caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 157 415
  • Obserwuję794
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań686 031

11. Nalini Singh - Plątanina pragnień

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

11. Nalini Singh - Plątanina pragnień.pdf

caysii Dokumenty Książki Reszta
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 395 stron)

PSI Część 11 Tangle of need Plątanina pragnień Tłumaczenie: zapiski_mola_ksiazkowego – rozdziały 1-26 korekta Lucek01 bmatk - rozdziały 27-30, 32,38,39,41-44,48,54-56,58-59,68,69 Nilah- rozdział 36, jowitaw001 - rozdziały 31, 33-35, 49-52,60-67,70,71 Agis_ka - rozdział 37, 40, 45-47, 53,57 korekta Perunia i Smok_z

ZAĆMIENIE Sieć Psi jest miejscem o nieporównywalnej mocy i czystym pięknie. Miliony umysłów w sieci psychicznej są jak wybuchy gwiazd na tle atramentowej czerni. Dla większości Psi była to ich lina bezpieczeństwa, równie istotna do życia, co powietrze. Rozłączenie się z Siecią oznaczało śmierć. Jednak, gdy jesień szeptała na horyzoncie roku 2081 sama Sieć zaczęła umierać. Niezmienne rzeki zgnilizny zaczęły przesuwać się w stronę jej centrum, a była to zgnilizna, która przekręcała i korodowała, uszkadzała rozum i rozsądek, by zostawić za sobą jedynie bezmyślną groźbę. Jeżeli Psi nie znajdą rozwiązania na ten rakotwórczy wzrost zgnilizna niedługo zacznie wsiąkać w umysły tych, którzy byli podłączeni do Sieci. A może ... już tak się stało.

ROZDZIAŁ 1 Riaz dostrzegł włosy o odcieniu nocy i długi chód zgrabnych nóg. - Indigo! - Zawołał. Jednak w momencie, gdy minął róg, zdał sobie sprawę ze swojego błędu. - Adria. Oczy o głębokim, niebiesko-fioletowym odcieniu spojrzały na niego. Znajdujący się w nich mróz mógł spowodować u niego hipotermię. - Indigo jest u siebie w biurze. - Jej słowa były pomocne, ale ton głosu równie dobrze mógł być ząbkowanym ostrzem noża. To przepełniło czarę. - Zabiłem ci psa? Zmarszczki naznaczyły jej gładkie czoło. - Słucham? Boże, ten ton. - To jedyny powód, który przychodzi mi do głowy, który tłumaczy, dlaczego jesteś na mnie taka cholernie wkurzona. - Powiedział, trzymając swój temperament na wodzy tylko na cieniutkim włosku. Adria została miesiąc temu wezwana na terytorium legowiska podczas napiętej sytuacji z Henrym Scottem i jego armią Czystych Psi i została, by zająć na stałe stanowisko starszego stopniem żołnierza. Walczyła z pełnym determinacji skupieniem u boku Riaza. Wykonywała jego rozkazy bez wahania na polu walki. Jednakże, poza polem bitwy? Lód. Absolutny. Niewzruszony. Wystarczająco mroźny, by spowodować odmrożenie. Skrzyżował ręce na piersi, gdy mu nie odpowiedziała. Wszedł w jej przestrzeń osobistą i wyłapał subtelny zapach lodu i zmiażdżonych jagód. Zadziwiająco delikatny zapach dla tej twardej kobiety, pomyślał, zanim gniew jego wilka przewyższył wszystko inne. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Powiedział, warcząc. Ze spojrzeniem twardym jak stal podeszła bliżej z powolnym rozmysłem, który był czystą, skalkulowaną prowokacją. Była wysoką kobietą, ale on był wyższy. To jednak nie przeszkadzało jej w patrzeniu na niego z góry ponad swoim nosem. - Nie zdawałam sobie sprawy, że rozpuszczanie się nad tobą było częścią obowiązków zawodowych związanych z tą pracą. - Powiedziała tak uprzejmym głosem, że był w stanie upuścić krwi. - Teraz wiem, od kogo Indigo nauczyła się swojej wrednej miny. - Jednak pod tą twardą powłoką, jego koleżanka pani porucznik miała ciepłe i hojne serce. Nie był pewien, czy Adria odczuwała jakikolwiek emocje, które plasowały się na termometrze powyżej zera.

Odpowiedź Adrii była ostra jak skalpel. - Nie wiem, co ona kiedykolwiek w tobie widziała, ale chyba każda kobieta ma w swojej przeszłości jakieś błędy. - W jej wyrazie twarzy pojawił się cień zmiany, drobniutka rysa, zanim ponownie ją zasklepiła, a jej twarz stała się nieprzeniknioną maską. Riaz zrobił niezadowoloną minę i już miał jej powiedzieć, co myślał na temat jej pełnego osądów spojrzenia, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Odebrał nie przesuwając się nawet o centymetr od kobiety, która działała na jego temperament jak papier ścierny. Sama jej obecność sprawiała, że czuł się surowy. - Tak? - Moje biuro. - Powiedział Hawke. - Potrzebuję, żebyś wyjechał odebrać kogoś. - Będę za dwie minuty. - Warknął zanim zamknął komórkę i pokonał pozostałą dzielącą go od Adrii odległość zmuszając ją do zadarcia głowy. - Dokończymy tą rozmowę później. - Powiedział zdając sobie sprawę, że przez te olśniewające, niebieskie oczy z odrobiną fioletu wędrują plamki złota -piękne i egzotyczne. W tym momencie zadzwoniła komórka Adrii. - Tak? - Odpowiedziała nie przerywając kontaktu wzrokowego z wielkim, muskularnym wilkiem, który sądził, że może ją onieśmielić. - Do mojego biura. - Rozkazał Hawke. - Już idę. - Rozłączyła się i uniosła brew, świadoma bezczelności tego gestu. - Alfa zażądał mojej obecności, więc zejdź mi z pieprzonej drogi. - Powiedziała z niezmąconą słodyczą. Oczy w kolorze starego złota zmrużyły się. - Wygląda na to, że pójdziemy tam razem. Nie ustąpiła mu na centymetr, dopóki nie zrobił kroku w tył i nie obrócił się, by pójść do biura Hawke'a. Szła obok niego w ciszy, choć jej wilczyca obnażyła zęby głodna, chciała upuścić krwi, gryźć, drapać i naznaczyć. Niech go cholera. Niech go cholera. Świetnie sobie radziła. Dawała sobie radę po ostatecznym odejściu od Martina. To też była krwawa bitwa. - Wrócisz do mnie czołgając się. Może będę czekać, a może nie. Adria zdusiła surowy śmiech. Martin nie rozumiał, że to był koniec. Definitywny. Koniec nastąpił już tej nocy rok temu, gdy wymaszerował z ich domu i nie wrócił przez cztery miesiące. Naprawdę olśniewającą rzeczą było to, że miał czelność być zszokowanym, gdy powiedziała mu, żeby znalazł sobie inne miejsce do spania i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. - Kot zeżarł ci język? - Padł opryskliwy komentarz wygłoszony męskim głosem, który mierzwił jej futro w nieodpowiedni sposób.

- Ugryź się. - Wymruczała. Nie była w nastroju do gierek. Miała wrażenie, że jej skóra jest zbyt wrażliwa - tak jakby straciła warstwę ochronną, a krew zbyt gorąca. - Ktoś powinien ciebie ugryźć i jednocześnie wyjąć ci ten kij z tyłka. - Odpowiedział Riaz niemal warcząc. Adria zawarczała w momencie, gdy akurat dotarli do otwartych drzwi biura Hawke'a. Alfa spojrzał na ich przybycie. W jego bladych niebieskich oczach wilka w ludzkiej skórze była otwarta spekulacja. Jednakże, gdy się odezwał jego słowa były pragmatyczne. - Macie czas na przejażdżkę? Adria przytaknęła i zobaczyła jak stojący obok niej Riaz robi to samo. - Co trzeba zrobić? - Zapytał. Jego ton był dużo spokojniejszy niż ten, którego używał wobec niej. - Mack i jeden z jego techników stażystów pojechali przeprowadzić rutynowy serwis stacji hydrologicznej. - Powiedział im Hawke odsuwając srebrno-złote pasma takiego samego koloru jak jego futro w wilczej formie. - Ale jeden z ich pojazdów nie chce zapalić, a mają w nim komponenty, które trzeba przywieźć do legowiska do naprawy. - Nie ma sprawy. - Powiedział Riaz. - Wezmę jednego SUVa i ich odbiorę. W momencie, gdy Adria myślała, że to zadanie dla jednej osoby Hawke obrócił się do niej. - Jesteś teraz jednym z najwyżej postawionych ludzi w legowisku. - Jego dominacja była przytłaczająca. Żądała od jej wilczycy absolutnej uwagi. - Chcę, żebyś się ponownie zaznajomiła z tym regionem biorąc pod uwagę, że nie spędzałaś tutaj znacznego okresu czasu od kiedy miałaś osiemnaście lat. Przytaknęła. - Poproszę Riley'a i Eli, żeby wpletli trochę czasu do mojego grafiku zmian. - Była to konieczna przerwa w jej normalnych obowiązkach - starsi stopniem żołnierze znajdowali się w hierarchii tuż pod porucznikami. Mieli dowodzić, a jako dowódca musiała znać każdy centymetr tej ziemi, a nie tylko sekcji, do której została przydzielona na czas bitwy. - Lepiej, jeżeli zrobię to na pieszo. - Zobaczy i wyczuje dużo więcej. - Możesz później zbadać teren szczegółowo. Chce, żebyś miała dobrą roboczą znajomość tego terenu tak szybko jak to tylko możliwe. - Podał jej cienką plastykową mapę. - Podróż do stacji hydrologicznej przeprowadzi cię przez część krytycznych sekcji - i masz stopień w mechanice samochodowej, prawda? - Tak. - Było to hobby, które zmieniła później w drugi kierunek kwalifikacji, którego wymagano od wszystkich żołnierzy. Później umiejętność, by naprawić popsute rzeczy i ponownie sprawiać, by były całe utrzymała ją przy zdrowych zmysłach. - Spojrzę na ten pojazd.

- A co z nasadzeniami? - Zapytał Riaz. Jego głos drapał jej skórę niczym paznokcie po jednej z tych staroświeckich tablic, na których lubiły rysować szczeniaki. - Zespół Feliksa ma wystarczającą ochronę? - Wszystko z nimi w porządku. - Hawke podszedł do mapy terytorium na kamiennej ścianie biura i postukał w dużą zaznaczoną sekcję, gdzie miała miejsce bitwa z Czystymi Psi. - Ochotnicy Felixa i poborowi sadzą na tym obszarze szybko rosnące gatunki rodzime, ale na razie jest to tak otwarty teren, że łatwo go monitorować, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dzielimy się wartami z kotami. - Posłał im ostry uśmiech. Adria pomyślała o tym co widziała na polu bitwy wypełnionym krzykami rannych Śnieżnych Tancerzy. Pomyślała o chłodnej czerwieni i hipnotyzującym złocie tak śmiertelnie niebezpiecznego ognia. Zastanawiała się nad kosztem zapłaconym przez młodą kobietę Psi, która dzierżyła całą tą moc - i serce ich alfy. - Jakie są szanse kolejnego poważnego ataku Czystych Psi? - Zapytała zaintrygowana na najgłębszym poziomie związkiem, który wydawał się z zewnątrz tak bardzo nie zbilansowany, a jednak jej wilk wyczuwał, że był równie silny jak kamień legowiska. Odpowiedział jej Riaz. - Zgodnie ze źródłami Judda bliskie zeru. Mają większe problemy. - Wojna domowa. - Powiedział Hawke kręcąc głową. - Jeżeli ma rację, całe piekło zerwie się ze smyczy - więc musimy się upewnić, że jesteśmy gotowi przetrwać każdą burzę. - To zaczyna być wkurzające. - Odpowiedział Riaz, a Adria wiedziała, że odnosi się do sporadycznych prób ustawienia pułapek na terytorium legowiska. - Tak. - Hawke zgodził się z niezadowoloną miną. - Ślady zapachowe wskazują, że sprawcami jest kilku ocalałych Czystych Psi, którzy nie potrafią odpuścić. Są zdezorganizowani, a ich pułapki są śmiechu warte. Mimo wszystko jednak kazałem każdemu wartownikowi uważać, żeby przypadkiem nie wpaść do dziury. Do dziury, na litość boską! Wilczyca Adrii przytaknęła mu pełna obrzydzenia. To naprawdę był czas żeby się wycofać, gdy było się zredukowanym do konieczności kopania dziur i zakrywania ich liśćmi w nadziei, że Śnieżni Tancerze nie wywąchają ich kilometr wcześniej. - Zmęczą się tym prędzej czy później, ale niezłą myślą może być zrobienie z odnajdywania tych pułapek zabawnego konkursu dla wartowników. Riaz przekrzywił głowę na bok w typowy dla wilka sposób, a sfrustrowany wyraz twarzy Hawke zmienił się w pełen zainteresowania. - Z tego, co widziałam, ilość czasu, którą trzeba zmarnować, by zneutralizować te pułapki zaczyna frustrować żołnierzy patrolujących granicę. - Powiedziała rezolutnie trzymając oczy z dala od mężczyzny po swojej prawej. - Tego rodzaju rzecz może przerodzić się w gniew. Nie jest to dobre dla naszych ludzi, zwłaszcza po stresie bitwy, ale jeżeli zrobisz tak, żeby każdy wartownik z największą liczbą zneutralizowanych pułapek dostał nagrodę pod koniec każdego tygodnia ...

- ... stanie się to grą. - Dokończył Riaz przytakując w zamyśleniu. - Bardzo dobra myśl. Adria z rękami założonymi za plecami musiała ścisnąć ręką nadgarstek drugiej, by powstrzymać się od odwarknięcia, że nie potrzebowała jego aprobaty. Ta reakcja była tak daleka od jej zwyczajnego zrównoważonego zachowania, ze przygryzła wnętrze swojej wargi, by się z tego otrząsnąć. Skupiona patrzyła prosto przed siebie. Tylko, że obca istota, która przejęła jej ciało nie mogła po prostu się zamknąć. - Dziękuję. - Powiedziała słodko jak miód. - Tak się cieszę, że to popierasz. Warknięcie zawisło na prądach powietrznych. - Wilki lubią gry. - Powiedział Hawke. Jego twarz była podejrzanie bez wyrazu. - Sądzę, że Drew będzie najlepszą osobą do zorganizowania tego - wprawię to w ruch. - Zerknął na godzinę wyświetlaną na ścianie. - Lepiej już jedźcie, żebyście mogli wrócić przed obiadem. Wyszła z biura z mężczyzną, którego sam zapach - mroczny zapach lasu z napiętą nutą cytrusów i pociągnięciem dymu drzewnego - sprawiał, że skóra ją swędziała. - Powinniśmy wziąć coś do jedzenia. - Ta podróż powinna być krótka, a Mack i jego technik nie planowaliby być tam tak długo - będą głodni. - Powinno coś tu być. - Powiedział Riaz wchodząc do szatni dla starszych żołnierzy. Pracowali z wytrenowaną efektywnością składając razem jakieś kanapki i dziesięć minut później byli gotowi do wyjazdu. Adria zacisnęła mięśnie podbrzusza, gdy wsiadła do pojazdu z Riazem i kazała sobie skoncentrować się na drodze, geografii, czymkolwiek poza mocnym męskim zapachem jej kierowcy, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę dlaczego wyzwalał w niej taką przemoc. Riaz wyprowadził wóz z garażu i zawiózł ich w góry doskonale świadomy arktycznej ciszy dochodzącej z fotela pasażera. Im więcej czasu spędzał z Adrią, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo różniła się od Indigo, mimo powierzchownego podobieństwa ich wyglądu. Jednym z powodów, dla którego zawsze lubił towarzystwo Indigo była jej bezpośrednia natura - Adria, w porównaniu z nią, była zamknięta jak pudełko ze znaczkami „NIE OTWIERAĆ" przyklejonymi z każdej strony. Rozumiał to. Cholera, miał własne strefy „bez dostępu", ale w przypadku Adrii, była to zbroja z pokruszonego szkła, która toczyła krew. - Ten szlak jest najbardziej bezpośrednią drogą do stacji hydrologicznej. - Powiedział wykonując swoje zadanie, bo bez względu na starcia osobowości znał swoje obowiązki. - Nie według mapy, którą dał mi Hawke. - Posłała mu krótkie penetrujące spojrzenie. - Co jest nie tak z tamtą drogą? Powściągnął swojego wilka, gdy ten obnażył kły w reakcji na coś co uznał za wyzwanie, choć racjonalna jego część wiedziała, że po prostu był skory do kłótni po jej wcześniejszej prowokacji. - Na samym jej środku jest stroma ściana klifu. - Jako porucznik, który miał ją pod

swoimi rozkazami na polu walki doceniał jej inteligencję i determinację, by dowiedzieć się jak najwięcej - mimo tego, jak często używała tego ostrego umysłu, by uderzyć w niego swoimi słownymi pazurami. Wykonał dwa ostre skręty i kontynuował prosto przez góry, które wydawały się dotykać nieba. - Ma opóźnić agresorów jeżeli kiedykolwiek dotrą tak daleko. Adria nic nie powiedziała przez kilka długich minut studiując mapę i ich przeprawę przez góry. - Będę musiała poprosić innego starszego żołnierza, żeby poszedł ze mną na te podróże krajoznawcze, żebym nie przegapiła takich spraw. - Jej naturalnie zachrypnięty głos był bardziej cichy z powodu zamyślenia. - Nie miałam powodu, żeby zapamiętać to wszystko, albo choćby żeby wiedzieć o takich rzeczach, gdy byłam nastolatką. Zresztą i tak jestem pewna, że szczegóły ochrony zmieniły się od tamtego czasu. - Ja z tobą pójdę. - Powiedział Riaz, bo niech go cholera, ale był porucznikiem nawet, gdy dotyczyło to takiego kłującego kaktusa jak Adria. - Indigo upewniła się, żebym znał szczegóły ochrony po tym, jak wróciłem z mojego stanowiska w Europie. - Był daleko przez wystarczająco dużo czasu, by zmieniono wiele subtelnych środków ochrony. - Dobrze będzie, jeżeli odświeżę sobie tą wiedzę. Adria zamrugała. Jej palce zacisnęły się na bokach plastikowej mapy. - Doceniam to. - Była to jedyna rzecz jaką mogła powiedzieć bez zdradzania wszystkiego. Riaz prychnął. Jego dłonie były silne i kompetentnie kierowały ręczną kierownicą, gdy nawigował przez szczególnie stromy nasyp. Jego brązowe ramiona były usiane cienkimi, czarnymi włosami. - Równie mocno co leczenie kanałowe, ale bez względu na to, jaki masz ze mną problem musimy pracować razem. - Powiedział, przełączając pojazd na napęd napowietrzny. Zacisnęła szczękę i skupiła się na widoku za oknem - jednej z najbardziej wspaniałych scenerii na ziemi. Lato zbladło, w powietrzu znajdowała się świeża obietnica jesieni, ale tutaj ziemia była skąpana w ciemnej zieleni, a szczyty w oddali były dotknięte bielą. Dorastała na tej ziemi, i nawet teraz, po tym, jak tak długo jej nie było, ziemia śpiewała do jej wilczycy, tak jak do każdego Śnieżnego Tancerza. Terytorium legowiska miało w sobie coś, co sprawiało, że było domem dla nich wszystkich, bez względu na to, czy nadali tą nazwę innemu miejscu. Mogę tutaj wyleczyć rany. Była to myśl wywodząca się głęboko z serca, która niemal zdołała rozwiązać napięcie - Kto to? - Poderwała się do przodu, gdy wielki wilk o kolorze opalenizny biegł przez gładką łąkę po ich lewej, goniąc zwinną, srebrną wilczycę, którą natychmiast rozpoznała. - On szorstko traktuje Evie. - Furia zagotowała się w jej krwi. - Zatrzymaj samochód. - To Tai, a Evie nie ucieszy się z tego, że im przeszkodzisz ciociu Adrio.

ZAĆMIENIE Sieć Psi jest miejscem o nieporównywalnej mocy i czystym pięknie. Miliony umysłów w sieci psychicznej są jak wybuchy gwiazd na tle atramentowej czerni. Dla większości Psi była to ich lina bezpieczeństwa, równie istotna do życia, co powietrze. Rozłączenie się z Siecią oznaczało śmierć. Jednak, gdy jesień szeptała na horyzoncie roku 2081 sama Sieć zaczęła umierać. Niezmienne rzeki zgnilizny zaczęły przesuwać się w stronę jej centrum, a była to zgnilizna, która przekręcała i korodowała, uszkadzała rozum i rozsądek, by zostawić za sobą jedynie bezmyślną groźbę. Jeżeli Psi nie znajdą rozwiązania na ten rakotwórczy wzrost zgnilizna niedługo zacznie wsiąkać w umysły tych, którzy byli podłączeni do Sieci. A może ... już tak się stało.

ROZDZIAŁ 2 - Jedź. - Powiedziała, niemal gotowa wyjść ze skóry, z powodu pragnienia zdarcia z niego koszulki i użycia zębów na tych gorących, twardych mięśniach. - Mack czeka na nas. - Może zaczekać jeszcze kilka minut. - Oczy, które w żadnym stopniu nie były już ludzkie spojrzały prosto na nią. - Jesteś na mnie wściekła od momentu, gdy przeniesiono cię do legowiska. Chcę wiedzieć dlaczego. Jej wnętrzności zwinęły się w supeł. Odczepiła pas bezpieczeństwa i otworzyła drzwi, żeby wyjść na chłodne górskie powietrze. Tak wysoko w górze lato było odległym wspomnieniem. Chłód jednak w żaden sposób nie ostudził gorączki w jej krwi, pragnienia szalejącego w jej ciele, potrzeby, która groziła uczynieniem z niej niewolnika, gdy w końcu odnalazła wolność. Zdesperowana skupiła się na majestacie otoczenia w wysiłku, by zwalczyć panujący w jej wnętrzu tumult. Wilczyca traktowała pazurami wnętrze jej skóry w silnej naganie dla jej decyzji, by się wycofać. Przed nią leżały rozrzucone skały polodowcowe, ogromne i nakładające się jedna na drugą, za nimi znajdowała się bogata, głęboka zieleń świerków, które dominowały w tej okolicy. Nad tym wszystkim było niebo tak błękitne, że aż bolały od niego oczy. Dom. Zatrzaśnięcie się drzwi, po którym nastąpiło stukanie butów po ziemi roztrzaskało jej kruchą próbę wzięcia się pod kontrolę, a potem Riaz stał już przed nią. Nagle jej oczom ukazały się twarde mięśnie i nieprzejednana siła. Jego dziki, ciemny zapach znajdował się w każdym jej wdechu. - Nie odjedziemy, dopóki tego nie rozstrzygniemy. - Powiedział. Jego skórę pieściły promienie słońca, które odbijały się od jego lśniących granatowo-czarnych włosów. Poczuła się uwięziona, duszona - pchnęła go w klatę i wyśliznęła się, żeby stanąć obok samochodu, zamiast być zwrócona do niego tyłem. - Nie zganiaj na mnie całej winy. - Walczenie z nim było działaniem instynktownym. Jej wewnętrzna postawa została roztrzaskana. - Wyżywasz się na mnie od dnia, w którym wciągnięto mnie do służby w legowisku. Zawarczał - szorstki dźwięk przesunął się drażniąc jej skórę i owinął się wokół jej gardła. - Cholerna samoobrona. Spojrzałaś na mnie i zdecydowałaś, że nienawidzisz mnie do szpiku kości. Chcę wiedzieć dlaczego? Boże, pomyślała Adria, jak ona się w to wplątała? Nie była kobietą, która nie potrafiła kontrolować swoich słów i myśli. Była spokojna, stabilna, rozsądna, była głosem rozsądku dla swoich przyjaciół, gdy byli nabuzowanymi hormonami nastolatkami. To ona była tą, która rozmową ściągała ich z nasączonej adrenaliną krawędzi, na której teraz się znajdowała.

- Słuchaj, to nic osobistego. - Powiedziała podejmując świadomą decyzję, by się wywinąć z tego zanim jej sfrustrowana wilczyca przejmie kontrolę i zacznie ucztować na męskich ustach, które teraz były wąskie od wściekłości na nią. - Generalnie jest ze mnie suka. - Według Martina była suką o kamiennym sercu. Riaz prychnął. - Niezła próba, ale widziałem cię z innymi członkami stada. - Zrobił kolejny krok w jej stronę naruszając jej przestrzeń osobistą i zmysły. Zapach lasu zabarwił się bardziej ostrym odcieniem typowym dla wściekłego wilka. - Widziałem nawet jak się uśmiechasz. Może uśmiechniesz się raz do mnie? - Oczy koloru ciemnego złota przyszpiliły ją. Niech ją cholera, jeżeli pozwoli mu tak siebie traktować. - Zejdź mi z oczu. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - Zapytał. Jego szczęka była niebezpiecznie zaciśnięta. - Może powodem, dla którego reagujesz na mnie jak syczący kot jest to, że chcesz, żebym był jeszcze bliżej. Wzięła nagły wdech. Oczy Riaza rozszerzyły się. - Cholera. - Powiedział pełen zamyślenia. Ułamek sekundy później silne, szorstkie dłonie ujęły jej twarz. Żarłoczne usta zderzyły się z jej wargami. Pełen potencjału zapach podnieconego mężczyzny i egzotyczny, pyszny smak cytrusów i gorzkiej czekolady zalał jej zmysły. Adria zamarła na sekundę, zanim wygłodniałe dotyku ciało przejęło kontrolę. Jej wilczyca przedarła się na powierzchnię. Złapała go za ramiona i rozkoszowała się tymi zmysłowymi, żarłocznymi ustami. Złączyła język z jego językiem. Lizała. Ssała. Gdy podniósł ją do góry jednym, silnym ruchem, otuliła nogi wokół jego talii i pozwoliła mu przycisnąć się do drzwi wzmocnionego SUV-a. Smakował równie seksownie i niebezpiecznie jak wyglądał, i doprowadzał tym do szału równie mocno. Jedna wielka dłoń zacisnęła się na jej włosach, druga na biodrze. Części jej ciała, które były w chłodni przez dużo dłużej niż tylko rok obudziły się iskrząc - głodne, dzikie i nie tylko trochę nieposkromione. Riaz zawarczał, gdy utoczyła krwi pazurami na jego karku, a zaraz potem pogłębił ich pocałunek, przesuwając dłoń z jej biodra pod koszulkę, by zacisnąć ją na jej piersi. Szok tego zaborczego uścisku niemal wyrwał ją z tego szaleństwa, ale potem przesunął w górę jej stanik i szorstkie ciepło jego dłoni na jej nagim ciele było jak zastrzyk energii do systemu, który roztrzaskał racjonalne myśli. Nie była w stanie wystarczająco zawładnąć jego ustami, ssała jego język, wargi, zanim pocałunkami przesunęła się w dół zarostu na jego szczęce, by złapać zębami żyły na jego szyi. Zawarczał głęboko w piersi i odciągnął jej głowę z powrotem do swoich ust. Nie był nawet odrobinę delikatny, ale ona nie chciała delikatności. Jej pazury wbijały się w jego ramiona, gdy jej ciało ocierało się o niego z surową niecierpliwością. Zabrał dłoń z jej piersi, rozdarł guzik

jej dżinsów i opuścił w dół zamek. W momencie, w którym przerwała pocałunek, by zaczerpnąć powietrza wsunął dłoń w jej majtki i przez mokre loki między jej udami, by wśliznąć w nią dwa twarde palce w mocnym pchnięciu, które sprawiło, że krzyknęła i roztrzaskała się na kawałeczki w mocno zaciskając mięśnie. Orgazm był niczym nagie ostrze, które rozcięło ją na pół swoją pierwotną siłą i zostawiło ją osamotnioną w tym samym czasie. Otworzyła oczy, gdy on wycofał palce. Zobaczyła lśniący wyraz twarzy, który zbyt dobrze rozumiała. Furia. Na nią. Na siebie. - Postaw mnie. - Powiedziała wstrząśnięta do głębi przez pełną siły głębię jej reakcji. Nigdy, nigdy nie miała tak silnego orgazmu ... i nie czuła się tak zagubiona jakby miała w swoim wnętrzu blok lodu. Zrobił to nie mówiąc słowa. Położył dłonie na jej tali, by pomóc jej zyskać równowagę, gdy jej nogi zachwiały się. - Zabieraj ze mnie łapy. - Niech ją cholera, jeżeli dotknie jej z tym wyrazem w oczach. Jego gniew był niczym brutalny żar, który uderzał w nią z każdym oddechem. Riaz puścił sztywną kobietę w jego ramionach i obrócił się na pięcie. - Kurwa. - Co do cholery właśnie się stało. Nawet nie lubił Adrii, a jednak zdradził z nią swoją wybrankę, miałby już zagłębionego w niej swojego penisa aż po jaja, gdyby nie zatrzymała rozwoju spraw. Ten penis pulsował tak napięty, że było to aż bolesne. Nie. - Trzymaj. Obrócił się na czas, żeby złapać butelkę wody. - Umyj palce. - Powiedziała. Czerwień zabarwiła jej mocno zdefiniowane kości policzkowe. Wiedział, że ten kolor nie miał nic wspólnego ze wstydem, nawet zanim wydusiła z siebie przez zaciśnięte zęby. - Nie mam ochoty ogłaszać mojego błędu w ocenie sytuacji. Sekundę później była już w samochodzie. Rzeźba z lodu. Nie pozostał ślad wymagającej kobiety wilczycy, która była mokra, gorąca i ciasna wokół jego palców jeszcze niecałe dwie minuty temu.

ROZDZIAŁ 3 Radny Kaleb Krychek zbadał świadomość osobnika, na którego temat został jako pierwszy zaalarmowany przez Umysł Sieci - istotę psychiczną, która była bibliotekarzem i strażnikiem Sieci. Istota znajdująca się przed nim była na średnim poziomie mocy - był to telepata z umiejętnością 5,7 na skali, zatrudniony przez dużą korporację. Cisza tego mężczyzny była wadliwa, małe pęknięcia były widoczne dla uważnego obserwatora. Była to jednak wystarczająco zwyczajna sytuacja. Nie to interesowało Kaleba. Ten mężczyzna miał pecha i był wyjątkowo podatny na nienazwaną i nie zauważoną przez większość chorobę, która tworzyła ciche, śmiertelnie niebezpieczne prądy w Sieci Psi. Inni, którzy zostali wcześniej zarażeni, byli teraz albo martwi, albo szaleni. Masowy wybuch w Stacji Światło Słoneczne spowodował sto czterdzieści jeden ofiar, jedenaście z nich zostało wcześniej poddanych przymusowej śpiączce pod wpływem sądu, iż można ich ocalić. Nie można było. Obiekt 8-91, jednakowoż, nadal funkcjonował, mimo zaawansowanego stopnia zainfekowania, prowadząc Kaleba do wniosku, iż coś wpłynęło na chorobę wewnątrz Sieci sprawiając, że była w stanie dłużej przetrwać w nosicielu. Przenoszona za pomocą bezpośredniego kontaktu z jedną z „chorych" sekcji Sieci - choć Kaleb był obecnie odporny na to działanie, najprawdopodobniej w rezultacie swojego połączenia z szalonym bliźniakiem Umysłu Sieci - infekcja jeszcze nie rozprzestrzeniała się z osoby na osobę, choć istniało duże prawdopodobieństwo, że zmutuje w większym stopniu i stanie się jeszcze bardziej zaraźliwa. Obiekt 8-91 był pierwszym nosicielem nowego wariantu, którego znalazł Umysł Sieci i jako taki stał się barometrem Kaleba, jego „kanarkiem w kopalni węgla". To stare porównanie było bardzo na miejscu. Jeżeli 8-91 nadal będzie reagował tak, jak do dnia dzisiejszego, wystąpią u niego oznaki katastroficznych efektów cicho rozprzestrzeniającej się zgnilizny, wcześniej niż u kogokolwiek innego w Sieci. Nie, 8-91 już ma te objawy, poprawił się Kaleb. Mężczyzna miał silny wybuch w czasie snu dwa dni temu. Tak mocny, że złamał kilka kości w swojej dłoni, gdy uderzył o ścianę. Interesujące jednak w tej przemocy było to, że nie miała ona powiązania z Ciszą mężczyzny - choć on o tym nie wiedział. Została ona zainicjowana przez zmiany, które infekcja spowodowała w jego umyśle. Obiekt 8-91 był wystarczająco inteligentny, by stworzyć sobie przykrywkę zanim poszedł zobaczyć się z M-Psi w sprawie dłoni, ale Umysł Sieci obserwował go nieustannie, wiedział o każdym jego kroku. Ponieważ zaś Umysł Sieci i jego bliźniak, Mroczny Umysł, obaj rozmawiali z Kalebem, zawsze był świadomy statusu tego obiektu. Kontynuuj obserwację, powiedział Umysłowi Sieci. Rozkaz został wydany mniej przez słowa, a bardziej przez intuicyjne psychiczne połączenie, którego nikomu nie mógł wyjaśnić, nawet innemu Psi. Chroń go przed ujawnieniem. Kaleb potrzebował, by 8-91 pozostał aktywną częścią Sieci. Jakakolwiek interwencja mogłaby zamazać obraz, zaćmić czysty widok postępu upośledzenia mężczyzny i zrozumienie tego procesu przez Kaleba.

ROZDZIAŁ 1 Riaz dostrzegł włosy o odcieniu nocy i długi chód zgrabnych nóg. - Indigo! - Zawołał. Jednak w momencie, gdy minął róg, zdał sobie sprawę ze swojego błędu. - Adria. Oczy o głębokim, niebiesko-fioletowym odcieniu spojrzały na niego. Znajdujący się w nich mróz mógł spowodować u niego hipotermię. - Indigo jest u siebie w biurze. - Jej słowa były pomocne, ale ton głosu równie dobrze mógł być ząbkowanym ostrzem noża. To przepełniło czarę. - Zabiłem ci psa? Zmarszczki naznaczyły jej gładkie czoło. - Słucham? Boże, ten ton. - To jedyny powód, który przychodzi mi do głowy, który tłumaczy, dlaczego jesteś na mnie taka cholernie wkurzona. - Powiedział, trzymając swój temperament na wodzy tylko na cieniutkim włosku. Adria została miesiąc temu wezwana na terytorium legowiska podczas napiętej sytuacji z Henrym Scottem i jego armią Czystych Psi i została, by zająć na stałe stanowisko starszego stopniem żołnierza. Walczyła z pełnym determinacji skupieniem u boku Riaza. Wykonywała jego rozkazy bez wahania na polu walki. Jednakże, poza polem bitwy? Lód. Absolutny. Niewzruszony. Wystarczająco mroźny, by spowodować odmrożenie. Skrzyżował ręce na piersi, gdy mu nie odpowiedziała. Wszedł w jej przestrzeń osobistą i wyłapał subtelny zapach lodu i zmiażdżonych jagód. Zadziwiająco delikatny zapach dla tej twardej kobiety, pomyślał, zanim gniew jego wilka przewyższył wszystko inne. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Powiedział, warcząc. Ze spojrzeniem twardym jak stal podeszła bliżej z powolnym rozmysłem, który był czystą, skalkulowaną prowokacją. Była wysoką kobietą, ale on był wyższy. To jednak nie przeszkadzało jej w patrzeniu na niego z góry ponad swoim nosem. - Nie zdawałam sobie sprawy, że rozpuszczanie się nad tobą było częścią obowiązków zawodowych związanych z tą pracą. - Powiedziała tak uprzejmym głosem, że był w stanie upuścić krwi. - Teraz wiem, od kogo Indigo nauczyła się swojej wrednej miny. - Jednak pod tą twardą powłoką, jego koleżanka pani porucznik miała ciepłe i hojne serce. Nie był pewien, czy Adria odczuwała jakikolwiek emocje, które plasowały się na termometrze powyżej zera.

ROZDZIAŁ 4 Hawke złapał za rękę Sienny, gdy mijali się na korytarzu i zaciągnął ją w róg skryty przed oczami ciekawych członków stada. - Gdzie idziesz w takim pośpiechu? Jego wilk był rozradowany tym, że ją zobaczył. Przewracał się jak szczeniak w zapachu jesieni i przypraw. To przypomniało mu jak obudził ją dzisiejszego poranka, jak lizał ten smakowity zapach w dużo bardziej intymny sposób. Głos Sienny był cichy i pieszczący, gdy mu odpowiedziała. Palce jej wolnej dłoni rozprostowały się na jego sercu. - Spotykam się z paroma leopardami na obiad. - Kit? - Dzikie warknięcie. - Tak. - Jej niezadowolona mina pasowała do cienkiej linii ust. - Jest moim przyjacielem. Był też chłopakiem, który ją pocałował. Ośmielił się położyć na niej ręce i swój zapach. - Nie. - Padł rozkaz od wilka, wilka przyzwyczajonego do posłuszeństwa. Jednak Sienna Lauren Snow nigdy, nawet raz, nie była mu posłuszna. Wyciągnęła dłoń z jego uścisku i stanęła na palcach, by zanurzyć obie dłonie w jego włosach. - Tak. Jego poważne spojrzenie zderzyło się z jej wzrokiem, jego dominacja stanęła naprzeciw stalowej woli kardynalnej X. - Myślę, że nadszedł czas, żebym znowu cię ugryzł. - Wymruczał przesuwając palcem po zagłębieniu w miejscu, gdzie jej szyja spotykała się z ramieniem. Było to jego ulubione miejsce, w którym zostawiał ślad. Ta groźba sprawiła, że Sienna pociągnęła go za włosy w geście zabawy. - Zrobiłeś to dzisiaj rano, teraz moja kolej. - Szybkie uszczypnięcie w jego dolną wargę. - Chcesz się do nas przyłączyć? Pewnie, że tak - bo choć mógł nie być w stanie zastraszyć swojej mądrej, seksownej i niebezpiecznej wybranki, doskonale mógł i zrobiłby to, by odstraszyć kociaka alfę, którego nazywała przyjacielem. Ale... - Muszę spotkać się z matczynymi kobietami. - Jęknął z powodu tego przypomnienia i pochylił głowę, żeby mogła wygodniej go popieścić. - Są nabuzowane z powodu jakichś nastolatków. Sienna zaśmiała się i przesunęła palcami po jego głowie. Pieszczota sprawiła, że jego wilk wygiął grzbiet w przyjemności. - Brzmisz na wystraszonego.

- Każdy facet, który nie boi się gromadki matczynych zbierających się na niego powinien zbadać sobie głowę. - Włosy nadal jeżyły mu się na myśl o jej obiadowej randce. Wyprostował się do pełnej wysokości. Dłonie wybranki ześliznęły się na jego ramiona. - Jeżeli ten kociak położy ręce choć w pobliżu ciebie nie będzie mnie obchodziło, że jest twoim przyjacielem, wyrwę mu je. - Nie żartował - tak krótko po nawiązaniu ich więzi wilk był zaborczy ponad wszelkie wyobrażenie. Więź wybranków jeszcze była surowa. Uśmiech Sienny znikł. - Wiesz, że ja nigdy... - Oczywiście, że to wiem. - Warknął rozdrażniony, że choćby rozważała możliwość, że mógł jej nie ufać. - Nie o to chodzi. Uniosła brew. Maleńkie paznokcie wbiły się w jego ramiona. - W takim razie o co chodzi Wasza Alfokość. Kłapnął na nią zębami za ten niewyparzony komentarz. - Chodzi o to, że jesteś moja. Koniec pieśni. Żadnego dotykania przez innych mężczyzn. - Zamilkł na chwilę, zastanowił się. - Specjalna dyspensa na rodzinne okazywanie czułości dla tych, którzy są z tobą spokrewnieni. Gdy mu nie odpowiedziała pochylił się blisko. - Ostrzegłem cię. - Wyszeptał. Jego usta przesunęły się po jej uchu. Powiedział jej dokładnie, co to będzie znaczyć być jego, jak ciężko będzie jej poradzić sobie z nim, jak całkowicie nią zawładnie. A ona mimo to przyszła do niego, ale zastanawiał się, czy dopiero teraz rozumiała prawdziwą głębię tego, czego będzie od niej żądał. Myśl, że mógł denerwować swoją wybrankę przez to, jaki był sprawiała, że obie jego części znieruchomiały i stały się czujne. Zadrżała w odpowiedzi na jego dotyk. Odsunęła go aż była w stanie spojrzeć mu w oczy. Zmierzyła go mrocznym spojrzeniem . a potem roześmiała się, dźwięk jej radości był jak dziki piorun na jego futrze. - Wygląda na to, że dobrze mi tak za to, że związałam się z alfą. - Powiedziała. Gwiazdy wibrowały w jej oczach. Jego wilk rozluźnił się. Jego wybranka nie miała w swoim zapachu strachu, ani w jej droczącym się uśmiechu. Więź między nimi była żywa od czerwonego i bursztynowego ognia, który był jej znakiem rozpoznawczym. Przesunął dłońmi po gładkiej linii jej pleców. Przesunął nosem po jej szyi. - Mogę być trochę bardziej… elastyczny, gdy będziemy związani przez pewien czas. - Nie, nie będziesz. - Sienna dała mu gorący, mocny pocałunek w szczękę. Jej palce pieściły żar jego szyi. - Ale kocham cię dokładnie takiego, jaki jesteś - i wiem jak obstawać przy swoim, więc pokaż wszystko, co masz w zanadrzu piękny mężczyzno. Był w równym stopniu dumny z jej siły i rozzłoszczony jej nieprzejednaniem. Były to znajome odczucia, gdy chodziło o tę kobietę. Sienna mogła być młodsza i fizycznie mniejsza, ale stanęłaby z nim nos w nos bez mrugnięcia okiem. Ta myśl sprawiła, że uśmiechnął się. Każda

jego część była świadoma tego, że najprawdopodobniej będą zderzać się głowami przez następne sto lat. Nie mógł się tego doczekać. - Dlaczego matczyne są na ciebie złe? - Zapytała, śledząc opuszkiem palca jego usta. Był przyzwyczajony do omawiania spraw stada z porucznikami i starszymi żołnierzami, ale rozmawianie ze Sienną na ten sam temat nie było tym samym, bo była jego. Była kimś, kto słuchał nie dlatego, że była to sprawa dotycząca Śnieżnych Tancerzy, ale ponieważ po prostu lubiła być z nim, lubiła wiedzieć o rzeczach, które miały dla niego znaczenie. - Użyto słowa „hormony". - Powiedział jej, już czując tępy puls zbliżającego się bólu głowy. - Niektóre starsze nastolatki najwyraźniej stają się niespokojne. Najprawdopodobniej skończę przeczołgując chłopaków, żeby im przypomnieć, że mają trzymać łapy przy sobie. - Jęknął i pochylił się, żeby dotknąć czołem jej czoła. - A potem będę musiał zrobić to samo z dziewczynami. Normalnie Indigo i Riley zajęliby się tą sytuacją, ale czasami jedynie głos alfy sprawiał, że wiadomość w końcu docierała. - Ale przywileje skóry są akceptowalną częścią życia stada. - Oddech Sienny całował jego usta. - Wiem, że moi przyjaciele też mieli związki, gdy byli młodsi. - Nadal istnieją pewne granice. - Powiedział Hawke powstrzymując pragnienie, by rozplątać jej warkocz i zacisnąć dłonie na tych pięknych rubinowoczerwonych włosach. - Czasami trzeba przypomnieć wilkowi, że musi zaczekać, żeby jego ludzka połowa go dogoniła. Wzrok Sienny stał się zamyślony. - Tak, rozumiem. To dlatego pozwoliłeś swojemu wilkowi przejąć dowodzenie, gdy byłeś młodszy - powiedziałeś, że był bardziej dojrzały. Bawił się palcami końcówką jej warkocza. - Kontrolowanie wilka to coś, czego uczymy się jako dzieci i musimy utrzymywać, gdy stajemy się starsi. Bez tej kontroli bylibyśmy o wiele bardziej zdziczali. - Zmiennokształtne wilki, które poddawały się swojej zwierzęcej naturze były bezwzględnymi mordercami - i najczęściej brali na cel tych, którzy należeli do ich rodzaju. - Sądzisz, że nastolatki odreagowują stres spowodowany ewakuacją z legowiska? - Tak, ale jeżeli to zdestabilizowało ich do tego stopnia, będziemy musieli zorganizować nadzór i ponowne szkolenie dla wszystkich młodych. Sienna pogłaskała jego szyję. - Wiem, że to dla ciebie ból głowy, ale to, co do ciebie czuję, staje się tylko silniejsze za każdym razem, gdy widzę jak troszczysz się o każdego członka stada, młodego i starszego, silnego i słabego. Nigdy nie potrzebował ustnych pieszczot - ale gdy Sienna mówiła takie rzeczy, to tak, miało to znaczenie. Uniósł głowę i wypuścił jej warkocz. Przesunął knykciami po jej policzku.

- Idź na swój obiad. - Powiedzenie tego sporo go kosztowało, tak samo jak wiedza, że posyłał ją do mężczyzny, który kiedyś pokazał zainteresowanie jej osobą. - Nie opuszczasz terytorium legowiska? - Zaryzykowanie tego, było jeszcze zbyt niebezpieczne. Rada teraz wiedziała, że nadal żyła. Ming LeBon, mężczyzna, który próbował zmienić ją w broń, gdy była zaledwie dzieckiem wiedział, że żyła. A umiejętności Sienny miały niezrównany potencjał - nikt nie rozumiał i nie mógł przewidzieć jak jej moc rozwinie się, gdy będzie starsza. Ponieważ nigdy nie było innego kardynalnego X-Psi, który przetrwałby do wieku dorosłego. Jego wnętrzności zacisnęły się na myśl o Siennie rannej lub martwej z rąk wroga i musiał zacisnąć pięści, żeby powstrzymać się przed złapaniem jej i zamknięciem w jego kwaterach, gdzie byłaby bezpieczna. Walczył z tym pragnieniem, bo uwięzienie jej było jedyną rzecz, której nigdy, przenigdy nie zrobiłby Siennie. Już spędziła stanowczo zbyt dużo czasu w swoim życiu za kratkami w psychicznym więzieniu zaprogramowanym, by poskromić jej moc, które zmieniło się w miejsce psychicznych tortur. - Nie. - Zapewniła go. - Nie zaryzykowałabym tego, gdy sprawy są takie niestabilne. Kit i pozostali spotkają się z nami w Białej Strefie, i pójdziemy nad wodospad. - Z nami? - Riordan, Evie i Lake też idą. Jego wilk uspokoił się. Chłopcy upewnią się, żeby nikt nie próbował wcisnąć się na jego terytorium - a on zachowa tą informację dla siebie, zdecydował z nieco dzikim uśmiechem. - Chcesz zjeść kolację z dzieciakami? - Zapytał wiedząc, że mają jeszcze kilka minut. Ponownie pojawił się ten uśmiech, ten, którym wcześniej go nie obdarowywała, gdy krążyli wokół siebie... i którym obdarowywała go teraz każdego dnia. - Tak. - Powiedziała. - Nie masz nic przeciwko temu, jak wiele spędzamy z nimi czasu? - Oczywiście, że nie. - Toby był jej bratem, a Marlee kuzynką. Byli częścią Stada, szczeniakami, które należało kochać i bronić. - Odkąd Walker przestał posyłać mi mordercze spojrzenia, stało się to dosyć komfortowe. - Najstarszy Lauren był bardzo opiekuńczy w stosunku do tych, którzy znajdowali się pod jego opieką. Uważał Siennę za swoją córkę. Hawke nie miał wątpliwości, że ten mężczyzna wypatroszyłby go po cichu i metodycznie przy najmniejszym sygnale udręki Sienny. Jego wilk popierał to. Śmiech oplótł go jedwabnymi linami. Szkarłatny ogień dotyku wybranki pulsował w jego krwi. - Lara cię obroni. - Skradła kolejny maleńki pocałunek i odsunęła się od niego, zatrzymała się. - Kocham cię. - Jej słowa wibrowały od emocji. Wiedział ile dla niej znaczyło to, że mogła powiedzieć te słowa, i że nikt nie skrzywdzi jej za to, że ośmieliła się czuć, że ośmieliła się kochać z całą mocą swojego silnego, lojalnego serca. Zmniejszył dzielącą ich krótką odległość i odpowiedział pocałunkiem tak czułym jak tylko potrafił. Jego palce zacisnęły się zaborczo wokół jej gardła.

Odpowiedź Adrii była ostra jak skalpel. - Nie wiem, co ona kiedykolwiek w tobie widziała, ale chyba każda kobieta ma w swojej przeszłości jakieś błędy. - W jej wyrazie twarzy pojawił się cień zmiany, drobniutka rysa, zanim ponownie ją zasklepiła, a jej twarz stała się nieprzeniknioną maską. Riaz zrobił niezadowoloną minę i już miał jej powiedzieć, co myślał na temat jej pełnego osądów spojrzenia, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Odebrał nie przesuwając się nawet o centymetr od kobiety, która działała na jego temperament jak papier ścierny. Sama jej obecność sprawiała, że czuł się surowy. - Tak? - Moje biuro. - Powiedział Hawke. - Potrzebuję, żebyś wyjechał odebrać kogoś. - Będę za dwie minuty. - Warknął zanim zamknął komórkę i pokonał pozostałą dzielącą go od Adrii odległość zmuszając ją do zadarcia głowy. - Dokończymy tą rozmowę później. - Powiedział zdając sobie sprawę, że przez te olśniewające, niebieskie oczy z odrobiną fioletu wędrują plamki złota -piękne i egzotyczne. W tym momencie zadzwoniła komórka Adrii. - Tak? - Odpowiedziała nie przerywając kontaktu wzrokowego z wielkim, muskularnym wilkiem, który sądził, że może ją onieśmielić. - Do mojego biura. - Rozkazał Hawke. - Już idę. - Rozłączyła się i uniosła brew, świadoma bezczelności tego gestu. - Alfa zażądał mojej obecności, więc zejdź mi z pieprzonej drogi. - Powiedziała z niezmąconą słodyczą. Oczy w kolorze starego złota zmrużyły się. - Wygląda na to, że pójdziemy tam razem. Nie ustąpiła mu na centymetr, dopóki nie zrobił kroku w tył i nie obrócił się, by pójść do biura Hawke'a. Szła obok niego w ciszy, choć jej wilczyca obnażyła zęby głodna, chciała upuścić krwi, gryźć, drapać i naznaczyć. Niech go cholera. Niech go cholera. Świetnie sobie radziła. Dawała sobie radę po ostatecznym odejściu od Martina. To też była krwawa bitwa. - Wrócisz do mnie czołgając się. Może będę czekać, a może nie. Adria zdusiła surowy śmiech. Martin nie rozumiał, że to był koniec. Definitywny. Koniec nastąpił już tej nocy rok temu, gdy wymaszerował z ich domu i nie wrócił przez cztery miesiące. Naprawdę olśniewającą rzeczą było to, że miał czelność być zszokowanym, gdy powiedziała mu, żeby znalazł sobie inne miejsce do spania i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. - Kot zeżarł ci język? - Padł opryskliwy komentarz wygłoszony męskim głosem, który mierzwił jej futro w nieodpowiedni sposób.

- Drew zasugerował tancerki. Hawke uśmiechnął się. - Ile? Riley posłał mu spojrzenie, które nie było rozbawione. - Nie zachęcaj go, albo, przysięgam na Boga, zatrudnię grupę striptizerek razem z iskrzącą bielizną i będę wesoło obserwował, jak Sienna piecze cię na rożnie. Hawke, zastanawiając się, co jeszcze zasugerował Drew, powstrzymał śmiech. - Poważnie, jak ci idzie? - Riley i Nell dzielili się nadzorem nad organizacją ceremonii. Mieli upewnić się, by wszystkie fragmenty zgrały się razem w spójną całość. - Dobrze. Mój brat, gdy nie przesyła mi e-mailem broszur na temat brazylijskich tancerek samby i tancerek z Vegas, znalazł zadanie dla każdej osoby, która chciała wziąć udział w przygotowaniach. Właśnie dlatego, pomyślał Hawke, Drew był tak doskonałą osobą na stanowisko, które zajmował. Nie był tak całkiem częścią hierarchii, ale był oczami i uszami Hawke'a w stadzie. Był dostępny nawet dla najsłabszych jego osobników - tych, którzy mogli czuć się onieśmieleni, gdyby musieli podejść do jednego z innych dominujących. Nikt nie był onieśmielony przez Drew i było to niesamowite osiągnięcie z jego strony, biorąc pod uwagę, że był tropicielem Śnieżnych Tancerzy -powierzono mu zadanie odnalezienia i dokonania egzekucji zdziczałych, jeżeli zajdzie taka konieczność. - To będzie dobra noc. - Najlepsza. - Powiedział po cichu Riley, a potem wziął głęboki wdech. - Jesteśmy. Hawke skrzyżował ramiona na piersi i wpatrzył się w drzwi z kwaśną miną. - Nienawidzę tych spotkań. - Powinniśmy zmusić Drew do pójścia zamiast nas. To dałoby mu nauczkę. Obaj popatrzyli się na siebie i uśmiechnęli się. Tak, pomyślał popychając drzwi, miło było robić coś tak zwyczajnego jak psioczenie na spotkanie z matczynymi. ALICE Od: Lara Do: Ashaya ; Sasha ; Tammy; Amara Data: 26 sierpień 2081 r. 11:00 Temat: Pacjent A Pomyślałam, że chciałybyście dostać krótkie streszczenie na temat stanu Pacjenta A. Nadal nie reaguje. Znajduje się w stanie zbliżonym do śpiączki. Piszę „zbliżonym do śpiączki", ponieważ, szczerze powiedziawszy, powoduje zamieszanie w instrumentach. Jednakże z całą pewnością mogę stwierdzić, że jej umysł nie jest martwy, więc jest to pozytywny czynnik.

Niemal myślę, że J wyobraził sobie rozmowę z nią, tylko, że on nie jest typem snującym fantazje. Pilnuję, żeby ćwiczyć jej kończyny i podawać jej składniki odżywcze, których potrzebuje. Poza tym jestem w rozterce. Dajcie znać, czy któraś z was dokonała jakiegoś przełomu. Od: Ashaya Do: Lara Do wiadomości: Sasha < sasha@ci emnarzeka.net>; Tammy ; Amara Data: 26 sierpień 2081 r. 13:00 Temat: Odp: Pacjent A Amara i ja kontynuujemy pracę nad śladami chemicznymi odkrytymi w jej krwi. Mamy nadzieję, że znajdziemy wskazówki dotyczące antidotum, które podziałają lepiej niż nasza formuła awaryjna, ale niektóre składniki są nieznane. Od: Amara Do: Ashaya Data: 26 sierpień 2081 r. 13:02 Temat: Odp: Odp: Pacjent A Nie nieznane. Po prostu nie przypisane do kategorii. Obie wiemy o nich. Od: Sasha Do: Lara Do wiadomości: Ashaya ; Tammy ; Amara Data: 26 sierpień 2081 r. 16:45 Temat: Odp: Odp: Pacjent A

Chciałabym się z nią zobaczyć. Moje zmysły empatyczne są bardziej wrażliwe, odkąd urodziłam córeczkę. Istnieje większa szansa, że mogę coś wyczuć, zwłaszcza skoro raz już się obudziła. Jedno wiem na pewno - w jej ciele ktoś jest. Musimy po prostu znaleźć sposób, żeby ją uwolnić.

ROZDZIAŁ 5 Adria nie wiedziała jak przetrwał resztę podróży do stacji hydrologicznej. Cisza w SUV-ie była przytłaczająca. Podróż z powrotem była lepsza - góry były skąpane w delikatnym świetle zachodzącego słońca. Zdecydowała, że pojedzie w samochodzie Macka. Była w stanie naprawić problem, który go unieruchomił. Jej wymówka brzmiała, iż musiała być z nim na wypadek, gdyby półciężarówka ponownie się popsuła i została zaakceptowana bez słowa. Stażysta Macka pojechał z Riazem, a Mack o muśniętych srebrem lokach i skórze w ciepłym brązowym odcieniu naznaczonej liniami śmiechu był osobą, której nie przeszkadzała cisza. Gdy znaleźli się już w legowisku, nie zatrzymała się, aż do momentu, gdy znalazła się w swojej kwaterze, za bezpiecznie zamkniętymi drzwiami. Dopiero wtedy opadła na łóżko. „Matko, Adria." Trzęsła się pod wpływem ciężaru dnia, który wymknął się spod kontroli w momencie, gdy wpadła na Riaza. Po prostu tam siedziała, próbując zapanować nad emocjami. Rozległo się znajome pukanie do drzwi, ale zignorowała je. Jej gość nalegał, najwyraźniej wyczuwając jej obecność do momentu, gdy wymruczała - otwarte. Ubrana w dżinsy i w prostą białą koszulkę, która komplementowała jej krągłości Indigo zamknęła drzwi i oparła się o nie. - Odczuwam ból mówiąc to Ri, ale wyglądasz gorzej niż gdy miałaś siedemnaście lat i dopadła cię plaga. „Plaga" była naprawdę paskudną odmianą zatrucia żołądkowego. - Dzięki za słowa otuchy. - Zrobiła niezadowoloną minę na kobietę, która była jej przyjaciółką przez większą część jej życia. - A teraz idź sobie. Indigo przewróciła oczami i przeszła przez pokój, żeby zamiast tego usiąść obok niej. - Martin cię nie napastuje, co? - Nie. Wyraźnie dałam do zrozumienia, że między nami koniec. - Nie przyjął tej informacji z gracją. Wszelki ślad po zabawnym, delikatnym mężczyźnie, w którym się zakochała, skorodował, przenosząc się w nicość z powodu powolnego zgorzknienia. Jednak w tym momencie to nie Martin zaprzątał jej umysł. - Kiedyś miałaś romans z Riazem, prawda? Indigo zamrugała z powodu tego bezpośredniego pytania. - Tak, ale całe lata temu, to znaczy zanim pojechał do Europy. Jesteśmy przyjaciółmi. Usłyszenie czegoś takiego od zmiennokształtnego nie było czymś dziwnym. Dzielenie się intymnymi przywilejami skóry było integralną częścią ich natury, i nie było niczego złego w przyjaźnieniu się z osobą, która troszczyła się o ciebie wystarczająco mocno, by dać ci przyjemność. Nie miało znaczenia czy kochankowie wiedzieli, iż ich przyjaźń nigdy nie doprowadzi do związku - przyjaźń była czymś cennym dla wilka. Należało się o nią troszczyć bez względu na powód.

- Ugryź się. - Wymruczała. Nie była w nastroju do gierek. Miała wrażenie, że jej skóra jest zbyt wrażliwa - tak jakby straciła warstwę ochronną, a krew zbyt gorąca. - Ktoś powinien ciebie ugryźć i jednocześnie wyjąć ci ten kij z tyłka. - Odpowiedział Riaz niemal warcząc. Adria zawarczała w momencie, gdy akurat dotarli do otwartych drzwi biura Hawke'a. Alfa spojrzał na ich przybycie. W jego bladych niebieskich oczach wilka w ludzkiej skórze była otwarta spekulacja. Jednakże, gdy się odezwał jego słowa były pragmatyczne. - Macie czas na przejażdżkę? Adria przytaknęła i zobaczyła jak stojący obok niej Riaz robi to samo. - Co trzeba zrobić? - Zapytał. Jego ton był dużo spokojniejszy niż ten, którego używał wobec niej. - Mack i jeden z jego techników stażystów pojechali przeprowadzić rutynowy serwis stacji hydrologicznej. - Powiedział im Hawke odsuwając srebrno-złote pasma takiego samego koloru jak jego futro w wilczej formie. - Ale jeden z ich pojazdów nie chce zapalić, a mają w nim komponenty, które trzeba przywieźć do legowiska do naprawy. - Nie ma sprawy. - Powiedział Riaz. - Wezmę jednego SUVa i ich odbiorę. W momencie, gdy Adria myślała, że to zadanie dla jednej osoby Hawke obrócił się do niej. - Jesteś teraz jednym z najwyżej postawionych ludzi w legowisku. - Jego dominacja była przytłaczająca. Żądała od jej wilczycy absolutnej uwagi. - Chcę, żebyś się ponownie zaznajomiła z tym regionem biorąc pod uwagę, że nie spędzałaś tutaj znacznego okresu czasu od kiedy miałaś osiemnaście lat. Przytaknęła. - Poproszę Riley'a i Eli, żeby wpletli trochę czasu do mojego grafiku zmian. - Była to konieczna przerwa w jej normalnych obowiązkach - starsi stopniem żołnierze znajdowali się w hierarchii tuż pod porucznikami. Mieli dowodzić, a jako dowódca musiała znać każdy centymetr tej ziemi, a nie tylko sekcji, do której została przydzielona na czas bitwy. - Lepiej, jeżeli zrobię to na pieszo. - Zobaczy i wyczuje dużo więcej. - Możesz później zbadać teren szczegółowo. Chce, żebyś miała dobrą roboczą znajomość tego terenu tak szybko jak to tylko możliwe. - Podał jej cienką plastykową mapę. - Podróż do stacji hydrologicznej przeprowadzi cię przez część krytycznych sekcji - i masz stopień w mechanice samochodowej, prawda? - Tak. - Było to hobby, które zmieniła później w drugi kierunek kwalifikacji, którego wymagano od wszystkich żołnierzy. Później umiejętność, by naprawić popsute rzeczy i ponownie sprawiać, by były całe utrzymała ją przy zdrowych zmysłach. - Spojrzę na ten pojazd.