eugeniusz30

  • Dokumenty288
  • Odsłony29 846
  • Obserwuję16
  • Rozmiar dokumentów2.3 GB
  • Ilość pobrań15 883

Christiane Desroches-Noblecourt -tutanchamon

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :13.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Christiane Desroches-Noblecourt -tutanchamon.pdf

eugeniusz30 SKANY2 historia rodowody cywilizacji
Użytkownik eugeniusz30 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 131 stron)

R O Z D Z IA Ł I Pomrót do przeszłości Hołd szlachetnego lorda złożony zapomnianemu faraonomi Dokładnie sto lat upłynęło od genialnego odkrycia twórcy egip- tologii do zdumiewającego odnalezienia grobowca Tutanchamo- na. Dnia 22 września 1822 roku w Paryżu Jean-Franęois Champol- lion Młodszy napisał swój słynny List do Pana Dacier, dożywot­ niego sekretarza Królewskiej Akademii Nauk i Literatury, doty­ czący alfabetu hieroglifów fonetycznych. W tym dniu otworzył on i odczytał zamkniętą od dwóch tysiącleci wielką księgę dziejów Starożytnego Egiptu. W Tebach Zachodnich dnia 25 listopada 1922 roku został wy­ jęty pierwszy kamień z muru zamykającego wejście do grobowca Tutanchamona. Pozwoliło to lordowi Carnarvonowi, jego córce lady Evelyn Herbert i Howardowi Carterowi zobaczyć najbardziej niewiarygodny skarb grobowy, jaki kiedykolwiek istniał. Od zarania swego istnienia egiptologia inspirowała rzeczywiste pasje naukowe. Stopniowo ukazują się naszym oczom cztery ty­ siące lat doświadczeń ludzkich nad brzegami Nilu we wszystkich domenach: zwyczaje tak stare jak świat, drobne szczegóły życia codziennego, myśli uczonych pisarzy, najbardziej skomplikowane teologie, reformy socjalne i religijne, wyprawy wojenne, które przyczyniały się do rekonstrukcji dziejów tej zapomnianej cywi­ lizacji. Jakie były źródła informacji? Przede wszystkim odkrycia ar­ cheologiczne dokonywane w miejscowościach pozostających od momentu powstania egipskiej Służby Starożytności pod ścisłą kon­ trolą; studia nad świątyniami i grobowcami, w których bogowie, władcy i ci, którzy zamieszkiwali brzegi Nilu, mieli żyć wiecznie; 5

ruiny miast zasypanych piaskiem i śmieciami, gdzie odnaleziono najwiarygodniejsze i niekiedy najbardziej wzruszające świadectwa przeszłości; wreszcie przedmioty i zabytki z pierwszych egipskich kolekcji gromadzonych od czasów wyprawy Napoleona do kraju faraonów, a także wydanie Opisania Egiptu (1809—1916), wspa­ niałego dzieła, w którym uczeni towarzyszący armii do tego le­ gendarnego kraju opublikowali wyniki swej pracy. W tym natłoku dynastii, królów, zabytków i kolosów Tutan- chamon był skromną i nieważną postacią. Niewiele przedmiotów nosiło jego imiona. Wśród nich dwa ważne zabytki zaświadczały, że dobrowolnie lub pod przymusem przywrócił on oficjalny kult dynastycznego boga Amona, od którego odstąpił władca z Tell el-Amarna — Amenhotep IV-Achenaton: u jego boku przeżył Tutanchamon swe baśniowe dzieciństwo. Przypadło ono na je­ den z najbardziej zajmujących okresów w całej historii Egiptu opromieniony blaskiem Słonecznej Kuli Atona. Te dwa zabytki świadczą również o nieubłaganej zaciekłości wobec osoby mło­ dego króla. „Stela restauracyjna” kultu świątyń tebańskich mówi nam, że Nebcheperure-Tutanchamon dla wzmocnienia oficjalnej pozycji dworu rozkazał natychmiast otworzyć i szybko odnowić czasowo opuszczone sanktuaria, przede wszystkim Amona. Stela ta nie nosiła jednak jego imion, gdyż zastąpiono je później imio­ nami króla Horemhaba. Drugim dowodem wrogości wobec Tutanchamona jest wspa­ niała grupa z czarnego granitu — prawdziwe przypieczętowanie zgody z tebańskim Amonem. Grupa ta znalazła się w kolekcji Luwru na krótko przed odkryciem grobowca władcy w Dolinie Królów. Przedstawia ona Tutanchamona stojącego przed sie­ dzącą postacią boga królestwa. Odłamane ręce bóstwa, uszkodzo­ ne członki i głowa króla, zniszczone imiona władcy są najlepszym dowodem walki, jaką wydali mu bezlitośni wrogowie. Patrząc na tę piękną, choć częściowo zniszczoną grupę można dostrzec w ry­ sach twarzy Amona wyidealizowany, lecz mimo to rozpoznawalny portret króla; egipskie bóstwa bowiem, przedstawione w postaci antropomorficznej, zawsze były uderzająco podobne do swych „drogich synów” — ich ziemskich wcieleń. Na monumencie z Lu­ wru rysy twarzy bóstwa przypominają twarz Tutanchamona, taką, jaką znamy z jego posągów znalezionych w Karnaku i z niektó­ rych reliefów pochodzących ze świątyni w Luksorze. Wszystkie te zabytki przywłaszczył sobie Horemhab, choć pierwotnie wy- 6 konano je dla młodego władcy. FARAS/ 2 KATARAKTA

W momencie gdy Howard Carter, przy moralnym i material­ nym wsparciu lorda Carnarvona, przedsięwziął dzięki wskazówkom odnalezionym w Dolinie Królów poszukiwania grobu władcy, Nebcheperure-Tutanchamon był praktycznie ciągle jeszcze nie­ znany. Do owego czasu na cmentarzyskach egipskich nigdy nie odna­ leziono żadnego grobowca królewskiego w stanie nienaruszonym. Wydawało się, że Biban el-Muluk — Dolina Królów — nie była w stanie spełnić nadziei poszukiwaczy, iż pewnego dnia uda im się dokonać większego odkrycia niż znaleziska Maspero, Loreta, Naville’a czy Teodora Davisa. Niemniej jednak doświadczenie i upór Cartera oraz dalekowzroczna hojność lorda Carnarvona zdobyły bastion, który przez trzy tysiące dwieście sześćdziesiąt pięć lat bronił miejsca ostatniego spoczynku Nebcheperure-Tu- tanchamona przed wtargnięciem żywych istot. Z tym sensacyjnym odkryciem zapoznał się cały świat. Wieści o bogactwach odnalezionych w kilku małych pokoikach, z tru­ dem mogących pomieścić taki skarb, w tym samym stopniu za­ skakiwały, co urzekały. Niby jaskinia Ali Baby, nowy grobowiec w Dolinie Królów, tak szybko, jak pozwalały na to prace związane z uprzątaniem i sporządzaniem naukowej dokumentacji z ko­ nieczności czasochłonne, zaczął dostarczać nieprzerwanie coraz to nowych przedmiotów o nieprawdopodobnej różnorodności i war­ tości. Im bardziej zbliżano się do sarkofagów, tym bardziej świa­ domość, że znaleziono skarb, stawała się pełniejsza, bardziej namacalna i fantastyczna. Szybko jednak po dokonaniu tego niezwykłego odkrycia za­ częły się wyłaniać różnorakie problemy: trudności w prowadze­ niu wykopalisk, drakoński system bezpieczeństwa, jakiemu nale­ żało się podporządkować, oczekiwanie na dotacje od mecenasa, który wkrótce po odkryciu zmarł, gwałtowna potrzeba dodatko­ wych funduszy na kontynuowanie rozpoczętego dzieła i przenie­ sienie w należyte warunki wszystkich, co do ostatniego, znalezio­ nych w grobie przedmiotów. Pojawiły się i inne kłopoty: trud­ ności natury administracyjnej, uzasadniony nacisk Cartera na egzekwowanie niezależności przy prowadzeniu prac, a także nieu­ chronne następstwa sławy, takie jak udzielanie na miejscu wyma­ ganych przez dziennikarzy informacji, tłumy zwiedzających, któ­ rzy przybywali ze wszystkich zakątków kuli ziemskiej parali­ żując pracę archeologów; niezliczone światowe obowiązki, któ­ rych nie mogli uniknąć uczeni — wszystko to opóźniało badania.

Ten tylko, kto brał czynny udział w wykopaliskach w nieko­ rzystnych niekiedy warunkach klimatycznych, może w pełni do­ cenić zasługi ekipy kierowanej przez Cartera i będzie również w stanie usprawiedliwić jego postępowanie, które niekiedy mogło wydawać się przesadne. Carter i jego ludzie byli wyczerpani nieprzerwanym nagaby­ waniem, aby oprowadzać po grobowcu znane i ważne osobistości lub podróżników napływających strumieniem z całego świata jak na modne przedstawienie. Każdy chciał zobaczyć wszystko i czuł się głęboko dotknięty, jeśli powitanie nie było najgorętsze i jeśli nie pokazano mu przed chwilą odnalezionego i pośpiesznie od­ restaurowanego przedmiotu. Wszyscy chcieli dostać się do grobu i zejść schodami prowadzącymi do ściany z imionami królewski­ mi, w której uczeni wybili otwór. Wszyscy chcieli wtargnąć do wnętrza, gdzie tyle tysiącleci zmaterializowanych pomiędzy pry­ mitywnie pobielonymi ścianami musiało z pewnością przekazywać zwiedzającemu jakieś przesłanie z Zaświatów. Prośby, nalega­ nia, protesty, interwencje, kampanie prasowe — niczego nie oszczędzono uczonym. Cóż pozostało z tego całego zamieszania? Powszechna sława Tutanchamona. Ten mało znany władca i jego tajemnica przy­ wodzą na myśl legendarne, a jednak rzeczywiste skarby. Dla wielu jest to jeszcze legenda o „zemście” związanej z historią od­ krycia, młodym królem, uczonymi i groźnymi czarownikami sta­ rożytnego Egiptu. Wykopaliska i prace w grobowcu zostały zakończone w 1928 roku. Potrzeba było prawie całych sześciu lat, aby opróżnić gro­ bowiec i odrestaurować wszystkie przedmioty tego unikalnego w naszych czasach, najbardziej kompletnego królewskiego wy­ posażenia grobowego. W tym samym okresie przygotowano eks­ pozycję skarbu w muzeum w Kairze. W sumie upłynęło jednak dziesięć lat, nim zabytki, w zadowalający sposób przestudiowane, mogły stać się przedmiotem pierwszej ogólnej trzytomowej pu­ blikacji The Tomh of Tutankhamon (vol. I, Howard Carter i A.C. Mace, 1923; vol. II, Howard Carter, 1927; vol. III, Howard Carter, 1933). . Oczywiście ten nieporównywalny zespół zabytków me mógł zostać podzielony. Dlatego też ówczesny generalny dyrektor Służ­ by Starożytności, Pierre Lacau, pomimo sprzeciwów podjął mądrą decyzję zatrzymania całości w Egipcie. Rząd egipski jako rekom­ pensatę zwrócił wdowie po lordzie Carnarvonie, hrabinie Almina, równowartość wydatków poniesionych od początku prac w Dolinie Królów. Poszukiwania królewskiego grobu, przedsięwzięte z ta­ kim entuzjazmem i samozaparciem, prawie cudowne jego odkry­ cie, dokonane na kilka tygodni przed wygaśnięciem koncesji wy­ kopaliskowej, bezcenne bogactwa, jakie z niego wydobyto, nie przysłoniły faktu, że w kilka miesięcy po otwarciu grobu lord Carnarvon wskutek nieszczęśliwego przypadku śmiertelnie zacho­ rował. Choroba rozwinęła się niezmiernie szybko, a w klimacie egipskim nie można było jej zapobiec. W chwili swego tryumfu Carnarvon, podobnie jak młody lord w Romansie mumii Teofila Gautier, nie mógł obejrzeć zwłok tego, z którym związane zostało jego nazwisko. Los odmówił mu tego zadośćuczynienia. Dla prze­ ciętnego człowieka zafascynowanego niecodziennością mogło wy­ dać się to niesprawiedliwe, a nawet prowokacyjne. Należało więc znaleźć przyczynę dramatu, wymyślić mściwą i niewidzialną rękę odpowiedzialną za wszystkie nieszczęścia. Mogła być nią przecież ręka samego faraona. Egipt, kraj tajemniczego sfinksa, inspirował już wiele fantastycznych legend, w których bezustannie mówiono o magii starożytnych. Przypomniano więc ryte od najdawniej­ szych epok formuły, które głosiły, że najsroższe kary spotkają „żywych, co przyjdą bezcześcić groby”. Tak, lord Camarvon z pe­ wnością naruszył potężne prawa, które zabraniały niepokoić kró­ lestwo zmarłych. Rozgniewany nieboszczyk zadał cios — los Car- narvona został przesądzony. Następnym z kolei był Georges Benedite — naczelny konser­ wator działu starożytności egipskich w Luwrze — który zmarł rażony apopleksją wychodząc z grobu w duszącym upale Doliny Królów. Za nim poszedł współpracujący z misją Arthur C. Mace — zastępca konserwatora w dziale starożytności egipskich Me­ tropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Jednak ci, którzy brali udział w pracach lub którzy ze względu na swe stanowiska byli zamieszani w historię odkrycia, wyszli bez szwanku. Nie wy­ daje się, aby sam Howard Carter był prześladowany bezpośrednią „zemstą”. Jego zgon nastąpił dopiero 2 marca 1939 roku. Inni zmarli podczas drugiej wojny światowej lub później, a wśród nich A. Lucas, dyrektor laboratorium chemicznego rządu egipskiego przy Służbie Starożytności, który konserwował prawie wszystkie przedmioty; Harry Burton, fotograf, któremu zawdzięczamy roz­ liczne i bardzo piękne ujęcia fotograficzne samego odkrycia; R. Engelbach, główny inspektor starożytności Górnego Egiptu, póź­ niejszy naczelny kustosz muzeum w Kairze; dr Derry z Uniwersy-

tetu Kairskiego, któremu powierzono zbadanie mumii króla; Jean Capart, któremu wkrótce po odkryciu przypadł w udziale zaszczyt pokazywania skarbów królowej Elżbiecie belgijskiej; wreszcie Gu- stave Lefebvre, członek Instytutu Francuskiego, będący w tym czasie naczelnym kustoszem muzeum kairskiego, odpowiedzialnym za całą ekspozycję skarbu w Kairze istniejącą do tej pory, zmarł dopiero w 1957 roku. Cóż można powiedzieć o ekipie wykopalisko­ wej, w skład której wchodzili jeszcze A. R. Callender, asystent Cartera, i jego dwaj rysownicy, Hall i Hauser? Na koniec Charles Kuentz, Pierre Lacau, Bernard Bruyere, sir Alan Gardiner, któ­ rzy brali udział w otwarciu grobowca bądź aktywnie uczestniczyli w pracach pomocniczych, takich jak określenie wartości pew­ nych przedmiotów, odczytywanie inskrypcji itp., żyli jeszcze do niedawna. Aż do 1963 roku Pierre Lacau i sir Alan Gardiner byli ciągle, pomimo ukończonych od dawna osiemdziesięciu lat, aktyw­ nymi nestorami egiptologii. Od czasu do czasu „zemsta Tutanchamona”, podobnie jak hi­ storia „węża morskiego”, pojawia się na łamach prasy. Duchy opiekuńcze zmarłego faraona ścigają „uporczywą zemstą” tego lub innego podatnego na halucynacje kolekcjonera, ukazując mu się w przerażających i nieoczekiwanych postaciach. Jak uciec od „klątwy faraona”? Obawiano się zniszczyć przedmiot potępio­ ny, ponieważ nie mógł należeć do nikogo innego poza władcą. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było pozbyć się go na rzecz zbiorów publicznych. Ileż razy celem przestudiowania składano w magazynach wielkich muzeów światowych jakiś „spontanicz­ ny” dar tego rodzaju; nieszkodliwy kawałek kamienia pokryty hieroglifami lub fragment drewnianego sarkofagu stanowiący część ubogiego grobu; przedmioty te, odrzucone przez ciągle jesz­ cze żywe w naszej epoce przesądy, osiadały w ten sposób na mieliźnie. Zresztą bardzo często taki przedmiot — domniemany nosiciel czarów — był niewątpliwym falsyfikatem. Niemniej jednak, choć nie należy wierzyć w „tajemnicze wy­ padki” — w każdym calu wymyślone — jakie wydarzały się po odkryciu tego fantastycznego skarbu, warto opowiedzieć o dwóch dziwnych faktach, jedynych w swoim rodzaju, o których dowie­ działam się od obecnego, szóstego z kolei earla Carnarvona, w lipcu 1961 roku w Londynie, a później w jego zamku w Highclerc. Aby dobrze osadzić je w czasie, należy uprzytomnić sobie, w jakich okolicznościach doszło do tego, że lord Carnarvon podjął badania 12 archeologiczne w Dolinie Królów i powierzył je Howardowi Car­ terowi. Ten ostatni rozpoczął swą karierę w Egipcie jako rysownik i towarzyszył Percy Newberry’emu w pracach w Beni-Hassan i w El-Bersza już od roku 1892. Następnie pracował z Ameryka­ ninem Teodorem Davisem na terenie nekropoli tebańskiej. Spo­ rządził również rysunki do książki Maspero i Newberry’ego, w któ­ rej uczeni opisali odnaleziony przez siebie grobowiec teściów Amenhotepa III — Juja i Tuja. Po nominacji w 1903 roku na in­ spektora Dolnego i Środkowego Egiptu Carter w 1907 roku skon­ taktował się za pośrednictwem Maspero z lordem Carnarvonem, który w poprzednim roku poprosił o zezwolenie na prowadzenie wykopalisk w Tebach Zachodnich, w Górnym Egipcie. Lord Carnarvon nie był egiptologiem i w 1902 roku zdecydo­ wał się udać nad brzegi Nilu, przede wszystkim aby wypełnić zale­ cenia swego lekarza. Cudowny klimat tego kraju znany był z do­ broczynnego wpływu, jaki wywierał na delikatne organizmy. Lord Carnarvon, przed poważnym wypadkiem samochodowym nie­ zmordowany podróżnik i namiętny myśliwy, miał wyborny smak i był uosobieniem wielkiego pana. Ogromnie bogaty, lecz jedno­ cześnie dbający o to, by nie roztrwonić majątku, po którym ocze­ kiwał, że stanie się rentowny, lord Carnarvon poszedł za radą lorda Cromera i postanowił sfinansować badania archeologiczne. Zwrócił się więc do Maspero celem uzyskania od egipskiej Służby Starożytności zezwolenia na wykopaliska, za które odpowiedzial­ ność naukową ponosiłby „zawodowiec” — egiptolog. Tym człowie­ kiem miał być właśnie Carter. W latach 1908—1912 Camarvon i Carter prowadzili badania na terenie Zachodnich Teb, na le­ wym brzegu Nilu. Pierwsze wyniki tych badań ogłoszone drukiem w książce pt. Five Years’ Explorations at Thebes (Oxford 1912) były obiecujące. Wśród przedmiotów odkrytych w różnych miej­ scach znalazła się słynna drewniana tabliczka (od tego czasu zna­ na pod nazwą „Tabliczki Carnarvona”), na której zanotowano tu­ szem pierwszy opis działalności wojennej Kamose — jednego z wyzwolicieli Egiptu spod jarzma Hyksosów. W 1954 roku od­ kryto w Karnaku stelę historyczną, z której 38 linii tekstu komen­ towało dalszy ciąg wypadków wspomnianych na „Tabliczce Car- naryona”. Aby zaspokoić swe chwilowe ambicje, Carter wybrał Deltę i po­ stanowił założyć swą nową bazę wykopaliskową w Sais (obecnie Sacha). Jednak na tym wilgotnym od infiltracji wód Nilu obsza­ rze nie jest wcale łatwo założyć obozowisko przed kwietniem. Niezwykły upał i inwazja „świętych” węży (kobr) przegoniły

badaczy z obozu. Być może właśnie dzięki temu tuż przed wybu­ chem pierwszej wojny światowej widzimy ponownie Carnarvona i Cartera w okręgu tebańskim, gotowych do ponownego rozpoczę­ cia wykopalisk. W czasie wojny zwolniono tempo prac. Carnarvon nie mógł przyjechać, ale Carter, zmobilizowany na miejscu, kontynuował prace i odkrył grobowiec Amenhotepa I — niestety obrabowany jeszcze w starożytności — i inny, przygotowany dla księżniczki Hatszepsut, zanim została królową. Była to dobra wróżba. Toteż w latach 1919—1921 Carter przekopał systematycznie cały sektor Doliny Królów pomiędzy grobowcami Merneptaha, Ramzesa III i Ramzesa VI. Pozostawało zaledwie kilka tygodni do upływu ter­ minu ważności koncesji i Carter zwątpił, że coś jeszcze znajdzie. W Anglii lord Carnarvon zadawał sobie pytanie, czy może mieć w dalszym ciągu nadzieję na jakieś wielkie odkrycie. 4 listopada 1922 roku, gdy oczyszczono aż do skały ostatni pokryty starożyt­ nym gruzem zakątek u podnóża grobowca Ramzesa VI — po wy­ burzeniu resztek robotniczych domków z czasów XX dynastii, za­ chowanych poniżej wejścia do grobu — Carter zauważył krawędź stopnia wykutego w skale. Następnie odkryto dalsze stopnie, za którymi pojawiła się pierwsza kamienna przegroda pokryta gip­ sem i opatrzona pieczęcią królewskiej nekropoli. Wówczas Carter rozpoczął przygotowania do uroczystego otwarcia grobu. Z pomo­ cą swego wiernego współpracownika Callendera własnoręcznie oczyścił cztery ostatnie stopnie i stanął przed wejściem zamuro­ wanym blokami kamiennymi, niestarannie pokrytymi gipsem, na którym odciśnięto pieczęcie królewskie. Na dole, po przejściu szesnastu stopni, które wydawały się mieć quasi magiczne znacze­ nie, na ostatniej przeszkodzie oddzielającej zmarłego od żywych zobaczyli imiona: Nebcheperure-Tutanchamon. Natychmiast 6 listopada — Carter zawiadomił o tym lorda Carnarvona, zajęte­ go sezonem myśliwskim w swym rozległym majątku Highclerc. Do Doliny Królów nadeszła odpowiedź: Carnarvon donosił, że przybije do Aleksandrii 20 listopada. 23 listopada był już w Luk­ sorze w towarzystwie córki, lady Evelyn Herbert. 25 listopada, dzień określony przez Cartera jako „the day of the days, the most wonderfull that I have ever lived through, and certainly one who- se like I can never hope to see again” („dzień nad dniami, najcu­ downiejszy, jaki kiedykolwiek przeżyłem, i niewątpliwie taki, ja­ kiego nigdy już nie ujrzę ponownie”) był tym dniem, w którym 14 odwalono pierwszy kamień z muru. Carter pierwszy zajrzał w przebity otwór, a następnie Carnar- von mógł zobaczyć połyskujące w półmroku dziwne zwierzęta, po­ sągi i złoto. Przemierzałam rozległy park posiadłości rodzinnej lorda Car- narvona — zamku Highclere — o trawnikach upiększonych libań­ skimi cedrami. Przeszłam wzdłuż jeziora, nad którym wznosi się pałacyk z białego marmuru, gdzie żywe jest jeszcze wspomnienie nimf drogich gospodarzowi. Zwiedziłam stadniny i pastwiska. W tej wielkopańskiej siedzibie mogłam podziwiać neogotycki hall, bezcenną bibliotekę, w której książki sąsiadowały z płótnami mi­ strzów i rzadkimi meblami, takimi jak biurko Napoleona z Elby i fotel, którego oparcia nosiły ślady nerwowych paznokci cesarza. Ale nigdzie nie znalazłam niczego, co by upamiętniało egipską epopeę zmarłego lorda. Na życzenie lady Carnarvon bajeczna ko­ lekcja, której gromadzenie lord rozpoczął w 1907 roku, została rozprzedana — nie znalazła się w British Museum, lecz za Atlan­ tykiem. Ani jeden przedmiot, ani jedna fotografia nie przypomi­ nały w tym otoczeniu ziemi faraonów. Przed eleganckim portretem zmarłego szósty earl Carnarvon opowiedział mi epilog niezwykłego odkrycia i okoliczności towa­ rzyszące śmierci swego ojca. Lord Carnarvon powrócił do Anglii na święta Bożego Narodzenia. Ponownie wyjechał do Górnego Egiptu z początkiem roku 1923. Codziennie udawał się do Doliny Królów. W połowie marca ukąsił go jadowity komar, ranka uległa zakażeniu. Carnarvon zdecydował się pojechać do Kairu, gdzie jego bliscy mieli nadzieję zapewnić mu lepszą opiekę lekarską. Infekcja pozornie została zażegnana, lecz w ostatnich dniach mar­ ca wywiązało się zapalenie płuc. Postanowiono wezwać natych­ miast jego syna, wówczas oficera armii indyjskiej. Od czasu słyn­ nego odkrycia niepodobieństwem było zataić nawet najdrobniejszy fakt dotyczący Carnarvona. Na wieść o śmiertelnym niebezpie­ czeństwie, jakie nagle nad nim zawisło, zdwojono wysiłki, aby jego synowi, młodemu lordowi Porchester, umożliwić szybkie do­ płynięcie do Egiptu, do umierającego ojca. Zmieniono nawet kurs statku, który pierwotnie miał płynąć inną trasą. Przez całą po­ dróż muzułmańscy pielgrzymi wznosili na pokładzie modły za bę­ dącego w niebezpieczeństwie lorda. Porchesterowi udało się przybyć do hotelu Continental w Kai­ rze zaledwie na kilka godzin przed śmiercią ojca. Pięć minut 15

przed drugą nad ranem, 5 kwietnia 1923 roku, lord Carnarvon od­ dał ostatnie tchnienie, nie poznając nawet syna. Dokładnie w tym samym momencie miały miejsce owe dwa zdarzenia, jedno w Egipcie, a drugie w Anglii, o których mi opowiedziano. W Kai­ rze, w hotelu Continental zgasły nagle wszystkie światła i przez jakiś czas nie udawało się włączyć ponownie prądu. Trzeba było uciec się do pomocy świec i lamp oliwnych. Następnego dnia lord Porchester, który został szóstym earlem Carnarvon, udał się do marszałka polnego lorda Allenby, aby dopełnić formalności zwią­ zanych ze zgonem swego ojca, i tu dowiedział się, że hotel Con­ tinental nie był jedynym budynkiem, w którym zapanowały ciem­ ności. Wszystkie światła w Kairze zgasły skutkiem dziwnej prze­ rwy w dostawie prądu. Dochodzenie przeprowadzone przez lorda Allenby u angielskiego dyrektora elektrowni nie przyniosło racjo­ nalnego wyjaśnienia tego zjawiska. Drugie wydarzenie dotyczyło psa, którego Porchester, wyjeżdżając do Indii, zostawił w Anglii pod opieką ojca. Pies tak przywiązał się do swojego nowego pana, że wręcz cierpiał, gdy się z nim rozstawał. I dokładnie w chwili śmierci lorda Carnarvona w Kairze (biorąc pod uwagę różnicę czasu) zaczął wyć, a następnie padł martwy. Takie są prawdziwe fakty ściśle powiązane ze zgonem lorda. Wszystkie inne legendy wywołane jego romantyczną śmiercią w pełni glorii tego jedynego w swym rodzaju odkrycia są czystym wymysłem. Zgodnie ze swym życzeniem lord Carnarvon został pochowany na szczycie pagórka pod murawą w swej posiadłości Beacon Hill, tej samej, w której zdecydował się przystąpić do po­ szukiwań archeologicznych, a jego grób zwrócony jest w stronę domu. Przeznaczenie lorda przybrało swój rzeczywisty i ostatecz­ ny kształt w momencie, gdy zdecydował się finansować wykopa­ liska. Nieważne było, jak długo żył, ponieważ ten, którego po­ śmiertną chwałę miał podzielić, oczekiwał go w mrokach swego grobu od przeszło trzech tysięcy lat. Od momentu gdy otworzono drzwi królewskiego hypogeum, trzy nazwiska równocześnie miały stać się sławne: Nebcheperu- re-Tutanchamona, Howarda Cartera i lorda Carnarvona. Tutanchamon — ten nieznany, młody władca stał się nagle po­ pularną „gwiazdą”, natomiast jego skarby, wynik wyrafinowanej cywilizacji, koncepcji i rytuału pogrzebowego, który należało zro­ zumieć i odtworzyć, nie odkryły nic lub prawie nic z tego, kim był i co robił. 16 Ciągle jeszcze tajemnica otaczała tego władcę, jakby umyślnie przechodzącego o E 2 n modl.twy błagające pielgrzyma wątpienia największymi dobroczyńcami króla gdyż taTjuk k lo lT o ikC m PS r neg° " imię jeg0 ^ c L ” i ocahli go' przekorfariia" t ^ T ^ S m o n 1‘““I ®top? iowo będziemy nabierać

Śiniat umarłych a życie uj Tebach Zachodnich R O Z D Z I A Ł II Opomieść o królach, zmarłych i złodziejach Prawie cała ta historia zdarzyła się w okręgu tebańskim. Jeśli udamy się z biegiem rzeki do Tell el-Amarna, aby zrekonstruować młode lata Tutanchamona, będziemy musieli powrócić w okolice Teb — tego tak typowego dla pradawnych dziejów Egiptu miasta. Należy więc cofnąć się w czasie i zatrzymać się w XIV w. p.n.e. w sercu tętniącego bujnym życiem świata, o jakim mówią nam starożytne zabytki ceglane i kamienne. Zbliżając się do świątyni w Luksorze wyrosłej na brzegu Nilu jak rozkwitły wspaniałymi roślinami ogród, odczuwamy na nowo potęgę bogów i kapłanów egipskich, którzy pierwsi korzystali z hojności faraona. Luksor — harmonijne „Opet Południowe’ wielkiego boga Amona — było miejscem jego życia rodzinnego i prywatnego, do którego udawał się na okres jedenastu dni swego „Boskiego Wyjścia”, tzn. „Wielkiego święta Opet”. Ukazywał się wtedy swym wiernym wyznawcom w czasie procesji we wspania­ łej, okazałej, połyskującej złotem barce. W Karnaku natomiast stajemy w obliczu świata świątyń, gmatwaniny sanktuariów i py­ lonów, o bramach i murach pokrytych przedstawieniami królów i bogów. Ci wielcy bogowie egipskiego imperium zajmowali po­ czesne miejsce w życiu kraju, dedykowano im kaplice i sanktua­ ria. W Karnaku pierwszym z nich był Amon, którego imię znaczy „tajemny, ukryty”. Wszędzie jednak bywa przedstawiany jego „żywy” wizerunek w momencie, gdy daje królowi siłę i wieczne życie. Dwa wysokie pióra wznoszące się nad „czepcem” nasadzo­ nym na głowę przypominają jego niebiańskie pochodzenie. W ten sposób niewidzialny, wszechwładny bóg z kręgu sfer niebiańskich 18 pojawiał się na ziemi. Kapłani wiedzieli, jak zmusić faraona do hołdów i powinności potrzebnych Amonowi, aby jego boska potę­ ga była zawsze skuteczna i niezachwiana. Wśród wielu postaci tebańskich władców, jakie można przywo­ łać, wspaniała sylwetka Totmesa III — siedemnastokrotnego zwy­ cięzcy Azjatów — jaśnieje na VII pylonie wielkiej świątyni. Re­ lief przedstawia władcę pod egidą Amona poświęcającego czaru­ jącej bogince, personifikującej Teby, klęczących i proszących 0 łaskę nieprzyjaciół, których trzyma w dłoni niczym wiązkę chrustu. Gdzie indziej widzimy gigantyczny „plakat” przedsta­ wiający stosy złota i drogich kamieni oraz rzadkich zdobyczy, jakie król przywiózł ze sławnych wypraw. Dużą ich część ofiaro­ wał panu sanktuarium w podzięce za swe zwycięstwa. Każdy zabytek wyraźnie upamiętnia jakieś zdarzenie, jakiś mo­ ment z życia zaginionej cywilizacji tego kraju. Wśród tylu świa­ dectw odnoszących się do historii wielkiego zdobywcy można było pewnego dnia ustalić związek pomiędzy szczegółem zaobserwowa­ nym na obelisku i potwierdzonym inskrypcją na jego bazie a przedstawieniem na murze tebańskiej kaplicy czy na cylindrze pokrytym napisem klinowym z imieniem króla Assurbanipala, przechowywanym w Luwrze. Dowiadujemy się z niego, że Asyryj- czyk w czasie oblężenia Teb za panowania Tanutamona rozkazał przenieść do swego pałacu dwie „kolumny” (lub obeliski) z „jasne­ go elektronu, ustawione przed wejściem do świątyni, których waga wynosiła 2500 talentów” (1 talent = 30,5 kg). Można więc wyobra­ zić sobie niezwykły wpływ Pana Karnaku na króla, o czym mówi królowa Hatszepsut w inskrypcji na bazie swoich obelisków, rów­ nież w Karnaku: „...Oto usiadłam w moim pałacu i myślałam o tym, co stworzył dla mnie [Amon], me serce namówiło mnie, aby zrobić dla niego dwa obeliski z elektronu... Duch mój ożywił się, wyobrażając so­ bie, co powiedzą ludzie, którzy zobaczą te pomniki po wielu la­ tach, i [co] będą mówić o tym, co zrobiłam...” Królowa zdawała sobie jednak sprawę, że nie posiada odpo­ wiedniej ilości tego cennego stopu składającego się w tym okresie z 75% złota, 22% srebra i 3% miedzi. Kontynuuje więc swą opowieść w następujący sposób: „Co się tyczy dwóch obelisków, które Mój Majestat p o k r y ł elektronem dla ojca mego Amona, aby imię moje było trwałe 1 wieczne w tej świątyni aż do końca lat, są one zrobione z jedne­ go kamienia, który jest twardym granitem, bez spojeń. Uczyniłam tak dla Amona, jako świadectwo uległości, tak jak czyni to król 19

wobec każdego boga. Było moim pragnieniem, aby odlać je z elektronu [lecz ponieważ okazało się to niemożliwe], wyłożyłam chociaż powierzchnię [elektronem] na ich trzonie.” Inskrypcja mówi nam o tym, że królowa zadowoliła się pokry­ ciem tylko dwóch obelisków elektronem. Obeliski te znajdują się do dziś w Karnaku; wokół ich bocznych krawędzi można zobaczyć wyżłobienia, w które złotnicy Hatszepsut wprowadzili brzegi elek­ tronowych płyt, aby je tam zamocować. Nadzorca prac Totmesa III przedstawił na ścianie swej kaplicy grobowej na nekropoli tebańskiej wszystkie dzieła dokonane pod jego kierunkiem w pracowniach świątyni Amona w Karnaku. Na ich czele znajdują się dwa obeliski, które tym razem, jak można sądzić na podstawie fragmentarycznej inskrypcji, były całe z elek­ tronu. To, czego nie udało się dokonać za panowania pierwszej wielkiej władczyni na świecie, dokonane zostało przez tego samego nadzorcę prac w czasach panowania następcy Hatszepsut, Totme­ sa III. Egipskie wyprawy wojskowe w Azji łupiły majętności no­ wych wasali i zwycięski faraon mógł tym sposobem ofiarować bo­ gu i jego kapłanom dwa wyobrażenia życiodajnego promienia w postaci zrobionych z elektronu dwóch obelisków. Są to, być mo­ że, właśnie te same dwa obeliski wznoszące się niegdyś w sanktu­ arium w Karnaku, ważące każdy według danych na cylindrze z Luwru ok. 1250 talentów, czyli 37 865 kg, które król asyryjski otrzymał od kapłanów tebańskich, aby zaniechał oblężenia mia­ sta. Jedynie panowanie Totmesa III mogło dać Egiptowi takie bo­ gactwa. Niewątpliwie władca ten zawdzięczał wszystko kapłanom Amona. Ich opieka umożliwiła mu położenie kresu panowania władczyni — jego ciotki, przez którą tak długo trzymany był na uboczu. Nadszedł jednak czas, kiedy wielki zdobywca uczuł, że musi uwolnić się spod dominującego wpływu zaborczych kapłanów. W samym Karnaku należało dać im do zrozumienia, że przebrali miarę, co jak się wydaje, często się zdarzało, i przeciwstawić im konkretny symbol innego boga. Najpotężniejszym ze wszystkich było Słońce. W zaraniu dziejów faraońskich poświęcano mu za­ zwyczaj pomnik z obrobionych kamieni, przypominający olbrzymi stojący słup, którego wierzchołek zwieńczony był szpicem w for­ mie małej piramidy. Ten jedyny przedmiot kultowy w świątyniach słonecznych V dynastii nazywano techen. Później, bardziej wydłu­ żony, podobny do kamiennej monolitowej iglicy, pojawia się pa- 20 rami, po obydwu stronach bram wiodących do świątyń. U schyłku cywilizacji faraońskiej najemnicy greccy, aby ośmieszyć te obce i niezrozumiałe dla nich kształty, nazwali je obeliskami, tzn. „rożnami”. W okręgu Karnaku, na wschód od wielkiej świątyni Amona, w sanktuarium dedykowanym Wschodzącemu Słońcu Totmes III chciał pod koniec swego panowania wznieść jeden jedyny obelisk, który nie byłby już przeznaczony dla zbyt potężnego Pana Impe­ rium, lecz dla życiodajnego Słońca. Ta olbrzymia kamienna iglica nie została jednak ustawiona na planowanym miejscu za czasów jego panowania. Inskrypcja na niej mówi nam, że leżała na boku, koło świętego jeziora, jeszcze po śmierci swego fundatora. Amen- hotep II, wstąpiwszy na tron dorzucił do chwały Karnaku szereg pomników i posągów, lecz pozostawił w tym samym miejscu obe­ lisk Totmesa III. Jego następca Totmes IV postanowił kontynu­ ować dzieło swego przodka i ustawił obelisk we wschodniej części Karnaku, pośrodku jednego z dziedzińców, jako symbol rewolu­ cyjnego bóstwa Re-Horachte — Wschodzącego Słońca — w naj­ większej świątyni Amona (obecnie obelisk ten zdobi plac Sw. Ja­ na na Lateranie w Rzymie). Nowy władca w swych poczynaniach nie mógł uniezależnić się całkowicie od potężnego kleru tebańskiego, który wiedział, jak wynosić na tron i obalać władców. Wydaje się, że to właśnie kap­ łani odegrali perfidną, na zimno wykalkulowaną rolę podczas bra­ tobójczych, jak się przypuszcza, walk Totmesów. Musieli oni jed­ nak dojść do porozumienia z uczonymi kapłanami kleru heliopo- litańskiego, oświeconymi blaskiem słońca. Czyż w innym przy­ padku nowy książę Totmes mógłby zostać czwartym faraonem te­ go imienia? Jego historię opowiedział nam przecież Wielki Sfinks z Giza. Na monumentalnej steli umieszczonej pomiędzy jego łapa­ mi, odkrytej po usunięciu piasku, który od epoki rzymskiej po­ nownie przykrył go aż do podbródka, Totmes IV mówi otwarcie, że zawdzięcza swą koronę bogowi Harmachisowi. W tym czasie przyszły faraon był prawdopodobnie tylko księ­ ciem, a nie następcą tronu. Pewnego dnia podczas polowania na dzikie zwierzęta na terenie nekropoli memfickiej zasnął podczas największego upału w cieniu „strażnika nekropoli”. Bóg Harma- chis (Horus na Horyzoncie), przywalony masą piachu, pojawił mu się we śnie. Błagał o ratunek, gdyż opadał z sił i cierpiał. W zamian za to przyrzekł Totmesowi, że będzie nosił podwójną koronę pa­ nującego władcy. Zerwawszy się ze snu na równe nogi, mówi ste­ la, myśliwy wskoczył na rydwan i powrócił do swego pałacu. Tam 21

rozkazał ludziom uwolnić boga od ciążącego brzemienia. Wkrótce po śmierci Amenhotepa II, w sali hipostylowej Karnaku, w dniu procesji, posąg bóstwa „zmusił” niosących go kapłanów do zmia­ ny trasy i tak jak przy wyborze Totmesa III pochód udał się w kie­ runku nowego Totmesa, który modlił się w ciemnym kącie bocz­ nej nawy. W ten sposób bóg ponownie narzucił dziedzica tronu. Tak więc mimo iż Amon w dalszym ciągu wybierał władców, Totmes IV wolał stwierdzić, że wszystko to było przewidziane pla­ nami Słońca — Re, którego jednym z aspektów, formą zachodzą­ cego słońca, był sfinks spoczywający na horyzoncie nieba, gotowy do wzniesienia się jako faraon w chwili wstąpienia na tron. In­ skrypcje mówiły prawdę. Na początku naszego stulecia odnalezio­ no mur wybudowany przez Totmesa IV celem ochrony sfinksa przed piaskiem. Wszystkie cegły miały odcisk pieczęci królew­ skich. Egipskie sanktuaria, w tym Karnak i jego świątynie, ewokują z taką siłą wielkie wydarzenia, że łatwo je odtworzyć pomimo tysiącleci, jakie nas od nich dzielą. Jest w nich cała idea królew- skości i uroczyste wydarzenia z życia faraona. W tym wspania­ łym Nowym Państwie, szczególnie w czasach XVIII dynastii, po­ jawia się i rozwija jedna z największych reform religijnych hi­ storii — ta, która zdołała utrzymać w szachu potężnego boga kró­ lestwa. W świętym okręgu Karnaku nastąpiła konfrontacja sił. Faraon zdecydowanie sprzeciwił się kapłanom ślepo wierzącym w samowładny dogmat, zbyt obcy nowemu, rozwijającemu się społeczeństwu. Chwilowa porażka Amona w tym mieście świątyń poświęconych oficjalnej teologii i boskiej osobie faraona wyraża­ ła się stopniowym opuszczaniem sanktuariów i w końcu prześla­ dowaniami. Płomień objął zniszczeniem nawet wielkie drewniane bramy nabijane brązem i ich kamienne zwieńczenia. Po zniknięciu wszystkich tytanów potykających się w śmiertelnej walce prze­ znaczenie wprowadziło na tron dziecko, małego Tutanchamona, którego ręka powodowana zręcznym doradcą przegnała intruzów z opuszczonych świątyń. Ani w Karnaku, ani nawet w Luksorze — sanktuariach kleru i religii państwowej — nie należy doszukiwać się śladów życia codziennego dawnych mieszkańców. Można na nie natrafić wy­ łącznie na lewym brzegu rzeki, w Tebach Zachodnich, na „Brzegu Zmarłych”, gdzie egiptolog, łącząc to, co się zachowało, z tym, co istniało niegdyś, przeżywa nieporównywalną z niczym przy- 22 godę, której zawdzięczamy tę opowieść. Na prawym brzegu rze­ ki, gdzie dawne Teby pomiędzy kolosalnymi świątyniami rozpo­ ścierały swe pałace i rudery, współczesna zabudowa pokrywa ru­ iny domów, zacierając ślady najbogatszej stolicy starożytnego świata. Niewątpliwie prowadzone od kilku lat wykopaliska Służby Starożytności dokonały „oczyszczenia” świątyni w Luksorze od­ kopując niedawno jej pylony, dzięki czemu nie zakrywa ich już do połowy warstwa śmieci, która podwyższała poziom placu przed tymi wysokimi „wieżami” w formie trapezów. Kolosy ustawione przy murach pylonów wyłoniły się całkowicie, a obelisk po wschodniej stronie wejścia — bliźniak tego, który został ofiaro­ wany Francji przez rząd Egiptu, aby uczcić Champolliona — wi­ doczny jest teraz w swej niższej części. Odsłonięto również bardzo piękny dromos (świętą aleję) sfinksów z ludzką głową. Odnalezio­ no także drogę z Karnaku, taką, jaka istniała pod koniec panowa­ nia dynastii rdzennie egipskich. Niemniej jednak samo miasto z cegły suszonej spoczywa nadal pod domami współczesnego Luk­ soru. Pozostawmy więc Teby Stubramne ograniczone wielkimi ka­ miennymi portykami, które przebiły na wylot wysokie mury miej­ skie zbudowane z suszonych, glinianych cegieł, i po przepłynięciu rzeki zbliżmy się do stromej, majestatycznej krawędzi skalnej. Zdarzyło mi się przeprawiać przez rzekę we wszystkich porach roku i o wszystkich porach dnia. Nigdy widok nie był taki sam. Niemniej jednak w tak złudnym w oddali płaskowyżu tebańskim, zwieńczonym naturalną piramidą — różową lub błękitną przy wschodzie słońca, żółtą lub bielejącą w ciągu dnia i czerwoną o zachodzie — oczekiwał nas zawsze w tym samym miejscu od­ wieczny szczyt Zachodnich Teb. Nawet gdy było się tam jeden raz, pragnie się ponownie prze­ prawić przez rzekę w tradycyjnej feluce o trójkątnym, niekiedy połatanym żaglu, w której ławki zrobiono z płaskich poduszek pokrytych białą bawełną. Czasami dwóch przewoźników śpiewa poruszając prymitywnymi wiosłami, podczas gdy mały chłopiec trzyma ster. Często wiatr wybrzusza żagiel, którym z niebywałą zręcznością manewrują ci ludzie. Od zarania swych dziejów są oni dobrymi sternikami i żeglarzami. Od momentu gdy pod ko­ niec lutego opadną wody, czessu (piaskowe mielizny), o których nieraz mówią dawne teksty, utrudniają żeglugę. Uprawia się na nich kurżety i pomidory. Czasami na rzece można spotkać barkę, na której cała rodzina śpiewa akompaniując sobie na darabukka — to chłopskie wesele. Często szeroka feluka, prymitywna i brzu- 23

chata, wypełniona jest po brzegi różnymi przedmiotami, drewnia­ nymi deskami, zwierzętami, a także pasażerami. To barka prze­ woźnika, która pozwala mieszkańcom Gurna, Gurnet Marei i El- -Chocha przeprawić się do swych wiosek. Na lewym brzegu rzeki na turystów, którzy nie chcą podróżo­ wać taksówką, czekają osiołki. Pojadą oni wzorem egipskiego wie­ śniaka. Nie wszyscy jednak będą na tyle odważni i zręczni, by wsiąść na grzbiet osła bez siodła i strzemion. Po drodze rzadko zobaczymy przydrożne kramy tak częste na tamtym brzegu, gdzie oferuje się kupującemu żywność, odzież lub gulle (gliniane gar- guletki) chłodzące wodę. Nie będziemy mijać również wózków pokrytych liśćmi palmowymi, na których jadą przykucnięte ko­ biety, okryte zasłonami z czarnej tkaniny, lub też śmiejące się i paplające jak sroki podlotki w jaskrawych, barwnych szatach. Lewy brzeg Nilu jest pełen spokoju i dostojeństwa. Tutaj zdajemy sobie sprawę z bliskości ludu faraonów, z tego, że chodzimy po świętej ziemi, w której pogrzebano znamienitych przodków. Jest to również ziemia cudów i skarbów. Blisko przystani znajduje się posterunek policji i ci, którzy nie mieszkają na lewym brzegu Nilu, muszą o zmierzchu opuścić stronę zachodnią. Po przejściu stromego brzegu podróżnik idzie groblą wznoszącą się wśród pól trzciny cukrowej, bawełny, pszenicy lub bersimu (koniczyny). Wioski, o których nie wiadomo, czy są współczesne, czy antyczne, skupiły, jak wszędzie na poetycznej wsi egipskiej, domy z suszonej cegły, w sercu palmowych lub sykomorowych oaz, gdzie hoduje się osły, gamusy (bawolice) i wielbłądy. Gdy przejdziemy obok stojącego na brzegu szadufu (żurawia), którego chłop egipski używa do dziś, aby przelać wodę na swoje pole po okresie wylewu, spostrzegamy we wsi sakiję wprawianą w ruch przy pomocy bawolic. Dziecko przycupnięte na kole pogania leni­ wie zwierzęta batem i swym nosowym, a jednocześnie ochrypłym śpiewem wtóruje regularnemu skrzypieniu maszyny. Pierwszym napotkanym skupiskiem domów, kontrastującym ze zwykłym pej­ zażem, jest położony poniżej grobli rodzaj jeszcze nie całkowicie zamieszkałego osiedla złożonego z budynków w eleganckim górno- egipskim stylu, inspirowanych niekiedy domkami nubijskimi, tak bliskimi formom antycznym. Począwszy od lat 1948/49 egipska Służba Starożytności zbudowała tę pokazową wioskę głównie ce­ lem przesiedlenia do niej mieszkańców Gurna — tych odwiecz­ nych złodziei grobów — aby nie zajmowali kaplic i pomieszczeń 24 grobowych możnowładców. Tu wkraczamy właśnie w dziwny świat położony na skraju cmentarzysk, a nawet w ich środku. Wieśniacy, jeśli można tak nazwać tych, którzy uprawiają małe kawałki ziemi, mieszkają w cieniu wielkich świątyń grobowych, a czasem po prostu w gro­ bowcach możnych tebańskich. Gdy przejdziemy zieloną dolinę, gdy miniemy miejsce, gdzie w starożytności wznosiła się świąty­ nia grobowa Amenhotepa III, z której pozostały tylko słynne Ko­ losy Memnona, gdy skończymy podziwiać te olbrzymie i drama­ tyczne świadectwa zaginionego świata, dojdziemy do terenów pu­ stynnych. Bez żadnego stopniowego przejścia ustępują one miej­ sca piaskom i jałowemu żwirowi. Roślinność nagle znika. Względ­ ny chłód znad rzeki zostaje nagle zastąpiony gorącym, częstokroć aż palącym powiewem, który nagle uderza w podróżnika. Oto je­ steśmy w samym centrum lewego brzegu, w państwie zmarłych tebańczyków, świecie gigantycznych sanktuariów grobowych i ich kapłanów, rzemieślników przygotowujących mumie, robiących sarkofagi i całe wyposażenie grobowe oraz grobowce. Jednym sło­ wem, w okręgu, gdzie się rodzili, kochali i umierali obok nieprze­ liczonych zasypanych skarbów, w cieniu wielkich świątyń wzno­ szonych przez władców Nowego Państwa w Dejr el-Bahari, Ra- messeum, Medinet Habu... Nazwy te przywodzą na myśl miejsca kultu pośmiertnego zmar­ łych władców, których grobowce nie były już budowane obok świątyń, jak miało to miejsce w okresach poprzednich. Od począt­ ku XVIII dynastii cała część podziemna grobowych kompleksów władców została oddzielona od świątyni i umieszczona poza ma­ jestatycznym pasmem górskim Dejr el-Bahari i jego przedłuże­ niem, w wyschłych dolinach nazywanych Doliną Królów i Doliną Królowych. Możnowładcy tebańscy wznosili przed górami swe grobowce mające tak jak w przypadku władców dać schronienie na wieczność mumiom. Najpiękniejsze mastaby (kaplice grobowe w formie ław) ze Starego Państwa zbudowane z bloków wapien­ nych miały na ścianach wewnętrznych długie fryzy ożywione ma­ lowanymi reliefami, na których przedstawiono wszystkie sceny życia codziennego. Gdy stolica królewska definitywnie przeniosła się do Teb, władcy wybrali naturalną piramidę Świętej Góry, aby zwieńczyć nią wszystkie podziemne grobowce. Dworzanie i wysocy urzędnicy otrzymywali od króla „koncesje” grobowe rozciągające się od podnóża aż po szczyt wzgórza. Naj­ piękniejsze z nich znajdowały się w dolnej części wzgórza, gdzie wapień był najlepszy, a reliefy nosiły ślady dłuta najzdolniej- 25

szych artystów — rzeźbiarzy i malarzy — z czasów panowania Amenhotepa III. Przyozdobili oni kaplice grobowe Haemhata, Cheruefa i Ramose. Wyżej, gorsza jakość kamienia nie zawsze pozwalała na delikatną pracę rzeźbiarzy i malarzy. Nanosili więc oni w poziomych pasach, bezpośrednio na zaprawie wyrównującej jednocześnie powierzchnię ścian, dekoracje w kolorach jeszcze te­ raz świeżych i żywych. Przedstawiali na nich najprzeróżniejsze sceny z życia religijnego i świeckiego wielkich panów tebańskich, takie jak udział możnych w świętach królestwa i wykonywanie urzędowych funkcji. Można nawet zobaczyć wezyra Jego Majesta­ tu, w momencie gdy sprawuje swój urząd. Namalowane ogrody ożywiają drzewa i różnokolorowe kwiaty posadzone wokół prosto­ kątnego basenu z lotosami, pływającymi ptakami wodnymi i ry­ bami. Widzimy również szaduj używany przez ogrodnika, taki sam jak na wsi współczesnej. Tutaj rzemieślnicy kończą pracę nad posągiem lub meblami. Tam murarze wyrabiają cegły z suszonej gliny i wznoszą mur. Gdzie indziej jeszcze mamy powrót stad wiedzionych przez pasterza, pana swych zwierząt, pięknego jak młody bóg. Obok zatrzymała się żniwiarka. Tam robotnik prosi swego towarzysza, aby wyciągnął mu cierń z nogi. Wyrobnik za­ snął pod drzewem, na którym zawiesił swój worek. A tu fryzjer goli i strzyże w polu. Na tych polichromowanych reliefach i malo­ widłach na gipsowym podkładzie przedstawione są wszystkie za­ wody. Złotnicy wykańczają bogate klejnoty obok odlewaczy, którzy wytapiają złoto. Wystawne uczty gromadzą eleganckich mieszczan i piękne damy tebańskie wokół stołów biesiadnych. Przechodzące służebne ofiarowują im puchary wina. Koncerty i tańce wykony­ wane przed gośćmi cieszą się ich uznaniem. W każdym grobie od­ najdujemy inaczej zakomponowane wersje tych samych scen. Dwa jednak tematy powtarzają się od zamierzchłych czasów — to sce­ ny polowania i połowu. Za XVIII dynastii osiągnęły one wprost doskonały stopień elegancji. Na dwóch łodziach umieszczonych równolegle do części centralnej utworzonej przez olbrzymi gąszcz trzciny papirusowej zmarły w towarzystwie swej małżonki i czę­ sto swych dzieci poluje. Z jednej strony rzuca bumerangiem w ptactwo wodne, z drugiej zaś przebija harpunem dwie ryby, któ­ re właśnie wyciągnął z toni. Ta tradycyjna kompozycja, zajmują­ ca ważne miejsce w każdej kaplicy grobowej, bardzo długo uważa­ na była za przedstawienie wypoczynku par excellence, jakiego chciał zaznać zmarły w zaświatach. 26 Tak więc świat zmarłych — a głównie kaplice grobowców te­ bańskich jest najbardziej kompletnym odbiciem zwyczajów, obyczajów i zajęć ludu egipskiego w czasach faraońskich. Szyb obok kaplicy, prowadzący do podziemnego pokoju grobowego, był prywatną częścią grobu i nie mógł być odwiedzany po umieszcze­ niu w nim ciała. Tutaj mumia zamknięta w sarkofagach, otoczo­ na wyposażeniem grobowym, oczekiwała na wieczność. Łatwo można sobie wyobrazić, jak wyglądał ten teren w dru­ gim tysiącleciu przed naszą erą. Liczne zabytki, niektóre uszko­ dzone, zachowały się w piaskach lub sebachu (odpadkach orga­ nicznych pokrywających starożytne ruiny). Można więc odtworzyć bez zbyt wielkiego trudu atmosferę, jaka panowała na nekropo­ lach. Właśnie dlatego opuszczając Gurna i Gurnet Marei, należy zapuścić się w wyschnięte wadi (doliny) pomiędzy Doliną Kró­ lowych i Doliną Królów i dojść do Dejr el-Medina. Na lewo w głę­ bi pozostawiamy świątynię grobową Ramzesa III wyłaniającą się z romantycznych ruin koptyjskiego miasta Dżeme. Na drodze do Doliny Królowych zauważymy grotę, której ściany pokryte są inskrypcjami ofiarowanymi „Tej, która kocha ciszę”, bogini tego miejsca w postaci węża, która zamieszkuje także Górę. Z pewno­ ścią w okresie Nowego Państwa czczono pary wężów. W dzisiej­ szych czasach gady te toleruje się jeszcze w niektórych domach Gumet Marei. Droga ta prowadzi do wadi Dejr el-Medina, w którym badania Instytutu Francuskiego Archeologii Wschodu w Kairze w ciągu czterdziestu lat wykopalisk odsłoniły starożytne zabytki pokryte sebachem. Na dnie wadi leżała duża opasana murem wioska z główną ulicą i centralnym placem, na którym ze studni czer­ pano wodę. U wejścia i wyjścia znajdowały się posterunki policji, które strzegły, a jednocześnie kontrolowały mieszkańców wioski. Niedaleko zaczyna się gebel, tj. pustynny płaskowyż — królestwo wilków, hien i rzezimieszków. Wioskę tę o bardzo specyficznym charakterze zamieszkiwało w okresie Nowego Państwa wiele po­ koleń rzemieślników nekropoli tebańskiej, pracowników odpowie­ dzialnych za wykuwanie, a następnie ozdabianie królewskich gro­ bowców. Jedne po drugich domy tej starożytnej miejscowości, nawet zrujnowane, wyłoniły się z zapomnienia. Na obramowa- niach drzwi, bazach kolumn podtrzymujących strop głównej sali domu zostały odkryte imiona i tytuły właścicieli. Badania archeo­ logiczne skoncentrowały się na papirusach znalezionych w gro­ bach sąsiedniej nekropoli i w domach świeżo odkopanych. Pomię­ dzy suszonymi cegłami domów, w samych domach, w warstwie

odpadków, a także w skrytce na dnie studni świątynnej, w pół­ nocnej części miejscowości, znaleziono fragmenty zabytków, głów­ nie ostraka, które sukcesywnie odsłaniały nam nieoczekiwane szczegóły z życia codziennego wioski (ostrakon jest to odprysk wapienia lub fragment ceramiki, na nim Egipcjanie pisali hiera- tyką, aby oszczędzić papirusu, materiału trudnego do zdobycia, na który monopol miało państwo). Najpierw dowiedziano się 0 tym, jak wyglądała organizacja pracy robotników, którą z dróg na skraju krawędzi wzgórza dochodzili do stóp Góry Tebańskiej 1 następnie do Doliny Królów, w którym miejscu drogi wijącej się ku Dolinie Królów zbudowali wioskę, gdzie każdego wieczo­ ru odpoczywali po całodziennej pracy. Co każde dziesięć dni był koniec „tygodnia”. Robotnicy powra­ cali do swej osady, zwanej „Miejscem Prawdy” — „Set Maat”. Cały zespół podzielony był na dwie grupy: prawą i lewą, co od­ powiadało miejscu, w którym stały domy w osadzie, po prawej i lewej stronie głównej ulicy. Nie byli oni jednak, wbrew temu, co powtarzano tak często, jeńcami wojennymi ani niewolnikami przy­ kutymi do ciężkiej pracy i skazywanymi na śmierć po wykończe­ niu królewskiego grobowca. Czytając papirusy, które wzmiankują 0 wyspecjalizowanych stowarzyszeniach, studiując tysiące ostra- ków, można nabrać pewności, że nic podobnego nie miało miejsca. Listy obecności robotników ukazują nam, jak wiele wytłumaczeń na swoje lenistwo znajdowali „leserzy”. Taki to a taki nie przy­ szedł dzisiaj, ponieważ jego oślica była chora i musiał zaprowa­ dzić ją do weterynarza. Inny po raz trzeci grzebał tę samą ciotkę. Ten robotnik żąda awansu, inny prosi o nowe narzędzia. Dzisiaj praca została poważnie opóźniona, bo ekipa, która drążyła grób, napotkała „kamień”. Należy rozumieć, że była to żyła krzemienna przecinająca ścianę wapienia, która rzeczywiście opóźniła drąże­ nie grobowca. Gdzie indziej rachunki nadzorcy mówią o ilości kno­ tów, jaką musiał on dostarczyć robotnikom, aby mogli założyć je do lamp oliwnych, którymi oświetlano wnętrze grobu w czasie pracy. Całe życie wioski jest na ostrakach utrwalone. Nawet zada­ nia domowe uczniów poprawione na czerwono przez nauczyciela 1 wprawki malarzy, którzy rysowali szkice i ilustracje do bajek oraz popularnych opowiadań. Na jednym z nich widzimy studium twarzy królewskiej, która została powtórzona w grobie. Na dru­ gim fragment polowania na hieny rozszarpywane przez psy. Na 28 innym widzimy wzruszającą scenę: wilk grający na flecie i koź- latko, zupełnie jak w bajkach Ezopa czy później La Fontaine’a. Czasami troskliwa matka skarży się sąsiadce na swego syna nic­ ponia, który kryjąc się za murem rzucał kamieniami w dziew­ czynki idące do szkoły. Dzięki ostrakom można prześledzić krok za krokiem drogę, którą szedł posąg bóstwa przywołany jako wy­ rocznia po to, by rozsądzić dwóch procesujących się: wyjście z wioski, miejsce, w którym wskazał winnego. Wszystko można znaleźć wśród resztek pokrywających tę ubogą wioskę, nawet małe paczuszki z kawałków papirusu — rodzaj losów — każdy z innym napisem. Dzięki „Dziennikowi tebańskiej nekropoli” wiemy nawet, jaka była i z czego składała się dzienna zapłata robotników. W nie­ których okresach musieli chodzić po nią aż do Medinet Habu. Pew­ nego dnia zbuntowali się i oświadczyli: „Jesteśmy wycieńczeni i głodni, nie otrzymaliśmy bowiem dziennych racji, które powi­ nien dać nam faraon”, i zastrajkowali. Niekiedy atmosferę zakłócał donos. Oskarżano np. nadzorcę ro­ botników imieniem Hay o to, jakoby obraźliwie mówił o faraonie. Zaraz zebrał się trybunał królewskiej nekropoli, a sprawozdanie z jego obrad ukazuje nam, jak wyjątkowe przywileje dane były wyspecjalizowanym rzemieślnikom. Hay będzie więc sądzony przez swych zwierzchników i kolegów, a nie według prawa karne­ go i cywilnego. Dwie grupy zespołu reprezentowane są jednakową liczbą członków. Prawdopodobnie na czele Trybunału („Kenebet”), który składał się z czterech delegatów zespołu lewego i z czte­ rech zespołu prawego robotników z Dejr el-Medina, zasiadał je­ den z kolegów Hay. Sprawiedliwość pobiegnie swym torem, a oskarżony będzie miał wszelkie szanse przedstawienia swej obrony. Częstokroć ostrakon uzupełnia informację, jaką znamy z fragmentu papirusu. Wów­ czas zagadka zostaje rozwiązana. Ożywają więc zapomniane, okry­ te pyłem cywilizacji dni. Egiptolog, czuwający nad postępem prac robotników terenowych na wykopaliskach, musiał bacznie śledzić uderzenia turiji (rodzaj szerokiej motyki) fellacha, która napot­ kała nagle na starożytny dom robotnika i trafiła na bazę kolumny. Spostrzegł na niej bowiem imię Paneba, nadzorcy robotników z „Set Maat” — „Miejsca Prawdy”, w sercu którego leży Dejr el-Medina. Natychmiast uczony imię to skojarzył z jego grobow- i”em wykutym na krańcu zachodniego stoku wzgórza wznoszą­ cego się nad robotniczą wioską. Paneb jest człowiekiem, którego archeolodzy podejrzewają o zabicie Neferhotepa — szefa robotni- 29

ków. Czy jego dom da nam dowód jego winy? Znaleziono prze­ cież w grobie Paacha fragment drewna pokrytego warstwą złota, niewątpliwie świadectwo dokonanej w grobowcu Ramzesa III kradzieży, której nie mogła odkryć sprawiedliwość sprzed dwu­ nastu wieków p.n.e. Paneb był jednak ostrożny, aż do tej chwili nie zostawił żadne­ go nowego dowodu, który by świadczył przeciwko niemu. Jed­ nak współcześni śledzili go. Jeżeli porównamy papirus Salt 124 z ostrakonem kairskim nr 25 521, przekonamy się, że zła reputacja Paneba miała solidne podstawy. Zył on w okresie panowania Seti II i Ramzesa III, z początkiem XX dynastii — tj. w XII w. p.n.e. Nadużywał władzy i nie wahał się, pełniąc funkcję pomocni­ ka nadzorcy prac na nekropoli, wymuszać na robotnikach bez­ płatne świadczenia na swój własny rachunek. Wszyscy podwładni byli zmuszani do pracy dla niego. Jeden pomalował trumnę, którą Paneb przeznaczył na wieczny dla siebie spoczynek. Inny przy­ gotował gips, aby pokryć nim wewnętrzne ściany grobu. Prze­ kraczało to oczywiście zakres obowiązków wyspecjalizowanych robotników faraona. Paneb zmusił nawet Nebnefera, syna Wadż- mesa, do żywienia swego wołu na koszt państwa przez jeden mie­ siąc. Przypuszczano również, że Rauben zrobił maty do jego domu. Paneb bezczelnie pomieszał interesy kraju ze swymi własnymi. Jego zwierzchnik, szef robotników Neferhotep, wydał go i przed­ łożył wezyrowi formalną skargę. Paneb był nie tylko nieuczciwy, był niewątpliwie mordercą. Sprawiedliwi muszą mieć nieraz wiele odwagi, by otwarcie mó­ wić prawdę, szczególnie, gdy nie są pewni protekcji możnych. Jak się wydaje, Neferhotep zmarł nagle. W każdym .razie, wie­ my na pewno, że Paneb został mianowany na jego miejsce szefem prac. Pozbawiony wszelkich skrupułów nie bał się nawet sądu bożego, tak jak pobożni grzesznicy; na przykład Neferabu, ro­ botnik z tej samej nekropoli, który został dotknięty ślepotą, wy­ znał publicznie, że skrzywdził drugiego, i wyraził skruchę. Wtedy dobra bogini Meretseger, „Ta, która przewodzi Górze”, natych­ miast okazała łaskę i przywróciła mu wzrok. Te drobne sprawy moralne nie wydają się tyczyć tebańczyków XX dynastii, o czym dowiadujemy się z wielu papirusów. Najbar­ dziej znane noszą następujące nazwy: Pap. Abbot — British Mu- seum; pap. Amherst — Nowy Jork; i pap. Leopold II Brukse­ la. Dwa ostatnie uzupełniają się wzajem. Część dolna czterech ?,0 stron, które składają się na papirus Amherst znany od 1874 roku, uzupełnia część górną odnalezioną przez Jean Caparta w drew­ nianym cokole posążku. Całość została opublikowana w 1939 roku. Inne papirusy dorzucają jeszcze więcej aktualnych informacji do­ starczonych przez te dokumenty. Znajdują się one w British Museum, w muzeum w Turynie i w Liverpoolu. Czytając je traci się nadzieję na odnalezienie w stanie nienaruszonym innych rów­ nie wspaniałych grobowców wielkich władców Egiptu. Graffiti pozostawione na skałach królewskiej nekropoli wska­ zują na to, że inspektorzy regularnie odwiedzali groby, aby spraw­ dzić ich stan. Nie wyobrażano sobie jednak, że bandy złodziei systematycznie poszukiwały w nich złota i pachnących, cennych maści. Skarby władców znane były wszystkim już od momentu pogrzebu, kiedy niesiono je w procesji, podczas gdy doczesne szczątki płynęły z prawego na lewy brzeg rzeki. Nie mogły one więc ujść uwagi i zbyt często pochody te wzbudzały u widzów pożądanie i chciwość, uczucia silniejsze niż cześć wobec zmarłych i strach przed profanacją świętości grożącą straszliwą zemstą niewidzialnych duchów. Pewnego dnia za panowania Ramzesa IX odkryto rabunek grobów królewskich i wielki proces zakłócił spo­ kój wysokich urzędników. Chociaż oskarżonymi byli w części lu­ dzie biedni, ściganie złodziei nie leżało w gestii „Kenebet” robot­ ników lewego brzegu. Sprawa ta sądzona była przez Wielki Try­ bunał miasta. Wydaje się, że proces odbywał się w jednej ze świątyń prawego brzegu, a dokładnie w Wielkiej Sali poświęco­ nej bogini Maat — patronce sędziów i Prawdy. Wielki Trybunał składał się z wezyra, wielkiego kapłana Amona i innych bardzo wysoko postawionych osobistości. Z „Dziennika nekropoli” do­ wiadujemy się, że oskarżeni zostali zamknięci w więzieniu świą­ tyni Mut w Tebach, gdzie przesłuchiwano ich „bijąc w stopy i dło­ nie . Była to dziwna historia! Kraj przechodził wówczas ciężki okres. Upadek polityczny państwa zaznaczył się szczególnie po kilku latach złych zbiorów, które doprowadziły do głodu. Po­ szukiwano więc złota tam, gdzie ono było. Gdy burmistrz Teb, Maser, odkrył, że rabowano grobowce możnych i władców, skan­ dal wybuchł. Ożywiony gorliwością tym większą, że jak się wy­ daje, chciał wykazać winę lub niedbalstwo swego współtowarzy­ sza, burmistrza lewego brzegu, Pawera, Paser zawiadomił wezyra Uhaemwase. Dochodzenia, aresztowania, śledztwa następowały jedne po drugich. Robiono nawet wizje lokalne w wielu zbez­ czeszczonych grobach, a przede wszystkim w grobowcu królowej Izis — wielkiej małżonki królewskiej Ramzesa III, w grobie króla 31

Sechemre, Szedtawy-Sebekemsaf i jego małżonki Nubchas. Pa- wer zmuszony był oddać winnych w ręce sprawiedliwości. Wina jego była oczywista, a niedbalstwo policji całkowite. Uczciwy Paser, burmistrz Teb, nie mógł powstrzymać swego oburzenia i wyraził je otwarcie. Jego nieostrożne słowa doniesiono wezy­ rowi. Ten zaś, zamiast dalej prowadzić przesłuchania, wstrzymał proces i uniewinnił pospiesznym wyrokiem oskarżonych, których uwolniono. Paser został nazwany kłamcą. Aby zakończyć sprawę i zadośćuczynić biurokracji administracyjnej, został sporządzony raport, który włączono do archiwum państwowego. ■Wszystko wskazuje jednak na to, że wykonano wyrok na zło­ dziejach, którzy ograbili grobowiec Sebekemsafa; pozostałych winnych chronił burmistrz lewego brzegu i niewątpliwie również sam Chaemwase, zainteresowany być może łupem. Pobłażliwość sędziów, a właściwie wspólnictwo z oskarżonymi dodały złodzie­ jom odwagi. Wówczas dobrali się do grobowców w Dolinie Kró­ lów. Sprawiedliwość raz jeszcze dosięgła winnych, lecz tym ra­ zem nie okazała słabości. Ukarała tych, którzy wdarli się do ostat­ niego miejsca spoczynku małżonki Seti I i matki Ramzesa II — królowej Tiy. Nie oszczędzono również grobowców obu tych władców. Aż do czasów XXI dynastii słynne nekropole lewego brzegu Teb nara­ żone były na zakusy grabieżców. Papirus z British Museum mówi nam, że nawet kapłani Ramesseum (świątynia grobowa Ramze­ sa II) okradli własną świątynię. Jeśli więc sami kapłani profano­ wali sanktuaria, za które byli odpowiedzialni, kraj musiał być doprowadzony do krańcowej nędzy, zdezorganizowany ciągłą pe­ netracją libijską. Wreszcie królowie XXI dynastii, nie mogąc za­ pewnić bezpieczeństwa swym przodkom w zagrożonych grobach, przenieśli królewskie mumie do skrytek. Jak się wydaje, najważniejszą z nich wykuto w skale w północ­ no-zachodnim zboczu cyrku górskiego Dejr el-Bahari. Tam wła­ śnie na końcu wąskiego korytarza w podłużnej sali, długości około ośmiu metrów, zgromadzono wraz z przedmiotami wyposażenia grobowego ponad trzydzieści zastępczych sarkofagów z tego okre­ su, w których spoczywały mumie najsłynniejszych faraonów Egiptu, między innymi Amenhotepa I, Totmesa II, Totmesa III, Ramzesa I, Seti I, Ramzesa II, Ramzesa III i Sekenenre — wy­ bawcy Doliny Nilu, który zginął na polu walki. Spoczywał on w tym panteonie władców starożytności z twarzą przebitą strza­ łą Hyksosów.

II. Złota maska Tutanchamona.

VI. Pektorał z grobowca Tutanchamona VII. Kolczyki z grobowca Tutanchamona.

Właśnie to „ubogie Opactwo Saint-Denis”, zaimprowizowane przez ostatnich władców tebańskich, królewskich pisarzy i in­ spektorów nekropoli (takich jak Butehamon), prowadzi nas znowu do obecnych mieszkańców cmentarzysk zachodniego brzegu Teb. Obszar, który teraz zajmują, rozciąga się od podnóża wzgórz, aż do najdalszych zakamarków okolicznych wadi. Od wczesnego dzieciństwa przemierzają oni gebel, znając jego najbardziej za- wikłane meandry, odnajdując skrytki, skąd jak z banku stworzo­ nego na ich potrzeby regularnie wyciągają ukryte przedmioty, aby je sprzedać. W 1874 roku uwaga Maspero została przyciągnię­ ta ukazaniem się na rynku antykwarycznym figurek noszących imiona królewskie z czasów XX dynastii, tabliczki drewnianej pokrytej napisem w tuszu, którą kupił pewien kolekcjoner (ta­ bliczka Rogersa, obecnie w Luwrze) oraz papirusu królowej Nedżemet itp. Wysłał więc inspektorów, aby zbadali sprawę na miejscu. Działali oni raczej jak wytrawni detektywi niż ruty­ nowani urzędnicy. Zajęło im to jednak dużo czasu. Na koniec, na początku kwietnia 1881 roku, Maspero dowiedział się, że złodzie­ jami byli dwaj bracia Abdelrasulowie z Gurna i niejaki Mustafa Aga Ayat, agent konsularny Anglii, Belgii i Rosji w Luksorze! Otrzymawszy od Dauda paszy, mudira (zarządcy) Kena, upoważ­ nienie na otwarcie dochodzenia, Maspero zatrzymał Ahmeda Abdelrasula i przesłuchał go, ale bezskutecznie. Burmistrz i możni Gurna, indagowani w tej sprawie, stwierdzili pod przysięgą, że „Ahmed Abdelrasul był najuczciwszym i najbardziej bezintere­ sownym człowiekiem z całej okolicy, że nigdy nie «kopał» i nie będzie kopał i że nie był w stanie przywłaszczyć sobie najmniej­ szego nawet przedmiotu starożytnego, a co dopiero zbezcześcić grób królewski”. Można było odnieść wrażenie, że przenieśliśmy się przed Wielki Trybunał miejski w Tebach, gdy wezyr Chaem- wase uniewinnił burmistrza zachodniego brzegu Teb i robotników nekropoli, choć wiadomo było, że obrabowali groby. Abdelrasula wypuszczono czasowo na wolność. Wkrótce po tym do dyrekcji Służby Starożytności wpłynął donos. Nastąpiły nie­ porozumienia pomiędzy braćmi. Uwięziony Ahmed Abdelrasul wiedział, że protekcja Agi Ayata, na którą liczył, była niewystar­ czająca. Chciał od swych wspólników odszkodowania i żądał po­ łowy skarbu zamiast 1/5, którą zadowalał się od momentu jego odkrycia, tj. od roku 1871. Wreszcie 25 czerwca 1881 roku starszy z braci Abdelrasulów, Mohammed, zdradził sekret Daudowi paszy, mudirowi Kena. 6 lipca 1881 roku w Dejr el-Bahari urzędnicy 3 — T u ta n c h a m o n

Służby Starożytności prowadzeni przez Mohammeda Abdelrasula weszli do ostatniego grobowca tebańskiego najsłynniejszych farao­ nów Egiptu. Wyposażenie grobowe zniknęło. Wspaniałe złote sar­ kofagi władców zostały skradzione i przetopione przez tych, o któ­ rych mówią procesy. Mumie królewskie, zawinięte ponownie przez kapłanów XXI dynastii, spoczywały obok prywatnych grobów z tego samego okresu w skromnych, ordynarnie obrobionych, drewnianych skrzyniach, bez dekoracji, nosiły jedynie czasami napis stwierdzający ich tożsamość. W ten sposób chłop egipski, żądny skarbów, zwrócił Egiptowi więcej niż trzydziestu swych wielkich przodków. Niemniej jed­ nak nie mogli oni pozostawać tam ani jednego dnia dłużej, ponie­ waż mieszkańcy Gurna, zwiedzeni fałszywymi pogłoskami, wyo­ brażali sobie, że w skrytce zgromadzone są stosy złota. Nawet byli gotowi zaatakować małą ekipę archeologów. Po nieprzerwa­ nej czterdziestoośmiogodzinnej pracy wydobyto sarkofagi i po­ zostałości wyposażenia grobowego. Następnie należało przenieść wszystko na grzbietach ludzi aż na brzeg rzeki. Czasami do transportu jednego przedmiotu potrzebowano aż szesnastu ludzi i ośmiu godzin. Wreszcie 11 lipca wieczorem wszystko znalazło się w Luksorze. W trzy dni później, 14 lipca, statek parowy „Men- szija” odpłynął do Kairu. O pochodzie królów, który zaatakowano na wysokości wioski sąsiadującej z Karnakiem, rozeszła się nie wiadomo jakim magicznym sposobem wieść wśród wszystkich fellachów. Można było zobaczyć wówczas jedyny w swoim ro­ dzaju spektakl. W momencie gdy przejeżdżał statek, kobiety i mężczyźni porzucali swe zajęcia na polach, stawali na brzegu i jak płaczki i żałobnicy faraonów przeraźliwie krzyczeli, lamen­ towali i posypywali głowy popiołem. W ten sposób wielcy władcy dojechali do Kairu latem 1881 roku wśród licznych objawów spektakularnej i pełnej namaszczenia żałości. Kiedy w 1898 roku Wiktor Loret odkopał grobowiec Amenho- tepa II w Dolinie Królów, odkrył w ten sposób inną skrytkę kró­ lewską, w której spoczywało trzynaście mumii złożonych przez ka­ płanów XXI dynastii, między innymi mumie Amenhotepa II, Seti II i Siptaha. Tym razem nie złodzieje naprowadzili archeo­ loga na ślad grobowca. Loret od dawna pragnął znaleźć 40 niezna­ nych grobowców na królewskiej nekropoli, które Strabon zwie­ dzał jako turysta, gdy przejeżdżał przez Teby. Mieszkańcy Gurna poszukując gorliwie ukrytych skarbów nie- 3-ł kiedy znajdowali to, co porzucili starożytni złodzieje. Jak tylko znaleźli „żyłę”, na sąsiednim rynku antykwarycznym ukazywały się cenne przedmioty częstokroć pokryte odkrywczymi inskryp­ cjami. Starożytne kaplice grobowe służyły im za kryjówki. W chwili niebezpieczeństwa przestępca, którego poszukiwała policja, schodził szybem i ukrywał się w podziemiu. Całe wzgórze moż­ nych tebańskich jest podobne bowiem do kopca termitów. Pod­ ziemia są często połączone między sobą, tak że można w nich krążyć nie wychodząc na powierzchnię. Pewnego dnia, we wrze­ śniu 1916 roku, pewien mieszkaniec Gurna, stary Mohammed Hamed, stał się nagle bogaty. Natychmiast pomyślał o wzięciu drugiej, bardzo młodej żony, Był to oczywisty znak dla wszyst­ kich, szczególnie dla policji. Takie wskazówki nigdy nie myliły. Mohammed Hamed położył rękę na skarbie. Pewnego dnia o świ­ cie żandarmi i maamur (prefekt policji) konno przybyli do Gurna. Ruch we wsi obudził Mohammeda i jego młodą żonę. Należało za wszelką cenę niepostrzeżenie wynieść złoto. Wówczas śliczna dziewczyna wzięła przedmioty, włożyła je do koszyka i przykryła mąką. Wyszła z domu z koszykiem na głowie. Zeszła ze wzgórza i przechodząc koło strażników żartowała z nimi. Gdy zdrowa i cała doszła do zakrętu ścieżki u podnóża wzgórza, ostatni mijany szałysz (policjant), będący często przedmiotem drwin dziewcząt z wioski, z której pochodził, uderzył dla żartu kosz laską. Kata­ strofa! Kosz spadł na ziemię, cała jego złota zawartość rozsypała się. Zaroiło się od policjantów i mieszkańców Gurna. Mohammeda Hameda i kilku jego wspólników zabrano do Luksoru. W rezul­ tacie w więzieniu znalazł się sam Mohammed. W ten sposób dowiedziano się o istnieniu nowego skarbu po­ chodzącego z grobu cudownie odkrytego przez ulewę, która miała miejsce w okręgu tebańskim w lipcu 1916 roku. Kiedy przestał padać deszcz, mieszkańcy Gurna wyszli z domów. Niektórzy udali się do dolin południowego pasma górskiego, do miejsca zwanego „cmentarzyskiem małp”. Po krawędzi wystającej skały spływała jeszcze woda, był to znak, że w skale jest szczelina. Najbardziej zręczni, spuszczając się z góry po linie, weszli w ten sposób do niedostępnego i jak sami później mówili jeszcze nie tkniętego gro­ bu. Przedmioty znalezione w nim bardzo szybko powędrowały do paserów, a ci pomalutku odprzedawali je za granicę. Był to skarb grobowy trzech syryjskich księżniczek. Wszystkie trzy były drugorzędnymi żonami (a nie konkubinami) wielkiego Totmesa III. Egiptolog amerykański, Winlock, prowadzący prace wykopalisko­ we w okolicy Dejr el-Bahari, został w kilka lat później zapro- 35

szony do skrytki przez Mohammeda Hameda, który był jego robotnikiem. Mógł więc przestudiować na miejscu resztki skarbu grobowego, którego duża część została zakupiona przez Metropo­ litan Museum w Nowym Jorku. Zupełnie wyjątkowa jest biżu­ teria z tego grobu. Podziwiać możemy ozdobioną dwoma głowami gazeli przepaskę na fryzurze, a także złoty „hełm”, rodzaj na­ krycia peruki zrobiony z elementów inkrustowanych niebieską i czerwoną pastą szklaną, należący do jednej z księżniczek. Na­ suwa się pytanie, czy problem potrójnego grobowca zostanie kie­ dykolwiek rozwiązany? Czy księżniczki syryjskie zmarły wszyst­ kie trzy naraz podczas epidemii i dlatego zostały pochowane w tym samym czasie? Czy brały udział w spisku haremowym? Zna­ ne są przecież słynne spiski w haremach królewskich Egiptu. W każdym razie w starożytności ich grób nie padł ofiarą kradzie­ ży. Inspektorzy nekropoli przeszli tamtędy i wyryli na skale datę swej wizyty, którą można jeszcze odczytać: „Rok 22, pierwszy miesiąc pory Achet, dzień 20 [panowania Pinedżema, rok 1047 p.n.e.l, pisarz królewski Butehi przybył.” Po drugiej stronie wadi druga inskrypcja skalna mówi: „Pisarz Miejsca Prawdy Horyzon­ tu [nekropoli] Butehamon” również „przybył” i towarzyszył mu „Pisarz królewski Domu Wieczności” imieniem Totmes (który był jego własnym ojcem) wraz ze swym synem Anchefamonem. Ci ludzie, jak się przypuszcza, pomagali swemu władcy chować mu­ mie faraonów w ostatnich skrytkach. Podczas tej inspekcji nie zauważyli w okolicy nic podejrzanego, dlatego nie ukryli wraz z ciałami innych władców mumii trzech księżniczek, których, jak się wydawało, nikt jeszcze nie naruszył. I tak można przywołać zjawy zarówno faraonów, jak i rzezi­ mieszków. Czasami nekropola bywała dobrze strzeżona przez po­ licję, lecz robotnicy i mieszkańcy często uważali królów i ich skarby za należne im dziedzictwo. Wielokrotnie usiłowano prze­ siedlić ludzi zamieszkałych w grobach na nekropoli w Gurna. W 1763 roku próbowano nawet wykurzyć ich ogniem. Ale bez skutku. Mieszkańcy Gurna przywitali kamieniami uczonych przy­ byłych z ekspedycją Napoleona. Jeszcze przed trzydziestu laty niektóre zakątki wioski były prawdziwym azylem dla wyjętych spod prawa, którzy ukrywali się w gebel za Dejr el-Medina. W takich warunkach i atmosferze żyli i pracowali egiptolodzy koczujący na lewym brzegu Teb. Ponawiające się poprzez stu­ lecia historie kradzieży i policyjne dochodzenia powtórzyły się, gdy Carter zaczął szukać w Dolinie Królów zagubionego grobu. R O Z D Z I A Ł III Grobowiec Prolog odkrycia Zimą 1906 Teodor Davis, prowadząc wykopaliska w Dolinie Królów w skrytce u stóp skały, blisko miejsca, w którym później z kolei miał kopać Carter, odkrył kubek z niebieskiego fajansu z imieniem Tutanchamona. Następnego roku wszedł do podziem­ nej komnaty położonej na głębokości siedmiu metrów, również w Dolinie Królów, na północ od grobowca Horemhaba. Była ona wypełniona aż po strop zeschłym błotem naniesionym przepły­ wem rwącej wody. Poszukiwacze odsłonili połamaną drewnianą szkatułkę, która zawierała wiele listków złota ozdobionych reliefem ukazującym między innymi sylwetkę Tutanchamona, jego żony Anchesenamon i „Boskiego Ojca” Ai. W kilka dni później Davis uzupełnił te dwa odkrycia wykopując ze studni oddalonej o ok. 100 m na południe od grobowca różne naczynia ceramiczne, m.in. butlę na wino o eleganckim kształcie i długiej szyjce, obecnie przecho­ wywaną w Metropolitan Museum w Nowym Jorku. Niektóre na­ czynia były jeszcze zamknięte czopem ozdobionym pieczęcią kró­ lewskiej nekropoli (pies Anubis nad dziewięcioma jeńcami) z imie­ niem Tutanchamona „ukochanego” przez różne bóstwa m. in. Ptaha i Chnuma. Jedno naczynie owinięte było w tkaninę noszącą datę: „szósty rok panowania Tutanchamona”. Woreczki zawiera­ jące sproszkowane substancje i lniane płótno były pozostałościa­ mi po balsamowaniu i bandażowaniu mumii. Zauważono również trzy półokrągłe chusty, będące rodzajem przykrycia peruki, i 50 bandaży, które nie były cięte z szerokiego pasa tkaniny, lecz ut­ kane specjalnie do mumifikacji i opatrzone rąbkiem. Davis i jego współpracownicy byli przekonani, że już odna­ leźli wszystko, co pozostało z grobowca Tutanchamona. Myśleli, 37

że został on obrabowany, jak wiele innych, np. grobowiec Horem- haba odsłonięty w 1908 roku, również przez Teodora Davisa. Tak więc wkrótce po tym odkryciu Davis porzucił badania, które w latach 1903—1909 doprowadziły do odkopania w Dolinie Kró­ lów siedmiu grobów z inskrypcjami i dziewięciu innych niein- skrybowanych. Przedmowa książki opisującej jego ostatnie wy­ kopaliska kończyła się następującym zdaniem: „I fear that the Valley of the Kings is now exhausted” („Obawiam się, że Dolina Królów jest już wyczerpana”). Opinia Maspero nie była tak jednoznaczna. Myślał on, że Tu- tanchamon niewątpliwie został pierwotnie pochowany w za­ chodnim odgałęzieniu Doliny Królów, niedaleko grobowca Amen- hotepa III, i że jego grób spustoszył prawdopodobnie Horemhab, gdy rozpoczął prześladowania swych poprzedników, a poszcze­ gólne elementy wyposażenia były zebrane przez wiernych i scho­ wane w skrytkach, gdzie odnalazł je badacz amerykański. Istotnie przedmioty odkryte przez Davisa odpowiadały w dużej mierze przedmiotom używanym przy rytuale pogrzebowym Tutancha- mona i podczas uczty wydanej w samym grobie lub koło niego. Wszystko, co dotknęło ciała zmarłego, tkaniny i naczynia używane podczas bankietu zostały pieczołowicie schowane w tym miejscu. Davis odnalazł nawet trzy olbrzymie roślinne naszyjniki splecione z bławatków i kwiatów lotosu na podłożu z liści oliwnych, po­ mieszanych z fajansowymi niebieskimi paciorkami, którymi ozda­ biali się zaproszeni na stypę goście. Znaleziska Davisa potwierdziły fakt, że Dolina Królów była w tym miejscu naszpikowana skrytkami lub grobami pochodzą­ cymi z końca XVIII dynastii i należącymi do uczestników reli­ gijnej rewolucji amarneńskiej, o której będziemy mówić. Czyż Teodor Davis nie odnalazł w tym miejscu — w 1907 roku — frag­ mentów baldachimu z imieniem królowej Teje — żony Amenho- tepa III i matki Amenhotepa IV, nie mówiąc już o urnach ka- nopskich czy sarkofagu zawierającym mumię? Myślał on, że jest to mumia króla heretyka Amenhotepa IV-Achenatona. Wszystkie te przedmioty były bezładnie złożone raczej w skrytce niż w gro­ bie w tym samym sektorze Doliny Królów (grób nr 55). 4 listopada 1922: u mejścia do grobomca Wskazówki te zachęciły Cartera do rozpoczęcia poszukiwań 38 właśnie w tym rejonie, pomiędzy grobami Ramzesa IX i Ramzesa

VI. Gdy 4 listopada 1922 roku przybył rano do swego obozu wy­ kopaliskowego, atmosfera nie przypominała w niczym atmosfery minionych dni. Oczekiwano go w nastrojowej ciszy. Zrozumiał, że robotnicy osiągnęli cel poszukiwań. Poniżej grobu Ramzesa VI odkopano stopień wycięty w skale, do tej pory całkowicie po­ kryty odpryskami kamiennymi. Po nim piętnaście innych two­ rzących schody o szerokości 1,60 m i długości 4 m, które pro­ wadziły do wejścia. Wejście było czworokątnym otworem zwień­ czonym ciężkim drewnianym gzymsem i całkowicie zablokowa­ nym kamieniami pokrytymi gipsem na całej powierzchni (0,95 grubości i 1,70 szerokości). Powierzchnia, którą zobaczyli poszu­ kiwacze, nosiła ślady pieczęci. W górnej partii muru były to pie­ częcie królewskiej nekropoli: w kartuszu młody pies Anubis domi­ nował nad dziewięcioma przykucniętymi postaciami z rękami związanymi na grzbiecie wyobrażającymi dziewięciu wrogów Egiptu. W dolnej części muru przyłożono inne pieczęcie w formie kartuszy z imieniem koronacyjnym Tutanchamona, które brzmiało Nebcheperure. Dokonano również innego stwierdzenia: grób mu­ siał być obrabowany. Rzeczywiście widniały jeszcze ślady dwóch sukcesywnie zrobionych i ponownie zagipsowanych otworów, któ­ re wskazywały na to, że ktoś wszedł do grobowca już po zapie­ czętowaniu wejścia. Ślady te potwierdzały przypuszczenia bada­ cza. Gdy odgarniano odłamki skalne ze schodów, Carter stwierdził ślady tunelu wykopanego dla człowieka średniego wzrostu i zatka­ nego odłamkami kamieni i gruzem skalnym w kolorze ciemniej­ szym niż pozostałe wypełnisko. 25 listopada mur zamykający wejście został całkowicie zburzo­ ny. Zaraz za szesnastym stopniem rozpoczynało się przejście, ro­ dzaj korytarza o długości 7,60 m wykutego w skale i podobnie jak schody wypełnionego rumowiskiem skalnym. Nosił on także ślady nielegalnej penetracji. Jeszcze w starożytności wykopano w nim wąski tunel wypełniony następnie odpryskami czarniawego ka­ mienia. Korytarz prowadził do drugiego wejścia — analogicznego typu jak pierwsze — prowadzącego do Przedsionka grobowca. Na nim widoczne były również ślady otwarcia; wejście było po­ nownie zatkane i opieczętowane tak jak pierwsze. Uroczyście otwarta 29 listopada sala przedstawiała widok nie­ prawdopodobnej zbieraniny najbardziej nieoczekiwanych i nad­ zwyczajnych przedmiotów. Na początku badacze myśleli, że mają do czynienia z nietkniętymi magazynami zawierającymi przedmio- 40 ty kultu pośmiertnego króla złożone w straszliwym nieporządku. Wnętrze sprawiało wrażenie, że nic nie leży na swoim miejscu. Wszystko było w nieładzie. Tym, co najbardziej uderzało w tym jedynym w swoim rodzaju widowisku, była mieszanina przedmio­ tów codziennego użytku z przedmiotami rytualnymi. Znajdowały się wśród nich skrzyneczki zawierające „prawdziwe konserwy” grobowe (zmumifikowane kawałki wołu, kaczki itp.), bukiety kwiatów, pozłacany tron inkrustowany kolorową pastą szklaną, wielkie łoża w formie fantastycznych zwierząt, wykładane złotem rydwany rozłożone na części, rodzaj manekinu bez jednego ramie­ nia przedstawiający młodego człowieka w kasku królewskim oraz alabastrowe wazy o niezwykłych kształtach. Przedsionek lub Sala Południoma Pierwsza sala, długa na 8 m i szeroka na 3,60 m, miała niedeko- rowane, pobielane gipsem ściany. Posiadając cechy charaktery­ styczne Przedsionka, podobna była do skrytki, w której Teodor Davis znalazł baldachim z imieniem królowej Teje oraz sarkofag w kształcie mumii, w którym rozpoznał trumnę z ciałem Amenho- tepa IV. Przedsionek grobu, na osi północ-południe, był prostopadły do korytarza, do którego wejście znajdowało się w ścianie wschod­ niej. Nie jest tu konieczny szczegółowy opis wszystkich przed­ miotów znalezionych w grobowcu. Wielu autorów dokonało już tego trudu, poczynając od inwentaryzatora grobu — Cartera, któ­ ry opublikował trzy tomy będące rezultatem dziesięcioletniej pra­ cy nad całkowitym odsłonięciem skarbu młodego króla. Jednak, aby wyczerpać poznawczą wartość tego grobowca, potrzeba by było tylu monografii, ile było przedmiotów zgromadzonych w tym podziemnym grobie. Przede wszystkim chcielibyśmy wprowadzić czytelnika w atmosferę, w jakiej po raz pierwszy ludzie XX wie­ ku podziwiali prawie nietknięte wyposażenie królewskiego gro­ bowca, takie jakie pozostawiono w zamierzchłych czasach pod ko­ niec panowania XVIII dynastii, w XIV wieku p.n.e. Powrócimy do tych skarbów, gdy przestudiujemy fakty z życia króla, a szcze­ gólnie gdy odtworzymy uroczystości pogrzebowe i rytuał grobowy Tutanchamona. Podłoga Przedsionka pokryta była warstwą rumowiska skalne- fragmentami ceramiki, odpadkami roślinnymi z bukietów kwiatów i porozrzucanymi koszami. Złodzieje, którzy dwukrotnie 41

weszli do grobu, poprzewracali niektóre przedmioty, porozbijali szkatuły, pootwierali kosze i powylewali drogie pachnidła z na­ czyń. Korki z niewypalanej gliny, owinięte w cienkie płótno, wa­ lały się na ziemi. Prawie niczego nie brakowało. Był to widok jedyny w swoim rodzaju. Dziennik wykopalisk Cartera podaje, że tylko w tym jednym pomieszczeniu znalazło się 171 przedmio­ tów i mebli, a wśród nich szkatułki, do których z kolei włożono różne drobiazgi. Okazało się jednak, że jest to jednorodny zespół przedmiotów, choć nie wydawały się tego zapowiadać zabytki zna­ lezione wśród gruzu pokrywającego korytarz, takie jak: kawałki naczyń noszące imiona Amenhotepa III, Semenechkare, Tutancha- mona, Amenhotepa IV-Achenatona, a nawet jeden skarabeusz Totmesa III. Mogły one potwierdzić przypuszczenie, że był to ma­ gazyn. Przedsionek zawierał zespół przedmiotów oznaczonych wyłącz­ nie imieniem młodego Tutanchamona. Niektóre z nich, poprzesta­ wiane, nie leżały na miejscu. Gdzie mogła pierwotnie spoczywać alabastrowa czasza w formie rozwiniętego lotosu obramowanego dwoma bocznymi bukietami, nad którymi przykucnęły dwa geniu­ sze? Porzucona na progu przywitała niejako poszukiwaczy. Na jej obwodzie, po tytulaturze Tutanchamona, wyrażono życzenie: „Oby twoje Ka żyło. Obyś przeżył miliony lat. O Ty, który ko­ chasz Teby, siedzący z twarzą zwróconą w stronę północnego wiatru, a którego oczy przyglądają się szczęśliwości.” Gdzie pier­ wotnie miała swe miejsce głowa młodego króla wyłaniająca się z kwiatu lotosu, wykonana z drewna pokrytego malowanym stiu- kiem? Przy zachodniej ścianie Przedsionka uciekający pospiesznie zło­ dzieje porzucili szkatuły i fotele, m.in. taburety, fotel, którego ażurowe zapleczki były ozdobione przedstawieniem geniusza wieczności, oraz tron połyskujący złotem, srebrem i pastami szkla­ nymi, ozdobiony pełnym poezji przedstawieniem Tutanchamona i jego małżonki. Szkatuły zawierające biżuterię i odzież nie były chyba ruszane. Naprzeciwko można było zobaczyć stos różnych elementów należących do czterech rozłożonych na części rydwa­ nów, pęki trzcin, lasek, broni i poszarpane kosze pełne glinianych naczyń i alabastrowych waz. Skrzyneczki i szkatułki, prawie wszystkie prostokątne, miały płaskie pokrywy. Niektóre z nich przykryte były trójkątnie skle­ pionymi bądź beczkowatymi wieczkami. Kilka zrobionych było 42 z trzciny, inne z płytek malowanej kości słoniowej, większość jednak z drewna. Czasami napis hieratyczny czarnym tuszem określał ich zawartość. Napis na jednej z nich wskazywał na to, że zamknięto w niej 17 przedmiotów z lapis-lazuli. Po otwarciu znaleziono tylko 16 niebieskich naczyń libacyjnych. Siedemnaste, zagrabione przez złodziei, poniewierało się w innym pomiesz­ czeniu. Zwracająca uwagę malowana skrzyneczka z drewna, ozdobiona na bokach scenami myśliwskimi i wojennymi, ukazywała po raz pierwszy mistrzowską kompozycję, która była zapowiedzią wiel­ kich scen batalistycznych i myśliwskich na murach świątyń XIX i XX dynastii. Leżała ona przed posągiem z poczerniałego drew­ na, a tekst hieratyczny na pokrywie mówił: „Sandały Jego Ma­ jestatu — oby żył w szczęściu i zdrowiu.” Rzeczywiście znaleziono w niej wiele par sandałów faraona. Inna szkatuła nosiła napis mówiący o „złotych pierścieniach należących do pogrzebowego orszaku króla”. Na innej jeszcze była mowa o częściach „stroju Jego Majestatu, gdy był dzieckiem”. Zawartość ich została skra­ dziona lub pomieszana. Tak więc, wspaniała malowana szkatuła, ozdobiona scenami wojennymi i myśliwskimi z inskrypcją odno­ szącą się do sandałów Jego Majestatu, zawierała również inne przedmioty, takie jak drewniany podgłówek, stroje królewskie i rodzaj okrycia z tkaniny dekorowanej listkami złota w kształcie gwiazdek, które, jak można sądzić na podstawie przymocowanej do niej drewnianej i złoconej głowy lamparta, miały naśladować cętki na jego skórze. Alabaster, heban, złoto, lapis-lazuli, turkus, kość słoniowa były materiałami, którymi zdobiono wiele przedmiotów jak oganiaczki od much ze strusich piór, skrzyneczki na przybory toaletowe z trzciny, biżuteria leżąca na ziemi lub w szkatułkach, wazy kal- cytowe, drewniane i brązowe uchwyty pochodni w postaci znaku życia, które, opatrzone ramionami trzymającymi knoty ze splecio­ nego lnu, zanurzone były w naczyniu z oliwą. Dalej berła, laski, trąbki... nie brakowało niczego, nawet cztery egzemplarze słynnej miary „łokcia” (0,52 m) spoczywały obok foteli, tronów i małych podnóżków, których nogi miały kształt głów dzikich kaczek. Moż­ na było zauważyć również skrzyneczki ze zwojami płótna lub szkatułki, w których pierścienie sąsiadowały z innymi klejnotami, ozdobami i ubraniem należącymi do Jego Majestatu, jak np. ręka­ wice, ułatwiające trzymanie lejc konia. Na trąbce z brązu znajdującej się w długim futerale widniały przedstawienia Ptaha, Amona i Horachte — trzech wielkich bo-

gów Egiptu, opiekunów trzech pułków armii. Laski ozdobione by­ ły dekoracją groszkowaną. Obok położono „kij” służący Jego Ma­ jestatowi, gdy jak uściśla inskrypcja, „ukazywał się na swym ru­ maku jak Re, gdy błyszczy”. Tuż obok leżały słynne laski, któ­ rych zagięty koniec ozdobiony został ciałem Azjaty lub Nubijczy­ ka, lub też obydwoma naraz. Najbardziej kontrastujące ze sobą przedmioty zrzucone były jedne na drugie. Tak więc, delikatna szkatułka z kości słoniowej kryła w swym wnętrzu sitko do wina i pektorał zdobiący ongiś puklerz faraona. Ozdobiono go wyobra­ żeniem władcy o czarnej, podobnej do zmartwychwstającego Ozy­ rysa twarzy. Gdzie indziej walały się drewniane, złocone i poła­ mane sistra (instrumenty muzyczne, rodzaj grzechotki), inna szkatułka o sklepionym wieczku wypełniona była płótnem, szar­ fami, drewnianymi podgłówkami i szatą należącą do Jego Maje­ statu, króla Tutanchamona. Należy wspomnieć również wspaniałe, drewniane uszebti (posążki grobowe króla) i „manekin”, o którym wspomniano na początku rozdziału. Obok czterech rozłożonych na części rydwanów można było zau­ ważyć resztki dość lekkiego baldachimu. Jego podstawę — rodzaj poziomej płaszczyzny — zdobiły kolumienki, na których roz­ pinano niegdyś lekką tkaninę. Niedaleko wejścia do Aneksu otwar­ te drzwiczki małego naosu ze złoconego drewna (0,55 m wysoko­ ści) wyraźnie wskazywały na to, że był obrabowany. Ukradziono z niego co najmniej jeden posążek z litego złota, którego podsta­ wę i filar z hebanu podtrzymujący tył postaci (0,11 m wysokości i 0,05 m szerokości) z imieniem Tutanchamona pozostawiono we wnętrzu. Delikatny relief na bocznych ścianach naosu i skrzyd­ łach drzwi ukazuje sceny, na których widzimy króla i jego młodą małżonkę Anchesenamon. Wymiary naosu (szerokość 0,26 m, głę­ bokość 0,22 m) są takie, że ta maleńka kapliczka mogła skrywać w swym wnętrzu nie jeden, a dwa posążki. Być może złodziej ukradł obydwa posążki z litego złota. Ten niewielki naos spoczywał na drewnianych saniach pokrytych cienką warstwą srebra. Południową ścianę Przedsionka prawie całkowicie zajmowało trzecie przejście, podobnie jak poprzednie zamurowane i opatrzo­ ne licznymi pieczęciami nekropoli oraz kartuszami z imieniem kró­ lewskim. Po obydwu stronach wejścia znajdowały się dwa drew­ niane, lakierowane na czarno posągi króla. Ich laski i berła, biżu­ teria i fryzury, przepaski biodrowe i sandały były złocone. Każdy z posągów posiadał bukiet ze złoconych gałązek i liści persei oraz 44 oliwki. Jeden stał jeszcze przy ścianie, drugi był przewrócony. Po­ sągi te, naturalnej wielkości — prawdopodobnie wzrostu króla (ok. 1,67 m — 1,70 m) — urzekały swym pięknem i różniły się tylko nieznacznie fryzurami i formą przepasek. Nosiły one imię „Kró­ lewskiego Ka, Re-Horachte, Ozyrysa Tutanchamona”. Gdy Carter i Carnarvon wsunęli migocącą pochodnię w otwór wybity do Przedsionka, w pierwszym rzędzie ujrzeli olbrzymie łoża pogrzebowe w formie fantastycznych zwierząt, zwłaszcza rzu­ cało się w oczy środkowe, na którym spiętrzono szkatuły i fotele. Pod nim znajdowało się czterdzieści osiem podłużnych, białych skrzyń zawierających ofiary zwierzęce. Następnie, po prawej stro­ nie, zauważyli dwa duże czarne posągi wskazujące drogę do dal­ szych pomieszczeń grobowca. W tym miejscu uczeni zatrzymali się. W ciągu dwóch następnych lat, po utworzeniu pracowni foto­ graficznej w magazynach grobu królowej Teje i laboratorium w grobowcu Seti II, zmobilizowano cały wysiłek, aby opróżnić Przedsionek ze wszystkich skarbów. Aby przedmioty nie uległy uszkodzeniu podczas transportu, niesłychanie ostrożnie wzmac­ niano je na miejscu pokrywając parafiną i kładąc na specjalnie zrobione w tym celu podstawy, do których je przymocowywano. Następnie w nowo urządzonym laboratorium przedmioty napra­ wiano w taki sposób, by można było je przenosić nie narażając na niebezpieczeństwo. Sala Sarkofagoina — Pokój Zachodni Archeologowie musieli poczekać aż do 17 lutego 1923 roku, aby zburzyć mur zamykający przejście pomiędzy Przedsionkiem i Sa­ lą Sarkofagową, której strzegły dwa posągi. Zagipsowane ślady wskazywały, że i tam wtargnęli złodzieje. Jednak kaplica z po­ złacanego drewna (3,30X5,00X2,73 m), jaką zobaczyli za wejściem, wydawała się na pierwszy rzut oka nietknięta. Prawie całkowicie wypełniała ona Salę Sarkofagową, o wymiarach 4,00X6,40 m. Po­ mieszczenie to, na osi wschód-zachód, miało poziom niższy niż poziom Przedsionka. Nie była to właściwie jedna kaplica z pozła­ canego drewna, lecz cztery, jedna w drugiej. Pokój ten stanowił odpowiednik „Złotej Sali” w grobowcach królewskich. Pierwsza, zewnętrzna kaplica, zrobiona była z pozłacanego drewna inkrusto­ wanego pastą szklaną w kolorze lapis-lazuli. Odrzwia, nie zapie­ czętowane zwyczajową glinianą pieczęcią uzupełniającą hebanowe 45