dydona

  • Dokumenty715
  • Odsłony81 867
  • Obserwuję61
  • Rozmiar dokumentów1.2 GB
  • Ilość pobrań51 202

Andrews Virginia Rodzina Casteel 03. Upadłe Serca

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Andrews Virginia Rodzina Casteel 03. Upadłe Serca.pdf

dydona Literatura Lit. amerykańska Andrews Virginia Gotycki Horror
Użytkownik dydona wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 353 stron)

Virginia C. Andrews Rodzina Casteel Tom 3 Upadłe Serca tytuł oryginału Fallen Hearts przekład Małgorzata Fabianowska Drogi Papo! Pomimo całego smutku i trudnych chwil, jakie przeżyliśmy w przeszłości, gotowa jestem Ci wybaczyć i jednocześnie prosić o wybaczenie. Minęły dwa lata od czasu śmierci Toma – dwa lata, kiedy nawet przez jeden dzień nie przestałam go opłakiwać, podobnie jak dziadka. Teraz jednak czas żałoby minął, nastał dla mnie czas szczęścia, miłości i nowego życia. Mam bowiem wspaniałe wieści dla Ciebie. Wychodzę za mąż! Za Logana Stonewalla, którego może pamiętasz, bo był moją dziecięcą miłością. Mieszkam teraz w Winnerrow i pracuję w szkole. Spełniłam swoje marzenie o zostaniu nauczycielką, jak panna Marianne Deale, która zawsze zachęcała mnie do czytania, pisania i marzeń. Dzięki niej uwierzyłam, że mogę być tym, kim zechcę. Wydaje się, że moje dziecięce marzenia wreszcie zaczynają się spełniać. Wszystkie – z wyjątkiem ułożenia sobie stosunków z Tobą. Chcę, żebyś razem ze Stacie i Drakiem zjawił się na moim ślubie. Pragnę, Papo, abyś poprowadził mnie do ołtarza i przekazał mnie przyszłemu mężowi, jak ojciec córkę. Jestem taka szczęśliwa! Papo, proszę, zapomnijmy o urazach z przeszłości. Chcę Ci wybaczyć i chcę, żebyś Ty mi wybaczył. Może teraz, kiedy minęło już tyle lat, wreszcie będziemy mogli być prawdziwą rodziną. Fanny będzie moją druhną. Mam nadzieję, że Ty wreszcie będziesz moim ojcem. Kocham Cię Heaven Rozdział pierwszy OBIETNICE WIOSNY Siedziałam na długiej ławce przed domkiem , kolejny raz czytając swój list do papy. Był

ciepły majowy ranek; wiosna zaczynała już dojrzewać do gorącego lata. Wydawało mi się, że świat Wzgórz Strachu budzi się razem ze mną, przechodząc stopniowo od lodowatej , mrocznej zimy śmierci i żałoby do bujnego, słonecznego lata. Wróble i rudziki ćwierkały, rojąc się wśród gałęzi, aż drżało listowie. Słońce przenikało przez korony leśnych drzew – brzóz, hikor, klonów – tkając złociste wzory, prześwietlając liście jasnym blaskiem . Świat był piękny i cudownie ożywiony. Głęboko zaczerpnęłam powietrza, wdychając słodki aromat kwiatów i bujnej zieleni. Niebo nad moją głową miało intensywny odcień błękitu usianego obłoczkami przypominającymi strzępy cukrowej waty, które zwijały się w urocze kłębuszki niczym małe dzieci sposobiące się do snu. Logan był ze mną od dnia, kiedy wróciłam do Winnerrow. Towarzyszył mi w tym strasznym okresie po śmierci Toma, kiedy papa leżał w szpitalu. I potem , kiedy papa wrócił ze Stacie i małym Drakiem do swojego dom u w Georgii. Trwał przy mnie, kiedy umarł dziadek i zostałam samotna w chacie mojego dzieciństwa, teraz przebudowanej na nowy, przytulny dom . I tamtego dnia, kiedy miałam swoją pierwszą lekcję w podstawówce w Winnerrow. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, jak przejęta wchodziłam do klasy, gotowa sprawdzić swoje umiejętności i przekonać się, czy naprawdę potrafię być nauczycielką, o czym od tak dawna marzyłam . Wy szłam na ganek, j ak czy niłam prawie każdego ranka, aby przez chwilę posiedzieć w stary m buj any m fotelu babuni i popatrzeć na Wzgórza Strachu, zanim wy ruszę w dolinę, do szkoły. Tam tego ranka, w dniu, w który m m iałam rozpocząć pracę, zobaczy łam Logana stoj ącego na schodkach z szerokim , radosny m uśm iechem ; j ego ciem noszafirowe oczy j aśniały w poranny m słońcu. – Dzień dobry, panno Casteel. – Skłonił się głęboko. – Przy słano m nie, aby m zaprowadził panią na lekcj e. To drobny prezent od Rady Szkolnej . – Och, Logan! – zawołałam . – Wstałeś tak wcześnie, żeby tu dotrzeć! – Bez przesady. Musiałem wstać wcześnie, żeby otworzy ć drogerię. Jest teraz trzy razy większa niż za naszy ch czasów – powiedział z dum ą – i wy m aga więcej pracy. Proszę, panno

Casteel – dodał, wy ciągaj ąc ku m nie rękę. Zeszłam z ganku i po chwili j uż schodziliśm y w dół krętą górską drogą j ak dawniej , kiedy łączy ła nas szkolna m iłość. W ogóle m iałam wrażenie, j akby czas cofnął się do chwil, kiedy szłam z nim za Tom em , Keithem i Naszą Jane, a Fanny drwiła z nas, usiłuj ąc odwrócić ode m nie uwagę Logana swoim prowokuj ący m , lubieżny m zachowaniem . Nie m ogąc nic wskórać, rezy gnowała w końcu i nadąsana odbiegała. Niem al sły szałam głosy m oich braci i sióstr biegnący ch przodem . Choć nasze ży cie by ło wtedy koszm arne, łzy rozrzewnienia napły nęły m i do oczu. – Hej , hej ! – wy krzy knął Logan, widząc, że zaraz się rozpłaczę. – To j est twój szczęśliwy dzień. Proszę o wielki uśm iech! Chcę sły szeć twój śm iech odbij aj ący się echem po górach, tak j ak dawniej . – Och, Logan, dziękuj ę. Dziękuj ę, że tu j esteś i że tak o m nie dbasz. Przy stanął i obrócił m nie ku sobie. Spoj rzenie m iał poważne i pełne m iłości. – Nie, Heaven. To j a powinienem ci dziękować, że nadal j esteś tak piękna i urocza, j aką cię zapam iętałem . To j est j ak… – przerwał, szukaj ąc słów – j ak gdy by czas stanął dla nas w m iej scu i wszy stko, co potem się zdarzy ło, by ło ty lko snem . A teraz obudziliśm y się z niego i znowu tu j esteśm y, ty i j a, i trzy m am y się za ręce. Nigdy j uż nie pozwolę, żeby ten zły sen wrócił. Dreszcz przeszedł przez m oj e palce splecione z palcam i Logana; dreszcz szczęścia, który przeniknął do serca i przy śpieszy ł j ego bicie tak j ak wtedy, kiedy pierwszy raz się całowaliśm y, a j a m iałam dwanaście lat. Zapragnęłam , żeby znowu m nie pocałował. Chciałam znów by ć tą niewinną dziewczy ną, ale od dawna nią nie by łam . Logan także nie by ł j uż naiwny m chłopakiem . Chodziły słuchy, że zam ierza się ożenić z Maisie Setterton. Jednak wy dawało się, że Maisie znikła z j ego ży cia, kiedy j a wróciłam do Winnerrow. Szliśm y w m ilczeniu leśny m duktem . Czerwone kardy nały i szarobrunatne wróble trzepotały w cieniu lasu, fruwaj ąc tak szy bko i zwinnie, że widać by ło ty lko drżące gałązki.

– Wiem – powiedział w końcu Logan – że twoj e i m oj e ży cie biegło w dziwnie odm ienny ch kierunkach od czasów, kiedy odprowadzałem cię z dom u do szkoły i obietnice, które sobie składaliśm y, m ogły się wy dawać szalony m i m arzeniam i. A j ednak chciałby m wierzy ć, że nasza m iłość okazała się na ty le silna, by przetrwała czasy udręk i tragedii, które nastąpiły później . Znów zatrzy m aliśm y się i popatrzy liśm y sobie w oczy. Wiedziałam , że dostrzega w m oich cały bezm iar zwątpienia. – Logan, j a też chciałaby m w to wierzy ć. Mam dosy ć m arzeń, które um ieraj ą, zby t ulotny ch i słaby ch, aby przetrwać, a ty m bardziej um ocnić się, w m iarę j ak j a um acniam się i dorastam . Chcę znowu kom uś zaufać. – Och, Heaven, m nie zaufaj – powiedział błagalnie, uj m uj ąc m oj e dłonie. – Nie zawiodę cię. Nigdy. – Spróbuj ę – szepnęłam , a Logan odpowiedział uśm iechem . Pocałował m nie, j akby chciał przy pieczętować w ten sposób obietnicę – ale j a za dużo widziałam w swoim ży ciu złam any ch obietnic. Musiał wy czuć m oj e wahanie, m ój lęk. Obj ął m nie czule. – Sprawię, że zaufasz m i, Heaven. Dam ci wszy stko, czego potrzebuj esz od m ężczy zny. – Wtulił twarz w m oj e włosy. Czułam na szy i j ego gorący oddech; j ego serce biło przy m oim j ak szalone. Tu, w lesie, na naszej starej drodze, nagle rozpaczliwie zapragnęłam znowu m ieć nadziej ę. Czułam , że m ój opór słabnie. Heaven Leigh Casteel, głęboko zraniona w dzieciństwie, dręczona i uwiedziona j ako m łoda dziewczy na, doświadczona m iłosną tragedią j ako m łoda kobieta, dręczona głodem szczęścia, znowu chciała uwierzy ć w obietnicę. – My ślę, że z czasem zdołam ci uwierzy ć, Logan. – Och, Heaven, kochana Heaven, naprawdę wróciłaś do dom u – powiedział, całuj ąc m nie znów i znów. Czem u w takim razie, kiedy Logan całował m nie z taką m iłością i pasj ą, m y ślałam o Troy u,

m oim zakazany m narzeczony m , m oj ej m rocznej , um arłej m iłości? Czem u sm akowałam pocałunek Troy a, a nie Logana? Czem u obej m ował m nie Troy ? Ale kiedy Logan zaczął całować m oj e powieki, otworzy łam oczy i zobaczy łam j ego kochaną twarz. Nie wiedział i nigdy się nie dowie, w j akie otchłanie bólu i rozpaczy wtrącił m nie m ój sm utny, skazany przez los kochanek. Serce m ówiło m i, że Logan m ógłby dać m i ży cie, j akiego j a i wcześniej m oj a m atka by ły śm y pozbawione – spokoj ne, godne. Takiego ży cia pragnęłam . Rozpoczął się rok szkolny i weszłam w try by wy tężonej pracy. Pewnego dnia Logan zapukał do drzwi m oj ego dom u i oznaj m ił: – Mam dla ciebie niespodziankę. – Uśm iechał się łobuzersko j ak m ały chłopiec, który chowa w kieszeni żabę. – Chcesz założy ć m i opaskę na oczy ? – zażartowałam , podej m uj ąc zabawę. Zaszedł m nie od ty łu i delikatnie zakry ł m i oczy rękam i. – Ty lko nie patrz! – ostrzegł i za rękę poprowadził m nie do swoj ego sam ochodu, uważaj ąc, żeby m się nie potknęła. Czułam na twarzy powiewy wiatru, oży wcze j ak j ego m łodzieńczy entuzj azm . Ruszy liśm y. Nadal nie otwierałam oczu. Wreszcie auto się zatrzy m ało. Logan otworzy ł drzwi i podtrzy m ał m nie za ram ię, pom agaj ąc wy siąść. – Chodź, j esteśm y j uż prawie na m iej scu – powiedział. Kiedy otworzy ł drzwi drogerii, poczułam znaj om y zapach perfum , m y deł i inny ch kosm ety ków, zm ieszany z wonią lekarstw i ziół. Nie zdradziłam m u, że dom y ślam się, gdzie j esteśm y. Nie chciałam zepsuć j ego radosnego nastroj u. Posadził m nie na stołku, zapewne w części kawiarnianej lokalu, po czy m odszedł za ladę i długo coś tam robił. Wreszcie zawołał radośnie: – Możesz otworzy ć oczy ! Uniosłam powieki i zobaczy łam przed sobą tęczowy zam ek zbudowany z lodów, wiśni, bitej

śm ietany i wielu inny ch przy sm aków. – Logan, j akie to piękne! Ale j eśli zj em takie cudo, od razu przy ty j ę. Czy będziesz m nie wtedy kochał? – Heaven… – Jego głos stał się niski, chrapliwy. – Moj a m iłość do ciebie nie patrzy na m łodość i urodę. Zresztą ten deser nie j est do zj edzenia. Po prostu zapragnąłem zbudować dla ciebie naj piękniej szą i naj słodszą siedzibę, j aką kiedy kolwiek widziałaś. Wiem , że nie j estem w stanie konkurować ze splendorem i bogactwem Tattertonów i ich wspaniałego Farthinggale Manor. Ale tam ten dom wzniesiono z zim nego szarego kam ienia, a m oj a m iłość j est ciepła i kolorowa j ak pierwszy dzień wiosny. Moj a m iłość wzniesie wokół ciebie ochronne m ury zam ku, z który m żaden kam ienny pałac nie będzie m ógł się równać. – Gruchnął przede m ną na kolana na oczach zdum iony ch klientów. – Czy zostaniesz m oj ą żoną? Spoj rzałam m u głęboko w oczy i zobaczy łam w nich głębokie, wierne uczucie. By łam pewna, że Logan zrobi wszy stko co w j ego m ocy, aby uczy nić m nie szczęśliwą. Czy m że by ło uczucie, za który m tęskniłam – szalone i żarliwe, które odebrała m i śm ierć Troy a – wobec tej czułej , troskliwej m iłości, która gotowa by ła trwać do końca? – Tak – powiedziałam przez łzy. – Tak, Logan, tak. Zostanę twoj ą żoną. Nagle wokół nas zerwała się burza oklasków. Klienci uśm iechali się ży czliwie, z aprobatą patrząc na świeżo zaręczoną parę. Logan spiekł raka i szy bko puścił m oj ą dłoń, zanim zdąży łam go obj ąć. Włoży ł m i do ust kandy zowaną wiśnię. Musnął ustam i m ój policzek. – Kocham cię na zawsze, Heaven – szepnął. I tak m iłość, zrodzona przed laty niczy m powoli rozkwitaj ący kwiat, zaj aśniała wreszcie w pełnej krasie. Czułam się lekka, szczęśliwa i oży wiona j ak nigdy przedtem . Zatoczy łam koło, grzebiąc za sobą ból przeszłości, i ponownie wkroczy łam na ścieżki dzieciństwa – ty le że teraz wy ty czy łam wśród nich własny szlak, zam iast dreptać z m ozołem po stary ch śladach. Teraz

m iałam sam a pokierować swoim losem , podążaj ąc naturalny m tropem , j aki podsuwały m i te lasy, góry i znaj om a ziem ia, w której zawsze znaj dowałam solidne oparcie. Zupełnie j akby m nagle wy szła na m agiczną, baj kową polanę i poj ęła, że w ty m m iej scu zbuduj ę swój dom . Teraz m oj a szczenięca m iłość m iała się stać doj rzałą m iłością na całe ży cie. Marzenia naprawdę się spełniły, chociaż wy dawały się zby t cudowne i tak cenne, że świat m ógłby j e łacno zniszczy ć. Znów przepełniały m nie nadziej a i szczęście. Znów by łam m łodą dziewczy ną, ufną i pełną wiary, bezbronną w swoj ej wrażliwości, gotową otworzy ć się na kogoś bliskiego, ry zy kuj ąc m iłosny zawód. Na tej polanie, gdzie słońce świeciło m ocno, Logan i j a by liśm y j ak dwa ży wotne pędy gotowe wzrastać, aż zam ienią się w potężne drzewa zdolne przetrwać każdą lodowatą zim ową zawiej ę. Następne parę ty godni zaj ęło nam planowanie ślubu. Ten ślub m iał zakasować swoim rozm achem wszy stkie doty chczasowe uroczy stości w Winnerrow. Choć nadal m ieszkałam na Wzgórzach Strachu, teraz j eździłam drogim autem , nosiłam szy kowne ubrania i m iałam obej ście wy kształconej , światowej kobiety. A j ednak, m im o że prowadziłam dostatnie ży cie j ako zam ożna dziedziczka zabawkarskiej fortuny Tattertonów, ludzie z m iasta dalej postrzegali m nie j ako j edną z Casteelów, wy włokę z gór. I j eśli nawet doceniali sposób, w j aki uczy łam ich dzieci, nadal patrzy li na m nie krzy wo, kiedy zasiadałam w pierwszy m rzędzie w ich kościele. Gdy zj awiłam się razem z Loganem na niedzielnej m szy, po ty m j ak nasze zdj ęcie ukazało się w rubry ce zaręczy n i ślubów „The Winnerrow Reporter”, cała kongregacj a patrzy ła, j ak zm ierzam y do pierwszej ławki zarezerwowanej dla rodziny Stonewallów – m iej sca, o który m wcześniej m ogłam ty lko pom arzy ć. Matka Logana powitała m nie nerwowo, wręczaj ąc m i Biblię. Oj ciec ty lko krótko skinął m i głową. Kiedy powstaliśm y, żeby śpiewać psalm y, zaintonowałam pieśń z m ocą i dum ą, aż m ój głos – głos kobiety z gór, którą nadal by łam pom im o kulturowej paty ny – rozbrzm iał w cały m

kościele, wy bij aj ąc się ponad inne. Po m szy, kiedy pozdrowiłam pastora Wise’a z uśm iechem m aj ący m go zapewnić, że nie dopuszczę, by spełniły się j ego ponure proroctwa, m atka Logana powiedziała do m nie: – Heaven, nie wiedziałam , że m asz taki dźwięczny i silny głos. Mam nadziej ę, że dołączy sz do naszego żeńskiego chóru. Wtedy zrozum iałam , że Loretta Stonewall wreszcie postanowiła m nie zaakceptować. A skoro tak, na pewno uda m i się skłonić inny ch, aby zrobili to sam o. Zm uszę ich, żeby wreszcie otworzy li oczy i zobaczy li, że m y, ludzie z gór, j esteśm y istotam i norm alny m i, uczciwy m i. Dlatego właśnie zaplanowałam wy stawny ślub. Logan, rozum iej ąc m oj e m oty wacj e, sprzeciwił się obiekcj om rodziców. W sum ie bawiło go m oj e zam ierzenie zm uszenia m ieszkańców Winnerrow, by zechcieli zbratać się choć na chwilę z ludźm i ze Wzgórz Strachu. By łam zdeterm inowana, żeby urządzić uroczy stość, j akiej j eszcze w ty m m ieście nie widziano. Gdy będę szła do ołtarza, przestaną wreszcie patrzeć na m nie j ak na nędzarkę, której trafił się m aj ątek, a zobaczą osobę tak sam o godną szacunku j ak oni. Przy pom niał m i się m om ent, kiedy po latach przy j echałam do Winnerrow i paradowałam w kościele j ak wy tworny m anekin obwieszony drogim i ciucham i, złotem i klej notam i. I cóż z tego, skoro nadal spoglądali na m nie z wy soka? Dla nich m iej sce górskiej hołoty by ło w ostatnich ławach, pierwsze rzędy zostały zarezerwowane dla Boży ch wy brańców. Mój ślub m iał by ć inny. Zaprosiłam kilka rodzin z gór oraz wszy stkie dzieci z klasy, którą uczy łam . Chciałam , żeby m oj a siostra Fanny została druhną. Nie widziałam j ej od dwóch lat, od chwili kiedy wróciłam do Winnerrow. Fanny bowiem nie potrafiła wy zby ć się zazdrości i uprzedzenia do m nie, choć próbowałam j ej pom agać, j ak ty lko m ogłam . Wiedziałam , co się u niej dziej e, bo Logan dostarczał m i inform acj i. Naj wy raźniej by ła tem atem plotek m łody ch ludzi w Winnerrow, a on sły szał różne pogłoski w drogerii. Od czasu j ej rozwodu ze „stary m

Mallory m ”, j ak go nazy wała, m noży ły się doniesienia o rom ansie Fanny z dużo m łodszy m m ężczy zną – Randallem Wilcoxem , sy nem m iej scowego prawnika. Miał zaledwie osiem naście lat i by ł na pierwszy m roku studiów, a ona by ła dwudziestodwuletnią rozwódką. Ty dzień po naszy ch zaręczy nach poj echałam do dom u Fanny, który siostra kupiła za pieniądze Mallory ’ego – rezy dencj i zbudowanej na zboczu i pom alowanej na krzy kliwy różowy kolor, z czerwony m i obwódkam i okien. Nie rozm awiałam z siostrą od roku, gdy ż uparcie oskarżała m nie o kradzież wszy stkiego, co do niej należało – choć w rzeczy wistości to ona usiłowała zagarnąć m oj ą dziedzinę, a zwłaszcza Logana. – Proszę, proszę, co za niespodzianka! – stwierdziła szy derczo, otwieraj ąc przede m ną drzwi. – Panna Heaven we własnej osobie raczy ła zaszczy cić wizy tą swoj ą ubogą siostrzy cę. – Nie przy by łam tu po to, żeby się z tobą kłócić. Jestem w radosny m nastroj u i nie chcę go sobie popsuć. – Taaak? – Wielce zaintry gowana usiadła na kanapie. – W czerwcu biorę ślub z Loganem – oznaj m iłam . – Serio? – Jej zainteresowanie w j ednej chwili opadło. Czem u się nie cieszy ? Czem u, j ak każda siostra, nie dzieli m oj ego szczęścia? – Chy ba sły szałaś, że znów zeszliśm y się z sobą? – A niby skąd m iałaby m sły szeć? Nie widziały śm y się dawno i nie gadały śm y z sobą. – Och, Fanny, nie m ów, że nie wiesz, co się dziej e w Winnerrow! W każdy m razie chciałaby m , żeby ś została druhną na m oim ślubie. – Nie gadaj ! – Oczy j ej zalśniły, ale w następny m m om encie dostrzegłam w nich ten dawny, niedobry bły sk. – Na razie nie wiem , kochana siostruniu, co ci odpowiem . Jestem pieruńsko zaj ęta. Kiedy dokładnie chcecie się haj tnąć? Podałam datę.

– Aha… – Fanny udała, że się zastanawia. – Mam plany na weekend; rozum iesz, m ój nowy facet lubi zabierać m nie na im prezy – studenckie potańcówki i takie tam inne. Ale m oże zm ienię plany. Faj ny będzie ten ślub? – Wspaniały ! – A kupisz swoj ej kochanej siostruni wy strzałową kieckę? I poj edziem y do m iasta, żeby wy brać naj lepszy ciuch? – Tak. Znów m y ślała przez chwilę. – A będę m ogła przy prowadzić Randalla Wilcoxa? – zapy tała. – Pewnikiem wiesz, że m nie obstawia. Będzie wy strzałowo wy glądał w sm okingu. Gwarantuj ę! Bo tacy goście j ak on noszą sm okingi, no nie? – Tak, Fanny. Jeśli ci zależy, dostarczę m u do dom u ręcznie wy pisane zaproszenie. – Och, super. Niezły pom y sł. Tak też zrobiłam . Jako ostatnie wy słałam zaproszenie dla papy. Tego ranka nieco wcześniej zeszłam z gór, żeby wstąpić na pocztę. Pom y ślałam , że j estem podekscy towana j ak w dzieciństwie, kiedy szłam na swoj ą pierwszą lekcj ę w szkole. Gdy weszłam do klasy, powitały m nie wy czekuj ące spoj rzenia dzieci. Nawet tak zwy kle zm ęczone i sm utne buzie dzieciaków ze Wzgórz Strachu by ły tego ranka j asne i świeże. Dom y śliłam się, że klasa przy gotowała dla m nie niespodziankę. Patricia Coons podniosła rękę. – Mam y coś dla pani, panno Casteel – oznaj m iła z przej ęciem . – Tak? Wstała z ławki i powoli podeszła do m nie, dum na, że została oddelegowana przez klasę do tego ważnego zadania. Idąc, szurała nogam i i obgry zała paznokcie.

– Chcem y to pani dać, zanim j eszcze dostanie pani inne ślubne prezenty. To prezent od całej klasy. – Wręczy ła m i pudełko zapakowane w ładny niebieski papier i przewiązane różową wstążką. – Kupiliśm y nawet papier w sklepie pani narzeczonego, Logana… to znaczy pana Stonewalla – poprawiła się ze śm iechem . – Dzięki, Patricio. I dziękuj ę wam wszy stkim . Otworzy łam paczuszkę. W pudełku znaj dował się pięknie wy haftowany widoczek m oj ego dom ku oprawny w rzeźbioną dębową ram kę. Pod spodem by ł napis: „Dom , kochany dom – od Twoj ej klasy ”. Zaniem ówiłam na m om ent ze wzruszenia, ale dzieci czekały z zaparty m tchem , więc powiedziałam : – Dziękuj ę. Nieważne, j akie prezenty j eszcze dostanę, ten zawsze będzie dla m nie naj ważniej szy i naj bardziej cenny. Ostatnia lekcj a przed ślubem dłuży ła m i się niem iłosiernie. Minuty ciągnęły się j ak godziny, a godziny j ak dni, tak bardzo chciałam j uż wy j ść z klasy. Nawet całe przedślubne planowanie okropnie m i się dłuży ło. Oczekiwanie wzm agało m oj ą ekscy tacj ę. Logan pom agał m i, kiedy ty lko m iał wolną chwilę. Napły wały odpowiedzi na nasze zaproszenia. Nie rozm awiałam z Tony m Tattertonem od dnia, kiedy dowiedziałam się o śm ierci Troy a i opuściłam Farthinggale Manor. Nie m ogłam m u wy baczy ć tego, co stało się z j ego bratem , i obawiałam się konfrontacj i z człowiekiem , który posłał Troy a na śm ierć. Poza ty m bałam się, że słuchaj ąc głosu Tony ’ego, będę wy łapy wała w nim znaj om y tem br, który po nim odziedziczy łam . Minęły j uż dwa lata, od kiedy dowiedziałam się prawdy o nim i o m oj ej m atce, a j ednak to wspom nienie wciąż budziło we m nie dreszcz. Zby t długo ży łam w przeświadczeniu, że j estem rodzoną córką papy – człowieka, który uparcie m nie odrzucał i którego m iłości tak bardzo pragnęłam . I oto po latach poj ęłam , że za każdy m razem , kiedy patrzy ł na m nie, m y ślał o j ej dawny m kochanku, j ej

oj czy m ie, a m oim oj cu i dziadku – Tony m Tattertonie. Ta wiedza przenikała m nie grozą do szpiku kości. Jakże podłe, żałosne okazało się m oj e prawdziwe dziedzictwo! Nie ośm ieliłam się powiedzieć o ty m Loganowi. Jego niewinność doznałaby wstrząsu, gdy by się dowiedział, do czego są zdolni bogacze, którzy rządzą ty m światem . Ale by ło też coś j eszcze. Tam tego ostatniego dnia w Farthinggale Manor, kiedy na plaży Tony opowiedział m i o śm ierci Troy a, zobaczy łam w j ego oczach przebły sk uczucia silniej szego od żałoby – czy stego, zwierzęcego pożądania. Wtedy poj ęłam , że m uszę trzy m ać się od niego z daleka. Dlatego nie odpowiadałam na j ego telefony i nie otwierałam listów, który ch stos rósł na m oim biurku; dlatego też wolałam , żeby papa, a nie Tony poprowadził m nie do ołtarza. Choć papa nie by ł m oim prawdziwy m oj cem , nadal pragnęłam j ego m iłości. Ze strony Tony ’ego m iałam tej m iłości aż za wiele. Ponieważ j ednak nie wy j awiłam Loganowi wsty dliwej prawdy o m oim pochodzeniu, m usiałam oficj alnie wy słać Tony ’em u zaproszenie ślubne. A Tatterton, szczwany lis, odpisał nie m nie, lecz Loganowi, wy j aśniaj ąc, że babcia Jillian j est tak chora, że prawdopodobnie nie będzie m ógł zostawić j ej i przy j echać. Nalegał za to, żeby śm y przy j echali do Farthy, gdzie urządzi nam ślubne przy j ęcie, j akiego w Massachusetts j eszcze nie widziano. Logan by ł tak zachwy cony zaproszeniem , że z niechęcią się zgodziłam , aby śm y wpadli tam na cztery dni, zanim udam y się na m iesiąc m iodowy do Virginia Beach. Po powrocie m ieliśm y zam ieszkać na Wzgórzach Strachu, dopóki nie wy buduj em y sobie nowego dom u na przedm ieściach Winnerrow. Jednak nie wszy stkie nasze plany realizowały się gładko. Wczesny m rankiem w dniu ślubu usły szałam pukanie do drzwi. Prawie nie spałam tej nocy ; by łam zby t przej ęta i podekscy towana, by zasnąć. Zeszłam na dół w koszuli i otworzy łam listonoszowi. Przy witał m nie pogodnie. – Mam dla pani przesy łkę poleconą. Proszę pokwitować.

Dzień by ł piękny, niebo błękitne bez ani j ednej chm urki, j akby Bóg uśm iechał się do m nie z góry, każąc słonecznem u blaskowi przegnać wszy stkie sm utki. By łam tak szczęśliwa i pełna radości, że m iałam ochotę listonosza uściskać. Kiedy oddałam m u podstawkę z długopisem , z uśm iechem dotknął daszka służbowej czapki. – Ży czę szczęścia na nowej drodze ży cia. Wiem , że dzisiaj bierze pani ślub. – Dziękuj ę. – Patrzy łam , j ak wsiada do dżipa, i pom achałam m u na pożegnanie. A potem zatrzasnęłam drzwi i poszłam do kuchni, żeby na stole otworzy ć przesy łkę. Pewnie kolej na karta z ży czeniam i. Może od Tony ’ego, który w ostatniej chwili zdecy dował się przy j echać. Niecierpliwie rozdarłam kopertę i wy j ęłam z niej niewielką kartkę. To, co tam przeczy tałam , naty chm iast ściągnęło m oj e serce na ziem ię j ak balon, z którego nagle uszło powietrze. Powoli opadłam na krzesło. Serce tłukło m i się w piersi ogłuszaj ący m ry tm em , z oczu pociekły łzy, rozm y waj ąc litery na papierze. Kochana Heaven! Niestety, pilne sprawy związane z cyrkiem nie pozwoliły mi przyjechać na Twój ślub. Stacie i ja życzymy szczęścia Tobie i Loganowi na nowej drodze życia. Całuję, papa Kolej na łza upadła na papier, znacząc na nim m okry ślad i rozm y waj ąc słowa. Zm ięłam list w garści. Nie próbowałam j uż powstrzy m ać łez. Strugam i pły nęły po policzkach, w ustach czułam ich słony sm ak. Płakałam z wielu powodów, ale przede wszy stkim dlatego, iż m iałam nadziej ę, że to wy darzenie pogodzi m nie wreszcie z papą i zaczniem y by ć sobie bliscy. I choć to Logan nam ówił m nie, żeby m go zaprosiła, w głębi duszy sam a tego pragnęłam . Wy obrażałam sobie papę, postawnego i szy kownego, w eleganckim sm okingu, j ak trzy m a m nie za rękę i na py tanie pastora: „Kto oddaj e tę pannę m łodą?”, odpowiada swoim głębokim głosem : „Ja”.

Mój ślub m iał by ć ukoronowaniem całego procesu wy baczenia – on m iał m i wy baczy ć, że przy chodząc na świat, przy czy niłam się do śm ierci Leigh, j ego anioła; j a zaś m iałam j em u wy baczy ć, że sprzedał nas obcy m ludziom . Gotowa by łam przy j ąć wy j aśnienie Tony ’ego, który wierzy ł, że oj ciec sprzedał swoj e dzieci, gdy ż nie by ł w stanie ich utrzy m ać i uważał, że tak będzie dla nas lepiej . Nic z tego nie m iało się spełnić. Odetchnęłam głęboko i otarłam łzy z twarzy. Trudno, nic na to nie poradzę, pom y ślałam . Muszę się skoncentrować na Loganie i na naszy m ślubie. Nie m a czasu na złość i roztkliwianie się nad sobą. Zwłaszcza że papa zawsze m nie odrzucał. Sam a będę m usiała doprowadzić się do ołtarza. Na niecałą godzinę przed uroczy stością przy j echała Fanny z Randallem Wilcoxem , żeby zawieźć m nie do kościoła. Randall okazał się dobrze ułożony m , skrom ny m m łody m człowiekiem o m archewkowej czupry nie i j asnej cerze. Czoło m iał usiane drobny m i piegam i. W j ego twarzy wy różniały się j asnoniebieskie oczy o czy sty m , kry ształowy m lśnieniu. My ślałam , że będzie wy glądał poważniej , ty m czasem m iał w sobie świeżość i niewinność dziecka, i trzy m ał się Fanny j ak szczeniak. – Patrzcie no, Heaven Leigh Casteel wy gląda j ak dziewica! – wy krzy knęła siostra, m ocniej przy tulaj ąc się do Randalla. Jej kruczoczarne włosy by ły karbowane i fantazy j nie roztrzepane, co nadawało j ej wy gląd ulicznej prosty tutki. Już wcześniej sugerowałam , żeby j e upięła, bo spodziewałam się takiej fry zury, ale j ak zwy kle nie posłuchała m nie. – Dobrze m ówię, Randall? Szy bko przesunął po nas spoj rzeniem , wy raźnie niegotowy na potwierdzenie sarkasty cznej uwagi swoj ej ukochanej . – Ślicznie wy glądasz – rzekł dy plom aty cznie. – Dzięki, Randall – pry chnęła.

Zerknęłam na siebie w lustrze, poprawiłam fry zurę i przy pięłam bukiecik do przegubu. – Jestem gotowa – powiedziałam . – Jakżeby nie – skwitowała m oj a siostra. – Od zawsze żeś się szy kowała na ten dzień. – Przez m om ent, m im o tej j awnej zazdrości, zrobiło m i się j ej żal. Fanny bezustannie usiłowała ściągnąć na siebie uwagę i chciała by ć kochana, ale wszy stko psuła i ciągle przez to cierpiała. – Świetnie wy glądasz w tej sukience – pochwaliłam . Wcześniej by ły śm y w m ieście i kupiłam j ej j asnoniebieską sukienkę z halką, aby dobrze prezentowała się j ako druhna. Ale Fanny nie by łaby sobą, gdy by nie dokonała przeróbek. Obniży ła dekolt do granic przy zwoitości i zwęziła boki, aż sukienka zrobiła się wy zy waj ąco obcisła. – Serio? Niezłą m am teraz figurę, co? – powiedziała, lubieżnie przesuwaj ąc dłońm i po swoich piersiach i biodrach, j ednocześnie zerkaj ąc znacząco na Randalla. Zaczerwienił się. – Nie rozty łam się po porodzie i szy bko wróciłam do dawnego rozm iaru, nie tak j ak większość bab. – Odwróciła się do m nie. – Randall zna nasz m ały sekret i wie o Darcy. A ty uważaj , siostruniu, żeby cały m iot m ały ch Stonewallów nie popsuł ci figury. – Nie zam ierzam szy bko m ieć dzieci – odparłam . – Czy żby ? Lepiej zapy taj Logana Stonewalla, j ak na to patrzy. Maisie Setterton m ówi, że on ciągle gada, j aka wielka rodzina m u się m arzy. Ty m i to powiedziałeś, nie, Randall? Wiedziałam , że z rozm y słem wspom niała o Maisie, żeby wzbudzić we m nie zazdrość. – No, niezupełnie tak m ówiłem … – stropił się. – W porządku, Randall – wtrąciłam szy bko. – Fanny nie powiedziała tego złośliwie, prawda, Fanny ? – Pewno, że nie – przy taknęła skwapliwie. – Powtórzy łam ty lko, co gadała Maisie. – No widzisz? – Randall zaczął się śm iać. Fanny połapała się, że się z niej nabij a. – A właśnie że tak powiedziała! – zaperzy ła się. – Może zresztą kto inny m i o ty m m ówił, nie

ty. – Znów uśm ieszek poj awił się na j ej twarzy. – Tak czy siak nie m ogę uwierzy ć, żeś się zgodziła, aby wielebny Way sie dam wam ślub. – Miałam swoj e powody. – Uśm iechnęłam się do siebie. Naprawdę m iałam powody i Fanny j e znała. Chodziło o to, że pastor Wise kupił j ą od papy i zabrał do swoj ego dom u, gdzie zaszła z nim w ciążę. A potem zabrał j ej dziecko i ogłosił światu, że urodziła j e j ego żona. Próbowałam pom óc siostrze i wy kupić m ałą Darcy, lecz m i się nie udało. Fanny nigdy m i tego nie wy baczy ła. I tak obie dzieliły śm y m roczny sekret pochodzenia tego dziecka. A teraz chciałam spoj rzeć pastorowi w oczy, kiedy będzie udzielał ślubu m nie i Loganowi. Chciałam unieważnić wszy stko, co m i powiedział, kiedy przy szłam do niego, żądaj ąc zwrotu córki prawdziwej m atce. „Nie znasz m nie” – rzuciłam m u w twarz. Oczy zwęziły m u się w szparki i bły szczały spod opuszczony ch powiek, kiedy odpowiedział m i: „My lisz się, Heaven Leigh Casteel. Bardzo dobrze cię znam . Jesteś naj bardziej niebezpieczny m ty pem kobiety, j aki widział świat. Nosisz w sobie ziarna autodestrukcj i, niszczy sz też ty ch, którzy cię kochaj ą. Wielu będzie cię kochać za piękną buzię i ponętne ciało, ale wszy stkich zawiedziesz, uważaj ąc, że oni cię pierwsi zawiodą. Jesteś idealistką w naj gorszy m , dram aty cznie niszczy cielskim wy daniu – rom anty czną idealistką. Urodzoną po to, żeby niszczy ć i ulec sam ozniszczeniu!”. Pragnęłam , by zobaczy ł inną Heaven Leigh Casteel; by udławił się swoim i proroctwam i, swoj ą religij ną butą i grzeszną hipokry zj ą. – Może i m asz swoj e powody. – Fanny zachichotała. – Ale m ówię ci, że stary Way sie dostanie piany, kiedy będzie m usiał ogłosić Logana i ciebie m ężem i żoną. Nie m ogę się doczekać, żeby to zobaczy ć. Kurde, ale będzie cy rk! – Możem y j echać? – zapy tałam . Cerem onia by ła dokładnie taka, j aką sobie wy m arzy łam , a nawet j eszcze lepsza. Zj awili się

prawie wszy scy zaproszeni goście. Czterech chłopców z m oj ej klasy pełniło rolę porządkowy ch. Poinstruowałam ich, aby usadzali ludzi w ławach j ak popadnie, burząc zasady ustalone w kongregacj i. Ludzie z gór m ieszali się z m iastowy m i i wielu dawny m wy brańcom wy padło siedzieć na końcu, za pospólstwem . Mieszkańcy Wzgórz Strachu uśm iechali się do m nie, a ich twarze by ły pełne radości, wręcz euforii. Miastowi, ukry waj ąc niesm ak, robili dobrą m inę do złej gry i spoglądali na m nie z wy razem niechętnej aprobaty. W końcu m iałam poślubić Logana Stonewalla, a to w ich oczach oznaczało niesły chany awans wy włoki z gór na dam ę z m iasta, która wkrótce zam ieszka w piękny m dom u w Winnerrow. Widziałam to w ich twarzach – liczy li, że szy bko zapom nę o swoich korzeniach. Zasłuży łam sobie na ich respekt, ale nie na zrozum ienie. By li przekonani, że zrobiłam to wszy stko wy łącznie dlatego, by wkraść się m iędzy nich. Oj ciec Logana stał obok sy na, na m iej scu drużby, które powinien zaj m ować m ój kochany, tragicznie zm arły brat Tom . Moj e serce na m om ent zgubiło ry tm , a oczy zaszkliły się łzam i, kiedy wspom niałam , j ak dzika bestia zabrała m u ży cie. Poza Fanny, która szła obok m nie, zarzucaj ąc włosam i, prężąc biust i posy łaj ąc zalotne spoj rzenia co bardziej przy stoj ny m m ęskim członkom kongregacj i, nie by ło przy m nie nikogo z rodziny. Dziadek um arł. Luke i j ego nowa żona harowali w cy rku, który niedawno stał się ich własnością. Tom nie ży ł. Keith i Jane wy j echali do liceum z internatem , a nasze obecne więzy nie by ły tak bliskie, j ak sobie wy m arzy łam . Moj a rodzona babcia m ieszkała w Farthy, zagubiona w swoj ej przeszłości, m am rocząc do siebie słowa bez związku. Tony szefował zabawkarskiem u im perium Tattertonów i pewnie dręczy ł się, że tego dnia będę j uż należała do innego m ężczy zny, a nie do niego. Pastor Wise, wy soki i im ponuj ący j ak zawsze, uniósł wzrok znad Biblii i popatrzy ł na m nie z wy sokości swoj ej m ównicy. Wy tworny czarny garnitur leżał na nim nienagannie, pastor wy glądał w nim tak sam o szczupło j ak tego dnia, kiedy zobaczy łam go po raz pierwszy.

Na m om ent poczułam dawny lęk i respekt przed ty m człowiekiem , ale gdy skrzy żowały się spoj rzenia m oj e i Logana, sm utne wspom nienia uleciały, j ak gdy by nagle słońce przedarło się przez ciem ne chm ury. To by ł przecież m ój ślub, m oj a wielka chwila i Logan, j eszcze bardziej przy stoj ny niż zwy kle, stał obok i trzy m ał m nie za rękę, gotów wprowadzić nas w nowe, wspólne ży cie. Jak piękny m oże by ć ślub dwoj ga ludzi, którzy prawdziwie się kochaj ą, m y ślałam . To by ła świętość, skarb, od którego rosło serce. Czułam się, j akby m szła w powietrzu, lekka i szczęśliwa. Przy pom niałam sobie noce, kiedy patrzy łam w gwiazdy i wy obrażałam sobie, że j a i Logan j esteśm y księżniczką i księciem z baj ki. Poj awił się w m oim ży ciu nagle, j ak ry cerz w lśniącej zbroi, gotów wspierać dam ę swego serca i poświęcić się dla niej , aby potem , j ak to w baj kach by wa, m ogli ży ć razem długo i szczęśliwie. Serce zatrzepotało m i w piersi i zaczerwieniłam się pod welonem . Pastor Wise spoglądał na m nie w m ilczeniu, a potem wzniósł oczy ku kościelnem u sklepieniu i zaczął: – Módlm y się. Panu niech będą dzięki za Jego nieskończone łaski. Oto dziś zezwolił nam napełnić serca radością. Ślub j est nowy m początkiem ; początkiem nowego ży cia i szansą służenia Bogu na nowej drodze. Za chwilę wstąpią też na nią Heaven Leigh Casteel i Logan Stonewall. Zwrócił się do Logana. – Loganie Stonewall – zaintonował uroczy ście – czy pragniesz wziąć tę kobietę, Heaven Leigh Casteel, za swoj ą prawnie poślubioną m ałżonkę, aby trwać przy niej na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, póki śm ierć was nie rozłączy ? Logan odwrócił się do m nie, a j ego twarz i oczy prom ieniały uwielbieniem . – Pragnę z całego serca – oświadczy ł. – Heaven Leigh Casteel – teraz pastor Wise przem ówił do m nie – czy pragniesz wziąć tego

m ężczy znę, Logana Stonewalla, za swoj ego prawnie poślubionego m ałżonka, aby trwać przy nim na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, póki śm ierć was nie rozłączy ? Popatrzy łam Loganowi w oczy i szepnęłam : – Tak. – Kto m a obrączki? – zapy tał pastor. Fanny wy sunęła się naprzód. – Ja m am , wielebny – powiedziała z uśm ieszkiem , podsuwaj ąc m u odwrócone dłonie. Na każdej leżała ślubna obrączka. Moj a siostra skłoniła się głęboko, tak aby m ógł zaj rzeć w rowek pom iędzy j ej piersiam i, i upewniwszy się, że Way sie patrzy, podała nam obrączki. Logan, wkładaj ąc m i na palec złoty krążek, obdarzy ł m nie naj łagodniej szy m z uśm iechów. – Tą obrączką poślubiam ciebie – rzekł. Odpowiedziałam ty m i sam y m i słowam i. – Z woli Boga i naszego zbawcy, Jezusa Chry stusa – zaintonował pastor – ogłaszam was m ężem i żoną. Co Bóg złączy ł, człowiek niech nie waży się rozłączy ć. Możesz pocałować teraz swoj ą żonę, Loganie. Logan pocałował m nie z żarem , z j akim nigdy dotąd tego nie czy nił. A potem uj ął m nie pod ram ię i poprowadził przez nawę do wy j ścia. Kiedy by liśm y przy drzwiach, pastor Wise zawołał: – Panie i panowie, złóżcie ży czenia państwu m łody m ! Ludzie naty chm iast otoczy li nas kręgiem , przede wszy stkim ci z m iasta. Tak j akby m sza, zaślubiny i założenie obrączek potwierdziły wreszcie, że j estem j edną z nich. Przed kościołem kapela Longcham pów zaczęła grać m elody j nego walca. Kiedy j uż wszy scy złoży li nam ży czenia, przy szła pora na pierwszy taniec m łodej pary. Zobaczy łam , że ludzie ze Wzgórz Strachu trzy m aj ą się z ty łu, onieśm ieleni i niepewni. Pocałowałam Logana w policzek,

m ówiąc, żeby zaczekał chwilę, i podeszłam do skrzy pka, j ednego z naj lepszy ch, j akiego wy dały tutej sze góry. – Zagraj skoczny taniec – poprosiłam . Muzy ka ruszy ła z kopy ta, a m oi ziom kowie od razu zaczęli przy tupy wać i klaskać. Obj ęłam m ęża w pasie i wspom inaj ąc naj lepsze chwile m łodości, ruszy łam z nim w tany. Miastowi stali i przy glądali się, j ak ludzie z gór j eden po drugim przy łączaj ą się do zabawy. Kiedy nastąpiła zm iana, Logan został porwany przez naj ładniej szą z m oich uczennic. Mnie zagarnął nasz dawny sąsiad, Race McGee. A potem rozbawiony górski ludek zaczął wciągać do tańca m iastowy ch szty wniaków. – Miej sce dla druhny ! – krzy knęła nagle Fanny. Odciągnęła Logana od partnerki, położy ła m u dłonie na pośladkach i przy lgnąwszy do niego cały m ciałem , puściła się z nim w szalony taniec. Kiedy m uzy ka ucichła, oznaj m iła: – Pora pocałować m ężusia! – Wpiła się ustam i w j ego usta, nam iętnie wciskaj ąc w nie j ęzy k. Dopiero po dłuższej chwili Logan zdołał się uwolnić z j ej obj ęć. Głośny, trium falny śm iech Fanny na m om ent zdom inował m uzy kę j ak dźwięk alarm u, który powinien m nie ostrzec. Sły szałam go, ale to by ł m ój dzień i nie m ogłam pozwolić, aby Fanny czy ktokolwiek inny m i go zepsuł. Rozdział drugi W DOMU MOJEGO OJCA Wy szliśm y z Loganem na pły tę bostońskiego lotniska, chichocząc j ak dzieci. Przez cały czas lotu rozpierała nas taka radość, iż stewardesa od razu się dom y śliła, że m a na pokładzie nowożeńców. – Naprawdę? – przekom arzał się z nią Logan. – A po czy m nowożeńców się poznaj e? – Bo są pełni nadziei i radości, i tak się kochaj ą, że nawet naj większy ponurak m usi się

uśm iechnąć na ich widok – wy recy towała gładko, j akby wy j awiała swoj e odwieczne m arzenie. – To rzeczy wiście m y – przy taknął Logan. Przez resztę podróży naszy m zachowaniem bezustannie potwierdzaliśm y tę definicj ę, obej m uj ąc się, całuj ąc, chichocząc i patrząc sobie w oczy. Za każdy m razem , kiedy przechodziła obok nas obsługa, uśm iechaliśm y się do nich prom iennie. Szliśm y długim lotniskowy m kory tarzem , trzy m aj ąc się za ręce, podekscy towani czekaj ącą nas wizy tą, przy j ęciem , j akie szy kował dla nas Tony , i perspekty wą m iodowego m iesiąca. Kiedy wy szliśm y za róg, zobaczy łam Tony ’ego czekaj ącego przy bram ce. Miał na sobie j eden z ty ch swoich dwurzędowy ch j edwabny ch granatowy ch garniturów, a w ręce trzy m ał zwinięty „Wall Street Journal”. Pom achał m i z daleka gazetą. Odm achałam m u. – Tam j est Tony – powiedziałam do Logana. – My ślałam , że przy śle po nas Milesa, szofera. – Przecież nie wy pada, żeby wy sy łał służącego – rzekł Logan kpiąco. – Racj a – przy znałam i zam ilkłam , m ocniej ściskaj ąc j ego dłoń. Znałam zby t wiele faktów, o który ch m ój m ąż nigdy się nie dowie. Nie wiem , czy sprawiło to spotkanie po długim niewidzeniu, czy po prostu serce sobie przy pom niało, j akie taj em nice łączą m nie z ty m człowiekiem – w każdy m razie poczułam lęk, bo wzrok Tony ’ego przy ciągał m nie z m agnety czną siłą. Na j ego skroniach przy by ło srebrny ch pasem ek, ale to ty lko przy dało m u dy sty nkcj i. Kiedy podeszliśm y bliżej , popatrzy ł na m nie wstrząśnięty. – Leigh? – szepnął, lecz opanował się bły skawicznie. – Heaven! – Ruszy ł naprzód, żeby nas przy witać. – Witaj w dom u. Zm ieniłaś kolor włosów na taki sam , j ak m iała twoj a m atka. Jasny … – urwał, j akby owładnęło nim wspom nienie. – Och, nie pam iętałam o ty m – odpowiedziałam szy bko.

– Według m nie wy glądała lepiej j ako naturalna brunetka – wtrącił Logan, wy ciągaj ąc rękę na powitanie. – Tony, poznaj m oj ego m ęża, Logana. Panowie wy m ienili uścisk dłoni. Dostrzegłam , że Tony taksuj e Logana wzrokiem , usiłuj ąc doszukać się w j ego twarzy oznak słabości i wrażliwości, aby wiedzieć, czy będzie podatny na j ego m anipulacj e. – Witaj , Loganie – powiedział wreszcie, po czy m przeniósł spoj rzenie na m nie. Pochłaniał m nie wzrokiem . – Tak się cieszę, że znów m ogę cię zobaczy ć, Heaven. Bardzo za tobą tęskniłem … – Na m om ent zawiesił głos, po czy m m ówił dalej z dziwny m rozm arzeniem : – Zdum iewaj ące, j ak bardzo teraz j ą przy pom inasz. Aż… – Znów urwał i naj wy raźniej wrócił do rzeczy wistości, gdy ż szy bko odwrócił się do Logana. – I cieszę się również, że tu j esteś, sy nu. – Miło m i, proszę pana. – Mów do m nie po im ieniu. – Niebieskie oczy Tony ’ego poj aśniały. – Zby t wielu ludzi zwraca się do m nie oficj alnie. Jak wam m inął lot? – Cudownie. Bo oczy wiście każda podróż z Heaven j est cudowna. – Logan obj ął m nie czule. Tony skinął głową z rozbawieniem . – To świetnie. Tak powinno by ć z nowożeńcam i. Cieszę się, że swój m iesiąc m iodowy zaczy nacie od Farthy, gdzie będziecie m ieli wspaniałe warunki, żeby odpocząć i lepiej poznać się nawzaj em . Znów zwrócił się do m nie. Spoj rzenie j ego niebieskich oczu j uż by ło spokoj ne i nieodgadnione. Zdąży ł odzy skać swoj e dawne j a i teraz prezentował się j ako człowiek władczy i opanowany. – Jak się czuj e Jillian? – zapy tałam łagodnie. – Sam a zobaczy sz. Nie chcę, żeby cokolwiek zepsuło radosną atm osferę m om entu twoj ego

poby tu w Farthy. Zaplanowałem wspaniałe przy j ęcie, a pogoda zapowiada się piękna – m ówił, kiedy szliśm y przez halę do wy j ścia. – Służba wy chodziła z siebie, żeby przy gotować posiadłość na waszą wizy tę. Jeszcze nigdy dom nie prezentował się tak dostoj nie, ale też okazj a j est nie by le j aka. – Nie m ogę się doczekać, kiedy to zobaczę – powiedział Logan. Przed lotniskiem czekała na nas lśniąca czarna lim uzy na. Miles stał przy aucie, przy trzy m uj ąc otwarte drzwi. Podeszłam , żeby go uściskać. – Jak dobrze j est znów widzieć panienkę Heaven – rzekł grzecznie. – Wszy scy w dom u cieszą się z twoj ej wizy ty. – Dzięki, Miles. A to m ój m ąż, Logan Stonewall. – Miło m i pana poznać. – Nawzaj em . We troj e usiedliśm y z ty łu. – To się nazy wa wy godna podróż – m ruknął Logan, sadowiąc się wy godnie na eleganckiej skórzanej kanapie i wy ciągaj ąc przed siebie nogi. – Czy j est tu barek? – Oczy wiście. Napij esz się czegoś? – zapy tał uprzej m ie Tony. – Z chęcią – odparł Logan, co m nie zdziwiło, gdy ż rzadko pij ał alkohol. Tony otworzy ł barek i Logan poprosił o whisky z wodą. – A ty, Heaven? Odm ówiłam . Bałam się, że po drinku usnę. Lim uzy na sunęła cicho po autostradzie. Tony nalał Loganowi, zerknął na m nie i uśm iechnął się z rozbawieniem . Serce zabiło m i szy bciej . Widoki za oknem zm ieniały się co chwila, ale wszy stko naokoło – dźwięki, kształty, kolory – by ło ży we i wibruj ące. – Czy Curtis nadal j est lokaj em , a Ry e Whiskey rządzi w kuchni? – spy tałam .

– Jasne. Oni są niezastąpieni. – Ry e Whiskey ? – zdziwił się Logan. – Naprawdę nazy wa się Ry e William s, ale wszy scy m ówią na niego Ry e Whiskey. – Nie wszy scy – zaprotestował Tony. – Ja usiłuj ę zachować zasady. Odwróciłam głowę do okna. Pragnęłam j echać do Farthinggale Manor tak j ak wtedy, za pierwszy m razem . Chciałam poczuć to sam o podekscy towanie, ten sam nastrój zbliżania się do nowego m iej sca. Pam iętałam , j akie wrażenie zrobił na m nie sam fakt, że siedziba m a swoj ą nazwę. Później poj ęłam , że m a to głęboki sens. I teraz cieszy łam się, j akby m m iała zobaczy ć kogoś długo niewidzianego. Farthy bowiem by ło dla m nie j ak ży wa istota, obdarzona osobowością i pam ięcią o przeszłości. Niczy m dostoj na królowa wdowa panowało od lat, nie tracąc nic ze swego m aj estatu. Wbrew sobie m usiałam przy znać, że czuj ę, że wracam do dom u, do takiej siebie, którą chciałam zepchnąć w zapom nienie, poślubiaj ąc Logana. Zm ierzaliśm y na północ, coraz dalej od m iasta. Po bokach drogi poj awiły się długie szeregi wielkich cienisty ch drzew i rozległe trawniki. By ł ciepły dzień, wspaniały dzień, żeby rozpocząć nowe ży cie, z nową nadziej ą. – Wiesz – odezwał się Logan – dotąd tego nie zauważałem , ale teraz Nowa Anglia wy daj e m i się podobna do Wzgórz Strachu, ty lko bez gór i chałup. Te dom y nie przy pom inaj ą chałup, co, Heaven? – Tak – odpowiedziałam . – Ale góry i chałupy są dla m nie bardzo ważne – dodałam łagodnie. – Chcem y zam ieszkać w Winnerrow – poinform ował Tony ’ego Logan. – Na razie pozostaniem y w dom ku na Wzgórzach Strachu, ale zam ierzam y j ak naj szy bciej wy budować sobie coś odpowiedniego w dolinie. – Ach, tak? – Tony spoj rzał na niego spod zm rużony ch powiek. Niem al sły szałam j ego m y śli. Zapewne rewidował teraz swoj ą wstępną opinię o m oim m ężu, węsząc j akąś niespodziankę. –