Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Sweet Love of Mine
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1
Stając na czerwonym świetle, Eric kołysał głową w rytm
muzyki, która waliła z głośników i stukał palcami o kierownicę swojej
ukochanej Corvetty z '67. Podążył za postępem perkusji w piosence
swoimi improwizowanymi pałeczkami i sięgnął do miejsca pasażera,
aby postukał swój talerz - nos Rebekhi. Jego najbardziej ukochana
zachichotała, co ogrzało go o wiele bardziej niż promienie
kalifornijskiego słońca, które wlewało się przez otwarty dach
samochodu. Niemal go pokusiło, aby użył też jej uda i nosa, aby
znowu wykorzystać je jako instrumenty.
- Widzę, że jesteś w dobrym nastroju - powiedziała,
uśmiechając się krzywo do deski rozdzielczej.
Cóż, czego oczekiwała? Był zakochany. Przerwał swój występ
na żywo w korku ulicznym, aby spojrzeć na nią. Naprawdę na nią
spojrzeć. Jego Rebekah. Jego serce.
Pewnie nie mogła go kochać z tą samą przytłaczającą
intensywnością z jaką on kochał ją, ale nie miał z tym problemu. Był
przyzwyczajony do bycia niekochanym. A Rebekah nie zrobiła
niczego, aby zwątpił w jej uczucia. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko,
aby stale przypominać mu o swoim oddaniu. Po prostu trudno mu
było jeszcze ogarnąć samą myśl, że ktoś mógł go kochać. Poprawka:
że ktoś go kochał. Być może jeśli gapiłby się na nią wystarczająco
długo, to może jego głowa wreszcie nadążyłaby za tym, co serce już
wiedziało.
Wiatr rozwiał jej blond włosy długie do brody - zaakcentowane
fioletowymi pasemkami - i zdmuchnął je na jej uroczą twarz.
Odgarnęła jedwabiste kosmyki z niecierpliwością i schowała je za
swoje małe uszy. Wszystko w niej było malutkie. Z wyjątkiem jej
serca. I jej seksualnym apetytem. Były to dwie cechy, które
przytrafiły mu się w wysokim zakresie. Gdy Rebekah zauważyła, że
się patrzył, to odwróciła ku niemu twarz i od razu zatracił się w jej
błękitnych oczach.
Eric westchnął z zadowoleniem, pewien, że miał zwariowany
wyraz twarz, ale nie obchodziło go, kto by się dowiedział, że w stu
procentach szalał za tą kobietą. Widział wieczność w tych oczach.
Ledwie mógł uwierzyć, że była jego, naprawdę jego. Nie musiał jej
porwać, ani naćpać czy coś. Uniósł dłoń, aby dotknąć jej twarzy i
upewnić się, że nie wyobrażał sobie tego, że patrzyła na niego z
uwielbieniem. Ale to czułe spojrzenie naprawdę było skierowane w
jego stronę. Chciał, aby patrzyła na niego w taki sposób przez
wieczność.
Tylko wieczność wchodziła w rachubę.
Kiedy tego ranka czekali na wyniki jej biopsji w szpitalu, myślał,
że świat mógłby się zatrzymać w tym momencie. Jej onkolog
wyjaśnił, że problem z przerzutami był fałszywym alarmem, więc Eric
zdecydował, że chciał uczcić jej pozytywny wynik zdrowia przez
poślubienie jej.
Natychmiast. Nasza wieczność zaczyna się właśnie teraz, kochanie.
Ale gdy jechali przez miasto w stronę sądu, aby zrobić z ich związku
coś oficjalnego, to pomyślał, że być może było to nieco pochopne.
Nie był pewien, czy Rebekah była tak chętna do tego pomysłu jak on.
Jakby nie patrzeć, to nie porozmawiał z nią o tym. Po prostu założył,
że była gotowa na legalny ślub tak jak on.
Samochód za Ericiem zatrąbił ze zniecierpliwieniem,
przypominając mu, że powinien wcisnąć pedał gazu tak szybko, jak
tylko zaświeciło zielone światło. Normalnie pokazałby niecierpliwemu
dupkowi środkowy palec, ale dzisiejszego dnia nic nie mogło zepsuć
jego humoru. Nie wtedy, kiedy kobieta obok niego była żywa, zdrowa
i jego.
- Kocham cię - powiedział, zanim opuścił dłoń na skrzynię,
wrzucił biegł i ruszył do przodu z imponującym piskiem opon.
- Ja ciebie też kocham!- Rebekah krzyknęła, uczepiając się
deski rozdzielczej, gdy samochodem lekko zarzuciło, podczas gdy
ruszył do przodu.
Niestety, ruch na ulicy był zbyt gęsty aby naprawdę się zabawić
z prędkością i Eric musiał się zatrzymać na kolejnych światłach. I
czekać. Boże, jak on miał dość czekania. Podczas gdy wybębniał swój
nadmiar energii na kierownicy - znowu - to jego uwagę przykuł
wyblakły znak, który wisiał nad sklepem: Kostiumowe Emporium
Malachi'sa.
Jego puls przyspieszył z podniecenia i zerknął na Rebekhę.
Poszłaby na to? Regularny ślub sądowy był nieco zbyt normalny dla
ich dwójki, ale być może...
- Mam pomysł - powiedział.
Zesztywniała i zerknęła na niego spod swoich długich rzęs.
Zazwyczaj była gotowa na każdy szalony pomysł, jaki przychodził mu
do głowy, więc zaczął się zastanawiać nad jej nietypowym wahaniem.
- Jaki pomysł?- pisnęła.
- Może powinniśmy wziąć ślub w kostiumach.
- Kostiumach?
- Tak, kostiumach!- naprawdę podobał mu się ten pomysł.-
Czyż nie byłoby zabawnie?
- Nie jestem pewna - powiedziała i splotła razem swoje drobne
dłonie.
Uniósł brew na nią. Chyba nie rozmyśliła się, aby dzisiaj za
niego wyjść, prawda? Może za bardzo na nią nacisnął. Wiedział, że
była rozchwiana emocjonalnie po spotkaniu. Ale nie mógł poradzić
niczego na to, że chciał, aby ich ślub był warty zapamiętania pomimo
braku ich planowania i przepisów.
Nie czekając, aby się upewniła, Eric wjechał na jedno z pięciu
niezajętych miejsc parkingowych przez sklepem z kostiumami i zgasił
silnik.
- Chodź - powiedział, chwytając ją za dłoń.- Sprawdźmy, ile uda
nam się sprawić tam kłopotów.
Zawahała się.
- Chcesz, aby dzisiejszy dzień był wyjątkowy?- zapytał.
Oderwała wzrok od okna sklepu, w którym było wystawionych
kilka kostiumów, wraz z wymyślną, starą niebieską suknią, której
Rebekah przyglądała się z zainteresowaniem. Spojrzała mu w oczy z
całym entuzjazmem na życie i dla przygód, jakich od niej oczekiwał.
- Już jest wyjątkowy - powiedziała.- Wyjście za ciebie będzie
niewątpliwie najbardziej pamiętnymi pięcioma minutami w moim
życiu.
- Ale nie chcesz, aby to doświadczenie było dla nas
wyjątkowe?- pochylił się ku niej, mając nadzieję, że przekona ją
dzięki swojemu wyglądowi typu, masz się mnie słuchać, kobieto.
Tylko się z niego zaśmiała.
- Będziesz dzięki temu szczęśliwy?
Uśmiechnął się do niej promiennie.
- Będę.
- Dobrze - powiedziała.- W takim razie chyba się wygłupie.
Jego krótki pocałunek wdzięczności szybko zmienił się w
zmysłową żądzę, która go przyprawiła o wzwód do tej kobiety. Jego
serce zabiło szybciej, gdy przyciągnął ją bliżej. Pocałował ją głębiej.
Kochał ją coraz bardziej każdej spędzonej wspólnie chwili, w której
byli razem.
Kiedy stał się taką cholerną ciotą?
Oderwała od niego usta i zassała głęboki oddech.
- Spokojnie, tygrysie - powiedziała.- Przez ciebie mam mokro w
majtkach.
- Mmm - powiedział z uznaniem.- I właśnie takie są moje
ulubione majtki.
Może powinni zrezygnować z wyboru strojów i pojechać do
sądu tak szybko, jak tylko mogli. Poczuł przytłaczającą potrzebę, aby
zacząć noc poślubną o wiele szybciej, niż później.
Dzwonek przy drzwiach zadźwięczał, gdy weszli do pachnącego
stęchlizną sklepu. Pomarszczony staruszek w białek koszuli, z
czarnymi szelkami i czerwoną muszką, siedział za długą, drewnianą
ladą blisko drzwi. Na drugi rzut oka, Eric zauważył, że oczy chudego
mężczyzny były zamknięte. Naprawdę spał siedząc?
- Otwarte?- Eric zapytał głośno.
Nie poruszył się.
- Żyjesz?- Eric krzyknął.
Mężczyzna drgnął i uśmiechnął się, kiedy powoli rozchylił oczy.
- Witajcie w Kostiumowym Emporium Malachi'sa - powiedział ze
swojego czarnego fotela, który stał blisko ściany.- Dajcie mi znać,
jeśli będziecie potrzebować pomocy. Cieszcie się swoimi
poszukiwaniami.
Potarł swój haczykowaty nos tyłem nadgarstka i oparł się o
ścianę, ponownie zamykając oczy. W ciągu kilku sekund jego stał się
głęboki i równy. Niewątpliwie znowu usnął.
Eric zerknął na Rebekę, aby podzielić moment wzajemnego
zaskoczenia nad ufnym usposobieniem właściciela - podejrzewał, że
biznes z kostiumami nie był zbyt ostry, zwłaszcza w grudniu, ale
mimo to...
Rebekah nie zwróciła na to uwagi. Któryś z kostiumów już
przykuł jej uwagę. Puściła rękę Erica i momentalnie ruszyła w stronę
najbrzydszej sukni ślubnej, jaką Eric kiedykolwiek zobaczył. Pożółkły i
wiotki koronkowy kołnierzyk wyglądał jak ogromny śliniaczek, który
pokrywał oba ramiona i połowę przodu. Falbany spódnicy były
ułożone w szerokich warstwach, zaś sam materiał wyglądał w
niektórych momentach, jakby wpadł do niszczarki. Rebekah dotknęła
to okropieństwo, jakby zostało zrobione ze szczerego złota.
Zatłukło mu się serce, gdy zdał sobie sprawę co ją martwiło.
Nie chciała szybkiego ślubu w sądzie. Chciała prawdziwego ślubu.
Takiego z kwiatami i druhnami i kościołem i ekstrawagancką, białą
suknią.
- Rozejrzyj się - powiedział.- Ja zadzwonię do Jace'a i powiem
mu, że przyjedziemy do sądu nieco później, niż przypuszczaliśmy.
Jego najlepszy kumpel i świadek nie doceniłby spędzenia
całego dnia na czekaniu w sądzie, podczas gdy on i Rebekah
wygłupialiby się w Kostiumowym Emporium Malachisa.
- Ja też powinnam zadzwonić do mamy i dać jej znać -
powiedziała, odwracając suknię, aby przyjrzeć się równie brzydkiemu
tyłowi. Pięć kokard zdobiło bezwstydny tył krzykliwej sukni.
- Ja do niej zadzwonię - powiedział Eric.
Rebekah oderwała wzrok od swojej dziwacznej obsesji i
zamrugała na niego, otwierając usta.
- Z własnej woli chcesz zadzwonić do mojej matki?- wskazała na
niego a potem na swoją pierś.
Tego ranka w szpitalu połączył się na chwilę z matką Rebeki i
chciał to wykorzystać, zanim spieprzyłby coś i znowu zaczęłaby go
nienawidzić. Doszedł do wniosku, że miał kilka dni przywilejów u pani
Blake. Góra.
- Taa, zadzwonię do niej. Nie ma problemu.
Rebekah wzruszyła ramionami i wróciła do uwielbiania swojej
brzydkiej sukni ślubnej.
Eric przygryzł wargę, gdy się jej tak przyglądał, zastanawiając
się, jak ją uszczęśliwić. Czuł patologiczną potrzebę dania jej tyle
radości, ile ona dała jemu. Doszedł do wniosku, że nadeszła pora,
aby upomnieć się o kilka przysług. Wyszedł na zewnątrz, aby
wykonać kilka telefonów, gdyż nie chciał aby Rebekah podsłuchała
jego nagłą zmianę planów. Miał tylko nadzieję, że jego przyjaciele
byli gotowi rzucić wszystko dla niego i zastanawiał się jak długo byłby
w stanie utrzymać swoją narzeczoną w sklepie z kostiumami, podczas
gdy jego plan wcielałoby w życie. Jego żołądek wykonywał jakieś
akrobatyczne pozy, gdy wybrał numer domowy swojej przyszłej
teściowej i czekał na odpowiedź. Miał tylko nadzieję, że jego
niezdecydowanej narzeczonej spodobała by się ta zaimprowizowana
niespodzianka. Byłby zdruzgotany, jeżeli nie zdołałby jej uszczęśliwić
do końca dnia.
Rozdział 2
Rebekah Blake - niebawem Rebekah Sticks - wyjrzała za
stojaka z kostiumami i przyjrzała się swojemu bardzo wysokiemu,
bardzo przystojnemu, bardzo wytatuowanemu i bardzo niespokojnemu
narzeczonemu. Właśnie miała się zdecydować co zamierzała założyć
do ich nieoczekiwanego ślubu cywilnego, ale nie mogła przestać na
niego patrzeć. Nie mogła przestać myśleć o tym, jaki był słodki. Jaki
wspaniały. Jaki hojny. Jaki cudowny. Jaki wyrozumiały i domyślny.
Jak absolutnie doskonały.
Jakim cudem się jej tak poszczęściło? I dlaczego tak cholernie
się denerwowała? Jej brzuch ciągle się ściskał, nie ważne jak bardzo
sobie wmawiała, że właśnie tego chciała. I tak było. Jej serce i umysł
zjednoczyły się na myśl o poślubieniu Erica. Zdawało się, że tylko jej
żołądek był przeciwko temu pomysłowi.
Po tym jak wrócił po dwudziestominutowej rozmowie przez
telefon na zewnątrz sklepu, Eric ściągnął kostium z wieszaka i uniósł
go do swojej szyi, zerkając na zielone rajstopy, brązową tunikę i
filcowy, filcowy kapelusz, która wisiała luźno na wieszaku.
- Ach, idealnie - powiedział.- Okradnę bogatych i dam biednym.
- Nie założysz tego na nasz ślub - powiedziała Rebekah, kręcąc
głową.
- Do twarzy mi w zielonym - powiedział, zerkając na nią i
posyłając jej rozmarzony uśmiech, gdy tylko spojrzał jej w oczy
swoimi niebieskimi.- A dodatkowo Robin Hood, to bohater na którego
widok mdleją damy.
Eric był bohaterem, na którego widok mdlała Rebekah.
- Ale jesteś za wysoki na te rajstopy - powiedziała.
- Masz na myśli zbyt chudy?
- Nie, nie jesteś zbyt chudy, jesteś zbyt wysoki. Skończy się na
tym, że będziesz miał krocze w kolanach.
- Myślę, że pomyliłaś mnie z Trójnogiem.
Rebekah zaśmiała się. Najlepszy przyjaciel Erica, Jace,
najwidoczniej miał jakiegoś olbrzymiego penisa, który najwyraźniej
tak przerażał kurczaki, że ciągle wysadzały jajka. A może przerażały
jajniki wszystkich gatunków.
- Co wybrałaś?- zapytał Eric, unosząc podbródek, a potem
przechylając głowę z zainteresowaniem.
- Kleopatrę?- było to bardziej pytanie, niż stwierdzenie. Jeżeli
zamierzali się przebrać na ich ślub cywilny, to podejrzewała, że
powinni odegrać najwspanialszą parę w historii. Robin Hood i lady
Marion by pasowali, ale Kleopatra i Marek Antoniusz byliby bardziej
sprośnym zestawieniem. Znacznie bardziej porównywalnym do niej
samej i jej kochanka, gwiazdy rocka. Cóż, z wyjątkiem tego
podwójnego samobójstwa. To zdecydowanie nie było w jej stylu. Za
bardzo kochała życie, aby zrezygnować z niego z własnej woli.
- Więc mam wybrać między rajstopami a spódniczką?- zapytał,
przyglądając się kostiumom, które Rebekah ściągnęła z wieszaka i
marszcząc nos na tunikę Marka Antoniusza, którą wybrała.- Może
powinniśmy się przebrać za Romea i Julię. Ale chwila... Romeo też
nosił rajstopy, prawda?- pokręcił głową i zamilkł, stukając się po
podbródku.- Co powiesz na Bonnie i Clyde'a? Mógłbym się przebrać
za Clyde'a bez wyglądania jak idiota. Gangsta!- zabrzęczał swym
wyimaginowanym karabinem maszynowym, wykonując wszystkie
odpowiednie dźwięki. Głośne dźwięki.
Właściciel sklepu wciąż tkwił na swoim miejscu za ladą.
Kleopatra i Marek Antoniusz. Romeo i Julia. Bonnie i Clyde.
Każda z tych par tragicznie umarła.
Rebekah zmarszczyła razem brwi.
- Zauważyłeś w ogóle, że każda z tych najbardziej pamiętnych
par zmarła przed swoim czasem?
- Myślę, że samobójstwo jest bardziej romantyczne, niż
spłacanie hipoteki i składanie prania.
Zaśmiała się.
- To zależy kogo poprosisz. Wolałabym składać twoje pranie
przez jakieś następne siedemdziesiąt lat, niż udowodnić, że cię
kocham, wcześniej lądując w grobie.
- Ach, kochanie - powiedział z krzywym uśmieszkiem.- Gdzie
twoje poczucie paktu z samobójcami?
Rebekah uniosła kostium Kleopatry i potrząsnęła nim z
naciskiem.
- Chociaż bardzo cię kocham, to nie pocałuję jadowitej kobry,
aby to udowodnić. Więc nie przebijaj swojej piersi mieczem w moim
imieniu.
- Mam węża, którego mogłabyś pocałować - powiedział Eric i
przesunął dłoń w dół swojego krocza.- Nie jest jadowity, ale jeśli
pocałujesz go w odpowiednie miejsce, to też splunie.
Parsknęła śmiechem i pokręciła głową, zanim wepchnęła togę
Marka Antoniusza w jego pierś.
- Przymierz to - powiedziała.
- Ponadto uważam, że Kleo pocałowała żmiję, a nie kobrę -
powiedział.
- Przed ślubem nie pocałuję twojej żmii, albo uroczego węża.
- Ale po nim... - uniósł brwi i poruszył nimi na nią sugestywnie.
Uśmiechnęła się.
- Możesz na to liczyć.
Eric spojrzał na właściciela, który siedział za ladą. Staruszek -
który najwyraźniej był częściowo głuchy, chociaż jego uszy były
niespotykanie duże - wciąż spał z głową opartą o ścianę. Eric
uśmiechnął się i ruszył do drzwi frontowych, zamykając je na haczyk
z wyraźnym piknięciem. Stary Malachi zachrapał cicho, ale nie
otworzył oczy.
- Co robisz?- Rebekah szepnęła głośno.
- Zapewniam nam nieco prywatności.
- Po co?
Uśmiechnięty Eric o zaszklonych oczach, zaprowadził ją do
przymierzalni wielkości wózka inwalidzkiego, która znajdowała się na
tyłach sklepu. Już wyglądał, jakby jego kobra była gotowa na nią
wystrzelić. Apetyt seksualny tego mężczyzny nie znał końca. Nie żeby
Rebekah narzekała z tego powodu. Jej równał się z jego.
Przynajmniej tak było, odkąd spotkała Erica Sticka, Pana Libido.
Kiedy znaleźli się w środku, to zamknął za nimi drzwi i
natychmiast ściągnął przez jej głowę koszulkę.
- Nie mają tutaj kamer?- zapytała, zakrywając stanik
skrzyżowanymi rękami.
Eric rozejrzał się po kabinie i znalazł podejrzanie wyglądający
czarny obiektyw. Rzucił na niego jej koszulkę, po tym jak uważnie
rozejrzał się za dodatkowymi punktami obserwacji i powiedział:
- Czujesz się lepiej?
- Co jeśli Malachi się obudzi?
- Nie sądzę, żeby nawet eksplozja jądrowa wybudziła go z
popołudniowej drzemki.
Wzruszyła ramionami i ściągnęła swoje dżinsy i japonki.
Wsunęła się w spódnicę, a potem górę kostiumu i przyjrzała się sobie
w lustrze, podczas gdy Eric próbował rozszyfrować jak przypiąć
skórzany pasek z mieczem do swojej togi.
Rebekah chwyciła za rąbek swojej krótkiej, białej spódniczki,
gdy przyjrzała się swojemu strojowi.
Gorset i spódniczka były ozdobione złotem i sztucznymi
klejnotami. Były słodkie i nieco odsłaniające - ukazywały kilka cali jej
brzucha - ale nie było to dokładnie to, co chciała mieć na sobie, gdy
zamierzała powiedzieć tak. Oczywiście nigdy nawet nie wyobrażała
sobie, że poślubiłaby kogoś takiego jak Eric, kto był dziwaczny i
zabawny i entuzjastyczny i spontaniczny. Ktoś, kto uzupełniał ją i
sprawiał, że czuła się żywa i cała promieniowała radością.
Podejrzewała, że związałaby się z kimś bardziej spokojnym. Innymi
słowy, nudnym. Dzięki Bogu, że pojęła swój błąd.
- Nie jestem pewna, czy to odpowiedni strój na ślub -
powiedziała.
- Wyglądasz seksownie, kochanie - w jej uchu szepnął głęboki
głos. Zadrżała na ten dźwięk, a jej ciało rozpoznało ton kapitulacji w
jego pasji.
Para silnych, męskich rąk oplotła jej nagie podbrzusze i
zacisnęły się na jej ciele, które zaczęło drżeć z oczekiwania. Ręce
tego mężczyzny zawsze rozpalały jej płomienie do piekła szalejącego
pożądania.
Przyglądała się jak Eric ją dotykał i uśmiechnęła się do pary
jaką tworzyli w odbiciu lustra, jego całego wysokiego i szorstkiego i
nią, niską i promienistą i... niechętnie się do tego przyznawała, ale...
uroczą. Ugh! Nie mogła niczego poradzić, tylko unieść brew na widok
długich, nagich nóg Erica, które wystawały spod jego własnej
spódniczki. Cóż, technicznie rzecz biorąc to spod jego togi.
- Pamiętam, że czytałem gdzieś iż Kleopatra przepłynęła Nil
topless - oddech Erica owiał jej ucho i posłał gęsią skórkę wzdłuż jej
kręgosłupa.- Sądzisz, że powinniśmy wiernie trzymać się naszych ról?
- Myślę, że to wymyśliłeś - powiedziała.
- Nie prawda. Jakiś sławny historyk odkrył, że panna Patra
miała w sobie odrobinkę ekshibicjonistki. I nawet zaczęto ją nazywać
Lady Godiva Nilu.
- Och, naprawdę? Jak ma na nazwisko ten sławny historyk?
Pokręcił głową.
- Jestem pewien, że nigdy o nim nie słyszałaś.
- Pewnie masz rację, bo nigdy nie istniał.
Eric odpiął złotą klamrę między jej piersiami i zsunął drobny top
z jej ramion. Ubranie opadło na podłogę. Eric jednym palcem
prześledził miseczkę jej biustonoszu.
- Cóż, i tak nic z tego nie wyjdzie. Wiem, że Kleo nigdy nie
nosiła stanika - powiedział.
Uniosła brew i napotkała jego spojrzenie w lustrze.
- Czy ty czasem próbujesz mnie przekonać, że była pierwszą
feministką?
- Nie, nic z tych rzeczy - powiedział, uśmiechając się, gdy się
przyglądał jak jego palec przesunął się na miękką krągłość jej piersi
w obiciu lustra.- Wtedy jeszcze nie wynaleziono biustonoszy.
Rebekah parsknęła śmiechem.
Eric zaczął grzebać przy jej plecach i odpiął zapięcie jej stanika.
Biała koronka wylądowała u jej stóp dywanie o dziwnym zielono
czerwonym wzorze. Wystrój sklepu kostiumowego pewnie nie został
zmieniony od ostatnich trzydziestu lat, ale atmosfera tego miejsca nie
miała znaczenia. Rebekah świetnie się bawiła.
Zawsze się świetnie bawiła, gdy była z Ericiem.
Przesunął dłońmi po jej żebrach, aby chwycić jej piersi i
uszczypnął jej sutki. Jej ciało szarpnęło się a cipka zapulsowała z
oczekiwania na jego uwagę.
Również uprawiała seks, gdy była z Ericiem.
Eric potarł jej oba sutki swoimi kciukami, aż różowe koniuszki
stały się twarde i obolałe pod jego uporczywym dotykiem.
Rebekah westchnęła i uniosła ramiona nad swoją głowę, aby
wpleść swoje palce w jego gęste, czarne włosy. W dotyku były jak
jedwab. Niektórzy ludzie uważali, że jego niezwykła fryzura była
dziwna, ale dla niej była zachwycająca. Mogła zrobić wszystko na co
miała ochotę, począwszy od wsunięcia palców w średniej długości
włosów, poprzez gładzenie tych krótkich i owinięcie wokół dłoni
długich pasemek. I to wszystko znajdowało się na jednej głowie.
Przeczesując palcami włosy średniej długości na jego
karku,pociągnęła głowę Erica w dół, aby użył tych przepysznych ust
na jej ciele. Chętny do pomocy, Eric rozsypał pocałunki wzdłuż jej
ramienia, gdy przyglądała mu się w lustrze.
- Jedynym celem w życiu Marka Antoniusza było pocieranie
sutków jego królowej, aby wyglądały twardo i zapraszająco dla
wszystkich, kto miał z nią do czynienia - Eric kontynuował swoją
wymyśloną lekcję historii.
- Doprawdy?- spytała sceptycznie.
- Myślisz, że jak udało się jej nagiąć wszystkich potężnych
królów do swojej woli?
- Może dlatego, że była inteligentna i przebiegła?
- Co ty - powiedział Eric, pocierając jej sutki między kciukami a
palcami wskazującymi.- Miała fantastyczny tyłek.
Pociągnął mocniej jej twarde pączki, aż wsunęły mu się z
palców. Rozkosz przeszyła ciało Rebekhi. Jęknęła i zaczęła się przy
nim wić.
- Może nie masz odpowiedniego koloru włosów, aby być
autentyczną Kleopatrą, ale zdecydowanie masz idealne piersi, które
powaliłby każdego króla na kolana.
Rebekah zachichotała na jego komplement.
- Więc co zrobił Marek Anotniusz, kiedy jego stała stymulacja
sutków jego królowej sprawiła, że jej cipka była gorąca i obolała? Z
pewnością uważała, że to strasznie rozpraszające. Pewnie trudno
było jej rządzić imperium, podczas gdy myślała tylko o tym jakby to
było być wypełnioną przez twardego i grubego kutasa swojego
kochanka.
Twardy i gruby kutas jej kochanka podskoczył przy dolnej
części jej pleców na jej wyznanie i ugiął kolana, aby wcisnąć go w jej
pupę.
- Ta męska sukienka jest całkiem przydatna - powiedział Eric.
Zachichotała.
- Masz na myśli togę?
- Tak, właśnie dlatego powiedziałem: męska sukienka - skubnął
zębami jej ucho.- Zdejmij majtki, moja królowo, to wypełnię tą
gorąca, obolałą cipkę.
Zarumieniła się na jego propozycję. Jeżeli ściągnęłaby swoje
majtki, to szybko by się zatracili.
- Czy czasem nie musimy pospieszyć się do urzędu?- zapytała.
- Mamy przynajmniej godzinę do zmarnowania.
- I jesteś pewien, że właściciel sklepu nie obserwuje nas teraz
przez monitoring?
- Wątpię, aby w ogóle wiedział gdzie znajduje się monitoring.
Poza tym zakryliśmy kamerę, pamiętasz? I zamknąłem frontowe
drzwi, więc mamy to całe miejsce tylko dla siebie.
- Powinnam była się domyślić, że chodziło ci po głowie coś
sprośnego, gdy to zrobiłeś.
- Zawsze coś planuję i zawsze coś sprośnego.
Zerknęła na różową koszulkę, która zakrywała obiektyw kamery
w rogu przebieralni, a potem sięgnęła pod swoją spódniczkę, aby
zsunąć majtki. Zepchnęła je i zadrżała, gdy chłodne powietrze owiało
jej gorące i obolałe ciało między udami. Prawdę mówiąc, to nie miała
problemu z tym, gdy sprawy w pośpiechu wymykały się spod
kontroli, jeżeli doprowadzały do tego ręce Erica.
Kiedy Eric osunął dłonie od jej piersi, to chwyciła je i z
powrotem na nie przesunęła.
- A teraz, Marku Antoniuszu - powiedziała.- Chyba nie chcesz
się wymigiwać od swojego jedynego celu w życiu, prawda? Niech te
palce zostaną tam, gdzie ich miejsce.
Pociągnął ją za sutki, przyglądając się jej w lustrze.
- Może Marek Antoniusz miał dwa główne cele. Jednym było
zadowolenie sutków, a drugim zadowalanie cipek.
- Mam nadzieję, że miałeś na myśli cipkę. Mam tylko jedną - i
nie będzie zadowalać żadnej innej przez resztę ich życia.
- I jeśli dobrze pamiętam, to ta jest najlepsza - powiedział.- Ale
może powinnaś pozwolić mi pokazać jaki potrafię być
zdeterminowany, gdy od tego zależy moje życie.
- Nie twoje życie - powiedziała z uśmiechem.- Tylko twojego
fiuta.
- Podejrzewam, że też moich ust i języka i palców.
- I oczu.
Jej mężczyzna był bardzo wizualny. Ostatnio coraz częściej jej
dotykał, ku jej uciesze, ale wciąż lubił patrzeć a ona zaś wciąż lubiła
pokazywać. Rebekah oparła swoją stopę o ścianę na której
znajdowało się lustro i podniosła spódniczkę tak, żeby jej niegrzeczny
narzeczony mógł zobaczyć w odbiciu lustra to co zwykle kryło się
między jej nogami. Rozsunęła wargi dwoma palcami i użyła jednego
między nimi, aby pomasować swoją pulsującą łechtaczkę.
- Co o tym sądzisz? Jest warte twojego wiecznego oddania?
- Nie kocham cię tylko za twoją fantastyczną cipkę -
powiedział.- Wiesz o tym, prawda?
- Wiem.
Przesunęła palcem po szparce i wsunęła go w śliską dziurkę.
Eric jęknął i potarł swoim podnieceniem o jej tyłeczek.
- Ale nadzwyczajnie mnie do niej ciągnie. Dojdź dla mnie,
Rebekah - szepnął.
- Tutaj?
- Proszę. Chcę popatrzeć.
- Przyłapią nas - szepnęła.
Mimo tego, że Malachi zdawał się mieć problemy ze słuchem i
najwidoczniej miał głęboki sen, to Rebekah potrafiła być raczej
głośna, kiedy była bardziej śmiała niż zwykle. I masturbowanie się w
przebieralni, aby jej mężczyzna mógł popatrzeć było dość śmiałe.
Nawet dla niej.
- Nie martw się - powiedział.- Drzwi wejściowe są zamknięte.
Nie ma tu nikogo oprócz nas.
- Wciąż nie mam pojęcia jak namówiłeś mnie, abym tu przyszła
- powiedziała.
- Namówiłem cię, żebyś przyszła? Tutaj?- uśmiechnął się.-
Nigdy mnie nie rozczarowujesz, kochanie.
Trzepnęła go w udo.
- Jeżeli spędzimy naszą noc poślubną w więzieniu, to będzie to
tylko twoja wina.
Zaśmiał się.
- Zawsze możesz odmówić.
- Tobie?- uśmiechnęła się do niego w lustrze.- Chyba zdajesz
sobie sprawę z tego, że owinąłeś mnie wokół małego palca, prawda?
Przygryzł wargę.
- Wolałbym cię owinąć wokół czegoś innego.
Zaśmiała się.
- Wokół tego też już mnie sobie owinąłeś.
Wolną ręką sięgnęła za siebie, podciągnęła rąbek jego togi i
uwolniła jego kutasa z jego bokserek. Chwyciła pewnie jego długość.
- Na kolana, mój przystojny generale. Nie chcę dojść tylko dla
ciebie. Chcę dojść na tobie.
Pozwoliłaby mu postać, gdyby nie był tak cholernie wysoki, ale
miał jakąś dodatkową stopę nad jej pięcioma i trzema calami i nie
chciała, aby jego kutas wbijał się w jej plecy czy chociażby tyłek.
Chciała go między swoimi nogami.
Tam, gdzie było jego miejsce.
Puściła jego twardą, pokrytą żyłkami długość, aby mógł opaść
na podłogę za nią. Przykucnęła nad nim i oparła się plecami o jego
tors.
- Nie pozwól mi upaść - powiedziała.
Chwycił ją za uda i użył swojego torsu jako dźwigni, aby uniósł
jej krocze nad swoim kutasem. Umieściła go tak, że jego długość
znajdowała się wtulona w jej szparkę, a jego duża główka na jej
łechtaczce. Jego fiut wyglądał jeszcze bardziej erotycznie, gdy był
tam wtulony, niż to sobie wyobrażała. Pomasowała swoją cipkę
palcami, jednocześnie drażniąc wrażliwą główkę jego kutasa. W
lustrze, wzrok Erica był wbity w to co działo się między jej nogami,
ale ona przyglądała się jego szczupłej twarzy. Uwielbiała te
spojrzenie, gdy tak mrużył powieki, gdy był podniecony. I jeżeli
można by sugerować się jego miną, to podobało mu się w jaki
sposób jego fiut znajdował się między jej fałdkami.
Jej podniecenie zwiększyło się, ale nie mogła powstrzymać
swych bioder od kołysania przy jej dłoni. Niewielkie poruszanie się jej
cipki i tarcie o jego długość najwidoczniej doprowadziło Erica do
szaleństwa, bo zaczął kołysać się wraz z nią, przesuwając po niej
swoją długością, a główką penisa uderzając o koniuszki jej palców
przy każdym ruchu do przodu. Przesunęła dłoń na spód jego fiuta i
przycisnęła go do swojej wrażliwej cipki, kołysząc się mocniej, aby
użyć jego długości dla własnej przyjemności. Czubek jego penisa
pojawiał się za każdym razem, gdy kołysała się do tyłu i znikał z
widoku, gdy przesuwała się do przodu.
- Och - jęknęła.- To przyjemne - o wiele bardziej niż sam dotyk
jej palców. Gruba krawędź jego długość pocierała się o nią od przodu
do tyłu, przez co zapragnęła głębszej penetracji.
- Nie zniosę tego - powiedział Eric, zasysając powietrze do
płuc.- Muszę. Być. W. Środku.
Przesunął ją do przodu i straciła równowagę. Oparła dłonie na
lustrze i zassała przez zęby podekscytowany oddech, gdy Eric sięgnął
między nich i wsunął się w nią. Przesunął się do przodu na kolanach,
aby znaleźć lepszą pozycję i uniósł się, zanurzając się w niej głęboko.
Gd spojrzała w dół, to wszystko mogła dostrzec w lustrze. Jego
gruby, śliski wał zniknął w jej opuchniętej cipce, gdy wbił się w nią, a
potem pojawił, gdy się wycofał. Obserwowanie go jak ją brał było
niemal tak seksowne jak słyszenie tego, ale nie tak fantastyczne jak
to uczucie, gdy jej ciało rozciągało się dla niego i gdy czuła szalone
tarcie, gdy ocierał się w niej głęboko.
- Widzisz?- zapytała, nie będąc w stanie oderwać wzroku od ich
połączonych ciał. Od tego, jak jej cipka połykała jego sztywną
długość. Od jego błyszczącego ciała od jej soków, gdy znowu ją brał.
Widziała również swoje wytatuowane imię na jego podbrzuszu, i
widząc ten swój znak na jego skórze, gdy ją pieprzył, nadawał
sytuacji jeszcze seksowniejszy posmak.
Eric przechylił głowę lekko na bok i jego gorący oddech owiał
jej ramię w podekscytowanym westchnieniu.
- Teraz tak - powiedział.- Cholera, dziecinko. Nie ma nic
piękniejszego na tym świecie, niż twoja cipka nadziana na mojego
kutasa.
Najwidoczniej możliwość przypatrywania się, jak poruszał się w
niej, zainspirowała ją do wszelakich ruchów w jego szczupłych
biodrach. Jej ciało dostosowało się do jego, jej wargi i fałdki
rozciągnęły się, gdy ją wypełnił i wysunął się i znowu wypełnił pod
innym kątem. Zaczęły drżeć jej nogi od utrzymywania tej
przykucniętej pozycji przez tak długi czas, ale cholera, podniecało ją,
gdy tak przyglądała się, gdy jak szalony zadowalał jej cipkę. Jej
podniecenie narastało. Coraz bardziej. Wyżej. Wyżej.
- O Boże, Eric - jęknęła, kołysząc się, aby napotkać każde jego
pchniecie. Chcąc więcej.- Och, proszę. Rżnij mnie mocniej.
Jego ruchy stały się bardziej intensywne, sprawiając, że jej
piersi podskakiwały przy każdym przenikliwym pchnięciu.
- Piękna - szepnął.- Jesteś cholernie piękna.
Nie zdawała sobie sprawy, że miauczała z rozkoszy, aż Eric
szepnął:
- Potrzebujesz pomocy?
Skinęła głową i puścił jej udo, aby potrzeć jej łechtaczkę.
Krzyknęła raz, nie będąc w stanie się powstrzymać i doszła tak
mocno, że jej soki trysnęły na jego długość i spłynęły na jego jaja.
Jej cipka zacisnęła się rytmicznie wokół niego, wciągając go, otulając
i wysyłając na krawędź, aby dołączył do niej w rozkoszy.
Eric jęknął. Jego kutas zadrżał w niej głęboko i odpuścił.
Dostrzegła, jak jego długość zadrżała w lustrze i poczuła jak poruszył
się w niej.
O Boże.
Zmusiła się, aby uklęknąć na drżących nogach. Eric wysunął się
z niej - co za szkoda- ale nie mogła już dłużej wytrzymać tej pozycji
w kuckach.
- Kocham cię - mruknął przy jej karku, przypominając sobie o
jedynym celu w życiu Marka Antoniusza i przesuwając dłonie na jej
piersi, aby zacząć pieścić jej delikatne sutki.
- Ja ciebie też kocham.
- Nie powinnaś mnie okłamywać w dzień naszego ślubu -
powiedział, skubiąc jej ucho i powodując, że na jej karku wyskoczyła
gęsia skórka.
- Nie okłamałam cię - powiedziała, krzywiąc się.- Naprawdę cię
kocham!
- Nie o to mi chodzi. Powiedziałaś, że oczarujesz mojego węża
dopiero po ślubie. I kochanie, mój wąż był całkowicie oczarowany.
Zaśmiała się.
- Tak mi przykro - powiedziała głosem tak szczerym, jak tylko
mogła.- Obiecuje, że już nigdy cię nie okłamię.
- Przeprosiny przyjęte - puścił jej oczko i ścisnął ją.- Powiedz,
że kłamałaś też co do całowania mnie? Proszę.
- Chyba nie oczekujesz, że złamię kolejną obietnice, prawda?-
droczyła się.- Chcę, abyś był w stanie wierzyć mi na słowo.
- Wierzę ci na słowo. Powiedziałaś, że po ślubie będzie
zauroczenie węża i całowanie i wiem, że dotrzymasz obietnicy.
- Im szybciej się pobierzemy, tym prędzej dotrzymam danego
słowa.
- Chodźmy! Czy to chcesz założyć na nasz ślub?- zapytał,
przesuwając dłoń w górę jej uda, pod spódniczkę, która głównie
znajdowała się na jej talii.- To naprawdę seksowny strój. Zwłaszcza
po tym jak zobaczyłem twoją twarz podczas orgazmu, gdy miałaś ją
na sobie.
- Eric!
- Chociaż musisz mieć też na sobie górę, bo nie chcę aby ktoś
oprócz mnie zobaczył te wspaniałe cycki. Królowie byliby przeklęci.
Przyjrzała się kostiumowi w lustrze i zdecydowała, że nie
spodobał się jej aż tak bardzo.
- Skoro już przeleciał mnie Marek Antoniusz, to sądzę, że
potrzebuję czegoś nieco innego w czym mogłabym wziąć ślub. Może
coś mniej odsłaniającego.
Zaśmiał się i pocałował ją w tył uda.
- Masz jakiś pomysł?
- Nie jestem pewna. Chodźmy poszukać.
- Król Artur i Ginewra? Mógłby wsunąć swój Excalibur w twój
kamień. I go wyciągnąć. A potem znowu wsunąć. I powtarzać tak w
kółko, aż pojawi się magia.
Rebekah stłumiła chichot.
- Nie wiem, gdzie jest mój kamień, Królu Arturze. Gdzie
dokładnie się znajduje?
- Myślę, że między twoimi piersiami - chwycił je w obie dłonie i
ścisnął razem.
- Cholera - powiedziała.- Miałam nadzieję, że mój kamień
będzie nieco niżej.
Puściła mu oczko w lustrze i wstała na nogi, wysuwając się z
jego uścisku gdy wstała.
Rebekah znalazła w swojej torebce suche i wilgotne chusteczki
- była to konieczność, gdy chodziło się z Ericiem Sticksem - i użyła
ich, aby się umyć, zanim przebrali się i odwiesili swoje kostiumy w
których się pieprzyli, jakby nic się nie stało.
Nie żeby ktoś oprócz ich dwójki zauważył. Malachi wciąż
głęboko spał.
Rebekah spojrzała na kostium Narzeczonej Frankenstaina i
astronauty. Przyjrzała się też sukni w stylu Piękności z południa, na
której widok Scarlett O'Hara pozieleniałaby z zazdrości, ale z jakiegoś
powodu wciąż wracała do białej sukni, którą zauważyła na początku.
Pewnie została przeznaczona dla ducha o złamanym sercu, ale
technicznie rzecz biorąc była to suknia ślubna. Rebekah ściągnęła ją z
wieszaka i przycisnęła do swojego ciała.
- Znalazłaś coś?- zapytał Eric, grzebiąc wśród gangsterskich
przebrań.
- Kostium panny młodej - powiedziała Rebekah, pokazując mu
masę koronek i falbanek, do których ciągle ją ciągnęło.
- Myślę, że pasuje - powiedział.- Ale nie jest zbyt kreatywne.
Z powrotem odwiesiła suknię i spróbowała znaleźć coś bardziej
kreatywnego. Jeżeli myślał, że zamierzała wziąć ślub w jednym ze
swoich zwyczajnych, sprośnych kostiumów, gdzie jej piersi i tyłek
były ledwo zakryte, to musiał się głęboko zastanowić. I choć raz
Rebekah nie chciała zaprzeczać swojej wewnętrznej kobiecie.
Rebekah przeglądała wieszaki, gdy przyglądała się sukniom z
klapami tymi z okresu regencji, kostiumami baletowymi i mundurami
polowymi. Znieruchomiała, kiedy duża dłoń znalazła się na dolnej
części jej pleców. Tatuaż, który sobie zrobiła, wciąż był nieco
wrażliwy na dotyk. Eric wepchnął w jej ramiona białą suknię ślubną.
- Myślę, że powinnaś ją założyć.
- Ale nie jest zbyt kreatywna - przypomniała mu.
- Nie mam nic przeciwko. Tylko wtedy, jeśli obiecujesz, że
założysz ją dzisiaj do łóżka - powiedział.- Na samą myśl o tobie w
sukni ślubnej robię się tak twardy, że rajtki Robin Hooda czy Romea
byłby o kilka cali za krótkie, jeżeli rozumiesz co mam na myśli.
Zaśmiała się i przytuliła go czule. Ten mężczyzna miał dar
sprawiania, że czuła się dobrze sama ze sobą i mógł mu stawać
częściej w ciągu dnia, niż trzem przeciętnym mężczyznom.
- Więc może to ty powinieneś założyć suknię ślubną, aby ukryć
swojego wiecznie stojącego twardziela - powiedziała.- A ja powinnam
założyć rajstopy, bo jestem super niska.
Zmarszczył razem brwi.
- Podnieciłoby cię to, jeśli zgodziłbym się na suknię?
- Uch, nie. W ogóle.
- W takim razie zapomnij o tym.
Roześmiała się na myśl o nim ubranym w suknię ślubną. Jeżeli
skłamałaby i powiedziała mu, że ta staromodna sukna ją podniecała,
to nie miała wątpliwości, że jej chętny pan młody wypowiedział swoje
słowa przysięgi w plisowej białej sukni ślubnej. Jednakże nie
zamierzała mu tego zrobić. Nawet jeśli byłoby to zabawne.
- W takim razie ja założę suknię ślubną a ty to - powiedziała,
idąc szybko do pobliskiego wieszaka i zszarpując z niego garnitur - w
wersjo 007, bardzo gładkiego i lśniącego - który pasował, jakby
nawet mógł na niego pasować.
- Kochanie, może poczekamy? Może jednak chcesz wziąć ślub w
katedrze i w sukni i z dwunastoma druhnami i tortem i...
Pocałowała go, aby go uciszyć. Wiedziała, że chciał dać jej
świat i że już to zrobił. To on był jej światem i tak długo jak zamierzał
trwać u jej boku, to miała wszystko czego tylko by zapragnęła.
- Nie chcę druhen ani tortu czy nawet katedry - powiedziała.-
Chcę przysiąg i pocałunku i katedry - powiedziała.- Chcę przysiąg i
pocałunku i choć się nawet tego nie spodziewałam, to najwidoczniej
chcę tę głupią sukienkę.
- Osobiście ja najbardziej nie mogę się doczekać pocałunku -
powiedział.- Myślę, że muszę poćwiczyć z jakieś kilkadziesiąt razy,
aby polepszyć swoją pracę nad językiem. Co o tym sądzisz?
Trzepnęła go w ramię.
- Żadnego całowania dopóki nie powiem tak, bo inaczej znowu
będziemy się pieprzyć w przymierzalni i przegapimy własny ślub.
- Dobra - powiedział ze zrezygnowanym westchnieniem.- Po
prostu pofantazjuje o całowaniu ciebie podczas gdy ty przymierzysz
tą suknię. A potem pojedziemy do sądu.
Uniosła suknię i przyjrzała się jej uważnie. Była strasznie
przestarzała, z ogromnym koronkowym kołnierzykiem, który zżółk na
przestrzeni lat i był poplamiony czymś, co wyglądało na sztuczną
krew - zapewne po jakiejś narzeczonej Draculi z Halloween sprzed
lat.
- To niezbyt ładna suknia ślubna - powiedziała.
- Jeżeli chcesz, to możemy pojechać do prawdziwego salonu z
sukniami ślubnymi i kupić ci lepszą suknię - powiedział Eric.
- Zwariowałeś? To nieco tandetne.
- Nie ma nic tandetnego w twoich piersiach, kochanie - wsunął
palec za rąbek jej koszulki i pociągnął w dół, aby przyjrzeć się jej
dekoltowi.
Strąciła jego dłoń ze swojej piersi.
- I tak nie sądzę, abyśmy mieli czas zrobić zakupy gdzieś indziej
- powiedziała.
- Mamy nieco czasu - powiedział.- Chcę, abyś stała się legalnie
moja tak szybko jak to możliwe, ale twoje szczęście jest dla mnie
priorytetem numer jeden. A w tym momencie twój dekolt zbliża się
do drugiego miejsca.
Wykonał taki gest, aby chwycić jej pierś, ale trzepnęła go w
nadgarstek.
- Będę szczęśliwa, jeśli wyjdę za ciebie ubrana tak jak teraz -
powiedziała, przesuwając dłonią przód swojej różowej koszulki i
spranych dżinsów. Nawet poruszyła palcami u stóp, które były
wyraźnie widoczne w jej tanich japonkach.- Przyjechanie tutaj i
wybranie kostiumów było twoim pomysłem, pamiętasz?
- Jesteś pewna?- powiedział.- Przecież nie był to żaden kiepski
pomysł na który bym wpadł.
Nie powiedziała niczego, tylko unosząc brwi i rzucając mu
wyzwanie.
- Możemy jeszcze wziąć ślub nago - powiedział.- Jest i taka
opcja.
Uśmiechając się, pokręciła głową na niego z niezadowoleniem.
- To dopiero kiepski pomysł. Zwłaszcza że moja mama zaczęła
cię lubić. Nie sądzę, aby chciała zapoznać się z twoimi jądrami
jeszcze bardziej osobiście.
Twarz Erica wyraźnie zbladła.
- Masz rację. Nie chcę wypowiedzieć słów swojej przysięgi,
podczas gdy miałbym wzwód przed twoją matką.
Rebekah zachichotała.
- A to niby dlaczego miałby ci stanąć?
- Bo zawsze mi staje, gdy jesteś naga.
Wsunęła dłoń w jego i przycisnęła głowę do jego ramienia,
kochając go nieco mocniej z każdą jego wulgarną deklaracją.
- I w połowie czasu, kiedy jesteś w pełni ubrana - dodał.- A
jeżeli miałabyś na sobie jedno ze swoich seksownych przebrań... -
wydał z siebie koci dźwięk na samym dole gardła.- ... to całkowicie
bym przepadł. Ale już o tym wiesz.
Wiedziała o tym i wykorzystywała tą wiedzę na swoją korzyść.
Początkowo była oszołomiona, że chciał się przebrać na ich ślub. Było
to coś, co zdecydowanie lubili robić w sypialni, ale w ich ślubie nie
powinno chodzić tylko o seks. Z drugiej strony noce poślubne były
przeznaczone na zupełnie inny rodzaj miłości. Nadeszła już pora na
ich noc poślubną? Zerknęła na zegar na ścianie i zauważyła, że byli w
sklepie z kostiumami ponad godzinie. Jakim cudem zmarnowali aż
tyle czasu? W takim tempie nigdy nie wynieśliby się z tego miejsca i
przegapiliby okazję na wzięcie ślubu tego dnia. Zaczęła nawet
myśleć, że specjalnie ją zwodził. Może potajemnie chciał, aby sąd był
już zamknięty, gdyby wreszcie do niego dojechali. Jeżeli naprawdę
się bał i chciał opóźnić ślub, to wolała aby jej o tym powiedział,
zamiast wygłupiał się przez całe popołudnie w tym starym,
zakurzonym sklepie.
Głośne dudnienie silnika na zewnątrz spowodowało, że Eric
wyjrzał przez okno, napinając ramiona z niecierpliwości. Kiedy pojazd
minął sklep, to jego ramiona znowu opadły.
Teraz już wiedziała, że coś planował.
- Przymierzysz ją?- zapytał, kiedy przyłapał ją na próbie
rozszyfrowania jego planu.
Pewnie nie powinna. Założenie tej brzydkiej sukni ślubnej tak
jakby zniszczyłaby cały cel ich spontaniczności.
- Może powinnam wybrać coś innego. Tamta wiktoriańska
suknia jest naprawdę ładna - powiedziała, wpatrując się przez salę
na niebieską suknię na manekinie w oknie.- Ale zdecydowanie to nie
mój rozmiar. Nienawidzę bycia niską.
- Jesteś piękna taka jaka jesteś.
Szczerze w to wątpiła. Miała za sobą wyczerpujący poranek u
onkologa. Była mentalnie wysuszona i była przekonana, że było to
widać na zewnątrz. Na samą myśl, że jej rak macicy mógł mieć
przerzuty, gdy znaleźli podejrzane miejsce w jej badaniach i
wepchnęli jej głowę pod opresyjny głaz, który niemal skruszył ją jak
imadło. Była już tam, za dobrze znała to miejsce. Rak już zniszczył jej
szansę na posiadanie dzieci; nie mogła uwierzyć w to, że będzie to
tak okrutne, by spieprzyć jej szanse na szczęście jako żona Erica.
Nawet gdy była bliska śmierci podczas chemioterapii kilka lat temu,
to nigdy nie czuła się tak całkowicie pokonana jak tego ranka.
A potem kilka godzin później przekazano jej pozytywne wyniki
zdrowia i jej nastrój znacznie się podniósł - znowu pozwoliła sobie
mieć nadzieję na przyszłość. Na przyszłość dla samej siebie. Na
przyszłość z Ericiem. Nalegania Erica, że powinni się od razu pobrać
sprawiły, że niemal pęczniała od szczęścia. Jak do tej pory jej
emocjonalny roller coeaster był na górze, dole, dole, znowu na dole,
górze, górze i w górze. Zadrżała jej dolna warga, gdy pomyślała o
tym ile miała do stracenia, jeśli jej nowotwór by wrócił, a przecież
tylko chciała czasu wspólnie spędzonego i wypełnionego radością i
miłością, a nie smutkiem i bólem.
- Hej, co się stało?- zapytał Eric.
Siłą cofnęła swoje emocje, walcząc aby nie było ich widać po
jej minie. Nie musiał wiedzieć jak wciąż była zdenerwowana. Powinna
potrafić dać odejść strachowi - a nie pozwolić, aby wciąż ją pożerał -
ale było to łatwiejsze do wyobrażenia niż zrealizowania.
Jedną ręką przetarła twarz.
- Jestem tylko nieco zmęczona; to naprawdę długi dzień. I
przydałoby mi się nieco odpoczynku. Kiedy mamy być w sądzie?
- Powiedziano mi, że nie powinniśmy być później niż na piątą.
Według zegara ściennego była niemal czwarta.
- Więc lepiej szybciej zdecydujmy się co do tych kostiumów.
Zaraz nie będziemy mieć czasu.
- Jestem pewien, że zaczekają na nas, jeśli nieco się spóźnimy.
Rebekah zachichotała.
- Urząd? Szczerze w to wątpię.
Znowu zerknął na zegar.
- Bez pośpiechu - powiedział.
- Nie mówisz mi o czymś - powiedziała.- Chcesz zyskać na
czasie, prawda?
- Co? Nie, oczywiście, że nie - wepchnął w jej ramiona suknię
ślubną i obrócił ją w stronę garderoby.
Nigdy wcześniej nie okłamał jej wobec czegoś ważnego. Miała
nadzieję, że nie zaczął robić tego teraz.
Zerknęła przez ramię i przyłapała go, jak sprawdził swój
telefon.
Zagryzła wargę, nieco za bardzo wkurzona, że podczas dnia ich
ślubu skupiał się na czymś innym.
Gdy spojrzał w górę, to wsunął telefon do kieszeni i znowu
popchnął ją na tyły sklepu.
- Idź ją przymierz. Potem zdecydujemy.
- Tylko jeśli przymierzysz strój Jamesa Bonda.
Ściągnął z wieszaka strój szpiega.
Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Sweet Love of Mine Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1 Stając na czerwonym świetle, Eric kołysał głową w rytm muzyki, która waliła z głośników i stukał palcami o kierownicę swojej ukochanej Corvetty z '67. Podążył za postępem perkusji w piosence swoimi improwizowanymi pałeczkami i sięgnął do miejsca pasażera, aby postukał swój talerz - nos Rebekhi. Jego najbardziej ukochana zachichotała, co ogrzało go o wiele bardziej niż promienie kalifornijskiego słońca, które wlewało się przez otwarty dach samochodu. Niemal go pokusiło, aby użył też jej uda i nosa, aby znowu wykorzystać je jako instrumenty. - Widzę, że jesteś w dobrym nastroju - powiedziała, uśmiechając się krzywo do deski rozdzielczej. Cóż, czego oczekiwała? Był zakochany. Przerwał swój występ na żywo w korku ulicznym, aby spojrzeć na nią. Naprawdę na nią spojrzeć. Jego Rebekah. Jego serce. Pewnie nie mogła go kochać z tą samą przytłaczającą intensywnością z jaką on kochał ją, ale nie miał z tym problemu. Był przyzwyczajony do bycia niekochanym. A Rebekah nie zrobiła niczego, aby zwątpił w jej uczucia. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko, aby stale przypominać mu o swoim oddaniu. Po prostu trudno mu było jeszcze ogarnąć samą myśl, że ktoś mógł go kochać. Poprawka:
że ktoś go kochał. Być może jeśli gapiłby się na nią wystarczająco długo, to może jego głowa wreszcie nadążyłaby za tym, co serce już wiedziało. Wiatr rozwiał jej blond włosy długie do brody - zaakcentowane fioletowymi pasemkami - i zdmuchnął je na jej uroczą twarz. Odgarnęła jedwabiste kosmyki z niecierpliwością i schowała je za swoje małe uszy. Wszystko w niej było malutkie. Z wyjątkiem jej serca. I jej seksualnym apetytem. Były to dwie cechy, które przytrafiły mu się w wysokim zakresie. Gdy Rebekah zauważyła, że się patrzył, to odwróciła ku niemu twarz i od razu zatracił się w jej błękitnych oczach. Eric westchnął z zadowoleniem, pewien, że miał zwariowany wyraz twarz, ale nie obchodziło go, kto by się dowiedział, że w stu procentach szalał za tą kobietą. Widział wieczność w tych oczach. Ledwie mógł uwierzyć, że była jego, naprawdę jego. Nie musiał jej porwać, ani naćpać czy coś. Uniósł dłoń, aby dotknąć jej twarzy i upewnić się, że nie wyobrażał sobie tego, że patrzyła na niego z uwielbieniem. Ale to czułe spojrzenie naprawdę było skierowane w jego stronę. Chciał, aby patrzyła na niego w taki sposób przez wieczność. Tylko wieczność wchodziła w rachubę. Kiedy tego ranka czekali na wyniki jej biopsji w szpitalu, myślał, że świat mógłby się zatrzymać w tym momencie. Jej onkolog wyjaśnił, że problem z przerzutami był fałszywym alarmem, więc Eric zdecydował, że chciał uczcić jej pozytywny wynik zdrowia przez poślubienie jej. Natychmiast. Nasza wieczność zaczyna się właśnie teraz, kochanie. Ale gdy jechali przez miasto w stronę sądu, aby zrobić z ich związku coś oficjalnego, to pomyślał, że być może było to nieco pochopne. Nie był pewien, czy Rebekah była tak chętna do tego pomysłu jak on. Jakby nie patrzeć, to nie porozmawiał z nią o tym. Po prostu założył, że była gotowa na legalny ślub tak jak on. Samochód za Ericiem zatrąbił ze zniecierpliwieniem, przypominając mu, że powinien wcisnąć pedał gazu tak szybko, jak tylko zaświeciło zielone światło. Normalnie pokazałby niecierpliwemu dupkowi środkowy palec, ale dzisiejszego dnia nic nie mogło zepsuć jego humoru. Nie wtedy, kiedy kobieta obok niego była żywa, zdrowa i jego.
- Kocham cię - powiedział, zanim opuścił dłoń na skrzynię, wrzucił biegł i ruszył do przodu z imponującym piskiem opon. - Ja ciebie też kocham!- Rebekah krzyknęła, uczepiając się deski rozdzielczej, gdy samochodem lekko zarzuciło, podczas gdy ruszył do przodu. Niestety, ruch na ulicy był zbyt gęsty aby naprawdę się zabawić z prędkością i Eric musiał się zatrzymać na kolejnych światłach. I czekać. Boże, jak on miał dość czekania. Podczas gdy wybębniał swój nadmiar energii na kierownicy - znowu - to jego uwagę przykuł wyblakły znak, który wisiał nad sklepem: Kostiumowe Emporium Malachi'sa. Jego puls przyspieszył z podniecenia i zerknął na Rebekhę. Poszłaby na to? Regularny ślub sądowy był nieco zbyt normalny dla ich dwójki, ale być może... - Mam pomysł - powiedział. Zesztywniała i zerknęła na niego spod swoich długich rzęs. Zazwyczaj była gotowa na każdy szalony pomysł, jaki przychodził mu do głowy, więc zaczął się zastanawiać nad jej nietypowym wahaniem. - Jaki pomysł?- pisnęła. - Może powinniśmy wziąć ślub w kostiumach. - Kostiumach? - Tak, kostiumach!- naprawdę podobał mu się ten pomysł.- Czyż nie byłoby zabawnie? - Nie jestem pewna - powiedziała i splotła razem swoje drobne dłonie. Uniósł brew na nią. Chyba nie rozmyśliła się, aby dzisiaj za niego wyjść, prawda? Może za bardzo na nią nacisnął. Wiedział, że była rozchwiana emocjonalnie po spotkaniu. Ale nie mógł poradzić niczego na to, że chciał, aby ich ślub był warty zapamiętania pomimo braku ich planowania i przepisów. Nie czekając, aby się upewniła, Eric wjechał na jedno z pięciu niezajętych miejsc parkingowych przez sklepem z kostiumami i zgasił silnik. - Chodź - powiedział, chwytając ją za dłoń.- Sprawdźmy, ile uda nam się sprawić tam kłopotów. Zawahała się. - Chcesz, aby dzisiejszy dzień był wyjątkowy?- zapytał. Oderwała wzrok od okna sklepu, w którym było wystawionych
kilka kostiumów, wraz z wymyślną, starą niebieską suknią, której Rebekah przyglądała się z zainteresowaniem. Spojrzała mu w oczy z całym entuzjazmem na życie i dla przygód, jakich od niej oczekiwał. - Już jest wyjątkowy - powiedziała.- Wyjście za ciebie będzie niewątpliwie najbardziej pamiętnymi pięcioma minutami w moim życiu. - Ale nie chcesz, aby to doświadczenie było dla nas wyjątkowe?- pochylił się ku niej, mając nadzieję, że przekona ją dzięki swojemu wyglądowi typu, masz się mnie słuchać, kobieto. Tylko się z niego zaśmiała. - Będziesz dzięki temu szczęśliwy? Uśmiechnął się do niej promiennie. - Będę. - Dobrze - powiedziała.- W takim razie chyba się wygłupie. Jego krótki pocałunek wdzięczności szybko zmienił się w zmysłową żądzę, która go przyprawiła o wzwód do tej kobiety. Jego serce zabiło szybciej, gdy przyciągnął ją bliżej. Pocałował ją głębiej. Kochał ją coraz bardziej każdej spędzonej wspólnie chwili, w której byli razem. Kiedy stał się taką cholerną ciotą? Oderwała od niego usta i zassała głęboki oddech. - Spokojnie, tygrysie - powiedziała.- Przez ciebie mam mokro w majtkach. - Mmm - powiedział z uznaniem.- I właśnie takie są moje ulubione majtki. Może powinni zrezygnować z wyboru strojów i pojechać do sądu tak szybko, jak tylko mogli. Poczuł przytłaczającą potrzebę, aby zacząć noc poślubną o wiele szybciej, niż później. Dzwonek przy drzwiach zadźwięczał, gdy weszli do pachnącego stęchlizną sklepu. Pomarszczony staruszek w białek koszuli, z czarnymi szelkami i czerwoną muszką, siedział za długą, drewnianą ladą blisko drzwi. Na drugi rzut oka, Eric zauważył, że oczy chudego mężczyzny były zamknięte. Naprawdę spał siedząc? - Otwarte?- Eric zapytał głośno. Nie poruszył się. - Żyjesz?- Eric krzyknął. Mężczyzna drgnął i uśmiechnął się, kiedy powoli rozchylił oczy. - Witajcie w Kostiumowym Emporium Malachi'sa - powiedział ze
swojego czarnego fotela, który stał blisko ściany.- Dajcie mi znać, jeśli będziecie potrzebować pomocy. Cieszcie się swoimi poszukiwaniami. Potarł swój haczykowaty nos tyłem nadgarstka i oparł się o ścianę, ponownie zamykając oczy. W ciągu kilku sekund jego stał się głęboki i równy. Niewątpliwie znowu usnął. Eric zerknął na Rebekę, aby podzielić moment wzajemnego zaskoczenia nad ufnym usposobieniem właściciela - podejrzewał, że biznes z kostiumami nie był zbyt ostry, zwłaszcza w grudniu, ale mimo to... Rebekah nie zwróciła na to uwagi. Któryś z kostiumów już przykuł jej uwagę. Puściła rękę Erica i momentalnie ruszyła w stronę najbrzydszej sukni ślubnej, jaką Eric kiedykolwiek zobaczył. Pożółkły i wiotki koronkowy kołnierzyk wyglądał jak ogromny śliniaczek, który pokrywał oba ramiona i połowę przodu. Falbany spódnicy były ułożone w szerokich warstwach, zaś sam materiał wyglądał w niektórych momentach, jakby wpadł do niszczarki. Rebekah dotknęła to okropieństwo, jakby zostało zrobione ze szczerego złota. Zatłukło mu się serce, gdy zdał sobie sprawę co ją martwiło. Nie chciała szybkiego ślubu w sądzie. Chciała prawdziwego ślubu. Takiego z kwiatami i druhnami i kościołem i ekstrawagancką, białą suknią. - Rozejrzyj się - powiedział.- Ja zadzwonię do Jace'a i powiem mu, że przyjedziemy do sądu nieco później, niż przypuszczaliśmy. Jego najlepszy kumpel i świadek nie doceniłby spędzenia całego dnia na czekaniu w sądzie, podczas gdy on i Rebekah wygłupialiby się w Kostiumowym Emporium Malachisa. - Ja też powinnam zadzwonić do mamy i dać jej znać - powiedziała, odwracając suknię, aby przyjrzeć się równie brzydkiemu tyłowi. Pięć kokard zdobiło bezwstydny tył krzykliwej sukni. - Ja do niej zadzwonię - powiedział Eric. Rebekah oderwała wzrok od swojej dziwacznej obsesji i zamrugała na niego, otwierając usta. - Z własnej woli chcesz zadzwonić do mojej matki?- wskazała na niego a potem na swoją pierś. Tego ranka w szpitalu połączył się na chwilę z matką Rebeki i chciał to wykorzystać, zanim spieprzyłby coś i znowu zaczęłaby go nienawidzić. Doszedł do wniosku, że miał kilka dni przywilejów u pani
Blake. Góra. - Taa, zadzwonię do niej. Nie ma problemu. Rebekah wzruszyła ramionami i wróciła do uwielbiania swojej brzydkiej sukni ślubnej. Eric przygryzł wargę, gdy się jej tak przyglądał, zastanawiając się, jak ją uszczęśliwić. Czuł patologiczną potrzebę dania jej tyle radości, ile ona dała jemu. Doszedł do wniosku, że nadeszła pora, aby upomnieć się o kilka przysług. Wyszedł na zewnątrz, aby wykonać kilka telefonów, gdyż nie chciał aby Rebekah podsłuchała jego nagłą zmianę planów. Miał tylko nadzieję, że jego przyjaciele byli gotowi rzucić wszystko dla niego i zastanawiał się jak długo byłby w stanie utrzymać swoją narzeczoną w sklepie z kostiumami, podczas gdy jego plan wcielałoby w życie. Jego żołądek wykonywał jakieś akrobatyczne pozy, gdy wybrał numer domowy swojej przyszłej teściowej i czekał na odpowiedź. Miał tylko nadzieję, że jego niezdecydowanej narzeczonej spodobała by się ta zaimprowizowana niespodzianka. Byłby zdruzgotany, jeżeli nie zdołałby jej uszczęśliwić do końca dnia.
Rozdział 2 Rebekah Blake - niebawem Rebekah Sticks - wyjrzała za stojaka z kostiumami i przyjrzała się swojemu bardzo wysokiemu, bardzo przystojnemu, bardzo wytatuowanemu i bardzo niespokojnemu narzeczonemu. Właśnie miała się zdecydować co zamierzała założyć do ich nieoczekiwanego ślubu cywilnego, ale nie mogła przestać na niego patrzeć. Nie mogła przestać myśleć o tym, jaki był słodki. Jaki wspaniały. Jaki hojny. Jaki cudowny. Jaki wyrozumiały i domyślny. Jak absolutnie doskonały. Jakim cudem się jej tak poszczęściło? I dlaczego tak cholernie się denerwowała? Jej brzuch ciągle się ściskał, nie ważne jak bardzo sobie wmawiała, że właśnie tego chciała. I tak było. Jej serce i umysł zjednoczyły się na myśl o poślubieniu Erica. Zdawało się, że tylko jej żołądek był przeciwko temu pomysłowi. Po tym jak wrócił po dwudziestominutowej rozmowie przez telefon na zewnątrz sklepu, Eric ściągnął kostium z wieszaka i uniósł go do swojej szyi, zerkając na zielone rajstopy, brązową tunikę i filcowy, filcowy kapelusz, która wisiała luźno na wieszaku. - Ach, idealnie - powiedział.- Okradnę bogatych i dam biednym. - Nie założysz tego na nasz ślub - powiedziała Rebekah, kręcąc głową. - Do twarzy mi w zielonym - powiedział, zerkając na nią i
posyłając jej rozmarzony uśmiech, gdy tylko spojrzał jej w oczy swoimi niebieskimi.- A dodatkowo Robin Hood, to bohater na którego widok mdleją damy. Eric był bohaterem, na którego widok mdlała Rebekah. - Ale jesteś za wysoki na te rajstopy - powiedziała. - Masz na myśli zbyt chudy? - Nie, nie jesteś zbyt chudy, jesteś zbyt wysoki. Skończy się na tym, że będziesz miał krocze w kolanach. - Myślę, że pomyliłaś mnie z Trójnogiem. Rebekah zaśmiała się. Najlepszy przyjaciel Erica, Jace, najwidoczniej miał jakiegoś olbrzymiego penisa, który najwyraźniej tak przerażał kurczaki, że ciągle wysadzały jajka. A może przerażały jajniki wszystkich gatunków. - Co wybrałaś?- zapytał Eric, unosząc podbródek, a potem przechylając głowę z zainteresowaniem. - Kleopatrę?- było to bardziej pytanie, niż stwierdzenie. Jeżeli zamierzali się przebrać na ich ślub cywilny, to podejrzewała, że powinni odegrać najwspanialszą parę w historii. Robin Hood i lady Marion by pasowali, ale Kleopatra i Marek Antoniusz byliby bardziej sprośnym zestawieniem. Znacznie bardziej porównywalnym do niej samej i jej kochanka, gwiazdy rocka. Cóż, z wyjątkiem tego podwójnego samobójstwa. To zdecydowanie nie było w jej stylu. Za bardzo kochała życie, aby zrezygnować z niego z własnej woli. - Więc mam wybrać między rajstopami a spódniczką?- zapytał, przyglądając się kostiumom, które Rebekah ściągnęła z wieszaka i marszcząc nos na tunikę Marka Antoniusza, którą wybrała.- Może powinniśmy się przebrać za Romea i Julię. Ale chwila... Romeo też nosił rajstopy, prawda?- pokręcił głową i zamilkł, stukając się po podbródku.- Co powiesz na Bonnie i Clyde'a? Mógłbym się przebrać za Clyde'a bez wyglądania jak idiota. Gangsta!- zabrzęczał swym wyimaginowanym karabinem maszynowym, wykonując wszystkie odpowiednie dźwięki. Głośne dźwięki. Właściciel sklepu wciąż tkwił na swoim miejscu za ladą. Kleopatra i Marek Antoniusz. Romeo i Julia. Bonnie i Clyde. Każda z tych par tragicznie umarła. Rebekah zmarszczyła razem brwi. - Zauważyłeś w ogóle, że każda z tych najbardziej pamiętnych par zmarła przed swoim czasem?
- Myślę, że samobójstwo jest bardziej romantyczne, niż spłacanie hipoteki i składanie prania. Zaśmiała się. - To zależy kogo poprosisz. Wolałabym składać twoje pranie przez jakieś następne siedemdziesiąt lat, niż udowodnić, że cię kocham, wcześniej lądując w grobie. - Ach, kochanie - powiedział z krzywym uśmieszkiem.- Gdzie twoje poczucie paktu z samobójcami? Rebekah uniosła kostium Kleopatry i potrząsnęła nim z naciskiem. - Chociaż bardzo cię kocham, to nie pocałuję jadowitej kobry, aby to udowodnić. Więc nie przebijaj swojej piersi mieczem w moim imieniu. - Mam węża, którego mogłabyś pocałować - powiedział Eric i przesunął dłoń w dół swojego krocza.- Nie jest jadowity, ale jeśli pocałujesz go w odpowiednie miejsce, to też splunie. Parsknęła śmiechem i pokręciła głową, zanim wepchnęła togę Marka Antoniusza w jego pierś. - Przymierz to - powiedziała. - Ponadto uważam, że Kleo pocałowała żmiję, a nie kobrę - powiedział. - Przed ślubem nie pocałuję twojej żmii, albo uroczego węża. - Ale po nim... - uniósł brwi i poruszył nimi na nią sugestywnie. Uśmiechnęła się. - Możesz na to liczyć. Eric spojrzał na właściciela, który siedział za ladą. Staruszek - który najwyraźniej był częściowo głuchy, chociaż jego uszy były niespotykanie duże - wciąż spał z głową opartą o ścianę. Eric uśmiechnął się i ruszył do drzwi frontowych, zamykając je na haczyk z wyraźnym piknięciem. Stary Malachi zachrapał cicho, ale nie otworzył oczy. - Co robisz?- Rebekah szepnęła głośno. - Zapewniam nam nieco prywatności. - Po co? Uśmiechnięty Eric o zaszklonych oczach, zaprowadził ją do przymierzalni wielkości wózka inwalidzkiego, która znajdowała się na tyłach sklepu. Już wyglądał, jakby jego kobra była gotowa na nią wystrzelić. Apetyt seksualny tego mężczyzny nie znał końca. Nie żeby
Rebekah narzekała z tego powodu. Jej równał się z jego. Przynajmniej tak było, odkąd spotkała Erica Sticka, Pana Libido. Kiedy znaleźli się w środku, to zamknął za nimi drzwi i natychmiast ściągnął przez jej głowę koszulkę. - Nie mają tutaj kamer?- zapytała, zakrywając stanik skrzyżowanymi rękami. Eric rozejrzał się po kabinie i znalazł podejrzanie wyglądający czarny obiektyw. Rzucił na niego jej koszulkę, po tym jak uważnie rozejrzał się za dodatkowymi punktami obserwacji i powiedział: - Czujesz się lepiej? - Co jeśli Malachi się obudzi? - Nie sądzę, żeby nawet eksplozja jądrowa wybudziła go z popołudniowej drzemki. Wzruszyła ramionami i ściągnęła swoje dżinsy i japonki. Wsunęła się w spódnicę, a potem górę kostiumu i przyjrzała się sobie w lustrze, podczas gdy Eric próbował rozszyfrować jak przypiąć skórzany pasek z mieczem do swojej togi. Rebekah chwyciła za rąbek swojej krótkiej, białej spódniczki, gdy przyjrzała się swojemu strojowi. Gorset i spódniczka były ozdobione złotem i sztucznymi klejnotami. Były słodkie i nieco odsłaniające - ukazywały kilka cali jej brzucha - ale nie było to dokładnie to, co chciała mieć na sobie, gdy zamierzała powiedzieć tak. Oczywiście nigdy nawet nie wyobrażała sobie, że poślubiłaby kogoś takiego jak Eric, kto był dziwaczny i zabawny i entuzjastyczny i spontaniczny. Ktoś, kto uzupełniał ją i sprawiał, że czuła się żywa i cała promieniowała radością. Podejrzewała, że związałaby się z kimś bardziej spokojnym. Innymi słowy, nudnym. Dzięki Bogu, że pojęła swój błąd. - Nie jestem pewna, czy to odpowiedni strój na ślub - powiedziała. - Wyglądasz seksownie, kochanie - w jej uchu szepnął głęboki głos. Zadrżała na ten dźwięk, a jej ciało rozpoznało ton kapitulacji w jego pasji. Para silnych, męskich rąk oplotła jej nagie podbrzusze i zacisnęły się na jej ciele, które zaczęło drżeć z oczekiwania. Ręce tego mężczyzny zawsze rozpalały jej płomienie do piekła szalejącego pożądania. Przyglądała się jak Eric ją dotykał i uśmiechnęła się do pary
jaką tworzyli w odbiciu lustra, jego całego wysokiego i szorstkiego i nią, niską i promienistą i... niechętnie się do tego przyznawała, ale... uroczą. Ugh! Nie mogła niczego poradzić, tylko unieść brew na widok długich, nagich nóg Erica, które wystawały spod jego własnej spódniczki. Cóż, technicznie rzecz biorąc to spod jego togi. - Pamiętam, że czytałem gdzieś iż Kleopatra przepłynęła Nil topless - oddech Erica owiał jej ucho i posłał gęsią skórkę wzdłuż jej kręgosłupa.- Sądzisz, że powinniśmy wiernie trzymać się naszych ról? - Myślę, że to wymyśliłeś - powiedziała. - Nie prawda. Jakiś sławny historyk odkrył, że panna Patra miała w sobie odrobinkę ekshibicjonistki. I nawet zaczęto ją nazywać Lady Godiva Nilu. - Och, naprawdę? Jak ma na nazwisko ten sławny historyk? Pokręcił głową. - Jestem pewien, że nigdy o nim nie słyszałaś. - Pewnie masz rację, bo nigdy nie istniał. Eric odpiął złotą klamrę między jej piersiami i zsunął drobny top z jej ramion. Ubranie opadło na podłogę. Eric jednym palcem prześledził miseczkę jej biustonoszu. - Cóż, i tak nic z tego nie wyjdzie. Wiem, że Kleo nigdy nie nosiła stanika - powiedział. Uniosła brew i napotkała jego spojrzenie w lustrze. - Czy ty czasem próbujesz mnie przekonać, że była pierwszą feministką? - Nie, nic z tych rzeczy - powiedział, uśmiechając się, gdy się przyglądał jak jego palec przesunął się na miękką krągłość jej piersi w obiciu lustra.- Wtedy jeszcze nie wynaleziono biustonoszy. Rebekah parsknęła śmiechem. Eric zaczął grzebać przy jej plecach i odpiął zapięcie jej stanika. Biała koronka wylądowała u jej stóp dywanie o dziwnym zielono czerwonym wzorze. Wystrój sklepu kostiumowego pewnie nie został zmieniony od ostatnich trzydziestu lat, ale atmosfera tego miejsca nie miała znaczenia. Rebekah świetnie się bawiła. Zawsze się świetnie bawiła, gdy była z Ericiem. Przesunął dłońmi po jej żebrach, aby chwycić jej piersi i uszczypnął jej sutki. Jej ciało szarpnęło się a cipka zapulsowała z oczekiwania na jego uwagę. Również uprawiała seks, gdy była z Ericiem.
Eric potarł jej oba sutki swoimi kciukami, aż różowe koniuszki stały się twarde i obolałe pod jego uporczywym dotykiem. Rebekah westchnęła i uniosła ramiona nad swoją głowę, aby wpleść swoje palce w jego gęste, czarne włosy. W dotyku były jak jedwab. Niektórzy ludzie uważali, że jego niezwykła fryzura była dziwna, ale dla niej była zachwycająca. Mogła zrobić wszystko na co miała ochotę, począwszy od wsunięcia palców w średniej długości włosów, poprzez gładzenie tych krótkich i owinięcie wokół dłoni długich pasemek. I to wszystko znajdowało się na jednej głowie. Przeczesując palcami włosy średniej długości na jego karku,pociągnęła głowę Erica w dół, aby użył tych przepysznych ust na jej ciele. Chętny do pomocy, Eric rozsypał pocałunki wzdłuż jej ramienia, gdy przyglądała mu się w lustrze. - Jedynym celem w życiu Marka Antoniusza było pocieranie sutków jego królowej, aby wyglądały twardo i zapraszająco dla wszystkich, kto miał z nią do czynienia - Eric kontynuował swoją wymyśloną lekcję historii. - Doprawdy?- spytała sceptycznie. - Myślisz, że jak udało się jej nagiąć wszystkich potężnych królów do swojej woli? - Może dlatego, że była inteligentna i przebiegła? - Co ty - powiedział Eric, pocierając jej sutki między kciukami a palcami wskazującymi.- Miała fantastyczny tyłek. Pociągnął mocniej jej twarde pączki, aż wsunęły mu się z palców. Rozkosz przeszyła ciało Rebekhi. Jęknęła i zaczęła się przy nim wić. - Może nie masz odpowiedniego koloru włosów, aby być autentyczną Kleopatrą, ale zdecydowanie masz idealne piersi, które powaliłby każdego króla na kolana. Rebekah zachichotała na jego komplement. - Więc co zrobił Marek Anotniusz, kiedy jego stała stymulacja sutków jego królowej sprawiła, że jej cipka była gorąca i obolała? Z pewnością uważała, że to strasznie rozpraszające. Pewnie trudno było jej rządzić imperium, podczas gdy myślała tylko o tym jakby to było być wypełnioną przez twardego i grubego kutasa swojego kochanka. Twardy i gruby kutas jej kochanka podskoczył przy dolnej części jej pleców na jej wyznanie i ugiął kolana, aby wcisnąć go w jej
pupę. - Ta męska sukienka jest całkiem przydatna - powiedział Eric. Zachichotała. - Masz na myśli togę? - Tak, właśnie dlatego powiedziałem: męska sukienka - skubnął zębami jej ucho.- Zdejmij majtki, moja królowo, to wypełnię tą gorąca, obolałą cipkę. Zarumieniła się na jego propozycję. Jeżeli ściągnęłaby swoje majtki, to szybko by się zatracili. - Czy czasem nie musimy pospieszyć się do urzędu?- zapytała. - Mamy przynajmniej godzinę do zmarnowania. - I jesteś pewien, że właściciel sklepu nie obserwuje nas teraz przez monitoring? - Wątpię, aby w ogóle wiedział gdzie znajduje się monitoring. Poza tym zakryliśmy kamerę, pamiętasz? I zamknąłem frontowe drzwi, więc mamy to całe miejsce tylko dla siebie. - Powinnam była się domyślić, że chodziło ci po głowie coś sprośnego, gdy to zrobiłeś. - Zawsze coś planuję i zawsze coś sprośnego. Zerknęła na różową koszulkę, która zakrywała obiektyw kamery w rogu przebieralni, a potem sięgnęła pod swoją spódniczkę, aby zsunąć majtki. Zepchnęła je i zadrżała, gdy chłodne powietrze owiało jej gorące i obolałe ciało między udami. Prawdę mówiąc, to nie miała problemu z tym, gdy sprawy w pośpiechu wymykały się spod kontroli, jeżeli doprowadzały do tego ręce Erica. Kiedy Eric osunął dłonie od jej piersi, to chwyciła je i z powrotem na nie przesunęła. - A teraz, Marku Antoniuszu - powiedziała.- Chyba nie chcesz się wymigiwać od swojego jedynego celu w życiu, prawda? Niech te palce zostaną tam, gdzie ich miejsce. Pociągnął ją za sutki, przyglądając się jej w lustrze. - Może Marek Antoniusz miał dwa główne cele. Jednym było zadowolenie sutków, a drugim zadowalanie cipek. - Mam nadzieję, że miałeś na myśli cipkę. Mam tylko jedną - i nie będzie zadowalać żadnej innej przez resztę ich życia. - I jeśli dobrze pamiętam, to ta jest najlepsza - powiedział.- Ale może powinnaś pozwolić mi pokazać jaki potrafię być zdeterminowany, gdy od tego zależy moje życie.
- Nie twoje życie - powiedziała z uśmiechem.- Tylko twojego fiuta. - Podejrzewam, że też moich ust i języka i palców. - I oczu. Jej mężczyzna był bardzo wizualny. Ostatnio coraz częściej jej dotykał, ku jej uciesze, ale wciąż lubił patrzeć a ona zaś wciąż lubiła pokazywać. Rebekah oparła swoją stopę o ścianę na której znajdowało się lustro i podniosła spódniczkę tak, żeby jej niegrzeczny narzeczony mógł zobaczyć w odbiciu lustra to co zwykle kryło się między jej nogami. Rozsunęła wargi dwoma palcami i użyła jednego między nimi, aby pomasować swoją pulsującą łechtaczkę. - Co o tym sądzisz? Jest warte twojego wiecznego oddania? - Nie kocham cię tylko za twoją fantastyczną cipkę - powiedział.- Wiesz o tym, prawda? - Wiem. Przesunęła palcem po szparce i wsunęła go w śliską dziurkę. Eric jęknął i potarł swoim podnieceniem o jej tyłeczek. - Ale nadzwyczajnie mnie do niej ciągnie. Dojdź dla mnie, Rebekah - szepnął. - Tutaj? - Proszę. Chcę popatrzeć. - Przyłapią nas - szepnęła. Mimo tego, że Malachi zdawał się mieć problemy ze słuchem i najwidoczniej miał głęboki sen, to Rebekah potrafiła być raczej głośna, kiedy była bardziej śmiała niż zwykle. I masturbowanie się w przebieralni, aby jej mężczyzna mógł popatrzeć było dość śmiałe. Nawet dla niej. - Nie martw się - powiedział.- Drzwi wejściowe są zamknięte. Nie ma tu nikogo oprócz nas. - Wciąż nie mam pojęcia jak namówiłeś mnie, abym tu przyszła - powiedziała. - Namówiłem cię, żebyś przyszła? Tutaj?- uśmiechnął się.- Nigdy mnie nie rozczarowujesz, kochanie. Trzepnęła go w udo. - Jeżeli spędzimy naszą noc poślubną w więzieniu, to będzie to tylko twoja wina. Zaśmiał się. - Zawsze możesz odmówić.
- Tobie?- uśmiechnęła się do niego w lustrze.- Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że owinąłeś mnie wokół małego palca, prawda? Przygryzł wargę. - Wolałbym cię owinąć wokół czegoś innego. Zaśmiała się. - Wokół tego też już mnie sobie owinąłeś. Wolną ręką sięgnęła za siebie, podciągnęła rąbek jego togi i uwolniła jego kutasa z jego bokserek. Chwyciła pewnie jego długość. - Na kolana, mój przystojny generale. Nie chcę dojść tylko dla ciebie. Chcę dojść na tobie. Pozwoliłaby mu postać, gdyby nie był tak cholernie wysoki, ale miał jakąś dodatkową stopę nad jej pięcioma i trzema calami i nie chciała, aby jego kutas wbijał się w jej plecy czy chociażby tyłek. Chciała go między swoimi nogami. Tam, gdzie było jego miejsce. Puściła jego twardą, pokrytą żyłkami długość, aby mógł opaść na podłogę za nią. Przykucnęła nad nim i oparła się plecami o jego tors. - Nie pozwól mi upaść - powiedziała. Chwycił ją za uda i użył swojego torsu jako dźwigni, aby uniósł jej krocze nad swoim kutasem. Umieściła go tak, że jego długość znajdowała się wtulona w jej szparkę, a jego duża główka na jej łechtaczce. Jego fiut wyglądał jeszcze bardziej erotycznie, gdy był tam wtulony, niż to sobie wyobrażała. Pomasowała swoją cipkę palcami, jednocześnie drażniąc wrażliwą główkę jego kutasa. W lustrze, wzrok Erica był wbity w to co działo się między jej nogami, ale ona przyglądała się jego szczupłej twarzy. Uwielbiała te spojrzenie, gdy tak mrużył powieki, gdy był podniecony. I jeżeli można by sugerować się jego miną, to podobało mu się w jaki sposób jego fiut znajdował się między jej fałdkami. Jej podniecenie zwiększyło się, ale nie mogła powstrzymać swych bioder od kołysania przy jej dłoni. Niewielkie poruszanie się jej cipki i tarcie o jego długość najwidoczniej doprowadziło Erica do szaleństwa, bo zaczął kołysać się wraz z nią, przesuwając po niej swoją długością, a główką penisa uderzając o koniuszki jej palców przy każdym ruchu do przodu. Przesunęła dłoń na spód jego fiuta i przycisnęła go do swojej wrażliwej cipki, kołysząc się mocniej, aby użyć jego długości dla własnej przyjemności. Czubek jego penisa
pojawiał się za każdym razem, gdy kołysała się do tyłu i znikał z widoku, gdy przesuwała się do przodu. - Och - jęknęła.- To przyjemne - o wiele bardziej niż sam dotyk jej palców. Gruba krawędź jego długość pocierała się o nią od przodu do tyłu, przez co zapragnęła głębszej penetracji. - Nie zniosę tego - powiedział Eric, zasysając powietrze do płuc.- Muszę. Być. W. Środku. Przesunął ją do przodu i straciła równowagę. Oparła dłonie na lustrze i zassała przez zęby podekscytowany oddech, gdy Eric sięgnął między nich i wsunął się w nią. Przesunął się do przodu na kolanach, aby znaleźć lepszą pozycję i uniósł się, zanurzając się w niej głęboko. Gd spojrzała w dół, to wszystko mogła dostrzec w lustrze. Jego gruby, śliski wał zniknął w jej opuchniętej cipce, gdy wbił się w nią, a potem pojawił, gdy się wycofał. Obserwowanie go jak ją brał było niemal tak seksowne jak słyszenie tego, ale nie tak fantastyczne jak to uczucie, gdy jej ciało rozciągało się dla niego i gdy czuła szalone tarcie, gdy ocierał się w niej głęboko. - Widzisz?- zapytała, nie będąc w stanie oderwać wzroku od ich połączonych ciał. Od tego, jak jej cipka połykała jego sztywną długość. Od jego błyszczącego ciała od jej soków, gdy znowu ją brał. Widziała również swoje wytatuowane imię na jego podbrzuszu, i widząc ten swój znak na jego skórze, gdy ją pieprzył, nadawał sytuacji jeszcze seksowniejszy posmak. Eric przechylił głowę lekko na bok i jego gorący oddech owiał jej ramię w podekscytowanym westchnieniu. - Teraz tak - powiedział.- Cholera, dziecinko. Nie ma nic piękniejszego na tym świecie, niż twoja cipka nadziana na mojego kutasa. Najwidoczniej możliwość przypatrywania się, jak poruszał się w niej, zainspirowała ją do wszelakich ruchów w jego szczupłych biodrach. Jej ciało dostosowało się do jego, jej wargi i fałdki rozciągnęły się, gdy ją wypełnił i wysunął się i znowu wypełnił pod innym kątem. Zaczęły drżeć jej nogi od utrzymywania tej przykucniętej pozycji przez tak długi czas, ale cholera, podniecało ją, gdy tak przyglądała się, gdy jak szalony zadowalał jej cipkę. Jej podniecenie narastało. Coraz bardziej. Wyżej. Wyżej. - O Boże, Eric - jęknęła, kołysząc się, aby napotkać każde jego pchniecie. Chcąc więcej.- Och, proszę. Rżnij mnie mocniej.
Jego ruchy stały się bardziej intensywne, sprawiając, że jej piersi podskakiwały przy każdym przenikliwym pchnięciu. - Piękna - szepnął.- Jesteś cholernie piękna. Nie zdawała sobie sprawy, że miauczała z rozkoszy, aż Eric szepnął: - Potrzebujesz pomocy? Skinęła głową i puścił jej udo, aby potrzeć jej łechtaczkę. Krzyknęła raz, nie będąc w stanie się powstrzymać i doszła tak mocno, że jej soki trysnęły na jego długość i spłynęły na jego jaja. Jej cipka zacisnęła się rytmicznie wokół niego, wciągając go, otulając i wysyłając na krawędź, aby dołączył do niej w rozkoszy. Eric jęknął. Jego kutas zadrżał w niej głęboko i odpuścił. Dostrzegła, jak jego długość zadrżała w lustrze i poczuła jak poruszył się w niej. O Boże. Zmusiła się, aby uklęknąć na drżących nogach. Eric wysunął się z niej - co za szkoda- ale nie mogła już dłużej wytrzymać tej pozycji w kuckach. - Kocham cię - mruknął przy jej karku, przypominając sobie o jedynym celu w życiu Marka Antoniusza i przesuwając dłonie na jej piersi, aby zacząć pieścić jej delikatne sutki. - Ja ciebie też kocham. - Nie powinnaś mnie okłamywać w dzień naszego ślubu - powiedział, skubiąc jej ucho i powodując, że na jej karku wyskoczyła gęsia skórka. - Nie okłamałam cię - powiedziała, krzywiąc się.- Naprawdę cię kocham! - Nie o to mi chodzi. Powiedziałaś, że oczarujesz mojego węża dopiero po ślubie. I kochanie, mój wąż był całkowicie oczarowany. Zaśmiała się. - Tak mi przykro - powiedziała głosem tak szczerym, jak tylko mogła.- Obiecuje, że już nigdy cię nie okłamię. - Przeprosiny przyjęte - puścił jej oczko i ścisnął ją.- Powiedz, że kłamałaś też co do całowania mnie? Proszę. - Chyba nie oczekujesz, że złamię kolejną obietnice, prawda?- droczyła się.- Chcę, abyś był w stanie wierzyć mi na słowo. - Wierzę ci na słowo. Powiedziałaś, że po ślubie będzie zauroczenie węża i całowanie i wiem, że dotrzymasz obietnicy.
- Im szybciej się pobierzemy, tym prędzej dotrzymam danego słowa. - Chodźmy! Czy to chcesz założyć na nasz ślub?- zapytał, przesuwając dłoń w górę jej uda, pod spódniczkę, która głównie znajdowała się na jej talii.- To naprawdę seksowny strój. Zwłaszcza po tym jak zobaczyłem twoją twarz podczas orgazmu, gdy miałaś ją na sobie. - Eric! - Chociaż musisz mieć też na sobie górę, bo nie chcę aby ktoś oprócz mnie zobaczył te wspaniałe cycki. Królowie byliby przeklęci. Przyjrzała się kostiumowi w lustrze i zdecydowała, że nie spodobał się jej aż tak bardzo. - Skoro już przeleciał mnie Marek Antoniusz, to sądzę, że potrzebuję czegoś nieco innego w czym mogłabym wziąć ślub. Może coś mniej odsłaniającego. Zaśmiał się i pocałował ją w tył uda. - Masz jakiś pomysł? - Nie jestem pewna. Chodźmy poszukać. - Król Artur i Ginewra? Mógłby wsunąć swój Excalibur w twój kamień. I go wyciągnąć. A potem znowu wsunąć. I powtarzać tak w kółko, aż pojawi się magia. Rebekah stłumiła chichot. - Nie wiem, gdzie jest mój kamień, Królu Arturze. Gdzie dokładnie się znajduje? - Myślę, że między twoimi piersiami - chwycił je w obie dłonie i ścisnął razem. - Cholera - powiedziała.- Miałam nadzieję, że mój kamień będzie nieco niżej. Puściła mu oczko w lustrze i wstała na nogi, wysuwając się z jego uścisku gdy wstała. Rebekah znalazła w swojej torebce suche i wilgotne chusteczki - była to konieczność, gdy chodziło się z Ericiem Sticksem - i użyła ich, aby się umyć, zanim przebrali się i odwiesili swoje kostiumy w których się pieprzyli, jakby nic się nie stało. Nie żeby ktoś oprócz ich dwójki zauważył. Malachi wciąż głęboko spał. Rebekah spojrzała na kostium Narzeczonej Frankenstaina i astronauty. Przyjrzała się też sukni w stylu Piękności z południa, na
której widok Scarlett O'Hara pozieleniałaby z zazdrości, ale z jakiegoś powodu wciąż wracała do białej sukni, którą zauważyła na początku. Pewnie została przeznaczona dla ducha o złamanym sercu, ale technicznie rzecz biorąc była to suknia ślubna. Rebekah ściągnęła ją z wieszaka i przycisnęła do swojego ciała. - Znalazłaś coś?- zapytał Eric, grzebiąc wśród gangsterskich przebrań. - Kostium panny młodej - powiedziała Rebekah, pokazując mu masę koronek i falbanek, do których ciągle ją ciągnęło. - Myślę, że pasuje - powiedział.- Ale nie jest zbyt kreatywne. Z powrotem odwiesiła suknię i spróbowała znaleźć coś bardziej kreatywnego. Jeżeli myślał, że zamierzała wziąć ślub w jednym ze swoich zwyczajnych, sprośnych kostiumów, gdzie jej piersi i tyłek były ledwo zakryte, to musiał się głęboko zastanowić. I choć raz Rebekah nie chciała zaprzeczać swojej wewnętrznej kobiecie. Rebekah przeglądała wieszaki, gdy przyglądała się sukniom z klapami tymi z okresu regencji, kostiumami baletowymi i mundurami polowymi. Znieruchomiała, kiedy duża dłoń znalazła się na dolnej części jej pleców. Tatuaż, który sobie zrobiła, wciąż był nieco wrażliwy na dotyk. Eric wepchnął w jej ramiona białą suknię ślubną. - Myślę, że powinnaś ją założyć. - Ale nie jest zbyt kreatywna - przypomniała mu. - Nie mam nic przeciwko. Tylko wtedy, jeśli obiecujesz, że założysz ją dzisiaj do łóżka - powiedział.- Na samą myśl o tobie w sukni ślubnej robię się tak twardy, że rajtki Robin Hooda czy Romea byłby o kilka cali za krótkie, jeżeli rozumiesz co mam na myśli. Zaśmiała się i przytuliła go czule. Ten mężczyzna miał dar sprawiania, że czuła się dobrze sama ze sobą i mógł mu stawać częściej w ciągu dnia, niż trzem przeciętnym mężczyznom. - Więc może to ty powinieneś założyć suknię ślubną, aby ukryć swojego wiecznie stojącego twardziela - powiedziała.- A ja powinnam założyć rajstopy, bo jestem super niska. Zmarszczył razem brwi. - Podnieciłoby cię to, jeśli zgodziłbym się na suknię? - Uch, nie. W ogóle. - W takim razie zapomnij o tym. Roześmiała się na myśl o nim ubranym w suknię ślubną. Jeżeli skłamałaby i powiedziała mu, że ta staromodna sukna ją podniecała,
to nie miała wątpliwości, że jej chętny pan młody wypowiedział swoje słowa przysięgi w plisowej białej sukni ślubnej. Jednakże nie zamierzała mu tego zrobić. Nawet jeśli byłoby to zabawne. - W takim razie ja założę suknię ślubną a ty to - powiedziała, idąc szybko do pobliskiego wieszaka i zszarpując z niego garnitur - w wersjo 007, bardzo gładkiego i lśniącego - który pasował, jakby nawet mógł na niego pasować. - Kochanie, może poczekamy? Może jednak chcesz wziąć ślub w katedrze i w sukni i z dwunastoma druhnami i tortem i... Pocałowała go, aby go uciszyć. Wiedziała, że chciał dać jej świat i że już to zrobił. To on był jej światem i tak długo jak zamierzał trwać u jej boku, to miała wszystko czego tylko by zapragnęła. - Nie chcę druhen ani tortu czy nawet katedry - powiedziała.- Chcę przysiąg i pocałunku i katedry - powiedziała.- Chcę przysiąg i pocałunku i choć się nawet tego nie spodziewałam, to najwidoczniej chcę tę głupią sukienkę. - Osobiście ja najbardziej nie mogę się doczekać pocałunku - powiedział.- Myślę, że muszę poćwiczyć z jakieś kilkadziesiąt razy, aby polepszyć swoją pracę nad językiem. Co o tym sądzisz? Trzepnęła go w ramię. - Żadnego całowania dopóki nie powiem tak, bo inaczej znowu będziemy się pieprzyć w przymierzalni i przegapimy własny ślub. - Dobra - powiedział ze zrezygnowanym westchnieniem.- Po prostu pofantazjuje o całowaniu ciebie podczas gdy ty przymierzysz tą suknię. A potem pojedziemy do sądu. Uniosła suknię i przyjrzała się jej uważnie. Była strasznie przestarzała, z ogromnym koronkowym kołnierzykiem, który zżółk na przestrzeni lat i był poplamiony czymś, co wyglądało na sztuczną krew - zapewne po jakiejś narzeczonej Draculi z Halloween sprzed lat. - To niezbyt ładna suknia ślubna - powiedziała. - Jeżeli chcesz, to możemy pojechać do prawdziwego salonu z sukniami ślubnymi i kupić ci lepszą suknię - powiedział Eric. - Zwariowałeś? To nieco tandetne. - Nie ma nic tandetnego w twoich piersiach, kochanie - wsunął palec za rąbek jej koszulki i pociągnął w dół, aby przyjrzeć się jej dekoltowi. Strąciła jego dłoń ze swojej piersi.
- I tak nie sądzę, abyśmy mieli czas zrobić zakupy gdzieś indziej - powiedziała. - Mamy nieco czasu - powiedział.- Chcę, abyś stała się legalnie moja tak szybko jak to możliwe, ale twoje szczęście jest dla mnie priorytetem numer jeden. A w tym momencie twój dekolt zbliża się do drugiego miejsca. Wykonał taki gest, aby chwycić jej pierś, ale trzepnęła go w nadgarstek. - Będę szczęśliwa, jeśli wyjdę za ciebie ubrana tak jak teraz - powiedziała, przesuwając dłonią przód swojej różowej koszulki i spranych dżinsów. Nawet poruszyła palcami u stóp, które były wyraźnie widoczne w jej tanich japonkach.- Przyjechanie tutaj i wybranie kostiumów było twoim pomysłem, pamiętasz? - Jesteś pewna?- powiedział.- Przecież nie był to żaden kiepski pomysł na który bym wpadł. Nie powiedziała niczego, tylko unosząc brwi i rzucając mu wyzwanie. - Możemy jeszcze wziąć ślub nago - powiedział.- Jest i taka opcja. Uśmiechając się, pokręciła głową na niego z niezadowoleniem. - To dopiero kiepski pomysł. Zwłaszcza że moja mama zaczęła cię lubić. Nie sądzę, aby chciała zapoznać się z twoimi jądrami jeszcze bardziej osobiście. Twarz Erica wyraźnie zbladła. - Masz rację. Nie chcę wypowiedzieć słów swojej przysięgi, podczas gdy miałbym wzwód przed twoją matką. Rebekah zachichotała. - A to niby dlaczego miałby ci stanąć? - Bo zawsze mi staje, gdy jesteś naga. Wsunęła dłoń w jego i przycisnęła głowę do jego ramienia, kochając go nieco mocniej z każdą jego wulgarną deklaracją. - I w połowie czasu, kiedy jesteś w pełni ubrana - dodał.- A jeżeli miałabyś na sobie jedno ze swoich seksownych przebrań... - wydał z siebie koci dźwięk na samym dole gardła.- ... to całkowicie bym przepadł. Ale już o tym wiesz. Wiedziała o tym i wykorzystywała tą wiedzę na swoją korzyść. Początkowo była oszołomiona, że chciał się przebrać na ich ślub. Było to coś, co zdecydowanie lubili robić w sypialni, ale w ich ślubie nie
powinno chodzić tylko o seks. Z drugiej strony noce poślubne były przeznaczone na zupełnie inny rodzaj miłości. Nadeszła już pora na ich noc poślubną? Zerknęła na zegar na ścianie i zauważyła, że byli w sklepie z kostiumami ponad godzinie. Jakim cudem zmarnowali aż tyle czasu? W takim tempie nigdy nie wynieśliby się z tego miejsca i przegapiliby okazję na wzięcie ślubu tego dnia. Zaczęła nawet myśleć, że specjalnie ją zwodził. Może potajemnie chciał, aby sąd był już zamknięty, gdyby wreszcie do niego dojechali. Jeżeli naprawdę się bał i chciał opóźnić ślub, to wolała aby jej o tym powiedział, zamiast wygłupiał się przez całe popołudnie w tym starym, zakurzonym sklepie. Głośne dudnienie silnika na zewnątrz spowodowało, że Eric wyjrzał przez okno, napinając ramiona z niecierpliwości. Kiedy pojazd minął sklep, to jego ramiona znowu opadły. Teraz już wiedziała, że coś planował. - Przymierzysz ją?- zapytał, kiedy przyłapał ją na próbie rozszyfrowania jego planu. Pewnie nie powinna. Założenie tej brzydkiej sukni ślubnej tak jakby zniszczyłaby cały cel ich spontaniczności. - Może powinnam wybrać coś innego. Tamta wiktoriańska suknia jest naprawdę ładna - powiedziała, wpatrując się przez salę na niebieską suknię na manekinie w oknie.- Ale zdecydowanie to nie mój rozmiar. Nienawidzę bycia niską. - Jesteś piękna taka jaka jesteś. Szczerze w to wątpiła. Miała za sobą wyczerpujący poranek u onkologa. Była mentalnie wysuszona i była przekonana, że było to widać na zewnątrz. Na samą myśl, że jej rak macicy mógł mieć przerzuty, gdy znaleźli podejrzane miejsce w jej badaniach i wepchnęli jej głowę pod opresyjny głaz, który niemal skruszył ją jak imadło. Była już tam, za dobrze znała to miejsce. Rak już zniszczył jej szansę na posiadanie dzieci; nie mogła uwierzyć w to, że będzie to tak okrutne, by spieprzyć jej szanse na szczęście jako żona Erica. Nawet gdy była bliska śmierci podczas chemioterapii kilka lat temu, to nigdy nie czuła się tak całkowicie pokonana jak tego ranka. A potem kilka godzin później przekazano jej pozytywne wyniki zdrowia i jej nastrój znacznie się podniósł - znowu pozwoliła sobie mieć nadzieję na przyszłość. Na przyszłość dla samej siebie. Na przyszłość z Ericiem. Nalegania Erica, że powinni się od razu pobrać
sprawiły, że niemal pęczniała od szczęścia. Jak do tej pory jej emocjonalny roller coeaster był na górze, dole, dole, znowu na dole, górze, górze i w górze. Zadrżała jej dolna warga, gdy pomyślała o tym ile miała do stracenia, jeśli jej nowotwór by wrócił, a przecież tylko chciała czasu wspólnie spędzonego i wypełnionego radością i miłością, a nie smutkiem i bólem. - Hej, co się stało?- zapytał Eric. Siłą cofnęła swoje emocje, walcząc aby nie było ich widać po jej minie. Nie musiał wiedzieć jak wciąż była zdenerwowana. Powinna potrafić dać odejść strachowi - a nie pozwolić, aby wciąż ją pożerał - ale było to łatwiejsze do wyobrażenia niż zrealizowania. Jedną ręką przetarła twarz. - Jestem tylko nieco zmęczona; to naprawdę długi dzień. I przydałoby mi się nieco odpoczynku. Kiedy mamy być w sądzie? - Powiedziano mi, że nie powinniśmy być później niż na piątą. Według zegara ściennego była niemal czwarta. - Więc lepiej szybciej zdecydujmy się co do tych kostiumów. Zaraz nie będziemy mieć czasu. - Jestem pewien, że zaczekają na nas, jeśli nieco się spóźnimy. Rebekah zachichotała. - Urząd? Szczerze w to wątpię. Znowu zerknął na zegar. - Bez pośpiechu - powiedział. - Nie mówisz mi o czymś - powiedziała.- Chcesz zyskać na czasie, prawda? - Co? Nie, oczywiście, że nie - wepchnął w jej ramiona suknię ślubną i obrócił ją w stronę garderoby. Nigdy wcześniej nie okłamał jej wobec czegoś ważnego. Miała nadzieję, że nie zaczął robić tego teraz. Zerknęła przez ramię i przyłapała go, jak sprawdził swój telefon. Zagryzła wargę, nieco za bardzo wkurzona, że podczas dnia ich ślubu skupiał się na czymś innym. Gdy spojrzał w górę, to wsunął telefon do kieszeni i znowu popchnął ją na tyły sklepu. - Idź ją przymierz. Potem zdecydujemy. - Tylko jeśli przymierzysz strój Jamesa Bonda. Ściągnął z wieszaka strój szpiega.