anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony54 388
  • Obserwuję52
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań31 800

Ilona Andrews White Hot

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :4.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Ilona Andrews White Hot.pdf

anja011 EBooki Ilona Andrews
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 3,848 osób, 1973 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (2)

Gość • 4 lata temu

dzięki :)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 317 stron)

1 1

Ilona Andrews White Hot Część druga Hidden Legacy Tłumaczenie nieoficjalne DIBBLER 2 2

Spis treści Prolog 4 Rozdział 1 8 Rozdział 2 26 Rozdział 3 45 Rozdział 4 67 Rozdział 5 95 Rozdział 6 109 Rozdział 7 133 Rozdział 8 158 Rozdział 9 170 Rozdział 10 198 Rozdział 11 218 Rozdział 12 236 Rozdział 13 252 Rozdział 14 277 Rozdział 15 296 Epilog 316 3 3

Prolog Pewien mędrzec powiedział kiedyś: „Ludzki umysł to miejsce, gdzie emocje i rozum toczą niekończącą się walkę. Pechowo dla naszego gatunku uczucia zawsze wygrywają.” Lubię ten cytat, bo wyjaśnia, dlaczego -mimo iż uważam się za dosyć inteligentną, co i rusz robię coś wyjątkowo głupiego. I brzmi znacznie lepiej niż „Nevada Baylor Totalna Idiotka”. -Nie rób tego - odezwał się Augustine. Spojrzałam na monitor pokazujący Jeffa Caldwella. Siedział przykuty do krzesła przyśrubowanego do podłogi. Miał na sobie pomarańczowy więzienny kombinezon i nie robił specjalnego wrażenia. Niepozorny, łysiejący mężczyzna koło pięćdziesiątki, przeciętnego wzrostu, przeciętnej budowy ciała i o niczym niewyróżniającej się twarzy. Dzisiaj rano przeczytałam o nim artykuł. Pracował w mieście, miał żonę nauczycielkę i dwójkę dzieci w college’u. Nie posiadał mocy i nie był powiązany z żadnym z Domów, czyli potężnych magicznych rodzin, które rządziły Houston. Przyjaciele opisywali go jako uprzejmego, rozsądnego mężczyznę. W wolnym czasie Jeff Caldwell porywał małe dziewczynki. Utrzymywał je przy życiu przez tydzień, potem dusił je, a ciała porzucał w parku, otoczone kwiatami. Jego ofiary miały od pięciu do siedmiu lat, a przeprowadzone sekcje zwłok sprawiały, że pragnęło się by istniało piekło, tylko po to aby Jeff Caldwell mógł tam trafić po śmierci. Ostatniej nocy złapano go, kiedy pozbywał się drobnego ciałka ostatniej ofiary. Aresztowano go. Strach, który paraliżował Houston przez ostatni rok wreszcie przeminął. Pozostał tylko jeden problem. Siedmioletnia Amy Madrid nadal była zaginiona. Porwano ją dwa dni temu z przystanku autobusowego, niecałe dwadzieścia metrów od domu. Sprawa wydawała się zbyt podobna do wcześniejszych porwań Jeffa Caldwella, aby był to przypadek. Porwał ją, a to oznaczało, że nadal żyje. Śledziłam tę sprawę przez ostatnie 48 godzin, czekając na informację o znalezieniu Amy. Ale nic takiego się nie wydarzyło. 4 4

Policja z Houston miała Jeffa Caldwella w swoich rękach przez 36 godzin. Przez ten czas przeszukano jego dom, przepytano rodzinę, przyjaciół i współpracowników, sprawdzono rejestr jego rozmów telefonicznych. Samego Caldwella przesłuchiwano godzinami i nic to nie dało. Odmawiał zeznań. Ale to mogło się zmienić dzisiaj. -Jeżeli zrobisz to choć raz, ludzie będą oczekiwać, że zrobisz to ponownie - powiedział Augustine- A gdy odmówisz, będą zawiedzeni. Dlatego właśnie Pierwsi nie angażują się. Jesteśmy tylko ludźmi. Nie możemy być wszędzie naraz. Jeżeli akwakinetyk ugasi jeden pożar, potem znów coś się zapali, a jego nie będzie pod ręką, opinia publiczna obróci się przeciwko niemu. -Rozumiem - odpowiedziałam. -Nie sądzę. Ukrywasz swój talent dokładnie po to, by uniknąć nadmiernego zainteresowania. Ukrywałam swój talent, bo Poszukiwacze Prawdy tacy jak ja zdarzali się nadzwyczaj rzadko. Jeżeli weszłabym na posterunek policji i wydobyłabym prawdę z Jeffa Caldwella, za kilka godzin w odwiedziny zjawiłoby się wojsko, Wydział Bezpieczeństwa Krajowego, FBI, CIA, prywatne Domy, każdy kto poszukuje utalentowanego, w stu procentach skutecznego przesłuchującego. A to zniszczyłoby moje życie. Życie, które całkiem mi odpowiadało. Prowadziłam Agencję Detektywistyczną Baylor, małą rodzinną firmę. Opiekowałam się dwoma siostrami i dwoma kuzynami. I nie miałam żadnych chęci ani planów, by to zmieniać. A wiedziałam, że to co potrafię, nie byłoby do przyjęcia w żadnym sądzie. Gdybym zgodziła się na współpracę, nie siedziałabym w ładnej garsonce na sali sądowej, ale wylądowałabym w jakiejś tajnej bazie na wprost pobitego do nieprzytomności, związanego faceta z workiem na głowie. Jedno moje słowo decydowałoby o ludzkim życiu. A ja zrobiłabym prawie wszystko, by tego uniknąć. Prawie. -Podjąłem wszelkie środki ostrożności, - kontynuował Augustine - ale mimo najlepszych chęci i twojego …przebrania, szanse, że zostaniesz zdemaskowana, wciąż istnieją. 5 5

Widziałam swoje odbicie w lustrze. Miałam na sobie sięgającą ziemi zieloną pelerynę z kapturem, czarne rękawiczki i maskę narciarską na twarzy. Peleryna i rękawiczki pochodziły ze zbiorów Teatru Ulicznego i oryginalnie należały do postaci Zielonej Pani, szkockiej góralki i narodowej bohaterki. Według Augustina ten strój był na tyle niecodzienny, że ludzie będą koncentrować swoją uwagę właśnie na nim i nikt nie zapamięta, ile mam wzrostu, jaki tembr ma mój głos i innych detali. -Zdaję sobie sprawę z tego, że w przeszłości występowały pomiędzy nami nieporozumienia, - zaczął Augustine - ale obecnie nie radziłbym ci niczego, co nie leżałoby w twoim interesie. Czekałam, aż pojawi się znajome buczenie magii, informujące mnie o kłamstwie. I nie doczekałam się. Z nieznanego mi powodu Augustine porzucił postawę egoisty i manipulatora, i był ze mną całkowicie szczery. -Augustine, gdyby porwano jedną z moich sióstr, zrobiłabym wszystko, by ją odzyskać. W tej chwili mała dziewczynka umiera gdzieś z głodu i pragnienia. A ja nie mogę stać z boku i na to pozwalać. Po prostu nie potrafię. A my mamy umowę. Augustine Montgomery był głową Domu Montgomery i właścicielem MADM, w którym zadłużyliśmy nasz rodzinny biznes. Dzięki renegocjacji naszego kontraktu nie mógł wprawdzie zmusić mnie do wzięcia jakiejkolwiek sprawy, ale mógł zadzwonić do mnie. I zrobił to tego ranka, zanim wkroczyłam do nowego budynku prokuratury i zniszczyłam swoje życie. Miał dla mnie klienta, który wyraźnie życzył sobie skorzystać z moich usług. Zgodziłam się wysłuchać go, jeżeli tylko Augustinowi uda się zaaranżować jednorazowe, anonimowe spotkanie z Caldwellem. Obróciłam się i spojrzałam na Augustina. Jako Pierwszy wyspecjalizowany w iluzji mógł zmieniać swój wygląd samą myślą. Dzisiaj jego twarz wydawała się nie tylko przystojna, lecz idealna niczym renesansowe obrazy. Skóra bez skazy, jasne blond włosy zaczesane z chirurgiczną precyzją, a rysy twarzy przywodzące na myśl królewską elegancję, która aż błagała o uwiecznienie na płótnie albo nawet w marmurze. -Mamy umowę - powtórzyłam. Augustine westchnął. -Dobrze zatem. Chodź za mną. 6 6

Podeszłam za nim do solidnych drewnianych drzwi. Augustine otworzył je i weszłam do niewielkiego pokoju z dużym lustrem weneckim zamontowanym w jednej ze ścian. Jeff Caldwell podniósł głowę i spojrzał na mnie. Z jego oczu wyzierała nicość. Zero emocji. Zza lustra obserwowali nas -jak zapewnił mnie Augustine- zaufani policjanci. Drzwi za mną zamknęły się. -O co chodzi?- zapytał Caldwell. Moja magia dotknęła jego umysłu. Ugh. Jakbym wsadziła rękę do wiadra szlamu. -Nie zrobiłem niczego złego- powiedział. Prawda. On naprawdę w to wierzył. Jego oczy wciąż były puste niczym oczy ropuchy. -Zamierzasz tylko tak stać? To absurd. -Czy porwałeś Amy Madrid? - zapytałam. -Nie. Magia zabuzowała w moim mózgu. Kłamstwo. Ty sukinsynu. -Czy przetrzymujesz ją gdzieś? -Nie. Kłamstwo. Moja magia chwyciła jego umysł jak w imadło. Jeff Caldwell zesztywniał. Jego nozdrza poruszały się w rytmie przyspieszonego oddechu i narastającego tętna. Wreszcie jego oczy zaczęły coś wyrażać. Były przepełnione pierwotnym lękiem. Otworzyłam usta i pozwoliłam, by pełna moc magii nasyciła mój głos, który brzmiał teraz donośnie i wręcz nieludzko. -Powiedz mi, gdzie ona jest. 7 7

Rozdział 1 Umiejętność odgadywania, kiedy ludzie kłamią, przychodziła mi całkiem naturalnie i nie wymagała z mojej strony żadnego wysiłku. Skłonienie kogoś do udzielenia mi odpowiedzi, to już zupełnie inna historia. Dopiero kilka miesięcy temu zdałam sobie sprawę z tego, iż posiadam taką moc. Przedzieranie się przez umysł Jeffa Caldwella było jak pływanie w ścieku. Walczył ze mną na każdym kroku, jego wola opierała się panicznie, grożąc rozpadem całej jego osobowości w samoobronie. A w tym wszystkim chodziło nie tylko o to, by zdobyć informację, ale i o to, by po wszystkim móc postawić go przed ławą przysięgłych i osądzić. Ostatecznie wyciągnęłam z niego to, co chciałam i kiedy opuszczałam gmach budynku prokuratury, kawalkada wozów policyjnych ruszała na sygnale wzdłuż Capitol Street. Jeff Caldwell wyczerpał mnie dokumentnie. Prowadzenie samochodu było wyzwaniem. Jakoś udało mi się przebić przez niekończące się korki w centrum, ale kiedy wreszcie skręciłam w drogę prowadzącą do naszego domu, prawie przeoczyłam znak stopu. Co nie było dobrym pomysłem, bo kierowcy ciężarówek bez względu na znaki drogowe i tak mieli paskudny nawyk ignorowania wszystkich mniejszych użytkowników ruchu. Dzisiaj na szczęście ruchu na drodze nie było. Kiedy spojrzałam w poprzeczną ulicę, zrozumiałam dlaczego. Drogę blokowała kolczatka i dwustopowe stalowe słupki. Sądząc po wycięciach w nawierzchni, blokada mogła być chowana w jezdni. Gdyby dodać na kolcach trochę krwi i poszarpanych ubrań, wyglądałoby to jak scenografia z postapokaliptycznego filmu. Tej blokady nie było tu jeszcze przed kilkoma dniami. Kiedy ostatnio dwie ciężarówki zderzyły się tutaj, musiało to spowodować lawinę pozwów. Ziewnęłam i ruszyłam dalej. Byłam już prawie w domu. Prawie. Skręciłam na podjazd przed naszym magazynem i zaparkowałam swoją mazdę pomiędzy niebieską hondą element mojej mamy i fordem mustangiem Berna. Jego stara Honda Civic zginęła śmiercią tragiczną, kiedy potomkowie dwóch magicznych rodzin postanowili przedyskutować kilka kwestii na parkingu college’u. Dyskusja sprowadziła się do prób wzajemnego zmiażdżenia się półtonowymi ozdobnymi głazami rozsianymi po okolicy. Niestety okazało się, że cela mieli wyjątkowo 8 8

kiepskiego i wszyscy przeżyli. Poza samochodami na parkingu. Ich rodziny wypłaciły nam i pięciu innym właścicielom pojazdów odszkodowanie za poczynione szkody. I dzięki temu grafitowy Mustang zajmował teraz miejsce civica. Żadne pozwy nie zostały wniesione. W naszym świecie magia była władzą ostateczną. Jeżeli nią dysponowałeś, nagle okazywało się, że mnóstwo przepisów da się nagiąć wokół niej. Wyczołgałam się z samochodu i wprowadziłam kod do systemu alarmowego. Ciężkie drzwi kliknęły. Przesunęłam je, weszłam do środka i zatrzasnęłam je za sobą. Znajome ściany, gładka beżowa wykładzina i szklane panele przywitały mnie. Dom. Na dzisiaj wystarczy. Wreszcie. Westchnęłam ciężko i zzułam buty. Przed przebraniem się za szkocką góralkę musiałam zatrzymać się w biurze klienta, więc wciąż miałam na sobie jedno z moich „nie jesteśmy aż tak biedni” ubrań. Miałam w szafie dwie drogie sukienki i pasujące do nich dwie pary szpilek. Pierwszą z nich zakładałam, kiedy udawałam się do klienta, na którym wygląd robił wrażenie, a drugą kiedy szłam odbierać zapłatę. Szpilki, które miałam na sobie dzisiaj, powinny być zakazane jako narzędzie wyrafinowanych tortur. Ktoś zapukał. Może tylko mi się wydawało. Kolejne stuknięcie. Obróciłam się i sprawdziłam monitor systemu ochrony. Przed moimi drzwiami stał blondyn. Niski i krępy, przed trzydziestką, o poważnej twarzy i zamyślonych, niebieskich oczach. W ręce trzymał skórzaną, zapinaną na zamek błyskawiczny, brązową aktówkę. Cornelius Harrison z Domu Harrisonów. Kilka miesięcy temu MADM zmusiła mnie do odnalezienia Adama Pierce’a, szalonego pirokinetyka o najwyższym magicznym rodowodzie. Cornelius został zmuszony przez rodzinę do stania się dziecięcym towarzyszem zabaw Adama, czego szczerze nienawidził. Pomógł mi wówczas w śledztwie. Jego starsza siostra zarządzała obecnie Domem Harrisonów. Corneliusa zapamiętałam jako ogolonego i starannie ubranego. Ten Cornelius nadal był dobrze ubrany, ale jego policzki pokrywał lekki zarost, a w oczach migotał niepokojący cień, jakby coś dogłębnie go poruszyło i nadal nie zdołał dojść do siebie. Mała dziewczynka stała obok niego, trzymając niewielki plecak z Czarodziejką z Księżyca. Musiała mieć z trzy albo cztery lata. Ciemne, proste włosy i oczy wskazywały na azjatyckie korzenie, ale rysy przypominały Corneliusa, a 9 9

wyraz ich twarzy - uroczysty i poważny- był niemal identyczny. Wiedziałam, że miał córkę, ale nigdy jej nie spotkałam. Wielki doberman siedział obok dziecka, tak wysoki jak ona. Czego członek magicznej elity Houston chciał ode mnie? Czymkolwiek to było, nie mogło to być nic dobrego. Agencja Detektywistyczna Baylor specjalizowała się w drobnych dochodzeniach. W przeciwieństwie do fabuł klasycznych kryminałów rzadko kiedy u moich drzwi pojawiały się dystyngowane wdowy, pragnące odnaleźć zabójcę męża czy też studenci milionerzy poszukujący zaginionych sióstr. Wyłudzenia ubezpieczeń, zdradzający mał żonkowie i sprawdzanie kartotek to nasz chleb powszedni. Proszę, niech to nie będzie zdradzająca żona. Te sprawy zawsze były trudne, gdy w grę wchodziły dzieci. Otworzyłam drzwi. -Panie Harrison. Jak mogę pomóc? -Dobry wieczór, - odezwał się cicho Cornelius. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po butach w mojej ręce, po czym spojrzał mi w twarz. -Potrzebuję twojej pomocy. Augustine powiedział, że mogę tu przyjść. Augustine… Och. A więc to Cornelius był tym klientem, o którym wspomniał Montgomery. -Proszę, wejdź. Wpuściłam ich do środka i zamknęłam drzwi. -Ty pewnie jesteś Matilda, - uśmiechnęłam się do dziewczynki. Przytaknęła. -Czy to twój pies? Ponownie potaknęła. -Jak się wabi? -Króliczek - odpowiedziała dziecięcym głosem. Króliczek spojrzał na mnie z dozą podejrzliwości zarezerwowaną dla grzechotnika. Cornelius był zwierzęcym magiem, co oznaczało, że Króliczek nie był psem. Był za to odpowiednikiem naładowanej strzelby wymierzonej w moją stronę. -Potrafi się uśmiechać - dodała Matilda. -Uśmiechnij się Króliczku. Króliczek pokazał mi las lśniących kłów. Poczułam nagła potrzebę cofnięcia się. -Czy jest tu jakieś miejsce, gdzie Matilda mogłaby zaczekać, kiedy będziemy rozmawiać? - zapytał Cornelius. -Oczywiście. Tędy, proszę. Otworzyłam drzwi do pokoju konferencyjnego i zapaliłam światło. Matilda zdjęła swój plecak, położyła go na stole, po czym wspięła się na najbliższe krzesło. Otworzyła plecak i wyjęła tablet, kolorowankę i kilka flamastrów. 10 10

Króliczek zajął miejsce u stóp Matildy i uraczył mnie złym spojrzeniem. -Chciałabyś się napić soku? - otworzyłam niewielką lodówkę. -Mam jabłkowy i truskawkowo-kiwi. -Jabłkowy poproszę. Podałam jej kartonik z sokiem. -Dziękuję. W jej zachowaniu było coś dziwnie poważnego. Jeżeli Cornelius był właśnie taki jako dziecko, Adam Pierce i chaos, który ten prowokował, musiały doprowadzać go do szaleństwa. Nic dziwnego, że nie chciał mieć teraz wiele wspólnego z oboma Domami. -Czy masz wielu klientów z dziećmi? - zapytał. -Kilku, ale kartoniki z sokiem są moje. Ukrywam je tam przed moimi siostrami. To jedyne miejsce, którego jeszcze nie odkryły. Porozmawiajmy w moim biurze. Poprowadziłam Corneliusa przez hol do mojego gabinetu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, z wściekłości zagotowałam się. Strona z magazynu weselnego była przyklejona do szklanych drzwi biura. Ukazywała kobietę w przepięknej sukni uszytej z długich piór. Ktoś - prawdopodobnie Arabella - wyciął moją głowę z jakiegoś zdjęcia i wkleił ją w wizerunek panny młodej. Wielkie serce narysowane różowym błyszczykiem ozdabiało suknię. Wewnątrz serca ktoś napisał N+R = WM. Malutkie serduszka unosiły się wokół mojej twarzy. Zabójczy sposób, by zrobić dobre pierwsze wrażenie. Żałowałam, że nie mogę się zapaść w podłogę. Przez szybę widziałam kolejną ślubną fotografię, tym razem ozdobioną błyszczącymi symbolami dolara, czekającą na moim biurku. Na sukni wielkie drukowane litery wypisane starannym charakterem Cataliny apelowały: Wyjdź za niego. Potrzebujemy kasy na studia. Powinnam zamordować moje siostry. Nie było innego sposobu. Żaden sąd na tej planecie nie mógł mnie za coś takiego skazać. Mogłabym sama siebie reprezentować i nadal bym wygrała. Zerwałam kartkę z szyby i otworzyłam drzwi do biura. -Proszę. Cornelius usadowił się na jednym z dwóch krzeseł dla klientów. A ja złapałam drugie zdjęcie z blatu, zgniotłam oba i wrzuciłam je do kosza. -Wychodzisz za mąż? - zapytał Cornelius. -Nie. R oznaczało Rogana. Connora Rogana, tyle że nikt go tak nie nazywał. Zwano go Szalonym Roganem, Plagą Meksyku, Rzeźnikiem z Meridy, człowiekiem, 11 11

który prawie zrównał z ziemią centrum Houston, próbując ratować resztę miasta. Szalony Rogan i reszta ludzkości nigdy nie przeszli na ty. Przecinał budynki na pół, rzucał autobusami, jakby były piłkami bejsbolowymi, a kiedy uporaliśmy się z Adamem Piercem, zaproponował mi, bym została jego …kochanką, mówiąc oględnie. Potrzebowałam całej siły swojej woli, żeby odrzucić tę propozycję. Nawet teraz, kiedy o nim myślałam, mój puls przyspieszał. Niestety moja babcia była świadkiem naszego rozstania i uznała, że prędzej czy później znów się zejdziemy. I nie omieszkała podzielić się swoimi przemyśleniami z resztą rodziny. A jako że trójka z moich sióstr i kuzynów była wciąż nastolatkami, ich drażnienie się ze mną stało się celem ich życia. -Kawy? Herbaty? - zapytałam. -Nie, dziękuję. Gdybym zamknęła oczy, mogłabym wyobrazić sobie Szalonego Rogana w moim biurze. Wciąż pamiętałam dotyk jego dłoni na mojej skórze. Pamiętałam jego smak. Zatrzasnęłam mentalny właz, odcinający mnie od tych myśli, tak gwałtownie, że poczułam jakby zagrzechotała mi cała czaszka. Związek Rogana i mój skończył się, nim miał szansę się zacząć. Usiadłam, starając się skupić na tym, co wiem o Corneliusie. Odseparował się od swojego Domu i przeprowadził poza ich terytorium do bardzo komfortowego, ale skromnego jak na standardy Domu, apartamentu. Był klasycznym bezrobotnym ojcem, podczas gdy jego żona pracowała gdzieś - po prawdzie nie miałam pojęcia gdzie. Szczerze nienawidził całej rodziny Pierce’ów. I w sumie to wszystko, co o nim wiedziałam. -Dlaczego nie opowiesz mi o swoim problemie, a ja zdecyduję, czy będę w stanie ci pomóc. -Moja żona została zamordowana we wtorkową noc. O mój Boże. -Tak mi przykro. Cornelius zapadł się głębiej w krzesło. Jego oczy zmatowiały, niczym pokryte popiołem. Wypowiedziane przez niego słowa zawisły między nami. -Jak to się stało? -Moja żona jest …była zatrudniona przez Dom Forsbergów. -Służby Dochodzeniowe Forsbergów? -Tak. Była jednym z prawników w ich departamencie prawnym. Rynek usług detektywistycznych był na tyle mały, że znało się w nim wszystkich konkurentów całkiem dobrze. Podejmujące się wszelkich zleceń przedsiębiorstwa typu MADM Augustina były rzadkością. Większość z nas dążyła do specjalizacji i firma Matthiasa Forsberga koncentrowała się na ochronie przed 12 12

szpiegostwem przemysłowym, co oznaczało, że zajmowali się poszukiwaniem podsłuchów, audytem zabezpieczeń i szacowaniem ryzyka wycieku informacji. Plotki głosiły, że jeżeli czek był wystarczająco duży, mogli zmienić strony i zająć się tym, przed czym zwyczajowo chronili klientów. Od czasu do czasu słyszało się pogłoski o pozwach przeciwko nim, ale żadna ze spraw ostatecznie nie została nagłośniona, co oznaczało, że Dom Forsbergów miał sprawnie działający oddział prawny. -We wtorkowy wieczór moja żona zadzwoniła do mnie o 21:30, by powiedzieć, że będzie pracowała do późna. - Głos Corneliusa był wyprany z wszelkich emocji. -O jedenastej wraz z trójką innych prawników z jej działu poszła do hotelu Sha Sha. Wszyscy wyszli stamtąd w plastikowych workach. Jest ustalona procedura na wypadek śmierci w służbie Domu. Kiedy udałem się dzisiaj do Forsbergów, usłyszałem, że śmierć mojej żony jest niezwiązana z jej pracą. -A co sprawia, że sądzisz, iż jednak ma coś z tym wspólnego? -Sha Sha był modnym i drogim hotelem przy Main Street. Był nieduży, zapewniał dyskrecję i charakteryzował się delikatną równowagą między przepychem, a nierzucaniem się w oczy. Nakryłam tam już niejedną zdradzającą parę. -Może i nie jestem Pierwszym, ale wciąż jestem Wybitnym i do tego członkiem Domu. Kiedy proszę o informację, uzyskuję je. - Cornelius sięgnął do aktówki i podał mi kartkę papieru. -Nari została postrzelona 22 razy. Jej ciało… - głos mu się załamał - jej ciało zostało wręcz poszatkowane. -Przejrzałam policyjny raport. Ślady na ciele Nari Harrison wskazywały na to, że została ostrzelana jednocześnie z dwóch stron. Dwie rany postrzałowe znajdowały się na jej czole. Raport odnotowywał, że wszystko wskazuje na to, iż strzały zostały oddane z przyłożenia. Na marginesie ktoś odręcznie dopisał, sądząc po charakterze - w pośpiechu: HK 4.6x30mm. Ślady HTSP. Przyłożenie, 12 do 18 cali. Poczułam ucisk w piersi, jakby ciężka, lodowata kula uformowała się tuż pod moim sercem i z każdą sekundą stawała się większa i cięższa. -Kto sporządził ten raport? -Prowadzący śledztwo detektyw. To wszystko, co mógł mi przekazać i kosztowało go to sporo wysiłku. -Wyjaśnił ci dlaczego? Cornelius potrząsnął głową. Kobieta, którą kochał, była martwa. Teraz ja mam wyjaśnić, jak do tego doszło. Siedział na wprost mnie. Żyjącą, oddychająca istota. Jego córka była w pokoju obok. 13 13

Głęboko odetchnęłam, by głos mi nie drżał. Przyszedł tu po profesjonalną poradę. Byłam mu winna uczciwą opinię. -Twoja żona została zabita pociskami z pistoletu maszynowego Heckler & Koch MP7. Pociskami zdolnymi do penetracji pancerza. To zabójcza broń wyprodukowana dla niemieckiej armii i antyterrorystycznych oddziałów niemieckiej policji. Zaprojektowana tak, by bez trudu radzić sobie z wszelkimi kamizelkami kuloodpornymi. To znaczy, że jest tylko i wyłącznie do użytku wojskowego. Wzór, w jaki układają się rany postrzałowe, świadczy o tym, że twoja żona znalazła się w centrum przecinających się sektorów ostrzału. Wzięłam kubek z małym kociakiem wyrysowanym na ściance i ustawiłam go na środku blatu. Przed nim ułożyłam ukośnie dwa długopisy, jeden z lewej, a drugi z prawej strony kubka. -HTSP znaczy High Tensile Strength Polyethylene (polietylen wysokiej rozciągliwości). Twoja żona miała na sobie kamizelkę kuloodporną. -To nie ma najmniejszego sensu. - Cornelius wpatrywał się we mnie. -Jeżeli miała na sobie taką kamizelkę, to dlaczego zginęła? -Bo tylko w filmach taka kamizelka zatrzymuje wszystko. W rzeczywistości kamizelki są odporne tylko na pewien typ pocisków. Produkuje się je zresztą w różnych odmianach w zależności od stopnia zapewnianej ochrony. Twoja żona prawdopodobnie miała na sobie kamizelkę poziomu III, co oznacza, że byłaby w stanie zatrzymać kilka kul kalibru 7.62 mm. A trzeba pamiętać, że otrzymanie postrzału w kamizelkę, to jak oberwanie młotkiem. W tym jednak wypadku twoja żona została ostrzelana z amunicji znajdującej się na wyposażeniu wojska, zaprojektowanej, by przebijać takie kamizelki. Śmierć była natychmiastowa. - Przynajmniej tyle mogłam mu zaoferować. Nie wyglądało jednak na to, by przyniosło mu to jakąkolwiek ulgę. Musiałam kontynuować. Skoro zaczęłam, muszę skończyć. -Ślady prochu na skórze pojawiają się, kiedy strzał jest oddany z bardzo bliskiej odległości. W takim wypadku mamy też do czynienia z oparzeniami, osmaleniami i innymi uszkodzeniami górnej warstwy skóry wokół rany wlotowej. Cornelius zacisnął prawą pięść. Knykcie jego dłoni stały się całkiem białe. Prawdopodobnie wyobrażał sobie teraz twarz Narni. -Zgodnie z raportem, kiedy twoja żona była już martwa i leżała na ziemi, ktoś wystrzelił jej dwukrotnie w czoło. Prowadzący śledztwo detektyw oszacował, że wylot lufy znajdował się nie dalej niż 30 do 45 cm od ciała. -Akurat tyle, ile wyniósłby dystans dla kogoś z HK pochylającym się nad ofiarą. -Dlaczego? Przecież już nie żyła. 14 14

-Ponieważ ludzie, którzy to zrobili, byli dobrze przeszkoleni. Jeżeli zdobędziemy raport dotyczący pozostałych 3 prawników, pewnie okaże się, że oni także zostali postrzeleni w głowy. Grupa ludzi, którzy zaatakowali twoją żonę i jej kolegów, zabili ich z wojskową precyzją, a po wszystkim mieli na tyle dużo zimnej krwi, by podejść do każdego i wpakować po dwie kulę w głowę, by upewnić się, że nikt nie przeżył. Dokonali tego w centrum Houston i nie starali się być przy tym dyskretni. To nie było morderstwo na zlecenie. To była wiadomość. -Jesteśmy mocniejsi niż wy. Możemy to zrobić kiedy i gdzie tylko chcemy, każdemu z waszych ludzi.- cicho powiedział Cornelius. -Dokładnie. Rozumiał politykę Domów znacznie lepiej niż ja. W końcu zasiadał w pierwszym rzędzie przez większość swojego życia. -Panie Harrison, przyszedł pan do mnie po opinię. Bazując na tym, co od pana usłyszałam, zakładam, iż Dom Forsbergów jest w to zamieszany. Nie wiemy, czy pańską żonę… -Nari, -przerwał mi - miała na imię Nari. -Nie wiemy, czy Nari działała w interesie Domu, czy też przeciwko niemu. Wiemy za to, że Dom Forsbergów utrzymuje, iż nic się nie stało, co oznacza, albo że to Forsbergowie zabili pańską żonę i innych prawników jako ostrzeżenie dla reszty swoich pracowników, albo sami otrzymali wiadomość od zabójców i są tym faktem mocno zaniepokojeni. Moja rekomendacja dla pana to - odpuścić sobie. Wszystkie mięśnie na twarzy Corneliusa stężały. -Nie ma takiej opcji. Nie przetrwa tego. Muszę przekonać go, by zostawił tę sprawę. -To wojna pomiędzy Domami. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, powiedziałeś mi, że celowo odseparowałeś się od swojego domu. Stwierdziłeś, że kochasz swoją rodzinę, ale zostałeś przez nią wykorzystany i nie spodobało ci się to. -Masz dobrą pamięć. -Czy od tego czasu sytuacja zmieniła się? Czy twój Dom pomoże ci? -Nie. Nawet jeżeli mieliby taki zamiar, ich możliwości są ograniczone. Dom Harrisonów coś znaczy, ale moja rodzina niechętnie angażuje się w walkę, szczególnie w moim imieniu. Jestem najmłodszym dzieckiem w rodzinie, a do tego nie jestem Pierwszym. Dla przyszłości Domu nie jestem niezbędny. Gdyby chodziło o moją siostrę czy brata, sprawy mogłyby przybrać odmienny obrót. Powiedział to bez emocji, stwierdzając fakt. Moja rodzina zrobiłaby dla mnie wszystko. Gdybym była uwięziona w płonącym budynku, każdy z moich bliskich, wliczając w to moje porąbane siostry i kuzynów, rzuciłby się mi na ratunek. Żona 15 15

Corneliusa była martwa, a jego rodzina nie zamierzała się angażować. To było nie w porządku. -Wszystko zależy ode mnie. - powiedział. Zwróciłam się do niego miękkim głosem. -Nie masz odpowiednich środków, by prowadzić tę wojnę. Twoja córka siedzi w pokoju obok. Właśnie straciła swoją mamę. Czy naprawdę chcesz, by straciła też swojego ojca? Jesteś jedynym rodzicem, który jej pozostał. Co z nią będzie, jeżeli zginiesz? Kto się nią zaopiekuje? -Mógłbym mieć udar w ciągu najbliższych 10 sekund. Gdyby tak się stało, rodzice Nari wychowaliby Matildę. Moja siostra nie widziała swojej bratanicy, odkąd ta skończyła roczek. Mój brat nigdy się z nią nie spotkał. Żadne z nich nie jest zamężne. Nie byliby dobrymi opiekunami. -Cornelius… -Jeżeli planujesz powiedzieć mi teraz, że zemsta nie sprawi, że poczuję się lepiej… -To zależy od zemsty. - przerwałam mu. -Przywalenie Adamowi Pierce’owi było jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu. Zawsze kiedy o tym myślę, na ustach pojawia mi się uśmiech. Ale zemsta ma swoją cenę. Moja babcia prawie spłonęła. Niewiele brakowało, a mój najstarszy kuzyn zginąłby, kiedy waliło się centrum. Sama otarłam się o śmierć z pół tuzina razy. Cena za to będzie zbyt wysoka. -O tym sam zdecyduję. Jego oczy przybrały chłodny, stalowy odcień. Nie zamierzał się teraz wycofywać. Wyprostowałam się. - A zatem dobrze. Ale będziesz musiał znaleźć sobie kogoś do pomocy w tej samobójczej misji. -Zależałoby mi na twojej pomocy - odparł. -Nie. Rozumiem, że jesteś zdeterminowany, by dać się pociąć na plasterki, ale nie licz na to, że będę ci w tym pomagać. Poza tym Agencja Detektywistyczna Baylor jest bardzo małą firmą. Specjalizujemy się w dochodzeniach o niskim poziomie ryzyka. Nie jestem odpowiednio wykwalifikowana, by brać w tym udział. Wskaza ł na policyjny raport. -Wyda ł a ś mi si ę wystarczaj ą co wykwalifikowana. -Znam się na broni, bo w naszej rodzinie, szczególnie ze strony mojej matki, istnieje długa tradycja służby wojskowej. Moja mama i babcia obie są weterankami. Ale nie znaczy to, że mogę się zająć tym dochodzeniem. Najmij kogoś innego. -Kogo? 16 16

-Augustina -Już rozmawiałem z Augustinem. Uczynił mi tę uprzejmość i był ze mną szczery. Z kwotą, którą obecnie dysponuję, nie stać mnie na pełne dochodzenie. Moje pieniądze mogą mi kupić pewną ochronę i pomoc jego ludzi, ale umowa ze mną nie byłaby na tyle lukratywna, by był gotów poświęcać większość swoich zasobów do wyjaśnienia tej sprawy. A nawet gdyby się na to zdecydował, Dom Forsbergów jest bardzo dobrze przygotowany na wszelkie próby tradycyjnego infiltrowania. A to oznacza jeszcze większe koszty, na które nie mogę sobie pozwolić. Za to według Augustina ty potrafisz uciec się do niestandardowych metod i masz odpowiednie umiejętności, jesteś profesjonalistką, do tego uczciwą i odznaczasz się znakomitym wyczuciem w ocenie ludzi. Dzięki ci Augustine. -Nie. -Moje zasoby finansowe nie są wystarczające dla MADM, ale pozwalają mi zaproponować bardzo intratną ofertę mniejszym firmom. -Odpowiedź brzmi - nie. -Zastawiłem nasz dom. Przyłożyłam rękę do czoła. -Mogę zapłacić ci dzisiaj milion. Kolejny milion, kiedy wyjaśnisz, dlaczego moja żona została zamordowana i kto jest za to odpowiedzialny. Absolutnie nie. -Do widzenia, Panie Harrison. -Moja żona nie żyje.- Jego głos drżał od ledwie tłumionych emocji. Jego oczy lśniły. -Była moim światłem. Odnalazła mnie w najgorszych chwilach mojego życia i zobaczyła coś we mnie… Wierzyła, że mogę się stać lepszym człowiekiem. Nie zasłużyłem na nią i na szczęście, którego z nią zaznałem. Ona mnie kochała, Nevada. Kochała mnie tak bardzo, nie zważając na moje wady, a ja byłem największym szczęściarzem na kuli ziemskiej, bo kiedy otwierałem o poranku oczy, widziałem ją przy sobie. Była uczciwa i prawa. Była miła i inteligentna, i z całych sił próbowała robić właściwe rzeczy, by uczynić ten świat lepszym miejscem dla naszych dzieci. Nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Zasłużyła, by być szczęśliwą. Zasłużyła na długie, spełnione życie. Nikt nie miał prawa pozbawiać ją tego. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie szczerego bólu i żalu. Z trudem powstrzymywałam łzy. -Uwielbiałem jej determinację. Jej charakter. Jestem dumny z tego, że byłem jej mężem. A teraz jest martwa. Ktoś zniszczył tę cudowną, piękną ludzką istotę i przemienił ją w trupa. Widziałem ją na stole w kostnicy. Była taka …zimna i obca. Wszystko, czym była, zniknęło. Została tylko nasza córka i moje wspomnienia. Muszę teraz stać się mężczyzną, za jakiego mnie uważała. Kiedy moja córka 17 17

dorośnie, zapyta się, dlaczego jej matka została zamordowana, a ja będę musiał odpowiedzieć. I chcę móc jej powiedzieć, że znalazłem odpowiedzialnych za to i sprawiłem, że nie skrzywdzili już nikogo więcej. Otarł łzy z oczu nerwowym pociągnięciem dłoni. -Nikt poza mną się tego nie podejmie. Jej rodzina nie ma odpowiednich środków, moja rodzina nie dba o nią, a jej pracodawca być może jest za to odpowiedzialny. Tylko ja mogę to zrobić. Pomożesz mi? Proszę. Zamilkł. Siedział tutaj, prosząc mnie o pomoc, a ja nie mogłam po prostu wyrzucić go za drzwi. Po prostu nie mogłam. Pamiętałam, jak mama sprzedała nasz dom, by zapłacić za leczenie taty. Pamiętałam, kiedy zastawiliśmy nasz interes i trzymaliśmy to przed nim w tajemnicy, bo to mogłoby go zabić szybciej, niż jakakolwiek choroba. Gdyby ktoś kogo kochałam, został zamordowany, zrobiłabym to samo co Cornelius. A on nie miał już do kogo się zwrócić. Jeżeli zatrzasnęłabym mu teraz drzwi przed nosem, nie byłabym w stanie spojrzeć sobie samej w oczy. Sięgnęłam do górnej szuflady biurka i wyjęłam niebieską teczkę dla nowego klienta. Otworzyłam ją, położyłam przed Corneliusem na blacie i wpisałam na marginesie tytułowej strony 50000$. -To moja zaliczka. Bezzwrotna bez względu na to co się wydarzy. I nie podlega negocjacji. - Użyłam długopisu, by zaznaczyć cyfrę na dole strony. -To nasza stawka. Wygląda na to, że to będzie robota podwyższonego ryzyka, tak więc zastosowanie będzie miała najwyższa rata. Jak widzisz, to stawka dzienna, a nie godzinowa. W zależności od sytuacji mogę zażądać od ciebie dodatkowych funduszy na ekstra wydatki. Z zaliczki pokrywamy bieżące należności. Jeżeli te przekroczą jej wartość, przekażesz nam dodatkowe 10000$. Kiedy tylko skończymy formalności, będziesz musiał udać się do banku i wybrać 20000$ w gotówce. Być może przyjdzie nam przekupywać… -Dziękuję. -To naprawdę kiepski pomysł. Proszę, przemyśl to raz jeszcze. Potrząsnął głową. -Nie. Przejrzeliśmy razem dokumenty, po czym Cornelius podpisał wszystkie dodatkowe klauzule umowy. -Co się stanie, kiedy odkryjemy, kto za tym stoi? -Ja się nimi zajmę. -Masz na myśli, że zabijesz morderców twojej żony. -Tak właśnie Domy załatwiają swoje sprawy - odpowiedział Cornelius. -Coż, ja nie jestem Domem. Jestem zwykłym człowiekiem z rodziną, który stara się przestrzegać prawa. Nie zawaham się, by bronić ciebie czy siebie, ale nie zamierzam godzić się na morderstwo. -Przyjąłem do wiadomości. -rzekł Cornelius. -Od czego zaczynamy? 18 18

-Muszę mieć możliwość porozmawiania z Matthiasem Forsbergiem. I to bezpośrednio, tak bym mogła mu zadać kilka pytań. Sama mogę wykonać kilka telefonów, ale jestem pewna, że odmówi spotkania ze mną. -Nie masz odpowiedniego statusu społecznego, a do tego pracujesz dla jego konkurencji. - zgodził się Cornelius. -Matthias jest aktywnym członkiem Zgromadzenia. Nigdy nie opuszcza zebrań. Jutro mamy 15 grudnia, więc sesja zaczyna się o 9-ej rano. -Nie mam wstępu do Zgromadzenia. Zgromadzenie było nieoficjalnym organem wykonawczym, które zarządzało użytkownikami magii na poziomie stanowym i krajowym. Zgromadzenie Stanu Texas miało swoją siedzibę w Houston. Rodzina musiała posiadać co najmniej dwóch Pierwszych w swoich szeregach przez trzy generacje, by starać się o zostanie Domem. A Dom posiadał w zgromadzeniu jedno miejsce. Formalnie Zgromadzenie nie miało żadnej mocy prawnej, ale w praktyce, gdy Domy przemawiały jednym głosem, zarówno Kongres, jak i Biały Dom słuchały uważnie. -Pochodzenie z takiej rodziny musi się wreszcie do czegoś przydać, nie? - Cornelius uśmiechnął się pod nosem, ale uśmiech nie sięgnął jego oczu. -Jako Wybitny i potomek Domu mam wolny wstęp na sesje Zgromadzenia i mogę przyprowadzać ze sobą, kogo tylko zechcę. Zamierzam aktywnie uczestniczyć w tym śledztwie, panno Baylor. -Mów mi Nevada. -odpowiedziałam. -Dobrze. Zatem spotykamy się jutro o siódmej. Cornelius i Matilda wyszli, holując za sobą krwiożerczego Królika. Siadłam za biurkiem na chwilę wystarczającą, by wysłać do Berna kilka krótkich maili z garścią nazwisk i opisem, co się stało. Potem odetchnęłam głęboko i powoli wypuściłam powietrze. Przedstawienie nowego zlecenia rodzinie zapowiadało się ciężko. Moja matka mogła się mnie wyrzec. Wyłowiłam z kosza oznaczoną dolarem pannę młodą, wygładziłam kartkę na tyle, na ile się dało i wsadziłam ją razem z policyjnym raportem do teczki. Ta robota mogła się odbić na całej rodzinie. Mieli prawo wiedzieć o zagrożeniach. Poza tym doświadczenie podpowiadało mi, że ukrywanie czegokolwiek w rodzinie Baylorów nie sprawdzało się. Prędzej czy później wszystkie sekrety wypływały na światło dzienne, co wiązało się z masą kłopotów i zranionymi uczuciami. Wsadziłam sobie papierową teczkę pod ramię, a w drugą rękę wzięłam Hexologię Stahla. Kilka tygodni temu na naszym progu znaleźliśmy przesyłkę. 19 19

Żółta koperta zawierała 6 książek o zaklęciach, arkanach kręgów magicznych i ogólnej teorii magii. Zwykła prostokątna nalepka na kopercie miała nadrukowane tylko jedno słowo - Nevada. Śledztwo w rodzinie nie przyniosło żadnych rezultatów. Nikt nie miał pojęcia, skąd pochodzą te książki, nikt ich nie zamawiał i nikt nie wiedział, kto mógł je przysłać. Choć oczywiście wszyscy byli chętni do dzielenia się ze mną najdziwniejszymi teoriami na ten temat. Zbadałam kopertę na obecność odcisków palców, ale nie znalazłam żadnych. Naklejka też niczym się nie wyróżniała i była w sprzedaży w co najmniej sześciu różnych sklepach w promieniu najbliższych 10 mil. Oczywiście żółte koperty też mieli na stanie. Moje imię zostało wydrukowane czcionką Times New Roman o rozmiarze 22. Przez moment rozważałam pobranie próbek DNA i zlecenie prywatnemu laboratorium jego analizę, by wykluczyć, że stoi za tym ktoś z mojej rodziny, ewentualnie przy odrobinie szczęścia uzyskać jakieś trafienie w ich bazie danych. Tyle że kosztowałoby to 600$ i nie byłam w stanie nawet przed samą sobą uzasadnić takiego wydatku. Ale tajemnica wciąż doprowadzała mnie do szaleństwa. Książki okazały się nadzwyczaj przydatne i czytałam je praktycznie non-stop, próbując nadrobić zaległości z wszystkich tych lat nieuważnej edukacji w teorii magii. Książka, którą miałam teraz w ręce, opisywała magiczne konstrukty, które blokowały informacje w ludzkim umyśle. Sama przed kilkoma tygodniami miałam do czynienia z potężnym zaklęciem, z którym musiałam się zmierzyć, by ocalić miasto. Książka potwierdzała, że byłam nadzwyczaj blisko zabicia człowieka dzięki swojej ignorancji. Wyszłam z biura tylnymi drzwiami i znalazłam się w szerokim holu. Wspaniały zapach grillowanej carne asada owionął mnie. Skręciłam w prawo i ruszyłam do kuchni. Kiedy tata toczył swoją beznadziejną walkę z rakiem, sprzedaliśmy nasz dom. Spieniężyliśmy wszystko, co tylko mogliśmy, ale wciąż musieliśmy gdzieś mieszkać. Została więc podjęta strategiczna decyzja, by na konto firmy nabyć duży magazyn. Od strony wschodniej magazyn był witryną Agencji Detektywistycznej Baylor. W środku postawiliśmy ścianki i zamontowaliśmy podwieszany sufit, tworząc małą, ale całkiem komfortową przestrzeń biurową. 3 gabinety z jednej strony, pokój wypoczynkowy i konferencyjny z drugiej. Po stronie zachodniej magazyn przeistaczał się w warsztat, gdzie babcia Frida pracowała z czołgami i opancerzonymi pojazdami dla miastowej elity. Pomiędzy biurem a warsztatem, oddzielona grubymi ścianami znajdowała się blisko 300-metrowa część mieszkalna. 20 20

Moim rodzicom zależało na tym, by wnętrza przypominały zwykły dom mieszkalny. Zamiast tego udało nam się stworzyć przestrzeń, która wyglądała jak plan zdjęciowy programu telewizyjnego z kanału HGTV. Kuchnia była jednym z takich miejsc. Przestronne kwadratowe pomieszczenie z wyspą na środku i wielkim kuchennym stołem wykonanym z jednego kawałka drewna wyglądało jak z kulinarnego show. W środku zastałam mamę, babcię Fridę i najstarszego z kuzynów Berna. Moje dwie siostry i młodszy brat Berna, Leon musieli już wybiec. O tyle dobrze. Niewielkie miski pełne startego sera, pico de gallo i guacamole zajmowały środek stołu. Noc tacosów. Powstrzymałam się od piszczenia, wyciągnęłam z szuflady fartuch, założyłam go i siadłam obok babci. Nie było takiej opcji, żebym poplamiła swój obrzydliwie kosztowny strój służbowy, a przebranie się zajęłoby mi zbyt wiele czasu. Byłam okrutnie głodna. -Myśliwy powrócił ze wzgórz do domu. - obwieścił Bern. Rzuciłam mu kose spojrzenie. -Zdecydowałeś się wreszcie zająć brytyjską literaturą? -To było mniejsze zło. Następny semestr wystawi moją cierpliwość na ciężką próbę. -Bern na powrót rzucił się na jedzenie. Miał ponad 6 stóp wzrostu i ważył 200 funtów, z czego większość to kości i mięśnie. Bern chodził dwa razy w tygodniu na treningi judo i odznaczał się wprost wilczym apetytem. Sięgnęłam po ciepłe i miękkie taco, i zaczęłam wypełniać je pysznym nadzieniem. W college’u nie miałam na nic czasu, bo to na mnie spadało utrzymanie rodziny i musiałam jak najszybciej ukończyć edukację, by zacząć zarabiać. Teraz biznes kręcił się całkiem dobrze. Nie byliśmy bogaci. Tak po prawdzie ledwo dobijaliśmy do biedniejszej części klasy średniej, ale mogliśmy sobie pozwolić na to, by Bern poświęcił się tylko nauce. Chciałam, żeby w pełni zaznał studenckiego życia. Tymczasem on rzucał się na każdą dorywczą pracę, jaką tylko znalazł. Spojrzałam na talerz mamy. Jedno samotne taco. Babcia Frida z burzą platynowo-białych loków i dużymi niebieskimi oczami była z natury szczupła. Za to mama miała budowę atletycznaą, była silna i wytrzymała. A przynajmniej tak było, nim wojna zrobiła z niej kalekę. Teraz stała się miększa i okrąglejsza. I to ją martwiło. Jadła coraz mniej, a kilka tygodni temu zdaliśmy sobie sprawę, że rezygnuje już z kolacji. -To mój trzeci, - powiedziała mama. -Nie patrz tak na mnie. -Faktycznie - potwierdziła babcia grzebiąc w swojej sałatce. -Widziałam, jak zjadła dwa tacosy. 21 21

-Ja tylko się upewniam, że wszystkie zasoby naszej firmy są gotowe do walki. - pokazałam jej język. - Nie mogę sobie pozwolić, żebyś z głodu zasłabła mi w trakcie roboty. Jakieś wieści o sprawie senatora Garzy? -Nie -odpowiedziała babcia Frida. -To wszystko bzdurne spekulacje, -powiedziała mama. -Gadające głowy jak zwykle próbują wywołać histerię, mówiąc, że to Pierwszy się tego dopuścił. Senator Timothy Garza zmarł w sobotę przed domem swojego kuzyna. Jego ochroniarze zginęli wraz z nim. Historia była tak niesamowita, że zepchnęła z nagłówków aresztowanie Jeffa Caldwella. Policja nie ujawniała żadnych informacji związanych z zabójstwem senatora, co spowodowało lawinę spekulacji w mediach. Bez jakichkolwiek konkretów dziennikarze marynowali się w sosie przypuszczeń, a ich teorie z minuty na minutę robiły się coraz bardziej szalone. Jeżeli jakiś Pierwszy był w to zamieszany, nie byłoby to żadną niespodzianką. Garza pracował nad prawem ograniczającym wpływy Domów, co sprawiało, że nie był ulubieńcem magicznych elit Houston. Debaty podczas jego kampanii wyborczej często kończyły się paskudnie. -A ty czym się zajmowałaś? - zapytała mama. Wsadziłam potężny kęs taco do ust i żułam go wolno, by zyskać nieco na czasie. Musiałam to dobrze rozegrać. -Wzięłam zlecenie wysokiego ryzyka. -Jak wysokiego? - dopytywała się mama. Otworzyłam teczkę i popchnęłam policyjny raport w jej kierunku. Przeczytała go i jej brwi nastroszyły się. -Rozwiązujemy teraz sprawy morderstw? -Kto został zamordowany? - babcia Frida zainteresowała się. -Pamiętasz tego zwierzęcego maga, o którym ci opowiadałam? Tego od szopa, który przynosił soczki jego córce? -Cornelius Harrison, -powiedział Bern. -Tak. Chodzi o jego żonę. Nastrój mamy pogarszał się z każdą chwilą. Przekazała raport babci. Frida spojrzała w dokumenty i zagwizdała. -To znacznie powyżej naszych standardowych stawek - odezwała się mama. -Wiem. -Dlaczego wzięłaś tę robotę? Bo gość siedział w moim biurze i płakał, a ja czułam się z tym paskudnie. - Ponieważ ona nie żyje i nikt się tym nie przejmuje. A poza tym klient płaci bardzo dobrze. -Aż tak bardzo nie potrzebujemy pieniędzy - odparowała mama. 22 22

-Według moich sióstr potrzebujemy -przesunęłam po blacie zdjęcie z dolarowymi symbolami. Mama popchnęła je dalej ku babci. -Mamo! Oczy babci Fridy zrobiły się naprawdę duże. -Co? Nie patrzcie tak na mnie! -To ty to zaczęłaś. Ha! Atak odparty i przekierowany. -Nic takiego nie zrobiłam. Jestem niewinna. Zawsze obwiniacie mnie o wszystko. -Zaczęłaś to i zachęcałaś młode do tego. I do czego to doprowadziło. Teraz ona bierze sprawę morderstwa, bo czuje się winna tego, że nie będzie za co nas wykarmić. I co za przesłanie to niesie? -Że prawdziwa miłość zawsze zwycięża?- babcia Frida wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Bern wstał od stołu i nachylił się do mnie. -Chcesz, żebym sprawdził wszystkich zamieszanych w tę sprawę? -Tak, proszę. Przesłałam ci e-mail. Jutro będę na sesji Zgromadzenia, tak więc coś na temat Matthiasa Forsberga bardzo by mi się przydało. -Zrobi się. - zaniósł talerz do zlewu. -Twoje wnuczki nie potrzebują Pierwszego, który miałby płacić za ich naukę - mama kontynuowała. -Po to ich siostra, matka i babcia pracują ciężko. W tej rodzinie sami potrafimy o siebie zadbać. -Daj spokój Penelopo, wiesz, że nie o to mi chodziło. -A o co tak dokładnie ci chodziło, matko? Babcia Frida pomachała ręką. -To miało być zabawne. Nevada rozczula się nad sobą od dwóch miesięcy. Zamienia się z wolna w tego smutnego osła z kreskówki, tego na którego zawsze pada deszcz. -Nie użalam się nad sobą. Powiedziałam Roganowi nie i jeżeli nigdy go nie zobaczę, przeżyję. -Oh, proszę. - babcia wywróciła oczami. -Mówię serio babciu. Odpuść sobie. To nie tak, że on dobija się nieustannie do naszych drzwi, deklarując niekończącą się miłość do mnie. Gwoli prawdy miewałam momenty słabości, kiedy marzyłam o tym na jawie. Raz zdarzyło mi się tez obudzić w środku nocy, bo byłam przekonana, że Rogan jest na zewnątrz. Na szczęście nikt mnie wtedy nie widział. A Rogan nigdy więcej już się nie pojawił. Nie dzwonił. Nie pisał e-maili. Nie starał się o mnie, choćby odrobinę. Niektórzy z naszej rodziny najwyraźniej nie 23 23

mogli pogodzić się z myślą, że miałam rację, kiedy odrzuciłam go, gdy stojąc w moim garażu, powiedział, bym wybrała jakiekolwiek miejsce na ziemi, a zabierze mnie tam. Szalony Rogan chciał kolejnej zabawki. A ja powiedziałam nie i on po prostu ruszył dalej. -To on przesłał ci te książki! -Nie wiesz tego. -Cóż, a któż jeszcze mógłby zrobić coś takiego? - babcia Frida rozłożyła szeroko ramiona. -Może to był Augustine. -Taa, prędzej piekło by zamarzło. Augustine nie ruszyłby palcem w bucie, chyba że przyniosłoby mu to konkretny profit. -Ty i Rogan jeszcze ze sobą nie skończyliście. -babcia wycelowała we mnie widelec. -Tylko zaczekaj. Przeznaczenie znów was połączy. Pewnego dnia wpadniesz na niego i bum! Prawdziwa miłość. -Cóż, jeżeli przeznaczenie kiedykolwiek sprawi, że na niego wpadnę, bądź pewna, że skorzystam z okazji i przywalę mu w twarz. -Obróciłam się do mamy. - Jesteś ze mną w tej sprawie, czy nie? Bo jeżeli masz coś przeciwko, chciałabym dowiedzieć się o tym teraz. Przez dłuższą chwilę przyglądała mi się. Ochh. Właśnie podniosłam głos na swoją matkę bez wyraźnego powodu. -Przepraszam. -Jak sama stwierdziłaś, to twój biznes. -Mamo… -Oczywiście, że jesteśmy z tobą. - powiedziała. -Ale nie muszę chyba dodawać, że z profesjonalnego punktu widzenia to samobójstwo. Musisz być ostrożna. -Będę. -Nie wiemy dokładnie, z czym będziesz mieć do czynienia. Oni mogą przyjść nie tylko po ciebie i twojego klienta, ale i po nas wszystkich. Czy Cornelius może liczyć na wsparcie swojego Domu? -Nie. Zdecydował się oddzielić od rodziny i żyć ze swoją żoną w Royal Oaks. Był bardzo dumny ze swojej niezależności. -Ma chociaż jakiś alarm w swojej posiadłości? -Nie za bardzo -w sumie Króliczek mógł się liczyć jako ochrona, ale i tak oznaczało to psa kontra uzbrojonych zabójców. -Rodzice żony? -Na ile wiem, nie są związani z żadnymi znaczącymi rodzinami. -Co sądzisz o swoim kliencie? 24 24

Wykrzywiłam twarz w grymasie. -Wielbił swoją żonę i zrobi wszystko, by się zemścić. Moja mama przytaknęła. -Powinnaś z nim porozmawiać. Jego mała córeczka będzie bezpieczniejsza u nas, niż u swoich dziadków. -Dziękuję. -powiedziałam. Westchnęła. -To mój obowiązek jako matki. Nie mogę cię powstrzymać przed robieniem głupot, ale mogę pomóc ci przejść przez to w najmniej niebezpieczny sposób. Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drabiny prowadzącej do mojego pokoju. -Widziałaś, jak się zagotowała? - babcia Frida teatralnym szeptem oznajmiła za moimi plecami. -Mówię ci, jeszcze z nim nie skończyła. -Słyszę cię. - wspięłam się po drabinie i wciągnęłam ją za sobą. Mój mały loftowy apartament, składający się z dużej sypialni i łazienki, przywitał mnie. Kiedy przeprowadziliśmy się do magazynu, naprawdę zależało mi na prywatności, a im starsza się stawałam, tym bardziej ją doceniałam. Zdjęłam ubranie, starannie umieściłam swój strój służbowy w plastikowym worku i powiesiłam w szafie. Nie skończyłam z Roganem. Kiedy pocałowałam go w przestrzeni zerowej, przez moment mogłam zobaczyć jego prawdziwe ja. Przez te kilka chwil nie był Szalonym Roganem. Nie był nawet Pierwszym. Był po prostu …Connorem. Mężczyzną. A ja okropnie chciałam poznać tego mężczyznę. Ale on zatrzasnął te drzwi, gdy tylko zdał sobie sprawę, że w jego pancerzu pojawiło się pękniecie. Odkręciłam wodę pod prysznicem, czekając aż się nagrzeje i rozebrałam się. Obsesyjne myślenie o czymś, co nie miało prawa się ziścić, nie przynosiło mi nic dobrego. Prysznic, czyste ciuchy, sen. Jutro czekał mnie ciężki dzień, a przed pójściem do łóżka musiałam jeszcze sprawdzić kilka rzeczy. 25 25