barbellak

  • Dokumenty907
  • Odsłony86 192
  • Obserwuję102
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań51 496

Jami Alden - Down And Dirty - Tłum. nieoficjalne

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :605.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Jami Alden - Down And Dirty - Tłum. nieoficjalne.pdf

barbellak EBooki różne
Użytkownik barbellak wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 74 stron)

Jami Alden „Down And Dirty” Tłumaczenie nieoficjalne: BLOMBUS Korekta: LEIROS

2 ROZDZIAŁ PIERWSZY Taylor zarzuciła sobie poduszkę na głowę, ale szorstki, mechaniczny jęk przebił gruby materiał. Uniosła poduszkę, skłonna zaryzykować przegrzanie się, gdyby dostała za to dodatkową godzinę snu. Ale to było bezużyteczne. Dlaczego jej sąsiad zdecydował, że wszystkie sobotnie poranki to świetny dzień na pobudkę o świcie, by pobawić się w ogrodnika? Rzucając za siebie poduszkę, zatoczyła się do okna i podciągnęła rolety, cofając się, gdy jasne promienie słońca dźgnęły w jej siatkówkę. No dobra, może nie był to zupełnie świt, ale była blisko. Zmrużyła oczy patrząc w stronę domu sąsiada i faktycznie, facet bez koszuli zręcznie władał kosiarką wzdłuż drugiej strony ogrodzenia, które dzieliło ich działki. Był pochylony, zasłonięty przez czapkę z daszkiem, a jej rozdrażnienie na chwilę zanikło, gdy podziwiała mięśnie poruszające się pod akrami gładkiej, brązowej skóry. Ogrodnik z “Gotowych na wszystko” nie miał nic wspólnego z tym facetem. Mimo to, po pracy do czwartej nad ranem przy kończeniu umowy na ogromne przedsięwzięcie, nie była w nastroju, by tolerować hałaśliwego ogrodnika, nawet jeśli zapewniał dla jej oczu słodycz najwyższej jakości. Zarzucając szlafrok na koszulkę i majteczki, Taylor wślizgnęła się w parę kapci i poszła prosto w stronę drzwi wejściowych swojego sąsiada. Chociaż dom został sprzedany kilka miesięcy temu, Taylor była zbyt zajęta swoją pracą, by poznać nowych sąsiadów. W przeciwieństwie do większości domów przy jej zaułku, żadne zabawki nie zaśmiecały tego pięknie zaprojektowanego przedniego ogródka, więc wątpiła, by ta rodzina się wprowadziła. Przez chwilę podziwiała nieskazitelnie przystrzyżone żywopłoty i rabaty pełne jasnych kwiatów, które rosły przy chodniczku. Jej własny ogród, pomyślała zmieszana, potrzebował jedynie samochodu na klockach, by dopełnić ten mamcio-papcio-kociołek z motywem białej tandety. Lecz zaledwie ujrzała swój własny dom w świetle dziennym od jakiś sześciu miesięcy, więc ogrodnik czy projektant był poza jej zasięgiem. Hmm. Może wynajęłaby bezkoszulkowe cudo pracujące w ogrodzie jej sąsiadów. Ale jedynie na dni powszednie, kiedy Taylor nie próbowałaby rozpaczliwie zapaść się w wieczny sen. Nacisnęła dzwonek, świadoma ciepłego porannego słońca, penetrującego cienką bawełnę jej szlafroka. Prawdopodobnie powinna sie ubrać, ale jeśli postawi na swoim, po rozmowie z sąsiadem podpełznie z powrotem pod kołdrę w błogiej ciszy. Cisza trwała kilka sekund. Rozejrzała się wokoło. Jedynym samochodem stojącym na podjeździe była biała półciężarówka z wielkim zielonym napisem na drzwiach ZEWNĘTRZNE PROJEKTOWANIE I WYSTRÓJ u TIERNEY’A. Ale wtedy większość ludzi w sąsiedztwie parkowało w garażu, gdy siedzieli w domu. Znowu nacisnęła dzwonek, po czym ostro zastukała. -Mogę w czymś pomóc? Taylor podskoczyła, gdy głęboki głos mówcy wysłał prąd elektryczny po jej nogach. Odwróciła się i stanęła naprzeciwko ogrodnika, jej oczy najpierw spoczęły na jego nagiej klacie, potem podążyły pożądliwie przez muskularny obszar do przepysznie wyglądającej szyi i wreszcie zatrzymały się na tak wspaniałej twarzy, aż Taylor przysięgła, że usłyszała śpiewające anioły, gdy jego śmiesznie żywe, zielone oczy zwęziły się od uśmiechu. Zaschło jej w gardle, gdy mierzyła najbardziej oszałamiającego, doskonałego faceta na świecie. Mentalnie westchnęła

3 wiedząc, że pod krótkimi, muśniętymi złotem, brązowymi włosami jego głowa była bez wątpienia pełna projektów. - Chciałam porozmawiać z właścicielami. – Gorąco skradało się wzdłuż jej szyi na twarz, gdy jego intensywne spojrzenie ogarniało ją od pomalowanych na różowo paznokci, po nagich nogach i cienkim bawełnianym szlafroczku – jedynej rzeczy stojącej na drodze jego szczerze oceniającemu spojrzeniu, poza jej lekko niebieską, bawełnianą koszulką oraz majteczkami. Oblizała wargi i uśmiechnęła się, jakby to było dla niej właściwie doskonałe, stać tak na ganku sąsiada w szlafroczku, który bardziej odkrywał jej nogi niż zasłaniał. Przekręcił głowę w bok lekko zdezorientowany. – Właściciele – powtórzyła, wypowiadając to słowo jak w przypadku jego niezbyt dobrej znajomości angielskiego – Wiesz może, czy są w domu? Zmarszczył grube brwi, a jego usta zmieniły w zaintrygowany uśmieszek. – Ja jestem właścicielem. Taylor nie mogła ukryć zdziwienia. – Ty? Jego uśmiech znikł przez jej niewiedzę. – Taa, wprowadziłem się jakieś pół roku temu. Jestem Joe Tierney. Mój Boże! Przez ten cały czas zakładała, że w sąsiedztwie mieszka bezdzietna para bądź, patrząc na idealne kwietniki, homoseksualista. Nawet w najdzikszych wyobrażeniach nie pomyślała o stu dziewięćdziesięciu centymetrowej spoconej męskiej doskonałości wprowadzającej się obok. Znowu była rozkojarzona przez tą klatę - muskularną, z małymi kropelkami potu na miękkiej linii włosków, które przechodziły w jego doskonale wyrzeźbiony kaloryfer. Nagle się zorientowała, że stoi tam z wyciągniętą dłonią. To była wielka, wyglądająca na twardą, dłoń z długimi palcami zdobionymi małymi bliznami. Żywy obraz ukazał się w jej głowie - ona ściskająca jego dłoń i rzucająca go na ziemię, by się nim zająć. Skąd jej to przyszło do głowy? Dzięki Bogu jej chłopak, Steven, wracał jutro do domu. Wyraźnie brak snu - nie wspominając o seksie – przez ostatnie kilka miesięcy konspirował, by zwiększyć jej poziom libido. Jedyne, co wiedziała to to, że jeżeli pozwoli temu ciachu się dotknąć, nie mogłaby odpowiadać za konsekwencje. Mimo tego, niegrzecznie byłoby nie uścisnąć mu dłoni. – Taylor Flynn – powiedziała i zaoferowała wyłącznie koniuszki palców. Nawet to lekkie otarcie jej gładkich, perfekcyjnie pomalowanych koniuszków palców z jego kolosalnymi wystarczyło, by poczuła wstrząs czystej elektryczności w miejscu między nogami, które, nie kłamiąc, było nieaktywne przez kilka miesięcy. Cofnęła rękę tak szybko jak tylko mogła, trąc o udo od wysiłku, by zmusić się nie myśleć o uległości. - Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał, jego formalny ton przywrócił ją z powrotem do rzeczywistości. Dając z siebie wszystko, Taylor zamieniła swój wyraz twarzy na grzeczny, z proszącym

4 uśmiechem i wyzywającą słodyczą oraz przypochlebiającym się tonem, który nie raz namówił początkującego CEO do przekazania znacznego procentu ze swojego przedsiębiorstwa na kapitał firmy Taylor. Powiedziała – Zastanawiałam się, czy nie miałbyś może nic przeciwko, by poczekać z tymi swoimi ogrodowymi pracami do przyzwoitej godziny. Uśmiech mu pozostał, ale zmrużył oczy spoglądając na jasne poranne słońce – Jest dziesiąta. Wymknął jej się uśmiech. – Cóż, możliwe, ale miałam ciężką noc i... - Przepraszam, że musiałaś wyciągać się z łóżka po imprezowej nocy, ale mam dzisiaj dużo do roboty. - Pracowałam. – powiedziała, zmęczona frustracja przekształcała jej uśmiech w napięte, srogie spojrzenie, - Do czwartej nad ranem. A jeśli nie możesz się zmusić do grzeczności i przestać używać tej maszynerii, nie zawacham sie zadzwonić na policję. Jego jedyną odpowiedzią było niegrzeczne parsknięcie. - Mówię poważnie – pękła, orientując się, że powinna trzymać na wodzy nerwy, które stawały się coraz słabsze przez jej morderczą pracę przez ostatnie miesiące. Ale jego bezczelność, połączona z niepożądanymi seksualnymi iskrami, które strzelały między nimi, posyłała jej porywczość na krawędź. - Złoże skargę na zakłócanie ciszy nocn... - A oni powiedzą ci , że jest już po ósmej rano i, że według prawa Menlo Park, Kalifornia mogę sobie hałasować. Wierz mi – Taylor, prawda? – nie możesz złożyć na nic skargi. Ogarnęła ją wściekłość, paląca, nieokiełznana i tak intensywna, że poczuła ukłucie łez. Chciała tylko trochę pospać. To zbyt wiele? Zamiast tego powiedziała, w swój najbardziej oschły sposób - Domyślam się, że nie mogę wymagać jakichkolwiek manier, od człowieka takiego jak Ty. – Odwróciła się i postawiła już pierwszy krok, gdy wymamrotał coś pod nosem. Coś, co brzmiało jak – Potrzebujesz porządnego rżnięcia. Mimo, że ten sam mały głosik ostrzegał ją, by nie zadzierała tylko wycofała się do domu, zanim wpląta sie w wojnę z sąsiadem, odwróciła się . – Coś Ty powiedział? Wciągnął dolną wargę i skrzyżował swoje ręce na klacie. Oczy mu się zwęziły, a jego usta zacisnęły na chwilę, jakby zastanawiał się czy powiedzieć, czy nie. Uczciwośc wygrała – Powiedziałem, że ktoś tu potrzebuje porządnego rżnięcia. Taylor otworzyła buzię, by po chwili ją zamknąć jak umierający karp. Nie mogła uwierzyć, że był tak bezczelny, by nie tylko o tym myśleć, ale i powiedzieć to na głos. – Nie wiem, co to ma do rzeczy! - Może gdybyś miała faceta, który zająłby się Tobą od czasu do czasu, nie byłabyś taka zdenerwowana i może.. – kontynuował, pochylając się tak, by mogła go poczuć, cały ten słony pot i czystą męską skórę, - Mógłby skosić ten katastrofalny trawnik i podnieść tym samym walory sąsiedztwa. Jego zapach naparł na nią jak fala, sprawiając, że sutki jej stwardniały pod gładką bawełną jej koszulki i rozpraszając ją od faktu, że właśnie obraził jej życie seksualne. Potrząsnęła głową. Był paskudnym, spoconym robolem – a nie typem faceta, który sprawiał, że twardniały jej sutki i

5 wilgotniały majteczki! Zbierając w sobie całą lodowatą dumę w końcu pękła. – Mam faceta – bogatego, szczęśliwego faceta, który ma ważniejsze sprawy na głowie niż przystrzyżanie mojego trawnika. - Bez jaj. Twój trawnik nie był ruszany przez długi, długi czas. – Bez wątpienia można było usłyszeć lubieżną nutkę w jego głosie. Zamknęła oczy i westchnęła. – Najwyraźniej dobrze się bawisz, ale wiedz, że mój związek ze Stevenem ma się dobrze. To, co jest między nami, jest ponad seksem... - Bingo, dokładnie tak jak myślałem.- przerwał. – Ponad seksem znaczy bez seksu. Taylor klapnęła ustami, zakłopotana, że ujawniła aż tyle. Nigdy nie dzieliła się intymnymi szczegółami ze swojego życia seksualnego, nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Co ją skłoniło do rozmowy, takiej jak ta, z dopiero co poznanym facetem? – Nie wydaje mi się, by był to twój interes - powiedziała nieprzekonująco – To nie trwa długo - zaledwie cztery miesiące, ale kto to liczy? – Dużo podróżuje – powiedziała w odpowiedzi na jego uśmieszek, następnie mentalnie się trzepnęła. Dlaczego się mu tłumaczy? - Pozwól, że coś ci powiem Taylor, - pochylił się bliżej. Na tyle bliżej, by mogła ujrzeć te śmiesznie długie rzęsy, otaczające jego wspaniałe zielone oczy. Na tyle bliżej, by mogła zobaczyć jak jego zarost muśnięty jest złotem. Na tyle bliżej, by poczuć zapach szamponu dochodzącego od jego wilgotnych włosów. Oparła się pragnieniu, by językiem zlizać samotnie ociekającą po jego gardle kropelkę potu. – Co takiego? - Faceci nie obejdą sie bez seksu. Wiec wierz mi, jeśli nie dostaje tego od ciebie, pójdzie do innej. – Odwrócił się i opuścił ją bełkoczącą coś. Była tak wkurwiona, że prawie nie zauważyła jak dobrze prezentował się od tyłu. Za rogiem Joe oglądał Taylor, wściekle spoglądającą na miejsce, które niedawno opuścił, jej szczęka była tak ściśnięta, jakby próbowała powstrzymać tyradę wściekłości. Po kilku sekundach odwróciła sie na pięcie i poszła ciężkim krokiem w stronę swojego trawnika, ukazując mu doskonały widok gładkich ud. Oblizał usta, chcąc, by ten szlafroczek był o kilka cali krótszy, tak by mógł podziwiać jej mocno umięśniony tyłek. W przeciwieństwie do swojej sąsiadki, która najwyraźniej była nieświadoma jego aż do dzisiejszego poranka, Joe był całkowicie świadomy istnienia Taylor już od pierwszego tygodnia przeprowadzki, kiedy to ujrzał ją w przelocie wracającą w biegu o jakiejś wczesnej godzinie. Co było ironiczne, rozważając dzisiejszy ranek, kiedy narzekała na pracę o cywilizowanej godzinie, jaką była dziesiąta. Nawet z oddali, widział jaka była piękna, z czystymi, klasycznymi rysami i kolorami nordyckiej bogini. I w przeciwieństwie do większości kobiet, które wyglądałyby na spocone i rozczochrane po biegu, jej włosy były ciągle starannie ściśnięte w koński ogon, jej policzki były lekko zaróżowione od wysiłku, ale ogólnie ona była schludna i... schludna. Tak można ją określić. Od tego czasu, uświadomił sobie, że patrzy na nią każdego ranka gdy wychodzi do pracy, zawsze

6 doskonale ubrana w garnitur lub inny biznesowy strój. Nie wiedział nic o niej, ale uwielbiał patrzeć na jej wypasiony samochód, tak świetny i wielki w jej własnym, małym świecie. Oczywiście była pewnie jakimś wysoko postawionym kierownikiem, z jej lśniącym, czarnym BMW serii 5, nie wspominając o domu, w którym mieszkała... Sama. Zastanawiał się nad jej domniemanym facetem, tym, którego samochodu nigdy nie widział na podjeździe, o ile mógł powiedzieć, no i który nie dawał Taylor tego, czego tak wyraźnie potrzebowała. Jeżeli kiedykolwiek istniała kobieta potrzebująca długiego, ostrego rżnięcia i pół tuzina albo i więcej orgazmów, to był całkowicie pewny, że nazywała się nadęta Taylor Flynn. Zacisnął uda na myśl o byciu mężczyzną, który przybędzie jej z pomocą. Z bliska, ona nawet wyglądała jeszcze lepiej, jej blada skóra bez skazy i zbędnego makijażu, jej delikatne i różowe usta, nawet kiedy się marszczyła ze złości. Raz, tego ranka jej włosy były luźne, opadające pasmami blondu, przez które świerzbiły go dłonie z chęci dotknięcia ich. Ale nawet jak wyszła prosto z łóżka, wyglądała świetnie i porządnie, jak jedna z tych blondynek z filmu Hitchcocka, który jego matka zazwyczaj oglądała. Przynajmniej była świetna i porządna, dopóki nie poprawi jej życia seksualnego, pomyślał z uśmieszkiem. Nie był z natury bezczelny, a nie rozważając okoliczności nigdy nie powiedziałby w ten sposób do kobiety, tym bardziej do tej, która go interesowała. Ale wtedy zareagował z Taylor tak samo, jak z Jennie Douglas w trzeciej klasie. Jennie w swoim doskonale dopasowanym ubraniu i staranie splecionych włosach, która patrzyła na niego, kiedy chciał podzielić się z nią pączkami i zmarszczyła nos, patrząc ze wstrętem na jego dłoń, pobrudzoną od odkopywania z ziemi robaków. Następnego dnia Jennie znalazła takiego robaczka w swoim pudełku na lunch i “przez przypadek” wpadła w błoto popchnięta przez Joe’go, biegnącego za piłką do futbolu. Kiedy Taylor nie chciała uścisnąć mu dłoni, oferując tylko koniuszki swoich palców, poczuł ten sam irracjonalny gniew z dzieciństwa. Ale zamiast pchnąć ją w błoto, obraził jej życie seksualne. Naprawdę dojrzale, pomyślał, opierając się pragnieniu, by rozładować złość na ścinaniu krzewów przez resztę dnia. Był już wystarczająco przykry i będzie szczęśliwy, jeśli Taylor nie wymyśli jak zamienić jego życie w piekło. Na szczęście wydawała się dużo pracować, więc raczej nie będzie miała czasu by się zrewanżować. Westchnął i chwycił za ogrodowe nożyce, by przyciąć żywopłot, który graniczył z jego tylnim patio. Od miesięcy starał się wymyśleć jak przedstawić się swojej pięknej sąsiadce, ale to było trudniejsze niż myślał. Wyrównał krzew ich wspólnego ogrodzenia i zerknął. Ani śladu jej na podwórku, co nie było niespodzianką, odkąd był to w zasadzie jeden, wielki porośnięty chwastem obszar z jakimiś zdezelowanymi meblami ogrodowymi i konkretnie kruszącym się patio, które aż krzyczało by je zburzyć i postawić nowe. Zastanawiał się, czy wnętrze jej domu wyglądało trochę lepiej lub czy jej osoba była jedyną rzeczą, którą potrafiła utrzymać w porządku. Nie, żeby kiedykolwiek się o tym dowiedział. Nawet, jeśli nie byłby całkowicie bezczelny i nie wkurwiłby jej, to i tak wiadomo, że była totalną snobką, która nigdy nie zainteresowałaby się

7 takim facetem jak on. Jaka szkoda, pomyślał z ostrym bólem żalu gdy wyobraził sobie długie, szczupłe nogi Taylor. Jeśli dostałby, choć cień szansy, to mógł się założyć, że zapewniłby kobiecie takiej jak Taylor cholernie niezłe chwile.

8 ROZDZIAŁ DRUGI - Jak on śmiał? – Taylor spytała samą siebie, gdy składała szybko tuzin bawełnianej bielizny. Pomimo wściekłości nie popędzała się wiedząc, że jeśli nie zajmie się złożeniem każdej części bielizny w doskonały trójkącik i podzieleniem jej według kolorów, to straci cenny czas w poniedziałkowy ranek, gdy sięgnie bez patrzenia do szuflady i wyjmie nieodpowiedni odcień. - Jak on śmiał mówić mi, że potrzebuję porządnego rżnięcia? – powiedziała do majteczek, jej ramiona trzęsły się ze wściekłości przez cały czas. Więc, co jeśli to byłoby, choć w odrobinie, prawdą? Jaki facet potrafi być tak bezczelny, by powiedzieć coś takiego kobiecie, którą dopiero co spotkał? Jej wargi zacisnęły się we wstręcie, gdy przypomniała sobie ostatniego faceta swojej matki – tego, który przebywał u nich jak Taylor miała już piętnaście lat. Zioło, ze swoim śmierdzącym od piwa oddechem i spoconymi, szorstkimi dłońmi. Prawdopodobnie pracował na budowie, ale jedyną rzeczą jaką widziała Taylor, była zbudowana piramida puszek od piwa na ławie zajmującej środek jej pokoju dziennego. Zioło spędzał większość swojego czasu na kanapie, krzycząc do ekranu TV – wtedy, kiedy nie krzyczał na Taylor, mówiąc jej, by nie była taka zdenerwowana tylko milsza dla niego, żeby przyszła i usiadła razem z nim na kanapie, tak by mógł dać jej to, czego potrzebowała. Jej skóra ścierpła od wspomnień, spojrzała na dół i zobaczyła w swojej prawej dłoni parę czarnych bikini. Ostrożnie wygładziła je na łóżku i złożyła. Jej sąsiad Joe był dokładnie taki jak Zioło, taki jak pozostali faceci jej matki. Bezduszny, bezczelny facet który myśli, że wszystkie problemy świata można rozwiązać swoim kutasem. Usłyszała na zewnątrz szelest i pęknięcie, zostawiła swoją bieliznę by spojrzeć przez okno. Joe wrócił na swoje podwórko, poprawiając krzaki parą śmiertelnie wyglądających nożyc do strzyżenia żywopłotu. No dobra, może nie był dokładnie taki jak Zioło i jak każdy inny. To, co Zioło zazwyczaj widział, był sześciopak w lodówce, a perfekcyjne kości policzkowe i podbródek Joe’ego były dalekie jak wszechświat od świńskich oczek i pękatej, rumianej twarzy Zioła. Mimo to, nadal był tym niekulturalnym, prymitywnym dupkiem, ale w lepszym opakowaniu. Jak gdyby poczuł, że go obserwuje, Joe wyprostował się i spojrzał na nią w okno. Taylor odskoczyła na bok, patrząc, gdy sięgnął po vandamkę z tylnej kieszeni i wytarł nią twarz. Coś podobnego do żądzy skręciło jej brzuch, gdy patrzuła jak jego wielka dłoń chwyciła za butelkę wody. Oblizała usta oglądając muskuły na jego ramieniu, gdy podniósł butelkę do swoich ust. Taa, był dupkiem, ale był najbardziej seksownym dupkiem, jakiego kiedykolwiek widziała. Pozwoliła swoim oczom sunąć po jego spoconej klacie, do jego umięśnionych nóg i dużych stóp przykrytych przez masywne buty do pracy. Palce ją świerzbiły, by przejechać nimi po jego torsie, do zamka jego spodenek i zobaczyć, czy jego penis był tak duży jak reszta jego ciała. Być może mogłaby go tutaj przyprowadzić, do swojego pokoju, przywiązać do żelaznej ramy swojego łóżka i ukarać za jego nieuprzejmość...

9 Przestał pić, jego usta skręciły się w pół-uśmiech, gdy uniósł dłoń, by szybko nią pomachać. O Boże, przyłapał ją na podglądaniu! Podskoczyła z powrotem do okna, myśląc, że to pomoże sprawie. Na szczęście, z tej odległości nie mógł zobaczyć oszalałej żądzy w jej oczach i rumieńcu, który zalał jej twarz. Co na Boga było z nią nie tak? Rzadko fantazjowała na temat seksu, jeśli już by to zrobiła, to nigdy nie związałaby obcego, nagiego faceta do swojego łóżka tak, by mogła usiąść na nim okrakiem i wziąść jego długiego, grubego, penisa głęboko do... No i znowu zaczyna! Taylor chwyciła za stos majteczek i wrzuciła je do szuflady. Gdy przesunęła stos beżowych majteczek, by zrobić miejsce dla czarnych, ujrzała w przelocie lodowo-niebieski atłas wepchnięty gdzieś w kąt. Wyjęła niebieskie satynowe stringi razem z dopasowanym biustonoszem i podwiązką. Kupiła je na wiosnę na romantyczny weekend, który ona i Steven planowali w Big Sur. To było rok temu i nawet wtedy, Taylor czuła, że coś utracili, zmuszając się do poprawienia ich mdłego życia seksualnego. Ale Steven spędził dwa tygodnie w wyczerpującej zagranicznej podróży i spędził prawie cały weekend na odespaniu jej. Niepotrzebnie mówiąc, stringi, podwiązka i biustonosz nadal miały podoczepiane oryginalne metki z ceną. Gdzie zniknęło jej libido? Gdzie zniknęło Steve’a? Jak przyznała się Joe’mu, seks nigdy nie był najważniejszą rzeczą w jej związku ze Stevenem, ale na pewno nie była aseksualna. Po prostu nie starała się za bardzo. To był problem. Po dwóch latach razem, ich seksualna atrakcja oczywiście trochę zanikła, a ona pracowała tak ciężko, że naprawdę nie myślała o ponownym rozbudzeniu tego ognia. No cóż, nigdy więcej. Bez względu na to, co myślał Joe Tierney, ona mogła być seksowną, zmysłową kobietą, która miała zadowolonego faceta. Spojrzała na zegarek - jedenasta dwadzieścia dwa. Steven miał przyjechać dzisiaj późnym wieczorem z podróży do Nowego Jorku, ale umówili się dopiero jutro na lunch. Wzięła szybki prysznic i ubrała się w sukienkę do kolan. Miała wystarczająco dużo czasu by zrobić się na bóstwo, zanim Steven wróci do domu i znajdzie ją gotową, czekającą i pragnącą go w jego dużym kalifornijskim, królewskim łożu. Joe oparł się rękoma o swoją łopatę i zagwizdał nisko. Jasno blond głowa Taylor okręciła się. – Masz coś do powiedzenia, - spytała unosząc jedną doskonałą brew. – czy twoje umiejętności komunikacyjne ograniczają się jedynie do gwizdów? Wyprostował się jak skarcony uczeń. Może była to szansa na odwet za wcześniejsze jego zachowanie. – Wyglądasz bardzo ładnie, Taylor. – Co było niedomówieniem. Wyglądała fenomenalnie. Zarówno seksownie jak i z klasą, w różowej sukience bez rękawów uszytej z jakiegoś zwiewnego materiału do połowy ud, ukazując tym samym jej niezwykłe nogi. Gdy przypatrzył się bardziej, zauważył, że był to nylon mimo, że na zewnątrz było nadal jakieś 19 stopni na plusie. Myślał, że dzisiejszego ranka wyglądała gorąco, kiedy jej włosy były spięte pedantycznie i była w bardziej swobodnej sukience.

10 Ale teraz wyglądała niesamowicie. Mimo, że dekolt w kształcie litery V nie był za bardzo wycięty, to i tak zwrócił uwagę na dojrzałe krzywizny jej piersi. Jej blade ramiona błyszczały w promieniach popołudniowego słońca, co sprawiło, że zastanowił się nad uczuciem jeżdżenia językiem wzdłuż jedwabistej linii skóry i mięśni. Ciekawy był, co by zrobiła, gdyby podszedł i pociągnął za słabe ramiączko jej sukienki w dół po jej ramieniu i wsunąłby swoją dłoń pod jej sukienkę, by dotknąć jej łechtaczki. Pewnie uderzyłaby go w twarz i popatrzyła tak jak patrzyła na niego teraz – jakby był nikim, jakby nawet nie zasługiwał na to, by wiedzieć o jego istnieniu. Co z kolei nieźle go wkurwiło.- Masz namiętną randkę? - Uśmiechnął się głupkowato. – Tylko tak dla twojej wiadomości, nie pomoże ci spojrzenie spiętej suki. – Zwęziły jej się oczy, ale nie chciał się wycofać. Hej, próbował być miły, powiedzieć jej komplement, a ona podarowała mu spojrzenie jakby był na równi z psim gównem. O ile to się go tyczyło, jeśli byłaby gdzieś tutaj kałuża pełna błota, Taylor wylądowałaby w niej twarzą. - Nie żeby to był twój interes, - powiedziała otwierając drzwi od samochodu, - ale mój facet wraca dzisiaj z delegacji i mam dla niego bardzo miłą niespodziankę. Coś w ekskluzywnym sposobie, w jaki wyrzuciła do tyłu głowę, rozśmieszyło go – To dobrze. Może pomoże ci się pozbyć kija z tyłka. Wymamrotała coś o niedojrzałym tępaku, trzasnęła drzwiami i wyjechała z podjazdu. Joe patrzył, śmiejąc się, gdy jej samochód zniknął za rogiem. Cholera, czego on by nie dał, by rzucić Taylor na ziemię i trochę z nią pogrzeszyć. Taylor ponownie pociągnęła usta błyszczykiem, sprawdzając swoje odbicie ostatni raz we wstecznym lusterku. Ona naprawdę wyglądała jak spięta suka? Naprawdę próbowała tego wieczoru wyglądać trochę seksowniej, trochę bardziej swobodnie. Może Joe miał rację. Co cię obchodzi, co on myśli? Jego wizja seksownej damy pewnie ma na sobie tonę makijażu, spódnicę, która mogłaby robić za pasek i poziom IQ równy rozmiarowi biustonosza. Steven myśli, że jestem atrakcyjna... Nawet seksowna. Wypadliśmy tylko trochę z rytmu. Wygładziła spódnicę swojej jedwabistej sukienki i ostatni raz przebiegła palcami po włosach, przed tym jak weszła do domu Steven’a. Buchnęła klimatyzacja, wstrząsające zimno spowodowało ciarki na jej ramionach a jej sutki stwardniały pod satynowym stanikiem. Wbudowana klimatyzacja była niezłym udogodnieniem mieszkania w nagrzanej jak u kucharza kamienicy. Taylor kochała swój stary dwupokoleniowy dom i jej spokojną okolicę w przeciwieństwie do dwuletniego wielgachnego domu Stevena, który potrzebował kilku ulepszeń. Skazy od razu jej się spodobały, gdy tylko zobaczyła go pierwszy raz. Ciepły, słodki, z własnym ogrodzonym podwórkiem, był to dom, o którym zawsze marzyła. Był przeciwieństwem jej domu, w którym mieszkała z matką w starej przyczepie na południu Nowego Meksyku. Kiedy kupiła swój pierwszy dom, poczuła się tak, jakby zostawiła za sobą przeszłość raz na zawsze.

11 Przez półtora roku, odkąd się do niego wprowadziła, wydała mnóstwo pieniędzy na stworzenie swojego wymarzonego domu, ale nie zainstalowała sobie AC zanim pojawiło się gorąco. Steven najwidocznie zostawił ją włączoną kiedy go nie było, co zadowoliło Taylor, gdyż nie chciałaby się zgrzać, zanim zaczną baraszkować. Weszła po schodach na drugie piętro zatrzymując się przez muzykę grającą z wieży. To też Steven zostawił włączone? To było do niego nie podobne. Mimo, że zarabiał rocznie jakieś ćwierć miliona dolarów, to jeżeli chodziło o domowe wydatki, był oszczędny. Nie ma mowy by zostawił włączoną klimę, nie wspominając o elektronice. Jego sprzątaczka, która przychodziła raz w tygodniu musiała pewnie tego nie wyłączyć. Weszła do kuchni, by włożyć do lodówki butelkę szampana, aby się schłodziła. Gdy się odwróciła, poczuła na karku cisnące uczucie, mówiące jej, że coś było nie tak. Powoli ogarnęła kuchnię wzrokiem. Szklanka wody, do połowy pełna z odciskami palców, stała na blacie. Ale sprzątaczka, by to umyła, gdyby była w czwartek... Huk i stłumiony głos dochodziły z głównej sypialni. Złodzieje? W chwili, gdy o tym pomyślała, zauważyła kluczyki od Audi Steven’a na blacie w kuchni i wiedziała, że to nie było włamanie. Wiedząc, co właśnie miała zobaczyć, i tak nie powstrzymała się od skierowania się do sypialni i odkręcenia gałki. Mimo, że otworzyła drzwi, nie była całkiem przygotowana na nieprzewidalny widok krępego Steven’a, z nieco wiątką dupą, gdy stał przy łóżku wyginając się i jęcząc, nad kobietą będącą na czworaka przed nim. Wszystkie ograniczenia, spokój, nieskazitelne maniery, których Taylor nauczyła się przez ostatnie piętnaście lat, uleciały jak para. – No kurwa, nie wierzę! – Jeśli nie dostanie tego od ciebie, weźmie to od innej. Najwidoczniej tą inną była Annemarie, zaledwie prawnie młody sprzedawca, którą Steven zatrudnił zeszłej zimy. Taylor rozpoznała ją, gdy tylko głowa Annemarie odwróciła się do niej. – Skurwiel. – Taylor nie wiedziała, czy skierowała to do Stevena, za spanie z inną kobietą – dziewczyną! Czy do Joe’a za to, że miał rację, co do jej związku. - Taylor! – Steven zagapił się na nią nad swoim ramieniem – Co ty tu robisz? Wyrzuciła w górę dłonie – No cóż, miałam nadzieję na jakieś bzykanko, ale wygląda na to, że spóźniłam się na imprezę. – Ogarnęła ze wstrętem spocone, nagie ciało Stevena. Z twarzy był atrakcyjnym mężczyzną, ale tak dawno temu widziała go w pełni w świetle dnia, że zapomniała jak wyglądał nago. Mimo, że nie był gruby, miał niezłe boczki. A jego tyłek... Taylor nie myślała, że facet może mieć celulit! Jego ramiona były wychudzone, jego dłonie blade, gdy nadal trzymały Annemarie za biodra, zbyt zszokowany by je puścić. Taylor zorientowała się, że mimo, iż Steven był idealnym dla niej facetem na papierze, to absolutnie nie pragnęła uprawiać z nim seksu nigdy więcej. A jeśli dałaby radę ujrzeć w nim atrakcyjnego, seksownego faceta to nigdy, przenigdy nie wybaczy mu zdrady.

12 Odwróciła się z obrzydzeniem, była już w połowie drogi na schodach, zanim złapał ją za ramię. Odwróciła się, spinając się od kolejnego pełnego widoku, ale ulżyło jej gdy okazło się, że miał ręcznik na biodrach. Podkreślił on miękki brzuszek pod prawie wklęsłą klatą, ale przynajmniej Taylor nie musiała oglądać już tej części ciała, która ostatnio znajdowała się w innej kobiecie. - Taylor, przepraszam. – powiedział, gdy szarpnęła ręką i zeszła po ostatnich stopniach. - Nie, no proszę cię, nie jest ci przykro. – splunęła. – Przepraszasz za to, że zostałeś złapany, no i pewnie przykro ci za to, że już nigdy nie będziesz miał wewnętrznych kontaktów z naszymi spółkami portfelowymi, ale nie jest ci przykro, że spałeś z tą.. z tym dzieckiem. - Annemarie ma dwadzieścia pięć lat. – wybełkotał, chwytając za brzeg ręcznika, bo powoli zaczął opadać. - Najwyraźniej jest zbyt głupia, by zorientować się, że spanie z tobą nie da jej awansu. – wyszydziła, jej dłoń złapała za klamkę. – Nie wyobrażam sobie, by to robiła z innego powodu, odkąd prawdopodobnie, tak jak ja, nie czerpie z tego przyjemności. Jego usta zwinęły się szydercze, gdy zaczął kontratakować. – No i się mylisz Taylor. W przeciwieństwie do ciebie Annemarie, wie jak się zrelaksować i zabawić. Jest seksowna i zabawna... - A ja nie? Przewrócił oczami i parsknął. – Jesteś tak seksowna jak konopny worek. Nic dziwnego, że zrobiłem skok w bok, odkąd seks z tobą jest jak próba zerżnięcia torby lodu. Ałć. Mimo, że nie była zainteresowana seksem ze Stevenem to i tak zabolała ją wiedza, jak bardzo on nie chciał spać z nią. Satynowa podwiązka zaczęła ją drapać i nagle poczuła się bardzo, bardzo głupio. Wybiegła z domu, prawie skręcając kostkę, kiedy jej wysoki obcas wpadł w pęknięcie chodnika. Łzy upokorzenia pojawiły się w jej oczach, gdy trzasnęła drzwiami od samochodu i wyjechała z podjazdu. Patrząc z drugiej strony: Przynajmniej nie miałaś szansy, by skończyć swoją niefortunną próbę uwiedzenia. Pomyśl jak gorzej byś się czuła, gdybyś spróbowała, a on by cię odrzucił. Zimny komfort psychiczny, nawet jak na “torbę lodu”, jaką niby była. Wjechała w swoją uliczkę, ścisnął jej się brzuch, kiedy zauważyła Joe’a, nadal bez koszuli, jego mięśnie na plecach napięły się, gdy schylił się, by pozbyć się chwastów wkoło żywopłotu. Na litość boską, była prawie osiemnasta! Czy ten facet nigdy nie przestaje pracować? Być może mogłaby podkraść się, by jej nie zauważył. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęła, była konfrontacja z nim twarzą w twarz. Wjechała do garażu, chcąc skorzystać z drzwi łączących garaż z kuchnią i nie musieć iść na około chodnikiem. Niestety, zgubiła klucz do tego zamka

13 szczęścia i miała zbyt napięty grafik, by załatwić sobie nowy. Westchnęła. Konieczność dźwigania zakupów w deszczu była niczym, w porównaniu ze stawieniem oblicza zadowolonemu z siebie, aroganckiemu sąsiadowi. - Musiał być szybki. Ramiona Taylor zacisnęły się od dźwięku jego głosu i próbowała się powstrzymać od zabrania mu tych wielkich nożyc i wbiciu ich w jego doskonale wyrzeźbiony tyłek. Zamiast tego, wzięła głęboki oddech i odwróciła się, dając z siebie wszystko, by utrzymać wściekłość i ból kipiące wewnątrz – Jestem pewna, że spodoba ci się fakt, że miałeś rację. Walczyła o uśmiech, czując jak jej skóra pękała na kościach jej twarzy. – Steven naprawdę ‘dostał to’ od kogoś innego, jak to ty nazwałeś. Faktycznie ‘dostawał to’ od swojej nowej asystentki, kiedy weszłam. No dalej, powiedz: ‘a nie mówiłem’. - Wyprostowała ramiona, spinając się na kolejną dawkę upokorzenia. Głupawy uśmieszek Joe’a uleciał, zainteresowanie zaciemniło jego zielone oczy. – Taylor, przepraszam. Nie chciała jego litości, ale szczera dobroć w jego głosie rozpaliła ciepły ogień, gdzieś w jej brzuchu. Uniosła dłonie. – Nie musisz. Lepiej, jak dowiedziałam się teraz niż później. Poza tym, najwyraźniej nie byliśmy tak strasznie... zgodną parą. – Jakbym kiedykolwiek była seksualnie zgodna z kimkolwiek, pomyślała ponuro. Odwróciła się i zaczęła iśc po rozwalonych płytach, które tworzyły jej chodnik, kiedy zawołał. - Hej, chciałabyś wypić drinka albo może coś innego? Świetnie. Teraz jej współczuł. – Nie musisz mnie pocieszać, Joe. Poza tym, pewnie masz lepsze rzeczy do roboty w sobotnią noc niż ugościć swoją – jak ty to powiedziałeś? – sąsiadkę vel zimną sukę. - Myślę, że powiedziałem ‘spiętą sukę’. – jego szeroki uśmiech sprawił, że jej palce u stóp podwinęły się w jej na wysokich obcasach sandałkach. – Nie mam planów, może obejrzałbym film i poszedłbym wcześnie do łóżka. – Tylko jej się wydawało, czy jego oczy na chwilę skupiły się na jej piersiach, kiedy mówił ‘łóżko’? Oj, daj spokój Taylor, chyba ugodniliśmy, że nie jesteś osobą, która potrafi wzbudzić dzikie pożądanie u kogokolwiek, a już na pewno nie u takiego młodego ciacha, jakim był Joe. Nie żeby chciała, przypomniała sobie wściekle, jak Joe wspaniały, zdecydowanie nie był typem faceta dla Taylor. Ale, co szkodzi jeden drink? Jej inną opcją był powrót do domu i użalanie się nad sobą. A w tej chwili, jedyną bardziej patetyczną rzeczą, aniżeli przyjęcie jego litościwej gościnności, mógłby być powrót do domu i jęczenie nad tym, co wydawało się perfekcyjnym, stabilnym związkiem. Po swoim najbardziej promiennym uśmiechu, powiedziała - Mogłabym pójść po naprawdę mocną wódkę i tonik.

14 ROZDZIAŁ TRZECI Joe zmieszał wódkę z tonikiem i przeprosił ją, by wziąść szybki prysznic. Taylor skorzystała z okazji, by rozejrzeć się po domu. Tak jak jej, był on dwupokoleniowy, z otwartą przestrzenią na parterze. Ostatnio wyremontowana kuchnia łączyła się z salonem, wyposażonym w wyglądającą na wygodną, ultra zamszową kanapę - dopasowane miejsce dla kochanków. Naprzeciwko kanapy, na prawie całej ścianie, wisiał wielki, płaski telewizor. Małe głośniki były ustawione w kątach. Mimo, że Joe cierpiał na typowy męski syndrom wyposażania w elektronikę, to dom i tak wyglądał lepiej niż mogła się spodziewać po kawalerze. Czarno- białe fotografie w ramkach dekorowały ściany w ciekawej aranżacji. No i było też czysto, chociaż stalowy blat kuchenny uginał się pod mokrymi naczyniami i patelniami. W przeciwieństwie do niej, oczywiście gotował. Ogólnie rzecz biorąc był bardzo ładnie urządzony. Ale oczywiście po męsku. Żadnych małych bibelotów, żadnych małych kobiecych dotknięć. Żadnej dziewczyny. Nie, żeby ją to obchodziło. Sączyła swojego drinka, czując na języku gorzki smak wódki i zimne bąbelki toniku, to relaksujące ciepło, które rozpływało się po jej żyłach z każdym łykiem. Gdy podziwiała pięknie urządzone podwórko Joe’ego przez przesuwane szklane drzwi w kuchni, wspomnienie zdrady Stevena zniknęło za alkoholowym zamgleniem. Opróżniła szklankę, gdy ciężkie kroki rozbrzmiały na schodach. Joe wszedł do kuchni, a jej zrobiło się sucho w ustach. Jak on mógł wyglądać tak dobrze, w wyblakłej koszulce i spranych jeansach? – Podziwiałam to, co zrobiłeś ze swoim podwórkiem. – powiedziała. - Dzięki. Mogę zrobić to samo z twoim. – Moim co? Od wódki i sposobu, w jaki koszulka opinała jego klatę, ciężko było jej się skupić. – Faktycznie, pozwalając mi ogarnąć swoje podwórko zrobiłabyś mi przysługę. - A tak. Moje podwórko. – Potrząsnęła głową, gdy jego słowa do niej doszły. – Myślałam o tym. – Tylko, że ledwo mogła w ogóle myśleć. Czuła, że się całkowicie zarumieniła, było gorąco nawet w jego zimnym, ciemnym salonie. Podwiązki drażniły jej uda, a pończochy przykleiły się do jej skóry. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, co zrobiłby Joe gdyby poprosiła go, by ściągnął je z jej nóg. - Zrobić ci kolejnego? Gapiła się głupio, dopóki nie wskazał na pustą szklankę. – Oh, pewnie. Ale może mógłbyś zrobić trochę słabszego tym razem, szybko wypiłam tego. – I alkohol wyraźnie wdzierał się do jej mózgu, zamieniając ją w zrogowaciałą, oszałałą od żądzy nimfomankę. Uśmiechnął się i podszedł, by zabrać od niej szklankę. Zapach mydła i ciepłej skóry zaatakował ją, kusząc do wychylenia się i zanurzenia nosa w silnej kolumnie jego szyi. Ale wycofał się szybko, idąc do granitowej kuchennej lady, by zrobić im świeże drinki. Jego włosy były nadal wilgotne, falując

15 trochę z tyłu. Taylor złączyła palce, zanim zrobiłaby coś głupiego, jak na przykład podeszłaby i pogłaskała je do góry po karku. Odwrócił się, jego uśmiech był jak białe cięcie, wzdłuż jego opalonej od pracy skóry. Wzięła swojego drinka i uniosła w górę w małym toaście. Wzięła łyk i wciągnęła powietrze. – Myślę, że ten jest mocniejszy niż poprzedni. Wskazał ręką na kanapę. – Pomyślałem, że po dniu jaki miałaś, zasługujesz na chwilę pijaństwa. Zwykle nie upijała się alkoholem. Wystarczyło, że dorastała wśród pijaków, by wiedzieć z pierwszej ręki jak nieatrakcyjnie to wyglądało. Dodatkowo, nie lubiła tracić kontroli i mówić albo robić niewłaściwe rzeczy. W jej profesji, wizerunek był bardzo ważny, i nigdy nie pozwoliłaby sobie na pokazanie się swoim kolegom w świetle innym jak zawodowe. Ale ona naprawdę wątpiła w to, że Joe gonił za tym samym życiem, co ona; to znaczy nie zamierzał wpaść na jej partnera biznesowego i opowiedzieć mu, jak spędziła sobotnią noc, rozwalając się po pijaku na jego kanapie. Poza tym, miał rację. Po dniu, jaki miała, powinna pozwolić sobie na trochę luzu. Opadła na kanapę z lekkim wdziękiem, bez przekonania poprawiając spódnicę, kiedy podwinęła się na jej udzie. – Dzięki, że się nade mną ulitowałeś. Naprawdę nie mogę uwierzyć...- Zacięła się. Nie chciała mówić o Stevenie albo o tym, że miała prawie trzydzieści trzy lata i była cholernie dalej od małżeństwa niż dzień wcześniej. Albo, że została porzucona dla kobiety prawie o dziesięć lat młodszej, ale przynajmniej o 20 pkt IQ głupszej, jednak bardziej uległej, gdyż pozwoliła Stevenowi zrobić to na styl pieska, na pozycję, której Taylor nienawidziła. Spojrzała na Joe’ego, uśmiechającego się do niej z drugiego końca kanapy. Uniósł szklankę do ust, jego język się pokazał, by zlizać zabłąkaną kroplę ze swojej dolnej, okazałej wargi. Obraz ujawnił się w jej głowie, zgiętej, nagiej w swoim łóżku, gdyż Joe najeżdżał na nią od tyłu. Zamiast odrzucić ją, ta myśl sprawiła, że poczuła pulsowanie między nogami. Przesunęła niespokojnie nogi, ściskając uda, jakby myślała, że zastopuje gorącą wilgoć napływającą do jej majteczek. – Nie mogę uwierzyć, że tak długo zajęło mi odgadnięcie, kto jest moim sąsiadem. – Powiedziała w rozpaczliwej próbie rozproszenia siebie samej. – Nigdy bym nie pomyślała, że to będzie ktoś taki jak ty. - Ktoś taki jak ja? – Uniósł grubą, ciemną brew, jakby nie mógł się zdecydować, czy się obrazić, czy nie. - No wiesz, jesteś taki młody. A tak w ogóle to ile masz lat? - Dwadzieścia osiem. - Jesteś za młody, by mieć własny dom w Bay Area, zwłaszcza na tym terenie. - Mów za siebie.

16 - Mam trzydzieści dwa lata. – Powiedziała, przypominając małą dziewczynkę, która się kłóciła, że zamiast pięciu lat ma pięć i pół. - Staruszka.- Zachichotał. – Daj mi znać, jak będziesz potrzebowała pomocy przy chodzeniu. - Poza tym, - powiedziała, przewracając oczami, - to osiedle nie jest właściwie Mekką dla młodych singli. Przysunął się trochę bliżej, opierając ramię na oparciu kanapy. Kolejne przysunięcie i mógłby dotknąć palcami jej nagiego ramienia, jeśliby się ku temu skłonił. – Albo dla młodych singielek. - Nie jestem singielką. – poprawiła siebie – Przynajmniej nie byłam do dzisiaj. A kupiłam ten dom z zamysłem założenia w końcu rodziny. – Zmarszczyła brwi, nie chcąc rozwodzić się nad Stevenem, ale nie zdołała stłumić myśli o wszystkich swoich nadziejach i oczekiwaniach, które tak głupio z nim wiązała. Nie, nie był miłością jej życia, ale Taylor zależało i myślała, że jemu też. Mieli podobne cele, zarówno osobiste jak i zawodowe, i Taylor była pewna, że mógł jej dać dwójkę dzieci, psa i bogate życie, o którym zawsze śniła. Życie, które było zupełnie inne od życia jej matki, samotnej kelnerki, która wychowywała Taylor w przyczepie, podtrzymując niekończący się sznur bezrobotnych nieudaczników. Zamiast tego, musiałaby zacząć wszystko od nowa, zmarnowane dwa lata. Nagle, gorące łzy zapłonęły w jej oczach i musiała ścisnąć nos, by je powstrzymać. Ostatnią rzeczą, jaką chciała było rozpłakanie się na oczach Joe’go. - Hej, już dobrze. – powiedział, zabierając jej drinka i niezgrabnie przyciągając ją w swoje ramiona. Jedną potężną dłonią poklepywał jej plecy, gdy drugą przyciągnął jej twarz do swojej klaty. Przytuliła nos do jego mięśni. Boże, tak ładnie pachniał. Jej ręka spoczęła miękko na jego talii, gorąco jego skóry promieniowało przez koszulę. Chciała podciągnąć ją do góry nad jego klatą i przejechać palcami po jego gładkim, brązowym torsie, ale to byłoby niegrzeczne tak bezwstydnie wpaść na niego, kiedy on tylko oferował jej pocieszenie. Poza tym, przypomniała sobie, pomimo, że pod sukienką mogła być ubrana w najseksowniejszą bieliznę jaką miała, jeśli nie mogła skusić mężczyzny takiego jak Steven, to Joe mógłby na pewno poznać jej okrutnie brakujące możliwości uwodzenia. W końcu, odsunęła się pociągając nosem, wdzięczna odejściu pragnienia, by się złamać i zapłakać. – Zwykle nie jestem taka emocjonalna. – powiedziała. - Twój facet jest idiotą. Pokręciła głową i opadła z powrotem na poduszki. – To nie jego wina, że nia chciał ze mną spać. Joe wychylił się, opierając swoją dłoń na kanapie obok jej uda, wystarczająco blisko, żeby, jeśli przesunie swoją nogę o milimetr w prawo, poczuć jego skórę przy swojej. – Taylor, nie ma faceta, który by nie chciał z tobą spać.- Jego ton był dziki, tak jak jego wzrok, gdy skupił go na jej ustach. Oblizała je, gdy jego zamiary stały się jasne.

17 Powinna się ruszyć, powinna wstać z tej kanapy i uciec. On był zbyt młody, zbyt niewłaściwy... Zbyt dobry w całowaniu, zorientowała się, gdy jego usta opadły na jej. Jego smak zalał ją, gdy jego wargi się rozchyliły, jego język wsunął się do jej ust, gorący, śliski i gładki, gdy zaplątał się z jej. Mokre pocałunki stopiły się razem, dopóki oddech Taylor nie zamienił się w małe braki tchu. Długie, szorstkie palce zsunęły ramiączka sukienki po jej ramionach, jego język powodował iskry palące jej kręgosłup. Nigdy nie myślała o swoich ramionach, obojczykach i szczęce, jak o strefach erogennych, dopóki Joe nie zaczął ich szczypać i ssać. Usłyszała brzęczenie swojego suwaka, równocześnie chłodne powietrze uderzyło o jej plecy, i wtedy była naga do talii z wyjątkiem jej lodowato- błękitnego, satynowego stanika. Nie poznała tej dzikiej kobiety, wyginającej się i jęczącej pod dłońmi i ustami Joe’ego, który praktycznie porwał swoją koszulkę, by mogła go poczuć, skóra przy skórze. Wszystko, co Taylor wiedziała to to, że była głodna jego smaku, dotyku, zapachu. Była tak podniecona, skóra po wewnętrznej stronie jej ud była śliska od jej własnej wilgoci, a on nadal nie dotknął jej poniżej szyi. Jej dłonie niecierpliwe badały jego plecy, gdy pociągnął za miseczki jej stanika. – Piękna – wymamrotał, gdy jej piersi wyskoczyły wolne, jej sutki były ciemnoróżowe i tak twarde, że prawie bolały. Zajęczała w przewidywaniu, gdy jego język podkradł się, zaledwie badając końcówkę jednego, potem drugiego. Niski, gardłowy jęk emanował z jej gardła, kiedy jego wargi zamknęły się na wrażliwym ciele. Gorąco zalało jej brzuch, gdy pchnął ją na poduszki i umieścił się między jej rozłożonymi udami. Gruba kolumna jego erekcji naparła na jej brzuch, jego wielkość była widoczna nawet przez ściśnięte jeansy. Wtedy znowu, wszystko w nim było wielkie, od szerokiego, utwardzonego przez pracę ścisku dłoni na jej piersi, po ogromne ramiona zasłaniające jej widok, gdy się nad nią pochylił. Zwyczajna myśl o jego długim, grubym penisie wsuwającym się do jej gładkiego ciała rozciągając je, sprawiła, że poczuła płynące przez nią dreszcze. Znowu ją pocałował, tym razem mocniej, jego oddech był szybki i trzęsący się, gdy ręką zjechał po krzywiźnie jej biodra, w dół po jej udzie i z powrotem w górę, podciągając przy tym jej sukienkę. Palce mu zastygły na podwiązce. Jak gdyby nie mógł całkiem uwierzyć w to, co poczuł, odchylił się, powolny, zachwycony uśmiech zalał jego twarz, gdy podciągnął zupełnie jej sukienkę dla niepowstrzymanego widoku. – Proszę, proszę, Panno Taylor Flynn, czyż nie jesteś pełna niespodzianek? - Jego dłoń była ciemna na jej udzie gdy wyśledził pasek podwiązki, ruszył krawędzią jej obnażonej pończochy i sunął w górę po gładkiej skórze po wewnętrznej stronie jej uda, zatrzymując się na jej koronkowych majteczkach. Jego kciuk spoczął na zgięciu jej uda, okrążając jej wzgórek, głaszcząc puchnące ciało pod jedwabną tkaniną. Gorący strumień zalał jej ciało, aż blada skóra jej piersi nie zarumieniła się. Kolejny delikatny krąg, nagi szept jego kciuka otoczający jej łechtaczkę sprawił, że wygięła biodra i zatopiła palce w jego ramiona.

18 Nigdy nie doświadczyła czegokolwiek w ten sposób, rozpaczliwą potrzebę czucia jego dłoni na sobie, dzikie pragnienie prawie bolało. Była podniecona, jeszcze zanim Joe położył na nią dłoń. Nie, to było coś w nim, bogaty zapach jego skóry, sposób, w jaki jego zielone oczy się zwężały, a jego usta skręcały, kiedy na nią patrzył. Ale naprawdę, nic nie wyjaśniało jej śmiesznej intensywnej reakcji. Jego palce przesunęły na bok wilgotną już satynę jej majteczek, i prawie wyskoczyła ze skóry od pierwszego dotyku jego gołych palców na obrzmiałych płatkach jej kobiecości. Była tak wilgotna, że mogła aż usłyszeć mokre dźwięki, które stwarzały jego palce, gdy rozchyliły ją szeroko, by mógł pociągnąć i drażnić jej łechtaczkę. Taylor bryknęła do jego dłoni, potrzebując więcej przyjemności, mocniejszych dotknięć. Ale wydawało się, że zamierzał poznać każde zgięcie i wypukłość, zsuwając się, by drażnić jej wejście, ale zatrzymując się na krótko przed wepchnięciem wewnątrz. Energicznie szarpnęła do siebie jego głowę, ssąc i gryząc jego wargi, wsuwając swój język wewnątrz w tym samym czasie, gdy wsunął dwa długie, duże palce wewnątrz niej. Jęknęła w jego usta, gdy jego kciuk zataczył szorstko kręgi na jej łechtaczce, w końcu, w końcu obdarzając ją dotykiem jaki pragnęła. Jej biodra napierały na jego dłoń, pieprząc jego palce, gdy jego usta tworzyły palącą ścieżkę w dół po jej klatce piersiowej, zlizając krople potu między jej piersiami. Nagle, jego dłonie zniknęły. – Nie – załkała, gdy została przesunięta, póki nie usiadła na kanapie. Joe zignorował jej protest klękając na przeciwko niej, zatrzymując się tylko po to, by szarpnąć za jej majteczki, zanim położył sobie jej nogi na szerokie barki. Światło eksplodowało za jej powiekami, gdy jego usta zbliżyły się do niej, ssąc i liżąc ją, jakby był głodnym facetem, a ona ambrozją. Jego palce znalazły się z powrotem wewnątrz, pchając głęboko, rozciągając ją szeroko, napierając na kłębki nerwów, gdy jego język tańczył na jej łechtaczce. Każdy mięsień i każdy nerw rozciągnął się w napięciu, gdy wygięła się pod jego ustami. Spojrzała w dół, widząc jego ciemną głowę schowaną pomiędzy jej nogami, jego usta zwilżone od jej soków. Spojrzał w górę i spotkał jej spojrzenie, jego własne było tak ciemne i pragnące, to wystarczyło, by wysłać ją na krawędź. Ciasny supeł jej orgazmu eksplodował, zaczynając poniżej jej brzucha i promieniując rozchodzącymi się pulsującymi falami. Niemiłosiernie, pchnął ją, jego palce napierały mocniej i mocniej wewnątrz niej, jego usta nigdy nie zaprzestały miękkiego ssania aż jeden orgazm zamienił się w dwa, potem w trzy, dopóki nie stała się jedynie gumową stertą bezdechu. Taylor czuła bicie serca łomoczące między jej nogami, w końcówkach jej palców, sprawiając, że skóra na jej brzuchu drżała. Joe powoli wycofał palce i miękko pocałował jej uda, gdy usiadł na piętach. Jej oczy się rozszerzyły, gdy ssący dźwięk z jego ust przywrócił ją surowo do rzeczywistości. Spojrzała w dół, zaatakowana przez widok swoich nagich piersi rozjaśnionych przez promienie

19 zachodzącego słońca, blask wilgoci na jej udach, szeroko rozstawionych i nadal w połowie umieszczonych na jego barkach. Jej żołądek się ścisnął, gdy zrozumiała, co właśnie zrobiła. Niepomny, Joe uniósł się i położył jedno kolano na kanapie, przeszywając Taylor wzrokiem jak głodny wilk po soczystym steku. Musi się stąd wynieść, zanim sprawy zajdą za daleko. Jakby zezwolenie mu na położenie się na niej, nie wystarczyło? Sięgnął po jej dłoń, umieszczając ją na swoim kroku, gdy się pochylił by ją pocałować. Gorąco i wielkość jego erekcji pulsowało przy jej dłoni, i tak mocno jak błagała o dotyk tego gorącego, grubego, długiego ciała wewnątrz niej, tak jakaś siła zdrowego rozsądku spychała ją z kanapy. Szybko chwyciła swoją sukienkę by zakryć swoje piersi i nogi podczas, gdy Joe usiadł, wyglądając tak zdezorientowanie, że Taylor prawie rzuciła się z powrotem pod niego. – Co się stało?- zapytał, unosząc się, by móc znowu ją położyć na kanapie. Odskoczyła jakby poparzona, prawie spadając na tyłek, gdy jej sandałki na wysokim obcasie wiły się pod nią. – Nic. Nic się nie stało. Po prostu przypomniałam sobie, że mam..- zmusiła swój mózg do pracy, by się wiarygodnie usprawiedliwić -... jutro spotkanie. Wcześnie. - Jutro jest niedziela – odpowiedział z seksownym, małym drgnięciem brwi, co sprawiło, że prawie straciła determinację. Zaczęła cofać się do drzwi. Joe wstał i podążył za nią, wolno, jak jakiś zabójca z horroru, który tylko czekał, by chwycić swoją ofiarę. – Taa, ale wiesz, ci wszyscy techniczni kierownicy, zawsze naciskają. – Prawie była przy drzwiach do kuchni. Jego dłoń zsunęła się po jego gołym brzuchu, zatrzymując się pod paskiem obejmując go kciukiem po prawej stronie suwaka. Przyciągając nieubłagalnie wzrok Taylor do wybrzuszenia, które nie wydawało się zmaleć, bynajmniej. Jej oczy poszerzyły się, a w ustach poczuła ślinkę i nagle wszystko, co chciała zrobić to upaść na kolana i spędzić cały wieczór poznając smak Joe’ego Tierney’a. Przełknęła mocno i zrobiła kolejny krok w tył, uderzając ramieniem o framugę drzwi. – Tak czy inaczej, trzeba iść. Dzięki za drinka i za... – Czuła jakby jej policzki buchnęły płomieniami, gdy machnęła ręką w kierunku kanapy. Jego brwi podniosły się w niedowierzaniu i mogła powiedzieć, że był milimetry od nazwania ją szaloną suką. Przerwała to, by nie pogorszyć jeszcze sprawy.

20 ROZDZIAŁ CZWARTY Nie chcąc złapać się na wylegiwaniu, Taylor wstała z łóżka o siódmej rano w niedzielę i wzięła się za swoje “spotkanie”. Mimo, że nie miała pojęcia czy Joe zwróciłby uwagę, na wszelki wypadek wzięła teczkę. Wypełniła cały dzień niepotrzebnymi sprawami, czekając, by po ciemku wrócić do domu, żeby nie wpaść na Joe’ego i na jego ogromną ogródkową gnidę. Za bardzo nie wiedziała, jak zaplanować swój weekend, ale znalazła jakiś cudownie dopasowany stanik i majteczki w Centrum Handlowym we Stanford. Nie to, żeby ktokolwiek mógł wkrótce docenić jej seksowne nowe bieliźniane nabytki, nawet jeśli wyobraziła sobie pełną podziwu minę Joe’ego na coś, co odbiegało od jej ułożonego, bardziej praktycznego stylu ubierania się. Co ona sobie myślała, pozwalając, by sprawy z nim tak wymknęły się spod kontroli? To oczywiste, że był niewiarygodnie przystojny, ale Taylor nigdy nie była kimś, kto pozwoliłby, by coś podobnego do surowej żądzy i alkoholu opanowało jej zdrowy rozsądek. Choć, myśląc o tym, to nie mogła sobie przypomnieć, by ostatnimi czasy poczuła cokolwiek, co przypominałoby czystą żądzę, dopóki nie spotkała Joe’ego. Może to był jej problem. No cóż, skoro już to poczuła to równie dobrze może iść na przód jak przedtem i zapomnieć, że mieszka obok prawdopodobnie najgorętszego faceta w całym wszechświecie. Najwidoczniej jej podświadomość nie zrozumiała tego do końca. W niedzielną noc obudziła się zgrzana i niespokojna, jej kobiecość i sutki pulsowały, jej mózg zalały szalone fantazje na temat rąk Joe’ego, warg Joe’ego, penisa Joe’ego zaspokajających ból między jej nogami. To samo namiętne, pobudzające ją uczucie, które owładnęło nią sobotniej nocy ponagliło ją, by zadzwoniła do niego, by przekonać się czy nadal był tak twardy jak ostatniej nocy, ale Taylor mądrze się oparła. Prawdopodobnie najlepiej byłoby go unikać, tak jak tylko się da. Bardzo szybko przejęła tą starą strategię, czekając pół godziny w poniedziałkowy ranek, by ich drogi się nie skrzyżowały, gdy wychodziła do pracy. Była już spakowana i gotowa by wyjść, kiedy ukazał się Joe, wypakowując coś ze swojej ciężarówki. Zatrzymała się, obserwując i czekając aż wsiądzie i wyjedzie z podjazdu. Zamiast tego, wkładał do garażu jakiś milion materiałów potrzebnych do projektowania, aż minęło jakieś piętnaście minut a on dalej nie wydawał się kończyć. Robił jej na złość? Wyglądało to na dziwny zbieg okoliczności, że po prawie półrocznym nie widzeniu się, nagle wyjście do pracy Joego dokładnie zbiegało się z jej wyjściem. Taylor patrzyła ze swojego salonu, podziwiając sposób, w jaki jego mięśnie pracowały pod cienką bawełną jego koszuli nawet, gdy niecierpliwie widziała jak czas mija. Lepiej naciesz się teraz. Przez resztę dnia czekają tylko obwisłe tyłki i płaskie torsy. W myślach skarciła siebie za wyśmiewanie się z ciał swoich kolegów. Pomimo wszystkiego, ambicje, inteligencja i dobrze płatna profesja były warte więcej niż perfekcyjny tyłek i wyrzeźbiony tors. Steven posiadał wszystkie te cechy, no i spójrz jak się zmienił, szepnął podstępny głos. Mocno odepchnęła te myśli na bok. Prawda, Steven zmienił się w bezmyślnego,

21 samolubnego, niewiernego palanta, ale to nie znaczy, że ma odrzucić wszystkie swoje randkowe standardy. Ale napakowany tors zdecydowanie posiada wartość... Nareszcie, Joe wyjechał ze swojego podjazdu, pozwalając Taylor wyruszyć do pracy. Apex Ventures znajdował się w Sand Hill Road, gdzie wszystkie podobne firmy kapitałowe skupione były w małe gotówkowe kolonie u stóp gór Santa Cruz. Szepnęła grzeczne ‘cześć’ do swojej asystentki Mary w drodze do biura, by włączyć komputer. Zwykle sekundę po przejściu przez drzwi była już skupiona, dokładnie wiedząc, co zamierza zrobić, do kogo ma zadzwonić, kogo ma posiekać na kawałki, czyje ego musi połechtać. Ale tego ranka była zbita z tropu ,a o dziesiątej rano nadal nie garnęła się do spotkania wspólników. Więc kiedy Jenna, przedsiębiorca Apex, wepchnęła głowę do biura i zaprosiła ją na filiżankę kawy, Taylor przyjęła to ochoczo. Odkąd była w firmie jedyną singielką przed czterdziestką, Jenna natychmiast uczepiła się Taylor na początku swojej pracy z Apex. Choć Taylor z zadowoleniem przedstawiła znajomą w biurze, na początku próbowała dyskretnie odrzucać próby Jenny na poznanie się bliżej po pracy. W trakcie kariery Taylor uważała, w rozmawianiu o szczegółach ze swojej przeszłości i z prywatnego życia osobistego, żeby ktoś nie powiązał jakiś zagadnień, które mogą wzbudzać podejrzenia na temat jej zdolności i zaangażowania w karierę. Ale w ciągu roku, kiedy Jenna pracowała w Apex, powoli docierała do Taylor, dzieląc się własnym zaufaniem i powolutku wciągając Taylor w swoją prywatną strefę. Fakt, że Jenna nie wykazywała żadnej konkurencji dla Taylor w staniu się najmłodszym partnerem w historii Apex sprawił, że tak łatwo można było ją pokochać. - Jak minął ci weekend? – Spytała Jenna wręczając Taylor kubek francuskiej kawy. - W porządku. – odpowiedziła Taylor nalewając sobie śmietanki. Otóż to, jeśli przyłapałaś swojego faceta na zdradzie i prawie przespałaś się ze swoim młodszym sąsiadem. – A twój? Jenna zrobiła minę. – Nic nadzwyczajnego. Poszłam ze Spellmanem w piątek na kolację. To, co zwykle. Naprawdę muszę postarać się o męża i dzieci. Prawda. Marc Spellman, jeden z zarządzających partnerów, również zaprosił Taylor na tę imprezę, ale odmówiła odkąd Steven często bywał poza miastem. - Żałuję, że nie poszłaś. - kontynuowała Jenna - Bez Stevena. Przynajmniej miałabym partnerkę. Taylor podniosła łyżeczkę i z roztargnieniem zamieszała kawę. – Nienawidzę chodzić sama na takie imprezy. Zawsze dziwnie się czuję wśród żon. Jenna usiadła przy jednym z małych stolików w odosobnionym miejscu. – Tak się dzieje, bo je onieśmielasz. Taylor przewróciła oczami i usiadła. – Myślę, że to dlatego, bo nie mamy za dużo wspólnego.

22 - Albo dlatego, bo wyglądasz jak ładniejsza bliźniaczka Grace Kelly. One nie lubią myśleć, że ich mężowie pracują z kimś pięknym, błyskotliwym i wolnym, nie wspominając już nawet o codziennej rutynie z ich mężami. Większość z nich zaniedbała swoje kariery, by skupić się na aplikacji swojego małego Jimmy’ego do prywatnej szkoły i na treningach piłki nożnej Suzie. Boją się, że będziesz kusić ich mężów swoim wyglądem i intelektem. – powiedziała Jenna z drażniącym mrugnięciem oka. Większa część sukcesu Taylor zależała od współpracy ze swoimi kolegami, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz Apex, ale zdała sobie sprawę, że jeśli żona któregoś z nich ukazywała do niej sympatię, to mąż stawał się mniej entuzjastyczny we współpracy z nią. Taylor i Jenna nie raz przekonały się, jak ciężko jest być samotną kobietą starającą się negocjować żądania. Ale dzisiaj Taylor nie była w nastroju, by o tym żartować. Przez dwa lata, Steven był jej doskonałym towarzyskim dodatkiem, typem faceta, którego mogła w zaufaniu dołączyć do spraw biznesowych i wiedzieć, że doskonale zgadzałby się z nią. Oczywiście, był coraz częściej poza miastem lub bardziej niedostępny. Prawie zabiło ją odmówienie zaproszenia Spellmana, wiedząc, że byłby to ważny krok w zdobywaniu partnera biznesowego. - Co z tobą? – zapytała Jenna. Taylor spojrzała znad kubka. - Jesteś rozproszona. Nie nawiązałaś w piątek wielkiej umowy? Dlaczego nie mówisz mi do ucha o tym, jak ważne w twoim poszukiwaniu jest stanie się wspólnikiem? Taylor westchnęła. Gdzie to się zaczęło? Jestem przygnębiona, bo złapałam swojego faceta z jego asystentką w pozycji, której szczególnie się brzydzę, a mniej niż pół godziny później znalazłam się z udami dookoła szyji mojego sąsiada jak jakaś pijana dziewucha. Wypuściła powietrze i szybko wtajemniczyła Jennę w sprawę ze Stevenem, pomijając tę część o seksualnej pozycji, a Joe’ego całkowicie. - O mój Boże, dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Bo byłam zbyt zajęta dochodzeniem przy twarzy mojego gorącego sąsiada? Taylor poczuła jak jej policzki się rumienią od jej myśli. Skończyła swoją kawę i wstała. – Nie chciałam i nie chcę się nad tym rozwodzić. - Dobre posunięcie. – powiedziała Jenna. – I tak zawsze uważałam go za wytrawnego dupka. Taylor nie miała wystarczająco siły, by o tym dyskutować, zwłaszcza kiedy Jenna prawdopodobnie miała rację. – Mimo to, wracam do punktu wyjścia. Prawie trzydziestotrzy letnia i bez faceta na oku. – Obraz Joego, bez koszuli, zgrzanego, z zielonymi lśniącymi oczami i szerokim uśmiechem, błysnął jej w głowie sprawiając, że jej uda się ścisnęły a jej sutki napięły pod jej jedwabną bluzką. Małoletni nieobliczalny ogrodnik, przypomniała sobie wściekle.

23 - Lepiej nie mieć w ogóle faceta, niż mieć takiego jak Steven. – stwierdziła Jenna, wylewając do zlewu pozostałości po swojej kawie. Później, gdy Taylor gapiła się w ekran swojego komputera i próbowała się skupić na swoim raporcie, nie była pewna, czy by się zgodziła. No dobra, odkładając niewierność na bok, Steven był dla niej idealnym facetem. Ambitnym, z sukcesami i inteligentym, rozumiał wymagającą naturę jej kariery. Zasadniczo był męską wersją jej samej, Steven wydawał się perfekcyjnym dodatkiem do jej ‘podążającego-za-karierą’ życia. Dopóki, oczywiście, nie znalazła go nagiego nad Annemarie. Ścisnęła mocno oczy, próbując skupić się na szczegółach ostatniej serii ‘B’ finansów, jakie wynegocjowała z rozpoczynającą działalność medyczną firmą. Nigdy w swoim życiu nie pozwoliła swoim prywatnym sprawom rozproszyć ją przy pracy. I oto była, całkowicie nieprzygotowana na spotkanie, jakie miała za mniej niż czterdzieścipięć minut. Co gorsze, nawet nie było jej smutno po rozstaniu ze Stevenem. Nie, to był Joe, który ją dręczył, spełniając jej życzenie, aż nie mogła go powstrzymać w jego poznawczej podróży w sobotnią noc. Sprawiał, że zastanawiała się jak wygląda nago, jakby wyglądał dochodząc. Nałożyła swoje okulary i chwyciła za arkusze kalkulacyjne, by powrócić na właściwy tok myślenia. Jeszcze nigdy w życiu nie miała takiej obsesji na punkcie seksu. Z pewnością wiadome było, że to lubi. Raz na jakiś czas naprawdę tego pragnęła, ale tak rzadko zostało to zrobione dokładnie w taki sposób, w jaki chciała, że wyobraźnia była zwykle lepsza niż rzeczywistość. Ale Joe robił takie rzeczy swoimi palcami i językiem, o których by nawet nie pomyślała. Taylor przekręciła się na fotelu, zamknęła oczy, gdy znowu poczuła gorący, wilgotny dotyk jego ust dookoła swojej łechtaczki, mocne pchnięcia jego palców rozwiązujące węzeł nerwów wewnątrz niej, o którego istnieniu nawet nie wiedziała. Czuła się jak rozpuszczone czekoladowe ciasto, całe gorące i rozlewające się w środku. Przełknęła mocno, wiedząc, że powinna powstrzymać tę fantazję, zanim wymknie się spod kontroli, ale nie była zdolna tego dokonać. Czy Joe posiadał mapę do ulotnego punktu G? I czy mógłby z łatwością znowu go znaleźć, tym razem swoim penisem? - Taylor, idziesz czy nie? Prawie, pomyślała, gdy głos Jenny polał wirtualny kubeł zimnej wody na wypełnioną coraz bardziej pornograficznymi myślami głowę Taylor. Jakoś zdołała przebrnąć przez cotygodniowe spotkanie, przekazując stosunkowo spójnie uaktualnienia na temat późniejszych inwestycji; dała radę nawet określić nowe perspektywy. - To jest niedorzeczne – wymamrotała godzinę później, gdy siedziała w zaparkowanym w garażu samochodzie, czekając aż Joe skończy wypakowywać swoją ciężarówkę. Jak na nieszczęście, przyjechał jakieś dwie sekundy przed nią, mimo, że Taylor celowo czekała do zmroku przed opuszczeniem biura. Myślała, że odkąd Joe potrzebuje do swojej pracy światła, to wróci do domu przed zachodem słońca.

24 Źle myślała, tak więc siedziała, uwięziona w swoim garażu, drugi raz w ciągu dwóch dni, próbując unikać jedynego faceta, który docenił jej brazylijskie okolice bikini. To było głupie, unikanie go jak dziecko. Była dorosła, w pełni kompetentna, by kontrolować swoje niegodziwe instynkty. Nigdy nie pozwoliła, by rządziła nią irracjonalna potrzeba bądź emocja, nie pozwoli też teraz. Najlepiej, gdy wysiądzie z auta, spotka się z nim jak dorosły człowiek i udowodni zarówno sobie jak i jemu, że to, co stało się między nimi, wcale nie było niczym nadzwyczajnym. Czysty przypadek, bez znaczenia, seksualne spotkanie między dwoma zgadzającymi się dorosłymi. Niesamowite, erotyczne, intensywne, seksualne spotkanie. Ale bez znaczenia. Zupełnie bez znaczenia, bez większego znaczenia jak uścisk dłoni. I, wywnioskowała, że właściwie już wkrótce znowu go ujrzy, już wkrótce przypomni sobie, że pomimo atrakcyjności, Joe był daleki od faceta z jej snów. A powodem, dla którego jej orgazm był tak potężny, że naprawdę ją osłabił, było to, że nie miała go od dłuższego czasu. Gdy tylko naprostowała sprawy w swojej głowie (nie wspominając o innym częściach), mogła obezwładnić to pożądanie, które nękało ją po południu. Więc nie było powodu, by nie wyjść ze swojego własnego garażu, zaoferować przyjazne ‘cześć’ i przejść nietknięta przez swoje frontowe drzwi. Mimo tego, gdy tylko wyszła z garażu, prawie upadła z ulgą, widząc jak Joe wjeżdża do siebie i upuszcza automatycznie drzwi. Jutro będzie wystarczającym ‘wkrótce’ by naprawić ogrodzenie z sąsiadem.

25 ROZDZIAŁ PIĄTY - Więc, przestałaś się przede mną chować? – Spytał Joe następnego wieczoru, kiedy otworzył drzwi, i znalazl Taylor na swoim ganku. Miała na sobie czarne wyszczuplające, dopasowane, krótkie spodenki i jedwabną bluzkę, która zaledwie miała zgięcia, pomimo noszenia jej przez cały dzień. Jej jasne blond włosy były spięte klamerką przy karku, nawet jedno pasemko się nie wymknęło. Gdyby Joe nie miał informacji z pierwszej ręki, że Taylor jest naturalną blondynką, nigdy nie powiązałby jej z tą samą półnagą kobietą, wijącą się rozpaczliwie pod jego językiem i palcami, gdy doprowadzał ją od orgazmu do orgazmu. - Chować? Dlaczego miałabym się chować? – powiedziała. Grzeczny, przyjazny uśmiech przebiegł przez jej twarz. Przez jej chłodne zachowanie wydawało się, że nie myślała w ogóle o swoich udach zawiniętych dookoła jego szyi. Chciałby powiedzieć to samo. Zamiast tego, sam widok jej zapiętych guziczków sprawił, że jego penis stał się w połowie gotowy, co było niczym, w porówaniu z siedemdziesięciodwugodzinną całkowitą, bolącą twardością. Oparł się jedną ręką o framugę, a drugą umieścił na swojej talii. Jej oczy skierowały się na dół, poszerzając się, kiedy ujrzała wyraźny dowód jego rozbudzenia. Przełknęła ślinę i oblizała wargi. Dobrze. Może nie była, po tym wszystkim aż tak obojętna. – No, nie wiem. Dlaczego byś się chowała? Zadałem sobie to pytanie, po tym jak poprzedniego wieczoru, stałaś w swoim garażu przez piętnaście minut. - Sortowałam na recykling. - Yhy. A wczoraj, zanim wyszłaś do pracy, nie obserwowałaś mnie ze swojego okna w salonie, by zobaczyć kiedy odjadę? Różowy strumień zalał jej policzki. – Musiałam coś tam zrobić. – Odpowiedziała nieprzekonująco. - Pomyślałem, że po tym jak odeszłaś zeszłej nocy, czułaś się zakłopotana. – Za to on, z drugiej strony, był najpierw zdumiony, wtedy wkurwiony, potem sfrustrowany, kiedy uciekła jak przerażony króliczek bez zamiaru powrotu. A przez to wszystko, on był tak twardy, że z łatwością wbiłby nim gwoździe. Zaczęła się kręcić pod jego bezpośrednim spojrzeniem, potem wyglądało na to, że próbuje zmusić się do spokoju. To był prawie namacalny proces; sposób, w jaki prostowała swoje plecy i obdarzyła go chłodnym, niebieskim spojrzeniem. Wyglądało to tak, jakby założyła niewidzialną zbroję, broniąc się przed wszystkimi bzdurnymi komplikacjami świata zewnętrznego. – Czego się tu krępować? – powiedziała tak chłodno, że mogłaby mielić lód zębami. – Oboje jesteśmy zgadzającymi się dorosłymi ludźmi. To znaczy, naprawdę, czym jest kilka orgazmów między sąsiadami? Równocześnie bardziej wkurzony i pobudzony niż kiedykolwiek, Joe był bardziej niż zwykle skłonny zadać tej skorupie jeszcze jeden cios. – Właściwie, to naliczyłem trzy. – Powiedział