domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 290 431
  • Obserwuję1 922
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 958 650

Amber Kell - A Wizards Touch 06 - Temple’s Touch

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Amber Kell - A Wizards Touch 06 - Temple’s Touch.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane Amber Kell A wizards touch
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 106 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ Rozdział 1 Przechodząc przez dziedziniec, Temple Stewartson rozglądał się po kampusie, próbując dopasować obecny krajobraz do swoich wspomnień wziętych ze zdjęć z albumu swojego ojca. Zauważył kilka nowych budynków, ale żadnych olbrzymich zmian. Powietrze aż nuciło od tych wszystkim ochronnych zaklęć nałożonych przez Dyrektora Jaynella, człowieka, którego Temple nazywał wujkiem, odkąd zrobił swój pierwszy krok. Magia wuja Jaya nasączała powietrze niczym wilgotna rosa poranną trawę, zostawiając błyszczący nalot na wszystkim, czego dotknęła. Temple wątpił, by czarodzieje nawet zauważali, że energia nasyca ich kampus. Zagubieni w poznawaniu swoich rosnących umiejętności, mało uwagi zwracali na cokolwiek innego. Temple dorastał przy wielkim czarodzieju i znał zapach domu. Jay może nie był jego prawdziwym wujem, ale w sforze, każdy dorosły starszej generacji, stawał się wujem albo ciotką i uczył i prowadził młode. Jego wewnętrzny wilk warknął na znajomy zapach, chcąc tarzać się w trawie i pokryć Temple’a zapachem czarodzieja. Jay był dla wilczej połowy Temple’a rodziną i w nieznanym terenie, jego zmienna bestia poszukiwała silnego opiekuna. Temple zacisnął zęby i powstrzymał swoje zachowanie czystą siłą woli i nieznacznie zmienionymi w pazury rękami. Po tym jak nalegał, by iść studiować, Temple nie mógł teraz stracić kontroli, nie teraz, gdy jego rodzeństwo prawie rzuciło mu wyzwanie, by tu uczęszczać. Powrócił myślami do ich spotkania. - Musisz się uczyć, by lepiej się chronić – ostrzegała Reena. – Ludzie będą chcieli wyzwać pół czarodzieja i dlatego musisz umieć użyć swojej magii, ponieważ twój wilk może nie być zdolny cię obronić. – Przerywała swój wykład trzaskając wiecznie obecną gumą w ustach. Nigdy nie mógł się nadziwić jak unikała sklejenia się zębów. Nie miał zamiaru kłócić się z jej logiką. Silny wewnętrzny wilk alfa Temple’a niewiele robił dobrego, ponieważ Temple nie mógł się zmienić – jeszcze jeden powód, że potrzebował zaawansowanego magicznego szkolenia. Uczył się w domu wraz ze swoim rodzeństwem i współ-wilkami, nauczył się podstaw magii od czarodziejów w rodzinie, ale potrzebował nauki, by ćwiczyć się w magii empatii. Bez tego pozostanie

~ 3 ~ pół wilkiem, niezdolnym do przemiany, jednak z ponadprzeciętną magią – niepowodzenie zarówno w zmiennym jak i czarodziejskim świecie. Obecna sytuacja sprawiała, że Temple stał się tematem na cotygodniowych spotkaniach rodzeństwa Stewartson. Zawsze spotykali się na obiedzie dwa bloki od domu watahy, bez innych członków watahy i rodziców, by kreślić przyszłość ich małej watahy. To był ich sposób na połączenie się od zewnętrznych napięć. Temple uwielbiał swoje rodzeństwo i trio stawało się sobie jeszcze bardziej bliskie w miarę dorastania i zaczęcia swoich własnych karier. Najmłodszy z nich, o trzy lata, Temple był jedynym, który jeszcze nie znalazł kierunku w swoim życiu. - Reena ma rację, musisz szkolić się w swoich mocach – powiedział Cannon. Oczy jego wilka alfa błysnęły metalicznym żółtym. Cannon miał z nich najsilniejszą bestię, ledwie powstrzymywaną pod jego ludzką fasadą. To on był pierwszym, który zasugerował, by zaczęli swoją własną watahę. Wszyscy się zgodzili, wiedząc, że Cannon już dłużej nie zniesie pozostania w ich rodzinnej sforze. Chociaż ich dom był fantastycznym miejscem do wychowywania się, żadna wataha nie mogła pomieścić dwóch alf. A ponieważ rodzeństwo Stewartson nie porzuciłoby swojego brata, zaplanowali wyprowadzenie się razem jak tylko Temple skończy swoją naukę. Jednakże, musieli być w stanie utrzymać swoją watahę finansowo zanim się wyprowadzą, bo proszenie mamy i taty o pieniądze mogłoby osłabić tę niezależność. Oboje rodzeństwa Temple’a znalazło już swoje miejsca w życiu i byli przygotowani do ich małej watahy. Cannon już zaczął gromadzić dla nich sumkę na czarną godzinę ze swojego przedsiębiorstwa budowlanego, a Reena zaczęła swoją własną spółkę inwestycyjną dla zmiennych. Jej wprawa do zarabiania pieniędzy nadbudowała ich małą pulę gotówki do przyzwoitej ilości. Nie dość na mały dom watahy, ale jeszcze na niego zarobią. Jak tylko Temple zacznie dokładać się do puli funduszy, ten zacznie rosnąć jeszcze szybciej, ale Temple musiał najpierw ukończyć cztery lata szkoły czarodziejów zanim będzie mógł otworzyć swoją praktykę leczenia empatią, by pomóc emocjonalnie załamanym zmiennym. - Nie widziałem Maddiego od kilku dni. Jak radzi sobie z twoim chodzeniem do szkoły? – zapytał Cannon. - Jest dobrze. – Temple zignorował bolesny ból serca na ich codzienną separację. – Nie sądzę, żeby wiedział, że planuję wprowadzić go do naszej watahy.

~ 4 ~ - Może powinieneś przestać być takim typkiem i z nim porozmawiać. – Reena uśmiechnęła się kpiąco. – Albo może zdecydować, że trzeba na ciebie zbyt wiele zachodu i pójdzie znaleźć sobie kogoś innego. Temple przytrzymał swojego wewnętrznego wilka, gdy bestia rzuciła się na Reenę. Uszło z niego warknięcie, na tyle głośne, by to zaskoczyło jego siostrę i odsunęła się dalej od niego. Zamachnął się na nią, niezdolny do powstrzymania swojego wilka przed całkowitym jej zaatakowaniem. Mógł nie posiadać pełnej zdolności do zmiany, ale jego pazury mogły zrobić znaczne szkody. - Nie dokuczaj mu z powodu Maddiego – ostrzegł Cannon. Jego niski ton alfy rezonował przez kości Temple’a. - Przepraszam, Temple. – Reena spuściła oczy, by ułagodzić wilka Templa. Szczerość Reeny uspokoiła bestię Temple’a. Kiwnięciem głowy zaakceptował jej przeprosiny. Jednak kilka minut zabrała mu zmiana jego palców z powrotem w pełni ludzkie. - Nawet nie mogę myśleć, że może być z kimś innym. – Ręce Temple’a zadrżały na wyobrażenie sobie jego słodkiego wilka zwracającego swoją uwagę na innego. Dziecięcy brak pewności siebie skręcił go. Nie dość z wilka, ledwie czarodziej - co miał do zaoferowania? Zrobi wszystko, by zatrzymać jedną dobrą rzecz w swoim życiu. - Myślisz, że Maddie jest twoim partnerem, prawda? – zapytał Cannon. Temple wzruszył ramionami. - Mam taką nadzieję. Pójście do szkoły jest dobrym sposobem na poznanie nie- zmiennych ludzi. Jeśli mój wilk jest dostrojony do Maddiego, będę z tego powodu szczęśliwy, ale nie chcę go wybrać i potem za późno odkryć, że Maddie ma innego partnera. To by mnie zabiło. Temple marzył o posiadaniu szczenięcia lub dwóch, nawet ze swoją spieprzoną genetyką. Maddie byłby fantastycznym ojcem. Duży, łagodny Maddie, który zawsze bawił się ze szczeniętami watahy z większą cierpliwością niż święty. Prawdę mówiąc, zmienni nie ufali sztucznej inseminacji, wierzyli, że dziecko zdarza się lub nie, i ludzie nie powinni wpływać na plan natury. Spadek liczby urodzeń zmiennych nadal nie zmienił przekonań większości zmiennych. Nie dbał o to. Gdyby nadarzyła się okazja pochwyciłby szansę, by powitać dziecko z DNA jego albo Maddiego.

~ 5 ~ Cannon poklepał go po ramieniu, wytrącając go z jego marzeń. - Wszystko się uda. Temple nie odpowiedział na zapewnienie brata. Spróbował utrzymać swój optymizm, ale wiedział, że czasami rzeczy nie wychodzą i żadna ilość podnoszących na duchu ruchów nie może przezwyciężyć rzeczywistości. Temple wciąż musiał przekonać swojego najlepszego przyjaciela do dołączenia do ich nowej watahy, ale nie martwił się – Maddie nigdy mu nie odmówił. Ich dwoje było nierozłącznych, odkąd Maddie przybył zamieszkać do ich watahy w wieku zaledwie ośmiu lat. Temple znalazł go uczepionego szczątków dachu po okropnej powodzi, która wywołała wezbranie rzeki i zniszczyła dom Maddiego. Nie wiedział, co stało się z resztą rodziny Maddiego i z tego, co wiedział, ich alfa nigdy nie znalazł żadnych innych ocalałych. Temple zaprzestał zadawać Maddiemu pytania lata temu po tym jak niewinne zapytanie obróciło jarzące się zielone oczy Maddiego w puste spojrzenie kogoś, kto przeżył głęboką traumę. Wspomnienia na czas wtrąciły go z powrotem do teraźniejszości, by uniknąć wpadnięcia na drzewo. Na widok tych wszystkich kwitnących gałęzi jego serce zabolało. - Maddie, pokochałbyś to miejsce. – Maddie uwielbiał ogrodnictwo. Maddie stał przy Temple’u, kiedy dowiedział się, że nie może się zmieniać, i trzymał go, gdy szlochał, bo nie był wystarczającym wilkiem. Oboje jego rodzeństwo mogło się zmieniać, więc Temple zawsze przypuszczał, że on również będzie mógł. Chociaż Temple nie zamieniłby swojego ojca na nikogo innego na tej planecie, to nie złagodziło gorzko-słodkiego bólu tego, że nie był taki jak reszta grupy. Jego oczy, zęby i ręce mogły się zmieniać, ale pełna zmiana ciała nigdy się nie zdarzyła. Nikt nie wiedział dlaczego, więc może jego natura hybrydy nie miała dość genów wilka. Dziedziczne cechy były niepewną rzeczą i otrzymał więcej cech czarodzieja niż któreś z jego rodzeństwa. Temple nie miałby nic przeciwko, żeby nikt na kampusie nie dowiedział się o jego pochodzeniu, ale hybrydy były rzadkością i wątpił, żeby dużo czasu zabrało rozprzestrzenienie się tej nowiny. Z jego rodowodem i koneksjami, uniknięcie rozgłosu będzie niemożliwe. Jego wujowie byli sławetnie sparowani z potężnymi czarodziejami i

~ 6 ~ chociaż nic nie mówili, wiedział, że mają nadzieję, iż znajdzie partnera spoza watahy. Każdy wiedział jak bardzo bolało go to, że nie mógł biegać z resztą wilków. Zatrzymał się u dołu schodów do Budynku Administracyjnego. Jak tylko przejdzie przez te drzwi, wszystko stanie się rzeczywiste. - Mogę to zrobić – szepnął. Obraz zachęcającego spojrzenia Maddiego mignął w jego głowie. Gdyby teraz się wycofał, rozczarowałby swojego najbliższego przyjaciela. Maddie spędził długie godziny pomagając Temple’owi wybrać zajęcia i ubrania, i nawet dał mu kamień koncentracji. Temple zanurzył palec wskazujący w prawej kieszeni i potarł kawałek onyksu na szczęście. - Nadchodzę. Wspiął się po kilku kolejnych stopniach. Wejścia chroniły posągi lwów. Kiedy zrównał się z bestiami, ich oczy zaczęły błyszczeć na niebiesko. Temple warknął i rozświetlone spojrzenia osłabły. - Głupie posągi – mruknął. Rzeźby nie powinny wyzywać jego wilka. Przeszedłszy przez wejście, skierował się do drzwi opatrzonych tabliczką Biuro Dyrektora Szkoły. Otworzywszy pchnięciem drzwi odkrył krasnala siedzącego za szerokim biurkiem. Spojrzała, gdy Temple wszedł. - Dzień dobry, młody człowieku. W czym mogę pomóc? - Przyszedłem odebrać swój harmonogram. – Dlaczego po prostu nie mogli przesłać mu go pocztą nie wiedział, ale najwyraźniej tradycją było odebrać go samemu. Zastanowił się czy posągi miały coś wspólnego z tą praktyką. Czy badały każdego studenta, a jeśli tak jak złe nasiona przechodziły przez nie? - Oczywiście. Twoje nazwisko? – Krasnal rzucił szeroki uśmiech. - Temple! – wykrzyknął za nim męski głos. Odwrócił się. - Wujek Jay. - Zawsze dobrze cię widzieć. – Przystojny czarodziej zgarnął Temple’a w uścisk, ściskając go mocno przed uwolnieniem.

~ 7 ~ Temple przewrócił oczami. - Widziałeś mnie dzisiaj rano w kuchni. Nalałem ci kawę. – Zignorował radosne szczekanie swojego wilka. Jego wewnętrzne zwierzę absolutnie uwielbiało czarodzieja i jego ludzka połowa zgadzała się z tym. Jego najlepsze dziecięce wspomnienia obejmowały Jaya. Pomiędzy tworzeniem śnieżyc na podwórku, a zabieraniem znudzonego dziecka na przejażdżkę na trójgłowym smoku, Jay zdobył uwielbienie Temple’a zanim nauczył się chodzić. - Tak wiem i obiecuję nie wprawiać cię na kampusie w zakłopotanie. I tak wątpię, żebyśmy spotykali się dość często. To duży teren i będziesz miał ważniejsze rzeczy do robienia niż przytulanie się z twoim wujem. – Brak obaw Jaya uspokoił nagły przypływ nerwów Temple’a. - I nie będziesz miał nic przeciwko? Jay wzruszył ramionami. - Pomimo tego, co myśli twoja matka, musisz przecież dorosnąć. Temple się roześmiał. Jego słodka matka, Daniella, zamieniała się we wściekłego wilka, gdy ktokolwiek obrażał jej szczenięta. Jako jedyny, który nie mógł się zmienić, Temple był najbardziej pilnowany, zawsze z uwagą obserwowany czy jego brat albo siostra nie bawią się z nim zbyt szorstko. Ignorowała fakt, że niejednokrotnie wygrywał ich małe sprzeczki ciskając w swoje rodzeństwo swoją magią. Ostatecznie nauczyli się grzecznie bawić albo odczuli ostrą odpowiedź jego mocy. Odrobina telekinezy zawsze się przydawała. Uśmiechnął się i przepłynęła przez niego ulga. Temple trochę się martwił, że wstąpi na akademię i zrani uczucia Jaya, jeśli nie wpadnie do jego biura. - Doceniam to. - To jednak nie znaczy, że nie przyjdę cię sprawdzić od czasu do czasu. Gdyby coś ci się stało na mojej zmianie, wataha - i, co ważniejsze, twoi rodzice - obarczyliby mnie odpowiedzialnością. - Rozumiem. – To był jeden z warunków dostania pozwolenia na uczęszczanie do szkoły. Musiał mieszkać w domu i raz na tydzień spotykać się z Jayem, by informować go na bieżąco o swoich szkolnych postępach. Udawał, że walczy z ograniczeniami, ale w środku był zadowolony. Temple nie cierpiał być sam. Jego wewnętrzny wilk wciąż

~ 8 ~ potrzebował watahy. Gdyby naciskał, by zostać w akademikach, mogliby się zgodzić i musiałby spać z dala od Maddiego. Temple ledwie pohamował dreszcz na tę myśli. - Jesteś gotowy do szkoły? Spróbował zachować spokój pod wnikliwym spojrzeniem Jaya. Wyprostował plecy i wysunął brodę, ukazując pewność siebie, której nie miał. - Jestem. - Dobrze. – Jay wziął papier, który podał mu krasnal i przejrzał stronę. – Jak Maddie przyjął twoje opuszczanie domu watahy w ciągu dnia? Temple zesztywniał. - Właśnie zaczął swoją naukę na mechanika, więc nie jest tak, że spędza dzień beze mnie. Pusty ból w jego piersi przypomniał mu, że nic nie będzie już takie samo. Już nie będzie spędzał całego dnia na rozmowach i uczeniu się obok Maddiego. Nie uszło jego uwagi to, że każdy zawsze pytał o Maddiego, kiedy go widzieli. Dorastanie było do dupy. Jako dziecko spędzał niekończące się dni ze swoim najlepszym przyjacielem biegając wokół domu watahy, Maddie często w postaci wilka. Teraz, byli młodymi mężczyznami kreślącymi swoje odrębne kariery. Nie chciał myśleć o tym jak o trwałej sytuacji. Jego wewnętrzny wilk nalegał, by należeć do Maddiego. Temple się z tym zgadzał, ale wciąż potrzebował swojego dyplomu, nieważne jak bardzo jego uparty wilk był niezadowolony. - Prawda. – Jay przeglądał harmonogram Temple’a zanim zmiął go i wyrzucił do pobliskiego kosza na śmieci. – Zamierzam to zmienić. Chcę, żebyś wziął zajęcia Teorii Magii zamiast Początkowych Mikstur. - Myślałem, że Mikstury są wymaganymi zajęciami? – Temple próbował ukryć swoją ulgę. Nie cierpiał śmierdzących substancji chemicznych i jego wilk mógłby podrapać go od wewnątrz, odurzony wstrętem do smrodu. - Tylko przeciętny czarodziej albo ludzie robiących specjalizację, mogą potrzebować zajęć z miksturami. Ponieważ wyrażasz swoją magię przez dotyk, nie ma sensu zmuszać cię do chodzenia na zajęcia z mikstur i marnować czas na coś, czego nigdy nie użyjesz. Wolałbym, żebyś więcej się szkolił niż uczęszczał na mieszaninę przypadkowych zajęć tylko po to, by zdobyć uznanie. Już zatwierdziłem pominięcie

~ 9 ~ większości z twoich podstawowych kursów, ponieważ sam cię uczyłem i te testy, które przerabiałeś w czerwcu zeszłego roku oficjalnie umieściły cię na wyższym poziomie. Temple się uśmiechnął. Im mniej czasu spędzi w college'u, tym szybciej będzie mógł zacząć swoje życie. Na szczęście jego wuj zawsze chronił jego tylny. - Dziękuję. - Nie ma za co. – Jay odwrócił się do sekretarki. – Mogłabyś wydrukować nowy harmonogram, Lattice? - Chwileczkę, dyrektorze. – Wystukała kilka klawiszy na klawiaturze. Warkot pracującej drukarki wypełnił powietrze. Minutę później podała Jayowi papier. – Proszę. - Doskonale. Dziękuję. – Jay wziął wydruk i przejrzał go jeszcze raz zanim wręczył Temple’owi. – Daj mi znać, jeśli zajęcia nie zaspokoją twoich potrzeb. Możemy poprawić je jak chcemy. Szkoła nie ma zbyt wielkiego doświadczenia w zajmowaniu się empatami. Kevin może być bardziej pomocny niż ja, jeśli będziesz miał problemy w tłumaczeniu rzeczy, jakich będziesz się uczył w klasie, w przydatne metody. Wuj Kevin, partner alfy, miał szalone lecznicze umiejętności. - Poradzę sobie. Nie martw się, jeśli będę potrzebował pomocy poproszę o nią. – Nie zamierzał twierdzić, że chce robić rzeczy po swojemu. Wilki były zależne od pomocy watahy. Już zrobił swój wielki pokaz niezależności przychodząc do college'u dla czarodziejów. Większość watahy wilków nie rozumiała pragnienia Temple’a, by pójść do szkoły, ale wsparcie rodziny znaczyło dla niego wszystko. Nie mógł tego spieprzyć. – Dzięki, wujku Jay. Teraz pójdę odebrać książki, żeby być gotowym na jutrzejsze zajęcia. – Powinien przyjść wcześniej, by zdobyć wszystkie swoje rzeczy, ale Maddie zacznie swoje szkolenie dopiero od jutra, więc Temple chciał spędzić ostatnie minuty ze swoim przyjacielem. Jay kiwnął głową. - Do zobaczenia. - Pewnie. – Wciąż przeglądając swój harmonogram, wyszedł z budynku. Gdyby miał jakiekolwiek problemy nie przyjdzie z płaczem do wuja, ale też nie da się żadnemu zasmarkanemu czarodziejowi. Jego tata ostrzegł go, że niektórzy studenci mogą dać mu wycisk za bycie pół wilkiem, ale potrafił sam o siebie zadbać. Nie musiał się zmieniać, by walczyć. Dowiódł tego swojemu rodzeństwu. Wątpił, żeby czarodziej mógł pokonać w uczciwej walce nawet pół zmiennego, a Cannon nauczył go walczyć nieczysto.

~ 10 ~ Idąc według mapy kampusu, będącej na odwrocie jego harmonogramu, Temple zlokalizował księgarnię studencką na południowym krańcu terenu. Budynek był w opłakanym stanie i, jako taki, powinien być zastąpiony lata temu, ale pozostał jedynie ze względy na praktyczne wykorzystanie. Temple badał konstrukcję i przyglądał się przez kilka minut jak studenci wchodzą do środka i wychodzą zanim ośmielił się na podróż w górę popękanych kamiennych schodów. Przestępując próg, zamarł. Rzędy za rzędami książek rozciągały się tak daleko jak mógł spostrzec. Jak wiele zajęć oferował college? Czy na pewno potrzebowali tak wielu woluminów na tak mały kampus? - To ma przestrzeń z nałożonym zaklęciem – powiedział ktoś za nim. Temple odwrócił się, by zobaczyć szarookiego chłopaka z czarnymi włosami i znaczącym uśmiechem wykrzywiającym jego wargi. - Co? - Przepraszam, wyglądałeś na zmieszanego. Myślałem, że wyjaśnię. Gdy akademia została założona, dyrektor stworzył sklep, który miał zawierać wszystko, co potrzebują studenci. Nie mieli zbyt wiele, więc zaczarował budynek. Kiedy przekraczasz próg wnętrze się rozszerza, ale nie zmienia się na zewnątrz. - Wow. To niezwykłe zaklęcie. Myślę, że tylko mój wuj mógłby tego dokonać. – Jay był jedyną osobą, jaką Temple znał, która prawdopodobnie mogłaby wykonać ten rodzaj magii. Jay mógł zapakować całą szafę do walizki. To była ta sama magia, tylko na większą skalę. - Jestem Dirk Fasthaven. Specjalizuję się w technicznej magii. – Dirk podał rękę do potrząśnięcia. - Temple Stewartson, magia empatii. – Przyjął rękę Dirka. Nieznaczny iskra przyciągania przemknęła między nimi. Temple szybko zabrał z powrotem swoją rękę. Dirk mógł być słodki, ale serce Temple’a należało do Maddiego. Nawet, jeśli mogli nigdy nie być razem, wiedział, że chodzenie z kimś innym oznaczałoby imponującą zdradę. - Miło cię poznać, Temple. Twój wuj Jay – brzmi jak interesujący facet. Temple westchnął. Miał nadzieję odłożyć tę część przynajmniej do czasu aż nie zacznie szkoły.

~ 11 ~ - Bo jest. Jest sparowany z betą mojej watahy i jest najlepszym przyjacielem mojego ojca. Nie jest moim wujem przez krew, tylko przez rodzinę. Ciekawość zapaliła oczy Dirka. - Mówisz o dyrektorze Jaynellu? - Tak. – Temple nie cierpiał tego przyznawać, nie dlatego, że wstydził się swojej rodziny, ale dlatego, że Dirk miał to spojrzenie w oczach, którego Temple próbował uniknąć. Jego następne słowa potwierdziły podejrzenia Templa. - Z przyjemnością usłyszałbym więcej historii o dyrektorze. Widuję go tylko na kampusie. Czekaj… to znaczy, że jesteś zmiennym. Co robisz na kampusie? Myślałem, że zmienni nie mogą czarować. – Ton Dirka zmienił się z przyjaznego w złośliwy. - Jestem w połowie czarodziejem. – Temple uśmiechnął się blado. Zazwyczaj uważał siebie za pół wilka. To był pierwszy raz, kiedy uznał się za pół czarodzieja. To właśnie dowodziło, że wszedł w nowy etap swojego życia. - Oh, no cóż, przynajmniej część ciebie zasługuje na to, by tu być. – Dirk się obrócił i odszedł. Dupek! Temple wkroczył do budynku. Policzy się z Dirkiem, kiedy zobaczy go jeszcze raz. Nie chciał, żeby Maddie zwąchał studenta, który mu dokucza. Poturbowanie przez wilka nie dałoby sforze dobrej prasy, a narobienie sobie wrogów wśród ich bliskich sąsiadów byłoby złym politycznym posunięciem. Mógł łatwo żyć bez tego rodzaju problemów. Po porównywaniu swojej listy zajęć z rozpiską na ścianie, Temple złapał kosz i idąc za znakami znalazł wszystkie swoje książki. Jak tylko miał ich naręcze, chwycił zaczarowany plecak, by włożyć je wszystkie. Zgodnie z etykietą to zredukuje ich wagę do ćwierci ciężaru i zrobi miejsce na wszystko, co chciał wepchnąć do środka. Skrzywił się na koszt, ale podziękował wilczemu bogu, Zeusowi, że miał nieograniczony budżet. Między bogactwem watahy, a osobistą fortuną jego rodziców, Temple nie musiał liczyć się z groszem. Oszczędzanie w domu watahy było kwestią dumy, nie konieczności. Po zebraniu wszystkiego, skierował się do kasy. Jak tylko dostał całkowity paragon, Temple wręczył kartę kredytową, w którą zaopatrzyła go jego matka. Kasjerka wpatrywała się w nią przez chwilę.

~ 12 ~ - Jakiś problem? Mogę pokazać identyfikację, że to moja. – Temple zastanawiał się czy była jakaś usterka. Nigdy wcześniej jej nie używał. - Um, nie. Nie ma problemu. Po prostu nigdy wcześniej nie widziałem srebrnej karty. Słyszałem, że one nie mają limitu. Temple zmarszczył brwi. - Nie, nie sądzę, żeby miała. Nie wiedział, jakie to miało znaczenie. Oczywiście nie mógł być jedynym studentem na kampusie mającym bogatych rodziców? Przesunęła kartą, a potem oddała Temple’owi. - Miłego dnia. - Dzięki. – Wrzucił wszystko do swojego nowego plecaka. Zignorował jej szacujące spojrzenie i zarzucił torbę na plecy. Naciski od nieznajomych już sprawiły, że zatęsknił za domem. Spłynęła na niego pociecha i poufałość jego watahy, i jego wewnętrzny wilk przynaglił go do powrotu. Budynki nuciły mocą, kiedy Temple szedł przez kampus, by dojść do parkingu, gdzie czekał kierowca jednej z limuzyn watahy. - Mógłbym mieć własny samochód. – Temple przez chwilę obracał ten pomysł w głowie, próbując sobie wyobrazić jak jeździ po mieście bez potrzeby czekania na kierowcę, który go wszędzie zabierał. Zmienni nie prowadzili ze względu na silne emocje, takie jak wściekłość drogowa, która mogła sprawić, że by się zmienili. Zmiana w wilka, podczas prowadzenia, mogła tylko spowodować wypadek drogowy. Po raz pierwszy, Temple zastanowił się, że jego niemożność zmiany mogła przecież działać na jego korzyść. Mijając kolejny budynek, zerknął do środka, ale zobaczył tylko rząd biurek. Jutro będzie zajmował jedno z tych miejsc. Po spędzeniu całego swojego dzieciństwa, jako jeden z watahy, teraz mógł spróbować być jednostką. Jego wewnętrzna bestia warknęła swoją dezaprobatę. Temple westchnął. - To tylko na kilka lat.

~ 13 ~ Pójście do Akademii będzie wyzwaniem na więcej niż jednym poziomie. Jego wilk nie ufał tym niepochodzącym z watahy i żadna inna hybryda nie chodziła do college'u. Słyszał pogłoski o istnieniu innych pół czarodziejów, ale nigdy żadnego nie spotkał. W odróżnieniu od jego watahy, większość zmiennych rzadko parowała się poza swoim gatunkiem, i tylko zróżnicowani partnerzy, jakich znał, byli parami tej samej płci. Jego wilk zaskomlał w środku. Obrazy Maddiego pulsowały w jego głowie niczym pokaz slajdów. - Okej, okej, wracamy, ty mazgaju. – Jak miał radzić sobie dzień po dniu, jeśli jego wilk nie zaakceptuje nieuniknionego rozdzielenia między Temple’m, a jego najlepszym przyjacielem? Zasysając długi wdech, Temple wchłonął magię z powietrza. Mógł to zrobić. Musiał. Jeśli chciał Maddiego, musiał udowodnić swoją wartość. Jaki mężczyzna chciał partnera, który nie potrafi zadbać o siebie? Temple będzie najciężej pracującym empatą na świecie, jeśli chce zatrzymać Maddiego. Zrobi wszystko, by uczynić Maddiego swoim partnerem, jeśli tylko Maddie czuje w ten sam sposób. Tłumaczenie: panda68

~ 14 ~ Rozdział 2 Madison Archer siedział na schodach domu watahy, skupiając swoją uwagę na chodniku. Nie zmienił się, odkąd zaczął mu się przypatrywać trzydzieści minut temu. - Gdzie jesteś, Temp? – Rozejrzał się po ulicy jeszcze raz, a potem wrócił do swoich rozmyślań nad pęknięciem u swoich stóp. Mały kwiat przedarł się przez niewielką przerwę w betonie. Dzielna mała stokrotka. Jego dolna warga piekła od ciągłego skrobania przednimi zębami o delikatne ciało. Z pewnością Temple nie wyprowadziłby się do pokoju w akademiku nie mówiąc mu. Słyszał jak inni w sforze wyrażali swoją dezaprobatę dla niezależności Temple’a. Jak dla Maddiego to było coś więcej niż łagodna niechęć. Fizycznie cierpiał na bycie oddalonym od swojego partnera. Ten krótki błysk jego przyszłości drążył go od wewnątrz. Jakoś musiał wytrwać bez swojego partnera przy boku, może już na stałe. Gdyby tylko mógł zebrać się na odwagę, by powiedzieć Temple’owi, co czuje. - Wróci. Maddie podniósł oczy z kwiatka na stojącego alfę. - Wiem. – Tak było. Przeważnie. Jego wilk zawył i, pomimo siły jego alfy, tym razem większy zmienny nie mógł utrzymać jego uwagi. – Ale któregoś dnia nie wróci. Myśli o swojej zimnej, ponurej przyszłości szybko rzuciły cień na jego nastrój. Alfa James westchnął i usiadł obok niego. Maddie mógł poczuć gorąco od silnego ciała większego zmiennego. James się nie odezwał, ale jego obecność uspokoiła wilka Maddiego. - On po prostu poszedł po swoje książki i nadal tu mieszka, więc nie będzie dzielił pokoju z kimś, kogo jego wilk nie polubi. Maddie kiwnął głową na mądrość swojego alfy. Sprawy szybko mogły źle się ułożyć, gdyby Temple miał za współlokatora dupka. Będąc pół wilkiem, Temple miał mniej kontroli nad swoją wewnętrzną bestią niż ci, którzy mogli przemienić się w pełni, taka dziwna niezgodność pasywnego człowieka i bardzo agresywnego wewnętrznego

~ 15 ~ wilka. Maddie zawsze uważał, że wilk Temple’a jest bardziej zły niż u większości, ponieważ nie mógł wyjść. - Wiem. – Znowu przygryzł swoją dolną wargę. Wciąż wieczorem zasypiał obok Temple’a, ale co z tymi wszystkimi gorącymi czarodziejami, którzy są blisko przez cały dzień? Czy jeden z nich mógłby odciągać od niego jego partnera? Czy Temple nawet myślał o Maddiem, jako o swoim partnerze? Jak Temple mógłby wybrać wilka, którego znał od dziecka, nad college pełen ludzi, którzy mogli mówić o magii i zaklęciach? Maddie nie wypadał dobrze w tym porównaniu. - Co cię martwi? Byłeś podenerwowany cały dzień. – Twarz Jamesa odzwierciedlała jego niepokój. Alfa miał dobre oko na członków swojej watahy, ale czasami Maddie chciał anonimowości. Maddie skrzywił się zanim wyrzucił swoją największą obawę. - A co, jeśli spotyka w college'u jakiegoś przystojniaka i całkiem o mnie zapomni? - Jesteś partnerami, nieprawdaż? Usta Maddiego opadły. - Dla-dlaczego tak myślisz? - Masz obsesję i nigdy nie widziałem, żebyś patrzył na kogoś z taką adoracją, jaką posyłasz Temple’owi. Powiedziałeś mu? - Nie. – Maddie wzruszył ramionami. – Mogę się mylić. On nigdy nic nie powiedział. Gdybyśmy byli partnerami nie wiedziałby tego? – Temple miał doskonałe wilcze zmysły, nawet jeśli nie mógł się zmieniać. - Może, a może nie. Trudno stwierdzić, kiedy się razem dorasta. Jesteście prawdopodobnie zbyt blisko i wasze wilki przypuszczają, że się sparujecie. Ta dzisiejsza rozłąka może być tym, czego dokładnie potrzebujesz. Temple będzie miał czas, by zatęsknić za tobą w ciągu dnia, a dla jego wilka łaknienia twojej obecności. - Tak myślisz? – Nigdy Maddiemu nie przyszło do głowy, że może jest zbyt dobrze znany wilkowi Temple’a, by rozpoznać go, jako potencjalnego partnera. – Czy jest coś, co powinienem zrobić, by zachęcić jego wilka? James trzymał swoje spojrzenie na samochodach, gdy przemówił.

~ 16 ~ - Musisz pamiętać, że on nie jest taki jak ty. Ma więcej ze swojego ojca, Deana, prawdopodobnie dlatego, że jego matka nie jest alfą ani nawet wilkiem betą. Maddie oderwał luźną skórkę ze swojego kciuka. - Co sugerujesz? – James miał plan, co Maddie mógł powiedzieć ze sposobu, w jaki alfa rozważał każde słowo. - Umów się z kimś innym. - Co? – Sprawdził minę alfy. Nie, on nie żartował. - Słyszałeś mnie. Jeśli Temple zobaczy, że zainteresowałeś się innym facetem, a naprawdę jesteście partnerami, jego wilk się sprzeciwi. W przyszłym tygodniu jest przyjęcie z okazji parowania, powinieneś być obecny. Jeśli będzie wiedział, że nie jest jedynym z innymi opcjami, to może doprowadzić go do zatwierdzenia cię. Maddie oparł brodę na rękach, a łokcie na kolanach, zwijając się. - Nie wiem. – Niepokój zawirował w jego żołądka niczym wir. – Mojemu wilkowi może się to nie spodobać. - Jeśli to przyniesie ci twojego partnera… – głos Jamesa opadł. - Taa. – Maddie jęknął, przybity. – Zrobię to. Zatrzymała się limuzyna. - Powodzenia, szczeniaku. Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował. Jestem sparowany z czarodziejem już od dłuższego czasu i nauczyłem się kilku trików. – Alfa poklepał jego plecy zanim wstał i skierował się z powrotem do domu. Maddie wstał, ale jego prawa stopa zgubiła stopień. Wyrzucił rękę, by złapać się poręczy, ledwie zatrzymując się na czas, by nie dopuścić do upadku na ziemię. Prostując się, spostrzegł jak Temple wysuwa się z limuzyny, nie czekając na szofera. - Maddie! Maddie rozłożył ramiona i zebrał siły. Temple rzucił się w nie i mocno przytulił Maddiego. Jego wewnętrzny wilk zawył ze szczęścia na ich kontakt. Chciał przez jedną zdradziecką chwilę, by Temple był w pełni wilkiem. Gdyby hybryda miała pełną genetykę wilka nie byłoby żadnych wątpliwości, co do ich parowania. Maddie szybko odrzucił tę myśl. Nie zmieniłby niczego w Temple’u.

~ 17 ~ Cofnął się, gdy Temple go uwolnił. - Jak twój pierwszy dzień? - Tylko dostałem swój harmonogram i wybrałem książki. Zaczynam wszystko jutro. - Wybrałeś już kamień skupienia? – Ojciec Temple’a dał mu zbiór kamieni na jego ostatnie urodziny, by z nich wybrał sobie kamień skupienia. Ten szczególny rodzaj magii Temple’a nie działał zbyt dobrze z różdżką, ponieważ musiał fizycznie dotykać osoby. Znalezienie właściwego przedmiotu, by dostroić jego zaklęcia, było ważnym wyborem. Temple zdjął kłaczek ze swojej koszuli, poświęcając temu pełną uwagę zanim spojrzał na Maddiego. - Zamierzam używać onyksu, który dałeś mi na gwiazdkę – wymamrotał. - Naprawdę? – Maddie się uśmiechnął. Znalazł ten kamień w czasie podróży do Meksyku ze swoją rodziną zanim zostali zabici. Był w jego kieszeni, gdy został zabrany przez rzekę. Nie miał nic innego ze swojego dzieciństwa. Tylko Temple rozumiał sentymentalne przywiązanie Maddiego do tego kamienia, i to dlatego dał go Temple’owi, jako prezent, gdy zaczęły się ujawniać jego czarodziejskie moce. - Naprawdę. – Temple przytulił go jeszcze raz. – Dlaczego miałbym używać czegoś innego? Dar dany z miłością pomoże leczyć emocjonalnie ludzi o wiele lepiej niż przypadkowy kamień dany mi przez mojego ojca. Wilk Maddiego napuszył się od aprobaty Temple’a. Po raz pierwszy, odkąd Temple wyszedł do szkoły, wilk Maddiego uspokoił się. Wdychał naturalny zapach Temple’a, szałwii i sosny, zapach partnera i miłości. Jego wilk złagodniał, szczęśliwy, że ich partner wrócił do nich. - Fajnie widzieć cię z powrotem – wymamrotał w ramię Temple’a. Temple się roześmiał. - Wyszedłem tylko na trzy godziny. Trzy długie, pieprzone godziny. - Mam nadzieję, że polubisz szkołę tak jak myślałeś. – Jego wewnętrzny wilk zawył swoje niezadowolenie. Temple uścisnął go mocniej.

~ 18 ~ - Będzie dobrze, Maddie. Wszystko jest świetnie. Kołysali się łagodnie tam i z powrotem przez kilka chwil zanim Maddie puścił Temple’a i się cofnął. Jeśli w tej chwili nie przerwie kontaktu, skończy zataszczeniem swojego najlepszego przyjaciela na górę, a to nie był sposób, jakiego sobie życzył, by pokazać możliwość, że są partnerami. - Spotkałem dziś gorącego faceta – powiedział Temple, kiedy wchodzili po schodach. – Szkoda tylko, że okazał się być bigoteryjnym dupkiem. Maddie zacisnął wargi, by powstrzymać warknięcie. Zrobił głęboki wdech, odetchnął, a potem powtórzył ten ruch zanim odpowiedział. - Co się stało? - Myślę, że był bardziej zainteresowany zbliżeniem się do wujka Jaya niż do mnie, ale po tym jak dowiedział się, że mam geny zmiennych, potraktował mnie jak śmiecia, a potem odszedł. - Przykro mi. – Skrzywił się na kompletny brak szczerości w swoim głosie. Jeden czarodziej mniej do rywalizowania o serce Temple’a był dobrą wiadomością dla Maddiego, ale nadal chciał, żeby Temple znalazł przyjaciół, najlepiej brzydkich, garbatych przyjaciół, którzy śmierdzieli. Temple posłał mu dziwne spojrzenie, ale nie skomentował. - Mam nadzieję, że to nie będzie coś, do czego będę musiał przywyknąć. - Jestem pewny, że znajdziesz jakiś przyjaciół. – Maddiemu mogło się nie podobać mieszanie się jego partnera z nienależącymi do watahy osobami, ale nie chciał też, żeby był nieszczęśliwy. Temple musiał potrafić dogadać się z czarodziejami w swojej grupie rówieśników, jeśli chciał być magicznym dysponentem. Jak tylko otrzyma dyplom, wilki będą się ustawiały w kolejce do skorzystania z usług Temple’a. Chociaż młody, Temple już pomógł kilku ludziom przezwyciężyć problemy z ich przeszłością. - Tak naprawdę to jeszcze nie spotkałem wielu studentów. Przypuszczam, że jutro będzie prawdziwy test, zwłaszcza kiedy wejdę do klasy. - Kevin i Jaynell pomogą, jeśli zdecydujesz się opuścić szkołę. – Maddie próbował wyglądać na życzliwego zamiast zrozpaczonego. Naprawdę nie chciał, żeby Temple zrezygnował ze swoich marzeń. Chciał tylko, by mógł zdobyć swoje wykształcenie, jednocześnie tuląc się do Maddiego.

~ 19 ~ Temple kiwnął głową. - Wiem, ale czarodzieje bez wykształcenia nie mają takiego samego prestiżu jak ci z wykształceniem. To może powstrzymać mnie od otwarcia mojej własnej praktyki, jeśli ludzie pomyślą, że wyleciałem z college'u zanim jeszcze zacząłem. - Przecież wiesz, że będę cię wspierał. – Maddie wierzył w cel Temple’a, by stać się doradcą dla magicznych istot. Po prostu nie chciał, żeby ktoś dotykał jego partnera, ani go całował, ani patrzył na niego zbyt długo. Czy o tak wiele prosił, prawda? Jego wewnętrzny wilk zgadzał się z uzasadnionymi żądaniami Maddiego. Temple zawinął ramię wokół Maddiego i ścisnął jego ramię. - Wiem. Zawsze jesteś tu dla mnie, Maddie. Nie ma nikogo, komu bardziej bym ufał. - Dobrze. – Maddie nie miał żadnych wielkich planów odnośnie swojego życia. Chciał tylko dbać o Temple’a. - Niestety, nie dojdę do czegoś dobrego aż do przyszłego roku. W tym roku muszę wziąć wiele zajęć o ogólnym profilu. Na szczęście wuj Jay wprowadził mnie do wielu zajęć, ale nie mogę zrezygnować ze wszystkich. - Wkrótce dojdziesz do tych lepszych. – Weszli do kuchni, gdzie kilku partnerów z watahy robiło lunch. Pomieszczenie pachniało pomidorami, czosnkiem, cynamonem i cukrem. Zawsze gotowało się tu kilka potraw od razu. - Hej, chłopcy. – Churchill, główny kucharz, uśmiechnął się do nich i podsunął talerz ciasteczek. – Jak poszło w szkole, Temple? Temple wzruszył ramionami. - Zdobyłem tylko książki i sprawdziłem kilka rzeczy. Naprawdę nie zacząłem niczego aż do jutra. Churchill rzucił Maddiemu współczujące spojrzenie. Każdy w sforze wiedział, że Maddie jest zadurzony w Temple’u. Nieświadoma hybryda wydała się być jedynym, który tego nie widział. - Jestem pewny, że dobrze sobie poradzisz – powiedział Churchill. - Tak, ponieważ zawiodłeś, jako wilk. – Uśmiechnął się Selwood. Churchill trzepnął Selwooda w potylicę.

~ 20 ~ - Idiota. - Ała. – Selwood potarł swoją głowę. – Tak tylko powiedziałem. Będzie świetny w magii, ponieważ jego druga połowa to wynagrodzi. Nie próbowałem być złośliwy. - Nie ma sprawy, Sel. – Temple ugryzł ciasteczko nie mówiąc nic więcej. Maddie wyczuł zapach smutku Temple’a. Niezdolność Temple’a do całkowitej przemiany wciąż go martwiła. Maddie potarł plecy swojego przyjaciela, jednocześnie piorunując wzrokiem Selwooda. Powstrzymał się od warczenia, nie chciał przyciągnąć niczyjej uwagi do Temple’a. Selwood nalał im dwie szklanki mleka i podsunął im na przeprosiny. - Myślę, że bycie empatą jest ciężką pracą. Wolę być wilkiem. – Skrzywił się, kiedy zdał sobie sprawę, co powiedział. - Trzymaj się gotowania, Sel – poradził Churchill. Selwood kiwnął głową i wrócił do mieszania czegoś na kuchence. Wataha zużywała dużo jedzenia, więc ich kucharze ciągle pracowali, by dostarczać zmiennym jedzenie. Wzięli ciasteczka i mleko zanim skierowali się do pokoju Temple’a. Temple miał większe pomieszczenie, które obejmowało mały obszar do praktykowania magii. Maddie często spał w łóżku Temple’a, jego wilk potrzebował zapachu swojego partnera, by się odprężyć. Postawili talerze i szklanki na niskim stoliku z boku, by ich nie zrzucić. Maddie usiadł na plecionym chodniku w pokoju Temple’a. - Myślę, że gdy będziesz chodził do szkoły, powinienem spać w moim własnym łóżku. Nie chcę zakłócać twoich ćwiczeń albo studiowania. – Nie powiedział tego w formie pytania, ale czekał na reakcję Temple’a na swoje oświadczenie. - Nie! – Oczy Temple’a zmieniły się w wilcze złoto, bestia wymusiła swoją wolę na obu połowach hybrydy. - Czemu nie? - Ponieważ po spędzeniu całego dnia z czarodziejami będę cię potrzebował, żebyś mnie uspokoił. To naprawdę mi pomoże, jeśli nadal będziesz tu spał. Niezupełnie na takie wsparcie miał nadzieję, gdy wspomniał o swoim nowym planie, ale przynajmniej Temple potrzebował go do czegoś.

~ 21 ~ - Nad czym masz zamiar dzisiaj pracować? - Nie zmieniaj tematu. – Temple ukląkł na dywanie przed Maddiem. – Obiecaj mi, że zostaniesz w moim pokoju. Nie podoba mi się myśl, że będziesz spał sam. Potrzebujesz wilczej więzi bardziej niż ktokolwiek. - Nie muszę spać sam. – Gromadne spanie było tradycją watahy. Nie było żadnego wstydu w poproszeniu o partnera do spania. Temple złapał za koszulkę Maddiego. - Śpisz ze mną! Ani odrobina ludzkości nie została w oczach Temple’a. Wilk przejął jego istotę. Palce Temple’a przemieniły się w pazury. Końcówki przedziurawiły odzież Maddiego, ocierając o jego skórę. - Okej, Temple, okej. Po prostu chciałem dać ci więcej przestrzeni. Jeśli jesteś pewny, że nie będę ci zawadzał, zostanę tu. – To już nie było śmieszne. Powodując nadmierne cierpienie u swojego partnera Maddiego samego rozbolało serce, bardziej niż od kilku zadrapań pazurów. - Obiecujesz? Maddie ledwie mógł rozszyfrować słowa Temple’a pod głośnym pomrukiem leżącym u podłoża jego głosu. - Obiecuję, Temple. Zostanę z tobą. Jego przyrzeczenie musiało wystarczyć. Pazury Temple’a zmieniły się z powrotem w palce, a jego oczy powróciły ze zdziczałego wilczego-złota do zwykłego brązowego. - Nigdy nie myśl o zostawieniu mnie, Maddie. Potrzebuję cię. – Temple przyparł swoje czoło do Maddiego, a potem wstał i oddalił się, jakby nigdy nie dzielili intymnego momentu. - Myślałem, że powinienem spróbować wezwać moje wcielenie. Chcę być w stanie go kontrolować zanim będę musiał to zrobić w klasie. Pomimo swojego swobodnego sposobu bycia, Temple poważnie brał swoją magię. Miał empatyczne zdolności i mógł uspokoić watahę, gdy stawali się zdenerwowani jakimiś sprawami. Temple miał cenną biegłość stwarzania hierarchii watahy. To było spowodowane brakiem pewności siebie Temple’a w sprawie jego wilka, który trzymał

~ 22 ~ się z dala. Miał również jakiś rodzaj magicznego pola siłowego, którego mógł użyć, by odrzucić ludzi i rzeczy. Maddie nie wiedział, dlaczego Temple miał tę umiejętność, ale mogła dobrze mu służyć, gdyby przyszło mu radzić sobie z niebezpiecznymi ludźmi. - Martwisz się, że będziesz źle odbierany, ponieważ nie jesteś stuprocentowym czarodziejem, prawda? – Maddie rozumiał obawy Temple’a lepiej niż ktokolwiek. Temple westchnął. - Myślisz, że jestem przewrażliwionym idiotą? - Nie, to dobry pomysł. Poczujesz się pewniej wzywając swoje wcielenie, gdy spróbujesz zrobić to sam. Jednak nie sądzę, żebyś zrobił to tak natychmiast. Jesteś pewny, że bezpiecznie jest to zrobić tutaj? A co, jeśli dostaniesz takiego olbrzymiego trójgłowego smoka jak wujek Jay? – Maddie nie mógł sobie przypomnieć, co inni czarodzieje mówili o swoich wcieleniach, oprócz tego, że potrzebują kamienia skupienia i, że wcielenia zwiększają ich zdolności. - Jestem całkiem pewny, że mój będzie dużo mniej spektakularny, a ponieważ opuściłem pierwszy rok Teorii Magii, prawdopodobnie będę musiał to zrobić wcześniej niż inni czarodzieje, nie sądzisz? – Temle zmarszczył brwi. - Może, nie wiem. Jeśli spróbujesz teraz, przynajmniej będziesz wiedział czy masz lub nie swoje wcielenie, zamiast dowiadywać się tego przed bandą mięczaków czarodziejów, którzy nie mają twojej wilczej zajebistości – stwierdził Maddie. Temple się roześmiał. - Zawsze wiesz, co mi powiedzieć, mój przyjacielu. Maddie uśmiechnął się, chociaż jego serce złamało się trochę na słowo przyjaciel, jeśli jednak mógł tylko przyjaźnić się z Temple’m, przyjmie i to. Maddie nie chciał, by Temple źle się czuł, ponieważ nie mógł odwzajemnić uczucia Maddiego. Może Jay mógłby dać mu miksturę na stłumienie pragnienia parowania. Jeśli jego wilk nie będzie tęsknił za Temple’m, to nie będzie bolało tak bardzo, kiedy Temple go zostawi. Temple klęknął przed Maddiem, przytulił go mocno, a potem potarł swoim policzkiem o Maddiego. - Nie bądź smutny, sprawię, że będziesz ze mnie dumny. Maddie pogłaskał głowę Temple’a, delektując się miękką teksturą pod swoimi palcami.

~ 23 ~ - Będziesz wspaniałym czarodziejem, po prostu to wiem. Nikt nie miał większego serca niż Temple. Maddie zawsze dziękował bogom i boginiom, że jego wataha ma fantastycznego alfę i każdy próbował pomagać sobie wzajemnie. Okropne doświadczenia, jakie przeżyli niektórzy zmienni, były powodem tego, że Temple był zdeterminowany pomagać innym. - Mam taką nadzieję, Maddie. Chcę pomagać ludziom tak jak ty. - Wiem, że tak będzie. – Maddie kiwnął głową. Od lat miał koszmary o powodzi. Mgliste wspomnienia czasami go przytłaczały, ale tylko fragmenty przypominały mu, skąd ma kamień dla Temple’a. Reszta składała się z wielkiego kawałka niczego. Od lat, tylko spanie obok Temple’a go uspokajało. Kiedy stali się starsi dostali osobne pokoje, ale Maddie wciąż lądował w łóżku Temple’a, trzymając się blisko przyjaciela. Wilki łaknęły komfortu, a Maddie potrzebował swojego partnera. Temple wyprostował się i wyciągnął swój kamień skupienia z kieszeni. Trzymając go, zamknął oczy koncentrując się. Energia zatrzeszczała w powietrzu, podnosząc włoski na ramionach Maddiego. Wiedział, że Temple nie przejmował się słowami, nie z Jayem, który go trenował. Dziwne szarpiące uczucie pociągnęło Maddiego. Sapnął. Temple otworzył oczy. - Nic ci nie jest? - Nie wiem. Dziwnie się czuję. Temple położył kamień na stole, a potem uklęknął przed nim. - Połóż się. – Przytknął rękę do czoła Maddiego. – Weź głęboki wdech. Lepiej? - Tak. – Maddie wciągnął duży haust powietrza zanim wypuścił go w mniejszych wydechach. Jego szybkie bicie serca zwolniło i świat przestał wirować wokół niego. – Teraz już w porządku. Przepraszam. Może powinienem iść się położyć i zostawić cię z tym. - Nie, w porządku. Przestanę na dzień. Chodź. Dotrzymam ci towarzystwa. – Temple wziął rękę Maddiego i zaprowadził go do łóżka. – Położę się z tobą. To zawsze cię uspokaja.

~ 24 ~ - Tak, okej. – Maddie zrzucił swoje buty i pozwolił Temple’owi ułożyć się obok zanim zwinął się przy nim w kłębek. Jego wilk prychnął i usadowił się, natychmiast czując się szczęśliwym za każdą sekundę bycia z ich partnerem. Głupia bestia. Temple pocałował czoło Maddiego. - Nieważne, gdzie skończę, wciąż będziemy przyjaciółmi, Maddie. Nie chcę, żebyś stresował się o mnie, że poszedłem do szkoły. - Spróbuję. – Wilk Maddiego naciskał go, by zatwierdził swoją ukochaną hybrydę, ale Maddie nie mógł. To nie byłoby fair w stosunku do Temple’a. Gdyby jego partner chciał dorosnąć i wyprowadzić się, by zacząć życie na własną rękę, Maddie nie powstrzymałby go przed zrezygnowaniem z jego marzenia. - Jak poszło dzisiaj twoje szkolenie na mechanika? Maddie uśmiechnął się na zainteresowanie Temple’a. - Całkiem dobrze. Harv powiedział, że mogę jutro sam popracować nad samochodem, co oczywiście oznacza kogoś obserwującego mnie w każdej sekundzie. Ale jednak, to jest krok. - Tak jest. Nastąpiła pauza zanim Temple odezwał się ponownie. - Naprawdę u ciebie w porządku? Już wcześniej wyglądałeś na smutnego, a wiesz, że jesteś jedyną osobą, której nie mogę odczytać. - Wiem. – Eksperymentowali już z tym, jako dzieci. Temple mógł dotknąć osoby i poznać jej uczucia i nawet zbłąkane myśli. Jednak po szkoleniu z Jayem, Temple był w stanie robić to bez fizycznego kontaktu, ale z Maddiem, Temple musiał używać swoich umiejętności tak jak ludzki lekarz. Coś w ich związku stworzyło barierę między nimi. Maddie zawsze podejrzewał, że to jest więź partnerska, ale nie ośmielił się tego przyznać. - Powiedziałbyś mi, gdyby coś było nie w porządku, prawda, Maddie? - Pewnie, Temp, że bym powiedział. Nie zrobiłbym tego. Jak mógłby wyjaśnić, że byli sobie przeznaczeni, by być razem, bez brzmienia niczym naiwny romantyk?

~ 25 ~ Rozdział 3 Temple szedł do swojej klasy Teorii Magii, mając nadzieję, że Profesor Lungstrom okaże się interesujący. To były zajęcia pięć dni w tygodniu i Temple już pożałował, że wziął je z samego rana. Może powinien powiedzieć wujowi Jayowi, żeby nie układał mu harmonogramu na żadne zajęcia przed południem. Jak miał być obecny na późnonocnych spotkaniach watahy, skoro wcześnie następnego ranka miał zajęcia? Może mógłby namówić Jaya, by go sprawdził. Nauczył się większości tych rzeczy od swojego ojca, gdy dorastał, a co jego tata nie mógł go nauczyć, Jay uzupełniał puste miejsca. Pomimo jego determinacji, by przejść bez specjalnego traktowania, mocno zastanawiał się nad wyciągnięciem kwestii partnera watahy. Wspomnienia o leżeniu obok Maddiego wypełniały jego głowę. Ostatecznie Maddie znajdzie swojego partnera i tak odepchnie Temple’a. Wilk Temple’a warknął. Maddie należał do nich. Może wilk Temple’a rozumiał wszystko źle. Nie miał instynktów pełnego wilka. Jego uczucia mogły się mylić albo coś podobnego. Czy to nie Maddie powinien być tym, który zatwierdza, jeśli byli partnerami? Wzdychając, wszedł noga za nogą do klasy i wybrał miejsce z tyłu. Z kilkoma minutami zaoszczędzonymi do rozpoczęcia się zajęć, wyciągnął książkę i położył przed sobą. Bezmyślnie przerzucił strony, czekając na profesora, by do nich dołączył. - Hej… Temple, prawda? Temple spojrzał w górę, by znaleźć stojącego nad nim Dirka. Jego wilk nie lubił jak ktoś nad nimi stał. Stłumił pragnienie, by skoczyć na nogi i warknąć na wstrętnego człowieka. - Cześć, Dirk. - Myślałem, że właśnie zaczynasz. - Owszem. Zostałem już przepytany z kilku przedmiotów. – Przebiegł przez niego przebłysk furii. Nie musiał się nikomu tłumaczyć. Dirk zmarszczył brwi.