ROZDZIAŁ PIERWSZY
Była kobietą, która wie, czego chce. Dokładnie
przemyślała powody przeprowadzki z Wirginii Za
chodniej do Nowego Jorku. Miała zamiar tam się
urządzić, osiągnąć sukces zawodowy i zdobyć męża.
No, może niekoniecznie w takiej właśnie kolejności.
Frederica Kimball uważała się za osobę, która po
trafi działać zależnie od sytuacji.
Szła teraz w dół East Side, w zapadającym zmierz
chu wczesnej jesieni, i myślała o domu w Shepherd-
stown w Wirginii Zachodniej, gdzie mieszkali jej ro
dzice i rodzeństwo. Dom ten był wprost wymarzo
nym miejscem do życia: rozległy, pełen radości, roz
brzmiewający muzyką i śmiechem.
Wątpiła, czy mogłaby go opuścić, gdyby nie to, że
wiedziała, iż w każdej chwili może wrócić i zostanie
przyjęta z otwartymi ramionami.
To prawda, że wielokrotnie bywała w Nowym Jor
ku i miała w tym mieście wiele kontaktów, ale już
tęskniła za rodzinnymi stronami, za swoim pokojem
na pierwszym piętrze starego domu z kamienia, za
miłością i towarzystwem rodzeństwa, za muzyką ojca
i śmiechem matki.
Ale nie była już dzieckiem. Miała dwadzieścia
6 CZEKAJĄC NA NICKA
cztery lata i osiągnęła moment, gdy należało zacząć
żyć własnym życiem.
Na Manhattanie nie czuła się obco. Spędziła tu
przecież pierwsze kilka lat życia, a później często
przyjeżdżała w odwiedziny. Tak, ale zawsze z rodzi
ną, uświadomiła sobie nagle. Cóż, tym razem jest
zdana tylko na siebie. I ma sprawę do załatwienia.
Musi przede wszystkim przekonać niejakiego Nicho
lasa LeBecka, że potrzebna mu jest partnerka.
Sukces i renoma, jaką zdobył jako kompozytor
w ciągu kilku ostatnich lat, jeszcze się zwiększy, jeśli
ona będzie pisała teksty do jego piosenek. Oczami
wyobraźni widziała już nazwisko LeBeck-Kimball na
plakatach przy Great White Way. Wystarczyło, by
puściła wodze fantazji, a już muzyka, którą razem
napiszą, rozbrzmiewała jej w uszach.
A teraz, uśmiechnęła się do siebie, musi przekonać
Nicka, żeby zobaczył i usłyszał to samo. W razie po
trzeby ucieknie się do argumentu lojalności rodzinnej.
Byli przecież poniekąd kuzynami, choć nie łączyły
ich więzy krwi.
Jeszcze będziemy się całować, pomyślała i jej oczy
rozjaśnił uśmiech. To był jej ostateczny i najżywotniej
szy cel. A kiedy go już osiągnie, Nick zakocha się w niej
tak rozpaczliwie, jak ona jest w nim zakochana od za
wsze, od chwili, gdy po raz pierwszy go zobaczyła.
Czekała na niego dziesięć lat, a to jak na jej gust
było aż nadto długo. Najwyższy czas, uznała, skubiąc
brzeg błękitnego blezera, spojrzeć losowi prosto
w twarz.
CZEKAJĄC NA NICKA 7
Stanęła przed drzwiami baru, który teraz nazywał się
„Pod żaglami". Zdenerwowanie ukryła pod maską pew
ności siebie. Bar należał do Zacka Muldoona, brata Ni
cka, a właściwie brata przyrodniego, ale w rodzinie
Freddie nikt się nie przejmował terminologią. Liczyły się
uczucia. Fakt, że Zack ożenił się z siostrą jej macochy,
uczynił z rodzin Stanislaski-Muldoon-Kimball-LeBeck
jeden zagmatwany klan rodzinny.
Marzeniem Freddie było dodać jeszcze jedno ogni
wo do rodzinnego łańcucha, wiążąc siebie i Nicka.
Odetchnęła głęboko, poprawiła blezer, przeciągnę
ła ręką po skręconych złocistorudych włosach, któ
rych nigdy nie była w stanie doprowadzić do ładu,
i po raz kolejny rozpaczliwie zapragnęła, by mieć
choć odrobinę egzotycznej urody Stanislaskich.
Chwyciła za klamkę. Zrobi to, co sobie postanowi
ła, i ma nadzieję, że to wystarczy.
W barze unosił się zapach piwa i przypraw korzen
nych. Od razu się domyśliła, że Rio, odwieczny ku
charz Zacka, przygotowuje jeden ze swoich słynnych
sosów do makaronu. Z szafy grającej płynęła rzewna
piosenka w wykonaniu Celine Dion.
Wszystko tu wyglądało tak jak zawsze, wszystko
było na swoim miejscu. Ściany ozdobione malowidła
mi z motywami morskimi, długi sfatygowany kontuar
i rzędy butelek na półkach. Było wszystko z wyjąt
kiem Nicka. Mimo to uśmiechnęła się, podeszła do
baru i wspięła się na stołek.
- Postawisz mi drinka, żeglarzu?
Zack zaskoczony podniósł głowę znad kartki pa-
8 CZEKAJĄC NA NICKA
pieru. Na widok Freddie twarz rozjaśnił mu szeroki
uśmiech.
- To ty! Witaj! - ucieszył się. - Nie sądziłem, że
zjawisz się przed końcem tygodnia.
- Lubię robić niespodzianki.
- Takie to i ja lubię. - Zack zręcznie popchnął ku
fel z piwem wzdłuż blatu, tak że zatrzymał się dokład
nie w dłoniach gościa. Potem pochylił się, ujął twarz
Freddie w swe duże dłonie i wycisnął na jej policzku
głośny pocałunek. - Śliczna jak zawsze - stwierdził
z uznaniem.
- Ty też.
Powiedziała prawdę. Od kiedy go przed dziesięciu
laty poznała, jeszcze wyszlachetniał, jak dobra whisky.
Wiek niczego mu nie ujął, wręcz przeciwnie. Stał się tym
bardziej interesujący. Włosy wciąż miał gęste i kręcone,
a w spojrzeniu ciemnoniebieskich oczu było coś mag
netycznego. A ta twarz! - pomyślała, wzdychając. Opa
lona, rasowa, ze zmarszczkami, które tylko dodawały jej
charakteru i uroku.
Niejeden raz w swoim życiu Freddie zastanawiała
się, jak to się dzieje, że jest otoczona samymi piękny
mi ludźmi.
- Co u Rachel? - spytała.
- Wysoki Sąd ma się znakomicie - odparł.
Freddie uśmiechnęła się, słysząc dumę ukrytą
w głosie Zacka. Jego żona, a jej ciotka, była teraz
sędzią w sprawach kryminalnych.
- Jesteśmy wszyscy z niej bardzo dumni - powie
działa. - Widziałeś młotek, który jej podarowała ma-
CZEKAJĄC NA NICKA 9
ma? Wydaje dźwięk tłuczonego szkła, kiedy nim
w coś uderzysz.
- Czy widziałem? - Uśmiechnął się niewyraźnie.
- Nieraz go już poczułem. Mieć sędziego w rodzinie
to jest coś. - Mrugnął porozumiewawczo. - Żebyś
wiedziała, jak bajecznie wygląda w todze.
- Wyobrażam sobie. A jak dzieciaki?
- Ta okropna trójka? Doskonale. Chcesz soku?
Freddie rozbawiona przechyliła głowę.
- Nie rozśmieszaj mnie, Zack. Mam już dwadzie
ścia cztery lata, zapomniałeś?
Potarł brodę w zakłopotaniu i przyjrzał się jej
uważnie. Drobna postać i porcelanowa cera prawdo
podobnie zawsze będą mylące. Gdyby nie znał jej
wieku, tak dobrze jak wieku własnych dzieci, popro
siłby o dowód tożsamości.
- Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Mała Freddie
jest już dorosła.
- A więc skoro jestem... - założyła nogę na nogę
- dlaczego nie nalejesz mi białego wina?
- Już się robi. - Sięgnął po kieliszek, nawet nie
oglądając się za siebie. - A co u was? Jak dzieci?
- Wszyscy mają się dobrze i przesyłają wam po
zdrowienia. - Wzięła kieliszek i uniosła go w górę.
- Za rodzinę.
Zack stuknął w nią butelką coli.
- Jakie masz plany, kochanie?
- O, całą masę. - Uśmiechnęła się i pociągnęła łyk
wina. Zastanawiała się, co by sobie pomyślał, gdyby
mu wyjawiła, że największy plan jej życia to uwie-
10 CZEKAJĄC NA NICKA
dzenie jego młodszego brata. - Przede wszystkim
muszę znaleźć mieszkanie.
- Wiesz przecież, że możesz mieszkać u nas jak
długo zechcesz.
- Wiem. Albo u babci i dziadka, albo u Michaiła
i Sydney, albo u Aleksa i Bess. - Znowu się uśmiech
nęła. Świadomość, że jest otoczona ludźmi, którzy ją
kochają, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Ale...
- Naprawdę chciałabym mieć własny kąt. - Oparła
łokcie o kontuar. - Chyba już czas na małą przygodę.
- Zaczął mówić, ale przerwała mu, potrząsając gło
wą. - Nie zamierzasz mnie pouczać, prawda, wujku?
Nie ty, chłopak, który wyruszył w morze.
Tu mnie ma, pomyślał. Miał znacznie mniej niż
dwadzieścia cztery lata, kiedy pierwszy raz się za
okrętował.
- Dobra, żadnych pouczeń. Ale będę miał na cie
bie oko.
- Liczę na to. - Wyprostowała się i odchyliła do
tyłu. - A co porabia Nick? - spytała jakby mimocho
dem, z udaną obojętnością. - Myślałam, że go tu za
stanę.
- Jest w kuchni. Chyba podjada makaron Riosa.
Freddie pociągnęła nosem.
- Pachnie wspaniale. Chyba też tam pójdę i przy
witam się z nim. Przy okazji zobaczę, co mają dobre
go do jedzenia.
- Idź. I powiedz Nickowi, że czekamy, żeby za
czął grać. Bo nie zapracuje na kolację.
- Dobrze.
CZEKAJĄC NA NICKA 11
Wzięła kieliszek z winem i zsunęła się ze stołka.
Powstrzymała się przed poprawieniem kolejny raz
włosów. Z rezygnacją myślała o swoim wyglądzie.
„Wdzięczny" - tylko to określenie przychodziło jej
do głowy. Cóż, niewiele mogła zrobić przy swoim
niskim wzroście i drobnej posturze. Już dawno wy
zbyła się marzeń, że rozkwitnie w coś, co można bę
dzie określić jako olśniewającą piękność.
Do niskiego wzrostu trzeba dodać kręcone włosy
o odcieniu złocistorudym, piegi na zadartym nosku, duże
szare oczy i dołeczki w policzkach. Jako nastolatka ma
rzyła o tym, żeby być wymuskaną i wyrafinowaną ele
gantką. Albo kobietą dziką i wyzwoloną. Albo też pełną
uroku blondynką o zaokrąglonych kształtach. W końcu,
gdy dorosła, zaakceptowała siebie taką, jaką jest. Zda
rzały się jednak nadal chwile, kiedy żałowała, że nie
wygląda jak renesansowy posąg.
Szybko jednak napomniała siebie, że jeśli Nick ma
ją traktować poważnie jako kobietę, najpierw ona
musi poważnie traktować siebie.
Doszedłszy do takiego wniosku, pchnęła energicznie
drzwi do kuchni. I serce podskoczyło jej do gardła.
Nic nie mogła na to poradzić. Zawsze tak było, ile
razy go zobaczyła, od chwili gdy ujrzała go po raz
pierwszy. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła,
o czym kiedykolwiek marzyła, było przed nią. Nick
siedział przy stole kuchennym, pochylony nad tale
rzem z makaronem.
Nicholas LeBeck, nicpoń, którego jej ciotka Ra
chel broniła w sądzie z pasją i przekonaniem. Młody
12 CZEKAJĄC NA NICKA
człowiek, który zboczył z drogi, ale dzięki miłości,
trosce i oddaniu rodziny zdołał odłączyć się od mło
dzieżowych gangów ulicznych i ustatkować.
Teraz był już mężczyzną, ale wciąż było w nim coś
z buntownika. Ma to w oczach, pomyślała, a serce zabiło
jej mocniej. W tych cudownych, chmurnych zielonych
oczach. Wciąż nosił długie włosy sczesane z czoła
i związane w krótki koński ogon. Były jasne z odcieniem
brązu. Miał usta poety, brodę boksera, a ręce artysty.
Wiele nocy spędziła na marzeniach o jego silnych
szerokich dłoniach i długich, smukłych palcach.
O tym, że te dłonie ujmują i gładzą jej twarz, przesu
wają się wzdłuż jej ciała.
Był zbudowany jak biegacz. Wysoki, smukły, dłu
gonogi. Teraz miał na sobie stare szare dżinsy sprane
na kolanach. Rękawy koszuli podwinął. Zauważyła,
że brakowało przy nich guzika. Jedząc, wymieniał
uwagi z Rio, ogromnym czarnoskórym kucharzem,
a ten wytrząsał tłuszcz z kosza pełnego frytek.
- Nie powiedziałem, że jest w nim za dużo czosn
ku. Powiedziałem, że lubię dużo czosnku. - Nick na
winął na widelec następną porcję makaronu, jakby
chcąc odwołać swoje poprzednie słowa. - Jesteś bar
dzo porywczy jak na swój wiek, staruszku - dodał
stłumionym głosem, przełykając makaron.
Rio burknął coś pod nosem.
- No, no, jaki tam staruszek - żachnął się. - Jesz
cze dałbym ci popalić.
- Już się boję! - roześmiał się Nick i ułamał kawa
łek chleba czosnkowego w momencie, gdy Freddie
CZEKAJĄC NA NICKA 13
z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Odłożył chleb,
odsunął się od stołu i popatrzył na nią z niekłamaną
przyjemnością.
- Widzisz, Rio, kto nas odwiedził? Jak leci, Fred?
Podniósł się i uścisnął ją po bratersku. Zmieszał się
lekko, uświadomiwszy sobie, że ciało, które się do
niego przytuliło, przypomniało mu, że mała Freddie
jest już kobietą.
- Cóż... - Odsunął się wciąż z uśmiechem na twa
rzy i wcisnął ręce w kieszenie. - Myślałem, że przy
jedziesz pod koniec tygodnia.
- Zmieniłam plany. Cześć, Rio - zwróciła się do
kucharza i odstawiła na stół kieliszek, by móc odwza
jemnić braterski uścisk.
- Siadaj, laleczko. Siadaj i jedz.
- Nie dam się prosić. W pociągu cały czas myśla
łam, co też dzisiaj gotujesz. - Usiadła przy stole,
uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę do Nicka. - Siadaj,
wystygnie ci - powiedziała.
- Masz rację. - Ujął jej dłoń, ścisnął i usiadł obok.
- Co u was? "Wszystko w porządku? Brandon wciąż
gra w baseball?
- Jeszcze jak! Jest kapitanem szkolnej drużyny.
- Westchnęła na widok dużego talerza, który postawił
przed nią Rio. - A ostatni występ baletowy Katie był
naprawdę cudowny. Mama oczywiście popłakała się
ze wzruszenia. Wiesz, że o jej sklepie pisano w „Wa
shington Post"? A tata właśnie skończył nowy utwór.
- Nawinęła makaron na widelec. - To tyle. A jak two
je sprawy?
14 CZEKAJĄC NA NICKA
- W porządku.
- Pracujesz nad czymś?
- Mam następne zamówienie dla Broadwayu. -
Wzruszył ramionami. Wciąż było mu niezręcznie
opowiadać innym o swoich sukcesach.
- Za „Ostatni przystanek" powinieneś dostać To
ny'ego.
- Już sama nominacja była nie lada wyróżnieniem.
Potrząsnęła głową.
- Nick, to była znakomita rzecz. Jest znakomita
- poprawiła się, bo musical wciąż szedł przy pełnej
widowni. - Jesteśmy z ciebie dumni.
- Cóż, to moja praca.
- Nie chwal go, bo mu woda sodowa uderzy do
głowy - odezwał się Rio, który stał przy kuchni.
- Ejże, sam słyszałem, jak podśpiewywałeś „Mi
łość o zmierzchu" - zauważył Nick.
Rio wzruszył potężnymi ramionami.
- Może... Jeden czy dwa kawałki były całkiem
niezłe. Jedz.
- Pracujesz z kimś? - spytała Freddie. - Nad tą
nową sztuką?
- Nie. To na razie wstępny etap. Zaledwie za
cząłem. Sam.
Właśnie to pragnęła usłyszeć.
- Gdzieś czytałam, że Michael Lorrey dostał jakieś
zamówienie. Będziesz potrzebował nowego autora
tekstów.
- Tak. - Nick dołożył sobie makaronu. - Wcale
mnie to nie cieszy. Dobrze mi się z nim pracowało.
CZEKAJĄC NA NICKA 15
Inni na ogół słuchają tylko własnych słów zamiast
muzyki.
- A więc masz problem - uznała Freddie. - Po
trzebujesz kogoś z solidnym przygotowaniem mu
zycznym, kto w melodii usłyszy słowa.
- Właśnie. - Nick podniósł do ust kufel piwa.
- Tym kimś jestem ja- oświadczyła zdecydowanie.
Nick aż się zakrztusił. Odstawił kufel i spojrzał na
nią tak, jakby nagle zaczęła mówić jakimś egzotycz
nym językiem.
- Coś ty powiedziała?
- Przez całe życie uczyłam się muzyki. - Starała
się opanować emocje i przyjąć rzeczowy ton. - Pa
miętam, że jako mała dziewczynka siedziałam na ko
lanach ojca, a on trzymał moje dłonie i prowadził je
po klawiszach. Ale bardzo go rozczarowałam, bo
komponowanie nie jest moją namiętnością. Moja na
miętność to słowa. Mogłabym dla ciebie pisać teksty,
Nick, lepsze niż ktokolwiek inny. - Jej oczy, szare
i spokojne, napotkały jego wzrok. - Bo rozumiem nie
tylko twoją muzykę, ale i ciebie. A zatem, co o tym
sądzisz?
Nick aż podniósł się z krzesła.
- Nie wiem... To dla mnie wielka niewiadoma.
- Dlaczego? Przecież wiesz, że pisałam słowa do
niektórych utworów tatusia. I do innych zresztą też.
- Ułamała kawałek chleba i zaczęła wolno go przeżu
wać. - Mnie się ten pomysł wydaje logicznym i do
brym rozwiązaniem dla nas obojga. Ja szukam pracy,
a ty autora tekstów.
16 CZEKAJĄC NA NICKA
- Cóż... - Myśl o pracy z Freddie trochę go za
niepokoiła i rozdrażniła. Szczerze mówiąc, w ostat
nich latach coraz częściej czuł się w jej obecności
jakoś nieswojo.
- A więc pomyśl o tym. - Uśmiechnęła się ponow
nie. Należąc do dużej rodziny, znała strategiczną war
tość pozornego wycofywania się. - A jak już ci się
spodoba ten pomysł, możesz go zaproponować pro
ducentowi.
- Mógłbym to zrobić. - Zawahał się. - Pewnie tak...
- Wspaniale! Będę tu wpadać, albo złapiesz mnie
w Waldorf.
- Zatrzymałaś się w hotelu?
- Tylko chwilowo, dopóki nie znajdę mieszkania.
Może słyszałeś o czymś w okolicy? Podoba mi się
tutaj.
- Chcesz się tu na dobre przeprowadzić?
- Tak. I od razu ci mówię, że nie zamierzam mie
szkać u nikogo z rodziny. Chcę się dowiedzieć, jak to
jest mieszkać samej. A ty wciąż na górze, co? W daw
nym pokoju Zacka?
- Zgadza się.
- A więc gdybyś słyszał o jakimś mieszkaniu
w sąsiedztwie, daj mi znać.
Zdziwiło go, że przez moment zaniepokoił się, co
jej przeprowadzka do Nowego Jorku może zmienić
w jego życiu. Nic, oczywiście, że nic.
- Myślałem, że wolałabyś Park Avenue.
- Kiedyś tam mieszkałam - powiedziała, kończąc
jeść makaron. - A teraz szukam czegoś innego. - Od-
CZEKAJĄC NA NICKA 17
garnęła włosy z twarzy i odchyliła się do tyłu. - Rio,
to była poezja. Jeśli znajdę w pobliżu jakieś lokum,
masz mnie codziennie na kolacji.
- Może wykopiemy Nicka i wprowadzisz się na
górę. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. - Wolę
patrzeć na ciebie niż na jego paskudną gębę.
- Cóż, a tymczasem... - wstała i pocałowała ol
brzyma w policzek - Zack chce, żebyś pograł, Nick.
- Za moment.
- Powiem mu. Może jeszcze chwilę posiedzę i po
słucham. Do widzenia, Rio.
- Do widzenia, laleczko. - Rio podśpiewując,
wrócił do swojej roboty. - Ale wyrosła ta mała Fred
die - powiedział. - Śliczna jak z obrazka.
- Tak, w porządku dziewczyna. - Nick był zły, że
korzenny zapach jej perfum niepokojąco drażnił jego
zmysły. - Ale wciąż naiwna jak dziecko. Nie ma po
jęcia, co ją tu czeka, w tym mieście.
- A więc będziesz na nią uważał. - Rio podniósł
w górę drewnianą łyżkę. - Albo ja będę uważał na ciebie.
- Gadanie. - Nick wziął butelkę piwa i nalał sobie
pełny kufel.
Nowy Jork wciąż zaskakiwał Freddie. Wystarczy
ło, by przeszła zaledwie kilkadziesiąt metrów w do
wolnym kierunku, a już zauważała coś nowego. A to
sukienkę w butiku, a to jakąś interesującą twarz w tłu
mie, a to ulicznego śpiewaka o głosie Pavarottiego.
Między innymi dlatego tak lubiła to miasto. Wiedzia
ła, że jest naiwna, tak jak może być naiwna kobieta,
18 CZEKAJĄC NA NICKA
która wyrosła w małym mieście, otoczona czułością
i troskliwą opieką. Zdawała sobie sprawę, że daleko
jej do sprytu Nicka, którego wychowała ulica, ale
czuła, że ma niezłą dawkę zdrowego rozsądku. Sko
rzystała z niego, planując swój pierwszy dzień w mie
ście.
Jedząc rogaliki, obserwowała widok rozciągający
się za oknem hotelu. Miała sporo spraw do załatwie
nia. Odwiedzając wuja Michaiła w jego galerii, upie
cze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Pogada z nim,
a przy okazji zorientuje się, czy jego żona Sydney nie
pomogłaby jej znaleźć jakiegoś mieszkania przez
swoją agencję nieruchomości.
I nie zaszkodzi napomknąć mu - a tym samym
pozostałym członkom rodziny - że ma nadzieję pra
cować z Nickiem nad jego najnowszym musicalem.
To nie za bardzo uczciwe, pomyślała, nalewając
sobie drugą filiżankę kawy. Ale miłość rządzi się
własnymi prawami. A ona nigdy by nawet nie próbo
wała tego rodzaju łagodnej presji, gdyby nie wierzyła
w swój talent. Jeśli chodzi o umiejętności w zakresie
poezji i muzyki, była aż nadto pewna siebie. Tylko
gdy w grę wchodził Nick, traciła wszelką odwagę.
Oczywiście, kiedy już zaczną razem pracować,
Nick przestanie ją traktować jak małą kuzyneczkę
z zachodniej Wirginii. Ale ona nigdy nie będzie mog
ła konkurować z tymi gorącymi, fascynującymi ko
bietami, które kręciły się koło niego. A więc, pomy
ślała, musi być sprytna i utorować sobie drogę do jego
serca przez wspólną miłość do muzyki.
CZEKAJĄC NA NICKA tir 19
To wszystko w końcu dla jego dobra. Ona jest naj
lepszą rzeczą, jaka może go w życiu spotkać. Tylko
musi mu to uświadomić.
A więc do dzieła. Nie ma czasu do stracenia. Zerwała
się od stołu i pobiegła do sypialni, żeby się ubrać.
Godzinę później wysiadała z taksówki przed gale
rią SoHo. Miała pięćdziesiąt procent szansy, że zasta
nie wuja. Równie dobrze mógł być teraz w swym
domu w Connecticut i rzeźbić albo bawić się z dzieć
mi. Mógł też pomagać ojcu gdzieś w mieście.
Pchnęła drzwi z matowego szkła. Jeśli nie zastanie
Michaiła, wpadnie do biura Sydney albo do sądu do
Rachel. Później zajrzy do Bess do studia telewizyjne
go albo do Aleksija. Pomyślała z radością, że w ja
kimkolwiek kierunku się ruszy, wszędzie może spot
kać kogoś z rodziny.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła jej się w oczy w gale
rii, była nowa praca Michaiła. Nie widziała jej jesz
cze, lecz od razu poznała rękę wuja. Wyrzeźbił w ma
honiu podobiznę swej żony. Na wzór Madonny, Syd
ney trzymała w ramionach ich najmłodsze dziecko,
Laurel. U jej stóp siedziała jeszcze trójka w różnym
wieku i różnego wzrostu. Podszedłszy bliżej, Freddie
rozpoznała swoich kuzynów, Griffa, Moirę i Adama.
Nie mogła się oprzeć, by nie przejechać palcem po
policzku niemowlęcia.
Pewnego dnia, pomyślała, będę tak samo trzymać
moje dziecko. Moje i Nicka.
- Nie czekam na faksy! - krzyknął Michaił, wcho-
20 CZEKAJĄC NA NICKA
dząc do galerii z zaplecza. - Ty czekasz na faksy! Ja
muszę pracować.
- Ależ, Misza - dobiegł z głębi błagalny głos. -
Waszyngton mówi...
- Nie obchodzi mnie, co mówi Waszyngton. Po
wiedz im, że mogę mieć trzy sztuki, nie więcej.
- Ale...
- Nie więcej - powtórzył, zamykając za sobą
drzwi i mrucząc coś pod nosem po ukraińsku.
- Cóż za artystyczny język, wujku - odezwała się.
Przerwał w pół zdania.
- Freddie! - wykrzyknął, porwał ją za ramiona
i uniósł jak piórko. - Ty chyba nic nie ważysz. - Po
całował ją w oba policzki i postawił z powrotem na
ziemi. - Jak się czuje moja śliczna dziewczynka?
- Świetnie. Cieszę się, że tu jestem i że cię widzę.
Był jak jego przekleństwa, dziki i egzotyczny, miał
brązowe oczy i kruczoczarne włosy Stanislaskich.
Freddie nieraz myślała sobie, że gdyby potrafiła ma
lować, namalowałaby w śmiałych pociągnięciach
pędzla i barwach całą tę rodzinę.
- Podziwiałam twoje prace - oznajmiła. - Są nie
wyobrażalnie piękne.
- Nietrudno jest tworzyć coś pięknego, jeśli pracu
jesz nad czymś pięknym. - Popatrzył na rzeźbę wzro
kiem przepełnionym miłością. Miłością do tego pięk
nego tworzywa, ale jeszcze bardziej do rodziny, którą
uwiecznił w swej rzeźbie. - A więc przyjechałaś za
kosztować wielkiego miasta.
- Rzeczywiście. - Freddie zatrzepotała rzęsami,
CZEKAJĄC NA NICKA 21
wzięła pod rękę Michaiła i zaczęła z uwagą studiować
jego dzieło. - Mam nadzieję, że będę pracować z Ni
ckiem nad jego najnowszym musicalem - zauważyła
niby mimochodem.
- O? - Michaił podniósł brwi. Ten mężczyzna,
otoczony przez kobiety, doskonale wyczuwał je i ro
zumiał. - Pisać słowa do jego muzyki?
- Tak. Stworzymy dobry zespół, nie sądzisz?
- Owszem, ale to nie to, o czym myślę, prawda?
- Uśmiechnął się na widok jej kwaśnej miny. - Nasz
Nick potrafi być uparty. Jak coś sobie wbije do głowy,
to trudno mu to wybić. Mogę spróbować, chcesz?
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, ale trzy
mam cię za słowo - roześmiała się. Michaił przyjrzał
jej się bacznie. Nie jest już dzieckiem, zauważył
w duchu. - Jestem dobra, wujku. Mam muzykę we
krwi, tak jak ty swoją sztukę.
- A więc skoro wiesz, czego chcesz...
- Znajdę sposób, żeby to mieć. - Zdziwiona włas
nym tupetem wzruszyła ramionami. To też miała
w krwi. - Chcę pracować z Nickiem. Chcę mu po
móc. I zrobię to.
- A czego chcesz ode mnie?
- Poparcia rodziny, jeśli to będzie potrzebne, choć
myślę, że uda mi się go samej przekonać. - Odgarnęła
włosy gestem, który przypomniał Michaiłowi siostrę.
- A teraz potrzebuję rady co do mieszkania. Może
ciocia Sydney pomoże mi coś znaleźć.
- Może, ale przecież u nas jest masa miejsca.
Wiesz, jak dzieci cię lubią, a Sydney... - Zauważył
22 CZEKAJĄC NA NICKA
wyraz jej twarzy i westchnął. - Obiecałem twojej ma
mie, że ci zaproponuję, żebyś mieszkała u nas. Wiesz,
jak Natasza się martwi.
- Nie ma powodu. Ona i tatuś zrobili dobrą robotę,
wychowując kogoś niezależnego - kontynuowała, nie
dając mu dojść do słowa. - Jakieś niewielkie mieszka
nie, wujku. Poproś tylko ciocię, żeby zadzwoniła do
mnie do Waldorf. Może pójdziemy razem na lunch,
jeśli będzie miała czas.
- Zawsze ma dla ciebie czas. Jak my wszyscy
zresztą.
- Wiem. I mam zamiar to wykorzystać. Muszę mieć
mieszkanie jak najprędzej. Zanim - dodała z błyskiem
w oku - babcia zacznie spiskować, żebym wprowadziła
się do nich na Brooklyn. No, muszę lecieć. - Pocałowała
go w policzek. - Mam jeszcze parę spotkań. - Skierowa
ła się do drzwi. - Aha, jak będziesz rozmawiać z mamą,
powiedz jej, że próbowałeś.
Odwróciła się na pięcie i już jej nie było. Skinęła na
taksówkę. A teraz, gdy zrobiła już początek, kazała
taksówkarzowi zawieźć się do baru Zacka i zaczekać.
Podeszła do tylnego wejścia i nacisnęła dzwonek.
W chwilę później w domofonie rozległ się zaspany
głos Nicka.
- Jeszcze w łóżku? - spytała słodkim głosem. -
Starzejesz się, Nicholas.
- Freddie? Która, do diabła, godzina?
- Dziesiąta, ale kto by liczył godziny. Po prostu
wpuść mnie do środka. Mam coś dla ciebie. Zostawię
to na dole.
CZEKAJĄC NA NICKA 23
Zaklął. Usłyszała, że coś upadło na podłogę.
- Już schodzę - powiedział.
- Nie, nie przeszkadzaj sobie. - Bała się, że nie
zdoła się opanować na jego widok, na wpół rozbudzo
nego, jeszcze ciepłego ze snu. - Nie mam czasu. Tyl
ko mnie wpuść, a potem zadzwoń, jak zobaczysz, co
ci przyniosłam.
- Co to jest? - zaciekawił się, otwierając drzwi.
Freddie nie odpowiedziała. Wbiegła do środka,
rzuciła na stół w kuchni teczkę ze swoimi tekstami
i wybiegła.
- Wybacz, że cię obudziłam! - zawołała jeszcze
przez domofon. - Jeśli masz dzisiaj czas, możemy
pójść razem na kolację. Do zobaczenia.
- Co, do diabła! Zaczekaj!
Ale ona już wsiadała do taksówki. Zagłębiła się na
tylnym siedzeniu, odetchnęła głęboko i zamknęła
oczy. Jeśli on jej nie zechce, jej talentu, poprawiła się
w duchu, znajdzie się z powrotem w punkcie wyjścia.
Myśl pozytywnie, upomniała siebie. Wyprostowa
ła się, podniosła głowę.
- Do Gucciego, proszę-rzuciła.
Jeśli kobietę czeka randka z mężczyzną, którego
zamierza poślubić, to koniecznie musi sobie kupić
nową suknię.
ROZDZIAŁ DRUGI
Zanim Nick znalazł i wciągnął dżinsy, po czym
zbiegł na dół, Freddie zdążyła już odjechać. Na stole
kuchennym leżała teczka, którą mu zostawiła.
Co też temu dzieciakowi chodzi po głowie? - za
stanawiał się. Budzi go skoro świt, zostawia w kuchni
tajemnicze papiery i znika bez słowa wyjaśnienia. Za
klął pod nosem, wziął teczkę i powlókł się z powro
tem na górę. Musi się koniecznie napić kawy.
Ostrożnie stąpał między rozłożonymi na podłodze
gazetami, częściami garderoby, nutami. Rzucił teczkę
Freddie na blat i podszedł do ekspresu do kawy. Mu
siał się bardzo skupić, żeby przypomnieć sobie, jak on
działa.
Nie był rannym ptaszkiem i nagle wyrwany ze snu
z trudem zbierał myśli.
Zaparzył kawę i zajrzał do lodówki. W barze Zacka
nie podawano śniadań. Rio nie dał się namówić, by je
przygotowywać, a więc Nick był zdany na siebie.
W lodówce znalazł tylko resztkę mleka. Nawet płatki
się skończyły.
Zadowolił się więc kawą i papierosem.
Usiadł i otworzył teczkę pozostawioną przez Fred
die. Był bardzo ciekaw, co takiego mogło skłonić ją
CZEKAJĄC NA NICKA 25
do tego, by budzić go o tak wczesnej porze. Nawet
bogate dzieciaki z małych miast powinny wiedzieć,
że bary zamyka się bardzo późno. A kiedy Nick zmie
niał brata, rzadko kładł się spać przed trzecią nad
ranem.
Ziewnął i wyłożył zawartość teczki na stół. Zoba
czył starannie wydrukowane kartki z nutami. Ten
dzieciak wbił sobie do głowy, że będziemy razem
pracować, pomyślał. Znał Freddie dostatecznie długo,
by wiedzieć, że jeśli coś postanowi, nie da sobie tego
tak łatwo wyperswadować.
Cóż, na pewno ma talent, zamyślił się. Trudno
byłoby się spodziewać, że córce Spencera Kimballa
słoń nadepnął na ucho. Ale nie wyobrażał sobie
współpracy z kimkolwiek. Owszem, dobrze mu się
pracowało z Lorreyem, lecz Lorrey nie był jego krew
nym. I nie pachniał tak słodko i kusząco jak grzech.
Opamiętaj się, LeBeck, upomniał sam siebie. Od
garnął włosy z czoła i sięgnął po pierwszą kartkę.
W końcu może chyba zrobić choć tyle dla swojej
kuzyneczki. Przynajmniej zerknąć na jej pracę.
Popatrzył i zmarszczył brwi. To była jego muzyka.
Coś, czego nie dokończył, coś nad czym pracował
podczas jednego ze swoich pobytów w Wirginii Za
chodniej. Pamiętał, jak siedział przy fortepianie w po
koju muzycznym w tym dużym domu z kamienia,
a Freddie stała obok niego. Kiedy to było? Ostatniego
lata? Przedostatniego? Nie mógł sobie przypomnieć
momentu, kiedy wyrosła tak nagle, że zaczynał od
czuwać pewien niepokój, gdy opierała się o niego czy
...6
26 CZEKAJĄC NA NICKA
patrzyła z ukosa tymi niewiarygodnie dużymi szary
mi oczami.
Nick potrząsnął głową, potarł policzki i ponownie
skoncentrował się na muzyce. Wygładziła ją, stwier
dził, ale trochę zjeżył się na myśl, że ktoś majstrował
nad jego dziełem. I dodała pełne poezji, romantyczne
słowa, które znakomicie współgrały z nastrojem mu
zyki.
„Na zawsze ty". Taki tytuł dała piosence. Kiedy
muzyka rozbrzmiała mu w głowie, zostawił niedopitą
kawę, zebrał nuty, przeszedł do pokoju i usiadł przy
pianinie.
Dziesięć minut później dzwonił do hotelu Waldorf,
by zostawić pierwszą z wielu wiadomości dla panny
Frederiki Kimball.
Wróciła do hotelu dopiero późnym popołudniem
w świetnym nastroju, niosąc liczne torby z zakupami.
Spędziła bardzo miły dzień. Najpierw chodziła po
sklepach, w południe zjadła lunch z Rachel i Bess,
a potem kontynuowała zakupy. Wcisnęła wszystkie
torby do szafy i podeszła do telefonu. O tej porze na
pewno zastanie już w domu kogoś z rodziny, jeśli nie
wszystkich.
Zauważyła mrugające światełko na sekretarce, ale
zanim zdążyła wcisnąć przycisk, rozległ się dzwonek
telefonu.
- Halo! - Podniosła słuchawkę.
- Do diabła, Fred, gdzie ty się podziewałaś?
Uśmiechnęła się, słysząc głos Nicka.
CZEKAJĄC NA NICKA 27
- Tu i tam, a co?
- Interesujące zajęcie. Cały dzień usiłuję cię zła
pać. Już miałem dzwonić do Aleksa, żeby zaczęto cię
szukać. - Wyobraził ją sobie porwaną, pobitą, zmal
tretowaną.
Freddie ściągnęła buty.
- Gdybyś to zrobił, powiedziałby ci, że spędziłam
parę godzin na lunchu z jego żoną. Ale, ale... w czym
problem?
- Problem? Nie, dlaczego od razu problem... -
W jego głosie słychać było sarkastyczne tony. - Zry
wasz mnie na równe nogi skoro świt...
- Po dziesiątej - sprostowała.
- A potem znikasz na cały dzień - ciągnął. - Przy
pominam ci, że coś tam wołałaś, żebym do ciebie
zadzwonił.
- Owszem. - Starała się zachować obojętność,
szczęśliwa, że Nick nie może zobaczyć nadziei rysu
jącej się na jej twarzy. - Przejrzałeś nuty, które ci
zostawiłam?
Otworzył usta, ale milczał przez chwilę, starając się
nie okazywać emocji.
- Rzuciłem na nie okiem. - Spędził całe godziny
na czytaniu ich, studiowaniu, graniu. - Niezłe, zwła
szcza w części, którą ja napisałem.
Mimo że nie mógł jej widzieć, podniosła hardo
brodę.
- To jest o wiele lepsze niż niezłe, szczególnie te
części, które ja dokończyłam - oświadczyła, nie kry
jąc dumy. - A co powiesz o słowach?
28 CZEKAJĄC NA NICKA
Były pełne poezji, zadumy, ale i humoru i wywarły
na nim większe wrażenie, niż chciałby to przyznać.
- Masz lekkie pióro, Fred.
- O, dodajesz mi otuchy.
- No więc: są dobre. To chciałaś usłyszeć? - Wziął
głęboki oddech. - Nie wiem, co chcesz, żebym z tym
zrobił, ale...
- Może pogadamy, co? Masz dziś czas?
Zastanawiał się przez chwilę nad spotkaniem, które
miał tego wieczoru, pomyślał o muzyce i uznał, że
wszystko inne się nie liczy.
- Nie mam nic takiego w planie, z czego nie mógł
bym zrezygnować - odpowiedział w koricu.
Ciekawe, mówi o pracy czy o kobiecie? - prze
mknęło Freddie przez głowę.
- Świetnie, a więc zapraszam cię na kolację. Bądź
w hotelu o wpół do ósmej.
- Posłuchaj, dlaczego nie możemy...
- Przecież musimy coś zjeść, prawda? Włóż garni
tur. Niech to będzie uroczyste wyjście. A więc o wpół
do ósmej. - Freddie zagryzła wargi i odłożyła słu
chawkę, zanim Nick zdążył zaprotestować.
Zdenerwowana usiadła na poręczy fotela. A więc
zadziałało, pomyślała. Wszystko idzie według jej pla
nu, nie ma powodów do zdenerwowania. Żadnych,
absolutnie żadnych.
Zacznie podrywać i uwodzić mężczyznę, którego
kochała prawie przez całe życie. A jeśli jej się nie uda,
będzie miała złamane serce, będzie upokorzona,
a wszystkie jej nadzieje i marzenia legną w gruzach.
NORA ROBERTS Czekając na Nicka
ROZDZIAŁ PIERWSZY Była kobietą, która wie, czego chce. Dokładnie przemyślała powody przeprowadzki z Wirginii Za chodniej do Nowego Jorku. Miała zamiar tam się urządzić, osiągnąć sukces zawodowy i zdobyć męża. No, może niekoniecznie w takiej właśnie kolejności. Frederica Kimball uważała się za osobę, która po trafi działać zależnie od sytuacji. Szła teraz w dół East Side, w zapadającym zmierz chu wczesnej jesieni, i myślała o domu w Shepherd- stown w Wirginii Zachodniej, gdzie mieszkali jej ro dzice i rodzeństwo. Dom ten był wprost wymarzo nym miejscem do życia: rozległy, pełen radości, roz brzmiewający muzyką i śmiechem. Wątpiła, czy mogłaby go opuścić, gdyby nie to, że wiedziała, iż w każdej chwili może wrócić i zostanie przyjęta z otwartymi ramionami. To prawda, że wielokrotnie bywała w Nowym Jor ku i miała w tym mieście wiele kontaktów, ale już tęskniła za rodzinnymi stronami, za swoim pokojem na pierwszym piętrze starego domu z kamienia, za miłością i towarzystwem rodzeństwa, za muzyką ojca i śmiechem matki. Ale nie była już dzieckiem. Miała dwadzieścia
6 CZEKAJĄC NA NICKA cztery lata i osiągnęła moment, gdy należało zacząć żyć własnym życiem. Na Manhattanie nie czuła się obco. Spędziła tu przecież pierwsze kilka lat życia, a później często przyjeżdżała w odwiedziny. Tak, ale zawsze z rodzi ną, uświadomiła sobie nagle. Cóż, tym razem jest zdana tylko na siebie. I ma sprawę do załatwienia. Musi przede wszystkim przekonać niejakiego Nicho lasa LeBecka, że potrzebna mu jest partnerka. Sukces i renoma, jaką zdobył jako kompozytor w ciągu kilku ostatnich lat, jeszcze się zwiększy, jeśli ona będzie pisała teksty do jego piosenek. Oczami wyobraźni widziała już nazwisko LeBeck-Kimball na plakatach przy Great White Way. Wystarczyło, by puściła wodze fantazji, a już muzyka, którą razem napiszą, rozbrzmiewała jej w uszach. A teraz, uśmiechnęła się do siebie, musi przekonać Nicka, żeby zobaczył i usłyszał to samo. W razie po trzeby ucieknie się do argumentu lojalności rodzinnej. Byli przecież poniekąd kuzynami, choć nie łączyły ich więzy krwi. Jeszcze będziemy się całować, pomyślała i jej oczy rozjaśnił uśmiech. To był jej ostateczny i najżywotniej szy cel. A kiedy go już osiągnie, Nick zakocha się w niej tak rozpaczliwie, jak ona jest w nim zakochana od za wsze, od chwili, gdy po raz pierwszy go zobaczyła. Czekała na niego dziesięć lat, a to jak na jej gust było aż nadto długo. Najwyższy czas, uznała, skubiąc brzeg błękitnego blezera, spojrzeć losowi prosto w twarz.
CZEKAJĄC NA NICKA 7 Stanęła przed drzwiami baru, który teraz nazywał się „Pod żaglami". Zdenerwowanie ukryła pod maską pew ności siebie. Bar należał do Zacka Muldoona, brata Ni cka, a właściwie brata przyrodniego, ale w rodzinie Freddie nikt się nie przejmował terminologią. Liczyły się uczucia. Fakt, że Zack ożenił się z siostrą jej macochy, uczynił z rodzin Stanislaski-Muldoon-Kimball-LeBeck jeden zagmatwany klan rodzinny. Marzeniem Freddie było dodać jeszcze jedno ogni wo do rodzinnego łańcucha, wiążąc siebie i Nicka. Odetchnęła głęboko, poprawiła blezer, przeciągnę ła ręką po skręconych złocistorudych włosach, któ rych nigdy nie była w stanie doprowadzić do ładu, i po raz kolejny rozpaczliwie zapragnęła, by mieć choć odrobinę egzotycznej urody Stanislaskich. Chwyciła za klamkę. Zrobi to, co sobie postanowi ła, i ma nadzieję, że to wystarczy. W barze unosił się zapach piwa i przypraw korzen nych. Od razu się domyśliła, że Rio, odwieczny ku charz Zacka, przygotowuje jeden ze swoich słynnych sosów do makaronu. Z szafy grającej płynęła rzewna piosenka w wykonaniu Celine Dion. Wszystko tu wyglądało tak jak zawsze, wszystko było na swoim miejscu. Ściany ozdobione malowidła mi z motywami morskimi, długi sfatygowany kontuar i rzędy butelek na półkach. Było wszystko z wyjąt kiem Nicka. Mimo to uśmiechnęła się, podeszła do baru i wspięła się na stołek. - Postawisz mi drinka, żeglarzu? Zack zaskoczony podniósł głowę znad kartki pa-
8 CZEKAJĄC NA NICKA pieru. Na widok Freddie twarz rozjaśnił mu szeroki uśmiech. - To ty! Witaj! - ucieszył się. - Nie sądziłem, że zjawisz się przed końcem tygodnia. - Lubię robić niespodzianki. - Takie to i ja lubię. - Zack zręcznie popchnął ku fel z piwem wzdłuż blatu, tak że zatrzymał się dokład nie w dłoniach gościa. Potem pochylił się, ujął twarz Freddie w swe duże dłonie i wycisnął na jej policzku głośny pocałunek. - Śliczna jak zawsze - stwierdził z uznaniem. - Ty też. Powiedziała prawdę. Od kiedy go przed dziesięciu laty poznała, jeszcze wyszlachetniał, jak dobra whisky. Wiek niczego mu nie ujął, wręcz przeciwnie. Stał się tym bardziej interesujący. Włosy wciąż miał gęste i kręcone, a w spojrzeniu ciemnoniebieskich oczu było coś mag netycznego. A ta twarz! - pomyślała, wzdychając. Opa lona, rasowa, ze zmarszczkami, które tylko dodawały jej charakteru i uroku. Niejeden raz w swoim życiu Freddie zastanawiała się, jak to się dzieje, że jest otoczona samymi piękny mi ludźmi. - Co u Rachel? - spytała. - Wysoki Sąd ma się znakomicie - odparł. Freddie uśmiechnęła się, słysząc dumę ukrytą w głosie Zacka. Jego żona, a jej ciotka, była teraz sędzią w sprawach kryminalnych. - Jesteśmy wszyscy z niej bardzo dumni - powie działa. - Widziałeś młotek, który jej podarowała ma-
CZEKAJĄC NA NICKA 9 ma? Wydaje dźwięk tłuczonego szkła, kiedy nim w coś uderzysz. - Czy widziałem? - Uśmiechnął się niewyraźnie. - Nieraz go już poczułem. Mieć sędziego w rodzinie to jest coś. - Mrugnął porozumiewawczo. - Żebyś wiedziała, jak bajecznie wygląda w todze. - Wyobrażam sobie. A jak dzieciaki? - Ta okropna trójka? Doskonale. Chcesz soku? Freddie rozbawiona przechyliła głowę. - Nie rozśmieszaj mnie, Zack. Mam już dwadzie ścia cztery lata, zapomniałeś? Potarł brodę w zakłopotaniu i przyjrzał się jej uważnie. Drobna postać i porcelanowa cera prawdo podobnie zawsze będą mylące. Gdyby nie znał jej wieku, tak dobrze jak wieku własnych dzieci, popro siłby o dowód tożsamości. - Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Mała Freddie jest już dorosła. - A więc skoro jestem... - założyła nogę na nogę - dlaczego nie nalejesz mi białego wina? - Już się robi. - Sięgnął po kieliszek, nawet nie oglądając się za siebie. - A co u was? Jak dzieci? - Wszyscy mają się dobrze i przesyłają wam po zdrowienia. - Wzięła kieliszek i uniosła go w górę. - Za rodzinę. Zack stuknął w nią butelką coli. - Jakie masz plany, kochanie? - O, całą masę. - Uśmiechnęła się i pociągnęła łyk wina. Zastanawiała się, co by sobie pomyślał, gdyby mu wyjawiła, że największy plan jej życia to uwie-
10 CZEKAJĄC NA NICKA dzenie jego młodszego brata. - Przede wszystkim muszę znaleźć mieszkanie. - Wiesz przecież, że możesz mieszkać u nas jak długo zechcesz. - Wiem. Albo u babci i dziadka, albo u Michaiła i Sydney, albo u Aleksa i Bess. - Znowu się uśmiech nęła. Świadomość, że jest otoczona ludźmi, którzy ją kochają, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Ale... - Naprawdę chciałabym mieć własny kąt. - Oparła łokcie o kontuar. - Chyba już czas na małą przygodę. - Zaczął mówić, ale przerwała mu, potrząsając gło wą. - Nie zamierzasz mnie pouczać, prawda, wujku? Nie ty, chłopak, który wyruszył w morze. Tu mnie ma, pomyślał. Miał znacznie mniej niż dwadzieścia cztery lata, kiedy pierwszy raz się za okrętował. - Dobra, żadnych pouczeń. Ale będę miał na cie bie oko. - Liczę na to. - Wyprostowała się i odchyliła do tyłu. - A co porabia Nick? - spytała jakby mimocho dem, z udaną obojętnością. - Myślałam, że go tu za stanę. - Jest w kuchni. Chyba podjada makaron Riosa. Freddie pociągnęła nosem. - Pachnie wspaniale. Chyba też tam pójdę i przy witam się z nim. Przy okazji zobaczę, co mają dobre go do jedzenia. - Idź. I powiedz Nickowi, że czekamy, żeby za czął grać. Bo nie zapracuje na kolację. - Dobrze.
CZEKAJĄC NA NICKA 11 Wzięła kieliszek z winem i zsunęła się ze stołka. Powstrzymała się przed poprawieniem kolejny raz włosów. Z rezygnacją myślała o swoim wyglądzie. „Wdzięczny" - tylko to określenie przychodziło jej do głowy. Cóż, niewiele mogła zrobić przy swoim niskim wzroście i drobnej posturze. Już dawno wy zbyła się marzeń, że rozkwitnie w coś, co można bę dzie określić jako olśniewającą piękność. Do niskiego wzrostu trzeba dodać kręcone włosy o odcieniu złocistorudym, piegi na zadartym nosku, duże szare oczy i dołeczki w policzkach. Jako nastolatka ma rzyła o tym, żeby być wymuskaną i wyrafinowaną ele gantką. Albo kobietą dziką i wyzwoloną. Albo też pełną uroku blondynką o zaokrąglonych kształtach. W końcu, gdy dorosła, zaakceptowała siebie taką, jaką jest. Zda rzały się jednak nadal chwile, kiedy żałowała, że nie wygląda jak renesansowy posąg. Szybko jednak napomniała siebie, że jeśli Nick ma ją traktować poważnie jako kobietę, najpierw ona musi poważnie traktować siebie. Doszedłszy do takiego wniosku, pchnęła energicznie drzwi do kuchni. I serce podskoczyło jej do gardła. Nic nie mogła na to poradzić. Zawsze tak było, ile razy go zobaczyła, od chwili gdy ujrzała go po raz pierwszy. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła, o czym kiedykolwiek marzyła, było przed nią. Nick siedział przy stole kuchennym, pochylony nad tale rzem z makaronem. Nicholas LeBeck, nicpoń, którego jej ciotka Ra chel broniła w sądzie z pasją i przekonaniem. Młody
12 CZEKAJĄC NA NICKA człowiek, który zboczył z drogi, ale dzięki miłości, trosce i oddaniu rodziny zdołał odłączyć się od mło dzieżowych gangów ulicznych i ustatkować. Teraz był już mężczyzną, ale wciąż było w nim coś z buntownika. Ma to w oczach, pomyślała, a serce zabiło jej mocniej. W tych cudownych, chmurnych zielonych oczach. Wciąż nosił długie włosy sczesane z czoła i związane w krótki koński ogon. Były jasne z odcieniem brązu. Miał usta poety, brodę boksera, a ręce artysty. Wiele nocy spędziła na marzeniach o jego silnych szerokich dłoniach i długich, smukłych palcach. O tym, że te dłonie ujmują i gładzą jej twarz, przesu wają się wzdłuż jej ciała. Był zbudowany jak biegacz. Wysoki, smukły, dłu gonogi. Teraz miał na sobie stare szare dżinsy sprane na kolanach. Rękawy koszuli podwinął. Zauważyła, że brakowało przy nich guzika. Jedząc, wymieniał uwagi z Rio, ogromnym czarnoskórym kucharzem, a ten wytrząsał tłuszcz z kosza pełnego frytek. - Nie powiedziałem, że jest w nim za dużo czosn ku. Powiedziałem, że lubię dużo czosnku. - Nick na winął na widelec następną porcję makaronu, jakby chcąc odwołać swoje poprzednie słowa. - Jesteś bar dzo porywczy jak na swój wiek, staruszku - dodał stłumionym głosem, przełykając makaron. Rio burknął coś pod nosem. - No, no, jaki tam staruszek - żachnął się. - Jesz cze dałbym ci popalić. - Już się boję! - roześmiał się Nick i ułamał kawa łek chleba czosnkowego w momencie, gdy Freddie
CZEKAJĄC NA NICKA 13 z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Odłożył chleb, odsunął się od stołu i popatrzył na nią z niekłamaną przyjemnością. - Widzisz, Rio, kto nas odwiedził? Jak leci, Fred? Podniósł się i uścisnął ją po bratersku. Zmieszał się lekko, uświadomiwszy sobie, że ciało, które się do niego przytuliło, przypomniało mu, że mała Freddie jest już kobietą. - Cóż... - Odsunął się wciąż z uśmiechem na twa rzy i wcisnął ręce w kieszenie. - Myślałem, że przy jedziesz pod koniec tygodnia. - Zmieniłam plany. Cześć, Rio - zwróciła się do kucharza i odstawiła na stół kieliszek, by móc odwza jemnić braterski uścisk. - Siadaj, laleczko. Siadaj i jedz. - Nie dam się prosić. W pociągu cały czas myśla łam, co też dzisiaj gotujesz. - Usiadła przy stole, uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę do Nicka. - Siadaj, wystygnie ci - powiedziała. - Masz rację. - Ujął jej dłoń, ścisnął i usiadł obok. - Co u was? "Wszystko w porządku? Brandon wciąż gra w baseball? - Jeszcze jak! Jest kapitanem szkolnej drużyny. - Westchnęła na widok dużego talerza, który postawił przed nią Rio. - A ostatni występ baletowy Katie był naprawdę cudowny. Mama oczywiście popłakała się ze wzruszenia. Wiesz, że o jej sklepie pisano w „Wa shington Post"? A tata właśnie skończył nowy utwór. - Nawinęła makaron na widelec. - To tyle. A jak two je sprawy?
14 CZEKAJĄC NA NICKA - W porządku. - Pracujesz nad czymś? - Mam następne zamówienie dla Broadwayu. - Wzruszył ramionami. Wciąż było mu niezręcznie opowiadać innym o swoich sukcesach. - Za „Ostatni przystanek" powinieneś dostać To ny'ego. - Już sama nominacja była nie lada wyróżnieniem. Potrząsnęła głową. - Nick, to była znakomita rzecz. Jest znakomita - poprawiła się, bo musical wciąż szedł przy pełnej widowni. - Jesteśmy z ciebie dumni. - Cóż, to moja praca. - Nie chwal go, bo mu woda sodowa uderzy do głowy - odezwał się Rio, który stał przy kuchni. - Ejże, sam słyszałem, jak podśpiewywałeś „Mi łość o zmierzchu" - zauważył Nick. Rio wzruszył potężnymi ramionami. - Może... Jeden czy dwa kawałki były całkiem niezłe. Jedz. - Pracujesz z kimś? - spytała Freddie. - Nad tą nową sztuką? - Nie. To na razie wstępny etap. Zaledwie za cząłem. Sam. Właśnie to pragnęła usłyszeć. - Gdzieś czytałam, że Michael Lorrey dostał jakieś zamówienie. Będziesz potrzebował nowego autora tekstów. - Tak. - Nick dołożył sobie makaronu. - Wcale mnie to nie cieszy. Dobrze mi się z nim pracowało.
CZEKAJĄC NA NICKA 15 Inni na ogół słuchają tylko własnych słów zamiast muzyki. - A więc masz problem - uznała Freddie. - Po trzebujesz kogoś z solidnym przygotowaniem mu zycznym, kto w melodii usłyszy słowa. - Właśnie. - Nick podniósł do ust kufel piwa. - Tym kimś jestem ja- oświadczyła zdecydowanie. Nick aż się zakrztusił. Odstawił kufel i spojrzał na nią tak, jakby nagle zaczęła mówić jakimś egzotycz nym językiem. - Coś ty powiedziała? - Przez całe życie uczyłam się muzyki. - Starała się opanować emocje i przyjąć rzeczowy ton. - Pa miętam, że jako mała dziewczynka siedziałam na ko lanach ojca, a on trzymał moje dłonie i prowadził je po klawiszach. Ale bardzo go rozczarowałam, bo komponowanie nie jest moją namiętnością. Moja na miętność to słowa. Mogłabym dla ciebie pisać teksty, Nick, lepsze niż ktokolwiek inny. - Jej oczy, szare i spokojne, napotkały jego wzrok. - Bo rozumiem nie tylko twoją muzykę, ale i ciebie. A zatem, co o tym sądzisz? Nick aż podniósł się z krzesła. - Nie wiem... To dla mnie wielka niewiadoma. - Dlaczego? Przecież wiesz, że pisałam słowa do niektórych utworów tatusia. I do innych zresztą też. - Ułamała kawałek chleba i zaczęła wolno go przeżu wać. - Mnie się ten pomysł wydaje logicznym i do brym rozwiązaniem dla nas obojga. Ja szukam pracy, a ty autora tekstów.
16 CZEKAJĄC NA NICKA - Cóż... - Myśl o pracy z Freddie trochę go za niepokoiła i rozdrażniła. Szczerze mówiąc, w ostat nich latach coraz częściej czuł się w jej obecności jakoś nieswojo. - A więc pomyśl o tym. - Uśmiechnęła się ponow nie. Należąc do dużej rodziny, znała strategiczną war tość pozornego wycofywania się. - A jak już ci się spodoba ten pomysł, możesz go zaproponować pro ducentowi. - Mógłbym to zrobić. - Zawahał się. - Pewnie tak... - Wspaniale! Będę tu wpadać, albo złapiesz mnie w Waldorf. - Zatrzymałaś się w hotelu? - Tylko chwilowo, dopóki nie znajdę mieszkania. Może słyszałeś o czymś w okolicy? Podoba mi się tutaj. - Chcesz się tu na dobre przeprowadzić? - Tak. I od razu ci mówię, że nie zamierzam mie szkać u nikogo z rodziny. Chcę się dowiedzieć, jak to jest mieszkać samej. A ty wciąż na górze, co? W daw nym pokoju Zacka? - Zgadza się. - A więc gdybyś słyszał o jakimś mieszkaniu w sąsiedztwie, daj mi znać. Zdziwiło go, że przez moment zaniepokoił się, co jej przeprowadzka do Nowego Jorku może zmienić w jego życiu. Nic, oczywiście, że nic. - Myślałem, że wolałabyś Park Avenue. - Kiedyś tam mieszkałam - powiedziała, kończąc jeść makaron. - A teraz szukam czegoś innego. - Od-
CZEKAJĄC NA NICKA 17 garnęła włosy z twarzy i odchyliła się do tyłu. - Rio, to była poezja. Jeśli znajdę w pobliżu jakieś lokum, masz mnie codziennie na kolacji. - Może wykopiemy Nicka i wprowadzisz się na górę. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. - Wolę patrzeć na ciebie niż na jego paskudną gębę. - Cóż, a tymczasem... - wstała i pocałowała ol brzyma w policzek - Zack chce, żebyś pograł, Nick. - Za moment. - Powiem mu. Może jeszcze chwilę posiedzę i po słucham. Do widzenia, Rio. - Do widzenia, laleczko. - Rio podśpiewując, wrócił do swojej roboty. - Ale wyrosła ta mała Fred die - powiedział. - Śliczna jak z obrazka. - Tak, w porządku dziewczyna. - Nick był zły, że korzenny zapach jej perfum niepokojąco drażnił jego zmysły. - Ale wciąż naiwna jak dziecko. Nie ma po jęcia, co ją tu czeka, w tym mieście. - A więc będziesz na nią uważał. - Rio podniósł w górę drewnianą łyżkę. - Albo ja będę uważał na ciebie. - Gadanie. - Nick wziął butelkę piwa i nalał sobie pełny kufel. Nowy Jork wciąż zaskakiwał Freddie. Wystarczy ło, by przeszła zaledwie kilkadziesiąt metrów w do wolnym kierunku, a już zauważała coś nowego. A to sukienkę w butiku, a to jakąś interesującą twarz w tłu mie, a to ulicznego śpiewaka o głosie Pavarottiego. Między innymi dlatego tak lubiła to miasto. Wiedzia ła, że jest naiwna, tak jak może być naiwna kobieta,
18 CZEKAJĄC NA NICKA która wyrosła w małym mieście, otoczona czułością i troskliwą opieką. Zdawała sobie sprawę, że daleko jej do sprytu Nicka, którego wychowała ulica, ale czuła, że ma niezłą dawkę zdrowego rozsądku. Sko rzystała z niego, planując swój pierwszy dzień w mie ście. Jedząc rogaliki, obserwowała widok rozciągający się za oknem hotelu. Miała sporo spraw do załatwie nia. Odwiedzając wuja Michaiła w jego galerii, upie cze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Pogada z nim, a przy okazji zorientuje się, czy jego żona Sydney nie pomogłaby jej znaleźć jakiegoś mieszkania przez swoją agencję nieruchomości. I nie zaszkodzi napomknąć mu - a tym samym pozostałym członkom rodziny - że ma nadzieję pra cować z Nickiem nad jego najnowszym musicalem. To nie za bardzo uczciwe, pomyślała, nalewając sobie drugą filiżankę kawy. Ale miłość rządzi się własnymi prawami. A ona nigdy by nawet nie próbo wała tego rodzaju łagodnej presji, gdyby nie wierzyła w swój talent. Jeśli chodzi o umiejętności w zakresie poezji i muzyki, była aż nadto pewna siebie. Tylko gdy w grę wchodził Nick, traciła wszelką odwagę. Oczywiście, kiedy już zaczną razem pracować, Nick przestanie ją traktować jak małą kuzyneczkę z zachodniej Wirginii. Ale ona nigdy nie będzie mog ła konkurować z tymi gorącymi, fascynującymi ko bietami, które kręciły się koło niego. A więc, pomy ślała, musi być sprytna i utorować sobie drogę do jego serca przez wspólną miłość do muzyki.
CZEKAJĄC NA NICKA tir 19 To wszystko w końcu dla jego dobra. Ona jest naj lepszą rzeczą, jaka może go w życiu spotkać. Tylko musi mu to uświadomić. A więc do dzieła. Nie ma czasu do stracenia. Zerwała się od stołu i pobiegła do sypialni, żeby się ubrać. Godzinę później wysiadała z taksówki przed gale rią SoHo. Miała pięćdziesiąt procent szansy, że zasta nie wuja. Równie dobrze mógł być teraz w swym domu w Connecticut i rzeźbić albo bawić się z dzieć mi. Mógł też pomagać ojcu gdzieś w mieście. Pchnęła drzwi z matowego szkła. Jeśli nie zastanie Michaiła, wpadnie do biura Sydney albo do sądu do Rachel. Później zajrzy do Bess do studia telewizyjne go albo do Aleksija. Pomyślała z radością, że w ja kimkolwiek kierunku się ruszy, wszędzie może spot kać kogoś z rodziny. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła jej się w oczy w gale rii, była nowa praca Michaiła. Nie widziała jej jesz cze, lecz od razu poznała rękę wuja. Wyrzeźbił w ma honiu podobiznę swej żony. Na wzór Madonny, Syd ney trzymała w ramionach ich najmłodsze dziecko, Laurel. U jej stóp siedziała jeszcze trójka w różnym wieku i różnego wzrostu. Podszedłszy bliżej, Freddie rozpoznała swoich kuzynów, Griffa, Moirę i Adama. Nie mogła się oprzeć, by nie przejechać palcem po policzku niemowlęcia. Pewnego dnia, pomyślała, będę tak samo trzymać moje dziecko. Moje i Nicka. - Nie czekam na faksy! - krzyknął Michaił, wcho-
20 CZEKAJĄC NA NICKA dząc do galerii z zaplecza. - Ty czekasz na faksy! Ja muszę pracować. - Ależ, Misza - dobiegł z głębi błagalny głos. - Waszyngton mówi... - Nie obchodzi mnie, co mówi Waszyngton. Po wiedz im, że mogę mieć trzy sztuki, nie więcej. - Ale... - Nie więcej - powtórzył, zamykając za sobą drzwi i mrucząc coś pod nosem po ukraińsku. - Cóż za artystyczny język, wujku - odezwała się. Przerwał w pół zdania. - Freddie! - wykrzyknął, porwał ją za ramiona i uniósł jak piórko. - Ty chyba nic nie ważysz. - Po całował ją w oba policzki i postawił z powrotem na ziemi. - Jak się czuje moja śliczna dziewczynka? - Świetnie. Cieszę się, że tu jestem i że cię widzę. Był jak jego przekleństwa, dziki i egzotyczny, miał brązowe oczy i kruczoczarne włosy Stanislaskich. Freddie nieraz myślała sobie, że gdyby potrafiła ma lować, namalowałaby w śmiałych pociągnięciach pędzla i barwach całą tę rodzinę. - Podziwiałam twoje prace - oznajmiła. - Są nie wyobrażalnie piękne. - Nietrudno jest tworzyć coś pięknego, jeśli pracu jesz nad czymś pięknym. - Popatrzył na rzeźbę wzro kiem przepełnionym miłością. Miłością do tego pięk nego tworzywa, ale jeszcze bardziej do rodziny, którą uwiecznił w swej rzeźbie. - A więc przyjechałaś za kosztować wielkiego miasta. - Rzeczywiście. - Freddie zatrzepotała rzęsami,
CZEKAJĄC NA NICKA 21 wzięła pod rękę Michaiła i zaczęła z uwagą studiować jego dzieło. - Mam nadzieję, że będę pracować z Ni ckiem nad jego najnowszym musicalem - zauważyła niby mimochodem. - O? - Michaił podniósł brwi. Ten mężczyzna, otoczony przez kobiety, doskonale wyczuwał je i ro zumiał. - Pisać słowa do jego muzyki? - Tak. Stworzymy dobry zespół, nie sądzisz? - Owszem, ale to nie to, o czym myślę, prawda? - Uśmiechnął się na widok jej kwaśnej miny. - Nasz Nick potrafi być uparty. Jak coś sobie wbije do głowy, to trudno mu to wybić. Mogę spróbować, chcesz? - Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, ale trzy mam cię za słowo - roześmiała się. Michaił przyjrzał jej się bacznie. Nie jest już dzieckiem, zauważył w duchu. - Jestem dobra, wujku. Mam muzykę we krwi, tak jak ty swoją sztukę. - A więc skoro wiesz, czego chcesz... - Znajdę sposób, żeby to mieć. - Zdziwiona włas nym tupetem wzruszyła ramionami. To też miała w krwi. - Chcę pracować z Nickiem. Chcę mu po móc. I zrobię to. - A czego chcesz ode mnie? - Poparcia rodziny, jeśli to będzie potrzebne, choć myślę, że uda mi się go samej przekonać. - Odgarnęła włosy gestem, który przypomniał Michaiłowi siostrę. - A teraz potrzebuję rady co do mieszkania. Może ciocia Sydney pomoże mi coś znaleźć. - Może, ale przecież u nas jest masa miejsca. Wiesz, jak dzieci cię lubią, a Sydney... - Zauważył
22 CZEKAJĄC NA NICKA wyraz jej twarzy i westchnął. - Obiecałem twojej ma mie, że ci zaproponuję, żebyś mieszkała u nas. Wiesz, jak Natasza się martwi. - Nie ma powodu. Ona i tatuś zrobili dobrą robotę, wychowując kogoś niezależnego - kontynuowała, nie dając mu dojść do słowa. - Jakieś niewielkie mieszka nie, wujku. Poproś tylko ciocię, żeby zadzwoniła do mnie do Waldorf. Może pójdziemy razem na lunch, jeśli będzie miała czas. - Zawsze ma dla ciebie czas. Jak my wszyscy zresztą. - Wiem. I mam zamiar to wykorzystać. Muszę mieć mieszkanie jak najprędzej. Zanim - dodała z błyskiem w oku - babcia zacznie spiskować, żebym wprowadziła się do nich na Brooklyn. No, muszę lecieć. - Pocałowała go w policzek. - Mam jeszcze parę spotkań. - Skierowa ła się do drzwi. - Aha, jak będziesz rozmawiać z mamą, powiedz jej, że próbowałeś. Odwróciła się na pięcie i już jej nie było. Skinęła na taksówkę. A teraz, gdy zrobiła już początek, kazała taksówkarzowi zawieźć się do baru Zacka i zaczekać. Podeszła do tylnego wejścia i nacisnęła dzwonek. W chwilę później w domofonie rozległ się zaspany głos Nicka. - Jeszcze w łóżku? - spytała słodkim głosem. - Starzejesz się, Nicholas. - Freddie? Która, do diabła, godzina? - Dziesiąta, ale kto by liczył godziny. Po prostu wpuść mnie do środka. Mam coś dla ciebie. Zostawię to na dole.
CZEKAJĄC NA NICKA 23 Zaklął. Usłyszała, że coś upadło na podłogę. - Już schodzę - powiedział. - Nie, nie przeszkadzaj sobie. - Bała się, że nie zdoła się opanować na jego widok, na wpół rozbudzo nego, jeszcze ciepłego ze snu. - Nie mam czasu. Tyl ko mnie wpuść, a potem zadzwoń, jak zobaczysz, co ci przyniosłam. - Co to jest? - zaciekawił się, otwierając drzwi. Freddie nie odpowiedziała. Wbiegła do środka, rzuciła na stół w kuchni teczkę ze swoimi tekstami i wybiegła. - Wybacz, że cię obudziłam! - zawołała jeszcze przez domofon. - Jeśli masz dzisiaj czas, możemy pójść razem na kolację. Do zobaczenia. - Co, do diabła! Zaczekaj! Ale ona już wsiadała do taksówki. Zagłębiła się na tylnym siedzeniu, odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Jeśli on jej nie zechce, jej talentu, poprawiła się w duchu, znajdzie się z powrotem w punkcie wyjścia. Myśl pozytywnie, upomniała siebie. Wyprostowa ła się, podniosła głowę. - Do Gucciego, proszę-rzuciła. Jeśli kobietę czeka randka z mężczyzną, którego zamierza poślubić, to koniecznie musi sobie kupić nową suknię.
ROZDZIAŁ DRUGI Zanim Nick znalazł i wciągnął dżinsy, po czym zbiegł na dół, Freddie zdążyła już odjechać. Na stole kuchennym leżała teczka, którą mu zostawiła. Co też temu dzieciakowi chodzi po głowie? - za stanawiał się. Budzi go skoro świt, zostawia w kuchni tajemnicze papiery i znika bez słowa wyjaśnienia. Za klął pod nosem, wziął teczkę i powlókł się z powro tem na górę. Musi się koniecznie napić kawy. Ostrożnie stąpał między rozłożonymi na podłodze gazetami, częściami garderoby, nutami. Rzucił teczkę Freddie na blat i podszedł do ekspresu do kawy. Mu siał się bardzo skupić, żeby przypomnieć sobie, jak on działa. Nie był rannym ptaszkiem i nagle wyrwany ze snu z trudem zbierał myśli. Zaparzył kawę i zajrzał do lodówki. W barze Zacka nie podawano śniadań. Rio nie dał się namówić, by je przygotowywać, a więc Nick był zdany na siebie. W lodówce znalazł tylko resztkę mleka. Nawet płatki się skończyły. Zadowolił się więc kawą i papierosem. Usiadł i otworzył teczkę pozostawioną przez Fred die. Był bardzo ciekaw, co takiego mogło skłonić ją
CZEKAJĄC NA NICKA 25 do tego, by budzić go o tak wczesnej porze. Nawet bogate dzieciaki z małych miast powinny wiedzieć, że bary zamyka się bardzo późno. A kiedy Nick zmie niał brata, rzadko kładł się spać przed trzecią nad ranem. Ziewnął i wyłożył zawartość teczki na stół. Zoba czył starannie wydrukowane kartki z nutami. Ten dzieciak wbił sobie do głowy, że będziemy razem pracować, pomyślał. Znał Freddie dostatecznie długo, by wiedzieć, że jeśli coś postanowi, nie da sobie tego tak łatwo wyperswadować. Cóż, na pewno ma talent, zamyślił się. Trudno byłoby się spodziewać, że córce Spencera Kimballa słoń nadepnął na ucho. Ale nie wyobrażał sobie współpracy z kimkolwiek. Owszem, dobrze mu się pracowało z Lorreyem, lecz Lorrey nie był jego krew nym. I nie pachniał tak słodko i kusząco jak grzech. Opamiętaj się, LeBeck, upomniał sam siebie. Od garnął włosy z czoła i sięgnął po pierwszą kartkę. W końcu może chyba zrobić choć tyle dla swojej kuzyneczki. Przynajmniej zerknąć na jej pracę. Popatrzył i zmarszczył brwi. To była jego muzyka. Coś, czego nie dokończył, coś nad czym pracował podczas jednego ze swoich pobytów w Wirginii Za chodniej. Pamiętał, jak siedział przy fortepianie w po koju muzycznym w tym dużym domu z kamienia, a Freddie stała obok niego. Kiedy to było? Ostatniego lata? Przedostatniego? Nie mógł sobie przypomnieć momentu, kiedy wyrosła tak nagle, że zaczynał od czuwać pewien niepokój, gdy opierała się o niego czy ...6
26 CZEKAJĄC NA NICKA patrzyła z ukosa tymi niewiarygodnie dużymi szary mi oczami. Nick potrząsnął głową, potarł policzki i ponownie skoncentrował się na muzyce. Wygładziła ją, stwier dził, ale trochę zjeżył się na myśl, że ktoś majstrował nad jego dziełem. I dodała pełne poezji, romantyczne słowa, które znakomicie współgrały z nastrojem mu zyki. „Na zawsze ty". Taki tytuł dała piosence. Kiedy muzyka rozbrzmiała mu w głowie, zostawił niedopitą kawę, zebrał nuty, przeszedł do pokoju i usiadł przy pianinie. Dziesięć minut później dzwonił do hotelu Waldorf, by zostawić pierwszą z wielu wiadomości dla panny Frederiki Kimball. Wróciła do hotelu dopiero późnym popołudniem w świetnym nastroju, niosąc liczne torby z zakupami. Spędziła bardzo miły dzień. Najpierw chodziła po sklepach, w południe zjadła lunch z Rachel i Bess, a potem kontynuowała zakupy. Wcisnęła wszystkie torby do szafy i podeszła do telefonu. O tej porze na pewno zastanie już w domu kogoś z rodziny, jeśli nie wszystkich. Zauważyła mrugające światełko na sekretarce, ale zanim zdążyła wcisnąć przycisk, rozległ się dzwonek telefonu. - Halo! - Podniosła słuchawkę. - Do diabła, Fred, gdzie ty się podziewałaś? Uśmiechnęła się, słysząc głos Nicka.
CZEKAJĄC NA NICKA 27 - Tu i tam, a co? - Interesujące zajęcie. Cały dzień usiłuję cię zła pać. Już miałem dzwonić do Aleksa, żeby zaczęto cię szukać. - Wyobraził ją sobie porwaną, pobitą, zmal tretowaną. Freddie ściągnęła buty. - Gdybyś to zrobił, powiedziałby ci, że spędziłam parę godzin na lunchu z jego żoną. Ale, ale... w czym problem? - Problem? Nie, dlaczego od razu problem... - W jego głosie słychać było sarkastyczne tony. - Zry wasz mnie na równe nogi skoro świt... - Po dziesiątej - sprostowała. - A potem znikasz na cały dzień - ciągnął. - Przy pominam ci, że coś tam wołałaś, żebym do ciebie zadzwonił. - Owszem. - Starała się zachować obojętność, szczęśliwa, że Nick nie może zobaczyć nadziei rysu jącej się na jej twarzy. - Przejrzałeś nuty, które ci zostawiłam? Otworzył usta, ale milczał przez chwilę, starając się nie okazywać emocji. - Rzuciłem na nie okiem. - Spędził całe godziny na czytaniu ich, studiowaniu, graniu. - Niezłe, zwła szcza w części, którą ja napisałem. Mimo że nie mógł jej widzieć, podniosła hardo brodę. - To jest o wiele lepsze niż niezłe, szczególnie te części, które ja dokończyłam - oświadczyła, nie kry jąc dumy. - A co powiesz o słowach?
28 CZEKAJĄC NA NICKA Były pełne poezji, zadumy, ale i humoru i wywarły na nim większe wrażenie, niż chciałby to przyznać. - Masz lekkie pióro, Fred. - O, dodajesz mi otuchy. - No więc: są dobre. To chciałaś usłyszeć? - Wziął głęboki oddech. - Nie wiem, co chcesz, żebym z tym zrobił, ale... - Może pogadamy, co? Masz dziś czas? Zastanawiał się przez chwilę nad spotkaniem, które miał tego wieczoru, pomyślał o muzyce i uznał, że wszystko inne się nie liczy. - Nie mam nic takiego w planie, z czego nie mógł bym zrezygnować - odpowiedział w koricu. Ciekawe, mówi o pracy czy o kobiecie? - prze mknęło Freddie przez głowę. - Świetnie, a więc zapraszam cię na kolację. Bądź w hotelu o wpół do ósmej. - Posłuchaj, dlaczego nie możemy... - Przecież musimy coś zjeść, prawda? Włóż garni tur. Niech to będzie uroczyste wyjście. A więc o wpół do ósmej. - Freddie zagryzła wargi i odłożyła słu chawkę, zanim Nick zdążył zaprotestować. Zdenerwowana usiadła na poręczy fotela. A więc zadziałało, pomyślała. Wszystko idzie według jej pla nu, nie ma powodów do zdenerwowania. Żadnych, absolutnie żadnych. Zacznie podrywać i uwodzić mężczyznę, którego kochała prawie przez całe życie. A jeśli jej się nie uda, będzie miała złamane serce, będzie upokorzona, a wszystkie jej nadzieje i marzenia legną w gruzach.