ROZDZIAŁ PIERWSZY
Osobiście wszystkiego dopilnuję, postanowiła.
Każdy drobiazg będzie dokładnie taki, jak to sobie
wymarzyłam. Marzenia jednak się spełniają.
Nie miała zamiaru zadowolić się czymś, co nie
będzie dokładnie takie, jak być powinno. Uważała to
za niepotrzebną stratę czasu. Kate Kimball nie uzna
wała strat.
Miała dwadzieścia pięć lat i więcej doświadczeń
życiowych aniżeli większość ludzi na starość. Kiedy
inne młode panienki chichotały na widok chłopców
i zamartwiały się wymaganiami aktualnej mody, ona
jeździła do Paryża i Bonn, nosząc piękne kostiumy
i robiąc oszałamiające rzeczy.
Tańczyła na królewskich dworach, jadała z książę
tami, piła szampana w Białym Domu, płakała z rado
ści i ze zmęczenia w moskiewskim teatrze Bolszoj.
Zawsze przy tym odczuwała wdzięczność dla rodzi
ców i całej swej wielkiej rodziny, która popierała jej
wszystkie życiowe zamierzenia. To im zawdzięczała
wszystko, co osiągnęła.
Jak daleko sięgała pamięcią, zawsze marzyła o tań
cu. Jej brat Brandon twierdził, że taniec stał się jej
obsesją. Kate musiała przyznać, że Brandon doskona-
6 PASJA ŻYCIA
le to określił. Uważała, że obsesja to nic złego. Oczy
wiście pod warunkiem, że obsesja jest twórcza i że nie
pozostawia się jej przypadkowi.
Kate ciężko pracowała nad swoją obsesją. Poświę
ciła baletowi dwadzieścia lat ćwiczeń, nauki, radości
i bólu.
Nie tylko ona się poświęcała, jej rodzice także.
Kate wiedziała, że niełatwo im przyszło pozwolić
swej najmłodszej córeczce wyjechać do szkoły bale
towej w Nowym Jorku. A jednak pozwolili, a potem
we wszystkim jej pomagali i zawsze podtrzymywali
na duchu.
To prawda, że ryzyko nie było wielkie. Wprawdzie
Kate opuściła spokojne miasteczko w Wirginii Za
chodniej i wyjechała do wielkiego miasta, ale w tym
wielkim mieście także otaczała ją troskliwa opieka
rodziny. Ale nawet gdyby nie mieli tam żadnej rodzi
ny, rodzice i tak pozwoliliby jej wyjechać. Przecież ją
kochali i mieli do niej zaufanie.
Ciężko pracowała, ćwiczyła i tańczyła. Gdy przy
jęto ją do zespołu Davidova i po raz pierwszy wystą
piła na scenie, cała rodzina w komplecie zasiadła na
widowni.
Przez sześć lat Kate była zawodową tancerką. Po
znała światła sceny i czar muzyki pokonujący najwię
kszą nawet tremę. Podróżowała po całym świecie,
wcieliła się w Giselle, Aurorę, Julię i wiele innych
postaci. Żadna chwila z tych sześciu lat nie została
zmarnowana.
Dlaczego więc zdecydowała się zrezygnować
PASJA ŻYCIA 7
z dalszej kariery, porzucić scenę? Najpierw sarna nie
bardzo wiedziała, a potem zrozumiała, że pragnie
wrócić do domu.
Chciała zacząć żyć, żyć naprawdę. Uwielbiała ta
niec, lecz nagle zdała sobie sprawę, że pochłonął
wszystkie inne aspekty jej osobowości. Lekcje, próby,
przedstawienia, podróże, prasa i telewizja. Wielki
świat, całkiem nieprawdziwy.
Tak więc zapragnęła normalnego życia, zachciało
jej się domu. Poczuła też, że powinna dać światu coś
w zamian za całą radość, jakiej doświadczyła. Posta
nowiła założyć szkołę tańca. O to, czy będzie miała
uczniów, nie bała się ani trochę. Nazywała się Kim
ball, a w jej mieście to nazwisko znaczyło bardzo
dużo dla tych wszystkich, których interesował taniec.
Wkrótce, obiecywała sobie, już wkrótce sama
szkoła też zacznie coś znaczyć. Na pewno będę miała
kogo uczyć.
Obróciła się na pięcie, rozejrzała po wielkiej, dud
niącej echem sali. Tak, nadszedł czas na nowe marze
nia. Nowa obsesja Kate nosiła nazwę: Szkoła Tańca
Kate Kimball. Miała się stać nowym wyzwaniem
i dać takie samo spełnienie jak praca na scenie.
Kate podparła się pod boki i oglądała ponure szare
ściany. Wiedziała, że wkrótce znów będą białe. Czy
sta przestrzeń, na której zawisną fotografie tych naj
większych. Nuriejew, Fontayne, Barysznikow, Davi-
dov, Bannion.
Wzdłuż dwóch długich ścian bocznych umocuje
się drążki, a za nimi olbrzymie lustra. To nie próż-
8 PASJA ŻYCIA
ność, lecz konieczność. Tancerz musi widzieć każdy,
nawet najdrobniejszy ruch, każdy łuk, każde wygięcie
ciała. Ono czuje, co robi, ale trzeba widzieć, by do
prowadzić ruch do perfekcji. To właściwie nie lustro,
tylko okno, pomyślała Kate. Okno, przez które się
wygląda, żeby zobaczyć taniec.
Stary strop trzeba naprawić albo wymienić. Nie
wiedziała jeszcze, co będzie najlepsze. Ogrzewanie...
Roztarta zziębnięte dłonie. Tak, ogrzewanie na pewno
trzeba wymienić, podłogi wycyklinować i wypolero
wać. Potem jeszcze tylko oświetlenie, kanalizacja...
Trzeba będzie przejrzeć instalację elektryczną.
Pomyślała z miłością o dziadku. Zanim przeszedł
na emeryturę, choć właściwie jeszcze nie całkiem, był
świetnym stolarzem, toteż Kate wiedziała co nieco
o tym, jak się przeprowadza remont kapitalny. Posta
nowiła dowiedzieć się więcej, wypytywać o wszyst
ko, zrozumieć.
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak to będzie.
Zgięła się w głębokim ukłonie, wyprostowała i jesz
cze raz się skłoniła. Spinka się poluzowała, wysunęło
się spod niej kilka pasemek upiętych w kok czarnych
grubych włosów. Gdyby je rozpuścić, sięgałyby do
pasa. Kate lubiła ten swój romantyczny, trochę dziki
wygląd, ale tylko na scenie.
Miała ciemną cerę, tak jak jej matka, i wystające
kości policzkowe, a szare oczy i podbródek odziedzi
czyła po ojcu. Ta niezwykła kombinacja składała się
na obraz tajemniczej Cyganki, syreny, królewny
z bajki. Mężczyźni widzieli w Kate tylko delikatność
PASJA ŻYCIA 9
formy, uważali ją za subtelną romantyczkę. Nikt nie
spodziewał się po niej silnej woli, nadludzkiej wy
trwałości ani stalowych mięśni.
- Kiedyś zastygniesz w tej pozycji i do końca ży
cia będziesz musiała skakać jak żaba.
Kate wyskoczyła w górę, otworzyła oczy.
- Brandon! - zawołała. Przebiegła przez wielką
salę i rzuciła mu się na szyję. - Skąd się tu wziąłeś?
Na długo przyjechałeś?
Brat był od niej zaledwie o dwa lata starszy. Ta
całkiem przypadkowa różnica w datach urodzenia
sprawiła, że ciągle ją dręczył, kiedy oboje byli jeszcze
mali. Zupełnie inaczej niż Frederica, ich wspólna
przyrodnia siostra. Była od nich o wiele starsza, ale
nigdy nie wynosiła się z tego powodu, nigdy im nie
dokuczała. A jednak to Brandon był największą miło
ścią Kate.
- Na które pytanie mam odpowiedzieć najpierw?
- Śmiejąc się, odsunął ją od siebie. - Jesteś strasznie
chuda.
- A ty gruby. - Pocałowała go z głośnym cmok
nięciem. - Rodzice nic mi nie mówili, że masz przy
jechać do domu.
- Nie wiedzieli. Ale usłyszałem, że zamierzasz
się tu osiedlić, więc pomyślałem sobie, że trzeba
cię mieć na oku. - Rozejrzał się po wielkim, brud
nym pokoju, zwrócił oczy ku niebu. - Niestety,
spóźniłem się.
- Tu będzie cudownie, zobaczysz.
- Być może. Na razie jest strasznie. - Objął ją
10 PASJA ŻYC1A
ramieniem. - A więc królowa tańca chce zostać na
uczycielką.
- Będę świetną nauczycielką. Dlaczego nie jesteś
w Portoryko?
- Nie można grać w piłkę przez dwanaście miesię
cy w roku.
- Brandon! - przywołała go do porządku.
- Paskudny ślizg na drugą bazę. Naciągnąłem
ścięgno.
- Czy to bardzo źle wygląda? Byłeś u lekarza?
A może...
- Dajże spokój, Katie. To nic wielkiego. Przez
kilka miesięcy będę na liście kontuzjowanych. Wrócę
do formy, nim zaczną się wiosenne treningi, ale do
wiosny będę miał sporo wolnego czasu. Pokręcę się tu
trochę i zmienię twoje życie w prawdziwe piekło.
- No tak, to rzeczywiście zrekompensuje ci utra
cone mecze. Chodź, pokażę ci dom - powiedziała.
I popatrzę sobie, jak chodzisz, pomyślała. - Moje
mieszkanie będzie na górze.
- Z wyglądu tego sufitu wnioskuję, że twoje mie
szkanie w każdej chwili może się znaleźć na dole.
- Nie jest taki słaby, jak ci się zdaje. - Machnęła
ręką, jakby odpędzała natrętną muchę. - Jest tylko
brzydki, ale to przejściowe. Mam wielkie plany.
- Zawsze masz jakieś plany, i wszystkie wielkie.
Poszedł z nią, lekko utykając na lewą nogę. Prze
szli przez wielką salę i weszli do małego holu, w któ
rym opadał tynk, ukazując gołą ścianę z cegieł. Skrzy
piące schody zaprowadziły ich na piętro zamieszkane
PASJA ŻYCIA 11
w tej chwili przez myszy, pająki i inne robactwo,
o którym Brandon nie chciał nawet myśleć.
- Kate, ten dom...
- Ma charakter i mocne mury - dokończyła sta
nowczo. - Zbudowano go przed wojną domową.
- A nie w epoce kamienia łupanego? - Brandon
lubił rzeczy znajdujące się w należytym porządku.
Jak na przykład boisko do baseballu. - Masz pojęcie,
ile cię będzie kosztowało doprowadzenie tego miejsca
do stanu używalności?
- Mam pojęcie. A dokładnie się dowiem, kiedy
będę rozmawiać z przedsiębiorcą budowlanym. Ten
dom jest mój, Brand! Pamiętasz, jak chodziliśmy tędy
z Freddie, kiedy byliśmy mali?
- Jasne. Był tutaj bar, potem jakiś warsztat czy coś
w tym rodzaju, potem.
- Tu było wiele rzeczy - przerwała mu Kate. - Za
częło się w dziewiętnastym wieku od gospody. Nikt
tego domu specjalnie nie szanował, ale ja zawsze
chciałam tutaj mieszkać. Wyobrażałam sobie, że wy
glądam przez te wspaniałe wysokie okna, biegam po
pokojach...
Zaczerwieniła się, jej oczy stały się ciemne, prawie
czarne. Był to widomy znak, że zaparła się i nie po
puści.
- Marzenia ośmioletniej dziewczynki nie mogą
zmusić dorosłej kobiety do kupowania ruiny.
- Masz rację. Wcale nie musiałam kupować tego
domu. To zbieg okoliczności. Kiedy wiosną przyje
chałam odwiedzić rodziców, zobaczyłam, że dom wy-
12 PASJA ŻYCIA
stawiono na sprzedaż. Od tamtej pory po prostu nie
mogłam go zapomnieć. Nawet w Nowym Jorku
wciąż o nim myślałam.
Chodziła po pokoju. Widziała go takim, jakim bę
dzie za kilka miesięcy. Widziała lśniące parkiety, czy
ste, mocne ściany.
- Naprawdę masz pokręcone w głowie.
Kate wzruszyła ramionami.
- Teraz jest mój. Wiedziałam o tym, kiedy tylko
weszłam do środka. Czy ty nigdy nie czułeś czegoś
podobnego?
Pewnie, że czuł. Poczuł to, kiedy po raz pierwszy
wszedł na boisko. Zapewne gdyby wtedy z kimś na
ten temat porozmawiał, usłyszałby, że wszyscy chłop
cy marzą o zawodowej grze w baseball, ale tylko nie
licznym się udaje, więc lepiej zająć się czymś bardziej
realnym. Ale nikt z jego rodziny nigdy mu nic takiego
nie powiedział. Ani rodzice, ani nikt inny nigdy nie
namawiał go do rezygnacji z marzeń. Tak samo jak
nie żądano od Kate, by wyrzekła się baletu.
- Chyba czułem - przyznał się Brandon. - Prob
lem w tym, że to wszystko dzieje się zbyt prędko.
Przyzwyczaiłem się, że ty działasz powoli i z namy
słem.
- To się nie zmieniło. - Uśmiechnęła się do niego.
- Kiedy postanowiłam odejść z baletu, wiedziałam,
że będę uczyć tańca. Wiedziałam, że właśnie w tym
domu chcę założyć szkołę. Moją własną szkołę. Ale
przede wszystkim chciałam wrócić do domu.
- W porządku. - Przytulił ją, pocałował w czoło.
PASJA ŻYCIA 13
- Wobec tego tak się stanie. Ale na razie lepiej stąd
chodźmy. Zimno tu jak w psiarni.
- Nowe ogrzewanie jest pierwszą pozycją na liście
moich inwestycji.
Brandon raz jeszcze rozejrzał się po wielkim,
straszliwie zrujnowanym domu.
- To chyba bardzo długa lista - mruknął.
Szli ulicą, po której hulał grudniowy wiatr. Kate
czuła w powietrzu śnieg, a właściwie delikatną
zapowiedź opadów śniegu. Wystawy sklepowe już
były przystrojone świątecznie. Wszędzie było pełno
mikołajów o czerwonych policzkach, kolorowych ża
rówek, fruwających reniferów i śniegowych bałwa
nów.
Ale najlepszy z najlepszych był - jak zwykle -
sklep z zabawkami. W witrynie stały miniaturowe sa
neczki, olbrzymie pluszowe miśki w śmiesznych
czapkach, lalki wystrojone jak na bal, lśniące czerwo
ne ciężarówki i pałace z drewnianych klocków.
Wspaniały bałagan, jak przy każdej dobrej zabawie.
Kate i Brandon weszli do środka, rozdzwoniły się
wesołe dzwoneczki.
Klienci przechadzali się po sklepie, jakiś brzdąc
wściekle walił w ksylofon. Annie Maynard, sprze
dawczyni, właśnie pakowała do pudełka wielkiego
pluszowego psa.
- To jedna z moich ulubionych zabawek - mówiła
do klientki. - Na pewno bardzo się dziecku spodoba.
Przewiązała pakunek czerwonym sznureczkiem,
14 PASJA ŻYCIA
spojrzała znad okularów na nowo przybyłych i aż
pisnęła z radości.
- Brandon! Tasz! Zobacz, kto przyszedł. Chodź,
daj mi buzi, moje ty kochanie.
Brandon wszedł za ladę, pocałował ją w policzek.
Annie chwyciła się za serce.
- Od dwudziestu pięciu lat jestem mężatką - po
wiedziała do klientki - ale ten chłopiec zawsze spra
wia, że znów czuję się jak panienka. Wesołych świąt.
Zaczekaj, pójdę po twoją matkę.
- Ja po nią pójdę. - Kate uśmiechnęła się. - Bran
don niech lepiej zostanie tutaj. Będzie mógł sobie
z tobą poflirtować.
- Dobrze. - Annie puściła do niej oko. - Nie
spiesz się za bardzo.
Brandon czaruje kobiety, odkąd skończył pięć lat,
myślała z rozrzewnieniem Kate. A raczej odkąd się
urodził, poprawiła się w myślach, wędrując pomiędzy
półkami pełnymi zabawek. I wcale nie dlatego, że jest
zabójczo przystojny. W każdym razie nie tylko z tego
powodu. I nie tylko z powodu czaru, jaki wokół siebie
roztacza, kiedy ma dobry humor.
Kate już dawno doszła do wniosku, że wszystkie
mu winne są feromony. Niektórzy mężczyźni nie mu
szą nic robić, a kobiety i tak za nimi szaleją. Nie
wszystkie, ale zdecydowana większość.
Kate należała do mniejszości. Mężczyzna musiał
mieć w sobie coś więcej niż tylko wygląd, czar i seks-
apil, żeby się nim zainteresowała. Może dlatego, że
znała wielu takich, na których miło było popatrzeć...
PASM ŻYCIA 15
i na tym koniec. Nie mieli nic prócz pięknej powłoki.
Jak sklepowe manekiny.
Weszła do działu z samochodzikami i oniemiała.
Stojący tam mężczyzna na pewno nie był maneki
nem. Owszem, był przystojny, ale bardzo męski. Ide
alne uosobienie męskości. Sto osiemdziesiąt pięć cen
tymetrów wzrostu w przepięknym opakowaniu, po
myślała Kate.
Była tancerką, toteż jak mało kto potrafiła ocenić
wspaniałe ciało. Ciało tego człowieka, który właśnie
w tej chwili oglądał rzędy miniaturowych pojazdów,
było opakowane w spłowiałe dżinsy, flanelową ko
szulę i starą dżinsową kurtkę, stanowczo za lekką jak
na tę porę roku.
Jego buty wyglądały na bardzo solidne i bardzo
stare. Kate nigdy przedtem nie przyszło do głowy, że
znoszone buty mogą być pociągające.
No i te włosy: ciemne z jasnymi pasemkami, oka
lające szczupłą twarz o ostrych konturach, pełne
usta... Sprawiały wrażenie, jakby to była jedyna
miękka część jego ciała. Nos miał prosty i długi, pod
bródek kanciasty, a oczy...
Właściwie nie mogła dostrzec jego oczu, nawet ich
koloru, bo widok zasłaniały jej rzęsy. Ale wyobraziła
sobie, że są niebieskie.
Sięgnął po jedną z zabawek i wtedy Kate zwróciła
uwagę na jego dłonie. Duże, szerokie, silne. Zaczęła
sobie wyobrażać, całkiem niewinnie, oczywiście...
No i potknęła się.
Łoskot spadających autek obudził ją z rozmarzenia
16 PASJA ŻYCIA
i sprawił, że nieznajomy się odwrócił, Oczy miał zie
lone, intensywnie zielone.
- Ale się narobiło... - Uśmiechnęła się do niego
i śmiejąc się z samej siebie, przykucnęła, by pozbie
rać autka. - Mam nadzieję, że nikt nie jest ranny.
- Na szczęście mamy karetkę pogotowia. Na
wszelki wypadek. - Przykucnął obok Kate, wziął do
ręki lśniący białym lakierem model ambulansu.
- Dziękuję. Jeśli zdążymy to posprzątać, zanim
zjawią się tutaj gliny, to może nie wlepią mi mandatu
i skończy się tylko na ostrzeżeniu. - Pomyślała, że ten
mężczyzna nie tylko świetnie wygląda, ale także bar
dzo dobrze pachnie. Drewnianymi wiórami i jeszcze
czymś. Mężczyzną! Specjalnie tak się ustawiła, żeby
musiał ją trącić kolanem. - Często tu przychodzisz?
- No. - Spojrzał na nią uważnie. Od razu zauwa
żyła w jego oczach błysk zainteresowania. - Chłopcy
nigdy nie wyrastają ze swoich zabawek.
- Podobno. A ty czym lubisz się bawić?
Zdziwił się. Nieczęsto się zdarza spotkać taką pięk
ną, bezpośrednią kobietę. Zwłaszcza w sklepie z za
bawkami. Mało brakowało, a zacząłby się jąkać, a po
tem zrobiłby coś, czego nie robił od lat: powiedziałby
coś, zanim by pomyślał.
- Zależy, w co się bawię. A ty w co się bawisz?
Roześmiała się, odgarnęła kosmyk włosów z czoła.
- Och, ja lubię różne gry. Zwłaszcza te, w których
wygrywam.
Chciała wstać, ale on zrobił to szybciej. Wyprosto
wał te swoje długie nogi, wyciągnął do niej rękę. Kate
PASJA ŻYCIA 17
uchwyciła się jej. Dłoń była twarda i silna. Taka, jaka
powinna być dłoń mężczyzny.
- Jeszcze raz dziękuję. Mam na imię Kate.
- Brody. - Podał jej mały niebieski samochodzik.
- Chcesz kupić auto?
- Nie dzisiaj. Tak sobie oglądam wszystko. Może
coś mi wpadnie w oko... - Znów się uśmiechnęła.
Brody z największym trudem powstrzymał się od
gwizdania. Kobiety czasami go podrywały, ale nigdy
tak jawnie. On zresztą nie zwracał na nie uwagi. Nie
był z kobietą od... No cóż, stanowczo za długo.
- Kate. - Oparł się o półkę. Pomyślał, że to nawet
zabawne, gdy ciało tak szybko przypomina sobie od
powiednie ruchy, jakby nigdy tego rytuału nie przery
wało. - Może byśmy...
- Katie! Nie wiedziałam, że przyszłaś. - Natasza
Kimball szybko szła przez sklep. Niosła olbrzymią
zabawkę: samochód z gruszką do cementu.
- Mam dla ciebie niespodziankę - oznajmiła Kate.
- Uwielbiam niespodzianki, ale najpierw obo
wiązki. Proszę, Brody, tak jak obiecałam. Przywieźli
to w poniedziałek i odłożyłam dla ciebie.
- Fantastyczna. - Dwuznaczny uśmieszek ustąpił
miejsca uśmiechowi zadowolenia. - Rewelacyjna.
Jack zwariuje z radości.
- Ta firma robi zabawki z wielką dbałością
o szczegóły. Tym autem będzie się bawił przez kilka
lat, a nie tylko przez pierwszy tydzień po Gwiazdce.
Widzę, że już poznałeś moją córkę. - Natasza przytu
liła do siebie Kate.
18 PASJA ŻYCIA
Brody oderwał wzrok od samochodu.
- To jest pani córka?
A więc to jest ta tancerka, pomyślał. Dlaczego od
razu się nie domyśliłem? Przecież to widać.
- Poznaliśmy się przed chwilą. Przy okazji nie
wielkiego wypadku samochodowego. - Kate wciąż
się uśmiechała. Na pewno tylko jej się zdawało, że
poczuła chłód. - Jack to twój siostrzeniec?
- To mój syn.
- Ach, tak. - W wyobraźni zrobiła wielki krok do
tyłu.
Ależ ten facet jest bezczelny, pomyślała. Ma żonę,
a mimo to śmie ze mną flirtować! Bo to przecież nie
ma żadnego znaczenia, kto pierwszy zaczął. Ja nie
mam męża, więc mi wolno.
- Na pewno bardzo mu się spodoba - powiedziała,
tym razem chłodno. Odwróciła się do matki. - Ma
mo...
- Wiesz, Kate, opowiedziałam Brody'emu o two
ich planach. Pomyślałam sobie, że mógłby rzucić
okiem na ten twój dom.
- Po co?
- Brody ma firmę budowlaną i doskonale zna się
na stolarce. To właśnie on w zeszłym roku wyremon
tował gabinet twojego ojca. I obiecał przyjrzeć się
mojej kuchni. Moja córka zawsze musi mieć wszyst
ko, co najlepsze - wyjaśniła Brody'emu Natasza.
Oczy jej się śmiały. - Więc oczywiście pomyślałam
o tobie.
- Jestem bardzo zobowiązany.
PASJA ŻYCIA 19
- Niepotrzebnie. Polecam jej ciebie, ponieważ
wiem, że robisz bardzo dobrą robotę za rozsądną cenę.
- Uścisnęła jego rękę. - Oboje ze Spence'em będzie
my ci bardzo wdzięczni, jeśli zechcesz się tym zając.
- Po co ten pośpiech, mamo? Ale, ale, czy wiesz,
że znalazłam w tym starym domu coś dziwnego? Jest
przy wejściu i czaruje Annie.
- Co takiego? Brandon? Dlaczego mi nie powie
działaś?
Natasza wybiegła z działu motoryzacyjnego.
- Miło cię było poznać - powiedziała Kate.
- Mnie także. Jak będziesz chciała mi pokazać ten
budynek, to do mnie zadzwoń.
- Oczywiście. - Ustawiła na półce mały samocho
dzik, który od niego dostała. - Twojemu synowi na
pewno spodoba się ta betoniarka. Czy to twoje jedyne
dziecko?
- Tak. Mam tylko Jacka.
- Na pewno oboje z żoną poświęcacie mu bardzo
dużo czasu. Ja też nie mam go zbyt wiele. Przepra
szam, ale...
- Matka Jacka zmarła cztery lata temu. Ale ja
rzeczywiście poświęcam mu wiele czasu. Uważaj na
zakrętach, Kate. - Wpakował sobie pod ramię pudeł
ko z betoniarką i odszedł.
- Ale się narobiło - mruknęła Kate. - Strasznie się
wygłupiłam.
Zdaniem Brody'ego największą zaletą posiadania
własnego przedsiębiorstwa była niezależność. Prowa-
20 PASJA ŻYCIA
dzenie firmy nie raz przysparzało mu bólu głowy:
sterty dokumentów, odpowiedzialność, szukanie za
mówień. Ale niezależność, zwłaszcza możliwość do
wolnego dysponowania czasem, rekompensowała
wszystkie niedogodności.
Przez ostatnie sześć lat Brody miał tylko jeden
priorytet. Na imię mu było Jack.
Schował betoniarkę do furgonetki i pojechał do
klienta sprawdzić, jak postępują roboty remontowe.
Potem jeszcze zadzwonił do dostawcy, by mu przypo
mnieć, jakich materiałów będzie koniecznie potrze
bował na jutro, zawiózł potencjalnemu klientowi
orientacyjny kosztorys remontu łazienki i wrócił do
domu.
W poniedziałki, środy i piątki przyjeżdżał do domu
przed szkolnym autobusem. We wtorki i czwartki
oraz w razie nieprzewidzianych komplikacji Jacka
dostarczano do państwa Skully, gdzie spędzał popo
łudnie na zabawie ze swym najlepszym przyjacielem
Rodem. Oczywiście pod bacznym okiem Beth Skully,
matki Roda.
Brody był bardzo wdzięczny Beth i Jerry'emu
Skullym. Ich dom stał się miejscem, w którym Jack
mógł bezpiecznie i szczęśliwie spędzać czas, gdy nie
miał się kto nim zająć we własnym domu. W ciągu
tych dziesięciu miesięcy, jakie minęły od ich powrotu
do Shepherdstown, Brody niemal codziennie myślał
o tym, jak spokojnie żyje się w małym mieście.
Miał trzydzieści lat i wciąż nie mógł się nadziwić
tamtemu młodemu mężczyźnie, który zaledwie dzie-
PASJA ŻYCIA 21
sieć lat temu uciekał z tego miasteczka tak szybko aż
się za nim kurzyło.
No i chwała Bogu, pomyślał, skręcając w ulicę
przy której stał jego dom. Gdybym stąd nie wyjechał
gdybym nie chciał tak bardzo zostawić swogo śladu
gdzieś indziej, nigdy bym się nie nauczył tego wszyst-
kiego, co umiem, nigdy nie poznałbym życia tak jak
je poznałem. Nie spotkałbym Connie i nie miałbym
Jacka.
Jego życie zatoczyło pełne koło. Prawie pełne ,bo
jeszcze nie pogodził się całkiem z rodzicami,choć
i w tej sprawie zrobił już pewne postępy, A raczej
zrobił je Jack. Ojciec Brody'ego nadal miał żal do
syna, ale nie potrafił się oprzeć wnukowi.
Brody patrzył na las rosnący po obu stronach szosy
Z ołowianego nieba powoli spłynęło na ziemię kilka
płatków śniegu.
Dobrze, że wróciłem, pomyślał. To dobre miejsce
na wychowywanie chłopca. Lepiej dla nas obu że
wyjechaliśmy z dużego miasta, że zaczęliśmy wszys-
ko od nowa tutaj, gdzie mamy rodzinę. Jack ma tu
babcię i dziadka. Są całkiem zwyczajni, ale kochają
go za to, jaki jest, widzą w nim małego chłopca a nie
pamiątkę po nieodżałowanej stracie.
Skręcił w swoją uliczkę, zawrócił, wyłączył silnik
Autobus nadjedzie za chwilę, wyskoczy z niego Jack
podbiegnie do furgonetki i wdrapie się do kabiny.Od
razu zacznie opowiadać o wszystkim, co mu się przy-
darzyło tego dnia w szkole.
Szkoda, że ja mu nie mogę opowiedzieć o wszys-
22 t PASJA ŻYCIA
kim, co mnie spotkało, pomyślał nieco ubawiony
Brody.
Przecież nie może powiedzieć sześcioletniemu sy
nowi, że po raz pierwszy od wielu lat jakaś kobieta
zrobiła na nim wrażenie. I to nie byle jakie. Musi
sobie sam z tym poradzić, sam musi się zastanowić,
co z tym fantem zrobić.
Naprawdę długo obywał się bez kobiet. Zresztą co
w tym złego, że znów zaczął o nich myśleć, że znów
jedną z nich zauważył? Zwłaszcza że ta kobieta nie
krępowała się zrobić pierwszego kroku.
Czemu by nie, myślał. Krótki taniec godowy, kilka
cywilizowanych randek, a potem już nieco mniej
cywilizowany seks. Każdy dostałby to, czego chce,
i nikt by na tym nie ucierpiał. Mruknął coś pod nosem,
roztarł zesztywniały kark. Dobrze wiedział, że nigdy
nie jest tak idealnie, że zawsze ktoś traci, może nawet
cierpi.
A jednak zaryzykowałby, gdyby nie chodziło o Kate
Kimball, ukochaną córeczkę Nataszy i Spence'a Kim-
ballów. Już raz popełnił ten błąd i nie zamierzał go
powtarzać.
Dużo wiedział o Kate. Primabalerina, ulubienica
wyższych sfer, jedna z najjaśniejszych gwiazd na fir
mamencie nowojorskiego światka artystycznego.
A Brody wolałby dać sobie wyrwać wszystkie zęby
za jednym zamachem, niż oglądać przedstawienie ba
letowe. Dość miał ukulturalniania, jakie musiał
przejść podczas trwania swego krótkiego małżeń
stwa.
PASJA ŻYCIA 23
Connie była wyjątkową kobietą. Naturalna mimo
otaczającej ją pompatycznosci. A jednak było mu
ciężko. Nie wiedział, jak długo jeszcze chciałoby im
się wspólnie wyrąbywać drogę przez tę towarzyską
dżunglę.
Bardzo kochał Connie, lecz życie z nią nauczyło
go, że łatwiej się żyje, gdy żyje się wśród swoich,
a jeszcze łatwiej, gdy mężczyzna unika wszelkich po
ważnych związków z kobietami.
Dobrze się stało, że nam przerwano, nim zdążyłem
zaprosić Kate Kimball na randkę, pomyślał.
Wielki żółty autobus zatrzymał się z jękiem hamul
ców, włączył światła awaryjne. Kierowca zasalutował
żartobliwie. Brody oddał salut i patrzył, jak jego do
mowa błyskawica wystrzeliwuje z autobusu.
Jack był niedużym chłopcem, lecz uwagę przyku
wały jego wielkie stopy, jakby na wyrost. Miał roze
śmianą okrągłą buzię, zielone oczy, takie same jak
Brody, i niewinny uśmiech małego dziecka. A kiedy
ściągał czerwoną narciarską czapeczkę, a robił to,
kiedy tylko mógł, wyskakiwała spod niej burza bar
dzo jasnych włosków.
Był już prawie przy samochodzie ojca, gdy nagle
zwolnił biegu, odchylił głowę do tyłu i próbował
schwytać na język jeden z leniwie spadających z nie
ba płatków śniegu.
Brody patrzył na syna, czuł, jak serce wzbiera mu
miłością. Ta miłość była w jego życiu najważniejsza,
ona zajmowała mu najwięcej czasu. Nie chciał tego
zmieniać.
24 PASJA ŻYCIA
Drzwi furgonetki otworzyły się gwałtownie i już
po chwili roześmiany chłopczyk wdrapywał się na
siedzenie obok kierowcy. Przywodził na myśl roz
radowanego szczeniaka o zbyt wielkich łapach.
- Cześć, tato! Śnieg! Może napada dwa metry i nie
będzie lekcji, i ulepimy w ogródku milion bałwanów,
i pójdziemy na sanki. - Rozpierająca go radość życia
nie pozwalała ani chwili usiedzieć spokojnie na miej
scu. - Pójdziemy?
- Jak tylko napada dwa metry śniegu, natychmiast
zaczniemy lepić pierwszego z miliona bałwanów.
- Słowo?
- Słowo honoru - odparł Brody. Dotychczas nigdy
nie złamał danego synowi słowa i miał nadzieję, że
tak będzie zawsze.
- Fajnie. Wiesz co?
- Co takiego? - Brody włączył silnik, jechał po
woli w stronę domu.
- Do Gwiazdki zostało tylko piętnaście dni, a pani
Hawkins powiedziała, że jutro będzie już tylko czter
naście, a czternaście dni to dwa tygodnie.
- To chyba znaczy, że jeśli od piętnastu odejmie
my jeden, to zostanie czternaście.
- Naprawdę? - Jack aż oczy otworzył ze zdumie
nia, ale nie chciał się tym teraz zajmować. Miał waż
niejsze sprawy na głowie. - Za dwa tygodnie jest
Gwiazdka, a babcia mówi, że czas szybko ucieka,
więc właściwie Gwiazdka jest już teraz.
- Właściwie tak.
Brody zatrzymał auto przed starym dwupiętrowym
PASJA ŻYCIA 25
domem. Wiedział, że przyjdzie dzień, gdy cały dom
zostanie wyremontowany, ale na razie jest jaki jest.
Najważniejsze, że daje się w nim mieszkać.
- Jeśli właściwie już jest Gwiazdka, to może
mógłbym dzisiaj dostać prezent.
- Bo ja wiem... - Brody udawał, że się zastana
wia. - Całkiem nieźle to sobie wymyśliłeś, ale nie
dostamesz dziś prezentu. Musisz poczekać do
Gwiazdki.
-Ojej.
- Ojej - powtórzył Brody tym samym żałosnym
tonem, a potem się roześmiał i porwał synka na ręce.
- Ale jeśli dasz mi buzi, to zrobię na kolację Wspania
łą Magiczną Pizzę 0'Connellów.
- Fajnie! - Jack przytulił się do ojca, pocałował go
w policzek.
Brody'emu już nic więcej do szczęścia nie brako
wało.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Denerwujesz się? - Spencer Kimball przyglądał
się, jak córka nalewa kawę do filiżanki.
Wyglądała jak zwykle świetnie. Burzę czarnych
włosów zaczesała w koński ogon, który sięgał do po
łowy pleców. Ciemnoszare spodnie i żakiet doskonale
na niej leżały.
Była bardzo piękna. I dorosła. Spence nie rozu
miał, dlaczego tak mu ciężko na sercu za każdym
razem, kiedy zdaje sobie sprawę, że jego dzieci są już
dorosłe.
- Dlaczego miałabym się denerwować? Chcesz je
szcze trochę kawy, tato?
- Tak, proszę. - Podsunął swój kubek. - Dlacze
go? - powtórzył. - To ważny dzień w twoim życiu.
Za kilka godzin staniesz się właścicielką domu. Za
czniesz doświadczać wszystkich radości i smutków,
jakie się z tym wiążą.
- Nie mogę się doczekać. - Kate usiadła przy stole
i zaczęła dłubać w rogaliku, który sobie przygotowa
ła. - Dokładnie sobie to wszystko przemyślałam.
- Jak zwykle.
- Aha. Może nie powinnam angażować w tę in
westycję tak dużej części oszczędności, ale widzisz,
1
PASJA ŻYCIA 27
tatku, ja dość mocno stoję na nogach i nie planuję
kłopotów finansowych. Co najmniej na trzy najbliż
sze lata.
- Wiem. - Spence przyglądał się córce. - Masz
smykałkę do interesów. Zupełnie jak twoja matka.
- A po tobie odziedziczyłam dar nauczania.
W Nowym Jorku czasami dawałam lekcje tańca. Cał
kiem nieźle sobie radziłam. - Dolała do kawy troszkę
śmietanki. - Ale swoją szkołę będę miała tutaj.
Kate odłożyła na talerz rogalik i wzięła do ręki
kubek z kawą.
- Nazwisko Kimball jest w naszym mieście sza
nowane, a ja jestem bardzo znana w świecie tańca.
Dwadzieścia lat ciężkiej pracy nie poszło na marne.
- Na pewno masz rację.
Westchnęła. Ojca nie można było oszukać. Znał ją
na wylot. Był dla niej opoką, zawsze mogła się na nim
oprzeć.
- No dobrze, bardzo się denerwuję - przyznała.
- Wiesz, jak to jest, kiedy człowiek czuje jakby łasko
tanie w żołądku?
- Wiem.
- Ostatni raz tak się denerwowałam, kiedy po raz
pierwszy w życiu miałam zatańczyć solo na prawdzi
wej scenie.
- To dlatego, że od tamtej pory nigdy nie wątpiłaś
w swój talent. Teraz wchodzisz na nieznany teren,
kochanie. - Położył dłoń na jej dłoni. - Masz prawo
się denerwować. Prawdę mówiąc, niepokoiłbym się,
gdyby było odwrotnie.
28 PASJA ŻYCIA
- Niepokoisz się też, że popełniam wielki błąd.
- Nie, to nie żaden błąd. - Lekko uścisnął jej dłoń.
- Jeszcze tego nie wiesz, więc ci powiem, że ojcowie
też się czasem czegoś boją. Ja na przykład trochę się
boję, że za kilka miesięcy zatęsknisz za występami, że
zacznie ci brakować zespołu i stylu życia, do jakiego
przywykłaś. Jakaś część nnie wolałaby więc, żebyś
jeszcze trochę zaczekała z decyzją o porzuceniu sce
ny. Za to druga część bardzo się cieszy, że wróciłaś do
domu.
- Możesz się uspokoić. Jeśli na coś się decyduję,
nie rezygnuję z byle powodu.
- Wiem.
Właśnie to najbardziej martwiło Spence'a, ale nie
zamierzał mówić o tym córce.
Ugryzła rogalik, uśmiechnęła się lekko. Wiedziała,
jak zmienić niewygodny temat.
- Powiedz, jak chcecie przebudować kuchnię -
poprosiła.
Ojciec westchnął, jego przystojna twarz nieco po
bladła.
- Ja się do tego nie wtrącam. - W panice rozejrzał
się po kuchni, przeczesał palcami lekko siwiejące
włosy. - Twoja matka uparła się, żeby wszystko tutaj
zmienić. To nowe, tamto nowe. A ten Brody O'Cqn-
nell jeszcze jej przytakuje i podsuwa nowe pomysły.
Czy tej kuchni czegoś brakuje?
- Może chodzi o to, że od ponad dwudziestu lat
nic się w niej nie zmieniło.
- No i co z tego? Komu to przeszkadza? Kuchnia
NORA ROBERTS Pasja życia
ROZDZIAŁ PIERWSZY Osobiście wszystkiego dopilnuję, postanowiła. Każdy drobiazg będzie dokładnie taki, jak to sobie wymarzyłam. Marzenia jednak się spełniają. Nie miała zamiaru zadowolić się czymś, co nie będzie dokładnie takie, jak być powinno. Uważała to za niepotrzebną stratę czasu. Kate Kimball nie uzna wała strat. Miała dwadzieścia pięć lat i więcej doświadczeń życiowych aniżeli większość ludzi na starość. Kiedy inne młode panienki chichotały na widok chłopców i zamartwiały się wymaganiami aktualnej mody, ona jeździła do Paryża i Bonn, nosząc piękne kostiumy i robiąc oszałamiające rzeczy. Tańczyła na królewskich dworach, jadała z książę tami, piła szampana w Białym Domu, płakała z rado ści i ze zmęczenia w moskiewskim teatrze Bolszoj. Zawsze przy tym odczuwała wdzięczność dla rodzi ców i całej swej wielkiej rodziny, która popierała jej wszystkie życiowe zamierzenia. To im zawdzięczała wszystko, co osiągnęła. Jak daleko sięgała pamięcią, zawsze marzyła o tań cu. Jej brat Brandon twierdził, że taniec stał się jej obsesją. Kate musiała przyznać, że Brandon doskona-
6 PASJA ŻYCIA le to określił. Uważała, że obsesja to nic złego. Oczy wiście pod warunkiem, że obsesja jest twórcza i że nie pozostawia się jej przypadkowi. Kate ciężko pracowała nad swoją obsesją. Poświę ciła baletowi dwadzieścia lat ćwiczeń, nauki, radości i bólu. Nie tylko ona się poświęcała, jej rodzice także. Kate wiedziała, że niełatwo im przyszło pozwolić swej najmłodszej córeczce wyjechać do szkoły bale towej w Nowym Jorku. A jednak pozwolili, a potem we wszystkim jej pomagali i zawsze podtrzymywali na duchu. To prawda, że ryzyko nie było wielkie. Wprawdzie Kate opuściła spokojne miasteczko w Wirginii Za chodniej i wyjechała do wielkiego miasta, ale w tym wielkim mieście także otaczała ją troskliwa opieka rodziny. Ale nawet gdyby nie mieli tam żadnej rodzi ny, rodzice i tak pozwoliliby jej wyjechać. Przecież ją kochali i mieli do niej zaufanie. Ciężko pracowała, ćwiczyła i tańczyła. Gdy przy jęto ją do zespołu Davidova i po raz pierwszy wystą piła na scenie, cała rodzina w komplecie zasiadła na widowni. Przez sześć lat Kate była zawodową tancerką. Po znała światła sceny i czar muzyki pokonujący najwię kszą nawet tremę. Podróżowała po całym świecie, wcieliła się w Giselle, Aurorę, Julię i wiele innych postaci. Żadna chwila z tych sześciu lat nie została zmarnowana. Dlaczego więc zdecydowała się zrezygnować
PASJA ŻYCIA 7 z dalszej kariery, porzucić scenę? Najpierw sarna nie bardzo wiedziała, a potem zrozumiała, że pragnie wrócić do domu. Chciała zacząć żyć, żyć naprawdę. Uwielbiała ta niec, lecz nagle zdała sobie sprawę, że pochłonął wszystkie inne aspekty jej osobowości. Lekcje, próby, przedstawienia, podróże, prasa i telewizja. Wielki świat, całkiem nieprawdziwy. Tak więc zapragnęła normalnego życia, zachciało jej się domu. Poczuła też, że powinna dać światu coś w zamian za całą radość, jakiej doświadczyła. Posta nowiła założyć szkołę tańca. O to, czy będzie miała uczniów, nie bała się ani trochę. Nazywała się Kim ball, a w jej mieście to nazwisko znaczyło bardzo dużo dla tych wszystkich, których interesował taniec. Wkrótce, obiecywała sobie, już wkrótce sama szkoła też zacznie coś znaczyć. Na pewno będę miała kogo uczyć. Obróciła się na pięcie, rozejrzała po wielkiej, dud niącej echem sali. Tak, nadszedł czas na nowe marze nia. Nowa obsesja Kate nosiła nazwę: Szkoła Tańca Kate Kimball. Miała się stać nowym wyzwaniem i dać takie samo spełnienie jak praca na scenie. Kate podparła się pod boki i oglądała ponure szare ściany. Wiedziała, że wkrótce znów będą białe. Czy sta przestrzeń, na której zawisną fotografie tych naj większych. Nuriejew, Fontayne, Barysznikow, Davi- dov, Bannion. Wzdłuż dwóch długich ścian bocznych umocuje się drążki, a za nimi olbrzymie lustra. To nie próż-
8 PASJA ŻYCIA ność, lecz konieczność. Tancerz musi widzieć każdy, nawet najdrobniejszy ruch, każdy łuk, każde wygięcie ciała. Ono czuje, co robi, ale trzeba widzieć, by do prowadzić ruch do perfekcji. To właściwie nie lustro, tylko okno, pomyślała Kate. Okno, przez które się wygląda, żeby zobaczyć taniec. Stary strop trzeba naprawić albo wymienić. Nie wiedziała jeszcze, co będzie najlepsze. Ogrzewanie... Roztarta zziębnięte dłonie. Tak, ogrzewanie na pewno trzeba wymienić, podłogi wycyklinować i wypolero wać. Potem jeszcze tylko oświetlenie, kanalizacja... Trzeba będzie przejrzeć instalację elektryczną. Pomyślała z miłością o dziadku. Zanim przeszedł na emeryturę, choć właściwie jeszcze nie całkiem, był świetnym stolarzem, toteż Kate wiedziała co nieco o tym, jak się przeprowadza remont kapitalny. Posta nowiła dowiedzieć się więcej, wypytywać o wszyst ko, zrozumieć. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak to będzie. Zgięła się w głębokim ukłonie, wyprostowała i jesz cze raz się skłoniła. Spinka się poluzowała, wysunęło się spod niej kilka pasemek upiętych w kok czarnych grubych włosów. Gdyby je rozpuścić, sięgałyby do pasa. Kate lubiła ten swój romantyczny, trochę dziki wygląd, ale tylko na scenie. Miała ciemną cerę, tak jak jej matka, i wystające kości policzkowe, a szare oczy i podbródek odziedzi czyła po ojcu. Ta niezwykła kombinacja składała się na obraz tajemniczej Cyganki, syreny, królewny z bajki. Mężczyźni widzieli w Kate tylko delikatność
PASJA ŻYCIA 9 formy, uważali ją za subtelną romantyczkę. Nikt nie spodziewał się po niej silnej woli, nadludzkiej wy trwałości ani stalowych mięśni. - Kiedyś zastygniesz w tej pozycji i do końca ży cia będziesz musiała skakać jak żaba. Kate wyskoczyła w górę, otworzyła oczy. - Brandon! - zawołała. Przebiegła przez wielką salę i rzuciła mu się na szyję. - Skąd się tu wziąłeś? Na długo przyjechałeś? Brat był od niej zaledwie o dwa lata starszy. Ta całkiem przypadkowa różnica w datach urodzenia sprawiła, że ciągle ją dręczył, kiedy oboje byli jeszcze mali. Zupełnie inaczej niż Frederica, ich wspólna przyrodnia siostra. Była od nich o wiele starsza, ale nigdy nie wynosiła się z tego powodu, nigdy im nie dokuczała. A jednak to Brandon był największą miło ścią Kate. - Na które pytanie mam odpowiedzieć najpierw? - Śmiejąc się, odsunął ją od siebie. - Jesteś strasznie chuda. - A ty gruby. - Pocałowała go z głośnym cmok nięciem. - Rodzice nic mi nie mówili, że masz przy jechać do domu. - Nie wiedzieli. Ale usłyszałem, że zamierzasz się tu osiedlić, więc pomyślałem sobie, że trzeba cię mieć na oku. - Rozejrzał się po wielkim, brud nym pokoju, zwrócił oczy ku niebu. - Niestety, spóźniłem się. - Tu będzie cudownie, zobaczysz. - Być może. Na razie jest strasznie. - Objął ją
10 PASJA ŻYC1A ramieniem. - A więc królowa tańca chce zostać na uczycielką. - Będę świetną nauczycielką. Dlaczego nie jesteś w Portoryko? - Nie można grać w piłkę przez dwanaście miesię cy w roku. - Brandon! - przywołała go do porządku. - Paskudny ślizg na drugą bazę. Naciągnąłem ścięgno. - Czy to bardzo źle wygląda? Byłeś u lekarza? A może... - Dajże spokój, Katie. To nic wielkiego. Przez kilka miesięcy będę na liście kontuzjowanych. Wrócę do formy, nim zaczną się wiosenne treningi, ale do wiosny będę miał sporo wolnego czasu. Pokręcę się tu trochę i zmienię twoje życie w prawdziwe piekło. - No tak, to rzeczywiście zrekompensuje ci utra cone mecze. Chodź, pokażę ci dom - powiedziała. I popatrzę sobie, jak chodzisz, pomyślała. - Moje mieszkanie będzie na górze. - Z wyglądu tego sufitu wnioskuję, że twoje mie szkanie w każdej chwili może się znaleźć na dole. - Nie jest taki słaby, jak ci się zdaje. - Machnęła ręką, jakby odpędzała natrętną muchę. - Jest tylko brzydki, ale to przejściowe. Mam wielkie plany. - Zawsze masz jakieś plany, i wszystkie wielkie. Poszedł z nią, lekko utykając na lewą nogę. Prze szli przez wielką salę i weszli do małego holu, w któ rym opadał tynk, ukazując gołą ścianę z cegieł. Skrzy piące schody zaprowadziły ich na piętro zamieszkane
PASJA ŻYCIA 11 w tej chwili przez myszy, pająki i inne robactwo, o którym Brandon nie chciał nawet myśleć. - Kate, ten dom... - Ma charakter i mocne mury - dokończyła sta nowczo. - Zbudowano go przed wojną domową. - A nie w epoce kamienia łupanego? - Brandon lubił rzeczy znajdujące się w należytym porządku. Jak na przykład boisko do baseballu. - Masz pojęcie, ile cię będzie kosztowało doprowadzenie tego miejsca do stanu używalności? - Mam pojęcie. A dokładnie się dowiem, kiedy będę rozmawiać z przedsiębiorcą budowlanym. Ten dom jest mój, Brand! Pamiętasz, jak chodziliśmy tędy z Freddie, kiedy byliśmy mali? - Jasne. Był tutaj bar, potem jakiś warsztat czy coś w tym rodzaju, potem. - Tu było wiele rzeczy - przerwała mu Kate. - Za częło się w dziewiętnastym wieku od gospody. Nikt tego domu specjalnie nie szanował, ale ja zawsze chciałam tutaj mieszkać. Wyobrażałam sobie, że wy glądam przez te wspaniałe wysokie okna, biegam po pokojach... Zaczerwieniła się, jej oczy stały się ciemne, prawie czarne. Był to widomy znak, że zaparła się i nie po puści. - Marzenia ośmioletniej dziewczynki nie mogą zmusić dorosłej kobiety do kupowania ruiny. - Masz rację. Wcale nie musiałam kupować tego domu. To zbieg okoliczności. Kiedy wiosną przyje chałam odwiedzić rodziców, zobaczyłam, że dom wy-
12 PASJA ŻYCIA stawiono na sprzedaż. Od tamtej pory po prostu nie mogłam go zapomnieć. Nawet w Nowym Jorku wciąż o nim myślałam. Chodziła po pokoju. Widziała go takim, jakim bę dzie za kilka miesięcy. Widziała lśniące parkiety, czy ste, mocne ściany. - Naprawdę masz pokręcone w głowie. Kate wzruszyła ramionami. - Teraz jest mój. Wiedziałam o tym, kiedy tylko weszłam do środka. Czy ty nigdy nie czułeś czegoś podobnego? Pewnie, że czuł. Poczuł to, kiedy po raz pierwszy wszedł na boisko. Zapewne gdyby wtedy z kimś na ten temat porozmawiał, usłyszałby, że wszyscy chłop cy marzą o zawodowej grze w baseball, ale tylko nie licznym się udaje, więc lepiej zająć się czymś bardziej realnym. Ale nikt z jego rodziny nigdy mu nic takiego nie powiedział. Ani rodzice, ani nikt inny nigdy nie namawiał go do rezygnacji z marzeń. Tak samo jak nie żądano od Kate, by wyrzekła się baletu. - Chyba czułem - przyznał się Brandon. - Prob lem w tym, że to wszystko dzieje się zbyt prędko. Przyzwyczaiłem się, że ty działasz powoli i z namy słem. - To się nie zmieniło. - Uśmiechnęła się do niego. - Kiedy postanowiłam odejść z baletu, wiedziałam, że będę uczyć tańca. Wiedziałam, że właśnie w tym domu chcę założyć szkołę. Moją własną szkołę. Ale przede wszystkim chciałam wrócić do domu. - W porządku. - Przytulił ją, pocałował w czoło.
PASJA ŻYCIA 13 - Wobec tego tak się stanie. Ale na razie lepiej stąd chodźmy. Zimno tu jak w psiarni. - Nowe ogrzewanie jest pierwszą pozycją na liście moich inwestycji. Brandon raz jeszcze rozejrzał się po wielkim, straszliwie zrujnowanym domu. - To chyba bardzo długa lista - mruknął. Szli ulicą, po której hulał grudniowy wiatr. Kate czuła w powietrzu śnieg, a właściwie delikatną zapowiedź opadów śniegu. Wystawy sklepowe już były przystrojone świątecznie. Wszędzie było pełno mikołajów o czerwonych policzkach, kolorowych ża rówek, fruwających reniferów i śniegowych bałwa nów. Ale najlepszy z najlepszych był - jak zwykle - sklep z zabawkami. W witrynie stały miniaturowe sa neczki, olbrzymie pluszowe miśki w śmiesznych czapkach, lalki wystrojone jak na bal, lśniące czerwo ne ciężarówki i pałace z drewnianych klocków. Wspaniały bałagan, jak przy każdej dobrej zabawie. Kate i Brandon weszli do środka, rozdzwoniły się wesołe dzwoneczki. Klienci przechadzali się po sklepie, jakiś brzdąc wściekle walił w ksylofon. Annie Maynard, sprze dawczyni, właśnie pakowała do pudełka wielkiego pluszowego psa. - To jedna z moich ulubionych zabawek - mówiła do klientki. - Na pewno bardzo się dziecku spodoba. Przewiązała pakunek czerwonym sznureczkiem,
14 PASJA ŻYCIA spojrzała znad okularów na nowo przybyłych i aż pisnęła z radości. - Brandon! Tasz! Zobacz, kto przyszedł. Chodź, daj mi buzi, moje ty kochanie. Brandon wszedł za ladę, pocałował ją w policzek. Annie chwyciła się za serce. - Od dwudziestu pięciu lat jestem mężatką - po wiedziała do klientki - ale ten chłopiec zawsze spra wia, że znów czuję się jak panienka. Wesołych świąt. Zaczekaj, pójdę po twoją matkę. - Ja po nią pójdę. - Kate uśmiechnęła się. - Bran don niech lepiej zostanie tutaj. Będzie mógł sobie z tobą poflirtować. - Dobrze. - Annie puściła do niej oko. - Nie spiesz się za bardzo. Brandon czaruje kobiety, odkąd skończył pięć lat, myślała z rozrzewnieniem Kate. A raczej odkąd się urodził, poprawiła się w myślach, wędrując pomiędzy półkami pełnymi zabawek. I wcale nie dlatego, że jest zabójczo przystojny. W każdym razie nie tylko z tego powodu. I nie tylko z powodu czaru, jaki wokół siebie roztacza, kiedy ma dobry humor. Kate już dawno doszła do wniosku, że wszystkie mu winne są feromony. Niektórzy mężczyźni nie mu szą nic robić, a kobiety i tak za nimi szaleją. Nie wszystkie, ale zdecydowana większość. Kate należała do mniejszości. Mężczyzna musiał mieć w sobie coś więcej niż tylko wygląd, czar i seks- apil, żeby się nim zainteresowała. Może dlatego, że znała wielu takich, na których miło było popatrzeć...
PASM ŻYCIA 15 i na tym koniec. Nie mieli nic prócz pięknej powłoki. Jak sklepowe manekiny. Weszła do działu z samochodzikami i oniemiała. Stojący tam mężczyzna na pewno nie był maneki nem. Owszem, był przystojny, ale bardzo męski. Ide alne uosobienie męskości. Sto osiemdziesiąt pięć cen tymetrów wzrostu w przepięknym opakowaniu, po myślała Kate. Była tancerką, toteż jak mało kto potrafiła ocenić wspaniałe ciało. Ciało tego człowieka, który właśnie w tej chwili oglądał rzędy miniaturowych pojazdów, było opakowane w spłowiałe dżinsy, flanelową ko szulę i starą dżinsową kurtkę, stanowczo za lekką jak na tę porę roku. Jego buty wyglądały na bardzo solidne i bardzo stare. Kate nigdy przedtem nie przyszło do głowy, że znoszone buty mogą być pociągające. No i te włosy: ciemne z jasnymi pasemkami, oka lające szczupłą twarz o ostrych konturach, pełne usta... Sprawiały wrażenie, jakby to była jedyna miękka część jego ciała. Nos miał prosty i długi, pod bródek kanciasty, a oczy... Właściwie nie mogła dostrzec jego oczu, nawet ich koloru, bo widok zasłaniały jej rzęsy. Ale wyobraziła sobie, że są niebieskie. Sięgnął po jedną z zabawek i wtedy Kate zwróciła uwagę na jego dłonie. Duże, szerokie, silne. Zaczęła sobie wyobrażać, całkiem niewinnie, oczywiście... No i potknęła się. Łoskot spadających autek obudził ją z rozmarzenia
16 PASJA ŻYCIA i sprawił, że nieznajomy się odwrócił, Oczy miał zie lone, intensywnie zielone. - Ale się narobiło... - Uśmiechnęła się do niego i śmiejąc się z samej siebie, przykucnęła, by pozbie rać autka. - Mam nadzieję, że nikt nie jest ranny. - Na szczęście mamy karetkę pogotowia. Na wszelki wypadek. - Przykucnął obok Kate, wziął do ręki lśniący białym lakierem model ambulansu. - Dziękuję. Jeśli zdążymy to posprzątać, zanim zjawią się tutaj gliny, to może nie wlepią mi mandatu i skończy się tylko na ostrzeżeniu. - Pomyślała, że ten mężczyzna nie tylko świetnie wygląda, ale także bar dzo dobrze pachnie. Drewnianymi wiórami i jeszcze czymś. Mężczyzną! Specjalnie tak się ustawiła, żeby musiał ją trącić kolanem. - Często tu przychodzisz? - No. - Spojrzał na nią uważnie. Od razu zauwa żyła w jego oczach błysk zainteresowania. - Chłopcy nigdy nie wyrastają ze swoich zabawek. - Podobno. A ty czym lubisz się bawić? Zdziwił się. Nieczęsto się zdarza spotkać taką pięk ną, bezpośrednią kobietę. Zwłaszcza w sklepie z za bawkami. Mało brakowało, a zacząłby się jąkać, a po tem zrobiłby coś, czego nie robił od lat: powiedziałby coś, zanim by pomyślał. - Zależy, w co się bawię. A ty w co się bawisz? Roześmiała się, odgarnęła kosmyk włosów z czoła. - Och, ja lubię różne gry. Zwłaszcza te, w których wygrywam. Chciała wstać, ale on zrobił to szybciej. Wyprosto wał te swoje długie nogi, wyciągnął do niej rękę. Kate
PASJA ŻYCIA 17 uchwyciła się jej. Dłoń była twarda i silna. Taka, jaka powinna być dłoń mężczyzny. - Jeszcze raz dziękuję. Mam na imię Kate. - Brody. - Podał jej mały niebieski samochodzik. - Chcesz kupić auto? - Nie dzisiaj. Tak sobie oglądam wszystko. Może coś mi wpadnie w oko... - Znów się uśmiechnęła. Brody z największym trudem powstrzymał się od gwizdania. Kobiety czasami go podrywały, ale nigdy tak jawnie. On zresztą nie zwracał na nie uwagi. Nie był z kobietą od... No cóż, stanowczo za długo. - Kate. - Oparł się o półkę. Pomyślał, że to nawet zabawne, gdy ciało tak szybko przypomina sobie od powiednie ruchy, jakby nigdy tego rytuału nie przery wało. - Może byśmy... - Katie! Nie wiedziałam, że przyszłaś. - Natasza Kimball szybko szła przez sklep. Niosła olbrzymią zabawkę: samochód z gruszką do cementu. - Mam dla ciebie niespodziankę - oznajmiła Kate. - Uwielbiam niespodzianki, ale najpierw obo wiązki. Proszę, Brody, tak jak obiecałam. Przywieźli to w poniedziałek i odłożyłam dla ciebie. - Fantastyczna. - Dwuznaczny uśmieszek ustąpił miejsca uśmiechowi zadowolenia. - Rewelacyjna. Jack zwariuje z radości. - Ta firma robi zabawki z wielką dbałością o szczegóły. Tym autem będzie się bawił przez kilka lat, a nie tylko przez pierwszy tydzień po Gwiazdce. Widzę, że już poznałeś moją córkę. - Natasza przytu liła do siebie Kate.
18 PASJA ŻYCIA Brody oderwał wzrok od samochodu. - To jest pani córka? A więc to jest ta tancerka, pomyślał. Dlaczego od razu się nie domyśliłem? Przecież to widać. - Poznaliśmy się przed chwilą. Przy okazji nie wielkiego wypadku samochodowego. - Kate wciąż się uśmiechała. Na pewno tylko jej się zdawało, że poczuła chłód. - Jack to twój siostrzeniec? - To mój syn. - Ach, tak. - W wyobraźni zrobiła wielki krok do tyłu. Ależ ten facet jest bezczelny, pomyślała. Ma żonę, a mimo to śmie ze mną flirtować! Bo to przecież nie ma żadnego znaczenia, kto pierwszy zaczął. Ja nie mam męża, więc mi wolno. - Na pewno bardzo mu się spodoba - powiedziała, tym razem chłodno. Odwróciła się do matki. - Ma mo... - Wiesz, Kate, opowiedziałam Brody'emu o two ich planach. Pomyślałam sobie, że mógłby rzucić okiem na ten twój dom. - Po co? - Brody ma firmę budowlaną i doskonale zna się na stolarce. To właśnie on w zeszłym roku wyremon tował gabinet twojego ojca. I obiecał przyjrzeć się mojej kuchni. Moja córka zawsze musi mieć wszyst ko, co najlepsze - wyjaśniła Brody'emu Natasza. Oczy jej się śmiały. - Więc oczywiście pomyślałam o tobie. - Jestem bardzo zobowiązany.
PASJA ŻYCIA 19 - Niepotrzebnie. Polecam jej ciebie, ponieważ wiem, że robisz bardzo dobrą robotę za rozsądną cenę. - Uścisnęła jego rękę. - Oboje ze Spence'em będzie my ci bardzo wdzięczni, jeśli zechcesz się tym zając. - Po co ten pośpiech, mamo? Ale, ale, czy wiesz, że znalazłam w tym starym domu coś dziwnego? Jest przy wejściu i czaruje Annie. - Co takiego? Brandon? Dlaczego mi nie powie działaś? Natasza wybiegła z działu motoryzacyjnego. - Miło cię było poznać - powiedziała Kate. - Mnie także. Jak będziesz chciała mi pokazać ten budynek, to do mnie zadzwoń. - Oczywiście. - Ustawiła na półce mały samocho dzik, który od niego dostała. - Twojemu synowi na pewno spodoba się ta betoniarka. Czy to twoje jedyne dziecko? - Tak. Mam tylko Jacka. - Na pewno oboje z żoną poświęcacie mu bardzo dużo czasu. Ja też nie mam go zbyt wiele. Przepra szam, ale... - Matka Jacka zmarła cztery lata temu. Ale ja rzeczywiście poświęcam mu wiele czasu. Uważaj na zakrętach, Kate. - Wpakował sobie pod ramię pudeł ko z betoniarką i odszedł. - Ale się narobiło - mruknęła Kate. - Strasznie się wygłupiłam. Zdaniem Brody'ego największą zaletą posiadania własnego przedsiębiorstwa była niezależność. Prowa-
20 PASJA ŻYCIA dzenie firmy nie raz przysparzało mu bólu głowy: sterty dokumentów, odpowiedzialność, szukanie za mówień. Ale niezależność, zwłaszcza możliwość do wolnego dysponowania czasem, rekompensowała wszystkie niedogodności. Przez ostatnie sześć lat Brody miał tylko jeden priorytet. Na imię mu było Jack. Schował betoniarkę do furgonetki i pojechał do klienta sprawdzić, jak postępują roboty remontowe. Potem jeszcze zadzwonił do dostawcy, by mu przypo mnieć, jakich materiałów będzie koniecznie potrze bował na jutro, zawiózł potencjalnemu klientowi orientacyjny kosztorys remontu łazienki i wrócił do domu. W poniedziałki, środy i piątki przyjeżdżał do domu przed szkolnym autobusem. We wtorki i czwartki oraz w razie nieprzewidzianych komplikacji Jacka dostarczano do państwa Skully, gdzie spędzał popo łudnie na zabawie ze swym najlepszym przyjacielem Rodem. Oczywiście pod bacznym okiem Beth Skully, matki Roda. Brody był bardzo wdzięczny Beth i Jerry'emu Skullym. Ich dom stał się miejscem, w którym Jack mógł bezpiecznie i szczęśliwie spędzać czas, gdy nie miał się kto nim zająć we własnym domu. W ciągu tych dziesięciu miesięcy, jakie minęły od ich powrotu do Shepherdstown, Brody niemal codziennie myślał o tym, jak spokojnie żyje się w małym mieście. Miał trzydzieści lat i wciąż nie mógł się nadziwić tamtemu młodemu mężczyźnie, który zaledwie dzie-
PASJA ŻYCIA 21 sieć lat temu uciekał z tego miasteczka tak szybko aż się za nim kurzyło. No i chwała Bogu, pomyślał, skręcając w ulicę przy której stał jego dom. Gdybym stąd nie wyjechał gdybym nie chciał tak bardzo zostawić swogo śladu gdzieś indziej, nigdy bym się nie nauczył tego wszyst- kiego, co umiem, nigdy nie poznałbym życia tak jak je poznałem. Nie spotkałbym Connie i nie miałbym Jacka. Jego życie zatoczyło pełne koło. Prawie pełne ,bo jeszcze nie pogodził się całkiem z rodzicami,choć i w tej sprawie zrobił już pewne postępy, A raczej zrobił je Jack. Ojciec Brody'ego nadal miał żal do syna, ale nie potrafił się oprzeć wnukowi. Brody patrzył na las rosnący po obu stronach szosy Z ołowianego nieba powoli spłynęło na ziemię kilka płatków śniegu. Dobrze, że wróciłem, pomyślał. To dobre miejsce na wychowywanie chłopca. Lepiej dla nas obu że wyjechaliśmy z dużego miasta, że zaczęliśmy wszys- ko od nowa tutaj, gdzie mamy rodzinę. Jack ma tu babcię i dziadka. Są całkiem zwyczajni, ale kochają go za to, jaki jest, widzą w nim małego chłopca a nie pamiątkę po nieodżałowanej stracie. Skręcił w swoją uliczkę, zawrócił, wyłączył silnik Autobus nadjedzie za chwilę, wyskoczy z niego Jack podbiegnie do furgonetki i wdrapie się do kabiny.Od razu zacznie opowiadać o wszystkim, co mu się przy- darzyło tego dnia w szkole. Szkoda, że ja mu nie mogę opowiedzieć o wszys-
22 t PASJA ŻYCIA kim, co mnie spotkało, pomyślał nieco ubawiony Brody. Przecież nie może powiedzieć sześcioletniemu sy nowi, że po raz pierwszy od wielu lat jakaś kobieta zrobiła na nim wrażenie. I to nie byle jakie. Musi sobie sam z tym poradzić, sam musi się zastanowić, co z tym fantem zrobić. Naprawdę długo obywał się bez kobiet. Zresztą co w tym złego, że znów zaczął o nich myśleć, że znów jedną z nich zauważył? Zwłaszcza że ta kobieta nie krępowała się zrobić pierwszego kroku. Czemu by nie, myślał. Krótki taniec godowy, kilka cywilizowanych randek, a potem już nieco mniej cywilizowany seks. Każdy dostałby to, czego chce, i nikt by na tym nie ucierpiał. Mruknął coś pod nosem, roztarł zesztywniały kark. Dobrze wiedział, że nigdy nie jest tak idealnie, że zawsze ktoś traci, może nawet cierpi. A jednak zaryzykowałby, gdyby nie chodziło o Kate Kimball, ukochaną córeczkę Nataszy i Spence'a Kim- ballów. Już raz popełnił ten błąd i nie zamierzał go powtarzać. Dużo wiedział o Kate. Primabalerina, ulubienica wyższych sfer, jedna z najjaśniejszych gwiazd na fir mamencie nowojorskiego światka artystycznego. A Brody wolałby dać sobie wyrwać wszystkie zęby za jednym zamachem, niż oglądać przedstawienie ba letowe. Dość miał ukulturalniania, jakie musiał przejść podczas trwania swego krótkiego małżeń stwa.
PASJA ŻYCIA 23 Connie była wyjątkową kobietą. Naturalna mimo otaczającej ją pompatycznosci. A jednak było mu ciężko. Nie wiedział, jak długo jeszcze chciałoby im się wspólnie wyrąbywać drogę przez tę towarzyską dżunglę. Bardzo kochał Connie, lecz życie z nią nauczyło go, że łatwiej się żyje, gdy żyje się wśród swoich, a jeszcze łatwiej, gdy mężczyzna unika wszelkich po ważnych związków z kobietami. Dobrze się stało, że nam przerwano, nim zdążyłem zaprosić Kate Kimball na randkę, pomyślał. Wielki żółty autobus zatrzymał się z jękiem hamul ców, włączył światła awaryjne. Kierowca zasalutował żartobliwie. Brody oddał salut i patrzył, jak jego do mowa błyskawica wystrzeliwuje z autobusu. Jack był niedużym chłopcem, lecz uwagę przyku wały jego wielkie stopy, jakby na wyrost. Miał roze śmianą okrągłą buzię, zielone oczy, takie same jak Brody, i niewinny uśmiech małego dziecka. A kiedy ściągał czerwoną narciarską czapeczkę, a robił to, kiedy tylko mógł, wyskakiwała spod niej burza bar dzo jasnych włosków. Był już prawie przy samochodzie ojca, gdy nagle zwolnił biegu, odchylił głowę do tyłu i próbował schwytać na język jeden z leniwie spadających z nie ba płatków śniegu. Brody patrzył na syna, czuł, jak serce wzbiera mu miłością. Ta miłość była w jego życiu najważniejsza, ona zajmowała mu najwięcej czasu. Nie chciał tego zmieniać.
24 PASJA ŻYCIA Drzwi furgonetki otworzyły się gwałtownie i już po chwili roześmiany chłopczyk wdrapywał się na siedzenie obok kierowcy. Przywodził na myśl roz radowanego szczeniaka o zbyt wielkich łapach. - Cześć, tato! Śnieg! Może napada dwa metry i nie będzie lekcji, i ulepimy w ogródku milion bałwanów, i pójdziemy na sanki. - Rozpierająca go radość życia nie pozwalała ani chwili usiedzieć spokojnie na miej scu. - Pójdziemy? - Jak tylko napada dwa metry śniegu, natychmiast zaczniemy lepić pierwszego z miliona bałwanów. - Słowo? - Słowo honoru - odparł Brody. Dotychczas nigdy nie złamał danego synowi słowa i miał nadzieję, że tak będzie zawsze. - Fajnie. Wiesz co? - Co takiego? - Brody włączył silnik, jechał po woli w stronę domu. - Do Gwiazdki zostało tylko piętnaście dni, a pani Hawkins powiedziała, że jutro będzie już tylko czter naście, a czternaście dni to dwa tygodnie. - To chyba znaczy, że jeśli od piętnastu odejmie my jeden, to zostanie czternaście. - Naprawdę? - Jack aż oczy otworzył ze zdumie nia, ale nie chciał się tym teraz zajmować. Miał waż niejsze sprawy na głowie. - Za dwa tygodnie jest Gwiazdka, a babcia mówi, że czas szybko ucieka, więc właściwie Gwiazdka jest już teraz. - Właściwie tak. Brody zatrzymał auto przed starym dwupiętrowym
PASJA ŻYCIA 25 domem. Wiedział, że przyjdzie dzień, gdy cały dom zostanie wyremontowany, ale na razie jest jaki jest. Najważniejsze, że daje się w nim mieszkać. - Jeśli właściwie już jest Gwiazdka, to może mógłbym dzisiaj dostać prezent. - Bo ja wiem... - Brody udawał, że się zastana wia. - Całkiem nieźle to sobie wymyśliłeś, ale nie dostamesz dziś prezentu. Musisz poczekać do Gwiazdki. -Ojej. - Ojej - powtórzył Brody tym samym żałosnym tonem, a potem się roześmiał i porwał synka na ręce. - Ale jeśli dasz mi buzi, to zrobię na kolację Wspania łą Magiczną Pizzę 0'Connellów. - Fajnie! - Jack przytulił się do ojca, pocałował go w policzek. Brody'emu już nic więcej do szczęścia nie brako wało.
ROZDZIAŁ DRUGI - Denerwujesz się? - Spencer Kimball przyglądał się, jak córka nalewa kawę do filiżanki. Wyglądała jak zwykle świetnie. Burzę czarnych włosów zaczesała w koński ogon, który sięgał do po łowy pleców. Ciemnoszare spodnie i żakiet doskonale na niej leżały. Była bardzo piękna. I dorosła. Spence nie rozu miał, dlaczego tak mu ciężko na sercu za każdym razem, kiedy zdaje sobie sprawę, że jego dzieci są już dorosłe. - Dlaczego miałabym się denerwować? Chcesz je szcze trochę kawy, tato? - Tak, proszę. - Podsunął swój kubek. - Dlacze go? - powtórzył. - To ważny dzień w twoim życiu. Za kilka godzin staniesz się właścicielką domu. Za czniesz doświadczać wszystkich radości i smutków, jakie się z tym wiążą. - Nie mogę się doczekać. - Kate usiadła przy stole i zaczęła dłubać w rogaliku, który sobie przygotowa ła. - Dokładnie sobie to wszystko przemyślałam. - Jak zwykle. - Aha. Może nie powinnam angażować w tę in westycję tak dużej części oszczędności, ale widzisz, 1
PASJA ŻYCIA 27 tatku, ja dość mocno stoję na nogach i nie planuję kłopotów finansowych. Co najmniej na trzy najbliż sze lata. - Wiem. - Spence przyglądał się córce. - Masz smykałkę do interesów. Zupełnie jak twoja matka. - A po tobie odziedziczyłam dar nauczania. W Nowym Jorku czasami dawałam lekcje tańca. Cał kiem nieźle sobie radziłam. - Dolała do kawy troszkę śmietanki. - Ale swoją szkołę będę miała tutaj. Kate odłożyła na talerz rogalik i wzięła do ręki kubek z kawą. - Nazwisko Kimball jest w naszym mieście sza nowane, a ja jestem bardzo znana w świecie tańca. Dwadzieścia lat ciężkiej pracy nie poszło na marne. - Na pewno masz rację. Westchnęła. Ojca nie można było oszukać. Znał ją na wylot. Był dla niej opoką, zawsze mogła się na nim oprzeć. - No dobrze, bardzo się denerwuję - przyznała. - Wiesz, jak to jest, kiedy człowiek czuje jakby łasko tanie w żołądku? - Wiem. - Ostatni raz tak się denerwowałam, kiedy po raz pierwszy w życiu miałam zatańczyć solo na prawdzi wej scenie. - To dlatego, że od tamtej pory nigdy nie wątpiłaś w swój talent. Teraz wchodzisz na nieznany teren, kochanie. - Położył dłoń na jej dłoni. - Masz prawo się denerwować. Prawdę mówiąc, niepokoiłbym się, gdyby było odwrotnie.
28 PASJA ŻYCIA - Niepokoisz się też, że popełniam wielki błąd. - Nie, to nie żaden błąd. - Lekko uścisnął jej dłoń. - Jeszcze tego nie wiesz, więc ci powiem, że ojcowie też się czasem czegoś boją. Ja na przykład trochę się boję, że za kilka miesięcy zatęsknisz za występami, że zacznie ci brakować zespołu i stylu życia, do jakiego przywykłaś. Jakaś część nnie wolałaby więc, żebyś jeszcze trochę zaczekała z decyzją o porzuceniu sce ny. Za to druga część bardzo się cieszy, że wróciłaś do domu. - Możesz się uspokoić. Jeśli na coś się decyduję, nie rezygnuję z byle powodu. - Wiem. Właśnie to najbardziej martwiło Spence'a, ale nie zamierzał mówić o tym córce. Ugryzła rogalik, uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, jak zmienić niewygodny temat. - Powiedz, jak chcecie przebudować kuchnię - poprosiła. Ojciec westchnął, jego przystojna twarz nieco po bladła. - Ja się do tego nie wtrącam. - W panice rozejrzał się po kuchni, przeczesał palcami lekko siwiejące włosy. - Twoja matka uparła się, żeby wszystko tutaj zmienić. To nowe, tamto nowe. A ten Brody O'Cqn- nell jeszcze jej przytakuje i podsuwa nowe pomysły. Czy tej kuchni czegoś brakuje? - Może chodzi o to, że od ponad dwudziestu lat nic się w niej nie zmieniło. - No i co z tego? Komu to przeszkadza? Kuchnia