ZYGMUNT ZONIK
POŻAR
W BLARICUM
WYDAWNICTWO
MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
O k ła d k ę
W ITO L D
projektow ał
C H M IE LE W SK I
R edaktor
W A N D A
ST E FA N O W SK A
R edaktor
R E N A T A
te c h n icz n y
W O JC IE C H O W SK A
W a rsza w a ,
e-eiSb tusiecv dtuieicle ósma
p u b lik a c ja W y d aw n ictw a M O N
p rin te d in Poland
W y d an ie I. d f f l f g j
5 64 a rk . w yd.. 4.75 a r* . z G łu c h o ła sk ic h
L k ła d b w 8, do a k .a d u
t vn.7. r.
C ena il 8.—
S-82
Nazywam się Minton...
Pi^ty grudnia 1976 roku.
Elegancko ubrany, niskiego wzrostu, starszy
pan, lokator luksusowego apartamentu hotelu w
Uster koło Zurychu, na widok trzech nieznajo
mych mężczyzn z trudem ukrył zaskoczenie. Spło
szonym wzrokiem obrzucił drzwi, potem szerokie
werandowe okno, jakby w nich szukał ratunku.
Nadaremnie.
Z wysiłkiem przybrał obojętną minę.
— Słucham panów?
— Jestem komisarzem tutejszej policji — przed
stawił się przybysz ubrany po cywilnemu. — Jest
pan aresztowany, panie Menten. To pan, niepraw
daż? Obywatel Królestwa Holandii, poszukiwany
przez policję holenderską i Interpol.
Nagabnięty wzruszył ramionami.
— To jakaś pomyłka, panie komisarzu. Nazy
wam się Minton, właściciel ziemski. Jestem oby
watelem irlandzkim. Proszę, oto moje dokumen
ty. — Sięgnął do lewej kieszeni marynarki.
— To się na nic nie zda, szkoda pańskich wy
krętów. — Urzędnik policyjny wzruszył ramiona-
mi. — Dobrze wiemy, kim pan jest naprawdę.
Oto nakaz aresztowania. — Wyjął z kieszeni for
mularz z podpisem prokuratora miasta Zurych.
Stop, co pan robi, u diabła?!
Nim zdążył dokończyć, towarzyszący mu mło
dy porucznik policji skoczył jak pantera i podbił
zatrzymanemu rękę. Podniósł upuszczoną przez te
goż fiolkę.
— Tabletki nasenne... — Pokiwał ze zgorsze
niem głową. ■— Udaje taki bohatera...
Minister sprawiedliwości w rządzie Holandii,
Andries van Agt, przybył osobiście z Hagi do Ber
na, by omówić z władzami szwajcarskimi prawne
aspekty i zasady ekstradycji aresztowanego Pie
tera Nicolaasa Mentena.
Sprawa była na najlepszej drodze. Zresztą,
uzgodniono ją w ogólnych zarysach już wcześ
niej, korzystając z szyfrowanej korespondencji
radiowej.
Wprawdzie wymienione w depeszy nazwy miej
scowości Urycz i Podhorodce nic wysokim urzęd
nikom szwajcarskiego wymiaru sprawiedliwości
nie mówiły, ale wyjaśniono im, że zatrzymanego
podejrzewa się o zbrodnie pospolite, a raczej nie
pospolite, bo wojenne, więc nie było się nad czym
zastanawiać. Po cóż mieć do czynienia z takim
„ptaszkiem”. Lepiej wydać go w ręce właściwej
władzy i niech ta wytoczy mu proces...
Zresztą van Agt, po zjawieniu się w stolicy te
go państwa, a później kantonu, z miejsca przed-
6
stawił tutejszemu ministerstwu sprawiedliwości
swój punkt widzenia na sprawę zatrzymanego
obywatela holenderskiego, który, nawiasem mó
wiąc, jeżeli tylko część tego, co o nim pisała pra
sa, było prawdą, chluby swemu krajowi nie przy
nosił.
Aresztowany osobnik nie podawał się już za
Irlandczyka, lecz legitymował się paszportem ho
lenderskim.
Co innego skomplikowało sprawę. Przesłuchi
wany przez policję szwajcarską Menten po raz
drugi usiłował połknąć większą porcję tabletek
nasennych. Próbował choćby na jakiś czas wy
mknąć się z rąk sprawiedliwości. W aktach poli
cyjnych odnotowano, że chciał popełnić samobój
stwo. Można w to wątpić. Bardziej prawdopo
dobne wydaje się przypuszczenie, że udawał.
Faktem jest, że tylko natychmiastowe przewie
zienie do szpitala pozwoliło go uratować. Ten
szpital z pewnością sobie zaplanował.
W tym stanie rzeczy rząd Szwajcarii dopiero
22 grudnia przekazał aresztowanego władzom ho
lenderskim.
Prem ier Holandii, socjaldemokrata Joop den
Uyl, nawet nie zbierając Rady Ministrów na spe
cjalne posiedzenie, polecił natychmiastowe wszczę
cie szczegółowego śledztwa na tem at skandalicz
nego postępowania... holenderskich organów spra
wiedliwości w latach 1945—1976 wobec zbrodnia
rza wojennego, Mentena.
Jak to się jednak stało, że ten podejrzany o
morderstwa hitlerowiec mógł żyć na wolnej sto
7
pie w Holandii przez 30 lat i zgromadzić olbrzy
mią fortunę, stając się multimilionerem?
Premiera i ministra królowej Juliany intere
sowały przede wszystkim okoliczności, w jakich
doszło do ucieczki podejrzanego z kraju. Śledztwo
wstępne, prowadzone przez prokuraturę Holandii,
nosiło charakter poufny, a o wydanym w dniu
15 listopada 1976 roku nakazie aresztowania Men-
tena wiedziało zaledwie kilka zaufanych osób.
Podobno zamierzano go zatrzymać natychmiast,
jeszcze tego samego dnia, ale okazało się nagle,
że Menten ubiegł prokuraturę i policję kryminal
ną i zniknął.
Kiedy policjanci zjawili się w jego ogromnej,
luksusowo urządzonej willi w Blaricum koło Am
sterdamu mogli jedynie pocałować mosiężną, za
bytkową klamkę. Zastali w domu tylko gospody
nię. Menten wraz ze swoją drugą żoną, Metą —
pierwsza, Elisabeth, zmarła przed kilkunastu la
ty — i ze sporym bagażem opuścił willę na krót
ko przed przybyciem niepożądanych przezeń goś
ci. Wyjechał w nieznanym kierunku. Rozpłynął
się w powietrzu.
Domysłom nie było końca. Przypuszczano na
wet, że w ucieczce pomogli mu członkowie neo
faszystowskiej organizacji.
Wydarzenie to odbiło się głośnym echem w ca
łej Holandii.
Pomijając wzburzenie opinii publicznej, sprawa
wywołała burzę w Twerde Kamer — niższej izbie
8
parlamentu. Natychmiast zwołano specjalną ses
ję tego ciała ustawodawczego.
Podczas obrad wielu deputowanych ostro kry
tykowało organa sprawiedliwości, oburzając się
na ich opieszałość, która umożliwiła ucieczkę po
dejrzanemu o zbrodnie przeciwko ludzkości.
Rząd znalazł się w nieprzyjemnej sytuacji. Było
to wkrótce po głośnej aferze, w którą zamieszany
był mąż królowej, książę Bernhard — przyjął on
ogromne kwoty od amerykańskiego koncernu
Lockheed za spowodowanie zakupu przez Holan
dię samolotów wojskowych od tej właśnie fir
my — i społeczeństwo holenderskie niezwykle
ostro reagowało na wszelkie wiadomości o no
wych malwersacjach.
W tym stanie rzeczy premier den Uyl wezwał
ministra van Agta, przebywającego w tym czasie
z wizytą w Rumunii, do natychmiastowego powro
tu do kraju. Trzeba było bronić resortu sprawied
liwości przed stawianymi zarzutami.
Zwłaszcza gorąco było obu mężom stainu w par
lamencie. Niektórzy posłowie wyrażali głośno swo
je podejrzenia, że Menten został prawdopodobnie
ostrzeżony przez wpływowych przyjaciół, jakich
miał w kołach politycznych. Deputowani ci wy
kazywali, że aresztowanie z niewiadomych przy
czyn odłożono o trzy dni.
Innym publicznie komentowanym i budzącym
zdziwienie faktem — jak pisał amerykański
„Newsweek” — było posiedzenie, na którym oma
wiano szczegóły zamierzonego aresztowania Men-
tena. Zorganizowano je nie w Pałacu Sprawied
9
liwości, lecz w restauracji odległej zaledwie jed
ną milę od siedziby podejrzanego.
To, że Menten od samego początku miał moż
nych protektorów i obrońców, wywodzących się
z zimnowojennych kół holenderskiej reakcji, nie
podlega dyskusji. Jego adwokatem podczas pro
cesów w latach powojennych był przewodniczący
izby niższej parlamentu z ramienia partii kato-
licko-ludowej (KVP), jeden z najgłośniejszych po
lityków holenderskich tamtych lat, Kortenhorst.
Podczas rozprawy przed sądem apelacyjnym ten
działacz skrajnej prawicy postawił wniosek, aby
sąd nie brał pod uwagę dowodów i zeznań świad
ków zza „żelaznej kurtyny”.
— Nie zasługują one na wiarę — tak się wy
raził.
Menten zapłacił wtedy Kortenhorstowi wyso
kie honorarium za obronę. Kiedy po kilkudzie
sięciu latach, w czerwcu 1976 roku, poczuł wokół
swojej osoby swąd, przekazał poprzez pewien
włoski bank na konto tegoż polityka duże kwoty
pieniędzy.
Wytropił to Hans Knoop, naczelny redaktor ho
lenderskiego tygodnika „Accent”. Jak i to jesz
cze, że pieniądze te zasiliły fundusz wyborczy
partii katolicko-ludowej.
Po zniknięciu Mentena prasa holenderska su
gerowała, że ostrzegł go człowiek na wysokim
stanowisku. Padło nawet nazwisko: Hassoldt —
wiceprzewodniczący sądu w Amsterdamie, znajo
my Mentena jeszcze z 1943 roku, częsty gość w
10
willi w Blaricum, również kolekcjoner i miłośnik
dzieł sztuki.
Menten to sprytny gracz. Dla zagmatwania śla
dów, z właściwą sobie złośliwością, wyjaśnił, iż
o dniu i godzinie aresztowania został powiadomio
ny przez swego demaskatora Hansa Knoopa. A
także przez komisarza policji Petersa, który pro
wadził śledztwo przeciwko niemu.
I to był cały Menten.
Minister van Agt musiał przyznać publicznie,
że ucieczka Mentena, na krótko przed jego aresz
towaniem, nie była przypadkiem i że specjalna
komisja śledcza ustali, kto uprzedził milionera
o „grożącym mu niebezpieczeństwie”.
Hans Knoop nie wyśledził jednak wszystkiego,
co miało bezpośredni związek z faktem, że Men
ten po wojnie właściwie wymknął się sprawied
liwości.
Prawda była taka, że poczynając od zakończe
nia wojny Pietera Nicolaasa chroniła w Holandii
cała grupa wpływowych polityków, ziejących nie
nawiścią do Związku Radzieckiego i komunizmu.
W styczniu 1946 roku wspomniany Korten
horst, wraz z podobnie myślącymi jak on, utwo
rzył Krajowy Komitet Obrony Prawa, który po
stawił sobie za cel niesienie pomocy kolaboran
tom oskarżonym o współpracę z hitlerowską Rze
szą.
Nawiasem mówiąc, adwokat ten zrobił na tej
11
niechlubnej działalności karierę polityczną. W
wydanej w 1945 roku książce, zatytułowanej: „Czy
współpraca z wrogiem była dozwolona?”, wyko
rzystując fakt, że 84 procent przedsiębiorstw ho
lenderskich pracowało dla gospodarki wojennej
Hitlera, dowodził, że było to rzeczą normalną.
W składzie komitetu znaleźli się ludzie pokro
ju Kortenhorsta, zwolennicy tej samej „ideolo
gii”, którzy sami zresztą bynajmniej nie walczyli
z okupantem. Należeli do nich znani politycy, ta
cy jak Aalberse, jeden z ówczesnych przewodni
czących partii katolicko-ludowej, dzisiaj członek
Rady Państwa, jak deputowany do parlamentu,
Burger, obecnie także członek Rady Państwa, jak
niejaki Tenkin, sekretarz generalny ministerstwa
sprawiedliwości, czy Donner, przewodniczący Wy
sokiej Rady Królewskiej.
Ten osobliwy komitet powstał za zgodą i wie
dzą ministra sprawiedliwości, van Maarseveena,
działacza KVP.
Nic dziwnego zatem, że Menten, mając tak moż
nych protektorów, stał się specjalistą od... znika
nia. Gdy w kwietniu 1946 roku po raz pierwszy
został wydany nakaz aresztowania go, nagle znik
nął, jakby się pod ziemię zapadł. Okazało się, że
przebywał w ekskluzywnej klinice pod fałszywym
nazwiskiem.
Kiedy Mentenowi opiekunowie donieśli pouf
nie, że zostanie skazany na 3 lata więzienia, schro
nił się w nikomu nie znane miejsce, by pojawić
się dopiero tuż przed rozprawą apelacyjną.
W Holandii odnaleziono ostatnio list, w którym
12
ówczesny minister sprawiedliwości, człowiek blis
ki Kortenhorstowi, polecił prokuratorowi sądu,
aby zażądał natychmiastowego uwolnienia oskar
żonego. Wniosek taki został formalnie złożony, ale
sąd go odrzucił.
Gdy w 1950 roku Polska zażądała ekstradycji
Mentena, Kortenhorst w liście do ministra van
Maarseveena wyraził nadzieję, że wniosek rządu
polskiego zostanie odrzucony.
W tuszowaniu sprawy Mentena zaangażowany
był sam premier kilku powojennych gabinetów,
Beel, członek KVP. Z jego inicjatywy były m i
nister finansów Lieftinck polecił wstrzymać śledz
two, podjęte w celu ustalenia pochodzenia ma
jątku Mentena. Jednocześnie dziennik „De Te-
legraaf”, znany podczas okupacji z prohitlerow-
skich sympatii, rozpoczął kampanię, której celem
była rehabilitacja milionera-przestępcy.
Metody te przyniosły oczywiście oczekiwany
przez Mentena i jego protektorów skutek. Zre
zygnowano z dalszego ścigania wojennego prze
stępcy i utrącono polską inicjatywę. Zresztą cele
holenderskich obrońców kolaborantów były zna
cznie szersze. Ich działalność zmierzała do poło
żenia kresu procesom przeciwko zbrodniarzom z
czasów wojny. Staraniom tym sprzyjała narasta
jąca fala zimnowojenna.
I jeszcze raz, w 1976 roku, uczynni i troskliwi
protektorzy ostrzegli Mentena, co umożliwiło mu
ucieczkę do Szwajcarii.
13
Jak doszło do wydania nakazu aresztowania,
do ucieczki Mentena i do ujawnienia miejsca po
bytu uciekiniera?
Kamień, który poruszył lawinę, pchnięty został
nieopatrznie ręką samego Mentena. Ten arcybo-
gaty kolekcjoner dzieł sztuki postanowił przezna
czyć część swoich zbiorów na sprzedaż w galerii
Sotheby — Mak van Waay’a, „Catalogus 263”.
Publiczności udostępniono życiorys zbieracza wraz
z opisem 425 dzieł sztuki przeznaczonych na
sprzedaż.
Wiadomość o aukcji i wywiad z Mentenem,
ilustrowany jego zdjęciami, wydrukował holen
derski „De Telegraaf”. Przeczytał go między in
nymi dziennikarz, Hawiw Kanaan.
Przeczytał, przyjrzał się zdjęciom i poznał znaj
dującego się na nich człowieka. Pamiętał go dob
rze z czasów swojej młodości, kiedy to sam nazy
wał się Lieber Krumholz i mieszkał w Podhorod-
cach, w powiecie stryjskim. Był siostrzeńcem za
możnego żydowskiego kupca, Izaaka Pistynera.
U tego często bawił w gościnie zaprzyjaźniony
z tą rodziną sąsiad — Pieter Menten, podówczas
właściciel majątku Sopot koło Stryja. W trójkę
chadzali nieraz na polowania.
Potem, w 1935 roku, Krumholz wyjechał do Pa
lestyny. Pierwszą kartkę stamtąd wysłał do swe
go przyjaciela Mentena, z którym swego czasu
polował i łowił ryby. Później dowiedział się o
sporze majątkowym pomiędzy Mentenem a Pisty-
nerami, zakończonym wyrokiem sądowym. Pro
ces wygrał Pistyner.
14
Wybuchła wojna, minęły lata. W 1944 roku,
z relacji osób ocalałych z pożogi, Krumholz poznał
całą prawdę. Jak to Menten po napaści Niemiec
hitlerowskich na Związek Radziecki odwiedził w
lipcu 1941 roku Pistynerów raz jeszcze, tym ra
zem w mundurze esesmana. Towarzyszyli mu uz
brojeni Niemcy i faszyści ukraińscy. Wtedy dzien
nikarz rozpoczął zbieranie danych o Mentenie.
W 1976 roku, kiedy przeczytał artykuł w „De
Telegraaf”, kiedy upewnił się, że jego dawny to
warzysz polowań żyje i powodzi mu się doskonale,
nawiązał kontakt z redaktorem naczelnym holen
derskiego tygodnika „Accent”, Hansem Knoopem,
i przekazał mu wszystkie zgromadzone materiały:
notatki, fragmenty zeznań wielu osób, fotografie.
Hans Knoop czytał i oczom nie wierzył. Wresz
cie poczuł, że włos mu się jeży na głowie. Raz po
raz zagryzał wargę. Kiedy skończył, siadł do ma
szyny do pisania.
— Zaklepcie całą pierwszą kolumnę w najbliż
szym numerze dla mnie — zwrócił się do sekre
tarzy redakcji, po czym wykręcił numer telefonu
willi w Blaricum.
Postanowił spotkać się z byłym esesmanem i
rzucić mu w twarz dowody jego winy.
Ten bronił się zawzięcie. Kiedy dziennikarz po
kazał mu zdjęcia z okresu wojny, na których Ho
lender występuje w mundurze hitlerowskim, Men
ten bezczelnie oświadczył, że jest to fotomontaż.
•— Ta cała afera, skierowana przeciwko mnie,
15
spokojnemu i szanowanemu obywatelowi, jest
wymysłem komunistów — stwierdził bez żenady
i nawet nie zająknął się przy tym szytym gruby
mi nićmi kłamstwie.
Z chwilą opublikowania w „Accent” materia
łów o przeszłości Mentena wybuchł skandal. Ar
tykuł w jednoznaczny sposób sugerował, że wie
le dzieł sztuki, wystawionych na aukcji van
W aay’a, pochodzi z rabunku wojennego, a ich
właściciel jest podejrzany o daleko idącą współ
pracę z aparatem hitlerowskim i o popełnienie
morderstw w miejscowościach Urycz i Podhorod-
ce.
Do planowanej aukcji dzieł sztuki nie doszło —
zaprotestowało kilka organizacji holenderskich,
między innymi byli więźniowie hitleryzmu i zrze
szenie prawników.
Wybuchały teraz jedna bomba za drugą. Wy
szło na jaw, że komentator telewizji holender
skiej, Hiltermann, oraz przewodniczący sądu w
Amsterdamie, Hassoldt, należeli dc grona bliskich
przyjaciół Mentena. Ujawniono, że Menten dał
swego czasu kilka tysięcy guldenów łapówki re
daktorowi kroniki policyjnej gazety „De Tele-
graaf”, van Geffenowi. Za tę sumę napisał on kil
ka przychylnych artykułów o zbliżającej się auk
cji wystawionych na sprzedaż przez milionera-
-kolekcjonera dzieł sztuki. Podobna historia mia
ła miejsce z reporterem „Het Parool”, Begijnem.
Za napisanie paru korzystnych dla Mentena re-
16
portaży Begijn miał zostać naczelnym redakto
rem „De Telegraaf”. Menten po prostu zamierzał
wykupić ten wpływowy dziennik.
Największy jednak szok wywołały rewelacje
opublikowane przez Knoopa.
W czerwcu 1976 roku władze holenderskie przy
stąpiły wreszcie do działania. Otrzepano kurz ze
starych teczek i wyciągnięto akta dawnej sprawy
sądowej z 1948 roku, w której Menten został ska
zany na 8 miesięcy więzienia za kolaborację.
Przypomniano sobie, że wówczas osobą Mente
na zainteresował się holenderski adwokat, dr Coe-
bergh, oraz członek Holenderskiej Misji Repa
triacyjnej, Richard Jokel. Podejrzewali oni, że
Menten był agentem gestapo. 14 lutego 1948 roku
odbył się proces przeciwko Mentenowi, zakończo
ny wyrokiem skazującym na trzy lata pozbawie
nia wolności. W wyniku rozprawy rewizyjnej ka-
ia ta została zmniejszona do ośmiu miesięcy wię
zienia, czyli praktycznie do okresu aresztu tym
czasowego.
Jednak nie wspomniano wówczas o działalności
Mentena na terenie Lwowa i Generalnego Guber
natorstwa. Ani wówczas, ani w latach następnych.
Mimo że z Warszawy, z Głównej Komisji Bada
nia Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, nadeszły
dane o poczynaniach Mentena. Holenderskie wła
dze zbagatelizowały w tamtym czasie, w okresie
narastającej „zimnej wojny’’, informacje z kraju
„za żelazną kurtyną”. '
2 — Pożar w BJaricum
17
A były to dokumenty nie do pogardzenia. Pol
ska wystąpiła jeszcze w 1950 roku o ekstradycją
Mentena jako podejrzanego o to, że brał udział w
dokonywaniu mordów na obywatelach polskich,
podkreślając jego czynną rolę w egzekucjach w
miejscowościach Urycz i Podhorodce. Ponadto ma
teriał dowodowy wykazywał, że Menten działał
na szkodę obywateli polskich na terenie Lwowa
i Krakowa, przywłaszczając sobie i wywożąc do
Holandii przedmioty stanowiące dzieła sztuki i pa
miątki narodowe Polski oraz mienie należące do
Polaków.
Wniosek ekstradycyjny został odrzucony. Waż
ne informacje wpięto do segregatorów z aktami
i zachowano w tajemnicy.
Mimo to w Polsce nadal gromadzono materiały
świadczące o przestępczej działalności Mentena.
W ertując obecnie, po 28 latach, całą tę doku
mentację i porównując z faktami wydrukowa
nymi w tygodniku „Accent”, minister van Agt
i prokurator generalny Albert Habermehl poczuli
się nieswojo. Nie za siebie, lecz za swoich po
przedników na piastowanych stanowiskach. Gdy
by w 1950 roku wzięto pod uwagę m ateriały na
desłane przez Polaków i wytoczono kolekcjone
rowi sprawę, nie byłoby dzisiejszego zamiesza
nia. Groźnego nawet dla gabinetu rządowego...
Cóż, wtedy były inne czasy... Z chwilą gdy na
rody zjednoczone skończyły świętowanie zwycię
stwa, z różnych stron zaczęły się naciski na da
rowanie przestępstw wojennych. Wiatrem takim
powiało zwłaszcza z Waszyngtonu i Londynu
18
Oczywiście nie dotyczyło to najważniejszych
zbrodniarzy hitlerowskich, paladynów fuhrera.
Podobna „odwilż” ogarnęła Holandię. Sprzyjał
temu fakt, że tutaj — w odróżnieniu od innych
krajów alianckich — przemysł i handel całkowi^
cie włączyły się do pracy dla hitlerowskiej ma
chiny wojennej. Współpraca z okupantem w „kra
ju tulipanów” nie była niczym wyjątkowym.
Stosunkowo szybko ponad 300 000 kolaborantów
otrzymało „rozgrzeszenie” poparte zaświadczenia
mi o „niewinności”. Ze 140 tysięcy osób, którym
wytoczono przed sądami specjalnymi procesy o
zdradę stanu i kraju oraz o współpracę z okupan
tem, aż 80 tysięcy zostało uniewinnionych. Z po
zostałych, skazanych na więzienie, już w 1950 ro
ku odsiadywało kary zaledwie... dwudziestu czte
rech.
Ruch oporu w Holandii był słaby. Uczestniczyło
w nim, krócej lub .dłużej, zaledwie 25 000 osób.
Narodową godność ratowali komuniści, którzy,
narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo,
walczyli z okupantem. To oni spowodowali, że
25 lutego 1941 roku wybuchł strajk powszechny
w Amsterdamie. Policja niemiecka i kolaborują
ca z nią holenderska były kompletnie zaskoczone.
Był to pamiętny wtorek. Niestety, więcej się
nie powtórzył. Ostre represje, osadzenie kilkuset
patriotów w obozach koncentracyjnych, odebrały
wielu chęć do demonstrowania woli walki prze
ciwko Niemcom. Odtąd, aż do wiosny 1943 roku,
kolaboracja st-ała się tu rzeczą zwyczajną.
Dlatego kolejne rządy holenderskie, korzysta-
19
iąc skwapliwie ze zmieniającej się sytuacji poli
tycznej, nie wnikały głębiej w wojenną przesz
łość poszczególnych osób. Słynne zimnowojenne
przemówienie Churchilla w Fulton, wygłoszone
na gwiazdkę 1949 przez papieża Piusa XII orędzie
oraz mowa amerykańskiego sekretarza stanu Byr-
nesa były dla holenderskich — i nie tylko ko
laborantów prawdziwym wybawieniem. Z pogar
dzanych stali się partnerami w zimnej wojnie
z obozem socjalistycznym. _ _
Od razu też znalazło się wielu obrońców i przy
jaciół Mentena. Nie tylko więc nie został pociąg
nięty do odpowiedzialności, ale nawet cynicznie
kreowano go na ofiarę hitleryzmu.
Teraz jednak, latem 1976 roku, nad wrzawą,
jaka powstała wokół Mentena, a nade wszystko
nad rewelacjami ogłoszonymi w „Accent , nie
sposób było przejść do porządku dziennego. Ich
wymowa była jednoznacznie druzgocąca.
__ Trzeba będzie wystąpić do władz polskich,
aby nadesłały nowe materiały na temat Mente
na — postanowił minister sprawiedliw ości.'— I
nie obejdzie się zapewne bez wizji lokalnej. W
Polsce i w ZSRR...
Niespodziewana ucieczka kolekcjonera pokrzy
żowała nieco Temidzie szyki, ale, jak się wkrótce
okazało, tylko na kilka tygodni.
I tym razem organom sprawiedliwości pomogli
dziennikarze. Hans Knoop pojechał do Szwajca
rii i tam nawiązał kontakty ze swoimi kolegami
po fachu. Ci zorganizowali natychmiast „pościg”,
co naprowadziło ich na trop zbiega.
20
Saga rodu Mentenów
Po to, aby bliżej poznać sylwetkę kolekcjonera
z „kraju tulipanów” i tło jego jakże „bogatej”
działalności, cofnijmy koło historii o kilkadziesiąt
lat. Życie tego multimilionera, okraszone matac
twami, złodziejstwami i nawet krwią niewinnych
ludzi, mogłoby być tematem i tworzywem serialu
telewizyjnego. Interes, wojna i tragiczne losy
ludzkie splatają się tu w nierozerwalny węzeł
namiętności, cierpień i zbrodni.
Świat poznał dwie wersje dziejów rodziny Men
tenów: jedną, wcześniejszą, wymyślił on sam,
druga, późniejsza, odpowiada rzeczywistości.
Pierwsza, ukształtowana przez Pietera Nicolaasa
z pomocą niektórych łatwowiernych lub przeku
pionych dziennikarzy holenderskich jeszcze przed
aresztowaniem, jest osadzona na kanwie mitu o
bogactwie jego protoplastów. Druga, za którą
przemawiają dokumenty i zeznania naocznych
świadków, rysuje przeraźliwie jasno obraz czło
wieka, zaczynającego od niczego, który poprzez
oszustwa, kradzież i inicjowanie mordu dochodzi
olbrzymiej fortuny.
Zgodnie z opowieściami samego Mentena w
opinii prasy niemal całego świata osobnik ten
rysuje się jako bogaty biznesman, posiadacz wiel
kiego m ajątku w przedwojennej Polsce. Jego w uj
kowie i dziadkowie — jak serwował łatwowier
nym żurnalistom — zajmowali wysokie stanowis
ka, co najmniej dyrektorskie, w koncernach naf
towych i w przemyśle tłuszczowym.
21
— Ojciec mój był naczelnym inżynierem w
przedsiębiorstwie zajmującym się eksploatacją ro
py naftowej w Indiach Holenderskich — mówił
w 1976 roku w wywiadzie udzielonym redaktoro
wi Geffenowi. — Dysponował tankowcami do
przewozu ropy. Panie, co to była za ważna figura
w Królewskiej Holenderskiej Spółce Naftowej.
Później wchłonął go koncern Royal Dutch-Shell.
Myśli pan, że na tym koniec? Gdzie tam. Był tez
współwłaścicielem znanego przedsiębiorstwa eks
portowo-importowego. Papierosa? Mozę cygaro.
Koniak? , .
Przez chwilę w urządzonym z wielkim przepy
chem ale nieco chaotycznie, olbrzymim gabine
cie właściciela willi w Blaricum trwała cisza.
Dziennikarz z „De Telegraaf” zdawał się byc
przytłoczony tym nadmiernym wprost bogactwem
wszelkiego rodzaju bibelotów, popiersi z m arm u
ru, obrazów rozwieszonych na ścianach i stoją
cych w kątach sali. . , .
_ Może pan słyszał o moim dziadku, drogi
Geffen? — kontynuował milioner. Nazywano
go rotterdamskim „królem masła”. To on, a nie
kto inny, założył podstawy „Unilever", wie pan,
tego międzynarodowego koncernu tłuszczowego.
D ałam jeszcze, że brat mojego dziadka był lnzy-
nierem-nafciarzem działającym w Indiach Holen
derskich. Był jednym z założycieli koncernu
O matce swej mówił Pieter Nicolaas jako o
córce kapitana wielkiej żeglugi, ważnej szyszki
w przedsiębiorstwie armatorskim Lloyda.
22
Van Geffen wiernie zanotował to wszystko, co
mu powiedział gościnny gospodarz o sobie samym
i swoich przodkach. Przedstawił go też w swojej
gazecie jako wyjątkowo uzdolnionego, bardzo
rzutkiego młodzieńca, który od najmłodszych lat
interesował się sztuką. Mały Pieterek miał jako
by godzinami kopiować szkice i obrazy starych
mistrzów, rzekomo znajdujących się w jego ro
dzinnym domu. Ojciec „małego geniusza”, Jan
Hubert, sposobiąc syna do zawodu kupieckiego,
w roku 1921 wysłał go na praktykę do Gdańska,
gdzie obiecująca dwudziestodwuletnia latorośl
„znakomitego rodu” objęła kierownictwo firmy
importowo-eksportowej „Menten i Stark”...
Następna z bajek głoszonych przez Mentena
mówi, że po śmierci ojca, w tymże 1921 roku,
i po dokonaniu podziałów majątkowych w Ho
landii Pieter powrócił do Gdańska, a już w rok
później zarobił swój pierwszy milion...
Był on największym holenderskim importerem
do krajów Europy Wschodniej — napisał van
Geffen we wstępie do aukcyjnego katalogu. —
W rok później kupił we Wschodniej Galicji, od
księżnej Marii Lubomirskiej, 4000 hektarów grun
tów. W Polsce byl właścicielem cukrowni, fab
ryk mąki ziemniaczanej i zapałek oraz rafinerii
ropy naftowej. Posiadał domy handlowe w Gdań
sku, Krakowie, Lwowie, Warszawie, Równem.
Takie to opowieści serwowali Pieter Nicolaas
i jego brat Dirk w swoich elegancko urządzonych
willach: pierwszy w Blaricum, drugi przy avenue
Monticelli w Cannes. Podawana przez nich le-
23
genda była uzgodniona w najdrobniejszych szcze
gółach.
W wywiadzie z 19 czerwca 1976 roku (na pięć
miesięcy przed wydaniem nakazu aresztowania)
dla „Algemeen Dek Dagblad” Pieter Menten
stwierdził z całą powagą:
— Jeszcze przed wojną miałem liczne, wielkie
przedsiębiorstwa przemysłowe z przeszło trzema
tysiącami pracowników: przeważnie rafinerie naf
ty. Podstawę dla nich przygotował brat mojego
dziadka, Jan Hubert Menten, który był naczel
nym inżynierem górnictwa w dawnych Holen
derskich Indiach Wschodnich. Otrzymał on pierw
sze w Indiach koncesje na poszukiwanie nafty.
Miał przy tym wielkie szczęście. Założył przed
siębiorstwo „Bataafsche Petroleum Maatzhappij”,
które później połączyło się z królewskim holen
derskim przedsiębiorstwem naftowym. To ostat
nie ciągle jeszcze dysponuje tankowcami noszą
cymi imię Jana Huberta Mentena. Jest ich cała
seria. Mój ojciec miał również na imię Jan Hu
bert.
Wersję o pochodzeniu z bogatej rodziny głosił
nie tylko Pieter. Podtrzymywał ją również skwap
liwie jego brat, Dirk Menten. W przeszło pół ro
ku po wspomnianym wyżej wywiadzie Pietera,
8 stycznia 1977 roku, Dirk udzielił podobnej wy
powiedzi redaktorowi Klaverowi z „Utrecht
Nieuwsblad”:
— Brat dziadka był jednym z założycieli kró
lewskiego holenderskiego przedsiębiorstwa naf
towego, które później połączyło się z Shellem.
24
Natomiast dziadek nasz pracował w „Unilever”
w Rotterdamie. Znany był jako „król masła”. Je
steśmy synami Jana Huberta Mentena i Elisabeth
Johanny van Duinvenbode, córki kapitana, za
trudnionego w kierownictwie wielkiego towa
rzystwa żeglugowego Lloyd.
Klaver w owym wywiadzie napisał również, że
Mentenowie byli osobistymi znajomymi księcia
Bernharda, męża królowej Juliany.
Bajeczki te były opowiedziane tak sugestyw
nie, że uwierzył w nie nawet demaskator Men
tena, redaktor Hans Knoop, który wiernie powtó
rzył je w swej książce o kolekcjonerze-ludobójcy.
W ślad za nim kolportowali je dziennikarze we
wszystkich częściach świata.
A jak było naprawdę?
Od dnia, kiedy to korespondent holenderskiej
prasy w Izraelu nadesłał teleks, zawierający stre
szczenie artykułu Hawiwa Kanaana, który uka
zał się w tamtejszej gazecie i nosił tytuł: „Prze
stępca wojenny sprzedaje zrabowane dzieła sztu
ki , nazwisko Mentena nie schodziło z pierwszych
kolumn gazet i tygodników. Wielu ludziom, któ
rych los rzucił w różne strony świata, przypom
niał się inny Menten niż znany dotychczas: kom
binator, hochsztapler i esesman, kierujący egze
kucjami bezbronnych ofiar, a nawet własnoręcz
nie do nich strzelający.
Zaczęto uważniej przyglądać się sylwetce „bo
hatera ze szpalt gazet”, badać życiorys osobli-
25
wego kolekcjonera dzieł sztuki. Zabrali się do
tego przede wszystkim dziennikarze.
Jeden z nich, pracujący w holenderskiej gaze
cie „Het Vrije Volk”, nazwiskiem Nico Polak,
przeprowadził żmudne poszukiwania w archi
wach swego kraju. I doszedł do rewelacyjnych
wniosków. Okazało się, że obaj bracia Menteno- I
wie, tyleż przebiegle, co i bezprawnie, przypisu
ją sobie pochodzenie od owego odkrywcy źródeł
ropy naftowej. Jakub Hubert Menten w 1895 ro
ku rzeczywiście sprzedał swą koncesję roponoś-
nych terenów w Indiach Holenderskich kupcowi
angielskiemu żydowskiego pochodzenia Marc Sa- I
muelowi. Po czym, po połączeniu się tego przed
siębiorstwa z Królewską Holenderską Spółką
Naftową, powstał Royal Dutch-Shell. Jakub miał
istotnie syna Jana Huberta, inżyniera.
Lecz ten Jan Hubert wywodził się z Mentenów i
osiadłych w Holandii w Roermond i nie był pro
toplastą Pietera i Dirka. Ich przodkowie zamiesz-I
kiwali w Krawinkel pod Geleen. Założyciel tego
rodu, Johannes Servatius Menten, analfabeta, był
z zawodu tkaczem. Jego syn, a dziadek później
szego multimilionera, także Pieter Nicolaas, był
wędrownym kramarzem, później robotnikiem
dniówkowym, wreszcie zwrotniczym na kolei w
Maastricht.
Nico Polak opisał i udowodnił, że człowiek ten
swoje pierwsze pieniądze zdobył dzięki denuncja
cji: doniósł na kolegę, który skradł coś na kolei,
i otrzymał za swój donos nagrodę w wysokości
25 guldenów.
26
Rzucił potem pracę w M aastricht i udał się do
Rotterdamu, gdzie wraz z rodziną zajmował dwa
małe pokoiki. Tutaj, wraz z synem Janem Huber
tem, trudnił się ubojem świń. Snadź kombinował
nieźle, bo w 1897 roku był już właścicielem nie
wielkiej fabryczki margaryny i pięciu sklepów.
Cóż, kiedy w rok później został bankrutem. Nie
wytrzymał konkurencji z zamożniejszym od sie
bie producentem margaryny, van dar Berghiem.
Obaj z synem opuścili w popłochu Rotterdam.
Stary udał się do Antwerpii i od tej pory wszel
ki słuch po nim zaginął.
Jan Hubert ożenił się z córką prostego m ary
narza i przeniósł cichaczem do Amsterdamu. Tu
taj założył punkt skupu starych szmat. W 1899 ro
ku, jeszcze w Rotterdamie, urodził mu się starszy
syn Pieter Nicolaas.
Mentenowie klepali wtedy biedę. Za mizernym
sklepikiem był maleńki pokoik, w którym z tru
dem mieściło się jedno łóżko i stolik. W tej nędz
nej dziurze spędził swoją młodość przyszły kolek-
cjoner-grabieżca.
Wiedząc już tyle, zachęceni powodzeniem, do
ciekliwi dziennikarze nie zeszli z tego tropu. Za
wiódł on ich... do Polski.
Nico Polak i Hans Knoop wymieniali często
własne spostrzeżenia i przypuszczenia na temat
drogi życiowej „bohatera” toczącego się procesu.
Jedno zdawało się być pewne: Menten zbyt czę
sto i głośno mówił o swoich koligacjach; za tym
27
musiało się coś kryć, coś, co go poważnie kom
promitowało. Jego udział w zbrodniach dokona
nych w Uryczu i Podhorodcach był tylko — jak
słusznie sądzili — fragmentem przestępczej dzia
łalności na terenach polskich i radzieckich w la
tach wojny. Uwagę zwracała jego bogata kolek
cja dzieł sztuki otrzymanych rzekomo w spadku
po przodkach. Taką wersję starał się rozpow
szechniać, ale wiele przemawiało za tym, że bez
cenne przedmioty pochodzą z czasów, kiedy pa
radował w mundurze esesmana. Okazja do wzbo
gacenia się cudzym kosztem, nawet za cenę
współudziału w zbrodniach, była wtedy w yjąt
kowa, a tacy jak on nie mieli skrupułów. Nale
żało tylko udowodnić mu, że kłamał. ,
Nico Polak jeszcze raz przeanalizował to wszy
stko, co Menten opowiadał o sobie. Pozornie w je
go życiorysie nie było żadnych luk ani znaków
zapytania. Wspaniałe drzewo genealogiczne mog
ło nawet imponować i fascynować, a łatwowierny
kronikarz mógłby się nawet pokusić o wyczaro
wanie jeszcze jednej sagi rodu możnych z „kraju
tulipanów”. Ale Nico Polak nie zaliczał się do
takich. Z cierpliwością detektywa wyłuskiwał
ukryte w potoku słów potknięcia i sprzeczności,
niedomówienia i sprytnie formułowane uniki. Po
kilku tygodniach zebrało się tego sporo. Żmudne
dociekania przyniosły wynik godny zastanowienia.
Nico Polak wyobrażał sobie, jak zareaguje zdu
miona opinia publiczna, gdy prasa opublikuje
serię artykułów ukazujących drugą, tym razem
prawdziwą twarz multimilionera.
28
Oto dowód pierwszy z brzegu: ]ak pogodzić ową
fortunę czy uśmiech łaskawrego losu z faktem
sprzedaży makulatury, a właśnie z tego żyli Mcn-
tenowie od 1908 roku. Kupowane za bezcen na
terenie Holandii odpadki szły drogą morską do
Gdańska i dalej do zaboru pruskiego. Nawet ktoś
bardzo naiwny nie mógłby uwierzyć, że był to
interes godny tak „możnego rodu”. Wojna prze
rwała go zresztą na blisko pięć lat, lecz tuż po
jej zakończeniu został on wznowiony.
Za pieniądze uzyskane z dostaw m akulatury
Jan Hubert Menten nabywał w Polsce różne ta
nie towary i sprzedawał je w Holandii po odpo
wiednio wysokich cenach.
Interes widocznie opłacił się, bo handlarz po
stanowił rozszerzyć zakres działania. Wziął sobie
za wspólnika amsterdamskiego dentystę Starka,
który wniósł w udziale kilka tysięcy guldenów i
dobry adres w centrum miasta. Powstała spółka
importowo-eksportowa.
I oto po raz pierwszy na arenie ukazał się Pie
ter Nicoiaas. W 1920 roku ojciec posłał go w in
teresach firmy do Gdańska. Lecz makulatura to
było za mało dla przedsiębiorczego z natury dwu
dziestolatka. Handlował więc, czym się dało, mię
dzy innymi skupował drewno.
W tym czasie kierownictwo firmy objął brat
Dirk, gdyż ojciec ich był już śmiertelnie chory.
Zmarł w kilka miesięcy po wyjeździe Pietera
z Holandii.
Po uroczystościach pogrzebowych Pieter Nico-
laas wrócił do Polski. Przywiózł ze sobą młodą
29
i bardzo ładną żonę, Elisabeth Marie Alleganda,
pochodzącą z dobrej rodziny mieszczańskiej.
Filia firmy Mentenów mocno jednak podupad
ła. Pieter sprzedał ją i wyprowadził się z Gdań
ska.
Szpieg i kombinator
W 1921 roku w warszawskiej prasie pojawiło
się ogłoszenie reklamujące firmę „Menten i Stark”
jako „Dom eksportowo-importowy, przedsiębior
stwo transportowe i ekspedycyjne”, mieszczące się
w Warszawie przy ulicy Przejazd 5. W tym sa
mym mniej więcej czasie w gazetach lwowskich
ogłaszała się „Spółka handlowa Menten—Stark,
towary kolonialne, tłuszcze i metale” z centralą
w Amsterdamie. Filia — Lwów, ul. Batorego 34.
Tam też zamieszkali Mentenowie. I jeszcze jedna
reklama, ale ta już z 1925 roku: „Biuro ekspedy-
cyjno-przewozowe i ajenturowo-komisowe” z sie
dzibą w Warszawie. Adres ten sam co poprzed
nio.
Nagle nastąpiła nieoczekiwana wolta w zain
teresowaniach Mentena. Wprawdzie nie zlikwi
dował „agencji” swej firmy, ale w rzeczywistości
zajmował się czymś zgoła innym. Zaczął prowa
dzić we Lwowie bujne życie towarzyskie. Zapra
szał do swego domu przedstawicieli sfer handlo-
wo-gospodarczych, znalazł też drogę do ówczesnej
socjety.
Pieter Nicolaas rozpowiadał, że dysponuje su
30
mą 200 tysięcy dolarów i pragnie stworzyć prze
mysł drzewny z tartakami. Zamiast tego jednak
„Uganiał się po mieście, skupował biżuterię, po
życzał pieniądze na procent, pośredniczył w han
dlu dewizami. Interesował się nie tyle drewnem,
ile dziełami sztuki, kupował stare ram y od obra
zów. Uchodził we Lwowie za bogatego człowieka,
dawał sute napiwki, grywali — on i małżonka —
w nocnym klubie brydżowym przy Hotelu K ra
kowskim. Elisabeth Menten brylowała na torze
konnym. Wysoka — wyższa o głowę od męża —
dobrze zbudowana blondynka, miała licznych ado
ratorów. Sentymentem darzyła sfery wojskowe,
na to zwracają uwagę wszyscy, którzy znali Men
tenów w tamtych latach. Wkrótce holenderskie
małżeństwo zdobyło pewną popularność we Lwo
wie, gdzie oryginalna para stanowiła atrakcję.
Menten — wytworny, Mentenowa — równie ele
gancka, do tego ładna, obwieszona biżuterią.*
Nieodparcie nasuwa się wniosek: już w latach
dwudziestych Menten stał się kombinatorem i
czerpał zyski z podejrzanych źródeł. Próbował ta
nim kosztem zdobyć środki zapewniające mu luk
susową egzystencję; wykorzystywał w tym celu
zawierane znajomości i urodę żony.
Nie był to jednak kres zainteresowań i obrot
ności Pietera i Elisabeth. Jak się okaże, uprawiali
oni jeszcze jeden proceder... Ale nie uprzedzajmy
wypadków.
* Andrzej Gass, Czy cala prawda?, „Perspekty
wy” 47/1977.
31
Snadź Menten zlikwidował swoją gdańską filię
w podejrzanych okolicznościach, gdyż właśnie z
tego powodu został aresztowany w 1924 roku pod
zarzutem dokonania sprzeniewierzenia na szkodę
innej holenderskiej firmy „Langelandskorn”, pro
wadzącej handel zbożem. Chodziło o sumę nie
bagatelną — kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Pre
tensje wniosła ponadto duńska firma, której od
sprzedał gdański oddział „Menten i Stark”.
Teraz stało się jasne, dlaczego Pieter Nicolaas
po prostu uciekł z Wolnego Miasta Gdańska do
Polski i skąd wziął pieniądze na rozwinięcie swo
ich podejrzanych interesów we Lwowie. Majątek
ten uzyskał przez sfingowanie bankructwa.-
Dziwnym zbiegiem okoliczności nie został wy
dany w ręce gdańskiego wymiaru sprawiedliwoś
ci. Miał ogromne szczęście.
Była to pierwsza, ale nie ostatnia afera, w któ
rą był zamieszany „potomek wybitnego rodu
Mentenów”. Sprawa „Mazagi” była następną.
Pistyner, zamożny lwowski kupiec i przemysło
wiec, wybudował w 1924 roku we Lwowie naj
większą wówczas w Polsce garbarnię „Mazaga”,
skrót od „Małopolskie Zakłady Garbarskie”. Men
ten pomógł mu finansowo. Za pewną kwotę do
larów kupił od niego prawo do eksploatacji la
sów. Pistyner uważał się za ich właściciela, choć
trwał proces o prawo własności. Te podhorodec-
ko-sopockie lasy należały ongiś do księżnej Marii
Lubomirskiej, później prawa do nich rościł sobie
również niejaki Michał Bohosiewicz. Sprawa była
zagmatwana.
32
Mijały lata. W 1934 roku Menten wystawił so
bie letni domek w Sopocie i zamierzał zabrać się
do cięcia drzewostanu, gdy nagle okazało się, że
las został już częściowo wycięty przez gromadę
na mocy umowy z Pistynerem. Ten w zamian za
powyższe zezwolenie uzyskał od chłopów pas
twisko.
Rozpoczął się nowy proces o ustalenie prawa
własności, ^ który trwał aż do wybuchu wojny.
Menten nie mógł eksploatować „swoich” lasów.
Przypomina się w tym miejscu sztuka Carlo Gol
doniego: „Volpone, czyli oszust oszukany”.
Oto jak wygląda prawda o Mentenie, „właści
cielu ziemskim”.
W 1929 roku doszło do kolejnego wydarzenia,
które rzuca nieco światła na metody zdobywania
pieniędzy, stosowane przez Mentena. Otóż w tym
właśnie roku sfingował on obrabowanie swego
nowego mieszkania we Lwowie przy ulicy Pias
kowej 15. Wypłacono mu wtedy wysoką premię
asekuracyjną.
Tadeusz Podhorodecki wrócił w 1929 roku po
odbyciu służby wojskowej do rodzinnego domu,
do Lwowa, na ulicę Piaskową. Przyszedł, zadzwo
nił. Otworzył mu jakiś nieznajomy mężczyzna.
Był to Menten. Poprosił go do środka, do ja
dalni, i poinformował, że teraz on zajmuje to
mieszkanie.
Okazało się, że mąż siostry Podhorodeckiego.
oficer mający skłonność do kieliszka, zadłużył się
3 — Pożar w Blaricum
u Mentena, który chętnie pożyczał mu pieniądze,
kolekcjonując w zamian jego weksle. Kiedy miał
już ich dosyć, zabrał właścicielowi lokal wraz z
umeblowaniem. r
Podhorodecki, nie mając wówczas środków do
życia, przyjął propozycję Mentena i został jego szo
ferem. Pewnego dnia zwrócił uwagę na zrolowane
dywany i spakowane walizy. Mentenowa wyjaś
niła mu, że szykują mieszkanie do odnowienia.
Którejś nocy, nad ranem, obudziły go strzały
z rewolweru. Wyskoczył z mieszkania na ulicę
i ujrzał Mentena, wołającego:
— Bandyci! Złodzieje! O, tam!
Podhorodecki zobaczył parokonnego fiakra z
podniesioną budą, który oddalał się szybko.
Na jego pytanie, co się stało, Menten odpowie
dział:
— Złodzieje okradli moje mieszkanie.
Wrócili do domu, Pieter zatelefonował na po
licję.
Po jakimś czasie dostał 20 tysięcy złotych od
szkodowania. Na owe czasy była to suma zna
cząca.
Po kilku latach Podhorodecki był w domu
Mentena w Sopocie. I wtedy zauważył dywan
rzekomo skradziony z mieszkania we Lwowie.
Zobaczył też kilka innych przedmiotów podobno
wówczas skradzionych.
Potem, w 1937 roku, w tym samym celu Men
ten podpalił swoją leśniczówkę w Sopocie.
..Podczas pożaru mieszkaniec Sopotu, Aleksan
der Nowicki, ratując mienie Mentena, powyrzucał
34
za okno różne papiery z szafy — podaje A. Gass,
przytaczając relację Zofii Sowy. — Po pożarze te
papiery zainteresowały go. Były to prywatne
zapiski Mentena i wynikało z nich (...), że Men
ten był szpiegiem. Nowicki oddał te papiery
władzom.
Mój ojciec, Alfred Stepan, i siostra ojca byli
świadkami w tej sprawie. Ojciec już wcześniej
zauważył, że Menten fotografuje tereny nadgra
niczne. Poza tym ojciec podejrzewał, że na polo
wania do Mentena zjeżdżają się jego agenci. Tak
mi matka opowiadała. Matka prosiła ojca:
— Daj spokój, zobaczysz, że to się źle skończy.
Ale ojciec powiedział:
— Trudno, ja wiem, że to może się źle skoń
czyć, ale to mój obowiązek.”
^ Śmiało można wysunąć przypuszczenie, że pani
Elisabeth interesowała się przystojnymi oficera
mi nie tylko przez sentyment do munduru...
Okoliczni mieszkańcy i sąsiedzi Mentena za
uważyli, że prawie nigdy nie rozstawał się on ze
swoim aparatem fotograficznym — dokonywał
zdjęć terenów i obiektów mających znaczenie z
punktu widzenia wojskowego.
Równie podejrzanie wyglądali goście, których
Menten przyjmował w Sopocie. Byli to stosunko
wo młodzi ludzie, którzy już na pierwszy rzut
oka sprawiali wrażenie oficerów przebranych w
cywilne ubrania.
Stwierdzono też, że Menten bardzo często jeź
dził za granicę i za każdym razem przejeżdżał
przez Niemcy.
Musiało chyba coś być w tych pomówieniach
0 szpiegostwo, skoro w 1938 roku lwowska poli
cja zainteresowała się, na jakich zasadach prze
bywają w Polsce Pieter Nicolaas Menten i jego
żona. Mieli oni jednak polskie dowody osobiste
wystawione przez magistrat miasta Lwowa.
Wójt gminy Podhorodce, Rammel, podejrzewał,
że do posiadłości Mentena w Sopocie przychodzi
1 stąd jest dalej kolportowana nielegalna gazeta
nacjonalistów ukraińskich redagowana w Berli
nie i drukowana w Kownie.
O swoich podejrzeniach Rammel powiadomił
placówkę tzw. dwójki w Stryju. A kiedy przy
szedł do wójta Aleksander Nowicki, mówiąc,' iż
ma materiały świadczące o uprawianym przez
Mentena szpiegostwie, Rammel skontaktował go
z wydziałem bezpieczeństwa w Stryju.
Placówka kontrwywiadu, niezależnie od po
wyższych informacji, musiała już coś podejrze
wać. Zwerbowany został do współpracy Włodzi
mierz Pitolak, mieszkaniec Sopotu. Miał niełatwe
zadanie, gdyż Menten zacierał ślady, a większość
spotkań z tajnymi agentami swoich mocodawców
odbywał pod pozorem polowania w dość odleg
łych lasach.
Menten został aresztowany pod zarzutem upra
wiania szpiegostwa. Przewieziony do Komendy
Powiatowej Policji Państwowej trafił do aresztu.
Nikt naprawdę nie wie, w jaki sposób Menten
zdołał się stamtąd wydostać. Jedna wersja głosi,
że więzienie zostało tuż po wybuchu wojny roz
bite przez ukraińskich nacjonalistów, a uwięzieni
36
w nim, wśród nich Menten, uwolnieni. Inna re
lacja mówi, że Menten uciekł z aresztu przez
okno.
Kiedy wrócił do Lwowa, były tam już władze
radzieckie.
Nico Polak wysunął zastanawiające sugestie.
Według niego Menten był człowiekiem podsta
wionym, agentem pewnych towarzystw kapitali
stycznych. Miał on jakoby na zlecenie koncernu
Shella skupować tereny roponośne w okolicach
Borysławia.
Zdaniem N. Polaka Menten był finansowany
przez dyrektora amsterdamskiej filii niemieckie
go Rhodius Koenigsbank, Hermanna Josepha Ab-
sa, późniejszego nazistowskiego finansistę z Deut
sche Bank. Abs był przyjacielem Henryka Deter-
dinga, wszechwładnego generalnego dyrektora
Royal Dutch-Shell.
Shell był bardzo zainteresowany galicyjską naf
tą. Aby uniknąć uwagi amerykańskich i francus
kich konkurentów, wolał działać przez osoby pod
stawione — pisał N. Polak.
Mentenowi zlecono pilnowanie interesów tego
koncernu naftowego w Galicji Wschodniej, aby
przygotować grunt do wkroczenia, w ślad za
armią niemiecką, urzędników i techników Shella
na te tereny. Deterding, zaufany człowiek Hit
lera, znał plany napaści na Polskę. Nie mógł jed
nak przewidzieć tego, że Niemcy zaatakują rów
nież Holandię i Anglię i że z planowanej przez
37
niego ekspansji na Wschodzie nic nie wyjdzie.
Ten „Napoleon nafty” zmarł zresztą w 1939 ro
ku, jeszcze przed wybuchem drugiej wojny swia-
towej. . ,
Tym niemniej w latach dwudziestych, a zwła
szcza trzydziestych, sprawy mogły wyglądać tak,
jak je przedstawia Nico Polak. Jest prawie pew
ne. że w tym okresie stosunki Mentena z orga
nami Trzeciej Rzeszy były dość ścisłe. Prawdo
podobnie już w Gdańsku został zwerbowany na
agenta Abwehry, z czego czerpał pewne korzyś
ci finansowe. Wywiad hitlerowski byłby ślepy,
gdyby nie skorzystał z usług człowieka-kosmo-
poiity, afiszującego się szerokimi znajomościami
w kołach legionowych.
Ale Mentenowi roiły się inne jeszcze plany.
Dlatego zapewne zapraszany do domów galicyj
skiego ziemiaństwa i mieszczaństwa przy okazji
taksował pożądliwym okiem kolekcjonera w ar
tość pokazywanych mu obrazów, mebli antycz
nych i dywanów. Zaczął już je nawet po trosze
skupywać.
Hochsztapler w mundurze esesmana
W 1939 roku Menten stracił swoją posiadłość
na wschodzie. Nie wyglądał jednak na zrozpa
czonego. Wraz z żoną przeniósł się do Krakowa
i tu oświadczył zaskoczonym i zdziwionym urzęd
nikom konsulatu holenderskiego, że nie jedzie z
nimi do kraju, mimo iż konsul, Jacob Jan Broen,
jeszcze we Lwowie wyrobił mu paszport holen
derski.
Pieter Nicolaas odprowadził swych rodaków
na dworzec kolejowy i tutaj konsul nie posiadał
się ze zdumienia. Jego ziomek witał patrol żan
darmerii niemieckiej jakże znanym pozdrowie
niem: „Heil Hitler!”
Wkrótce znów stanął na nogi. Spotkał kilku
dawnych znajomych jeszcze z czasów wspólnych
polowań w lasach m ajątku Sopot. Tym razem
jego przyjaciele występowali w mundurach hit
lerowskiej służby bezpieczeństwa. Niektórzy pra
cowali w gestapo.
Początkowo Menten został drugim dyrektorem
łuszczarni ryżu, spółki polsko-holenderskiej pod
nazwą „Oryza”, teraz pod zarządem niemieckim,
mieszczącej się przy ulicy Grottgera 12.
Zapamiętajmy ten adres. Nieraz jeszcze usły
szymy o tej posesji.
Jednocześnie Pieter bez trudu nawiązał przy
jazne stosunki z przedstawicielami okupacyjnych
władz. Często widywano go w towarzystwie usto
sunkowanych Niemców.
Tak się zaczęła jego stała współpraca z gesta
po i służbą bezpieczeństwa. Szczególnie konfiden
cjonalne stosunki łączyły go z ówczesnym stan-
dartenfiihrerem, późniejszym brigadefuhrerem SS,
Eberhardem Schoengarthem, który na początku
1940 roku został mianowany dowódcą policji bez
pieczeństwa (Sipo) i służby bezpieczeństwa (SD)
na całe Generalne Gubernatorstwo.
Wykorzystując możliwości znajomych, Menten
39
pogłębiał i rozszerzał swoje kontakty. Deklaro
wał się przed hitlerowcami jako gorący sympa
tyk fiihrera, zwolennik narodowego socjalizmu,
wreszcie jako wielbiciel kultury i narodu nie
mieckiego. _
Wpływowi przyjaciele nie próżnowali. Załat
wili Mentenowi stanowisko jednego z rzeczo- ]
znawców rządu Generalnego Gubernatorstwa do
spraw sztuki. Został też mianowany komisarycz- ,
nym zarządcą co najmniej czterech antykwaria
tów odebranych Żydom.
Był zatem treuhanderem, czyli powiernikiem
ze strony niemieckiej, żydowskich antykw aria
tów, zajmujących się skupem i sprzedażą dzieł
sztuki. Były to takie firmy, jak Stieglitz, Ka-
tzner, Horowitz i Schmaus.
Firma „Oryza” służyła mu już tylko za para
wan do rozlicznych interesów, które prowadził
w Krakowie.
Po zamknięciu w gettach właścicieli antykwa
riatów Menten zagarniał dla siebie najcenniejsze I
przedmioty. Bardzo często osobiście lub przy po- I
mocy osób postronnych znosił do willi przy uli- j
cy Grottgera obrazy różnych szkół. Najcenniej
sze z nich były wieszane na parterze willi, w
prywatnym mieszkaniu Mentenów.
Rozległe musiał mieć stosunki ten osobliwy
„rzeczoznawca do spraw sztuki”, skoro wśród
osób, które telefonowały do niego, znajdowały
się takie, jak Brigitta Frank, żona generalnego
gubernatora Hansa Franka, czy frau Wachter,
równie chciwa łupów małżonka późniejszego gu
bernatora Galicji, Otto WSchtera.
Jan Garbień, architekt z Krakowa, który przez
jakiś czas pracował w sekretariacie Mentena,
wspomina:
„Tymi kontaktami Menten chełpił się przede
mną często, opowiadając, jakie to on ma znajo
mości i możliwości. W tym czasie Menten nie
deklarował się jeszcze jako Niemiec. Twierdził,
że jest Holendrem, a stosunki z wyższymi funk
cjonariuszami niemieckimi pomagają mu w ro
bieniu interesów. Menten prowadził rozliczne in
teresy i miał wielu kontrahentów. Każda z osób,
z którymi handlował, miała swoją teczkę. Trzy
mał je w szafie pancernej, w swoim gabinecie.
Z Polaków, z którymi utrzymywał interesy, pa
miętam Tadeusza Wierzejskiego; ten często
przychodził do Mentena i też miał swoją teczkę.
W willi zamieszkiwanej przez Mentenów bar
dzo często odbywały się całonocne pijatyki. Jak
mówiła mi pokojówka, Polka, studentka angli
styki, Niemcy do Mentenów schodzili się w go
dzinach wieczornych. Byli to przeważnie esesma
ni, urzędnicy rządu GG. Bywali też oficerowie
Wehrmachtu i Luftwaffe. Zapamiętałem jedno
nazwisko: pułkownik lotnictwa Haferung.
Te kontakty z wyższymi funkcjonariuszami SS
i SD z czasem zaczęły bywać coraz częstsze. By
łem posyłany na ulicę Lenartowicza 17, gdzie
mieściła się jakaś zakamuflowana jednostka SS
czy SD — w każdym razie chodziło tutaj już o
40 41
wysokich oficerów. W książce telefonicznej Men
tena figurowała ona jako »Casino«. Do tego
»kasyna« byłem posyłany z jakimiś dokumentami
w zapieczętowanych kopertach. Oddawałem je na
P°Kifka'tygodni przed wybuchem wojny ze Związ
kiem Radzieckim Menten przyszedł do biura pi
jany i bardzo wesoły.
— Wiesz — oświadczył — szukam noweg
rządcy, bo niedługo jadę do swego m ajątku Pod-
horodce. Wojna z bolszewikami rozpocznie się
w czerwcu.
Myślałem, że blefuje. , A . .
Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Było to mniej
więcej w dzień po zajęciu Lwowa przez wojska
hitlerowskie. Siedziałem sam w biurze i nagle
otworzyły się drzwi, a do pokoju wszedł Menten.
Był w mundurze podoficera SD! Mundur połowy,
feldgrau, koszula ciemnobrązowa, czarny krawat.
W lakich mundurach widywałem esdemanow.
Był to mundur zupełnie nowy, nie noszony.
Menten stanął przede mną, był wyraźnie z siebie
zadowolony, i zapytał:
— Jak oceniasz mój wygląd?
Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Byłem
wstrząśnięty. Menten miał pistolet przy pasie.
Nie wiedziałem, co mam robić, co odpowiedzieć.
Ten strój zupełnie nie pasował do Mentena, ja
kiego znałem. Wytwornego eleganta, szyjącego
sobie po kilka garniturów i po kilka płaszczy na-
rćiz. . • •
Powiedział mi, że jedzie do swego majątku i ze
zamierza we Lwowie odwiedzić swojego znajo
mego, profesora Tadeusza Ostrowskiego.
Potem żona Mentena potwierdziła tę wiado
mość, oświadczając, że oni pragną zabezpieczyć
cenniejsze rzeczy profesora Ostrowskiego, ze
względu na warunki wojenne. Aby nie uległy
zniszczeniu, jak zaznaczyła.” *
W pierwszych dniach lipca 1941 roku, tuż po
agresji Niemiec hitlerowskich na ZSRR, komen
dant Sicherheitspolizei und Sichcrheitsdienst w
Generalnym Gubernatorstwie, brigadefiihrer
Schoengarth, został dowódcą „grupy operacyjnej
do zadań specjalnych” (Einsatzgruppe zur beson-
deren Verwendung) na terenie Lwowa i okolic.
Grupa ta była sformowana z funkcjonariuszy
podległych Schoengarthowi urzędów w Krakowie,
Warszawie, Lublinie i Białymstoku.
Nieco później, w sierpniu 1941 roku, Schoen
garth kierował organizacją stałych placówek apa
ratu bezpieczeństwa Rzeszy na terenie dystryktu
Galicja, sprawując jednocześnie urząd komen
danta Sipo i SD w Krakowie.
Menten, włączony do jego „Einsatzgruppe”,
przybył do Lwowa już 1 lipca 1941 roku i od 5
lipca zamieszkał w domu profesora Ostrowskie
go, który został zamordowany przez Niemców
wraz z innymi polskimi profesorami.
W mieszkaniu profesora Ostrowskiego, które zo
stało przydzielone Mentenowi przez gestapo, znaj-
* Andrzej Gass, Bandycki skarb, „Zycie Warsza
wy” 3.10.1977.
43
dowało się wiele wartościowych dzieł sztuki, mię
dzy innymi obrazy malarzy światowej sławy. Sta
nowiły one własność profesora oraz hrabiów Bar-
denich i książąt Jabłonowskich.
Menten zrabował wówczas z mieszkania Ostrow
skiego cenną porcelanę i dywany oraz obrazy
pędzla Cornelisa de Vos, Luca Signorelli, G erar
da Honthorsta, Jean Baptiste Greuze’a, Gustava
Courbeta, Georga Romneya i Joshue Reynoldsa.
Z domu zamordowanego profesora Ruffa zabrał
Menten obrazy Caspara Netschera, Dawida Te-
niersa, Canaletta, Adriaeria Brouwera i Philipsa
Wouwermana.
Po rodzinie Blumenfeld kolekcjoner-grabieżca
przywłaszczył sobie sześć popiersi cesarzy rzym
skich, około 80 cm wysokości, wykonanych przez
włoskich mistrzów z XVI wieku. Zabrał również
obrazy, dywany i porcelanę.
„Menten wrócił do Krakowa po kilkunastu
dniach, może dwóch, trzech tygodniach — snuje
wspomnienia Jan Garbień. — Jego wygląd moż
na określić jedynie jako opłakany. Był zmięty,
twarź nosiła ślady jakiegoś zbydlęcenia. Chyba
był to skutek długotrwałego nadużywania alko
holu. W takim stanie nie widziałem go nigdy.
Nie komentował w ogóle swego wyjazdu i po
wrotu. Nic na ten temat nie mówił.
Na drugi dzień polecił mi udać się do piwnic
willi »Oryza«, gdzie kazał mi sortować ogromną
stertę nici, takich do szycia, w białych opakowa-
44
niach, znanej przedwojennej firmy DMC. Nici te
były bezładnie rzucone na podłogę i ja miałem
je uporządkować.
W sąsiednim pomieszczeniu zauważyłem dużo
zwiniętych dywanów, obrazów, rzeźb, lichtarzy.
Tam krzątała się pani Mentenowa.
Po pewnym czasie odwołano mnie z tej piw
nicy. Pani Menten najwidoczniej zauważyła, że
zerkam do drugiego pomieszczenia. W pewnej
chwili podeszła do mnie.
— Te dywany przywieźliśmy z mieszkania pro
fesora Ostrowskiego — oświadczyła. — Musimy
je zabezpieczyć. To był przecież nasz przyjaciel.
W następnych dniach zaczęły nadjeżdżać samo
chody ze znakami SS. Zdejmowano z nich jakieś
opakowane przedmioty i wnoszono do piwnic
willi przy ulicy Grottgera.
Menten też wyjeżdżał coraz częściej. Przeważ
nie przebywał w Krakowie kilka dni, po czym
znowu gdzieś wyjeżdżał. Kiedy wracał, nie wiem.
Musiał chyba wracać wieczorami, bo rano spoty
kałem go w biurze.
W tym czasie już zupełnie nie krył się ze swo
ją działalnością. Deklarował się jako hitlerowiec,
mówił o rychłym zwycięstwie Niemiec.
— Nareszcie zrobimy porządek »mit Bolsche-
wisten und Juden« — powiedział pewnego razu.
Byłem tym wszystkim przerażony, opowiedzia
łem ojcu o prawdziwym obliczu Mentena.
Pracę w firmie »Oryza« zakończyłem 1 sierpnia
1941 roku.”
Menten pozostawał w dobrej komitywie nie
45
tylko z brigadefuhrerem Schoengarthem, ale
również z wyższym dowódcą SS i policji na Ge
neralne Gubernatorstwo obergruppenfiihrerem
Wilhelmem Krugerem, a nawet z samym gene
ralnym gubernatorem Hansem Frankiem.
Jednak szczególnie zażyłe stosunki łączyły go
ze sturmbannfuhrerem SS nazwiskiem Kipka, fi
gurą w miejscowym SD i gestapo. Menten był je
go agentem.
To dla nich wszystkich, nie tylko dla siebie,
kupował i rabował dzieła sztuki.
Dysponował dwoma samochodami, które zosta
ły mu przydzielone przez hitlerowskie władze. W
latach 1941—1942 jeździł często na trasie K ra
ków — Lwów i z powrotem. Jego sześciocylin-
drowego Adlera ze znakami SS spotykano w róż
nych stronach kraju. Przewoził nim artystyczne
meble oraz inne wartościowe rzeczy.
Nie poprzestał na ogołoceniu mieszkań profe
sorów Ostrowskiego i Ruffa. Kupował za bezcen
lub rabował, przy pomocy Niemców z aparatu
bezpieczeństwa, na terenie Lwowa, dywany, go
beliny i w ogóle wszelkie przedmioty sztuki. Miał
zresztą ciche poparcie władców Generalnego Gu
bernatorstwa.
Menten jeździł w tych czasach nawet do Kijo
wa i Rygi. Również tam miał kontakty z wyso
kimi funkcjonariuszami gestapo. Często wystę
pował w mundurze hauptscharfiihrera i prze
chwalał się, że jest sonderfiihrerem SS.
Ponieważ w gruncie rzeczy nie znał się na
sztuce, a tylko udawał konesera, zaangażował ja
46
ko eksperta Josefa Stieglitza, zamieszkałego pod
ówczas w Krakowie. Menten przywiózł go do
Lwowa i zapewnił mu bezpieczeństwo ze strony
gestapo. Postarał się o to, aby Stieglitz mógł się
poruszać bez opaski żydowskiej i mieszkać poza
gettem. Za to pomagał on Mentenowi w wyszu
kiwaniu dzieł sztuki na terenie całej Polski oraz
dokonywał ich wstępnej ekspertyzy. Ratując
własną skórę Stieglitz stał się wspólnikiem ra
busia polskiego m ajątku o bezcennej wartości.
Oficjalnie Menten ze względu na swoją znajo
mość języków oraz terenów, na których opero
wały jednostki bezpieczeństwa Rzeszy, a ściślej
specjalne komendy eksterminacyjne, został roz
kazem wysokiego dowództwa SS mianowany tłu
maczem SD. W związku z tym był uprawniony
do przywdziewania munduru tej organizacji i
przyznano mu stopień hauptscharfiihrera SS.
Menten nie działał w próżni „prawnej”. 16 gru
dnia 1939 roku Hans Frank wydał rozporządze
nie o konfiskacie przedmiotów sztuki w GG.
Przewidywało ono konfiskatę całego publicznego
zasobu dzieł sztuki w Generalnym Gubernator
stwie, a więc zbiorów państwowych i kościelnych
(z wyjątkiem przedmiotów niezbędnych do co
dziennych czynności liturgicznych). To zarządze
nie dotyczyło również kolekcji prywatnych.
Rozporządzenie Franka sankcjonowało a poste
riori akcję prowadzoną w GG już od 6 paździer
nika tegoż roku przez doktora Kajetana Muhl-
manna, mianowanego przez Hermanna Goeringa
„specjalnym pełnomocnikiem do rejestracji i za
bezpieczenia skarbów sztuki i kultury”. Ponadto
kat Polski wydał zarządzenie dodatkowe o obo
wiązku zgłaszania specjalnemu pełnomocnikowi
wszelkich przedmiotów o wartości artystycznej,
kulturalnej lub historycznej, powstałych przed
1850 rokiem.
Na fali szeroko zakrojonego, potwornego łu-
piestwa hochsztaplerzy i złodzieje w rodzaju
Mentena mogli „łowić ryby w mętnej wodzie”,
uciekając się do najbardziej drastycznych środ
ków, nie wyłączając inicjowania mordu na właś
cicielach cennych dóbr kultury i sztuki.
Przez cały okres okupacji w Polsce trwała ci
cha walka między pełnomocnikiem Goeringa a
pełnomocnikami Franka o polskie dzieła sztuki.
W tym czasie mnóstwo przedmiotów o bezcennej
wprost wartości zostało rozkradzionych. Przez
takich ludzi jak Menten, Kipka i setki innych.
Kolekcjoner — wspólnik zbrodni
W meldunku nr 10 z terytorium ZSRR okupo
wanego przez III Rzeszę Niemiecką, sporządzo
nym przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy
(RSHA) w dniu 2 lipca 1941 roku, stwierdzono,
że SS i inne formacje hitlerowskie powinny bez
warunkowo i natychmiast likwidować inteligen
cję polską, formalne zaś wyroki śmierci zostaną
wydane w czasie późniejszym.
W nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku zbrodniarze
hitlerowscy zamordowali profesorów polskich we
48
Lwowie. Zbrodnia ta została dokonana bezpo
średnio po zajęciu Lwowa przez regularne jed
nostki Wehrmachtu i po wkroczeniu do miasta
„SS-Einsatzkommando Galizien” pod dowództwem
brigadefiihrera Eberharda Schoengarlha, którego
zastępcą był standartenfiihrer Heinz Heim.
Oddział ten miał policyjno-polityczne zadanie
„oczyszczenia” okupowanych przez III Rzeszę te
renów Związku Radzieckiego z Polaków, Żydów
i „pomocników bolszewików”, i to przed ustano
wieniem na tym terytorium niemieckiej admini
stracji cywilnej.
Funkcjonariusze SD, Schoengarth i Heim, byli
zaprzyjaźnieni z Mentenem i niejednokrotnie od
wiedzali go w Krakowie. Jest stwierdzone bez
cienia wątpliwości, że placówka gestapo w K ra
kowie, w ścisłej współpracy z Abwehrą, przygo
towała jeszcze przed napaścią III Rzeszy na ZSRR
imienne listy osób, które były przeznaczone do
likwidacji. Na liście tej znalazło się między in
nymi 38 polskich profesorów.
W ciągu trzech tygodni lipca 1941 roku hitle
rowcy zamordowali we Lwowie 25 naukowców
polskich oraz 18 osób spośród ich rodzin i przy
jaciół.
Nie można wykluczać, że Menten, który współ
pracował z placówką gestapo w Krakowie, a przy
jaźnił się z Schoengarthem i Heimem, i znał do
skonale środowisko lwowskie z okresu do wrześ
nia 1939 roku, mógł służyć pomocą przy sporzą
dzaniu listy osób, które miały być po zajęciu
Lwowa przez Niemców zlikwidowane.
4 — Pożar w Blaricura »Q
ZYGMUNT ZONIK POŻAR W BLARICUM WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
O k ła d k ę W ITO L D projektow ał C H M IE LE W SK I R edaktor W A N D A ST E FA N O W SK A R edaktor R E N A T A te c h n icz n y W O JC IE C H O W SK A W a rsza w a , e-eiSb tusiecv dtuieicle ósma p u b lik a c ja W y d aw n ictw a M O N p rin te d in Poland W y d an ie I. d f f l f g j 5 64 a rk . w yd.. 4.75 a r* . z G łu c h o ła sk ic h L k ła d b w 8, do a k .a d u t vn.7. r. C ena il 8.— S-82 Nazywam się Minton... Pi^ty grudnia 1976 roku. Elegancko ubrany, niskiego wzrostu, starszy pan, lokator luksusowego apartamentu hotelu w Uster koło Zurychu, na widok trzech nieznajo mych mężczyzn z trudem ukrył zaskoczenie. Spło szonym wzrokiem obrzucił drzwi, potem szerokie werandowe okno, jakby w nich szukał ratunku. Nadaremnie. Z wysiłkiem przybrał obojętną minę. — Słucham panów? — Jestem komisarzem tutejszej policji — przed stawił się przybysz ubrany po cywilnemu. — Jest pan aresztowany, panie Menten. To pan, niepraw daż? Obywatel Królestwa Holandii, poszukiwany przez policję holenderską i Interpol. Nagabnięty wzruszył ramionami. — To jakaś pomyłka, panie komisarzu. Nazy wam się Minton, właściciel ziemski. Jestem oby watelem irlandzkim. Proszę, oto moje dokumen ty. — Sięgnął do lewej kieszeni marynarki. — To się na nic nie zda, szkoda pańskich wy krętów. — Urzędnik policyjny wzruszył ramiona-
mi. — Dobrze wiemy, kim pan jest naprawdę. Oto nakaz aresztowania. — Wyjął z kieszeni for mularz z podpisem prokuratora miasta Zurych. Stop, co pan robi, u diabła?! Nim zdążył dokończyć, towarzyszący mu mło dy porucznik policji skoczył jak pantera i podbił zatrzymanemu rękę. Podniósł upuszczoną przez te goż fiolkę. — Tabletki nasenne... — Pokiwał ze zgorsze niem głową. ■— Udaje taki bohatera... Minister sprawiedliwości w rządzie Holandii, Andries van Agt, przybył osobiście z Hagi do Ber na, by omówić z władzami szwajcarskimi prawne aspekty i zasady ekstradycji aresztowanego Pie tera Nicolaasa Mentena. Sprawa była na najlepszej drodze. Zresztą, uzgodniono ją w ogólnych zarysach już wcześ niej, korzystając z szyfrowanej korespondencji radiowej. Wprawdzie wymienione w depeszy nazwy miej scowości Urycz i Podhorodce nic wysokim urzęd nikom szwajcarskiego wymiaru sprawiedliwości nie mówiły, ale wyjaśniono im, że zatrzymanego podejrzewa się o zbrodnie pospolite, a raczej nie pospolite, bo wojenne, więc nie było się nad czym zastanawiać. Po cóż mieć do czynienia z takim „ptaszkiem”. Lepiej wydać go w ręce właściwej władzy i niech ta wytoczy mu proces... Zresztą van Agt, po zjawieniu się w stolicy te go państwa, a później kantonu, z miejsca przed- 6 stawił tutejszemu ministerstwu sprawiedliwości swój punkt widzenia na sprawę zatrzymanego obywatela holenderskiego, który, nawiasem mó wiąc, jeżeli tylko część tego, co o nim pisała pra sa, było prawdą, chluby swemu krajowi nie przy nosił. Aresztowany osobnik nie podawał się już za Irlandczyka, lecz legitymował się paszportem ho lenderskim. Co innego skomplikowało sprawę. Przesłuchi wany przez policję szwajcarską Menten po raz drugi usiłował połknąć większą porcję tabletek nasennych. Próbował choćby na jakiś czas wy mknąć się z rąk sprawiedliwości. W aktach poli cyjnych odnotowano, że chciał popełnić samobój stwo. Można w to wątpić. Bardziej prawdopo dobne wydaje się przypuszczenie, że udawał. Faktem jest, że tylko natychmiastowe przewie zienie do szpitala pozwoliło go uratować. Ten szpital z pewnością sobie zaplanował. W tym stanie rzeczy rząd Szwajcarii dopiero 22 grudnia przekazał aresztowanego władzom ho lenderskim. Prem ier Holandii, socjaldemokrata Joop den Uyl, nawet nie zbierając Rady Ministrów na spe cjalne posiedzenie, polecił natychmiastowe wszczę cie szczegółowego śledztwa na tem at skandalicz nego postępowania... holenderskich organów spra wiedliwości w latach 1945—1976 wobec zbrodnia rza wojennego, Mentena. Jak to się jednak stało, że ten podejrzany o morderstwa hitlerowiec mógł żyć na wolnej sto 7
pie w Holandii przez 30 lat i zgromadzić olbrzy mią fortunę, stając się multimilionerem? Premiera i ministra królowej Juliany intere sowały przede wszystkim okoliczności, w jakich doszło do ucieczki podejrzanego z kraju. Śledztwo wstępne, prowadzone przez prokuraturę Holandii, nosiło charakter poufny, a o wydanym w dniu 15 listopada 1976 roku nakazie aresztowania Men- tena wiedziało zaledwie kilka zaufanych osób. Podobno zamierzano go zatrzymać natychmiast, jeszcze tego samego dnia, ale okazało się nagle, że Menten ubiegł prokuraturę i policję kryminal ną i zniknął. Kiedy policjanci zjawili się w jego ogromnej, luksusowo urządzonej willi w Blaricum koło Am sterdamu mogli jedynie pocałować mosiężną, za bytkową klamkę. Zastali w domu tylko gospody nię. Menten wraz ze swoją drugą żoną, Metą — pierwsza, Elisabeth, zmarła przed kilkunastu la ty — i ze sporym bagażem opuścił willę na krót ko przed przybyciem niepożądanych przezeń goś ci. Wyjechał w nieznanym kierunku. Rozpłynął się w powietrzu. Domysłom nie było końca. Przypuszczano na wet, że w ucieczce pomogli mu członkowie neo faszystowskiej organizacji. Wydarzenie to odbiło się głośnym echem w ca łej Holandii. Pomijając wzburzenie opinii publicznej, sprawa wywołała burzę w Twerde Kamer — niższej izbie 8 parlamentu. Natychmiast zwołano specjalną ses ję tego ciała ustawodawczego. Podczas obrad wielu deputowanych ostro kry tykowało organa sprawiedliwości, oburzając się na ich opieszałość, która umożliwiła ucieczkę po dejrzanemu o zbrodnie przeciwko ludzkości. Rząd znalazł się w nieprzyjemnej sytuacji. Było to wkrótce po głośnej aferze, w którą zamieszany był mąż królowej, książę Bernhard — przyjął on ogromne kwoty od amerykańskiego koncernu Lockheed za spowodowanie zakupu przez Holan dię samolotów wojskowych od tej właśnie fir my — i społeczeństwo holenderskie niezwykle ostro reagowało na wszelkie wiadomości o no wych malwersacjach. W tym stanie rzeczy premier den Uyl wezwał ministra van Agta, przebywającego w tym czasie z wizytą w Rumunii, do natychmiastowego powro tu do kraju. Trzeba było bronić resortu sprawied liwości przed stawianymi zarzutami. Zwłaszcza gorąco było obu mężom stainu w par lamencie. Niektórzy posłowie wyrażali głośno swo je podejrzenia, że Menten został prawdopodobnie ostrzeżony przez wpływowych przyjaciół, jakich miał w kołach politycznych. Deputowani ci wy kazywali, że aresztowanie z niewiadomych przy czyn odłożono o trzy dni. Innym publicznie komentowanym i budzącym zdziwienie faktem — jak pisał amerykański „Newsweek” — było posiedzenie, na którym oma wiano szczegóły zamierzonego aresztowania Men- tena. Zorganizowano je nie w Pałacu Sprawied 9
liwości, lecz w restauracji odległej zaledwie jed ną milę od siedziby podejrzanego. To, że Menten od samego początku miał moż nych protektorów i obrońców, wywodzących się z zimnowojennych kół holenderskiej reakcji, nie podlega dyskusji. Jego adwokatem podczas pro cesów w latach powojennych był przewodniczący izby niższej parlamentu z ramienia partii kato- licko-ludowej (KVP), jeden z najgłośniejszych po lityków holenderskich tamtych lat, Kortenhorst. Podczas rozprawy przed sądem apelacyjnym ten działacz skrajnej prawicy postawił wniosek, aby sąd nie brał pod uwagę dowodów i zeznań świad ków zza „żelaznej kurtyny”. — Nie zasługują one na wiarę — tak się wy raził. Menten zapłacił wtedy Kortenhorstowi wyso kie honorarium za obronę. Kiedy po kilkudzie sięciu latach, w czerwcu 1976 roku, poczuł wokół swojej osoby swąd, przekazał poprzez pewien włoski bank na konto tegoż polityka duże kwoty pieniędzy. Wytropił to Hans Knoop, naczelny redaktor ho lenderskiego tygodnika „Accent”. Jak i to jesz cze, że pieniądze te zasiliły fundusz wyborczy partii katolicko-ludowej. Po zniknięciu Mentena prasa holenderska su gerowała, że ostrzegł go człowiek na wysokim stanowisku. Padło nawet nazwisko: Hassoldt — wiceprzewodniczący sądu w Amsterdamie, znajo my Mentena jeszcze z 1943 roku, częsty gość w 10 willi w Blaricum, również kolekcjoner i miłośnik dzieł sztuki. Menten to sprytny gracz. Dla zagmatwania śla dów, z właściwą sobie złośliwością, wyjaśnił, iż o dniu i godzinie aresztowania został powiadomio ny przez swego demaskatora Hansa Knoopa. A także przez komisarza policji Petersa, który pro wadził śledztwo przeciwko niemu. I to był cały Menten. Minister van Agt musiał przyznać publicznie, że ucieczka Mentena, na krótko przed jego aresz towaniem, nie była przypadkiem i że specjalna komisja śledcza ustali, kto uprzedził milionera o „grożącym mu niebezpieczeństwie”. Hans Knoop nie wyśledził jednak wszystkiego, co miało bezpośredni związek z faktem, że Men ten po wojnie właściwie wymknął się sprawied liwości. Prawda była taka, że poczynając od zakończe nia wojny Pietera Nicolaasa chroniła w Holandii cała grupa wpływowych polityków, ziejących nie nawiścią do Związku Radzieckiego i komunizmu. W styczniu 1946 roku wspomniany Korten horst, wraz z podobnie myślącymi jak on, utwo rzył Krajowy Komitet Obrony Prawa, który po stawił sobie za cel niesienie pomocy kolaboran tom oskarżonym o współpracę z hitlerowską Rze szą. Nawiasem mówiąc, adwokat ten zrobił na tej 11
niechlubnej działalności karierę polityczną. W wydanej w 1945 roku książce, zatytułowanej: „Czy współpraca z wrogiem była dozwolona?”, wyko rzystując fakt, że 84 procent przedsiębiorstw ho lenderskich pracowało dla gospodarki wojennej Hitlera, dowodził, że było to rzeczą normalną. W składzie komitetu znaleźli się ludzie pokro ju Kortenhorsta, zwolennicy tej samej „ideolo gii”, którzy sami zresztą bynajmniej nie walczyli z okupantem. Należeli do nich znani politycy, ta cy jak Aalberse, jeden z ówczesnych przewodni czących partii katolicko-ludowej, dzisiaj członek Rady Państwa, jak deputowany do parlamentu, Burger, obecnie także członek Rady Państwa, jak niejaki Tenkin, sekretarz generalny ministerstwa sprawiedliwości, czy Donner, przewodniczący Wy sokiej Rady Królewskiej. Ten osobliwy komitet powstał za zgodą i wie dzą ministra sprawiedliwości, van Maarseveena, działacza KVP. Nic dziwnego zatem, że Menten, mając tak moż nych protektorów, stał się specjalistą od... znika nia. Gdy w kwietniu 1946 roku po raz pierwszy został wydany nakaz aresztowania go, nagle znik nął, jakby się pod ziemię zapadł. Okazało się, że przebywał w ekskluzywnej klinice pod fałszywym nazwiskiem. Kiedy Mentenowi opiekunowie donieśli pouf nie, że zostanie skazany na 3 lata więzienia, schro nił się w nikomu nie znane miejsce, by pojawić się dopiero tuż przed rozprawą apelacyjną. W Holandii odnaleziono ostatnio list, w którym 12 ówczesny minister sprawiedliwości, człowiek blis ki Kortenhorstowi, polecił prokuratorowi sądu, aby zażądał natychmiastowego uwolnienia oskar żonego. Wniosek taki został formalnie złożony, ale sąd go odrzucił. Gdy w 1950 roku Polska zażądała ekstradycji Mentena, Kortenhorst w liście do ministra van Maarseveena wyraził nadzieję, że wniosek rządu polskiego zostanie odrzucony. W tuszowaniu sprawy Mentena zaangażowany był sam premier kilku powojennych gabinetów, Beel, członek KVP. Z jego inicjatywy były m i nister finansów Lieftinck polecił wstrzymać śledz two, podjęte w celu ustalenia pochodzenia ma jątku Mentena. Jednocześnie dziennik „De Te- legraaf”, znany podczas okupacji z prohitlerow- skich sympatii, rozpoczął kampanię, której celem była rehabilitacja milionera-przestępcy. Metody te przyniosły oczywiście oczekiwany przez Mentena i jego protektorów skutek. Zre zygnowano z dalszego ścigania wojennego prze stępcy i utrącono polską inicjatywę. Zresztą cele holenderskich obrońców kolaborantów były zna cznie szersze. Ich działalność zmierzała do poło żenia kresu procesom przeciwko zbrodniarzom z czasów wojny. Staraniom tym sprzyjała narasta jąca fala zimnowojenna. I jeszcze raz, w 1976 roku, uczynni i troskliwi protektorzy ostrzegli Mentena, co umożliwiło mu ucieczkę do Szwajcarii. 13
Jak doszło do wydania nakazu aresztowania, do ucieczki Mentena i do ujawnienia miejsca po bytu uciekiniera? Kamień, który poruszył lawinę, pchnięty został nieopatrznie ręką samego Mentena. Ten arcybo- gaty kolekcjoner dzieł sztuki postanowił przezna czyć część swoich zbiorów na sprzedaż w galerii Sotheby — Mak van Waay’a, „Catalogus 263”. Publiczności udostępniono życiorys zbieracza wraz z opisem 425 dzieł sztuki przeznaczonych na sprzedaż. Wiadomość o aukcji i wywiad z Mentenem, ilustrowany jego zdjęciami, wydrukował holen derski „De Telegraaf”. Przeczytał go między in nymi dziennikarz, Hawiw Kanaan. Przeczytał, przyjrzał się zdjęciom i poznał znaj dującego się na nich człowieka. Pamiętał go dob rze z czasów swojej młodości, kiedy to sam nazy wał się Lieber Krumholz i mieszkał w Podhorod- cach, w powiecie stryjskim. Był siostrzeńcem za możnego żydowskiego kupca, Izaaka Pistynera. U tego często bawił w gościnie zaprzyjaźniony z tą rodziną sąsiad — Pieter Menten, podówczas właściciel majątku Sopot koło Stryja. W trójkę chadzali nieraz na polowania. Potem, w 1935 roku, Krumholz wyjechał do Pa lestyny. Pierwszą kartkę stamtąd wysłał do swe go przyjaciela Mentena, z którym swego czasu polował i łowił ryby. Później dowiedział się o sporze majątkowym pomiędzy Mentenem a Pisty- nerami, zakończonym wyrokiem sądowym. Pro ces wygrał Pistyner. 14 Wybuchła wojna, minęły lata. W 1944 roku, z relacji osób ocalałych z pożogi, Krumholz poznał całą prawdę. Jak to Menten po napaści Niemiec hitlerowskich na Związek Radziecki odwiedził w lipcu 1941 roku Pistynerów raz jeszcze, tym ra zem w mundurze esesmana. Towarzyszyli mu uz brojeni Niemcy i faszyści ukraińscy. Wtedy dzien nikarz rozpoczął zbieranie danych o Mentenie. W 1976 roku, kiedy przeczytał artykuł w „De Telegraaf”, kiedy upewnił się, że jego dawny to warzysz polowań żyje i powodzi mu się doskonale, nawiązał kontakt z redaktorem naczelnym holen derskiego tygodnika „Accent”, Hansem Knoopem, i przekazał mu wszystkie zgromadzone materiały: notatki, fragmenty zeznań wielu osób, fotografie. Hans Knoop czytał i oczom nie wierzył. Wresz cie poczuł, że włos mu się jeży na głowie. Raz po raz zagryzał wargę. Kiedy skończył, siadł do ma szyny do pisania. — Zaklepcie całą pierwszą kolumnę w najbliż szym numerze dla mnie — zwrócił się do sekre tarzy redakcji, po czym wykręcił numer telefonu willi w Blaricum. Postanowił spotkać się z byłym esesmanem i rzucić mu w twarz dowody jego winy. Ten bronił się zawzięcie. Kiedy dziennikarz po kazał mu zdjęcia z okresu wojny, na których Ho lender występuje w mundurze hitlerowskim, Men ten bezczelnie oświadczył, że jest to fotomontaż. •— Ta cała afera, skierowana przeciwko mnie, 15
spokojnemu i szanowanemu obywatelowi, jest wymysłem komunistów — stwierdził bez żenady i nawet nie zająknął się przy tym szytym gruby mi nićmi kłamstwie. Z chwilą opublikowania w „Accent” materia łów o przeszłości Mentena wybuchł skandal. Ar tykuł w jednoznaczny sposób sugerował, że wie le dzieł sztuki, wystawionych na aukcji van W aay’a, pochodzi z rabunku wojennego, a ich właściciel jest podejrzany o daleko idącą współ pracę z aparatem hitlerowskim i o popełnienie morderstw w miejscowościach Urycz i Podhorod- ce. Do planowanej aukcji dzieł sztuki nie doszło — zaprotestowało kilka organizacji holenderskich, między innymi byli więźniowie hitleryzmu i zrze szenie prawników. Wybuchały teraz jedna bomba za drugą. Wy szło na jaw, że komentator telewizji holender skiej, Hiltermann, oraz przewodniczący sądu w Amsterdamie, Hassoldt, należeli dc grona bliskich przyjaciół Mentena. Ujawniono, że Menten dał swego czasu kilka tysięcy guldenów łapówki re daktorowi kroniki policyjnej gazety „De Tele- graaf”, van Geffenowi. Za tę sumę napisał on kil ka przychylnych artykułów o zbliżającej się auk cji wystawionych na sprzedaż przez milionera- -kolekcjonera dzieł sztuki. Podobna historia mia ła miejsce z reporterem „Het Parool”, Begijnem. Za napisanie paru korzystnych dla Mentena re- 16 portaży Begijn miał zostać naczelnym redakto rem „De Telegraaf”. Menten po prostu zamierzał wykupić ten wpływowy dziennik. Największy jednak szok wywołały rewelacje opublikowane przez Knoopa. W czerwcu 1976 roku władze holenderskie przy stąpiły wreszcie do działania. Otrzepano kurz ze starych teczek i wyciągnięto akta dawnej sprawy sądowej z 1948 roku, w której Menten został ska zany na 8 miesięcy więzienia za kolaborację. Przypomniano sobie, że wówczas osobą Mente na zainteresował się holenderski adwokat, dr Coe- bergh, oraz członek Holenderskiej Misji Repa triacyjnej, Richard Jokel. Podejrzewali oni, że Menten był agentem gestapo. 14 lutego 1948 roku odbył się proces przeciwko Mentenowi, zakończo ny wyrokiem skazującym na trzy lata pozbawie nia wolności. W wyniku rozprawy rewizyjnej ka- ia ta została zmniejszona do ośmiu miesięcy wię zienia, czyli praktycznie do okresu aresztu tym czasowego. Jednak nie wspomniano wówczas o działalności Mentena na terenie Lwowa i Generalnego Guber natorstwa. Ani wówczas, ani w latach następnych. Mimo że z Warszawy, z Głównej Komisji Bada nia Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, nadeszły dane o poczynaniach Mentena. Holenderskie wła dze zbagatelizowały w tamtym czasie, w okresie narastającej „zimnej wojny’’, informacje z kraju „za żelazną kurtyną”. ' 2 — Pożar w BJaricum 17
A były to dokumenty nie do pogardzenia. Pol ska wystąpiła jeszcze w 1950 roku o ekstradycją Mentena jako podejrzanego o to, że brał udział w dokonywaniu mordów na obywatelach polskich, podkreślając jego czynną rolę w egzekucjach w miejscowościach Urycz i Podhorodce. Ponadto ma teriał dowodowy wykazywał, że Menten działał na szkodę obywateli polskich na terenie Lwowa i Krakowa, przywłaszczając sobie i wywożąc do Holandii przedmioty stanowiące dzieła sztuki i pa miątki narodowe Polski oraz mienie należące do Polaków. Wniosek ekstradycyjny został odrzucony. Waż ne informacje wpięto do segregatorów z aktami i zachowano w tajemnicy. Mimo to w Polsce nadal gromadzono materiały świadczące o przestępczej działalności Mentena. W ertując obecnie, po 28 latach, całą tę doku mentację i porównując z faktami wydrukowa nymi w tygodniku „Accent”, minister van Agt i prokurator generalny Albert Habermehl poczuli się nieswojo. Nie za siebie, lecz za swoich po przedników na piastowanych stanowiskach. Gdy by w 1950 roku wzięto pod uwagę m ateriały na desłane przez Polaków i wytoczono kolekcjone rowi sprawę, nie byłoby dzisiejszego zamiesza nia. Groźnego nawet dla gabinetu rządowego... Cóż, wtedy były inne czasy... Z chwilą gdy na rody zjednoczone skończyły świętowanie zwycię stwa, z różnych stron zaczęły się naciski na da rowanie przestępstw wojennych. Wiatrem takim powiało zwłaszcza z Waszyngtonu i Londynu 18 Oczywiście nie dotyczyło to najważniejszych zbrodniarzy hitlerowskich, paladynów fuhrera. Podobna „odwilż” ogarnęła Holandię. Sprzyjał temu fakt, że tutaj — w odróżnieniu od innych krajów alianckich — przemysł i handel całkowi^ cie włączyły się do pracy dla hitlerowskiej ma chiny wojennej. Współpraca z okupantem w „kra ju tulipanów” nie była niczym wyjątkowym. Stosunkowo szybko ponad 300 000 kolaborantów otrzymało „rozgrzeszenie” poparte zaświadczenia mi o „niewinności”. Ze 140 tysięcy osób, którym wytoczono przed sądami specjalnymi procesy o zdradę stanu i kraju oraz o współpracę z okupan tem, aż 80 tysięcy zostało uniewinnionych. Z po zostałych, skazanych na więzienie, już w 1950 ro ku odsiadywało kary zaledwie... dwudziestu czte rech. Ruch oporu w Holandii był słaby. Uczestniczyło w nim, krócej lub .dłużej, zaledwie 25 000 osób. Narodową godność ratowali komuniści, którzy, narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo, walczyli z okupantem. To oni spowodowali, że 25 lutego 1941 roku wybuchł strajk powszechny w Amsterdamie. Policja niemiecka i kolaborują ca z nią holenderska były kompletnie zaskoczone. Był to pamiętny wtorek. Niestety, więcej się nie powtórzył. Ostre represje, osadzenie kilkuset patriotów w obozach koncentracyjnych, odebrały wielu chęć do demonstrowania woli walki prze ciwko Niemcom. Odtąd, aż do wiosny 1943 roku, kolaboracja st-ała się tu rzeczą zwyczajną. Dlatego kolejne rządy holenderskie, korzysta- 19
iąc skwapliwie ze zmieniającej się sytuacji poli tycznej, nie wnikały głębiej w wojenną przesz łość poszczególnych osób. Słynne zimnowojenne przemówienie Churchilla w Fulton, wygłoszone na gwiazdkę 1949 przez papieża Piusa XII orędzie oraz mowa amerykańskiego sekretarza stanu Byr- nesa były dla holenderskich — i nie tylko ko laborantów prawdziwym wybawieniem. Z pogar dzanych stali się partnerami w zimnej wojnie z obozem socjalistycznym. _ _ Od razu też znalazło się wielu obrońców i przy jaciół Mentena. Nie tylko więc nie został pociąg nięty do odpowiedzialności, ale nawet cynicznie kreowano go na ofiarę hitleryzmu. Teraz jednak, latem 1976 roku, nad wrzawą, jaka powstała wokół Mentena, a nade wszystko nad rewelacjami ogłoszonymi w „Accent , nie sposób było przejść do porządku dziennego. Ich wymowa była jednoznacznie druzgocąca. __ Trzeba będzie wystąpić do władz polskich, aby nadesłały nowe materiały na temat Mente na — postanowił minister sprawiedliw ości.'— I nie obejdzie się zapewne bez wizji lokalnej. W Polsce i w ZSRR... Niespodziewana ucieczka kolekcjonera pokrzy żowała nieco Temidzie szyki, ale, jak się wkrótce okazało, tylko na kilka tygodni. I tym razem organom sprawiedliwości pomogli dziennikarze. Hans Knoop pojechał do Szwajca rii i tam nawiązał kontakty ze swoimi kolegami po fachu. Ci zorganizowali natychmiast „pościg”, co naprowadziło ich na trop zbiega. 20 Saga rodu Mentenów Po to, aby bliżej poznać sylwetkę kolekcjonera z „kraju tulipanów” i tło jego jakże „bogatej” działalności, cofnijmy koło historii o kilkadziesiąt lat. Życie tego multimilionera, okraszone matac twami, złodziejstwami i nawet krwią niewinnych ludzi, mogłoby być tematem i tworzywem serialu telewizyjnego. Interes, wojna i tragiczne losy ludzkie splatają się tu w nierozerwalny węzeł namiętności, cierpień i zbrodni. Świat poznał dwie wersje dziejów rodziny Men tenów: jedną, wcześniejszą, wymyślił on sam, druga, późniejsza, odpowiada rzeczywistości. Pierwsza, ukształtowana przez Pietera Nicolaasa z pomocą niektórych łatwowiernych lub przeku pionych dziennikarzy holenderskich jeszcze przed aresztowaniem, jest osadzona na kanwie mitu o bogactwie jego protoplastów. Druga, za którą przemawiają dokumenty i zeznania naocznych świadków, rysuje przeraźliwie jasno obraz czło wieka, zaczynającego od niczego, który poprzez oszustwa, kradzież i inicjowanie mordu dochodzi olbrzymiej fortuny. Zgodnie z opowieściami samego Mentena w opinii prasy niemal całego świata osobnik ten rysuje się jako bogaty biznesman, posiadacz wiel kiego m ajątku w przedwojennej Polsce. Jego w uj kowie i dziadkowie — jak serwował łatwowier nym żurnalistom — zajmowali wysokie stanowis ka, co najmniej dyrektorskie, w koncernach naf towych i w przemyśle tłuszczowym. 21
— Ojciec mój był naczelnym inżynierem w przedsiębiorstwie zajmującym się eksploatacją ro py naftowej w Indiach Holenderskich — mówił w 1976 roku w wywiadzie udzielonym redaktoro wi Geffenowi. — Dysponował tankowcami do przewozu ropy. Panie, co to była za ważna figura w Królewskiej Holenderskiej Spółce Naftowej. Później wchłonął go koncern Royal Dutch-Shell. Myśli pan, że na tym koniec? Gdzie tam. Był tez współwłaścicielem znanego przedsiębiorstwa eks portowo-importowego. Papierosa? Mozę cygaro. Koniak? , . Przez chwilę w urządzonym z wielkim przepy chem ale nieco chaotycznie, olbrzymim gabine cie właściciela willi w Blaricum trwała cisza. Dziennikarz z „De Telegraaf” zdawał się byc przytłoczony tym nadmiernym wprost bogactwem wszelkiego rodzaju bibelotów, popiersi z m arm u ru, obrazów rozwieszonych na ścianach i stoją cych w kątach sali. . , . _ Może pan słyszał o moim dziadku, drogi Geffen? — kontynuował milioner. Nazywano go rotterdamskim „królem masła”. To on, a nie kto inny, założył podstawy „Unilever", wie pan, tego międzynarodowego koncernu tłuszczowego. D ałam jeszcze, że brat mojego dziadka był lnzy- nierem-nafciarzem działającym w Indiach Holen derskich. Był jednym z założycieli koncernu O matce swej mówił Pieter Nicolaas jako o córce kapitana wielkiej żeglugi, ważnej szyszki w przedsiębiorstwie armatorskim Lloyda. 22 Van Geffen wiernie zanotował to wszystko, co mu powiedział gościnny gospodarz o sobie samym i swoich przodkach. Przedstawił go też w swojej gazecie jako wyjątkowo uzdolnionego, bardzo rzutkiego młodzieńca, który od najmłodszych lat interesował się sztuką. Mały Pieterek miał jako by godzinami kopiować szkice i obrazy starych mistrzów, rzekomo znajdujących się w jego ro dzinnym domu. Ojciec „małego geniusza”, Jan Hubert, sposobiąc syna do zawodu kupieckiego, w roku 1921 wysłał go na praktykę do Gdańska, gdzie obiecująca dwudziestodwuletnia latorośl „znakomitego rodu” objęła kierownictwo firmy importowo-eksportowej „Menten i Stark”... Następna z bajek głoszonych przez Mentena mówi, że po śmierci ojca, w tymże 1921 roku, i po dokonaniu podziałów majątkowych w Ho landii Pieter powrócił do Gdańska, a już w rok później zarobił swój pierwszy milion... Był on największym holenderskim importerem do krajów Europy Wschodniej — napisał van Geffen we wstępie do aukcyjnego katalogu. — W rok później kupił we Wschodniej Galicji, od księżnej Marii Lubomirskiej, 4000 hektarów grun tów. W Polsce byl właścicielem cukrowni, fab ryk mąki ziemniaczanej i zapałek oraz rafinerii ropy naftowej. Posiadał domy handlowe w Gdań sku, Krakowie, Lwowie, Warszawie, Równem. Takie to opowieści serwowali Pieter Nicolaas i jego brat Dirk w swoich elegancko urządzonych willach: pierwszy w Blaricum, drugi przy avenue Monticelli w Cannes. Podawana przez nich le- 23
genda była uzgodniona w najdrobniejszych szcze gółach. W wywiadzie z 19 czerwca 1976 roku (na pięć miesięcy przed wydaniem nakazu aresztowania) dla „Algemeen Dek Dagblad” Pieter Menten stwierdził z całą powagą: — Jeszcze przed wojną miałem liczne, wielkie przedsiębiorstwa przemysłowe z przeszło trzema tysiącami pracowników: przeważnie rafinerie naf ty. Podstawę dla nich przygotował brat mojego dziadka, Jan Hubert Menten, który był naczel nym inżynierem górnictwa w dawnych Holen derskich Indiach Wschodnich. Otrzymał on pierw sze w Indiach koncesje na poszukiwanie nafty. Miał przy tym wielkie szczęście. Założył przed siębiorstwo „Bataafsche Petroleum Maatzhappij”, które później połączyło się z królewskim holen derskim przedsiębiorstwem naftowym. To ostat nie ciągle jeszcze dysponuje tankowcami noszą cymi imię Jana Huberta Mentena. Jest ich cała seria. Mój ojciec miał również na imię Jan Hu bert. Wersję o pochodzeniu z bogatej rodziny głosił nie tylko Pieter. Podtrzymywał ją również skwap liwie jego brat, Dirk Menten. W przeszło pół ro ku po wspomnianym wyżej wywiadzie Pietera, 8 stycznia 1977 roku, Dirk udzielił podobnej wy powiedzi redaktorowi Klaverowi z „Utrecht Nieuwsblad”: — Brat dziadka był jednym z założycieli kró lewskiego holenderskiego przedsiębiorstwa naf towego, które później połączyło się z Shellem. 24 Natomiast dziadek nasz pracował w „Unilever” w Rotterdamie. Znany był jako „król masła”. Je steśmy synami Jana Huberta Mentena i Elisabeth Johanny van Duinvenbode, córki kapitana, za trudnionego w kierownictwie wielkiego towa rzystwa żeglugowego Lloyd. Klaver w owym wywiadzie napisał również, że Mentenowie byli osobistymi znajomymi księcia Bernharda, męża królowej Juliany. Bajeczki te były opowiedziane tak sugestyw nie, że uwierzył w nie nawet demaskator Men tena, redaktor Hans Knoop, który wiernie powtó rzył je w swej książce o kolekcjonerze-ludobójcy. W ślad za nim kolportowali je dziennikarze we wszystkich częściach świata. A jak było naprawdę? Od dnia, kiedy to korespondent holenderskiej prasy w Izraelu nadesłał teleks, zawierający stre szczenie artykułu Hawiwa Kanaana, który uka zał się w tamtejszej gazecie i nosił tytuł: „Prze stępca wojenny sprzedaje zrabowane dzieła sztu ki , nazwisko Mentena nie schodziło z pierwszych kolumn gazet i tygodników. Wielu ludziom, któ rych los rzucił w różne strony świata, przypom niał się inny Menten niż znany dotychczas: kom binator, hochsztapler i esesman, kierujący egze kucjami bezbronnych ofiar, a nawet własnoręcz nie do nich strzelający. Zaczęto uważniej przyglądać się sylwetce „bo hatera ze szpalt gazet”, badać życiorys osobli- 25
wego kolekcjonera dzieł sztuki. Zabrali się do tego przede wszystkim dziennikarze. Jeden z nich, pracujący w holenderskiej gaze cie „Het Vrije Volk”, nazwiskiem Nico Polak, przeprowadził żmudne poszukiwania w archi wach swego kraju. I doszedł do rewelacyjnych wniosków. Okazało się, że obaj bracia Menteno- I wie, tyleż przebiegle, co i bezprawnie, przypisu ją sobie pochodzenie od owego odkrywcy źródeł ropy naftowej. Jakub Hubert Menten w 1895 ro ku rzeczywiście sprzedał swą koncesję roponoś- nych terenów w Indiach Holenderskich kupcowi angielskiemu żydowskiego pochodzenia Marc Sa- I muelowi. Po czym, po połączeniu się tego przed siębiorstwa z Królewską Holenderską Spółką Naftową, powstał Royal Dutch-Shell. Jakub miał istotnie syna Jana Huberta, inżyniera. Lecz ten Jan Hubert wywodził się z Mentenów i osiadłych w Holandii w Roermond i nie był pro toplastą Pietera i Dirka. Ich przodkowie zamiesz-I kiwali w Krawinkel pod Geleen. Założyciel tego rodu, Johannes Servatius Menten, analfabeta, był z zawodu tkaczem. Jego syn, a dziadek później szego multimilionera, także Pieter Nicolaas, był wędrownym kramarzem, później robotnikiem dniówkowym, wreszcie zwrotniczym na kolei w Maastricht. Nico Polak opisał i udowodnił, że człowiek ten swoje pierwsze pieniądze zdobył dzięki denuncja cji: doniósł na kolegę, który skradł coś na kolei, i otrzymał za swój donos nagrodę w wysokości 25 guldenów. 26 Rzucił potem pracę w M aastricht i udał się do Rotterdamu, gdzie wraz z rodziną zajmował dwa małe pokoiki. Tutaj, wraz z synem Janem Huber tem, trudnił się ubojem świń. Snadź kombinował nieźle, bo w 1897 roku był już właścicielem nie wielkiej fabryczki margaryny i pięciu sklepów. Cóż, kiedy w rok później został bankrutem. Nie wytrzymał konkurencji z zamożniejszym od sie bie producentem margaryny, van dar Berghiem. Obaj z synem opuścili w popłochu Rotterdam. Stary udał się do Antwerpii i od tej pory wszel ki słuch po nim zaginął. Jan Hubert ożenił się z córką prostego m ary narza i przeniósł cichaczem do Amsterdamu. Tu taj założył punkt skupu starych szmat. W 1899 ro ku, jeszcze w Rotterdamie, urodził mu się starszy syn Pieter Nicolaas. Mentenowie klepali wtedy biedę. Za mizernym sklepikiem był maleńki pokoik, w którym z tru dem mieściło się jedno łóżko i stolik. W tej nędz nej dziurze spędził swoją młodość przyszły kolek- cjoner-grabieżca. Wiedząc już tyle, zachęceni powodzeniem, do ciekliwi dziennikarze nie zeszli z tego tropu. Za wiódł on ich... do Polski. Nico Polak i Hans Knoop wymieniali często własne spostrzeżenia i przypuszczenia na temat drogi życiowej „bohatera” toczącego się procesu. Jedno zdawało się być pewne: Menten zbyt czę sto i głośno mówił o swoich koligacjach; za tym 27
musiało się coś kryć, coś, co go poważnie kom promitowało. Jego udział w zbrodniach dokona nych w Uryczu i Podhorodcach był tylko — jak słusznie sądzili — fragmentem przestępczej dzia łalności na terenach polskich i radzieckich w la tach wojny. Uwagę zwracała jego bogata kolek cja dzieł sztuki otrzymanych rzekomo w spadku po przodkach. Taką wersję starał się rozpow szechniać, ale wiele przemawiało za tym, że bez cenne przedmioty pochodzą z czasów, kiedy pa radował w mundurze esesmana. Okazja do wzbo gacenia się cudzym kosztem, nawet za cenę współudziału w zbrodniach, była wtedy w yjąt kowa, a tacy jak on nie mieli skrupułów. Nale żało tylko udowodnić mu, że kłamał. , Nico Polak jeszcze raz przeanalizował to wszy stko, co Menten opowiadał o sobie. Pozornie w je go życiorysie nie było żadnych luk ani znaków zapytania. Wspaniałe drzewo genealogiczne mog ło nawet imponować i fascynować, a łatwowierny kronikarz mógłby się nawet pokusić o wyczaro wanie jeszcze jednej sagi rodu możnych z „kraju tulipanów”. Ale Nico Polak nie zaliczał się do takich. Z cierpliwością detektywa wyłuskiwał ukryte w potoku słów potknięcia i sprzeczności, niedomówienia i sprytnie formułowane uniki. Po kilku tygodniach zebrało się tego sporo. Żmudne dociekania przyniosły wynik godny zastanowienia. Nico Polak wyobrażał sobie, jak zareaguje zdu miona opinia publiczna, gdy prasa opublikuje serię artykułów ukazujących drugą, tym razem prawdziwą twarz multimilionera. 28 Oto dowód pierwszy z brzegu: ]ak pogodzić ową fortunę czy uśmiech łaskawrego losu z faktem sprzedaży makulatury, a właśnie z tego żyli Mcn- tenowie od 1908 roku. Kupowane za bezcen na terenie Holandii odpadki szły drogą morską do Gdańska i dalej do zaboru pruskiego. Nawet ktoś bardzo naiwny nie mógłby uwierzyć, że był to interes godny tak „możnego rodu”. Wojna prze rwała go zresztą na blisko pięć lat, lecz tuż po jej zakończeniu został on wznowiony. Za pieniądze uzyskane z dostaw m akulatury Jan Hubert Menten nabywał w Polsce różne ta nie towary i sprzedawał je w Holandii po odpo wiednio wysokich cenach. Interes widocznie opłacił się, bo handlarz po stanowił rozszerzyć zakres działania. Wziął sobie za wspólnika amsterdamskiego dentystę Starka, który wniósł w udziale kilka tysięcy guldenów i dobry adres w centrum miasta. Powstała spółka importowo-eksportowa. I oto po raz pierwszy na arenie ukazał się Pie ter Nicoiaas. W 1920 roku ojciec posłał go w in teresach firmy do Gdańska. Lecz makulatura to było za mało dla przedsiębiorczego z natury dwu dziestolatka. Handlował więc, czym się dało, mię dzy innymi skupował drewno. W tym czasie kierownictwo firmy objął brat Dirk, gdyż ojciec ich był już śmiertelnie chory. Zmarł w kilka miesięcy po wyjeździe Pietera z Holandii. Po uroczystościach pogrzebowych Pieter Nico- laas wrócił do Polski. Przywiózł ze sobą młodą 29
i bardzo ładną żonę, Elisabeth Marie Alleganda, pochodzącą z dobrej rodziny mieszczańskiej. Filia firmy Mentenów mocno jednak podupad ła. Pieter sprzedał ją i wyprowadził się z Gdań ska. Szpieg i kombinator W 1921 roku w warszawskiej prasie pojawiło się ogłoszenie reklamujące firmę „Menten i Stark” jako „Dom eksportowo-importowy, przedsiębior stwo transportowe i ekspedycyjne”, mieszczące się w Warszawie przy ulicy Przejazd 5. W tym sa mym mniej więcej czasie w gazetach lwowskich ogłaszała się „Spółka handlowa Menten—Stark, towary kolonialne, tłuszcze i metale” z centralą w Amsterdamie. Filia — Lwów, ul. Batorego 34. Tam też zamieszkali Mentenowie. I jeszcze jedna reklama, ale ta już z 1925 roku: „Biuro ekspedy- cyjno-przewozowe i ajenturowo-komisowe” z sie dzibą w Warszawie. Adres ten sam co poprzed nio. Nagle nastąpiła nieoczekiwana wolta w zain teresowaniach Mentena. Wprawdzie nie zlikwi dował „agencji” swej firmy, ale w rzeczywistości zajmował się czymś zgoła innym. Zaczął prowa dzić we Lwowie bujne życie towarzyskie. Zapra szał do swego domu przedstawicieli sfer handlo- wo-gospodarczych, znalazł też drogę do ówczesnej socjety. Pieter Nicolaas rozpowiadał, że dysponuje su 30 mą 200 tysięcy dolarów i pragnie stworzyć prze mysł drzewny z tartakami. Zamiast tego jednak „Uganiał się po mieście, skupował biżuterię, po życzał pieniądze na procent, pośredniczył w han dlu dewizami. Interesował się nie tyle drewnem, ile dziełami sztuki, kupował stare ram y od obra zów. Uchodził we Lwowie za bogatego człowieka, dawał sute napiwki, grywali — on i małżonka — w nocnym klubie brydżowym przy Hotelu K ra kowskim. Elisabeth Menten brylowała na torze konnym. Wysoka — wyższa o głowę od męża — dobrze zbudowana blondynka, miała licznych ado ratorów. Sentymentem darzyła sfery wojskowe, na to zwracają uwagę wszyscy, którzy znali Men tenów w tamtych latach. Wkrótce holenderskie małżeństwo zdobyło pewną popularność we Lwo wie, gdzie oryginalna para stanowiła atrakcję. Menten — wytworny, Mentenowa — równie ele gancka, do tego ładna, obwieszona biżuterią.* Nieodparcie nasuwa się wniosek: już w latach dwudziestych Menten stał się kombinatorem i czerpał zyski z podejrzanych źródeł. Próbował ta nim kosztem zdobyć środki zapewniające mu luk susową egzystencję; wykorzystywał w tym celu zawierane znajomości i urodę żony. Nie był to jednak kres zainteresowań i obrot ności Pietera i Elisabeth. Jak się okaże, uprawiali oni jeszcze jeden proceder... Ale nie uprzedzajmy wypadków. * Andrzej Gass, Czy cala prawda?, „Perspekty wy” 47/1977. 31
Snadź Menten zlikwidował swoją gdańską filię w podejrzanych okolicznościach, gdyż właśnie z tego powodu został aresztowany w 1924 roku pod zarzutem dokonania sprzeniewierzenia na szkodę innej holenderskiej firmy „Langelandskorn”, pro wadzącej handel zbożem. Chodziło o sumę nie bagatelną — kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Pre tensje wniosła ponadto duńska firma, której od sprzedał gdański oddział „Menten i Stark”. Teraz stało się jasne, dlaczego Pieter Nicolaas po prostu uciekł z Wolnego Miasta Gdańska do Polski i skąd wziął pieniądze na rozwinięcie swo ich podejrzanych interesów we Lwowie. Majątek ten uzyskał przez sfingowanie bankructwa.- Dziwnym zbiegiem okoliczności nie został wy dany w ręce gdańskiego wymiaru sprawiedliwoś ci. Miał ogromne szczęście. Była to pierwsza, ale nie ostatnia afera, w któ rą był zamieszany „potomek wybitnego rodu Mentenów”. Sprawa „Mazagi” była następną. Pistyner, zamożny lwowski kupiec i przemysło wiec, wybudował w 1924 roku we Lwowie naj większą wówczas w Polsce garbarnię „Mazaga”, skrót od „Małopolskie Zakłady Garbarskie”. Men ten pomógł mu finansowo. Za pewną kwotę do larów kupił od niego prawo do eksploatacji la sów. Pistyner uważał się za ich właściciela, choć trwał proces o prawo własności. Te podhorodec- ko-sopockie lasy należały ongiś do księżnej Marii Lubomirskiej, później prawa do nich rościł sobie również niejaki Michał Bohosiewicz. Sprawa była zagmatwana. 32 Mijały lata. W 1934 roku Menten wystawił so bie letni domek w Sopocie i zamierzał zabrać się do cięcia drzewostanu, gdy nagle okazało się, że las został już częściowo wycięty przez gromadę na mocy umowy z Pistynerem. Ten w zamian za powyższe zezwolenie uzyskał od chłopów pas twisko. Rozpoczął się nowy proces o ustalenie prawa własności, ^ który trwał aż do wybuchu wojny. Menten nie mógł eksploatować „swoich” lasów. Przypomina się w tym miejscu sztuka Carlo Gol doniego: „Volpone, czyli oszust oszukany”. Oto jak wygląda prawda o Mentenie, „właści cielu ziemskim”. W 1929 roku doszło do kolejnego wydarzenia, które rzuca nieco światła na metody zdobywania pieniędzy, stosowane przez Mentena. Otóż w tym właśnie roku sfingował on obrabowanie swego nowego mieszkania we Lwowie przy ulicy Pias kowej 15. Wypłacono mu wtedy wysoką premię asekuracyjną. Tadeusz Podhorodecki wrócił w 1929 roku po odbyciu służby wojskowej do rodzinnego domu, do Lwowa, na ulicę Piaskową. Przyszedł, zadzwo nił. Otworzył mu jakiś nieznajomy mężczyzna. Był to Menten. Poprosił go do środka, do ja dalni, i poinformował, że teraz on zajmuje to mieszkanie. Okazało się, że mąż siostry Podhorodeckiego. oficer mający skłonność do kieliszka, zadłużył się 3 — Pożar w Blaricum
u Mentena, który chętnie pożyczał mu pieniądze, kolekcjonując w zamian jego weksle. Kiedy miał już ich dosyć, zabrał właścicielowi lokal wraz z umeblowaniem. r Podhorodecki, nie mając wówczas środków do życia, przyjął propozycję Mentena i został jego szo ferem. Pewnego dnia zwrócił uwagę na zrolowane dywany i spakowane walizy. Mentenowa wyjaś niła mu, że szykują mieszkanie do odnowienia. Którejś nocy, nad ranem, obudziły go strzały z rewolweru. Wyskoczył z mieszkania na ulicę i ujrzał Mentena, wołającego: — Bandyci! Złodzieje! O, tam! Podhorodecki zobaczył parokonnego fiakra z podniesioną budą, który oddalał się szybko. Na jego pytanie, co się stało, Menten odpowie dział: — Złodzieje okradli moje mieszkanie. Wrócili do domu, Pieter zatelefonował na po licję. Po jakimś czasie dostał 20 tysięcy złotych od szkodowania. Na owe czasy była to suma zna cząca. Po kilku latach Podhorodecki był w domu Mentena w Sopocie. I wtedy zauważył dywan rzekomo skradziony z mieszkania we Lwowie. Zobaczył też kilka innych przedmiotów podobno wówczas skradzionych. Potem, w 1937 roku, w tym samym celu Men ten podpalił swoją leśniczówkę w Sopocie. ..Podczas pożaru mieszkaniec Sopotu, Aleksan der Nowicki, ratując mienie Mentena, powyrzucał 34 za okno różne papiery z szafy — podaje A. Gass, przytaczając relację Zofii Sowy. — Po pożarze te papiery zainteresowały go. Były to prywatne zapiski Mentena i wynikało z nich (...), że Men ten był szpiegiem. Nowicki oddał te papiery władzom. Mój ojciec, Alfred Stepan, i siostra ojca byli świadkami w tej sprawie. Ojciec już wcześniej zauważył, że Menten fotografuje tereny nadgra niczne. Poza tym ojciec podejrzewał, że na polo wania do Mentena zjeżdżają się jego agenci. Tak mi matka opowiadała. Matka prosiła ojca: — Daj spokój, zobaczysz, że to się źle skończy. Ale ojciec powiedział: — Trudno, ja wiem, że to może się źle skoń czyć, ale to mój obowiązek.” ^ Śmiało można wysunąć przypuszczenie, że pani Elisabeth interesowała się przystojnymi oficera mi nie tylko przez sentyment do munduru... Okoliczni mieszkańcy i sąsiedzi Mentena za uważyli, że prawie nigdy nie rozstawał się on ze swoim aparatem fotograficznym — dokonywał zdjęć terenów i obiektów mających znaczenie z punktu widzenia wojskowego. Równie podejrzanie wyglądali goście, których Menten przyjmował w Sopocie. Byli to stosunko wo młodzi ludzie, którzy już na pierwszy rzut oka sprawiali wrażenie oficerów przebranych w cywilne ubrania. Stwierdzono też, że Menten bardzo często jeź dził za granicę i za każdym razem przejeżdżał przez Niemcy.
Musiało chyba coś być w tych pomówieniach 0 szpiegostwo, skoro w 1938 roku lwowska poli cja zainteresowała się, na jakich zasadach prze bywają w Polsce Pieter Nicolaas Menten i jego żona. Mieli oni jednak polskie dowody osobiste wystawione przez magistrat miasta Lwowa. Wójt gminy Podhorodce, Rammel, podejrzewał, że do posiadłości Mentena w Sopocie przychodzi 1 stąd jest dalej kolportowana nielegalna gazeta nacjonalistów ukraińskich redagowana w Berli nie i drukowana w Kownie. O swoich podejrzeniach Rammel powiadomił placówkę tzw. dwójki w Stryju. A kiedy przy szedł do wójta Aleksander Nowicki, mówiąc,' iż ma materiały świadczące o uprawianym przez Mentena szpiegostwie, Rammel skontaktował go z wydziałem bezpieczeństwa w Stryju. Placówka kontrwywiadu, niezależnie od po wyższych informacji, musiała już coś podejrze wać. Zwerbowany został do współpracy Włodzi mierz Pitolak, mieszkaniec Sopotu. Miał niełatwe zadanie, gdyż Menten zacierał ślady, a większość spotkań z tajnymi agentami swoich mocodawców odbywał pod pozorem polowania w dość odleg łych lasach. Menten został aresztowany pod zarzutem upra wiania szpiegostwa. Przewieziony do Komendy Powiatowej Policji Państwowej trafił do aresztu. Nikt naprawdę nie wie, w jaki sposób Menten zdołał się stamtąd wydostać. Jedna wersja głosi, że więzienie zostało tuż po wybuchu wojny roz bite przez ukraińskich nacjonalistów, a uwięzieni 36 w nim, wśród nich Menten, uwolnieni. Inna re lacja mówi, że Menten uciekł z aresztu przez okno. Kiedy wrócił do Lwowa, były tam już władze radzieckie. Nico Polak wysunął zastanawiające sugestie. Według niego Menten był człowiekiem podsta wionym, agentem pewnych towarzystw kapitali stycznych. Miał on jakoby na zlecenie koncernu Shella skupować tereny roponośne w okolicach Borysławia. Zdaniem N. Polaka Menten był finansowany przez dyrektora amsterdamskiej filii niemieckie go Rhodius Koenigsbank, Hermanna Josepha Ab- sa, późniejszego nazistowskiego finansistę z Deut sche Bank. Abs był przyjacielem Henryka Deter- dinga, wszechwładnego generalnego dyrektora Royal Dutch-Shell. Shell był bardzo zainteresowany galicyjską naf tą. Aby uniknąć uwagi amerykańskich i francus kich konkurentów, wolał działać przez osoby pod stawione — pisał N. Polak. Mentenowi zlecono pilnowanie interesów tego koncernu naftowego w Galicji Wschodniej, aby przygotować grunt do wkroczenia, w ślad za armią niemiecką, urzędników i techników Shella na te tereny. Deterding, zaufany człowiek Hit lera, znał plany napaści na Polskę. Nie mógł jed nak przewidzieć tego, że Niemcy zaatakują rów nież Holandię i Anglię i że z planowanej przez 37
niego ekspansji na Wschodzie nic nie wyjdzie. Ten „Napoleon nafty” zmarł zresztą w 1939 ro ku, jeszcze przed wybuchem drugiej wojny swia- towej. . , Tym niemniej w latach dwudziestych, a zwła szcza trzydziestych, sprawy mogły wyglądać tak, jak je przedstawia Nico Polak. Jest prawie pew ne. że w tym okresie stosunki Mentena z orga nami Trzeciej Rzeszy były dość ścisłe. Prawdo podobnie już w Gdańsku został zwerbowany na agenta Abwehry, z czego czerpał pewne korzyś ci finansowe. Wywiad hitlerowski byłby ślepy, gdyby nie skorzystał z usług człowieka-kosmo- poiity, afiszującego się szerokimi znajomościami w kołach legionowych. Ale Mentenowi roiły się inne jeszcze plany. Dlatego zapewne zapraszany do domów galicyj skiego ziemiaństwa i mieszczaństwa przy okazji taksował pożądliwym okiem kolekcjonera w ar tość pokazywanych mu obrazów, mebli antycz nych i dywanów. Zaczął już je nawet po trosze skupywać. Hochsztapler w mundurze esesmana W 1939 roku Menten stracił swoją posiadłość na wschodzie. Nie wyglądał jednak na zrozpa czonego. Wraz z żoną przeniósł się do Krakowa i tu oświadczył zaskoczonym i zdziwionym urzęd nikom konsulatu holenderskiego, że nie jedzie z nimi do kraju, mimo iż konsul, Jacob Jan Broen, jeszcze we Lwowie wyrobił mu paszport holen derski. Pieter Nicolaas odprowadził swych rodaków na dworzec kolejowy i tutaj konsul nie posiadał się ze zdumienia. Jego ziomek witał patrol żan darmerii niemieckiej jakże znanym pozdrowie niem: „Heil Hitler!” Wkrótce znów stanął na nogi. Spotkał kilku dawnych znajomych jeszcze z czasów wspólnych polowań w lasach m ajątku Sopot. Tym razem jego przyjaciele występowali w mundurach hit lerowskiej służby bezpieczeństwa. Niektórzy pra cowali w gestapo. Początkowo Menten został drugim dyrektorem łuszczarni ryżu, spółki polsko-holenderskiej pod nazwą „Oryza”, teraz pod zarządem niemieckim, mieszczącej się przy ulicy Grottgera 12. Zapamiętajmy ten adres. Nieraz jeszcze usły szymy o tej posesji. Jednocześnie Pieter bez trudu nawiązał przy jazne stosunki z przedstawicielami okupacyjnych władz. Często widywano go w towarzystwie usto sunkowanych Niemców. Tak się zaczęła jego stała współpraca z gesta po i służbą bezpieczeństwa. Szczególnie konfiden cjonalne stosunki łączyły go z ówczesnym stan- dartenfiihrerem, późniejszym brigadefuhrerem SS, Eberhardem Schoengarthem, który na początku 1940 roku został mianowany dowódcą policji bez pieczeństwa (Sipo) i służby bezpieczeństwa (SD) na całe Generalne Gubernatorstwo. Wykorzystując możliwości znajomych, Menten 39
pogłębiał i rozszerzał swoje kontakty. Deklaro wał się przed hitlerowcami jako gorący sympa tyk fiihrera, zwolennik narodowego socjalizmu, wreszcie jako wielbiciel kultury i narodu nie mieckiego. _ Wpływowi przyjaciele nie próżnowali. Załat wili Mentenowi stanowisko jednego z rzeczo- ] znawców rządu Generalnego Gubernatorstwa do spraw sztuki. Został też mianowany komisarycz- , nym zarządcą co najmniej czterech antykwaria tów odebranych Żydom. Był zatem treuhanderem, czyli powiernikiem ze strony niemieckiej, żydowskich antykw aria tów, zajmujących się skupem i sprzedażą dzieł sztuki. Były to takie firmy, jak Stieglitz, Ka- tzner, Horowitz i Schmaus. Firma „Oryza” służyła mu już tylko za para wan do rozlicznych interesów, które prowadził w Krakowie. Po zamknięciu w gettach właścicieli antykwa riatów Menten zagarniał dla siebie najcenniejsze I przedmioty. Bardzo często osobiście lub przy po- I mocy osób postronnych znosił do willi przy uli- j cy Grottgera obrazy różnych szkół. Najcenniej sze z nich były wieszane na parterze willi, w prywatnym mieszkaniu Mentenów. Rozległe musiał mieć stosunki ten osobliwy „rzeczoznawca do spraw sztuki”, skoro wśród osób, które telefonowały do niego, znajdowały się takie, jak Brigitta Frank, żona generalnego gubernatora Hansa Franka, czy frau Wachter, równie chciwa łupów małżonka późniejszego gu bernatora Galicji, Otto WSchtera. Jan Garbień, architekt z Krakowa, który przez jakiś czas pracował w sekretariacie Mentena, wspomina: „Tymi kontaktami Menten chełpił się przede mną często, opowiadając, jakie to on ma znajo mości i możliwości. W tym czasie Menten nie deklarował się jeszcze jako Niemiec. Twierdził, że jest Holendrem, a stosunki z wyższymi funk cjonariuszami niemieckimi pomagają mu w ro bieniu interesów. Menten prowadził rozliczne in teresy i miał wielu kontrahentów. Każda z osób, z którymi handlował, miała swoją teczkę. Trzy mał je w szafie pancernej, w swoim gabinecie. Z Polaków, z którymi utrzymywał interesy, pa miętam Tadeusza Wierzejskiego; ten często przychodził do Mentena i też miał swoją teczkę. W willi zamieszkiwanej przez Mentenów bar dzo często odbywały się całonocne pijatyki. Jak mówiła mi pokojówka, Polka, studentka angli styki, Niemcy do Mentenów schodzili się w go dzinach wieczornych. Byli to przeważnie esesma ni, urzędnicy rządu GG. Bywali też oficerowie Wehrmachtu i Luftwaffe. Zapamiętałem jedno nazwisko: pułkownik lotnictwa Haferung. Te kontakty z wyższymi funkcjonariuszami SS i SD z czasem zaczęły bywać coraz częstsze. By łem posyłany na ulicę Lenartowicza 17, gdzie mieściła się jakaś zakamuflowana jednostka SS czy SD — w każdym razie chodziło tutaj już o 40 41
wysokich oficerów. W książce telefonicznej Men tena figurowała ona jako »Casino«. Do tego »kasyna« byłem posyłany z jakimiś dokumentami w zapieczętowanych kopertach. Oddawałem je na P°Kifka'tygodni przed wybuchem wojny ze Związ kiem Radzieckim Menten przyszedł do biura pi jany i bardzo wesoły. — Wiesz — oświadczył — szukam noweg rządcy, bo niedługo jadę do swego m ajątku Pod- horodce. Wojna z bolszewikami rozpocznie się w czerwcu. Myślałem, że blefuje. , A . . Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Było to mniej więcej w dzień po zajęciu Lwowa przez wojska hitlerowskie. Siedziałem sam w biurze i nagle otworzyły się drzwi, a do pokoju wszedł Menten. Był w mundurze podoficera SD! Mundur połowy, feldgrau, koszula ciemnobrązowa, czarny krawat. W lakich mundurach widywałem esdemanow. Był to mundur zupełnie nowy, nie noszony. Menten stanął przede mną, był wyraźnie z siebie zadowolony, i zapytał: — Jak oceniasz mój wygląd? Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Byłem wstrząśnięty. Menten miał pistolet przy pasie. Nie wiedziałem, co mam robić, co odpowiedzieć. Ten strój zupełnie nie pasował do Mentena, ja kiego znałem. Wytwornego eleganta, szyjącego sobie po kilka garniturów i po kilka płaszczy na- rćiz. . • • Powiedział mi, że jedzie do swego majątku i ze zamierza we Lwowie odwiedzić swojego znajo mego, profesora Tadeusza Ostrowskiego. Potem żona Mentena potwierdziła tę wiado mość, oświadczając, że oni pragną zabezpieczyć cenniejsze rzeczy profesora Ostrowskiego, ze względu na warunki wojenne. Aby nie uległy zniszczeniu, jak zaznaczyła.” * W pierwszych dniach lipca 1941 roku, tuż po agresji Niemiec hitlerowskich na ZSRR, komen dant Sicherheitspolizei und Sichcrheitsdienst w Generalnym Gubernatorstwie, brigadefiihrer Schoengarth, został dowódcą „grupy operacyjnej do zadań specjalnych” (Einsatzgruppe zur beson- deren Verwendung) na terenie Lwowa i okolic. Grupa ta była sformowana z funkcjonariuszy podległych Schoengarthowi urzędów w Krakowie, Warszawie, Lublinie i Białymstoku. Nieco później, w sierpniu 1941 roku, Schoen garth kierował organizacją stałych placówek apa ratu bezpieczeństwa Rzeszy na terenie dystryktu Galicja, sprawując jednocześnie urząd komen danta Sipo i SD w Krakowie. Menten, włączony do jego „Einsatzgruppe”, przybył do Lwowa już 1 lipca 1941 roku i od 5 lipca zamieszkał w domu profesora Ostrowskie go, który został zamordowany przez Niemców wraz z innymi polskimi profesorami. W mieszkaniu profesora Ostrowskiego, które zo stało przydzielone Mentenowi przez gestapo, znaj- * Andrzej Gass, Bandycki skarb, „Zycie Warsza wy” 3.10.1977. 43
dowało się wiele wartościowych dzieł sztuki, mię dzy innymi obrazy malarzy światowej sławy. Sta nowiły one własność profesora oraz hrabiów Bar- denich i książąt Jabłonowskich. Menten zrabował wówczas z mieszkania Ostrow skiego cenną porcelanę i dywany oraz obrazy pędzla Cornelisa de Vos, Luca Signorelli, G erar da Honthorsta, Jean Baptiste Greuze’a, Gustava Courbeta, Georga Romneya i Joshue Reynoldsa. Z domu zamordowanego profesora Ruffa zabrał Menten obrazy Caspara Netschera, Dawida Te- niersa, Canaletta, Adriaeria Brouwera i Philipsa Wouwermana. Po rodzinie Blumenfeld kolekcjoner-grabieżca przywłaszczył sobie sześć popiersi cesarzy rzym skich, około 80 cm wysokości, wykonanych przez włoskich mistrzów z XVI wieku. Zabrał również obrazy, dywany i porcelanę. „Menten wrócił do Krakowa po kilkunastu dniach, może dwóch, trzech tygodniach — snuje wspomnienia Jan Garbień. — Jego wygląd moż na określić jedynie jako opłakany. Był zmięty, twarź nosiła ślady jakiegoś zbydlęcenia. Chyba był to skutek długotrwałego nadużywania alko holu. W takim stanie nie widziałem go nigdy. Nie komentował w ogóle swego wyjazdu i po wrotu. Nic na ten temat nie mówił. Na drugi dzień polecił mi udać się do piwnic willi »Oryza«, gdzie kazał mi sortować ogromną stertę nici, takich do szycia, w białych opakowa- 44 niach, znanej przedwojennej firmy DMC. Nici te były bezładnie rzucone na podłogę i ja miałem je uporządkować. W sąsiednim pomieszczeniu zauważyłem dużo zwiniętych dywanów, obrazów, rzeźb, lichtarzy. Tam krzątała się pani Mentenowa. Po pewnym czasie odwołano mnie z tej piw nicy. Pani Menten najwidoczniej zauważyła, że zerkam do drugiego pomieszczenia. W pewnej chwili podeszła do mnie. — Te dywany przywieźliśmy z mieszkania pro fesora Ostrowskiego — oświadczyła. — Musimy je zabezpieczyć. To był przecież nasz przyjaciel. W następnych dniach zaczęły nadjeżdżać samo chody ze znakami SS. Zdejmowano z nich jakieś opakowane przedmioty i wnoszono do piwnic willi przy ulicy Grottgera. Menten też wyjeżdżał coraz częściej. Przeważ nie przebywał w Krakowie kilka dni, po czym znowu gdzieś wyjeżdżał. Kiedy wracał, nie wiem. Musiał chyba wracać wieczorami, bo rano spoty kałem go w biurze. W tym czasie już zupełnie nie krył się ze swo ją działalnością. Deklarował się jako hitlerowiec, mówił o rychłym zwycięstwie Niemiec. — Nareszcie zrobimy porządek »mit Bolsche- wisten und Juden« — powiedział pewnego razu. Byłem tym wszystkim przerażony, opowiedzia łem ojcu o prawdziwym obliczu Mentena. Pracę w firmie »Oryza« zakończyłem 1 sierpnia 1941 roku.” Menten pozostawał w dobrej komitywie nie 45
tylko z brigadefuhrerem Schoengarthem, ale również z wyższym dowódcą SS i policji na Ge neralne Gubernatorstwo obergruppenfiihrerem Wilhelmem Krugerem, a nawet z samym gene ralnym gubernatorem Hansem Frankiem. Jednak szczególnie zażyłe stosunki łączyły go ze sturmbannfuhrerem SS nazwiskiem Kipka, fi gurą w miejscowym SD i gestapo. Menten był je go agentem. To dla nich wszystkich, nie tylko dla siebie, kupował i rabował dzieła sztuki. Dysponował dwoma samochodami, które zosta ły mu przydzielone przez hitlerowskie władze. W latach 1941—1942 jeździł często na trasie K ra ków — Lwów i z powrotem. Jego sześciocylin- drowego Adlera ze znakami SS spotykano w róż nych stronach kraju. Przewoził nim artystyczne meble oraz inne wartościowe rzeczy. Nie poprzestał na ogołoceniu mieszkań profe sorów Ostrowskiego i Ruffa. Kupował za bezcen lub rabował, przy pomocy Niemców z aparatu bezpieczeństwa, na terenie Lwowa, dywany, go beliny i w ogóle wszelkie przedmioty sztuki. Miał zresztą ciche poparcie władców Generalnego Gu bernatorstwa. Menten jeździł w tych czasach nawet do Kijo wa i Rygi. Również tam miał kontakty z wyso kimi funkcjonariuszami gestapo. Często wystę pował w mundurze hauptscharfiihrera i prze chwalał się, że jest sonderfiihrerem SS. Ponieważ w gruncie rzeczy nie znał się na sztuce, a tylko udawał konesera, zaangażował ja 46 ko eksperta Josefa Stieglitza, zamieszkałego pod ówczas w Krakowie. Menten przywiózł go do Lwowa i zapewnił mu bezpieczeństwo ze strony gestapo. Postarał się o to, aby Stieglitz mógł się poruszać bez opaski żydowskiej i mieszkać poza gettem. Za to pomagał on Mentenowi w wyszu kiwaniu dzieł sztuki na terenie całej Polski oraz dokonywał ich wstępnej ekspertyzy. Ratując własną skórę Stieglitz stał się wspólnikiem ra busia polskiego m ajątku o bezcennej wartości. Oficjalnie Menten ze względu na swoją znajo mość języków oraz terenów, na których opero wały jednostki bezpieczeństwa Rzeszy, a ściślej specjalne komendy eksterminacyjne, został roz kazem wysokiego dowództwa SS mianowany tłu maczem SD. W związku z tym był uprawniony do przywdziewania munduru tej organizacji i przyznano mu stopień hauptscharfiihrera SS. Menten nie działał w próżni „prawnej”. 16 gru dnia 1939 roku Hans Frank wydał rozporządze nie o konfiskacie przedmiotów sztuki w GG. Przewidywało ono konfiskatę całego publicznego zasobu dzieł sztuki w Generalnym Gubernator stwie, a więc zbiorów państwowych i kościelnych (z wyjątkiem przedmiotów niezbędnych do co dziennych czynności liturgicznych). To zarządze nie dotyczyło również kolekcji prywatnych. Rozporządzenie Franka sankcjonowało a poste riori akcję prowadzoną w GG już od 6 paździer nika tegoż roku przez doktora Kajetana Muhl- manna, mianowanego przez Hermanna Goeringa „specjalnym pełnomocnikiem do rejestracji i za
bezpieczenia skarbów sztuki i kultury”. Ponadto kat Polski wydał zarządzenie dodatkowe o obo wiązku zgłaszania specjalnemu pełnomocnikowi wszelkich przedmiotów o wartości artystycznej, kulturalnej lub historycznej, powstałych przed 1850 rokiem. Na fali szeroko zakrojonego, potwornego łu- piestwa hochsztaplerzy i złodzieje w rodzaju Mentena mogli „łowić ryby w mętnej wodzie”, uciekając się do najbardziej drastycznych środ ków, nie wyłączając inicjowania mordu na właś cicielach cennych dóbr kultury i sztuki. Przez cały okres okupacji w Polsce trwała ci cha walka między pełnomocnikiem Goeringa a pełnomocnikami Franka o polskie dzieła sztuki. W tym czasie mnóstwo przedmiotów o bezcennej wprost wartości zostało rozkradzionych. Przez takich ludzi jak Menten, Kipka i setki innych. Kolekcjoner — wspólnik zbrodni W meldunku nr 10 z terytorium ZSRR okupo wanego przez III Rzeszę Niemiecką, sporządzo nym przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) w dniu 2 lipca 1941 roku, stwierdzono, że SS i inne formacje hitlerowskie powinny bez warunkowo i natychmiast likwidować inteligen cję polską, formalne zaś wyroki śmierci zostaną wydane w czasie późniejszym. W nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku zbrodniarze hitlerowscy zamordowali profesorów polskich we 48 Lwowie. Zbrodnia ta została dokonana bezpo średnio po zajęciu Lwowa przez regularne jed nostki Wehrmachtu i po wkroczeniu do miasta „SS-Einsatzkommando Galizien” pod dowództwem brigadefiihrera Eberharda Schoengarlha, którego zastępcą był standartenfiihrer Heinz Heim. Oddział ten miał policyjno-polityczne zadanie „oczyszczenia” okupowanych przez III Rzeszę te renów Związku Radzieckiego z Polaków, Żydów i „pomocników bolszewików”, i to przed ustano wieniem na tym terytorium niemieckiej admini stracji cywilnej. Funkcjonariusze SD, Schoengarth i Heim, byli zaprzyjaźnieni z Mentenem i niejednokrotnie od wiedzali go w Krakowie. Jest stwierdzone bez cienia wątpliwości, że placówka gestapo w K ra kowie, w ścisłej współpracy z Abwehrą, przygo towała jeszcze przed napaścią III Rzeszy na ZSRR imienne listy osób, które były przeznaczone do likwidacji. Na liście tej znalazło się między in nymi 38 polskich profesorów. W ciągu trzech tygodni lipca 1941 roku hitle rowcy zamordowali we Lwowie 25 naukowców polskich oraz 18 osób spośród ich rodzin i przy jaciół. Nie można wykluczać, że Menten, który współ pracował z placówką gestapo w Krakowie, a przy jaźnił się z Schoengarthem i Heimem, i znał do skonale środowisko lwowskie z okresu do wrześ nia 1939 roku, mógł służyć pomocą przy sporzą dzaniu listy osób, które miały być po zajęciu Lwowa przez Niemców zlikwidowane. 4 — Pożar w Blaricura »Q