na plecach. Nandi byli wietnymi uczł ł ś ł nikami. — Cholera, biegnij! — krzykn do Manyoro, widz c, e Nandi si ga po d ug strza iął ą ż ę ł ą łę przyci ga ci ciw do policzka. Strza a poszybowa a w powietrze. — Uwa aj! —ą ę ę ł ł ż wrzasn , lecz nadaremnie. Móg jedynie obserwowa , jak pocisk mknie w kierunkuął ł ć nieos oni tych pleców Manyoro. — Bo e, b ał ę ż ł gam — j kn cicho. — B agam. — Przezę ął ł chwil my la , e stromo opadaj ca strza a przeleci obok, lecz pó niej zrozumia , e trafię ś ł ż ą ł ź ł ż w cel. Cofn si w stron Manyoro i zamar w bezruchu, bezradnie obserwuj c biegął ę ę ł ą zdarze . Manyoro zas ania mu widok, ale us ysza charakterystyczny odg osń ł ł ł ł ł towarzysz cy przebijaniu cia a przez elazo i ujrza , jak sier ant pada na ziemi . Grotą ł ż ł ż ę zary si g boko w tylnej cz ci uda. Manyoro próbowa zrobi kolejny krok, leczł ę łę ęś ł ć przeszkodzi a mu w tym rana. Leon ci gn bandolier z ramienia i przerzuci go wraz zł ś ą ął ł karabinem przez murek do wn trza borny, a nast pnie ruszy p dem po towarzysza.ę ę ł ę Manyoro ku tyka w jego stron na zdrowej nodze, pow ócz c drug . Drzewce strza yś ł ę ł ą ą ł drga o w poł wietrzu. Leon wzdrygn si , s ysz c wist kolejnego pocisku, który przeleciaął ę ł ą ś ł w odleg o ci d oni od jego ucha, by uderzy w cian werandy.ł ś ł ć ś ę 20

Chwyci sier anta pod pach , a nast pnie pop dzili w kierunł ż ę ę ę ku zabudowa .ń Zdumia o go, e Masaj, cho bardzo wysoki, jest niezwykle lekki. Leon wa y zeł ż ć ż ł dwadzie cia funtów wi cej. Dobieg do murku i przerzuci przez niego Manyoro,ś ę ł ł pozwalaj c, by Masaj osun si bezw adnie po drugiej stronie. Gdy samą ął ę ł przeskakiwa przeszkod , us ysza wist strza , lecz je zignorowa . Ujł ę ł ł ś ł ł ął sier anta pod pachy i wci gn do chaty.ż ą ął Opu ci Manyoro na pod og i si gn po karabin, który zabra zabitemu askari.ś ł ł ę ę ął ł Odwróci si do drzwi, za adowa bro i powali trupem wdrapuj cego si nał ę ł ł ń ł ą ę murek Nandi. Szybko prze adowa i odda kolejny strza . Kiedy magazynek był ł ł ł ł pusty, zatrzasn drzwi. Chocia wykonano je z ci kich mahoniowych desek, aął ż ęż framuga by a mocno osadzona w grubych cianach, zadr a y, gdy z drugiejł ś ż ł strony naparli na nie wojownicy Nandi. Leon wyci gn pistolet i strzelią ął ł dwukrotnie, mierz c mi dzy deski. Z werandy dolecia j k bólu. Czeka naą ę ł ę ł kolejny atak, lecz us ysza jedynie ciche szepty i tupot stóp. Nagle pomaloł ł wana barwami wojennymi twarz mign a w oknie. Leon wyęł celowa , lecz zanimł nacisn spust, za jego plecami rozleg si strza . G owa Nandi znikn a.ął ł ę ł ł ęł Odwróci si i zobaczy , e Manyoro podpe z do karabinu, ustawionego obokł ę ł ż ł ł drugiego okna. Opar si na parapecie i stan na zdrowej nodze. Kiedy strzelił ę ął ł ponownie, Leon us ysza g uchy odg os kuli przeszywaj cej cia o i kolejny Nandił ł ł ł ą ł osun si na werand .ął ę ę Morani! Dzielny wojownik! — pochwali . S ysz c teł ł ą s owa, Manyoro wyszczerzy z by w u miechu.ł ł ę ś Nie zrzucaj na mnie ca ej roboty, bwana. Sta przył ń tamtym oknie! Leon wetkn rewolwer do kabury, podniós karabin i za aął ł ł dowa bro . Dwał ń magazynki, dziesi strza ów. Lee-enfield wietnie le a w d oniach i by bardzoęć ł ś ż ł ł ł lubiany przez o nierzy.ż ł Zacz strzela przez okno. Razem z Manyoro zasypali plac apelowy grademął ć pocisków, zmuszaj c Nandi do ukrycia si za drzewami. Manyoro opar si oą ę ł ę cian i powoli osun naś ę ął 21

pod og , wyci gaj c nogi przed siebie. U o y ranne udo tak, by drzewce strza y nieł ą ą ą ł ż ł ł dotyka o desek.ł Leon spojrza na plac i upewniwszy si , e nie zosta na nim aden Nandi, odszed odł ę ż ł ż ł okna, zbli aj c si do sier anta. Przykl kn i ostro nie uj drzewce. Manyoro siż ą ę ż ę ął ż ął ę wykrzywi . Porucznik poci gn drzewce, lecz elazny grot nawet nie drgn . Chociał ą ął ż ął ż Manyoro milcza , na jego twarzy pojawi si pot, który po chwili zacz kapa na bluz .ł ł ę ął ć ę — Nie mog jej wyci gn . Od ami drzewce i przewię ą ąć ł ę ążę ran — wyja ni .ę ś ł Manyoro patrzy na niego d u sz chwil , a nast pnie uł ł ż ą ę ę śmiechn si , ods aniaj c du e,ął ę ł ą ż równe bia e z by. W ma owił ę łż nach uszu przedziurawionych w dzieci stwie tkwi yń ł wykonane z ko ci s oniowej kr ki; ozdoba ta nadawa a jego twarzy szelmowski, figlarnyś ł ąż ł wygl d.ą — Naprzód, strzelcy! — powiedzia Manyoro, ma puj cł ł ą ulubion min Leona, która w obecnych okoliczno ciach by aą ę ś ł tak groteskowa, e porucznik zachichota , jednocze nie od-ż ł ś amuj c drzewce powy ej krwawi cej rany. Manyoro zamknł ą ż ą ął oczy, lecz nawet nie j kn .ę ął Leon znalaz opatrunek w chlebaku zabranym askari i zabanł da owa ran . Nast pnież ł ę ę odchyli si , aby oceni swoje dzie o. Odpi manierk od pasa, odkr ci i poci gn sporył ę ć ł ął ę ę ł ą ął yk, a pół źniej poda j Manyoro. Masaj si zawaha . Askari nie pili wody z manierekł ą ę ł oficerów. Leon wcisn mu j do r k.ął ą ą — Cholera, pij — powiedzia . — To rozkaz!ł Manyoro odchyli g ow i uniós naczynie. Wla wod do ust, nie dotykaj c gwintuł ł ę ł ł ę ą wargami. Grdyka poruszy a si , gdy poci gn trzy yki. Mocno zakr ci manierk i oddał ę ą ął ł ę ł ę ł Leonowi. — S odka jak miód — rzek z zadowoleniem.ł ł Wyjdziemy, gdy tylko zapadnie zmrok — powiedzia Leon.ł Manyoro zastanowi si nad jego s owami.ł ę ł Dok d chcesz pój ?ą ść — Tam, sk d przyszli my — odrzek porucznik, podkreą ś ł ś laj c liczb mnog . — Musimy dotrze do torów kolejowych.ą ę ą ć 22

Sier ant zachichota .ż ł , Co ci tak rozbawi o, morani? — spyta Leon.ę ł ł , To prawie dwa dni drogi — przypomnia mu Masaj,ł potrz saj c z rozbawieniem g ow . Dotkn wymownie obaną ą ł ą ął da owanej nogi.ż — Pójdziesz sam, bwana. My lisz, e ci zostawi , Manyoro? Wiesz, e by oby toś ż ę ę ż ł ra ce pogwa cenie... — Przerwa , widz c ruch za oknem.żą ł ł ą Podniós karabin i odda trzy strza y w kierunku placu. Kulał ł ł musia a dosi gn celu, poniewa us ysza odg os uderzenia,ł ę ąć ż ł ł ł po którym nast pi j k bólu i ryk gniewu. — Pawiany! Pawianią ł ę pomiot! — warkn . Wypowiedzenie tej zniewagi w j zykuął ę kisuahili sprawi o mu przyjemno . Po o y karabin na kolanachł ść ł ż ł i za adowa . — B d ci niós — rzek , nie podnosz c wzroku.ł ł ę ę ę ł ł ą Przez dwa dni, bwana? Maj c na karku ca e plemią ł ę Nandi? — zapyta z szelmowskim u miechem. — Czy toł ś w a nie chcia e powiedzie ?ł ś ł ś ć Czy m dry i dowcipny sier ant ma lepszy plan? — spytaą ż ł zaczepnie Leon. Dwa dni! — rzek z podziwem Manyoro. — Powinienemł by nazwa ci „koniem".ł ć ę Przemów, m drcze. O wie mnie — powiedzia po chwilię ś ć ł milczenia Leon. Nie jeste my na ziemiach Nandi — odrzek po chwiliś ł milczenia Manyoro. — To pastwiska mojego ludu. Te parszywe kundle wesz y na terytorium Masajów.ł Leon skin g ow , chocia na jego mapach wojskowych nie zaznaczono tychął ł ą ż granic, nie wspomniano o nich równie w rozż kazach. Prze o eni Leonał ż przypuszczalnie nie znali dok adnej mapy ziem plemiennych, lecz Leon odby zł ł Manyoro wiele pieszych patrolów przed wybuchem ostatniego powstania. Wiem, ju mi to t umaczy e . Przedstaw lepszy plan,ż ł ł ś Manyoro. Je li wyruszysz w stron torów kolejowych...ś ę — Je li wyruszymy w tamt stron .ś ą ę Manyoro lekko skin g ow na znak zgody.ął ł ą 23

— Je li wyruszymy w stron torów, wejdziemy na ziemieś ą Nandi, a wówczas nabior mia o ci i b d nas dr czy jaką ś ł ś ę ą ę ć stado hien. Gdy jednak skierujemy si ku dolinie... — wskazaą ł brod na po udnie — ...zapu cimy si g biej na terytoriumą ł ś ę łą Masajów. Je li Nandi zaczn nas ciga , ka dy krok nape niś ą ś ć ż ł lakiem ich wn trzno ci. Nie odwa si d ugo i naszymę ś żą ą ł ść ladem.ś Leon zastanowi si chwil i pokr ci g ow .ł ą ą ą ł ł ą Na po udnie st d rozci gaj si pustkowia. Musiszł ą ą ą ą trafi do lekarza, w przeciwnym razie wda si gangrenać ą i stracisz nog .ą Na po udnie st d, w odleg o ci nieca ego dnia marszu,ł ą ł ś ł le y manyatta mojej matki — wyja ni Manyoro.ż ś ł Leon spojrza na niego ze zdumieniem. Nigdy nie przysz o mu do g owy, e Manyoroł ł ł ż mo e mie rodziców.ż ć Nie us ysza e , co powiedzia em — rzek , gdy otrz snł ł ś ł ł ą ął si z szoku. — Potrzebujesz opieki lekarskiej, kogo , ktoą ś wyci gnie t strza .ą ą łą Moja matka jest najlepszym lekarzem w kraju Masajów. Jej m dro znaj wszyscy od oceanu po wielkie jeziora. Ocali aą ść ą ł ycie setek naszych morani, ugodzonych dzid i strza lubż ą łą poranionych przez lwa. Ma leki, o których nie ni o si nawetś ł ą waszym bia ym lekarzom w Nairobi. — Manyoro opar sił ł ą plecami o cian . Jego skóra poszarza a, a wo potu nabra aś ą ł ń ł zje czej woni. Patrzyli na siebie przez chwil .ł ą Dobrze. — Leon skin g ow . — Ruszymy na po udnie,ął ł ą ł w g b doliny. Opu cimy born o zmierzchu, przed wschodemłą ś ą ksi yca.ęż Manyoro podniós g ow , wdychaj c parne powietrze jak pies tropi cy zwierzyn , którył ł ą ą ą ą wyczu dalek wo .ł ą ń Nie, bwana. Je li mamy wyruszy , musimy zrobi toś ć ć teraz. Czujesz to co ja? Dym — szepn Leon. — Te winie chc nas wykuął ś ą rzy . — Wyjrza przez okno. Plac przed born by pusty,ć ł ą ł lecz wiedzieli, e nieprzyjaciel nie zaatakuje ponownie z tam-ż 24

tej strony. W tylnej cianie budynku nie by o okien. Nadejd z tamtej strony.ś ł ą Przyjrza si li ciom najbli szego bananowca, szeleszcz cym na lekkimł ę ś ż ą wietrze. — Wieje ze wschodu — szepn . — To dobrze. — Spojrza naął ł Manyoro. — Zabierzemy niewiele, trzeba b dzie zostawi karabiny ię ć bandoliery. Weźmiemy bagnety i po manierce wody. Nic wi cej. — Mówi c to,ę ą si gn po chlebaki, które zabrali zabitym. Zwi za trzy paski, tworz c p tl ,ę ął ą ł ą ę ę któr prze o y przez g ow i zarzuci na prawe rami tak, e koniec zwisaą ł ż ł ł ę ł ę ż ł poni ej lewego biodra. Nast pnie przela wod zabitych do manierek swojej iż ę ł ę Manyoro. — Wypijemy to, czego nie zdo amy zabra .ł ć Wyko czyli resztk zapasów wody.ń ę — Wstawajcie, sier ancie. — Wsun r k pod pach Maż ął ę ę ę nyoro i pomóg muł wsta . Sier ant balansowa na zdrowej ko czynie, przywi zuj c do pasać ż ł ń ą ą manierk i bagnet. Nagle us yszeli g o ne uderzenie na krytym strzechę ł ł ś ą dachu. — Pochodnie! — krzykn Leon. — Weszli od ty u na dach. Rzucajął ł ą p on ce g ownie na s om . — Us yszeli kolejny stuk i pokój wype ni a silnał ą ł ł ę ł ł ł wo dymu. — Pora rusza — mrukn , gdy smuga ciemnego dymu zacz ań ć ął ęł wp ywa przez okno, a nast pnie przesun a si w poprzek placu, ku liniił ć ę ęł ę drzew. Us yszeli dalekie monotonne piewy i radosne okrzyki Nandi, gdy dymł ś sta si tak g sty, e si gali wzrokiem nie dalej ni na odleg o wyci gni tegoł ę ę ż ę ż ł ść ą ę ramienia. Trzask p omieni przerodzi si w g oł ł ę ł śny huk, który st umi g osył ł ł Nandi. Dym by gor cy i dusz cy. Leon oderwa r kaw koszuli i poda goł ą ą ł ę ł Manyoro. — Zas o twarz! — poleci , zakrywaj c chusteczk nos i usta.ł ń ł ą ą Pó niej pomóg Manyoro wyj przez otwór okienny i ruszy za nim.ź ł ść ł Manyoro pochyli si do przodu i skoczy przed siebie. Przywarli do muru.ł ę ł Leon rozgl da si wokó , gdy przesuwali si w róg werandy. Zeskoczyli naą ł ę ł ę drug stron i przystan li na chwil , aby rozejrze si w g stych ob okachą ę ę ę ć ę ę ł dymu. Wokó wirowa y iskry, parz c ods oni t skór nóg i ramion. Pobieglił ł ą ł ę ą ę przed siebie tak szybko, jak tylko Manyoro móg ku tyka na jednej nodze.ł ś ć Leon wyczu za plecami lekki wietrzyk. Krztusilił 25

si dymem, a oczy piek y ich i zawi y. T umili kaszel, zaę ł ł ł ł s aniaj c usta tkanin . Nagleł ą ą nieoczekiwanie znale li si w ród drzew.ź ę ś Dym nie przestawa g stnie . Szli przed siebie z bagnetami w r kach, bo wróg w ka dejł ę ć ę ż chwili móg zaatakowa . Leon zauwa y , e Manyoro opada z si . W drowali wł ć ż ł ż ł ę szale czym tempie, którego nie móg wytrzyma ranny Manyoro. Teraz opiera si ca ymń ł ć ł ę ł ci arem na ramieniu Leona.ęż Nie mo emy stawa , dopóki si nie oddalimy — szepn .ż ć ę ął Mog biec na jednej nodze tak szybko, jak ty naę dwóch — wy sapa Manyoro.ł Chcesz si za o y o sto szylingów, samochwale? —ę ł ż ć Zanim sier ant zd y odpowiedzie , Leon chwyci go ostrzeż ąż ł ć ł gawczo za rami . Stan li, nas uchuj c i próbuj c przeniknę ę ł ą ą ąć wzrokiem dym. Dziwny odg os rozleg si ponownie. Przedł ł ę nimi kto zakrztusi si dymem. Leon zdj d o z ramieniaś ł ę ął ł ń Manyoro i szepn bezg o nie: — Poczekaj tu.ął ł ś Przykucn i ruszy przed siebie z bagnetem w d oni. Nigdy wcze niej nie zak uął ł ł ś ł ł cz owieka, lecz w szkole ich tego uczono. Nagle wyros a przed nim ludzka posta . Leonł ł ć skoczy i uderzy r koje ci bagnetu w bok g owy z tak si , e tamten upad na kolana.ł ł ę ś ą ł ą łą ż ł Zacisn rami wokó szyi Nandi, aby go uciszy . Okaza o si , e wojownik wysmarowaął ę ł ć ł ę ż ł cia o oliw z palmy. By liski jak ryba i stawia gwa towny opór. Prawie uda o mu sił ą ł ś ł ł ł ę wywin , lecz Leon wbi mu bagnet pod ebra. By zduąć ł ż ł miony, jak atwo stal przeszy ał ł cia o.ł Nandi zdwoi wysi ki, próbuj c krzykn , lecz Leon trzyma go za gard o, t umi c wszelkieł ł ą ąć ł ł ł ą odg osy. Gwa towna szamotanina umieraj cego sprawi a, e ostrze porusza o si wł ł ą ł ż ł ę piersi. Leon obraca nim i wbija stal coraz g biej. Nagle cia o Nandi konwulsyjnieł ł łę ł drgn o i z ust trysn a mu ciemna krew. Leon poczu na twarzy drobne kropelki, aęł ęł ł ramiona mia ca e uwalane na czerwono. Nandi drgn ostatni raz i zwiotcza .ł ł ął ł Leon trzyma go jeszcze chwil , aby upewni si , e nie yje, a nast pnie odepchn ił ę ć ę ż ż ę ął wróci chwiejnym krokiem do Manyoro.ł 26

Chod — wychrypia . Ponownie ruszyli naprzód. Manyo-ź ł ro szed wsparty na jego ramieniu, potykaj c si i ko ysz c.ł ą ę ł ą Nagle ziemia si osun a i obaj zacz li spada po stromym, b otnistymę ęł ę ć ł zboczu, a wyl dowali na brzegu p ytkiego struż ą ł mienia. Dym nieco os ab . Zł ł uczuciem ulgi porucznik zauwa y , e posuwaj si we w a ciwym kierunku.ż ł ż ą ę ł ś Dotarli do p yn cego na po udnie strumienia, który mia ród o przy bomie.ł ą ł ł ź ł Leon przykl kn w wodzie i obmy twarz, ch odz c podraę ął ł ł ą żnione oczy i zmywaj c z r k krew Nandi. Zacz chciwie pi . Zakrztusi si i wyplu ostatnią ą ął ć ł ę ł yk, krta podra ni mu dym. Us ysza dolatuj ce z oddali g osy. Odczeka kilkał ń ż ł ł ł ą ł ł minut, aby odzyska si y i upewni si , e nikt nie idzie ich ladem, ać ł ć ę ż ś nast pnie przeszed na p ycizn , gdzie przykucn Manyoro.ę ł ł ę ął — Poka . — Usiad obok sier anta, k ad c jego nog na swoich kolanach.ż ł ż ł ą ę Opatrunek by uwalany wod i b otem. Poł ą ł rucznik rozwin banda e iął ż stwierdzi , e wysi ek zwi zany z ucieczk jedynie powi kszy ran . Udoł ż ł ą ą ę ł ę Manyoro bardzo spuch o, a cia o wokó rany, z której stercza o z amaneł ł ł ł ł drzewce, by o sine i zaognione. Z rany p yn a krew. — liczna — mrukn ,ł ł ęł Ś ął delikatnie obmacuj c ko czyn powy ej kolana. Maą ń ę ż nyoro nie zaprotestowa ,ł cho jego renice rozszerzy y si z bólu, gdy Leon dotkn czego pod skór .ć ź ł ę ął ś ą — Co my tu mamy? — Gwizdn cicho. W mi niu uda Manyoro, powy ejął ęś ż kolana, tu pod skór tkwi o obce cia o. Zbada je palcem, wywo uj c grymasż ą ł ł ł ł ą bólu na twarzy sier anta. — To czubek strza y — rzek po angielsku, aż ł ł nast pnie doda w j zyku kisuahili: — Strza a przesz a niemal na wylot. —ę ł ę ł ł Niewyobra alne cierpienie maluj ce si na twarzy Manyoro sparali oż ą ę ż wa oł Leona. Spojrza w niebo. Wieczorny wiatr rozproszy dym, ods aniaj cł ł ł ą zachodni kraw d skarpy o wietlon og-nistoczerwonymi promieniamią ę ź ś ą zachodz cego s o ca. — Uda o nam si wymkn . Wkrótce zapadnie zmroką ł ń ł ę ąć — powiedzia , me patrz c w oczy Manyoro. — Mo esz odpocz , dopóki sił ą ż ąć ę nie ciemni. B dziesz potrzebowa si . Czeka nas druga noc. — Oczy nadal goś ę ł ł piek y od dymu. Mocno zacisnł ął 27

powieki, lecz po chwili je otworzy . Us ysza g osy nadci gał ł ł ł ą j ce od strony borny.ą — Znale li nasze lady — wyszepta Manyoro. Przykucn liź ś ł ę przy brzegu strumienia. Nandi nawo ywali si cicho w ródł ę ś bananowców niczym tropiciele pod aj cy za krwawym tropem.ąż ą Leon zrozumia , e jego optymizm by nieuzasadniony. Przeł ż ł ladowcy szli za ladami jego butów. Zwi kszony ci ar spraś ś ę ęż wia , e podeszwy odciska y si wyra nie w mi kkiej ziemi.ł ż ł ę ź ę Nad strumieniem nie mieli si gdzie ukry , wi c wyci gnę ć ę ą ął bagnet zza pasa i po o y si tu przy brzegu. Gdyby tropicieleł ż ł ę ż spojrzeli w dó i ich zauwa yli, by by wystarczaj co blisko,ł ż ł ą aby si na nich rzuci . Gdyby Nandi nie by o wielu, uciszy byę ć ł ł ich, zanim wznieciliby alarm i ci gn li im na kark pozosta ych.ś ą ę ł G osy przybli y y si jeszcze bardziej. Leon mia wra enie, eł ż ł ę ł ż ż prze ladowcy dotarli do brzegu strumienia. Zebra si y, leczś ł ł w tej samej chwili od strony borny da y si s ysze krzyki.ł ę ł ć Tropiciele wrócili pospiesznie tam, sk d przybyli.ą Ruszy wzd u brzegu do Manyoro.ł ł ż To ostatnia chukka * w tej rozgrywce — powiedzia ,ł poprawiaj c mu opatrunek.ą Czemu wrócili? My l , e znale li tego, którego zabi em. Nie s dz , abyś ę ż ź ł ą ę zbytnio opó ni o to po cig. Wróc niebawem.ź ł ś ą Podniós Manyoro, obejmuj c go prawym ramieniem, i na wpó poniós , na wpół ą ł ł ł poci gn na przeciwleg y brzeg struą ął ł mienia. Chwila odpoczynku przy strumieniu nie poprawi a stanu Manyoro. Brak ruchu sprawi , eł ł ż mi nie wokó rany zesztyw-nia y. Kiedy Masaj próbowa si oprze na rannej nodze, taęś ł ł ł ę ć zadr a a i by by upad , gdyby Leon go nie podtrzyma .ż ł ł ł ł — Od tej pory mo esz nazywa mnie koniem — rzek ,ż ć ł bior c go na plecy. Manyoro j kn z bólu, gdy ranna nogaą ę ął zako ysa a si i ugi a w kolanie, ale po chwili zacisn z był ł ę ęł ął ę * Cz meczu polo.ęść 28

i nie wyda wi cej adnego d wi ku. Leon dopasowa pas tak, by Manyoroł ę ż ź ę ł móg si na nim oprze , wysuwaj c nogi na zewn trz jak ma pa siedz ca nał ę ć ą ą ł ą s upie. Leon uj je niczym r czki taczki, aby zapobiec niepotrzebnemuł ął ą ruchowi rannej ko czyny, i ruszy do podnó a skarpy. Kiedy znale li si w buń ł ż ź ę - szu zas ona dymu, która ich wcze niej otacza a, zamieni a si w jasnoszareł ś ł ł ę pasma. S o ce sta o nisko, balansuj c na wierzł ń ł ą cho ku skarpy niczym ognistał kula. Ciemno ci zacz y g stnie .ś ęł ę ć Pi tna cie minut — wyszepta chrapliwie. — Tylko tyleę ś ł potrzebujemy. — Dotarli do krzaków rosn cych wzd u podą ł ż nó a skarpy.ż Zaro la by y g ste i dostarcza y im pewnej os ony. Pofa dowany obszarś ł ę ł ł ł zapewnia dodatkow ochron , gdy nie mo na by o daleko si gn wzrokiem.ł ą ę ż ż ł ę ąć Maj c instynkt i wzrok my liwego, Leon wykorzystywa ukszta towanie terenu,ą ś ł ł tak by chroni o ich przed przepatruj cymi okolic Nandi. Wydawa o si , eł ą ę ł ę ż umkn li po cigowi, lecz by o jeszcze zbyt wcze nie, aby zyska pewno .ę ś ł ś ć ść Osun si na kolana, a nast pnie delikatął ę ę nie przekr ci na bok, aby oszcz dzię ł ę ć Manyoro zb dnych wstrz sów. Przez jaki czas aden z nich si nie poruszyę ą ś ż ę ł ani nie wypowiedzia s owa. Pó niej Leon powoli usiad i poluzoł ł ź ł wa pas, abył Manyoro móg wyprostowa rann nog . Odkr ci manierk i podał ć ą ę ę ł ę ł towarzyszowi. Kiedy si napili, wsta i rozę ł prostowa mi nie. Wszystkie ci gnał ęś ś ę oraz mi nie nóg i grzbieęś tu b aga y o odpoczynek. — To zaledwie pocz tek —ł ł ą rzek ponuro. — Odpoczniemy dopiero jutro rano.ł Zanikn oczy, lecz otworzy je ponownie, czuj c bolesny skurcz ydki. Usiad ,ął ł ą ł ł energicznie masuj c nog .ą ę Manyoro dotkn jego ramienia.ął Podziwiam ci , bwana. Jeste cz owiekiem z elaza, nieę ś ł ż jeste te g upi. Wielk g upot by oby, gdyby my tu obajś ż ł ą ł ą ł ś zgin li. Zostaw mi pistolet i id . Zostan i zabij Nandi, którzyę ź ę ę nadejd .ą Ty skoml cy sukinsynu! — warkn Leon. — Biadoliszą ął jak baba! Jeszcze nie zacz li my na dobre, a ty ju chceszę ś ż skapitulowa . W a mi na plecy, zanim splun na miejsce,ć ł ź ę 29

w którym le ysz. — Wiedzia , e jego gniew jest przesadzony, lecz wszystko go bola o, aż ł ż ł poza tym si ba .ę ł Tym razem Manyoro potrzebowa wi cej czasu, aby usadowi si w p tli. Po przej ciu stuł ę ć ę ę ś kroków Leon poczu , e nogi odmawiaj mu pos usze stwa. I kto jest skoml cym sukinł ż ą ł ń ą - synem, Courtney? — pomy la . Z trudem zapanowa nad bólem i po chwili poczu , jakś ł ł ł nogi odzyskuj si . Szed wolno, zmuszaj c si do ci g ego ruchu. Jeszcze jeden krok.ą łę ł ą ę ą ł Tylko jeden. A teraz kolejny. I jeszcze jeden. Wiedzia , e gdyby si zatrzyma , aby odpocz , nigdy by si nie podniós , tote szed , ał ż ę ł ąć ę ł ż ł ż na niebie ukaza si ksi yc stoj cy wysoko ponad wschodni cian ryftu. Obserwowa ,ł ę ęż ą ą ś ą ł jak dostojnie sunie po niebie ksi yc, który wyznacza up yw kolejnych godzin równieęż ł ł wyra nie jak d wi k dzwonka. Leon wiedzia , e yje, bo czu gor czk ogarniaj c jegoź ź ę ł ż ż ł ą ę ą ą spocone cia o.ł Kiedy ksi yc zacz zachodzi za wysok czarn cian zachodniej skarpy znajduj cejęż ął ć ą ą ś ę ą si po ich prawej stronie, pod drzewami ukaza y si dziwaczne cienie. Umys zaczę ł ę ł ął p ata mu figle. Raz us ysza ryk lwa w wysokiej trawie. Wyci gn webleya z kabury, leczł ć ł ł ą ął zanim zd y wycelowa , lew zamieni si w kopiec termitów. Zachichota niepewnie.ąż ł ć ł ę ł — G upcze! Nast pnym razem ujrzysz elfy i gnomy — powiedzia na g os.ł ę ł ł Wlók si z rewolwerem w d oni, obserwuj c, jak zjawy ukazuj si przed nim i znikaj .ł ę ł ą ą ę ą Kiedy ksi yc zawis w po owie niebosk onu, opu ci y go resztki si jak wodaęż ł ł ł ś ł ł przeciekaj ca przez palce z o onych d oni. Zatoczy si i omal nie upad . Z ogromnymą ł ż ł ł ę ł wysi kiem zapanowa nad nogami i odzyska równowag . Sta w szerokim rozkroku,ł ł ł ę ł zwiesiwszy g ow . By u kresu wytrzyma o ci i zdawa sobie z tego spraw .ł ę ł ł ś ł ę Poczu , e Manyoro poruszy si na jego plecach, a pó niej nieoczekiwanie zaczł ż ł ę ź ął piewa . Pocz tkowo nie móg rozpozna s ów, poniewa g os Masaja by wiszcz cy,ś ć ą ł ć ł ż ł ł ś ą cichy jak poranny wiatr w trawach sawanny. Pó niej ot pia y zm czeniem umysź ę ł ę ł 30

powtórzy jak echo s owa Pie ni lwa. Leon s abo zna j zyk niaa, którymł ł ś ł ł ę pos ugiwali si Masajowie. Manyoro nauczy go kilku s ów. By a to mował ę ł ł ł skomplikowana, pe na subtelnych odcieni, niepodobna do innych, lecz Manyoroł by cierpliwym nauczycielem, a Leon mia talent do j zyków.ł ł ę M odzi masajscy mor ani uczyli si Pie ni lwa przed obł ę ś rz dem obrzezania.ę Poddawani inicjacji, wykonywali taniec na sztywnych nogach, ko ysz c si wł ą ę powietrzu tak lekko jak stado ptaków unosz ce si do lotu. Ubrani w czerwone,ą ę przypominaj ce tog shuki, rozpo cierali po y niczym skrzyd a.ą ę ś ł ł Jeste my m odymi lwami.ś ł Ziemia dr y, gdy ryczymy.ż Dzidy to nasze k y.ł W ócznie to nasze pazury.ł Strze cie si nas, dzikie zwierz ta.ż ę ę Strze si nas, nieznajomy.ż ę Odwró cie oczy od naszych twarzy, kobiety.ć Jeste my bra mi, których nape nia duma lwa.ś ć ł Jeste my m odymi lwami.ś ł Jeste my Masajami.ś Masajowie nucili t pie , gdy wyprawiali si po cudze byd o i kobietyę śń ę ł pomniejszych plemion. Intonowali j , kiedy aby dowie swojego m stwa, szlią ść ę polowa na lwy, uzbrojeni jedynie w assegai. Jej s owa dodawa y im odwagi doć ł ł walki. Pie lwa by a wojennym zawo aniem Masajów. Manyoro ponownie zaśń ł ł - cz piewa , a Leon przy czy si do niego, mrucz c pod nosem, kiedy nieął ś ć łą ł ę ą pami ta s ów. Mas j cisn jego rami i szepn :ę ł ł ą ś ął ę ął — piewaj! Jeste jednym z nas. Masz serce lwa i si wielkiego czarnegoŚ ś łę konia. Masz odwag i serce Mas j a. piewaj!ę ą Ś Wlekli si na po udnie. Nogi Leona porusza y si w takt hipnotyzuj cej pie ni.ę ł ł ę ą ś My li dziko wirowa y, pl cz c rzeczywisś ł ą ą to z fantazj . Poczu , e siedz cy muść ą ł ż ą na plecach Mas j stracią ł 31

przytomno . Potkn si , lecz w tej samej chwili zauwa y , e nie jest sam. Z ciemno ciść ął ę ż ł ż ś wy oni y si kochane, dobrze znane twarze. Ujrza ojca i czterech braci, zach caj cychł ł ę ł ę ą go, aby szed dalej. Kiedy podszed , cofn li si , a g osy os ab y. Ka dy powolny, ci kił ł ę ę ł ł ł ż ęż krok odbija si echem we wn trzu czaszki. Bywa o, e nie s ysza nic prócz g uchegoł ę ę ł ż ł ł ł dudnienia. Kiedy indziej otacza y go miriady krzycz cych i zawodz cych g osów, s yszał ą ą ł ł ł muzyk b bnów i skrzypiec. Próbowa zignorowa kakofoni d wi ków, która pcha a goę ę ł ć ę ź ę ł na granic ob du.ę łę — Zostawcie mnie! — krzykn , by odp dzi zjawy. — Pozwólcie przej ! — Widmaął ę ć ść odp yn y, a on szed dalej, a nad szczytem urwiska ukaza a si kraw d tarczył ęł ł ż ł ę ę ź wschodz cego s o ca. Nagle nogi si pod nim ugi y i upad , jakby kto trafi go w g ow .ą ł ń ę ęł ł ś ł ł ę Obudzi si , czuj c na plecach ar s o ca, lecz gdy próbowa si podnie , dostał ę ą ż ł ń ł ę ść ł zawrotów g owy. Nie pami ta , gdzie jest ani jak si tu znalaz . S uch i powonienie p ata ył ę ł ę ł ł ł ł mu figle — zdawa o mu si , e czuje zapach byd a, s yszy, jak uderzaj kopytami twardł ę ż ł ł ą ą ziemi i mucz a o nie. Pó niej do jego uszu dolecia y dono ne nawo ywania dzieci.ę ą ż ł ś ź ł ś ł Kiedy jedno z nich si roze mia o, zrozumia , e d wi k jest zbyt wyra ny, aby byę ś ł ł ż ź ę ź ł urojeniem. Odsun Manyoro i wolno podniós si na okciu. Rozejrza si wokóął ł ę ł ł ę ł zapuchni tymi oczami, mru c powieki od s o ca i py u.ę żą ł ń ł Ujrza przed sob du e stado byd a ró nej ma ci, z garbem i roz o ystymi rogami.ł ą ż ł ż ś ł ż Zwierz ta przechodzi y obok miejsca, w którym le eli. Tak e dzieci by y realne — trzechę ł ż ż ł nagich ch opców trzymaj cych kije, którymi zap dzali byd o do wodoł ą ę ł poju. Zauwa y , eż ł ż s obrzezani, zatem byli starsi, ni pocz tą ż ą kowo s dzi . Przypuszczalnie mieli od trzynastuą ł do pi tnastu lat. Nawo ywali si w j zyku maa, lecz nie móg zrozumie ani s owa. Usiadę ł ę ę ł ć ł ł z trudem. Najwy szy ch opiec zauwa y ruch i zamar . Skonsternowany, spojrza naż ł ż ł ł ł Leona, gotów rzuci si do ucieczki, lecz zapanowa nad l kiem, tak jak ka dy Masaj,ć ę ł ę ż który niebawem mia zosta morani.ł ć 32

. Kim jeste ? — spyta , wykonuj c gro ny gest kijem,ś ł ą ź cho g os mu si ama i dr a . Leon zrozumia proste s owa i wyzwanie.ć ł ę ł ł ż ł ł ł — Jestem przyjacielem — odrzek chrapliwie. — Jestemł przyjacielem i potrzebuj pomocy.ę Pozostali us yszeli dziwny g os i przystan li, aby przyjrze si twarzy, którał ł ę ć ę wy oni a si z trawy. Najstarszy i najodwał ł ę żniejszy z ch opców zrobi kilkał ł kroków w stron Leona, a naę st pnie przystan , aby spojrze na niegoę ął ć powa nie. Zada inne pytanie w j zyku maa, lecz Leon nie zrozumia , o coż ł ę ł chodzi. Zamiast odpowiedzi, posadzi Manyoro obok siebie.ł — Brat! — powiedzia . — Ten cz owiek jest waszymł ł bratem! Ch opak podszed kilkoma szybkimi krokami i obejrza Manyoro, a nast pnieł ł ł ę odwróci si do towarzyszy, wydaj c polecenia i szerokim gestem posy aj c ichł ę ą ł ą na sawann . Leon zrozumia tylko jedno s owo: „Manyoro".ę ł ł M odsi ch opcy pop dzili w kierunku grupki sza asów znajł ł ę ł duj cych si wą ę odleg o ci pó mili. Ogrodzone cierniami domy by y kryte strzech i utrzymaneł ś ł ł ą w tradycyjnym stylu Mas jów. By a to manyatta, wioska Mas jów. Pobliską ł ą ą zagrod , do której na noc zap dzano byd o, otacza a palisada. Starszy zę ę ł ł ch opców podszed do Leona i przykucn .ł ł ął Manyoro! — powiedzia z podziwem i zdumieniem,ł wskazuj c na Masaja.ą Tak, Manyoro — przytakn Leon, poruszaj c chwiejnieął ą g ow .ł ą Ch opak co wykrzykn i zacz mówi z wyra nym podł ś ął ął ć ź nieceniem. Z potoku s ów Leon zrozumia jedynie s owo „wuj". Zamkn oczy i po o y si na wznak,ł ł ł ął ł ż ł ę zas aniaj c oczy ramieł ą niem przed jaskrawymi promieniami s o ca.ł ń — Zm czony... — wymamrota . — Bardzo zm czony.ę ł ę Straci przytomno , a gdy si ockn , zobaczy , e otaczał ść ę ął ł ż ich ma a gromadka wie niaków. Nie mia w tpliwo ci, e to Masajowie.ł ś ł ą ś ż M czy ni byli wysocy. W przedziurawionychęż ź