domcia242a

  • Dokumenty1 801
  • Odsłony3 290 431
  • Obserwuję1 922
  • Rozmiar dokumentów3.2 GB
  • Ilość pobrań1 958 650

Rachel Van Dyken - The Bet PL

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

domcia242a
EBooki przeczytane polecane

Rachel Van Dyken - The Bet PL.pdf

domcia242a EBooki przeczytane polecane
Użytkownik domcia242a wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 271 stron)

RACHEL VAN DYKEN THE BET Tłumaczenie : C.A.R.A.M.E.L & KITTYLITTLEKATE Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

SPIS TREŚCI PROLOG 7 ROZDZIAŁ 1 10 ROZDZIAŁ 2 18 ROZDZIAŁ 3 25 ROZDZIAŁ 4 37 ROZDZIAŁ 5 40 ROZDZIAŁ 6 44 ROZDZIAŁ 7 47 ROZDZIAŁ 8 52 ROZDZIAŁ 9 58 ROZDZIAŁ 10 61 ROZDZIAŁ 11 73 ROZDZIAŁ 12 79 ROZDZIAŁ 13 88 ROZDZIAŁ 14 97 ROZDZIAŁ 15 101 ROZDZIAŁ 16 110 ROZDZIAŁ 17 119 ROZDZIAŁ 18 122 ROZDZIAŁ 19 133 ROZDZIAŁ 20 146 ROZDZIAŁ 21 160 ROZDZIAŁ 22 168 ROZDZIAŁ 23 173

ROZDZIAŁ 24 179 ROZDZIAŁ 25 183 ROZDZIAŁ 26 195 ROZDZIAŁ 27 212 ROZDZIAŁ 28 223 ROZDZIAŁ 29 233 ROZDZIAŁ 30 248 ROZDZIAŁ 31 252 ROZDZIAŁ 32 262

7 Prolog 1997 Portland, Oregon - Kacey, zaczekaj! - Travis biegł za nią i śmiał się tak mocno, że po jego twarzy spływały łzy. Kacey była jego najlepszą przyjaciółką, ale tylko w jego sercu. W prawdziwym życiu nienawidziła go, a on nie wiedział dlaczego. Na swoje osiem lat robił co mógł, aby pokazać jej, że ją lubi, ale zawsze kończyło się na krzywdzeniu jej. Dziewczyny były głupie. Jego młodszy brat Jake w końcu ich dogonił. - Dlaczego to zrobiłeś Travis? - pchnął go w bok. Język Travisa nagle urósł w ustach. Chciał wyjaśnić przyczynę potknięcia Kacey, naprawdę chciał, ale żadne słowa nie wyszły z jego ust. Nienawidził swojego jąkania. To sprawiało, że tak trudno było mówić i to tylko wtedy gdy bardzo chciał coś powiedzieć lub przed Kacey. - Fuj - Jake kopnął nogą w błoto - Teraz mnie nawet nie pocałuje! - Pocałuje?! - Travis krzyknął przerażony, że jego brat nawet wymówił to słowo, nie mówiąc już o zrobieniu czegoś podobnego z Kacey. Poza tym, dlaczego jego sześcioletni brat ma dostać całusa przed nim? - Ona nawet Cię nie lubi w ten sposób - skrzyżował ramiona. Travis przynajmniej wiedział tyle; dziewczyny nie lubią chłopców. Lubią mężczyzn, a on był na dobrej drodze aby stać się mężczyzną. W rzeczywistości, to właśnie znalazł włosa na swojej

8 brodzie. Najprawdopodobniej, będzie musiał się ogolić do końca tygodnia. Wypiął klatkę piersiową i skrzywił się do brata. - Ach tak? Ona Cię nienawidzi - Jake pokazał mu język. - Powiedziała mi to, wiec...- wcisnął ręce do kieszeni i wziął głęboki oddech. - Ożenię się z nią. - Wcale nie! -Właśnie, że tak! - Wcale nie! - Travis pchnął brata na ziemię. - Jestem starszy, to ja się z nią ożenię. Jake poślinił palec i wytarł brud na spodniach - Chcesz się założyć? - Tak! - Travis uśmiechnął się szyderczo - O milion dolarów! -Świetnie! - Jake splunął na rękę i ją wyciągnął. - Uściśnij. Przysięga krwi. - Ale tu nie ma krwi - zauważył Travis. - Duh! Mama nas zabije jeśli użyjemy krwi. Tak też jest dobrze. Kacey tak mówi. - W porządku - Travis splunął na dłoń i uścisnął rękę młodszego brata. Jake się skrzywił. - Błeee. - Dorośnij - Travis przewrócił oczami i przeszukał podwórko za Kacey. Nie miał zamiaru chodzić za nią. Cóż, właściwie to miał zamiar, ale miał też ku temu dobry powód. Wiedział, że Kacey uwielbia historie o księżniczkach. Mówiła o tym, że dziewczynki powinny być traktowane jak księżniczki, a chłopcy mają być książętami. Ale jak on miał być księciem, skoro nie było żadnych smoków do zabicia? Jak miał coś udowodnić jeśli nie było potworów? Dobrze, że był

9 najmądrzejszym dzieckiem w klasie. Wiedział co robić. Wszystko co musiał zrobić to spowodować kłopoty, a potem wyciągnąć ją z nich. Najpierw podpalił jej lalkę, ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. W rzeczywistości lalka wylądowała w śmietniku. Jakby to była jego wina, że gaśnica nie zadziałała. Następnie podłożył węża w jej śpiworze. Kiedy obudziła się z krzykiem, wpadł do niej, ale nie mógł go znaleźć! Jake go sypnął i Kacey była tak wściekła, że aż płakała. W jednej z ostatnich prób jej zaimponowania, związał jej sznurowadła razem, wiec upadła, a on uklęknął aby jej pomóc. Ale ona była tak wściekła, że trzepnęła jego dłonie, zrzuciła buty i uciekła z płaczem. Dziewczyny. Nigdy ich nie zrozumie. Po tym wszystkim, próbował jej pomóc za każdym razem. I za każdym razem ona odpychała go bardziej. Co oznaczało tylko jedno. Aby wygrać zakład musiał się bardziej starać. I wiedział jak to zrobić. -Hej Jake? Czy wiesz gdzie są jakieś skały?

10 Rozdział 1 Obecnie Kacey przypatrywała mu się w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak rozbawienia. On nie może być poważny, nie Jake. Jake nigdy nie mówił na poważnie. Szybko podniosła rękę, dotknęła jego czoła i zadrżała. Dlaczego Bóg podarował takiemu aroganckiemu człowiekowi twarz gwiazdy filmowej, będzie zawsze dla niej niezrozumiałe. Ale on tu był, Adonis, wpatrujący się w nią, jakby jego spojrzenie było dla śmiertelnej kobiety wygodne. - Jesteś pijany? - szepnęła pochylając się bliżej, przeklinając unoszący się od niego zapach drogiej wody po goleniu. Jake poklepał jej dłoń. - Nie, nie jestem pijany. Rany Kacey, zachowujesz się jakbym Ci proponował seks, albo coś takiego. - To jest porównanie? Seks? Naprawdę? Bo szczerze mówiąc Jake to jest o wiele gorsze! - ręce jej się trzęsły gdy próbowała wyrównać oddech. W tym tempie dostanie ataku paniki. - Jak to jest gorsze?! - jego głos wzniósł się o kilka oktaw, aż kilku gości kawiarni odwróciło głowy w ich stronę. Kacey oparła się w skórzanym fotelu i jęknęła. - Jestem śmiertelnie poważny Kacey. To jedyny sposób aby ich przekonać. - Jake pochylił się do przodu, skrzyżował ręce, a rękawy jego koszuli się podwinęły ukazując umięśnione, opalone na brązowo przedramiona. - Zdajesz sobie sprawę, że twoi rodzice znają mnie odkąd

11 skończyłam trzy lata? Co więcej, jestem przekonana, że twoja matka przejrzy nas na wskroś. I nawet nie zaczynaj mi tu ze swoją babką. Przez kamienną twarz Jake przemknął uśmiech. - Nie śmiej się! Mówię poważnie! Ta kobieta powinna pracować w FBI. - To przez jej oczy - Jake wzruszył ramionami. - Są przerażające – zadrżał. - Ale zbaczasz z tematu Kacey. Jestem zdesperowany. - Oh, no cóż, jak ujmujesz to w ten sposób to jak mogłabym się nie zgodzić? Jesteś zdesperowany! Romantykiem to ty nie jesteś. Nie mam pojęcia, jak udało ci się zostać najbardziej pożądanym kawalerem w mieście w wieku dwudziestu jeden lat. Imponujące - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Naprawdę nie wiesz? - pochylił się do przodu, jego biceps napiął się pod szarą koszulą jakby miała w każdej chwili eksplodować. Gładko ogoloną twarz przesłonił cień, kiedy ciemne włosy opadły falami na czoło. Spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami i oblizał usta, a ona nie miała w sobie dość siły aby odwrócić wzrok. Cholera. Właśnie się pociła patrząc tylko na faceta. Nie pomogła myśl, że właśnie słuchała go pierwszy raz od czasu incydentu. Nie był to czas na poruszanie tego. - Dobrze - Kacey nakazała swojemu sercu przestać bić tak szybko i zamknęła oczy ponownie - Jake to nie zadziała. Dlaczego nie możesz poprosić jednej ze swoich striptizerek, aby to zrobiła dla ciebie? - I proszę na miłość Boską zostaw mnie w spokoju. Zbyt wiele wspomnień widziała patrząc w jego oczy, a nie miała pewności, że potrafi je znieść. Nie po wysłuchaniu, że restauracje jej rodziców właśnie otrzymały dwie nowe lokalizację, jedna z nich w Seattle. Wyglądało na to, że rany otwierają się na nowo. Zadrżała i pozwoliła Jake kontynuować. - Um, bo są striptizerkami? - podniósł ręce i pokręcił głową - Chcesz, żeby moja babcia umarła? Bo jestem pewien, że to tylko spowoduje kolejny atak.

12 Kacey zamarła. - Kolejny atak? Miała już wcześniej ataki? - czy to dlatego babcia Nadine nie pisała do niej przez miesiąc? Jake się skrzywił. - Tak, jest coraz gorzej - przeczesał rękami gęste włosy. - Pomożesz mi czy nie? Zapłacę ci. - Zapłacisz? - Kacey prychnęła - Tak jak płacisz swoim striptizerkom? Dlaczego czuję, że nic z tego nie będzie? Jake się uśmiechnął. - Wow, nienawidzę wyciągać ciężkie działa, ale... jesteś mi to winna. - Jestem ci to winna? - powtórzyła Kacey. - Och proszę powiedz mi jaką przysługę jestem winna wielkiemu Jake Titus. Umieram z ciekawości, naprawdę - uniosła brwi i postukała swoim pomalowanym paznokciem w kubek z kawą. - W porządku - pochylił się i skrzyżował ramiona na piersi - W piątej klasie chciałaś dostać psa, twoi rodzice się sprzeciwiali. Więc jako twój dobry przyjaciel poszedłem do sklepu i kupiłem ci jednego. - To się nie liczy! - wtrąciła Kacey - Nazwałeś go na swoją cześć. - Miał ciemną sierść - argumentował Jake. - Poza tym spałaś z nim każdej nocy - uśmiechnął się bezczelnie i Kacey miała ochotę go za to uderzyć w twarz. Otworzyła usta aby się sprzeciwić ale jej przerwał. - Ósma klasa. - Och Panie! - Ósma klasa - powtórzył z przymrużeniem oka. - Podkochiwałaś się w Stevenson Merrit. Ja, jako twój przyjaciel powiedziałem mu, że całujesz się najlepiej w całej szkole. Chłopak chodził za tobą przez rok zanim rzuciłaś go dla zielonych pastwisk.

13 - Ach, to tym dla ciebie są obecne dni. Zielone pastwiska. - Kacey uśmiechnęła się protekcjonalnie. - Tak, to prawda. - To nie wystarczy - westchnęła Kacey. Był tak blisko, że mogła wyczuć zapach jego szamponu. Pikantna, męska mieszanka mięty i cynamonu, który dokuczał jej zmysłom i wizjom człowieka którym był do tej pory. Szlag. - Dobrze - Jake pokręcił głową. - Nie chciałem tego robić. Kacey tylko czekała i patrzyła udając znudzoną. - Twój pierwszy rok na uczelni. Miałaś rybę o imieniu Stuart. Najbrzydszą rybę, jaka do tej pory żyła na świecie. - Hej - spojrzała - Była moim najlepszym przyjacielem! - Którą zostawiłaś na dwa tygodnie w szkole zakładając, że twoja współlokatorka Matka Teresa będzie o nią dbała za ciebie. - Zawsze nienawidziła tej ryby - narzekała Kacey. - Więc kto przygarnął twoją rybkę? Kacey spuściła wzrok na swoje ręce. - Kto przygarnął rybkę, Kacey? - Ty ją wziąłeś, Jake - odpowiedziała z westchnieniem. - Więc wgrywam! I znowu jesteś moim dłużnikiem. Dodatkowo, czy naprawdę chcesz aby moja babcia umarła? Ta sama babcia która pomogła ci zostać królową balu? Jedyna, która nosiła twoje makaronowe naszyjniki? To naprawdę bardzo proste. Po prostu poświęć jeden weekend i miej to z głowy. Kacey nie odpowiedziała, spuściła wzrok i oblizała usta. Może jeśli będzie wyglądała żałośnie, że on po prostu zostawi ją w spokoju. Przebywanie z nim w tym samym pomieszczeniu wystarczało aby jej serce ściskało się boleśnie.

14 - Kace - jęknął Jake. - Nie masz pojęcia jak ważne to jest dla mojego wizerunku. - Wow, to nie pomoże w twojej sprawie - warknęła Kacey. -Potrzebuję tego - Jake sięgnął przez stół i złapał ją za rękę. Jego ręce zawsze były takie duże i ciepłe, jakby przez trzymanie jej dłoni mógł złagodzić cały jej ból. Ale ona znała prawdę, to te same ręce które ją zniszczyły, zrujnowały, a na końcu te samolubne ręce nigdy nie oddały jej serca. - Spłacę twój kredyt studencki. - Co ty w ogóle wiesz o moich studiach? - Wiem wszystko - puścił jej oczko. - To moja praca. No dalej. Musisz skończyć ostatni rok studiów, Kace. Pozostały tylko trzy miesiące do końca. Naprawdę chcesz pozostać w tyle podczas gdy wszyscy inni będą już robić coś dla siebie? Ten facet nigdy nie powinien próbować zostać prawnikiem. Kacey zdziwiłaby się gdyby po wyjściu z kawiarni pozostała jej jakakolwiek pewność siebie. Zastanawiała się czy jest możliwe uderzać głową w stolik tak mocno, aby dostać wstrząśnienie mózgu. - Proszę - błagał Jake, a jego dłonie ścisnęły ją mocniej - Zrób to dla mnie. Zrób to dla Babci. Cholera, zrób to dla siebie. Musisz skończyć szkołę Kace, a odkąd twoi rodzice... - Nie waż się mieszać ich do tego! Jake przełknął powoli i puścił jej rękę. Jego palce zatańczyły wzdłuż jej szczęki gdy odwrócił jej głowę aby móc spojrzeć jej w oczy. - To tylko jeden weekend. Jak źle może być? Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Użył kluczowego słowa. Nie mówił tak do niej od ukończenia studiów.

15 - Miliarder bez serca - wymamrotała Kacey. Facet nie miał wstydu. Co za kanał, naprawdę chciała skończyć szkołę, a bała się o spłatę swoich kredytów studenckich. Wszystkie pieniądze jakie zostawili jej rodzice poszły na dom i emeryturę, a niestety Seattle University nie należał do tanich. - Miliarder? Jeszcze nie kochanie. Bez serca? - Jake wyciągnął rękę i dotknął jej twarzy - Myślę, że obydwoje znamy odpowiedź na to pytanie. Wspomnienie jego dotyku zalały jej zmysły, tak że Kacey miała wrażenie, że nie może oddychać. Przemierzyła tą drogę zbyt wiele razy z tym człowiekiem. Najpierw w szkole, a potem na studiach. Nie pomyślała wtedy, że chodzi z facetem, który zabierze jej serce. Ale Jake się zmienił i nigdy już nie będzie mogła mu tego wybaczyć. Kacey spojrzała w dół na swoje kolana i zamknęła oczy. Jak on to robił, że nadal miał nad nią taką władzę? Wystarczył jeden dotyk i łapówka a była gotowa zrobić dokładnie to co powiedział. To prawda, że zawsze miała słabość do jego babki, bez względu na to jak straszna potrafiła być. Dodatkowo babcia Nadine była jedyną osobą, która pomogła jej przejść przez życie w momencie kiedy było jej wszystko jedno czy umrze we śnie, czy będzie żyć dalej. To były ponure lata. Mroczne. Kacey wzdrygnęła się na myśl o tym. Jeśli babcia Nadine była chora, a on naprawdę starał się jej pomóc i w efekcie tego spłacić jej pozostałe kredyty. Było warto. - Tylko jeden weekend? - zapytała cicho - I mówisz, że babcia staje się sentymentalna i nie czuje się dobrze? Jake skinął głową. - Powiedziała, że chce się z tobą zobaczyć, a ja potrzebuję aby moi rodzice stanęli za mną po całym tym fiasku prasowym ze striptizerką. Jeśli będę mógł zabrać cię do domu z pierścionkiem na palcu to wszystko zostanie mi wybaczone. Tata nie będzie myślał, że musi wrócić z emerytury, a babcia nie będzie chciała mnie zastrzelić. Same korzyści. Poza tym, jak już mówiłem wizerunek jest wszystkim, a ja chcę mieć pełną kontrolę nad spółką babki do końca miesiąca. Zarząd nie zagłosuje na mnie jeśli będę nadal trzymał się złej prasy. A ja potrzebuję ich wszystkich

16 na pokładzie. Potem pójdziemy swoimi drogami, będę udawał rozstanie, płakał w telewizji i dobrze jeśli chociaż członkowie zarządu, którzy mnie nienawidzą będą mi współczuć. Nie czekał na jej zgodę. Zamiast tego sięgnął do kieszeni. - To więcej niż tylko dla mnie, to dla babci, Kace. Z nią nie jest za dobrze. To może być jedyna rzecz, dzięki której będzie chciała żyć. Kacey zmrużyła oczy. Kłamliwy łajdak. Na swoje dwadzieścia jeden lat Jake powinien nauczyć się już kłamać trochę lepiej. Jego uśmiech był wymuszony, a oddech nierówny. Ale on nie miał na myśli babci. Kacey nagle poczuła się chora. Miała ochotę wyskoczyć z samolotu, Jake nie zdawał sobie sprawy, że ona i jego babcia utrzymują ze sobą kontakt. Nie chciała żeby wiedział. - W porządku, ale babcia nie może wiedzieć o moich kredytach studenckich. Zgoda? - Kacey wyciągnęła rękę ale miała nadzieję, że nie widzi jej lekkiego drżenia. Jake się uśmiechnął wzdychając. – Dzięki, że robisz to dla mnie. Kacey spojrzała w jego krystalicznie zielone oczy. - Dla babci. Robię to dla babci i dla siebie - nie dla ciebie, nigdy więcej dla ciebie, Jake. Reszta myśli zawisła w powietrzu. Nagle kawiarnia wydała jej się małą areną dla dokopywania się do jej demonów. Kacey uśmiechnęła się niepewnie i wytarła spocone dłonie w jeansy. Martwiąc się, że zaproponuje jej coś więcej niż uśmiech czy uścisk dłoni, wzięła duży łyk kawy. Jake odepchnął się od stołu. - Dobrze, w porządku. Dzięki za bycie moją fałszywą narzeczoną - wyciągnął trzy karatowy pierścionek i pewnie wsunął go jej na palec. -A- ale... - wyjąkała - skąd znałeś mój rozmiar? On tylko uśmiechnął się i wstał z krzesła. -Facet nie mógłby zapomnieć tych dłoni, Kacey.

17 - Bez względu na to ile dłoni ten dziwkarz trzymał? - zapytała Kacey słodko. Jake zachichotał. - Zobaczymy się w piątek rano, dobrze? Kacey westchnęła. - W porządku. - Dzięki Kace... - Nie ma za co. Kacey obserwowała w męczarniach jak facet, który wciąż trzymał jej serce, gwiżdżąc wsunął dłonie do kieszeni i wyszedł z kawiarni. Najsłynniejszy kawaler w Seattle właśnie jej się oświadczył. Choć chodziło o fałszywe małżeństwo, to nadal były oświadczyny. Powinna być podekscytowana. Ale trudno było być przyprawionym o dreszczyk emocji skoro miłość jej życia, chłopak z którym robiła babki z piasku i całował jej kolana gdy upadła, traktuję ją tylko jak wyjście z gównianej sytuacji. Nagle zapragnęła znaleźć się w knajpie, zamiast w centrum tłocznego bazaru.

18 Rozdział 2 Jake Tytus wsunął ręce do kieszeni. Cholera, wyglądała świetnie. Nie spodziewał się, że jego reakcja będzie tak silna. Po kilku miesiącach oczekiwał, że poczuje się dokładnie tak samo. Niestety tak się nie stało. To było cholernie trudne. Ta kobieta była chodzącym grzechem o krągłych kształtach, które faceci kochali najbardziej. Jej strój tylko podkreślał figurę, sprawiając że pożądanie trafiało do niewłaściwych miejsc u każdego faceta siedzącego w kawiarni. Długie, brązowe włosy Kacey mieniły się miodowymi pasemkami, a głębokie, piwne oczy zdawały się włączać na wszystko co piękne. Jeśli ktokolwiek miałby go stąd zabrać, to byłaby Kacey, nie żeby jej na to pozwolił. Przemierzył tę drogę z Kacey o jeden raz za dużo. Umawiali się w szkole średniej ale szybko się zorientowali, że lepiej zostać przyjaciółmi. A może to on nie mógł utrzymać interesu w spodniach? To była prawdopodobnie mieszanka obydwu powodów, ale kto tak naprawdę umawia się tyko z jedną osobą w szkole? Gwoździem do trumny w ich związku okazała się pijacka noc w liceum. Przespali się ze sobą. Noc był świetna, oprócz faktu, że nigdy nie wybaczy sobie tego jaki ból sprawił jej następnego dnia. Ale co miał zrobić? Powiedzieć "dziękuję"? Zerżniecie najlepszej przyjaciółki nie było najrozsądniejszym wyborem. Niestety nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie było za późno. Był jej pierwszym. Porzucenie Kacey było jedną z najgłupszych ale i najniezbędniejszych rzeczy jakie zrobił. Nadal byli dla siebie mili, ale ich przyjaźń już nigdy nie była taka sama odkąd się ze sobą przespali. To co podobno było sposobem na zwiększenie więzi między dwojgiem ludzi, dla nich stało się katalizatorem, który zniszczył ich przyjaźń na zawsze. Unikali się nawzajem jak to tylko możliwe przez następne lata. W dniu ukończenia studiów przytulił ją szybko i nigdy nie obejrzał się za

19 siebie. I nigdy jej nie przeprosił. Nie żeby to była całkowicie jego wina, ale jednak. Dopiero zobaczenie jej ponownie przestraszyło go, ale to było zło konieczne. Rada dyrektorów nalegała aby oczyścił swój wizerunek, inaczej spółka ucierpi. Co według nich już się stało. Ale skąd on mógł wiedzieć, że dziewczyna z którą się przespał okaże się prostytutką? Przecież to było Seattle, a ona była piękna. Nie spodziewał się, że pójdzie do prasy, ani że fotografom będzie wygodniej na zewnątrz śródmiejskiego hotelu W po późnej eskapadzie nocnej, której on do końca w pełni nie pamiętał. Ale prawdziwego kopa dostał wtedy, gdy zadzwoniła jego matka i powiedziała, że babcia miała atak przez jego zadawanie się z dziwkami. Oczywiście to nie była jego wina, że jego babcia miała skrzep, ale jednak. Tydzień później babka zadzwoniła do niego i dała mu ultimatum. Skłonić Kacey, aby się z nią zobaczyła przed śmiercią - jej słowa, a nie jego - a wszystko zostanie wybaczone. Nalegała tak natarczywie, żeby Kacey przyjechała na weekend pierwszomajowy, że Jake nie mógł odmówić. Przypadkiem pewna reporterka ze Seattle Timesa, również leciałaby odwiedzić rodzinę w Portland. Obiecała zrobić im kilka zdjęć w samolocie, jak również kilka świetnych ujęć olbrzymiego kamienia na palcu Kacey. Jake się uśmiechnął. Czasami był taki genialny, że go to przerażało. Co mogło pójść nie tak? Był następny w kolejności do zostania Dyrektorem Generalnym w Titus Enterprises. Warto było wydać trochę kasy, aby oczyścić swój wizerunek, a babka nie tylko by go poparła, ale i wywarłaby presję na komisję, co było konieczne aby zrobili go najmłodszym prezesem na świecie. Kacey by zrozumiała. Była po prostu takim typem dziewczyny. Wszystko co musiał zrobić, to logicznie jej wytłumaczyć, że to było w jej najlepszym interesie. Poza tym nie tylko pomagał jej biznesowi poprzez widywanie jej z nim, ale praktycznie inwestował w jej przyszłość. Jeśli już, to ona powinna mu dziękować!

20 Zadzwoniła jego komórka i spojrzał na zegarek. Pokręcił głową. Spędził za dużo czasu na przekonywaniu tej pięknej dziewczyny, aby została jego narzeczoną. Teraz będzie musiał zostać w biurze dłużej niż to konieczne. Wzruszając ramionami podszedł do swojego Range Rovera i wsiadł. Nareszcie mógł przestać się stresować babcią i biznesem. - Przepraszam. Czy mogłabyś powtórzyć co właśnie powiedziałaś? Zabrzmiało to jakbyś powiedziała, że jesteś zaręczona?! - Char usiadła naprzeciwko niej w ich ulubionej restauracji w Belltown. - Taaa... - Kacey sączyła wino, choć przez chwilę rozważała czy nie wziąć całej butelki i nie wypić duszkiem. - Tak właśnie powiedziałam. - Z Jake'm? - T ak. - Jake'm Titus? - upewniła się Char, biorąc zdrowy łyk wina. - Ten sam - dlaczego Kacey nie mogła się przestać trząść? To był jeden weekend. Mogła udawać przez jeden weekend. Rany, nie musiała robić nic poza udawaniem, że jest w nim zakochana, że ją pociąga, ekscytuje i... Więc zasadniczo nie musiała nic robić. Jedynie powinna się upewnić, że jej serce nie zostanie rozbite na biliony kawałków przez samego miliardera. - Nie mogę tego zrobić! - Oczywiście, że nie możesz tego zrobić! - powtórzyła Char, a jej głos podniósł się o kilka oktaw - Czy ty masz pojęcie co ten facet ci zrobił w liceum? Wspomnienia są nadal niewyraźne? Bo jestem całkiem pewna,

21 że przespał się z tobą, a następnie udawał że nic się nie wydarzyło. - Wiem - głos Kacey był drżący. - Ale broniąc go, ja też nigdy nie próbowałam z nim porozmawiać... - Nie broń tego diabła Kace. Poważnie. Byliście przyjaciółmi na całe życie. Pamiętasz? To ja byłam trzecim kołem. Obserwowałam jak twój miłosny dramat rozgrywa się całkiem miło i przyjemnie, aż tu nagle pewnej nocy rozjeżdża go ciężarówka. Nie rób tego. Kacey wiedziała, że Char mówi z senesem, ale... - Ja już mu powiedziałam, że się zgadzam. - To wymigaj się z tego! Kacey pokręciła głową i powiedziała - Nie mogę. Char zmrużyła oczy. Wzięła trzy głębokie wdechy i skinęła na kelnerkę. - Tak? - zapytała kelnerka. - Będziemy potrzebowały tequilę. - Char jest za wcześnie na tequilę - zaprotestowała Kacey. - Naprawdę? Właśnie zaręczyłaś się z najsłynniejszym kawalerem w Seattle, który polecił ci ładnie zagrać i zrobić mu przysługę. Przedstawię to jeszcze raz: On cię porzucił! - Mów ciszej! - Kacey uciszyła przyjaciółkę i uśmiechnęła się przepraszająco do osób przypatrujących się im ze swoich boksów - Chodzi tylko o weekend. Poza tym Char nie miała pojęcia, że Kacey ma wciąż tak dużo długu za szkołę. Zamydliła wszystkim oczy na temat ukończenia studiów, twierdząc że został jej tylko krótki kurs, nie siedem. - Zgadza się - prychnęła Char. - Jeśli znam Jake'a, a myślę że go znam, to nie jest tylko weekend. On ma coś w zanadrzu. Im przystojniejsi, tym więksi manipulatorzy. Wierz mi.

22 Tequila została przyniesiona i Char strzeliła shota zanim zaczęła mówić dalej. - Poza tym, tylko dlatego że zgodziłaś się na tę farsę w zaręczyny, on będzie myślał, że może położyć swoje ręce na twoim gorącym ciele. Kacey przewróciła oczami. - On umawia się z modelkami i najwyraźniej ze striptizerkami. Spójrz na mnie Char. Przypominam któreś? Nie jestem dziwką. Nie zamierzam pozwolić się wykorzystywać. Char chrząknęła. - Phi! Nie pozwoliłaś nikomu się wykorzystać od tamtej nocy i dobrze wiesz o tym. Jesteś nadal pod jego wrażeniem i zajęło ci całe studia aby dać sobie spokój. A teraz wrócisz do punktu wyjścia. Ignorując ewidentną zdolność Char do chwytania ludzi w pułapkę, Kacey odwróciła wzrok i prychnęła. Jej palce dotknęły butelki tequili i myśli o Jake'u zalały ją z własnej woli. - Co ja do cholery robię? - Wreszcie to powiedziałaś - Char pokręciła głową i wzięła kolejnego shota. - To znaczy... - Kacey spojrzała na swoje dłonie - Muszę być z nim sam na sam przez trzy dni i jeszcze muszę okłamać całą jego rodzinę! - A bądźmy szczerzy - wtrąciła Char, mówiąc już nieco głośniej niż zwykle. - Jesteś najgorszym kłamcą na świecie. - Nie jestem - Travis, brat Jake'a był. Ale Kacey nie chciała myśleć o Travisie. Ostatni raz kiedy go widziała okrzyczał ją za pracowanie na ich skrzynce pocztowej podczas przerwy świątecznej. Rozpłakała się, on pokrzyczał jeszcze trochę, a następnie odmówił rozmawiania z nią przez resztę jej wizyty. To było trzy lata temu. - Jesteś! - Char przejechała swoim pomalowanym paznokciem po stoliku - Pamiętasz, jak raz w liceum próbowałyśmy się wymknąć z domu i pójść na przyjęcie urodzinowe Jake'a?

23 - Nie - Kacey skłamała, desperacko próbując przełknąć gigantyczną bryłę winy w gardle. - Naprawdę? Z wszystkich momentów tego dnia, aby powiedzieć nie, wybierasz teraz? Poważnie? Co się stało z nie kiedy rozmawiałaś z Jake'm? Albo nie kiedy składał ci tą niestosowną propozycję... - To zupełnie co innego i dobrze wiesz o tym. Ponadto chciałabym zwrócić uwagę, że nie powiedziałam mamie straszliwego kłamstwa. Gdyby pies przestał szczekać, wtedy... Char odrzuciła głowę do tyłu i się roześmiała. - Przestań obwiniać psa. Nawet gdyby pies przestał szczekać, użyłaś tego jako wymówki aby przyznać się do wszystkiego mamie. A później powiedziałaś mi, że to był znak od Boga aby nie grzeszyć. Kacey odwróciła wzrok. Tylko dlatego, że jej przyjaciółka ma całkowitą rację, nie oznacza że musi to uznać za fakt. Co z tego? Tak, była trochę świętoszką, ale jeden raz, ten jeden raz w życiu postanowiła spróbować... Była po królewsku pokręcona. Pod wieloma względami. Kacey westchnęła głęboko i skinęła na Char, aby nalać jej kolejny kieliszek. - Niezależnie od tego, powiedziałam tak, a wiesz jak jest u mnie ze zobowiązaniami. Char przeklęła. - Jesteś bardziej lojalna niż mój pies, a on jest niewidomy co oznacza, że jest zależny ode mnie we wszystkim, łącznie z tym, kiedy i gdzie iść siusiu. - Twoja zachęta jest zadziwiająca - Kacey uśmiechnęła się słodko, a następnie wzięła duży łyk wody. Musiała myśleć trzeźwo, jeśli chciała odpowiednio zaplanować, jak ma rozwinąć się weekend. Jedno było pewne. Jake nie mógł jej dotknąć - nie mógł położyć na niej nawet jednej ręki. Jeśli by to zrobił, nie była pewna, czy byłaby w stanie odmówić. - ...I jeszcze jedna rzecz...

24 O Boże, czy Char wciąż gada o tym cholernym psie? - Jeśli pozwolisz mu się dotknąć, czy pocałować... - uderzyła pięścią w stolik i jej oczy zaszkliły się nieznacznie od tequili. - Jeśli jedna z jego doskonale wypielęgnowanych dłoni choćby draśnie twoje nagie ciało, wykastruję go! Kacey zacisnęła usta i skinęła głową. - Dzięki Char. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Ja też nie... - Char czknęła i Kacey skinęła po rachunek. Szczerze, nie co dzień się zdarza, aby przyjaciel narąbał się w twoim imieniu. Ale Kacey wiedziała to zbyt dobrze. Char była najprawdziwszym typem przyjaciela. Kiedy Kacey płakała, Char płakała. Kiedy Kacey zagroziła, że zabije Jake'a, Char zaproponowała, że opłaci płatnego mordercę, a kiedy wreszcie Kacey ruszyła z miejsca i tylko wspomniała, że Jake jest osobą, której nazwiska się nie wymienia, Char poszła o krok do przodu i dla jej dobra nadała mu przydomek Łajdak. Jeśli już, Char po prostu starała się jej pomóc, choć jej metody bywały ekstremalne. Kacey położyła kilka banknotów na rachunku i pomogła przyjaciółce wyjść na zewnątrz, cały czas zastanawiając się, jak miała przeżyć następny tydzień.

25 Rozdział 3 - Odbiło ci?! - krzyknął Travis. - Szantażujesz, a potem zatrudniasz Kacey? W taki sposób użyjesz Kacey aby się wybielić? Tą Kacey? Jake nie miał nastroju, aby bronić się przed bratem. Poważnie, dlaczego robił z tego taką poważną sprawę? Co z tego, że poprosił o przysługę. - Przykro mi stary, mam dziś wieczorem dużo roboty. Możemy to zrobić później? Travis milczał przez chwilę, co nie było dobrym znakiem. To oznaczało, że myślał, co oznaczało, że prawdopodobnie dostanie bólu głowy, a następnie obarczy winą o to Jake'a. On i Travis nie rozmawiali ze sobą wiele przez ostanie kilka lat. Do czasu, aż w minionym roku babka nie zaczęła się wtrącać w ich życie. Biedny Travis był pozostawiony z tym sam przez większość czasu. Z dwóch braci w rodzinie, Travis był opiekunem, który zawsze postępował zgodnie z regułami gry. Kiedy Jake i Kacey wystrzelili fajerwerki o 2 nad ranem, Travis był jedynym który wpadł. Nigdy nie lubił widzieć w kłopotach Jake lub Kacey. I dlatego, kiedy w szkole Jake tak strasznie zawalił z najlepszą przyjaciółką, Travis poprzysiągł sobie, że nie wybaczy mu bycia takim dupkiem, dla jedynej dziewczyny, która zdawała się mieć wszystko. Chociaż Jake nie powiedział Travisowi prawdziwego powodu ich kłótni, przypuszczał, że brat prawdopodobnie myślał o najgorszym. Gdyby Jake nie był pewien uczuć Travisa wobec Kacey, pomyślałby, że jego starszy brat trochę się w niej zadurzył. Ale to był niemożliwe. Jeśli już, to w dzieciństwie Travis torturował Kacey bardziej niż Jake, który tak naprawdę tylko dużo gadał, aby mieć sprawiedliwy udział w psikusach. Jednak Travis był najlepszy. Nie było

26 dnia, żeby nie ciągnął Kacey za włosy, rzucał kamieniami albo zakładał klub "Brzydki i Głupi", a następnie wybierał Kacey jego maskotką. Cisza na drugim końcu telefonu została przerwana. - Ja po prostu nie jestem pewien czy to dobry pomysł, człowieku. To znaczy, to jest dziewczyna, która widziała cię nago zanim wszedłeś w okres dojrzewania. Mama będzie wiedzieć, że coś się dzieje. - Nie - Jake zaklął i przeczesał palcami włosy. - Ona się nie dowie, bo jej nie powiemy, prawda Travis? - Zdajesz sobie sprawę, że jestem najgorszym kłamcą w całej rodzinie?- zapytał Travis. - Nie, nie jesteś, ale Kacey tak. - No cóż, w takim razie... - Travis przeklął na drugim końcu linii. - To nie ma znaczenia. To znaczy zbyt wiele dla Kacey w tym momencie. Dodatkowo, czy naprawdę chcesz żeby babcia umarła? - Hm, ona zrobi więcej niż umrze, jak się dowie, że ją okłamałeś. Dziesięć dolców, że najpierw ma udar, a następnie prosi Boga aby jej pozwolił wrócić, żeby mogła cię zabić osobiście. Zaufaj mi, jeśli ktoś ma się dogadać z Bogiem, to jest to babcia. Jezu, on prawdopodobnie pomógłby jej zaplanować twój zgon... - Skończyłeś? Nie żartowałem o pracy. Jeśli mamy być w Portland w piątek, to muszę zrobić tą całą papierkową robotę. Travis westchnął ponownie na drugim końcu, prawdopodobnie przeklinając Jake'a za to, że kazał mu przysiąc lojalność i milczenie. - Dobrze, ale kiedy to odwróci się przeciwko tobie, będę udawał, że nic nie wiem. Zabiłby jej zapał. Umierałaby powoli obok niego, a on żywiłby do niej urazę. Mieliby do siebie pretensję, że nie są dla siebie nawzajem tym czego oczekują.