anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony55 975
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań32 383

Kim Harrison - Zapadlisko 05 - O Kilka Demonów Więcej.tł.nieof

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Kim Harrison - Zapadlisko 05 - O Kilka Demonów Więcej.tł.nieof.pdf

anja011 EBooki Kim Harrison
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 418 stron)

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl For a Few Demons More by Kim Harrison 39 rozdziałów

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Rozdział 1 Uderzanie pięścią w tył mojej szafy, nie było jednym z moich najfajniejszych snów. Tak naprawdę, to mnie raniło. Ból przedarł się przez miłe opary snu i poczułam moją prymitywną części osobowości, która nigdy nie spała dobrze i mierzyła powolne zbieranie do kupy mojej woli, gdy próbowałam się obudzić. Z niesamowitym uczuciem odłączenia, przyglądałam się temu co się działo, nawet wtedy, gdy w swoim śnie, zerwałam ubranie z wieszaka i rzuciłam je na swoje zmięte łóżko. Coś, jednak, było nie tak. Nie budziłam się. Sen nie był biernym niszczeniem trudnych- do-zapamiętania kawałków. I z szarpnięciem zdałam sobie sprawę, że jestem świadoma, ale nie obudzona. Co do diabła? Coś było naprawdę, naprawdę źle i instynkt wysłał uderzenie adrenaliny przez moje ciało, domagając się pobudki. Ale się nie budziłam. Mój oddech był szybki i urywany, a po tym, jak opróżniłam szafę, spadłam na podłogę i uderzyłam w nią knykciami w poszukiwaniu za skrytką, mimo, że wiedziałam, że jej tam nie ma. Przerażona, uchwyciłam swoją wolę i zmuszałam się do obudzenia. Ból odbił się głośnym echem w moim czole. Wszystkie mięśnie mi zwiotczały, więc wyłożyłam się jak długa. Udało mi się obrócić głowę i walnęłam się w ucho, zamiast rozbić sobie nos. Byłam przyparta do twardego drewna i zmarznięta przez swój ubiór - krótkie spodenki i top. Krzyk wyszedł mi jak bulgot. Nie mogłam oddychać! Coś… coś było tu ze mną. W mojej głowie. Próbując mnie opętać! Przerażenie dusiło mnie jak koc. Nie mogłam tego zobaczyć, nie mogłam tego usłyszeć, prawie nie mogłam tego wyczuć. A moje ciało stało się polem bitwy - jedynym, na którym nie wiedziałam jak wygrać. Opętanie pochodziło od czarnej magii, a ja nie posiadałam właściwej wiedzy. Niech to cholera, moje życie nie powinno przebiegać w ten sposób! Kompletna panika dała mi siłę. Próbowałam wstać z podłogi. Udało mi się podnieść na czworaki; wpadłam na nocny stolik. Znów spadłam na podłogę i potoczyłam się do pustej szafy. Tętno waliło mi jak szalone, ogarnął mnie paniczny strach przed uduszeniem. Udało mi się dobrnąć do przedpokoju, szukając pomocy. Mój nieznany napastnik i ja znaleźliśmy wspólny język i, współdziałając, wzięliśmy oddech, który wyszedł z duszonym krzykiem.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Gdzie do diabła była Ivy? Była głucha? Może jeszcze nie wróciła ze swojego zadania z Jenksem. Powiedziała, że się spóźnią. Jakby zmartwiony współpracą, mój napastnik chwycił mocniej i padłam z nóg. Miałam otwarte oczy, a czerwona firanka z moich włosów, stanęła między mną, a końcem ciemnego przedpokoju. To wygrało. Cokolwiek to było, wygrało. Wpadłam w panikę, gdy zobaczyłam, że siadam z upiorną powolnością. Mocny zapach spalonego bursztynu zawisł w moim nosie, unosząc się z mojej skóry. Nie! Krzyczałam w myślach - ale nawet nie mogłam mówić. Chciałam krzyczeć, ale mój lokator zmuszał mnie do brania wolnych, statecznych oddechów. - Malum - usłyszałam samą siebie, rzucającą przekleństwo. Mój głos miał w sobie dziwny akcent i wyrafinowaną śpiewną intonację, które nigdy nie były moje. To była ostatnia kropla, która przepełniła czarę złości. Strach zmienił się w gniew. Nie wiedziałam kto był tu ze mną, ale ktokolwiek to był, wyjdzie ze mnie. Natychmiast. Sprawianie, że mówię obcymi językami, było po prostu nieuprzejme. Wpadając do swoich myśli, poczułam najczystsze smagnięcie czyjegoś zmieszania. Świetnie. Tym mogę sobie pomóc. Zanim intruz mógł wykombinować co robiłam, złapałam się linii ziemi, na zewnątrz, na tyłach cmentarza. Surowe, obce zaskoczenie wypełniło mnie i podczas, gdy mój napastnik walczył by oderwać mnie od linii, utworzyłam ochronne koło w swoich myślach. Ćwiczenie czyni mistrza, pomyślałam zadowolona z siebie i zebrałam siły. To będzie piekielnie bolało. Otworzyłam swoje myśli na linie z żywiołowością, na którą nigdy wcześnie się nie ośmieliłam. I to przyszło. Magia zaryczała. Zalała moje chi i wlała się do mojego ciała, paląc moje synapsy i komórki nerwowe. Tulpa, pomyślałam w mękach słowo otwierające umysłowe kanały do skierowania energii. Zabiłby mnie pośpiech, gdybym już nie wypaliła szlaku nerwów od mojego chi do umysłu. Jęcząc, poczułam, jak moc opaliła je jeszcze raz, gdy goniła do ochronnego kręgu w moich myślach, rozszerzając go jak balon. Zbiegunowałam energię do późniejszego użycia, ale przy tej prędkości, to było, jak dawanie nura w kadź roztopionego metalu. Wewnętrzny okrzyk bólu rozbrzmiewał we mnie i z umysłowym pchnięciem, które odbiłam rękami, odgarniałam ją ode siebie. Głośnym echem rozległ się we mnie trzask i uwolniłam się od nieznanej obecności. Nade mną, z dzwonnicy kościoła, nadszedł odgłos bijącego dzwonu - echo moich czynów.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Coś podskoczyło i potoczyło się w dal korytarza, żeby walnąć w ścianę na końcu holu. Sapnęłam i podniosłam w górę głowę, a potem jęknęłam z bólu. Ruszanie się sprawiało ból. Trzymałam zbyt wiele mocy. Dawało to wrażenie, że osiadła w moich mięśniach i wykorzystywanie ich, wyciskało energię. - Oj. - wydyszałam, bardzo świadoma, że coś stało na końcu holu. Ale przynajmniej teraz to nie było w mojej głowie. Nawet uderzenia serca sprawiały mi ból. O Boże, nigdy wcześniej nie trzymałam tak dużo mocy. I śmierdziałam. Śmierdziałam palonym bursztynem. Co się, na Zmianę, działo? Z bolącą determinacją, ściskałam ochronny krąg w swoim umyśle do czasu, gdy energia wróciła niepostrzeżenie z mojego chi do linii ziemi. To bolało prawie tak samo, jak jej gromadzenie. Gdy jednak odwróciłam bieguny zaświatów w moich myślach, żeby zostawić jedynie tyle, ile mogło utrzymać moje chi, popatrzyłam poprzez strąki moich włosów, dysząc. O, Boże. To była Newt. - Co tu robisz - powiedziałam, czując jak pokrywa mnie zaświatowa maź. Potężny demon wyglądał na zdezorientowanego, ale pozostałam bez ruchu, zbyt wytrącona z równowagi, żeby docenić wartość jego wstrząśniętego wyrazu twarzy: albo nastolatka bez zarostu albo silnej kobiety. Szczupłej budowy ciała, stał boso w moim przedpokoju między kuchnią, a pokojem dziennym. Mrużąc oczy, popatrzyłam jeszcze raz - tak, demon tym razem stał, nie szybował, jego długie, kościste stopy z pewnością dotykały desek na podłodze - i zastanowiłam się, jak Newt dał sobie radę z zaatakowaniem mnie na poświęconym terenie. Dobudówka do kościoła, gdzie teraz stał, nie została jednak poświęcona. Demon wyglądał dziwnie, nosząc ciemną, czerwoną szatę, która wyglądała jak coś, pomiędzy kimonem i tym, co Lawrence z Arabii mógł nosić podczas swojego dnia wolnego od zajęć. Zobaczyłam miękko zamazaną energię z czarnej linii ziemi i szczupłą obsydianową laskę mojej wysokości, gdy pozostawałam stopiona z egzystencją w uchwycie Newt, kończąc wizję, którą zapamiętałam, z czasu, gdy mnie uwięziono w zaświatach i musiałam wykupić podróż powrotną do domu od Newt. Oczy demona były całkowicie czarne - nawet białka - ale były pełniejsze życia, niż jakiekolwiek, które kiedykolwiek widziałam, gdy utkwiły we mnie nieruchome spojrzenie z odległości dwudziestu stóp, które nas dzieliły - dwadzieścia maleńkich stóp i pokos święconej ziemi. Przynajmniej miałam nadzieję, że ziemia jest wciąż poświęcona.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl - Jak nauczyłaś się to robić? – powiedziało to coś, a ja zamarłam słysząc dziwny akcent i samogłoski, które wydawały się wciskać w zwoje mojego mózgu. - Al. - Szepnęłam i prawie niezauważalne brwi demona uniosły się. Przyciskając ramię do ściany, ani przez chwilę nie zdjęłam wzroku z tego czegoś, gdy sunęłam w górę, żeby wstać. Nie w ten sposób chciałam rozpocząć dzień. Boże dopomóż. Spałam zaledwie godzinę, według wskazań światła. - Co z tobą? Nie możesz się tak po prostu pojawiać! - wykrzyknęłam, próbując spalić trochę adrenaliny, bo stałam w przedpokoju wciąż w kusej koszulce i krótkich spodenkach, które ubrałam do łóżka. - Nikt cię nie wezwał! I jak możesz stać na poświęconym terenie? Demony nie mogą stać na świętym terenie. To jest napisane w każdej książce. - Robię co chcę. - Newt spojrzał do pokoju dziennego, przesuwając laskę przez próg, jakby szukając pułapek. - A takie założenia, kiedyś cię zabiją - dodał demon, regulując sznur z czarnego złota, który błyskał smutno na tle czerwonej północy na jego szacie. - Nie stałem na święconym terenie... ty za to stałaś. I Minias... Minias powiedział, że napisałem większość z tych książek, więc kto wie, na ile poprawne są zawarte w nich informacje? Jego gładkie rysy przyoblekły się w irytację, same z siebie, nie przeze mnie. - Czasami nie pamiętam poprawnie przeszłości - powiedział Newt, zimnym głosem. - Albo może oni po prostu ją zmieniają i nie mówią mi o tym. Twarz się mi ochłodziła w przedświtowym chłodzie. Newt był obłąkany. Miałam obłąkanego demona stojącego w swoim przedpokoju, a moi współlokatorzy wracali do domu za około dwadzieścia minut. Jak coś tak potężnego mogło przeżyć w takim braku równowagi? Ale niezrównoważony, rzadko równało się głupi, chociaż na pewno potężny. I mądry. I bezwzględny. Demoniczny. - Czego chcesz? - zapytałam, zastanawiając się, ile zostało do wschodu słońca. Ze zmartwionym spojrzeniem, Newt wypuścił powietrze. - Nie pamiętam - odpowiedział w końcu. - Ale masz coś mojego. Chcę to z powrotem. Podczas gdy nieznane uczucia i myśli Newt katalogowały same siebie, spojrzałam spod przymrużonych oczu w ciemny przedpokój, próbując zdecydować czy demon był mężczyzną czy kobietą. Demony mogły wyglądać jak tylko chciały. Teraz Newt miał jasne brwi i jasny, całkowicie równy odcień skóry. Powiedziałabym, że to kobieta, ale szczękę miał silną, a bose nogi były zbyt kościste, by móc powiedzieć, że są ładne. Lakier do paznokci wyglądałby na nich fatalnie.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Nosił taki sam kapelusz jak przedtem - okrągły, z prostymi bokami i płaskim szczytem, zrobiony z przepysznie bogatego, czerwonego materiału i złotego szamerunku. Krótkie, nijakie włosy, opadające tuż za uchem, nie dawały żadnej wskazówki co do płci. Poprzednim razem, gdy roztrząsałam wątpliwości co do jego płci, Newt zapytał mnie czy to coś zmieniało. Patrząc na Newt walczącego o właściwe umieszczenie myśli, czułam, że to nie chodziło o to, że demon nie sądził, że to jest ważne, ale że Newt nie pamiętał z jakimi częściami ciała się urodził. Może Minias wiedział. Kimkolwiek był Minias. - Newt - powiedziałam, mając nadzieję, że mój drżący głos nie był zbyt oczywisty - żądam żebyś odszedł. Idź z tego miejsca bezpośrednio do zaświatów i nie wracaj nigdy więcej, żeby ponownie mnie niepokoić. To było dobre wygnanie - oprócz mojego nie-otoczenia siebie kręgiem w pierwszej kolejności - i Newt uniósł na mnie jedną brew, z czytelnym, szybko ukrytym zdziwieniem, które mówiło o wielkiej praktyce. - To nie jest moje imię do wezwania. Demon się poruszył. Cofnęłam się, żeby przywołać chociaż kiepski krąg, chociaż był niewykorzystany i nienarysowany - ale Newt wszedł do pokoju dziennego. Jako ostatni, zobaczyłam rąbek jego szaty ślizgający się wokół ramy drzwi. Poza zasięgiem wzroku dotarł do mnie dźwięk wyciąganych z drzewa gwoździ. Zabrzmiało ostre pęknięcie roztrzaskiwanej boazerii i Newt zaklął niewybrednie po łacinie. Przebiegła po mnie Rex - kotka Jenksa, którą pchała ciekawość. Rzuciłam się za głupim zwierzęciem, ale mnie nie lubiła, więc smyrgnęła daleko ode mnie. Kotka o kolorze karmelu, zatrzymała się w progu, z postawionymi uszkami. Omiatając ogonem, usiadła i się patrzyła. Newt nie próbował wciągnąć mnie w zaświaty i nie próbował mnie zabić. Szukał czegoś i myślę, że jedynym powodem, dla którego mnie opętał, była możliwość przeszukania poświęconego kościoła. Był to dobry znak, mówiący, że ziemia wciąż była święta. Ale ta potępiona istota była szalona. Kto wie, jak długo będzie mnie ignorować? Do czasu, gdy postanowi, że będę umiała powiedzieć gdzie to coś było? Cokolwiek to było. Przestraszył mnie głuchy odgłos z pokoju dziennego. Z podwiniętym ogonem, Rex weszła tam po cichu. Nagłe pukanie do głównych drzwi kościoła skręciło mnie w inną stronę, do pustej świątyni, ale zanim mogłam krzyknąć ostrzeżenie, ciężkie dębowe drzwi otworzyły się, niezamknięte w oczekiwaniu na powrót Ivy. Świetnie. Co teraz? - Rachel? - zawołał zmartwiony głos i zamaszystym krokiem weszła Ceri, ubrana w wypłowiałe dżinsy z brudnymi, mokrymi kolanami, najwyraźniej po pobycie w ogrodzie,

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl pomimo że było przed wschodem słońca. Jej oczy były szerokie z niepokoju, a jej długie, jasne włosy powiewały za nią, gdy przechodziła szybko w poprzek bezużytecznego sanktuarium, rozrzucając błoto z jej nieprzystosowanych do ogrodu, misternie haftowanych domowych pantofli. Była ukrywającym się elfem i wiedziałam, że jej rozkład dnia jest taki, jak u pixy: była na nogach cały dzień i noc, oprócz czterech godzin około każdej północy i każdego południa. Oszalała, machałam rękami, dzieląc swoją uwagę między pustym przedpokojem i nią. - Wiej! - prawie krzyknęłam. - Ceri, wynoś się! - Zadzwonił twój dzwon kościelny - powiedziała z policzkami bladymi od niepokoju, gdy podeszła, by wziąć mnie za ręce. Pachniała cudownie... elfim zapachem wina i cynamonu, wymieszanymi z solidnym zapachem brudu... a krucyfiks, który dostała od Ivy błysnął w niewyraźnym świetle. - Czy z tobą wszystko w porządku? O, tak, pomyślałam, przypominając sobie dzwonienie, gdy wypchnęłam Newt ze swoich myśli. Wyrażenie „dzwonienie dzwonków” nie było jedynie figurą retoryczną i zastanawiałam się, ile energii skanalizowałam, sprawiając, że dzwon w wieży zarezonował. Z pokoju dziennego dochodził nieprzyjemny dźwięk boazerii odrywanej od ściany. Blond brwi Ceri uniosły się. Cholera, była spokojna i opanowana, a ja trzęsłam się w samej bieliźnie. - To jest demon - szepnęłam, zastanawiając się, czy powinnyśmy wyjść, czy udać się do kręgu, które wytrawiłam na podłodze w kuchni. Sanktuarium było wciąż ziemią poświęconą, ale nie ufałam niczemu, z wyjątkiem dobrze narysowanego kręgu, że obroni mnie przed demonem. Szczególnie tym demonem. Pytające spojrzenie na delikatnej, przypominającej kształ serca, twarzy Ceri stwardniało ze złości. Spędziła tysiąc lat złapana w pułapkę jako famulus demona i traktowała ich jak węże. Ostrożnie, tak, ale dawno temu zagubiła swój strach. - Dlaczego wzywasz demony? - oskarżyła. – I to w nocnej bieliźnie? Powiedziałam, że pomogę ci przy czarach. Dziękuję bardzo, pani Rachel Mariano Morgan, za sprawianie, że czuję się bezwartościowa. Złapałam ją za łokieć i zaczęłam ciągnąć do tyłu. - Ceri - błagałam, nie wierząc, że jej delikatne usposobienie, odebrało tą sytuację w tak niewłaściwy sposób. - Nie przyzwałam tego. To zjawiło się samo z siebie. - Jakbym teraz miała chociażby dotknąć demonicznej magii? Moja dusza została już tak wystarczająco splamiona demonicznym brudem, że można by pomalować nim salę gimnastyczną.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Po moim oświadczeniu, Ceri pociągnęła mnie, żebyśmy się zatrzymały, zaledwie kilka kroków od otwartego sanktuarium. - Demony nie mogą ukazywać się tak same z siebie - powiedziała, z powracającym migotaniem niepokoju, gdy jej białe palce dotknęły jej krucyfiksu. - Ktoś musiał to wezwać, a potem niewłaściwie odesłać. Miękkie szurnięcie bosej nogi na końcu przedpokoju, poderwało mnie jak wystrzał. Z przejmującym łomotem tętna, obróciłam się, a uwaga Ceri podążyła za mną chwilę później. - Nie mogą… czy nie pojawiają? - powiedział Newt. Kotek siedział w kolebce jego ramion, ugniatając je łapkami. Kolana Ceri ugięły się i sięgnęłam, by ją podtrzymać. - Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła i nagle walczyłam z nią, gdy zakołysała się w amoku, odpychając się ode mnie i rzucając do sanktuarium. Gówno. Myślę, że jesteśmy w tarapatach. Szłam za nią chwiejnym krokiem, ale szarpnęła mnie z powrotem, gdy znalazłyśmy się na środku pustej przestrzeni. - Siadaj - powiedziała. Czułam jak trzęsły się jej ręce, gdy próbowała szarpnąć mnie w dół. Okay, nie wychodziłyśmy. - Ceri - zaczęłam i opadła mi szczęka, gdy wyciągnęła brudny scyzoryk z tylnej kieszeni. - Ceri! - wykrzyknęłam, gdy nacięła swój kciuk. Krew wytrysnęła i podczas gdy wpatrywałam się w jej palec, narysowała wielki krąg, mamrocząc po łacinie. Jej długie do pasa, prawie przejrzyste włosy, zakryły jej kształty, ale widziałam jak drżała. Mój Boże, była przerażona. - Ceri, sanktuarium jest święte! - zaprotestowałam, ale uderzyła w linię i przywołała swój krąg. Poplamione czernią pole zaświatów wzrosło, otaczając nas i zadrżałam, czując, jak brud jej wcześniejszych, demonicznych czarów ślizgał się nade mną. Krąg był duży na dobre półtora metra średnicy. Raczej za duży do utrzymania dla jednej osoby, ale Ceri była prawdopodobnie najlepszym praktykiem magii linii ziemi w Cincinnati. Przecięła swój środkowy palec i złapałam ją za ramię. - Ceri, stop! Jesteśmy bezpieczne! Z oczami szerokimi od paniki, odtrąciła mnie od siebie i upadłam do wewnątrz jej pola, uderzając w nie jak w ścianę. - Zejdź mi z drogi - zarządziła, zaczynając rysować drugie koło wewnątrz pierwszego. Wstrząśnięta, podciągnęłam się do centrum i rozmazałam jej krew za sobą. - Ceri - spróbowałam jeszcze raz, zatrzymując się, gdy zobaczyłam, jak splata tą linię z pierwszą, wspomagając ją. Nigdy nie widziałam tego wcześniej. Z jej ust padły łacińskie

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl słowa, ciemne i groźne. Punkciki mocy pełzały nad moją skórą i wpatrywałam się, gdy przecięła mały palec i zaczęła tworzyć trzeci okrąg. Ciche, zrozpaczone łzy znaczyły jej twarz, gdy skończyła i go przywołała. Trzecia tafla czerni rosła ponad nami, ciężka i przytłaczająca. Przyłożyła bardzo brudne, ogrodnicze ostrze do skrwawionej ręki i, potrząsając, przygotowała się by naciąć lewy kciuk. - Stop! - zaprotestowałam. Przerażona, złapałam jej nadgarstek, lepki od jej własnej krwi. Uniosła w górę głowę. Niebieskie, zatracone w przerażeniu oczy, dotknęły moich. Jej skóra była kredowo - biała. - Wszystko jest w porządku - powiedziałam, zastanawiając się, co zrobił Newt, że spowodował, iż ta pewna siebie, niewzruszona kobieta straciła wszystkie te cechy. - Jesteśmy w kościele. Jest poświęcony. Zbudowałaś cholernie mocny krąg. - Patrzyłam na to zmartwiona, nucąc w swojej głowie. Potrójne koło było czarne tysiącami lat przekleństw, które Algaliarept, demon, przed którym ją uratowałam, wymuszał na niej jako spłatę. Nigdy nie poczułam jeszcze takiej silnej bariery. Ładna głowa Ceri kiwała się tam i z powrotem. Rozchyliła wargi pokazując maleńkie zęby. - Musisz przywołać Minias. Boże, pomóż nam. Musisz go przywołać! - Minias? - zapytałam. - Kim, do diabła, jest Minias? - Famulus Newt - wyjąkała Ceri. W jej niebieskich oczach widziałam strach. Zwariowała? Famulus Newt był kolejnym demonem. - Dawaj mi ten nóż - powiedziałam, siłując się z nią o niego. Kciuk jej krwawił i rozglądałam się za czymś, by go owinąć. My byłyśmy bezpieczne. Newt mogła jednak ścigać wszystkich, na których mi zależało. Wschód słońca był blisko, a ja siedziałabym w kole i czekała na to jak wcześniej. Wspomnienia o moim byłym chłopaku Nicku, pojawiły się we mnie i zniknęły. - Musisz go przywołać - wybuchła Ceri i wpatrywałam się w nią, gdy upadła na kolana i zaczęła rysować swoją krwią koło wielkości talerza, plamiąc stare drewno dębowe łzami, gdy pracowała. - Ceri, jest w porządku - powiedziałam, stojąc nad nią zmieszana. Gdy jednak popatrzyła w górę, moja pewność osłabła. - Nie, nie jest – powiedziała niskim głosem, z eleganckim akcentem, który wskazywał na jej królewskie pochodzenie, niosąc teraz w nim odgłos porażki.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Fala czegoś bliżej nieokreślonego zapulsowała, zaginając kulę mocy, która nas osłaniała. Spojrzałam na półkulę z zaświatów, która nas otaczała. Spoza niej, doszedł do nas dźwięk bijącego dzwonu kościelnego. Zadrżała ochraniająca nas, czarna płaszczyzna, błyskając czystym kolorem niebieskiej aury Ceri, na ułamek sekundy przed powrotem do zanieczyszczonego demonicznie, czarnego stanu. Od przejścia z tyłu z kościoła dobiegł cichy głos Newt. - Nie płacz, Ceri. Za drugim razem to nie będzie tak bardzo bolało. Ceri szarpnęła się i chwyciłam ją za ramię, powstrzymując przed pobiegnięciem do otwartych drzwi i rozerwaniem jej własnego kręgu. Jej młócąca ręka uderzyła mnie w twarz i po moim okrzyku padła bezwładnie u moich stóp. - Newt złamała świętość - powiedziała Ceri, szlochając. - Złamała to. Nie mogę tam wrócić. Al przegrał zakład i przekręcałam jej przekleństwa przez dziesięć lat. Nie mogę tam wrócić, Rachel! Przerażona, położyłam rękę na jej ramieniu, ale potem się zawahałam. Newt była kobietą. Potem moja twarz zobojętniała. Newt była w przedpokoju - w uświęconej części. Moje myśli powróciły do pulsu energii. Ceri kiedyś powiedziała, że to jest możliwe, żeby demon zdesanktyfikował kościół, ale że to jest mało prawdopodobne, bo zbyt wiele go to kosztuje. A Newt zrobiła to bez większego zastanowienia. Gówno. Przełykając ślinę, rozejrzałam się, by stwierdzić, że Newt znajduje się w przedpokoju, bardzo wewnątrz tego, co jest świętą ziemią. Rex była wciąż w ramionach demona, uśmiechając się głupim, kocim uśmiechem. Pomarańczowy kot nie pozwoliłby mi się dotknąć, ale mruczała, gdy głaskał ją obłąkany demon. Ja się poddaję. Ze swoim czarnym kosturem wetkniętym pod ramię i okryta elegancko skrojonymi szatami, Newt wyglądała prawie jak postać biblijna. Jej kobiecość była oczywista, gdy tylko poznałam jej płeć. Jej czarne, nieruchome oczy, spokojnie spoglądały na krąg Ceri pośrodku wszystko-tylko-nie-jałowego sanktuarium. Skrzyżowałam ramiona, żeby chociaż trochę ukryć moją prawie nagość. Nie, żeby było aż tak wiele do ukrycia. Serce mi waliło i szybko oddychałam. Demoniczny ślad na spodzie mojej stopy... dowód, że byłam winna Newt przysługę, za odesłanie mnie z powrotem z zaświatów do rzeczywistości w czasie poprzedniego przesilenia... pulsował, jakby świadomy, że jego stwórca był w pokoju. Zza wysokich witraży i otwartych głównych drzwi, dobiegał nas cichy świst przejeżdżającego samochodu i świergotanie rannych ptaszków. Błagałam, żeby pixy zostały w ogrodzie. Nóż w mojej ręce był czerwony i lepki od krwi Ceri, a mi było niedobrze.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl - Za późno na ucieczkę - powiedziała, zabierając z powrotem nóż. - Przywołaj Minias. Newt zesztywniała. Rex zeskoczyła z jej ramion na moje biurko. Przestraszona, skoczyła na podłogę, rozrzucając papiery, gdy zwiała do holu. Załopotały czerwone szaty i Newt podeszła do kręgu Ceri, uderzając w niego swoją laską. - To nie jest miejsce dla Minias! - wykrzyknęła. - Daj mi to! Jest moje. Chcę to z powrotem! Adrenalina spowodowała ból w moim sercu. Obserwowałam drżenie kręgu, który jednak wytrzymał. - Mamy zaledwie kilka chwil, zanim zrobi się groźna - szepnęła pobladła Ceri, ale wyglądająca na bardziej zebraną do kupy psychicznie. - Możesz odwrócić jej uwagę? Kiwnęłam głową i Ceri zaczęła przygotowywać swoje zaklęcie. Napięcie ściągnęło mocno moje ramiona i błagałam, żeby moja umiejętność rozmowy była lepsza niż czarowania. - Czego chcesz? Powiedz mi, a dam ci to - powiedziałam trzęsącym się głosem. Newt zaczęła obchodzić krąg, wyglądając jak zamknięty w klatce tygrys, gdy jej głęboko czerwona szata ocierała się o podłogę. - Nie pamiętam. - Zmieszanie wyostrzyło jej twarz. - Nie przywołuj go - ostrzegł demon ze świecącymi oczami. - Ile razy przypomnę sobie, on sprawia, że zapominam. Chcę to z powrotem, a ty to masz. Och, robi się coraz lepiej. Spojrzenie Newt przeniosło się na Ceri i zasłoniłam jej widok. Dostałam pół drugiego ostrzeżenia, zanim demon jeszcze raz dźgnął swoją laską w krąg. - Corrumpro! – wykrzyknęła, gdy się połączyły. Ceri zadrżała u moich stóp, gdy najbardziej oddalony krąg błysnął kompletną ciemnością, gdy Newt go posiadła. Z maleńkim uśmiechem, Newt dotknęła koła, które zniknęło, pozostawiając dwa cieniutkie, błyszczące paski nierzeczywistości pomiędzy nami, a śmiercią, ubraną w ciemną, czerwoną szatę i dzierżącą czarny kostur. - Twoje umiejętności znacznie się poprawiły, Ceridwen Merriam Dulciate - powiedziała Newt. - Al jest wyjątkowym nauczycielem. Być może wystarczająco dobrym, żebyś była warta mojej kuchni. Ceri nie popatrzyła w górę. Zasłona jej bladych włosów, z końcówkami poplamionymi od jej własnej krwi, ukryła jej czynności. Mój oddech był szybki i kontynuowałam odwracanie się, by utrzymać Newt w zasięgu wzroku do czasu, gdy moje plecy jeszcze raz wychodziły na otwarte drzwi do kościoła.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl - Pamiętam cię - powiedziała Newt, stukając końcem swojej laski wzdłuż kręgu, w miejscu gdzie stykał się z podłogą. Każde dźgnięcie wysłało głębszy wpływ czerni pełzającej ponad barierą. - Poskładałam z powrotem twoją duszę, gdy przebyłaś linie. Masz u mnie dług. - Powstrzymałam drżenie, gdy spojrzenie demona błąkało się po moich nagich, bladych nogach i przeniosło na Ceri. - Daj mi Ceri, a go skasuję. Zesztywniałam. Klękając za mną, Ceri odnalazła swoją siłę. - Mam swoją duszę - stwierdziła drżącym głosem. - Nie należę do nikogo. Newt wydawała się wzruszyć ramionami. Palcami bawiła się naszyjnikiem. - Podpis Ceri jest na całej ciemności w twojej duszy - powiedział do mnie demon, gdy podszedł do fortepianu Ivy i odwrócił się do mnie tyłem. - Ona tworzy dla ciebie przekleństwa, a ty bierzesz je na siebie. Jeśli to nie robi z niej twojego famulusa, to co? - Stworzyła dla mnie przekleństwo - przyznałam, przyglądając się, jak długie palce demona popieściły czarne drzewo. - Ale to ja przyjęłam cień, nie ona. To robi z niej moją przyjaciółkę, nie mojego famulusa. Newt najwyraźniej o nas zapomniała. Stojąc obok fortepianu Ivy, ubrana w szaty postać, wydawała się zbierać moc pokoju do siebie, odwracając to, co kiedyś było święte i czyste, na swój własny użytek. - Tak - wymruczała. - Przyszłam po coś mojego, co ukradłaś - Ale to - wkładając laskę pod ramię, Newt pochyliła głowę i tak pozostała. - To mnie martwi. Nie lubię tego tutaj. To sprawia ból. Dlaczego to tutaj sprawia mi ból? Utrzymywać Newt w rozproszeniu, podczas gdy Ceri pracowała, brzmiało ładnie i pięknie, ale demon był szalony. Ostatnim razem, gdy wpadłam na Newt, była przynajmniej racjonalna, ale to była niewyobrażalna moc napędzana przez obłęd. - To było tutaj! - wykrzyknął demon, aż podskoczyłam, powstrzymując gwałtowny wdech. Ceri wyraźnie łapała oddech, gdy Newt odwróciła się, z oczami pełnymi wrogości. - To mi się nie podoba - oskarżyła Newt. - To szkodzi. To nie powinno szkodzić. - Nie powinnaś tu być - powiedziałam, czując się jakoś lekko i nierealnie, jakbym balansowała na krawędzi noża. - Powinnaś iść do domu. - Nie pamiętam, gdzie jest dom - powiedziała Newt. Gwałtowny odcień gniewu zabarwił jej cichy głos. Ceri szarpnęła mnie. - Gotowe - szepnęła. - Przywołaj go. Odwróciłam wzrok od Newt, gdy demon zaczął jeszcze raz chodzić w kółko, przenosząc swoją uwagę do brzydkiego, skomplikowanego, podwójnie okolonego

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl pentagramu, narysowanego krwią Ceri. - Myślisz, że wzywanie jednego demona do zaopiekowania się drugim, jest dobrym pomysłem? - szepnęłam i tempo Newt wzrosło. - On jest jedynym, który może ją przekonać - powiedziała przestraszona i zrozpaczona. - Proszę, Rachel. Zrobiłabym to sama, ale nie mogę. To są demoniczne czary. Potrząsnęłam głową. - Jej famulus? Pomogłabyś Alowi? Broda Ceri zadrżała, gdy Newt zachichotała na przezwisko nadane Algaliareptowi, jej demonicznemu oprawcy. - Newt jest obłąkana - szepnęła. - Myślisz? - zawarczałam, podskoczywszy, gdy Newt trzasnęła kopniakiem w barierę, a jej szaty zawirowały dramatycznie. Świetnie, znała sztuki walki, jako dodatek do wszystkiego. Czemu nie? Oczywiście przebywała na tym padole już jakiś czas. - Oto dlaczego ma demona za famulusa - powiedziała Ceri, rzucając nerwowo oczami. - Urządzili konkurs. Przegrany został jej famulusem. Jest jakby dozorcą i prawdopodobnie jej szuka. Nie lubi tego, gdy mu się wymyka podczas warty. W mojej głowie zaczęły zapalać się lampki i rozdziawiłam usta. Widząc moje zrozumienie, Ceri szarpnęła mnie w dół do swojego narysowanego krwią pentagramu. Łapiąc mnie za nadgarstek, uniosła spodem dłoni w górę i skierowała nóż do palca. - Hej! - wykrzyknęłam, zabierając rękę. Ceri popatrzyła na mnie z zaciśniętymi ustami. Stawała się zjadliwie złośliwa. To było dobre. To oznaczało, że myśli, że ona... my... możemy z tego wyjść cało. - Masz igłę do nakłuwania? - zawarczała. - Nie. - Więc pozwól mi naciąć sobie palec. - Ty już krwawisz - powiedziałam. - Użyj swojej krwi. - Moja nie zadziała - powiedziała spomiędzy zaciśniętych szczęk. - To są czary demona i... - Taa, załapałam - przerwałam jej. Jej krew nie miała właściwych enzymów i dzięki jakimś nielegalnym genetycznym machinacjom, które ratowały mi życie, przeżyłam narodziny z ich posiadaniem. Brzęcząca obecność kuli nad nami wydawała się falować i Newt wydała z siebie dźwięk sukcesu. Ceri zadrżała, gdy straciła kontrolę nad środkowym kołem i zabrała go Newt. Pozostał jeden, wąski, kruchy okrąg. Podałam swoją rękę - przeżarta strachem. Oczy

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Ceri napotkały mój wzrok. Stres sprawił, że jej kościste kształty wypiękniały. Ja wyglądałam jedynie brzydko, gdy byłam wystraszona. Ręka Newt wisiała w powietrzu nad ostatnim kołem i uśmiechała się perfidnie, gdy mamrotała po łacinie. To już był wyścig. Ceri zrobiła szybki zamach przy moim palcu i drgnęłam przez ukłucie, patrząc na koralik czerwieni. Co mam robić? - zapytałam. Nie podobało mi się to w ogóle. Opuszczając niebieskie oczy, obróciła moją rękę dłonią w dół i umieściła ją w kole. Stary dąb wydawał się drgać, jakby jego przechowane siły witalne powtarzały mnie, łącząc z obrotem ziemi i płomieniem słońca. - To jest powszechne przekleństwo - powiedziała, goniąc słowa. - Zwrot przywołania to mater tintinnabulum. Powiedz je mając imię Minias w swoich myślach i przekleństwo cię połączy. - Nie wzywaj Minias - zagroziła Newt i poczułam kontrolę Ceri nad ostatnim falowaniem koła, podczas gdy demon był rozproszony. - On zabije cię szybciej niż ja. - Nie wzywasz go, prosisz o jego uwagę - powiedziała Ceri rozpaczliwie. - Normalnie doszedłby ci cień, ale możesz potargować się lokalizacją Newt i on to przyjmie. Jeśli nie on, to ja. To było olbrzymie ustępstwo ze strony pokrytego cieniem elfa. Sytuacja była dla nas coraz korzystniejsza, ale słońce jeszcze nie wstało i Newt wyglądała na gotową, żeby nas rozerwać na kawałki. Nie sądziłam, żeby Ceri była w stanie utrzymywać swoją koncentrację dużo dłużej przeciwko mistrzowskiemu demonowi. I musiałam sądzić, że demony posiadały sposób, by kontrolować tego członka swojego gatunku: w innym wypadku już jesteśmy trupami. Gdyby jego imię było Minias i udawał jej famulusa, wtedy tak by było. - Pospiesz się - szepnęła Ceri. Pot spływał jej po twarzy. Prawdopodobnie ukażesz się jako niezarejestrowany użytkownik, ale jeżeli nie przeklęła go jeszcze raz, to jest wielce prawdopodobne, że on jej teraz szuka i odpowie. Niezarejestrowany? Zastanawiałam się. Oblizałam wargi, zamknęłam oczy. Już byłam połączona z linią, więc zostało tylko wypowiedzenie przekleństwa i powtarzanie w myślach jego imienia. Mater tintinnabulum, Minias - pomyślałam, nie oczekując, żeby coś się zdarzyło. Wydyszałam swój oddech i poczułam jak Ceri zaciska rękę na moim nadgarstku, zmuszając mnie, bym go utrzymała w kole. Szarpnięcie z zaświatów obróciło się ode mnie, kolorowe moją aurą. Poczułam, jak to zostawiło mnie jak szybujący ptak i walczyłam, by utrzymać siebie w całości, gdy zobaczyłam, jak to uciekło w mojej wyobraźni, zabierając z sobą część mnie.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl - Nie pozwolę mu kraść tego ode mnie! - wykrzyknęła Newt. - To jest moje! Chcę to z powrotem! - Skoncentruj się - szepnęła Ceri i wpadłam do wewnątrz siebie, czując, jak ten mój uwolniony kawałeczek, zadzwonił jak dzwonek przez całe zaświaty. I odpowiedziano na to, jak na dzwoniący dzwonek. - Jestem trochę zajęty - nadeszła rozdrażniona myśl. - Zostaw wiadomość na cholernej linii naziemnej i odpowiem. Zadrżałam przy uczuciu nie moich własnych myśli, kulających się przez mój umysł, ale Ceri utrzymała moją rękę nieruchomo. W zasięgu Minias znajdowało się ogólne tło złożone z niepokoju, winy i rozjątrzenia. Ale odprawiał mnie, jak telemarketer i był gotowy zerwać połączenie. - Newt - pomyślałam. - Zabierz cień za moje przyzwanie ciebie i powiem ci, gdzie ona jest. I obiecaj, że nas nie skrzywdzisz - dodałam. – I, że ona nas nie skrzywdzi. I zabierz ją w diabły z mojego kościoła! - Szybciej! - Ceri zapłakała i moja koncentracja podskoczyła. - Załatwione - głos pomyślał zdecydowanie. Niepokój Minias wyostrzył się do punktu i połączył z moim. Gdzie jesteś? Moja krótka radość zniknęła. Uch, pomyślałam, zastanawiając się, jak dać wskazówki demonowi, ale własne myśli Minias zachwiały się w zmieszaniu. Co do diabła ona robi za liniami? Słońce już prawie wstało. Ona próbuje mnie zabić! Pomyślałam. Zbieraj tutaj swoją dupę i zabierz ją! Nie jesteś zarejestrowany. Jak niby mam się dowiedzieć się gdzie jesteś? Będę musiał… Zesztywniałam, zabierając rękę z kręgu i uścisku Ceri, gdy obecność głosu zacisnęła mocniej moje myśli. Sapiąc, klapnęłam na tyłek, odbijając moją próbę wyrwania się z obecności Minias. …przejść po twoich myślach - powiedział ponuro miękki głos. - Ojcze w Niebiosach, ratuj nas - wysapała Ceri. Obróciłam głowę i wychwyciłam upadek Ceri. Uderzyła w swoje koło i panika zmroziła mnie na chwilę, gdy rozbiło się w błysku czerni.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl O, Boże. Już nie żyjemy. Napotkała moje spojrzenie, gdy była w połowie gotowa do powstania z podłogi, a jej oczy powiedziały mi, że pomyślała, że nas zabiła. Newt krzyknęła i okręciłam się na siedzeniu, tylko po to, żeby zastygnąć we wstrząsie. Nic teraz nie stało między Newt a nami, z wyjątkiem człowieka, którego fioletowe szaty odbijały wszystko, oprócz koloru. Był boso, a teraz, rzeczywiście przypomniałam sobie, jak blask tych szat wszedł między mnie i Ceri, gdy wepchnął elfa do bąbla, żeby go rozbić i dotrzeć do Newt. - Puść mnie, Minias - warknęła Newt i otworzyłam szeroko oczy, gdy jej drobnokoścista ręka chwyciła jego ramię. - Ona ma coś mojego. Chcę to z powrotem. - Co ona takiego ma, co należy do ciebie? - zapytał spokojnie, odwrócony tyłem do mnie. Newt była niższa od Minias o głowę i to sprawiało, że wyglądała na bezradną, pomimo złośliwej gwałtowności w jej głosie. Jego głos niósł zdecydowany odgłos bardziej, niż zwykłego pytania i moje oczy zatrzymały się na chwycie, który złożył na jej lasce, zaraz nad jej ręką. Ani na chwilę nie rozluźnił się. Nawet wtedy, gdy jego miodowo-bursztynowy głos rozlał się jak balsam po zbezczeszczonym sanktuarium. Uspokajając, ale również utrzymując napięcie. Newt nic nie powiedziała. Mogłam zobaczyć, jak rąbek jej szaty drży zza Minias. Pozbierałam się, a Ceri stanęła za mną. Nie kłopotała się, żeby przywrócić krąg. Czy był w tym jakiś sens? Minias przesunął się, żeby zablokować widok Newt. Był skupiony na niej, ale byłam pewna, że zdawał sobie sprawę z naszej obecności i wyglądało, że wiedział co robi. Musiałam jeszcze zobaczyć jego twarz, ale jego brązowe włosy były krótkie, a loki zgniótł taki sam kapelusz, jaki nosiła Newt. - Oddychaj - powiedział Minias, jakby próbując coś uruchomić. - Powiedz mi, czego chcesz. - Chcę pamiętać - szepnęła. To wyglądało, jakby nie było nas już nawet w pokoju, tak byli na sobie skupieni, a dopiero teraz uchwyt Minias stawał się łagodny. - W takim razie, dlaczego... - Ponieważ to boli - powiedziała, przesuwając bosą stopę. Pochyliwszy się jakby w zainteresowaniu, zapytał łagodnie - Dlaczego tu przyszłaś?

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Milczała, aby w końcu odpowiedzieć - Nie pamiętam. - To było powiedziane we wzburzeniu, miękko i groźnie, i jedyny powód, dla którego jej uwierzyłam był taki, że wyraźne było, że zapomniała zanim pojawił się Minias. Minias stracił resztki gniewu. Miałam wrażenie, że byłyśmy świadkami zwykłego, ale rzadko widzianego przedstawienia i miałam nadzieję, że dotrzyma swojej obietnicy, że nie zabiorą nas, gdy będą odchodzić. - Więc chodźmy - uspokajał i zastanawiałam się, jak wiele było w tym opiekuna, a jak wiele było po prostu miłości. Czy demony mogły troszczyć się o siebie nawzajem? - Może przypomnisz sobie, gdy wrócimy - powiedział, odwracając Newt tak, jakby odprowadzał ją z daleka od nas. - Jeśli czegoś zapominasz, to powinnaś wrócić tam, gdzie najpierw o tym pomyślałaś i to będzie tam na ciebie czekać. Newt odmówiła odejścia z nim i nasze oczy spotkały się, gdy Minias odsunął się z naszej drogi - Tego nie ma w domu - powiedziała. Zmarszczyła brew okazując głęboki, wewnętrzny ból, a pod nim, kipiącą moc, hamowaną przez demona, którego chwyt ześliznął się z jej kostura do jej ręki. - To jest tutaj, nie tam. Cokolwiek to jest, to jest tutaj. Albo to było tutaj. Ja... wiem to. – Zrodzony z frustracji gniew, prześliznął się po jej czole. - Nie chcesz, żebym pamiętała - oskarżyła. - Nie chcę byś pamiętała? - zapytał surowo. Jego dłoń opadła z niej i wyciągnęła się w żądaniu. - Daj mi je. Teraz. Moje spojrzenie przeskakiwało od jednego do drugiego. Z kochanka, przeistoczył się w strażnika więziennego trzymającego rękę na pulsie. - Brakuje mi mojego ukrytego zapasu cisu - powiedział. - Nie sprawiłem, że zapominasz. Oddaj mi je. Wargi Newt zacisnęły się i na jej policzkach pojawiły się plamki koloru. To zaczynało mieć sens. Cis był bardzo toksyczny i używany prawie wyłącznie w rozmowach ze zmarłymi i do robienia czarów zapomnienia. Nielegalnych czarów zapomnienia. Znalazłam cis w głębi cmentarza, przy opuszczonym mauzoleum i chociaż nie rozmawiałam ze zmarłymi, zostawiłam go, mając nadzieję, że prawdopodobnie brzmiące zaprzeczenie, utrzyma mój tyłek poza wymiarem sprawiedliwości, gdyby ktokolwiek go tam znalazł. Uprawianie cisu nie było nielegalne, ale rosnący na cmentarzu, gdzie jego moc była uwydatniona, już było. Zrobiłam je - sapnęła Newt. - One są moje! Zrobiłam je sama! Odwróciła się by wyjść, a on wyciągnął rękę i okręcił ją z powrotem. Teraz mogłam dostrzec twarz Minias. Miał silną szczękę, zaciśniętą z emocji. Jego czerwone, demoniczne

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl oczy były tak ciemne, że prawie zakryły charakterystyczny, zmrużony, kozi wygląd, a jego nos był ostro rzymski. Siedział w nim olbrzymi gniew, doskonale balansując usposobienie Newt. Uczucia spadały przez nich oboje kaskadą w szybkich, płynnych potokach. To wyglądało, jakby pięciominutowa sprzeczka przemijała w trzy sekundy, zmieniając jej twarz, jego odpowiedź, powodującą zmiany jej nastroju, które odzwierciedliły się w jego mowie ciała. Ostrożnie nią manipulował. Tym demonem, który bez wahania usunął świętość kościoła, który nagiął potrójne, krwawe koło do swojej woli... coś, o czym mi powiedziano, że było niemożliwe, ale o czym Ceri wiedziała, że Newt jest w stanie zrobić. Nie wiedziałam kogo bardziej się bać... Newt, która mogła zadręczyć świat, czy Minias, który zapanował nad nią. - Proszę - poprosił, kiedy wyraz jej twarzy zmienił się na rozgoryczony, a jej czarne oczy spojrzały w dół. Krótko się wahając, sięgnęła do kieszeni swojego szerokiego rękawa i podała mu garść fiolek. - Jak wiele przywołałaś, gdy pamiętałaś? - zapytał, brzęcząc fiolkami. Newt opuściła wzrok na podłogę, pobita, ale przebiegłe spojrzenie w kierunku jej opiekuna powiedziało mi, że wcale nie jest jej przykro. - Nie przypominam sobie. Potrząsnął nimi w ręce przed włożeniem do kieszeni, najwyraźniej widząc jej nieskruszony nastrój. - Brakuje czterech. Popatrzyła na niego, z prawdziwymi łzami w oczach. - To boli - powiedziała, strasząc mnie jak cholera. Newt sama zaordynowała sobie utratę pamięci? Co takiego pamiętała, że tego nie chciała? Ceri stała przy mnie, prawie zapomniana i osunęła się, mówiąc mi, że to już prawie koniec. Zastanawiałam się jak często widziała tą rozgrywkę. W łagodniejszym nastroju, Minias pociągnął Newt blisko siebie, a fioletowa szata owinęła się wokół niej. Newt skrzyżowała ramiona i pozwoliła mu trzymać się w ramionach, zamykając oczy i opierając głowę pod jego brodą. Wyglądali elegancko i na zapatrzonych w siebie, stojąc w tak bardzo kolorowych szatach i w dumnych postawach. Zastanawiałam się, jak kiedykolwiek mogłam wątpić w płeć Newt. Teraz to było tak oczywiste i pomyślałam, że może subtelnie podkręciła swój wygląd. Widzenie ich razem, przesłało drobną falę dreszczu przez moje ciało. Minias był jedyną rzeczą utrzymującą Newt w jej zdrowiu psychicznym.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Nie pomyślałam, że jest jedynie jej famulusem. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek był jedynie czymś. - Nie powinnaś ich zabierać - szepnął, omiatając oddechem jej czoło. Jego głos był zniewalający, poruszający się w górę i w dół jak muzyka. - To mi szkodzi - powiedziała stłumionym głosem. - Wiem. - Jego demoniczne oczy zamknęły się na moich i zadrżałam. - Dlatego nie lubię, gdy wychodzisz beze mnie - powiedział patrząc na mnie, ale rozmawiając z nią. - Nie potrzebujesz ich. - Rozrywając nasz kontakt wzrokowy, Minias obrócił jej twarz tak, aby ująć ją za jej silny podbródek. Owinęłam się ramionami, zastanawiając się jak długo byli razem. Wystarczająco długo, żeby wymuszony ciężar stał się chętnie zarzuconym na ramiona? - Nie chcę pamiętać - powiedziała Newt. – Rzeczy, które zrobiłam… Demon z sumieniem? Czemu nie? W końcu posiadali dusze. - Przestań - powiedział Minias, przerywając jej. Trzymał ją w ramionach łagodniej. - Obiecasz, że powiesz mi następnym razem, gdy przypomnisz coś sobie, zamiast pójścia po odpowiedzi? Newt kiwnęła głową, potem zesztywniała w jego ramionach. - To tam, gdzie byłam – szepnęła, a mój żołądek fiknął kozła na dźwięk przypomnienia w jej głosie. Minias zamarł, a stojąca przy mnie Ceri zbladła. - To było w twoich czasopismach! - wykrzyknęła Newt, odpychając go. Minias cofnął się, ostrożnie, ale demon już nic nie zauważał. - Zapisywałeś to. Zapisałeś wszystko, co pamiętam! Jak wiele masz w swoich książkach, Minias? Jak dużo wiesz z tego, co chciałam zapomnieć! - Newt… - ostrzegł, szarpiąc coś w kieszeni. - Znalazłam je! - wykrzyknęła Newt. - Wiesz dlaczego tu jestem! Powiedz mi, dlaczego tu jestem! Podskoczyłam, gdy Ceri chwyciła moje ramię. Wykrzykując z wściekłości, Newt zamachnęła się swoim kosturem na niego. Palce Minias zatańczyły w powietrzu jakby pisał w języku migowym, formując zaklęcie linii ziemi. Czułam, olbrzymi odpływ, jak gdyby ktoś wyciągał linię z powrotem na zewnątrz i ze zdziwionym okrzykiem, Minias skończył swój czar, poprzez zdjęcie korka z fiolki, którą zabrał Newt i rzucając nią w jej kierunku.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Newt krzyknęła z niepokojem, gdy w powietrzu zawisły światełka, a nią głęboko wstrząsnęły gniew, frustracja i ból. A potem uderzyła w nią mikstura i jej twarz zaczęła wyrażać pustkę. Zatrzymując się w poślizgu, mrugnęła, rzucając okiem ponad pustym sanktuarium, nie rozpoznając ani Ceri ani mnie, gdy jej wzrok zatrzymał się na nas. Zobaczyła Minias, rzuciła swoją laskę na podłogę, jakby była wężem. Uderzyła z brzękiem i odbiła się. Na zewnątrz, obok witraży, śpiewały rudziki we mgle przed świtaniem, ale wewnątrz było tak, jakby powietrze stało w miejscu. - Minias? - powiedziała przerażona i zmieszana. - Koniec - powiedział łagodnie. Podszedł, zgarniając jej kostur i podając go jej. - Zadałam ci ból? – powiedziała zmartwionym głosem, a kiedy Minias potrząsnął głową, na jej twarzy rozlała się ulga, szybko zmieniając się w depresję. Było mi niedobrze. - Zabierz mnie do domu - powiedział demon, rzucając na mnie okiem. - Boli mnie głowa. - Poczekaj na mnie. - Spojrzenie Minias przeskoczyło na mnie, a potem wróciło do niej. - Pójdziemy razem. Ceri wstrzymała oddech, gdy demon zbliżył się do nas, stojąc ze spuszczoną głową i zgarbionymi, szerokimi ramionami. Pomyślałam krótko o przywróceniu kręgu, ale nie zrobiłam tego. Minias zatrzymał się przede mną, zbyt blisko, jak dla mnie. Jego zmęczone oczy zwęziły się na mojej nocnej bieliźnie, krwi Ceri plamiącej moje ręce i trzech kręgach, które niemal zawiodły w zatrzymaniu Newt. Uniósł spojrzenie rozglądając się po wnętrzu sanktuarium, z moim biurkiem, fortepianem Ivy i jałową pustką między nimi. - Czy to ty, byłaś tą, która ukradła Ceri jej demonowi? - zapytał, zaskakując mnie. Chciałam wyjaśnić, że to był ratunek, nie kradzież, ale jedynie kiwnęłam głową. Jego głowa kiwnęła się w górę i w dół raz, szydząc ze mnie i popatrzyłam mu prosto w oczy. Czerwień w nich była tak ciemna, że wyglądały jak zbrązowiałe od słońca i charakterystyczny, demoniczny uczeń dał mi nieco odetchnąć. - Twoja krew roznieciła przekleństwo - powiedział. Jego czerwone, kozie oczy przyglądały się krwawemu kręgowi za mną. - Powiedziała mi o przenoszeniu cię przez linie zeszłej zimy. - Jego oczy przesuwały się po mnie, oceniając. - Nic dziwnego, że Al się tobą interesuje. Masz coś, co mogło ją przyciągnąć?

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl - Poza przysługą, którą jestem jej winna? - powiedziałam trzęsącym się głosem. - Nie sądzę. Opuścił oczy na skomplikowane koło, które narysowała dla mnie Ceri, żeby się z nim skontaktować. - Jeśli coś wymyślisz, przywołaj mnie. Zabiorę cień. Nie chcę, by przyszła tu jeszcze raz. Palce Ceri na moim ramieniu zacisnęły się. Tak, ja też nie, pomyślałam. - Zostańcie tutaj - powiedział odwracając się. - Powrócę po zapłatę. Zaniepokojona, odsunęłam się od Ceri. - Ho ho, chwileczkę, demoniczny chłopcze. Nie jestem ci niczego winna. Wysoko i kpiarsko uniósł brwi, gdy odwrócił się. - To ja jestem ci dłużny, idiotko. Słońce prawie wzeszło. Muszę się stąd wynosić. Wrócę, gdy będę mógł. Oczy Ceri były szeroko rozwarte. Jakoś nie pomyślałam, że zmuszenie demona do zawdzięczania mi przysługi, jest dobrą rzeczą. - Hej - powiedziałam, robiąc krok do przodu. - Nie chcę, żebyś się tak po prostu tutaj zjawiał. To niegrzeczne. I naprawdę przerażające. Wyglądał na niecierpliwie chcącego znaleźć się daleko stąd, gdy poprawiał swoją odzież. - Tak, wiem. Jak sądzisz, dlaczego demony próbują zabić przyzywających? Jesteś prymitywna, nieinteligentna, zbierasz cięgi bez żadnego wyczucia społecznego wdzięku, wymagając, byśmy przekraczali linie i ponosili koszty? Rozgrzałam się, ale zanim mogłam kazać mu się tym udławić, powiedział - Wezwę cię pierwszy. Ty weźmiesz cień za to, skoro poprosiłaś o to. Rzuciłam okiem na Ceri po wskazówkę i kiwnęła głową. Zapewnienie, że nie pokazałby się, podczas gdy będę na przykład pod prysznicem, było tego warte. - Umowa stoi - powiedziałam, chowając rękę tak, żeby mnie za nią nie złapał. Zza niego, Newt przyjrzała mi się spod swojej pomarszczonej brwi. Kroki Minias były ciche, gdy zebrał się do wzięcia ją zaborczo za łokieć, rzucając na mnie oczami wypełnionymi zmartwieniem. Uniósł głowę, żeby spojrzeć na Ceri i na mnie, w otwartych drzwiach. Usłyszałam odgłos roweru wciąganego pod zadaszenie. W ciągu chwili między jednym uderzeniem serca i następnym, zniknęli. Osunęłam się z ulgą. Ceri oparła się o fortepian. Jej spód dłoni umazany był krwią. Jej ramiona zaczęły się trząść i położyłam rękę na jednym z nich, marząc jedynie o tym, by zrobić to samo. Z zewnątrz dotarł nagły odgłos skręcającego roweru Ivy, a następnie jej charakterystyczne kroki na cementowym chodniku.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl - Więc wtedy pixy mówi aptekarzowi - powiedział Jenks. Brzęk jego skrzydeł był oczywisty. - Podatek? Myślałem, że same się trzymają! - pixy zaśmiał się, brzmiąc jak dzwoneczki na wietrze. - Łapiesz, Ivy? Podatek? Pinezki? (gra słów: tax - podatek, tacks - pinezki - przyp. tłum) - Tak, załapałam - wymamrotała. Zaczęła iść szybciej, gdy zaczęła iść po cemencie. - Dobre, Jenks. Hej, drzwi są otwarte. Wpadające do kościoła światło było zasłonięte i Ceri podciągnęła się, wycierając twarz i rozsmarowując na niej krew, łzy i brud ze swojego ogrodu. Mogłam poczuć zapach smrodu spalonego bursztynu na sobie i w całym kościele. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek poczuję się jeszcze czysta. Razem wstałyśmy, całkowicie zdrętwiałe, gdy Ivy zatrzymała się zaraz za holem. Jenks wisiał w powietrzu przez trzy sekundy, a następnie, rzucając mięsem, jak złotymi iskierkami, które zwykle zrzucał, wystrzelił w poszukiwaniu swojej żony i dzieci. Ivy położyła rękę na swoim przekrzywionym biodrze i popatrzyła na trzy… nie, cztery... kręgi zrobione z krwi, na mnie w mojej piżamie i na płaczącą cicho Ceri, z ręka lepką od wysychającej krwi, trzymającą kurczowo swój krucyfiks. - Co, na zieloną ziemię Boga, zmalowałaś tym razem? Zastanawiając się, czy jeszcze kiedykolwiek zasnę, rzuciłam okiem na Ceri. - Nie mam pojęcia.

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl Rozdział 2 Było mi niedobrze i miałam rozklekotany żołądek, gdy usiadłam na twardym krześle w kuchni, przy ciężkim i bardzo dużym zabytkowym stole Ivy, dosuniętym do wewnętrznej ściany. Słońce połyskiwało cienką smużką złota, błyszczącą na stalowej lodówce. Nie widziałam tego często. Nie byłam przyzwyczajona do nie spania o tak wczesnej porze i moje ciało zaczynało dawać mi o tym znać. Nie sądziłam, że to z powodu porannych kłopotów. Taa. Jasne. Szarpiąc moją szatę z frotte, żeby się okryć, przerzucałam kartki Żółtej Książki, podczas gdy Jenks i Ivy sprzeczali się przy zlewie. Na kolanach miałam telefon, żeby Ivy mi go nie zajęła, bo szukałam kogoś do ponownego poświęcenia kościoła. Już zadzwoniłam do ludzi, którzy kładli nam dachówkę, żeby wycenili dzienny pokój. Byli ludźmi i razem z Ivy, lubiłyśmy korzystać z ich pomocy, skoro głównie pojawiali w tym miejscu o brzasku i wczesnym południem. Newt zerwała dywan i wyrwała kilka kawałków boazerii ze ścian. Czego, do diabła, tam szukała? Dzieci Jenksa były tam teraz, chociaż nie powinny nawet wchodzić do kościoła. Wśród wrzasków i wspólnych śmiechów, robiły bajzel w odsłoniętej izolacji. Przewracając kolejną cienką stronę, zastanawiałam się, czy Ivy i ja możemy skorzystać z okazji i zrobić jakieś przemeblowanie. Pod dywanem była ładna podłoga z twardego drewna, a Ivy miała niezłe oko do dekorowania. Jeszcze zanim się wprowadziłam, przerobiła kuchnię, która teraz była cudowna. Duża kuchnia nigdy nie została poświęcona, bo została dodana do kościoła z powodu niedzielnych kolacji i przyjęć weselnych. Miała dwie kuchenki - jedną elektryczną, a drugą gazową - więc nie musiałam gotować obiadów i szykować zaklęć tuz obok siebie. Nie, żebym zbyt często gotowała obiady. Zazwyczaj korzystałam z mikrofalówki, albo z okropnego grilla Ivy na zewnątrz, w schludnym ogrodzie czarownicy, znajdującym się pomiędzy kościołem a cmentarzem. Tak naprawdę, to większość czarów przygotowywałam w obszarze między zlewem a wiejskim stołem Ivy. Miałam tam wiszący reling, na którym zawiesiłam zioła, z którymi obecnie eksperymentowałam i moje wyposażenie do czarowania, które nie pasowało pod blat. W linoleum zaś wytrawiłam wielkie koło. Tak zorganizowane miejsce było bezpieczne, żeby móc przywoływać magiczny krąg. Nie było żadnych rur czy okablowania przecinających

tłumaczenie - wiedzmula1; beta - pawelpl strych nade mną lub pode mną, w niskim korytarzu, żeby można było go przerwać. Wiedziałam to, bo sama wszystko sprawdziłam. Jedyne okno wychodziło na ogród i cmentarz, tworząc komfortowe połączenie dla moich komponentów do czarowania i komputera Ivy w ścisłej współpracy tych dwóch rzeczy. To było moje ulubione pomieszczenie w kościele, nawet, jeśli miała tu miejsce większość naszych kłótni. Gryzący zapach kwiatów róży uwalniał się z herbaty, którą Ceri zrobiła mi zanim wyszła. Zmarszczyłam brwi na wspomnienie tego bladoróżowego płynu. Wolałabym raczej kawę, ale Ivy nie zrobiła żadnej, a zamierzałam pójść spać tak szybko, jak tylko pozbędę się z siebie smrodu spalonego bursztynu. Jenks stał na parapecie w swojej pozie Piotrusia Pana, z rękami na biodrach i pewny siebie jak diabli. Słońce oświetlało jego blond włosy i skrzydła jak u ważki, rozsyłając wszędzie błyski, gdy tylko się poruszył. - Pieprzyć koszty - powiedział, stojąc między moją betą, Panem Rybą, który pływał w ogromnym kielichu do brandy, a swoim pojemnikiem na krewetki morskie. - Pieniądze nie zdziałają niczego dobrego, jeśli nie żyjesz. - Jego maleńkie, kościste rysy wyostrzyły się. - Przynajmniej nie dla nas, Ivy. Ivy zesztywniała, a jej doskonale owalna twarz nie wyrażała żadnych emocji. Na wdechu rozciągnęła w górę swoje metr osiemdziesiąt, w miejscu gdzie opierała się o blat, wyprostowała skórzane spodnie, które zazwyczaj nosiła podczas dochodzenia i podrzuciła z przyzwyczajenia, w godny pozazdroszczenia sposób, swoje proste, czarne włosy. Przycięła je kilka miesięcy temu i wiedziałam, że ciągle zapominała jakie były krótkie, ciut powyżej uszu. Skomentowałam w zeszłym tygodniu, że je lubię i ustylizowała je w zadziorne, biegnące w dół strączki, ze złotymi końcówkami. Wyglądała świetnie i zastanawiałam się, skąd zaczerpnęła wzór na swój wygląd. Może od Skimmera? Zerknęła na mnie z zaciśniętymi ustami i kolorowymi plamkami na jej zazwyczaj anemicznej cerze. Podkreślające jej azjatyckie korzenie migdałowe oczy, połączone z jej niewielkimi, mocno podkreślonymi kształtami, sprawiały, że wymiatała. Jej oczy większość czasu były brązowe, zmieniając się w całkowicie czarne, kiedy status jej żyjącego wampira brał górę nad nią. Jeden raz pozwoliłam zatopić jej w sobie zęby i chociaż było to rozkoszne i przyjemne jak diabli, to cholernie nas obie wystraszyło, że straciła nad sobą kontrolę, nieomal mnie przy tym zabijając. Pomimo wszystko, chciałam jeszcze raz ostrożnie zaryzykować i znów to zrobić, próbując odnaleźć z nią równowagę krwi. Ivy jednak kategorycznie odmówiła, chociaż stawało się to aż nazbyt oczywiste, że w obu nas buzowało ciśnienie. Panicznie bała