bozena255

  • Dokumenty550
  • Odsłony36 699
  • Obserwuję47
  • Rozmiar dokumentów648.7 MB
  • Ilość pobrań27 416

Christine Feehan - Mrok 26 - Mroczna Krew

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Christine Feehan - Mrok 26 - Mroczna Krew.pdf

bozena255 EBooki pdf F Feehan Christine Mrok
Użytkownik bozena255 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 367 stron)

Tłumaczy: franekM Tłumaczy: franekM

Tłumaczy: franekM Rozdział 1 Dźwięk podszedł do niego jako pierwszy. Niskie uderzanie w bęben stawało się głośniejsze. Zev Hunter poczuł wibrowanie tego rytmicznego grzmienia w całym jego ciele. To bolało. Każde oddzielne uderzenie wydawało się rozbrzmiewać echem przez jego ciało i kość, odbijając się głośnym echem w jego tkankach i komórkach, wstrząsając nim do czasu gdy myślał, że może się rozpaść. Nie ruszył się. To wydawało się zbyt dużym wysiłkiem, nawet by otworzyć oczy i spojrzeć czym było to niepokojące, uporczywe wołanie — albo dlaczego nie odchodziło. Gdyby otworzył oczy musiałby się ruszyć, a to piekielnie bolało. Jeśli pozostanie nieruchomo, mógłby utrzymać ból pod kontrolą, chociaż czuł się jakby pływał w morzu męki. Leżał tam od dłuższego czasu, jego umysł błądził do miejsca spokoju. Znał tam teraz drogę, mała oaza w świecie rozdzierającego bólu. Znalazł szerokie, chłodne baseny niebieskiej zapraszającej wody, wiatr dotykał powierzchni tak że zatańczyły fale. Okoliczny las był bujny i zielony, drzewa wysokie, pnie szerokie. Mały wodospad spływał po kamieniach do basenu kąpielowego, rozsądne uspokajając. Zev czekał, trzymając oddech. Zawsze przychodziła gdy tam był, idąc wolno spośród drzew ku polanie. Nosiła długą suknię i pelerynę niebieskiego aksamitu, z kapturem ponad jej długimi włosami, tak że tylko łapał mignięcie jej twarzy. Sukienka czepiła się jej figury, jej pełnych piersi i wąskiego pasa, szczyt gorsetu podkreślał każdą krzywą. Spódnica sukni była pełna, opadająca na jej biodra i do ziemi. Była najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widział. Jej ciało było pełne gracji, płynne, eteryczne, nieuchwytna kobieta, która zawsze spoglądała na niego z miękkim uśmiechem i małym gestem ręki. Chciał podążyć za nią do chłodnego lasu — był Lycaninem, wilk który żył w jego wnętrzu wolał las od otwartej przestrzeni — ale nie mógł się ruszyć, nawet dla niej. Został tam gdzie był i po prostu ją chłonął. Nie był człowiekiem do którego mądre słowa przychodziły łatwo, więc wcale nic nie powiedział. Nigdy nie podeszła do niego, nigdy nie zamykała odległości między nimi, ale jakoś, to nigdy się nie liczyło. Była tam. Nie był sam. Stwierdził, że gdy była blisko niego, straszny ból słabł. Po raz pierwszy jednak, trochę zakłóciła jego spokojne miejsce. Tubalne bicie znalazło go, tak głośne, że ziemia się uniosła i opadła ze złowieszczym, przeszkadzając głuchemu odgłosem. Woda ponownie się pomarszczyła, ale tym razem wiedział, że to nie jest wiatr wywołuje pierścienie od środka basenu na

Tłumaczy: franekM zewnątrz. Uderzenie bębna pulsowało przez ziemię, wstrząsając nie tylko jego ciałem, ale wszystkim innym. Drzewa poczuły to. Słyszał soki płynące głęboko w korzeniach i gałęziach. Liście poruszały się szybko, jakby odpowiadając na głębokie tubalne wołanie. Odgłos wody stały się głośniejsze, już nie płynące miękko między kamieniami, nie miarowo kapiąc, ale pośpiesznie, powiększając się z takim samym odpływem i przepływem jak soki w drzewach. Jak żyły i tętnice płynące pod samą ziemią oblegającą go, pokonując drogę w kierunku każdej żywej rzeczy. „Słyszysz to teraz”. Po raz pierwszy przemówiła. Jej głos był cichy i melodyjny, nie niesiony wiatrem, ale raczej oddechem. W jednym momencie znalazła się na drugim brzegu tego niewielkiego basenu, a w następnym zatonęła w dół w wysokiej trawie, nachylając się nad nim, blisko niego, jej wargi niemal muskały jego. Mógł poczuć smak cynamonu. Przypraw. Miodu. Wszystko w jej oddechu. Czy to była jej skóra? Jego Lycankie zmysły, zazwyczaj tak dobre jeśli chodzi o zapachy, wydawały się zdezorientowane. Jej rzęsy były niewiarygodnie długie i bardzo ciemne, otaczając jej szmaragdowe oczy. Prawdziwe szmaragdy. Tak zielone że to przerażało. Widział te oczy wcześniej. Nie można było ich pomylić. Układ jej ust był doskonałą fantazją mężczyzny, jej wargi były pełne i naturalnie czerwone. Grzmoty toczyły się dalej, równe, uparte bicie. Poczuł to przez jego plecy i nogi, irytujące tętno, które odmówiło zostawienia go w spokoju. Przez jego skórę, wydawało się podążać drogą biegu wody pod nim, przynosząc życiodajne substancje odżywcze. „Czujesz to, prawda?” nalegała łagodnie. Nie mógł odwrócić wzroku. Jej spojrzenie trzymało go jako jej jeńca. Nie był rodzajem mężczyzny, który pozwalał czemukolwiek albo komukolwiek złapać go w sidła. Zmusił swoją głowę do ruchu — tego pierwszego ruchu, który wiele go kosztował. Kiwnął głową. Poczekał z powodu bólu, który go rozrywał, ale poza lekkim wybuchem przez szyję i skroni szybko ucichł, spodziewana męka nigdy nie nadeszła. „Co to jest?” Zmarszczył brwi, koncentrując się. Dźwięk trwał bez przerwy, tak stały, tak silny i rytmiczny że powiedziałby, że to było serce, ale dźwięk był zbyt głęboki i zbyt głośny. Ale to było tętno, które wezwało do niego tak jak wzywało do drzew i traw, jakby wszyscy byli związani. Drzewa. Trawa. Woda. Kobieta. I on.

Tłumaczy: franekM „Wiesz co to jest”. Zev nie chciał jej powiedzieć. Jeśli wypowie słowa, musiałby ponownie stawić czoła swojemu życiu. Zimnemu, całkowicie samotnemu istnieniu krwi i śmierci. Był elitarnym myśliwym, sprzedawcą śmierci sforą łobuzów — Lycanom zmieniającym się w wilkołaki, które żerują na ludzkości — i był cholernie dobry w swojej pracy. Grzmienie stało się głośniejsze, bardziej uporczywe, mrok zwiastował życie. Nie mógł nigdzie się przed tym ukryć. Nigdzie nie mógł się ukryć nawet gdyby mógł biec. Teraz dokładnie wiedział co to było. Wiedział gdzie zrodził się dźwięk ponieważ rozprzestrzeniał się z centrum głęboko pod nim. „Powiedz mi, Hän ku pesäk kaikak, co to jest co słyszysz?” Melodyjne nuty jej głosu dryfowały przez jego por i znalazły drogę do jego ciała. Mógł poczuć, jak cichy dźwięk muzyki owijał się wokół jego serca i osuwają się na jego kości. Jej oddech dokuczał jego twarzy, ciepły i łagodny i tak świeży, jak najłagodniejsza z bryz owiewających jego ciepłą skórę. Jego płuca wydawały się przestrzegać jej rytmu, prawie jak gdyby oddychała dla niego, nie tylko z nim. „Hän ku pesäk kaikak. Gdzie słyszałeś to wcześniej”? Nazwała go tak, jakby oczekiwała, że będzie wiedział co to oznaczało, ale to było w języku którego był pewny, że nie zna — a wiedział, że mówi w wielu. Uderzenie bębna zabrzmiano głośniej, bliżej, jakby gdyby był otoczony ze wszystkich stron przez wiele bębnów utrzymujących dokładne w to samo bicie, ale wiedział że to nie jest tak. Tętno przyszło spod niego — i go wzywało. Nie było żadnego sposobu by go zignorować, ilekroć próbował. Wiedział ponieważ to nie zatrzymałoby się nigdy, nigdy, chyba że odpowie na wezwanie. „To jest bicie serca samej ziemi”. Uśmiechnęła się a jej szmaragdowe oczy wydawały się nabrać wieloaspektowego szlifu kamieni szlachetnych, które widział adorując kobietę, mimo że tysiąc razy bardziej błyskotliwe. Kiwnęła powoli głową. „Wreszcie naprawdę wrócisz z nami. Matka Ziemia wezwała do ciebie. Jesteś wzywany na Radę Wojowników. To jest wielki honor”. Szepty wzrosły przez jego umysł jak palce mgły. Nie mógł wydawać się zachować rzeczywistych słów, ale męskie głosy wzrosły i opadły wszędzie wokół niego, jakby został otoczony. Uczucie gorąca uderzyło go. Prawdziwe gorąco. Duszenie się. Spalenizna. Jego płuca odmówiły pracy, zatrzymując dużo

Tłumaczy: franekM potrzebnego powietrza. Gdy próbował otworzyć oczy, nic się nie stało. Został zamknięty w swoim umyśle daleko od tego co działo się z jego ciałem. Kobieta oparła się bliżej, jej wargi ocierały się o jego. Jego serce zmieniło rytm. Ledwie go dotknęła, musnęła, ale to było najintymniejsze uczucie jakiego kiedykolwiek doświadczył. Jej usta były piękne. Doskonałe. Fantazyjne. Jej usta przesunęły się po jego jeszcze raz, miękkie i ciepłe, rozbrajając go. Dmuchając w jego usta, czystym i świeżym oddechem. Kolejny raz poczuł jej smak. Cynamon. Przyprawy. Miód. „Oddychaj, Zev. Jesteś zarówno Lycanem jak i Karpatianinem i możesz oddychać wszędzie gdy wybierzesz. Po prostu oddychaj.” Nie był Sange rau. „Nie, nie Sange rau, jesteś Hän ku pesäk kaikak. Jesteś strażnikiem.” Oddech, który wymieniła z nim kontynuował poruszanie przez jego ciało. Prawie mógł wytropić jego postęp, jakby to cenne powietrze było strumieniem bieli znajdującego go przez labirynt, że napełniło jego płuca. Faktycznie poczuł, jak jej oddech wszedł do jego płuc, pompując je. „Nie śnię, prawda?” Uśmiechnęła się do niego. Człowiek może zabijać za jedne z jej uśmiechów. „Nie, Zev, nie śnisz. Jesteś w świętej jaskini wojowników. Matka Ziemia wezwała starożytnych by byli świadkiem twojego odrodzenia.” Nie miał pojęcia o czym mówiła, ale wspomnienia zaczynały wracać do niego. Sange rau był połączeniem samotnego wilka i krwi wampira połączonych razem. Hän ku pesäk kaikak był połączeniem krwi Lycan i Karpatian. Nie był pewien czym jest, albo gdzie znajduje się święta jaskinia wojowników, a nie lubił słowa odrodzenia. „Dlaczego nie mogę się ruszyć?” „Odzyskujesz przytomność. Zostałeś odcięty od nas na jakiś czas.” „Nie od ciebie.” Była z nim podczas gdy został zamknięty w tym mrocznym miejscu bólu i szaleństwa. Jeśli było jedno co wiedział z absolutną pewnością to, to że tam była. Nie mógł się poruszyć ponieważ nie mógł jej zostawić. Zapamiętał ten

Tłumaczy: franekM głos, miękki i błagający. „Zostań. Zostań ze mną”. Jej głos zamknął ich obydwoje w morzu męki, która wyglądała na niekończącą się. „Nie niekończącą się. Budzisz się.” Może się budził, ale ból wciąż tam był. Zabrało mu moment zanim to wchłoną. Była dobrze poinformowana, ból ustępował do poziomu, który mógł znieść, ale gorąco oblegające go paliło jego ciało. Bez powietrza które mu dała, zadławiłby się, udusił, zrozpaczony. „Pomyśleć jaką chcesz temperaturę ciała. Jesteś Karpatianinem. Obejmij to kim jesteś.” Jej głos nigdy się nie zmienił. Nie wyglądała na zniecierpliwioną jego niewiedzą. Wcześniej, gdy była daleko od niego, nie była powściągliwa, po prostu czekała. Teraz wydawała się inna, jakby czegoś od niego oczekiwała. „Co do cholery!” Jeśli kazała mu myśleć o innej temperaturze ciała poza tą która odparza jego ciało od kości, mógł jej to dać. Wybrał normalną temperaturę i trzymał to w jego umyśle. Rozmawiała z nim bez słów, telepatycznie, więc musi móc zobaczyć, co robił gdy zapytała. Od razu, pieczenie zatrzymało się. Wziął sapiący oddech. Gorąco napełniło jego płuca, ale było też powietrze. Znał ją. Tylko jedna kobieta mogła rozmawiać z nim tak jak ona to robiła. Umysł do umysłu. Znał ją teraz. Jak mógłby kiedykolwiek zapomniany kim była? „Branislava.” Jak mogła zostać złapana w pułapkę z nim w takim strasznym miejscu? Posłał cichą modlitwę podziękowań, że nie zostawił jej tam. Była jedyną która do niego szeptała. „ Zostań. Zostań ze mną.” Powinien rozpoznać jej głos, miękką słodką melodię, która była na wieczność ostemplowana w jego kościach. „Rozpoznajesz mnie.” Ponownie się do niego uśmiechnęła i poczuł jej palce muskające jego szczękę, a następnie poszły w górę do jego czoła, muskając kosmyki opadających na jego twarzy włosów. Jej dotknięcie sprawiało mu przyjemność, nie ból. Mały elektryczny dreszcz pobiegł od jego czoła w dół do jego brzucha, naprężając jego mięśnie. Prąd poszedł niżej, zwijając gorąco w jego pachwinie. Mógł poczuć coś oprócz bólu, i nie wiedział, że to było pożądanie? To wyglądało na absurdalne dla niego, że nie wiedział od samego początku kim była. Była jedyną kobietą.

Tłumaczy: franekM Jedyna kobieta. Kobieta. Znał kobiety oczywiście. Żył zbyt długo by ich nie znać. Był myśliwym, elitarny myśliwy, i nie przebywał zbyt długo w jednym miejscu. Nie przywiązywał się. Kobiety nie okradnij go z oddechu, albo oczarowywały. Nie myślał o nich dzień i noc. Albo fantazjował o nich. Albo chciał jedną na własność. Do niej. Branislava. Nie była Lycanką. Nie rozmawiała wiele. Wyglądała jak anioł i poruszyła się jak kusicielka. Jej głos był jak śpiew syreny. Patrzała na niego tymi niezwykłymi oczami i uśmiechnęła się tymi doskonałymi ustami, podburzając wszystkie rodzaje erotycznych fantazji. Gdy tańczyli, tylko ten jeden niezapomniany raz, jej ciało wywarło napad do jego, wtopiło się w jego, do czasu gdy została odciśnięta tam na wieki, na jego skórze, na jego kościach. Każda zasada jaką kiedykolwiek trzymał wobec kobiet przez długie lata, została złamana. Okradła go z oddechu. Oczarowała. Myślał o niej w dzień i w nocy i zbyt wiele fantazjował. Pragnął ją pod każdym możliwym względem. Jej ciało. Jej serce. Jej umysł. Jej duszę. Pragnął ją wszystkim w siebie. „Skąd się tu wzięłaś? W tym miejscu?” Zaniepokoiło go że mógł ją wciągnąć do tego morza męki, ponieważ był tak nią zachwycony. Czy mężczyzna mógł to zrobić? Pragnąć kobiety tak bardzo, że kiedy umarł, zabrał ją z sobą? Ta myśl przerażała. Żył z honorem, przynajmniej próbował, i nigdy nie zadałby bólu kobiecie która nie była mordującym łobuzem. Pomysł, że mógł zabrać z sobą tę kobietę do piekła, zaniepokoiła go na każdym poziomie. „Postanowiłam przyjść z tobą”, odpowiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. „Nasze duchy są złączone razem. Nasz los jest spleciony”. „Nie rozumiem.” „Byłeś umierający i nie było żadnego innego sposobu by ratować twoje życie. Jesteś szczególnie cenny dla nas wszystkim, człowiekiem honoru, o wielkich umiejętnościach” . Zev zmarszczył brwi. To nie miało sensu. Nie miał żadnej rodziny. Miał swoją watahę, ale dwoje członków z jego sfory, wieloletnich przyjaciół, zdradziło go i próbowało zamordować. Był teraz zmieszaną krwią, i niewielu z jego rodzaju go akceptowało. „Nas wszystkich? powtórzył. „Kto to może być?” „Słyszysz, jak cię wzywają?” Zev znieruchomiał, dostrajając jego dobry słuch, by przedostać się przez bicie serca ziemi, przepływ wody pod nim, sięgając dalekich głosów. Głosy

Tłumaczy: franekM mężczyzn. Wydawali się być wszędzie wokół niego. Niektórzy skandowali do niego w starożytnym języku podczas gdy inni gardłowo, jakby robili to od dawna. Każde oddzielne słowo albo nuta drgały przez niego tak jak bicie serca ziemi. Wezwali go tak jak ziemia. To był ten czas. Nie mógł znaleźć już wymówek, które usprawiedliwią go i wydaje się że nikt nie miał zamiar pozwolić mu pozostać tam gdzie przebywał. Zmusił się do otworzenia oczy. Znajdował się pod ziemią w jaskini. Aż tyle było natychmiast oczywiste. Był żar i wilgoć oblegające go, mimo że nie było mu gorąco. To było więcej niż widział, te fale gorąca falowały w ogromnej sali. Wielkie stalaktyty zwisały z wysokiego sufitu. Były to ogromne formacje, wielkie, długie i szeregi zęby różnych wielkości. Stalagmity wzrosły z podłogi z szerokimi podstawami. Kolory owijały się wokół kolumn od rozszerzających się podstaw do spiczastych czubków. Podłoga była gładka od wieków stóp chodzących po niej. Zev zdał sobie sprawę, że znajdował się głęboko pod powierzchnią ziemi. Sala, mimo że ogromna, wydawała się dla niego doskonała. Leżał w samej ziemi, jego ciało było przykryte przez żyzny czarny gliniasty piasek. Minerały skrzyły się w kocu ziemi nad nim. Zostało zapalonych setki świec, wysoko w górze na ścianach sali, rozświetlając jaskinię, rzucając migotliwy blask przez stalagmity, ożywiając stonowanego kolory. Jego serce zaczęło bić w alarmie. Nie miał pojęcia gdzie był, ani jak się tam dostał. Obrócił swoją głowę i natychmiast jego ciało ustaliło się. Była tam, siedziała przy nim. Branislava. Była naprawdę tak piękna jak zapamiętał. Jej skóra była blada i nieskazitelna. Jej rzęsy były tak długie, a jej wargi tak doskonałe jak w jego śnie. Tylko jej ubranie się różniło. Obawiał się że gdyby przemówił głośno zniknęłaby. Wyglądała tak eterycznie jak zwykle, istota z dawnych czasów, czasów których nie rozpoznawał. Skandowanie powiększyło się w dużych ilościach, i sięgnął jej ręki, splatając swoje palce mocno z jej, zanim obrócił swoją głowę próbując znaleźć źródłu — albo źródła — tego wezwania. W Sali znajdowało Sie kilku mężczyzn, wszyscy wojownicy z twarzami, które widziały zbyt wiele bitew. Czuł się dobrze z nimi, ich częścią, jakby — w tej świętej sali — byli braćmi. Znał ich twarze, mimo że większości nigdy nie spotkał, ale znał kaliber ludzi jakimi byli. Rozpoznał czterech mężczyzn, których dobrze znał, mimo że wydawało mu się. że minęło sto lat od kiedy ich widział. Fenris Dalka była tam. Powinien wiedzieć, że będzie. Fen był jego przyjacielem, jeśli ktoś taki jak on mógł mieć przyjaciół. Przy nim był Dimitri Tirunul, brat Fena, i to też nie było dziwne. Bracia byli blisko. Ich nazwiska się różniły ponieważ Fen przyjął nazwisko od Lycan, aby lepiej się dopasować, w czasie przebywania z nimi od wielu lat.

Tłumaczy: franekM Dwie postacie stanęły nad inną dziurą w ziemi, gdzie leżał mężczyzna rozglądający się wokół tak jako Zev. Mężczyzna który znajdował się w otwartym grobem być bladym i wyczerpany, jakby przeszedł przez piekło i wyszedł drugą stroną. Zev zastanawiał się bezczynnie czy wyglądał tak samo. To zajęło mu kilka momentów zanim rozpoznał Garyego Jansena. Gary był człowiekiem, i brnął przez samotne wilki, by dojść do Zeva, podczas szczególnie zażartej bitwy. Zev chwalił sobie to, że widzi go żywego. Znał Gregoria Daratrazanoffa. Zazwyczaj Gregori nie znajdował się daleko od swojego Księcia, ale kręcił się blisko człowieka, który walczył by usiąść. Gregori natychmiast schylił się w dół i łagodnie pomógł Garyemu usiąść. Mężczyzna po drugiej stronie „grobu" miał takie samo spojrzenie jako Gregori. To musiał być kolejnym Daratrazanoff. Na tamtym brzegu z Gregorim, niedaleko od niego, stali dwaj z braci De La Cruz, Zacarias i Manolito, których obydwóch znał i którzy dołączyli do niego w jakiegoś rodzaju bitwie. Rzeczywiste fakty były wciąż trochę zamglone. Trzeci mężczyzna stał między nimi. Pośrodku pokoju kilka niższych kolumn było zrobionych z kryształów tworzących krąg wokół krwawoczerwonej formacji, która wyglądało na ostrą jak brzytwa. Obok niej stał Mikhail Dubrinsky, Książę karpackich ludzi. Mówił bardzo cicho, ale jego głos niósł się przez salę z wielkim autorytetem. Michaił mówił w starożytnym języku, słowa rytualne wezwać do ich przodków którzy dawno odeszli. “Veri isäakank—veri ekäakank.” Ku jego absolutnemu wstrząsowi i zdziwieniu, Zev zrozumiał słowa. Krew naszych ojców — krew naszych braci. Wiedział, że to jest literalny przekład, ale język był starożytnym, nie Lycan. Był urodzony jako Lycanin. Słyszał, język którym Karpatianie mówili przez stulecia, ale nie powinni rozumieć słów tak wyraźnie. „Veri olen elid. " Krew jest życiem. Oddech Zeva uwiązł w gardle. Zrozumiał. Mówił wieloma językami, ale ten był tak starożytny, że nie mógł kiedykolwiek się go nauczyć. Dlaczego rozumieniem go teraz? Nic nie miało sensu, mimo że jego umysł nie był całkiem tak mglisty jak wcześniej. Branislava docisnęła swoje palce wokół jego. Obrócił swoją głowę i patrzał na nią. Była taka piękna że kradła mu oddech. Jej oczy były na jego twarzy i poczuł, jak wpatrując się, przeszywała go głęboko. Zbyt głęboki. Już została napiętnowana w jego umyśle. Przychodziła zbyt blisko jego serca.

Tłumaczy: franekM „Andak veri-elidet Karpatiiakank, és wäke-sarna ku meke arwa-arvo, irgalom, hän ku agba, és wäke kutni, ku manaak verival," Ciągnął Michaił. Siła jego głosu rozbrzmiewała przez salę, surowy i żywiołowy, przynosząc uwagę Zeva z powrotem do niego. Zev zrozumiał słowa. Ofiarowujemy te życia naszym ludziom z zaprzyjaźnionej krwi, ślubami honoru, łaski, integralność i wytrzymałości. Co to oznaczało? To była — ceremonia rytualna, której czuł się częścią — chociaż nie wiedział co dokładnie się działo. Wygląd Fena i Dimitri uspokajał go. Im dłużej nie spał, tym więcej jego umysł się oczyszczało. Obaj mieli domieszkę krwi innej rasy, mimo że obydwaj urodzili się jako Karpatianie. Michaił opuścił swoją dłoń nad bardzo ostrym czubkiem czerwonej kolumny. Od razu kryształy przeszedł z bordo do szkarłatu, jakby krew Mikhaila ożywiła goje. „Verink sokta; verink terád.” Głos Mikhail nasilił się z mocą. Zev zobaczył, jak iskry zapaliły pokój. Zmarszczył brwi nad słowami które wypowiedział Michaił. Nasza krew miesza się i wzywa do was. Mieszał swoją krew z kimś z mocy, aż tyle był oczywiste, od której kolumny w pokoju zaczęły się ożywić. Kilka wydzieliło jarzące się kolory, mimo że wciąż bardzo przyciszone. „ Akasz énak ku és juttasz kuntatak to. " Zev przetłumaczył jeszcze raz, gdy kolumny zaczęły brzęczeć. Zważcie na nasze wezwanie i dołączcie z nami teraz. Kolumny w pokoju kołysały się, różnokolorowe kryształy oświetlając, rzucały jaskrawy, jasne kolory w poprzek sufitu i ponad ścianami sali. Kolory były tak olśniewające, że Zev musiał osłonić swoje wrażliwe oczy. Szkarłat, szmaragd, piękny szafir, kolory przybrały kształt zorzy polarnej. Brzęczenie stało się głośniejsze i zdał sobie sprawę, że każdy przyjmuje inną nutę, inny poziom, ton doskonały dla jego ucha. Nie zauważył, że kolumny wydają się być totemami z twarzami wojowników wyrzeźbionych w minerałach, ale teraz ożyły, kolor dodawały wyrazu i charakteru. Zev wypuścił swój oddech powoli. Ci wojownicy nie żyli od wieków. Był w jaskini ze zmarły, a Michaił wezwał wiekowych wojowników do niego dla jakiegoś celu. Zev miał bardzo złe uczucie, że był częścią tego celu. „Ete tekaik, sa?eak ekäakanket. med, kutenken hank ekäakank tasa."

Tłumaczy: franekM Zev przełknął ślinę gdy przetłumaczył. Przynieśliśmy przed Was naszych braci, nie urodzonych z nas, ale takich samych braci. Zev był urodzonym jako Lycanin i służył swoim ludziom przez wiele długich lat jako elitarny myśliwy, który przemierzył świat odszukując i zabijając samotne wilki, które polowały na ludzi. Był jednym z niewielu Lycans, który mógł polować w pojedynkę i czuł się swobodnie i pewnie robiąc to. Jednak, był Lycaninem i zawsze będzie miał potrzebować być częścią sfory. Jego własny rodzaj gardził tymi ze zróżnicowaną krwią. To było mało ważne, że został zróżnicowaną krwią służąc jego ludziom. Został zraniony setki razy w bitwie i stracił zbyt wiele krwi. Karpaccy wojownicy niejednokrotnie przyszli do niego z pomocą, jak zrobili to ostatnim razem. Zev popatrzał w górę by znaleźć Fena przy jego jednym boku, a Dimitria po drugiej stronie. Dwaj bracia De La Cruz stali z nieznajomym między nimi. Gregori i jego brat stanęli po obu stronach Garyego, którzy teraz podnosił się na nogi z pomocą Gregoria. Zev nabrał tchu. Nie będzie jedynym który siedzi na dupie, gdy inni wstają. Wstanie albo umrzeć próbując. Zev puścił swoją ostatnią deskę ratunku i w momencie gdy to zrobił niemal się przestraszył — inni ludzie tacy jak on inaczej nie robili. Nie chciał by zniknęła. Jego oczy dotknęły jej. „Nie zostawisz mnie”. Posłała mu uśmiech, który mógł pozbawić mężczyźnie spędzić resztę życia na fantazjach. „Jesteśmy związani, Zev. Gdzie idziesz ty, idę ja. Tylko starożytni mogą rozwiązywać splot duchów.” „Czy o to chodziło?” Nie był pewny, czy chce kontynuować jeśli o to chodziło. „Nawet jeśli Książę może prosić o takie zwolnienie. Tylko ja. Albo ty.” Dała mu informacje, ale miał uczucie że była trochę niechętna. To mu odpowiadało. Nie chciał zrzec się swojej więzi z nią już teraz. „Fen, nie mam szwów i chcę wstać. Nie zamierzam leżeć w tym grobie jak dziecko”. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że jest całkowicie nagi, a Branislava była przy nim trzymając go za rękę cały czas — nawet gdy jego ciało pobudziło się do życia, nie odsunęła się od niego. Od razu był czysty, i ubrany w miękkie spodnie i nieskazitelnie czystą białą koszulę. Walczył by wstać. Fen i Dimitri obydwaj sięgnęli go w tym samym

Tłumaczy: franekM czasie, uniemożliwiając mu upadnięcie na twarz i zrobienie z siebie durnia. Jego nogi były jak z gumy, odmawiając pracy jak należy. Dla Lycana, to wprawiało w zakłopotanie, gdyby nie był elitarnym myśliwym, to byłoby całkowicie upokarzające. Michaił obejrzał się na niego i kiwnął głową w aprobacie, albo może to była ulga że żyje. Zev nie był już pewny czy czuł ulgę czy nie. “Aka sarnamad, en Karpatiiakak. Saγeak kontaket tekaiked. Tajnak aka-arvonk és arwaarvonk.” Usłyszcie mnie, Wielcy. Przynosimy wam tych mężczyzn, wojowników, zasłużyli na nasz szacunek i honor. Zev przetłumaczył słowa ostrożnie dwa razy, tylko by upewnić się, że poprawnie interpretuje rozmowę Księcia z wiekowymi wojownikami. Gary, stojąc pomiędzy dwoma braćmi Daratrazanoff, wyprostował ramiona jakby czując oczy na sobie. Zev był pewny, że jakoś, te duchy zmarłych patrzyły na nich wszystkich, może osądzając ich wartość. Kolory wirowały do różnych barw, i mieszając nuty jakby wiekowi wojownicy słuchali Księcia. “Gregori és Darius katak Daratrazanoffak. Kontak sarnanak hän agba nókunta ekäankal, Gary Jansen, hän ku olenot küm, kutenken olen it Karpatii. Hän pohoopa kuš Karpatiikuntanak, partiolenaka és kontaka. Saγeak hänet ete tekaik.” Gregori i Darius z wielkiego domu Daratrazanoff wiążą pokrewieństwo z naszym bratem, Garym Jansenem, kiedyś człowiekiem, teraz jednym z nas. Służył naszych ludzi niestrudzenie zarówno w badaniach jak i w bitwie. Przyprowadzamy go przed was. Zev wiedział że prócz faktycznej walki przy boku Karpatian, Gary wykonał wspaniałą pracę dla Karpatian, i żył wśród nich przez kilka lat. To było oczywiste że każdy Karpatianin w sali czuł wobec niego wielki respekt, tak jak Zev. Gary walczył zarówno mężnie i bezinteresownie. “Zacarias és Manolito katak De La Cruzak, käktä enä wäkeva kontak. Kontak sarnanak hän agba nókunta ekäankal, Luiz Silva, hän ku olenot jaquár, kutenken olen it Karpatii. Luiz mänet en elidaket, kor3nat elidaket avio päläfertiilakjakak. Saγeak hänet ete tekaik.” Zacarias i Manolito z domu De La Cruz, dwóch z naszych najpotężniejszych wojowników, zatwierdzają pokrewieństwo z naszym bratem, Luizem Silvą, kiedyś Jaguarem, teraz Karpatianinem. Luiz ocalił życia ich życiowych partnerek. Zabieramy go przed was.

Tłumaczy: franekM Zev nie wiedział nic na temat Luiza, ale musiał podziwiać każdego, kto mógł stanąć z Zacarias De La Cruz i twierdzić pokrewieństwo z nim. Zacarias nie był znany z jego dobroci. Luiz musiał być wielkim wojownikiem, by pozostawać z tą rodziną Karpatian. “Fen és Dimitri arwa-arvodkatak Tirunulak sarnanak hän agba nókunta ekäankal, Zev Hunter, hän ku olenot Susiküm, kutenken olen it Karpatii. Torot päläpälä Karpatiikuntankal és piwtät és piwtä mekeni sarna kunta jotkan Susikümkunta és Karpatiikunta. Saγeak hänet ete tekaik.” Fen i Dimitri ze wspaniałego domu Tirunul zatwierdzają pokrewieństwo z naszym bratem, Zevem Hunterem, kiedyś Lycaninem, teraz Karpatianinem. Walczył tuż obok naszych ludzi i starał się doprowadzić do sojuszu między Lycanami i Karpatianami. On ma domieszkę rasy innej krwi tak jak ci, którzy żądają pokrewieństwa. Zabieramy go przed was. Nie było pomyłki w tłumaczeniu. Michaił z pewnością zawołał jego imię i wskazał, że Fen i Dimitri zgłaszają pretensje do tego by był ich bratem. Na pewno miał dość ich krwi, by mógł być ich bratem. Brzęczenie wzrosło w dużych ilościach, i Michaił kiwnął głową kilkakrotnie przed odwracaniem się do Garyego. „Czy jest twoim pragnienie by stać się w pełni bratem?" Gary kiwnęli głową bez wahania. Zev był pewny, że tak jak on, Gary nie był przygotowany przed czasem. Odpowiedź musiała nadejść od wewnątrz w dokładnym momencie w którym padło pytanie. Nie było żadnego przygotowywania. Nie wiedział jaka będzie jego własna odpowiedź. Gregori i Darius, z Gary między nimi zbliżyć się do kryształowej kolumny, teraz wirującej matową czerwienią. Gregori opuścił swoją rękę, dłoń w dół, ponad wierzchołkiem formacji, pozwalając jego krwi spłynąć nad tą Księcia. „Umieść swoja ręka nad świętym heliotropem i pozwól twojej krwi zmieszać się z tą starożytnych i twoich braci," poinstruował Michaił. Gary posunęli się wolno do przodu, jego stopy przestrzegające drogi, którą tylu wojowników musiało iść przed nim. Umieścił swoją rękę nad ostrym czubkiem i pozwolił jego dłoni opuścić. Jego krew skrytykowała kryształową kolumnę, mieszając się z Gregoria. Darius sunął zaraz za nim z takim samym cichym, śmiertelnym sposobem poruszania się swojego brata i kiedy Gary się cofnął, Darius umieścił swoją dłoń nad czubkiem heliotropu, pozwalając jego krwi zmieszać się z Mikhaila, Gregoria, Garyego i wiekowych wojowników, którzy szli przodem.

Tłumaczy: franekM Brzęczenie stało się głośniejsze, napełniając salę. Kolory wirowały, tym razem nabierając barw niebieskiej, zielonej i fioletowej. Gary wydał trochę gwałtowny wdech i ucichł, kiwając głową jakby słyszał coś czego Zev nie mógł. W ciągu kilku minut cofnął się i rzucił okiem na Księcia. „Stało się" stwierdził Michaił. „Niech tak będzie." Brzęczenie ustało, wszystkie te piękne nuty, które stworzyły melodię słów, którą tylko Książę mógł zrozumieć. Sala zamilkła. Zev uświadomił sobie że jego serce bije zbyt szybko. Świadomie nabrał tchu i wypuścił go. Napięcie i poczucie oczekiwania narosło. „Czy to jest twoim pragnieniem Luiz, stać się w pełni bratem?" zapytał Michaił. Zev wziął długie spojrzenie na Zacariasa i Manolito. Bracia De La Cruz byli raczej niesławni. Przyjmowanie ich rodziny jako swojej rodziny było zniechęcające. Tylko bardzo pewny siebie i mocny mógł kiedykolwiek się zgodzić. Luiz pochylił swoją głowę i sam podszedł do krystalicznego heliotropu, Zacarias i Manolito za nim. Najwyraźniej Luiz nie został ranny. Był sprawny fizycznie i poruszał się kocimi ruchami. Zacarias przekłuł swoją dłoń jako pierwszy, pozwalając jego krwi spłynąć w dół kamienia, dołączając do wiekowych wojowników. Od razu zaczęło się brzęczenie, prymitywne wołanie pozdrowienia, z rozpoznania i honoru. Kolory wirowały wokół pokoju jakby starożytni znali Zacariasa i jego legendarną reputację. Wydawali się witać się z nim, jak ze starym znajomym. Nie było wątpienia w umyśle Zeva, że wiekowi wojownicy płacili wyrazom uznania Zacariasowi. Wielu prawdopodobnie go znało. Gdy brzęczenie przycichło, Luiz przeszedł blisko kamienia i przekłuł jego dłoń, jego krew spłynęła do tej najstarszego De La Cruz. Manolito był następne w kolejności i zrobiło to samo, aby cała krew ich trójki zmieszała się z tą wiekowych wojowników. Od razu ponownie zaczęło się akceptujące brzęczenie, i ogromne kolumny zarówno stalagmitów jak i stalaktyty podzieliły się na grupy kolorami bieli i żółci i jaskrawoczerwonego. Luiz stanął cichy, bardzo nieruchomy, i tak jak Gary przed nim, Luiz kiwnął głową kilkakrotnie, gdy słuchał. Popatrzył w górę na Zacariasa i Manolito i po raz pierwszy się uśmiechnął. ‘Stało się" wymruczał Michaił w niskim, trzymującym moc tonie, która wydawała się napełnić salę.

Tłumaczy: franekM „Niech tak będzie." Usta Zeva wyschły. Jego serce zaczęło przyspieszać. Poczuł, jak napięcie zebrało się nisko w jego żołądku, wielki węzeł którego nie mógł się pozbyć. Była tu akceptacja — ale również mogło być odrzucenie. Nie urodził się Karpatianinem, ale Fen i Dimitri ofiarowali mu tyle więcej niż to — opowiedzieli się za nim. Nazwać go bratem. Gdyby ci wiekowi wojownicy zaakceptowali go, byłby naprawdę zarówno Krpatianinem jak i Lycaninem. Miałby znowu swoją sforę. Należałby gdzieś. Uczucie w świętej sali było bardzo posępne. Elokwencja dawno zmarłych powoli przygasała i wiedział, że to jest czas. Nie miał pojęcia co zrobił kiedy zapytają. Nic. Nie był nawet pewny czy nogi wytrzymałyby odległość, a nie zamierzał być niesiony do heliotropu. „Czy jest twoim pragnieniem, Zev, stać się w pełni bratem?" zapytał Michaił. Poczuł rangę każdego spojrzenia. Wszystkich wojowników. Dobrzy, którzy znali bitwę. Ludzi których szanował. Jego stopy chciały posunąć się do przodu. Chciał być ich częścią. Fizycznie wciąż był słaby. A co jeśli nie spełnił oczekiwania w ich oczach? „Nie jesteś słaby, Zev. Nie ma niczego słabego o tobie”. Jej głos przeniósł się przez niego jak oddech świeżego powietrza. Nie zdawał sobie sprawy, że trzyma swój oddech do czasu gdy intymnie nie przemówiła do niego. Wypuścił go, zebrać siły i wykonał swój pierwszy ruch. Fen i Dimitri zostali blisko, nie tylko by odprowadzić go do heliotropu, ale aby nie upadł na twarz. Wciąż postanowił, że to się nie zdarzyło. Z każdym krokiem który brał po kamiennej podłodze wydawało się że przychodzą do niego starożytni, którzy szli przodem. Ich mądrość. Ich metody w bitwie. Ich wielka determinacja i poczucie honoru i obowiązku. Poczuł, jak informacje zbierają się w jego umyśle, mimo to nie całkiem mógł je przetworzyć. To był wielki dar, ale nie mógł mieć dostępu do danych i to go zaniepokoiło bardziej niż to że może być odrzucony. Gdzieś, kiedyś, dawno temu, czuł że był wcześniej w tej świętej sali. Im dłużej tu był, tym bardziej znajoma mu się wydawała. Gdy zbliżył się do kryształowej kolumny, jego serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Poczuł, jak czysta surowa moc emanowała z heliotropu. Formacja pulsowała mocą, i za każdym razem, kolor podzieliły się na grupy, pasy różnych odcieni czerwieni, widział krew która została zebrana od wszystkich wielkich wojowników, którzy dawno odeszli z karpackiego świata, przez Księcia wciąż mogli wspominać ich ludziom. Michaił rozumiał ich głosy przez te zaśpiewane nuty.

Tłumaczy: franekM Fen opuściło swoją dłoń ponad czubkiem stalagmitu. Jego krew zbiegła ze świętego kamienia. Kolory zmieniły się natychmiast, wirując od głębokiego fioletu do ciemno-czerwonego. Odszedł do tyłu pozwalając Zevowi zbliżyć się do kolumny. Zew nie zamierzał tego podjąć. Oni też albo go zaakceptują albo nie. W jego życiu nie mógł przypomnieć sobie jednego razu gdy troszczył się o to co inni o nim myśleli, ale tu, w świętej sali z wojownikami, stwierdził że to ma większe znaczenie niż chciał przyznać. Opuścił swoją dłoń nad ostrym czubkiem, aby to przekłuło jego dłoń i krew spłynęła nad Fena, mieszając się z tym który był jego bratem, i tymi wielkimi wojownikami z przeszłości. Jego dusza sięgnęła by spotykać tych, którzy szli przodem. Oblekli go, napełniając koleżeństwem, akceptacją, przynależnością. Jego społeczność sięgała czasów starożytnych, i ci wojownicy którzy zawołali do niego w pozdrowieniu. Gdy to zrobili, powódź informacji przeszyła jego mózg, przesyłając mu wspomnienia, były zarówno zadziwiające jak i przytłaczające. Zev był człowiekiem, który zauważył każdy szczegół swojego otoczenia. To była jedna z cech, które pozwoliły mu zostać elitarnym myśliwym. Teraz, wszystko dla niego wyglądało na jeszcze ostrzejsze i żywsze. Serce każdego wojownika w sali od staro ytny do nowożytności dopasowało się do bębnienia serca ziemi. Krew ustąpiła i płynęła w ich żyłach, pasując do przepływu krwi starożytnych w krysztale, lecz także przypływu i odpływu wody w ich ziemi. Dimitri opuścił swoją dłoń nad kryształem i od razu, Zev poczuł mieszanie ich krwi, pokrewieństwo, które biegło głębiej niż przyjaźń. Jego historia i ich historia stały się jednym, rozciągając się z powrotem do starożytności. Informacje były kumulatywne, gromadząc się w jego umyśle w szybkim tempie. Z tym przyszła poważna odpowiedzialność jego rodzaju. Brzęczenie stało się głośne, i rozpoznał teraz co te nuty znaczyły — aprobata — akceptacja bez zastrzeżeń. Kolory wirowały i podzieliły się na grupy w pomieszczeniu. Ci wiekowi wojownicy rozpoznali go, rozpoznali jego rodowód, nie tylko krwią Fena i Dimitria, którzy zażądali pokrewieństwa, ale jego własna, zrodzony ze związku nie tylko Lycan. „Bur tule ekämet kuntamak”. Głosy przodków napełniły jego umysł pozdrowieniem. Dobrze spotkać rodzinę. „Eläsz jeläbam ainaak”. Długo możesz pozostawać za dnia. Zev nic nie wiedział o swoim rodowodzie będącym czymś innym niż tym, że był czystym Lycanami. Jego matka umarła dużo wcześniej niż mógł ją zapamiętać. Dlaczego ci wojownicy zażądali pokrewieństwa z nim dzięki jego własnemu rodowodowi, a nie Fena i Dimitria? To nie miało dla niego sensu. „Nasze życia są związane przez naszą krew”. Rozmawiali z nim w ich własnym starożytnym języku i nie miał trudności z tłumaczeniem tego, jakby język

Tłumaczy: franekM zawsze był jego częścią i po prostu starożytni musieli usunąć jakaś lukę w jego pamięci, by to wszystko rozwinąć. „Nie rozumiem.” To było niedopowiedzenie. Był bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. „Wszystko, w tym życiowa partnerka jest ustalona przez krew płynącą w naszych żyłach. Twoja krew jest Dark Blood . Teraz masz domieszkę krwi innej rasy, ale jesteś jednym z nas. Jesteś kont o sívanak.” Silne serce, serce wojownika. To były wyrazy uznania, ale nie powiedziało mu czego chciał się dowiedzieć. „Kto był moją matką?” To było pytanie, na które pragnął odpowiedzi. Jeśli karpacka krew już płynęła w jego żyłach, jak mógł o tym nie wiedzieć? „Matka twojej matki była w pełni Karpatianką. Lycanie zabili ją za bycie Sange rau. Jej córka, twoja matka, została przyjęta jako całkowita Lycanka. Skojarzyła się w parę z Lycanem, i urodziła ciebie, Dark Blood . Jesteś kunta”. Rodziną, zinterpretował. „Z jakiego rodu? Jak?” Zev wiedział, że pozostaje o wiele dłużej niż Gary albo Luiz, ale nie chciał zostawić tego źródła informacji. Jego ojciec ani razu nie wspomniał że była jakakolwiek karpacka krew w ich rodzinie. Wiedział? Czy jego matka wiedziała? Jeśli jego babka została zamordowana przez Lycan za swoją zróżnicowaną krew, nikt kiedykolwiek nie przyznałby, że jego matka była dzieckiem zróżnicowanej krwi. Rodzina ukryłaby ją przed innymi. Najprawdopodobniej jej ojciec zostawił swoją watahę i znalazł inną by ją chronić. Brzęczenie zaczęło zaniknąć i Zev zrozumiał że sięga, potrzebując więcej. „Poczekajcie. Kim była?” „To jest tam, w twoich wspomnieniach, wszystko czego potrzebujesz, wszystko kim jesteś. Krew wzywa do krwi i jesteś ponownie zdrów”. Brzęczenie stopniowo ucichło. „Zrobione" formalnie powiedział Michaił. „Niech tak będzie."

Tłumaczy: franekM Rozdział 2 Fen mocno poklepał Zeva po ramieniu, dość by sprawić że się skrzywił. „Wygląda na to że jestem twoim starszym bratem. Wiedziałem że ostatecznie, będą zadowoleni po spotykaniu z tobą. Mam jeszcze jednego młodszego brata, któremu mogę rozkazywać. " Dimitri jęknął. „No i znowu zaczyna. On zamierza kroczyć dumnie dookoła pusząc się. Nikt nie będzie mógł z nim wytrzymać." Zev próbował nie upaść. Jego żołądek drżał z bólu. Po raz pierwszy od kiedy chronił Arno jednego z członków Rady Lycan, został tak poważnie ranny, spuścił wzrok jakby mógł zobaczyć ranę przez białą koszulę, którą stworzył mu Fen. Jego ręka poszła w górę przykrywając miejsce gdzie miał wrażenie, że wyrwano mu olbrzymią dziurę. Do połowy spodziewał się, że poczuje że ciało wyjdzie mu przez koszulę. Ujawnienia wiekowych wojowników, to było prawie zbyt wiele do przetworzenia, takm jak wszelkie informacje które zapakowali mu do umysłu. Zakołysał się ze znużenia. Stwierdził, że ledwie może myśleć, rozważając informacje o sobie, które zostały ujawnione. Czy śnił na jawie? Czy to była prawda? W tej chwili, tylko ból wydawał się rzeczywisty. Cała reszta wydawała się surrealistyczna. Jego palce zacisnęły się na materiale koszuli i obejrzał się wolno, ostrożnie, chcąc zobaczyć tylko jedną osobę. Jego oddech uwiązł w gardle. Poczuł, jak jego wilk skoczył do przodu jakby go chroniąc. Wciąż był zdezorientowany, i to było niemożliwe w jego obecnym stanie by przetworzył obfitość informacji jaka znajdowała się teraz w jego umyśle. Miał trudności z wytrzymaniem tego, nie mówiąc już o myśleniu, i potrzebował jej. „Może powinieneś usiąść" zasugerował Fen, z prawdziwą troską w głosie. „Jestem szczęśliwy że żyjesz Zev, ale może przywołaliśmy cię trochę za szybko." Rzucił okiem nad ramieniem Zeva na człowieka podchodzącego do niego od tyłu. Zev nie sądził, by było wiele pytań. Nie został jeszcze w pełni wyleczony. Ledwie mógł regulować temperaturę swojego ciała. Była nuta winy w głosie Fena, że jego zróżnicowana krew podchodziła w górę, gdy jego umysł wydawał się być chaotyczny. „Musiał być powód że mnie obudziliście." Wiedział, że Książę stanął za nim. Michaił nie wydał żadnego dźwięku, ale świadomość mocy nie mogła być opacznie zrozumiana. Odwrócił się by przywitać się z Księciem karpackich ludzi.

Tłumaczy: franekM Michaił ścisnął przedramiona Zeva w powitaniu wojowników. „Wystraszyłeś nas wszystkich, Zev. Nie byliśmy pewni, czy przeżyjesz." „Ja także," przyznał Zev. Obejrzał salę. Musiał ją zobaczyć. Dotknąć jej. Gdzie była? „Potrzebujesz wypoczynku, Zev," powiedział Michaił. Jakby tego sam nie odgadł. „Dlaczego mnie obudziłeś?” zapytał Fena. „Dimitri i Fen czują się swobodniej w lesie i obydwaj mają tam domy. Możemy cię ulokować zgodnie z twoimi preferencjami, las, góry albo nawet w samej wsi, ale wciąż będziesz potrzebować opieki, co najmniej do czasu gdy będziesz silniejszy" ciągnął Michaił. Chciał by tylko jedna osoba dbała o niego, a już nie było jej w sali. „Gdzie jesteś?” Czy to był on? Zabrzmiał zaborczo, nawet drażliwie, że ośmieliła się wyjść bez jego wiedzy. Nie pragnął jej z dala od jego wzroku. „Dziękuję, doceniam ofertę domu. Wciąż jestem trochę słaby." Spiął Fena swoimi oczami w kolorze stal. On może właśnie wrócił ze zmarłych, ale zawsze szedł jego własną drogą, toczył jego własne bitwy i był siłą, z którą należy się liczyć. Był inny powód zbudzenia go zanim został wyleczony, inny niż postawienie go przed osądzeniem wiekowych wojowników. „Gdzie jesteś, Branislava?” Ponownie kłapnął pytanie, domagając się odpowiedzi. Wykorzystał jego najbardziej rozkazujący głos, ton który nie tolerował żadnej odmowy. „Muszę uspokoić Tatijanę, że żyję”. Miała ten sam, doskonały melodyjny głos, nienaruszony wcale przez jego dyrygowanie, idiotyczny porywczy głos przywódcy sfory. „Poczekaj na mnie”. Skrzywił się, słysząc siebie. Zabrzmiał jak dyktator. Nie mógł powstrzymać tego jak brzmiał. To powinien być apel, nie polecenie. Nie była częścią jego sfory, ale był przyzwyczajony do posłuszeństwa.

Tłumaczy: franekM Nawet Rada Lycan przyjmowała jego słowo jako prawo. Więcej, był zły dlatego, że nie rozumiał dlaczego musiał mieć ją przy sobie. To nie miało dla niego sensu i dopóki tego nie zrobi, nie zrozumie dlaczego chce zatrzymać ją blisko, nigdzie nie odejdzie. Nastała niewielka cisza — oddalenie — jakby była w jego umyśle, ale teraz odcięła się od niego. Jego serce zająkało i rozciągnęła się, sięgając, niezdolne by ją puścić. Zdawał sobie sprawę że inni mężczyźni w sali rozmawiają wokół niego, z miarowych kropli wody i cichego syku płomieni, ale teraz jego pełna koncentracja skupiła się na Branislavie. Zev chciał by wróciła do niego, mimo jego apodyktycznych natrętnych manier. Faktycznie liczył bicia serca, czekając na jej odpowiedź. Był dostatecznie mocny, by ją ścigać. Wiedział, że może podążyć jej szlakiem. Niewielu się mu wymknęło, jak tylko był w pogoni. Poczuł wpierw jej zapach, tą mieszankę cynamonu, przyprawy i miodu. W momencie gdy była blisko, wciągnął jej zapach do swoich płuc i mógł ponownie odetchnąć w pełni. Czuł smak mieszanki, która była dla niej charakterystyczna, na języku, i natychmiast chciał — nie potrzebował — więcej. Obrócił swoją głowę wpatrywać się w nią. Wpływ był taki sam jak zawsze gdy patrzał na nią. Nie został wyleczony z jakiegokolwiek zaklęcia pod którym się znalazł. Patrzenie na nią prawie sprawiło ból tak była piękna. „Dziękuję. Nie wiem co się ze mną dzieje”. Zev podał jej swoją rękę, potrzebując dotknąć jej fizycznie. To było dziwne uczucie potrzebować czegokolwiek, nie mówiąc już o kontakcie fizycznym. Zignorował Fena i podniesione brwi Dimitria, gdy się nie ruszyła. Wciąż trzymał dłoń. Czekając. Nic nie powiedział, po prostu pozwalając jej zdecydować. Chcąc by sięgnęła. Branislava założyła swoją rękę w jego. Jego palce zamknęły się wokół jej. Jej ręka wydała się mała i krucha. Od razu wszystko w nim uspokoiło się i poczuł się zdrów. Kompletny. To mąciło też w głowie. Zawsze radził sobie z byciem po prostu samemu. „Miałbym ochotę spotkać się Garym Jansenem," powiedział Michaił. „Pamiętam go" powiedział Zev. „Nasze ostatnie spotkanie było podczas walki z samotną watahą atakującą wszystkie kobiety i dziećmi. Walczył jak zjawa. Bez niego, nie jestem pewny, czy przeżyłbym tę bitwę. "

Tłumaczy: franekM Gdy Gregori i Gary podeszli do nich, Michaił dodał, „Gregori czuwa jak kokocha nad pisklętami. Ponieważ ma teraz Gary który doprowadzi go do szaleństwa, może będę mieć szczęście i nie będzie tyle cackać się ze mną." „Nie będziesz miał tyle szczęścia" odciął się Gregori, w żadnym wypadku nie zaniepokojony przez dokuczanie Mikhaila. To było jasne że tych dwóch mężczyzn było starymi znajomymi. Michaił wzruszył ramionami, lekki uśmiech zapalił jego przenikliwe, ciemne oczy. „Myślałem, że można w tej sytuacji mogę mieć nadzieję”. To był pierwszy raz kiedy Zev mógł przypomnieć sobie gdy widział Księcia, albo Gregoria, jeśli o to chodzi, zrelaksowanych. Teraz był świadomy wszystkiego, jakby jego zróżnicowana krew zwiększyła każdy zmysł, jakby zarówno wilk jaki i Karpatianin byli w pogotowiu. Gorąco w sali. Woda. Fakt, że Gary Jansen i Luiz Silva obaj byli samotnymi mężczyznami blisko Branislavy. Oddech wysyczał z niego w długim, wolnym pomruku. Szarpnął rękę Branislavy, przyciągając ją bliżej niego. „Nie chcę upaść na twarz przed Księciem.” To było słabe wyjaśnienie, ale jedyny jakie mógł wymyślić dla wyjaśniania dlaczego potrzebował jej blisko niego. „Dobrze jest cię w końcu spotykać, Garyego," powiedział głośno Zev, wyciągając do niego prawą dłoń. Gary był bardzo blady, ale bardzo pasował na kogoś kto został śmiertelnie rany, zasadniczo zmarł i przeszedł i przemianę. „Cieszę się, że przeżyłeś" powiedział Gary. „Gregori informował mnie o wszystkim co się zdarzało." Nisko pokłonił się w kierunku Branislavy, posyłając jej uśmiech. „Dobrze jest widzieć cię na zewnątrz. Pięknie wyglądasz." Tam w tej świętej jaskini, obleczony przez bardzo spostrzegawczych wojowników, Zev poczuł pewnego rodzaju warczący wybuch wściekłości przechodzący przez niego, jak żywy wulkan. Faktycznie się wściekł. Fale szkarłatu przeplatały pokój, a w jego ustach, czuł jak zęby się przedłużyły. Przemógł zmianę, odmawiając pozwolenia wilkowi się uwolnić. Nigdy nie doświadczył takiego uczucia, ani nawet jednego z taką intensywnością. Karpacki aspekt jego natury wydawał się być trochę trudny do kontrolowania. Będzie musiał się do tego przyzwyczaić — a z nim jego wilk. Wątpił czy wiekowi wojownicy i Książę byliby tak serdeczni dla warczącego, złoszczącego się wilka. Rzucił okiem na Branislavę by zobaczyć jak przyjęła komplement Garyego. Mężczyzna był uczciwy — nie było zupełnie niczego w jego zachowaniu co sugerowało coś jeszcze — ale jednak, Zev nie pomyślał że jest taktowny, gdy trzymał ją za rękę, gdy inny mężczyzna mówi jej komplementy. I kłaniają się? Baj spokój. Był człowiekiem, nie Karpatianinem. Popisywanie się było śmieszne.

Tłumaczy: franekM „Zawsze jest dopuszczalne i stosowne, że mężczyzna mówi kobiecie, że jest piękna”. W głosie Branislavy była najzwyklejsza oznaka rozbawienia. „Dziękuje, sir" powiedziała bardziej formalnie do Garyego. „I wygląda bardzo uprzejme i zawsze jest mile witane.” Fen uniósł na niego brew. „Twój wilk się ujawnia”. Fen nawet nie próbowało ukryć swojego szyderczego śmiechu. To nie było nic wcale jak łagodna, miła, kojąca oznaka rozbawienia w głosie Branislavy. Zev posłał mu tłumiące spojrzenie. Powstrzymał swoją uwagę ku Garyemu, zdecydowany odciągając jego uwagę od Branislavy. „Jak udało ci się zaprzyjaźnić z tą bandą?" „Byłem ich wrogiem" przyznał Gary. „Zobaczyłem rzeczywisty atak wampira i dołączyłem do społeczeństwa, które poszukiwało wampirów — tyle że naprawdę nie namierzali wampiry. Częściej to byli ludzie których nie lubili. Pomogłem pewnym ludziom uciec, i był tam również Gregori by mi pomóc, mimo że wtedy tego nie wiedziałem. Spotkaliśmy się. To było parę lat temu. Moje życie było całkiem inne. Byłem chudy i przewracałem się o swoje nogi. W swoich najbardziej szalonych marzeniach nigdy nie myślałem, że mogę kiedykolwiek naprawdę walczyć z wampirem i wygrywać, ale przez lata, musiałem się tego nauczyć. " „Ale wciąż zamierzaliście próbować w tamtych czasach " wskazał Gregori. „Nigdy nie brakowało ci odwagi." „Myślałem że miałeś być genialny" powiedział Michaił. „Ale postanowiłeś kręcić się koło Gregoria." jego uśmiech powiększył się. „I całej naszej reszty." „Tak więc, nigdy nie mogę mówić, że moje życie jest nijakie" powiedział Gary, z odpowiadającym uśmiechem, który szybko przygasł. „Dałeś mojemu życiu poczucie celu." Gary nie był teraz chudy. Był wysportowany i silny, ze spojrzeniem wojownika, który widział wiele bitew — i prawdopodobnie tak było. Był tu jako człowiek w ciągu dnia, kiedy Karpatianie byli pod ziemią. „Jestem Darius." Mężczyzna, który wyglądał całkiem jak Gregori przedstawił się. „Gregori opowiedział mi wiele o tobie. Wszystko co dobre, co jest rzadki dla niego."

Tłumaczy: franekM Zev zdobył się na uśmiech. Zwietrzył kobietę na Dariusie, i wiedział instynktownie że ma życiową partnerkę. Odepchnął daleko swędzenie, które wydawało się przychodzić i odchodzić nad jego skórą. „Mi też miło cię spotkać." Z pewnością został zbudzony za wcześnie. Jego rana rwała i pulsowała bólem. Jakkolwiek mocno próbował to odepchnąć, ból powracał. Zacarias De La Cruz, jego brat Manolito i nowicjusz Luiz dołączył do nich. Luiz był zbudowany jak Jaguar, niewielkich rozmiarów z kiepskimi mięśniami i płynny w chodzeniu, czego nie można było pomylić. Manolito było jak Fen, Dimitri i Zev, zróżnicowaną krewią. Zacarias spojrzał na Zeva, ukłonił się Branislavie nie mówiąc do niej słowa. „Widzisz, teraz to jest uprzejmość. Gary może nauczyć się kilku rzeczy od niego”. Cichy śmiech Branislavy ruszył przez jego umysł, ale nie odpowiedziała. „Zev, pośpiesz się z przywitaniem, wyglądasz jakbyś ponowie miał padać trupem”, ostrzegł Fen. Zev kiwnął głową Luizowi, zgrzytając zębami. Czuł że może paść trupem, ale to było niemożliwe teraz. Dwóch samotnych mężczyzn bliziutko Branislavy, i obydwaj patrzeli na nią, jakby mogli nawiązać z nią w każdej chwili rozmowę. I dlaczego do cholery to mogło być tak złe? Co to miało za znaczenie dla niego? Stawy i mięśnie bolały. Jego skóra swędziała. Jego szczęka sprawiała wrażenie, że może pęknąć, i zacisnął swoje zęby próbujące odetchnąć daleko potrzebę zmiany. Jego wilk skradał się bliżej niż kiedykolwiek na powierzchnię. „Miło w końcu cię spotykać," powiedział Luiz. „Słyszałem o tobie, oczywiście." Zev próbował odpowiedzi, ale spojrzenie Luiz kontynuowało wędrówkę ku Branislavie, i gdyby uścisnęli sobie ręce, albo próbował przemówić, wszystko czym był ukazałoby jego wilka. Jakby wiedział, że jest problem, Zacarias wsunął się płynnie między Luiza, a Zeva. Nie miał podstawy, ale był z pewnością groźbą. Zamiast ustąpić, wilk alfa, stał z warczącym wyzwaniem, którego Zev ledwie mógł powstrzymać.

Tłumaczy: franekM „Dlaczego twój wilk jest tak blisko?” zapytał Dimitri. „Mogę wyczuć, że walczysz z nim”. Podszedł bliższej Zeva, ustawiając się troskliwie po jego drugiej stronie. „Nie wiem, ale on chce wyjść i szuka zaczepki”. „Zev”. Gregori sięgnął zarówno Dimitria, jak i Fena, którzy byli teraz połączeni z Zevem. Wiedział że wszyscy troje mogą go słyszeć. „Twoje oczy zmieniły kolor i wysyłasz bardzo niebezpieczny zapach. Powinienem usunąć Księcia?” Zev szepnął mocno próbując kontrolować wilka który szalał by się wydostać. Widział w obrazach gorąca, kolory dzieliły się na grupy i mieniły się. Określił z maksymalną dokładnością serce każdego w pokoju. Słyszał je, głośne i silne, wzywając do niego. „Gregori, Zev jest poważnie ranny”, przypomniał Fen. „On ledwie może stać. On jest niebezpieczny, jednym z najbardziej groźnych mężczyzn jakich kiedykolwiek spotkałem, i się nie cofa. On będzie walczyć do czasu gdy zginie. I zabierze z sobą tylu ile tylko może.” Zev chciał móc ich uspokoić, że to nie jest nic więcej niż warknięcie, lecz z jego ust wyszłoby warknięcie . Skoncentrował się na oddychaniu, ale to wydawało się jakby każdy oddech który brał zawierał ogień aby jego płuca piekły, zwiększając potrzebę zmiany. Przytrzymał swoją głowę, wiedząc że jeśli Gregori i Zacarias mogli zobaczyć powstanie wilka, inni wojownicy w zbliżeniu na bardzo małą odległość również. Branislava przysunęła się do niego, prawie troskliwie, prześlizgując się pod jego ramieniem. Ten niewielki ruch wydawał się łagodzić jego wilka na tyle, że mógł odetchnąć. Niestety, ten niewielki ruch na jej nieszczęście natychmiast przyciągnął uwagę ludzi wokół nich, w tym Luiza, który nie mógł wydawać się przestać wpatrywać się w nią. Cichy ostrzegawczy pomruk uciekł, zanim mógł go zatrzymać. Michaił patrzał na niego, a następnie z namysłem na Branislavę. „Wyciągnij mnie natychmiast z tej sytuacji, Fen. Nie wiem co jest nie tak, jeśli jednak ten mężczyzna nadal będzie patrzył na nią w ten sposób, nie zamierzam się powstrzymać przed zaatakowaniem go”. Przyznać się do tej słabości, kiedy wiedział że Branislava może to usłyszeć, co było jedną z najtrudniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek zrobił.

Tłumaczy: franekM Fen nie zawahało się. „Zev musi teraz odpocząć. Został zbudzony zbyt wcześnie z konieczności" ogłosił. „Nie cierpię skracać prezentacji, ale on musi teraz wyjść." Wskazał koszulę Zeva. Zev podążył za jego spojrzeniem do rozprzestrzeniającej się szkarłatnej plamy na białym materiałem. Przykrył ją swoją ręką. Jego dłoń pokryła się krwią. Michaił kiwnął głową i odsunął się na bok. Fen szedł jako pierwszy do zewnętrznej części sali, z Dimitri blisko pleców Zeva i Branislavy. W momencie gdy byli niewidoczni dla innych, Fen zatrzymał się. „Zabieram cię stąd, Zev. Nie możesz pokonywać odległości i nie możesz się teraz przemienić." Wskazał na krew. „To jest prawdziwe. Nie położyłem tego tam. Twój wilk podszedł zbyt blisko powierzchni i twoje ciało nie wytrzyma jeszcze zmiany." „Zamierzasz powiedzieć mi co się dzieje? Co się ze mną dzieje?" domagał się Zev. Miał dość intryg i jego własnego dziwnego zachowania. „Pozwól im zabrać się do domu”, powiedziała Branislava. „Mogę zająć się twoimi ranami”. „Muszę wiedzieć co się dzieje”. Próbował nie warknąć żądanie, ale to wyszło w ten sposób, mimo jego największego wysiłku. „Muszę zająć się twoją raną”. Nie wzdrygnęła się w obliczu wilka. Użyła swojego cichego, melodyjnego głosu, który mógł powalić jakiegokolwiek mężczyznę na kolana. Nawet jego wilk wydawał się odpowiedzieć, uspokajając się na tyle by mógł zrobić to o co prosiła. Przeklął pod nosem, ale przytaknął Fenowi. Fen nie czekał, by zobaczyć czy skłoni go do zmiany zdania. Podszedł do Zeva i zabrał go przez jaskinie, przedostając się przez niższe i wyższe izby ze zdumiewającą prędkością. Jaskinie prowadzące do ogromnej sali były naprawdę milami labiryntu prawdziwego labiryntu, ale Zev wiedział instynktownie, że może znaleźć swoją drogę z powrotem, mimo szybkiego przenoszenia się. Prędkość rzucała jego ciałem, ale nie protestował, chcąc uzyskać odpowiedzi jak najszybciej. Wybuchli z otworu między kamieniami, który gdy się obejrzał nieprzypominał nic więcej niż zwykłe pęknięcie,. Branislava, z Dimitrim pojawili się tuż za nimi. „Który kierunek, Zev?” zapytał Fen. Zaprowadź mnie do domu w lesie. Potrzebował znajomości drzew i świeżego powietrza. Był Lycanem i las zawsze będzie jego pierwszym wyborem.