dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony706 435
  • Obserwuję402
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań345 635

Kultura a rozwoj - Jerzy Hausner, Anna Karwinska,

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :6.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Kultura a rozwoj - Jerzy Hausner, Anna Karwinska, .pdf

dareks_ EBooki Psychologia, Socjologia
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 178 osób, 84 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 493 stron)

Redakcja Jerzy Hausner, Anna Karwińska, Jacek Purchla Kultura a rozwój Narodowe Centrum Kultury Warszawa 2013

Spis treści Od Wydawcy Wstęp CZĘŚĆ I PODSTAWOWE POJĘCIA I KATEGORIE Jerzy Hausner Rozwój społeczno-gospodarczy Jacek Purchla Dziedzictwo kulturowe Anna Karwińska Kultura Jerzy Hausner Kultura i polityka rozwoju CZĘŚĆ II KULTURA JAKO ZASÓB Agata Wąsowska-Pawlik Polityka kulturalna Polski 1989–2012 Katarzyna Jagodzińska Charakterystyka działalnosci kulturalnej w Polsce po transformacji ustrojowej Katarzyna Jagodzińska Szkolnictwo artystyczne i sytuacja artysty w Polsce Jan Strycharz Organizacje sektora kultury a rozwój CZĘŚĆ III DZIEDZICTWO JAKO ZASÓB Jacek Purchla Dziedzictwo kulturowe w Polsce: system prawny, finansowanie i zarządzanie Krzysztof Broński Marketing dziedzictwa kulturowego Monika Murzyn-Kupisz Dziedzictwo kulturowe w kontekście rozwoju lokalnego Katarzyna Jagodzińska Rewitalizacyjna funkcja kultury i dziedzictwa kulturowego CZĘŚĆ IV KULTURA JAKO SKŁADOWA PROCESÓW SPOŁECZNYCH Przemysław Kisiel Kultura wobec współczesnych procesów społeczno-ekonomicznych Anna Karwińska Kulturowe podłoże formowania się kapitału ludzkiego i społecznego Katarzyna Jagodzińska Edukacja kulturalna na rzecz kreatywności i

innowacyjności Przemysław Kisiel Współczesne wzory uczestnictwa w kulturze Joanna Sanetra-Szeliga Sektor kultury w procesie integracji europejskiej CZĘŚĆ V KULTURA I GOSPODARKA Krzysztof Malczyk Kultura i rynek Łukasz Maźnica Kultura – kreatywność – innowacyjność Joanna Sanetra-Szeliga Sektor kultury a rozwój gospodarczy miasta Jakub Głowacki Przemysły kreatywne i ich wpływ na gospodarkę Bartłomiej Biga Prawo autorskie w kontekście rewolucji technologicznej Edwin Bendyk Kultura, technika, kapitalizm Zakończenie Noty biograficzne autorów Strona redakcyjna

Od Wydawcy Oddajemy w ręce Czytelników dziewiątą już pozycję z serii „Kultura się liczy!”. Jest to podręcznik akademicki stworzony z myślą o słuchaczach różnych kierunków nauk społecznych. Zachęcam do lektury wszystkie osoby pracujące „w kulturze”, ponieważ książka ta w bardzo interesujący i oryginalny sposób opowiada o ekonomii kultury. Wyjątkowość ujęcia zaproponowanego przez Jerzego Hausnera, Annę Karwińską i Jacka Purchlę stanie się zrozumiała, gdy cofniemy się pamięcią do 2009 roku, do ożywionej debaty, jaka towarzyszyła krakowskiemu Kongresowi Kultury. Pojawiło się wówczas pytanie o związek między sektorem kultury a gospodarką. Kilka lat wcześniej podobna dyskusja miała miejsce w Wielkiej Brytanii, Danii i innych krajach wysoko rozwiniętych. W jej centrum znalazła się propozycja rozszerzenia granic sektora kultury o dziedziny, takie jak reklama, architektura, dizajn i produkcja gier wideo. Uzasadnieniem teoretycznym nowej klasyfikacji było istnienie wspólnego źródła tych wszystkich form działalności, jakim jest ludzka kreatywność. W praktyce ta definicja pozwalała spojrzeć w nowy sposób na gospodarcze znaczenie twórczości artystycznej, która jest źródłem dynamicznie rozwijających się i dochodowych przemysłów kreatywnych (por. DCMS, Creative Industries Mapping Document 2001; KEA, 2006, The Economy of Culture in Europe; UNCTAD, Creative Economy. Report 2008). Polscy eksperci zajmujący się problematyką zarządzania w kulturze śledzili na bieżąco dyskusję na temat przemysłów kreatywnych. Było to wąskie grono specjalistów. W Polsce mniej więcej do 2007 roku wyobraźnię publicystów i polityków rozpalała problematyka pamięci i polityki historycznej. Gdy temperatura tej debaty nieco opadła, do głównego nurtu przebił się nowy wątek – ekonomia kultury i przemysły kreatywne. Początki dyskusji były trudne. Podczas Kongresu Kultury w Krakowie pojawiały się głosy skrajne, sprowadzające całe zagadnienie do podziału tortu, jakim dla niektórych był budżet Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Szybko okazało się, że skrajne upraszczanie zagadnienia tworzy przestrzeń dla pretensji i roszczeń, a nie dla konstruktywnej rozmowy. W takich okolicznościach w debatę zaangażowało się Narodowe Centrum Kultury. Uznaliśmy, że najpilniejsze są dwie potrzeby: zmiana języka debaty oraz stworzenie forum, na którym mogłoby dojść do rzeczowej dyskusji. Pierwszemu celowi służyły dwa działania: wydanie polskich tłumaczeń najbardziej znanych zagranicznych publikacji na temat przemysłów kreatywnych i ekonomii kultury, od których zaczęła się seria „Kultura się liczy!”, oraz organizacja konferencji „Ekonomika kultury – od teorii do praktyki”. Drugi cel osiągnęliśmy, organizując wspólnie z Collegium Civitas cykl debat zatytułowanych „Kultura i rozwój”. Moderował je Edwin Bendyk. Brytyjskie i – bardziej ogólnie – zachodnie inspiracje były od początku obecne i znaczące w polskiej debacie nad przemysłami kreatywnymi. Nie stały się jednak nigdy

„prawdami objawionymi”. Było to szczególnie wyraźne podczas seminariów „Kultura i rozwój”, w czasie których prace Richarda Floridy i innych zachodnich naukowców zostały omówione w sposób krytyczny. Nieufność wobec zagranicznych prac wynikała nie tylko ze świadomości odmienności polskich realiów, ale także – a może przede wszystkim – szczególnych okoliczności, w jakich były czytane. Brytyjska polityka wsparcia przemysłów kreatywnych oraz koncepcja klasy kreatywnej Richarda Floridy powstały w latach, gdy światowa gospodarka rosła w szybkim tempie. Wisienką na torcie był wówczas sektor technologii informacyjno-telekomunikacyjnych wraz z rodzącym się internetem. Marzenia pokładane w przemysłach kreatywnych stawały się rzeczywistością. A później nastąpił krach 2008 roku. Problemy USA w krótkim czasie rozlały się na cały świat. Pomimo wpompowania w rynek niewyobrażalnych wręcz ilości pieniędzy spowolnienie gospodarcze oraz towarzyszące mu negatywne zjawiska takie jak wysokie bezrobocie utrzymywały się przez wiele miesięcy. Uwaga decydentów skupiła się na walce ze światowym kryzysem ekonomicznym. I wtedy w Polsce rozpoczęła się debata o przemysłach kreatywnych. Seminaria „Kultura i rozwój” toczyły się w gorącej atmosferze, jaka zapanowała wśród ludzi kultury po krakowskim Kongresie Kultury (2009). W czasie pierwszego cyklu spotkań w auli Collegium Civitas siadały obok siebie osoby, które stały się liderami ruchu Obywateli Kultury i przedstawiciele Ministerstwa Kultury. Warto w tym miejscu przywołać pewne „zdarzenie”, do którego doszło 23 czerwca 2010 roku. Korzystając z obecności ministra Bogdana Zdrojewskiego, profesor Jerzy Hausner zaproponował, żeby kampania „1% na Kulturę” zakończyła się podpisaniem paktu społecznego. Argumentował, że byłaby to skuteczna forma wpływania na kierunek zmian w dłuższej perspektywie czasowej. Dziś wiemy, że był to szczęśliwy pomysł. W 2010 roku byliśmy mądrzejsi od Brytyjczyków o lekcję 2008 roku i – chyba – dobrze z niej skorzystaliśmy. Zamiast skupiać się na poszukiwaniu złotych gór, które podobno ktoś gdzieś kiedyś widział, odrobiliśmy uczciwie lekcję z ekonomii kultury. Przeczytaliśmy najważniejsze prace teoretyków, wyjaśniliśmy nieporozumienia dotyczące znaczenia podstawowych pojęć, poznaliśmy niuanse ujmowania sektora kultury w statystykach publicznych oraz ustawie budżetowej. Świeżym przykładem umiejętnego wykorzystanie tej wiedzy jest raport „Miejskie polityki kulturalne” opracowany przez Fundację Res Publica, który zawiera analizę budżetów miast. Podniosła się też jakość opracowań statystycznych. Przykładem może być raport GUS-u „Kultura w 2011 r.”, który zawiera rozbudowaną część poświęconą finansom kultury. Dorobek ostatnich kilku lat zaczyna procentować. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie poczucie, że choć mamy w ręku skuteczne narzędzia, nie bardzo wiadomo, do jakich celów je wykorzystać. Sprowadzanie kultury do roli motoru napędowego przemysłów kreatywnych wydaje się błędną ścieżką, bo chociaż jest to gałąź gospodarki przynosząca duże zyski, towarzyszy jej także wysoki poziom ryzyka. Czy oznacza to, że należy porzucić hasło „Kultura się liczy”? Chyba nie. Ekonomia kultury wytworzyła użyteczną skrzynkę narzędziową, która przyda się każdemu menadżerowi kultury. Ponownego przemyślenia wymaga jednak filozofia korzystania z niej. Odpowiedź na tę potrzebę stanowi – w moim przekonaniu – niniejsza książka.

Ocenę słuszności założeń, na których Autorzy oparli podręcznik Kultura a rozwój, pozostawiam Czytelnikom. Chciałbym jednak gorąco podziękować całemu zespołowi Autorów na czele z profesorem Jerzym Hausnerem za to, że podjęli się wyzwania, jakim było napisanie tej książki. Cieszę się, że Narodowe Centrum Kultury mogło przyczynić się do powstania publikacji, która stanowi oryginalny wkład polskich naukowców w debatę na temat związków ekonomii i kultury. Mam nadzieję, że Kultura a rozwój okaże się książką użyteczną dla studentów oraz inspirującą dla osób pracujących „w kulturze”. Krzysztof Dudek Dyrektor Narodowego Centrum Kultury

Wstęp Książka Kultura a rozwój pomyślana jest jako akademicki podręcznik z zakresu ekonomii kultury. Adresujemy go głównie do studentów ekonomii, zarządzania, socjologii, dziennikarstwa i nauk politycznych oraz kulturoznawstwa. Nie ma podobnego opracowania napisanego przez polskich autorów. Dzięki staraniom Narodowego Centrum Kultury mamy dostęp do tłumaczeń ważnych publikacji zagranicznych, głównie z kręgu anglosaskiego. Należy do nich bardzo dobry podręcznik Ruth Towse Ekonomia kultury. Kompendium (Warszawa 2011), który bazuje na neoklasycznej teorii ekonomii, nazywanej często ekonomią głównego nurtu. Tę liberalną z ducha teorię przyjmuje i upowszechnia większość ekonomistów akademickich. Autorka także opowiada się zdecydowanie za rozwiązaniami rynkowymi jako fundamentem efektywnej działalności ekonomicznej w sferze kultury. Nasz podręcznik osadzony jest na innym fundamencie. Przyjęliśmy, że ma nim być nie rynek, lecz rozwój społeczno-gospodarczy, co pozwoli uchwycić związek kultury z gospodarką i jej współczesnymi przemianami strukturalnymi, ale też – szerzej – ze zmianą społeczną. W ten sposób czytelnik będzie miał szansę poznać problematykę ekonomii kultury przedstawioną w innej perspektywie badawczej. Kultura to bardzo złożony obszar rzeczywistości społecznej. Nie tylko dlatego, że obejmuje tak wiele elementów. Przede wszystkim dlatego, że jej relacje z innymi składowymi systemu społecznego są wielowymiarowe i kompleksowe. Także w płaszczyźnie, która nas w tej publikacji szczególnie interesuje, a mianowicie na polu związków kultury i gospodarki oraz – szerzej – rozwoju społeczno-gospodarczego. Częstym błędem jest sprowadzanie tych związków do kwestii komercjalizacji kultury, rynku dóbr kultury, w tym szczególnie przemysłów kultury. Przemysły kultury obejmują tylko pewien fragment aktywności kulturalnej i nie mogłyby się rozwijać, gdyby zdominowały całą aktywność. Te kulturalno-ekonomiczne relacje – rynkowe i nierynkowe – są dużo bardziej złożone i wielostronne. A jednocześnie cele aktywności kulturalnej, mimo że zawsze ma ona jakieś materialne podbudowanie i odniesienie, są najczęściej pozaekonomiczne. Bez wątpienia aktywność kulturalna jest warunkowana ekonomicznie. To łatwo dostrzec. Równie istotne jest jednak i to, że działalność gospodarcza jest silnie warunkowana kulturowo. Kultura stanowi składową społecznej podbudowy gospodarki, a zarazem istotny zasób, z którego gospodarka czerpie, oraz jeden z mechanizmów – coraz ważniejszy – pobudzania rozwoju gospodarczego. Aktywność kulturalna wymaga materialnego (ekonomicznego) zasilania, ale jednocześnie gospodarka bez kultury nie mogłaby funkcjonować i rozwijać się. Ta ogólna fundamentalna relacja ujawnia się rzeczywistości społecznej w wielu różnych formach. Działalność kulturalną prowadzą podmioty o różnym statusie prawno-

własnościowym: publiczne, prywatne, społeczne. A jednocześnie dobra kultury mogą mieć różny charakter – od czystych dóbr publicznych do dóbr prywatnych, poprzez różne formy mieszane i pośrednie. Nie da się ustalić w tym zakresie żadnej trwałej hierarchii, tak samo jak nie można zadekretować, że kultura ma znaczenie tylko dla jakiegoś określonego segmentu gospodarki, np. dla rynku. Zróżnicowanie podmiotowych form prowadzenia działalności kulturalnej oraz charakteru dóbr kultury warunkuje rozwój społeczno- gospodarczy i umożliwia pojawianie się nowych hybrydalnych podmiotów, nowych postaci dóbr kultury i nowych mechanizmów waloryzacji. Współcześnie tego rodzaju innowacje dokonywane są coraz intensywniej, pobudzając rozwój, ale też przynosząc nowe wyzwania i problemy. Można oczywiście statystycznie stwierdzić, jaki jest udział w danym państwie różnych form prowadzenia działalności kulturalnej. Można też obserwować przekształcenia w tym zakresie. Ale to nie znaczy, że możemy jakiejś formie aktywności kulturalnej przypisać na stałe dominującą pozycję i zasadniczy wpływ na rozwój społeczno- gospodarczy. Jest on bowiem warunkowany strukturalnymi zmianami, których nie da się wymusić. Właśnie między innymi za sprawą żywotności i zmienności kultury, czyli za sprawą ludzkiej wyobraźni i kreatywności, rozwój nie jest linearny, lecz meandryczny; to nieustanne zrywanie i podtrzymywanie ciągłości. Nie jest też zdeterminowany, ani ekonomicznie, ani technologicznie. Można go świadomie pobudzać i w pewnym stopniu nadawać mu kierunek, ale nie można go zaprogramować. Rozwój jest funkcją otwartości kultury i podmiotów zajmujących się działalnością kulturalną. Z tego punktu widzenia istotne znaczenie ma dominujący w danym społeczeństwie model instytucji kultury, zarządzania nią i jej relacji z innego rodzaju instytucjami, zwłaszcza politycznymi i gospodarczymi. Materialna infrastruktura (baza) umożliwiająca prowadzenie działalności kulturalnej ma oczywiście podstawowe znaczenie. Ale też nie należy przyjmować, że ma ona znaczenie rozstrzygające. Przeciwnie, nadmierne koncentrowanie się na tworzeniu i utrzymaniu bazy materialnej może dławić aktywność, jeśli pociąga za sobą zbyt wysokie nakłady środków i czasu. Można w tym kontekście przywołać stanowisko Mirko Tobiasa Schäfera, który w niedawno wydanej książce Bastard culture! How user participation transforms cultural production (Amsterdam 2011) podkreśla, że kultura uczestnictwa musi być kulturą wspólnotową, charakteryzującą się wysokim poziomem interakcji uczestników, niskimi kosztami zaangażowania i aktywności kulturowej oraz formami wsparcia dla indywidualnej twórczości i wymiany treści kultury. I to powoduje, że taka kultura ma zdolność przetwarzania, utrwalania i kreowania dóbr kulturowych. Niewątpliwie aktywnym składnikiem kultury wspólnotowej jest zdolność uczestniczących w niej podmiotów do transformowania i generowania wiedzy społecznej. Wiedza staje się społeczna, kiedy jest społecznie dostępna, dzielona i uwspólniana. Ta możliwość wynika z jej fundamentalnej cechy: wiedzą można się dzielić i dzięki temu przybywa jej, a nie ubywa. Co nie znaczy, że wiedza jest z natury dzielona i staje się społeczna. Odwrotnie: na ogół jest kreowana jako prywatna i jest prywatnie zawłaszczana, czemu przede wszystkim służy – jak dotąd – ochrona praw własności intelektualnej.

Wiedza niedzielona staje się źródłem władzy hegemonicznej. Tym samym blokuje formowanie się kultury wspólnotowej, kultury partycypacji. Nie rozwinie się ona, jeśli w danej zbiorowości nie będzie instytucji zdolnych do transformowania wiedzy prywatnej w społeczną (uwspólnioną) oraz do generowania wiedzy społecznej, czyli tworzonej dla dobra wspólnego i szeroko dostępnej. Uwspólnianie wiedzy wynika między innymi z zaniku sztywnego podziału na tych, którzy wiedzę dostarczają (nauczyciele, wychowawcy), i tych, którzy mają tę wiedzę przyswoić. Kultura wspólnotowa rodzi się wówczas, gdy w jakimś stopniu wszyscy uczą się od wszystkich. I taki proces musi się zaczynać od tego, że w danej zbiorowości eksperymentalnie odwracamy tradycyjny, hierarchiczny kierunek przepływu informacji i wiedzy, np. w taki sposób, że to obywatele przekazują sprawującym władzę informacje i wiedzę – czyli że instytucjonalnie odwracamy to, co jest utrwaloną normą. Jeśli takie działanie nie jest możliwe, rezultatem jest pat instytucjonalny, czyli brak możliwości ewolucyjnej, inkrementalnej zmiany instytucjonalnej. A wówczas dany system społeczny może zostać zmieniony tylko za cenę procesu rozrywającego ciągłość rozwojową. W naszym przekonaniu projekty kulturalne, w tym artystyczne, mogą skutecznie przyczyniać się do transformacji i generowania wiedzy społecznej. A więc sprzyjać formowaniu się kultury wspólnotowej, która z kolei tworzyć będzie dogodne warunki do ich podejmowania i rozwijania. Uważamy, że kultura, w tym sztuka, ma istotny potencjał w tym zakresie. Na ogół jednak jest on słabo wykorzystywany. Dosyć powszechnie przyjmuje się, że współcześnie rozwój społeczno-gospodarczy jest funkcją postępu technologicznego. To pogląd bardzo uproszczony. Infrastruktura teleinformatyczna jest warunkiem koniecznym, lecz niewystarczającym formowania kreatywnego społeczeństwa informacyjnego. Technologie materialne liczą się o tyle, o ile towarzyszą im adekwatne technologie społeczne, które są zasadniczo społecznymi interfejsami obsługującymi komunikowanie się i współdziałanie. Stają się one katalizatorami rozwoju, jeśli jednostki dysponują określonymi krytycznymi kompetencjami kluczowymi, między innymi do odbierania, interpretowania, przetwarzania i generowania informacji. A to mogą im zapewnić tylko kultura, wiedza i edukacja. Intencją autorów tego podręcznika jest właśnie przekonanie czytelników, że współcześnie kultura staje się podstawowym zasobem – czynnikiem i mechanizmem rozwoju społeczno-gospodarczego, że szczególnie w okresie kryzysu w jej obszarze trzeba szukać inspiracji, możliwości i sposobów innowacyjnego działania, poszerza ona bowiem nasze perspektywy poznawcze, ułatwia komunikowanie się i wspólne definiowanie sytuacji, a tym samym – współdziałanie. Naszym celem było przygotowanie podręcznika, który byłby wprowadzeniem do „ekonomii kultury”, ale który nie powielałby podejścia wypracowanego na gruncie ekonomii neoklasycznej, gdzie kulturę postrzega się przez pryzmat rynku, gospodarki rynkowej i przemysłów kreatywnych. Cechą nadrzędną tak pomyślanego podręcznika jest podejście interdyscyplinarne, dopiero ono umożliwia bowiem uchwycenie i ukazanie zależności między kulturą a rozwojem społeczno-gospodarczym. Dlatego też stworzyliśmy zespół, w którym wokół tego celu skupili się nie tylko ekonomiści, ale też socjologowie, historycy oraz prawnicy. Jednocześnie wydaje się nam – autorom tej publikacji – że takie

podejście istotne jest również ze względu na globalny kryzys, który dotyka także Polski. Następstwem kryzysu gospodarczego są między innymi cięcia budżetowe. Schematyczne reakcje instytucji kultury (publicznych) oraz podmiotów władzy publicznej odpowiedzialnych za sektor kultury prowadzą w sposób oczywisty do drastycznego ograniczenia nowych inicjatyw kulturalno-artystycznych i szans młodych osób na podjęcie aktywności w sferze kultury i sztuki. A to w dalszej konsekwencji oznacza osłabienie potencjału rozwojowego społeczeństwa. Okres kryzysu powinien służyć krytycznej ocenie i weryfikacji dotychczasowych polityk, działań i przedsięwzięć oraz uruchamianiu nowych innowacyjnych projektów – a tak się nie dzieje. Powinien być okresem krytycznej, pogłębionej refleksji, gorączkowego dyskursu oraz intensywnych poszukiwań zorientowanych na formowanie nowych modeli działania i współdziałania. Przy czym fundamentalne znaczenie ma w takiej sytuacji kojarzenie różnych wątków i możliwości, łączenie rozmaitych zasobów i zawiązywanie partnerstw, nie po to, żeby przetrwać, lecz aby się przestawić czy przekształcić. W okresie kryzysu rośnie potrzeba tworzenia nowych form partnerstwa, co dotyczy tak jego uczestników, jak i przedmiotu oraz trybu. Kryzys ujawnia, które podmioty i inicjatywy w sferze kultury mają wysoką zdolność twórczą i adaptacyjną, charakteryzują się samopodtrzymywalnością wynikającą ze społecznego zakorzenienia, mają rozwojowy potencjał i siłę, które zaś okazują się efemerydami rozkwitającymi w okresie dobrej koniunktury i obfitości środków. Ten w sumie ozdrowieńczy proces przebiega efektywniej, jeśli polityka podmiotów władzy publicznej nie jest nastawiona na utrwalenie istniejącego porządku – hierarchii wpływów i znaczenia, nie polega na prostej ochronie wszystkiego, co w obszarze kultury istnieje, lecz aktywnie wspiera rozwojową adaptacyjność i innowacyjność. W kryzysie ma się rodzić nowe, bo inaczej nie uda się go przełamać, będzie się pogłębiał. Właśnie w takim okresie konieczne jest myślenie i działanie strategiczne, uruchamiające to, co daje szansę na zmianę i rozwój. W przeciwnym razie kryzys napędza zastój. Kryzys nie może być zatem interpretowany jako okres tymczasowy i przejściowy, po którym nastąpi automatyczne odwrócenie sytuacji, ozdrowienie i powrót do poprzedniego poziomu finansowania i sposobu postępowania – wystarczy tylko ten okres przetrwać. Tak się niestety na ogół w sferze kultury myśli i postępuje, ale to właśnie spycha ją na peryferie rozwoju, osłabia jej społeczne znaczenie. Podmioty prowadzące działalność kulturalną stają się przez to jeszcze bardziej wsobne, zamknięte i wyizolowane. I w konsekwencji niezdolne do partnerstwa, współdziałania i rozwoju. Oczywiście prowadzenie aktywno-strategicznej, prorozwojowej polityki kulturalnej jest możliwe tylko wówczas, kiedy realizujące ją podmioty władzy publicznej dysponują odpowiednią wiedzą, informacją i narzędziami, w tym zobiektywizowanymi kryteriami, miarami i wskaźnikami. I tu tkwi zasadniczy problem, gdyż tego rodzaju kompetencje i umiejętności są wciąż nader rzadkie. Dzieje się tak między innymi dlatego, że zainteresowanie ekonomistów kulturą jest w Polsce bardzo niskie. Jeżeli już jakieś badania sektora kultury są prowadzone, to odnoszą się do poziomu mikro. Tak też ukształtowany jest profil kształcenia w szkołach wyższych – studia dotyczą zarządzania instytucjami kultury, co z pewnością jest niewystarczające. W naszym kraju ekonomia kultury pozostaje w zalążku, co dotyczy zarówno badań, jak i

studiów. Niniejszy podręcznik ma pomóc w rozwoju tej dyscypliny, wzmóc zainteresowanie tak studentów, jak i pracowników nauki. Chodzi o to, aby nie porzucając perspektywy mikro, poszerzyć ją o wymiar mezo i makro, by w rezultacie uzyskać podejście wielopłaszczyznowe i całościowe. Książka jest owocem współpracy środowisk uniwersyteckich i grupy osób aktywnie związanych z kulturą. Autorzy podręcznika to w większości pracownicy lub doktoranci Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz pracownicy Międzynarodowego Centrum Kultury. Ta synergia pomiędzy teorią a praktyką stanowi w naszym przekonaniu wartość dodaną podręcznika, który w trakcie naszych dyskusji i pracy nad tekstami przybrał formę swoistej antologii. Poszczególne rozdziały publikacji mają charakter autonomiczny. Podręcznik umożliwia więc z jednej strony odrębne studiowanie poszczególnych zagadnień, a z drugiej daje szansę zrozumienia złożoności i wieloaspektowości relacji między kulturą i rozwojem. Ta polifonia narracji jest też świadectwem bogactwa podjętej przez nas problematyki. Jerzy Hausner, Anna Karwińska, Jacek Purchla

Część I Podstawowe pojęcia i kategorie

Jerzy Hausner Rozwój społeczno-gospodarczy1 Wprowadzenie Pojęcie rozwoju społeczno-gospodarczego składa się z dwóch komponentów. Posługując się nim, sygnalizujemy, że rozwój społeczny warunkuje rozwój gospodarczy i odwrotnie. Bez jednego nie będzie drugiego, ale też oba komponenty współtworzą mechanizm napędzający „koło rozwoju”. Tym samym podkreślamy, że warunkowanie się obu podstawowych komponentów rozwoju jest istotne w długiej perspektywie. Jeśli przyjmujemy kategorię „rozwoju społeczno-gospodarczego”, to w ślad za rozumowaniem Karla Polanyiego [1957] uznajemy, że idea samodostosowującego się rynku jest jaskrawą utopią. Rynek samoistnie nie mógłby funkcjonować, gdyż zniszczyłby ludzką i naturalną substancję społeczeństwa, sprowadziłby ludzkość do stanu dzikości. Tak więc rynek wymaga innych instytucji i tylko wówczas, gdy jest przez nie ograniczany i regulowany, staje się motorem rozwoju społeczno-gospodarczego. Rynek odseparowany od organizacji społecznych i instytucji politycznych nie jest możliwy. Trzeba jednak podkreślić, że większość teorii ekonomii klasycznej i neoklasycznej bazuje na przeciwnym założeniu. To, jak gospodarka faktycznie działa i rozwija się, niekoniecznie jest odzwierciedlone w poglądach ekonomistów i w społecznych wyobrażeniach. Możemy ulegać złudzeniu samoistnie regulującego się rynku, jednocześnie uczestnicząc w różnych instytucjach, które rynek na co dzień regulują. Podczas gdy Polanyi stwierdza, że tylko w idealizujących rzeczywistość modelach rynek jest samoistnym i automatycznym mechanizmem konkurencji samodzielnych atomów, od innego wielkiego badacza społecznego, Émile’a Durkheima [1997], wiemy, że nie ma też w rzeczywistości niczego takiego jak kompletnie zatomizowane społeczeństwo. To może być tylko czysto myślowy konstrukt, gdyż bez zrzeszania się i współpracy jednostek społeczeństwo nie mogłoby istnieć, a ludzkość by nie przetrwała. Firmy i jednostki nie są fantomami, a gospodarka i społeczeństwo tylko w naszej wyobraźni mogą się składać wyłącznie z firm i jednostek. Odnosząc myśl Polanyiego i Durkheima do jednego z zasadniczych problemów gospodarki rynkowej, jakim jest praca, dochodzimy do wniosku, że siła robocza nie jest i nie może być tylko towarem. Z jednej strony bowiem rynek prowadzi do wykluczenia pewnej części siły roboczej, którą – jako zbędną – ekonomicznie dyskwalifikuje. Z drugiej, gdyby utowarowienie siły roboczej było bezwzględne i absolutne, niczym nieograniczone, obróciłoby się w swoje przeciwieństwo, doprowadziłoby do degradacji społeczeństwa i uniemożliwiło reprodukcję siły roboczej. Gdyby ludzie byli tylko siłą roboczą, czynnikiem produkcji, gospodarka rynkowa nie

mogłaby funkcjonować. Gdyby jednak rynek nie objął pracy, gospodarka rynkowa nie mogłaby się rozwinąć. Uwolnienie ludności pańszczyźnianej i uruchomienie rynku pracy jest jednym z tych punktów zwrotnych, które otwierają możliwość formowania się nowoczesnej gospodarki rynkowej. Wynika z tego, że rozwiązywanie problemu pracy i innych problemów gospodarki rynkowej wiąże się ze współzależnością i powiązaniem szeregu czynników i mechanizmów, które nie są wyłącznie ekonomicznej czy materialnej natury, ale przynależą do kultury, polityki, społeczeństwa. W tym kontekście badacze społeczni zajmujący się rozwojem dyskutują o pozytywnych i negatywnych sprzężeniach, określanych jako „koło rozwoju” (virtuous circle) lub „koło zastoju” (vicious circle). Przykład działania koła zastoju podaje Daniel Cohen [1998, s. 54–55]: „W pierwszych fazach industrializacji współczynnik kapitałochłonności był niski. Inwestycje nie przekraczały 5–7% PKB. Dzisiaj, aby utrzymać stały stosunek kapitał– produkt, przy wzroście ludności wynoszącym 2% trzeba inwestować 20% dochodu. To znaczy, że kraje biedne muszą uwolnić duże zasoby oszczędności, a na to ich poziom rozwoju nie zawsze pozwala. Powstaje w ten sposób błędne koło niedorozwoju: bieda uniemożliwia inwestowanie i w ludzi, i w maszyny, utrwalając w ten sposób pierwotną biedę”. Dodać można, że w tym przypadku mechanizm koła zastoju napędza ogromne zadłużenie krajów najbiedniejszych; jest oczywiste, że bez zdjęcia z nich ciężaru długu same nie zdołają się z niego wyrwać. Inny przykład wskazuje Joseph Stiglitz [2006, s. 172], omawiając obniżenie podatku od zysków kapitałowych w USA. Pomagało ono skupić uwagę inwestorów na „tu i teraz”, co z kolei jednak podsycało szaleństwo nabywania nieruchomości na kredyt, nadymając bańkę inwestycyjną i jednocześnie uruchamiając siły, które pogłębiły spadek koniunktury po pęknięciu bańki. Wybitny ekonomista Amartya Sen [1999] podkreśla, że działanie koła zastoju nie jest powodowane klęskami żywiołowymi, lecz napędzane przez cały mechanizm gospodarczy. W państwach, w których ten mechanizm jest sprawny i nie prowadzi do naruszenia elementarnej spójności społecznej, rządy i społeczeństwa potrafią sobie szybko poradzić z takimi klęskami. Najogólniej mówiąc, czynnikiem napędzającym koło zastoju są negatywne efekty zewnętrzne działalności gospodarczej. Można by sądzić, że wystarczy rozpoznać te efekty, a ich ograniczanie i usuwanie będzie stosunkowo łatwe – dzięki wprowadzeniu umów rekompensacyjnych, które wyrównają straty strony obciążonej, i zachęceniu strony wywołującej do takiego profilowania działalności, aby negatywny wpływ został zminimalizowany. W praktyce nie jest to jednak takie proste. Po pierwsze, nie wszystkie efekty zewnętrzne łatwo od razu rozpoznać, wiele ujawnia się ze znacznym, nawet kilkudziesięcioletnim opóźnieniem, a ich jawne wystąpienie jest już obciążeniem rozwoju, nawet jeżeli można je jakoś usunąć. Po drugie, zawieranie umów rekompensacyjnych zawsze wiąże się z kosztami transakcyjnymi, a w przypadku, gdy liczba podmiotów dotkniętych efektami zewnętrznymi jest bardzo duża i są one rozproszone, koszty te mogą być bardzo wysokie [Surdej, 2006]. Dla pobudzenia koła rozwoju ważne jest więc nie tyle rekompensowanie strat

wynikających z negatywnych efektów zewnętrznych, ile raczej dążenie do ich ograniczenia. Wiąże się to z formułą rachunku ekonomicznego i modelem racjonalności zachowań uczestników rynku. Państwo poprzez oferowanie określonych dóbr publicznych (np. powszechna edukacja, ustanawianie standardów usług publicznych) oraz przez formowanie takiej instytucjonalnej obudowy rynku może wpływać na wytwarzanie bodźców blokujących czy hamujących generowanie negatywnych efektów zewnętrznych.

Istota rozwoju Dla Josepha Schumpetera [2005], autora klasycznej teorii rozwoju, wzrost jest stopniowalną (incremental) zmianą, która się nasila lub osłabia; jest trendem. Rozwój gospodarczy natomiast jest zmianą nieciągłą (discontinuous), w tym sensie, że nie jest tylko zmianą natężenia, ale zerwaniem dotychczasowej równowagi, wyznacza nowy trend (vector norm). Można by powiedzieć, że rozwój to zmiana struktury (a nie wyłącznie natężenia), która nie tylko nasila lub spowalnia proces, lecz także go przeobraża. Przyjmując to podejście, rozważmy kilka podstawowych zagadnień z niego wynikających: 1. Czy rozwój jest pozbawiony wartościowania? Wydaje się, że nie można oderwać wartościowania od rozwoju – co nie jest równoznaczne z prostym utożsamieniem rozwoju z postępem. Rozwój jest efektem działań aktorów społecznych, którzy kierują się wartościami i normami. Bez aksjologii nie byłoby rozwoju. O postępie można tu mówić tylko w tym sensie, że rozwój podlega ocenie z określonej perspektywy normatywnej; nie znaczy to jednak, że można rozwojowi narzucić określoną aksjologię i trwale go z nią związać. 2. Czy rozwój można zaprogramować? Programowanie rozwoju wydaje się konieczne w tym sensie, że podejmowanie wszelkich działań zorientowanych na wywołanie zmiany społecznej musi poprzedzać wizja tej zmiany. Podejmując działania rozwojowe, programujemy je, co nie oznacza, że rozwój przebiega, czy musi przebiegać, według naszych zamierzeń. Zawsze stanowi on wypadkową naszych zamierzeń i działań wielu innych aktorów, warunków, które kontrolujemy, i okoliczności, na które nie mamy wpływu lub których nie potrafimy przewidzieć. 3. Czy rozwój ma cel, zmierza do jakiegoś punktu? Aktorom społecznym zazwyczaj chodzi o osiągnięcie określonego celu, stanu lub określonej sytuacji. Ale nie znaczy to, że rozwój ma cel i do jakiegoś celu zmierza. Sumując, można powiedzieć, że rozwój ma swoje przyczyny, ale nie jest zdeterminowany; że aktorzy podejmujący działania rozwojowe mają swoje wizje i zamierzenia, ale rozwój nie jest teleologiczny, nie zmierza do żadnego ostatecznego celu; że rozwój jest pobudzany przez wartości i normy, ale nie należy go utożsamiać z postępem. Gdybyśmy rozwojowi narzucili jakąś uniwersalną aksjologię, to byśmy go zatrzymali. Rozwój jest zmianą społeczną, która stanowi wypadkową działania wielu aktorów społecznych; jest powodowany, ale nie ma przyczyny; jest uświadamiany i świadomie kształtowany, ale nie jest teleologiczny; nie jest aksjologicznie neutralny, ale nie da się go zamknąć w ramach określonej aksjologii. Tym samym, choć jest przejawem obiektywnych zależności i jest przez nie warunkowany, nie jest konieczny i zdeterminowany, gdyż jak

podkreśla Schumpeter [2005, s. 112], „pojawienie się nowości jako takiej zawsze rodzi niedeterminację (indeterminacy)”. Rozwój ma ewolucyjną naturę i w tym sensie jest nieprzewidywalny, nielinearny, niejednolity i nierównomierny. Nie można nad nim zapanować ani intelektualnie, ani praktycznie. Można go wywoływać i interpretować, ale nie kontrolować. Rozwój jest zmianą utrwaloną i nieodwracalną, co odróżnia go od homeostazy czy oscylacji wokół jakiegoś punktu równowagi. Jeżeli nawet prowadzi do pewnej równowagi, to jest to równowaga innego stanu i wokół innego punktu, a zarazem nie jest to równowaga trwała. Rozwój nie jest grawitacją, lecz zmianą trajektorii za sprawą czynników i mechanizmów, które z czasem doprowadzą do kolejnej zmiany. Nie jest jednorazowym przeskokiem na inną trajektorię, ale przesunięciem na zbliżoną trajektorię, czego następstwem będą przesunięcia dalsze, niemożliwe do zaplanowania i nieprzewidywalne. Schumpeter [2005, s. 115] określa rozwój jako „przejście (transition) od jednej normy systemu ekonomicznego do innej, dokonane w taki sposób, że nie może zostać rozłożone na dowolnie małe i równomierne (infinitesimal) kroki”. Rozwoju nie należy zatem mieszać z dynamiką czy natężeniem zjawiska. To w przypadku wzrostu czy inflacji możemy mówić o mierzalnej dynamice; ich zmiany mają przede wszystkim ilościowy charakter, choć posiadają także aspekty jakościowe. Rozwoju nie można zmierzyć, można go jedynie ocenić w oparciu o różne kryteria, rozwój bowiem ma charakter jakościowy, choć ma swoje liczne aspekty i skutki ilościowe. Rozwój implikuje nie tyle nasilenie określonych zjawisk, ile zmianę ich charakteru i relacji. Schumpeter [tamże, s. 117] uważa, że w pewnym sensie możemy stworzyć generalną teorię rozwoju – opisując ogólnie jego mechanizmy, co pozwala tworzyć racjonalne scenariusze rozwoju i przewidywać możliwe konsekwencje ich wystąpienia, nie pozwala jednak rozwoju kontrolować. I dodaje: „Nawet gdybyśmy byli w stanie uzmysłowić sobie (sense), co się stanie, w możliwie największym stopniu, to i tak nie zdołamy zapanować nad triadą »niedeterminacja, nowość, przeskok« (indeterminacy, novelty, leap)”. Jako wypadkowa wielu zmiennych i działań wielu aktorów rozwój jest losowy, ale właśnie dzięki temu prowadzi do nowości, jest napędzany przez kreatywność i innowacje. Schumpeter podkreśla przy tym [tamże, s. 118], że ekonomistom utrudnia badanie i rozumienie rozwoju obowiązująca metodologia, nakazująca – zgodnie z formułą ceteris paribus – koncentrować się na tym, co niezmienne, i poszukiwać równowagi. Porównuje tę metodologię do kamizelki bezpieczeństwa; użycie jej w tym przypadku blokuje możliwość głębszego spojrzenia na rzeczywistość gospodarczą. W konsekwencji, jeśli ekonomiści opisują zmiany, to przede wszystkim zmiany w warunkach systemowej ciągłości, oscylacyjne i kroczące, a tracą z pola widzenia zmiany skokowe, nieciągłe. Pojęcia rozwoju i cyklu koniunkturalnego odnoszą się do zmiany. Ale o inny rodzaj zmiany tu idzie. Rozwój jest zmianą nieodwracalną i ewolucyjną. Cykl koniunkturalny odnosi się do zmiany, która jest oscylacyjna, a tym samym z zasady odwracalna. Istotę cyklu koniunkturalnego oddają pojęcia równowagi i wzrostu, idzie zatem o zmianę ilościową i parametryczną. Rozwój natomiast to zmiana jakościowa i systemowa. John M. Keynes [1985, s. 340] opisał istotę cyklu koniunkturalnego następująco: „Przez ruch cykliczny rozumiemy, że w miarę jak system gospodarczy zmierza np. w kierunku

zwyżkowym, siły popychające go wzwyż początkowo stają się mocniejsze i wywierają na siebie wzajemnie wpływ kumulatywny, ale później tracą stopniowo moc, aż w pewnym momencie pojawiają się zamiast nich siły działające w kierunku przeciwnym. Z kolei one stopniowo rosną i wzmacniają się wzajemnie, dopóki nie osiągną maksymalnego poziomu, a wtedy zanikają, ustępując miejsca siłom przeciwnym”. Przy czym rozwój gospodarczy powoduje zmianę modelu cyklu koniunkturalnego, ponieważ oznacza istotną zmianę struktury działalności gospodarczej, jej czynników i produktu. Nie znaczy to jednak, że rozwój gospodarczy może doprowadzić do zaniku tego cyklu. Wahania koniunktury są nieodłączną cechą gospodarki rynkowej, a ta z kolei stanowi w czasach nowożytnych fundament rozwoju gospodarczego. Rynek jest niezbędnym mechanizmem, dźwignią rozwoju, ale nie zapewnia rozwoju. Nie tylko dlatego, że nie zawsze działa efektywnie, a zatem efekty jego działania mogą być niekorzystne, na co zwraca uwagę wielu wybitnych ekonomistów, między innymi Joseph Stiglitz [2006]. Idzie także o to, że gospodarka nie równa się rynek i nie wszystko, co ma wartość ekonomiczną i służy działalności gospodarczej, jest wytworem czy efektem rynku. Gospodarka, w tym rynek, korzysta – i musi korzystać – na przykład z wartości, zasobów i dóbr, które są wytworem kultury, niekoniecznie materialnym. Gospodarka i rynek nie wytwarzają się same i same się nie reprodukują. Wymagają znacznie szerszej obudowy społeczno-instytucjonalnej. Bez tego rynek nie mógłby działać, a gospodarka rozwijać się. Na aksjologiczny kontekst rozwoju gospodarczego zwraca uwagę między innymi Amartya Sen, który w swojej książce Rozwój i wolność [1999, s. 263] wskazuje na nierozerwalny związek rozwoju i wolności i eksponuje trzy kwestie w kontekście podstawowych wolności: 1. Ich immanentne znaczenie. 2. Ich rolę inspirującą, gdyż stają się one impulsami do politycznych poczynań, które mają na względzie bezpieczeństwo ekonomiczne. 3. Ich rolę konstytutywną, gdyż stają się źródłem wartości i priorytetów. Rozwój wiąże się z aksjologią także w tym sensie, że nie jest możliwy, jeśli obywatele i uczestnicy rynku nie przestrzegają norm, a tym samym nie mają do siebie elementarnego zaufania. Nie jest bowiem tak, jak głoszą zwolennicy wolnorynkowej ortodoksji, że ludzie kierują się jedynie chciwością i dążeniem do maksymalizacji korzyści (zysku). Dla funkcjonowania dojrzałej gospodarki rynkowej niezbędna jest rozwinięta przestrzeń instytucjonalna, w tym złożona struktura motywacyjna, odwołująca się do wielu wartości i norm. Już Adam Smith w swoim klasycznym dziele wiązał „bogactwo narodów” z „ugruntowanymi zasadami postępowania”. A miał na względzie między innymi poczucie człowieczeństwa, sprawiedliwość, wielkoduszność, cnoty obywatelskie [Smith, 1989]. Rozwój społeczno-gospodarczy ma swój kontekst i wymiar polityczny. Chodzi z jednej strony o przestrzeganie w państwie praw człowieka i wolności obywatelskich, z drugiej zaś o respektowanie demokratycznych reguł, w tym zasad partycypacji obywatelskiej i responsywności państwa wobec obywateli. Gdyby nawet tych deficytów politycznych nie uznawać za świadectwo braku rozwoju, to jednak trzeba przyjąć, że nieprzestrzeganie praw politycznych i reguł demokracji w długiej perspektywie blokuje rozwój między innymi

dlatego, że oznacza pozbawienie jednostek i grup niezbędnej autonomii, a społeczeństwa obywatelskiego podmiotowości. Szczególnie ważnym głosem w dyskusji na temat zależności między rozwojem i wolnością jest wspomniana książka Sena Rozwój i wolność, której przesłanie autor ujął następująco: „Rozwój to gigantyczny proces mnożący możliwości, w których spełnia się wolność”. W swej pracy Sen konsekwentnie dowodzi, że „najlepszym lekarstwem na problemy społeczne jest poszerzenie sfery wolności – także w dziedzinie publicznej dyskusji i politycznego uczestnictwa” [Sen, 1999, s. 315]. Odnosi się także do argumentu przywoływanego przez każdą władzę dyktatorską, że gdyby ubogim ludziom dać wybór: swobody polityczne czy zaspokojenie potrzeb ekonomicznych, z pewnością wybraliby to drugie. Problem w tym, że kiedy dyktatura się utrwali, nie będzie ani swobód politycznych, ani zaspokojenia potrzeb ekonomicznych: „[…] klęska głodu nigdy nie wydarzała się w niezależnym kraju, gdzie rządy są demokratyczne, a prasa przynajmniej względnie wolna” [tamże, s. 176]. Inny, równie celny argument dotyczy nadmiernego przyrostu naturalnego, który stanowi barierę rozwoju wielu najbiedniejszych krajów i regionów: „Z porównania ponad trzystu indyjskich dystryktów wynika, że dochód na głowę mieszkańca nie ma prawie żadnego wpływu na przyrost naturalny w zestawieniu z wpływem takich czynników jak edukacja kobiet i ich niezależność ekonomiczna” [tamże, s. 235]. Sen stwierdza jednoznacznie, że „usuwanie zniewoleń ma konstytutywne znaczenie dla rozwoju”. Związek wolności i rozwoju rozpatruje z dwóch stron: aksjologicznej – kryterium rozwoju jest pomnażanie ludzkiej wolności, oraz narzędziowej – rozwój dokonuje się wyłącznie za sprawą wolnej działalności ludzi. W konsekwencji uznaje ubóstwo i bezrobocie za zjawiska antyrozwojowe, ograniczają one bowiem wolność, inicjatywę i zdolność do działania, zarówno jednostkową, jak i społeczną. Autor wyróżnia następujące rodzaje wolności instrumentalnych: (i) swobody polityczne, (ii) możliwości ekonomiczne, (iii) sposobności społeczne, (iv) gwarancje jawności, (v) zabezpieczenia. Podkreśla jednocześnie, że są one wzajemnie powiązane: zasadniczo każda przyczynia się do pomnożenia innej [tamże, s. 53]. Rozwój ma swoich kreatorów. Aby mogli oni wypełnić to zadanie, muszą mieć niezbędny poziom autonomii. Adaptując schemat zaproponowany przez Lena Doyala i Iana Gougha [1991], można uznać, że uzyskanie przez aktorów społecznych minimalnego poziomu autonomii wiąże się ze spełnieniem następujących warunków: mają intelektualną zdolność określania swoich celów i wspólnych przekonań odnoszących się do formowania życia społecznego, mają wystarczającą pewność swoich racji, aby działać i uczestniczyć w formowaniu życia społecznego, rzeczywiście i systematycznie określają swoje cele i przekonania, komunikując to innym aktorom, identyfikują się z określonymi działaniami, są w stanie rozumieć ograniczenia determinujące powodzenie ich działań, potrafią wziąć odpowiedzialność za swoje działania. Struktury społeczne są strukturami ludzkich działań. I jak wskazuje Anthony Giddens

[1984, s. 24–28], mają naturę dualną: bez zdolności jednostek do działania struktury społeczne nie powstaną, a bez struktur społecznych nie będzie zdolności jednostek do działania. Strukturalne właściwości systemu społecznego są według Giddensa [1982, s. 36–37] zarazem warunkiem (medium), jak i rezultatem (outcome) działań konstytuujących system społeczny. W konsekwencji życie społeczne jest procesem samonapędzającym się i interaktywnym. Działając, aktorzy społeczni tworzą przestrzeń rozwoju (modalność), która zwrotnie kształtuje ich samych i warunki ich działania. Rozwój wynika zatem z działania i interakcji podmiotów społecznych; jest więc swoistym wytworem ludzkim, społecznym, lecz nie jest produktem, czymś zaplanowanym i świadomie osiąganym. Społeczne „wytwarzanie” rozwoju rodzi się za sprawą zrozumienia zmienności świata społecznego. Nie wystarczy przy tym uznanie, że świat ma swoją genealogię, że wynika z tego, co było przedtem. Niezbędne jest również przekonanie, że w przyszłości będzie inny, że historia nie ma końca, zmiana zaś nie jest tylko odtwarzaniem się świata, ale też jego przeobrażaniem. Kiedy tej przyszłościowej perspektywy nie ma, wówczas idea rozwoju staje się – jak np. w średniowieczu – schematyczna, arbitralna i bezowocna [Huizinga, 1992, s. 240–241].

Model rozwoju Modele rozwoju nie są planowane, są raczej odkrywane, co oznacza, że stanowią wypadkową różnych oddziaływań. Po części wynikają z refleksji, uczenia się, ale także z imitowania cudzych rozwiązań. Nie ma możliwości narzucenia modelu rozwoju przez jeden nadrzędny podmiot. Próbę takiego narzucenia stanowiła gospodarka planowa, ale w praktyce rozwój gospodarki istotnie – i z czasem coraz wyraźniej – odbiegał od wyobrażeń i zamierzeń centralnego planisty. Państwo może oczywiście opracować i próbować wdrożyć określoną koncepcję rozwoju gospodarki. Nowoczesne państwo najczęściej tak postępuje, ale to nie oznacza, że ma w tym zakresie nieograniczoną czy chociażby dużą swobodę. Przeciwnie, próbując wykreować dany model rozwoju, zawsze działa w określonym kontekście strukturalnym i instytucjonalnym, co stwarza konkretne możliwości, ale zarazem silne ograniczenia. Kształtowanie modelu rozwoju przypomina mechanizm demokracji politycznej, który polega na proceduralnym godzeniu wielu interesów, i powoduje wiele konfliktów. Rezultat zależy od działań uczestników tego procedowania, ale żadna pojedyncza siła nie jest w stanie kontrolować tych działań. W przypadku rozwoju gospodarki mamy przy tym do czynienia z jeszcze silniejszymi, bo strukturalno-materialnymi, uwarunkowaniami. Kształtowanie modelu rozwoju zawsze dokonuje się w warunkach niepewności i jest obarczone niepewnością. Nie tylko dlatego, że jest wynikiem postępowania i oddziaływania wielu różnych aktorów o zróżnicowanych interesach, ale także dlatego, że aktorzy ci mają zróżnicowaną wiedzę, pozyskiwaną w wyniku bezpośrednich relacji i trudno transferowalną, oraz prowadzą działalność o zróżnicowanej skali przestrzennej i czasowej. Nie oznacza to jednak, że kształtowanie modelu rozwoju prowadzi do całkowicie przypadkowych, dowolnych efektów: nie jest w pełni przewidywalne, ale nie jest też całkiem nieprzewidywalne. Ponieważ dokonuje się w określonych warunkach strukturalnych i instytucjonalnych, świadome tego podmioty są w stanie oznaczyć, co w zakresie rozwoju gospodarczego jest możliwe i prawdopodobne. Nie mogą jednak przewidzieć rezultatów. Pojęcie modelu rozwoju trudno wpisać w paradygmat ekonomii neoklasycznej. Zakłada on bowiem, że gospodarka – pod wpływem działania sił rynkowych – oscyluje wokół jakiegoś punktu równowagi: okresowo oddala się od niego, okresowo zbliża. Działanie podmiotów politycznych (publicznych), w tym w szczególności państwa, może ten proces stymulować lub zakłócać, ale też jest zorientowane na jakiś punkt ekonomicznej równowagi. Takie ujęcie jest sprzeczne z rozumieniem rozwoju gospodarczego jako nieuniknionej, nieprzewidywalnej, nieodwracalnej i nielinearnej zmiany. Jeżeli takie rozumienie rozwoju się przyjmuje, wówczas pojęcie modelu rozwoju wychodzi poza schemat regulacji koniunktury i staje się potrzebne i przydatne jako złożony, kompleksowy mechanizm zmiany strukturalno-instytucjonalnej w gospodarce. Mechanizm, który nie ma czysto rynkowego ani też pozarynkowego charakteru. Jego kompleksowość wynika z tego,

że formują go i napędzają jego działanie różnego rodzaju podmioty i czynniki – gospodarcze, polityczne, społeczne i kulturowe. Władza publiczna może i powinna wpływać na formowanie modelu rozwoju. Między innymi poprzez partnerskie wypracowywanie i wdrażanie strategii rozwoju na poziomie międzynarodowym, krajowym, regionalnym i lokalnym. Trzeba jednak pamiętać, że wpływać nie oznacza narzucać czy wykreować. Żadna, nawet najlepiej dopracowana strategia nie przesądza o rozwoju, pozwala go jednak w jakiejś mierze kierunkować. Ukształtowanie się innego modelu rozwoju jest w istocie procesem rekombinacji dostępnych zasobów różnych form kapitału i rekompozycją istniejących struktur. Taka rekombinacja i rekompozycja są i muszą być procesami spontanicznymi, w których różne podmioty podejmują działania, kierując się swoją kalkulacją i na swoją odpowiedzialność. Władza publiczna (państwo) może natomiast tworzyć dogodne warunki dla tych procesów, zwłaszcza oddziałując na instytucjonalne ramy i reguły postępowania określonych podmiotów. Nie da się takiej rekombinacji i rekompozycji narzucić i odgórnie wdrożyć. Dobrze pokazują to doświadczenia landów niemieckich dawniej należących do NRD. Ich mieszkańcy z trudem włączają się w działania rozwojowe, pozbawieni podmiotowości, reagują pasywnością i roszczeniami, nie uczestniczą w dokonującej się zmianie społeczno- gospodarczej. Podobne społeczne enklawy bierności i inercji rozwojowej można z łatwością odnaleźć we wszystkich społeczeństwach pokomunistycznych. W Polsce są to przede wszystkim obszary wiejskie i popegeerowskie. Warunki, o których wyżej mowa, dotyczą między innymi wolności gospodarczej, w tym rozpoczęcia i prowadzenia działalności gospodarczej. Jednym z autorów, który przekonująco dowodzi znaczenia tej kwestii, jest Hernando de Soto [2002]. Członkowie jego zespołu badawczego podjęli eksperymentalne działania w Peru. Zaczęli wypełniać formularze, odstawać w kolejkach i jeździć autobusami do centrum Limy, aby uzyskać wszystkie dokumenty niezbędne do prowadzenia zgodnie z literą prawa małej firmy, w tym przypadku warsztatu krawieckiego. Poświęcali na to sześć godzin dziennie i ostatecznie udało im się zarejestrować firmę – po 289 dniach. Mimo że w warsztacie miał planowo zatrudniać tylko jednego robotnika, koszt legalnej rejestracji wyniósł 1231 dolarów – trzydzieści jeden razy tyle, ile wynosi miesięczna płaca minimalna. Z kolei uzyskanie legalnego zezwolenia na budowę domu na ziemi będącej własnością państwa zabrało 6 lat i 11 miesięcy i wymagało dopełnienia 207 formalności administracyjnych w 52 urzędach [tamże, s. 38–39]. To ukształtowanie odpowiednich warunków aktywności gospodarczej różnego rodzaju podmiotów stwarza możliwość przekształcania zasobów w kapitał, czyli niezbędny czynnik wytwarzania wartości dodatkowej. Niezbędne dla tego jest uregulowanie praw własności, w tym – co współcześnie coraz ważniejsze – praw własności intelektualnej. Bez takiej regulacji obieg gospodarczy i inwestowanie są słabe. Nikt też nie może niczego zaoszczędzić, jeżeli nie nabędzie jakiejś własności, co wiemy od Johna M. Keynesa [1985, s. 109]. Dobrze ukształtowany system formalnej własności istotnie obniża koszty transakcyjne związane z mobilizacją i wykorzystaniem zasobów [de Soto, 2002, s. 80]. Przy czym uregulowanie praw własności powinno mieć na celu nie tylko ochronę

istniejącego porządku gospodarczego, winno także tworzyć warunki do jego zmieniania. Przykładowo zatem regulacja praw własności ma sprzyjać nie monopolowi, lecz konkurencji, która dynamizuje aktywność i struktury gospodarcze. Uregulowanie praw własności nie jest tylko konsekwencją ustanowienia określonego reżimu prawnego. „Rdzeń instytucji własności stanowią niekwestionowane i w znacznej mierze nieuświadamiane praktyki społeczne i ekonomiczne, które muszą być zakorzenione w działaniach pozaprawnych” – trafnie podkreśla de Soto [tamże, s. 195]. Jednym z problemów nowoczesnego modelu rozwoju jest sprzeczność między traktowaniem wiedzy jako prywatnej własności intelektualnej (intellectual property) oraz jako wspólnotowej wartości intelektualnej (intellectual commons) [Jessop, 2000]. Tę sprzeczność i inne tego typu Bob Jessop wiąże z występowaniem towarów jednocześnie w dwóch postaciach: wartości wymiennej i wartości użytkowej. I sądzi, że na napięcia z tego wynikające można w różny sposób oddziaływać, w ramach odmiennych układów przestrzenno-czasowych (spatio-temporal fixes). Takie układy tworzą instytucjonalne warunki łagodzące lub zaostrzające omawianą sprzeczność, a także inne sprzeczności funkcjonowania i rozwoju gospodarki rynkowej. Jessop rozpatruje funkcjonowanie owych układów przestrzenno-czasowe na płaszczyźnie strategicznej oraz strukturalnej. Innym kluczowym aspektem nowoczesnego modelu rozwoju jest – zdaniem Jessopa – „ekonomia sieci” (economies of network). Wykreowanie takiego mechanizmu rozwojowego wymaga występowania w gospodarce wielopodmiotowych, policentrycznych i wieloskalarnych horyzontalnych sieci koordynacji działań. Nie wystarczą do tego wertykalnie uformowane organizacje, które służą głównie mechanizmowi „ekonomii skali” (economies of scale).

Koncepcja rozwoju zrównoważonego Pojęcie rozwoju zrównoważonego zawdzięczamy ekologom i kształtowaniu świadomości i etyki ekologicznej. Podstawowe założenia takiej etyki to: „uznanie ograniczoności zasobów naszej planety, traktowanie człowieka jako integralnej części świata przyrodniczego, zasada obowiązku wobec przyszłych pokoleń, traktowanie każdego pokolenia jako gospodarza zobowiązanego do odpowiedzialności za swój okres gospodarowania, dążenie do minimalizacji zakłóceń istniejących stanów równowagi w przyrodzie” [Czaja i in., 1993, s. 108]. Według Ryszarda Domańskiego [1992, s. 17] „rozwój jest zrównoważony, jeśli relacje ekologiczno-ekonomiczne nie uszczuplają kapitału środowiska, i trwały, jeśli relacje te utrzymują się przez długi okres (respektują interesy przyszłych pokoleń)”. Tomasz Parteka [2000] słusznie zauważa, że początkowo idea rozwoju zrównoważonego była próbą uzupełnienia istniejących koncepcji rozwoju o wymiar ekologiczny i nadania mu takich cech, jak trwałość, samopodtrzymywanie, oszczędność zasobów czy wielopokoleniowość. Stopniowo jednak idea ta zaczyna nabierać charakteru nowego paradygmatu rozwoju i odnosi się już nie tyle do cech rozwoju, ile do jego zasad i mechanizmów. Cytowany autor kluczowe zasady paradygmatu rozwoju zrównoważonego formułuje następująco: 1. Uznanie przestrzennej jedności Ziemi za minimalną jednostkę pojęciową. Współzależność społeczeństwa i warunków globalnych jest konieczna dla zachowania równowagi sił przyrody, równowagi, która decyduje o podtrzymaniu życia na Ziemi. Nie ma takich podstawowych problemów ludzkości, które nie byłyby problemami światowymi. 2. Przełamanie utrwalonej powszechnie zależności między poziomem konsumpcji, wzrostem gospodarczym (w kategoriach dochodu narodowego, produktu narodowego brutto) i ogólną jakością życia. Uznając, że niepodważalnym celem i wyznacznikiem jakości życia jest jego czas trwania, należy wyciągnąć wnioski z negatywnej korelacji tych dwóch czynników. 3. Przyjęcie nowych wskaźników rozwoju człowieka wyrażających stopień realizacji celów społecznych (np. śmiertelność niemowląt, oczekiwana długość życia, piśmienność dorosłych, średni pobyt w szkole). 4. Uznanie pokoleniowej racji wartości zasobów naturalnych za dziedzictwo przyszłych generacji i zobowiązanie wobec środowiska i przyszłych pokoleń, a nie za element bogactwa narodowego stworzonego (odkrytego) przez pokolenie obecne. Wiąże się to także z niepodzielnością środowiska jako bogactwa całego gatunku ludzkiego i wspólną odpowiedzialnością za nie w celu uniknięcia „tragedii dóbr wspólnych”. 5. Przyjęcie jakości środowiska i warunków przetrwania gatunków, w tym człowieka jako głównego elementu środowiska, za podstawę planowania gospodarczego, społecznego i przestrzennego. 6. Rewizja praw człowieka w aspekcie bezpieczeństwa (ekologicznego) i suwerenności