1
- Można by pomyśleć, że się zakochałeś w tej łajbie! - powiedziała Olga, opierając się o
jedną z portowych szop. Spojrzała w kierunku statku, który kiedyś nazywał się „Raija”, potem
„Raisa”, a teraz znów „Raija”.
Michaił podążył wzrokiem za jej spojrzeniem.
Miał na sobie proste, połatane w wielu miejscach samodziałowe spodnie i szeroką,
błękitną koszulę. W pasie przewiązany był kolorowym szalem. Tylko buty: skórzane, grubo
smarowane tłuszczem zdradzały, że nie był zwykłym marynarzem. Olga wiedziała o tym, bo
sama o nie zadbała.
Michaił nie miał jeszcze szesnastu lat, ale został już pryncypałem. Armatorem.
- Niedługo popłyniemy na zachód - powiedział cicho chłopak. Nie udało mu się cofnąć
szybko spojrzenia, choć może powinien. Olga z pewnością znów uzna, że jest dziecinny. Ale
naprawdę kochał ten statek! Nic nie mógł na to poradzić. Miał być na nim kapitanem!
To jego statek!
Te słowa śpiewały mu we krwi. Nie umiał jej tego wytłumaczyć. Nawet nie próbował
opisywać uczuć, jakie wywoływał w nim statek noszący imię jego matki.
To była jego pieśń.
Muzyka jego krwi. Tylko jego. Tym nie umiał się z nikim podzielić. Nawet z Olgą.
Dziewczyna zaśmiała się. Zabrzmiało to tak smutno, że Michaił spojrzał na nią. Jakże
chciałby cofnąć czas! Znów co prawda byłby chłopcem, ale to byłoby warte nawet tego.
Wiele rzeczy powinno było ominąć Olgę.
Olga... Szesnaście lat, ciemne loki związane tasiemką, brązowe oczy, którym nigdy nic
nie umknęło. Drobna twarz o zdecydowanym wyrazie. Ładna na swój sposób. Dumnie
wyprostowany kark. Podbródek zawsze uniesiony w górę. Wstrząsała głową i trzymała ją
prosto zupełnie jak Raija.
Olga nauczyła się tych gestów wtedy, gdy wszyscy oprócz jego matki ją opuścili.
W jej ruchach Michaił dostrzegł to samo dziecko, porzucone przez Olega i Tonie. Jego
matka stała się na jakiś czas matką i dla niej. Potem Tonią i Oleg wrócili i znów wzięli ją do
siebie. Zażądali miłości, której wcześniej się wyrzekli.
Te myśli były nowe dla Michaiła. Odkrywał nowe ścieżki. Nie mógł teraz iść ich
śladem, ale zapamiętywał je i obiecywał sobie, że kiedyś je zgłębi.
Olga miała w oczach otchłań. Zima zamroziła kąciki jej ust, luty pochylił jej ramiona.
On załatwił pieniądze na zabieg. Ona położyła się na zniszczonym stole w nędznej
lepiance.
Teraz wokół nich był maj. Późny maj. Lód schodził z Morza Białego.
Michaiłowi oczekiwanie ściskało gardło. Jego spojrzenie często podążało na zachód.
Nie miał czasu na nic więcej poza przygotowaniami. Deptał Olegowi po piętach, chcąc nauczyć
się jak najwięcej. Nie poświęcał ostatnio Oldze zbyt dużo czasu.
- Nie będę mogła mieć dzieci. Wiedziałeś o tym? - Brązowe oczy wpatrzyły się w jego,
żądając uczciwej odpowiedzi.
Michaił podążył wzrokiem za lecącą mewą. Zapragnął, by też mógł tak uciec.
- Tak.
- Mama powiedziała mi dopiero dzisiaj. Michaił uderzał piętami w beczkę, na której sie-
dział, wzbudzając w niej głuche echo.
- Mogłeś mi powiedzieć! - Oskarżenie w jej głosie było niczym ostrze noża. Już ona to
umiała. Tylko jego matka była w tym lepsza od Olgi. Kiedyś podsłuchał matkę, gdy
rozmawiała z kupcami. Potrafiła wytargować ceny, o jakich inni mogli tylko marzyć...
- Zabroniono mi - odparł Misza zgodnie z prawdą. Tym razem ona spuściła wzrok.
- Tak, pewnie nie mogłeś - westchnęła ledwie dosłyszalnie Olga.
Nadal ubierała się w intensywne kolory. Bluzkę miała czerwoną. Spódnicę
jaskrawoniebieską, że aż kłuła w oczy. Wąską talię ścisnęła brązowym paskiem tak mocno, że
powinna mieć kłopoty z oddychaniem. Miedziana klamra u paska stanowiła okaz niezłej roboty
rzemieślniczej.
Olga przyprawiała widza o szok. Była na swój sposób ładna, ale jej uroda uderzała
jakby nazbyt intensywnie, gwałtownie...
- Powiedziałam mamie, że nie wyjdę za Nikołaja! Miał ochotę jej przyklasnąć. Dobrze
było znów usłyszeć jej pełen sprzeciwu ton głosu. Brakowało mu go. Już sądził, że go nigdy nie
usłyszy. A przecież Olga nie była Olgą bez nagłych zmian humoru, bez błyskawic bijących z
oczu.
- Nie musisz.
- Mama mówiła, że niewielu chciałoby małżonki, tak, tego słowa użyła, małżonki, która
nie może mieć dzieci. A dopiero teraz mi o tym powiedziała. I nawet płakała!
- Nie musisz o tym nikomu mówić - stwierdził Michaił. Nigdy nie podobała mu się
propozycja Nikołaja, z którą wystąpił pewnej rozświetlonej zorzą polarną lutowej nocy.
- Nikołaj nie dba o mnie bardziej niż o swoją fajkę! - Olga wstrząsnęła głową i
odwróciła się do chłopaka plecami. Stała, objąwszy się ramionami jak tarczą.
Michaił nie mógł nie przyznać, że Olga wyglądała w tym momencie wspaniale.
Niektórym kobietom było do twarzy z dumą. Olga do nich należała.
- On zawsze będzie czcił pamięć Jelizawiety. Zawsze będzie w niej zakochany. Ona nie
żyje, ale on jest ciągle tak samo zakochany. Sądzę, że ma wyrzuty sumienia, gdy patrzy na
twoją matkę.
- Na mamę? - spytał Michaił, oszołomiony. Olga odwróciła się i z pobłażliwym
uśmiechem pogładziła go czule po policzku. Już nie osłaniała się tarczą.
- Misza, mały Misza! Dostrzegasz tylko statki, prawda? Nie zauważyłeś, że Nikołaj jest
zadurzony w Raiji - Raisie? - Olga, zwłaszcza gdy była rozczulona, nadal używała imienia,
które nadała opiekunce w dzieciństwie.
- Mama jest ze dwa razy starsza od Nikołaja! Chyba zwariowałaś!
Dziewczyna zaśmiała się. Gestem dała mu do zrozumienia, że chce koło niego usiąść.
Michaił zeskoczył i podniósł ją na beczkę. Olga była tak szczupła w talii, że jego palce niemal
się zetknęły na jej plecach. Potem sam wskoczył na beczkę. Oparli się o ścianę szopy.
- Nikołaj ma tak bezbronny wyraz twarzy, gdy patrzy na twoją starą matkę -
uśmiechnęła się Olga. - Ma wyrzuty sumienia, jakby Jelizawieta stała tuż obok niego. Nikołaj
wcale nie uważa, że Raija - Raisa jest stara. A na pewno nie jest od niego dwa razy starsza! Nie
mogłaby być jego matką!
Michaił poczuł się głupio. Jego matka była ładna, nie mógł temu zaprzeczyć. Zawsze
uważał, że jego matka jest najpiękniejsza na świecie.
Ale trudno mu było spojrzeć na nią oczami mężczyzny, który mógł jej pożądać.
Trudno i za życia ojca, i teraz. Raija to jego matka!
Na matki nie sposób patrzeć inaczej.
- Czy uważasz, że to ważne mieć dzieci? Synów? To niesprawiedliwe, że ona zadaje
takie pytanie!
Michaił niemal zdrętwiał z zimna, mimo że słońce świeciło mocno jak na tę porę roku.
Przecież on dopiero zaczynał się zastanawiać, w jaki sposób się robi dzieci... A ona go
pyta, czy to ważne mieć dzieci! On jeszcze o tym nie myślał!
Często sam czuł się jak dziecko.
- Nie wiem - odparł szczerze.
- Mama mówi, że wszyscy mężczyźni chcą mieć synów - stwierdziła Olga tonem
kobiecej mądrości. Była dorosła na inny sposób niż on. Doświadczyła czegoś, czego on sobie
nawet nie wyobrażał.
- Matki nie zawsze mają rację - obwieścił Michaił z przekonaniem. Mimo to czuł się
równie głupio jak przedtem. Ramię Olgi dotykało go miękko. Jego ręce były kanciaste. Ostatnio
urósł jeszcze bardziej, podczas gdy Olga pozostała niewysoka. To budziło w nim ciepło. -
Nikołaj zapewniał, że może poczekać - dodał, gdy cisza pomiędzy nimi stała się przytłaczająca.
- Tak - odparła cicho, nie patrząc na niego.
- Nie musisz jeszcze odpowiadać - dorzucił. - Nie.
Cisza była niczym wielki, czarny ptak o ogromnych skrzydłach, które zasłaniały słońce i
chłodziły świat.
- Nie chcę wchodzić w tę okropna rodzinę! Pamiętasz jego matkę? Tę lodowatą babę?
Nawet nie chce mi się nazywać jej klępą, bo obrazę dla każdej szanującej się klepy stanowiłoby
porównanie z madam Norkiną.
- Może ona umrze, zanim ty się zdecydujesz?
- A może Nikołaj zmieni zdanie? - W głosie Olgi zabrzmiała nadzieja.
Zsunęła się z beczki i znów objęła się ramionami. Nagle Michaił uświadomił sobie, że
ona zawsze tak spała, gdy już - wtedy - zrozumiała, że Tonią i Oleg odeszli od niej. Nigdy
wcześniej tego nie skojarzył, dopiero teraz.
- Możesz już iść z powrotem do tej swojej ukochanej! - uśmiechnęła się Olga blado i
odeszła bez słowa pożegnania. Skraj jej spódnicy przelotnie muskał ziemię.
Michaił miał niejasne poczucie, że Olga próbowała mu powiedzieć coś, czego on nie
umiał pojąć.
Bo on nic nie rozumiał! Sprawiało to, że czul się zdezorientowany i zły. Wydawało mu
się, że Olga zawiodła się na nim.
Maj przeszedł w czerwiec. Michaił nie miał zbyt wiele czasu na myślenie o Oldze.
Zresztą o niczym, co nie miało związku z jego podróżą na zachód.
Już tak długo podróż wydawała się ułudą. Czymś, o czym się mówiło: „latem” i
„wkrótce”.
A teraz Michaił niemal tego dotykał. Plany były gotowe. Oleg miał płynąć z nim. Sam
siebie ze śmiechem mianował bosmanem. Powiedział, że jest kapitanem tylko na „Antonii”.
Michaił wiedział, że Oleg postanowił tak tylko po to, żeby mu pomóc. Był mu za to wdzięczny.
I tak czuł się mały i przerażony.
Raija płynęła z nimi. Musiała, nawet gdyby miał ją ciągnąć za włosy. Chciał z nią
porozmawiać.
Wkrótce.
Michaił znów to odkładał. Raija pojechała do domu nad Dwiną. On do późnej nocy
pomagał przy załadunku. To, że był pryncypałem, nie zwalniało go z niczego. Ojciec też by
pomagał. Michaił czuł, że jako armator chce być podobny do ojca. Ale nie wiedział, czy chce
być do niego podobny jako mężczyzna.
Michaił spal w ich budynku w porcie. W lecie było to możliwe. Mimo że noce potrafiły
jeszcze schłodzić swym oddechem, mógł napalić w piecu tak, że siedział z podciągniętymi
rękawami. Gdyby miał jednak marznąć, zawsze mógł chwycić za jedną z butelek likieru Olega.
Zasoby te, o których Antonia nie wiedziała, albo udawała, że nie wie, służyły do pomocy przy
zawieraniu transakcji handlowych.
Raija uśmiechała się na myśl o tych butelkach i tajemnicy Olega. Michaił podejrzewał,
że Antonia reagowała tak samo.
Po tym, jak w czasie tej zimy obserwował swoją matkę przy pracy, Michaił poznał ją z
nowych i obcych stron. Zrozumiał, że kobiety posiadają cechy, których nie okazują na co dzień.
Skoro nawet własna matka była w stanie go zaskoczyć, większość innych kobiet stanowiła dla
niego tajemnicę.
Nawet Olga.
Właśnie tajemnicza Olga weszła do jego kantorka, niosąc razowy chleb, soloną rybę i
masło, a w dzbanku kwas zrobiony przez Antonię.
- Mama była pewna, że umierasz z głodu - rzuciła lekkim tonem, odstawiając koszyk na
jego biurko. Biurko było jaśniejsze pośrodku, wzdłuż brzegów i na rogach. Najczęściej
używane szuflady też były jaśniejsze od pozostałych.
Olga usiadła na biurku. Miała na sobie wysokie, sznurowane buty, ponad którymi
bielała halka przykryta czarną spódnicą. Ściskał ją ten sam skórzany pas, co zwykle. Nad nim
błękitniała bluzka kolorem jesiennego nieba nad żółknącymi polami. Michaił szybko otrząsnął z
siebie tę wizję. W obecności Olgi niebezpiecznie było tracić wątek.
Zaczął jeść. Olga była najwyraźniej spragniona towarzystwa, bo nie ruszała się z
miejsca. Nie chciała jedzenia, ale chętnie popijała kwas z tego samego dzbanka, co Misza. Nie
chciało im się niepotrzebnie brudzić kubków. Akurat pod tym względem się zgadzali.
- Błagałabym, żeby z wami płynąć - rzuciła Olga, dyndając nogami - gdyby nie to, że
macie zabrać Walerija.
A więc mogła już wymówić jego imię. Dużo czasu na to potrzebowała. Drogo musiała
zapłacić za znajomość z nim. I on nigdy nie miał się o niczym dowiedzieć. Olga wymusiła i na
ojcu, i na Michaile, że nic nie powiedzą.
- Przecież Nikołaj dowodzi „Antonią”. Tam znalazłoby się miejsce - rzucił Michaił bez
zastanowienia.
- Sądzisz, że mama by mi na to pozwoliła? - spytała Olga z uśmieszkiem. - Ja i Nikołaj!
Zgadza się, bym mu powiedziała „tak”, ale nie wysłałaby mnie razem z nim w wielomiesięczną
podróż w obce kraje! Dobrze mnie teraz pilnuje. Dba, bym nie znalazła się sam na sam z
mężczyzną. - Westchnęła. - Bóg jeden wie, co o mnie myśli.
Michaił jadł w milczeniu. Nie wspomniał, że teraz Olga była sam na sam z nim.
Wiedział, że Tonią nie zalicza go jeszcze do mężczyzn. Jego nie uznaje za zagrożenie. W
pewien sposób było to zawstydzające, jakby był niewinną owieczką...
Olga podeszła do pieca, dołożyła kilka szczap i usiadła na sofie, podwijając pod siebie
nogi. Wyglądała zarazem jak mała dziewczynka i jak dorosła Olga.
Michaił nadal jadł, mimo że był już syty.
- Uważasz, że jestem ładna, Misza? Chłopak zaczerwienił się, zaskoczony.
- Nooo - zawahał się - nie jesteś gorsza od innych... chyba - wykrztusił, chowając się za
dzbanek z kwasem. Czul, że jego dłonie są ogromne, a ramiona długie jak nigdy przedtem.
- O Boże, po co go pytam? - Olga przewróciła oczami i westchnęła tak, że i ściany by jej
współczuły.
- Jesteś... ładna na swój sposób, Olgo. Michaił trzymał oburącz dzbanek z kwasem. To-
nią pewnie obawiałaby się, czy go nie zgniecie.
Dziewczyna uśmiechnęła się, zrezygnowana.
- Znam cię, Misza, choć jest wiele rzeczy, których o tobie nie wiem. Jakie dziewczyny
ci się podobają?.
- Dziewczyny? Nie wiem...
- Nigdy nie byłeś zakochany?
- Nie... Chyba nie. W kim miałbym się zakochać? Czy to takie ważne?
- Chodź tu! - rozkazała, poklepując miejsce obok siebie na sofie. Michaił posłuchał. Od
dawna wiedział, że nie warto sprzeciwiać się Oldze. Nauczyła go tego, jeszcze zanim postawił
pierwsze kroki. - Noga mi zdrętwiała. Zdejmij mi but!
Michaił rozsznurował jeden i drugi, bo oba wylądowały na jego kolanach. Olga była bez
pończoch. Bose nogi podwinęła pod siebie i poprosiła o kwas.
- Nie chcę wyjść za Nikołaja.
- Nikt cię nie zmusza.
- Lubisz mnie?
- Ale masz pytania! Lubię cię, choć jesteś męcząca - zaśmiał się Misza nerwowo. Ona
nie dołączyła się do żartu. Nie miał pojęcia, do czego zmierzała.
- Męczę cię teraz? - Olga weszła mu na kolana, zamykając go w rogu sofy. Usiadła
twarzą do niego, z kolanami po obu stronach jego nóg. Spódnica ledwo przykrywała jej nogi.
- Co u diabła...? Olga objęła go za szyję i oparła czoło o jego czoło.
- Męczę cię teraz? - powtórzyła pytanie. Jej oczy znalazły się tak blisko jego, że Michaił
nie mógł odczytać ich wyrazu. Była tak blisko... pachniała sobą, świeżo, ale i inaczej.
- Do cholery, Olga, co to znaczy?
- A jak myślisz? Uśmiechnęła się i zwilżyła usta. Wpółotwartymi wargami pocałowała
go. Przechyliła do tyłu, aż poczuł twardy kant oparcia sofy pod karkiem. Przytuliła się tak
mocno, że prawie nie mógł oddychać. Dopiero po chwili wpadł na to, że powinien to robić
przez nos.
Jej miękkie wargi... Łaskoczący go koniuszek języka bawił się wewnątrz jego ust.
Sprawił, że Misza poczuł mrowienie w wargach. Twarde piersi napierały na niego, uda ściskały
jego nogi...
Michaił nic nie rozumiał.
To było przerażające. Dziwne. Nie chciał tego. Nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć,
czego ona chce. Nie chciał. Tego też nie.
Ale nie odsunął jej. Objął jej szczupłą talię. Dłońmi przesuwał po jej plecach, czując
ciepło jej ciała. Nie miała nic pod bluzką.
- Dotykaj mnie! - wyszeptała. - Zobacz, jaka jestem! Puściła go jedną ręką i znów
zaczęła całować.
Drażniła i pieściła. Wolną dłonią ujęła jego dłoń i skierowała ku dekoltowi. Rozpięła
kilka guzików i wprowadziła jego dłoń pod materiał.
Niezgrabnie ujął jej pełną pierś. Poczuł sutek niczym twardą bazię. Ścisnął - może zbyt
mocno...
Michaił całował Olgę z otwartymi oczami. Ona też. Patrzył w głąb jej dekoltu. Ona
patrzyła na jego dłoń.
Jej miękkie usta kierowały nim, palce pieściły kark.
Jego druga ręka powędrowała na jej spódnicę. Znalazła kolano i przesuwała się po
wewnętrznej stronie uda, pomiędzy jej gładką skórą a szorstkim materiałem jego spodni.
Prosiła go o zdjęcie jej butów po to, by dostrzegł, że nic nie ma na nogach! Misza
zrozumiał to i znów się przestraszył. Ona go przerażała.
Ale Olga wiedziała, co robi.
Jego dłoń znalazła cel. Wtedy Olga uniosła się nieco i opadła na nią. Wzdychała w
uniesieniu wprost w jego usta, gdy jego niezgrabne palce starały się jej dogodzić. Zakręciło mu
się w głowie. Musiał zamknąć oczy i uwolnić usta od jej pocałunków. Znalazł jej szyję.
Wtedy zeszła z jego kolan i z szelestem materiału położyła się na sofie, podciągając
spódnicę nad kolana niemal tak wysoko, że zobaczył wszystko.
Przesunął się za nią, przykrywając ją sobą. Ostatnie guziki w jej bluzce odskoczyły z
trzaskiem. Jego dłoń odsunęła spódnicę, a dziewczyna rozchyliła uda. Szeroko otwartymi
oczami, niczym brązowymi studniami, wpatrywała się w niego. Mógł się niemal w nich
przejrzeć.
Jej dłonie rozpinały jego pas. Michaił bał się. Oślepł. Ogłuchł. I pewnie oszalał.
Ona była taka wilgotna...
Bał się.
Ale Olga nie zmuszała go. Dotknęła go przez spodnie, ale on sam wydostał to, co tam
miał. Sam wśliznął się w gniazdo, które dla niego przygotowała. I był ledwo w połowie drogi,
gdy zaszumiało mu w uszach.
Michaił opadł na nią z palącymi wstydem policzkami. Olga pewnie pomyśli, że z niego
dzieciak...
Ale on był dzieckiem...
Szaleństwo pozostawiło po sobie lęk. Michaił zapiął bluzkę Olgi. Zapiął spodnie i
zacisnął pas.
Pogłaskał ją po włosach.
- Jestem draniem - powiedział przez zaciśnięte usta, próbując ułożyć jej loki na miejsce.
- Nie jestem ani trochę lepszy od Walerija. Nawet nie w połowie.
- Chciałam tego! Od początku - stwierdziła Olga stanowczo. Usiadła blisko Michaiła,
bliżej niż on chciał. - Nie będzie z tego dziecka - dodała z cieniem goryczy w głosie. -
Chciałbyś mieć dzieci, Misza? - spytała cicho, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
Wzrokiem prosiła o zaprzeczenie.
Ręce znów wydały mu się za długie. Jednym ramieniem objął Olgę i nie wiedział, co ma
począć z drugim. Ona położyła głowę na jego piersi.
- Podobało ci się, co zrobiliśmy razem?
- O rany, Olga, musimy o tym jeszcze mówić? Pokiwała głową.
- Wiele o tym myślałam. Bałam się znów to zrobić. Przecież potem było tak brzydko.
Ale przedtem było dobrze... Wtedy chciałam tego. Z Walerijem. Ale pomyślałam, że powinno
móc być dobrze przez cały czas, nie tylko przed. I bałam się, że nie będzie. Ale nie sądziłam, że
ty zrobiłbyś to brzydko. Chciałam przeżyć to z tobą. Jesteś na mnie zły?
Michaił westchnął.
- Tak, trochę. Nie, u diabła, nie! Nie wiem! Nigdy tak o tobie nie myślałem...
- A teraz będziesz? - Nie dawała mu spokoju pytaniami. - Będziesz o mnie myślał, gdy
popłyniesz na zachód? Będziesz za mną tęsknił? Za tym, żeby to jeszcze ze mną zrobić?
- Nie wiem, Olga, nie wiem! Nie naciskaj mnie! Może...
- Ja chcę, żebyś za mną tęsknił.
- Dlaczego? Jej śmiech brzmiał wyzywająco.
- Teraz cię przestraszę tak, Misza, żebym była pewna, że będziesz o mnie myślał w
podróży! - Olga nabrała oddechu i oświadczyła uroczyście: - Zamierzam wyjść za ciebie za
mąż.
- Zwariowałaś, dziewczyno? Olga pokręciła głową.
- Dobrze to przemyślałam. To świetne rozwiązanie. Zatrzymamy nasze statki.
Oczywiście to źle, że nie mogę mieć dzieci, ale zawsze możemy jakieś przygarnąć. Wiele jest
biednych rodzin, które nie mają za co się utrzymać. Znamy się dobrze. Wiemy o sobie
wszystko. Byłam dla ciebie tą pierwszą. I zamierzam być jedyną.
- Chyba zupełnie oszalałaś!
- No i może cię lubię - dodała z uśmiechem dziewczyna. - Obejmij mnie, Misza! Zaraz
muszę iść. Mama nie powinna zacząć o tobie źle myśleć.
Misza objął ją posłusznie, ciesząc się niepomiernie, że Olga wkrótce sobie pójdzie.
- Raija - Raisa też jedzie - mówiła dalej. - Tata nie chciał, lecz ona tylko prasnęła ręką w
stół i powiedziała, że to jej syn jest pryncypałem. Ależ ta twoja mama jest ładna!
Michaił westchnął. Niemal czuł się zawiedziony.
Wszyscy podejmowali decyzje za jego plecami. W jego imieniu. Dla niego. Olga. Jego
matka.
- No to nie będę musiał jej przekonywać - rzucił. - Chcę pokazać jej Norwegię.
Włosy Olgi łaskotały jego szyję. Czuł ją niczym rozżarzony węgiel na swoich kolanach.
Nie mógł zamknąć powiek, bo wtedy wspomnienia tego, co przed chwilą przeżył, stawały żywe
przed oczami. Czuł się na zmianę oszołomiony i zawstydzony.
- Nie masz szansy, Misza! - Olga pocałowała jego szyję. Wzdrygnął się, jakby go
oparzyła. - Sądzę, że urodziłeś się dla mnie, wiesz? - Zaśmiała się cicho i mrugnęła okiem. -
Jesteś dokładnie dziewięć miesięcy młodszy ode mnie. Zrobiono cię dla mnie!
- Wolałbym sam wybrać sobie żonę - wykrztusił Misza. Nadal czuł, jakby miał zbyt
długie ręce.
- Oczywiście, że sam wybierzesz! Mnie!
2
Już długo żeglowali. Wiatry im sprzyjały. Morze niosło ich na zachód wzdłuż ubogiego
wybrzeża północnej Norwegii.
Już rozpoznawali okolice.
Zatrzymywali się tak rzadko, jak mogli.
Nie popłynęli na zachód Morza Białego. Błogosławieństwo otrzymali w porcie w
Archangielsku. Przybył na nie mnich, którego Antonia znała z czasów, o których nikt już nie
wspominał. Nie przywitali się zbyt serdecznie. Oleg starał się zachować obojętność, ale nie
bardzo mu się udawało.
Walerij już nie chciał płynąć na zachód. Przysłał Raiji list, który przeczytała wszystkim.
W zawiły sposób Walerij prosił ją o wybaczenie czegoś, o czym nikt nie miał pojęcia. Pisał, że
chce pozostać na Wyspach Sołowieckich. Nie pragnął już niczego innego. Znalazł spokój.
Światło, o którego istnieniu wcześniej nie wiedział. Odnalazł siłę w wierze. Chciał zostać
mnichem.
Trudno było wyobrazić sobie Walerija jako mnicha. Olga śmiała się w głos. Nawet
Michaił z trudem wyobrażał sobie Walerija pobożnego i pokornego, w prostym habicie.
Tylko Raija przyznała, że to dobrze, że odnalazł własną drogę. Tylko ona nie wątpiła w
jego zapał.
Podróż od razu nabrała innego charakteru. Obecność Walerija rzuciłaby na nią cień.
Płynęli już kilka tygodni. Zdecydowani, prowadzeni doświadczeniem Olega. Z
Michaiłem jako najmłodszym pryncypałem. Oleg nie pamiętał, by kiedykolwiek słyszał o
młodszym.
Był niedoświadczony. Oleg rozumiał tych z załogi, którzy zrezygnowali z rejsu.
Rozumiał też tych, którzy zostali, narzekając.
Młody chłopak obarczony taką odpowiedzialnością... To dlatego Oleg popłynął jako
bosman. Według niektórych: jako prawdziwy kapitan.
Zrobił to dla Jewgienija. Jewgienij był jego najstarszym i najlepszym przyjacielem.
Zasłużył na to, by Oleg przez jakiś czas czuwał nad jego synem.
Michaił i tak był całkiem rozsądny, jak na chłopaka w tym wieku. Pływał już z ojcem.
Bawił się w porcie, od kiedy ledwo odrósł od ziemi. Więcej wiedział o statkach niż jego
rówieśnicy. Wyrósł wśród ludzi morza. Osłuchał się z językiem marynarzy, jeszcze zanim sam
zaczął mówić.
Był urodzony na kapitana.
Ale wszyscy sądzili, że przejdzie przez wszystkie stopnie wtajemniczenia. Uważali, że
będzie starszy, kiedy obejmie dowodzenie statkiem.
A teraz miał szesnaście lat i całą flotę pod swoim dowództwem.
I nikt nie był w stanie odwieść go od tego rejsu. Oleg nawet próbował rozmawiać o tym
z Raiją, ale bez skutku. Była równie uparta jak syn.
Oleg domyślał się, dlaczego ona też chciała płynąć.
To nie był zwykły rejs po ryby wzdłuż wybrzeża północnej Norwegii.
Mieli ważniejsze powody.
Michaił musiał tu przypłynąć.
Raija też.
Oleg nie mógł ich powstrzymać. I nie chciał.
Raija miała prawo, by tam powrócić. By odnaleźć tych, których kiedyś zostawiła. By
zebrać okruchy własnego niegdysiejszego życia. Wszyscy mają prawo do swojej przeszłości.
A Jewgienij przecież nie żyje.
To już go nie dotyczy. Przeżył swoje życie tak, jak chciał. Zdobył jedyną kobietę, którą
pragnął. Uczynił ją szczęśliwą. Miał z nią syna.
Jeszcze nocą rozpoczęli wpływanie do tego fiordu. Trudno zresztą było określić porę.
Noce miały jedynie czerwonawą poświatę. Tarcza słoneczna zbliżała się do horyzontu, potem
jakby się odbijała i wracała na niebo, świecąc coraz jaśniej.
Teraz było późne przedpołudnie.
Długo podziwiali strome góry schodzące do morza. Tylko u ich podnóża widniał wąski
pasek zieleni, na którym osiedlili się ludzie. Widzieli ich łodzie na kamienistym brzegu. Szopy i
domki nieco wyżej.
Oleg odnalazł Raiję stojącą na dziobie statku. Nie miał wcześniej czasu, by z nią
porozmawiać.
Nadal była piękną kobietą. Zimą skończyła czterdzieści jeden lat Jej życie nie należało
do najłatwiejszych. Gdy się lepiej przypatrzyło, dało się dostrzec zmarszczki wokół oczu i ust,
na czole ślady po przeżytych troskach.
Ale jej włosy pozostały czarne. Oczy nadal iskrzyły się niczym węgiel.
Rozpuściła kok na karku, pozwalając, by wiatr bawił się jej długimi do pasa włosami.
Z daleka można ją było wziąć za dziewczynę. Oczywiście, z upływem łat jej ciało
nabrało obfitszych kształtów, ale po nagłej śmierci Jewgienija znów schudła. Bardzo przeżyła
jego stratę. Stała się jakby inna, coś obcego zagościło na jej twarzy.
Dopiero teraz Oleg uświadomił sobie, co to było. Wcześniej nie umiał tego skojarzyć.
Teraz wiedział, kogo mu ona przypomina.
Kobietę, którą wzięli na pokład pewnej nocy właśnie na tym fiordzie dawno temu.
Oleg domyślił się, że ona też to pamiętała.
Wróciła jej pamięć.
- Byłaś tu wcześniej - powiedział cicho, stając obok Raiji.
- Wiem - odparła. Nie mógł dostrzec jej twarzy. Ciemne loki, żyjące własnym życiem,
ukrywały ją przed nim.
- Obiecałem Jewgienijowi, że nigdy ci o tym nie powiem.
Dopiero teraz Raija spojrzała na towarzysza. Spojrzenie było przepastnie czarne, ale nie
oskarżające. Raija założyła najbardziej niesforne loki za ucho.
- I uważam, że powinieneś dotrzymać tej obietnicy. To już nie ma znaczenia. -
Uśmiechnęła się do Olega tak, jak tylko ona potrafiła. Uśmiechem, który trafiał prosto do serca.
- Pamiętam to, co pamiętam. Nikt nie musi mi nic opowiadać.
Wpatrzyła się w głąb fiordu. Oleg też go sobie przypominał.
- Zawsze nienawidziłam tych gór - stwierdziła zdziwiona - a teraz czuję się tu swojsko,
jakbym wracała do domu. Czy to nie dziwne?
Oleg nie odpowiedział. Nie był w stanie. Nie mógł wydobyć głosu. Poczuł wyraźnie, że
przyczynił się wobec niej do wielkiej niesprawiedliwości. Za późno było na przeprosiny. Gdyby
nawet je wypowiedział, ona spojrzałaby tylko na niego swymi ciemnymi oczami i spytała: „Za
co przepraszasz?”.
Nie potrafił tego zrobić.
Raija nigdy nie przypominała żadnej kobiety, którą znał. Oleg żałował, że Tonią nie
płynie z nimi. Tonią może by zrozumiała Raiję.
Ale Raija była jedyną kobietą na pokładzie. Nikogo nie dziwiło, gdy kapitan zabierał ze
sobą w rejs żonę, ale nigdy nie zdarzało się, by na statku płynęła więcej niż jedna kobieta.
Załoga by tego nie zniosła.
Nadal zagłębiali się w fiord Lyngen. Wspomnienia napływały ku Raiji szeroką falą.
Rozpoznawała szczyty gór. Przypominała sobie ich nazwy. Wiedziała, jak nazywają się osady,
koło których przepływali. Po obu stronach fiordu.
Opuścili kotwicę jak najbliżej lądu.
Raija dostrzegła domek na cyplu. Dobry Boże, jakiż on mały!
Ale pamiętała, jaki był zaciszny. Przebiegła wzrokiem po zielonej trawie dochodzącej
do ścian domu, po wydeptanej ścieżce prowadzącej do obory i na brzeg do szopy i łódki.
Zobaczyła dym idący z komina. Słaba smużka unosiła się leniwie ku niebu.
Michaił podszedł do Raiji. Cały dzień stała na pokładzie. Widziała zbliżający się cypel.
Najpierw tylko go sobie wyobrażała. Potem ujrzała na własne oczy.
Teraz już nic nie widziała, bo płakała. Poczuła dłoń syna na ramieniu.
- To tu - powiedziała Raija pewnym tonem. - Spuść łódkę na wodę, Misza! Jesteśmy na
miejscu.
- Wcześnie przypłynęli w tym roku - powiedział Reijo, śledząc wzrokiem żagle
kolorowego statku. Wydawał się płynącym kwiatem.
Już szesnasty rok obserwował rosyjskie statki.
Mattiego nie interesowały statki. Pochodził z głębi lądu i morze go nie pociągało.
Sedolf zerknął ponad ramieniem Reijo i stwierdził, że tego statku nie pamięta.
- Ale i tak trudno dopatrzyć się pomiędzy nimi różnicy - dodał. - Przemalowują je chyba
co roku. I nie można się zorientować w tych ich literach. Nawet jak znasz swoje, i tak nie
rozczytasz tego, co tam skrobią. Ich litery przypominają ślady wron na śniegu...
Mężczyźni poświęcili dzień na przygotowanie narzędzi do wyrębu. Ostrzyli siekiery,
wymieniali trzonki, gdzie było trzeba. Przygotowywali toporki i noże. Byli sami w domu,
podczas gdy Elise i Ida z dziećmi gospodarowały w domu Idy i Sedolfa. Lepiej, żeby dzieci nie
kręciły się pod nogami, gdy tyle niebezpiecznych narzędzi leżało wokół.
Mieli ścinać drzewa na nowy dom Mattiego i Elise. Miejsce, za które w swoim czasie
Ida i Sedolf podziękowali, Reijo oddał swojej wychowanicy i jej mężowi, bratu Raiji. Mattiemu
z trudem przyszło przyjęcie daru, wolałby budować swój dom na ziemi, którą kupił.
Ale nie mógł odmówić. Ten, kto nic nie posiada, nie może odmawiać. Będzie miał dług
wobec Reijo. Mógł trafić dużo gorzej.
Tam, na polanie, gdzie góry nie przytłaczały aż tak bardzo, zamierzał postawić swój
dom. Z widokiem na lasy i fiord, i na niebo. Lepszego i szerszego widoku nie mogli mieć w
Finlandii. Do rzeki było daleko, ale w pobliżu polany płynął strumyk. Reijo obiecał, że pogłębią
go i będą mieli studnię.
Reijo po stracie Heleny chciał być czymś ciągle zajęty. - Wydaje mi się, że spuszczają
łódkę - rzucił Sedolf. - Płyną tu. Pewnie po wodę. Dziwne, że tak blisko zakotwiczyli.
- Tak - potwierdził Reijo. Zerknął raz i drugi, ale nie chciał, by młodzi wzięli go za
starego głupca.
Już kilka lat temu pogodził się z rzeczywistością. Strata Heleny nie zmieniła tego.
- Jest z nimi kobieta - zaśmiał się Matti, ale nagle jego twarz stężała, potem rozjaśniła
się. - No, u diabła! - rzucił i popędził na dwór.
Reijo popatrzył przez okno i zrozumiał, dlaczego Matti zniknął. W łódce było troje
ludzi. Potężny mężczyzna wiosłował. Drugi, szczupły, siedział za plecami kobiety.
Jej włosy powiewały na wietrze niczym skrzydła kruka.
Raija siedziała z twarzą zwróconą ku lądowi. Domek nie wydawał się większy, nawet
gdy się zbliżyli. Ściany już dawno nie były smołowane, zauważyła. Smużka dymu unosiła się z
komina i niknęła pod niebem.
Raija nie mogła uzmysłowić sobie, co czuła.
Może pewnego dnia wydobędzie to wspomnienie i nazwie swoje uczucia. Teraz nie była
w stanie.
Oczy patrzyły.
Uszy nasłuchiwały. Dźwięki były tak znane... Rytmiczne uderzenia wioseł o wodę.
Twarz Olega, jego oczy wpatrzone w nią intensywnie. Wydawał się rozumieć więcej z tego, co
ona przeżywała, niż ona sama.
Misza siedział za nią. On też patrzył na ląd. Raija cieszyła się, że nie widzą siebie
nawzajem. Nie chciała, by syn zajrzał w głąb jej duszy.
Powinna przypłynąć całkiem sama. Ale Misza stanowił część całości. Oleg też. Od
samego początku.
Dno łódki zaszurało o kamienie. Przybijali do lądu. Oleg odłożył wiosła i wyskoczył do
wody. Wciągnął łódkę na brzeg.
Raija stanęła niepewnie na kiwającym się podłożu. Czuła, że Michaił ją wspiera.
Uniosła spódnicę, gdy wychodziła z łódki. Zamoczyła buty, ale to się nie liczyło.
A więc znów tu stała. Jej stopy stały na ziemi, do której należała - i nie należała.
Postaci mężczyzn przed domem... Rozpoznała dwóch z nich. Trzeci trzymał się z tyłu.
Został na schodach domu, gdy dwaj pierwsi pobiegli na brzeg.
Antti też przypominał skałę, a Reijo był podobny do ojca. Kiedyś jego włosy były
niczym łan zboża w słoneczny dzień. Teraz, gęste i krótko przycięte, połyskiwały srebrem
księżyca. Oczy jak zielone klejnoty. Teraz wiedziała, do czego mogła je porównać. Jej usta
wymawiały słowa, których nie wypowiadała wcześniej pomiędzy ścianami z bali w Lyngen.
Reijo miał oczy jak szmaragdy. Może po upływie tych lat bez tak iskrzącego spojrzenia, ale
Raija była pewna, że nic się nie zmieniło.
Nie mogła uwierzyć, kogo jeszcze zobaczyła. Była przekonana, że Matti będzie chciał
wrócić do domu. Do Finlandii.
Matti zawsze miał ojczyste lasy we krwi.
Matti podszedł dwa kroki przed Reijo. Miał szerokie barki, ale zbyt szczupłe. Ojciec też
był taki. Dziwne, jak bardzo synowie przypominali swych ojców. Patrzyła na nich i widziała
Erkkiego i Anttiego.
Jej stopy chciały poczuć coś innego niż tylko kamienie. Wiatr rozwiewał jej włosy.
Panowała cisza. Nikt nic nie mówił. Oleg i Misza nie poruszali się.
Także Matti i Reijo zatrzymali się.
Było tak cicho...
Raija ruszyła czas. Jej stopy przeszły po piasku, po soczystej trawie. Stanęły przed tym,
którego oczy tak przypominały jej oczy. Który uśmiechał się jej uśmiechem.
Pokręcili głowami w zadziwieniu. Ich uśmiech pokonał lata. Był poszukujący,
niedowierzający...
Rozpoznający.
- Siostro! - powiedział Matti, otwierając ramiona. Otoczyły ją mocnym uściskiem. Jego
mięśnie były twarde.
- Masz za długie włosy, mały Matti! - potargała mu je, śmiejąc się i ściskając go. Ich
śmiech zbliżał ich do siebie. Pomagał pokonywać dzielący ich czas.
Matti nie chciał jej puścić, lecz nagle przypomniał sobie o Reijo. Cofnął ręce z ramion
Raiji i odszedł na bok. Nie zasłaniał już tego drugiego.
Raija poczuła dreszcz. Pozostał jej jeszcze kawałek drogi do przejścia. Zrozumiała teraz,
dlaczego Wasilij już od pierwszego wejrzenia wydał jej się tak znajomy. W jego oczach
rozpoznała oczy Reijo: zielone, przejrzyste, zamyślone, przenikające... Pełne tajemnicy, której
nigdy nie rozwiązała ani u Wasilija, ani u Reijo.
Pozwolił, by podeszła. Nie uczynił żadnego gestu, by jej dotknąć. Nie obejmował jej
inaczej niż tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Wiele czasu upłynęło, Reijo - powiedziała. Już tak dawno nie mówiła po fińsku. Tylko
w myślach bawiła się słowami, które odnalazła nocą po śmierci Jewgienija.
- Tak, wiele.
- Wróciłam. Pokiwał głową.
- Widzę.
- To długa historia.
Reijo przeczesał palcami włosy. Raija poznała ten gest z dawnych czasów, widziała go
tysiące razy przedtem. Nagle tyle pamiętała.
- Większość historii, których warto wysłuchać, jest długa - powiedział. - A gdzie
Jewgienij?
- Nie żyje - odparła Raija sztywno. - Umarł jesienią zeszłego roku. Tragicznie.
Reijo pokiwał głową.
- Nie mam do niego żalu - westchnął. - Skłamał. Wrócił i powiedział mi, że nie żyjesz.
Wiedziałaś o tym?
Raija pokręciła głową.
- Masz tylko syna?
- Miałam jeszcze córkę - Raija nie chciała ujawniać swego bólu. - Umarła. To część
mojej historii. Nie będę jej teraz opowiadać, ale pragnę, byś jej wysłuchał. Chociaż nie chcę
niszczyć ci życia...
Przez twarz Reijo przeleciał uśmiech, jednocześnie czuły i gorzki, zrezygnowany.
- Nigdy nikogo nie znalazłeś? - pytanie zabrzmiało niczym okrzyk, niczym prośba o
wybaczenie. - Może dobrze, że nigdy nie łączyła nas wielka namiętność, że nie było pomiędzy
nami wielkiego uczucia! Od jesieni wiele o tobie myślałam. Marzyłam, byś znalazł kogoś, kogo
pokochałbyś wielką miłością. Ty nie powinieneś być sam, Reijo!
- Ona nie żyje - rzucił Reijo. Cień bólu przemknął po jego twarzy. Dał świadectwo
wielkiej miłości. - To też długa historia, Raiju. Czy mamy czas, by wymienić się długimi
opowieściami? Czy tym razem statek zaczeka? Mam w sobie wiele bólu. Wolę bronić się przed
nowym cierpieniem. Za nic nie chcę dać się znów zranić.
- Nikogo nie zranię, jeśli przestąpię próg twojego domu?
Reijo pokręcił głową. Słońce operowało w srebrze jego włosów. Bruzdy zmarszczek
także świadczyły o jego przejściach. Jego słowa mogły je wytłumaczyć. Tak, jak jej słowa
miały wyjaśnić jej zmarszczki.
Odwróciła się do Olega i Miszy. Wywołała uśmiech na twarz. Wciągnęła i ich w swój
krąg. Pokazała im tę cześć jej życia.
- Mój młodszy brat - powiedziała z czułością w głosie. Byli do siebie tak podobni, że
nietrudno było się tego domyślić. - Matti. I Reijo. Był moim mężem, gdy stąd wyjeżdżałam. -
Nabrała głęboko powietrza. - Chyba wobec Boga i władz nadal jesteśmy małżeństwem. Nie
jestem Raisą Bykową, tylko Raiją Kesaniemi. Przykro mi, Misza... To mój syn, Michaił -
przeszła znów na fiński. - I mój najstarszy rosyjski przyjaciel, Oleg Jurków. On mówi po
norweska Misza tylko po rosyjsku.
Matti wyciągnął dłoń i uścisnął dłoń Olega i Miszy.
- U diabła, Raija - uśmiechnął się zażenowany. - Nie bałaś się duchów, gdy wybierałaś
mu imię!
- Jewgienij je wybrał - odparła cicho. - To też część historii.
Reijo też się przywitał. Uśmiechnął się ciepło, niemal po ojcowsku, do Miszy.
- Podobny do ciebie, Raiju. Teraz nawet bardziej niż ostatnio. To twoje cechy przebijają
się we wszystkich twoich dzieciach. Różne twoje cechy w każdym z nich. Misza jest bardzo
podobny do Idy.
Raija zachwiała się, nagle zabrakło jej powietrza. Reijo schwycił ją, objął ramionami.
Spojrzeli sobie w oczy. Wcześniej się oceniali. Powstrzymali się. Próbowali przykładać ramię i
wyważać drzwi, za którymi stało to drugie.
Teraz już to nie było możliwe. Zamki pękły. Żadne z nich nie musiało szukać klucza,
który zardzewiał i zaginął.
Drzwi stanęły otwarte na oścież.
Ramiona Reijo wokół talii Raiji. Jej ramiona na jego karku. Oboje unieśli brwi - on
proste, a ona wygięte w łuk. Policzek otarł się o policzek. Skóra rozpoznała skórę.
- Jeden rok - powiedział Reijo głosem grubym ze wzruszenia. Odsunął lekko Raiję i
przyjrzał się jej, przekrzywiając głowę. Patrzył na jej twarz, próbował dostrzec minione lata. -
Nadal jesteś tak piękna, że mógłby minąć tylko jeden rok. - Uśmiechnął się. - Tęskniłem za
tobą, ty urwisie. Nie chciałem uwierzyć, że nie żyjesz. Nawet po rozmowie z Jewgienijem.
Nawet po tym, gdy się dowiedziałem, że dałaś mu syna. Tęskniłem za tobą, Raiju. O Boże,
jakże ja za tobą tęskniłem!
- A dzieci? - spytała Raija bez tchu, patrząc ponad ramieniem Reijo na mężczyznę
siedzącego na schodach domu. To nie był Knut. Jej starszy syn był blondynem, a ten miał
ciemne włosy.
- Knut i Maja są w Finlandii. - Reijo uśmiechnął się przelotnie i pogładził Raiję po
policzku. Gdy już odważył się jej dotknąć, było to dobre uczucie. Była prawdziwa pod
opuszkami jego palców. Nie znikała, nawet gdy zamykał oczy. Nie rozwiewała się w powietrzu,
nawet gdy jej nie dotykał. - Ailo też jest w Finlandii - dodał z bólem, który zawsze towarzyszył
wzmiankom o Ailo. - Ida i Elise są tu. Elise wyszła za twojego brata. Jak zawsze mamy
zawikłane relacje rodzinne!
Raija szeroko otwartymi oczami wpatrzyła się w Mattiego. Ten rozłożył ręce i
uśmiechnął się szeroko.
- Taka ładna wyrosła z niej dziewczyna! - powiedział tonem usprawiedliwienia. -
Wszystko odbyło się bardzo przyzwoicie!
Reijo uśmiechnął się pod nosem i skinął głową w stronę domu:
- To mąż Idy, Sedolf. Świetny chłopak ze złej strony fiordu. - Pogładził Raiję po
włosach. - Nadal jak jedwab - stwierdził ze zdziwieniem. Odnalazł w nich siwe ślady, ale i tak
jej nie postarzały, tylko dodawały uroku. - Jesteś kobitą z piekła rodem, która nie brzydnie z
latami! Ty nie blakniesz. Jak, u licha, ty to robisz, co? - Westchnął. - Jeszcze kilka dokumentów
nie jest całkiem w porządku w naszej rodzinie. Nie tylko my namieszaliśmy. Ida wyszła za
Ailo.
Raija poczuła, jakby grunt usuwał jej się spod nóg. To brzmiało tak właściwie: jej córka
i syn Mikkala!
To stanowiło właściwe zakończenia bajki. Ale przecież na schodach domu Reijo
siedział ciemnowłosy mężczyzna, nie Ailo, a jednak mąż Idy.
- Powiedziałeś przecież, że Ailo jest w Finlandii?
- Ida ma dokumenty zaświadczające, że Ailo nie żyje - odrzekł Reijo. - Nasza córka jest
bardziej twoja niż moja. To jej historia. Sama niech ci opowie. Nazywa ją „Sagą o mężczyźnie
w masce”. Masz już wnuki, kochana. Jesteś babcią! To też długa historia.
Raija zadrżała. Wsparła się o Reijo, gdy odwróciła się do syna i Olega. W wielu
miejscach czuła się jak w domu. Tutaj też. Z dłonią Reijo ściskającą jej dłoń. Z jego ramieniem
wspierającym jej ramię. Stał w jej cieniu.
- Zostaję tu - rzuciła do Michaiła i Olega. - Płyńcie z powrotem na „Raiję”. Ja muszę ich
spotkać - sama.
- Ale to też moja rodzina! - powiedział Michaił, prostując kark. Raija rozpoznała w tym
swój ruch, choć zwykle widziała w synu więcej z cech Jewgienija.
- Tak, to też twoi krewni, mój Miszo. Spotkasz się z nimi. Ale teraz muszę być sama. To
moje życie. Kiedyś moje. Odrzuciłam je, wybrałam inne drogi niż te, które wiodły tutaj.
- To tata milczał! - Misza wreszcie wykrzyczał swój gniew. - On to przemilczał.
Kłamał!
Raija pokiwała głową.
- Tak, ja wiem. Wiem, dziecko. Ale przedtem ja dokonałam wyboru. Ja. Nie twój ojciec.
Nikt inny. I tego też nie żałuję. To długa historia, którą ci opowiem. Zanim poznasz swoje
rodzeństwo...
Michaił uważnie patrzył na matkę. Żałował, że nie rozumiał nic z tego, o czym oni
mówili po fińsku. Wreszcie pokiwał głową.
- Wrócę wieczorem - powiedział.
- Dobrze. Raija puściła dłoń Reijo i pocałowała syna w oba policzki, zanim odszedł.
Oleg pogładził ją po głowie.
- Cieszę się, że ich odnalazłaś - rzucił szczerze.
- Ja też, Oleg. Raija patrzyła za nimi, jak płynęli w stronę statku.
Stała na brzegu i napawała się widokiem. Reijo stanął za nią i położył jej ręce na
ramionach. Jego oddech musnął jej ucho.
- Poślę Mattiego i Sedolfa po Idę. Mieszka na twojej ziemi. Teraz będziemy ścinać nasz
pierwszy las, Raiju. Twój i mój.
- Jesteś podobny do swojego ojca.
- Wiem - rzucił Reijo z uśmiechem. - On też cię bardzo kochał, Raiju.
3
Dłonie Raiji wielokrotnie gładziły zniszczoną powierzchnię stołu. Z czułością,
szacunkiem, zupełnie jakby dotykała czegoś uświęconego...
Reijo po drugiej stronie stołu, z jedną dłonią przykrywającą drugą. Patrzył na nią. Twarz
miał poważną i spokojną.
- Jesteś zły? - spytała nagle. - Nienawidzisz mnie? Nienawidziłeś?
- Nie - odparł, opierając podbródek o rękę. - Nienawiść to strata czasu. Ja nie miałem
czasu. Czułem, że masz swoje powody, by zostać. - Zamilkł na dłuższą chwilę. - Ale czekałem
wiele lat. I nigdy nie uwierzyłem, że nie żyjesz. Pogodziłem się z tym, że cię nie ma, ale nie, że
nie żyjesz. Rozumiesz?
- Pamiętasz Kallego? - spytała Raija z powagą. - To mi się też przytrafiło. Wtedy...
Kalle chyba najbardziej chciał uciec od wszystkiego. Zawsze wybierał najłatwiejsze
rozwiązania. Nigdy nie wierzyłam, że możliwe jest po prostu stracić przeszłość. Nie
rozumiałam tego. Ale potem mnie to spotkało. Może dlatego, że potrzebowałam ucieczki. A
gdy Jewgienij umarł, wszystko do mnie powróciło. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przedtem
czułam to jako skałę, lodowatą ciemność, która mnie zatrzymywała za każdym razem, gdy
próbowałam przez nią przejść. Ale skała po śmierci Jewgienija rozstąpiła się! Wszystkie sny i
fragmenty przeszłości, których nie rozumiałam, nagle stały się częścią całości. Byłam jak
naczynie, które znów się napełniło. Tak długo byłam pusta, Reijo...
- Co z Jewgienijem? On wiedział...
- Jewgienij milczał - odparła Raija zrezygnowanym tonem. - Oleg milczał. Antonia
milczała. Nie było więcej wtajemniczonych. Oni byli moimi najbliższymi. Ten zawód boli
najbardziej.
Raija nie wspomniała o Miszy. Na nim wymuszono milczenie. Rozumiała to.
Zobaczyła, jak on wyraźnie się odprężył, gdy zrozumiał, że pamięć jej wróciła. Spoczywała na
nim zbyt duża odpowiedzialność. - Nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mnie nigdy nie zawiedli -
uśmiechnęła się Raija. Ostrożnie dotknęła palcem dłoni Reijo. - Ty tego nigdy nie zrobiłeś.
Wasilij też nie. Tylko wy. A ja zawiodłam wszystkich. Wszystkich.
- Wasilij?
- Jego też kochałam - odparła Raija. - Na swój sposób. On był ojcem mojej córeczki
Natalii. Nadal boli mnie wspomnienie o niej. Ona też jest częścią historii, którą chcę ci
opowiedzieć. Teraz tylko trochę, by uwolnić nieco bólu. Wasilija... Wasię... straciłam. Popełnił
samobójstwo. Aż tak było to dla niego poważne. Cały Archangielsk traktował mnie jak wdowę
po nim, jakby nie było w tym ani trochę mojej winy. Natalia umarła. Jewgienij umarł.
Odprowadziłam moich najbliższych na cmentarz. Tam, na wschodzie, pozostał mi tylko Misza.
- Tutaj masz wielu.
- Nie wiem - odparła. - Śnię Mikkala. To nie są zwykłe sny. On do mnie przychodzi
wtedy, gdy odpływam. Natalia go widziała w morzu.
Reijo wzdrygnął się, ale nic nie powiedział.
- Chciałabym być z nim pochowana - mówiła dalej Raija. - Umarłemu pewnie wszystko
jedno, ale często o tym myślę, że chcę spocząć razem z nim w grobie. Z Mikkalem.
- Ty też przychodziłaś do mnie w moich snach - odezwał się Reijo ochryple. - Prosiłaś,
bym zadbał, żebyś spoczęła w morzu.
Spojrzała na niego pytająco.
- Straciliśmy ciało Mikkala - wyjaśnił Reijo. - Straciliśmy łódkę z jego ciałem. Zatonęła
w morzu...
- Opowiedz mi! Reijo opowiedział o podróży na wschód wzdłuż wybrzeża Finnmarku.
Była to opowieść pełna bólu. Ravna im wybaczyła. Powiedziała, że morze to dobre miejsce na
grób. Wyznała, że staje nad grobem syna za każdym razem, gdy staje nad brzegiem morza.
- To wiele tłumaczy. - Raija zbladła. Dłonią obracała nerwowo jeden z guzików bluzki,
aż go urwała. Bluzkę miała jasnoniebieską, spódnicę o ton ciemniejszą. Reijo uważał, że
wygląda w tych kolorach bezbarwnie. Powinna nosić intensywne kolory, w których sama by
promieniowała.
- Przecież nie mogłam tego wiedzieć... Jej słowa zawisły w powietrzu pomiędzy nimi.
Nie mogła tego wiedzieć. Ale wiedziała. Nie potrafili te go wytłumaczyć.
- Coś jest. Potem - dodała Raija pewnym tonem. - Jest druga strona. Naprawdę. Ja tam
wędrowałam.
Wracałam w mrozie, tak jak kiedyś. Ale teraz jest mi trudniej. Nie chcę wracać.
- Pamiętasz, że nie chciałem w to uwierzyć? - uśmiechnął się Reijo. Miał czterdzieści
dwa lata, ale wyglądał młodziej, zwłaszcza gdy się uśmiechał. Można było w twarzy dorosłego
odnaleźć młodzieńca. - Maja też to miała. Uratowała moje życie. Przyszłaś do niej we śnie i
dałaś jej ten... dar.
- Też to śniłam. - Raija wyciągnęła dłonie i dotknęła go chłodnymi palcami. Jego dłonie
były tak ciepłe! Ciepłe, szorstkie, dobre dłonie.
- Ida też coś ma - dodał Reijo. - Jakąś nadwrażliwość. Przeczucia.
Raija milczała. Stół pomiędzy nimi tak naprawdę ich nie rozdzielał, a raczej spajał. Gdy
myślała o wspólnocie, przede wszystkim przechodził jej przez myśl stół, a nie łóżko. Rodzina
zgromadzona wokół stołu na posiłek - to był dla niej symbol wspólnoty.
Ten stół kiedyś był jej. Teraz tak myślała o innym stole.
- Dzieci? - To pytanie przyszło jej z wielkim trudem, ale już nie mogła czekać. Reijo
opowiadał tak ostrożnie...
- W skrócie? - spytał, ściskając jej dłonie. Reijo już jako chłopak był małomówny. Jego
oczy obserwowały. Mógł wiele przekazać uściskiem dłoni, uśmiechem, mrugnięciem oka.
Upływające lata rysowały zmarszczki, ale nie były w stanie zmienić człowieka. Raija czuła
wyraźnie, że Reijo nadal jest jej przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miała.
Najlepszym, jakiego ktokolwiek mógł mieć.
- Z Elise i Mattim było najmniej kłopotów. Starał się też o nią pewien Simon Bakken,
pamiętasz jego krewnych? Ale Elise wiedziała, kogo chce. A Matti okazał się porządnym
mężem. Pojechali zaraz po ślubie do Finlandii. Niedawno wrócili. Nie było im tam lekko.
Wrócili z czworgiem dzieci. Dwoje tam pochowali. - Reijo uśmiechnął się przelotnie i potarł jej
dłonie kciukiem. - Mają Eija - Marię, Reino, Mikaela i Inkeri Raiję.
- Babcia? - Raija pokręciła głową. - Nie czuję się aż tak stara...
- Masz więcej wnucząt, babciu! - zaśmiał się, drocząc się. Ale zamilkł, gdy dostrzegł jej
zagubione spojrzenie. - Mamy jedno wspólne, no i Mikkal, gdyby żył... Mały Mikkal. Podobny
do ciebie jak dwie krople wody. To synek Idy i Ailo. Urodziła bliźniaki. Dziewczynka umarła
w zeszłym roku. Ida ciężko to przeżyła. Nazywaliśmy ją małą Raiją. Niezwykle podobna do
Mikkala. Już jako noworodki miały ukształtowane twarze. Nie mogły się nazywać inaczej!
Musiały nosić wasze imiona. - Reijo westchnął. - Ida wyszła za Ailo. On wyruszył na wschód, a
wylądował w Finlandii. Maja tam była. Potrzebowała go. Pomiędzy nimi istniała więź...
- Byli rodzeństwem... - rzuciła Raija.
- Tak, byli rodzeństwem - powtórzył Reijo. - Przeszli przez wiele cierpienia. Ailo został
poważnie poparzony. Ida ci opowie. Mówi, że on już nie ma twarzy, że to tylko maska. On już
nie wrócił. Maja napisała, że Ailo nie żyje. Ida i Sedolf zakochali się w sobie. Jej córeczka
umarła. I wtedy pojechali do Finlandii...
Reijo puścił dłonie Raiji. Musiał wstać i przejść po izbie. Dzień był jasny, ale trzymał
się z dała. Reijo dołożył do paleniska. Ściany z bali nie dopuszczały zbyt dużo ciepła z
zewnątrz.
- Mówię o wszystkich naraz... Sedolf jest kuzynem Simona. Maja zaszła w ciążę z
Simonem. Pobrali się niechętnie. On wylądował w więzieniu i wrócił odmieniony.
Reijo usiadł obok Raiji i objął ją ramieniem. Pamiętał to uczucie z dawnych czasów,
znał jej barki, zaokrąglenie ramienia. Jego dłoń tak dobrze tam pasowała. To spotkanie
przywołało 'wszystkie wspomnienia.
- Maja sądziła, że ja potrafiłbym wypełnić jej pustkę. Były chwile, że i ja w to
wierzyłem. Byłem samotny. To jest coś więcej niż uczucie. To ból tak konkretny, że niemal
można go dotknąć. - Uśmiechnął się blado. - No i tu opowieść się plącze. To tak, jak gdy używa
się zbyt wiele kolorów przy tkaniu. Zlewają się w jedno, jak gęsto rosnące krzaki. Knut po-
wędrował do Finnmarku. Simon też. To było przed Idą i Ailo. Matti pojechał do Finlandii z
Elise. Ta opowieść to istny gąszcz!
- Dobrze opowiadasz.
- Pamiętasz dziewczynę z lochów Vardo? - spytał nagle Reijo. - Finka. Nieduża
blondynka, niczym się nie wyróżniająca. Ale miała w sobie coś dobrego. Nazywała się Anjo.
Ona cię pamięta.
Raija pokręciła głową.
- Mało stamtąd pamiętam. To nadal czarna plama. Opowiadałam o tym Mikkalowi, ale
to było dawno. Nie przypomnę sobie tego, nie chcę.
- Chłopcy się spotkali. Ailo był z Knutem. Poznali Anjo i młodego Fina, Heino. - Reijo
zamilkł na chwilę. - To był syn Petriego. Petri pojechał do Finnmarku szukać ciebie i tam
zmarł. Heino chciał odnaleźć ojca i ciebie. Nienawidził cię za to, że ojciec nie mógł o tobie
zapomnieć.
Raija zbladła. Pozostawiła wiele kręgów na wodzie. Mętnej wodzie...
- Odnaleźli złoto Kallego. Knut rozdzielił je wśród wszystkich. Ożenił się z Anjo. Ona
jest niemal w naszym wieku, ale jeśli któreś z naszych dzieci jest naprawdę szczęśliwe, to
właśnie Knut. Mają dwoje dzieci, Karla i Ailę. Trzy latka i niecały rok... Mieszkają u Mai.
Porzucili wszystko po tej stronie granicy. Simon umarł na północy. Knut wrócił do domu z żo-
ną, Ailo i Heino. Ailo i Ida byli dla siebie stworzeni. A Heino roztopił lodową powłokę Mai.
Nigdy wcześniej wiosna nie przyszła gwałtowniej... Pobrali się i pojechali na południe, do
Finlandii. Dobrze im się powodziło, aż Heino zginął w pożarze, zresztą to było bardziej
zawikłane. Maja wyszła niespodziewanie za mąż za fińskiego arystokratę. Jest teraz panią na
wyspie Hailuoto, niedaleko Oulu. Jest panią Marią Runefelt. William to dobry człowiek. Mają
syna - Williama Henrika Reijo.
- Więc ty też pozostawiłeś ślad - uśmiechnęła się Raija. - W sercach...
Zażenowany Reijo udał, że nie słyszy.
- Ailo znalazł schronienie pod opiekuńczymi skrzydłami Mai. Ma żonę, Annę Kajsę. To
córka z nieprawego loża ojca Williama. Wiesz, biedni ludzie zawsze ulegali bogatym... Knut,
Anjo i dzieci też u niej są.
Spojrzał na Raiję. Niemal czuł jej ból. Było jej ciężko.
- Helena przybyła znikąd - powiedział Reijo ciepłym tonem. Mówienie o niej sprawiało
ból, ale zarazem dobrze było dać się pochłonąć wspomnieniom. Zanurzyć się w czułości.
Zanurzyć po szyję. Tak pragnął móc cofnąć czas! Wrócić, dotknąć tego, co było. Ale Helena
nie żyje. - To część mojej historii, Raiju. Była Finką. Młodsza od Idy. Ale z nią nigdy nie czu-
łem się staro. Miała w sobie tyle radości! Dobra, ciepła... Mam syna, Raiju. Ivar Antti. Ma rok.
Jakoś moje dzieci chowają się bez matek... Po tamtej stronie fiordu zeszła lawina. Jumala jeden
wie, dlaczego Helena wypłynęła łódką w taką mgłę. Mnie nie było w domu. Wyrzuciło ją na ląd
na naszym brzegu.
Reijo spojrzał poważnie na Raiję. Chciał być uczciwy aż do bólu. Wiedział, że jego
słowa mogą ją dotkliwie zranić.
- Gorzej było stracić ją niż ciebie, Raiju. Moja radość zależała od niej. Drzwi do
największego i najbardziej czułego uczucia są teraz zamknięte. Zaryglowane. Ona ma klucze.
Utonęły wraz z nią. To jej twarzy będę szukał po tamtej stronie, jeśli istnieje. Teraz będę
wierzył, że tak. Nic innego mnie tu nie trzyma. Wierzę, że ona tak po prostu nie zniknęła. Że
gdzieś jest, gdzieś indziej. Że kiedyś ją obejmę. No i Ivar. On mnie potrzebuje. Chcę widzieć,
jak dorasta. To mnie trzyma przy życiu. Daje sens dniom. Nie oczekuję więcej od życia. Ty
powróciłaś z przeszłości, Raiju.
Wiedziała. Zrozumiała, co jej przekazał. Wiedziała, jakie inne słowa mógł wybrać.
- Jestem brudna - stwierdziła. - Wszystko mnie swędzi. Rozgrzejesz dla mnie saunę,
Reijo?
Zaśmiał się i delikatnie pogłaskał palcami jej policzek. Nie była to już skóra
dziewczyny, ale nadal zachowała miękkość.
- Napalę tak, że pęknie - obiecał. - Niewiele się zmieniłaś, Raiju.
Zdążyli jeszcze podzielić się wieloma myślami, zanim sauna się rozgrzała. Raija z
podwiniętymi nogami siedziała na ławie w kuchni. Pamiętała te niezliczone razy, gdy tak
siadała, dzieląc śmiech i smutek. Razem z Reijo. Razem z Anttim.
Myślała o tych z jej dzieci, które też tak siadywały. Starała się je sobie wyobrazić, ale
mimo to były nadal nierzeczywiste. Okruchy czegoś, do czego nie miała prawa.
Nie było jej tu wtedy.
Dla nich nie żyła.
- Czy dobrze zrobiłam, że wróciłam? - spytała nagle. - O Boże, Reijo, może ja tego
wcale nie przemyślałam? Uważasz, że nie powinnam? Czułam, że muszę. I chyba nie myślałam
o was...
BENTE PEDERSEN WĘDROWNY PTAK
1 - Można by pomyśleć, że się zakochałeś w tej łajbie! - powiedziała Olga, opierając się o jedną z portowych szop. Spojrzała w kierunku statku, który kiedyś nazywał się „Raija”, potem „Raisa”, a teraz znów „Raija”. Michaił podążył wzrokiem za jej spojrzeniem. Miał na sobie proste, połatane w wielu miejscach samodziałowe spodnie i szeroką, błękitną koszulę. W pasie przewiązany był kolorowym szalem. Tylko buty: skórzane, grubo smarowane tłuszczem zdradzały, że nie był zwykłym marynarzem. Olga wiedziała o tym, bo sama o nie zadbała. Michaił nie miał jeszcze szesnastu lat, ale został już pryncypałem. Armatorem. - Niedługo popłyniemy na zachód - powiedział cicho chłopak. Nie udało mu się cofnąć szybko spojrzenia, choć może powinien. Olga z pewnością znów uzna, że jest dziecinny. Ale naprawdę kochał ten statek! Nic nie mógł na to poradzić. Miał być na nim kapitanem! To jego statek! Te słowa śpiewały mu we krwi. Nie umiał jej tego wytłumaczyć. Nawet nie próbował opisywać uczuć, jakie wywoływał w nim statek noszący imię jego matki. To była jego pieśń. Muzyka jego krwi. Tylko jego. Tym nie umiał się z nikim podzielić. Nawet z Olgą. Dziewczyna zaśmiała się. Zabrzmiało to tak smutno, że Michaił spojrzał na nią. Jakże chciałby cofnąć czas! Znów co prawda byłby chłopcem, ale to byłoby warte nawet tego. Wiele rzeczy powinno było ominąć Olgę. Olga... Szesnaście lat, ciemne loki związane tasiemką, brązowe oczy, którym nigdy nic nie umknęło. Drobna twarz o zdecydowanym wyrazie. Ładna na swój sposób. Dumnie wyprostowany kark. Podbródek zawsze uniesiony w górę. Wstrząsała głową i trzymała ją prosto zupełnie jak Raija. Olga nauczyła się tych gestów wtedy, gdy wszyscy oprócz jego matki ją opuścili. W jej ruchach Michaił dostrzegł to samo dziecko, porzucone przez Olega i Tonie. Jego matka stała się na jakiś czas matką i dla niej. Potem Tonią i Oleg wrócili i znów wzięli ją do siebie. Zażądali miłości, której wcześniej się wyrzekli. Te myśli były nowe dla Michaiła. Odkrywał nowe ścieżki. Nie mógł teraz iść ich śladem, ale zapamiętywał je i obiecywał sobie, że kiedyś je zgłębi. Olga miała w oczach otchłań. Zima zamroziła kąciki jej ust, luty pochylił jej ramiona. On załatwił pieniądze na zabieg. Ona położyła się na zniszczonym stole w nędznej
lepiance. Teraz wokół nich był maj. Późny maj. Lód schodził z Morza Białego. Michaiłowi oczekiwanie ściskało gardło. Jego spojrzenie często podążało na zachód. Nie miał czasu na nic więcej poza przygotowaniami. Deptał Olegowi po piętach, chcąc nauczyć się jak najwięcej. Nie poświęcał ostatnio Oldze zbyt dużo czasu. - Nie będę mogła mieć dzieci. Wiedziałeś o tym? - Brązowe oczy wpatrzyły się w jego, żądając uczciwej odpowiedzi. Michaił podążył wzrokiem za lecącą mewą. Zapragnął, by też mógł tak uciec. - Tak. - Mama powiedziała mi dopiero dzisiaj. Michaił uderzał piętami w beczkę, na której sie- dział, wzbudzając w niej głuche echo. - Mogłeś mi powiedzieć! - Oskarżenie w jej głosie było niczym ostrze noża. Już ona to umiała. Tylko jego matka była w tym lepsza od Olgi. Kiedyś podsłuchał matkę, gdy rozmawiała z kupcami. Potrafiła wytargować ceny, o jakich inni mogli tylko marzyć... - Zabroniono mi - odparł Misza zgodnie z prawdą. Tym razem ona spuściła wzrok. - Tak, pewnie nie mogłeś - westchnęła ledwie dosłyszalnie Olga. Nadal ubierała się w intensywne kolory. Bluzkę miała czerwoną. Spódnicę jaskrawoniebieską, że aż kłuła w oczy. Wąską talię ścisnęła brązowym paskiem tak mocno, że powinna mieć kłopoty z oddychaniem. Miedziana klamra u paska stanowiła okaz niezłej roboty rzemieślniczej. Olga przyprawiała widza o szok. Była na swój sposób ładna, ale jej uroda uderzała jakby nazbyt intensywnie, gwałtownie... - Powiedziałam mamie, że nie wyjdę za Nikołaja! Miał ochotę jej przyklasnąć. Dobrze było znów usłyszeć jej pełen sprzeciwu ton głosu. Brakowało mu go. Już sądził, że go nigdy nie usłyszy. A przecież Olga nie była Olgą bez nagłych zmian humoru, bez błyskawic bijących z oczu. - Nie musisz. - Mama mówiła, że niewielu chciałoby małżonki, tak, tego słowa użyła, małżonki, która nie może mieć dzieci. A dopiero teraz mi o tym powiedziała. I nawet płakała! - Nie musisz o tym nikomu mówić - stwierdził Michaił. Nigdy nie podobała mu się propozycja Nikołaja, z którą wystąpił pewnej rozświetlonej zorzą polarną lutowej nocy. - Nikołaj nie dba o mnie bardziej niż o swoją fajkę! - Olga wstrząsnęła głową i odwróciła się do chłopaka plecami. Stała, objąwszy się ramionami jak tarczą. Michaił nie mógł nie przyznać, że Olga wyglądała w tym momencie wspaniale.
Niektórym kobietom było do twarzy z dumą. Olga do nich należała. - On zawsze będzie czcił pamięć Jelizawiety. Zawsze będzie w niej zakochany. Ona nie żyje, ale on jest ciągle tak samo zakochany. Sądzę, że ma wyrzuty sumienia, gdy patrzy na twoją matkę. - Na mamę? - spytał Michaił, oszołomiony. Olga odwróciła się i z pobłażliwym uśmiechem pogładziła go czule po policzku. Już nie osłaniała się tarczą. - Misza, mały Misza! Dostrzegasz tylko statki, prawda? Nie zauważyłeś, że Nikołaj jest zadurzony w Raiji - Raisie? - Olga, zwłaszcza gdy była rozczulona, nadal używała imienia, które nadała opiekunce w dzieciństwie. - Mama jest ze dwa razy starsza od Nikołaja! Chyba zwariowałaś! Dziewczyna zaśmiała się. Gestem dała mu do zrozumienia, że chce koło niego usiąść. Michaił zeskoczył i podniósł ją na beczkę. Olga była tak szczupła w talii, że jego palce niemal się zetknęły na jej plecach. Potem sam wskoczył na beczkę. Oparli się o ścianę szopy. - Nikołaj ma tak bezbronny wyraz twarzy, gdy patrzy na twoją starą matkę - uśmiechnęła się Olga. - Ma wyrzuty sumienia, jakby Jelizawieta stała tuż obok niego. Nikołaj wcale nie uważa, że Raija - Raisa jest stara. A na pewno nie jest od niego dwa razy starsza! Nie mogłaby być jego matką! Michaił poczuł się głupio. Jego matka była ładna, nie mógł temu zaprzeczyć. Zawsze uważał, że jego matka jest najpiękniejsza na świecie. Ale trudno mu było spojrzeć na nią oczami mężczyzny, który mógł jej pożądać. Trudno i za życia ojca, i teraz. Raija to jego matka! Na matki nie sposób patrzeć inaczej. - Czy uważasz, że to ważne mieć dzieci? Synów? To niesprawiedliwe, że ona zadaje takie pytanie! Michaił niemal zdrętwiał z zimna, mimo że słońce świeciło mocno jak na tę porę roku. Przecież on dopiero zaczynał się zastanawiać, w jaki sposób się robi dzieci... A ona go pyta, czy to ważne mieć dzieci! On jeszcze o tym nie myślał! Często sam czuł się jak dziecko. - Nie wiem - odparł szczerze. - Mama mówi, że wszyscy mężczyźni chcą mieć synów - stwierdziła Olga tonem kobiecej mądrości. Była dorosła na inny sposób niż on. Doświadczyła czegoś, czego on sobie nawet nie wyobrażał. - Matki nie zawsze mają rację - obwieścił Michaił z przekonaniem. Mimo to czuł się równie głupio jak przedtem. Ramię Olgi dotykało go miękko. Jego ręce były kanciaste. Ostatnio
urósł jeszcze bardziej, podczas gdy Olga pozostała niewysoka. To budziło w nim ciepło. - Nikołaj zapewniał, że może poczekać - dodał, gdy cisza pomiędzy nimi stała się przytłaczająca. - Tak - odparła cicho, nie patrząc na niego. - Nie musisz jeszcze odpowiadać - dorzucił. - Nie. Cisza była niczym wielki, czarny ptak o ogromnych skrzydłach, które zasłaniały słońce i chłodziły świat. - Nie chcę wchodzić w tę okropna rodzinę! Pamiętasz jego matkę? Tę lodowatą babę? Nawet nie chce mi się nazywać jej klępą, bo obrazę dla każdej szanującej się klepy stanowiłoby porównanie z madam Norkiną. - Może ona umrze, zanim ty się zdecydujesz? - A może Nikołaj zmieni zdanie? - W głosie Olgi zabrzmiała nadzieja. Zsunęła się z beczki i znów objęła się ramionami. Nagle Michaił uświadomił sobie, że ona zawsze tak spała, gdy już - wtedy - zrozumiała, że Tonią i Oleg odeszli od niej. Nigdy wcześniej tego nie skojarzył, dopiero teraz. - Możesz już iść z powrotem do tej swojej ukochanej! - uśmiechnęła się Olga blado i odeszła bez słowa pożegnania. Skraj jej spódnicy przelotnie muskał ziemię. Michaił miał niejasne poczucie, że Olga próbowała mu powiedzieć coś, czego on nie umiał pojąć. Bo on nic nie rozumiał! Sprawiało to, że czul się zdezorientowany i zły. Wydawało mu się, że Olga zawiodła się na nim. Maj przeszedł w czerwiec. Michaił nie miał zbyt wiele czasu na myślenie o Oldze. Zresztą o niczym, co nie miało związku z jego podróżą na zachód. Już tak długo podróż wydawała się ułudą. Czymś, o czym się mówiło: „latem” i „wkrótce”. A teraz Michaił niemal tego dotykał. Plany były gotowe. Oleg miał płynąć z nim. Sam siebie ze śmiechem mianował bosmanem. Powiedział, że jest kapitanem tylko na „Antonii”. Michaił wiedział, że Oleg postanowił tak tylko po to, żeby mu pomóc. Był mu za to wdzięczny. I tak czuł się mały i przerażony. Raija płynęła z nimi. Musiała, nawet gdyby miał ją ciągnąć za włosy. Chciał z nią porozmawiać. Wkrótce. Michaił znów to odkładał. Raija pojechała do domu nad Dwiną. On do późnej nocy pomagał przy załadunku. To, że był pryncypałem, nie zwalniało go z niczego. Ojciec też by pomagał. Michaił czuł, że jako armator chce być podobny do ojca. Ale nie wiedział, czy chce
być do niego podobny jako mężczyzna. Michaił spal w ich budynku w porcie. W lecie było to możliwe. Mimo że noce potrafiły jeszcze schłodzić swym oddechem, mógł napalić w piecu tak, że siedział z podciągniętymi rękawami. Gdyby miał jednak marznąć, zawsze mógł chwycić za jedną z butelek likieru Olega. Zasoby te, o których Antonia nie wiedziała, albo udawała, że nie wie, służyły do pomocy przy zawieraniu transakcji handlowych. Raija uśmiechała się na myśl o tych butelkach i tajemnicy Olega. Michaił podejrzewał, że Antonia reagowała tak samo. Po tym, jak w czasie tej zimy obserwował swoją matkę przy pracy, Michaił poznał ją z nowych i obcych stron. Zrozumiał, że kobiety posiadają cechy, których nie okazują na co dzień. Skoro nawet własna matka była w stanie go zaskoczyć, większość innych kobiet stanowiła dla niego tajemnicę. Nawet Olga. Właśnie tajemnicza Olga weszła do jego kantorka, niosąc razowy chleb, soloną rybę i masło, a w dzbanku kwas zrobiony przez Antonię. - Mama była pewna, że umierasz z głodu - rzuciła lekkim tonem, odstawiając koszyk na jego biurko. Biurko było jaśniejsze pośrodku, wzdłuż brzegów i na rogach. Najczęściej używane szuflady też były jaśniejsze od pozostałych. Olga usiadła na biurku. Miała na sobie wysokie, sznurowane buty, ponad którymi bielała halka przykryta czarną spódnicą. Ściskał ją ten sam skórzany pas, co zwykle. Nad nim błękitniała bluzka kolorem jesiennego nieba nad żółknącymi polami. Michaił szybko otrząsnął z siebie tę wizję. W obecności Olgi niebezpiecznie było tracić wątek. Zaczął jeść. Olga była najwyraźniej spragniona towarzystwa, bo nie ruszała się z miejsca. Nie chciała jedzenia, ale chętnie popijała kwas z tego samego dzbanka, co Misza. Nie chciało im się niepotrzebnie brudzić kubków. Akurat pod tym względem się zgadzali. - Błagałabym, żeby z wami płynąć - rzuciła Olga, dyndając nogami - gdyby nie to, że macie zabrać Walerija. A więc mogła już wymówić jego imię. Dużo czasu na to potrzebowała. Drogo musiała zapłacić za znajomość z nim. I on nigdy nie miał się o niczym dowiedzieć. Olga wymusiła i na ojcu, i na Michaile, że nic nie powiedzą. - Przecież Nikołaj dowodzi „Antonią”. Tam znalazłoby się miejsce - rzucił Michaił bez zastanowienia. - Sądzisz, że mama by mi na to pozwoliła? - spytała Olga z uśmieszkiem. - Ja i Nikołaj! Zgadza się, bym mu powiedziała „tak”, ale nie wysłałaby mnie razem z nim w wielomiesięczną
podróż w obce kraje! Dobrze mnie teraz pilnuje. Dba, bym nie znalazła się sam na sam z mężczyzną. - Westchnęła. - Bóg jeden wie, co o mnie myśli. Michaił jadł w milczeniu. Nie wspomniał, że teraz Olga była sam na sam z nim. Wiedział, że Tonią nie zalicza go jeszcze do mężczyzn. Jego nie uznaje za zagrożenie. W pewien sposób było to zawstydzające, jakby był niewinną owieczką... Olga podeszła do pieca, dołożyła kilka szczap i usiadła na sofie, podwijając pod siebie nogi. Wyglądała zarazem jak mała dziewczynka i jak dorosła Olga. Michaił nadal jadł, mimo że był już syty. - Uważasz, że jestem ładna, Misza? Chłopak zaczerwienił się, zaskoczony. - Nooo - zawahał się - nie jesteś gorsza od innych... chyba - wykrztusił, chowając się za dzbanek z kwasem. Czul, że jego dłonie są ogromne, a ramiona długie jak nigdy przedtem. - O Boże, po co go pytam? - Olga przewróciła oczami i westchnęła tak, że i ściany by jej współczuły. - Jesteś... ładna na swój sposób, Olgo. Michaił trzymał oburącz dzbanek z kwasem. To- nią pewnie obawiałaby się, czy go nie zgniecie. Dziewczyna uśmiechnęła się, zrezygnowana. - Znam cię, Misza, choć jest wiele rzeczy, których o tobie nie wiem. Jakie dziewczyny ci się podobają?. - Dziewczyny? Nie wiem... - Nigdy nie byłeś zakochany? - Nie... Chyba nie. W kim miałbym się zakochać? Czy to takie ważne? - Chodź tu! - rozkazała, poklepując miejsce obok siebie na sofie. Michaił posłuchał. Od dawna wiedział, że nie warto sprzeciwiać się Oldze. Nauczyła go tego, jeszcze zanim postawił pierwsze kroki. - Noga mi zdrętwiała. Zdejmij mi but! Michaił rozsznurował jeden i drugi, bo oba wylądowały na jego kolanach. Olga była bez pończoch. Bose nogi podwinęła pod siebie i poprosiła o kwas. - Nie chcę wyjść za Nikołaja. - Nikt cię nie zmusza. - Lubisz mnie? - Ale masz pytania! Lubię cię, choć jesteś męcząca - zaśmiał się Misza nerwowo. Ona nie dołączyła się do żartu. Nie miał pojęcia, do czego zmierzała. - Męczę cię teraz? - Olga weszła mu na kolana, zamykając go w rogu sofy. Usiadła twarzą do niego, z kolanami po obu stronach jego nóg. Spódnica ledwo przykrywała jej nogi. - Co u diabła...? Olga objęła go za szyję i oparła czoło o jego czoło.
- Męczę cię teraz? - powtórzyła pytanie. Jej oczy znalazły się tak blisko jego, że Michaił nie mógł odczytać ich wyrazu. Była tak blisko... pachniała sobą, świeżo, ale i inaczej. - Do cholery, Olga, co to znaczy? - A jak myślisz? Uśmiechnęła się i zwilżyła usta. Wpółotwartymi wargami pocałowała go. Przechyliła do tyłu, aż poczuł twardy kant oparcia sofy pod karkiem. Przytuliła się tak mocno, że prawie nie mógł oddychać. Dopiero po chwili wpadł na to, że powinien to robić przez nos. Jej miękkie wargi... Łaskoczący go koniuszek języka bawił się wewnątrz jego ust. Sprawił, że Misza poczuł mrowienie w wargach. Twarde piersi napierały na niego, uda ściskały jego nogi... Michaił nic nie rozumiał. To było przerażające. Dziwne. Nie chciał tego. Nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć, czego ona chce. Nie chciał. Tego też nie. Ale nie odsunął jej. Objął jej szczupłą talię. Dłońmi przesuwał po jej plecach, czując ciepło jej ciała. Nie miała nic pod bluzką. - Dotykaj mnie! - wyszeptała. - Zobacz, jaka jestem! Puściła go jedną ręką i znów zaczęła całować. Drażniła i pieściła. Wolną dłonią ujęła jego dłoń i skierowała ku dekoltowi. Rozpięła kilka guzików i wprowadziła jego dłoń pod materiał. Niezgrabnie ujął jej pełną pierś. Poczuł sutek niczym twardą bazię. Ścisnął - może zbyt mocno... Michaił całował Olgę z otwartymi oczami. Ona też. Patrzył w głąb jej dekoltu. Ona patrzyła na jego dłoń. Jej miękkie usta kierowały nim, palce pieściły kark. Jego druga ręka powędrowała na jej spódnicę. Znalazła kolano i przesuwała się po wewnętrznej stronie uda, pomiędzy jej gładką skórą a szorstkim materiałem jego spodni. Prosiła go o zdjęcie jej butów po to, by dostrzegł, że nic nie ma na nogach! Misza zrozumiał to i znów się przestraszył. Ona go przerażała. Ale Olga wiedziała, co robi. Jego dłoń znalazła cel. Wtedy Olga uniosła się nieco i opadła na nią. Wzdychała w uniesieniu wprost w jego usta, gdy jego niezgrabne palce starały się jej dogodzić. Zakręciło mu się w głowie. Musiał zamknąć oczy i uwolnić usta od jej pocałunków. Znalazł jej szyję. Wtedy zeszła z jego kolan i z szelestem materiału położyła się na sofie, podciągając spódnicę nad kolana niemal tak wysoko, że zobaczył wszystko.
Przesunął się za nią, przykrywając ją sobą. Ostatnie guziki w jej bluzce odskoczyły z trzaskiem. Jego dłoń odsunęła spódnicę, a dziewczyna rozchyliła uda. Szeroko otwartymi oczami, niczym brązowymi studniami, wpatrywała się w niego. Mógł się niemal w nich przejrzeć. Jej dłonie rozpinały jego pas. Michaił bał się. Oślepł. Ogłuchł. I pewnie oszalał. Ona była taka wilgotna... Bał się. Ale Olga nie zmuszała go. Dotknęła go przez spodnie, ale on sam wydostał to, co tam miał. Sam wśliznął się w gniazdo, które dla niego przygotowała. I był ledwo w połowie drogi, gdy zaszumiało mu w uszach. Michaił opadł na nią z palącymi wstydem policzkami. Olga pewnie pomyśli, że z niego dzieciak... Ale on był dzieckiem... Szaleństwo pozostawiło po sobie lęk. Michaił zapiął bluzkę Olgi. Zapiął spodnie i zacisnął pas. Pogłaskał ją po włosach. - Jestem draniem - powiedział przez zaciśnięte usta, próbując ułożyć jej loki na miejsce. - Nie jestem ani trochę lepszy od Walerija. Nawet nie w połowie. - Chciałam tego! Od początku - stwierdziła Olga stanowczo. Usiadła blisko Michaiła, bliżej niż on chciał. - Nie będzie z tego dziecka - dodała z cieniem goryczy w głosie. - Chciałbyś mieć dzieci, Misza? - spytała cicho, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Wzrokiem prosiła o zaprzeczenie. Ręce znów wydały mu się za długie. Jednym ramieniem objął Olgę i nie wiedział, co ma począć z drugim. Ona położyła głowę na jego piersi. - Podobało ci się, co zrobiliśmy razem? - O rany, Olga, musimy o tym jeszcze mówić? Pokiwała głową. - Wiele o tym myślałam. Bałam się znów to zrobić. Przecież potem było tak brzydko. Ale przedtem było dobrze... Wtedy chciałam tego. Z Walerijem. Ale pomyślałam, że powinno móc być dobrze przez cały czas, nie tylko przed. I bałam się, że nie będzie. Ale nie sądziłam, że ty zrobiłbyś to brzydko. Chciałam przeżyć to z tobą. Jesteś na mnie zły? Michaił westchnął. - Tak, trochę. Nie, u diabła, nie! Nie wiem! Nigdy tak o tobie nie myślałem... - A teraz będziesz? - Nie dawała mu spokoju pytaniami. - Będziesz o mnie myślał, gdy popłyniesz na zachód? Będziesz za mną tęsknił? Za tym, żeby to jeszcze ze mną zrobić?
- Nie wiem, Olga, nie wiem! Nie naciskaj mnie! Może... - Ja chcę, żebyś za mną tęsknił. - Dlaczego? Jej śmiech brzmiał wyzywająco. - Teraz cię przestraszę tak, Misza, żebym była pewna, że będziesz o mnie myślał w podróży! - Olga nabrała oddechu i oświadczyła uroczyście: - Zamierzam wyjść za ciebie za mąż. - Zwariowałaś, dziewczyno? Olga pokręciła głową. - Dobrze to przemyślałam. To świetne rozwiązanie. Zatrzymamy nasze statki. Oczywiście to źle, że nie mogę mieć dzieci, ale zawsze możemy jakieś przygarnąć. Wiele jest biednych rodzin, które nie mają za co się utrzymać. Znamy się dobrze. Wiemy o sobie wszystko. Byłam dla ciebie tą pierwszą. I zamierzam być jedyną. - Chyba zupełnie oszalałaś! - No i może cię lubię - dodała z uśmiechem dziewczyna. - Obejmij mnie, Misza! Zaraz muszę iść. Mama nie powinna zacząć o tobie źle myśleć. Misza objął ją posłusznie, ciesząc się niepomiernie, że Olga wkrótce sobie pójdzie. - Raija - Raisa też jedzie - mówiła dalej. - Tata nie chciał, lecz ona tylko prasnęła ręką w stół i powiedziała, że to jej syn jest pryncypałem. Ależ ta twoja mama jest ładna! Michaił westchnął. Niemal czuł się zawiedziony. Wszyscy podejmowali decyzje za jego plecami. W jego imieniu. Dla niego. Olga. Jego matka. - No to nie będę musiał jej przekonywać - rzucił. - Chcę pokazać jej Norwegię. Włosy Olgi łaskotały jego szyję. Czuł ją niczym rozżarzony węgiel na swoich kolanach. Nie mógł zamknąć powiek, bo wtedy wspomnienia tego, co przed chwilą przeżył, stawały żywe przed oczami. Czuł się na zmianę oszołomiony i zawstydzony. - Nie masz szansy, Misza! - Olga pocałowała jego szyję. Wzdrygnął się, jakby go oparzyła. - Sądzę, że urodziłeś się dla mnie, wiesz? - Zaśmiała się cicho i mrugnęła okiem. - Jesteś dokładnie dziewięć miesięcy młodszy ode mnie. Zrobiono cię dla mnie! - Wolałbym sam wybrać sobie żonę - wykrztusił Misza. Nadal czuł, jakby miał zbyt długie ręce. - Oczywiście, że sam wybierzesz! Mnie!
2 Już długo żeglowali. Wiatry im sprzyjały. Morze niosło ich na zachód wzdłuż ubogiego wybrzeża północnej Norwegii. Już rozpoznawali okolice. Zatrzymywali się tak rzadko, jak mogli. Nie popłynęli na zachód Morza Białego. Błogosławieństwo otrzymali w porcie w Archangielsku. Przybył na nie mnich, którego Antonia znała z czasów, o których nikt już nie wspominał. Nie przywitali się zbyt serdecznie. Oleg starał się zachować obojętność, ale nie bardzo mu się udawało. Walerij już nie chciał płynąć na zachód. Przysłał Raiji list, który przeczytała wszystkim. W zawiły sposób Walerij prosił ją o wybaczenie czegoś, o czym nikt nie miał pojęcia. Pisał, że chce pozostać na Wyspach Sołowieckich. Nie pragnął już niczego innego. Znalazł spokój. Światło, o którego istnieniu wcześniej nie wiedział. Odnalazł siłę w wierze. Chciał zostać mnichem. Trudno było wyobrazić sobie Walerija jako mnicha. Olga śmiała się w głos. Nawet Michaił z trudem wyobrażał sobie Walerija pobożnego i pokornego, w prostym habicie. Tylko Raija przyznała, że to dobrze, że odnalazł własną drogę. Tylko ona nie wątpiła w jego zapał. Podróż od razu nabrała innego charakteru. Obecność Walerija rzuciłaby na nią cień. Płynęli już kilka tygodni. Zdecydowani, prowadzeni doświadczeniem Olega. Z Michaiłem jako najmłodszym pryncypałem. Oleg nie pamiętał, by kiedykolwiek słyszał o młodszym. Był niedoświadczony. Oleg rozumiał tych z załogi, którzy zrezygnowali z rejsu. Rozumiał też tych, którzy zostali, narzekając. Młody chłopak obarczony taką odpowiedzialnością... To dlatego Oleg popłynął jako bosman. Według niektórych: jako prawdziwy kapitan. Zrobił to dla Jewgienija. Jewgienij był jego najstarszym i najlepszym przyjacielem. Zasłużył na to, by Oleg przez jakiś czas czuwał nad jego synem. Michaił i tak był całkiem rozsądny, jak na chłopaka w tym wieku. Pływał już z ojcem. Bawił się w porcie, od kiedy ledwo odrósł od ziemi. Więcej wiedział o statkach niż jego rówieśnicy. Wyrósł wśród ludzi morza. Osłuchał się z językiem marynarzy, jeszcze zanim sam zaczął mówić. Był urodzony na kapitana.
Ale wszyscy sądzili, że przejdzie przez wszystkie stopnie wtajemniczenia. Uważali, że będzie starszy, kiedy obejmie dowodzenie statkiem. A teraz miał szesnaście lat i całą flotę pod swoim dowództwem. I nikt nie był w stanie odwieść go od tego rejsu. Oleg nawet próbował rozmawiać o tym z Raiją, ale bez skutku. Była równie uparta jak syn. Oleg domyślał się, dlaczego ona też chciała płynąć. To nie był zwykły rejs po ryby wzdłuż wybrzeża północnej Norwegii. Mieli ważniejsze powody. Michaił musiał tu przypłynąć. Raija też. Oleg nie mógł ich powstrzymać. I nie chciał. Raija miała prawo, by tam powrócić. By odnaleźć tych, których kiedyś zostawiła. By zebrać okruchy własnego niegdysiejszego życia. Wszyscy mają prawo do swojej przeszłości. A Jewgienij przecież nie żyje. To już go nie dotyczy. Przeżył swoje życie tak, jak chciał. Zdobył jedyną kobietę, którą pragnął. Uczynił ją szczęśliwą. Miał z nią syna. Jeszcze nocą rozpoczęli wpływanie do tego fiordu. Trudno zresztą było określić porę. Noce miały jedynie czerwonawą poświatę. Tarcza słoneczna zbliżała się do horyzontu, potem jakby się odbijała i wracała na niebo, świecąc coraz jaśniej. Teraz było późne przedpołudnie. Długo podziwiali strome góry schodzące do morza. Tylko u ich podnóża widniał wąski pasek zieleni, na którym osiedlili się ludzie. Widzieli ich łodzie na kamienistym brzegu. Szopy i domki nieco wyżej. Oleg odnalazł Raiję stojącą na dziobie statku. Nie miał wcześniej czasu, by z nią porozmawiać. Nadal była piękną kobietą. Zimą skończyła czterdzieści jeden lat Jej życie nie należało do najłatwiejszych. Gdy się lepiej przypatrzyło, dało się dostrzec zmarszczki wokół oczu i ust, na czole ślady po przeżytych troskach. Ale jej włosy pozostały czarne. Oczy nadal iskrzyły się niczym węgiel. Rozpuściła kok na karku, pozwalając, by wiatr bawił się jej długimi do pasa włosami. Z daleka można ją było wziąć za dziewczynę. Oczywiście, z upływem łat jej ciało nabrało obfitszych kształtów, ale po nagłej śmierci Jewgienija znów schudła. Bardzo przeżyła jego stratę. Stała się jakby inna, coś obcego zagościło na jej twarzy. Dopiero teraz Oleg uświadomił sobie, co to było. Wcześniej nie umiał tego skojarzyć.
Teraz wiedział, kogo mu ona przypomina. Kobietę, którą wzięli na pokład pewnej nocy właśnie na tym fiordzie dawno temu. Oleg domyślił się, że ona też to pamiętała. Wróciła jej pamięć. - Byłaś tu wcześniej - powiedział cicho, stając obok Raiji. - Wiem - odparła. Nie mógł dostrzec jej twarzy. Ciemne loki, żyjące własnym życiem, ukrywały ją przed nim. - Obiecałem Jewgienijowi, że nigdy ci o tym nie powiem. Dopiero teraz Raija spojrzała na towarzysza. Spojrzenie było przepastnie czarne, ale nie oskarżające. Raija założyła najbardziej niesforne loki za ucho. - I uważam, że powinieneś dotrzymać tej obietnicy. To już nie ma znaczenia. - Uśmiechnęła się do Olega tak, jak tylko ona potrafiła. Uśmiechem, który trafiał prosto do serca. - Pamiętam to, co pamiętam. Nikt nie musi mi nic opowiadać. Wpatrzyła się w głąb fiordu. Oleg też go sobie przypominał. - Zawsze nienawidziłam tych gór - stwierdziła zdziwiona - a teraz czuję się tu swojsko, jakbym wracała do domu. Czy to nie dziwne? Oleg nie odpowiedział. Nie był w stanie. Nie mógł wydobyć głosu. Poczuł wyraźnie, że przyczynił się wobec niej do wielkiej niesprawiedliwości. Za późno było na przeprosiny. Gdyby nawet je wypowiedział, ona spojrzałaby tylko na niego swymi ciemnymi oczami i spytała: „Za co przepraszasz?”. Nie potrafił tego zrobić. Raija nigdy nie przypominała żadnej kobiety, którą znał. Oleg żałował, że Tonią nie płynie z nimi. Tonią może by zrozumiała Raiję. Ale Raija była jedyną kobietą na pokładzie. Nikogo nie dziwiło, gdy kapitan zabierał ze sobą w rejs żonę, ale nigdy nie zdarzało się, by na statku płynęła więcej niż jedna kobieta. Załoga by tego nie zniosła. Nadal zagłębiali się w fiord Lyngen. Wspomnienia napływały ku Raiji szeroką falą. Rozpoznawała szczyty gór. Przypominała sobie ich nazwy. Wiedziała, jak nazywają się osady, koło których przepływali. Po obu stronach fiordu. Opuścili kotwicę jak najbliżej lądu. Raija dostrzegła domek na cyplu. Dobry Boże, jakiż on mały! Ale pamiętała, jaki był zaciszny. Przebiegła wzrokiem po zielonej trawie dochodzącej do ścian domu, po wydeptanej ścieżce prowadzącej do obory i na brzeg do szopy i łódki. Zobaczyła dym idący z komina. Słaba smużka unosiła się leniwie ku niebu.
Michaił podszedł do Raiji. Cały dzień stała na pokładzie. Widziała zbliżający się cypel. Najpierw tylko go sobie wyobrażała. Potem ujrzała na własne oczy. Teraz już nic nie widziała, bo płakała. Poczuła dłoń syna na ramieniu. - To tu - powiedziała Raija pewnym tonem. - Spuść łódkę na wodę, Misza! Jesteśmy na miejscu. - Wcześnie przypłynęli w tym roku - powiedział Reijo, śledząc wzrokiem żagle kolorowego statku. Wydawał się płynącym kwiatem. Już szesnasty rok obserwował rosyjskie statki. Mattiego nie interesowały statki. Pochodził z głębi lądu i morze go nie pociągało. Sedolf zerknął ponad ramieniem Reijo i stwierdził, że tego statku nie pamięta. - Ale i tak trudno dopatrzyć się pomiędzy nimi różnicy - dodał. - Przemalowują je chyba co roku. I nie można się zorientować w tych ich literach. Nawet jak znasz swoje, i tak nie rozczytasz tego, co tam skrobią. Ich litery przypominają ślady wron na śniegu... Mężczyźni poświęcili dzień na przygotowanie narzędzi do wyrębu. Ostrzyli siekiery, wymieniali trzonki, gdzie było trzeba. Przygotowywali toporki i noże. Byli sami w domu, podczas gdy Elise i Ida z dziećmi gospodarowały w domu Idy i Sedolfa. Lepiej, żeby dzieci nie kręciły się pod nogami, gdy tyle niebezpiecznych narzędzi leżało wokół. Mieli ścinać drzewa na nowy dom Mattiego i Elise. Miejsce, za które w swoim czasie Ida i Sedolf podziękowali, Reijo oddał swojej wychowanicy i jej mężowi, bratu Raiji. Mattiemu z trudem przyszło przyjęcie daru, wolałby budować swój dom na ziemi, którą kupił. Ale nie mógł odmówić. Ten, kto nic nie posiada, nie może odmawiać. Będzie miał dług wobec Reijo. Mógł trafić dużo gorzej. Tam, na polanie, gdzie góry nie przytłaczały aż tak bardzo, zamierzał postawić swój dom. Z widokiem na lasy i fiord, i na niebo. Lepszego i szerszego widoku nie mogli mieć w Finlandii. Do rzeki było daleko, ale w pobliżu polany płynął strumyk. Reijo obiecał, że pogłębią go i będą mieli studnię. Reijo po stracie Heleny chciał być czymś ciągle zajęty. - Wydaje mi się, że spuszczają łódkę - rzucił Sedolf. - Płyną tu. Pewnie po wodę. Dziwne, że tak blisko zakotwiczyli. - Tak - potwierdził Reijo. Zerknął raz i drugi, ale nie chciał, by młodzi wzięli go za starego głupca. Już kilka lat temu pogodził się z rzeczywistością. Strata Heleny nie zmieniła tego. - Jest z nimi kobieta - zaśmiał się Matti, ale nagle jego twarz stężała, potem rozjaśniła się. - No, u diabła! - rzucił i popędził na dwór. Reijo popatrzył przez okno i zrozumiał, dlaczego Matti zniknął. W łódce było troje
ludzi. Potężny mężczyzna wiosłował. Drugi, szczupły, siedział za plecami kobiety. Jej włosy powiewały na wietrze niczym skrzydła kruka. Raija siedziała z twarzą zwróconą ku lądowi. Domek nie wydawał się większy, nawet gdy się zbliżyli. Ściany już dawno nie były smołowane, zauważyła. Smużka dymu unosiła się z komina i niknęła pod niebem. Raija nie mogła uzmysłowić sobie, co czuła. Może pewnego dnia wydobędzie to wspomnienie i nazwie swoje uczucia. Teraz nie była w stanie. Oczy patrzyły. Uszy nasłuchiwały. Dźwięki były tak znane... Rytmiczne uderzenia wioseł o wodę. Twarz Olega, jego oczy wpatrzone w nią intensywnie. Wydawał się rozumieć więcej z tego, co ona przeżywała, niż ona sama. Misza siedział za nią. On też patrzył na ląd. Raija cieszyła się, że nie widzą siebie nawzajem. Nie chciała, by syn zajrzał w głąb jej duszy. Powinna przypłynąć całkiem sama. Ale Misza stanowił część całości. Oleg też. Od samego początku. Dno łódki zaszurało o kamienie. Przybijali do lądu. Oleg odłożył wiosła i wyskoczył do wody. Wciągnął łódkę na brzeg. Raija stanęła niepewnie na kiwającym się podłożu. Czuła, że Michaił ją wspiera. Uniosła spódnicę, gdy wychodziła z łódki. Zamoczyła buty, ale to się nie liczyło. A więc znów tu stała. Jej stopy stały na ziemi, do której należała - i nie należała. Postaci mężczyzn przed domem... Rozpoznała dwóch z nich. Trzeci trzymał się z tyłu. Został na schodach domu, gdy dwaj pierwsi pobiegli na brzeg. Antti też przypominał skałę, a Reijo był podobny do ojca. Kiedyś jego włosy były niczym łan zboża w słoneczny dzień. Teraz, gęste i krótko przycięte, połyskiwały srebrem księżyca. Oczy jak zielone klejnoty. Teraz wiedziała, do czego mogła je porównać. Jej usta wymawiały słowa, których nie wypowiadała wcześniej pomiędzy ścianami z bali w Lyngen. Reijo miał oczy jak szmaragdy. Może po upływie tych lat bez tak iskrzącego spojrzenia, ale Raija była pewna, że nic się nie zmieniło. Nie mogła uwierzyć, kogo jeszcze zobaczyła. Była przekonana, że Matti będzie chciał wrócić do domu. Do Finlandii. Matti zawsze miał ojczyste lasy we krwi. Matti podszedł dwa kroki przed Reijo. Miał szerokie barki, ale zbyt szczupłe. Ojciec też był taki. Dziwne, jak bardzo synowie przypominali swych ojców. Patrzyła na nich i widziała
Erkkiego i Anttiego. Jej stopy chciały poczuć coś innego niż tylko kamienie. Wiatr rozwiewał jej włosy. Panowała cisza. Nikt nic nie mówił. Oleg i Misza nie poruszali się. Także Matti i Reijo zatrzymali się. Było tak cicho... Raija ruszyła czas. Jej stopy przeszły po piasku, po soczystej trawie. Stanęły przed tym, którego oczy tak przypominały jej oczy. Który uśmiechał się jej uśmiechem. Pokręcili głowami w zadziwieniu. Ich uśmiech pokonał lata. Był poszukujący, niedowierzający... Rozpoznający. - Siostro! - powiedział Matti, otwierając ramiona. Otoczyły ją mocnym uściskiem. Jego mięśnie były twarde. - Masz za długie włosy, mały Matti! - potargała mu je, śmiejąc się i ściskając go. Ich śmiech zbliżał ich do siebie. Pomagał pokonywać dzielący ich czas. Matti nie chciał jej puścić, lecz nagle przypomniał sobie o Reijo. Cofnął ręce z ramion Raiji i odszedł na bok. Nie zasłaniał już tego drugiego. Raija poczuła dreszcz. Pozostał jej jeszcze kawałek drogi do przejścia. Zrozumiała teraz, dlaczego Wasilij już od pierwszego wejrzenia wydał jej się tak znajomy. W jego oczach rozpoznała oczy Reijo: zielone, przejrzyste, zamyślone, przenikające... Pełne tajemnicy, której nigdy nie rozwiązała ani u Wasilija, ani u Reijo. Pozwolił, by podeszła. Nie uczynił żadnego gestu, by jej dotknąć. Nie obejmował jej inaczej niż tym swoim przenikliwym spojrzeniem. - Wiele czasu upłynęło, Reijo - powiedziała. Już tak dawno nie mówiła po fińsku. Tylko w myślach bawiła się słowami, które odnalazła nocą po śmierci Jewgienija. - Tak, wiele. - Wróciłam. Pokiwał głową. - Widzę. - To długa historia. Reijo przeczesał palcami włosy. Raija poznała ten gest z dawnych czasów, widziała go tysiące razy przedtem. Nagle tyle pamiętała. - Większość historii, których warto wysłuchać, jest długa - powiedział. - A gdzie Jewgienij? - Nie żyje - odparła Raija sztywno. - Umarł jesienią zeszłego roku. Tragicznie. Reijo pokiwał głową.
- Nie mam do niego żalu - westchnął. - Skłamał. Wrócił i powiedział mi, że nie żyjesz. Wiedziałaś o tym? Raija pokręciła głową. - Masz tylko syna? - Miałam jeszcze córkę - Raija nie chciała ujawniać swego bólu. - Umarła. To część mojej historii. Nie będę jej teraz opowiadać, ale pragnę, byś jej wysłuchał. Chociaż nie chcę niszczyć ci życia... Przez twarz Reijo przeleciał uśmiech, jednocześnie czuły i gorzki, zrezygnowany. - Nigdy nikogo nie znalazłeś? - pytanie zabrzmiało niczym okrzyk, niczym prośba o wybaczenie. - Może dobrze, że nigdy nie łączyła nas wielka namiętność, że nie było pomiędzy nami wielkiego uczucia! Od jesieni wiele o tobie myślałam. Marzyłam, byś znalazł kogoś, kogo pokochałbyś wielką miłością. Ty nie powinieneś być sam, Reijo! - Ona nie żyje - rzucił Reijo. Cień bólu przemknął po jego twarzy. Dał świadectwo wielkiej miłości. - To też długa historia, Raiju. Czy mamy czas, by wymienić się długimi opowieściami? Czy tym razem statek zaczeka? Mam w sobie wiele bólu. Wolę bronić się przed nowym cierpieniem. Za nic nie chcę dać się znów zranić. - Nikogo nie zranię, jeśli przestąpię próg twojego domu? Reijo pokręcił głową. Słońce operowało w srebrze jego włosów. Bruzdy zmarszczek także świadczyły o jego przejściach. Jego słowa mogły je wytłumaczyć. Tak, jak jej słowa miały wyjaśnić jej zmarszczki. Odwróciła się do Olega i Miszy. Wywołała uśmiech na twarz. Wciągnęła i ich w swój krąg. Pokazała im tę cześć jej życia. - Mój młodszy brat - powiedziała z czułością w głosie. Byli do siebie tak podobni, że nietrudno było się tego domyślić. - Matti. I Reijo. Był moim mężem, gdy stąd wyjeżdżałam. - Nabrała głęboko powietrza. - Chyba wobec Boga i władz nadal jesteśmy małżeństwem. Nie jestem Raisą Bykową, tylko Raiją Kesaniemi. Przykro mi, Misza... To mój syn, Michaił - przeszła znów na fiński. - I mój najstarszy rosyjski przyjaciel, Oleg Jurków. On mówi po norweska Misza tylko po rosyjsku. Matti wyciągnął dłoń i uścisnął dłoń Olega i Miszy. - U diabła, Raija - uśmiechnął się zażenowany. - Nie bałaś się duchów, gdy wybierałaś mu imię! - Jewgienij je wybrał - odparła cicho. - To też część historii. Reijo też się przywitał. Uśmiechnął się ciepło, niemal po ojcowsku, do Miszy. - Podobny do ciebie, Raiju. Teraz nawet bardziej niż ostatnio. To twoje cechy przebijają
się we wszystkich twoich dzieciach. Różne twoje cechy w każdym z nich. Misza jest bardzo podobny do Idy. Raija zachwiała się, nagle zabrakło jej powietrza. Reijo schwycił ją, objął ramionami. Spojrzeli sobie w oczy. Wcześniej się oceniali. Powstrzymali się. Próbowali przykładać ramię i wyważać drzwi, za którymi stało to drugie. Teraz już to nie było możliwe. Zamki pękły. Żadne z nich nie musiało szukać klucza, który zardzewiał i zaginął. Drzwi stanęły otwarte na oścież. Ramiona Reijo wokół talii Raiji. Jej ramiona na jego karku. Oboje unieśli brwi - on proste, a ona wygięte w łuk. Policzek otarł się o policzek. Skóra rozpoznała skórę. - Jeden rok - powiedział Reijo głosem grubym ze wzruszenia. Odsunął lekko Raiję i przyjrzał się jej, przekrzywiając głowę. Patrzył na jej twarz, próbował dostrzec minione lata. - Nadal jesteś tak piękna, że mógłby minąć tylko jeden rok. - Uśmiechnął się. - Tęskniłem za tobą, ty urwisie. Nie chciałem uwierzyć, że nie żyjesz. Nawet po rozmowie z Jewgienijem. Nawet po tym, gdy się dowiedziałem, że dałaś mu syna. Tęskniłem za tobą, Raiju. O Boże, jakże ja za tobą tęskniłem! - A dzieci? - spytała Raija bez tchu, patrząc ponad ramieniem Reijo na mężczyznę siedzącego na schodach domu. To nie był Knut. Jej starszy syn był blondynem, a ten miał ciemne włosy. - Knut i Maja są w Finlandii. - Reijo uśmiechnął się przelotnie i pogładził Raiję po policzku. Gdy już odważył się jej dotknąć, było to dobre uczucie. Była prawdziwa pod opuszkami jego palców. Nie znikała, nawet gdy zamykał oczy. Nie rozwiewała się w powietrzu, nawet gdy jej nie dotykał. - Ailo też jest w Finlandii - dodał z bólem, który zawsze towarzyszył wzmiankom o Ailo. - Ida i Elise są tu. Elise wyszła za twojego brata. Jak zawsze mamy zawikłane relacje rodzinne! Raija szeroko otwartymi oczami wpatrzyła się w Mattiego. Ten rozłożył ręce i uśmiechnął się szeroko. - Taka ładna wyrosła z niej dziewczyna! - powiedział tonem usprawiedliwienia. - Wszystko odbyło się bardzo przyzwoicie! Reijo uśmiechnął się pod nosem i skinął głową w stronę domu: - To mąż Idy, Sedolf. Świetny chłopak ze złej strony fiordu. - Pogładził Raiję po włosach. - Nadal jak jedwab - stwierdził ze zdziwieniem. Odnalazł w nich siwe ślady, ale i tak jej nie postarzały, tylko dodawały uroku. - Jesteś kobitą z piekła rodem, która nie brzydnie z latami! Ty nie blakniesz. Jak, u licha, ty to robisz, co? - Westchnął. - Jeszcze kilka dokumentów
nie jest całkiem w porządku w naszej rodzinie. Nie tylko my namieszaliśmy. Ida wyszła za Ailo. Raija poczuła, jakby grunt usuwał jej się spod nóg. To brzmiało tak właściwie: jej córka i syn Mikkala! To stanowiło właściwe zakończenia bajki. Ale przecież na schodach domu Reijo siedział ciemnowłosy mężczyzna, nie Ailo, a jednak mąż Idy. - Powiedziałeś przecież, że Ailo jest w Finlandii? - Ida ma dokumenty zaświadczające, że Ailo nie żyje - odrzekł Reijo. - Nasza córka jest bardziej twoja niż moja. To jej historia. Sama niech ci opowie. Nazywa ją „Sagą o mężczyźnie w masce”. Masz już wnuki, kochana. Jesteś babcią! To też długa historia. Raija zadrżała. Wsparła się o Reijo, gdy odwróciła się do syna i Olega. W wielu miejscach czuła się jak w domu. Tutaj też. Z dłonią Reijo ściskającą jej dłoń. Z jego ramieniem wspierającym jej ramię. Stał w jej cieniu. - Zostaję tu - rzuciła do Michaiła i Olega. - Płyńcie z powrotem na „Raiję”. Ja muszę ich spotkać - sama. - Ale to też moja rodzina! - powiedział Michaił, prostując kark. Raija rozpoznała w tym swój ruch, choć zwykle widziała w synu więcej z cech Jewgienija. - Tak, to też twoi krewni, mój Miszo. Spotkasz się z nimi. Ale teraz muszę być sama. To moje życie. Kiedyś moje. Odrzuciłam je, wybrałam inne drogi niż te, które wiodły tutaj. - To tata milczał! - Misza wreszcie wykrzyczał swój gniew. - On to przemilczał. Kłamał! Raija pokiwała głową. - Tak, ja wiem. Wiem, dziecko. Ale przedtem ja dokonałam wyboru. Ja. Nie twój ojciec. Nikt inny. I tego też nie żałuję. To długa historia, którą ci opowiem. Zanim poznasz swoje rodzeństwo... Michaił uważnie patrzył na matkę. Żałował, że nie rozumiał nic z tego, o czym oni mówili po fińsku. Wreszcie pokiwał głową. - Wrócę wieczorem - powiedział. - Dobrze. Raija puściła dłoń Reijo i pocałowała syna w oba policzki, zanim odszedł. Oleg pogładził ją po głowie. - Cieszę się, że ich odnalazłaś - rzucił szczerze. - Ja też, Oleg. Raija patrzyła za nimi, jak płynęli w stronę statku. Stała na brzegu i napawała się widokiem. Reijo stanął za nią i położył jej ręce na ramionach. Jego oddech musnął jej ucho.
- Poślę Mattiego i Sedolfa po Idę. Mieszka na twojej ziemi. Teraz będziemy ścinać nasz pierwszy las, Raiju. Twój i mój. - Jesteś podobny do swojego ojca. - Wiem - rzucił Reijo z uśmiechem. - On też cię bardzo kochał, Raiju.
3 Dłonie Raiji wielokrotnie gładziły zniszczoną powierzchnię stołu. Z czułością, szacunkiem, zupełnie jakby dotykała czegoś uświęconego... Reijo po drugiej stronie stołu, z jedną dłonią przykrywającą drugą. Patrzył na nią. Twarz miał poważną i spokojną. - Jesteś zły? - spytała nagle. - Nienawidzisz mnie? Nienawidziłeś? - Nie - odparł, opierając podbródek o rękę. - Nienawiść to strata czasu. Ja nie miałem czasu. Czułem, że masz swoje powody, by zostać. - Zamilkł na dłuższą chwilę. - Ale czekałem wiele lat. I nigdy nie uwierzyłem, że nie żyjesz. Pogodziłem się z tym, że cię nie ma, ale nie, że nie żyjesz. Rozumiesz? - Pamiętasz Kallego? - spytała Raija z powagą. - To mi się też przytrafiło. Wtedy... Kalle chyba najbardziej chciał uciec od wszystkiego. Zawsze wybierał najłatwiejsze rozwiązania. Nigdy nie wierzyłam, że możliwe jest po prostu stracić przeszłość. Nie rozumiałam tego. Ale potem mnie to spotkało. Może dlatego, że potrzebowałam ucieczki. A gdy Jewgienij umarł, wszystko do mnie powróciło. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przedtem czułam to jako skałę, lodowatą ciemność, która mnie zatrzymywała za każdym razem, gdy próbowałam przez nią przejść. Ale skała po śmierci Jewgienija rozstąpiła się! Wszystkie sny i fragmenty przeszłości, których nie rozumiałam, nagle stały się częścią całości. Byłam jak naczynie, które znów się napełniło. Tak długo byłam pusta, Reijo... - Co z Jewgienijem? On wiedział... - Jewgienij milczał - odparła Raija zrezygnowanym tonem. - Oleg milczał. Antonia milczała. Nie było więcej wtajemniczonych. Oni byli moimi najbliższymi. Ten zawód boli najbardziej. Raija nie wspomniała o Miszy. Na nim wymuszono milczenie. Rozumiała to. Zobaczyła, jak on wyraźnie się odprężył, gdy zrozumiał, że pamięć jej wróciła. Spoczywała na nim zbyt duża odpowiedzialność. - Nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mnie nigdy nie zawiedli - uśmiechnęła się Raija. Ostrożnie dotknęła palcem dłoni Reijo. - Ty tego nigdy nie zrobiłeś. Wasilij też nie. Tylko wy. A ja zawiodłam wszystkich. Wszystkich. - Wasilij? - Jego też kochałam - odparła Raija. - Na swój sposób. On był ojcem mojej córeczki Natalii. Nadal boli mnie wspomnienie o niej. Ona też jest częścią historii, którą chcę ci opowiedzieć. Teraz tylko trochę, by uwolnić nieco bólu. Wasilija... Wasię... straciłam. Popełnił samobójstwo. Aż tak było to dla niego poważne. Cały Archangielsk traktował mnie jak wdowę
po nim, jakby nie było w tym ani trochę mojej winy. Natalia umarła. Jewgienij umarł. Odprowadziłam moich najbliższych na cmentarz. Tam, na wschodzie, pozostał mi tylko Misza. - Tutaj masz wielu. - Nie wiem - odparła. - Śnię Mikkala. To nie są zwykłe sny. On do mnie przychodzi wtedy, gdy odpływam. Natalia go widziała w morzu. Reijo wzdrygnął się, ale nic nie powiedział. - Chciałabym być z nim pochowana - mówiła dalej Raija. - Umarłemu pewnie wszystko jedno, ale często o tym myślę, że chcę spocząć razem z nim w grobie. Z Mikkalem. - Ty też przychodziłaś do mnie w moich snach - odezwał się Reijo ochryple. - Prosiłaś, bym zadbał, żebyś spoczęła w morzu. Spojrzała na niego pytająco. - Straciliśmy ciało Mikkala - wyjaśnił Reijo. - Straciliśmy łódkę z jego ciałem. Zatonęła w morzu... - Opowiedz mi! Reijo opowiedział o podróży na wschód wzdłuż wybrzeża Finnmarku. Była to opowieść pełna bólu. Ravna im wybaczyła. Powiedziała, że morze to dobre miejsce na grób. Wyznała, że staje nad grobem syna za każdym razem, gdy staje nad brzegiem morza. - To wiele tłumaczy. - Raija zbladła. Dłonią obracała nerwowo jeden z guzików bluzki, aż go urwała. Bluzkę miała jasnoniebieską, spódnicę o ton ciemniejszą. Reijo uważał, że wygląda w tych kolorach bezbarwnie. Powinna nosić intensywne kolory, w których sama by promieniowała. - Przecież nie mogłam tego wiedzieć... Jej słowa zawisły w powietrzu pomiędzy nimi. Nie mogła tego wiedzieć. Ale wiedziała. Nie potrafili te go wytłumaczyć. - Coś jest. Potem - dodała Raija pewnym tonem. - Jest druga strona. Naprawdę. Ja tam wędrowałam. Wracałam w mrozie, tak jak kiedyś. Ale teraz jest mi trudniej. Nie chcę wracać. - Pamiętasz, że nie chciałem w to uwierzyć? - uśmiechnął się Reijo. Miał czterdzieści dwa lata, ale wyglądał młodziej, zwłaszcza gdy się uśmiechał. Można było w twarzy dorosłego odnaleźć młodzieńca. - Maja też to miała. Uratowała moje życie. Przyszłaś do niej we śnie i dałaś jej ten... dar. - Też to śniłam. - Raija wyciągnęła dłonie i dotknęła go chłodnymi palcami. Jego dłonie były tak ciepłe! Ciepłe, szorstkie, dobre dłonie. - Ida też coś ma - dodał Reijo. - Jakąś nadwrażliwość. Przeczucia. Raija milczała. Stół pomiędzy nimi tak naprawdę ich nie rozdzielał, a raczej spajał. Gdy myślała o wspólnocie, przede wszystkim przechodził jej przez myśl stół, a nie łóżko. Rodzina
zgromadzona wokół stołu na posiłek - to był dla niej symbol wspólnoty. Ten stół kiedyś był jej. Teraz tak myślała o innym stole. - Dzieci? - To pytanie przyszło jej z wielkim trudem, ale już nie mogła czekać. Reijo opowiadał tak ostrożnie... - W skrócie? - spytał, ściskając jej dłonie. Reijo już jako chłopak był małomówny. Jego oczy obserwowały. Mógł wiele przekazać uściskiem dłoni, uśmiechem, mrugnięciem oka. Upływające lata rysowały zmarszczki, ale nie były w stanie zmienić człowieka. Raija czuła wyraźnie, że Reijo nadal jest jej przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miała. Najlepszym, jakiego ktokolwiek mógł mieć. - Z Elise i Mattim było najmniej kłopotów. Starał się też o nią pewien Simon Bakken, pamiętasz jego krewnych? Ale Elise wiedziała, kogo chce. A Matti okazał się porządnym mężem. Pojechali zaraz po ślubie do Finlandii. Niedawno wrócili. Nie było im tam lekko. Wrócili z czworgiem dzieci. Dwoje tam pochowali. - Reijo uśmiechnął się przelotnie i potarł jej dłonie kciukiem. - Mają Eija - Marię, Reino, Mikaela i Inkeri Raiję. - Babcia? - Raija pokręciła głową. - Nie czuję się aż tak stara... - Masz więcej wnucząt, babciu! - zaśmiał się, drocząc się. Ale zamilkł, gdy dostrzegł jej zagubione spojrzenie. - Mamy jedno wspólne, no i Mikkal, gdyby żył... Mały Mikkal. Podobny do ciebie jak dwie krople wody. To synek Idy i Ailo. Urodziła bliźniaki. Dziewczynka umarła w zeszłym roku. Ida ciężko to przeżyła. Nazywaliśmy ją małą Raiją. Niezwykle podobna do Mikkala. Już jako noworodki miały ukształtowane twarze. Nie mogły się nazywać inaczej! Musiały nosić wasze imiona. - Reijo westchnął. - Ida wyszła za Ailo. On wyruszył na wschód, a wylądował w Finlandii. Maja tam była. Potrzebowała go. Pomiędzy nimi istniała więź... - Byli rodzeństwem... - rzuciła Raija. - Tak, byli rodzeństwem - powtórzył Reijo. - Przeszli przez wiele cierpienia. Ailo został poważnie poparzony. Ida ci opowie. Mówi, że on już nie ma twarzy, że to tylko maska. On już nie wrócił. Maja napisała, że Ailo nie żyje. Ida i Sedolf zakochali się w sobie. Jej córeczka umarła. I wtedy pojechali do Finlandii... Reijo puścił dłonie Raiji. Musiał wstać i przejść po izbie. Dzień był jasny, ale trzymał się z dała. Reijo dołożył do paleniska. Ściany z bali nie dopuszczały zbyt dużo ciepła z zewnątrz. - Mówię o wszystkich naraz... Sedolf jest kuzynem Simona. Maja zaszła w ciążę z Simonem. Pobrali się niechętnie. On wylądował w więzieniu i wrócił odmieniony. Reijo usiadł obok Raiji i objął ją ramieniem. Pamiętał to uczucie z dawnych czasów, znał jej barki, zaokrąglenie ramienia. Jego dłoń tak dobrze tam pasowała. To spotkanie
przywołało 'wszystkie wspomnienia. - Maja sądziła, że ja potrafiłbym wypełnić jej pustkę. Były chwile, że i ja w to wierzyłem. Byłem samotny. To jest coś więcej niż uczucie. To ból tak konkretny, że niemal można go dotknąć. - Uśmiechnął się blado. - No i tu opowieść się plącze. To tak, jak gdy używa się zbyt wiele kolorów przy tkaniu. Zlewają się w jedno, jak gęsto rosnące krzaki. Knut po- wędrował do Finnmarku. Simon też. To było przed Idą i Ailo. Matti pojechał do Finlandii z Elise. Ta opowieść to istny gąszcz! - Dobrze opowiadasz. - Pamiętasz dziewczynę z lochów Vardo? - spytał nagle Reijo. - Finka. Nieduża blondynka, niczym się nie wyróżniająca. Ale miała w sobie coś dobrego. Nazywała się Anjo. Ona cię pamięta. Raija pokręciła głową. - Mało stamtąd pamiętam. To nadal czarna plama. Opowiadałam o tym Mikkalowi, ale to było dawno. Nie przypomnę sobie tego, nie chcę. - Chłopcy się spotkali. Ailo był z Knutem. Poznali Anjo i młodego Fina, Heino. - Reijo zamilkł na chwilę. - To był syn Petriego. Petri pojechał do Finnmarku szukać ciebie i tam zmarł. Heino chciał odnaleźć ojca i ciebie. Nienawidził cię za to, że ojciec nie mógł o tobie zapomnieć. Raija zbladła. Pozostawiła wiele kręgów na wodzie. Mętnej wodzie... - Odnaleźli złoto Kallego. Knut rozdzielił je wśród wszystkich. Ożenił się z Anjo. Ona jest niemal w naszym wieku, ale jeśli któreś z naszych dzieci jest naprawdę szczęśliwe, to właśnie Knut. Mają dwoje dzieci, Karla i Ailę. Trzy latka i niecały rok... Mieszkają u Mai. Porzucili wszystko po tej stronie granicy. Simon umarł na północy. Knut wrócił do domu z żo- ną, Ailo i Heino. Ailo i Ida byli dla siebie stworzeni. A Heino roztopił lodową powłokę Mai. Nigdy wcześniej wiosna nie przyszła gwałtowniej... Pobrali się i pojechali na południe, do Finlandii. Dobrze im się powodziło, aż Heino zginął w pożarze, zresztą to było bardziej zawikłane. Maja wyszła niespodziewanie za mąż za fińskiego arystokratę. Jest teraz panią na wyspie Hailuoto, niedaleko Oulu. Jest panią Marią Runefelt. William to dobry człowiek. Mają syna - Williama Henrika Reijo. - Więc ty też pozostawiłeś ślad - uśmiechnęła się Raija. - W sercach... Zażenowany Reijo udał, że nie słyszy. - Ailo znalazł schronienie pod opiekuńczymi skrzydłami Mai. Ma żonę, Annę Kajsę. To córka z nieprawego loża ojca Williama. Wiesz, biedni ludzie zawsze ulegali bogatym... Knut, Anjo i dzieci też u niej są.
Spojrzał na Raiję. Niemal czuł jej ból. Było jej ciężko. - Helena przybyła znikąd - powiedział Reijo ciepłym tonem. Mówienie o niej sprawiało ból, ale zarazem dobrze było dać się pochłonąć wspomnieniom. Zanurzyć się w czułości. Zanurzyć po szyję. Tak pragnął móc cofnąć czas! Wrócić, dotknąć tego, co było. Ale Helena nie żyje. - To część mojej historii, Raiju. Była Finką. Młodsza od Idy. Ale z nią nigdy nie czu- łem się staro. Miała w sobie tyle radości! Dobra, ciepła... Mam syna, Raiju. Ivar Antti. Ma rok. Jakoś moje dzieci chowają się bez matek... Po tamtej stronie fiordu zeszła lawina. Jumala jeden wie, dlaczego Helena wypłynęła łódką w taką mgłę. Mnie nie było w domu. Wyrzuciło ją na ląd na naszym brzegu. Reijo spojrzał poważnie na Raiję. Chciał być uczciwy aż do bólu. Wiedział, że jego słowa mogą ją dotkliwie zranić. - Gorzej było stracić ją niż ciebie, Raiju. Moja radość zależała od niej. Drzwi do największego i najbardziej czułego uczucia są teraz zamknięte. Zaryglowane. Ona ma klucze. Utonęły wraz z nią. To jej twarzy będę szukał po tamtej stronie, jeśli istnieje. Teraz będę wierzył, że tak. Nic innego mnie tu nie trzyma. Wierzę, że ona tak po prostu nie zniknęła. Że gdzieś jest, gdzieś indziej. Że kiedyś ją obejmę. No i Ivar. On mnie potrzebuje. Chcę widzieć, jak dorasta. To mnie trzyma przy życiu. Daje sens dniom. Nie oczekuję więcej od życia. Ty powróciłaś z przeszłości, Raiju. Wiedziała. Zrozumiała, co jej przekazał. Wiedziała, jakie inne słowa mógł wybrać. - Jestem brudna - stwierdziła. - Wszystko mnie swędzi. Rozgrzejesz dla mnie saunę, Reijo? Zaśmiał się i delikatnie pogłaskał palcami jej policzek. Nie była to już skóra dziewczyny, ale nadal zachowała miękkość. - Napalę tak, że pęknie - obiecał. - Niewiele się zmieniłaś, Raiju. Zdążyli jeszcze podzielić się wieloma myślami, zanim sauna się rozgrzała. Raija z podwiniętymi nogami siedziała na ławie w kuchni. Pamiętała te niezliczone razy, gdy tak siadała, dzieląc śmiech i smutek. Razem z Reijo. Razem z Anttim. Myślała o tych z jej dzieci, które też tak siadywały. Starała się je sobie wyobrazić, ale mimo to były nadal nierzeczywiste. Okruchy czegoś, do czego nie miała prawa. Nie było jej tu wtedy. Dla nich nie żyła. - Czy dobrze zrobiłam, że wróciłam? - spytała nagle. - O Boże, Reijo, może ja tego wcale nie przemyślałam? Uważasz, że nie powinnam? Czułam, że muszę. I chyba nie myślałam o was...