galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony646 431
  • Obserwuję778
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań417 671

5 DUMA- Beast Behaving Badly -Laurenston Shelly-PL

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :5.0 MB
Rozszerzenie:pdf

5 DUMA- Beast Behaving Badly -Laurenston Shelly-PL.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI FANTASTYKA, FANTAZY PRIDE-DUMA-Laurenston Shelly
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 297 stron)

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6661 ROZDZIAŁ 1 Twarz uderzyła w ochronne szkło, krew prysła, gdy chrząstki popękały, a kości zostały zmiażdżone. Tłum wokół niej albo ryczał i wył z aprobatą, albo syczał i szczekał z dezaprobatą, zależy, której drużynie kibicowali. Ale Blayne Thorpe nie mogła zrobić nic. Zamiast tego tylko gapiła się na ogromną hybrydę, która dalej wciskała twarz biednego, pokaleczonego kotowatego w szkło, nie używając niczego poza kijem hokejowym i przytłaczającym rozmiarem. Słyszała, że urósł odkąd ostatnio go widziała niemal dziesięć lat temu, ale myślała, że mówiono o karierze mężczyzny a nie o rozmiarze. Choć jeśli chodzi o karierę, to pomniejszy obrońca z ligi zmiennokształtnych znikąd w Maine stał się jedną z największych gwiazd, jaką kiedykolwiek widziała liga graczy hokejowych zmiennokształtnych. Bo „Maruder” Novikov był jednym z pierwszych i kiedyś, jedynym hybrydą grającym w profesjonalnej drużynie hokejowej. Oczywiście, łaskawy był dla niego fakt, że nie był jedną z hybryd, których obawiano się najbardziej i, by być szczerym, bardziej niestabilnych psowatych hybryd jak Blayne, ale rzadkim produktem ubocznym mieszania gatunków. Szczegółowo: niedźwiedź polarny - lew. Albo, jak Blayne zawsze w tajemnicy o nim myślała, potężny niedźwiedzio-kot. Według Blayne to bardziej urocze imię niż niedźwiedź polarny - lew. Ale niedźwiedzie mieszające się z kotowatymi było rzeczą tak rzadką i niemal, cholera, nieistniejącą więcej niż dwadzieścia pięć lat temu, że nie mieli tak uroczych pseudonimów jak kojpsy dla kojoto-psów czy legrys albo tygew dla mieszanek lwów i tygrysów. Nie żeby Blayne widziała Novikova jako szczytowego reprezentanta nacji hybryd. Jak mogła? Reprezentował wszystko, czym gardziła w sportach. Gdzie duch drużyny? Lojalność? Nigdzie. W dziesięć lat Maruder stał się najbardziej znienawidzonym i budzącym lęk graczem w jakiejkolwiek lidze w Stanach, Azji i większości Europy. Chociaż w Rosji i Szwecji był ledwie uważany za „twardego jak na Amerykanina.” Na równi uwielbiany i budzący pogardę wśród fanów, Novikov był nienawidzony zarówno przez przeciwników jak i członków drużyny. Bo Novikov wyrobił sobie imię będąc tym, co Blayne mogła nazwać tylko byciem prawdziwym dupkiem na łyżwach. Jeśli stałeś mu na drodze, Novikov mógł cię albo zmusić do ruchu albo przejść po tobie. Jeśli miałeś jego krążek to zawsze, żeby ci go zabrać znalazł sposób, nawet jeśli to oznaczało permanentne uszkodzenia i ponowną nauka chodzenia dla przeciwników. Z tego co Blayne słyszała, nigdy nie miał przyjaznego słowa dla nikogo, nawet dla młodych i szczeniaków, którzy go czcili. Tracey, tygrysica, którą Blayne lubiła niemal tak bardzo jak jej najlepsza przyjaciółka, Gwen, nienawidziła, widziała Novikova podczas gry i błagała Blayne, żeby jakoś namówiła Gwen, aby ta zaprosiła ją na jeden z treningów jej wujów. W tamtym czasie, samce O’Neill prowadzili pomniejszą drużynę hokejową Philly Furors. Dwóch wujów Gwen było menadżerami, a sześciu kuzynów trenerami albo graczami. Chociaż Blayne była zaproszana wszędzie, gdzie byli O’Neillowie, Tracey nie mogła ryzykować pokazania się, nawet gdyby chciała. Chyba, że chciałaby, żeby Gwen i jej kuzynki skopały jej tyłek. Zabrało to trochę proszenia, błagania i skamlenia po stronie Blayne, ale w końcu Gwen się zgodziła, by Tracey przyszła na jeden z treningów. Pomysł był taki, żeby Tracey, nosząc mundurek szkoły katolickiej - odpowiednio dopasowany na poszkolne polowania na chłopców, poraziła hybrydę jej pięknem tygrysicy. Jeśli chodzi o Blayne wydawało się to solidnym planem. A Tracey, która nie była naprawdę nieśmiała, jeśli chodzi o takie rzeczy, wykonała swój ruch podczas jednej z przerw drużyny.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6662 Blayne ledwo to zauważyła, zajęta siedzeniem na ławce i pożeraniem kanapki z serem z restauracji należącej do niedźwiedzi po przeciwnej stronie ulicy. Była w połowie kanapki, kiedy poczuła się obserwowana. Bo też była. Spojrzała w górę żeby zobaczyć przeszywająco niebieskie oczy wpatrzone w siebie zza ochronnego szkła rozdzielającego siedzenia i lodowisko. Chociaż nic nie powiedział. Po prostu… patrzył. I ciągle patrzył - patrząc groźnie. Gapił się na nią, jakby ukradła mu portfel albo cięła brzytwą. Ciężko przełknęła kęs kanapki w swoich ustach i zastanawiała się czy zdoła dotrzeć do wyjścia zanim do niej dotrze. Wyglądał jakby chciał ją pożreć żywcem, a takie coś, jeśli chodzi o drapieżnika, nie było dobre. Szczególnie drapieżnika, który, jak głosiły plotki, pochodził od Czyngis-Chana ze strony matki i Kozaków ze strony ojca. Odkładając resztę kanapki, Blayne powoli wstała. Gdy to zrobiła, te niebieskie oczy śledziły każdy jej ruch. Patrzył jak podniosła plecak i ruszyła wzdłuż przejścia. Jechał na łyżwach na równi z nią, nieświadomy faktu, że O’Neillowie zauważyli jego zainteresowanie. Blayne dotarła do końca trybun i zeszłą schodami na wielki korytarz, przez który wjeżdżali gracze. Powoli, nie chcą go zaskoczyć, założyła paski plecaka na ramiona. Z torbą na plecach, spojrzała przez ramię jeszcze raz, oczekując zobaczyć Bo Novikova ciągle na lodzie. Nie było go tam. Był tuż za nią. Niebieskie oczy, ostre, gdy patrzył na nią z góry. I Blayne, jak zawsze, zniosła to ze zwykłymi dla siebie zdolnościami i subtelnością. Wrzasnęła jakby ktoś ją dźgał na śmierć i uciekła. Gwen wołała i pobiegła za nią, ale Blayne nie zatrzymała się aż wybiegła z budynku, przez ulicę i całą drogę do domu. Wpadła do domu ojca, zatrzaskując za sobą drzwi, zamykając je, stawiając pod nimi ulubione krzesło ojca i nawet boczny stolik. Pracowała nad podstawieniem pianina, gdy jej ojciec wszedł z tylnego ogródka. - Co robisz? - zapytał i Blayne była zmuszona się uspokoić, bo niewiele było rzeczy, które jej ojciec „tolerował” ze strony córki. A jej „irracjonalne bzdury” były na szczycie listy Zero Tolerancji. Odetchnąwszy głęboko, odparła: - Nic. Czemu? Jej ojciec nie wydawał się w to wierzyć, ale odpuścił. Jakkolwiek Tracey nie. Winiła Blayne za zniszczenie jej szansy na bycie przyszłą i bardzo bogatą partnerką gwiazdy hokeja. Tracey nigdy więcej się do niej nie odezwała, co bardzo uszczęśliwiło Gwen, podczas gdy Novikov jeszcze miesiąc spędził z pomniejszą ligą, zanim podpisał pierwszą umowę w głównej lidze. Nie widziała go od tamtego dnia i nie zawracała sobie głowy chodzeniem na mecze hokejowe, więc nie widziała jak gra. Ale słyszała o nim. Było niemożliwym być w pobliżu ludzi kochających ten sport i nie usłyszeć o Novikovie. Żeby zacytować jej ojca, który kochał sporty tak bardzo, że nawet oglądał w telewizji wpełni-ludzi: „Ten chłopak zdjąłby własną babcię, gdyby miała jego krążek.”. I jak zwykle, jej ojciec miał rację. Gdyby miała jakieś wątpliwości, co do tego stwierdzenia, wszystko, co musiała zrobić to dalej siedzieć na tym stadionie z pięcioma tysiącami innych zmiennokształtnych i obserwować jak okrutny barbarzyńca wgniata dużo mniejszego leoparda w lód. Bo mniejszy leopard zabrał jego krążek. Przeciwna drużyna, Charleston Butchers, próbowała powstrzymać Novikova, ale zrzucił ich z pleców jakby byli szczeniaczkami. Zawyła syrena i Novikov natychmiast zaprzestał tego, co robił, co jakoś czyniło go bardziej zimnokrwistym. Najnowszy gracz i łobuz New York Carnivores wstał. Już nie wyglądał jak mierzący sześć stóp i cal, ważący dwieście pięćdziesiąt funtów młody mężczyzna z wyglądem seryjnego mordercy. Nie. Teraz mierzył siedem stóp i cal1 , ważył trzysta siedemdziesiąt 1 215,9 cm

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6663 osiem funtów i wyglądał jak dorosły seryjny morderca.2 Na szczęście, nie widziała jego twarzy ani tych przerażających oczu, przez całą tę krew rozpryśniętą na ochronnym szkle, między pierwszymi siedzeniami Gwen i Blayne a lodowiskiem. Ale Novikov nie odszedł. Widziała, że tylko tam stał, twarzą w jej kierunku. „Nie pamięta mnie”, pomyślała desperacko. „Nie ma mowy, żeby mnie pamiętał.” Ciągle intonowała to w swojej głowie, gdy ręka w rękawiczce sięgnęła w górę i przetarła szkło. Krew się rozmazała, ale było dość czysto, żeby Novikov spojrzał przez szkło prosto na nią. Żuł gumę. Ona też. Zimne niebieskie oczy, które nie przeszły w złoto jak u większości lwów i lwich hybryd, spojrzały na nią lodowato. Blayne oddała spojrzenie. Tym razem nie ucieknie. Przeprowadziła badanie na temat seryjnych morderców. Nie żeby miała dowód, że Novikov nim jest, ale dziewczyna nigdy nie mogła być zbyt ostrożna. A to, czego się nauczyła, to to, że nie wolno okazywać strachu. Seryjni mordercy polowali na tych, których uważali za słabych. Może i nie była wilkiem, ale miała w sobie dość z ojca, żeby mieć kręgosłup. Jeśli ktoś by potem spytał Blayne czy ma pojęcie jak długo na siebie patrzyli, wiedziała, że nie miałaby pojęcia. Wydawało się to godzinami, ale logika mówiła, że to bardziej trzydzieści sekund albo coś koło tego. Dość długo, żeby jeden z członków drużyny Novikova pchnął go w ramię, by zjechał z lodu. Prawdopodobnie niezbyt dobry pomysł. Novikov chwycił nachalnego wilka za prawe ramię i cisnął nim przez całą długość lodowiska prosto w niechronioną bramkę przeciwnej drużyny. Nic nie zyskał w ten sposób, ale tłum to uwielbiał.3 Z otwartymi ustami, Blayne gapiła się na niego. To był członek jego drużyny. Nie przeciwnik. Gdzie lojalność? Nie wiedziała, ze sposobu, w jaki Novikov znów na nią spojrzał, ignorując radosnych, wrzeszczących kibiców, czy była tu jakaś miłość do fanów. Ta niemożliwie gniewna - okej, w porządku! I boska! - twarz patrzyła na nią przez całą tę krew. Mężczyzna mógł być młodym niedźwiedzio-kotem, gdy po raz pierwszy go spotkała te wszystkie lata temu, ale teraz był w pełni dorosłym drapieżnikiem. Nie tylko uderzył w pełny wzrost niedźwiedziego zmiennokształtnego, ale jego złoto-brązowa lwia grzywa urosła pod białymi włosami na czubku jego głowy, dwa kolory włosów mieszały się w jedwabistą masę spływającą tuż nad jego szerokie ramiona, dając mu wygląd „rock-and-roll plus punk”, który dobrze na nim wyglądał. I chociaż jego oczy mogły być niebieskie, kształt jego powiek i ostre kości policzkowe, pełna dolna warga i płasko zakończony nos, który słabo przypominał kocią mordkę ujawniały mongolskie pochodzenie. Blayne nigdy nie powiedziałaby tego głośno, ale musiała być część prawdy w twierdzeniu, że jego rodzinne Stado pochodziło od linii krwi lwich zmiennokształtnych datowanej od czasów Czyngis-Chana. Przodkowie Novikova biegli przed armiami Chana, niszcząc i jedząc wszystko na swojej drodze, pomagając barbarzyńskiemu przywódcy poszerzać terytoria aż koty się znudziły i odeszły. Oczywiście, rodzina Novikova od strony ojca też nie była napełniona ludźmi kochającym pokój. Nie. Pochodził od potężnych Syberyjskich Kozaków, którzy nadal prowadzili twarde miasta w pobliżu koła podbiegunowego. W końcu, po nieskończonym patrzeniu, Novikov odjechał od niej, rzucając ostatnie twarde spojrzenie i wrócił do drużyny. Gdy zniknął, Blayne opadła na siedzenie. 2 I jak go nie kichać ??  3 Szczerze – ja też…

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6664 - Dyszysz, skarbie. - Nie dyszę - odpowiedziała Gwen. - Próbuję nie oddychać ze strachem. Myślałam, że zedrze mi twarz. Gwen uniosła torbę z popcornem. - Nie wiem, dlaczego tak się go boisz. Teraz Blayne zagapiła się na najlepszą przyjaciółkę. - Rany, nie wiem. Może, dlatego, że to wygląda jakby chciał poderżnąć mi gardło i patrzeć jak powoli wypływa ze mnie życie, żeby mógł pieprzyć moje zwłoki bez rozpraszania krzykami i walką! Blayne wzdrygnęła się, i ignorując ramiona Gwen trzęsące się w histerycznym śmiechu, obróciła się i uśmiechnęła do sześcioosobowej rodziny siedzącej za nią. Najmłodsze miało około pięciu lat. - Przepraszam - wykrztusiła. - Przepraszam za to. Ojciec, szakal, rzucił jej szczeknięcie dezaprobaty. Blayne znów się obróciła. Ponownie musiała sobie przypominać, że tylko liga derby miała ograniczenie od dwudziestu jeden lat dla widzów. Wszystkie inne sporty, bez względu na poziom upuszczanej krwi, były przyjazne dla rodzin. Bo twój pięcioletni szczeniak powinien wiedzieć jak wypatroszyć geparda, który zabierze mu piłkę czy krążek. - Popcornu? - zapytała Gwen. Nie patrząc na przyjaciółkę, Blayne wbiła dłoń w torbę i wzięła garść. - Nienawidzę cię - przypomniała Gwen. - Wiem, skarbie. Wiem. *** Bo usiadł na ławce, druga linia wyjechała na lód. Zdjął rękawicę i sięgnął pod kask, żeby podrapać się pod porytymi potem włosami. Po tym jak skończył, znów założył rękawicę i przyglądał się grze. Była tu. Na tym stadionie. Siedząc na śmiesznie drogich siedzeniach z tą sama dziewczyną, z którą przyjaźniła się w liceum. Nie zmieniła się dużo od chwili, gdy zobaczył ją pierwszy raz, gdy przed nim uciekała. Krzycząc. Jej reakcja była lekkim ciosem dla jego ekstremalnie wrażliwego ego4 , ale nie dopuścił tego do siebie, bo był zbyt zajęty przyglądaniem się tym potężnym nogom pod mundurkiem katolickiej szkoły, gdy uciekała. Mrrrrr. Jednak nawet teraz tak na niego patrzyła, prawda? Jakby weszła między niedźwiedzicę grizzly a jej młode. Zabawne, większość kobiet tak na niego nie patrzyła. Ale znów większość drapieżniczek była bezpośrednia i rzadko się bały czegoś, czego chciały. Zawsze wiedział, że niektóre z nich bardziej interesowały jego pieniądze albo nadzieja na urodzenie następnej wielkiej gwiazdy hokeja. Niektóre miały nadzieję, że był czarujący i dowcipny, na jakiego wykreowały go przez lata media z wiadomości bez pokrycia. Uch… nie był. Czarujący i dowcipny, o to chodzi. Definitywnie był bezpośredni, lakoniczny i jak powiedziała mu jedna z byłych dziewczyn: „Myślałam, że jesteś nieśmiały, co jest urocze. Ale nie jesteś. Jesteś po prostu introwertykiem, który naprawdę nie lubi innych ludzkich istot!” A jego odpowiedź nie uczyniła jej ani trochę mniej nieszczęśliwą. „Taa, ale powiedziałem ci to na początku.” To prawda. Bo był całkiem za byciem bezpośrednim. Lubił bezpośredniość. Bezpośredniość przechodziła do sedna spraw w ciągu kilku sekund zamiast godzin pytań: „Wszystko w porządku?” Tylko po to, żeby otrzymać odpowiedź, „Świetnie.” Więcej niż jedna kobieta go zostawiła, bo brał ich „świetnie” dokładnie tak jak brzmiało, 4 Biedactwooooo

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6665 tylko po to, żeby się później dowiedzieć, że to kod na: „Jestem nieszczęśliwa i to wszystko twoja wina, ale powinieneś sam to wiedzieć!” Więc, po kilku latach tej nieustannej bzdury, był na swoim. To mu się podobało i miał całkowitą intencję utrzymania swojego statusu quo aż do śmierci. Wtedy zrobił to, co robił co kilka lat, gdy dostawał swędzenia, które mogło zostać podrapane tylko w jeden sposób. Zadzwonił do swojego agenta, Bernie’ego Lawmana - i choć o Klanie Lawman mówiono to, co byś powiedział o hienach pożerających swoje dzieci, byli świetnymi agentami - i powiedział to, co zawsze podczas tych telefonów przez lata: „Jestem znudzony.” W mniej niż trzy dni, Bernie wrócił do Bo z ofertami od niemal każdej głównej drużyny hokejowej w Amerykańskiej lidze, Rosyjskiej i ligach Azji. Jedyna drużyna, która odmawiała przedstawienia oferty to Alaskan Bears, a to ponieważ nie musieli nikomu nic oferować. Cała drużyna składała się z niedźwiedzi i dwóch lisów jako centra. Tylko przetrwanie meczu przeciwko nim liczyło się jako wygrana. Ale dla Bo to było za łatwe. Cała drużyna niedźwiedzi nie była wyzwaniem, chyba że stawało się przeciwko nim.5 A Bo potrzebował wyzwań, bo gdy się znudził, ruszał dalej. Każda oferta zwierała kilkumilionowe bonusy i dodatki o jakich gwiazdy sportu w pełni-ludzi mogły tylko marzyć. Własna farma fok wciąż była jego ulubioną i długo nad nią rozmyślał. Wszystkie oferty były świetne, ale zawęził je do Hawajskiej drużyny oraz nietkniętego terytorium na Antarktydzie poza sezonem, gdzie nie musiałby siedzieć bezczynnie rozpuszczając się przy hawajskiej pogodzie albo drużynie Utah z farmą fok. Gdy to rozważał, zadzwonił jego agent. - Nie mówiłeś, że chcesz jechać do Nowego Jorku, żeby wpaść do księgarni z używanymi książkami? - Taa. Pomyślałem, że zrobię to gdzieś w przyszłym tygodniu. A co? - Chcesz jechać za darmo? Pewnie. Czemu nie? Plus Bernie jechał zobaczyć się z rodziną z Nowego Jorku na cudzy koszt. Tym kimś innym okazał się Ulrich Van Holtz. Leciał prywatnym odrzutowcem, chociaż nic nie mogło przebić zabawy obserwowania przerażenia wpełni-ludzkiej obsługi lotów, gdy zobaczyli Bo zmierzającego w ich stronę z walizką, i spotkania na obiedzie z Van Holtzem w jednej z restauracji należących i prowadzonych przez jego rodzinę. Bo grał wcześniej przeciw Carnivores. Byli… w porządku. Definitywnie nie byli najgorsi, ale też nie brali nikogo szturmem. Van Holtz, który wspierał finansowo drużynę, był też bramkarzem. I oferta była, znów, w porządku, ale gdy Van Holtz wyszedł by sprawdzić posiłek, Bernie zrobił zeza i zamówił więcej chleba od mijającej ich kelnerki. Fakt, że nawet nie dyskutował na temat tego, co usłyszeli z Bo znaczył, że nie brał tej oferty poważnie. Będąc szczerym, Bo również. Ale jedzenie było zabójcze a Ulrich Van Holtz bardziej interesujący, niż Bo by pomyślał. Gdy obiad się kończył, Bo wyszedł do łazienki i przeszedł przez restaurację. Miejsce było duże i ekstremalnie pełne. Gdy zobaczył kolejkę przez łazienką, ruszył w poszukiwaniu innej. Znalazł ją, użył i wracał w górę schodów, gdy usłyszał jak ktoś śpiewa… okropnie. Ciekawy, w końcu był w połowie niedźwiedziem, Bo zajrzał za róg. Wtedy ją zobaczył i rozpoznał jako wilkopsa, który uciekł. Siedziała przy stoliku zakrytym papierami, notatnikami i z laptopem. Nosiła małe, białe słuchawki przyczepione do taniego MP3 playera i ciągle śpiewała. Ciągle okropnie. Pamiętał ją uderzającą w ton, który sprawił, że jego oczy zwilgotniały odrobinę, ale podobało mu się jak śpiewała z takim zapamiętaniem. Taką szczerą radością. Odkrył, że pociąga go ta sama rzecz, co wszystkie te lata wcześniej poza tymi 5 bo on jest masochistą – lubi wjeżdżać twarzą w kamienny mur

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6666 śmiesznie długimi nogami. Jej energia. Było w tym coś, co go przyciągało. Nie mógł tego wyjaśnić i nie czuł takiej potrzeby. Zamiast tego, wrócił do jadalni, usiadł przy stoliku i powiedział do Van Holtza: - Mamy układ. To było, poza wymaganym: „Witam. Miło cię poznać,” jedyne, co Bo powiedział przez cały posiłek. Oczywiście skamlenie rozpaczy Bernie’ego było lekko rozpraszające, ale Bo wiedział, że hiena się z tym pogodzi. Poza tym, podpisał umowę tylko na rok. Rok, żeby znaleźć „Nogi”, jego pseudonim dla niej, skoro nikt z Philly Furors nie chciał powiedzieć mu imienia wilkopsa ani gdzie ją znaleźć, a potem… cóż, tak naprawdę nie wiedział. Seks, oczywiście, był definitywnym: „muszę mieć”. Znów te nogi. Musiał zobaczyć jak te nogi będą wyglądać na jego ramionach. Czy od tego punktu coś się wydarzy, nie wiedział. Ale życie było pełne niespodzianek. Samą niespodzianką było zobaczenie jej w siedzeniach dla VIP-ów, wyglądającą zdecydowanie nie jak VIP w roboczych spodniach i butach, zużytej koszulce z napisem B&G HYDRAULIKA. Bo znów podrapał się po karku, tym razem nie zawracając sobie głowy zdejmowaniem rękawicy. Grzywa go irytowała. Przestał już ją obcinać, bo ciągle odrastała w mniej niż dwadzieścia cztery godziny. Jednak była tak gęsta i ciężka, ze sprawiała, że pragnął ogolić głowę. Nie miał pojęcia jak lwy z tym żyły. Poprawiając kask, Bo w końcu zrozumiał, że skupił na sobie uwagę bramkarza i kapitana drużyny, Van Holtza. - Co? - zapytał Bo, gdy wilk ciągle się na niego gapił. - Znasz Blayne? - Kogo? - Kobietę, na którą się gapiłeś? Och. Miała na imię Blayne. To ładne imię. Pasowało jej. - Znam wielu ludzi - odpowiedział ciekawskiemu fiutowi. - To nie odpowiedź na moje pytanie - Van Holtz wyraźnie lubił te kompletne, poprawnie gramatycznie zdania. To było jak rozmawianie z nauczycielką angielskiego Bo z dziesiątej klasy. - To prawda. To nie odpowiedź na twoje pytanie. Ramię uderzyło w jego prawy bok i Bo zmierzył się na spojrzenia z grizzlym obok siebie. Najlepszy kumpel Van Holtza, Lachlan MacRyrie nie był nawet w połowie złym obrońcą i zwykle schodził Bo z drogi. Doceniał to w graczu. Ale MacRyrie wysoko stawiał chronienie karła, nawet gdy to oznaczało stawanie przeciw Bo. - Odpowiedz mu - powiedział mu grizzly. - Nie czuję się na to. Dwa samce patrzyły na siebie, MacRyrie próbował swojego onieśmielania grizzly na Bo. Pewnie to działało na większość niedźwiedzi, ale grizzly zapomniał o grzywie. Grzywa mongolskiego lwa zapewniała, że nieważnie jak logiczne to było by dla Bo Novikova żeby zrezygnował z walki, jak każdy racjonalny drapieżnik, który nie jest pewny, że może wygrać, Bo nie zrezygnuje. Nie teraz, nigdy. Więc gdy obaj „opuścili rękawice” - hokejowy kod dla walki na pięści - i upadli na lód w środku gry, z pięściami i pazurami naruszającymi ważne tkanki twarzy… Bo, jak zawsze, winił za to grzywę. *** Blayne wzdrygnęła się, zastanawiając się co się stało, ze Lock MacRyrie - najmilszy ze wszystkich niedźwiedzi - wdał się w walkę na pieści z członkiem własnej drużyny.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6667 - Lock walczy - Blayne powiedziała do Gwen. - Tak, tak - odparła Gwen, machnąwszy ręką na walkę, która sprawiła, że cała drużyna Carnivore zerwała się z ławek próbując to powstrzymać. - Mniejsza z tym. Wróćmy do tego. Jak myślisz, dlaczego tu jest? - Nie wiem. - Blayne wskazała na lód. - Wiesz, Lock może zostać ranny. - Umie o siebie zadbać. Mógł wrócić ze względu na ciebie, skarbie. - Co ty jesteś? Na haju? - Widziałaś jak na ciebie patrzył? - Widziałam. Będę miała koszmary na tym punkcie aż będę stara i siwa… jeśli pozwoli mi żyć tak długo a nie zdecyduje się dodać mnie do liczby ciał pod podłogą w swojej piwnicy. - Nie ma dowodu, ze kiedykolwiek krytycznie zranił kogoś poza lodowiskiem. - Znajduję w tym tak mało pocieszenia. - Myślę, że powinnaś to rozważyć - naciskała Gwen. - A ja myślę, że sama powinnaś rozważyć fakt, że nadal nienawidzisz Tracey. I jedyny powód, dla którego naciskasz mnie z tym psychopatą, to przez nią. - No i co z tego, gdybyś się z nim umówiła jej na złość. Wiesz, jakby mnie to uszczęśliwiło. Blayne zrobiła zeza. Koty, one naprawdę nie zapominają urazy, prawda? - Zaskakująco, Gwendolyn, mam ważniejsze rzeczy do roboty, jak wsadzanie pędów bambusa pod paznokcie czy wiercenie dziur w swoich zębach. I jak możesz to ignorować? Warcząc odrobinę, Gwen obróciła się w przód i spojrzała na burdę przed sobą. - Tak, tak. Fascynujące. - Znów obróciła się na siedzeniu i zażądała: - Ale poważnie, totalnie powinnaś się z nim umówić.6 6 Kochająca partnerka, prawda :P

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6668 ROZDZIAŁ 2 Nie w nastroju żeby stać w kolejce do łazienki i potrzebując kilku minut dla siebie zanim ruszy do szatni, Blayne zeszła o kilka pięter do jednego z głównych poziomów treningowych: do cudownej i rzadko używanej łazienki w pobliżu szatni, których używały drużyny derby. Blayne była szczęśliwa, bo Carnivores wygrali przeciw innej drużynie wysokiego poziomu. W końcu zbliżali się do wyrobienia sobie renomy i finałów pierwszy raz od lat, i była zachwycona wszystkimi chłopakami. Nawet jeśli chodzi o Bo Novikova. Mężczyznę, który nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, że wygrali czy cokolwiek. Czy on w ogóle wiedział jak się uśmiechać? Był do tego fizycznie zdolny? To on zdobył zwycięskiego gola, jednak miał ten sam wyraz twarzy po wygranej jak gdy bramkarz z drugiej linii Carnivores przepuścił krążek. I rany, współczuła temu dzieciakowi. Wyglądał jakby był gotowy zsikać się w spodnie, gdy Novikov podjechał do niego na łyżwach, patrząc groźnie na biednego szakala jakby był chwilę od odgryzienia dzieciakowi twarzy i pożarcia jego młodych. I, jak słyszała o jego zachowaniu na lodzie, Novikov pojechał dzieciaka takim werbalnym atakiem, który nawet sierżanci w Marines uznaliby za szorstki. Nic dziwnego, że drużyny w których był go nienawidziły. Współczułaby Novikovowi, gdyby nie była przekonana, że jest seryjnym mordercą. Albo co najmniej jest ekstremalnie niegrzeczny. A tego nienawidziła. To było coś, co generalnie ją wkurzało. Nie bez powodu ojciec nazywał ją Panią Czarnej Etykiety Zachodniego Wybrzeża. Myjąc ręce w umywalce, Blayne zastanawiała się co w niej było takiego, że przyciągała socjopatów. Czarujących typów, którzy w końcu udowadniali, że zabiliby własne matki dla ich ubezpieczenia lub najlepszych przyjaciół, gdyby uznali, że ich to rozbawi. Doszło to do punktu, gdy przestała przyprowadzać mężczyzn do domu, żeby przedstawić ich ojcu, ponieważ zaczynał rozmowę od: „I co za zaburzenie osobowości masz za które ewentualnie będę musiał cie zabić?” To często prowadziło do jednej z ich kłótni, zajmującej ich póki Blayne nie zorientowała się że koleś wyszedł i więcej się nie pokazał. Oczywiście, wszyscy ci kolesie byli… jakie słowo było by właściwie poza czarujący? Słodcy? Kochający? Tak. Wszyscy tacy byli. Pozornie. Gdy przejrzała powierzchniową warstwę rzadko znajdywała coś więcej. Jakkolwiek Novikov zdawał się nie być niczym więcej niż ogromną masą morderczej hybrydy. Poza jego grzywą i widoczną potrzebą wygrywania bez względu na koszta, nie miał naturalnego lwiego uroku, który posiadali bracia Gwen, Mitch O’Neill Shaw i Brandon Shaw. Nie miał też słodkiego usposobienia i uroczej dziwaczności, które mieli Lock MacRyrie i jego tata, Brody MacRyrie. Jak u wszystkich hybryd, DNA Novikova pożyczyło cechy od obojga jego rodziców i tworzyło coś skrajnie różnego. Cóż, mniejsza z tym. To nie jej problem, ani jej sprawa. Novikov nic dla niej nie znaczył, a teraz pójdzie do szatni drużyny i pogratuluje wszystkim przyjaciołom i zignoruje gapiącą się hybrydę. Pewnie i tak miał własne mrowie kobiet, więc Blayne nie pozwoli sobie na poczucie winy za bycie niemiłą. Osuszyła ręce papierowym ręcznikiem i ruszyła do drzwi. Otwierając je, wyszła na korytarz i zobaczyła Bo Novikova i jego wieczne skrzywienie opierających się o ścianę naprzeciw łazienki, obróciła się i wróciła do środka, zamykając za sobą zamek w drzwiach. Nastąpiła długa cisza po drugiej stronie, a potem: - W końcu będziesz musiała stamtąd wyjść. Dobry Boże, powiedział to jakby stwierdzał fakt! Mogła sobie wyobrazić jak tym

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia6669 samym tonem mówi: „Wiesz, że w końcu będę musiał ci wyciąć wątrobę.” - Nie, nie muszę - powiedziała przez drzwi. - Przeprowadziłam badanie. Człowiek może przetrwać na samej wodzie przez dobre sześćdziesiąt dni. No i mam toaletę. W teorii, mam wszystko czego potrzebuję. - Blayne. Sapnęła, uciszając go. - Skąd wiesz jak mam na imię? Ile czasu już na mnie polujesz? Cóż, możesz wziąć swoją piwnicę śmierci i ciała wszystkich kobiet które zabiłeś przez lata i iść do diabła. Bo ten cel, który pewnie nazywasz „to” w swojej głowie, żeby uważać mnie za zaledwie obiekt, nie podda się bez walki! Dumna ze swojej mowy, Blayne czekała aż Novikov odejdzie. Zamiast tego usłyszała lekkie westchnienie, potem ciszę, ale nie kroki. Gdzie są te cholerne odchodzące kroki? Blayne czekała odrobinę dłużej, a nie mając absolutnie żadnej cierpliwości o jakiej można by mówić, powoli podkradła się do drzwi. Była od nich tylko kilka cali, gdy drzwi zostały wyrwane z zawiasów i odłożone na bok przez bydlę, które to zrobiło. Blayne wrzasnęła i potknęła się do tyłu gdy Novikov wszedł do łazienki. Patrząc na nią w dół, powiedział: - Teraz możemy porozmawiać. *** Znów patrzyła na niego w ten sposób. Tak jak patrzyła na niego gdy pierwszy raz się spotkali i gdy patrzył na nią przez zakrwawione szkło. Jej brązowe oczy rozszerzone, usta odrobinę otwarte. Jeden dobry warkot i był całkiem pewny, że albo desperacko pobiegnie wokół niego albo rzuci mu się do gardła. Oczywiście, jeśli myślała, że ma „piwnicę śmierci” nie był zbyt zaskoczony tym jak na niego patrzyła. Chociaż w końcu się odezwała, nie było to to, co oczekiwał że usłyszy. - Nie zapłacę za te drzwi. - Nie planowałem cię obciążać. Chciała się wydostać z łazienki. Mógł wiedzieć to po tym jak wzrokiem szukała drogi przez niego, ale upewnił się, że stoi w wejściu, żeby nie mogła się wydostać obok niego. Po kolejnej minucie, krzyknęła: - Nigdy nie dostaniesz mnie żywcem! Nie pozwolę ci się zabrać do drugiej lokacji! Bo wzruszył ramionami. - Okej. Z przerażonym sapnięciem cofnęła się o krok. - Zabijesz mnie tutaj? Powinno go to bawić? Dlaczego go to bawiło? - Właściwie wcale nie planowałem cię zabijać. Zmrużyła oczy. - Nie zabijesz mnie, nie obedrzesz ze skóry żeby nosić moją głowę jako kapelusz? Tak. Był rozbawiony. I nie. To nie było normalne. Zamiast odpowiedzieć na jej pytanie, zadał własne. - Chcesz żebym to zrobił? - Nie bardzo. - Więc czemu pytasz? - Bo według mojego ojca, wielu nauczycieli i kilku ludzi radzących jak radzić sobie z

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66610 gniewem, zdaje się, że brakuje mi tego małego aparatu, który sprawia że nie wypowiada się rzeczy, których lepiej nie wypowiadać. - Rozumiem. - Więc? - Więc co? Zrobiła krok do przodu. - Jesteś czy nie jesteś seryjnym mordercą. - Nie jestem. - Nigdy nikogo nie zabiłeś? - Na czy poza lodem? - Jej oczy znów się rozszerzyły i zaczął się kłócić. - To ważne pytanie. - Gdy dalej się na niego gapiła, z otwartymi ustami, przyznał: - Nigdy nie zamordowałem ani nie zabiłem nikogo, na czy poza lodem, samca czy samicy, zmiennokształtnego czy wpełni-człowieka. Stanęła na palcach patrząc na niego. Po chwili, powiedziała: - Bliżej. Pochylił się i spojrzała mu w oczy. Wytrzymał jej spojrzenie przez pełną minutę, nim dodała: - Nie kłamiesz. - Wiem. - Świetnie. - Chociaż foki i morsy się nie liczą, prawda? Potrzasnęła głową. - Nie będę osądzać - wymamrotała do siebie. - Nie będę osądzać. - Potem dodała: - W tej sytuacji wszystko co nie posiada kciuków się nie liczy. - Więc w porządku. - Świetnie - powtórzyła. Pewnie powinien czuć się obrażony że myślała, że jest jakimś zdegenerowanym seryjnym mordercą, ale to brzmiało jak coś na co nie był w nastroju. - Więc - kontynuowała. - Skoro doszliśmy do konkluzji, że nie szukasz nowego kapelusza ani nie chcesz dodać mnie do kolekcji w twoim lochu bólu i cierpienia… - Myślałem, że to była piwnica. - Więc czemu uwięziłeś mnie w łazience? - Pomyślałem, że może chciałabyś pójść na kawę albo coś. Zamrugała. - Chcesz wyjść… - Zmrużyła oczy. - Gwen cię na to namówiła, co? - Kto? - Co jest z tą jej obsesja na punkcie tej dziewczyny? To znaczy, poważnie dajcie spokój! Próbowanie zeswatania mnie z tobą, żeby wyrównać rachunki z Tracey Lembowski jest takie ekstremalne. Nie sądzisz? - Cóż… Pierwszy raz jej twarz złagodniała i nie wyglądała już na przerażoną. To była urocza zmiana. - Ale to naprawdę słodkie, że się zgodziłeś to rozegrać. Słyszałam, że w ogóle nie jesteś słodki. - Jestem słodki. Bardzo. - Hej, Novikov - wcięła się od tyłu hiena. - Mogę dostać autograf? - Ja tu rozmawiam! - ryknął Bo w mazgajowatą twarz mężczyzny. Nienawidził gdy ci idioci wcinali się w rozmowy nie zwracając uwagi na to, że to niegrzeczne. - Nie widzisz tego? Chichocząc w panice, hiena uciekła, na końcu korytarza napotykając swój klan, co

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66611 prowadziło do większej ilości hieniego chichotu. Irytujące. - Więc gdzie to byliśmy? - zapytał, obracając się do wilkopsa z nagle znów rozszerzonymi oczyma. - Uch… - Roześmiała się lekko i wymamrotała pod nosem: - Nie będę osądzać. - Potem zapytała: - Która godzina? Bo sprawdził. - Jedenasta trzydzieści dwa i czternaście sekund. - To bardzo precyzyjne. - Lubię precyzję - Wskazał na jej lewą rękę. - Masz zegarek. - Taa, mam. - Uśmiechnęła się. - Oczywiście, on wskazuje trzecią. Może to czas w Bangkoku albo coś. - Potrzebujesz jubilera, żeby to naprawić? Znam niedźwiedzia, który może… Machnęła ręką na ofertę. - Nie. Nie działa od tygodni. Poza tym to śmieć, więc nie ma sensu go naprawiać. Kupiłam go za czterdzieści dolców w Village. Przerażony, Bo zapytał: - Jeśli nie działa, po co go nosisz? - Jest śliczny! - Podeszłą bliżej i uniosła rękę, żeby mógł się lepiej przyjrzeć. - To Pra-Dah. - Roześmiała się. - Nie zegarek od Prady. Zegarek Pra-Dah. Klasa, co? Prawda, Bo widział w tym humor, ale wciąż… - Ale nie działa. Nie powinnaś mieć zegarka, który działa? - Obok zawsze jest ktoś z zegarkiem. Jak ty. Albo Ric. Albo Gwen. I to jest Nowy Jork. W zależności gdzie jesteś, zawsze możesz znaleźć zegarek gdzieś na jednym z budynków lub na billboardzie. Jak ktoś może tak żyć? To takie… chaotyczne! Szczerze, Bo uważał to za rodzaj piekła. - To nie jest dobry sposób, żeby znać godzinę. - Po co zadręczać się drobiazgami? - Czas nie jest drobiazgiem. - Nie, ale jest dość bliski. - Rozległ się delikatny tykający dźwięk i Blayne obróciła się w kółko, próbując dojść skąd dochodził dźwięk. - Twoje spodnie - powiedział jej Bo. - Och. - Wsadziła dłoń w jedna z wielu kieszeni jej bojówek i wyciągnęła małą komórkę. - Widzisz? - powiedziała wskazując jej przód. - To też ma zegarek. - Zagapiła się przez chwilę na telefon i potrząsnęła głową. - Jestem taką idiotką. Miałam to przez cały czas i mogłam zadzwonić po gliny, gdybyś się okazał seryjnym mordercą. Gdyby nie to, że zapomniałam o tej cholernej rzeczy. W teorii, mogłabym być teraz totalnie martwa. - Odbierzesz czy dalej będziesz wygłaszać naprawdę, naprawdę niepokojące oświadczenia? - Och. Racja. Odebrała, powiedziała: „Uch-och” i się rozłączyła. - Muszę iść. Gwen, Ric i Lock czekają na mnie na zewnątrz. Ruszyła ku niemu i automatycznie się cofnął. Nie mógł tego wyjaśnić, ale czuła jakby gdyby się nie ruszył, znalazłaby sposób żeby przejść przez niego. - Cóż, do zobaczenia - dodała, ruszając korytarzem. - Czekaj... - W końcu zawołał gdy doszedł do siebie po usłyszeniu o jej całkowitym braku zrozumienia dla ważności trzymania się czasu. Obróciła się ku niemu ale dalej szła tyłem. - Co z wyjściem na kawę? Parsknęła.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66612 - Boże, nie. - Z tym, znów się obróciła i odeszła. Boże, nie? Czy ona właśnie do mnie powiedziała „Boże, nie”? Normalnie założyłby najgorsze z takim oświadczeniem, ale z nią nie mógł być niczego pewien. Ale upewnił się co do tego, gdy wilkopies nagle zatrzymał się na środku korytarza i obrócił, przyznając: - Bo nie cierpię kawy! - Roześmiała się. - Zdałam sobie sprawę, że nie skończyłam myśli. Mam tak czasami. Sorry. W każdym razie, nienawidzę smaku kawy i kofeina nie jest przyjacielem wilkopsa. - Posłała mu uśmiech tak jasny, że niemal wypaliło mu oczy, mrugnęła i odeszła. Zostawiając Bo kompletnie zdezorientowanego, jakby obrażonego, jakby dziwnie podnieconego, bo wyglądała tak szokująco uroczo w tych za dużych bojówkach. Za podniecenie winił grzywę. Totalnie winił grzywę!

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66613 ROZDZIAŁ 3 - Więc zobaczmy czy to rozumiem - powiedziała Sami, małymi palcami uderzając o podbródek. - Wszystko co wiesz w tym punkcie to to, że ma na imię Blayne i myślała… - Nie myślała. Była przekonana. - Przekonana. Była przekonana, że jesteś seryjnym mordercą? - Tak. Sander usiadł przy stoliku, jego talerz był pełen bekonu, szynki i jajek. Bo nie miał pojęcia gdzie para znalazła całe jedzenie. Wiedział, że tego nie ugotowali i gdy szedł do łóżka ostatniej nocy, nie było ich nawet w stanie. Ale gdy dziś rano obudził się w swoim umeblowanym apartamencie na Central Park Avenue z basenem olimpijskiego rozmiaru, który miał zapewniony przez kontrakt z Carnivores, czekało na niego pełne śniadanie. Pewnie powinien się dowiedzieć skąd pochodzi jedzenie, w razie gdyby pokazali się gliniarze. To zawsze było takie niezręczne. Sander wskazał na niego widelcem. - Chcesz powiedzieć, że oddałeś farmę fok dla wilkopsa, który myśli, że jesteś seryjnym mordercą? - Wtedy tego nie wiedziałem. Sami westchnęła. - To właśnie się dzieje gdy nie rozmawiasz z nami przed podjęciem ważnych decyzji. - Rozmawiam o czym? - O tym, którą ofertę przyjąć. My - wskazała między sobą a Sanderem. - Jesteśmy najważniejsi w twoim życiu. - Jesteście? - Bo to tak jakby było dołujące. - Tak. I wiesz dlaczego? - Skąd mam wiedzieć, jeśli nie wiedziałem, że jesteście? - Bo jesteśmy twoimi lisami. Cała nasza trójka jest połączona. Na zawsze. - Ale nigdy was nie ma w pobliżu. - Bo jesteśmy młodzi - przypomniała mu. - Podróżujemy po świecie, próbując się odnaleźć. Ale gdy będziemy starsi, gotowi mieć kilka młodych, wrócimy. A ty musisz być zdolny o nas zadbać. To twoje zdanie. - Które farma fok mocno by wspomogła - dodał Sander z ustami pełnymi szynki i jajka. - Pamiętacie, że jestem niedźwiedziem polarnym tylko w połowie, prawda? Lwia część nie miałaby problemu z odgryzieniem wam głów. Sami sięgnęła przez stół i pogładziła dłoń Bo. - Ale to właśnie polarną połowę oboje kochamy. *** Blayne odebrała swój bekon i uderzyła w ramię Mitcha Shawa. To był jej comiesięczny brunch z Gromadą dzikich psów i lew wprosił się, jak to zwykle robią lwy, a teraz kradł jej jedzenie! Niegrzecznie! - Au! - zaskomlał wielki kot. - Przestań zabierać mi jedzenie albo zacznę ci odgryzać rzeczy. - Chytra. - Chciwy. - Tutaj, kocie. - Sabina z Gromady Kuznetsov postawiła przed nim talerz z bekonem. - Zabije całą świnie, żebyś mógł nakarmić tę wielką głowę.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66614 - Wiem, że gdzieś w tym jest obelga, ale tak seksownie to brzmi z rosyjskim akcentem, że to zignoruję. - Mitch zabrał cały talerz bekonu. Blayne potrzasnęła głową. - Jak możesz tak jeść? Ludzie głodują a ty się zapychasz. - Buu-huu. Serce mi krwawi. Biedni, głodujący ludzie. Wiedziała, że Mitch mówił tak tylko po to, żeby ją zdenerwować, ale to co ją przerażało to to, że zawsze się na to łapała. Klepnęła go w głowę, ignorując jego wybuch śmiechu. - Nie, żebyśmy nie kochali twojej obecności na naszym niedzielnym brunchu, Mitch - powiedziała Jess Ward-Smith ze swojego miejsca na szczycie długiego stołu w jadalni Gromady Kuznetsov pełnej dorosłych, gdy wszystkie młode bawiły się w ogródku albo w swoich pokojach. - Ale ciekawa jestem dlaczego tu jesteś? - Ważne wilcze interesy Watahy przywiodły mnie tu z moją ukochaną damą i jej kuzynką, Dee. - Dee jest tutaj? - powiedziała Blayne z prawdziwą ekscytacja i podskoczyła, tylko po to, żeby Mitch szarpnął ją w dół. - Nie - nakazał jej. - Ale chcę się tylko przywitać. - Znów podskoczyła i znów szarpnął ją w dół. - Nie. - Daj spokój. Proooooszę, pozwól mi się przywitać z Dee-Ann! W tym punkcie, Mitch praktycznie zwinął się na krześle, tak mocno się śmiał, ale i tak trzymał ją mocno. - I cokolwiek robisz z Dee-Ann - skończ z tym. Bo na tę chwilę, myślę, że jest już płytki grób noszący twoje imię. - Psujesz zabawę - nadąsała się Blayne. Potem strzeliła palcami, jej skupienie przeniosło się na coś całkiem innego. Sięgnęła do plecaka, który oparła przy nodze krzesła. - Patrzcie jaką książkę znalazłam… - Przerwała natychmiast gdy cały stół jęknął. - Co? - Blayne - powiedziała Jess. - Nie możesz mi ciągle kupować książek o ciąży. - To nie dla ciebie. To dla mnie. Mitch pochylił się i powąchał jej kark. - Nie jesteś w ciąży. Spojrzała na niego groźnie. - Tak, jestem tego świadoma. - Poniższe terytorium starej Blayne ostatnio niespokojne? Blayne uderzyła książką w wielka lwia głowę Mitcha. - Tylko pytam! Przewertowała książkę. - To książka o tym, co robić gdy przyjaciółka przechodzi przez ciążę. Jest cały dział o tym co robić na porodówce. Mitch zabrał jej książkę z ręki palcami pokrytymi tłuszczem z bekonu. - A po co ci te informacje? Blayne sięgnęła po swoją własność, ale Mitch uniósł rękę w górę i przytrzymał ją z dala używając przedramienia. - Może będę mogła pomóc na porodówce gdy nadejdzie czas i chcę być na to przygotowana. - W przypadku gdyby wilkopies Ward-Smith był równie szalony co reszta i próbował wygryźć sobie drogę nie tą stroną co trzeba? Wiem! Może będziesz ją mogła rozproszyć zabawką do gryzienia!

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66615 Blayne zwinęła dłoń w pieść, gotowa uderzyć Mitcha O’Neilla Shawa w orzeszki, gdy ktoś wyrwał mu książkę z ręki. - Hej, och… - Mitch się obrócił. - Cześć, Smitty. Smitty położył rękę na ramieniu Mitcha i uścisnął, Blayne wzdrygnęła się na widok bólu, który zobaczyła na twarzy lwa. Cóż, bólu i uderzenia w jego przerośnięte ego. - Co powiedziałeś o wilkopsach i mojej niedługo-z-nami córeczce, Mitchell? Liczę, że nie słyszałem cię dobrze. - Nic - wycedził Mitch przez zaciśnięte zęby. - Tak myślałem. - Smitty odsunął rękę i grzecznie podał książkę Blayne, zanim pocałował ją w czoło. - Witaj, skarbie. - Witaj, Smitty. I dziękuję. - Blayne parsknęła szyderczo na Mitcha a ten się odwdzięczył. Siostra Smitty’ego, Sissy Mea, chwyciła wciąż na wpół pełny talerz bekonu i opadła na krzesło obok Mitcha. Oparła znoszone kowbojskie buty na stole, tuż obok ręki Mitcha. - To mój bekon - powiedział jej lew. - Musisz nauczyć się dzielić, Mitchellu Shaw. - Sissy uśmiechnęła się do Blayne. - Dzień dobry, skarbie. - Cześć, Sissy. - Blayne się rozejrzała. - Gdzie Dee-Ann? Myślałam, ze była z tobą. - Och, cóż… Blayne, nie! Ale Blayne już biegła do frontowych drzwi. Otworzyła je i szybko rozejrzała się po ulicy w śródmieściu aż zobaczyła wilczycę w połowie drogi w górę bloku. Uśmiechając się szeroko, Blayne wrzasnęła: - Dee! Hej, Dee! Gdzie idziesz? Nie idź! - Wilczyca stanęła, jej ramiona się napięły. Blayne wstrzymała oddech, ale to na nic. Dee ruszyła przed siebie. - Dee! Czekaj! Dee! Ann! Dee-Annnnnnnnnnnnn! Wróć! Dee-Ann nie wróciła i Blayne zamknęła frontowe drzwi i wróciła do jadalni do pozostałości po jej śniadaniu. Gdy usiadła, każdy przy stole patrzył na nią, podniosła szklankę ze świeżo wyciśniętym sokiem i wzięła łyk. - Zgaduję, że mnie nie usłyszała. Mitch potrząsnął głową. - To jak patrzenie jak ktoś jedzie prosto na betonową ścianę i nic nie możesz zrobić żeby go powstrzymać. - Nie wiem co masz na myśli. - Zapomnij o tym - powiedziała Sissy, pochylając się odrobinę i uśmiechając szeroko. - Widzieliśmy się wczoraj na kolacji z Lockiem i Gwen - dodała do Blayne. - To jak mieć przy stole górę - poskarżył się Mitch o grizzly Gwen. - I rusza się niemal tak samo szybko. - I... - kontynuowała Sissy, ignorując swojego partnera. - Co słyszę o tobie i potężnie boskim Bo „Maruderze” Novikovie? Dość źle było, że Blayne wypluła swój sok pomarańczowy z zaskoczenia, ale gdy połowa dzikich psów, wilk i lew też to zrobili, nie wiedziała co myśleć. *** Bo skończywszy setne okrążenie, odpoczywał z ramionami opartymi na krawędzi basenu. Była niedziela, więc był to jego wolny dzień jak widniało w jego harmonogramie. Cztery godziny ćwiczeń na basenie to nic, w porównaniu z jego zwykłymi dziesięcioma do piętnastu godzinami codziennych ćwiczeń. Relaksując się na leżaku i nosząc mikroskopijne białe bikini z jej białymi włosami sięgającymi ramion, związanymi w kucyk, Sami przeglądała japoński Vogue. Sander spał na

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66616 brzuchu na drugim leżaku. Nie chrapał, ale się ślinił. Co nie było ładne. - Jak długo zostajecie tym razem? Sami opuściła gazetę na podłogę. Była w Stanach tylko kilka dni, ale Bo już mógł powiedzieć, że była znudzona, gotowa znów podróżować. Lisy łatwo się nudziły i Bo już przywykł do tego, że jego przyjaciele ciągle pojawiają się i znikają. Jeśli byłby naprawdę zdesperowany, zawsze mógł ich wyśledzić przez ich rodziców. Ale będąc szczerym, nigdy nie był tak zdesperowany. Cieszył się, gdy jego przyjaciele byli w pobliżu, ale nie myślał o nich dużo gdy ich nie było. - Nie wiem - powiedziała. - Jeszcze nie postanowiliśmy. Tajwan może być zabawny. - Sięgnęła po kolejną gazetę. - Wiesz, zatrzymaliśmy się w domu zanim tu przyjechaliśmy. Dużo ludzi o ciebie pyta. - Dużo ludzi o mnie pyta? Czy dużo ludzi pyta o Pyłka? - Przezwisko którym kompletnie gardził. - Czy to ważne? - Właśnie jakby odpowiedziałaś. Sami obróciła się na bok, twarzą do niego. - Co z twoim wujem? - Nie rozmawiałem z nim, ale nigdy nie dał znać że czuje potrzebę mnie zobaczyć. - Zawsze zaczynasz mówić jak prawnik gdy wspominam twoja rodzinę. Jak zwykle Sami sprawiła, że brzmiało to jakby miał wielką rodzinę w Ursus County w Maine, a nie tylko wuja, który był chętny go wziąć gdy jego rodzice zginęli. Nikt inny go nie chciał. Stado jego matki nie miało pożytku z męskiej hybrydy a drugi brat jego ojca nie miał pożytku z Bo. Więc wujek Bo, Grigori, zostawił Korpus Marine i zabrał Bo do Maine, gdzie był w większości ignorowany przez mieszkańców. Ignorowali go, tak, dopóki nie odkryli, że był dobry w hokeja. Hokej był wszystkim w Ursus County. Chociaż na początku nie było to łatwe. Bo był uważany za „małego” jak na niedźwiedzia, a gra w hokeja przeciw drużynom złożonym z niedźwiedzi, nawet w lidze juniorów i pomniejszej lidze nie była dla słabych sercem czy ciałem. Jednak Bo wiele się nauczył przez te lata, grając przeciw większym, pełnokrwistym niedźwiedziom, którzy uważali że jest mały i bezużyteczny. A to czego się nauczył to jak być wrednym. Znał swoją reputację jako gracza i, jakby go ktoś pytał, w całości na nią zapracował. Były tylko dwie zasady gdy był na lodzie. Krążek należał do niego i jeśli spróbujesz mu go zabrać, Bo Novikov zrobi wszystko co konieczne, żeby go odzyskać. Intensywność jego ataku zależała od tego za jak dużą groźbę uważał gracza. Im większa groźba, tym gorsze uszkodzenia. Gdy miał zaledwie sześć stóp i cal wzrostu i grał przeciw niedźwiedziom przynajmniej stopę wyższym, to miało sens a zniszczenia były łagodzone przez jego braki we wzroście. Gdy Bo dorósł do ostatecznego wzrostu, nie zmienił sposobu gry. Jedyną różnicą było to, że miał rozmiar i siłę by zwiększyć zniszczenia dwudziestokrotnie. Nawet gorzej… Bo to nie obchodziło. Wygrywanie było jego celem. Zawsze było, zawsze będzie. Pieniądze, kontrakty, kobiety, to wszystko, to tylko skutki wygrywania, ale to samo wygrywanie sprawiało, że Bo codziennie lądował na lodowisku. To wygrywanie sprawiało, że zrobi wszystko by odzyskać krążek, który zabierze mu jakiś facet. Zabawne, nie był tak drapieżny gdy polował na kolację, ani tak terytorialny o cokolwiek innego w życiu. - Potrzebujecie pieniędzy na podróż? - zapytał Sami, nie chcąc dyskutować o wuju czy mieście, które dawno zostawił za sobą. - Nie. Została nam gotówka z ostatniej roboty. Ostatnia „robota” Sami to najpewniej jej i Sandera ostatnia kradzież. W końcu byli

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66617 lisami i lubili kraść. Sami była arktycznym lisem ze starej eskimoskiej linii. Sander był alaskańskim lisem, a jego ludzie pochodzili od Kodiaka. Bo nie był zdolny się ich pozbyć: kiedy przeprowadził się do Ursus County, para przyczepiła się do niego pierwszego dnia w szkole. Nie ważne gdzie prowadziła go kariera, w którymś punkcie Bo spojrzałby w górę na widownię i zobaczył Sami i Sandera obserwujących go, albo wróciłby po treningu żeby znaleźć ich rozłożonych na jego meblach i jedzących jego jedzenie. To było coś, co po prostu nauczył się akceptować i jak długo po sobie sprzątali i kontrolowali swoje bałaganiarskie skłonności, cieszył się, gdy byli w pobliżu. - Cóż, daj znać jeśli będziecie czegoś potrzebować. - Jesteś takim dobrym polarem - drażniła Sami. - Tak się cieszę, że uczyniliśmy cię swoim. - Jakbym miał wybór. - Tak bardzo nie miałeś! - roześmiała się. *** - Widzisz to? - zażądał odpowiedzi Mitch, unosząc grzywę, więc Blayne była zmuszona spojrzeć na jego potężnych rozmiarów kark. - Na co patrzę? - Próbowałem zdobyć autograf Novikova na meczu w Filadelfii i musiałem go zaskoczyć bo ukrywałem się za drzwiami aż minął… - Czemu ukrywałeś się za… - … i wgniótł mnie w ścianę tak mocno, że krwawiłem i nie mogłem stać przez godzinę. Ciągle mam bliznę! - Stary, stary, to nic. - Phil, mąż Sabiny, odciągnął kołnierz koszuli z długimi rękawami, pokazując słabo widoczne zadrapania na piersi. - Oberwałem na meczu, gdy grał przeciw Jersey Stompers trzy lata temu. Tłum rzucał napoje, chipsy i popcorn na niego po tym jak zniszczył drużynę z Jersey. Wychyliłem się i krzyknąłem: „Novikov! Jesteś do bani!”. I ciął mnie tymi ośmiocalowymi pazurami hybrydy! - Phil odchylił się na krześle, wyglądając na odrobinę zbyt zadowolonego. - I totalnie przetrwałem. Przerażona, Blayne powiedziała: - O czym wy bredzicie? Poniewieranie fanami nie jest właściwym zachowaniem. - Blayne wskazała na Phila. - I jeśli go nie lubisz, dlaczego jesteś taki podekscytowany tym, że cię fizycznie zaatakował? - Kto powiedział, że go nie lubię? - Powiedziałeś, że krzyknąłeś że jest do bani. - Bo jestem jego najtwardszym fanem. - Phil uniósł ręce jakby jakimś sposobem było to najbardziej oczywiste w wszechświecie. - Co jest lepsze niż bycie najbardziej lojalnym czy coś. Prawda, Mitch? - Absolutnie. Zdegustowana, Blayne sie odezwała: - Ten mężczyzna jest totalnym dupkiem. Walczy z członkami własnej drużyny. Podczas gry! Kto robi coś takiego? - Nie obchodzi mnie czy zatłucze na śmierć cała drużynę - powiedział Mitch, powodując u Blayne nawet większy niesmak, niż myślała, że jest to możliwe. - Jak długo będzie wygrywał dla drużyn którym kibicuję. - Znowu chodzi ci o Dallas, co? - Nigdy nie powinien był dołączyć do tej drużyny! To była całkowita zdrada. Blayne spojrzała w dół stołu na Jess, robiąc zeza, bo, tak, przeżyła już wcześniej tę śmieszna kłótnie Filadelfijskich Zmiennokształtnych.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66618 - Hej! - Mitch się pochylił. - Skoro znasz faceta, może mi załatwisz podpisanie bluzy. - Nie znam faceta i nic ci nie załatwię. - To jakbyś mnie w ogóle nie kochała. - Nie kocham. - Dobra. Jak chcesz. Ale ciągle możesz mi zdobyć bluzę. - Dwie - dodał Phil. - Dwie podpisane bluzy. - Żadnemu z was nic nie załatwię. - Czemu nie, do diabła? - Ponieważ Bo Novikov reprezentuje wszystko co jest niewłaściwe w sportach zmiennokształtnych. - Zaczęła wyliczać na placach. - Żadnego ducha drużyny. Żadnego mentorowania rekrutom czy młodym graczom. - Jesteś taka naiwna! - krzyknął Mitch w zwykłym dla siebie dramatycznym stylu. - Wysokie morale nie uczyni cię mistrzem. I - dodał. - Przez takie zachowanie Gwenie pewnie przeniesie cię do drugiej linii drużyny podczas mistrzostw przeciw Texas Longfangs, żeby mogła włączyć Pussies Galore z Jamaica Me Howlers. Jej ręce opadły na kolana i zapytała: - Co? Mitch, najprawdopodobniej nagle rozumiejąc jak cicho zrobiło się przy stole, rozejrzał się zanim znów skupił się na Blayne. - Gwen, umm, wspominała ci o tym, prawda? Phil oparł się na krześle. - Zgaduję, że nie. Blayne odsunęła krzesło i wstała, Mitch chwycił jej rękę. - Czekaj! Pewnie się mylę. Jestem pewny… - To nie to, że podjęłaby taka decyzję - warknęła, wyrywając rękę. - Chodzi o to, że rozmawiała o tym najpierw z tobą. - Podniosła plecak i odwróciła się żeby wyjść, zakładając go na ramiona. I, tak, wiedziała że w trakcie uderzyła Mitcha, posyłając go na środek stołu. Szkoda, że nie mogła się zmusić, żeby ją to obchodziło! Ignorując dzikie psy wołające, żeby wróciła do stołu, podeszła do frontowych drzwi i je otworzyła. Grizzly po drugiej stronie gwałtownie się cofnął. - Och, hej, Blayne. - Lock MacRyrie uśmiechnął się do niej. - Przyniosłem Sabinie jej cholerną skrzynię z szufladami, żebym nie musiał więcej słuchać jak o nią pyta. - Gwen jest z tobą? Uśmiech Locka zbladł gdy wskazał za siebie. - Taa. Jest… Blayne przeszła obok niedźwiedzia i zeszła po frontowych schodach do pickupa, który był ciągle na chodzie, a którego Lock używał żeby dostarczać ręcznie robione meble. Zapukała w okno i Gwen, uśmiechając się szeroko, otworzyła je. - Hej, dziewczyno! Nie wiedziałam, że dziś tu będziesz. - Brunch dzikich psów. - Ty i twoja obsesja z jedzeniem śniadania. - Gwen oparła rękę na oknie. - Więc, co słychać? - Więc Pussies Galore jako twoja blokerka, co? Złote oczy Gwen się rozszerzyły, spojrzenie miała zdumione. - Blayne, zaczekaj. To po prostu… - Nie. Nie. Nie musisz wyjaśniać. Ona rządzi. Widziałam jak gra. - Blayne… - Longfangs są naprawdę twarde. Twardsze ode mnie, najwyraźniej. Więc rozumiem. - Blayne, nie zastępujemy cię, ale to mistrzostwa, skarbie. Potrzebujemy odrobiny

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66619 ostrości. - Ostrości, której nie mam. - Jesteś cholernie zbyt miła - stwierdziła Gwen bezpośrednio. - Ciągle przepraszasz inne drużyny i powstrzymujesz się, bo nie chcesz nikogo zranić. Więc tak - powiedziała, wkurzając się. - Widać nie masz ostrości jakiej potrzebujemy. Blayne cofnęła się o krok od ciężarówki. Wiedziała, że nie powinna nic mówić w tej chwili, bo zacznie to co jej tata nazywał: „Całe to przeklęte paplanie.” - Blayne, zaczekaj. Gwen otworzyła drzwi, ale Blayne odeszła. Musiała dojść do tego co teraz zrobi. Może i była „miłą” - coś na co odmawiała patrzenia jak na przekleństwo - ale to nie znaczyło, że była słaba. I nigdy nie odda czegoś na co tak ciężko pracowała. Nie. Musi być sposób, żeby im wszystkim udowodnić, że się mylą. Udowodnić, że nie była rezydującą „cheerleaderką” Babes. Tytuł, który do tej pory kochała. Taa. Jeszcze im wszystkim pokaże.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66620 ROZDZIAŁ 4 Bo spojrzał na zegarek. Ósma rano. Czas na kierat. Zszedł z lodu, machając do kilku pozostałych facetów, którzy znali go z imienia i ruszył do szatni. Zmienił strój hokejowy na dresy i tenisówki. Zamykając wszystko, znów sprawdził zegarek, wybiegł z szatni i w dół o kilka pięter. Bo otworzył drzwi, pomachał do kilku facetów, którzy znali go z imienia i ruszył do wielkiej sali gimnastycznej do której każdy gracz, bez znaczenia na sport czy główną, czy pomniejszą ligę, miał dostęp. Nie śpieszył się skoro była to rozgrzewka, ale właśnie miał przyśpieszyć i wbiec na salę gimnastyczną, gdy sfrustrowany jęk i siąknięcie zwróciły jego uwagę. Tak jak zapach. Obrócił się i pobiegł w tył, przez otwarte przejście. Był zaskoczony, że było otwarte. Centrum miało kilka pomniejszych stadionów dla ligi juniorów, które nie wymagały miejsca dla tylu tłumów co ligi profesjonalistów. Ten stadion stał się domeną drużyn derby Tri-State, które stały się całkiem popularne i miejsce to było rzadko otwarte tak wcześnie, skoro ich gry zwykle odbywały się wieczorami lub w weekendy. Bo się zatrzymał i patrzył jak Blayne wstała z toru. Poprawiła kask, bo zasłaniał jej oczy i znów westchnęła z frustracją. Potem otarła policzki tyłem ręki i zrozumiał, ze płakała. Wow, albo upadła naprawdę mocno albo potrzebowała się odrobinę uodpornić. Był pewien, że ma zamiar zrezygnować, ale nagle napięła ramiona, kucnęła, dłonie zwijając w pięści, ręce zginając w łokciach i po chwili, znów wystrzeliła do przodu. Była szybka. Naprawdę szybka. Radziła też sobie dobrze, dopóki tak jakby nie… poślizgnęła się. Nie miał pojęcia co zrobiła, ale upadła mocno, przelatując przez głowę w mieszance długich nóg, rąk i rolek. Bo się skrzywił, zastanawiając się czy będzie ją musiał zabrać do punktu medycznego. Zrobił krok do przodu i wtedy nagle skoczyła na nogi. Jej ramię wyglądało na lekko wybite dopóki nie chwyciła go przeciwną ręką, zacisnęła zęby i szarpnęła je na miejsce. Trzask kości odbił się echem w pustym pomieszczeniu i Bo znów się skrzywił. Przybliżył się i utrzymując swój głos zwykłym i spokojny, zapytał: - Wszystko w porządku? Blayne obróciła się, zdumiona nawet mimo tego, że próbował jej nie zaskoczyć. Ale kiedy go rozpoznała, Blayne przeszyła go spojrzeniem tak pogardliwym, że był pewien, że ciągle myśli, że jest seryjnym mordercą. - Ty - syknęła na niego. - To twoja wina! Zszokowany, Bo spytał: - Co ja zrobiłem? - Jesteś dupkiem! - Nawet mnie nie znasz. - Na lodzie. Jesteś dupkiem na lodzie. I teraz wszyscy chcą być dupkami! To jest teraz oczekiwane! - Podjechała bliżej. - I ponieważ nie jestem dupkiem, cierpię! Twoja wina! Nie przyzwyczajony, żeby ludzie oskarżali go o coś tak głupiego, Bo powiedział: - Okej. - Obrócił się i wyszedł. Był w połowie drogi do sali gimnastycznej gdy znów się obrócił i wrócił na tor derby. Blayne opierała ramiona na barierce a na nich spoczywała jej głowa gdy znów wszedł. Stanęła prosto gdy go zobaczyła. - Co? - zapytała gdy stanął przed nią. - Wiesz, zamiast stać tutaj, płakać i obwiniać mnie, może powinnaś zrobić coś, żeby naprawić swój problem. Nie mam pojęcia jaki masz problem, ale jestem całkiem pewny, że to nie moja wina. - To twoja wina. Przez twoje dziwaczne pomysły o sportowym zachowaniu każdy musi stać się dupkiem albo jest uważany za słabe ogniwo w drużynie. Musi zostać zastąpiony

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66621 bo nikt nie sądzi, że może poradzić sobie z Texas Longfangs. Musi zostać zastąpiony bo może raz, albo szesnaście razy powiedział przepraszam gdy przez przypadek kogoś skrzywdził podczas surowej gry. - Złożyła ramiona na piersi. - Czy kiedykolwiek powiedziałeś przepraszam do kogoś kogo przypadkiem zraniłeś podczas surowej gry? - Nie. Oczywiście, nigdy nie skrzywdziłem nikogo przypadkiem podczas gry. Mogłem, jakkolwiek, celowo zranić kogoś podczas… co to było? Surowej gry? - I to ci nie przeszkadza? - Nie. Westchnęła, całe jej ciało jakby zwiędło. - Jestem załatwiona. - Ale - dodał. - Nie musisz być dupkiem, żeby być zwycięzcą. Ja jestem dupkiem na lodzie, bo taki właśnie tam jestem. Znam innych, naprawdę dobrych graczy, którzy byli miłymi facetami. - Jak kto? - Jak Miły Facet Malone. Był ekstremalnie miły. I gdy pierwszy raz przeciw niemu grałem, wepchnął mnie w trybuny dając mi wstrząs mózgu i rany, które wymagały czterdziestu dwóch szwów, jeśli dobrze pamiętam, przeprosił. - Co powiedział? - „Sorry, dzieciaku.” Ale najważniejsze… naprawdę miał to na myśli. - Okej. - Chociaż zgaduję, że bycie miłą nie jest twoim problemem. - Ale Gwen powiedziała… - Może się wydawać, że to twój problem, ale to nie problem. - Dobra. Więc co jest moim problemem? Bo wskazał na tor. - Dlaczego upadłaś? - Za którym razem? Skrzywił się na to pytanie. - Tak często upadasz, że potrzebujesz wyjaśnienia? - Czasami. A czasami jestem rzucona, przewrócona, uderzona, przerzucona, masakrowana… - Okej - uciął, wyczuwając, że może kontynuować. - Pięć minut temu zanim zaczęliśmy tę rozmowę, upadłaś. Dlaczego? - Nie wiem. - Potknęłaś się? Straciłaś równowagę? - Powiedziałam, nie… - Nie denerwuj się. Odpowiedz na pytanie. Spojrzała na tor. - Jechałam, wszystko było w porządku, a potem… - A potem - nalegał, gdy zamilkła. - A potem zaczęłam myśleć o tym jak niesprawiedliwe jest to wszystko i jak nikt nie daje mi szansy, a potem zrozumiałam, że jestem niesprawiedliwa i muszę przestać się nad sobą użalać, a potem zrozumiałam, że jestem głodna i muszę coś zjeść przed pracą, a potem zrozumiałam, że ciągle muszę iść do pracy, wiem, że będę musiała zobaczyć się z Gwen i będzie chciała porozmawiać i gdy Gwen chce porozmawiać, jest to forma tortury bo z nią nie ma subtelności, wiesz co mam na myśli, ona wszystko rzuca w twarz jak mój tata, a potem pomyślałam: „Och, świetnie, będę musiała powiedzieć panu Mówiłem Ci Że Nigdy Nie Będziesz Dobra W Derby, że zastąpi mnie Howler”, pełna wilczyca i wiedziałam, że ta rozmowa… - Przestań! - Bo zasłonił dłońmi uszy i zagapił się na nią. - Dobry Boże, kobieto.

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66622 Wciśnij hamulce w tym pociągu jakim są twoje usta. Jakie żałosne. Dostaje „wsparcie” i używa tego terminu luźno, od najbardziej dupowatego ze wszystkich profesjonalnych sportowców. To jakby Matka Teresa pytała Stalina o radę, jak znieść najtrudniejszych trędowatych. A teraz każe jej się zamknąć. Jakby nie słyszała tego dość przez lata. Jedyną osobą, która nigdy nie kazała się jej zamknąć była jej matka. Blayne mogła mówić przez godziny, non stop, a jej matka nie powiedziała słowa skargi. Oczywiście, impreza się kończyła gdy Nieznośny Stary Wilk wracał do domu, ale terapia mogła coś na to poradzić. Novikov opuścił ręce i westchnął dramatycznie. - Nie sądziłem, że to będzie takie proste, ale wiem czym jest twój problem. Myślisz za dużo. - Mogę powiedzieć z całą szczerością - powiedziała płasko. - Jesteś chyba jedyną osobą, która kiedykolwiek mi to powiedziała. Przynajmniej bez nuty sarkazmu. - Wiesz o czym myślę gdy jestem na lodzie? - Coś jakby: „Czy pójdę do piekła za to, co właśnie zrobiłem twarzy tego faceta?” - Nie. To nigdy nie przechodzi mi przez myśl. - Szokujące. - Opierając dłonie na biodrach, zapytała. - Więc co myślisz, gdy jesteś na lodzie? - Mój krążek. Blayne czekała na więcej. Czekała pełne dwie minuty na więcej, ale Bo nie powiedział nic więcej i przez pełne dwie minuty patrzyli na siebie, aż nie mogła dłużej znieść ciszy. - Tyle? - Tyle. - „Mój krążek”? Nie myślisz o niczym innym? Jak strategia albo co robią członkowie twojej drużyny albo czasie na zegarze albo… - Jestem tego świadomy, ale myślę „mój krążek.” - Jak… krótko. - Działa. Miał rację. Novikov przywiódł niemal każdą drużynę w jakiej grał do mistrzostwa, był w lidze zbieraczem punktów i był uważany za jednego z najlepszych graczy wszechczasów. Jak bardzo Blayne nienawidziła jego braku fair play, nie mogła zignorować faktu, że mężczyzna był zwycięzcą. Czymś czym Blayne chciała być, tylko do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Gdy patrzyła w górę na mierzącego siedem stóp i cal, ważącego niemal czterysta funtów potomka Czyngis Chana, nagle przyszło jej do głowy, że jedyna osoba, która może jej pomóc stać się zwycięzcą, stoi tuż przed nią. Wtedy, pierwszy raz od niedzielnego brunchu, Blayne się uśmiechnęła. Dlaczego ona się tak do niego uśmiecha? To nie był jej zwykły duży, słodki uśmiech. Który w sekrecie nazywał jej „psim uśmiechem”. Nie, tu wychodził z niej wilk i kotu w nim nie podobało się to ani trochę. - Co? - Nic. - Podjechała bliżej. - Więc, trenujesz codziennie? - Oczywiście. Ty nie? - Nie bardzo. - Powinnaś. - Okej. - Okrążyła go. - Jesteś tu każdego ranka? - Poza niedzielami. - Zgaduję, że wcześnie zaczynasz, co?

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66623 - Taa. - Jak… co? Piąta trzydzieści? Czy szósta? - Szósta. - Zaczynasz na lodowisku czy na sali gimnastycznej? - Lodowisku. W ten sposób mogę… - Bo zmrużył oczy. - Chwila. Zatrzymała się przed nim i jej uśmiech stał się fałszywy i mylący. - Nie w tym życiu. - Odwrócił się od niej, ale szybko wjechała przed niego, udowadniając, że była tak szybka jak na torze. - Nie słyszałeś mojej oferty. Cofnął się o krok. - Zaoferujesz mi seks, co? Skrzywiła się. - Nie. Nie zaoferuję. Ale nie jestem pewna czy podoba mi się wyraźny niesmak na twojej twarzy. - Oparła ręce na biodrach. - Chcesz powiedzieć, że nie uprawiałbyś ze mną seksu? Bo to ty chciałeś się ze mną umówić. I nie doceniam… - Pociąg. Hamulce. Parsknęła na niego. Jak byk. - Jeśli chcesz zaoferować seks - kontynuował. - Po prostu sądzę, że to powinna być kwestia życia i śmierci. Albo pieniędzy. - Pomyślał przez chwilę, skinął. - Taa. Kwestia życia i śmierci lub pieniędzy. Ale hobby lasek? To trochę poniżej ciebie, nie sądzisz? - Hobby lasek? - opluła go. Bo otarł podbródek. - A jakbyś to nazwała? - Sport! Ważny sport! - Och, daj spokój. - Świetnie. Kolejny facet, który boi się kobiet w sportach. - Nie boję się kobiet w sportach. Chwila. Kłamię. - A-ha! - Niedźwiedzice Kodiaka w drużynie hokejowej… Boję się ich. Są wredne. Gniew przeszedł jej tak szybko jak się pojawił. Teraz zdawała się zafascynowana. - Są kobiety w lidze hokejowej? - Taa. Tylko… czasem trudno powiedzieć. - Nie miałam pojęcia. - Liga hokejowa jest koedukacyjna. I jeśli zobaczysz jak grają kobiety, zrozumiesz dlaczego. Uderzyła go w ramie. - Au. - Szanujesz niedźwiedzice w lidze hokejowej… - I wilczyce. - …ale nie szanujesz derby? Roześmiał się i bam! Jej gniew wrócił. - Co jest takie cholernie zabawne? - To jak porównywanie królowej Bodaicei do Pam Anderson. - Nie zmyślaj słów i nie myśl, że mnie rozproszysz. - Nie zmyślam… - Słuchaj, chodzi o to, że potrzebuję twojej pomocy. Potrzebuję ostrości. Za miesiąc gramy w Narodowych Mistrzostwach, ale gramy przeciwko Texas Longfangs. A plotka głosi, że ich trening polega na zabijaniu bydła gołymi rękoma. Musisz mi pomóc. - Nie wiem nic o derby. Właściwie, nawet nie szanuje derby jako sportu. Więc jak mogę ci pomóc?

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66624 - Nazwisko ostatniego faceta, który wepchnął cię w trybuny? Bo nie mógł nic poradzić na złośliwy uśmiech. - Miły Facet Malone. - Właśnie. - Roześmiała się lekko. - Widzisz? Musisz mi pokazać jak być mniej dobrą, moralną, kochającą Blayne a bardziej złym, sadystycznym dupkiem Maruderem. Decydując nie widzieć tego oświadczenia jako obelgi, zamiast tego argumentował: - Ale naprawdę nie mam czasu ci pomóc. - Wskazał zegarek. - Mam harmonogram. - Nie możesz przeznaczyć mi… godziny, parę razy w tygodniu? - Nie. Nie, nie mogę. - Mówisz poważnie? - Taa. - Znów wskazał zegarek. - Harmonogram. - Racja. Harmonogram, który może zostać zmieniony, żeby zrobić właściwą rzecz. Tak? - Nie. Nie, nie, nie. Nie można zmieniać harmonogramu. Jaki sens ma harmonogram, jeśli zmieniasz go cały czas? - Ale harmonogramy powinny być elastyczne. - Nie. Nie elastyczne. - Co za szaleństwa ona wymyśla? - Harmonogramy nie mogę być elastyczne. Elastyczność prowadzi do nieporządku. Nieporządek do niechlujstwa. Niechlujstwo do klęski. A klęska jest innym słowem dla porażki. Blayne odsunęła się od niego. - Ty naprawdę nie żartujesz… prawda? - Naprawdę nie jestem typem żartownisia, ale jeśli chodzi o harmonogramy i czas… nie żartuję. - Oooo-kej. Umm… - Ściągnęła kask i podrapała się po głowie. - Jak… - Jak co? - Cóż, ciągle słyszę o tobie na ostatnim otwarciu klubu tylko dla zmiennokształtnych… - Nie chodzę do klubów. - Albo umówieniu się z kolejną supermodelką… - Supermodelki mają problemy z czasem, z którym nie jest mi wygodnie. - Albo o podróżach w egzotyczne miejsca? - Tylko gdy jest tam mecz. Jak Światowe Mistrzostwa Tahiti. Ale Boże, jest gorąco poza lodowiskiem. Tak nieszczęśnie, nieszczęśnie gorąco. - Ale nie rozumiem. To znaczy… jak ty… kiedy ty…? Jej oczy się rozszerzyły i zasłoniła usta dłońmi. - Jesteś prawiczkiem? - wyszeptała. - Co? Nie! - Ale kiedy znajdujesz czas z tym swoim sztywnym harmonogramem? To znaczy więźniowie w Rikers mają więcej wolności! - Radzę sobie po prostu świetnie. Miałem dziewczyny. - Trwałe? Bo wzruszył ramionami. - W większości były to kotowate więc… nie. - Taa. Większość kotowatych, które znam nie wstaje celowo o brzasku. - Jestem tego świadomy, wiesz, teraz. - Muszę ci coś powiedzieć - powiedziała, zakładając ponownie kask. - Fascynujesz mnie. I teraz rozumiem, że nie tylko ja cię potrzebuję, ale ty potrzebujesz mnie. - Znów dyskutujemy o seksie? - Nie. - Przysunęła się. - Oczyśćmy powietrze. Już nie mam chłopaków. - Och. - Bo uniósł brew. - Więc teraz jesteś z jedną z Babes?

Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle Tłumaczenie: Mikka Beta: agusia66625 - Nie. Ty Wizygocie. - Znasz Wizygotę, ale nie znasz Bodaicei? - Znów wymyślasz słowa. W każdym razie, już nie mam chłopaków. - Dlaczego? - Mój ostatni, tragicznie, był odrobinę socjopatą. Gdy pojechaliśmy na weekendową wycieczkę do Atlantic City i powiedział, że funduje ją jego matka, myślałam że ona wie, że za to płaci. Nie, że oskubał jej konto oszczędnościowe. - Och. - Taa. Nic tak nie rujnuje romantycznego weekendu z chłopkiem, niż gliny aresztujące was oboje. Więc nigdy więcej chłopaków. - Więc celibat? - Taa, próbowałam, ale to nie działa. Więc teraz mam dżentelmenów na telefon. A z nimi mam uzgodnienia. - Jaka jest różnica między chłopakiem a dżentelmenem na telefon? - Jest różnica. - Jaka? - Różnica. Nie osądzaj. - Nie osądzam. Po prostu nie widzę logiki. Wskazała na niego placem. - Chcesz mojej pomocy czy nie? - Chwila. To ty potrzebujesz mojej pomocy. - Jak powiedziałam, musimy sobie pomóc nawzajem. - Nie bardzo. - Nie, naprawdę. Potrzebujesz życia towarzyskiego. - Nie. Nie potrzebuję. - Potrzebujesz. Masz prawie trzydzieści lat. Jeszcze kilka lat a będziesz facetem po załamaniu, samotnym, zgorzkniałym, niekochanym; jakaś dziwka z Vegas poślubi cię dla twoich pieniędzy i ewentualnie zabije we śnie. Tego chcesz? - Nie, kiedy tak to przedstawiasz. - Oczywiście, że nie chcesz. Po to tu jestem. Żeby zapewnić, że nie spędzisz życia w nieszczęściu i rozpaczy. Ty jesteś tu by zapewnić, że rozbujam tegoroczne mistrzostwa. Stary, to zwycięska sytuacja dla obu stron. - Nie nazywaj mnie starym. Czy naprawdę tak ciężko jest rozbujać derby? - Jeśli o to chodzi… - Twoje szorty nie są dość krótkie? Potrzebujesz stanika z push-upem? - Ja ci tu próbuje pomóc. - Ciągle nie jestem pewien czy potrzebuje twojej pomocy. - Och, potrzebujesz. - Przyłożyła rękę do piersi. - A ponieważ jestem miłą, dającą osobą, to właśnie zrobię. Pomogę ci. - Jak? - Pracuję nad tym. Ale póki nie wymyślę, możemy popracować nade mną. Bo spojrzał na zegarek, wzdrygając się gdy zrozumiał, że już stracił dwadzieścia osiem minut siedząc tu i mówiąc do niej. - Blayne, naprawdę nie mam na to czasu. - Daj spokój. Godzina z rana? Jedna godzina? Przecież to nie będzie trwało wiecznie. Tylko do mistrzostw. Bo przejrzał w głowie harmonogram. Położyła obie ręce na jego przedramieniu i spojrzała na niego. - Proszę? Chryste, jak mógł odmówić tej twarzy, kompletnej z dużymi, szczenięcymi oczyma?