andgrus

  • Dokumenty12 163
  • Odsłony696 816
  • Obserwuję375
  • Rozmiar dokumentów19.8 GB
  • Ilość pobrań549 612

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 10 - Prawo miecza tom 1

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 10 - Prawo miecza tom 1.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera S Smith Wilbur Format pdf
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 289 stron)

Wilbur Smith Prawo Miecza tom 1 1

Gdybym by popu ci wodzy samowoli i zezwoli podda wszystkie prawał ś ł ł ć jednemu Prawu Miecza, nie musia bym dzisiaj tutaj stawa .ł ć KAROL 1, król Anglii Mowa na szafocie, 30 stycznia 1649 1 Ocean spowija a g sta mg a, t umi ca wszystkie barwy i d wi ki. Wł ę ł ł ą ź ę pierwszych podmuchach wiej cej w stron l du porannej bryzy burzy a si ią ę ą ł ę falowa a. Kuter dryfowa w k bach mlecznego oparu pi kilometrów odł ł łę ęć brzegu, nad pasem ciemnej zieleni, wytyczaj cym skraj pr du, gdzie zasobneą ą w yciodajny plankton masy wód z morskich g bin styka y si z cieplejszymiż łę ł ę wodami przybrze nymi.ż Lothar De La Rey stai na mostku oparty o drewniane ko o sterowe i wodził ł wzrokiem po zwa ach mg y. Uwielbia te pe ne cichego napi cia chwileł ł ł ł ę oczekiwania na wit. W ca ym ciele czu narastanie elektryzuj cegoś ł ł ą mrowienia, my liwskiej gor czki, która ju tyle razy w yciu go ogarnia a. Tenś ą ż ż ł g ód polowania by na ogiem równie pot nym jak palenie opium czy picieł ł ł ęż mocnych trunków. Przypomnia mu si tamten mi kki ró 6wy brzask, wype zaj cy ukradkiemł ę ę ż ł ą zza wzgórz Magersfontein, kiedy le a w pierwszm rz dzie okopów, czekaj c,ż ł ę ą a z ciemno ci wynurz si szeregi szkockiej piechoty, by w rozko ysanychż ś ą ę ł kiltach, z rozwianymi wst kami u beretów ruszy wprost na lufy ichąż ć mauzerów, i poczu , jak na to wspomnienie ciarki przebiegaj mu po grzbiecie.ł ą Od tamtej pory by y setki takich witów oczekiwania przed wyruszeniem nał ś wielk zwierzyn : na lwa z Kalahari ze zmierzwion grzyw , starego bawo u wą ę ą ą ł koronie pancernych rogów, na przebieg ego s onia o pobru d onej skórze ił ł ż ż cennych k ach. Tym razem jednak zwierzyna by a znacznie mniejsza, cho wł ł ć swej mnogo ci równie nieogarniona jak ocean, z którego g bin pochodzi a.ś łę ł Te rozmy lania przerwa mu widok syna, wychodz cego z kambuza naś ł ą otwarty pok ad. Ch opiec by boso, nogi mia d ugie, opalone i krzepkie.ł ł ł ł ł Osi gn ju prawie wzrost doros ego m czyzny, tote przekraczaj c prógą ął ż ł ęż ż ą sterówki musia si schyli . W obu r kach niós cynowe kubki paruj cej kawy,ł ę ć ę ł ą balansuj c zwinnie, by jej nie rozla .ą ć — S odzona? — spyta Lothar.ł ł — Cztery y eczki — odpar ch opak z u miechem.ł ż ł ł ś Mg a osiad a mu na d ugich rz sach kropelkami rosy. Str ci je leniwymł ł ł ę ą ł mrugni ciem niczym rozespany kot. Cho jego jasne kr cone w osy zbiela yę ć ę ł ł na s o cu w platynowe k dziory, g ste brwi i rz sy pozosta y czarne. Ichł ń ę ę ę ł oprawa podkre la a bursztynowy kolor oczu.ś ł — Mam dobre przeczucie. — Wypowiadaj c te s owa Lothar skrzy owa wą ł ż ł kieszeni palce prawej d oni. „Byle tylko nie zapeszy — pomy la . — Potrzebał ć ś ł nam tego po owu. Zeby przetrwa , potrzeba nam wielkiego, udanego po owu”.ł ć ł Przed pi cioma laty raz jeszcze us ysza zew my liwskiego rogu, raz jeszczeę ł ł ś da si ponie dzy pogoni za nieznanym. Sprzeda nie le prosperuj ceł ę ść żą ł ź ą przedsi biorstwo budowy dróg i kolei, które z takim trudem uda o mu się ł ę 2

rozwin , zapo yczy si gdzie i jak si da o i postawi wszystko na jednąć ż ł ę ę ł ł ą kart .ę Wiedzia , jakie niezmierzone bogactwa kryj ch odne, zielone wody Pr duł ą ł ą Benguelskiego. Po raz pierwszy odkry je w czasie chaosu ostatnich dnił Wielkiej Wojny, kiedy do ko ca stawia opór znienawidzonym Anglikom i tej ichń ł marionetce, zdrajcy Janowi Smutsowi, dowódcy armii Zwi zku Po udnioweją ł Afryki. Z tajnej bazy zaopatrzeniowej, ukrytej mi dzy wysokimi wydmami pystyni,ę ci gn cej si wzd u wybrze a po udniowego Atlantyku, zaopatrywa w paliwoą ą ę ł ż ż ł ł i amunicj niemieckie U-Boty, n kaj ce brytyjsk flot handlow . W czasieę ę ą ą ę ą tych wlok cych si w niesko czono dni oczekiwania na pojawienie sią ę ń ść ę niemieckich odzi podwodnych widzia , jak ca y ocean drga nieprzebranymł ł ł bogactwem ycia. Wystarczy o tylko si gn r k . W latach, które nast pi y poż ł ę ąć ę ą ą ł haniebnym Traktacie Wersalskim, kiedy tyra w spiekocie i pyle przebijaj cł ą drogi przez skaliste górskie prze cze lub uk adaj c tory na rozedrganych odłę ł ą upa u równinach, wszystko dok adnie sobie obmy li . Oszcz dza , planowa ił ł ś ł ę ł ł knu i wreszcie gotów by si ga .ł ł ę ć odzie znalaz w Portugalii, wiekowe kutry do po owu sardynek, zaniedbaneŁ ł ł i zbutwia e. Tam tak e znalaz starego wilka morskiego Da Silv . Wspólnieł ż ł ę naprawili i wyposa yli cztery archaiczne odzie, obsadzili je szcz tkowymiż ł ą za ogami i wzd u ca ej Afryki przeprowadzili na po udnie.ł ł ż ł ł Fabryk konserw wyszpera w Kalifornii. Firma, która j zbudowa a,ę ł ą ł przeceni a zasobno tamtejszych owisk tu czyków, nie doceni a natomiastł ść ł ń ł kosztów po owu tych nieuchwytnych, kapry nych „morskich kurcz t”. Lotharł ś ą kupi przetwórni za u amek jej warto ci i rozebran na cz cił ę ł ś ą ęś przetransportowa do Afryki. Na twardych pustynnych piaskach brzegów Zatokił Wielorybów, w pobli u ruin opuszczonej bazy wielorybniczej, od której odludnaż zatoka wzi a sw nazw , z o y j z powrotem. Przez pierwsze trzy sezonyęł ą ę ł ż ł ą ryby same pcha y si w sieci; ci gn je z Da Sily , a sp aci wszystkie d ugi.ł ę ą ął ą ż ł ł ł Natychmiast zamówi nowe odzie, by zast pi nimi wys u one portugalskieł ł ą ć ł ż kutry, których dni by y policzone, i w ten sposób znów si zad u y , bardziej nił ę ł ż ł ż na pocz tku ca ego przedsi wzi cia.ą ł ę ę I wtedy ryby odp yn y. Z niewyt umaczalnych przyczyn ogromne awiceł ęł ł ł sardeli znikn y i tylko gdzieniegdzie pozosta y niewielkie ich stadka.ęł ł Wypuszczali si na poszukiwania setki kilometrów w morze, wyprawiali się ę wzd u pustynnego wybrze a daleko poza granic op acalno ci dowozu ryb doł ż ż ę ł ś przetwórni — wszystko na pró no. Mija miesi c za miesi cem, a ka dyż ł ą ą ż bezlito nie przynosi zawiadomienie o kapitalizacji odsetek, których Lothar nieś ł by w stanie sp aci . Koszty utrzymania kutrów i fabryki zmusza y go doł ł ć ł b agania i ebrania o nowe po yczki.ł ż ż Dwa lata i ani ladu ryb. I nagle, gdy Lothar by ju o krok od przyznania siś ł ż ę do pora ki, na skutek jakiej niedostrzegalnej zmiany pr du oceanicznego czyż ś ą e mo e kierunku sta ych wiatrów, ryby powróci y. Ich nieprzebrane awiceż ż ł ł ł wyp ywa y co wit na powierzchni , zbite niczym ki wie ej trawy.ł ł ś ę łą ś ż „Niech to trwa — modli si w duchu Lothar, wodz c wzrokiem po tumanachł ę ą 3

mg y. — Prosz Ci , Bo e, niech to trwa. Jeszcze trzy miesi ce, tylko tyle mił ę ę ż ą trzeba. Trzy krótkie miesi ce i sp ac wszystkie d ugi. I znów b d wolny”.ą ł ę ł ę ę — Podnosi si — powiedzia ch opiec. Lothar zamruga oczami i potrz snę ł ł ł ą ął lekko g ow , by odp dzi wspomnienia.ł ą ę ć Mg a podnosi a si niczym kurtyna w teatrze, a scena, któr ukaza a, by ał ł ę ą ł ł tak nienaturalna, mieni a si tak jaskrawymi barwami, e przywodzi a na my lł ę ż ł ś romantyczny landszaft. wit strzela fajerwerkami ogni, barwi c naŚ ł ą pomara czowo i z oto rozmigotane szmaragdowe fale, a poskr cane kolumnyń ł ę mg y na kolor krwi i ró . Ca y ocean zdawa si p on nieziemskim ogniem.ł ż ł ł ę ł ąć Absolutna cisza pot gowa a wra enie magiczno ci tego widowiska, cisza takę ł ż ś g sta, krystaliczna i klarowna, i nie sposób by o oprze si wra eniu, eę ż ł ć ę ż ż postradali zdolno s yszenia, e pozbawiono ich wszystkich zmys ów pozaść ł ż ł wzrokiem, by nic nie zak óca o skupienia, w jakim ch on li ten spektakl.ł ł ł ę Nag e s o ce przedar o si przez nawis mg y rozjarzonym snopem p ynnegoł ł ń ł ę ł ł z ota, promie zaigra na powierzchni wody o wietlaj c granic pr du. Wodył ń ł ś ą ę ą przybrze ne, przetykane smugami szarego b kitu, by y spokojne i g adkie jakż łę ł ł polane oliw . Linia ich zetkni cia si z pr dem oceanicznym rysowa a sią ę ę ą ł ę ostro niczym kraw d no a, a poza ni powierzchnia wody by a ciemna ię ź ż ą ł mechata jak aksamit przeczesany pod w os.ł — Daar spring hy! — zawo a z pok adu dziobowego Da Silya, wskazuj c wł ł ł ą stron granicy pr du. — Skacze!ę ą W promieniach wy aniaj cego si zza horyzontu s o ca zal ni a w powietrzuł ą ę ł ń ś ł jedna jedyna rybka, niewiele d u sza ni d o doros ego m czyzny — male kił ż ż ł ń ł ęż ń p atek wypolerowanego srebra.ł — Zapalaj! — poleci Lothar g osem ochryp ym z podniecenia.ł ł ł Ch opiec z rozmachem odstawi kubek na stó nawigacyjny, rozlewaj c kilkał ł ł ą ostatnich kropel kawy, zbieg po drabince do maszynowni i pochyli si nadł ł ę korb . Lothar przerzuci wy czniki i ustawi przepustnic .ą ł łą ł ę — Kr ! — zawo a w g b luku.ęć ł ł łą Ch opak zapar si z ca ych si , by pokona opór t oków czterech cylindrów.ł ł ę ł ł ć ł Nie mia jeszcze trzynastu lat, ale krzep niewiele ust powa doros emuł ą ę ł ł m czy nie. Kiedy chwyci korb , na karku wyst pi y mu sploty musku ów.ęż ź ł ę ą ł ł — Teraz! Lothar zamkn zawory i silnik, rozgrzany podczas drogi z portu, zaskoczy ,ął ł zakrztusi si i rykn . Z rury wydechowej w boku kad uba buchn g sty k bł ę ął ł ął ę łą czarnych spalin i w nast pnej chwili silnik zadudni miarowo.ę ł Ch opiec wdrapa si po drabince i wybieg na pok ad, p dz c do stoj cegoł ł ę ł ł ę ą ą na dziobie Da Silyy. Loihar zrobi zwrot, kuter przeci lini graniczn pr du. Kolejny powiewł ął ę ą ą bryzy rozwia resztki mg y i wtedy zobaczyli pozosta e odzie, które jak i onił ł ł ł czeka y w ciszy na pierwsze promienie s o ca. Teraz ruszy y pospiesznie nał ł ń ł wody pr du, zostawiaj c za sob na g adkiej powierzchni szerokie kimyą ą ą ł zmarszczonych kilwaterów. Ich fale dziobowe pieni y si i pob yskiwa y wł ę ł ł wietle poranka. Marynarze przy relingach wyci gali szyje, by si gnś ą ę ąć wzrokiem jak najdalej w przód. Ich podniecone g osy przebija y si przezł ł ę 4

dudnienie silników. Z oszklonej sterówki Lothar mia widok na wszystkieł pok ady robocze pi tnastometrowego kutra. Jeszcze raz sprawdzi stanł ę ł przygotowa . D uga sie le a a wzd u relingu sterburty z lin p ywakowń ł ć ż ł ł ż ą ł ą starannie zwini t w spiralne sterty. Na sucho wa y a siedem i pó tony,ę ą ż ł ł nasi kni ta wod — kilka razy wi cej. Mia a sto pi dziesi t metrów d ugo ci,ą ę ą ę ł ęć ą ł ś a zarzucona zwisa a z korkowych p ywaków niczym kurtyna z gazy nał ł g boko ponad dwudziestu metrów. Kosztowa a Lothara pi tysi cy funtów;łę ść ł ęć ę wi cej, ni zwyk y rybak zarabia w ci gu dwudziestu lat ci kiej harówki, aę ż ł ł ą ęż wszystkie trzy pozosta e odzie wyposa one by y w takie same sieci. Za rufł ł ż ł ą ka dy kuter holowa na grubej cumie swojego „owczarka” — poszyt naż ł ą zak adk , pi ciometrow szalup .ł ę ę ą ę Jedno baczne spojrzenie upewni o Lothara, e wszystko gotowe jest doł ż zarzucania. Przeniós wzrok przed dziób dok adnie w chwili, gdy skoczy ał ł ł nast pna ryba. Tym razem tak blisko, e móg dostrzec poziom lim na jeję ż ł ą ę l ni cych bokach i ró nic ubarwienia usek:ś ą ż ę ł bladozielonych ponad lim i srebrnych poni ej. Plusn a z powrotem doą ż ęł wody, a po ciemnej powierzchni rozbieg y si delikatne kr gi.ł ę ę Jakby na dany znak, w tej samej chwili ca y ocean o y . Pociemnia , jakł ż ł ł gdyby nag e pad na cie wielkiej chmury, ale chmury nadp ywaj cej z do u,ł ł ń ń ł ą ł wynurzaj cej si z g biny, wody zwirowa y i zakot owa y si . Wydawa o si ,ą ę łę ł ł ł ę ł ę e pod ich powierzchni drgn ogromny potwór morski.ż ą ął — B dna ryba! — krzykn przez rami Da Silva, odwracaj c sw ogorza ,łę ął ę ą ą łą pobru d on twarz do Lothara i wyrzucaj c r ce szeroko w bok, by zachoważ ż ą ą ę ć równowag . Wezbrany rybami ocean poruszy si i zako ysa kutrem.ę ł ę ł ł Przed sob mieli jedn ogromn awic , szerok na pó tora kilometra i taką ą ą ł ę ą ł d ug , e jej ciemne kra ce nikn y w dali w smugach ust puj cej mg y. Wł ą ż ń ęł ę ą ł ca ym swoim yciu my liwego Lother nigdy nie widzia takiego nagromadzeniał ż ś ł istot ywych, takiej mnogo ci egzemplarzy jednego gatunku. Chmaryż ś szara czy, potrafi ce w samo po udnie przes oni i za mi afryka skie s o ce,ń ą ł ł ć ć ć ń ł ń czy stada czerwonodziobych wik aczy, które obsiad szy wielkie drzewa ama ył ł ł ł swym cznym ci arem ich najgrubsze konary, by y przy tym niczym. Nałą ęż ł kutrach zapad a g ucha cisza; oniemia e za ogi patrzy y bez s owa, jak awicał ł ł ł ł ł ł wy ania si na powierzchni , która bieleje i zaczyna si skrzy niczymł ę ę ę ć zasypana niegiem. Niezliczone miliony male kich, pokrytych usk ciaś ń ł ą ł migota y w s o cu wypchni te ponad wod ci nieniem wytworzonym przezł ł ń ę ę ś pr ce od spodu nieprzebrane masy ich wspó plemie ców.ą ł ń Pierwszy przyszed do siebie Da Silya. Odwróci si i pobieg na ty kutra,ł ł ę ł ł szybki i podniecony niczym m odzik, przystaj c tylko na chwil przed drzwiamił ą ę sterówki. — Maryjo, Matko Bo a, spraw, eby my nadal mieli sieci, gdy ten dzież ż ś ń dobiegnie ko ca!ń Po tym podnios ym ostrze eniu pop dzi na ruf i zbieg po trapie doł ż ę ł ę ł holowanej z ty u szalupy. Jego przyk ad podzia a na za og , wszyscył ł ł ł ł ę pospieszyli na stanowiska. — Manfred! — zawo a Lothar syna.ł ł 5

Ch opiec, który sta na dziobie jak urzeczony, poderwa g ow , skinł ł ł ł ę ął pos usznie i wróci biegiem do ojca.ł ł — Przejmij ster! By o to niezwykle odpowiedzialne zadanie dla takiego m okosa, ale ch opakł ł ł ju tyle razy dowiód swych umiej tno ci, e Lothar bez obaw zostawi goż ł ę ś ż ł samego w sterówce. Wybieg na dziób i nie ogl daj c si da znak. Poczu podł ą ą ę ł ł stopami przechy pok adu, gdy jego syn obróci ko em sterowym, był ł ł ł poprowadzi kuter szerokim kr giem wokó awicy.ć ę ł ł — Tyle ryb... — szepn .ął Kiedy szacowa wzrokiem odleg o , si wiatru i pr du, w uszachł ł ść łę ą d wi cza o mu ostrze enie Da Silyy. Kuter i sie mog y da rad stuź ę ł ż ć ł ć ę pi dziesi ciu tonom tych zwinnych, srebrzystych sardeli, przy najwy szejęć ę ż zr czno ci i odrobinie szcz cia mo e dwustu, a przed sob mia awic oę ś ęś ż ą ł ł ę wadze milionów ton. Nie przemy lany zaci g móg nape ni sie dziesi ciomaś ą ł ł ć ć ę czy dwudziestoma tysi cami ton ryb, których ci ar i impet rozerwa yby j wą ęż ł ą strz py; mog y nawet zerwa lin p ywakow lub wyrwa z pok adu pacho ki ię ł ć ę ł ą ć ł ł powlec ca sie w g bin . Co gorsza, gdyby lina i pacho ki wytrzyma y, masałą ć łę ę ł ł ryb ci gn aby kuter na bok i wywróci a go do góry dnem. Wtedy utraci by nieś ą ęł ł ł tylko cenn sie , lecz tak e kuter, za og i syna.ą ć ż ł ę Mimowolnie zerkn przez rami . Manfred szczerzy si do niego wął ę ł ę u miechu przez szyb sterówki, zaczerwieniony z podniecenia. Z tymś ę b yskiem bursztynowych oczu i bia ych z bów by tak podobny do swojejł ł ę ł matki, e Lothar poczu gorzkie uk ucie. Odwróci si szybko w stron dziobu.ż ł ł ł ę ę Te kilka chwil nieuwagi omal nie kosztowa y go utraty po owu. Kuter skr cił ł ę ł w stron rozedrganej bia ej plamy, jeszcze moment i wp yn by na ni , aę ł ł ął ą wówczas ca a awica zesz aby w g bin . Poruszaj c si z t tajemniczł ł ł łę ę ą ę ą ą zgodno ci , jak gdyby stanowi a jeden wielki ywy organizm, znikn aby wś ą ł ż ęł odm tach oceanu. Szybkim ruchem da ch opcu znak, eby odbi w bok, aę ł ł ż ł Manfred natychmiast zastosowa si do polecenia i kuter obróci si jak nał ę ł ę pi cie. Pop yn li wzd u awicy, pi tna cie metrów od jej skraju, czekaj cę ł ę ł ż ł ę ś ą sposobnej chwili. Rozejrzawszy si szybko wokó Lothar ujrza , e dowódcy jego pozosta ychę ł ł ż ł odzi tak e przezornie trzymaj si na dystans, oszo omieni mas ryb, którł ż ą ę ł ą ą okr ali. Swart Hendrick, zwalisty czarny ch op o byczym karku i ysej g owie,ąż ł ł ł l ni cej w pórannym s o cu niczym kula armatnia, pos a mu z s siedniegoś ą ł ń ł ł ą kutra czujne spojrzenie. Towarzysz z czasów wojny i setek desperackich przedsi wzi , tak jakę ęć Lothar ch tnie przerzuci si z l du na morze i zosta równie dobrymę ł ę ą ł rybakiem, jak niegdy by owc ko ci s oniowej i ludzi. Lothar nieznacznymś ł ł ą ś ł ruchem d oni przekaza mu znak ostrze enia przed niebezpiecze stwem.ł ł ż ń Swart Hendrick roze mia si bezg o nie i machni ciem r ki potwierdziś ł ę ł ś ę ę ł odebranie sygna u.ł Cztery kutry z wdzi kiem baletnic kr y y i kr ci y piruety wokó ogromneję ąż ł ę ł ł awicy. S o ce wypeiz o nad horyzont, lekka bryza przewia a i rozp dzi ał ł ń ł ł ę ł ostatnie pasma mg y. Ich znikni cie ods oni o teatralne dekoracje doł ę ł ł 6

rozgrywaj cej si sceny polowania — odleg e wydmy pustyni, roz arzoneą ę ł ż niczym br z spuszczony w a nie z pieca.ą ł ś Masa ryb wci zachowywa a form monolitu. Lothar czu , e zaczynaąż ł ę ł ż popada w desperacj . awica trzyma a si na powierzchni ju ponadć ę Ł ł ę ż godzin , d u ej ni zwykle. W ka dej chwili mog a zej w g biny i przepa , aę ł ż ż ż ł ść łę ść adna z jego odzi nie zarzuci a jeszcze sieci. Przyt oczy a ich obfito upu,ż ł ł ł ł ść ł jak ebraków widok nieprzebranych skarbów. Ogarn o go zniecierpliwienie.ż ęł Za d ugo ju zwleka .ł ż ł „Niech szlag to trafi, rzucam!” — pomy la i da sygna Manfredowi, ebyś ł ł ł ż podprowadzi kuter bli ej awicy. Kiedy zawrócili pod s o ce, zmru y oczył ż ł ł ń ż ł przed jego blaskiem. Nim zd y pope ni jakie g upstwo, us ysza gwizd Da Silyy. Obejrza siąż ł ł ć ś ł ł ł ł ę przez rami . Pertugalczyk sta w rozkroku na awce szalupy, wymachuj cę ł ł ą r kami. Nieco w tyle awica zacz a si wybrzusza . Jej zbity kr g powolię ł ęł ę ć ą zmienia kszta t. Wyrasta o z niego co jakby krosta, macka — nie, raczej coł ł ł ś ś niby g owa na cienkiej szyi. Cz ryb oddziela a si od g ównej masy. Na toł ęść ł ę ł w a nie czekali.ł ś — Manfred! — rykn Lothar i zakr ci r k m ynka.ął ę ł ę ą ł Ch opak przerzuci ster, ód zawróci a i skierowa a si dziobem w stronł ł ł ź ł ł ę ę szyi, niczym ostrze topora kata. — Zwolnij! — zamacha r k Lothar.ł ę ą Kuter natychmiast wytraci pr dko , zbli aj c si ostro nie do w skiej szyił ę ść ż ą ę ż ą awicy. W krystalicznie czystej wodzie wida by o poszczególne ryby; ka dł ć ł ż ą zamkni t w t czowej kropli rozszczepionego wiat a, a pod spodemę ą ę ś ł ciemnozielony masyw reszty awicy, zwarty jak góra lodowa.ł Delikatnie wprowadzili dziób odzi na yw mas , zmniejszaj c obroty rubył ż ą ę ą ś do minimum, aby nie sp oszy ryb i nie zmusi ich do zanurzenia si wł ć ć ę g binach. W ska szyja p k a pod naporem dziobu i cze awicy stanowi całę ą ę ł ść ł ą „glow ” od czy a si od reszty. Reaguj c na ruchy steru, na które Manfredę łą ł ę ą pos usznie przek ada sygna y Lothara, kuter posuwa si ostro nie do przodu,ł ł ł ł ł ę ż cofa i zawraca , odpychaj c j powoli dalej, jak owczarek zaganiaj cy stadoł ł ą ą ą owiec. — Ci gle za du o... — mrukn do siebie Lothar.ą ż ął Oddzielili zaledwie male k cz ogromnej awicy, lecz na oko by o tegoń ą ęść ł ł nadal dobrze ponad tysi c ton, a mo e nawet znacznie wi cej. Do jakieją ż ę g boko ci si gaj ryby, móg przecie tylko zgadywa .łę ś ę ą ł ż ć To by o ryzykowne, bardzo ryzykowne. K tem oka widzia , jak Da Silyał ą ł gwa townym wymachiwaniem r k upomina go, by by ostro ny. Teraz gwizdnł ą ł ż ął i zatrajkota co w najwy szym podnieceniu. Ba si takiej masy ryb. Lotharł ś ż ł ę u miechn si i zmru y ó te oczy, które migota y jak oszlifowany topaz. Daś ął ę ż ł ż ł ł ł znak Manfredowi, eby zmniejszy pr dko , i z premedytacj odwróci siż ł ę ść ą ł ę ty em do starego Portugalczyka.ł Przy pi ciu w z ach poda nast pn komend , po której ód zacz aę ę ł ł ę ą ę ł ź ęł zatacza ciasne ko o, zmuszaj c ryby do zbicia si w jego rodku. Kiedyć ł ą ę ś zatoczyli je po raz drugi i znale li si po zawietrznej awicy, Lothar odwróci siź ę ł ł ę 7

szybko w stron rufy i z o y d onie w tr bk .ę ł ż ł ł ą ę — Los! — rykn . — Zarzuca !ął ć Czuwaj cy na rufie czarny majtek z plemienia Herero jednym poci gni ciemą ą ę zwolni w ze cumy holowniczej i wyrzuci j za burt . Drewniana szalupa zł ę ł ł ą ę uczepionym jej aweczki i nadal wrzaskliwie protestuj cym Da Silv zacz ał ą ą ęł zostawa w tyle, ko ysz c si na kilwaterze kutra i rozci gaj c ci k , br zowć ł ą ę ą ą ęż ą ą ą sie .ć Kuter ruszy wokó mniejszej awicy. Szorstka br zowa plecionka pomkn a zł ł ł ą ęł chrobotem i wistem przez drewnian barierk relingu, lina p ywakowa,ś ą ę ł p powina cz ca kuter z szalup , rozwin a si jak pyton. Skr cili pod wiatr.ę łą ą ą ęł ę ę Lina z nanizanymi niczym paciorki korkami wygi a si pó kolem wokóęł ę ł ł ciemnej, zbitej awicy, szalupa ze zrezygnowanym Da Sily zosta a daleko wł ą ł tyle. Manfred wprawnie operowa ko em sterowym, dodaj c niewielkie poprawkił ł ą na ci enie wielkiej sieci. Kiedy ustawi kuter z powrotem obok ko ysz cej siąż ł ł ą ę szalupy, zamkn przepustnic i obie odzie stukn y si delikatnie burtami.ął ę ł ęł ę Pu apka zosta a zamkni ta, zatrzasn a si wokó awicy. Da Silya wdrapa sił ł ę ęł ę ł ł ł ę na pok ad kutra z ko cem ci kiej, grubej na siedem centymetrów linył ń ęż przerzuconej przez rami .ę — Stracisz sie ! — warkn do Lothara. — Tylko wariat mo e chcieć ął ż ć wyci gn tyle ryb! Umkn razem z sieci i tyle j b dziesz widzia ! Bior naą ąć ą ą ą ę ł ę wiadków wi tego Antoniego i wi tego Marka... — zrz dzi dalej, ale za ogaś ś ę ś ę ę ł ł z plemienia Herero wykona a ju zwi z e rozkazy Lothara i gotowa by a doł ż ę ł ł wybierania. Dwóch majtków zdj o z ramion Da Silyy koniec liny p ywakowej ięł ł porz dnie je umocowa o, trzeci pomaga Lotharowi nawin na b beną ł ł ąć ę ko owrotu lin ci gaj c .ł ę ś ą ą ą — Moja sie i moja ryba — mrukn Lothar, uruchamiaj c grzechocz cć ął ą ą ą g o no wyci gark . — Przywi szalup !ł ś ą ę ąż ę Sie si ga a ponad dwadzie cia metrów w g b czystej, zielonej toni, lecz jejć ę ł ś łą dno pozostawa o otwarte. Pierwszym i najpilniejszym zadaniem by oł ł zamkni cie go, nim awica odkryje drog ucieczki. Lothar pochyli si nadę ł ę ł ę wyci gark ; na nagich barach pod opalon na maho skór zagra y musku y.ą ą ą ń ą ł ł Rytmicznie pochylaj c si i prostuj c metr za metrem podawa lin naą ę ą ł ę obracaj cy si b ben. Biegn ca przez stalowe kó ka na dole sieci lina ci ga aą ę ę ą ł ś ą ł j , niczym sznurek monstrualnego kapciucha na tyto .ą ń W sterówce delikatnymi ruchami d wigni Manfred manewrowa kutrem wź ł przód i w ty , staraj c si utrzyma ruf z dala od awicy, by sie me opl ta ał ą ę ć ę ł ć ą ł ruby nap dowej. Stary Da Silya przeci gn szalup wzd u liny z korkami iś ę ą ął ę ł ż przywi za si do niej po przeciwnej stronie kr gu, by w krytycznymą ł ę ę momencie, gdy awica odkryje, e znalaz a si w pu apce i wpadnie w panik ,ł ż ł ę ł ę zapewni dodatkow p awno . Lothar pracowa bez wytchnienia, nawijać ą ł ść ł ł gruby sznur ci gaj cy, a przez burt wpad y z grzechotem do rodkaś ą ą ż ę ł ś pierwsze metalowe kó ka. Sie zosta a zamkni ta, awica znalaz a si wł ć ł ę ł ł ę potrzasku. Lothar opari si ci ko p kraw d burty, tak zziajany, e nie móg wykrztusię ęż ę ź ż ł ć 8

s owa. Pot cieka mu po policzkach, koszula lepi a si do karku. Kiedy na migił ś ł ł ę zacz dawa znaki Da Silyie, mokre od potu, d ugie, srebrzystobia e w osyął ć ł ł ł spada y mu na czo o i przes ania y oczy.ł ł ł ł Lina p ywakowa zatacza a równiutki kr g na agodnie faluj cych ch odnychł ł ą ł ą ł wodach Pr du Benguelskiego. Szalupa ko ysa a si dok adnie po przeciwleg eją ł ł ę ł ł stronie. I nagle, na oczach dysz cego ci ko Lothara, ko o unosz cych si naą ęż ł ą ę powierzchni korków zmieni o kszta t, rozci gaj c si w elips . awica poczu ał ł ą ą ę ę Ł ł sie i zaniepokojona napar a na m od wewn trz. W nast pnej chwili zawróci ać ł ą ą ę ł i rzuci a si w przeciwn stron , ci gn c ze sob sie i szalup , jakby to by ył ę ą ę ą ą ą ć ę ł strz py wodorostów.ę W ruchach awicy czai a si moc biblijnego Lewiatana.ł ł ę — Wielki Bo e, tego jest jeszcze wi cej ni s dzi em! — wysapa Lothar, poż ę ż ą ł ł czym wzi si w gar , odrzuci z czo a str ki mokrych, jasnych w osów iął ę ść ł ł ą ł pobieg do ster6wki.ł awica miota a si w t i z powrotem, burz c wod i ciskaj c bez wysi kuŁ ł ę ę ą ę ą ł szalup . Lothar czu , jak pok ad kutra podskakuje gwa townie pod stopami,ą ł ł ł gdy masa ryb uderza w cian przeci onej sieci.ś ę ąż — Da Silya mia racj , zaczynaj szale — szepn .ł ę ą ć ął Si gn do r czki syreny przeciwmgielnej, rykn m krótko trzy razy,ę ął ą ął ą przyzywaj c na pomoc reszt odzi, i wybieg z powrotem na pok ad. Trzyą ę ł ł ł pozosta e trawlery zawróci y i pospieszy y w jego stron . aden z dowódcówł ł ł ę Ż nie odwa y si jeszcze, by zarzuci sie w wielk awic .ż ł ę ć ć ą ł ę — Szybciej, do stu piorunów, szybciej! — warkn , jakby go mogli s ysze ,ął ł ć po czym zwróci si do w asnej za ogi: — Wszyscy do wybierania!ł ę ł ł Marynarze zawahali si i z respektem spojrzeli na sie , oci gaj c si zę ć ą ą ę wykonaniem rozkazu. — Rusza si , czarne bydlaki! — rykn Lothar i sam da przyk adć ę ął ł ł podbiegaj c do burty. Trzeba by o jak najpr dzej zacie ni sie , st oczy ma eą ł ę ś ć ć ł ć ł rybki tak bardzo, by pozbawi je ich nieujarzmionej si y.ć ł Sie by a chropawa i szorstka jak drut kolczasty, ale pochylili si nad nić ł ę ą jednym d ugim rz dem. Wykorzystuj c powolne przechy y kutra wybierali jł ę ą ł ą r cznie, kilka metrów za ka dym zgranym poci gni ciem.ę ż ą ę Nagle awica rzuci a si znowu i ca a sie , któr zdo ali wybra , wyprysn ał ł ę ł ć ą ł ć ęł im z r k. Jeden z czarnych marynarzy nie zd y w por jej pu ci i palceą ąż ł ę ś ć prawej r ki uwi z y mu w pl taninie szorstkiego sznura. Szarpni cie siecię ę ł ą ę zdar o z d oni skór jak r kawiczk , obna aj c bia e ko ci i surowe mi so.ł ł ę ę ę ż ą ł ś ę Murzyn krzykn przera liwie i przycisn okaleczon d o do piersi, próbuj cął ź ął ą ł ń ą zatamowa buchaj c krew. Krew trysn a mu na twarz, ciek a po l ni cej odć ą ą ęł ś ł ś ą potu Czarnej piersi i rozla a si plam na spodniach.ł ę ą — Manfred, opatrz go! — zawo a Lothar i przeniós ca uwag z powrotemł ł ł łą ę na sie . awica próbowa a zej w g b, ci gn a fragment korkowej liny podć Ł ł ść łą ś ą ęł wod . Cz ryb umkn a przez wierzch i rozp yn a si w jasnych wodach jakę ęść ęł ł ęł ę ciemnozielony dym. — Krzy yk na drog ... — mrukn Lothar. Ca a reszta awicy tkwi a nadal wż ę ął ł ł ł pu apce. Sznur korków wyprysn na powierzchni , lecz ju w nast pnej chwilił ął ę ż ę 9

awica ponownie zesz a w dó . Tym razem ca y ci ki kuter przechyli si takł ł ł ł ęż ł ę niebezpiecznie, e wszyscy marynarze przywarli kurczowo do czego si da o.ż ę ł Czarne twarze poszarza y im z wysi ku.ł ł Po drugiej stronie kr gu szalupa chybn a si równie gwa townie, maj cę ęł ę ł ą jednak znacznie mniejsz wyporno nie zdo a a stawi nale ytego oporu.ą ść ł ł ć ż Zielona woda przela a si przez burt , zatapiaj c ódk .ł ę ę ą ł ę — Skacz! — krzykn Lothar do starego Portugalczyka. — Uciekaj od sieci!ął Obaj doskonale zdawali sobie spraw z gro cego Da Silyieę żą niebezpiecze stwa. Rok wcze niej jeden z marynarzy wpad do wn trza sieci.ń ś ł ę Ryby natychmiast napar y na niego ze wszystkich stron i zepchn y podł ęł powierzchni , próbuj c w panicznym szale wykorzysta jego cia o za punktę ą ć ł podparcia do ucieczki. Kiedy kilka godzin pó niej wydobyli w ko cu zw oki z dna sieci, ujrzeli, eź ń ł ż ogromne ci nienie panuj ce w g bi osaczonej awicy wt oczy o ryby weś ą łę ł ł ł wszystkie otwory cia a. Znale li ryby wci ni te przez otwarte usta do o dka ił ź ś ę ż łą stercz ce jak srebrne sztylety z oczodo ów, z których wepchn y ga ki oczne wą ł ęł ł g b mózgu. Przebi y nawet zgrzebne p ótno spodni i przez odbyt wdar y siłą ł ł ł ę do brzucha, tak e ca y trup nafaszerowany by martwymi rybami i wzd tyż ł ł ę groteskowo niczym balon. Tego widoku mieli nie zapomnie do ko ca ycia.ć ń ż — Uciekaj od sieci! — krzykn ponownie Lothar.ął Da Silya wyskoczy przez przeciwleg do awicy burt ton cej szalupył łą ł ę ą dok adnie w chwili, gdy ódka posz a pod wod , i zacz miota si jakł ł ł ę ął ć ę oszala y, czuj c, e ci kie marynarskie buciory ci gaj gowdó .ł ą ż ęż ś ą ą ł Ale Swart Hendrick ju podp ywa na pomoc. G adko przybi swoim kutremż ł ł ł ł do wybrzuszonej liny p ywakowej. Dwóch marynarzy wci gn o Da Sily przezł ą ęł ę bwt , gdy tymczasem reszta rzuci a si do relingu i na komend Hendrickaę ł ę ę przymocowa a kuter do liny opodal zatopionej szalupy.ł — Byle tylko sie wytrzyma a... — wymamrota Lothar widz c jak dwać ł ł ą pozosta e trawlery podp ywaj do liny i przywi zuj si do niej. Cztery kutrył ł ą ą ą ę stan y wokó zamkni tej w potrzasku awicy, a ich za ogi, uwijaj c si jak węł ł ę ł ł ą ę ukropie, rzuci y si do sieci i zacz y „suszy ”.ł ę ęł ć Stopa za stop wyci gali sie , dwunastu ludzi na ka dym kutrze; nawetą ą ć ż Manfred zaj miejsce u boku ojca. St kali i sp ywali potem, lecz ci gn li bezął ę ł ą ę wytchnienia, nie zwracaj c uwagi na krew p yn c z pokaleczonych d oni ią ł ą ą ł przeszywaj cy ból mi ni brzucha i karku. Powoli, centymetr po centymetrze,ą ęś ujarzmiali ogromn awic , a w ko cu zosta a „osuszona”: górna warstwa rybą ł ę ż ń ł rzuca a si bezsilnie ponad wod na zbitej masie swych pobratymców,ł ę ą mia d onych w asnym ci arem i dusz cych si z braku wody.ż ż ł ęż ą ę — Czerpa ! — rozkaza Lothar.ć ł Na wszystkich kutrach trzyosobowe dru yny czerpaczy zdj y ze stojakówż ęł na dachach sterówek wielkie d ugie podbieraki i staszczy y je na pok ad.ł ł ł Podbieraki mia y kszta t siatki na motyle lub tych ma ych r cznych siatek,ł ł ł ę którymi dzieci api krewetki i kraby w zag bieniach nadbrze nych ska . Ichł ą łę ż ł r czki mia y jednak dziewi metrów d ugo ci, a worek siatki móg pomie cią ł ęć ł ś ł ś ć na raz ton ryb. W trzech miejscach stalowej obr czy, na któr nawleczonaę ę ą 10

by a sie , przymocowano grube konopne sznury. Ich ko ce spleciono w jednł ć ń ą lin nawini t na b ben wyci garki, za pomoc której ca y podbierakę ę ą ę ą ą ł podnoszono i opuszczano. Dno czerpaka otwiera o si i zamyka o linkł ę ł ą ci gaj c , przewleczon przez komplet metalowych kó ek, dok adnie tamś ą ą ą ą ł ł samo jak w wielkiej sieci. W trakcie mocowania czerpaków Lothar i Manfred odbili pokrywy luków adowni, po czym natychmiast zaj li swoje miejsca. Lothar chwyci prze cznikł ę ł łą wyci garki, Manfred koniec liny ci gaj cej podbierak. Ze skrzypieniem ią ś ą ą zgrzytem kabestan wywindowa podbierak na rami d wigu stercz cegoł ę ź ą wysoko ponad ich g owami, a trzej czerpacze wysun li go za pomoc d ugiejł ę ą ł r koje ci daleko za burt , nad kot uj c si mas ryb. Manfred szarpnę ś ę ł ą ą ę ę ął mocno za link , szczelnie zamykaj c dno sieci.ę ą Lothar prze czy silnik ko owrotu na wsteczny bieg. Z ponownymłą ł ł skrzypieniem i klekotem ci ki podbierak opad w srebrzyst mas ryb. Trzejęż ł ą ę czerpacze naparli ca ym cia em na koniec r koje ci, zag biaj c worek sieci wł ł ę ś łę ą zbitej masie sardeli. — W gór ! — zawo a Lothar i prze czy wyci gark . Worek czerpakaę ł ł łą ł ą ę wynurzy si z awicy wype niony ton l ni cych, trzepoc cych si sardeli.ł ę ł ł ą ś ą ą ę Manfred zacisn z by i uwiesi si na swojej lince. Pe ny czerpak zatoczy ukął ę ł ę ł ł ł nad pok ad i zawis nad ziej cym czerni lukiem adowni.ł ł ą ą ł — Puszczaj! — krzykn Lothar.ął Jego syn zwolni chwyt, spód czerpaka rozwar si i tona ryb srebrnł ł ę ą kaskad spad a do adowni. Zdarte tym brutalnym traktowaniem male kie uskią ł ł ń ł zawirowa y nad lud mi i pok adem niczym p atki niegu, mieni c si w s o cuł ź ł ł ś ą ę ł ń wszystkimi odcieniami ró u, czerwieni i z ota.ż ł Kiedy podbierak by ju pusty, Manfred jednym szarpni ciem ci gn jegoł ż ę ś ą ął dno, a czerpacze wysun li pier cie z sieci za burt . Silnik zazgrzyta naę ś ń ą ę ł wstecznym biegu i podbierak pogr y si w awicy, by powtórzy caąż ł ę ł ć łą operacj . Na wszystkich pozosta ych kutrach czerpacze i obs uga ko owrotówę ł ł ł pracowali z takim samym zaci ciem. Co kilka sekund kolejna tona ryb ię morskiej wody zawisa a nad czekaj cym lukiem adowni i spada a do l ni cł ą ł ł ń ś ą ą strug , a w powietrze wzbija si kolejny ob ok przezroczystych usek.ą ł ę ł ł By a to straszna harówka, od której p ka y plecy i serca omota y w piersiachł ę ł ł ł jak oszala e, a za ka dym razem, gdy sie czerpaka zatacza a uk nad pok ad,ł ż ć ł ł ł na g owy lala im si lodowata morska woda i cale cia a oblepia y rybie uski.ł ę ł ł ł Kiedy czerpacze zacz li s ania si na nogach ze zm czenia, dowódcyę ł ć ę ę kutrów, nie zak ócaj c rytmu nabierania, przenoszenia i wy adunku zast pilił ą ł ą ich tymi, którzy do tej pory pracowali przy g ównej sieci. Tylko Lotharł pozostawa ca y czas przy kabestanie; wysoki, czujny i odporny na zm czenie,ł ł ę z d ugimi blond w osami mieni cymi si od rybich usek, p on cymi wł ł ą ę ł ł ą promieniach s o ca jak ogie latarni morskiej.ł ń ń — Srebrne trzypensówki. — U miecha si do siebie, gdy kaskady rybś ł ę sp ywa y do adowni wszystkich czterech jego kutrów. — L ni ceł ł ł ś ą trzypensówki, nie ryby. Zasypiemy dzi pok ad fors .ś ł ą — Sypa na pok ad! — hukn do Swarta Hendricka, który nagi do pasa ić ł ął 11

l ni cy jak rze ba z polerowanego hebanu obs ugiwa swoj wyci gark poś ą ź ł ł ą ą ę przeciwnej stronie zmiejszaj cego si kr gu wielkiej sieci.ą ę ę — Na pok ad! — rykn w odpowiedzi Hendrick, upojony fizycznymł ął wysi kiem, pozwalaj cy mu popisa si przed za og ogromn si . adownieł ą ć ę ł ą ą łą Ł kutrów wype nione by y ju po brzegi, ka da stu pi dziesi cioma tonami ryb.ł ł ż ż ęć ę Teraz mieli adowa na pok ad.ł ć ł To te by o ryzykowne. Raz obci one kutry mo na by o opró ni dopiero wż ł ąż ż ł ż ć porcie, za pomoc wielkich pomp przesy aj cych ryby bezpo rednio doą ł ą ś przetwórni. Wykorzystanie pok adu mia o obci y ka d ód dodatkowł ł ąż ć ż ą ł ź ą setk ton, znacznie powy ej granicy bezpiecze stwa. Gdyby pogoda uleg aą ż ń ł zmianie, gdyby wiatr skr ci na pó nocno-zachodni, wzburzone morzeę ł ł poch on oby prze adowane trawlery i wci gn oby je w zimne zielone g biny.ł ęł ł ą ęł łę — Pogoda si utrzyma — zapewnia sam siebie Lothar, uwijaj c si przyę ł ą ę wyci garce. Wreszcie by na wozie; nic nie mog o go teraz powstrzyma .ą ł ł ć Podj ogromne ryzyko, które jednak si op aci o. Mia cztery kutry ryb, tysi cął ę ł ł ł ą ton po pi dziesi t funtów zysku na tonie. Pi dziesi t tysi cy funtów zęć ą ęć ą ę jednego po owu. Najwi kszy u miech losu w jego yciu. Móg straci sie ,ł ę ś ż ł ć ć kuter albo i ycie, a tymczasem jeden zaci g sp aci wszystkie jego d ugi.ż ą ł ł ł — Wielki Bo e — szepta , haruj c przy kabestanie. — Teraz ju nic nież ł ą ż mo e si sta , ju nikt nic nie mo e mi zrobi . Sp aci em wszystkie d ugi.ż ę ć ż ż ć ł ł ł Jestem wolny! Tak wi c po zape nieniu adowni zacz li sypa ryby na pok ad, wype niaj cę ł ł ę ć ł ł ą kutry po brzegi burt ywym, g stym srebrem, w którym brodzili po pas,ż ę „susz c” wielk sie i manewruj c d ugimi dr kami wielkich czerpaków.ą ą ć ą ł ąż Nad czterema kutrami kr y a zbita chmara morskich ptaków. Ich ar oczneąż ł ż ł krzyki i piski do czy y do kakofonii zgrzytów i skrzypienia kabestanów.łą ł Ptaszyska nurkowa y w kr g wielkiej sieci, objadaj c si tak, a nie by y wł ą ą ę ż ł stanie prze kn ju niczego wi cej, a nie mog y poderwa si w powietrze;ł ąć ż ę ż ł ć ę og upia e i wzd te, z nastroszonymi piórami dryfowa y z pr dem zaciskaj cł ł ę ł ą ą kurczowo gard a, by zatrzyma zawarto nabitych o dków. Na dziobie ił ć ść ż łą rufie ka dego kutra stali marynarze z ostrymi bosakami. D gali nimi i k uliż ź ł wielkie rekiny, miotaj ce si wokó , by dobra si do masy uwi zionych ryb.ą ę ł ć ę ę Ostre jak brzytwa, trójk tne z by drapie ników mog y przeci nawet grubą ę ż ł ąć ą sie .ć Podczas gdy ptaki i rekiny ob era y si do nieprzytomno ci, kad uby kutrówż ł ę ś ł coraz bardziej pogr a y si w wodzie, a wreszcie, kiedy s o ce si gn oąż ł ę ż ł ń ę ęł zenitu, nawet Lothar musia uzna , e wystarczy. Nie by o ju ani odrobinył ć ż ł ż wolnego miejsca; za ka dym razem, kiedy spuszczali na pok ad zawartoż ł ść kolejnego czerpaka, zsuwa a si ona tylko za burt na er kr cym wokół ę ę ż ążą ł rekinom. Lothar wy czy silnik kabestanu. Pozosta o jeszcze pewnie ze sto ton ryb, włą ł ł wi kszo ci uduszonych i zmia d onych.ę ś ż ż — Opró ni sie ! — rozkaza . — Pu ci ryby i wci gn sie na pok ad!ż ć ć ł ś ć ą ąć ć ł Cztery kutry, zanurzone tak g boko, e przy ka dym przechyle wodałę ż ż morska zalewa a luki odp ywowe, zawróci y do brzegu i jeden za drugimł ł ł 12

pop yn y za otwieraj c szyk odzi Lothara. Przy szybko ci ograniczonej doł ęł ą ą ł ą ś minimum ledwie posuwa y si do przodu, ko ysz c si z boku na bok niczymł ę ł ą ę rz dek utuczonych kaczek.ą Zostawili za sob niemal pó tora kilometra kwadratowego oceanu us anegoą ł ł martwymi rybami; unosi y si na wodzie srebrzystymi brzuchami do góry, jakł ę g sty kobierzec jesiennych li ci w lesie. Na dywanie z ryb ko ysa y si leniwieę ś ł ł ę tysi ce ob artych mew, a pod nim kr y y wci jeszcze ucztuj ce rekiny.ą ż ąż ł ąż ą Wyczerpani marynarze przebrn li przez grz zawisko rzucaj cych si ryb,ę ę ą ę które wype nia kutry, i zeszli do forkaszteli. Tam, przemoczeni morsk wod ił ł ą ą oblepieni luzem, padli na w skie, st oczone koje.ś ą ł Lothar wypi na mostku dwa kubki gor cej kawy, po czym spojrza nał ą ł wisz cy nad g ow chronometr.ą ł ą — Cztery godziny drogi do portu — powiedzia . — Akurat do czasu nał ść lekcje. — Och, tato! — zawo a b agalnie ch opiec. — Dzisiaj nie, dzisiaj jestł ł ł ł wyj tkowy dzie . Czy dzisiaj te musz by lekcje?ą ń ż ą ć Zatoka Wielorybów nie mia a w asnej szko y. Do najbli szej, niemieckiejł ł ł ż szko y w Swakopmundzie, by o trzydzie ci kilometrów.ł ł ś Od dnia narodzin syna Lothar by mu ojcem i matk . Przyj go wilgotnego ił ą ął zakrwawionego prosto z ona matki, która nawet okiem nie rzuci a na sweł ł dziecko. Taki by warunek ich sprzecznej z natur umowy. Wychowywał ą ł ch opca sam, bez niczyjej pomocy, nie licz c naturalnie br zowoskórychł ą ą mamek z plemienia Nama, które karmi y niemowl piersi . Stali si sobie takł ę ą ę bliscy, e Lothar nie móg znie my li o cho by jednodniowej roz ce zż ł ść ś ć łą synem. Wola wzi na siebie obowi zek jego wykszta cenia, ni wys ał ąć ą ł ż ł ć Manfreda do szko y.ł — aden dzie nie jest a tak wyj tkowy odpar . — Uczymy si codziennie.Ż ń ż ą ł ę Nie mi nie daj m czy nie si . — Poklepa si po czole. — To dajeęś ą ęż ź łę ł ę m czy nie si . Wyci gaj ksi ki.ęż ź łę ą ąż Manfred przeniós wzrok na Da Sily , szukaj c u niego wspó czucia, aleł ę ą ł dobrze wiedzia , e dyskutowanie z ojcem na nic si nie zda.ł ż ę — Przejmij ster — poleci Lothar staremu Portugalczykowi, a sam podszedł ł do ma ego sto u nawigacyjnego i usiad obok syna. — Nie do arytmetyki —ł ł ł pokr ci przecz co g ow . — Dzi kolej na angielski.ę ł ą ł ą ś — Nienawidz angielskiego! — o wiadczy z moc Manfred. — Nienawidzę ś ł ą ę angielskiego i Anglików! — Masz racj — skin Lothar. — Anglicy s naszymi wrogami. Zawsze bylię ął ą i zawsze nimi b d . Dlatego musimy uzbroi si w ich bro . Po to w a nieę ą ć ę ń ł ś trzeba pozna ich j zyk... eby, gdy nadejdzie pora; móc u y go przeciw nimć ę Ż ż ć w bitwie. Po raz pierwszy tego dnia odezwa si po angielsku. Manfred zaczł ę ął odpowiada w afrikaans, po udniowoafryka skim dialekcie holenderskim, któryć ł ń zosta uznany za odr bny j zyk i przyj ty za urz dowy Zwi zku Po udniowejł ę ę ę ę ą ł Afryki dopiero w roku 1918, niewiele ponad rok przed narodzinami Manfreda. Lothar przerwa mu ruchem r ki.ł ę 13

— Po angielsku — upomnia go. — Mów tylko po angielsku.ł Ponad godzin pracowali razem, czytaj c na g os Bibli króla Jakuba ię ą ł ę egzemplarz „Cape Times” sprzed dwóch miesi cy, a potem Lothar zrobię ł synowi dyktando. Manfred z wyra nym trudem zmusza si do pracy w tymź ł ę obcym mu j zyku. Wierci si , marszczy czo o, gryz koniec o ówka, aę ł ę ł ł ł ł ż wreszcie nie wytrzyma .ł — Opowiedz mi o dziadku i przysi dze! — poprosi przymilnie.ę ł — Jeste sprytny jak ma pa — u miechn si Lothar. — Wszystko byleś ł ś ął ę wymiga si od pracy, tak?ć ę — Och, tato, prosz ...ę — Opowiada em cito ju setki razy.ł ż — Opowiedz jeszcze raz. Dzi jest szczególny dzie .ś ń Lothar wyjrza przez okno sterówki i powiód wzrokiem po cennym,ł ł srebrzystym adunku. „Ma racj — pomy la . — To zupe nie wyj tjcowy dzie .ł ę ś ł ł ą ń Dzi po raz pierwszy od pi ciu d ugich trudnych lat nie mam d ugów i wreszcieś ę ł ł jestem wolny!” — No dobrze — skin g ow . — Opowiem ci jeszcze raz, ale po angielsku.ął ł ą Manfred zatrzasn z rado ci zeszyt, opar si okciami na stole i pochyli doął ś ą ł ę ł ł przodu. Bursztynowe oczy zal ni y mu w oczekiwaniu na opowie .ś ł ść Lothar tyle razy opowiada mu histori wielkiego buntu, e ch opiec zna jł ę ż ł ł ą ju na pami . Korygowa ka d nie cis o lub odst pstwo od wersjiż ęć ł ż ą ś ł ść ę pierwotnej, kaza ojcu wraca do ka dego opuszczonego szczegó u.ł ć ż ł — No wi c, kiedy ten przewrotny król Anglii, Jerzy V — zacz Lothar —ę ął wypowiedzia w roku 1914 wojn kajzerowi Wilhelmowi, twój dziadek i jał ę wiedzieli my, co nakazuje obowi zek. Uca owali my na po egnanie twojś ą ł ś ż ą bAbe i ...ę — Jakiego koloru w osy mia a bAbe ia? — przerwa mu Manfred.ł ł ł — Twoja bAbe ia by a pi kn Niemk ze szlachetnego rodu, a w osy mia ał ę ą ą ł ł koloru dojrza ej pszenicy w pe nym s o cu lata.ł ł ł ń — To znaczy takie jak ja — uzupe ni Manfred.ł ł — To znaczy takie jak ty — potwierdzi z u miechem Lothar. — Wsiedli mył ś ś z dziadkiem na ko i pojechali my do czy do wojsk starego Maritza.ń ś łą ć Zastali my genera a i jego sze ciuset bohaterskich o nierzy na brzegu rzekiś ł ś ż ł Oranje, przygotowuj cych si do wymarszu przeciwko armii tego staregoą ę suma, Janniego Smutsa. — ‚„Slim” znaczy w j zyku afrikaans „czlowiekę przewrotny, podst pny”. Manfred przytakn energicznie g ow .ę ął ł ą — Dalej, tato, mów dalej! Kiedy Lothar dotar do opisu pierwszej bitwy, w której wojska Janniegoł Smutsa zd awi y bunt za pomoc karabinów maszynowych i armat, oczył ł ą ch opca przesnu a mg a smutku.ł ł ł — Ale walczyli cie jak demony piekie , prawda, tato?ś ł — Walczyli my jak szale cy, ale oni mieli za du przewag , a do tegoś ń żą ę artyleri i karabiny maszynowe. Twój dziadek zosta ranny w brzuch, a jaę ł za adowa em go na swego konia i wywioz em z pola bitwy.ł ł ł W oczach ch opca zal ni y wielkie zy.ł ś ł ł 14

— Czuj c nadchodz c mier , twój dziadek wyj z sakwy przy siodle,ą ą ą ś ć ął które pod o y em mu pod g ow , star Bibli w czarnej oprawie i kaza mi nał ż ł ł ę ą ę ł ni z o y przysi g .ą ł ż ć ę ę — Znam t przysi g — przerwa mu Manfred. — Ja powiem!ę ę ę ł — Mów — skin g ow Lothar. — Co to by a za przysi ga?ął ł ą ł ę — Dziadek powiedzia : „Przyrzeknij mi, synu, z r k .na tej wi tej ksi dze,ł ę ą ś ę ę e wojna przeciwko Anglikom nigdy si nie sko czy”.ż ę ń — Zgadza si — skin ponownie g ow Lothar. — Tak brzmia a przysi ga,ę ął ł ą ł ę uroczysta przysi ga, któr z o y em ojcu na jego o u mierci.ę ą ł ż ł ł ż ś Si gn przez stó , uj d o syna i zamkn j w mocnym u cisku. Nastrój teję ął ł ął ł ń ął ą ś chwili zm ci jednak Da Silya. Zakas a , odchrz kn i splun przez oknoą ł ł ł ą ął ął sterówki. — Jak ci nie wstyd nabija ch opakowi g ow nienawi ci i opowie ciami oć ł ł ę ś ą ś mierci — mrukn .ś ął Lothar zerwa si od sto u.ł ę ł — Trzymaj j zyk na wodzy, stary — warkn . — Nie mieszaj si do nieę ął ę swoich Spraw. — Dzi kuj Bogu, e to nie moja sprawa — wymamrota Portugalczyk. — Zaę ę ż ł bardzo tr ci piek em i szatanem.ą ł Lothar zachmurzy si i odwróci do niego plecami.ł ę ł — Dosy na dzi , Manfredzie — mrukn . — Mo esz od o y ksi ki.ć ś ął ż ł ż ć ąż Wyszed szybkim krokiem ze sterówki i wdrapa si na jej dach. Usadowi sił ł ę ł ę wygodnie pod szerok listw , wyj z kieszeni na piersi czarne, cienkie cygaro,ą ą ął odgryz koniuszek i wyplu go za burt . Kiedy poklepa si po kieszeniach,ł ł ę ł ę szukaj c zapa ek, ponad kraw d listwy wysun a si nie mia o g owaą ł ę ź ęł ę ś ł ł Manfreda. Ch opiec zawaha si , lecz poniewa ojciec nie kaza mu wraca —ł ł ę ż ł ć czasami wpada w ponury nastrój, zamyka si w sobie i wola by sam —ł ł ę ł ć podpe z bli ej i usiad u jego boku.ł ł ż ł Lothar os oni d oni p omyk zapa ki, zaci gn si g boko dymem z cygara,ł ł ł ą ł ł ą ął ę łę po czym podniós zapa k nad g ow , eby zgasi j wiatr. Pstrykni ciemł ł ę ł ę ż ł ą ę palców pos a zw glone drewienko za burt , opu ci r k i jakby od niechceniał ł ę ę ś ł ę ę obj ramiona syi1a.ął Ch opiec zadr a z rado ci. Ojciec tak rzadko objawia mu fizycznie swł ż ł ś ł ą czu o . Przysun si bli ej i zastyg w bezruchu, staraj c si nie porusza ił ść ął ę ż ł ą ę ć wstrzymuj c oddech, by nie zm ci , nie zepsu tej chwili.ą ą ć ć Ma a flotylla zbli y a si do l du i skr ci a w spiczasty pó nocny róg zatoki.ł ż ł ę ą ę ł ł Ptaki morskie wraca y razem z nimi. Szwadrony g uptaków o ó tych gard achł ł ż ł ł ci gn y d ugimi prostymi sznurami tu ponad m tnozielonymi falami,ą ęł ł ż ę oz ocone promieniami popo udniowego s o ca, które p on o na wysokichł ł ł ń ł ęł br zowych wydmach, wyrastaj cych jak a cuch gór za garstk budynkówą ą ł ń ą przycupni tych na brzegu zatoki.ę — Mam nadziej , e Willem mia do oleju we bie i rozpali pod kot ami —ę ż ł ść ł ł ł mrukn Lothar. — Wieziemy do ryb, eby fabryka pracowa a pe n parął ść ż ł ł ą ą ca noc i ca yjutrzejszy dzie .łą ł ń — Chyba i tak nie uda si przerobi wszystkiego na konserwy — szepnę ć ął 15

Manfred. — To prawda, wi kszo trzeba b dzie przerobi na olej i m czk rybn ...ę ść ę ć ą ę ą — Lothar urwa i wbi wzrok w koniec zatoki. Manfred poczu jak cia o ojcał ł ł ł t eje. Ku rozczarowaniu ch opca zdj r k z jego ramion i ocieni d onięż ł ął ę ę ł ł ą oczy. — Sko czony g upiec! — warkn . Wyostrzonym wzrokiem my liwegoń ł ął ś wypatrzy odleg y barak fabrycznej kot owni. Nie dostrzeg nad nim nawetł ł ł ł ladu dymu. — Co on, u diab a, wyprawia? — Zerwa si na równe nogi iś ł ł ę stan w rozkroku, zwinnie amortyzuj c ko ysanie pok adu. — Wystudzi kot y!ął ą ł ł ł ł Minie pi , sze godzin, zanim znów je uruchomi, a w tym czasie ryby zacznęć ść ą si psu ! A eby go szlag, eby go szlag jasny trafi ! — Kipi c z w ciek o cię ć ż ż ł ą ś ł ś zbieg po drabince do sterówki. Szarpn za d wigni syreny przeciwmgielnej,ł ął ź ę chc c postawi na nogi obs ug przetwórni, i przysi ga sobie w duchu, e zaą ć ł ę ę ł ż pieni dze za ten adunek kupi nowy wynalazek. Marconiego, urz dzenieą ł ą krótkofalowe, za pomoc którego b dzie móg z morza rozmawia z fabryk .ą ę ł ć ą Wtedy nic takiego ju si nie zdarzy.ż ę Znów spojrza przez szyb sterówki i wytrzeszczy oczy.ł ę ł — Do kro set! Co tam si dzieje?.ć ę Wyrwa lornetk z futera u i nastawi ostro . Byli ju na tyle blisko, e mógł ę ł ł ść ż ż ł dostrzec grupk ludzi stoj cych przed bram fabryki: sprawiaczy i pakowaczyę ą ą w gumowych butach i fartuchach. Wszyscy powinni by ju na swoichć ż stanowiskach pracy. — Jest Willem! Kierownik przetwórni sta na ko cu d ugiego drewnianego mola, któreł ń ł wybiega o ponad spokojne wody zatoki wsparte na grubych tekowych s upach.ł ł — Co tam si , u diab a, wyprawia?! Kot y zimne, wszyscy przed bram ...ę ł ł ą Po bokach Willema stali jacy nieznajomi. Obaj mieli na sobie ciemneś garnitury, od obu bi o poczucie w asnego znaczenia, to nad te wa niactwoł ł ę ż pomniejszych urz dników, które Lothar tak dobrze zna i którego takę ł nienawidzi .ł — Poborcy podatkowi albo jacy inni urz dnicy.. — wyszepta i jegoś ę ł w ciek o ust pi a miejsca zaniepokojeniu. Jeszcze si nie zdarzy o, ebyś ł ść ą ł ę ł ż jaki pacho ek rz du przyniós mu dobre wie ci.ś ł ą ł ś — K opoty — domy li si . - I to w a nie w chwili, kiedy mam tysi c ton rybł ś ł ę ł ś ą do sprawienia i zapakowania w puszki... I wtedy dostrzeg samochody. Dopóki Da Silya nie skr ci w g ówny kanał ę ł ł ł prowadz cy do molo, zas ania y je zabudowania. Dwa samochody. Jednymą ł ł by zwyk y stary rozklekotany ford „T”, ale drugi, cho pokryty blad warstwł ł ć ą ą drobniutkiego pustynnego py u, wygl da znacznie bardziej imponuj co. Lotharł ą ł ą poczu , e serce przestaje mu na moment bi i z trudem chwyci oddech.ł ż ć ł W ca ej Afryce nie by o dwóch podobnych aut, dwóch takich samychł ł ogromnych daimlerów w kolorze o tych onkili.ż ł ż Ostatnim razem widzia go zaparkowanego przed biurem Courteney Miingł and Finance Company przy Main Street w Windhoek. Wybra si tamł ę wytargowa prolongat po yczek, których udzieli a mu ta firma. Sta poć ę ż ł ł 16

przeciwnej stronie szerokiej, zakurzonej, nie brukowanej ulicy i przygl da sią ł ę tej kobiecie, schodz cej po szerokich marmurowych schodach,ą odprowadzanej przez dwóch p aszcz cych si urz dników w ciemnychł ą ę ę garniturach i koszulach z wysokimi celuloidowymi ko nierzykami. Jedenł otworzy drzwiczki wspania ej ó tej limuzyny i przytrzyma je z uk onem, gdył ł ż ł ł ł siada a na miejscu dla kierowcy, drugi podbieg do korby. Maj c w pogardzieł ł ą szoferów, odjecha a sama, nawet nie spojrzawszy w stron Lothara. Zostawi ał ę ł go poblad ego i dr cego od sprzecznych uczu , które targn y nim na sam jejł żą ć ęł widok. Od tego czasu up yn niemal rok.ł ął Kiedy Da Silya przybi ob adowanym kutrem do molo, Lothar otrz sn sił ł ą ął ę ju ze wspomnie . Trawler mia takie zanurzenie, e podaj c cum jednemu zż ń ł ż ą ę ludzi na pomo cie, Manfred musia j rzuci w gór .ś ł ą ć ę — Lotharze, ci ludzie chc rozmawia tylko z tob ! — zawo a Willem,ą ć ą ł ł wskazuj c kciukiem jednego ze stoj cych obok m czyzn. Drug r k otarą ą ęż ą ę ą ł nerwowo pot z czo a.ł — Pan Lothar De La Rey? — spyta wa nym tonem ni szy z obcych,ł ż ż zsuwaj c zakurzony kapelusz w ty g owy i ocieraj c pasek bladej skóry, któryą ł ł ą ukaza si spod ronda.ł ę — Zgadza si — odpar Lothar mierz c go w ciek ym spojrzeniem i staj c wę ł ą ś ł ą rozkroku z r kami zaci ni tymi w pi ci na biodrach. — Kim pan jest?ę ś ę ęś — W a ciciel Sóuth West African Canning and Fishing Company?ł ś — Ja! — warkn Lothar w afrikaans. — I co z tego?ął — Jestem szeryfem s du w Windhoek i mam nakaz zaj cia wszystkichą ę aktywów pa skiej firmy. — M czyzna pokaza trzymany w r ku dokument.ń ęż ł ę — Zamkn li fabryk — zawo a a o nie Willem. K ciki ust dr a y muę ę ł ł ż ł ś ą ż ł p aczliwie. — Zmusili mnie, ebym wygasi ogie pod kot ami!ł ż ł ń ł — Nie mo ecie tego zrobi ! — rzuci przez zaci ni te z by Lothar. Oczyż ć ł ś ę ę zw zi y mu si w szparki; o te i dzikie przywodzi y na my l lepiaę ł ę ż ł ł ś ś rozjuszonego lamparta. — Mam tysi c ton ryb do przerobu!ą — Czy te cztery kutry stanowi w asno firmy? — podj szeryf, na pozórą ł ść ął nie przejmuj c si tym wybuchem, ale rozpi ciemn marynark , rozchyli jeją ę ął ą ę ł po y i opar r ce na biodrach. W skórzanej kaburze u jego pasa wisia ci kił ł ę ł ęż s u bowy webley. Odwróci g ow w stron pozosta ych kutrów cumuj cych nał ż ł ł ę ę ł ą swych stanowiskach po obu stronach pomostu i nie czekaj c na odpowiedą ź Lothara ci gn dalej: — Mój zast pca oplombuje je i ich adunek. Musz panaą ął ę ł ę ostrzec, e naruszenie tych plomb jest przest pstwem kryminalnym.ż ę — Nie mo ecie mi tego zrobi ! — Lothar wdrapa si b yskawicznie poż ć ł ę ł drabince na pomost. — Musz te ryby przerobi ! Czy pan tego nie rozumie?ę ć Do jutra rano b d cuchn y jak wszyscy diabli...ę ą ęł — To nie s ju pa skie ryby — pokr ci g ow szeryf. — Nale doą ż ń ę ł ł ą żą Courteney Mining and Finance Company. Bierz si do roboty — polecię ł niecierpliwym gestem swemu zast pcy i odwróci si , eby odej .ę ł ę ż ść — Ona tu jest! — zawo a za mm Lothar.ł ł Szeryf odwróci si z powrotem.ł ę — Ona tu jest! — powtórzy Lothar. — To jej auto. Przyjecha a osobi cie,ł ł ś 17

prawda? Szeryf spu ci wzrok i wzruszy ramionami.ś ł ł — Jest tutaj — wykrztusi za niego Willem. — Czeka w moim biurze.ł Lothar okr ci si na pi cie i z szelestem grubych ceratowych spodni ruszyę ł ę ę ł d ugim krokiem na brzeg, zaciskaj c nadal kurczowo pi ci, jakby szykował ą ęś ł si do bójki.ę U wej cia na molo czeka na niego t umek podnieconych robotnikówś ł ł przetwórni. — I co teraz b dzie, Baas? — pytali b agalnie. — Nie daj nam pracowa .ę ł ą ć Co mamy robi , Baas?ć — Czekajcie! — poleci im szorstko Lothar. — Zaraz to za atwi .ł ł ę — Czy dostaniemy wyp at , Baas? Mamy dzieci...ł ę — Wszystko dostaniecie — uci Lothar. — Obiecuj .ął ę By a to obietnica, której nie móg dotrzyma , dopóki nie sprzeda ryb.ł ł ć ł Przepchn si przez t umek swoich robotników, szybkim krokiem omin rógął ę ł ął fabryki i skierowa si do biura kierownika;ł ę Daimler sta zaparkowany przed wej ciem. Jaki ch opiec opiera si oł ś ś ł ł ę przedni mask ogromnej ó tej maszyny. Ju na pierwszy rzut oka widaą ę ż ł ż ć by o, e jest niezadowolony i znudzony. By mo e o rok starszy od Manfreda,ł ż ł ż ale ni szy chyba o trzy centymetry, szczuplejszy i znacznie schludniej ubrany.ż Bia a koszula nosi a lady potu, a modne oksfordzkie spodnie z szarej flanelił ł ś by y zakurzone i zbyt eleganckie jak na ch opca w jego wieku, ale bi od niegoł ł ł nie wystudiowany wdzi k. Z nieskaziteln cer i oczami o barwie indygo byę ą ą ł pi kny jak dziewczyna.ę Lothar przystan w pó kroku na jego widok i nim si zd y powstrzyma ,ął ł ę ąż ł ć zawo a :ł ł — Shasa! Ch opiec wyprostowa si i odgarn z czo a k dzior ciemnych w osów.ł ł ę ął ł ę ł — Sk d pan zna moje imi ? — spyta , przygl daj c si Lotharowi zą ę ł ą ą ę pewno ci siebie doros ego m czyzny. Pomimo tonu, jakiego u y , chabroweś ą ł ęż ż ł oczy rozblys y zaciekawieniem.ł Setki odpowiedzi cisn y si Lotharowi na usta. „Kiedy , wiele, wiele lat temuęł ę ś ocali em ciebie i twoj matk od mierci na pustyni... Kiedy by eł ą ę ś ł ś niemowl ciem, pomaga em ci przewija , wozi em na ku siod a... Kocha emę ł ę ć ł łę ł ł ci , niemal tak bardzo jak niegdy kocha em twoj matk ... Jeste bratemę ś ł ą ę ś Manfreda, przyrodnim bratem mego w asnego syna. Rozpozna bym cił ł ę wsz dzie, nawet po tylu latach”.ę Ale zamiast tego powiedzia :ł — Shasa w j zyku Buszmenów znaczy „Dobra Woda”. To najcenniejszaę substancja jak znaj .ą ą — Zgadza si — skin g ow Shasa Courteney. Ten cz owiek goę ął ł ą ł zainteresowa . Czu o si w nim jak pow ci gan gwa towno i brutalno ,ł ł ę ąś ś ą ą ł ść ść bi a od niego nieokie znana si a, a jego oczy mia y dziwny kolor; by y jasne,ł ł ł ł ł ó te, prawie jak u kota. — Zgadza si , tak brzmi moje buszme skie imi . Ależ ł ę ń ę na chrzcie otrzyma em imi Michael. Francuskie imi . Moja matka jestł ę ę 18

Francuzk .ą — Gdzie mog j znale ? — spyta Lothar.ę ą źć ł Ch opiec zerkn na drzwi biura.ł ął — Powiedzia a, eby jej nie przeszkadza — ostrzeg , ale Lothar De La Reył ż ć ł min go, w tak bliskiej odleg o ci, e Shasa poczu zapach rybiego luzuął ł ś ż ł ś pokrywaj cego jego spodnie i zobaczy male kie biale rybie uski oblepiaj ceą ł ń ł ą ogorza skór .łą ę — Niech pan lepiej zapuka... — poradzi ciszaj c g os, ale Lothar pu ci tł ś ą ł ś ł ę uwag mimo uszu i otworzy drzwi biura z takim impetem, e r bn y o cian ię ł ż ą ęł ś ę odskoczy y na zawiasach. Kiedy stan w progu, Shasa móg zajrze na chwilł ął ł ć ę do rodka. Matka wsta a z krzes a przy oknie i odwróci a si do drzwi.ś ł ł ł ę By a szczup a jak m oda dziewczyna. Sukienka z ó tego krepdeszynuł ł ł ż ł szerokimi poprzecznymi fa dami opina a jej ma e, modnie sp aszczone piersi ił ł ł ł w skie biodra. Przylegaj cy ci le do g owy kapelusik z male kim rondemą ą ś ś ł ń zakrywa szczelnie g ste ciemne w osy. Patrz ce spod niego oczy by y wielkieł ę ł ą ł i prawie czarne. Wygl da a bardzo m odo, wydawa a si niewiele starsza od swego syna.ą ł ł ł ę Dopiero kiedy podnios a g ow i ukaza a t stanowcz lini szcz ki, gdył ł ę ł ę ą ę ę unios a powieki i w czarnej g bi jej oczu zap on y te miodowe ognie, sta a sił łę ł ęł ł ę gro niejsza ni jakikolwiek m czyzna, którego Lothar spotka w swoim yciu.ź ż ęż ł ż Mierzyli si wzrokiem, oceniaj c zmiany, jakie od ostatniego spotkania czasę ą poczyni na ich twarzach.ł „Ile ona mo e mie lat? — zastanowi si Lothar i natychmiast sobież ć ł ę przypomnia . — Urodzi a si godzin po pó nocy pierwszego dnia naszegoł ł ę ę ł stulecia. Dlatego w a nie nadali jej imi Centaine. Zatem ma trzydzie ci jedenł ś ę ś lat, ale wci jeszcze wygl da na dziewi tna cie, tak samo m odo jak tamtegoąż ą ę ś ł dnia, kiedy j znalaz em na pustyni konaj c , zakrwawion , z ranami odą ł ą ą ą pazurów iwa na pi knym, m odym ciele”.ę ł „Postarza si — pomy la a Centaine. — Te srebrne pasma w prawie bia ychł ę ś ł ł w osach, te zmarszczki wokó oczu i ust. Musia ju przekroczy czterdziestk ił ł ł ż ć ę cierpia — ale jeszcze za ma o. Ciesz si , e go nie zabi am, ciesz si , eł ł ę ę ż ł ę ę ż kula nie trafi a w serce. Tak by by o za szybko. Teraz zdany jest na moj askł ł ą ł ę i wreszcie zacznie do niego dociera prawda...”ć Nagle, wbrew swej woli i ch ci, przypomnia a sobie dotyk jego z ocistegoę ł ł cia a, nagiego, j drnego i g adkiego. Jej podbrzuszem targn kurcz, kurcz,ł ę ł ął który natychmiast ust pi , tak e poczu a, jak zalewa j mi kka fala aru,ą ł ż ł ą ę ż gor ca jak krew, która uderzy a jej na policzki, i jak wzbiera w niej w ciek oą ł ś ł ść na siebie i gniew z powodu niemo no ci zapanowania nad tym zwierz cymż ś ę zakamarkiem swych uczu . We wszystkich innych dziedzinach wy wiczy a sić ć ł ę jak atleta, tylko tego niesfornego chochlika nami tno ci nie potrafi a nigdyę ś ł okie zna .ł ć Spojrza a ponad ramieniem stoj cego m czyzny na mru cego oczy przedł ą ęż żą s o cem Shas , swego pi knego syna. Przygl da si jej z dziwnym wyrazemł ń ę ę ą ł ę twarzy. Ogarn j wstyd i gniew, e przez nieuwag da a si przy apa wął ą ż ę ł ę ł ć chwili ujawnienia najg biej skrywanych uczu .łę ć 19

— Zamknij drzwi — poleci a st umionym, gard owym g osem. Wejd ił ł ł ł ź zamknij drzwi. Odwróci a si do okna, by odzyska panowanie nad sob , nim stawi czo oł ę ć ą ł cz owiekowi, którego przysi g a sobie zniszczy .ł ę ł ć 2 Kiedy drzwi si zamkn y, Shasa dozna g bokiego roz czarowania.Wyczu ,ę ęł ł łę ł e dzieje si tu co niezwyk ej wagi. Ten jasnow osy nieznajomy o kocichż ę ś ł ł oczach, który zna jego imi i wiedzia , sk d ono pochodzi, wzbudzi w nimł ę ł ą ł przeczucie czego niebezpiecznego i ekscytuj cego. A potem ta reakcjaś ą matki, ten nag y rumieniec, który zala jej szyj i policzki, ten wyraz jej oczu...ł ł ę Nigdy jeszcze czego takiego nie widzia . Przecie to nie mog o by poczucieś ł ż ł ć winy! To wahanie, tak do niej niepodobne... Jeszcze nigdy w yciu nie waha aż ł si w adnej sprawie. Za wszelk cen chcia si dowiedzie , co tam się ż ą ę ł ę ć ę dzieje, za tymi zamkni tymi drzwiami. Barak mia ciany z falistej, cynkowaneję ł ś blachy. „Je li chcesz si czego dowiedzie , to id i si dówiedz” mawia a cz stoś ę ś ć ź ę ł ę matka. Je li odczuwa jaki niepokój, gdy rusza w stron biura, to tylko przedś ł ś ł ę tym, by go nie przy apa a. St paj c na palcach, eby wir nie zazgrzyta muł ł ą ą ż ż ł pod nogami, podszed do ciany i przy o y ucho do rozpalonego s o cemł ś ł ż ł ł ń metalu. Cho wyt a s uch, dobieg go tylko szmer g osów. Nawet wtedy, gdy obcyć ęż ł ł ł ł rzuci co ostrym tonem, Shasa nie by w stanie wy owi poszczególnych s ów.ł ś ł ł ć ł Matka mówi a ledwie s yszalnym, st umionym, matowym g osem.ł ł ł ł „Okno” — wpad o mu do g owy. Ruszy szybko do rogu, ale kiedy wychylił ł ł ł si zza w g a z zamiarem pods uchiwania pod otwartym oknem, ujrzaę ę ł ł ł wlepione w siebie pi dziesi t par oczu. Kierownik przetwórni i jego bezczynnięć ą pracownicy nadal stali zbici w ciasn grupk przed bram fabryki. Teraz umilklią ę ą i ca uwag skupili na Shasie.łą ę Ch opiec poderwa g ow i zamiast w stron okna skr ci w prawo. Robotnicył ł ł ę ę ę ł wci wyba uszali na niego oczy, wi c wepchn r ce w kieszenie swoichąż ł ę ął ę oksfordzkich spodni i niespiesznie, z wystudiowan nonszalancj ruszy wą ą ł stron d ugiego, drewnianego mola, jakby od pocz tku tam w a nie miaę ł ą ł ś ł zamiar si uda . Cokolwiek dzia o si w biurze, mia o ju dla niego pozostaę ć ł ę ł ż ć tajemnic , chyba eby pó niej uda o mu si wyci gn co z matki; ale na toą ż ź ł ę ą ąć ś trudno raczej by o liczy . Raptem zauwa y cztery p kate, drewniane kutrył ć ż ł ę zacumowane przy pomo cie, zanurzone g boko pod ci arem b yszcz cego,ś łę ęż ł ą srebrzystego adunku i ten widok troch os odzi mu rozczarowanie. Otoł ę ł ł wreszcie co , co mog o przerwa ponur monotoni tego rozpalonego aremś ł ć ą ę ż popo udnia na pustyni. Przyspieszy kroku i ju wkrótce znalaz si na molo.ł ł ż ł ę odzie i statki zawsze go fascynowa y.Ł ł To by o co nowego i podniecaj cego. Nigdy w yciu nie widzia tylu ryb,ł ś ą ż ł musia y ich by tony. Zbli y si do burty pierwszego kutra. ód by a brzydka ił ć ż ł ę Ł ź ł piekielnie brudna, w miejscach, gdzie za oga przykuca a na burcie, pomazanał ł smugami odchodów. I cuchn a ciekami okr towymi, rop i niemytymi cia amięł ś ę ą ł 20

ludzi, st oczonych w ciasnych pomieszczeniach. Nie zaszczycono jej nawetł nadaniem nazwy; na wych ostanym falami dziobie nosi a tylko numerł ł rejestracyjny. „Statek powinien mie imi — pomy la Shasa. — Nienadanie mu imieniać ę ś ł jest obra liwe i musi przynosi pecha”. Jego w asny siedmioipó metrowy jacht,ź ć ł ł który dosta od matki na trzynaste urodziny, zosta nazwany „Dotyk Midasa”,ł ł tak jak to zaproponowa a matka.ł Poczuwszy bij cy od kutra smród, zmarszczy z obrzydzeniem nos,ą ł zasmucony tak haniebnym brakiem dba o ci.ł ś „Je li to po to w a nie matka t uk a si tutaj a z Windhoek...” Nie doko czyś ł ś ł ł ę ż ń ł my li, gdy w tej w a nie chwili zza tylnej ciany wysokiej kanciastej sterówkiś ż ł ś ś wy oni si jaki ch opiec. Mia na sobie poplamione szorty z drelichu, by boso,ł ł ę ś ł ł ł balansowa zwinnie na umi nionych, opalonych nogach po kraw dzi listwył ęś ę uszczelniaj cej luk adowni.ą ł Dostrzeg szy si nawzajem, ch opcy zje yli si i zesztywnieli, jak dwał ę ł ż ę natykaj ce si na siebie niespodzianie psy. Bez s owa otaksowali si czujnymią ę ł ę spojrzeniami. „Wymuskany, rozpieszczony bachor” — uzna Manfred. Widzia ju takichł ł ż raz czy dwa przy okazji niecz stych wypadów do nadmorskiego miasta-kurortuę Swakopmund. Dzieci bogaczy ubrane w idiotycznie wykrochmalone koszule, spaceruj ce pos usznie za rodzicami z tymi doprowadzaj cymi do sza uą ł ą ł wynios ymi minami. „Spójrzcie tylko na jego w osy! A l ni od brylantyny! Ał ł ż ś ą pachnie jak ca a rabatka kwiatów”.ł „Jeden z biednych bia ych Afrykanerów. — Shasa zna ten typ. — Bywoner,ł ł syn osadnika”. Matka zabrania a mu zadawa si z takimi lud mi, ale doł ć ę ź ść szybko odkry , e z niektórymi z nich mo na si zupe nie nie le bawi . Zakazł ż ż ę ł ź ć matki przydawa im oczywi cie w jego oczach atrakcyjno ci. Syn kierownikał ś ś narz dziowni w kopalni umia tak ludz co na ladowa g osy ptaków, eę ł ą ś ć ł ż udawa o mu si zwabi je z drzew na ziemi , a do tego pokaza mu, jakł ę ć ę ł ustawi zap on i ga nik w starym fordzie „T”, którego matka pozwala a muć ł ź ł u ywa , chocia by jeszcze za m ody, eby zrobi prawo jazdy. A jego siostra,ż ć ż ł ł ż ć o rok starsza od Shasy, w czasie kilku zakazanych chwili, sp dzonychę wspólnie za pompowni w kopalni, pokaza a mu co jeszcze bardzieją ł ś niezwyk ego. Pozwoli a nawet dotkn . By o ciep e, mi kkie i puszyste jakł ł ąć ł ł ę male ki kociak zwini ty w k bek tam, pod jej krótk , bawe nian spódniczk .ń ę łę ą ł ą ą To prze ycie by o tak niezwyk e, e mia zamiar powtórzy je przy pierwszejż ł ł ż ł ć nadarzaj cej si okazji.ą ę Ten ch opak tak e wydawa si interesuj cy; mo e móg by mu pokazał ż ł ę ą ż ł ć maszynowni kutra. Obejrza si w stron fabryki. Matka nie mog a tegoę ł ę ę ł widzie . By gotów okaza wielkoduszno .ć ł ć ść — Cze . — Zrobi pa ski gest i u miechn si ostro nie. Dziadek, sirść ł ń ś ął ę ż Garrick Courteney, najwa niejszy m czyzna w jego wiecie, stale goż ęż ś upomina . „Z urodzenia zajmujesz niezwykle wysok pozycj spo eczn . Dajeł ą ę ł ą ci ona jednak nie tylko przywileje i korzy ci, ale tak e nak ada na ciebieś ż ł obowi zki. Prawdziwy d entelmen odnosi si do ludzi stoj cych ni ej od niego,ą ż ę ą ż 21

bia ych czy czarnych, starych czy m odych, m czyzn czy kobiet, grzecznie i zł ł ęż szacunkiem”. — Nazywam si Courteney — przedstawi si . — Shasa Courteney. Moimę ł ę wujem jest sir Garrick Courteney, a matk Centaine de Thiry Courteney. —ą Czeka na oznaki respektu, który te nazwiska zwykle budzi y, nie doczeka sił ł ł ę ich jednak. Wobec tego ci gn dalej, ju z mniejsz swad . — A ty jak sią ął ż ą ą ę nazywasz? — Manfred — odpar ch opak w afrikaans. Jego g ste czarne brwi nadł ł ę bursztynowymi oczami wygi y si w uk. Te brwi by y tak ciemne, o tyleęł ę ł ł ciemniejsze od wybielonych s o cem blond w osów, e sprawia y wra enieł ń ł ż ł ż namalowanych. — Manfred De La Rey. Tak nazywa si mój dziadek ił ę cioteczny dziadek i tak si nazywa mój ojciec. I wszyscy De La Reyowie walilię w kuper ka dego Anglika, którego napotkali.ż Shasa obla si rumie cem na ten niespodziewany atak i ju mia sił ę ń ż ł ę odwróci , eby odej , gdy zauwa y , e z okna sterówki przygi da im sić ż ść ż ł ż ą ę jaki stary cz owiek, a przy schodni do forkasztelu stoi dwóch kolorowychś ł marynarzy. Nie móg si wycofa .ł ę ć — My, Anglicy, wygrali my wojn , a w 1914 roku rozgromili myś ę ś buntowników — odparowa .ł — My! — powtórzy Manfred zwracaj c si do swej widowni. — Ten ma ył ą ę ł d entelmen o wypomadowanym ebku twierdzi, e wygra wojn ! — Marynarzeż ł ż ł ę zachichotali popieraj co. — Pow chajcie go tylko! Powinien si nazywaą ą ę ć Lilijka. Perfumowany wojak Lilijka! — Odwróci si plecami i dopiero terazł ę Shasa u wiadomi sobie, e ch opak jest od niego o trzy centymetry wy szy, aś ł ż ł ż ramiona ma niepokoj co muskularne. — A wi c jeste Anglikiem, Lilijko, tak?ą ę ś No, to musisz mieszka w Londynie, zgadza si , Lilijko?ć ę Shasa nie przypuszcza , e ubogi bia y ch opak mo e by tak wygadany ił ż ł ł ż ć ci ty w j zyku. Zwykle to on górowa w ka dej tego typu rozmowie.ę ę ł ż — No wi c jak, mieszkasz w Londynie? — naciska Manfred.ę ł — Mieszkam w Cape Town. — No prosz ! — zawo a Manfred, zwracaj c si do rosn cej widowni. Swartę ł ł ą ę ą Hendrick nadchodzi pomostem od strony swojego kutra, a przed forkasztelemł zebra a si ju ca a za oga. — I dlatego w a nie nazywa si ich Soutpiefl —ł ę ż ł ł ł ś ę o wiadczy .ś ł Zgromadzeni powitali to wulgarne okre lenie gromkimi wiwatami. Gdybyś ojciec by gdzie w pobli u, Manfred nigdy nie pozwoli by sobie go u y . Wł ś ż ł ż ć t umaczeniu znaczy o „s ony kutas”. Shasa sp sowia na t zniewag ił ł ł ą ł ę ę odruchowo zacisn d onie w pi ci.ął ł ęś — Soutpiel stoi jedn nog w Londynie, a drug w Cape Town — wyja nią ą ą ś ł delektuj c si Manfred. — Wi c jego ku ka moczy si w wodach staregoą ę ę ś ę s onego Atlantyku.ł — Odwo aj to, przegi e pa !ł ął ś łę Gniew nie pozwoli Shasie wymy li adnej ci tej repliki. Jeszcze nigdy niktł ś ć ż ę z do ów nie odwa y si odezwa do niego w taki sposób.ł ż ł ę ć — Tak jak ty przeginasz t swoj zasolon ? Kiedy si ni bawisz? O co cię ą ą ę ą 22

chodzi, bo nie rozumiem? Aplauz widowni sprawi , e Manfred przeszar owa , podszed bli ej i znalazł ż ż ł ł ż ł si dok adnie poni ej ch opaka na molo.ę ł ż ł Shasa skoczy bez ostrze enia. Manfred nie spodziewa si , e atak nast pił ż ł ę ż ą tak pr dko. S dzi , e mm dojdzie do bójki, zdo a obrzuci przeciwnika jeszczeę ą ł ż ł ć kilkoma obelgami. Shasa run na niego z wysoko ci dwóch metrów ca ym ci arem cia a i zął ś ł ęż ł ca gotuj c si w nim w ciek o ci . Od impetu uderzenia powietrze usz ołą ą ą ę ś ł ś ą ł Manfredowi z p uc z g o nym sapni ciem i obaj ch opcy, spieceni w ciasnymł ł ś ę ł u cisku, potoczyli si do ty u w grz zawisko ni tych ryb.ś ę ł ę ś ę Przeturlali si w bok i dopiero wtedy z ca ostro ci dotar o do Shasy, jakę łą ś ą ł silny jest jego przeciwnik. Ramiona mia twarde niczym belki, a palce, którymił si ga Shasie do twarzy, wbija y si w cia o jak rze nicze haki. Tylko dzi kię ł ł ę ł ź ę zaskoczeniu i pozbawieniu go oddechu uda o si unikn natychmiastowegoł ę ąć upokorzenia. Niemal za pó no przypomnia sobie nauki Jocka Murphy”ego,ź ł swego nauczyciela boksu. „Nigdy nie pozwól wi kszemu przeciwnikowi narzuci sobie walki w zwarciu.ę ć Trzymaj go na dystans, na odleg o ramion”.ł ść Pogr ali si w zimnej, o liz ej masie ryb i Manfred si ga ju do jego g owy,ąż ę ś ł ę ł ż ł próbuj c za o y mu pó nelsona. Shasa podci gn prawe kolano i kiedyą ł ż ć ł ą ął przeciwnik znalaz si na górze, kopn go z ca ej si y w pier . Afrykanerł ę ął ł ł ś zach ysn si powietrzem i run na plecy, ale kiedy Shasa próbował ął ę ął ł przeturla si w bok, jeszcze raz spad na niego, by za o y muć ę ł ł ż ć obezw adniaj cy chwyt. Shasa uchyli g ow , praw r k podbi mu okie i, takł ą ł ł ę ą ę ą ł ł ć jak go uczy Jock, wymkn si przez wywalczon w ten sposób szczelin , wł ął ę ą ę czym ogromnie mu dopomóg rybi luz oblepiaj cy jego szyj i r k Manfreda.ł ś ą ę ę ę I ledwie si uwolni , natychmiast zada cios lew .ę ł ł ą Jock bez ko ca kaza mu trenowa lewe proste. „To najwa niejszy cios,ń ł ć ż jakiego przyjdzie ci u ywa ”.ż ć Ten nie nale a do popisowych, ale trafi przeciwnika w oko z siż ł ł łą dostateczn , by odrzuci mu g ow w ty i oszo omi akurat na tyle, e Shasaą ć ł ę ł ł ć ż zd y zerwa si na nogi i odskoczy . Do tego czasu molo nad ich g owamiąż ł ć ę ć ł zape ni o si kolorowymi rybakami w d ugich gumiakach i granatowychł ł ę ł golfach. Ryczeli z zachwytu i podniecenia, dopinguj c obu ch opców, jakby toą ł by a walka kogutów.ł Manfred zamruga kilka razy, by przejrze na za zawione, puchn ce oko ił ć ł ą skoczy do przodu, ale klej ce si do nóg ryby pozbawi y go szybko ci i tał ą ę ł ś lewa znów wyprysn a do przodu. Bez ostrze enia. Wystrzeli a prosto przedęł ż ł siebie, zupe nie niespodziewanie i z tak si trafi a go w podbite oko, eł ą łą ł ż rykn z w ciek o ci i rzuci si na o lep na drobniejszego przeciwnika.ął ś ł ś ł ę ś Shasa uchyli si przed pot nym ciosem i znów wyprowadzi lewy prosty,ł ę ęż ł dok adnie tak jak go tczy Jock.ł ł „Nigdy nie sygnalizuj ciosu ruchem ramienia czy g owy — d wi cza y mu wł ź ę ł uszach s owa Murphy”ego, zupe nie jakby go s ysza . — Po prostu wal, samł ł ł ł ą r k ”.ę ą 23

Tym razem trafi Manfreda w usta. Na zmia d onych o z by wargachł ż ż ę natychmiast pojawi a si krew. Widok krwi wroga wprawi go w uniesienie, ał ę ł zgodny ryk t umu zbudzi drzemi cy w nim gdzie g boko pierwotny instynkt.ł ł ą ś łę Jeszcze raz strzeli lewym prostym, lokuj c go w ró owej opuchli nie oka.ł ą ż ź „Je li go trafisz, wal dalej w to samo miejsce”. Manfred znów wyda z siebieś ł ryk, lecz tym razem poza w ciek o ci s ycha w nim by o tak e ból.ś ł ś ą ł ć ł ż „Skutkuje!” — nie posiada si z rado ci Shasa, lecz w tej w a nie chwilił ę ś ł ś wyczu za plecami cian sterówki. Widz c, e przeciwnik zosta osaczony,ł ś ę ą ż ł Manfred rozpostar szeroko ramiona i z triumfalnym u miechem na zalanychł ś krwi ustach, szczerz c zabarwione na ró owo z by, ruszy na niego przezą ą ż ę ł grz zawisko o liz ych ryb.ę ś ł W przyp ywie paniki Shasa opu ci r ce, odepchn si od desek cianył ś ł ę ął ę ś sterówki, skoczy przed siebie i r bn Manfreda g ow w do ek.ł ą ął ł ą ł Jeszcze raz powietrze z g o nym wistem usz o Manfredowi z p uc i przezł ś ś ł ł kilka sekund obaj ch opcy tarzali si bez adnie w masie sardeli.ł ę ł Próbuj c rozpaczliwie z apa oddech, Manfred nie by w stanie za o yą ł ć ł ł ż ć chwytu liskiemu przeciwnikowi. Shasa wyrwa mu si i na wpó pe zn c, naś ł ę ł ł ą wpó p yn c dobrn do drewnianej drabiny prowadz cej na molo i zacz sił ł ą ął ą ął ę po niej wspina .ć T um zareagowa na jego ucieczk miechem i szyderczymi gwizdami.ł ł ę ś Manfred rzuci si za nim na czworakach, pluj c z w ciek o ci rybim luzem ił ę ą ś ł ś ą ś krwi p yn c z rozbitych warg i dysz c ci ko, by nape ni p uca powietrzem.ą ł ą ą ą ęż ł ć ł Shasa by ju w po owie drogi, kiedy Manfred dopad drabiny, si gn wł ż ł ł ę ął gór , z apa go za kostk u nogi i oderwa mu obie stopy od szczebla. Shasaę ł ł ę ł uczepi si kurczowo drabiny; ci ar wi kszego przeciwnika rozci gn go jakł ę ęż ę ą ął skaza ca na kole tortur. Centymetry nad g ow ujrza twarze kolorowychń ł ą ł rybaków, wychylonych ponad kraw d pomostu. W ciek ym rykiem dali jegoę ź ś ł żą krwi i dopingowali swego faworyta. Wierzgn woln nog i trafi Manfreda obcasem w podbite oko. Manfredął ą ą ł zawy i pu ci jego kostk . Shasa wdrapa si na ramp i potoczy w ko oł ś ł ę ł ę ę ł ł oszala ym spojrzeniem. Zapa do walki zupe nie go opu ci , czu , e ca ył ł ł ś ł ł ż ł dygocze. Droga ucieczki sta a otworem, a go skr ca o, eby z niej skorzysta , aleł ż ę ł ż ć otaczaj cy go t um mia si , szydzi i drwi . Duma sp ta a mu nogi. Rozejrzaą ł ś ł ę ł ł ę ł ł si wokó i ku swemu przera eniu, które ow adn o nim z tak moc , e omalę ł ż ł ęł ą ą ż nie przyprawi o o wymioty, ujrza , e przeciwnik dotar do szczytu drabiny.ł ł ż ł Nie bardzo wiedzia , w jaki sposób wda si w t bójk , ani o co w a ciwie jł ł ę ę ę ł ś ą toczy. Gdzie w g bi duszy pragn za wszelk cen si z niej wypl ta , aleś łę ął ą ę ę ą ć by o to niemo liwe. Jego wychowanie, wszystko, co mu wpojono w domu ił ż szkole, wyklucza o ucieczk z pola walki. Próbuj c zapanowa na tymł ę ą ć paskudnym dygotaniem, odwróci si , by jeszcze raz stawi czo oł ę ć ł przeciwnikowi. Wy szy ch opiec tak e dr a , ale nie ze strachu. Spuchni ta i zakrwawionaż ł ż ż ł ę twarz „pa a a mu dz mordu, nie wiadomie sycza przez rozci te wargi.ł ł żą ą ś ł ę Podbite oko zmieni o si w w sk szpark i zaczyna o sinie .ł ę ą ą ę ł ć 24

— Zabij go, kleinbaas! — rycza t um kolorowych rybaków. — Zakatrup,ł ł zat ucz!ł Te judz ce wrzaski podzia a y na Shas jak kube zimnej wody. Wzią ł ł ę ł ął g boki, przywracaj cy równowag oddech i uniós pi ci w klasycznejłę ą ę ł ęś postawie boksera, z lew nog wysuni t lekko do przodu i twarz schowaną ą ę ą ą ą za gard .ą „Nigdy nie stój w miejscu” — zad wi cza a mu w uszach kolejnaź ę ł rada Jocka. Przeniós ci ar cia a na palce i zacz podskakiwa w przód i wł ęż ł ął ć ty .ł — Patrzcie go, jaki z niego Jack Dempsey! — rykn t um. — On chce z tobął ł ą zata czy , Manie. Poka mu naszego walca z Zatoki Wielorybów.ń ć ż Ale ponura determinacja bij ca z szafirowych oczu Shasy i biel k ykcią ł przezieraj ca spod skóry jego zaci ni tej w pi lewej d oni budzi y wą ś ę ęść ł ł Manfredzie respekt. Zacz kr y wokó przeciwnika, sycz c przez z by iął ąż ć ł ą ę ciskaj c gro by.ą ź — Wyrw ci r k i wepchn do gard a! Przywal ci tak, e z by b d cię ę ę ę ł ę ż ę ę ą pryska przez kark czwórkami jak o nierze!ć ż ł Shasa zamruga oczami, ale utrzyma podniesion gard i obraca sił ł ą ę ł ę powoli, by ca y czas sta twarz do kr cego wokó niego Manfreda. Choł ć ą ążą ł ć obaj lepili si i b yszczeli od rybiego luzu, a w osy mieli posklejane jakę ł ś ł elatyn i naszpikowane uskami, w ich bójce nie by o nic miesznego czyż ą ł ł ś dziecinnego. To by a dobra walka, a zanosi o si , e b dzie jeszcze lepsza.ł ł ę ż ę Widzowie stopniowo umilkli i zapanowa a cisza. Oczy im b yszcza y jak staduł ł ł wilków, wyci gali szyje w oczekiwaniu na dalszy ci g pojedynku tej leą ą ź dobranej pary. Manfred sfingowa cios lew , po czym uskoczy w bok i z opuszczon niskoł ą ł ą jasn , l ni c g ow zaatakowa z przeciwnej strony. Pomimo swego wzrostu ią ś ą ą ł ą ł umi nienia by bardzo szybki. Wygi te w uk czarne brwi podkre la y dzikoęś ł ę ł ś ł ść grymasu jego twarzy. W porównaniu z nim Shasa wydawa si niemal dziewcz co drobny. R ceł ę ę ę mia szczup e i blade, nogi oklejone przemoczon szar flanel wydawa y sił ł ą ą ą ł ę zbyt d ugie i za chude, ale dobrze nimi pracowa . Zrobi unik, uskoczy przedł ł ł ł atakiem Manfreda i znów wyprowadzi celny lewy prosty. Rozleg o si g o neł ł ę ł ś szcz kni cie z bów, g owa odskoczy a Manfredowi do ty u i ch opak zachwiaę ę ę ł ł ł ł ł si na pi tach.ę ę — Vat horn, Manie, bierz go! — rykn t um.ął ł Manfred znów rzuci si do przodu mierz c pot nym prawym sierpowym wł ę ą ęż blad , at asowo g adk twarz Shasy.ą ł ł ą Shasa schyli si i kiedy Manfred zachwia si od impetu w asnego,ł ę ł ę ł chybionego ciosu, r bn go lew pi ci w zapuchni te, sinofioletowe oko.ą ął ą ęś ą ę Cios by tak niespodziewany i bolesny, e Manfred chwyci si r kami zał ż ł ę ę twarz. — Walcz uczciwie, ty s ony kutasie! — warkn .ł ął Ja! — zawtórowa mu g os z t umu. — Przesta ucieka . Stawaj i walcz jakł ł ł ń ć m czyzna!ęż 25