andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 506
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 733

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 10 - Prawo miecza tom 2

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 10 - Prawo miecza tom 2.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera S Smith Wilbur Format pdf
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 172 stron)

Wilbur Smith Prawo Miecza tom 2

33 Tak nagle jak si pojawili, by obj w posiadanie Weltevreden, tak nagle wszyscy go cie znikn li,ę ąć ś ę zostawiaj c po sobie zniszczon muraw boiska do polo, sterty mieci, butelek po szampanie ią ą ę ś brudnej po cieli. A tak e wra enie nag ego przesilenia. Centaine poczu a wreszcie, e ten etap ma juś ż ż ł ł ż ż za sob . Wykona a swój ostatni wielkopa ski gest, wystrzeli a ostatni pocisk ze swego arsena u. Wą ł ń ł ł sobot do Zatoki Sto owej wp yn statek pocztowy, przywo c niemi ego, cho oczekiwanego go cia.ę ł ł ął żą ł ć ś — Ten facet przypomina mi grabarza, zast puj cego chorego poborc podatkowego — burknę ą ę ął sir Garrick i zabra genera a Smutsa do pokoju my liwskiego. Bawi c w Weltevreden tam w a nieł ł ś ą ł ś zawsze pracowa . Zatopieni w dyskusji nad zarysem projektowanej biografii nie pojawili si a doł ę ż lunchu. Go zjawi si w porze niadania, dok adnie w chwili, gdy Centaine wróci a z Shas z porannejść ł ę ś ł ł ą konnej przeja d ki, zaró owiona i g odna. Kiedy stan li w podwójnych drzwiach jadalni za miewaj cż ż ż ł ę ś ą si z jakiej b azenady Shasy, go ogl da stemple probiercze na srebrnych sztu cach. Na ten widokę ś ł ść ą ł ć radosny nastrój prys , Centaine zagryz a wargi i spowa nia a.ł ł ż ł — Pozwoli pan, e przedstawi panu mego syna, Michaela Shas Courteneya. Shaso, to jest panż ę ę Davenport z Londynu. — Mi o mi pana pozna , sir. Witamy w Weltevreden.ł ć Davenport zmierzy ch opca tym samym taksuj cym spojrzeniem, którym bada autentycznoł ł ą ł ść prób srebra. — To s owo pochodzi z holenderskiego — wyja ni Shasa. Znaczy „w pe ni zaspokojony”.ł ś ł ł — Pan Davenport pracuje w domu aukcyjnym Sotheby — wype ni a niezr czn przerw Centaine.ł ł ę ą ę — Przyjecha doradzi mi w sprawie niektórych naszych obrazów i mebli.ł ć — Och, to wspaniale! — ucieszy si Shasa. — Czy widzia pan to? — wskaza pi kny olejnył ę ł ł ę pejza na cianie nad komod . — To ulubione p ótno mojej matki. Namalowane w posiad o ci, wż ś ą ł ł ś której si urodzi a. W Mort Hornme ko o Arras.ę ł ł Davenport poprawi okulary w stalowej oprawie i pochyli si nad komod , by z bliska przyjrze sił ł ę ą ć ę obrazowi, zawadzaj c poka nym brzuchem o tac z sadzonymi jajkami. Na jego kamizelce pojawi aą ź ę ł si spora t usta plama.ę ł — Sygnowany i datowany „1875” — powiedzia grobowym g osem. — To jego najlepszy okres.ł ł — Namalowa go niejaki Sisley — pospieszy us u nie z pomoc Shasa. — Alfred Sisley. To doł ł ł ż ą ść znany artysta, prawda, mamo? — Kochanie, pan Davenport na pewno wie, kto to jest Alfred Sisley. Ale Davenport nawet nie udawa , e s ucha.ł ż ł — Mogliby my dosta pi set funtów — mrukn i wyci gn z wewn trznej kieszeni notes, by toś ć ęć ął ą ął ę zapisa . Przy tym ruchu z jego rzadkich loków posypa si ob oczek drobnego upie u i upstrzy karkć ł ę ł ł ż ł ciemnego garnituru. — Pi set? — powtórzy a rozczarowana Centaine. — Zap aci am za niego znacznie wi cej. —ęć ł ł ł ę Nala a fili ank kawy, której nigdy nie pija a do tych obfitych angielskich niada , i zanios a j nał ż ę ł ś ń ł ą miejsce u szczytu sto u.ł — Nie wiadomo czy nawet tyle, pani Courteney. Na aukcji w ubieg ym miesi cu wystawiali mył ą ś lepszy obraz tego artysty, „L'Ecluse de Marly”, i nie osi gn on bardzo niewygórowanej ceny, jaką ął ą wyznaczyli my. Rynek kupuj cego, niestety rynek kupuj cego.ś ą ą — Och, nie ma si czym przejmowa , sir. — Shasa na o y sobie na talerz ogromn porcję ć ł ż ł ą ę sadzonych jaj i ob o y je wie cem podsma onego bekonu. — Ten obraz nie jest na sprzeda . Matkał ż ł ń ż ż nigdy by si z nim nie rozsta a. Prawda, mamo?ę ł Davenport zignorowa uwag Shasy i podszed z talerzem do wolnego miejsca obok Centaine.ł ę ł — Natomiast tamten Van Gogh w salonie od frontu to zupe nie inna sprawa — powiedzia ,ł ł zabieraj c si do w dzonego ososia z zapa em, jakiego nie wzbudzi o w nim jeszcze nic od chwilią ę ę ł ł ł przybycia. Z pe nymi ustami odczyta z notesu:ł ł — „Zielono- oletowe pole pszenicy; bruzdy wiod oko ku z otej aureoli wokó wielkiej kuliń ą ł ł wschodz cego s o ca wysoko w g bi obrazu”. — Zamkn notes. — Mimo tak trudnego rynku, wą ł ń łę ął Ameryce jest spory popyt na Van Gogha, cho nie sposób oczywi cie powiedzie , czy si utrzyma.ć ś ć ę Sam nie móg bym go wystawi , ale ka go sfotografowa i rozes a zdj cia do kilkunastu naszychł ć żę ć ł ć ę najpowa niejszych klientów w Stanach. S dz , e mo emy liczy na jakie cztery, pi tysi cy.ż ą ę ż ż ć ś ęć ę Shasa od o y nó i widelec i zacz wodzi od matki do Davenporta zaskoczonym,ł ż ł ż ął ć zaniepokojonym spojrzeniem. — Proponuj , aby my porozmawiali o tym pó niej — przerwa a pospiesznie rozwa aniaę ś ź ł ż Davenporta Centaine. — Zarezerwowa am dla pana ca y dzie . Teraz nie psujmy sobie smaku przył ł ń niadaniu.ś

Reszta posi ku up yn a w milczeniu, ale kiedy Shasa odsun od siebie nie doko czoneł ł ęł ął ń niadanie, Centaine wsta a razem z nim.ś ł — Dok d si wybierasz, cheri?ą ę — Do stajni. Zamówi em kowala do podkucia dwóch z moich kuców.ł — Przejd si z tob .ę ę ą Ruszyli cie k wiod c wzd u dolnego muru winnicy zwanej hugenock , gdzie ros y najlepsześ ż ą ą ą ł ż ą ł winogrona Centaine, a potem ty em dawnych czworaków niewolniczych. Oboje milczeli, Shasa,ł czekaj c a matka zacznie rozmow , a Centaine szukaj c odpowiednich s ów. Rzecz jasna tego, coą ż ę ą ł mia a mu powiedzie , nie sposób by o przekaza delikatnie, a i tak zwleka a ju zbyt d ugo. Ta zw okał ć ł ć ł ż ł ł tylko jeszcze bardziej teraz wszystko utrudnia a.ł Przy bramie na podwórze stajenne wzi a go pod r k i skr ci a w stron winnicy.ęł ę ę ę ł ę — Ten cz owiek... — urwa a i zacz a jeszcze raz. — Sotheby to najwi kszy i najbardziej znanył ł ęł ę dom aukcyjny w wiecie. Specjalizuje si w sprzeda y dzie sztuki.ś ę ż ł — Wiem, mamo — u miechn si pob a liwie. — Nie jestem a takim kompletnym ignorantem.ś ął ę ł ż ż Poci gn a go w stron drewnianej awki ko o róde ka. Krystalicznie czysta woda wyp ywa a zą ęł ę ł ł ź ł ł ł male kiej skalnej groty i z pluskiem spada a po omsza ych kamieniach do ocembrowanej, obro ni tejń ł ł ś ę g stymi paprociami sadzawki u ich stóp. Zamieszkuj cy sadzawk pstr g, d ugi i gruby jak przedramię ą ę ą ł ę Shasy, podp yn szybko do powierzchni w nadziei na smaczny k sek.ł ął ą — S uchaj, kochanie, ten cz owiek przyjecha , eby pomóc nam sprzeda Weltevreden. —ł ł ł ż ć Powiedzia a to g o no i wyra nie i natychmiast ogrom znaczenia tych s ów przygniót j sam jakł ł ś ź ł ł ą ą padaj cy d b. Zdr twia a i za amana poczu a, jak uchodz z niej wszystkie si y, jak kurczy si i maleje,ą ą ę ł ł ł ą ł ę ulega w ko cu Czarnej rozpaczy.ń — Masz na my li obrazy? — spyta ostro nie Shasa.ś ł ż — Nie tylko obrazy: meble, dywany, srebra... — Musia a urwa , by wzi g boki oddech ił ć ąć łę zapanowa nad dr eniem ust. — Will , ziemi , winnice, twoje kuce — wszystko.ć ż ę ę Shasa spojrza na matk wzrokiem bez wyrazu, me mog c poj , o czym mówi. Mieszka wł ę ą ąć ł Weltevreden odk d uko czy cztery lata, od kiedy pami ta , ca e swoje ycie.ą ń ł ę ł ł ż — Stracili my wszystko, Shaso. Od czasu rabunku diamentów walczy am, by to jako utrzyma ,ś ł ś ć ale nie uda o si . Nie mamy ju nic, Shaso. Weltevreden sprzedajemy, eby pokry d ugi. Po ichł ę ż ż ć ł sp aceniu nic nie zostanie. — G os znów jej si za ama , a nim zacz a mówi dalej, musia a dotknł ł ę ł ł ęł ć ł ąć ust, by powstrzyma dr enie warg. — Nie jeste my ju bogaci, Shaso. Wszystko przepad o. Jeste myć ż ś ż ł ś zrujnowani, kompletnie zrujnowani. — Czeka a, a zacznie jej wymy la , a za amie si tak, jak jej toł ż ś ć ż ł ę lada chwila grozi o, lecz on obj j tylko ramieniem. Zesztywnia a na moment, po czym przytuli a sił ął ą ł ł ę do niego, szukaj c pocieszenia.ą — Jeste my biedakami, Shaso... — Czu a, jak zmaga si ze sob , by poj znaczenie i wagś ł ę ą ąć ę tego co us ysza , jak szuka s ów, mog cych wyrazi targaj ce nim sprzeczne uczucia.ł ł ł ą ć ą — Wiesz, mamo — powiedzia w ko cu — ja znam kilku biedaków... Niektórzy ch opcy w szkole...ł ń ł Ich rodzicom do kiepsko si powodzi, ale oni jako si tym nie przejmuj . Wi kszo z nich tość ę ś ę ą ę ść bardzo fajni kumple. Kiedy ju si przyzwyczaimy do bycia biedakami, mo e nie b dzie tak najgorzej.ż ę ż ę — Nigdy si do tego nie przyzwyczaj ! — szepn a z moc . — B d tego nienawidzi , ka deję ę ęł ą ę ę ć ż chwili, ka dej godziny, ka dego dnia!ż ż — Ja te — powiedzia równie gwa townie. — Och, ebym tak by ju doros y... ebym móg ciż ł ł ż ł ż ł ż ł jako pomóc.ś Zostawi a Shas przy ku ni i zawróci a w stron willi, przystaj c po drodze, eby zamieni kilkał ę ź ł ę ą ż ć s ów ze swymi kolorowymi pracownikami, z kobietami, które z dzie mi na biodrach wychodzi y na prógł ć ł swoich chat, by j pozdrowi , z m czyznami, którzy prostowali si z u miechem na jej widok, bo z ylią ć ęż ę ś ż si tu wszyscy ze sob jak rodzina. Z tymi lud mi jeszcze trudniej by o si rozstawa ni ze starannieę ą ź ł ę ć ż gromadzonymi skarbami. Ko o rogu winnicy przelaz a przez kamienny mur i zacz a kr y bez celuł ł ęł ąż ć mi dzy rz dami pieczo owicie przyci tej winoro li. D ugie p dy ugina y si ju ci ko pod ki ciamię ę ł ę ś ł ę ł ę ż ęż ś owoców, zielonych i twardych jak muszkietowe kule, pokrytych delikatnym, srebrzystym meszkiem. Bra a je w z o one d onie wyci gni tych r k, jakby w ge cie po egnania, i naraz stwierdzi a, e p acze.ł ł ż ł ą ę ą ś ż ł ż ł Uda o jej si powstrzyma zy, gdy by a z Shas , lecz teraz smutek, al i poczucie osamotnieniał ę ć ł ł ą ż wzi o w ko cu gór . Stan a po rodku swej ukochanej winnicy i rozp aka a si na dobre.ęł ń ę ęł ś ł ł ę Rozpacz odebra a jej si y, pozbawi a stanowczo ci. Tak ci ko pracowa a, tak d ugo by a zupe nieł ł ł ś ęż ł ł ł ł sama. Teraz, w chwili ostatecznej kl ski by a zm czona, zm czona tak bardzo, e czu a fizyczny bólę ł ę ę ż ł mi ni i ko ci. Wiedzia a te , e nie znajdzie ju w sobie si , by zaczyna wszystko od nowa. Czu a, eęś ś ł ż ż ż ł ć ł ż zosta a pokonana i e od tej pory jej ycie b dzie smutnym i a osnym codziennym kieratem, walkł ż ż ę ż ł ą kogo , kto zosta zepchni ty do pozycji ebraka, o zachowanie W tej sytuacji godno ci. Bo choś ł ę ż ś ć szczerze kocha a sir Garricka, to w a nie na jego ask zosta a od tej chwili zdana i wszystko si Wł ł ś ł ę ł ę niej przed tym wzdraga o. Po raz pierwszy w yciu nie znajdowa a w sobie ani woli, ani odwagi, był ż ł

brn dalej.ąć Poczu a, jak ogarnia j przemo ne pragnienie ciszy i spokoju. Jak e dobrze by oby po o y si ił ą ż ż ł ł ż ć ę zamkn oczy...ąć „Wola abym, eby by o ju po wszystkim. eby nie pozosta juz nawet cie nadziei, nie by o ju oł ż ł ż Ż ł ń ł ż co walczy , nie by o o co si martwi .”ć ł ę ć Pragnienie spokoju sta o si tak nieodparte, ow adn o ni z tak moc , e wychodz c z winnicył ę ł ęł ą ą ą ż ą przyspieszy a kroku. „To b dzie jak g boki sen — g boki sen bez snów.” Ujrza a sam siebie, le cł ę łę łę ł ą żą ą w at asowej po cieli, z zamkni tymi oczyma, z wyrazem niezm conego spokoju na twarzy.ł ś ę ą Wci mia a na sobie bryczesy i buty do konnej jazdy, tote mog a wyd u y krok. Trawnik przedąż ł ż ł ł ż ć domem przeby a prawie biegiem, jednym szarpni ciem otworzy a tarasowe drzwi do swego gabinetu,ł ę ł dysz c ci ko dopad a biurka i wysun a górn szuflad .ą ęż ł ęł ą ę Pistolety by y prezentem od sir Garricka, le a y w przepi knym futerale z b kitnej skóry zł ż ł ę łę mosi n plakietk z jej nazwiskiem na wieczku. By a to para idealnie dobranych, damskich pistoletówęż ą ą ł r cznej roboty, wykonanych we W oszech z zak adach Beretty, justowanych misternie z otem, zę ł ł ł kolbami wy o onymi mas per ow i wysadzanymi drobnymi diamentami z kopalni H'ani.ł ż ą ł ą Wzi a do r ki jeden z nich i zajrza a do magazynka. By pe en. Zatrzasn a go z powrotem ięł ę ł ł ł ęł zarepetowa a bro . Ruchy mia a pewne, oddech jej si wyrówna . Z uczuciem ogromnego spokoju ił ń ł ę ł oderwania od wszystkich ziemskich spraw przystawi a luf do skrom i wybra a palcem ca y luz spustu.ł ę ł ł Mia a wra enie, e znalaz a si na zewn trz siebie, e przygi da si siedz cej przy biurku obcejł ż ż ł ę ą ż ą ę ą kobiecie, nie czuj c w a ciwie nic poza odrobin alu i lito ci.ą ł ś ą ż ś „Biedna Ceutajne, na co jej przysz o — pomy la a. — eby tak fatalnie sko czy ...”ł ś ł Ż ń ć Spojrza a na przeciwleg cian pokoju, w wielkie lustro w rze bionych z otych ramach. Po jegoł łą ś ę ź ł obu stronach w wielkich wazach sta y bukiety herbacianych ró z ogrodów Weltevreden, wi c jejł ż ę odbicie by o obramowane kwiatami, jakby spoczywa a w trumnie. Patrz ca na ni twarz by a blada jakł ł ą ą ł sama mier .ś ć — Wygl dam jak trup — powiedzia a na g os i na d wi k tych s ów pragnienie zapomnieniaą ł ł ź ę ł ust pi o natychmiast miejsca mdl cej odrazie do samej siebie. Opu ci a pistolet, wpatruj c si zeą ł ą ś ł ą ę wstr tem w lustro i ujrza a, e policzki zaczyna jej roz arza gniew.ę ł ż ż ć — Merde, nie! — prawie wrzasn a na sam siebie. — Nie wywiniesz si z tego tak atwo! —ęł ą ę ł Otworzy a magazynek, wysypa a naboje na dywan, rzuci a pistolet na blat biurka i energicznymł ł ł krokiem wysz a z gabinetu.ł Kolorowe pokojówki us ysza y stuk obcasów jej butów na stopniach marmurowych, kr conychł ł ę schodów i ustawi y si równiutko obok siebie przed drzwiami jej apartamentów, u miechaj c sił ę ś ą ę rado nie i dygaj c jedna przez drug .ś ą ą — Lily, ty leniuszku, k piel jeszcze nie gotowa? — spyta a Centaine. S u ce spojrza y na siebieą ł ł żą ł wywracaj c oczyma, po czym Li y pocz apa a do azienki, graj c przekonuj co rol pos usznej i uleg eją ł ł ł ł ą ą ę ł ł s ugi, gdy tymczasem adna drobna druga pokojówka ruszy a za Centaine do jej garderoby, zbieraj c zł ł ł ą pod ogi umy lnie rozrzucane przez Centaine ubranie.ł ś — Gladys, id dopilnuj, eby wanna by a pe na, a k piel gor ca — poleci a Centaine. Kiedy chwilź ż ł ł ą ą ł ę pó niej w szlafroku podesz a do wielkiej marmurowej wanny, obie ju tam na ni czeka y z wyrazamiź ł ż ą ł udawanego niepokoju na twarzach. — Lily, przecie to ukrop! — zawo a a Centaine, sprawdzaj c palcem wod . — Czy ty chceszż ł ł ą ę mnie ugotowa ?! — S u ca u miechn a si uszcz liwiona. K piel mia a dok adnie takć ł żą ś ęł ę ęś ą ł ł ą temperatur jak trzeba, a pytanie Centaine stanowi o tego potwierdzenie. By to taki ich wspólnyę ł ł arcik. Lily trzyma a ju w pogotowiu s ój z solami do k pieli i natychmiast wsypa a do paruj cej wodyż ł ż ł ą ł ą starannie odmierzon porcj drobnych kryszta ków.ą ę ł — Czekaj, daj mi to — poleci a Centaine i opró ni a s ój do polowy. — Koniec z pó rodkami. — Zł ż ł ł łś perwersyjnym zadowoleniem patrzy a, jak piana przelewa si przez kraw d wanny i sp ywa nał ę ę ź ł marmurow posadzk . S u ce skwitowa y to nowe szale stwo radosnym chichotem i umkn y zą ę ł żą ł ń ęł azienki, a Centaine zrzuci a ó ty jedwabny szlafrok i zanurzy a si po brod , sapi c g o no w reakcjił ł ż ł ł ę ę ą ł ś na t cudown tortur . Le c bez ruchu znów ujrza a przed oczyma wyk adany mas per ow pistolet,ę ą ę żą ł ł ą ł ą lecz natychmiast odegna a ten obraz.ł Robi a w swym yciu ró ne dziwne rzeczy, Centaine, ale nigdy nie splami a si tchórzostwem —ł ś ż ż ł ś ę powiedzia a sobie. Po powrocie do ubieralni wybra a letni sukni w weso ych kolorach i schodz c poł ł ą ę ł ą schodach na dó znów mia a na twarzy u miech.ł ł ś Davenport i Cyryl Slaine ju na ni czekali.ż ą — To nam zajmie mnóstwo czasu, panowie. Zaczynajmy. Nale a o ponumerowa i opisa wszystkie przedmioty stanowi ce wyposa enie ogromnej willi,ż ł ć ć ą ż oszacowa po kolei warto ka dego z nich, co cenniejsze dzie a sztuki sfotografowa i wprowadzić ść ż ł ć ć pracowicie wszystkie dane do wst pnego katalogu. A ca o prac trzeba by o zako czy w ci guę ł ść ł ń ć ą

dziesi ciu dni, przed powrotem Davenporta do Anglii. Po trzech miesi cach mia przyp yn razę ą ł ł ąć jeszcze, eby przeprowadzi ju sam sprzeda .ż ć ż ą ż Kiedy nadszed moment odjazdu Davenporta, Centaine zaskoczy a wszystkich o wiadczaj c, eł ł ś ą ż osobi cie odprowadzi go do przystani statków pocztowych, co normalnie by oby obowi zkiem Cyrylaś ł ą Slaine'a. Odp yni cie statku pocztowego by o jednym z wa niejszych wydarze ycia towarzyskiego wł ę ł ż ń ż Cape, ca e nabrze e wype nia zbity t um pasa erów i odprowadzaj cych ich krewnych, przyjació ił ż ł ł ł ż ą ł znajomych. Przed trapem wiod cym do kajut pierwszej klasy Centaine sprawdzi a list pasa erów i pod literą ł ę ż ą „M” znalaz a rezerwacj :ł ę Malcomess, pani 1. — kabina A 16 Malcomess, panna T. — kabina A 17 Malcomess. panna M. — kabina A 17 Rodzina Blaine'a odp ywa a tak jak zaplanowano. Poniewa za obopóln zgod nie widzieli si odł ł ż ą ą ę ostatniego dnia turnieju polo, przeszuka a teraz niecierpliwie wzrokiem palarnie i salony pierwszejł klasy, ale nigdzie go nie dostrzeg a. Dotar o do niej, e pewnie jest w kajucie Izabeli. Na my l o ichł ł ż ś intymnym tete-a-tete poczu a piek c zazdro i rozpaczliw ochot , by zajrze do kabiny A 16 nał ą ą ść ą ę ć pok adzie odziowym pod pretekstem po egnania Izabeli, a tak naprawd po to, by nie pozostali samł ł ż ę na sam ju ani chwili d u ej. Zamiast tego usiad a w g ównym salonie, przygl daj c si , jak Davenportż ł ż ł ł ą ą ę poch ania jeden za drugim ró owe d iny, odwzajemniaj c u miechy i pozdrowienia znajomych ił ż ż ą ś wymieniaj c banalne uwagi z przyjació mi, którzy paradowali w t i z powrotem po salonach statkuą ł ę tylko dlatego, e by o to miejsce, gdzie mo na by o wiele zobaczy i gdzie nale a o si pokaza .ż ł ż ł ć ż ł ę ć Z ponur satysfakcj zaobserwowa a, jak wyra nie okazywano jej szacunek, jak ciep ymią ą ł ź ł serdeczno ciami j obsypywano. Szale cza ekstrawagancja turnieju Polo odnios a skutek, oddali aś ą ń ł ł podejrzenia co do jej sytuacji finansowej. Jak do tej pory adne plotki nie nadszarpn y jej pozycji iż ęł reputacji. „Jak e szybko si to wszystko zmieni” — pomy la a, ju teraz czuj c wzbieraj cy gniew. Zż ę ś ł ż ą ą premedytacj utar a nosa jednej z bardziej znanych pa domu, która za wszelk cen próbowa aą ł ń ą ę ł wej do najlepszego towarzystwa Cape, publicznie odrzucaj c jej natr tne zaproszenia i obserwuj cść ą ę ą z gorzk ironi , jak tym afrontem zdobywa sobie jeszcze wi kszy respekt tej kobiety. Ale prowadz c teą ą ę ą skomplikowane gierki towarzyskie ca y czas wodzi a wzrokiem ponad g owami swoich rozmówcówł ł ł wypatruj c Blaine'a.ą Syrena okr towa rykn a w ostatnim ostrze eniu, oficerowie w o lepiaj co bia ych tropikalnychę ęł ż ś ą ł mundurach wmieszali si w t um, powtarzaj c na lewo i prawo: „Statek odp ywa za pi tna cie minut.ę ł ą ł ę ś Prosimy wszystkich odprowadzaj cych o zej cie na brzeg.”ą ś Centaine wymieni a u cisk d oni z Davenportem i do czy a do sp ywaj cej stromym trapemł ś ł łą ł ł ą procesji. Na nabrze u zwleka a z wydostaniem si z dobrodusznego cisku, sun c wzrokiem wzd uż ł ę ś ą ł ż wysokiej burty statku, by w t umie pasa erów oblepiaj cych reling na pok adzie odziowym wy owił ż ą Ł ł ł ć sylwetk Izabeli lub jej córek.ę Na wietrze zatrzepota y p ki wielobarwnych serpentyn rzuconych z pok adów i pochwyconychł ę ł skwapliwie na brzegu, cz cych statek z ziemi miriad kruchych p powin. W powsta ymłą ą ą ą ę ł zamieszaniu Centaine dostrzeg a nagle starsz córk Blaine'a. Z tej odleg o ci, w ciemnej sukience, zł ą ę ł ś modnie upi tymi w osami Tara wygl da a niemal doro le i bardzo atrakcyjnie. Przytulona do jej bokuę ł ą ł ś m odsza siostra wyci ga a g ow ponad reling i z ca ych si wymachiwa a ró ow chusteczk do kogoł ą ł ł ę ł ł ł ż ą ą ś w dole. Centaine przes oni a oczy r k i dostrzeg a za plecami dziewcz t posta w wózku inwalidzkim.ł ł ę ą ł ą ć Izabela siedzia a z twarz ukryt w cieniu i wyda a jej si nagle ostatecznym zwiastunem tragedii,ł ą ą ł ę uciele nieniem wszystkich wrogich si zes anych na ziemi , by j prze ladowa i pozbawi szcz cia.ś ł ł ę ą ś ć ć ęś — O Bo e, jak e bym chcia a j po prostu znienawidzi — szepn a, przenosz c spojrzenie wż ż ł ą ć ęł ą stron miejsca, ku któremu macha y obie dziewczynki i powoli przeciskaj c si przez t um.ę ł ą ę ł I wtedy go ujrza a. Wdrapa si na wózek jednego z wielkich d wigów za adunkowych i machał ł ę ź ł ł odp ywaj cym córkom panam z szerokim rondem. Mia na sobie garnitur Z kremowego tropiku ił ą ą ł niebiesko-zielony krawat swego pu ku, wiatr zarzuca mu w osy na czo o, a b yskaj ce w u miechuł ł ł ł ł ą ś z by wydawa y si na tle spalonej na ciemny maho twarzy bardzo bia e i du e.ę ł ę ń ł ż Centaine cofn a si w t um, sk d mog a go dyskretnie obserwowa sama nie b d c widzian .ęł ę ł ą ł ć ę ą ą „Mog straci wszystko, ale nie jego. — Ta my l dodawa a otuchy. — B d go mia a zawsze,ę ć ś ł ę ę ł nawet wtedy gdy zabior mi ju Weltevreden i H'ani.” I nagle poczu a, e rodzi si w niej koszmarnaą ż ł ż ę w tpliwo . Czy aby naprawd ? Próbowa a odegna j od siebie, ale dr cz cy niepokój natychmiastą ść ę ł ć ą ę ą powróci . „Czy on kocha mnie sam , czy te to, czym jestem? Czy jego mi o przetrwa, gdy b d juł ą ż ł ść ę ę ż

tylko zwyk kobiet , bez maj tku i pozycji, z dzieckiem innego m czyzny?” Niepokój zamroczy j iłą ą ą ęż ł ą przyprawi o fizyczne md o ci, tote kiedy Blaine uniós palce do ust i przes a poca unek bladej, w t ej,ł ł ś ż ł ł ł ł ą ł otulonej kocami postaci, wbi a wzrok w jego twarz, torturuj c si wyrazem afektu i troski o on , jakił ą ę ż ę si na niej malowa . W jednej chwili poczu a si ca kowicie obca i zb dna.ę ł ł ę ł ę Luka wody mi dzy statkiem a nabrze em zacz a si powoli rozwiera . Orkiestra na pok adzieę ż ęł ę ć ł spacerowym zagra ał Niech Bóg ci prowadzi a spotkamy si znów,ę ż ę kolorowe serpentyny zacz yęł rwa si i p ka jak jej nieszcz sne marzenia i nadzieje i obsypywa w dó , gdzie przemoczone ton yć ę ę ć ę ć ł ęł w m tnych wodach portu. Syreny okr towe rykn y na po egnanie, parowe holowniki wyprowadzi yę ę ęł ż ł statek przez w skie wej cie do portu na otwarte morze. Tam wielki bia y statek ju o w asnych si achą ś ł ż ł ł zacz szybko nabiera pr dko ci, przed jego dziobem zapieni a si wysoka fala i majestatycznieął ć ę ś ł ę zawróci na pó nocny wschód, by omin Robben Island.ł ł ąć T um wokó Centaine zacz rzedn i w ci gu kilku minut zosta a na nabrze u zupe nie sama.ł ł ął ąć ą ł ż ł Tylko Blaine wci jeszcze sta na wózku d wigu i os aniaj c oczy kapeluszem wpatrywa si wąż ł ź ł ą ł ę znikaj cy po przeciwnej stronie Zatoki Sto owej statek. Lecz na ustach, które tak kocha a, nie by o juą ł ł ł ż u miechu. D wiga tak ogromne brzemi smutku, e z konieczno ci musia a je z nim podzieli .ś ź ł ę ż ś ł ć Dodane do jej w asnego brzemienia dr cz cych w tpliwo ci przygniot o j tak niezno nym ci arem,ł ę ą ą ś ł ą ś ęż e nagle zapragn a po prostu odwróci si i uciec. I w tej samej chwili Blaine opu ci kapelusz,ż ęł ć ę ś ł odwróci si i spojrza na ni .ł ę ł ą Ogarn y j wyrzuty sumienia, e podgl da a go w tak intymnym momencie, gdy nie zdawa sobieęł ą ż ą ł ł z tego sprawy, a twarz Blaine'a stwardnia a, przybieraj c jaki dziwny wyraz, którego nie potrafi ał ą ś ł rozszyfrowa . Czy poczu si dotkni ty, czy te mo e by o to co znacznie gorszego? Nie dowiedzia ać ł ę ę ż ż ł ś ł si tego nigdy, bo ju w nast pnej chwili zeskoczy na ziemi , zr cznie i lekko jak na tak du egoę ż ę ł ę ę ż m czyzn , i nak adaj c z powrotem kapelusz, podszed powoli do miejsca, gdzie czeka a. Szerokieęż ę ł ą ł ł rondo ocieni o mu oczy i nie mog a ju dostrzec, co si w nich maluje. Kiedy stan przed ni , ba a sił ł ż ę ął ą ł ę jak jeszcze nigdy. — Kiedy wreszcie b dziemy sami? — spyta cicho. — Nie mog ju czeka ani minuty d u ej.ę ł ę ż ć ł ż Wszystkie obawy, wszystkie w tpliwo ci rozwia y si jak pod podmuchem wiatru i znów poczu aą ś ł ę ł si jak m oda dziewczyna. Rozpiera a j rado i energia, ze szcz cia niemal zakr ci o jej si wę ł ł ą ść ęś ę ł ę g owie.ł „Kocha mnie — zawo a a piewnie w g bi duszy. — Kocha i zawsze b dzie kocha .”ł ł ś łę ę ł Genera James Barry Munnik Hertzog przyby do Weltevreden zamkni tym autem bez insygniówł ł ę czy jakichkolwiek oznacze pe nionego przeze wysokiego urz du. Genera by starym towarzyszemń ł ń ę ł ł broni Jana Cheristiana Smutsa. Obaj odznaczyli si w walce podczas wojny z Brytyjczykami, obaję uczestniczyli w negocjacjach pokojowych w Vereeniging, które zako czy y tamten konflikt. Potemń ł razem brali udzia w kongresie, na którym doprowadzono do powstania Zwi zku Afryki Po udniowej, ił ą ł wspólnie zasiadali w pierwszym rz dzie Zwi zku, utworzonym przez Luisa Both .ą ą ę Od tamtej pory ich drogi si rozesz y. Hertzog zaw zi pole swych zainteresowa lansuj cę ł ę ł ń ą doktryn „Afryka Po udniowa przede wszystkim”, gdy tymczasem Jan Smuts wyrós naę ł ł mi dzynarodowego m a stanu, którego koncepcje wywar y wielki wp yw na powo anie do yciaę ęż ł ł ł ż Commonwealthu i Ligi Narodów. Hertzog by wojuj cym Afrykanerem, zapewni j zykowi afrikaans równe prawa z angielskim,ł ą ł ę wynosz c go do rangi j zyka urz dowego. Swoj polityk „dwóch pr dów” przeciwstawi sią ę ę ą ą ą ł ę wch oni ciu swego ludu, Burów, przez wi ksz Afryk Po udniow , a w roku tysi c dziewi setł ę ę ą ę ł ą ą ęć trzydziestym pierwszym zmusi Wielk Brytani do uznania Statutem Westminsterskimł ą ę równouprawnienia wszystkich dominiów imperium, z prawem do wyst pienia ze Wspólnoty w cznie.ą łą Wysoki i surowy z wygl du robi niezwyk e wra enie, gdy d ugim krokiem wszed do biblioteki wą ł ł ż ł ł Weltevreden, któr Centaine odda a im do ca kowitej dyspozycji. Jan Smuts wsta zza d ugiegoą ł ł ł ł przykrytego zielonym suknem sto u i wyszed mu na powitanie.ł ł — Wygl da na to, e nie b dziemy mieli tyle czasu na dyskusje, na ile liczyli my, a i poleą ż ę ś manewru nam si zaw zi o — powiedzia Hertzog, podaj c mu r k .ę ę ł ł ą ę ę Smuts spojrza na Blaine'a Malcomessa i Deneysa Reitza, swych powierników i kandydatów doł tek w nowym rz dzie, ale aden z nich nie odezwa si s owem, czekaj c a Hertzog i Nicolaasą ż ł ę ł ą ż Hayenga, minister finansów z Partii Narodowej, zajm miejsca po przeciwnej stronie d ugiego sto u.ą ł ł Maj c lat siedemna cie Hayenga walczy z Anglikami w oddziale partyzanckim Hertzoga jako jegoą ś ł adiutant i od tamtej pory byli nieroz czni. Hayenga piastowa urz d ministra od czasu doj cia dołą ł ą ś w adzy narodowców w roku dwudziestym czwartym.ł — Czy jeste my tu bezpieczni? — spyta teraz, spogl daj c podejrzliwie na podwójne, okuteś ł ą ą mosi dzem, mahoniowe drzwi w g bi biblioteki, a potem przesuwaj c dooko a wzrokiem poą łę ą ł si gaj cych do sufitu pó kach z ksi gozbiorem Centaine. Wszystkie ksi ki by y jednakowo oprawioneę ą ł ę ąż ł

w morokin i pob yskiwa y z oceniami na grzbietach.ł ł ł — Ca kowicie — zapewni go Smuts. — Mo emy mówi otwarcie bez jakiegokolwiek ryzyka, eł ł ż ć ż zostaniemy pods uchani. Ma pan na to moje osobiste zapewnienie.ł Hayenga spojrza na swego mistrza szukaj c potwierdzenia, a kiedy premier skin g ow ,ł ą ął ł ą powiedzia z wyra n niech ci :ł ź ą ę ą — Tielman Roos ust pi z izby apelacyjnej.ą ł Nie musia sk ada adnych dodatkowych wyja nie . Tielman Roos by jedn z najbarwniejszych ił ł ć ż ś ń ł ą najbardziej znanych postaci w kraju. Nazywany powszechnie „Lwem Pó nocy” by jednym zł ł najwierniejszych stronników Hertzoga. Kiedy narodowcy obj li w adz , zosta ministremę ł ę ł sprawiedliwo ci i wicepremierem w jego rz dzie. Wydawa o si , e b dzie nast pc i sukcesoremś ą ł ę ż ę ę ą Hertzoga, ale na przeszkodzie stan y k opoty ze zdrowiem i ró nica zda co do trzymania si przezęł ł ż ń ę Afryk Po udniow standardu z ota. Roos wycofa si wówczas z ycia politycznego i przyję ł ą ł ł ę ż ął nominacj na prezesa Izby Apelacyjnej S du Najwy szego.ę ą ż — Z powodów zdrowotnych? — spyta Smuts.ł — Nie, z powodu z ota — odpar ponuro Hayenga. — Chce wyst pi przeciwko trzymaniu sił ł ą ć ę standardu. — On ma ogromne wp ywy! — zawo a Blaine.ł ł ł — Nie wolno dopu ci , by poda w w tpliwo zasady naszej polityki — zgodzi si Hertzog. —ś ć ł ą ść ł ę O wiadczenie Roosa w tej sprawie poci gn oby za sob katastrofalne skutki. Sprawś ą ęł ą ą pierwszoplanow staje si zatem uzgodnienie naszego stanowiska wobec z ota. Musimy by w stanieą ę ł ć albo skutecznie skontrowa jego wyst pienie, albo je uprzedzi . Kwestia przyj cia wspólnego frontuć ą ć ę nabiera najwy szej wagi.ż — Zgadzam si — popar go Smuts. — Nie mo emy pozwoli , by dyskredytowano nasz koalicję ł ż ć ą ę jeszcze nim w ogóle powsta a.ł — — To jest kryzys — odezwa si Hayenga. — Tak to musimy traktowa . Czy mo e nam panł ę ć ż zdradzi swój pogl d na t spraw ,ć ą ę ę — Ou Baas? — Znacie moje pogl dy — odpar Smuts. — Kiedy Wielka Brytania odst pi a od standardu z ota,ą ł ą ł ł nalega em, eby pój jej ladem. Nie chcia bym wam tego teraz wymawia , ale swego zdania nieł ż ść ś ł ć zmieni em.ł — Czy móg by pan raz jeszcze przytoczy swoje argumenty?ł ć — W owym czasie przepowiada em, e nast pi ucieczka od opartego na z ocie funtał ż ą ł po udniowoafryka skjego do funta szterlinga. Gorszy pieni dz zawsze wypiera lepszy. No i mia emł ń ą ł racj , tak w a nie si sta o — powiedzia po prostu. Siedz cy po przeciwnej stronie sto u m czy nię ł ś ę ł ł ą ł ęż ź poruszyli si niepewnie. — Odp yw kapita u, który by tego skutkiem, podci nasz gospodark ię ł ł ł ął ą ę powi kszy o dziesi tki tysi cy osób szeregi bezrobotnych.ę ł ą ę — W Wielkiej Brytanii s ich miliony — zauwa y z irytacj Hayenga.ą ż ł ą — Trwanie przy standardzie spowodowa o wzrost bezrobocia i zagrozi o powa nie kopalniomł ł ż z ota. Sprawi o, e za ama y si ceny na nasze diamenty i we n . Pog bi o kryzys gospodarczy,ł ł ż ł ł ę ł ę łę ł doprowadzaj c do tej tragicznej sytuacji, w której si znajdujemy.ą ę — Czy odej cie od standardu teraz, z takim opó nieniem, przynios oby nam jakiekolwiekś ź ł korzy ci?ś — Po pierwsze i przede wszystkim o ywi oby przemys wydobycia z ota. Je li warto funtaż ł ł ł ś ść po udniowoafryka skiego zrówna si z warto ci funta szterlinga — a to w a nie powinno natychmiastł ń ę ś ą ł ś nast pi — to kopalnie zaczn otrzymywa siedem funtów za uncj z ota, zamiast dzisiejszychą ć ą ć ę ł czterech. Prawie dwa razy wi cej. Zamkni te kopalnie Izostan na nowo uruchomione. Inne zwi kszę ę ą ę ą wydobycie. Powstan nowe miejsca pracy dla dziesi tków tysi cy ludzi, bia ych i czarnych. Kapitaą ą ę ł ł powróci do kraju. To b dzie punkt zwrotny. Znów wkroczymy na drog do dobrobytu.ę ę Strony d ugo przytacza y argumenty za i przeciw, Blaine i Reitz twardo popierali starego genera a,ł ł ł a w ko cu dwaj m czy ni po przeciwnej stronie sto u zacz li kapitulowa przed logik ich wywodów.ż ń ęż ź ł ę ć ą — No có , trzeba zatem wybra odpowiedni moment — o wiadczy nagle tu po dwunastejż ć ś ł ż Hertzog. — Na gie dzie rozp ta si istne pandemonium. Do wi t Bo ego Narodzenia zosta y tylkoł ę ę Ś ą ż ł trzy dni robocze. Musimy zaczeka i obwie ci to dopiero po zamkni ciu gie dy.ć ś ć ę ł Atmosfera w bibliotece by a naelektryzowana jak przed burz . Dopiero to o wiadczenie Hertzogał ą ś u wiadomi o Blaine'owi, e jednak Smuts dopi swego. Kiedy gie da wznowi sesje po Nowym Roku,ś ł ż ął ł Afryka Po udniowa odst pi ju od standardu z ota. Pierwszym posuni ciem nowej koalicji mia o był ą ż ł ę ł ć po o enie kresu przeci gaj cej si agonii gospodarki kraju, stworzenie nadziei na wyj cie z kryzysu ił ż ą ą ę ś powrót do dobrobytu. — Mam jeszcze dostateczny wp yw na Tielmana, eby nak oni go do odczekania ze z o eniemł ż ł ć ł ż swego o wiadczenia do zamkni cia gie dy. — Hertzog mówi dalej, ale chodzi o ju tylko oś ę ł ł ł ż

uzgodnienie pomniejszych szczegó ów.ł Tego wieczoru, egnaj c si z pozosta ymi uczestnikami narady przed bia bram Weltevreden,ż ą ę ł łą ą Blaiiie mia poczucie spe nienia misji dziejowej. I to w a nie tak bardzo ci gn o go do polityki:ł ł ł ś ą ęł wiadomo , e b dzie móg zmienia wiat. Najwy szym celem sprawowania w adzy by o dla niegoś ść ż ę ł ć ś ż ł ł wykorzystanie jej jako ognistego or a w obronie narodu i ojczyzny przed n kaj cymi j demonami.ęż ę ą ą „Zapisa em si na zawsze w historii” — my la w uniesieniu, wracaj c do zaparkowanego podł ę ś ł ą d bami forda, po czym do czy do malej kolumny pojazdów wyje d aj cych przez wspania bramę łą ł ż ż ą łą ę Weltevreden. Z rozmys em wypu ci do przodu auto premiera i plymoutha Deneysa Reitza, a znikn y mu zał ś ł ż ęł pierwszym zakr tem serpentyn na Wynberg Hill. Wtedy zjecha na pobocie i z silnikiem mrucz cym naę ł ą luzie spojrza we wsteczne lusterko, eby sprawdzi , czy nikt go nie ledzi.ł ż ć ś Po kilku minutach ponownie wrzuci bieg i zawróci . Nie doje d aj c do bramy posiad o ci skr cił ł ż ż ą ł ś ę ł w boczn drog biegn c wzd u granicy Weltevreden i kilka minut pó niej tylnymi cie kami,ą ę ą ą ł ż ź ś ż zas oni tymi przed will i g ównymi zabudowaniami ma ym sosnowym laskiem, znów wjecha nał ę ą ł ł ł ziemi Centaine.ę Zaparkowa forda mi dzy drzewami i ruszy w sk cie k , a kiedy dostrzeg przed sobł ę ł ą ą ś ż ą ł ą pobielone ciany chaty, jarz ce si z oto w promieniach zachodz cego s o ca, zacz biec. Wszystkoś ą ę ł ą ł ń ął by o dok adnie tak, jak mówi a.ł ł ł Przystan w progu. Centaine nie us ysza a lego nadej cia. Kl cza a przed kominkiemął ł ł ś ę ł rozdmuchuj c ogie w dymi cej kupce szyszek, których u y a na podpa k . Wpatrywa si w ni odą ń ą ż ł ł ę ł ę ą drzwi, zachwycony, e mo e jej si przygl da , gdy ona o tym nie wie. Zdj a buty, podeszwy nagichż ż ę ą ć ęł stóp mia a g adkie i ró owe, kostki szczup e, ydki twarde i mocne od spacerów i konnej jazdy, podł ł ż ł ł kolanami robi y jej si ma e do eczki. Nigdy do tej pory ich nie zauwa y . Poczu naraz, e ogarnia goł ę ł ł ż ł ł ż wzruszenie i g boka czu o , jak do tej pory budzi y w nim tylko w asne córki. Odchrz kn cicho, byłę ł ść ą ł ł ą ął usun ucisk w gardle.ąć Centaine odwróci a si i zerwa a na równe nogi.ł ę ł — My la am ju , e nie przyjdziesz. — Podbieg a do niego z b yszcz cym wzrokiem i unios aś ł ż ż ł ł ą ł g ow , a kiedy oderwali si od siebie po d ugim poca unku, powiod a uwa nym spojrzeniem po jegoł ę ę ł ł ł ż twarzy. - Jeste wyko czony — zauwa y a.ś ń ż ł — To by ci ki dzie .ł ęż ń — Chod . — Poprowadzi a go za r k do krzes a przed kominkiem. Nim usiad , zdj a muź ł ę ę ł ł ęł marynark i Wspi wszy si na palce rozwi za a krawat.ę ą ę ą ł — Zawsze mia am ochot to zrobi — mrukn a, wieszaj c marynark w ma ej szafie pod cian .ł ę ć ęł ą ę ł ś ą Podesz a do sto u, nala a porcj whisky, doda a do niej wody sodowej z syfonu i przynios a muł ł ł ę ł ł szklaneczk przed kominek.ę - Nie za du o wody? — spyta a niepewnie. Blaine upi yczka i skin g ow .ż ł ł ł ął ł ą - W sam raz. — Rozejrza si po domku, zatrzymuj c wzrok na bukietach kwiatów w wazonach,ł ę ą wie o wywoskowanej, l ni cej pod odze, prostych solidnych meblach.ś ż ś ą ł — Bardzo tu mi o — zauwa y ciep o.ł ż ł ł — Krz ta am si ca y dzie , eby przygotowa wszystko na twoje przyj cie — powiedzia aą ł ę ł ń ż ć ę ł Centaine, podnosz c wzrok znad cygara, które mu przygotowywala. — Przed po lubieniem sirą ś Garricka mieszka a tutaj Anna. Od tamtej pory nikt z tego domku nie korzysta . Nikt tu nie zagl da.ł ł ą Teraz nale y do nas, Blaine.ż Poda a mu cygaro i przypali a drewienkiem z paleniska, czekaj c, a zacznie si równo arzy .ł ł ą ż ę ż ć Potem po o y a sobie u jego stóp skórzan poduszk , usiad a na niej i opar szy z o one r ce na jegoł ż ł ą ę ł ł ł ż ę kolanach powiod a wzrokiem po jego twarzy rozja nionej blaskiem ognia.ł ś — Jak d ugo mo esz zosta ? - spyta a.ł ż ć ł — Hmmm — popatrzy na ni z namys em. — A jak d ugo by chcia a? Godzin ? Dwie? D u ej?ł ą ł ł ś ł ę ł ż — Centaine poruszy a si rozradowana i obj a mocniej jego kolana.ł ę ęł — Ca noc! — zawo a a po eraj c go wzrokiem. — Ca upojn noc!łą ł ł ż ą łą ą Zasiedli do kolacji z tego, co zapakowano jej do koszyka w kuchni Weltevreden: wo owej pieczenił na zimno, p atów indyka i znakomitego wina z jej w asnej winnicy. Potem Centaine zacz a odrywa zł ł ęł ć ki ci wielkie ó te winogrona i wk ada je Blaine'owi do ust. ca uj c go delikatnie mi dzy ka dymś ż ł ł ć ł ą ę ż k sem.ę — Winogrona s s odkie — u miechn si — ale wol poca unki.ą ł ś ął ę ę ł — Na szcz cie sir, jednego i drugiego przygotowa am w bród.ęś ł Rozci gni ci na dywanie przed kominkiem pili zaparzon na otwartym ogniu kaw , wpatrzeni wą ę ą ę ogie , nie odzywaj c si ani s owem. Blaine muska opuszkami palców mi kkie ciemne w osy na jejń ą ę ł ł ę ł skroniach i g adk skór na karku, a nastrój b ogiego spokoju st a , a wtedy przesun powoli d onił ą ę ż ł ęż ł ął ł ą

w dó jej pleców. Centaine zadr a a i podnios a si z pod ogi.ł ż ł ł ę ł — Dok d to? — spyta .ą ł — Doko cz cygara — odpar a — a potem przyjd zobaczy .ń ł ź ć Kiedy wszed do ma ej sypialni, zasta j siedz c po rodku niskiego ó ka.ł ł ł ą ą ą ś ł ż Nigdy jeszcze nie widzia jej w koszuli nocnej. Ta by a z bladocytrynowego at asu, a dekolt ił ł ł r kawy wyko czone mia a po yskuj c w blasku wiecy koronk w kolorze starej ko ci s oniowej.ę ń ł ł ą ą ś ą ś ł — Jaka ty jeste pi kna... — szepn .ś ę ął — Przy tobie czuj si pi kna — powiedzia a powa nie i wyci gn a do niego obie r ce.ę ę ę ł ż ą ęł ę Tej nocy, w przeciwie stwie do wszystkich poprzednich, szalonych, gwa townych spotka , kochaliń ł ń si powoli, z rozwag , niemal statecznie. Centaine nie zdawa a sobie do tej pory sprawy, jak dobrzeę ą ł Blaine pozna jej cia o i jego n jbardziej intymne potrzeby. Z opanowaniem i wpraw przyst pi do ichł ł ą ą ą ł zaspokajania, a ona odda a si w jego r ce z bezgraniczn ufno ci . agodnie pokona resztki jejł ę ę ą ś ą Ł ł oporów i doprowadzi do zatracenia poczucia odr bno ci istnienia. Gdy wnikn g boko w jej cia o, ał ę ś ął łę ł ona otoczy a go, zamkn a w sobie, wydawa o si , e stopili si w jedno, e ich krew zla a si ze sob ,ł ęł ł ę ż ę ż ł ę ą a serca zacz y bi wspólnym rytmem. To jego oddech wype nia jej p uca, jego my li migota y ięł ć ł ł ł ś ł blyska y w jej mózgu, s ysza a pobrzmiewaj ce echem w jego uszach swe w asne siowa:ł ł ł ą ł — Kocham ci , o Bo e, jak ja ci kocham!ę ż ę A jego g os odpowiada jakby z g bi jej gard a, jakby p yn z jej w asnych ust:ł ł łę ł ł ął ł — Kocham ci , kocham, kocham!ę I stopili si w jedno.ę Obudzi si wcze niej ni ona. Ptaki wiergota y za oknem w obsypanymł ę ś ż ś ł jaskrawopomara czowymi kwiatami krzewie tacomy. Promie s o ca znalaz szpar w zas onach iń ń ł ń ł ę ł przeci powietrze nad jego g ow jak z ocisty rapier.ął ł ą ł Nie chc c jej budzi , powoli, bardzo powoli odwróci g ow i zapatrzy si w jej twarz. Odsun a naą ć ł ł ę ł ę ęł bok poduszk i przerzuciwszy jedn r k przez jego pier spa a z policzkiem wtulonym w materac,ę ą ę ę ś ł niemal dotykaj c ustami jego ramienia. Spod mi kkiej, pó przejrzystej skóry opuszczonych powieką ę ł prze witywa a siatka drobniutkich b kitnych y ek. Oddycha a tak niezauwa alnie, e w pierwszejś ł łę ż ł ł ż ż chwili niemal si wystraszy , lecz kiedy zmarszczy a przez sen czo o i dostrzeg drobne linie wę ł ł ł ł k cikach oczu i ust. wykute w ci gu tych ostatnich miesi cy przez nieustaj ce napi cie i zgryzoty, jegoą ą ę ą ę niepokój ust pi miejsca trosce.ą ł — Moje biedactwo... — szepn bezg o nie i zwolna cudowny nastrój minionej nocy znikn jakął ł ś ął piasek zmyty wzbieraj cym przyp ywem surowej rzeczywisto ci.ą ł ś — Moje dzielne biedne male stwo... — Od czasu, gdy sta nad otwartym grobem ojca, nie czuń ł ł jeszcze takiego alu. — Gdybym tylko móg ci w jaki sposób pomóc... Tak bardzo tego terazż ł ś potrzebujesz... — Kiedy to szepta , nagle co mu przysz o do g owy. Drgn tak gwa townie, eł ś ł ł ął ł ż Centaine musia a to poczu , bo znów marszcz c czo o odwróci a si od niego, mrukn a przez senł ć ą ł ł ę ęł co , czego nie zrozumia , i ponownie znieruchomia a.ś ł ł Blaine le a sztywno obok niej, z d o mi zwini tymi w pi ci u boków, z mocno zaci ni tymiż ł ł ń ę ęś ś ę szcz kami, wstrz ni ty, z y i przestraszony, e taka my l mog a w ogóle posta mu w g owie.ę ąś ę ł ż ś ł ć ł Szeroko otwartymi oczyma wpatrywa si w rozjarzon plam s o ca na przeciwleg ej cianie, wcaleł ę ą ę ł ń ł ś jej nie widz c. Czu si jak cz owiek na o u tortur, tortur straszliwej pokusy.ą ł ę ł ł ż „Honor! — To s owo przemkn o mu przez my l jak b yskawica. — Honor i powinno !” Ił ęł ś ł ść natychmiast w innym zakamarku mózgu rozjarzy o si inne s owo: „mi o ”. J kn cicho.ł ę ł ł ść ę ął Le ca u jego boku kobieta nie naznaczy a ceny na sw mi o . Nie stawia a adnych warunków,żą ł ą ł ść ł ż adnych da , po prostu ofiarowa a mu swe serce nie pragn c niczego w zamian. Zamiast da ,ż żą ń ł ą żą ć zwolni a go raczej ze wszystkich zobowi za . To ona nalega a, eby swego szcz cia nie budowali nał ą ń ł ż ęś niczyjej krzywdzie. Obdarowa a go rozkoszami swej mi o ci nie oczekuj c ani z otej obr czki, anił ł ś ą ł ą lubnych przysi g, nawet adnych obietnic czy zapewnie . I on niczego takiego jej nie zaproponowa .ś ą ż ń ł Do tej pory nie by o absolutnie nic, czym móg by jej si odp aci .ł ł ę ł ć Z drugiej strony zosta wybrany przez wielkiego, prawego cz owieka, który pok ada w nimł ł ł ł bezgraniczne zaufanie. Na jednej szali honor i powinno , na drugiej mi o . Tym razem nie by ość ł ść ł ucieczki przed ch ost sumienia. Kogo mia zdradzi : cz owieka, którego czci i szanowa , czy kobiet ,ł ą ł ć ł ł ł ę któr kocha ? Czuj c, e nie ule y bez ruchu ani chwili d u ej, uniós ostro nie prze cierad o. Powiekią ł ą ż ż ł ż ł ż ś ł Centaine zatrzepota y, mrukn a cichutko jak kot i zapad a z powrotem w sen.ł ęł ł Poprzedniego wieczoru po o y a mu na umywalce w azience now brzytw i szczoteczk doł ż ł ł ą ę ę z bów. Ten kolejny dowód czu o ci i pami ci zak ul go jak cier . Dr czony niezdecydowaniem ogolię ł ś ę ł ń ę ł si i ubra , po czym na palcach wróci do sypialni.ę ł ł „Móg bym po prostu nic jej nie powiedzie — pomy la . — Nigdy nie dowiedzia aby si o mojejł ć ś ł ł ę zdradzie.” I natychmiast zastanowi si nad swoim doborem s ów. Czy dochowanie wierno cił ę ł ś honorowi, spe nienie nakazów powinno ci mog o by zdrad ? Si woli oddali od siebie ten dylemat ił ś ł ć ą łą ł

podj decyzj .ął ę Wyci gn r k i delikatnie musn jej powieki. Drgn y sennie i uchyli y si , ukazuj c wielkie,ą ął ę ę ął ęł ł ę ą czarne, zamglone snem renice. Pod wp ywem wiat a dnia renice skurczy y si , a na twarzyź ł ś ł ź ł ę Centaine pojawi si b ogi, zaspany u miech.ł ę ł ś — Która godzina, kochanie? — wymrucza a.ł — Centaine, czy ju si obudzi a ?ż ę ł ś Usiad a natychmiast na ó ku i zawo a a z rozczarowaniem:ł ł ż ł ł — Och, Blaine, ju si ubra e ? Tak szybko?ż ę ł ś — S uchaj, Centaine, mam ci co bardzo wa nego do powiedzenia. S uchasz mnie?ł ś ż ł Skin a g ow , zamruga a, by odp dzi resztki snu, i spojrza a na niego powa nie.ęł ł ą ł ę ć ł ż — Centaine, odchodzimy od standardu z ota — wyrzuci z siebie ochryp ym g osem, pe enł ł ł ł ł poczucia winy i pogardy dla siebie. — Ou Baas i Barry Hertzog podj li wczoraj t decyzj . Og osz ję ę ę ł ą ą przed otwarciem gie dy po Nowym Roku.ł Patrzy a na niego pustym wzrokiem przez ca e pi sekund i dopiero wtedy dotar a do niej treł ł ęć ł ść jego s ów. Otworzy a szeroko oczy, lecz p on cy w nich ogie powoli przygas .ł ł ł ą ń ł — O Bo e, ile ci musia o kosztowa , eby mi to powiedzie . — G os zadr a jej ze wspó czucia,ż ż ę ł ć ż ć ł ż ł ł bo wiedzia a, jak wielkie znaczenie ma dla niego honor i jak g boko ma zakorzenione poczucieł łę obowi zku. — A wi c jednak mnie kochasz... Kochasz mnie naprawd . Teraz w to wierz .ą ę ę ę Lecz jego wzrok nie z agodnia . Nigdy jeszcze nie widzia a na jego twarzy takiego wyrazu.ł ł ł Wpatrywa si w ni tak, jakby j znienawidzi za to, co zrobi . Nie mog a tego znie . Ukl k a po ródł ę ą ą ł ł ł ść ę ł ś pogniecionej po cieli i wyci gn a do niego b agalnie r ce.ś ą ęł ł ę — Blaine, nie wykorzystam tego! Nie wykorzystam tego, co mi powiedzia e ...ł ś — W ten sposób moje po wiecenie posz oby na marne — przerwa jej szorstko z twarzś ł ł ą wykrzywion poczuciem winy.ą — Tylko mnie za to nie znienawid ... — szepn a.ź ęł Gniew znikn z jego twarzy.ął — Ciebie, nienawidzi ? powiedzia ze smutkiem. — Nie. Centaine, eiebie nigdy nie móg bymć ł ł znienawidzi , — Odwróci si i szybkim krokiem wypad z sypialni.ć ł ę ł Chcia a biec za nim, spóbowa go pocieszy , wiedzia a jednak, e nie jest to w jej mocy, cho był ć ć ł ż ć wspar a j ca a pot ga mi o ci. Jak ranny lew szuka samotno ci. Zrezygnowana opad a na ó ko,ł ą ł ę ł ś ł ś ł ł ż s uchaj c jego ci kich kroków cichn cych na cie ce w ród drzew.ł ą ęż ą ś ż ś Siedzia a za biurkiem w Weltcyreden, przed sob mia a pob yskuj cy mosi dzem i ko cił ą ł ł ą ą ś ą sioniow telefon. By a w gabinecie sama.ą ł Bala si . To, co mia a zamiar zrobi , stawia o j poza nawiasem prawa, tego niepisanego i tegoę ł ć ł ą egzekwowanego przez s dy. Wyrusza a w podró w nieznane, samotn , niebezpieczn podró , któraą ł ż ą ą ż mog a si dla niej zako czy ha b i wi zieniem.ł ę ń ć ń ą ę Rozleg si dzwonek telefonu. Centaine drgn a i spojrza a ze strachem na aparat. Po drugimł ę ęł ł dzwonku wzi a g boki oddech i podnios a s uchawk .ęł łę ł ł ę — cz z Rabkinem i Swalesem, pani Courteney — dobieg j glos sekretarza. — Pan SwalesŁą ę ł ą na linii. — Dzi kuj , Nigel. — Us ysza a pusty ton w swoim g osie i zmusi a si , eby odchrz kn .ę ę ł ł ł ł ę ż ą ąć - Witam, pani Courteney! — Rozpozna a g os Swalesa, jednego z dwóch g ównych wspólnikówł ł ł znanej firmy maklerskiej. Prowadzi a ju z nim interesy. — Wszystkiego najlepszego z okazjił ż zbli aj cych si wi t.ż ą ę Ś ą — Dzi kuj , panie Swales. — Jej g os brzmia teraz jak nale y, sucho i rzeczowo. — Mam dlaę ę ł ł ż panów polecenie zakupu. Do zrealizowania jeszcze dzisiaj, przed zamkni ciem gie dy.ę ł — Oczywi cie — pospieszy z zapewnieniem Swales. — Dokonamy transakcji niezw ocznie.ś ł ł — Prosz jak najkorzystniej kupi pi set tysi cy akcji East Rand Proprietary Mines — poleci a. Wę ć ęć ę ł s uchawce zapad a cisza.ł ł — Pi set tysi cy, pani Courteney — powtórzy w ko cu Swales. — Kurs ERPM wynosięć ę ł ń dwadzie cia dwa szylingi i sze pensów. To prawie sze set tysi cy funtów.ś ść ść ę — Zgadza si — potwierdzi a Centaine.ę ł — Pam Courteney... — zacz Swales i urwa .ął ł — Jakie problemy, panie Swales?ś — Nie, sk d e znowu, oczywi cie, e nie. Po prostu zaskoczy a mnie pani, to wszystko.ą ż ś ż ł Natychmiast zajm si realizacj zlecenia.ę ę ą — Wy l panu czek na ca a sum natychmiast po otrzymaniu umowy na zakup. — Umilk a naś ę ł ę ł chwil , po czym doda a lodowatym tonem: — Chyba, e yczy pan sobie, bym wp aci a depozyt.-.—ę ł ż ż ł ł Wstrzyma a oddech. Nie by o mowy, eby zdo a a zgromadzi nawet t zaliczk , do której za daniał ł ż ł ł ć ę ę żą Swales mia pe ne prawo.ł ł

— Wielkie nieba, pani Courteney! Chyba nie odebra a pani tego... Je li co , co powiedzia em,ł ś ś ł sk oni o pani do wyci gni cia wniosku, i podaj w w tpliwo pani wyp acalno , to musz panił ł ą ą ę ż ę ą ść ł ść ę ą serdecznie przeprosi . Nie ma adnego po piechu. Wy lemy kontrakt jak zwykle. Zawsze ma pani uć ż ś ś nas nieograniczony kredyt. Najpó niej jutro rano potwierdz dokonanie zakupu. Bo, jak pani bezź ę w tpienia wie, jutro ostatni dzie pracy gie dy przed wi teczn przerw .ą ń ł ś ą ą ą R ce tak jej si trz s y, e mia a trudno ci z odwieszeniem s uchawki.ę ę ę ł ż ł ś ł — Co ja najlepszego zrobi am? — szepn a, cho przecie doskonale wiedzia a. Pope ni ał ęł ć ż ł ł ł oszustwo fmansowe, przest pstwo kryminalne, za które grozi a kara dziesi ciu lat wi zienia.ę ł ę ę Zaci gn a w a nie d ug, którego sp ata absolutnie przekracza a jej mo liwo ci. By a bankrutem ią ęł ł ś ł ł ł ż ś ł wiedz c o tym zad u y a si na dalsze pó miliona funtów. Pod wp ywem strachu i wyrzutów sumieniaą ł ż ł ę ł ł si gn a po s uchawk , eby odwo a zlecenie, ale nim jej dotkn a, telefon zadzwoni ponownie.ę ęł ł ę ż ł ć ęł ł — Pan Anderson na linii, pani Courteney. Z Hawkes and Giles. — Prosz czy , Nigel — poleci a i stwierdzi a ze zdumieniem, e g os jej nawet nie dr y. —ę łą ć ł ł ż ł ż Dzie dobry, panie Anderson — powiedzia a swobodnie — mam dla pana polecenie zakupu.ń ł Do po udnia odby a rozmowy z siedmioma ró nymi firmami maklerskimi z Johannesburga i wyda ał ł ż ł zlecenia zakupu akcji kopalni z ota na czn sum pi ciu i pó milio a funtów. I wtedy w koncu nerwył łą ą ę ę ł ń j zawiod y.ą ł — Nigel, odwo aj dwie ostatnie rozmowy — powiedzia a spokojnie, po czym zatykaj c usta d o mił ł ą ł ń pobieg a do azienki w ko cu korytarza. Ledwie zd y a. Pad a na kolana przed bia porcelanowł ł ń ąż ł ł łą ą muszl klozetow i zacz a gwa townie wymiotowa , wyrzucaj c z siebie strach, wstyd i poczucieą ą ęł ł ć ą winy. Wstrz sana nieopanowanymi skurczami dr a a i dygota a, a w o dku nic ju nie zosta o, aą ż ł ł ż ż łą ż ł ż rozbola y j mi nie brzucha i piersi, a w gardle pali o j , jakby wyp uka a je czystym kwasem.ł ą ęś ł ą ł ł Od wczesnego dzieci stwa Shasy Wigilia by a dla nich dniem szczególnym, ale tego rankań ł obudzi a si w ponurym nastroju.ł ę Oboje jeszcze w szlafrokach obdarowali si w jej sypialni gwiazdkowymi prezentami. Shasaę namalowa dla niej kart wi teczn ozdobion suszonymi kwiatami, a do tego podarowa jejł ę ś ą ą ą ł najnowsz powie Fran oisa Mauriaca „K bowisko mij” z wypisan na skrzyde ku obwolutyą ść ę łę ż ą ł dedykacj .ą „Cho by nie wiem co, zawsze b dziemy mieli siebie — Shasa”.ć ę Centaine kupi a mu w prezencie skórzan pilotk i gogle. Shasa nie móg uwierzy w asnymł ą ę ł ć ł oczom. Matka nigdy nie kry a, e jest zdecydowanie przeciwna jego lataniu.ł ż — Tak, cheri, je li chcesz si nauczy lata , me b d ci w tym przeszkadza .ś ę ć ć ę ę ć — A czy mo emy sobie na to pozwoli ? To znaczy, no wiesz...ż ć — O to ju ja si b d martwi .ż ę ę ę ć — W a nie, e nie, mamo — potrz sn stanowczo g ow . — Nie jestem ju dzieckiem. Od tejł ś ż ą ął ł ą ż chwili b d ci pomaga . Nie chc robi niczego, co jeszcze bardziej utrudni oby twoj sytuacj —ę ę ł ę ć ł ą ę nasz sytuacj .ą ę Podbieg a go u ciska , przytulaj c si do niego policzkiem, eby nie zauwa y b ysku ez w jejł ś ć ą ę ż ż ł ł ł oczach. — Ty i ja jeste my stworzeniami pustyni, kochanie. Przetrwamy.ś Ale przez ca y dzie n ka y j raptowne zmiany nastroju. To graj c wielk dam , kasztelankł ń ę ł ą ą ą ę ę Weltevreden, tryska a humorem i dowcipem, wita a wielu przybywaj cych z yczeniami go ci,ł ł ą ż ś wymienia a z nimi prezenty, cz stowa a sherry i ciasteczkami, to znów pod pretekstem dogl daniał ę ł ą s u by umyka a w zacisze lustrzanego gabineciku, gdzie przy zaci gni tych zas onach walczy a zł ż ł ą ę ł ł czarnymi my lami, zw tpieniem i parali uj cymi przeczuciami. Shasa chyba to wyczuwa , bo w takichś ą ż ą ł chwilach natychmiast przejmowa rol gospodarza, jakby nagle spowa nia i wydoro la , wspieraj c jł ę ż ł ś ł ą ą w sytuacjach, w jakich nigdy jeszcze nie musia tego robi .ł ć Tu przed po udniem jeden z go ci przywióz wie ci, które naprawd pozwoli y Centaineż ł ś ł ś ę ł zapomnie cho na chwil o w asnych k opotach. Wielebny Canon Birt by dyrektorem szko y Shasy.ć ć ę ł ł ł ł Poprosi matk i syna o chwil rozmowy na osobno ci.ł ę ę ś — Pani Courteney, wie pani doskonale, jak mark wyrobi sobie w naszym gimnazjum Shasa.ą ę ł Niestety ma przed sob ostatni klas , wi c pozostanie z nami ju tylko rok. Nie b dzie chyba zatemą ą ę ę ż ę dla pani zaskoczeniem, e wyznaczy em go na przewodnicz cego szko y i e rada popar a mojż ł ą ł ż ł ą decyzj .ę — Tylko nie przed dyrem, mamo — szepn czerwony jak burak Shasa, kiedy Centaine u ciska aął ś ł go z rado ci, ale ona zignorowa a jego protesty i starannie uca owa a go w oba policzki, „poś ł ł ł francusku”, jak to pogardliwie okre la .ś ł — To nie wszystko, pani Courteney — ci gn Birt uradowany tym wylewnym okazaniemą ął

matczynej durny. — Z upowa nienia rady mam zaprosi pani do zaj cia w niej miejsca. B dzie paniż ć ą ę ę pierwsz w historii szko y kobiet zasiadaj c w radzie.ą ł ą ą ą Centaine ju mia a z miejsca przyj t propozycj , lecz natychmiast jak cie katowskiego toporaż ł ąć ę ę ń wzrok przysnu a jej wizja nieuchronnej katastrofy finansowej i zawaha a si .ł ł ę — Wiem, e jest pani osob niezwykle zaj t ... — podj z naleganiem w g osie Birt.ż ą ę ą ął ł — Czuj si zaszczycona, panie dyrektorze — zapewni a go pospiesznie. — W gr wchodzę ę ł ę ą jednak pewne wzgl dy osobiste. Czy mog wstrzyma si z odpowiedzi do Nowego Roku?ę ę ć ę ą — Je li tylko jest szansa nie b dzie ona odmowna.ś ę — Ale oczywi cie. Obiecuj zrobi , co w mojej mocy. Je li tylko b d mog a, z prawdziwż ś ę ć ś ę ę ł ą rado ci przyjm propozycj rady.ś ą ę ę Kiedy ostatni z go ci zabra si do domu, Centaine mog a wreszcie poprowadzi rodzin i gronoś ł ę ł ć ę najbli szych przyjació na boisko do polo, gdzie odbywa si nast pny akt wi tecznych obchodów.ż ł ł ę ę ś ą Na boisku zebra a si ca a kolorowa s u ba, z dzie mi i podstarza ymi rodzicami, s dziwił ę ł ł ż ć ł ę pensjonariusze maj tku, którym wiek nie pozwala ju pracowa , oraz wszyscy ci, których w ten czyą ł ż ć inny sposób wspiera a Centaine. Wszyscy na o yli swe najlepsze wi teczne ubrania o cudownieł ł ż ś ą ró norodnych stylach, krojach i barwach, ma e dziewczynki wplot y we w osy wst ki, a ch opcy choż ł ł ł ąż ł ć raz mieli na nogach buty. Orkiestra Weltevreden powita a Centaine rzewnym graniem na skrzypkach, banjolach ił harmoniach, a piew, który si rozleg , pi kny i melodyjny, zabrzmia jak g os samej Afryki. Centaineś ę ł ę ł ł mia a dla ka dego prezent, który wr cza a z kopert zawieraj c wi teczn nagrod . Kilka starszychł ż ę ł ą ą ą ś ą ą ę kobiet, o mielonych d ugoletni s u b i rodzinn atmosfer uroczysto ci, u ciska o Centaine, a ona,ś ł ą ł ż ą ą ą ś ś ł znów popadaj c z jednego nastroju w drugi, zareagowa a za ten spontaniczny objaw przywi zaniaą ł ą zami, co z kolei i je pobudzi o do p aczu.ł ł ł Widz c, e jeszcze chwila i wi teczna uroczysto przekszta ci si w zbiorowe szlochy, Shasaą ż ś ą ść ł ę pospiesznie da znak muzykom, eby zagrali co ywszego. Wybralił ż ś ż Alabam ,ę star pieą śń upami tniaj c wp yni cie na wody Cape konfederackiego korsarza i zdobycie przez niego pi tegoę ą ą ł ę ą sierpnia tysi c dziewi set sze dziesi tego trzeciego roku „Panny Morskiej”.ą ęć ść ą Oto p ynie Alabama,ł Daar kom die Alabama... Potem Shasa nadzorowa odszpuntowanie pierwszej beczu ki s odkiego wina z winnic posiad o ci,ł ł ł ł ś co niemal natychmiast osuszy o zy i wprawi o zebranych w radosny, weso y nastrój.ł ł ł ł Kiedy pieczone na ro nach jagni ta zacz y skwiercze i ocieka t uszczem kapi cym z sykiem naż ę ęł ć ć ł ą roz arzone w gle i wytoczono drug beczk wina, ta ce przerodzi y si w hulank , a co m odsze paryż ę ą ę ń ł ę ę ł zacz y wymyka si mi dzy rz dy g stej winoro li w winnicach. Centaine zebra a wtedy go ci z willi ięł ć ę ę ę ę ś ł ś zarz dzi a powrót.ą ł Mijaj c winnic hugenock s yszeli dobiegaj ce zza muru szelesty i chichoty.ą ę ą ł ą — W daj cej si przewidzie przysz o ci Weltevreden nie powinno si uskar a na brak si yą ę ć ł ś ę ż ć ł roboczej — zauwa y spokojnie sir Garrick. — S dz c po odg osach, siew idzie pe n par .ż ł ą ą ł ł ą ą — Jeste tak samo bezwstydny jak oni! — ofukn a go Anna z udawan surowo ci , lecz kiedyś ęł ą ś ą obj jej szerok kibi i szepn jej co do ucha, zachichota a bez tchu dok adnie tak samo, jakął ą ć ął ś ł ł dziewczyny w winnicy. Ta drobna poufa o sprawi a, e Centaine poczu a w sercu uk ucie samotno ci. Pomy la a oł ść ł ż ł ł ś ś ł Blainie i natychmiast znów zebra o jej si na p acz. Ale Shasa, jakby wyczuwaj c jej ból, wzi j zał ę ł ą ął ą r k i zmusi do miechu jednym ze swych g upich artów.ę ę ł ś ł ż Do tradycji nale a a tak e rodzinna kolacja. Nim siedli do sto u, Shasa odczyta na g os fragmentż ł ż ł ł ł Nowego Testamentu, tak jak to robi w ka d Wigili od kiedy sko czy sze lat. Potem razem zł ż ą ę ń ł ść matk rozda prezenty, których sterta pi trzy a si pod choink , i salon wype ni y ochy i achy zachwytuą ł ę ł ę ą ł ł i szelest rozwijanego papieru. Na kolacj by pieczony indyk, krzy ówka wo owa, a potem wspania y czarny wi teczny pudding.ę ł ż ł ł ś ą Shasa jak co roku znalaz w swojej porcji przynosz cego szcz cie z otego suwerena, nieł ą ęś ł podejrzewaj c w tym sprawki Centaine. Kiedy objedzeni, z opadaj cymi powiekami rozeszli sią ą ę oci ale do swoich sypialni, Centaine wymkn a si przez balkonowe drzwi swego gabinetu i biegn cęż ęł ę ą ca drog wpad a do domku.łą ę ł Blaine ju tam na ni czeka .ż ą ł — Powinni my by razem i w wi ta, i ka dego innego dnia — zawo a a, rzucaj c mu si wś ć Ś ę ż ł ł ą ę ramiona. Przerwa jej poca unkiem, a ona z aja a si w duchu za swoj g upot . Kiedy oderwali si wreszcieł ł ł ł ę ą ł ę ę do siebie, znów mia a na twarzy u miech.ł ś — Nie mog am zapakowa prezentu, jaki mam dla ciebie. Ma zbyt zawi e kszta ty i wst ka nieł ć ł ł ąż chcia a si trzyma . B dziesz musia go przyjł ę ć ę ł ąć au naturel.

— Gdzie ten prezent? — Prosz za mn , sir, zaraz zostanie panu wydany.ę ą — To najwspanialszy prezent, jaki dosta em w ca ym swoim yciu — zawo a chwil pó niej. — Ił ł ż ł ł ę ź do tego bardzo u yteczny!ż W Nowy Rok nie wychodzi y gazety, ale Centaine s ucha a wszystkich cogodzinnych wiadomo cił ł ł ś radiowych. Nie by o w nich ani Jowa o standardzie z ota ani w ogóle o polityce. Blaine ca e dni sp dzał ł ł ę ł w rozjazdach zaj ty spotkaniami i rozmowami dotycz cymi jego kandydowania w zbli aj cych się ą ż ą ę wyborach uzupe niaj cych w okr g.u Gardens. Shasa pojecha na kilka dni w go ci do jednego zł ą ę ł ś s siednich maj tków. Zosta a sama ze swymi obawami i w tpliwo ciami.ą ą ł ą ś Czyta a do pó nocy, a potem le a a po ciemku, zapadaj c co jaki czas w niespokojny, nerwowył ł ż ł ą ś sen, z którego budzi a si natychmiast dr czona powracaj cymi koszmarami.ł ę ę ą Na d ugo przed witem da a za wygran , wsta a, na o y a bryczesy, sztylpy i skórzan kurtk , poł ś ł ą ł ł ż ł ą ę czym osiod a a swego ulubionego ogiera i pogalopowa a osiem kilometrów do stacji kolejowej wł ł ł Claremont, by tam zaczeka na pierwszy poci g z Cape.ć ą Siedzia a na peronie, kiedy z wagonu pocztowego wyrzucono na czystej, wykrochmalonej ił wyprasowanej po cieli i butelk szampana. Kiedy wszed , czeka a na niego w saloniku.ś ą ł ł — Nie ma takich s ów, które by yby w stanie wyrazi moj wdzi czno — powiedzia a.ł ł ć ą ę ść ł — Chcia bym, eby tak to w a nie pozosta o — odpar powa nie. — Bez s ów. Nigdy do tego nieł ż ł ś ł ł ż ł wracajmy. Spróbuj sobie wmówi , e tego w ogóle nie by o. Przyrzeknij mi, e nigdy nie wspomnisz oę ć ż ł ż tym ani s owem, nigdy, dopóki yjemy i si kochamy.ł ż ę — Daj ci na to moje naj wi tsze s owo — obieca a, lecz nie potrafi a ju d u ej zapanowa nadę ś ę ł ł ł ż ł ż ć poczuciem ulgi i rozpieraj c j radó ci . Podbieg a roze miana i poca owa a go. — Nie otworzyszą ą ą ś ą ł ś ł ł szampana? — spyta a. A kiedy poda jej ociekaj cy pian kieliszek, wznios a toast jego w asnymił ł ą ą ł ł s owami:ł — Za nasz mi o dopóki yjemy, kochanie.ą ł ść ż Drugiego stycznia przez pierwsze kilka godzin po otwarciu gie dy w Johannesburgu praktycznieł nie sposób by o dokona jakiejkolwiek transakcji, bo gie da zmieni a si pole bitwy. Maklerzył ć ł ł ę przekrzykiwali si wszyscy naraz, przepychali si , szarpali i dos ownie wydzierali sobie dokumentyę ę ł transakcyjne. Ale przed zako czeniem sesji rynek otrz sn si i uspokoi , a ceny akcji ustabilizowa yń ą ął ę ł ł na nowym poziomie. Pierwszym maklerem, który zadzwoni do Centaine, by Swales z firmy brokerskiej Swales andł ł Rabkin. Ton jego g osu odzwierciadla sytuacj na rynku. By rozradowany i kipia energi .ł ł ę ł ł ą — Droga pani Courteney! — W obecnej sytuacji Centaine postanowi a darowa mu t poufa o .ł ć ę ł ść — Droga pani Courteney, pani wyczucie chwili graniczy z cudem! Jak pani pewnie wie, nie byli myś niestety w stanie wype ni pani zlecenia w ca o ci. Uda o nam si kupi tylko czterysta czterdzie cił ć ł ś ł ę ć ś tysi cy akcji ERPM po redniej cenie dwudziestu pi ciu szylingów. Wielko pani zamówienia podbi aę ś ę ść ł cen o dwa szylingi i sze pensów. Mimo to — niemal s ysza a, jak si nadyma przed przekazaniemę ść ł ł ę jej najwa niejszej informacji — mimo to, z ogromn satysfakcj powiadamiam pani , i dzi rano akcjeż ą ą ą ż ś ERPM osi gn y cen pi dziesi ciu pi ciu szylingów i nadal zwy kuj . Oczekuj , e przed ko cemą ęł ę ęć ę ę ż ą ę ż ń tygodnia dojd do sze dziesi ciu...ą ść ę — Niech pan je sprzeda — przerwa a mu spokojnie. Us ysza a jak krztusi si na drugim ko cu linii.ł ł ł ę ń — Je li wolno mi co pani doradzi ...ś ś ć — Niech pan je sprzeda — powtórzy a. — Wszystkie. — I od o y a betonowe p yty paczki gazet,ł ł ż ł ł wokó których natychmiast zakrz tn si rój ma ych kolorowych gazeciarzy, z paplanin i miechemł ą ął ę ł ą ś dziel cych mi dzy siebie przesy ki. Rzuci a jednemu w nich srebrnego szylinga, machni ciem r kią ę ł ł ę ę rezygnuj c z reszty. Ch opak zapiszcza z rado ci, a ona niecierpliwie roz o y a gazet .ą ł ł ś ł ż ł ę Nag ówek zajmowa ca po ow pierwszej strony. Na jego widok zachwia a si na nogach.ł ł łą ł ę ł ę AFRYKA PO UDNIOWA PORZUCA STANDARD Z OTA GWA TOWNA ZWY KA AKCJIŁ Ł Ł Ż KOPALNI Z OTAŁ Przebieg a wzrokiem kolumny tekstu ledwie rozumiej c poszczególne s owa, po czym wcił ą ł ąż jeszcze w tym samym oszo omieniu wróci a w g b doliny do Weltevreden. Dopiero kiedy zobaczy ał ł łą ł wspania bramy posiad o ci, dotar o do niej, co to wszystko oznacza. Weltevreden nadal nale a o dołą ł ś ł ż ł niej, ju nikt go jej nie odbierze! Stan a w strzemionach i zacz a krzycze z rado ci, po czym spi aż ęł ęł ć ś ęł konia do galopu, przesadzi a kamienny mur i jak strza a pomkn a mi dzy rz dami winoro li.ł ł ęł ę ę ś Zostawi a konia w boksie i ca a drog do willi przeby a biegiem. Czu a ogromn potrzebł ł ę ł ł ą ę porozmawiania z kim , podzielenia si rozpieraj cym j szcz ciem. Tym kim móg by tylko Blaine.ś ę ą ą ęś ś ł ć Ale w jadalni zasta a sir Garricka. To on zawsze pierwszy schodzi na niadanie.ł ł ś — S ysza a najnowsze wiadomo ci? — zawo a podniecony, kiedy stan a w progu. — Podawalił ł ś ś ł ł ęł o szóstej. Odeszli my od standardu z ota! A wi c jednak Hertzog da si przekona ! Na Boga, ki kaś ł ę ł ę ć ł adnych fortun powstanie dzi i upadnie! Ka dy, kto zatrzyma akcje kopalni z ota, podwoi i potroi swojł ś ż ł ł

maj tek. le si czujesz, kochanie?ą Ź ę Centaine opad a ci ko na krzes o u szczytu sto u.ł ęż ł ł — Nie, nie — potrz sn a gwa townie g ow . — Wszystko w porz dku. Czuj si wspaniale —ą ęł ł ł ą ą ę ę cudownie, fantastycznie, og upiaj co wspaniale...ł ą W porze lunchu zadzwoni Blaine. Nigdy dotychczas tego nie robi . Zak ócany trzaskami na liniił ł ł jego g os brzmia dziwnie g ucho i obco. Nie przedstawi si , bea adnego wst pu rzuci :ł ł ł ł ę ż ę ł — O pi tej w domku.ą — Dobrze, b d . — Chcia a powiedzie co wi cej, ale przerwa o jej stukni cie odk adaneję ę ł ć ś ę ł ę ł s uchawki.ł Posz a do domku godzin wcze niej ze wie ymi kwiatami, wpatruj c si niewidz cymł ę ś ś ż ą ę ą spojrzeniem w drzewa za oknem i próbuj c obliczy zyski, ale nim zd y a je zsumowa , przerwa jeją ć ąż ł ć ł nast pny dzwonek telefonu. Pozostali maklerzy jeden po drugim donosili triumfalnie o zrobionychę przez m fantastycznych interesach. Na koniec po czono rozmow z Windhoek.ą łą ę — Jak to milo, in yierze, znów us ysze pana g os — powiedzia a rozpoznaj c natychmiastż ł ć ł ł ą Twentyman-Jonesa. — No có , pani Courteney — mrukn ponuro — raz pod wozem, raz na wozie. Teraz kopalniaż ął znów zacznie przynosi zyski, nawet przy tym bandyckim limicie, który narzuci nam De Beers.ć ł — Odbili my od dna — potwierdzi a entuzjastycznie Centaine. — Teraz ju z górki.ś ł ż — „Nie mów hop, póki nie przeskoczysz” — zacytowa Twentyman-Jones. — Lepiej na zimneł chucha , ni jeszcze raz si sparzy .ć ż ę ć — In ynierze, kocham pana! — Roze mia a si rozradowana Centaine. Na linii d ugo ci tysi caż ś ł ę ł ś ą kilometrów zapad a zszokowana cisza. — Przyjad , jak tylko uda mi si st d „wyrwa . Czeka nasł ę ę ą ć teraz mnóstwo roboty. Od o y a s uchawk i posz a poszuka Shasy. Siedzia na s o cu przed stajniami i gaw dzi zł ż ł ł ę ł ć ł ł ń ę ł parobkami, którzy pomagali mu w czyszczeniu i smarowaniu siode i uprz y do gry w Polo.ł ęż — Wybieram si do Cape,ę cheri. Jedziesz ze mn ?ą — A po có to masz zamiar t uc si taki kawa drogi?ż ł ę ł — To niespodzianka. Nie by o pewniejszego sposobu, by go zaintrygowa . Jednym ruchem rzuci Ablowi uprz , nadł ć ł ąż któr pracowa , i zerwa si na nogi.ą ł ł ę Nastrój uniesienia okaza si zara liwy, tote wchodz c do salonu samochodowego przy Strandł ę ź ż ą Street ju oboje za miewali si z g upich dowcipów Shasy. Kierownik salonu rzuci im si na spotkanież ś ę ł ł ę biegiem. — Pani Courteney, nie widzia em ju pani o wiele za d ugo! Pozwoli pani e z o jej yczeniał ż ł ż ł żę ż szcz cia i powodzenia w Nowym Roku.ęś — W obu aspektach rozpocz si jak najpomy lniej — odpar a z u miechem. — A skoro oął ę ś ł ś szcz ciu mowa, panie Tims... Jak szybko mo e mi pan sprowadzi nowego daimlera?ęś ż ć — Oczywi cie ó tego?ś ż ł — Oczywi cie!ś — I z tym samym wyposa eniem co zwykle? Barek, toaletka...ż — Ze wszystkim co zwykle, panie Tims! — Natychmiast wy l telegram do naszego londy skiego biura. Ale to troch potrwa, paniś ę ń ę Courteney. Powiedzmy cztery miesi ce.ą — Powiedzmy trzy, panie Tims. Shasa ledwie móg si powstrzyma od zadawania pyta , ale czeka z tym, a znale li si nał ę ć ń ł ż ź ę chodniku przed salonem. — Mamo, czy ty zbzikowa a?! Przecie jeste my biedakami!ś ł ż ś — Pomy la am,ś ł cheri, e jak by biedakiem, to z klas i stylem.ż ć ą — Dok d teraz?ą — Na poczt . — Przy okienku telegrafu Centaine nada a depesz do domu aukcyjnego Sothebyę ł ę przy Bond Street w Londynie: Sprzeda nieaktualna. Stop. Prosz odwo a wszystkie przygotowania.ż ę ł ć A potem poszli na lunch do hotelu Mount Nelson. Blaine obieca spotka si z ni natychmiast, jak tylko uda mu si wyrwał ć ę ą ę ć z posiedzenia proponowanego nowego rz du koalicyjnego. Dotrzyma s owa. Czeka na ni w lasku, ale kiedy ujrza aą ł ł ł ą ł wyraz jego twarzy, ca a rado usz a z niej jak powietrze z przek utego balona.ł ść ł ł — Co si sta o?ę ł — Chod my si przej , Centaine. Ca y dzie siedzia em w dusznych gabinetach.ź ę ść ł ń ł Wspi li si na stok Karbonkelbergu wznosz cego si za tyln granic posiad o ci. Na szczycieę ę ą ę ą ą ł ś usiedli na pniu przewróconego drzewa, by obejrze zachód s o ca. Widok by zupe nie urzekaj cy.ć ł ń ł ł ą

„To najpi kniejszy przyl dek, jaki odkryli my w czasie ca ej naszej podró y wokó ziemi...” —ę ą ś ł ż ł zacytowa a niezbyt dok adnie Centarne zapiski z dziennika pok adowego Vasco da Gamy, ale Blaineł ł ł jej nie poprawi jak na to liczy a.ł ł — Mów — potrz sn a go za rami i nie ust pi a, dopóki na ni nie spojrza .ą ęł ę ą ł ą ł — Izabela — mrukn pos pnie.ął ę — Mia e od niej jakie wiadomo ci? — Serce zamarlo w niej na d wi k tego imienia.ł ś ś ś ź ę — Lekarze nic nie mog dla niej zrobi . Wraca najbli szym statkiem pocztowym z Southampton.ą ć ż W ciszy, która zapad a, s o ce pogr y o si w srebrzystym morzu, pozbawiaj c ca y wiat swegoł ł ń ąż ł ę ą ł ś wiat a. W duszy Centaine zaleg y jeszcze g bsze ciemno ci.ś ł ł łę ś — Co za ironia losu... — szepn a. — Dzi ki tobie mog mie wszystko, cokolwiek mi sięł ę ę ć ę zamarzy, poza tym czego najbardziej pragn ... poza tob , kochany.ę ą 34 Kobiety rozbi y w drewnianych mo dzierzach wie e proso na grub puszyst bia m k ił ż ś ż ą ą łą ą ę nape ni y m skórzany worek. Swart Hendrick zarzuci sobie worek na rami i tu po wschodzieł ł ą ł ę ż ksi yca opu ci ze swym bratem, Moj eszemęż ś ł ż kraal. W nik ej po wiacie w skiego sierpu wspi li sił ś ą ę ę bez s owa na szczyt wzgórz, tam Hendrick stan na stra y, a Moj esz wdrapa si na drzewo i zeł ął ż ż ł ę starego gniazda sów zniós na ziemi owini te w gruby papier pakunki.ł ę ę Przeszli grzbietem wzniesienia daleko poza zasi g wzroku z wioski, lecz mimo to na wszelkię wypadek starannie os onili ma e ognisko, które rozpalili mi dzy wielkimi bry ami syderytu. Hendrickł ł ę ł rozdar jedn po drugiej wszystkie paczuszki i wsypa migoc ce kamienie do ma ej miski z tykwy, a wł ą ł ą ł tym czasie Moj esz w drugiej misce rozrobi ciasto, mieszaj c m k z wod , a powsta a g adka,ż ł ą ą ę ą ż ł ł jednorodna papka. Hendrick starannie spali wszystkie skrawki papieru i roztar patykiem na py spopielone resztki.ł ł ł Kiedy sko czy , skin g ow na m odszego brata, który wyla na roz arzone w gle przygotowaneń ł ął ł ą ł ł ż ę ciasto, a kiedy zacz o bulgota , Hendrick wsypa w nie diamenty ze swojej miski.ęł ć ł Moj esz ponuro mamrota pod nosem, obserwuj c jak placki z prosa bulgoc i twardniej .ż ł ą ą ą Brzmia o to niemal tak, jakby wymawia jakie czarnoksi skie zakl cia.ł ł ś ę ę — To kamienie mierci, nie przynios nam adnego po ytku. Biali za bardzo je mi uj . Toś ą ż ż ł ą kamienie szale stwa i mierci...ń ś Hendrick nie zwraca na niego uwagi. Mru c oczy od dymu i u miechaj c si ukradkiem doł żą ś ą ę siebie, pilnowa piek cych si placków, nadaj c im odpowiedni kszta t. Kiedy by y ju równiutkoł ą ę ą ł ł ż okr g e i nale ycie przyrumienione od spodu, przewróci je na drug stron i trzyma na ogniu, aą ł ż ł ą ę ł ż nabra y twardo ci ceg y. Wtedy zdj je z w gli i od o y na bok, eby ostygly. Na koniec zapakował ś ł ął ę ł ż ł ż ł grube br zowe placki do torby i wci bez s owa wrócili do pogr onej we nie wioski. Rankiem wyszlią ąż ł ąż ś bardzo wcze nie, egnani zawodzeniem i piewami odprowadzaj cych kobiet. Kiedy po przej ciuś ż ś ą ś kilornetra kobiety zatrzyma y si i zosta y w tyle, aden nie odwróci g owy, eby si za nimi obejrze .ł ę ł ż ł ł ż ę ć Z zawini tkami na g owach brn li dalej ku niskiemu br zowemu horyzontowi. Nie zastanawiali si nadą ł ę ą ę tym, e taka scena po egnania rozgrywa si codziennie w tysi cach wiosek rozsianych po ca ymż ż ę ą ł po udniowym subkontynencie.ł Wiele dni pó niej, wci podró uj c pieszo, dotarli do punktu werbunkowego. By to ma y sklepź ąż ż ą ł ł wielobran owy stoj cy samotnie przy odludnych rozstajach dróg na skraju pustyni. Bia y sklepikarzż ą ł powi ksza swe niewielkie obroty skupuj c od yj cych w okolicy plemion koczowników skóry bydl ceę ł ą ż ą ę i prowadz c werbunek dla WENELI.ą WENELA to skrót nazwy Witwatersrand Natiye Labour Association, wszechobecnej pot nej firmyęż si gaj cej swymi mackami w g b bezkresu afryka skich pustkowi. Od szczytów Gór Smoczych wę ą łą ń Basutolandzie po bagna Zambezi i Chobe, od pustynnych wydm Kalahari po tropikaln d unglą ż ę wy yny Niasalandu zbiera a sp ywaj zewsz d strumyczki czarnych robotników, zlewaj c je w wi kszeż ł ł ą ą ą ę strumienie, a w ko cu tworzy y pot n rzek zasilaj c bez ko ca bajeczne po a z otono neż ń ł ęż ą ę ą ą ń ł ł ś Wododzia u Bia ych Wód, transwalskiego Witwatersrandu.ł ł Sklepikarz obejrza pobie nie dwóch nowych ochotników. Stali przed nim bez s owa, z oczami bezł ż ł wyrazu i twarzami starannie pozbawionymi wszelkich uczu . To by a jedyna obrona Czarnegoć ł Afrykanina w obecno ci bia ych.ś ł — Nazwisko? — spyta .ł — Henry Tabaka. — Hendrick postanowi zmieni nazwisko, by ukry pokrewie stwo zł ć ć ń Moj eszem i jednocze nie unikn ryzyka jakiego przypadkowego powi zania z De La Reyem iż ś ąć ś ą napadem. — Nazwisko? — powtórzy handlarz przenosz c wzrok na Moj.. esza.ł ą ż — Moj esz Gama. — „G” wymówi g boko i gard owo.ż ł łę ł — Pracowali cie ju w kopalni? Znacie angielski?ś ż

— Tak, Baasie. Obaj zachowywali si bardzo uni enie. Sklepikarz u miechn si zadowolony.ę ż ś ął ę — To wietnie! Kiedy wrócicie z Goldie, b dziecie bogaczami. Kupa on to kupa dmuchania, nie?ś ę ż — Wyszczerzy z by w lubie nym u miechu i wyda Murzynom karty pracy w WENELI i bilety nał ę ż ś ł autobus. — Autobus b dzie nied ugo. Zaczekajcie na dworze poleci i natychmiast przesta si nimię ł ł ł ę interesowa . Zarobi ju za ich zwerbowanie gwine od ebka, dobre, nie wymagaj ce adnychć ł ż ę ł ą ż zachodów pieni dze, i na tym jego obowi zki wobec nowo naj tych robotników si ko czy y.ą ą ę ę ń ł Roz o yli si pod cherlawym drzewem rosn cym obok pokrytego blach sklepu i czekali nał ż ę ą ą autobus. Zjawi si po czterdziestu o miu godzinach, rozklekotany, z grzechotem kó i baga y,ł ę ś ł ż zasnuwaj c niego cinne pustkowie b kitnym dymem spalin.ą ś łę Kiedy przystan przed sklepikiem, wrzucili swoje zawini tka na dach, zape niony ju tykwami,ął ą ł ż pud ami, tobo kami, sp tanymi kozami i plecionymi klatkami z kory z kot uj cym si w nich ywymł ł ę ł ą ę ż drobiem. Potem wepchn li si do zat oczonego autobusu i wcisn li na jedn z twardych drewnianychę ę ł ę ą awek. Rozleg si basowy ryk klaksonu, autobus zako ysa si ponownie na wyboistej drodze i ruszył ł ę ł ł ę ł przez wertepy pustyni. Rz dy czarnych pasa erów, wklinowanych ciasno jeden obok drugiego,ę ż zahu ta y si i zako ysa y w zgodnym rytmie.ś ł ę ł ł Dwa dni pó niej zatrzymali si przed oplecion drutem kolczastym bram stacji przesiadkowejź ę ą ą WENELI na przedmie ciu Windhoek i wi kszo pasa erów, m odych, sprawnych m czyzn wysiad a.ś ę ść ż ł ęż ł Rozgl dali si bezradnie wokó siebie, a pot ny czarny nadzorca z mosi nymi oznakamią ę ł ż ęż ęż w adzy na ramieniu i d ugim pejczem w r ku ustawi ich rz dem i wprowadzi przez bram .ł ł ę ł ę ł ę Bia y kierownik stacji siedzia rozwalony na werandzie swego biura, z nogami na barierce, zł ł butelk niemieckiego piwa pod r k i wachlowa si kapeluszem. Czarny nadzorca wypycha przedą ę ą ł ę ł niego jednego po drugim wie o zwerbowanych robotników, by szef móg ich zaaprobowa . Odrzuciś ż ł ć ł tylko jednego, drobnego wychud ego cz owieczka, któremu ledwie starczy o si , eby dowlec si doł ł ł ł ż ę werandy. — Ten bydlak jest prze arty gru lic — warkn , poci gaj c yk piwa. — Pozb d si go, ode lijż ź ą ął ą ą ł ą ź ę ś tam, sk d przychodzi.ą Kiedy przysz a kolej na Hendricka, kierownik wyprostowa si w plecionym fotelu i odstawił ł ę ł szklank po piwie.ę — Jak si nazywasz, ch opcze? — spyta .ę ł ł — Tabaka. — A, wi c mówisz po angielsku... — Zmru y oczy. Potrafi na odleg o wyczu m ciwodów. Naę ż ł ł ł ść ć ą tym polega a jego robota. Rozpo”znawa to po oczach, po b ysku inteligencji i czaj cej si gdzie wł ł ł ą ę ś g bi agresji; po chodzie, po sposobie trzymania ramion. Ten wielki, ponury, dumnie wypr onyłę ęż czarnuch na mil mierdzia k opotami.ę ś ł ł — Zadar e z policj , ch opcze? — spyta . — Kradniesz byd o? Zabi e brata? A mo eł ś ą ł ł ł ł ś ż wydmucha e mu on , co?ł ś ż ę Hendrick wpatrywa si w niego bez wyrazu.ł ę — Odpowiadaj, ch opcze.ł — Nie. — Dla ciebie jestem Baas, ch opcze. S yszysz?ł ł — Tak, Baas — odpar starannie Hendrick. Kierownik otworzy le c obok na stoliku teczkł ł żą ą ę doniesie policyjnych i zacz j powoli wertowa . Po chwili poderwal znienacka g ow , próbuj cń ął ą ć ł ę ą przychwyci Murzyna na czym , co wiadczy oby o zaniepokojeniu lub zdenerwowaniu, ale tenć ś ś ł przywdzia znów nieprzeniknion afryka sk mask t poty i rezygnacji.ł ą ń ą ę ę — Chryste, jak oni mierdz ! — j kn , odrzucaj c z powrotem teczk na stolik. — Zabieraj ichś ą ę ął ą ę st d! — poleci czarnemu nadzorcy, po czym z butelk piwa w jednej r ce i szklank w drugiej schronią ł ą ę ą ł si w swoim biurze.ę — My la em, e jeste m drzejszy, mój bracie — szepn Moj esz, kiedy pogoniono ich w stronś ł ż ś ą ął ż ę rz du niskich chat. — Kiedy cz owiek spotyka wyg odzon bia hien , nie wtyka jej r ki w paszcz . —ę ł ł ą łą ę ę ę Hendrick nic nie odpowiedzia .ł Mieli szcz cie. Nabór dobiega ko ca, w chatach za p otem z drutu kolczastego czeka o juęś ł ń ł ł ż trzystu czarnych robotników. Niektórzy przebywali tu od ponad dziesi ciu dni i w a nie wysy ano ich wę ł ś ł dalsz drog . W ten sposób Hendrick i Moj esz unikn li kolejnego wlok cego si w niesko czonoą ę ż ę ą ę ń ść oczekiwania. Tej samej nocy na bocznic ko o obozu podstawiono trzy wagony. Przed witemę ł ś zbudzi y ich krzyki czarnych nadzorców.ł — Zbiera swoje rzeczy! Godzina wybi a. Parowóz czeka ju , eby was zabra doć ł ż ż ć Goldie, tam gdzie rodzi si z oto!ę ł Znów ustawili si w szeregach i po zbiórce i odczytaniu listy pomaszerowali do oczekuj cychę ą wagonów.

Tutaj przej ich inny bia y. By wysoki, ogorza y od s o ca, spod wysoko podwini tych r kawówął ł ł ł ł ń ę ę koszuli wystawa y mu ylaste bicepsy, a spod naci gni tego g boko na czo o czarnego,ł ż ą ę łę ł zdeformowanego kapelusza zwisa y kosmyki jasnych w osów. Twarz mia p ask , o s owia skichł ł ł ł ą ł ń rysach, z by krzywe, sczernia e od tytoniowego dymu, a oczy jasnoniebieskie i jakby zamglone.ę ł U miecha si bez ustanku pogodnym u miechem idioty i co chwila cmokta , ss c dziur po jednym zś ł ę ś ł ą ę trzonowych z bów. Na owini tej wokó nadgarstka p tli mia d ugi pejcz, którym od czasu do czasu,ę ę ł ę ł ł bez adnego widocznego powodu smaga po nagich nogach którego z mijaj cych go w a nie nowoż ł ś ą ł ś zwerbowanych robotników. Robi to odruchowo, raczej z nudy i pogardy ni wrodzonego okrucie stwa,ł ż ń lecz cho rzemie ze skóry hipopotama muska nogi leciutko jak piórko, ka de smagni cie pali oć ń ł ż ę ł ywym ogniem, a ofiara z trudem t umi a krzyk, potyka a si i czym pr dzej wdrapywa a po drabinceż ł ł ł ę ę ł do wagonu. Kiedy Hendrick zrówna si z poganiaczem, ten rozci gn usta w jeszcze szerszym u miechuł ę ą ął ś ods aniaj c po dzi s a zepsute z by. Kierownik stacji zd y mu ju zwróci uwag na pot nieł ą ą ł ę ąż ł ż ć ę ęż zbudowanego Oyambo. — Ten czarnuch mi si nie podoba — ostrzega . — Uwa aj na niego, nie stra nad nim kontroli.ę ł ż ć Poganiacz rozlu ni nadgarstek, szykuj c si do zadania uderzenia w czu e miejsce w zgi ciuź ł ą ę ł ę nogi pod kolanem. — Che-cha! — krzykn . — Zwawiej, wawiej! — I rzemie pejcza z g o nym pla ni ciem owinął ż ń ł ś ś ę ął si wokó nogi Hendricka. Nie rozci ciemnej, aksamitnej skóry, nadzorca by fachowcem, ale zostawię ł ął ł ł na niej purpurowo-czarn pr g .ą ę ę Hendrick stan jak wryty z praw nog uniesion do poziomu dolnego szczebla drabinki, z jednął ą ą ą ą r k zaci ni t na bocznej pionowej rurce, a drug trzymaj c na ramieniu tobo ek z ca ymę ą ś ę ą ą ą ą ł ł dobytkiem. Powoli odwróci g ow , a natkn si na spojrzenie bladoniebieskich oczu.ł ł ę ż ął ę - No! — zach ci cicho nadzorca i po raz pierwszy w jego oczach rozb ys a iskierkaę ł ł ł zainteresowania. Nieznacznie zmieni pozycj , przenosz c ci ar cia a na pi ty.ł ę ą ęż ł ę — No! — powtórzy . Chcia za atwi tego wielkiego czarnego bydlaka tutaj, na oczach wszystkich.ł ł ł ć Mieli przed sob pi dni jazdy w tych wagonach, pi d ugich dni w upale i pragnieniu, niejeden tegoą ęć ęć ł nie wytrzyma, puszcz mu nerwy. Zawsze wola za atwi to na samym pocz tku podró y. Potrzebowaą ł ł ć ą ż ł tylko jednego, tu na bocznicy, jako przyk ad. Pozwala o to unikn pó niej mnóstwa k opotów. W tenł ł ąć ź ł sposób pokazywa wszystkim, czego si maj spodziewa , gdyby któremu strzeli o do ba wszczynał ę ą ć ś ł ł ć jakie rozróby. Z do wiadczenia wiedzia , e po obejrzeniu takiego przyk adu jeszcze nigdy adnemuś ś ł ż ł ż nic do ba nie strzeli o.ł ł — No dalej, czarnuchu... — Zni y jeszcze bardziej g os, przez co zniewaga sta a si jeszczeż ł ł ł ę bardziej osobista i obra liwa. Lubi t cz swojej roboty i by w tym bardzo dobry. Kiedy z nimź ł ę ęść ł sko czy, to zarozumia e bydl nie b dzie w stanie nigdzie podró owa . Z czterema czy pi ciomań ł ę ę ż ć ę z amanymi ebrami, a mo e i ze z aman szcz k , raczej ma o komu b dzie si móg do czegoł ż ż ł ą ę ą ł ę ę ł ś przyda .ć Ale Hendrick okaza si za szybki. Jednym skokiem znalaz si we wn trzu wagonu, zostawiaj cł ę ł ę ę ą poganiacza na peronie, rozpartego w rozkroku w oczekiwaniu ataku, z pejczem odwróconym r czką ą do przodu, przygotowanym do d gni cia napastnika twardym drewnem w gard o.ź ę ł Manewr Hendricka zaskoczy go do tego stopnia, e wymierzywszy wreszcie pot ne smagni cieł ż ęż ę w nogi migaj cego po drabince Oyambo spó ni si o ca e pó sekundy i bicz ze wistem przeciś ą ź ł ę ł ł ś ął samo powietrze. Id cy tu za bratem Moj esz dostrzeg morderczy wyraz twarzy mijanego nadzorcy.ą ż ż ł — Na tym si to nie sko czy — ostrzeg Hendricka, kiedy upchn li tobo ki na pó kach nad g ow ię ń ł ę ł ł ł ą zaj li miejsca na drewnianej awce biegn cej przez ca d ugo wagonu. On ci jeszcze dopadnie.ę ł ą łą ł ść ę Przed po udniem trzy wagony przetoczono z bocznicy na inny tor i podczepiono do d ugiegoł ł sk adu towarowego, a po nast pnych kilku godzinach wekslowania, szarpni i fa szywych startówł ę ęć ł poci g ruszy wreszcie, wspi si powoli na wzgórza i potoczy na po udnie.ą ł ął ę ł ł Pó nym popo udniem zatrzymali si na pó godziny na jakiej ma ej bocznicy i do pierwszegoź ł ę ł ś ł wagonu wstawiono wózek z posi kiem. Pod okiem bia ego szefa dwaj czarni nadzorcy przejechalił ł wózkiem przez zat oczone wagony wydaj c nowo zwerbowanym po ma ej cynowej misce zł ą ł kukurydzianym plackiem polanym z wierzchu g st brej z fasoli.ę ą ą Kiedy dotarli do Swarta Hendricka, bia y nadzorca odsun na bok czarnych pomocników i wzi zł ął ął ich r k przygotowan porcj , by obs u y go osobi cie.ą ą ę ł ż ć ś — Musimy dba o tego czarnucha — powiedzia na ca y g os. — Powinien mie si y do pracy wć ł ł ł ć ł Goldie. — Pacn na placek dodatkow y k g stej fasoli i poda go Hendrickowi.ął ą ł ż ę ę ł — Masz, czarnuchu. — Ale kiedy Hendrick si gn po swój posi ek, nadzorca umy lnie upu cię ął ł ś ś ł placek na ziemi . Gor ca fasola prysn a Hendrickowi na nogi, a nadzorca nadepn nogę ą ęł ął ą kukurydziany placek i roztar go obcasem na miazg . Potem cofn si , po o y r k na r koje ci pa ki,ł ę ął ę ł ż ł ę ę ę ś ł

któr mia zawieszon u pasa, i wyszczerzy w u miechu zepsute z by.ą ł ą ł ś ę — Takie wielkie bydle, a taka niezdara. Wydajemy, czarnuchu, tylko jedn porcj na ba. Je lią ę ł ś chcesz ze re to z pod ogi, to twoja sprawa.ż ć ł Zastyg w oczekiwaniu na reakcj Hendricka, po czym wykrzywi si rozczarowany, widz c jak tenł ę ł ę ą spuszcza wzrok, pochyla si , zbiera z pod ogi do miski rozdeptany placek, ugniata z niego kul ,ę ł ę wpycha sobie do ust i ze stoickim spokojem zaczyna j u .ą ż ć — Te pieprzone czarnuchy wpieprz wszystko, nawet w asne gówno — warkn i przeszed dalej.ą ł ął ł Okna w wagonie by y zakratowane, a drzwi z obu ko ców zamkni te i zaryglowane z zewn trz.ł ń ę ą Nadzorca wybiera z p ku przy pasku odpowiedni klucz i starannie zamyka za sob wszystkie drzwi,ł ę ł ą przez które przechodzili. Z do wiadczenia wiedzia , e ju na samym pocz tku podró y wielu nowoś ł ż ż ą ż zwerbowanych popadnie w zw tpienie, a narastaj ca t sknota za domem, strach przed nieznanym ią ą ę niepokoj ca obco nowego otoczenia zaczn im podsuwa my l o ucieczce, doprowadzaj c w ko cuą ść ą ć ś ą ń do tego, e niektórzy b d próbowali w pe nym biegu wyskoczy z poci gu. Co kilka godzin robiż ę ą ł ć ą ł kolejny obchód, by policzy dok adnie g owy, nawet w rodku nocy. Stawa wtedy nad Hendrickiem ić ł ł ś ł wieci mu prosto w oczy, budz c go za ka dym razem, kiedy przechodzi .ś ł ą ż ł Ani na chwil nie ustawa w wysi kach, by sprowokowa Hendricka. Sta o si to dla niego czym wę ł ł ć ł ę ś rodzaju wyzwania, próby si . By pewien, e to co w nim tkwi; dostrzeg to w jego oczach. Jedenł ł ż ś ł przelotny b ysk buntu, poczucia w asnej si y, ch ci odpowiedzenia przemoc na przemoc. Zaci si ,ł ł ł ę ą ął ę e wydob dzie t buntowniczo , wyp oszy z ukrycia na wiat o dzienne, gdzie móg j st amsi ,ż ę ę ść ł ś ł ł ą ł ć zmia d y i zniszczy .ż ż ć ć — Cierpliwo ci, bracie — upomina szeptem Moj esz. — Panuj nad swym gniewem. Troskliwieś ł ż piel gnuj go i podsycaj. Niech ro nie, a nadejdzie pora, a b dziesz móg da mu uj cie.ę ś ż ż ę ł ć ś Z ka dym dniem Hendrick coraz bardziej polega na radach brata. Moj esz odznacza si bystrż ł ż ł ę ą inteligencj , mia dar przekonywania, szybko znajdywa odpowiednie s owa. A do tego by o w nim co ,ą ł ł ł ł ś co sprawia o, e kiedy mówi , wszyscy s uchali.ł ż ł ł W ci gu dni, które nadesz y, Hendrick niejeden raz mia dostrzec te niezwyk e talenty brata. Zą ł ł ł pocz tku Moj esz rozmawia w zat oczonym wagonie tylko z tymi, którzy siedzieli najbli ej. Opowiadaą ż ł ł ż ł im, jak b dzie tam, dok d jad , jak b d ich traktowa biali, czego mo na si po nich spodziewa ię ą ą ę ą ć ż ę ć jakimi konsekwencjami grozi sprawienie zawodu nowym pracodawcom. Na czarnych twarzach s uchaczy malowa o si g bokie skupienie. Niebawem coraz dalejł ł ę łę siedz cy zacz li wyci ga g owy, by pochwyci jego s owa, prosz c cicho: — Mów g o niej, Gama,ą ę ą ć ł ć ł ą ł ś tak eby wszyscy s yszeli.ż ł Moj esz podniós g os do d wi cznego, zniewalaj cego barytonu, a s uchacze milkli zż ł ł ź ę ą ł szacunkiem. — W Goldie b dzie mnóstwo czarnych ludzi, wi cej ni mo ecie sobie wyobrazi . Zulusi i Xhosa,ę ę ż ż ć N'debele i Suazi, pi dziesi t ró nych plemion, mówi cych j zykami, jakich jeszcze nigdy w yciu nieęć ą ż ą ę ż s yszeli cie. Plemion tak ró ni cych si od was, jak wy ró nicie si od bia ych. Niektórzy z nich toł ś ż ą ę ż ę ł odwieczni wrogowie naszego plemienia. B d ledzi was jak hieny, wyczekuj c odpowiedniej chwili,ę ą ś ć ą by skoczy wam do garde i rozedrze na strz py. G boko pod ziemi , tam gdzie zawsze panuje noc,ć ł ć ę łę ą b dziecie zdani na ich ask . Zeby si zabezpieczy , musicie si otoczy lud mi, którym ufacie,ę ł ę ę ć ę ć ź musicie odda si pod opiek silnego przywódcy, a w zamian za t opiek ofiarowa mu wierno ić ę ę ę ę ć ść bezwgl dne pos usze stwo.ę ł ń Ju wkrótce nie mieli w tpliwo ci, e tym silnym przywódc mo e by tylko Moj esz Gama. Wż ą ś ż ą ż ć ż kilka dni zosta niekwestionowanym wodzem wszystkich jad cych w wagonie numer trzy. Onł ą natomiast, rozmawiaj c ze swymi lud mi, odpowiadaj c na ich pytania, szacowa ich warto ,ą ź ą ł ść obserwowa i ocenia ka dego z osobna, klasyfikowa , odsiewa , wybiera . Stopniowo dokona wł ł ż ł ł ł ł wagonie przegrupowania, przesadzaj c do rodka tych, którzy wpadli mu w oko, grupuj c wokó siebieą ś ą ł mietank zwerbowanych. I natychmiast ci, których wybra , zyskiwali presti , tworz c co w rodzajuś ę ł ż ą ś elitarnej gwardii pretoria skiej nowego w adcy.ń ł Obserwowuj c dzia ania brata, przygl daj c si , z jak zr czno ci kieruje otaczaj cymi goą ł ą ą ę ą ę ś ą ą lud mi, narzuca im sw wol i osobowo , Hendrick czu wzbieraj c dum i podziw. Bez wahaniaź ą ę ść ł ą ą ę pokona ostatnie opory i z ochot ca kowicie podporz dkowa si Moj eszowi, obdarzaj c go mi o ci ,ł ą ł ą ł ę ż ą ł ś ą wierno ci i pos usze stwem.ś ą ł ń Za y o z Moj eszem jemu samemu zyska a respekt i szacunek reszty wspó podró nych. Bezż ł ść ż ł ł ż protestów uznano go za pierwszego giermka i namiestnika wodza. Do d ugo trwa o, nim za wita ość ł ł ś ł mu w g owie, e w ci gu kilku krótkich dni Moj esz Gama utworzy sobie w asneł ż ą ż ł ł impi, oddzia lepoł ś mu oddanych wojowników, i e dokona tego w a ciwie bez adnego wysi ku.ż ł ł ś ż ł Siedz c w zat oczonym wagonie, w którym cuchn o ju jak w klatce zakis ym potem setkią ł ęł ż ł zgrzanych cia i fermentuj cym moczem z kabiny wychodka, wpatruj c si w rozpalone mistycznymł ą ą ę ogniem oczy brata i s uchaj c w urzeczeniu jego s ów, Hendrick wraca my lami do innych wielkichł ą ł ł ś

czarnych w adców, którzy przewin li si przez karty historii Afryki. Wszyscy zaczynali od dowodzeniał ę ę ma ym oddzia em, potem szczepem, plemieniem, by na koniec poprowadzi ca e hordy wojownikówł ł ć ł podbijaj cych, pustosz cych i obracaj cych w perzyn ca y kontynent.ą ą ą ę ł Wspomina Mantatisiego, Czak i Mzilikaziego, Shangaana i Angoniego. W przeb yskuł ę ł jasnowidzenia ujrza ich pocz tki, gdy zaczynali, siedz c tak jak oni przy ma ym ognisku gdzie wł ą ą ł ś g bi buszu, otoczeni garstk ludzi, na których rzucili swój urok, których wyobra ni i ducha uda o imłę ą ź ę ł si schwyta w jedwabne sid a s ów i idei, rozpali marzeniami.ę ć ł ł ć „Bior udzia w pocz tkach czego , czego jeszcze w ogóle nie rozumiem — my la . — Wszystko,ę ł ą ś ś ł co robi em do tej pory, to zaledwie inicjacja; lata walki, zmaga , zabijania by y tylko treningiem. Terazł ń ł wreszcie gotów jestem wzi udzia w tym, do czego poprowadzi mnie Moj esz Gama, cokolwiek by toąć ł ż by o. Nie musz tego wiedzie , wystarczy, e to on mnie prowadzi.”ł ę ć ż — Lenin to nie cz owiek — mówi Moj esz — to bóg, który zst pi na ziemi .ł ł ż ą ł ę Czuj c ciarki na plecach s uchali opowie ci o pó nocnej kramie, gdzie plemiona zjednoczone podą ł ś ł sztandarem tego boga-cz owieka Lenina zmiot y króla, a czyni c to same dost pi y bosko ci.ł ł ą ą ł ś Urzeczeni i podnieceni s uchali opowie ci o wojnie, jakiej wiat jeszcze nie widzia , a atawistycznał ś ś ł dza walki rozpiera a im piersi, burzy a krew, hartowa a i rozpala a do czerwono ci serca jak ogie iżą ł ł ł ł ś ń m ot kowala ostrza wojennych toporów. Moj esz nazywa t wojn „rewolucj ”, a kiedy im wyja nia ,ł ż ł ę ę ą ś ł co to znaczy, zacz li pojmowa , e i oni mogliby wzi udzia w tej opromieniaj cej chwa bitwie, e ię ć ż ąć ł ą łą ż om mogliby zmiata z ziemi królów i dost pi bosko ci.ć ą ć ś Drzwi w przodzie wagonu odskoczy y z ha asem na bok i stan w nich bia y nadzorca, wspartył ł ął ł pod boki, z bezlitosnym u miechem na ustach. Wszyscy spu cili g owy i wbili wzrok w pod og ,ś ś ł ł ę odwracaj c i os aniaj c oczy. Lecz tym siedz cym najbli ej Moj esza zacz o nagle wita w g owach,ą ł ą ą ż ż ęł ś ć ł gdzie rozegra si ta bitwa i kim s królowie, których trzeba zmie .ę ą ść Bia y nadzorca wyczu napi t atmosfer . By a ci ka jak smród niemytych czarnych cia i fetor zł ł ę ą ę ł ęż ł latryny w rogu wagonu; naelektryzowana jak powietrze w po udnie w porze samobójców, wł listopadzie, tu przez nadej ciem ulewnych deszczów. Pobieg szybko wzrokiem na rodek. wagonu,ż ś ł ś do miejsca, gdzie siedzia Hendrick.ł „Jeden zgni y kartofel — pomy la z gorycz — i zaraz ca y worek zaczyna si psu .” Po o y r kł ś ł ą ł ę ć ł ż ł ę ę na pa ce za pasem. Metod prób i b dów zd y ju odkry , e pejcz jest za d ugi, by mo na nim by oł ą łę ąż ł ż ć ż ł ż ł efektywnie operowa w ciasnocie wagonów. Trzydziestopi ciocentymetrowa pa ka z twardego drewnać ę ł o ko cu nabitym o owianym rutem dzia a a szybciej i skuteczniej. Móg ni z ama r k lub nog , wń ł ś ł ł ł ą ł ć ę ę ę razie potrzeby jednym uderzeniem roztrzaska czaszk i zabi , albo te subtelnie os abiaj c si ciosuć ę ć ż ł ą łę tylko og uszy . Pos ugiwa si pa k z tym samym mistrzostwem co pejczem, wiedzia , na któreł ć ł ł ę ł ą ł narz dzie kiedy jest miejsce i pora. Teraz by a pora na pa k . Ruszy powoli wzd u wagonu, udaj c,ę ł ł ę ł ł ż ą e nie zwraca uwagi na Hendricka, i lustruj c twarze wszystkich mijanych. Dostrzeg w nich jakież ą ł ś nowe, buntownicze zaci cie, co jeszcze bardziej rozsierdzi o go na tego bydlaka, który wa y się ł ż ł ę utrudnia mu robot .ć ę „Trzeba by o zabra si za niego na samym pocz tku — pomy la ze z o ci . — Omal nieł ć ę ą ś ł ł ś ą pokpi em sprawy. I to ja, co tak lubi atwe i spokojne ycie. No có , nie pozostaje nic innego, jak toł ę ł ż ż szybko nadrobi .”ć Mijaj c Hendricka zerkn na niego przelotnie i k tem oka dostrzeg , e zwalisty Oyambo odpr aą ął ą ł ż ęż si ukradkiem i oddycha z ulg .ę ą „Widz , e si tego spodziewasz, ch opcze. Wiesz, e ci to nie ominie, wi c nie mog ci sprawię ż ę ł ż ę ę ę ć zawodu.” Przed przeciwleg ymi drzwiami wagonu przystan , jakby co sobie przypomnia , i zawróci powoli,ł ął ś ł ł u miechaj c si do siebie. Zatrzyma si dok adnie przed Hendrickiem i z g o nym cmokni ciemś ą ę ł ę ł ł ś ę zassa dziur po z bie.ł ę ę — Spójrz no na mnie, czarnuchu — poleci agodnie. Hendrick uniós g ow i wlepi z niego t poł ł ł ł ę ł ę wzrok. — Który to twój m „pahie? Który to twój baga ?ż Wzi ty przez zaskoczenie Hendrick odruchowo zerkn na pó k nad g ow na swój skórzanyę ął ł ę ł ą worek. Z ca wyrazisto ci u wiadomi sobie, e ma tam wszystkie swoje diamenty.łą ś ą ś ł ż — Dobrze. — Nadzorca ci gn worek z pó ki i rzuci go na pod og przed Hendrickiem.ś ą ął ł ł ł ę — Otwórz — poleci wci z tym samym u miechem, k ad c jedn r k na biodrze, a drug nał ąż ś ł ą ą ę ę ą r czce pa ki.ą ł — No, dalej! — ponagli widz c, e Hendrick ani drgnie. Jego u miech sta si mro cy ił ą ż ś ł ę żą drapie ny. — Otwórz ten worek, czarnuchu. Zobaczymy, co tam ukrywasz.ż To jeszcze nigdy nie zwiod o. Nawet najbardziej potulni odruchowo bronili swego dobytku, cho był ć sk ada y si na same bezwarto ciowe mieci.ł ł ę ń ś ś Powoli, bardzo powoli Hendrick schyli si i rozsup a rzemienie ci gaj ce worek, po czymł ę ł ł ś ą ą

wyprostowa si i zastyg w biernym bezruchu.ł ę ł Nadzorca si gn w dó , chwyci worek od spodu i nie spuszczaj c wzroku z twarzy Hendrickaę ął ł ł ą wytrz sn ca zawarto na pod og . Pierwszy wypad zrolowany koc. Nadzorca rozwin goą ął łą ść ł ę ł ął czubkiem buta. W rodku by a futrzana kamizelka, troch zapasowego ubrania i d ugi nó w skórzanejś ł ę ł ż pochwie. — Gro na bro . Dobrze wiesz, e w czasie podró y nie wolno posiada adnej broni. — Podniósź ń ż ż ć ż ł nó , wepchn ostrze w szpar pod oknem, jednym ruchem z ama je na pól, po czym wyrzuci obież ął ę ł ł ł cz ci przez zakratowane okno nad g ow Hendricka.ęś ł ą Hendrick nie zareagowa , cho nadzorca odczeka prawie minut nie spuszczaj c z niegoł ć ł ę ą prowokuj cego spojrzenia. S ycha by o tylko stukot kó na z czach szyn i odleg e sapanieą ł ć ł ł łą ł lokomotywy na pocz tku d ugiego poci gu. Zaden z pozosta ych czarnych pasa erów nie obserwowaą ł ą ł ż ł rozwoju wydarze ; wszyscy siedzieli bez ruchu, ze wzrokiem wbitym wprost przed siebie, z twarzamiń starannie pozbawionymi Wszelkiego wyrazu. — A to co za mieci? — spyta nadzorca, tr caj c czubkiem buta jeden z twardych p askichś ł ą ą ł placków z prosa. Cho Hendrickowi nada nie drgn na twarzy nawet jeden mi sie , bia y dostrzeg wć ł ął ę ń ł ł jego czarnych, jakby zasnutych dymem, oczach pierwsz iskierk .ą ę „Tak! — stwierdzi z rado ci . — To jest to. Teraz si ruszy.” — Podniós placek i pow cha go zł ś ą ę ł ą ł namys em.ł — Chleb czarnuchów — mrukn . — Zabronione. Zarz dzenie firmy... adnej obcej ywno ci wął ą Ż ż ś czasie podró y. — Przekr ci placek pionowo, eby zmie ci si mi dzy kratami, i wyrzuci go przezż ę ł ż ś ł ę ę ł okno. Brunatny kr ek odbi si od nasypu poni ej oskoc cych stalowych kó i rozprysn na kawa ki.ąż ł ę ż ł ą ł ął ł Nadzorca za mia si i schyli po nast pny placek.ś ł ę ł ę Co przeskoczy o Hendrikowi w g owie, za d ugo si hamowa . Utrata diamentów doprowadzi a goś ł ł ł ę ł ł do sza u, na oczy opad a mu czerwona p achta. Zerwa si z awki i rzuci na bia ego, ale nadzorcał ł ł ł ę ł ł ł tylko na to czeka . Raptownym ruchem wyprostowa praw r k , d gaj c Hendncka w gard o ko cemł ł ą ę ę ź ą ł ń r czki, a gdy ten polecial do ty u, krztusz c si i zaciskaj c r ce na rozbitej krtani, r bn go pa k wą ł ą ę ą ę ą ął ł ą g ow , starannie wyliczaj c si ciosu tak, eby nie zabi . Zaci ni te wokó szyi r ce opad ył ę ą łę ż ć ś ę ł ę ł bezw adnie i Hendrick run do przodu, ale nadzorca nie pozwoli mu upa . Odepchn go zł ął ł ść ął powrotem na awk i przytrzymuj c lew r k w pozycji siedz cej wymierzy nast pny cios.ł ę ą ą ę ą ą ł ę Nabijana o owiem pa ka odskoczy a od czaszki Hendricka z odg osem, jaki wydaje wbijana w pieł ł ł ł ń drzewa siekiera, cienka skóra na g owie p k a i z powsta ej rany trysn y ma e rubinowe fontanny krwi.ł ę ł ł ęł ł Nadzorca zada jeszcze dwa precyzyjnie wyliczone ciosy, po czym wbi czubek pa ki w otwarteł ł ł szeroko usta Hendricka ami c mu oba górne siekacze dok adnie a linii dzi se .ł ą ł ń ą ł „Zawsze trzeba ich napi tnowa . — To by a jedna z elaznych regu . — Zostawi trwa y lad,ę ć ł ż ł ć ł ś eby nigdy nie zapomnieli.”ż Dopiero wtedy pu ci nieprzytomnego Hendricka, który zwali si g ow do przodu na pod og wś ł ł ę ł ą ł ę przej ciu, i b yskawicznie odwróci si na palcach przyczajony na niczym uniesiona do zadaniaś ł ł ę miertelnego ciosu mija. Z pa k w r ku powiód wzrokiem po wstrz ni tych czarnych twarzachś ż ł ą ę ł ąś ę otaczaj cych go m czyzn. Jeden po drugim pospiesznie spuszczali oczy, kamienieli w bezruchu,ą ęż ko ysz c si jedynie w rytm postukiwa kó rozp dzonego poci gu.ł ą ę ń ł ę ą Od ka u y krwi wokó g owy Hendricka zacz y si rozpe za na wszystkie strony ciemnoczerwoneł ż ł ł ęł ę ł ć w e. Nadzorca jeszcze raz si u miechn , spogl daj c na rozci gni t mi dzy awkami posta zęż ę ś ął ą ą ą ę ą ę ł ć niemal ojcowsk durn . To by prawdziwy popis, za atwi spraw szybko i skutecznie, dok adnie tak,ą ą ł ł ł ę ł jak to sobie zaplanowa . Rozpiera o go zadowolenie. Le cy ujego stóp cz owiek by tworem jegoł ł żą ł ł w asnych r k, a to dawa o powód do dumy.ł ą ł Podniós z ka u y krwi pozosta e placki z prosa i jeden po drugim wyrzuci przez zakratowaneł ł ż ł ł okno. Na koniec ukucn obok le cego i po jego koszuli wytar dok adnie wszystkie lady z pa ki.ął żą łą ł ł ś ł Potem wsta , wsun pa k za pas i nie spiesz c si odszed przej ciem w stron ko ca wagonu.ł ął ł ę ą ę ł ś ę ń Znów wszystko by o w porz dku. Nastrój uleg zmianie, napi ta atmosfera zosta a skutecznieł ą ł ę ł roz adowana. Nie b dzie ju adnych k opotów. Zrobi , co do niego nale a o, i zrobi to dobrze.ł ę ż ż ł ł ż ł ł Wyszed na pomost przy ko cu wagonu i u miechaj c si pod nosem zamkn za sob na kluczł ń ś ą ę ął ą zasuwane drzwi. W chwili, gdy rozleg si szcz k klucza w zamku, jad cy w wagonie o yli. Na suchy rozkazł ę ę ą ż Moj esza dwóch m czyzn podnios o Hendricka i posadzi o na awce, trzeci z beczki ko o latrynyż ęż ł ł ł ł przyniós wody. Moj esz otworzy w asny worek i wyj z niego zakorkowany róg antylopy.ł ż ł ł ął M czy ni przytrzymali opadaj c g ow Hendricka, a Moj esz posypa mu j br zowymęż ź ą ą ł ę ż ł ą ą proszkiem z rogu i palcem wtar lekarstwo w otwarte rany. By a to drobniutko zmielona mieszaninał ł popio u i zió . Kiedy krwawienie usta o, otar zwil on szmatk rozbite usta brata, po czym objł ł ł ł ż ą ą ął ramionami jego g ow , przytuli do piersi i czeka . Narastaj cy konflikt mi dzy bratem a bia ymł ę ł ł ą ę ł obserwowa z niemal klinicznym zainteresowaniem, umy lnie hamuj c Hendricka i steruj c jegoł ś ą ą

reakcjami, a dramat osi gn ten wstrz saj cy punkt kulminacyjny. Nigdy nie by specjalnież ą ął ą ą ł przywi zany do brata. Ich ojciec by cz owiekiem zamo nym i jurnym, wszystkie swoje pi tna cie oną ł ł ż ę ś ż regularnie obdarza wzgl dami. Moj esz mia ponad trzydzie cioro rodze stwa, z czego tylko zł ę ż ł ś ń kilkorgiem czu si zwi zany wi zami silniejszymi ni zwyk e do mgliste wi zy plemiennej i rodowejł ę ą ę ż ł ść ę solidarno ci. Hendrick, o wiele starszy od niego, opu ciś ś ł kraal, kiedy Moj esz by jeszcze dzieckiem.ż ł Od tamtej pory dociera y do niego wie ci o szalonych i brawurowych wyczynach brata, przydaj cychł ś ą mu s awy mia ka i zawadiaki. Ale dopóki nie ma dowodów, wie ci pozostaj tylko wie ciami, a s awł ś ł ś ą ś ł ę mo na zbudowa na samych s owach, niekoniecznie na czynach.ż ć ł I oto nadesz a pora próby. Po ocenieniu jej wyników podejmie decyzje co do kszta tu ichł ł przysz ych stosunków. Potrzebowa twardego zast pcy, cz owieka ze stali. Lenin wybra Józefał ł ę ł ł Stalina. On te wybierze sobie kogo twardego, cz owieka jak topór, i uzbrojony w takiego zast pcż ś ł ę ę wyr bie i wyciosa swoje w asne plany z twardego pnia drzewa przysz o ci. Je li Hendrick nie zdaą ł ł ś ś egzaminu, odrzuci go bez specjalnego alu,ż tak jak odrzuci by siekier , której ostrze p k o przył ę ę ł pierwszym uderzeniu w twarde drewno. Hendrick uniós powieki i spojrza na brata oczami o rozszerzonych, rozje d aj cych sił ł ż ż ą ę renicach. Po chwili j kn , dotkn otwartych ran na g owie i skrzywi si z bólu. Zrenice skurczy y si ,ź ę ął ął ł ł ę ł ę spojrzenie nabra o ostro ci i rozjarzy o si w ciek o ci . Hendrick szarpn si i z trudem usiad oł ś ł ę ś ł ś ą ął ę ł w asnych si ach..ł ł — Diamenty? — Mówi cicho, z po wistem przypominaj cym syk ma ych, miertelnie jadowitychł ś ą ł ś pustynnych mij.ż — Stracone — odpar spokojnie Moj esz.ł ż - Trzeba je odnale ... wróci ...źć ć Ale Moj esz potrz sn g ow .ż ą ął ł ą — Rozsypa y si jak nasiona traw. Nie sposób zapami ta , gdzie upad y. Nie, mój bracie,ł ę ę ć ł jeste my uwi zieni w tym wagonie. Nie mo emy wróci . Diamenty s stracone na zawsze.ś ę ż ć ą Hendrick siedzia bez s owa, przesuwaj c jezykiem po rozbitych ustach, obmacuj c ostre pie kił ł ą ą ń dwóch przednich z bów. Rozwa a such logik argumentów brata. Moj esz czeka w milczeniu. Tymę ż ł ą ę ż ł razem nie mia zamiaru wydawa polece , wskazywa kierunku, cho by jak najsubtelniej. Hendrickł ć ń ć ć musi do tego doj o w asnych si ach.ść ł ł — Masz raj , bracie — oznajmi w ko cu. — Diamenty stracone. Ale cz owieka, który nam toę ł ń ł zrobi , mam zamiar zabi .ł ć Moj esz me okaza adnych uczu . Nie dodawa zach ty. Po prostu czeka .ż ł ż ć ł ę ł — Zrobi to sprytnie. Znajd sposób, eby go zabi , i nikt si nigdy nie dowie. Tylko on i my. —ę ę ż ć ę Moj esz czeka dalej. Jak do tej pory Hendrick kroczy cie k , któr mu wyznaczy , ale to wci by oż ł ł ś ż ą ą ł ąż ł za ma o. Czeka i w ko cu si doczeka .ł ł ń ę ł — Czy zgadzasz si , mój bracie, e powinienem zabi tego bia ego psa? — Hendrick poprosię ż ć ł ł Moj esza Gam o przywolenie. Uzna si za wasala, odda si w r ce brata. Moj esz u miechn si iż ę ł ę ł ę ę ż ś ął ę dotkn jego ramienia, jakby udziela mu inwestytury, pi tnowa go znakiem aprobaty.ął ł ę ł — Zabij go, bracie — powiedzia . Je li Hendrick zawiedzie, biali go powiesz ; je li mu si uda,ł ś ą ś ę udowodni, e jest cz owiekiem ze stali.ż ł Hendrick zapad w pos pne zamy lenie i przez nast pn godzin nie odezwa si ani s owem, odł ę ś ę ą ę ł ę ł czasu do czasu masuj c tylko skronie, kiedy pulsuj cy ból w g owie grozi rozerwaniem czaszki.ą ą ł ł Potem wsta , przeszed powoli wzd u wagonu, przygl daj c sie uwa nie zakratowanym oknom.ł ł ł ż ą ą ż Pokr ci g ow , zamrucza z bólu i wróci na miejsce, lecz ju chwil pó niej podniós si ponownie ię ł ł ą ł ł ż ę ź ł ę szuraj c nogami powlók si do latryny.ą ł ę Zamkn si w kabinie. Przez otwart dziur w pod odze wida by o umykaj c do ty uął ę ą ę ł ć ł ą ą ł powierzchni kamienniego nasypu. Wielu korzystaj cych z latryny nie trafia o w otwór, pod oga kabinyę ą ł ł zalana by a ciemno ó tym moczem i ubabrana odchodami.ł ż ł Uwag Hendricka zwróci o jedyne okienko wychodka. Nieoszkiony otwór zas oni ty by stalowę ł ł ę ł ą siatk na drucianej ramie przykr conej do drewnianej framugi w czterech rogach i w po owie ka degoą ę ł ż boku. Wróciwszy na swoje miejsce szepn do Moj esza:ął ż — Ten bia y pawian zabra mi nó . Potrzebny mi jaki inny.ł ł ż ś Moj esz nie zadawa adnych pyta . Taka by a zasada próby. Hendrick musia dokona tego sam,ż ł ż ń ł ł ć a gdyby mu si nie powiod o, osobi cie ponie wszelkie konsekwencje, nie licz c na to, e Moj eszę ł ś ść ą ż ż we mie cze winy na siebie czy e b dzie stara si mu pomóc. Zamieni pó g osem kilka s ów zź ść ż ę ł ę ł ł ł ł najbli ej siedz cymi i ju po chwili w d o Hendricka wsuni to podany ukradkiem wzd u awkiż ą ż ł ń ę ł ż ł sk adany nó .ł ż Wróciwszy do latryny Hendrick odkr ci ostro nie ruby mocuj ce metalow siatk , pilnuj c si ,ę ł ż ś ą ą ę ą ę eby nie zadrapa farby i nie zostawi jakichkolwiek ladów, e kto przy nich manipulowa . Poż ć ć ś ż ś ł

wyj ciu wszystkich o miu rub zdj siatk i odstawi j na bok.ę ś ś ął ę ł ą Czeka na zakr t w prawo; poczuwszy, e si a od rodkowa odpycha go na cian , wyjrza przezł ę ż ł ś ś ę ł okienko. Poci g skr ca w przeciwn stron , wagonów z przodu nie by o wida . Wychyli si mocniej ią ę ł ą ę ł ć ł ę spojrza w gór .ł ę Wzd u kraw dzi dachu bieg a listwa uszczelniaj c . Si gn r k , przesun palcami po dachu ił ż ę ł ą ą ę ął ę ą ął natrafi na miejsce daj ce solidne oparcie. Podci gn si w gór , ca ym ci arem cia a zawis nał ą ą ął ę ę ł ęż ł ł listwie. Teraz ju tylko nogi pozosta y mu w kabinie latryny, a reszta cia a wisia a na zewn trz.ż ł ł ł ą Wysun g ow ponad kraw d dachu, zapisa w pami ci jego wygl d i k t wybrzuszenia, po czymął ł ę ę ź ł ę ą ą opu ci si i wsun z powrotem do latryny. Wstawi na miejsce ram z siatk , mocuj c j jednak tak,ś ł ę ął ł ę ą ą ą by ruby da o si odkr ci samymi palcami, i wróci na awk .ś ł ę ę ć ł ł ę Przed wieczorem w wagonie zjawi si bia y nadzorca i jego dwóch czarnych pomagierów zł ę ł wózkiem z posi kiem. Kiedy dotarli do Hendricka nadzorca u miechn si do niego z o liwie.— Terazł ś ął ę ł ś jeste pi kny, czarnuchu. Czarne s u ce b d a piszcze , eby móc ca owa te usta. — Odwróciś ę ł żą ę ą ż ć ż ł ć ł si do rz dów milcz cych czarnych m czyzn. — Je li kto jeszcze chce tak wypi knie , to wystarczyę ę ą ęż ś ś ę ć tylko da zna . Za atwi to za darmo.ć ć ł ę Tu przed zapadni ciem zmroku czarm pomocnicy nadzorcy wrócili zabra miski.ż ę ć — Jutro wieczorem b dziecie wę Goldi — mrukn jeden z nich do Hendricka. — Tam jest bia yął ł lekarz, który opatrzy ci rany. — Spod oboj tno ci na jego twarzy przebija o co jakby wspó czucie. —ę ś ł ś ł Rozz oszczenie szefa nie by o zbyt m dre. Dosta e nauczk , przyjacielu. Zapami taj j sobie.ł ł ą ł ś ę ę ą Wszyscy dobrze j sobie zapami tajcie. — Wychodz c z wagonu starannie zamkn za sob drzwi naą ę ą ął ą klucz. Hendrick wpatrywa si przez okno w zachód s o ca. Mija czwarty dzie podró y. Od czasu, kiedył ę ł ń ł ń ż wspi li si na p askowy wysokiegoę ę ł ż veldu, krajobraz uleg ca kowitej zmianie. Step by tuł ł ł jasnobr zowy, zwarzony bez nie nymi przymrozkami zimy, erozja wy obi a w czerwonej ziemią ś ż żł ł rozpadliny i w wozy. Jak okiem si gn ca równin podzielono na geometryczne dzia ki ogrodzoneą ę ąć łą ę ł drutem kolczastym. Stoj ce samotnie zabudowania wydawa y si zagubione w otwartymą ł ę veldzie, a wznosz ce si obok nich wiatraki na a urowych stalowych wie ach przywodzi y na my l wychud ychą ę ż ż ł ś ł stra ników. Tutejsze byd o by o d ugorogie, aciate — czerwono-czarno-bia e — i wyra nież ł ł ł ł ł ź zabiedzone. Hendrickowi, który wychowa si w bezludnej g uszy, te ploty wyda y si dusz ce i wi ce. Tutajł ę ł ł ę ą ężą nigdzie nie mo na by o ukry si przed wzrokiem innych, wszystko trzeba by o robi na widoku. Mijaneż ł ć ę ł ć wioski by y rozleg e i ludne, w niczym nie ust powa y Windhoek, najwi kszemu miastu, jakie potrafił ł ę ł ę ł sobie wyobrazi .ć — Poczekaj, a zobaczyszż Goldi — powiedzia Moj esz, kiedy na dworze zapad a ciemno i wł ż ł ść wagonie zacz to szykowa si do snu, owijaj c si z g owami w koce, bo od otwartych okien ci gnę ć ę ą ę ł ą ął ch ód wy ynnegoł ż veldu. Hendrick odczeka , a nadzorca dokona pierwszego obchodu wagonów, a kiedy po wieci muł ż ś ł latark w twarz nawet nie próbowa udawa , e pi, tylko zamruga o lepiony wiat em. Bia y min go,ą ł ć ż ś ł ś ś ł ł ął przeszed dalej i wychodz c z wagonu zaryglowa za sob drzwi.ł ą ł ą Hendrick podniós si cicho ze swego miejsca. Skulony obok Moj esz poruszy si w ciemno ci,ł ę ż ł ę ś ale me odezwa ani s owem.ł ł Hendrick po omacku przeszed wzd u wagonu i zamkn si w latrynie.ł ł ż ął ę Odkr ci szybko ruby, wyj ram z siatk , opar j o cian i wyjrza przez okienko. Zimne nocneę ł ś ął ę ą ł ą ś ę ł powietrze uderzy o go w twarz. Mru c oczy przed roz arzonymi py kami sadzy z komina lokomotywy,ł żą ż ł które smaga y go po twarzy i czole, si gn nad g ow i namaca wybrane miejsce na listwie.ł ę ął ł ę ł Podci gn si g adko w gór , a potem odepchni ciem nóg przerzuci górn po ow cia a przezą ął ę ł ę ę ł ą ł ę ł kraw d dachu. Si gn jedn r k przed siebie, natrafi na kominek wentylatora stercz cy dok adnieę ź ę ął ą ę ą ł ą ł na szczycie wypuk o ci i podci gn si do przodu, a ca ym cia em znalaz si na dachu.ł ś ą ął ę ż ł ł ł ę Chwil le a bez ruchu, dysz c ci ko i zaciskaj c oczy, by zapanowa nad pulsuj cym bólem wę ż ł ą ęż ą ć ą g owie. Potem d wign l si na kolana i na czworakach przepe z do przedniego ko ca wagonu.ł ź ą ę ł ł ń Na niebie nie by o ani jednej chmury, ziemia srebrzy a si w po wiacie ksi yca, tu i tamł ł ę ś ęż upstrzona plamami atramentowego cienia, wiatr gwizda w uszach. Podniós si powoli i próbuj cł ł ę ą utrzyma równowag na rozko ysanym dachu, w szerokim rozkroku, na ugi tych nogach ruszy dalej.ć ę ł ę ł Nagle przeczucie niebezpiecze stwa kaza o mu poderwa wzrok — co czarnego p dzi o na niego zń ł ć ś ę ł ciemno ci. W ostatniej chwili rzuci si p asko na brzuch, ratuj c si przed zderzeniem z ramieniemś ł ę ł ą ę kolejowego zbiornika na wod . Jeszcze sekunda i stalowy wysi gnik odr ba by mu g ow .ę ę ą ł ł ę Przeszywaj cy do szpiku ko ci ch ód i szok na my l o unikni tej o w os mierci sprawi y, e zaczą ś ł ś ę ł ś ł ż ął dygota na ca ym ciele. Po up ywie minuty wzi si w gar i nie podnosz c ju g owy wy ej ni nać ł ł ął ę ść ą ż ł ż ż kilka centymetrów poczo ga si dalej, a dotar do brzegu dachu nad przednim ko cem wagonu.ł ł ę ż ł ń Le c p asko na brzuchu, z szeroko rozpostartymi r koma i nogami wyjrza przez kraw d . Podżą ł ę ł ę ź

sob mia pomosty dwóch s siednich wagonów, odst p mi dzy dachami by nie wi kszy ni d ugoą ł ą ę ę ł ę ż ł ść jego r ki. Dok adnie pod nim pod ogi sczepionych przegubowo pomostów przesuwa y si w przeciwneę ł ł ł ę strony w rytm przechy ów wagonów na krzywiznach toru. Ka dy, kto chcia by przej z wagonu doł ż ł ść wagonu, musia stan na chwil dok adnie pod nim. Z mrukni ciem zadowolenia Hendrick obejrzał ąć ę ł ę ł si do ty u.ę ł Jeden z kominków wentylacyjnych wystawa z dachu akurat na wysoko ci jego stóp. Odczo ga sił ś ł ł ę z powrotem, wyci gn ze szlufek spodni szeroki skórzany pas i zapi go wokó wentylatora, tworz cą ął ął ł ą mocn p tl , w któr wsun po kostk jedn nog . Zabezpieczony w ten sposób, ponownieą ę ę ą ął ę ą ę rozp aszczy si na dachu i si gn r kami w g b luki mi dzy wagonami. Zdo a dotkn por czył ł ę ę ął ę łą ę ł ł ąć ę balustrady zabezpieczaj cej pomosty. Zarówki w oprawkach z drutu umieszczone by y na spodmeją ł stronie daszków za pomostami, tote ca e miejsce by o dobrze o wietlone.ż ł ł ś Cofn si i przywar p asko do dachu, tak e z do u mo na by o dostrzec tylko czubek jego g owy iął ę ł ł ż ł ż ł ł oczy. Wiedzia jednak, e nawet gdybykto spojrza w gór , w szpar mi dzy dachami, to i takł ż ś ł ę ę ę o lepiony wiat em arówek niepr dko cokolwiek by zobaczy . U o y si wygodniej i zaczai jakś ś ł ż ę ł ł ż ł ę ł lampart na ga zi drzewa nad wodopojem.łę Min a godzina, potem druga, ale up yw czasu móg oceni tylko po powolnym przesuwaniu sięł ł ł ć ę gwiazd po nocnym niebie. Smagany zimnym wiatrem zdr twia i zmarz na ko , ale przyj to zeę ł ł ść ął stoickim spokojem, ani na chwil nie dekoncentruj c si , me pozwalaj c sobie nawet na minutę ą ę ą ę drzemki. Oczekiwanie by o nieod czn cz ci polowania, a on ju setki razy bra udzia w tejł łą ą ęś ą ż ł ł miertelnej grze.ś Nagle poprzez wist p du powietrza i miarowy stukot kó poci gu dobieg o go d wi czneś ę ł ą ł ź ę uderzenie stali o stal i zgrzyt klucza w zamku. W jednej chwili spi si i spr y do uderzenia. Tenął ę ęż ł cz owiek musia przechodzi przez pomosty najszybciej jak to mo liwe, na pewno nie zatrzyma si wł ł ć ż ę tym odkrytym miejscu ani chwili d u ej, ni to niezb dnie konieczne. Trzeba by o by szybszym odł ż ż ę ł ć niego. Us ysza ponowny trzask zasuwanych drzwi, potem zgrzyt zamykanego zamka i sekund pó niejł ł ę ź spod daszka poprzedniego wagonu wy oni o si szerokie rondo kapelusza nadzorcy.ł ł ę Hendrick jednym ruchem wysun si do przodu i ca górn po ow cia a zag bi w przerwął ę łą ą ł ą ł łę ł ę mi dzy wagonami. Przed upadkiem chroni go tylko zaczepiony wokó kostki skórzany pas. Lotharę ł ł nauczy go kiedy podwójnego nelsona. Otoczy jedn r k szyj bia ego, zatrzasn zaci ni t pił ś ł ą ę ą ę ł ął ś ę ą ęść w zgi ciu okcia drugiej, i pochwyciwszy w ten sposób g ow nadzorcy jak w imad o szarpn do góry,ę ł ł ę ł ął a przeciwnik zawis w powietrzu.ż ł Bia y wyda z siebie zduszony skrzek i z jego ust pociek y kropelki liny, mieni ce si w wietleł ł ł ś ą ę ś elektrycznych arówek. Hendrick windowa go do góry, jakby wci ga na szubiennic .ż ł ą ł ę Kapelusz spad bia emu z g owy i poszybowa w noc jak wielki czarny nietoperz, p d powietrzał ł ł ł ę rozwia i potarga d ugie blond w osy. Nadzorca wierzga i miota si na wszystkie strony, szarpi cł ł ł ł ł ł ę ą palcami muskularne r ce zatrza ni te w uchwycie wokó jego szyi. Hendrick podci ga go w gór , aę ś ę ł ą ł ę ż ich oczy znalaz y si o cale od siebie. Wtedy u miechn si szeroko, ods aniaj c poranion czarnł ę ś ął ę ł ą ą ą czelu w asnych ust z dwoma pie kami wybitych z bów, wci jeszcze poplamionymi rdzawymiść ł ń ę ąż skrzepami krwi. W odblasku lamp nad balkonikami bia y go rozpozna . W jego bladych, wychodz cychł ł ą z orbit oczach rozb ys a iskierka zrozumienia.ł ł — Tak, przyjacielu — szepn Hendrick. — To ja, twój czarnuch.ął Podci gn nadzorc jeszcze troch , opar go karkiem o kraw d dachu i z pe n premedytacją ął ę ę ł ę ź ł ą ą docisn go do niej na wysoko ej podstawy czaszki. Bia y wi si i rzuca jak ryba na ostrzu harpunaął ś ł ł ę ł ale Hendrickowi zupe nie to nie przeszkadza o. Patrz c g bok w zamglone, bladoniebieskie oczył ł ą łę powolnym ruchem przedramienia zadari mu podbródek i odgi szyj do ty u.ął ę ł Poczu , jak pod jego naciskiem kr gos up napr a si i stawia opór — to by o wszystko co mógł ę ł ęż ę ł ł wytrzyma . Jeszcze sekund zwleka na granicy z amania, po czym jednym szarpni ciem poderwać ę ł ł ę ł brod nieco wy ej i kr gos up trzas niczym sucha ga . Przez cia o bia ego przebieg y konwulsyjneę ż ę ł ł łąź ł ł ł drgawki, bladoniebieskie oczy zaszkli y si , zmatowia y i usz o z nich ycie. Zwieracz odbytu zabitegoł ę ł ł ż Pu ci i poprzez wist wiatru dobieg cichy, bulgoc cy plusk bezwiednego wypró nienia.ś ł ś ł ą ż Hendrick rozko ysa jak wahad o zwisaj ce bezw adnie zw oki, a kiedy wychyli y si poza por czł ł ł ą ł ł ł ę ę barierki, pu ci je w przerw mi dzy wagonami, dok adnie na jedn z szyn. Rozp dzone ko a poci guś ł ę ę ł ą ę ł ą wessa y je jak maszynka do mielenia mi sa.ł ę Przele a chwil bez ruchu, eby odzyska oddech. Wiedzia , e rozdarte na strz py cia oż ł ę ż ć ł ż ę ł nadzorcy zostanie rozwleczone po torach na przestrzeni co najmniej kilometra. Zdj pasek z kominka wentylatora, wsun go w szlufki, zapi , po czym przeczo ga si po dachuął ął ął ł ł ę wagonu z powrotem do miejsca nad okienkiem latryny. Spu ci nogi poza kraw d , wsun stopy wś ł ę ź ął otwór i wyginaj c ca e cia o w liter „S” zeskoczy do kabiny. Wstawi w okienko ram z siatk , dokr cią ł ł ę ł ł ę ą ę ł mocno ruby, wróci do wagonu i usiad na swoim miejscu. Owijaj c si kocem, zauwa y wpatrzone wś ł ł ą ę ż ł

siebie oczy Moj esza Gamy. Skin mu potwierdzaj co g ow , naci gn róg koca na g ow i minutż ął ą ł ą ą ął ł ę ę pó niej ju spa .ź ż ł Obudzi y go krzyki i nawo ywania czarnych pomocników nadzorcy oraz szarpni cia wagonuł ł ę wekslowanego na boczny tor. Na bia ej tablicy na peronie, przy którym si zatrzymali, widnia a nazwał ę ł miejscowo ci która nic mu nie mówi a.ś ł Chwil pó niej stacyjka i wagony zaroi y si od ubranych w niebieskie mundury policjantówę ź ł ę kolejowych i wszystkim kazano wysi z poci gu. Zaspanych i dr cych z zimna zagnano wąść ą żą dwuszereg i w powodzi wiate reflektorów sprawdzono obecno . Nikogo nie brakowa o.ś ł ść ł Hendrick szturchn okciem brata i pokaza mu brod kola i podwozie ich wagonu. Piasty i osieął ł ł ą obryzgane by y krwi i oblepione kawa kami czerwonego mi sa.ł ą ł ę Ca y dzie stali na bocznicy, a policja podda a wszystkich pasa erów indywidualnymł ń ł ż przes uchaniom w biurze zawiadowcy stacji. Wczesnym popo udniem by o ju jasne, e mierł ł ł ż ż ś ć nadzorcy nale y z o y na karb wypadku i przesiuchuj cy stracili zainteresowanie prowadzonymż ł ż ć ą ledztwem. zamkni te na klucz drzwi i zakratowane okna stanowi y przekonuj cy dowód, a zeznaniaś ę ł ą pomocników nadzorcy i wszystkich pasa erów by y jednobrzmi ce i niepodwa alne.ż ł ą ż Pó nym popo udniem za adowano ich z powrotem do wagonów i poci g potoczy si w noc, wź ł ł ą ł ę stron owianego legend Dzia u Bia ych Wód.ę ą ł ł Obudzi go podniecony trajkot wspó pasa erów. Kiedy przepchn si do okna, pierwszym, coł ł ż ął ę ujrza , by a wysoka góra, tak wielka, e przes ania a ca e niebo na pó nocy. Góra by a dziwna ił ł ż ł ł ł ł ł niezwyk a, l ni a w porannym s o cu ó tym per owym blaskiem, mia a idealnie p aski wierzcho ek ił ś ł ł ń ż ł ł ł ł ł równe, symetrycznie opadaj ce zbocza.ą - Co to mo e by ? — zdziwi si .ż ć ł ę — Góra wydarta z wn trzno ci ziemi — odpar Moj esz. — To jest górnicza ha da, bracie. Góraę ś ł ż ł utworzona przez ludzi ze ska wydobytych spod ziemi.ł Te p askie, l ni ce ha dy ci gn y si jak okiem si gn , pokrywa y faluj c równin po najdalszył ś ą ł ą ęł ę ę ąć ł ą ą ę horyzont, a przy ka dej z nich sta y wysokie yrafy o d ugich szyjach, stalowych szkieletach i g owachż ł ż ł ł z gigantycznych kó , obracaj cych si bez ko ca na tle bladego nieba wy ynnegoł ą ę ń ż veldu. — Wie e wyci gowe — obja ni Moj esz. — Pod ka d z nich jest dziura si gaj ca doż ą ś ł ż ż ą ę ą wn trzno ci ziemi, do skalnych trzewi, kryj cych ó teę ś ą ż ł Goldi. dla którego biali poc si , k ami ią ę ł ą oszukuj , a cz sto i zabijaj .ą ę ą W miar tego jak poci g toczy si dalej, ich oczom ukazywa y si kolejne cuda: budynki wy szeę ą ł ę ł ę ż ni kiedykolwiek byli to sobie w stanie wyobrazi , drogi jak rzeki stali z p dz cymi po nich z warkotemż ć ę ą pojazdami, podniebne kominy wyrzucaj ce z siebie czarne burzowe chmury i nieprzebrane mrowieą ludzi. By o ich tu wi cej ni skoczków w stadach przemierzaj cych Kalahari. Czarnych ludzi wł ę ż ą srebrzystych kaskach i gumowych butach do kolan, maszeruj cych ca ymi pu kami w stron wysokichą ł ł ę wie wydobywczych lub, po zmianie szychty, wysypuj cych si ze znu eniem z szybów, oblepionychż ą ę ż od stóp do g ów ó tym b otem. Bia ych ludzi na ulicach i peronach, m czyzn i bia e kobiety wł ż ł ł ł ęż ł barwnych sukniach i z wyrazami wynios ej pogardy na twarzach. Nawet w oknach budynków zł czerwonej ceg y, które t oczy y si ciana w- cian na samym skraju torów, miga y twarze ludzi. Zał ł ł ę ś ś ę ł du o tego by o, by da o si od razu ogarn rozumem i poj . Z rozdziawionymi ustami przekrzykiwaliż ł ł ę ąć ąć si nawzajem ze zdumienia i t oczyli do okien wagonów.ę ł — A gdzie kobiety? — spyta nagle Hendrick.ł — Jakie kobiety? — u miechn si Moj esz.ś ął ę ż — Jak to jakie?! Czarne, z naszego plemienia! — Tutaj nie ma kobiet, w ka dym razie kobiet, jakie do tej pory zna e . Tu s tylko kurwyż ł ś ą , i robi toą tylko za z oto. Tu wszystko jest za z oto.ł ł Jeszcze raz przetoczono ich z g ównej linii na ogrodzon bocznic , przy której sta ci gn cy si wł ą ę ł ą ą ę niesko czono rz d bia ych baraków. Na tablicy nad bram widnia napis:ń ść ą ł ą ł WITWATERSRAND NATIVE LABOUR ASSOCIATION O RODEK PRZYUCZENIA CENTRALNEGO RANDUŚ Kilku u miechni tych czarnych brygadzistów zaprowadzi o ich z wagonów do d ugiego baraku iś ę ł ł kaza o si rozebra do naga.ł ę ć Rz dy go ych czarnych m czyzn przesuwa y si do przodu pod ojcowskim okiem brygadzistów,ę ł ęż ł ę którzy odnosili si do nich w przyjazn rubaszno ci .ę ą ś ą — Niektórzy z was przywie li ze sob ca y ywy inwentarz — artowali. — Kozy na g owie iź ą ł ż ż ł prosiaczki we w osach nad ku k . — I maczaj c trzymane w r kach p dzle w kub ach z ma cił ś ą ą ę ę ł ś ą rt ciow grubo smarowali szar mazi g owy i krocza przysz ych górników.ę ą ą ą ł ł — Dobrze to wetrzyjcie — polecali. — Nie trzeba nam tu waszych wszy, kleszczy i wierzbów. —ś Nagim Murzynom udziela a si atmosfera zabawy i rycz c ze miechu smarowali si nawzajem gdzieł ę ą ś ę popadnie kleistym mazid em.ł

Przy ko cu baraku ka demu wr czono ma niebiesk kostk myd a karbolowego.ń ż ę łą ą ę ł — Wasze matki mog sobie uwa a , e pachniecie jak kwiat mimozy, ale nawet kozy kr cą ż ć ż ę ą nosem, kiedy mijacie je z wiatrem — mieli si czarni brygadzi ci, kieruj c ich pod gor ce natryski.ś ę ś ą ą Po drugiej stronie, na wytartych i nadal nagich, czekali ju lekarze. Tym razem badano ichż niezwykle dok adnie. Os uchano im piersi, zajrzano we wszystkie zakamarki i otwory cia a.ł ł ł — Co ci si sta o w usta i w g ow ? spyta Hendricka badaj cy go lekarz. — Nie, nie, nic nie mów,ę ł ł ę ł ą nie chc tego wiedzie .ę ć Widzia ju takie obra enia. — Ci zezwierz ceni nadzorcy poci gów! No dobra, wy lemy ci doł ż ż ę ą ś ę dentysty, eby usun te pie ki, ale na za o enie szwów na g owie jest ju za pó no. B dziesz miaż ął ń ł ż ł ż ź ę ł kilka licznych blizn! A je li chodzi o reszt , jeste per a bez skazy. — Poklepa go po twardych,ś ś ę ś ł ł l ni cych mi niach po ladków. — Skierujemy ci do roboty na dole, dostaniesz premi za prac podś ą ęś ś ę ę ę ziemi .ą Wydano im szare kombinezony i podkute buty, a potem porz dnie nakarmiono, do syta, ile ktoą zdo a w siebie wepchn .ł ł ąć — Zupe nie inaczej to sobie wyobra a em — mrukn Hendrick mi dzy jedn y k g stegoł ż ł ął ę ą ł ż ą ę gulaszu a drug . — Dobra wy erka, biali z u miechem na twarzach, adnego bicia... Nie to co wą ż ś ż poci gu.ą — Tylko g upcy g odz i katuj swoje wo y, bracie. A ci biali nie s g upcami.ł ł ą ą ł ą ł Jeden z pozosta ych Oyambo zabra pusty talerz Moj esza do kuchni i przyniós dok adk . Wł ł ż ł ł ę takich prostych sprawach nie musia ju wydawa polece . Otaczaj cy go ludzie zaspokajali jegoł ż ć ń ą potrzeby, jakby z urodzenia mu si to nale a o. Powtarzana po wielekro historia mierci bia egoę ż ł ć ś ł nadzorcy obros a ju legend , podbudowuj c pozycj i autorytet Moj esza Gamy i jego zast pcy. Ichł ż ą ą ę ż ę ludzie zbli ali si do nich na palcach, a je li Moj esz lub Hendrick zwraca si do którego z nich,ż ę ś ż ł ę ś wybraniec s ucha ze spuszczon z szacunkiem g ow .ł ł ą ł ą O wicie nast pnego ranka zerwano ich z prycz w barakach i po obfitym niadaniu zś ę ś kukurydzianych placków polanych maas, g stym zsiad ym mlekiem, zaprowadzono ich do pokryteję ł blach d ugiej klasy.ą ł — Do Goldi przyje d aj ludzie z czterdziestu ró nych plemion mówi cych czterdziestomaż ż ą ż ą ro nymi narzeczami: Zulusi i Tswana, Hererowie i Basuto. I tylko jeden na tysi c rozumie cho s owoż ą ć ł po angielsku lub w afrikaans — wyja ni cicho Hendrickowi Moj esz, kiedy z szacunkiem ust piono imś ł ż ą miejsca na jednej z awek. — Wi c teraz naucz nas specjalnej mowył ę ą Goldi, j zyka, którymę porozumiewaj si tutaj wszyscy biali i czarni, oboj tne do jakiego plemiania nale .ą ę ę żą Instruktorem gwary pól z otono nych,ł ś fanakalo, by s dziwy Zulus o g owie pokrytej czapł ę ł ą l ni cych srebrnych k dziorów. Nazwa ta pochodzi a od s owa w a nie w j zyku Zulusów i t umaczonaś ą ę ł ł ł ś ę ł dos ownie znaczy a „tak, w ten sposób”. W ci gu najbli szych tygodni nowo przyj ci górnicy mielił ł ą ż ę cz sto u ywa tego zwrotu: „Rób to tak! W ten sposób! Pracuj tak!ę ż ć Sebenza fanakalo!” Nauczyciel sta na podwy szeniu otoczony wszystkimi elementami ekwipunku górnika u o onymił ż ł ż w taki sposób, by móg dotkn ka dego z nich wska nikiem i nakaza uczniom chórem skandował ąć ż ź ć ć jego nazw . Kaski, lampy, mioty, kilofy, r czne widry, skrobaki, szyny ochronne i stemple — musielię ę ś dok adnie zapozna si z tym wszystkim, nim po raz pierwszy stan do pracy.ł ć ę ą Potem stary Zulus wskaza na siebie i powiedzia : —ł ł Mina! Po czym wyci gn r k w stroną ął ę ę ę klasy. — Wena! I Moj esz zaintonowa chóralne: — Ja! Ty! Ja, ty!ż ł — G owa! — zawo a nauczyciel. — R ka, noga! — Dotyka po kolei ka dej cz ci swego cia a, ał ł ł ę ł ż ęś ł uczniowie z zapa em go na ladowali.ł ś Ca y ranek uczyli si j zyka, a po lunchu podzielono ich na dwudziestoosobowe grupy i t , wł ę ę ę której znalaz si Moj esz z Hendrickiem zaprowadzono do innego baraku o dachu z blachy,ł ę ż podobnego do klasy nauki j zyka. Ró nica polega a tylko na wyposa eniu. Od ciany do ciany bieg yę ż ł ż ś ś ł d ugie sto y na koz ach. W nowej sali powita ich bia y o p omiennie rudych w osach i w sach ił ł ł ł ł ł ł ą ciemnozielonych oczach. Ubrany by w d ugi bia y fartuch, taki jaki mieli lekarze, i tak jak oni u miechał ł ł ś ł si przyja nie, zapraszaj c gestami r k do zajmowania miejsc za sto ami. Mówi po angielsku, tak eę ź ą ą ł ł ż tylko Hendrick i Moj esz go rozumieli, cho starannie si z tym kryli, przybieraj c na twarze wyrazż ć ę ą t pego zmieszania i zak opotania.ę ł — No dobra, ch opcy. Nazywam si Marcus Archer i jestem psychologiem. Przygotowa em dlał ę ł was test, który sprawdzi wasze uzdolnienia i pozwoli ustali , do jakiej pracy najlepiej si nadajecie. —ć ę Skin Z u miechem na czarnego pomocnika, który przet umaczy :ął ś ł ł — Macie robi , co wamć Bomyu, Rudy, ka e. Zaraz si przekonacie, jacy jeste cie g upi.ż ę ś ł Pierwszy sprawdzian polegaj cy na uk adaniu klocków opracowa osobi cie Marcus Archer.ą ł ł ś Chodzi o o wykazanie si zr czno ci manualn i wyczuciem kszta tu. Wielobarwne drewniane klockił ę ę ś ą ą ł ró nych wielko ci nale a o tak do siebie dopasowa , by wype ni y ram le c na stole przed ka dymż ś ż ł ć ł ł ę żą ą ż