andgrus

  • Dokumenty12 151
  • Odsłony694 700
  • Obserwuję374
  • Rozmiar dokumentów19.8 GB
  • Ilość pobrań548 128

Williams Cathy - Alicja w krainie marzeń

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :654.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Williams Cathy - Alicja w krainie marzeń.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera W Williams Cathy
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 117 stron)

CATHY WILLIAMS Alicja w krainie marzeń

- 1 - ROZDZIAŁ PIERWSZY Alicja pchnęła podwójne szklane drzwi biura i natychmiast ogarnęło ją przyjemne uczucie. Odniosła wrażenie, że wróciła do domu. Wczoraj dobiegły końca jej dwutygodniowe wakacje w Portugalii. Przez cały ten czas ona i jej przyjaciółka, z którą dzieliła londyńskie mieszkanie, rozkoszowały się słodkim nieróbstwem. Cudowna pogoda, błękitne niebo, popołudniowe koktajle sączone przy basenie... W końcu jednak przyszedł czas, by wsiąść do samolotu i wrócić do szarej, zimnej Anglii, gdzie dokuczliwa zima przechodziła powoli w kapryśną wiosnę. Alicja z ulgą myślała o powrocie, chociaż wolała nie mówić o tym przyjaciółce, jako że większość ludzi pochmurnieje, gdy ich urlop dobiega końca. Bywają jednak wyjątki. - Mogłabym tu mieszkać do końca życia - oznajmiła Vanessa na cztery dni przed powrotem do Anglii, korzystając bezwstydnie z hotelowych luksusów: leżak przy basenie, kolorowy drink w jednej ręce, cieniutki papieros w drugiej. - Po miesiącu umarłabyś z nudów - odparła Alicja, obficie smarując się olejkiem do opalania w nadziei, że lekka opalenizna nada jej skórze przyjemny, zdrowy wygląd. Dawno przestała się łudzić, że pewnego dnia przerodzi się w olśniewającą piękność. Była na to zbyt chuda i niepozorna. - Dobra. Całe życie to przesada, ale z przyjemnością spędziłabym tutaj kolejne dwa tygodnie - wyznała Vanessa. Alicja przytaknęła dla świętego spokoju, ale nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki; najchętniej usiadłaby znowu przy swoim biurku. Jak tak dalej pójdzie, za kilka lat stanie się zasuszoną starą panną, która sobotę i niedzielę spędza w domu, marząc o poniedziałku, gdy będzie mogła nareszcie wrócić do biura. Fatalna perspektywa! A przecież w młodości snuła wspaniałe plany i marzyła o księciu z bajki, łudząc się, że te rojenia z czasem przerodzą się w R S

- 2 - rzeczywistość. Dziś ledwie pamiętała radosną, pełną nadziei, rozmarzoną dziewczynę - swoje dawne ja. Otworzyła drzwi sekretariatu i z gabinetu szefa dobiegł ją głośny trzask słuchawki rzuconej gwałtownie na widełki. Czy za takimi właśnie atrakcjami tęskniła podczas urlopu? Gdy wieszała płaszcz, w drzwiach gabinetu stanął wysoki mężczyzna. Skrzyżował ramiona na piersi i patrzył na nią z ponurą miną, czym się zresztą nie przejęła. Niespełna dwa lata temu, gdy dopiero zaczynała pracę, robił wszystko, żeby ją zastraszyć i całkiem sobie podporządkować, ale oparta się tym naciskom... i po trzech tygodniach podpisała umowę na czas nieokreślony. - Nie muszę pytać, czy wakacje były udane - zaczął opryskliwie, gdy usiadła przy biurku i włączyła komputer. - Świetnie wypoczęłam, dziękuję. - Popatrzyła na szefa i po raz kolejny zdała sobie sprawę, że ten mężczyzna przykuwa uwagę samym swoim wyglądem: ciemne włosy, szare oczy, sportowa sylwetka. Viktor Temple był wyjątkowo przystojny, ale uroda nie była jedynym jego atutem. Miał też niezwykłą osobowość. Cechowała go niespożyta energia, pewność siebie i siła charakteru. Gdy wchodził do pomieszczenia, wszystkie głowy zwracały się w jego stronę, śledziły go wszystkie oczy. - Pewnie wylegiwałaś się przy basenie i utrwalałaś opaleniznę, co? Popatrzyła na niego, zachodząc w głowę, czemu tak jej się spieszyło do szefa, który przestrzega dobrych manier jedynie wówczas, gdy ma na to ochotę. - Było wspaniale - odparła uprzejmie, nie dając się sprowokować. Viktor stanął przy jej biurku. Nie zwracając na niego uwagi, sortowała listy przyniesione z recepcji, odkładając te, z którymi powinna się od razu zapoznać. Viktor Temple był złośliwy i wymagający, lecz - o dziwo - ich współpraca przebiegała gładko. Z czasem przekazał jej dużą część swoich obowiązków i ufał bez zastrzeżeń. Na rynku reklamy panowała ogromna konkurencja, ale firma Viktora miała znakomitą opinię i przyjmowała wyłącznie R S

- 3 - najlepsze zlecenia. Ich kampanie trzymały poziom - ani odrobiny taniego blichtru, żadnej tandety. Stanowili prawdziwą arystokrację wśród speców od reklamy. Klientela bywała trudna - kapryśna, wrażliwa, nieprzewidywalna. Alicja umiała postępować z takimi zleceniodawcami i Viktor w pełni to doceniał. Pod jego nieobecność sama prowadziła negocjacje. W zamian otrzymywała bardzo wysoką pensję. W innej firmie nie mogłaby marzyć o takim wynagrodzeniu, które zresztą stało się błogosławieństwem i zarazem pułapką. Gdyby zdecydowała się odejść, jej dochody spadłyby gwałtownie, a już przywykła do wygody. Stać ją było na zagraniczne wyjazdy, od czasu do czasu mogła sobie pozwolić na posiłek w drogiej restauracji. Mogłaby nosić markowe stroje, ale uznała, że do tego trzeba mieć świetną figurę. Kiedy pewnego razu w przymierzalni ujrzała prześliczne ciuszki wiszące smętnie na chudej sylwetce, od razu dała sobie z tym spokój. - Dobrze, że przynajmniej jedno z nas miło spędzało czas przez ostatnie dwa tygodnie. - Powiedział te słowa takim tonem, jakby umyślnie znikła na kilkanaście dni, żeby mu przysporzyć kłopotów. - Tyle się tutaj działo? - zapytała, odrywając wzrok od ekranu komputera. Spojrzała na Viktora, który usiadł na brzegu jej biurka. Nic nie wskazywało, żeby zamierzał zakończyć tę rozmowę. - Ofert jest mnóstwo, nie miałem za to pożytku z twojej zastępczyni. - Rebeka otrzymała świetne referencje. Pani z agencji mówiła o niej w samych superlatywach - obruszyła się Alicja. - W przeciwnym razie nie dostałaby rekomendacji. - Najwyraźniej zatrudniają tam same kretynki. Biedna dziewczyna! Alicja znała Viktora od najgorszej strony i wiedziała, że cierpliwość jest mu obca. Jeśli wydał polecenie i musiał czekać kilka chwil, natychmiast wpadał w furię. - Niech pan nie będzie śmieszny. Oboje wiemy, że nie zatrudniłabym osoby bez odpowiednich kwalifikacji, ponieważ to by oznaczało, że po powrocie z urlopu będę miała do odrobienia dwutygodniowe zaległości. - Kątem R S

- 4 - oka zerknęła na wypchany notatkami segregator. Wygląda na to, że trafiła w dziesiątkę. Viktor z tryumfem spojrzała w tę samą stronę. - Oto dowód! Tamta pannica nie potrafiła niczego przepisać. - Testy na szybkość i biegłość wypadły przyzwoicie. Chyba pan nie zaprzeczy? - Histeryzowała, ilekroć zaczynałem dyktować list. Alicja spojrzała na niego z politowaniem. Nic dziwnego, że Rebeka wpadała w panikę, skoro mówił do niej z szybkością karabinu maszynowego, przerywał co chwila, żeby odebrać telefon, a na dodatek wymagał biegłości w gramatyce i stylistyce. - Czemu tak na mnie patrzysz? - burknął Viktor. - Proszę? - Wiem, co chcesz powiedzieć: sam jestem sobie winien, bo znęcam się nad personelem, lecz nie zapominaj, że uchodzę za człowieka rzeczowego i zrównoważonego. Omal nie wybuchła śmiechem, ale w porę się opamiętała. - Naturalnie - mruknęła. - Zaparzyć panu kawę? - Przynieś do gabinetu. Musimy przejrzeć dokumentację. Zjawił się nowy klient: mocno ograniczony, ale utytułowany arystokrata, który chce dyskretnie zareklamować swoją posiadłość i przyciągnąć turystów. Największą atrakcją jest zabytkowy pałac. Ten gość daje nam wyłączność i nie chce negocjować z innymi. Przyjdź zaraz, musimy omówić sprawę. Wstał i przeczesał palcami ciemną czuprynę. Alicja spojrzała na niego i z szybkością błyskawicy przemknęło jej przez myśl, że nie spotkała dotąd równie atrakcyjnego mężczyzny. Jego twarz była wyrazista, a mina butna. Emanował energią i męskim urokiem. Miał pełne usta, ciemną oprawę oczu, śniadą cerę, a do tego wspaniałą muskulaturę oraz cudowną, jakby kocią zwinność, widoczną w każdym ruchu. Znakomicie skrojony garnitur podkreślał te atuty. R S

- 5 - Alicja dobrze wiedziała, że lepiej unikać atrakcyjnych brunetów o ciekawej osobowości. Przed laty dała się nabrać i uległa urokowi takiego przystojniaka, popełniając największy życiowy błąd. Obiecała sobie, że drugi raz nie da się nabrać. Zresztą, jeśli chodzi o Viktora, nie miała powodu do obaw, bo najwyraźniej nie była w jego typie. Nie uchodził za bawidamka; trudno go było również zaliczyć do mężczyzn zmieniających dziewczyny jak rękawiczki. Poznała dwie jego przyjaciółki - obie były seksownymi blondynkami i sprawiały wrażenie niezbyt rozgarniętych, lecz barwa ich lakieru do paznokci idealnie pasowała do koloru szminki, a fryzura i makijaż pozostawały nieskazitelne, choćby na dworze padał deszcz i wiał porywisty wiatr. Gdy weszła do gabinetu, Viktor Temple rozmawiał przez telefon. Ręką dał znak, by usiadła i uważnie ją obserwował. Poczuła się nieswojo i nagle zaczęła myśleć o swoim wyglądzie. W jego spojrzeniu nie było ani krzty zmysłowości, lecz mimo to poważnie się zaniepokoiła, bo w szarych oczach dostrzegła błysk aprobaty. Może i chwilowy, lecz zauważalny. Markowy olejek do opalania okazał się zatem opłacalną inwestycją, pomyślała żartobliwie. Zdawała sobie sprawę, że do twarzy jej z lekką opalenizną. Usiadła, wygładziła spódnicę i spojrzała w okno, za którym widać było ponure, szarobłękitne niebo. Opalenizna poprawia wygląd, lecz Alicja nie potrzebowała lustra, aby przypomnieć sobie, że nie jest pięknością. Proste ciemne włosy sięgały ramion. Były zdrowe, błyszczące, nie wymagały szczególnych zabiegów i stanowiły ładną oprawę dla pociągłej twarzy, ale równocześnie nadawały jej wygląd sympatycznej dziewczyny z sąsiedztwa. Na domiar złego była płaska jak deska i całkiem pozbawiona miłych dla męskiego oka krągłości. Na co dzień w ogóle się tym nie przejmowała, ale gdy przypadkiem stanęła obok seksownej panienki, z żalem stwierdzała, że nigdy nie włoży dopasowanej sukienki z dużym dekoltem. R S

- 6 - - Hop, hop! Jesteś tu? - usłyszała dźwięczny baryton i wróciła do rzeczywistości. - Przepraszam, zamyśliłam się. - Sądząc po minie, temat rozmyślań nie był przyjemny. Zarumieniona utkwiła spojrzenie w notesie trzymanym na kolanach. Czasami zapominała, że Viktor Temple bez trudu rozszyfrowuje ludzi, choć własny umysł zamyka przed nimi na cztery spusty. - Zastanawiałam się, jakie zajęcia czekają na mnie po powrocie do domu - zmyśliła na poczekaniu, a Viktor uniósł brwi, jakby ubawiła go ta odpowiedź. - Przykro mi, że odrywam cię od tak zajmujących rozważań i zmuszam do podjęcia nudnych obowiązków biurowych. - Skrzyżował ramiona na piersi i przyglądał się jej z jawnym zainteresowaniem. - Jestem pewny, że w twoim mieszkaniu panuje idealny porządek - stwierdził drwiąco. Zarumieniła się jeszcze bardziej i ogarnął ją gniew. - Mam okropny bałagan - mruknęła, nie podnosząc głosu, chociaż miała na to wielką ochotę. - Wszędzie przewalają się książki i ciuchy, a w zlewie leży sterta brudnych naczyń. - Nadzwyczajne! - odparł, ubawiony irytacją słyszalną w jej głosie. - Twoja współlokatorka Vanessa nie przykłada się do roboty jak należy, prawda? Każda z was ma zapewne swoje obowiązki. - To raczej powakacyjny bałagan. Ledwie zdążyłyśmy rozpakować walizki. - Może powinnaś znaleźć kogoś do sprzątania? - Zbędny wydatek. - A co? Za mało ci płacę? - Wręcz przeciwnie. Moja pensja jest wysoka - uspokoiła go, zastanawiając się, dokąd zmierza ta rozmowa. Spojrzała na niego spod rzęs, próbując określić, w jakim jest nastroju, i po namyśle dodała: - Lubię sprzątać, ponieważ to mnie odpręża. R S

- 7 - - Po raz pierwszy w życiu słyszę od młodej kobiety takie wyznanie! Pewnie dlatego, że obracasz się wśród leniwych kokietek, pomyślała ze złością. - Wspomniał pan o nowym kliencie - zmieniła temat na bezpieczniejszy. - Mam tu jego dane. - Otworzył szufladę i zaczął w niej grzebać, zabawnie marszcząc brwi. - Gdzie jest ta cholerna teczka? Na pewno ją tu schowałem. - Może Rebeka włożyła ją z powrotem do segregatora - odparła uspokajająco. Viktor był zniecierpliwiony i coraz bardziej zły. - Po co? - rzucił gniewnie. - Bo porządkowanie dokumentacji należy do obowiązków sekretarki. Wystarczy ruszyć głową, żeby to sobie uświadomić. - Ironia, Alicjo? - Zatrzasnął szufladę i popatrzył badawczo, mrużąc oczy. - Nie znałem cię od tej strony. Alicja milczała. Zazwyczaj puszczała mimo uszu jego zaczepki. Do tej pory skrupulatnie wykonywała swoją pracę i unikała wszelkich osobistych uwag, ale dwa wakacyjne tygodnie wytrąciły ją z równowagi. Przebywała nieustannie wśród czule objętych par, które były tak zajęte sobą, że nie zwracały uwagi na otoczenie. Większość gości hotelowych stanowiły właśnie pary oraz młode małżeństwa odbywające podróż poślubną. Alicja nie mogła sobie darować, że wybrała tę ofertę. Właśnie w Portugalii uświadomiła sobie, jak bardzo jest samotna. No cóż, nie zanosiło się w tym względzie na żadną zmianę. Z Vanessą było inaczej: umyślnie nie wiązała się na stałe, ale mogła do woli przebierać w mężczyznach, bo jej uroda przyciągała ich niczym magnes. Alicja dopiero po trzydziestce zdała sobie sprawę, że brak jej adoratorów. Czas uciekał coraz szybciej, a kartki z kalendarza spadały niczym jesienne liście. - Jak ty i twoja przyjaciółka spędzałyście czas? - zainteresował się Viktor. Lubił wyzwania, a teraz stanął nagle w obliczu niewiadomej. Minęły niespełna R S

- 8 - dwa lata, odkąd poznał Alicję. Uchodziła w jego oczach za świetną asystentkę i niezawodną sekretarkę. Początkowo wypytywał uprzejmie o szczegóły z jej prywatnego życia, ale udzielała zdawkowych odpowiedzi, więc zniechęcił się do takich rozmów. Alicja sama była sobie winna, bo często dawała do zrozumienia, że uprzejmy uśmiech i rzeczowość to maska, za którą ukrywa swą prawdziwą twarz. - Zwyczajnie - odparła wymijająco. - Jak mam to rozumieć? - Zgodnie z pańskimi przypuszczeniami wylegiwałyśmy się przy basenie i utrwalałyśmy opaleniznę. - Przez dwa tygodnie? Nie wierzę! - Kilka razy poszłyśmy na plażę - dodała zniecierpliwiona. Najchętniej wróciłaby do rozmowy o kampanii reklamowej zabytkowego pałacu i przejrzała album z fotografiami, lecz nagła zmiana tematu zaostrzyłaby tylko ciekawość Viktora. Miała nadzieję, że lada chwila znudzi go to przesłuchanie. - Kąpałyście się w morzu? - Nie. Woda była zimna. - Jak spędzałyście wieczory? Ciekaw jestem, co robią dwie młode i samotne panie, gdy wyjadą na urlop za granicę - dociekał, ubawiony jej zakłopotaniem. Nie mogła sobie darować, że dała się ponieść emocjom. - Sądziłam, że zna pan odpowiedź - odparła beznamiętnie. - Realizowaliśmy kilka akcji reklamowych dotyczących tej kwestii. - Racja. - Opadł ciężko na oparcie fotela i popatrzył na nią uważnie. - Nocne kluby, bary. - Zamilkł na chwilę. - Upojne noce w ramionach namiętnego kochanka - dodał znacząco z miną kusiciela namawiającego do spożycia zakazanego owocu. Alicja spłonęła rumieńcem. - Nie jestem nastolatką - mruknęła. R S

- 9 - - Co chcesz przez to powiedzieć? Uważasz, że jesteś za stara, żeby włóczyć się po nocnych klubach, przesiadywać w barach lub przeżyć wakacyjny romans? A może w ogóle odmawiasz sobie takich rozrywek? Z trzaskiem zamknęła notes i odparła zirytowana: - To nie pańska sprawa. Jeśli rzeczywiście interesuje pana, jak samotne kobiety spędzają wakacje, proszę udać się do biura podróży, opłacić jakiś wyjazd i samemu sprawdzić, jak się rzeczy mają. Z pewnością nie zabraknie kandydatek gotowych udzielić odpowiedzi na pańskie pytania. - Słuchała z niedowierzaniem własnej tyrady. Była zdenerwowana, ponieważ dała się sprowokować, zamiast odpowiedzieć uprzejmie i rzeczowo. - Proszę, proszę! - Splótł palce i obserwował ją uważnie. - Co za temperament! - dodał tonem naukowca badającego zachowanie myszy, która początkowo sprawiała wrażenie niezbyt rozgarniętej, lecz nagle bez trudu odnalazła wyjście z labiryntu. - Przepraszam za tamtą uwagę - odparła, starając się nadać głosowi spokojne brzmienie, choć najchętniej wybuchłaby płaczem. W ostatnich dniach zbyt często myślała o szefie. Jego sugestia, jakoby była nudną pannicą bez odrobiny polotu, dotknęła ją do żywego. - Czy możemy wrócić do... - Nie ma pośpiechu. Zaciekawiłaś mnie. - Rozparł się wygodnie w fotelu i wsunął ręce pod głowę. - Od pewnego czasu zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście jesteś tylko solidną i niezwykle pożyteczną asystentką. Daruj, ale sama pracujesz na taki wizerunek. - Serdeczne dzięki - mruknęła. - Aha, jednak poczułaś się urażona! Tak mi przykro. - W jego głosie nie było śladu skruchy. Chyba postanowił się zabawić jej kosztem. - Skądże - odparła, biorąc się w garść. R S

- 10 - - Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co robiłaś podczas urlopu? Na pewno zdarzyło się coś niezwykłego, bo nie jesteś sobą. Co to było? Poznałaś kogoś? Tajemniczy mężczyzna zawrócił ci w głowie? - Uśmiechnął się, jakby rozbawiła go ta myśl. - Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nic nie wiem o twoim prywatnym życiu, choć tak długo dla mnie pracujesz. - To prawda - przytaknęła, a z jej tonu można było wywnioskować, że tak już pozostanie. - Chyba nie zamierzasz mnie opuścić, żeby wyjść za mąż i rodzić dzieci? Alicja aż jęknęła w duchu. Małżeństwo? Macierzyństwo? Dawno straciła nadzieję, że uda jej się urzeczywistnić te marzenia, więc milczała uparcie. W końcu Viktor dał za wygraną i sięgnął po leżącą na biurku dokumentację. Gdy dyktował listy, Alicja zapisywała skrupulatnie każde słowo, ale myślami nadal błądziła po manowcach. Słuchała szefa z roztargnieniem i dopiero po chwili zorientowała się, że Viktor mówi o nowym zleceniu. - To zabytkowy pałac, z pokolenia na pokolenie dziedziczony przez arystokratów skoligaconych z rodziną królewską, choć pokrewieństwo jest dalekie, a obecni właściciele nie bywają na dworze - tłumaczył, przeglądając album z fotografiami. - Pewną sławą cieszą się tamtejsze ogrody. Wnętrza są autentyczne i dobrze zachowane. - Czemu właściciele zwrócili się do pańskiej agencji? - Nie właściciele, tylko właściciel. Pozostał jeden spadkobierca. Chyba nie stać go na utrzymanie własnego dziedzictwa, więc liczy na to, że dom sam na siebie zarobi. Nie powiedział mi tego wprost, ale z jego słów wywnioskowałem, iż roztrwonił część rodowej fortuny i teraz nerwowo szuka sposobu, aby załatać dziurę w budżecie. Pozostał mu jedynie tytuł i skromny procent od kapitału. Chce otworzyć pałac dla turystów, ale reklama ma być dyskretna, w dobrym stylu, bez ostentacji. Zresztą, sama wiesz... Zerknij na zdjęcia i powiedz, co o tym sądzisz. R S

- 11 - Gdy spojrzała na dużą, lśniącą fotografię, zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Znieruchomiała i ledwie była w stanie myśleć. Drżącymi rękami przekładała karty albumu, spoglądając na nie niewidzącym wzrokiem. - Jakie jest twoje zdanie? - spytał Viktor, podnosząc oczy znad dokumentacji. - Czy właściciel określił, jakiej kampanii reklamowej oczekuje? - powiedziała słabym głosem, by zyskać na czasie. Przez moment w głowie miała pustkę, teraz zaś niemal pękała jej od natłoku myśli. To zlecenie nie będzie miało wpływu na jej życie. Należy się trzymać z dala od tej sprawy, zachować spokój i kierować się zdrowym rozsądkiem. - Sugerował umieszczenie oferty w renomowanych czasopismach poświęconych turystyce oraz kronikach towarzyskich niektórych dobrych magazynów - odparł Viktor, mrużąc oczy. - Z czasem pałac ma zostać przekształcony w luksusowy hotel i ośrodek wypoczynkowy. - Rozumiem. - Alicjo, do diabła, co się z tobą dzieje? - Proszę? - odparła z wymuszonym uśmiechem. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. Jesteś blada jak ściana. Mam nadzieję, że podczas wakacji nie złapałaś żadnego wirusa. Chyba oszaleję, jeśli rzucisz mi na biurko zwolnienie lekarskie! Kolejne dwa tygodnie z nieudolną sekretarką to ponad moje siły! - Jestem zdrowa - odparła zduszonym głosem. Daremnie próbowała zdobyć się na dowcipną uwagę, żeby rozwiać jego wątpliwości. - To nie jest trudne zlecenie - ciągnęła bezbarwnym głosem. - Pałac jest wyjątkowo piękny, a zdjęcia mówią same za siebie. Nie będziemy z tym mieli zbyt wiele roboty. - Racja. Jestem tego samego zdania. - Zaczął jej przedstawiać wstępny szkic kampanii reklamowej. Słuchała z roztargnieniem, potakując machinalnie co pewien czas. - Jesteśmy umówieni z właścicielem. Pojedziemy tam za tydzień. R S

- 12 - - Oboje? - Naturalnie. Chcę, żebyś przyjrzała się wszystkiemu świeżym okiem i zrobiła notatki. - Zerknął na nią podejrzliwie. - Masz jakieś obiekcje? - Skądże! - zaprzeczyła skwapliwie, chociaż mogłaby wymieniać je dziesiątkami. - Nie wiem tylko, czy znajdę czas, żeby z panem pojechać. Rzeczywiście wygląda na to, że Rebeka nie radziła sobie najlepiej. Powstały spore zaległości, z którymi muszę się uporać, żeby wrócić do normalnego... - Umilkła w pół zdania, bo Viktor patrzył na nią, jakby mówiła od rzeczy. - Wystarczy ci dzień, najwyżej dwa - tłumaczył wolno, jakby miał do czynienia z osobą nieco opóźnioną w rozwoju. Samanta porządkuje zaległe rachunki, więc nie musisz troszczyć się o finanse. Nasza księgowość już wkrótce będzie prowadzona na bieżąco. Czy są inne przeszkody? - Wolałabym nie zajmować się tym zleceniem - powiedziała wymijająco, bo nie mogła znaleźć przekonującej wymówki. - Dlaczego? - Byłabym wdzięczna, gdyby mnie pan zwolnił z tego obowiązku. - Niestety, muszę odmówić. Mam nadzieję, że przełamiesz swoje opory. To moje ostatnie słowo. Zmienię zdanie, jeśli usłyszę konkretny powód uniemożliwiający ci wyjazd. Powinna się tego spodziewać. Żadnej taryfy ulgowej! Poza tym wiedziała przecież, że zagadki i tajemnice stanowią dla Viktora jedynie zachętę, by przyjrzeć się jakiejś sprawie dokładniej. Zakaz wstępu był dla większości ludzi wabikiem, nie ostrzeżeniem. Z drugiej strony jednak takie podejście do życia stanowiło tajemnicę sukcesu. Przenikliwość i talent do analizowania sytuacji zapewniły Viktorowi wysoką pozycję na rynku reklamy. Był klasą sam dla siebie; współpracowali z nim tylko najlepsi. Tak się przypadkiem złożyło, że jego praca i osobiste sprawy Alicji nagle się zazębiły. Nie zamierzała opowiadać historii swojego życia, więc z rezygnacją pokiwała głową. - Zgoda. Pojadę z panem do tego pałacu. Kiedy to będzie?

- 13 - - Spędzimy tam trzy dni - odparł. Alicji pociemniało w oczach. Gorzej być nie może! Znowu usłyszała kpiący głos szefa: - Czy zechcesz mi łaskawie powiedzieć, co sprawiło, że tak nagle zmieniłaś decyzję? - Owszem. Chętnie to panu wyjaśnię... gdy nadejdzie odpowiednia pora - mruknęła, nagle odzyskując spokój. Co się stało, to się nie odstanie. Poradzę sobie, uznała w duchu. - Oto dzień pełen niespodzianek! Dowiedziałem się, że bywasz porywcza, a w dodatku ukrywasz przede mną jakiś mroczny sekret. - Przyglądał się Alicji tak badawczo, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. - Ciekawe, czym mnie jeszcze zaskoczysz. - Niech pan nie przesadza. Mroczne sekrety to nie moja specjalność. Proszę nie oczekiwać kolejnych niespodzianek. - Roześmiała się cicho. - Pożyjemy, zobaczymy. - Viktor także wybuchnął śmiechem, ale po jego minie poznała, że nie spocznie, póki nie dojdzie prawdy. Z obawą myślała o wyprawie do Highfield House. Tak nazywała się owa posiadłość. Mówią, że przeszłość zawsze tkwi w człowieku i prędzej czy później wpłynie na jego losy. Alicja właśnie się przekonała o słuszności tego powiedzenia. R S

- 14 - ROZDZIAŁ DRUGI Pierwszy tydzień po powrocie z urlopu okazał się prawdziwym koszmarem. Alicja była zawalona robotą. Dziesiątki klientów przewijały się przez biuro agencji, a wszyscy domagali się, żeby ich zlecenie realizować natychmiast. Viktor najwyraźniej potrafił obyć się bez snu, bo kipiał energią, mimo że harował przez okrągłą dobę, lecz Alicja goniła resztkami sił, biegając ze spotkania na spotkanie. Nie miała chwili oddechu; robiła notatki i stukała w klawiaturę komputera, starając się przy tym nie zaniedbywać rutynowych obowiązków asystentki prezesa. Chwilami miała wrażenie, że od powrotu z Portugalii minęły długie miesiące. Na domiar złego perspektywa wyjazdu do Highfield House wisiała nad nią jak ciemna chmura i budziła uzasadnione obawy. Alicja nie mogła się nadziwić, że tak dobrze pamięta romans sprzed lat. Tyle czasu minęło, a jednak mogłaby powtórzyć słowo w słowo ostatnią rozmowę z Jamesem Claydonem, chociaż od czterech lat próbowała o niej zapomnieć. W dniu wyjazdu od samego rana okropnie się denerwowała. Gdy Viktor zadzwonił, natychmiast podeszła do drzwi, żeby mu otworzyć. Było jej niedobrze. Wiedziała, że szef postanowił dać szoferowi kilka wolnych dni i sam poprowadzić auto. Zdziwiła się ogromnie, widząc, że nie włożył garnituru. Miał na sobie ciemnozielone spodnie, koszulę w paski i ciepły pulower z kremowej wełny. Widocznie nie zdołała ukryć zaskoczenia, bo zapadło kłopotliwe milczenie. Po chwili Viktor mruknął kpiąco: - Oryginalny strój, prawda? R S

- 15 - - Przepraszam, że tak się panu przyglądam. - Chwyciła walizkę, którą natychmiast jej zabrał, i ruszyła za nim do auta. Był to czarny jaguar-kabriolet, wymownie świadczący o zamożności właściciela. - Czemu włożyłaś kostium? - powiedział, gdy usiadła na fotelu pasażera. - Przecież jedziemy na wieś, żeby spędzić trzy dni na łonie natury, odprężyć się, bez pośpiechu zwiedzić pałac, znaleźć najbardziej fotogeniczne zakątki - perorował. Zerknął na nią kątem oka. - Wyglądasz, jakbyś wybierała się na spotkanie z groźnym przeciwnikiem. Wyluzuj się, moja droga. Rzecz jasna, oczekuję, że będziesz robić notatki, ale nie będę wymagał, byś prowadziła normalne biuro. - Wiem - mruknęła, zerkając na krótki żakiet z granatowej wełny, prostą spódnicę i białą bluzkę. W takim ubraniu najpiękniejsza kobieta świata straciłaby swój powab. Alicja wybrała je celowo. To był jej pancerz ochronny. Zamierzała po przyjeździe do Highfield House porozmawiać z Jamesem na osobności i wytłumaczyć, że przyjechała wyłącznie służbowo, na wyraźne życzenie pracodawcy. Nie mogła liczyć na to, iż pan domu jej nie pozna. Zmieniła fryzurę i ubierała się inaczej niż przed kilku laty, ale to przecież bez znaczenia. Największe przemiany zaszły w jej psychice. Ogromne rozczarowanie pozbawiło ją wszelkich złudzeń. - Mam nadzieję, że zabrałaś również mniej oficjalne stroje: sukienki, spodnie... Chyba wiesz, o czym mówię. Nie chcemy przestraszyć klienta, dlatego nieformalny wygląd będzie podczas tej wizyty mile widziany. A skoro wspomniałem o zleceniodawcy... Na tylnym siedzeniu leży teczka z informacjami o Highfield House i jego właścicielu. Znajdziesz tam ciekawe dane. Przejrzyj je, bo mogą się przydać w rozmowach. Alicja wahała się, czy powiedzieć Viktorowi, że zna Jamesa. W czasie powitania ta sprawa zapewne i tak wyjdzie na jaw. Z drugiej strony nie chciała opowiadać o swojej przeszłości, bo zdawała sobie sprawę, że szef zacznie jej R S

- 16 - zadawać podchwytliwe pytania i zmusi, aby ujawniła więcej, niż początkowo zamierzała. Od rozstania z Jamesem minęły cztery lata. Zapomniała o teczce z dokumentami leżącej na tylnym siedzeniu i z ponurą miną wspominała człowieka, przez którego jej życie legło w guzach. Musiała je długo odbudowywać. Był jej pierwszym mężczyzną i po trwającym trzy lata, skrzętnie ukrywanym romansie pozbawił ją dziewczęcej wiary w szczęśliwą przyszłość. Pamiętała doskonale, jak się poznali. Był dżdżysty zimowy wieczór. Od miesiąca pracowała u ojca Jamesa, lecz nie zdążyła jeszcze zwiedzić ogromnego pałacu. Przykuty do inwalidzkiego wózka Henry Claydon nie mógł jej sam oprowadzić, ale zachęcał, żeby wędrowała do woli po wszystkich zakamarkach i komnatach. Jednak Alicja miała tyle pracy, że nie starczało jej czasu na zwiedzanie. Zarzucona notatkami i dokumentami, ledwie znajdowała czas, aby je uporządkować. Przesiadywali z pracodawcą godzinami w ciepłej, przytulnej bibliotece. Henry Claydon przeglądał materiały i dyktował. Alicja robiła notatki, spoglądając na zimowy krajobraz za oknem. Mróz trzymał uroczą posiadłość w mocnym uścisku. Podobały jej się rozległe ogrody i łąki, wielkie sale i pałacowe komnaty. Wychowała się w piętrowym szeregowcu stojącym przy hałaśliwej ulicy i dlatego ogromne przestrzenie w Highfield House były dla niej prawdziwym rajem na ziemi. Wielką przyjemność sprawiała jej praca z panem Claydonem. Wspólnie odtwarzali fakty z jego życia i porządkowali wspomnienia. Zadaniem Alicji było ujęcie ich w słowa, tak by tworzyły przejrzystą opowieść. W pewnym sensie czuła się współautorką tych pamiętników. Sama wiodła ciche, spokojne życie i dlatego lubiła słuchać o niezwykłych przygodach. Pewnego wieczoru pracowała sama w gabinecie oświetlonym jedynie blaskiem lampy stojącej na biurku. Nagle w drzwiach stanął wysoki mężczyzna. R S

- 17 - Miał na sobie ciemny garnitur i czarny płaszcz. Zakochała się od pierwszego wejrzenia w przystojnym, pełnym wdzięku, ciemnowłosym Jamesie Claydonie. - Czy doczekam się w końcu odpowiedzi na moje pytanie? - usłyszała zniecierpliwiony głos Viktora. - Przez całą drogę zamierzasz myśleć o niebieskich migdałach? - Słucham? O co pan pytał? - Na miłość boską! - jęknął cicho. - Nie mam dziś z ciebie żadnego pożytku. Przypomnij sobie łaskawie, co jest celem naszej wyprawy. Nie życzę sobie, żebyś rozmyślała o głupstwach, podczas gdy powinnaś robić notatki. - Uprzedzałam, żeby mnie pan nie zabierał w tę podróż, prawda? Nie miałam ochoty pracować przy tym zleceniu. - Pamiętam. Nie raczyłaś także podać przyczyny, dla której miałbym na to przystać. Czy z tym pałacem wiążą się przykre wspomnienia? Pochodzisz z tamtych stron, prawda? Mieszkałaś dawniej w pobliżu? - wypytywał niecierpliwie. Popatrzyła na niego zdziwiona, że pamiętał szczegóły z jej życiorysu, który przecież czytał prawie dwa lata temu. - Trafiłem w dziesiątkę, co? - Rzeczywiście, mieszkałam niedaleko Highfield House - przyznała niechętnie. - Jak mam to rozumieć? Znasz może jakieś tajemnice i plotki dotyczące właścicieli? U was na wsi wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, prawda? - Nieprawda! - odparła z irytacją. - Moje rodzinne miasteczko nie jest prowincjonalnym grajdołem. Ciekawe, dlaczego londyńczycy uważają za wieśniaka każdego, kto mieszka dalej niż kilkanaście kilometrów od stolicy. - A jest inaczej? - zawołał z udawanym niedowierzaniem. - To dla mnie prawdziwe odkrycie, - Ha, ha, ha! - mruknęła sarkastycznym tonem. - Litości! Co z twoim poczuciem humoru, Alicjo? Rozpłynęło się we mgle? R S

- 18 - Wierciła się niespokojnie na swoim fotelu. Nie umiała precyzyjnie tego określić, ale miała niejasne wrażenie, iż coś się między nimi zmieniło. Autentyczne zaciekawienie, z jakim wypytywał o jej przeszłość sprawiło, że ich znajomość w jednej chwili nabrała nowego charakteru. Alicja była tego pewna i czuła się coraz bardziej zakłopotana. - Opowiedz mi o swoim rodzinnym miasteczku - poprosił z przebiegłym uśmiechem. - Te informacje mogą się okazać przydatne, gdy zaczniemy planować kampanię reklamową. Dla turystów prawdziwą atrakcją może być nie tylko sam pałac, ale i najbliższa okolica. - Jest bardzo malownicza. - Alicja odetchnęła z ulgą, bo ten temat wydał jej się bezpieczny. Zmarszczyła brwi, jakby próbowała przywołać w pamięci najciekawsze obrazy. - Główna ulica miasteczka jest prześliczna. Żadnych supermarketów. Przeważa stara zabudowa, a zakupy robi się u rzeźnika, w piekarni... - Nawet świece są ręcznie robione, co? - Na pewno jest taki sklepik. Nazywamy go mydlarnią. W każdym razie tak było, gdy tam mieszkałam. - Kiedy wyjechałaś? - Przed kilku laty - odparła wykrętnie. - Są w pobliżu inne zabytki? - Ruiny zamku. Wydaje mi się, że łączy się z nim kilka istotnych wydarzeń historycznych, ale nie znam szczegółów, więc trzeba będzie zapytać specjalistę. Poza tym niedaleko jest Stratford nad Avonem, możemy zatem kierować ofertę także do miłośników Szekspira. Kto wie, czy on sam nie bywał w pałacu. Warto sprawdzić w archiwach. - Dobry pomysł. Moim zdaniem okolica skorzysta na tym, że wielmożny pan dziedzic otworzy swój dom dla turystów, którzy będą szukać pamiątek w okolicznych sklepikach. R S

- 19 - - Owszem - powiedziała z roztargnieniem, zastanawiając się, czy pod jej nieobecność dużo się zmieniło w rodzinnym miasteczku. Miała nadzieję, że dom matki jeszcze stoi. W sąsiednich szeregowcach mieszkały Gladys i Evelyn. Ciekawe, czy jak dawniej kłócą się z byle powodu. Przez cztery lata w ogóle się nad tym nie zastanawiała, ale gdy czarny jaguar połykał kolejne kilometry, wspomnienia stawały się coraz żywsze. - Wydaje mi się... Nie wiem, czy dobrze zapamiętałem, więc popraw mnie, jeżeli się mylę. James Claydon dość późno odziedziczył rodzinny majątek. Przez długie lata zarządzał nim jego ojciec, prawda? - Zgadza się - odparła rzeczowo, obiecując sobie w duchu, że Viktor nie dowie się o fatalnym zauroczeniu sprzed lat. Dała się wtedy omamić synowi Henry'ego, który od czasu do czasu przyjeżdżał do Highfield House. Czekała na jego odwiedziny z radosną niecierpliwością nastolatki marzącej o pierwszej randce. Zawsze przywoził jej kwiaty, czekoladki albo jakieś błyskotki. Przez kilka dni w tajemnicy dawali upust namiętności, a potem znów następowały długie tygodnie samotności i bolesnego oczekiwania. - Stary dziedzic umarł... data wyleciała mi z głowy. - Z pewnością po moim wyjeździe - wpadła mu w słowo Alicja. - Aha, coś jednak wiesz o pałacu i jego mieszkańcach! Pamiętam, że wcześnie owdowiał. - To prawda. Dawno zostawili za sobą Londyn i jego przedmieścia. Wyglądała przez okno, ciesząc się, że zamiast tłumu przechodniów, widzi rozległe pola i łąki. Nie były to pustkowia, z dala od autostrady migały domy i luksusowe rezydencje, miało się jednak wrażenie przestronności, nie znane mieszkańcom wielkich miast. Viktor zmienił temat. Rozmawiali teraz o klientach i zaległych płatnościach. Nie wiedzieć kiedy od spraw zawodowych przeszli do dyskusji o malarstwie, muzyce i teatrze. Alicja poczuła, że z wolna odzyskuje spokój. Z R S

- 20 - podziwem słuchała wywodów szefa, który całkiem nieźle znał się na sztuce. Usadowiona wygodnie w fotelu zapomniała o Highfield House i Jamesie Claydonie, a także o przykrych wspomnieniach, które przez kilka ostatnich dni nie dawały jej spokoju. - Czemu postanowiłaś opuścić rodzinne miasteczko i przenieść się do Londynu? - zapytał nagle Viktor. Była tak zaskoczona, że dopiero po kilku chwilach zrozumiała, o co ją pyta. - Uznałam, że w stolicy znajdę ciekawszą pracę. Nie jestem w tym odosobniona. - Czym zajmowałaś się, zanim przyjąłem cię do pracy? - spytał po chwili namysłu. - Przyjmowałam rozmaite zastępstwa - odparła bez namysłu. - A co robiłaś przedtem? - Nie byłam zatrudniona w żadnej firmie - odpowiedziała wymijająco. W życiorysie nie wspomniała o pracy dla Henry'ego. - Zdobywałaś kwalifikacje w studium dla sekretarek? Mam rację? - Nie. - Odpowiedź była lapidarna, wręcz obraźliwa, więc należało szybko zatrzeć złe wrażenie. - Pracowałam jako wolny strzelec. Praktyka to najlepsze przygotowanie do zawodu. Na początku mojej kariery przepisywałam na maszynie kolejne rozdziały pewnej książki. Istotnie był to jeden z jej wielu obowiązków. - Ciekawej? - Raczej nie. - Została opublikowana? - Nie mam pojęcia. - Wątpiła, żeby Henry Claydon zdobył się na przygotowanie do druku swoich pamiętników. Kiedy dla niego pracowała, w ogóle się nie spieszył. Pracował z oddaniem, a pisanie wspomnień było po prostu jego hobby. Pieniędzy miał w bród, nie musiał zatem wydawać książki ze R S

- 21 - względów finansowych. Alicja była niemal pewna, że pamiętniki pozostały nie ukończone. - To dziwne, że odeszłaś, nim praca dobiegła końca. Puściła tę uwagę mimo uszu, bo doskonale wiedziała, do czego zmierza Viktor. Znała go jako wytrawnego manipulatora, który potrafił skłonić ludzi do zwierzeń, nie bacząc na ich opór. - Dostawałam mamą pensję - odparła po długim milczeniu. Było w tym ziarno prawdy. W porównaniu z wynagrodzeniem otrzymywanym w jego firmie, tamte pobory były wręcz żałosne. - Praca nad książką bardzo się przeciągała, a ja musiałam zadbać o własne interesy. I ta uwaga miała pokrycie w rzeczywistości. - Pewnie był rozczarowany? - Kto? - Autor... lub autorka. Ludzi, którzy tak blisko ze sobą współpracują, zazwyczaj wiele łączy. - Nie dotrwałam do końca, ale pół roku wcześniej uprzedziłam go, że zamierzam wyjechać. - Alicja wzruszyła ramionami. - Aha, więc to był autor. - Owszem. - Miała wrażenie, że Viktor się z nią droczy. Zdawała sobie sprawę, że jej rezerwa stanowi dla niego nieodpartą pokusę. Domyślał się, że pod nieskazitelną białą bluzką i klasycznym żakietem bije czułe i wrażliwe serce. Postanowiła wyprowadzić go w pole i opowiedziała krótko o książce pisanej z Henrym, o poszukiwaniu dokumentów i odtwarzaniu zdarzeń sprzed dziesięcioleci. - Nudna robota - mruknął lekceważąco. - Jak długo się tym zajmowałaś? - Trzy lata. - I nie skończyliście tych pamiętników? O rany, trzy lata poświęcone jednej książce! Ten facet musiał być prawdziwym pedantem. R S

- 22 - - Trafił pan w sedno! Pracował z wyjątkową skrupulatnością. Czy nie ma pan nic przeciwko temu, że przejrzę teraz materiały dotyczące Highfield House? - Proszę bardzo. To dobry pomysł. Wyciągnęła rękę, sięgając po teczkę leżącą na tylnym siedzeniu. W milczeniu czytała zapiski i oglądała najnowsze zdjęcia. Pałac w ogóle się nie zmienił, a ogrody były doskonale utrzymane. Tak samo wyglądały, gdy po nich spacerowała. Znalazła także zdjęcie Jamesa nonszalancko opartego o terenowego rovera. Skrzywiła się, patrząc na znajomą twarz i postać. Utył odrobinę, lecz poza tym nie dostrzegła żadnych zmian w jego wyglądzie. Ciekawe, czy się ożenił. Viktor ani słowem nie wspomniał o pani Claydon. Zirytowana tą myślą zamknęła album, wsunęła go do teczki z dokumentami i rzuciła ją na tylne siedzenie. Oparła się o zagłówek i udawała, że drzemie. Nie umiała przewidzieć, jak James zareaguje na spotkanie po latach. Miała nadzieję, że przeważy charakterystyczna dla jego sfery powściągliwość. Alicja zamierzała jak najszybciej spotkać się z nim w cztery oczy, zanim dołączy do nich Viktor. Trzeba zapowiedzieć Jamesowi, żeby nie ważył się wspominać o przebrzmiałym romansie. Mimo niechęci musiała przyznać, że James należał do dyskretnych mężczyzn, a poza tym nigdy nie obiecywał jej małżeństwa. To ona łudziła się i marzyła o niemożliwym, niczym naiwna nastolatka... Ilekroć wspominała decydującą rozmowę, odczuwała silne upokorzenie. Gdy zaczęła mówić o małżeństwie, na twarzy Jamesa ujrzała wyraz kompletnego zaskoczenia. Przepraszającym tonem wytłumaczył, że nie chce wiązać się na stałe, że bardzo ją lubi, że spędzili razem wiele miłych chwil... Z trudem dobierał słowa, bo nie chciał jej urazić. Nie wspomniał ani słowem, że ich małżeństwo byłoby zwykłym mezaliansem. Pogrążona w przykrych rozmyślaniach słyszała jak przez mgłę gniewne mamrotanie Viktora. R S

- 23 - - Co się dzieje, do jasnej cholery! - krzyknął. Opamiętała się natychmiast i usiadła wyprostowana. - Alicjo, na miłość boską, zadałem ci pytanie! Masz na kolanach mapę, więc może raczysz sprawdzić, w którym miejscu należy zjechać z autostrady. - Przepraszam. - Zerknęła na wyznaczoną trasę, ale nie miała pojęcia, gdzie się znajdują. Wystarczyło kilka pytań, na które Viktor odpowiedział chłodno, aczkolwiek uprzejmie, by ustaliła, którędy trzeba jechać. Była na siebie wściekła z powodu niezrozumiałego roztargnienia. W pracy, niezależnie od sytuacji, zawsze potrafiła się skupić. Wystarczyło, by szef raz wydał polecenie, a wykonywała wszystko szybko i bez zarzutu. Do tej pory nie popadała przy nim w roztargnienie i nie myślała o bzdurach. - Posłuchaj - zaczął, gdy lekko drżącym głosem podała niezbędne informacje. - Nie wiem, co przeżyłaś przed wyjazdem z rodzinnego miasteczka, ale to już przeszłość. Zrób mi tę przysługę, zapomnij o dawnych urazach i przyłóż się do pracy, jak należy, zgoda? - Naturalnie - odparła natychmiast. - Muszę przyznać, że bardzo przeżywam ten powrót. W końcu minęło kilka dobrych lat. - Nie wyglądasz na uradowaną, więc pewnie stąd uciekłaś, żeby uwolnić się od przykrych wspomnień. Alicja postanowiła mieć się na baczności, bo wiedziała, że Viktor Temple rzadko daje za wygraną. Był ostatnią osobą, której zwierzyłaby się z kłopotów. Obserwowała go kątem oka, mimo woli próbując odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu jest całkowicie odporna na jego męski urok, który zniewala inne kobiety. Bogu dzięki, ona nie uległa takiemu zauroczeniu. Romans z Jamesem był życiową pomyłką, ale gdyby związała się z człowiekiem takim jak Viktor Temple, za chwilę szaleństwa zapłaciłaby o wiele wyższą cenę. Nerwowo oblizała wargi, trochę speszona dziwnymi rozważaniami. - Na pewno dawno wyprowadził się z miasteczka - usłyszała jego głos. - Kto? R S

- 24 - - Mężczyzna, z którym romansowałaś, twój pracodawca - mruknął. Było dla niej oczywiste, że blefuje i strzela na oślep. Otworzyła usta, żeby gwałtownie zaprzeczyć... i nagle zmieniła zamiar. Niech mu się wydaje, że odgadł prawdę. Taka sytuacja bardzo jej odpowiadała. - Nawiasem mówiąc, nie potrafię sobie wyobrazić, jak tracisz głowę dla faceta i ogarnięta namiętnością rzucasz się w jego ramiona - stwierdził zamyślony i nieco ubawiony. Popatrzył na nią, a ich oczy spotkały się na moment. Z tajemniczym uśmiechem odwrócił głowę. - Ile czasu zamierza pan poświęcić na przygotowanie kampanii reklamowej? - Zmiana tematu, Alicjo? Tak nagle? Żadnej subtelności! - W jego głosie usłyszała jawne rozbawienie i to ją wyprowadziło z równowagi... Tak samo jak podczas niedawnej rozmowy o mieszkaniu! Zaszufladkował ją! Była dla niego kostyczną starą panną, z którą nikt się nie chce umówić. - Nie zamierzam z panem rozmawiać o moim prywatnym życiu. - Czy w ogóle komuś się zwierzasz? Powinnaś, bo to korzystnie wpływa na zdrowie psychiczne. Zapytam wprost: Masz kogoś, Alicjo? - Nie i jestem z tego bardzo zadowolona. - Czyżby? - Nie ukrywał, że ta rozmowa sprawia mu przyjemność. Świadczył o tym jego ton. - Chyba wszystkie kobiety pragną wyjść za mąż, rodzić dzieci i chronić ognisko domowe, jak to się ładnie mówi. Alicja omal się nie skrzywiła, ale natychmiast zapanowała nad mimiką. - W takim razie ma pan dużo szczęścia, wyławiając z tłumu nieliczne wyjątki spragnione jedynie zabawy i wolnej miłości, prawda? - odgryzła się i natychmiast ogarnął ją strach. Jak mogła pozwolić sobie na tak arogancką odpowiedź! - O co ci chodzi, do diabła? - Mniejsza z tym - odparła skwapliwie. - Zmieńmy temat. - O nie, moja droga! Domagam się wyjaśnień. R S