Spis treści
Od autora..................................................................................7
Rozdział 1. Kobieta i feminizm w czasach
Drugiej Rzeczypospolitej..........................................................9
Sufrażystki..............................................................................10
Bunt.........................................................................................12
Równouprawnienie po polsku.................................................14
Chcemy całego życia!.............................................................16
Polskie emancypantki.............................................................20
Maria Komornicka/Piotr Odmieniec Włast...............................21
Maria Rodziewiczówna............................................................23
Panie na froncie......................................................................25
U progu Drugiej Rzeczypospolitej...........................................27
Rozdział 2. Ekscelencja...........................................................29
Damy polskiej polityki.............................................................30
Jadwiga Salkowska..................................................................33
Pan minister spraw zagranicznych.........................................35
Niedyskrecje sekretarza..........................................................37
Codzienne życie pani ministrowej...........................................41
Podróże, podróże....................................................................45
Opinie......................................................................................51
Rumuńska tragedia.................................................................53
Rozdział 3. Lwica....................................................................57
Natka.......................................................................................58
Dom nad łąkami......................................................................67
Dygresje erotyczne.................................................................69
Straszna miłość.......................................................................72
Niedobra miłość......................................................................75
Finanse pani Zofii....................................................................83
Warszawski salon....................................................................93
Karol Szymanowski.................................................................96
Kobieta czterdziestoletnia....................................................100
Bałkańskie fascynacje...........................................................102
Bogusław Kuczyński..............................................................105
Trafika tytoniowa..................................................................110
Ostatni żandarm...................................................................112
Rozdział 4. Feministka..........................................................118
Młodość skandalistki.............................................................119
Jerzy Krzywicki......................................................................121
Nowoczesne małżeństwo......................................................123
Boy........................................................................................126
Irke Nachalnik.......................................................................131
Kobiece niedyskrecje............................................................138
Los Polikratesa......................................................................144
Krajobraz po katastrofie........................................................147
Powrót skandalistki...............................................................150
Zmierzch bogów...................................................................154
Zamurowany świat................................................................157
Rozdział 5. Dnie i noce pani Marii.........................................161
Maria Szumska......................................................................162
Marian Dąbrowski.................................................................164
Maria i Zofia..........................................................................169
Wydawnictwo Mortkowicza...................................................171
Stach.....................................................................................176
Jaworze..................................................................................178
Ruch spółdzielczy..................................................................182
Okupacja...............................................................................183
Dąbrowska i komuniści.........................................................184
Anna Kowalska......................................................................188
Rozdział 6. Lilka....................................................................194
Córka Wojciecha, wnuczka Juliusza......................................195
Elf z Kossakówki....................................................................196
Władysław Bzowski...............................................................200
Jaś-Gwaś................................................................................203
Lilka i finanse........................................................................207
Lotek.....................................................................................209
Maria i Magdalena.................................................................215
Dęblin....................................................................................217
Emigracja..............................................................................219
Blackpool...............................................................................221
Rozdział 7. Muzy Witkacego.................................................226
Staś i Jadwiga........................................................................227
Ślub w Zakopanem...............................................................231
Drogi i rozdroża małżeństwa................................................233
Czesia....................................................................................239
Pani Witkiewiczowa i mężczyźni...........................................246
Tragedia czasów PRL............................................................247
Ta, która przeżyła.................................................................254
Rozdział 8. Katarzyna Kobro.................................................258
Władysław Strzemiński.........................................................259
Miłość....................................................................................262
Sztuka dla sztuki...................................................................267
Nienawiść..............................................................................273
Wojna o dziecko....................................................................276
Pośmiertna sława..................................................................279
Rozdział 9. Niuta...................................................................283
Jedynaczka Pikadora.............................................................284
Pod znakiem zawilca.............................................................290
Muza Słonimskiego...............................................................295
Marjusz Dawn........................................................................301
Piekło na ziemi......................................................................303
Ważniejsza bibliografia.........................................................308
Od autora
arwna epoka, inteligentne i piękne kobiety. Tak najkrócej i chyba
najtrafniej można podsumować treść tej książki. Okres
międzywojenny to niezwykle wdzięczna epoka dla historyka,
fascynujący okres, czasy niezwykłych osobowości, a przede wszystkim
intrygujących kobiet, które wywarły ogromny wpływ na dzieje i kulturę
Drugiej Rzeczypospolitej.
B
Z jednej strony miałem duże możliwości wyboru, mogłem pisać o
wielu paniach, a każda historia byłaby równie fascynująca. Z drugiej
jednak musiałem zrezygnować z kilku znaczących postaci. Nie chciałem
się powtarzać, nie napisałem więc o przedstawicielkach płci pięknej,
którym poświęciłem już sporo miejsca w swoich publikacjach. A zatem z
kręgów politycznych pominąłem Aleksandrę Piłsudską i Martę Thomas-
Zaleską, ze sfery kultury natomiast Hankę Ordonównę i Zofię Stryjeńską.
Informacje na ich temat można znaleźć w moim Życiu prywatnym elit
Drugiej Rzeczypospolitej i Życiu prywatnym elit artystycznych Drugiej
Rzeczypospolitej. Postanowiłem natomiast zająć się bliżej Marią
Pawlikowską-Jasnorzewską, wspominaną wprawdzie obszernie w
jednej z moich poprzednich książek, ale wyłącznie na tle rodziny
Kossaków. Tutaj poświęciłem jej obszerny rozdział, kreśląc jej sylwetkę
przez pryzmat życia osobistego. Podobnie postąpiłem w rozdziale o
muzach Witkacego. W Życiu prywatnym elit artystycznych Drugiej
Rzeczypospolitej poświęciłem nieco miejsca żonie i ostatniej partnerce
Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ale tam obie panie były tylko
dodatkiem do wizerunku ekscentrycznego artysty, tutaj natomiast są
pierwszoplanowymi bohaterkami.
Tematem tej książki jest życie prywatne wpływowych kobiet okresu
międzywojennego. Ich działalności zawodowej poświęciłem niewiele
miejsca, i tylko wówczas, gdy było to konieczne, aby zrozumieć
prywatną biografię. Nie jestem politologiem, polonistą, czy krytykiem
sztuki, uważam się za historyka obyczajowości, co skutkuje innym
spojrzeniem na wiele wydarzeń i procesów historycznych. Koncentruję
się na tym, co zawsze było dla mnie najważniejsze – na życiu
prywatnym wybitnych osobistości, na elementach biografii, o których z
reguły milczą historycy. Na ukazywaniu moich bohaterów w domowym
zaciszu, pozbawionych splendoru związanego z wysoką pozycją
społeczną. Czyż taka osoba nie jest znacznie ciekawsza niż zapięty pod
szyję posąg bez życia?
Na koniec przyznam się czytelnikom do pewnego zabiegu
związanego z tą książką. Usunąłem z niej dwa prawie gotowe rozdziały
poświęcone gwiazdom filmu i sportu. Rozmiary tej publikacji
umożliwiały tylko pobieżne potraktowanie tematu, a gwiazdy X muzy
zasługują na oddzielną publikację. I to nie tylko panie, ale również ich
ekranowi partnerzy. Do tego tematu zamierzam zresztą niebawem
powrócić.
Sławomir Koper
Rozdzia 1ł
Kobieta i feminizm w czasach
Drugiej Rzeczypospolitej
Sufrażystki
oczątek nowoczesnego ruchu emancypacyjnego (nazwy feminizm
jeszcze nie znano) związany jest z rewolucją francuską i Deklaracją
Praw Kobiety i Obywatelki autorstwa Olimpii de Gouges. Wzorowany na
Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela manifest nie znalazł jednak
uznania władz rewolucyjnych, a jego autorka zakończyła życie na
gilotynie. Nie oznaczało to jednak specjalnej niechęci rewolucjonistów
do spraw emancypacji. Gilotyna stanowiła w tych burzliwych czasach
naturalny instrument uprawiania polityki i zwyczajowe zwieńczenie
kariery wszelkiej maści nowatorów i wizjonerów.
P
W tym czasie w Wielkiej Brytanii Mary Wollstonecraft ogłosiła
Obronę i dochodzenie praw mężczyzn. Autorka miała wprawdzie więcej
szczęścia niż jej francuska koleżanka, ale efekty publikacji były podobne
– pozostały niezauważone.
Emancypacji nie można było jednak zahamować gilotyną i w XIX
stuleciu kobiety coraz głośniej domagały się równouprawnienia. W
Stanach Zjednoczonych emancypacja towarzyszyła ruchowi
abolicyjnemu, a jego liderki sugerowały, że ich położenie niewiele różni
się od losu czarnych niewolników.
Inna sprawa, że kiedy kilka lat po wojnie secesyjnej czarna
mniejszość uzyskała prawa wyborcze, to jeden z jej liderów zauważył,
że skoro Murzyni czekali tyle lat, to kobiety również mogłyby wykazać
się większą cierpliwością. Z męskiej solidarności wyłamały się
wyłącznie władze stanu Wyoming, gdzie już w 1869 roku przyznano
kobietom prawa wyborcze. Ale był to wyjątek potwierdzający regułę.
Nowe prądy szybciej docierały na antypody niż do Europy i Stanów
Zjednoczonych. W 1893 roku przyznano paniom prawa wyborcze w
Nowej Zelandii, a dziewięć lat później w ślady tamtejszych polityków
podążyły władze Australii. Ale nawet na starym kontynencie coś zaczęło
się zmieniać na lepsze, od 1906 roku w Finlandii płeć piękna mogła brać
udział w głosowaniu. A co najdziwniejsze, Finlandia należała wówczas
do imperium rosyjskiego uchodzącego za ostoję konserwatyzmu.
Najważniejszą rolę w ruchu emancypacyjnym odegrały angielskie
sufrażystki (od łacińskiego suffragium – głos wyborczy), oczy
działaczek na całym świecie były więc zwrócone na Zjednoczone
Królestwo. Trzeba przyznać, że działy się tam rzeczy zupełnie
niepasujące do obiegowych opinii o belle époque. Miejscowe aktywistki
dopuszczały się czynów zakrawających wręcz na terroryzm we
współczesnym znaczeniu tego słowa.
Angielskie emancypantki znalazły swojego ideologa, został nim
znany filozof John Stuart Mill. Fiberalny myśliciel skoncentrował się na
obalaniu stereotypów, kwestionując ogólnie przyjętą zasadę wyższości
mężczyzn. Skierował więc sufrażystki na drogę racjonalnych działań,
popierając ich aktywność logicznymi argumentami.
Nie przeszkodziło to Izbie Gmin w podjęciu uchwały (1866), że płeć
piękna nie potrafi pojąć reguł rządzących polityką, przyznanie zatem
kobietom możliwości wpływu na państwo jest działaniem wysokiego
ryzyka. I odrzucono petycję o uchwalenie powszechnego prawa
wyborczego przedstawioną przez Milla, a podpisaną przez półtora
tysiąca osób. Cztery lata później wniosek ponowił przyjaciel filozofa,
prawnik z Manchesteru, Richard Pankhurst. Nikogo specjalnie nie
zdziwiła kolejna odmowna decyzja parlamentu, Pankhurst miał
natomiast własne ambicje – chciał, aby jego nazwisko stało się
symbolem zwycięskiej walki o równouprawnienie kobiet. I cel swój
osiągnął, ale zawdzięczał to nie sobie, lecz żonie i córkom.
Odrzucenie wniosku przez parlament nie oznaczało, że nie
następowały zmiany w ustawodawstwie. Przyznano paniom prawo do
rozwodów w sytuacji zdrady małżonka, okrucieństwa czy popełnienia
bigamii. Partner miał prawo zachować jednak wspólną własność
majątkową wraz z posagiem, pewnym ustępstwem była natomiast
gwarancja minimum majątkowego dla żon porzuconych przez mężów.
Dostęp do własnych pieniędzy oraz prawo do nauki i pracy
zawodowej okazały się równie ważnymi postulatami jak prawa
wyborcze. Powstawały damskie stowarzyszenia, wydawano czasopisma
dla kobiet głoszące hasła emancypacyjne. Ważnym krokiem naprzód
była ustawa zapewniająca paniom po wyjściu za mąż prawo do
dysponowania własnymi zarobkami, utrzymywania prywatnego konta
bankowego i dokonywania zapisów do wysokości dwustu funtów.
Procesu emancypacji nie można było zatrzymać i w 1884 roku Izba
Gmin wyraziła zgodę, aby kobiety po wyjściu za mąż mogły
rozporządzać własnym majątkiem. Dziewczęta uzyskały zgodę na
podejmowanie studiów wyższych, a prekursorem w tej dziedzinie stał
się wydział medyczny uniwersytetu w Edynburgu. I chociaż przez kilka
lat studentki nie miały prawa do końcowego egzaminu i dyplomu, to
pojawił się ważny precedens. Ograniczenia cofnięto w 1878 roku, a już
pięć lat wcześniej dopuszczano panie na wykłady w Oksfordzie. Na
zajęciach pojawiać się mogły jednak wyłącznie w towarzystwie
przyzwoitki, podobnie jak w Cambridge.
Opieszałość procesu emancypacji rozczarowała brytyjskie
sufrażystki. Zdesperowane panie uznały, że nadszedł czas na radykalne
działania, a ich determinacja i metody miały kompletnie zaskoczyć
brytyjskich polityków.
Bunt
Richard Pankhurst nazwał kiedyś Izbę Lordów (wyższą izbę
brytyjskiego parlamentu) „najbardziej przestarzałą i niedorzeczną
instytucją w Europie, publiczną rzeźnią, istniejącą tylko po to, by zabijać
swobody ludzkości”. Wywołało to niemały skandal, ale
parlamentarzyści brytyjscy nie przewidzieli, do czego zdolne są ich żony
i córki. W 1897 roku Millicenta Fawcett, żona posła i dyrektora Poczty
Krajowej, powołała Federację Stowarzyszeń Sufrażystek. Do organizacji
przystąpiła Emmeline Pankhurst wraz z trzema córkami, z których
Christabel (absolwentka wydziału prawa uniwersytetu w
Manchesterze) została głównym doradcą prawnym ruchu.
W maju 1905 roku Emmeline urządziła pierwszą publiczną
demonstrację – wiec na schodach Izby Gmin. Panie zostały
błyskawicznie rozpędzone przez policję, ale interwencja tylko
zaostrzyła nastroje. Na wiecu wyborczym w Manchesterze doszło do
szarpaniny z funkcjonariuszami i Christabel Pankhurst napluła w twarz
policjantowi. Następnego dnia sąd skazał ją i Annę Kenney na grzywnę, z
możliwością zamiany kary finansowej na siedem dni więzienia.
Sufrażystki wybrały areszt, a największe gazety w Wielkiej Brytanii
donosiły o wydarzeniu na pierwszych stronach.
Ofiarą wyjątkowej nienawiści działaczek stał się premier Herbert
Asquith. Aktywistki nachodziły jego dom, obrzucały kamieniami pociąg,
którym podróżował, aż wreszcie dopadły go na polu golfowym.
Obezwładniły polityka, usiłując rozebrać do naga. Premiera ocaliła
córka, przepędzając sufrażystki kijem golfowym ojca.
Innym znienawidzonym politykiem okazał się Winston Churchill.
Jako zajadły przeciwnik równouprawnienia zalecił policji (był
ministrem spraw wewnętrznych) używanie brutalnych metod. W
efekcie został wy chłostany przez jedną z pań na dworcu w Bristolu, a
szpicruta weszła do arsenału sufrażystek.
W ciągu kilku lat Wielka Brytania stała się areną wydarzeń
nienotowanych od czasów Olivera Cromwella. Kiedy w lutym 1907 roku
otwarcie obrad Izby Gmin zaszczycił król Edward VII, sufrażystki
usiłowały wręczyć mu petycję. Policja przez trzy godziny
powstrzymywała cztery tysiące kobiet szturmujących parlament, ale
kilkadziesiąt aktywistek z Emmeliną Pankhurst na czele przedarło się aż
pod drzwi sali obrad. Zostały aresztowane i skazane na trzy tygodnie
więzienia, co wcale nie osłabiło ich zapału. Jedna z działaczek wynajęła
nawet sterowiec, aby zrzucić kilkadziesiąt kilogramów ulotek na pałac
Buckingham.
W tej napiętej sytuacji nie zabrakło pomysłów rodem z greckiej
komedii. Młodsze działaczki odmawiały mężom współżycia
seksualnego, uważając to za formę nacisku na upartych partnerów. I
podobnie jak Lizystrata osiągnęły sukces, albowiem demonstracje
gromadziły coraz większą liczbę mężczyzn. Zresztą wiece z udziałem
kilkunastu tysięcy obywateli obojga płci przestały już kogokolwiek
dziwić.
Aresztowane sufrażystki podejmowały głodówki, zarządzono zatem
ich przymusowe dokarmianie. To wzburzyło opinię publiczną, a sprawą
zajęła się prasa. Metody brytyjskich polityków porównywano do
rosyjskiej służby więziennej, zarzucając władzom okrucieństwo. Po
koronacji Jerzego V kolejną propozycję przyznania paniom praw
wyborczych zablokował minister skarbu Lloyd George, czego
sufrażystki nigdy mu nie zapomniały.
W marcu 1912 roku Emmeline Pankhurst zarządziła kolejną
ofensywę. Uzbrojone w młotki patrole aktywistek przemierzały ulice
Londynu. Wybijano szyby w budynkach rządowych i sklepach,
podpalano skrzynki pocztowe, a szczególnie zdesperowane panie
przykuwały się do ogrodzeń. Rząd skierował przeciwko
demonstrantkom dziesięć tysięcy policjantów, Pankhurst została
aresztowana i skazana na dziewięć miesięcy więzienia. Oczywiście
ogłosiła głodówkę, a wiadomość na temat prób sztucznego karmienia
liderki w areszcie zaostrzyła nastroje. Nawet Jerzy V wyraził
zaniepokojenie, ale sufrażystki miały własne metody rozwiązywania
problemów. Trzy działaczki dopadły lekarza odpowiedzialnego za
sztuczne karmienie i wychłostały go szpicrutami.
To był dopiero początek. W Dublinie wojujące panie podpaliły
budynek teatru, gdzie miał przemawiać premier Asquith. Spłonęły dwie
stacje kolejowe pod Londynem, w Canterbury powybijano szyby w
siedzibie prymasa Anglii. A w lutym 1913 roku natomiast Emily Davison
podłożyła pod letnim domem Lloyda George’a dwie bomby zegarowe.
Wybuchła tylko jedna, minister ocalał, a sufrażystka przyznała się do
zamachu. W areszcie podjęła głodówkę, a sztuczne karmienie nie
przyniosło efektu. Aktywistka dotkliwie pobiła lekarza żelaznym
nocnikiem znajdującym się w wyposażeniu celi.
Emmeline Pankhurst skazano na trzy lata więzienia, niebawem
jednak znalazła się na wolności – lekarzom nie udało się skłonić liderki
do przerwania głodówki. Wypuszczono również Emily Davison, co
zakończyło się tragedią.
Emily zaplanowała kolejną demonstrację i w czerwcu znalazła się
na torze konnym Tottenham Comer podczas tradycyjnych gonitw.
Zapewne nie planowała spektakularnego samobójstwa, wiadomo, że
zakupiła bilet powrotny na kolej. Wypadki potoczyły się jednak
dramatycznie, podczas derby sufrażystka wpadła pod kopyta konia
Jerzego V; ciężko poturbowana zmarła po czterech dniach. Zachowany
film zdaje się wskazywać, że Emily planowała przewrócenie konia
monarchy, co jej się zresztą udało. Zapewne jednak nie chciała złożyć
swojego życia w ofierze, bo w więzieniu byłaby bardziej przydatna dla
mchu.
Jej koleżanki nie próżnowały: spłonęły pawilony sportowe w
Cambridge i Roehampton oraz dworzec kolejowy w Oxted. Do obrony
Emmeline Pankhurst utworzono gwardię młodych kobiet uzbrojonych
w maczugi (!) i szkolonych przez zawodowego boksera.
Nastroje spacyfikował dopiero wybuch wojny światowej, a konflikt
z władzami państwa nie oznaczał braku patriotyzmu. Na apel Emmeline
Pankhurst aktywistki przystąpiły do organizowania służb medycznych i
pomocniczych, a ich doświadczenia w walkach z policją okazały się
bezcenne. Wojna zupełnie zmieniła sytuację kraju – w czerwcu 1917
roku Izba Gmin przyznała prawo głosu kobietom, które ukończyły
trzydzieści lat i były właścicielkami nieruchomości. Pełne prawo
wyborcze obywatelki Wielkiej Brytanii uzyskały w 1928 roku, a w
pierwszych powszechnych wyborach kandydować miała Emmeline
Pankhurst. Niestety, liderka sufrażystek zmarła kilka tygodni wcześniej.
W tym czasie pełne p'rawa wyborcze dla żeńskiej części populacji
stały się już w całej Europie standardem, a w Polsce obowiązywały od
1918 roku. W tyle pozostała Szwajcaria, gdzie przyznano je w 1974
roku, a w kantonie Appenzell Innerrhoden dopiero w 1990 roku! Nie
można zatem mówić, że nasz kraj był zacofany jeśli chodzi o
równouprawnienie kobiet. Przynajmniej w kwestiach ustawodawczych,
bo z innymi sprawami różnie bywało.
Równouprawnienie po polsku
Przywykło się uważać, że polskie emancypantki nie wywalczyły
sobie praw wyborczych, tylko je otrzymały. Jest w tym wiele prawdy, ale
Polki znajdowały się też w zupełnie innej sytuacji niż ich brytyjskie czy
francuskie koleżanki.
Ruchy emancypacyjne pojawiły się w naszym kraju stosunkowo
późno i początkowo ograniczały się niemal wyłącznie do zaboru
rosyjskiego. Klęska powstania styczniowego stała się wyraźną cezurą
polityczną i obyczajową. Najwartościowsza część populacji męskiej
zginęła w walkach lub powędrowała za Ural, kobiety przejęły więc
obowiązki dotychczas przynależne mężczyznom. Panie dbały o rodzinne
majątki, o wychowanie dzieci, a raz zapoczątkowanych zmian nie można
już było zatrzymać.
Wydarzeniom politycznym towarzyszyły przemiany gospodarcze i
obyczajowe. Polska weszła w fazę uprzemysłowienia i urbanizacji,
pojawiła się nowa warstwa społeczna – inteligencja pracująca. Ogromną
rolę odegrały również prądy umysłowe (pozytywizm) oraz ideologiczne.
Socjalizm dopuszczał większą rolę kobiet w życiu społeczeństwa niż
konserwatywne nurty polityczne. To przecież nie przypadek, że w
lewicowych partiach (PPS i SDKPiL) panie miały większe znaczenie niż
w ugrupowaniach narodowych.
Wprawdzie polscy bojownicy nigdy nie dorównali rosyjskiej
Narodnej Woli, gdzie kobiety bywały wykonawczyniami zamachów, ale
również nad Wisłą zdarzały się wyjątki. Wanda Krahelska próbowała
osobiście zabić rosyjskiego gubernatora Gieorgija Skalona, a Aleksandra
Szczerbińska (później żona Piłsudskiego) wzięła bezpośredni udział w
akcji w Bezdanach.
Lewicowe działaczki walczyły z bronią w ręku, ale inne panie
wybierały drogę legalną. W 1865 roku w Warszawie zaczął się
ukazywać tygodnik „Bluszcz” propagujący emancypacyjne treści. Z
dzisiejszego punktu widzenia pismo wydaje się umiarkowane i
zachowawcze, ale wówczas stanowiło nowość na rynku prasowym.
Znacznie bardziej radykalny charakter miał natomiast lwowski „Świt”,
którego motywem przewodnim była idea samodzielności kobiet i walki
z konwencjonalnym obrazem płci pięknej w społeczeństwie. Redaktorką
naczelną została Maria Konopnicka, co jednak nie zapewniło tytułowi
sukcesu. Zainteresowanie było niewielkie i po dwóch latach pismo
upadło.
Ze znacznie lepszym przyjęciem spotkało się krakowskie „Nowe
Słowo” (Maria Wiśniewska „Turzyma”) i „Ster” ze Lwowa (Paulina
Kuczalska-Reinschmit). Na ich łamach poruszano kwestie edukacji i
pracy zarobkowej kobiet bez względu na pochodzenie społeczne. Warto
jednak zwrócić uwagę na pewną charakterystyczną sprawę.
Emancypacja na ziemiach polskich do wybuchu pierwszej wojny
światowej pozostawała tematem elitarnym ograniczonym do
inteligencji i kręgów ziemiańskich. Panie ze środowiska robotniczego
nie były zainteresowane tą tematyką, w tych kręgach większe
zainteresowanie budziła działalność socjalistyczna niż
równouprawnienie.
W Polsce nie udało się to, co powiodło się na zachodzie Europy –
zjednoczenie działaczek wywodzących się z różnych warstw
społecznych. Różnice były zbyt poważne, poziom życia, wykształcenie i
światopogląd okazały się przeszkodami nie do pokonania. Polski ruch
emancypacyjny odróżniał się jeszcze jedną cechą – polskie feministki
nie mogły prowadzić skutecznej działalności w oderwaniu od realiów
politycznych i narodowych. Nawet hasła przyznania kobietom praw
wyborczych (podstawowe na zachodzie Europy) zostały w Polsce
powiązane z postulatami niepodległościowymi.
Chcemy całego życia!
W 1905 roku odbył się pierwszy ogólnopolski zjazd kobiet. Do
Krakowa przybyły działaczki z trzech zaborów, obrady skoncentrowały
się na problemie walki o przyznanie kobietom praw wyborczych.
Jednocześnie pojawiła się kwestia podwójnej moralności obyczajowej –
innej dla kobiet i mężczyzn. Dwa lata później, na kolejnym zjeździe w
Warszawie, sprawa stała się wyjątkowo aktualna. Ze słynnym referatem
wystąpiła wówczas Zofia Nałkowska, a jej przemówienie wywołało
gwałtowne polemiki.
Nałkowska była mężatką miała wówczas dwadzieścia trzy lata, a za
sobą debiut literacki. Jej przemówienie miało trwać pięć minut, ale
przerywany oklaskami referat znacznie się przedłużył – na koniec
prelegentka dostała owacje na stojąco.
Wystąpienie Nałkowskiej jak na ówczesne standardy było
szokujące, pani Zofia od początku wygłaszała prowokujące opinie:
„Z pism i broszur wiemy już, że mamy prawa do praw, że
prostytucja istnieć nie powinna, znamy też dobrze wszystkie argumenty
dowodzące, że kobieta doprawdy jest człowiekiem”.
Nałkowska zajęła się problemem prostytucji, nie szczędząc
złośliwych uwag dotyczących podwójnej moralności i przemilczania
niewygodnych tematów:
„Jest rzeczą zupełnie śmieszną i z logicznego punktu widzenia
wprost niewiarygodną, że sprawą prostytucji zajmuje się ruch kobiecy, a
więc my kobiety. Jakże możemy rozprawiać o prostytutkach, gdy nam
ich znać nie wolno, jak mamy decydować o ich losie, nie mogąc zapytać
ich o zdanie?”.
Prelegentka snuła analogie pomiędzy „kobietami upadłymi” a
paniami z towarzystwa, zauważając, że „my, kobiety tak zwane uczciwe,
aż nazbyt często w małżeństwach naszych sprzedajemy prócz ciał
jeszcze i duszę”. Za całkowicie niezrozumiały uznała ostracyzm wobec
kobiet, które padły ofiarami męskiej tyranii. Tym bardziej wobec pań,
które odważyły się prowadzić niezależne życie, łamiąc konwenanse
epoki. W efekcie tak zwane uczciwe kobiety na równi z mężczyznami
skazują własne koleżanki na upadek moralny i ekonomiczny, nie
próbując nawet zrozumieć ich sytuacji.
„Otaczając wzgardą kobietę uwiedzioną, zrywając znajomość z
kobietą, która uciekła od męża, gubiąc w naszej opinii każdą kobietę
wyzwoloną, jako upadłą, ostracyzmem towarzyskim i społecznym,
odsuwając od źródeł zarobkowania – my to właśnie, kobiety uczciwe,
szanujące się, czynimy z niej prostytutkę [...]”.
A przecież „kobieta, stając się niezależną, traci cechy nabyte w
niewoli” i przestaje być dodatkiem do zakłamanego świata mężczyzn.
Albowiem „cały ustrój dzisiejszego życia erotycznego opiera się na
jawnej poligamii”, co akceptują również kobiety. „Większa czystość
ogółu kobiet od ogółu mężczyzn nie jest wynikiem naszej moralnej
przewagi”, lecz przede wszystkim efektem „przystosowania się do
warunków niewoli”. A całość reguluje niepisana umowa społeczna, w
praktyce uznawana przez obie strony.
Nałkowska nie miała dzieci, a opinie jej znajomych potwierdzały, że
był jej obcy instynkt macierzyński. To stanowiło jedną z przyczyn, że
sprzeciwiała się twierdzeniu, iż podstawowym celem życiowym kobiety
jest posiadanie potomstwa. Na jej szczególną niechęć zasłużył pewien
lekarz, który ogłosił zadziwiające wyniki swoich badań. Nie podała jego
personaliów, ale była to publiczna tajemnica:
„Jeden z lekarzy, opierając się na zeznaniach swych pacjentek,
ogłosił, że dziewięćdziesięciu procentom kobiet niedostępne są
wzruszenia erotyczne, a przeto jedynym motywem do zawarcia
małżeństwa jest dla nich potrzeba macierzyństwa”.
Prelegentka trafnie zauważyła, że panie zdradzające mężów nie
robią tego przecież wyłącznie z potrzeby umartwiania. Zdrada
małżeńska, według Nałkowskiej, nie stanowiła zresztą największego
problemu, za zdecydowanie bardziej tragiczne uważała konsekwencje
niechcianej ciąży:
„[...] czy rzucające się dziewczęta z okien na kamienie lub z brzegu
rzeki w głębinę z obawy przed grożącym macierzyństwem, też
macierzyństwo mają tylko na celu w miłości?”.
Nałkowska zakończyła referat prowokacyjnym jak na ówczesne
stosunki hasłem „chcemy całego życia!” i spotkała się z żywiołową
owacją. Jednak nie wszystkie słuchaczki poparły jej wystąpienie, a grupa
starszych działaczek nie ukrywała oburzenia. Należała do nich Maria
Konopnicka, która demonstracyjnie opuściła obrady. A przecież sama
uchodziła za emancypantkę, swego czasu była redaktorem naczelnym
„Świtu”. Ale to tylko potwierdza, jak bardzo wystąpienie Nałkowskiej
odbiegało od ówczesnych norm obyczajowych. W damskim środowisku
prawo kobiet do oświaty nie budziło kontrowersji, do pracy zawodowej
również, ale sfera obyczajowa wciąż pozostawała tematem tabu.
Referat Nałkowskiej przedrukowano na łamach „Krytyki” i na
odzew nie należało długo czekać. Ripostę zamieścił doktor Miklaszewski
– ośmieszony przez Nałkowską badacz zadowolenia seksualnego
pacjentek. W cierpkiej wypowiedzi zauważył, że jego studia trwały
piętnaście lat i objęły trzy tysiące przypadków. Dlatego bronił
tradycyjnych podstaw związków męsko-damskich, uważając je za
jedyne możliwe do przyjęcia:
„Jeszcześmy nie dorośli do tego, żeby o związkach płci rozstrzygały
inne względy prócz ekonomicznych i towarzyskich albo popędu
płciowego, rozbudzonego przedwcześnie u niedorostków życiowych
[...]”.
Zarzucił Nałkowskiej, że uważa „popęd płciowy za jedyny wskaźnik
doboru”, czego nie potwierdziły jego badania. I autorytatywnie
stwierdził, że kobiety prowadzące samodzielnie życie, a szczególnie
wspomniane przez prelegentkę „wielkie artystki, aktorki, śpiewaczki”,
są z reguły „istotami chorymi, znerwicowanymi”.
Wypowiedź lekarza zadziałała jak włożenie kija w mrowisko. Do
akcji przystąpiły kolejne panie: Maria Wiśniewska „Turzyma” i Izabela
Moszczeńska.
Pierwsza z nich – redaktorka krakowskiego „Nowego Słowa” –
zaatakowała Miklaszewskiego z pozycji typowo kobiecych. Zauważyła z
przekąsem, że „jedyną osobistą wartością kobiety było do niedawna
dziewictwo”, a walczące o prawa obywatelskie panie w rzeczywistości
walczą również o „prawo do miłości”. Albowiem życie to także miłość,
najważniejsza sprawa, decydująca o jego jakości.
Dalej poszła Izabela Moszczeńska. Stwierdziła złośliwie, że
Miklaszewski prezentuje wyjątkowo „stary kierunek etyczny” zwany
„proboszczowskim”. I z tego punktu widzenia uznaje wyłącznie dwie
formy kontaktów seksualnych: małżeństwo lub nierząd, inne
rozwiązania są zaś dla niego kompletnie niezrozumiałe.
Oczywiście podała w wątpliwość badania Miklaszewskiego, uznając,
że lekarz ograniczył się do wąskiej grupy pacjentek zniewolonych przez
tradycję, obawiających się otwarcie mówić o swoich doznaniach i
uczuciach. Nazwała je zresztą „penitentkami” (zamiast pacjentek), a
moralność Miklaszewskiego określiła jako „etykę stajni łub obory”. A w
takim świecie wartość kobiety ocenia się według „gwarancji, jakie
przedstawia dla swojego właściciela”.
Moszczeńska zauważyła, że „czasem tak zwana wierność małżeńska
jest zdradą własnego człowieczeństwa”, a macierzyństwo, zamiast być
„moralną sankcją miłości”, jest wynikiem ograniczeń krępujących
uczucie. Przywołała zresztą literacki przykład – Anielkę z Bez dogmatu
Sienkiewicza – postać wzbudzającą irytację trzeźwo myślących. Nie bez
powodu Wacław Nałkowski (ojciec Zofii) uważał, że ta powieść
„idealizuje filisterię”, propagując niemoralność pod płaszczykiem cnoty.
Bohaterka Sienkiewicza kochała innego, dziecko miała z mężem, a
małżeństwo traktowała wyłącznie jak przedsiębiorstwo, „dotrzymując
kontraktu”.
Miklaszewski nie pozostawił ataku bez odpowiedzi. Zajadle bronił
swojej statystyki, ale brakowało mu racjonalnych argumentów. Z
maniackim uporem pisał, że jego oponentki „utożsamiają rozkosz z
miłością”, co mogło być uznane za uczucie wyłącznie „przez hulaków
podnieconych wyskokiem”. A „żądza rozkoszy mogła niekiedy popchnąć
kobietę do obcowania płciowego z pierwszym lepszym mężczyzną”.
Powoływał się na własną praktykę, stwierdzając, że „my lekarze
spotykamy często takie nieszczęsne istoty, które zazwyczaj są ofiarami
długotrwałych podniet płciowych”. Przy okazji odkrył jednak zupełnie
nowe obszary kontaktów męsko-damskich, przekazując zadziwiające
informacje. Ten specjalista z dyplomem doktora nauk medycznych z
całą powagą stwierdzał, że „warunki fizjologiczne mężczyzny czynią go
zdatnym do stosunków płciowych nie ze wszystkimi kobietami, lecz
tylko z nielicznymi”.
Trudno po latach określić, czy Miklaszewski wierzył w to, co pisał,
czy też uważał swoje oponentki za niedoświadczone dziewczynki. A
może tym razem wziął przykład z własnego życia? Na pewno jednak
bronił obyczajów epoki, uznając, że seks może funkcjonować wyłącznie
w „stałym związku opartym na miłości”. Ale chyba zapędził się zbyt
daleko, nie zgadzając się, „aby wartość moralną kobiety oceniano
według jej charakteru i treści duchowej (?)”. Warto zwrócić uwagę na
znak zapytania – pochodzi od tego obrońcy tradycyjnych wartości.
Dyskusję zamknął artykuł autorstwa sprawczyni całego
zamieszania. Nałkowska zauważyła ironicznie, że Miklaszewski,
pomimo „zaznaczonej naukowości jego stanowiska”, nie podał „żadnych
logicznych argumentów”. Dyskutował „za pomocą zupełnie dowolnych
epitetów”, tkwiąc „całkowicie w sferze wyhodowanych przez kulturę
katolicką pojęć etycznych”. Podkreśliła, że szanowny pan doktor nie
potrafił nawet „wyjść poza średniowieczną nomenklaturę”, a w jego
artykułach aż roi się od określeń typu „chuć”, „sromota”, „nierząd”,
„upadek”.
Polskie emancypantki
W czasach, gdy Nałkowska ośmieliła się wykrzyczeć w imieniu
polskich kobiet śmiałe żądanie, dyskusja na temat równouprawnienia
płci miała nad Wisłą już pewną tradycję. U schyłku XIX wieku w życiu
publicznym nie brakowało pań łamiących wszelkie stereotypy, które nie
spotkały się z ostracyzmem społecznym. Pochodząca ze sfer
ziemiańskich Eliza Orzeszkowa po powstaniu styczniowym unieważniła
swoje małżeństwo, przeniosła się do Grodna i związała z żonatym
prawnikiem Stanisławem Nahorskim. Pobrali się dopiero dwadzieścia
pięć lat później, po śmierci żony partnera, ale małżeństwo trwało
zaledwie dwa lata. Podczas hucznie obchodzonych imienin pisarki
Nahorski zmarł na atak serca, a Orzeszkowa już nigdy nie związała się z
żadnym mężczyzną.
Autorka Nad Niemnem złamała kilka podstawowych zakazów
obyczajowych – odważyła się porzucić męża zesłanego za udział w
powstaniu styczniowym, a co więcej, zdecydowała się żyć i pracować na
własny rachunek. A to, że jej partnerem życiowym był żonaty
mężczyzna, już w ogóle nie mieściło się w normach epoki. Takie rzeczy
zdarzały się w środowiskach artystycznych (uważanych wówczas za
moralnie podejrzane), a Orzeszkowa pochodziła z rodziny ziemiańskiej.
Ale jej następczynie miały pójść jeszcze dalej.
Maria Konopnicka publicznie oburzała się na referat Nałkowskiej,
ale jej życie daleko odbiegało od stereotypu matki Polki. Ona również
porzuciła męża, przeniosła się z szóstką dzieci do Warszawy, gdzie
utrzymywała rodzinę z pisania i korepetycji. Współcześni zarzucali jej
nieetyczny stosunek do własnego potomstwa i zapewne mieli rację.
Konopnicka pozbyła się dość szybko obowiązków macierzyńskich,
ograniczając swoją rolę wyłącznie do zapewnienia potomstwu środków
materialnych. Chociaż nazywano ją „niewiastą mocno kochliwą”, trudno
jest znaleźć mężczyzn, z którymi łączyłyby ją bliższe stosunki. Właściwie
wiadomo jedynie o tragicznej śmierci zakochanego w niej, młodszego o
dwadzieścia dwa lata, filozofa i historyka – Maksymiliana Gumplowicza.
Ten trzydziestoletni mężczyzna zastrzelił się w 1897 roku przed
hotelem w Grazu, w którym mieszkała Konopnicka.
Specjalnie to jednak pisarki nie obeszło, zresztą bardziej
interesował ją wizerunek rodziny. Dlatego bez skrupułów zerwała z
jedną z córek (Heleną), oskarżoną o kradzieże, próbę sfingowania
samobójstwa, a nawet usiłowanie zabójstwa matki. Uznana za
niepoczytalną wegetowała w kolejnych zakładach zamkniętych, a matka
zadowalała się wysyłaniem pieniędzy na jej utrzymanie. Skandalem
groziła również kariera kolejnej córki – pisarka uważała zawód aktorki
za mocno podejrzany. Sobie jednak potrafiła wiele wybaczyć.
W 1889 roku poznała młodszą o dziewiętnaście lat malarkę Marię
Dulębiankę. Dulębianka miała krótko ostrzyżone włosy, nosiła się po
męsku, w surducie, z monoklem w oku, świetnie jeździła konno. Panie
szybko stały się nierozłączne, wspólnie zamieszkały w Żarnowcu, a
partnerka brała nawet udział w zjeździe rodzinnym Konopnickich.
Pisarka w listach zaczęła używać pierwszej osoby liczby mnogiej i wcale
nie chodziło jej o pluralis maiestaticus. Po prostu wypowiadała się w
imieniu swoim i Dulębianki.
Przyjaciółkę nazywała Pietrek, partnerka towarzyszyła jej na
zjeździe kobiet w Warszawie. Zachowały się relacje z których wynika, że
Konopnicka opuściła obrady nie z powodu wystąpienia Nałkowskiej, ale
w efekcie kąśliwych uwag na temat jej związku z Dulębianką.
Maria Konopnicka zmarła trzy lata później, w 1910 roku, a jej
pogrzeb we Lwowie był jedną z większych uroczystości żałobnych na
ziemiach polskich. Do śmierci cieszyła się powszechnym uznaniem,
czego nie można powiedzieć o innej emancypantce zajmującej się
literaturą. Jej losy przypominają film grozy, a co gorsza bez happy endu.
Maria Komornicka/Piotr Odmieniec Włast
Maria Komornicka była młodsza o pokolenie od Orzeszkowej i
Konopnickiej. Miała nieprawdopodobny talent literacki i już jako
szesnastolatka debiutowała na łamach „Gazety Warszawskiej”. Dwa lata
później pojawił się jej pierwszy zbiór opowiadań.
„Urody była miernej – wspominał Komornicką Jan Lorentowicz. –
Drobna, ubrana skromnie, wywierała wrażenie raczej młodego chłopca,
co jeszcze bardziej podkreślały krótkie, po męsku ostrzyżone włosy,
dość rzadkie w owych czasach u kobiet”.
Wyjechała na studia do Anglii, ale po półrocznym pobycie w
Cambridge wróciła, uznając uczelnię za zbyt tradycyjną.
W 1894 roku poznała rodzinę Nałkowskich, a młodziutka Zofia
zanotowała intrygujące informacje na jej temat. Podobno Maria
planowała w tym czasie małżeństwo, zamierzając jednak porzucić
partnera dwa, trzy lata po ślubie. Uniknęłaby w ten sposób
staropanieństwa.
W 1898 roku wyszła za mąż za dziesięć lat od siebie starszego poetę
Jana Lemańskiego. Wybraniec był osobnikiem z poważnymi defektami
umysłowymi, a ponieważ Maria również nie potrafiła zapanować nad
własną psychiką, to finał mógł być tylko jeden. Już podczas podróży
poślubnej Lemański usiłował zastrzelić żonę, a dwa lata później doszło
do oficjalnej separacji. Porzucony mąż nigdy nie zapomniał partnerki i w
swej twórczości przejawiał obsesyjną nienawiść do płci pięknej.
Usiłował popełnić samobójstwo, zmarł w latach trzydziestych XX
stulecia.
Od wczesnej młodości Maria głosiła odważne poglądy na temat roli
kobiet w społeczeństwie, a z czasem pojawiły się problemy z
określeniem własnej seksualności. W 1903 roku, podczas pobytu w
Paryżu, wystąpiły u niej pierwsze poważne zaburzenia psychiczne,
które niektórzy uznali za symptomy choroby umysłowej. Pomimo to
Komornicka dużo pisała i publikowała, często podpisując się męskimi
pseudonimami (J. Nałęcz, Włast).
W 1907 roku w Poznaniu doszło do wydarzeń do dzisiaj różnie
interpretowanych przez badaczy. Fakty były następujące: Maria ścięła
krótko włosy, spaliła damskie stroje, a żeby uzyskać szczupły, męski
kształt twarzy, poleciła wyrwać sobie wszystkie (?) zęby. Od tej pory
miała żyć jako Piotr Odmieniec Włast (nazwisko legendarnego
założyciela rodu jej matki).
Na początku XX stulecia nie istniała możliwość zmiany płci,
przemiana Marii w Piotra miała zatem wyłącznie zewnętrzny charakter.
Wiązała się jednak z potrzebami jej psychiki – zapewne czuła się
mężczyzną i chciała nim być.
„Mając świadomość – pisał Piotr Tomasik – że przewyższa
intelektualnie nie tylko wiele kobiet, ale i większość mężczyzn, nie
potrafiła odnaleźć się w kulturze, w której tylko z powodu płci była
właściwie podczłowiekiem, nie mogła brać udziału w wyborach,
studiować, a nawet w pełni o sobie decydować. Z podobnym problemem
musiała się zetknąć właściwie każda rozumniejsza kobieta epoki [...]”.
Ale nie każda decydowała się na tak radykalne posunięcia. Maria
Komornicka psychicznie zmieniła płeć, a intrygującą cechą przemiany
okazała się zmiana nastawienia wobec spraw damsko-męskich w jej
twórczości. Komornicka bowiem nie przestała pisać, chociaż nie mogła
już liczyć na publikację utworów. Dramat Marii Skrzywdzeni ukazywał
małżeństwo jako rodzaj wojny domowej, Piotr natomiast pisał erotyki i
doceniał macierzyństwo. Dla emancypantki Komornickiej Anglia
okazała się krajem wrogim dla kobiet, Włast zaś uważał, że sprawa
równouprawnienia jest tematem przyszłości.
Belle époque nie była przygotowana na tak radykalne rozwiązania
jak zmiana płci i Włast wylądował w zakładzie psychiatrycznym. Po
wybuchu wojny został przeniesiony do rodzinnego majątku w
Grabowie, gdzie żył pod opieką (i nadzorem) rodziny. Nieliczni, którzy
mieli z nim kontakt, wspominali, że okazywał się miłym i ciekawym
rozmówcą, pod warunkiem zachowywania męskiej formy przy
zwracaniu się do niego. Jego twórczość szybko uległa zapomnieniu,
podobnie jak sama osoba autora. Doszło do tego, że Tadeusz Boy-
Żeleński, przygotowując w 1938 roku leksykon o poezji Młodej Polski,
szukał daty śmierci Marii Komornickiej. A Włast jeszcze wówczas żył,
zmarł 8 marca 1949 roku w Zakładzie Rodziny Marii w Izabelinie koło
Warszawy. Dziwnym trafem odszedł w Dzień Kobiet.
Obecnie twórczość Piotra przeżywa renesans zainteresowania,
podobnie jak jego biografia. Ale dla wielu wielbicieli teatru Maria
Komornicka pozostanie i tak jedną z bohaterek Białego małżeństwa
Tadeusza Różewicza.
Maria Rodziewiczówna
Komornicka wyłamała się z obowiązujących zasad i jej życie
zakończyło się tragedią. Orzeszkowa i Konopnicka zachowywały
natomiast pozory, wobec czego społeczeństwo tolerowało ich
odmienność. Potwierdzają to losy Marii Rodziewiczówny, kolejnej
pisarki, której życie odbiegało od utartych schematów.
Jej postępowanie również nie pasowało do obowiązującej
moralności, ale potrafiła wykorzystać sprzyjające okoliczności. Po
śmierci ojca siedemnastoletnia dziewczyna postanowiła spłacić
rodzeństwo i samodzielnie prowadzić majątek w Hruszowej, ogłaszając
jednocześnie, że nie zamierza nigdy wyjść za mąż. To ostatnie zresztą
mniej dziwiło niż gospodarskie ambicje Marii – potężnie zbudowana
panna o męskich rysach twarzy raczej nie wyglądała na osobę
poszukującą męża. Nosiła męską fryzurę i strój, co nie przeszkadzało w
bliskich kontaktach z Kościołem katolickim. Oddawała się z
zapamiętaniem działalności społecznej, a jej najbliższą przyjaciółką
została Helena Weychert, działaczka Stowarzyszenia Ziemianek.
Podobnie jak Rodziewiczówna prezentowała raczej męski typ urody, ale
była kobietą sukcesu niezwykle skutecznie prowadzącą rodzinny
majątek.
Obie panie zamieszkały w posiadłości Rodziewiczówny, a następnie
przeniosły się na Bracką w Warszawie. Zostały również właścicielkami
niewielkiego majątku koło Falenicy. Z czasem w życiu Marii pojawiła się
kolejna kobieta – Jadwiga Skirmunttówna, całkowite przeciwieństwo
Heleny. Delikatna blondynka, młodsza o jedenaście lat, została jej
partnerką, ale Rodziewiczówna ostatecznie nie zerwała z Heleną. Z
czasem ustalił się podział przestrzegany przez całą trójkę. Pisarka
spędzała zimę w stolicy z Heleną, a następnie wyjeżdżała do Hruszowej,
gdzie przebywała ze Skirmunttówną. Partnerki Marii nie przepadały za
sobą, co potwierdza zachowana korespondencja.
Skirmunttówna wspominała, że Rodziewiczówna narzuciła jej
„bardzo wyraźne stanowisko pani domu”, wobec czego objęła „dom i
gospodarstwo kobiece”, w gestii Marii natomiast pozostały „interesy i
męska część gospodarstwa”.
Coś z tego układu przedostało się do twórczości powieściopisarki;
Grażyna Borowska zauważyła, że bohaterka powieści Kądziel
przypomina nieco autorkę:
„[...] bohaterka tego utworu dźwiga brzemię obowiązków
domowych, na swój sposób tyranizuje rodzinę, trzymając wszystko
żelazną ręką wymagając od otoczenia pracy i wysiłku. Świat stworzony
w Kądzieli to republika kobiet, mocny wariant rzeczywistości,
zbudowany bez udziału mężczyzn”.
W twórczości Rodziewiczówny można bez trudu dostrzec męski
punkt widzenia. Chociaż centralnym wątkiem pozostają stosunki
męsko-damskie, to w tle dzieją się sprawy finansowe, interesy, potrzeby
materialne.
Wraz z odzyskaniem niepodległości proza Rodziewiczówny straciła
na popularności. Autorka ograniczyła aktywność literacką a jej poglądy
ewoluowały w stronę skrajnej prawicy – w Hruszowej odbywały się
nawet spotkania Obozu Wielkiej Polski. Endekom nie przeszkadzała
dwuznaczna sytuacja osobista właścicielki, ważniejsze okazały się
poglądy i bliskie kontakty z Kościołem. Marię uważano nawet za zajadłą
wielbicielkę kleru, chociaż również w tej dziedzinie szukała
alternatywnych rozwiązań. Zachował się intrygujący list Marii
Konopnickiej z Włoch, napisany w marcu 1910 roku do syna:
„Jest Rodziewiczówna, ale nie mieszka w Nicei, tylko w Monte Carlo.
Dwa razy przyjeżdżała już mnie odwiedzić. Zupełnie teraz przejęta
buddyzmem – i to jako wyznawczyni gorąca. I ja odnoszę się do
buddyzmu sympatycznie, ale jako do systemu filozoficznego. [...] Ona zaś
jako do religii. Należy do warszawskiej loży buddystów i pisze powieść
»Atma«, co znaczy po sanskrycku: dusza; treść powieści dotyczy
przechodzenia z żywota w żywot dusz ludzkich. Niedawno właśnie
odprawiała buddyjski post. [...] Z tej gorliwej klerykałki – co się zrobiło.
Co prawda to też klerykałka, tylko buddyjska”.
Prawdopodobnie zmęczona dwuznaczną sytuacją osobistą
poszukiwała religii, która zaakceptowałaby jej odmienność. Ale czy jej
znajomi z Obozu Wielkiej Polski znali ten epizod jej życia?
Panie na froncie
Równouprawnienie kobiet było procesem nieuchronnym, ale bieg
wydarzeń przyspieszył wybuch wojny światowej. Setki tysięcy
zmobilizowanych mężczyzn powędrowało na front, a ich miejsce w
przemyśle, urzędach i sektorze usługowym zajęły kobiety. Panie
zaciągały się również do wojskowych służb medycznych, a niektóre z
nich przejawiały niezwykłą inwencję. Maria Skłodowska-Curie
zorganizowała na froncie zachodnim służbę radiologiczną wyposażając
dwadzieścia samochodów w aparaty rentgenowskie nazywane Les
petites Curie. Nie ograniczała się do mobilnych form pomocy medycznej,
tworzyła również pracownie rentgenowskie w szpitalach polowych i
dbała o sprowadzenie do nich sprzętu.
„Z braku wykwalifikowanych pracowników – pisała Małgorzata
Janicka – wraz ze starszą córką Ireną prowadziła przyspieszone kursy
obsługi aparatury dla kobiet. Często zdarzało się, że sama zasiadała za
kierownicą furgonetki i jechała na linię frontu, gdzie długie godziny
prześwietlała rannych. Dzięki jej ciężkiej pracy i niezwykłym talentom
organizacyjnym we Francji powstało około dwustu stacji
rentgenowskich, w których tylko w latach 1917–1918 wykonano milion
sto tysięcy zdjęć”.
Jedynym krajem, gdzie kobiety regularnie walczyły na froncie, była
Polska. Nie były to jednostkowe przypadki, Polki faktycznie w
zorganizowanej formie pojawiły się na polu walki.
A nowatorskie spojrzenie na rolę pań w wojsku można zawdzięczać
Józefowi Piłsudskiemu i jego towarzyszce życia – Aleksandrze
Szczerbińskiej.
„Piłsudski przyrzekł bardzo dawno – wspominała Aleksandra – że
gdy tylko uda mu się stworzyć siły zbrojne, nie zapomni o oddziale
kobiecym. Ruch feministyczny rozszerzał się wówczas po całej Europie.
[...] W Związku Strzeleckim stworzono sekcję kobiecą, która nie była
zbyt liczna, ale oddała wielkie usługi w pracy wywiadowczo-kurierskiej
przed wojną i w czasie wojny. Stanęłam na czele jednej z sekcji, a
Piłsudski wydał rozkaz, że mamy przejść odpowiednie przeszkolenie
wojskowe. Musiałyśmy więc poznać zasady taktyki wojskowej,
sygnalizację, terenoznawstwo, obchodzenie się z bronią, obronę miast,
Projekt okładki i stron tytułowych Anna Damasiewicz Redaktor prowadzący Zofia Gawryś Redaktor techniczny Elżbieta Bryś Korekta Ewa Grabowska Teresa Kępa Copyright © by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2011 Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek z rabatem. www.ksiegamia.bellona.pl Nasz adres: Bellona Spółka Akcyjna ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa Dział wysyłki: tel. 22 457 03 06, 22 652 27 01 Fax 22 661 50 51,22 457 04 18 e-mail: biuro@bellona.pl, www.bellona.pl ISBN 9788311121454
Spis treści Od autora..................................................................................7 Rozdział 1. Kobieta i feminizm w czasach Drugiej Rzeczypospolitej..........................................................9 Sufrażystki..............................................................................10 Bunt.........................................................................................12 Równouprawnienie po polsku.................................................14 Chcemy całego życia!.............................................................16 Polskie emancypantki.............................................................20 Maria Komornicka/Piotr Odmieniec Włast...............................21 Maria Rodziewiczówna............................................................23 Panie na froncie......................................................................25 U progu Drugiej Rzeczypospolitej...........................................27 Rozdział 2. Ekscelencja...........................................................29 Damy polskiej polityki.............................................................30 Jadwiga Salkowska..................................................................33 Pan minister spraw zagranicznych.........................................35 Niedyskrecje sekretarza..........................................................37 Codzienne życie pani ministrowej...........................................41 Podróże, podróże....................................................................45 Opinie......................................................................................51 Rumuńska tragedia.................................................................53 Rozdział 3. Lwica....................................................................57 Natka.......................................................................................58 Dom nad łąkami......................................................................67 Dygresje erotyczne.................................................................69 Straszna miłość.......................................................................72 Niedobra miłość......................................................................75 Finanse pani Zofii....................................................................83 Warszawski salon....................................................................93 Karol Szymanowski.................................................................96 Kobieta czterdziestoletnia....................................................100 Bałkańskie fascynacje...........................................................102 Bogusław Kuczyński..............................................................105 Trafika tytoniowa..................................................................110 Ostatni żandarm...................................................................112
Rozdział 4. Feministka..........................................................118 Młodość skandalistki.............................................................119 Jerzy Krzywicki......................................................................121 Nowoczesne małżeństwo......................................................123 Boy........................................................................................126 Irke Nachalnik.......................................................................131 Kobiece niedyskrecje............................................................138 Los Polikratesa......................................................................144 Krajobraz po katastrofie........................................................147 Powrót skandalistki...............................................................150 Zmierzch bogów...................................................................154 Zamurowany świat................................................................157 Rozdział 5. Dnie i noce pani Marii.........................................161 Maria Szumska......................................................................162 Marian Dąbrowski.................................................................164 Maria i Zofia..........................................................................169 Wydawnictwo Mortkowicza...................................................171 Stach.....................................................................................176 Jaworze..................................................................................178 Ruch spółdzielczy..................................................................182 Okupacja...............................................................................183 Dąbrowska i komuniści.........................................................184 Anna Kowalska......................................................................188 Rozdział 6. Lilka....................................................................194 Córka Wojciecha, wnuczka Juliusza......................................195 Elf z Kossakówki....................................................................196 Władysław Bzowski...............................................................200 Jaś-Gwaś................................................................................203 Lilka i finanse........................................................................207 Lotek.....................................................................................209 Maria i Magdalena.................................................................215 Dęblin....................................................................................217 Emigracja..............................................................................219 Blackpool...............................................................................221 Rozdział 7. Muzy Witkacego.................................................226 Staś i Jadwiga........................................................................227 Ślub w Zakopanem...............................................................231 Drogi i rozdroża małżeństwa................................................233
Czesia....................................................................................239 Pani Witkiewiczowa i mężczyźni...........................................246 Tragedia czasów PRL............................................................247 Ta, która przeżyła.................................................................254 Rozdział 8. Katarzyna Kobro.................................................258 Władysław Strzemiński.........................................................259 Miłość....................................................................................262 Sztuka dla sztuki...................................................................267 Nienawiść..............................................................................273 Wojna o dziecko....................................................................276 Pośmiertna sława..................................................................279 Rozdział 9. Niuta...................................................................283 Jedynaczka Pikadora.............................................................284 Pod znakiem zawilca.............................................................290 Muza Słonimskiego...............................................................295 Marjusz Dawn........................................................................301 Piekło na ziemi......................................................................303 Ważniejsza bibliografia.........................................................308
Od autora arwna epoka, inteligentne i piękne kobiety. Tak najkrócej i chyba najtrafniej można podsumować treść tej książki. Okres międzywojenny to niezwykle wdzięczna epoka dla historyka, fascynujący okres, czasy niezwykłych osobowości, a przede wszystkim intrygujących kobiet, które wywarły ogromny wpływ na dzieje i kulturę Drugiej Rzeczypospolitej. B Z jednej strony miałem duże możliwości wyboru, mogłem pisać o wielu paniach, a każda historia byłaby równie fascynująca. Z drugiej jednak musiałem zrezygnować z kilku znaczących postaci. Nie chciałem się powtarzać, nie napisałem więc o przedstawicielkach płci pięknej, którym poświęciłem już sporo miejsca w swoich publikacjach. A zatem z kręgów politycznych pominąłem Aleksandrę Piłsudską i Martę Thomas- Zaleską, ze sfery kultury natomiast Hankę Ordonównę i Zofię Stryjeńską. Informacje na ich temat można znaleźć w moim Życiu prywatnym elit Drugiej Rzeczypospolitej i Życiu prywatnym elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej. Postanowiłem natomiast zająć się bliżej Marią Pawlikowską-Jasnorzewską, wspominaną wprawdzie obszernie w jednej z moich poprzednich książek, ale wyłącznie na tle rodziny Kossaków. Tutaj poświęciłem jej obszerny rozdział, kreśląc jej sylwetkę przez pryzmat życia osobistego. Podobnie postąpiłem w rozdziale o muzach Witkacego. W Życiu prywatnym elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej poświęciłem nieco miejsca żonie i ostatniej partnerce Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ale tam obie panie były tylko dodatkiem do wizerunku ekscentrycznego artysty, tutaj natomiast są pierwszoplanowymi bohaterkami. Tematem tej książki jest życie prywatne wpływowych kobiet okresu międzywojennego. Ich działalności zawodowej poświęciłem niewiele miejsca, i tylko wówczas, gdy było to konieczne, aby zrozumieć prywatną biografię. Nie jestem politologiem, polonistą, czy krytykiem sztuki, uważam się za historyka obyczajowości, co skutkuje innym spojrzeniem na wiele wydarzeń i procesów historycznych. Koncentruję się na tym, co zawsze było dla mnie najważniejsze – na życiu prywatnym wybitnych osobistości, na elementach biografii, o których z
reguły milczą historycy. Na ukazywaniu moich bohaterów w domowym zaciszu, pozbawionych splendoru związanego z wysoką pozycją społeczną. Czyż taka osoba nie jest znacznie ciekawsza niż zapięty pod szyję posąg bez życia? Na koniec przyznam się czytelnikom do pewnego zabiegu związanego z tą książką. Usunąłem z niej dwa prawie gotowe rozdziały poświęcone gwiazdom filmu i sportu. Rozmiary tej publikacji umożliwiały tylko pobieżne potraktowanie tematu, a gwiazdy X muzy zasługują na oddzielną publikację. I to nie tylko panie, ale również ich ekranowi partnerzy. Do tego tematu zamierzam zresztą niebawem powrócić. Sławomir Koper
Rozdzia 1ł Kobieta i feminizm w czasach Drugiej Rzeczypospolitej
Sufrażystki oczątek nowoczesnego ruchu emancypacyjnego (nazwy feminizm jeszcze nie znano) związany jest z rewolucją francuską i Deklaracją Praw Kobiety i Obywatelki autorstwa Olimpii de Gouges. Wzorowany na Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela manifest nie znalazł jednak uznania władz rewolucyjnych, a jego autorka zakończyła życie na gilotynie. Nie oznaczało to jednak specjalnej niechęci rewolucjonistów do spraw emancypacji. Gilotyna stanowiła w tych burzliwych czasach naturalny instrument uprawiania polityki i zwyczajowe zwieńczenie kariery wszelkiej maści nowatorów i wizjonerów. P W tym czasie w Wielkiej Brytanii Mary Wollstonecraft ogłosiła Obronę i dochodzenie praw mężczyzn. Autorka miała wprawdzie więcej szczęścia niż jej francuska koleżanka, ale efekty publikacji były podobne – pozostały niezauważone. Emancypacji nie można było jednak zahamować gilotyną i w XIX stuleciu kobiety coraz głośniej domagały się równouprawnienia. W Stanach Zjednoczonych emancypacja towarzyszyła ruchowi abolicyjnemu, a jego liderki sugerowały, że ich położenie niewiele różni się od losu czarnych niewolników. Inna sprawa, że kiedy kilka lat po wojnie secesyjnej czarna mniejszość uzyskała prawa wyborcze, to jeden z jej liderów zauważył, że skoro Murzyni czekali tyle lat, to kobiety również mogłyby wykazać się większą cierpliwością. Z męskiej solidarności wyłamały się wyłącznie władze stanu Wyoming, gdzie już w 1869 roku przyznano kobietom prawa wyborcze. Ale był to wyjątek potwierdzający regułę. Nowe prądy szybciej docierały na antypody niż do Europy i Stanów Zjednoczonych. W 1893 roku przyznano paniom prawa wyborcze w Nowej Zelandii, a dziewięć lat później w ślady tamtejszych polityków podążyły władze Australii. Ale nawet na starym kontynencie coś zaczęło się zmieniać na lepsze, od 1906 roku w Finlandii płeć piękna mogła brać udział w głosowaniu. A co najdziwniejsze, Finlandia należała wówczas do imperium rosyjskiego uchodzącego za ostoję konserwatyzmu. Najważniejszą rolę w ruchu emancypacyjnym odegrały angielskie sufrażystki (od łacińskiego suffragium – głos wyborczy), oczy działaczek na całym świecie były więc zwrócone na Zjednoczone Królestwo. Trzeba przyznać, że działy się tam rzeczy zupełnie niepasujące do obiegowych opinii o belle époque. Miejscowe aktywistki
dopuszczały się czynów zakrawających wręcz na terroryzm we współczesnym znaczeniu tego słowa. Angielskie emancypantki znalazły swojego ideologa, został nim znany filozof John Stuart Mill. Fiberalny myśliciel skoncentrował się na obalaniu stereotypów, kwestionując ogólnie przyjętą zasadę wyższości mężczyzn. Skierował więc sufrażystki na drogę racjonalnych działań, popierając ich aktywność logicznymi argumentami. Nie przeszkodziło to Izbie Gmin w podjęciu uchwały (1866), że płeć piękna nie potrafi pojąć reguł rządzących polityką, przyznanie zatem kobietom możliwości wpływu na państwo jest działaniem wysokiego ryzyka. I odrzucono petycję o uchwalenie powszechnego prawa wyborczego przedstawioną przez Milla, a podpisaną przez półtora tysiąca osób. Cztery lata później wniosek ponowił przyjaciel filozofa, prawnik z Manchesteru, Richard Pankhurst. Nikogo specjalnie nie zdziwiła kolejna odmowna decyzja parlamentu, Pankhurst miał natomiast własne ambicje – chciał, aby jego nazwisko stało się symbolem zwycięskiej walki o równouprawnienie kobiet. I cel swój osiągnął, ale zawdzięczał to nie sobie, lecz żonie i córkom. Odrzucenie wniosku przez parlament nie oznaczało, że nie następowały zmiany w ustawodawstwie. Przyznano paniom prawo do rozwodów w sytuacji zdrady małżonka, okrucieństwa czy popełnienia bigamii. Partner miał prawo zachować jednak wspólną własność majątkową wraz z posagiem, pewnym ustępstwem była natomiast gwarancja minimum majątkowego dla żon porzuconych przez mężów. Dostęp do własnych pieniędzy oraz prawo do nauki i pracy zawodowej okazały się równie ważnymi postulatami jak prawa wyborcze. Powstawały damskie stowarzyszenia, wydawano czasopisma dla kobiet głoszące hasła emancypacyjne. Ważnym krokiem naprzód była ustawa zapewniająca paniom po wyjściu za mąż prawo do dysponowania własnymi zarobkami, utrzymywania prywatnego konta bankowego i dokonywania zapisów do wysokości dwustu funtów. Procesu emancypacji nie można było zatrzymać i w 1884 roku Izba Gmin wyraziła zgodę, aby kobiety po wyjściu za mąż mogły rozporządzać własnym majątkiem. Dziewczęta uzyskały zgodę na podejmowanie studiów wyższych, a prekursorem w tej dziedzinie stał się wydział medyczny uniwersytetu w Edynburgu. I chociaż przez kilka lat studentki nie miały prawa do końcowego egzaminu i dyplomu, to pojawił się ważny precedens. Ograniczenia cofnięto w 1878 roku, a już pięć lat wcześniej dopuszczano panie na wykłady w Oksfordzie. Na zajęciach pojawiać się mogły jednak wyłącznie w towarzystwie przyzwoitki, podobnie jak w Cambridge. Opieszałość procesu emancypacji rozczarowała brytyjskie
sufrażystki. Zdesperowane panie uznały, że nadszedł czas na radykalne działania, a ich determinacja i metody miały kompletnie zaskoczyć brytyjskich polityków. Bunt Richard Pankhurst nazwał kiedyś Izbę Lordów (wyższą izbę brytyjskiego parlamentu) „najbardziej przestarzałą i niedorzeczną instytucją w Europie, publiczną rzeźnią, istniejącą tylko po to, by zabijać swobody ludzkości”. Wywołało to niemały skandal, ale parlamentarzyści brytyjscy nie przewidzieli, do czego zdolne są ich żony i córki. W 1897 roku Millicenta Fawcett, żona posła i dyrektora Poczty Krajowej, powołała Federację Stowarzyszeń Sufrażystek. Do organizacji przystąpiła Emmeline Pankhurst wraz z trzema córkami, z których Christabel (absolwentka wydziału prawa uniwersytetu w Manchesterze) została głównym doradcą prawnym ruchu. W maju 1905 roku Emmeline urządziła pierwszą publiczną demonstrację – wiec na schodach Izby Gmin. Panie zostały błyskawicznie rozpędzone przez policję, ale interwencja tylko zaostrzyła nastroje. Na wiecu wyborczym w Manchesterze doszło do szarpaniny z funkcjonariuszami i Christabel Pankhurst napluła w twarz policjantowi. Następnego dnia sąd skazał ją i Annę Kenney na grzywnę, z możliwością zamiany kary finansowej na siedem dni więzienia. Sufrażystki wybrały areszt, a największe gazety w Wielkiej Brytanii donosiły o wydarzeniu na pierwszych stronach. Ofiarą wyjątkowej nienawiści działaczek stał się premier Herbert Asquith. Aktywistki nachodziły jego dom, obrzucały kamieniami pociąg, którym podróżował, aż wreszcie dopadły go na polu golfowym. Obezwładniły polityka, usiłując rozebrać do naga. Premiera ocaliła córka, przepędzając sufrażystki kijem golfowym ojca. Innym znienawidzonym politykiem okazał się Winston Churchill. Jako zajadły przeciwnik równouprawnienia zalecił policji (był ministrem spraw wewnętrznych) używanie brutalnych metod. W efekcie został wy chłostany przez jedną z pań na dworcu w Bristolu, a szpicruta weszła do arsenału sufrażystek. W ciągu kilku lat Wielka Brytania stała się areną wydarzeń nienotowanych od czasów Olivera Cromwella. Kiedy w lutym 1907 roku otwarcie obrad Izby Gmin zaszczycił król Edward VII, sufrażystki usiłowały wręczyć mu petycję. Policja przez trzy godziny powstrzymywała cztery tysiące kobiet szturmujących parlament, ale
kilkadziesiąt aktywistek z Emmeliną Pankhurst na czele przedarło się aż pod drzwi sali obrad. Zostały aresztowane i skazane na trzy tygodnie więzienia, co wcale nie osłabiło ich zapału. Jedna z działaczek wynajęła nawet sterowiec, aby zrzucić kilkadziesiąt kilogramów ulotek na pałac Buckingham. W tej napiętej sytuacji nie zabrakło pomysłów rodem z greckiej komedii. Młodsze działaczki odmawiały mężom współżycia seksualnego, uważając to za formę nacisku na upartych partnerów. I podobnie jak Lizystrata osiągnęły sukces, albowiem demonstracje gromadziły coraz większą liczbę mężczyzn. Zresztą wiece z udziałem kilkunastu tysięcy obywateli obojga płci przestały już kogokolwiek dziwić. Aresztowane sufrażystki podejmowały głodówki, zarządzono zatem ich przymusowe dokarmianie. To wzburzyło opinię publiczną, a sprawą zajęła się prasa. Metody brytyjskich polityków porównywano do rosyjskiej służby więziennej, zarzucając władzom okrucieństwo. Po koronacji Jerzego V kolejną propozycję przyznania paniom praw wyborczych zablokował minister skarbu Lloyd George, czego sufrażystki nigdy mu nie zapomniały. W marcu 1912 roku Emmeline Pankhurst zarządziła kolejną ofensywę. Uzbrojone w młotki patrole aktywistek przemierzały ulice Londynu. Wybijano szyby w budynkach rządowych i sklepach, podpalano skrzynki pocztowe, a szczególnie zdesperowane panie przykuwały się do ogrodzeń. Rząd skierował przeciwko demonstrantkom dziesięć tysięcy policjantów, Pankhurst została aresztowana i skazana na dziewięć miesięcy więzienia. Oczywiście ogłosiła głodówkę, a wiadomość na temat prób sztucznego karmienia liderki w areszcie zaostrzyła nastroje. Nawet Jerzy V wyraził zaniepokojenie, ale sufrażystki miały własne metody rozwiązywania problemów. Trzy działaczki dopadły lekarza odpowiedzialnego za sztuczne karmienie i wychłostały go szpicrutami. To był dopiero początek. W Dublinie wojujące panie podpaliły budynek teatru, gdzie miał przemawiać premier Asquith. Spłonęły dwie stacje kolejowe pod Londynem, w Canterbury powybijano szyby w siedzibie prymasa Anglii. A w lutym 1913 roku natomiast Emily Davison podłożyła pod letnim domem Lloyda George’a dwie bomby zegarowe. Wybuchła tylko jedna, minister ocalał, a sufrażystka przyznała się do zamachu. W areszcie podjęła głodówkę, a sztuczne karmienie nie przyniosło efektu. Aktywistka dotkliwie pobiła lekarza żelaznym nocnikiem znajdującym się w wyposażeniu celi. Emmeline Pankhurst skazano na trzy lata więzienia, niebawem jednak znalazła się na wolności – lekarzom nie udało się skłonić liderki
do przerwania głodówki. Wypuszczono również Emily Davison, co zakończyło się tragedią. Emily zaplanowała kolejną demonstrację i w czerwcu znalazła się na torze konnym Tottenham Comer podczas tradycyjnych gonitw. Zapewne nie planowała spektakularnego samobójstwa, wiadomo, że zakupiła bilet powrotny na kolej. Wypadki potoczyły się jednak dramatycznie, podczas derby sufrażystka wpadła pod kopyta konia Jerzego V; ciężko poturbowana zmarła po czterech dniach. Zachowany film zdaje się wskazywać, że Emily planowała przewrócenie konia monarchy, co jej się zresztą udało. Zapewne jednak nie chciała złożyć swojego życia w ofierze, bo w więzieniu byłaby bardziej przydatna dla mchu. Jej koleżanki nie próżnowały: spłonęły pawilony sportowe w Cambridge i Roehampton oraz dworzec kolejowy w Oxted. Do obrony Emmeline Pankhurst utworzono gwardię młodych kobiet uzbrojonych w maczugi (!) i szkolonych przez zawodowego boksera. Nastroje spacyfikował dopiero wybuch wojny światowej, a konflikt z władzami państwa nie oznaczał braku patriotyzmu. Na apel Emmeline Pankhurst aktywistki przystąpiły do organizowania służb medycznych i pomocniczych, a ich doświadczenia w walkach z policją okazały się bezcenne. Wojna zupełnie zmieniła sytuację kraju – w czerwcu 1917 roku Izba Gmin przyznała prawo głosu kobietom, które ukończyły trzydzieści lat i były właścicielkami nieruchomości. Pełne prawo wyborcze obywatelki Wielkiej Brytanii uzyskały w 1928 roku, a w pierwszych powszechnych wyborach kandydować miała Emmeline Pankhurst. Niestety, liderka sufrażystek zmarła kilka tygodni wcześniej. W tym czasie pełne p'rawa wyborcze dla żeńskiej części populacji stały się już w całej Europie standardem, a w Polsce obowiązywały od 1918 roku. W tyle pozostała Szwajcaria, gdzie przyznano je w 1974 roku, a w kantonie Appenzell Innerrhoden dopiero w 1990 roku! Nie można zatem mówić, że nasz kraj był zacofany jeśli chodzi o równouprawnienie kobiet. Przynajmniej w kwestiach ustawodawczych, bo z innymi sprawami różnie bywało. Równouprawnienie po polsku Przywykło się uważać, że polskie emancypantki nie wywalczyły sobie praw wyborczych, tylko je otrzymały. Jest w tym wiele prawdy, ale Polki znajdowały się też w zupełnie innej sytuacji niż ich brytyjskie czy francuskie koleżanki.
Ruchy emancypacyjne pojawiły się w naszym kraju stosunkowo późno i początkowo ograniczały się niemal wyłącznie do zaboru rosyjskiego. Klęska powstania styczniowego stała się wyraźną cezurą polityczną i obyczajową. Najwartościowsza część populacji męskiej zginęła w walkach lub powędrowała za Ural, kobiety przejęły więc obowiązki dotychczas przynależne mężczyznom. Panie dbały o rodzinne majątki, o wychowanie dzieci, a raz zapoczątkowanych zmian nie można już było zatrzymać. Wydarzeniom politycznym towarzyszyły przemiany gospodarcze i obyczajowe. Polska weszła w fazę uprzemysłowienia i urbanizacji, pojawiła się nowa warstwa społeczna – inteligencja pracująca. Ogromną rolę odegrały również prądy umysłowe (pozytywizm) oraz ideologiczne. Socjalizm dopuszczał większą rolę kobiet w życiu społeczeństwa niż konserwatywne nurty polityczne. To przecież nie przypadek, że w lewicowych partiach (PPS i SDKPiL) panie miały większe znaczenie niż w ugrupowaniach narodowych. Wprawdzie polscy bojownicy nigdy nie dorównali rosyjskiej Narodnej Woli, gdzie kobiety bywały wykonawczyniami zamachów, ale również nad Wisłą zdarzały się wyjątki. Wanda Krahelska próbowała osobiście zabić rosyjskiego gubernatora Gieorgija Skalona, a Aleksandra Szczerbińska (później żona Piłsudskiego) wzięła bezpośredni udział w akcji w Bezdanach. Lewicowe działaczki walczyły z bronią w ręku, ale inne panie wybierały drogę legalną. W 1865 roku w Warszawie zaczął się ukazywać tygodnik „Bluszcz” propagujący emancypacyjne treści. Z dzisiejszego punktu widzenia pismo wydaje się umiarkowane i zachowawcze, ale wówczas stanowiło nowość na rynku prasowym. Znacznie bardziej radykalny charakter miał natomiast lwowski „Świt”, którego motywem przewodnim była idea samodzielności kobiet i walki z konwencjonalnym obrazem płci pięknej w społeczeństwie. Redaktorką naczelną została Maria Konopnicka, co jednak nie zapewniło tytułowi sukcesu. Zainteresowanie było niewielkie i po dwóch latach pismo upadło. Ze znacznie lepszym przyjęciem spotkało się krakowskie „Nowe Słowo” (Maria Wiśniewska „Turzyma”) i „Ster” ze Lwowa (Paulina Kuczalska-Reinschmit). Na ich łamach poruszano kwestie edukacji i pracy zarobkowej kobiet bez względu na pochodzenie społeczne. Warto jednak zwrócić uwagę na pewną charakterystyczną sprawę. Emancypacja na ziemiach polskich do wybuchu pierwszej wojny światowej pozostawała tematem elitarnym ograniczonym do inteligencji i kręgów ziemiańskich. Panie ze środowiska robotniczego nie były zainteresowane tą tematyką, w tych kręgach większe
zainteresowanie budziła działalność socjalistyczna niż równouprawnienie. W Polsce nie udało się to, co powiodło się na zachodzie Europy – zjednoczenie działaczek wywodzących się z różnych warstw społecznych. Różnice były zbyt poważne, poziom życia, wykształcenie i światopogląd okazały się przeszkodami nie do pokonania. Polski ruch emancypacyjny odróżniał się jeszcze jedną cechą – polskie feministki nie mogły prowadzić skutecznej działalności w oderwaniu od realiów politycznych i narodowych. Nawet hasła przyznania kobietom praw wyborczych (podstawowe na zachodzie Europy) zostały w Polsce powiązane z postulatami niepodległościowymi. Chcemy całego życia! W 1905 roku odbył się pierwszy ogólnopolski zjazd kobiet. Do Krakowa przybyły działaczki z trzech zaborów, obrady skoncentrowały się na problemie walki o przyznanie kobietom praw wyborczych. Jednocześnie pojawiła się kwestia podwójnej moralności obyczajowej – innej dla kobiet i mężczyzn. Dwa lata później, na kolejnym zjeździe w Warszawie, sprawa stała się wyjątkowo aktualna. Ze słynnym referatem wystąpiła wówczas Zofia Nałkowska, a jej przemówienie wywołało gwałtowne polemiki. Nałkowska była mężatką miała wówczas dwadzieścia trzy lata, a za sobą debiut literacki. Jej przemówienie miało trwać pięć minut, ale przerywany oklaskami referat znacznie się przedłużył – na koniec prelegentka dostała owacje na stojąco. Wystąpienie Nałkowskiej jak na ówczesne standardy było szokujące, pani Zofia od początku wygłaszała prowokujące opinie: „Z pism i broszur wiemy już, że mamy prawa do praw, że prostytucja istnieć nie powinna, znamy też dobrze wszystkie argumenty dowodzące, że kobieta doprawdy jest człowiekiem”. Nałkowska zajęła się problemem prostytucji, nie szczędząc złośliwych uwag dotyczących podwójnej moralności i przemilczania niewygodnych tematów: „Jest rzeczą zupełnie śmieszną i z logicznego punktu widzenia wprost niewiarygodną, że sprawą prostytucji zajmuje się ruch kobiecy, a więc my kobiety. Jakże możemy rozprawiać o prostytutkach, gdy nam ich znać nie wolno, jak mamy decydować o ich losie, nie mogąc zapytać ich o zdanie?”. Prelegentka snuła analogie pomiędzy „kobietami upadłymi” a
paniami z towarzystwa, zauważając, że „my, kobiety tak zwane uczciwe, aż nazbyt często w małżeństwach naszych sprzedajemy prócz ciał jeszcze i duszę”. Za całkowicie niezrozumiały uznała ostracyzm wobec kobiet, które padły ofiarami męskiej tyranii. Tym bardziej wobec pań, które odważyły się prowadzić niezależne życie, łamiąc konwenanse epoki. W efekcie tak zwane uczciwe kobiety na równi z mężczyznami skazują własne koleżanki na upadek moralny i ekonomiczny, nie próbując nawet zrozumieć ich sytuacji. „Otaczając wzgardą kobietę uwiedzioną, zrywając znajomość z kobietą, która uciekła od męża, gubiąc w naszej opinii każdą kobietę wyzwoloną, jako upadłą, ostracyzmem towarzyskim i społecznym, odsuwając od źródeł zarobkowania – my to właśnie, kobiety uczciwe, szanujące się, czynimy z niej prostytutkę [...]”. A przecież „kobieta, stając się niezależną, traci cechy nabyte w niewoli” i przestaje być dodatkiem do zakłamanego świata mężczyzn. Albowiem „cały ustrój dzisiejszego życia erotycznego opiera się na jawnej poligamii”, co akceptują również kobiety. „Większa czystość ogółu kobiet od ogółu mężczyzn nie jest wynikiem naszej moralnej przewagi”, lecz przede wszystkim efektem „przystosowania się do warunków niewoli”. A całość reguluje niepisana umowa społeczna, w praktyce uznawana przez obie strony. Nałkowska nie miała dzieci, a opinie jej znajomych potwierdzały, że był jej obcy instynkt macierzyński. To stanowiło jedną z przyczyn, że sprzeciwiała się twierdzeniu, iż podstawowym celem życiowym kobiety jest posiadanie potomstwa. Na jej szczególną niechęć zasłużył pewien lekarz, który ogłosił zadziwiające wyniki swoich badań. Nie podała jego personaliów, ale była to publiczna tajemnica: „Jeden z lekarzy, opierając się na zeznaniach swych pacjentek, ogłosił, że dziewięćdziesięciu procentom kobiet niedostępne są wzruszenia erotyczne, a przeto jedynym motywem do zawarcia małżeństwa jest dla nich potrzeba macierzyństwa”. Prelegentka trafnie zauważyła, że panie zdradzające mężów nie robią tego przecież wyłącznie z potrzeby umartwiania. Zdrada małżeńska, według Nałkowskiej, nie stanowiła zresztą największego problemu, za zdecydowanie bardziej tragiczne uważała konsekwencje niechcianej ciąży: „[...] czy rzucające się dziewczęta z okien na kamienie lub z brzegu rzeki w głębinę z obawy przed grożącym macierzyństwem, też macierzyństwo mają tylko na celu w miłości?”. Nałkowska zakończyła referat prowokacyjnym jak na ówczesne stosunki hasłem „chcemy całego życia!” i spotkała się z żywiołową owacją. Jednak nie wszystkie słuchaczki poparły jej wystąpienie, a grupa
starszych działaczek nie ukrywała oburzenia. Należała do nich Maria Konopnicka, która demonstracyjnie opuściła obrady. A przecież sama uchodziła za emancypantkę, swego czasu była redaktorem naczelnym „Świtu”. Ale to tylko potwierdza, jak bardzo wystąpienie Nałkowskiej odbiegało od ówczesnych norm obyczajowych. W damskim środowisku prawo kobiet do oświaty nie budziło kontrowersji, do pracy zawodowej również, ale sfera obyczajowa wciąż pozostawała tematem tabu. Referat Nałkowskiej przedrukowano na łamach „Krytyki” i na odzew nie należało długo czekać. Ripostę zamieścił doktor Miklaszewski – ośmieszony przez Nałkowską badacz zadowolenia seksualnego pacjentek. W cierpkiej wypowiedzi zauważył, że jego studia trwały piętnaście lat i objęły trzy tysiące przypadków. Dlatego bronił tradycyjnych podstaw związków męsko-damskich, uważając je za jedyne możliwe do przyjęcia: „Jeszcześmy nie dorośli do tego, żeby o związkach płci rozstrzygały inne względy prócz ekonomicznych i towarzyskich albo popędu płciowego, rozbudzonego przedwcześnie u niedorostków życiowych [...]”. Zarzucił Nałkowskiej, że uważa „popęd płciowy za jedyny wskaźnik doboru”, czego nie potwierdziły jego badania. I autorytatywnie stwierdził, że kobiety prowadzące samodzielnie życie, a szczególnie wspomniane przez prelegentkę „wielkie artystki, aktorki, śpiewaczki”, są z reguły „istotami chorymi, znerwicowanymi”. Wypowiedź lekarza zadziałała jak włożenie kija w mrowisko. Do akcji przystąpiły kolejne panie: Maria Wiśniewska „Turzyma” i Izabela Moszczeńska. Pierwsza z nich – redaktorka krakowskiego „Nowego Słowa” – zaatakowała Miklaszewskiego z pozycji typowo kobiecych. Zauważyła z przekąsem, że „jedyną osobistą wartością kobiety było do niedawna dziewictwo”, a walczące o prawa obywatelskie panie w rzeczywistości walczą również o „prawo do miłości”. Albowiem życie to także miłość, najważniejsza sprawa, decydująca o jego jakości. Dalej poszła Izabela Moszczeńska. Stwierdziła złośliwie, że Miklaszewski prezentuje wyjątkowo „stary kierunek etyczny” zwany „proboszczowskim”. I z tego punktu widzenia uznaje wyłącznie dwie formy kontaktów seksualnych: małżeństwo lub nierząd, inne rozwiązania są zaś dla niego kompletnie niezrozumiałe. Oczywiście podała w wątpliwość badania Miklaszewskiego, uznając, że lekarz ograniczył się do wąskiej grupy pacjentek zniewolonych przez tradycję, obawiających się otwarcie mówić o swoich doznaniach i uczuciach. Nazwała je zresztą „penitentkami” (zamiast pacjentek), a moralność Miklaszewskiego określiła jako „etykę stajni łub obory”. A w
takim świecie wartość kobiety ocenia się według „gwarancji, jakie przedstawia dla swojego właściciela”. Moszczeńska zauważyła, że „czasem tak zwana wierność małżeńska jest zdradą własnego człowieczeństwa”, a macierzyństwo, zamiast być „moralną sankcją miłości”, jest wynikiem ograniczeń krępujących uczucie. Przywołała zresztą literacki przykład – Anielkę z Bez dogmatu Sienkiewicza – postać wzbudzającą irytację trzeźwo myślących. Nie bez powodu Wacław Nałkowski (ojciec Zofii) uważał, że ta powieść „idealizuje filisterię”, propagując niemoralność pod płaszczykiem cnoty. Bohaterka Sienkiewicza kochała innego, dziecko miała z mężem, a małżeństwo traktowała wyłącznie jak przedsiębiorstwo, „dotrzymując kontraktu”. Miklaszewski nie pozostawił ataku bez odpowiedzi. Zajadle bronił swojej statystyki, ale brakowało mu racjonalnych argumentów. Z maniackim uporem pisał, że jego oponentki „utożsamiają rozkosz z miłością”, co mogło być uznane za uczucie wyłącznie „przez hulaków podnieconych wyskokiem”. A „żądza rozkoszy mogła niekiedy popchnąć kobietę do obcowania płciowego z pierwszym lepszym mężczyzną”. Powoływał się na własną praktykę, stwierdzając, że „my lekarze spotykamy często takie nieszczęsne istoty, które zazwyczaj są ofiarami długotrwałych podniet płciowych”. Przy okazji odkrył jednak zupełnie nowe obszary kontaktów męsko-damskich, przekazując zadziwiające informacje. Ten specjalista z dyplomem doktora nauk medycznych z całą powagą stwierdzał, że „warunki fizjologiczne mężczyzny czynią go zdatnym do stosunków płciowych nie ze wszystkimi kobietami, lecz tylko z nielicznymi”. Trudno po latach określić, czy Miklaszewski wierzył w to, co pisał, czy też uważał swoje oponentki za niedoświadczone dziewczynki. A może tym razem wziął przykład z własnego życia? Na pewno jednak bronił obyczajów epoki, uznając, że seks może funkcjonować wyłącznie w „stałym związku opartym na miłości”. Ale chyba zapędził się zbyt daleko, nie zgadzając się, „aby wartość moralną kobiety oceniano według jej charakteru i treści duchowej (?)”. Warto zwrócić uwagę na znak zapytania – pochodzi od tego obrońcy tradycyjnych wartości. Dyskusję zamknął artykuł autorstwa sprawczyni całego zamieszania. Nałkowska zauważyła ironicznie, że Miklaszewski, pomimo „zaznaczonej naukowości jego stanowiska”, nie podał „żadnych logicznych argumentów”. Dyskutował „za pomocą zupełnie dowolnych epitetów”, tkwiąc „całkowicie w sferze wyhodowanych przez kulturę katolicką pojęć etycznych”. Podkreśliła, że szanowny pan doktor nie potrafił nawet „wyjść poza średniowieczną nomenklaturę”, a w jego artykułach aż roi się od określeń typu „chuć”, „sromota”, „nierząd”,
„upadek”. Polskie emancypantki W czasach, gdy Nałkowska ośmieliła się wykrzyczeć w imieniu polskich kobiet śmiałe żądanie, dyskusja na temat równouprawnienia płci miała nad Wisłą już pewną tradycję. U schyłku XIX wieku w życiu publicznym nie brakowało pań łamiących wszelkie stereotypy, które nie spotkały się z ostracyzmem społecznym. Pochodząca ze sfer ziemiańskich Eliza Orzeszkowa po powstaniu styczniowym unieważniła swoje małżeństwo, przeniosła się do Grodna i związała z żonatym prawnikiem Stanisławem Nahorskim. Pobrali się dopiero dwadzieścia pięć lat później, po śmierci żony partnera, ale małżeństwo trwało zaledwie dwa lata. Podczas hucznie obchodzonych imienin pisarki Nahorski zmarł na atak serca, a Orzeszkowa już nigdy nie związała się z żadnym mężczyzną. Autorka Nad Niemnem złamała kilka podstawowych zakazów obyczajowych – odważyła się porzucić męża zesłanego za udział w powstaniu styczniowym, a co więcej, zdecydowała się żyć i pracować na własny rachunek. A to, że jej partnerem życiowym był żonaty mężczyzna, już w ogóle nie mieściło się w normach epoki. Takie rzeczy zdarzały się w środowiskach artystycznych (uważanych wówczas za moralnie podejrzane), a Orzeszkowa pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Ale jej następczynie miały pójść jeszcze dalej. Maria Konopnicka publicznie oburzała się na referat Nałkowskiej, ale jej życie daleko odbiegało od stereotypu matki Polki. Ona również porzuciła męża, przeniosła się z szóstką dzieci do Warszawy, gdzie utrzymywała rodzinę z pisania i korepetycji. Współcześni zarzucali jej nieetyczny stosunek do własnego potomstwa i zapewne mieli rację. Konopnicka pozbyła się dość szybko obowiązków macierzyńskich, ograniczając swoją rolę wyłącznie do zapewnienia potomstwu środków materialnych. Chociaż nazywano ją „niewiastą mocno kochliwą”, trudno jest znaleźć mężczyzn, z którymi łączyłyby ją bliższe stosunki. Właściwie wiadomo jedynie o tragicznej śmierci zakochanego w niej, młodszego o dwadzieścia dwa lata, filozofa i historyka – Maksymiliana Gumplowicza. Ten trzydziestoletni mężczyzna zastrzelił się w 1897 roku przed hotelem w Grazu, w którym mieszkała Konopnicka. Specjalnie to jednak pisarki nie obeszło, zresztą bardziej interesował ją wizerunek rodziny. Dlatego bez skrupułów zerwała z jedną z córek (Heleną), oskarżoną o kradzieże, próbę sfingowania
samobójstwa, a nawet usiłowanie zabójstwa matki. Uznana za niepoczytalną wegetowała w kolejnych zakładach zamkniętych, a matka zadowalała się wysyłaniem pieniędzy na jej utrzymanie. Skandalem groziła również kariera kolejnej córki – pisarka uważała zawód aktorki za mocno podejrzany. Sobie jednak potrafiła wiele wybaczyć. W 1889 roku poznała młodszą o dziewiętnaście lat malarkę Marię Dulębiankę. Dulębianka miała krótko ostrzyżone włosy, nosiła się po męsku, w surducie, z monoklem w oku, świetnie jeździła konno. Panie szybko stały się nierozłączne, wspólnie zamieszkały w Żarnowcu, a partnerka brała nawet udział w zjeździe rodzinnym Konopnickich. Pisarka w listach zaczęła używać pierwszej osoby liczby mnogiej i wcale nie chodziło jej o pluralis maiestaticus. Po prostu wypowiadała się w imieniu swoim i Dulębianki. Przyjaciółkę nazywała Pietrek, partnerka towarzyszyła jej na zjeździe kobiet w Warszawie. Zachowały się relacje z których wynika, że Konopnicka opuściła obrady nie z powodu wystąpienia Nałkowskiej, ale w efekcie kąśliwych uwag na temat jej związku z Dulębianką. Maria Konopnicka zmarła trzy lata później, w 1910 roku, a jej pogrzeb we Lwowie był jedną z większych uroczystości żałobnych na ziemiach polskich. Do śmierci cieszyła się powszechnym uznaniem, czego nie można powiedzieć o innej emancypantce zajmującej się literaturą. Jej losy przypominają film grozy, a co gorsza bez happy endu. Maria Komornicka/Piotr Odmieniec Włast Maria Komornicka była młodsza o pokolenie od Orzeszkowej i Konopnickiej. Miała nieprawdopodobny talent literacki i już jako szesnastolatka debiutowała na łamach „Gazety Warszawskiej”. Dwa lata później pojawił się jej pierwszy zbiór opowiadań. „Urody była miernej – wspominał Komornicką Jan Lorentowicz. – Drobna, ubrana skromnie, wywierała wrażenie raczej młodego chłopca, co jeszcze bardziej podkreślały krótkie, po męsku ostrzyżone włosy, dość rzadkie w owych czasach u kobiet”. Wyjechała na studia do Anglii, ale po półrocznym pobycie w Cambridge wróciła, uznając uczelnię za zbyt tradycyjną. W 1894 roku poznała rodzinę Nałkowskich, a młodziutka Zofia zanotowała intrygujące informacje na jej temat. Podobno Maria planowała w tym czasie małżeństwo, zamierzając jednak porzucić partnera dwa, trzy lata po ślubie. Uniknęłaby w ten sposób staropanieństwa.
W 1898 roku wyszła za mąż za dziesięć lat od siebie starszego poetę Jana Lemańskiego. Wybraniec był osobnikiem z poważnymi defektami umysłowymi, a ponieważ Maria również nie potrafiła zapanować nad własną psychiką, to finał mógł być tylko jeden. Już podczas podróży poślubnej Lemański usiłował zastrzelić żonę, a dwa lata później doszło do oficjalnej separacji. Porzucony mąż nigdy nie zapomniał partnerki i w swej twórczości przejawiał obsesyjną nienawiść do płci pięknej. Usiłował popełnić samobójstwo, zmarł w latach trzydziestych XX stulecia. Od wczesnej młodości Maria głosiła odważne poglądy na temat roli kobiet w społeczeństwie, a z czasem pojawiły się problemy z określeniem własnej seksualności. W 1903 roku, podczas pobytu w Paryżu, wystąpiły u niej pierwsze poważne zaburzenia psychiczne, które niektórzy uznali za symptomy choroby umysłowej. Pomimo to Komornicka dużo pisała i publikowała, często podpisując się męskimi pseudonimami (J. Nałęcz, Włast). W 1907 roku w Poznaniu doszło do wydarzeń do dzisiaj różnie interpretowanych przez badaczy. Fakty były następujące: Maria ścięła krótko włosy, spaliła damskie stroje, a żeby uzyskać szczupły, męski kształt twarzy, poleciła wyrwać sobie wszystkie (?) zęby. Od tej pory miała żyć jako Piotr Odmieniec Włast (nazwisko legendarnego założyciela rodu jej matki). Na początku XX stulecia nie istniała możliwość zmiany płci, przemiana Marii w Piotra miała zatem wyłącznie zewnętrzny charakter. Wiązała się jednak z potrzebami jej psychiki – zapewne czuła się mężczyzną i chciała nim być. „Mając świadomość – pisał Piotr Tomasik – że przewyższa intelektualnie nie tylko wiele kobiet, ale i większość mężczyzn, nie potrafiła odnaleźć się w kulturze, w której tylko z powodu płci była właściwie podczłowiekiem, nie mogła brać udziału w wyborach, studiować, a nawet w pełni o sobie decydować. Z podobnym problemem musiała się zetknąć właściwie każda rozumniejsza kobieta epoki [...]”. Ale nie każda decydowała się na tak radykalne posunięcia. Maria Komornicka psychicznie zmieniła płeć, a intrygującą cechą przemiany okazała się zmiana nastawienia wobec spraw damsko-męskich w jej twórczości. Komornicka bowiem nie przestała pisać, chociaż nie mogła już liczyć na publikację utworów. Dramat Marii Skrzywdzeni ukazywał małżeństwo jako rodzaj wojny domowej, Piotr natomiast pisał erotyki i doceniał macierzyństwo. Dla emancypantki Komornickiej Anglia okazała się krajem wrogim dla kobiet, Włast zaś uważał, że sprawa równouprawnienia jest tematem przyszłości. Belle époque nie była przygotowana na tak radykalne rozwiązania
jak zmiana płci i Włast wylądował w zakładzie psychiatrycznym. Po wybuchu wojny został przeniesiony do rodzinnego majątku w Grabowie, gdzie żył pod opieką (i nadzorem) rodziny. Nieliczni, którzy mieli z nim kontakt, wspominali, że okazywał się miłym i ciekawym rozmówcą, pod warunkiem zachowywania męskiej formy przy zwracaniu się do niego. Jego twórczość szybko uległa zapomnieniu, podobnie jak sama osoba autora. Doszło do tego, że Tadeusz Boy- Żeleński, przygotowując w 1938 roku leksykon o poezji Młodej Polski, szukał daty śmierci Marii Komornickiej. A Włast jeszcze wówczas żył, zmarł 8 marca 1949 roku w Zakładzie Rodziny Marii w Izabelinie koło Warszawy. Dziwnym trafem odszedł w Dzień Kobiet. Obecnie twórczość Piotra przeżywa renesans zainteresowania, podobnie jak jego biografia. Ale dla wielu wielbicieli teatru Maria Komornicka pozostanie i tak jedną z bohaterek Białego małżeństwa Tadeusza Różewicza. Maria Rodziewiczówna Komornicka wyłamała się z obowiązujących zasad i jej życie zakończyło się tragedią. Orzeszkowa i Konopnicka zachowywały natomiast pozory, wobec czego społeczeństwo tolerowało ich odmienność. Potwierdzają to losy Marii Rodziewiczówny, kolejnej pisarki, której życie odbiegało od utartych schematów. Jej postępowanie również nie pasowało do obowiązującej moralności, ale potrafiła wykorzystać sprzyjające okoliczności. Po śmierci ojca siedemnastoletnia dziewczyna postanowiła spłacić rodzeństwo i samodzielnie prowadzić majątek w Hruszowej, ogłaszając jednocześnie, że nie zamierza nigdy wyjść za mąż. To ostatnie zresztą mniej dziwiło niż gospodarskie ambicje Marii – potężnie zbudowana panna o męskich rysach twarzy raczej nie wyglądała na osobę poszukującą męża. Nosiła męską fryzurę i strój, co nie przeszkadzało w bliskich kontaktach z Kościołem katolickim. Oddawała się z zapamiętaniem działalności społecznej, a jej najbliższą przyjaciółką została Helena Weychert, działaczka Stowarzyszenia Ziemianek. Podobnie jak Rodziewiczówna prezentowała raczej męski typ urody, ale była kobietą sukcesu niezwykle skutecznie prowadzącą rodzinny majątek. Obie panie zamieszkały w posiadłości Rodziewiczówny, a następnie przeniosły się na Bracką w Warszawie. Zostały również właścicielkami niewielkiego majątku koło Falenicy. Z czasem w życiu Marii pojawiła się
kolejna kobieta – Jadwiga Skirmunttówna, całkowite przeciwieństwo Heleny. Delikatna blondynka, młodsza o jedenaście lat, została jej partnerką, ale Rodziewiczówna ostatecznie nie zerwała z Heleną. Z czasem ustalił się podział przestrzegany przez całą trójkę. Pisarka spędzała zimę w stolicy z Heleną, a następnie wyjeżdżała do Hruszowej, gdzie przebywała ze Skirmunttówną. Partnerki Marii nie przepadały za sobą, co potwierdza zachowana korespondencja. Skirmunttówna wspominała, że Rodziewiczówna narzuciła jej „bardzo wyraźne stanowisko pani domu”, wobec czego objęła „dom i gospodarstwo kobiece”, w gestii Marii natomiast pozostały „interesy i męska część gospodarstwa”. Coś z tego układu przedostało się do twórczości powieściopisarki; Grażyna Borowska zauważyła, że bohaterka powieści Kądziel przypomina nieco autorkę: „[...] bohaterka tego utworu dźwiga brzemię obowiązków domowych, na swój sposób tyranizuje rodzinę, trzymając wszystko żelazną ręką wymagając od otoczenia pracy i wysiłku. Świat stworzony w Kądzieli to republika kobiet, mocny wariant rzeczywistości, zbudowany bez udziału mężczyzn”. W twórczości Rodziewiczówny można bez trudu dostrzec męski punkt widzenia. Chociaż centralnym wątkiem pozostają stosunki męsko-damskie, to w tle dzieją się sprawy finansowe, interesy, potrzeby materialne. Wraz z odzyskaniem niepodległości proza Rodziewiczówny straciła na popularności. Autorka ograniczyła aktywność literacką a jej poglądy ewoluowały w stronę skrajnej prawicy – w Hruszowej odbywały się nawet spotkania Obozu Wielkiej Polski. Endekom nie przeszkadzała dwuznaczna sytuacja osobista właścicielki, ważniejsze okazały się poglądy i bliskie kontakty z Kościołem. Marię uważano nawet za zajadłą wielbicielkę kleru, chociaż również w tej dziedzinie szukała alternatywnych rozwiązań. Zachował się intrygujący list Marii Konopnickiej z Włoch, napisany w marcu 1910 roku do syna: „Jest Rodziewiczówna, ale nie mieszka w Nicei, tylko w Monte Carlo. Dwa razy przyjeżdżała już mnie odwiedzić. Zupełnie teraz przejęta buddyzmem – i to jako wyznawczyni gorąca. I ja odnoszę się do buddyzmu sympatycznie, ale jako do systemu filozoficznego. [...] Ona zaś jako do religii. Należy do warszawskiej loży buddystów i pisze powieść »Atma«, co znaczy po sanskrycku: dusza; treść powieści dotyczy przechodzenia z żywota w żywot dusz ludzkich. Niedawno właśnie odprawiała buddyjski post. [...] Z tej gorliwej klerykałki – co się zrobiło. Co prawda to też klerykałka, tylko buddyjska”.
Prawdopodobnie zmęczona dwuznaczną sytuacją osobistą poszukiwała religii, która zaakceptowałaby jej odmienność. Ale czy jej znajomi z Obozu Wielkiej Polski znali ten epizod jej życia? Panie na froncie Równouprawnienie kobiet było procesem nieuchronnym, ale bieg wydarzeń przyspieszył wybuch wojny światowej. Setki tysięcy zmobilizowanych mężczyzn powędrowało na front, a ich miejsce w przemyśle, urzędach i sektorze usługowym zajęły kobiety. Panie zaciągały się również do wojskowych służb medycznych, a niektóre z nich przejawiały niezwykłą inwencję. Maria Skłodowska-Curie zorganizowała na froncie zachodnim służbę radiologiczną wyposażając dwadzieścia samochodów w aparaty rentgenowskie nazywane Les petites Curie. Nie ograniczała się do mobilnych form pomocy medycznej, tworzyła również pracownie rentgenowskie w szpitalach polowych i dbała o sprowadzenie do nich sprzętu. „Z braku wykwalifikowanych pracowników – pisała Małgorzata Janicka – wraz ze starszą córką Ireną prowadziła przyspieszone kursy obsługi aparatury dla kobiet. Często zdarzało się, że sama zasiadała za kierownicą furgonetki i jechała na linię frontu, gdzie długie godziny prześwietlała rannych. Dzięki jej ciężkiej pracy i niezwykłym talentom organizacyjnym we Francji powstało około dwustu stacji rentgenowskich, w których tylko w latach 1917–1918 wykonano milion sto tysięcy zdjęć”. Jedynym krajem, gdzie kobiety regularnie walczyły na froncie, była Polska. Nie były to jednostkowe przypadki, Polki faktycznie w zorganizowanej formie pojawiły się na polu walki. A nowatorskie spojrzenie na rolę pań w wojsku można zawdzięczać Józefowi Piłsudskiemu i jego towarzyszce życia – Aleksandrze Szczerbińskiej. „Piłsudski przyrzekł bardzo dawno – wspominała Aleksandra – że gdy tylko uda mu się stworzyć siły zbrojne, nie zapomni o oddziale kobiecym. Ruch feministyczny rozszerzał się wówczas po całej Europie. [...] W Związku Strzeleckim stworzono sekcję kobiecą, która nie była zbyt liczna, ale oddała wielkie usługi w pracy wywiadowczo-kurierskiej przed wojną i w czasie wojny. Stanęłam na czele jednej z sekcji, a Piłsudski wydał rozkaz, że mamy przejść odpowiednie przeszkolenie wojskowe. Musiałyśmy więc poznać zasady taktyki wojskowej, sygnalizację, terenoznawstwo, obchodzenie się z bronią, obronę miast,