andzia3382

  • Dokumenty184
  • Odsłony69 077
  • Obserwuję51
  • Rozmiar dokumentów256.9 MB
  • Ilość pobrań38 110

Thorup Torill - Cienie z przeszłości 02 - Korzenie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :709.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Thorup Torill - Cienie z przeszłości 02 - Korzenie.pdf

andzia3382 EBooki Thorup Torill
Użytkownik andzia3382 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 75 osób, 34 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 188 stron)

Cienie z przeszłości Torill Thorup

W SERII UKAŻĄ SIĘ: tom 1. Inga tom 2. Korzenie tom 3. Podcięte skrzydła tom 4. Pakt milczenia tom 5. Groźny przeciwnik tom 6. Pościg tom 7. Mroczne tajemnice tom 8. Kłamstwa tom 9. Wrogość tom 10. Nad przepaścią tom 11. Odrzucenie tom 12. Zaginiony tom 13. Waśń rodowa

tom 2. KORZENIE

1 Gaupås, czerwiec 1906 roku Inga zamrugała oczami, patrząc na Nielsa i Gudrun, którzy stali tuż obok. Nie mogła uwierzyć własnym uszom! Ojciec zmusił ją, żeby wyszła za starego Nielsa z Gaupås, tak, zmusił ją... A pierwszego dnia po ślubie dowiaduje się, że to Gudrun, najstarsza córka Nielsa, jest panią we dworze! To, że od tej pory będzie musiała zginać kark przed Gudrun, słuchać jej poleceń i pytać o wszystko, wprawiło ją we wściekłość. Bez pozwole- nia Gudrun nie może nawet wziąć garstki ziarna ze spiżarni. Już miała się odgryźć ojcu i córce za to, jak ją potrak- towali, ale się powstrzymała. Przypomniała sobie mądre słowa drogiej Emmy. W dniu, w którym ojciec załadował rzeczy Ingi na wóz, żeby je przewieźć z dworu Svartdal do jej nowego domu w Gaupås, Emma wzięła ją na stro- nę i powiedziała: „Pomimo niechęci musisz przeciągnąć Nielsa na swoją stronę. Nie mówię, że masz knuć intry- 5

gi, ale powinnaś go słuchać i uprzyjemniać mu życie, jak tylko potrafisz". W uszach Ingi zadźwięczały wyraźnie ostatnie słowa starej służącej: „Jeśli zdobędziesz jego za- ufanie i miłość, Gudrun nie będzie ci zagrażać. Bo wów- czas Niels wybierze ciebie..." Inga pokiwała głową, ale nie potrafiła ukryć rozcza- rowania. I wcale nie chciała go ukryć. Niels powinien zrozumieć, że podjął niesprawiedliwą i haniebną decy- zję. - Wydawało mi się, że Gaupås to dwór z tradycjami. Miałam nadzieję, że jesteś człowiekiem honoru, Niels, sądziłam, że klucze nosi tutaj żona gospodarza! - Gniew znów zaczął w niej wzbierać, zagryzła więc zęby, żeby nad sobą zapanować. Podczas krótkiej pauzy szukała właściwych słów. - Ale akceptuję, że Gudrun sprawu- je tu dozór. Na razie. Wykorzystam ten czas na naukę. Spodziewam się, że przekażesz mi klucze, gdy uznasz, że się do tego nadaję. - Próbowała się do niego uśmiech- nąć, ale uśmiech nie sięgnął jej oczu. Niels pochylił się nad stołem i odetchnął z ulgą. Oba- wiał się najwyraźniej awantury. Gdy Inga obróciła się na pięcie, żeby odejść, poczu- ła na sobie nienawistne spojrzenie Gudrun. Spojrzenie głęboko osadzonych, lśniących i zimnych oczu. Sigrid biegła w podskokach w stronę dworu 0vre Gull- haug. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że nie pomogła sprzątać po weselu, ale postanowiła, że przynajmniej raz posłucha swego wewnętrznego głosu. Tym razem nie będzie przedkładać obowiązków nad wszystko inne; te- raz musi się dowiedzieć prawdy o swojej matce! 6

- Czy to ty, Sigrid, przybiegasz tu taka zziaja- na? - Pani Hedvig ścierała właśnie ze stołu i układała na nim serwetę w czerwoną kratkę. - Nie spodziewałam się, że zobaczę dziś kogoś z Gaupås. Zaraz po weselu. W przytulnej kuchni Hedvig Sigrid czuła się jak w domu. Od wielu lat jej najbliższą przyjaciółką była Ingebjorg, córka Hedvig. Hedvig nalała kawy do dwóch filiżanek. Przyjaznym gestem podsunęła kawę gościowi. Sigrid pochyliła się nad filiżanką i zaczęła wchłaniać zapach ciepłego napo- ju. Oddychała już spokojniej, rytm serca wracał do mia- ry. - Ingebjorg poszła z Halvdanem... - Nie przyszłam dziś do Ingebjorg - wtrąciła Sigrid ostrożnie. - Chciałam porozmawiać z tobą. - Ze mną? - Hedvig położyła rękę na sercu, udając przerażenie. Sigrid ociągała się z pytaniem. Nie miała pojęcia, jak zadać te delikatne pytania, wiedziała jednak, że tylko Hedvig odważy się na nie odpowiedzieć. Ludzie mają rację, nazywając Hedvig plotkarą, i to... i to teraz moż- na wykorzystać. Sigrid łyknęła trochę ciepłej kawy. - Opowiedz mi o mojej matce... - O Andrine? - Hedvig zmierzyła ją spojrzeniem swoich zielonych oczu z brązowymi cętkami. - Co chcesz wiedzieć? Sigrid poruszyła się niespokojnie. - Rozmawiałam z Gulbrandem i odniosłam wraże- nie, że chciał przede mną coś ukryć... Hedvig wzięła głęboki oddech. - A więc to tę historię chcesz poznać... . Sigrid nie ośmieliła się ani odpowiedzieć, ani na- wet spojrzeć na panią tego dworu. Pomyślała ze stra- 7

chem, że jeśli zrobi teraz najmniejszy nawet ruch, Hedvig zamilknie. Ręce miała spocone, więc otarła je o spódnicę. - Andrine zjawiła się u starego pastora Rollefsena i jego żony, gdy miała piętnaście lat... Sigrid nie mogła uwierzyć własnym uszom. - Pojawiła się? Co znaczy „pojawiła się"? Myślałam, że była ich córką. Hedvig odpędziła muchę, która brzęczała jej koło głowy. - A więc to ci powiedzieli! Nie, ona została umiesz- czona u Rollefsenów po pewnym szczególnym wydarze- niu. Została umieszczona pod ich nadzorem, tak bym powiedziała. Komisja gminna stwierdziła, że tak będzie najlepiej. Dostojni panowie uznali, że pastor zdoła wy- pędzić grzech z jej zbłąkanej duszy. Oczy Sigrid zaszły mgłą. Wydawało się jej, że znała swoją matkę, a okazało się, że jest całkiem inaczej! - I komisja gminna miała rację! Pan Rollefsen na- prawdę wychował twoją matkę na dobrego człowieka. Z czasem stała się pobożna, uczynna i skromna. Gdyby ludzie nie znali jej przeszłości, nikt by nie przypuścił, że była zdolna do... do czegoś takiego... Lęk ścisnął serce Sigrid żelazną obręczą. Już nie zdo- łała powstrzymać łez. - Co takiego zrobiła moja matka? - Ojciec najprawdopodobniej zabronił jej wyjść za mąż za wędrownego kramarza. A ona zemściła się, nie znając miłosierdzia. Ukarała ojca, podkładając ogień w domu i w stodole. Podobno jej rodzina uszła z życiem, ale matka, która była właśnie w domu, miała bardzo po- parzoną twarz. Zostały jej tak straszne blizny, że ludzie odwracali się od niej z odrazą. 8

Sigrid pochyliła się nad stołem i załkała. Hedvig po- łożyła jej dłoń na głowie i pozwoliła płakać. - Andrine drogo zapłaciła za swoją zemstę. Ten kra- marz nie chciał jej znać po tym, co się stało. Matka się do niej przestała odzywać. A ojciec... - Hedvig pokrę- ciła głową. - Pobił Andrine do nieprzytomności. Gdyby służba go nie powstrzymała, zabiłby dziewczynę włas- nymi rękami. I w ten sposób Andrine została przybraną córką pastora i jego żony... Sigrid potarła zaczerwienione oczy. - Pomyśleć, że nigdy o tym nie słyszałam. Myślałam, że matka była córką Rollefsena. I nigdy nie zauważyłam w niej nic niepokojącego. - No właśnie! Andrine stała się porządnym człowie- kiem. Po tym strasznym wydarzeniu twojej matce nie można było nic zarzucić. Nikt by złego słowa o niej nie powiedział. Sigrid zdusiła w sobie jęk. Jakże teraz żałowała swojej ciekawości. Wiedziała już, po kim Gudrun mogła odzie- dziczyć to swoje szaleństwo, ale najpiękniejsze wspo- mnienia, jakie jej pozostały po matce, roztrzaskały się jak warstewka lodu na jesiennych kałużach. Inga w ponurym nastroju powlokła się na górę do sy- pialni. Pochyliła się i oparła czoło o szybę. Zimne szkło chłodziło jej czoło. Z westchnieniem zamknęła oczy. Nie była pewna, czy wygrała potyczkę słowną tam na dole, w kuchni. Gzy okazała dość zdecydowania i po- słuszeństwa zarazem? Czy Gudrun i Niels zrozumieli, że nie będą nią rządzić, jak zechcą, że Inga ma własne zdanie? Tak, wydawało jej się, że zdołała to pokazać. 9

Zrozumieli zapewne, że zapyta jeszcze o pęk kluczy do dworu. Nie sądzą chyba, że Gudrun będzie zarządzać dworem w nieskończoność. Niels powiedział przecież, że Gudrun zachowa klu- cze przez pewien czas. Przez pewien czas! Czy to ozna- cza tygodnie, miesiące czy lata? Żołądek jej podszedł do gardła, gdy pomyślała, że to może rzeczywiście oznaczać lata. Długie, nieznośnie długie lata. - Nie, nie - szepnęła Inga, użalając się nad sobą. - Oj- cze niebieski, wiesz, że rzadko się modlę, ale tym razem musisz spojrzeć na mnie w swojej łaskawości. Klucze oznaczają nie tylko możliwość zamykania budynków i do- stęp do spiżarni. To mój ratunek! Rozumiesz? - Ostatnie słowo zabrzmiało jak krzyk o pomoc. O, gdyby tylko Bóg zesłał jej jakiś znak, że jej słu- cha! Wyrosła już z dziecięcej wiary i w gruncie rzeczy przestała myśleć, że los jest w rękach Boga. Tylko od niej zależało, jak będzie wyglądało jej życie. Sama wyznacza swój kurs każdego dnia. Ta świadomość dała jej poczucie bezpieczeństwa. Ku jej własnemu zaskoczeniu. W zasadzie powinna ją przerazić myśl, że może polegać tylko na sobie, a jed- nak wypełnił ją niewytłumaczalny spokój. Wiedziała, że sama musi sobie poradzić z Gudrun i z wszystkimi wyzwaniami losu. Trzeba przede wszystkim podejmo- wać właściwe decyzje, gdy przyjdzie na to pora. Inga widziała wprawdzie wszystkich służących ze dwo- ru, ale w wielkim tłumie, podczas weselnego zamętu, nie potrafiła odróżnić gości od służby, a tym bardziej przywitać się ze wszystkimi. Okazja nadarzyła się dopie- ro następnego dnia podczas obiadu. 10

Siedziała sztywno na krześle i czuła się jak intruz. Z czasem atmosfera się rozluźniła, gdy Inga podniosła się, żeby podać rękę każdemu z osobna. Siostry Kri- stiane i Marlenę poznała już wcześniej. Gdy uśmiech- nęły się do niej życzliwie, zrobiło jej się cieplej na du- chu. W Gaupås pracowało mnóstwo ludzi. Oprócz Gu- drun, Sigrid i pary sióstr dygnęła przed nią jeszcze jed- na służąca. - Mam na imię Eugenie - powiedziała wyrośnięta dziewczyna z krzywymi zębami. - To ja odpowiadam za dojenie krów i gotowanie. Stary Gulbrand, główny służący, od razu polubił Ingę. Miał długą, rudą brodę i zielone, przyjazne oczy. Kiedy się uśmiechał, w jego oczach zapalały się iskry. Jej niewielka dłoń całkiem znikła w jego wielkiej. Po- łożył sobie jej rękę na prawej dłoni i poklepując lewą, oświadczył: - Witaj we dworze, Inga! Jeśli miałabyś jakieś kłopo- ty, zwróć się do mnie. Zawsze ci coś poradzę - zakończył z serdecznym śmiechem. Gdy Gulbrand usiadł przy stole, wystąpił Torę. Ukło- nił się grzecznie, ale nie ośmielił się spojrzeć jej w oczy. Młody Torę miał ciemne, kręcone włosy i niebieskie oczy. - Obiad jest szczególnie wystawny ze względu na ciebie - oświadczył nieśmiało Niels, skłaniając głowę w stronę Ingi. - Zaraz podadzą gorącą zupę z kluskami, bo to twój pierwszy dzień w małżeństwie. - Dziękuję, bardzo mi miło - mruknęła Inga, lekko dotknięta. Od razu się zorientowała, że to nie jest co- dzienny posiłek. Wszyscy pochylili się nad talerzami i zabrali się do jedzenia świeżej zupy. 11

Inga miała nadzieję, że nikt nie zapyta, co myśli o dworze i jak widzi swoją tu przyszłość. Nie wiedziała- by, co powiedzieć. Okoliczności były dla niej zbyt przy- kre, by mogła odpowiedzieć szczerze... Nim zdążyła dokończyć tę myśl, Gulbrand otarł sobie brodę ręką i za- pytał: - I co, Inga, myślisz, że spodoba ci się u nas? Inga poczerwieniała w okamgnieniu, policzki pa- liły ją jak ogień. Wielki Boże, co ma odpowiedzieć? Nie chciała kłamać, ale nie mogła przecież dać upustu rozpaczy, która ją trawiła od środka. - Nooo, taaak - wyjąkała, przeciągając tę ogólni- kową odpowiedź i szukając gorączkowo jakiejś roz- sądnej repliki. Spojrzała z ukosa na Nielsa. Twarz mu poszarzała. Czyżby obawiał się, że Inga zdradzi tę po- nurą tajemnicę, że została sprowadzona na ten dwór jak krowa wygrana na loterii? Że nie pozwolono jej nawet wypowiedzieć się na temat transakcji, którą Niels przeprowadził z jej ojcem? Nawet Niels musiał się wstydzić tego, co zrobił. Inga dostrzegła, że pot mu się perli na czole i że wbił tępy wzrok w pusty ta- lerz po zupie. Nie, na pewno nie spodobałoby mu się, gdyby powiedziała głośno, w jaki sposób doszło do tego małżeństwa. Przy stole zapadła cisza. Niels i Gudrun pochylili gło- wy. Służba natomiast przyglądała się jej z coraz większą ciekawością. - Oczywiście, oczywiście. Na pewno mi się spodo- ba - powiedziała cicho Inga. I dodała powoli: -...z cza- sem. 12

- Nie zabawię tam długo, Brandt - zapewnił Lau- rens Storedal woźnicę. - Idź tymczasem do stajni i utnij sobie pogawędkę z Gulbrandem. Pan Gaupås pomoże mi tylko wypełnić te papiery. Laurens stał przez chwilę, przeczesując palcami swo- ją krótką brodę. Wzrokiem szukał Ingi, ale nigdzie jej nie było widać. Jakie to dziwne, stać tu w Gaupås, wie- dząc, że zamieszkała tu córka Kristiana Svartdala. O tylu sprawach powinienem porozmawiać z Ingą, pomyślał z bólem. Nie wiadomo jednak, co dziewczyna wie o kon- flikcie między ich rodzinami. Pewnie niewiele. Kristian słynął z tego, że długo chował urazę, i pewnie z nikim się nie dzielił swoimi problemami. O tak, Laurens znał dobrze Kristiana i wiedział, że ten małomówny człowiek codziennie rozmyśla o tym, co się zdarzyło całe wieki temu. Storedal skulił się. Dokuczały mu wyrzuty sumienia. Nie ma się co dziwić, że Kristian zrobił się taki trudny we współżyciu i chimeryczny, bo to przecież on poniósł karę za to, czego obaj się dopuścili... - Laurens, mój przyjacielu! - wykrzyknął Niels, sta- jąc w głównych drzwiach. Laurens ucieszył się, że Niels przerwał mu te ponure rozmyślania. - Mam ważną sprawę - powiedział. - Chciałbym poznać twoje zdanie na pewien temat. Na twarzy Nielsa odmalowało się zaciekawienie. - Tak? Wejdź, proszę. Ma się rozumieć, że udzielę ci rady wedle swego najlepszego rozeznania. Entuzjazm gospodarza udzielił się Laurensowi. Sta- rannie rozwinął dokument. - Może uznasz, że mam zbyt wysokie mniemanie na swój temat, ale... dowiedziałem się niedawno, że zwal- 13

nia się urząd kwestora okręgu. No więc... - Ogarnęło go onieśmielenie. - No więc mam zamiar zgłosić swoją kandydaturę. Niels uniósł jedną brew i chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. - Proszę wejść! - zawołał Niels władczym tonem. - Dzień dobry, panie Storedal - zaświergotała służą- ca, stawiając srebrną tacę z karafką i dwoma kieliszkami na wino. - Dzień dobry, Marlenę - uśmiechnął się Lau- rens. - Służba ma teraz dużo pracy? - zagadnął dziew- czynę. . - Jak zwykle, pierwsze wstajemy, ostatnie się kła- dziemy - wyjaśniła Marlenę z uśmiechem. - Ale teraz będzie trochę łatwiej. Wprowadziła się tu córka Kristia- na Svartdala. Będzie więcej rąk do pracy. - Dziękuję, Marlenę. To już wszystko. - Pan domu rzucił gadatliwej dziewczynie surowe spojrzenie. Marlenę zrozumiała chyba, że ma wyjść, bo dygnęła grzecznie i zamknęła ostrożnie drzwi. - Przepraszam - wyjąkał Niels. Laurens założył nogę na nogę i zerknął na Nielsa, któ- ry wyraźnie się zmieszał, gdy służąca wspomniała o In- dze. Czyżby nie chciał rozmawiać o swojej nowej żonie? Niels nalał rubinowego wina do kieliszków. W mil- czeniu przysunął jeden z kieliszków gościowi, a Swój podniósł do ust. Oblizał swoje pozbawione konturów usta, odstawiając kieliszek na stół. Laurens chwycił kieliszek, niepokojąc się coraz bar- dziej. Jednym haustem wypił wszystko. - Potrzebuję czegoś na uspokojenie - wyjaśnił nie- co zażenowany gospodarzowi, gdy poczuł na sobie jego zdziwione spojrzenie. 14

- Proszę bardzo, poczęstuj się - skinął głową Niels. Laurens nie dał się prosić dwa razyrale teraz pił wol- niej. Niels wziął papiery, które przed nim leżały. - Czy ja wiem, kwestor okręgu. Nie najgorszy urząd. Jako człowiek bardzo dokładny, przeczytał uważnie całe podanie. Laurens wyprostował się. Dlaczego czuł się tak nie- swojo? Był przecież u swego przyjaciela. U przyjaciela, który go zawsze słuchał i dawał uczciwe rady. Gdy Niels odłożył papiery, Laurens chrząknął i wyjaśnił: - Muszę przyznać, że mam,wielką ochotę na ten urząd, ale nie jestem pewien... swoich kwalifikacji. - Coś z nimi nie tak? - zapytał łagodnie Niels. Laurens poruszył się nerwowo. - Nie wiem. Nie jestem pewien swojej wiedzy eko- nomicznej... Niels spojrzał na niego, jakby nic nie rozumiał. - Zapomniałeś już, jak dobrowolnie zapropono- wałeś, że sprawdzisz rachunki Einara Gjelluma? Nie- wiele brakowało, a zbankrutowałby, cały wielki dwór wyślizgnąłby się z rąk rodziny... Nie, Laurens, gdyby nie twoja pomoc, pan Gjellum byłby dziś na garnuszku gminy. - No, owszem - odparł Laurens i ciepło mu się zro- biło na sercu od tej pochwały. - Pan Gjellum wiele za- wdzięcza także dobrej woli banku. - Masz rację, ale kto pojechał do banku? Kto roz- począł negocjacje na temat ciążącego długu? Nikt inny, tylko ty, Laurens! A poza tym twój dwór należy do najlepszych i jest wzorem dla wszystkich, jeśli chodzi o wprowadzanie nowych rozwiązań. O nie, w związ- 15

ku z twoim podaniem martwiłbym się raczej czym in- nym. Laurens omal się nie zakrztusił winem. Wyjął z kie- szeni chusteczkę i zakasłał. - Co masz na myśli? Przez twarz sędziego przemknął mroczny wyraz. - Jemu się to nie spodoba. Nie zniesie myśli, że ty zajdziesz jeszcze wyżej w... hierarchii. - Będzie musiał to zaakceptować - zdenerwował się Laurens, klepiąc się po udach. - Może zgłosić swoją kandydaturę, jeśli ten urząd tyle dla niego znaczy! - Kristian tego nie zrobi - powiedział stanowczo Niels. - Obaj o tym wiemy. Laurens odetchnął. - Nie, nie zrobi tego. A poza tym - dodał spokoj- niej - wojewoda oceniałby nasze podania, nie wiedząc, z kim ma do czynienia. Wojewoda nas nie zna i nie ma pojęcia o naszej wspólnej przeszłości... Na szczęście. Zapadła cisza. Musiała minąć dłuższa chwila, by agre- sja wyparowała z Laurensa. - W takim razie uważam-zaczął Niels cicho, ale po- tem podniósł głos - że powinniśmy zabrać się do wypeł- niania papierów. - Myślisz, że mam szanse na tę posadę? - Ależ oczywiście! - wykrzyknął Niels z zaangażo- waniem. - Będziesz niebezpiecznym rywalem dla in- nych kandydatów, Laurens. Laurens rozluźnił się. - Dziękuję ci, Niels. Wiedziałem, że będziesz ze mną szczery. Jestem pewien, że odradziłbyś mi kandydowa- nie, gdybyś uznał, że nie mam wystarczających kwalifi- kacji. Gdy wszystkie formalności zostały załatwione, a pa- 16

piery podpisane, Laurens zwinął dokumenty w rulonik i wsunął je ostrożnie do wewnętrznej kieszeni kamizel- ki. - Jak się czujesz w nowym małżeństwie, Niels? Laurens wiedział, że Niels rzadko się otwiera i mówi o sprawach osobistych, ale nie mógł się powstrzymać od tego pytania. Czerwony na twarzy gospodarz wyjąkał: - Bardzo... bardzo dobrze. Znów zapadła cisza. - Myślisz, że Inga da ci szczęście? - Laurens nie za- mierzał się tak łatwo poddać. Niels przyglądał się bardzo uważnie jakiejś plamie na biurku. - Mam nadzieję. Laurens stłumił westchnienie. Przyjaciel był zawsze małomówny, ale teraz trzeba było wydobywać z niego każde słowo. - Musisz jej dać trochę czasu, Niels. Wiemy prze- cież, z jakiej rodziny pochodzi. Svartdalowie są jak psy, nie wolno ich głaskać pod włos, bo pokażą zęby i się na- jeżą. Jeśli nie będziesz ostrożny, Inga cię prawdopodob- nie ugryzie. - To całkiem niezłe porównanie - mruknął Niels. Ciarki przeszły po skórze Laurensa. Czuł się tak, jak- by spuchł mu język, a na ramionach pojawiła mu się gę- sia skórka. - Czy ona wie... Czy Inga wie coś o powodach kon- fliktu między rodzinami? Niels spojrzał na niego z powagą. - Nie, Laurens. I niczego się nie dowie. - Dlaczego nie? - wyrwało się sfrustrowanemu Lau- rensowi. 17

- To był warunek tego małżeństwa. Musiałem przy- siąc Kristianowi na swój honor, że Inga się nie dowie o powodach nieprzyjaźni między nim a tobą. Dlatego nic jej nie powiem. Wspomniałem o tym także Gulbran- dowi. On jeden wie coś o tamtych sprawach. Kazałem mu milczeć. Tylko jej ojciec może podjąć decyzję, że na- deszła pora, by poznała prawdę. Laurens zapadł się w swoje krzesło, bardzo rozczaro- wany. - Nie możesz przecież zabronić mi rozmowy z Ingą. - Nie, nie mogę - przyznał Niels spokojnie. - Zasta- nawiam się tylko, dlaczego wcześniej do niej nie poszed- łeś. Powinieneś był się na to zdobyć, jeśli to dla ciebie takie ważne. Laurens nie ośmielił się odpowiedzieć. Niels miał ra- cję. Laurens był na to zbyt tchórzliwy. W głosie Nielsa pojawiła się nuta zdenerwowania. - Wierzę, że nie skorzystasz z okazji, by zdradzić przyczyny tej wrogości, ale jeśli to zrobisz... Wówczas stosunki między naszymi domami zostaną zerwane. Obiecałem Kristianowi, że nikt nie będzie wracał do przeszłości, i zamierzam dotrzymać tej obietnicy. - Kristian wie, jak można kogoś ukarać! -jęknął Laurens. Niels spojrzał na niego nieprzeniknionym wzro- kiem. - Kristian odbył swoją karę w więzieniu, podczas gdy ty, Laurens... będziesz ją dźwigał przez wieki!

2 Inga drżała jak osika, gdy nadeszła pora spoczynku. Sie- działa w izbie i starała się pilnie haftować. W pokoju panowała całkowita cisza, przerywało ją niekiedy tylko pykanie fajki Nielsa. Niels przeglądał jakieś dokumen- ty, zajęty najwyraźniej problemami gminy. Inga zdawała sobie sprawę, że to jej obecność wywołała tę pełną na- pięcia atmosferę. Przypuszczała, że rozlegałyby się tu rozmowy i śmiechy, gdyby jej tu nie było. Gudrun siedziała na fotelu tuż obok. Dzielił je tyl- ko niewielki stolik. Igła Gudrun wędrowała po hafcie w oszałamiającym tempie. Inga wpatrywała się w swoją własną robótkę, ale ście- gi zaczęły jej się zlewać przed oczami. Migrena rozsa- dzała głowę. Inga się bała. Bała się tego, co ją czeka, gdy oboje z Nielsem znajdą się już w małżeńskim łożu. Czy będzie chciał ją posiąść tego wieczoru? Czy dopełni tego, czego nie zrobił w noc poślubną? Byłabym bardzo naiwna, pomyślała, gdybym wierzy- ła, że uniknę tego także i tej nocy. Wciąż zaprzątało ją 19

jego tajemnicze zniknięcie poprzedniej nocy. Dlacze- go nie odebrał jej dziewictwa? Żałowała, że tak niewie- le wie o tym, co się dzieje w łóżku między mężczyzną a kobietą. Gdyby matka żyła, powiedziałaby jej zapewne wszystko, co Inga powinna wiedzieć. Tęsknota za mat- ką, której nigdy nie znała, ciągle ją nawiedzała. Matka na pewno by jej pomogła. Inga zamknęła oczy i położyła głowę na oparciu krzesła. Przez cały dzień różne myśli i pytania krąży- ły jej po głowie i nie mogła znaleźć żadnej odpowiedzi. Ogarniało ją jakieś dziwne poczucie, ale nie potrafiła go pochwycić... Jakby owiewał ją jakiś zimny, lodowaty wiatr. Próbowała przypomnieć sobie, kiedy to się zaczę- ło... Czy już wczoraj przeszył ją ten lodowaty dreszcz, czy dopiero przed chwilą? Nagle przypomniała sobie: to było w kuchni, wtedy, gdy poprosiła o klucze! Gdy zorientowała się, że jest jakieś sprzysiężenie, które łączy Nielsa i Gudrun, ogarnęło ją niejasne poczucie... że jest pionkiem w grze - w grze tych dwojga. W grze, której reguł nie zna. - Idę się położyć. To nie jest miejsce, w którym się śpi. Dźwięk szorstkiego głosu Gudrun kazał Indze ot- worzyć oczy. Zamrugała, żeby spojrzenie się jej roz- jaśniło. Gudrun miała ją na myśli, ale przecież Inga nie spała - czy tutaj nie wolno na chwilę przymknąć oczu? - Tak wcześnie?! - zawołał Niels. - Tak, mam jutro dużo pracy - odparła Gudrun. - W takim razie śpij dobrze, Gudrun - powiedział Niels do córki. W głosie Gudrun zabrzmiała głęboka uraza, gdy od- powiedziała: 20

- O tak, Bóg mi świadkiem, że będę się starała. Do- branoc, ojcze. Niels wyjął zegarek z kieszeni kamizelki. - Zgasisz świece, Ingą? Czas, byśmy i my poszli na górę... - Ta-ak - szepnęła Inga, wstając z miejsca. Kolana się pod nią uginały, gdy szła zdmuchnąć świece. Cze- kała, aż knoty dogasną. Wpojono jej lęk przed poża- rem. Od zapomnianej albo źle zgaszonej świecy zasło- ny i obrusy mogły zająć się w jednej chwili. Płomienie wspięłyby się po ścianach i wkrótce cały dom stanąłby . w płomieniach. Śpiący domownicy nie mieliby żadnych szans. Potem poszła do kuchni napić się wody. Po omac- ku szukała wiadra. Na ławie wymacała czystą szklankę. Nie była szczególnie spragniona, potrzebowała Jednak czegoś, by zwilżyć zaschnięte gardło. I czegoś, co zajęłoby trochę czasu, pomyślała z nie- pokojem. Ciężkim krokiem wspinała się stopień za stopniem po stromych, szarych schodach. Gdy weszła do sypialni, Niels siedział na łóżku. Opierał się o wezgłowie i czekał na nią. Wydało jej się, że podłoga się zakołysała pod jej sto- pami, nie miała pojęcia, jak się rozbierze, przygwożdżo- na jego spojrzeniem. I jak się zdoła umyć? Sparaliżowana strachem zaczęła się powoli rozbie- rać. Najpierw chciała zdjąć bluzkę, ale długo nie mogła rozpiąć ostatniego guzika. Guziki były małe, a jej drża- ły ręce. Zastanawiała się, czy Niels to widzi. Rzuciła mu nieśmiałe spojrzenie. Założył ręce za głowę i z uśmie- chem zadowolenia śledził jej niezręczne ruchy. Co mam zrobić? Co mam zrobić? - zastanawiała się 21

w duchu. Nigdy się przed nim nie rozbierze do naga. Niels nigdy jej takiej nie zobaczy. Nigdy! Szybko posta- -nowiła, że nie będzie się teraz myła. Zrobi to rano. Gdy Niels wyjdzie z pokoju. W końcu udało jej się rozpiąć ten oporny guzik. Od- wróciła się do męża plecami i zdjęła szybko bluzkę. Ko- szulę nocną narzuciła przez głowę i naciągnęła na uda. Gdy koszula opadła aż do kolan, rozpięła spódnicę i wy- plątała się z niej. Starannie ułożyła ją na krześle. Nie zwlekając, wskoczyła pod swoją pierzynę i na- ciągnęła ją po same uszy. Serce jej dudniło, gdy Niels poślinił sobie palce. Te- raz mnie weźmie, już się nie wymknę. Strach chwycił jej serce w kleszcze, nie zdołała złapać tchu. Uwierzyć nie mogła, gdy Niels wyciągnął ramię i zga- sił świecę wilgotnymi koniuszkami palców. - Dobranoc, Ingo - powiedział, gdy miłosierny mrok wymazał wszystkie cienie. Obrócił się do niej ple- cami i ziewnął. Inga nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, gdy zro- zumiała, że Niels nic jej nie zrobi! Była równie zaskoczo- na jak poprzedniego wieczoru i przez chwilę nie mogła zebrać myśli. Wstrząśnięta wpatrywała się w sufit. Miała wielką ochotę roześmiać się z ulgą, głośno i histerycznie, ale się nie ośmieliła. Gdyby tak Niels się zdenerwował... Nie wolno jej zrobić niczego, co mogłoby zwrócić jego uwa- gę czy wywołać gniew.

3 Na szczęście Niels już wstał, gdy Inga się obudziła następnego ranka. Przeciągnęła się i rozkoszowała się chwilą samotności. Nie przypuszczała, że czeka- ją ją jakieś szczęśliwe chwile w tym dworze, ale teraz uzmysłowiła sobie, że nawet drobiazgi mogą sprawić, że dzień będzie wart przeżycia. Nawet to, że nie uj- rzała Nielsa, gdy otworzyła oczy, było teraz źródłem radości. Gudrun wstała od stołu, gdy Inga weszła do kuchni. - Dopiero teraz przychodzisz? Chwyciła talerz i z hukiem postawiła go przed Ingą. Inga usiadła nieśpiąsznie. Miała wprawdzie ochotę wyjść, ale się powstrzymała. Wstyd, że nie wstała razem z innymi. Nie jest w dobrym tonie spóźniać się na posił- ki. Służba zachowywała się jak gdyby nigdy nic, ale Inga zauważyła, jak wymieniają spojrzenia. O Boże, czy nie ma nic na swoją obronę? - Owszem - oświadczyła, zwracając się do Gud- run. - Nie widzę powodu, by się śpieszyć od rana. 23

Nie mam żadnych obowiązków, które by na mnie czeka- ły. Ty się o to postarałaś! Gudrun poczerwieniała na twarzy i mimowolnie za- drżała na całym ciele. - Co masz na myśli? Inga się wyprostowała. Ogarnął ją gniew. Niemal za- pomniała, że miała nie sprzeciwiać się Nielsowi, ale wca- le się tym nie przejmowała. - Nie pozwoliłaś, bym choćby jedną niewielką rzecz mogła nazwać swoją własną. Mogłaś oprowadzić mnie po dworze i zadbać o to, bym miała jakieś zajęcie. Coś, za co bym była odpowiedzialna. - Dostaniesz coś - syknęła wściekła Gudrun. Ner- wowym ruchem sięgnęła po pęk kluczy. Klucze za- dzwoniły pod jej palcami. Z dzikim spojrzeniem za- częła zdejmować jeden z nich z wielkiego żelaznego kółka. - Masz - niemal wrzasnęła, rzucając czarny klu- czyk na stół. Kluczyk zatańczył na blacie, aż w końcu upadł przed Ingą. - Nie bądź głupia - warknęła Inga. - Dobrze wiem, że budynki rzadko są zamykane. Na klucz zamyka się tylko te, w których jest coś wartościowego. - Nie chcesz go? Nie chcesz? - powtórzyła Gudrun, nim Inga zdążyła odpowiedzieć. - Nigdy nie przyjmowałam jałmużny - oznajmiła całkiem opanowana Inga. -1 nie zamierzam zacząć. Ani od ciebie, ani od nikogo innego. Gudrun pieniła się .z wściekłości. W końcu wtrącił się Niels. - Cicho! Nie życzę sobie kłótni przy stole. Gudrun, siadaj. Gudrun zacisnęła pięści z wściekłości i łypała okiem to na ojca, to na Ingę. Potem opadła na swoje krzesło. 24

Inga nie wzięła kluczyka. Świecił jej prosto w oczy. Drwił z niej. To był klucz do wychodka. - Gzy to było konieczne? - Sigrid stanęła po śniada- niu przed Gudrun. Gudrun oblała się płomiennym rumieńcem, słysząc to napomnienie. - Nie ma mowy, żeby Inga przejęła mój pęk klu- czy! - zawołała i dodała ze złością: - Poza tym mogła- bym jej powierzyć odpowiedzialność tylko za wycho- dek. Na nic innego nie zasługuje! Serce zadrżało w piersi Sigrid. W dzieciństwie za- wsze słuchała swojej starszej siostry, ale teraz postano- wiła bronić Ingi. - Jesteś dla niej niedobra! Ona nic ci nie zrobiła. - Zamknij się! - wrzasnęła Gudrun i popchnęła sio- strę. - W takim razie ja z nią porozmawiam. Żeby wie- działa, że ktoś ją serdecznie wita tu we dworze! Sigrid pobiegła za Ingą. Może ją jeszcze dogoni? Zza pleców dobiegł jej pełen urazy głos Gudrun. - Zdrajcźyni! Piekielna zdrajczyni! Sigrid udała, że nie słyszy, i zbiegała w podskokach po schodach. - Inga! Zaczekaj. Inga zatrzymała się i położyła dłoń na poręczy. Odwaga opuściła Sigrid, gdy stanęła twarzą w twarz ze swoją macochą. - A więc tyle jestem warta - powiedziała Inga mono- tonnym głosem. - Nie do pomyślenia, że twoja siostra mog- ła mnie tak potraktować, i to w obecności całej służby. 25

- Wiem o tym - szepnęła zawstydzona Sigrid. Inga mówiła jakby do siebie: - Gudrun uważa, że nadaję się co najwyżej do opie- ki~nad wychodkiem. Nie próbowałabym się wykręcić od zadania, gdyby mi je przydzielono. Ale... Ale Gudrun chce mnie po prostu upokorzyć w obecności innych. Rzuciła mi ten klucz, by mi pokazać, jaka jest moja po- zycja w tym dworze! Sigrid nie próbowała bronić siostry. Stała w milcze- niu, pozwalając, żeby Inga dała upust swojej frustracji. - Gdyby to był inny klucz - mruknęła Inga, odgar- niając kosmyk włosów z czoła. - Wówczas, pomimo zniewagi, wzięłabym go. Im więcej kluczy by we mnie rzuciła, tym lepiej. W końcu miałabym wszystkie. Sigrid nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy, mówiąc: - Nie sądzę, Ingo. Nie rzuciłaby żadnego następne- go. Gudrun będzie bronić tego pęku kluczy, jakby to był jej największy skarb. Ciężkie westchnienie Ingi sprawiło ból Sigrid. Serce Ingi podskoczyło z radości, gdy parę godzin później weszła do kuchni. Koło Nielsa siedział Mar- tin! W pierwszej chwil^zmieszała się i nie powiedzia- ła nic na przywitanie, ale jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Nie powinna wprawdzie się tak rozpromieniać na jego widok, bo nie szafowała uśmiechami w obecności mieszkańców dworu. Ale nie potrafiła ukryć radości z ponownego spotkania z Martinem. Jakby stary, dobry przyjaciel przyszedł ją pocieszyć w potrzebie. Inga była ciekawa, w jakiej sprawie Martin się tu zjawił, i patrzyła to na niego, to na Nielsa. Niels zało- 26