dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony706 210
  • Obserwuję401
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań345 596

Pedersen Bente-Raija ze śnieżnej krainy 19-Tajemnicza nieznajoma

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :595.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Pedersen Bente-Raija ze śnieżnej krainy 19-Tajemnicza nieznajoma.pdf

dareks_ EBooki
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 59 osób, 44 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 156 stron)

BENTE PEDERSEN TAJEMNICZA NIEZNAJOMA

1 Po lecie owego 1749 roku jak zwykle nadeszła jesień. Las sposobił się do przywdziania złotej szaty. Zielone korony drzew upstrzyły się już tu i ówdzie złocistymi plamami. Słoneczne promienie jakoś inaczej oświetlały okolicę, a i fiord nie mienił się już tak szmaragdowo jak letnią porą. Niebo przegląda się w wodach fiordu niczym w zwierciadle, pomyślała Ida, sadowiąc się z robótką na schodach prowadzących do chaty. Teraz jest blade, rozmyte, jak gdyby ktoś pozbawił je mocnych odcieni. Niemal równie bezbarwne jak goniące się chmury. Choć posępne i nieco chłodne, nie ma w nim wrogości. Raczej zdawać by się mogło, że celowo usunęło się w cień, przekonane, iż lazur obok intensywnych kolorów jesieni, jakimi wnet okryje się natura, to zbyt wiele naraz. Przyroda nie lubi przesady. Ida machinalnie sięgnęła po szarą wełnę i zabrała się za dzierganie grubych skarpet. Uznała, że rękawic, których już nagromadziła pełen kosz, powinno wystarczyć. Szara włóczka przesuwała się jej między palcami. Dni na cyplu dłużyły się nieco, szczególnie teraz, kiedy została sama i tak rzadko gdzieś wychodziła. Przy dwójce małych dzieci wciąż trzeba było się uwijać. Mała Raija i Mikkal skończyli właśnie pół roku i ciągle się domagali obecności mamy. Tym bardziej że tylko ją jedną mieli. Ida wzdrygnęła się. Trochę zmarzła w cienkim kaftanie narzuconym na ramiona. Było późne popołudnie. Mimo że rześkie powietrze wydawało jej się ożywcze, gdy trochę dłużej siedziała na dworze, dokuczał jej chłód. Potrzebowała jednak tej chwili wytchnienia. Dwa małe trolle już spały. Nie karmiła ich piersią, straciła pokarm. Czuła do siebie żal, że nie sprostała roli matki. Anjo tłumaczyła, że wielu kobietom pod wpływem zmartwień piersi przestają napełniać się mlekiem, i radziła, by Ida się tym nie zadręczała. Łatwo powiedzieć! Anjo kierowały niewątpliwie szczere intencje i jej rady płynęły prosto z serca, ale czy ona mogła wczuć się w sytuację Idy? Anjo miała męża, który chętnie ją wspierał w codziennych kłopotach i z którym mogła się podzielić najmniejszym problemem. Ida zaś była sama. W jej głowie kłębiły się myśli, z których nie potrafiła się zwierzyć nikomu, bo dotyczyły tylko jej i Ailo, i uczucia, jakie ich łączyło. A co komu do tego. Niekiedy odwiedzał ją Emil. Ale po wyjeździe Reijo nie zachodził zbyt często. W miarę upływu czasu stał się bardziej ostrożny. Obawiał się ludzkiego gadania. Gdy uganiał się za Idą, aż huczało od plotek, a teraz, kiedy została sama z dwojgiem dzieci, mieszkańcy wioski kpili z

niego w żywe oczy. Co innego Sedolf. Ida, myśląc o nim, mimowolnie przerwała dzierganie. Przypomniała sobie, jak uśmiechając się do niej swymi dobrymi oczami, prosił, by dobrze się zastanowiła, nim przyjmie oświadczyny Emila. Sam nigdy nie wyznał, co o niej naprawdę myśli, ale mimo to na swój sposób lubiła go. Od wiosny właściwie częściej przebywał poza wioską niż w rodzinnym domu. Jednak zdążył na chrzest jej maleństw, dumny jak paw, że poprosiła go na ojca chrzestnego. Ludzie oczywiście i o tym plotkowali, a Emil zgrzytał zębami, że Ida nie zwróciła się do niego. Mieszkańcy wioski gadali z przekąsem, że Sedolf udaje wielkiego pana. Tak jakby było coś złego w tym, że ciężko haruje i oszczędza. Ostatnio widziała go na początku lata. Wpadł jak po ogień, zakręcił się z nią wokół izby, mówiąc, że to jego jedyny taniec w tę noc świętojańską, ale zaraz dodał, że wcale nie jest mu tęskno do zabawy. Później Ida się dowiedziała, że nie świętował z resztą młodzieży. Z jednej strony sprawiło jej to przyjemność, z drugiej zaś trochę było jej przykro. Nie chciała, by przez nią ktoś musiał z czegoś rezygnować. Nawet Sedolf, choć on uczynił to nader chętnie. Dokończyła rząd i podniosła kłębek. Uśmiechnęła się zmęczona i odgarnęła z czoła rudy lok. W głębi serca odczuwała straszliwą tęsknotę, której nie potrafiła nazwać. Dni upływały jej monotonnie, jeden podobny do drugiego. Tyle miała pracy! Wszystko było na jej głowie. Inwentarz... w ciepłej mrocznej oborze spędzała wiele godzin. Oby tylko ojciec wrócił, nim nadejdzie pora sprowadzenia owiec z górskich pastwisk! Jeśli nie zdąży, będzie musiała prosić o pomoc Knuta, bo kogo innego? A on przecież dość miał własnych spraw. Dzieci... Przewijanie i kąpiel. Zapach pieluch, które wygotowywała w kotle, wżarł się w ściany. Pieluszki łopotały na wietrze niczym żagle, unosząc gdzieś daleko myśli Idy, ale nie ją samą. Dom, pranie, gotowanie, sprzątanie, porządki. Często przychodziło Idzie do głowy, że życie przecieka jej przez palce jak w balii woda, zamieniając jej delikatne dłonie w twarde, spierzchnięte ręce kobiety. A przecież dopiero za kilka miesięcy skończy dwadzieścia lat. Nadal potrafi ulatywać daleko na szeroko rozpiętych skrzydłach marzeń. Uporała się z wieczornym obrządkiem. Zajrzawszy do dzieci, pomyślała z nadzieją, że może dadzą jej przespać całą noc, choć dobrze wiedziała, iż z takimi maluchami nigdy nic nie

wiadomo. Pewnie daremnie się łudzi, że nie wyrwą jej ze snu. Usiadła wygodnie, oparłszy się o ścianę z drewnianych bali. Rozkoszowała się jedną z tych rzadkich chwil, które miała tylko dla siebie. Trudno jej było sobie wyobrazić, że niektórzy ludzie siedzą z założonymi rękami i nie muszą nic robić. Sama wiodła bardzo pracowite życie. Rozmarzyła się i przeniosła myślami z powrotem do utraconej bezpowrotnie rzeczywistości. Nie słyszała koni ani skrzypiących żałośnie kół. Nie ocknęła się, gdy zatrzeszczały wrota stajni. Zbudził ją dopiero hałas dobiegający od strony paleniska. Swojskie odgłosy podkładania drewna do ognia. Otworzyła oczy, ale gdy ujrzała przyklękającego przy piecu ojca, zdawało jej się, że nadal śni. - Tato? Reijo uśmiechnął się i porwawszy córkę w ramiona, uściskał ją serdecznie. - Jak dobrze jest wrócić do domu - powiedział, sadzając ją z powrotem przy stole. - Znalazłeś Maję? Jak się jej wiedzie? A Heino? Z nim też wszystko dobrze? Jak ci upłynęła droga? Chyba nie pokonywałeś dziennie zbyt dużych odcinków? Pytała o wszystko, tylko nie o to, co najbardziej ją nurtowało. Reijo wiedział o tym i nie zamierzał niczego przed nią ukrywać. - Maja powiedziała, że Ailo nie żyje. Podobno brał udział w jakiejś akcji bojowników o wyzwolenie Finlandii spod szwedzkiego jarzma. Na okręcie, który zaatakowali, wybuchł pożar. Ida przełknęła ślinę. - Był razem z mężem Mai. - Razem z Heino? To do nich podobne - odezwała się z chrapliwym śmiechem. - Zupełnie jak dzieci... - Nie, nie z Heino. Heino także nie żyje. Maja wyszła ponownie za mąż... Te wieści całkiem zbiły Idę z nóg. Reijo, oparłszy się o gładki blat stołu, opowiedział o wszystkim, czego się dowiedział o Mai, jej synu, o Heino, o pożarze i cierpieniu. Na koniec stwierdził, Że Maja postąpiła słusznie. Ida przypomniała sobie słowa noaidy o tym, że ogień przysporzy jej najbliższym wiele bólu. - Nie potrafię sobie wyobrazić Mai takiej, jaką ją opisujesz - wyznała. - Mnie też przychodzi to z trudem - westchnął Reijo. - Mimo że przecież widziałem ją na własne oczy. Słyszałem szelest jej sukien, Ido. Obserwowałem, jak układa kwiaty w wazonach ze starej chińskiej porcelany, jak bez zmrużenia powieki, wydaje polecenia służbie. To była nasza Maja, a zarazem ktoś zupełnie obcy...

Pokręcił głową, a jego oczy przygasły, tak jakby stracił coś cennego. - Zawsze byliśmy sobie tacy bliscy, a teraz brakowało mi odwagi, by szczerze porozmawiać o motywach jej postępowania. Jak mi Bóg miły, lękałem się tego. Wstał i sięgnął po kurtkę. Z wewnętrznej kieszeni, którą Ida mu wszyła przed wyjazdem, wyjął jakiś przedmiot i położył przed córką na stole. Liche światło parafinowej lampki nie oświetliło dokładnie błyszczącej ozdoby. Ida przełknęła ślinę. - Maja powiedziała, że on nie żyje. Nie pozostał po nim nawet grób. Nic, po prostu nic. - Kiedy to się stało? - zapytała Ida, chwytając palcami, zawieszony na łańcuszku złoty pierścionek z figurką ptaszka. Poczuła w dłoni chłodny metal. - Zeszłego lata, Ido. Ida zapatrzyła się przed siebie nieruchomo, widząc jedynie gęsty mrok. Ciemna ściana odgradzała ją od świata. Dziewczyna nie płakała. Nie była w stanie. Sama sobie na to nie chciała pozwolić. Wiedziała, że musi się pogodzić z wiadomością o śmierci męża, choć to takie bolesne. Potarła skrzydełkami złotego ptaszka o swój policzek. Poczuła jedynie chłodny metal, nie mogła wyczuć zapachu Ailo. Z trudem potrafiła sobie wyobrazić, że jego dłonie dotykały tej ozdoby, że ją wytworzyły. Rok? Dlaczego Maja nić przysłała żadnej wiadomości? Ida wbiła wzrok w ojca, zmuszając go, by spojrzał na nią. W jego zielonych oczach dostrzegła płomień. - Dlaczego nas nie zawiadomiła? - zapytała. - Przecież tylu handlarzy przybywa w te strony w porze jarmarków. Mogła kogoś poprosić, by przekazał nam wiadomość! Idę ogarnął ów cień wątpliwości, którego i Reijo nie mógł się pozbyć. Maja nigdy wcześniej nie kłamała mu w poważnych sprawach. Taiła jedynie gwałtowne, beznadziejne uwielbienie dla jego osoby... Znał ją dobrze i wyczuł, że kiedy mówiła o Ailo, coś było nie tak. Przekazując jednak córce wisiorek, powtórzył jej wyjaśnienie Mai. Ida zaś zadała mu to samo pytanie, które i jemu nie dawało spokoju. Odpowiedział jej tak, jak to sobie sam wytłumaczył. - Mai było strasznie ciężko. Straciła Heino i wszystko, co posiadała... To prawda. - Ale przecież kiedyś przeżywała to samo, co ja teraz - sprzeciwiła się Ida. - Musiała rozumieć, jakie to dla mnie ważne, żeby wiedzieć. Sama ciężko znosiła niepewność. Chyba nie

stała się aż tak obojętna. A może jednak? Piekielnie szybko znalazła sobie tego nowego męża! - Pobrali się w kilka dni po pogrzebie Heino - odpowiedział Reijo blady, nadal czując się w obowiązku bronić Mai. Jej jednej nie mógł zdradzić. Ida zrozumiała, że nawet ona, rodzona córka, nie dorówna nigdy Mai, którą Reijo traktował zawsze jak własne dziecko. Była jego oczkiem w głowie, najbliższa mu spośród czwórki rodzeństwa. - Nowy mąż Mai musiał uciekać z kraju, ale zapewnił jej utrzymanie i dach nad głową. Bo ona straciła wszystko. Nie potępiaj jej, Ido! Nie zasłużyła na to! - Cóż, do dziecka potrzeba dwojga - zgryźliwie odparła Ida. - To znaczy, że łączy ich coś więcej niż zwykła wdzięczność. Poza tym ktoś przeszkadzał szamanowi dotrzeć do Ailo. Nie pytałeś jej o to? Tato, przecież nikt inny poza nią nie mógł tego zrobić! Istnieje chyba jakiś powód! - Zbyt dużą wagę przykładasz do słów szamana. Przecież to zwykły mężczyzna. Nie wszystko, co mówi, musi być prawdą. Nie pomyślałaś o tym? Ida nie odpowiedziała. Grzała w dłoni wisiorek, pozwalała, by zabierał jej własne ciepło. Ptak, symbol wolności i ucieczki. Dzieło Ailo. - Kochana Ido, powstrzymaj się od osądzania innych. Czasami człowiek zapomni się na chwilę i pozwoli iskierce zapłonąć wielkim ogniem. Ida spuściła wzrok, przypomniawszy sobie Sedolfa. Mimowolnie ogarnął ją strach, że ojciec wie... Ale przecież to niemożliwe. Może tylko zgadywał, nie raz trafiał niebezpiecznie blisko prawdy. Rzeczywiście, ona ostatnia ma prawo potępiać. Nie ruszając się z miejsca, pieściła dłonią ptaszka. - Ailo zrobił go dla Mai - wyjaśnił Reijo. - Ale ona uważa, że należy się tobie. Ida pokiwała głową, powstrzymując płacz. Patrzyła na ptaszka, głaskała skrzydła. Domyślała się, że Ailo nie wyrzeźbił go, ale odlał w specjalnej formie. Może tak jak odlewa się dzwonki do odświętnej uprzęży dla koni. Dokładnie jednak nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zresztą, czy miałoby to jakieś znaczenie, gdyby wszystko ułożyło się tak jak powinno? Gdyby Ailo istniał gdzieś dla niej? Nie byłoby nawet wówczas takie ważne, by trwał przy niej. Ale jego nie ma! Dlatego teraz wszystko, co w jakiś sposób się z nim wiązało, stanowiło dla Idy tajemnicę, którą musi poznać. - Gdybyś nie pojechał tam, ojcze, nadal byśmy nic nie wiedzieli. Czy Maja z tego

powodu nie miała wyrzutów sumienia? Reijo wzruszył ramionami. Nie potrafił odpowiedzieć. - To musi być całkiem inna Maja - stwierdziła Ida, czepiając się tego przekonania tak, jak korzenie wczepiają się w nieurodzajny skalisty grunt. To, że Maja nie próbowała przekazać jej prawdy, zasiało w sercu siostry niepokój. Gdyby nie Reijo, który zdecydował się na tę podróż, nadal trwaliby w niepewności. Ptaszek stanowił pewnego rodzaju dowód. Słowa Mai także. Ale przecież nie pozostał żaden grób. - Maja powiedziała, że Ailo nie żyje - powtórzył po raz nie wiadomo który Reijo. I chociaż tyle razy formułował te słowa, nie zabrzmiały w jego ustach ani trochę bardziej wiarygodnie. W Idzie także wszystko protestowało przed zaakceptowaniem tej wieści. Czy powinna się była domyślić? Gdyby coś złego spotkało Mikkala, jej matka na pewno by to odgadła... Tymczasem ona, Ida, nie odczuwa pustki. Czy to znaczy, że nie kochała Ailo prawdziwą miłością, skoro nie tknęło jej, że zginął, że już go nie ma wśród żywych? Do czego to podobne? Oczywiście, że kochała Ailo, kochała go nad życie. Nie powinna poddać się zwątpieniu. Za wiele roztrząsa, rozpamiętuje. Niepotrzebnie zadręcza się myślami. - To znaczy, że dzieci mają tylko mnie - rzekła z westchnieniem. - Na Boga, tato, nie skończyłam jeszcze nawet dwudziestu lat, a już czuję się jak staruszka. - A ja to co, jak myślisz? - przerwał jej zmęczonym głosem. - Wszyscy odchodzą, niektórzy nigdy już tu nie wrócą. Inni tak beznadziejnie krótko żyją. Tylko ja trwam w tym miejscu, ale tak naprawdę nie wiem, gdzie jest mój dom. Patrzę na siebie i nie wiem, czy taki powinien być Reijo Kesaniemi. Tornedalen bardzo się zmieniło, ledwie rozpoznałem tamte okolice. Nie ciągnie mnie już do Finlandii, ale czy moje miejsce jest rzeczywiście tutaj, w Ruiji? Nie potrafię odpowiedzieć. Ida słuchała go roztargniona. Mimo że siedzieli obok siebie przy tym samym stole, rozkładając bezradnie ręce, ich myśli wędrowały w odmiennych kierunkach. - Tata maleńkiej Raiji i Mikkala nie wróci! Ani za kilka miesięcy, ani po Nowym Roku, ani nawet za rok. Ailo nigdy nie wróci, bo Ailo nie żyje! Mówiła beznamiętnym głosem, zapatrzona nieruchomo przed siebie. Ale nie mieściło jej się to w głowie. Wszystko w niej protestowało przed przyjęciem takiej prawdy. - Nie zostałaś sama - rzekł do niej Reijo. - Jesteś młoda. Maja też powiedziała, że musisz żyć dalej. Nie ma sensu zatracać się w rozpaczy. Minął już rok, Ido. On umarł.

Rozejrzyj się wokół, a zobaczysz, że dla wielu spraw warto żyć. - Mam może postąpić tak jak Maja? - zapytała nieco zgryźliwie. - Znam wielu, którzy by cię chcieli - mówił dalej Reijo, nie odrywając wzroku od córki. Ida uciekła spojrzeniem. - Ale chyba ja także muszę chcieć - odezwała się zmęczona. - Bo w takim samym stopniu dotyczy to mnie. Mnie i dwojga maleństw! Wstała i nie wypuszczając z dłoni wisiorka, skierowała się do alkierza. Reijo odniósł wrażenie, że córka porusza się krokiem lunatyka. Nie mógł pamiętać, że sam tak wyglądał, gdy przez wiele długich lat nie dopuszczał do siebie myśli, iż Raija nie żyje. Ida teraz przeżywała coś podobnego. Cierpiał i współczuł doli córki. Ale wiedział, że ona się z tego otrząśnie. Jest jeszcze taka młoda, życie niejedno ma jej do zaoferowania. Maja ma rację. Nawet tu nad fiordem znalazłoby się wielu odpowiednich dla Idy mężczyzn. Reijo nie od razu poszedł spać. Jeszcze długo w noc jego myśli ulatywały na południe ku krajowi, który choć był jego ojczyzną, tak naprawdę nią nie był, ku Finlandii, gdzie nadal sięgały jego korzenie. Prawdziwie głęboko wrosły jednak tu, w tę ziemię nad fiordem, wiążąc go na dobre i na złe z wybrzeżem. Jego serce biło tym samym rytmem co serce Ruiji. Myślał też o chłopcu, który otrzymał jego imię i kiedyś stanie się wielkim panem. Myślał o Mai... Losy dzieci Raiji toczyły się nieprzewidywalnymi torami. Czuł, że tak naprawdę dopiero teraz stracił Maję. I tego nie potrafił wyjaśnić Idzie. Zresztą nie chciał składać na barki córki swoich smutnych, szarych myśli. Wystarczy jej własnych kłopotów. Zapomniał zapytać Idę, czy Sedolf wrócił do domu. Może to i dobrze. Lubił tego chłopaka, ale czuł, że nie powinien na siłę pchać córki w jego ramiona. Kto wie, czy powodowana przekorą nie dałaby się wówczas omamić Emilowi i zgodziła zostać jego żoną. A tego Reijo nie chciał. Dostrzegał bowiem w osobowości Emila mroczne strony, które mogłyby kłaść się cieniem na tym związku. Rodzicom zawsze się zdaje, że wiedzą najlepiej, ale przecież nikt nie może żyć cudzym życiem. Nawet ojciec nie ma prawa narzucić swojej córce tego, co według niego dla niej najlepsze. Ida była krwią z jego krwi, ale myśli miała własne. Czasami trudno to zaakceptować. Zgasił lampę i stojąc przez chwilę na środku izby, nasłuchiwał płaczu Idy, która szlochała w poduszkę, by nie obudzić dzieci. To jest jej życie, pomyślał, jej smutki. Nie może przeżyć tego za nią.

2 Ktoś inny może by się załamał, ale nie Ida. Wiadomość o śmierci Ailo nie spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Powoli oswajała się z taką możliwością. Często nachodziły ją straszne przeczucia. Teraz przynajmniej zyskała pewność, że Ailo, umierając, nie cierpiał długo. Do późnej nocy wylewała łzy w poduszkę i uspokoiła się dopiero, gdy trzeba było przewinąć Raiję i Mikkala. O poranku schowała wisiorek. Przez chwilę pieściła go w dłoniach, dotknęła nim policzka, musnęła wargami, ale nie poczuła się przez to bliżej Ailo. Ukryła więc ptaszka ze złota razem z broszką Mai i pozostałym srebrem rodowym. Na co takie ozdoby prostej kobiecie znad fiordu! Ida odgarnęła włosy z twarzy i zaczesała je do tyłu. Ściągnęła mocno i zaplotła ściśle warkocz. Potem zawiązała fartuch i uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie. Maja z pewnością chciała dobrze. Ale żyła w innym świecie. Reijo zdążył już zrobić poranny obrządek. Napalił w piecu, przyniósł wody. Troszczył się o córkę, pomagając w codziennych obowiązkach, które zwykle spoczywały na niej. Wszystko po to, by ją oszczędzić. Ida ceniła to bardziej niż wszelkie słowa pociechy. Ojciec taki właśnie był, mówił niewiele, ale dbał o nią. Ida nie po raz pierwszy zapragnęła, by ojciec miał kogoś bliskiego, kto okazywałby mu ciepło i otaczał czułą troską. Zasługiwał na to bardziej niż ktokolwiek inny. - Wszystko dobrze? - zapytał przelotnie i pogładził jej policzek wierzchem dłoni, od której bił swojski zapach obory. Kiwnęła głową, wzruszona serdecznością ojca. Ida, która nigdy nie potrafiła siedzieć bezczynnie, zwłaszcza teraz potrzebowała zająć czymś ręce. Ale po powrocie Reijo, który włączył się do codziennych obowiązków i w niejednym ją wyręczał, nie miała tyle pracy. Dopadło ją uczucie bezradności. Uciec stąd przecież nie mogła. Krępowały ją niewidzialne więzy konwenansów. Kobiety wyprowadzały się z rodzinnego domu tylko po zamążpójściu. - Chodź ze mną na borówki! - zaproponowała Anjo. Żona Knuta nosiła w sobie niewyczerpane pokłady ciepła. Na nią, tak jak na Reijo, zawsze można było liczyć. - Nie mogę, dzieci - odrzekła Ida. Zrywała borówki tylko w pobliżu chaty, kiedy bliźnięta spały. W piwniczce, gdzie przechowywali zapasy żywności, zgromadziła już nawet sporo konfitur. Reijo pośpiesznie zaofiarował swą pomoc.

- Zaopiekuję się nimi! Towarzystwo trzech małych trolli dobrze mi zrobi. Anjo przyszła z małym Karlem, który chodził za „Jeilo” jak cień i na krok go nie odstępował. - Dziadek ich popilnuje - uśmiechnęła się Anjo i mrugnęła porozumiewawczo. - A nam dobrze zrobi taki krótki wypad. Wystawimy buzie do jesiennego słońca, posiedzimy na pieńku i poudajemy młode dziewczęta. Ida dała się porwać tej kuszącej perspektywie. Wyjęła koszyki z kory młodej sosenki wyplecione zręcznymi palcami Reijo. Nie każda kora nadawała się na koszyk i trzeba było wyćwiczonego oka, żeby to poznać. Reijo znał się na rzeczy jak mało kto. To prawdziwa sztuka, którą niewielu opanowało w takim stopniu. Reijo potrafił wyplatać koszyki tak ciasno, że nie wyciekłaby z nich nawet woda, gdyby ktoś zechciał ją przenieść. Młode kobiety pobiegły do mieniącego się jesiennymi barwami lasu, ciesząc się perspektywą kilku godzin odpoczynku od codziennych obowiązków. Radowały się, że nazbierają czerwonych borówek. Zawsze robiły coś użytecznego, nawet gdy zdawało im się, że leniuchują. Minęły pobliskie pagórki porośnięte krzewinkami i zatrzymały się dopiero po dłuższym marszu. Były szczęśliwe, że oderwały się od domowych obowiązków. Zanurzając dłonie w lśniącym zielonym poszyciu, przypomniały sobie dzieciństwo. Oskubywały pośpiesznie krzaczki z czerwieńszych niż pulsująca krew byka owoców borówek, a kiedy zakryły nimi dno koszyków, już spokojniej kontynuowały zbiór. - Pogodziłaś się z tym? - zapytała nieoczekiwanie Anjo i opadła ciężko na kępę, którą oczyściła z borówek. Szeroko rozsunąwszy kolana, postawiła między nimi koszyk, i nie zważając na niedbałą pozę, zaczęła się objadać owocami. - Z tym, że Ailo nie żyje? - Ida zamarła na moment i zacisnęła dłonie na uchwycie koszyka. - Pogodziłam się z tym, że nie wróci - odpowiedziała po chwili. - Nie żyje, to zbyt trudne słowo. Anjo pokiwała głową i zapatrzyła się w niebo na przesuwające się obłoki. - Dużo myślałam o Mai - przyznała. - O tym, jak po śmierci Heino została sama w obcym kraju, i o tym, jak wcześniej radziła sobie z jego kalectwem. - Myślę, że nie potrzebujemy jej współczuć - wyrwało się Idzie zgryźliwie. - Tak mi się wydaje. Wyszła za mąż zaledwie w kilka dni po pogrzebie Heino. - Nie bądź taka pewna. Z Mają nigdy nic nie wiadomo. - Anjo włożyła do ust źdźbło trawy. - Zauważyłaś, że i Reijo jest jakiś nieswój? Chyba nie wie tak do końca, co sądzić o jej postępowaniu.

Ida nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale teraz uderzyło ją nagle, że Anjo ma rację. Ojciec odpowiadał dość zdawkowo, gdy pytała o Maję. Bronił jej, ale nie wyrażał otwarcie swojego zdania. - Masz żal, że Ailo tam pojechał? - Może. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego to zrobił. Maja najwyraźniej nie wyjaśniła ojcu powodu, bo nic mi na ten temat nie wspomniał. - Westchnęła. - Czasami odnoszę wrażenie, że Maja jest ojcu bliższa niż ja, a nawet mama. Anjo milczała. Czyż można było rozmawiać o czymś, co, jak obie czuły, było prawdą... - Powinnam sama pomówić z Mają - ciągnęła Ida, ściskając w palcach borówkę i rozcierając sok. - Powinnam usłyszeć to od niej, patrzeć na nią, gdy mi to oznajmia. Rozumiesz? Tyle jest pytań, które chciałabym jej zadać. Głupich pytań... ale dla mnie wszystko jest ważne. O czym rozmawiali? Jak długie Ailo miał włosy? Co widział i co mu się podobało... Ida bawiła się warkoczem. Wyjęła spinki i rozpuściła rude włosy, rozczesując je palcami. Nie pomyślała, żeby zabrać ze sobą z domu grzebień, bo przecież ta wyprawa miała inny cel. - Muszę sobie wyobrazić Ailo, a wtedy może uda mi się zrozumieć... - Trudno ci będzie żyć, jeśli nie zrozumiesz? - zapytała ostrożnie Anjo, roztrząsając każde słowo Idy. Pragnęła dogłębnie pojąć jej smutek, złość, rozterkę. - Żyć? - Ida odstawiła koszyk i wstała. Drobna, jak wszystkie kobiety z jej rodu, zgrabna, ale silna. Rozłożywszy ręce, odrzekła dobitnie: - A co ja robię, u licha?! Jeszcze nie położyłam się w grobie, to znaczy, że żyję. Tylko że nie da się tak po prostu schować wszystkich myśli do kufra. Nie mogę tak zwyczajnie zapomnieć o Ailo albo udawać, że go nigdy nie było. W izbie leżą jego i moje dzieci. Wystarczająco często przypominają mi o tym, że kiedyś żył. - Dobrze, że się złościsz. Niejedna kobieta na twoim miejscu pogrążyłaby się w rozpaczy, zdając się na powolne umieranie. Ale ty nie jesteś taka. - Nie - odparła Ida i usiadła wyprostowana. - Ja taka nie jestem. Lubię siebie i chcę dla siebie tego, co najlepsze. - Czy kobiecie wypada tak mówić? - zażartowała Anjo, uśmiechając się lekko, i dodała z większą powagą: - Jesteście z Mają bardzo do siebie podobne. Bardziej niż którakolwiek z was chciałaby przyznać. Dostrzegasz to także? Ida niechętnie przytaknęła. - Rzeczywiście, Maja też zawsze jakoś wydobywa się z tarapatów. Ale ja nie mogłabym tak szybko znaleźć sobie kogoś innego.

- Nie byłabym tego taka pewna. - W oczach Anjo pojawił się błysk. - Zauważyliśmy, że pewien młodzieniec dość często odwiedza cypel. - Emil? Myślisz, że nadaję się na żonę chłopa? - Nie jego miałam na myśli. Ida zarumieniła się lekko. - Sedolf da się lubić - odrzekła pośpiesznie. - Ale to za mało, by planować przyszłość u jego boku. - Sedolf jest miły - uznała Anjo. - Może nie tak na wskroś solidny, jak był Heino, ale mi go przypomina. To jest mężczyzna, któremu można zaufać, mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się trochę lekkomyślny. - Nie szukam mężczyzny, Anjo. Szukam borówek. Ida pochyliła się i na kolanach pilnie obrywała krzaczki z owoców, zatopiona we własnych myślach, które czasem potrafiły być równie natrętne jak bratowa. Tak naprawdę jednak ukryła spłonione rumieńcem policzki. Pochłonięte zbieraniem, nie zauważyły dwóch dziewcząt, które oddawały się takiemu samemu zajęciu. Omal nie wpadły na ciemnowłosą Henriettę o rumianych policzkach i Sofię o blond włosach i błękitnych zamyślonych oczach. Sofia, w której postawie wyczuwało się dumę, nie powitała Idy przyjaźnie. Anjo nagle przypomniała sobie zasłyszaną przypadkiem rozmowę między Knutem a jednym z jego kolegów, Larsem. W natłoku innych spraw zupełnie zapomniała powtórzyć ją Idzie. - Nie wyglądasz na pogrążoną w żałobie wdowę - wycedziła z fałszywą słodyczą Sofia. - Podobno tym razem to już pewne, że Ailo nie żyje. No cóż, nie każdemu się zdarza tracić męża wielokrotnie. Można rzec, że masz już wprawę. Ida odrzuciła głowę do tyłu. Ona także, jeśli tylko chciała, potrafiła być złośliwa. - Jak możesz tak mówić? - zapytała. - Tak ci doskwiera zgryzota, że musisz się na mnie wyżywać? Uważasz, że poniżysz mnie, rzucając mi w twarz takie obraźliwe słowa? - Emil pewnie pierwszy przyleciał z wyrazami współczucia, co? - ciągnęła złośliwie Sofia, rozgrzebując stopą borówkowe krzewinki. - Proszę bardzo, bierz go sobie! Żadna inna nie była dla niego dość dobra! Czasami trzeba zapłacić wysoką cenę za dom i gospodarstwo! - Nie chcę nikogo. Przynajmniej na razie! - odparła Ida w nadziei, że zostanie dobrze zrozumiana. Odczuła przykrość, patrząc na Sofię. Były przecież kiedyś przyjaciółkami, niemal najlepszymi. Jaka szkoda, że chłopak, który dla niej niewiele znaczył, położył się cieniem na ich przyjaźni. - Tak się tylko mówi! - Sofia usiadła demonstracyjnie, sugerując, że to Ida i Anjo mają

się stąd usunąć, bo ona bynajmniej nie zamierza. - Ale nawet rudowłosej Idzie, za którą się wszyscy kiedyś uganiali, może być trudno znaleźć męża - szydziła. - Nie wszystkim wystarczy ładna buzia i ponętne ciało. Takie zwykle stają się siennikami, a nie żonami. Ida wzbiła oczy ku niebu i roześmiała się. - Dobry Boże. Z jakiego powodu mam słuchać takich bzdur? Czego ty mi, u licha, tak zazdrościsz, Sofia, co? Nic nie poradzę na to, że Emil nie chciał się z tobą ożenić. Nie wiem, czy to przeze mnie, ja w każdym razie nigdy nie czyniłam mu żadnych obietnic. Kochałam Ailo, tylko Ailo! Straciłam go. Szczerze mówiąc, uważam, że nie masz powodu tak mnie obrażać! Choć oczywiście... - Ida wzruszyła ramionami: - ...lepiej, że mówisz to prosto w oczy aniżeli za plecami. Chociaż tyle. - Emil chce własnych dzieci - ciągnęła Sofia nie zrażona, tak jakby słowa Idy zupełnie jej nie dotyczyły. - Chce mieć własnego syna, dziedzica majątku i spadkobiercę nazwiska. Krew z jego krwi i kość z jego kości. Nie interesują go dzieci spłodzone przez innego mężczyznę. Tak się wyraził, wiesz? - Sofia zaśmiała się, widząc, że Ida pobladła. - Opowiada wszystkim, że się z tobą ożeni, bo nad fiordem nie znajdzie piękniejszej od ciebie. Nie przeszkadza mu, że kobieta nie jest dziewicą, o ile jest wdową. Ale dla cudzych bachorów nie ma w jego domu miejsca. Tak jakby brakowało mu izb! W każdym razie wiesz, czego możesz się spodziewać. Rozpowiada, że udowodniłaś, iż możesz urodzić dzieci, i to dwoje naraz. Jest przekonany, że jemu urodzisz trojaczki... Anjo dotknęła ramienia Idy. - Chodźmy już, Ido, nie potrzebujesz tego słuchać... Ida potrząsnęła głową, a jej rude loki zatańczyły w powietrzu niczym ogniste języki. - Nie daję wiary wszystkiemu, co gadają ludzie. To, co mówiłaś, zupełnie nie pasuje do Emila, którego znam. Jeśli rzeczywiście ma mi coś do powiedzenia, chcę to usłyszeć od niego samego. Nie potrzebuję pośredników. - Święta naiwności! - westchnęła Sofia. - Nawet Sedolf to słyszał. Strasznie się wściekł na niego i kazał mu zamilknąć. Uczynił to ze zwykłej przyzwoitości, nic innego się za tym nie kryło. - Sedolf? - zapytała Ida, która pogubiła się już w tym wszystkim. - Wrócił do domu, młoda wdówko - wyjaśniła Sofia z fałszywą słodyczą. - Ostatnie trzy noce spędził ze mną. - To właśnie miałaś na myśli, rozróżniając kobiety sienniki i kobiety żony? - zapytała Ida z miną niewiniątka. - Powinnaś bardziej uważać, Sofio. Pomyśl, co będzie, jeśli Sedolf okaże się równie wybredny? Sofia zapomniała prawdopodobnie, że gdy Ida wpadnie w gniew, nie da sobie w kaszę

dmuchać i nikt jej nie przegada. Anjo z trudem skryła uśmiech. Lars wspomniał, że po powrocie Sedolfa Sofia dosłownie przykleiła się do niego. „No cóż, mężczyzna jest tylko mężczyzną! - rzucił pobłażliwie i dodał: - Zresztą odkąd umarła matka Sofii, ojciec, zajęty domem i gospodarstwem, nie ma czasu myśleć o cnocie córki. A ona też za bardzo nie dba o swą reputację. Wszyscy o tym wiedzą”. Anjo zamierzała powtórzyć to Idzie, chociaż niełatwo jest przekazywać niezbyt miłe wieści komuś, kogo się kocha. - Sedolf przynajmniej ma dość rozumu, żeby nie wiązać się z kobietą z dwojgiem rozwrzeszczanych dzieciaków. Mimo że zmusiłaś go, by został ich ojcem chrzestnym. Te słowa przekonały Idę, że Sedolf nie zwierza się Sofii. Cóż, jego sprawa, z kim się zadaje. Jej nic nie obiecywał. - Jeśli Sedolf cię chce, to go bierz - powiedziała Ida, rozkładając ramiona. - Tak zamierzam uczynić - oznajmiła Sofia, wstając z miejsca. Patrzyła gdzieś ponad ramieniem Henriettę, która trzymała się na uboczu, niemal jak cień, zalękniona, że zostanie wplątana w kłótnię między dwiema koleżankami, które lubiła. Spojrzenie Sofii jednak wystarczyło, by przypomnieć jej, z kim ma trzymać. Po chwili Sofia opuściła demonstracyjnie polankę i zniknęła wśród drzew. Za nią podążyła Henriettę. Żadna z nich nie schyliła się po borówki. - Biedny Sedolf! - rzekła ze współczuciem Anjo. - Pewnie nie ma pojęcia, jaką przyszłość zaplanowała mu Sofia. - Jest dorosła, a zachowuje się tak dziecinnie! - odparła Ida. - Nie sądzisz, Anjo? A może to tylko mnie się tak zdaje? Nie potrafiłabym już snuć takich bezpodstawnych marzeń... Anjo powoli pokręciła głową. - Przeżyłaś więcej niż Sofia, Ido. Jesteście równolatkami, ale człowiek szybciej dojrzewa, gdy spadają na niego nieszczęścia. Przemieniłaś się w kobietę, a Sofia nadal jest dziewczęciem. Miesza marzenia z rzeczywistością. A to niebezpieczne, najbardziej dla niej. - A co z Sedolfem? - zaśmiała się Ida szyderczo. - Sedolf jest dużym chłopcem, potrafi się upilnować - odrzekła Anjo. Miała rację, Ida zdawała sobie sprawę, że nie potrzebuje niepokoić się o Sedolfa. Ale nagle wyprawa do lasu straciła dla niej swój urok. Chociaż nie nazbierały jeszcze pełnych koszyków, zapragnęła już wrócić do domu. - Usadziłaś ją. Ida pokiwała głową. - A mimo to czuję niesmak. Nie dość że Ailo nie żyje, to jeszcze muszę wysłuchiwać

takich niegodziwości. To obrzydliwe, Anjo. Wstrętne! Anjo objęła ją i przytuliła mocno. Już miała wypowiedzieć słowa pociechy, gdy ciszę przerwał rozdzierający krzyk, ulatując niczym przerażony ptak ku niebu. Rozpoznały głos Sofii i rzuciły się na pomoc, w jednej chwili puszczając kłótnię w niepamięć. Sofia, odwrócona tyłem, dygotała jak w gorączce, a Henriettę pochylała się nad ziemią. Anjo, najbardziej z nich doświadczona, w jednej chwili ogarnęła sytuację. Zdecydowanym ruchem odsunęła na bok Henriettę. Ida stała z boku, nieco dalej niż Sofia. Skrzyżowawszy ręce na piersiach, wbiła palce w skórę, czując, jak ją parzą przez bluzkę i gruby wełniany kaftan. Na wilgotnym mchu wśród gęstego poszycia leżała młoda kobieta ubrana w samodziałowy kubrak. - Nie żyje - wyszeptała Sofia drżącym głosem. Ida dawno nie widziała jej takiej poruszonej. Anjo pośpiesznie dotknęła opuszkami palców szyi nieznajomej, nasłuchując jednocześnie, czy oddycha. - Żyje - odezwała się po chwili. - Ale tętno jest ledwie wyczuwalne. Otulając kobietę, uchwyciła spojrzeniem leżący nieopodal duży nóż. - Tak leżała, kiedy ją znalazłyście? - zapytała. - Niczego tu nie ruszałyście? - Skądże! - żachnęła się Henriettę. - Za nic w świecie nikt by nas do tego nie nakłonił! - Trzeba ją przenieść do wsi, prawda? - odezwała się Ida i poczuła ból w sercu, patrząc na pokaleczoną twarz kobiety i poplamiony krwią kaftan, który Anjo tak pośpiesznie zapięła, jakby chciała przed dziewczętami ukryć rany. - Nie możemy jej same tak po prostu zanieść do wsi - oświadczyła zdecydowanym głosem Anjo. - Będą nam potrzebne nosze i mężczyźni do pomocy. No i wóz zaprzężony w konie. Do naszej chaty stąd nie jest daleko. Knut powinien być w domu. - Ida biega z nas najszybciej - przerwała jej Henriettę. Sofia już chciała się temu sprzeciwić, ale ugryzła się w język. - W takim razie biegnij, Ido, a ja się nią zajmę - rzekła Anjo. - Spróbuję utrzymać w niej to ledwo co tlące się życie. I gdy Ida ruszyła pędem przed siebie, żona Knuta rozpostarła swe opiekuńcze skrzydła nad nieznajomą. Knut siedział na schodach chaty, i to nie sam. Rozpoznawszy u boku brata znajomą sylwetkę, Ida zwolniła na moment. Zaraz jednak wzięła się w garść. Nie pora na chimery, kiedy chodzi o życie.

Zdyszana i zarumieniona dobiegła do chaty. Takiego wyrazu w jej oczach Knut ani Sedolf nigdy jeszcze nie widzieli. Ściągnięte brwi, przypominające kształtem ptasie skrzydła, złączyły się u nasady nosa. Twarz wyrażała bezdenną rozpacz. - Anjo z małym Karlem miała być u was! Dotarli? - spytał brat. Ida przytaknęła zdyszana, z trudem łapiąc oddech. Dawno już nie biegała. Po porodzie i karmieniu jej ciało było ociężałe. Odgarnęła włosy z twarzy. Nie patrzyła wprost na Sedolfa, zarejestrowała jego obecność ledwie kątem oka. - Kobieta w lesie - wydobyła z siebie z trudem, bo złapała ją zadyszka. Czuła łomot w skroniach. Domyślała się, że jej twarz płonie, i wyobrażała sobie, że wygląda okropnie. - Tata opiekuje się dziećmi, a my z Anjo zbierałyśmy borówki. I nagle usłyszałyśmy krzyk Sofii. Pobiegłyśmy w tamtą stronę i znalazłyśmy ją. Wygląda okropnie, Knut. Twarz ma tak okaleczoną, że trudno rozpoznać rysy. Pojęcia nie mam, ile może mieć lat. Obok leży nóż z zaplamionym krwią ostrzem. Zdaje się, że ona krwawi. Anjo zakryła ją kaftanem, jakby coś chciała ukryć... Knut chwycił Idę za ramiona. - Spokojnie, Ido, spokojnie! Jesteś zdenerwowana, mówisz nieskładnie. Nic nie rozumiem. Mówisz, że znalazłyście w lesie jakąś kobietę? Ida pokiwała głową. - Podaj wódkę - rzucił Knut do Sedolfa przez ramię. - Stoi za schodami do obory. Sedolf wstał i skierował kroki we wskazanym kierunku. Ida odruchowo popatrzyła na niego. Znów ma za długie włosy, przemknęło jej przez myśl, tak jakby to w ogóle ją obchodziło. Szybko wrócił z glinianym gąsiorkiem i przyłożył jej do ust. Ida przełknęła i popatrzyła prosto w brązowe oczy, które pociemniały tak, że wydawały się prawie czarne. Dostrzegła w nich powagę i troskę. Zaraz jednak cofnęła spojrzenie, zakrztusiwszy się mocnym trunkiem. Sedolf umieścił gąsiorek na schodach. Sam nadal stał, ani na chwilę nie odrywając wzroku od Idy. W końcu usłyszeli całą historię. Dziewczyna zataiła jedynie sprzeczkę, do której doszło pomiędzy Sofią a nią. - Tę kobietę musiał napaść ktoś znacznie od niej silniejszy. - Ida wykrzywiła twarz, przywoławszy w pamięci ów ponury obraz. Wszelkie okrucieństwo przyprawiało ją o mdłości. - Bierzemy drzwi i wóz! - rzucił Sedolf. - Podjedziemy najbliżej, jak się da. Knut oddalił się pośpiesznie, żeby wszystko przygotować. - Wróciłeś? - zapytała Ida niezbyt rezolutnie, nie patrząc na Sedolfa.

- Nie opuszczam wioski na zbyt długo - odpowiedział wymijająco. - Słyszałam od Sofii, że jesteś w domu. Zabrzmiało to dość wymownie, choć Ida nie miała zamiaru czynić mu wyrzutów. - Knut powiedział mi właśnie, że przypuszczenia, iż Ailo nie żyje, okazały się prawdziwe. Bardzo mi przykro! Zasługiwałaś na to, żeby go odzyskać. Ida pokiwała głową. - Nie zawsze dostajemy to, na co zasługujemy - odparła i tym razem spojrzała na Sedolfa. W tych słowach także kryło się drugie dno. - Zostaniesz teraz w domu? Wzruszył ramionami. - Nie ma tu dla mnie miejsca. Nic nie układa się tak, jak bym chciał. - Sądząc po tym, co mówiła Sofia, wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. - Ida nie mogła się powstrzymać od uszczypliwości, chociaż zdawała sobie sprawę, że to dziecinne. - Sofia wie tylko to, co chcę, żeby wiedziała - rzucił krótko i wkładając do kieszeni zaciśnięte pięści, odwrócił się plecami. Było coś wrogiego w jego postawie. Knut przyprowadził konia. - Powinnaś, Ido, zostać tu i odpocząć trochę - powiedział. - Obawiam się jednak, że musisz z nami jechać i wskazać miejsce. Ida wspięła się na wóz, udając, że nie widzi pomocnej dłoni Sedolfa. Ten zaś podciągnął się, zwinny niczym kot, i usiadłszy obok Idy, popatrzył na nią przeciągle. Na jego ustach błąkał się uśmiech. Akurat w tym momencie przypominał tak bardzo Simona, że Idzie sprawiło to ból. Nie chciała, żeby Sedolf był taki jak Simon. Powinien być sobą. Tylko sobą. Dotarli na miejsce w krótkim czasie, mimo że ostatni odcinek przyszło im pokonać na piechotę. Mężczyźni chwycili drzwi wymontowane z zabudowań gospodarskich i podążyli za Idą. Wszystko wyglądało tak, jak w chwili gdy Ida pobiegła po pomoc. Sofia, ujrzawszy Sedolfa, natychmiast uwiesiła się jego ramienia. Nie oponował, mimo że pomagał Knutowi przy nieznajomej. - A niech to! - wymknęło się Knutowi. Napotkał spojrzenie żony. - Wygląda strasznie! Kto mógł zrobić kobiecie coś takiego? - Kim ona jest? Trudno poznać - odezwał się Sedolf ze stężałą twarzą. Chwycił ją za nogi, Knut za ramiona, a Anjo w pasie i razem podnieśli i położyli na drzwiach. Sofia musiała puścić Sedolfa. Nerwowo gniotła w palcach i skubała brzeg chustki, którą

miała na szyi. - Nic nie słyszałem, żeby jakaś kobieta zaginęła - dodał Sedolf. - O tej porze roku niewielu obcych kręci się w tych stronach. - Ktoś, kto pozostawia kobietę w takim stanie, nie szuka rozgłosu - rzuciła Anjo twardo. Ida podniosła z ziemi nóż. Rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie dostrzegła futerału. - Czy nie takich właśnie noży używają Lapończycy z gór? - zapytała niewinnie Sofia. - Bardzo wielu ludzi nosi takie noże - wyjaśniła ze spokojem Ida, choć usta drgnęły jej lekko. - Nie każdy Lapończyk pochodzi z gór. Słyszałaś o Lapończykach nadmorskich? Są jeszcze Kwenowie, tak jak mój ojciec. I wielu innych, równie plugawych obcych. Sofia nie odpowiedziała. Nikt inny się nie odezwał. Anjo po cichu przekonywała Knuta, że trzeba zabrać nieprzytomną do domu, i pochłonięta rozmową, nawet nie słyszała wymiany słów między Idą a Sofią. - W tej chwili można jedynie ustalić, że ta kobieta jest blondynką - stwierdził Sedolf, pomagając unieść drzwi, na których leżała. Tyle i oni widzieli. Długie jasne włosy ze wzburzoną grzywką okalały spuchniętą twarz pokrytą rozległymi sińcami o barwie ciemnogranatowej przechodzącej w żółć, fiolet i brąz. Wąskie szparki oczu ledwie były widoczne. Na rozciętej dolnej wardze zakrzepła krew. Ta kobieta mogła mieć równie dobrze mniej niż dwadzieścia lat, jak i ponad czterdzieści. Ruszyli w stronę wozu, Knut i Sedolf przodem, a za nimi dziewczęta. Ida poczuła drobną satysfakcję, widząc minę Sofii, kiedy dla niej i jej towarzyszki zabrakło miejsca. Koń był własnością Knuta, więc to Ida i Anjo usiadły na wozie. Sedolf, którego pomoc była niezbędna, zajął miejsce na koźle, obok Knuta. Sofia i Henriettę mieszkały niedaleko. Ida nie patrzyła w stronę Sedolfa. Siedzieli odwróceni do siebie plecami, czując swoją obecność, ale ich myśli krążyły wokół zmaltretowanej kobiety. Gdy tylko dojechali do chaty, Ida zagrzała wody. Anjo, zdenerwowana, drżącymi rękami zaczęła rozbierać nieprzytomną. Dopiero wtedy zrozumieli, dlaczego nie kazała mężczyznom wyjść. Patrzyła to na jednego, to na drugiego. - Nie chciałam przestraszyć dziewcząt - rzuciła krótko. - Ale wy powinniście zobaczyć, jak strasznie została zbrukana i okaleczona. Płócienna bluzka, zaplamiona zakrzepłą krwią, pocięta była na jakby dokładnie odmierzone, szerokie mniej więcej na grubość palca pasy. Anjo ze łzami w oczach, trzęsącymi się rękami rozpinała ubranie nieznajomej. Szło to bardzo powoli.

Bielizna pod spodem była równie postrzępiona. Anjo podciągnęła ją, odsłaniając piersi i brzuch rannej. Krwawe długie szramy biegły od ramion aż do talii. Ida odwróciła się gwałtownie i ukryła twarz w dłoniach. Zachwiała się, ale mocne ramiona nie dały jej upaść. Poznała Sedolfa bardziej po zapachu niż po dotyku. - Ktoś, kto to zrobił, nie działał przypadkowo - stwierdziła Anjo cicho, ale jej głos zdradzał głębokie poruszenie. - Gdybym nie miała pewności, że on nie żyje, Knut, przysięgłabym, że to jego sprawka. Ale widać wielu okrutnych szaleńców krąży w tych stronach... - Ten łotr jest już daleko stąd - rzekł Knut, pobladłszy na twarzy. Dobrze wiedział, o czym myśli Anjo, i sam mimowolnie oczami wyobraźni ujrzał twierdzę Vardo. Przygarnął żonę mocno i przytulił gwałtownie. - Pomożemy jej, Anjo - obiecał. - Wyciągniemy ją z tego. Stali przez chwilę niezdecydowani w milczeniu, a potem Anjo i Ida obmyły ranną i opatrzyły, nie przestając wylewać łez. - To młoda dziewczyna - stwierdziła Anjo. - Można poznać to po jej ciele, w miejscach gdzie nie ma ran, a także po kolanach. O, tak, kolana wiele mówią. Ida przytaknęła, bo wszystko wskazywało na to, że Anjo ma rację. - Chyba jeszcze nie rodziła. Sedolf, przysłuchujący się rozmowie kobiet, spuścił wzrok, choć zwykle nie peszył się z byle powodu. Knut pośpiesznie zerknął na Anjo, a potem zarządził, już opanowany: - Sedolf, bierz konia i odwieź Idę do domu. Nie chcę zostawiać Anjo teraz samej, a muszę porozmawiać z Reijo. Powiedz mu, żeby przyjechał i przywiózł małego Karla. - Ida ma zostać sama na cyplu? - Chyba zostaniesz tam do powrotu Reijo? Sedolf kiwnął głową, a Ida, pomimo wielu zastrzeżeń, powstrzymała się od komentarzy. Sedolf wyprowadził ją na dwór. - Jedziemy razem, Ido! Mam nadzieję, że ten łajdak przebywa gdzieś daleko stąd, ale pewny tego nie jestem. Idą wstrząsnęły dreszcze. Nagle wydało się jej, że jesień okryła się krwistoczerwonym całunem.

3 Kiedy Reijo wraz z Karlem, synkiem Anjo i Knuta, opuścił cypel, w chacie zapanowała błoga cisza. Słychać było tylko radosne gaworzenie dwojga maleństw, które najwyraźniej wyczuły, że ich mama wróciła do domu. Ida starała się sprawiedliwie obdzielić córeczkę i synka uwagą, o którą dzieci mocno zabiegały. Tuliła je w ramionach, całowała pyzate policzki i ciemne kędziorki, a maluchy wierzgały nóżkami i chwytały drobnymi paluszkami rude loki mamy. - Coś podobnego! Jak one szybko rosną! - wyrwało się Sedolfowi. Siedział na wysłużonej ławie pod ścianą przy oknie i aż się palił, by przez chwilę potrzymać te małe istoty. Nie miał jednak śmiałości, zapytać, czy Ida mu na to pozwoli. Własne dłonie wydały mu się przy nich wielkie jak bochny. - Dopiero co były takie maleńkie - dodał zakłopotany. Po raz pierwszy rozmawiał o niemowlętach i czuł, że jego słowa brzmią jakoś nieporadnie i głupio. - Oczywiście, że rosną - uśmiechnęła się Ida zarumieniona. Sedolf nie pamiętał, by kiedykolwiek wyglądała piękniej. Zresztą teraz, kiedy ją widział z bliska taką promienną, trudno mu było przypomnieć sobie tę dawną Idę. - Chcesz potrzymać? - zapytała nieoczekiwanie i wstała, a w jej ramionach aż zaroiło się od machających rączek i wierzgających nóżek. Nie czekając na odpowiedź, włożyła mu na ręce bliźniaki i roześmiała się głośno na widok jego zakłopotanej miny. Wyglądał tak wspaniale! W przypływie nagłego impulsu musnęła go palcami po policzku. - Muszę je nakarmić - wyjaśniła i zakręciła się po izbie. Sedolf przełknął ślinę. Czy rzeczywiście zobaczy, jak karmi piersią? Dopiero kiedy Ida zaczęła się krzątać przy garnkach, zrozumiał, co miała na myśli. Tak naprawdę nie miał pojęcia, kiedy kobiety zazwyczaj rezygnują z naturalnego karmienia. Nigdy dotąd nie zastanawiał się nad tym. Ida gotowała mleko z mąką, a w tym czasie jedno z dzieci upatrzyło sobie nos Sedolfa i po kilku nieudanych próbach ścisnęło go maleńką rączką. Nie do wiary, ile siły ma taki maluch! Ida uśmiechnęła się szeroko. - Krzepki chłopak - stwierdził Sedolf, próbując także się uśmiechnąć. - Raczej stanowcza panna - poprawiła go Ida. - To moja mała córeczka pokazuje ostre pazurki. Ma to po babci. Sedolf dopiero teraz zauważył swoją pomyłkę. Dziewczynka miała bardziej kanciastą twarz, brwi proste, a w jej brązowych oczach pojawiały się złote błyski. Brat miał buźkę

szczuplejszą, brwi niczym ptasie skrzydła, ale i w jego ciemnych oczach można się było utopić. Potrafił już rozróżnić rodzeństwo. Były to chyba pierwsze dzieci, na które spojrzał jak na odrębne istoty. Zwykle uważał, że wszystkie są do siebie podobne. Przynajmniej póki chodziły zasmarkane i sięgały mu poniżej pasa. Nigdy zresztą nie przepadał za dziećmi. Dopiero teraz. Delikatnie połaskotał palcem policzek maleńkiej istotki. - Ale gapa z tego twojego ojca chrzestnego! Jak mógł nie rozpoznać takiej słodkiej panienki? Powinien się wstydzić! - Zwłaszcza że zwykle z dużą wprawą wybiera co ładniejsze panny - wtrąciła Ida i zamiatając brzegiem spódnicy podłogę, przeszła obok niego ku drzwiom, żeby wystawić mieszankę z mleka i mąki do przestygnięcia. Sedolf nie był pewien, czy mówi poważnie, czy sobie z niego kpi. Ida nie przestawała być dla niego ani trochę mniej zagadkowa. - Mama opowiada głupotki - tłumaczył bliźniakom i pogłaskał także małego Mikkala. Uczynił to bardzo ostrożnie, nie przyzwyczajony do dotykania tak delikatnego ciałka. Nigdy dotąd nie przeżywał silniejszego wzruszenia. Nie miał pojęcia, że tkwią w nim takie pokłady uczuć. Za nic w świecie jednak nie przyznałby się Idzie, jak bardzo jest poruszony i zakłopotany. Ona na szczęście nie pytała, tylko pośpiesznie rozdzieliła gęstą mieszankę z mleka i mąki do dwóch czystych płóciennych szmatek, po czym dokładnie je związała. Sedolfowi zdawało się, że to niewielkie porcje, i zastanawiał się nawet, czy dzieci są odpowiednio karmione, ale Ida przerwała mu rozmyślania. Zabrała od niego synka i ułożywszy go sobie na rękach, podała mu do ssania płócienko z jedzeniem. Drugie zawiniątko wręczyła Sedolfowi, który, ciężko przestraszony, przystawił je do maleńkiej buzi Raiji. Dziewczynka zorientowała się od razu, co to jest. Nie da się zaprzeczyć, że w tych sprawach miała swój rozum. Sedolfowi serce biło tak mocno, że zdawało mu się, że słychać je w całej izbie. Na szczęście wszystko dobrze poszło. Dziecko ssało z apetytem, a on powoli odprężył się. Przekonał się, że Ida nie obarczyła go zadaniem ponad siły. Zapach mącznej polewki przy- prawiał go zawsze o mdłości, tu jednak, zmieszany z innymi domowymi zapachami, wydał mu się miły. Nigdy dotąd nie przywiązywał wagi do rodzinnego ciepła. Teraz nagle poczuł się tak, jakby otworzyły się przed nim drzwi do innego świata. Zrozumiał, że istnieją pewne wartości, których nie dostrzegał.

Maleństwo zasnęło z papką w buzi. Sedolfowi aż gardło ścisnęło ze wzruszenia, a serce napełniło się najwznioślejszymi uczuciami. Na twarzyczce małej Raiji malował się bezgraniczny spokój. Mikkal także był zmęczony. Ida wytarła mu buźkę i położyła do kołyski, a zaraz potem ułożyła do snu Raiję. - Jesteś dzielny - powiedziała do Sedolfa z uznaniem w głosie. Uśmiechnął się krzywo. - Nie przywykłem do dzieci, jestem nieporadny... Nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła, wyraźnie jednak zyskał w jej oczach. Ida uprzątnęła i kiedy już uporała się ze wszystkim, chcąc nie chcąc, musiała usiąść. Na szczęście miała pod ręką robótkę. Sięgnęła więc po nią, by zająć czymś ręce. - Czy zdarza ci się nic nie robić? - zapytał Sedolf. - Rzadko. - Bardzo szybko wydoroślałaś... Ida podniosła wzrok. - Dlaczego nie powiesz wprost, że zamieniłam się w kwokę... - Nie miałem tego na myśli, zresztą to ostatnie, co można o tobie powiedzieć... Zwykle taki wygadany, nagle nie umiał dobrać właściwych słów. - Jak myślisz, kim ona jest? - zmieniła temat Ida. Na wspomnienie kobiety znalezionej w lesie obojgu ścisnęły się serca. Sedolf pokręcił głową. Nie potrafił zupełnie sobie tego wyobrazić. - Bardziej jestem ciekaw, kto jej to zrobił - rzucił, a oczy mu pociemniały z gniewu. - Chętnie bym się z nim policzył. Takiego to tylko wyrzucić za burtę z kamieniami u nóg na samym środku fiordu. - O tej porze nikt tędy nie wędruje - mówiła Ida zamyślona, zwracając uwagę na to, nad czym Sedolf także się zastanawiał. - Nikt, kogo znam, nie mógłby tego uczynić. - O, co do tego nigdy nie można mieć pewności, Sedolfie. Chyba się ze mną zgodzisz. Ale najbardziej prawdopodobne jest to, że zrobił to ktoś obcy. Ona musiała go jednak znać. - Nie pojmuję, jaki mężczyzna jest w stanie posunąć się do takiego okrucieństwa. - Cieszę się z tego, Sedolfie - powiedziała, posyłając mu nieprzeniknione spojrzenie. Ta dziewczyna nie przestawała być dla niego tajemnicą. - Na pewno odzyska przytomność i dojdzie do siebie - próbował ją pocieszyć i odsunąć ponure myśli. Nie zwykł się zadręczać, choć tym razem włos mu się jeżył na głowie, gdy pomyślał, że gdzieś nad fiordem grasuje szaleniec. Pierwszą osobą, którą pragnął chronić, była Ida.

Ciekawe, jak zareagowałaby, gdyby o tym wiedziała? - Trafiła na szczęście w dobre ręce. Nikt nie zająłby się nią bardziej troskliwie niż Anjo. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości - stwierdziła Ida, wyczarowując z wełnianej przędzy piękne wzory. - Knut powiedział mi o Ailo. Palce Idy zastygły. Podniosła wzrok i zamrugała po- wiekami, ale nie na tyle szybko, by powstrzymać łzy. - Nie sądziłam, że potrafię jeszcze płakać - wyszlochała. - Pewność jest o wiele straszniejsza niż przypuszczenia. Ale może lepiej jest wiedzieć? Może kiedyś zdołam na to spojrzeć od tej strony? Do tej pory ciągle, pomimo wszystko, łudziłam się nadzieją. Najchętniej przytuliłby ją i okazał ciepło. Ale choć wszystko się w nim do niej rwało, pozostał na miejscu. Nie był to właściwy moment, by pozwolić sobie na gorące wyznania. Teraz ważniejsze niż kiedykolwiek było pozostać w cieniu i ofiarować jej to, czego potrzebowała: przyjaźń. W pamięci przemknęła mu krótka chwila bliskości i nadzieja zaświtała w jego sercu. - Nawet nie mam własnego domu - żaliła się Ida, nawijając wełnę na palec. - Kiedy Simona wzięli do więzienia, Maja pozostała sama, ale we własnych czterech ścianach. A ja nadal żyję pod skrzydłami ojca. Nigdy nie chciałam być mu kulą u nogi! W końcu miał nadejść czas, by zaczął żyć własnym życiem, bo dotąd zawsze kierował się naszym dobrem. Sedolf nigdy nie myślał w ten sposób o Reijo. Ale rzeczywiście, ojciec Idy nie był przecież jeszcze taki stary! Przez długie lata zajmował się domem i gospodarstwem, nie stroniąc od prac przypisanych kobietom. Kiedy inni rybacy wypływali na wielomiesięczne połowy, on krzątał się na cyplu z gromadką dzieci, a wiedzą na temat chorób dziecięcych i wychowania przewyższał niejedną matkę. Nie był mu obcy ani świat mężczyzn, ani świat kobiet. Nikt jednak nie ośmielił się z niego kpić, bo jako mężczyzna nie ustępował nikomu. Po raz pierwszy Sedolf zastanowił się, jak to było naprawdę z Reijo. Czy tęsknił za czymś? O czym marzył? - Wiesz, Ido, że nie musisz spędzić reszty życia samotnie. Bardziej dobitnie nie chciał się teraz wyrażać. Wolał z tym poczekać. Zbyt często zdarzało mu się wszystko pokręcić. Nigdy jednak nie czuł tego co teraz. Ida uśmiechnęła się lekko, nie biorąc jego słów na serio. Sedolfa to zabolało. - Jestem bardziej dumna niż wszystkie dziewczyny, jakie znasz, Sedolfie - wyłożyła powoli. - Jeśli kiedyś się z kimś zwiążę, to nie dla dachu nad głową, ale z powodu uczucia. Będę kochała całą sobą i chcę być kochana tak samo. Jeśli nie, to wolę żyć jak dotąd. Nie

potrzebuję żadnej namiastki. Poza tym mam dzieci. Mężczyzna, który nie pokocha ich jak własne, nie może liczyć na moją miłość. Aż tyle wymagam i oczekuję. Ale ponieważ nie ma wielu takich mężczyzn, pewnie przyjdzie mi jeszcze trochę pomieszkać na cyplu... Mógłby jej powiedzieć, że zna takiego mężczyznę, którego opisała, ale za wcześnie było jeszcze na wyznania. Zresztą Ida wyłożyła jasno, że wiele zależy od niej samej. Sedolf bał się, że mogłaby go odrzucić. Wolał zachować przynajmniej nadzieję. - A ty co zamierzasz? - zapytała Ida, próbując zmienić temat rozmowy, która wkroczyła na zbyt niebezpieczne tory. Pochlebiało jej, że patrzy na nią z uwielbieniem, ale teraz nie potrzebowała nikogo innego prócz przyjaciół. - Popłyniesz na Lofoty? Zabrzmiało to trochę tak, jakby chciała się go pozbyć, ale łudziła się, że nie zrozumiał jej opacznie. - Tak. Być może uda mi się zarobić na własną łódź - odpowiedział z pozorną obojętnością. Nie chciał się przed nią zdradzić, jak wielkie z tym wiąże nadzieje. - Ale z morzem nigdy nie wiadomo - dodał. - Równie dobrze może okazać się niełaskawe. Jedno jest pewne, nie zamierzam ciągle robić na cudzym. Sedolf pragnął dać jej do zrozumienia, że nie jest lekkoduchem i chce skończyć z bezmyślnym życiem, jakie dotąd wiódł. A może raczej udawał, że wiedzie, bo tak naprawdę był o wiele poważniejszy, niż to zauważała większość ludzi. Idę korciło, żeby zapytać go o Sofię, ale nie pozwalała jej na to ambicja. Zresztą nie powinno jej to obchodzić. W jej sytuacji... Przecież dopiero co dowiedziała się o śmierci Ailo, którego nadal kochała... Natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Mełła je w głowie niczym młyn zboże na mąkę. Równie trudno się było ich pozbyć, jak strzepać z siebie biały proszek. - Maja przysłała mi wisiorek - odezwała się, byle coś powiedzieć i wypełnić ciszę słowami niewinnymi, od których nie iskrzyłoby między nimi. Czuła bowiem, że gdzieś pod powierzchnią tli się groźny ogień. Nie wolno jej dopuścić, by wybuchł wielkim płomieniem! - Wisiorek zrobił Ailo - dodała, czując, jak znów wzruszenie chwyta ją za gardło. - Mogę zobaczyć? - zapytał Sedolf. W jego głosie wyczuwało się szczere zainteresowanie. Ida pokiwała głową i odłożyła na bok robótkę. Zresztą była tak wzburzona, że ręce jej nie słuchały i ciągle się myliła. Po cichu weszła do alkierza i z karminowego kufra z zaokrąglonym wiekiem wyjęła skórzany woreczek z biżuterią. - Nie nosisz go na szyi? - zdziwił się Sedolf, kiedy wysypała zawartość mieszka na stół.

Broszę już kiedyś widział, rodowe srebro także. Ida odłożyła na bok wisiorek i pośpiesznie zebrała do woreczka pozostałe ozdoby. Za każdym razem kiedy widziała srebro w komplecie, czuła, jak przenika ją chłód. Zdawało jej się, że jakiś głos powtarza, iż srebro rodowe zostało rozdzielone z miłości i nie należy tego zmieniać. Sedolf dotknął wielkimi dłońmi ozdoby ze złota. Ida uświadomiła sobie, że Ailo choć miał równie duże ręce, równie szorstkie od niepogody i znoju, potrafił nimi tworzyć piękno. - Sam to zrobił? - zapytał Sedolf podnosząc zawieszony na łańcuszku pierścionek z figurką ptaszka do światła. Zmrużył oczy, gdy błysnęła. - Wydaje mi się, że widzę nawet pióra - rzekł. - A zauważyłaś, że ma dziobek? Tak, Ida zauważyła. Widziała tego fruwającego złotego ptaka przed oczami co noc. Wiedziała, jak wygląda. Znała każde, nawet najmniejsze piórko. - Dobry Boże - wymamrotał Sedolf. - Jak się robi takie cuda? Położył wisiorek na dłoni Idy, nie spuszczając wzroku z ptaszka. - Chciałbym ci ofiarować coś równie pięknego - wyrwało mu się cicho. I dopiero wówczas uświadomił sobie, że się przed nią zdradził. Oblał się rumieńcem i zakłopotany napotkał wzrok Idy. Słyszała, oczywiście że słyszała. Tych słów nie dało się zrozumieć opacznie. Potrząsnął głową i patrząc jej w oczy, uśmiechnął się z rezygnacją: - Tego nie powinienem powiedzieć. Ale u mnie co w sercu to na języku. Nie było sensu dłużej udawać. Nie chciał uchodzić za tchórza. - Ale nie obawiaj się, Ido - dodał. - Wiem od dawna, gdzie przebiega granica, a z czasem zacząłem dostrzegać nawet płot. Przełknęła ślinę. W pewnym stopniu uszczęśliwiło ją spontaniczne wyznanie chłopaka. Domyślała się jego uczuć, ale i lękała. Czasem tylko w krótkich zakazanych chwilach, miała odwagę rozważać słowa, które nie raz napomykał jej mimochodem. Inni także zauważyli jego cichą adorację i pokpiwali sobie z Idy. - Dlaczego nie nosisz wisiorka na szyi? - zapytał Sedolf. Ktoś inny być może starałby się jak najszybciej zatrzeć wszelkie ślady pamięci po Ailo, ale nie Sedolf. Ida wzruszyła ramionami i zamknęła w dłoni pierścionek ze złotym ptaszkiem. - Ludzie w tych stronach nie noszą ozdób na co dzień - odpowiedziała. - Od razu by zaczęli gadać, że chcę się wywyższać. Nie zamierzam udawać, że jestem kimś lepszym. Złoto nie jest dla takich jak ja... - Właśnie, że jest, Ido - rzekł cicho, dotykając swą silną, ciepłą ręką jej dłoni. Nie przyzwyczajony do tak drobnych mechanizmów, długo manipulował przy zapięciu,