cycek77

  • Dokumenty460
  • Odsłony196 401
  • Obserwuję233
  • Rozmiar dokumentów746.0 MB
  • Ilość pobrań95 056

Kocha, nie kocha 2 - Ja i Marco - Line Kyed Knudsen

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :735.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Kocha, nie kocha 2 - Ja i Marco - Line Kyed Knudsen.pdf

cycek77 EBooki
Użytkownik cycek77 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 62 stron)

Line Kyed Knudsen Kocha, nie kocha 2 - Ja i Marco Saga

Kocha, nie kocha 2 - Ja i Marco Przełożył Tomasz Archutowski Tytuł originału Elsker, elsker ikke 2 - Mig og Marco Copyright © 2013, 2019 Line Kyed Knudsen i SAGA Egmont Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788711867839 1. Wydanie w formie e-booka, 2019 Format: EPUB 2.0 Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora. SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

Rozdział 1 Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka. Nie byłam też zakochana, ale Sofie uważa, że to najwyższy czas. Oczywiście próbowałam się całować i według Sofie wielu chłopakom bardzo się podobam, ale co do tego mam pewne wątpliwości. Na pewno mówi tak z grzeczności. Taka już jest Sofie. To świetna kumpela. Znamy się od pierwszej klasy. Teraz chodzimy do siódmej. – Muszę ci coś opowiedzieć, Ida – zakomunikowała pewnego wieczoru, kiedy stałyśmy w moim pokoju przed dużym lustrem. Przygotowujemy się właśnie do wyjścia na imprezę. Jest ciepło i otworzyłam oba okna. Z ogrodu dobiegają odgłosy rozmowy mamy z moją młodszą siostrą. Sofie patrzy na mnie długo i poważnie. Tylko ona tak potrafi. – Rozmawiałam wczoraj z Alexandrem – ciągnie i bierze głęboki oddech. – Pytał, czy będziesz dzisiaj wieczorem na imprezie. Szybkim ruchem zamyka moją kosmetyczkę. Potakuję. Oczywiści, że będę. To ostatnia impreza przed wakacjami. Ella organizuje ją u siebie w domu. Razem z Sofie spędziłam ostatnią godzinę na wybieraniu odpowiednich ciuchów i zrobieniu makijażu. – Wydaje mi się, że mu się podobasz – mówi Sofie. – Czemu tak uważasz? – pytam. – Tak mi się po prostu wydaje – mówi Sofie, przeglądając się w lustrze. Pożyczyła ode mnie sukienkę, która świetnie leży na jej szczupłej sylwetce. – No to chyba w tej sytuacji koniecznie powinnam się w nim zakochać – mówię z sarkazmem, również oglądając się w lustrze. Próbowałam już się zakochać. Muszę przyznać, że w klasie jest nawet paru całkiem fajnych i przystojnych chłopaków, ale kiedy patrzę na nich w TEN sposób, nie odczuwam niczego. Całowałam się i z Sebastianem, i z Danielem – i nic. Żadnego przyśpieszonego bicia serca czy motyli w brzuchu. Próbowałam też trzymać się z nimi za rękę, ale to było po prostu obleśne, a moje dłonie były ciepłe i lepkie od potu.

– Jesteś blondynką i jesteś wysoka – mówi Sofie, nakładając starannie tusz do rzęs. – Dlatego świetnie do siebie pasujecie z Alexandrem. On też jest blondynem. – Sofie wzdycha głęboko. – Najprzystojniejszy chłopak w klasie. Nie zgadzam się. Właściwie to uważam, że Alexander jest trochę nudny. We wtorki i czwartki gra w piłkę nożną. Mimo tego czuję delikatne ściskanie w żołądku. Może on chciałby być ze mną? To jednak całkiem miła świadomość. Co najmniej dwie dziewczyny z równoległej klasy za nim szaleją. Sofie wysyła mi surowe, belferskie spojrzenie. – Ale będziesz wobec niego szczera, prawda? – No jasne! – obiecuję, rozkładając ramiona. – Pamiętaj: nie zmyślaj – mówi Sofie, dotykając delikatnie brwi. – To nie sprawia, że jesteś bardziej lubiana. Wkurza mnie trochę ta rada. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio konfabulowałam. Fakt, w młodszych klasach miałam zły nawyk opowiadania historii, które nie do końca były prawdziwe. – Kłamiesz, Ida! – krzyknęła pewnego razu Ella, kiedy powiedziałam, że mój tata dostał pracę jako szef kuchni u szejka z Dubaju i że mieszka w pałacu z czystego złota. Wtedy chodziłam dopiero do szóstejklasy. – To dlatego już nie mieszka na ulicy Drosselvej razem ze mną i mamą. Zawód kucharza jest BARDZO wymagający – wytłumaczyłam zarówno Sofie, Elli i pozostałym dziewczynom z klasy, robiąc przy tym ważną minę. – Ale przysyła nam MNÓSTWO pieniędzy i prezentów! Wiem, że ostro przesadziłam, ale wtedy nie wydawało mi się, że kłamię. Nie do końca. Mój tata pracował kiedyś jako kucharz za granicą. Na promie kursującym między Wielką Brytanią a Danią. Dodatkowo o mało co nie dostał pracy w Dubaju, ponieważ naprawdę świetnie gotował. – Czy twoi rodzice nie są przypadkiem rozwiedzeni? – zapytała Ella w zeszłym roku, latem. Pokręciłam głową. – Mówiłam przecież, że tata jest w Dubaju! Tydzień później mama przedstawiła mnie ojczymowi i młodszej siostrze

w brzuchu. Od tej pory nie rozmawiam o moim tacie. Sofie i ja kończymy robić makijaż i układamy włosy. Myślę o Alexandrze. To taki typ, który w zawsze zgłasza się do odpowiedzi i wie dosłownie wszystko. Alexander dobrze sobie radzi w szkole. Jeszcze rok temu byłam wyższa od niego o głowę, ale teraz to on mnie przerasta. Mój ojczym Rasmus podwozi nas na imprezę. Wieczorne słońce świeci przez przednią szybę, a Rasmus założył swoje okulary słoneczne i teraz w swoim zielonym dresie wygląda jak żołnierz z elitarnej jednostki wojskowej. – Spójrzcie, dziewczyny, co za widok! – mówi, kiedy dojeżdżamy do wzgórza przy ulicy Mågevej. Widać jasnozielony las bukowy, a za nim niebieskie morze, lśniące w promieniach zachodzącego słońca. Przypomina mi się Pers oraz Grecja, gdzie w zeszłym roku byłam z mamą na wakacjach. To było przed Rasmusem i moją młodszą siostrą. Pers to nie kot, tylko taki wymyślony chłopak, którego spotkałam w hotelu w Grecji. Nie wiem, dlaczego nazywam go Persem. To całkowicie zwyczajny książę w sandałach, z szablą i turbanem, który zdejmuje, kiedy mnie odwiedza. Wtedy rozpuszcza swoje długie czarne włosy i potrząsa nimi w zwolnionym tempie. Pers ma oczywiście więcej niż 170 cm wzrostu, więc pasujemy do siebie. Ma też tyle samo lat co ja. Być może jest trochę starszy, ale ma nie więcej niż 17 lat. W zasadzie to nie ma znaczenia, w jakim jest wieku, bo przecież on nie istnieje w rzeczywistości. A w moich wyobrażeniach ja też przecież mam 16 lat, a nie 13, dlatego mogę sobie pozwolić na więcej, jeżeli chodzi o „te rzeczy”. Mama wykupiła wycieczkę do Grecji w sieci. Było to jednego wieczora, kiedy akurat zapłakiwałam się, rozmyślając o moim beznadziejnym ojcu. To było w szóstej klasie, a on nie przysłał żadnych prezentów na święta. Wtedy mama włączyła laptopa i zaczęła pokazywać mi całe mnóstwo pięknych plaż i hoteli w Grecji. Następnie kupiła wycieczkę przez internet. – Jedziemy na wycieczkę all inclusive – powiedziała. All inclusive oznaczało, że na miejscu wszystko dostawało się za darmo. Mogłam na przykład jeść wszystkie rodzaje lodów, jakie tylko zapragnęłam, całkowicie gratis. Wtedy też zaczęłam marzyć o Persie.

Przecież on był Grekiem, a ja nagle zostałam grecką księżniczką, która mieszkała w hotelu– zamku na skalistej wyspie otoczonej przez klify, wokół której rozciągało się lazurowe morze pełne uroczych delfinów. Wciąż nie wybaczyłam mamie tego, że nagle – ta-daa! – zaszła w ciążę z Rasmusem. W tym roku nie jedziemy do Grecji. A ja znów zaczęłam marzyć o hotelu z basenem i widokiem na morze, w którym znowu będę mogła się bawić, że spotykam Persa. Każdego dnia będę wpatrywała się w morze, czekając na mojego greckiego księcia. Szczerze mówiąc, nie jestem całkiem pewna, czy grecki książę może się nazywać Pers, ale to przecież nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, by był przystojny. Taki ciemnowłosy chłopak z błękitnymi oczami, który jednym machnięciem szabli będzie w stanie zabijać smoki. – Bądźcie grzeczne, dziewczyny – mówi Rasmus, śmiejąc się, i szarmancko wyskakuje z samochodu, aby otworzyć nam drzwi. Ale obciach, myślę. Ale jeszcze bardziej żenujące jest to, że jeździmy jaskrawo żółtym samochodem, na którego boku widnieje napis FF – Fantastyczny Fitness. Mój ojczym jest mianowicie właścicielem wielkiego jak stodoła klubu fitness w naszym mieście. – Dziękujemy za podwiezienie – mówi grzecznie Sofie i sprawia wrażenie, jakby za chwilę miała się przewrócić w swoich sandałach na obcasie, które ode mnie pożyczyła. Biorę Sofie pod rękę i podnoszę głowę. Stoimy przed najwyższym budynkiem w mieście. Osiem pięter. Z mieszkania Elli rozciąga się widok na uliczki z kwadratowymi, żółtymi kamieniczkami z cegły. Wzdycham. Nie jestem raczej w nastroju na imprezę, mimo że najprzystojniejszy w klasie chłopak jest we prawdopodobnie mnie zakochany. – Przyjadę po was o dwunastej – krzyczy Rasmus, zatrzaskując żółte drzwi samochodu. Macham do niego, ale robię to tak, jakbym chciała odgonić niesforną muchę. Imprezę organizuje Ella. Mieszka na ósmym piętrze, w dużym apartamencie. Pozostałe siódme klasy też zostały zaproszone. Po wakacjach zostaną utworzone całkiem nowe klasy w szkole Lyngmoseskolen, do której chodzimy. Tak zdecydowali nauczyciele, ponieważ niektóre klasy w ogóle nie funkcjonują. Nie rozmawiam o tym z Sofie, ale wszyscy wiedzą, że jej brat Jonas jest jednym z najgorszych

łobuzów. Po szkole zazwyczaj przesiaduje w centrum razem ze swoją bandą, do której należy kilku chłopaków ze szkoły Højmarkskolen leżącej w innej części miasta. Nie mogę się już doczekać, kiedy zacznę chodzić do nowej klasy. Sofie jest oczywiście moją najlepszą przyjaciółką, ale szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nie będziemy chodzić do tej samej klasy. Chciałabym spróbować czegoś nowego. Przecież przez cały czas jesteśmy ze sobą, a ja czasami potrzebuję po prostu potrzebuję trochę przestrzeni tylko dla siebie. – Alexander i Sebastian piją piwo – szepcze mi do ucha Sofie, kiedy siedzimy na kanapach, jemy chipsy i pijemy napoje gazowane. Muzyka jest głośna, a salon wypełniony po brzegi ludźmi. Sofie wskazuje na zasłonę. Chichoczę. Nie ma wątpliwości – ktoś szamocze się za grubymi, długimi zasłonami przy wyjściu na balkon. Nie uda im się ukryć. Wstaję i idę w ich kierunku. Odsuwam zasłonę i podchodzę do nich. – Cześć, chłopaki! – mówię głośno walcząc z materiałem, który przykleja się do moich nagich ramion. Alexander trzyma puszkę piwa. – Pijemy – mówi ściszonym głosem i bierze łyka. – Fuj! – mówię i naprawdę tak uważam. Piwo jest wstrętne. Czuję jego zapach. Zza zasłony wydobywa się słodkawy, duszący smród. – Będziemy nieźle się wstawieni – szepcze Sebastian ichichocze. – Jasne. Już widzę, jak upijacie się jednym piwem – mówię, wykonując gest odmowy, kiedy Alexander wyciąga w moim kierunku swoją puszkę, żebym się napiła. – Może wyjdziemy na balkon? – pyta. – Okej – mówię. Sebastian opróżnia puszkę i znika, podśpiewując pod nosem. Jestem ciekawa, czy Sofie ma rację. Czy Alexander naprawdę chce zaproponować mi dzisiaj wieczorem, żebyśmy zostali parą. Balkon wydaje się być idealnym miejscem na taką rozmowę. Za drzewami kryje się żółte, zachodzące słońce, a niebo na horyzoncie ma ognistoczerwony kolor. Jesteśmy sami. Alexander mnie obejmuje. – Uważam, że jesteś superdziewczyną, Ido – mówi, pochrząkując.–

Może będziemy ze sobą chodzić?

Rozdział 2 Patrzę długo na Alexandra. Stoimy na balkonie Elli. On chce być moim chłopakiem. Właśnie o to zapytał. Zachodzi słońce. To takie romantyczne. Staram się poczuć motyle w brzuchu. Ale nic nie czuję. W brzuchu są tylko chipsy. Zalegają tam ciężko. – Zgadzasz, prawda? – pyta Alexander, przyciągając mnie do siebie. Potakuję, bo muszę przecież jakoś zareagować. Ale nagle czuję jego rękę. Powoli przesuwa ją z moich barków w dół, w kierunku mojej piersi. Patrzę, jak jego ręka lekko ściska ją przez moją sukienkę. Może się pomylił? Może jemu się wydaje, że to butelka ketchupu? W każdym razie Alexander ściska moją pierś w taki sposób, w jaki próbuje się wycisnąć coś z butelki, która jest pełna tylko do połowy. Za chwilę robi to samo z moją drugą piersią. Mam tego dość! Co on sobie myśli? Zgodziłam się, a on od razu zaczyna mnie obmacywać. Poza tym strasznie śmierdzi piwem. Odskakuję od niego i nabieram powietrza w zachodzącym słońcu. Staję na palcach. W ten sposób jestem trochę wyższa od niego. – Dość tego, Alexander – mówię przez zaciśnięte zęby. W zasadzie to mam na myśli wyłącznie to, aby przestał dotykać moich piersi, ale on rumieni się i bez słowa znika w mieszkaniu. Kiedy po chwili sama wracam do środka, podchodzi do mnie Sofie. – Co się dzieje? – pyta, wyraźnie zdziwiona. – Co ty mu powiedziałaś? – Nic. Zaczął mnie dotykać tam, gdzie nie powinien – mówię zła, ponieważ wciąż jestem w szoku, że tak obleśnie mnie obmacywał. Może był pijany? Pił przecież piwo z Sebastianem. Wzdycham i rozglądam się po pokoju za Alexandrem. Zastanawiam się, czy nie byłam dla niego za ostra, ale przecież żaden chłopak nie będzie mnie ściskał moich piersi. Nie po to je mam. Właściwie to sama nie wiem, dlaczego je mam, to znaczy piersi, bo przecież raczej nigdy do niczego ich nie użyję. To kompletnie bez sensu, że Bóg stworzył te balony. Nie będę miała dzieci. Never ever! To domena mojej mamy. Codziennie używa swoich obwisłych cycków do karmienia mojej młodszej siostry. Nie da się na to patrzeć. Nie mogę uwierzyć, że

kiedyś sama wisiałam przyssana do różowego sutka. Sofie znika z pokoju, a ja wypijam colę i tańczę trochę z Ellą. Potem rzucam się na kanapę obok Sebastiana. Gdyby Pers był na imprezie, byłoby o wiele fajniej. Tańczyłby arabskie tańce, całowałby mnie w rękę, a potem odleciałby przez balkon na swoim latającym dywanie. Oczywiście nie piłby piwa. Pers piłby wyłącznie herbatę. Do pokoju wchodzi Sofie. Idzie bezpośrednio w moim kierunku. – Co ty, śpisz? – przekrzykuje muzykę. – Czy ty też piłaś piwo? Kręcę przecząco głową. – Oczywiście, że nie, głupolu – krzyczę, wkładając garść chipsów do ust. Jestem spocona. W pokoju jest gorąco. Prawie tak jak w Grecji. Mlaszczę, przełykam i popijam colą. – Alexander zamknął się w toalecie – mówi Sofie i potrząsa mną. – To TWOJA wina! Sofie sprawia wrażenie jakby była na mnie wściekła. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Jej płaska klatka piersiowa szybko podnosi się i opada pod obcisłą, błękitną sukienką. Biegnę w kierunku toalety i pukam w drzwi. – Alexander! Otwórz! – krzyczę zdenerwowana. – To ja, Ida! W tym samym momencie Alexander otwiera drzwi. Wchodzę do środka, zamykam je i patrzę na niego. Alexander oddycha głęboko, opierając jednocześnie głowę o lustro. Mruga oczami, jakby płakał. – Słuchaj, nie chodzi o to, że nie chcę, żebyśmy ze sobą chodzili – zaczynam, bo robi mi się go żal. Chcę też, żeby Sofie była zadowolona. Ona tak bardzo chce, żebyśmy ze sobą chodzili. Jej życzenie się spełnia pięć minut później, ale ja nadal nie jestem zakochana. Nie czuję nic również wtedy, kiedy Alexander zaklina na niebo i ziemię, że już nigdy nie dotknie moich piersi. Przez dalszą część imprezy siedzimy na kanapie obok siebie. Alexander mnie obejmuje. Jego ręka jest ciężka. Od ciężaru boli mnie szyja i mam wrażenie, jakby na mnie wisiał. – To nie jest zbyt przyjemne, Alexander – mówię najdelikatniej, jak potrafię.

Nie chcę znowu sprawić mu przykrości. Zamiast tego biorę go za rękę. Tak jest lepiej. Przez chwilę wyobrażam sobie, że po prostu jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Alexander nagle całuje mnie w policzek. Otwieram szeroko oczy i wycieram pocałunek wierzchem dłoni. Chciałabym powiedzieć „ble”, ale tego nie robię. Nie mam ochoty siedzieć i całować się na imprezie u Elli. Nie mam też ochoty tańczyć. Zazwyczaj, razem z Ellą nieźle szalejemy, ale nie teraz, bo Alexander przez cały czas łapie mnie za rękę, pomimo tego, że co chwila ją od niego odsuwam, żeby się napić czy wziąć chipsa z miski. Gdyby nie Sofie, która siedzi po mojej drugiej stronie, sytuacja byłaby naprawdę niezręczna. Na szczęście wygląda na to, że Sofie rozumie, że nie może mnie zostawić sam na sam z Alexandrem. Nie teraz. Nie tego wieczora. Nie jestem jeszcze całkiem na to gotowa. Sofie przez cały czas się do nas uśmiecha. Być może trochę sztywno, ale taka już jest Sofie. – Jesteście idealną parą – szepcze do mnie co chwila. Kiwam głową twierdząco, sztywna jak kołek. Nie czuję się specjalnie idealną. Następnego dnia już z samego rana dzwoni do mnie Alexander. Jest sobota. Sofie pakuje swoje rzeczy, a ja zapomniałam wyłączyć telefon. Alexander pyta, czy zobaczymy się wieczorem. – Ale on za tobą szaleje – mówi chwilę potem Sofie, zwijając ciasno śpiwór, aby zmieścił się do worka. Potakuję niepewnie. – Ja też za nim szaleję – mówię. Kłamię, ale jestem w tym dobra. Powinnam się cieszyć. Właśnie mam swojego pierwszego chłopaka, ale zamiast być cała w skowronkach, myślę tylko o tym, co zrobię, kiedy tu przyjdzie. Gdy Alexander mnie odwiedza, jest dokładnie tak źle, jak się tego obawiałam. Siedzimy obok siebie na moim łóżku i milczymy. Proponuję, żebyśmy obejrzeli film. Alexander zgadza się na moją propozycję, więc siedzimy oboje przez dwie sztywne godziny i oglądamy film na dvd o dziewczynie, która walczy z całą masą dzieciaków w lesie w trakcie pewnego rodzaju gry. W filmie występuje chłopak, który jest zakochany w dziewczynie, ale ona nie jest do końca zakochana w nim. Udaje, że jest zakochana i dlatego udaje jej się przeżyć.

– Dobry film – mówi Alexander, przeciągając się. Robi to w taki sposób, że muszę się odsunąć pod samą ścianę. W poniedziałek w szkole Sofie koniecznie chce się dowiedzieć, co robiliśmy z Alexandrem. Jesteśmy przecież teraz parą. Mamy pracować w grupie razem z Sebastianem i Alexandrem, ale ja nie mam na to ochoty. Prawdę mówiąc, nie jest łatwo być dziewczyną kogoś, z kim się chodzi do tej samej klasy. – Całujecie się? – pyta Sofie, pochylając się nad stołem. Mam wrażenie, że wpatruje się we mnie w wygłodniały sposób. – Jasne, tak trochę. I trochę dotykamy się przez ubrania i takie tam – kłamię, bo naprawdę tylko oglądaliśmy razem film i robiłam wszystko, co mogłam, żeby uniknąć tego pocałunku. Po prostu nie mam na to ochoty. W ciągu tygodnia próbuję spędzać możliwie jak najmniej czasu z Alexandrem. Spotykamy się przecież codziennie w szkole i uważam, że to wystarczy. Nie musi każdego wieczora przychodzić do mnie do domu. Dla mnie dwa razy w tygodniu to i tak za często. – Tyszczęściaro – wzdycha Sofie. – Alexander naprawdę zasłużył na taką dziewczynę jak ty! – Mhm – mamroczę z ogromnymi wyrzutami sumienia. Nigdy o nim nie myślę. Nie mam motyli w brzuchu, kiedy Alexander przychodzi mnie odwiedzić. Denerwuje mnie to. Zamiast o nim wolę marzyć o Persie, ale nie mogę o tym nikomu powiedzieć. Zaczynają się wakacje, a my wciąż się nie całowaliśmy. Alexander zaczyna się niecierpliwić. Kiedy do mnie przychodzi, oglądamy razem filmy. Poza tym jeszcze do mnie nie dociera, że nie mamy żadnych planów na wakacje. – Tak bardzo chciałabym, żebyśmy znowu pojechali do Grecji – wzdycham w ostatni dzień roku szkolnego. Siedzę na kanapie na tarasie i wyjadam z torebki ostatnie słodycze, które dostałam, kiedy byliśmy w pokoju nauczycielskim, żeby pożegnać się z naszą wychowawczynią. Rasmus chrząka tylko i coś piszę w komórce, jakby mnie w ogóle nie słyszał. Mama karmi moją młodszą siostrę i popija kawę. Zdenerwowana, potrząsa głową. Tłumaczyła to już przecież kilka

razy. Nie będzie nas stać na wyjazd w tym roku, bo musimy kupić łóżeczko, nosidełko i zabawki dla małej. – Zamiast tego spędzimy piękne wakacje w domu – mówi moja przezabawna matka. – Zamiast wakacji masz cudowną siostrzyczkę – śmieje się Rasmus i odkłada telefon. Wpatruję się ze złością w wózek, który stoi na balkonie. Nie chciałam siostry. Chciałam pojechać do Grecji. Nie chciałam też Rasmusa, ale mimo to i tak się wprowadził zaraz po tym, jak mama przekazała mi szokującą wiadomość: „Jestem w ciąży z mężczyzną, którego poznałam w pracy”. Mama sprzedaje sprzęt gimnastyczny i spotkała Rasmusa w jego klubie fitness. Zeszłej jesieni ni stąd, ni zowąd podjechał bagażówką z pięcioma przyjaciółmi i rozładowali czarne skórzane meble i hektolitry napojów proteinowych tuż przy wjeździe do domu. Meble na szczęście wylądowały w garażu. Tak bardzo moja mama nie oszalała. Wciąż mamy naszą mięciutką, kremową kanapę z różowymi poduszkami, które kiedyś uszyłam na zajęciach w świetlicy. Ale trzeba przyznać, że za to całkiem niezły jest telewizor Rasmusa. Jest gigantyczny i wyposażony w system audio surround, a w moim pokoju stoi teraz nasz stary telewizor. – A poza tym możesz całe lato spędzić z Alexandrem – ciągnie moja mama i mruga porozumiewawczo do Rasmusa. – Możesz też chodzić ze mną do klubu i trenować – mówi Rasmus i bierze moją młodszą siostrę na ręce. – Tak uważasz? – mamroczę i zarzucam moje długie, blade nogi na stół. Rasmus mówi tak samo jak ojciec Sofie, który też ma bzika na punkcie biegania i podnoszenia ciężarów. – Sądzisz, że jestem za gruba? – pytam, podejrzliwie wciągając brzuch. – Oczywiście, że nie, ale nadwaga to żadna choroba – mówi szybko Rasmus, żując nerwowo gumę do żucia. – Wydaje ci się, że jestem chora? – pytam, wciągając jednocześnie policzki i zaczesując moje blond włosy za ucho. – Nie, wyglądasz świetnie i zdrowo – odpowiada zniecierpliwionym tonem i wychodzi do pokoju, żeby przewinąć młodszą siostrę.

Tak jak trudno jest mi się zakochać w Alexandrze, tak samo mam problem z pokochaniem mojej młodszej siostry. Od momentu, kiedy w maju przyszła na świat, niemal bez przerwy ryczy. Szczerze mówiąc, czasami uważam, że jest okropna, a zdarza się nawet, że kiedy moja mama idzie się wykąpać, zastanawiam się, czy nie upuścić małej na podłogę. To tylko myśl, która przemyka mi przez głowę – oczywiście, że tego nie zrobię. Trzymam ją mocno i krzyczę na nią, używając czułego tonu, tak żeby się nie przestraszyła. – Tymała, różowa zaryczana idiotko – uśmiecham się do niej słodko. – Kto cię, do diabła, prosił o to, żebyś się pchała do brzucha mamy, ty rozpieszczony darmozjadzie?! Najgorsze jest chyba jednak jej imię. Wiem, że moje imię Ida jest chyba najkrótszym i najnudniejszym imieniem, jakie istnieje, ale myślę, że imię mojej młodszej siostry powinno mimo wszystko pasować do mojego. Ona mogłaby się na przykład nazywać Ea, ale najwidoczniej ani mojej mamie, ani Rasmusowi nie przyszło to do głowy, ponieważ dali jej na imię Karoline-Amalie. Czuję się oszukana. Ja też chciałabym mieć podwójne imię. – Jak dobrze, że nie jestem jej matką. W przeciwnym razie wpadłabym w depresję poporodową – mówię do mamy i zerkam na okno pokoju, do którego Rasmus wyszedł z Karoline-Amalie, żeby ją uśpić. Nie rozumiem, dlaczego mama właśnie teraz zdecydowała się na dziecko. Przecież ona jest strasznie stara. Ciągle powtarzała, że ma tyle obowiązków w domu i w pracy, a jednak nie przeszkadzało jej to znaleźć Rasmusa i postarać się o małego rozwrzeszczanego gnoma. Podnoszę ze stołu komórkę, bo przyszedł SMS. To Alexander. Czy może wpaść wieczorem? Odrzucam ze złością telefon. Miałam nadzieję, że zobaczę go dopiero jutro. Odpakowuję karmelka i żuję go mocno i długo, aż miękkie nadzienie przykleja się do zębów. Odpisuję: „Nie mogę dziś, Alexandrze, pilnuję mojej młodszej siostry (tu wstawiam smutną buźkę), ale widzimy się jutro. Tęsknię za tobą, ściskam, Ida”. Wrzucam do ust jeszcze jednego karmelka i wysyłam wiadomość, ale w tym samym momencie tego żałuję. Nie mam powodu, aby twierdzić, że za nim tęsknię. To przecież kłamstwo, a obiecałam sobie przecież, że już więcej nie będę zmyślała, przesadzała ani koloryzowała, czy jak to tam nazywa Sofie, kiedy nie do końca mówię prawdę.

Na zewnątrz słychać płacz mojej młodszej siostry. Okna są otwarte, a ja żuję i żuję tak mocno, że aż boli mnie szczęka. – Zwariuję przez tego dzieciaka – mówię pod nosem i rzucam mój telefon na stolik przy kanapie. Mama podnosi się ciężko, nalewa filiżankę herbaty, idzie w moim kierunku i siada na fotelu bujanym tuż naprzeciwko mnie. – Bez względu na to, ile ma się lat – zaczyna poważnie – nie jest łatwo być starszą siostrą. – Bla, bla, bla – odpowiadam i bawię się do połowy pustą torebką po słodyczach, owijając ją sobie wokół palca. Moja matka uważa, że jest taka mądra. Oprócz tego, że zna się na bieżniach i hantlach, studiowała jeszcze psychologię na kursie wieczorowym, więc ma zawsze gotową odpowiedź na wszystko. Również wtedy, kiedy człowiek chciałby się tylko prostu do niej przytulić. – Co tam u twojego nowego chłopaka? – pyta, poprawiając sobie stanik. – Świetnie – mówię i znikam w swoim pokoju.

Rozdział 3 Mam ochotę zadzwonić do Sofie i zapytać, czy do mnie wpadnie. Ale nie zrobię tego. Prawdę mówiąc, to Sofie zazwyczaj do mnie dzwoni, ale mój telefon milczy. Tylko Ella późnym wieczorem wysyła do mnie pożegnalnego SMS-a. Ella chce spędzić całe lato u swojego wujka, który ma restaurację na Majorce. „Widzimy się w ósmej klasie, moje piękne panie! Miłego lata, całusy Ella, która za chwilę wyląduje w basenie!” Wzdycham, przełączając kanały telewizyjne, podczas gdy słońce znika za żywopłotem. Nie mam ochoty spędzać wieczora w jednym pokoju z napakowanym ojczymem i rozwrzeszczanym bachorem. Ale Ella ma szczęście. Wyjeżdża na całe lato. Każdy dzień wśród palm, basenów i frytek. Kładę się na boku i próbuję myśleć o Persie. Marzę o tym, że mogę polecieć do Elli, gdzie spotykam Persa. Pers jest kelnerem w restauracji, w której jemy, i serwuje nam olbrzymią porcję lodów z fajerwerkami. Chwilę potem zasypiam i śnię o morzu. Lecę samolotem na małą wyspę tropikalną, gdzie Pers czeka na mnie pod palmą, ale zanim znajdę się w jego objęciach, samolot spada na olbrzymi lotniskowiec, na którym Alexander gra w piłkę nożną. Nagle jego piłka uderza mnie mocno w głowę i wtedy się budzę. Jest rano. To Rasumus rzucił mnie w głowę poduszką. Stoi w swoim stroju sportowym i pyta o moje plany na dzisiaj. – Nie jadę z wami na zakupy – odpowiadam pośpieszenie, przecierając oczy. Nie zmyłam wczoraj mascary, więc mam opuchnięte powieki i lekko zamglony wzrok. Robienie zakupów z Rasmusem jest strasznie krępujące. Ludzie mają niezłą zagwozdkę, kiedy nas widzą. Zastanawiają się, kto to jest i o co tu chodzi. To dlatego, że Rasmus jest sześć lat młodszy od mojej mamy i z twarzy przypomina dzieciaka. Na dodatek jest niższy ode mnie! Ja mam 170 centymetrów, a Rasmus tylko 165, kiedy się dobrze wyprostuje. Tak przecież nie powinno być. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam, jak całuję się z mamą w klubie fitness, do którego mama się nagle zapisała tuż przed naszym wyjazdem do Grecji, powiedziałam do niej: „Mamo, nie możesz chodzić z kimś, kto jest od ciebie niższy!” Ale ona tylko się zaśmiała i zarzuciła swoimi siwiejącymi u nasady włosami.

– Nie idę na zakupy – mówi Rasmus w drzwiach, podrzucając kluczykami od samochodu. – Jadę podwieźć jednego z moich kolegów na lotnisko. Wybiera się na urlop. Możesz zabrać się ze mną. – Zabrać się z nim na urlop? – pytam się złośliwie, przerzucając jednocześnie moje blade nogi przez kant łóżka. Zauważam kilka czarnych włosów i myślę, że najwyższy czas pożyczyć od mamy golarkę. – Możesz zabrać się ze mną na lotnisko – śmieje się Rasmus. – Potem zjedlibyśmy coś w McDonaldzie – mówi z tajemniczym skinieniem. – Mam też dla ciebie niespodziankę. – Jedziemy do Grecji? – pytam z nutką nadziei w głosie. – Nie, Ida – odpowiada nerwowo Rasmus. – Przestań już myśleć o wyjeździe. Jest nam bardzo dobrze w domu. Wychodzę bez słowa do łazienki, choć mam wielką ochotę powiedzieć Rasmusowi kilka mało przyjemnych słów. Wystarczy, że zrobił mojej mamie dziecko. Nie życzę sobie, żeby mi mówił, co mam myśleć, a czego nie myśleć. Włączam prysznic. Wakacje będą trwały w nieskończoność, a na dodatek wieczorem ma przyjść Alexander. Obejrzeliśmy już wszystkie filmy, jakie miałam. Odkręcam porządnie ciepłą wodę, myję dwukrotnie włosy i opróżniam butelkę z balsamem. Nie mam ochoty się z nim spotykać. Może zaprosiłabym Sofie? W ten sposób nie będę musiała spędzać czasu sam na sam z Alexandrem. Biorę długi prysznic i jestem pewna, że za moment usłyszę pukanie do drzwi mamy, która nienawidzi, kiedy za długo siedzę pod prysznicem. Ale nic takiego się nie dzieje. Chwilę później spotykam ją w kuchni, gdzie właśnie jem płatki owsiane – zjawia się w bikini i w okularach słonecznych na czole. – Karoline-Amalie śpi, więc korzystając z okazji, możemy razem poopalać się na tarasie z drinkami z napojów gazowanych i poudawać, że jesteśmy na wakacjach – oznajmia entuzjastycznie. „Czy to nie jest dobry pomysł, Ida? – A jak ci się wydaje? – zirytowane cedzę przez zęby, po czym idę zadzwonić do Sofie. Sofie nie odbiera telefonu, więc wychodzę do ogrodu. Chciałabym

chociaż odrobinę się opalić. Słońce świeci na bezchmurnym niebie. Właśnie ułożyłam się wygodnie na leżaku, kiedy zadzwoniła Sofie. – Sorry, wybacz, nie mogłam odebrać – mówi zdyszana imilknie. – Chciałam się tylko dowiedzieć, czy masz ochotę coś wspólnie porobić dzisiaj wieczorem. Spoglądam na moją mamę, która półnago przechadza się po ogrodzie, popychając wózek z wrzeszczącym dzieckiem. – Coś się stało? – pyta Sofie, jakby nieco wystraszona. – Jestem tylko trochę zła – mówię pod nosem i czuję, jak zbiera mi się na płacz. To wszystko jest bez sensu. Mama ma rację. To tylko wycieczka do Grecji. Mój świat się od tego nie zawali. – Rozmawiałaś z Alexandrem? – Ledwo słyszę, co Sofie do mnie mówi. Teraz pyta o coś szeptem. – Przepraszam, przepraszam – dodaje znowu głośno. – O czym ty właściwie mówisz? – pytam, siadając na leżaku. Słońce pali. Powinnam użyć kremu do opalania. – Co powiedział Alexander? – pyta Sofie łamiącym się głosem. Wstaję. – Nic, nie rozmawiałam z nim jeszcze, ale pomyślałam, że moglibyśmy się spotkać we trójkę i fajnie spędzić wieczór? Aż mnie skręca, kiedy wypowiadam słowa „fajnie spędzić wieczór”. Z Alexandrem wieczór nie będzie fajny, tylko męczący. – Oczywiście! – wykrzykuje Sofie przenikliwie. Marszczę czoło. Sofie brzmi, jakby była trochę nieobecna. Może za długo ćwiczyła. Czasami zapomina o jedzeniu, więc nic dziwnego, że jest taka zakręcona. Chwilę później dzwonię do Alexandra. Zapraszam go, ale już po chwili tego żałuję. Byłoby o wiele przyjemniej, gdybym mogła się spotkać tylko z Sofie. – Przyjdzie też Sofie – mówię i udaję, że jest mi przykro. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? – Nie, nie ma sprawy – odpowiada Alexander, sprawiającwrażenie

zadowolonego. Smaruję się kremem do opalania. Wzdycham i prycham. Właściwie to nie cierpię się opalać. Nie mam go tego w ogóle cierpliwości. Za każdym razem, kiedy spoglądam na zegarek, okazuje się, że minęły zaledwie dwie minuty, a przecież żeby chociaż trochę opalić sobie nogi, będę musiała tu wysiedzieć co najmniej godzinę. Zamykam mocno oczy i pozwalam, aby słońce przypiekało mnie w policzki. Słyszę wjeżdżający przez bramę samochód i moją mamę, która gdzieś tam gada z Rasmusem. Otwieram lekko oczy. Oślepiona od słońca, zerkam w prawo i doznaję szoku. Zaczyna mnie obwąchiwać jakiś czarny olbrzym. W panice zeskakuję z leżaka. – Co to jest, do diabła?! – wrzeszczę i patrzę z wyrzutem na Rasmusa. To pies. Mały, czarny, krótkonogi kundelek, który wygląda, jakbygo ktoś przytrzasnął drzwiami. Rasmus trzyma go na smyczy i wygląda na zadowolonego. – To jest Lady. Będzie u nas podczas wyjazdu mojego kolegi. – Wpatruję się w psa. Jest strasznie brzydki, ale w taki niewinny sposób. – To jest właśnie ta niespodzianka, Ido – ciągnie Rasmus. – Twoja mama mówi, że lubisz psy. Patrzę z wyrzutem na mamę. To nie do końca prawda. To nie jest wcale tak, że lubię wszystkie psy. Mieliśmy kiedyś psa i bardzo go lubiłam, ale to był pies mojego taty. To był taki fajny rasowy pies. Nazywał się Sandy. Jasny golden retriever. Tata zabrał go ze sobą. W każdym razie nie był to taki brzydal ze spłaszczonym pyskiem. – Czy to nie jest pies obronny? – pytam sceptycznie, stojąc ze splecionymi ramionami. Rasmus uśmiecha się, kuca i zaczyna drapać to dziwne stworzenie za uchem. – Jasne, że nie. To uroczy buldożek francuski – mówi ze spokojem. – To świetny, łagodny pies rodzinny. Mama spogląda na mnie z przechyloną głową. – Będziesz mogła z nim chodzić na spacery. To chyba fajny pomysł? Co o tym sądzisz, Ido? Tak jak z Sandym?

– Nie – odpowiadam, przewracając oczami. Siadam pod parasolem. Nie mam ochoty rozmawiać o Sandym. Nie mam ochoty myśleć o moim tacie i tamtych czasach. Mama przygotowała dzbanek soku z białego bzu, więc nalewam sobie szklankę. Piję zachłannie, głębokimi łykami, podczas gdy Lady weszła sobie do mieszkania bez smyczy. Łazi po pokoju, obwąchując meble. Jest naprawdę bardzo wystraszona i trochę mi jej żal. Właśnie ktoś ją zostawił na lodzie i pojechał sobie na wakacje za granicę. Nie zastanawiając się, pstrykam palcami pod stołem. – Lady – szepczę, kiedy pies ostrożnie zbliża się do drzwi ogrodowych. – Chodź do mnie, Lady – mówię głośniej, a ona powolutku podchodzi do mnie i zaczyna obwąchiwać moją rękę. Najpierw delikatnie gładzę jej sierść, która jest zarazem twarda i miękka. Nie mogę przestać drapać i masować tego tłuściutkiego, masywnego karku i zanim się obejrzałam, już trzymam psa na kolanach i go tulę. Mam wrażenie, że dotykam grubej, ciepłej kiełbaski. – Jak tam, Lady? – powtarzam pięć razy z rzędu, więc Rasmus pewnie myśli, że mi odbiło. – Byłem pewien, że ją polubisz – mówi z zadowoleniem, nalewając sobie kawy z wielkiego termosu, który stoi na stoliku ogrodowym. – Chyba chce się wysikać, mogłabyś się tym zająć? – No dobra… – mówię niby od niechcenia, ale tak naprawdę nie mam nic przeciwko temu, żeby sobie z nią trochę pochodzić. Ostrożnie stawiam Lady na ścieżce i przypinam jej smycz do obroży. – Nie bój się, kiedy spotkacie jakieś psy – mówi Rasmus. – To ważne, żeby Lady mogła się trochę poobwąchiwać z kolegami. – Dlaczego? – pytam. – Jeżeli nie pozwoli jej się na kontakt z innymi psami, może się stać złym psem. – Już teraz sprawia wrażenie złej – mówię, chichocząc. – No chodź, Lady – mówię i pomału ruszamy na spacer. – Idziemy znaleźć ci jakiegoś psa.

Rozdział 4 Na ulicach nie ma nikogo. Wszyscy wyjechali na wakacje. Nie widać ani ludzi, ani psów. Na skrzyżowaniu skręcam i idę dalej przez łąkę, która prowadzi do lasku. Między drzewami widać niebieskie morze. Przebłyskuje słońce. Lady zachowuje się całkowicie inaczej, kiedy jesteśmy na łonie natury. Jest ciekawska, biegnie, pociągając za smycz. Przyśpieszam, aby mogła dobrze rozprostować swoje krótkie nóżki, i o mało co nie przewracam się na trawę. Wtem do Lady pobiega pies, który do złudzenia ją przypomina. Wesoło poszczekuje. Patrzę na niego zaskoczona. Ma chyba trochę jaśniejszą sierść i jest odrobinę większy od Lady, ale bez wątpienia jest tej samej rasy. Pies poszczekuje i skacze raz do przodu, raz do tyłu z wywieszonym językiem. Lady z całej siły ciągnie mnie za smycz w jego kierunku. Sekundę później oba psiaki stoją obok siebie i zaczynają się obwąchiwać, machając swoimi krótkimi, zakręconymi ogonkami. Rozglądam się za właścicielem psa i słyszę czyjś głos. – Pumba! Chodź tutaj! – Z lasu wybiega w naszym kierunku jakiś chłopak ze smyczą w ręce i próbuje przywołać swojego pupila. – Pumba, do mnie! Ale pies, który najwidoczniej wabi się Pumba, nie słucha. Jest za bardzo zajęty obwąchiwaniem Lady. – Nie ma sprawy – mówię do chłopaka, kiedy już do nas doszedł. Lady również sprawia wrażenie, jakby nie miała nic przeciwko temu. Prawdę mówiąc, wygląda jakby jej to sprawiało przyjemność. Chłopak schyla się i przypina psu smycz do obroży. Następnie wstaje i spotykam jego spojrzenie. Przez chwilę mam wrażenie, jakbym go już wcześniej gdzieś spotkała. Może widziałam go w klubie albo chodzi do innej klasy i nie zwróciłam na niego wcześniej uwagi. Być może jest z Højmarksskolen. W każdym razie wydaje się znajomy. Jest odrobinę wyższy ode mnie i mocno opalony. Jego usta wyglądają na miękkie, a połowa jego ciemnych półdługich włosów jest związana z tyłu w koczek. Uważam, że to świetna fryzura dla chłopaka. – Masz się słuchać, Pumba – mówi, uśmiechając się. Przez chwilę spogląda na swojego psa, po czym znowu łapie mojespojrzenie.

Nie, jednak nigdy wcześniej go nie widziałam, myślę. W przeciwnym razie, zwróciłabym na niego uwagę. Jestem tego w stu procentach pewna. Ale jednocześnie jestem też pewna, że już wcześniej widziałam jego oczy. To nieprawdopodobne, ale mam wrażenie, jakbym go znała… Nie wiem, jak długo mu się przyglądam, ale nagle doznaję olśnienia! Już wiem, dlaczego mam wrażenie, że go znam. Ten chłopak wygląda przecież jak ten grecki książę z moich snów. Nie mogę w to uwierzyć. – Pers! – mówię głośno. – Nie, nie – odpowiada z entuzjazmem chłopak. – To nie jest kot. To pies – wyjaśnia, wskazując na pupila. – To jest buldog francuski, tak jak twój. – Tak, oczywiście – chichoczę, zakrywając usta. Potakuję jak szalona. On nie ma na sobie ani turbanu, ani sandałów, ale nie mam wątpliwości, że to on. Spotkałam Persa! Na środku łąki, w miasteczku, w którym mieszkam. Patrzy mi prosto w oczy, aż kręci mi się w głowie. Ma wyjątkowo niebieskie oczy. A może zielone? Stoję tak przez jakiś czas, uśmiechając się do niego, zanim wyduszam z siebie następniezdanie. – Twój pies może jak najbardziej obwąchiwać mojego – mówię i mam wrażenie, jakby fala ciepła przelewała się wewnątrz mnie. To tak wspaniałe uczucie, że mam ochotę tańczyć. – To bardzo ważne, żeby Lady mogła się obwąchiwać z innymi psami – uśmiecham się, z lekkim machnięciem ręką. – W przeciwnym razie skończy jako stara, sfrustrowana kobieta. – Okay, jesteś pewna? – pyta chłopak obserwując oba psy, które nie widzą niczego poza swoimi tyłkami. – Całkowicie pewna. Znam Lady. Ona uwielbia obwąchiwać – mówię i kaszlę nerwowo. Uważam, że na dzisiaj wyczerpałam już limit, jeśli chodzi o używanie słowa „obwąchiwać”. – Tak, to widać – mówi chłopak i znowu na mnie spogląda. Starami się na niego nie patrzeć, bo strasznie dziwnie się czuję. Jestem oszołomiona, jakbym miała zaburzenia psychiczne, a jednocześnie przepełnia mnie jakaś dzika radość. Boję się, że za moment naprawdę zacznę tańczyć. Czuję, że delikatnie tracę równowagę, robię krok do tyłu i modlę się, żebym przypadkiem nie wdepnęła w jakąś kupę. Tak bardzo chciałabym powiedzieć coś mądrego o psach. Tak bardzo chciałabym mu się spodobać. Przeklinam moje blade nogi, które wyglądają jakbiałe,

owłosione szczudła. Zapomniałam je ogolić, podczas kąpieli. – Mam Lady od wielu lat. – Słyszę, jak wypowiadam te słowa, lekko mówiąc przez nos. Mam ochotę trzasnąć się smyczą. Jestem na siebie taka wściekła, że stoję tu przed nim i zmyślam. – Ale przecież to raczej młody pies… – mówi chłopak, ze zdziwieniem patrząc na Lady. Znowu przytakuję, jakbym wypuścili mnie warunkowo ze szpitala dla psychicznie chorych. Chcę powiedzieć na temat psów coś, co zabrzmiałoby poważnie, ale nic nie przychodzi mi do głowy, a w dodatku mam zupełnie sucho w ustach. Patrzę tylko na niego jak głupia. Jego oczy są w kolorze turkusu. Coś pomiędzy zielenią a niebieskim. Kompletnie tego nie pojmuję. To tak, jakby wpatrywać się w dwie błękitne laguny. – Twój pies to przecież właściwie jeszcze szczeniak – mówi i uśmiecha się. Czuję, jak robię się na twarzy czerwona jak cegła. Jak mogę mieć Lady od wielu lat, skoro to jeszcze szczeniak? Zaczynam się pocić i chciałabym cofnąć czas. Nienawidzę siebie, kiedy zaczynam bredzić. Zwłaszcza że gdy już zacznę, nie mogę przestać. – No tak – mówię i wzruszam ramionami, jakby to nie miało wielkiego znaczenia. – Chodziło mi o mojego drugiego psa. – Jest tu z tobą jeszcze jeden – pyta chłopaki i zaczyna się rozglądać dookoła. – Tak, ale on jest tak inteligentny, że nie musi chodzić na smyczy. – Zaczynam się w środku trząść, przerażona własnymi kłamstwami, i marzę tylko to tym, żebym przestać wymyślać te bzdury. –Spokojnie, mam nad nim pełną kontrolę. – Ja mam tylko Pumbę – mówi chłopak. – Sandy to golden retriever – mówię i rozglądam się, udając, że go wypatruję. – To bardzo stary pies rodzinny! – Super – mówi chłopak i patrzy na swojego psa. – To karma sprawia, że jest w tak dobrej formie – kłamię dalej. – Cały garaż mamy wypełniony napojami proteinowymi, które dajemy psom – mówię cicho i robię dwa kroki w jego kierunku.

Chłopak kiwa głową z zainteresowaniem. Jego oczy wciąż wyglądają jak dwie duże laguny, a mój brzuch jest jak wodospad, który z szumem wpada do turkusowej wody. Nie mogę pojąć, jak on może być tak przystojny. – Może nie wygląda, ale Lady jest bardzo umięśniona pod sierścią – mówię. – Serio? Nie, nie widać tego – uśmiecha się chłopak, patrząc się na psy i kiwając głową. – Jesteś pewna, że to w porządku, że one się obwąchują? Pumba to samiec. – To niezwykle ważne, żeby psy mogły się obwąchiwać – powtarzam uczonym tonem i uśmiecham się. – Czy ona jest już dojrzała? – pyta chłopak, również się uśmiechając. Patrzę na niego i mam wrażenie, że za moment zrobiępierwszy, szalony, taneczny krok. – Dojrzała? – powtarzam niepewnie, nie rozumiejąc w pierwszej chwili, co ma na myśli. W tym samym momencie mój wzrok pada na małego Pumbę, który właśnie wskoczył na Lady. Widzę, co się święci pomiędzy dwoma psiakami, więc krzyczę z przerażenia i ciągnę mocno za smycz. – Lady, ty wariatko! – wrzeszczę ze złością i czuję, jak zaczynają palić mnie policzki. – Przepraszam, naprawdę bardzo mi przykro – mówi chłopak, odciągając Pumbę, ale jego pies nadal stoi na tylnych łapach tak, że widać jego czerwonego, obleśnego siusiaka. – Fuj, Lady! – krzyczę i mam ochotę jej przyłożyć, ale oczywiście tego nie robię. Jestem po prostu na nią wściekła, że przez nią znalazłam się w tak żenującej sytuacji. Psy nie powinny robić takich rzeczy, kiedy jestem w pobliżu. – Muszę wracać – mówi chłopak, odwraca się i odchodzi, ciągnąc za smycz. Zaczyna iść o wiele za szybko. W mojej głowi piętrzy się tysiąc myśli. Jeżeli teraz pozwolę mu odejść, to może już nigdy więcej go nie zobaczę.