anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony55 975
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań32 383

00.5 Szept grzechu - Ria

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :331.7 KB
Rozszerzenie:pdf

00.5 Szept grzechu - Ria.pdf

anja011 EBooki Psi i zmiennokształtni
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 49 stron)

Nalini Singh Szept Grzechu w: Antologii Spalam się Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego Gazeta San Francisco 2 sierpnia 2072 r. RYTM MIASTA Kłopoty w Chinatown? Wymuszający odmawiają zarówno potwierdzania, jak i zaprzeczenia plotek o nowej zorganizowanej rodzinie mafijnej w mieście. Plotka na mieście mówi, że ten gang – znany z czarnych „V”, które bazgrają w lokalizacjach ich przestępstw – zamierza przejąć wszystkie nielegalne operacje na terenie San Francisco. Jak do tej pory, V skoncentrowało swoje działania w Chinatown, ale nasze źródła donoszą, że planują oni rozszerzyć swoje działania wzdłuż całego regionu Zatoki. Smith Jenson, telepata który zajmuje stanowisko kierownika PR lokalnych władz oświadczył publicznie, że V nie stanowią istotnego zagrożenia. Błagamy by zajęto odmienne stanowisko. Podczas gdy Psy jak Pan Jenson i jego koledzy pozostają bezpieczni w wysoko wznoszących się mieszkaniach, ludzie i zmiennokształtni na ziemi zaczynają odczuwać efekty nowego zagrożenia. Jak na razie nie było jeszcze ofiar śmiertelnych, jednakże jest to jedynie kwestią czasu. Autor niniejszego artykułu wierzy, iż lokalne władze muszą stanąć na wysokości zadania. W przeciwnym razie, San Francisco może po prostu wymknąć się z ich uchwytu. Jeden. Jej pończochy były podarte, Ria pomyślała, wpatrując się pusto na oczka u jej stóp. Gdzie były jej buty? Zgubione gdzieś w alejce, gdzie ten drań próbował ją zgwałcić jako „zaliczkę” na poczet pieniędzy za ochronę, których zapłacenia jej rodzina odmawiała. Coś zadrżało nad jej ramieniem i zostało owinięte wokoło niej, ciepłe i grube. Koc. Złapała go mocno, a potem skrzywiła się, gdy jej okrwawione dłonie dotknęły wełny. Jej ręce natychmiast się otworzyły. Uwolniony, koc zaczął zsuwać się na podłogę dużego vana karetki. „Mam Cię.” Powiedział głęboki głos, mrugnęła patrząc się na twarz, której nie znała. Zmiennokształtny, który rzucił jej napastnika o ścianę był niebieskookim blondynem,

przypominającym jej zarozumiałą młodość jej młodszego brata, Ken'a. Ten mężczyzna … był wyciosany z twardszego materiału, jego szczęka była pokryta świeżym zarostem, jego oczy miały bogaty bursztynowy kolor starej whiskey, jego włosy gęste i ciemne, w stu odcieniach przeplatającego się brązu i złota. „Dalej, kochanie, porozmawiaj ze mną.” Przełknęła, spróbowała znaleźć odpowiednie słowa, ale zgubiły swoją drogę w chaosie jej mózgu pozostawiając ją niemą. Zamiast tego jej umysł wypełnił się terrorem długich chwil jakie spędziła w tej alejce zaledwie kilka minut drogi od jej domu rodzinnego, w jednej z ulic otaczających krzątaninę Chinatown. Wystarczyło zaledwie kilka sekund by wszystko się zmieniło. W jednej chwili uśmiechała się, a w następnej jej podekscytowanie z zakończenia jej ostatnich wieczornych zajęć ustąpiło bólowi i szokowi, gdy on uderzył ją i kopnął - Gładki wybuch Mandaryńskiego, tak nieoczekiwany, tak mile widziany, że przedarł się przez mgłę bólu i strachu. Ponownie spojrzała w górę zdziwiona. Ten mężczyzna, ten obcy mówił do niej w języku jej babci, pytając ją czy nic się jej nie stało. Przytaknęła, znalazła słowa by powiedzieć, „Mówię po angielsku.” Rzadko musiała to mówić. W przeciwieństwie do jej matki będącej w połowie Kaukaskiego pochodzenia, Ria odziedziczyła niewiele po babci poza jej kośćmi. Jej włosy były gładkie jak pręty, ale były w kolorze ciemnego brązu, a nie czerni. Jej oczy były lekko w kształcie migdała, ale widać to było tylko, jeżeli ktoś się naprawdę przyglądał. Odziedziczyła większość swojego wyglądu po jej brązowowłosym, brązowookim całkowicie amerykańskim ojcu. „Jak masz na imię, kochanie?” Dłoń ujęła jej policzek Wzdrygnęła się, ale ta dłoń, chociaż duża, była delikatna. I cierpliwa. Po długich minutach zrelaksowała się pod wpływem jej ciepła, otuchy dodały jej zgrubienia które oznaczały, że był to mężczyzna zaznajomiony z pracą własnymi rękami. „Ria. A kim ty jesteś?” „Emmett,” powiedział, jego głos nie zdradzał nic prócz śmiechu. „I odpowiadam za ciebie.” Zmarszczyła brwi, prawdziwa Ria walczyła by przedostać się przez mgłę szoku. „Kim ty jesteś by być za mnie odpowiedzialnym?” „Jestem duży, jestem silny, i jestem wściekły jak jasna cholera, że ktoś ośmielił się tknąć kobietę na mojej warcie.” Mrugnęła. „Na twojej warcie?” „Dorian jest częścią mojego zespołu,” powiedział, kiwając na blondyna, który zamienił jej napastnika w worek połamanych kości. „Szkoda, że wykonał taką dobrą robotę – sam chętnie pokiereszowałbym tego gnojka.” Ria nie była przyzwyczajona do przemocy, ale wiedziała bez wątpienia, że ten mężczyzna był zmiennokształtnym, że mógł się z mienić w panterę za pomocą jednej myśli – i że ta pantera nie miała najmniejszego problemu z najbrutalniejszą odmianą sprawiedliwości. Kiedy spojrzała w jego oczy, zobaczyła wściekłość … i przebłyski czegoś, co nie było do końca ludzkie. „On nie może już mnie skrzywdzić.” Jakoś, odnalazła się próbując go pocieszyć. „Ale zrobił to.” Nieubłaganie stwierdził. „I mam zamiar wywąchać gniazdo, z którego ta mała żmija wypełzła bez względu na wszystko.” spojrzała na nieprzytomne ciało jej napastnika. Był żywy, ledwo. Ale przez dłuższą chwilę nie będzie rozmawiał. „Pracował sam?” „Są ślady, które wskazują, że pracował dla nowego gangu.” Emmett przycisnął koc delikatnie wokół jej stóp, gdy zrobił się luźny. „CiemnaRzeka odwaliła kawał dobrej roboty, by oczyścić miasto z tego rodzaju szumowin, ale czasem pojawiają się z powrotem.” Ria wiedziała o CiemnejRzece. Kto nie wiedział? Stado panter, mieszczące się w lasach Yosemite ogłosiło San Francisco częścią swojego terytorium kiedy Ria była jeszcze dzieckiem – żaden inny

drapieżny zmiennokształtny nie mógł wejść do miasta bez ich zgody. Ale kilka lat temu wstecz, poszli o krok dalej i zaczęli wymiatać również ludzkich drapieżników. „Nie mogę ci za dużo powiedzieć na jego temat,” powiedziała, jej głos zyskał na sile na wznoszącej się fali gniewu. „Przyszedł do sklepu mojej matki, zostawił numer konta, gdzie miała przelewać pieniądze za „ochronę”. Pomyśleliśmy, że jest kolejnym zbirem.” „Jutro wezmę od ciebie ten numer. Teraz powinnaś zostać obejrzana.” Wsuwając jedne muskularne ramie pod jej nogi, okręcił drugie wokół jej pleców, zaraz pod jej ramionami, i podniósł ją zanim zorientowała się co się dzieje. Wydała z siebie zaskoczony okrzyk. „Nie opuszczę cię.” Wyszeptał uspokajająco, gdy przeniósł ją w dalszą część wana. „Zabieram cię tylko z przeciągu.” Powinna zaprotestować, ale była zmęczona i obolała, a on był taki ciepły. Opierając swoją głowę o jego serce kiedy usiadł z nią w swoich ramionach, wzięła głęboki wdech. Jej ciało westchnęło. Ładnie pachniał. Gorąco, męsko i prawdziwie, jego woda po goleniu pachniała czymś czystym i świeżym. Chociaż wyraźnie potrzebował golić się częściej niż raz dziennie. Jego szczęka otarła się o jej włosy gdy sadowił ją bardziej pewnie na swoich kolanach. Nie żeby miała coś przeciwko temu, myślała, gdy oczy jej się zamykały. Emmett pogłaskał dłonią włosy norki, którą miał w ramionach. Była małym stworzeniem, i w tej chwili, była na granicy swojej wytrzymałości. Rozwścieczony na myśl, że ktoś ośmielił się ją skrzywdzić, trzymał ją z świadomą delikatnością, aż poczuł że zaczyna schodzić z niej napięcie. Kiedy westchnęła i przycisnęła się bliżej, pantera w nim wydała z siebie zadowolony pomruk – dokładnie w chwili, gdy Dorian zajrzał do vana. Blond żołnierz skinął na Ri'ę. „Nic jej nie jest?” „Gdzie do cholery są sanitariusze?” warknął Emmett. „Z tą kupą gnoju.” Dorian wzruszył ramionami. „Powinienem go zabić.” Dzika część Emmett'a chciała mu powiedzieć by wrócił tam i dokończył to zadanie, ale zmusił się do myślenia mimo potrzeby pantery by szarpać i rozdzierać. „Potrzebujemy każdej informacji jaką może nam dać na temat tej grupy, więc miejmy nadzieję, że później będzie mógł mówić.” „W tym momencie było by dobrze mieć Psy,” wymruczał Dorian, odnosząc się do psychicznej rasy, która była trzecią częścią triumwiratu jakim był ich świat. „Jeden z telepatów mógłby wyrwać te informacje prosto z głowy tego drania.” „Jesteście okropni,” powiedział senny kobiecy głos. Emmett spojrzał w dół by zobaczyć, że Ria miała zamknięte oczy. „Tak, jesteśmy.” Ale miał wrażenie, że ona już zdążyła zasnąć, jej rzęsy ciemne łuki księżyca na tle skóry tak kremowej, że chciał jej spróbować. Zwracając swoją uwagę na Doriana ostatnią siłą woli, powiedział „Znalazłeś jakiś kontakt na wypadek wypadku w jej portfelu?” Zostawił młodego żołnierza by się w tym zajął, kiedy on opiekował się Ri'ą. „Tak – rodzice są już w drodze.” Uśmiech Doriana był ostry. „Jej tata brzmiał tak, jakby świerzbiło go do walki, więc może nie powinieneś patrzeć na nią w ten sposób. „Pilnuj swojego cholernego interesu.” Ścisnął swój uścisk. Podnosząc ręce, Dorian śmiejąc się wycofał. „Hej, twój pogrzeb.” „Idź sprowadź tutaj sanitariuszy.”

„Wydaje mi się, że Tammy właśnie tu dotarła – może pozszywać twoją dziewczynę.” Uzdrowicielka CiemnejRzeki wpadła do vana gdy tylko Dorian skończył wypowiadać to zdanie. „Pozwól mi na nią spojrzeć,” powiedziała miękkim głosem kładąc swoją apteczkę na podłodze. Oczy Ri'i stanęły otworem gdy tylko druga kobieta ją dotknęła. Emmett przejechał dłonią po jej plecach by dodać jej otuchy. „Ria, to jest Tamsyn, nasza uzdrowicielka. Możesz jej zaufać.” Ku uciesze jego panterę, poczuł jak jej ciało się rozluźnia niemal natychmiast. „Mów mi Tammy.” Tamsyn uśmiechała się. „Wszyscy tak robią.” „Ja ciebie znam,” powiedziała Ria chwilę później. „Kupiłaś kawałek jadeitu ze sklepu mojej mamy.” „Alex jest twoją mamą?” Tammy uśmiechnęła się na potaknięcie Ri'i. „Powiedziałam jej, że potrzebuję czegoś czym mogłabym grodzić mojemu wybrankowi, gdy robi się twardogłowy, a ona powiedział, dlaczego nie skałę skałą?” „To bardziej przypomina moją babcię.” Tammy uśmiechnęła się. „Wszystkie kobiety brzmią jak ich matki po pewnym wieku.” Mrógnęła do niej. Ria uświadomiła sobie, że wbrew sobie i ona się uśmiechała. „W takim razie jestem przeklęta.” Wyciągnęła swoje ręce, by Tammy mogła je wyczyścić. „Właściwie nawet już nie bolą.” „Hmm, zobaczmy. Zrobiłaś to sobie upadając na ręce?” Tammy czyściła brud i odłamki z ran, gdy mówiła. Ria przytaknęła, krzywiąc się na szczypanie wody utlenionej. „Tak.” Uzdrowicielka spojrzała na jej teraz już czyste dłonie. „Nie masz rozcięć, które wymagały by szwów,” wymruczała piękna brunetka. „Pozwól mi zobaczyć twoją twarz, kochanie.” Jej ręce były niewiarygodnie kompetentne i delikatne, chociaż wyglądała jak modelka, ze swoim wzrostem i eleganckimi kośćmi. Ria zawsze chciała być wysoka. To była jedyna rzecz, której nie odziedziczyła po swoim ojcu. Zamiast tego utknęła z miniaturowym wzrostem swojej matki – ale nie z jej naturalnie szczupłym ciałem. Nie, Ria utknęła z byciem niską i „krągłą”. Ha, bardziej hojnie obdarzonym. Jej mama jadła sześć pierogów z rzędu i miała jeszcze miejsce na dokładkę. Ria jadła trzy i przybierała na wadze pięć funtów. „Śpisz?” Był to pomruk koło jej ucha. Potrząsnęła głową. „Nie śpię.” Tak jakby. „Będziesz miała trochę sińców na twarzy,” powiedziała jej Tamsyn, „ale nie masz żadnych permanentnych szkód.” Rozsmarowała coś na jej skórze. „To pomorze zmniejszyć opuchliznę.” „Xie xie.” Powiedziała w automatycznej odpowiedzi na dotyk uzdrowicielki. Tamsyn miała ręce jak jej babcia. Troskliwe ręce. Ręce godne zaufania. „Proszę.” Powiedziała z uśmiechem, który mogła usłyszeć choć jej oczy były zamknięte. „Emmett, musisz zostawić nas same na kilka minut.” Poczuła jak wielkie ciało spina się wokół niej. Zmuszając swoje powieki by się otworzyły, poklepała go po piersi, nie do końca pewna skąd znalazła do tego odwagę. Samce pantery były groźne kiedy byli poruszeni. Ale, wbrew groźnej miny na jego twarzy, miała wrażenie, że ten kot nigdy by jej nie skrzywdził. „Nic mi nie będzie.” „Tammy,” Emmet sprzeciwiał się dalej, a jego mina jeszcze bardziej po ciemniała, „ona jest na wpół żywa.” „Muszę zapytać się jej kilka osobistych pytań,” powiedziała Tamsyn spojkojnym kompetentnym

głosem, „żebym wiedziała, czy potrzebuje jeszcze jakiś innych leków.” Zamglony umysł Ri'i przejaśnił się. „Nie dotarł tak daleko. Tylko trochę mnie sponiewierał.” Warknięcie wypełniło powietrze. Wzdrygnęła się cała, jej serce uderzało z prędkością stu mil na godzinę. „Co to było?” „Emmett.” Mrugając na ton Tammy, spojrzała na mężczyznę, który ją trzymał. „To ty?” „Jestem panterą,” powiedział, jakby zaskoczony jej zdumieniem. „Zapomnij o nim,” powiedziała Tamsyn chwytając spojrzenia Ri'i, gdy dezynfekowała odrapania na jej kolanach. „Jesteś pewna co do tego co zaszło, kotku? Nikt nie będzie ciebie osądzał.” Nie możliwym było nie ufać tej kobiecie. „Rzuciłam w niego torebką i kopnęłam go poniżej pasa. Po tym, był bardziej zainteresowany w tym żeby mnie zranić, niż … no wiesz.” Tamsyn przytaknęła. „Dobrze więc. Ale jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebowała porozmawiać, zadzwoń do mnie.” Włożyła swoją wizytówkę do gigantycznej torebki, którą ktoś przyniósł i położył w karetce, kiedy Ria nie patrzyła. „To -” zaczęła Ria, kiedy na zewnątrz zrobiło się poruszenie. „Gdzie jest moja córka? Ty! Gdzie ona jest? Powiedz mi natychmiast, albo ja -” „Mamo.” Ria poczuła, że łzy napływają jej do oczu po raz pierwszy, gdy jej mama weszła do karetki, odpychając Tammy ze swojej drogi, tak jakby druga kobieta nie była silniejsza i wyższa. „Moje dziecko.” Alex wyściskała ją całą całując ją w czoło z czułym matczynym ciepłem. „Ten kawał gnoju.” „Mamo!” Jej matka nigdy nie przeklinała. Kiedy babcia Ri'i miała złośliwy nastrój, nazywała mamę Alex „sztywną” tylko po to by zobaczyć jak ona wybucha – jej babcia była jak fajerwerki. „Ty!” Alex przyszpiliła oczami Emmett'a. „Dlaczego masz swoje ręce na mojej córce?” Te ręce przycisnęły się jeszcze bliżej. „Opiekuję się nią.” Alex zezłościła się. „Nie najlepiej się nią opiekowałeś, nieprawdaż? Została zaatakowana właśnie tutaj, prawie na głównej drodze.” „Mamo,” powiedział Ria zamierzając powstrzymać jego namiętny protest, kiedy Emmett spokojnie przytaknął i powiedział, „To moja wina. Naprawię to.” „To nie była twoja wina,” powiedziała Ria, ale nikt jej nie słuchał. „Dobrze.” Alex odwróciła się z powrotem do Ri'i. „Twoja babcia na ciebie czeka.” „Jak zdołałaś ją przekonać by zaczekała w domu?” „Powiedziałam jej, że będziesz chciała napić się jej specjalnej jaśminowej herbaty kiedy wrócisz.” Emmett dorastał w silnym i żywiołowym stadzie. Uznał, że jest w stanie poradzić sobie z rodziną Ri'i. To było zanim poznał jej babcię. Pięć stóp niczego więcej poza czystą furią i ściśle wstrzymywaną wściekłością, która była jeszcze bardziej imponująca z powodu jej samokontroli. Oczywiście, Ria była ważniejsza. Emmett nie zgodziłby się na nic innego, nawet gdyby jej babcia nie rozkazała mu zanieść Ri'i – która protestowała, że może „chodzić, na litość boską ” - do czegoś, co wyglądało na sypialnię jej babci, aby mogła się wykąpać i przebrać. Jak tylko wypełnił to zadanie, został wygoniony zaczekać do kuchni. Ojciec Ri'i nadal był na miejscu zdarzenia, powstrzymywany przed spuszczeniem jeszcze większego łomotu niemal martwemu napastnikowi. Podobnie jak jej starszy brat. Co pozostawiło

go w kuchni z mamom i szwagierką Ri'i. Alex i Amber wyglądały bardziej jak siostry niż jak cokolwiek innego. Mama Ri'i była ładną kobietą, drobną i powabną. Amber była wyciosana z tej samej gliny – nawet w późnym stadium ciąży, w którym się właśnie znajdowała, jej kształty były delikatne, jej ramiona szczupłe i delikatne. Emmet pozostawał bardzo ostrożnie na krześle, gdzie rozkazano mu usiąść. Bał się, że złamałby jedną z nich, gdyby je przez przypadek dotknął. Ale Ria, Ri'ę chciał dotykać. „Pij!” Coś go uderzyło przed nim. Spojrzał na dół na kałużę herbaty jaśminowej wokół jego małej filiżanki i zdecydował się nie wspominać humoru Alex. „Dzięki.” „Myślisz, że tego nie widzę?” Szturchnęła go palcem w ramię. „Ciebie, sposobu w jaki patrzysz się na moje dziecko?” Nikt nie ważył się zaatakować Emmett'a. Nie był jednym z najszybciej zmieniających się w pantere w CiemnejRzece, ale był więcej niż niebezpieczny gdy go do tego sprowokować. I wszyscy jego podopieczni byliby bardziej niż zachwyceni zobaczyć go teraz nie ośmielającego się podnieść jednego palca w obawie, że mógłby posiniaczyć Alex. „A jak na nią patrzę?” Alex zmrużyła oczy. „Jak wielki kot na swoje jedzenie.” Wygięła swoje ręce w kształt pazurów i wykonała ruch jakby odpychała wszystkich na bok. „W ten sposób.” „Masz z tym jakiś problem?” „Mam problem ze wszystkimi mężczyznami, którzy chcą umawiać się z moją córką.” I z tym, Alex obróciła się i odeszła z powrotem do blatu. „A jej ojciec, on ma dwa razy taki problem.” Emmett zastanawiał się, czy Alex spodziewała się, że go odstraszy. „Dorastałem w stadzie.” Był przyzwyczajony do wścibskich członków stada, warczących ojców i śmiertelnie opiekuńczych matek. Amber uśmiechnęła się, kiedy Alex prychnęła i obróciła się. „Z kobietami też mają problem,” powiedziała scenicznym szeptem. „Kiedy zaczęłam umawiać się z Jet'em, Alex powiedziała mi, że jeżeli złamię jego serce to pobije mnie wałkiem.” Alex pomachała dokładnie tym przyrządem kuchennym w kierunku Amber. „I nie zapominaj o tym.” Śmiejąc się Amber przytuliła Alex. „Nic jej nie jest, Mamo. Ria się z tego otrząśnie – lepiej niż ty i ja byśmy kiedykolwiek to zrobiły.” W tym momencie wrócili męscy krewni Ri'i. Pierwszym pytaniem jej ojca było, „Kim on jest do cholery?” Dwa. Ria siedziała w kąpieli z bąbelkami, którą przygotowała jej babcia i westchnęła. Lekkie pukanie nastąpiło chwilę później. „Wporządku, Popo.” Jej babcia weszła do środka. Chociaż malutka, z twarzą, która nosiła milion śladów dobrze przeżytego życia, jej chód był stabilny, a jej oczy jasne. Miaoling Olivier miała w sobie jeszcze całe naręcze dekad do przeżycia jak lubiła powtarzać. Teraz weszła i usiadła na zamkniętej klapie od toalety, gdy ojciec Ri'i zaczął krzyczeć w kuchni. „No i znowu to samo,” powiedziała Miaoling przewracając oczami. „Czasami myślę, że przez przypadek otworzyliśmy nasz dom mieszkańcom szpitala psychiatrycznego.”

Ria poczuła jak unoszą jej się usta w uśmiechu, a jej oczy zachodzą mgłą. „Są po prostu zdenerwowani i boją się o mnie.” „Mądra dziewczyna.” Jej babcia sięgnęła, wzięła jedną z pokiereszowanych dłoni Ri'i i pocałowała ją. Pocałunek był lekki, kochający. Leczył Ri'ę od wewnątrz. „Kocham cię, Popo.” „Wiesz,” powiedziała Maoling, „że tylko ty mnie tak nazywasz. Ken i Jet obaj nazywają mnie nana.” „I dlatego oni nie są twoimi ulubieńcami, a ja jestem.” „Shh.” W oczach Miaoling pojawiły się iskierki, gdy położyła rękę Ri'i z powrotem na krawęć wanny. „Podziękowałaś już młodemu mężczyźnie, który cię znalazł? Może powinnaś upiec mu ciasto.” To sprawiło, że Ria się uśmiechała. „Nie jestem zainteresowana,” powiedziała swojej wiecznie pełnej nadziei babci. „Jest nieco zbyt piękny jak dla mnie.” Blondyn CiemnejRzeki był wyraźnie dobrze wytrenowanym członkiem stada, ale będąc takim szczupłym, bardziej wyglądał jak nastoletni surfer niż dorosły mężczyzna. Emmett z drugiej strony … Jej babcia westchnęła. „Jeżeli tak dalej pójdzie, twoje kobiece części się wysuszą.” Ria prychnęła ze śmiechem. „Popo!” „No co? Mówię tylko prawdę.” Sposób mówienia Miaolng zmienił się z perfekcyjnie Harvardzkiej angielszczyzny do rytmu, który tylko używała przy tych, przy których czuła się swobodnie. „W twoim wieku byłam już w ciąży z twoją mamą.” „Czasy się zmieniły – a ja mam dwadzieścia dwa lata, niezbyt można by powiedzieć o mnie, że jestem wyschnięta.” Oparła swoją głowę o ścianę. „Powiedz mi jak poznałaś dziadka.” „Po co? Przecież już to wiesz.” „Proszę.” Ta historia sprawiała, że czuła się lepiej, i teraz, właśnie tego potrzebowała. „Dobrze, dla mojej Ri-ri.” Głęboki wdech. „Mieszkałam na gospodarstwie rolnym w prowincji Henan i moja rodzina próbowała zaaranżować mi małżeństwo. Ale, ai, byłam okropna. Nie chciałam wyjść za mąż, za żadnego z chłopców, których mi przyprowadzali – zbyt kościsty, zbyt gruby, zbyt głupi, zbyt przywiązany do spódnicy swojej matki.” „I pozwalali ci z tym ujść na sucho?” „Byłam jedyną dziewczyną po trzech chłopcach. Byłam rozpieszczona.” Powiedziała z pełnym zadowolenia uśmiechem. „Pewnego dnia, przychodzi do mnie mój ojciec i mówi, Miaoling, dzisiaj ubierz się ładnie, amerykański lekarz przyjeżdża do wioski sprawdzić oczy starych ludzi.” „Zbadać czy nie ma katarakty.” „Tak. Mój tata mówi, może szalony Amerykanin zechce za żonę szaloną Chinkę, która nie słucha nikogo. Oczywiście, to sprawia, że wcale nie chcę Amerykanina.” Ria zachichotała, tak wciągnięta w tą historię, jak gdy była dzieckiem. „Dziadek przyszedł do naszego domu na kolację.” „A ja założyłam brązową sukienkę, brzydką brązową sukienkę, z brzydkimi brązowymi butami.” Ręka babci głaskała włosy Ri'i, włosy o których Miaoling raz powiedziała, że miały w sobie jedwab Chin, ale bogaty czekoladowy kolor całkowicie innej kultury. „Ale on był taki przystojny. Ładne zielone oczy, żółte włosy. I był miły. Śmiał się ze mnie po cichu przez całą noc siedząc naprzeciwko mnie przy stole. Wiedział co mi chodziło po głowie.” „Ale i tak poprosił cię byś za niego wyszła.” „Po tygodniu. I szalona Miaoling powiedziała tak, i przyjechaliśmy do Ameryki.”

„Tak szybko,” powiedziała Ria kręcąc głową. „Nie bałaś się?” „Phi, dlaczego miałabym się bać? Kiedy jesteś zakochany, nie boisz się. Tylko niecierpliwisz.” „Nie mów tego, Popo!” Ale było już za późno. „Niecierpliwisz się by używać kobiecych części!” Emmett ukrył swój uśmiech w jaśminowej herbacie. Jego słuch był dokładny, jak u pantery. Mógł słyszeć wszystko co babcia Ri'i mówiła – i cholera, już był w niej w połowie zakochany. Nic dziwnego, że dziadek Ri'i się z nią ożenił. Spoglądając w górę złapał wyrażenie twarzy Alex, gdy jej mąż przyciągnął ją do swoich ramion. Odkładając na bok całe jej rzucanie się, Alex naprawdę martwiła się o Ri'ę. „Nikt więcej nie skrzywdzi twojej córki,” powiedział po cichu podnosząc się na nogi. Wszyscy wpatrywali się w niego przez długie minuty, aż w końcu, Simon, ojciec Ri'i, przytaknął. Ale kiedy się odezwał, było to by powiedzieć, „Ona nie jest dla ciebie. Jest już zajęta.” Emmett uniósł brew. „Nie nosi pierścionka.” A jeżeli jakiś kretyn był wystarczająco głupi by nie rościć sobie do niej praw, kiedy miał szansę, to nie był to problem Emmett'a. „Ale będzie,” powiedział Simon. „Jesteśmy przyjaciółmi z rodziną Tom'a, Clark'ami, od lat. Oświadczyny są formalnością.” Emmett mógł słyszeć Ri'e i jej babcię nawet teraz, chichoczące w łazience. Żadna z nich nie wspomniała o tym Tom'ie w ich dyskusji o stosowaniu „kobiecych części.” Pantera kocio uśmiechnęła się z satysfakcją, choć mężczyzna nie dał po sobie tego poznać. „Odnoszę wrażenie, że z waszą córką nic nie jest pewne – ona sama podejmie własne decyzje.” Oczywiście, on miał szczery zamiar upewnienia się by wybrała właśnie jego, ale nie było potrzeby by informować o tym jej rodziców. Jeszcze nie. Dwie godziny później, po krótkim spotkaniu z alfą CiemnejRzeki i kilkoma innymi żołnierzami, Emmett potarł swoje zaspane oczy akceptując piwo, które rzucił mu Nathan. „Muszę iść do domu, złapać trochę snu.” „Zrelaksuj się na kilka minut,” powiedział mu strażnik, jeden z najwyższych rangą żołnierzy stada. „Byłeś napięty jak łuk całą noc. Wszystko poszło dobrze z tą dziewczyną, którą zaatakowano?” „Tak.” Emmett nie miał zamiaru dyskutować więcej na temat Ri'i z kimkolwiek. Nie dzisiaj. „Co to Luc mówił na temat Psy?” Zmartwienia zmiennokształtnych rzadko dotyczyły tych z nieemocjonalnej rasy psychicznej, ale z tego co dotarło do niego dzisiaj, może to mieć miejsce w tym przypadku. Nate wziął łyka swojego piwa. „Wiesz jak oni zdominowali politykę. Słyszeliśmy, że mogą chcieć zneutralizować tą grupę sami.” „Dlaczego? Ofiary w ludziach i zmiennokształtnych gówno ich obchodzą.” Jedynym powodem dla którego ta rasa pozostawała przy władzy – poza faktem, że ich przeciwnicy mają zwyczaj wycofywania się z wyścigu po publikacji jednego ze skandali lub kilku z nich – była ich zdolność do robienia pieniędzy, pieniędzy, które okazjonalnie sączyły się w dół do głosujących. „Zaczynamy deptać im po piętach,” powiedział Nate. „Psy lubią być na szczycie w każdej sytuacji.” „W takim razie będziemy musieli działać szybko.” „Mamy jeszcze trochę czasu.” Drugi mężczyzna odłożył swoje piwo. „Najwyraźniej, nie wszyscy w wysoko postawieni rangą Psy uważają nas za prawdziwe zagrożenie.” Emmett prychnął. „Oni naprawdę nie widzą nic poza ich wierze z kości słoniowej, co?” „Ludzie i zmiennokształtni nie pojawiają się zbyt często na ich radarze.” Uśmiech Nate'a ociekał

samozadowoleniem. „A w czasie kiedy oni będą zajęci decydowaniem się tym, czy należy zadać sobie trud by zwrócić na nas uwagę, my przejmiemy to miasto.” Emmett wzniósł butelkę w toaście. „Za udaną kampanię.” Jednakowoż, w tej chwili, mniej myślał o przejęciu miasta przez CiemnąRzekę, a więcej o jego bardziej prywatnej kampanii. No dalej, fretko, pobaw się ze mną. Ria leżała tej nocy w łóżku i wzdychała. Była rozpieszczana, głaskana i tłamszona prawie do śmierci przez jej rodzinę wiele godzin po tym jak wróciła do domu. W większość dni, doprowadziłoby to ją do szału. Dzisiaj, potrzebowała tego ciepłego koca miłości. Ciepło. Gorąco. Jej ciało zmiękczało, pamiętając co czuło leżąc skulone na kolanach Emmett'a. Nigdy wcześniej nie była na kolanach mężczyzny. Większość mężczyzn którzy ośmielili się podnieść rękawicę rzuconą przez opiekuńczość jej rodziny i odważyli się zaprosić ją na randkę byli miłymi chłopcami z sąsiedztwa. Nie miała nic przeciwko nim. Ale chodziło o to, że dorastała z ojcem, który był gwałtowny w swojej trosce o rodzinę, i starszym bratem, który nie spadł daleko od jabłoni, kiedy przychodziło do dbania o tych, których uważał za swoich. Oni zjadali tych miłych chłopców na śniadanie. Ri'i marzył się mężczyzna, który okazjonalnie zjadł by zamiast tego ich! Tuląc się do poduszki, uśmiechnęła się do swoich myśli. Można by pomyśleć, że nie lubiła swojej rodziny. Było to dalekie od prawdy. Ale, no cóż, byli przytłaczający. Oni, tak jakby, przejmowali wszystko. Jak ona miała szanować mężczyznę, który pozwalał się im zdominować? Wrócę jutro by sprawdzić co u ciebie. Emmett powiedział to prosto przed jej ojcem. Gęsia skórka wystąpiła jej na całym ciele. Zastanawiała się jak te jego duże, silne ręce sprawiałyby że by się poczuła, gdy głaskałby ją po całym ciele, gorące i - Zadzwonił jej telefon. Jęknęła, kiedy zobaczyła kto dzwonił. Tom. Wzdychając, wstała by odebrać, ale dobrze zakamuflowany diabeł w niej zamiast tego odrzucił połączenie. W Tom'ie nie było nic złego poza tym, że chciał się z nią ożenić. Jej ojciec lubił Tom'a. Nawet Alex lubiła Tom'a. Ria nie miała nic przeciwko Tom'owi. Ona po prostu nie chciała wychodzić za niego za mąż. Nie, ona śniła o historii miłosnej takiej jak jej babci – i Miaoling była jedyną w całej rodzinie, która wspierała opór Ri'i w stosunku do „Świetnej Partii.” Z punktu widzenia Alex i Simona, to naprawdę była świetna partia. Podobnie jak ona, Tom był częściowo pochodzenia Chińskiego. Jak ona, dorastał w Stanach, i miał bardzo zachodni sposób patrzenia na życie, bez zapominania o drugiej części jego dziedzictwa. A co najważniejsze, Clark'owie i Wembley'owie byli przyjaciółmi od czasów zanim Ria i Tom w ogóle przyszli na świat. Wszystko było doskonałe. Tylko, że Tom nigdy nie śmiał by się z nią z sekretnego żartu tak jak zrobił to jej dziadek z jej babcią. Nigdy by nie trzymał jej z pełną pasji czułością z jaką Simon trzymał Alex, kiedy myślał że nikt nie patrzył. Nigdy nie zacząłby się z nią kłócić tylko po to, by móc się z nią pogodzić jak Jet robił to z Amber. Dlaczego oni nie mogli zrozumieć, że i ona chciała tego samego? Całe swoje życie nie miała nic przeciwko temu, by Jet i jej młodszy brat, Ken, byli w świetle fleszy. Bycie środkowym dzieckiem w rzeczy samej było całkiem miłe – dostawało jej się to co najlepsze z obu światów, a jej relacje z rodzeństwem były bardzo silne. Ale ze swoim mężczyzną, ze swoim mężem, chciała być numerem jeden.

„Idź spać Ria,” wymruczała do siebie, wiedząc że miała obsesyjne myśli ponieważ bała się zasnąć i mieć koszmary. Ale kiedy w końcu zasnęła, nie było to by wpaść w szpony koszmarów … ale w silne ręce mężczyzny, który patrzył na nią oczami, które zmieniły się w zielono-kocie. Emmett patrzył z uwagą na swoją twarz w lusterku łazienkowym następnego ranka i skrzywił się. To był cud, że Ria nie uciekła z krzykiem od niego kiedy wziął ją w swoje ramiona. Była taka miękka i jedwabista, smakowity kąsek. On, dla porównania, wyglądał jakby miał kilka bliskich spotkań zarówno z pięścią, jak i ze ścianą. Pięści były prawdą, ale jak wszyscy zmiennokształtni, szybko leczył wszystkie uszkodzenia. Nie, tak po prostu wyglądała jego twarz, z taką się urodził. Nigdy wcześniej mu to nie przeszkadzało, ale teraz potarł ręką o jego oprószoną zarostem szczękę i zdecydował, że lepiej jeżeli się dobrze ogoli zanim pójdzie sprawdzić co z Ri'ą. Ogolenie się i prysznic sprawiły, że czuł się czysto, ale był świadomy, że nadal wyglądał jak zbir kiedy zapukał w drzwi do jej domu rodzinnego. Na pewno w niczym nie przypominał ładnego chłopca idącego wzdłuż podjazdu z ogromnym bukietem róż. Cholera. Dlaczego do cholery on nie wpadł na pomysł, by przynieść kwiaty? „Cześć,” powiedział drugi mężczyzna w uniwersyteckim głosem. „Jestem Tom.” Emmett wyciągnął rękę. „Emmett.” „Simon wspomniał o tobie przez telefon,” powiedział Tom z przyjacielskim uśmiechem, który zawiódł w ukryciu kalkulacji, którą odzwierciedliły jego oczy. „Pomogłeś Ri'i zeszłej nocy.” „Jesteś przyjacielem rodziny?” Emmett zapytał by zobaczyć co odpowie Tom w momencie, gdy otworzyły się drzwi. „Nie, on jest narzeczonym mojej córki,” powiedziała Alex przyciągając Tom'a na przyjacielski pocałunek w policzek. Emmett spojrzał na Tom'a. „Nie wierzysz w pierścionki?” „To jeszcze nie jest oficjalne.” Powiedział drugi mężczyzna spokojnym, pewnym siebie tonem osoby całkowicie przekonanej o tym, że dostanie to czego chce. Emmett nie uśmiechnął się, ale pantera wyszczerzyła swoje zęby w jego wnętrzu. Ten ludzki szczeniak niedługo nauczy się, że mężczyzna pantery nie uznaje żadnego oświadczenia o posiadaniu, które nie zostało zaakceptowane przez kobietę. A Ria nie uważała się za związaną z tym mężczyzną. Nawet gdyby nie podsłuchał jej rozmowy z babcią, nic w niej nie mówiło o związku z innym mężczyzną. Nie nosiła na swojej skórze zapachu Tom'a … i nie odepchnęła Emmett'a zeszłej nocy. Nie wypowiadając nic z tego głośno, obrócił swoją twarz w stronę Alex. „Czy mógłbym porozmawiać z Ri'ą?” „Dlaczego?” Alex zmrużyła swoje oczy, nawet kiedy wciągnęła Tom'a do środka i położyła swoją rękę na framudze drzwi by zagrodzić przejście Emmett'owi. „Muszę zobaczyć, czy pamięta cokolwiek innego na temat jej napastnika.” Pantera Emmett'a wiedziała kiedy miała naprzeciwko siebie godnego przeciwnika. Alex była doskonałym przykładem opiekuńczej mamy-misia. Ale Emmett często zderzał się z takimi jak ona w stadzie. „To pomoże nam uczynić ulice bezpieczniejsze dla innych córek.” Nie, nie było poniżej jego godności użycie emocjonalnego szantażu by dostać się do środka. Alex opuściła swoje ramię. „Hmm. Możesz wejść – ale jeżeli zasmucisz Ri'ę, to sama cie pobiję.” „Nie jestem krucha mamo.” Znajomy głos, znajomy zapach – delikatny, świeży, ale z widoczną nutą przypraw. Wciągnął jej pełen przeciwieństw zapach głęboko w swoje płuca, jego pantera dokładnie

obserwował jak Ria uściskała swoją mamę i potem wzięła kwiaty od Tom'a. Brak pocałunku. Dobrze. Jego pazury rozprostowały się wewnątrz jego skóry, chcąc na zewnątrz, chcąc wyrządzić szkodę. Ładny Tom ze swoimi gładkimi włosami i nieskazitelną skórą drażnił go. „Emmett.” Ria spojrzała na niego z tymi swoimi brązowymi oczami i brązowymi włosami. „Możemy porozmawiać w salonie.” Gdy przytaknął, Alex wzięła od niej róże. „Włożę je do wody. Tom może z tobą posiedzieć dla wsparcia moralnego.” „Z drugiej strony,” powiedziała Ria sprawiając, że Alex zamarła, „myślę, że lepiej będzie jeżeli wyjdziemy się przejść – mogę pokazać Emmett'owi gdzie zostałam zaskoczona. Babcia chce porozmawiać z Tom'em.” Uśmiechając się wewnętrznie na to jak sprawnie odcięła wszystkie opcje, oprócz tej którą chciała, Emmett wyszedł na podjazd i zaczekał aż do niego dołączy. „Robiłaś już to wcześniej,” powiedział, kiedy dotarła do niego i wyszli. „Musisz wyrobić w sobie silną osobowość w mojej rodzinie,” powiedziała, uśmiech flirtował na jej ustach. „To mechanizm obronny.” Sięgając do kieszeni swojego płaszcza podała mu zgięty kawałek papieru. „Numer konta.” „Dzięki.” Spojrzał na jej postać, marszcząc twarz na widok siniaka, który próbowała ukryć za pomocą makijażu. „Pokarz mi swoje ręce.” Obróciła je dłońmi do góry. „Leczą się dobrze.” „Ten drań jest w śpiączce,” wymruczał, chwytając jej ręce, żeby mógł zbadać bardziej dokładnie wyrządzone jej szkody. Pantera nienawidziła widzieć jej tak zranionej. Mężczyzna również. „Znacz jakiegoś Psy, z którym moglibyśmy uciąć sobie pogawędkę?” „No cóż,” powiedziała, kiedy zmusił się by puścić jej ręce, „księgowy mojej mamy jest Psy, ale nie sądzę by pan Bhaskar pisał się na przesłuchanie.” „Szkoda.” „Więc, zeszłej nocy … „ „Możesz o tym rozmawiać?” Zatrzymał się by spojrzeć w jej twarz. „Jeżeli jest to za bardzo trudne, możemy to odłożyć na kilka dni.” Ślad otwartej irytacji przewinął się przez jej oczy. „A co z czynieniem ulic bezpieczniejszych dla innych córek?” „To ważne,” przyznał. „Ten gang, grupa Vincent'a, bawią się z nami. Jeżeli nie wygonimy ich szybko z miasta, stracimy prawo do tego by trzymać je jako część naszego terytorium.” „Naprawdę?” Zmarszczki pojawiły się na jej czole. „Dlaczego?” „Chodzi o władzę,” powiedział jej. „Stado drapieżnych zmiennokształtnych może legalnie posiadać jedynie takie terytorium, które może utrzymać – a to oznacza oczyszczenie go z wszystkich innych drapieżników. Ta grupa kwestionuje naszą władzę. Inna grupa zmiennokształtnych mogłaby zdecydować, że oznacza to że nie mamy prawa do tego obszaru.” „A wtedy polała by się krew,” powiedziała poważnym tonem. „Wilki ŚnieżniTancerze?” „Niebezpieczni,” powiedział jej. „Ale oni już utrzymują duże ilości terytorium. Nasz wywiad mówi, że nie mają wystarczającej ilości ludzi by nas wyprzeć.” „Ale oni nie są jedyni, prawda?” Wkładając ręce do kieszeni swojego płaszcza w żywym kolorze czerwieni, Ria wskazała głową na lewo. „To alejka, w której mnie złapał. Wracałam do domu po nocnych zajęciach na uczelni. Moich ostatnich zajęciach.” „Dlaczego byłaś sama?” zapytał, lekkie warknięcie w jego głosie. „Było już po zmroku.”

„Była ledwie ósma.” Irytacja, znowu przebiła się przez jej głos – Emmett zaczynał pokazywać takie same tendencje do nadopiekuńczości jak jej rodzice. „I jestem osobą dorosłą, gdybyś nie zauważył.” Powolne mrugnięcie. „Oh, zauważyłem.” Trzy. Gorąco wyszło z jej żołądka, rozprzestrzeniło się z jej bioder, i zagroziło, że pokryje kolorem jej twarzy. „Nie traktuj mnie protekcjonalnie.” Usztywniając swój kręgosłup na wybuch, spojrzała w te jego cudowne oczy. „Moja decyzja była solidna. Dookoła było dużo ludzi, wchodzących do restauracji albo wracających do domu z pracy. Ta wyjątek dla istnienia istot ludzkich wciągnął mnie w zaułek w ciągu chwilowego wytchnienia w ruchu pieszych.” „Co oznacza, że ciebie śledził, tylko czekając na odpowiednią okazję.” Emmett wpatrywał się w ciemne zakamarki alejki, jego oczy zmrużyły się. Zastanawiała się czy w ogóle słyszał jej dwa pierwsze zdania. „Też tak pomyślałam. Zawsze jestem uważna gdy wysiadam z kolejki powietrznej, ale ciężko jest zauważyć coś takiego, gdy tylu ludzi wysiada na stacji.” Ostatniej nocy, masy ludzi rozprzestrzeniły się jak tylko dotarli do ziemi, ale było dość tłumu idącego w jej stronę, żeby nie zwracała zbytnio uwagi do kogokolwiek w szczególności. „Dopóki nie unieszkodliwimy tej grupy,” wymruczał Emmett nadal wpatrując się w alejkę, „nie będziesz nigdzie chodzić sama.” Opadły jej usta. „Co?” „Aż do śmierci,” obrócił się, by na nią spojrzeć, „to ich motto. Podążają za ich zdobyczą aż do śmierci. Będą zasadzać się na ciebie raz po raz. To dla nich kwestia „honoru”” Prawie splunął na ulicę z dezaprobatą. „Co to do cholery za honor skrzywdzić tak kobietę?” Jego niezachwiane przekonanie do tych słów sięgnęło aż do ciepła jej kobiecego wnętrza. Ale - „Nie mogę siedzieć w domu. Muszę choćby zacząć rozmowy kwalifikacyjne w sprawie pracy.” Praca była jej biletem do wolności, wolności na którą ciężko pracowała, by móc ją zyskać. „I zabieram moją babcię na jej spotkania -” „Kto powiedział, że musisz siedzieć w domu?” Znaczące spojrzenie. Ria nie reagowała zbyt dobrze na żadne próby onieśmielenia. „Skoro nie mogę chodzić nigdzie sama – a nie zamierzam narażać mojej babci na niebezpieczeństwo – to co innego powinnam zrobić, zatrudnić ochroniarza?” W ciągu minuty, sekundy nawet, w której jej tata dowiedziałby się o tym, użyłby tego jako wymówki by powstrzymać ją przed znalezieniem pracy. Simon i Alex Wembley kochali swoją jedyną córkę. Kochali ją tak bardzo, że nie mogli znieść myśli o tym że świat mógłby spowodować choć jeden siniec na jej duszy. W rezultacie, Ria wyrosła będąc chroniona i rozpieszczana. Gdyby nie jej babcia, mogłaby się zamienić w rozpieszczonego bachora. Zamiast tego dorastała ceniąc miłość jej rodziców … jednocześnie rozumiejąc smutek, który leżał u podłoża ich opiekuńczego ferworu. Było to przyczyną, z powodu której nie wyjechała na studia I stopnia jak Ken – nie była w stanie wlać takiej ilości zmartwienia w serca jej rodziców. Ale nie mogła żyć w tym kokonie wiecznie, nawet dla jej mamy i taty. To nigdy by do niej nie pasowało – tak właściwie, to by ją zniszczyło. Jednakowoż, jej rodzice jeszcze na to nie wpadli. W umysłach Smion'a i Alex małżeństwo z Tom'em zapewniłoby jej ostateczną ochronę – jako żona Clark'a, oczekiwano by od niej by nie robiła nic bardziej wyczerpującego niż wyglądanie ładnie i może zaaranżowanie kilku kwiatów. „Emmett?” naciskała, kiedy on pozostawał cicho.

„Ja będę ciebie chronił.” Jej serce łomotało głucho. „Jak długo?” „Tak długo jak będzie trzeba.” Niemal wzięła krok w tył z uwagi na jego czystą nie pohamowaną siłę. „Nie możesz być ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Chociaż nie powiedziałabym nie eskorcie ze stacji kolejki powietrznej do domu.” Była osobą niezależną, ale nie głupią. „Ta grupa jest znana z porywania ludzi z ulic w środku dnia.” Jego skóra stała się napięta na policzkach. „Zastraszają wszystkich świadków by byli cicho, więc wydaje się że ich ofiary rozpływają się w powietrzu.” Potrzeba wolności stanęła naprzeciwko logiki, tego co do niej mówił. „A co z moją rodziną?” „Mamy już rozstawionych żołnierzy w sklepie twojej mamy i koło twojego domu. Schematem postępowania tej grupy jest by uderzyć w kobiety w danej rodzinie, więc twoja mama, szwagierka i babcia są narażone na największe ryzyko.” „Amber przekroczyła już ósmy miesiąc ciąży,” zaczęła Ria. „Naprawdę?” Droczący się uśmiech. „Tak mi się wydawało, że wygląda nieco inaczej.” Poczuła jak czerwień koloruje jej policzki. „Ostatnio i tak niewiele wychodziła – jeżeli powiemy jej o taktyce tej grypy, prawdopodobnie nie będzie miała nic przeciwko zostaniu w domu przez pewien czas.” „To zdecydowanie ułatwiłoby naszą pracę. A co z twoją mamą?” „Nie ma mowy. Ona będzie chodzić do pracy – odmawia by poddać się jakiejkolwiek formie zastraszania.” „Nie powiem, żebym był tym zaskoczony.” Pokręcił głową. „Nawet nie będę pytał o twoją babcię. Po prostu upewnij się, żeby wiedziała, że ktoś będzie ją śledził za każdym razem kiedy wyjdzie gdzieś sama.” „Znając ją, pewnie zmusi ich by dźwigali jej zakupy.” Oczy Emmett'a zaświeciły się. „A ty?” „Ja będę ciebie ignorować,” powiedziała, czując dziwny rodzaj podekscytowania. Żadnego uśmiechu, żadnego zmiękczenia się rysów jego twarzy. „Możesz spróbować.” Emmett skończył naprawiać oprogramowanie komputerowe w samochodzie swojej matki i poniósł komórkę by do niej zadzwonić. „Podrzucę ci go jutro rano. To lekkie przepięcie, nic wielkiego.” „Dzięki, dziecino.” Jego mama była jedyną osobą, której Emmett pozwalał ujść na sucho z nazywaniem go „dzieciną.” Jedyny raz kiedy próbował zakwestionować jej prawo by nazywać go w ten sposób po prostu wpatrywała się w niego, aż westchnął i się poddał. „Tata już wrócił?” „Nie,” powiedziała mu, jej głos zawierał w sobie rzadki rodzaj przejrzystości. „Prowadzi dodatkową sesję treningową dla kilku z nowych żołnierzy. Jeżeli rzeczy nadal będą biegły w kierunku, w którym zmierzają, sądzę, że przyjdzie czas, kiedy będziemy musieli stanąć przeciwko Psy – musimy być przygotowani.” Z uwagi na fakt, że jego mama była historykiem stada, jej słowa miały dużą wagę. „Co widzisz?” „Śledziłam działania Rady Psy odkąd byłam nastolatką,” powiedziała mu, „i rok za rokiem, widzę, że coraz więcej ciemności wkrada się do ich świata. Pomału zmierzają do punktu, gdzie będą więcej niż zimni, do miejsca, które sprawia, że obawiam się o całą rasę Psy.”

Emmett nie odczuwał litości dla Psy – nie biorąc pod uwagę to, co widział w ich taktyce, ale jego mama zawsze miała miękkie serce. „Lucas najwyraźniej ciebie słucha – przydzielono mi również uczenie większej ilości sesji.” Ku jego wielkiemu zdziwieniu, odziedziczył po swoim ojcu zdolność do pracy z młodszymi członkami stada. Jego mama zakrztusiła się ze śmiechu. „Słyszałam, że przydzielił ci tłum w wieku od dziesięciu do czternastu lat.” „Uczą mnie cierpliwości.” Był to śmiertelnie poważny komentarz. „Oh, Emmett.” Kolejny śmiech. „Dlaczego jesteś kawalerem? Jesteś cudowny, dobrze radzisz sobie z dziećmi i uwielbiasz swoją matkę.” Uśmiechając się ustawił licznik czasu na tablicy rozdzielczej komputera. „Nie żebyś była stronnicza.” „Mogę być stronnicza na temat mojego dziecka. „Jest ktoś,” uświadomił sobie, że powiedział, „ale jest uparta.” „Już ją lubię.” Ria naprawdę próbowała ignorować Emmett'a tak jak zapowiedziała. Ale ignorowanie sześciu stóp i kilku dodatkowych cali drapieżnego zmiennokształtnego, zwłaszcza tak cicho niebezpiecznego jak Emmett, nie było łatwym zadaniem. Czuła na sobie jego oczy nawet kiedy stał na zewnątrz, gdy weszła ze swoją babcią do sklepu. „Herbata zajmie nam trochę czasu.” Miaoling poklepała ją po ręce. „Idź i porozmawiaj z tą panterą, która patrzy na ciebie, jakbyś była jedzeniem.” Gorąco zalało jej policzki. „Wcale tak nie patrzy.” Chociaż musiała walczyć ze sobą by powstrzymać szaloną chęć by go pogłaskać … tylko po to, by zobaczyć co by zrobił. Czy by jej na to pozwolił? Ta myśl spowodowała, że skręciły jej się mięśnie żołądka. Miaoling zrobiła minę na odpowiedź Ri'i. Ria nadal nie przestawała mówić, wiedząc że zbyt dużo protestuje. „On broni nas tylko dlatego, że ta grupa stanowi zagrożenie dla kontroli CiemnejRzeki nad miastem.” „Phi!” Miaoling pomachała ręką. „Wiem kiedy mężczyzna jest głodny. I gdybyś używała swoich kobiecych części częściej, to też byś wiedziała!” Na szczęście, w tej chwili pojawił się Pan Wong, chętny by zaprowadzić Miaoling na górę do jego mieszkania na ich cotygodniową konferencję przy herbacie, jak ją nazywali. Tych dwoje było ze sobą blisko jak dwaj złodzieje. Ria nie miała pojęcia, co oni omawiali na tych konferencjach, ale jej babcia zawsze miała koci uśmiech na jej twarzy kiedy wychodziła od Pana Wong'a. Na początku, Ria myślała, że tych dwoje … no, cóż … ale jej babcia wyprostowała ją z nieoczekiwanie poważną odpowiedzią. „Nie, Ri-ri. Kochałam tylko jednego mężczyznę przez całe moje życie. I nadal w ciąż kocham tego samego mężczyznę.” To głębokie oddanie w tym jednym zdaniu sprawiło, że oczy Ri'i zaszły mgłą. Jej dziadek był dwadzieścia lat starszy od jej babci, i wziął swój ostatni oddech, gdy Ria miała piętnaście lat. Jego śmierć wstrząsnęła Miaoling, ale ona nigdy nie załamała się w miejscu, w którym Ria mogła ją widzieć. Zamiast tego, użyła pamięci o swojej miłości jak tarczy. Miaoling nadal mówiła o swoim mężu, tak jakby mógł ją słyszeć. Chociaż nigdy nie robiła tego, gdy pragmatyczna Alex była w pobliżu, była otwarta z tym przy Ri'i. Ponieważ Ria naprawdę rozumiała. Szczerze powiedziawszy, kiedy była ze swoją babcią, czasem miała wrażenie, że jej dziadek jest z nimi w pokoju, czuwając nad żoną, na którą często narzekał, że musi na nią czekać.

Będziesz również wolna w przychodzeniu do nieba, prawda moje kochanie? Były to słowa, które jej dziadek powiedział na swoim łożu śmierci z ręką owiniętą w dłoń jego żony. Miaoling uśmiechnęła się i pocałowała go, drocząc się z nim do samego końca. Teraz Ria obserwowała jak Miaoling wspina się na drugie piętro sklepu i poczuła jak jej serce się ściska. „Babciu?” „Tak?” Miaoling spojrzała nad ramieniem, jej oczy ciepłe, pełne cichej zachęty. „Jak długo ci zejdzie?” „Może trzy godziny. Dzisiaj jemy razem również obiad.” „To może wybiorę się na przechadzkę.” Jej babcia uśmiechnęła się i kontynuowała swoją drogę. Wychodząc od pana Wong'a Ria znalazła Emmett'a stojącego po jej lewej stronie i obserwującego ulicę. „Masz kogoś, kto mógłby zostać tutaj z moją babcią?” Zapytała. „Jest już w środku,” powiedział Emmett. „Pan Wong planuje powiedzieć twojej babci, że jest jego nową sklepową.” „Ta piękna brunetka zamiatająca sklep?” Jej oczy się rozszerzyły. „Nie wygląda na wystarczająco niebezpieczną by zabić muchę.” „Nie tylko potrafi zabijać muchy, może również zabić większość mężczyzn jednym ciosem.” Ria poczuła się nagle gorsza. „Chciałabym móc to zrobić.” „Jeżeli mówisz poważnie,” powiedział mierząc ją wzrokiem z góry na dół w sposób, który był zdecydowanie profesjonalny, „to mogę cię nauczyć wystarczająco dużo samoobrony, żebyś już nigdy nie czuła się bezbronna. Jesteś wysportowana i dobrze się poruszasz. Powinnaś załapać to szybko.” Wpatrywała się w niego zdumiona. „Zrobiłbyś to?” Kilka delikatnych zwojów nadziei owinęło się wokół jej serca – a już zaczęła wierzyć, że Emmett był tak dusząco nadopiekuńczy jak jej ojciec, ale to przeczyło temu kompletnie. „Jak dużo czasu teraz mamy?” „Trzy godziny.” Oderwał się od ściany. „Możemy poćwiczyć w małej piwnicznej siłowni, której używają członkowie stada, kiedy nie mogą wyrwać się z miasta na dobrą ciężką przebieżkę. Będziesz potrzebowała sportowe ubranie.” Ria pomyślała o tym chwilę. „Kupię jakieś. Dwie przecznice stąd jest sklep.” W ten sposób nikt z jej rodziny nigdy się nie dowie o treningu. Nie żeby ich obiekcje mogły ją powstrzymać – ale nie miała teraz czasu na kłótnie. Emmett wsunął swoją dłoń wzdłuż ręki Ri'i ustawiając ją w odpowiedniej postawie, i zapytał siebie – po raz setny – dlaczego torturował siebie w ten sposób. Nawet w tych luźnych spodniach dresowych i T-shirt'cie, w które się przebrała, kobieta, która obecnie stała plecami do jego klatki piersiowej sprawiała, że jego ciało płonęło. Ale mała fretka nie wydawała się skłonna do zabawy – zachowywała się czysto profesjonalnie od momentu gdy dotarli do siłowni. Pantera nie była zadowolona. Mężczyzna również nie był. Ale nie było nawet mowy o tym by przycisnął ją za mocno i wymusił na niej coś czego nie chciała, sprawiając że poczułaby się niekomfortowo. Nie po tym co to okrwawione marnotrawstwo przestrzeni z gangu zrobiło jej. „Właśnie tak.” Puścił ją. „Idealnie. A teraz kop.”

Ria podniosła swoją nogę w silnym, szybkim kopniaku. Nie było to ani powabne, ani poetyckie. Było za to ciężkie, szorstkie i brudne. W tym wypadku Emmett'a nie interesowało piękno. Zależało mu na upewnieniu się, by mogła się sama bronić. „Chcę, żebyś poćwiczyła przez dziesięć minut, kiedy ja pójdę wykonać kilka telefonów.” Odpowiadając potaknięciem, Ria zaczęła przechodzić przez kolejne figury układu dla początkujących, który dla niej skomponował. Szybko się uczyła, ale z uwagi na to, że była człowiekiem, jej siła była dużo mniejsza niż zmiennokształtnego. Dodatkowo, była też mała i była kobietą – więc następnego razu kiedy będą ćwiczyć planował nauczyć ją walczyć używając wszystkiego co miała pod ręką, tak jak dwa wieczory temu użyła swojej torebki. To znaczy, jeżeli nie będzie miała możliwości obrócić się i uciec. Walka w ręcz nigdy nie będzie z jej strony mądrym pierwszym posunięciem. Odchodząc na niewielką odległość od miejsca, gdzie ruszała swoim słodkim małym ciałem z taką pełną skupienia determinacją, wyciągnął swój telefon i wprowadził numer do swojego alfy, Lucas'a. „Byliście w stanie namierzyć źródło głuchych telefonów na komórkę Amber?” Ria powiedziała mu o tych telefonach dzisiaj rano. „Telefon na kartę.” Gniew Lucas'a był wyraźny. „Ale mamy kolejnego z tych drani. Podjął złą decyzję by spróbować zastraszyć pewną parę kiedy Clay miał patrol.” Pantera Emmett'a uśmiechnął się, jego zęby ostre jak brzytwa. „Nie żyje?” Clay nie widział potrzeby trzymaniu żywego robactwa. „Clay pomyślał, że moglibyśmy chcieć go przesłuchać, więc złamał mu tylko kilka żeber. Facet odmawia by mówić, ale Clay krąży wokół niego w formie pantery – pęknie, kiedy te zęby znajdą się zbyt blisko niego.” „Co mówi ci twoje przeczucie – mała płotka czy wielka ryba?” „Bardzo mała płotka. Najprawdopodobniej nie będzie wiedział niczego ważnego.” Westchnienie pełne frustracji. „Uważaj na dziewczynę. Zrobią wszystko by się do niej dostać, ponieważ im dłużej pozostaje przy życiu, tym więcej obszaru Vincent traci.” Emmett śledził ruchy Ri'i, gdy wykonywała poszczególne figury jej układu. Krągłość jej tyłka była idealnego kształtu, by zmieścić się w jego dłoniach. „Nie spuszczę jej z wzroku.” Cztery. Zrobiwszy dwa powtórzenia układu, który Emmett jej pokazał, Ria obróciła się by zobaczyć, że idzie w jej stronę. Odbicie dzikości w jego oczach sprawiało, że każdy włosek na jej ciele się podnosił. Facet wyglądał na głodnego. Nikt nigdy nie patrzył na Ri'ę w ten sposób. Było to niemal przerażające. Ale ona stała w miejscu, czekając, zastanawiając się. „Gotowa na następny krok?” Jego głos był głęboki, nosił w sobie początki czegoś co brzmiało jak warknięcie … ledwo okiełznana pantera. Przełknęła. „Jasne.” Podszedł do miejsca naprzeciwko niej, nadal ubrany w dżinsy i T-shirt, który miał na sobie wcześniej. Było oczywiste, dlaczego nie zawracał sobie głowy przebieraniem się – ona nawet nie spocił się odrobinkę w wyniku tego, co do tej pory zrobili, podczas gdy jej mięśnie zaczynały protestować. Teraz, wskazał palcem by do niego przyszła. „Dalej fretko, pokaż czego cię nauczyłem.” Była tak zaskoczona, że nazwał ją w ten sposób, że całkowicie zapomniała o swoim skupieniu. Był

tuż przed jej twarzą sekundę później. „Co to do cholery było?” wywarczał. „Jeżeli zamarzniesz w ten sposób podczas walki, będziesz martwa.” „Nazwałeś mnie fretką!” Odmówiła by mu ustąpić. „Naprawdę?” Poruszając się z nieludzką prędkością zamknął rękę wokół jej gardła zanim zorientowała się, co się dzieje. „Upewnijmy się, że nie będziesz martwą fretką.” Ze zmrożonymi oczami sięgnęła do góry i spróbowała złamać mu nos używając płaskiej dłoni. Złapał ją używając jego wolnej ręki. Jej kolano już celowało w jego krocze, a kiedy i to zablokował, pochyliła się i wpiła swoje zęby mocno w jego przedramię. „Cholera!” Ręka wokół jej karku pozostała na swoim miejscu, ale wypuścił jej drugą rękę. Natychmiast ruszyła do jego oczu i ponownie do jego krocza. Jej kolano otarło się o coś bardzo twardego, zanim wygiął się by jej uciec i przeklął. Nie przestawała, kopiąc, próbując drapać, nawet podejmując próbę by złamać mu najmniejszy palec dłoni, którą miał wokół jego gardła. W końcu ją wypuścił. „Rozejm.” Miała serce w gardle, wyczerpanie płynęło przez jej żyły. Wiedziała, że się z nią bawił – z jego siłą i treningiem, mógł mieć ją na ziemi w ciągu jednej sekundy. „Jak mi poszło?” Spojrzał na swoje przedramię. „Nie nauczyłem cię gryzienia.” To było prychnięcie. Albo może nie bawił się z nią przez cały czas. „Zdecydowałam się dodać to od siebie,” powiedziała, choć prawdę powiedziawszy, była to instynktowna odpowiedź na jego arogancką prowokację. Jej oczy podążyły do śladów, które stworzyła. Głębokich i czerwonych i perfekcyjnie uformowanych. Naszła ją wina. „Nie chciałam ugryźć ciebie tak mocno. Ale … nie jest mi przykro.” „Naprawdę?” Zaczął iść do niej, powoli, tak strasznie powoli. Tym razem, wycofała się przed nim. Jedną rzeczą było bawić się z drapieżnikiem, który trzymał swoje pazury schowane, a zupełnie inną wiedzieć, że jest się zdobyczą. On nadal szedł w jej kierunku. Wiedziała, że drzwi prowadzące z piwnicy, były oddalone od niej zaledwie o stopę. Wykonując szybki ruch, rzuciła się na lewo. Za późno. Był tam, zanim ona to zrobiła, i jakimś cudem znalazła się przyszpilona do zamkniętych drzwi, i bardzo świadoma faktu, że była sama z wielką, niebezpieczną panterą w ludzkiej skórze. Tylko, że zamiast strachu, w jej żyłach płynęło żywe podekscytowanie gdy położył swoje ręce dłońmi do dołu po każdej stronie jej głowy i pochylił się, aż do momentu gdy jej piersi zahaczały o niego. „Boo.” Podskoczyła, a potem chciała się sama uderzyć za to, że to zrobiła. „Przestań zachowywać się jak wielki zły kot.” Mrugnięcie, i kiedy podniósł swoje rzęsy, oczy które odwzajemniły jej spojrzenie w żadnej mierze nie były ludzkie. „Mmm, wyczuwam ładnego małego człowieka na moim terytorium.” Lekki szept wypowiedziany o jej usta, świecące złoto-zielone oczy wyzywające ją by odpowiedziała. Jej piersi ocierały się o jego klatkę piersiową, gdy przysunął się jeszcze bliżej, jej oddech wychodził w rwanych odstępach. „Zachowujesz się bardzo źle.” Był to ochrypnięty wyrzut. „Ugryzłaś mnie.” Przekrzywił swoją głowę trochę w lewą stronę, i chociaż nie mogła widzieć tych niesamowitych oczu oprócz małej szparki między rzęsami, wiedziała, że patrzył na jej usta. „Powiedz przepraszam.” Nie wiedziała, co skłoniło ją do tego by to zrobić. Otwierając swoje usta, powiedziała, „Nie.” Jego usta zakrywały jej, zanim ta sylaba dobiegła końca. Uświadomiła sobie, że była całowana w sposób, w który nikt nie całował jej przez całe jej życie. Przejął jej usta, wślizgując do środka język, próbując ją tak, jakby była najlepszym cukierkiem a on głodowałby.

Naprzeciwko niej, jego ciało było gorącą, twardą, niczego nie przepuszczającą ścianą. Jej ręce w jakiś sposób znalazły się pod jego T-shirt'em i na jego plecach, dotykając jego skóry, która paliła dziką gorączką, która sprawiała, że jęknęła w tyle swojego gardła. Dźwięk podobny do pomruku powędrował z jego piersi i prosto w jej usta. Zanim mogła to przetworzyć w swoim mózgu, jego ręce były na jej pasie i unosił ją wpierając jej plecy o drzwi. Oplatając swoje nogi wokół niego, oddała się zaborczemu żądaniu pocałunku. Przepuszczał on ogień przez jej ciało, gorącą, pulsującą burzę. Potem jedna z tych dużych dłoni pogłaskała ją po plecach i ścisnęła za pośladek. Westchnęła, przerywając pocałunek. A on podążył za nią, ponownie przejmując jej usta zanim mogła zrobić więcej niż tylko wziąć oddech. O, Boże. Głaskał jej pośladki, łapiąc i pieszcząc nawet gdy rozkoszował się jej ustami. Było to dzikie, ostre, pierwotne. Gorąco w jej brzuchu dorównywało jedynie wilgotności między jej udami. Część jej była oburzona na jej odpowiedź, ale ta część została utopiona przez dziki grzmot jej pulsu, gdy przyjemność wędrowała przez jej żyły, czystym płynnym ogniem. Emmett przerwał pocałunek, gdy tylko zaczęło jej się kręcić w głowie. Sekundę później, poczuła te smakowite męskie usta wzdłuż swojej szczęki, w dół jej gardła. I ta ręka na jej pośladku … przełknęła, spróbowała myśleć, straciła wątek, kiedy Emmet zmienił sposób w jaki ją trzymał, żeby jego palce mogły potrzeć ciepło między jej nogami. Wydusiła z siebie. „Stop.” Delikatne głaśnięcie, które spowodowało przejście prądu przez jej ciało. „Proszę, powiedz mi, że nie mówisz serio.” Jego zarost otarł się o jej gardło gdy pochylił się by uszczypnąć ją w jej ucho. „No dalej, fretko. Jeszcze trochę.” Boże, ten facet był diabłem wcielonym. I pachniał tak pięknie. Mglisty ślad potu, smakowite ciepło męskiego nagrzanego ciała, i wyjątkowy zapach, typowy jedynie dla Emmett'a. Uświadomiła sobie, że całowała jego szczękę, zafascynowana przez kontrast pomiędzy zarostem i jego skórą. „Przypadkowy seks nie jest w moim stylu.” „Kto mówi cokolwiek na temat przypadkowego seksu?” Kolejne droczące się potarcie palcem, kolejny wybuch wyjątkowej przyjemności. „Planuje uprawiać z tobą seks regularnie.” Arogancja tego komentarza powinna otrząsnąć ją ze wszystkiego. Zamiast tego, jej umysł bombardował ją obrazami splątanych razem nagich nóg, jego ciężkich męskich bioder popychających między jej własnymi. On nie byłby delikatnym, łatwym kochankiem. On by żądał i brał. Mógłby nawet ugryźć. „To bardzo dużo zakłada,” znalazła jakoś siłę woli by powiedzieć. Tym razem przyciśnięcie palców, nie lekkie przesunięcie. Wessała oddech, jej oczy zamknęły się, gdy czekała aż to minie. Ale on nie przestawał. Zamiast tego, podniósł ją aż była usytuowana w odpowiednim miejscu, by … i zaczął ocierać się o nią w wolnych trących kręgach. Niemal krzyknęła. A wtedy jego palce znowu były na niej i naprawdę krzyknęła. Emmett złapał krzyk Ri'i swoimi ustami, gdy kontynuował drażnienie jej swoim ciałem – torturując siebie jednocześnie. Ale zapach jej wilgotnego gorąca był czystą ambrozją. Chciał ją posadzić – nie, położyć – na rozciągającym się placu zabaw, którym było łóżko, rozszerzyć szeroko jej uda, i spróbować. Jego kutas, aż pulsował, głód pantery grodził przewyższeniem kontroli mężczyzny. Walcząc z pragnieniem, by rozedrzeć jej spodnie dresowe, skoncentrował się nad doprowadzeniem jej ponad krawędź w przyjemności. Nie potrzebował by mu powiedziała – wiedział instynktownie, że Ria nie była kobietą, która traktowała seks swobodnie. Będzie musiał nakłonić ją do jego łóżka. Branie jej opartej o drzwi piwnicznej siłowni nie przyczyniłoby się do przekonania jej, że jej przyjemność była dla niego ważna. Wystarczająco ważna, że gdy jej ciało spięło się, zacisnął zęby i ugłaskał ją prosto przez orgazm. Jej paznokcie wbiły się w jego ramiona przez T-shirt – żałował jak jasna cholera, że nie zdjął tej

pieruńskiej rzeczy. Chciał tych znaków na swojej skórze, chciał wiedzieć, że to ona je tam spowodowała. Następnym razem, obiecał kotu. Następnym razem. „Piękna,” wymruczał, ocierając się o jej kark gdy wzdrygnęła się opierając się o jego ciało, jej zaś stało się całkowicie luźne. „Ładna, i miękka, i piękna.” I moja. Pantera w nim wyszczerzyła swoje zęby na tą myśl, nawet gdy mężczyzna musiał powstrzymać się od krańcowo zaborczego uśmiechu. W końcu zmieniając sposób w który ją trzymał, zabierając ręce z cudownych krągłości jej pośladek zaczął wodzić rękami w górę jej boków podczas gdy całował i pieścił ją przez późniejszy szok przyjemności. Jej oczy nadal były nieco rozkojarzone, gdy powiedziała, „Postaw mnie.” Był to rozkaz. Pantera prychnęła, ale on zrobił jak powiedziała. Przycisnęła swoje dłonie do drzwi i spojrzała na niego. „Jesteś ...” Kolor rozlał jej się po policzkach. Posłał jej uśmiech, o którym wiedział że nosił w sobie znaczący odcień dzikości. „Myślę, że chcę bardzo dużo czasu, gdy będę się w ciebie wślizgiwać.” „Czy wszystkie koty są tak aroganckie jak ty?” Wzruszył ramionami i pochylił się do niej blisko. „Jestem jedynym kotem, którym musisz zaprzątać sobie głowę. Ria nie mogła nie myśleć o Emme'cie. Tej nocy, gdy siedziała naprzeciwko swoich rodziców przy kolacji przy stole, musiała walczyć ze sobą by nie odpływać w środku rozmowy. Zapach Emmett'a wydawał się zaprogramowany w jej mózgu. Fantazjowała o tym by ukryć swoją twarz w jego karku, jego silne twarde i napięte ciało opierające się o nią, kiedy przeniknął do niej głos Alex. „Ria!” Podskakując w miejscu, Ria spojrzała w oczy matce, mając nadzieję, że nie było w nich widać winy. „Przepraszam, co mówiłaś?” „Tom wpadnie dzisiaj na kawę. Może przebrałabyś się w sukienkę?” Palce Ri'i ściskające pałeczki zamieniły się w stal. Dosyć tego, pomyślała. I najdziwniejsze było to, że nie miało to nic wspólnego z Emmett'em. Może popchnął ją do tego punktu nieco szybciej, ale zawsze zmierzała w jego kierunku. „Mamo,” powiedziała odkładając sfatygowane pałeczki, „Tom nie interesuje mnie w najmniejszym nawet stopniu.” Niczym nie przenikniona cisza. Simon był pierwszym, który ją przerwał. „Co w ciebie wstąpiło, Ria? Ty i Tom dorastaliście razem – on ciebie zna. Będzie dobrym mężem.” Ton jego głosu świadczył o tym, że ta sprawa była już przesądzona. Ria spojrzała swojemu ojcu w twarz. „Kocham cię tato, ale nawet dla ciebie nie wyjdę za mąż za człowieka, który uważa, że raz na jakiś czas powinnam być poklepana w głowę, a następnie odstawiona na bok jak dobra mała dziewczynka przez jego resztę.” Białe linie otoczyły usta Simona. „Ten chłopak traktował cię tylko i wyłącznie z szacunkiem. „On traktuje mnie jak głupka,” powiedziała Ria, jej skóra poczerwieniała z nerwów. „W zeszłym tygodniu powiedział mi, że kiedy weźmiemy ślub nie będę musiała się już martwić finansami, że on wie, że matematyka sprawia kobietom trudność.” Alex wydała z siebie zduszony lekki dźwięk, któremu udało się odciągnąć uwagę Ri'i od pełnej dezaprobaty twarzy jej ojca. Wyrażenie twarzy Alex było mieszanką oburzenia i niedowierzania. „Nie powiedział tak. Zmyśliłaś to.” „Popo?” Ria obróciła się w swoją prawą stronę. Miaoling potaknęła jedząc smażoną krewetkę. „Powiedział. A potem uśmiechnął się tak, jakby

oczekiwał nagrody.” Ręce Alex zacisnęły się na obrusie. „A kto mu się wydaje prowadzi księgi dla sklepu, co?” „Alex.” Simon położył swoją rękę na dłoni jego żony. „Odbiegamy od tematu.” Alex przytaknęła biorąc głęboki oddech. „Masz rację. Kochanie, Tom jest dla ciebie bardzo dobraną partią. Nigdy wcześniej nie miałaś z nim problemu zanim spotkałaś tego wątpliwej reputacji pantery.” Ria przypuszczała, że Emmett miał złą reputację – ten zarost, te ręce które ściskały i pieściły, te oczy, które mówiły jej, że pragnął zrobić z nią wiele różnych niegodziwych rzeczy. Ale … „On jest honorowym człowiekiem.” To poczucie honoru było do tego stopnia jego częścią, że zastanawiała się czy on jest w ogóle jego świadomy. To dlatego było jej tak łatwo stracić kontrolę w dzisiaj siłowni – ufała, Emmett'owi, że się nią zaopiekuje. A to, pomyślała, było niebezpieczną rzeczą … do tego stopnia, że mogło doprowadzić do złamanego serca, jeżeli nie będzie ostrożna. „On broni naszej rodziny.” „Dokładnie,” powiedział Jet wtrącając się do rozmowy. „Może spędza z tobą miło czas podczas gdy wykonuje swoje obowiązki, ale on się z tobą nie ożeni Ria. Te koty trzymają się razem.” Żołądek Ri'i cały się skręcił, ponieważ wiedziała, że jej brat miał rację. „Tu nie chodzi o Emmett'a. Tu chodzi o mnie. Nie wyjdę, pod żadnym warunkiem, za mąż za Toma.” „Dlaczego nie?” zapytała Alex z błyskawicami w oczach. „Jest inteligentny, przystojny, ma dobrą pracę, i przynosi ci kwiaty.” Sfrustrowana, Ria rzuciła swoją serwetką i wstała. „Jeżeli jest taki wspaniały, to ty za niego wyjdź. Ja nie wyjdę za mąż za mężczyznę, który nawet nie spróbował pocałować mnie z języczkiem przez cały rok, gdy „chodziliśmy ze sobą na randki”.” Jej rodzice wykrzyknęli jej imię, ale to niedowierzający głos Jet'a zagłuszył ich. „Poważnie? Nawet odrobinki języczka? Masz rację – koleś jest kulawy.” „JET!” To była Alex, która przeskoczyła na gwałtowny strumień Mandaryńskiego. Miaoling spojrzała na Ri'ę i mrugnęła. „Siadaj. Jedz.” I zadziwiająco, Ria posłuchała się. Rodzina walczyła przez cały posiłek, ale teraz jej rodzice byli źli na Jet'a ponieważ doszedł do wniosku, że Tom musi być gejem. Alex piorunowała syna wzrokiem. „Może po prostu okazuje szacunek twojej siostrze.” „Niemożliwe.” Sceptyczne prychnięcie. „Mężczyźni nie są aż tacy szlachetni, kiedy przychodzi do kobiet których pragną.” Jet obrócił się do swojej żony, gdy jego głos opadł o kilka oktaw. „Kiedy ja zobaczyłem Amber, jedyne co chciałem zrobić, to -” „Dokończ to zdanie,” zagroziła Alex, „a będziesz wydychał ogień, bo włożę ci aż tyle chili do jedzenia.” Amber uśmiechnęła się i posłała Jet'owi całusa. „Wiecie, jak dla mnie wygląda na to, że Tom planuje ożenić się z Rią i sprawić sobie miłą, godną szacunku żonę, podczas gdy on będzie sobie robił skoki w bok.” Simon'owi opadły usta z wrażenia na ten skandaliczny wykład, który padł z ust jego nieskazitelnej eleganckiej synowej. Miaoling zjadła kolejną krewetkę. „Ona ma rację. Jaki ojciec, taki syn.” Cisza. I to głęboka. Jeszcze większy szok.

Pięć. Simon odchrząknął. „Mamo,” powiedział tonem mężczyzny który wiedział, że jest skończony, „czy to prawda?” „Sądzisz, że kłamię?” „Sądzę, że zrobiłabyś wszystko dla swojej ulubionej wnuczki.” Pochylając się do tyłu, Miaoling dosłownie zarechotała. „Tym razem nie muszę. Zaczekajcie.” Wstała, i poszła do swojego pokoju. Ria wzruszyła ramionami, kiedy wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. „Na mnie nie patrzcie.” „Zjedzcie trochę tofu,” powiedziała Alex, kiedy wszyscy tylko siedzieli. „Zepsuje się, jeżeli nie skończymy go dzisiaj.” Wszyscy zjedli. Ale w chwili, gdy Miaoling weszła z powrotem do pokoju, wszystkie narzędzia stołowe zostały porzucone, jedzenie zapomniane. Mając na sobie ten sam uśmiech, który zawsze pokazywała wychodząc od pana Wong'a, Miaoling usiadła i otworzyła kopertę. Oczy Ri'i rozszerzyły się kiedy zobaczyła fotografię w ręku jej babci – ojciec Toma, który wsadzał język do gardła kobiecie, o której wszyscy wiedzieli, że była jego sekretarką. „O, mój, Boże.” „Nie pokazujcie mi,” powiedziała Alex zakrywając rękami swoje oczy. „Nie mogę tego znieść. Essie jest jedną z moich najlepszych koleżanek!” Miaoling pomachała ręką na te sprzeciwy. „Ona wie. Nie obchodzi jej to – to powstrzymuje ojca Toma od przeszkadzaniu jej w oddawaniu się swoim hobby. W tym roku robi latarnie.” „Popo,” Ria powiedziała krztusząc się, „skąd ty -” „A o czym twoim zdaniem ja i Pan Wong rozmawiamy?” Obróciła swoje spojrzenie na rodziców Ri'i. „Chcecie wiedzieć o mieszkaniu, które Tom kupił swojej kochance?” Alex wyglądała, jakby miała zaraz się wywrócić. „Kochance?” Był to bardzo cichy dźwięk. Poczucie sprawiedliwości skłoniło Ri'ę by spróbowała obronić Tom'a. W końcu, ona teraz była zaangażowana z Emmett'em. „Babciu, nikt już teraz nie ma kochanek. Tom pewnie po prostu czekał na odpowiedni moment by mi powiedzieć, że zakochał się w kimś innym.” Tak, to prawda, że powinien zachować się jak mężczyzna i skończyć szaradę ich nie-zaręczyn jak tylko spotkał swoją dziewczynę, ale Ria nie zamierzała go za to krzyżować. Możliwe, że potrzebował czasu by zbudować w sobie wystarczająco dużo siły by stanąć pewnie przeciwko rodzinnej presji. „Rozmawiałam z nią.” Jet zagwizdał na słowa Miaoling, podczas gdy Amber uciszyła go i powiedziała, „Jak, Nana?” „Jestem słabą starszą panią, zawsze potrzebuję tak dużo pomocy.” Oczy Miaoling zaświeciły się. „Miła dziewczyna, zbyt miła dla Tom'a. Tak jej smutno z jego względu, ponieważ musi ożenić się z jakąś prostą grubą dziewczyną -” „A to żmija!” Ręka Alex zacisnęła się na ostrym nożu, gdy sympatia Ri'i dla Tom'a umarła szybką i trwałą śmiercią. „- ale nic nie ulegnie zmianie pomiędzy nimi po ślubie. Tom ustawił wszystko tak, że będzie mógł odwiedzać ją w swojej drodze do domu każdego wieczora. Obiecał nawet, że zabierze ją do Paryża po tym jak wyjaśni swojej żonie jak sprawy się mają.” Simon spojrzał na Ri'ę jego szczęka drgała w tiku. „Jeżeli nawet pomyślisz o możliwości wyjścia za mąż za Tom'a, całą cię zwiążę i wyślę cię, żebyś mieszkała z moimi rodzicami w Idaho.” „Tak tato.” Uśmiechając się Ria obeszła stół by uściskać jej rodziców. Ale zaczekała, aż była sama z

babcią by zapytać jej, „Czy to było na wypadek, gdybym nie znalazła w sobie odwagi by się z tego wykaraskać?” „Nie, to było tylko wsparcie.” Pomarszczona ręka Miaoling była jak dotyk czystej miłości o jej policzek. „Zawsze wiedziałam, że odnajdziesz swój głos. Nie pozwól nikomu go ci odebrać.” Zadowolony i sfrustrowany w równej mierze przez swoje wcześniejsze spotkanie z Ri'ą, Emmett zmusił się do skupienia, gdy prowadził swoje w popołudniowe zajęcia przez niektóre ruchy walki wręcz. W jego grupie było tylko czworo uczniów – wolał spędzać więcej czasu na praktykowanie walki jeden na jednego w starszej grupie, z uczniami na wyższym poziomie. „Jazz,” powiedział, gdy jedyna dziewczyna w grupie uśmiechnęła się powoli do jednego z chłopców, zanim puściła mu pełen kokieterii buziaczek – biedny dzieciak całkowicie stracił rytm. Kot Emmett'a uważał jej małe sztuczki za zabawne, ale przybrał poważną minę, wiedząc, że jeżeli tego nie zrobi nadal będzie wyprawiała to co przyjdzie jej do głowy. Kobiety pantery były psotnicami – dorzuć do tej mieszanki nastoletnie hormony, i nic dziwnego, że połowa stada przesłała mu kartki z wyrazami sympatii, gdy Lucas przydzielił mu tą grupę. Druga połowa zaoferowała, że zabierze go na coś głębszego. „Tak, proszę pana?” Wygląd niewiniątka. „Jeżeli nie planujesz pobić swoich przeciwników niczym poza uśmiechem i kołysaniem bioder,” powiedział „sugeruję byś popracowała nad swoją koordynacją wzrokowo-ruchową. Jest zła.” „Nie prawda.” Jej plecy sztywne jakby połknęła kij od miotły. „Potrafię ruszać się bardziej gładko niż ktokolwiek na tych zajęciach.” Spojrzał prosto w wojownicze spojrzenie. „Dziesięć okrążeń. Teraz.” Przełykając na jego nietypowo cierpki ton, dziewczyna o hebanowej skórze wystartowała by zrobić wymagane okrążenia. Emmett obrócił się do trzech chłopców, którzy pozostali na miejscu. „Panowie, macie coś do powiedzenia?” Jeden z nich, szczupły dzieciak o imieniu Aaron, wystąpił na przód. „Ona ma rację – jest lepsza niż wszyscy z nas w kwestii ruchowo-wzrokowej.” „Nie dzisiaj – jest zbyt zajęta bawieniem się w swoje gierki.” Odsyłając ich z powrotem do ich treningu, zaczekał na powrót Jazz. „Weź coś do picia i usiądź,” powiedział kiedy wróciła czerwona na twarzy po zrobieniu okrążeń w pełniej prędkości zmiennokształtnego tak jak jej kazano. Po upewnieniu się, że chłopcy mają jeszcze dość do zrobienia by kontynuowali, podszedł by przykucnąć przed nią. „Jak myślisz, dlaczego kazałem ci to zrobić?” Wzruszenie ramion. „Pyskowałam.” „Tak.” A ponieważ wiedział co nieco o młodej kobiecej dumie sięgnął by pociągnąć za jeden z jej warkoczyków. „Jesteś najlepsza z klasy.” Wynurzył się mały uśmiech. „Ale, kotku,” powiedział spoglądając jej prosto w oczy, „to cię daleko nie zaprowadzi, jeżeli nie będziesz potrafiła utrzymać swojego temperamentu na wodzy. Nadal możesz być Jazz, nadal też być mądralą, jeśli chcesz” - to sprawiło, że zasłużył na kolejny nieśmiały uśmiech - „ale musisz nauczyć się pracować w granicach hierarchii.” Ponieważ właśnie w ten sposób stada zmiennokształtnych pozostawały silne, chociaż niejednokrotnie było ich o wiele mniej liczbowo, niż którejkolwiek z pozostałych dwóch ras. A jeżeli jego mama nie myliła się w swoich przewidywaniach, ta wewnętrzna siła stanie się jeszcze ważniejsza w nadchodzących latach. Wszystkie te dzieciaki były bardzo niezależnymi drapieżnymi zmiennokształtnymi – jego pracą

było rozpocząć uczyć ich pracować jako jednostka. „Myślę, że rozumiem,” powiedziała Jazz po pełnej zamyślenia chwili. „W ten sposób pracują strażnicy i żołnierze broniąc alfy – wiedzą, że mogą polegać na sobie nawzajem.” „Dokładnie.” Wstając, pociągnął ją na nogi, „Idź, dokończ swój układ treningowy, a potem porobimy trochę walki jeden na jednego.” Szczery uśmiech. „Zamierzam dzisiaj skopać chłopcom tyłki.” Krztusząc się ze śmiechu gdy patrzył jak łatwo wślizguje się w pełen wdzięku rytm walki, zastanawiał się co Ria by sobie pomyślała o środkach ostrożności, jakie CiemnaRzeka podejmowała by ochronić swoją przyszłość. Zrozumiałaby, czy była by odrzucona przez groźbę przemocy, przez agresywność, która była dziedziczną częścią natury drapieżnych zmiennokształtnych? Nie, żeby miał jakiegokolwiek zamiar dyskutować z nią o tych rzeczach – przynajmniej nie tak długo jak będzie mógł tego uniknąć. Wyraźnie widać było, że została wychowana w bezpiecznym środowisku – dlaczego mówić jej by się martwiła rzeczami, którymi martwić się nie musiała. Obrona była jego zajęciem. Jego wszystkie plany odnośnie Ri'i Wembley dotyczyły przyjemności … i to tej najbardziej dekadenckiego, smakowitego rodzaju. Całe jego ciało zadrżało w niecierpliwości. Ria została w domu przez dwa dni po wybuchowych wydarzeniach w siłowni, widząc Emmett'a wystarczająco długo jedynie by zdążyć powiedzieć cześć. Skrzywił się do niej, gdy wyjrzała przez okno drugiego dnia. Miała silne przeczucie, że wiedziała co on sobie myślał – że uciekała przerażona po tym jak rozpadła się w jego ramionach – ale choć wyjście na dwór i naprostowanie go było bardzo kuszące, została w środku. Oczywiście, to nie była jedyna pokusa, która dotyczyła Emmett'a – jej ciało nie pozwalało jej zaznać zbyt wiele snu. Teraz, gdy zasmakowało prawdziwej przyjemności, chciało więcej. Bezsenne noce pozostawiały ją sfrustrowaną na więcej niż jeden sposób, i zamierzała ukarać za to tego cholernego kota. Ale najpierw, musiała coś zrobić. Trzeciego dnia po tym jak przycisnął ją do drzwi piwnicy i całował ją, aż straciła odeszła od zmysłów, wyszła ubrana w garsonkę z spódnicą koloru ciemnej brzoskwini dobraną z białą jedwabną koszulę. Emmett obejrzał ją od stóp do głów, a potem zrobił to jeszcze raz … powoli. Zanim skończył miała wrażenie, że jej policzki pasują do jej garsonki. „Podoba mi się.” Powolny, koci pomruk. Rzuciła mu listę. „Lokalizacje rozmów kwalifikacyjnych.” Uniósł brew, gdy przeglądał listę, ale wszystko co powiedział, to, „Zaczekaj, załatwię kogoś, kto może pokryć wartę przed twoim domem, a potem możemy iść.” „Nadal brak szczęścia w wytropieniu Vincent'a?” Wślizgując telefon do swojej kieszeni, po poprzestawianiu swoich ludzi, potrząsnął przecząco głową. „Larwa mocno się ukrywa. Myśli, że się poddamy.” To, wiedziała, nie było możliwe. „Nie siedziałeś w miejscu.” Wpadał koło ich domu jedynie rano lub w nocy. W pozostałym czasie, mieli rotację zarówno męskich jak i żeńskich żołnierzy CiemnejRzeki. „Mamy pogłoskę na temat jego bazy operacyjnej.” Uśmiech, który był otwarcie niebezpieczny. „Dorwiemy go.” Przytaknęła, ale miała silne wrażenie, że nie mówił jej wszystkiego. I niby dlaczego miałby, wytknęła część jej. Była jedynie kimś, kogo bronił. Może również jej pragnął, ale Jet miał rację, koty trzymały się razem. Nie wiedziała, o żadnym z ludzi z CiemnejRzeki, który byłby w

długoterminowym związku z ludźmi – seksualnym, biznesowym lub jakimkolwiek innym. „Emmett,” zaczęła, zamierzając zapytać się go to pytanie, a potem zdała sobie sprawę, że on mógłby to odebrać jako jej oczekiwanie. „Tak?” „Nic.” Potrząsnęła głową. „Myślę, że pierwsze spotkanie jest w odległości dziesięciominutowego spaceru.” Przez chwilę wyglądało na to, że Emmett będzie naciskał ją na temat przerwanego zdania, ale ku jej uldze, poszedł za jej przykładem, i wyruszyli – z Ri'ą wciśniętą między bezpieczeństwo ścian sklepowych i wielką ramę Emmett'a. Jego ciągła czujność sprawiała, że czuła się bezpiecznie na najniższym poziomie jej świadomości. „Do jakiego rodzaju pracy starasz się o przyjęcie?” zapytał przecznicę od pierwszej lokalizacji na jej liście. „Biurowej,” powiedziała, a potem zrobiła minę. „Na prawdę bardzo bym chciała prowadzić samodzielnie całe biuro – wiesz, być odpowiedzialna za organizowanie wszystkiego dla szefa, ale to plany na daleką przyszłość. Najpierw, potrzebuję doświadczenia – więc pewnie skończę jako czyjś goniec na posyłki.” Emmett zaśmiał się na jej ton. „Nie sądzę, żebyś była gońcem na posyłki przez długi czas.” „Nie, nie będę,” powiedziała i wzięła kilka głębokich wdechów. „Dobrze, oto jesteśmy. Życz mi szczęścia.” „Złożę ci życzenia szczęścia w środku.” Otworzył przed nią drzwi. „Emmett, nie mogę iść na rozmowę w sprawie pracy z ochroniarzem.” Jego oczy stały się twarde jak kamień. „Vincent wiedział kiedy będziesz wracać do domu ze swojego kursu. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że domyślił się, że teraz będziesz starać się o pracę.” Zgrzytnęła zębami. „To jest szanowana firma. Nie wydaje mi się, żebym była w niebezpieczeństwie ze strony sześćdziesięcioletniego kierownika.” „Nie będziesz z nikim za zamkniętymi drzwiami.” Ria kłóciła się, aż do momentu gdy znalazła się blisko granicy krzyku, ale nie ustąpił. Przewidywalnie jej rozmowy kwalifikacyjne nie poszły najlepiej. Pierwszy kierownik był tak obrażony z powodu pomysłu, że został posądzony o bycie zagrożeniem, że wykopał ją bez rozmowy. Następnych dwoje było kobietami i nie mogło przestać gapić się na Emmett'a wystarczająco długo, by posłuchać co mówiła Ria. Kiedy jedna w końcu poświęciła jej okruch uwagi, było to, by posłać jej łagodzący uśmiech i powiedzieć, że może nie była predysponowana do pracy w biurze. Niańka nie zupełnie mówiła o pewności siebie. Ria była bliska łez przy czwartej rozmowie, i to wcale nie z powodu niepokoju. Tylko niepohamowanej wściekłości. „Dziękuję za zniszczenie moich szans na znalezienie zatrudnienia,” powiedziała, gdy wysiedli z pociągu powietrznego niedaleko Chinatown, okrążywszy miasto z powodu jej spotkań. „Ria,” zaczął. Pokazała mu otwartą dłoń w geście, by zamilknął. „Jestem stworzona do pracy w biurze. Prowadzę księgi mojej mamy. I nie tylko to, prowadzę księgi całej rodziny. Upewniam się by mój ojciec chodził na swoje spotkania, a Amber widziała swoją położną na czas, żeby babcia brała swoje leki, i Jet nie zapomniał napisać kartek noworocznych do naszych ciotek w Albuquerque. Jestem, jak cholera, stworzona do pracy w biurze!”

„Nigdy nie mówiłem, że nie jesteś.” Łagodzący ton w jego głosie sprawił, że Ria chciała go ugryźć. „Nie, ty po prostu stałeś tam, tak jakby nie można było nawet polegać na mnie, bym dała sobie radę sama, jeśli ktoś próbowałby mnie skrzywdzić. Tamtego dnia, na siłowni, to było wszystko gówno warte!” Jego warknięcie było jak grzmot. „Odwołaj to.” „Nie mówię o tym, idioto. Mówię o lekcjach samoobrony. To było tylko po to by mnie ugłaskać. Nie ufasz mi nawet, że potrafiłabym krzyczeć.” To była pierwsza lekcja, jakiej jej nauczył – by krzyczeć tak głośno jak tylko zdoła i uciekać. „Wiesz co, myślę że to sprawia, że to co się tam jeszcze stało również było ściemą.” „Zaczekaj cholerną minutę.” - Sześć. Ignorując go, weszła przez automatyczne drzwi do średniej wielkości budynku biurowego, który był lokalizacją jej następnego spotkania i ruszyła do lady. „Cześć,” powiedziała do zadbanej kobiety po drugiej stronie, która miała skórę w odcieniu bogatego nieskazitelnego mahoniu. „Jestem umówiona z Lucas'em Hunter'em.” Oczy kobiety podążyły za ramię Ri'i, i przeszyło je coś na kształt zaskoczenia, ale jej głos, gdy zwróciła się do Ri'i był całkowicie profesjonalny. „Nazwisko?” „Ria Wembley.” Serdeczny uśmiech. „Jest pani piętnaście minut wcześniej, Panno Wembley. Jeżeli zechce pani tu zaczekać, to dam pani znać, gdy Lucas skończy rozmowę z obecnym kandydatem.” „Dzięki.” Szła w stronę miejsc siedzących, gdy uświadomiła sobie po niewczasie, że nie zna nazwy tej firmy. Ogłoszenie mówiło po prostu, że mała, ale rozwijająca się firma budowlana poszukiwała personelu biurowego. Ponieważ to ogłoszenie było sprawdzone przez uniwersytet, gdzie kończyła swój kurs, ten brak nie martwił jej zbytnio. Ale ignorancja najprawdopodobniej nie będzie zbyt dobrze wyglądała … jeżeli w ogóle ten Hynter zada sobie trud by z nią porozmawiać po tym jak dowie się o Emme'cie. Obracając się na swoim obcasie, obeszła Emmett'a by ponownie pomówić z recepcjonistką. „Przepraszam. Zauważyłam, że wasze drzwi nie mają na sobie nazwy firmy.” Wzrok kobiety znowu powędrował do Emmett'a. Ria zawrzała. Ale piękna brunetka nie wydawała się pożerać go wzrokiem. „Szczerze powiedziawszy,” powiedziała po krótkiej przerwie, „nazwa nadal jest dyskutowana … to znaczy, partnerzy nie zdecydowali jeszcze o porządku.” „O.” To było dziwne, ale nie wystarczająco dziwne by sprawić, żeby uciekła. Żebracy, mówiono, nie mogą przebierać. Potakując, podeszła do wygodnie zaaranżowanych foteli po lewej stronie blatu recepcji, wybierając miejsce skąpane w słońcu. Emmett rozciągnął się obok niej. „To, co dzieliliśmy nie było nic nie warte. A ja nawet nie wiedziałem, że wiesz jak się przeklina.” Żart tylko zirytował ją bardziej. „Jeżeli możesz kłamać co do jednej rzeczy, dlaczego nie co do drugiej?” „Chwileczkę. Nigdy cię nie okłamałem.” „Czyżby? A jak nazwiesz uczenie mnie samoobrony, a potem traktowanie mnie jak bezmózgiej beksy?” „Przepraszam.”