chrisalfa

  • Dokumenty1 125
  • Odsłony213 466
  • Obserwuję121
  • Rozmiar dokumentów1.5 GB
  • Ilość pobrań134 539

09. Wojna Dusz 01 - Smoki Upadłego Słońca - Weis Margaret Hickman Tracy

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

09. Wojna Dusz 01 - Smoki Upadłego Słońca - Weis Margaret Hickman Tracy .pdf

chrisalfa EBooki 01.Wielkie Cykle Fantasy i SF Dragonlance - Tak czytac
Użytkownik chrisalfa wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 148 osób, 121 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 472 stron)

WOJNA DUSZ TOM l SMOKI UPAD EGO S CA Margaret Weis, Tracy Hickman Prze Micha Jakuszewski Tytu orygina u Dragons of a Fallen Sun C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Dedykowane z wyrazami wdzi czno ci Peterowi Adkinsonowi, dzi ki któremu magia wróci a do wiata Smoczej Lancy. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Pie Miny Dzie ju si sko czy i w naszej mocy Nie le y powstrzymanie nocy. Kwiaty pi i mv zamknijmy oczy, To dnia ostatnie ju tchnienie. Czarna noc wsz dzie zaleg a Tam, gdzie gwiazd dusze odleg ych Od wiata, którym w adaj Smutek, strach, mier i zniszczenie. Za nij, mój mi y, za nij na wieki. Zaci nij mocno obie powieki. Nie bój si nocy czarnej opieki. Za nij, mój mi y, za nij na wieki. Nasze dusze mrok wkrótce poch onie, Skryjemy si w jego zimnej toni. W pustce Pani, która w d oniach Trzyma nitki naszych losów. Wojownicy, nijcie o ciemno ci, Poczujcie dotyk s odkiej rado ci Ma onki Nocy i jej mi ci do tych, którzy s uchaj jej g osu. Za nij, mój mi y, za nij na wieki. Zaci nij mocno obie powieki. Nie bój si nocy czarnej opieki. Za nij, mój mi y, za nij na wieki. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Zamknijmy oczy, oddech wstrzymajmy, Wszyscy si woli jej dzi poddajmy I swe s abo ci szybko wyznajmy, Karku przed ni zginaj c. Pot ga ciszy niebo przes ania, Nikt z nas nie zdo a poj otch ani, Co wszystkie nasze dusze poch ania, Kres strachom i smutkom daj c. Za nij, mój mi y, za nij na wieki. Zaci nij mocno obie powieki. Nie bój si nocy czarnej opieki. Za nij, mój mi y, za nij na wieki. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

KSI GA I C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

l Pie mierci Krasnoludowie zwali t dolin Gamashinoch - Pie ni mierci. Nikt spo ród ywych nie przychodzi tu z w asnej woli. Tymi, którzy to robili, kierowa a desperacja lub gwa towna potrzeba b te po prostu wykonywali rozkaz dowódcy. Z ka chwil zbli ali si do opustosza ej doliny i s yszeli „pie ” ju od kilku godzin. By a straszliwa, niesamowita. Jej s owa, które nigdy nie by y w pe ni wyra ne, do ko ca rozró nialne - przynajmniej nie dla zwyk ego ucha - mówi y o mierci i o jeszcze gorszym losie. Opiewa y uwi zienie, gorzk frustracj , wieczne m czarnie. To by lament, pe en t sknoty za miejscem zapami tanym przez dusz - na zawsze utraconym pokojem i szcz ciem. Gdy rycerze po raz pierwszy us yszeli owe obne tony, ci gn li mocno wodze, si gaj c jednocze nie po miecze, i rozejrzeli si wokó . - Co to? - krzyczeli. - Kto idzie? Nikt jednak tamt dy nie szed . Nikt z yj cych. Rycerze zerkn li na dowódc , który stan w strzemionach, spogl daj c na wznosz ce si z obu stron wynios e urwiska. - To nic - orzek wreszcie. - Wiatr zawodzi w ród ska . Jedziemy. Pop dzi konia kr tym traktem, który wiód przez góry znane jako W adcy Zag ady. Podkomendni jechali za nim g siego, gdy jar by zbyt w ski, aby konny patrol móg nim pod rami przy ramieniu. - Nieraz ju s ysza em, jak zawodzi wiatr, panie - mrukn jeden z rycerzy - i on nigdy nie przemawia jak cz owiek. Ten g os mówi nam, eby my si tu nie zapuszczali i lepiej go pos uchajmy. - Nonsens! - Dowódca szponu, Ernst Magit, odwróci si w siodle, aby spojrze ze ci na zwiadowc . - G upie przes dy. Ale przecie wy, minotaurowie, s yniecie z tego, e uparcie trzymacie si niedzisiejszych zwyczajów i zacofanych pogl dów. Pora ju wkroczy w nowoczesno . Bogowie odeszli. Moim zdaniem nie ma czego owa . Teraz wiatem adamy my, ludzie. Z pocz tku Pie mierci piewa pojedynczy kobiecy g os. Teraz do czy do niego pe en strachu chór m czyzn, kobiet i dzieci, wykonuj cych przera liwy hymn rozpaczy i smutku, który niós si echem po ród gór. Kilka koni sp oszy o si , s ysz c ten sm tny d wi k i nie chcia o i dalej. Zreszt , je cy nie nak aniali ich do tego zbyt usilnie. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Wierzchowiec Magita równie si sp oszy i zacz ta czy . Rycerz zatopi ostrogi w jego bokach, zostawiaj c w nich g bokie, krwawe bruzdy. Rumak powlók si niech tnie naprzód z opuszczonym bem, strzyg c uszami. Dowódca szponu pokona jakie pó mili, nim przysz o mu do g owy, e nie s yszy za sob t tentu kopyt. Obejrza si i zobaczy , e zosta sam. Nikt z podkomendnych nie pod za nim. Zawróci w ciek y i pocwa owa w ich stron . Po owa patrolu zsiad a z koni, a reszta mia a bardzo niewyra ne miny. Ich rumaki dr y. - G upie bydlaki maj wi cej rozumu ni ich panowie - mrukn stoj cy na trakcie minotaur. Tylko nieliczne konie pozwala y si dosi minotaurowi, a jeszcze mniej by o takich, które mog y d wiga tak wielkie istoty. Galdar mia siedem stóp wzrostu, cznie z rogami, i swobodnie dotrzymywa kroku patrolowi, biegn c obok konia dowódcy. Magit nie zsiad z rumaka. Zacisn d onie na ku siod a, spogl daj c na rycerzy. By wysokim, bardzo chudym m czyzn , jednym z tych, których ko ci wydaj si zwi zane stalowym drutem - by znacznie silniejszy ni na to wygl da . W jego za zawionych, niebieskich oczach nie widzia o si inteligencji ani g bi. S yn z okrucie stwa, utrzymywania elaznej - wielu powiedzia oby „bezmy lnej” - dyscypliny oraz ca kowitego po wi cenia tylko jednej sprawie: sprawie Ernsta Magita. - Dosi dziecie koni i ruszycie za mn - oznajmi zimno dowódca szponu - albo z skarg do komendanta grupy na ka dego z was z osobna. Oskar was o tchórzostwo, zdrad wizji i bunt. Jak dobrze wiecie, kar za ka de z tych przewinie jest mier . - Czy mo e to zrobi ? - wyszepta jaki nowo pasowany rycerz, który pierwszy raz wyruszy na wypraw . - Mo e - mrukn pos pnie jeden z weteranów - i zrobi. Rycerze dosiedli koni i pod yli naprzód, spinaj c rumaki ostrogami. Byli zmuszeni omin Galdara, który nadal sta po rodku drogi. - Odmawiasz wykonania rozkazu, minotaurze? - zapyta rozsierdzony Magit. - Lepiej si zastanów. Mo e i jeste protegowanym Protektora Czaszki, ale w tpi , czy to ci pomo e, je li oskar ci przed Rad jako tchórza i wiaro omc . A s dz c z tego, co s ysza em, Galdarze - ci gn drwi cym, konfidencjonalnym szeptem, opieraj c si o szyj wierzchowca - twój pan mo e nie by ju tak bardzo skory ci os ania . Jednor ki minotaur, na którego nawet pobratymcy spogl daj z lito ci i wzgard . Minotaur zdegradowany do pozycji „zwiadowcy”. Wszyscy wiemy, e przyznali ci j tylko dlatego, e musieli co z tob zrobi . ysza em zreszt sugestie, eby pop dzi ci na pastwisko razem z reszt krów. Galdar zacisn pi , sw jedyn pi , tak mocno, e ostre paznokcie wbi y mu si w C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

cia o. wietnie wiedzia , e Magit chce go sprowokowa do walki. Tutaj, gdzie nie by o zbyt wielu wiadków. Gdzie móg by zabi kalekiego minotaura i po powrocie do domu twierdzi , e walka by a uczciwa i chwalebna. Galdarowi nie zale o zbytnio na yciu, odk d utrata prawej r ki przemieni a go ze straszliwego wojownika w pieszego zwiadowc . Nie mia jednak zamiaru gin z r k Ernsta Magita. Nie da mu tej satysfakcji. Omin dowódc , który rozci gn w skie usta w szyderczym u mieszku. Patrol ponownie ruszy w drog . Mieli nadziej , e dotr na miejsce przed zachodem ca, nawet je li jego zimny, szary blask nie ogrzewa tu niczego. obna Pie mierci nie milk a ani na chwil . Po twarzy jednego z rekrutów sp ywa y strumienie ez. Weterani jechali zgarbieni, jakby liczyli na to, e os oni uszy ramionami. Nawet gdyby zatkali je sobie paku ami, nic by im to nie pomog o. S yszeliby straszliw pie , nawet gdyby przek uli sobie benki. Pie mierci s ysza o si w sercu. Patrol wjecha do doliny o nazwie Neraka. Dawno temu, w niepami tnych czasach bogini Takhisis, Królowa Ciemno ci zostawi a na jej po udniowym kra cu kamie w gielny uratowany ze zniszczonej wi tyni króla kap ana Istar. Kamie zacz rosn , wch aniaj c w siebie z o wiata, a wreszcie zmieni si w straszliw , ogromn wi tyni ; wi tyni wspania ej, odra aj cej Ciemno ci. Mia a ona sta si dla Takhisis wrotami, umo liwiaj cymi jej powrót do wiata, z którego wygna j Huma Smokobójca, ale powstrzyma y j mi i po wi cenie. Mimo to Takhisis zachowa a wielk moc i wypowiedzia a wiatu wojn , która omal nie doprowadzi a do jego zniszczenia. Jej zawistni dowódcy zacz li jednak walczy mi dzy sob niczym sfora dzikich psów, pojawi a si te grupa bohaterów - znale li oni w swych sercach moc, która pozwoli a im powstrzyma , pokona i obali bogini . W ciek Takhisis by a tak wielka, e w szale zniszczy a wi tyni w Nerace. Owego straszliwego dnia mury gmachu eksplodowa y na zewn trz i spad y z nieba deszczem wielkich, czarnych g azów, które obróci y w gruzy miasto Neraka. Oczyszczaj ce po ary strawi y budynki przekl tego grodu, poch on y jego targowiska, zagrody dla niewolników oraz liczne wartownie, zasypuj c popio em kr te, przypominaj ce labirynt ulice. Po z gór pi dziesi ciu latach po mie cie nie pozosta aden lad. Po udniow cz doliny za cie y od amki szkieletu wi tyni, a popió dawno ju unios y wiatry. Nie ros y tu adne ro liny, a wszelkie lady ycia pokry piasek. Zosta y tylko czarne g azy, gruzy wi tyni. Wygl da y przera aj co i nawet Magit, ujrzawszy je po raz pierwszy, zada sobie w my lach pytanie, czy post pi rozs dnie, C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

przeje aj c przez t cz doliny. Móg wybra okr drog , ale to oznacza oby dodatkowe dwa dni, a i tak ju by spó niony, gdy sp dzi kilka nocy z now dziwk , wie o pozyskan przez jego ulubiony zamtuz. Musia teraz nadrobi to opó nienie i zdecydowa si pojecha na skróty, przez po udniow cz doliny. Czarna ska a, z której zbudowano zewn trzne mury wi tyni, przybra a krystaliczn posta , by mo e z powodu si y wybuchu. Wystaj ce z piasku g azy nie by y szorstkie, lecz adkie. Mia y fasetkowane ciany i ostre kraw dzie. Wygl da y jak czarne kryszta y kwarcu, stercz ce z szarego piasku. Niektóre z nich si ga y wysoko ci czterech m czyzn. Ten, kto przyjrza si im z bliska, móg zobaczy w nich w asne odbicie, zniekszta cone, ale atwe do rozpoznania. Wszyscy towarzysz cy Magitowi ludzie dobrowolnie przy czyli si do armii Rycerzy Takhisis, skuszeni obietnic upów i niewolników zdobytych na wojnie, upodobaniem do przemocy i zabijania b te nienawi ci do elfów, kenderów, krasnoludów czy wszystkich, którzy si od nich ró nili. Tych ludzi, którzy dawno ju zapomnieli o wszelkich wy szych uczuciach, przerazi wygl d twarzy odbitych w czarnych kryszta ach, widzieli bowiem, e usta odbi otwieraj si , aby za piewa straszliw pie . Wi kszo zbrojnych zadr a na ten widok i odwróci a po piesznie spojrzenia. Galdar starannie unika patrzenia na wysokie, czarne kryszta y. Gdy tylko je ujrza , opu ci wzrok na znak szacunku i czci. Ernst Magit z pewno ci powiedzia by, e to przes dy. Sami bogowie nie przebywali w tej dolinie. Galdar wiedzia , e to niemo liwe. Wygnano ich z Krynnu przed z gór trzydziestu laty. Minotaur by jednak przekonany, e przetrwa y tu ich duchy. Magit spojrza na swe odbite w kamieniu oblicze. Tylko dlatego, e ów widok budzi w nim l k, zmusi si do patrzenia odbiciu prosto w oczy. - Nie jestem krow , która boi si w asnego cienia! oznajmi , spogl daj c znacz co na Galdara. Dopiero niedawno zacz opowiada te dowcipy o krowach. Uwa , e s bardzo zabawne i nies ychanie oryginalne. Dlatego powtarza je przy ka dej okazji. - Krow ? Rozumiesz, minotaurze? Ernst Magit wybuchn miechem. W jego rechot przes czy y si d wi ki Pie ni mierci, która nada a mu melodi i tonacj - mroczn i nieharmonijn , k óc si z innymi g osami. Ten przera aj cy efekt wyra nie wstrz sn Magitem. Dowódca kaszln i ku wyra nej uldze swych ludzi przesta si mia . - Ty nas tu sprowadzi , dowódco szponu - zauwa Galdar. - Wiedzieli my, e ta C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

cz doliny nie jest zamieszkana, e nie ukrywaj si tu oddzia y rycerzy solamnijskich, gotowych na nas uderzy . Mo emy bezpiecznie zmierza do celu, pewni, e nie ma tu nic, co mog oby nam zagrozi . Lepiej szybko st d odjed my, eby z raport. Konie wjecha y do po udniowej cz ci doliny tak niech tnie, e niektórzy je cy byli zmuszeni ponownie zsun si z siode , zas oni oczy rumaków i prowadzi je za uzd , jakby ratowali wierzchowce z p on cego budynku. Zarówno ludzie, jak i zwierz ta wyra nie pragn li jak najszybciej st d znikn . Wierzchowce przesuwa y si ostro nie w stron traktu, którym tu przyby y. Ernst Magit pragn opu ci to miejsce równie gor co, jak jego podkomendni, i z tego nie powodu zdecydowa , e tu zostan . W g bi duszy by tchórzem i zdawa sobie spraw z tej s abo ci. Ca e ycie stara si udowodni samemu sobie, e nie jest to prawd , lecz nigdy nie dokona niczego rzeczywi cie bohaterskiego. Kiedy tylko by o to mo liwe, stara si unika niebezpiecze stw. To w nie dlatego dowodzi patrolami, zamiast razem z innymi Rycerzami Neraki oblega pozostaj ce w r kach Solamnijczyków miasto Sanction. Cz sto jednak dokonywa ma o wa nych, niezbyt ryzykownych czynów, które nie wi za y si z niebezpiecze stwem, ale mog y jemu i jego ludziom udowodni , e wcale si nie boi. Jednym z takich czynów mog o by sp dzenie nocy w przekl tej dolinie. Magit popatrzy ostentacyjnie na niebo, które mia o kolor bladej, niezdrowej ci. Bardzo osobliwy odcie , aden z rycerzy nigdy jeszcze takiego nie widzia . - Zapada zmierzch - oznajmi sentencjonalnie. - Nie chcia bym, eby noc zasta a nas w górach. Rozbijemy tu obóz i wyruszymy w dalsz drog rano. Rycerze wlepili w swego dowódc przera one, pe ne niedowierzania spojrzenia. Wiatr przesta wia . W ich sercach nie rozbrzmiewa a ju pie . W dolinie zapanowa a martwa cisza. W pierwszej chwili przywitali j z rado ci , lecz z up ywem czasu j znienawidzili. awi a ich, przygniata a swym ci arem. Nikt si nie odzywa . Czekali, a Magit powie im, e by to tylko art. Dowódca szponu zsiad z konia. - Rozbijemy obóz w tym miejscu. Mój namiot dowodzenia ustawcie pod tym najwy szym monolitem. Galdarze, ty b dziesz nadzorowa rozbicie namiotu. Mam nadziej , e poradzisz sobie z tak prostym zadaniem? Jego s owa wydawa y si nienaturalnie g ne, a g os brzmia ochryple i przenikliwie. Przez dolin przemkn nag y podmuch, zimny i ostry. Wzbi w powietrze ob oki py u, które przemkn y nad ja ow ziemi i znik y w oddali. - Pope niasz b d, dowódco - rzek spokojnym tonem Galdar, staraj c si w jak C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

najmniejszym stopniu zak óci cisz . - Nie jeste my tu mile widziani. - A przez kogó to, Galdarze? - zadrwi dowódca szponu Magit. - Przez te g azy? - Waln otwart d oni w czar - ny monolit. - Ha! Có za t pa, przes dna krowa! Zsiadajcie z koni i bierzcie si za rozbijanie namiotów - doda twardszym g osem. - To rozkaz. Ernst Magit rozprostowa ko czyny, demonstruj c pe en spokój. Zgi si wpó i wykona kilka rozlu niaj cych wicze . Ponurzy, niezadowoleni rycerze wykonali jego polecenie. Rozpakowali juki i zacz li ustawia ma e, dwuosobowe namioty, które nios a po owa patrolu. Pozostali wydobyli z baga y wod i prowiant. Namiotów nie uda o si rozbi . elaznych ko ków nie sposób by o wbi w skaliste pod e. Ka de uderzenie m otka nios o si echem po górach, wraca o do nich stokrotnie wzmocnione, a wreszcie wydawa o si , e to góry uderzaj w nich. Galdar odrzuci m otek, który ciska niezgrabnie w jedynej d oni. - O co chodzi, minotaurze? - zapyta Magit. - Jeste taki s aby, e nie potrafisz wbi ko ka namiotowego? - Sam spróbuj to zrobi , dowódco. Pozostali m czy ni równie odrzucili m otki. Spogl dali na Magita z pos pnym wyzwaniem w oczach. Dowódca poblad z gniewu. - Je li jeste cie za g upi, eby rozbi zwyk y namiot, to mo ecie sobie spa pod go ym niebem! Nie próbowa jednak wbi ko ka w skaliste pod e. Rozgl da si wokó , a wreszcie wypatrzy cztery czarne monolity, tworz ce nieregularny czworok t. - Przywi mój namiot do tych g azów - rozkaza . Przynajmniej ja wy pi si dzi dobrze. Galdar wykona rozkaz. Obwi za sznury wokó podstaw monolitów, ca y czas mamrocz c minotaurze zakl cie, maj ce przeb aga niespokojne duchy zmar ych. Rycerze próbowali przywi za swe wierzchowce do monolitów, ale zwierz ta wyrywa y si i wierzga y, pora one panicznym strachem. W ko cu przeci gn li sznur mi dzy dwoma g azami i przywi zali do niego konie. Niespokojne rumaki zbi y si w grup , wyba uszaj c oczy. Trzyma y si tak daleko od czarnych g azów, jak to tylko by o mo liwe. Gdy rycerze zaj li si prac , Magit wyj z juków map , omiót jeszcze ludzi gro nym spojrzeniem, aby im przypomnie o ich obowi zkach, roz przed sob p acht papieru i zacz si jej przygl da ze spokojn , skupion min , która nikogo nie oszuka a. Poci si obficie, cho nic przecie nie robi . C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Cienie w dolinie stawa y si coraz d sze. Ziemia by a teraz znacznie ciemniejsza od nieba, które rozja nia a p omienno ta po wiata. By o tu gor co, znacznie cieplej ni w chwili ich przybycia, lecz z zachodu dociera y niekiedy zimne powiewy, przynosz ce ch ód przenikaj cy do szpiku ko ci. Rycerze nie wie li ze sob drewna na opa . Zjedli zimne racje, czy mo e raczej spróbowali je zje . Ka dy k s by pe en piasku, wszystko smakowa o jak doprawione popio em, dlatego wyrzucili wi ksz cz posi ku. Siedzieli na twardej ziemi i nieustannie ogl dali si za siebie, wpatruj c w cienie. Wszyscy wydobyli miecze. Nie by o potrzeby wyznacza wart, gdy nikt nie mia zamiaru spa . - Ha! Tylko spójrzcie! - zawo triumfalnie Ernst Magit. - Dokona em wa nego odkrycia! wietnie si z o, e sp dzili my tu troch czasu. - Wskaza na map , a potem na zachód. - Widzicie ten cuch górski? Nie jest zaznaczony na mapie. Z pewno ci wypi trzy si dopiero niedawno. Nie omieszkam zwróci na to uwagi Protektora. By mo e nadadz mu nazw na moj cze . Galdar popatrzy na góry. Wsta powoli i wbi wzrok w niebo na zachodzie. Na pierwszy rzut oka formacja barwy elaza i pos pnego b kitu faktycznie sprawia a wra enie nowo powsta ego pasma górskiego. Po chwili minotaur zwróci jednak uwag na co , co dowódca szponu przeoczy w swym entuzjazmie. Zjawisko ros o w przera aj cym tempie. - Dowódco! - zawo Galdar. - To nie jest góra! To chmury burzowe! - Jak ju jeste krow , to nie b w dodatku os em - odpar Magit. Wzi kawa ek czarnego kamienia, aby pos si nim jak kred i doda Góry Magita do listy cudów wiata. - Dowódco, sp dzi em dziesi lat na morzu, kiedy by em m ody - nie ust powa Galdar. - Wiem, jak wygl da sztorm. Ale czego takiego nigdy nie widzia em! awica chmur ros a niewiarygodnie szybko. Jej serce by o czarne jak najg bsza noc, kipia o i kot owa o si niczym jaki nienasycony, wielog owy potwór. Najpierw poch ania a wierzcho ki gór, a potem - w miar jak si zbli a - ca e turnie. Zimny wiatr przybra na sile, zasypuj c im oczy i usta piaskiem. Namiot dowodzenia za opota szale czo, próbuj c si zerwa z uwi zi. I nagle wiatr za piewa t sam straszliw pie . Wy i zawodzi z rozpaczy, krzycza z bólu i udr ki. Targani gwa townym podmuchem ludzie podnie li si z wysi kiem. - Dowódco! Musimy ucieka ! - rykn Galdar. - Natychmiast! Nim zacznie si burza! - Tak - zgodzi si poblad y, wstrz ni ty Magit. Obliza wargi, wypluwaj c z ust piasek. - Tak, masz racj . Musimy st d zwiewa ! Mniejsza o namiot! Przyprowad cie mi konia! C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Z ciemno ci wypad a b yskawica, która uderzy a w ziemi nieopodal miejsca, gdzie sta y konie. Zahucza grom. Wstrz s zwali z nóg kilku m czyzn. Konie stan y d ba, kwicz c i m óc c kopytami. Rycerze, którzy utrzymali si na nogach, próbowali uspokoi wierzchowce, te jednak na to nie pozwoli y. Zerwa y si z uwi zi i pocwa owa y w mrok, ogarni te szalon trwog . - apcie je! - wrzasn Ernst, lecz wichura okaza a si tak gwa towna, e rycerze ledwie mogli utrzyma si na nogach. Jeden czy dwóch post pi o kilka chwiejnych kroków w tamtym kierunku, by o jednak jasne, e po cig nie ma szans powodzenia. Chmury burzowe zakry y niebo, z atwo ci wygrywaj c bój ze s onecznym blaskiem. ce znikn o, pokonane przez ciemno . Zapad a noc, pe na niesionego wichrem piasku. Galdar nie widzia nawet w asnej oni. Nagle mrok rozproszy a kolejna pot na b yskawica. - Padnij! - rykn , przywieraj c raptownie do ziemi. Le p asko! Nie zbli si do monolitów! Niesiony wiatrem deszcz siek ich z si miliona strza wypuszczonych z uków. Grad uderza niczym elazne cepy, dotkliwie rani c i siniacz c. Galdar mia grub skór i odczuwa to jak uk szenia mrówek, ale pozostali krzyczeli z bólu i strachu. Gorej ce w ócznie yskawic uderza y tu obok i ziemi wstrz sa y pot ne gromy. Galdar le na brzuchu, walcz c z impulsem, który kaza mu drze ziemi d oni , aby skry si w jej trzewiach. Gdy uderzy a nast pna b yskawica, ze zdumieniem zauwa , e Ernst Magit zamierza wsta . - Dowódco, padnij! - krzykn i spróbowa go z apa . Magit zme w ustach przekle stwo, staraj c si kopn Galdara w d . Dowódca szponu pochyli g ow pod wiatr i powlók si ku jednemu z monolitów. Przykucn za nim, tak e pot ny g az os ania go przed deszczem i gradem. Usiad na ziemi, miej c si g no z podkomendnych, opar plecami o monolit i rozprostowa nogi. Galdara o lepi a kolejna b yskawica i og uszy huk gromu. Wstrz s wyrzuci go w gór i wbi z powrotem w ziemi . Piorun uderzy tak blisko, e minotaur s ysza skwierczenie, czu wo fosforu i siarki. A tak e czego innego. Przypalonego mi sa. Potar oczy, próbuj c cokolwiek zobaczy . Kiedy odzyska wzrok, spojrza na dowódc i zobaczy u stóp monolitu tylko bezkszta tn mas . Pod pokrywaj zw oki czarn skorup tli si jeszcze ciemnoczerwony ogie . Magit zamieni si w kawa przypalonego miecha. Wiatr unosi bij cy z niego dym, razem ze strz pkami zw glonego cia a. Skóra na twarzy trupa sp on a, ods aniaj c wyszczerzone w C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

ohydnym u miechu z by. - Ciesz si , e nadal si miejesz, dowódco szponu mrukn Galdar. - Ostrzega em ci . Minotaur przycisn si jeszcze mocniej do ziemi, przeklinaj c przeszkadzaj ce mu w tym ebra. 0 ile to by o mo liwe, deszcz rozpada si jeszcze bardziej. Galdar zastanawia si , jak ugo potrwa burza. Wydawa o si , e nie ma ko ca. Mia wra enie, e urodzi si podczas nawa nicy i zestarzeje si , a potem umrze, nim si zako czy. Czyja d zacisn a si na jego ramieniu i potrz sn a nim mocno. - Spójrz! - Jeden z rycerzy podczo ga si do niego. - Tam! - M czyzna przycisn usta do ucha minotaura i wrzeszcza ochryple, aby przekrzycze szum deszczu, oskot gradu, bij ce bez ustanku gromy i jeszcze gorsz od tego wszystkiego pie mierci. - Co si tam poruszy o! Galdar uniós r i popatrzy w kierunku wskazanym przez rycerza, w samo serce doliny. - Zaczekaj na nast pn b yskawic ! - krzycza cz owiek. - Tam! O, tam! Nast pna b yskawica nie by a snopem wiat a, lecz zas on p omienia, która zala a niebo, ziemi i góry fioletowobia wiat ci . Ujrzeli zmierzaj ku nim posta , która rysowa a si na tle straszliwej uny. Sz a spokojnie po ród szalej cej burzy. Nie przeszkadza jej huragan, nie ba a si b yskawic, nie wzdryga a si , s ysz c grzmoty. - Czy to kto z naszych? - zapyta Galdar. W pierwszej chwili pomy la , e jeden z ludzi oszala i uciek w panice, tak jak konie. Gdy tylko jednak zada to pytanie, zrozumia , e si myli. Posta sz a, nie bieg a. Nie ucieka a, a zbli a si do nich. Blask zgas . Zapad a ciemno i posta znik a. Galdar czeka niecierpliwie na nast pny piorun, który pozwoli by mu ujrze ob kan istot , stawiaj czo o w ciek ci burzy. Po chwili ziemi , góry i niebo o wietli a jeszcze jedna b yskawica. Nieznajomy nadal zmierza w ich stron . Galdar odnosi wra enie, e pie mierci przerodzi a si w hymn pochwalny. 1 znowu ciemno . Wiatr usta . Ulewa przesz a w miarowy deszcz. Grad przesta pada . Gromy wybija y werbel, nadaj cy rytm krokom niezwyk ej, mrocznej postaci, która z ka b yskawic by a coraz bli ej. Burza przenios a si na drug stron gór, do innej cz ci wiata. Galdar wsta . Przemoczeni do suchej nitki rycerze ocierali wod i b oto z oczu, spogl daj c z C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

przygn bieniem na mokre koce. Wiatr by zimny i przenikliwy - wszyscy dr eli z ch odu, z wyj tkiem Galdara, któremu gruba skóra i futro pozwala y wytrzyma niemal ka dy zi b. Minotaur strz sn krople deszczu z rogów i czeka , a tajemnicza posta znajdzie si w zasi gu g osu. Na zachodzie pojawi y si l ni ce ostrym blaskiem gwiazdy. Wygl da o to tak, jakby tylna stra burzy odkrywa a je po drodze. Zobaczyli te jeden z ksi yców, który rzuca wyzwanie piorunom. Posta dzieli o od nich najwy ej dwadzie cia kroków. Galdar ujrza wyra nie przybysza w srebrzystym blasku ksi yca. To by cz owiek - m odzieniec, s dz c po szczup ym, j drnym ciele oraz g adkiej twarzy. W osy ci bardzo krótko, zostawiaj c na g owie tylko ciemnorud szczecin . Nieobecno ow osienia podkre la a rysy twarzy, wysoko ustawione ko ci policzkowe, ostro zarysowany podbródek, ukowate usta. Mia na sobie koszul i tunik szeregowego pieszego rycerza oraz skórzane buty. Nie nosi miecza. Galdar nie zauwa te adnej innej broni. - Stój, kto idzie!? - krzykn ochryple. - Zatrzymaj si na skraju obozu. odzieniec wykona rozkaz. Uniós d onie, aby pokaza , e s puste. Galdar wyci gn miecz. To by a niezwyk a noc i nie zamierza podejmowa nawet najmniejszego ryzyka. ciska niezgrabnie bro w lewej d oni. W ciwie nie potrafi ni ada . W przeciwie stwie do innych wojowników, którzy stracili ko czyn , nigdy nie nauczy si walczy drug r . Przedtem by bieg ym szermierzem, a teraz wymachiwa tylko niezdarnie or em, mog c równie atwo zrobi krzywd sobie, co przeciwnikowi. Ernst Magit wielokrotnie przygl da si nieudolnym wiczeniom Galdara i rechota wniebog osy. Ale wi cej ju nie b dzie si mia . Minotaur ruszy naprzód, ciskaj c miecz. R koje by a mokra i liska. Mia nadziej , e bro nie wymknie mu si z r ki. M odzieniec nie móg wiedzie , e Galdar jest ju jedynie cieniem wojownika. Minotaur wygl da gro nie i troch si zdziwi , e nieznajomy si przed nim nie wzdrygn - nawet nie wygl da na zbytnio zaniepokojonego. - Nie mam broni - oznajmi przybysz niskim g osem, który k óci si z jego odzie czym wygl dem. Pobrzmiewa w nim jaki dziwny tembr, s odki i melodyjny, w dziwny sposób przywodz cy Galdarowi na my l jeden z g osów, które s ysza w pie ni. Ta przesz a teraz w cichy szept, jakby na znak szacunku. To nie by g os m czyzny. Galdar przyjrza si uwa nie nieznajomemu, jego szczup ej szyi, która wygl da a jak uga odyga lilii podtrzymuj ca czaszk - doskonale g adk i pi knie uformowan . Popatrzy na gibkie cia o. Ramiona nieznajomego by y muskularne, podobnie jak ukryte pod we nianymi po czochami nogi. Mokra koszula, stanowczo zbyt obszerna, zwisa a lu no ze C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

szczup ych barków. Galdar nic nie widzia pod mokr tkanin i nie by pewien p ci tego cz owieka. Pozostali rycerze zgromadzili si wokó minotaura. Wszyscy gapili si na zmokni tego m odzie ca, który l ni niczym nowo narodzone dziecko. M czy ni marszczyli nieufnie brwi. Trudno by o mie do nich pretensje. Zadawali sobie to samo pytanie, co Galdar: co, w imi wielkiego, rogatego boga, któiy umar i osieroci swój lud, robi ten nieznajomy w przekl tej dolinie podczas przekl tej nocy? - Jak si nazywasz? - zapyta Galdar. - Mina. Dziewczyna. M oda dziewczyna. Mia a najwy ej siedemna cie lat... albo i mniej. Cho przedstawi a si popularnym w ród ludzi kobiecym imieniem, cho potrafi teraz wyczyta jej p z g adkiego zarysu szyi i pe nych gracji ruchów, nadal mia w tpliwo ci. By o w niej co bardzo ma o kobiecego. Mina u miechn a si lekko, jakby s ysza a jego niewypowiedziane w tpliwo ci. - Jestem kobiet - zapewni a, wzruszaj c ramionami. - Chocia to nie ma wi kszego znaczenia. - Podejd bli ej - rozkaza ostrym tonem Galdar. Pos ucha a go i zbli a si o krok. Spojrza jej prosto w oczy i omal nie zapar o mu tchu w piersiach. Widywa w yciu ludzi wszelkich rozmiarów i postaci, nigdy jednak nie spotka istoty, która mia aby takie oczy! Nienaturalnie wielkie i g boko osadzone, mia y kolor bursztynu. Ich renice by y czarne, a t czówki otoczone obwódk cienia. Brak w osów sprawia , e wydawa y si jeszcze wi ksze. Galdar mia wra enie, e Mina sk ada si wy cznie z oczu. Ich spojrzenie poch on o go, tak jak z oty bursztyn poch ania cia a ma ych owadów. - Czy ty tutaj dowodzisz? - zapyta a. Galdar zerkn na zw glone zw oki le ce u stóp monolitu. - Teraz tak - stwierdzi . Mina spojrza a w tym samym kierunku, zatrzymuj c na trupie ch odne, oboj tne spojrzenie. Potem zwróci a z ote oczy z powrotem na Galdara. Minotaur móg by przysi c, e widzi uwi zione w nich cia o Magita. - Co tu robisz, dziewczyno? - zapyta ostrym tonem. - Zgubi si podczas burzy? - Nie, odnalaz am podczas niej drog - odpowiedzia a. Nie mruga a powiekami, a jej oczy l ni y bursztynowym blaskiem. - Znalaz am was. Wezwano mnie i odpowiedzia am na zew. Jeste cie Rycerzami Takhisis, czy nie tak? C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

- Kiedy nimi byli my - odpar z przek sem Galdar. - D ugo czekali my na jej powrót, ale teraz dowódcy przyznaj to, co wi kszo z nas wiedzia a ju od dawna. Bogini nie wróci. Dlatego nadali my sobie nazw Rycerzy Neraki. Mina wys ucha a jego s ów i zastanowi a si nad nimi. Najwyra niej przypad y jej do gustu, gdy skin a z po wag g ow . - Rozumiem. Przybywam tu po to, aby przy czy si do Rycerzy Neraki. W innym czasie b miejscu rycerze mogliby zachichota albo wyg osi nieuprzejme uwagi. Teraz jednak nie mieli g owy do artów, Galdar równie . Burza okaza a si przera aj ca, niepodobna do adnej, jak dot d widzia , mimo e prze na tym wiecie ju czterdzie ci lat. Dowódca szponu nie . Czeka a ich d uga droga na piechot , chyba e jakim cudem zdo aj odzyska konie. Nie mieli nic do jedzenia, gdy wierzchowce unios y ze sob wszystkie zapasy. Nie mieli wody poza t , która uda si wy z mokrych koców. - Powiedz g upiej smarkuli, eby ucieka a do mamy - warkn niecierpliwie jeden z rycerzy. - Co teraz zrobimy, poddowódco? - Uwa am, e powinni my st d zwiewa - doda nast pny. - Je li b dzie trzeba, jestem gotowy i ca noc. Rozleg si chóralny pomruk zgody. Galdar podniós wzrok. Niebo poja nia o. S ycha jeszcze by o gromy, lecz tylko w oddali. Gdzie na zachodzie, na horyzoncie, rozjarza y si fioletowe b yskawice. Ksi yc dawa wystarczaj co wiele wiat a, aby mo na by o i . Galdar czu si zm czony, niezwykle zm czony. M czy ni mieli zapadni te policzki i wszyscy byli bliscy ostatecznego wyczerpania. Wiedzia jednak, co czuj . - Ruszamy - oznajmi . - Ale najpierw musimy co zrobi z tym. Wskaza kciukiem na tl ce si cia o Ernsta Magita. - Zostawmy je - zasugerowa jeden z rycerzy. Galdar przecz co potrz sn rogat ow . Ca y czas zdawa sobie spraw , e dziewczyna nie spuszcza z niego swych niezwyk ych oczu. - Chcecie, eby do ko ca ycia straszy was jego duch? - zapyta rycerzy. Popatrzyli na siebie nawzajem, a potem zerkn li na cia o. Jeszcze wczoraj rykn liby miechem na sam my l, e móg by ich straszy duch Magita. Dzisiaj ju nie. - To co mamy z nim zrobi ? - zapyta jeden p aczliwie. - Nie damy rady pochowa skurczybyka. Grunt jest za twardy. A na stos nie mamy drewna. - Owi cie cia o w namiot - poradzi a Mina. - Potem usypcie kopiec z tych kamieni. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Nie on pierwszy zgin w tej dolinie... - doda a ch odnym tonem - i nie b dzie te ostatni. Galdar obejrza si za siebie. Namiot, który przywi zali mi dzy monolitami, by nietkni ty, cho ugina si od ci aru nagromadzonej na p ótnie deszczówki. - Dziewczyna ma racj - stwierdzi . - Zdejmijcie ten namiot i zróbcie z niego ca un. Tylko migiem. Im szybciej si z tym uporamy, tym pr dzej b dziemy mogli ruszy w drog . Zdejmijcie te z niego zbroj - doda . - Musimy j dostarczy do kwatery g ównej jako dowód jego mierci. - Jak mamy to zrobi ? - zaprotestowa jeden z nierzy, me kryj c wstr tu. - Cia o przywar o do metalu, jak przypalony stek do rusztu. - Trzeba b dzie ci - stwierdzi Galdar. - Wyczy cie zbroj najlepiej, jak si da. Nie lubi em go a tak bardzo, ebym chcia wlec ze sob kawa ki jego cia a. czy ni wzi li si do makabrycznej roboty, chc c jak najszybciej z ni sko czy . Galdar odwróci si i zobaczy , e wielkie, bursztynowe oczy Miny wci spogl daj na niego. - Wracaj do domu, dziewczyno - powiedzia szorstko. - B dziemy w drowa szybko. Nie mamy czasu chucha na ciebie. Poza tym, jeste kobiet , a ci nierze nie s yn z poszanowania dla czci niewie ciej. Lepiej uciekaj do domu i rodziny. - To jest mój dom - odpar a Mina, rozgl daj c si po dolinie. W czarnych monolitach odbija si blask gwiazd, jakby g azy przywo ywa y do siebie blade, zimne gwiazdy. A rodzin w nie sobie znalaz am. Zostan rycerzem. To moje powo anie. Poirytowany Galdar nie wiedzia , co na to powiedzie . Towarzystwo tej niesamowitej kobiety-dziecka by o ostatni rzecz , jakiej pragn . Wydawa a si jednak tak spokojna, tak ab - solutnie panowa a nad sob i nad sytuacj , e nie przychodzi mu do g owy aden racjonalny argument. Przemy la spraw i zacz wsuwa miecz do pochwy. By a mokra i liska, a on nie trzyma broni zbyt pewnie i w rezultacie omal jej nie wypu ci . Nie dawa jednak za wygran . Podniós wzrok i przeszy dziewczyn w ciek ym spojrzeniem, ostrzegaj c j , aby nie wa a si cho by u miechn ze wzgardy czy lito ci. Mina obserwowa a bez s owa jego wysi ki. Jej twarz nic nie wyra a. Wreszcie Galdar zdo wepchn miecz do pochwy. - Je li chcesz wst pi do rycerstwa, to najlepiej b dzie, jak zg osisz si do miejscowej kwatery g ównej i podasz swoje imi . Zacz recytowa zasady werbunku i wylicza wymagane elementy szkolenia. Mówi , e potrzebne s lata trudu i po wi ce , lecz ca y czas my la o Magicie, który po prostu kupi C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

sobie wst pienie do rycerskiego stanu. Nagle zda sobie spraw , e dziewczyna nie s ucha jego s ów. Mia wra enie, e przemawia do niej jaki inny g os g os, którego nie s ysza . Wpatrywa a si w pustk , a jej g adka twarz by a ca kowicie pozbawiona wyrazu. Przesta mówi . - Czy nie jest ci trudno walczy jedn r ? - zapyta a. ypn na ni ponuro. - Mo e i nie jest mi atwo - przyzna zjadliwym tonem - ale dam rad ci ci ten ostrzy ony eb! - Jak si nazywasz? - zapyta a z u miechem. Odwróci si . Rozmowa by a sko czona. Rycerze zdo ali ju oddzieli Magita od zbroi i zawijali w namiot wci tl ce si cia o. - Galdar, prawda? - ci gn a Mina. Odwróci si zdumiony, zastanawiaj c si , sk d zna jego imi . Z pewno ci us ysza a je od którego z rycerzy, pomy la . Nie przypomina sobie jednak, aby kto zwróci si do niego po imieniu. - Podaj mi r , Galdarze - poprosi a. Przeszy j w ciek ym spojrzeniem. - Uciekaj st d, póki jeszcze mo esz, dziewczyno! Nie mamy nastroju na g upie zabawy. Mój dowódca nie yje. Teraz ja odpowiadam za tych nierzy. Nie mamy wierzchowców ani prowiantu. - Podaj mi r , Galdarze - powtórzy a cicho Mina. Na d wi k jej g osu, szorstkiego i odkiego zarazem, mi dzy g azami ponownie zabrzmia a pie . Galdar poczu , e je mu si osy na grzbiecie. Przeszy go dreszcz, biegn cy wzd kr gos upa. Chcia si odwróci od dziewczyny, lecz nagle uniós lew r . - Nie, Galdarze - sprzeciwi a si Mina. - Praw . Podaj mi praw r . - Nie mam prawej r ki! - krzykn minotaur g osem pe nym w ciek ci i bólu. os uwi mu w gardle. M czy ni odwrócili si , wystraszeni tym urwanym krzykiem. Galdar wytrzeszczy oczy z niedowierzania. R uci to mu w barku. Z kikuta wyrasta a teraz widmowa podobizna jego prawej ko czyny. Obraz migota na wietrze, jakby ka by a zrobiona z dymu i popio u, widzia j jednak wyra nie i dostrzega te jej odbicie w czarnym, g adkim monolicie. Czu fantomow r , ale przecie czu j zawsze, nawet gdy jej nie by o. Jego r ka, jego prawa r ka, unios a si w gór . Palce jego d oni, prawej d oni, wyprostowa y si z dr eniem. Mina wyci gn a r i dotkn a fantomowej d oni minotaura. - Prawa r ka zosta a ci zwrócona - oznajmi a. Galdar gapi si na ni z bezbrze nym C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

zdumieniem. Jego r ka. Jego prawa r ka... Nie by a to ju fantomow ko czyna z popio u i dymu, ko czyna ze snów, któr utraci w chwili przebudzenia. Galdar zamkn oczy, zaciskaj c mocno powieki, a potem znowu je otworzy . ka nie znikn a. Rycerze zamarli w bezruchu, oniemiali z wra enia. Ich twarze w blasku ksi yca by y trupioblade. Gapili si na Galdara, na jego r i na Min . Minotaur rozkaza palcom rozprostowa si i zacisn . Pos ucha y go. Uniós lew i dotkn dr d oni prawego ramienia. Skóra by a ciep a, a futro mi kkie. To by a prawdziwa ko czyna, z krwi i ko ci! Opu ci j i wyci gn miecz. Jego palce zacisn y si mi nie na r koje ci. Nagle o lepi y go zy. Osun si na kolana, s aby i rozdygotany. - Pani - rzek g osem dr cym z zachwytu i boja ni. - Nie wiem, w jaki sposób tego dokona , ale jestem twoim d nikiem a po kres mych dni. Pro , o co tylko zechcesz. - Przysi gnij na sw praw r , e spe nisz mój pro - za da a Mina. - Przysi gam! - zawo ochryp ym g osem minotaur. - Zrób mnie waszym dowódc . Galdarowi opad a szcz ka. Otworzy i zamkn usta. Prze kn lin . - Po... polec ci prze onym... - Zrób mnie waszym dowódc - powtórzy a, g osem twardym jak grunt, i mrocznym jak monolity. - Ja nie walcz dla zysku. Nie walcz dla zdobyczy. Nie walcz dla w adzy. Walcz tylko dla jednej sprawy. Dla chwa y. Nie w asnej, lecz mojego boga. - A co to za bóg? - zapyta Ga dar g osem pe nym boja ni. Mina rozci gn a usta w srogim u miechu, bladym i zimnym. - Jego imienia nie wolno wypowiada . Mój bóg jest Jedynym Bogiem. Tym, który mknie na skrzyd ach burzy, tym, który w ada noc . Tylko Jedyny Bóg móg uczyni ci znów w pe ni sprawnym. Przysi gnij mi wierno , Galdarze. Pod za mn do zwyci stwa. Minotaur pomy la o wszystkich dowódcach, pod których rozkazami s . Dowódcach takich jak Emst Magit, którzy przewracali oczami, gdy tylko wspomniano o Wizji Neraki. Wizja by a oszustwem, mitem, wiedzia a o tym wi kszo rycerzy wy szego szczebla. O dowódcach takich jak Mistrz Lilii, patron Galdara, który otwarcie ziewa , gdy recytowano Przysi Krwi, który przyj minotaura do rycerstwa dlatego, e uwa to za wietny art. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Dowódcach takich jak obecny Pan Nocy, Targonne, o którym wszyscy wiedzieli, e kradnie fundusze z kufrów rycerstwa. Uniós g ow i spojrza w bursztynowe oczy dziewczyny. - Jeste moim dowódc , Mino - oznajmi . - Przysi gam wierno tobie i nikomu innemu. Ponownie dotkn a jego d oni. Jej dotyk by bolesny, podgrzewa krew minotaura do temperatury wrzenia. Galdar radowa si tym wra eniem, cieszy si prawdziwym bólem. Zbyt d ugo ju czu imaginowany ból w ko czynie, której nie mia . - B dziesz moim zast pc , Galdarze. - Skierowa a bursztynowe oczy na pozosta ych nierzy. - Czy reszta te pójdzie za mn ? Niektórzy rycerze byli z Galdarem w chwili, gdy straci r , widzieli tryskaj z kikuta krew. Czterech z nich trzyma o go, gdy chirurg amputowa zdruzgotan ko czyn . yszeli, jak b aga o mier , której nie chcieli mu ofiarowa , mier , której nie móg w my l nakazów honoru zada sobie sam. Ci ludzie patrzyli na jego now ko czyn , widzieli, e Galdar znowu trzyma miecz. Widzieli, e dziewczyna przesz a bez szkody przez mierciono , nienaturaln burz . Niektórzy przekroczyli ju trzydziestk . Walczyli w brutalnych wojnach i trudnych kampaniach. Galdar móg sobie przysi ga wierno tej dziwnej kobiecie-dziecku. Odda a mu . Ale oni... Mina nie naciska a na nich, nie prosi a ani nie przekonywa a. Wydawa o si , e uwa a ich zgod za oczywist . Ruszy a ku le cemu pod monolitem, cz ciowo owini temu w namiot, trupowi dowódcy szponu. Po drodze podnios a z ziemi napier nik Magita, przyjrza a mu si uwa nie, wsun a r ce pod rzemienie i w a go na mokr koszul . By dla niej za du y i zbyt ci ki. Galdar spodziewa si , e dziewczyna pochyli si pod ci arem zbroi. Rozdziawi usta z wra enia, widz c, jak metal rozjarzy si czerwonym blaskiem, zmieni kszta t i przywar do smuk ego cia a Miny, obejmuj c j niczym kochanek. Napier nik przedtem by czarny, ozdobiony wizerunkiem czaszki. W zbroj uderzy piorun, lecz uszkodzenia okaza y si bardzo niezwyk e. Uderzenie rozszczepi o czaszk na dwoje i przeszywa a j obecnie stalowa b yskawica. - To b dzie moje god o - oznajmi a Mina, dotykaj c czaszki. a reszt zbroi Magita, zak adaj c szelki na ramiona i wsuwaj c na nogi nagolenniki. Ka dy fragment rynsztunku rozjarza si pod jej dotykiem niby w ku ni i wszystkie po ostygni ciu pasowa y na ni idealnie. Podnios a he m, nie w a go jednak na g ow , lecz wr czy a Galdarowi. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

- Nie go dla mnie, poddowódco - rozkaza a. Uj he m w d onie z dum i czci , jakby by to magiczny przedmiot, którego poszukiwa przez ca e ycie. Mina ukl a obok cia a Ernsta Magita, unios a jego martw , zw glon d , pochyli a ow i zacz a si modli . Nikt nie s ysza wypowiadanych przez ni s ów, nikt nie wiedzia , co i do kogo mówi a. Po ród g azów rozbrzmia y j kliwe tony Pie ni mierci. Gwiazdy i ksi yc znikn y, spowi a je ciemno . Mina modli a si , a jej szept przynosi pociech . Kiedy wsta a, zobaczy a, e wszyscy rycerze kl cz przed ni . W mroku nie mogli zobaczy swych towarzyszy ani nawet w asnych cia . Widzieli tylko j . - Jeste moim dowódc , Mino - oznajmi jeden z nich, patrz c na ni jak umieraj cy z odu patrzy na chleb, a spragniony na ch odn wod . - lubuj ci wierno na ca e ycie. - Nie mnie - sprostowa a. - Jedynemu Bogu. - Jedynemu Bogu! - Ich g osy do czy y do pie ni, która nie budzi a ju w nich strachu, lecz zachwyt. By a wezwaniem do broni. - Minie i Jedynemu Bogu! W monolitach rozb ys y gwiazdy. W b yskawicy na napier niku Miny zal ni ksi ycowy blask. Znowu us yszeli oskot, lecz tym razem nie dobiega on z nieba. - Konie! - krzykn jeden z rycerzy. - Konie wróci y! Na czele grupy bieg rumak, jakiego aden z nich nigdy w swym yciu nie widzia . Czerwony jak wino albo krew ko zostawi pozosta e wierzchowce daleko z ty u. Podbieg wprost do Miny, tr ci j nosem i po g ow na jej ramieniu. - Wys am Zimnego Ognia po wasze wierzchowce. B nam potrzebne - oznajmi a Mina, g aszcz c czerwonego deresza po czarnej grzywie. - Natychmiast ruszamy na po udnie. Za trzy dni musimy dotrze do Sanction. - Do Sanction! - wydysza Galdar. - Ale, dziewczyno... to znaczy, dowódco szponu, nad tym miastem panuj rycerze solamnijscy! Trwa obl enie. Nasz placówk jest Khur, a nasze rozkazy... - Natychmiast ruszamy do Sanction - powtórzy a Mina. Patrzy a na po udnie, ani na chwil nie odwracaj c wzroku. - Ale dlaczego, dowódco szponu? - zapyta Galdar. - Dlatego e otrzymali my wezwanie - pad a odpowied . C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

2 Silvanoshei Nad ca ym Ansalonem szala a niezwyk a, nienaturalna burza. B yskawice uderza y w ziemi ; chodzili po niej ogromni wojownicy ciskaj cy snopami ognia. Pradawne drzewa - olbrzymie d by, które przetrwa y oba kataklizmy - stan y w p omieniach i w jednej chwili obróci y si w pogorzeliska. Za plecami wojowników szala y tornada, które niszczy y domy, porywaj c w powietrze ze mierciono nym zapami taniem deski i ceg y, kamienie i zapraw murarsk . Oberwania chmury sprawia y, e rzeki wyst powa y z brzegów, unosz c ze sob ode, zielone kie ki zbó , które wygrzewa y si w s cu wczesnego lata. W Sanction oblegaj cy i oblegani porzucili walk , aby skry si przed straszliw nawa nic . Statki na morzu rozpaczliwie próbowa y j przetrzyma , lecz cz z nich zaton a i nigdy ju o nich nie s yszano. Inne dowlok y si jako do portu z prowizorycznie skleconymi masztami, przynosz c opowie ci o marynarzach zmytych za burt oraz pracuj cych dniem i noc pompach. W dachu Wielkiej Biblioteki w Palanthas pojawi y si niezliczone szczeliny. Strugi deszczu wla y si do rodka, a Bertrem i mnisi zwijali si jak w ukropie, ataj c dziury, wycieraj c pod ogi i przenosz c cenne woluminy w bezpieczne miejsce. W Tarsis ulewa by a tak pot na, e wróci o tam morze, które znikn o podczas kataklizmu. Mieszka cy byli zdumieni. Po kilku dniach morze si cofn o, zostawiaj c tylko ni te ryby i piekielny smród. Szczególnie niszczycielski cios zada a burza wyspie Schallsea. Wichura wybi a wszystkie szyby w Przytulnym Schronieniu. Stoj ce na kotwicy statki zosta y rozbite o urwiska albo o nabrze a. Pot ny przyp yw zmy wiele budynków stoj cych blisko brzegu. Liczba ofiar by a niezmierzona, a równie wielu by o tych, którzy stracili dach nad g ow . Uchod cy szturmowali Cytadel wiat a, b agaj c mistyków o pomoc. Cytadela by a dla Krynnu wiat em nadziei po ród mroku nocy. Staraj c si wype ni pustk pozosta po odej ciu bogów, Goldmoon odkry a mistyczn moc serca i przywróci a wiatu moc uzdrawiania. By a ywym dowodem na to, e cho Paladine i Mishakal odeszli, ich moc czynienia dobra nadal a w sercach tych, którzy ich kochali. Ale Goldmoon ju si zestarza a. Wspomnienie o bogach zanika o. Wydawa o si , e to samo dotyczy mocy serca. Mistycy czuli, e ich zdolno ci gdzie odp ywaj , aby nigdy ju nie powróci . Mimo to / rado ci otworzyli drzwi i serca przed ofiarami burzy, oferuj c im pomoc i schronienie oraz staraj c si na miar swych mo liwo ci uzdrowi rannych. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Rycerze solamnijscy, którzy zbudowali fortec na Schalisea, dzielnie stan li do walki z burz , jednym z najstraszliwszych wrogów, jakim stawiali czo o w ca ych dziejach zakonu. Z nara eniem ycia ratowali mieszka ców z kipieli i z gruzów budynków. Nie zwa aj c na wicher, ulew i przeszywaj ce ciemno b yskawice, bronili ycia tych, których kaza y im broni Przysi ga i Regu a. Cytadela wiat a opar a si w ciek ci burzy, cho jej budynki ucierpia y od gwa townego wiatru i straszliwej ulewy. Gdy sztorm ju s ab , ostatkiem si zaatakowa jeszcze kryszta owe mury Cytadeli gradem wielko ci ludzkich g ów. W murach pojawi y si male kie rysy i woda wdziera a si przez nie do rodka, sp ywaj c po cianach niczym zy. Szczególnie g ny oskot rozleg si w pobli u komnat Goldmoon, za ycielki i prze onej Cytadeli. Mistycy us y - szeli odg os wybijanych szyb i zbiegli si przera eni, aby sprawdzi , czy staruszce nic si nie sta o. Ku ich zdumieniu, drzwi do jej pokojów zastali zamkni te. Walili w nie g no, domagaj c si krzykiem wpuszczenia. Cichy g os o straszliwym brzmieniu, który by umi owanym g osem Goldmoon, a zarazem nim nie by , rozkaza im zostawi prze on w spokoju i wróci do swych obowi zków. Powiedzia a im, e inni potrzebuj ich pomocy, a jej jest ona zbyteczna. Cho byli zak opotani i zbici z tropu, wi kszo wykona a polecenie. Ci, którzy zostali pod drzwiami, meldowali pó niej, e s yszeli wewn trz rozpaczliwe kanie. - Ona równie utraci a moc - powiedzieli sobie, s dz c, e rozumiej , i zostawili j sam . Gdy wreszcie nadszed ranek i na niebie pojawi o si krwawoczerwone s ce, oszo omieni mieszka cy ujrzeli pozosta e po straszliwej nocy zniszczenia. Mistycy udali si do komnat Goldmoon, by prosi j o rad , lecz nie otrzymali adnej odpowiedzi. Drzwi nadal pozostawa y zamkni te. Nawa nica dotar a równie do Qualinesti, królestwa elfów, które od ich pobratymców dzieli y zarówno setki mil, jak i zastarza a nienawi i nieufno . Tr by powietrzne wyrywa y tam z korzeniami olbrzymie drzewa i wywija y nimi w powietrzu, jakby by y one cienkimi patykami u ywanymi w Quin Thalasi, popularnej elfiej zabawie. Burza wstrz sn a fundamentami s awnej Wie y Mówcy S ca, a od amki pi knych witra y posypa y si na pod og . Woda zala a ni ej po one komnaty nowo zbudowanej fortecy Czarnych Rycerzy w Newport, zmuszaj c ich do porzucenia posterunku, czego nie zdo a dokona nieprzyjacielska armia. Burza obudzi a nawet wielkie smoki, które spa y ob arte w swych wype nionych danin le ach. Wstrz sn a Gór Malys, mieszkaniem Malystryx, ogromnej czerwonej smoczycy, która kaza a si teraz zwa królow Ansalonu, a je li jej pragnienia si spe ni , C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

mia a wkrótce zosta jego bogini . Pot ne rzeki wtargn y do wulkanicznego domostwa smoczycy. Deszczówka zala a jeziorka lawy, a korytarze i komory wype ni y g ste ob oki cuchn cej pary. Mokra, na wpó o lepiona, d awi ca si od oparów Malys rycza a g no z ciek ci, lataj c od jednego le a do drugiego w poszukiwaniu suchego miejsca, w którym mog aby znowu zasn . W ko cu musia a si skry w ni ej po onych pieczarach swego domostwa. Malys by a bardzo star smoczyc , pe z liwej m dro ci. Wyczu a, e w tej burzy jest co nienaturalnego i to j zaniepokoi o. Mamrocz c co do siebie, pocz apa a do Komnaty Totemu. Tutaj, na czarnej wynios ci skalnej, sk adowa a czaszki mniejszych smoków, które po ar a po przybyciu na ten wiat. Czaszki srebrne i z ote, czerwone i niebieskie le y jedna na drugiej, tworz c pomnik ku czci wielko ci Malys. Smoczyc poczu a si lepiej na ich widok. Ka da czaszka by a wspomnieniem zwyci skiej walki, pokonanego i po artego wroga. Tak g boko pod ziemi deszcz nie przeniknie. Nie s ysza a tu zawodzenia wichru. yskawice nie wytr jej ze snu. Malys z przyjemno ci patrzy a w puste oczodo y czaszek i by mo e na chwil zasn a, gdy nagle wyda o jej si , e dawno obrócone w proch oczy o y i przygl daj si jej. Prychn a g no, unosz c g ow . Przyjrza a si uwa nie czaszkom i oczodo om. Ko ci ni y jaskrawo w wietle kipi cej lawy, a w pustych otworach migota y cienie. Malys skarci a si w my li za uleganie podszeptom wyobra ni, owin a wygodnie wokó totemu i zapad a w sen. Inna wielka smoczyc , zielona, znana pod pompatycznym imieniem Beryllinthranox, równie nie mog a spa podczas burzy. Jej le e sk ada o si z ywych drzew - elaznych drzew i sekwoi - oraz ogromnych, kr tych pn czy. Pn cza i ga zie by y splecione ze sob tak sto, e nigdy nie przedosta a si przez nie ani kropla deszczu. Tym razem jednak spadaj ca ze sk bionych czarnych chmur ulewa najwyra niej postawi a sobie za cel przedarcie si przez barier li ci. Gdy tylko pierwsza kropla zrealizowa a ów zamiar, otworzy a drog tysi com swych sióstr. Beryl obudzi a si , zdumiona czuj c, e po jej nosie sp ywa woda. W jedn z pot nych sekwoi, które two - rzy y filary jej le a, uderzy piorun. Drzewo stan o w omieniach. Ogie szybko si rozszerza , podsycany deszczówk , jakby by a to nafta. Beryl zarycza a przera ona, a jej s udzy zerwali si z miejsc, aby ugasi po ar. Smoki, czerwone i niebieskie, które uzna y zwierzchnictwo Beryl, chc c unikn po arcia, wyrywa y on ce drzewa i ciska y je do morza. Smokowcy zrywali pn cza, gasili ogie piaskiem i otem. Wi niom i zak adnikom równie rozkazano gasi po ary. Wielu z nich zgin o, ale le e Beryl ocala o. Smoczyca przez wiele dni by a w okropnym nastroju, przekonana, e C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m