barbellak

  • Dokumenty907
  • Odsłony85 706
  • Obserwuję102
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań50 838

D118. Morgan Raye - Kawaler

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :719.7 KB
Rozszerzenie:pdf

D118. Morgan Raye - Kawaler.pdf

barbellak EBooki różne
Użytkownik barbellak wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

RAYE MORGAN Kawaler Harlequin® Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • SoHa • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa scandalous wykonanie - Irena

ROZDZIAŁ PIERWSZY Telefon rozdzwonił się zupełnie nie w porę. Niewiel­ ka restauracja była już niemal pusta, ale Mia nie miała zamiaru się pożegnać. Kusiła Dawida, rzucając na szalę wszystkie swe wdzięki. Któż mógłby się jej oprzeć, jest taka śliczna i uwodzicielska, pomyślał młody mężczyzna. Pochlebiało mu zainteresowanie uroczej dziewczyny. Od rana krzątał się bezustannie. Praca w restauracji była przyjemną odmianą po zwykłych całorocznych zajęciach, ale nie należała do łatwych. Nie mógł się doczekać przerwy. W połowie dnia zawsze zamykał lokal. Mia, piękna dziewczyna o długich rudych włosach i pełnych czerwonych wargach, nabrała ocho­ ty, by mu ten czas umilić. Od razu wpadła mu w oko. Przychodziła codzien­ nie. Wiedział, że się jej podoba. Przyjechał do Puerto Vallarta przed tygodniem i zamierzał pozostać jeszcze siedem dni. Jeśli chciał poznać bliżej tę dziewczynę, czas najwyższy, by uczynił pierwszy krok. Coś go jednak powstrzymywało. Zabawne, nie znał dotąd takiego uczucia. Lubił kobiety. Ilekroć odwiedzał to nadmorskie meksykańskie miasteczko, romansował na prawo i lewo. W tym roku rozchichotane dziew­ czyny, które przesiadywały w restauracji i gapiły się trzepocąc rzęsami, wydały mu się nagle głupie i niedo­ jrzałe. Zamiast szeptać uroczym kociakom słodkie scandalous wykonanie - Irena

słówka, gadał wieczorami z Rosą, kelnerką, która pracowała w tym lokalu od dwudziestu pięciu lat. Uznał, że tak dłużej być nie może. Mia to prawdzi­ wa piękność, poza tym wcale nie chichocze. Zmysłowe zielone oczy obiecywały niebezpieczne rozkosze, a go­ rące spojrzenia, które rzucała na niego ta dziewczyna, sprawiły, że wątpliwości zniknęły. Nie miał zamiaru dłużej się umartwiać. Odstawił stertę brudnych na­ czyń, które niósł do kuchni, zdjął fartuch i usiadł przy stoliku prześlicznej klientki, śmiejąc się z jej żarcików. Dziewczyna obdarzyła go zalotnym spojrzeniem. - Chcesz zobaczyć mój tatuaż? - zaczęła figlarnie. Też pytanie! Dawid uśmiechnął się. Miał na to wielką ochotę. - Zawsze interesowałem się sztuką - oznajmił. - Za nic w świecie nie przegapiłbym takiej okazji. Mia położyła dłoń na elastycznym kołnierzu baweł­ nianej bluzki i wtedy rozległ się dzwonek telefonu. Dawid zerknął na dziewczynę, która zsuwała już koszulkę z kształtnych ramion, a potem na aparat telefoniczny. Każdy normalny mężczyzna zlekceważyłby w takiej chwili natarczywe buczenie, coś jednak mówiło mu, że powinien podnieść słuchawkę. Instynktownie wyczuwał, że to jedna z tych chwil, które mogą zmienić całe życie. Musiał wybierać: flirt z uroczą dziewczyną albo nieznane niebezpieczeństwo; kilka przyjemnych chwil albo głos przeznaczenia. Nie miał pojęcia, co go skłoniło do odebrania telefonu. - Poczekaj moment - poprosił, wstając z krzesła. Podszedł do lady, na której stał czarny staromodny aparat. - Zaraz do tego wrócimy. Mia zrobiła niezadowoloną minę. Dawid podniósł słuchawkę. scandalous wykonanie - Irena

- Halo? - rzucił niecierpliwie. Kobiecy głos, który usłyszał po chwili, był matowy, zniżony do szeptu; przywodził na myśl miękkość jedwabiu i migotliwy blask palących się świec. Natychmiast przyciągnął jego uwagę. - Dawid Coronado? - Tak. Przy telefonie. - Mężczyzna przymknął powieki. Tajemnicza rozmówczyni miała głos filmowej femme fatale. - Dawid Coronado, kolega z wojska Reeda Britt- mana? Pamiętasz, stacjonowaliście razem w Nie­ mczech dziesięć lat temu? - Mocniej objął palcami słuchawkę. Głos nieznajomej fascynował go. Wyczuł w nim strach i zaczął się nagle denerwować. - Tak, wszystko się zgadza. Kim jesteś? - zapytał niecierpliwie. - Tak się cieszę, że cię odnalazłam. Dawid podzielał jej radość, ale nie mógł się do­ czekać odpowiedzi na swoje pytanie. - Powiedz mi, kim jesteś. - Dawidzie, nie znamy się, mimo to muszę cię prosić o przysługę... - przerwała nagle. Usłyszał głos jakiegoś mężczyzny. Tajemnicza rozmówczyni wstrzy­ mała oddech, a potem szepnęła: - Och, tylko nie to. - Połączenie zostało przerwane. Dawid stał nieruchomo ze słuchawką przyciśniętą do ucha, jakby się spodziewał, że znowu usłyszy nieznajo­ mą, jeśli cierpliwie poczeka. Ktoś ją zaskoczył i przestra­ szył tak bardzo, że odłożyła słuchawkę, albo... - Dawidzie! - Mia zaczynała tracić cierpliwość. Odwrócił się i spojrzał na nią z roztargnieniem. Rudowłosa uwodzicielka i jej ukryty tatuaż przestały go nagle obchodzić. Rozmyślał bezustannie o prze- scandalous wykonanie - Irena

rwanej rozmowie telefonicznej. Kim była ta kobieta? Na pewno znała Reeda, z którym przyjaźnił się w wojsku, ale od tamtego czasu minęło dziesięć lat. Dlaczego zadzwoniła? Co jej się przytrafiło? Nadal brzmiał mu w uszach niewiarygodnie zmysłowy głos. Nie wiedzieć czemu, Dawid miał pewność, że tajemni­ cza nieznajoma zadzwoni jeszcze raz. Znalazł pretekst, by pożegnać Mię i grzecznie wyprosić ją za drzwi. Nie interesowały go już frywolne tatuaże. Zabrał się do przygotowywania posiłków, które miały być serwowa­ ne po południu. Restauracja była przytulna i trochę staroświecka. Kto znał Maję i Eduarda, dziadków Dawida i właś­ cicieli lokalu, wcale się temu nie dziwił. Wnuk przyjeż­ dżał co roku z San Diego, by zastąpić staruszków, którzy dzięki niemu mogli sobie pozwolić na dwutygo­ dniowy urlop. Tego roku wybrali się w odwiedziny do przyjaciół mieszkających w Guadalajarze, a Dawid przyjechał jak zwykle do Puerto Vallarta. Restauracja dziadków była ulubionym miejscem spotkań miesz­ kańców dzielnicy. Turyści zaglądali tu rzadko, woleli nadmorskie bulwary. Praca w restauracji sprawiała Dawidowi ogromną przyjemność i pozwalała zapo­ mnieć o rutynie pracowitego życia, jakie wiódł na południu Kalifornii. Ale nie o tym teraz rozmyślał. Z niepokojem wpatrywał się w milczący telefon. - Zadzwoń! - krzyknął nagle. - No, zadzwoń, do cholery! W tej samej chwili rozległ się sygnał. Chwycił słuchawkę. - Halo. To ty, Dawidzie? - Dreszcz przebiegł mu po plecach, gdy usłyszał znajomy głos. Czego chciała ta kobieta? scandalous wykonanie - Irena

- Tak, jestem przy telefonie. Co tam się dzieje? Nic ci się nie stało? - Wszystko w porządku - odparła szeptem. Domy­ ślił się, że nadal była w niebezpieczeństwie. Gdyby chociaż wiedział, skąd dzwoni! - Mogę zapytać, z kim rozmawiam? - niecierpliwił się. - Jestem siostrą Reeda Brittmana. Na imię mi Shelley. - Ach, Shelley. -Coś sobie przypominał. Słyszał już to imię, ale twarzy nie pamiętał. - Czy my się znamy? - Nie, ale Reed wiele mi o tobie opowiadał. Kiedy mu oznajmiłam, że będę w Puerto Vallarta, dał mi twój numer telefonu na wypadek... - Na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy? - Dawid ścisnął mocniej słuchawkę. Siostra Reeda była w niebezpieczeństwie. Dla przyjaciela zrobiłby wszystko, a zatem było zrozumiałe samo przez się, że nie odmówi pomocy również bliskiej mu osobie. Zresztą czy mógłby opuścić w potrzebie kobietę ob­ darzoną przez naturę tak czarującym głosem? - Gdzie jesteś? Chcesz, żebym po ciebie przyjechał? Czy grozi ci niebezpieczeństwo? - Powiedzmy, że... jestem tu uwięziona. Tego właśnie się lękał. Ktoś trzymał ją pod kluczem. Nie ma obawy, znajdzie się jakieś wyjście. - Gdzie jesteś? Podaj mi adres, wkrótce się tam zjawię. - Nie - odrzekła głośniej niż przedtem. - Lepiej nie. To się nie uda, a może tylko pogorszyć sytuację. - Jaką sytuację? -Dawid zmarszczył brwi. - Co ten człowiek ci zrobił? - Dawidzie... lepiej nie wysnuwaj pochopnych scandalous wykonanie - Irena

wniosków. Wcale nie twierdzę, że ktoś mi zrobił coś złego. - Słyszałem głos mężczyzny. Przyznałaś, że zo­ stałaś uwięziona. - Muszę się sama stąd wydostać - odparła z wes­ tchnieniem. Dawid nie zamierzał spokojnie tego słuchać. - Shelley, naprawdę chcę ci pomóc, lecz jeśli mi nie zdradzisz, gdzie... - Dawidzie, jesteś uroczy. - Roześmiała się cicho. - Przyznam, że tego się właśnie spodziewałam. Uroczy? Dawid podniósł wyżej głowę i wzruszył ramionami. Wcale nie chciał być uroczy. Wolał ucho­ dzić za twardziela, który bez trudu, a nawet z pewną nonszalancją, zabija smoki czyhające na tajemniczą królewnę. Co za głos! Z pewnością była piękna. Domyślił się tego, kiedy ją usłyszał. - Gdzie jesteś? - zapytał szorstko. - To nie ma znaczenia. Chciałam tylko wiedzieć, czy mogę na ciebie liczyć. Przypuszczam, że zdołam stąd umknąć, ale będzie to chyba możliwe dopiero w środku nocy. Gdzie cię znajdę? - Mieszkam nad restauracją. - Podał adres. - Gdy miniesz Playa del Oro, kieruj się na wzgórze, w stronę dzielnicy willowej. - Na szczęście to niedaleko od przystani. - Tylko kilka przecznic - odparł nachmurzony. - Jesteś w porcie, zgadłem? - Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Wkrótce się u ciebie zjawię. Nie tak to sobie wyobrażał, ale cóż mógł poradzić na jej upór? - Drzwi wejściowe zostawię otwarte - oznajmił. scandalous wykonanie - Irena

- To chyba ryzykowne? - zapytała po chwili mil­ czenia. - Wcale nie. Puerto Vallarta jest miłym, spokoj­ nym miasteczkiem. - Nie dla mnie, niestety - odrzekła ze smutkiem. Dawid zapragnął natychmiast pospieszyć Shelley na ratunek. Spotkała ją krzywda i tamten nikczemnik powinien drogo za to zapłacić. Z drugiej strony, sytuacja była dość śmieszna. Nie widział nigdy w życiu tej kobiety, a jednak zapragnął zostać jej obrońcą. Co za niedorzeczność! - Jak się tu dostaniesz? Masz samochód? - Jakoś sobie poradzę. Nie martw się. - Zamilkła, jakby nasłuchiwała. Gdy odezwała się znowu, jej głos był stłumiony. Domyślił się, że osłoniła ręką słuchaw­ kę. - Dzięki, Dawidzie. To jest gra o życie. Gdy usłyszał, jak wymawia jego imię, ugięły się pod nim kolana. - Shelley, powiedz mi, gdzie jesteś - nalegał. -Jeśli coś się stanie... - Nie mogę... - Zmysłowy szept przyprawił go o dreszcze. - Czekaj na mnie. To może potrwać, ale zjawię się u ciebie na pewno. Odłożyła słuchawkę. Dawid oddychał ciężko jak po długim biegu. Przez chwilę stał bez ruchu. Shelley Brittman. Jak niewiele trzeba, by powróciły wspomnie­ nia. Brat Shelley, Reed, był w wojsku najlepszym przyjacielem Dawida. Stacjonowali w Niemczech. Przed dziesięciu laty zjeździli ten kraj wzdłuż i wszerz. Poznali wtedy nie tylko słynne zabytki, lecz i uroki nocnego życia. Kiedy zakończyli służbę, a ich statek przybił do amerykańskiego wybrzeża, Reed zaprosił przyjaciela na kilka dni do rodzinnego domu w Hamptons. scandalous wykonanie - Irena

Dawid sam nie wiedział, czego się ma spodziewać. Zdawał sobie sprawę, że rodzina przyjaciela jest zamo­ żna, ponieważ Reed był wychowankiem najlepszych szkół i nigdy nie narzekał na brak pieniędzy, ale rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. W po­ siadłości Brittmanów miał okazję podziwiać konie specjalnie do gry w polo, dowiedział się o hojnych dotacjach na renomowane zespoły baletowe, oglądał portrety słynnych amerykańskich patriotów na rycinie przedstawiającej drzewo genealogiczne rodziny. Po­ tentaci przemysłowi wpadali do Hamptons na partię tenisa, a politycy znani z telewizji bywali na obiadach. Brittmanowie byli zamożną familią z wielkimi tradyc­ jami. Dawid nie czuł się wśród nich dobrze. Wszystko było mu obce, jakby przyjechał do nieznanego kraju i nie potrafił się z nikim porozumieć. Opuścił Hamp­ tons najszybciej jak mógł i nigdy nie dał się namówić na kolejną wizytę. Przyjaźń z Reedem przetrwała tę próbę. Dawid musiał przyznać uczciwie, że Brittman odwiedzał go regularnie przynajmniej raz do roku, ilekroć załatwiał interesy w Kalifornii. Na zawsze pozostaną przyjaciółmi, ale lepiej, by spotykali się na neutralnym gruncie. Wytworność Brittmanów przy­ prawiała go o mdłości. Jak to możliwe, że ktoś z nich potrzebował teraz jego pomocy? Shelley. Reed trochę mu o niej opowiadał, ale niewiele z tego pamiętał. Poślubiła chyba jakiegoś greckiego przemysłowca. Niejasno sobie przypominał, że mówiło się o rozwodzie. Nigdy nie poznał Shelley, a wszystkie rewelacje Reeda dotyczące jego siostry nie robiły na nim żadnego wrażenia. Uchodziła podobno za postrzeloną flirciarę. Kobieta, która do niego zadzwoniła, nie sprawiała takiego wrażenia. scandalous wykonanie - Irena

Przed czym próbowała się uchronić? Dawid miał nadzieje, że wkrótce się dowie. Był wściekły, że nie pozwoliła sobie pomóc w ucieczce, nie miał jednak wyboru. Musiał czekać cierpliwie. Rosa Sanchez pracowała jako kelnerka w restaura­ cji należącej do dziadków, odkąd Dawid sięgał pamię­ cią. Traktował ją jak ciotkę i był jej prawdziwym oczkiem w głowie. - Querido - zaczęła, gdy tylko wpadła do lokalu po przerwie. - Znalazłam ci wspaniałą dziewczynę. - Jeszcze jedna poczwara? - jęknął Dawid, pod­ nosząc głowę. Kroił właśnie łososia na cienkie plastry. - Ależ nie. - Rosa spojrzała na niego z wyrzutem. - To idealna kandydatka na żonę dla ciebie. Jest wykształcona, kulturalna i bardzo, bardzo ładna. - Pewnie to znowu twoja kuzynka? - zapytał z uśmiechem. Już słyszał podobne zachwyty. - Naturalnie. Mam liczną rodzinę. - Rosa wypros­ towała się z godnością. Zabrała się do przygotowywa­ nia sałatek i kontynuowała monolog nie przerywając pracy. -Ta dziewczyna jest dyplomowaną sekretarką w firmie zajmującej się doradztwem. Pracuje z najlep­ szymi prawnikami i przedsiębiorcami w naszym mieś­ cie. Zna doskonale trzy języki. - I jest na pewno niewiarygodnie piękna - pod­ powiedział Dawid. Wszystkie panie, z którymi swatała go Rosa, obdarzone były rzekomo mnóstwem zalet. - Przysięgam na pamięć mojej drogiej matki, że to prawdziwa piękność. - Twój ideał urody czasem się różni od mojego. Pamiętasz tamtą łysą akrobatkę? scandalous wykonanie - Irena

- Sama dałam się nabrać, mój chłopcze. Kiedy z nią rozmawiałam, miała na głowie perukę - przyznała Rosa, kiwając głową ze smutkiem. - A wracając do mojej kuzynki, to naprawdę śliczna dziewczyna. Ciało ma jędrne, chociaż urodziła troje dzieci... - Chwileczkę! Trójka dzieci? - przerwał jej Dawid. - Nie rozumiesz, że to jest bezcenna zaleta? Moja kuzynka w niczym nie przypomina tych pannic, które przesiadują tu podczas sjesty i wodzą cię na pokusze­ nie. - Ależ Roso! -Dawid udawał, że jest wstrząśnięty. - Dobrze wiem, co się tu dzieje - burknęła, odgar­ niając ciemne, kręcone włosy. - Uważasz, że jestem ślepa. Sandry nie można porównywać z tymi dziewu­ chami. Jest poważna, zna życie... - Rozwódka? - Niezupełnie - odparła Rosa z wahaniem. - Jej mąż... gdzieś przepadł. Została sama z trójką uroczych dzieciaków... Dawid odłożył na bok rybę i zajrzał do sali jadalnej, żeby sprawdzić, czy wszystko gotowe. Do otwarcia lokalu zostało tylko kilka minut. Bar lśnił czystością. Na każdym stole ustawiono koszyczki z przyprawami i świeże kwiaty z różanego ogrodu babci. Wszystko wyglądało tak, jak życzyliby sobie dziadkowie Dawi­ da. Od lat nic się tu nie zmieniało. - Znasz przecież moją zasadę numer jeden - mruk­ nął podchodząc do Rosy i całując ją w policzek. - Żadnych dzieciaków. Rosa sięgnęła po fartuch. Gdy nadchodziła właś­ ciwa pora, nie musiała nawet spoglądać na zegar, żeby się upewnić, czy już czas otwierać lokal. - Mieszka z nią tylko jedno dziecko. - Rosa nie scandalous wykonanie - Irena

dawała za wygraną. - Dwójka przebywa w zakładzie poprawczym. - Roso! Jak możesz mnie swatać z kobietą, której dzieci wylądowały w zakładzie poprawczym? - Dawid próbował stłumić śmiech. - O Boże, jakiś ty wymagający, nieczuły i samolub­ ny - mruknęła Rosa, żałośnie kiwając głową. Oskar- życielskim gestem wyciągnęła palec w jego kierunku. - Typowy kawaler. - Wymagający i nieczuły, zgoda -mruknął Dawid bardziej do siebie niż do Rosy. - Ale obojętny... - Uśmiechnął się na myśl o tym, jakie wrażenie zrobił na nim piękny głos Shelley. - Nie mogę się z tobą zgodzić. - Zastanów się jeszcze - nie ustępowała Rosa. - Gdybyś poślubił Sandrę, miałbyś zapewnioną przy­ szłość. Nie musiałbyś wracać do San Diego. Najlepiej byłoby, gdybyś został tutaj i zajął się lokalem, kiedy starsi państwo przejdą na emeryturę. - Wydało się wreszcie, o co ci naprawdę chodzi! - zawołał Dawid, wybuchając śmiechem. - Chcesz się upewnić, że nie stracisz pracy. Zgadłem? Rosa odwróciła się dumnie, nie racząc odpowie­ dzieć na bezsensowne pytanie. Spojrzała przez ramie na Dawida, który otwierał drzwi restauracji i witał pierwszego gościa. Żarty żartami, ale naprawdę mart­ wiła się o niego. Kochała tego chłopca jak własne dziecko. Pamiętała, jaki był ostrożny i nieufny, gdy zaczął przyjeżdżać do dziadków. Tylko najbliższym okazywał ciepło i czułość. Wobec obcych stawał się arogancki i bezczelny. Niewiele brakowało, żeby wylą­ dował w zakładzie poprawczym. Bardzo się zmienił od tamtego czasu. Wyrósł na przystojnego ciemnookiego scandalous wykonanie - Irena

młodzieńca o szerokich ramionach. Odnosił sukcesy, emanowała z niego siła i pewność siebie. W jego żyłach płynęła krew Azteków, przybyszów z Kastylii, pionie­ rów z Kansas oraz irlandzkich hodowców koni. Ich potomek wyrósł na silnego i szlachetnego człowieka. Rosa nie znała nikogo, kto mógłby się z nim równać. Czasami tylko dostrzegała jakiś drobiazg, który przy­ pominał jej o tamtym nieufnym, przerażonym chłop­ czyku. Dawid nie zapomniał o trudnym dzieciństwie, chociaż głęboko ukrył smutne wspomnienia. - Potrzeba mu dobrej żony, ot co - mruknęła patrząc, jak prowadzi do stolika dwie urodziwe pan­ nice i żartobliwie przekomarza się z nimi. - Biedny chłopiec, powinien się zakochać. scandalous wykonanie - Irena

ROZDZIAŁ DRUGI Popołudnie ciągnęło się w nieskończoność. Dawid bezustannie zerkał na ścienny zegar i niewiele uwagi poświęcał gotowaniu. Rosa musiała mu przypomi­ nać dwukrotnie o pewnym zamówieniu. Wreszcie ostatni goście opuścili restaurację. Wkrótce wyszła także Rosa. Stojąc w drzwiach opowiedziała mu raz jeszcze o zaletach kuzynki, Sandry. Dawid zabrał się do sprzątania, przygotował wszystko, co było po­ trzebne na dzień następny, i zamknął restaurację. Drzwi wiodące do mieszkania zostawił otwarte. Łu­ dził się nadzieją, że Shelley oczekuje go na górze, ale nikogo tam nie było. Przez chwilę stał bez ruchu, wpatrując się w mrok. Gdzie jest teraz Shelley? Na­ dal brzmiał mu w uszach jej głos. Była w niebez­ pieczeństwie, to pewne. Nie powinien sterczeć tu bezczynnie. Musi coś zrobić. Gdyby tylko wiedział, gdzie jej szukać... W porcie! Sama o tym wspomniała. Ich rozmowę przerywały jakieś trzaski, a więc na pewno dzwoniła z jachtu. Dawid chwycił kurtkę, zbiegł po schodach i wcisnął się do małego sportowego samochodu. Po kilku minutach znalazł się na przystani. Krążył po nabrzeżu przez kwadrans, ale nie dostrzegł ani śladu obecności Shelley. Przyszło mu nagle do głowy, że wymyślił sobie tę historię. scandalous wykonanie - Irena

Mieszkanie nadal było puste. Przemierzał pokój i powoli tracił cierpliwość. Przecież wcale nie znasz tej kobiety, powtarzał sobie. Może w ogóle nie przyjdzie, a nawet jeśli tu w końcu zawita, okaże się uderzająco podobna do swego brata. Okularnica z rozczoch­ ranymi włosami. Skrzywił się, ale nadal czekał na siostrę przyjaciela. Gdy zegar wybił drugą, postanowił się wreszcie położyć. Wziął przysznic, włożył szlafrok i nucąc jakąś melodyjkę poszedł do sypialni. Nagle usłyszał dziwny szelest. Zatrzymał się i nasłuchiwał przez chwilę. Nie, z pewnością to tylko złudzenie. Nikt nie przyjdzie. Niepotrzebnie czekał tak długo. Wyszedł na głupca. Otworzył drzwi sypialni. A jednak się mylił. Ktoś tam był. Ujrzał dwoje małych dzieci. - Cześć, proszę pana - przywitała go uprzejmie jasnowłosa dziewczynka z warkoczykami i piegami na nosku. Ona i jej braciszek siedzieli na łóżku machając nogami i wpatrując się w niego z uwagą. - Cześć, maluchy-odparł niepewnie, całkiem zbity z tropu. Mrugnął do nich, nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. - Jak leci? - Mamusia kazała nam tu poczekać. Powiedziała, żebyśmy się stąd nie ruszali - dodał chłopczyk. - Rozumiem. - Dawid zerknął na dziewczynkę. Wyglądała na starszą od brata. Mogła mieć sześć lub siedem lat, a chłopiec cztery, najwyżej pięć. - Mamusia wróci za chwilę - dodał malec. - Tak powiedziała, za chwilę. - Dziewczynka kiwnęła głową, ale milczała. Oboje wyczekująco patrzyli na Dawida. Był przecież dorosły. Powinien im powiedzieć, co mają teraz robić. Mężczyzna nie wiedział, jak się zachować. Dzieci. Nic nie wiedział o dzieciach, nawet z nimi nie roz- scandalous wykonanie - Irena

mawiał, odkąd sam przestał być dzieckiem. Niechętnie wspominał tamte czasy. Nie wolno okazać strachu, powiedział sobie w duchu. Podobno takie maluchy wyczuwają, że ktoś się ich boi. Nie miał pojęcia, jak postępować z dziećmi. Podobno są równie hałaśliwe i irytujące jak zwierzaki. Prawdopodobnie matka tych dzieciaków to siostra Reeda, przynajmniej taką miał nadzieję. Gdyby się okazało, że przyprowadził je ktoś inny, trudno byłoby przetrwać tę noc. - Co wy tu właściwie robicie? - zapytał, nadal nie mogąc ochłonąć ze zdumienia. - Mamusia powiedziała, że się nami zaopiekujesz - oznajmiła dziewczynka po chwili milczenia. - Co takiego? - Dawid był wstrząśnięty. Nie, to nieuczciwe. Miał uratować z opresji piękną dziewczynę o zmysłowym głosie. Nikt słowem nie wspomniał o dwójce rozwydrzonych bachorów, których pewno nie można spuścić z oka nawet na moment. - Nic z tego - odparł zdecydowanie. Tak zareagowałby każdy prawdziwy mężczyzna, gdyby znalazł się w równie nieprzyjemnej sytuacji. - Nie jestem niańką. - Mamusia kazała - powiedziały dzieci jednocześ­ nie. Było oczywiste, że uznały dyskusję za zakończoną. Dawida ogarnęło przerażenie. A jeśli Shelley podrzuci­ ła mu dzieci i nie zamierza wrócić? - Gdzie jest wasza mama? - zapytał, rozglądając się niespokojnie, jakby w każdej chwili Shelley mogła wyskoczyć z jakiejś kryjówki, żeby go przestraszyć. - Wróciła po walizkę - oznajmił chłopiec z godnoś­ cią. - Musieliśmy ją zostawić na rogu, bo była za ciężka. - Dawid spojrzał na niego z niedowierzaniem. Ta historyjka wydała mu się całkiem nieprawdopodo­ bna. Jeśli Shelley nie zjawi się tu za dziesięć minut... scandalous wykonanie - Irena

Usłyszał skrzypnięcie drzwi. Stanęła w nich dziew­ czyna trzymająca w ręku niedużą walizkę. - Cześć - rzuciła, z trudem łapiąc oddech. - Prze­ praszam za kłopot. Dawid odwrócił się, żeby na nią popatrzeć. Czas zatrzymał się nagle. Przez cały wieczór powtarzał sobie, że Shelley ma wprawdzie piękny głos, ale nie jest pewnie zbyt urodziwa. Pomylił się. Stała nadal w otwartych drzwiach. Światło księżyca rozświetlało jej włosy spływające na ramiona niczym pasma wieczornej mgły. Jasna czupryna jakby przyprószona migotliwym srebrem, miękka niczym atłasowa przę­ dza, lekka jak powiew morskiego wiatru. Błękitne oczy dziewczyny przypominały Dawidowi kolor szlachetnego chińskiego jedwabiu. Shelley była drob­ na i szczupła. Poruszała się szybko, energicznie. Wyprostowała się dumnie, a na jej pięknej twarzy ujrzał wyraz zdecydowania i troski, chociaż w jas­ nych oczach migotały wesołe iskierki. Wcale nie była podobna do Reeda. Dawid nie potrafił wykrztusić słowa, niczym dziesięciolatek, który właśnie popełnił okropną gafę. Shelley podeszła i wyciągnęła do niego rękę ze swobodą i pewnością siebie, której nie sposób się nauczyć. - Nazywam się Shelley Brittman. Dzięki, jesteś prawdziwym aniołem. Ujął dłoń dziewczyny. Czuł się wyjątkowo głupio, stojąc przed nią w szlafroku. Spojrzeli sobie w oczy. Dawid pierwszy odwrócił wzrok. Wydawało mu się, że patrzy na uroczą zjawę. - To pewnie twoje dzieci? - zapytał, wskazując maluchy ruchem głowy. - Przepraszam za kłopot. Mam nadzieję, że ci się scandalous wykonanie - Irena

nie naprzykrzały. - Uśmiechnęła się niepewnie. Dawid był nadal pod jej urokiem. - Ani trochę - odparł. Popatrzył z wahaniem na dłoń, którą ściskał. Nie zauważył obrączki. Zmarsz­ czył brwi, próbując zebrać myśli. Głos i uroda Shelley zrobiły na nim oszałamiające wrażenie. Gdy zadzwoni­ ła, zaczął marzyć o ekscytującej przygodzie, nie przy­ puszczał jednak, że widok dziewczyny całkiem od­ bierze mu rozum. To wcale nie było przyjemne. - Nie sądziłem, że zjawisz się tu z takim bagażem. - Nie wspomniałam ci o dzieciach, gdy rozmawialiś­ my przez telefon? - Shelley naprawdę była zdziwiona. Uśmiechnęła się promiennie. - Wybacz. To jest Jill, a to Chris. Jesteśmy nierozłączni. Dzieci, przedstawiam wam Dawida Coronado, najlepszego przyjaciela wujka Reeda. Cóż było robić? Dawid z powagą uścisnął dziecięce łapki. Maluchy potrząsnęły kolejno jego dłonią i wsko­ czyły na łóżko. Zmarszczył brwi. Ależ wiercipięty. - Masz tylko jedną sypialnię? - spytała dziew­ czyna, zerkając na Dawida, jakby wyczuwała jego zakłopotanie. Skinął głową. - Będziecie tu spać we trójkę. Na podeście nad restauracją stoi kanapa. Prześpię się na niej. - Wykluczone. - Shelley podniosła wąską dłoń w geście protestu. - My będziemy spać na kanapie. Albo na podłodze. Daj nam tylko jakieś koce, a zrobi­ my sobie wygodne posłanie. Nie możemy przecież zająć twego łóżka. Dawid gapił się na dziewczynę, nadal oszołomiony jej urodą i głosem, ale coś mu mówiło, że powinien mieć się na baczności. Shelley przypominała postaci z jego młodzieńczych snów, a wiadomo, że senne marzenia niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. scandalous wykonanie - Irena

- Rozumie się, że zostaniecie w sypialni -mruknął. Nie chciał okazać się gburem, ale musiał jakoś ukryć zmieszanie. Zawahała się, a potem skinęła głową, jakby z jego oczu wyczytała coś, co rozwiało jej wątpliwości. - Zgoda. Dziękujemy - odrzekła. Spuściła wzrok i spojrzała na bose stopy Dawida, który przypomniał sobie nagle, że pod cienkim szlafrokiem jest zupełnie nagi. - Przepraszam, zaraz się ubiorę - wymamrotał i popędził do łazienki. Przymknął drzwi, zostawiając tylko wąską szparkę, żeby Shelley usłyszała, co mówi. - W schowku są koce i poduszki. Czyste ręczniki leżą w łazience, w szafce pod umywalką. Dawid zrzucił szlafrok i naciągnął spodnie. Leżąca na podłodze w kałuży wody koszulka nie nadawała się do włożenia. Trudno, nie miał wyjścia. Wkroczył do pokoju boso i z nagim torsem. Kątem oka dostrzegł, że Shelly spojrzała z podziwem na jego muskularne ramiona i płaski brzuch. Przez krótką chwilę nie rozumiał, co się z nim dzieje. Potem przyszło olśnie­ nie. Po prostu się zarumienił. Rumieniec na twarzy trzydziestoletniego mężczyzny, ulubieńca kobiet! I to dlatego, że jedna z nich spojrzała na niego z uznaniem i dała mu do zrozumienia, że może się podobać. Co się z nim dzieje? Czyżby stracił rozum? Odetchnął głęboko i spojrzał na walizkę, którą Shelley przyniosła ze sobą. - Jak się tu dostaliście? - zapytał. Przez krótką chwilę obawiał się, że głos mu się załamie niczym nastolatkowi przechodzącemu mutację. - Piechotą. - Piechotą? - Do najbliższego hotelu było prawie scandalous wykonanie - Irena

półtora kilometra, a do przystani jeszcze dalej, i to w linii prostej. A przecież restauracja dziadków stała na zboczu wzgórza. - Weszłaś tu, na górę, z dwójką dzieciaków? - Nie odważyłam się wziąć taksówki - odparła po chwili wahania. Spochmurniała. - On... mógłby od­ kryć, gdzie się schroniliśmy, i mój plan by się nie powiódł - dodała z niepokojem. Dawid patrzył na nią uważnie, zastanawiając się, czy ta opowieść jest praw­ dziwa. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że dziewczyna zbyt często ogląda filmy kryminalne. - Co to za „on? - zapytał spokojnie. Shelley spojrzała na dokazujące dzieci. Dawid na­ tychmiast zrozumiał. Nie chciała przy nich rozmawiać o swoich kłopotach. Nie miał nic przeciwko temu. I tak prędzej czy później będzie musiała wszystko mu powie­ dzieć. Shelley położyła niewielką walizkę na łóżku. Dawid przyglądał się, jak wyciąga z niej dziecięce ubranka. Coś ścisnęło go w żołądku. Dziewczyna miała na sobie błękitny kombinezon z delikatnej tkaniny przypomi­ nającej kaszmir, a na nogach baletki. Gdy się odwraca­ ła, jasne włosy fruwały wokół jej głowy. Przypominała bohaterki filmów rysunkowych. Nadal miał wrażenie, e ktoś taki nie może istnieć w rzeczywistości. - Zabrałam trochę ubrań dla dzieci, ale nie wzięłam prawie nic dla siebie - powiedziała, wyjmując z walizki kolorowe piżamki. - Nie masz tu przypadkiem jakiejś nocnej koszuli? Na myśl, że mógłby ją zobaczyć w takim stroju, poczuł dziwną słabość. Oparł się plecami o ścianę udając, że zrobił to mimochodem. Próbował opano­ wać drżenie kolan. scandalous wykonanie - Irena

- Przykro mi, raczej nie. Jedyną osobą, która tu czasami mieszka, jestem ja. Co roku odwiedzam dziadków. - Reed wspominał mi o tym - odrzekła z uśmie­ chem. - Gdy mu oznajmiłam, że wybieram się do Meksyku, na wszelki wypadek dał mi twój adres i numer telefonu. Miałam chyba dużo szczęścia, że cię tu zastałam, gdy jestem w potrzebie. Szczęście. Dawid tak by tego nie nazwał. Próbował uśmiechnąć się do Shelley, ale daremnie. Czuł się jak mały chłopiec, który próbuje stawić czoło potężnemu nurtowi rzeki. Jeśli zapomni na chwilę o niebezpie­ czeństwie, zrobi z siebie kompletnego idiotę i zacznie się umizgać do tej dziewczyny. Powinien zachować dystans, nie zapominając jednak o gościnności. - Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć jedną z moich koszul. - Naprawdę? - ucieszyła się Shelley. - Doskonały pomysł. Dawid wolałby nie oglądać jej promiennego uśmie­ chu. Dobry Boże, znów się rumienię, pomyślał. Zaklął cicho. To po prostu śmieszne. Zawsze panował nad sobą i trzeźwo oceniał fakty. Złościło go, że tym razem okazał się bezsilny. Nie mógł tego znieść. Odwrócił się do Shelley i spojrzał na nią nieprzyjaźnie. Gdyby jeszcze udało mu się poczuć do niej prawdziwą nie­ chęć... Dziewczyna obserwowała go z ciekawością, ale nie okazał jej zainteresowania. Przeniósł wzrok na dzieci. - Czy będzie wam trojgu wygodnie w takim wąs­ kim łóżku? - zapytał niezadowolony, że nie może im zaproponować niczego lepszego. - Na pewno - odparła. Wcale nie wydawała się scandalous wykonanie - Irena

rozczarowana spartańskimi warunkami. - Często ra­ zem sypiamy. Maluchy przychodzą do mojej sypialni, gdy się czegoś boją. Prawda? - Odwróciła się do Jill i Chrisa. Dzieci podbiegły do niej natychmiast. Wszys­ cy troje zaczęli się śmiać i obejmować. -Kto pierwszy nałoży piżamkę, opowiada bajkę na dobranoc. Części dziecięcej garderoby fruwały po pokoju. Dawid skorzystał z okazji i wyszedł dyskretnie. - Gdybyś czegoś potrzebowała, będę na podeście - rzucił przez ramię. Shelley odruchowo pokiwała głową, nie odrywając wzroku od dzieci. Nagle odwróciła się z uśmiechem i pospieszyła za Dawidem. - Dzięki raz jeszcze, że bez wahania udzieliłeś nam gościny. Mam nadzieję, że nie zrobimy w twoim domu zbyt wielkiego zamieszania. Pomyśl sobie, że jesteśmy niczym rozbitkowie w czasie burzy. - Czy mogę wiedzieć, co wam grozi? - zapytał spokojnie Dawid, z wolna przychodząc do siebie. - Proszę? - Shelley popatrzyła na niego, jakby nie zrozumiała pytania. Zmarszczył brwi. Nie lubił, gdy robiono z niego idiotę. - Przed czym uciekasz? Co cię tak wystraszyło? - Czy wyglądam na wystraszoną? - odparła, pa­ trząc mu prosto w oczy. - Sądzę, że tak, moja droga - rzekł przysuwając się bliżej. Patrzył na nią wrogo. - Przez telefon powiedzia­ łaś mi, że w pewnym sensie jesteś uwięziona. Zauważy­ łem, że czegoś się boisz. Nadal grozi ci niebezpieczeńst­ wo. Nie próbuj mnie nabierać. Shelley oblizała wargi. W jej niebieskich oczach błysnął gniew. - Nie oszukuję cię, Dawidzie - odparła po chwili scandalous wykonanie - Irena

całkiem spokojnie, modulując umiejętnie głos i używa­ jąc go niczym oręża. -To są moje prywatne sprawy i po prostu nie chcę o nich mówić. - Prawo do prywatności to pierwsza rzecz, którą się traci podczas ucieczki - rzekł chłodno Dawid z kpiącym uśmiechem. - Muszę wiedzieć, dlaczego uciekasz. Czy przypuszczasz, że ten mężczyzna, z któ­ rym byłaś, zamierza cię ścigać? Shelley drgnęła, usłyszawszy pogardliwe: „z którym byłaś". Dawid żałował trochę tych słów. Złościło go, że zadawała się z facetem, od którego musiała potem uciekać w środku nocy. Była przecież siostrą Reeda. Powinna lepiej dbać o siebie... i o własne dzieci. Po chwili milczenia Shelley przyznała, że musi się ukrywać. - Kim jest ten facet? O co tu chodzi? - wypytywał ją zirytowany. - Naprawdę nie chcę o tym mówić - odparła bez wahania. - A ja nie położę się spać, póki się wszystkiego nie dowiem. - Patrzył na nią z niechęcią. Wytrzymała jego spojrzenie. Czuł na sobie chłodny, taksujący wzrok. Nagle podjęła decyzję. - Niejestesmytumilewidziani-rzekłasuchoiruszyła do pokoju, z którego dochodziły głosy szykujących się do snu dzieci. -Przepraszam zakłopot. Zaraz się spakujemy i uwolnimy cię od swego towarzystwa. - O czym ty mówisz?! - zawołał Dawid, chwytając ją za ramię. Obejrzała się. Była wzburzona. - Wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz nas tutaj. - Nieprawda! - zaprzeczył natychmiast. Skąd przy­ szła jej do głowy ta bezsensowna myśl? scandalous wykonanie - Irena

- W takim razie, dlaczego jesteś wściekły? - zapyta­ ła z gniewnym błyskiem w oczach. Zbity z tropu Dawid zamrugał powiekami. Wcale nie był wściekły. Raczej... zaniepokojony, to właściwe słowo. - Nie, nie jestem na ciebie zły - upierał się, ale jego słowa nie zabrzmiały przekonująco. Wiedział, że za­ chowuje się niczym gbur, ale nie miał innego wyjścia. Musiał się przed nią bronić. Cofnął rękę, która dotyka­ ła jej ramienia, i rozchmurzył się. - Przepraszam - dodał cicho. - Nie chciałem być taki szorstki. - Szorstki? O, nie. - Kąciki jej ust podniosły się w uśmiechu. - Po prostu zirytowany. - Posłuchaj, jesteś siostrą Reeda. Czuj się tu jak u siebie w domu - rzekł Dawid. - Nie możesz jednak zaprzeczyć, że dzieje się coś niedobrego. Przecież ukrywasz się w moim mieszkaniu. Sądzę, że powinie­ nem wiedzieć, przed kim mam cię chronić. W odpowiedzi Shelley wolno pokiwała głową. W jej spojrzeniu dostrzegł wahanie. - Naturalnie - odrzekła. Uśmiechnęła się z trudem. - Ale to wcale nie znaczy, że od razu wszystko ci opowiem. Jestem zmęczona i nie mam ochoty na poważne rozmowy, przynajmniej na razie. Musisz mi dać trochę czasu. Powinnam najpierw wszystko przemyśleć. - Zawahała się, a potem spojrzała mu prosto w oczy. -1 tak już dużo wiesz. Prawdą jest, że uciekam przed pewnym mężczyzną. Byłam z dziećmi na jego jachcie, przycumowanym w porcie. Nie mogłam tam dłużej pozostać. Muszę jak najprędzej wrócić do Stanów. - A on nie powinien się o tym dowiedzieć - dokoń­ czył za nią. Shelley skinęła głową. Odgarnęła do tyłu włosy i Dawid zrozumiał nagle, że naprawdę jest bardzo zmęczona. scandalous wykonanie - Irena

- Zgadłeś, ale przed wyjazdem muszę jeszcze załat­ wić kilka spraw. Potem uwolnisz się od nas. Patrzył, jak Shelley idzie do sypialni. Potem jęknął cicho. Był zaniepokojony, oto właściwe słowo. Ode­ brała spokój, odarła z przyjemnych złudzeń, zawróciła mu w głowie i rozbudziła zmysły. Czuł się jak rozna- miętniony nastolatek. To nie do przyjęcia. Na szczęście ta kobieta wkrótce stąd wyjedzie, powtarzał sobie, próbując ułożyć się wygodnie na zniszczonej kanapie. Zniknie z jego życia i wszystko wróci do normy. Teraz trzeba spać... Ale sen nie nadchodził. Dawid wsłuchi­ wał się w szepty trójki niespodziewanych gości, zajmu­ jących jego łóżko. Głosy w końcu ucichły, a on nadal leżał nie mogąc zasnąć i patrzył w ciemność szeroko otwartymi oczyma. Myślał o Shelley. Jak to się stało, że zrobiła na nim tak wielkie wrażenie? Czy dlatego, że była siostrą Reeda? A może sprawił to cudowny głos dziewczyny? Albo wyraz udręczenia, który dostrzegł w jej oczach? A może jej upór i odwaga? - Wszystko naraz - burknął, wiercąc się na niewy­ godnej kanapie. Mimochodem pomyślał, że następ­ nego ranka z pewnością obudzi się z bólem w krzyżu. Westchnął i zamknął oczy. Skończył niedawno trzy­ dzieści lat. Może przeżywał kryzys, jak każdy mężczyz­ na w średnim wieku? Dlaczego właśnie Shelley Brittman zawróciła mu w głowie? Musiał przyznać, że była piękna, ale znał wiele urodziwych kobiet. Do licha, Mia też ma śliczną buzię. Ale z drugiej strony, Shelley była taka inna. Przyszła tu jak zjawa w środku nocy. Wydawała się tajemnicza i romantyczna. Zdawał sobie sprawę, że nie potrafi zdobyć takiej dziewczyny. Dla chłopaka z jego pochodzeniem Shelley była niczym zakazany owoc. scandalous wykonanie - Irena