W SEMI UKAŻĄ SIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom, 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa
tom 9.
WROGOŚĆ
1
Gaupås, wrzesień 1908 roku
Kiedy Gulbrand zbudził się z długiej i zasłużonej drzem-
ki i wyszedłz domku dla służby, od razu pojął, że coś jest
nie tak. Zdawało mu się wcześniej, że słyszy rżenie koni
i hałas ze stajni, ale dźwięki pomieszały się mu z głosa-
mi we śnie.
Po dniu ciężkiej pracy na kartoflisku pozwolił sobie
na chwilę odpoczynku, lecz teraz trzeba było wracać
do obowiązków. Z rosnącym niepokojem nasłuchiwał
odgłosów ze stajni. Co wprawiło zwierzęta w taką ner-
wowość?
Przezwyciężając zmęczenie, stary służący pośpie-
szył ku zabudowaniom gospodarczym. Czarnulka prze-
bierała kopytami z wyraźnym poirytowaniem. Piękne
zwierzę przewracało oczami i niespokojnie tłukło się
w boksie.
- Już dobrze - szepnął Gulbrand, wyciągając rękę.
5
W tej samej chwili dostrzegł, że skobel u drzwi jest od-
sunięty. To cud, że klacz nie wyrwała się na wolność.
Ze zdumieniem zerknął w stronę sąsiedniego boksu.
Gdzie jest Mikrus?
Gulbrand zmarszczył brwi. Coś musiało wydarzyć
się w stajni podczas jego drzemki. Może żmija wślizg-
nęła się do środka i przestraszyła zwierzęta? Tak, po-
myślał nieco uspokojony, to całkiem prawdopodobne.
Mikrus zdołał uciec w panice, Czarnulka zaś nie od-
ważyła się opuścić ciepłego schronienia.
Gulbrand poklepał ją delikatnie po szyi. Klacz
opuściła głowę i wolniej poruszała chrapami. Służący
przesunął grabie oparte o ścianę i ostrożnie zbliżył się
do zwierzęcia. Co u licha? Jego wzrok padł na jakąś
postać. Na parę sekund zamarł w bezruchu, po czym
gwałtownie ruszył do wyjścia.
Zatrzymał się przy oknie kuchennym i zaczął wy-
machiwać rękoma. Na całe szczęście Eugenie dostrzeg-
ła tę rozpaczliwą pantomimę i wybiegła na próg.
- Co się stało?
- Niels - prychnął Gulbrand i złapał się za gardło.
- Zawołaj żniwiarzy. I każ Toremu sprowadzić
doktora i lensmana.
- Lensmana? - pisnęła Eugenie przestraszona.
- Tak! Chyba popełniono przestępstwo!
Gulbrand nie silił się na dłuższe wyjaśnienia. Kątem
oka dostrzegł, że służąca podkasała spódnicę i puściła
się pędem ku zabudowaniom dla służby. Sam wrócił
do miejsca, gdzie w sianie dostrzegł zwinięte w kłębek
ciało Nielsa.
6
Czarnulka jeszcze nie wróciła do równowagi i pry-
chała lękliwie. Kiedy nadbiegł Arne, Gulbrand wie-
dział już, co czynić.
- Wyprowadź ją do ogrodu! - polecił. - Boję się,
że podepce Nielsa...
Żniwiarz wzdrygnął się na dźwięk imienia, ale usłu-
chał bez słów. Czarnulka nie stawiała oporu, kiedy
Arne wyprowadzał ją z boksu. Uniosła ogon i ostroż-
nie ominęła bezwładne ciało.
Gwałtowny żal targnął sercem Gulbranda, kiedy
nachylał się nad sędzią. Już po nim, pomyślał z bólem,
leżący bowiem nie dawał znaku życia i nie oddychał.
Na czole Nielsa widniała głęboka rana pokryta cienką
warstwą skrzepłej krwi. Biedny Niels, pomyślał Gul-
brand, i płacz zdławił mu gardło. Jak długo tak tu leży?
Może zawiodło go serce i stracił przytomność?
Może upadając, uderzył czołem w ścianę?
Gulbrand pokręcił głową z rozżaleniem. Coś bu-
dziło jego niepokój... Co Niels robił w stajni? Nigdy
tu nie zachodził. Kiedy potrzebował sań lub powozu,
ktoś ze służby zaprzęgał konia. Niels dbał o, zwierzęta
gospodarskie, ale takie obowiązki zostawiał innym.
Poza tym po co miałby zaglądać tutaj w porze po-
obiedniej? Niels nie był już taki sprawny jak dawniej i
z drzemki po posiłku uczynił stały punkt dnia.
Do stajni wciąż napływali ludzie.
- Torę wyjechał?
- Tak - potwierdził Arne. - Popędził do Nedre
Gullhaug po konia. Powiedziałem mu, że Czarnulka
się spłoszyła, więc wołał zostawić ją w spokoju.
7
- To dobrze - odrzekł Gulbrand i przysunął twarz
do ust Nielsa, ale nie poczuł najmniejszego tchnienia.
Układając ciało sędziego w miękkim sianie, poprawił
wykręcone ramię i dostrzegł, że Niels ściska w dłoni
kawałek papieru. Gulbrand wyłuskał go z bezwład
nych palców.
Podniósł kartkę do oczu i z trudem przebiegł wzro-
kiem wzdłuż linijek. Za młodu niewiele czasu spędził
w ławie szkolnej i dopiero w dorosłym wieku nauczył
się składać litery. Zerknął na spód dokumentu i roz-
poznał podpis lensmana i jego charakterystyczną pie-
częć.
- Wielki Boże - mruknął.
Eugenie przestępowała z nogi na nogę, jej twarz po-
szarzała.
- Powiedz nam, co tam jest napisane, Gulbrand!
Służący przetarł oczy i westchnął.
- Pan Thuesen ostrzega sędziego, że lensman okrę-
gu Norę i Uvdal wie, pod jakim nazwiskiem ukrywa
się Stener R0ysholt...
- Stener... Ten morderca! - krzyknęła Eugenie z
niedowierzaniem. - A więc w ogóle stąd nie wyje-
chał?
Gulbrand pokiwał głową powoli.
- Tak, na to wygląda. Wszystkich wyprowadził w
pole.
- A my wiemy, kto to? - szepnęła Eugenie, nachy-
lając się ku niemu.
- Tak, wiemy, niestety - westchnął Gulbrand. - To
Bjornar.
8
- Nasz Bjornar? - Eugenie jeszcze bardziej zniżyła
głos.
- Tak - potwierdził Gulbrand ze smutkiem. - A te-
raz zniknął, zabierając Mikrusa. Ten drań zwlekał, póki
nie dostanie zapłaty. - Gulbrand zamilkł, zbierając my-
śli. - Niels zapewne oświadczył mu, że zna jego praw-
dziwe nazwisko, a Bjornar uderzył sędziego i uciekł na
Mikrusie. Wielkie nieba, tak właśnie musiało się to od-
być - dokończył stary służący strwożonym głosem.
Eugenie zakryła usta rąbkiem fartucha.
- A Inga? - szepnęła. - Miała zawieźć Kristianowi
znaczną sumę pieniędzy. Co będzie, jeśli Bjornar do-
wiedział się o wszystkim i pojechał jej śladem?
- Inga nie jest znów tak łatwowierna, by opowia-
dać takie historie nieznajomemu żniwiarzowi - od-
rzekł Gulbrand z irytacją.
- Mnie powiedziała - Eugenie rozwarła szeroko
oczy. - Jemu też mogła.
Gulbrand potarł powieki ociężale. Przypuszczenie
Eugenie nie było bezpodstawne. Inga uważała, że
wzrok i słuch mu już nie służą, ale zainteresowanie,
jakim młoda gospodyni darzyła przystojnego żniwia-
rza, nie umknęło uwadze Gulbranda. Bjornar podobał
się kobietom, inne też wodziły za nim wzrokiem.
Bezsilna złość ogarnęła Gulbranda, czyżby Inga zdra-
dziła męża? Wprawdzie trafiła do Gaupås wbrew włas-
nej woli, ale to nie dawało jej prawa, by zachowywać
się jak ladacznica. Niepokój o Ingę mieszał się z gnie-
wem.
- Arne! - warknął. - Biegnij do gabinetu sędziego
9
i przynieś strzelbę. Weź ze sobą Trygvego i ruszajcie za
Ingą. Musicie ją znaleźć przed Bjernarem!
- Mamy go zabić? - zdumiał się Arne.
- Nie - rzucił Gulbrand. - Gdyby jednak próbował
ucieczki, strzelajcie w nogi. Tym razem już nie
umknie. Jak tylko zjawi się lensman i jego ludzie, poślę
ich waszym śladem. Życie Ingi jest w niebezpieczeń-
stwie!
Arne cofnął się przerażony, ale posłuchał polece-
nia. Po chwili wybiegł z domu, dzierżąc w dłoniach
strzelbę.
Gulbrand odprowadził wzrokiem obu żniwiarzy i
zwrócił się do Erlinga.
- Wniesiemy Nielsa do sypialni i obmyjemy z krwi.
Winniśmy szacunek temu człowiekowi. Nie chcę, by le
karz znalazł go w takim stanie.
Eugenie nie potrzebowała instrukcji. Pośpieszyła
do kuchni, by zagotować wody, po czym przyniosła
czyste prześcieradła i powłoczki z gotowalni. Zanim
przybędzie doktor, pacjent znajdzie się w świeżej po-
ścieli.
Gulbrand dyszał ciężko, niosąc bezwładne ciało
Nielsa po schodach. W zamieszaniu nikt nie pamiętał,
że sędzia nie dzieli już sypialni ze swoją żoną, i ranne-
go złożono wśród koronek i poduszek z frędzlami.
Erling czuł się źle. Bardzo źle. Wszystko zdarzyło się
tak szybko i to Gulbrand wydawał polecenia. Może
powinien znaleźć się w gronie tych, którzy ruszy-
ło
li na poszukiwanie Bjornara? Może znalazłby okazję,
by błagać tamtego, by nie opowiadał nikomu o kra-
dzieży u chłopa z Aulesjordet? Co będzie, jeśli Bjornar
go wyda, kiedy dopadną go ludzie lensmana? Na myśl
o tym Erling oblał się zimnym potem. Wtedy i jego dni
w Gaupås będą policzone... Dreszcz lęku wstrząsnął
jego ciałem aż po koniuszki palców.
Kiedy złożono sędziego w łóżku, Erling stanął obok,
nerwowo przestępując z nogi na nogę. Nie wiedział,
gdzie się podziać, tkwił w miejscu, czekając na kolejne
polecenie Gulbranda. Stary służący zajmował się ran-
nym z tkliwym oddaniem i Erling zrozumiał, że sę-
dziego łączyła ze służbą szczególna więź. Ogarnęło go
wzruszenie. Gaupås bardzo przypadło mu do gustu,
pracował już w wielu miejscach, ale dopiero tutaj zda-
rzyło mu się zasiąść z właścicielem majątku do wspól-
nego stołu. Ten z pozoru drobny gest obudził w nim
poczucie godności. Poza tym nie skąpiono mu jedze-
nia. Spał na materacu wypełnionym słomą, ale łóżka,
w którym dość było miejsca dla dwóch, nie dzielił z ni-
kim. Czasami marzł, lecz nie musiał znosić towarzy-
stwa zawszonego człowieka. Poza tym pościel zmie-
niano regularnie.
Erling pochylił głowę i zadumał się nad swoim ży-
ciem. Po raz pierwszy naszła go ochota, hy się ustat-
kować, stać się częścią tej niezwykłej społeczności.
Przestać kraść i rabować, okłamywać i oszukiwać ła-
twowiernych współbraci. Miał już tego dość, ogarnęło
go znużenie. Praca w majątku niosła z sobą wyzwole-
nie, dawała spokój i rodziła przywiązanie do miejsca.
11
Teraz jednak, pomyślał z niechęcią, poczucie bez-
pieczeństwa gdzieś się ulotniło. Że też Bjornar musiał
zachować się tak lekkomyślnie! Wszystko zaczęło się
dobrze układać, ale tamten miał jedynie własny los na
względzie. Erling prychnął gniewnie. Może to i lepiej,
że nie dołączył do tych, którzy ruszyli w pościg za jego
kompanem. Nie zdziwiłby się, gdyby Bjornar wpadł w
rozdrażnienie na jego widok. Bóg jeden wie, co by
wyznał zaślepiony złością...
Erling schował ręce za plecami i zacisnął kciuki.
Miał nadzieję, że Bjornar nie wpadnie w ręce gonią-
cych. Los ich obu zależał od powodzenia ucieczki.
Wkrótce dziedziniec w Gaupås zaroił się ludźmi. Lens-
man nie znał" szczegółów; nie wiedział nic o wypadku
Nielsa, nie miał też pojęcia, że zbieg Stener Roysholt
od miesięcy ukrywał się w majątku pod imieniem
Bjornar. Mimo to domyślił się powagi sytuacji i przy-
był w licznym towarzystwie.
Gulbrand polecił Erlingowi pilnować sędziego,
póki nie zjawi się lekarz. Sam wyszedł na dziedziniec
i zdał lensmanowi krótką relację z wydarzeń.
- Całkiem możliwe, że pani Inga jest ze zbiegiem -
zakończył wyraźnie zażenowany.
Lensman uniósł jedną brew ze zdziwieniem i spoj-
rzał na służącego z pobłażliwością. Czyżby staruszek
zdawał się sugerować, że żona sędziego oddawała się
cielesnym uciechom w lesie ze zwykłym żniwiarzem?
Gulbrand skulił się pod tym spojrzeniem. Pozostawało
12
mieć nadzieje, że pogoń nie zdybie ich właśnie wtedy,
gdy będą połączeni w gorącym uścisku... Nie, uspo-
kajał sam siebie, podnosząc rękę na sędziego i krad-
nąc konia, Bjornar działał w desperacji. Chodziło mu
o pieniądze, a nie o Ingę.
Gulbrand zdawał sobie sprawę, że Inga nie zawsze
kierowała się nakazami rozumu, ale niema sugestia we
wzroku lensmana kazała mu stanąć w obronie dziew-
czyny.
- Niels zdemaskował zbiega jako bratobójcę z Norę.
Bjornar mógł trafić na ślady Ingi w lesie i podążyć za
nią w nadziei, że uda mu się pozbawić ją skórzanego
woreczka z pieniędzmi, który zamierzała przekazać
ojcu.
Lensman skubał wąsy czubkami palców.
- A więc ona jest...
- Bjornar mógł podążyć w swoją stronę lub zaczaić
się w lesie i okraść Ingę z pieniędzy. Według mnie - do-
dał Gulbrand z namaszczeniem - stała się jego zakład-
niczką!
Pan Thuesen wzdrygnął się na to przypuszczenie,
spojrzał na służącego przyjaźniej, a głos mu złagod-
niał.
- Oczywiście uczynimy wszystko, by ją uratować,
jeśli Stener Roysholt wziął ją w niewolę.
Gulbrand pokiwał głową z ulgą.
- Zbyt wiele dzieje się w Gaupås od chwili, kiedy
Gudrun omal nie utonęła. Błagam pana, by uczynił
pan wszystko, by uwolnić Ingę z rąk zbiega. Zdrową
i całą.
13
Pan Thuesen położył mu ciężką dłoń na ramieniu.
- Proszę nam zaufać!
Z zaciśniętymi wargami Gulbrand patrzył, jak po-
ścig rusza w górę, w kierunku linii lasu. Część ludzi
miała strzelby, inni ściskali stare pordzewiałe bagnety.
Starzec życzył im, by złapali Bjornara, ale życie Ingi
było najważniejsze. Myśl o tym, że musiałby opłakiwać
dwoje zmarłych w jeden wieczór, wydała mu się nie do
zniesienia...
2
Inga chwyciła się za gardło i pokręciła głową z rozpa-
czą.
- Stener - wykrztusiła i ciarki przebiegły jej po ple
cach. Z największym wysiłkiem opanowała drżenie.
Niebieskie oczy, które wcześniej badały ją z pożą-
daniem, przybrały teraz wyraz zimnej bezwzględno-
ści.
- A więc wiesz, kim jestem - stwierdził Bjornar,
uśmiechając się wzgardliwie. - Bratobójcą z Norę!
Inga nie odważyła się zaprzeczyć. Zrozumiała, że
kłamstwo na nic by się nie zdało. Poza tym nie chciała
go prowokować.
- Sądziłam... sądziłam, że opuściłeś Botne przed
wieloma miesiącami.
- A więc chłopi nie wiedzieli, że zatrzymałem się
w okolicy - odrzekł, wzruszając ramionami. - Biedni
głupcy, myśleli, że będę unikał miejsc, w których wi-
dziano mnie ostatnio. Najciemniej zaś jest pod latar-
15
nią! Najmądrzejsze, co można zrobić, to ukryć się tam,
gdzie nikt się tego nie spodziewa! - zakończył z trium-
fującym uśmiechem.
Inga wzdrygnęła się i machinalnie okryła się szczel-
niej suknią. Właściwie powinna była naciągnąć ją so-
bie przez głowę, ale to by go pewnie rozzłościło. Ży-
czył sobie, by poświęciła mu całą uwagę. Znalazła się
w potrzasku, niezdolna do ucieczki, zdrętwiała ze stra-
chu. Gorączkowo szukała wyjścia z sytuacji, wyobra-
ziła sobie nawet, jak pędzi przez las, czując oddech
Bjornara na plecach. Do Gaupås nie dałaby rady do-
trzeć, ale była młoda i szybka jak łania, więc może do-
biegłaby do Svartdal, zanim Bjornar by ją dopadł... ?
Rozważała tę myśl, ale chwila nie wydała się jej od-
powiednia. Odkrycie prawdy wstrząsnęło nią, potrze-
bowała czasu, by się otrząsnąć. Zdawało się jej, że do-
brze poznała Bjornara w ciągu tych letnich miesięcy, aż
nagle okazał się być bezwzględnym mordercą. Dreszcz
lęku wstrząsnął jej ciałem: a może ją też zamierzał za-
bić? Może spotkanie w lesie było jedynie pretekstem?
Upozorował miłosną schadzkę, by pozbawić ją skórza-
nego mieszka z pieniędzmi. Wyprowadził ją w pole!
Wykorzystał jej naiwność i łatwowierność!
- Nigdy cię nie zapomnę, Ingo - wyszczerzył zęby
Bjernar. - Twoja gościnność nie zna granic. Dobrze mi
zapłacono za robotę. I dostałem sporą nawiązkę.
Inga zapłonęła gniewem, słysząc nieskrywaną iro-
nię w jego głosie, ale nie dała wyprowadzić się z rów-
nowagi. A więc ta miłosna przygoda nic dla niego nie
znaczyła. I nawet znając całą prawdę o nim, poczuła
16
smutek. Uczucia, zwierzenia, czułości... Wszystko to
było jedynie grą, którą prowadził wobec wszystkich
gospodyń, u których najmował się na służbę? I udawał
pożądanie? Pewnie dla korzyści gotów był sypiać z
każdą. Laurens opowiadał, że kobiety łatwo ulegały
jego urokowi. Ona też wpadła w jego sidła.
- Zatrzymam to - ciągnął beznamiętnie Bjornar,
ukrywając woreczek z pieniędzmi w dłoniach. - Zdej
mij kolczyki, Ingo - dodał, uśmiechając się fałszy
wie. - Zachowam je sobie na pamiątkę.
Inga wzdrygnęła się. Machinalnie podniosła dłoń
do ucha i dotknęła cynowego kolczyka, który kiedyś
należał do jej matki. Ozdoby były piękne, ale nie pięk-
no stanowiło o ich wartości. Laurens i Ragnhild kupili
je Jenny w prezencie ślubnym, a kiedy waśń rodowa
stała się faktem, Kristian bez słowa wyjaśnienia zwró-
cił je ofiarodawcom. Kolczyki stały się namacalnym
dowodem końca przyjaźni między obiema rodzinami.
- Nie - rzuciła hardo Inga. - Nie dostaniesz ich!
Bjornar zmarszczył brwi z poirytowaniem.
W jednej chwili Inga pożałowała tych słów. Nie po-
winna była zareagować tak gwałtownie, tylko spró-
bować przemówić mu do sumienia. Jeśli w ogóle je
miał.
Bjornar podszedł bliżej. Twarz mu stężała, gniew-
nie napiął mięśnie wokół ust. Podniósł rękę, jakby za-
mierzał ją uderzyć, i Inga przywarła do skały. Kilka
razów zniosę, pomyślała z determinacją pomieszaną z
lękiem, ale nie utratę rodzinnych kosztowności;
17
- Daj mi je, diablico - syknął, a z jego zwykle ła
godnych oczu sypnęły się iskry.
Inga zakryła uszy dłońmi w obronnym geście, a jej
ciałem wstrząsnął paroksyzm strachu. Głos Bjornara
był odmieniony, brzmiał chrapliwie, lodowato i bezna-
miętnie. Inga zamierzaFa bronić drogich jej sercu pa-
miątek, ale gdyby zacisnął ręce na jej gardle, poddała-
by się, nie stawiając oporu.
Bjornar opadł na kolana tuż przy niej.
Inga zacisnęła wargi, by stłumić krzyk. Nie chciała
okazywać słabości. Jego spalone słońcem dłonie, któ-
re jeszcze przed chwilą gładziły jej skórę w delikatnej
pieszczocie, stały się brutalne i gwałtowne. Szarpał ją za
ręce, a dziewczyna z całych sił przyciskała je do głowy.
Zaczął dyszeć z wysiłku. Inga czuła na sobie jego
słodki oddech, ale teraz już nie budził w niej pożąda-
nia.
I nagle zrezygnował. Puścił jej dłonie i podniósł się
powoli, nasłuchując.
Inga też usłyszała jakieś głosy. Ktoś wykrzykiwał jej
imię! Błogosławiona, długo oczekiwana chwila. Ogar-
nęło ją uczucie ulgi. A więc nadchodzi pomoc? Koń-
czy się ten koszmar?
Bjornar cofnął się niepewnie i spojrzał z przestra-
chem w głąb lasu.
Inga nie miała pojęcia, co zamierza. Przez chwilę
wydawało się, że podejmie ostatnią desperacką próbę
zdobycia kolczyków.
- Inga! - Krzyk poniósł się pośród drzew.
Dziewczyna obrzuciła Bjornara ukradkowym spoj-
18
rżeniem. Wahała się, czy odpowiedzieć na wezwanie,
skoro jej prześladowca jest w pobliżu. Zdecydowała się
nie kusić losu.
Nawoływania dochodzące od północnej strony za-
niepokoiły Bjernara. Zanim dziewczyna zdążyła za-
reagować, chwycił jej ubranie, wskoczył na Mikrusa i
skierował go w gęstwinę zarośli.
Doktor Lindberg zbadał Nielsa i wyprostował się po-
woli. Przyłożywszy kciuk i palec wskazujący do ust, za-
myślił się, ale nie przerwał milczenia.
- Źle z nim? - odważył się spytać Gulbrand.
Doktor pokiwał głową z roztargnieniem i odwrócił
wzrok na służącego.
- Biedny Niels, że też przyszło mu skończyć w ten
sposób...
Gulbrand uczynił krok do przodu.
- Więc nie przeżyje? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie, nie tym razem. Uderzenie w skroń było
potężne. Dla człowieka w jego wieku to straszny
wstrząs. - Doktor Lindberg uniósł ramię sędziego, po
czym puścił je, a ono opadło bezwładnie na materac. -
Sądzę też, że doznał zawału serca. Samo uderzenie w
głowę by go nie zabiło, ale zawał przypłaci życiem.
Gulbrand opadł bezsilnie na krzesło. Nie rozpłakał
się, ale poczuł w sobie przerażającą pustkę. Przed oczy-
ma przesunęły mu się sceny z tych długich lat, które
19
spędził w Gaupås. Ujrzał Nielsa w kwiecie wieku, roz-
promienionego szczęściem po ożenku. Zobaczył także
chwile smutku i żałoby. Noc, kiedy umarła Andrine.
Większość uważała, że sędzia odżyje, żeniąc, się po-
nownie, ale tak się nie stało. Niels i Inga nie darzyli
się uczuciem i to Niels był temu winien. Małżeństwo
z osiemnastoletnią panną Gulbrand uznał za posunię-
cie wysoce nieroztropne, ale, rzecz jasna, nigdy głośno
nie wyraził swojego poglądu.
Niels zawsze traktował go z szacunkiem. Właścicie-
la dworu łączyła ze służącym więź nadspodziewanie
silna i w okolicy trudno byłoby znaleźć podobny przy-
padek. Gulbrand odczuwał wdzięczność z tego powo-
du. Doprawdy, nie mógł narzekać na swój los.
- Ile jeszcze godzin mu zostało? - spytał, podno
sząc zasmucony wzrok na lekarza.
Lindberg spojrzał na niego badawczo zza czystych
szkieł okularów.
- Jeszcze tej nocy opuści ziemski padół.
Gulbrand miętosił bezradnie czapkę w dłoniach,
po chwili jednak wziął się w garść.
- Przyślę na górę Eugenie, by przy nim czuwała. Sam
muszę... wydać parę poleceń i załatwić kilka spraw.
Lekarz pokiwał głową.
Wyszedłszy na ganek, Gulbrand gwałtownie za-
czerpnął powietrza. Zakręciło mu się w głowie, poczuł,
jak ogarnia go słabość. Serce ścisnęło się mu ze strachu
na myśl o tym, że Inga jest sama gdzieś w lesie, wydana
na łaskę i niełaskę bezwzględnego mordercy. Pokładał
jednakże zaufanie w skuteczność pościgu i wierzył, iż
20
lensman i jego ludzie złapią Stenera i uratują dziew-
czynę. Jej miejsce było teraz w domu, należy zająć się
przygotowaniami do pochówku.
Sam nie mógł wiele uczynić, by pomóc Indze, więc
musiał powiadomić Sigrid i przesłać wieści do Gudrun
w Storedal. To rzecz najważniejsza, myślał Gulbrand,
stąpając ciężko po stopniach. Najstarsza córka powinna
dowiedzieć się o wszystkim, zanim będzie za późno.
Gudrun i Nielsa łączyła chora więź. Stary służący
wzdrygnął się, ale do głowy mu nie przyszło, by prze-
szkodzić córce w ostatnim pożegnaniu z ukochanym
ojcem.
Inga wpadła w popłoch. Zerwała się na równe nogi,
weszła do wody i zaczęła płynąć. Boże jedyny, pomy-
ślała i zamknęła oczy, kiedy woda obmyła jej usta. Za-
czerpnęła powietrza i zaczęła miarowo poruszać ra-
mionami. W jaki sposób wyjaśni swoim wybawcom,
dlaczego jest naga? Go za poniżenie! Co sobie pomyślą
o pani z Gaupås? Pewnie odgadną, że łączył ją bliski
związek ze żniwiarzem. Związek zakazanej miłości.
Woda była zimna, ale wstyd palił ciało Ingi. Dopły-
nęła do skał po drugiej stronie stawu i przytuliła się do
szorstkich kamieni w nadziei, że nikt jej nie dostrzeże.
Właściwie to chciała, by ją znaleziono, bo Bjornar
mógł wszak wrócić i znów jej grozić, ale musiałaby się
pokazać im bez odzienia. To niemożliwe, pomyślała,
wyrzucając sobie gorzko związek, który tak chętnie
21
nawiązała, nie wyjdę naga z wody wprost pod ich spoj-
rzenia.
Łzy popłynęły jej po policzkach, nie potrafiła zna-
leźć wyjścia z potrzasku. Nawet jeśli mężczyźni jej nie
dostrzegą, musi niepostrzeżenie dostać się do Gaupås.
A jakże miała ukryć się przed ludzkim wzrokiem?
Na kamienistym brzegu pojawiła się gromada jeźdź-
ców i pieszych. Inga rozpoznała lensmana i dwóch jego
ludzi, zauważyła też sylwetki Arnego i Trygvego. Wi-
dok Arnego sprawił, żełzy znów napłynęły jej do oczu.
Polubiła go od samego początku, wydał się jej taki roz-
sądny i opanowany. Kiedy zjawił się w Gaupås, poczu-
ła się pewniej. Był dla niej łącznikiem z bezpiecznym
światem.
Z zimna i desperacji zaczęła szczękać zębami. Męż-
czyźni przeczesywali wzrokiem brzeg, ale na szczęście
nikt jej nie zauważył. Kiedy w końcu zaczęli się od-
dalać, Inga podniosła głowę i oparła ją o wąski pień
drzewka stojącego tuż nad brzegiem.
- Pani Gaupås!
Inga wzdrygnęła się. A więc jednak któryś ją do-
strzegł! Zawstydzona zsunęła się do wody, żałując
teraz, że sama się nie ujawniła. Podpłynęła na bez-
pieczną odległość i zatrzymała się, kiedy poczuła pod
stopami dno.
- To pani! - przemówił lensman. - Gulbrand oba
wiał się, że wpadnie pani w ręce zbiega, ale widzę,
że nic takiego się nie stało.
Inga nie miała pojęcia, co odpowiedzieć, ale wie-
działa, że musi znaleźć jakieś wytłumaczenie. Na tyle
22
wiarygodne, by nie narazić na szwank własnego imie-
nia, pomyślała zrezygnowana.
- Widziałam go - przyznała z lekką ironią. - Przy-
jechał tu na Mikrusie, kiedy kąpałam się w stawie.
- Doprawdy? - zdziwił się lensman. - Mam na-
dzieję, że pani nie skrzywdził?
- Nie - odrzekła cicho. - Czegoś szukał.
- Woreczka z pieniędzmi?
Inga skinęła głową i przykryła piersi dłońmi.
- Chyba tak, bo grzebał w rzeczach, które odłoży-
łam na skale. Bardzo się rozzłościł, kiedy oznajmiłam,
że nie wyjdę z wody. Powiedział, że mnie za to ukarze,
po czym zabrał woreczek i moje ubranie.
- Nie odezwała się pani, kiedy wołaliśmy - skon-
statował podejrzliwie lensman.
- Nie odważyłam się - jęknęła Inga z udawanym
przerażeniem. - Myślałam, że to podstęp Bjernara, by
wywabić mnie z wody.
- Proszę pokazać, w którą stronę pojechał, pani
Gaupås. Jestem pewien, że złapiemy go jeszcze przed
zachodem słońca.
Inga wskazała kierunek drżącym palcem.
- Nie ma nad wami wielkiej przewagi - dodała.
Lensman wskoczył na koniach.
- Zostań tu, Trygve, i zaopiekuj się panią. Pojadę
do Svartdal i przyślę tu kogoś z ubraniem dla pani.
- Dziękuję - mruknęła Inga, czerwieniąc się ze
wstydu.
23
Inga nigdy dotąd nie znalazła się w równie niezręcznej
sytuacji. Musiała pływać nago w stawie, mając Trygve-
go za opiekuna. Trygye starał się zachować dyskrecję,
ale raz po raz obrzucał ją ukradkowym spojrzeniem.
Jego policzki były bardziej rumiane niż zazwyczaj i raz
po raz niezdarnie nasuwał kapelusz na czoło.
Na widok Emmy Indze odebrało mowę z zawsty-
dzenia. Dlaczego właśnie ona się zjawiła? Czy ojciec
nie mógł przysłać Lovise? Stara służąca potrafiła bły-
skawicznie ocenić każdą sytuację i wydobyć z Ingi całą
prawdę.
Trygve odwrócił się grzecznie plecami do stawu,
kiedy Emma stawiała kosz z ubraniem na skale. Zro-
zumiał, że Inga zaraz wyjdzie z wody naga, a ten widok
nie był przeznaczony dla oczu żniwiarzy.
Emma rozpostarła ręcznik i wyciągnęła przed siebie.
Inga wyszła na brzeg i otuliła się ręcznikiem, po
czym zaczęła się wycierać, unikając wzroku Emmy. Z
wdzięcznością przyjęła bieliznę i suknię z rąk słu-
żącej. Suknia należała zapewne do Sorine, nie nosiła
bowiem żadnych śladów użycia. Marie, matka Sorine,
była zręczną krawcową. Uszyła córce mnóstwo pięk-
nych sukien, jeszcze zanim ta została panią w Svart-
dal.
- Póki trwa pogoń za mordercą, powinnaś zostać
w Svartdal, Ingo.
- Masz rację - odrzekła Inga, drżąc. Z ulgą skon-
statowała, że Emma nie wspomniała słowem o jej rela-
cji ze zbiegiem. Powoli zdjęła kolczyki i schowała je do
kieszeni sukni. Założyła je wcześniej po to, by sprowo-
24
kować reakcję ojca, teraz jednak nie miało to już żad-
nego znaczenia. Życie niesie wystarczająco dużo dra-
matów, pomyślała sentencjonalnie. Emma skinęła
ręką na Trygyego.
- Ciebie też zapraszamy, Trygve. Wolałabym, byś
nie wracał samopas do Gaupås. W lesie nie jest dziś
bezpiecznie.
Trygve zdjął kapelusz i ukłonił się.
- Miło mi, że troszczy się pani o mnie - powie
dział i ruszył przodem.
Inga wciąż nie mogła się uspokoić, oddychała nie-
równo, czuła nieznośny ucisk w piersi. Szła sztywna,
tak niezdarnie stawiając kroki, że rozbolały ją biodra.
- Popełniłaś jakieś głupstwo, moja mała? - usły
szała głęboki głos Emmy tuż przy swoim uchu.
Inga przełknęła ślinę. A więc Emma przejrzała ją
po raz kolejny. Szła dalej, utkwiwszy wzrok w stopy.
- Chyba tak - szepnęła.
3
Na widok Svartdal Inga poczuła ulgę i niepokój. Ulga
brała się stąd, że bliskość domu oddalała niebezpie-
czeństwo ponownego spotkania z Bj0rnarem. Niepo-
kój zaś przenikał ją na wspomnienie ostatniego spot-
kania z ojcem, które zakończyło się sprzeczką. Nie tak
gwałtowną jak wtedy gdy zaczęła okładać go pięściami
po plecach, ale i tak zdołał doprowadzić ją do płaczu,
oświadczając gniewnie, że nigdy nie przebaczy Lau-
rensowi. Inga wciąż nie mogła pojąć, że ojciec nie zła-
godniał, mimo że od wybuchu konfliktu minęło kilka-
dziesiąt lat. Jak można tak długo nosić w sobie urazę i
się zadręczać?
Z drżeniem serca zaczerpnęła powietrza i weszła za
Emmą i Trygvem do kuchni.
Ludzie z dworu zbili się w gromadkę na wieść o tym,
że żniwiarz z Gaupås i bratobójca z Norę to ta sama oso-
ba. Sprawa nabrała szczególnej powagi, kiedy doszły ich
pogłoski o tym, że Inga mogła wpaść w jego ręce.
26
saga Cienie zprzeszłości Torill Thorup
W SEMI UKAŻĄ SIĘ: tom 1. Inga tom 2. Korzenie tom 3. Podcięte skrzydła tom 4. Pakt milczenia tom 5. Groźny przeciwnik tom 6. Pościg tom 7. Mroczne tajemnice tom 8. Kłamstwa tom 9. Wrogość tom 10. Nad przepaścią tom 11. Odrzucenie tom, 12. Zaginiony tom 13. Waśń rodowa
tom 9. WROGOŚĆ
1 Gaupås, wrzesień 1908 roku Kiedy Gulbrand zbudził się z długiej i zasłużonej drzem- ki i wyszedłz domku dla służby, od razu pojął, że coś jest nie tak. Zdawało mu się wcześniej, że słyszy rżenie koni i hałas ze stajni, ale dźwięki pomieszały się mu z głosa- mi we śnie. Po dniu ciężkiej pracy na kartoflisku pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, lecz teraz trzeba było wracać do obowiązków. Z rosnącym niepokojem nasłuchiwał odgłosów ze stajni. Co wprawiło zwierzęta w taką ner- wowość? Przezwyciężając zmęczenie, stary służący pośpie- szył ku zabudowaniom gospodarczym. Czarnulka prze- bierała kopytami z wyraźnym poirytowaniem. Piękne zwierzę przewracało oczami i niespokojnie tłukło się w boksie. - Już dobrze - szepnął Gulbrand, wyciągając rękę. 5
W tej samej chwili dostrzegł, że skobel u drzwi jest od- sunięty. To cud, że klacz nie wyrwała się na wolność. Ze zdumieniem zerknął w stronę sąsiedniego boksu. Gdzie jest Mikrus? Gulbrand zmarszczył brwi. Coś musiało wydarzyć się w stajni podczas jego drzemki. Może żmija wślizg- nęła się do środka i przestraszyła zwierzęta? Tak, po- myślał nieco uspokojony, to całkiem prawdopodobne. Mikrus zdołał uciec w panice, Czarnulka zaś nie od- ważyła się opuścić ciepłego schronienia. Gulbrand poklepał ją delikatnie po szyi. Klacz opuściła głowę i wolniej poruszała chrapami. Służący przesunął grabie oparte o ścianę i ostrożnie zbliżył się do zwierzęcia. Co u licha? Jego wzrok padł na jakąś postać. Na parę sekund zamarł w bezruchu, po czym gwałtownie ruszył do wyjścia. Zatrzymał się przy oknie kuchennym i zaczął wy- machiwać rękoma. Na całe szczęście Eugenie dostrzeg- ła tę rozpaczliwą pantomimę i wybiegła na próg. - Co się stało? - Niels - prychnął Gulbrand i złapał się za gardło. - Zawołaj żniwiarzy. I każ Toremu sprowadzić doktora i lensmana. - Lensmana? - pisnęła Eugenie przestraszona. - Tak! Chyba popełniono przestępstwo! Gulbrand nie silił się na dłuższe wyjaśnienia. Kątem oka dostrzegł, że służąca podkasała spódnicę i puściła się pędem ku zabudowaniom dla służby. Sam wrócił do miejsca, gdzie w sianie dostrzegł zwinięte w kłębek ciało Nielsa. 6
Czarnulka jeszcze nie wróciła do równowagi i pry- chała lękliwie. Kiedy nadbiegł Arne, Gulbrand wie- dział już, co czynić. - Wyprowadź ją do ogrodu! - polecił. - Boję się, że podepce Nielsa... Żniwiarz wzdrygnął się na dźwięk imienia, ale usłu- chał bez słów. Czarnulka nie stawiała oporu, kiedy Arne wyprowadzał ją z boksu. Uniosła ogon i ostroż- nie ominęła bezwładne ciało. Gwałtowny żal targnął sercem Gulbranda, kiedy nachylał się nad sędzią. Już po nim, pomyślał z bólem, leżący bowiem nie dawał znaku życia i nie oddychał. Na czole Nielsa widniała głęboka rana pokryta cienką warstwą skrzepłej krwi. Biedny Niels, pomyślał Gul- brand, i płacz zdławił mu gardło. Jak długo tak tu leży? Może zawiodło go serce i stracił przytomność? Może upadając, uderzył czołem w ścianę? Gulbrand pokręcił głową z rozżaleniem. Coś bu- dziło jego niepokój... Co Niels robił w stajni? Nigdy tu nie zachodził. Kiedy potrzebował sań lub powozu, ktoś ze służby zaprzęgał konia. Niels dbał o, zwierzęta gospodarskie, ale takie obowiązki zostawiał innym. Poza tym po co miałby zaglądać tutaj w porze po- obiedniej? Niels nie był już taki sprawny jak dawniej i z drzemki po posiłku uczynił stały punkt dnia. Do stajni wciąż napływali ludzie. - Torę wyjechał? - Tak - potwierdził Arne. - Popędził do Nedre Gullhaug po konia. Powiedziałem mu, że Czarnulka się spłoszyła, więc wołał zostawić ją w spokoju. 7
- To dobrze - odrzekł Gulbrand i przysunął twarz do ust Nielsa, ale nie poczuł najmniejszego tchnienia. Układając ciało sędziego w miękkim sianie, poprawił wykręcone ramię i dostrzegł, że Niels ściska w dłoni kawałek papieru. Gulbrand wyłuskał go z bezwład nych palców. Podniósł kartkę do oczu i z trudem przebiegł wzro- kiem wzdłuż linijek. Za młodu niewiele czasu spędził w ławie szkolnej i dopiero w dorosłym wieku nauczył się składać litery. Zerknął na spód dokumentu i roz- poznał podpis lensmana i jego charakterystyczną pie- częć. - Wielki Boże - mruknął. Eugenie przestępowała z nogi na nogę, jej twarz po- szarzała. - Powiedz nam, co tam jest napisane, Gulbrand! Służący przetarł oczy i westchnął. - Pan Thuesen ostrzega sędziego, że lensman okrę- gu Norę i Uvdal wie, pod jakim nazwiskiem ukrywa się Stener R0ysholt... - Stener... Ten morderca! - krzyknęła Eugenie z niedowierzaniem. - A więc w ogóle stąd nie wyje- chał? Gulbrand pokiwał głową powoli. - Tak, na to wygląda. Wszystkich wyprowadził w pole. - A my wiemy, kto to? - szepnęła Eugenie, nachy- lając się ku niemu. - Tak, wiemy, niestety - westchnął Gulbrand. - To Bjornar. 8
- Nasz Bjornar? - Eugenie jeszcze bardziej zniżyła głos. - Tak - potwierdził Gulbrand ze smutkiem. - A te- raz zniknął, zabierając Mikrusa. Ten drań zwlekał, póki nie dostanie zapłaty. - Gulbrand zamilkł, zbierając my- śli. - Niels zapewne oświadczył mu, że zna jego praw- dziwe nazwisko, a Bjornar uderzył sędziego i uciekł na Mikrusie. Wielkie nieba, tak właśnie musiało się to od- być - dokończył stary służący strwożonym głosem. Eugenie zakryła usta rąbkiem fartucha. - A Inga? - szepnęła. - Miała zawieźć Kristianowi znaczną sumę pieniędzy. Co będzie, jeśli Bjornar do- wiedział się o wszystkim i pojechał jej śladem? - Inga nie jest znów tak łatwowierna, by opowia- dać takie historie nieznajomemu żniwiarzowi - od- rzekł Gulbrand z irytacją. - Mnie powiedziała - Eugenie rozwarła szeroko oczy. - Jemu też mogła. Gulbrand potarł powieki ociężale. Przypuszczenie Eugenie nie było bezpodstawne. Inga uważała, że wzrok i słuch mu już nie służą, ale zainteresowanie, jakim młoda gospodyni darzyła przystojnego żniwia- rza, nie umknęło uwadze Gulbranda. Bjornar podobał się kobietom, inne też wodziły za nim wzrokiem. Bezsilna złość ogarnęła Gulbranda, czyżby Inga zdra- dziła męża? Wprawdzie trafiła do Gaupås wbrew włas- nej woli, ale to nie dawało jej prawa, by zachowywać się jak ladacznica. Niepokój o Ingę mieszał się z gnie- wem. - Arne! - warknął. - Biegnij do gabinetu sędziego 9
i przynieś strzelbę. Weź ze sobą Trygvego i ruszajcie za Ingą. Musicie ją znaleźć przed Bjernarem! - Mamy go zabić? - zdumiał się Arne. - Nie - rzucił Gulbrand. - Gdyby jednak próbował ucieczki, strzelajcie w nogi. Tym razem już nie umknie. Jak tylko zjawi się lensman i jego ludzie, poślę ich waszym śladem. Życie Ingi jest w niebezpieczeń- stwie! Arne cofnął się przerażony, ale posłuchał polece- nia. Po chwili wybiegł z domu, dzierżąc w dłoniach strzelbę. Gulbrand odprowadził wzrokiem obu żniwiarzy i zwrócił się do Erlinga. - Wniesiemy Nielsa do sypialni i obmyjemy z krwi. Winniśmy szacunek temu człowiekowi. Nie chcę, by le karz znalazł go w takim stanie. Eugenie nie potrzebowała instrukcji. Pośpieszyła do kuchni, by zagotować wody, po czym przyniosła czyste prześcieradła i powłoczki z gotowalni. Zanim przybędzie doktor, pacjent znajdzie się w świeżej po- ścieli. Gulbrand dyszał ciężko, niosąc bezwładne ciało Nielsa po schodach. W zamieszaniu nikt nie pamiętał, że sędzia nie dzieli już sypialni ze swoją żoną, i ranne- go złożono wśród koronek i poduszek z frędzlami. Erling czuł się źle. Bardzo źle. Wszystko zdarzyło się tak szybko i to Gulbrand wydawał polecenia. Może powinien znaleźć się w gronie tych, którzy ruszy- ło
li na poszukiwanie Bjornara? Może znalazłby okazję, by błagać tamtego, by nie opowiadał nikomu o kra- dzieży u chłopa z Aulesjordet? Co będzie, jeśli Bjornar go wyda, kiedy dopadną go ludzie lensmana? Na myśl o tym Erling oblał się zimnym potem. Wtedy i jego dni w Gaupås będą policzone... Dreszcz lęku wstrząsnął jego ciałem aż po koniuszki palców. Kiedy złożono sędziego w łóżku, Erling stanął obok, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Nie wiedział, gdzie się podziać, tkwił w miejscu, czekając na kolejne polecenie Gulbranda. Stary służący zajmował się ran- nym z tkliwym oddaniem i Erling zrozumiał, że sę- dziego łączyła ze służbą szczególna więź. Ogarnęło go wzruszenie. Gaupås bardzo przypadło mu do gustu, pracował już w wielu miejscach, ale dopiero tutaj zda- rzyło mu się zasiąść z właścicielem majątku do wspól- nego stołu. Ten z pozoru drobny gest obudził w nim poczucie godności. Poza tym nie skąpiono mu jedze- nia. Spał na materacu wypełnionym słomą, ale łóżka, w którym dość było miejsca dla dwóch, nie dzielił z ni- kim. Czasami marzł, lecz nie musiał znosić towarzy- stwa zawszonego człowieka. Poza tym pościel zmie- niano regularnie. Erling pochylił głowę i zadumał się nad swoim ży- ciem. Po raz pierwszy naszła go ochota, hy się ustat- kować, stać się częścią tej niezwykłej społeczności. Przestać kraść i rabować, okłamywać i oszukiwać ła- twowiernych współbraci. Miał już tego dość, ogarnęło go znużenie. Praca w majątku niosła z sobą wyzwole- nie, dawała spokój i rodziła przywiązanie do miejsca. 11
Teraz jednak, pomyślał z niechęcią, poczucie bez- pieczeństwa gdzieś się ulotniło. Że też Bjornar musiał zachować się tak lekkomyślnie! Wszystko zaczęło się dobrze układać, ale tamten miał jedynie własny los na względzie. Erling prychnął gniewnie. Może to i lepiej, że nie dołączył do tych, którzy ruszyli w pościg za jego kompanem. Nie zdziwiłby się, gdyby Bjornar wpadł w rozdrażnienie na jego widok. Bóg jeden wie, co by wyznał zaślepiony złością... Erling schował ręce za plecami i zacisnął kciuki. Miał nadzieję, że Bjornar nie wpadnie w ręce gonią- cych. Los ich obu zależał od powodzenia ucieczki. Wkrótce dziedziniec w Gaupås zaroił się ludźmi. Lens- man nie znał" szczegółów; nie wiedział nic o wypadku Nielsa, nie miał też pojęcia, że zbieg Stener Roysholt od miesięcy ukrywał się w majątku pod imieniem Bjornar. Mimo to domyślił się powagi sytuacji i przy- był w licznym towarzystwie. Gulbrand polecił Erlingowi pilnować sędziego, póki nie zjawi się lekarz. Sam wyszedł na dziedziniec i zdał lensmanowi krótką relację z wydarzeń. - Całkiem możliwe, że pani Inga jest ze zbiegiem - zakończył wyraźnie zażenowany. Lensman uniósł jedną brew ze zdziwieniem i spoj- rzał na służącego z pobłażliwością. Czyżby staruszek zdawał się sugerować, że żona sędziego oddawała się cielesnym uciechom w lesie ze zwykłym żniwiarzem? Gulbrand skulił się pod tym spojrzeniem. Pozostawało 12
mieć nadzieje, że pogoń nie zdybie ich właśnie wtedy, gdy będą połączeni w gorącym uścisku... Nie, uspo- kajał sam siebie, podnosząc rękę na sędziego i krad- nąc konia, Bjornar działał w desperacji. Chodziło mu o pieniądze, a nie o Ingę. Gulbrand zdawał sobie sprawę, że Inga nie zawsze kierowała się nakazami rozumu, ale niema sugestia we wzroku lensmana kazała mu stanąć w obronie dziew- czyny. - Niels zdemaskował zbiega jako bratobójcę z Norę. Bjornar mógł trafić na ślady Ingi w lesie i podążyć za nią w nadziei, że uda mu się pozbawić ją skórzanego woreczka z pieniędzmi, który zamierzała przekazać ojcu. Lensman skubał wąsy czubkami palców. - A więc ona jest... - Bjornar mógł podążyć w swoją stronę lub zaczaić się w lesie i okraść Ingę z pieniędzy. Według mnie - do- dał Gulbrand z namaszczeniem - stała się jego zakład- niczką! Pan Thuesen wzdrygnął się na to przypuszczenie, spojrzał na służącego przyjaźniej, a głos mu złagod- niał. - Oczywiście uczynimy wszystko, by ją uratować, jeśli Stener Roysholt wziął ją w niewolę. Gulbrand pokiwał głową z ulgą. - Zbyt wiele dzieje się w Gaupås od chwili, kiedy Gudrun omal nie utonęła. Błagam pana, by uczynił pan wszystko, by uwolnić Ingę z rąk zbiega. Zdrową i całą. 13
Pan Thuesen położył mu ciężką dłoń na ramieniu. - Proszę nam zaufać! Z zaciśniętymi wargami Gulbrand patrzył, jak po- ścig rusza w górę, w kierunku linii lasu. Część ludzi miała strzelby, inni ściskali stare pordzewiałe bagnety. Starzec życzył im, by złapali Bjornara, ale życie Ingi było najważniejsze. Myśl o tym, że musiałby opłakiwać dwoje zmarłych w jeden wieczór, wydała mu się nie do zniesienia...
2 Inga chwyciła się za gardło i pokręciła głową z rozpa- czą. - Stener - wykrztusiła i ciarki przebiegły jej po ple cach. Z największym wysiłkiem opanowała drżenie. Niebieskie oczy, które wcześniej badały ją z pożą- daniem, przybrały teraz wyraz zimnej bezwzględno- ści. - A więc wiesz, kim jestem - stwierdził Bjornar, uśmiechając się wzgardliwie. - Bratobójcą z Norę! Inga nie odważyła się zaprzeczyć. Zrozumiała, że kłamstwo na nic by się nie zdało. Poza tym nie chciała go prowokować. - Sądziłam... sądziłam, że opuściłeś Botne przed wieloma miesiącami. - A więc chłopi nie wiedzieli, że zatrzymałem się w okolicy - odrzekł, wzruszając ramionami. - Biedni głupcy, myśleli, że będę unikał miejsc, w których wi- dziano mnie ostatnio. Najciemniej zaś jest pod latar- 15
nią! Najmądrzejsze, co można zrobić, to ukryć się tam, gdzie nikt się tego nie spodziewa! - zakończył z trium- fującym uśmiechem. Inga wzdrygnęła się i machinalnie okryła się szczel- niej suknią. Właściwie powinna była naciągnąć ją so- bie przez głowę, ale to by go pewnie rozzłościło. Ży- czył sobie, by poświęciła mu całą uwagę. Znalazła się w potrzasku, niezdolna do ucieczki, zdrętwiała ze stra- chu. Gorączkowo szukała wyjścia z sytuacji, wyobra- ziła sobie nawet, jak pędzi przez las, czując oddech Bjornara na plecach. Do Gaupås nie dałaby rady do- trzeć, ale była młoda i szybka jak łania, więc może do- biegłaby do Svartdal, zanim Bjornar by ją dopadł... ? Rozważała tę myśl, ale chwila nie wydała się jej od- powiednia. Odkrycie prawdy wstrząsnęło nią, potrze- bowała czasu, by się otrząsnąć. Zdawało się jej, że do- brze poznała Bjornara w ciągu tych letnich miesięcy, aż nagle okazał się być bezwzględnym mordercą. Dreszcz lęku wstrząsnął jej ciałem: a może ją też zamierzał za- bić? Może spotkanie w lesie było jedynie pretekstem? Upozorował miłosną schadzkę, by pozbawić ją skórza- nego mieszka z pieniędzmi. Wyprowadził ją w pole! Wykorzystał jej naiwność i łatwowierność! - Nigdy cię nie zapomnę, Ingo - wyszczerzył zęby Bjernar. - Twoja gościnność nie zna granic. Dobrze mi zapłacono za robotę. I dostałem sporą nawiązkę. Inga zapłonęła gniewem, słysząc nieskrywaną iro- nię w jego głosie, ale nie dała wyprowadzić się z rów- nowagi. A więc ta miłosna przygoda nic dla niego nie znaczyła. I nawet znając całą prawdę o nim, poczuła 16
smutek. Uczucia, zwierzenia, czułości... Wszystko to było jedynie grą, którą prowadził wobec wszystkich gospodyń, u których najmował się na służbę? I udawał pożądanie? Pewnie dla korzyści gotów był sypiać z każdą. Laurens opowiadał, że kobiety łatwo ulegały jego urokowi. Ona też wpadła w jego sidła. - Zatrzymam to - ciągnął beznamiętnie Bjornar, ukrywając woreczek z pieniędzmi w dłoniach. - Zdej mij kolczyki, Ingo - dodał, uśmiechając się fałszy wie. - Zachowam je sobie na pamiątkę. Inga wzdrygnęła się. Machinalnie podniosła dłoń do ucha i dotknęła cynowego kolczyka, który kiedyś należał do jej matki. Ozdoby były piękne, ale nie pięk- no stanowiło o ich wartości. Laurens i Ragnhild kupili je Jenny w prezencie ślubnym, a kiedy waśń rodowa stała się faktem, Kristian bez słowa wyjaśnienia zwró- cił je ofiarodawcom. Kolczyki stały się namacalnym dowodem końca przyjaźni między obiema rodzinami. - Nie - rzuciła hardo Inga. - Nie dostaniesz ich! Bjornar zmarszczył brwi z poirytowaniem. W jednej chwili Inga pożałowała tych słów. Nie po- winna była zareagować tak gwałtownie, tylko spró- bować przemówić mu do sumienia. Jeśli w ogóle je miał. Bjornar podszedł bliżej. Twarz mu stężała, gniew- nie napiął mięśnie wokół ust. Podniósł rękę, jakby za- mierzał ją uderzyć, i Inga przywarła do skały. Kilka razów zniosę, pomyślała z determinacją pomieszaną z lękiem, ale nie utratę rodzinnych kosztowności; 17
- Daj mi je, diablico - syknął, a z jego zwykle ła godnych oczu sypnęły się iskry. Inga zakryła uszy dłońmi w obronnym geście, a jej ciałem wstrząsnął paroksyzm strachu. Głos Bjornara był odmieniony, brzmiał chrapliwie, lodowato i bezna- miętnie. Inga zamierzaFa bronić drogich jej sercu pa- miątek, ale gdyby zacisnął ręce na jej gardle, poddała- by się, nie stawiając oporu. Bjornar opadł na kolana tuż przy niej. Inga zacisnęła wargi, by stłumić krzyk. Nie chciała okazywać słabości. Jego spalone słońcem dłonie, któ- re jeszcze przed chwilą gładziły jej skórę w delikatnej pieszczocie, stały się brutalne i gwałtowne. Szarpał ją za ręce, a dziewczyna z całych sił przyciskała je do głowy. Zaczął dyszeć z wysiłku. Inga czuła na sobie jego słodki oddech, ale teraz już nie budził w niej pożąda- nia. I nagle zrezygnował. Puścił jej dłonie i podniósł się powoli, nasłuchując. Inga też usłyszała jakieś głosy. Ktoś wykrzykiwał jej imię! Błogosławiona, długo oczekiwana chwila. Ogar- nęło ją uczucie ulgi. A więc nadchodzi pomoc? Koń- czy się ten koszmar? Bjornar cofnął się niepewnie i spojrzał z przestra- chem w głąb lasu. Inga nie miała pojęcia, co zamierza. Przez chwilę wydawało się, że podejmie ostatnią desperacką próbę zdobycia kolczyków. - Inga! - Krzyk poniósł się pośród drzew. Dziewczyna obrzuciła Bjornara ukradkowym spoj- 18
rżeniem. Wahała się, czy odpowiedzieć na wezwanie, skoro jej prześladowca jest w pobliżu. Zdecydowała się nie kusić losu. Nawoływania dochodzące od północnej strony za- niepokoiły Bjernara. Zanim dziewczyna zdążyła za- reagować, chwycił jej ubranie, wskoczył na Mikrusa i skierował go w gęstwinę zarośli. Doktor Lindberg zbadał Nielsa i wyprostował się po- woli. Przyłożywszy kciuk i palec wskazujący do ust, za- myślił się, ale nie przerwał milczenia. - Źle z nim? - odważył się spytać Gulbrand. Doktor pokiwał głową z roztargnieniem i odwrócił wzrok na służącego. - Biedny Niels, że też przyszło mu skończyć w ten sposób... Gulbrand uczynił krok do przodu. - Więc nie przeżyje? - spytał z niedowierzaniem. - Nie, nie tym razem. Uderzenie w skroń było potężne. Dla człowieka w jego wieku to straszny wstrząs. - Doktor Lindberg uniósł ramię sędziego, po czym puścił je, a ono opadło bezwładnie na materac. - Sądzę też, że doznał zawału serca. Samo uderzenie w głowę by go nie zabiło, ale zawał przypłaci życiem. Gulbrand opadł bezsilnie na krzesło. Nie rozpłakał się, ale poczuł w sobie przerażającą pustkę. Przed oczy- ma przesunęły mu się sceny z tych długich lat, które 19
spędził w Gaupås. Ujrzał Nielsa w kwiecie wieku, roz- promienionego szczęściem po ożenku. Zobaczył także chwile smutku i żałoby. Noc, kiedy umarła Andrine. Większość uważała, że sędzia odżyje, żeniąc, się po- nownie, ale tak się nie stało. Niels i Inga nie darzyli się uczuciem i to Niels był temu winien. Małżeństwo z osiemnastoletnią panną Gulbrand uznał za posunię- cie wysoce nieroztropne, ale, rzecz jasna, nigdy głośno nie wyraził swojego poglądu. Niels zawsze traktował go z szacunkiem. Właścicie- la dworu łączyła ze służącym więź nadspodziewanie silna i w okolicy trudno byłoby znaleźć podobny przy- padek. Gulbrand odczuwał wdzięczność z tego powo- du. Doprawdy, nie mógł narzekać na swój los. - Ile jeszcze godzin mu zostało? - spytał, podno sząc zasmucony wzrok na lekarza. Lindberg spojrzał na niego badawczo zza czystych szkieł okularów. - Jeszcze tej nocy opuści ziemski padół. Gulbrand miętosił bezradnie czapkę w dłoniach, po chwili jednak wziął się w garść. - Przyślę na górę Eugenie, by przy nim czuwała. Sam muszę... wydać parę poleceń i załatwić kilka spraw. Lekarz pokiwał głową. Wyszedłszy na ganek, Gulbrand gwałtownie za- czerpnął powietrza. Zakręciło mu się w głowie, poczuł, jak ogarnia go słabość. Serce ścisnęło się mu ze strachu na myśl o tym, że Inga jest sama gdzieś w lesie, wydana na łaskę i niełaskę bezwzględnego mordercy. Pokładał jednakże zaufanie w skuteczność pościgu i wierzył, iż 20
lensman i jego ludzie złapią Stenera i uratują dziew- czynę. Jej miejsce było teraz w domu, należy zająć się przygotowaniami do pochówku. Sam nie mógł wiele uczynić, by pomóc Indze, więc musiał powiadomić Sigrid i przesłać wieści do Gudrun w Storedal. To rzecz najważniejsza, myślał Gulbrand, stąpając ciężko po stopniach. Najstarsza córka powinna dowiedzieć się o wszystkim, zanim będzie za późno. Gudrun i Nielsa łączyła chora więź. Stary służący wzdrygnął się, ale do głowy mu nie przyszło, by prze- szkodzić córce w ostatnim pożegnaniu z ukochanym ojcem. Inga wpadła w popłoch. Zerwała się na równe nogi, weszła do wody i zaczęła płynąć. Boże jedyny, pomy- ślała i zamknęła oczy, kiedy woda obmyła jej usta. Za- czerpnęła powietrza i zaczęła miarowo poruszać ra- mionami. W jaki sposób wyjaśni swoim wybawcom, dlaczego jest naga? Go za poniżenie! Co sobie pomyślą o pani z Gaupås? Pewnie odgadną, że łączył ją bliski związek ze żniwiarzem. Związek zakazanej miłości. Woda była zimna, ale wstyd palił ciało Ingi. Dopły- nęła do skał po drugiej stronie stawu i przytuliła się do szorstkich kamieni w nadziei, że nikt jej nie dostrzeże. Właściwie to chciała, by ją znaleziono, bo Bjornar mógł wszak wrócić i znów jej grozić, ale musiałaby się pokazać im bez odzienia. To niemożliwe, pomyślała, wyrzucając sobie gorzko związek, który tak chętnie 21
nawiązała, nie wyjdę naga z wody wprost pod ich spoj- rzenia. Łzy popłynęły jej po policzkach, nie potrafiła zna- leźć wyjścia z potrzasku. Nawet jeśli mężczyźni jej nie dostrzegą, musi niepostrzeżenie dostać się do Gaupås. A jakże miała ukryć się przed ludzkim wzrokiem? Na kamienistym brzegu pojawiła się gromada jeźdź- ców i pieszych. Inga rozpoznała lensmana i dwóch jego ludzi, zauważyła też sylwetki Arnego i Trygvego. Wi- dok Arnego sprawił, żełzy znów napłynęły jej do oczu. Polubiła go od samego początku, wydał się jej taki roz- sądny i opanowany. Kiedy zjawił się w Gaupås, poczu- ła się pewniej. Był dla niej łącznikiem z bezpiecznym światem. Z zimna i desperacji zaczęła szczękać zębami. Męż- czyźni przeczesywali wzrokiem brzeg, ale na szczęście nikt jej nie zauważył. Kiedy w końcu zaczęli się od- dalać, Inga podniosła głowę i oparła ją o wąski pień drzewka stojącego tuż nad brzegiem. - Pani Gaupås! Inga wzdrygnęła się. A więc jednak któryś ją do- strzegł! Zawstydzona zsunęła się do wody, żałując teraz, że sama się nie ujawniła. Podpłynęła na bez- pieczną odległość i zatrzymała się, kiedy poczuła pod stopami dno. - To pani! - przemówił lensman. - Gulbrand oba wiał się, że wpadnie pani w ręce zbiega, ale widzę, że nic takiego się nie stało. Inga nie miała pojęcia, co odpowiedzieć, ale wie- działa, że musi znaleźć jakieś wytłumaczenie. Na tyle 22
wiarygodne, by nie narazić na szwank własnego imie- nia, pomyślała zrezygnowana. - Widziałam go - przyznała z lekką ironią. - Przy- jechał tu na Mikrusie, kiedy kąpałam się w stawie. - Doprawdy? - zdziwił się lensman. - Mam na- dzieję, że pani nie skrzywdził? - Nie - odrzekła cicho. - Czegoś szukał. - Woreczka z pieniędzmi? Inga skinęła głową i przykryła piersi dłońmi. - Chyba tak, bo grzebał w rzeczach, które odłoży- łam na skale. Bardzo się rozzłościł, kiedy oznajmiłam, że nie wyjdę z wody. Powiedział, że mnie za to ukarze, po czym zabrał woreczek i moje ubranie. - Nie odezwała się pani, kiedy wołaliśmy - skon- statował podejrzliwie lensman. - Nie odważyłam się - jęknęła Inga z udawanym przerażeniem. - Myślałam, że to podstęp Bjernara, by wywabić mnie z wody. - Proszę pokazać, w którą stronę pojechał, pani Gaupås. Jestem pewien, że złapiemy go jeszcze przed zachodem słońca. Inga wskazała kierunek drżącym palcem. - Nie ma nad wami wielkiej przewagi - dodała. Lensman wskoczył na koniach. - Zostań tu, Trygve, i zaopiekuj się panią. Pojadę do Svartdal i przyślę tu kogoś z ubraniem dla pani. - Dziękuję - mruknęła Inga, czerwieniąc się ze wstydu. 23
Inga nigdy dotąd nie znalazła się w równie niezręcznej sytuacji. Musiała pływać nago w stawie, mając Trygve- go za opiekuna. Trygye starał się zachować dyskrecję, ale raz po raz obrzucał ją ukradkowym spojrzeniem. Jego policzki były bardziej rumiane niż zazwyczaj i raz po raz niezdarnie nasuwał kapelusz na czoło. Na widok Emmy Indze odebrało mowę z zawsty- dzenia. Dlaczego właśnie ona się zjawiła? Czy ojciec nie mógł przysłać Lovise? Stara służąca potrafiła bły- skawicznie ocenić każdą sytuację i wydobyć z Ingi całą prawdę. Trygve odwrócił się grzecznie plecami do stawu, kiedy Emma stawiała kosz z ubraniem na skale. Zro- zumiał, że Inga zaraz wyjdzie z wody naga, a ten widok nie był przeznaczony dla oczu żniwiarzy. Emma rozpostarła ręcznik i wyciągnęła przed siebie. Inga wyszła na brzeg i otuliła się ręcznikiem, po czym zaczęła się wycierać, unikając wzroku Emmy. Z wdzięcznością przyjęła bieliznę i suknię z rąk słu- żącej. Suknia należała zapewne do Sorine, nie nosiła bowiem żadnych śladów użycia. Marie, matka Sorine, była zręczną krawcową. Uszyła córce mnóstwo pięk- nych sukien, jeszcze zanim ta została panią w Svart- dal. - Póki trwa pogoń za mordercą, powinnaś zostać w Svartdal, Ingo. - Masz rację - odrzekła Inga, drżąc. Z ulgą skon- statowała, że Emma nie wspomniała słowem o jej rela- cji ze zbiegiem. Powoli zdjęła kolczyki i schowała je do kieszeni sukni. Założyła je wcześniej po to, by sprowo- 24
kować reakcję ojca, teraz jednak nie miało to już żad- nego znaczenia. Życie niesie wystarczająco dużo dra- matów, pomyślała sentencjonalnie. Emma skinęła ręką na Trygyego. - Ciebie też zapraszamy, Trygve. Wolałabym, byś nie wracał samopas do Gaupås. W lesie nie jest dziś bezpiecznie. Trygve zdjął kapelusz i ukłonił się. - Miło mi, że troszczy się pani o mnie - powie dział i ruszył przodem. Inga wciąż nie mogła się uspokoić, oddychała nie- równo, czuła nieznośny ucisk w piersi. Szła sztywna, tak niezdarnie stawiając kroki, że rozbolały ją biodra. - Popełniłaś jakieś głupstwo, moja mała? - usły szała głęboki głos Emmy tuż przy swoim uchu. Inga przełknęła ślinę. A więc Emma przejrzała ją po raz kolejny. Szła dalej, utkwiwszy wzrok w stopy. - Chyba tak - szepnęła.
3 Na widok Svartdal Inga poczuła ulgę i niepokój. Ulga brała się stąd, że bliskość domu oddalała niebezpie- czeństwo ponownego spotkania z Bj0rnarem. Niepo- kój zaś przenikał ją na wspomnienie ostatniego spot- kania z ojcem, które zakończyło się sprzeczką. Nie tak gwałtowną jak wtedy gdy zaczęła okładać go pięściami po plecach, ale i tak zdołał doprowadzić ją do płaczu, oświadczając gniewnie, że nigdy nie przebaczy Lau- rensowi. Inga wciąż nie mogła pojąć, że ojciec nie zła- godniał, mimo że od wybuchu konfliktu minęło kilka- dziesiąt lat. Jak można tak długo nosić w sobie urazę i się zadręczać? Z drżeniem serca zaczerpnęła powietrza i weszła za Emmą i Trygvem do kuchni. Ludzie z dworu zbili się w gromadkę na wieść o tym, że żniwiarz z Gaupås i bratobójca z Norę to ta sama oso- ba. Sprawa nabrała szczególnej powagi, kiedy doszły ich pogłoski o tym, że Inga mogła wpaść w jego ręce. 26