Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Patience
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1
Jeszcze zaspany, Sed przewrócił się na łóżku i sięgnął po Jessicę.
Kiedy znalazł pustą poduszkę, to przez chwilę spanikował. Uniósł głowę,
aby zobaczyć, że w łazience paliło się światło, a potem spojrzał na zegar.
Chociaż nawet było po ósmej, to w pokoju było ciemniej niż w typowy
kalifornijski poranek. Pewnie miało to coś wspólnego z chmurami
burzowymi, które widział przez szklane drzwi od balkonu. A nieobecny
stan jego serca i duszy pewnie był związany z jego dniem ślubu.
I jej.
Jessica chciała zatrzymać się na noc przed ślubem w hotelu, aby
się nie widzieli, ale trzy orgazmy wyczerpały ją tak bardzo, że została w
jego łóżku. Przynajmniej na noc. Musiała wcześnie wstać i wyjść z domu.
Niemal sobie wyobraził, jak zasłoniła sobie oczy, gdy wyślizgnęła się z
łóżka, aby nie patrzeć na niego nawet gdy spał. Zanotował w pamięci,
aby później się z nią o to podroczyć. Zgodził się na tradycyjny ślub tylko
dlatego, że jego rodzina tego oczekiwała i że Jessica tego chciała. Nie
obchodziło go, jakby miało się to stać, jeśli mógł uznać tą kobietę za
swoją przed oczami Boga, jego przyjaciół i rodziny oraz w stanie
Kalifornia. Właśnie dlatego już nigdy nie mogłaby go zostawić.
Sed wytoczył się nagi z łóżka, zanim podszedł do szklanych drzwi,
krzywiąc się na ciemne chmury nad głową. Jessica załamałaby się, jeśli
dzisiaj by padało. Chciał, aby była szczęśliwa każdego dnia, zwłaszcza
dzisiejszego. Zastanawiał się, czy menadżer zespołu mógłby jakoś
wpłynąć na pogodę. Jerry odwalał świetną robotę, aby zespół się nie
rozleciał, nawet jeśli w ciągu kilku ostatnich lat przeszli przez całe
mnóstwo tragicznych wydarzeń. Więc z całą pewnością ten koleś mógłby
przegonić chmury burzowe, które zaczęły przysłaniać jego dzień.
Zadzwonił telefon Seda i rozpoznał gitarowe solo swojego drużby,
Briana Sinclaira.
- Wstałeś?- Brian zapytał w powitaniu.
Sed spojrzał na swój poranny wzwód, który byłby teraz twardy jak
żelazo, jeśli tylko Jessica i on działaliby według swojej porannej rutyny,
ale już dochodził do siebie z powodu jej nieobecności.
- Nie bardzo – powiedział.
- Jessica i Myrna wyjechały vanem pełnym chichoczących kobiet.
Musimy zebrać chłopaków i odebrać smokingi.
Sed nie miał pojęcia jakim cudem Jessica namówiła go na
założenie jednego. Przynajmniej nie nalegała, aby założył jedną z tych
śmiesznych much. O tym nie było mowy.
- Przyjadę, jak tylko wezmę prysznic.
- Denerwujesz się?- zapytał Brian.
- Nie – powiedział, acz gdy tylko to słowo uciekło z jego ust, to
żołądek ścisnął mu się w proteście.- Nie bardzo – przyznał.
- Jessica dzisiaj strasznie wyglądała. Nie żebym ją winił. Spójrzcie,
za kogo wychodzi.
Sed uniósł kącik ust w rozbawieniu.
- Cudownie, Brian. Właśnie to chciałem usłyszeć w ten poranek.
- Pamiętaj, że to ja jestem tym miłym. Przekonasz się, gdy zacznie
Eric.
- Nie mogę się doczekać – Sed powiedział ze śmiechem. Nic by go
nie powstrzymało przed tym, aby dzisiejszego dnia ożenił się z Jessicą.
Nawet Eric Sticks.
Niemal się roześmiał, gdy zauważył, że Jessica zostawiła mu w
łazience dobraną parę skarpet i bokserek. Naprawdę ją zaniepokoił, gdy
poprzedniej nocy nabijał się, że założy białe, długie skarpety do swojego
czarnego smokingu i wyjściowych butów. Lubił ją nakręcać. Ale zamierzał
się dzisiaj zachowywać. I tak już była zestresowana. Jednak dzisiejszej
nocy będzie zupełnie inaczej. I tylko ją będzie dręczył.
Niczym dobry przyszły mąż, założył cienkie, czarne skarpetki,
spodenki od koszykówki, koszulkę i adidasy. Miał tylko nadzieję, że
paparazzi nie czekali u bram. Czuł się tak beznadziejnie w wyjściowych
skarpetach, tak jak wyglądał.
Gdy dojechał do domu Briana, to samochody już były zaparkowane
wzdłuż podjazdu. Rozpoznał czarnego Mustanga Aggie i Toyotę swojej
siostry, Corvette Erica i duży van, którym Rebekah przywiozła swojego
brata w wózku inwalidzkim. Był tam również samochód Jessici.
Naprawdę żałował, że nie zobaczył jej tego ranka. Jego dzień nigdy nie
zaczynał się dobrze, gdy nie było jej przy nim.
Sed wcisnął dzwonek i został przywitany przez Briana. Zdziwiło go,
że nie trzymał w ramionach swojego syna. Ten dzieciak zawsze był
przylepiony do ramienia Briana z wyjątkami gdy ten grał na scenie.
Okazjonalnie pozwalał Sedowi go potrzymać. I nic nie wypełniało Seda
większym zdumieniem, niż myśl, że za siedem miesięcy będzie trzymał
przy piersi swoje własne dziecko.
- Gdzie Malcolm?- zapytał Sed.
- Ze swoją matką – odpowiedział Brian.- Wchodź. Jadłeś śniadanie?
Myrna powiedziała, że powinieneś coś zjeść. Nie chce, abyś zemdlał przy
ołtarzu.
Sed roześmiał się.
- Dlaczego do cholery miałbym zemdleć?
- Dzieje się tak częściej, niż myślisz? Pamiętasz, gdy Trey zemdlał
przy narodzinach Malcolma?
- Zamknij się, dupku – powiedział Trey, gdy wszedł do pokoju jak
na wezwanie.
- Niestety nie było mi dane tego zobaczyć – powiedział Sed.
- Zaproś go na poród Jessici – powiedział Brian.- I sam się
przekonaj, jakie to zabawne.
- Nie sądzę, aby Jessica chciała skorzystać z towarzystwa Treya.
- No nie wiem – powiedział Trey.- Przecież wcale nie zauważyłem,
jak pieprzyliście się w łóżku tuż obok mnie.
- Myśleliśmy, że spałeś – powiedział Sed.
- Stary – powiedział Eric, wchodząc do holu, aby dołączyć do
reszty.- Skąd wytrzasnąłeś te skarpety?
- Jessica powiedziała, że powinienem założyć je do smokingu – Sed
spojrzał na swoje skarpety i skrzywił się.
- Mogłeś je ze sobą zabrać i przebrać się później, a nie nosić je
teraz – powiedział Eric.
Walnął Erica w ramię.
- Wolę się upewnić, że będą śmierdziały przed uroczystością.
Skrzypnięcie inwalidzkiego wózka Dave’a uświadomiło ich, że hol
stał się jeszcze bardziej zatłoczony.
- Dlaczego tu wszyscy się zebrali?- powiedział Dave.- Striptizerki
czują się zamotane.
- Striptizerki?- zespół Seda i ich załoga, która jeździła z nimi w
trasy, kilka dni temu rzuciła go w zwariowany wieczór kawalerki. Tego
ranka nie potrzebował powtórki.
Brian zaśmiał się i pokręcił głową.
- Myrna zamówiła robotników do jadalni. Przez cały ranek zdzierali
tapety ze ścian.
- Niezły dowcip, Dave!- Eric roześmiał się głośno.
- Myślę, że spędzam z tobą zbyt wiele czasu – powiedział Dave.-
Twoje beznadziejne poczucie humoru przechodzi na mnie.
- Nawet pięć minut to zbyt wiele, gdy chodzi o Erica – zażartował
Sed.
- Właśnie tak powiedziała – Dave dodał ze śmiechem.
Eric nie krępował się, aby nie trzepnąć swojego szwagra w czoło.
- Gdzie Jace?- zapytał Sed, zauważając nieobecność ostatniego
członka zespołu.
- Śpi na kanapie Briana – powiedział Trey.- Wiesz, że nie będzie
funkcjonować aż do południa.
- Myślę, że Aggie poszalała z nim nieco za bardzo wczorajszej nocy
w ich lochach – powiedział Eric.- Musi być dla nich ciężko podczas trasy.
- Słyszałem – Jace zawołał z salonu, który znajdował się po prawej
od holu.
- I co z tym zrobisz, Trójnogu?- zapytał Eric.
- Podaruję ci w prezencie jednogodzinną sesję z Aggie, gdy będzie
miała okres.
- Eww, dlaczego wtedy, gdy będzie miała okres?- zapytał Eric,
marszcząc noc w niesmaku.
- Bo jest wtedy bardziej złośliwa, niż wtedy gdy normalnie ma
podły nastrój.
Sed wciąż nie zabrał Jessici na sesję z Aggie. Nie bał się czy coś.
Ale gdy teraz Jess była w ciąży, to nie sądził, aby użycie na niego kija
byłoby dobre dla dziecka. Taa, dobry powód. Zaszkodziłoby to dziecku.
Brian pokazał Sedowi kawałek papieru.
- Jessica powiedziała, że masz dostosować się do tej listy i nie
pomijać ani jednego punktu.
Sed przejrzał wzrokiem kartkę, krzywiąc się na rzeczy takie jak
przytnij paznokcie i umyj zęby. Że co? Miał niby pięć lat? Spojrzał na swoje
paznokcie i zdecydował, że faktycznie trzeba byłoby je przyciąć, no ale…
Sam mógł sobie z tym poradzić. Prawdę mówiąc, to sam zaplanował ich
weselną kolację. Gdy zorientował się, że przez zajęty poranek i
popołudnie mają wolny wieczór, to postanowił zorganizować coś
wyjątkowego, aby mógł uczcić swoją świeżo poślubioną żonę ze stylem.
Uprawianie seksu w nowej, niezwykłej lokalizacji było tylko częścią
motywacji jego diabelskiego planu. Bez wątpienia zamierzał dzisiejszej
nocy wstrząsnąć jej światem. Ale wiedział jak ważne było dla niej, aby
ten dzień przeszedł bez żadnej usterki, więc zamierzał się dostosować.
Eric podał mu różowe pudełko, które wyglądało jakby jakaś
trzylatka trzymała tam swój diadem.
- Co to?- zapytał Sed.
- Właśnie tu będzie przechowywać swoje jaja, gdy tylko się ożenisz
– powiedział Eric.- Jess pewnie już nie będzie chciała ich trzymać.
Eric zrobił unik w chwili w której Sed chciał mu przywalić.
- Boli tylko przez chwilę – dodał Brian.- A potem zaczniesz się
zastanawiać, dlaczego tak się upierałeś, aby w ogóle się ich trzymać.
Te żarty były niczym w porównaniu z masywną kulą z łańcuchem,
którą przywiązali mu do nogi podczas wieczoru kawalerskiego. Nie
ściągnęli jej aż do kolejnego dnia. Na szczęście Jess uznała to za
zabawne, gdy wrócił w nocy do łóżka i musiał spać w swoich dżinsach z i
nogą zwisająca z łóżka. To właśnie Jace wreszcie ruszył mu na ratunek.
Pewnie dlatego, że to obciążenie zostało stworzone w lochach Aggie.
- Potrzeba mi ich na produkcję dzieci – powiedział Sed i oddał
pudełko Ericowi.- I aby utrzymać swoją kobietę w ryzach.
Nawet pracownicy w salonie roześmiali się na to stwierdzenie.
Rozdział 2
Jessica spojrzała w niebo i skrzywiła się na nadciągające ciemne
chmury. Zdecydowała, że nie był to dobry omen. Zwłaszcza, że jej ślub
miał się zacząć za dwie godziny i miał mieć miejsce na plaży.
- Nie może padać – powiedziała do Myrny, która wiozła ją ze
spotkania na spotkanie.- Po prostu nie może.
Myrna wyciągnęła szyję, aby móc lepiej spojrzeć na niebo przez
szybę swojego minivanu, przez co Jessica wciąż nie mogła uwierzyć, że
ten pojazd do niej należał i tym bardziej, że potrafiła nim jeździć. Ale
miękkie krzesełko na tylnym siedzeniu – gdzie znajdował się
czteromiesięczny Malcom – był jedynym powodem dla którego Myrna
zainwestowała w ten samochód. Jessica podejrzewała, że każda matka
zrezygnowałaby z jeżdżenia Thunderbirdem ’57, aby zapewnić swojemu
dziecku bezpieczeństwo. I van przydał się, aby wozić druhny Jessici z
jednego miejsca na drugie. Znalazło się w nim też miejsce dla jednego
mężczyzny.
- Nie może to silne słowo – powiedziała Myrna.
- Planowaliśmy to od miesięcy.
- A jaki macie plan zastępczy, jeśli będzie padać?- zapytała Aggie,
która siedziała tuż za Jessicą.
- Nie ma żadnego zastępczego planu.
- Nie będzie padać – Reagan zawołała z ostatniego miejsca vana,
gdzie siedziała z żoną Erica, Rebekhą i najmłodszą siostrą Seda, Elise.-
Nie pozwolę na to.
Jessica miała tylko nadzieję, że pewność siebie Reagan przyniesie
odpowiednie skutki. Chciała, aby było już po ślubie. Jego planowanie
doprowadzało ją do szału. Chciała, aby wydarzenie było niezwykłe i
warte zapamiętania, chciała także, aby każdy dobrze się bawił, ale
przede wszystkim chciała zostać żoną Seda. Boże, nie mogła się
doczekać, aby zobaczyć go w jego smokingu. Miał na sobie jeden
podczas rozdawania nagród Grammy dwa lata temu, kiedy nie byli ze
sobą i gdy go w nim zobaczyła w telewizji, to niemal połknęła własny
język. Nie żeby miała się przyznać, że oglądała rozdawanie nagród w
nadziei, że go zobaczy, ale dlatego, że w tamtym czasie nie mogła go
znieść. Przynajmniej właśnie do tego próbowała się przekonać. To
dobrze, że wreszcie dostrzegła pod tą arogancją biło serce dobrego
człowieka. Człowieka, którego kochała bardziej niż kogokolwiek innego.
Człowieka, przez której podwijały się jej palce u stóp i biło jej szybciej
serce.
Może on mógłby powstrzymać deszcz.
- Mogę zadzwonić do chłopaków i powiedzieć im, żeby ustawili
piwny namiot – powiedziała Rebekah.
Uch, nie. Jessica nie zamierzała brać ślubu pod piwnym namiotem.
Już wolałaby utonąć w deszczu.
- Dzięki za propozycję, kochanie – zawołała.- Ale nie może padać.
Po prostu nie może.
- Powinniście się potajemnie pobrać – siostra Seda, Kylie, odezwała
się spomiędzy Aggie i Malcolma.
- Próbowałam do tego przekonać Seda – powiedziała Elise.- Ale czy
posłuchał mnie? Oczywiście, że nie. Mówimy tu o uparciuchu Sedzie.
Nikogo nie słucha i ma gdzieś, kto co mu mówi.
Sed pobrałby się w tajemnicy, jeśli Jessica by tego chciała, ale jako
że była głupiutka, to pomyślała, że wielki ślub z siedmioma druhnami,
siedmioma drużbami i całą masą gości będzie zabawny. Jak do tej pory
w ogóle nie był zabawny. I jeżeli zaczęłoby padać w jej wielki dzień…
Jessica nie zamierzała o tym myśleć.
Czując się tak, jakby zapomniała o ważnych szczegółach, zaczęła
wszystko odliczać w myślach, bawiąc się swoim pierścionkiem
zaręczynowym, wcierając krążek w swoje ciało. Ten tani drobiazg
znaczył dla niej cały świat; jak do tej pory był to jej najbardziej
drogocenny przedmiot. I to nie dlatego, że oznaczał iż należała do Seda,
ale dlatego, że nosił go przy sobie przez dwa lata, podczas których nie
byli razem. Może i zachowywał się jak napalony imbecyl przez ten cały
czas, gdy byli osobno, ale nigdy nie przestał o niej myśleć, tak samo jak
ona nie przestała myśleć o nim.
- Nie zapomnij przełożyć go na inny palec przed uroczystością –
Myrna powiedziała, gdy czekały aż czerwone światło zmieni się na
zielone.
Zerknęła w górę.
- Co?
- Dostaniesz dzisiaj nowy pierścionek – powiedziała.- Obrączkę
powinno się nosić najbliżej serca
- Ten pierścionek jest najbliższy memu sercu – powiedziała, ale
zsunęła pierścionek z palca i nałożyła go na palec u prawej ręki. Czuła
się dziwnie, ale nie chciała zepsuć uroczystości. Wszystko miało pójść
idealnie, bo chociaż cudownie było być narzeczoną Seda, to bycie jego
żoną przyniosłoby jeszcze więcej radości.
- Czuję się tak, jakbym o czymś zapomniała – powiedziała Jessica,
jeszcze raz w myślach odhaczając swoją mentalną listę.
- O niczym nie zapomniałaś – zapewniła ją Myrna i uśmiechnęła się
do niej w swoim wstecznym lusterku, gdy spojrzała na swojego syna,
który chichotał gdy bawił się z Kylie.
- Beth!- Jessica krzyknęła, gdy dotarło do niej co takiego wyleciało
jej z głowy. Jej przyjaciółka była raczej ważnym członkiem uroczystości.
- Zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła?- Myrna zapytała ze
zmieszaniem.
Jessica wstrzymała oddech.
- Nic jej nie jest? Przyjedzie, prawda?
- Wszystko jest w porządku. Zaspała i nieco się spóźni. Spotka się z
nami w salonie po tym jak odbierze suknie.
Mimo tego, że sklep z sukniami ślubnymi znajdował się po
przeciwnej stronie miasta, blisko mieszkania Beth, to Jessica pewnie
sama powinna odebrać suknie. Jeżeli Beth nie zjawiłaby się z nimi na
czas, to być może musieliby odwołać cały ślub.
- Oddychaj, Jess – powiedziała Myrna i poklepała ją po ramieniu.
Jessica zassała oddech do płuc i już chciała wsunąć głowę między
kolana, ale powstrzymał ją pas bezpieczeństwa, który wcisnął się w jej
ramię.
- Ow – zaśmiała się z własnej głupoty i potarła obolały obojczyk.
Wszystko będzie dobrze, powiedziała sobie, ale i tak w to nie
wierzyła.
W salonie piękności włosy Jessici były szarpane, kręcone,
przycinane, suszone, upinane i spinane, aż jej welon oraz długie,
truskawkowe włosy stworzyły prawdziwe dzieło sztuki.
- Wow, Jess – powiedziała Myrna, gdy jej własne włosy pociągnął
jej syn, którego tuliła do ramienia.- Wyglądasz oszałamiająco.
Uśmiechnęła się.
- Tak samo jak ty – powiedziała, gdy Malcolm chwycił za perełkę w
spince, która podtrzymywała ciemne włosy jego mamy i wyszarpnął ją.
Przez to połowa upiętych włosów Myrny opadła jej na ramię.
- Mal – Myrna powiedziała z irytacją.- Tym się nie bawimy.
Urocze, czarnowłose dziecko, które wyglądało tak uroczo jak jego
cudowny ojciec gitarzysta z którym jego matka nie miała szans, zaśmiało
się z wredotą godną samego Treya. Psota natychmiast została
wybaczona.
- Może go ktoś potrzymać, żebym mogła poprawić włosy?- zapytała
Myrna, chwytając Malcolma w pasie i odsuwając go, gdy spróbował
wyciągnąć jej kolejną perłę.
Poszczęściło się Rebecce. Dotknęła maleńkich paluszków Malcolma
i musnęła swoimi jego twarz. Najwyraźniej była całkowicie oczarowana.
A kto by ją winił? Jessica sama chętnie by wzięła Malcolma na ręce, ale
jeśli drobne perełki Myrny nie były bezpieczne w jego uścisku, to welon
Jessici z pewnością nie przetrwałby tej interakcji.
Gdy tylko makijażystka skończyła z Aggie, to zaczęła pracować z
twarzą Jessici. Chociaż makijażystce nie udało się przekonać Aggie, aby
zrezygnowała ze swojej typowej czerwonej szminki, to stonowała jej
zwykle ciężki makijaż. Jessica nie miałaby nic przeciwko, aby Aggie
pokazała się na ślubie w swojej zwykłej odsłonie, chociaż cieszyła się, że
nie zamierzała założyć gorsetu i wysokich, skórzanych kozaków na
obcasie. Dziadkowie Jessici z pewnością zemdleliby na miejscu, jeśli
zobaczyliby ją.
Drzwi od salonu otworzyły się i Beth wpadła do środka, z
błyszczącymi niebieskimi oczami i poplątanymi brązowymi oczyma.
- Jestem – ogłosiła.
Jessica odetchnęła z ulgą.
- I tak zajęło ci to dużo czasu.
Beth dostrzegła ją i podbiegła do niej.
- O Boże, tak bardzo cię przepraszam, Jess. Uczyłam się do późna i
zasnęłam na kanapie i nie usłyszałam alarmu i nie mogłam znaleźć
kluczyków, aż wreszcie znalazłam je we wczorajszych dżinsach, ale gdy
byłam w połowie drogi do salonu, to przypomniałam sobie, że trzeba mi
było czystych majtek i musiałam wrócić po nie do domu i wyciągnąć je z
suszarki… - wreszcie wciągnęła głęboki oddech.- Wybaczysz mi
kiedykolwiek?
- Pamiętałaś, żeby odebrać suknie?- zapytała Jessica.
- Oczywiście. Są bezpieczne w moim samochodzie.
- W takim razie wybaczam. Ale wisisz mi lody za to, że się
martwiłam – Jessica puściła jej oczko.
Beth przytuliła ją. Przy okazji szturchnęła makijażystkę, która
rozmazała cień na powiece Jessici. Kobieta skrzywiła się i sięgnęła po
wacik, aby zetrzeć szkodę.
- Jesteś najlepsza – Beth powiedziała głośno do ucha Jess.
- Ty jesteś najlepsza – Jessica odpowiedziała.- Dziękuję, że
odebrałaś suknie.
- Nie ma problemu.
Beth szybko zajęła inne miejsce, aby poskromić jej łóżkową fryzurę
w coś bardziej okazjonalnego i Jessica się rozluźniła. Nieco.
Podczas gdy całą siódemka pań została upiększona, to wróciły do
vanu. Beth wróciła do swojego podstarzałego sedana, aby pojechać za
nimi z sukniami. Jessica pojechałaby z nią, aby dotrzymać jej
towarzystwa, ale każdy skrawek bagażnika samochodu Beth był
wypełniony książkami, więc tylne siedzenie było wypełnione sukniami
druhen, podczas gdy przednie zajmowała suknia ślubna Jessici. Jessica
miała nadzieję, że później uda się jej nadrobić czas z Beth. Nie widywała
się zbyt często ze swoją przyjaciółką, gdy ich życiowe ścieżki obrały inne
kierunku.
Jessica skrzywiła się na chmury, gdy tylko wysiadła z
przeładowanego vana Myrny. Niebo było jeszcze ciemniejsze niż wtedy,
gdy weszły do salonu, ale wciąż nie padało. Dzięki Bogu.
Jessica przesunęła wzrok na niebo na plażą, gdzie miała się odbyć
uroczystość. Może po prostu było pochmurnie i niebo rozjaśniłoby się
przed jedenastą, zanim ruszyłaby do ołtarza. Może powinna zamówić
ślub na popołudnie, zamiast porannej ceremonii. Zagryzła wargę. Może
było za późno, aby zmienić jej plany i powinna przestać się martwić.
Powinna się dzisiaj cieszyć.
Zwalczyła chęć, aby zadzwonić do Seda i poprosić o to, aby jej
współczuł. Zrozumiałby, dlaczego martwiła się tym wszystkim; od
miesięcy miał do czynienia z jej zwariowaniem na punkcie ślubu. Czasami
się dziwiła, że wciąż chciał się z nią ożenić.
Myrna zaparkowała vana blisko małego budynku, gdzie miały się
przebrać. Bliżej brzegu znajdował się mały, biały namiot skąd miała
wyjść i wokół którego już zostały ustawione rzędy białych, drewnianych,
składanych krzeseł. Kilka osób ozdabiało ołtarz czerwonymi różami i
łyszczecem wiechowatym, koronką, satynowymi kokardami w bieli i
czerwieni. Dekoracje szły raczej gładko, biorąc pod uwagę jak bardzo
było wietrznie.
Może martwiła się o nic. Kobiety rozmawiały ze sobą, gdy weszły
do plażowego domu. Jessica zatrzymała się w jadalni, aby popodziwiać
bukiety kwiatów ustawione w równym rzędzie na stole. Wszystkie osiem
małych bukietów pasowały do jej. Jedyną różnicą było to, że bukiet
panny młodej był większy i miał białe lilie wraz z czerwonymi różami.
Pochyliła się i zaciągnęła się zapachem słodkiej lilii po czym kichnęła
nieoczekiwanie.
Odsunęła się i znowu kichnęła. I znowu.
- Masz alergię na swoje kwiaty?- zapytała Beth.
Nos i oczy Jessici zaczęły swędzieć i boleć.
- Chyba tak – powiedziała nosowym głosem od nagłego opuchnięta
twarzy. Znowu kichnęła, cofając się od alergenów w swoim bukiecie.
- I co teraz zrobię?- zapytała.- Nie mogę powiedzieć swojej
przysięgi – ah ah ahchoo – cały czas kichając – podciągnęła nosem,
przeszukując pokój za chusteczkami.
- Mam uczulenie na konkretne kwiaty – powiedziała Myrna.- Musisz
pozbyć pylników. A może to pręciki? Pozbądź się pyłku kwiatowego.
- Trzymam cię za słowo – powiedziała Jessica, mając nadzieję, że
miała rację.
Myrna podniosła bukiet i skierowała się do małej kuchni na tyłach
chatki. Jessica znowu kichnęła, gdy ta przeszła obok, ale czuła mniejsze
zmartwienie, gdy kwiaty zniknęły z pomieszczenia.
- Nie kichałam, gdy pokazali mi próbki – Jessica powiedziała do
Beth, która podała jej chusteczkę. Jessica wydmuchała nos i zamrugała,
aby łzy nie zniszczyły jej makijażu.
- Bo ich próbki to sztuczne kwiaty – powiedziała Beth.- Pamiętasz?
Beth jeździła z Jessicą wybrać większość rzeczy na ślub, podczas
gdy Sed był w trasie z Sinnersami w trasie, gdy ona planowała
ceremonię. Ale wysyłała mu zdjęcia wszystkiego i pytała o jego zdanie
wobec każdego szczegółu. Ani razu nie stracił cierpliwości, chociaż
pewnie doprowadzała go do szaleństwa. Pewnie nie obchodziło go, czy
czerwone kokardy w kwiatach pasowały do siebie, ale i tak chciała znać
jego zdanie i dzięki Bogu, że wyraził jakiekolwiek. Chciała aby czuł, że
był częścią każdej decyzji, każdego kroku, który prowadził do tego dnia.
Nie tylko ona tego dnia brała ślub.
Jessica zachichotała.
- Masz rację. Podejrzewam, że to by tłumaczyło dlaczego nie
kichałam w kwiaciarni.
- Mam nadzieję, że usunięcie pręcików załatwi sprawę –
powiedziała Beth.- Gotowa aby założyć suknię?
Jessica z zapałem przytaknęła głową. Minęło kilka tygodni odkąd
widziała ją po raz ostatni. Zrobili kilka poprawek na ostatnią chwilę, aby
wszystko idealnie pasowało. Co przypomniało jej o tym, że nie mogła się
doczekać, aby zobaczyć go w smokingu. Westchnęła głośno na samą
myśl o tych szerokich ramionach, które wypełniałyby idealnie skrojoną
marynarkę od smokingu. Ten mężczyzna sam w sobie wyglądał świetnie,
a tym bardziej w ubraniach.
W jednej z dwóch sypialni, Beth pomogła Jessice wślizgnąć się w
suknię ślubną. Beth pociągnęła za zamek na plecach Jessici, ale ten ani
drgnął.
- Utknął?- zapytała Jessica, spoglądając przez ramię, aby zobaczyć
w czym tkwił problem.
Zakręciło się jej w głowie; problem polegał na tym, że krawędzie
zamka dzieliły jakieś dwa cale. Nie było mowy, aby dało się ją zapiąć.
- Och nie – powiedziała Jessica.- Sed powiedział mi, że już widać,
ale nie wierzyłam mu.
Zakryła swój brzuch obiema dłońmi, gdzie rosło w niej dziecko
Seda.
- Jeśli teraz jestem na to za gruba, to jak będę wyglądać za siedem
miesięcy?
- Nie jesteś gruba – powiedziała Beth.- To dziecko jest duże. Tak
jak jego ojciec.
Jessica nie była pewna, czy wierzyć w to wyjaśnienie, ale dzięki
temu poczuła się marginalnie lepiej.- I co teraz zrobimy?- zapytała.
- Dasz radę wciągnąć brzuch?- zapytała Beth, ciągnąć za otwarte
boki sukni.
Jessica wciągnęła powietrze do piersi, próbując spłaszczyć brzuch
jak tylko było to możliwe. Ale problem nie tkwił w jej brzuchu, a
podbrzuszu. Pewnie powinna się zdecydować na suknię z ściągnięciem
pod biustem, a nie taką, która była dopasowana do jej talii. Myślała, że
miała jeszcze mnóstwo czasu zanim zacznie się jej pokazywać brzuszek i
sprawiać, że nie będzie się mieścić w ubraniach.
- Nie mogę – powiedziała Jessica i wypuściła powietrze z jękiem.
- Zapomnę tą suknię, nawet jeśli będę musiała cię zdusić –
powiedziała Beth.
- Myślę, że mam gorset, który by na ciebie pasował – powiedziała
Aggie.
Jessica nie usłyszała jak ta weszła. Stała w otwartych drzwiach,
przyglądając się jej uważnie.
- Jest biały, więc nie powinno go być widać i sięga poniżej bioder,
więc nieco cię ściśnie. Ale jest skórzany. Masz coś aby ochronić się przed
skórą, prawda?
Jessica naprawdę chciała założyć biały, skórzany gorset pod swoją
suknię ślubną? Co by pomyślał o tym Sed? Zdecydowała, że byłby tak
podniecony, że nie byłby w stanie myśleć.
- Myślisz, że zadziała?- zapytała Jessica.
Aggie skinęła głową.
- Na pewno. Jednak muszę po niego pojechać. Mamy czas?
- I tak nie mogę pójść do ołtarza z rozpiętą suknią – powiedziała
Jessica.- Będę wdzięczna, jeśli pojedziesz po niego, skoro warto
spróbować. Dziecku nie stanie się krzywda, prawda?
- Nie, przecież nie ściśniemy cię tak mocno, byś nie mogła
oddychać. Potrzeba ci tylko kilku centymetrów. Wrócę.
Aggie odwróciła się na pięcie, zaś jej długie, proste włosy
zawirowały wokół jej ciała, gdy zaczęła iść.
- Dzięki, Aggie!- Jessica zawołała za nią.
- Nie ma problemu – Aggie odkrzyknęła.
Beth uniosła brwi.
- Biały, skórzany gorset? Tym zajmuje się moja kuzynka?
- Sprzedaje ręcznie robione gorsety z przyczepy, którą ciągnie bus
Sinnersów. Jej stroje są tak popularne, że musi odprawiać klientów z
kwitkiem. Widziałaś jakieś?
- Nie. Nawet nie wiedziałam, że prowadzi teraz własny biznes.
Myślałam, że wciąż pracuje w klubie ze striptizem w Vegas – powiedziała
Beth.
Jessica roześmiała się.
- Nie rozmawiacie ze sobą za bardzo, prawda?
- Nasze matki się nie dogadują – szepnęła Beth.- Ciotka Tabitha
jest czarną owcą w rodzinie. A z kolei Aggie… cóż, jest nieco inna.
Straszna?- Beth ściągnęła razem brwi.- A może przerażająca. Taa, Aggie
jest przerażająca.
Jessica uśmiechnęła się i pokręciła głową. Aggie tylko udawała, że
była przerażająca, ale pod tą skórzaną warstwą i zimnymi spojrzeniami
kryła się kocica.
- Aggie jest niesamowita. Naprawdę powinnaś ją lepiej poznać,
Beth. Nie daj się odstraszyć pejczom i skórze.
Beth zaśmiała się.
- Słyszysz w ogóle co mówisz?
- Owszem i nie zapominajmy, że to właśnie ty mnie wysłałaś do
Vegas pod jej skrzydła, pamiętasz?
- Taa, cóż… - Beth wzruszyła ramionami.- Może żyłam za
spokojnie. Wszystko co robię, to uczę się. Przynajmniej ty masz jakieś
życie. Nie sądzę, że zdam egzamin aplikancki.
- Zdasz – powiedziała Jessica, pocierając jej plecy.
- Łatwo ci mówić, mózgowcu. Zdałaś za pierwszym podejściem.
- Jessica?- po domku rozniósł się piskliwy jej matki, który trudno
było pomylić z kimś innym.- Jessica?
- O cholera – powiedziała Jessica.- Gdzie ona jest? Myślałam, że
będzie zajęta w Sali bankietowej przez całą ceremonię.
- Jessica, gdzie jesteś?- zawołała jej matka.
- Nie chcę, aby wiedziała, że moja suknia nie pasuje – Jessica
szepnęła do Beth.- Wiesz, jaka jest. Nigdy nie da mi o tym zapomnieć.
Beth rozejrzała się po pokoju i ściągnęła kołdrę z łóżka. Narzuciła
ją na plecy Jessici, która zmarszczyła brwi w dezorientacji.
- Udawaj, że ci zimno – powiedziała, gdy matka Jessici weszła do
pokoju.
Jessica bardziej owinęła kołdrę wokół ramion, kuląc się jakby był
styczeń na Alasce niż czerwiec w Kalifornii.
- Tutaj jesteś – powiedziała jej mama, przechodząc przez pokój.-
Dlaczego nie odpowiedziałaś, gdy cię wołałam?
- A wołałaś?- Jessica udawała głupią.- Nie słyszałam.
- Sala jest już gotowa. Powiedziałam ci, że możesz na mnie liczyć,
jeśli chodzi o sprawienie, że ten dzień będzie idealny.
Jak do tej pory dzień Jessici w ogóle nie był doskonały, ale i tak
uśmiechnęła się do swojej matki.
- Dziękuję, że tak ciężko pracowałaś w Sali na której odbędzie się
przyjęcie.
Ta kobieta próbowała przejąć całe wesele. A potem mama Seda
dołączyła do planowania i wszystkie przygotowania zmieniły się w stałe
kłótnie. Matka Seda upierała się przy tym, że powinni wziąć ślub w
kościele. Matka Jessici stwierdziła, że wszyscy powinni polecieć do Paryża
i tam wziąć ślub. Jessice podobało się wspomnienie o jej chwilach z
Sedem na replice wieży Eiffla w Vegas, ale Paryż? Nie miała pojęcia skąd
wziął się jej ten pomysł. Była pewna, że nigdy nie wspomniała o tym, że
chciałaby pojechać do Paryża, a tym bardziej wziąć tam ślub.
Podejrzewała, że jej matka zawsze chciała wyjść za mąż za granicą i
zamierzała spełnić to marzenie przez swoją córkę. Przez cały czas,
podczas którego planowali ślub, Jessica była targana w tysiące różnych
kierunków. Próbowała znaleźć kompromis, ale czasami nawet tego nie
było. Na szczęście Sed wsparł ją w najbardziej ważnym momencie, by
powiedzieć obu matkom gdzie ona chciała wziąć ślub. Na plaży.
Matka Seda przyjęła tą decyzję bez mrugnięcia okiem i natychmiast
zaczęła zbierać informacje o dostępnych miejscach. Z drugiej strony jej
matka powiedziała, że ślub na plaży nie był odpowiedni dla jej córki.
Jessica nie miała pojęcia, kiedy jej matka zaczęła myśleć o niej, że miała
taką wartość. Pewnie w chwili w której zaręczyła się z bogatą gwiazdą
rocka.
- Dlaczego owinęłaś się kocem?- zapytała jej mama, przyglądając
się jej podejrzliwie.
- Nieco mi zimno – powiedziała Jessica, mocniej owijając się kołdrą
i udając, że drży.
- Jesteś chora?
- Nie – powiedziała Jessica, kręcąc głową.- Myślę, że to przez
nerwy.
- Cóż, nie złap teraz niczego. Nie zwracają zaliczki.
- Nic mi nie jest – zapewniła ją.
- Wiem, że będziesz rozczarowana, ale Ed nie przyjdzie –
powiedziała jej mama.- Musi zjawić się na ważnym spotkaniu.
Spotkanie ze swoim ulubionym kanałem sportowym, pomyślała
Jessica. Skinęła głową, nie bardzo się przejmując tym, że jej ojczym
będzie nieobecny. I tak nie mieli bliskich relacji. Zaprosiła go tylko
dlatego, bo tego się po niej spodziewano. Ed był obleśnym typem i nie
zmienił się odkąd matka Jessici za niego wyszła, gdy ta skończyła
siedemnaście lat.
- Nic nie szkodzi, mamo. Wiem, jak ciężko pracuje –aby pomóc ci
żyć ponad stan, Jessica dodała cicho.
- Gdzie Monica?
Jessica wzruszyła ramionami. W przeciwieństwie do jej matki, która
musiała się ciągle wtrącać chociażby w najdrobniejsze zadania, matka
Seda robiła to bez zbędnej publiki.
- Mama jest z florystką i pomaga zdobić ołtarz. Próbując znaleźć
jak utrzymać kwiaty w jednym miejscu przy tym wietrze – powiedziała
młodsza siostra Seda, Elise.
- Pewnie potrzebuje pomocy – mama Jessici odwróciła się na
pięcie.
Jessica zaczęła współczuć Monice, ale przynajmniej nie musiała
widzieć swojej matki.
- Ciekawi mnie, czy Sed już tu jest – powiedziała Jessica. Nie
rozmawiała z nim przez cały dzień. Tęskniła za nim. Zazwyczaj gdy nie
był w trasie, to byli nierozłączni. A gdy była z nim w trasie, to była
okropna. Minęło tylko dwanaście godzin odkąd widziała go po raz
ostatni, a już czuła, jakby minęły wieki. Może jednak powinna popatrzeć
na niego przez jakiś czas, gdy spał tego ranka, zamiast zakryć oczy
rękami, gdy wyślizgnęła się z łóżka, aby uniknąć patrzenia na niego
przed ślubem.
- Powinnaś do niego napisać – doradziła Beth.- Upewnić się, że
wstał.
Sed wciąż spał, gdy wyszła. Ufała, że wstał z łóżka o odpowiedniej
godzinie, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobił, to Brian by
zainterweniował, jeśli byłoby to konieczne. Gdy orszak druhen wyjechał z
samego rana, to Brian dał jej swoje słowo, że będzie trzymać Seda w
ryzach, lecz wydawało się jej to teraz śmieszne. Powinna zaangażować
do tego jego matkę. Ale Monica i tak miała wiele rzeczy na głowie z
przygotowaniem ceremonii na plaży. Mimo tego Jessica nie mogła się
oprzeć pokusie, aby napisać do Seda. Nie żeby go sprawdzić. Mimo tego,
że dzisiaj mieli świętować ich bliskość, to czuła się w tej chwili daleko od
niego.
Szczęśliwego Dnia Ślubu, napisała. Nie mogę się doczekać, aby za ciebie
wyjść.
Po tym jak wysłała wiadomość, to pomogła Beth zapiąć długą,
czerwoną suknię druhny, którą wybrała. Każda z druhen Jessici była
ubrana w ten sam kolor, ale odkąd każda z nich byłą wyjątkowa, to nie
zmusiła ich w ubranie jednakowych sukien. Wybrały suknie, które im się
podobały i miała nadzieję, że mogłyby je założyć jeszcze nie raz. Tylko
nie była pewna, co by pomyślał Sed na seksowne sukienki, które wybrały
jego młodsze siostry, ale i tak nie zamierzała odmówić im tej
przyjemności. Były dorosłymi kobietami, a nie dziewczynkami z
warkoczykami, jak ciągle o nich myślał. Jessica i tak najadła się już
wystarczająco dużo złości, kiedy jej matka dowiedziała się, że druhny nie
będą ubrane jak klony. Powiedziała jej wtedy, że druhny będą wyglądać
jak niedopasowana grupa żebraczek. Jednak Jessica w końcu wygrała tą
bitwę. I chociaż wszystkie były ubrane inaczej, to głęboka czerwień
wystarczająco je harmonizowała. Podobało się jej, że nie wyglądały
dokładnie tak samo.
Jessica krążyła w kółko do czasu, gdy Aggie wróciła ponad pół
godziny później z gorsetem. Co jeśli była zbyt gruba, aby zmieścić się
nawet w niego? I dlaczego Sed jej nie odpisał? I czy jej matka wciąż
gnębiła matkę Seda? Jeszcze nie wróciła. I dlaczego Malcolm znowu
płakał? Dziecko musiało być w dobrym nastroju. Albo przynajmniej
wolałaby, aby usnęło.
- Naprawdę to zrobiłaś, Aggie?- Beth powiedziała bez tchu, gdy
potarła blado różowe orchidee wyhaftowane na białej skórze gorsetu.
- Tak.
- Gdzie się nauczyłaś tak haftować? Jest piękny.
- Babcia mnie nauczyła.
Beth zachichotała.
- Mnie też próbowała nauczyć, ale skończyło się na tym, że ciągle
kułam się w palce i nigdy niczego nie dokończyłam. Myślę, że masz
naturalny talent.
Aggie zagryzła wargę.
- Nie, po prostu wzięłam się za to, bo chciałam mieć powód, aby z
nią posiedzieć. Zawsze była zbyt zajęta, aby zwolnić, z wyjątkiem gdy
haftowała
- Och – powiedziała Beth i uśmiechnęła się, już nie patrząc z
przerażeniem na swoją kuzynkę.
Jessica próbowała nie triumfować. Zsunęła sukienkę i podała ją
Beth, podczas gdy sama podeszła do Aggie.
- Tak nawiasem, to miał to być to twój prezent ślubny – Aggie
powiedziała do Jessici.- Musiałam kopać w setkach prezentów w Sali
weselnej i wyjaśnić, że nie próbuję go ukraść.
- Przepraszam, że miałaś przeze mnie tyle kłopotów. Przeze mnie i
moje niepochamowane pragnienie lodów – powiedziała Jessica, klepiąc
się po brzuchu, który nie składał się w całości z dziecka. Większością
była ona sama.
Aggie owinęła wokół niej gorset.
- Nic nie szkodzi – powiedziała Aggie, wiążąc sznurki na plecach
Jessici.- Za ciasno?- spytała z troską.
- Nie – odpowiedziała Jessica. Z jakiegoś powodu czuła się
strasznie wysoka. Jeżeli gorset jej nie wyszczuplił, to przynajmniej nadał
jej fantastycznej postury.- Możesz mocniej ścisnąć.
- Teraz zaczynam martwić się o dziecko – powiedziała Aggie.
- W tej chwili jest rozmiaru mojego kciuka. I tak nie zajmuje wiele
miejsca.
- Możesz oddychać?
Jessica skinęła głową.
- Jest świetnie. Naprawdę.
- Wyglądasz diabelnie seksownie – powiedziała Beth.- Niemal
żałuję, że nie jestem lesbijką. Zrobisz dla mnie taki, Aggie? Nie mam
faceta dla którego mogłabym go nosić, ale mogę go nosić gdy będę się
uczyć. Może to pomoże mi myśleć.
Aggie zachichotała.
- Oczywiście, skarbie. I może poznasz kogoś na weselu. Przyjdzie
przynajmniej dziesięć tysięcy ludzi, biorąc pod uwagę listę gości.
- Tylko pięćset – powiedziała Jessica, przewracając oczami. Nie
miała pojęcia skąd jej matka wytrzasnęła pięciuset gości, aby ci przyszli
na jej wesele, a tym bardziej zdumiało ją to, że ci potwierdzili przyjście.
Jessica nie znała pięciuset osób. Może byli znajomymi Seda. Nie
rozpoznała wielu nazwisk na liście gości. Przynajmniej wraz z Sedem
wreszcie nad tym zapanowali, ale jej matka i tak dopisywała osoby.
Znowu założyła suknię i zamknęła oczy, gdy Aggie ją zapięła.
Suknia została zapięta z łatwością. Jessica odetchnęła z ulgą. Odwróciła
się i uścisnęła Aggie, zanim się rozpłakała.
Aggie przytuliła ją mocno i poklepała po plecach.
- Nie płacz, kociaku – powiedziała.- Zniszczysz makijaż, a przez to
będziemy musiały znowu wysłuchać twojej matki.
Jessica zaśmiała się. Albo zachrypiała. Okazało się, że śmianie się
w gorsecie było trudnym zadaniem. Może to właśnie dlatego Aggie nie
śmiała się zbyt często. Przynajmniej nie była zbyt radosna, kiedy
wdrążała Jessicę w świat striptizerek w Vegas. Aggie śmiała się o wiele
częściej, gdy była teraz z Jace’em, a mimo to wciąż nosiła gorsety.
Ocierając swoje łzy, Jessica odsunęła się od Aggie i uśmiechnęła
się.
- Jestem ci dłużna, Aggie.
- Sama niebawem wezmę ślub – powiedziała.- Jestem pewna, że
pomożesz mi w katastrofie czy dwóch.
Jessica rozpromieniła się. Był to pierwszy raz, kiedy usłyszała jak
Aggie wspomina o swoim ślubie, chociaż była zaręczona z Jace’em
niemal od roku.
- Wybraliście już termin?
Pokręciła głową, przez co proste włosy zawirowały jej wokół
twarzy. Ta kobieta miała najjaśniejszą skórę jaką kiedykolwiek widziała.
Pewnie niezbyt często wychodziła na słońce.
- Czekamy, aż znajdziemy odpowiednie miejsce. Są sprawy, które
się po prostu wie, rozumiesz?
Jessica przytaknęła.
- Więc weźmiemy ślub gdy będziemy czuć, że jesteśmy gotowi –
powiedziała Aggie.- Bez pośpiechu. Przecież i tak nie planujemy mieć
niebawem dzieci.
- Musiałabyś zmienić swój loch w bezpieczną przestrzeń dla zabaw
dla dzieci zamiast dla dorosły – zażartowała Jessica.
Aggie zachichotała.
- I właśnie dlatego nie spieszy mi się. Wolę loch taki, jaki jest
teraz. A Jace lubi go jeszcze bardziej niż ja.
- Wszystkie gorsety które robisz są białe?- wtrąciła się Beth. Biorąc
pod uwagę wyraz jej twarzy, to czekała na okazję.
- W większości są czarne – Aggie dotknęła tyłu głowy Jessici.-
Chociaż pióra wspaniale wyglądają na bieli.
Jessica zarumieniła się, a potem parsknęła śmiechem.
- Nigdy nie będzie mi dane zapomnieć o moim pseudonimie
striptizerki, co nie?
- Nie przy mnie, kociaku – Aggie puściła jej oczko i odwróciła się do
swojej kuzynki. Gdy tak stały obok siebie, Jessica zauważyła, że były do
siebie podobne. Beth była bardziej zrównoważona od Aggie, więc łatwo
było przegapić jej urodę. Włosy Beth były brązowe a nie czarne i była
bardziej opalona od kalifornijskiego słońca, ale tak samo jak kuzynka,
miała jasno niebieskie oczy. Tak samo gęste rzęsy, pełne wargi i
zniewalający uśmiech. Podczas gdy Aggie była pewna siebie, to Beth
Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Patience Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1 Jeszcze zaspany, Sed przewrócił się na łóżku i sięgnął po Jessicę. Kiedy znalazł pustą poduszkę, to przez chwilę spanikował. Uniósł głowę, aby zobaczyć, że w łazience paliło się światło, a potem spojrzał na zegar. Chociaż nawet było po ósmej, to w pokoju było ciemniej niż w typowy kalifornijski poranek. Pewnie miało to coś wspólnego z chmurami burzowymi, które widział przez szklane drzwi od balkonu. A nieobecny stan jego serca i duszy pewnie był związany z jego dniem ślubu. I jej. Jessica chciała zatrzymać się na noc przed ślubem w hotelu, aby się nie widzieli, ale trzy orgazmy wyczerpały ją tak bardzo, że została w jego łóżku. Przynajmniej na noc. Musiała wcześnie wstać i wyjść z domu. Niemal sobie wyobraził, jak zasłoniła sobie oczy, gdy wyślizgnęła się z łóżka, aby nie patrzeć na niego nawet gdy spał. Zanotował w pamięci, aby później się z nią o to podroczyć. Zgodził się na tradycyjny ślub tylko dlatego, że jego rodzina tego oczekiwała i że Jessica tego chciała. Nie obchodziło go, jakby miało się to stać, jeśli mógł uznać tą kobietę za swoją przed oczami Boga, jego przyjaciół i rodziny oraz w stanie Kalifornia. Właśnie dlatego już nigdy nie mogłaby go zostawić. Sed wytoczył się nagi z łóżka, zanim podszedł do szklanych drzwi, krzywiąc się na ciemne chmury nad głową. Jessica załamałaby się, jeśli
dzisiaj by padało. Chciał, aby była szczęśliwa każdego dnia, zwłaszcza dzisiejszego. Zastanawiał się, czy menadżer zespołu mógłby jakoś wpłynąć na pogodę. Jerry odwalał świetną robotę, aby zespół się nie rozleciał, nawet jeśli w ciągu kilku ostatnich lat przeszli przez całe mnóstwo tragicznych wydarzeń. Więc z całą pewnością ten koleś mógłby przegonić chmury burzowe, które zaczęły przysłaniać jego dzień. Zadzwonił telefon Seda i rozpoznał gitarowe solo swojego drużby, Briana Sinclaira. - Wstałeś?- Brian zapytał w powitaniu. Sed spojrzał na swój poranny wzwód, który byłby teraz twardy jak żelazo, jeśli tylko Jessica i on działaliby według swojej porannej rutyny, ale już dochodził do siebie z powodu jej nieobecności. - Nie bardzo – powiedział. - Jessica i Myrna wyjechały vanem pełnym chichoczących kobiet. Musimy zebrać chłopaków i odebrać smokingi. Sed nie miał pojęcia jakim cudem Jessica namówiła go na założenie jednego. Przynajmniej nie nalegała, aby założył jedną z tych śmiesznych much. O tym nie było mowy. - Przyjadę, jak tylko wezmę prysznic. - Denerwujesz się?- zapytał Brian. - Nie – powiedział, acz gdy tylko to słowo uciekło z jego ust, to żołądek ścisnął mu się w proteście.- Nie bardzo – przyznał. - Jessica dzisiaj strasznie wyglądała. Nie żebym ją winił. Spójrzcie, za kogo wychodzi. Sed uniósł kącik ust w rozbawieniu. - Cudownie, Brian. Właśnie to chciałem usłyszeć w ten poranek. - Pamiętaj, że to ja jestem tym miłym. Przekonasz się, gdy zacznie Eric.
- Nie mogę się doczekać – Sed powiedział ze śmiechem. Nic by go nie powstrzymało przed tym, aby dzisiejszego dnia ożenił się z Jessicą. Nawet Eric Sticks. Niemal się roześmiał, gdy zauważył, że Jessica zostawiła mu w łazience dobraną parę skarpet i bokserek. Naprawdę ją zaniepokoił, gdy poprzedniej nocy nabijał się, że założy białe, długie skarpety do swojego czarnego smokingu i wyjściowych butów. Lubił ją nakręcać. Ale zamierzał się dzisiaj zachowywać. I tak już była zestresowana. Jednak dzisiejszej nocy będzie zupełnie inaczej. I tylko ją będzie dręczył. Niczym dobry przyszły mąż, założył cienkie, czarne skarpetki, spodenki od koszykówki, koszulkę i adidasy. Miał tylko nadzieję, że paparazzi nie czekali u bram. Czuł się tak beznadziejnie w wyjściowych skarpetach, tak jak wyglądał. Gdy dojechał do domu Briana, to samochody już były zaparkowane wzdłuż podjazdu. Rozpoznał czarnego Mustanga Aggie i Toyotę swojej siostry, Corvette Erica i duży van, którym Rebekah przywiozła swojego brata w wózku inwalidzkim. Był tam również samochód Jessici. Naprawdę żałował, że nie zobaczył jej tego ranka. Jego dzień nigdy nie zaczynał się dobrze, gdy nie było jej przy nim. Sed wcisnął dzwonek i został przywitany przez Briana. Zdziwiło go, że nie trzymał w ramionach swojego syna. Ten dzieciak zawsze był przylepiony do ramienia Briana z wyjątkami gdy ten grał na scenie. Okazjonalnie pozwalał Sedowi go potrzymać. I nic nie wypełniało Seda większym zdumieniem, niż myśl, że za siedem miesięcy będzie trzymał przy piersi swoje własne dziecko. - Gdzie Malcolm?- zapytał Sed. - Ze swoją matką – odpowiedział Brian.- Wchodź. Jadłeś śniadanie? Myrna powiedziała, że powinieneś coś zjeść. Nie chce, abyś zemdlał przy ołtarzu. Sed roześmiał się. - Dlaczego do cholery miałbym zemdleć?
- Dzieje się tak częściej, niż myślisz? Pamiętasz, gdy Trey zemdlał przy narodzinach Malcolma? - Zamknij się, dupku – powiedział Trey, gdy wszedł do pokoju jak na wezwanie. - Niestety nie było mi dane tego zobaczyć – powiedział Sed. - Zaproś go na poród Jessici – powiedział Brian.- I sam się przekonaj, jakie to zabawne. - Nie sądzę, aby Jessica chciała skorzystać z towarzystwa Treya. - No nie wiem – powiedział Trey.- Przecież wcale nie zauważyłem, jak pieprzyliście się w łóżku tuż obok mnie. - Myśleliśmy, że spałeś – powiedział Sed. - Stary – powiedział Eric, wchodząc do holu, aby dołączyć do reszty.- Skąd wytrzasnąłeś te skarpety? - Jessica powiedziała, że powinienem założyć je do smokingu – Sed spojrzał na swoje skarpety i skrzywił się. - Mogłeś je ze sobą zabrać i przebrać się później, a nie nosić je teraz – powiedział Eric. Walnął Erica w ramię. - Wolę się upewnić, że będą śmierdziały przed uroczystością. Skrzypnięcie inwalidzkiego wózka Dave’a uświadomiło ich, że hol stał się jeszcze bardziej zatłoczony. - Dlaczego tu wszyscy się zebrali?- powiedział Dave.- Striptizerki czują się zamotane. - Striptizerki?- zespół Seda i ich załoga, która jeździła z nimi w trasy, kilka dni temu rzuciła go w zwariowany wieczór kawalerki. Tego ranka nie potrzebował powtórki. Brian zaśmiał się i pokręcił głową.
- Myrna zamówiła robotników do jadalni. Przez cały ranek zdzierali tapety ze ścian. - Niezły dowcip, Dave!- Eric roześmiał się głośno. - Myślę, że spędzam z tobą zbyt wiele czasu – powiedział Dave.- Twoje beznadziejne poczucie humoru przechodzi na mnie. - Nawet pięć minut to zbyt wiele, gdy chodzi o Erica – zażartował Sed. - Właśnie tak powiedziała – Dave dodał ze śmiechem. Eric nie krępował się, aby nie trzepnąć swojego szwagra w czoło. - Gdzie Jace?- zapytał Sed, zauważając nieobecność ostatniego członka zespołu. - Śpi na kanapie Briana – powiedział Trey.- Wiesz, że nie będzie funkcjonować aż do południa. - Myślę, że Aggie poszalała z nim nieco za bardzo wczorajszej nocy w ich lochach – powiedział Eric.- Musi być dla nich ciężko podczas trasy. - Słyszałem – Jace zawołał z salonu, który znajdował się po prawej od holu. - I co z tym zrobisz, Trójnogu?- zapytał Eric. - Podaruję ci w prezencie jednogodzinną sesję z Aggie, gdy będzie miała okres. - Eww, dlaczego wtedy, gdy będzie miała okres?- zapytał Eric, marszcząc noc w niesmaku. - Bo jest wtedy bardziej złośliwa, niż wtedy gdy normalnie ma podły nastrój. Sed wciąż nie zabrał Jessici na sesję z Aggie. Nie bał się czy coś. Ale gdy teraz Jess była w ciąży, to nie sądził, aby użycie na niego kija byłoby dobre dla dziecka. Taa, dobry powód. Zaszkodziłoby to dziecku. Brian pokazał Sedowi kawałek papieru.
- Jessica powiedziała, że masz dostosować się do tej listy i nie pomijać ani jednego punktu. Sed przejrzał wzrokiem kartkę, krzywiąc się na rzeczy takie jak przytnij paznokcie i umyj zęby. Że co? Miał niby pięć lat? Spojrzał na swoje paznokcie i zdecydował, że faktycznie trzeba byłoby je przyciąć, no ale… Sam mógł sobie z tym poradzić. Prawdę mówiąc, to sam zaplanował ich weselną kolację. Gdy zorientował się, że przez zajęty poranek i popołudnie mają wolny wieczór, to postanowił zorganizować coś wyjątkowego, aby mógł uczcić swoją świeżo poślubioną żonę ze stylem. Uprawianie seksu w nowej, niezwykłej lokalizacji było tylko częścią motywacji jego diabelskiego planu. Bez wątpienia zamierzał dzisiejszej nocy wstrząsnąć jej światem. Ale wiedział jak ważne było dla niej, aby ten dzień przeszedł bez żadnej usterki, więc zamierzał się dostosować. Eric podał mu różowe pudełko, które wyglądało jakby jakaś trzylatka trzymała tam swój diadem. - Co to?- zapytał Sed. - Właśnie tu będzie przechowywać swoje jaja, gdy tylko się ożenisz – powiedział Eric.- Jess pewnie już nie będzie chciała ich trzymać. Eric zrobił unik w chwili w której Sed chciał mu przywalić. - Boli tylko przez chwilę – dodał Brian.- A potem zaczniesz się zastanawiać, dlaczego tak się upierałeś, aby w ogóle się ich trzymać. Te żarty były niczym w porównaniu z masywną kulą z łańcuchem, którą przywiązali mu do nogi podczas wieczoru kawalerskiego. Nie ściągnęli jej aż do kolejnego dnia. Na szczęście Jess uznała to za zabawne, gdy wrócił w nocy do łóżka i musiał spać w swoich dżinsach z i nogą zwisająca z łóżka. To właśnie Jace wreszcie ruszył mu na ratunek. Pewnie dlatego, że to obciążenie zostało stworzone w lochach Aggie. - Potrzeba mi ich na produkcję dzieci – powiedział Sed i oddał pudełko Ericowi.- I aby utrzymać swoją kobietę w ryzach. Nawet pracownicy w salonie roześmiali się na to stwierdzenie.
Rozdział 2 Jessica spojrzała w niebo i skrzywiła się na nadciągające ciemne chmury. Zdecydowała, że nie był to dobry omen. Zwłaszcza, że jej ślub miał się zacząć za dwie godziny i miał mieć miejsce na plaży. - Nie może padać – powiedziała do Myrny, która wiozła ją ze spotkania na spotkanie.- Po prostu nie może. Myrna wyciągnęła szyję, aby móc lepiej spojrzeć na niebo przez szybę swojego minivanu, przez co Jessica wciąż nie mogła uwierzyć, że ten pojazd do niej należał i tym bardziej, że potrafiła nim jeździć. Ale miękkie krzesełko na tylnym siedzeniu – gdzie znajdował się czteromiesięczny Malcom – był jedynym powodem dla którego Myrna zainwestowała w ten samochód. Jessica podejrzewała, że każda matka zrezygnowałaby z jeżdżenia Thunderbirdem ’57, aby zapewnić swojemu dziecku bezpieczeństwo. I van przydał się, aby wozić druhny Jessici z jednego miejsca na drugie. Znalazło się w nim też miejsce dla jednego mężczyzny. - Nie może to silne słowo – powiedziała Myrna. - Planowaliśmy to od miesięcy. - A jaki macie plan zastępczy, jeśli będzie padać?- zapytała Aggie, która siedziała tuż za Jessicą.
- Nie ma żadnego zastępczego planu. - Nie będzie padać – Reagan zawołała z ostatniego miejsca vana, gdzie siedziała z żoną Erica, Rebekhą i najmłodszą siostrą Seda, Elise.- Nie pozwolę na to. Jessica miała tylko nadzieję, że pewność siebie Reagan przyniesie odpowiednie skutki. Chciała, aby było już po ślubie. Jego planowanie doprowadzało ją do szału. Chciała, aby wydarzenie było niezwykłe i warte zapamiętania, chciała także, aby każdy dobrze się bawił, ale przede wszystkim chciała zostać żoną Seda. Boże, nie mogła się doczekać, aby zobaczyć go w jego smokingu. Miał na sobie jeden podczas rozdawania nagród Grammy dwa lata temu, kiedy nie byli ze sobą i gdy go w nim zobaczyła w telewizji, to niemal połknęła własny język. Nie żeby miała się przyznać, że oglądała rozdawanie nagród w nadziei, że go zobaczy, ale dlatego, że w tamtym czasie nie mogła go znieść. Przynajmniej właśnie do tego próbowała się przekonać. To dobrze, że wreszcie dostrzegła pod tą arogancją biło serce dobrego człowieka. Człowieka, którego kochała bardziej niż kogokolwiek innego. Człowieka, przez której podwijały się jej palce u stóp i biło jej szybciej serce. Może on mógłby powstrzymać deszcz. - Mogę zadzwonić do chłopaków i powiedzieć im, żeby ustawili piwny namiot – powiedziała Rebekah. Uch, nie. Jessica nie zamierzała brać ślubu pod piwnym namiotem. Już wolałaby utonąć w deszczu. - Dzięki za propozycję, kochanie – zawołała.- Ale nie może padać. Po prostu nie może. - Powinniście się potajemnie pobrać – siostra Seda, Kylie, odezwała się spomiędzy Aggie i Malcolma. - Próbowałam do tego przekonać Seda – powiedziała Elise.- Ale czy posłuchał mnie? Oczywiście, że nie. Mówimy tu o uparciuchu Sedzie. Nikogo nie słucha i ma gdzieś, kto co mu mówi.
Sed pobrałby się w tajemnicy, jeśli Jessica by tego chciała, ale jako że była głupiutka, to pomyślała, że wielki ślub z siedmioma druhnami, siedmioma drużbami i całą masą gości będzie zabawny. Jak do tej pory w ogóle nie był zabawny. I jeżeli zaczęłoby padać w jej wielki dzień… Jessica nie zamierzała o tym myśleć. Czując się tak, jakby zapomniała o ważnych szczegółach, zaczęła wszystko odliczać w myślach, bawiąc się swoim pierścionkiem zaręczynowym, wcierając krążek w swoje ciało. Ten tani drobiazg znaczył dla niej cały świat; jak do tej pory był to jej najbardziej drogocenny przedmiot. I to nie dlatego, że oznaczał iż należała do Seda, ale dlatego, że nosił go przy sobie przez dwa lata, podczas których nie byli razem. Może i zachowywał się jak napalony imbecyl przez ten cały czas, gdy byli osobno, ale nigdy nie przestał o niej myśleć, tak samo jak ona nie przestała myśleć o nim. - Nie zapomnij przełożyć go na inny palec przed uroczystością – Myrna powiedziała, gdy czekały aż czerwone światło zmieni się na zielone. Zerknęła w górę. - Co? - Dostaniesz dzisiaj nowy pierścionek – powiedziała.- Obrączkę powinno się nosić najbliżej serca - Ten pierścionek jest najbliższy memu sercu – powiedziała, ale zsunęła pierścionek z palca i nałożyła go na palec u prawej ręki. Czuła się dziwnie, ale nie chciała zepsuć uroczystości. Wszystko miało pójść idealnie, bo chociaż cudownie było być narzeczoną Seda, to bycie jego żoną przyniosłoby jeszcze więcej radości. - Czuję się tak, jakbym o czymś zapomniała – powiedziała Jessica, jeszcze raz w myślach odhaczając swoją mentalną listę. - O niczym nie zapomniałaś – zapewniła ją Myrna i uśmiechnęła się do niej w swoim wstecznym lusterku, gdy spojrzała na swojego syna, który chichotał gdy bawił się z Kylie.
- Beth!- Jessica krzyknęła, gdy dotarło do niej co takiego wyleciało jej z głowy. Jej przyjaciółka była raczej ważnym członkiem uroczystości. - Zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła?- Myrna zapytała ze zmieszaniem. Jessica wstrzymała oddech. - Nic jej nie jest? Przyjedzie, prawda? - Wszystko jest w porządku. Zaspała i nieco się spóźni. Spotka się z nami w salonie po tym jak odbierze suknie. Mimo tego, że sklep z sukniami ślubnymi znajdował się po przeciwnej stronie miasta, blisko mieszkania Beth, to Jessica pewnie sama powinna odebrać suknie. Jeżeli Beth nie zjawiłaby się z nimi na czas, to być może musieliby odwołać cały ślub. - Oddychaj, Jess – powiedziała Myrna i poklepała ją po ramieniu. Jessica zassała oddech do płuc i już chciała wsunąć głowę między kolana, ale powstrzymał ją pas bezpieczeństwa, który wcisnął się w jej ramię. - Ow – zaśmiała się z własnej głupoty i potarła obolały obojczyk. Wszystko będzie dobrze, powiedziała sobie, ale i tak w to nie wierzyła. W salonie piękności włosy Jessici były szarpane, kręcone, przycinane, suszone, upinane i spinane, aż jej welon oraz długie, truskawkowe włosy stworzyły prawdziwe dzieło sztuki. - Wow, Jess – powiedziała Myrna, gdy jej własne włosy pociągnął jej syn, którego tuliła do ramienia.- Wyglądasz oszałamiająco. Uśmiechnęła się. - Tak samo jak ty – powiedziała, gdy Malcolm chwycił za perełkę w spince, która podtrzymywała ciemne włosy jego mamy i wyszarpnął ją. Przez to połowa upiętych włosów Myrny opadła jej na ramię.
- Mal – Myrna powiedziała z irytacją.- Tym się nie bawimy. Urocze, czarnowłose dziecko, które wyglądało tak uroczo jak jego cudowny ojciec gitarzysta z którym jego matka nie miała szans, zaśmiało się z wredotą godną samego Treya. Psota natychmiast została wybaczona. - Może go ktoś potrzymać, żebym mogła poprawić włosy?- zapytała Myrna, chwytając Malcolma w pasie i odsuwając go, gdy spróbował wyciągnąć jej kolejną perłę. Poszczęściło się Rebecce. Dotknęła maleńkich paluszków Malcolma i musnęła swoimi jego twarz. Najwyraźniej była całkowicie oczarowana. A kto by ją winił? Jessica sama chętnie by wzięła Malcolma na ręce, ale jeśli drobne perełki Myrny nie były bezpieczne w jego uścisku, to welon Jessici z pewnością nie przetrwałby tej interakcji. Gdy tylko makijażystka skończyła z Aggie, to zaczęła pracować z twarzą Jessici. Chociaż makijażystce nie udało się przekonać Aggie, aby zrezygnowała ze swojej typowej czerwonej szminki, to stonowała jej zwykle ciężki makijaż. Jessica nie miałaby nic przeciwko, aby Aggie pokazała się na ślubie w swojej zwykłej odsłonie, chociaż cieszyła się, że nie zamierzała założyć gorsetu i wysokich, skórzanych kozaków na obcasie. Dziadkowie Jessici z pewnością zemdleliby na miejscu, jeśli zobaczyliby ją. Drzwi od salonu otworzyły się i Beth wpadła do środka, z błyszczącymi niebieskimi oczami i poplątanymi brązowymi oczyma. - Jestem – ogłosiła. Jessica odetchnęła z ulgą. - I tak zajęło ci to dużo czasu. Beth dostrzegła ją i podbiegła do niej. - O Boże, tak bardzo cię przepraszam, Jess. Uczyłam się do późna i zasnęłam na kanapie i nie usłyszałam alarmu i nie mogłam znaleźć kluczyków, aż wreszcie znalazłam je we wczorajszych dżinsach, ale gdy byłam w połowie drogi do salonu, to przypomniałam sobie, że trzeba mi
było czystych majtek i musiałam wrócić po nie do domu i wyciągnąć je z suszarki… - wreszcie wciągnęła głęboki oddech.- Wybaczysz mi kiedykolwiek? - Pamiętałaś, żeby odebrać suknie?- zapytała Jessica. - Oczywiście. Są bezpieczne w moim samochodzie. - W takim razie wybaczam. Ale wisisz mi lody za to, że się martwiłam – Jessica puściła jej oczko. Beth przytuliła ją. Przy okazji szturchnęła makijażystkę, która rozmazała cień na powiece Jessici. Kobieta skrzywiła się i sięgnęła po wacik, aby zetrzeć szkodę. - Jesteś najlepsza – Beth powiedziała głośno do ucha Jess. - Ty jesteś najlepsza – Jessica odpowiedziała.- Dziękuję, że odebrałaś suknie. - Nie ma problemu. Beth szybko zajęła inne miejsce, aby poskromić jej łóżkową fryzurę w coś bardziej okazjonalnego i Jessica się rozluźniła. Nieco. Podczas gdy całą siódemka pań została upiększona, to wróciły do vanu. Beth wróciła do swojego podstarzałego sedana, aby pojechać za nimi z sukniami. Jessica pojechałaby z nią, aby dotrzymać jej towarzystwa, ale każdy skrawek bagażnika samochodu Beth był wypełniony książkami, więc tylne siedzenie było wypełnione sukniami druhen, podczas gdy przednie zajmowała suknia ślubna Jessici. Jessica miała nadzieję, że później uda się jej nadrobić czas z Beth. Nie widywała się zbyt często ze swoją przyjaciółką, gdy ich życiowe ścieżki obrały inne kierunku. Jessica skrzywiła się na chmury, gdy tylko wysiadła z przeładowanego vana Myrny. Niebo było jeszcze ciemniejsze niż wtedy, gdy weszły do salonu, ale wciąż nie padało. Dzięki Bogu. Jessica przesunęła wzrok na niebo na plażą, gdzie miała się odbyć uroczystość. Może po prostu było pochmurnie i niebo rozjaśniłoby się
przed jedenastą, zanim ruszyłaby do ołtarza. Może powinna zamówić ślub na popołudnie, zamiast porannej ceremonii. Zagryzła wargę. Może było za późno, aby zmienić jej plany i powinna przestać się martwić. Powinna się dzisiaj cieszyć. Zwalczyła chęć, aby zadzwonić do Seda i poprosić o to, aby jej współczuł. Zrozumiałby, dlaczego martwiła się tym wszystkim; od miesięcy miał do czynienia z jej zwariowaniem na punkcie ślubu. Czasami się dziwiła, że wciąż chciał się z nią ożenić. Myrna zaparkowała vana blisko małego budynku, gdzie miały się przebrać. Bliżej brzegu znajdował się mały, biały namiot skąd miała wyjść i wokół którego już zostały ustawione rzędy białych, drewnianych, składanych krzeseł. Kilka osób ozdabiało ołtarz czerwonymi różami i łyszczecem wiechowatym, koronką, satynowymi kokardami w bieli i czerwieni. Dekoracje szły raczej gładko, biorąc pod uwagę jak bardzo było wietrznie. Może martwiła się o nic. Kobiety rozmawiały ze sobą, gdy weszły do plażowego domu. Jessica zatrzymała się w jadalni, aby popodziwiać bukiety kwiatów ustawione w równym rzędzie na stole. Wszystkie osiem małych bukietów pasowały do jej. Jedyną różnicą było to, że bukiet panny młodej był większy i miał białe lilie wraz z czerwonymi różami. Pochyliła się i zaciągnęła się zapachem słodkiej lilii po czym kichnęła nieoczekiwanie. Odsunęła się i znowu kichnęła. I znowu. - Masz alergię na swoje kwiaty?- zapytała Beth. Nos i oczy Jessici zaczęły swędzieć i boleć. - Chyba tak – powiedziała nosowym głosem od nagłego opuchnięta twarzy. Znowu kichnęła, cofając się od alergenów w swoim bukiecie. - I co teraz zrobię?- zapytała.- Nie mogę powiedzieć swojej przysięgi – ah ah ahchoo – cały czas kichając – podciągnęła nosem, przeszukując pokój za chusteczkami.
- Mam uczulenie na konkretne kwiaty – powiedziała Myrna.- Musisz pozbyć pylników. A może to pręciki? Pozbądź się pyłku kwiatowego. - Trzymam cię za słowo – powiedziała Jessica, mając nadzieję, że miała rację. Myrna podniosła bukiet i skierowała się do małej kuchni na tyłach chatki. Jessica znowu kichnęła, gdy ta przeszła obok, ale czuła mniejsze zmartwienie, gdy kwiaty zniknęły z pomieszczenia. - Nie kichałam, gdy pokazali mi próbki – Jessica powiedziała do Beth, która podała jej chusteczkę. Jessica wydmuchała nos i zamrugała, aby łzy nie zniszczyły jej makijażu. - Bo ich próbki to sztuczne kwiaty – powiedziała Beth.- Pamiętasz? Beth jeździła z Jessicą wybrać większość rzeczy na ślub, podczas gdy Sed był w trasie z Sinnersami w trasie, gdy ona planowała ceremonię. Ale wysyłała mu zdjęcia wszystkiego i pytała o jego zdanie wobec każdego szczegółu. Ani razu nie stracił cierpliwości, chociaż pewnie doprowadzała go do szaleństwa. Pewnie nie obchodziło go, czy czerwone kokardy w kwiatach pasowały do siebie, ale i tak chciała znać jego zdanie i dzięki Bogu, że wyraził jakiekolwiek. Chciała aby czuł, że był częścią każdej decyzji, każdego kroku, który prowadził do tego dnia. Nie tylko ona tego dnia brała ślub. Jessica zachichotała. - Masz rację. Podejrzewam, że to by tłumaczyło dlaczego nie kichałam w kwiaciarni. - Mam nadzieję, że usunięcie pręcików załatwi sprawę – powiedziała Beth.- Gotowa aby założyć suknię? Jessica z zapałem przytaknęła głową. Minęło kilka tygodni odkąd widziała ją po raz ostatni. Zrobili kilka poprawek na ostatnią chwilę, aby wszystko idealnie pasowało. Co przypomniało jej o tym, że nie mogła się doczekać, aby zobaczyć go w smokingu. Westchnęła głośno na samą myśl o tych szerokich ramionach, które wypełniałyby idealnie skrojoną
marynarkę od smokingu. Ten mężczyzna sam w sobie wyglądał świetnie, a tym bardziej w ubraniach. W jednej z dwóch sypialni, Beth pomogła Jessice wślizgnąć się w suknię ślubną. Beth pociągnęła za zamek na plecach Jessici, ale ten ani drgnął. - Utknął?- zapytała Jessica, spoglądając przez ramię, aby zobaczyć w czym tkwił problem. Zakręciło się jej w głowie; problem polegał na tym, że krawędzie zamka dzieliły jakieś dwa cale. Nie było mowy, aby dało się ją zapiąć. - Och nie – powiedziała Jessica.- Sed powiedział mi, że już widać, ale nie wierzyłam mu. Zakryła swój brzuch obiema dłońmi, gdzie rosło w niej dziecko Seda. - Jeśli teraz jestem na to za gruba, to jak będę wyglądać za siedem miesięcy? - Nie jesteś gruba – powiedziała Beth.- To dziecko jest duże. Tak jak jego ojciec. Jessica nie była pewna, czy wierzyć w to wyjaśnienie, ale dzięki temu poczuła się marginalnie lepiej.- I co teraz zrobimy?- zapytała. - Dasz radę wciągnąć brzuch?- zapytała Beth, ciągnąć za otwarte boki sukni. Jessica wciągnęła powietrze do piersi, próbując spłaszczyć brzuch jak tylko było to możliwe. Ale problem nie tkwił w jej brzuchu, a podbrzuszu. Pewnie powinna się zdecydować na suknię z ściągnięciem pod biustem, a nie taką, która była dopasowana do jej talii. Myślała, że miała jeszcze mnóstwo czasu zanim zacznie się jej pokazywać brzuszek i sprawiać, że nie będzie się mieścić w ubraniach. - Nie mogę – powiedziała Jessica i wypuściła powietrze z jękiem.
- Zapomnę tą suknię, nawet jeśli będę musiała cię zdusić – powiedziała Beth. - Myślę, że mam gorset, który by na ciebie pasował – powiedziała Aggie. Jessica nie usłyszała jak ta weszła. Stała w otwartych drzwiach, przyglądając się jej uważnie. - Jest biały, więc nie powinno go być widać i sięga poniżej bioder, więc nieco cię ściśnie. Ale jest skórzany. Masz coś aby ochronić się przed skórą, prawda? Jessica naprawdę chciała założyć biały, skórzany gorset pod swoją suknię ślubną? Co by pomyślał o tym Sed? Zdecydowała, że byłby tak podniecony, że nie byłby w stanie myśleć. - Myślisz, że zadziała?- zapytała Jessica. Aggie skinęła głową. - Na pewno. Jednak muszę po niego pojechać. Mamy czas? - I tak nie mogę pójść do ołtarza z rozpiętą suknią – powiedziała Jessica.- Będę wdzięczna, jeśli pojedziesz po niego, skoro warto spróbować. Dziecku nie stanie się krzywda, prawda? - Nie, przecież nie ściśniemy cię tak mocno, byś nie mogła oddychać. Potrzeba ci tylko kilku centymetrów. Wrócę. Aggie odwróciła się na pięcie, zaś jej długie, proste włosy zawirowały wokół jej ciała, gdy zaczęła iść. - Dzięki, Aggie!- Jessica zawołała za nią. - Nie ma problemu – Aggie odkrzyknęła. Beth uniosła brwi. - Biały, skórzany gorset? Tym zajmuje się moja kuzynka?
- Sprzedaje ręcznie robione gorsety z przyczepy, którą ciągnie bus Sinnersów. Jej stroje są tak popularne, że musi odprawiać klientów z kwitkiem. Widziałaś jakieś? - Nie. Nawet nie wiedziałam, że prowadzi teraz własny biznes. Myślałam, że wciąż pracuje w klubie ze striptizem w Vegas – powiedziała Beth. Jessica roześmiała się. - Nie rozmawiacie ze sobą za bardzo, prawda? - Nasze matki się nie dogadują – szepnęła Beth.- Ciotka Tabitha jest czarną owcą w rodzinie. A z kolei Aggie… cóż, jest nieco inna. Straszna?- Beth ściągnęła razem brwi.- A może przerażająca. Taa, Aggie jest przerażająca. Jessica uśmiechnęła się i pokręciła głową. Aggie tylko udawała, że była przerażająca, ale pod tą skórzaną warstwą i zimnymi spojrzeniami kryła się kocica. - Aggie jest niesamowita. Naprawdę powinnaś ją lepiej poznać, Beth. Nie daj się odstraszyć pejczom i skórze. Beth zaśmiała się. - Słyszysz w ogóle co mówisz? - Owszem i nie zapominajmy, że to właśnie ty mnie wysłałaś do Vegas pod jej skrzydła, pamiętasz? - Taa, cóż… - Beth wzruszyła ramionami.- Może żyłam za spokojnie. Wszystko co robię, to uczę się. Przynajmniej ty masz jakieś życie. Nie sądzę, że zdam egzamin aplikancki. - Zdasz – powiedziała Jessica, pocierając jej plecy. - Łatwo ci mówić, mózgowcu. Zdałaś za pierwszym podejściem. - Jessica?- po domku rozniósł się piskliwy jej matki, który trudno było pomylić z kimś innym.- Jessica?
- O cholera – powiedziała Jessica.- Gdzie ona jest? Myślałam, że będzie zajęta w Sali bankietowej przez całą ceremonię. - Jessica, gdzie jesteś?- zawołała jej matka. - Nie chcę, aby wiedziała, że moja suknia nie pasuje – Jessica szepnęła do Beth.- Wiesz, jaka jest. Nigdy nie da mi o tym zapomnieć. Beth rozejrzała się po pokoju i ściągnęła kołdrę z łóżka. Narzuciła ją na plecy Jessici, która zmarszczyła brwi w dezorientacji. - Udawaj, że ci zimno – powiedziała, gdy matka Jessici weszła do pokoju. Jessica bardziej owinęła kołdrę wokół ramion, kuląc się jakby był styczeń na Alasce niż czerwiec w Kalifornii. - Tutaj jesteś – powiedziała jej mama, przechodząc przez pokój.- Dlaczego nie odpowiedziałaś, gdy cię wołałam? - A wołałaś?- Jessica udawała głupią.- Nie słyszałam. - Sala jest już gotowa. Powiedziałam ci, że możesz na mnie liczyć, jeśli chodzi o sprawienie, że ten dzień będzie idealny. Jak do tej pory dzień Jessici w ogóle nie był doskonały, ale i tak uśmiechnęła się do swojej matki. - Dziękuję, że tak ciężko pracowałaś w Sali na której odbędzie się przyjęcie. Ta kobieta próbowała przejąć całe wesele. A potem mama Seda dołączyła do planowania i wszystkie przygotowania zmieniły się w stałe kłótnie. Matka Seda upierała się przy tym, że powinni wziąć ślub w kościele. Matka Jessici stwierdziła, że wszyscy powinni polecieć do Paryża i tam wziąć ślub. Jessice podobało się wspomnienie o jej chwilach z Sedem na replice wieży Eiffla w Vegas, ale Paryż? Nie miała pojęcia skąd wziął się jej ten pomysł. Była pewna, że nigdy nie wspomniała o tym, że chciałaby pojechać do Paryża, a tym bardziej wziąć tam ślub. Podejrzewała, że jej matka zawsze chciała wyjść za mąż za granicą i zamierzała spełnić to marzenie przez swoją córkę. Przez cały czas,
podczas którego planowali ślub, Jessica była targana w tysiące różnych kierunków. Próbowała znaleźć kompromis, ale czasami nawet tego nie było. Na szczęście Sed wsparł ją w najbardziej ważnym momencie, by powiedzieć obu matkom gdzie ona chciała wziąć ślub. Na plaży. Matka Seda przyjęła tą decyzję bez mrugnięcia okiem i natychmiast zaczęła zbierać informacje o dostępnych miejscach. Z drugiej strony jej matka powiedziała, że ślub na plaży nie był odpowiedni dla jej córki. Jessica nie miała pojęcia, kiedy jej matka zaczęła myśleć o niej, że miała taką wartość. Pewnie w chwili w której zaręczyła się z bogatą gwiazdą rocka. - Dlaczego owinęłaś się kocem?- zapytała jej mama, przyglądając się jej podejrzliwie. - Nieco mi zimno – powiedziała Jessica, mocniej owijając się kołdrą i udając, że drży. - Jesteś chora? - Nie – powiedziała Jessica, kręcąc głową.- Myślę, że to przez nerwy. - Cóż, nie złap teraz niczego. Nie zwracają zaliczki. - Nic mi nie jest – zapewniła ją. - Wiem, że będziesz rozczarowana, ale Ed nie przyjdzie – powiedziała jej mama.- Musi zjawić się na ważnym spotkaniu. Spotkanie ze swoim ulubionym kanałem sportowym, pomyślała Jessica. Skinęła głową, nie bardzo się przejmując tym, że jej ojczym będzie nieobecny. I tak nie mieli bliskich relacji. Zaprosiła go tylko dlatego, bo tego się po niej spodziewano. Ed był obleśnym typem i nie zmienił się odkąd matka Jessici za niego wyszła, gdy ta skończyła siedemnaście lat. - Nic nie szkodzi, mamo. Wiem, jak ciężko pracuje –aby pomóc ci żyć ponad stan, Jessica dodała cicho. - Gdzie Monica?
Jessica wzruszyła ramionami. W przeciwieństwie do jej matki, która musiała się ciągle wtrącać chociażby w najdrobniejsze zadania, matka Seda robiła to bez zbędnej publiki. - Mama jest z florystką i pomaga zdobić ołtarz. Próbując znaleźć jak utrzymać kwiaty w jednym miejscu przy tym wietrze – powiedziała młodsza siostra Seda, Elise. - Pewnie potrzebuje pomocy – mama Jessici odwróciła się na pięcie. Jessica zaczęła współczuć Monice, ale przynajmniej nie musiała widzieć swojej matki. - Ciekawi mnie, czy Sed już tu jest – powiedziała Jessica. Nie rozmawiała z nim przez cały dzień. Tęskniła za nim. Zazwyczaj gdy nie był w trasie, to byli nierozłączni. A gdy była z nim w trasie, to była okropna. Minęło tylko dwanaście godzin odkąd widziała go po raz ostatni, a już czuła, jakby minęły wieki. Może jednak powinna popatrzeć na niego przez jakiś czas, gdy spał tego ranka, zamiast zakryć oczy rękami, gdy wyślizgnęła się z łóżka, aby uniknąć patrzenia na niego przed ślubem. - Powinnaś do niego napisać – doradziła Beth.- Upewnić się, że wstał. Sed wciąż spał, gdy wyszła. Ufała, że wstał z łóżka o odpowiedniej godzinie, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobił, to Brian by zainterweniował, jeśli byłoby to konieczne. Gdy orszak druhen wyjechał z samego rana, to Brian dał jej swoje słowo, że będzie trzymać Seda w ryzach, lecz wydawało się jej to teraz śmieszne. Powinna zaangażować do tego jego matkę. Ale Monica i tak miała wiele rzeczy na głowie z przygotowaniem ceremonii na plaży. Mimo tego Jessica nie mogła się oprzeć pokusie, aby napisać do Seda. Nie żeby go sprawdzić. Mimo tego, że dzisiaj mieli świętować ich bliskość, to czuła się w tej chwili daleko od niego. Szczęśliwego Dnia Ślubu, napisała. Nie mogę się doczekać, aby za ciebie wyjść.
Po tym jak wysłała wiadomość, to pomogła Beth zapiąć długą, czerwoną suknię druhny, którą wybrała. Każda z druhen Jessici była ubrana w ten sam kolor, ale odkąd każda z nich byłą wyjątkowa, to nie zmusiła ich w ubranie jednakowych sukien. Wybrały suknie, które im się podobały i miała nadzieję, że mogłyby je założyć jeszcze nie raz. Tylko nie była pewna, co by pomyślał Sed na seksowne sukienki, które wybrały jego młodsze siostry, ale i tak nie zamierzała odmówić im tej przyjemności. Były dorosłymi kobietami, a nie dziewczynkami z warkoczykami, jak ciągle o nich myślał. Jessica i tak najadła się już wystarczająco dużo złości, kiedy jej matka dowiedziała się, że druhny nie będą ubrane jak klony. Powiedziała jej wtedy, że druhny będą wyglądać jak niedopasowana grupa żebraczek. Jednak Jessica w końcu wygrała tą bitwę. I chociaż wszystkie były ubrane inaczej, to głęboka czerwień wystarczająco je harmonizowała. Podobało się jej, że nie wyglądały dokładnie tak samo. Jessica krążyła w kółko do czasu, gdy Aggie wróciła ponad pół godziny później z gorsetem. Co jeśli była zbyt gruba, aby zmieścić się nawet w niego? I dlaczego Sed jej nie odpisał? I czy jej matka wciąż gnębiła matkę Seda? Jeszcze nie wróciła. I dlaczego Malcolm znowu płakał? Dziecko musiało być w dobrym nastroju. Albo przynajmniej wolałaby, aby usnęło. - Naprawdę to zrobiłaś, Aggie?- Beth powiedziała bez tchu, gdy potarła blado różowe orchidee wyhaftowane na białej skórze gorsetu. - Tak. - Gdzie się nauczyłaś tak haftować? Jest piękny. - Babcia mnie nauczyła. Beth zachichotała. - Mnie też próbowała nauczyć, ale skończyło się na tym, że ciągle kułam się w palce i nigdy niczego nie dokończyłam. Myślę, że masz naturalny talent. Aggie zagryzła wargę.
- Nie, po prostu wzięłam się za to, bo chciałam mieć powód, aby z nią posiedzieć. Zawsze była zbyt zajęta, aby zwolnić, z wyjątkiem gdy haftowała - Och – powiedziała Beth i uśmiechnęła się, już nie patrząc z przerażeniem na swoją kuzynkę. Jessica próbowała nie triumfować. Zsunęła sukienkę i podała ją Beth, podczas gdy sama podeszła do Aggie. - Tak nawiasem, to miał to być to twój prezent ślubny – Aggie powiedziała do Jessici.- Musiałam kopać w setkach prezentów w Sali weselnej i wyjaśnić, że nie próbuję go ukraść. - Przepraszam, że miałaś przeze mnie tyle kłopotów. Przeze mnie i moje niepochamowane pragnienie lodów – powiedziała Jessica, klepiąc się po brzuchu, który nie składał się w całości z dziecka. Większością była ona sama. Aggie owinęła wokół niej gorset. - Nic nie szkodzi – powiedziała Aggie, wiążąc sznurki na plecach Jessici.- Za ciasno?- spytała z troską. - Nie – odpowiedziała Jessica. Z jakiegoś powodu czuła się strasznie wysoka. Jeżeli gorset jej nie wyszczuplił, to przynajmniej nadał jej fantastycznej postury.- Możesz mocniej ścisnąć. - Teraz zaczynam martwić się o dziecko – powiedziała Aggie. - W tej chwili jest rozmiaru mojego kciuka. I tak nie zajmuje wiele miejsca. - Możesz oddychać? Jessica skinęła głową. - Jest świetnie. Naprawdę. - Wyglądasz diabelnie seksownie – powiedziała Beth.- Niemal żałuję, że nie jestem lesbijką. Zrobisz dla mnie taki, Aggie? Nie mam
faceta dla którego mogłabym go nosić, ale mogę go nosić gdy będę się uczyć. Może to pomoże mi myśleć. Aggie zachichotała. - Oczywiście, skarbie. I może poznasz kogoś na weselu. Przyjdzie przynajmniej dziesięć tysięcy ludzi, biorąc pod uwagę listę gości. - Tylko pięćset – powiedziała Jessica, przewracając oczami. Nie miała pojęcia skąd jej matka wytrzasnęła pięciuset gości, aby ci przyszli na jej wesele, a tym bardziej zdumiało ją to, że ci potwierdzili przyjście. Jessica nie znała pięciuset osób. Może byli znajomymi Seda. Nie rozpoznała wielu nazwisk na liście gości. Przynajmniej wraz z Sedem wreszcie nad tym zapanowali, ale jej matka i tak dopisywała osoby. Znowu założyła suknię i zamknęła oczy, gdy Aggie ją zapięła. Suknia została zapięta z łatwością. Jessica odetchnęła z ulgą. Odwróciła się i uścisnęła Aggie, zanim się rozpłakała. Aggie przytuliła ją mocno i poklepała po plecach. - Nie płacz, kociaku – powiedziała.- Zniszczysz makijaż, a przez to będziemy musiały znowu wysłuchać twojej matki. Jessica zaśmiała się. Albo zachrypiała. Okazało się, że śmianie się w gorsecie było trudnym zadaniem. Może to właśnie dlatego Aggie nie śmiała się zbyt często. Przynajmniej nie była zbyt radosna, kiedy wdrążała Jessicę w świat striptizerek w Vegas. Aggie śmiała się o wiele częściej, gdy była teraz z Jace’em, a mimo to wciąż nosiła gorsety. Ocierając swoje łzy, Jessica odsunęła się od Aggie i uśmiechnęła się. - Jestem ci dłużna, Aggie. - Sama niebawem wezmę ślub – powiedziała.- Jestem pewna, że pomożesz mi w katastrofie czy dwóch. Jessica rozpromieniła się. Był to pierwszy raz, kiedy usłyszała jak Aggie wspomina o swoim ślubie, chociaż była zaręczona z Jace’em niemal od roku.
- Wybraliście już termin? Pokręciła głową, przez co proste włosy zawirowały jej wokół twarzy. Ta kobieta miała najjaśniejszą skórę jaką kiedykolwiek widziała. Pewnie niezbyt często wychodziła na słońce. - Czekamy, aż znajdziemy odpowiednie miejsce. Są sprawy, które się po prostu wie, rozumiesz? Jessica przytaknęła. - Więc weźmiemy ślub gdy będziemy czuć, że jesteśmy gotowi – powiedziała Aggie.- Bez pośpiechu. Przecież i tak nie planujemy mieć niebawem dzieci. - Musiałabyś zmienić swój loch w bezpieczną przestrzeń dla zabaw dla dzieci zamiast dla dorosły – zażartowała Jessica. Aggie zachichotała. - I właśnie dlatego nie spieszy mi się. Wolę loch taki, jaki jest teraz. A Jace lubi go jeszcze bardziej niż ja. - Wszystkie gorsety które robisz są białe?- wtrąciła się Beth. Biorąc pod uwagę wyraz jej twarzy, to czekała na okazję. - W większości są czarne – Aggie dotknęła tyłu głowy Jessici.- Chociaż pióra wspaniale wyglądają na bieli. Jessica zarumieniła się, a potem parsknęła śmiechem. - Nigdy nie będzie mi dane zapomnieć o moim pseudonimie striptizerki, co nie? - Nie przy mnie, kociaku – Aggie puściła jej oczko i odwróciła się do swojej kuzynki. Gdy tak stały obok siebie, Jessica zauważyła, że były do siebie podobne. Beth była bardziej zrównoważona od Aggie, więc łatwo było przegapić jej urodę. Włosy Beth były brązowe a nie czarne i była bardziej opalona od kalifornijskiego słońca, ale tak samo jak kuzynka, miała jasno niebieskie oczy. Tak samo gęste rzęsy, pełne wargi i zniewalający uśmiech. Podczas gdy Aggie była pewna siebie, to Beth