PROLOG
Wiosna 1812 roku
Atena Filmer, uboga dwudziestolatka, córka z nie
prawego łoża. miała w życiu jeden cel, a mianowicie
dobrze wyjść za mąż. Była zdecydowana poślubić męż
czyznę bogatego i utytułowanego. Gdyby jej się udało,
zapewniłaby dostatek i wysoką pozycję nie tylko sobie,
lecz także matce. Dzisiaj całkiem niespodziewanie los
się do niej uśmiechnął; zyskała nareszcie sposobność
urzeczywistnienia śmiałych planów, a tymczasem mat
ka próbowała ją namówić do rezygnacji z takiej okazji!
- Na miłość boską! Ateno, jeśli naprawdę chcesz
przyjąć propozycję pani Tenison, błagam cię, byś kiero
wała się rozsądkiem. Nie przeczę, że oceniam fakty na
podstawie własnych smutnych doświadczeń, ale nie
chciałabym, żeby moja historia się powtórzyła. Oba
wiam się, że również skończysz jako samotna matka na
zabitej deskami prowincji. Wolałabym, żebyś została ze
mną, w domu.
Wioska na prowincji wspomniana przez Charlotte
Filmer leżała w pobliżu opactwa Steepwood. Była to
Steep Ride. Obie panie mieszkały w skromnym domku,
nazwanym nieco zbyt szumnie Datchet House. Nieda
leko rzeka Steep przecinała granty opactwa.
Pani Filmer miała powody, by martwić się o córkę.
Atena była nie tylko mądra, lecz także wytrwała i sta
nowcza, wręcz uparta! Pod tym względem stanowiła
przeciwieństwo łagodnej i ustępliwej matki, która raz
tylko zboczyła z właściwej drogi i została za to surowo
ukarana. Przed laty poznała młodzieńca, w którym się
zakochała, lecz nie dane im było się połączyć. Uchodzi
ła za panią Filmer, ale nie była nigdy mężatką. Jedyną
pociechą, radością i dumą była dla niej piękna córka.
- Droga mamo - odparła Atena, pochylając się, że
by czule ucałować Charlotte- pojechałabym jako dama
do towarzystwa, a także przyjaciółka Emmy. Na pensji
była moją najlepszą koleżanką. Nie wątpisz chyba, że
pani Tenison będzie nas obie krótko trzymać, a poza
tym nie dopuści, bym przyćmiła Emmę, ponieważ chce
ją dobrze wydać za mąż.
- Na pewno postawi na swoim - powiedziała za
troskana pani Filmer. - Nie rozumiem tylko, czemu nie
zatrudniła statecznej pani w średnim wieku do opieki
nad córką, zamiast przekonywać ciebie, żebyś dotrzy
mywała towarzystwa tej pannie i nad nią czuwała. Je
steś niewiele starsza i sama potrzebujesz przyzwoitki.
- Ależ, mamo, wiesz, jaka bojaźliwa jest Emma. By
łaby całkiem zbita z tropu, gdyby stale miała ją na oku
surowa dama. Ze mną jest zaprzyjaźniona, na pensji za-
wsze jej broniłam przed złośliwymi koleżankami, a mi
mo niewielkiej różnicy wieku jestem dla niej autoryte
tem, lecz zarazem wiele nas łączy. W razie czego będę
mogła wstawić się za nią u lady Dunlop, która zaprosiła
do siebie Tenisonów. To ona będzie dla Emmy surowym
cerberem. Poza tym, czy chcesz mnie pozbawić londyń
skich przyjemności tylko dlatego, że ciebie przed laty
spotkało nieszczęście? Byłaś młodziutka i łatwowierna.
Jestem dużo starsza niż ty wtedy, więc lepiej od ciebie
wiem, jakie pułapki czyhają na niewinną dziewczynę
i jak okrutni bywają ludzie z towarzystwa.
- Masz rację - westchnęła Charlotta. - Ale...
- Żadnego ale - odparła stanowczo Atena. Do tej
pory wygrywała wszystkie słowne potyczki z matką;
Nie miała najmniejszych wątpliwości, że musi jechać.
Gdy tego popołudnia pani Tenison wystąpiła z nie
zwykłą propozycją, Atena pomyślała: nareszcie! To by
ła sposobność, której od dawna wypatrywała. Niebiosa
spełniły prośbę powtarzaną w jej modlitwach od pew
nego czasu.
- Kochanie, zastanów się nad tym. Być może po na
myśle uznasz, że oferta Tenisonów nie jest wcale tak
korzystna, jakby się z pozoru wydawało. Na dobrą spra
wę zostaniesz zaliczona do ich służby. Dama do towa
rzystwa stoi tylko o szczebel wyżej niż guwernantka.
Wiem, że pani Tenison obiecała dać ci odpowiednie
suknie, ale z pewnością nie będą to stroje modne ani
twarzowe, bo nie chce, żebyś rywalizowała z jej Emmą.
- Jak miałabym z nią współzawodniczyć? - zdziwi
ła się Atena. - W przeciwieństwie do mnie Emma pa
suje do obecnego ideału urody. Wszystkim podobają się
teraz filigranowe, niebieskookie blondynki, a ja mam
szare oczy, ciemne włosy i jestem wysoka.
Charlotta wolała nie wspominać, że gdy Atena przy
jeżdża na bal do sali redutowej w Abbot Quincey,
wszyscy się za nią oglądają, chwaląc też jej rozum
i znakomite maniery, mimo że jako szarooka brunetka
nie odpowiada modnemu kanonowi kobiecej urody. Le
piej nie wbijać jej w dumę, bo i tak miała o sobie na
zbyt dobre mniemanie. Zamiast chwalić urodę córki,
pani Filmer odparła pojednawczym tonem:
- Nadal sądzę, że powinnaś się jeszcze zastanowić.
Przede wszystkim weź pod uwagę, że gdyby ktokol
wiek dowiedział się, a nawet podejrzewał, że jesteś nie
ślubnym dzieckiem, byłabyś skompromitowana.
- Mamo, przemyślę to dziś wieczorem i rano po
wiem ci, co postanowiłam. - Atena dumnie uniosła gło
wę. Wcale nie zamierzała powtórnie rozważać argu
mentów za i przeciw, bo już podjęła decyzję. Nadarzyła
się sposobność i trzeba ją wykorzystać. Pani Tenison na
pewno nie pozwoli rozwinąć skrzydeł damie do towa
rzystwa swojej córki, lecz Atena obiecała sobie, że znaj
dzie sposób, żeby zabłysnąć w londyńskim towarzy
stwie i postarać się o zamożnego męża.
Śmiała i rzeczowa Atena zastanawiała się czasami,
jaki powinien być jej wybranek. Miała nadzieję, że trafi
jej się przystojny młody mężczyzna, bogaty, z arystok
ratycznym tytułem. Mierzyła wysoko, bo nie należała
do kobiet zadowalających się byle czym.
Rzecz jasna nie mogła pozwolić, żeby matka lub pani
Tenison poznały jej prawdziwe intencje, które skłoniły
ją do przyjęcia zaskakującej propozycji. Musi być
skromna, uprzejma i wdzięczna swym dobroczyńcom,
jak przystało na ubogą panienkę. W rezultacie gdy wraz
z matką została zaproszona do Tenisonów w celu omó
wienia szczegółów związanych z posadą, pani domu
uznała, że Atena całkiem niesłusznie uchodzi za pannę
samowolną oraz skłonną do głośnego wyrażania włas
nych opinii. Emma nie kryła radości, kiedy usłyszała,
że przyjaciółka będzie jej damą do towarzystwa. Roz
promieniła się, gdy Atena weszła ze swoją matką do sa
lonu. Zareagowała żywiołowo.
- Och, Ateno! - krzyknęła, podbiegając do przyja
ciółki i biorąc ją za rękę. - Nie masz pojęcia, jak się
cieszę, że postanowiłaś z nami jechać! Zapomnę
o wszelkich obawach, jeśli ty będziesz przy mnie.
- Dość, dość, moja panno - wtrąciła pani Tenison
lodowatym tonem. - Zachowujesz się niewłaściwie. Pa
miętaj, że Atena będzie tylko damą do towarzystwa,
a nie serdeczną przyjaciółką, więc powinnaś nazywać
ją panną Filmer. Nie spoufalaj się, moje dziecko. Ty
i tylko ty zostaniesz przedstawiona księciu regentowi.
Mam nadzieję, że panna Filmer rozumie, gdzie jest jej
miejsce.
- Naturalnie, proszę pani. - Atena skłoniła się z uda
waną pokorą. - Mam towarzyszyć pannie Tenison i być
na jej rozkazy. Nie zamierzam się spoufalać.
- Gdy będziemy w naszym gronie, mów do mnie po
imieniu - poprosiła uradowana Emma. - Na pensji by
łyśmy przecież najlepszymi przyjaciółkami.
- To prawda - odparła chłodno pani Tenison - ale
nie wspominaj o tym w towarzystwie. Życzyłam sobie
tego spotkania, aby poinformować pannę Filmer, jakie
będą jej obowiązki. Przed wyjazdem zamierzam się
ponadto zająć jej strojami. Ty, Emmo, otrzymasz kilka
sukien uszytych przez krawcową z Northampton, lecz
większość twoich toalet wykona na miejscu londyńska
modystka.
Atena nie miała wątpliwości, że pani Tenison posta
nowiła jasno i wyraźnie dać jej do zrozumienia, jaką
pozycję będzie zajmować podczas wyprawy do Londy
nu. Upewniła się, że ma rację, gdy wyniosła dama po
nownie zabrała głos.
- Jeśli przedstawione warunki dotyczące posady nie
podobają się pani, wolę teraz o tym usłyszeć. Chcę od
początku uniknąć wszelkich niedomówień.
- Nie mam żadnych zastrzeżeń, proszę pani - odpar
ła Atena. Unikała smutnego wzroku matki patrzącej
w jej stronę.
- Mam nadzieję, że nie spodziewa się pani wynagro
dzenia za swoje usługi. Otrzyma pani stosowne ubranie
oraz wyżywienie. Nagrodą jest sam wyjazd do Londynu
w pełni sezonu. Powinna czuć się pani wyróżniona, to
warzysząc młodej damie z dobrej rodziny.
Zapomniała dodać, pomyślała sarkastycznie Atena,
że jej córka jest bogatą dziedziczką, która jedzie do
Londynu, żeby znaleźć męża z odpowiednim docho
dem i arystokratycznym tytułem. Tenisonowie nie byli
wprawdzie krezusami, ale na posag Emmy wynoszący
piętnaście tysięcy funtów powinien się skusić przynaj
mniej baronet. Poza tym miała też odziedziczyć majątek
bogatej ciotki, starej panny.
Nie czekając na odpowiedź Ateny, pani Tenison
zwróciła się do jej matki.
- Spodziewam się, że i pani jest szczęśliwa, że zło
żyłam córce tak wspaniałą propozycję.
Urocza pani w średnim wieku raz jeszcze zerknęła
błagalnie na Atenę. Była śliczna i powściągliwa - zu
pełne przeciwieństwo przystojnej i obcesowej pani Te
nison. Gdyby do salonu wszedł obcy człowiek, uznałby
pewnie, że Emma to jej córka, Atena zaś jest latoroślą
majestatycznej pani domu.
Charlotta Filmer wcale nie była zadowolona, ale nie
mogła mówić o tym szczerze, bo protektorka Ateny sta
ła się w Steep Ride towarzyską wyrocznią. Jej opinia
była prawem dla miejscowej socjety, liczyli się z nią na
wet arystokraci.
- Skoro Atena chce jechać... - zaczęła niepewnie
Charlotta Filmer.
- A zatem wszystko ustaliłyśmy - przerwała obce-
sowo pani Tenison, wedle swego życzenia interpretując
te słowa. Energicznie zadzwoniła na służbę i kazała
przynieść podwieczorek. Doszły ją słuchy, że w wiel
kim świecie posiłek ten staje się modny, więc zaczęła
go podawać zamiast poobiedniej przekąski.
Za nic nie zdradziłaby się przed tymi dwiema bie
daczkami, że jest szczerze uradowana, bo znalazła dla
córki odpowiednią damę do towarzystwa, która niewie
le kosztuje. Na dodatek łatwo wmówiła tej dziewczynie
i jej malce, że wyświadcza im prawdziwy zaszczyt.
- Naprawdę świetnie, milordzie! - zachwycał się
Hemmings, kamerdyner Adriana Drummonda, lorda
Kinlocha. - Znakomicie nam się udało! Cudownie!
Miał na myśli fular, który po kilku minutach usilnych
starań nie bez trudu zawiązał wedle najnowszej mody.
Adrian powątpiewał w kunszt swego kamerdynera
i wartość jego arcydzieła, odwrócił się więc w stronę
usadowionego wygodnie w fotelu kuzyna, Nicka Ca
merona, który w milczeniu obserwował przedstawienie,
jakim była dla niego poranna toaleta Adriana.
- Nick, jak wyglądam? - usłyszał naglące pytanie.
- Może być?
W przeciwieństwie do Adriana starającego się ucho
dzić za lwa salonowego, Nick pogardliwie odnosił się
do modnych błahostek i okazywał to, ubierając się tak
zwyczajnie i skromnie, jakby nadal przebywał w gó
rzystej Szkocji, gdzie Adrian nie bywał od lat. Kiedy go
pytano, czemu przestał odwiedzać rodzinne strony,
skąd wyjechał jako chłopiec, odpowiadał z teatralnym
patosem:
- Któż chciałby utknąć na takim pustkowiu?
Nick przechylił głowę na bok i odparł z namysłem,
jakby zadano mu pytanie o rokowania dotyczące wojny
w Europie:
- Naprawdę zależy ci na mojej opinii, Adrianie?
- Oczywiście, Nick. Bardzo cenię twoje zdanie.
- W takim razie wiedz, że nie pojmuję, dlaczego tra
cisz tyle czasu, zastanawiając się, jak zawiązać wokół
szyi kawałek tkaniny. Nie wystarczy prosty węzeł? Po
co zaprzątać sobie głowę takim drobiazgiem?
- Tobie uchodzi lekceważenie obyczajów panują
cych w towarzystwie - odparł wyniośle Adrian, chcąc
przypomnieć kuzynowi, że pochodzą z różnych sfer -
ale ja ze względu na stanowisko zajmowane w wielkim
świecie muszę być nienaganny. Wykluczone, żebym
wyglądał jak gajowy.
- Ja też wcale go nie przypominam - odrzekł Nick,
spoglądając na porządne, choć bardzo tradycyjne spod
nie z granatowego materiału, na surdut, prosty fular
i wyglansowane buty od najlepszego szewca. - Rozu
miem, w czym rzecz. Jego lordowska mość powinien
hołdować najnowszej modzie.
Gdy byli chłopcami i dorastali razem, taka uwaga
skończyłaby się bójką, ponieważ Adrian rzuciłby się na
niego z pięściami, żeby wymóc cofnięcie obraźliwych
słów, Nick z pewnością nie dałby za wygraną, chcąc
udowodnić, ze ma rację, więc turlaliby się po ziemi,
walcząc zawzięcie. Potem wstaliby i na dowód praw
dziwej przyjaźni uścisnęliby sobie ręce. Nick miał spo
ro zdrowego rozsądku, który Adrian instynktownie sza
nował. Dzięki temu wielokrotnie unikali gniewu
starszych.
- Węzeł jest zadowalający, ale wydaje mi się, milor
dzie, gdyby przesunąć go odrobinę w lewo, byłby ide
alny. Czy mogę...
Adrian odwrócił się w stronę kamerdynera, a gdy po
prawka została dokonana, z zadowoleniem popatrzył na
swoje odbicie w lustrze i powiedział:
- O to mi właśnie chodziło. Człowiek nie wie nigdy,
jak naprawdę wygląda. Zakłada milcząco, że nieźle się
prezentuje.
- Racja - mruknął leniwie Nick. - Czy mogę za
pytać, dlaczego tak ci dzisiaj zależy na dobrej prezen
cji?
- Przecież jedziemy do Hyde Parku. Niech wszyscy
zobaczą, że staram się dbać o wygląd. Moim zdaniem
to ważne, z pewnością przyznasz mi rację.
- Stale jeździmy do Hyde Parku, ale rzadko przed
wyjazdem robisz tyle ceregieli.
Adrian gestem odprawił Hemmingsa, który zrobił
już, co do niego należało. Kuzyni siedzieli teraz naprze
ciwko siebie. Adrian czuł się nieswojo, ponieważ spod
nie miał tak dopasowane, że siadanie w nich groziło ka-
tastrofą, podkreślały jednak zgrabne nogi. A o to właś
nie chodziło.
- Prawda jest taka, że matka nie daje mi spokoju
w kwestii ożenku. Przyjdzie mi chyba skapitulować
i ulec jej namowom. Tłumaczy, że nie mam dziedzica,
byłbym więc ostatnim lordem Kinloch. Postanowiłem
znaleźć sobie posażną i ładną dziedziczkę. Nie mogę
poślubić brzyduli, choćby opływała w dostatki, bo wte
dy nie potrafiłbym wypełnić życzenia mamy i spłodzić
potomstwa. Chcę żony urodziwej jak moja droga Kitty.
Szkoda, że nie mogę jej poślubić. Z łatwością postarał
bym się wtedy o dzieci.
Śliczna Kitty była utrzymanką Adriana, który poda
rował jej mieszkanie w modnej części Chelsea i docho
wywał wierności jak ślubnej małżonce. Był znacznie
bardziej oddany tej dziewczynie niż większość arysto
kratów swoim legalnym połowicom.
- Aha - mruknął Nick, który słuchał wynurzeń pro
stodusznego kuzyna, z trudem powstrzymując śmiech.
- Rozumiem, w czym rzecz. Pojadę z tobą i pomogę ci
ułożyć listę odpowiednich kandydatek.
- Wspaniale! - zawołał Adrian. - Wiedziałem, że
mi pomożesz, skoro zrozumiesz, jaka to ważna sprawa.
- Wstał i dodał z zapałem: - Do diaska! A więc ruszaj
my. Im szybciej znajdę sobie żonę, tym prędzej mama
przestanie mi dokuczać.
- Pozwolę sobie jednak zauważyć, że sezon dopiero
się zaczyna - odparł Nick. - Nie wszystkie piękne pan-
ny, które są do wzięcia, przyjechały już do Londynu.
Na twoim miejscu wcale bym się tak nie spieszył.
- Masz rację - odparł pogodnie Adrian. - A co z to
bą Nick? Może weźmiesz ze mnie przykład. Wpraw
dzie twoi rodzice nie wypominają ci, że jeszcze nie
doczekali się dziedzica, ale mógłbyś się o niego po
starać. Tyle lat minęło od tamtej historii z Florą Camp
bell. Pora, żebyś o niej zapomniał. Chyba zacznę ci wy
tykać starokawalerstwo. Najwyższy czas, żebym także
cię strofował, bo dotychczas jedynie ty mnie krytyko
wałeś.
- Nie warto - odparł pogodnie Nick, puszczając mi
mo uszu słowa dotyczące Flory. - Kawalerski stan bar
dzo mi odpowiada. Nie spotkałem jeszcze kobiety god
nej zaufania i wartej poślubienia. Ale kto wie? Może
wkrótce ją poznam.
Nick nie wierzył w to, co mówił. Przygoda z Florą
Campbell na zawsze pozbawiła go złudzeń na temat ko
biet, ale nie zamierzał rozmawiać o tym z Adrianem.
Postanowił tylko pilnować kuzyna, bo nieuchronnie za
czną się wokół niego gromadzić damy polujące na bo
gatych mężów dla swych córek.
Nick i Adrian stanowili zupełne przeciwieństwo. Ten
pierwszy był posępnym brunetem, upartym, rozumnym
i cynicznym; drugi to wesoły blondyn, ufny i niezbyt
lotny. Obaj byli wysocy. Adrian zdobył się kiedyś na
błyskotliwą uwagę, co mu się zdarzało niesłychanie
rzadko.
- Gdybym był królem, ciebie mianowałbym premie
rem.
Nick także miał świadomość, że wiele ich łączy. Do
tychczas nie było między nimi poważniejszych niepo
rozumień. Wziął Adriana pod rękę i poszli do stajni,
gdzie czekała nowa kariolka zaprzężona w dwa dorod
ne konie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Na miłość boską, Emmo, stójże prosto - syknęła
pani Tenison do córki. - Podnieś głowę. Bierz przykład
z Ateny. Ona przynajmniej zdaje sobie sprawę, jak po
winna się trzymać panna z dobrego domu.
- Staram się, mamo - wyjąkała Emma. - Przecież
wiesz, że nie znoszę tłumu.
- Dość mam tego biadolenia - skarciła ją surowo
matka. - Okaż należny szacunek pani domu, gdy wej
dziemy na podest, a ty, Ateno, trzymaj się z tyłu, żebyś
nie zwracała na siebie uwagi.
- Naturalnie, proszę pani - odparła potulnie Atena.
Wraz z Tenisonami przyjechała na bal do lady Leo-
minster, który zawsze odbywał się w połowie kwietnia
i otwierał londyński sezon. W tym czasie całe wytwor
ne towarzystwo zjeżdżało do stolicy. Tenisonowie za
częli już bywać. Wraz ze swą protektorką lady Dunlop,
która stale im towarzyszyła, uczestniczyli w kilku skro
mniejszych spotkaniach angielskiej socjety, ale na razie
nie zawarli ciekawych znajomości, bo wszyscy młodzi
mężczyźni poznani w czasie owych wieczorów byli już
żonaci.
Emma prezentowała się całkiem nieźle, lecz wyglą
dała na prowincjuszkę w różowej szyfonowej kreacji
uszytej przez krawcową z Northampton. Jasne loki pod
pięte były pąkami czerwonych różyczek o bladozielo
nych listkach. Nosiła skromną biżuterię: naszyjnik z pe
reł i nieduże, zwisające perłowe kolczyki. Jej matka
miała dość rozsądku, by uznać, że słynne klejnoty Te-
nisonów - ogromne szmaragdy otoczone brylantami -
nie pasują do młodziutkiej panny o subtelnej urodzie.
Gdyby jednak włożyła je Atena, stanowiłyby znakomite
dopełnienie jej urody.
Pani Tenison dopilnowała, żeby dama do towarzys
twa nie przyćmiła jej córki. Temu celowi służyła ciem
noszara, jedwabna sukienka z niewielkim dekoltem,
niemodna i jeszcze gorzej skrojona niż strój Emmy.
Chcąc zyskać całkowitą pewność, że Atena nie będzie
rzucać się w oczy, pani Tenison poleciła jej włożyć duży
czepek z lnu i koronki, który zasłaniał pół twarzy i za
krywał ciemne włosy, gładko zaczesane i zwinięte
w tak ciasny kok, że nawet po zdjęciu paskudnego
czepka nikt by się nie domyślił, jak pięknie falują.
Atena cierpliwie znosiła wszystkie szykany, bo w prze
ciwnym razie nie mogłaby nawet marzyć o uczestnictwie
w wydarzeniu towarzyskim tej rangi co bal u Leominste-
rów. Dookoła widziała najznakomitszych angielskich
arystokratów sunących wolno po schodach ku podesto
wi, na którym gospodarze witali zaproszonych gości.
Państwo Tenisonowie zdążyli już zamienić kilka słów
z przybyłymi na bal kuzynami. Był wśród nich najbar
dziej utytułowany ich krewny, markiz Exford.
Atena polubiła pana Tenisona, który zawsze był dla
niej uprzejmy. Gdy wkrótce po przyjeździe do londyń
skiego domu zastał ją w bibliotece zaabsorbowaną lek
turą, ucieszył się, że w przeciwieństwie do Emmy i pani
Tenison naprawdę interesowała się stojącymi na pół
kach tomami.
Zaczął doradzać, co powinna przeczytać, i sporządził
listę godnych polecenia książek. Emma i jej matka nie za
bierały Ateny ze sobą na wizyty do krewnych i znajo
mych, jako że podczas tych kameralnych spotkań towa
rzyskich duchowe wsparcie nie było potrzebne, ilekroć
więc miała wolne popołudnie, pan Tenison z chęcią słu
chał jej sprawozdań dotyczących lektur oraz prywatnych
wypraw w świat nauki. Ucieszył się, że jego protegowana
dobrze zna łacinę. Atena szczerze ubolewała, że na pensji
dla młodych panien nie nauczono jej greki.
Gdy przed dzisiejszym balem siedzieli razem w sa
lonie, czekając, aż panie będą gotowe jechać do pałacu
Leominsterów na Piccadilly, zapytał, nie kryjąc zdzi
wienia:
- Droga panno Filmer, czy naprawdę musi pani no
sić na głowie to brzydactwo?
Atena nie życzyła sobie, aby z jej powodu zaczęła
się niepotrzebna kłótnia, do której doszłoby niezawod
nie, gdyby pan Tenison próbował się za nią wstawić.
Poza tym zdążyła się już przekonać, że w sprzeczkach
z żoną szybko dawał za wygraną. Zdrowy rozsądek
podpowiadał zresztą, że pani Tenison mogłaby nabrać
podejrzeń, gdyby jej mąż zaczął jawnie okazywać wy
jątkową serdeczność osobie tak nisko stojącej w hierar
chii społecznej jak panna Filmer.
- Ważne jest - tłumaczyła Atena - żeby to nasza ko
chana Emma błyszczała w towarzystwie. Muszę pozo
stać w cieniu, aby żadnemu dżentelmenowi nie przysz
ło do głowy, że przybyłam do Londynu w celu szukania
męża. Nie zamierzam stwarzać fałszywych pozorów,
skoro nie mam posagu. Moim obowiązkiem jest wspie
rać Emmę, by w tłumie nabrała śmiałości i dobrze się
bawiła. Niewątpliwie zdaje pan sobie sprawę, jak bar
dzo się denerwuje, gdy otacza ją mnóstwo ludzi.
Pan Tenison ponuro kiwał głową.
- Jestem świadomy, dlaczego moja żona namówiła
cię, drogie dziecko, żebyś nam towarzyszyła, ale nie
podoba mi się, że w tym stroju wyglądasz jak własna
ciotka.
- Wiedziałam, co mnie czeka, i przystałam na takie
warunki - odparła Atena, zdumiona własną dwulico
wością. Jakże przekonująco grała rolę pokornej sługi!
- Błagam, niech pan nie zaprząta sobie głowy moimi
sprawami.
- Jak sobie życzysz - odparł pan Tenison. Rozmowę
przerwało wejście jego żony prowadzącej speszoną
Emmę, którą paraliżowała trema przed towarzyskim de
biutem i spotkaniem z tyloma znanymi osobami.
Atena rozglądała się teraz po ogromnej sali balowej
oświetlonej setkami kandelabrów. Obserwowała ele
ganckich mężczyzn zabawiających rozmową panie,
spoglądała na tańczących i spacerujących. Najwięk
szym cudem tego wieczoru był fakt, że w ogóle się tu
znalazła.
Stała za Tenisonami, którzy oczywiście siedzieli wy
godnie, i zastanawiała się z roztargnieniem, jak rozpo
cząć swoją kampanię. Zadanie okazało się trudniejsze,
niż przypuszczała. Niewątpliwie sam Napoleon Bona
parte na początku kariery miał podobne dylematy i pro
szę, jak wysoko zaszedł: został cesarzem Francji!
Jej ambicje nie były tak wygórowane, lecz powinna
dołożyć starań, żeby je urzeczywistnić. Nie wolno
zmarnować szansy. Zapewne to kwestia szczęścia, lecz
jeśli los się do niej uśmiechnie, na pewno będzie umiała
zrobić z tego użytek.
Jedno było oczywiste: dziś wieczorem w sali balowej
nie brakowało przystojnych młodzieńców, a wielu
z nich obrzucało taksującymi spojrzeniami Emmę oraz
inne panny na wydaniu. Bez wątpienia próbowali osza
cować ich posagi i zastanawiali się, czy warte są zacho
du. Te rozważania o majątku boleśnie uświadomiły Ate
nie jej własne ubóstwo. Na domiar złego była dziec
kiem z nieprawego łoża. Gdyby ktoś się o tym dowie
dział, taka rewelacja stanowiłaby bardzo poważną prze
szkodę dia korzystnego zamążpójścia.
Chcąc odsunąć od siebie ponure myśli, rozejrzała się
po sali, spoglądając spod falbanek ohydnego czepka.
Próbowała wśród obecnych na balu gości wypatrzyć
młodzieńca, na którego warto by zastawić sidła.
Było wielu panów w różnym wieku noszących mun
dury. Powinna rozejrzeć się wśród nich czy też szukać
kandydata na męża między londyńskimi dandysami?
Może podstarzały mężczyzna w pretensjach byłby łat
wiejszy do zdobycia niż płochy młodzieniec? Wzdryg
nęła się na samą myśl o takiej ewentualności.
- Ateno, jaka szkoda, że nie siedzisz obok mnie -
powiedziała płaczliwym tonem Emma, spoglądając na
nią przez ramię. - Może wtedy nie dokuczałyby mi
nudności.
- Bzdura - przerwała jej pani Tenison. - Skoro już
tu jesteś, musisz stanąć na wysokości zadania. Poza
tym, zaraz będziesz miała tancerza. Kuzyn Exford sam
zaproponował, że przedstawi nas kilku odpowiednim
młodzieńcom i właśnie tu idzie z dwoma przystojnymi
dżentelmenami.
Emma jęknęła cicho, natomiast Atena zwróciła gło
wę, żeby spojrzeć na zbliżającego się markiza Exforda
oraz jego znajomych i upewnić się, czy pani Tenison
właściwie ich określiła.
Jeden rzeczywiście wyglądał zachwycająco. Atena
nie widziała dotąd równie pięknego mężczyzny. Był to
doskonale ubrany, wysoki, bardzo jasny blondyn. To
warzyszył mu młody człowiek, którego nie nazwałaby
wytwornym. Raczej sprawiał wrażenie niebezpieczne-
go. Wysoki, atletycznej budowy, przypominał znane
Atenie z rycin postaci bokserów i zapaśników. Był bru
netem o ciemnej karnacji, twarz miał wyrazistą, rysy
ostre, oczy i włosy czarne jak noc. Nikt by go nie wziął
za Adonisa.
- Dzień i noc - mruknęła do siebie Atena.
Pan Tenison usłyszał tę uwagę. Lekko odwrócił gło
wę ku Atenie i rzekł równie cicho:
- Jak zwykle, moja droga, poczyniłaś celne spo
strzeżenie, lecz który z nich jest dniem, a który nocą?
Te zagadkowe słowa dałyby jej do myślenia, gdyby
markiz nie rozpoczął natychmiast oficjalnej prezentacji.
Tenisonowie podnieśli się z krzeseł. Atena stała za nimi,
zastanawiając się, jak wypada zachować się w takiej sy
tuacji i w jaki sposób okazać uszanowanie markizowi oraz
jego wysoko urodzonym znajomym. Po chwili uznała, że
skinienie głową wystarczy. Jak pomyślała, tak zrobiła.
Rozpoczęła się niespieszna wymiana uprzejmości.
Młody blondyn nazywał się Adrian Drummond, nosił
tytuł lorda Kinloch, pochodził z Argyll. Towarzyszył
mu pan Nicholas Cameron z Strathdene Castle w Suth-
erland. Zarumieniona Emma z trudem wykrztusiła kilka
słów. Skromna dama do towarzystwa została przedsta
wiona niejako mimochodem. Nick i Adrian spędzili po
czątek wieczora, obserwując nieznajome panie obecne
na balu. Jak zwykle, mało która sprostała ich wysokim
wymaganiom. Podczas owej lustracji Nick powiedział
do Adriana przyciszonym głosem:
- Skoro jest tu sama śmietanka, trudno spodziewać
się w tym sezonie wielu prawdziwych piękności.
- Na Boga, masz rację - westchnął boleśnie Adrian.
- Matkę czeka kolejne rozczarowanie. Żadna z tych pa
nien nie umywa się do Kitty.
Kuzyn z konieczności przyznał mu rację. Właśnie
wtedy podszedł do nich markiz Exford i oznajmił ra
dośnie:
- Jest tu dzisiaj śliczna mała klaczka. Chciałbym,
żebyście ją sobie obejrzeli, moi obwiesie, na wypadek,
gdybyście obaj rwali się do żeniaczki. Kinloch mówi,
ze masz takie plany - zwrócił się do Nicka.
- Niech mówi za siebie. Mnie się nie spieszy. Po co
komu taka kula u nogi?
- W klubie panowie robią zakłady, że przed końcem
tego sezonu obaj dacie się złapać. Jeśli tak rzeczywiście
myślisz, Cameron, postawię przeciwko nim kilka fun-
tów. Daj mi znać, gdybyś zmienił zdanie.
Nick nie miał ochoty być obiektem plotek i zakła
dów zawieranych przez znudzonych lekkoduchów, na
tomiast Adrian uśmiechnął się lekko. Z równie pogod
nym wyrazem twarzy przyglądał się teraz Emmie.
- Jestem zachwycony, że mogę panią poznać - oz
najmił całkiem szczerze. Urodziwych panien było
w tym roku jak na lekarstwo, z przyjemnością więc ob
serwował tę blondyneczkę, ładniutką, choć trochę bez
barwną, wyróżniającą się korzystnie na tle innych dam.
Przemknęło mu przez głowę, że gdyby się z nią ożenił,
płodzenie potomstwa byłoby przyjemnym zajęciem. Na
dodatek Exford szepnął mu, że panna ma całkiem duży
posag. Okrągła sumka.
Z drugiej strony jednak ta wiadomość nie miała
większego znaczenia. Adrian był właścicielem niemal
połowy szkockich dóbr. Tylko książę Sutherland był od
niego bogatszy. Młody arystokrata mógł zatem wybrać
żonę, kierując się wyłącznie swoimi upodobaniami.
Atena spostrzegła, że Emma trzepoce rzęsami, i do
myśliła się od razu, że urodziwy arystokrata zrobił na
jej podopiecznej ogromne wrażenie. Różnił się bardzo
od nieopierzonych młokosów bywających na balach
w ich rodzinnych stronach. Pochylił wysoką postać,
skłonił się Emmie i powiedział:
- Zostałem już wprawdzie zaangażowany do kilku
pierwszych tańców, ale byłbym zachwycony, gdyby ze
chciała pani zarezerwować dla mnie kadryla.
Emma spąsowiała, zerknęła na Atenę, potem na roz
promienioną matkę i odparła:
- Będę zaszczycona, milordzie.
- Ależ skąd - rzucił natychmiast i dodał uprzejmie:
- To pani wyświadcza mi prawdziwy zaszczyt.
Emma ponownie spłonęła rumieńcem i obiecała za
tańczyć kadryla. Zadowolony Adrian dodał z wyszuka
ną grzecznością:
- Wierzę, że wybaczą nam państwo, jeśli się odda
limy. Pora, abym odnalazł damę, z którą mam teraz za
tańczyć. Wrócę przed kadrylem.
- Omal nie zemdlała, kiedy ją zaprosiłeś - powie
dział Nick, gdy oddalili się nieco. - Naprawdę chcesz
zalecać się do tej płochliwej szarej myszki? Dla ciebie
się chyba nadaje, lecz mnie nie odpowiada taka kandy
datka na żonę.
- Lubię nieśmiałe panienki, ale ty, stary draniu, wo
lisz uparte i wygadane lub potrzebujące opiekuńczego
męskiego ramienia. Podejrzewałem nawet, że porwiesz
do tańca jej damę do towarzystwa. Pewnie nudzi się
śmiertelnie, stojąc przez cały wieczór za krzesłem pod
opiecznej.
- Mówisz o szarookiej Palladzie - odparł Nick. -
Spod tego paskudnego czepka ledwie było widać oczy
panny Filmer. Ma ładną figurę, więc na tej podstawie
zgaduję, że jest niewiele starsza od panny Tenison.
Dziwna sprawa.
- Pallada? - spytał zdziwiony Adrian. - Ojciec Em
my wspomniał chyba, że ma na imię Atena.
Nick wybuchnął śmiechem. Nie ulegało wątpliwości,
że wiedza o greckiej mitologii, wbita Adrianowi do gło
wy podczas studiów w Oksfordzie, już się ulotniła.
- Atena jest antyczną boginią mądrości - tłumaczył.
- Ma wiele przydomków. Nazywano ją między innymi
szarooką Palladą. Jej atrybutem była sowa, ale wątpię,
żeby panna Filmer miała przy sobie taką pupilkę.
- Oby nie! - zaprotestował Adrian. - Zresztą pod
czas balu sowa się nie przyda. - Po namyśle dodał: -
Nick, czasami wygadujesz okropne bzdury.
Ledwie odeszli, pani Tenison zaczęła strofować cór
kę, która jej zdaniem nie dość skwapliwie przyjmowała
awanse lorda Kinlocha.
- Wierz mi, moje dziecko, bardzo się dziwię. Przy
stojny i bardzo bogaty mężczyzna prawi ci komplemen
ty, a ty się rumienisz, jąkasz i nie potrafisz zdobyć się
na nic więcej. Przed tobą wielka szansa: gdy ten mło
dzieniec odezwie się do ciebie, musisz podtrzymywać
rozmowę, a jeśli zechce zatańczyć z tobą po raz wtóry;
natychmiast przyjmij zaproszenie.
- Ale mnie naprawdę jest słabo, mamo - szepnęła
Emma. - Okropnie tu gorąco, a on wydaje się tak... -
Chciała powiedzieć, że jest zalękniona, bo Adrian przy
pomina księcia z bajki, na pewno więc nie zainteresuje
się taką wiejską prostaczką jak ona.
Przysłuchująca się tej rozmowie Atena była zdziwio
na, że pan Tenison nie próbuje choć trochę bronić córki.
Z goryczą pomyślała, że gdyby lord Kinloch zaprosił ją
do tańca, z ochotą i wdziękiem przyjęłaby jego propo
zycję. Współczuła Emmie, ale chwilami ogarniało ją
zniecierpliwienie. Rozumiałaby wahanie przyjaciółki,
gdyby to ciemnowłosy i smagły Nicholas Cameron
chciał porwać ją na parkiet.
Nie podobało się Atenie uważne, taksujące spojrze
nie, jakim ich obrzucił. Czuła je na sobie, ale była pew
na, że z powodu ohydnego stroju niewiele widział. Za
stanawiała się, czy wyjazd do Londynu nie był jedną
wielką pomyłką. Jak ma oczarować wybranego męż-
Paula Marshall Ich czworo
PROLOG Wiosna 1812 roku Atena Filmer, uboga dwudziestolatka, córka z nie prawego łoża. miała w życiu jeden cel, a mianowicie dobrze wyjść za mąż. Była zdecydowana poślubić męż czyznę bogatego i utytułowanego. Gdyby jej się udało, zapewniłaby dostatek i wysoką pozycję nie tylko sobie, lecz także matce. Dzisiaj całkiem niespodziewanie los się do niej uśmiechnął; zyskała nareszcie sposobność urzeczywistnienia śmiałych planów, a tymczasem mat ka próbowała ją namówić do rezygnacji z takiej okazji! - Na miłość boską! Ateno, jeśli naprawdę chcesz przyjąć propozycję pani Tenison, błagam cię, byś kiero wała się rozsądkiem. Nie przeczę, że oceniam fakty na podstawie własnych smutnych doświadczeń, ale nie chciałabym, żeby moja historia się powtórzyła. Oba wiam się, że również skończysz jako samotna matka na zabitej deskami prowincji. Wolałabym, żebyś została ze mną, w domu. Wioska na prowincji wspomniana przez Charlotte Filmer leżała w pobliżu opactwa Steepwood. Była to
Steep Ride. Obie panie mieszkały w skromnym domku, nazwanym nieco zbyt szumnie Datchet House. Nieda leko rzeka Steep przecinała granty opactwa. Pani Filmer miała powody, by martwić się o córkę. Atena była nie tylko mądra, lecz także wytrwała i sta nowcza, wręcz uparta! Pod tym względem stanowiła przeciwieństwo łagodnej i ustępliwej matki, która raz tylko zboczyła z właściwej drogi i została za to surowo ukarana. Przed laty poznała młodzieńca, w którym się zakochała, lecz nie dane im było się połączyć. Uchodzi ła za panią Filmer, ale nie była nigdy mężatką. Jedyną pociechą, radością i dumą była dla niej piękna córka. - Droga mamo - odparła Atena, pochylając się, że by czule ucałować Charlotte- pojechałabym jako dama do towarzystwa, a także przyjaciółka Emmy. Na pensji była moją najlepszą koleżanką. Nie wątpisz chyba, że pani Tenison będzie nas obie krótko trzymać, a poza tym nie dopuści, bym przyćmiła Emmę, ponieważ chce ją dobrze wydać za mąż. - Na pewno postawi na swoim - powiedziała za troskana pani Filmer. - Nie rozumiem tylko, czemu nie zatrudniła statecznej pani w średnim wieku do opieki nad córką, zamiast przekonywać ciebie, żebyś dotrzy mywała towarzystwa tej pannie i nad nią czuwała. Je steś niewiele starsza i sama potrzebujesz przyzwoitki. - Ależ, mamo, wiesz, jaka bojaźliwa jest Emma. By łaby całkiem zbita z tropu, gdyby stale miała ją na oku surowa dama. Ze mną jest zaprzyjaźniona, na pensji za-
wsze jej broniłam przed złośliwymi koleżankami, a mi mo niewielkiej różnicy wieku jestem dla niej autoryte tem, lecz zarazem wiele nas łączy. W razie czego będę mogła wstawić się za nią u lady Dunlop, która zaprosiła do siebie Tenisonów. To ona będzie dla Emmy surowym cerberem. Poza tym, czy chcesz mnie pozbawić londyń skich przyjemności tylko dlatego, że ciebie przed laty spotkało nieszczęście? Byłaś młodziutka i łatwowierna. Jestem dużo starsza niż ty wtedy, więc lepiej od ciebie wiem, jakie pułapki czyhają na niewinną dziewczynę i jak okrutni bywają ludzie z towarzystwa. - Masz rację - westchnęła Charlotta. - Ale... - Żadnego ale - odparła stanowczo Atena. Do tej pory wygrywała wszystkie słowne potyczki z matką; Nie miała najmniejszych wątpliwości, że musi jechać. Gdy tego popołudnia pani Tenison wystąpiła z nie zwykłą propozycją, Atena pomyślała: nareszcie! To by ła sposobność, której od dawna wypatrywała. Niebiosa spełniły prośbę powtarzaną w jej modlitwach od pew nego czasu. - Kochanie, zastanów się nad tym. Być może po na myśle uznasz, że oferta Tenisonów nie jest wcale tak korzystna, jakby się z pozoru wydawało. Na dobrą spra wę zostaniesz zaliczona do ich służby. Dama do towa rzystwa stoi tylko o szczebel wyżej niż guwernantka. Wiem, że pani Tenison obiecała dać ci odpowiednie suknie, ale z pewnością nie będą to stroje modne ani twarzowe, bo nie chce, żebyś rywalizowała z jej Emmą.
- Jak miałabym z nią współzawodniczyć? - zdziwi ła się Atena. - W przeciwieństwie do mnie Emma pa suje do obecnego ideału urody. Wszystkim podobają się teraz filigranowe, niebieskookie blondynki, a ja mam szare oczy, ciemne włosy i jestem wysoka. Charlotta wolała nie wspominać, że gdy Atena przy jeżdża na bal do sali redutowej w Abbot Quincey, wszyscy się za nią oglądają, chwaląc też jej rozum i znakomite maniery, mimo że jako szarooka brunetka nie odpowiada modnemu kanonowi kobiecej urody. Le piej nie wbijać jej w dumę, bo i tak miała o sobie na zbyt dobre mniemanie. Zamiast chwalić urodę córki, pani Filmer odparła pojednawczym tonem: - Nadal sądzę, że powinnaś się jeszcze zastanowić. Przede wszystkim weź pod uwagę, że gdyby ktokol wiek dowiedział się, a nawet podejrzewał, że jesteś nie ślubnym dzieckiem, byłabyś skompromitowana. - Mamo, przemyślę to dziś wieczorem i rano po wiem ci, co postanowiłam. - Atena dumnie uniosła gło wę. Wcale nie zamierzała powtórnie rozważać argu mentów za i przeciw, bo już podjęła decyzję. Nadarzyła się sposobność i trzeba ją wykorzystać. Pani Tenison na pewno nie pozwoli rozwinąć skrzydeł damie do towa rzystwa swojej córki, lecz Atena obiecała sobie, że znaj dzie sposób, żeby zabłysnąć w londyńskim towarzy stwie i postarać się o zamożnego męża. Śmiała i rzeczowa Atena zastanawiała się czasami, jaki powinien być jej wybranek. Miała nadzieję, że trafi
jej się przystojny młody mężczyzna, bogaty, z arystok ratycznym tytułem. Mierzyła wysoko, bo nie należała do kobiet zadowalających się byle czym. Rzecz jasna nie mogła pozwolić, żeby matka lub pani Tenison poznały jej prawdziwe intencje, które skłoniły ją do przyjęcia zaskakującej propozycji. Musi być skromna, uprzejma i wdzięczna swym dobroczyńcom, jak przystało na ubogą panienkę. W rezultacie gdy wraz z matką została zaproszona do Tenisonów w celu omó wienia szczegółów związanych z posadą, pani domu uznała, że Atena całkiem niesłusznie uchodzi za pannę samowolną oraz skłonną do głośnego wyrażania włas nych opinii. Emma nie kryła radości, kiedy usłyszała, że przyjaciółka będzie jej damą do towarzystwa. Roz promieniła się, gdy Atena weszła ze swoją matką do sa lonu. Zareagowała żywiołowo. - Och, Ateno! - krzyknęła, podbiegając do przyja ciółki i biorąc ją za rękę. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że postanowiłaś z nami jechać! Zapomnę o wszelkich obawach, jeśli ty będziesz przy mnie. - Dość, dość, moja panno - wtrąciła pani Tenison lodowatym tonem. - Zachowujesz się niewłaściwie. Pa miętaj, że Atena będzie tylko damą do towarzystwa, a nie serdeczną przyjaciółką, więc powinnaś nazywać ją panną Filmer. Nie spoufalaj się, moje dziecko. Ty i tylko ty zostaniesz przedstawiona księciu regentowi. Mam nadzieję, że panna Filmer rozumie, gdzie jest jej miejsce.
- Naturalnie, proszę pani. - Atena skłoniła się z uda waną pokorą. - Mam towarzyszyć pannie Tenison i być na jej rozkazy. Nie zamierzam się spoufalać. - Gdy będziemy w naszym gronie, mów do mnie po imieniu - poprosiła uradowana Emma. - Na pensji by łyśmy przecież najlepszymi przyjaciółkami. - To prawda - odparła chłodno pani Tenison - ale nie wspominaj o tym w towarzystwie. Życzyłam sobie tego spotkania, aby poinformować pannę Filmer, jakie będą jej obowiązki. Przed wyjazdem zamierzam się ponadto zająć jej strojami. Ty, Emmo, otrzymasz kilka sukien uszytych przez krawcową z Northampton, lecz większość twoich toalet wykona na miejscu londyńska modystka. Atena nie miała wątpliwości, że pani Tenison posta nowiła jasno i wyraźnie dać jej do zrozumienia, jaką pozycję będzie zajmować podczas wyprawy do Londy nu. Upewniła się, że ma rację, gdy wyniosła dama po nownie zabrała głos. - Jeśli przedstawione warunki dotyczące posady nie podobają się pani, wolę teraz o tym usłyszeć. Chcę od początku uniknąć wszelkich niedomówień. - Nie mam żadnych zastrzeżeń, proszę pani - odpar ła Atena. Unikała smutnego wzroku matki patrzącej w jej stronę. - Mam nadzieję, że nie spodziewa się pani wynagro dzenia za swoje usługi. Otrzyma pani stosowne ubranie oraz wyżywienie. Nagrodą jest sam wyjazd do Londynu
w pełni sezonu. Powinna czuć się pani wyróżniona, to warzysząc młodej damie z dobrej rodziny. Zapomniała dodać, pomyślała sarkastycznie Atena, że jej córka jest bogatą dziedziczką, która jedzie do Londynu, żeby znaleźć męża z odpowiednim docho dem i arystokratycznym tytułem. Tenisonowie nie byli wprawdzie krezusami, ale na posag Emmy wynoszący piętnaście tysięcy funtów powinien się skusić przynaj mniej baronet. Poza tym miała też odziedziczyć majątek bogatej ciotki, starej panny. Nie czekając na odpowiedź Ateny, pani Tenison zwróciła się do jej matki. - Spodziewam się, że i pani jest szczęśliwa, że zło żyłam córce tak wspaniałą propozycję. Urocza pani w średnim wieku raz jeszcze zerknęła błagalnie na Atenę. Była śliczna i powściągliwa - zu pełne przeciwieństwo przystojnej i obcesowej pani Te nison. Gdyby do salonu wszedł obcy człowiek, uznałby pewnie, że Emma to jej córka, Atena zaś jest latoroślą majestatycznej pani domu. Charlotta Filmer wcale nie była zadowolona, ale nie mogła mówić o tym szczerze, bo protektorka Ateny sta ła się w Steep Ride towarzyską wyrocznią. Jej opinia była prawem dla miejscowej socjety, liczyli się z nią na wet arystokraci. - Skoro Atena chce jechać... - zaczęła niepewnie Charlotta Filmer. - A zatem wszystko ustaliłyśmy - przerwała obce-
sowo pani Tenison, wedle swego życzenia interpretując te słowa. Energicznie zadzwoniła na służbę i kazała przynieść podwieczorek. Doszły ją słuchy, że w wiel kim świecie posiłek ten staje się modny, więc zaczęła go podawać zamiast poobiedniej przekąski. Za nic nie zdradziłaby się przed tymi dwiema bie daczkami, że jest szczerze uradowana, bo znalazła dla córki odpowiednią damę do towarzystwa, która niewie le kosztuje. Na dodatek łatwo wmówiła tej dziewczynie i jej malce, że wyświadcza im prawdziwy zaszczyt. - Naprawdę świetnie, milordzie! - zachwycał się Hemmings, kamerdyner Adriana Drummonda, lorda Kinlocha. - Znakomicie nam się udało! Cudownie! Miał na myśli fular, który po kilku minutach usilnych starań nie bez trudu zawiązał wedle najnowszej mody. Adrian powątpiewał w kunszt swego kamerdynera i wartość jego arcydzieła, odwrócił się więc w stronę usadowionego wygodnie w fotelu kuzyna, Nicka Ca merona, który w milczeniu obserwował przedstawienie, jakim była dla niego poranna toaleta Adriana. - Nick, jak wyglądam? - usłyszał naglące pytanie. - Może być? W przeciwieństwie do Adriana starającego się ucho dzić za lwa salonowego, Nick pogardliwie odnosił się do modnych błahostek i okazywał to, ubierając się tak zwyczajnie i skromnie, jakby nadal przebywał w gó rzystej Szkocji, gdzie Adrian nie bywał od lat. Kiedy go
pytano, czemu przestał odwiedzać rodzinne strony, skąd wyjechał jako chłopiec, odpowiadał z teatralnym patosem: - Któż chciałby utknąć na takim pustkowiu? Nick przechylił głowę na bok i odparł z namysłem, jakby zadano mu pytanie o rokowania dotyczące wojny w Europie: - Naprawdę zależy ci na mojej opinii, Adrianie? - Oczywiście, Nick. Bardzo cenię twoje zdanie. - W takim razie wiedz, że nie pojmuję, dlaczego tra cisz tyle czasu, zastanawiając się, jak zawiązać wokół szyi kawałek tkaniny. Nie wystarczy prosty węzeł? Po co zaprzątać sobie głowę takim drobiazgiem? - Tobie uchodzi lekceważenie obyczajów panują cych w towarzystwie - odparł wyniośle Adrian, chcąc przypomnieć kuzynowi, że pochodzą z różnych sfer - ale ja ze względu na stanowisko zajmowane w wielkim świecie muszę być nienaganny. Wykluczone, żebym wyglądał jak gajowy. - Ja też wcale go nie przypominam - odrzekł Nick, spoglądając na porządne, choć bardzo tradycyjne spod nie z granatowego materiału, na surdut, prosty fular i wyglansowane buty od najlepszego szewca. - Rozu miem, w czym rzecz. Jego lordowska mość powinien hołdować najnowszej modzie. Gdy byli chłopcami i dorastali razem, taka uwaga skończyłaby się bójką, ponieważ Adrian rzuciłby się na niego z pięściami, żeby wymóc cofnięcie obraźliwych
słów, Nick z pewnością nie dałby za wygraną, chcąc udowodnić, ze ma rację, więc turlaliby się po ziemi, walcząc zawzięcie. Potem wstaliby i na dowód praw dziwej przyjaźni uścisnęliby sobie ręce. Nick miał spo ro zdrowego rozsądku, który Adrian instynktownie sza nował. Dzięki temu wielokrotnie unikali gniewu starszych. - Węzeł jest zadowalający, ale wydaje mi się, milor dzie, gdyby przesunąć go odrobinę w lewo, byłby ide alny. Czy mogę... Adrian odwrócił się w stronę kamerdynera, a gdy po prawka została dokonana, z zadowoleniem popatrzył na swoje odbicie w lustrze i powiedział: - O to mi właśnie chodziło. Człowiek nie wie nigdy, jak naprawdę wygląda. Zakłada milcząco, że nieźle się prezentuje. - Racja - mruknął leniwie Nick. - Czy mogę za pytać, dlaczego tak ci dzisiaj zależy na dobrej prezen cji? - Przecież jedziemy do Hyde Parku. Niech wszyscy zobaczą, że staram się dbać o wygląd. Moim zdaniem to ważne, z pewnością przyznasz mi rację. - Stale jeździmy do Hyde Parku, ale rzadko przed wyjazdem robisz tyle ceregieli. Adrian gestem odprawił Hemmingsa, który zrobił już, co do niego należało. Kuzyni siedzieli teraz naprze ciwko siebie. Adrian czuł się nieswojo, ponieważ spod nie miał tak dopasowane, że siadanie w nich groziło ka-
tastrofą, podkreślały jednak zgrabne nogi. A o to właś nie chodziło. - Prawda jest taka, że matka nie daje mi spokoju w kwestii ożenku. Przyjdzie mi chyba skapitulować i ulec jej namowom. Tłumaczy, że nie mam dziedzica, byłbym więc ostatnim lordem Kinloch. Postanowiłem znaleźć sobie posażną i ładną dziedziczkę. Nie mogę poślubić brzyduli, choćby opływała w dostatki, bo wte dy nie potrafiłbym wypełnić życzenia mamy i spłodzić potomstwa. Chcę żony urodziwej jak moja droga Kitty. Szkoda, że nie mogę jej poślubić. Z łatwością postarał bym się wtedy o dzieci. Śliczna Kitty była utrzymanką Adriana, który poda rował jej mieszkanie w modnej części Chelsea i docho wywał wierności jak ślubnej małżonce. Był znacznie bardziej oddany tej dziewczynie niż większość arysto kratów swoim legalnym połowicom. - Aha - mruknął Nick, który słuchał wynurzeń pro stodusznego kuzyna, z trudem powstrzymując śmiech. - Rozumiem, w czym rzecz. Pojadę z tobą i pomogę ci ułożyć listę odpowiednich kandydatek. - Wspaniale! - zawołał Adrian. - Wiedziałem, że mi pomożesz, skoro zrozumiesz, jaka to ważna sprawa. - Wstał i dodał z zapałem: - Do diaska! A więc ruszaj my. Im szybciej znajdę sobie żonę, tym prędzej mama przestanie mi dokuczać. - Pozwolę sobie jednak zauważyć, że sezon dopiero się zaczyna - odparł Nick. - Nie wszystkie piękne pan-
ny, które są do wzięcia, przyjechały już do Londynu. Na twoim miejscu wcale bym się tak nie spieszył. - Masz rację - odparł pogodnie Adrian. - A co z to bą Nick? Może weźmiesz ze mnie przykład. Wpraw dzie twoi rodzice nie wypominają ci, że jeszcze nie doczekali się dziedzica, ale mógłbyś się o niego po starać. Tyle lat minęło od tamtej historii z Florą Camp bell. Pora, żebyś o niej zapomniał. Chyba zacznę ci wy tykać starokawalerstwo. Najwyższy czas, żebym także cię strofował, bo dotychczas jedynie ty mnie krytyko wałeś. - Nie warto - odparł pogodnie Nick, puszczając mi mo uszu słowa dotyczące Flory. - Kawalerski stan bar dzo mi odpowiada. Nie spotkałem jeszcze kobiety god nej zaufania i wartej poślubienia. Ale kto wie? Może wkrótce ją poznam. Nick nie wierzył w to, co mówił. Przygoda z Florą Campbell na zawsze pozbawiła go złudzeń na temat ko biet, ale nie zamierzał rozmawiać o tym z Adrianem. Postanowił tylko pilnować kuzyna, bo nieuchronnie za czną się wokół niego gromadzić damy polujące na bo gatych mężów dla swych córek. Nick i Adrian stanowili zupełne przeciwieństwo. Ten pierwszy był posępnym brunetem, upartym, rozumnym i cynicznym; drugi to wesoły blondyn, ufny i niezbyt lotny. Obaj byli wysocy. Adrian zdobył się kiedyś na błyskotliwą uwagę, co mu się zdarzało niesłychanie rzadko.
- Gdybym był królem, ciebie mianowałbym premie rem. Nick także miał świadomość, że wiele ich łączy. Do tychczas nie było między nimi poważniejszych niepo rozumień. Wziął Adriana pod rękę i poszli do stajni, gdzie czekała nowa kariolka zaprzężona w dwa dorod ne konie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY - Na miłość boską, Emmo, stójże prosto - syknęła pani Tenison do córki. - Podnieś głowę. Bierz przykład z Ateny. Ona przynajmniej zdaje sobie sprawę, jak po winna się trzymać panna z dobrego domu. - Staram się, mamo - wyjąkała Emma. - Przecież wiesz, że nie znoszę tłumu. - Dość mam tego biadolenia - skarciła ją surowo matka. - Okaż należny szacunek pani domu, gdy wej dziemy na podest, a ty, Ateno, trzymaj się z tyłu, żebyś nie zwracała na siebie uwagi. - Naturalnie, proszę pani - odparła potulnie Atena. Wraz z Tenisonami przyjechała na bal do lady Leo- minster, który zawsze odbywał się w połowie kwietnia i otwierał londyński sezon. W tym czasie całe wytwor ne towarzystwo zjeżdżało do stolicy. Tenisonowie za częli już bywać. Wraz ze swą protektorką lady Dunlop, która stale im towarzyszyła, uczestniczyli w kilku skro mniejszych spotkaniach angielskiej socjety, ale na razie nie zawarli ciekawych znajomości, bo wszyscy młodzi mężczyźni poznani w czasie owych wieczorów byli już żonaci.
Emma prezentowała się całkiem nieźle, lecz wyglą dała na prowincjuszkę w różowej szyfonowej kreacji uszytej przez krawcową z Northampton. Jasne loki pod pięte były pąkami czerwonych różyczek o bladozielo nych listkach. Nosiła skromną biżuterię: naszyjnik z pe reł i nieduże, zwisające perłowe kolczyki. Jej matka miała dość rozsądku, by uznać, że słynne klejnoty Te- nisonów - ogromne szmaragdy otoczone brylantami - nie pasują do młodziutkiej panny o subtelnej urodzie. Gdyby jednak włożyła je Atena, stanowiłyby znakomite dopełnienie jej urody. Pani Tenison dopilnowała, żeby dama do towarzys twa nie przyćmiła jej córki. Temu celowi służyła ciem noszara, jedwabna sukienka z niewielkim dekoltem, niemodna i jeszcze gorzej skrojona niż strój Emmy. Chcąc zyskać całkowitą pewność, że Atena nie będzie rzucać się w oczy, pani Tenison poleciła jej włożyć duży czepek z lnu i koronki, który zasłaniał pół twarzy i za krywał ciemne włosy, gładko zaczesane i zwinięte w tak ciasny kok, że nawet po zdjęciu paskudnego czepka nikt by się nie domyślił, jak pięknie falują. Atena cierpliwie znosiła wszystkie szykany, bo w prze ciwnym razie nie mogłaby nawet marzyć o uczestnictwie w wydarzeniu towarzyskim tej rangi co bal u Leominste- rów. Dookoła widziała najznakomitszych angielskich arystokratów sunących wolno po schodach ku podesto wi, na którym gospodarze witali zaproszonych gości. Państwo Tenisonowie zdążyli już zamienić kilka słów
z przybyłymi na bal kuzynami. Był wśród nich najbar dziej utytułowany ich krewny, markiz Exford. Atena polubiła pana Tenisona, który zawsze był dla niej uprzejmy. Gdy wkrótce po przyjeździe do londyń skiego domu zastał ją w bibliotece zaabsorbowaną lek turą, ucieszył się, że w przeciwieństwie do Emmy i pani Tenison naprawdę interesowała się stojącymi na pół kach tomami. Zaczął doradzać, co powinna przeczytać, i sporządził listę godnych polecenia książek. Emma i jej matka nie za bierały Ateny ze sobą na wizyty do krewnych i znajo mych, jako że podczas tych kameralnych spotkań towa rzyskich duchowe wsparcie nie było potrzebne, ilekroć więc miała wolne popołudnie, pan Tenison z chęcią słu chał jej sprawozdań dotyczących lektur oraz prywatnych wypraw w świat nauki. Ucieszył się, że jego protegowana dobrze zna łacinę. Atena szczerze ubolewała, że na pensji dla młodych panien nie nauczono jej greki. Gdy przed dzisiejszym balem siedzieli razem w sa lonie, czekając, aż panie będą gotowe jechać do pałacu Leominsterów na Piccadilly, zapytał, nie kryjąc zdzi wienia: - Droga panno Filmer, czy naprawdę musi pani no sić na głowie to brzydactwo? Atena nie życzyła sobie, aby z jej powodu zaczęła się niepotrzebna kłótnia, do której doszłoby niezawod nie, gdyby pan Tenison próbował się za nią wstawić. Poza tym zdążyła się już przekonać, że w sprzeczkach
z żoną szybko dawał za wygraną. Zdrowy rozsądek podpowiadał zresztą, że pani Tenison mogłaby nabrać podejrzeń, gdyby jej mąż zaczął jawnie okazywać wy jątkową serdeczność osobie tak nisko stojącej w hierar chii społecznej jak panna Filmer. - Ważne jest - tłumaczyła Atena - żeby to nasza ko chana Emma błyszczała w towarzystwie. Muszę pozo stać w cieniu, aby żadnemu dżentelmenowi nie przysz ło do głowy, że przybyłam do Londynu w celu szukania męża. Nie zamierzam stwarzać fałszywych pozorów, skoro nie mam posagu. Moim obowiązkiem jest wspie rać Emmę, by w tłumie nabrała śmiałości i dobrze się bawiła. Niewątpliwie zdaje pan sobie sprawę, jak bar dzo się denerwuje, gdy otacza ją mnóstwo ludzi. Pan Tenison ponuro kiwał głową. - Jestem świadomy, dlaczego moja żona namówiła cię, drogie dziecko, żebyś nam towarzyszyła, ale nie podoba mi się, że w tym stroju wyglądasz jak własna ciotka. - Wiedziałam, co mnie czeka, i przystałam na takie warunki - odparła Atena, zdumiona własną dwulico wością. Jakże przekonująco grała rolę pokornej sługi! - Błagam, niech pan nie zaprząta sobie głowy moimi sprawami. - Jak sobie życzysz - odparł pan Tenison. Rozmowę przerwało wejście jego żony prowadzącej speszoną Emmę, którą paraliżowała trema przed towarzyskim de biutem i spotkaniem z tyloma znanymi osobami.
Atena rozglądała się teraz po ogromnej sali balowej oświetlonej setkami kandelabrów. Obserwowała ele ganckich mężczyzn zabawiających rozmową panie, spoglądała na tańczących i spacerujących. Najwięk szym cudem tego wieczoru był fakt, że w ogóle się tu znalazła. Stała za Tenisonami, którzy oczywiście siedzieli wy godnie, i zastanawiała się z roztargnieniem, jak rozpo cząć swoją kampanię. Zadanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczała. Niewątpliwie sam Napoleon Bona parte na początku kariery miał podobne dylematy i pro szę, jak wysoko zaszedł: został cesarzem Francji! Jej ambicje nie były tak wygórowane, lecz powinna dołożyć starań, żeby je urzeczywistnić. Nie wolno zmarnować szansy. Zapewne to kwestia szczęścia, lecz jeśli los się do niej uśmiechnie, na pewno będzie umiała zrobić z tego użytek. Jedno było oczywiste: dziś wieczorem w sali balowej nie brakowało przystojnych młodzieńców, a wielu z nich obrzucało taksującymi spojrzeniami Emmę oraz inne panny na wydaniu. Bez wątpienia próbowali osza cować ich posagi i zastanawiali się, czy warte są zacho du. Te rozważania o majątku boleśnie uświadomiły Ate nie jej własne ubóstwo. Na domiar złego była dziec kiem z nieprawego łoża. Gdyby ktoś się o tym dowie dział, taka rewelacja stanowiłaby bardzo poważną prze szkodę dia korzystnego zamążpójścia. Chcąc odsunąć od siebie ponure myśli, rozejrzała się
po sali, spoglądając spod falbanek ohydnego czepka. Próbowała wśród obecnych na balu gości wypatrzyć młodzieńca, na którego warto by zastawić sidła. Było wielu panów w różnym wieku noszących mun dury. Powinna rozejrzeć się wśród nich czy też szukać kandydata na męża między londyńskimi dandysami? Może podstarzały mężczyzna w pretensjach byłby łat wiejszy do zdobycia niż płochy młodzieniec? Wzdryg nęła się na samą myśl o takiej ewentualności. - Ateno, jaka szkoda, że nie siedzisz obok mnie - powiedziała płaczliwym tonem Emma, spoglądając na nią przez ramię. - Może wtedy nie dokuczałyby mi nudności. - Bzdura - przerwała jej pani Tenison. - Skoro już tu jesteś, musisz stanąć na wysokości zadania. Poza tym, zaraz będziesz miała tancerza. Kuzyn Exford sam zaproponował, że przedstawi nas kilku odpowiednim młodzieńcom i właśnie tu idzie z dwoma przystojnymi dżentelmenami. Emma jęknęła cicho, natomiast Atena zwróciła gło wę, żeby spojrzeć na zbliżającego się markiza Exforda oraz jego znajomych i upewnić się, czy pani Tenison właściwie ich określiła. Jeden rzeczywiście wyglądał zachwycająco. Atena nie widziała dotąd równie pięknego mężczyzny. Był to doskonale ubrany, wysoki, bardzo jasny blondyn. To warzyszył mu młody człowiek, którego nie nazwałaby wytwornym. Raczej sprawiał wrażenie niebezpieczne-
go. Wysoki, atletycznej budowy, przypominał znane Atenie z rycin postaci bokserów i zapaśników. Był bru netem o ciemnej karnacji, twarz miał wyrazistą, rysy ostre, oczy i włosy czarne jak noc. Nikt by go nie wziął za Adonisa. - Dzień i noc - mruknęła do siebie Atena. Pan Tenison usłyszał tę uwagę. Lekko odwrócił gło wę ku Atenie i rzekł równie cicho: - Jak zwykle, moja droga, poczyniłaś celne spo strzeżenie, lecz który z nich jest dniem, a który nocą? Te zagadkowe słowa dałyby jej do myślenia, gdyby markiz nie rozpoczął natychmiast oficjalnej prezentacji. Tenisonowie podnieśli się z krzeseł. Atena stała za nimi, zastanawiając się, jak wypada zachować się w takiej sy tuacji i w jaki sposób okazać uszanowanie markizowi oraz jego wysoko urodzonym znajomym. Po chwili uznała, że skinienie głową wystarczy. Jak pomyślała, tak zrobiła. Rozpoczęła się niespieszna wymiana uprzejmości. Młody blondyn nazywał się Adrian Drummond, nosił tytuł lorda Kinloch, pochodził z Argyll. Towarzyszył mu pan Nicholas Cameron z Strathdene Castle w Suth- erland. Zarumieniona Emma z trudem wykrztusiła kilka słów. Skromna dama do towarzystwa została przedsta wiona niejako mimochodem. Nick i Adrian spędzili po czątek wieczora, obserwując nieznajome panie obecne na balu. Jak zwykle, mało która sprostała ich wysokim wymaganiom. Podczas owej lustracji Nick powiedział do Adriana przyciszonym głosem:
- Skoro jest tu sama śmietanka, trudno spodziewać się w tym sezonie wielu prawdziwych piękności. - Na Boga, masz rację - westchnął boleśnie Adrian. - Matkę czeka kolejne rozczarowanie. Żadna z tych pa nien nie umywa się do Kitty. Kuzyn z konieczności przyznał mu rację. Właśnie wtedy podszedł do nich markiz Exford i oznajmił ra dośnie: - Jest tu dzisiaj śliczna mała klaczka. Chciałbym, żebyście ją sobie obejrzeli, moi obwiesie, na wypadek, gdybyście obaj rwali się do żeniaczki. Kinloch mówi, ze masz takie plany - zwrócił się do Nicka. - Niech mówi za siebie. Mnie się nie spieszy. Po co komu taka kula u nogi? - W klubie panowie robią zakłady, że przed końcem tego sezonu obaj dacie się złapać. Jeśli tak rzeczywiście myślisz, Cameron, postawię przeciwko nim kilka fun- tów. Daj mi znać, gdybyś zmienił zdanie. Nick nie miał ochoty być obiektem plotek i zakła dów zawieranych przez znudzonych lekkoduchów, na tomiast Adrian uśmiechnął się lekko. Z równie pogod nym wyrazem twarzy przyglądał się teraz Emmie. - Jestem zachwycony, że mogę panią poznać - oz najmił całkiem szczerze. Urodziwych panien było w tym roku jak na lekarstwo, z przyjemnością więc ob serwował tę blondyneczkę, ładniutką, choć trochę bez barwną, wyróżniającą się korzystnie na tle innych dam. Przemknęło mu przez głowę, że gdyby się z nią ożenił,
płodzenie potomstwa byłoby przyjemnym zajęciem. Na dodatek Exford szepnął mu, że panna ma całkiem duży posag. Okrągła sumka. Z drugiej strony jednak ta wiadomość nie miała większego znaczenia. Adrian był właścicielem niemal połowy szkockich dóbr. Tylko książę Sutherland był od niego bogatszy. Młody arystokrata mógł zatem wybrać żonę, kierując się wyłącznie swoimi upodobaniami. Atena spostrzegła, że Emma trzepoce rzęsami, i do myśliła się od razu, że urodziwy arystokrata zrobił na jej podopiecznej ogromne wrażenie. Różnił się bardzo od nieopierzonych młokosów bywających na balach w ich rodzinnych stronach. Pochylił wysoką postać, skłonił się Emmie i powiedział: - Zostałem już wprawdzie zaangażowany do kilku pierwszych tańców, ale byłbym zachwycony, gdyby ze chciała pani zarezerwować dla mnie kadryla. Emma spąsowiała, zerknęła na Atenę, potem na roz promienioną matkę i odparła: - Będę zaszczycona, milordzie. - Ależ skąd - rzucił natychmiast i dodał uprzejmie: - To pani wyświadcza mi prawdziwy zaszczyt. Emma ponownie spłonęła rumieńcem i obiecała za tańczyć kadryla. Zadowolony Adrian dodał z wyszuka ną grzecznością: - Wierzę, że wybaczą nam państwo, jeśli się odda limy. Pora, abym odnalazł damę, z którą mam teraz za tańczyć. Wrócę przed kadrylem.
- Omal nie zemdlała, kiedy ją zaprosiłeś - powie dział Nick, gdy oddalili się nieco. - Naprawdę chcesz zalecać się do tej płochliwej szarej myszki? Dla ciebie się chyba nadaje, lecz mnie nie odpowiada taka kandy datka na żonę. - Lubię nieśmiałe panienki, ale ty, stary draniu, wo lisz uparte i wygadane lub potrzebujące opiekuńczego męskiego ramienia. Podejrzewałem nawet, że porwiesz do tańca jej damę do towarzystwa. Pewnie nudzi się śmiertelnie, stojąc przez cały wieczór za krzesłem pod opiecznej. - Mówisz o szarookiej Palladzie - odparł Nick. - Spod tego paskudnego czepka ledwie było widać oczy panny Filmer. Ma ładną figurę, więc na tej podstawie zgaduję, że jest niewiele starsza od panny Tenison. Dziwna sprawa. - Pallada? - spytał zdziwiony Adrian. - Ojciec Em my wspomniał chyba, że ma na imię Atena. Nick wybuchnął śmiechem. Nie ulegało wątpliwości, że wiedza o greckiej mitologii, wbita Adrianowi do gło wy podczas studiów w Oksfordzie, już się ulotniła. - Atena jest antyczną boginią mądrości - tłumaczył. - Ma wiele przydomków. Nazywano ją między innymi szarooką Palladą. Jej atrybutem była sowa, ale wątpię, żeby panna Filmer miała przy sobie taką pupilkę. - Oby nie! - zaprotestował Adrian. - Zresztą pod czas balu sowa się nie przyda. - Po namyśle dodał: - Nick, czasami wygadujesz okropne bzdury.
Ledwie odeszli, pani Tenison zaczęła strofować cór kę, która jej zdaniem nie dość skwapliwie przyjmowała awanse lorda Kinlocha. - Wierz mi, moje dziecko, bardzo się dziwię. Przy stojny i bardzo bogaty mężczyzna prawi ci komplemen ty, a ty się rumienisz, jąkasz i nie potrafisz zdobyć się na nic więcej. Przed tobą wielka szansa: gdy ten mło dzieniec odezwie się do ciebie, musisz podtrzymywać rozmowę, a jeśli zechce zatańczyć z tobą po raz wtóry; natychmiast przyjmij zaproszenie. - Ale mnie naprawdę jest słabo, mamo - szepnęła Emma. - Okropnie tu gorąco, a on wydaje się tak... - Chciała powiedzieć, że jest zalękniona, bo Adrian przy pomina księcia z bajki, na pewno więc nie zainteresuje się taką wiejską prostaczką jak ona. Przysłuchująca się tej rozmowie Atena była zdziwio na, że pan Tenison nie próbuje choć trochę bronić córki. Z goryczą pomyślała, że gdyby lord Kinloch zaprosił ją do tańca, z ochotą i wdziękiem przyjęłaby jego propo zycję. Współczuła Emmie, ale chwilami ogarniało ją zniecierpliwienie. Rozumiałaby wahanie przyjaciółki, gdyby to ciemnowłosy i smagły Nicholas Cameron chciał porwać ją na parkiet. Nie podobało się Atenie uważne, taksujące spojrze nie, jakim ich obrzucił. Czuła je na sobie, ale była pew na, że z powodu ohydnego stroju niewiele widział. Za stanawiała się, czy wyjazd do Londynu nie był jedną wielką pomyłką. Jak ma oczarować wybranego męż-