Cathy Williams
Niebo nad Szkocją
Tłumaczenie:
Natalia Wiśniewska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Co ty tutaj robisz? – Roberto Falcone spojrzał na swojego syna, stając
w drzwiach niczym ochroniarz blokujący wejście do klubu. – Przecież ci mówiłem,
żebyś się nie fatygował.
Alessandro poczuł się tak samo jak zawsze w tych nielicznych chwilach, kiedy
spotykał się z ojcem w jego firmie. Wtedy jednak wymieniali uprzejmości, których
zabrakło tym razem. Zrozumiał, że czeka go ciężki weekend. Musieli przetrwać go
razem. Nie było innego wyjścia.
– Wpuścisz mnie czy będziemy rozmawiać na progu? Jeśli mam tkwić na dworze,
przyniosę sobie płaszcz z samochodu. Nie chciałbym zamarznąć.
– Nie da się zamarznąć przy tej temperaturze.
Alessandro nie zamierzał się sprzeczać. Chociaż Roberto Falcone miał osiemdzie-
siątkę na karku, nie dało się go nazwać pokornym staruszkiem. Nigdy niczego nie
oddawał bez walki. Musiał mieć ostatnie słowo w każdej sprawie, nawet tak błahej
jak pogoda. Dorastał w Szkocji, gdzie śnieżyce nie należały do rzadkości, i dlatego
uważał, że mężczyzna może brnąć w zaspach śnieżnych półnagi i bosy. A swojego
syna miał za mięczaka, zmuszonego podkręcać ogrzewanie za każdym razem, kiedy
słońce skryje się za chmurami. Właśnie z tego powodu Alessandro ograniczał wizyty
u niego do minimum.
– Tak czy inaczej, pójdę po płaszcz.
– Daruj sobie. Skoro już przyleciałeś, nie mam wyboru i muszę cię wpuścić. Jeśli
jednak myślisz, że przekonasz mnie do powrotu do Londynu, lepiej od razu daj sobie
spokój. Nie zamierzam stąd wyjeżdżać – powiedział z naciskiem starszy mężczyzna.
– Porozmawiamy w środku. A tak w ogóle, dlaczego sam otwierasz drzwi? Gdzie
się podziewa Fergus?
– Każdy ma prawo do wolnego weekendu.
– Pół roku temu miałeś wylew i złamałeś biodro. Nie możesz być sam.
Chociaż ojciec się skrzywił, Alessandro nie zamierzał ustąpić. Musiał zadbać
o jego zdrowie i właśnie dlatego zamierzał zabrać go do Londynu. Roberto nie mógł
mieszkać całkiem sam w tej ogromnej rezydencji, nawet jeśli nadal było go stać na
opłacanie całej armii pracowników, którzy zajmowali się nie tylko domem, ale także
ogromnym terenem, na którym go wzniesiono. Nie pozwalał na to jego stan zdro-
wia, nawet jeśli starszy mężczyzna nie chciał się do tego przyznać.
– Pójdę po torbę i zaraz dołączę do ciebie w salonie. Mam nadzieję, że nie dałeś
wolnego całemu personelowi? Płacisz im tyle, że powinni być gotowi na każde twoje
skinienie.
– Możesz się rządzić w swojej londyńskiej posiadłości – skwitował Roberto. – Ale
to jest mój dom i ja tutaj o wszystkim decyduję.
– Posłuchaj, nie zamierzam marnować weekendu na słowne potyczki – zirytował
się Alessandro, po czym westchnął ciężko, przyglądając się ojcu. Mimo słusznego
wieku nadal prezentował się imponująco. Mierzył sto osiemdziesiąt centymetrów
i był niewiele niższy od syna. Jego siwe włosy pięknie podkreślały ciemne oczy. Jedy-
ną oznaką słabego zdrowia była laska, na której się wspierał.
– Freya została w domu. Jedzenie czeka w kuchni, gdzie znajdziesz także mnie.
Gdybyś uprzedził o swoim przyjeździe, poprosiłbym ją, żeby przygotowała coś bar-
dziej wykwintnego. Skoro jednak pojawiasz się bez zapowiedzi, musisz się zadowo-
lić tym, co jest.
– Przecież wiedziałeś, że przyjadę – zauważył Alessandro, panując nad głosem.
Nagły podmuch wiatru odgarnął kilka kosmyków z jego twarzy. – Wysłałem ci mejl.
– W takim razie musiałem o tym zapomnieć.
Zaciskając zęby, Alessandro patrzył, jak ojciec odwraca się do niego plecami i od-
chodzi. Wiedział, że przeprowadzka ojca do Londynu będzie ogromnym wyzwaniem
dla nich obu. Niewiele ich łączyło. Nie mieli nawet wspólnych tematów do rozmowy.
Tak czy inaczej, los zadecydował za nich.
Byli zdani na siebie. Nie mieli bowiem innych krewnych. Alessandro był jedynym
dzieckiem Roberta Falcone, który jednak nigdy nie poświęcał mu wiele uwagi. Jako
siedmioletni chłopiec został posłany do szkoły z internatem, a podczas krótkich po-
bytów w domu mógł liczyć na zainteresowanie głównie ze strony opiekunek i innych
pracowników posiadłości. Tak naprawdę ojca widywał jedynie na kolacjach, podczas
których zajmowali miejsca po przeciwległych stronach bardzo długiego stołu.
Kiedy Alessandro dorósł, zrezygnował z prób przypodobania się ojcu na każdym
kroku. Przestał się także zastanawiać, dlaczego ojciec traktował go chłodno i czy to
mogłoby się zmienić, gdyby tamten ożenił się ponownie po śmierci Muriel Falcone.
Co więcej, zaczął głośno wypowiadać własne zdanie, którego później zaciekle bro-
nił.
I także tym razem nie zamierzał ustępować. Przerzucił torbę przez ramię i za-
trzasnął bagażnik czarnego SUV-a, rozmyślając o tym, że będzie musiał znaleźć
ojcu jakieś zajęcie, które pozwoli mu zapomnieć o szkockiej posiadłości i przywyk-
nąć do nowego mieszkania, które dla niego kupił.
Kiedy przekraczał próg Standeth House, uznał, że niewiele się tutaj zmieniło.
W całej rezydencji nadal panowała chłodna, nieprzyjazna atmosfera. Mimo to doce-
niał jej architektoniczny kunszt. Jego ojciec nigdy nie szczędził pieniędzy na nie-
zbędne naprawy i renowację budynku. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ nie tyl-
ko pochodził z zamożnej rodziny, ale także odnosił sukcesy w życiu zawodowym.
Alessandro znalazł go w kuchni.
– Mówiłeś, że Freya zajmie się przygotowaniem posiłku – mruknął, rozglądając
się po pustym pomieszczeniu.
Roberto zerknął na syna spod siwych, krzaczastych brwi.
– Wyszła o czwartej, ale zostawiła jedzenie na kuchence. Wszystko jest ciepłe. –
Nałożył sobie na talerz sporą porcję łososia z ziemniakami, po czym dodał: – Jej
pies zachorował i musiała go zabrać do weterynarza. No cóż… takie życie. I zanim
zaczniesz przekonywać mnie do wyjazdu do Londynu, zjedzmy w spokoju i porozma-
wiajmy o czymś innym. Nie widzieliśmy się od kilku miesięcy. Na pewno w twoim ży-
ciu wydarzyło się coś w tym czasie.
– W pracy wszystko układa się dobrze – odparł Alessandro, podejrzliwie przyglą-
dając się rybie. Freya, która gotowała dla jego ojca od ponad piętnastu lat, nie mo-
gła się pochwalić talentem kulinarnym, a jej potrawom często brakowało smaku. –
Kupiłem nieduże wydawnictwo i trzy hotele w Stanach Zjednoczonych. Przyznaję,
że to miła odmiana po branży telekomunikacyjnej i komputerowej.
Mimo że pochodził z bardzo bogatej rodziny, uczył się w najdroższych szkołach
i dostawał kieszonkowe przewyższające niejedną pensję, Alessandro nie uszczknął
nic z rodzinnej fortuny, kiedy wszedł w dorosłe życie. Doskonale zdawał sobie bo-
wiem sprawę, że w sprawach zawodowych nie może liczyć na wsparcie surowego
ojca.
Roberto nigdy nie zaproponował mu posady w swoim imperium. W efekcie
wszystko, co osiągnął, zawdzięczał wyłącznie sobie. Po studiach, które ukończył
z najlepszym wynikiem na roku, zaczął tworzyć własną firmę i odniósł sukces.
– Ciągle spotykasz się z tą głupią gęsią, którą ostatnio tutaj przywiozłeś? Zacho-
wywała się tak, jakby nigdy wcześniej nie widziała błota. Nie chciała nawet space-
rować po ogrodzie z obawy, że jej niebotyczne obcasy ugrzęzną w mokrej po desz-
czu ziemi. – Starszy mężczyzna zarechotał.
– Nazywała się Sophia – syknął Alessandro. Chociaż jego ostatnia partnerka rze-
czywiście nie grzeszyła inteligencją, nie lubił, kiedy ojciec go krytykował.
Musiał jednak przyznać, że w kobietach nie interesowało go nic prócz ładnej buzi
i długich nóg. Nie zamierzał wiązać się na dłużej ani tym bardziej zakładać rodziny.
Dlatego też przelotne znajomości z niezbyt mądrymi pięknościami w zupełności go
satysfakcjonowały.
– Właśnie, Sophia… Naprawdę ładniutka z tą burzą loków i zadartym noskiem.
Nie było jednak sensu zaczynać z nią rozmowy na jakikolwiek temat. Przypusz-
czam, że tobie to nie przeszkadzało. Dlaczego jej z tobą nie ma?
– Rozstaliśmy się.
– Oczywiście – mruknął Roberto, odsuwając na bok pusty talerz. – W dużych mia-
stach, takich jak Londyn, aż się roi od ludzi ostrzących sobie pazury na cudze pie-
niądze. Między innymi dlatego nie zamierzam się tam przeprowadzać. Lepiej więc
wynajmij to mieszkanie, które dla mnie kupiłeś.
– W Londynie mieszkają najróżniejsi ludzie – odparł Alessandro, zastanawiając
się, czy jego ojciec ma przyjaciół. Przez lata poznał ledwie kilka osób, z którymi Ro-
berto utrzymywał stosunki towarzyskie. Ostatnio jednak w ogóle nie wychodził
z domu i nie widywał się z nikim poza pracownikami dbającymi o jego posiadłość. –
Większość z nich ma więcej do powiedzenia niż to, jak zmieniła się pogoda i jakie są
nowe sposoby połowu łososia. A tak na marginesie, Freya nie poczyniła postępów
w sztuce kulinarnej…
– Prostemu człowiekowi wystarczy proste jedzenie – stwierdził oschle Roberto. –
Gdybym chciał skosztować wykwintnej kuchni, zatrudniłbym jednego z tych sław-
nych kucharzy z telewizji, używając przypraw, o których nikt nigdy nie słyszał.
Alessandro uśmiechnął się z przekąsem. Szybko jednak uzmysłowił sobie, że od-
biegli od głównego tematu rozmowy i spochmurniał.
– Mam jeszcze trochę pracy – oświadczył, spoglądając na zegarek.
– Przecież nikt cię nie zatrzymuje – odparł Roberto, wskazując ręką drzwi.
– Idziesz spać?
– Jeszcze nie. Może wybiorę się na spacer, żeby się nacieszyć otwartą przestrze-
nią, zanim zamkniesz mnie w ciasnym mieszkaniu w Londynie.
– Freya będzie jutro w pracy? – zapytał spokojnie, ponieważ nie zamierzał dać się
sprowokować. – Pytam, bo jeśli nie zamierza się pojawić, zrobię jutro zakupy, żeby
niczego nie zabrakło nam przez weekend.
– Sam umiem o siebie zadbać – burknął jego ojciec. – Poza tym jeśli Freya nie bę-
dzie mogła jutro przyjść, na pewno przyśle kogoś w zastępstwie. Czasami tak robi.
– Czy ta kobieta jest niepoważna? – Alessandro spiorunował ojca wzrokiem. – Pła-
cisz jej istną fortunę, a ona nie potrafi nawet wywiązać się ze swoich obowiązków?
– To moje pieniądze i ja decyduję o tym, na co je wydaję! I jeśli zapragnę zapłacić
jakiejś kobiecie, żeby co weekend przychodziła tutaj tańczyć na stole, to nic ci do
tego!
Alessandro westchnął zrezygnowany.
– Jak sobie chcesz. Zostawiam naczynia w zlewie dla tej osoby, która przyjdzie ju-
tro do pomocy. Idę popracować. Mogę skorzystać z twojego gabinetu?
– Jest twój – odparł Roberto, nie zaszczycając syna choćby jednym spojrzeniem.
Laura Reid wsiadła na rower i pospiesznie ruszyła spod domu, w którym mieszka-
ła razem z babcią. Była już czterdzieści pięć minut spóźniona. Życie w tym miejscu
toczyło się całkiem innym rytmem, niż była przyzwyczajona. I chociaż od jej prze-
prowadzki minęło już półtora roku, nadal nie mogła przywyknąć.
Chwilowo miała dom tylko dla siebie, ponieważ babcia wyjechała do swojej sio-
stry w Glasgow. Regularnie odwiedzali ją przyjaciele, którzy najwyraźniej sądzili,
że nie potrafi sama o siebie zadbać. Kiedy jej nie nachodzili, wciąż wydzwaniali. Py-
tali, czy dobrze się odżywia albo czy pamięta, że zmieniono porę wywożenia śmieci.
Upewniali się, że ma suche drewno do palenia w kominku i że na noc zamyka drzwi
na klucz. Traktowali ją jak małą dziewczynkę.
Jako młoda dziewczyna wyjechała stąd do Londynu, gdzie została asystentką dy-
rektora jednej z wiodących firm telekomunikacyjnych. Praca w prężnie rozwijającej
się firmie sprawiała jej wiele przyjemności i dawała poczucie satysfakcji. Poza tym
poznawała zalety życia w dużym mieście. Poznała nowych znajomych i nie żałowała
decyzji o wyprowadzce z rodzinnej miejscowości.
Po dwóch latach poznała cudownego mężczyznę, który wydawał jej się tak innych
od wszystkich, z którymi wcześniej miała do czynienia. Zakochała się w nim bez pa-
mięci. Problem polegał na tym, że należał do kadry kierowniczej firmy. Niedawno
przyjechał z Nowego Jorku i traf chciał, że zwrócił uwagę właśnie na nią.
Był przystojnym trzydziestoczteroletnim blondynem z dołeczkami w policzkach,
które tak się jej podobały. Oczarował Laurę tak bardzo, że nie dostrzegła żadnych
znaków ostrzegawczych. Nie miała mu za złe, że nie spędzali razem weekendów.
Rozumiała, że musiał odwiedzać swojego schorowanego ojca gdzieś w New Forest.
Nie protestowała także wtedy, kiedy poprosił, żeby do niego nie dzwoniła.
– Nigdy nie ma właściwej pory na telefon – żartował często. – Mogę robić zakupy,
kiedy do mnie zadzwonisz, nieść siatki, udzielać komuś pierwszej pomocy w metrze
albo brać prysznic. Pozwól więc, że to ja będę dzwonił do ciebie.
Spotykali się przez okrągły rok, aż pewnego dnia spotkała go na ulicy. Spacerował
w towarzystwie blondynki, która prowadziła wózek z uśmiechniętym maluchem.
Wtedy zrozumiała, że dała się oszukać. Zakochała się w żonatym mężczyźnie.
Czym prędzej złożyła wypowiedzenie w firmie i wyjechała z Londynu, przekonana,
że postępuje słusznie. Chociaż posada asystentki dyrektora wiązała się z wysoką
pensją, to praca nauczycielki, którą podjęła w rodzinnej miejscowości, dawała jej
dużo większą satysfakcję. Poza tym dostała nauczkę i obiecała sobie, że nigdy wię-
cej nie będzie się interesowała mężczyznami spoza swojej ligi.
W ten pochmurny sobotni poranek chłodny wiatr smagał jej twarz i targał ubra-
nie, jakby chciał zerwać z niej kurtkę przeciwdeszczową. Zerknęła przez ramię na
znikające w oddali miasteczko, zanim ponownie skupiła uwagę na drodze. Przed nią
rozpościerał się typowy wiejski krajobraz. Na całym świecie nie było kraju piękniej-
szego od Szkocji ani takiego miejsca, w którym mogłaby się rozkoszować ciszą i bo-
gactwem przyrody. Zamieszkała w tej okolicy zaraz po śmierci rodziców, kiedy mia-
ła siedem lat, i bardzo szybko pokochała ją całym sercem.
Wjechała na szczyt wzniesienia i przystanęła na moment, żeby się rozejrzeć. Wi-
dok pól i sadów napawał ją spokojem. W oddali majaczył wjazd do posiadłości Ro-
berta. Niespiesznie skierowała się na podjazd prowadzący pod same drzwi rezy-
dencji.
Zdziwiła się na widok SUV-a zaparkowanego nieopodal wejścia. Wpatrując się
w samochód, zsiadła z roweru. Roberto rzadko miewał gości. Oczywiście spotykał
się ze swoimi przyjaciółmi z miasteczka. Bardzo lubił między innymi jej babcię,
z którą łączyły go bliskie stosunki. Pojawiał się także na imprezach organizowanych
dla seniorów. Ale to czarne auto na pewno nie należało do żadnego z mieszkańców
pobliskiej miejscowości.
Nagle dotarło do niej, kim mógł być jego właściciel. Chociaż nigdy nie poznała
syna Roberta, miała o nim nie najlepsze zdanie. Z bijącym sercem oparła rower
o ścianę budynku, po czym nacisnęła dzwonek.
Alessandro zaklął pod nosem, kiedy usłyszał ciche brzęczenie. Siedział w gabine-
cie ojca, gdzie próbował pracować od śniadania. Jak dotąd w domu nie pojawili się
żadni pracownicy Roberta, więc wszystko musiał robić sam.
Energicznym krokiem ruszył do drzwi frontowych. Jednak kiedy otworzył je na
oścież, całkiem osłupiał. Na dworze stała drobna dziewczyna przypominająca kup-
kę nieszczęścia. Miała najbardziej zielone oczy, jakie w życiu widział.
– Najwyższa pora.
– Słucham? – zapytała zdumiona Laura, która spodziewała się ujrzeć Roberta,
a nie tego niezwykle przystojnego mężczyznę w sile wieku.
Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tego człowieka. Z opowieści Roberta wywnio-
skowała, że to niski, napuszony brzydal, który nigdy w życiu nie wyściubił nosa
z Londynu. Tymczasem stał przed nią sam Adonis. Nigdy wcześniej nie widziała tak
pięknego mężczyzny. Chociaż był ubrany w zwykłą czarną koszulkę i czarne dżinsy,
prezentował się oszałamiająco.
– Napatrzyłaś się już? – rzucił lodowatym głosem, zawstydzając Laurę. – Jeśli tak,
to może wejdziesz do środka i zabierzesz się do pracy, za którą ci płacą.
– Słucham? – powtórzyła młoda kobieta, mrugając powiekami.
Alessandro nie zamierzał jednak udzielać żadnych wyjaśnień. Odwrócił się tylko
i ruszył przodem, a ona podreptała za nim. Wpatrywała się w jego plecy, czując na-
rastającą wściekłość.
– Co się tutaj dzieje? – zapytała po chwili.
– Co się tutaj dzieje? – odparł mężczyzna, spoglądając na nią. – Trzeba posprzą-
tać w kuchni. To chyba należy do twoich obowiązków? Ale popraw mnie, jeśli się
mylę. Rozumiem, że Freya musiała się zaopiekować chorym psem, ale to, że przy-
słała zastępstwo dopiero dzisiaj o dziesiątej, jest naprawdę karygodne!
Spokojna z natury Laura zagotowała się z gniewu. Krzyżując ręce na piersi, spio-
runowała swojego rozmówcę wzrokiem.
– Skoro kuchnia wymaga posprzątania, to czemu sam się tym nie zająłeś?
– Udam, że tego nie słyszałem.
– Gdzie Roberto?
– Po co ci Roberto? Żeby opowiedzieć mu łzawą historyjkę o kuzynie psa, który
zachorował, bo deszcz padał na niego pod złym kątem? Wolne żarty! Powinnaś była
zacząć pracę o ósmej. Spóźniłaś się dwie godziny. Nie jestem taki miękki jak mój oj-
ciec i na pewno nie puszczę tego płazem.
– Czy to groźba?
– Raczej oświadczenie. Bądź szczęśliwa, że nie wyrzuciłem cię za drzwi.
– Dość tego! Chcę się widzieć z Robertem!
Alessandro przyjrzał jej się, mrużąc oczy. Nie przypominał sobie, żeby Freya kie-
dykolwiek zwracała się do jego ojca po imieniu, tak jak to robiła ta dziewczyna.
Okrążył ją wolno, niczym drapieżnik swoją ofiarę, po czym ponownie stanął przed
nią.
– Interesujące – mruknął.
– Co takiego? – Laura zrobiła krok w tył, ponieważ czuła się nieswojo, stojąc tuż
obok tego nieziemsko seksownego mężczyzny.
– To interesujące, że mój ojciec zatrudnił kogoś, kto zwraca się do niego po imie-
niu.
– Chyba nie nadążam…
– Młoda, atrakcyjna dziewczyna pracująca dla starszego, bogatego mężczyzny…
Jestem całkiem niezły w dodawaniu, a to, co wychodzi z tego równania, wcale mi się
nie podoba.
Laura zbladła.
– Czy ty sugerujesz…?
– Na litość boską, mogłabyś być jego wnuczką! Ile ty masz lat? Dwadzieścia dwa?
Dobrze, że pojawiłem się w porę i zobaczyłem, co się tutaj dzieje.
– Po pierwsze mam dwadzieścia sześć lat – uściśliła dziewczyna. – A po drugie nie
pracuję tutaj jako sprzątaczka.
– Czyżby? – Alessandro ściągnął brwi. Bez względu na to, kim była ta kobieta,
musiał przyznać, że jego ojciec miał niezły gust. Chociaż nie przypominała modelek,
z którymi czasem się umawiał, nie wyrzuciłby jej z łóżka w zimną, deszczową noc.
Powiódł spojrzeniem po jej urodziwej twarzy. Poza niezwykle zielonymi oczami,
miała jedwabiście gładką cerę, zgrabny nos i zmysłowe usta. Nic dziwnego, że zdo-
łała zauroczyć jego ojca i wkraść się w jego łaski.
– Może wyjaśnisz mi w takim razie, co cię łączy z moim ojcem – poprosił, świdru-
jąc ją wzrokiem.
– Nazywam się Laura i przyjaźnię się z Robertem. Wiedziałbyś o tym, gdybyś zro-
bił, o co prosiłam, i poszedł po niego.
– W porządku, zaraz po niego pójdę – odparł Alessandro stanowczym głosem. –
Ale najpierw utniemy sobie pogawędkę. Może więc zajmiesz miejsce przy stole,
Lauro, i opowiesz mi o sobie coś więcej. Chciałbym cię lepiej poznać.
Uśmiechnął się do niej seksownie, potęgując jej złość i zakłopotanie.
– Dobrze. – Ona także miała mu co nieco do powiedzenia. – Potem jednak spo-
tkam się z Robertem.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Widzę, że wiesz, kim jestem – powiedział Alessandro. Sytuacja robiła się coraz
ciekawsza, a on nadal nie wiedział, z kim ma do czynienia. Jeśli ta dziewczyna na-
prawdę przyjaźniła się z jego ojcem, to musiała to być szczególna znajomość, skoro
Roberto Falcone nie należał do najwylewniejszych ludzi, jakich znał jego syn.
– Oczywiście, że wiem. Jesteś synem Roberta. Tym samym, który przyjeżdża do
Szkocji tylko wtedy, kiedy musi.
Alessandro zmieszał się nieznacznie.
– Mój ojciec tak powiedział?
– Nie musiał. Zawsze, kiedy chcesz się z nim spotkać, fatygujesz go do Londynu,
zamiast po prostu się tutaj pojawić. Kiedy ostatnio zaszczyciłeś go swoją obecno-
ścią?
– Skąd znasz mojego ojca? – uciął Alessandro, próbując przywołać ją do porządku.
Im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej nie mógł zrozumieć, dlaczego uznał ją za
sprzątaczkę. W niczym nie przypominała pracowników Roberta, a do tego była
ogromnie uparta i butna.
Zanim zajął miejsce przy stole naprzeciwko niej, zwrócił uwagę na jej zgrabną
sylwetkę, którą wcześniej zasłaniała obszerna kurtka.
– To nie jest rozmowa, tylko przesłuchanie. Nie pozwolę się tak traktować. Przy-
jechałam zapytać Roberta, czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu. Gdybym wiedziała,
że cię tutaj zastanę, zmieniłabym plany. Nic o mnie nie wiesz, a sądzisz, że możesz
mnie oceniać. Ani trochę mi to nie odpowiada – warknęła, czerwona na twarzy.
– Mało mnie obchodzi, co ci odpowiada – odparł chłodno. – Dbam o interesy moje-
go ojca, więc interesują mnie także jego „przyjaciele”. Odpowiedz na moje pytania
i będziemy to mieli z głowy. Oczywiście możesz się też dalej wściekać, ale to nicze-
go nie zmieni.
– Wcale się nie wściekam!
– Jak długo znasz mojego ojca?
Sfrustrowana Laura przeczesała palcami swoje długie włosy. Na ten widok zapar-
ło mu dech w piersi. Musiał odwrócić od niej wzrok, żeby się uspokoić.
– Od kilku lat – odparła niechętnie, gdy tylko uznała, że Alessandro nie da jej spo-
koju, dopóki nie pozna interesujących go odpowiedzi. Poczuła nawet dla niego cień
zrozumienia. Bądź co bądź, jego ojciec był zamożnym człowiekiem i z pewnością
mógł się stać łakomym kąskiem dla niejednej naciągaczki.
– Od kilku lat – powtórzył, marszcząc czoło. Był pewien, że mówiła prawdę. Potra-
fił to wyczytać z jej twarzy. Nie rozumiał tylko, dlaczego nie miał pojęcia o jej istnie-
niu ani nawet o niej nie słyszał.
– Zanim wyjechałam do Londynu, podobnie jak twój ojciec, należałam do kółka
ogrodniczego. Oboje uwielbiamy rośliny… i szachy. Odkąd wróciłam, spotykamy się
raz czy dwa razy w tygodniu, żeby rozegrać partyjkę. Roberto jest genialnym sza-
chistą.
– Chcesz mi wmówić, że spotykasz się z moim ojcem, bo oboje interesujecie się
szachami i ogrodnictwem?
– Ogrodnictwo to za mało powiedziane. Kochamy ten dreszcz emocji, który towa-
rzyszy krzyżowaniu gatunków… – Napotkała jego puste spojrzenie. – Pewnie tam,
gdzie mieszkasz, nie ma ani jednej rośliny. Roberto wspominał o twoim mieszkaniu
w bloku.
– W apartamentowcu – poprawił ją Alessandro. – I tak, nie ma tam ani jednej rośli-
ny.
– Ale na pewno też masz jakieś hobby i rozumiesz, że może łączyć ludzi.
– Mam swoją pracę – odparł zwięźle. – I czasem… – Uśmiechnął się drapieżnie. –
Czasem lubię się zabawić. Chyba można uznać te dwie rzeczy za moje hobby.
Laura się zaczerwieniła.
– Zabawić? – powtórzyła mechanicznie, spuszczając wzrok.
– Mhm. I jestem w tym naprawdę niezły.
Zamrugała, po czym potrząsnęła głową.
– Rozumiem. Z kolei twój ojciec uwielbia szachy, rośliny i różne inne rzeczy. Oczy-
wiście po udarze musi bardziej na siebie uważać, ale jestem pewna, że wkrótce od-
zyska pełnię sił.
– Jakie inne rzeczy? – zainteresował się Alessandro.
Laura wzruszyła ramionami.
– Nic niezwykłego – odparła wymijająco. – Najważniejsze, że znów może zajmo-
wać się tym, co go cieszy. Możesz więc spokojnie wrócić do Londynu ze świadomo-
ścią, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie musisz tutaj przyjeżdżać ani
sprawdzać jego pracowników i przyjaciół. Możesz przestać zawracać sobie głowę
zwolnieniami, obniżką wynagrodzeń, czy co tam jeszcze uznasz za istotne…
Alessandro przyglądał się z zaciekawieniem tej drobnej kobiecie, która przema-
wiała z coraz większą werwą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał okazję skonfronto-
wać się z tak bezczelną osóbką.
– Zanim przejdziemy do sedna, chciałbym, żebyś wyjaśniła mi coś jeszcze – powie-
dział, rozsiadając się wygodnie na krześle.
– A co konkretnie? – Laurę zaniepokoił jego wyraz twarzy przywodzący na myśl
wygłodniałe zwierzę.
– Dlaczego przeprowadziłaś się z Londynu do tego… – Rozejrzał się wokół, jakby
szukał natchnienia. – Zaścianka?
Zirytowana Laura zrobiła kilka głębokich wdechów. Nie zamierzała się dać spro-
wokować przez tego aroganckiego człowieka.
– Gdybyś poświęcił choć trochę czasu na poznanie okolicy, wiedziałbyś, że to jed-
no z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Znajdziesz tutaj wszystko, co oferuje Szko-
cja: zamki, jeziora, rzeki, zatoki, góry i spokój.
– Czy to znaczy, że zamierzasz pokazać mi te wszystkie wspaniałości?
– W żadnym razie!
Alessandro roześmiał się głośno.
– Szkoda. Taka wycieczka z osobistą przewodniczką być może przekonałaby mnie
do uroków tego miejsca. No, ale skupmy się na tobie. Więc przeprowadziłaś się tu-
taj z powodu zamków, jezior i spokoju?
Laura nie zamierzała wyjawiać mu prawdy.
– Po części – odparła wymijająco. – Poza tym chciałam się zaopiekować swoją
babcią.
– Jest poważnie chora?
– Miewa zawroty głowy i problemy z utrzymaniem równowagi. Mieszka sama,
dlatego postanowiłam się do niej wprowadzić. – Wyjrzała przez okno tęsknym wzro-
kiem. – Była przy mnie, kiedy straciłam rodziców. Teraz mogę się jej odwdzięczyć.
Alessandro pomyślał, że pod pewnymi względami byli do siebie bardzo podobni.
W końcu on także pragnął zaopiekować się ojcem. W Londynie mógł mu zapewnić
najlepszą opiekę. Nalegał na przeprowadzkę wyłącznie z uwagi na jego dobro.
– Czym się zajmowałaś w Londynie? – Tak naprawdę wcale go to nie interesowa-
ło. Próbował jedynie ustalić, jakie intencje kierowały tą dziewczyną.
– Pracowałam jako asystentka dyrektora.
– W jakiej firmie?
– A jakie to ma znaczenie?! – warknęła, w przypływie gniewu. Właściwie nie była
pewna, dlaczego nie chce podać mu nazwy firmy. Czy chodziło o Colina? O ból, któ-
ry jej zadał? O wstyd, że tak długo pozwoliła mu wodzić się za nos?
– Nie widzę nic dziwnego w tym, że chcę jak najlepiej poznać przyjaciółkę mojego
ojca. Interesuje mnie wszystko, co jest z nim związane.
– Naprawdę? Odniosłam całkiem inne wrażenie. Jeśli rzeczywiście jego los leży ci
na sercu, to dlaczego nie przyjeżdżałeś, żeby razem z nami uczestniczyć w różnych
wydarzeniach?
– Jakich wydarzeniach?
– No wiesz… My, wieśniacy, uwielbiamy organizować potańcówki w stodole co
najmniej raz w miesiącu. A raz do roku pieczemy świniaka na polu, podziwiając
piękno i spokój wsi.
Alessandro kolejny raz wybuchnął śmiechem. Ta kobieta była nie tylko seksowna
i ładna, ale także zuchwała, wygadana i zabawna.
– Preferuję tańce w londyńskich stodołach – odparł ironicznie.
Laura z trudem powstrzymała uśmiech.
– Dobrze, że odwiedzasz Roberta – przyznała niechętnie. – Rozumiem, że się
o niego martwisz, ale naprawdę nie musisz. Zaglądam do niego codziennie po pracy.
– Pracujesz? Czyżbyś znalazła posadę asystentki dyrektora tutaj? – Alessandro
nie miał pojęcia, czy w takich małych miejscowościach działały jakiekolwiek firmy.
On sam na pewno nie założyłby tutaj siedziby własnej korporacji.
– Nic podobnego. Zrozumiałam, co chcę robić w życiu.
– A konkretnie?
– Po powrocie z Londynu znalazłam pracę w tutejszej szkole podstawowej. Uczę
dzieciaki i czuję się spełniona.
– Więc jesteś nauczycielką.
– Godziny pracy mi odpowiadają, nie wspominając o wolnych świętach i prze-
rwach wakacyjnych. I podoba mi się to, że ze wszystkimi mam dobry kontakt. –
Laura nie wstydziła się swojej pracy. Mimo to nie mogła się oprzeć wrażeniu, że
jemu wydawała się nudna. – Może tego nie zrozumiesz, ale nie każdy marzy
o mieszkaniu w wielkim mieście i zarabianiu milionów.
– Chcesz mi wmówić, że po tym, jak mieszkałaś i pracowałaś w Londynie, speł-
niasz się jako nauczycielka w wiejskiej szkole?
– Zmęczył mnie wyścig szczurów – odparła zwięźle.
– Nie jesteś trochę za młoda na takie kwestie? Zwykle zgorzknienie pojawia się
po czterdziestce. – Alessandro przyjrzał się uważnie swojej rozmówczyni. Odnosił
wrażenie, że coś przed nim ukrywa.
– Proponuję zakończyć to przesłuchanie. Jeśli zdałam twój test, powiedz mi, pro-
szę, gdzie znajdę twojego ojca.
– Jest w szklarni – odparł, ruchem głowy wskazując kierunek. Ani na moment nie
oderwał od niej wzroku.
Domyślał się, że dziewczyna zaszyła się tutaj, żeby lizać rany. Może stan zdrowia
jej babci istotnie uległ pogorszeniu, ale z pewnością nie był jedynym powodem po-
wrotu Laury. Prawdopodobnie coś nieprzyjemnego spotkało ją w Londynie. Może ja-
kiś mężczyzna złamał jej serce.
Tak czy inaczej, nie było sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Za kilka dni Ales-
sandro wyjedzie stąd na zawsze, a to oznacza, że nigdy więcej nie ujrzy tych niesa-
mowitych zielonych oczu.
– Doskonale – oświadczyła Laura, wstając od stołu.
– Nie musisz się martwić o jego żołądek.
– Chyba nie rozumiem…
– Wspomniałaś, że przyjechałaś zapytać mojego ojca, czy nie potrzebuje czegoś
ze sklepu. Już nie musisz. Oczywiście pomijam fakt, że jest wystarczająco bogaty,
by zatrudnić jednego z najlepszych kucharzy świata, który przyrządzałby mu potra-
wy o niebo lepsze od tego, co serwuje mu Freya.
Laura nie mogła się z nim nie zgodzić. Nie zamierzała jednak mówić źle o starszej
kucharce, która czasami obdarzała ją nawet zdawkowym uśmiechem. Ale przyznała
w duchu, że kuchnia Frei była zwyczajnie niesmaczna.
– Twój ojciec lubi proste dania.
– Jak go znam, może tak mówić tylko dlatego, że wiecznie skwaszona Freya nigdy
nie przyrządziła mu nic innego.
– Chyba nie rozumiem, jak to się ma do zakupów. Dlaczego mam mu niczego nie
przywozić?
– Nie ma sensu robić zapasów, skoro za kilka dni trzeba je będzie stąd usunąć.
– Co ty wygadujesz? – zdumiała się Laura, w osłupieniu przyglądając się przystoj-
nej twarzy tego aroganckiego mężczyzny. Po chwili opadła na krzesło niczym bez-
wolna kukiełka.
– Przyjechałem tutaj, żeby zabrać ojca do Londynu. Dziwię się, że o tym nie
wiesz, skoro tak bardzo się przyjaźnicie.
– Zabrać go? Na długo?
– Na zawsze. Roberto tutaj nie wróci. Jego dni w Szkocji dobiegły końca. Dopilnu-
ję, żeby spakowano wszystkie jego rzeczy. Te, bez których nie potrafi się obejść, zo-
staną przetransportowane do jego nowego mieszkania. Resztę wystawię na aukcję.
Odtąd będzie mieszkał w Chelsea, gdzie będę mógł go stale doglądać.
Laura nie wierzyła własnym uszom.
– Czy ty sobie żartujesz?
– Nigdy nie żartuję w tak poważnych sprawach – odparł beznamiętnym głosem.
– Nie możesz tutaj przyjeżdżać i decydować o losie Roberta! – zirytowała się Lau-
ra. – Jesteś najbardziej bezdusznym człowiekiem, jakiego poznałam! Nic dziwnego,
że…
– Że co?
Przez moment tylko przyglądali się sobie w milczeniu.
– Nic – burknęła pod nosem, spuszczając wzrok. Znalazła się niebezpiecznie bli-
sko granicy, której nie zamierzała przekroczyć.
Tak naprawdę nie wiedziała, jakie stosunki łączyły Alessandra z ojcem. Roberto
nigdy nie wypowiadał się niepochlebnie o synu, ale panujący między nimi dystans był
niemal namacalny. Tak czy inaczej, to nie była jej sprawa. Nawet jeśli siedzący na-
przeciwko niej mężczyzna zachowywał się arogancko i szorstko, pewne rzeczy po-
winna była zachować dla siebie.
Z kolei Alessandro nie próbował ciągnąć jej za język. Nie chciał wiedzieć, co mó-
wili o nim ludzie. I już na pewno nie zamierzał omawiać swoich relacji z ojcem z zu-
pełnie obcą osobą.
– Nie mogę w to uwierzyć – odezwała się cicho, potrząsając głową. – Nikomu nie
wspomniał o tym słowem. Ale to tutaj jest wszystko, co zna i kocha. Nie możesz tak
po prostu wywieźć go do tego hałaśliwego Londynu, z dala od ludzi, na których mu
zależy.
– Bez obaw – odparł łagodnym głosem, który przyprawił ją o drżenie. – Kupiłem
mu naprawdę duże mieszkanie z trzema sypialniami. Jestem pewien, że jedną z nich
będzie mógł przeznaczyć dla swojej wyjątkowej przyjaciółki. – Był prawie pewien,
że z jego ojcem łączyło ją coś więcej. W przeciwnym razie wiadomość o jego wyjeź-
dzie nie zdenerwowałaby jej tak bardzo.
Laura spojrzała na niego gniewnie.
– To stary człowiek…
– Właśnie do tego zmierzam. Miał udar, spadł ze schodów, miał uszkodzoną mied-
nicę. Nie może mieszkać sam w tej ogromnej posiadłości. Potrzebuje lokum dosto-
sowanego do jego potrzeb, w którym będzie bezpieczny. W tym domu pokonanie dy-
stansu z sypialni do kuchni zajmuje mu cały dzień.
– Nie wyolbrzymiaj. Poza tym sam ciągle podkreślasz, jaki z niego zamożny czło-
wiek. Jeśli zechce, zatrudni całą armię ludzi do pomocy. Na razie ma tylko Freyę
i Fergusa, ale kiedy uzna za stosowne, na pewno przyjmie na służbę jeszcze kogoś.
– Ten temat nie podlega dyskusji. Przecież nie chcę zamknąć go w lochu. Z cza-
sem przywyknie do Londynu. Jest tam mnóstwo ciekawych miejsc i ekscytujących
wydarzeń.
– Starzy ludzie nie potrzebują ekscytujących wydarzeń. Najważniejsze są dla nich
rutyna i stabilizacja. Lubią się otaczać ludźmi, których znają i na których mogą po-
legać.
Alessandro spojrzał na nią z niedowierzaniem. Zaczynał odnosić wrażenie, że
każde z nich mówi o innym człowieku.
– Jak często zamierzasz do niego zaglądać? – zapytała, nie dając za wygraną. –
W ogóle będziesz go odwiedzał? Dopilnujesz, żeby się zadomowił? Będziesz go do-
glądał? Czy tak jak do tej pory będziesz mu składał cztery wizyty do roku?
Alessandro spochmurniał.
– Twoja troska jest naprawdę wzruszająca, ale zapewniam cię, że nie stanie mu
się krzywda. A tak w ogóle, to kim są ci ludzie, do których mój ojciec jest niby tak
bardzo przyzwyczajony?
– Ma wielu przyjaciół w miasteczku.
– Poza tobą?
– Oczywiście. Myślałeś, że całymi dniami siedzi sam w tym ogromnym domu?
Mina Alessandra nie pozostawiała złudzeń.
– Ty o niczym nie wiesz, prawda? – kontynuowała z irytacją. – Chcesz go wyrwać
z jego własnego domu i nie obchodzi cię, ile przez to straci! Nie masz pojęcia, jak
wygląda jego życie tutaj!
– Możesz przestać krzyczeć?
– Ja nie krzyczę! – Jej głos poniósł się echem po pustych korytarzach. – A przynaj-
mniej zwykle mi się to nie zdarza. Ale ty wyprowadziłeś mnie z równowagi. I nie
patrz tak na mnie. Czy nikt nigdy na ciebie nie nawrzeszczał?
– Nigdy.
Laura spojrzała na niego podejrzliwie.
– Nigdy nikogo nie zdenerwowałeś?
– Dlaczego tak cię to dziwi? – odparł chłodno. Ta kobieta obraziła go w każdy
możliwy sposób, a on nie zamierzał dłużej tego znosić. Nie interesowały go stosunki
międzyludzkie. Zawsze starał się kierować rozumem, a nie sercem. Prawdopodob-
nie miało to wiele wspólnego z oziębłym traktowaniem przez ojca. Nie marnował
jednak czasu na analizowanie podobnych rzeczy. W bezlitosnym świecie biznesu,
w którym na co dzień funkcjonował, emocje nie były wskazane, a od kobiet, z który-
mi się spotykał, nie oczekiwał niczego poza seksem. Ale ta drobna istotka w ogóle
nie pasowała do jego schematu.
– Bo mi się to nie mieści w głowie.
– Kobiety nigdy nie podnoszą na mnie głosu.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– A jednak.
Laura nabrała powietrza i wypuściła je wolno, odzyskując panowanie nad sobą.
Potem przyjrzała się uważnie postawnemu mężczyźnie o ciemnych oczach i poczuła
coś dziwnego. Zdusiła to jednak w zarodku.
– Uważam, że zanim wywrócisz czyjeś życie do góry nogami, powinieneś się za-
stanowić, jakie to będzie miało konsekwencje i jakie wyrządzisz w ten sposób szko-
dy. Czy Roberto nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie? Zamierzasz zignorować
jego protesty i zrobić to, co ty uważasz za słuszne?
– Mam wrażenie, że ta rozmowa zmierza donikąd – rzucił zniecierpliwiony Ales-
sandro, przeczesując włosy palcami, po czym podszedł do lodówki. Wyjął butelkę
wody i opróżnił ją na raz. Potem oparł się o blat kuchenny i spojrzał na Laurę. –
Zrobię to, co uważam za najlepsze dla swojego ojca. Możesz się na mnie wydzierać,
próbować grać na moich emocjach, ale to i tak niczego nie zmieni. Omówiłem już
wszystko z Robertem. Dyskutujemy o tym już od pół roku. Jeśli postanowił nie wta-
jemniczać cię w szczegóły, to jego sprawa. Ja nie ponoszę za to odpowiedzialności. –
Wzruszył ramionami.
– W takim razie powinieneś wiedzieć coś jeszcze – odezwała się niechętnie Laura.
Alessandro znieruchomiał.
– Zamieniam się w słuch.
– Twój ojciec ma w miasteczku nie tylko przyjaciół, ale także kogoś bardzo bli-
skiego.
– Kobietę?
– Tak, moją babcię.
Alessandro zrobił zakłopotaną minę.
– Chcesz mi powiedzieć, że mój ojciec spotyka się z twoją babcią?
– Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy dwoje ludzi przez lata łączy przyjaźń, często
zbliżają się do siebie jeszcze bardziej. W końcu Roberto nadal jest bardzo przystoj-
ny. Znam kilka pań z kółka ogrodniczego, które zagięły na niego parol.
Alessandro ponownie usiadł przy stole i wbił wzrok w jakiś bliżej nieokreślony
punkt w przestrzeni. Następnie kolejny raz spojrzał na Laurę.
– Możesz mi zdradzić szczegóły?
– Słucham?
– Od jak dawna się spotykają? Gdzie mieszka twoja babcia? Jest wdową czy może
rozwódką? Ile ma lat?
Laura doskonale wiedziała, czego chciał się dowiedzieć. Najpierw oskarżył ją, że
czyha na majątek Roberta, a teraz insynuował, że jej babcia związała się z nim dla
pieniędzy.
– Cokolwiek sugerujesz, wiedz, że to tylko para staruszków, którzy lubią spędzać
czas w swoim towarzystwie. Ale jeśli potrzebujesz szczegółów, proszę bardzo.
Moja babcia mieszka w niewielkim domu na obrzeżach miasteczka. Spędziła tam
całe życie. Jest wdową. Mój dziadek zmarł tak dawno temu, że nawet go nie pamię-
tam. Chociaż miała wielu zalotników, babcia nigdy nie zamierzała się z nikim wią-
zać po śmierci męża. To się jednak zmieniło, kiedy dziesięć lat temu Roberto zaczął
uczestniczyć w życiu miasteczka. Wcześniej unikał towarzystwa innych ludzi, ponie-
waż większość czasu poświęcał pracy. Z kolei moja babcia zakończyła karierę pięć
lat temu, kiedy dojazdy stały się dla niej zbyt uciążliwe. Nawet nie masz pojęcia, jak
mroźne potrafią być tutaj zimowe poranki…
– Potrafię to sobie wyobrazić. W jakim jest wieku?
– Moja babcia? Ma siedemdziesiąt sześć lat. I to właśnie ona jest jednym z głów-
nych powodów, dla których nie możesz zmusić Roberta do wyjazdu. Złamiesz mu
serce.
– Złamię mu serce? – Alessandro pogrążył się w myślach. Może rzeczywiście po-
winien był ocenić sytuację raz jeszcze. Jego ojciec spotykał się z babcią swojej
przyjaciółki. Czy to możliwe, że te dwie kobiety współpracowały, aby naciągnąć bo-
gatego naiwniaka? Oczywiście ta teoria była mocno naciągana, ale Alessandro za-
wsze zachowywał wzmożoną czujność. – Może i masz rację.
– Naprawdę? – Laura spojrzała na niego nieufnie.
– Jeśli mój ojciec ma stąd wyjechać, powinien to zrobić z własnej woli, a nie dlate-
go, że go to tego zmuszam. Dlatego najpierw spróbuję go przekonać, że istnieje ży-
cie poza granicami Szkocji.
– Powodzenia – rzuciła sarkastycznie, uśmiechając się zniewalająco.
Alessandro miał plan, który zamierzał zrealizować. Nawet jeśli spali na panewce,
przynajmniej będzie mógł dzięki niemu spędzić trochę więcej czasu z tą niezwykle
seksowną kobietką.
– Zawsze warto próbować. Nie uważasz? Przez ostatnią godzinę wykrzykiwałaś,
jaki to jestem niesprawiedliwy i bezduszny. Dlatego sądzę, że z chęcią zaznajomisz
mnie z tym niezwykle ekscytującym życiem towarzyskim, które mój ojciec miałby
tutaj zostawić.
ROZDZIAŁ TRZECI
– Spóźnia się. Pewnie zmienił zdanie i ostatecznie uznał, że łatwiej będzie prze-
transportować mnie do Londynu razem z całą posiadłością, niż udawać, że interesu-
je go moje życie prywatne.
Zaniepokojona Laura zerknęła na Roberta. To prawda, że Alessandro spóźniał się
już trzydzieści minut, ale ona nadal była dobrej myśli.
– Obiecał, że przyjedzie – odparła, spoglądając ukradkiem na zegarek.
– Dla niego nie liczy się nic poza pracą. – Starszy mężczyzna poluzował krawat,
po czym uderzył laską o podłogę. – Poza tym nigdy nie lubił tego miejsca! Woli roz-
pustne życie w Londynie! To na pewno przez nie!
– Przez kogo? – zapytała łagodnie Laura, przyglądając się towarzyszowi. Był
ubrany w sweter, spod którego wystawała śnieżnobiała koszula zapięta pod samą
szyję. Jego świeżo wypastowane buty lśniły, a siwe włosy miał gładko przyczesane.
– Lafiryndy.
– Słucham?
– Wszystko przez lafiryndy. Pełno ich wciąż się za nim ugania. Przedstawił mi na-
wet jedną czy dwie. Wszystkie takie same: tępe ślicznotki.
– Rozumiem – odparła Laura, która nie miała ochoty słuchać o podbojach Alessan-
dra. Już i tak poświęciła mu wystarczająco dużo czasu. Właściwie myślała o nim
przez cały miniony tydzień, chociaż bardzo się przed tym wzbraniała.
– Nagle zainteresował się moim życiem! Dobre sobie! – rzucił odrobinę drżącym
głosem. – Cokolwiek postanowi, ja się nigdzie nie wybieram!
Nagle na dworze rozległ się potworny hałas. Oboje podeszli więc do okna i ich
zdumionym oczom ukazał się helikopter kołujący nad posiadłością w poszukiwaniu
najlepszego miejsca do lądowania.
– Mogłem się spodziewać, że zgotuje nam jakieś przedstawienie! – wykrzyknął
Roberto, gwałtownie skręcając w stronę drzwi frontowych. Zanim jednak zdążył do
nich dotrzeć, te stanęły otworem i pojawił się w nich Alessandro. – Mam nadzieję,
że nie posadziłeś tego potwora na którejś z moich roślin – burknął starszy mężczy-
zna, kiedy ucichł ryk silnika.
Syn zignorował uszczypliwy komentarz i całą uwagę skupił na Laurze, która na-
tychmiast spłonęła rumieńcem.
– Bardzo dziękuję za tak miłe powitanie – powiedział, zanim odwrócił się do pilo-
ta, żeby wydać mu polecenia. Potem wszedł do środka i rozejrzał się dookoła. Ale
tak naprawdę widział tylko ją.
Odkąd widzieli się po raz ostatni, nie przestał o niej myśleć. Po wyjeździe ze
Szkocji nie mógł się na niczym skupić. Czy to możliwe, że znalazł się pod jej uro-
kiem, ponieważ jako jedyna ośmielała się go krytykować i otwarcie się mu przeciw-
stawiała? A może stracił głowę dla jej niewiarygodnie zielonych oczu? Bez względu
na to, co było powodem jego roztargnienia, ogromnie go irytowało.
Od miesięcy nie był z kobietą. Prawdopodobnie to też wpłynęło na jego stan. Ale
ten weekend mógł się dla niego okazać wybawieniem od długo narastającego w nim
napięcia. Wcześniej, kiedy odwiedzał ojca w jego domu, czekał tylko na chwilę,
w której z powrotem go opuści. Tym razem jednak krążył myślami wyłącznie wokół
Laury.
– Spóźniłeś się. Już miałem pójść do kuchni, żeby coś przegryźć – warknął Rober-
to.
Alessandro zerknął na Laurę, żeby sprawdzić, czy ją także irytowała niecierpli-
wość jego ojca, ale ona tylko się do niego uśmiechnęła, biorąc go pod rękę. Ten czu-
ły gest świadczył o dużej zażyłości między nimi.
– Muszę jeszcze napisać krótkiego mejla. Dołączę do was za dziesięć minut.
Laura zmarszczyła czoło. Doskonale wiedziała, jak długo Roberto szykował się na
to spotkanie. Kiedy pomagała mu zawiązać krawat, widziała stos ubrań przerzuco-
nych przez oparcie krzesła, które sugerowały, że starannie skompletował strój.
– Nie powinniśmy dłużej zwlekać – powiedziała, spoglądając wymownie na Ales-
sandra. – Roberto wcześnie chodzi spać.
– Roberto chodzi spać wtedy, kiedy ma na to ochotę! – zirytował się staruszek.
Laura poczuła jednak, jak opuszcza go napięcie, kiedy jego syn skinął głową i odsta-
wił walizkę na podłogę.
– Chwilowo nie mam samochodu. Mają mi go podstawić dopiero jutro rano. – Ales-
sandro wyjął z kieszeni telefon komórkowy. – Wezwę taksówkę. Możecie mi podać
numer?
– Nie musisz nigdzie dzwonić – odparła Laura i sięgnęła po szalik, który zawiązała
na szyi Roberta.
– Nie matkuj mi, dziewczyno!
Kolejny raz Alessandra zaskoczyła więź łącząca tych dwoje. Wydawała mu się
tym dziwniejsza, że wcześniej nie miał o niej pojęcia. Przez moment czuł się nawet
jak intruz naruszający intymność chwili dzielonej przez przyjaciół. Z kolei Roberto,
mimo narzekań, wydawał się ogromnie zadowolony z jej zabiegów.
– Ktoś musi o ciebie dbać podczas nieobecności mojej babci. – Roberto zerknął na
syna, zanim ponownie skupił uwagę na niej. Wtedy dodała: – Przyjechałam własnym
autem.
– Zamierzasz zawieźć nas do restauracji? – zapytał Alessandro, przepuszczając
ich w drzwiach.
– Tylko mi nie mów, że nie czujesz się komfortowo, kiedy to kobieta siada za kie-
rownicą – rzuciła słodkim głosikiem. – Jeśli istotnie tak jest, to straszny z ciebie
wapniak.
– Ta dziewczyna zawsze mówi, co myśli – zaśmiał się Roberto. – Lepiej się do tego
przyzwyczaj, chłopcze.
Czule poklepał Laurę po dłoni.
– Jesteś pewna, że to coś dojedzie do restauracji? – Wskazał mini morissa zapar-
kowanego pod jedną z latarni przed domem. – Myślałem, że dawno przestali je pro-
dukować.
– To niezawodny samochód – odparła cierpko.
– Jeśli nie liczyć zeszłej zimy – wtrącił Roberto.
Kiedy Laura odpaliła silnik, Roberto zaczął opowiadać najróżniejsze anegdoty
związane ze starym autem. Alessandro musiał przyznać, że były całkiem zabawne.
Wkrótce dotarli do restauracji, gdzie spędzili miły wieczór, mimo że każda próba
poruszenia tematu przeprowadzki do Londynu zostawała udaremniona. Laura i Ro-
berto przerzucali się żartami, które Alessandro nie do końca rozumiał. Opowiadali
także o mieszkańcach miasteczka. Przerwał im tylko wtedy, kiedy wdali się w dys-
kusję o jakimś nowym gatunku, który wyhodowali. Najbardziej zaskoczył go jednak
śmiech ojca, szczery i głośny, i całkiem niespodziewany. Wyglądało na to, że Rober-
to wiódł całkiem inne życie, niż mu się wcześniej wydawało.
– Jak długo zamierzasz tutaj zostać? – zwróciła się Laura do Alessandra, kiedy za-
parkowali przed domem.
– Dlaczego nie gasisz silnika? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Myślałem, że
wejdziesz na trochę.
– Nie miałam tego w planach.
– Laura na pewno jest z kimś umówiona – wtrącił Roberto.
– W takim razie będziemy mieli czas, żeby porozmawiać o przeprowadzce.
– Nie dzisiaj, chłopcze. Ten staruszek potrzebuje trochę snu dla urody.
– Może jednak zostanę kilka minut – postanowiła Laura.
Roberto przyjrzał jej się uważnie, mrużąc oczy.
– Edith nie byłaby zadowolona, wiedząc, że włóczysz się po nocy.
Laura roześmiała się, po czym ruszyła za nim do środka.
– Ciężko nazwać wizytę u ciebie włóczeniem się po nocy.
Chociaż nie miała ochoty dotrzymywać towarzystwa Alessandrowi, musiała uzy-
skać kilka informacji. Po pierwsze chciała się dowiedzieć, jak długo zamierza zostać
w Szkocji, a po drugie musiała wybadać, czy uparcie obstawał przy swoich planach
zabrania ojca do Londynu.
Z powodu emocji panujących podczas tego wieczoru prawie całkiem zapomniała,
jak niekomfortowo czuje się w sukience. Nieczęsto ubierała się elegancko, ale tym
razem postanowiła zrobić wyjątek. Teraz trochę tego żałowała.
– Masz ochotę na drinka? – zapytał Alessandro, spoglądając w jej nie za duży de-
kolt. Już wcześniej zwrócił uwagę na idealny kształt jej pełnych piersi. – Domyślam
się, że masz do mnie jakieś pytania. Dżin z tonikiem z pewnością ułatwi nam tę roz-
mowę.
Potem ruszył prosto do kuchni, a ona podążyła za nim. Jak zwykle wyglądał bar-
dzo seksownie i trudno jej było oderwać od niego wzrok. Przystanęła na progu
i przez moment obserwowała, jak wyjmuje kieliszki i nalewa do nich alkohol.
– A teraz – zaczął, podając jej szkło – może mi zdradzisz, jaki masz do mnie inte-
res?
Kiedy ich palce zetknęły się na ułamek sekundy, przeszył ją dreszcz.
– Nie odpowiedziałeś, jak długo zamierzasz tutaj zostać. – Podeszła do stołu
i usiadła, zanim wypiła łyk drinka.
– Jeszcze nie wiem. Dlaczego pytasz? Nie odpowiada ci moje towarzystwo?
– Nic podobnego – odparła bez przekonania.
– Doskonale. W takim razie chcę, żebyś odpowiedziała na kilka pytań. Od ojca nie
dowiem się wiele. Nigdy nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać.
– Dlaczego?
– Pytasz poważnie?
– Uważam, że sami powinniście omówić pomysł ewentualnej przeprowadzki do
Londynu.
– To niemożliwe.
– Po co więc tutaj przyjechałeś?
– Żeby się na własne oczy przekonać, jak wyglądają relacje między moim ojcem
a twoją babcią. Muszę zyskać pewność, że ta znajomość jest dla niego ważna, a nie
stanowi wyłącznie wymówki, która ma go uchronić przed wyjazdem ze Szkocji.
– Jak możesz być taki cyniczny? Dlaczego nie potrafisz się po prostu cieszyć, że
twój ojciec znalazł kogoś, kto wypełnia pustkę w jego życiu?
– To wszystko brzmi naprawdę pięknie, ale ja jestem realistą. Żyjemy w świecie,
w którym poza emocjami liczą się także pieniądze, dla niektórych bardziej niż dla
innych…
Laura przygryzła wargę. Nie mogła uwierzyć, że taka piękna powłoka może skry-
wać tak lodowate serce. Najwyraźniej jednak miała problemy z ocenianiem ludzi.
W końcu przystojny Colin także okazał się bezwartościowym, zakłamanym typem.
Z drugiej strony, nie mogła włożyć tych dwóch mężczyzn do tej samej szufladki. Pod-
czas gdy Colin zachowywał się uprzejmie i czarująco, Alessandro był arogancki
i szorstki. Różnili się także pod względem wyglądu. Colin był szczupły, zawsze wy-
chuchany, z krótko przystrzyżonymi włosami i delikatnymi rysami twarzy. Z kolei
Alessandro przypominał wojownika, potężnego i niepokonanego.
– Moja babcia wróci dopiero w przyszłym tygodniu – poinformowała, próbując
skupić się na czymś innym poza muskulaturą swojego rozmówcy.
– Nie mogę się doczekać naszego spotkania.
– Co zrobisz, kiedy już ją poznasz?
– Nie wybiegam z planowaniem aż tak daleko w przyszłość. Najpierw muszę oce-
nić sytuację, zanim podejmę jakiekolwiek decyzje. – W rzeczywistości zawsze był
przygotowany na każdą ewentualność. W tej sytuacji jednak musiał postępować nie-
szablonowo i reagować stosownie do okoliczności.
– Nie musisz wrócić do Londynu, żeby kierować swoją firmą?
– Firmami – poprawił ją. – Mam ich kilka. I nie, nie muszę wracać. Mogę wziąć
kilka dni wolnego. – Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami. – Świat się od
tego nie zawali, chociaż przyznaję, że nie jest to dla mnie idealne rozwiązanie.
Kiedy Laura osuszyła kieliszek, zaszumiało jej w głowie i poczuła się odrobinę
bardziej odprężona.
– Nie wiem, dlaczego twoje stosunki z Robertem wyglądają tak, jak wyglądają,
ale jestem pewna, że jeśli spróbujesz go do czegokolwiek zmusić, uzyskasz efekt
odwrotny do zmierzonego. I zapewniam cię, że jeśli zabierzesz go do Londynu
wbrew jego woli, nie wybaczy ci tego do końca życia.
– Nie przypominam sobie, żebym pytał cię o zdanie w tej sprawie.
– Przypuszczam, że nigdy nikogo nie pytasz o zdanie w jakiejkolwiek sprawie.
– To prawda.
– Czasami warto posłuchać, co mają do powiedzenia inni ludzie. – Alkohol dodał
jej odwagi, dlatego nie owijała w bawełnę. – I nie musisz wciąż mrozić mnie spojrze-
niem…
– Ile miałaś lat, kiedy straciłaś rodziców? – zapytał niespodziewanie, kiedy cieka-
wość wzięła nad nim gorę. Zwykle nie rozmawiał z kobietami o ich życiu prywat-
nym, żeby nie robić im złudnych nadziei, ale tym razem zrobił wyjątek od tej reguły.
– Siedem – odparła cicho.
– I wtedy zamieszkałaś z babcią?
– Zawsze byłyśmy bardzo zżyte.
– Mimo tragedii pozostałaś optymistką. – Alessandro rozsiadł się wygodnie na
krześle, zadowolony, że kontroluje przebieg rozmowy. – Na pewno zawdzięczasz to
babci. I próbujesz oceniać moje relacje z ojcem przez pryzmaty tych, które ciebie
łączą z nią. Ale prawda jest taka, że mój ojciec nigdy nie poświęcał mi więcej uwagi,
niż to było koniczne. Opłacał niewyobrażalnie drogie szkoły z internatem, dawał mi
gigantyczne kieszonkowe, wysyłał na wakacje, zawsze pod opieką jednego ze swo-
ich pracowników. Widywaliśmy się wyłącznie podczas posiłków, w czasie których
prowadziliśmy uprzejme rozmowy, siedząc po przeciwnych końcach bardzo długie-
go stołu.
Zamilkł, próbując zrozumieć, dlaczego opowiada jej to wszystko. Nigdy wcześniej
nikomu się tak nie zwierzał.
– A twoja mama? – zapytała Laura, która nagle zapragnęła go przytulić.
– Co z nią? – Dawno przestał pytać o nią ojca. Nie wiedział wiele więcej prócz
tego, że zmarła z powodu choroby serca, której nie wykryto w porę.
– Roberto nigdy jej nie wspomina, a przeprowadził się tutaj dopiero po jej śmierci.
Na wiele lat zaszył się w tym ogromnym domu, zanim zaczął się pojawiać w mia-
steczku i zawierać przyjaźnie.
– Ciężko mi sobie wyobrazić mojego ojca plotkującego z miejscowymi podczas
niedzielnej herbatki.
– To tylko świadczy o tym, jak mało o nim wiesz.
Zagniewany Alessandro ściągnął usta w cienką kreskę.
– Bo najważniejsze, żeby dobrze znać innych ludzi? – burknął, nie oczekując odpo-
wiedzi. Wstał i wziął od niej kieliszek, żeby ponownie go napełnić, ale Laura zapro-
testowała.
– Muszę jeszcze wrócić do domu.
Alessandro nic nie powiedział. Przycupnął na brzegu stołu, spoglądając na nią
w milczeniu. Doskonale potrafił rozszyfrować sygnały, które mu wysyłała. Powiódł
wzrokiem po jej twarzy i na moment zatrzymał się na ustach w chwili, gdy oblizywa-
ła je nerwowo. Pożądanie zaczynało przejmować nad nim kontrolę.
– To naprawdę bardzo… ważne… – zająknęła się Laura. – Powinieneś najpierw le-
piej poznać Roberta, zanim zrobisz coś, co mogłoby go zranić. – Uciekła od niego
wzrokiem, kiedy poczuła, że cała płonie.
Nie chciała reagować w ten sposób na Alessandra Falcone, tym bardziej że ich
sytuacja i bez tego była ogromnie skomplikowana. Co więcej, ten człowiek przypo-
minał jej o wszystkich przykrościach, które ją w życiu spotkały. Przywoływał duchy
przeszłości, o których pragnęła zapomnieć. Dlaczego więc czuła się taka pobudzona
pod wpływem jego uważnego spojrzenia?
– Możemy spędzić resztę nocy na rozmowie o moim ojcu – odezwał się wolno
Alessandro, przysuwając się do niej. – Ale w tej chwili bardziej interesujesz mnie ty.
Może mi wyjaśnisz, co miał na myśli Roberto, kiedy podczas kolacji wspomniał
o londyńskich szczwanych lisach bez zasad?
– Nie mam pojęcia.
– Tylko mi nie mów, że jesteś hipokrytką. Najpierw skłoniłaś mnie do osobistych
wynurzeń, a sama nie chcesz się przede mną otworzyć? Bardzo nieładnie…
– Na pewno sam dobrze wiesz, jacy są starsi ludzie – wycedziła przez zaciśnięte
zęby. – Uwielbiają plotkować.
– Ale nie mój ojciec – odparł zgodnie z prawdą.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo się zmienił, odkąd spotyka się z moją babcią. Lu-
dzie w ich wieku mają inne spojrzenie na świat. Oni nawet trzymanie się za rękę na
spacerze uważają za niestosowne!
– Skąd ta złość? – zapytał drwiącym głosem, przyglądając się Laurze spod przy-
mrużonych powiek. – Odnoszę wrażenie, że ukryłaś się w tym zapomnianym przez
Boga miejscu z powodu mężczyzny.
– Myśl sobie, co chcesz.
– Pewnie zaangażowałaś się w związek z kimś z pracy i to nie skończyło się dla
ciebie najlepiej.
– Skąd o tym wiesz? – zapytała podejrzliwie. – Roberto się wygadał?
– Jak już wspomniałem, nie łączą nas z ojcem bliskie stosunki. Ale mam dobrą in-
tuicję i udało mi się zgadnąć.
Laura splotła roztrzęsione dłonie. Nie zamierzała rozmawiać o Colinie z tym
okropnym mężczyzną. To był dla niej temat tabu. Wiązał się ze wszystkimi jej lęka-
mi. Przypominał o jej słabych punktach.
Chociaż babcia spisała się na medal, stwarzając jej ciepły, bezpieczny dom, nigdy
nie nauczyła wnuczki, jak sobie radzić w sprawach damsko-męskich. W efekcie Lau-
ra nie potrafiła flirtować ani nawet zrobić sobie makijażu. Była niedoświadczoną
gąską, którą Colin potrafił zgrabnie wykorzystać.
Ten nieszczęsny związek z żonatym mężczyzną tylko pogorszył sytuację. Od tam-
tej pory nie umówiła się na choćby jedną randkę. Właściwie stroniła od mężczyzn.
I nie była pewna, czy kiedykolwiek upora się ze swoją traumą. Może skończy jako
stara panna otoczona dziesiątkami kotów i strasząca dzieci z miasteczka.
– Chyba się teraz nie rozpłaczesz? – zapytał Alessandro, wyrywając ją z zamyśle-
nia.
– Oczywiście, że nie! – wypaliła ostrzej, niż zamierzała. – To prawda. Zaangażo-
wałam się w nieudany związek z kimś z pracy. Zadowolony? Facet mnie uwiódł,
omamił słodkimi słówkami, a potem odkryłam, że ma żonę i dziecko.
– Czyli był zwykłym draniem.
– Chyba mnie nie zrozumiałeś. Ja mu zaufałam. Sądziłam, że Colin Scott jest moim
księciem z bajki, a okazał się świnią pozbawioną kręgosłupa moralnego. Właśnie
przez niego tutaj wróciłam. Śmiało, nazwij mnie naiwną idiotką!
– Naprawdę tak o sobie myślisz?
– A niby co innego mam myśleć?
– Zostałaś wykorzystana przez oszusta. To jednak nie jest powód, żeby zrezygno-
wać z życia. Nie możesz ukrywać się tutaj w nieskończoność.
– Co zatem według ciebie powinnam zrobić?
– W sumie tylko jedno przychodzi mi do głowy.
– A konkretnie?
– Musisz z powrotem wsiąść na konia, który cię zrzucił. – Alessandro wypiął pierś,
nie odrywając od niej wzroku. – Ale tym razem zachowaj dystans. Upewnij się, na
czym stoisz. W moim przypadku seks bez zobowiązań działa idealnie. Niczego nie
planuję i nie składam obietnic bez pokrycia. W ten sposób nikogo nie ranię. –
Uśmiechnął się uwodzicielsko, odgarniając kosmyk z jej twarzy. – Może nie jest to
całkiem bezpieczne, ale na pewno lepsze od tego, czego wcześniej doświadczyłaś.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Serce Laury zaczęło bić tak mocno, że przestraszyła się, że lada moment wysko-
czy jej z piersi.
– Powinnam się już zbierać – wydusiła z trudem. – Nie chcę wracać do domu po
nocy.
– Jeśli chcesz, mogę pojechać z tobą. Dopilnuję, żebyś dotarła na miejsce cała
i zdrowa.
– A jak potem wrócisz? – Starała się z całych sił panować nad rozszalałymi emo-
cjami i przyspieszonym oddechem.
– Na piechotę. To tylko kilka kilometrów stąd.
– Ręcznie robione, włoskie skórzane buty nie są stworzone do takich wycieczek –
zauważyła Laura, wstając. Nogi miała jak z waty.
– Te buty są stworzone do tego, czego od nich wymagam.
Oparła ręce na krześle.
– Do wszystkiego masz takie podejście?
– Chyba nie rozumiem… – Ściągnął brwi, patrząc jej prosto w oczy. Były zielone,
duże i lśniące, i doskonale komponowały się z jasną cerą oraz bladymi piegami.
Ogromnie mu się podobały. W porównaniu z tą kobietą wszystkie modelki, z którymi
zwykł się spotykać, przypominały plastikowe lalki.
– Zawsze dostajesz to, czego chcesz?
– A czy to takie złe?
– Nic dziwnego, że jesteś taki arogancki! – Kiedy stał tak blisko niej, Laura z tru-
dem zbierała myśli.
– Uważasz, że nazywanie rzeczy po imieniu świadczy o arogancji? – zapytał bez
zająknięcia.
Laura poczuła się zapędzona w kozi róg.
– Nie pójdę z tobą do łóżka! – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język. –
W ogóle mnie nie pociągasz.
– A ty mnie bardzo.
– Nigdy w życiu nie spotkałam takiego egocentryka.
– Przynajmniej nie kłamię – powiedział z uśmiechem. – Ciągnie cię do mnie, tak
samo jak mnie do ciebie. Gdyby było inaczej, nie przyglądałabyś mi się nieustannie.
I pozwoliłabyś się odprowadzić do domu, ponieważ nie dostrzegałabyś zagrożenia.
A ty boisz się tego, co mogłoby się potem wydarzyć.
Nie zamierzał dłużej czekać. Nie widział takiej potrzeby. Odniósł bowiem wraże-
nie, że nie protestowałaby nawet wtedy, gdyby zaczął się z nią kochać na stole ku-
chennym. Co więcej, coraz bardziej dokuczało mu podniecenie. Nigdy wcześniej nie
fantazjował tyle o jednej kobiecie. Tym bardziej zależało mu, żeby czym prędzej
wziąć ją w ramiona.
Pocałował ją, przyciągając do siebie jej drobne ciało. Jęknęła cicho, czepiając się
Cathy Williams Niebo nad Szkocją Tłumaczenie: Natalia Wiśniewska
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Co ty tutaj robisz? – Roberto Falcone spojrzał na swojego syna, stając w drzwiach niczym ochroniarz blokujący wejście do klubu. – Przecież ci mówiłem, żebyś się nie fatygował. Alessandro poczuł się tak samo jak zawsze w tych nielicznych chwilach, kiedy spotykał się z ojcem w jego firmie. Wtedy jednak wymieniali uprzejmości, których zabrakło tym razem. Zrozumiał, że czeka go ciężki weekend. Musieli przetrwać go razem. Nie było innego wyjścia. – Wpuścisz mnie czy będziemy rozmawiać na progu? Jeśli mam tkwić na dworze, przyniosę sobie płaszcz z samochodu. Nie chciałbym zamarznąć. – Nie da się zamarznąć przy tej temperaturze. Alessandro nie zamierzał się sprzeczać. Chociaż Roberto Falcone miał osiemdzie- siątkę na karku, nie dało się go nazwać pokornym staruszkiem. Nigdy niczego nie oddawał bez walki. Musiał mieć ostatnie słowo w każdej sprawie, nawet tak błahej jak pogoda. Dorastał w Szkocji, gdzie śnieżyce nie należały do rzadkości, i dlatego uważał, że mężczyzna może brnąć w zaspach śnieżnych półnagi i bosy. A swojego syna miał za mięczaka, zmuszonego podkręcać ogrzewanie za każdym razem, kiedy słońce skryje się za chmurami. Właśnie z tego powodu Alessandro ograniczał wizyty u niego do minimum. – Tak czy inaczej, pójdę po płaszcz. – Daruj sobie. Skoro już przyleciałeś, nie mam wyboru i muszę cię wpuścić. Jeśli jednak myślisz, że przekonasz mnie do powrotu do Londynu, lepiej od razu daj sobie spokój. Nie zamierzam stąd wyjeżdżać – powiedział z naciskiem starszy mężczyzna. – Porozmawiamy w środku. A tak w ogóle, dlaczego sam otwierasz drzwi? Gdzie się podziewa Fergus? – Każdy ma prawo do wolnego weekendu. – Pół roku temu miałeś wylew i złamałeś biodro. Nie możesz być sam. Chociaż ojciec się skrzywił, Alessandro nie zamierzał ustąpić. Musiał zadbać o jego zdrowie i właśnie dlatego zamierzał zabrać go do Londynu. Roberto nie mógł mieszkać całkiem sam w tej ogromnej rezydencji, nawet jeśli nadal było go stać na opłacanie całej armii pracowników, którzy zajmowali się nie tylko domem, ale także ogromnym terenem, na którym go wzniesiono. Nie pozwalał na to jego stan zdro- wia, nawet jeśli starszy mężczyzna nie chciał się do tego przyznać. – Pójdę po torbę i zaraz dołączę do ciebie w salonie. Mam nadzieję, że nie dałeś wolnego całemu personelowi? Płacisz im tyle, że powinni być gotowi na każde twoje skinienie. – Możesz się rządzić w swojej londyńskiej posiadłości – skwitował Roberto. – Ale to jest mój dom i ja tutaj o wszystkim decyduję. – Posłuchaj, nie zamierzam marnować weekendu na słowne potyczki – zirytował się Alessandro, po czym westchnął ciężko, przyglądając się ojcu. Mimo słusznego
wieku nadal prezentował się imponująco. Mierzył sto osiemdziesiąt centymetrów i był niewiele niższy od syna. Jego siwe włosy pięknie podkreślały ciemne oczy. Jedy- ną oznaką słabego zdrowia była laska, na której się wspierał. – Freya została w domu. Jedzenie czeka w kuchni, gdzie znajdziesz także mnie. Gdybyś uprzedził o swoim przyjeździe, poprosiłbym ją, żeby przygotowała coś bar- dziej wykwintnego. Skoro jednak pojawiasz się bez zapowiedzi, musisz się zadowo- lić tym, co jest. – Przecież wiedziałeś, że przyjadę – zauważył Alessandro, panując nad głosem. Nagły podmuch wiatru odgarnął kilka kosmyków z jego twarzy. – Wysłałem ci mejl. – W takim razie musiałem o tym zapomnieć. Zaciskając zęby, Alessandro patrzył, jak ojciec odwraca się do niego plecami i od- chodzi. Wiedział, że przeprowadzka ojca do Londynu będzie ogromnym wyzwaniem dla nich obu. Niewiele ich łączyło. Nie mieli nawet wspólnych tematów do rozmowy. Tak czy inaczej, los zadecydował za nich. Byli zdani na siebie. Nie mieli bowiem innych krewnych. Alessandro był jedynym dzieckiem Roberta Falcone, który jednak nigdy nie poświęcał mu wiele uwagi. Jako siedmioletni chłopiec został posłany do szkoły z internatem, a podczas krótkich po- bytów w domu mógł liczyć na zainteresowanie głównie ze strony opiekunek i innych pracowników posiadłości. Tak naprawdę ojca widywał jedynie na kolacjach, podczas których zajmowali miejsca po przeciwległych stronach bardzo długiego stołu. Kiedy Alessandro dorósł, zrezygnował z prób przypodobania się ojcu na każdym kroku. Przestał się także zastanawiać, dlaczego ojciec traktował go chłodno i czy to mogłoby się zmienić, gdyby tamten ożenił się ponownie po śmierci Muriel Falcone. Co więcej, zaczął głośno wypowiadać własne zdanie, którego później zaciekle bro- nił. I także tym razem nie zamierzał ustępować. Przerzucił torbę przez ramię i za- trzasnął bagażnik czarnego SUV-a, rozmyślając o tym, że będzie musiał znaleźć ojcu jakieś zajęcie, które pozwoli mu zapomnieć o szkockiej posiadłości i przywyk- nąć do nowego mieszkania, które dla niego kupił. Kiedy przekraczał próg Standeth House, uznał, że niewiele się tutaj zmieniło. W całej rezydencji nadal panowała chłodna, nieprzyjazna atmosfera. Mimo to doce- niał jej architektoniczny kunszt. Jego ojciec nigdy nie szczędził pieniędzy na nie- zbędne naprawy i renowację budynku. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ nie tyl- ko pochodził z zamożnej rodziny, ale także odnosił sukcesy w życiu zawodowym. Alessandro znalazł go w kuchni. – Mówiłeś, że Freya zajmie się przygotowaniem posiłku – mruknął, rozglądając się po pustym pomieszczeniu. Roberto zerknął na syna spod siwych, krzaczastych brwi. – Wyszła o czwartej, ale zostawiła jedzenie na kuchence. Wszystko jest ciepłe. – Nałożył sobie na talerz sporą porcję łososia z ziemniakami, po czym dodał: – Jej pies zachorował i musiała go zabrać do weterynarza. No cóż… takie życie. I zanim zaczniesz przekonywać mnie do wyjazdu do Londynu, zjedzmy w spokoju i porozma- wiajmy o czymś innym. Nie widzieliśmy się od kilku miesięcy. Na pewno w twoim ży- ciu wydarzyło się coś w tym czasie. – W pracy wszystko układa się dobrze – odparł Alessandro, podejrzliwie przyglą-
dając się rybie. Freya, która gotowała dla jego ojca od ponad piętnastu lat, nie mo- gła się pochwalić talentem kulinarnym, a jej potrawom często brakowało smaku. – Kupiłem nieduże wydawnictwo i trzy hotele w Stanach Zjednoczonych. Przyznaję, że to miła odmiana po branży telekomunikacyjnej i komputerowej. Mimo że pochodził z bardzo bogatej rodziny, uczył się w najdroższych szkołach i dostawał kieszonkowe przewyższające niejedną pensję, Alessandro nie uszczknął nic z rodzinnej fortuny, kiedy wszedł w dorosłe życie. Doskonale zdawał sobie bo- wiem sprawę, że w sprawach zawodowych nie może liczyć na wsparcie surowego ojca. Roberto nigdy nie zaproponował mu posady w swoim imperium. W efekcie wszystko, co osiągnął, zawdzięczał wyłącznie sobie. Po studiach, które ukończył z najlepszym wynikiem na roku, zaczął tworzyć własną firmę i odniósł sukces. – Ciągle spotykasz się z tą głupią gęsią, którą ostatnio tutaj przywiozłeś? Zacho- wywała się tak, jakby nigdy wcześniej nie widziała błota. Nie chciała nawet space- rować po ogrodzie z obawy, że jej niebotyczne obcasy ugrzęzną w mokrej po desz- czu ziemi. – Starszy mężczyzna zarechotał. – Nazywała się Sophia – syknął Alessandro. Chociaż jego ostatnia partnerka rze- czywiście nie grzeszyła inteligencją, nie lubił, kiedy ojciec go krytykował. Musiał jednak przyznać, że w kobietach nie interesowało go nic prócz ładnej buzi i długich nóg. Nie zamierzał wiązać się na dłużej ani tym bardziej zakładać rodziny. Dlatego też przelotne znajomości z niezbyt mądrymi pięknościami w zupełności go satysfakcjonowały. – Właśnie, Sophia… Naprawdę ładniutka z tą burzą loków i zadartym noskiem. Nie było jednak sensu zaczynać z nią rozmowy na jakikolwiek temat. Przypusz- czam, że tobie to nie przeszkadzało. Dlaczego jej z tobą nie ma? – Rozstaliśmy się. – Oczywiście – mruknął Roberto, odsuwając na bok pusty talerz. – W dużych mia- stach, takich jak Londyn, aż się roi od ludzi ostrzących sobie pazury na cudze pie- niądze. Między innymi dlatego nie zamierzam się tam przeprowadzać. Lepiej więc wynajmij to mieszkanie, które dla mnie kupiłeś. – W Londynie mieszkają najróżniejsi ludzie – odparł Alessandro, zastanawiając się, czy jego ojciec ma przyjaciół. Przez lata poznał ledwie kilka osób, z którymi Ro- berto utrzymywał stosunki towarzyskie. Ostatnio jednak w ogóle nie wychodził z domu i nie widywał się z nikim poza pracownikami dbającymi o jego posiadłość. – Większość z nich ma więcej do powiedzenia niż to, jak zmieniła się pogoda i jakie są nowe sposoby połowu łososia. A tak na marginesie, Freya nie poczyniła postępów w sztuce kulinarnej… – Prostemu człowiekowi wystarczy proste jedzenie – stwierdził oschle Roberto. – Gdybym chciał skosztować wykwintnej kuchni, zatrudniłbym jednego z tych sław- nych kucharzy z telewizji, używając przypraw, o których nikt nigdy nie słyszał. Alessandro uśmiechnął się z przekąsem. Szybko jednak uzmysłowił sobie, że od- biegli od głównego tematu rozmowy i spochmurniał. – Mam jeszcze trochę pracy – oświadczył, spoglądając na zegarek. – Przecież nikt cię nie zatrzymuje – odparł Roberto, wskazując ręką drzwi. – Idziesz spać?
– Jeszcze nie. Może wybiorę się na spacer, żeby się nacieszyć otwartą przestrze- nią, zanim zamkniesz mnie w ciasnym mieszkaniu w Londynie. – Freya będzie jutro w pracy? – zapytał spokojnie, ponieważ nie zamierzał dać się sprowokować. – Pytam, bo jeśli nie zamierza się pojawić, zrobię jutro zakupy, żeby niczego nie zabrakło nam przez weekend. – Sam umiem o siebie zadbać – burknął jego ojciec. – Poza tym jeśli Freya nie bę- dzie mogła jutro przyjść, na pewno przyśle kogoś w zastępstwie. Czasami tak robi. – Czy ta kobieta jest niepoważna? – Alessandro spiorunował ojca wzrokiem. – Pła- cisz jej istną fortunę, a ona nie potrafi nawet wywiązać się ze swoich obowiązków? – To moje pieniądze i ja decyduję o tym, na co je wydaję! I jeśli zapragnę zapłacić jakiejś kobiecie, żeby co weekend przychodziła tutaj tańczyć na stole, to nic ci do tego! Alessandro westchnął zrezygnowany. – Jak sobie chcesz. Zostawiam naczynia w zlewie dla tej osoby, która przyjdzie ju- tro do pomocy. Idę popracować. Mogę skorzystać z twojego gabinetu? – Jest twój – odparł Roberto, nie zaszczycając syna choćby jednym spojrzeniem. Laura Reid wsiadła na rower i pospiesznie ruszyła spod domu, w którym mieszka- ła razem z babcią. Była już czterdzieści pięć minut spóźniona. Życie w tym miejscu toczyło się całkiem innym rytmem, niż była przyzwyczajona. I chociaż od jej prze- prowadzki minęło już półtora roku, nadal nie mogła przywyknąć. Chwilowo miała dom tylko dla siebie, ponieważ babcia wyjechała do swojej sio- stry w Glasgow. Regularnie odwiedzali ją przyjaciele, którzy najwyraźniej sądzili, że nie potrafi sama o siebie zadbać. Kiedy jej nie nachodzili, wciąż wydzwaniali. Py- tali, czy dobrze się odżywia albo czy pamięta, że zmieniono porę wywożenia śmieci. Upewniali się, że ma suche drewno do palenia w kominku i że na noc zamyka drzwi na klucz. Traktowali ją jak małą dziewczynkę. Jako młoda dziewczyna wyjechała stąd do Londynu, gdzie została asystentką dy- rektora jednej z wiodących firm telekomunikacyjnych. Praca w prężnie rozwijającej się firmie sprawiała jej wiele przyjemności i dawała poczucie satysfakcji. Poza tym poznawała zalety życia w dużym mieście. Poznała nowych znajomych i nie żałowała decyzji o wyprowadzce z rodzinnej miejscowości. Po dwóch latach poznała cudownego mężczyznę, który wydawał jej się tak innych od wszystkich, z którymi wcześniej miała do czynienia. Zakochała się w nim bez pa- mięci. Problem polegał na tym, że należał do kadry kierowniczej firmy. Niedawno przyjechał z Nowego Jorku i traf chciał, że zwrócił uwagę właśnie na nią. Był przystojnym trzydziestoczteroletnim blondynem z dołeczkami w policzkach, które tak się jej podobały. Oczarował Laurę tak bardzo, że nie dostrzegła żadnych znaków ostrzegawczych. Nie miała mu za złe, że nie spędzali razem weekendów. Rozumiała, że musiał odwiedzać swojego schorowanego ojca gdzieś w New Forest. Nie protestowała także wtedy, kiedy poprosił, żeby do niego nie dzwoniła. – Nigdy nie ma właściwej pory na telefon – żartował często. – Mogę robić zakupy, kiedy do mnie zadzwonisz, nieść siatki, udzielać komuś pierwszej pomocy w metrze albo brać prysznic. Pozwól więc, że to ja będę dzwonił do ciebie. Spotykali się przez okrągły rok, aż pewnego dnia spotkała go na ulicy. Spacerował
w towarzystwie blondynki, która prowadziła wózek z uśmiechniętym maluchem. Wtedy zrozumiała, że dała się oszukać. Zakochała się w żonatym mężczyźnie. Czym prędzej złożyła wypowiedzenie w firmie i wyjechała z Londynu, przekonana, że postępuje słusznie. Chociaż posada asystentki dyrektora wiązała się z wysoką pensją, to praca nauczycielki, którą podjęła w rodzinnej miejscowości, dawała jej dużo większą satysfakcję. Poza tym dostała nauczkę i obiecała sobie, że nigdy wię- cej nie będzie się interesowała mężczyznami spoza swojej ligi. W ten pochmurny sobotni poranek chłodny wiatr smagał jej twarz i targał ubra- nie, jakby chciał zerwać z niej kurtkę przeciwdeszczową. Zerknęła przez ramię na znikające w oddali miasteczko, zanim ponownie skupiła uwagę na drodze. Przed nią rozpościerał się typowy wiejski krajobraz. Na całym świecie nie było kraju piękniej- szego od Szkocji ani takiego miejsca, w którym mogłaby się rozkoszować ciszą i bo- gactwem przyrody. Zamieszkała w tej okolicy zaraz po śmierci rodziców, kiedy mia- ła siedem lat, i bardzo szybko pokochała ją całym sercem. Wjechała na szczyt wzniesienia i przystanęła na moment, żeby się rozejrzeć. Wi- dok pól i sadów napawał ją spokojem. W oddali majaczył wjazd do posiadłości Ro- berta. Niespiesznie skierowała się na podjazd prowadzący pod same drzwi rezy- dencji. Zdziwiła się na widok SUV-a zaparkowanego nieopodal wejścia. Wpatrując się w samochód, zsiadła z roweru. Roberto rzadko miewał gości. Oczywiście spotykał się ze swoimi przyjaciółmi z miasteczka. Bardzo lubił między innymi jej babcię, z którą łączyły go bliskie stosunki. Pojawiał się także na imprezach organizowanych dla seniorów. Ale to czarne auto na pewno nie należało do żadnego z mieszkańców pobliskiej miejscowości. Nagle dotarło do niej, kim mógł być jego właściciel. Chociaż nigdy nie poznała syna Roberta, miała o nim nie najlepsze zdanie. Z bijącym sercem oparła rower o ścianę budynku, po czym nacisnęła dzwonek. Alessandro zaklął pod nosem, kiedy usłyszał ciche brzęczenie. Siedział w gabine- cie ojca, gdzie próbował pracować od śniadania. Jak dotąd w domu nie pojawili się żadni pracownicy Roberta, więc wszystko musiał robić sam. Energicznym krokiem ruszył do drzwi frontowych. Jednak kiedy otworzył je na oścież, całkiem osłupiał. Na dworze stała drobna dziewczyna przypominająca kup- kę nieszczęścia. Miała najbardziej zielone oczy, jakie w życiu widział. – Najwyższa pora. – Słucham? – zapytała zdumiona Laura, która spodziewała się ujrzeć Roberta, a nie tego niezwykle przystojnego mężczyznę w sile wieku. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tego człowieka. Z opowieści Roberta wywnio- skowała, że to niski, napuszony brzydal, który nigdy w życiu nie wyściubił nosa z Londynu. Tymczasem stał przed nią sam Adonis. Nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego mężczyzny. Chociaż był ubrany w zwykłą czarną koszulkę i czarne dżinsy, prezentował się oszałamiająco. – Napatrzyłaś się już? – rzucił lodowatym głosem, zawstydzając Laurę. – Jeśli tak, to może wejdziesz do środka i zabierzesz się do pracy, za którą ci płacą. – Słucham? – powtórzyła młoda kobieta, mrugając powiekami.
Alessandro nie zamierzał jednak udzielać żadnych wyjaśnień. Odwrócił się tylko i ruszył przodem, a ona podreptała za nim. Wpatrywała się w jego plecy, czując na- rastającą wściekłość. – Co się tutaj dzieje? – zapytała po chwili. – Co się tutaj dzieje? – odparł mężczyzna, spoglądając na nią. – Trzeba posprzą- tać w kuchni. To chyba należy do twoich obowiązków? Ale popraw mnie, jeśli się mylę. Rozumiem, że Freya musiała się zaopiekować chorym psem, ale to, że przy- słała zastępstwo dopiero dzisiaj o dziesiątej, jest naprawdę karygodne! Spokojna z natury Laura zagotowała się z gniewu. Krzyżując ręce na piersi, spio- runowała swojego rozmówcę wzrokiem. – Skoro kuchnia wymaga posprzątania, to czemu sam się tym nie zająłeś? – Udam, że tego nie słyszałem. – Gdzie Roberto? – Po co ci Roberto? Żeby opowiedzieć mu łzawą historyjkę o kuzynie psa, który zachorował, bo deszcz padał na niego pod złym kątem? Wolne żarty! Powinnaś była zacząć pracę o ósmej. Spóźniłaś się dwie godziny. Nie jestem taki miękki jak mój oj- ciec i na pewno nie puszczę tego płazem. – Czy to groźba? – Raczej oświadczenie. Bądź szczęśliwa, że nie wyrzuciłem cię za drzwi. – Dość tego! Chcę się widzieć z Robertem! Alessandro przyjrzał jej się, mrużąc oczy. Nie przypominał sobie, żeby Freya kie- dykolwiek zwracała się do jego ojca po imieniu, tak jak to robiła ta dziewczyna. Okrążył ją wolno, niczym drapieżnik swoją ofiarę, po czym ponownie stanął przed nią. – Interesujące – mruknął. – Co takiego? – Laura zrobiła krok w tył, ponieważ czuła się nieswojo, stojąc tuż obok tego nieziemsko seksownego mężczyzny. – To interesujące, że mój ojciec zatrudnił kogoś, kto zwraca się do niego po imie- niu. – Chyba nie nadążam… – Młoda, atrakcyjna dziewczyna pracująca dla starszego, bogatego mężczyzny… Jestem całkiem niezły w dodawaniu, a to, co wychodzi z tego równania, wcale mi się nie podoba. Laura zbladła. – Czy ty sugerujesz…? – Na litość boską, mogłabyś być jego wnuczką! Ile ty masz lat? Dwadzieścia dwa? Dobrze, że pojawiłem się w porę i zobaczyłem, co się tutaj dzieje. – Po pierwsze mam dwadzieścia sześć lat – uściśliła dziewczyna. – A po drugie nie pracuję tutaj jako sprzątaczka. – Czyżby? – Alessandro ściągnął brwi. Bez względu na to, kim była ta kobieta, musiał przyznać, że jego ojciec miał niezły gust. Chociaż nie przypominała modelek, z którymi czasem się umawiał, nie wyrzuciłby jej z łóżka w zimną, deszczową noc. Powiódł spojrzeniem po jej urodziwej twarzy. Poza niezwykle zielonymi oczami, miała jedwabiście gładką cerę, zgrabny nos i zmysłowe usta. Nic dziwnego, że zdo- łała zauroczyć jego ojca i wkraść się w jego łaski.
– Może wyjaśnisz mi w takim razie, co cię łączy z moim ojcem – poprosił, świdru- jąc ją wzrokiem. – Nazywam się Laura i przyjaźnię się z Robertem. Wiedziałbyś o tym, gdybyś zro- bił, o co prosiłam, i poszedł po niego. – W porządku, zaraz po niego pójdę – odparł Alessandro stanowczym głosem. – Ale najpierw utniemy sobie pogawędkę. Może więc zajmiesz miejsce przy stole, Lauro, i opowiesz mi o sobie coś więcej. Chciałbym cię lepiej poznać. Uśmiechnął się do niej seksownie, potęgując jej złość i zakłopotanie. – Dobrze. – Ona także miała mu co nieco do powiedzenia. – Potem jednak spo- tkam się z Robertem.
ROZDZIAŁ DRUGI – Widzę, że wiesz, kim jestem – powiedział Alessandro. Sytuacja robiła się coraz ciekawsza, a on nadal nie wiedział, z kim ma do czynienia. Jeśli ta dziewczyna na- prawdę przyjaźniła się z jego ojcem, to musiała to być szczególna znajomość, skoro Roberto Falcone nie należał do najwylewniejszych ludzi, jakich znał jego syn. – Oczywiście, że wiem. Jesteś synem Roberta. Tym samym, który przyjeżdża do Szkocji tylko wtedy, kiedy musi. Alessandro zmieszał się nieznacznie. – Mój ojciec tak powiedział? – Nie musiał. Zawsze, kiedy chcesz się z nim spotkać, fatygujesz go do Londynu, zamiast po prostu się tutaj pojawić. Kiedy ostatnio zaszczyciłeś go swoją obecno- ścią? – Skąd znasz mojego ojca? – uciął Alessandro, próbując przywołać ją do porządku. Im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej nie mógł zrozumieć, dlaczego uznał ją za sprzątaczkę. W niczym nie przypominała pracowników Roberta, a do tego była ogromnie uparta i butna. Zanim zajął miejsce przy stole naprzeciwko niej, zwrócił uwagę na jej zgrabną sylwetkę, którą wcześniej zasłaniała obszerna kurtka. – To nie jest rozmowa, tylko przesłuchanie. Nie pozwolę się tak traktować. Przy- jechałam zapytać Roberta, czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu. Gdybym wiedziała, że cię tutaj zastanę, zmieniłabym plany. Nic o mnie nie wiesz, a sądzisz, że możesz mnie oceniać. Ani trochę mi to nie odpowiada – warknęła, czerwona na twarzy. – Mało mnie obchodzi, co ci odpowiada – odparł chłodno. – Dbam o interesy moje- go ojca, więc interesują mnie także jego „przyjaciele”. Odpowiedz na moje pytania i będziemy to mieli z głowy. Oczywiście możesz się też dalej wściekać, ale to nicze- go nie zmieni. – Wcale się nie wściekam! – Jak długo znasz mojego ojca? Sfrustrowana Laura przeczesała palcami swoje długie włosy. Na ten widok zapar- ło mu dech w piersi. Musiał odwrócić od niej wzrok, żeby się uspokoić. – Od kilku lat – odparła niechętnie, gdy tylko uznała, że Alessandro nie da jej spo- koju, dopóki nie pozna interesujących go odpowiedzi. Poczuła nawet dla niego cień zrozumienia. Bądź co bądź, jego ojciec był zamożnym człowiekiem i z pewnością mógł się stać łakomym kąskiem dla niejednej naciągaczki. – Od kilku lat – powtórzył, marszcząc czoło. Był pewien, że mówiła prawdę. Potra- fił to wyczytać z jej twarzy. Nie rozumiał tylko, dlaczego nie miał pojęcia o jej istnie- niu ani nawet o niej nie słyszał. – Zanim wyjechałam do Londynu, podobnie jak twój ojciec, należałam do kółka ogrodniczego. Oboje uwielbiamy rośliny… i szachy. Odkąd wróciłam, spotykamy się raz czy dwa razy w tygodniu, żeby rozegrać partyjkę. Roberto jest genialnym sza-
chistą. – Chcesz mi wmówić, że spotykasz się z moim ojcem, bo oboje interesujecie się szachami i ogrodnictwem? – Ogrodnictwo to za mało powiedziane. Kochamy ten dreszcz emocji, który towa- rzyszy krzyżowaniu gatunków… – Napotkała jego puste spojrzenie. – Pewnie tam, gdzie mieszkasz, nie ma ani jednej rośliny. Roberto wspominał o twoim mieszkaniu w bloku. – W apartamentowcu – poprawił ją Alessandro. – I tak, nie ma tam ani jednej rośli- ny. – Ale na pewno też masz jakieś hobby i rozumiesz, że może łączyć ludzi. – Mam swoją pracę – odparł zwięźle. – I czasem… – Uśmiechnął się drapieżnie. – Czasem lubię się zabawić. Chyba można uznać te dwie rzeczy za moje hobby. Laura się zaczerwieniła. – Zabawić? – powtórzyła mechanicznie, spuszczając wzrok. – Mhm. I jestem w tym naprawdę niezły. Zamrugała, po czym potrząsnęła głową. – Rozumiem. Z kolei twój ojciec uwielbia szachy, rośliny i różne inne rzeczy. Oczy- wiście po udarze musi bardziej na siebie uważać, ale jestem pewna, że wkrótce od- zyska pełnię sił. – Jakie inne rzeczy? – zainteresował się Alessandro. Laura wzruszyła ramionami. – Nic niezwykłego – odparła wymijająco. – Najważniejsze, że znów może zajmo- wać się tym, co go cieszy. Możesz więc spokojnie wrócić do Londynu ze świadomo- ścią, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie musisz tutaj przyjeżdżać ani sprawdzać jego pracowników i przyjaciół. Możesz przestać zawracać sobie głowę zwolnieniami, obniżką wynagrodzeń, czy co tam jeszcze uznasz za istotne… Alessandro przyglądał się z zaciekawieniem tej drobnej kobiecie, która przema- wiała z coraz większą werwą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał okazję skonfronto- wać się z tak bezczelną osóbką. – Zanim przejdziemy do sedna, chciałbym, żebyś wyjaśniła mi coś jeszcze – powie- dział, rozsiadając się wygodnie na krześle. – A co konkretnie? – Laurę zaniepokoił jego wyraz twarzy przywodzący na myśl wygłodniałe zwierzę. – Dlaczego przeprowadziłaś się z Londynu do tego… – Rozejrzał się wokół, jakby szukał natchnienia. – Zaścianka? Zirytowana Laura zrobiła kilka głębokich wdechów. Nie zamierzała się dać spro- wokować przez tego aroganckiego człowieka. – Gdybyś poświęcił choć trochę czasu na poznanie okolicy, wiedziałbyś, że to jed- no z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Znajdziesz tutaj wszystko, co oferuje Szko- cja: zamki, jeziora, rzeki, zatoki, góry i spokój. – Czy to znaczy, że zamierzasz pokazać mi te wszystkie wspaniałości? – W żadnym razie! Alessandro roześmiał się głośno. – Szkoda. Taka wycieczka z osobistą przewodniczką być może przekonałaby mnie do uroków tego miejsca. No, ale skupmy się na tobie. Więc przeprowadziłaś się tu-
taj z powodu zamków, jezior i spokoju? Laura nie zamierzała wyjawiać mu prawdy. – Po części – odparła wymijająco. – Poza tym chciałam się zaopiekować swoją babcią. – Jest poważnie chora? – Miewa zawroty głowy i problemy z utrzymaniem równowagi. Mieszka sama, dlatego postanowiłam się do niej wprowadzić. – Wyjrzała przez okno tęsknym wzro- kiem. – Była przy mnie, kiedy straciłam rodziców. Teraz mogę się jej odwdzięczyć. Alessandro pomyślał, że pod pewnymi względami byli do siebie bardzo podobni. W końcu on także pragnął zaopiekować się ojcem. W Londynie mógł mu zapewnić najlepszą opiekę. Nalegał na przeprowadzkę wyłącznie z uwagi na jego dobro. – Czym się zajmowałaś w Londynie? – Tak naprawdę wcale go to nie interesowa- ło. Próbował jedynie ustalić, jakie intencje kierowały tą dziewczyną. – Pracowałam jako asystentka dyrektora. – W jakiej firmie? – A jakie to ma znaczenie?! – warknęła, w przypływie gniewu. Właściwie nie była pewna, dlaczego nie chce podać mu nazwy firmy. Czy chodziło o Colina? O ból, któ- ry jej zadał? O wstyd, że tak długo pozwoliła mu wodzić się za nos? – Nie widzę nic dziwnego w tym, że chcę jak najlepiej poznać przyjaciółkę mojego ojca. Interesuje mnie wszystko, co jest z nim związane. – Naprawdę? Odniosłam całkiem inne wrażenie. Jeśli rzeczywiście jego los leży ci na sercu, to dlaczego nie przyjeżdżałeś, żeby razem z nami uczestniczyć w różnych wydarzeniach? – Jakich wydarzeniach? – No wiesz… My, wieśniacy, uwielbiamy organizować potańcówki w stodole co najmniej raz w miesiącu. A raz do roku pieczemy świniaka na polu, podziwiając piękno i spokój wsi. Alessandro kolejny raz wybuchnął śmiechem. Ta kobieta była nie tylko seksowna i ładna, ale także zuchwała, wygadana i zabawna. – Preferuję tańce w londyńskich stodołach – odparł ironicznie. Laura z trudem powstrzymała uśmiech. – Dobrze, że odwiedzasz Roberta – przyznała niechętnie. – Rozumiem, że się o niego martwisz, ale naprawdę nie musisz. Zaglądam do niego codziennie po pracy. – Pracujesz? Czyżbyś znalazła posadę asystentki dyrektora tutaj? – Alessandro nie miał pojęcia, czy w takich małych miejscowościach działały jakiekolwiek firmy. On sam na pewno nie założyłby tutaj siedziby własnej korporacji. – Nic podobnego. Zrozumiałam, co chcę robić w życiu. – A konkretnie? – Po powrocie z Londynu znalazłam pracę w tutejszej szkole podstawowej. Uczę dzieciaki i czuję się spełniona. – Więc jesteś nauczycielką. – Godziny pracy mi odpowiadają, nie wspominając o wolnych świętach i prze- rwach wakacyjnych. I podoba mi się to, że ze wszystkimi mam dobry kontakt. – Laura nie wstydziła się swojej pracy. Mimo to nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jemu wydawała się nudna. – Może tego nie zrozumiesz, ale nie każdy marzy
o mieszkaniu w wielkim mieście i zarabianiu milionów. – Chcesz mi wmówić, że po tym, jak mieszkałaś i pracowałaś w Londynie, speł- niasz się jako nauczycielka w wiejskiej szkole? – Zmęczył mnie wyścig szczurów – odparła zwięźle. – Nie jesteś trochę za młoda na takie kwestie? Zwykle zgorzknienie pojawia się po czterdziestce. – Alessandro przyjrzał się uważnie swojej rozmówczyni. Odnosił wrażenie, że coś przed nim ukrywa. – Proponuję zakończyć to przesłuchanie. Jeśli zdałam twój test, powiedz mi, pro- szę, gdzie znajdę twojego ojca. – Jest w szklarni – odparł, ruchem głowy wskazując kierunek. Ani na moment nie oderwał od niej wzroku. Domyślał się, że dziewczyna zaszyła się tutaj, żeby lizać rany. Może stan zdrowia jej babci istotnie uległ pogorszeniu, ale z pewnością nie był jedynym powodem po- wrotu Laury. Prawdopodobnie coś nieprzyjemnego spotkało ją w Londynie. Może ja- kiś mężczyzna złamał jej serce. Tak czy inaczej, nie było sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Za kilka dni Ales- sandro wyjedzie stąd na zawsze, a to oznacza, że nigdy więcej nie ujrzy tych niesa- mowitych zielonych oczu. – Doskonale – oświadczyła Laura, wstając od stołu. – Nie musisz się martwić o jego żołądek. – Chyba nie rozumiem… – Wspomniałaś, że przyjechałaś zapytać mojego ojca, czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu. Już nie musisz. Oczywiście pomijam fakt, że jest wystarczająco bogaty, by zatrudnić jednego z najlepszych kucharzy świata, który przyrządzałby mu potra- wy o niebo lepsze od tego, co serwuje mu Freya. Laura nie mogła się z nim nie zgodzić. Nie zamierzała jednak mówić źle o starszej kucharce, która czasami obdarzała ją nawet zdawkowym uśmiechem. Ale przyznała w duchu, że kuchnia Frei była zwyczajnie niesmaczna. – Twój ojciec lubi proste dania. – Jak go znam, może tak mówić tylko dlatego, że wiecznie skwaszona Freya nigdy nie przyrządziła mu nic innego. – Chyba nie rozumiem, jak to się ma do zakupów. Dlaczego mam mu niczego nie przywozić? – Nie ma sensu robić zapasów, skoro za kilka dni trzeba je będzie stąd usunąć. – Co ty wygadujesz? – zdumiała się Laura, w osłupieniu przyglądając się przystoj- nej twarzy tego aroganckiego mężczyzny. Po chwili opadła na krzesło niczym bez- wolna kukiełka. – Przyjechałem tutaj, żeby zabrać ojca do Londynu. Dziwię się, że o tym nie wiesz, skoro tak bardzo się przyjaźnicie. – Zabrać go? Na długo? – Na zawsze. Roberto tutaj nie wróci. Jego dni w Szkocji dobiegły końca. Dopilnu- ję, żeby spakowano wszystkie jego rzeczy. Te, bez których nie potrafi się obejść, zo- staną przetransportowane do jego nowego mieszkania. Resztę wystawię na aukcję. Odtąd będzie mieszkał w Chelsea, gdzie będę mógł go stale doglądać. Laura nie wierzyła własnym uszom.
– Czy ty sobie żartujesz? – Nigdy nie żartuję w tak poważnych sprawach – odparł beznamiętnym głosem. – Nie możesz tutaj przyjeżdżać i decydować o losie Roberta! – zirytowała się Lau- ra. – Jesteś najbardziej bezdusznym człowiekiem, jakiego poznałam! Nic dziwnego, że… – Że co? Przez moment tylko przyglądali się sobie w milczeniu. – Nic – burknęła pod nosem, spuszczając wzrok. Znalazła się niebezpiecznie bli- sko granicy, której nie zamierzała przekroczyć. Tak naprawdę nie wiedziała, jakie stosunki łączyły Alessandra z ojcem. Roberto nigdy nie wypowiadał się niepochlebnie o synu, ale panujący między nimi dystans był niemal namacalny. Tak czy inaczej, to nie była jej sprawa. Nawet jeśli siedzący na- przeciwko niej mężczyzna zachowywał się arogancko i szorstko, pewne rzeczy po- winna była zachować dla siebie. Z kolei Alessandro nie próbował ciągnąć jej za język. Nie chciał wiedzieć, co mó- wili o nim ludzie. I już na pewno nie zamierzał omawiać swoich relacji z ojcem z zu- pełnie obcą osobą. – Nie mogę w to uwierzyć – odezwała się cicho, potrząsając głową. – Nikomu nie wspomniał o tym słowem. Ale to tutaj jest wszystko, co zna i kocha. Nie możesz tak po prostu wywieźć go do tego hałaśliwego Londynu, z dala od ludzi, na których mu zależy. – Bez obaw – odparł łagodnym głosem, który przyprawił ją o drżenie. – Kupiłem mu naprawdę duże mieszkanie z trzema sypialniami. Jestem pewien, że jedną z nich będzie mógł przeznaczyć dla swojej wyjątkowej przyjaciółki. – Był prawie pewien, że z jego ojcem łączyło ją coś więcej. W przeciwnym razie wiadomość o jego wyjeź- dzie nie zdenerwowałaby jej tak bardzo. Laura spojrzała na niego gniewnie. – To stary człowiek… – Właśnie do tego zmierzam. Miał udar, spadł ze schodów, miał uszkodzoną mied- nicę. Nie może mieszkać sam w tej ogromnej posiadłości. Potrzebuje lokum dosto- sowanego do jego potrzeb, w którym będzie bezpieczny. W tym domu pokonanie dy- stansu z sypialni do kuchni zajmuje mu cały dzień. – Nie wyolbrzymiaj. Poza tym sam ciągle podkreślasz, jaki z niego zamożny czło- wiek. Jeśli zechce, zatrudni całą armię ludzi do pomocy. Na razie ma tylko Freyę i Fergusa, ale kiedy uzna za stosowne, na pewno przyjmie na służbę jeszcze kogoś. – Ten temat nie podlega dyskusji. Przecież nie chcę zamknąć go w lochu. Z cza- sem przywyknie do Londynu. Jest tam mnóstwo ciekawych miejsc i ekscytujących wydarzeń. – Starzy ludzie nie potrzebują ekscytujących wydarzeń. Najważniejsze są dla nich rutyna i stabilizacja. Lubią się otaczać ludźmi, których znają i na których mogą po- legać. Alessandro spojrzał na nią z niedowierzaniem. Zaczynał odnosić wrażenie, że każde z nich mówi o innym człowieku. – Jak często zamierzasz do niego zaglądać? – zapytała, nie dając za wygraną. – W ogóle będziesz go odwiedzał? Dopilnujesz, żeby się zadomowił? Będziesz go do-
glądał? Czy tak jak do tej pory będziesz mu składał cztery wizyty do roku? Alessandro spochmurniał. – Twoja troska jest naprawdę wzruszająca, ale zapewniam cię, że nie stanie mu się krzywda. A tak w ogóle, to kim są ci ludzie, do których mój ojciec jest niby tak bardzo przyzwyczajony? – Ma wielu przyjaciół w miasteczku. – Poza tobą? – Oczywiście. Myślałeś, że całymi dniami siedzi sam w tym ogromnym domu? Mina Alessandra nie pozostawiała złudzeń. – Ty o niczym nie wiesz, prawda? – kontynuowała z irytacją. – Chcesz go wyrwać z jego własnego domu i nie obchodzi cię, ile przez to straci! Nie masz pojęcia, jak wygląda jego życie tutaj! – Możesz przestać krzyczeć? – Ja nie krzyczę! – Jej głos poniósł się echem po pustych korytarzach. – A przynaj- mniej zwykle mi się to nie zdarza. Ale ty wyprowadziłeś mnie z równowagi. I nie patrz tak na mnie. Czy nikt nigdy na ciebie nie nawrzeszczał? – Nigdy. Laura spojrzała na niego podejrzliwie. – Nigdy nikogo nie zdenerwowałeś? – Dlaczego tak cię to dziwi? – odparł chłodno. Ta kobieta obraziła go w każdy możliwy sposób, a on nie zamierzał dłużej tego znosić. Nie interesowały go stosunki międzyludzkie. Zawsze starał się kierować rozumem, a nie sercem. Prawdopodob- nie miało to wiele wspólnego z oziębłym traktowaniem przez ojca. Nie marnował jednak czasu na analizowanie podobnych rzeczy. W bezlitosnym świecie biznesu, w którym na co dzień funkcjonował, emocje nie były wskazane, a od kobiet, z który- mi się spotykał, nie oczekiwał niczego poza seksem. Ale ta drobna istotka w ogóle nie pasowała do jego schematu. – Bo mi się to nie mieści w głowie. – Kobiety nigdy nie podnoszą na mnie głosu. – Trudno mi w to uwierzyć. – A jednak. Laura nabrała powietrza i wypuściła je wolno, odzyskując panowanie nad sobą. Potem przyjrzała się uważnie postawnemu mężczyźnie o ciemnych oczach i poczuła coś dziwnego. Zdusiła to jednak w zarodku. – Uważam, że zanim wywrócisz czyjeś życie do góry nogami, powinieneś się za- stanowić, jakie to będzie miało konsekwencje i jakie wyrządzisz w ten sposób szko- dy. Czy Roberto nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie? Zamierzasz zignorować jego protesty i zrobić to, co ty uważasz za słuszne? – Mam wrażenie, że ta rozmowa zmierza donikąd – rzucił zniecierpliwiony Ales- sandro, przeczesując włosy palcami, po czym podszedł do lodówki. Wyjął butelkę wody i opróżnił ją na raz. Potem oparł się o blat kuchenny i spojrzał na Laurę. – Zrobię to, co uważam za najlepsze dla swojego ojca. Możesz się na mnie wydzierać, próbować grać na moich emocjach, ale to i tak niczego nie zmieni. Omówiłem już wszystko z Robertem. Dyskutujemy o tym już od pół roku. Jeśli postanowił nie wta- jemniczać cię w szczegóły, to jego sprawa. Ja nie ponoszę za to odpowiedzialności. –
Wzruszył ramionami. – W takim razie powinieneś wiedzieć coś jeszcze – odezwała się niechętnie Laura. Alessandro znieruchomiał. – Zamieniam się w słuch. – Twój ojciec ma w miasteczku nie tylko przyjaciół, ale także kogoś bardzo bli- skiego. – Kobietę? – Tak, moją babcię. Alessandro zrobił zakłopotaną minę. – Chcesz mi powiedzieć, że mój ojciec spotyka się z twoją babcią? – Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy dwoje ludzi przez lata łączy przyjaźń, często zbliżają się do siebie jeszcze bardziej. W końcu Roberto nadal jest bardzo przystoj- ny. Znam kilka pań z kółka ogrodniczego, które zagięły na niego parol. Alessandro ponownie usiadł przy stole i wbił wzrok w jakiś bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Następnie kolejny raz spojrzał na Laurę. – Możesz mi zdradzić szczegóły? – Słucham? – Od jak dawna się spotykają? Gdzie mieszka twoja babcia? Jest wdową czy może rozwódką? Ile ma lat? Laura doskonale wiedziała, czego chciał się dowiedzieć. Najpierw oskarżył ją, że czyha na majątek Roberta, a teraz insynuował, że jej babcia związała się z nim dla pieniędzy. – Cokolwiek sugerujesz, wiedz, że to tylko para staruszków, którzy lubią spędzać czas w swoim towarzystwie. Ale jeśli potrzebujesz szczegółów, proszę bardzo. Moja babcia mieszka w niewielkim domu na obrzeżach miasteczka. Spędziła tam całe życie. Jest wdową. Mój dziadek zmarł tak dawno temu, że nawet go nie pamię- tam. Chociaż miała wielu zalotników, babcia nigdy nie zamierzała się z nikim wią- zać po śmierci męża. To się jednak zmieniło, kiedy dziesięć lat temu Roberto zaczął uczestniczyć w życiu miasteczka. Wcześniej unikał towarzystwa innych ludzi, ponie- waż większość czasu poświęcał pracy. Z kolei moja babcia zakończyła karierę pięć lat temu, kiedy dojazdy stały się dla niej zbyt uciążliwe. Nawet nie masz pojęcia, jak mroźne potrafią być tutaj zimowe poranki… – Potrafię to sobie wyobrazić. W jakim jest wieku? – Moja babcia? Ma siedemdziesiąt sześć lat. I to właśnie ona jest jednym z głów- nych powodów, dla których nie możesz zmusić Roberta do wyjazdu. Złamiesz mu serce. – Złamię mu serce? – Alessandro pogrążył się w myślach. Może rzeczywiście po- winien był ocenić sytuację raz jeszcze. Jego ojciec spotykał się z babcią swojej przyjaciółki. Czy to możliwe, że te dwie kobiety współpracowały, aby naciągnąć bo- gatego naiwniaka? Oczywiście ta teoria była mocno naciągana, ale Alessandro za- wsze zachowywał wzmożoną czujność. – Może i masz rację. – Naprawdę? – Laura spojrzała na niego nieufnie. – Jeśli mój ojciec ma stąd wyjechać, powinien to zrobić z własnej woli, a nie dlate- go, że go to tego zmuszam. Dlatego najpierw spróbuję go przekonać, że istnieje ży- cie poza granicami Szkocji.
– Powodzenia – rzuciła sarkastycznie, uśmiechając się zniewalająco. Alessandro miał plan, który zamierzał zrealizować. Nawet jeśli spali na panewce, przynajmniej będzie mógł dzięki niemu spędzić trochę więcej czasu z tą niezwykle seksowną kobietką. – Zawsze warto próbować. Nie uważasz? Przez ostatnią godzinę wykrzykiwałaś, jaki to jestem niesprawiedliwy i bezduszny. Dlatego sądzę, że z chęcią zaznajomisz mnie z tym niezwykle ekscytującym życiem towarzyskim, które mój ojciec miałby tutaj zostawić.
ROZDZIAŁ TRZECI – Spóźnia się. Pewnie zmienił zdanie i ostatecznie uznał, że łatwiej będzie prze- transportować mnie do Londynu razem z całą posiadłością, niż udawać, że interesu- je go moje życie prywatne. Zaniepokojona Laura zerknęła na Roberta. To prawda, że Alessandro spóźniał się już trzydzieści minut, ale ona nadal była dobrej myśli. – Obiecał, że przyjedzie – odparła, spoglądając ukradkiem na zegarek. – Dla niego nie liczy się nic poza pracą. – Starszy mężczyzna poluzował krawat, po czym uderzył laską o podłogę. – Poza tym nigdy nie lubił tego miejsca! Woli roz- pustne życie w Londynie! To na pewno przez nie! – Przez kogo? – zapytała łagodnie Laura, przyglądając się towarzyszowi. Był ubrany w sweter, spod którego wystawała śnieżnobiała koszula zapięta pod samą szyję. Jego świeżo wypastowane buty lśniły, a siwe włosy miał gładko przyczesane. – Lafiryndy. – Słucham? – Wszystko przez lafiryndy. Pełno ich wciąż się za nim ugania. Przedstawił mi na- wet jedną czy dwie. Wszystkie takie same: tępe ślicznotki. – Rozumiem – odparła Laura, która nie miała ochoty słuchać o podbojach Alessan- dra. Już i tak poświęciła mu wystarczająco dużo czasu. Właściwie myślała o nim przez cały miniony tydzień, chociaż bardzo się przed tym wzbraniała. – Nagle zainteresował się moim życiem! Dobre sobie! – rzucił odrobinę drżącym głosem. – Cokolwiek postanowi, ja się nigdzie nie wybieram! Nagle na dworze rozległ się potworny hałas. Oboje podeszli więc do okna i ich zdumionym oczom ukazał się helikopter kołujący nad posiadłością w poszukiwaniu najlepszego miejsca do lądowania. – Mogłem się spodziewać, że zgotuje nam jakieś przedstawienie! – wykrzyknął Roberto, gwałtownie skręcając w stronę drzwi frontowych. Zanim jednak zdążył do nich dotrzeć, te stanęły otworem i pojawił się w nich Alessandro. – Mam nadzieję, że nie posadziłeś tego potwora na którejś z moich roślin – burknął starszy mężczy- zna, kiedy ucichł ryk silnika. Syn zignorował uszczypliwy komentarz i całą uwagę skupił na Laurze, która na- tychmiast spłonęła rumieńcem. – Bardzo dziękuję za tak miłe powitanie – powiedział, zanim odwrócił się do pilo- ta, żeby wydać mu polecenia. Potem wszedł do środka i rozejrzał się dookoła. Ale tak naprawdę widział tylko ją. Odkąd widzieli się po raz ostatni, nie przestał o niej myśleć. Po wyjeździe ze Szkocji nie mógł się na niczym skupić. Czy to możliwe, że znalazł się pod jej uro- kiem, ponieważ jako jedyna ośmielała się go krytykować i otwarcie się mu przeciw- stawiała? A może stracił głowę dla jej niewiarygodnie zielonych oczu? Bez względu na to, co było powodem jego roztargnienia, ogromnie go irytowało.
Od miesięcy nie był z kobietą. Prawdopodobnie to też wpłynęło na jego stan. Ale ten weekend mógł się dla niego okazać wybawieniem od długo narastającego w nim napięcia. Wcześniej, kiedy odwiedzał ojca w jego domu, czekał tylko na chwilę, w której z powrotem go opuści. Tym razem jednak krążył myślami wyłącznie wokół Laury. – Spóźniłeś się. Już miałem pójść do kuchni, żeby coś przegryźć – warknął Rober- to. Alessandro zerknął na Laurę, żeby sprawdzić, czy ją także irytowała niecierpli- wość jego ojca, ale ona tylko się do niego uśmiechnęła, biorąc go pod rękę. Ten czu- ły gest świadczył o dużej zażyłości między nimi. – Muszę jeszcze napisać krótkiego mejla. Dołączę do was za dziesięć minut. Laura zmarszczyła czoło. Doskonale wiedziała, jak długo Roberto szykował się na to spotkanie. Kiedy pomagała mu zawiązać krawat, widziała stos ubrań przerzuco- nych przez oparcie krzesła, które sugerowały, że starannie skompletował strój. – Nie powinniśmy dłużej zwlekać – powiedziała, spoglądając wymownie na Ales- sandra. – Roberto wcześnie chodzi spać. – Roberto chodzi spać wtedy, kiedy ma na to ochotę! – zirytował się staruszek. Laura poczuła jednak, jak opuszcza go napięcie, kiedy jego syn skinął głową i odsta- wił walizkę na podłogę. – Chwilowo nie mam samochodu. Mają mi go podstawić dopiero jutro rano. – Ales- sandro wyjął z kieszeni telefon komórkowy. – Wezwę taksówkę. Możecie mi podać numer? – Nie musisz nigdzie dzwonić – odparła Laura i sięgnęła po szalik, który zawiązała na szyi Roberta. – Nie matkuj mi, dziewczyno! Kolejny raz Alessandra zaskoczyła więź łącząca tych dwoje. Wydawała mu się tym dziwniejsza, że wcześniej nie miał o niej pojęcia. Przez moment czuł się nawet jak intruz naruszający intymność chwili dzielonej przez przyjaciół. Z kolei Roberto, mimo narzekań, wydawał się ogromnie zadowolony z jej zabiegów. – Ktoś musi o ciebie dbać podczas nieobecności mojej babci. – Roberto zerknął na syna, zanim ponownie skupił uwagę na niej. Wtedy dodała: – Przyjechałam własnym autem. – Zamierzasz zawieźć nas do restauracji? – zapytał Alessandro, przepuszczając ich w drzwiach. – Tylko mi nie mów, że nie czujesz się komfortowo, kiedy to kobieta siada za kie- rownicą – rzuciła słodkim głosikiem. – Jeśli istotnie tak jest, to straszny z ciebie wapniak. – Ta dziewczyna zawsze mówi, co myśli – zaśmiał się Roberto. – Lepiej się do tego przyzwyczaj, chłopcze. Czule poklepał Laurę po dłoni. – Jesteś pewna, że to coś dojedzie do restauracji? – Wskazał mini morissa zapar- kowanego pod jedną z latarni przed domem. – Myślałem, że dawno przestali je pro- dukować. – To niezawodny samochód – odparła cierpko. – Jeśli nie liczyć zeszłej zimy – wtrącił Roberto.
Kiedy Laura odpaliła silnik, Roberto zaczął opowiadać najróżniejsze anegdoty związane ze starym autem. Alessandro musiał przyznać, że były całkiem zabawne. Wkrótce dotarli do restauracji, gdzie spędzili miły wieczór, mimo że każda próba poruszenia tematu przeprowadzki do Londynu zostawała udaremniona. Laura i Ro- berto przerzucali się żartami, które Alessandro nie do końca rozumiał. Opowiadali także o mieszkańcach miasteczka. Przerwał im tylko wtedy, kiedy wdali się w dys- kusję o jakimś nowym gatunku, który wyhodowali. Najbardziej zaskoczył go jednak śmiech ojca, szczery i głośny, i całkiem niespodziewany. Wyglądało na to, że Rober- to wiódł całkiem inne życie, niż mu się wcześniej wydawało. – Jak długo zamierzasz tutaj zostać? – zwróciła się Laura do Alessandra, kiedy za- parkowali przed domem. – Dlaczego nie gasisz silnika? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Myślałem, że wejdziesz na trochę. – Nie miałam tego w planach. – Laura na pewno jest z kimś umówiona – wtrącił Roberto. – W takim razie będziemy mieli czas, żeby porozmawiać o przeprowadzce. – Nie dzisiaj, chłopcze. Ten staruszek potrzebuje trochę snu dla urody. – Może jednak zostanę kilka minut – postanowiła Laura. Roberto przyjrzał jej się uważnie, mrużąc oczy. – Edith nie byłaby zadowolona, wiedząc, że włóczysz się po nocy. Laura roześmiała się, po czym ruszyła za nim do środka. – Ciężko nazwać wizytę u ciebie włóczeniem się po nocy. Chociaż nie miała ochoty dotrzymywać towarzystwa Alessandrowi, musiała uzy- skać kilka informacji. Po pierwsze chciała się dowiedzieć, jak długo zamierza zostać w Szkocji, a po drugie musiała wybadać, czy uparcie obstawał przy swoich planach zabrania ojca do Londynu. Z powodu emocji panujących podczas tego wieczoru prawie całkiem zapomniała, jak niekomfortowo czuje się w sukience. Nieczęsto ubierała się elegancko, ale tym razem postanowiła zrobić wyjątek. Teraz trochę tego żałowała. – Masz ochotę na drinka? – zapytał Alessandro, spoglądając w jej nie za duży de- kolt. Już wcześniej zwrócił uwagę na idealny kształt jej pełnych piersi. – Domyślam się, że masz do mnie jakieś pytania. Dżin z tonikiem z pewnością ułatwi nam tę roz- mowę. Potem ruszył prosto do kuchni, a ona podążyła za nim. Jak zwykle wyglądał bar- dzo seksownie i trudno jej było oderwać od niego wzrok. Przystanęła na progu i przez moment obserwowała, jak wyjmuje kieliszki i nalewa do nich alkohol. – A teraz – zaczął, podając jej szkło – może mi zdradzisz, jaki masz do mnie inte- res? Kiedy ich palce zetknęły się na ułamek sekundy, przeszył ją dreszcz. – Nie odpowiedziałeś, jak długo zamierzasz tutaj zostać. – Podeszła do stołu i usiadła, zanim wypiła łyk drinka. – Jeszcze nie wiem. Dlaczego pytasz? Nie odpowiada ci moje towarzystwo? – Nic podobnego – odparła bez przekonania. – Doskonale. W takim razie chcę, żebyś odpowiedziała na kilka pytań. Od ojca nie dowiem się wiele. Nigdy nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać.
– Dlaczego? – Pytasz poważnie? – Uważam, że sami powinniście omówić pomysł ewentualnej przeprowadzki do Londynu. – To niemożliwe. – Po co więc tutaj przyjechałeś? – Żeby się na własne oczy przekonać, jak wyglądają relacje między moim ojcem a twoją babcią. Muszę zyskać pewność, że ta znajomość jest dla niego ważna, a nie stanowi wyłącznie wymówki, która ma go uchronić przed wyjazdem ze Szkocji. – Jak możesz być taki cyniczny? Dlaczego nie potrafisz się po prostu cieszyć, że twój ojciec znalazł kogoś, kto wypełnia pustkę w jego życiu? – To wszystko brzmi naprawdę pięknie, ale ja jestem realistą. Żyjemy w świecie, w którym poza emocjami liczą się także pieniądze, dla niektórych bardziej niż dla innych… Laura przygryzła wargę. Nie mogła uwierzyć, że taka piękna powłoka może skry- wać tak lodowate serce. Najwyraźniej jednak miała problemy z ocenianiem ludzi. W końcu przystojny Colin także okazał się bezwartościowym, zakłamanym typem. Z drugiej strony, nie mogła włożyć tych dwóch mężczyzn do tej samej szufladki. Pod- czas gdy Colin zachowywał się uprzejmie i czarująco, Alessandro był arogancki i szorstki. Różnili się także pod względem wyglądu. Colin był szczupły, zawsze wy- chuchany, z krótko przystrzyżonymi włosami i delikatnymi rysami twarzy. Z kolei Alessandro przypominał wojownika, potężnego i niepokonanego. – Moja babcia wróci dopiero w przyszłym tygodniu – poinformowała, próbując skupić się na czymś innym poza muskulaturą swojego rozmówcy. – Nie mogę się doczekać naszego spotkania. – Co zrobisz, kiedy już ją poznasz? – Nie wybiegam z planowaniem aż tak daleko w przyszłość. Najpierw muszę oce- nić sytuację, zanim podejmę jakiekolwiek decyzje. – W rzeczywistości zawsze był przygotowany na każdą ewentualność. W tej sytuacji jednak musiał postępować nie- szablonowo i reagować stosownie do okoliczności. – Nie musisz wrócić do Londynu, żeby kierować swoją firmą? – Firmami – poprawił ją. – Mam ich kilka. I nie, nie muszę wracać. Mogę wziąć kilka dni wolnego. – Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami. – Świat się od tego nie zawali, chociaż przyznaję, że nie jest to dla mnie idealne rozwiązanie. Kiedy Laura osuszyła kieliszek, zaszumiało jej w głowie i poczuła się odrobinę bardziej odprężona. – Nie wiem, dlaczego twoje stosunki z Robertem wyglądają tak, jak wyglądają, ale jestem pewna, że jeśli spróbujesz go do czegokolwiek zmusić, uzyskasz efekt odwrotny do zmierzonego. I zapewniam cię, że jeśli zabierzesz go do Londynu wbrew jego woli, nie wybaczy ci tego do końca życia. – Nie przypominam sobie, żebym pytał cię o zdanie w tej sprawie. – Przypuszczam, że nigdy nikogo nie pytasz o zdanie w jakiejkolwiek sprawie. – To prawda. – Czasami warto posłuchać, co mają do powiedzenia inni ludzie. – Alkohol dodał jej odwagi, dlatego nie owijała w bawełnę. – I nie musisz wciąż mrozić mnie spojrze-
niem… – Ile miałaś lat, kiedy straciłaś rodziców? – zapytał niespodziewanie, kiedy cieka- wość wzięła nad nim gorę. Zwykle nie rozmawiał z kobietami o ich życiu prywat- nym, żeby nie robić im złudnych nadziei, ale tym razem zrobił wyjątek od tej reguły. – Siedem – odparła cicho. – I wtedy zamieszkałaś z babcią? – Zawsze byłyśmy bardzo zżyte. – Mimo tragedii pozostałaś optymistką. – Alessandro rozsiadł się wygodnie na krześle, zadowolony, że kontroluje przebieg rozmowy. – Na pewno zawdzięczasz to babci. I próbujesz oceniać moje relacje z ojcem przez pryzmaty tych, które ciebie łączą z nią. Ale prawda jest taka, że mój ojciec nigdy nie poświęcał mi więcej uwagi, niż to było koniczne. Opłacał niewyobrażalnie drogie szkoły z internatem, dawał mi gigantyczne kieszonkowe, wysyłał na wakacje, zawsze pod opieką jednego ze swo- ich pracowników. Widywaliśmy się wyłącznie podczas posiłków, w czasie których prowadziliśmy uprzejme rozmowy, siedząc po przeciwnych końcach bardzo długie- go stołu. Zamilkł, próbując zrozumieć, dlaczego opowiada jej to wszystko. Nigdy wcześniej nikomu się tak nie zwierzał. – A twoja mama? – zapytała Laura, która nagle zapragnęła go przytulić. – Co z nią? – Dawno przestał pytać o nią ojca. Nie wiedział wiele więcej prócz tego, że zmarła z powodu choroby serca, której nie wykryto w porę. – Roberto nigdy jej nie wspomina, a przeprowadził się tutaj dopiero po jej śmierci. Na wiele lat zaszył się w tym ogromnym domu, zanim zaczął się pojawiać w mia- steczku i zawierać przyjaźnie. – Ciężko mi sobie wyobrazić mojego ojca plotkującego z miejscowymi podczas niedzielnej herbatki. – To tylko świadczy o tym, jak mało o nim wiesz. Zagniewany Alessandro ściągnął usta w cienką kreskę. – Bo najważniejsze, żeby dobrze znać innych ludzi? – burknął, nie oczekując odpo- wiedzi. Wstał i wziął od niej kieliszek, żeby ponownie go napełnić, ale Laura zapro- testowała. – Muszę jeszcze wrócić do domu. Alessandro nic nie powiedział. Przycupnął na brzegu stołu, spoglądając na nią w milczeniu. Doskonale potrafił rozszyfrować sygnały, które mu wysyłała. Powiódł wzrokiem po jej twarzy i na moment zatrzymał się na ustach w chwili, gdy oblizywa- ła je nerwowo. Pożądanie zaczynało przejmować nad nim kontrolę. – To naprawdę bardzo… ważne… – zająknęła się Laura. – Powinieneś najpierw le- piej poznać Roberta, zanim zrobisz coś, co mogłoby go zranić. – Uciekła od niego wzrokiem, kiedy poczuła, że cała płonie. Nie chciała reagować w ten sposób na Alessandra Falcone, tym bardziej że ich sytuacja i bez tego była ogromnie skomplikowana. Co więcej, ten człowiek przypo- minał jej o wszystkich przykrościach, które ją w życiu spotkały. Przywoływał duchy przeszłości, o których pragnęła zapomnieć. Dlaczego więc czuła się taka pobudzona pod wpływem jego uważnego spojrzenia? – Możemy spędzić resztę nocy na rozmowie o moim ojcu – odezwał się wolno
Alessandro, przysuwając się do niej. – Ale w tej chwili bardziej interesujesz mnie ty. Może mi wyjaśnisz, co miał na myśli Roberto, kiedy podczas kolacji wspomniał o londyńskich szczwanych lisach bez zasad? – Nie mam pojęcia. – Tylko mi nie mów, że jesteś hipokrytką. Najpierw skłoniłaś mnie do osobistych wynurzeń, a sama nie chcesz się przede mną otworzyć? Bardzo nieładnie… – Na pewno sam dobrze wiesz, jacy są starsi ludzie – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Uwielbiają plotkować. – Ale nie mój ojciec – odparł zgodnie z prawdą. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się zmienił, odkąd spotyka się z moją babcią. Lu- dzie w ich wieku mają inne spojrzenie na świat. Oni nawet trzymanie się za rękę na spacerze uważają za niestosowne! – Skąd ta złość? – zapytał drwiącym głosem, przyglądając się Laurze spod przy- mrużonych powiek. – Odnoszę wrażenie, że ukryłaś się w tym zapomnianym przez Boga miejscu z powodu mężczyzny. – Myśl sobie, co chcesz. – Pewnie zaangażowałaś się w związek z kimś z pracy i to nie skończyło się dla ciebie najlepiej. – Skąd o tym wiesz? – zapytała podejrzliwie. – Roberto się wygadał? – Jak już wspomniałem, nie łączą nas z ojcem bliskie stosunki. Ale mam dobrą in- tuicję i udało mi się zgadnąć. Laura splotła roztrzęsione dłonie. Nie zamierzała rozmawiać o Colinie z tym okropnym mężczyzną. To był dla niej temat tabu. Wiązał się ze wszystkimi jej lęka- mi. Przypominał o jej słabych punktach. Chociaż babcia spisała się na medal, stwarzając jej ciepły, bezpieczny dom, nigdy nie nauczyła wnuczki, jak sobie radzić w sprawach damsko-męskich. W efekcie Lau- ra nie potrafiła flirtować ani nawet zrobić sobie makijażu. Była niedoświadczoną gąską, którą Colin potrafił zgrabnie wykorzystać. Ten nieszczęsny związek z żonatym mężczyzną tylko pogorszył sytuację. Od tam- tej pory nie umówiła się na choćby jedną randkę. Właściwie stroniła od mężczyzn. I nie była pewna, czy kiedykolwiek upora się ze swoją traumą. Może skończy jako stara panna otoczona dziesiątkami kotów i strasząca dzieci z miasteczka. – Chyba się teraz nie rozpłaczesz? – zapytał Alessandro, wyrywając ją z zamyśle- nia. – Oczywiście, że nie! – wypaliła ostrzej, niż zamierzała. – To prawda. Zaangażo- wałam się w nieudany związek z kimś z pracy. Zadowolony? Facet mnie uwiódł, omamił słodkimi słówkami, a potem odkryłam, że ma żonę i dziecko. – Czyli był zwykłym draniem. – Chyba mnie nie zrozumiałeś. Ja mu zaufałam. Sądziłam, że Colin Scott jest moim księciem z bajki, a okazał się świnią pozbawioną kręgosłupa moralnego. Właśnie przez niego tutaj wróciłam. Śmiało, nazwij mnie naiwną idiotką! – Naprawdę tak o sobie myślisz? – A niby co innego mam myśleć? – Zostałaś wykorzystana przez oszusta. To jednak nie jest powód, żeby zrezygno- wać z życia. Nie możesz ukrywać się tutaj w nieskończoność.
– Co zatem według ciebie powinnam zrobić? – W sumie tylko jedno przychodzi mi do głowy. – A konkretnie? – Musisz z powrotem wsiąść na konia, który cię zrzucił. – Alessandro wypiął pierś, nie odrywając od niej wzroku. – Ale tym razem zachowaj dystans. Upewnij się, na czym stoisz. W moim przypadku seks bez zobowiązań działa idealnie. Niczego nie planuję i nie składam obietnic bez pokrycia. W ten sposób nikogo nie ranię. – Uśmiechnął się uwodzicielsko, odgarniając kosmyk z jej twarzy. – Może nie jest to całkiem bezpieczne, ale na pewno lepsze od tego, czego wcześniej doświadczyłaś.
ROZDZIAŁ CZWARTY Serce Laury zaczęło bić tak mocno, że przestraszyła się, że lada moment wysko- czy jej z piersi. – Powinnam się już zbierać – wydusiła z trudem. – Nie chcę wracać do domu po nocy. – Jeśli chcesz, mogę pojechać z tobą. Dopilnuję, żebyś dotarła na miejsce cała i zdrowa. – A jak potem wrócisz? – Starała się z całych sił panować nad rozszalałymi emo- cjami i przyspieszonym oddechem. – Na piechotę. To tylko kilka kilometrów stąd. – Ręcznie robione, włoskie skórzane buty nie są stworzone do takich wycieczek – zauważyła Laura, wstając. Nogi miała jak z waty. – Te buty są stworzone do tego, czego od nich wymagam. Oparła ręce na krześle. – Do wszystkiego masz takie podejście? – Chyba nie rozumiem… – Ściągnął brwi, patrząc jej prosto w oczy. Były zielone, duże i lśniące, i doskonale komponowały się z jasną cerą oraz bladymi piegami. Ogromnie mu się podobały. W porównaniu z tą kobietą wszystkie modelki, z którymi zwykł się spotykać, przypominały plastikowe lalki. – Zawsze dostajesz to, czego chcesz? – A czy to takie złe? – Nic dziwnego, że jesteś taki arogancki! – Kiedy stał tak blisko niej, Laura z tru- dem zbierała myśli. – Uważasz, że nazywanie rzeczy po imieniu świadczy o arogancji? – zapytał bez zająknięcia. Laura poczuła się zapędzona w kozi róg. – Nie pójdę z tobą do łóżka! – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język. – W ogóle mnie nie pociągasz. – A ty mnie bardzo. – Nigdy w życiu nie spotkałam takiego egocentryka. – Przynajmniej nie kłamię – powiedział z uśmiechem. – Ciągnie cię do mnie, tak samo jak mnie do ciebie. Gdyby było inaczej, nie przyglądałabyś mi się nieustannie. I pozwoliłabyś się odprowadzić do domu, ponieważ nie dostrzegałabyś zagrożenia. A ty boisz się tego, co mogłoby się potem wydarzyć. Nie zamierzał dłużej czekać. Nie widział takiej potrzeby. Odniósł bowiem wraże- nie, że nie protestowałaby nawet wtedy, gdyby zaczął się z nią kochać na stole ku- chennym. Co więcej, coraz bardziej dokuczało mu podniecenie. Nigdy wcześniej nie fantazjował tyle o jednej kobiecie. Tym bardziej zależało mu, żeby czym prędzej wziąć ją w ramiona. Pocałował ją, przyciągając do siebie jej drobne ciało. Jęknęła cicho, czepiając się