caysii

  • Dokumenty2 224
  • Odsłony1 147 179
  • Obserwuję791
  • Rozmiar dokumentów4.1 GB
  • Ilość pobrań682 267

Kasie West - The Distance Between Us

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Kasie West - The Distance Between Us .pdf

caysii Dokumenty Książki
Użytkownik caysii wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,150 osób, 491 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 264 stron)

2 ''The distance between us'' Kasie West Tłumaczenie: ArimaAter Korekta: Ewelina1991n Tłumaczenie w całości należy do autora książki, jako prawa autorskie i służą jedynie jako promocja autora. Tłumaczenia nie są źródłem korzyści majątkowych. Prosimy o nierozpowszechnianie tego tłumaczenia na innych chomikach, forach czy stronach internetowych. Tłumaczenie nieoficjalne dla DD_TranslateTeam

3 Rozdział 1 Moje oczy wypalały dziurę w kartce. Powinnam o tym wiedzieć. Przeważnie potrafię szybko rozwiązywać takie równania, ale tym razem odpowiedź jest nieuchwytna. Dzwoni dzwonek zawieszony przy drzwiach. Szybko chowam pracę domową pod ladą i patrzę w stronę drzwi. Chłopak, rozmawiający przez komórkę, wchodzi do środka. To coś nowego. Nie część z telefonem komórkowym, ale fakt, że jest to chłopak. To nie tak, że mężczyźni nie przychodzą do sklepu z lalkami - dobrze, może nie przychodzą. Mężczyźni nie odwiedzają tego sklepu. Są bardzo rzadkim widokiem. Kiedy przychodzą to przeważnie razem z kobietą i wyglądają na bardzo zawstydzonych lub na znudzonych. Jednak on nie zalicza się do tej grupy. Przyszedł sam a jego pewność siebie, to ten rodzaj, który można kupić za pieniądze. Za dużą ilość pieniędzy. Uśmiechnęłam się delikatnie. W naszym małym nadmorskim miasteczku są dwa typy ludzi: bogacze i ludzie, którzy sprzedają rzeczy bogaczom. Najwidoczniej posiadanie pieniędzy łączy się z wydawaniem ich na bezużytecznie rzeczy takie jak porcelanowe lalki (przymiotnik "nieużyteczne" nie powinien być nigdy użyty przy mojej mamie, jeśli dotyczy lalek). Bogacze są naszą stałą rozrywką. -Co masz na myśli, mówiąc, że ja mam wybrać? - Pan Bogacz powiedział do telefonu. -Czy babcia nie powiedziała ci, którą chcesz? - Westchnął ciężko. - W porządku. Zajmę się tym. -Schował komórkę do kieszeni i kiwnął na mnie ręką. Kiwnął ręką. To jedyne określenie pasujące

4 do jego ruchu. Nawet nie spojrzał w moją stronę, tylko podniósł dłoń i poruszył dwoma palcami w moim kierunku. Drugą ręką pocierał policzek, kiedy przyglądał się lalkom, znajdującym się naprzeciwko niego. Przyjrzałam mu się, kiedy podchodziłam. Niewprawne oko mogłoby nie zauważyć bogactwa ściekającego z tego kolesia, ale ja znałam bogaczy, a od niego bogactwo aż bije po oczach. Jego ubranie pewnie kosztowało więcej niż wszystkie moje ubrania, znajdujące się w malutkiej szafie. Nie, żeby wyglądało to drogo. To jeden z tych ubiorów, który udaje, że nie kosztuje tak dużo: spodnie cargo, różowa koszula z podwiniętymi rękawami. Ale te ubrania były kupione w specjalnym miejscu, gdzie szyją potrójnym szwem i używają lepszych jakościowo materiałów. To oczywiste, że mógłby wykupić cały mój sklep, gdyby chciał. Cóż może nie on, ale jego rodzice na pewno tak. Nie zorientowałam się na początku, bo przez tę pewność siebie wyglądał dojrzalej, ale kiedy podeszłam zobaczyłam, że jest młody. Może w moim wieku? Siedemnastolatek. Chociaż mógł być o rok starszy. Jak ktoś w moim wieku może już przywoływać ludzi ręką? Przywilej jego stylu życia, oczywiście. - Czy mogę panu w czymś pomóc? - Tylko moja mama mogłaby wykryć sarkazm w moich słowach. - Tak, potrzebuję lalki. - Przykro mi, ale wszystkie są wyprzedane. -Wielu ludzi nie łapie moich żartów. Moja mama mówi, że moje żarty są suche. Myślę, że to ma znaczyć po prostu "nie śmieszne", ale również to, że tylko ja wiem, że żartuje. Może gdybym zaczęła się śmiać, tak jak robi to moja mama podczas pomagania klientom, więcej ludzi bym rozbawiła, ale nie mogę się do tego zmusić.

5 - Zabawne - powiedział, ale nie jakby myślał, że to zabawne; bardziej jakby chciał, żebym milczała. Wciąż na mnie nie patrzył. -Więc, która z nich spodobałaby się starszej kobiecie? - Wszystkie. Jego szczęka się zacisnęła, kiedy odwrócił się w moim kierunku. Przez ułamek sekundy był zaskoczony, że nie stoi przed nim starsza pani - winię mój głos, który jest trochę głębszy niż normalnie, ale nie powstrzymało to słów, które wymknęły mu się z ust: - A tobie, która się podoba? Czy mogę powiedzieć "żadna"? Pomimo faktu, że to jest moja nieunikniona przyszłość, ten sklep jest miłością mojej mamy, a nie moją. - Jestem za wiecznymi płaczkami. - Przepraszam? Wskazałam na porcelanowe niemowlęta, których usta były otwarte w niemym płaczu, a oczy miały zaciśnięte. - Wolałabym nie widzieć ich oczu, mogą powiedzieć tak wiele. A ich oczy mówią "chciałybyśmy ukraść ci duszę, więc nie odwracaj się do nas plecami". Zostałam nagrodzona uśmiechem, który zabrał wszystkie twarde i aroganckie rysy z jego twarzy a to, co zostało było bardzo atrakcyjne. Powinien zostać taki na zawsze. Zanim skończyłam mówić, jego uśmiech zniknął. - Niedługo będą urodziny mojej babci i szukam prezentu dla niej. - Dobrze wybrałeś. Jeśli lubi porcelanowe lalki, każda z nich jej się spodoba. Spojrzał na półkę z lalkami.

6 - Dlaczego płaczki? A nie te śpiące? - Patrzył na spokojnie śniące dziecko, różowe wstążki na blond włoskach, ręka pod policzkiem. Również na nie spojrzałam i przeciwieństwo, płaczkę, znajdującą się zaraz obok. Ta jedna z zaciśniętymi pięściami, podwiniętymi palcami u stóp i różowymi policzkami ze złości. - Ponieważ to moje życie: krzyczenie bez wydawania żadnego dźwięku. Dobrze, że nie powiedziałam tego na głos. Pomyślałam o tym. Po wzruszeniu ramionami naprawdę powiedziałam: - Obie będą w porządku. Nauczyłam się jednego od klientów, że oni nie chcą tak naprawdę poznać twojej opinii. Chcą tylko usłyszeć, że ich opinia jest słuszna. Więc jeśli Pan Bogacz chcę śpiące dziecko dla babci, kim ja jestem, by go powstrzymać? Kręcił głową jakby chciał się pozbyć jakieś myśli po czym odwrócił się do innej półki, gdzie znajdowały się lalki wysysające duszę. Dziewczynka, którą wskazał była ubrana w kraciasty mundurek szkolny, a w dłoniach trzymała smycz, prowadząc czarnego teriera szkockiego. - Myślę, że ta będzie w porządku. Lubi psy. - Kto lubi? Twoja babcia czy... - Zerknęłam na tabliczkę przed lalką. - Peggy? - To dość oczywiste, że Peggy lubi psy - powiedział, ukrywając uśmiech. -Mówiłem o mojej babci. Otworzyłam szufladę, by znaleźć pudełko z Peggy. Wyciągnęłam delikatnie dziewczynkę i jej psa, razem z plakietką imienną po czym skierowałam się do kasy. Delikatnie zapakowałam ją, wtedy odezwał się Pan Bogacz:

7 - Dlaczego pies nie ma imienia? - Przeczytał na głos napis znajdujący się na pudełku. - Peggy i pies. - Ponieważ ludzie lubią nazywać zwierzęta po swoich ulubionych pupilach. - Serio? - Nie. Nie mam pojęcia. Mogę dać ci numer do twórcy Peggy i możesz go zapytać. - Masz numer do osoby robiącej te lalki? - Nie. - Wbiłam cenę na kasę i kliknęłam podsumowanie. - Ciężko cię rozszyfrować. - Powiedział. Dlaczego próbował mnie rozszyfrować? Rozmawialiśmy o lalkach. Wręczył mi kartę kredytową, a ja przeciągnęłam ją przez terminal. Imię znajdujące się na karcie brzmiało "Xander Spence". Xander jak Z-ander czy jak X-ander? Nie mam zamiaru pytać. Nie obchodzi mnie to. Byłam wystarczająco sympatyczna. Taka rozmowa by nie zaistniała, gdyby to moja mama dawała wykład o lalkach. Moja mama była lepsza w ukrywaniu niechęci niż ja. Ona nawet ukrywała niechęć przede mną. To pewnie przez lata praktyki w gawędzeniu. Jego telefon zadzwonił a on wyciągnął telefon, by odebrać. - Halo? Kiedy czekałam, aż przyjdzie potwierdzenie, otworzyłam szufladę pod kasą i wrzuciłam plakietkę z imieniem do innych sprzedanych w tym miesiącu. To pomaga nam przy kolejnych zamówieniach lalek. - Tak, znalazłem jedną, ma psa. - Słuchał przez chwilę. - Nie, to nie pies. Ona ma psa. Lalka ma psa. - Odwrócił pudełko i spojrzał na zdjęcie Peggy, podczas gdy Peggy była bezpieczna w środku. - Chyba jest urocza. - Spojrzał na mnie, jakby szukał potwierdzenia, więc kiwnęłam twierdząco

8 głową. Peggy jest urocza. - Tak to potwierdzone przez sprzedawcę. Ona jest urocza. Wiem, że nie mówił o mnie, ale sposób, w jaki powiedział "ona" sprawiło, że brzmiało to, jakby mówił o mnie. Patrzyłam na paragon i trzymałam długopis by się podpisał. Zrobił to jedną ręką, porównałam podpis z tym na karcie i oddałam mu z powrotem kartę. - Nie, nie to... Tak ona też jest... ale.... Wiesz, co mam na myśli. Jest w porządku. Niedługo wrócę do domu. - Westchnął. - Tak mam na myśli po tym, jak wpadnę do piekarni. Przypominaj mi, jak będziesz miała zamiar dać dzień wolny swojemu asystentowi. - Zamknął oczy. -Nie mówię, że tego nie lubię. Tak, oczywiście dzięki temu wszystko doceniam. Dobrze, mamo. Niedługo się zobaczymy, pa. Wręczyłam mu torbę z lalką. - Dzięki za pomoc. - Nie ma za co. Podniósł wizytówkę, która znajdowała się przy kasie i przez chwilę jej się przyglądał. - I więcej? Sklep nazywa się Lalki i więcej. Pytał co więcej, skoro jak wszedł do sklepu zobaczył same lalki. Kiwnęłam głową. - Lalki i więcej lalek. Przechylił głowę. - Kiedyś sprzedawaliśmy charmsy do bransoletek i pluszaki, takie rzecz, ale lalki były zazdrosne. Spojrzał na mnie jakby, mówił mówisz poważnie? Pewnie nigdy nie spotkał kogoś takiego jak ja, kiedy szedł do zwykłych ludzi, by bardziej docenić swoje życie.

9 - Niech zgadnę, lalki zagroziły, że zabiorą twoją duszę, jeśli nie spełnisz ich żądań? - Nie, zagroziły, że wypuszczą duszę naszych dawnych klientów. Nie możemy sobie na to pozwolić. Roześmiał się, co mnie zaskoczyło. Poczułam się tak jakbym dostała coś, co niewiele osób ma okazje otrzymać i mimowolnie sama się uśmiechnęłam. Kiwnęłam głową w kierunku wizytówki. - Moja mama najbardziej lubi lalki. Miała dość wypychanych myszy. - I w dodatku nie stać nas było na takie dodatki. Coś musiało zniknąć i nie mogły być to lalki. I skoro jesteśmy nieustannie spłukane (mamy wystarczająco dużo pieniędzy, by się utrzymać na powierzchni), nazwa sklepu i wizytówki musiały zostać niezmienione. Przesunął palcem po wizytówce. - Susan? To twoja mama? I tylko tyle powiedział, kiedy przesuwał palcem po jej imieniu i po numerze do sklepu. Warczałam, kiedy wręczała tę wizytówkę poza sklepem. - Owszem. - A ty jesteś? - Spojrzał w moje oczy. - Córką. - Wiem, że pytał mnie o imię, ale nie chciałam mu go zdradzać. Pierwszą rzeczą, której dowiedziałam się o bogatych chłopakach, jest to, że uwielbiają rozrywki rozpraszające ich uwagę, ale nigdy, przenigdy nie chcą nic poważnego. I mi to nie przeszkadza. Bogacze to typ, który obserwuje z bezpieczniej odległości. Nie wchodzę w interakcje z nimi. Odłożył wizytówkę na miejsce i zrobił kilka kroków do tyłu.

10 - Czy wiesz, gdzie jest piekarnia Eddiego? - To dwie przecznice stąd. Bądź ostrożny. Ich jagodowe muffinki mają w sobie jakąś uzależniającą substancję. Kiwnął głową. - Rozumiem.

11 Rozdział 2 -Nie, nie mamy lalek barbie tylko porcelanowe lalki - powiedziałam po raz piętnasty podczas tej rozmowy telefonicznej. Ta kobieta wcale mnie nie słuchała. Wariowała, mówiła, że jej córka umrze, jeśli ona nie znajdzie królowej wróżek. - Rozumiem. Może pani spróbuje w Walmarcie? - Próbowałam. Wszystkie były wyprzedane. - Mamrotała coś o tym, że sądziła, że dzwoni do sklepu z lalkami i rozłączyła się. Odłożyłam telefon i przekręciłam oczami, ale Skye tego nie zauważyła, bo leżała na podłodze, trzymając naszyjnik nad sobą, patrząc jak rusza się do przodu i do tyłu. Skye Lockwood jest moją jedyną przyjaciółką. Nie dlatego, że ludzie w mojej szkole są złośliwi czy coś. Oni po prostu zapomnieli, że istnieję. Nie jest trudne, kiedy wychodzę przed lunchem i nie uczestniczę w żadnych wydarzeniach towarzyskich. Skye jest kilka lat starsza i pracuje w sklepie obok, który posiada o wiele "więcej". To antyczny sklepik nazywany Ukryte Skarby, ale ja go nazywam Oczywisty Śmietnik, ale ludzie uwielbiają go. W świecie nauki, jeśli Skye byłaby żywicielem, to ja byłabym jej pasożytem. Ona miała życie, a ja udawałam, że jest moje. W innych słowach, ona szczerze lubiła muzykę, ubrania vintage i dziwaczne fryzury a ja udaje, że mnie też to interesuje. To nie tak, że nienawidzę tych rzeczy; po prostu w ogóle mnie one nie interesują. Ale lubię Skye, więc dlaczego

12 miałabym się do niej nie przyłączyć? Zwłaszcza że nie mam pojęcia, co tak naprawdę lubię. Przeszłam nad nią, wzdychając. - Odpowiedziałaś już na te życiowe pytania? - Skye często używała podłogi sklepu, by rozmyślać filozoficznie (wymyślny sposób "rozmawiania ze sobą"). Jęczy i zasłania oczy ręką. - Co będę studiować, jeśli pójdę na studia? - Gdyby to zależało od niej pracowała by w sklepie do końca życia, ale dla jej ojca, który nigdy nie poszedł na studia, a teraz jest dyrektorem w zakładzie pogrzebowym studia są niewątpliwie istotne. - Narzekanie? - Haha - zmusiła się, by zmienić pozycje na siedzącą. -Co masz zamiar studiować, jeśli pójdziesz na studia? Nie mam pojęcia. - Długoterminowy efekt działania rozmyślań filozoficznych. - A co ze sztuką sarkazmu? - Jestem prawie pewna, że w tym już osiągnęłam mistrzostwo. - Nie, ale serio, co masz zamiar studiować? Często słyszę te słowa: "Nie, ale serio..." lub "bądź poważna" albo też "ale poważnie". Tych słów używają osoby, które chcą prawdziwej odpowiedzi, a ja nie mam zamiaru takiej dać. - Nie myślałam jeszcze o tym. Chyba będę jednym z tych ludzi bez tytułu przez pewien czas. Położyła się z powrotem.

13 - Ta, może też tak zrobię. Może, kiedy wybierzemy zajęcia, to wtedy pojawi się przed nami ścieżka prawdy. - Nagle usiadła z głośnym westchnięciem. -Co? - Powinnyśmy wybrać takie same zajęcia! W następnym roku. Ty i ja. To by było świetne. Mówiłam jej chyba milion razy, że w przyszłym roku nie będę uczestniczyć w zajęciach collegowych. Moja mama walczyła ze mną (dlatego jeszcze jej nie powiedziałam), ale mam zamiar zrobić sobie rok lub dwa lata przerwy, by pomóc w sklepie w pełnym wymiarze godzin. Ale Skye wyglądała tak szczęśliwie, że uśmiecham się i kiwam głową niezobowiązująco. Zaczyna śpiewać wymyśloną piosenkę: "Ja i Caymen będziemy chodzić razem na zajęcia. Szukając naszej ścieżki...". Jej głos robi się miększy i zmienia się w wesołe mruczenie, kiedy znów pokłada się na podłodze. Para małych dziewczynek, które właśnie wyszły, dotknęły każdej lalki. Moja mama nalegała, żeby ludzie mogli znać imiona lalek, bo wtedy łatwiej się w nich zakochać. Dlatego przed każdą z nich stała plakietka z imieniem. Teraz wszystkie te plakietki były pomieszane, pozamieniane i poprzewracane. A w tym wszystkim najsmutniejszy jest fakt, że wiedziałam o tym, że obok Bethany jest Susie. Naprawdę. Naprawdę. Smutne. Telefon Skye dzwonił. - Halo? Nie. Jestem w Małym Sklepie Horrorów. - Tak nazywała mój sklepik. Milknie na chwilę, po chwili odzywa się.

14 - Nie wiedziałam, że masz zamiar wpaść. - Wstała i oparła się o ladę. - Naprawdę? Kiedy? - Owija włosy wokół palca. - Cóż jestem trochę rozkojarzona podczas tego programu. - Imię Skye pasuje do niej, jest lekkie i takie delikatne jak powietrze, co sprawia, że każde jej słowo brzmi słodko i niewinnie. - Więc wciąż tam jesteś? - Chodzi wokół wózków dla lalek i ozdobionych stolików, stojących na witrynie. - Widzę cię.... Jestem w sklepie z lalkami, przyjdź. - Schowała telefon do kieszeni. - Kto to był? - Mój chłopak. - O ten chłopak, czy to znaczy, że go poznam? Uśmiecha się. - Tak, zaraz się przekonasz, dlaczego powiedziałam tak, gdy zaprosił mnie po raz drugi w zeszłym tygodniu. - Powiedziała, kiedy otworzyły się frontowe drzwi, a dzwonek nad nimi prawie się urwał. - Hej maleńka. Jego ramiona oplotły ją, kiedy ona zeszła na bok. - Caymen to Henry. Henry to Caymen. Nie wiem, może nie szukałam zbyt dobrze, ale zdecydowanie nie zobaczyłam w nim nic wyjątkowego. Miał długie, trawiaste, przetłuszczone włosy i spiczasty nos. Okulary przeciwsłoneczne zaczepione były o kołnierzyk jego podkoszulka z logo jakiegoś zespołu a długi metalowy łańcuch wisiał mu z kieszeni spodni prawie do kolana. Bez takiej intencji obliczyłam, ile razy musiał go ten łańcuch walnąć, kiedy szedł do mojego sklepu. - Jak leci? - Powiedział. Serio. To właśnie powiedział. - Um.. nic?

15 Skye uśmiechnęła się do mnie szeroko, jakby chciała powiedzieć: Widzisz, wiedziałam, że go pokochasz. Ta dziewczyna potrafi znaleźć dobre cechy nawet w szczurze, ale wciąż próbuje znaleźć sens tego związku. Skye jest piękna. Nie konwencjonalnie piękna. W sumie ludzie przeważnie zatrzymują się, by na nią patrzeć przez jej postrzępione, blond włosy oraz na jej zachwycające błękitne oczy i najpiękniejszą strukturę kości twarzy. Henry robi kółko, przyglądając się lalką. - Whoa... psychodeliczne. - Wiem, prawda? To trochę przytłaczające, gdy się jest tu po raz pierwszy. Rozglądam się. To jest trochę przytłaczające na początku. Lalki pokrywają prawie każdy centymetr powierzchni, jest to eksplozja kolorów i ekspresji. I wszystkie się na ciebie gapią. Nie tylko te na ścianach, ale te na podłodze, które są przy stołach lub w wózkach. W razie pożaru nie ma czystej drogi, by uciec. Będę pchać wózki z dziećmi, by się wydostać. Ze sztucznymi dziećmi oczywiście, ale wciąż tak będzie. Henry podchodzi do lalki ubranej w kilt. - Aislyn - mówi, czytając jej imię. - Mam taki strój. Powinienem mieć taką lalkę, gdy będę się wybierał w kolejną trasę. - Grasz na dudach? - Spytałam. Spojrzał na mnie dziwnie. - Nie. Jestem gitarzystą w zespole Crusty Toads. A i tutaj mamy ten powód, dlaczego Skye kręci się wokół niego. Jej słabym punktem są muzycy, ale i tak mogła trafić lepiej niż koleś, który wygląda jak żywa inspiracja wyboru nazwy zespołu. - Martwy, gotowy?

16 - Ta. Martwy? Zapytam ją o to później. - Do zobaczenia, Jaskiniowcu [Caveman]. - Powiedział, rżąc jak głupek jakby myślał nad tym odkąd zostaliśmy przedstawieni. Chyba jednak w sumie nie muszę pytać o Martwego. Jest jednym z tych typków, którzy nadają wszystkim głupie pseudonimy. - Do widzenia, chrupiąca ropucho, Henry. Moja mama wchodzi tylnymi drzwiami, kiedy oni wychodzą frontowymi. Niesie dwie przeładowane torby z zakupami. -Caymen mam więcej toreb, mogłabyś po nie iść? - Kieruje się na schody. - Chcesz żebym zostawiła sklep? - Brzmi to jak bardzo słabe pytanie, ale ona naprawdę traktuje specyficznie opuszczenie posterunku w sklepie. Pierwszym powodem jest to, że lalki są drogie i gdyby ktoś jakąś ukradł, to powstałby wielki problem. Nie mamy żadnych kamer ani alarmu w sklepie - niestety te środki bezpieczeństwa są za drogie. Drugim powodem jest to, że moja mama bardzo dba o klientów. Jeśli ktoś wejdzie, nie powinien czekać nawet sekundy na przywitanie. - Tak, proszę. - Mówi, ciężko oddychając. Moja mama, królowa jogi, ma problemy z oddychaniem? Biegała wokoło? - Dobrze - zerkam w kierunku frontowych drzwi, by się upewnić, że nikogo tam nie ma, po czym kieruje się na tyły po resztę zakupów. Kiedy zabieram je na górę, odkładam je na miniaturowej ladzie, kuchnia ma rozmiar dla lalek. To temat przewodni naszego życia. Lalki. Sprzedajemy je. I żyjemy w ich domu... pod względem rozmiarów w ich domu: trzy małe pokoiki, jedna łazienka i miniaturowa kuchnia. Jestem przekonana, że to przez tą małą przestrzeń jestem tak blisko z mamą. Rozglądam się i widzę, że moja mama rozciągnęła się na kanapie.

17 - Wszystko w porządku, mamo? Siada, ale nie wstaje. - Jestem wykończona. Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie. Zaczynam rozpakowywać zakupy, chowając mięso i mrożony sok jabłkowy do zamrażarki. Pytałam kiedyś mamy, czy możemy kupić sok w butelce, ale powiedziała, że jest za drogi. Miałam sześć lat. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że jesteśmy biedne. I to nie był ostatni raz. - Oh kochanie, nie przejmuj się rozpakowywaniem. Zrobię to sama za minutkę. Wrócisz do sklepu? - Pewnie. - W drodze powrotnej przenoszę porzucone na podłodze zakupy. Całą drogę na dół mój mózg był zajęty myśleniem o tym, że gdy wychodziłam do szkoły, to mama wciąż spała. Jak to mogło być "bardzo wcześnie"? Spojrzałam przez ramię, mając chęć, by wrócić i ją trochę nastraszyć. Jednak nie zrobiłam tego. Zajęłam swoje miejsce za ladą, wyciągnęłam zadanie z angielskiego i nie podnosiłam głowy, dopóki nie usłyszałam dzwonka.

18 Rozdział 3 Jeden z moich ulubionych klientów właśnie wszedł przez drzwi. Jest starsza, ale wciąż rześka i zabawna. Jej włosy są mocno czerwone, czasami wpadają w fiolet w zależności, w jaki sposób się farbuje. Zawsze nosi szal, nie ważne jak bardzo gorąco jest na dworze. Obecnie jesienna pogoda czasem usprawiedliwia noszenia szala, a dzisiaj jest on w jaskrawe pomarańczowo-fioletowe kwiaty. - Caymen - mówi moje imię z uśmiechem. - Dzień dobry, pani Dalton. - Skarbie, czy jest twoja mama? - Jest na górze. Czy chciałaby pani żebym po nią poszła? - Miałam specjalne zamówienie i jestem ciekawa, czy już jest. - Sprawdzę. - Wyciągam zeszyt z zamówieniami. Znajduje imię pani Dalton z łatwością, ponieważ jest tylko kilka wpisów i większość dotyczy właśnie jej. - Wygląda na to, że według planu lalka przyjedzie jutro, ale zadzwonię, by nie musiała pani tu przychodzić na próżno. - Przepraszam, że ci przeszkodziłam. Twoja mama mi o tym mówiła, ale miałam nadzieje -uśmiechnęła się. -Ta jest dla mojej wnuczki, na jej urodziny. - To świetnie. Jestem pewna, że ją pokocha. Ile lat skończy ta szczęściara? - Szesnaście. - Oh. Szczęściara jest... dużą dziewczyną. - Nie wiedziałam co mogłam jeszcze powiedzieć, by nie zabrzmieć niemiło.

19 Pani Dalton roześmiała się. - Nie martw się, Caymen. Mam też inne prezenty dla niej. Ten prezent więcej da radości babci. Dawałam jej lalkę co roku, od kiedy skończyła roczek. Ciężko mi zerwać z tą tradycją, nie ważne ile ma lat. - Moja mama jest za to wdzięczna. Pani Dalton znowu się śmieje. Rozumie moje żarty. Może powodem jest to, że sama ma suche poczucie humoru. - Jest jedyną dziewczyną, więc ją rozpieszczamy. - A jaka tradycja jest dla chłopców? - Kopniak w tyłek. - To świetna tradycja. Myślę, że powinna im pani dawać lalki. Pewnie czują się wykluczeni. Śmieje się. - Mogę spróbować. - Patrzy, smutnymi oczami na zeszyt jakby pragnęła, żeby lalka w magiczny sposób się tu pojawiła. Otwiera torebkę i zaczyna w niej grzebać. - Jak się ma Susan? Zerkam w kierunku schodów, jakby mama miała zejść, słysząc swoje imię. - W porządku. Wyciąga małą czerwoną książeczkę i zaczyna ją przeglądać. - Jutro po południu, prawda? Kiwnęłam głową. - Oh nie, to niemożliwe. Jestem wtedy umówiona. - W porządku. Będzie tu, dopóki się pani nie zjawi. Może pani odebrać ją w środę albo w inny dzień tygodnia. Kiedy będzie pani pasować.

20 Wyciąga czarny długopis i zaczyna coś notować. - Może wyślę kogoś po nią. Czy tak może być? - Oczywiście. - Nazywa się Alex. Napisałam imię Alex obok zamówienia. - Dobrze. Chwyta moją rękę swoimi dłońmi i ją ściska. - Jesteś taką dobrą dziewczyną, Caymen. Tak się cieszę, że jesteś tu ze swoją mamą. Czasami zastanawiam się, czy te panie rozmawiają o mojej mamie. Czy one znają naszą historię? Czy wiedzą o moim tacie? Mój tata był rozpieszczonym dzieciakiem z bogatej rodziny i uciekł, zanim moja mama zdołała powiedzieć: -Jestem w ciąży. Co z tym zrobimy? Jego rodzice zmusili ją, by podpisała dokumenty, których nie rozumiała a w których była klauzula, że nie może się ubiegać o alimenty. Dali jej pieniądze za milczenie i za nie założyła ten sklep z lalkami. I dlatego też nie mam ochoty poznać mojego ojca. Zresztą on też nie próbował mnie poznać. Dobrze, może trochę chciałam go poznać. Ale po tym, co zrobił mojej mamie, było to niemożliwe. Ścisnęłam rękę pani Dalton. - Oh, pani mnie zna. Walczę o tytuł Najlepszej Córki na Świecie. Słyszałam, że w tym roku można wygrać kubek. Uśmiecha się. - Myślę, że już wygrałaś.

21 Przekręcam oczami. Klepie mnie po dłoni i w drodze do wyjścia ogląda uważnie lalki. Siadam z powrotem an krześle i czytam. Kiedy wybija 19, spoglądam na schody po raz setny. Moja mama nie zeszła na dół. To dziwne. Rzadko zostawia mnie samą, gdy jest w domu. Po zamknięciu opuszczam zasłony, wyłączam światła i zabieram stertę wiadomości i idę na górę. W mieszkaniu pachnie wspaniale. Gotowaną marchewką i puree ziemniaczanym z sosem. Moja mama stoi nad kuchenką, mieszając sos. Kiedy mam zamiar ją przywitać, mówi: - Wiem i to jest problem. Orientuje się, że rozmawia przez telefon, więc kieruje się do mojej sypialni, by zdjąć buty. W połowie drogi słyszę, jak mówi: - Oh proszę. Oni nie żyją tu by mieszać się z normalnym społeczeństwem. Musiała rozmawiać ze swoją najlepszą przyjaciółką. Nie wiedziała o tym, że podsłuchałam wiele tego typu rozmów, ale niestety robiłam takie rzeczy. Zrzuciłam z siebie buty i wróciłam do kuchni. - Dobrze pachnie, mamo - powiedziałam. Podskoczyła i powiedziała. - Caymen właśnie weszła, muszę kończyć - roześmiała się, kiedy jej przyjaciółka coś powiedziała. Jej śmiech jest bardzo melodyjny. W kuchni nie ma miejsca dla dwóch osób, więc wciąż przyciska się do krawędzi półek, a uchwyty do szafek wbijają się w biodra w tył pleców. Szybko porzucam myśl, że uda mi się tam wcisnąć i wycofuje się w kierunku przestrzeni jadalni. - Przepraszam, że do ciebie nie zeszłam - mówi po odłożeniu telefonu. - Pomyślałam, że zrobię coś na kolacje i to trochę trwa.

22 Usiadłam na krześle i zaczęłam przeglądać pocztę, którą przyniosłam. - Jakaś specjalna okazja? - Nie. Robię to, by było miło. - Dzięki, mamo - trzymam rachunek za prąd w różowej kopercie. Nie mam pojęcia, dlaczego wybrali róż dla osób spóźnionych z zapłatą. Czy ten kolor naprawdę wyraża światu (albo przynajmniej ludziom na poczcie): "Ci ludzie są nieodpowiedzialnymi porażkami?". Sądzę, że jednak powinni wybrać kolor żółty taki jak wymiociny, wtedy spełniałoby to swoje zadanie. - Mamy czterdzieści osiem godzin, by zapłacić. - Ugh, czy to tylko jedno takie zawiadomienie? - Na to wygląda. - Dobrze. Później zapłacę przez internet. Po prostu połóż to na ladzie. Nawet nie musiałam wstać, by położyć zawiadomienie na ladzie. Odległość pomiędzy ladą a stołem jest mniejsza niż długość mojego ramienia. Mama niesie dwa talerze z parującym jedzeniem i jeden stawia przede mną. Rozmawiamy, jedząc. - Oh, mamo, zapomniałam ci powiedzieć o chłopaku, który ostatnio przyszedł do sklepu. - Oh tak? - Przywołał mnie ręką. - Jestem pewna, że próbował zwrócić twoją uwagę. Kontynuowałam. - W dodatku nikt go nie nauczył jak można się uśmiechać, tak by nie wygladał jakby miał skurcz ust. - Cóż, mam nadzieje, że zachowałaś te myśli dla siebie - bierze kęs ziemniaków.

23 - Nie, powiedziałam mu, że prowadzić lekcje uśmiechu po południu. Chyba przyjdzie tu jutro. Spojrzała na mnie, ale musiała zorientować się, że żartuje, bo wypuściła powietrze i nawet uśmiechała się pod nosem. - Pani Dalton dziś znów była. Za tą wiadomość podarowała mi szeroki uśmiech. - W zeszłym tygodniu też była. Jest podekscytowana, gdy czeka na lalkę. - Wiem, to urocze - czyszczę gardło i tworzę w ziemniakach wzorek za pomocą widelca. - Dziękuje, że dziś przypilnowałaś sklepu. Musiałam nadrobić zaległości w papierach. - W porządku. - Wiesz, że to doceniam, prawda? Wzruszyłam ramionami. - To nic wielkiego. - Dla mnie to coś wielkiego. Nie mam pojęcia jakbym, sobie poradziła bez ciebie. - Myślę, że miałabyś mnóstwo kotów. - Serio? Byłabym kociarą? Kiwam głową powoli. - Tak. To albo dziadkiem od orzechów. - Co? Dziadkiem od orzechów? Ja nawet nie lubię orzechów. - Nie musisz lubić orzechów, by posiadać drewniane lalki z otwartymi ustami.

24 - Więc myślisz, że bez ciebie miałabym zupełnie inną osobowość albo byłabym kociarą, albo dziadkiem od orzechów? Beze mnie miałaby zupełnie inne życie. Pewnie poszłaby studiować, wzięłaby ślub i nie zostałaby odrzucona przez rodziców. - Cóż, tak. Hej! Beze mnie twoje życie byłoby mało śmieszne i brakowałoby ci miłości. Byłabyś smutną, bardzo smutną kobietą. Roześmiała się po raz kolejny. - Prawda - położyła widelec na talerzu i wstała. - Skończyłaś? - Tak. Podniosła mój talerz i położyła go na swoim, ale zdążyłam zauważyć, że prawie nic nie zjadła. Przy zlewie szybko zrzuciła jedzenie. - Mamo, ty gotowałaś, ja pozmywam. - Dobrze, dzięki kochanie. Chyba pójdę poczytać w łóżku. Zajęło mi około dwudziestu minut, by posprzątać. W drodze do pokoju zajrzałam do mamy, by powiedzieć jej dobranoc. Otwarta książka leżała na jej klatce piersiowej a ona spała. Była dzisiaj naprawdę zmęczona. Może naprawdę wstała bardzo wcześnie, jak mówiła, popracowała potem znów się położyła spać. Zamknęłam książkę, położyłam ją na stoliku nocnym i zgasiłam światło.

25 Rozdział 4 Kiedy weszłam do sklepu po szkole, zdziwił mnie widok mężczyzny stojącego przy ladzie. Miał na sobie ciemne ubrania, jego włosy również były ciemne, miał również równo przyciętą brodę i dość ciemną, opaloną skórę. Tak, zdecydowanie było dużo w nim ciemności. Nie wyglądał na zbyt otwartego, ale policzki mojej mamy były zaróżowione i uśmiechała się. Kiedy dzwonek nade mną zadzwonił, spojrzała na mnie. - Cześć Caymen. - Powiedziała moja mama. - Cześć. - Do zobaczenia, Susan - powiedział nieznajomy. Moja mama kiwnęła głową. Wyszedł, a ja spytałam: - Kto to był? - Położyłam plecak za ladą. - Alex? - Jaki Alex? - Facet, który miał odebrać lalkę pani Dalton. - Oh nie to był inny klient. Na pewno. Patrzyłam jak, mijał naszą witrynę. To chyba jedyny mężczyzna po czterdziestce, który jest naszym klientem. Prawie miałam to powiedzieć, kiedy to ona się odezwała: - Cieszę się, że jesteś. Muszę załatwić kilka rzeczy na poczcie - podniosła dwa pudełka i stosik kopert, a potem skierowała się do drzwi. - Oh lalka pani Dalton jest na zapleczu. - Dobrze, do zobaczenia.