domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 287 192
  • Obserwuję1 919
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 957 381

Galenorn Yasmine - Siostry Księżyca 01 - Witchling

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :749.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Galenorn Yasmine - Siostry Księżyca 01 - Witchling.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane Galenorn Yasmine
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 270 stron)

„Siostry Księżyca” Tłumaczenie z francuskiego: fort12 „Jesteśmy siostrami D'ARTiGO: w połowie ludźmi, w połowie wróżkami. Agentkami CIA z królestwa wróżek. Bycie wróżka w waszym świecie daje wiele korzyści: jesteśmy raczej dobrze «przyjmowane» w przeciwieństwie do naszych kolegów trochę mniej, powiedzmy... seksownych. Niestety, nasze pochodzenie czasami płata nam figle. Moja siostra Dalilah kiedy panikuje zamienia się w kota, za to moja druga siostra Menolly jest wampirem, który próbuje dostosować się do warunków. Natomiast ja, Camille, jestem... czarownicą. Tyle tylko, że moja magia jest tak nieprzewidywalna jak pogoda i moi wrogowie będą musieli się nauczyć z nią liczyć !”

Rozdział 1 W Seattle, pogoda prawie zawsze jest przygnębiająca, ale w październiku może być szczególnie trudna. Spadł deszcz, zalewając srebrzyste niebo i spływając po oknach, tworząc tym samym małe strumienie które ciurkały po szybach. W szczelinach chodnika wypełnionych chwastami, zbierała się woda. Na szczęście, drzwi do sklepu były wystarczająco wysoko aby uniknąć zmoczenia. Niemniej poślizgnęłam się na krawędzi lądując sandałami w błocie... Będąc już wewnątrz, parsknęłam wpisując kod bezpieczeństwa. Dzięki mojej siostrze Delilah, alarm działał bez zarzutu nie psując się po drodze a tylko odstraszając złodziei. Cała przemoczona udałam się do mojego ulubionego fotela, gdzie zdjęłam moje ukochane trzy calowe szpilki i zabrałam się za ich czyszczenie. Bycie w połowie wróżką miało swoje zalety. Nie zapłaciłam ani grosza za moje buty, w rzeczywistości zostały mi one podarowane przez członków Klubu Obserwatorów, którzy uwielbiali wróżki jak również byli częstymi bywalcami w moim sklepie. Dwa dni po tym, jak zobaczyli mnie oglądającą je w katalogu, otrzymałam torbę z «Nordstrom». Wahałam się z przyjęciem prezentu przez co najmniej trzydzieści sekund, ale moje pragnienie posiadania ich zwyciężyło. Więc łaskawie podziękowałam wszystkim członkom Klubu za ich gest po czym założyłam je (a muszę przyznać ze leżą doskonale). Po kontroli i wcześniejszym wyczyszczeniu ich z błota i takich tam, z wielką ulgą zauważyłam, że nie ucierpiały w żaden widoczny sposób. Po wyschnięciu moje stopy mogły ponownie znaleźć swoje miejsce... Wyjęłam więc swój notebook by przyjrzeć się liście rzeczy do zrobienia. Miałam książki do poukładania i zlecenia kupna do wypełnienia. Zgodziłam się również pełnić rolę hostessy w comiesięcznym spotkaniu Klubu Obserwatorów mającym odbyć się w południe. Delilah będzie zajęta przez większość dnia. Podczas gdy moja druga siostra Menolly będzie oczywiście spała. Równie dobrze mogę zabrać się do pracy natychmiast. Włączyłam radio, którego dźwięk rozszedł się echem po sali. Później będę chciała zmienić na coś klasycznego ale wcześnie rano gdy byłam sama w sklepie, robiłam co chciałam. Zdesperowana że nic ciekawego się nie dzieje, chwyciłam karton z książkami które właśnie otrzymałam, a które zobowiązałam się umieścić na półkach. To właśnie

wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi, oznajmiając mi tym samym, że pojawił się Chase Johnson. Podczas gdy Chase zdejmował swój długi płaszcz i wieszał go na haku, ja zajęłam się kontemplacją książki którą wcześniej ustawiłam na półce. Po prostu cudownie, tylko tego brakowało aby rozjaśnić mój dzień. Podrywacz roku podążający po moich śladach.. Nie powiem, komplementy są miłe, za to pojemniki z klejem dużo mniej, ale to już inna historia. Dlatego też Chase był daleki od bycia moim ulubieńcem. Nie był nawet w pierwszej dziesiątce! Przy każdej okazji robiłam wszystko co w mojej mocy aby go sprowokować i wyprowadzić z równowagi. Miłe? Może nie. Ale za to śmieszne. To pewne. — Musimy porozmawiać Camille. Teraz. Chase pstryknął mi palcami przed oczami zanim zasiadł przy kontuarze. Zatrzepotałam rzęsami. — Co? Nawet żadnego słodkiego słowa? Czuję się zraniona. Mógłbyś przynajmniej powiedzieć "proszę". — Zwróć uwagę na swoja postawę (Chase wzniósł oczy do nieba). — Czy nie możesz zaprzestać tych ataków? (zadrwił potrząsając głową). — Pochodzisz spoza tego świata i czego słuchasz? Tego gównianego heavy metalu ! — Wyłącz to ! — Mnie się podoba, lubię to, jest ok ! — To jest znacznie bardziej żywe niż wszystko inne czego mogłam słuchać dorastając. Przynajmniej nie próbował mnie obmacywać. To przeoczenie powinno dać mi znać, że coś jest nie w porządku. Gdybym słuchała mojej intuicji bardziej niż mojego rozdrażnienia, już bym się spakowała, złożyła rezygnację i wróciła do mojego świata choćby tego samego popołudnia.

Niechętnie odłożyłam na bok książkę po to tylko, abyśmy mogli odbyć naszą miłą poranną pogawędkę. Następnie wsunęłam się za kontuar i ściszyłam radio bez wyłączania go. Oficjalnie, «Półksiężyc Indigo » była moją księgarnią ale w rzeczywistości pełniła ona role przykrywki dla OIA równoważnej CIA. Jestem jedną z ich agentek na Ziemi, a raczej « lokajem » jeśli chcecie znać moje zdanie. Rozejrzałam się wokół . Jeszcze za wcześnie na klientów. «Jakie szczęście !» Możemy rozmawiać w ciszy i spokoju. — ok, co się dzieje ? W międzyczasie, pociągnęłam nosem, świadoma ostrego zapachu, który pochodził od Chasa. Pierwszą myślą było, że przyszedł tu prosto z siłowni. Wyczuwałam na nim tyle zapachów : pragnienie, testosteron, pocenie się po wysiłku i jego wieczne pikantne tacos z wołowiny. — Cholera Chase! Czy nigdy nie bierzesz prysznica ? (zamrugał) —Dwa razy dziennie. Dlaczego ? Poczułaś coś co ci się podoba ?? — Nie bardzo. Odpowiedziałam, unosząc brew. Starałam się określić charakter zapachu, gdy nagle uderzyło mnie, że to co czuje było strachem. Co nie było dobrym znakiem. Nigdy wcześniej nie czułam tyle troski emanującej od niego. —Mam złe wieści, Camille (Chase przeszedł od razu do rzeczy). Jocko nie żyje. —Żartujesz ?! To niemożliwe! Jocko był gigantem pod względem siły, choć stosunkowo niewysoki jak na agenta, osiągał 220 ale od strony bicepsów... nie było nic więcej do dodania. —Jocko jest silny jak wół. Co się stało ? Autobus go staranował ? —Nie, został zamordowany.

Mówiąc to miał poważny wyraz twarzy (żołądek podszedł mi do gardła). — Co się tak naprawdę stało ?Zazdrosny mąż odkrył, że ktoś uderza do jego żony ?? To było jedyne logiczne rozwiązanie. Żaden normalny człowiek nie mógł się z nim mierzyć. Chase potrząsnął głową. —Nie uwierzysz, Camille. Rzucił okiem po sali. —Czy jesteśmy tu naprawdę sami ? —Nikt nie powinien słyszeć naszej rozmowy. Zazwyczaj, gdy Chase chciał rozmawiać ze mną na osobności, to było to po to aby próbować dostać się pod moją spódnicę, ale nie miałam większych problemów z opieraniem się jego urokowi osobistemu, który działał na większość kobiet, wyłączając mnie. Chase nie był w moim typie. Po pierwsze, ponieważ był zbyt przystojny (wręcz boski jeśli chcecie znać moje zdanie), a po drugie ponieważ był HSP – inaczej człowiekiem czystej krwi bez żadnej magicznej domieszki. Te dwie rzeczy zadecydowały bym dała sobie z nim spokój. Nigdy nie spałam z żadnym HSP i to nie było tak, że zacznę teraz. Jedna z moich złotych zasad: „nie łączyć interesów z przyjemnością” Ubrany w Armaniego od stóp do głów, brązowe falowane włosy, orli nos, Chase mierzył 190 cm. Ponadto posiadał ten rodzaj męskiego piękna … co go niewątpliwie wyróżniało z tłumu. Pamiętam, jak podczas naszego pierwszego spotkania kiedy się poznaliśmy, ja i moje siostry myślałyśmy nawet, że posiada on w sobie domieszkę krwi wróżek. Ale po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że Chase jest jak najbardziej ludzki. Wręcz obrzydliwie ludzki. Na koniec dodam, że był dobrym detektywem. Był po prostu dość «szorstki» w obyciu, szczególnie z kobietami wliczając w to jego matkę, która stale wydzwaniała na jego komórkę pytając go kiedy stanie się dobrym synem i ją odwiedzi. —Gdzie jest Delilah? Jego oczy się zaświeciły. Wysłałam mu mój najpiękniejszy

uśmiech. Dobrze wiedziałam co myśli o moich siostrach i jakie robią one na nim wrażenie. Nie zmieniał tego nawet fakt, iż Delilah miała w zwyczaju straszyć go i drażnić mając przy tym kupę frajdy. Zresztą nie ona jedyna... Za to Menolly, cóż dodać... terroryzowała biedaka, a robiła to często nieświadomie. —Ma sprawy do załatwienia. Dlaczego chcesz wiedzieć? Boisz się, że nagle wyskoczy znikąd krzycząc « bouh » ? Delilah nie miała w zwyczaju zaskakiwać ludzi. I wierzcie mi, nie miała z tego żadnej przyjemności. Ale z racji tego kim była... miała zwyczaj poruszać się bezszelestnie jak kot którym była po części... Chase wzniósł oczy do nieba. —Naprawdę muszę koniecznie porozmawiać z wami trzema. — Naturalnie. Odpowiedziałam uśmiechając się. —Zdajesz sobie sprawę że będziemy musieli poczekać do zachodu słońca? Nie ma takiej możliwości, aby Menolly mogla być z nami teraz. Nie przed zachodem słońca. —Czy skontaktowałeś się już z OIA w sprawie Jocko ? Nie żebym miała tak naprawdę nadzieje uzyskać uczciwa odpowiedz. Gdy Centrala nakazała nam trzem żyć na Ziemi, zrozumiałyśmy, że jesteśmy o krok od dymisji. Nawet jeśli ciężko pracowałyśmy, to i tak w oczach Centrali znaczyłyśmy niewiele. Jedno było pewne, żadna z nas nigdy nie zostanie nazwana pracownikiem miesiąca. Tymczasem mijały tygodnie bez żadnego kontaktu z ich strony ani żadnej ważnej misji dla nas. To mimowolne przeniesienie, które nie było żadnej z nas na rękę, miało tylko same wady. Nie sprawiało bynajmniej by nasze samopoczucie miało ulec polepszeniu. Przynajmniej dobrze się bawiłyśmy, budząc ogólne zainteresowanie. Ale teraz kiedy Jacko nie żył, to na nas spadł obowiązek posprzątania. Jeśli mamy tu faktycznie do czynienia z morderstwem, OIA zażąda odpowiedzi, których my nie miałyśmy.

A które nie były łatwe do znalezienia, biorąc pod uwagę nasz brak wyników w przeszłości nie wspominając o naszych poprzednikach... —Centrala nie ma tu nic do roboty, powiedział Chase powoli (zaciskając przy tym usta). — Skontaktowałem się z nimi jeszcze tego ranka i wszystko co mi powiedzieli to żeby was poinformować o sprawie. Ponadto mam wam we wszystkim asystować. — To wszystko (zamrugałam)? Żadnego śledztwa? Dochodzenia? Żadnych biurokratycznych przepisów, których należy przestrzegać w naszym dochodzeniu? (Chase wzruszył tylko ramionami). — Widocznie nie uważają śmierci Jocko jako priorytetu. W rezultacie osoba z która przyszło mi rozmawiać była wyjątkowo oschła. Miałem wręcz ochotę powiedzieć coś złego... Chociaż z pewnością nie było to pierwszy raz, kiedy Chase został podobnie potraktowany. Mimo wszystko reakcja Sztabu była dość dziwna, co pragnę zauważyć. Rzuciłam okiem po pustych korytarzach. Nawet jeśli nie było jeszcze żadnych klientów, to w krótkim czasie sklep zapełni się nimi podobnie jak fanami wróżek. Bycie rozpraszanym przez grupę fanów z aparatami fotograficznymi nie należy do moich dziesięciu ulubionych rzeczy, ale oprócz płacenia rachunków służy poprawie stosunków. Szczególnie kobiety bywały przyjazne, choć przyznam, nieco frywolne. —Co jeśli porozmawialibyśmy trochę? Kontyngent z Klubu Obserwatorów nie pojawi się wcześniej niż przed południem, tak wiec mam trochę czasu do stracenia. —Klub Obserwatorów Wróżek ? (przyszła kolej na Chase by się uśmiechnąć) —To nie jest prawda! Nie mów mi, że dałaś sobie spokój ?? Przyznaj, że kochasz być gwiazdą ! —Oczywiście (mruknęłam). Uwielbiam być w jednym koszyku z Anną Nicole Smith.

Na ziemi wszystkie wróżki żyją w Tabloid Land, wiesz? (w rzeczywistości brukowce wiedziały, że z naszym pojawieniem się, nastąpi duże „bum”. Nasza obecność dostarczała świeżej krwi brukowcom takim jak „Informator” czy ”Gwiazda” jak również innych tabloidów) Hej, mogło być gorzej! Mogłam mieć Stróżujące Psy, depczące mi po piętach!. —Módl się, żeby to się nie stało (mruknął Chase). Stróżujące Psy, grupa broniąca HSP (ludzi), kazała się nazywać „Dziećmi Ziemi”. Uważała, że mieszkańcy Świata Wróżek stwarzają potencjalne zagrożenie dla społeczeństwa. Byli zaskoczeni, kiedy dowiedzieli się, co czai się w cieniu na długo przed otwarciem bramy po naszej stronie. Z chwilą pojawienia się wampirów, wróżek i innych stworów, sytuacja zrobiła się dość nerwowa. Stróżujące Psy sądziły, że ich misją było obserwowanie i rejestrowanie wszystkich wypadków dotyczących Sidhe i jej podobnych. Byli oni ponadto o wiele bardziej przerażający niż sami Obserwatorzy wróżek którzy z niewiadomych dla nas powodów trzaskali nam masę zdjęć na każdym kroku i przy każdej nadarzającej się okazji. Nieustannie prosząc nas przy tym o autografy. Ale poza tym byli nieszkodliwi w odróżnieniu od tych pierwszych… banda fanatyków robiąca kupę szumu wokół siebie. — Powiedz, myślisz, że mają one coś wspólnego ze śmiercią Jocko? Czyż nie? — Mam na myśli Stróżujące Psy. Zapytałam prowadzać Chasa ku składanemu stolikowi blisko półki pełnej powieści paranormalnych. Po wciśnięciu w siebie kanapki z jajkiem i kiełbasą, następnie wypiciu mojej porannej porcji mokki, bez której nie mogłam się obyć, byłam gotowa rozpocząć nowy dzień. Skinęłam by usiadł. — Nie wierzę, powiedział Chase. Oni mówią dużo, ale niewiele robią oprócz swoich odwiecznych manifestacji i transparentów. Siedząc z nogami skrzyżowanymi na stole, upewniłam się jeszcze, czy aby moja spódnica przykrywa wszystko co Chase chciałby zobaczyć. — Czy masz pomysł, kto mógł pragnąć śmierci Jocko? Sposób w jaki się to stało... — Nowe buty? Zapytał Chase, unosząc brew.

— Tak, odpowiedziałam, bez wdawania się w szczegóły. — Więc jak? Czego dowiedziałeś się o śmierci Jocko? Chase westchnął głęboko. — Został uduszony. — Uduszony? Usiadłam ściągając tym samym nogi ze stołu. Coś było nie tak. — Jesteś pewien, że powiadomiłeś Centrale jak umarł Jocko? A oni nie mają z tym nic wspólnego? (co nie było by po raz pierwszy...) — Już mówiłem (oparł się o krzesło i wsunął ręce w kieszenie). — Ale mam dziwne uczucie. Nie sądzę, byśmy mieli do czynienia z człowiekiem. Nie mogę Ci wytłumaczyć, dlaczego. To tylko moje przeczucie. — Gdyby został uduszony, a na pewno masz rację.... Nie pierwszy raz zdarza się, iż rożne szumowiny z zaświatów przechodzą przez portale,a dotarłszy już tu, nie zawsze przestrzegają tutejszych zasad (zmarszczyłam brwi) . — Możliwe, że ktoś ma urazę do „gigantów” lub upił się winem ze złymi goblinami? — A może ktoś był w złym humorze i postanowił zastrzelić barmana? To może być ktoś z drugiej strony wyładowujący swoja frustracje na Ziemi. — Możliwe, skinął Chase, potrząsając powoli głową. Ale, nie sądzę. Spojrzałam na stół mrugając przy tym oczami. Chase miał rację. Coś się nie zgadzało. — Dobrze, rozważmy to jeszcze raz. Na Ziemi nikt nie ma takiej siły aby móc udusić Jocko. Przynajmniej nikt kto jest w pełni człowiekiem. — Czy znalazłeś jakieś ślady czy wskazówki, które mogłyby nam powiedzieć, że Sidhe są w to zaangażowani? — Niczego takiego nie zauważyłem. Ale nie wiem też tak naprawdę, czego mam szukać. Znalazłem za to linę, która została użyta do uduszenia Jocko. Masz! (Chase rzucił mi skórzany rzemień cały we krwi).

— Za każdym razem kiedy go dotykam czuję coś dziwnego.... — Pomyślałem, że może tobie uda się odkryć coś nowego? W tym momencie zrozumiałam ze Chase miał niewielki acz jednak dar jasnowidzenia. Zaciskając w ręce rzemień, zamknęłam oczy. Skupiając się wyczulam słaby zapach siarki, który spłynął do mojego nosa, podczas gdy coś bardzo złego i ciemnego zaczęło pełznąc wzdłuż nitek, osadzając się na moich palcach jak spalony olej. Linka upadła a ja wzięłam głęboki oddech. — Nie jest dobrze..... — Co? Co udało Ci się odkryć? Przełknęłam gulę która stanęła mi w gardle. — Demon. Każde pojedyncze włókno jest przesiąknięte demoniczną energią. Chase pochylił się do mnie. — Czy na pewno, Camille? Skrzyżowałam ramiona na piersi przed cofnięciem się. — Jestem absolutnie pewna. Nic nie jest porównywalne do energii demona. A ta lina jest nią wręcz przesiąknięta. Tajemnica została rozwiązana. W tym momencie nie było ważne, czy mamy do czynienia z wróżkami, wściekłymi karłami czy tez innymi stworami, które byłoby nam łatwiej złapać i deportować. Sprawy się komplikowały, a my mieliśmy przejebane.... Chase myślał dokładnie to samo... — Myślałem, że demony zostały wypędzone z krainy wróżek już dawno temu?

— Jasne, większość z nich, tak. — Ale nie zapominaj, że mamy również skrzaty, gobliny, grupy wampirów i inne im podobne. Jednak żaden z nich nie jest w stanie wytworzyć takiej aury (cały czas nie spuszczałam oczu z narzędzia zbrodni). — Drżę na samą myśl, że istnieje szansa iż jakiś demon powrócił z podziemnego królestwa i przeszedł przez bramę, dostając się tutaj. — Wolę nawet nie myśleć że to możliwe! Przy czym jego wyraz twarzy sprawił, że zrobiło mi się go prawie żal. — Masz rację. Odpowiedziałam.Tymczasem OIA zapewniła nas, że nie ma możliwości aby demony mogły uciec i przedostać się tutaj. Wszystkie raporty monitorujące portale na przestrzeni setek lat wskazują, iż żaden wampir, tym bardziej demon nie mógł się wydostać. Po raz kolejny OIA składała nam obietnice bez pokrycia. Tak więc jeśli chodzi o poziom biurokracji, ludzie nie mają nic do pozazdroszczenia Sidhe. Chase spróbował szczęścia jeszcze raz, patrząc z innego punktu widzenia. — Czy aby na pewno... twój wewnętrzny zegar.... magiczny... działa? — Mój „wewnętrzny zegar magiczny» ?? — Posłuchaj, Chase — Zadałeś mi pytanie, a ja ci na nie odpowiedziałam. Ta lina należy do demona. Wierzysz mi, lub nie, wybór należy do ciebie. — Dobrze już dobrze, powiedział Chase. — To dlatego ze się martwię i nie podoba mi się to wszystko... Co mam zrobić w sprawie OIA? Mam im powiedzieć o linie i o tym co odkryłaś dotykając jej? — Możesz spróbować, mruknęłam. Zobaczymy, czy to da im wystarczającego kopa w tyłek. — Radzę ci się z nimi skontaktować jak najszybciej.

Braterstwo czarodziejów, specjalistów od komunikacji ze Światem Wróżek, założyło sieć agentów OIA na Ziemi. Problemem była jednak komunikacja pomiędzy nami a Centralą, która regularnie nas ignorowała nie odbierając telefonów i tym podobne rzeczy.. A co za tym idzie, ograniczając się do minimum udzielanych nam informacji. Tymczasem kiedy role się odwracały i to oni potrzebowali nas, byliśmy zmuszeni być w gotowości. Chase rozejrzał się wokół siebie. —Czy jesteś pewna, że możemy tu rozmawiać bezpiecznie? —Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdyby prasa odkryła, co się dzieje i tym samym ogłosiła, że jakiś demon grasuje na wolności mordując ludzi. — Już i tak wystarczająco trudno jest z wami wróżkami i innym wam podobnymi. W tym momencie miałam wielka ochotę mu przywalić lub choćby przypomnieć, że sama jestem w połowie człowiekiem . Powinnam się była tego spodziewać. By nie zdradzić jak bardzo zraniło mnie co powiedział, przywołałam na twarz coś na kształt uprzejmego acz ironicznego uśmiechu. – Wyglądasz jak stara kwoka, kiedy się denerwujesz, Chase. Uspokój się. Nie dalej jak wczoraj wzmocniłam zabezpieczenia więc nie masz się czego obawiać. – Tak, to wszystko... Jesteś pewna, ze wszystko dobrze zrobiłaś a to miejsce nie jest naszpikowane mikrofonami ? Jego śmiech okazał się zabójczy dla moich uszu. – Słucham? Pochyliwszy się nad stołem tak by moc spojrzeć mu prosto w oczy powiedziałam: już to kiedyś przechodziłam, dlatego nie pozwolę abyś mnie dłużej obrażał. Nikomu nie pozwalam na podobne traktowanie. Tym bardziej komuś takiemu jak ty „człowieczku”. Prawdą jest, że moje magiczne moce są ograniczone co jednak nic nie zmienia. Masz z tym jakiś problem?

– „Ograniczone magiczne moce” ? Tak to nazywasz?? – Czy mam Ci przypomnieć, jak Cię znalazłem zupełnie nagą na oczach wszystkich, powiedział Chase z uśmiechem od ucha do ucha nie przestając przy tym rozbierać mnie wzrokiem. – Skończ z tym fantazjowaniem, Johnson. Może, zamiast rozbierać mnie wzrokiem i rozpamiętywać coś co nie jest teraz istotne, spróbujesz trochę czarów? Odparowałam. – Pokaż mi, na co cię stać Supermenie!. Zapadła cisza. Jedną z niewielu rzeczy, jakie odkryłam po przyjeździe do Belle-Faire poza nędznymi przedmieściami Seattle było to, że Chase pożądał władzy jak nikt inny. Nie mógł rzecz jasna władać magią jak ja z racji tego, iż takowej nie posiadał. Musiał za to ukrywać swój dar jasnowidzenia tak, by OIA się o tym nie dowiedziała. Co było dla niego wystarczająco frustrujące, niemniej pozwalało mu to być w centrum wydarzeń. Dawało mu to też iluzję władzy i bycia kimś ważnym. Tylko dlatego wciąż dla nich pracował. Często miałam wrażenie że wręcz uwielbiał, gdy nie szlo mi za dobrze z czarami lub kiedy powijała mi się noga.. Chase podniósł rękę, aby utrzymać mnie z dala. — Przepraszam! Nie chciałam trafiać w twój czuły punkt. Rozejm? Pozwoliłam sobie przy tym na westchnienie. Brak taktu, czy nie, miał rację. Bo co jeśli uznamy, że cala sprawa z liną i wynikające z niej konsekwencje nie były w tej chwili najważniejsze? Zaś kwestia mojego zranionego ego była najmniejszym z naszych problemów. —Tak, ok, zawieramy rozejm. —Tymczasem wracając do tematu, oprócz mojej magii, Delilah ma zainstalowany elektroniczny system nadzoru. Ona kocha wasze wynalazki. Ustawiła go tak, by był

w stanie wykryć mikrofon lub inne urządzenie podsłuchowe, które mogłoby być tutaj umieszczone. Pominęłam przy tym drobny fakt, iż przy instalacji przepaliła bezpiecznik wylewając na niego swój sok pomarańczowy. Przy czym nastąpiło zwarcie, iskra przeleciała przez cały sklep. Ale Dalilah nie była z tych, co łatwo rezygnują. Zajęło jej co prawda trochę, by zrozumieć działanie całego systemu. Ale w rezultacie udało jej się wszystko zrobić prawidłowo. – Jesteś dobrą dziewczyną. Wiedziałem, że nas nie zawiedziesz. – Dziewczyna? (rzuciłam mu długie spojrzenie). – Chase, mogłabym być twoją matką... (Chase zamrugał) – Mam tendencję do zapominania, szczególnie że nie wyglądasz … – Jeszcze jedno słowo a pożałujesz! (ostrzegłam go unosząc brew). Byłam bardzo dumna z mojego wyglądu i wkładałam dużo pracy w to, by jak najlepiej się prezentować. To jedna z zalet życia na Ziemi: makijaż jest tutaj fantastyczny! Głównie dlatego, że nie plami jak kosmetyki z ziół i jagód których zwykłam dawniej używać. W moim świecie, zwykłam wyglądać niczym Piktowie ze swoimi ciałami pokrytymi tatuażami, a to z racji tego iż używałam do makijażu specjalnego zioła, które barwiło na pastelowo... nie muszę chyba dodawać jaki do dawało efekt końcowy. Dlatego powiedziałam sobie: nigdy więcej! Przed powrotem do domu, chciałam jeszcze uzupełnić swój zapas kosmetyków, w szczególności szminek i błyszczyków jak również jasnego, brązowego cienia do powiek. To jedna z moich słabości. Chase zakaszlał. Widziałam rozbawienie w jego oczach. — Dobrze, powiedział. Otóż jak to się stało. Dziś rano odebrałem telefon od bezdomnego, który mieszka w alejce blisko Voyagera. To właśnie on znalazł

ciało Jocko. — Już wcześniej pracował dla mnie jako mój informator, w innych sprawach które prowadziłem. Tak więc przybyłem tam jako pierwszy, co jest dobrą rzeczą, zważywszy iż widok Jocko nie należał do najprzyjemniejszych. Oczywiście, od razu umieściłem FH-CSI. Stłumiłam uśmiech. Stworzenie specjalnej brygady składającej się w połowie z ludzi a w połowie z wróżek było pomysłem Chasa. Składała się ona zarówno z ludzkich jak i naszych agentów . Którzy po odpowiednim przeszkoleniu mieli za zadanie zwalczanie przestępczości pomiędzy dwiema stronami. Chase umiał wykazywać inicjatywę i nieprzewidywalność, to muszę mu przyznać. Pech chciał, że odpowiedzialny za wszystko był tak naprawdę Devins, gnojek który stał parę stopni wyżej niż Chase. Mimo wszystko Chasowi udawało się ukryć przed nim niektóre rzeczy. Co było dobre. — Wezwaliśmy lekarza sądowego z OIA, a tym samym wszystkie informacje zostały utajnione. Zrobiło mi się słabo. Nagle wszystko wydało mi się zbyt realne. Myślenie o Jocko umierającym w jakiejś alejce sprawiło, że miałam ochotę się gdzieś zaszyć. Nawet jeśli Jocko nie należał do najbystrzejszych ludzi jakich znam, zyskiwał przy bliższym poznaniu. Ponadto nikt nie zasługiwał by tak zginąć, szczególnie Jocko do którego miałam wielki szacunek. — Jocko był ogromnej postury, przy czym posiadał wielkie poczucie humoru, nie znałam nikogo kto by mu w tym dorównywał. Dlatego też dostał tę pracę. Nawet kiedy był zły, potrafił rozmawiać z ludźmi bez użycia pięści. To był naprawdę bardzo dobry człowiek, który starał się robić wszystko jak najlepiej i dawał z siebie maksimum. Będę za nim tęsknić.

– To nie był człowiek, odpowiedział Chase, zmarszczywszy przy tym nos. Był gigantem. Był niegrzeczny, chamski i wyśmiewał się stale z mojego stylu ubierania. – Sam powiedziałeś przecież, że był «ogromniasty». Oni już tacy są, mogło być gorzej. Czego oczekiwałeś ? Chase rzucił mi irytujące spojrzenie... – Nie mam pojęcia. Nie znałem żadnych innych gigantów. Nigdy nie widziałem wampira lub wilkołaka czy zmiennokształtnego. Dopóki nie spotkałem ciebie i twoich sióstr, więc nie wiń mnie, że nie wykazuje w związku z tym wielkiego entuzjazmu. Olbrzymy, krwiopijcy, wilkołaki … – Zmienny kot. Wilkołak oznacza tego który potrafi się przekształcić w wilka. Co nie dotyczy Delilah która zamienia się w kota. Jeśli Delilah by usłyszała ze zaliczasz ja do grupy psowatych sama osobiście wydrapała by Ci oczy swoimi pazurami. – To prawda, zmienny kot. Jak mogłem się tak pomylić? Przepraszam. Coś w jego głosie powiedziało mi, że nie był do końca szczery. – Jeszcze jedna rzecz do zapamiętania : « Zmienni nie są do siebie podobni i nie reprezentują tego samego gatunku» – Dokładnie, Nie zapominaj więc o tym.. Niektóre z nich bowiem mogą rozerwać ci gardło kiedy o tym napomkniesz. Byłam w stosunku do niego szorstka, ale myślę że lepiej tak, niż żeby miało się to w przyszłości dla niego źle skończyć. — Nieważne. Próbuję powiedzieć to, że do niedawna były to tylko mity i legendy, aż kilka lat temu okazały się one prawdą i wyszły na światło dzienne. — Nawet ty... jesteś.... czarownicą! Wciąż nie mogę się przyzwyczaić!. — Masz u mnie punkt (odpowiedziałam). Myślę, że to musiał być dla Ciebie szok, zwłaszcza gdy uczono cię przez całe życie, że nie istniejemy. Cóż, to było dawniej.... A teraz powiedz mi coś więcej o śmierci Jocko. Bar grill «Voyager» podobnie jak mój sklep, był częścią światowej sieci agentów strzegących portali. Bar był także miejscem ich spotkań.

Wielu fanów było gotowych stać w kolejkach po to tylko, by mieć okazję popatrzeć na nas lub porozmawiać z nami. Sala zawsze była pełna i panowała rodzinna atmosfera. Moja siostra Menolly która była wampirem, pracowała nocami, słuchając krążących plotek i pogłosek wśród podróżnych przybywających z różnych stron świata. Jej obecność tam była dobrym sposobem, aby zapobiec ewentualnym kłopotom. Była to tez świetna okazja by dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy, zanim ujrzały światło dzienne. Było to również jedno z niewielu miejsc, gdzie mogla znaleźć prace w nocy, a była wystarczająco silna, by zastąpić bramkarza w razie potrzeby. Chase wyciągnął paczkę papierosów, ale zaraz schował ją z powrotem, kiedy pokręciłam głowa na znak nie nie życzę sobie palenia w moim sklepie. Dym nikotynowy powodował wiele szkód w moich płucach. Podobnie działał na Delilah, tyle że dla niej było to jeszcze gorsze. Jedyną której problem ten nie dotyczył była Menolly, która z definicji była martwa. Czuła jedynie krew, strach i feromony. Rzuciłam okiem na zegar. – Nie mogę budzić Menolly przed zapadnięciem zmroku. Delilah ma rzeczy do załatwienia i nie będzie jej aż do późnego popołudnia. – Czemu nie wrócisz tu koło 18 tej ? Możemy spotkać się tutaj wszyscy po zachodzie słońca. Tymczasem możesz skontaktować się z Centralą. – Nie można by jej obudzić teraz? Jest pochmurno (powiedział Chase). – Chase zrozum wreszcie, że wampiry i słońce nie idą ze sobą w parze. Ponadto sam fakt że jest zamknięta w domu przez cały dzień nie jest dla niej łatwe. Im dłużej śpi, tym mniej jej dolega klaustrofobia. Menolly jest młodym wampirem jak na standardy. Ona nadal uczy się jak nim być. A my staramy się jej to ułatwiać. Robię co w mojej mocy by jej pomoc co nie zawsze jest łatwe. W rzeczywistości, przygotowuję dla niej niespodziankę za którą mnie na pewno znienawidzi, ale trudno to dla jej dobra.

– Widzę (powiedział Chase w zamyśleniu). – Dobrze, więc. Tymczasem ja skontaktuje się z Centralą i zobaczymy co nam to da. – Tak na marginesie. Gdybym był Menolly, to udawałbym że jestem dziś chory. Jeśli mamy tu faktycznie do czynienia z demonem, to może mieć on urazę do agentów OIA . A jeżeli do tego ma on wspólnika w środku, to może też wiedzieć, że Menolly jest naszym szpiegiem. Wspólnika? Nawet o tym nie pomyślałam... – Świetnie! Jakby wszystkiego było nam mało... (odpowiedziałam z uśmiechem) – OK, to do zobaczenia wieczorem! Chase skierował się do drzwi. Podczas gdy ja obserwowałam go dyskretnie jak wychodził. Wyciągnęłam nawet dłoń w jego kierunku, która drżała ale zaraz ją opuściłam kiedy zniknął w mroku. Morderstwo Jocko, zapoczątkowało szereg niebezpiecznych wydarzeń które miały dopiero nadejść. I choć nie miałam pełnego obrazu sytuacji to czułam, że coś wisi w powietrzu.... Powróciłam więc do mojej pracy, zmuszając się tym samym do uśmiechu i wiedząc, że za niespełna godzinę sklep zapełni się klientami i wspomnianymi wcześniej Obserwatorami wróżek.

Rozdział 2 Po ułożeniu wszystkich książek na półkach, złapałam telefon by wybrać numer Delilah. Nie wiedziałam nad czym obecnie pracowała, ale nieważne. Śmierć Jocko była teraz najważniejsza. Wiedziałam, że przeczucie mnie nie myli. Co nie dawało mi spokoju, to jakiego rodzaju istocie udało się tu dostać? I w jakim celu? Delilah odebrała po drugim dzwonku. Opowiedziałam jej dokładnie, co się stało. – Przynieś swój tyłek tutaj o 18tej. I pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do Travelera zanim nie dowiemy się, z czym mamy do czynienia. – Biedny Jocko, był słodki, powiedziała. – Myślisz, że zginął, bo był agentem OIA? – Mam nadzieję że nie, odpowiedziałam. – Ważne by Menolly została dziś w domu. Nawet jeśli Jocko był dobrym człowiekiem, był też kretynem. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z czymś poważnym. Co nie wróży dobrze na przyszłość. Problemy będą się tylko nawarstwiać a my siedzimy w tym po uszy. – Myślisz o podziemnym świecie? Ton jej głosu zdawał się błagać, abym powiedziała "nie". Delilah zawsze była niepoprawna optymistką przy czym zawsze liczyła na szczęśliwe zakończenie, uśmiechając się przy tym niezależnie od wszystkiego. Dlatego nie wiem jak udało się jej pozostać agentką będąc tak naiwną? Zmrużyłam oczy, czując rosnące poczucie strachu w piersi. Jednocześnie sięgnęłam ku mojej wewnętrznej magii. Choć nie zawsze mogłam przewidzieć przyszłość, czułam zbliżające się niebezpieczeństwa. Moja magia dawała o sobie znać szczególnie w pełni księżyca, gdy bardzo chciałam. Zdarzyło mi się usłyszeć rożne rzeczy niesione wiatrem, przy magii gwiazd i księżyca. – Nie jestem pewna, ale coś się święci.

Delilah wypuściła oddech. – Muszę iść! Jestem tu, by zrobić zdjęcia, a mój cel właśnie się oddala ze szkoły. Warknęłam. —Robisz zdjęcia dziecku?! W co nowego znowu się wpakowałaś? — Oczywiście że nie, głupia! To nauczycielka! Jej mąż myśli, że ma romans. Lepiej jeśli już pójdę. — Miała mieć spotkanie w południe, ale zamiast tego kieruje się do swojego samochodu. Do zobaczenia wieczorem! Odłożyła słuchawkę śmiejąc się przy tym. Kim jestem? Nazywam się Camille D'Artigo i jestem czarownicą, pół wróżką, pół człowiekiem. Przypuszczam, że bardziej szczegółowa prezentacja nie zaszkodzi, a jest wręcz wymagana. Jako najstarsza z trójki dzieci, urodziłam się w Królestwie Wróżek. Oczywiście w naszym świecie posiadamy inne imiona, ale łatwiej jest, kiedy używamy tego samego w obu. Większość Ziemian uważała, iż Kraina Wróżek nie istnieje, dopóki jedno z nas nie wyskoczyło znienacka krzycząc „bum”. A kiedy już wyszliśmy z ukrycia, to staramy się nie robić rzeczy połowicznie. Skok w następny wymiar, świetna rzecz. Kraina Wróżek zamieszkała jest w dużej części przez Sidhe, jak również wszelkiego rodzaju krasnoludy, elfy, wróżki, jednorożce, wilkołaki, wampiry, driady, nimfy, satyry, rzygacze, smoki, gobliny i inne cudowne istoty tak dziwne, że większość ludzi nigdy o nich nawet nie słyszała. Dorastanie w Krainie Wróżek było jak życie w świecie baśni. Mimo iż czasami nasz świat zdawał się mieć więcej koszmarów nic opowieści braci Grimm czy Babci Gąski, kochaliśmy go i wszystkie zamieszkujące go stwory. Aż do ostatnich lat rzadko przekraczaliśmy portale w dużych ilościach. Również każdy, kto spotkał jednego z nas, trzymał to zazwyczaj w tajemnicy by nie zostać wziętym za głupca. Albo jeszcze gorzej... Teraz, oczywiście, jesteśmy atrakcją turystyczną. Ludzie przychodzą do mojego sklepu, aby nas obserwować i robić nam zdjęcia. Co jest dobre dla interesu. Prawie każdy kupuje co najmniej jedną książkę. Więc staram się im to wynagradzać kusząca postawą i tym samym ukłonem w ich stronę.

Bywało też, iż sporadycznie ktoś brał nas na cel bo uznał, że byliśmy pomiotami szatana. Szczęśliwie dla nas, nie zdarzało się to często. Prawie wszędzie byliśmy mile widzianymi gośćmi, na wszelakich imprezach czy rautach. Wszystko to może wydawać się męczące ale w imię poprawnych stosunków byliśmy zmuszeni się dostosować i tym samym udawać, że wszytko jest w porządku. Wraz z moimi dwiema siostrami Delilah i Menolly dorastałyśmy niedaleko pałacu królowej. Nasza matka, Maria, była śmiertelna i to jej imię nosimy tu na Ziemi: ARTiGO. Nasz ojciec był natomiast z rodu Sidhe. Powiedziałam, ze była śmiertelna.....? Bardziej uzasadnionym byłoby powiedzieć, że była człowiekiem, ponieważ większość mieszkańców Krainy Wróżek jest śmiertelna. Żyją długo, to prawda. Ale nie są nieśmiertelni. Prawdziwe nieśmiertelni są tu wyjątkiem, który nie ma nic wspólnego z istotami z krwi i kości. Och..... i nie możemy zapomnieć o bogach którzy nie są jednak ostatnio zbytnio rozmowni, tym samym wolą by zostawiono ich w spokoju. Słyszałam pogłoski, że Demeter, bogini płodności, zaczęła przechadzać się po Ziemi. Zdarza jej się zapominać iż Persefona, małżonka Hadesa a jej córka, jest dorosłą kobietą, zadowoloną z bycia władczynią świata podziemia. W chwilach szaleństwa przypomina sobie, kiedy ta za zgodą swego ojca Heliosa, została porwana przez Hadesa. Doprowadzona do ostateczności Demeter opuściła Olimp i zabrała ziemi płodność. Zaniepokojony wszystkim Zeus zgodził się w końcu zwrócić córkę Demeter. Jak wiadomo większość bogów odwróciła się do ludzi plecami, gdy ci zrobili to samo. Brak szacunku potrafi być druzgocący dla ego co niektórych... W każdym razie, nasza matka pochodziła z Seattle. Była sierotą. Podczas trzeciego roku studiów wyjechała do Hiszpanii w celu przygotowania pracy dyplomowej ze sztuki jak również w poszukiwania innych członków swojej rodziny. Potem wybuchła II Wojna Światowa, została tym samym zmuszona do porzucenia studiów i rozpoczęcia pracy w fabryce. To właśnie tam na przedmieściach Madrytu poznała naszego ojca, gdzie został wysłany z misją. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Nasz ojciec załamał się i wyznał naszej matce całą prawdę o sobie.

Po tym matka wyruszyła z nim do Krainy Wróżek, gdzie się pobrali ku dezaprobacie Królowej. Kilka lat później, przyszłyśmy na świat. Miała pięćdziesiąt lat, kiedy zmarła po upadku z konia na polowaniu. Od tego czasu ojciec wychowywał nas sam. Dorastanie jako pół-człowiek w świecie wróżek nie było łatwe. Byłyśmy stale wyśmiewane. Ale to najmniejszy z naszych problemów. Nasi rodzice bardzo szybko odkryli to, co dało połączenie ludzkiej krwi naszej matki z rodowodem naszego ojca. Wszystkie trzy byłyśmy wyjątkowe i niepowtarzalne. Jak już wcześniej wspomniałam, jestem czarownicą, ale moje moce a co za tym idzie czary maja w zwyczaju płatać mi figle... i nie zawsze układają się po mojej myśli.. Czasami są one wręcz doskonałe, a czasem.... nie bardzo. Weźmy przykładowo ostatni miesiąc. Kiedy to próbowałam zmusić się do stania niewidzialną a to tylko dlatego, by uniknąć irytującego mnie klienta... coś poszło źle, a ja wylądowałam kompletnie porośnięta futrem... Ot co ! Całości dopełniały moje długie czarno-niebieskie włosy (które są moim naturalnym kolorem o czym każdy już teraz wie...) do tego figura w kształcie klepsydry... czy muszę dodawać coś jeszcze? Moi stali klienci stojący w kolejce byli bardziej niż szczęśliwi móc obserwować mnie i komentować wszystko zanim nie odkryłam co się stało. Co niestety nastąpiło dopiero po paru godzinach.... nieświadoma niczego dałam świetny pokaz, nie ma co! Na domiar złego czar trwał cały tydzień! Dlatego też byłam zmuszona powierzyć pieczę nad sklepem mojej asystentce Iris. Jeszcze do dnia dzisiejszego słyszę różne aluzje i docinki pod swoim adresem, ale staram się robić dobrą minę do złej gry i udawać że nic się nie stało. Delilah i Menolly mają swoje własne problemy. Nawet jeśli nasze powiedzmy „niedoskonałości” uniemożliwiają nam bycie idealnymi agentkami, trudno. Staramy się mimo to iść do przodu i nie poddawać przeciwnościom. Jeśli ci na górze myśleli, że wysyłając nas na Ziemie nie wywołamy zamieszania... Cóż zawiedli się. Miejscowi Obserwatorzy powinni się tu pojawić lada chwila. Rozejrzałam się po sklepie który nie mógłby być chyba bardziej czysty, a to dzięki Iris, która spisała się na medal. Muszę pamiętać by ją zaprosić dziś po południu na zakupy do sklepu z tkaninami.

Kiedy dokładnie w południe, drzwi otworzyły się wpuszczając pierwszych Obserwatorów Wróżek, zdążyłam jeszcze rzucić okiem w lustro by się upewnić, czy aby mój makijaż nie wymaga poprawy.. szczególnie moja szminka która miała paskudny zwyczaj rozmazywania się... następnie przybrałam mój najpiękniejszy uśmiech na twarz by powitać pierwszych wchodzących. Pierwszą osobą z jaką przyszło mi się przywitać, była Erin Mathews, prezes lokalnego klubu której towarzystwo bardzo lubiłam. Ponadto prowadziła ona sklep z bielizną kilka przecznic od mojego sklepu. Podczas naszego pierwszego spotkania podarowałam jej gorset. Czasami wyskakiwałyśmy również razem na kawę i babskie pogawędki. Uważałam jej przyjaciół za trochę, powiedzmy sobie, zwariowanych ale po głębszym zastanowieniu uznałam, że moi nie są dużo lepsi. Wiec kim jestem, by ją osądzać? — Camille, zastanawialiśmy się właśnie czy sprawiłabyś nam ten zaszczyt i pozowała z nami do zdjęcia grupowego? Uśmiechając się z nadzieją, świadoma tego, iż wielokrotnie już pytała mnie o to samo w przeszłości: — Oczywiście! Nie musisz nawet pytać! Odpowiedziałam. Pragnę zaznaczyć, iż ludzie tu byli znacznie bardziej hojni w obdarowywaniu kogoś przyjaźnią aniżeli tam skąd pochodzę. Ustawili nas w trzech rzędach i pozwolili mi stanąć pośrodku. Iris pstryknęła nam zdjęcie z bliska. Po czym ustawiła się za kontuarem by zrobić nam jeszcze jedno z większej odległości. Technicznie rzecz biorąc, Iris była juniorem w OIA, zajmowała się sklepem, kasą a kiedy trzeba było, układała wszystko na miejscu. W skrócie była moją prawą ręką i była niezastąpiona. Była mała i krępa o jasnej twarzy, która wzbudzała zaufanie. Umiała przyciągać klientów, stale uśmiechnięta z filiżanką herbaty i domowymi ciasteczkami. Wokół mnie zebrała się grupa piętnastu kobiet i mężczyzn. Natomiast Erin wzięła głęboki oddech i podniosła do góry egzemplarz książki Katharine Briggs „ Encyklopedia Wróżek”. – Więc powiedz nam, zaczęła, co jest prawdą a co nie? Tłumiąc jęk, wzięłam książkę. Czego nienawidziłam, to granie roli profesora który

ma wyjaśnić zebranym gdzie znajduje się granica, która oddziela fantazję od rzeczywistości. Z pojawieniem się Delilah, sklep był już opustoszały. Pozostał jeszcze Henry Jeffries, stały bywalec. Po machnięciu mi ręką na powitanie, moja siostra zniknęła na schodach prowadzących do małej obskurnej nory, która służyła jej za biuro. Cały budynek był własnością OIA. Udostępnili jej pierwsze piętro, by mogla tam założyć swoją agencję detektywistyczną. Co może wydawać się hojne z ich strony, nie dajmy się jednak zwieść! Całość była ciemna, brudna i ponura. W zamian miała ona zmniejszyć populacje grasujących tam szczurów. Na co przystała, zaznaczając przy tym, że nie zamierza ich jeść. Prawie codziennie, otwierała okno swojego biura z widokiem na kubły na śmieci, by wyrzucić jednego lub dwa. Zwykła mawiać: „Kto wie, co je tu przyciąga? Jeść szczury kanalizacyjne?! To jakiś żart!" —Twoja siostra w ogóle cię nie przypomina, zauważył Henry wypisując mi czek. Henry był jedną wielką chodzącą dobrocią, czym przypominał mi mojego wujka, z tą różnicą, że miał on zwyczaj rozmawiać z drzewami, a Henry był młodszy ode mnie, nawet jeśli wyglądał na starszego. Poza tym, traktował nas z uprzejmością i kurtuazją co było rzadkością. Raz dwa zapakowałam jego książki do torby. Henry był zapalonym fanem science fiction i fantasy, który pochłaniał średnio pół tuzina książek tygodniowo. Podałam mu torbę. —Wdałam się w ojca. Za to Delilah przypomina nasza matkę która była człowiekiem. To nie tylko odnosi się do jej wyglądu. Delilah była złotym dzieckiem, wychowywała się w otoczeniu ludzi i miała z nimi więcej wspólnego niż ja. Posiadała miękkie serce, przy czym była przekonana, że dobro istnieje w każdym człowieku. Czasami martwiłam się o nią. Jeśli chodzi o naszą siostrę Menolly, nikt z nas nie wiedział do kogo jest podobna. Rude włosy które występowały w linii każdego z naszych rodziców, nie były w tym przypadku żadną wskazówką. Jej przemiana w wampira jeszcze bardziej skomplikowała sprawy.